VI. Struktura społeczna i anomia
1
Jeszcze do niedawna, szczególnie za w przeszło ci, teorie psychologiczne i socjologiczne wadliwe
działanie struktur społecznych ch tnie przypisywały niedostatkom społecznej kontroli nad pot nymi
pop dami biologicznymi człowieka. Zakładany przez tak doktryn obraz stosunków mi dzy jednostk
a społecze stwem jest równie klarowny, co w tpliwy. Mamy oto najpierw ludzkie pop dy biologiczne
zmierzaj ce ku pełnej ekspresji, a dalej — porz dek społeczny, który w swej istocie stanowi urz dzenie
słu ce do kierowania pop dami, do społecznego przetwarzania napi , zmuszaj ce — u ywaj c słów
Freuda — do „wyrzeczenia si zaspokojenia zmysłów”. Uznaje si tym samym, i nonkonformizm
wobec wymogów struktury społecznej zakorzeniony jest w naturze pierwotnej
2
. Biologicznie
zakorzenione pop dy co jaki czas przełamuj kontrol społeczn . Wynika st d, e konformizm jest
rezultatem utylitarnej kalkulacji lub bezmy lnego uwarunkowania.
Wraz z post pem, jaki si ostatnio dokonał w naukach społecznych, owe koncepcje uległy zasadniczej
modyfikacji. Po pierwsze, nie wydaje si ju tak oczywiste, i człowiek przeciwstawia si społecze stwu
w nieustaj cej wojnie mi dzy pop dem biologicznym a społecznym ograniczeniem. Wizerunek
człowieka jako nieokiełznanego kł bka pop dów zaczyna bardziej przypomina karykatur ni portret.
Po drugie, analiza zachowa odbiegaj cych od przepisanych wzorców w coraz wi kszym stopniu
uwzgl dnia perspektyw socjologiczn . Jakakolwiek bowiem byłaby rola pop dów biologicznych,
pozostanie otwarte pytanie, dlaczego w ró nych strukturach społecznych zachowania dewiacyjne
wyst puj z odmienn cz sto ci , przybieraj inne formy oraz przebiegaj wedle odmiennych sche-
matów. Musimy si jeszcze wiele nauczy o procesach, dzi ki którym struktury społeczne wytwarzaj
warunki, w jakich pogwałcenie kodeksu społecznego stanowi „normaln ” — to znaczy oczekiwan —
reakcj
3
. Rozdział niniejszy jest prób wyja nienia tego problemu.
Ma on na celu prezentacj systematycznego podej cia do analizy społecznych i kulturowych ródeł
zachowa dewiacyjnych. Chcemy si przede wszystkim przekona , w jaki sposób pewne struktury
społeczne wywieraj wyra n presj na niektóre jednostki w społecze stwie, skłaniaj c je do podj cia
zachowa raczej nonkonformistycznych ni zgodnych z przyj tymi wzorcami post powania. Je li si nam
uda zlokalizowa grupy szczególnie podatne na owe naciski — mo emy oczekiwa , e napotkamy
w nich stosunkowo wysok cz stotliwo zachowa dewiacyjnych, nie dlatego, e członkowie tych grup
cechuj si okre lonymi skłonno ciami biologicznymi, lecz dlatego, i reaguj oni normalnie na sytuacj
społeczn , w której si znajduj . Nasza perspektywa jest socjologiczna. Badamy ró nice w cz sto ciach
zachowa dewiacyjnych, a nie rozmiary ich wyst powania
4
. Je eli nasze poszukiwania zostan
uwie czone powodzeniem, to pewne formy zachowa dewiacyjnych oka si równie normalne, jak
zachowania konformistyczne, i wypadnie zakwestionowa uto samianie dewiacji z psychologiczn
1
Opublikowane po raz pierwszy w 1938 r., wersja poszerzona i poprawiona została opublikowana w The Family: Its Function
and Destiny, R. N. Anshen (ed.), New York 1949
2
Patrz np.: Z. Freud Kultura jako ródło cierpie , w: Człowiek, religia, kultura, tłum. J. Prokopiuk, Warszawa 1967, passim,
a zwłaszcza s. 270, 283, 292; E. Jones Social Aspects of Psychoanalysis, London 1924, s. 28. O ile koncepcja Freuda jest
odmian doktryny „grzechu pierworodnego", o tyle interpretacja proponowana w tym rozdziale stanowi doktryn „grzechu
o proweniencji społecznej".
3
„Normalnej" w znaczeniu psychologicznie oczekiwanej, je li nic zgoła uznanej kulturowo reakcji na okre lone warunki
społeczne. W stwierdzeniu tym nie neguje si oczywi cie roli biologicznych oraz osobowo ciowych ró nic wpływaj cych na
rozmiary wyst powania zachowa dewiacyjnych. Tyle tylko, e nie to zagadnienie jest tu obecnie rozpatrywane. W tym
samym znaczeniu, jak rozumiem, J. S. Plant (patrz Personality and the Cultural Pattern, New York 1937, s. 248) mówi
o „normalnej reakcji normalnych ludzi na nienormalne sytuacje".
4
Przyj te tu stanowisko wnikliwie omówił E. Sapir (patrz Why cultural anthropology needs the psychiatrist, „Psychiatry"
1938, 1, s. 7 - 12): „[...] problemy nauk społecznych ró ni si od problematyki zachowa indywidualnych nie
w rodzaju, lecz w stopniu szczegółowo ci. Ka de twierdzenie o zachowaniu, w którym nacisk poło ony jest — explicite
lub implicite — na praktyczne, cało ciowe do wiadczenia okre lonych osobowo ci albo typów osobowo ci, nale y do
psychologii czy te psychiatrii, a nie do nauk społecznych. Wszystkie twierdzenia o zachowaniu, w których si nie
próbuje opisa dokładnie zachowania danej jednostki lub jednostek ani oczekiwanych zachowa fizycznie i psychicznie
okre lonego typu jednostkowego, lecz si abstrahuje od takowych celem wyra nego wydobycia na jaw pewnych
oczekiwa wzgl dem tych aspektów indywidualnego zachowania, które wspólne s ró nym ludziom jako wzorzec
mi dzyosobowy albo «społeczny», stanowi dane — jakkolwiek surowo wyra on e — z dziedziny nauk społecznych".
Wybrałem tutaj drug perspektyw ; chocia b d miał sposobno wspomina o postawach, warto ciach i funkcji, czynił
to b d z punktu widzenia sposobu, w jaki struktura społeczna sprzyja lub pow ci ga ich wyst powanie w okre lonych
rodzajach sytuacji.
anormalno ci .
Wzory celów kulturowych i norm instytucjonalnych
Spo ród wielu elementów struktury społecznej i kulturowej, dwa maj tu dla nas znaczenie
bezpo rednie. Cho w konkretnych sytuacjach wyst puj one ł cznie, dla celów analizy mo na je od
siebie oddzieli . Element pierwszy składa si z kulturowo zdefiniowanych zamierze i zainteresowa
wytyczonych jako usankcjonowane cele dla wszystkich lub dla ró nie umiejscowionych członków
społecze stwa. Cele s mniej lub bardziej zintegrowane - stopie integracji jest zagadnieniem
empirycznym – i z grubsza uporz dkowane w jak hierarchi warto ci. Cele dominuj ce stanowi układ
odniesienia aspiracji, z ró nym nat eniem anga uj c emocje i znaczenie. S to rzeczy „warte zabiegów”.
S one podstawowym, cho nie wył cznym składnikiem tego, co Linton nazwał „wzorami ycia gru-
powego”. I chocia niektóre — nie wszystkie — cele kulturowe bezpo rednio si wi
z biologicznymi
pop dami człowieka, nic s przez nic zdeterminowane.
Drugi element struktury kulturowej okre la, reguluje i kontroluje przyj te sposoby zd ania do owych
celów. Ka da grupa społeczna nieodmiennie kojarzy swe cele kulturowe z zakorzenionymi w obyczajach
b d instytucjach przepisami, wyznaczaj cymi dozwolone sposoby zmierzania do tych celów. Takie
regulatywne wzorce nie musz by to same z normami okre laj cymi form albo skuteczno działania.
Wiele sposobów, które z punktu widzenia poszczególnych jednostek byłyby najbardziej skuteczne dla
osi gni cia po danych warto ci — stosowanie pomocy, oszustwo, siła — jest wył czonych
z instytucjonalnego obszaru dozwolonych zachowa . Niedozwolone metody obejmuj czasami takie,
jakie byłyby przydatne dla samej grupy — na przykład eksperymenty medyczne czy socjologiczna
analiza „ wi tych” norm — jako e kryterium przyzwolenia stanowi nie praktyczna skuteczno , lecz
naładowane warto ciami emocje (podtrzymywane przez wi kszo członków grupy lub przez tych,
którzy mog lansowa owe przekonania przy ł cznym u yciu władzy i propagandy). We wszystkich
wypadkach
dobór
rodków
wiod cych
do
celów
kulturowych
ograniczony
jest
przez
zinstytucjonalizowane normy.
Socjologowie powiadaj cz sto, e te urz dzenia kontrolne tkwi „w obyczajach” albo oddziałuj za
pomoc instytucji społecznych. Takie eliptyczne stwierdzenia s oczywi cie prawdziwe, zaciemniaj
jednak fakt, i kulturowo znormalizowane praktyki nie s jednolite. Podlegaj szerokiej gamie kontroli.
Mog stanowi wzory zachowa jednoznacznie nakazanych, preferowanych; pozostawionych własnemu
wyborowi lub zakazanych. Owe warianty — z grubsza okre lane jako przepisanie, uprzywilejowanie,
przyzwolenie i zakaz — musz by naturalnie wzi te pod uwag przy ustalaniu funkcjonowania spo-
łecznych czynników kontroluj cych.
Co wi cej, twierdzenie, i cele kulturowe i zinstytucjonalizowane normy w kształtowaniu zachowa
dominuj cych działaj ł cznie, nie oznacza, i pozostaj w ci głym wzajemnym zwi zku. Kulturowy
nacisk na pewne cele zmienia si niezale nie od stopnia nacisku kładzionego na zinstytucjonalizowane
rodki. Mo e w ten sposób powsta bardzo silny nacisk na warto okre lonych celów przy stosunkowo
niewielkim zainteresowaniu zaleconymi instytucjonalnie rodkami do nich wiod cymi. Kra cowy
przypadek tego typu wyst puje wtedy, kiedy rozpi to rodków alternatywnych okre lana jest przez
normy proceduralne, a nie instytucjonalne. W takim hipotetycznym biegunowym przypadku wszelkie
sposoby rokuj ce osi gni cie wa nego ponad wszystko celu byłyby dozwolone. Jest to jeden rodzaj
kultury le zintegrowanej. Drugi typ biegunowy wyst puje w grupach, w których działania pocz tkowo
uznawane za instrumentalne przekształcaj si w zachowania samowystarczalne, pozbawione dalszej
celowo ci. Pocz tkowe zamierzenia ulegaj zapomnieniu, a staranne przestrzeganie przepisanych
instytucjonalnie poczyna staje si rytuałem
5
. Konformizm jako taki staje si podstawow warto ci .
Kosztem elastyczno ci — równowaga społeczna jest na jaki czas zapewniona. Poniewa skala ró nych
zachowa dozwolonych przez kultur jest mocno ograniczona, pozostaje niewiele miejsca na przysto-
sowanie do warunków nowych. Powstaje społecze stwo zwi zane tradycj , „ wi te”, nacechowane
neofobi . Pomi dzy tymi typami kra cowo ci lokuj si społecze stwa utrzymuj ce jak tak
5
Rytualizm ten mo e si wi za z mitologi , która tak racjonalizuje owe praktyki, i si wydaje, e zachowuj one status
rodków; bez wzgl du na mitologi — nacisk pada jednak na sztywny, zrytualizowany konformizm. Pełny rytualizm pojawia
si zatem wtedy, kiedy racjonalizacje takie nie s ju nawet przywoływane.
równowag mi dzy naciskami na cele kulturowe i zinstytucjonalizowane zachowania; stanowi one
zintegrowane i stosunkowo stabilne, aczkolwiek zmieniaj ce si społecze stwa.
Faktyczna równowaga pomi dzy tymi dwoma stanami struktury społecznej utrzymywana jest tak
długo, jak długo jednostki poddane obu ograniczeniom kulturowym osi gaj zadowolenie, to znaczy
satysfakcj płyn c z realizowania celów oraz wynikaj c bezpo rednio z instytucjonalnie ulokowanych
sposobów d enia do nich. Liczy si tutaj produkt i proces, rezultat i działanie. Je li porz dek
współzawodnictwa ma by utrzymany — trwałe zadowolenie musi zatem wynika zarówno z samego
udziału w tym porz dku, jak i z faktu prze cigania własnych rywali. Kiedy zainteresowanie przesuwa si
wył cznie na wynik współzawodnictwa, ci nieustannie ponosz cy pora ki mog — co oczywi cie jest
zrozumiałe — podj starania o zmian reguł gry. Po wi cenia, które czasami — a nie nieodmiennie, jak
zakładał Freud — poci gaj za sob konformizm, musz by kompensowane uznawanymi społecznie
nagrodami. Podział statusów społecznych na drodze współzawodnictwa musi by tak zorganizowany, by
dla ka dej pozycji wewn trz porz dku rozdzielczego istniały pozytywne bod ce do wykonywania
zobowi za nakazanych statusem. W innym wypadku, jak poka emy niebawem, pojawiaj si
zachowania aberracyjne. W istocie — nasza podstawowa hipoteza brzmi, i , z socjologicznego punktu
widzenia, zachowania aberracyjne wolno uzna za symptom rozziewu pomi dzy przepisanymi kulturowo
aspiracjami a społecznie ustrukturowanymi mo liwo ciami ich realizacji.
Spo ród typów społecze stw powstałych wskutek niezale nego od siebie działania celów kulturowych
i zinstytucjonalizowanych rodków zajmiemy si przede wszystkim pierwszym — społecze stwem,
w którym istnieje wyj tkowo silny nacisk na praktyki instytucjonalne. Stwierdzenie to nale y rozwin ,
aby nie zostało le zrozumiane. Normy kieruj ce zachowaniem istniej w ka dym społecze stwie.
Społecze stwa ró ni si jednak mi dzy sob co do stopnia, w jakim czynniki kontroluj ce, takie jak
zwyczaje grupowe, obyczaje i instytucje s rzeczywi cie zintegrowane z celami umieszczonymi
w hierarchii warto ci na wysokich pozycjach. Mo e istnie tego rodzaju kultura, e skłania jednostki do
zogniskowania ich emocjonalnych przekona na zespole kulturowo uznanych celów, przy znacznie
słabszym poparciu uczuciowym dla zaleconych sposobów ich osi gania. Przy takich zró nicowanych
naciskach na cele i rodki instytucjonalne — te ostatnie mog zosta tak wypaczone przez podkre lanie
celów, i zachowania wielu ludzi b d ograniczane wył cznie wzgl dami praktycznej sprawno ci.
