Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 2 01 Świt

background image

„ wit” jest drug opowie ci z cyklu „Szlak Piastów”. Podobnie

jak opowie pierwsza - „Zaranie”, „ wit” jest wzorowany na redniowiecznym
eposie rycerskim. T em wydarze w prywatnych prze yciach bohaterów s
przypuszczenia autora, dotycz ce czasu, przyczyny i przebiegu powstania
przyja ni w giersko-polskiej. Ponadto autor próbuje zgadn

dlaczego na

naszym brzegu Ba tyku nie powsta y kolonie Normanów. Wikingowie u nas
bywali, lecz nie zagnie dzili si , jak to by o na Sycylii, w Normandii czy na
wyspach brytyjskch po bitwie pod Hastings. (1066). A przecie do nas mieli bli ej
i, podobno, u nas jeszcze nie by o tak silnego pa stwa, aby si skandynawskim
zbójom przeciwstawi ...

Reginald LANCA STER

Z cyklu

Szlak Piastówo ludziach i wydarzeniach z pograniczy przygody i historii

opowie druga pod tytu em

background image

W I T

Wydawnictwo BDE Ósemka

Kowary 2007

str. 1.
Rozdzia 0
Pami o przysz

ci

Czyta em niegdy poradnik dla kierowców samochodów. Autor rozwodzi si nad skutkami usz-

kodzenia akumulatora i pr dnicy. G ównie pr dnicy samochodowej, bo wtedy – wed ug autora – a-
kumulator te odmówi pos usze stwa. Odmówi, gdy twierdzi ten znawca – na zap on idzie wpra-
wdzie niewiele pr du, lecz w ko cu akumulator stanie si wyczerpany – b dzie za s aby aby
spowodowa powstanie iskry w wiecy samochodowej. Paliwo nie zapali si w cylindrze i silnik
zga nie.

Gdyby ten autor zna histori ... Mo e zastanowi by si jak to dawniej by o z silnikami. By y

pr dnice? A silniki bez akumulatorów by y? Znalaz by akumulator w starym, doczepnym silniku
do ódki albo do zwyczjnego roweru? Tych urz dze w silnikach nie by o, a one jednak nie gas y...

Nawet teraz ten spec móg by znale pi motorow z silnikiem spalinowym – bez

akumulatora
To prawda, e samo zapuszczenie takiego bezakumulatorowego silnika jest trudniejsze – trzeba si
nakr ci korb albo naszarpa , nawini

na wa startera lin , lecz po zapuszczeniu taki silnik ju

adnego pr du z akumulatora b pr dnicy nie potrzenuje – dostaje pr d z elektromagnesiku w

cewce rozruchowej, wspó dzia aj cej z przerywaczem.
Niby w zestawie narz dzi w samochodach nie tak starych jak owi „specjali ci” by y korby do
roz-ruchu awaryjnego, lecz ju wtedy trafiali si ludzie, neguj cy mo liwo pracy silnika bez
akumu-latora. Ci ludzie po prostu nie znali historii, wi c s dzili, e akumulatory i pr dnice by y
konieczne od zawsze, by silniki spalinowe mog y pracowa .Tak,tak – znajomo tego,co by o
przedtem,to jest
historia
i znajomo dat wcale do tej wiedzy nie jest konieczna! Wa ne z historii jest to, co nam si
mo e przyda . Niekoniecznie chodzi o rzeczy praktyczne w rodzaju wiedzy o powstawaniu iskry
dla zapalania paliwa w cylindrze. Chyba równie wa ne jest to, aby my si nie dali oszukiwa w taki
sam sposób jak byli oszukiwani nasi przodkowie? Ba, wpierw musimy wiedzie – kto i jak ich o-
szukiwa ...

Niestety pami ludzka ma ograniczon pojemno , wi c ta wiedza historyczna atwo jest

wypierana przez inne wydarzenia, które chcemy lub musimy zapami ta . Niby pami tamy, e kto
ukrad koron Boles awa Chrobrego i on musia czeka na inn koron a

wier wieku. Ale szcze-

background image

gó y ulecia y z naszej pami ci i znalezienie ich w m drych ksi gach mo e by

atwiejsze, je eli pa-

mi tamy lub mamy zanotowane - kiedy ta kradzie mia a miejsce. Wtedy odszukujemy ksi gi z
czasu troch pó niejszego lub zapisy z wydarze w roku kradzie y i odczytujemy, e koron ukrad
Astryk Atanazy, który dosta zlecenie zawiezienia jej do Italii, by móg j po wi ci papie .
Owszem, zawióz , ale po wi con koron dostarczy Stefanowi W gierskiemu i ni Stefana
koronowa , bo od papie a dosta wcze niej nominacj na arcybiskupa czy prymasa W gier. Reszt
musimy sobie „do piewa ”, bo w ksi gach nie ma – kto to wszystko uknu . Trudno si domy li ?
Domu lanie si u atwiaja nam wydarzenia sprzed koronacji Chrobrego na króla Polski. Znowu
potrzebna jest data i dzi ki niej dowiadujemy si , i ludzie Chrobrego ukradli koron , któr zak a-
dano przysz emu cesarzowi rzymskiemu narodu niemieckiego. Koron t zwróci a dopiero Ryksa,

ona króla Mieszka II, który by bezp odny, lecz ogloszono go ojcem a dwóch synów -Bezpryma

oraz Kazimierza. A kronikarz czeski, Kosmas, wyra nie napisa , e Mieszkowi wy uszczono j dra,
bo i tak nie by y przydatne do rozrodu. Ten fakt mia nieco usprawiedliwi w adc Czech, który
nakaza Mieszka zoperowa i wiat ,wspó czesny tym wydarzeniom, bardzo Czecha pot pia .

Jak si o tych wydarzeniach wie, to ju nie trzeba si rozpisywa o dziwnym zachowaniu

Mieszka, który „swojego” pierworodnego oddali od mo liwo ci dziedziczenia korony , a drugiego
nazwa Kazi-mirem (kazi mir - i ten mir, czyli nakazany ad, jest odt d ska ony). Dodatkowo
mo na si dowiedzie , e Bezprym nie by tak e synem Ryksy, a innej ony Mieszko nie mia , bo
do niewiast od zawsze nie mia poci gu. Wiedz c te rzeczy, nie wybrzydza si na posta Boles awa
Srogiego, który m ci si za mier swojego Bezpryma, a Mieszko przestaje by jakim dziwakiem,
nie kochaj cym swoich dzieci. Zrozumia y tak e staje si jego stary przydomek – Gnu ny.

Niestety – pe no jest „historyków – specjalistów” tak samo bieg ych jak wy ej opisani

„specjali ci od silników spalinowych” Na wszelki wypadek, eby si niektóre sprawy nie wyda y,
zakazuje si uczenia w szkole niewygodnych fragmentów historii. Na przyk ad ca kowicie prawie
wyrzucono ze szkó histori staro ytn (sprzed roku 410 po narodzeniu Chrystusa).
Przez takie postanowienia dochodzi do swoistej „logiki historycznej” i s dzi si , e skoro teraz
demokracja polega na wyborze wi kszo ci g osów, to i w staro ytnych Atenach tak by musia o.
Tymczasem tam obowi zywa a jednomy lno . Je eli by o dwóch dowódców wojska i ka dy mia
inne zdanie, to... No, co wtedy? Otó staro ytni nie byli g upcami i obaj dowódcy zgadzali si
jednomy lnie, e losowanie wska e wa niejszego, albo e ka dy z nich b dzie najwa niejszy co
drugi dzie . Jak chodzi o wybór wi kszo ci g osów, to by to wynalazek republiki, a ta zaistnia a
historycznie (czyli przetrwa y opisuj ce j ksi gi) w staro ytnym Rzymie.
Czy bez tego mo na si obej ? Niby mo na, bo ta wiedza ani na zarobki za robot nie wp ywa,
ani do podnoszenia kieliszka konieczna nie jest. Jednak z drugiej strony jak si wie, e ca kowite
wej cie ch opów do narodu polskiego jeszcze si nie zako czy o, a maj oni gorzej ni inne
warstwy Polaków, to atwiej znie ró nego rodzaju przywileje dla ch opów, chocia by malutk
sk adk na emerytur w ich KRUSiE (odpowiednik ZUSu, tyle e dla ch opów).
Jest co , co ka demu przemówi do rozumu i zach ci go do poznawania historii. Tym czym jest
przysz

. Czy naprawd jej nie znamy? Czy nie da si przewidzie prawie wszystkiego? No, zgo-

da – nie jest si jasnowidzem i szczegó y s przed nami zakryte. Jednak e powtarzalno zachowa
ludzkich pozwala spodziewa si w przysz

ci niebezpiecze stw, zagro

, które ju dzi

potrafimy nazwa i do nich si przygotowa .

Mo e si zdarzy wielka awaria systemu wytwarzania i dostarczania gazu i pr du

elektrycznego? Mo e si ona zdarzy w okresie trzaskaj cych mrozów? A co my wiemy o
sposobach naszych przodków, zapewniaj cych przetrwanie ci kiej zimy? Czy nie pozbywamy si
starych, eliwnych piecyków? Czy rozpalimy ogie jak nam zapa ki „wyjd ”?

Da si pi na sposób zwierz cy, je palcami, ale gdyby my umieli – jak przodkowie –

sporz dzi sobie naczynia i przybory domowe...

Zauwa a si g oszenie braku po ytku z rzeczy ma ych. Niegdy ka dy móg sporz dzi dla

siebie ma elektrowni wiatrow albo wodn . Jeszcze teraz mo na zrobi wiatraczek, zdolny nap -
dza w pobli u naszego mieszkania, mo e na balkonie, pr dnic samochodow . Da si na strumyku
urz dzi nap d wi kszej pr dnicy przez ko o wodne podsi bierne (bez spi trzania wody). Czy kie-

background image

dy by y na to potrzebne zezwolenia? Mo e warto si gn do historii i sprawdzi ?
Czego si nie tkn , to ju w przesz

ci by o i mo na ze starych do wiadcze korzysta . Po to,

by - pami taj c o przysz

ci i mo liwych niebezpiecze stwach, mie na wszelki wypadek

zabezpieczenia. Je li nie w przedmiotach, to w naszej wiedzy. No, i w my leniu, bazuj cym na
przesz

ci, a dla po ytku czasów przysz ych. Podam przyk ad niezbyt powa ny, lecz wa ny.

Gdyby nasza pramatka, Ewa, postanowi a, w ramach pokuty za grzech pierworodny, zachowa tak
zwan czysto cielesn , to... Inny przyk ad: je li elektrownie atomowe s bezpieczne, to dlaczego
nie buduje si ich w Warszawie, która potrzebuje wiele energii, a jej przesy anie na du e odleg

ci

jest kosztowne i po czone z ulatywaniem cz ci pr du na zewn trz przewodów? Warto pozna
przyczyny tej „zb dnej” ostro no ci rz dów co do miejsca budowy? S one w historii...

Zdarza si sprzeciw przeciwko szkole, surowym nauczycielom, zb dnym wymaganiom co do

wiedzy, za surowym ocenom i tak dalej. A w przesz

ci, jak by o? Szko a by a przymusowa? By a

tania dla wszystkich uczniów? Czy by o wielu ch tnych do uczenia si ? Czy teraz brakuje ch tnych
do uczenia si za w asne pieni dze w szko ach prywatnych? Czy chodzi tylko o papier,o dyplom,
lub wiadectwo? Czy chcemy mie potomków, którzy by o nas i naszych poprzednikach pami tali
oraz korzystali z tego, co my wiemy i zrobimy?

Istnienie przysz

ci polega ma na tym, e zaistniej ludzie, umiej cy liczy up yw czasu.

Bowiem, je li ich zabraknie, to nikt nie b dzie wiedzia czy czas czasami nie stan w miejscu.

eby zaistnia a przysz

, konieczna jest wiedza o przesz

ci. Pami tajmy o tym, bo bez tej

pami cimo e si zdarzy wysadzenie naszego wiata i rozproszenie go w kosmosie.

background image

Str. 3.
Rozdzia I
Na go ci cu
Ten go ciniec, ta droga by a jeszcze ca kiem wie a. D uga ne pnie starych, grubych sosen,le -
cych jedna przy drugiej, jedna za drug – czubek przy pi cie, pi ta przy czubku, zmy lnie poodwra-
canych raz pi

, raz wierzcho kiem do przodu – ten an pni s

si niby prosta rzeka w korycie

wyr banym przez drwali w starej puszczy. Na pierwszy rzut oka go ciniec robi wra enie g adkiej,
br zowej wst gi, pomalowanej kor sosen, lecz z bliska widzia o si , e droga jeszcze nie jest
wymoszczona. Widocznie budowniczowie zostawili trud moszczenia naturze – jesie spowoduje
opadanie mi dzy d

nice igliwia, lato wysuszy k py mchu, a wiatr naniesie je na drog , deszcz

sp ucze igliwie, mech i li cie, nielicznych w puszczy drzew li ciastych, w szpary mi dzy

nicami i droga stanie si rzeczywi cie równa jakby j kto strugiem g adzi . Teraz, korzystaj cy

z go ci ca musieliby bardzo uwa

, aby w szpar nie wpad o ko o ich wozu, kopyto ich konia,

albo ich w a-sna stopa. Wiadomo, e wcisn

co w szpar jest atwo, lecz wydoby z

powrotem...Jedynie po bo-kach, w pobli u cian puszczy budowniczowie narzucali na drog le nej

ció ki i przykryli j zie-mi . Wprawdzie niezbyt dbale, wprawdzie byle jak i nierówno, lecz te

pobocza nadawa yby si do jako-tako wygodnego podró owania. Ba! Z puszczy mo e wypa
nag e zagro enie – mo e zbójcy, mo e zwierz dziki, mo e spróchnia e drzewo si obali i uskoczy
nie zdolisz...
Pewno dlatego ten zmordowany ko , widoczny z dala ze wzgl du na plamisto umaszczenia,
wlók si

rodkiem go ci ca. eb zwiesi sm tnie a nisko -jakby z rozpaczy nad nierówno ci pod-

a i wielkim oddaleniem od stajni z pe nym obem. Trudno by o dociec, czy okrywaj ce konia

zwa y kurzu i resztki zastyg ej piany bardziej koniowi ci

, czy te bardziej os aniaj skór przed

rojami much i lepaków. W ka dym razie i owady, i ci ar znosi z widoczn oboj tno ci , nawet
nie próbuj c macha ogonem dla zaznaczenia, e co mu doswiera. W

ciwie na to wygl da o, e

ju dawno powinien pa , albo powinien ledwie cz apa noga za nog . A on szed , chocia na my l
nieodparcie przychodzi o co mi dzy limakiem a

wiem.

Niejakie w tpliwo ci co do stanu sprawno ci konia powodowa cz owiek, siedz cy na ko skim
grzbiecie, dok adniej na siodle,wcale do konia nie umocowanym, bo popr g si widocznie odpi ,
za je dziec albo tego nie zauwa

, albo nie mia si na zsi cie z konia i ponowne wskrabanie si

na ko skie plecy. Gdyby nie ta niedba

u ytkownika – siod o nale

oby nazwa przednim i dro-

gim. Jaki pan – taki kram, tedy stan je

ca nasuwa na my l przypuszczernie o s abo ci konia.

Trudno dociec przyczyny, dla której ten cz owiek na koniu znalaz si w

nie w tym miejscu.

Poza tym, e jecha

rodkiem go ci ca, jako ju rzekli my – bezpieczniejszym od pobocza – nie

by o wida zdolno ci tego je

ca do zapobiegania czemukolwiek, nie wiadomo nawet czy by zau-

wa

potkni cie konia, lub nawet jego zatrzymanie si . Sz om chyba os ania jego g ow od

ca, lecz tak by przekrzywiony, jako dziwnie zsuniety na bok, e przed ciosem miecza ju by

nie os o-ni . Niby nowy, dobry he m, a w

ciwie nieprzydatny z powodu niedba

ci w

ciciela o

asne bezpiecze stwo, je li pominie si brak troski o wygl d. Nawet kolczy fartuszek z ty u

he mu, maj cy os ania przed ciosem kark w

ciciela, fartuszek wyra nie posrebrzany, bogaty,

przedniej jako ci – opar si i sfa dowa na barku cz owieka, a wygl da tak samo zmi ty, jak i

ciciel.

Strzemiona dynda y w takt st pu konia, a stopy je

ca, obute w skórzane trzewiki z cholewk

do pó

ydki zwisa y bezw adnie ko o strzemion. W te cholewki wkasane by y obcis e spodnie z

wyprawionej, osiowej skóry. Zarówno buty jak i spodnie wygl da yby dostatnio, musia y nale
do cz owieka zamo nego, atoli kurz powbijany w pory skóry nadawa im wygl d mocno
zaniedbany
Tak samo wygl da dobrej jako ci kabat, niedawno musia pob yskiwa od jakiego smarowid a do
skór, a teraz zda si poplamiony potem i resztkami t uszczu z potraw. Obraz n dzy i bezradno ci, a
je li do

do wygl du m a sakw , bujaj

si na jednym rzemieniu, bo drugi by urwany, je li

przypatrze si poz acanej pochwie miecza, która obija a si nieregularnie o bok konia lub o siod o,
bo by a le umocowana przy siodle, je li pos ucha grzechotu grotów strza do uku w ko czanie ze
srebrzystymi okuciami – widocznie ten niedbaluch po prostu wrzuci te strza y luzem, zamiast
powtyka je mi dzy specjalnie poprzyklejanymi paskami dziczej skóry z sier ci , je li to wszystko

background image

Str. 4.
wzi pod uwag , to obraz ów wo

o pomoc lub prosi si o ch tnego do przej cia wierzchowca

razem z wyposa eniem woja, by o to zadba lub odprzeda .
Tak, ten cz ek wyposa ony jak woj z polskiej dru yny, woj niepo ledni, zdatny by do wojaczki
jak dwie gomó ki mas a do mielenia ziaren zbo a na kasz . Pozbawiony s ug, nie ochraniany przez
towarzyszy, wyczerpany najwidoczniej podró – to by a, jednym s owem uj wszy, pokusa,

druj ca w nieznane i tylko ch tnego do zabrania mu wszyskiego, ycia nie wy czaj c,

brakowa o.

Sposobno czyni z odzieja, pokusa przywabia z oczy ców, przestrzega si przed kuszeniem

losu brakiem przemy lnego post powania, bezbronno czyni odwa nymi ludzi bez sumienia, jak
kto igra z losem, to si doigra... Jak kto kracze, to i wykracze – powiada si po ród S owian, lecz to,
doprawdy niczyjego krakania wina, e si taki gamo odwa

lub bezmy lnie ruszy w drog

przez bezludny obszar puszczy. Sam sobie móg by winny ten b cwa , ta niedojda i niezgu a.
Nie mo e by nikomu dziwno, e z puszczy, obramowuj cej go ciniec, jak brzegi obramowuj
nurt rzeki, wychyn y byle jak odziane postacie, a je dziec, chyba, tych n dzników nie dostrzega .
Chocia ... Zdaje si , e woj po

r

w pobli u r koje ci miecza i ta r ka nieznacznie

przesuwa a si ku tej rekoje ci, a potem obj a j jakby z ulg i ju pozosta a nieruchoma.

Stworzenie, nie zas uguj ce na miano wierzchowca, zatrzyma o si i jeszcze bardziej zwiesi o

eb.Je dziec jakby si przeckn z g bokiego snu. Uniós g ow i niedbale odwraca j to w lewo,

to w prawo, mo e usi uj c rozpozna miejsce zatrzymania si konia. Mo liwe, e katem oka dos-
trzeg , a mo e przeoczy sun ce od ty u postacie, najwyra niej zmierzajace skrycie w jego kierunku.

Ch tni do jedzenia kwa nych jab ek, wspó cze nie – amatorzy atwej, bo nie zapracowanej

zdobyczy z cudzego sadu, znalaz szy si o par na cie kroków za zdobycz , wrzasn li i rzucili si

dem na atwy – zdawa oby si – up. Tymczasem czeka na nich dobyty b yskawicznie z pochwy

miecz. O dziwo miecz nie roz upywa nacieraj cych zbirów na dwoje, nie upa ostrzem pod ych
czerepów – raczej uderza p azem z umiarkowan si .

up! - dawa o si s ysze uderzenie p azem w jaki bark i zaraz wrzask uderzonego

powiadamia , e boli, ale si nie umar o. Eech! - rozlega si okrzyk rzezimieszka walni tego stop
je

ca w bok. Kh – uuu! - to st kn i zaj cza jeszcze jeden zbój, a potem odskoczy w ty ,bo

dzi ku niemu miecz, wiszcz cy jak piszcza ka archanio a, wzywaj cego na s d ostateczny.

Atoli si a z ego na jednego – zbójcy okazali si dzielni, tym bardziej, e nie by o po ich stronie
poleg ych. Pewno zdawa o im si , e napadni ty nie ma dostatecznej si y, aby zadawa

mier , tedy

wnet si zm czy i wtedy go si zrzuci z konia, zwi e lub da mu si mocno w eb, odrze si
nieprzytomnego ze wszystkiego, ko t zdobycz atwo ud wignie, a pokonany, mo e trup – niechaj
le y bez zmys ów lub bez ycia na go ci cu. Zreszt , mo e zamieni si go w niewolnego, którego

atwo mo na sprzeda kupcom z Bizancjum albo w drownym Arabom.

Zajad

sfory napastników ros a. Cz sto ich doskoków i uników sta a si godna podziwu, a

je

cowi rzeczywi cie si nie przybywa o. Ju dawno by go dostali, gdyby nie pomoc konia, który

jakby nagle nabra wigoru i kopa , gryz , popycha cwoim cia em lub tylko zadem b

tylko

piersi .
Mimo dzielnej postawy napadni ty by by w ko cu uleg lub zacz zabija . Nie musia , bo naraz
grupa walcz cych zosta a otoczona wi ksz grup wojów, u ywaj cych s owa, czyli S owian. Ci
woje zachowywali wobec napadni tego nieboraka wyra ny szacunek, a zbójów apali i wi zali
przygotowanymi rzemieniami. owcy stali si nagle own zwierzyn . Próbowali si wyrywa ,
uchodzi , k sali, drapali i co – nareszcie – mówili. Jednak nie by o to s owo – to z pewno ci byli
zbóje obcy, przybysze z obcej strony, mo e znad wschodniej cz ci Ba tyku, mo e gdzie ze
wschodu, a mo e z krainy wikingów. Na pewno nie byli to Niemce ani Czesi czy Morawce.
- Sprzedamy toto za morze, tam ich naucz zrozumia ej mowy i uczciwej pracy – odezwa si
uratowany z obie y przez przyby ych z pomoc jezdnych wojów.
- Stoigniewie – ozwa si jeden z tych wojów – odpocz by si zda o. P dzasz nas po tym go -
ci cu od rana. Prawda, e z apalim ju trzeci kup , atoli oddycha coraz trudniej...
- Dobra – ozwa si nazwany Stoigniewem – odprowadzim ich do Obornik i tam odpoczniem.
- Panie – zabrzmia obcy g os i wszyscy obrócili oczy na wy szego od innych zbójc o jasnych

osach,bardzo si ró ni cego od kr pych i czarniawych towarzyszy napa ci – panie, jam str. 5.

background image

str. 5.

owianin

- Ooo! To b dziesz wisie – powiedaia Stoigniew. - Obcym mo em darowa ywot, ich ywia
nam zarobek przynie mo e. Jednako swojaka za zdrajc uzna musim i obwiesi ci trzeba.
- Kiedy mnie przymusili...
- Iii tam !
- Prawd rzek em. Nigdy z w asnej woli nikogo nie napad em.
- Przecie ci nie wi zali. Ani ci nikto z nich nie pilnowa . Ani uchodzi od nich nie próbowa –
sam widzia em,

móg – z ty u za innymi si trzyma

. Tchórz ci oblecie musia . adna strata

jak zadyndasz na so nie. Zdrajca i tchórz... Tfu!
- Wszystko powiem, panie, jeno na osobno ci, bo wiadków si boj – ten zwi zany ogie mia
w oczach, patrz cych bardzo prosz co a arliwie.

- Na osobno ci to ja mog gada z cz owiekiem, który w dobrych zamiarach przybywa i o

rozmow prosi – Stoigniew wzruszy barkami – ty na zbójnictwie pojmany i b dziesz gada jak ci
kat naka e podczas dociekania prawdy o miejscu pobytu reszty waszych wspólników w zbójeckim
rzemio le. W Obornikach wy piewasz wi cej ni ci b

pyta . Naka innym powsta i w stron

Obornik pod ajcie ra no, bo ch osta b dziem za lamazarno .

