1
Teoria Darwina o powstawaniu gatunków
a paradygmat ewolucjonizmu
Profesor Janusz .S. Keller(SGGW-Warszawa)
Wiara i wiedza, to dwie dziedziny myśli ludzkiej, które powinny być
komplementarne. Konflikt między nimi powstaje wówczas, gdy poglądy
będące przedmiotem wiary usiłuje się przedstawić jako należące do
aktualnego zasobu naszej wiedzy opartej na dowodach naukowych. Taka
sytuacja wydaje się mieć miejsce w odniesieniu do ewolucjonizmu.
Spróbujmy rozwinąć tę myśl.
Ogromne bogactwo i różnorodność świata zwierząt i roślin
fascynowały ludzi we wszystkich okresach historycznych i na wszystkich
kontynentach; wyrazem tego są liczne rysunki znajdowane na skałach w
jaskiniach oraz zachowane na papirusach i starych pergaminach. Fascynacja
ta była u wielu ludzi źródłem wiary w istnienie inteligentnej, działającej
celowo i planowo mocy sprawczej, a więc – potężnego Boga istniejącego
poza światem widzialnym. Dla innych ludzi stanowiła ona z kolei impuls do
przypisywania samej materii takich naturalnych własności, które w okresie
miliardów lat powodują samorzutne powstawanie z niej form żywych,
rozwijających się w następstwie różnorodnych procesów fizycznych i
chemicznych, przebiegających w zasadzie bez z góry określonego celu i
planu, w wyniku losowego kumulowania się milionów przypadkowych
efektów addytywnych.
Wychodząc z pozycji kreacjonistycznych kilku przyrodników żyjących
w Europie w XVII. i XVIII. wieku próbowało dokonać systematycznej
klasyfikacji istniejącego aktualnie świata roślin i zwierząt (taksonomii).
Należy do nich zaliczyć przede wszystkim angielskiego przyrodnika Johna
Ray’a oraz szwedzkiego botanika Carla von Linné (nazywanego w Polsce
Linneuszem). Pierwszy sklasyfikował głównie rośliny i częściowo ptaki
2
(wspólnie z F. Willaugby’m) oraz sformułował definicję gatunku, biorąc za
podstawę klasyfikacji nie tylko cechy anatomiczne, ale także sposób rozrodu.
Drugi zaproponował przyjęcie systematyki hierarchicznej, kilkustopniowej
(wyróżniającej królestwa – typy – rzędy – rodziny – rodzaje – gatunki), która
jest stosowana w zasadzie do dzisiaj, oczywiście z pewnymi modyfikacjami.
W wyniku tych prac każda istota żywa może być obecnie zaliczona do jakiejś
jednej określonej jednostki taksonomicznej i na ogół niema z tym większych
trudności.
Znani są również wielcy filozofowie i uczeni, którzy uważali, że
poszczególne gatunki zwierząt i roślin nie są stałymi jednostkami
taksonomicznymi, lecz ewoluują, ulegają stałym przemianom, a nawet
przekształcają się jedne w drugie. Na przykład Empedokles już około 2500 lat
temu twierdził, że po uformowaniu się Ziemi najpierw pojawiło się życie
roślinne, a dopiero z roślin „wypączkowało” życie zwierzęce. Z kolei
współcześnie z Linneuszem żył we Francji Georges Louis Leclerc, hrabia de
Buffon, który w swoim dziele p.t. Histoire aturelle pisał, że bizon
północnoamerykański może pochodzić od wołu, który przemieścił się z
Europy do regionu umiarkowanych temperatur Ameryki i przekształcił w
bizona.
Mimo, że rozmaite idee związane z istnieniem ewolucji przewijały się
przez całą historię ludzkości, to jednak milowy krok w tej dziedzinie został
dokonany dopiero 150 lat temu przez Karola Darwina, przyrodnika
angielskiego żyjącego w XIX. wieku. Uczony ten nie tylko uznawał i
propagował teorię ewolucji, ale istotnie ją rozwinął, bowiem podjął również
próbę wyjaśnienia mechanizmu tego procesu. W 1859 r. autor ten
opublikował swoje dzieło p.t. „O powstawaniu gatunków drogą doboru
naturalnego”, które wywarło ogromny wpływ na całe pokolenia
przyrodników.
3
Istotą teorii ewolucji według Darwina jest twierdzenie, że obserwowana
obecnie na ziemi wielka różnorodność form istot żywych jest wynikiem
ciągłego, naturalnego, spontanicznego pojawiania się u poszczególnych
osobników w każdej populacji i w każdej epoce różnorodnych,
przypadkowych, bezkierunkowych zmian w budowie lub funkcjonowaniu
organizmu, przy czym część tych zmian sprzyja większej rozrodczości, w
konsekwencji czego są one potem utrwalane w populacji przez dobór
naturalny, a w wyniku kumulowania się doprowadzają do powstawania
nowych form tworzących nowe gatunki.