W takiej sytuacji jedyne istotne pytanie brzmi: która z dost pnych metod daje najbardziej po dane
wyniki w postaci osi gni cia uznawanej kulturowo warto ci
6
. W miejsce post powania przepisanego
instytucjonalnie, metoda praktycznie najskuteczniejsza, dozwolona kulturowo lub nic, poczyna by
wtedy wybierana najcz ciej. W miar , jak si ów proces pogł bia, społecze stwo staje si niestabilne
i pojawia si to, co Durkheim nazwał „anomi ” (lub brakiem norm)
7
.
Przebieg procesu prowadz cego do anomii mo na z łatwo ci wy ledzi w wielu powszednich, ale
pouczaj cych, cho by mo e trywialnych zdarzeniach. I tak, we współzawodnictwie sportowym, kiedy
cel zwyci stwa zostaje pozbawiony swych instytucjonalnych ozdóbek, a sukces interpretowany jest
raczej jako „wygranie gry” ni „zwyci stwo wedle reguł gry”, nagrod zyskuje po rednio stosowanie
metod niedozwolonych, lecz praktycznie skutecznych. Gwiazda piłkarskiej dru yny przeciwników
zostaje ukradkiem pobita; za pa nik unieszkodliwia swego rywala za pomoc pomysłowych, ale
zakazanych sposobów; wychowankowie uniwersytetu potajemnie opłacaj „studentów”, których „talenty
ograniczaj si do dziedziny sportu. Nacisk na cel tak bardzo osłabił satysfakcj płyn c z samego
udziału we współzawodnictwie, e zadowolenia dostarcza jedynie pomy lny wynik. W ten sam sposób
6
Doceni mo na w tym wzgl dzie celowo parafrazy tytułu znanej ksi ki R. Tawneya [The Acquisilive Society (Zachłanne
społecze stwo) — przyp. tłum.] dokonanej przez E. Mayo (Human Problems of an Industrial Civilization, New York 1933,
s. 153): „W rzeczywisto ci problem nie polega na chorobie zachłannego społecze stwa — to problem zachłanno ci
społecze stwa chorego". Mayo rozwa a proces, w którym bogactwo staje si podstawowym symbolem społecznych
osi gni
i traktuje je jako wyj cie ze stanu anomii. Ja ze swej strony skupiam uwag na społecznych rezultatach
silnego nacisku na sukces finansowy jako cel w społecze stwie, które nie dostosowało swej struktury do konsekwencji
owego nacisku. Pełna analiza wymagałaby jednoczesnego rozpatrzenia obu tych procesów.
7
Wskrzeszenie przez Durkheima terminu ,,anomia", który — o ile wiem — pojawił si po raz pierwszy w tym samym mniej
wi cej znaczeniu w ko cu szesnastego wieku, mo e si sta przedmiotem analizy dla badacza zainteresowanego historyczn
filiacj idei. Podobnie jak wyra enie „klimat opinii", które zyskało popularno w wiecie akademickim i politycznym dzi ki
A. N. Whiteheadowi w trzy wieki po tym, jak ukute zostało przez J. Glanvilla słowo „anomia", odk d ponownie wprowadził
je Durkheim, weszło ostatnio do potocznego u ycia. Sk d ten rezonans we współczesnym społecze stwie? Znakomity model
analizy niezb dnej do udzielenia odpowiedzi na pytania tego rodzaju znajdzie czytelnik w artykule L. Spitzera «Milieu» and
«Ambiance»: an essay in historical semantics, „Philosophy and Phenomenological Research" 1942, 3, s. 1 - 42, 169 - 218.
napi cie wywołane ch ci zwyci stwa w partii pokera usuwane jest przez rozdanie samemu sobie
czterech asów lub — kiedy kult sukcesu rozkwita ju naprawd — przez odpowiednie przetasowanie kart
w układanym pasjansie. Uczucie lekkiego speszenia w tym ostatnim wypadku i ukradkowo przest pstw
publicznych wskazuj jasno, e instytucjonalne reguły gry znane s tym, którzy ich unikaj . Kulturowa
(i indywidualna) przesada w nacisku na cel sukcesu skłania ludzi do wycofania emocjonalnego poparcia
dla przepisów
8
.
Proces ten nie ogranicza si , rzecz jasna, do dziedziny współzawodnictwa sportowego — ono
dostarczyło nam tutaj po prostu mikroskopowych obrazów społecznego makrokosmosu. Proces
wyniesienia
celu
ponad
wszystko
inne
powoduje
dosłown
demoralizacj ,
to
znaczy
deinstytucjonalizacj rodków, wyst puje w wielu
9
grupach, w których te dwa składniki struktury
społecznej nie s ci le zintegrowane.
Współczesna kultura ameryka ska wydaje si zbli ona do typu biegunowego, w którym istnieje silny
nacisk na pewne cele sukcesu, bez odpowiedniego podkre lania rodków instytucjonalnych. Twierdzenie,
i nagromadzone bogactwo jest jedynym symbolem powodzenia, byłoby oczywi cie równie fantastyczne,
jak negowanie faktu, i Amerykanie przypisuj mu wysokie miejsce na swej skali warto ci. Pieni dze
zostały w du ej mierze u wi cone jako warto sama w sobie, poza i ponad wydatkowaniem ich na
artykuły konsumpcyjne czy u yciem do wzmocnienia władzy. „Pieni dz” jest szczególnie dobrze
przystosowany do obj cia roli symbolu presti u. Jak zauwa ył Simmel, jest on wysoce abstrakcyjny
i bezosobowy. Jakkolwiek zdobyty — oszustwem czy na drodze instytucjonalnej — mo e słu y do
nabycia tych samych dóbr i usług. Anonimowo zurbanizowanego społecze stwa w poł czeniu z tymi
osobliwo ciami pieni dza dopuszczaj do tego, aby bogactwo, którego ródła mog by nie znane
społeczno ci, w której yje plutokrata, lub — je li znane -z biegiem czasu usprawiedliwione, odgrywało
rol symbolu wysokiego statusu społecznego. Co wi cej, American Dream nie zna ostatecznego,
ko cowego — „stop”. Miara „sukcesu” finansowego jest w sposób wygodny nieokre lona i wzgl dna.
W ka dej grupie dochodu — jak stwierdził H. F. Clark — Amerykanie pragn mie około 25% wi cej
(oczywi cie owo ,,tylko troszk wi cej”, kiedy ju zostanie zrealizowane, działa w dalszym ci gu). Przy
takiej płynno ci zmieniaj cych si standardów nie istnieje punkt graniczny; jako tak si dzieje, e jest on
zawsze umieszczany „z pewnym wyprzedzeniem”. Badacz społeczno ci, w której sze ciocyfrowe roczne
zarobki nie nale do rzadko ci, przytacza pełne niepokoju słowa jednej z ofiar American Dream:
„Poniewa zarabiam tylko tysi c dolarów tygodniowo, jestem w tym mie cie społecznie lekcewa ony. To
boli”
10
.
Twierdzenie, i cel sukcesu finansowego zawarowany jest w kulturze ameryka skiej, oznacza tyle
tylko, e Amerykanie bombardowani s ze wszystkich stron przykazaniami utwierdzaj cymi prawo lub
— cz sto — obowi zek utrzymania celu, nawet w obliczu powtarzaj cej si frustracji. Ciesz cy si
społecznym presti em przedstawiciele społecze stwa wzmacniaj nacisk kulturowy. Rodzina, szkoła
i miejsce pracy — najwa niejsze placówki kształtuj ce cele i struktur osobowo ci Amerykanów —
ł cz wysiłki w intensywnym treningu. Jest on niezb dny, je li jednostka ma utrzyma w nie naruszonym
stanie nieuchwytny cel, który ci gle pozostaje poza jej zasi giem, je eli ma by motywowana nie
spełnion obietnic nagrody. Jak zaraz zobaczymy, rodzice słu za pas transmisyjny dla warto ci i celów
grupy, do której nale — przede wszystkim swej klasy społecznej lub klasy, z któr si sami
identyfikuj . Szkoły za s , oczywi cie, oficjalnym po rednikiem w przekazywaniu dalej dominuj cych
warto ci; przy czym w ogromnej cz ci podr czników u ywanych w szkołach miejskich sugeruje si ,
albo otwarcie stwierdza, e „wykształcenie zapewnia inteligencj , a ta z kolei powodzenie w pracy
i pieni dze”
11
. Kulturowe prototypy sukcesu, prawdziwe dokumenty za wiadczaj ce, i American Dream
mo e zosta zrealizowany, je li si tylko posiada wymagane zdolno ci, pełni podstawow rol w tym
8
Nie wydaje si prawdopodobne, by si dało całkowicie wyeliminowa raz zinternalizowane normy kulturowe. Jakiekolwiek
byłyby ich pozostało ci, powodowa b d — przy pewnym stopniu ambiwalencji — napi cia i konflikty osobowo ciowe.
Otwarte odrzucenie raz zinternalizowanych norm instytucjonalnych b dzie si ł czy z cz ciowym, latentnym utrzymaniem
ich emocjonalnych korelatów. Poczucie winy, grzechu, wyrzuty sumienia to ró ne terminy u ywane w odniesieniu do owego
nie rozładowanego napi cia. Symboliczne poparcie dla tych nominalnie odrzuconych warto ci lub racjonalizacje ich
zarzucenia stanowi subtelniejszy wyraz owych napi .
9
Z przyczyn wspomnianych wy ej, dzieje si tak w „wielu", nie wszystkich, grupach nie zintegrowanych. Tam, gdzie
podstawowy nacisk przesuwa si na rodki instytucjonalne, wynikiem jest zazwyczaj raczej rytualizm ni anomia.
10
L. C. Rosten Hollywood, New York 1940, s. 40.
11
M. S. MacLean Scholars. Workers and Gentlemen, Cambridge 1938, s. 29.
procesie podporz dkowywania ludzi w ten sposób, aby nadal utrzymywali swe nie spełnione aspiracje.
Chciałbym w tym wzgl dzie zwróci uwag na nast puj ce wyj tki z handlowego periodyku „Nation's
Business”, wybrane spo ród wielkiej ilo ci podobnych materiałów znalezionych w rodkach masowego
komunikowania, które prezentuj warto ci kulturowe klasy biznesmenów.
ródło
12
Jego implikacje socjologiczne
„«Do takich zaj trzeba si , kolego, urodzi lub mie
du e plecy»”.
Jest to opinia heretyka (by mo e wynikaj ca z trwałej
frustracji), w której si odrzuca warto podtrzymywania
jawnie nie realizowanego celu i, co wi cej, kwestionuje
prawomocno struktury społecznej ró nicuj cej do niego
dost p.
„Jest to odwieczny rodek u mierzaj cy ambicj ”.
Kontratak, w którym si otwarcie stwierdza warto
kulturow podtrzymywania aspiracji w stanie nienaruszonym,
nietracenia „ambicji”.
„Zanim si poddasz tej pokusie, zapytaj tych ludzi”
Wyra ne okre lenie funkcji, jak ma pełni wymieniona
ni ej lista „sukcesów”. Ludzie ci stanowi ywe wiadectwo,
i struktura społeczna zezwala na zrealizowanie owych
aspiracji, je li tylko człowiek jest cokolwiek wart.
I odpowiednio — nieosi gni cie celów wiadczy wył cznie
o jednostkowych, osobistych niedostatkach. Wywołana
niepowodzeniem agresja winna by zatem kierowana do
wewn trz, nie na zewn trz, przeciw samemu sobie, nie za
przeciw strukturze społecznej, która zapewnia swobodny
i równy dost p do mo liwo ci.
Elmera R. Jonesa, prezesa Wells-Fargo and Co., który
rozpocz ł ycie jako biedny chłopiec i w pi tej klasie
porzucił szkol , aby podj pierwsz prac ;
Prototyp sukcesu I: Wszyscy mog słusznie ywi tak
samo wysokie ambicje, poniewa niezale nie od tego, jak
nisko znajdowałby si punkt wyj cia, prawdziwy talent jest
w stanie doj do szczytu. Aspiracje musz pozosta
nienaruszone.
Franka C. Balia, ameryka skiego króla przetworów
owocowych firmy Mason, który wzi wszy konia swego brata
George'a, wyjechał (podró uj c w zamkni tym wagonie
towarowym) z Buffalo do Muncie w stanie Indiana, aby
otworzy tam mały interes — potem najwi kszy w swojej
bran y;
Prototyp sukcesu II: Bez wzgl du na obecne rezultaty
wysiłków, przyszło pełna jest obietnic; zwykły bowiem
człowiek mo e jednak zosta królem. Mo e si wydawa , e
nagroda odwleka si bez ko ca, przyjdzie jednak wreszcie
wtedy, kiedy własne przedsi biorstwo stanie si „najwi ksze
w swojej bran y”.
J. L. Bevana, prezesa Illinois Central Rail-road, który
w wieku dwunastu lat był chłopcem na posyłki w biurze
przewozowym w Nowym Orleanie”.
Prototyp sukcesu III: O ile współczesne trendy gospodarki
ameryka skiej zdaj si ogranicza mo liwo ci drobnego
biznesu, o tyle nie ma przeszkody w wybiciu si w wielkich
biurokratycznych organizacjach przedsi biorstw prywatnych.
Je li ju nie mo na by władc stworzonego przez siebie
królestwa, mo na przynajmniej zosta prezesem jednej
z demokracji gospodarczych. Bez wzgl du na obecn
pozycj , chłopca na posyłki czy urz dnika, spojrzenie nale y
kierowa ku wy ynom.
Ustawiczna presja, a eby utrzyma wysoki poziom ambicji, płynie wi c z rozmaitych ródeł.
Literatura pełna napomnie jest olbrzymia, mo na wi c wybiera — ryzykuj c wył cznie pos dzenie
o zawi . Popatrzmy tylko: wielebny Russell H. Conwell z jego przemówieniem Acres of Diamonds,
słuchanym i czytanym przez setki i tysi ce ludzi oraz pó niejsz ksi k The New Day czy Fresh
Opportunities: A Book for Young Men; Elbert Hubbard autor słynnego Message to Garcia, które
wygłaszał je d c po całych Stanach Zjednoczonych; Orison Swett Marden, który w lawinie ksi ek
przedstawił najpierw The Secret of Achievement, wysoko cenion przez rektorów college'ów, nast pnie
wyja nił proces Pushing to the Front, chwalon przez prezydenta McKinleya, i wreszcie, mimo tych
demokratycznych dowodów uznania, naszkicował sposoby, jakimi uczyni Every Man a King.