- Kiedy... - znowu zacz s owia ski zbójca, lecz zamilk , zapewne widz c beznadziejno

swego po

enia.

* * * * *

Zbójców p dzono rodkiem go ci ca. Rece mieli pokr powane rzemieniami, wrzynajacymi si
w przeguby przy najmniejszym szarpni ciu. A jak nie szarpa , kiedy si jest zwi zanym z innymi

ugim powrozem, którego ko ce s przyczepione do ków dwóch siode ? Je li któremu w szpar

mi dzy d

nicami wpadnie noga i nie zd

y jej natychmiast wyci gn , to wszystkich szarpnie ten

powróz, r ce wykr ca, rzemienie rani skór i mi nie. A kiedy nieszcz nicy wyj albo st kaj , to
je

cy szarpi ko ce powroza, co nie jest zabiegiem przeciwbólowym. Tak e ciosy p azem

miecza, tak e kopni cia, uk ucia grotami oszczepów... Urozmaicenie jest du e i tylko z

liwiec

móg by drwi , e czuje si tylko najmocniejszy ból, tedy on jakby agodzi bóle pomniejsze...

Wkrótce nogi zbójów sta y si poodzierane ze skóry do ywego mi sa. Pot i zy cieka y po

policzkach, od razów w plecy pokazywa y si miejsca sine, krwi podbiegniete, rodek go ci ca,
znaczony krwi ze zbójeckich ran sta si czerwon

cie

. Przetrwa . Wytrzyma . To by y

ówne zamiary p dzonych. Wiedzieli, ze woje im nie wspó czuj . Lecz alu o to mie nie mogli -

sami niejednokrotnie pastwili si nad napadanymi przez siebie, gorsi byli od drapie nych zwierz t,
które morduj jeno dla zaspokojenia g odu, a oni... Tak zawdy bywa, e z odziej jab ek z cudzego
sadu nie ma alu do psa ogrodnika za to, e go pies pok sa .
W pewnej chwili jeden ze zbójów potkn si mocniej ni to si do tej pory zdarza o i obali si
– leg jak d ugi, a inni popadali na niego. Sypn y si na le cych razy i przekle stwa. Kilku wojów
zsiad o z koni, by porozpl tywa pogmatwany powróz i pr dzej doprowadzi zgraj rabusiów do
porz dku marszowego. Trzeba by o powróz rozwi zywa w paru miejscach, potem znowu trzeba

dzie wi za . Ech, niechciana mitr ga by a powodem wy adowywania z

ci przez gwa towne

szarpanie ustawianych w rz d z oczy ców. Znowu u ywano kopniaków, kuksa ców, popchni i
szturcha ców, urozmaicanych niewybrednymi s owami, uchodz cymi w yciu zwczajnym za
obra -liwe i wszeteczne.
Naraz jeden ze zbójów d ugim susem dopad stoj cego nieopodal konia, nie tykaj c strzemienia
wskoczy nako ski grzbiet jedno uderzenie pi tami, uchwycenie – ju w galopie – cugli i ju mo na
by o zobaczy tylko jego plecy i ko ski zad. Pewno skr ci w las za jakie dwa – trzy stajania i szu-
kaj wiatru w polu.
Wojów stupor porazi – ani si który ruszy . No, ale pozostali zbóje odebrali tyle razów, ile by o
treba dla ca kowitego wy adowania w ciek

ci stra ników spowodowanej okpieniem przez takiego

podleca, takiego achmyt przebrzyd ego, nic nie wartego wypierdka – psia jego ma . By go
pokr ci o, by go strzygi i w piry w lesie dopad y, by si po ama , utopi , spali w p omieniach, eby
go grom z jasnego nieba trafi ! Gdyby uciekinier s ysza te yczenia, to umrze by nie zdo

, bo

samo przymierzanie si do rodzaju mierci, której mu yczyli woje, zabra oby wi cej czasu ni
mo e

zwyczajny cz owiek.

background image

str. 6.
- Który to s owem w ada? - spyta Stoigniew.
Nie by o odpowiedzi, aden zbójca nie da zna , e pojmuje pytanie.
- Widzisz go, bystrzaka – powiedzia drwi co Stoigniew – teraz gotów przysi ga ,

my go do

ucieczki zmusili.
- Tu niedaleko, w prawo od go ci ca jest osada wierkówki – powiedzia jeden z wojów. - Pa-
mi tam, bom tam nocowa , kiedy my jechali z Ustki do was. Je li chcecie, mog zaprowadzi ;
mo e tam zbieg ...

- Nie trzeba – Stoigniew machn r

– jeden mniej, jeden wi cej... Ró nica ma a, a twoi

towarzysze w Ustce czekaj zmiany jak wybawienia. Trzy lata s

by wkrótce im minie. Radzi by

do domów...

Jechali nadal w stron Obornik. Stoigniew poprawi swoje oporz dzenie, otrzepa z kurzu

wszystko, co by o mo na,reszt brudu zostawi do sposobniejszej chwili.Teraz trudno by oby w nim
rozpozna t ofiar losu wystawion na wabika, b

pokuszeniem dla ch tnych na atwy zaro-

bek.Wkrótce dop dzi y ich inne oddzia ki dru ynników z dziesi tnikami na czele. Ka dy z do-

czaj cych oddzia ków odprowadza by pojmanych na go ci cu zbójów, te owy by y wst pnym

wiczeniem przed s

w dru ynie, a po tej wprawce Stoigniew zawiedzie ich do Ustki, gdzie

podmieni inny, stary oddzia . Ci m odzi byli bardzo czujni, gotowi na ka de s owo Stoigniewa
skinieniem g owy i pospiesznym, starannym wykonaniem polecenia odpowiedzie . Wszak trzy lata

by przed nimi, warto zaskarbi sobie uznanie dowódcy – wtedy mniej si b dzie czepia

ka dego drobiazgu. Lepiej, i by zachowywa si jak starszy druh, ni li tak, jak srogi ociec... Kilku
by o nawet gotowych jeszcze raz do Poznania ruszy z tymi na ko cu owów pojmanymi i jeszcze
raz dogna Stoigniewa z reszt oddzia u. Stoigniew w

nie przemy liwa czy wyrazi na to zgod ,

kiedy jeden z tych m odzików powiedzia :

- Na zakr cie przed nami wida konnego. Stoi jak kamie graniczny – bez ruchu, nawet ko

znieruchomia . Mo e jakowy pomnik?
- Ja mojego konia poznaj – powiedzia woj, który musia korzysta z podjezdka, obci onego
wyposa eniem woja i zapasami ywno ci. - Ja mu nogi z zadka powyrywam – cedzi przez z by.
- Taki wstyd! Ju ja mu poka gdzie raki zimuj , ja go oducz kra konia i na nim uchodzi .

- On ci nie s yszy – powiedzia Stoigniew. - On ci chce twojego konia odda z powrotem.

Zobacz, e ju blisko, ju by go z uku... A on ani drgnie. Ej e! Ani si wa ! Schowaj uk z
powrotem!
- Jak to? - w

ciciel skradzionego konia ca y poczerwienia z podniecenia i ochoty do zemsty

za ha

– czu si o mieszony udan ucieczk zbira na koniu bez nale ytej przeszkody uprowa-

dzonym.
- Zd ysz mu skór wygarbowa , bo nie ucieka – powiedzia Stoigniew.

Ten zbieg najwyra niej czeka na nich. Kiedy zbli yli si do niego na pó stajania, ruszy

koniem ku nim i zatrzyma si przed Stoigniewem, jad cym na czele oddzia u. Ko Stoigniewa te
si zatrzyma , jakby chcia pogada z koniem, powracaj cego do niewoli zbiega.

- Chc zwróci zwierz , bom nie rabu i cudz w asno szanuj – powiedzia spokojnie

owia ski zbój-nie zbój, patrz c Stoigniewowi prosto w oczy. -Jako cie chcieli, przybywam do

was z w asnej woli i o pos uchanie na osobno ci prosz .

Stoigniew, nic nie mówi c, zsiad z konia i ruszy powolnym krokirm ku cianie puszczy. Za

nim, stawiaj c krótsze a pr dsze kroki, nad

ni szy o g ow , ch tny do rozmowy z dowódc

wojów.Trzej dziesi tnicy w mgnieniu oka zsun li si z siode i wartkim biegiem pognali do puszczy
w bok od miejsca, w którym do lasu wszed Stoigniew. Biegn c, dziesi tnicy zsuwali uki przez
rami na ukos przewieszone i dobywali strza y z ko czanów, si gaj c r

do ty u – na w asne ple-

cy, gdzie te ko czany wisia y, te przewieszone na ukos przez piersi i rami , tyle e przez inne
rami ni

uki. M odzi woje bacznie si przygl dali poczynaniom dziesi tników i karbowali we

asnej pami ci nale yty sposób zachowania przy ubezpieczaniu w asnego dowódcy. ciana

puszczy – krzewy na jej brzegu - chwia y si jeszcze przez chwil po wej ciu ludzi mi dzy drzewa,
po czym wszystko znieruchomia o i ucich o.
Stoigniew zatrzyma si w g stwie leszczyn i odwróci ku s owia skiemu m odzianowi jeszcze nie
wiedzia czy mu wierzy, lecz nie obawia si m okosa, znacznie ni szego i s abiej zbudowanego

background image

str. 7.
- Mów! - powiedzia Stoigniew, patrz c uwa nie twarz ch opaka.
- Grododzier ca Obornik,Doman,znosi si ze zbójami – powiedzia ch opak, ciszaj c g os i roz-
gl daj c si czujnie dooko a.
- Sk d to wiesz? - spyta Stoigniew szorstkim g osem. - To oskar enie jest gro ne dla ciebie. Je -
li dowodu nie masz – na m ki ci oddam samemu Domanowi.
- Doman korzy ci ma ze zbójów – powiedzia ch opak. Ju dawno móg ich wypleni , a on... On
bogactwo lubi.
- Wielu lubi – powiedzia Stoigniew. Ja nie dam wiary zbójcy, który na swojaków, na zbójców
takie rzeczy wygaduje.
- Przeciem mówi , em nie zbój – obruszy si ch opak. - Ja ze wierkówek jestem. Zbóje za-
grozili, e jak za t umacza u nich nie b

, to wierkówki z dymem puszcz . A tam moi bliscy.

- Wida by o,

tutejszy – powiedzia Stoigniew – alem przypuszcza , e zbójcom za

przewod-nika s

ysz. Domanowi t umaczy

? On si z nimi spotyka przy tobie?

- Tak – powiedzia ch opak. - On i jeszcze jeden. Ja im do oczu nie stan – bojam si okrutnie.
- Przecie mog

zbójów oszukiwa zauwa

Stoigniew.

- Nie lza by o – powiedzia ch opak gor cym g osem - oni troch nasz mow rozumiej , a ja
nie wiem jak dobrze. Ja i was, panie, bojam si mocno. Mo

cie druh Domana... Ja z wami do

Obornik nie pojad . Ale jak si dowiem,

cie Domana ukarali, to rad si stawi i do osady

zbójców was i waszych wojów zawiod .
- G upi – powiedzia Stoigniew. Je lim zbójca, to wasze wierkówki i twoi bliscy... Nie poj-
mujesz, ze jake zacz to i sko czy musisz? Ju ja znajd sposób na wybadanie Domana. Jeno
tego drugiego musisz mi wskaza . eb ci szmatami obwi em i samymi oczmi dasz znak trzy razy
mocno mrugaj c. Zgoda?
- Zgoda – powiedzia ch opak - g osem dr

cym mocniej ni li li osiki.

- Teraz powrócim na drog , dasz si do siod a przywi za i g ow sobie obwin . Za mn blisko
pojedziesz i ucieka nie próbuj, bo strza a z uku pr dsza od cwa u konia. W Obornikach... Pami taj
o daniu znaku!
- A co zrobicie jak Doman si zaprze? - spyta ch opaka
- Jak wielu tych zbójów? - Stoigniew pomin milczeniem to pytanie ch opaka.
- Osiedle ca e. Baby maj i dzieci. To gród jest od Obornik nie mniejszy. Waszych wojów nie
starczy, ale my z okolicy bym radzi pomogli. Ze wierkówek i z Ociszyna. Jakby tak zbójów z
zaskoczenia...
- Dobra – Stoigniew by dobrej my li – jak ju poka esz tych dwóch, to niby ujdziesz i pojutrze
na krzy ówce go ci ca z drog do...
- Do wierkówek, panie, stamt d do Druska bli ej.
- Pami taj, e o losie twoich wierkówek twoje czyny postanowi . Jakby uszed , to ci b

szu-

ka a najd .

* * * * *

Uda o si . Doman zamkni ty w loszku zacz w g os lebiedzi , g

no si kaja i obiecowa

powiedzie wszystko. Godniej zachowywa si jego wspólnik, lecz na m ki wzi ty wygada
wszystko, potwierdzaj c s owa ch opaka ze wierkówek. Uwi zionym podano zwyczajne jedzenie,
co natchn o ich nadziej i uciszy o. Wieczorem i nast pnego ranka skrzypienie studziennych óra-
wi ni porykiwanie byd a i kwik nierogacizny, domagaj cych si ludzkiej obs ugi, zbudzi y tylko
niektórych wojów. Reszta spa a snem sprawiedliwych. Stoigniew dowiedzia si od wyznaczonych
na noc stra y, e nikt nawet nie próbowa porozumie si z Domanem ni z jego wspólnikiem. Ca y
nast pny dzie up yn na przygotowaniu i omawianiu planu zniszczenia zbójeckiego gniazda.
Warianty by y dwa – bez pomocy mieszka ców okolicznych wsi i z ich udzia em. Po zmroku,
kiedy powrócili zwiadowcy ze wierkówek i Ocieszyna, odpad wariant dzia ania tylko z udzia em
samych wojów.
- Dobra nasza – mrukn , ju w

u grododzier cy, Stoigniew.

background image

str. 8.
Rozdzia II
W Pa acu Lecha
Krakowiacy, jak sami o sobie mówili mieszka cy Krakowa, zrobili co mogli, by ksi

Lech by

zadowolony z ich dzie a. Wynaj ci za po rednictwem ksi cia Kazimira rzemie lnicy urz dzili
wnetrze pa acu pozna skiego na podobie stwo Wawelu, tyle e wszystko by o znacznie pomniej-
szone. Prace trwa y d ugo, w mi dzyczasie ksi

Lech dobrza po wylewie krwi do g owy, na za-

ko czenie prac ksi

wszed do pa acu prawie samodzielnie i powiedzia , e jest bardzo zadowo-

lony z dzie a Ma opolan. Trzeba by o im zap aci niema o, lecz wn trze bardzo by o wygodne oraz
przytulne i nie za ma e, chocia niedu e. Dodatkowo nale y potwierdzi , e ka dy nowy go
Lecha
chwali pi kno wn trza. Wprawdzie nie samo w sobie, lecz przez porównanie z wra eniem, jakie
si odnosi o, patrz c na pa ac z zewn trz. Ksi

powiada , e dobra i taka pochwa a, jego córka

przyrównywa a te pochwa y do rad, by dzi kowa Swarzecowi za istnienie szkarad, bo zawsze to
milej mie

wiadomo , i w porównaniu z nimi jeste my adniejsi... Co tam! By pa ac i to jedyny

w Wielkopolsce, tedy nie mo na go by o nazwa najszkaradniejszym. A wn trze by o pi kne
naprawd i naprawd wygodne.
Pa ac umieszczono po rodku Ostrowu Lecha – tak nazwano ostrów na Warcie. Ostrów, czyli po

owia sku wyspa, dosta imi na cze wielkiego wodza, który przyprowadzi z zachodu, zza aby

wi kszo Polan, dowodzi nimi w zwyci skiej bitwie z Goplanami, podporz dkowa Polanom
ksi stwo Sprewian, przyczyni si do zawarcia cis ego przymierza Polan z Wi lanami i w ogóle
by najlepszy, najwi kszy, najbardziej czci godny i godny pomników za ywota. Lech bardzo
ubole-wa , mówi , e takie pomniki ywemu ustanawiane wieszcz pr dki i marny koniec ycia, a
to dla-tego, i budowla upami tniaj ca czy upami tniaj ce miano jest wyrazem t sknoty
budowniczych czy te nadaj cych nazw do takiego stanu, w którym uczczonego ju nie b dzie
po ród ywych. Swarzec czasem wys uchuje pró b wiernych, a zawdy zna ich t sknoty. Je li

sknot pojmie jako pro

i zechce j spe ni ...

Zrozumiano niepokoje ksi cia i zmieniono nazw ostrowu – odt d swa si Ostrowem wi tyn-
nym, jako e w pobok pa acu Lecha pobudowano chram Swarzeca. Nie taki wielki i nawiedzany
przez pielgrzymów jak chram na Lednicy, jednak od pa acu nieco wi kszy i maj cy wi cej go ci,
tedy nazwa by a zasadnie ustanowiona.
By oby mo e inaczej, nazwa ostrowu by zosta a – nie jako nazwa pomnika – gdyby Lech spra-
wowa w adz , lecz on ust pi pierwszego miejsca Piastowi, a potem obaj dziadowie ust pili
miejsca Siemowitowi – synowi Piasta, maj cemu za on córk Lecha, Dragos aw , co postanowi
zjazd Polan nied ugo po mierci Popiela na Mysiej Wie y.
W swoim pa acu Lech zajmowa si g ównie trosk o w asne zdrowie,zapowiada o si , e osi -
gnie w tej dziedzinie cel – b dzie móg dosiada konia i uczestniczy w owach z oszczepem w
prawej, zdrowej r ce. Cz sto Lech by odwiedzany przez Siemowita z rodzin i tym tak e zajmowa
si Lech – musia dopilnowa cho by tego,aby wszyscy wiedzieli gdzie przebywa ksi

Polski i do

tego miejsca kierowali wsystkie powiadomienia o wa nych wydarzeniach, wszystkie pro by, dary,
pos ów, pytania i co tam jeszcze by o trzeba. Trzeba przyzna , e Siemowit, przebywaj c w pa acu
Lecha, cz sto prosi te cia o rad i c z a s e m zgodnie z tak rad post powa . Có , owo czasem
bywa o za rzadko jak na upodobanie Lecha...
Czasem, szczególnie podczas bytno ci pary ksi

cej z dzie mi, zje

do pa acu Lecha Piast,

ju pozbawiony towarzystwa zmar ej Rzepichy, lecz nie pozbawiony pogody ducha i namys u
przed wypowiedzeniem jakiego s du czy zgody albo zaprzeczenia.
Jak by o – tak by o, raz zadowolenie trwa o przy jednym, innym razem przy dwóch, a bywa o, i
wszyscy trzej cieszyli si ze wspólnego, zgodnego zdania. Ten trzeci przypadek ca kowicie zaprze-
cza pogl dowi rozszerzajacemu si po ziemi polskiej, i tam, gdzie dwóch Polaków – s trzy
pogl dy i adnej zgody. Zajrzyjmy do jednej z komnat pa acu, w której w

nie sycony miód stara

si

agodzi ró nice zda mi dzy tymi trzema m ami, siedz cymi przy stole, zdolnym pomie ci

jeszcze par osób Có , w skromnym wn trzu nie by o miejsca na par ró nych sto ów,
przeznaczanych do ró nych celów - a to do miodu, a to do ucztowania, a to do jakiej gry,
powiedzmy w szachy czy ko ci, a to do jeszcze czego innego.

background image

str. 9.
- Ledwo my poklecili do kupy ziemie ró nych plemion, ledwo my si po czyli z Wi lanami,
tfu! - z Ma opolanami chcia em rzec, a ju mamy trudno ci w korzystaniu z owoców naszej
harówki
tak dobrze, jak to czyni zbóje, rabusie, z odzieje i wszelkej innej ma ci z oczy cy. Wszystkie te
glizdy musim wygnie jak wszy! - g os Lecha brzmia tylko troch s abiej od tr b jerycho skich.
- Glisty, te ciu – poprawi ksi

Siemowit.

- Niczym nienuzasadnione jest pomijanie osi gni plemienia Lachów – powiedzia Piast po

chwili ciszy, w której Lech ko czy prze uwanie w ciek

ci z powodów sobie wiadomych. - Ty

ani wiedzia o istnieniu Lachów, kiedy

adzi zjednoczenie nasze z Ma opolanami – doko czy

Piast po chwili.

- Dla mnie glizda jest czym innym ni glista – odezwa si wreszcie Lech, g osem jeszcze od

ciek

ci st umionym. - Ale wy mi tu kota ogonem do przodu... O zbójach mielim prawi !

- Wszy si bije, gnidy si gniecie, a jako do cna wyt pi ich nie mo na – powiedzia pow ci -
gliwie Siemowit, najwyra niej staraj c si nie dra ni te cia. Ksi

Polski uwa

, e starszym na-

le y okazywa uwa anie, przynajmniej w nieobowi zuj cej rozmowie, bo w my lach i postanowie-
niach ksi cia ró nie z tym szacunkiem dla siwych w osów bywa o.
- Za to, gdy si trzyma czysto , cz sto k pie i pierze – wszy uciekaj do tych,którzy brudniejsi

– zauwa

Piast. Trzeba stworzy takie warunki, których zbiry nie lubi – wtedy oni od nas

ujd .
- To mówi – sarkn Lech – bi , a oni si zaczn ba i ujd . Niszczenie ich, to w

nie nieko-

rzystne dla nich warunki!

- Wybaczcie, ojcze – powiedzia Siemowit – jako nie ubywa na wiecie much, cho w izbie

ca kiem si je wyt pi. Ledwo d wierze uchylisz, a ju ich z powrotem pe no.

- Nie uchyla ! - zakrzykn Lech. - Zawdy bi ! Odpoczynek w tym dziele jest w

nie uchy-

laniem d wierzej dla wszelkiej ma ci m tów. Bi zawdy i bez wytchnienia ani lito ci!
- A zim much nie ma – za mia si Piast, mo e chc c roz adowa napi cie Lecha – ju raz by

wiadkiem pora enia cia a wodza przez wylanie krwi do rodka g owy i wtedy bardzo

owa swo-

ich sprzeciwów, bardzo Lecha pobudzaj cych do gniewu.

- Wpieracie mi – Lech prawie kipia ze z

ci – e ka den cz ek jednaki jest. Mucha, owad...

One musz czyni nam uprzykrzenie, bo inaczej nie umiej

. A cz ek od cz eka ró ny jest.

Jeden dobry i spokojny, a drugi dra ! Da si wyniszczy drani i b dzie spokój – nie stanie tych, co
czyni rabunki, przeniewierstwa i z odziejstwa. W p ta ich! Okowy na nogi i do najci szych robót
pod batem nadzorców!
- Macie s uszno – przyzna Piast – jeno koszt onego wyniszczenia by by bardzo wysoki. Nie
dostaje nam si y, by wszystkich granic strzec nale ycie, a tu by trzeba wi kszo dru yny
przeciwko zbójcom trzyma we wn trzu Polski. A sk d ludzi bra do pilnowania i wdra ania tych,
co my ich podbili?
- No, tak – Lech powiedzia to ze smutn min – wszelako co jednak z tym zrobi musim...
- Mo na nagradza grododzier ców za apanie drani – g os Piasta by pe en namys u.