Tak więc – nieco inaczej to formułując – teoria Darwina opiera się na
trzech fundamentalnych założeniach:
1/ że zmienność obserwowana w świecie roślin i zwierząt ma charakter
ciągły;
2/ że spontaniczne, bezkierunkowe zmiany występujące nieustannie u
wszystkich istot żywych pod wpływem czynników działających przypadkowo
mają charakter dziedziczny i zwiększają zasób informacji genetycznej
przekazywanej potomstwu;
3/ że istnieje mechanizm doboru naturalnego polegający na kojarzeniu się
między sobą przede wszystkim tej części osobników jakiejś populacji, która
jest lepiej przystosowana do danych warunków środowiska zewnętrznego,
czego wyrazem jest, że lepiej się rozmnaża. Darwin rozróżniał przy tym
pojęcie doboru naturalnego od pojęcia doboru płciowego, czyli
indywidualnego dobierania się w pary osobników charakteryzujących się
atrakcyjniejszym dla płci przeciwnej wyglądem, lub zachowaniem.
Myślę, że można zaryzykować twierdzenie, iż ogromny rozwój wiedzy
z zakresu fizjologii, biochemii, genetyki molekularnej, genetyki populacji,
paleontologii oraz informatyki nie dostarczył przekonujących dowodów
naukowych na potwierdzenie którejkolwiek z tych podstawowych hipotez
Darwina.
4
W
czasach
Darwina
uważano,
że
autonomiczną
jednostką
odziedziczaną po rodzicach jest pojedyncza cecha anatomiczna lub
fizjologiczna, widzialna i mierzalna, tzw. fenotypowa. Dziś wiadomo, że
wszystkie cechy anatomiczne, fizjologiczne i biochemiczne jakiegoś
organizmu są ze sobą ściśle powiązane w jedną funkcjonalną całość.
Jednostką autonomiczną jest cały organizm, a nie jakakolwiek pojedyncza
jego część. Zmiana jednej cechy musi w konsekwencji wiązać się z
jednoczesną zmianą wielu innych, aby organizm funkcjonował nadal
harmonijnie. Ta pozornie prosta zmiana naszego spojrzenia pociąga daleko
idące skutki.
W publikacjach z zakresu ewolucji zastanawiano się najczęściej nad
przekształcaniem się łusek w pióra, zmianami kształtu czaszki, rozwojem
kończyn i t. p. Obecnie uważamy, że różnice na przykład między gadami a
ptakami polegają głównie na tym, że gady są zmiennocieplne, a ptaki
stałocieplne, gady mają zdolność hibernacji, a ptaki – nie, gady są w
większości mięsożerne, a ptaki posiadają dwa żołądki (mięśniowy i
gruczołowy), co ułatwia im trawienie pokarmu roślinnego.
Każda, nawet najmniejsza cecha organizmu jest uwarunkowana budową i
funkcją wielu białek, a te są zaprogramowane przez jednostki dziedziczności
zwane genami. Każde zwierzę jest zaprogramowane przez ogromną ilość
takich jednostek. W organizmie ludzi na przykład działa kilkadziesiąt tysięcy
genów. Aby wśród zwierząt powstała jakaś nowa jednostka
taksonomiczna, muszą nie tylko powstać setki, albo tysiące nowych
genów, ale wszystkie one muszą współdziałać ściśle ze sobą oraz z genami
już istniejącymi u danego gatunku. Prawdopodobieństwo zaistnienia
takiego procesu jest tak niewielkie, że z punkt widzenia teorii
prawdopodobieństwa nie powinno się go w ogóle brać pod uwagę.
Argument, że ten proces zachodzi w ciągu miliardów lat nie wydaje się być tu
5
przekonywujący, bo zasada materializmu dialektycznego o przechodzeniu
ilości w jakość nigdzie się dotąd nie sprawdziła.
Analiza ilości genów u zwierząt należących do różnych jednostek
taksonomicznych zwiększa się istotnie w miarę posuwania się w górę po
szczeblach drabiny klasyfikacyjnej. Współczesna genetyka molekularna
wykazuje z kolei, że w procesie dziedziczenia występuje typowy
mechanizm przekazywania informacji, a więc procesu zachodzącego przy
użyciu jakiegoś kodu. Zgodnie z definicją sformułowaną w ostatnich latach
przez Wernera Gita, profesora Uniwersytetu w Brunszwiku, informacja jest
wartością niematerialną, nie może powstawać samorzutnie w żadnych
procesach fizycznych, chemicznych, ani statystycznych. Kod służący do
przekazywania informacji (bez użycia mowy) musi być opracowany przez
jakiegoś inteligentnego nadawcę i odczytywany przez inteligentnego
odbiorcę. Jak te prawidłowości mogą być zastosowane do interpretacji
procesu dziedziczenia cech u istot żywych, polegającego na kumulowaniu się
zdarzeń przypadkowych, bezcelowych?
Dobór naturalny według Darwina jest mechanizmem segregującym
zachodzące spontanicznie przypadkowe zmiany na pozytywne, korzystne,
zwiększające zdolności przystosowywania się organizmu do warunków
środowiska naturalnego, oraz na negatywne, niekorzystne lub obojętne dla
danego organizmu.