Symbolika zdobycia maj tku króla ekonomicznej monarchii przez biedaka jest gł boko wpleciona
w kanw ameryka skiego wzorca kulturowego; swój ostateczny bodaj wyraz znalazła w słowach Andrew
12
„Nation's Business", vol. 27, nr 8, s. 7.
Carnegie, człowieka, który wiedział, o czym mówi: „W swoich marzeniach b d królem. Powiedz sobie:
«Moje miejsce jest na szczycie»„
13
.
Z owym stanowczym podkre laniem konieczno ci utrzymywania wzniosłych celów idzie w parze
presja w kierunku karania tych, którzy zaw aj swoje ambicje. Przestrzega si Amerykanów, by „nie
rezygnowali”, poniewa w słowniku kultury ameryka skiej, a tak e w leksykonie młodo ci, „nie istnieje
takie słowo, jak «niepowodzenie»„. Manifest kultury jest jasny: nie wolno dawa za wygran , nie wolno
zaprzesta stara , nie wolno pomniejszy swych celów, jako e „zbrodni jest cel mało znacz cy, a nie
pora ka”.
Kultura zaleca wi c przyj cie trzech jej zasad: pierwsza, wszyscy winni zd a do tych samych,
istotnych celów, gdy s dost pne dla wszystkich, druga, obecne, widoczne niepowodzenie jest tylko
przystankiem na drodze do ostatecznego sukcesu, i trzecia, autentyczn pora k jest wył cznie
ograniczenie lub wyzbycie si ambicji.
Sparafrazujmy, z grubsza, j zyk psychologii — owe zasady stanowi , po pierwsze, symboliczne,
wtórne wzmocnienie bod ca; po drugie, poprzez bodziec skojarzony zapobiegaj zagra aj cemu
wyga ni ciu reakcji; po trzecie, powoduj wzrost siły motywacji wywołuj cej trwale reakcje pomimo
ci głego braku nagrody.
Parafrazuj c za j zyk socjologii — powy sze zasady u ludzi tak usytuowanych w społecze stwie, i
nie posiadaj pełnego i równego dost pu do mo liwo ci, powoduj po pierwsze, przemieszczenie
krytycyzmu wobec struktury społecznej na siebie samego; po drugie, dzi ki temu, e jednostki z ni szych
warstw społecznych identyfikuj si nie ze swymi współtowarzyszami, lecz z tymi znajduj cymi si na
szczycie (do których si w ko cu przył cz ), chroni struktur władzy, i po trzecie, pod gro b
ograniczenia uczestnictwa w społecze stwie skłaniaj tych, którzy działaj nonkonformistycznie, do
konformizmu wobec kulturowych nakazów nieograniczonej ambicji.
Wedle takich wła nie kategorii i dzi ki takim procesom współczesn kultur ameryka sk nadal
cechuje silny nacisk na bogactwo jako na podstawowy symbol sukcesu, bez odpowiadaj cego mu
podkre lenia dozwolonych dróg, którymi mo na zmierza do tego celu. Jaka jest reakcja w takiej
sytuacji? W jaki sposób nasze spostrze enia wi
si z doktryn , wedle której zachowania dewiacyjne
wywodz si z pop dów biologicznych? Krótko mówi c: jaki jest wpływ kultury, w której nacisk na
dominuj ce cele sukcesu uniezale nia si coraz bardziej od odpowiedniego nacisku na
zinstytucjonalizowane metody zmierzania do owych celów, na zachowania ludzi odmiennie ulokowanych
w społecznej strukturze?
13
Por.: A. W. Griswold The American Cult of Success, Yale University 1933 (praca doktorska); R. O. Carlson «Personality
Schools»: A Sociological Analysis, Columbia University 1948 (praca magisterska).
Typy indywidualnego przystosowania
Pozostawiaj c wzory kulturowe, zajmiemy si obecnie typami przystosowania jednostek
w społecze stwie — nosicielu kultury. Cho przedmiotem naszego zainteresowania nadal pozostaje
kulturowa oraz społeczna geneza ró nych cz sto ci i rodzajów zachowa dewiacyjnych, nasza
perspektywa przesuwa si z płaszczyzny wzorów warto ci kulturowych na sfer typów przystosowania
do owych warto ci w ród ludzi zajmuj cych odmienne pozycje w strukturze społecznej.
Rozpatrzymy pi typów przystosowania, tak jak zostały one schematycznie przedstawione
w poni szej tabeli.
Typologia sposobów indywidualnego przystosowania
14
Sposoby przystosowania
Cele kulturowe Zinstytucjonalizowane rodki
I Konformizm
+
+
II Innowacja
+
–
III Rytualizm
–
+
IV Wycofanie
–
–
V Bunt
15
+/–
+/–
(+) oznacza „akceptacj ”, (—) „odrzucenie”, (+/–) oznacza za „odrzucenie warto ci panuj cych
i zast pienie ich warto ciami nowymi”
Analiz sposobów, za pomoc których struktura społeczna skłania jednostki do takiego czy innego
z owych zachowa , nale y poprzedzi uwag , e podejmuj c ró ne rodzaje działalno ci, ludzie mog si
przerzuca z jednej mo liwo ci do drugiej. Kategorie te odnosz si nie do osobowo ci, ale do ról
społecznych pełnionych w okre lonych rodzajach sytuacji. Stanowi typy mniej czy bardziej utrwalonych
reakcji, a nie typy organizacji osobowo ci. Rozwa anie typów przystosowania w wielu naraz dziedzinach
zachowa wymagałoby zbyt zło onej analizy, jak na ramy niniejszego rozdziału. Z tego powodu
zajmiemy si przede wszystkim działalno ci ekonomiczn , szeroko rozumian jako „produkcja,
wymiana, dystrybucja oraz konsumpcja dóbr i usług” w rywalizuj cym ameryka skim społecze stwie,
w którym bogactwo stało si symbolem.
14
Nie brak jest typologii ró nych sposobów reakcji na sytuacje frustruj ce. Jednej dostarcza Freud w pracy Kultura jako
ródło cierpie , s. 250 i nast.; typologie pochodne, cz sto ró ni ce si w podstawowych szczegółach, mo na znale
w pracy K. Horney Neurotyczna osobowo naszych czasów, tłum. H. Grzegołowska, Warszawa 1976; w eseju
S. Rosenzweiga The experimental measurement of types of reaction to frustration, w: H. A. Murray et al. Exphrations in
Personality, New York 1938, s. 585 - 599 oraz w pracach J. Dollarda, H. D. Lasswelia, A. Kardinera, E. Fromma. S
to jednak - zwłaszcza w typologii ci le freudowskiej — podej cia, z punktu widzenia reakcji jednostkowych, całkowicie
nie uwzgl dniaj ce miejsca jednostki wewn trz struktury społecznej. K. Horney np., mimo jej konsekwentnego
zainteresowania „kultur ", nie analizuje ró nic wpływu tej kultury na farmera, robotnika i biznesmena, na ludzi
z klasy ni szej, redniej i wy szej, na członków odmiennych grup etnicznych i rasowych itd. W rezultacie rola
„niespójno ci w kulturze" nie jest rozwa ana w kontek cie jej zró nicowanego oddziaływania na ró nie ulokowanie grupy.
Kultura staje si czym w rodzaju płachty przykrywaj cej równo wszystkich członków społecze stwa, bez wzgl du na
indywidualne ró nice w ich yciowych biografiach. Podstawowym zało eniem naszej typologii jest twierdzenie, e reakcje
owe wyst puj z ró n cz sto ci w rozmaitych podgrupach społecze stwa ameryka skiego dlatego wła nie, e
członkowie tych grup lub warstw na inne sposoby podlegaj kulturowym bod com i społecznym naciskom. T orientacj
socjologiczn mo na znale
w pracach Dollarda oraz — mniej systematycznie — w dziełach Fromma, Kardinera
i Lasswella. W sprawie problematyki ogólnej patrz wy ej przypis 4.
15
Ta pi ta odmiana wyst puje na wyra nie innej płaszczy nie ni pozostałe. Stanowi przej ciow reakcj , zmierzaj c do
zinstytucjonalizowania nowych celów i nowych metod, które maj si sta wspóln własno ci innych członków
społecze stwa. Chodzi tu wi c raczej o usiłowania zmiany istniej cej struktury kulturowej i społecznej ni li o ulokowanie
tych wysiłków wewn trz tej struktury.
Konformizm
W społecze stwie ustabilizowanym typ przystosowania I — konformizm zarówno wobec celów
kulturowych, jak i zinstytucjonalizowanych rodków — jest reakcj najbardziej typow i szeroko
rozpowszechnion . Gdyby tak nie było, równowaga i ci gło społecze stwa nie mogłyby zosta
utrzymane. Sie oczekiwa , któr wytwarza ka dy porz dek społeczny, podtrzymywana jest przez
typowe zachowania jego członków, konformistyczne wobec ustalonych, cho mo e zmieniaj cych si
w dłu szych odcinkach czasu, wzorów kulturowych. W gruncie rzeczy, dlatego tylko mo emy mówi
o zbiorowo ci ludzkiej jako o społecze stwie, e zachowania zorientowane s zazwyczaj na podstawowe
warto ci społeczne. Je liby nie istniał jaki zbiór warto ci podzielanych przez oddziaływuj ce na siebie
jednostki, to istniałyby stosunki społeczne — je eli mo na nazwa w ten sposób nie uporz dkowane
interakcje — lecz nie społecze stwo. I tak, dzisiaj, w połowie wieku, wolno si odwoływa do
Społecze stwa Narodów przede wszystkim jako do figury retorycznej albo wyimaginowanego
przedmiotu, ale nie do socjologicznej rzeczywisto ci. Poniewa zajmujemy si głównie ródłami
zachowa dewiacyjnych i skoro przeanalizowali my krótko mechanizmy powoduj ce, i konformizm
w społecze stwie ameryka skim stanowi typow reakcj , wystarczy nam to obecnie, je li chodzi o ten
rodzaj przystosowania.
Innowacja
Ogromny nacisk kulturowy na cel sukcesu zach ca do podj cia tego sposobu przystosowania poprzez
wykorzystanie instytucjonalnie zakazanych, lecz cz sto skutecznych rodków zdobycia przynajmniej
oznak sukcesu — bogactwa i władzy. Reakcja ta wyst puje wtedy, kiedy jednostka bez zinternalizowania
w równym stopniu norm instytucjonalnych kieruj cych sposobami i rodkami prowadz cymi do jego
osi gni cia przyswoiła kulturowy nacisk na cel.
Z psychologicznego punktu widzenia, mo na si spodziewa , e wielkie emocjonalne zaanga owanie
w cel wytworzy gotowo podj cia ryzyka, i postaw tak mog rzeczywi cie przyj ludzie we
wszystkich warstwach, społecznych. Z punktu widzenia socjologii, pojawia si jednak pytanie, jakie
cechy struktury społecznej predysponuj do tego typu przystosowania, powoduj c wyst pienie
odmiennych cz sto ci zachowa dewiacyjnych w ró nych warstwach społecznych?
Presja w kierunku innowacji na samej górze drabiny ekonomicznej zaciera nierzadko ró nic
pomi dzy działalno ci kupieck , która si mie ci w ramach przyj tych zwyczajów, a oszuka czymi
praktykami wykraczaj cymi poza te granice. Jak zauwa ył Veblen: „W konkretnych przypadkach
niełatwo jest — czasami bywa to zupełnie niemo liwe a do chwili orzeczenia s du — ustali , czy mamy
do czynienia z godn pochwały znajomo ci kupiectwa, czy te z wykroczeniem podlegaj cym karze”.
Liczne pochwały pod adresem Magnatów-Rabusiów za wiadczaj o tym, e historia wielkich fortun
ameryka skich pełna jest prób w tpliwych instytucjonalnie innowacji. Wyra any wielokrotnie prywatnie,
a nierzadko i publicznie, niech tny podziw dla tych „sprytnych, bystrych i zwyci skich” ludzi jest
produktem struktury kulturowej, w której przenaj wi tszy cel u wi ca rodki. Nie jest to zjawisko nowe.
Nie zakładaj c, e obserwacje Karola Dickensa dotycz ce Ameryki były całkowicie słuszne, i zdaj c
sobie w pełni spraw z tego, i nie był on bynajmniej bezstronny, zacytujmy jego wnikliwe uwagi
o ameryka skim
„[...] zamiłowaniu do «szykownego» post powania. Pozłaca ono niejedno szachrajstwo i ordynarne nadu ycie
zaufania, niejedno sprzeniewierzenie na gruncie publicznym i prywatnym, i pozwala niejednemu szubrawcowi, a nadto
zasługuj cemu na stryczek, nosi głow równie wysoko jak najlepsi. [...] Warto zerwanej spekulacji czy bankructwa
albo ocena łajdaka, któremu si powiodło, nie bywa szacowana podług złotej maksymy: «Nie czy drugiemu, co tobie
niemiło», ale rozwa a si j pod k tem «szykowno ci». [...] Setki razy zdarzało mi si prowadzi nast puj cy dialog:
— Czy to nie ha ba,
e taki człowiek jak X dorobił si jakoby wielkiego maj tku najnikczemniejszymi
i najwstr tniejszymi sposobami i pomimo wszystkich popełnionych przest pstw jest podobno tolerowany i popierany
przez waszych obywateli? Przecie to istna zakała dla całego miasta, prawda?
— Tak, prosz pana.
— Wierutny kłamca?
— Tak, prosz pana.
— Skopano go ju kiedy , spoliczkowano i obito lask , jak słysz ?
— Tak, prosz pana.
— I jest w najwy szym stopniu niehonorowy, spodlony i niegodziwy?
— Tak, prosz pana.
— No wi c, do kro set diabłów, na czym polega jego warto ?
— Ano, prosz pana, to szykowny facet”
16
.
Karykaturuj c w ten sposób konfliktowe warto ci kulturowe, Dickens był oczywi cie zaledwie jednym
z wielu m drców, bezlito nie tropi cych konsekwencje silnego nacisku na sukces finansowy. Miejscowe
głowy podj ły to zadanie w miejscu, w którym porzucili je cudzoziemcy. Artemus Ward póty wy miewał
pewniki ameryka skiego ycia, póki nie wydały si dziwnie niespójne. „Filozofowie-prze miewcy” Bill
Arp i Petroleum Volcano (pó niej Vesuvius) Nasby oddali swój dowcip w słu b ikonoklazmu,
z nieukrywan przyjemno ci burz c wyobra enia na temat publicznych osobisto ci. Kiedy Josh Billings
(i jego alter ego Wuj Esek) zauwa ył, e zadowolenie jest rzecz wzgl dn — poniewa „najwi kszym
szcz ciem w wiecie jest posiadanie tego, czego inni mie nie mog ” — wypowiedział otwarcie to,
czego wielu ludzi nie mogło otwarcie przyzna . Wszyscy oni dowodzili w ten sposób społecznych
funkcji tendencyjnego dowcipu[
17
] — tak jak został on pó niej zanalizowany przez Freuda w jego
monografii Wit and Its Relation to the Unconscious — u ywaj c go jako ,,broni w ataku na to, co przed
bezpo redni obraz osłaniane jest wewn trznymi przeszkodami lub warunkami zewn trznymi”.