- Eee tam – Lech machn zdrow r

– jak si który rozsmakuje w braniu nagród, to tylko

tro-ch wy apie, a reszt ostawi w spokoju na pó niejsze branie zap aty. Albo z apie, nagrod
odbierze, a potem uciec zbirom pozwoli. Za jednych i tych samych par razy...
- Hmm – chrz kn Siemowit – a mo e nagradza tych, u których zbójców nie ma?
- A jak wcale w Polsce z oczy ców nie b dzie, to wszystkich grododzier ców nagradza ? - Lech
zada to pytanie g osem kpi cym, lecz nikt ju na nie nie odpowiedzia , bo wszed dy urny stra nik
i powiedzia :
- Pos aniec od Stoigniewa przyby . Z Obornik.
- Jak to? Nie z Ustki? Niech wejdzie! – powiedzia Siemowit.
Pos aniec wygl da tak jakby d

sz drog pokona ni z Ustki – kurz na nim osiad obficie,

pot pozlepia mu w osy. Twarz mia poblad – mo e od wysi ku, a mo e od wa no ci, od przej -
cia si nowin przez siebie przywiezion .
- Mów – za da Siemowit.
- Grododzier ca Doman znosi si ze zbójami – zameldowa pos aniec. - Uszed do nich, kiedy

background image

str. 10.
uwi zion by w loszku – kto mu dopomóg . Stoigniew prosi o pomoc zbrojn , bo tam ca y gród
zbójecki jest. A w nim ten zdrajca, Doman. Stoigniew pyta czy ma dalej do Ustki pod

, za

zbójów ostawi w spokoju, czy te posi ki dostaniem i ich w je stwo we miem? Od razu by my ich
do Ustki pognali, a potem do Truso – na sprzeda . Tam wielki targ niewolników. Dobre ceny...
- Ty na pewno przez Stpoigniewa...
Ksi

nie zd

doko czy pytania – pos aniec wydoby zza pazuchy wierzbow ga zk ca

pokryt rzezanymi znakami. Siemowit wzi j i pocz czyta .
- Tu jest napisane, e...
Pos aniec znowu nie da doko czy ksi ciu pytania.
- Syn Druzny – powiedzia , a ksi

wyja ni Lechowi i Piastowi:

- Tu napisano, bym spyta czyim Stoigniew jest potomkiem. Ty teraz – ksi

zwróci si ku

pos-

cowi – do

ni, je i spa . Dy urny ci zawiedzie. Jutro przed witem ruszysz z posi kami.

Tyle dam, ile Stoigniew napisa . Nowy grododzier ca Obornik z wami pod

y – jego po drodze

uchaj.

Ledwo pos aniec wyszed , stra nik zapowiedzia innego – tym razem z Krakowa.Ten by w

wie-ku Piasta, wzrostu – na oko – trzy i dwie trzecie okcia, twarz mia szar , nie rzucaj

si w

oczy, mysiej barwy w osy, przyci te niedbale nad brawimi w nieschludn grzywk , a z ty u kark i
barki zas aniaj ce, barki rozleg e. Okryte szar kurt na ko ki zapinan , kurta zakrywa a cz
zwyczajnych, p óciennych portek, a te zakrywa y skórznie – ani nowe, ani stare – ot, s abo
dostrzegalne. Ten przybysz jakby si skrada – nogi ugina w kolanach,gdy szed krokirm
posuwistym a niepr dkim, lekko zgi ty do przodu, spoziera bystro naoko o wyblak ymi, b kit nie-
ba w po udnie gor cego dnia przypominaj cymi oczami, w po owie przys oni tymi brwiami barwy
starej s omy j czmienia.
- Jako zwierz, podchodz cy pas ce si

anie – pomy la Lecha

- Jakby si do skoku czai – pomy la Piast.
- Kto ci przysy a i czego chce? - spyta w g os ksi

Siemowit.

- Pok on od ksi cia Kazimira przynosz – powiedzia pos aniec. - Mój ksi

donosi wam,

panie, e od wschodu nadci ga na nas nawa a. Koczuj cy, dziki lud ogarn swoimi stadami wielkie
po acie ziemi tu za nasz wschodni stra przygraniczn . Du o koni maj ci koczownicy. Byd a –
ma o-wiele. Wszystkie te stada, niepilnowane – Bug prze

i na naszych polach szkody czyni .

Co gorsza wszystko to przesuwa si stopniowo w naszym kierunku. Pomocy zbrojnej...
- Co robicie na dworze ksi cia Kazimira? - Siemowit przerwa pos

cowi – Bo ja was tam nie

widywa em, a lata swoje macie, tedy cie atwi do dostrze enia...
- Ksi

Kazimir prawie bez przerwy u ywa mnie do pos owania - powiedzia cicho pos aniec.

- Macie zapewne...
- Zawdy mam – przerwa tym razem pos aniec – wybaczcie, em od tego nie rozpocz .
Pos aniec, niczym nie zmieszany, wydoby z kieszeni kurty pier cie , który obecni ksi

ta od

razu rozpoznali. Z drugiej kieszeni, drug r

pos aniec wydoby trzy wici pokryte rzezanymi

znakami i poda je Siemowitowi, a ten raz-dwa przeczyta i wpatrzy si w pos

ca. Zapad a

niezr czna, przed

aj ca si cisza. Przerwa j pos aniec.

- Ja was te nie znam, panie – powiedzia – a nie wolno mi wszystkiego rzec osobie, je li nie
mam pewno ci, i to jest osoba w

ciwa. Prosz o...

- Znak – powiedzia Siemowit.
- Zgadza si – rzek pos aniec i wyj zza pazuchy kurty niedu e, skórzane zawini tko. Z zawi-
ni tka wydoby kawa ek jantaru znacznych rozmiarów i poda go Siemowitowi.
Siemowit podszed do ciany, otwar w niej drzwiczki i ze schowka wydoby niewielk skrzy-
neczk , z niej za inny kawa ek jantaru. Odwróci si przodem do pos

ca, na jego oczach przy-

swój jantar do jantaru pos

ca. Oba kawa ki pasowa y do siebie jak ula – zarówno barw jak

i przy

onymi cianami – snad stanowi y niegdy jedn ca

.

Pos aniec wzi swój jantar z wyci gni tej r ki ksi cia, pieczo owicie go owin i schowa na sta-
re miejsce, a nast pnie powiedzia :
- Ksi

Kazimir powiada, e broni b dzie Polski przed onymi koczownikami, lecz bez waszej

pomocy, panie, nie dotrzyma im pola. Tedy polegnie, wi c po egnanie wam le.

background image

str. 11.
- Och, zaraz tam polegnie – obruszy si Siemowit. - Posi ki b

, jeno niepr dko. Na razie niech

Kazimir pospolite ruszenie zwo a i niech dokucza koczownikom, a do walnej bitwy z nimi nie staje.
Mniemam, i e przed niwami dostaniecie wuystarczaj ce wspomo enie. Niech si Ka ko nie wyg-

upia i ba nie nadstawia bez konieczno ci. Potrzebny jest Polsce ywy, a nie jako martwy bohater.

Je li bliski wspó pracownik twojego ksi cia – Siemowit bacznie pztrzy w wyblak e oczy pos

ca

– to wiesz ile mamy i ile mo emy mie najwi cej zbrojnych...
- Tysi c dru yny z Wielkopolan - pos aniec pokaza palec wskazuj cy swojej prawej d oni –
trzystu zbrojnych dru ynników z Wi lan i czterystu dru ynników spo ród Lachów – teraz pos aniec
pokazywa trzy palce swojej wyprostowanej r ki – Za pospolitego ruszenia – z Ma opolan b dzie
nie wi cej od tysi ca. Mniemam, e koczowników jest w dwójnasób. A tyle nie mo na w bój
posy

, bo podbitych kto musi pilnowa , grodów strzec...

- No, to dobrze tam wiecie co mo na. Tedy sposobów szukajcie, je li zbrojnych niedostatek.

Podst pem, podjazdami, zasadzkami, po ary wznieca ... Konie i byd o strachliwe bywaj . A gin
zabraniam. Jed i w Krakowie przeka – powiedzia Siemowit, a pos aniec jeno si milcz co sk oni
i wyszed .
Zapowiedziano pos

ców ze

ska, spod Lubusza i od osadzonych ko o W growca Sie czy-

ców. Lubuszanin ska ada sprawozdanie z ko cowych prac przy budowie grodu. Lubusz mia by
zbudowany dziesi lat temu, tedy powiadomienie o tym, e lada rok b dzie koniec budowy
zakrawa o na kpin . Gniew Siemowita spot gowa o zaproszenie do obejrzenia Lubusza, lecz lubu-
szanin zapewnia , e ksi e pochwali powolno budowy, bowiem zadbano o doskona

urz dze

obronnych, o mo liwo pozyskiwania wody i po ywienia w obr bie grodu. A staranno wyko -
czenia mia a przewy sza wszystko to, co do tej pory mia o miejsce.
- Na pewno na ca ym wiecie i w okolicach – warkn gniewnie Siemowit, co jako nie przestra-
szy o pos

ca, który powiedzia :

- Druzno rzek , i ksi

gniewu si zb dzie, kiedy umocnienia i wyko czenie obejrzy. Na kiedy

mo na si ksi cia spodziewa ?
- Znacie takiego boga, któren ma na imi Nigdy? - oczy ksi cia zapowiada y, e wnet pos aniec
mo e zapozna si z przebiegiem skracania cz owieka o g ow i to na w asnym przyk adzie.
- Przeka stanowisko ksi cia - powiedzia pos aniec, sk oni si g boko i ty em opu ci komna-

.

- Naka sprawdzenie przyczyn opiesza

ci – dogna y go w drwiach s owa ksi cia.

- Jak b dziesz chcia umiera – poradzi ksi ciu Lech – to naka im zbudowanie sposobnej do
tego izby. Po yjesz jeszcze, czekaj c na wyko czenie, e ho, ho!
Pos

cy ze

ska przybyli tylko z dowodem na posi cie sadzonek i umiej tno ci uprawy wi-

noro li.Tym dowodem by a du a ki winnych gron. Ka dy z trzech ksi

t jeno jedno gronko zjad ,

wyraz ich twarzy obwieszcza , e ch tnie zjedliby wi cej, lecz ka dy z nich mia na my li zadowo-
lenie kogo innego zapachem, wygl dem i smakiem nowej, nieznanej dot d w Polsce ro liny.
Siemo-wit podzi kowa

skim pos

com i poleci zg osi si do skarbnika po nagrod dla

hodowców.
- Jutro ko o po udnia – powiedzia , egnaj c dostarczycieli winogron – kiesa b dzie przez skarb-
nika przygotowana, a wy ju sami porozdzielacie. Jak nadania na upraw b

potrzebne, to dajcie

zna tamtejszemu w odarzowi. On b dzie wiedzia co i jak.
Sie czyce skar yli si na zbójców.
- Go ci cem od samego prawie Poznania a do Obornik nie da si przejecha , aby podczas po-
dró y od zbójów nie by napastowanym – mówi z prawdziwym bólem na twarzy najstarszy z Sie -
czyców.
Ksi

ta spojrzeli po sobie porozumiewawczo.

- Skarg przyj em – powiedzia Siemowit – wasze zatroskanie podzielam i wnet dopomog za-
prowadzi mir w waszej okolicy. Atoli wici dostaniecie i b dzie mus wysy

m ów do dru yny.

Zapewniam, e tych waszych dru ynników jeno do stró y b dzie si u ywa . Znaczy – ad b
utrzymywa w okolicy. No,chyba eby na Polsk najazd...Wtedy pospolite ruszenie zarz dz i
wielu waszych stan musi do obrony. A wiec, czy te zjazd przedstawicieli mo e nakaza
uczestnictwo w obronie wszystkim co do jednego.

background image

Str. 12.
To wiadomo – powiedzia Sie czyc. - Pozwolicie odej ?.
- Skoro ju tu jeste cie. To zapytam was o wasz nazw – powiedzia Siemowit. - Bo mi dono-
sz , i e Niemce, znaczy ich latopisy, nazywaj was w ichnich napisach za Siemczyców. Czy cie wy
miano zamienili po drodze do Polski?
- To nie my – Sie czyc kr ci przecz co g ow – my, ju na zachód od aby yj c, zetkn lim
si
z niemieckimi kronikami. Znaczy – tak jeich latopisy oni zowi . Oni pisz nie we w asnej mowie.

ywaj pisma, które minusku a lubo majusku a zowi , a jeszcze insi latina na nie mówi . Otó ani

w jeich rdzennej mowie, ani w onej do pisma u ywanej nie znajdziesz kresek nad znakami. A oni
jako nasz znak w s owie Sie czyce musieli odda . Tedy pisali Sieniczyce. A ciemnota u nich ok-
ropna i nawet ten co pisze odczyta tego nie potrafi. Skryby pisz , tak si mówi, a oni jeno
odwzorowuj – jakby maluj znaki, nie maj c poj cia co by znaczy mog y. Niektórzy opuszczaj
kropk nad znakiem, u nich oznaczaj cym nasz znak „ ”. A te jeich znaki jeden do drugiego
czasami podobny. Trzy laski ko o siebie znacz „m”. A jedna laska z kropk na górze oznacza „i”.
- Ju poj em – Siemowit przerwa obja nianie. - U was znalaz by si kto by zna owe majusku y
czy minusku y albo toto latina? Bo mo e warto zna i czyta po ichniemu?

- Nie zaszkodzi oby i popytam naszych – zobowi za si Sie czyc – Jeno bym odradza

zast powanie naszych znaków ichnimi, bo rzeza si tych bazgro ów atwo nie da. U nas wszyscy
pismo znaj , jeno przed obcymi tajemnica z tego jest robiona. A u nich rzadko kto umie czyta , a
je-szcze mniej umie i pisa i pojmowa co jest napisane. Tam jeno mnichowie ichniej wiary za
obja- niaczy s

, lecz daleko nie wszyscy. A ja s dz , i znajomo i stosowanie pisma u atwia

zarz -dzanie du ym pa stwem. Rzek bym wi cej – bez pisma prowadzenie du ego pa stwa nie jest
mo -liwe.
- M dre s owa – pochwali Siemowit – jeno nasza wierzba ma o trwa a, a ten ich pergamin... No,
ale na razie wam dzi kuj i ycz bezpiecznej podró y do waszych Sie czyców.
- Zadowoleni s , i e samemu ksi ciu si przydali – powiedzia Piast, kiedy ie czyce opu cili
komnat .
- Trzeba powymienia grododzier ców – powiedzia Siemowit – zestarzeli si czy co?... Ma o
dbaj o innych – za w asn korzy ci zaczynaj goni ...
- R ce tak s nauczone i to im atwo, i e do siebie grabi – powiedzia Lech.
- To co? - Siemowit zrobi zdziwion min – mam im grody na w asno dawa ?
- Kto wie, kto wie? - twarz Lecha, kiedy niby pyta o wiedz w tej sprawie by a bardzo zamy lo-
na.
Jednak nikt ju w tej wa nej sprawie nie zabra g osu, bo warta zapowiedzia a ksi

z dzie mi

i po chwili weszli do komnaty wszyscy troje, trzymaj c si za r ce, bo malcy to jeszcze byli. Leszek
i Przemko wyrwali r czki z d oni mamy i wartko podbiegli do ojca. Jeden przez drugiego pokrzy-
kiwali o rzeczach dla nich wa nych i koniecznych do przedstawienia ojcu, aby pochwali , doceni ,
bo co okjciec, to ojciec. Ch opcy pokazywali tacie, przyniesione z przechadzki po lesie ró ne cu-
de ka – szyszki wielkie i zadziorne, kolczaste buczyny i g adkie

dzie w zielonych czpeczkach.

- B dziem z mam robi le ne ludki! - krzyk ch opców dono niejszy by od b bnienia w wielkie
kot y bojowe, bo i sprawa by a si y g osu godna – le ne ludki, z mam , b

robili!

- Mama powiedzia a, e jak kasztany b

, to z nich ludkom g owy doprawim! - To by a druga

wa na sprawa, o której ojciec, koniecznie, musia si dowiedzie i on nie tylko wiadomo przyj ,
ale jeszcze na r ce bra i podrzuca wysoko, wysoko, a oni domagali si , znaczy – ten stoj cy na
ziemi – eby teraz jego i jeszcze wy ej ni brata.

- eby jeno tyke razy z apa ,ile razy podrzucisz – mrukn Lech – bo dziura w pod odze si

zrobi...
- Przesta ju ! - za da a ksi

na – bo si stracham, e który upadnie. A po drugie - przysz am

na posi ek prosi . Raczcie ojcowsie, i ty, m u, przej nynie do komnaty jadalnej.
Przy stole Siemowit cz stowa synów i on winogronami. Wobec takiego przysmaku wszystkie
inne sprawy odesz y na bok. Nowy, nieznany przysmak. S odki i soczysty. Samojciec da ! A matka
zaraz zacz a gdera , e znowu ino s odkie jedzenie, a to za ma o.
- Bardzo powabna, kiedy si gniewasz – powiedzia Siemowit, a Dragomira sp on a licznym

background image

Str. 13.

sem a oczy jej od tego po aru lic rozb ys y jako wietliki w noc wabienia do mi

ci.

- Podobno na po udniu owe winne grona przez ca y rok bez przerwy si rodz – powiedzia a
niby to spokojnie, lecz jej pier nadal unosi a si od oddechu pochwa m a pog bionego.
- Spróbujem suszy – powiedzia Siemowit - niech si jeno rozrodz . Zanim to b dzie ja oczu
nie oderw od mojej licznej niewiasty. Prawd mówi c, smakujesz te lepiej od winnego grona...

- Do sto u si

my, bo ju wnosz – Dragomira za wszelk cen usi owa a spowodowa

zako czenie pochlebnych dla niej odezwa m a. Jak ka da niewiasta wstydzi a si zalecanek w
obecno ci osób postronnych.

- Niewiasta – powiedzia Lech - nawet ju w krzakach b

c ze swoim m em jeszcze si

czujnie rozejrze musi czy kto aby nie podgl da.
- Tatku – g os Dragomiry by mocno prosz cy – dajcie ju spokój, bi mi wstyd..

Podeszli do sto u na wiele osób. Dla nich tylko cz

sto u przykryta by a bia ymi

serwetami.Ser-wety nie by y puste, Le

o na nich sze okr

ych, p askich chlebów. Ko o

ka dego chleba le

redniej wielko ci nó i sta gliniany kubek. Ch opcy jako pierwsi wdrapali si

na krzes a, a kiedy równie i doro li siedli, Leszek chcia wiedzie wszystko o orkiszu, z którego te
chleby upieczono.

- K opot z obja nieniem b dzie – powiedzia Piast – bowiem niegdy s owo ono oznacza o

najpo yteczniejsz odmian ka dego zbo a. A nynie oznacza jeno tak odmian pszenicy albo

czmienia. Powiem wam za to, e orkisz zawdy najzdrowszy by , tedy macie zjada i nie gada .

Zacz to podawa potrawy. Piastowi i Siemowitowi k adziono na ich kr gi z chleba kawa y

pieczeni z czerwonego mi sa. Lech dosta pieczonego kurczaka i pieczone jarzyny. Ch opcy
za dali s odzonego miodem ciasta, lecz i ojciec i matka, ca kiem jednomy lnie, tak srogo spojrzeli
na synów, e obaj przyj li gotowane kurze skrzyde ka i szyje oraz po dwa gotowane kacze

dki.

Dragos awa, w ci y b

ca, stara a si zaspokoi swoje niewie cie zachcianki i dostawa a kwa ne,

grzybowe, ostre... Kiedy nie patrzy a na synów, ci podbierali z misy orzechy z miodem, lecz swoje
ptasie kawa ki pozjadali, chocia

aden ni k sa chleba nie u ama .

Rozmowa przy stole toczy a si opo ytkach z pokarmów, zdaje si , e o kszta cenie ch opców
sz o. Ustalono wspólnie, e od rzeczy sich jest si a.atoli na krótko. Kiedy trzeba zapewni sobie
si y na d ugo – musi si mi siwa spo ywa , a m cznych potraw dotego troch dodawa i warzyw.
Szczególnie za surowy czosnek zjada i cebul .No, i eby jada o sta ych porach dnia.
- My nigdy! - rozleg si dwug os ch opców wpierwszej chwili wolnej od rozmów doros ych.
- Czosnek – zgadywa a Dragomira.
- I cebula – dodali synowie.
- Po yjem, zobaczym – powiedzia Siemowit. - Ja te w dzieci stwie wybrzydza em, lecz czos-
nek w odpowiedniej chwili spo yty nieomalcuda czyni. Si a, pr dko , wytrzyma

. No, i

zdrowie
zachowane.

- I chuch - doda a cicho Dragomira, lecz ch opcy us yszeli i obaj spojrzeli na matk porozu-

miewawczo a z wdzi czno ci .
Posi ek zako czono popijaniem wywaru z gruszek, s odzonego miodem. Ojcowie poszli drze-
ma , dzieci z mam – znowu na przechadzk , a Siemowit do przyjmowania zapowiedzianych
odwiedzin.
Stra nicy na korytarzu podziwiali wytrwa

ksi cia – oni zmieniali si co kilka godzin, on by

jeden jedyny – nie mia zmiennika.

- Chocia to nie atwe, chcia bym by na jego miejscu – powiedzia stra nik do swojego

towarzysza, wskazuj c oczami drzwi komnaty przyj .
- E tam – drugi wzruszy barkami – zmiana zaraz b dzie to ci poka domostwo dla kogo , kim
lepiej by oby by ni ksi ciem.

* * * * *

Po sko czeniu s

by dwaj stra nicy pa acowi udali si na pó nocny kraniec ostrowu. Ca y

ostrów by ogrodzony wysokim na sze

okci cz stoko em. Stra nicy doszli do cz stoko u i tam,

ten który mia pokazywa domostwo kogo wa nego, doby klucza z kieszeni, wymaca w
cz stokole w

ciwy otwór, w

we klucz, przekr ci i... Po otwarciu furtki, wcale str. 14.

background image

str. 14.
niewidocznej dla niewtajemniczonego, pokaza o si podwórze obej cia gospodarskiego. Po prawej
stronie sta o poka ne domostwo z gankiem i przybudówkami, na wprost furty gumno, do którego –
jeszcze bli ej furty ni stodo a - przytkniety by kurnik. Po stronie lewej sta chlew, obora i stajnia –
wszystko w jednym, kamiennym budynku ze s omian strzech i dymnikiem w cianie szczytowej.
- Chodzi em tu wielokrotnie i nigdy bym si nie domy li istnienia tych zabudowa – przyzna
oprowadzany. - Kto tu mieszka?
- Nikt – powiedzia przewodnik. - Innych budynków ci nie poka . I tak s puste. Ale wn trze
domostwa obejrzysz. To mój krewniak budowa wedle wskazówek w

ciciela.

Przez otwarty, lecz zadaszony ganek weszli do sieni, która mia a dwa oszklone okienka – na po-

udnie i na wschód. Schody musia y wie na poddasze – tak domy la si oprowadzany,

onie mielony nowo ci nieu ywanego domostwa - czysto by o, pusto, pachnia o ywic . Na wprost
wej cia wida by o drzwi niedu e, a z prawej strony drzwi wi ksze. Przewodnik otwar te wi ksze.
- To jest pomieszczenie do warzenia i spo ywania strawy – powiedzia , jakby sama kamienna
kotlina na rodku tej izby nie wystarczy a do powiadomienia, i s

y do palenia ognia. Nad

kotlin , na wysoko ci czterech okci wisia okap du ych rozmiarów, maj cy komin skryty w
powale, zapewne odddzielaj cej izb od poddasza.
- O – powiedzia oprowadzany – to nie jest zwyczajna, kurna chata.

- Nie jest – przyzna przewodnik. - Zobacz jaki g adki stó i pomacaj g adko

awy, Oj,

naskroba si mój krewniak, namordowa si przy tym struganiu i g adzeniu. A na wisz cych
pó kach – widzisz chyba – nowiu kie naczynia. Oprócz powszechnych – zobacz – p askie misy do
polewki i jeszcze mniej g bokie. Widzisz? - pokaza na stosik p askich kr ków nieco
zag bionych po rodku. - To s

y pono zamiast chleba – na stó stawiasz i na to mi siwo

adziesz. A tu – w pobok – wide ki do onego mi siwa. Utkasz i ju ci si nie ruszy podczas kroje-

nia na kawa ki. Wejd my za te drzwi - pokaza na drzwi w cianie przeciwleg ej do okna, wycho-
dz cego na podwórze, na wschód.
Za tymi drzwiami by a komnatka, mog ca s

za sypialni – sta o

e, i za wietlic – stó

by i krzes a. Potem poszli do drugich drzwi, widzianych w sieni. Za nimi izdebka by a – te z
kotlink i kominem, sta o

ko i awa. Wisia y pólki z naczyniami. Okienko od po udnia dawa o

jasne wiat o.
- adnie – powiedzia zwiedzaj cy.
- Jeszcze razdo sieni – powiedzia przewodnik. - Na wprost drzwi wej ciowych, mi dzy izdebk
a komnat z

em jest korytarz, którego mog

nie spostrzec.