Powstaje pytanie:
- O jakie przystosowania tu chodzi? – Czy należy uważać na przykład, że
ptaki są lepiej przystosowane do środowiska, niż gady, od których mają się
wywodzić, a ludzie – lepiej od orangutanów?
Zdając sobie sprawę z tego problemu Darwin sprecyzował, że wyrazem
lepszego przystosowania się organizmów do środowiska jest ich większa
rozrodczość i że to ona decyduje o utrwalaniu się zmian korzystnych. Wobec
tego powstaje następne pytanie:
6
- Czy ptaki charakteryzują się z reguły większą rozrodczością, niż gady, a
ludzie większą, niż orangutany? – Chyba – nie!
W aktualnie istniejącej przyrodzie widzimy wyraźnie wyodrębnione
jednostki taksonomiczne, natomiast brak jest form przejściowych między
nimi. Współcześnie żyje na przykład ponad 9 000 gatunków ptaków i ok.
8 000 gatunków gadów, ale w ani jednym przypadku nie mamy
wątpliwości, czy dany osobnik jest gadem, czy ptakiem.
Każdy paleontolog wie, że również w zapisie kopalnianym brak jest
tysięcy form przejściowych między poszczególnymi jednostkami
taksonomicznymi zwierząt i roślin, jakie powinny się zachować, niezależnie
od szczątków gatunków wymarłych. Według samego Darwina takich ogniw
pośrednich powinno być całe mnóstwo. Z naukowego punktu widzenia brak
jakichś dowodów nie oznacza, że ich w ogóle niema i nigdy nie będzie, ale też
nie można twierdzić, że kiedyś zostaną na pewno znalezione.
Reasumując powyższe rozważania należy uznać, że żadna z
podstawowych hipotez, na których została oparta teoria Darwina o
powstawaniu gatunków nie wytrzymuje krytyki w świetle współczesnej
wiedzy, bowiem ani jedna z nich nie jest udokumentowana dostatecznie
mocnymi dowodami naukowymi.
Mimo to, istnieje bardzo poważny problem, polegający na tym, że ta co
najmniej mocno dyskusyjna teoria została zaakceptowana nieomal
powszechnie. Zupełnie niezrozumiały jest ponadto fakt, że teoria ta
została rozciągnięta na prawie wszystkie dziedziny naszego życia, łącznie
z kulturą, sztuką, ekonomią, psychologią i całym życiem intelektualnym,
tworząc cały zespół poglądów zwany ewolucjonizmem. Można śmiało
uważać, że poglądy te stanowią obecnie typowy paradygmat, tak jak niegdyś
powszechnie wyznawana teoria o geocentrycznej organizacji Wszechświata,
lub jak zbiór twierdzeń geometrii euklidesowej. Problem polega na tym, że
ewolucjonizm powinien być zaliczany do dziedziny wiary, a nie – do
7
zakresu aktualnej wiedzy naukowej opartej na niekwestionowanych
dowodach, jak tego chcą ewolucjoniści.
Trzeba też jednoznacznie zdefiniować, że ewolucjonizm prezentuje nurt
materialistyczny w filozofii przyrody i stanowi antytezę kreacjonizmu. Nie
wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Wielu ewolucjonistów twierdzi, że
wierzy w Boga i uważa się za chrześcijan, a wielu zdeklarowanych
chrześcijan wierzy w ewolucję. W rzeczywistości poglądy te wykluczają
się.
Istnieją również bardzo przykre skutki praktyczne tego konfliktu. W
krajach rozwiniętych cywilizacyjnie panuje obecnie na ogół atmosfera
dużej tolerancji dla spraw wiary, wyznania, przyjętej filozofii. 9iestety
nie w Polsce. U nas zdarza się, że nawet na wyższych uczelniach
organizowane są zebrania quasi-naukowe, na których rozważa się poważnie
hipotezę, czy istnieją dowody naukowe na istnienie w procesach
ewolucyjnych związków przyczynowo-skutkowych świadczących o działaniu
sił nadprzyrodzonych. Innymi słowy – czy istnieją dowody naukowe na
istnienie Boga? Przykładem takiego zebrania był w połowie stycznia b.r.
wykład otwarty zorganizowany na Uniwersytecie Warszawskim na temat
ewentualnego funkcjonowania w ewolucji jakiegoś inteligentnego projektu.
Jako bezsporny dowód na istnienie mechanizmu ewolucji wykładowca
omawiał serię sklepień w katedrach gotyckich o różnym stopniu ostrości
łuków oraz pokazywał zestaw czaszek różniących się długością żuchwy.
Ten żenujący poziom wykładu był powodem bulwersacji dużej części
środowiska naukowego, a zażenowanie i zniesmaczenie zebranych było
pogłębione dodatkowo skandalicznym zupełnie zachowaniem prowadzącego
zebranie, który wyszydzał i poniżał ludzi niewierzących w ewolucję.
8