Najcenniejsz bodaj dla naszych tu rozwa a odmian błyskotliwo ci umysłu zaprezentował jednak
Ambrose Bierce, dowodz c, i dowcip nie odci ł si od swych etymologicznych ródeł i nadal oznacza
władz , dzi ki której człowiek poznaje, uczy si i my li. Typowo dla ironiczny i wnikliwy esej na temat
„przest pczo ci oraz metod jej korygowania” rozpoczyna Bierce spostrze eniem, e: „Socjologowie od
dawna rozprawiaj nad teori , wedle której impuls do popełnienia przest pstwa stanowi chorob ,
i wi kszo głosów wydaje si by za — chorob ”.-Po tym wst pie opisuje sposoby, jakimi łobuz,
któremu si powiodło, zyskuje społeczne przyzwolenie, a nast pnie analizuje rozbie no ci mi dzy
warto ciami kulturowymi a stosunkami społecznymi.
„Dobry Amerykanin jest zazwyczaj bardzo niech tnie nastawiony wobec łobuzerii, lecz łagodzi sw surowo
uprzejm tolerancj okazywan hultajowi. Wymaga jedynie, aby znał łobuzów osobi cie. Wszyscy «oskar amy» gło no
złodziei, je li nie mamy zaszczytu zna ich bezpo rednio. Je eli ten honor mamy, có , to co innego — chyba e
rzeczywi cie pachn oni slumsem lub wi zieniem. Wiemy, e s winni, ale widujemy ich, ciskamy im r ce, pijemy
z nimi, a je li s akurat bogaci albo wielcy w jaki inny sposób — zapraszamy ich do naszych domów i poczytujemy sobie
za zaszczyt bywanie u nich. Nie «popieramy ich metod» — to powinno by jasne; tym samym s ju dostatecznie ukarani.
Pomysł, e dra cho za grosz dba o to, co o jego metodach my li kto dla uprzejmy i przyjazny, wydaje si wymy lony
przez humoryst . Idea taka zrobiłaby prawdopodobnie fortun w wodewilu na Marsie.
[Natomiast — R.K.M.:] Gdyby si odmówiło łobuzom społecznego uznania, byłoby ich o wiele mniej. Niektórzy
zacieraliby jedynie staranniej swoje lady na kr tych cie kach nieuczciwo ci, innym jednak zadawałoby to tyle gwałtu
ich wiadomo ci, e wymieniliby minusy dra stwa na te zwi zane z yciem uczciwym. Człowiek niegodny niczego si tak
bardzo nie boi, jak odmowy podania mu uczciwej r ki, powolnego, nieuniknionego lekcewa
cego spojrzenia zimnych
oczu.
Mamy bogatych hultai, poniewa istniej «szanowani» ludzie, którzy si nie wstydz podania im r ki, pokazywania
si z nimi, przyznania si do tego, e ich znaj . W ten sposób pot pienie ich stanowi zdrad ; podniesienie alarmu, kiedy
nas obrabowali, jest zeznaniem przeciw uczestnikom przest pstwa.
Mo na si u miecha do łobuza (wi kszo z nas czyni to wiele razy w ci gu dnia), je eli si nie wie, i jest draniem,
i si nic mówiło, e nim jest. Lecz wiedz c o tym, lub powiedziawszy to przedtem, u miecha si do niego — znaczy by
hipokryt , zwyczajnym obłudnikiem lub hipokryt -pochlebc , w zale no ci od yciowej pozycji łobuza, którego
obdarzono u miechem. Zwykłych dwulicowców jest wi cej ni hipokrytów-pochlebców, poniewa wi cej jest drani bez
znaczenia ni tych bogatych i wybitnych, chocia ka dy z nich otrzymuje mniej u miechów. Społecze stwo ameryka skie
b dzie pl drowane tak długo, jak długo ameryka ski charakter pozostanie tym, czym jest; jak długo b dzie tolerancyjny
wobec łobuzów, którym si powiodło; jak długo ameryka ska pomysłowo b dzie dokonywa wyimaginowanego
rozró nienia pomi dzy publicznym charakterem człowieka a jego charakterem prywatnym: kupieckim i osobistym. Krótko
mówi c, ameryka skie społecze stwo b dzie grabione tak długo, jak długo b dzie na grabie zasługiwało. adne ludzkie
prawo nie mo e, ani nie powinno kła temu kresu, poniewa naruszyłoby to prawo wy sze i bardziej uzdrawiaj ce: «Jak
16
Spostrze enia Dickensa pochodz z jego Notatek : podró y do Ameryki, tłum. B. Czerwijowska, posłowie i przyp.
A. Staniewska, Warszawa 1978, s. 279.
[17]
W j zyku polskim brak jest, chyba, terminu, który w pełni oddawałby wszystkie elementy angielskiego „wit”: m dry, ci ty,
błyskotliwy umysł, staropolski „dowcip”. W sformułowaniu „tendencyjny dowcip” (tendentious wit) chodzi o tak
wła ciwo umysłu, która pozwala na — wprawdzie zło liwie i selektywnie — celne uchwycenie okre lonych cech
przedmiotu lub sytuacji — przyp. tłum.
zasiałe , tak i zbierzesz»”
18
.
yj c w czasach, w których prosperowali ameryka scy magnaci-rabusie, Bierce nie mógł nie
dostrzega tego, co pó niej nazwano „przest pczo ci białych kołnierzyków”. Zdawał sobie jednak
spraw , e spo ród tych wielkich i dramatycznych odchyle od norm instytucjonalnych wyst puj cych w
najwy szych warstwach ekonomicznych nie wszystkie s znane, a prawdopodobnie tak e i na ni szych
szczeblach klasy redniej mniej dewiacji dobywanych jest na wiatło dzienne. Sutherland wielokrotnie
wskazywał na obecno „przest pczo ci białych kołnierzyków” w ród biznesmenów. Stwierdził on, e
du a liczba tego rodzaju przest pstw nie była cigana, poniewa ich nie ujawniono, lub ze wzgl du —
je li przest pstwa zostały ujawnione — na „status społeczny biznesmena, tendencj przeciwn karaniu
oraz pewn niech opinii publicznej wobec przest pców w białych kołnierzykach”
19
. Z badania, którym
obj to tysi c siedemset osób, głównie z klasy redniej, wynikało, e w ród ciesz cych si pełnym
„szacunkiem” obywateli społeczno ci „przest pstwa prywatne” były powszechne. Dziewi dziesi t
dziewi procent badanych przyznało si do popełnienia jednego — lub wi cej — z czterdziestu
dziewi ciu wykrocze przeciw prawu karnemu stanu Nowy Jork, przy czym ka de z tych wykrocze
było wystarczaj co powa ne, by ci gn maksymaln kar w wysoko ci nie mniejszej ni jeden rok
wi zienia. rednia liczba wykrocze popełnionych w okresie dojrzało ci — wył czono tu wszystkie
przest pstwa dokonane przez osoby w wieku poni ej szesnastu lat — wynosiła osiemna cie dla
m czyzn i jedena cie dla kobiet. Pełne 66% m czyzn i 29% kobiet przyznało si do winy wobec
jednego lub wi cej zarzutów przest pstw, które, wedle prawa Nowego Jorku, stanowi podstaw do
pozbawienia ich wszelkich praw obywatelskich. Wypowied pewnego duchownego odno nie do
zło onych przeze fałszywych zezna w sprawie sprzeda y jakiego towaru mo e posłu y do
wyja nienia owych wyników: „Próbowałem najpierw prawdy, ale nie zawsze wiedzie ona do pomy lnych
rezultatów”. Opieraj c si na uzyskanych wynikach Wallerstein i Wyle stwierdzaj skromnie, e „liczba
aktów prawnie stanowi cych przest pstwo znacznie przewy sza liczb tych, które zostały odnotowane
urz dowo. Zachowanie niezgodne z prawem nie stanowi anormalnej, społecznej czy psychologicznej
manifestacji, jest to zjawisko w rzeczywisto ci bardzo powszechne”
20
.
Jednak bez wzgl du na to, jak ró ne byłyby cz sto ci zachowa dewiacyjnych w rozmaitych
warstwach społecznych — a na podstawie wielu ródeł wiemy, e urz dowe statystyki przest pczo ci,
zgodnie wykazuj ce wi ksz ich cz stotliwo w warstwach ni szych, nie s bynajmniej kompletne ani
godne zaufania - nasza analiza dowodzi, e najsilniejsze naciski w kierunku dewiacji wywierane s na
członków warstw ni szych. Tego rodzaju przypadki pozwalaj wydoby na jaw mechanizmy
socjologiczne wytwarzaj ce owe presje. Wielu badaczy twierdzi, e wyspecjalizowane obszary wyst pku
i zbrodni stanowi „normaln ” reakcj na sytuacj , w której przyswojona została kulturowa warto
finansowego sukcesu, lecz dost p do tradycyjnych, usankcjonowanych rodków osi gania sukcesu jest
niewielki. Mo liwo ci zawodowe ludzi na tych obszarach s w du ej mierze ograniczone do pracy
fizycznej oraz pomniejszych zaj umysłowych. Ameryka ska postawa pi tnuj ca prac fizyczn ,
postawa, która — jak stwierdzono — charakteryzuje raczej jednolicie członków wszystkich klas
społecznych
21
, oraz brak realistycznych perspektyw awansu poza ten szczebel rodz wyra n skłonno
18
Dawno ju powinna była zosta przeprowadzona analiza socjologiczna stanowi ca formalny, cho oczywi cie pomniejszy
odpowiednik Freuda analizy funkcji tendencyjnego dowcipu. Praca doktorska J. Tandy (Crackerbox Philosophers: American
Humor and Satire, New York 1925), chocia nie socjologiczna, dostarczy tu mo e punktu wyj cia. W pi tym rozdziale
ksi ki Intellectual America, New York 1941, słusznie zatytułowanym The Intelligentsia, O. Cargill czyni kilka zwi złych
spostrze e nad rol dziewi tnastowiecznych mistrzów ameryka skiego dowcipu, lecz zajmuj one, rzecz jasna, niewiele
miejsca w tym grubym tomie po wi conym „pochodowi ameryka skich idei". Esej A. Bierce'a, którego tak obszernie
cytowałem, znajduje si w The Collected Works of...,t. 11, New York-Washington 1912, s. 187 - 198. Musz jednak
zaprotestowa przeciw surowej i bardzo niesprawiedliwej ocenie Bierce'a przez Cargilla. Wydaje si , e jest to nie tyle
ocena, co wyraz „uprzedzenia", które — w uj ciu samego Bierce'a — jest jedynie „lu n opini bez widocznych
argumentów”.
19
E. H. Sutherland White collar criminality, „American Sociological Review" 1940, 5, s. 1 - 12; id. Crime and business,
„Annals, American Academy of Political and Social Science" 1941, 217, s. 112 - 118; id. Is «white collar crime» crime?,
„American Sociological Review" 1945, 10, s. 132 - 139; M. B. Clinard The Black Market: A Study of White Collar
Crime, New York 1952; D. R. Cressey Other People's Money. A Study in the Social Psychology of Embezzlement, Glencoe
1953.
20
J. S. Wallerstein, C. J. Wyle Our law-abiding law-breakers, „Probation” April 1947.
21
National Opinion Research Center, National Opinion on Occupations (April 1947). Badanie to, przeprowadzone na próbie
ogólnokrajowej i dotycz ce uszeregowania i oceny dziewi dziesi ciu zawodów, przynosi wiele istotnych danych
do zachowa dewiacyjnych. Status niewykwalifikowanej pracy i wynikaj cy ze niski dochód pieni ny
nie s w stanie z łatwo ci współzawodniczy — w kategoriach przyj tych wzorców warto ci —
z obietnicami władzy i wysokich zarobków płyn cych ze zorganizowanego nierz du, oszustwa
i zbrodni
22
.
Sytuacje te wskazuj na dwie istotne dla naszych rozwa a cechy. Po pierwsze, zach ty do sukcesu
dostarczaj ustalone warto ci kulturowe i, po drugie, dost pne sposoby zd ania do tego celu s przez
struktur klasow w du ej mierze ograniczone do zachowa dewiacyjnych. To wła nie poł czenie
nacisku kulturowego i społecznej struktury tworzy siln presj w kierunku dewiacji. Si gni cie po uznane
metody „zdobywania pieni dzy” ograniczone jest przez struktur klasow , która nie na ka dym szczeblu
jest całkowicie otwarta dla ludzi o du ych zdolno ciach
23
. Pomimo utrzymuj cej si w USA ideologii
klas otwartych
24
, osi gni cie sukcesu jest stosunkowo rzadkie i wyra nie utrudnione dla ludzi
posiadaj cych niskie wykształcenie formalne i niewielkie zasoby ekonomiczne. Dominuj ca presja
wiedzie do stopniowego osłabiania uznanych, lecz na ogół nieskutecznych wysiłków oraz do coraz
cz stszego stosowania sposobów niedozwolonych, ale za to mniej albo bardziej efektywnych.
Wobec jednostek ulokowanych na ni szych szczeblach struktury społecznej kultura stawia wymagania
nie do pogodzenia. Z jednej strony
da si od nich, by poczynania swe orientowali na widoki wielkiego
bogactwa — „Ka dy człowiek mo e zosta królem” twierdzili i Marden, i Carnegie, i Long — z drugiej
za , w powa nej mierze odmawia si im faktycznych szans osi gni cia tego celu drog instytucjonaln .
Rezultatem owej niespójno ci strukturalnej jest wysoka cz stotliwo zachowa dewiacyjnych. Wraz ze
wzrostem nacisku na osi gni cie za wszelk cen presti owych celów, ogromnie chwiejna staje si
równowaga pomi dzy kulturowo przepisanymi celami a rodkami. Al Capone reprezentuje w tym
kontek cie triumf amoralnej inteligencji nad moralnie zalecan „pora k ”, kiedy to kanały ruchliwo ci
pionowej s zamkni te albo zaw one w społecze stwie wysoko nagradzaj cym ekonomiczne bogactwo
i awans społeczny wszystkich swych członków
25
.