- Widzia em go – zaprzeczy zwiedzaj cy. - Tym korytarzykiem idzie si jeszcze g biej?
- Tak, chod my – powiedzia przewodnik
Krótki korytarzyk ko czy si jeszcze krótsz przecznic . Wida by o troje drzwi – na wprost,
po lewej stronie i po prawej.
- Tak wiele komnat? - zdziwi si zwiedzaj cy.
- Nie – powiedzia przewodnik i otwar drzwi na wprost. Pokaza o si pomieszczenie niedu e,
otoczone wisz cymi na cianach pó kami. - To komora – obja ni zwiedzaj cego. - Znaczy – na
wa ne, cenne zasoby gospodarza. Te drzwi po praej, to spy arnia. Sama nazwa wskazuje, e spy a
tam ma by trzymana. Teraz s jeno pó ki, takie same jak tu, w komorze. Cho my na lewo -do tych
trzecich drzwi.

Za tymi drzwiami by a

nia i róde ko, obmurowane, z odp ywem, przebijaj cym cian

pó nocn . Kotlina z okapem i kominem mia a dodatkowe wyposa enie – wisia nad ni wielki
kocio , umocowany

cuchami do okapu. Olbrzymie g azy przy drewnianym brodziku musia y

do polewania, aby para gor ca oczyszcza a cia o z brudu, potu i paso ytów, Czerpak.

Wisz cy na ko ku wbitym w cian nad brodzikiem mia posrebrzan r czk z elaza.

- Nabiera czerpakiem wod z kot a i polewa kamienie albo samego siebie – rozmarzy si

no zwiedzaj cy. -[ A czyje to dobro? Mówi

...

- Druzno si zwie. S ysza

? - przewodnik wypowiada teraz s owa w sposób namaszczony. To

cz ek zaprawd mo ny, Mo no jego nieograniczona jest. On przyczyni sie do przybycia Polan
nad Wart . On doradza ksi

tom i na zjazdach go s uchaj . Kap anem najwy szym jes u Swarzeca

na Lednicy. Bardzo ceniony a niezale ny.

background image

str. 15.
- Ba – powiedzia zwiedzaj cy – na ksi cia urodzi si trza we w

ciwej rodzinie, A na miejsce

Druzny przyj mo e jeno ten, co ma w g owie rozumu nie mniej od samego onego Druzny. To nie
ja. Ale pomarzy jest przyjemnie...

background image

str. 16.
Rozdzia III
Wieck
Jeszcze

skiego lata ród Ckliwiców by na Pomorzu najliczniejszy. W

nie najliczniejszy, bo

najmo niejszy nie by , mo liwo ci Ckliwiców ogranicza a, z pokolenia na pokolenie dziedziczona,
powolno . Znaczy -powolno w postanawianiu i powolno w dzia aniu. To si tak jako u

o,

t powolno widzia o si na pierwszy rzut oka i na pierwsze s owo przez ucho us yszane od

jakiego Ckliwica – zanim co rzek , zanim ka de s owo wycedzi ... Zwyczajny cz ek w tym czasie
móg si naje , napi i jeszcze za pocz stunek podzi kowa . No, limory istne ci Ckliwice. Inne
rody kaszubskie, te przecie nie tak pr dkie we wszystkim jak orkan lubo b yskawica, wy miewa y
Ckliwiców,a ci – je eli nawet si o te michy-chichy gniewali, to nie zd yli nigdy wyrazi
swojego oburzenia na prze miewców, bo jaki Tuks, Tusk, Necel, Tczew lubo inny Kaszub z
innego rodu ju sobie poszed do innych zaj i ura ony Ckliwic nie mia komu pokaza swojego
gniewu. Kr

a pog oska, e zanim Ckliwic powiadomi innych o nadej ciu burzy i konieczno ci

zadbania o pomniejszenie skutków ulewy z wichur , to ju dawno jest po burzy i ów Ckliwic mo e
tylko wyst ka powolu ku: o ju prze sz a. miech miechem, a nic na Kaszubach nie
dzia o si wedle ch ci Ckliwiców. Bywa y przecie spotkania przedstawicieli wielu kaszubskich
rodów w sprawie wspó dzia ania bie cego lub w sprawie urz dzenia wspólnej przysz

ci Kaszub,

lecz poklask dostawali na takich spotkaniach inni, a Ckliwice nie zd

ali si sprzeciwi , bo jeszcze

dumali – co by tu rzec. Ka dy Bia k, Bia ki ród ma o liczny i niezamo ny, wi ksze dostawa
wyrazy uznania w takich razach ni li jakikolwiek Cklliwic. Zreszt

aden Ckliwic nigdy na takich

spot-kaniach nie zd

zabra g osu. Wszelako przyzna nale y, i rozumu wcale Ckliwicom nie

brakowa o – mo na rzec, e mieli go wi cej ni par innych rodów razem wzi tych. Lecz czy
mo emy podziwia pi kno wschodu lub urok melodii, je li my s

ca wschodz cego nigdy na oczy

nie ogl dali, a melodii onej nigdy na uszy nie us yszeli? W takich razach mo e nam si nawet
zdawa

e nie ma witu czy wschodu s

ca, i rzeczonej melodii te na wiecie nikto nie zna, tedy

ona wcale nie istnieje.
Wiosn tego roku od strony wschodu s

ca bie ali go ce, a potem piesznie przeje

ali i prze-

chodzili uciekinierzy. Nie li wie ci, od których calutki Bork dr

, bo dr eli jego mieszka cy, w a-

nie Ckliwice. Oto w pobli u osady Lubiatów przybi y do brzegu morza trzy d ugie odzie wikin-

gów i nawet przy pomocy ludzi ze wsi Kopaln i wsi Kierzk odeprze si tych zbójów z pó nocy nie
da o – nar

li Kaszubów co niemiara, wielu pop tali i b

ich pewno uwozi , poniszczyli,

popalili, nagrabili ró no ci. I... id w g b l du!!! Id na zachód!

Najwy szy z Ckliwiców, jeszcze nie onaty, jasnow osy i b kitnooki, co w tym rodzie pow-

szechne by o, lecz ca kiem niecodzienny w odczuwaniu zagro

i oczekiwa dobra, zwa si

Wieck. Mo liwe, e u Polan imi owo odczytywanoby jako Wi cek, czyli Wi ces aw. Ten

odzieniec jakby we nie widzia obraz. A nawet s owa, nawet opisy rzeczy i wydarze na te

obrazy, jakby we nie widziane, przetwarza . I tak, jak we nie, nie móg si w aden sposób
przeciwstawia niczemu ani nikomu pomaga nie by zdolny. Wieck zawdy t przypad

mia ,

niekiedy próbowano go pobudzi do uczestnictwa w prawdziwym yciu, lecz on budzi si chyba
nie chcia , albo nie móg . Ch op jako d b wielki, najsilniejszy w ca ym Borku, a po ytek z niego
jakoby z dziwo ony jakiej... Na szcz cie adnych czarów nie umia czyni , nikomu nie szkodzi , a
przypilnowany nawet po ytku móg dostarcza . Na przyk ad wilki i nied wiedzie go unika y, tedy
nawet zim mo na by o z Wieckiem do puszczy si , po opa b

ga zie z igliwiem dla wi ,

bezpiecznie wyprawi .
Wieck widzia , s ysza , malowa w sennej wyobra ni i zapami tywa .

Bork. Sto domostw. W stu checzach – sto rodzin. Sto g ów rodzin, czyli m ów. Sto on.

Starków w dwójnasób, bo wielu pomar o. Dziecisk w czwórnasób. Rzesza luda. Z dorastaj

odzie ponad dwana cie secin... Ciasnota w checzach. Bydl t dostatek, wi c g odu nie ma.

Krowy – stada na pastwiskach. Pomi dzy krowami – owce we niste. Latem mieszne po strzy y.
Sto par wo ów – te na pastwiska s wyganiane – Wieck widzi jak on sam p dzi na wiejski wygon
trzódk swoich rodzicieli. Na podwórku, otoczonym czworobokiem zabudowa , kury wyfruwaj
spod nóg krów owiec i wo ów... Och, jakie pot ne ptasie sprzeciwy. Ko, ko, ko pi ! G , g , g
by

background image

str. 17.
parszywe te krowiska w poid o wtykaj i brudz ! Kwa, kwa, kwa ny szczaw zapa kany przez
te przebrzyd e owce. Drób k ótliwy. Ptasie rozumki...
una na wschodzie. Wielka una – musi p on

wiele budynków. una nieodleg a – Wieck pró-

buje przebiera nogami w ucieczce i odczuwa jakby skr powanie... Sen? Jawa?...
Szykowanie do ucieczki na zachód. Sto wozów zaprz onych w wo y. Krowy uwi zane do wo-
zów. Dobytek co cenniejszy spakowany na wozach. una w s siedniej wsi! Wieck jest zmartwia y
ze strachu. Och! Ruszaj . Na szcz cie zwierz ta nie maj powolno ci swoich w

cicieli. Nas-

pnej nocy una jest odleglejsza. Uff...

Osada Wrze . Tu za domami przepastne bory, a do morza pono si gaj ce.
Niedaleko Wrze ci du a polana. My l - e i Wrze nied ugo od puszczy si oddali, bo polana
jest por

. Na polanie wiec Ckliwiców. Wiecka dopu cili do uczestnictwa. Po co? Nie ma odpo-

wiedzi w tym niby nie, w tej nibyjawie... Trzask po rodku kr gu sied cych Ckliwiców. Zach ca do
podawania pomys ów na ratunek rodu, bo wikingowie mog i tutaj doj . Nikt nie wstaje, aby
przemówi . Milczenie, Bezruch. Oczy jakby puste – bez my li.
Wieck czuje, e jego serce zaczyna bi mocniej. I pr dko. Odeech mu si przy piesza i pog bia.
Przebudzenie? Jaka przemo na si a podnosi go do postawy stoj cej.
- Jestem Wieck z Borka – Wieck s yszy w asny g os i wydaje mu si , e to we nie... - Znaczy –
Ckliwic jestem – dopowiada Wieck i ju wie, e nie pi. Serce nadal omoce jakoby dzi cio stuka
w pie drzewa. - Trza nam do walki stan i przed naje

cami si broni . Oni musieli zostawi

stra e przy odziach. Oni musieli odprowadza je ców i ich musz pilnowa . Oni musieli odnosi
zdobycz na odzie. Ich teraz za nami pod a niewielu. Trzy d ugie odzie. Mus miejsce mie na

upy

Najwy ej kopa zbrojnych by a po przybiciu do brzegu. Teraz najwy ej ze dwudziestu nas ciga
Damy im upnia. Wieck sko czy i znowu zapad w co , sen przypominaj cego – widzia , s ysza ,
przetwarza w obrazy i przypuszczenia, lecz zrobi niczego nie by w stanie.
- My mieliby my stawa do walki ze zbrojnymi? - to by o przedziwne, lecz Trzask zada to py-
tanie bez adnego namys u – natychmiast po zaprzestaniu mówienia przez Wiecka. Lecz – jak to
zwykle u Ckliwiców by o - nikt ani Trzaskowi, ani Wieckowi nie odpowiedzia . Za to Wieckowi
pomy la o si , e przed nieuzbrojonymi broni si nikto nie musi.
Po d

szej chwili odezwa si Miodk.

- Nie damy rady – powiedzia i znowu zapad o milczenie, a mo e namys .
- Musim - powiedzia po stosownej przerwie Kmiotk i otar , powoli, zwisaj ce w sy lu nym r -
kawem p óciennej koszuli.

- Lepiej uciec – to by o zdanie, które wypowiedzia , po nale ytej przerwie, kr py i brodaty

Chwa k.
- Lepiej si skry – mia k by drobny i malutki, mo e dlatego Wieckowi przysz a na my l kre-
cia lubo mysia nora.
- Hola, hola! - ten okrzyk dobieg Ckliwiców od strony rzeki eby, a oni jako nie wzi li tego
wo ania do siebie. Za to Wieckowi pomy la o si , e naoko o mogliby by wikingowie, a nikt na
polanie nawet by o tym nie wiedzia . Ckliwice trwali w bezruchu, miejmy nadziej , e nie w bez-
my lno ci.
Wieck us ysza szelest rozchylanych ga zi, a potem zobaczy wchodz cego na polan cz owieka
Ten cz owiek szed jakby bokiem, a mo e nawet ty em... Za chwil ta w tpliwo zosta a wyja nio-
na – ten cz owiek ci gn za sob konika. Mo e mierzyna, mo e jakiego innego, niedu ego konia
do jazdy wierzchem. Tak, w ka dym razie pomy la o si Wieckowi i ujrza na ekranie wyobra ni

ugie nogi, zwisaj ce po obu stronach konika – nogi prawie ziemi dotykaj ce. Tak, wyobra nia

musia a korzysta z ogl du pod wiadomo ci, bo dopiero po jakim czasie Wieck pozna , e ten
obcy mia d ugo i niewiele wi cej. Móg by chyba podpiera swojego wierzchowca nogami,
gdyby zachodzi a obawa wywrotki albo po lizgni cia si ... Koszula owego d ugasa si ga a mu do
po owy ud, lecz na Wiecku zapewne wlok aby si po ziemi. Poci

tej zbyt d ugiej twarzy

przybysza i cienko , wystaj cych spod koszuli nóg nasuwa y wyobra enie ko ciotrupa w czapce
ze szpicem i nausznikami.
- Co to za plemi si k óci? - spyta przybysz g osem piewnym i d wi cznym, po czym

background image

str. 18.
wypu ci z r ki parciane wodze konika i obróci si naoko o, jakby szukaj c kogo , kto zechce go
obja ni – zaspokoi jego ciekawo .

.
- Ród – powiedzia krótko Trzask.
- Taki liczny? - przybysz mia w g osie ni to zdziwienie, ni to podziw. - To ród – dziwi si
dalej – mo e w naszym cesarstwie liczy kilka niespokrewnionych rodzin. A tyle, co tu was
siedzi – to ju plemi , z kliku rodów z

one.

- Spokrewnionych – powiedzia powoli Trzask, a przybysz zdawa si nie rozumie o co
Trzaskowi idzie.

- Snad brakuje u was – powiedzia d ugas – w adzy nadrz dnej. Niemniej spór tu jakowy si
toczy. Ród, plemi , spokrewnienieni czy nie – o co spór idzie? Bo ja mediator jestem najprzed-
niejszy i was pogodz

atwo.Odpowiedzia o mu milczenie, lecz d ugas wcale si nie speszy .

Najwidoczniej wiedzia o co chodzi, bo po chwili rzek :

- Gdyby cie uznali zwierzchnictwo cesarza wschodu, to on by was ustrzeg przed najazdami
wikingów z pó nocy.

- Uznamy – powiedzia Trzask tak pr dko, jakby nigdy Ckliwicem nie by . - Gdzie wojownicy
onego cesarza wschodu? My tam natychmiast pod ym.

- Nnnno – g os d ugasa sta si zaj kliwy – jja ttu... nno nnie mmmam wwojakków...
- No, to ju ci tu nie ma! - Wieck sam nie wiedzia co mu si sta o, e jaka si a nakaza a mu te-
go d ugasa postraszy okrzykiem, wzywaj cym do odej cia. Czy ta si a, to pop dliwo ? Ckliwic,

cy pop dliwym?

Jakby tego by o ma o, co nakaza o Wieckowi ruszy ku obcemu, brwi nastroszy , czo o zmar-
szczy i patrze prosto w te rozbiegane lepka. Obcy nagle wskoczy na konika, konik st kn

no, ruszy drobnymi kroczkami w stron przeciwn do tej, z której przyby . Wkrótce znikn ,

prawie szelestu nie czyni c, w cianie puszczy.

Sen Wiecka, a mo e rzeczywisto w tym dniu by a przedziwna. Ledwo d ugasa nie sta o –

pojawi si krótki a kr py. Troch t jego kr po maskowa a d uga do ziemi, lu na suknia. Jej
buro powodowa a chyba, e ca y ten krótki cz owiek zdawa si by barwy ziemnistej. Stan
po rodku kr gu Ckliwiców i rzek niby to po s owia sku, lecz straszliwie kalecz c melodi s ów:
- Fitam fszytkich .Pokoj fam. Sliszalem fyknanie teko tlukasa. Bencfal jeten.
- Pokój z tob – odpowiedzia w imieniu wszystkich Trzask.

- S toprom nofinom ja pszypyfam. Cesasz sachotu fam pomosze na pszyszlosc. Tylko pszys-

tompiom to cesarstfa sachotu i fikinki jusz nein pszyjtom. F jetnym ten tlukas sluszny pyl – rut to
same niekrefne. Krefne to jest rocina.
Znowu sta a si rzecz nadzwyczajna – Trzask bez adnego namys u przerwa dziwn gadanin –
cifnom katanine – powiedzia by kr py i zapyta obcesowo:
- Masz tu gdzie wojów swojego cesarza? Bo jak nie masz to... -Trzask zawiesi g os, w powie-
trzu jeszcze wisia a gro ba zawarta w tonie pytania Trzaska, kr py wyczu niebezpiecze stwo i po-
drepta ku cianie puszczy. Jeszcze tylko po drodze nie omieszka zaznaczy , sze on tylko o pszy-
szloscy mówi ...
Nikogo w puszczy wida nie by o, atoli jakowa rozmowa tam si zacz a.

- To co ja mam ropic, Trusno? - Ckliwice us yszeli t dziwn mow kr pego , do kogo si

zwracaj cego.
- Id do swoich Germanów, do wikingów znaczy i powstrzymaj ich na pó dnia przynajmniej –
ten kto mówi czysto po s owia sku, a zwa si ... No, nie wiadomo jak, bo przecie chyba nie
Trusno?
- Druzno jestem – us yszeli g os tegocz owieka, który wszed w rodek kr gu mia ym krokiem.
- A ty z czym do nas? - wiele wskazywa o na to, e Trzask staje si bardzo mia y i zadziorny.
- O dzie drogi na po udnie jest oddzia wojów ksi cia Polski – powiedzia ten, co przedstawi
si jako Druzno – lecz wikingowie dognaj was za pó dnia. Ponadto eba po piechu wymaga, bo
w górze rzeki d ugo deszcze pada y, a ostatnio ca odzienna ulewa tam by a. Tylko patrze jak eba
wzbierze i przeprawa nie b dzie mo liwa. Je li wolno radzi , to zaraz si zbierajcie i do grodu po
str. 19.

background image

zachodniej stronie eby, do Cecenowa uciekajcie.

- A tam przyb

ludzie owego ksi cia Polski i podziel nas na rody z rodzin ze sob

niespokrewnionych? - g os Trzaska by , o dziwo, mia y i drwi cy.
- Nie ma co kpi – powiedzia Druzno – w wielkich pa stwach cesarze nazywaj rodami czy
plemionami mieszka ców jakich ziem – tak ziemi zarz dza namiestnik i jemu o powi zaniach
rodzinnych wiedza nie jest potrzebna – jemu o ci ganie danin idzie. Nasz ksi

takiego podzia u

nie robi. Jako wiecie, u S owian ród jest zbiorem krewnych od najdawniejszych przodków pocz -
wszy a po dzie dzisiejszy. Ale uchod cie, bo nie zd

ycie. Ksi ciem si nie przejmujcie, bowiem

on z wami nigdy nie b dzie mia do czynienia. No, mo e z jednym Wieckiem...
Wieck poczerwienia od tak wielu ludzkich oczu w niego wpatrzonych.
- Dlaczego ze mn ? - spyta .
- Bo ci pod opiek zostawi moj cór . A ja po tych wojów pod

, by wam dopomogli przeciw-

ko wikingom.
- Ty nam yczliwy – wtr ci si Trzask -tedy na jaki czas przyjmiem radzi twoj dziecin , To
dla nas r kojmia b dzie, i ratunek od wojów twojego ksi cia rych o nadejdzie.

Wieckowi w tej chwili przedstawi si obraz owego Druzny jako cz owieka nader leciwego.

ciwie – to b y cz owiek stary. Trzyma si prosto i by

wawy, lecz te siwe brwi, te siwe

osy, ta wyblak

t czówek... Na pewno te oczy by y niegdy b kitne – teraz by y szare czy

bure. Dlaczego Trzask mówi o dziecinie? - Wieck dziwi si jeszcze Trzaskowi, e nie dostrzega
prawdziwego wieku Druzny, kiedy ten ostatni zawo

:

- Struna!
Wieck od dzieci stwa rad ws uchiwa si w granie wiatru, syk fal morskich podczas sztormu.
Lubi

piew ptasz t, pluskanie strumyka, a nade wszystko uwielbia granie w drowców z g likami.

Rzewnie si cz ekowi robi o, ko o serca cz ek jakby mi

... Ech, te struny...

Co podnios o wszystkich Ckliwiców, siedz cych w kr gu – Wieck, w tym swoim pó nie a si
przerazi – to musia o by co nadzwyczajnego, je li Ckliwice poniechali swojej powolno ci, roz-
dziawili g by i wytrzeszczyli ga y w jedn jedyn stron .

Wieck obróci spojrzenie w t sam stron . Poczu ciep o ko o serca, które zacz o ko ata

mocno a pr dko. Na polan wchodzi a z puszczy boginka!
- To wcale nie dziecko – Trzask da dowód swojej nadzwyczajnej spostrzegawczo ci – to rza a
niewiastka. Och, jaka pi kna.
Istotnie, Struna mog a zrobi na m czyznach wielkie wra enie. Smuk a, zgrabna, mia a czym
oddycha ,a to co , oprócz sporej wielko ci, by o wyra nie j drne, stercz ce i poruszaj ce si w
rytm spokojnego oddechu. Taki spokój niewiasty zawsze dziwi m czyzn, kiedy niewiasta jest
jakby nie wiadoma swojego stanu posiadania mi dzy brzuchem a brod i oddycha sobie równiutko,
spo-kojniutko, a tu m czyzn a spiera – oddycha mu trudno, lepia z orbit rade by wyle i do
tych cudowno ci przylgn ...
Reszta Struny wcale nie ust powa a tym dwom magnesom poni ej szyi – twarz mia a Struna tak

adn , e rzadko mo na podobne pi kno spotka , kibi , brzuch, uda – wszystko przykryte sukni

do kolan z cieniutko wyprawionej, jakby si lej cej skórki, sukni akuratnie lu

i jeszcze

akuratniej dopasowan – dowód na to, e adnej niewie cie we wszystkim jest adnie, a w odzieniu

adnym wygl da jak pi kno prawie nieosi galne. I te w osy... Z ocistobr zowej barwy warkocze

grubo ci nie mniejszej od ramienia silnego m czyzny. Ka dy z tych warkoczy z osobna by tak
gruby! Te w osy musia y si z lekka k dzierzawi , bowiem niektóre kosmyki tych liczno ci,
zarówno na g owie jak i w samych warkoczach, zwija y si w l ni ce kó eczka. Warkocze
zwiesza y si do pasa – jeden z przodu, drugi na plecach. A pod cienkimi, szta tnymi brwiami
ciemnobr zowego koloru jasnozielone, kszta tne i wcale niema e oczy, obramowane d ugimi,
ciemnymi rz sami patrzy y tak jako serdecznie, tak przyja nie...

- Ja si ni zajm – powiedzia Trzask, g osem st umionym przez podniecenie i zaskoczenie

mo liwo ci istnienia takiej cudownej istoty.

Struna tylko si u miechn a i, patrz c na Trzaska, pokr ci a g ow . Po czym podesz a do

Wiecka i cichutko wyszepta a:
str. 20.
- B

twoja, a ty b dziesz mój.

background image

Tak si wszyscy na polanie w Strun wpatrywali, e tylko Wieck zauwa

odej cie Druzny.

Potem spostrzegli si wszyscy e Druzny ju nie ma, kiedy Struna, g osem mi ym niby balsam do
rany przy

ony, poprosi a:

- Prosz , by cie po pieszali do przeprawy i bardzo si nierozwagi strzegli. eba przybiera i wnet
stanie si niebezpieczna.
Ruch si zrobi jakby to jakie iskry z ognia wypryskiwa y, a nie Ckliwice lamazarne tu by y,
zdolne tylko snu si niemrawo po wiecie. Wnet turkot stu wozów stawa si coraz s abiej

yszalny, a wreszcie Wieck dostrzeg , e stoi na polanie jako jedyny Ckliwic, ma przed sob

wr cz nieziemskie zjawisko, i e jest ca kiem rozbudzony, gotów do po wi ce dla tej, któr ma si
opiekowa .

Znowu przysz a na Wiecka jego pó senno . Widzia w niej zielonkaw to jeziora. Ta

zielonkawo przemienia a si , l ni a,przybiera a ton poz ocisty. Potem

to nasta a. Piach nadje-

ziorny, suchy, sypki, przyjemnie ciep y...
- Czego

dasz? - wyszepta Wieck.

To nie ja sama – powiedzia a Struna – to od mojego taty przesz y na mnie niektóre dziwy. Ale to
ciebie nijak nie ukrzywdzi, to twojemu dobru s

b dzie.

str. 21.
Rozdzia IV
Gniazdo szerszeni

background image

Odwlek o si wszystko i to sporo, lecz za to Stoigniew by pewny, e nic nieprzewidzianego sta
si nie mo e. Si y by y dostateczne, zwiadowcy wszystko opatrzyli, miejsca zbiórek wyznaczone,
dowódcy znali pory poczyna i umówione sygna y. Ten ch opak ze wierkówek tak si namolnie
naprasza , tak zar cza i zapewnia , e gotowo jego wspó ziomków jest równa gorliwo ci, z jak
zechc s

Polsce i jej ksi ciu, aby tylko sta si mo nymi, lub przynajmniej nadziej na to

mie .
To molestowanie odnios o skutek i dla samego siebie Stoigniew wyznaczy zadanie podrz dne, lecz
za to wa ne dla utrzymania przychylno ci tutejszych ludzi dla Polaków Tutejsi siedzieli w
Wielkopolsce ju wtedy, gdy Polanie dopiero do tej krainy przybyli. Tutejsi byli wtedy od Goplan
zale ni, lecz sami do owego plemienia nie nale eli – mo e tylko osadnikami byli na Kujawach czy
w Wielkopolsce, mo e us ugi Goplanom wiadczyli. No, w ka dym razie warto by o ich
przyho ubi , bo lepiej mie w rodku kraju sprzymierze ców, swojaków ni skrytych wrogów.

Wyprawa przeciwko zbójcom zacz a si jeszcze po ciemku. Poczet Stoigniewa dotar do

wierkówek o wicie, kiedy ju widno jest, cho s

ce jeszcze nie wzesz o. Na drodze wiejskiej

sta a gromada m ów – ka dy trzyma w r kach co na kszta t broni – a to wid y dwuz bne, a to

cie na d ugim trzonku, jeden k onic z wozu wyj

, inny d ugi bijak od cepa od czony, z

siekierami i toporami by o najwi cej tych ch tnych do zniszczenia wroga, nie daj cego spokoju.
Dokuczliwego i bezwzgl dnego. Stoigniew pomy la , e zbóje musieli tym ludziom dopiec, skoro
wa si i na tak niebezpieczn wypraw z tak byle jakim uzbrojeniem. Ani mieczów, ani os on w
rodzaju kolczug czy tarcz. Tylko jeden mia kos na sztorc osadzon na kosisku, co dawa o mu
nawet przewag nad prawdziwym wojem, maj cym ostrze krótsze, tedy o mniejszym zasi gu.
Stoigniew zsiad z konia, stan przed nimi i g boko si sk oni .
- Wygl dacie bardzo gro nie – powiedzia . - Czy cie wy z jakiego plemienia bitewnego?

Ruch si wszcz w tej bez adnej kupie, zacz to wypycha do przodu jednego, zapewne od

innych mielszego, a mo e przywódc przez wszystkich szanowanego. Wielkie by o zdziwienie
Stoigniewa, gdy przed kup zosta wypchni ty ów ch opak na go ci cu razem ze zbójami uj ty.
- ywik jestem – powiedzia ch opak. - Znaczy – ywos aw. A wypchn li mnie, bo mój tata mir
w wierkówkach mia najwi kszy ze wszystkich. My, Stoigniewie, do adnego plemienia nie
nale ym. Nie jeste my te niczyimi poddanymi. Znaczy – poza ksi ciem Polski. Wiemy, i on rz -
dzi wszystkimi mieszka cami wielkiej dziedziny. To jego pa stwo, a on nad nim i nad lud mi
panuje. Wiemy, e jego warto s ucha , bo bezpiecze stwo zapewnia. A nawet jakby korzy ci z tego
pos uchu nie by o, to i tak s ucha by my musieli, bo grododzier ca ma wojów, a woje maj miecze
i wspomo enie od dru yny ksi cia. Strach nie s ucha ...
- Nie chcieliby cie przyst pi do plemienia Polan? Znaczy si – zosta Polakami – lud mi mo -
nymi, czyli takimi, co wiele mog , wiele im wolno? Nie chcieliby cie?
- My teraz te wolni – mrukn kto ze rodka kupy.
- Ksi

nakaza , by ka da rodzina mo nych dawa a jednego woja do dru yny ... - g os ywika

dr

, kiedy wypowiada te s owa.

- A wy wolicie mie zapewnion bezpieczno bez nara ania swoich ludzi na zagro enia, tak? -

os Stoigniewa sta si szorstki.

- Zale y kto – odpar

mia o ywik – ja, dajmy na to, rad bym do dru yny...

- My nie chcemy przymusowo do dru yny ani do czego innego – ozwa y si g osy ze rodka

kupy.
- A zbójom sami rady dacie? - Stoigniew zada to pytanie zwyczajnym g osem cz owieka tylko
zaciekawionego.
- Wiadomo, e ich za wielu i im sami nie poradzimy – to znowu rodek kupy si g osi .
- Trzymaj si kupy, jeden z drugim – powiedzia Stoigniew – bo kupy mierdz cej nikto nie ru-
szy. A jak kto tknie, to niech Polanie walcz i za was karków nadstawiaj . Tak?
- Przecie my si stawili do pomocy – powiedzia

ywik. - I zastanowim si nad tym, co cie tu

rzekli. Ja sam, to wola bym zaraz wam odrzec, i jestem za wami. Lecz trza to rozwa

na wiecu...

Lepiej eby bez przymusu i.. Kto z dobrawoli przyst pi, ten powodów do narzeka nie mo e potem
str. 22.
szuka w byle czym.
- M ody , a nieg upi – pochwali Stoigniew. - Id na pocz tku i drog wskazuj a o zagro eniach

background image

powiadamiaj. A na tym swoim wiecu rozwa cie,

cie nynie wolni, a za jaki czas... No, Polanin

ma pewno , e w swoim pa stwie zawdy mo nym b dzie. To z urodzenia w onym plemieniu si
dziedziczy. A inni swoim potomkom nie mog przekazywa za wiele. Ch opi, dajmy na to, ziemi
swojej nie maj , chocia j doposiadaj . Znaczy – pracuj na cudzym, a ich dzieci mog zosta
wygnane – jeno jeden nast pca w

cicielowi niezb dny do uprawy onego gospodarstwa... Wy

nynie yjecie w dobrach ogólnych, które ogó ksi ciu powierzy . Jakby tak ksi

zechcia wasz

wsi wynagrodzi s

jakiemu wojewodzie... No, do ywotnio wojewoda takie dobra posiada i

do ko ca jego ywota mogliby cie u niego ch opami by ... A potem – te nie wiadomo. Jeno
mo ny ma pewno , e nikto nim rz dzi nie mo e jeno zjazd mo nych, a z jego upowa nienia
ksi

, a z jego upowa nienia grododzier ca czy wojewoda.

ywik ju sta w pobok kupy i twarz zwrócony by w stron marszu. Stoigniew podjecha do

ywika, poczet Stoigniewa rozproszy si naoko o – niby pasterze stado owieczek os aniajacy, a

mo e niby stró e wierno ci tych ludzi, z których niektórzy mogliby by w zmowie ze zbójami...
Stoigniew machn r

i ruszyli.

Z pocz tku pogwarki w kupie by y. Oddychali wszyscy g

no, czasem pochrz kiwali czy

pokas ywali. Konie wojówparska y g

no, miech g

ny czasem si rozleg ... Kiedy osiedle zbó –

jeckie by o ju niedaleko, Stoigniew nakaza cisz i zwolni pr dko pochodu. A potem da znak

i poczet wtopi si w las, s siaduj cy z drog . A jeszcze pó niej Stoigniew zatrzyma konia,

zsiad na ziemi i rzek do gromady ze wierkówek:

- Wy nieopodal tego miejsca poszukajcie sobie ukrycia w lesie. Niedaleko, by cie moj

wistawk us ysze mogli. Na jej d wi k wypadacie na drog i nie dajecie uchodzi zbójom. Mo e

si zdarzy , e wcale wista nie b

.Teraz uwa ajcie:- Cisza ma by do ko ca dnia i przez ca

noc! Ani mru-mru! eby tam nie wiem co, eby komarzyce ze re kogo mia y ywcem – ma by
cisza. Pojmujecie? To konieczne, by my zbójów pojmali, a szkód sami nie ponie li. Wy jeno na
wszelki wypadek. Gdyby zbóje co zmiarkowali i uchodzi t dy jaka grupka mia a, to wtedy wasz
czynny udzia by si zacz . Jedzenie zb dne – przez dob bez niego obej si trzeba. Sami wiecie
jakie odg osy po na arciu si mo e cz ek wydawa . Bywajcie! A ty, ywik – przy mnie b dziesz.
Mo e pos aniec b dzie potrzebny.

Na drodze pozostali tylko Stoigniew i ywikNa krótko, bo kawa ek dalej Stoigniew zsiad z

konia, klepn go w lew przedni gole , a koni jeno cicho parskn i te skry si w lesie.

- Pójdzie w miejce, które my przedtem obrali i on jest wy wiczony tam trafia - rzek cicho

Stoigniew, a ywik jeno skin g ow , nie wiadomo czy tylko ze zrozumieniem, czy te podziw do
tego skini cia do

.

Kawa ek dalej Stoigniew si zatrzyma , rozejrza , pogmera pod jakim krzaczkiem i wydoby
spod niego lin znacznej d ugo ci. Nieopodal znalaz przy drodze w

ciwe drzewo, zwin

lin ,cisn zwini tym kr giem liny w koron drzewa i lina zatrzyma a si gdzie tam, wysoko w
koronie.Próbne szarpni cie ko cem liny zadowoli o Stoigniewa. Nie wypuszczaj c ko ca liny z

k, Stoigniew odwróci ku ywikowi g ow i rzek :

-Ja si wespn , a ty – na moj komend – uchwycisz ten koniec liny bardzo mocno i ja ciebie
wci gn . Poradzisz?
- Pewno – odpar

ywik z min nie bardzo pewn , a i g os pewno ci nie wyra

.

Stoigniew za mia si krótko i niczym ba ka powietrza spod wody ruszy ku górze, przek adaj c
coraz wy ej to jedn , to drug r

. Potem ywik us ysza :

- Trzymasz?
Szarpni cie ko ca liny po wiadczy o, e ywik trzyma. Jeszcze pr dzej ni przed chwil Sto-
igniew, ywik sun hen do góry. Listowie zas oni o mu wiat , ga zki tr ca y go wsz dzie,
zamkn oczy. W drówka w gór usta a. Otwar powieki. Znajdowa si na pomo cie z okr glaków,
do rozleg ym i równym. Przy brzegu pomostu le

a kupa suchego mchu. Obok stosik suchej

trawy. Przez listowie ywik widzia cz stokó gródka zbójców. Stary, pouszkadzany...
- Nie mia em poj cia - powiedzia - e zbóje tak s abo dbaj o palisad .
str. 23.

- Dufni we w asn liczebno - odrzek Stoigniew. - Czterystu tu ich jest. Baby nawet maj .

Jakby pa stwo w pa stwie. Jakby wrzód na ciele Polski. Mam tu dla ciebie po ywienie i wod –
wy

na pomost wyj ty z sakwy chleb, umyt rzep i pieczone mi siwo, kawa dla kilku takich

background image

jak ywik...
ywik inaczej wyobra

sobie swoje uczestnictwo w wyprawie przeciwko zbójcom. Po prostu

nudzi si i by o mu niewygodnie. Od czasu do czasu jaka grupka zbójów przechodzi a drog .
Albo w jedn , albo w drug stron – raz sami zbóje, a z powrotem z pojmanymi je cami. Raz tylko
prze

co w rodzaju wzruszenia, kiedy zbóje prowadzili m ódk i zapowiadali jej – co z ni

dzie si wyprawia , je li kto za ni okupu nie z

y.

Stoigniew, nie pojmuj cy mowy zbójów, zachowywa oboj tno , lecz ywik o ma o nie

krzykn ze z

ci, us yszawszy niecne przepowiednie chutliwych samców. Prawie do zmierzchu

pod drzewem paradowa y takie grupki. W obr bie palisady toczy o si zwyczajne ycie – krowy
mucza y, owce becza y, baby krz ta y si ko o domostw i budynków gospodarskich.
Zmierzch nastawa powoli, stopniowo. ywik, gdyby mia opisa nastawanie tej pory doby w o-
nym dniu, to ca kiem by pomin zmin o wietlenia. Za to podkre li by pomiar up ywu czasu przez
narastaj

dokuczliwo komarzyc dokonywany. Oj, ar y sobie do woli, a on – pomny na zakaz

naruszania ciszy – udawa , e nie czuje. Tylko z rzadka udawa o u si oderwa od tego brz cz co-
bzycz cego k opotu, wtedy, gdy zacz y si pojawia pierwsze wiat a, s cz ce woskowat jasno
przez szpary w okiennicach.
Potem zapomnia o komarzycach, gdy wiat a stopniowo wygasa y. To zwiastowa o, i zmrok
zako czy por wieczoru i nastanie noc. Jako , niebo si wygwie

o, nad widnokr giem pojawi

si sierp ksi yca, przypominaj cy kierunkiem rogów ksi

ycowych znak „c”, czyli powiadamiaj -

cy, e miesi czek zanika - „c”-ofa si ... Potem – raz czy dwa rozlega si jaki okrzyk. Gdzie
po rodku grodu zbójeckiego wybuch a jaka nag a wrzawa i zaraz ucich a. ywik postanowi
wytrwale czeka na pogrom zbójców. Wprawdzie w nocy niczego si nie zobaczy, lecz mo e
gdzie ogniska s przygotowane?... Zreszt i nocne starcie po ciemku ma swoje uroki, mo e da si
po wrzasku trafionych zbójów dociec ilu ich zgin o... By oby lepiej, gdyby bitwa ze zbójami by a
przy jasnym wietle dnia – wszystko by si widzia o i zosta by w pami ci obraz zwyci stwa. Na ca-

e ycie. Có , nie ma co narzeka – jak ywik b dzie w dru ynie i jak zostanie dowódc , to

wszystkie bitwy b

w dzie !

Poczu mocne szarpanie – kto uj go za rami i co mówi . Czego ten Stoigniew ciszy nie

zachowuje, a sam.... Otwar powieki. S

ce sta o nad widnokr giem, ju straci o porann czerwie

i by o z ociutkie. Nawet grza zaczyna o.
- To ja spa em? - zdziwi si

ywik. - A bitwa?

- Bitw si toczy, kiedy innego wyj cia nie ma – powiedzia Stoigniew. - W bitwie gin nie

tylko nasi wrogowie. A ywota naszych braci – szkoda. Najpierw podst p, zasadzka, pu apka. A
dopiero na ko cu walna bitwa. Pojmujesz?

- Pojmuj – powiedzia bez zapa u ywik i podrapa wszystkie sw dz ce miejsca , a by o ich

niema o – znak, e jego krew bardzo komarzycom smakowa a.
- Wiedzia

kiedy nale y zasn – powiedzia Stoigniew.

- Nie kpijcie – powiedzia

ywik – chyba zasn em kiedy wszystko si zaczyna o. Jakie krzyki,

wrzaski...
- Wtedy w

nie by koniec wszystkiego -za mia si Stoigniew. Jeno dwóch ubi musielim, bo

nieuda o si ich zaskoczy i walczyli niby szale cy. Teraz wszyscy le pokotem ko o drogi. Sta-
rannie powi zani, wielu ma g by szmatami pozatykane, bo próbowali pomstowa . W jakim oni

zyku...

- Zbieranina u nich z ró nych krajów – ywik wpad Stoigniewowi w s owo – lecz najwi cej

znad morza, które zwie si Ba tyk. Oni na siebie Ba towie mówi . Moja mama... No, ona stamt d
by a. Ojciec j za on poj i ja z tego zwi zku pochodz . Taka wyprawa niegdy by a i w okolicy

trzech naszych ichnim j zykiem gada, bo branki stamt d ojcowie przywie li.

Stoigniew pomóg

ywikowi zej z drzewa i poszli na drog , w miejsce, gdzie prawie dziesi ta

cz

mili zaj ta by a przez dwa rz dy je ców. M owie, niewiasty, otroki, niewiastki, dziecka,

str. 24.
starzyki – jak popad o. Mogli po ród nich by ich bra cy i to nale

o sprawdzi . ywik wielu

zbójów by zdolen rozpozna i teraz go o to poproszono. Atoli pierwsza rzecz, która rzuca a si w
oczy i razi a uszy, to by y kwilenia, p acz i kanie dzieci tek. One niby swobodne by y, lecz od
rodzicielek oddalone. A te matki te

ka y i patrzy y, przynajmniej niektóre, tak b agalnie...

background image

- Panie – teraz i ywik mia b agalny wyraz twarzy oraz prosz cy ton g osu – chocia oseski
niechby nakarmi y...
Stoigniew troch si stropi , lecz zaraz wezwa jednego z dziesi tników i nakaza rozwi zanie
oraz odkneblowanie jakiej m ódki.

- Niech rozpozna które dzieci do której matki zanie i niech nakarmi – powiedzia . - A

niewiastkom i otrokom wydzieli z naszej spy y. Pachol tom te !

Karmienie nieprzebiega o bez zak oce . Najpierw ta, któr rozwi zano i umo liwiono jej

mówienie nie chcia a odpowiada na pytania ywika. Milcza a jakby g ucha by a. Lecz kiedy
Stoigniew wyda po s owia sku jaki rozkaz, zacz

wywrzaskiwa

ale do ca ego wiata i do pol-

skich wojów na dodatek. Po s owia sku.
- Widzicie ich! - wykrzykiwa a. - Znalaz si wyzwoliciel, my la by kto! Zbój za zbójem i rze-
zimieszkiem pogania. Niby uwolni , a zwi za i mo liwo ci mówienia pozbawi . Nie widzisz jeden
z drugim, em S owianka?
Przeproszono j , wyja niono, e nie da o si zauwa

jej s owia sko ci, bowiem od wszystkie-

go odwraca a uwag jej nadzwyczajna uroda. Da a si tym stwierdzeniem udobrucha i pokazywa a
matki dzieci tek. Przenoszono maluszki do matek, umo liwiono matkom karmienie i zabiegi
piel gnacyjne. Wszelako jedna z matek karmi nie chcia a. Po rozwi zaniu rzuci a si na wojów,
gryz a, drapa a, szczerzy a z by niby w ciek a wilczyca.

- Da dzieciaka innej mamce – powiedzia Stoigniew. - A t wydr na sznur. Obwiesi na tej

linie, co z mojego i ywika drzewa zwisa.
Darmo o lito dla nieszcz snej z

nicy b aga a owa S owianka. Pró no wstawia si za ni

y-

wik – wnet zawis a pod koron drzewa, co wzbudzi o przera enie innych niewiast i szloch dzieci.
Woje wprawnie ustawiali pojmanych zbójów w rz dy po dziesi ciu. Ustawionym k adli na barki

ugie dr gi, w

ciwie m ode, wie o zr bane drzewka. Do tych drzewek przywi zywali

rzemieniami ramiona zbójców i ich szyje, a r ce wykr cali im na plecy i tam kr powali krótszymi
rzemieniami. Wiele czasu musia o zaj to kr powanie, bo trzeba by o dok adnie, starannie i moc-
no – musia o starczy na d ug drog . Raz na dzie b

dostawali jedzenie – do woli chleba i

wody ile który zdo a za jednym razem wypi . Rol karmicieli b dzie pe ni jedna dziesi tka,
uwolniona na czas pos ugi z wi zów. Codziennie inna dziesi tka. I to b dzie dla pojmanych jedyny
okres od-poczynku od skr powania i niesienia wespó z dziewi cioma innymi dwóch dr gów
niezbyt ci kich, lecz trudno powiada , e sprawiaj cych rozkosz.

W mi dzyczasie wypytywano tych, których zbójcy niegdy pojmali. Pytano kiedy nast pi o

porwanie, co utracili na rzecz zbójców i gdzie ich odprowadzi czy odwie . Na razie mieli pój
do Obornik i pod grodem oczekiwa na swoj kolej - na dostarczenie ich pod ochron wojów do
wskazanego miejsca . Rysowa si obraz post powania zbójów z pojmanymi lud mi – przewa nie
byli odprowadzani do grodu Truso, gdzie wielki targ niewolników by i atwo mo na by o
niewolnika sprzeda kupcom z ró nych stron lub Normanom, b

cym jeno po rednikami – oni

wie li niewolników odziami w gór kilku rzek, wie li ich potem wozami, a sprzedawali z du ym
zyskiem a w cesarstwie wschodu, w mie cie Bizancjum.
Sam Stoigniew zaj si wypytywaniem owej S owianki, któr sam nazwa , jako pierwszy, tak
pi kn , e wszystko inne przestaje przy niej rzuca si w oczy.

- Ja jestem z Go liny -mówi a dziewoja – to niedaleko st d. Porwali moj rodzin i mnie trzy

miesi ce temu. Sama z ca ej rodziny tu osta am. Rodzicieli i rodze stwo do Truso pop dzili. Za
mnie upodoba sobie jeden taki, który w

nie do Truso pogna moich krewnych. Powiada , e po

powrocie zrobi ze mnie swoj na

nic i b

rodzicielk jego dzieci. Mo na poczeka na powrót

tych zbirów z Truso? Bardzo bym chcia a zoczy wyraz jego parszywej g by, kiedy ju sp tany

dzie jakoby baranem na rze przeznaczonym by .

- Zrobi ci jakow krzywd – spyta Stoigniew.
Str. 25.

- Nie zd

– odpar a dziewczyna, z ulg w g osie. Lada dzie powinien powróci ... Da si

zaczeka ?

- Ostawim tu zasadzk – powiedzia Stoigniew. - Ja musz pod

nad Ba tyk. - Bywa, e

szerszenie wracaj do gniazda, nie wiedz c, i jest zniszczone. Oni wróc , a tu ich – cap! Ale to ju
nie ja... Ja nad Ba tyk...

background image

- Do Truso? - w g osie dziewczyny brmia a nadzieja.
- Wpierw do grodu Ustka, a stamt d z tymi tutaj – wskaza na ustawianych zbójców – do Truso.

- Mog abym z wami? Mo e moich rodzicieli... tam... No, mo e jeszcze da si ich odszuka ,

We miecie? - w g osie dziewczyny tyle by o wzruszaj cego b agania... A taka by a adna...
Zgrabna, liczna i... I Stoigniew bardzo bola nad tym, e dot d nie ma swojej niewiasty, a pora na
niego chyba w

nie przysz a i nagle zachcia o mu si tak niewiast mie . Lecz czy wypada?

Razem z wojami i niewolnymi wlec...

- Zastanowi si – powiedzia . - Jakie imi nosisz? Bo gdyby my jednak... No, wiesz – jako

trzeba si do siebie zwraca ...
- Jestem Alina – powiedzia a liczna podwika, a Stoigniew pomy la , e to jest najpi kniejsze
imi na wiecie.
ywik kr ci si to tu, to ówdzie. Stoigniew ko czy rozmow z Alin , kiedy ywik podszed ,
aby donie , e mieszka cy wszystkich okolicznych osad i wsi chc zosta przyj ci do plemienia
Polan.

- Dobrze si spisa – pochwali m odzie ca Stoigniew. - Ciebie bym chcia do dru yny. Na

razie by moim pacholikiem by . Co ty na to?

- A czy ta niewiasta... - ywik zap oni si jak niewinna niewiastka, kiedy przy niej spro ne

rzeczy zaczynaj wygadywa .
Alina popatrzy a na ywika i powiedzia a:
- Ani mowy nie ma – otroczku – mnie wiat przys ania twój rycerz.
Obaj m czy ni – m odzik i tylko troch starszy woj – spiekli raka. M odszy tylko westchn ,
lica jego wróci y do naturalnej barwy, odetchn jakby z ulg i rzek :
- Pacholik mojego woja b dzie strzeg pani Aliny przed ka dym z em.
Na razie trzeba by o poprzydziela miejsca babom zbójców w wozach, które zajecha y na drog

ugim sznurem. Osobno te, które karmi y niemowl ta, osobno bezdzietne, osobno pachol ta,

osobno dzieweczki. No, i osobno niewiasty oraz m ów, których zbójcy jeszcze nie zd

yli pog-

na na targ niewolników.
D uga na kolumna wozów i pieszych ruszy a dobrze po po udniu. S

ce k ad o na drog d ugie

cienie, twarze zbójców i ich bab mia y pod oczami cienie od troski o niepewn przysz

. Tylko

lica zakochanych ja nia y rado ci , bo ich s

ce grzeje nawet w pochmurne dni i to najlepiej jak

umie.