Ten ostatni warunek ma podstawowe znaczenie; je li mamy zrozumie społeczne ródła zachowa
dewiacyjnych, nale y rozpatrzy - prócz skrajnego nacisku na sukces finansowy - równie i inne aspekty
struktury społecznej. Wysokiej cz stotliwo ci zachowa dewiacyjnych nie powoduje jedynie brak szans
lub owo przesadnie wysokie warto ciowanie pieni dza. Stosunkowo sztywna struktura społeczna,
porz dek kastowy, mo e ogranicza mo liwo ci w stopniu daleko wi kszym, ni dzieje si to dzisiaj
w społecze stwie ameryka skim. Zachowania dewiacyjne wyst puj na szerok skal wtedy, kiedy
system warto ci kulturowych wynosi faktycznie ponad wszystko inne pewne wspólne cele sukcesu dla
całego społecze stwa, podczas gdy struktura społeczna rygorystycznie ogranicza albo całkowicie zamyka
dost p do uznanych sposobów osi gania tych celów znacznej cz ci tego społecze stwa. Innymi słowy,
ameryka ska egalitarna ideologia implicite neguje istnienie jednostek i grup nie bior cych udziału we
empirycznych. Ogromn wag posiada stwierdzenie, e pomimo pewnej skłonno ci ludzi do umieszczania ich własnego
i pokrewnych mu zawodów wy ej, ni czyni to inne grupy, we wszystkich warstwach zawodowych istnieje podstawowa
zgodno w zaszeregowaniu zawodów. Trzeba jeszcze dalszych bada tego rodzaju, by mo na było naszkicowa topografi
kultu row współczesnych społecze stw. (Patrz studium porównawcze na temat presti u przyznawanego najwa niejszym
zawodom w sze ciu krajach rozwini tych: A. Inkeles, P. H. Rossi National comparisons of occupational prestige, „American
Journal of Sociology” 1945, 61, s. 329 - 339.)
22
Patrz J. D. Lohman The participant observer in community studies, „American Sociological Review” 1937, 2, s. 890 - 898
i W. F. Whyte Street Corner Society, Chicago 1934. Prosz zwróci uwag na ko cowe wnioski Whyte'a (s. 273 - 274):
„Mieszka cowi Cornerville trudno jest wej na drabin (sukcesu — R.K.M.], nawet na jej najni szy szczebel. [...] Jest
Włochem, a ludzie z klasy wy szej uwa aj Włochów za jednych z najmniej po danych imigrantów [...], atrakcyjnych
nagród, tzn. pieni dzy i zasobów materialnych, społecze stwo dostarcza ludziom, którym si «powiodło». Nagrody te s dla
mieszka ców Cornerville dost pne jedynie poprzez awans w wiecie gangów i polityki”.
23
Liczne badania dowodz , i piramida wykształcenia działa w taki sposób, by du ej cz ci młodzie y niew tpliwie zdolnej,
lecz ekonomicznie upo ledzonej nie dopu ci do uzyskania wy szego formalnego wykształcenia. T cech naszej struktury
klasowej z konsternacj odnotował V. Bush w raporcie rz dowym: Science: The Endless Frontier. Patrz tak e W. L. Warner,
R. J. Havighurst, M. B. Loeb Who Shall Be Educated?, New York 1944.
24
Zmieniaj ca si rola historyczna tej ideologii stanowi po yteczny przedmiot analizy.
25
Rola Murzyna stwarza w tym wzgl dzie niemal tyle problemów teoretycznych, co praktycznych. Stwierdzono, e ludno
murzy ska w du ej mierze przyswoiła sobie warto ci kasty dominuj cej: finansowego sukcesu i społecznego awansu, lecz
„przystosowała si realistycznie” do „faktu”, i awans społeczny jest obecnie prawie całkowicie ograniczony do
przemieszcze wewn trzkastowych. Patrz J. Dollard Caste and Class in a Southern Town, New York 1937, s. 66 i nast.,
D. Young American Minority Peoples, New York 1937, s. 581; R. A. Warner New Haven Negroes. New Haven 1940, s. 234.
Patrz tak e dalsza dyskusja w tym rozdziale.
współzawodnictwie w d eniu do sukcesu finansowego. Uwa a si natomiast, e ten sam zestaw symboli
sukcesu odnosi si do wszystkich. Zakłada si , e cele przecinaj linie ugrupowa klasowych, nie b d c
przez nie ograniczane, tymczasem w rzeczywistej organizacji społecznej dost p do owych celów jest
klasowo zró nicowany. W takiej wła nie sytuacji najwi ksza ameryka ska cnota - „ambicja” —
prowadzi do głównej ameryka skiej wady — „zachowa dewiacyjnych”.
Obecna analiza teoretyczna mo e posłu y do wyja nienia ró nych zale no ci mi dzy przest pczo ci
a bied
26
. „Bieda” nie jest bynajmniej odosobnion zmienn , działaj c wsz dzie dokładnie w ten sam
sposób; stanowi zaledwie jedn ze zbioru mo liwych do zidentyfikowania, społecznych i kulturowych
zmiennych niezale nych. Bieda jako taka i wynikaj ce z niej ograniczenia mo liwo ci nie wystarczaj do
wywołania zwracaj cej uwag wysokiej cz stotliwo ci zachowa przest pczych. Nawet osławiona
„n dza w sercu obfito ci” niekoniecznie musi prowadzi do takiego rezultatu. Kiedy jednak bieda i zwi -
zane z ni niekorzystne poło enie we współzawodnictwie 'o warto ci kulturowe zalecane wszystkim
członkom społecze stwa współwyst puj z naciskiem kulturowym na sukces finansowy jako na cel
dominuj cy, normalnym wynikiem takiej sytuacji jest wysoka cz stotliwo zachowa przest pczych.
I tak, z surowych (ale niekoniecznie rzetelnych) statystyk kryminalnych wynika, e w południowo-
wschodniej Europie bieda jest słabiej skorelowana z przest pczo ci , ni dzieje si to w Stanach
Zjednoczonych. Ekonomiczne szanse yciowe ludzi biednych na tych obszarach Europy wydaj si
nawet mniej obiecuj ce ni w USA, zatem ani n dza, ani jej zwi zek z ograniczeniem mo liwo ci nie
wystarczaj do wyja nienia odmiennych zale no ci. Kiedy jednak rozpatrzymy pełny układ — bieda,
ograniczone szanse oraz rozmieszczenie celów kulturowych - pojawia si pewna podstawa do
wyja nienia silniejszej zale no ci pomi dzy n dz a przest pczo ci w społecze stwie ameryka skim ni
w innych, gdzie sztywna struktura klasowa współwyst puje z klasowym zró nicowaniem symboli
sukcesu.
Ofiary owej! sprzeczno ci pomi dzy kulturowym podkre leniem ambicji finansowych a społecznymi
barierami na drodze do pełnych mo liwo ci nie zawsze
wiadome s strukturalnych
ródeł
pokrzy owania ich aspiracji. Cz sto zdaj sobie one oczywi cie spraw z rozbie no ci mi dzy warto ci
jednostki a społecznymi nagrodami. Nie musz jednak wiedzie , jak si to dzieje. Ci, którzy odnajduj jej
ródło w strukturze społecznej, mog si wyalienowa z tej struktury, staj c si ch tnymi kandydatami do
przystosowania V (bunt). Inni jednak — jak si wydaje, dotyczy to ogromnej wi kszo ci - mog
przypisywa swe trudno ci raczej ródłom mistycznym ani eli socjologicznym. Jak bowiem zauwa ył
Gilbert Murray, znakomity znawca staro ytno ci i socjolog-mimo woli: „Społecze stwo, w którym
fortuny ludzi wydaj si praktycznie najzupełniej niezale ne od ich zasług i wysiłków, jest najlepszym
polem pod zasiew zabobonu. Stabilne i dobrze rz dzone społecze stwo stara si zapewni , by — mówi c
ogólnie — Cnotliwe i Pracowite Terminowanie wie czyło w yciu powodzenie, Niegodziwe i Bezczynne
odnosiło pora k . A w takim społecze stwie ludzie skłonni s przywi zywa wag do racjonalnych
i widocznych ła cuchów przyczynowych. Lecz w [społecze stwie cierpi cym na anomi — R.K.M.] [...]
zwykłe cnoty pilno ci, uczciwo ci i łagodno ci wydaj si niewiele warte”
27
. W takim społecze stwie
ludzie skłonni s do zwracania si ku mistycyzmowi - podkre laj c działanie takich czynników, jak Los,
Przypadek, Szcz liwy Traf.
Rzeczywi cie, w społecze stwie ameryka skim zarówno osoby, którym si nadzwyczajnie
„powiodło”, jak i te, które odniosły wyra n „pora k ”, nierzadko przypisuj ów rezultat „trafowi”. Na
przykład, zamo ny biznesmen Julius Rosenwald o wiadczył, e 95% wielkich fortun było „wynikiem
szcz liwego trafu”
28
. W redaktorskiej nocie, wyja niaj cej społeczne korzy ci wielkiego
26
Ten schemat analityczny mo e posłu y do rozwi zania niektórych widocznych sprzeczno ci we wzajemnej relacji
przest pczo ci i statusu ekonomicznego, wspominanych przez P. A. Sorokina. Powiada on (Contemporary Sociological
Theories, New York 1928, s. 560 - 561) na przykład, e „nie wsz dzie ani nie zawsze wi ksze rozmiary przest pczo ci
wyst puj w ród ludzi biednych [...], w wielu' krajach biedniejszych mniej jest przest pstw ni w tych bogatszych. Post p
ekonomiczny w drugiej połowie dziewi tnastego i na pocz tku dwudziestego wieku nie spowodował spadku przest pczo ci”.
Najistotniejszy jest jednak fakt, e niski status ekonomiczny — jak wyło ono w tek cie — pełni odmienne role dynamiczne
w ró nych strukturach społecznych i kulturowych. Nie mo na wi c oczekiwa korelacji liniowej mi dzy przest pczo ci
a bied .
27
G. Murray Five Stages of Greek Religion, New York 1925, s. 164 - 165. Rozdział: The Failure of Nerve, z którego
zaczerpn łem ten wyj tek, z cał pewno ci nale y uzna za jedn z najbardziej wiatłych i wnikliwych analiz
socjologicznych naszych czasów.
28
Patrz cytat z wywiadu przytoczonego przez G. Meyersa w pracy History of the Great American Fortunes, New York 1937,
s. 706.
indywidualnego bogactwa, czołowe czasopismo handlowe wymieniaj c czynniki sprzyjaj ce ogromnym
fortunom, uznaje za za konieczne dodanie szcz cia do m dro ci: „Kiedy jeden człowiek zgromadzi
kilka milionów dzi ki m drym inwestycjom — w wielu wypadkach, owszem, wspomaganym
szcz liwym trafem — nie oznacza to, e odbiera co reszcie z nas”
29
. W bardzo podobny sposób
robotnik wyja nia cz sto status ekonomiczny jako rezultat przypadku. „Robotnik wsz dzie dookoła siebie
widzi do wiadczonych i wykwalifikowanych ludzi bez pracy. Je li ma prac , uwa a to za szcz liwy traf.
Kiedy jest bezrobotny, pada ofiar pecha. Dostrzega niewielki zwi zek mi dzy warto ci człowieka a jej
konsekwencjami [podkr. R.K.M.]”
30
.
Odwoływanie si do działania przypadku lub trafu pełni jednak odmienne funkcje, w zale no ci od
tego, czy robi to ludzie, którzy osi gn li podkre lane kulturowo cele, czy te ci, którzy ich nie
zrealizowali. U tych, którym si powiodło, jest to bowiem — w sensie psychologicznym — rozbrajaj cy
wyraz skromno ci. W istocie, powiedzenie, e miało si raczej szcz cie ni w zupełno ci zasługiwało na
swój dobry los nie ma nic wspólnego z pych . W kategoriach socjologicznych doktryna trafu głoszona
przez ludzi, którym si powiodło, pełni podwójn funkcj : wyja nia cz st rozbie no pomi dzy zasług
a nagrod , chroni c jednocze nie przed krytycyzmem struktur społeczn , w której si dopuszcza wysok
cz stotliwo owej rozbie no ci. Je eli bowiem sukces zale y przede wszystkim od szcz cia, je li le y
w lepej naturze rzeczy, je eli „pada tam, gdzie chce” i nie sposób orzec, sk d nadchodzi, lub dok d
zmierza, to jasne jest, i nie ma na adnego wpływu i e objawi si tak samo w ka dej strukturze
społecznej.
Ludziom, którym si nie powiodło, a spo ród nich zwłaszcza tym zyskuj cym niewielk nagrod za
swe zasługi i wysiłki, doktryna trafu w swej funkcji psychologicznej umo liwia zachowanie poczucia
własnej warto ci w obliczu pora ki. Mo e równie stanowi dysfunkcj , osłabiaj c motywacj do
dalszych wysiłków
31
. Jak wskazywał Bakke
32
, z socjologicznego punktu widzenia, doktryna ta mo e
odzwierciedla niemo no zrozumienia zasad funkcjonowania społecznego oraz ekonomicznego
systemu i mo e by dysfunkcjonalna, o ile usuwa uzasadnienie działa w kierunku zmian strukturalnych
zmierzaj cych do wi kszej równo ci szans i nagród.
Taka orientacja na los szcz cia i ryzyko, wzmocniona napi ciem sfrustrowanych aspiracji, mo e
pomóc w wyja nieniu wyra nego w pewnych warstwach społecznych zainteresowania hazardem —
rodzajem działalno ci instytucjonalnie zakazanej lub co najwy ej raczej dozwolonej ni preferowanej czy
przepisanej
33
.
U tych, którzy w celu wyja nienia rozbie no ci mi dzy zasług a nagrod nie stosuj doktryny trafu,
mo e si pojawia zindywidualizowana i cyniczna postawa wobec struktury społecznej. Najlepiej
ilustruje j frazes kulturowy: „Liczy si nie to, co umiesz, lecz to, kogo znasz”.
Zatem w społecze stwach takich, jak ameryka skie ogromny nacisk kulturowy na sukces finansowy
oraz struktura społeczna nadmiernie ograniczaj ca praktyczne mo liwo ci odwołania si do uznanych
rodków tworz napi cie skłaniaj ce do poczyna innowacyjnych, które odbiegaj od norm
instytucjonalnych. W tym rodzaju przystosowania zakłada si jednak, e jednostki zostały zsocjalizowane
w sposób niepełny, tak i przy zachowaniu aspiracji do sukcesu porzucaj rodki instytucjonalne. W ród
tych, którzy w pełni zinternalizowali warto ci instytucjonalne, podobna sytuacja prowadzi jednak e
29
„Nation's Business”, vol. 27, nr 9, s. 8 - 9.