Str. 26.
Rozdzia V
Pierwszy z rodu

By o ju ca kiem jasno, cho wschodu

ca mo na si by o dopiero spodziewa .Wczoraj wie-

czorem Wieck podsadzi Strun podczas w

enia na starannie wybrane,bezpieczne drzewo, po-

sadzi j na bocznym grubym konarze, a sam zacz mo ci co w rodzaju gniazda. Posplata wiele
ga zi, zabezpieczaj c konary, od rozwidlenia odchodz ce, przed rozchyleniem si podczas snu

background image

oso-by, zajmuj cej owo gniazdo. Naznosi ró no ci – suchych, mi kkich,a zawsze pachn cych

adnie oraz agodnie. Wymo ci . Pouk ada . Poumocowywa . A potem, zadowolony z w asnej

pracy, zaprosi Strun gestem r ki do zaj cia miejsca w tym naturalnym

u.

Kiedy si u

a, kiedy si przekr ci a na bok, podkuli a nogi, pod

a pod g ow jedn r

,

kiedy zacz a oddycha równo a g boko – objaw zasypiania – nakry dziewczyn w asn burk ,
po czym u

si ko o niej na plecach i czuwa . Wyobra

sobie, e dogoni Ckliwiców, na

wiecu on i ona wyznaj swoje wzajemne mi owanie, za

now rodzin , budowa checzy,

zagospodarowy-wanie si , dzieci... Albo inaczej – wróc sami, we dwoje jeno, do Borka. Tam
pewno wszystko po-palone, nikogo nie ma. A on, Wieck, jedynym dziedzicem jest po rodzie, który
nowe miejsce osied-lenia si wybra . Puszczy karczowa nie trzeba, pola i ki zdatne do uprawy...
Tylko zdoby narz -dzia i zwierz ta... No, to trudne... Tedy, mo e, jeszcze inaczej...
Poj w którym momencie, podczas rozpatrywania innego sposobu u

enia swojej, i Jej, przy-

sz

ci, e teraz wcale nie nasuwaj mu si nie wiadomo sk d jakowe obrazy. Teraz on musi je

sam uk ada i to nie ma nic wspólnego z pó snem czy z pó jaw – on teraz nie pi. Jego obecne
marzenia sta y si czym w rodzaju drogowskazów – strza ek, wskazuj cych wybrany cel dzia

.

Wybierz jeden z tych celów i d do jego urzeczywistnienia – zdawa si mówi trze wy os d ch ci
i mo liwo ci ich spe nienia. Trze wy, a nie pó senny!
To by ca kiem inny, zupe nie nowy Wieck. A je li wróci ten stary? Je li znowu pogr y si w
po-mroce pó przytomno ci? Przecie ju raz tak si zdarzy o...
Wmawia sobie, e nie pi, bo czuje si odpowiedzialny za ca

, za bezpieczno u adzonego

legowiska. Gdyby mia o rozsun si i Struna by spad a... Nie! Nigdy!
Nasuwa a mu si natarczywa my l, e nie mo e spa , bo ten nowy Wieck musi si od samego
sie-bie dowiedzie – jaki on jest naprawd . Na co mo e sobie pozwoli w swoim dzia aniu. Jakie
wol-no mu stawia dla samego siebie zadania. S owem – czego chce i co mo e...
Mija a bezsenna noc. Kiedy si ko czy a, skierki gwiazd rozjarzy y si mocniej. Nasta o zaranie
dnia, którego Wieck jeszcze nigdy na jawie nie prze

. Czer sta a si g bsza, Wieck nie widzia

teraz postaci Struny, a przecie czu , e zbli a si ranek. Na widnokr gu ta czer zarysowa a
granic mi dzy niebem a ziemi . Nie by o wida widnokr gu, mo na si by o domy la miejsca, w
którym on si znajduje, a tu naraz widnokr g si objawi , lecz w sposób niespodziewany,
niezwyk y – to by a czarna krecha, czarny kr g naoko o Wiecka, oddalony tak samo jak widnokr g
dzienny. Ba, ten dzienny bra pó swojego imienia od widno ci.Widno...kr g.A teraz powinno si
rzec ciemno...kr g.
Czy ciemno mo e by widoczna? Okaza o si , e tak i Wieck poj , e takie zjawisko zwie si
zaranie...
Potem zacz o szarze . Gwiazdy blad y, te mniej wiec ce zanika y na bladym niebie, wreszcie
tylko miesi b yszcza i par gwiazd najja niejszych. Szaro stawa a si s absza – zawiera a mniej
mroku, jakby zd

a w stron bieli. A kiedy zupe nie pozby a si po czenia z ciemnym zaraniem

– jasno nasta a, chocia s

ce jeszcze nie zacz o wschodzi , kry o si gdzie tam w dole,

poni ej widnokr gu. Na niebie zosta tylko poblad y miesi c i jedna gwiazda. Wieck od razu
wiedzia , e to jest ta Gwiazda Zaranna, o której niektórzy wiersze i piosnki uk adaj . I wiedzia , e
prze ywa – te po raz pierwszy w yciu – wit. Móg sprawdzi , e istotnie wszystko o wicie
doskonale wida , jest wiat o , a adne drzewo nie ma cienia.

- Teraz b dzie wschód – pomy la Wieck i zaraz po tej my li nad widnokr g wyjrza r bek

czerwonego s

ca. Ta czerwie przeobrazi a wygl d Struny. Burka Wiecka sta a si ró owa, a po-

liczki i d onie Struny robi y wra enie czego kruchego, z czym trzeba si obchodzi bardzo
uwa nie, aby przez nieostro no nie uszkodzi tego pi kna kszta tu i po wiaty. - B

ostro ny –

postanowi Wieck.
Str. 27.
Pod wiadomo zauwa

a w otoczeniu co niepokoj cego. Nat

uwag . Wzdrygn si nag-

le, bo us ysza trzask. Z amana ga zka? Zwierz dziki? Chyba niezwierz, bo ten zw szy by wo
cz owieka, tu jeszcze wczoraj by o moc ludzi... Tedy cz owiek... Wiking?... Zd

uj rodowcy

przed tymi zbójami?Mo e powinien pomóc przy przeprawie?Wszak by najwy szy w ca ym
Borku..
Nowy trzask, potem obcy j zyk... S , psiajuchy! Co teraz? Mówi który , tedy wi cej ich ni je-

background image

den. Poczu r

Struny na swojej r ce. U cisn a jego d

i wyszepta a:

-B

niedaleko st d obozowa . Nie dostrzegli ladów obozowiska twojego rodu. Ckliwice

mog uj , ale...
- Co takiego? - jego szept by pe en niepokoju
- Szumi woda. S yszysz?
Dopiero teraz zwróci uwag na ten dziwny d wi k. Przypomina odg osy z okolic m yna w Ko-
palinie. Tam przed ko em podsi biernym zrobiono zw enie strumienia i woda bardzo si roz-

dza a, by zd

przela przez w skie gard o ten sam zasób cieczy, który leniwie, powoli p yn

w szerokim korycie. Za m ynem znowu by o rozlewisko i tam woda zwalnia a – ponownie musia a
wype ni szerokie koryto.
- Nadesz a wysoka woda – wyszepta a Struna – teraz eba jest mocno wezbrana. Czy oni ju si
przeprawili?
- S powolni... - Wieck powiedzia to i poczu ciarki na plecach. - Ale, mo e, jeszcze nie zacz li.
Mo e powinienem i na pomoc?
- Nie – powiedzia a samym tylko ruchem warg Struna. - Zaraz zejdziesz z drzewa i we miesz
udzia w walce. B

dzielny , ale zachowaj ostro no .

Poczu si dziwnie. Jakby powrót dawnej pó senno ci... Có , trudno... Do ospale z azi z drze-
wa. Stan na ziemi i dopiero po chwili spostrzeg , e Struna stoi przy nim i wpatruje si w jego
oczy. Jasne kr gi w oczach... Z ocisto ... Pe no

tego piachu... Suchy... Gor cy piach

nadrzeczny.
Sk d wzi miecz? Mo e czym zast pi ?...
Szed w stron szerokiej golizny ródle nej, na której do wczoraj obozowa jego ród. Tam mog o
pozosta co , co nadawa oby si do walki. Wychodzi z puszczy, ro linno stawa a si mniejsza, to
by y samosiewki, rzadziej rosn ce, nie zas ania y widoku, tedy spostrzeg ruch jakowy od tej stro-
ny, gdzie p yn a eba. Po wyj ciu na mi dzyle

golizn ju tylko tam patrzy – to byli

wikingowie. He my z turzymi rogami, okr

e szczyty, go e uda nad krótkimi,przepasanymi w sta-

nie koszulami z wyprawionej skóry. B yskajace miecze, rdzawe brody. Ze trzydziestu biegn cych
skrajem lasu. Z ty u, po drugiej stronie tej golizny, pod drug

cian lasu ze dwudziestu konnych.

He my ze szpicami, kolcze fartuszki, na uszy zwisaj ce. Odzienie ze skór niewyprawionych, przez
pier przewieszone uki i ko czany, wydobyte i uniesione miecze. Na pewnonie wikingowie
Konni wyra nie cigali wikingów, lecz ich konie musia y biec na ostatnich nogach. Chyba zdro-

one, do cna wyczerpane. - Nie zgoni – pomy la . Ko skie kopyta z trudem odrywaj si od

pod

a...Na celne strzelanie z uku jeszcze za daleko, chocia niektórzy konni staraj si

ci ga

uki z pleców... Daremny trud.

Oczy Wiecka zosta y pora one przelotnie jakim b yskiem. S

ce mia za plecami, co przed

nim zosta o mu ni te s onecznym promykiem i zal ni o. Czy by stal?... Nie, to by tylko gruby kij,
ca y od porannej rosy wilgotny i w paru miejscach ta wilgo poskupia a si w malutkie jakby
ka

ki – one dawa y ów odblask. Odruchowo schyli si po ten kij – nie darmo mówi , e lepszy

rydz ni nic... Pomy la , e wikingowie biegn przy boku lasu, w którym jest Struna. Z
przestrachu
od tej my li ca y zmartwia . Sam nie wiedzia kiedy i dlaczego podniós kij w gór .
Wikingowie zatrzymali si gwa townie. Stoj c, os aniali oczy d

mi do czó przy

onymi niby

daszki przed blaskiem s

ca maj ce chroni .

- Svardet! Svardet! - nie by o ju do nich tak daleko, aby nie rozpozna w ich okrzykach przestra-
chu.
Skupili si ciasno, a potem buchn li w stron tej ciany lasu, ko o której gonili ich jezdni. Ten
krótki przystanek wikingów pozwoli jezdnym zbli

si tak znacznie, e ich strza y, ju

dolatuj ce do wikingów dostatecznie pr dko, powodowa y dodatkowe, wyra aj ce ból okrzyki.

- Nie stój! Biegnij! - Wieck s ysza te polecenia jeno my

, lecz je wykona . Rwa z

uniesio-
str. 28.
nym kijem w to miejsce, gdzie wikingowie powinni osi gn brzeg lasu. W tym miejscu ju by
jeden konny, snad mia wytrzymalszego wierzchowca ni inni lub by l ejszy...
Wieck dobieg do obranego przez siebie i wikingów miejsca w chwili, kiedy ca a wataha zbójów

background image

wpad a na konnego woja w niewyprawionych skórach. Os ania si trójk tnym, niewielkim
szczytem, nadstawia swój miecz pod ostrza wikingów. Kopa na boki nogami. Obraca wodzami
konia ró ne strony, ten ko musia by wyuczony pos uchu i walki, bo popycha piersi lub zadem
tych wikingów, którzy zbyt blisko podchodzili. Obrona nie by a ca kiem skuteczna – wiele ciosów
spada o na konnego, a wreszcie dosta mieczem w he m i spad z konia z rozkrzy owanymi
ramionami. Wtedy w

nie Wieck uderzy po raz pierwszy i ca a w ciek

wikingów na niego

spad a . Prawd mówi c, poczu tylko kilka uderze , bo które z kolei odebra o mu czucie. By
wielki ból za mostkiem. Potem ciemno . Znik zmys ow i ostatnia pó przytomna my l:- Czy to jest

mier ?...

* * * * *

To przypomnienie, ta my l, to s owo ostatnie jeszcze si ko ata o w jestestwie Wiecka, kiedy mu
si zwidzia a w drówka przez za wiaty. Zda o mu si , e s yszy g osy.
- To J drna!
-To j dza!
-To czaeodziejka...
- To czarownica!
- Jemu ju wszystko jedno – on zmar !
Wtedy z ust Wiecka wyrwa si okrzyk:
- Nieprawda! Ja yj !
Ten w

nie okrzyk by czym , co przywróci o Wieckowi pe ni zmys ów.

Le

na plecach, by okryty derk a po pachy. Ko o niego le

jeszcze kto . Ten kto mia nie-

jednolicie czarn twarz bez zarostu. Mo liwe, e cz

tej widzianej przez Wiecka twarzy by a

granatowa. No, jak lepiej popatrze , to by y te miejsca sine. Kto zbity na kwa ne jab ko?
Ten le cy w pobok zaczyna si mniej-wi cej od brzucha – Wieck widzia jego piersi i twarz,
za nogi pewno by y za g ow Wiecka. Kiedy Wieck chcia to sprawdzi , wielki, k uj cy ból ko o
mostka da zna , e – albo oddychaj bez bólu i bez ruchu, albo spróbuj si jeszcze raz ruszy , wtedy
zobaczysz jak to mo e bole od razu i przy kilkunastu nast pnych oddechach. Wieck pos ucha
przestrogi i ju tylko oczami wodzi , bo,chcia dociec kto go tu po

i dlaczego.

W polu widzenia znalaz a si smuk a,cho nie chuda niewiasta. - To Struna – pomy la i zaraz
mu si wszystko przypomnia o. Znaczy – do chwili uderzenia kijem w jaki

eb w rogaty he m

odziany. A reszty si domy li -musia oberwa w okolice mostka i teraz go zatyka bole nie przy
byle poruszenia.
Natkn si oczami na spojrzenie Struny.
- Masz pop kane ebra – powiedzia a. - To si zro nie i mo e b dzie bola o tylko czasem, a mo-

e ju nigdy nie zaboli. Ach, ten – dojrza a oczy Wiecka skierowane na tego le cego w pobok - to

w jego obronie walczy

. Jednak on le

a po nim deptali walcz cy ludzie i konie, Ca y

posiniaczony, a r ce i nogi w wielu miejscach po amane. Nastawi am chyba dobrze i unierucho-
mi am upkami. Reszta wojów u uj cia eby gród buduje. Za wikingowie wszyscy ziemi gryz .
Przynios a mu i pomog a wypi kubek zimnej wody. Pog adzi a po g owie niby czu a matka syna
,który w bójce mocno oberwa . Poczu senno ,usypia i mo e mu si tylko zdawa o, e na-zwa a
go swoim bohaterem...

* * * * *

Nie mia poj cia czy d ugo spa . Powieki ci

y niby obwisaj ce z nieba, nabrzmia e od nad-

miaru wody, brzuchate chmury. Omiót spojrzeniem otoczenie. Ten siny mia otwarte oczy i od-
dycha . Struna sta a przy ognisku, nad którym, wisia a wielka po

czego smakowicie pach-

cego . Mi siwo?...

- Dzik – powiedzia , a tamci dwoje nie dali znaku, e go s ysz .
Wysoko,troch w bok widzia chwiej ce si czubki sosen
- Wieje - powiedzia
str. 29.
Znowu adno z tych dwojga nie da o znaku, e s yszy. Wieck najpierw pomy la , e og uchli.
Potem przysz a oboj tna my l, e to tylko jego duch widzi tych dwoje i ruchomo sosen, a jego
cia o...
- Ej e – powiedzia – przecie duch oczu nie ma. Lecz jego oczy nadal nie widzia y odpowiedzi

background image

Struny i sinego na ludzki g os... - A sk d ja mam niby wiedzie cokolwiek o duchach? – zapyta ,
nat

aj c g os do granic mo liwo ci, a ko o mostka poczu znajome uk ucie, tyle e l ejsze i

krócej trwaj ce. Pomy la , e to mniejsze nat

enie bólu sam osi gn , pr dko przestaj c

wykrzykiwa i staraj c si oddycha równo a p ytko. Przesta si tym zajmowa , bowiem Struna
patrzy a w jego stron uwa nie, a i ten siny wyba usza na Wiecka niebieskie ga y. - Us yszeli?...
Struna ukroi a dwa spore kawa y pieczonego mi siwa i u

a je na li ciach opianu. Nios a to

mi so na opianie i patrzy a na Wiecka. Stan

bez ruchu nad jego g ow i nadal patrzy a.

-Ty chyba oprzytomia – powiedzia a cicho. - Powieki ci nabrzmia y i oczy zas aniaj ? Spróbuj
chrz kn , je li mnie s yszysz. Jeno nie za g

no, bo w gardle wrzód mia

i mo e bole . D ugo

bez zmys ów le

.

- Gard o nie boli – Wieck te s owa wychrypia , lecz oni tym razem us yszeli.

Och, jakie to mi so by o smaczne... A jak e przyjemnie by o by karmionym po malutkim

kawal tku, krojonym przez kruche, wysmuk e d onie Struny. Ten siny, ju nie czarny nigdzie, za to
zaro ni ty jasnymi w oskami a pod oczy, dostawa wi ksze kawa ki i z ar prawie ca y kawa .
Wieck przesta by g odny, kiedy jeszcze trzy wierci jego kawa ka zosta o. Rzuciwszy okiem w
bok, Wieck dojrza cztery wkopane w ziemi s upy, a na nich wspiera a si wi ba dachowa
sporego budynku. Krokwie nie by y niczym innym jak tylko okorowanymi pniami sosenek w

rednim wieku, aty te by y pniami, jeno sosenek znacznie m odszych. Za na czterech s upach

le

y cztery grube pnie, po czone zaciosami, a podtrzymuj ce reszt dachowej wi

by. Kto to

zrobi ?... - Kto to z adzi ? - Wieck powtórzy t my l g osem, lecz oni znowu nie us yszeli.

* * * * *

Po nast pnym obudzeniu... Po ilu dniach?... Niewa ne! Po nast pnym obudzeniu Wieck dowie-
dzia si od tego z niewielu siniakami na twarzy, e on, e Wieck, sam jeden pokona wikingów.
- To mnie zg uszyli – powiedzia Wieck i teraz by s yszany, nawet przez Strun , która pr dko
podesz a spyta czy by czego nie zjad . Nie by g odny, tedy usiad a przy jego g owie i przebiera a
palcami w jego jasnych w osach, barków si gaj cych.
- I my, i wikingowie zobaczylim jakowy b ysk w miejscu, gdzie ty z lasu wyszed

. Wikingo-

wie si zestrachali, stan li w miejscu, przez co my moglim ich nieco podgoni . Pod s

ce sta

,

oni nie mogli dojrze powodu onego b ysku, tedy postanowili skr ci w bok – w puszcz uj . A ja
ju zdo

em im na drodze stan ... Ty w por nadbieg i zaj im czasu nieco, póki si nie

spostrzegli

sam jeden i jeno z kijem. W mi dzyczasie moi woje nadjechali. Nas dwudziestu

by o – ich by o trzydziestu, lecz oni byli jeszcze w stanie zastrachania przez ciebie. Gdyby nie ty –
mo e by my ich pokonali, mo e oni nas... Jak by nie by o – mieliby my zabitych i rannych, a mo e
by my wikingów zast pili na pobojowisku... Wilcy ich co noc odwiedzaj – pewno resztki ich
zosta y... Nikto z moich nawet ranny nie by ! Ty zbawc dwudziestu Lachów.
- Co to za...
- Obacz, Wieck – wtr ci a si Struna – Lachowie mieczmi trzciy naci li i strzecha z tego ma by .
Jeno nie wiemy jak ciany... Lachowie tu wpadaj i bardzo pomagaj . Jak by te ciany... Bo ja nie
chcia am z bali. Takie to ci kie by by o...
- Z gorszej trzciny - sieczki mieczami narobi , gliny nakopa i, wody dolewaj c, glin z sieczk
miesza – powiedzia Wieck. Uk ada warstwami tak wysoko, póki si jeszcze obali nie chce.
Wtedy po

belk lubo pie i now warstw gliny z sieczk k

. Bo jeszcze by mo na one

cztery s upy dechami obi , lecz sk d dechy bra ? Taka gliniana ciana do wytrzyma a jest, lecz
dachu nie ud wignie – zaraz by si kruszy a... My to zwiemy budowl szachulcow . Tania budowa
a ciany ma niepalne. Pó niej mo na od rodka tynk rzuca b

deseczkami, dranicami lub

struganymi, obija . Szachulec, to one s upy,d wigaj ce ca y dach. S upy, zast puj ce podpory ze

cian. Dach musi wystawa , by gliniane ciany od deszczu nieco os ania .

- Ale ty m dry – w g osie Struny czu o si niek amany podziw.
str. 30.
- Jakoby Abraham lub Moj esz – dopowiedzia siny, lecz Wieck nie mia poj cia co owe s owa
mia yby znaczy .

* * * * *

S upy i wi

dachow przykrywa a strzecha. Dawno nie pada o, wiosna si ko czy a, to by o

niespotykane, by o tej porze jeszcze burzy nie by o. Jednak w ko cu zawdy jest tak, e czekaj cy na

background image

deszcz, akn cy d

u niby kania, doczeka si , a nawet czasami ma nadmiar i

uje, e wygl da

tej mokro ci z nieba.
Zanosi o si na burz . Pewno niezbyt wietrzn , bo brzuchate chmury nap ywa y leniwie wczoraj
jeno wysokie, pierzaste pazurki na niebie by o wida , w nocy musia o nadej wi cej chmur
niskich, nabrzmia ych deszczem bardzo potrzebnym naturze. Ba, a mokni cie ludzi?...

Struna mia a zmartwion twarz i Wieck nie wiedzia jak jej pomóc. Spróbowa ostro nie wy-

kona jaki ruch... Nie bola o. Spróbowa przewróci si na bok – uda o si i nie czu nigdzie bólu.
Powolutku, lamazarnie niby Ckliwice podnosi si do pozycji na czworakach, potem podniós
tu ów i kl cza niby przy sk adaniu jakowej pro by przed kim znacznym.
W tej pozycji zauwa

a go Struna, podbieg a, lament podnios a - co ty – powiada - czynisz,

a – powiada – chcesz mi uszkodzi , bym nie mia a z niego nale ytego po ytku!

- Mo e we dwójk – powiedzia Wieck – zawleczem go – pokaza oczami drzemi cego sinego -
pod t cz

dachu, która ju jest strzech pokryta? Ja b

bardzo ostro ny i jakby zabola o, to ja

natychmiast zaniecham wysi ku

Po chwili zastanowienia Struna skin a g ow . Ci gn li oboje derk , na której le

woj.

Uspakaja ich, e nie czuje bólu, mo e by na ból odporny, mo e udawa , a mo e rzeczywi cie
ci gn li derk tak ostroznie, e bole po ama ca nie musia o? W ka dym razie uporali si z tymi
przenosinami dobrze i na czas. Zd

yli jeszcze nanosi li ciastych i iglastych ga zi, u

je w

stos od strony spodziewanego wiatru i dopiero wtedy zacz o pokropywa . A zanim lun o Wieck
tak e dosta nakaz po

enia si na derce, zosta okryty drug derk i dopiero tak zaopatrzony

dosta pochwa za dzieln pomoc, a potem Struna karmi a woja i spoziera a czujnie czy Wieck ma
zadowolony wyraz twarzy podczas samodzielnego spo ywania ciep ej polewki z kawa kami
ugotowanej dziczyzny.

Podczas czekania na przej cie ulewy, potem na przej cie burzy, nast pnie na ustanie wiatru,

przed którym stos ga zi zno nie chroni , tak e nawet zacinaj cy deszcz nie moczy niczego i ni-
kogo pod strzech skrytego Wieckowi przypomnia o si , e woj wypowiada jakie nieznane imio-
na. Teraz o te imiona zapyta .
- Mówi

o jakowym Abra eszu i Mojhamie... Co to za jedni?

- Ja jestem Lach – powiedzia woj – a Lachy przyj li do sawno temu now wiar , która zwie
si chrze cija stwem. Nazwa chrze cija stwo bierze si od chrzczenia, od chrztu. No, zanurzaj ci
w wodzie i wypowiadaj potrzebne s owa... Za Abraham i Moj esz byli przodkami pierwszych
chrze cijan.
- Zali owe Lachy nie s Polanami? - spyta Wieck.
- Zanim Polanie tu przyw drowali Lachy na po udniu dzisiejszej Polski swoje dziedziny powi k-
szali. My – znaczy Lachy – mówi woj – z Wi lanami si sprzymierzylim. My, znaczy Lachy, pod
– bilim plemiona Licykawiców, L dziców i Go szyców. Tam grody znaczne by y. Kielce, Lublin,
za u Go szyców Bia owiec nad rzeczk Jamnik. Trza by o podbitych ziem i ludów pilnowa .
Tedy Lachy rozproszyli si bardzo i w rdzennym naszym S czu ma o luda zosta o. Na to Morawy
trafi y , Lachy zdali im si s abym plemieniem, tedy z Wi lanami gadali i atwo Wi lan przekonali,

po-winni wej w sk ad Wielkich Moraw. A my – znaczy – Lachy – z nimi. Na Morawach, a my

im po-dlegalim, pojawili si dwaj bracia – Cyryl i Metody si zwali. Oni now wiar przynie li i
nowe pi-smo opracowali, bo wierzbowe wici zda y im si nietrwa e, tedy na wyprawionej wo owej
skórze mazid ami barwnymi i p dzelkami lubo patyczkami zastruganymi pisali. Troch z naszych
znaków skorzystali, lecz nie za wiele, tedy ich pismo jeno w ksi gach nabo nych widnieje, a my
nadal na wierzbie...
Wieck i Struna s uchali bardzo uwa nie. A potem Wieck przypomnia sobie, e nie wie jak siny
ma na imi i sk d pochodzi.
str. 31.
- A ty? - spyta . Czy z tych rozproszonych, czy spod onego S cza?
- Nad rzek Odr ...- zacz Lach...
- Znam – przerwa a Struna – to niedaleko st d. Na zachód...
- Ja te s ysza em - pochwali si Wieck.
- To nie to – powiedzia Lach – chodzi o pocz tek Odry, któren jest na ziemi Go szyców, tam
gród o nazwie Odry pobudowalim i ja stamt d... Od nazwy onego grodu moje imi ... Zw si Od-

background image

rzyw .
- adnie – pochwali a Struna.
- Nie bardzo – powiedzia Wieck. – Nie przepadam, za w

ami, ale przywykn . Ksi

Polski

nie zakazuje wyznawania innych bogów ni Swarzec?
- Jakich innych bogów, Wieck? - Struna mia a w g osie zdumienie. -Bóg jest NAJmocniejszy.
On jest te najm drszy i we wszystkim jest NAJlepszy . Czy mo e by tak, e jeden bóg jest
NAJmocniejszy wi cej, a drugi NAJmocniejszy mniej? Te rzekome imiona s owia skich bóstw je-
no jak dziedzin oznaczaj . Bóg jest jeden, lecz zajmuje si ró no ciami, za pro ci ludzie i wielu
kap anów s dzi, e od ka dej dziedziny jest osobny bóg.
-Jeszczem nie s ysza , by kto tak o bogu powiada – przyzna Odrzyw , z bardzo zamy lonymi
oczami to powiedzia , a niebo da o znak spó nionym grzmotem, e s yszy i grzmi... Co mog o wy-
dawa si niebu niestosowne? ...

* * * * *

Wieck przebudzi si rze ki i g odny. Wszystko wydawa o mu si nadzwyczaj pi kne. Mo liwe,

e to wit, swoim bezcienistym o wietleniem wszystkiego, stwarza z udzenie nierzeczywistego

pi kna... Chocia ... Wczoraj pada o, a Struna – teraz pi ca tu ko o jego legowiska – by a pi kna.
Gdzie od strony eby dochodzi skrzyp osi jakiego wozu, co Wieckowi przypomnia o odej cie
rodu i brak wie ci o powodzeniu przeprawy. Podobno brak wie ci oznacza brak nieszcz cia...
Us ysza ludzk mow , mog o by do tego mówi cego niedaleko,jednak mog o by i daleko –
ci-sza budz cego si dnia nie t umi a adnych d wi ków – powietrze mog o nie ludzki g os
pr dzej, a na pewno nios o dalej ni w gor ce po udnie, kiedy w pozornej ciszy powietrze a drga
od gor ca, wiergotu ptaków, brz czenia owadów i szelestu li ci.
Widok Struny spowodowa wzruszenie – jak ciep my l i al, i trzeba j obudzi , bo ten wóz
najwyra niej zbli

si i lada chwila móg przywie co niespodziewanego, a mo e i niepo

da-

nego. Bezpieczniej jest wyj na spotkanie nieznanego, kiedy si jest ubezpieczonym przez czuj-
no wszystkich w asnych zmys ów. Ile to jest onych zmys ów? Wieck liczy na palcach – wzrok,
smak, w ch, równowaga, s uch, dotyk... Czasem mówi o istnieniu siódmego zmys u, lecz to jest
raczej przeczucie ni zmys ... Dotkn lekko barku Struny i patrzy czule na jej przebudzenie.
- O, wóz jedzie – powiedzia a – czuj siódmym domys em, e przywiezie co dobrego.
- A ja uwa am - dobieg zza Struny g os Odrzyw

a - e strze onego Pan Bóg strze e. We ,

Wieck ,mój miecz. Pod derk mi moi woje po

yli. A Struna niech si gdzie skryje, bo zbóje na

niewiastki asi.
Nie wiadomo czy Struna pos ucha aby rady Odrzyw a, gdyby sta o na to czasu. Tym razem nie
zd

a zrobi niczego. Zza za omu lasu pokaza si wóz z bud ci gniony przez par wo ów. Na

ko le tego wozu siedzia kto , kogo widok spowodowa zachowanie Struny podobne ptasiemu. Pof-
run a ku wozowi, wznosz c r ce i krzycz c:
- Tatko! Tatuniek umi owany!
Druzno przytuli córk i zaraz pokaza swoje zatroskanie o to czy sobie tutaj wystarczaj co do-
brze radz , czy w tym ostatnim deszczu nie przemokli i nie zzi bli, czy woje, buduj cy gród przy
uj ciu eby s usznie powiadaj , e tu bohaterowie pr dko zdrowiej , e trzeba b dzie koniecznie
obor z adzi , albo przynajmniej ogrodzenie dla wo ów, bo wilcze lady wida naoko o, a czy cie

ulew wykorzystali do k pieli, bo tu nie bardzo czysto ci pachnie...

- Przywioz em wam narz dzia do gospodarstwa – zako czy swoj – jak na niego – d ug gada-
nin . - No, i garnczek zg stnia ego wywaru z mydlnicy, bo tu mog si wszy zal gn – doda
ciszej i jakby wi cej do siebie skierowa t ostatni uwag .
Spod budy wozu wygramoli si najpierw jeden cz ek, co jeszcze pod bud si rusza o, po nas-
str. 32

pnej chwili, bardzo powoli i ostro nie wydoby si z wozu i stan przy nim drugi cz owiek. Ten

drugi mia na oczach p ócienn , przedtembia przepask – najwidoczniej niewidomy by i st d ta
jego niezaradna ostro no ...
Niewidomy wyczeka chwil przerwy w gadaninie Druzny i powiedzia :
- Obiecalim z g uchym pomoc przy wy adunku, jednakowo bardzo si z wami ró nim w zapa-
trywaniach i dlatego nie odp acim nasz prac za podwiezienie. egnajcie.
G uchoniemy uj

lepca w pó i poszli obaj w tym samym kierunku, co jechali wozem Druzny.

background image

- lepcy s przewa nie bardzo m drzy – powiedzia Druzno, kiedy ci dwaj oddalili si poza za-
si g jego g osu - ten jednakowo jest nadzwyczajnie durny. Gada , e boga nie ma bo gdyby by ,
to
nie dopu ci by do wojen, sporów i chorób, za jemu – lepcowi – nie odebra by wzroku. Ten t pak
zapomnia o obdarzeniu cz eka woln wol . Cep niepozbierany da od boga, by ka dym krokiem
ka dego cz owieka i wszystkich innych istot, a tak e ywio ów bez najmniejszej przerwy kierowa .
- Nie z

si , tatku – poprosi a Struna i Druzno z agodnia , twarz mu si wyg adzi a,wargi u o-

y si w pogodny u miech.

Ale po chwili znowu spowa nia i cie smutku przyciemni mu spojrzenie. Naraz rozleg si

wrzask przestraszonych ludzi.
- Wilcy now uczt b

mieli – mrukn Druzno – bóg nie odebra wolnej woli lepcowi i ten

gamo ju wi cej nie b dzie bogu blu ni . Jednak jest co przykrzejszego...
Wpatrywali si wszyscy troje w jeszcze powa niejsz , a nawet pos pn twarz Druzny, a on, po-
wiedzia :
- Ten wóz, te wo y i wszystkie narz dzia do uprawy roli i inne w gospodarstwie przydatne – to
wszystko by o zap at Ckliwiców dla mieszka ców Cecenowa za pomoc w przeprawie przez e-

....

- Znaczy – przeprawili si szcz liwie – Wieck odetchn z ulg .

- Zwi zali si rzemieniami – powiedzia Druzno – bo s dzili, e wielka masa ludzi nie b dzie

porwana przez powodziowy nurt, gnaj cy szybciej ni li ko w cwale rozp dzony. Atoli pierwsza
sz a, w

ciwie by a ci gni ta przez mieszka ców Cecenowa, m oda matka z dzieci ciem na r ku.

Dzieciak z przestrachu za mocno si gibn i wypad w nurt. Matka przeci a rzemie no em i da-
lej e ratowa malca... Nawzajem pocz li si ratowa ... No, Wieck, zosta

ostatnim z rodu. Miesz-

ka cy Cecenowa jutro tu si pojawi , by pomóc w doko czeniu budowy. Wspomog te we wszel-
kich potrzebach, bo wozy Ckliwiców osta y si nienaruszone i one dobro wszelakie Cecenów sobie
przyw aszczy , tedy nynie odp aci si musi.
Struna podesz a do Wiecka, zarzuci a swoje r ce na jego kark, przytuli a si leciutko i powie-
dzia a:
- Nic si nie martw, ty – tatku – te nies usznie smutek siejesz, Wieck ju dzisiejszej nocy stanie
si pierwszym z rodu, który pomog mu rozmno

.

- O, tak – Druzno wpatrzy si w jeden punkt przed sob , gdzie w sin dal patrzy i powiedzia
wieszczym g osem:
- Trzy razy po dwóch ch opców, potem jeden raz dwie bli niaczki i na koniec jedna dzieweczka.
Ta pojedy cza b dzie prababk Patrycji – pomocnicy ony ksi cia Polski, którego odnowicielem o-
krzykn . Mo ny i mnogi ród – powiedzia po chwili przerwy – atoli bardzo zamo ny nikto z tego
rodu nie b dzie.

str. 33.
Rozdzia VI
Truso

- Jam tam nigdy nie by – mówi Druzno, a trzydziestu otroków, ze szko y przy dworze ksi cia

dla synów ludzi ze stanu mo nych, wpatrywa o si w jego twarz niby ciel ta w malowane wrota.
S owo dwór brzmi dumnie i zapowiada niewyobra alne a wielkie rzeczy. Gdyby jednak porów-
na dwór ksi cia Polski, Siemowita, z dworami cesarza Rzymu, Lotara, cesarza Bizancjum, Micha-

a Pijaka, lub z dworami pomniejszymi, powiedzmy z dworem Karola ysego, króla Frankonii czy

background image

dworem Ludwika Deutscha, króla Niemiec, to tamte inne dwory by yby palcami w adczej r ki, za
dwór Siemowita by by zaledwie paznokciem najmniejszego palca onej r ki, i to paznokciem wie o
obci tym. Niemniej nie wynika o to ze s abo ci Polski wobec innych pot g – po prostu w Polsce
mo ni nie byli tak odlegli od osoby ksi cia jak to mia o miejsce poza granicami Polski. Monarchia
w Polsce by a jeszcze bardzo m oda, w dodatku uwik ana w k opoty wdro enia w jarzmo podda -
stwa plemion podbitych oraz w walk z naruszycielami porz dku wewn trz kraju i z naj

cami

skandynawskimi.
Za to ten niewielki, polski dwór przodowa w szerzeniu o wiaty – wszyscy w Polsce, z podbi-
tymi liudami w cznie, umieli czyta i pisa . Oczywi cie, wy cznie w j zyku S owian, co mog oby
budzi pogard zachodu i wschodu, stosuj cych inne j zyki, inne pismo i inne materia y do zapisy-
wania. Zreszt o Polsce mo e s yszeli niektórzy poddani Ludwika Deutscha, natomiast wsz dzie
indziej s dzono, ze na wschód od granic Niemiec yj ludy barbarzy skie, poga skie i nie
posk adane w adne organizmy wi ksze ni jakie spore w

ci ksi

tka – zbójnika. Nawet w

Niemczech lekcewa ono s siadów ze wschodu – istniej ce pa stwa Zwi zku Wieletów i Zwi zku
Obodrzyców mia o nazywano marchi , to jest ziemi króla niemieckiego, któr wszak e trzeba
dopiero zasiedli i zagospodarowa . By wyznaczony do tego celu margrabia i wolno mu by o trak-
towa tubylczych mieszka ców marchii jak dzikie zwierz ta. Warto wzi pod uwag , e dzikie
zwierz ta uznawano za twory bez duszy, tedy dopiero chrzest s owia skiego tubylca móg z niego
uczyni cz owieka... Zdarza o si , zaraz po wymuszonym chrzcie, zabija nowochrzcze ców maso-
wo, bo to im zapewnia o mier po odpuszczeniu grzechów, za Panu Bogu zapewnia o rzesze no-
wych czcicieli w niebie...
Stoigniew wszystko to wiedzia od swojego ojczyma, to jest od Druzny, na którego teraz spogl -
da z awki umieszczonej pod sam

cian , poza wszystkimi innymi awkami. Po odprowadzeniu

pojmanych zbójów do Ustki odda ich w r ce Nykona i wiedzia , e darmo owi niewolnicy je nie
dostan . Tedy sam jeden piesznie przyby do Gniezna, by uzyska zgod na sprzeda zbójów w
Truso. Musia mie zgod , bo to i oddzia dru yny trzeba by o wzi do pilnowania pochodu
kilkuset niewolników, bo to ywi trzeba, a darmo tyle jedzenia nie dostaniesz, bo to Ustka prawie
obrony b dzie przez jaki czas pozbawiona... A w rzeczywisto ci skrywanej by o jeszcze co – oto
Alina niejaka od czy a si podczas podró y do Ustki, bo niektórzy niewolnicy powiadali, e jej
rodzina chyba usz a i teraz jest w Go linie. Pono tam Alina krewnych nie znalaz a, tedy uda a si
po pomoc do Gniezna. A je li nie po pomoc, to po opiek , bo samotnej niewiastce

bez opieki

trudno.
- Je li cie sami tam nie byli, to sk d pewno , i e tak jest jako nam powiadali cie? – niewysoki
otrok w

nie wsta i zapyta Druzn o powód, dla którego mia by wierzy nauczycielowi.

- Tu s zapisy tych, którzy tam byli, rzecz zbadali i ich zapisy zgadzaj si z zapisami innych
pos

ców, którzy zostali wys ani w innym czasie, nie przeczytawszy tych zapisów – Druzno uniós

ze sto u nar cze rzezanych, wierzbowych ga zi. Zali chce kto one zapisy sprawdzi ?
Nie by o ch tnych, tedy Druzno mówi dalej.
- Nasze zapisy ró ni si od niemieckich. U j cia Odry ona rozwidla si i uchodzi do morza
trzema gardzielami o nazwach Dziwna, wina i Piana. Mi dzy tymi odnogami s dwa wielkie
ostrowy – U e Dom oraz Wolin. Pierwszy, mi dzy Pian a win , ma nazw niejako powitaln .
Kto od zachodu do Polski, do domu egluje i us yszy nazw U e Dom, ten si raduje. Nazwa
niemiecka w zapisach to Usedom – Niemce znaku „ ” nie znaj . Na Wolinie mamy z czasów
przesz ych gród Normanów o nazwie Jomsborg. Niemce pisuj tako nazw Wineta, nie wiedz c, i
Wineta jest na-szym grodem tu ko o Jomsborga, by nasi woje go bie mogli wypu ci , gdyby
Normanowie cokol-
str. 34.
wiek niezgodnego z uk adami poczyna zamierzali. Jomsborg zosta odgrodzony od szerszych wód

cuchami na Dziwnej. W grodach Kamie i Wolin. Jeno za nasz zgod mog okr ty wikingów

wychodzi z Jomsborga w morze. Na po udniowym brzegu naszego morza mamy jeszcze gród wi-
kingów o nazwie Truso. Truso jest poza naszymi ziemiami.Siedzi jak wrzód na siedzeniu przy wiel-
kim grodzie Ba tów, oni zowi ten swój port i miasto handlowe i gród obronny imieniem
jakowego swojego bo ka. Elbl g ono miasto, port i gród si zw , a Niemce s dz , i tak pisz , i e
chodzi o co d ugiego, po ichniemu long.

background image

Stoigniew chcia prosi Druzn o wstawiennictwo u ksi cia w sprawie sprzeda y niewolnych,
jednak zdo

po zaj ciach zapyta o nowinki w szkole, us ysza , e nadal uczy si tu zaradno ci,

budowania schronie podr cznych zim i latem oraz pomocy przy zranieniach lubo chorobach. Jest
tak e nauka odnajdowania drogi do celu oraz utrzymywania sta ego kierunku marszu na bezdro ach
i w lesie. Dosz a pomoc przy omdleniach.

- Bo wiesz – mówi Druzno – cz sto omdla emu g ow unosz , a przecie omdlenie powstaje

przy braku w g owie dostatku krwi. Tedy jak komu g ow uniesiesz, krew jeszcze bardziej do do u
odp ywa.
- Tedy co robi ? - spyta Stoigniew.
- Nogi w biodrach zgi i unie stopami do nieba – powiedzia Druzno – wtedy krew z nóg....

Reszty Stoigniew musia si domy li , bowiem znalaz go pos aniec ksi cia i pili , by natych-

miast z nim do ksi cia szed . Co , ojca trzeba by o ostawi i do w adcy gna . Lecz Druzno znalaz
syna po pos uchaniu u ksi cia i pocz wypytywa o przyczyn tak nag ego wezwania.
- Zdaje si – powiedzia Stoigniew – e mnie chce naznaczy na jakie wysokie stanowisko, bo
pyta czy bym sobie poradzi z trudnymi sprawami. Da zgod na sprzeda niewolników i jeszcze
po ow zysku kaza sobie ostawi na potrzeby, które wkrótce si pojawi . Nie wiem co by to by
mog o, wiem, e mnie stanowisko grododzier cy w Ustce by wystarczy o. Co innego wasz, ojcze,
drugi syn... O! Ten to ma eb nie od ozdoby!
Znowu sobie nie porozmawiali, bo zjawi si drugi pos aniec, tym razem od grododzier cy i pro-
si o rych e przybycie, bo sprawa nie cierpi ca zw oki.
T niecierpliw spraw okaza a si Alina. Grododzier ca i jego ona prawie j za córk mieli.
Alina wypi knia a, je eli to by o jeszcze mo liwe. Niby wszystko odpowiednio szczup e albo
odpowiednio wydatne. Niby spokojne gdzie trzeba a pulsuj ce w innych, odpowiednich miejscach.
Lecz wtedy, w grodzie zbójców zestrachana by a, um czona... Teraz ja niej s

ca b yszcz cy dro-

gocenny kamie w oprawie z otych w osów i takiej sukni z jedwabiu.
Oj, wzi o Stoigniewa i ani mu by o w g owie odmawia jej pro bie co do zabrania si na targ
niewolników w Truso. A mia szczery zamiar by osch ym i ch odnym niby przemro ony lód.
Wszak ojciec czyta niegdy : odejdzie od ojca i matki i odt d jedno cia o b

oboje stanowili...

Tymczasem ona... No, polecia a rodzicieli szuka , a i nynie o nich jej chodzi, a nie o mi owanie.
Pi kna, a jak e. Jeno czy do gor cego uczucia zdolna?
Tak e pro bie Aliny nie odmówi , lecz gna konie a poczerwienia a z wysi ku. Dopiero w O-
bornikach zarz dzi odpoczynek. Mimowoli odpocz li nieco d

ej, bo u grododzier cy go ci przy-

rodni brat Stoigniewa – Zdruzno.
Zdruzno wyja ni , e szuka ci giem miejsc, o których by a mowa w szkole, gdy oni obaj otroka-
mi byli.
- Mam troch czasu – t umaczy – i musz pozna Polsk , bo co mi podpowiada, e ojca b
musia zast pi w jego zadaniach. Tak jako ... Syn po ojcu, to chyba w zwyczaju jest? Mo e,
zreszt na ciebie owo nast pstwo padnie? Nie towarzyszy by mi w moich poznawczych wypra-
wach?
- A w Truso by

? - zapyta Stoigniew.

Od s owa do s owa – stan o na tym, e Zdruzno pojedzie z Alin i bratem do Ustki, a potem po-
mo e w przygotowaniach i w prowadzeniu wyprawy do Truso. Alina patrzy a na Zdruzn z wiel-
kim zaciekawieniem, potem przyzna a, e Zdruzno nie taki wielki jak Stoigniew, lecz kszta t-
niejszy , za jak o obej cie chodzi, to Stoigniew ani si do Zdruzny umywa ... W istocie sz o jej o
to, e Zdruzno mia jeno jednego konia, tedy nie b dzie mo na zanadto po piesza i odpoczynki

str. 35.

cz ciej. Gdyby Stoigniew wiedzia o co naprawd Alinie chodzi, nie przypomina by gradowej
chmury, lecz niewiastce zdawa si mo e, i wodzenie m czyzny za nos stanowi jej urok i podwa-
ja mi owanie tego, którego ona chce na ojca swoich dzieci.
Mimo wszystko jechali tak pr dko, e ju po miesi cu niespe na - d ugi sznur wozów opuszcza
okolice Ustki, kieruj c si na wschód – w stron Truso.

* * * * *

Prawie czterdzie ci wozów z p óciennymi budami. Na pierwszym wozie tylko jedna osoba –

Ali-na. Jedna, jedyna, za to ze wszystkim co tylko wymy li zdo

a, jako mog ce si przyda .

background image

Nawet siennik sianem wypchany i derka w poszwie z najcie szego p ótna, jakie jej Mi ka, ona
Nykona wyszuka a w ca ej Ustce. W zamian za t poszw Alina popar a pro

Barnima. Barnim,

prawie rza y m , by synem Nykona i Mi ki. Nykon i Mi ka byli za

ycielami Ustki z nadania

Piasta za cen kosztowno ci znalezionych przez oboje podczas pierwszej kupalnej nocy, podczas
której Mi ka zosta a uznana przez Nykona za zdatn na matk ich wspólnych dzieci.Przez pierwsze
lata Mi ka godzi a si by jakby uczennic Nykona, a to z racji sporej ró nicy wieku mi dzy
ma onkami. W miar wzrastania Ustki i w miar post pu czasu Mi ka stawa a si doradczyni

a. A teraz Ustka, dzi ki doradczyni, by a nie tylko grodem – Ustka by a miastem rzemie l-

ników, kupców, trzech nauczycieli z za

onej przez Mi

szko y, pi dziesi ciu wojów z dru yny

ksi cia Polski, ponad pi dziesi ciorga ludków, maj cych by w przysz

ci lud mi doros ymi.