30
E. W. Bakke The Unemployed Man, New York 1934, s. 14. Wskazuje on na strukturalne ródła robotniczej wiary w traf.
„Jest nieco beznadziei w sytuacji, w której człowiek zdaje sobie spraw z tego, e jego dobry lub zły los w przewa aj cej
mierze znajduje si poza jego kontrol i zale y od szcz liwego albo nieszcz liwego trafu”. Je li robotnik zmuszony jest do
przystosowania si do cz sto nieprzewidywalnych decyzji kierownictwa, to ma poczucie l ku i niepewno ci pracy: oto
kolejne ródło wiary w przeznaczenie, los, przypadek. Pouczaj ce byłoby stwierdzenie, czy przekonania takie zostaj osła-
bione, kiedy dzi ki działalno ci robotniczych organizacji zostaje zmniejszone prawdopodobie stwo, e robotnicy nie b d
mieli wpływu na swój własny los zawodowy.
31
W sytuacji kra cowej mo e to wywoła rezygnacj i zachowania zrutynizowane (przystosowanie III) lub fatalistyczn
bierno (przystosowanie IV), o której za chwil .
32
E. W. Bakke (The Unemployed Man, s. 14) powiada, i „w porównaniu z biznesmenem czy przedstawicielem wolnego
zawodu, robotnik gorzej si orientuje w procesach, które sprawiaj , e wiedzie mu si dobrze, lub e nie ma szans na
powodzenie. Istnieje zatem wi cej momentów, w których wydarzenia wydaj si zawdzi cza swoje pojawienie si
szcz liwemu albo nieszcz liwemu trafowi”.
33
Por. R. A. Warner New Haven Negroes i H. F. Gosnell Negro Politicians, Chicago 1935, s. 123 - 125; w zwi zku z tym
ogólnym problemem obaj autorzy zwracaj uwag na ogromne zainteresowanie, jakim w ród mniej uprzywilejowanych
Murzynów ciesz si „gry liczbowe”.
cz ciej do innej reakcji: cel zostaje porzucony, ale utrzymuje si konformizm wobec obyczajów. Ten typ
reakcji wymaga bli szego zbadania.
Rytualizm
Rytualistyczny rodzaj przystosowania łatwo jest okre li . Polega on na odrzuceniu kulturowych celów
wielkiego sukcesu finansowego i szybkiego społecznego awansu b d te zani eniu ich do poziomu, na
którym aspiracje jednostki mog zosta zaspokojone. A jednak, chocia zostaje odrzucony kulturowy
wymóg d enia do „wybicia si w wiecie”, cho horyzont zostaje zaw ony, w dalszym ci gu — niemal
przymusowo — przestrzegane s normy instytucjonalne.
Pytanie, czy stanowi to autentyczn dewiacj , jest pewnym wybiegiem terminologicznym. Rytualizmu
nie uwa a si zazwyczaj za problem społeczny, poniewa przystosowanie jest, w gruncie rzeczy, decyzj
subiektywn i poniewa zachowanie to jest instytucjonalnie dozwolone, cho kulturowo nic cenione.
Przyjaciele przystosowanych w ten sposób ludzi mog ocenia ich w kategoriach panuj cych wymogów
kulturowych i „współczu ” im; w konkretnych przypadkach mog uwa a , e „stary Kowalski naprawd
popadł w rutyn ”. Bez wzgl du na to, czy si je okre la jako dewiacj , czy nie, zachowanie takie stanowi
wyra ne odchylenie od modelu kulturowego, w którym ludzie zobowi zani s aktywnie d y , najlepiej
za pomoc rodków zinstytucjonalizowanych, do awansu w społecznej hierarchii.
Wolno oczekiwa , e ten typ przystosowania b dzie dosy cz sty w społecze stwie, w którym status
społeczny jednostki jest w du ej mierze uzale niony od jej własnych osi gni . Jak bowiem cz sto
stwierdzano
34
, ta nieustaj ca, konkurencyjna walka wywołuje ostry l k o status. Jednym ze sposobów
u mierzenia owych niepokojów jest trwałe zani enie poziomu własnych aspiracji, l k powoduje bezruch
lub ci lej — zachowanie zrutynizowane
35
.
Syndrom społecznego rytualisty jest równie znajomy, jak i pouczaj cy. Jego filozofia yciowa wyra a
si w wielu kulturowych frazesach: „Nie b d si wychylał”; „Grunt to działa bezpiecznie”; „Jestem
zadowolony z tego, co mam”; „Nie mierz wysoko — nie spotka ci wtedy rozczarowanie”. W tego
rodzaju postawach przewija si taki oto w tek: du e ambicje powoduj frustracje i zagro enie, podczas
gdy mniejsze daj zadowolenie i bezpiecze stwo. Jest to reakcja na sytuacj , która si wydaje
zagra aj ca, i budzi nieufno . Postaw tak mo na po rednio odnale u robotników z organizacji
przemysłowej, którzy l kaj c si , i zostan „zauwa eni” przez kierownictwo i e „co si stanie”, je li
ich produkcja b dzie na przemian wzrastała i malała, ostro nie ustawiaj swoj wydajno na stałym
poziomie
36
. Jest to punkt widzenia przera onego urz dnika, fanatycznego biurokraty-konformisty
siedz cego w okienku kasjera prywatnego banku lub w głównym biurze przedsi biorstwa robót
publicznych
37
. Jest to, krótko mówi c, sposób przystosowania ludzi na własn r k poszukuj cych
prywatnej ucieczki od niebezpiecze stw i frustracji, które wydaj si im nieodł czne od
współzawodnictwa o najwa niejsze warto ci kulturowe, ucieczki poprzez zarzucenie owych celów i tym
silniejsze przywi zanie do bezpiecznej rutyny i norm instytucjonalnych.
Wolno nam oczekiwa , e w obliczu frustracji spowodowanych dominuj cym naciskiem na wysoko
ulokowane cele kulturowe oraz niewielkimi mo liwo ciami społecznymi Amerykanów z klasy ni szej
charakteryzowa b dzie przystosowanie II — „innowacja”; Amerykanie z klasy ni szej- redniej b d
natomiast szeroko reprezentowani w ród ludzi, których cechuje przystosowanie III — „rytualizm”. To
bowiem wła nie w klasie ni szej- redniej rodzice wywieraj na dzieci ustawiczn presj w kierunku
podporz dkowania si moralnym daniom społecze stwa i tam równie szanse powodzenia w d eniach
do awansu społecznego s mniejsze ni w klasie wy szej- redniej. Twardy trening konformizmu wobec
obyczajów obni a prawdopodobie stwo przystosowania II i zwi ksza je w odniesieniu do
przystosowania III. Surowy trening powoduje, e wielu ludzi d wiga ci kie brzemi l ku. Wzorce
34
Patrz np. H. S. Sullivan Modern conceptions of psychiatry, „Psychiatry” 1940, 3, s. 111 - 112; M. Mead And Keep Your
Powder Dry, New York 1942, rozdz. VII; R. K. Merton, M. Fiske, A. Curtis Mass Persuasion, New York 1946, s. 59-60.
35
P. Janet The fear of action, „Journal of Abnormal Psychology” 1921, 16, s. 150- 160 oraz znakomita analiza F. L. Wellsa
Social maladjustments: adaptive regression, w: Handbook of Social Psychology, C. A. Murchison (ed.), Clark 1935, która
blisko wi e si z rozpatrywanym tu typem Przystosowania.
36
F. J. Roethlisberger, W. J. Dickson Management and the Worker, Boston 1934, rozdz. 18 oraz s. 531 i nast.; w kwestii
bardziej ogólnej patrz tak e wnikliwe, jak zwykle, uwagi G. Murraya Five Stages of Greek Religion, s. 138 - 139.
37
Patrz rozdz. VII, VIII i IX niniejszej ksi ki.
socjalizacji w klasie ni szej- redniej kształtuj wi c tak wła nie struktur charakterologiczn , która
najbardziej predysponuje do rytualizmu
38
, i w zwi zku z tym w tej wła nie warstwie schemat adaptacyjny
III wyst powa powinien najcz ciej
39
.
Nale y jednak podkre li jeszcze raz, jak to uczyniono na wst pie tego rozdziału, e analizujemy tutaj
sposoby przystosowania do sprzeczno ci w strukturze kulturowej i społecznej: nie zajmujemy si
charakterem czy te typami osobowo ci. Jednostki schwytane w sie tych sprzeczno ci mog i faktycznie
wymieniaj jeden sposób przystosowania na inny. Na przykład niektórzy rytuali ci tak drobiazgowo
przestrzegaj przepisów instytucjonalnych, tak bardzo s nimi pochłoni ci, e staj si biurokratami-
wirtuozami, wykazuj c nadmierny konformizm dlatego wła nie, i uprzednie nieprzestrzeganie
przepisów (to znaczy przystosowanie II) zrodziło u nich poczucie winy. Dokonywane czasem przej cia
od adaptacji rytualistycznej do dramatycznych, zakazanych rodzajów przystosowania s dobrze
udokumentowane w klinicznych historiach chorób i cz sto wnikliwie przedstawiane w powie ciach. Po
wydłu onych okresach nadmiernego przystosowania nierzadko nast puj pełne buntu wybuchy
40
. Mimo
38
Patrz np. A. Davis, J. Dollard Children of Bondage, Washington 1940, rozdz. 12: Child Training and Class, który, chocia
traktuje o wzorach socjalizacji charakterystycznych dla Murzynów z klasy ni szej i ni szej- redniej z gł bokiego południa,
wydaje si stosowa równie — z drobnymi poprawkami — do ludno ci białej. W tej kwestii patrz M. C. Erickson Child-
rearing and social status, „American Journal of Sociology” 1946, 53, s. 190 - 192; A. Davis, R. J. Havighurst Social class
and color differences in child-rearing, „American Sociological Review” 1946, 11, s. 698 - 710: „[...] kluczowe znaczenie
klasy społecznej dla badaczy rozwoju człowieka polega na tym, i okre la ona i systematyzuje ró ne rodowiska
socjalizuj ce dzieci z ró nych klas”. „Uogólniaj c wyniki przedstawione w tabelach mo emy powiedzie , e dzieci z klasy
redniej [autorzy nie rozró niaj warstw ni szej- redniej i wy szej- redniej — R.K.M.] wcze niej i konsekwentniej
poddawane s wpływom, które czyni z dziecka osob uporz dkowan , skrupulatn , odpowiedzialn i uległ . W trakcie
owego treningu pop dy dzieci z klasy redniej ulegaj przypuszczalnie silniejszej frustracji”.
39
Hipoteza ta ci gle jeszcze oczekuje testu empirycznego. Badania w tym kierunku zapocz tkowały eksperymenty dotycz ce
„poziomu aspiracji”, w których analizuje si determinanty kształtowania si i zmiany celu w okre lonych, eksperymentalnie
obmy lonych sytuacjach. Istnieje jednak podstawowa, nie przezwyci ona jak dot d, przeszkoda w wyci ganiu wniosków
z sytuacji laboratoryjnej, przy stosun kowo słabym zaanga owaniu ego w dora ne zadania (rozwi zywanie labiryntów na
papierze, rzucanie kółkiem, problemy arytmetyczne itd.), wniosków, które by si stosowały w wypadku silnego emocjonal-
nego zaanga owania w cele sukcesu w rutynie dnia codziennego. Eksperymenty te, powołuj c do ycia grupy ukształtowane
ad hoc, nie były równie w stanie odtworzy silnych nacisków społecznych istniej cych na co dzie . (Jaki eksperyment
laboratoryjny odtworzy na przykład swarliwe zrz dzenie współczesnej Ksantypy: „Nie masz ambicji, oto, co ci dolega;
prawdziwy m czyzna poszedłby i co by zrobił”?) Spo ród bada , które wyra nie, cho w sposób ograniczony wi
si
z omawianym tu zagadnieniem, mo na wymieni przede wszystkim artykuł R. Goulda Some sociological determinants of
goal strivings, „Journal of Social Psychology” 1941, 13, s. 461 - 473; L. Festingera Wish, expectation and group standards
as factors influencing level of aspiration, „Journal of Abnormal and Social Psychology” 1942, 37, s. 184- 200.
Podsumowanie bada znajdzie czytelnik w pracy K. Lewina et al. Level of Aspiration, w: Personality and the Behavior
Disorders, t. 1, J. McV. Hunt (ed.), New York 1944, rozdz. 10.
Koncepcja „sukcesu” jako proporcji osi gni do aspiracji (proporcji systematycznie tropionej w eksperymentach nad
poziomem aspiracji) ma, rzecz jasna, dług histori . G. Murray (Five Stages of Greek Religion, s. 138 - 139) zwraca uwag
na rozpowszechnienie tej koncepcji w ród my licieli greckich czwartego wieku. W pracy Sartor Resartus [(1835), wyd.
polskie 1882, tłum. S. Wi niowski] T. Carlyle powiada natomiast, e „szcz cie” (zaspokojenie) mo e by wyra one
ułamkiem, którego licznik stanowi osi gni cia, mianownik za aspiracje. Bardzo podobny pomysł analizuje W. James
w The Principles of Psychology, t. 1, New York 1902, s. 310 [Fragmenty tomu 1 tej pracy zostały opublikowane w tłum. H.
Buczy skiej-Garewicz w Wybór pism, w: H. Buczy ska-Garewicz James, Warszawa 1973, s. 134 - 153 - przyp. red. pol.].
Patrz tak e F. L. Wells Social maladjustments, s. 879 i P. A. Sorokin Social and Cultural Dynamics, t. 3, New York 1937,
s. 161 - 164 [Fragmenty tej pracy w tłum. B. Chwede czuka zostały opublikowane w Elementy teorii socjologicznych.
Materiały do dziejów współczesnej socjologii zachodniej, wyb. W. Derczy ski, A. Jasi ska-Kania, J. Szacki, Warszawa
1975, s. 292 - 308 — przyp. red. pol.]. Krytyczne znaczenie posiada tutaj pytanie, czy ow dobrze nam znan intuicj da si
podda cisłemu eksperymentowi, w którym wymy lona sytuacja laboratoryjna adekwatnie odtworzy istotne aspekty sytuacji
rzeczywistego ycia, czy te staranna obserwacja codziennych zachowa oka e si płodniejsz metod analizy.
40
E. Clark opisała ten proces z du
doz wra liwo ci w powie ci The Bitter Box, New York 1946. Mo na w tym miejscu
przytoczy analiz E. Fromma z Ucieczki od wolno ci (tłum. O. i A. Ziemilscy, przed. F. Ryszka, Warszawa 1978, s. 164 -
185); nie oznacza to jednak, e przyjmujemy tu jego poj cie „spontaniczno ci” i „wrodzonej skłonno ci ludzkiej do
samorozwoju”. Oto przykład trafnego sformułowania socjologicznego: „Dopóki utrzymujemy, e [...] charakter
«analny», typowy dla europejskich ni szych klas rednich, jest efektem do wiadcze wczesnego dzieci stwa zwi zanych
z procesem wydalania, nie b dziemy mie adnych prawie danych, które pozwoliłyby zrozumie , dlaczego okre lo na
klasa miałaby si odznacza wła nie «analnym» charakterem społecznym. Je li jednak potraktujemy t cech jako
jedn z form powi za człowieka z innymi lud mi, wynikaj c ze struktury charakteru i zrodzon z do wiadcze ze
wiatem zewn trznym, uzyskamy klucz do zrozumienia, dlaczego cały sposób ycia ni szych warstw klasy redniej, ich
ograniczono , izolacja i wrogo , prowadz do rozwoju tego rodzaju struktury charakteru” (E. Fromm Ucieczka od
wolno ci, s. 271). Oto za przykład wypowiedzi wywodz cej si z pewnego rodzaju współczesnego anarchizmu
dobroczynnego, tutaj uznawanego za w tpliwy: „[...] w człowieku tkwi równie pewne wła ciwo ci psychologiczna,
i psychodynamiczne mechanizmy tego typu adaptacji zostały do dobrze opisane i odniesione do
wzorów treningu i socjalizacji w rodzinie, potrzeba jeszcze wielu bada socjologicznych, aby wyja ni ,
dlaczego wzorce te s przypuszczalnie cz stsze w okre lonych warstwach i grupach społecznych.
W naszej obecnej dyskusji zarysowali my wył cznie analityczne ramy bada socjologicznych po wi -
conych temu zagadnieniu.
Wycofanie
O ile przystosowanie I (konformizm) jest najbardziej powszechne, o tyle przystosowanie IV
(odrzucenie celów kulturowych i rodków instytucjonalnych) stanowi prawdopodobnie reakcj spotykan
najrzadziej. Ludzie, którzy si w ten sposób przystosowuj (lub nie przystosowuj ), pozostaj — ci le
rzecz bior c — w społecze stwie, ale do niego nie nale . Z socjologicznego punktu widzenia, to
autentyczni obcy. Nie podzielaj c wspólnego systemu warto ci, mog by uznani za członków
społecze stwa (w odró nieniu od ludno ci) jedynie w sensie formalnym.
Do kategorii tej nale niektóre poczynania adaptacyjne psychotyków, ludzi dotkni tych autyzmem,
pariasów, wyrzutków, włócz gów, wagabundów, trampów, nałogowych alkoholików i narkomanów
41
.
Zarzucili oni zalecane cele kulturowe, a ich zachowania nie odpowiadaj normom instytucjonalnym. Nie
znaczy to, by w niektórych przypadkach ródłem przyj tego przez nich sposobu przystosowania nie była
ta sama struktura społeczna, któr w rzeczywisto ci odrzucili, ani by samo ich istnienie na danym
obszarze nie stanowiło problemu dla członków społecze stwa.
Z punktu widzenia społecznych ródeł owego sposobu adaptacji, najwi ksze prawdopodobie stwo
jego wyst pienia istnieje wtedy, kiedy zarówno cele kulturowe, jak i praktyki instytucjonalne zostały
całkowicie przyswojone przez jednostk (nacechowane emocjonalnie oraz wysoko warto ciowane), lecz
dost pne
rodki instytucjonalne do sukcesu nie prowadz . Powoduje to podwójny konflikt:
zinternalizowane zobowi zanie moralne do przyj cia rodków instytucjonalnych za własne jest sprzeczne
z naciskami w kierunku odwołania si do sposobów niedozwolonych (dzi ki którym cel mo e zosta
osi gni ty), przy czym jednostka odci ta jest od rodków, które s zarówno uznane, jak i skuteczne.
Konkurencyjny porz dek zostaje utrzymany, ale sfrustrowana i upo ledzona jednostka — nic b d c
w stanie stawi mu czoła — wypada z gry. Defetyzm, kwietyzm i rezygnacja znajduj wyraz
w mechanizmach eskapistycznych, które prowadz w ostateczno ci do „ucieczki” od wymogów
stawianych przez społecze stwo. Jest to wi c sposób adaptacji wywołany niepowodzeniami w osi ganiu
celu uznanymi społecznie metodami oraz, ze wzgl du na zinternalizowane zakazy, niemo liwo ci
wykorzystania drogi zakazanej; proces ten ma miejsce wtedy, kiedy najwy sza warto celu sukcesu nie
została jeszcze odrzucona. Konflikt zostaje rozwi zany przez odrzucenie obu stymuluj cych elementów:
celów i rodków. Ucieczka jest całkowita, konflikt wyeliminowany i jednostka staje si człowiekiem
odspołecznionym.
Ten typ zachowania dewiacyjnego jest w yciu publicznym i obrz dowym jak najusilniej pot piany
przez konwencjonalnych przedstawicieli społecze stwa. W przeciwie stwie do konformisty — dzi ki
któremu si obracaj tryby społecze stwa — taki dewiant stanowi nieproduktywne obci enie.
W przeciwie stwie do innowatora, który jest przynajmniej „przebiegły” i aktywny, nie dostrzega on
adnej warto ci w celu sukcesu tak wysoko cenionym przez kultur . W przeciwie stwie do rytualisty,
który si przynajmniej stosuje do zwyczajów, ledwo ledwo zwraca on uwag na praktyki instytucjonalne.
Społecze stwo nie godzi si tak łatwo na takie odrzucenie swoich warto ci. Zgoda oznaczałaby ich
zakwestionowanie. Ci, którzy przestali ugania si za sukcesem, s bezlito nie prze ladowani przez
które
daj usatysfakcjonowania [...]. Najwa niejsz z nich zdaje si by tendencja do wzrostu, do rozwoju i do
realizowania potencjalnych mo liwo ci, jakie człowiek posiadł w toku historii, np. zdolno ci do twórczego i krytycznego
my lenia [...] Wydaje si tak e, e rezultatem tej powszechnej tendencji wzrostowej — b d cej psychologicznym
odpowiednikiem identycznej tendencji biologicznej — s takie specyficzne d
no ci, jak pragnienie wolno ci i nienawi
do przemocy, gdy wolno jest podstawowym warunkiem wzrostu” (ibid., s. 266 - 267).
41
Jest to oczywi cie twierdzenie o charakterze eliptycznym. Ludzie ci mog si nadal orientowa na warto ci własnych
ugrupowa wewn trz szerszego społecze stwa lub sporadycznie na svarto ci wła nie samego społecze stwa
konwencjonalnego. Mog , innymi słowy, si ga po inne sposoby przystosowania. Nietrudno jest jednak wytropi
przystosowanie IV. Na przykład opis zachowa i postaw włócz gi przez N. Andersona mo na z łatwo ci przeło y na
j zyk naszego schematu analitycznego (patrz The Hobo, Chicago 1923, passim, a zwłaszcza s. 93 - 98).
społecze stwo domagaj ce si , by wszyscy jego członkowie do d yli. I tak na przykład w sercu
chicagowskiej dzielnicy lumpów i włócz gów (Hobohemia) znajduj si stragany z ksi kami
wypełnione towarem przeznaczonym do o ywienia obumarłych aspiracji:
„Ksi garnia Gold Coast mie ci si w suterenie starego domostwa, została wybudowana na tyłach ulicy, dzisiaj jest
wci ni ta mi dzy dwa sektory handlowe. Przestrze na przodzie wypełniona jest pólkami, dziwnymi afiszami i plakatami.
Plakaty reklamuj takie ksi
ki, jakie przyci gn uwag tych wyrzutków społecze stwa. Czytamy tam: «[...] Tysi ce
ludzi mija codziennie to miejsce, lecz wi kszo ci z nich nie powodzi si dobrze finansowo. Nie wi cej ni dwa kroki za
nimi zawsze kroczy komornik. Powinni by za to mielsi, odwa niejsi». «Przepychanie si do przodu» od młodo ci
wysysa z nich soki ycia i rzuca na mietnisko ludzkich wraków. Je li chcesz unikn
tego fatalnego losu, losu ogromnej
wi kszo ci ludzi, wejd i kup egzemplarz ksi
ki The Law of Financial Success. Dostarczy ci to nowych pomysłów
i ustawi na najprostszej drodze do sukcesu. Cena 35 centów.
Koło pólek zawsze si kr c ludzie. Kupuj jednak rzadko. Dla lumpa cena sukcesu jest wygórowana, nawet wtedy,
kiedy wynosi 35 centów”
42
.
O ile jednak w yciu codziennym dewiant jest pot piany, o tyle wiat fantazji mo e mu dostarcza
satysfakcji. Kardiner sformułował zatem przypuszczenie, e we współczesnej kulturze ludowej i masowej
takie postaci podtrzymuj „morale i poczucie własnej warto ci dzi ki widowisku przedstawiaj cemu
człowieka, który odrzuca istniej ce ideały i wyra a dla nich pogard ”. Jego filmowym prototypem jest,
oczywi cie, włócz ga Charlie Chaplina.
„To Pan Nikt, który jest doskonale wiadom swojej znikomo ci. Jest zawsze po miewiskiem zwariowanego
i oszałamiaj cego wiata, w którym nie ma dla niego miejsca i od którego nieustannie ucieka w pełne samozadowolenia
nieróbstwo. Jest wolny od konfliktu, poniewa odrzucił pogo za bezpiecze stwem oraz presti em i pogodził si z brakiem
jakiegokolwiek tytułu do cnoty czy wyró nienia [podkr. R.K.M.]. [Jest to dokładny portret charakterologiczny
przystosowania IV — R.K.M.], W wiat zawsze si wł cza jedynie przez przypadek. Napotyka w nim zło i agresj wobec
słabych i bezradnych, z czym walczy nie jest władny. Zawsze jednak e, wbrew sobie, zostaje mistrzem oszukanych
i zniewolonych, nie dzi ki swym zdolno ciom organizacyjnym, lecz przez pospolit i zuchwał chytro , za pomoc której
odkrywa słaby punkt złoczy cy. Pozostaje zawsze pokorny, biedny i samotny, z pogard si odnosz c do niezrozumiałego
wiata i jego warto ci. To posta naszej epoki, skonfundowana dylematem, czy da si zmia d y w walce o osi gni cie
społecznie przyj tych celów sukcesu i władzy (osi ga to tylko raz — w Gor czce złota), czy te popa w beznadziejn
rezygnacj i od nich uciec [podkr. R.K.M.], Włócz ga Charlie'ego przynosi nam wielkie pocieszenie dzi ki temu, e je li
tylko chce, to rozkoszuje si umiej tno ci przechytrzania zgubnych sił zjednoczonych przeciw niemu i dostarcza
wszystkim poczucia satysfakcji, i ostateczna ucieczka od celów społecze stwa w samotno jest aktem wyboru [podkr.
R.K.M.], a nie symptomem jego pora ki. Mickey Mouse stanowi przedłu enie sagi Chaplina”
43
.
Ów czwarty sposób przystosowania jest zatem metod ludzi społecznie wydziedziczonych; je eli nie
otrzymuj adnych nagród oferowanych przez społecze stwo, to prze ywaj równie niewiele frustracji,
oczekuj cych tych, którzy kontynuuj zabiegi o te nagrody. Co wi cej, jest to sposób adaptacji raczej
indywidualny ni grupowy. Chocia jednostki przejawiaj ce ten rodzaj dewiacji ci
czasem ku
o rodkom, gdzie mog spotka innych dewiantów i cho współuczestnicz czasem w ich subkulturze
grupowej, ich adaptacja ma charakter przede wszystkim prywatny i izolowany, a nie ujednolicony pod
egid nowego kodeksu kulturowego. Typ zbiorowego przystosowania musimy jeszcze rozwa y .
.
Bunt
Ten rodzaj przystosowania wyprowadza ludzi na zewn trz otaczaj cej struktury społecznej, aby
tworzyli wizj i próbowali realizowa struktur now , to znaczy zupełnie przekształcon . Zakłada to
wyobcowanie z panuj cych celów i wzorców, które uznawane s za czysto arbitralne. Arbitralne za to,
ci le rzecz bior c, takie, jakie nie s ani prawomocne, ani te nie s w stanic egzekwowa
posłusze stwa, poniewa równie dobrze sytuacja mo e wygl da inaczej. Zorganizowane ruchy
społeczne buntowników w społecze stwie ameryka skim najwyra niej zmierzaj do wprowadzenia
struktury społecznej, w której kulturowe wzorce sukcesu zostan zasadniczo przekształcone
i zagwarantowana zostanie wi ksza zgodno pomi dzy zasług , wysiłkiem i nagrod .
Zanim jednak zanalizujemy „bunt” jako sposób przystosowania, nale y go odró ni od resentymentu,
42
H. W. Zorbaugh The Gold Coast and the Slum, Chicago 1929, s. 105.
43
A. Kardiner The Psychological Frontiers of Society, New York 1945, s. 369 - 370 [Fragmenty tej pracy w tłum.
B. Chwede czuka zostały opublikowane w Elementy teorii socjologicznych, s. S5 - 102 — przyp. red. pol.].
który — cho powierzchownie podobny — jest typem zasadniczo odmiennym. Poj cie resentymentu,
wprowadzone przez Nietzschego w okre lonym, szczególnym znaczeniu, rozwin ł socjologicznie Max
Scheler
44
. To zło one odczucie składa si z trzech powi zanych nawzajem elementów. Jest to, po
pierwsze, rozproszone uczucie nienawi ci, zawi ci i wrogo ci; po drugie, poczucie niemo no ci
aktywnego wyra enia tych emocji wobec osoby albo warstwy społecznej, która je wywołuje, i po trzecie,
nieustanne do wiadczanie na nowo owej bezsilnej wrogo ci
45
. Najistotniejszym elementem
odró niaj cym resentyment od buntu jest fakt, i pierwszy z nich nie obejmuje autentycznej zmiany
warto ci. Resentyment przypomina schemat kwa nych winogron[
46
]; chodzi w nim wył cznie o to, e
po dane, lecz nieosi galne cele w rzeczywisto ci nie reprezentuj cenionych warto ci — ostatecznie, lis
z bajki nie twierdzi, e nie lubi ju w ogóle słodkich winogron, powiada tylko, e te oto konkretne
winogrona nie s słodkie. Bunt, z drugiej strony, dotyczy autentycznej przemiany warto ci, kiedy to
bezpo rednie lub zast pcze do wiadczenie frustracji prowadzi do całkowitego odrzucenia warto ci
uprzednio cenionych — zbuntowany lis odrzuca po prostu powszechnie przyj te upodobanie do słodkich
winogron. W resentymencie pot pia si to, czego si potajemnie po da; w buncie, pot pieniu podlega
samo po danie. Mimo
e s to zjawiska odmienne, w miar jak si zaostrzaj zaburzenia
instytucjonalne, zorganizowany bunt mo e czerpa z wielkiego rezerwuaru ludzi pełnych uraz
i niezadowolonych.
Kiedy system instytucjonalny postrzegany jest jako przeszkoda w realizowaniu uznawanych
społecznie celów, sytuacja dojrzała jest do buntu jako reakcji adaptacyjnej. Lojalno , aby si
przekształci w zorganizowane działanie polityczne - musi nie tylko zosta wycofana z panuj cej
struktury społecznej, ale równie przemieszczona na nowe grupy wyposa one w nowy mit
47
.
Umiejscowienie ródła masowych frustracji w strukturze społecznej oraz zarysowanie struktury
alternatywnej, która najprawdopodobniej nie b dzie powodowała frustracji ludzi zasłu onych, stanowi
podwójn funkcj mitu. Jest to statut działania. Funkcje przeciwstawnego mitu konserwatystów —
naszkicowane krótko w poprzedniej cz ci tego rozdziału — staj si w tym kontek cie jeszcze wyra -
niejsze: jakiekolwiek byłyby ródła masowej frustracji, nie tkwi one w podstawowej strukturze
społecze stwa. Frustracje owe — wedle mitu konserwatywnego — mog le e w naturze rzeczy
i wyst powa w ka dym systemie społecznym: ,,Okresowego, masowego bezrobocia i gospodarczych
depresji nie mo na zlikwidowa za pomoc ustawodawstwa; to zupełnie jak człowiek, który jednego dnia
czuje si dobrze, nast pnego za le”
48
. B d te — zamiast doktryny nieuchronno ci, doktryna
stopniowych, nieznacznych poprawek: „Kilka zmian tu i ówdzie i sprawy potocz si tak gładko, jak
tylko jest to mo liwe”. Albo — doktryna przemieszczaj ca wrogo ze struktury społecznej na jednostk ,
której si „nie powiodło”, jako e ,,w tym kraju ka dy w istocie osi ga to, co sam na siebie sprowadza”.
Oba mity, buntu i konserwatyzmu, zabiegaj o „monopol wyobra ni”, usiłuj c zdefiniowa sytuacj
w ten sposób, aby popchn frustrata do lub od przystosowania V. Obiektem najwi kszej wrogo ci
po ród zbuntowanych staje si przede wszystkim renegat, który — cho jemu samemu si powiodło —
odrzuca panuj ce warto ci. Nic tylko bowiem podwa a warto ci, jak czyni to grupa zbuntowana, ale
stanowi równie wiadectwo, e została załamana jej jedno
49
. A jednak, jak cz sto stwierdzano, to
44
M. Scheler Resentyment a moralno , tłum. J. Garewicz, wst p H. Buczy ska-Garewicz, Warszawa 1977. Praca ta
wywarła du y wpływ na rozmaite koła intelektualne. W artykule V. J. McGilla Scheler's theory of sympathy and love,
„Philosophy and Phenomenological Research” 1942, 2, s. 273 - 291 znajdzie czytelnik znakomit i wywa on analiz
eseju Schelera, wskazuj c na niektóre jego ograniczenia i uprzedzenia, uj cia stanowi ce prototypy koncepcji
nazistowskich, jego orientacj antydemokratyczn , a przy tym genialne czasem intuicje. Patrz tak e opracowanie
S. Ranulfa Moral Indignation and Middle-Class Psychology: A Sociological Study, Copenhagen 1938, s. 199 - 204,
w którym autor słusznie krytykuje pogl d Schelera, jakoby struktura społeczna odgrywała jedynie drugorz dn rol
w resentymencie.
45
M. Scheler Resentyment a moralno
, s. 34 - 35.
46
Sformułowanie „kwa ne winogrona” (sour grapes) pochodzi z bajki La Fontaine'a o lisie, któremu odmówiono tego
przysmaku i który w zwi zku z tym — w celu „ratowania twarzy” — utrzymuje, e winogrona te s zgoła niesmaczne
(kwa ne). Okre lenia „it is sour grapes on his part” u ywa si do opisania postawy człowieka, który swoje
niezadowolenie, rozczarowanie czy zawi wobec cudzych osi gnie usiłuje zniwelowa podwa aj c ich warto
—
przyp. tłum.
47
G. S. Pettee The Process of Revolution, New York 193S, s: 8 - 24, patrz zwłaszcza opis „monopolu wyobra ni”.
48
Wiele frazesów ilustruj cych mit konserwatywny mo na znale w ksi ce R. S. i H. M. Lyndów Middletown in
Transition, New York 1937, s. 408.
49
Patrz wnikliwe spostrze enia G. Simmla Socjologia, tłum. M. Łukasiewicz, wst p S. Nowak, Warszawa 1975, s. 270-
276.
raczej zazwyczaj członkowie klasy wst puj cej ni warstw najbardziej upo ledzonych organizuj ludzi
pełnych uraz i zbuntowanych w grup rewolucyjn .
Skłonno do anomii
Analizowana przez nas struktura społeczna wywołuje skłonno do anomii oraz zachowa
dewiacyjnych. W tego rodzaju porz dku społecznym kładzie si nacisk na pokonanie własnych rywali.
Póki odczucia podtrzymuj ce ten konkurencyjny system podzielone s na cały wachlarz zachowa , a nie
ograniczone jedynie do ostatecznego rezultatu „sukcesu”, wybór rodków instytucjonalnych w du ej
mierze pozostaje w obr bie kontroli instytucjonalnej. Kiedy jednak e nacisk kulturowy przesuwa si
z satysfakcji płyn cych z samego współzawodnictwa na niemal wył czne zainteresowanie jego
rezultatem, wynikaj ce st d napi cie powoduje załamanie struktury regulatywnej. Przy takim osłabieniu
kontroli instytucjonalnej powstaje sytuacja zbli ona do tej, któr filozofowie-utylitary ci bł dnie
uznawali za charakterystyczn dla społecze stwa: sytuacja, w której kalkulacja osobistego zysku i l k
przed kar stanowi wył czne czynniki reguluj ce.
Owa skłonno do anomii nie oddziałuje równomiernie w całym społecze stwie. W obecnej analizie
próbowano wskaza warstwy najbardziej podatne na dewiacje i przedstawi niektóre mechanizmy
wytwarzaj ce owe naciski. Sukces finansowy został wybrany jako główny cel kulturowy tylko w celu
uproszczenia problemu, cho w magazynie wspólnych warto ci istniej , rzecz jasna, cele alternatywne.
Dla przykładu, osi gni cia intelektualne i artystyczne dostarczaj alternatywnych wzorów kariery nie
przynosz cej wysokich nagród pieni nych. System jest w pewnym stopniu ustabilizowany, o ile
struktura kulturowa obdarza presti em owe alternatywy, struktura społeczna za zapewnia do nich dost p.
Potencjalni dewianci mog nadal pozostawa konformistami ze wzgl du na owe pomocnicze zespoły
warto ci.
Podstawowe skłonno ci do anomii utrzymuj si jednak nadal i na nie si wła nie zwraca uwag
w przedstawionym tu schemacie analitycznym.
Rola rodziny
Podsumowuj c powy sze rozwa ania, trzeba na zako czenie powiedzie co o roli, jak we wzorach
zachowa dewiacyjnych odgrywa rodzina.
Jest ona oczywi cie najwa niejszym pasem transmisyjnym, który słu y przekazywaniu wzorców
kulturowych nast pnemu pokoleniu. Do bardzo niedawna pomijano jednak fakt, i rodzina przekazuje
przewa nie cz
kultury, dost pn warstwie społecznej i grupom, w których si znajduj sami rodzice.
Jest to wi c mechanizm socjalizowania dziecka w kategoriach celów kulturowych i obyczajów
charakterystycznych dla tego w skiego kr gu grup społecznych. Socjalizacja nie jest te bynajmniej
ograniczona do bezpo redniego treningu i podporz dkowywania. Proces ten jest przynajmniej w cz ci
mimowolny. Obok bezpo rednich zalece , nagród i kar, dziecko - obserwuj c codzienne zachowania
i lu ne rozmowy rodziców — wystawione jest na oddziaływanie społecznych prototypów. Dzieci
nierzadko odkrywaj i internalizuj standardy kulturowe, je li nawet nie zostały one sformułowane
explicite i nie sprowadzone do przepisów.
Schematy j zykowe stanowi wyra ny dowód (łatwy do zaobserwowania metod kliniczn ) na to, e
w procesie socjalizacji dzieci odkrywaj wzorce, które nie zostały sformułowane dla nich explicite przez
starszych lub rówie ników i których dzieci nie potrafi same wyrazi . Powtarzaj ce si bł dy j zykowe
dzieci s wielce pouczaj ce. A wi c, dziecko spontanicznie b dzie u ywało takich słów, jak „mouses”
czy ,,moneys”, cho nigdy nie słyszało takich wyra e ani nie uczono go „zasad tworzenia liczby
mnogiej”. Albo - dziecko stworzy takie słowa, jak „falled”, „runned”, „singed”, „hitted”, chocia
w wieku trzech lat nie uczono go „zasad” odmiany czasowników. B d te okre li wybrany k sek jako
„gooder”, lepszy ni inny, mniej ulubiony, lub mo e — przez logiczne rozwini cie — opisze go jako
„goodest”, najlepszy ze wszystkich. Dziecko odkryło oczywi cie ukryte paradygmaty wyra ania liczby
mnogiej, odmiany czasowników i stopniowania przymiotników. wiadczy o tym sama istota jego bł du
i niewła ciwe zastosowanie paradygmatu
50
.
Mo na zatem hipotetycznie zało y ,
e dziecko jest równie
ywo zaj te wynajdywaniem
i post powaniem wedle ukrytych paradygmatów ocen kulturowych, klasyfikowania ludzi i rzeczy oraz
kształtowania godnych szacunku celów, jak i przyswajaniem orientacji kulturowej prezentowanej
w ci głym strumieniu nakazów, wyja nie i napomnie ze strony rodziców. Wydaje si , e oprócz
wa kich bada psychologii gł bi nad procesem socjalizacji, istnieje potrzeba przeprowadzenia
uzupełniaj cej, bezpo redniej obserwacji dyfuzji kulturowej wewn trz rodziny. Niewykluczone, i
dziecko zachowuje w sobie ukryty paradygmat warto ci kulturowych, który odkryło w codziennych
zachowaniach swoich rodziców, nawet je li jest on sprzeczny z zaleceniami i napomnieniami
formułowanymi przez nich explicite.
Równie istotna dla obecnych rozwa a jest projekcja rodzicielskich ambicji na dziecko. Jak dobrze
wiadomo, w obliczu osobistej „pora ki” albo ograniczonego „sukcesu” wielu rodziców tłumi swe
pocz tkowe cele-warto ci i odracza dalsze wysiłki, próbuj c zast pczo osi gn cel poprzez dzieci.
„Oddziaływanie mo e nast pi ze strony matki lub ojca. Nierzadko które z rodziców ma nadziej , e
dziecko osi gnie szczyty, których on lub ona osi gn nie zdołali”
51
. W przeprowadzonym niedawno
badaniu organizacji społecznej osiedli mieszkaniowych stwierdzili my,
e du a cz
białych
i Murzynów o niskiej pozycji zawodowej pragn ła dla swych dzieci kariery zwi zanej z wykonywaniem
wolnego zawodu
52
. Gdyby powy sze odkrycie zostało potwierdzone w dalszych badaniach, miałoby to
du e znaczenie dla rozpatrywanego tutaj problemu. Je li bowiem kompensacyjna projekcja ambicji
rodzicielskich na dzieci jest rozpowszechniona, to znaczy to, i wła nie rodzice najmniej zdolni do
zapewnienia swym dzieciom swobodnego dost pu do mo liwo ci — „nieudacznicy” i „frustraci” —
wywieraj na nie najsilniejsz presj w kierunku du ych osi gni . A jak widzieli my, ten syndrom
wysokich aspiracji i ograniczonych w rzeczywisto ci szans stanowi wła nie wzorzec skłaniaj cy do
zachowa dewiacyjnych. Je eli mimowolna rola rodzinnej socjalizacji do zachowa dewiacyjnych uj ta
ma by w perspektywie naszego schematu analitycznego, to pojawia si wyra na potrzeba bada
po wi conych kształtowaniu si celów zawodowych w ró nych warstwach społecznych.
Uwagi ko cowe
Powinno by dla wszystkich rzecz oczywist to, e powy sze rozwa ania nie miały charakteru
moralizatorskiego. Jakiekolwiek byłyby odczucia czytelnika odno nie do moralnej celowo ci
skoordynowania celów i rodków struktury społecznej, jasne jest, e niedoskonała ich koordynacja
prowadzi do anomii. Je li jedn z najbardziej powszechnych funkcji struktury społecznej jest
zapewnienie podstaw przewidywalno ci i regularno ci zachowa społecznych, w miar jak owe elementy
struktury społecznej rozszczepiaj si , staje si ono coraz mniej skuteczne. W sytuacji kra cowej
przewidywalno zostaje zminimalizowana i pojawia si stan, który słusznie mo na nazwa anomi lub
kulturowym chaosem.
Esej ten — dotycz cy strukturalnych ródeł zachowa dewiacyjnych — ma charakter zaledwie
wst pny. Nie dokonałem tu szczegółowej analizy elementów strukturalnych, które skłaniaj do
okre lonej reakcji spo ród dost pnych jednostkom umieszczonym w niestabilnej strukturze społecznej;
pomin łem w du ej mierze (cho nie negowałem) wag socjopsychologicznych procesów
determinuj cych takie, a nie inne rozmiary owych reakcji; krótko jedynie rozwa yłem społeczne funkcje
spełniane przez zachowania dewiacyjne; nie poddałem szczegółowemu testowi empirycznemu mocy
wyja niaj cej schematu analitycznego poprzez okre lenie grupowych ró nic w zachowaniach
dewiacyjnych i konformistycznych; wspomniałem zaledwie o zachowaniach buntowników pragn cych
przemodelowa system społeczny.
Takie i pokrewne problemy mog by , jak my l , z po ytkiem analizowane za pomoc tego schematu.
50
W. Stern Psychology of Early Childhood, New York 1924, s. 166: autor odnotowuje zjawisko takich bł dów (np.
„drinked”, zamiast „dranic”), nic wyci ga jednak wniosków odno nie do odkrycia przez dzieci ukrytych
paradygmatów.
51
H. A. Murray et al. Explorations in Personality, s. 307.
52
Ze studium społecznej organizacji społeczno ci planowanej: R. K. Merton, P. S. West, M. Jahoda Patterns of Social
Life (rps).