Mi ka i Nykon lata swoje mieli, lecz na nie nie wygl dali. Pierwszym owocem ich mi

ci by ,

ju nam znany z imienia, Barnim, m odzian ros y i w barach szeroki, a w biodrach nie. To by y
pozaduchowe zalety Barnima, który mia oprócz nich moc cieniutkich w osów na g owie jasnej
jako an pszenicy do ko by zdatnej, brwi barwy ciemnobr zowej i takie oczy, dodatkowo warto
wspomnie , i te oczy by y nazywane niewinnymi. Za to krzy i pogl d na ycie oraz na wiat mia
Barnim wiotkie, dopiero dojrzewaj ce i nabieraj ce przydatnej i trwa ej mocy.
Barnim bardzo si spodoba Alinie, co wcale nie spodoba o si Mi ce. Alina chcia a, by Barnim
uczestniczy w wyprawie do Truso, co tak e nie spodoba o si Mi ce, bo syn zawsze jest najbez-
pieczniejszy przy onie matuli. Wp yw samego grododzier cy Ustki, czyli Stoigniewa, by najwi k-
szy w ca ej Ustce, co Mi ka – uleg szy temu wp ywowi w sprawie wyjazdu syna – zaopiniowa a
krótkim wytryskiem najnowszego ród a ez i powiedzeniem, e ju dawno czu a potrzeb , aby to
Nykon by nadal grododzier

i nie zrzeka si tego stanowiska na rzecz jakiego tam, nie lubnego

okosa, pono syna ony Druzny, która mia a Stoigniewa z jakim zbójem spod ciemnej gwiazdy,

zanim za Druzn posz a.
Po czym, jakie to urocze, Mi ka posz a do Stoigniewa i zauwa

a mimochodem, e ta Alina

ni-by to rodziców jedzie poszukiwa , a niczego dla nich nie ma na swoim wozie przygotowanego...
- Ta Alina – powiedzia a na koniec rozmowy – owy na ciebie urz dza, a ty godniejszy lepszej

ony. Zobacz jak ona lepiami za ka dym ch opem wodzi...

Stoigniewowi to jako nie przeszkadza o uznawa Alin za magnes, który go przyci ga. No, co
prawda spoziera skrycie na Alin i bada kierunek jej spojrze i wyraz pi knych, modrych jeziorek
pod jej licznymi brwiami, lecz co spojrza spod przymkni tych rz s, to widzia owe niebiesko ci
wlepione w siebie i wtedy rozg

ne bicie serca grododzier cy Ustki utrudnia o mu tworzenie innej

my li poza t o przyci ganiu bardzo uzasadnionym powiedzonkiem, e mi

jest lepa i dopiero

potem, po latach przeradza si wedle powiedzonka – widzia y ga y co bra y.
Na czele sznura wozów, k opot z wy ywieniem czterdziestu par wo ów, jecha konno Stoigniew,
a troch z ty u i z lewego boku trzyma si Stoigniewa ko Barnima. Cz sto, u yjmy tego przys ów-
ka, je li chcemy unikn d

szego stwierdzenia – niemal bez przerwy, Barnim pyta o wiele rzeczy

Stoigniew przypuszcza , i m odzian zechce wykorzysta podró dla zdobywania dojrza ego pogl -
du na ca okszta t otoczenia, czyli rodowiska cz owieka, atoli przypuszcza , e odpowiedzi b dzie
Barnimowi udziela Zdruzno. A Zdruzno o wicie odje

w stron celu podró y i dopiero wie-

czorem czeka w jakimi zaje dzie lubo w przygotowanym pod ka dym wzgl dem obozowisku.
Sk d Zdruzno wiedzia , o jakiej porze ma akurat ko czy si pieczenie mi siw na kilku ogniskach,
tego nie wiedzia nikt. Tylko Stoigniew wiedzia , e to jest zdolno po ojcu i nie trzeba pyta sk d
wiedzia by o wszystkim ojciec. Wiedzia i ju .Dobrze jest by bratem kogo , kto wszystko wie oraz
str. 36 .
zawsze wszystko przygotuje na czas, sam potem rozliczy ze skarbnikiem ksi cia i nie da za to ni-
czego. Mo liwe, e teraz schodzi z oczu Alinie, by nie zak óca wzrostu obopólnego uczucia bra-
ta i jego wybranki. Z drugiej strony... No, przyda by si jeszcze jeden taki brat do udzielania odpo –
wiedzi Barnimowi, albo niechby Zdruzno unika w

enia Alinie w oczy w inny sposób ni to robi

obecnie i by przy ciekawskim Barnimie... W

nie zaczyna ten dokuczliwy podrostek i rozwa ania

o dalszym ci gu wydarze – jak tylko magnes przyci gnie Stoigniewa do Aliny i ich do siebie
przy-tuli – trzeba b dzie od

na pó niej.

- Nie grozi nam napa i rabunek?- spyta Barnim.
- Zawsze mo e si przydarzy – Stoigniew mniema , i udziela odpowiedzi uspokajaj cej, bo mo-

background image

e jest ró ne od musi, a nawet od prawdopodobne.

- To, mo e, nale

o wzi wiecej wojów?

- ywi trzeba. Kupowa trzeba, a nie zawsze jest gdzie.
- Mo na na wozach wie – dla czterystu prawie niewolnych co tam wieziem...
- Za d ugi sznur wozów – ko ca nie wida , kiedy si jest na pocz tku.
- Wypada co oko o jeden i wier woja na jeden wóz. Jeden woj poradzi powstrzyma dziesi -
ciu niewolnych, gdyby si z jarzma oswobodzili?
- Mo e ci zamkniem i spróbujesz si uwolni ? – Stoigniew zaczyna by zagniewany.
- Wszak e sami uwalniamy dziesi ciu z jednego jarzma, by innych obs ugiwali na postojach...
- Bacz, e wtedy naszych pi dziesi ciu ma na oku jeno dziesi ciu...
- Ale oni musz pilnowa , by owi uwolnieni dobrze obs ugiwali tych w jarzmach...
- Nie trzeba!
- Ja bym omyla . Wyla polewk i nie pust misk jest mniej uci

liwe...

- Przez nast pnych dziewi dni ty by czeka w jarzmie, e tobie przynios i nakarmi . A ten
przez ciebie nie nakarmiony nic by ci nie poda . Wytrzymasz dziewi dni bez jedzenia i picia?
Nasta a d

sza chwila ciszy. Barnim zastanawia si nad sposobem omylania, który nie by by

zauwa ony przez towarzyszy niedoli. W tym czasie Stoigniew niby to na boki spoziera , a oczami
stara si w asne plecy zoczy , bowiem za tymi plecami Alina... Pr dko musia westchn , bo
nast pna gromada pyta ju , ju ...
- Nasza Ustka sama jedna na d ugim kawale morskiego brzegu. Dlaczego ksi

nie ka e budo-

wa na Pomorzu grodów i nie ka e Polanom czy Lachom w pobok Ustki si osiedla ? To
wikingo-wie mog nas...
- Mog nas w zadek poca owa – sarkn Stoigniew. - Kaszuby os oni te od zachodu ziemiami
Wieletów i Obodrzyców – stamt d wikingowie nadej nie mog . A na wschodzie mamy za Wis
wielki gród Prószcz. Jak tylko jaki wiking ma z min , to z Prószcza go bie wylatuj , do ksi cia
dolatuj i nasi dru ynnicy bieg mieczami te nieodpowiednie miny wyg adza .
- Wikingowie mog okr tami dotrze i na niestrze onym brzegu wysi

...

- Budowany jest gród eba – powiedzia Stoigniew, a min mia niet

bo s uszna to by a

uwaga o bezbronno ci wybrze a. - Za ma o nas mo nych na taki wielki kraj jak Polska – doda
usprawiedliwiaj co. - S uchy chodz , e za ka dego dzieciaka powy ej czworga ma

stwo ma

dostawa spore nadanie ziemskie z dóbr ogólnych, ksi

cymi zwanych, a tak e obsad odpowie-

dni w zwierz tach, narz dziach i siewnym ziarnie czy sadzonkach drzew i krzewów owocowych –
Stoigniew jeno od ojca to s ysza , lecz ojciec powiada , e to by m o e. Czy b dzie?

Krótka przerwa w wypytywaniu. Zerkni cie przez rami . Alina siedzi ko o wo nicy z min

czennicy i tak smutno na niego patrzy... Ci kie westchnienie Stoigniewa stanowi powód do za-

dania przez Barnima nast pnych pyta .
- Obziera

si , by obaczy ostatni wóz?

- Nie, patrza em bli ej.
- Pono tego Elbl ga nie zdoby by nikto...
- Nie zamiaruj go dobywa .Raczej Alin ...
- Czemu jej za on nie bierzesz? To by nie odmówi a?
- Takie stad a z braku mia

ci do odmowy bywaj nieudane...

- Czemu spyta nie próbujesz o jej ch ci?
str. 37.
- Gdyby sama da a znak...
- Co ci si w niej podoba? Bo ja... No, jako ...
- Przyjdzie kryska na Matyska – powiedzia Stoigniew, a potem si zasumowa . Do d ugo roz-
my la nad tym co go do Aliny przyci gn o. Móg przypuszcza , e zbójcy zrobili z niej na-

nic , kobiet ... A on, od razu... Czy ona mówi a prawd ? Czy jest dziewiczo czysta?Przecie...

No, tak – ona mówi a, e zbójcy j zostawili na potem. A co by o przedtem? Mo e ona jakiego
ch opaka mi uje?...
- Powiedz e wreszcie o ulubionych przez ciebie cechach Aliny – przypili Barnim.
- Podoba mi si w niej wszystko, co ma podwójne – powiedzia Stoigniew.
Barnim musia przypomina sobie – co te niewiasta ma podwójnego. Ojciec niekiedy powia-

background image

da , e niewiasty maj podwójny j zor, lecz on sam widzia , e Alina ma pojedy czy, Wreszcie
ustali , e jednak nie wszystko w Alinie jest podwójne. J zyka móg Stoigniew nie dojrze , ale...

- Znaczy – palców Aliny nie lubisz – powiedzia . - A có w nich brzydkiego? Mnie si

podobaj .
- Dwa kciuki, dwa wskazuj ce, dwa serdeczne i dwa ma e palce – powiedzia Stoigniew, co wpra-
wi o Barnima w zak opotanie z powodu w asnej nieprzemy lno ci i zamilk na d ugie chwile.
Wkrótce jego zak opotanie przesz o i powiedzia :
- Przecie wszystkie niewiasty maj takie same podwójno ci. A i m owie...
- To jest tak – powiedzia Stoigniew – e tych innych niewiast si nie widzi. A naraz zobaczysz
u jednej jak oddycha i pier jej si unosi i ju ona dla ciebie najpi kniejsza i najbardziej jej pra-
gniesz ze wszystkich na wiecie.
- To si o

i b dziesz mia zaspokojenie onych pragnie . Jeno z dzieciakami w zawody b -

dziesz musia i o piersi.

Takie i podobne rozmowy musia Stoigniew prowadzi przez ponad pó miesi ca. Wreszcie

podczas ostatniego odcinka drogi – ju wie yce Elbl ga si widzia o – Barnim spyta czy Stoigniew
jednak we mie Alin za on , czy nie we mie.
- Bo ja – powiedzia – móg bym ci j przepyta i je li ona tak samo jak ty...
-To cudowny pomys – przyzna Stoigniew i jakby powesela . - Ja si wysun nieco do przodu,
za ty j popytaj. Jeno ogródkiem – doko czy , ju podczas k usa konia znacznie oddalonego od
wozu i Aliny.

Barnim mia szczere ch ci, atoli Elbl g z zewn trz robi tak du e wra enie, e musia napa

oczy tymi bardzo wysokimi cz stoko ami,a tak d ugimi, e si – doje

aj c do bramy - ani lewego,

ani prawego ko ca wa u i cz stoko u nie widzia o. Dopiero jak wozy wje

y w d uga ny tunel

bramny, Barnim zacz my le o ogródku. - Co te Stoigniew móg mie na my li, mówi c o og-
ródku?
Jako niczego nie móg wymy li . Mo e z powodu hurgotania wozów i stukania kopyt o kamie-
nie brukowe, mo e z powodu pog osu - ten tunel wzmacnia wszelkie d wi ki, tedu i hurgot i stu-
kot g

niejsze si zda y ni li na zwyczajnej drodze. A mo e czerwonawe p omienie pochodni,

tkwi cych w cianach tunelu dla o wietlenia drogi, na któr s

ce nie mog o dociera ? Kiedy ro-

dek tunelu mijali i hurgot zda si najwi kszy, Barnim – szczyt m skiej przemy lno ci -
wykrzycza :
- Stoigniew ciebie mi uje. A ty jego?
Alina rusza a wargami, lecz Barnim nie wiedzia czy co mówi a, czy jeno powietrze apa a. Po-
liczki mia a czerwone, lecz to mog o by od tych wiate pochodni... G ow , chyba, kiwa a... A po-
tem tunel si sko czy , stra nicy zatrzymali wóz i Stoigniewa, targi o op at wjazdow by y, Alina
nadal ca a si p oni a, Zdruzno si pojawi i powiadomi brata o wynaj ciu zajazdu, Stoigniew pro-
si , by Zdruzno jecha pierwszy i drog wskazywa . W zaje dzie uzgadniano op at za opiek nad
wo ami, wozami i niewolnikami a do jutra, bo pó ne popo udnie si zrobi o, a lepiej na targ z sa-
mego rana jecha ...
Poza atwia o si , uspokoi o si , Barnim przez ca y czas trzyma si Stoigniewa, razem z nim
przysiad na awie w korytarzu zajazdu, Stoigniew otar r kawem pot z czo a i wtedy Barnim
powiedzia :
- Alina nie jest ci przeciwna.
- Co rzek a? – zaciekawi si Stoigniew i zaczerwieni si jakby Alin chcia na ladowa .
str. 38.
- To samo, co ty – powiedzia Barnim, maj c na my li t makowo policzków obojga. - I pota-
kiwa a g ow . Znaczy – kiwa a na znak zgody.
- Nieba mi przychyli

– rozrzewniony g os Stoigniewa pe en by szcz cia i wdzi czno ci.

Barnima dziwi j zyk mieszka ców Truso – przewa nie mówili po s owia sku, jeno czasem nie
pojmowa ich s ów, kiedy we dwóch rozmawiali. Stoigniew próbowa wyja ni to potrzeb
posiadania j zyka przez wi kszo przyjezdnych rozumianego, a przyje

ali g ównie S owianie.

- Za kiedy kogo drugiego znaj i wiedz , i to swojak, to wtedy po ichniemu gadaj – t umaczy
Barnimowi, a ten kiwa g ow , nie tyle by co sam chcia potwierdzi , co dla przekonania samego
siebie, e Stoigniewa nie obe ga , bo Alina swoim kiwaniem w tunelu...

background image

Zreszt ró ne j zyki tu si s ysza o, widzia o ró nie ubranych ludzi, a obs uga umia a poj i za-
dowoli wszystkich.

-Je li na korytarzu zajazdu taka ró norodno , to codopiero na targu zobaczym – powiedzia

Sto-igniew, a Barnim pomy la , e chcia by co zje .
To by zapewne przypadek, e na korytarzu pojawi si Zdruzno i zapowiedzia , i zaraz ozwie
si gong, zwo uj cy do sali jadalnej na wieczerz , lecz odt d Barnim widzia w bracie Stoigniewa
anio a wszelkiej dobroci, który zawsze w por co sprawi,aby Barnim mia zaspokojone zachcianki.
Ta wieczerza... I te wszystkie zdarzenia po zapowiedziach Zdruzny. I jeszcze z oto... Przed
Stoigniewem pojawi si w

ciciel zajazdu, spyta czy si na w asnej awie mo e przysi

, Barnim

i Zdruzno odsun li si , robi c miejsce dla tego Ba ta, a on usiad i rzek , i odkupi chce jednego
niewolnika.
Na to Zdruzno od razu wskoczy z odpowiedzi , i jednego sprzeda nie mo na, bo sprzedawani

dziesi tkami – ca e jarzmo mo na kupi .

- A có to za przyczyna, e chcecie naby onego niewolnego? - Stoigniew jeno dla podtrzymania
rozmowy zapyta , bo by o mu wszystko jedno kto i dlaczego kupuje byle sowicie zap aci .
Wtedy w

ciciel zajazdu opowiedzia wydarzenia sprzed jakiego czasu. Ów niewolnik przej

oszuka czo maj tno cz owieka, który by winien w

cicielowi zajazdu wielk sum pieni dzy.

ciciel do s dziego poszed , pisane umowy i wiadków przedstawi , udowodni oszuka stwo

onego niewolnika i uzyska wyrok, wedle którego móg by przej ow maj tno jako zado uczy-
nienie za d ug, lecz dopiero po z

eniu przed s dem zeznania przez owego oszusta.który wygra

maj tno w ko ci. Ko ci oszukane, co ka dy móg sprawdzi , jako e w

ciciel zajazdu je zdoby

i okaza s dziemu. Sz o tylko o to, aby zach ci oszusta do gry jego ko mi. Do gry o to – kto
mówi prawd , a kto e.
- Da si

otrowi mo liwo wyboru ko ci. On, na pewno, we mie w asne, bo zna sposób ich

oszuka czego wykorzystania. A wtedy pacho kowie s dziego go capn i biada mu, biada! - wida
by o przej cie, z jakim mówi w

ciciel zajazdu, a ponadto nadszed jaki Ba t, który chwil

rozmawia z owym w

cicielem w ich j zyku i potem Zdruzno powiedzia , e popiera pro

zajezdnika.
- Dziesi z otych, bizanty skich monet! W dodatku za jednego niewolnika dobrego i dziewi ciu
najgorszych. Do tego dzwon na wieczerz , by a pieczona kie basa z dzika i smaczny chleb, do tego

wiadczenie zajezdnika, e wszyscy trzej i ich dama – tak powiedzia – dama – maj darmowe

jedzenie i mieszkanie a do sprzedania wszystkich niewolnych. Dru ynnikom wieczerz podano na
podworcu przy d ugich sto ach, a do jedzenia dodano dzbany piwa. Za po wieczerzy zajezdnik

ni dla wojów nagotowa , za pa stwa – tak powiedzia – uraczy czym , co nazwa bani . Pary

tam by a moc, bardzo gor cej, witki brzozowe w p czkach, mydlnicy dostatek, a potem s

ki

chlusta y znienacka zimn wod z dzbanów na rozparzone cia a. W

ni Zdruzno wyja ni , e

czy za zajezdnika, bowiem zna j zyk Ba tów, lecz prosi, by druhowie nie pisn li o tym nikomu

ani s ówka, co Stoigniew i Barnim skwapliwie obiecali. No, no – kiedy ten Zdruzno zd

posi

tyle umiejetno ci i wiedzy?

* * * * *

Na targu byli jako pierwsi. Zajezdnik za atwi wcze niejsze otwarcie bramy w Truso i w pie-
szych do d ugo przesuwa si przez pó otwarte wrota. Dziesi tka za dziesi tk , jarzmo za jarz-
mem – jeno dwa jarzma podwik, trzy jarzma pacholików i tuzin jarzem dorastaj cych otroków. Nie-
str. 39.
wiast zdatnych do wszelkiej pracy by o pó tuzina jarzem. Reszt stanowili m czy ni w ró nym
wieku i o ró nej sprawno ci, samych najlepszych – do wielu prac i pos ug zdatnych – sz o
mendel jarzem,w pozosta ych jarzmach szli niewolni zdatni jeno do l ejszych wysi ków. Stoigniew
móg po wi ci swojemu towarowi ca swoj uwag , bo Alina targu ogl

nie chcia a. Dzi ki

temu, wedle zasady, e pa skie oko konia tuczy – wszystko sz o sprawnie, nikt nie gada , bo sam
Stoigniew móg przecie zechcie co zarz dzi . Jeno trzask bata w powietrzu dawa czasem do zro-
zumienia, e jakowa dziesi tka zbyt opieszale ustawia si w miejscu przez dowódc wskazanym.
Bicie batem by o zakazane, bo towar musi si kupuj cym podoba – tu przewa nie po rednicy by-
wali, oni musieli potem ka de jarzmo zdj , wystawi niewolników jako sztuki pojedy cze, bo naj-
cz ciej w domu przydaje si jeden, lub co najwy ej kilku ludzi, do ci kich robót, tedy sprzedawa

background image

ca ymi dziesi tkami nie sposób, w dodatku trudno ka dego obmaca , w z by zajrze , kaza ci ar
dla próby d wign , pier niewiasty pomaca , trudno dok adnie zbada stan niewolnych, kiedy
ciasno obok siebie stoj , r ce maj pokr powane, jarzmo ca dziesi tk pozbawia mo liwo ci
swobodnego ruchu. Alina zarzeka a si , e nigdy nie b dzie mie

adnego niewolnika i je li

kiedykolwiek jak zniewolon istot mia aby kupi , to jeno po to, by zaraz uwolni . Wtedy akurat
Zdruzno by przy wozie i mrukn pod nosem co , czego Barnim nie poj . Rzek mianowicie, e
wiele niewiast tak gada, a potem rade uczyni niewolnika ze swego mi

nika i wcale si nad owym

niewolnikiem nie lituj jeno daj wykonywania polece , a odp acaj lekcewa eniem i lada
straw
Kto by przypuszcza , e Zdruzno mo e si o kim wyra

z przek sem? Bo ten przek s Barnim

wyczu bez trudu, cho nie bardzo móg oceni sens wypowiedzi Zdruzny.

Ledwo s

ce utraci o swoj porann ró owo , ledwo zacz o ociepla ch ody przez noc

pozostawione i osusza ros , któr wczesny poranek ro liny pokropi , a ju pojawili si na targu
pierwsi kupcy. Chodzi taki powoli, niby wcale nie patrz c na wystawionych do sprzeda y niewol-
ników. Barnimowi zasycha o w gardle, kiedy taki kupiec zbli

si do ich miejsca. Mo e b dzie

chcia kupi ? Mo e chocia zapyta o cen albo o pochodzenie – znaczy o sposób zdobycia
niewolników... Nic takiego nie nast powa o, chocia gwar narasta , wzmacnia si niby szum rzeki,
kiedy si do niej stopniowo przybli

.

Zdruzno, widz c popdniecenie m odzika, stara si go uspokoi .
- Dopóki nie zoboj tniejesz – t umaczy Barnimowi – aden kupiec nie podejdzie. Oni czekaj
na twoje zm czenie i ch udania si na odpoczynek lubo na posi ek. Dopiero wtedy zaczn wypy-
tywa o cen , spodziewaj c si jej obni enia – byle ty móg si pozby k opotu z pilnowaniem,
byle ty móg unikn konieczno ci ponowienia nast pnego dnia próby sprzeda y, to gotów
nawet ze strat sprzeda ... Chcia by tu ci giem przychodzi z niesprzedanymi niewolnikami? Nikt
by nie chcia , tedy kupcy s usznie licz na obni enie cen oko o po udnia.

- atwo radzi udawanie zoboj tnienia – powiedzia niech tnym g osem Barnim. - A mnie a

spiera ch pochodzenia po targu, poogl dania.
- Opowiem ci o wikingach. Chcesz?
- Nie wiem – powiedzia Barnim, chocia chcia rzec, e nie chce. Lecz, przecie, szacunek dla
nieco starszych, lecz grzeczno ...
- Wiesz dlaczego wikingowie ci gle naje

aj na inne kraje?

- S ysza em, e maj marne ziemie i surowe a d ugotrwa e mrozy ka dego roku.
- A s ysza

, e stamt d wszyscy Germanie przybyli na po udniowy brzeg naszego morza?

- Na pewno nie – powiedzia Barnim. - Je eli im tam taka bieda, to sk d by si ich tam mog o
tylu namno

, aby nas, S owian wypiera potem z naszych siedzib? S ysza em, e Normanowie ze

wschodu przybyli.
- Najsamprzód zamieszkiwali jeden bardzo wielki ostrów, któren zwa si Zielony L d – po-
wiedzia Zdruzno. - Po ichniemu Greenland. Lecz ta ziele zacz a zanika ...
- Pojmuj - powiedzia Barnim – za zimno by o. Znaczy – zacz o si ozi bia i nic nie chcia o
rosn .
- Nie taka to prosta rzecz – powiedzia Zdruzno. - Zacz o si ociepla powietrze i st d k opoty
si bra y. Zanim owo ocieplenie nasta o, Zielony L d mia bardzo surowe zimy, bardzo ch odne
wiosny i wystarczaj co ciep e lata oraz pogodne jesienie. Wszystko ros o nad podziw, chocia
str. 40.
gor co nie by o. I jakby posk ada owe surowe zimy z innymi porami roku, to rzec by trzeba, e
wi cej na Zielonym L dzie mrozu by o ni gor ca. Znaczy – mróz by krócej, lecz ogromny, a
ciep-

o trwa o d

ej, cho by o niewielkie. Mówi czasem, e co jest rednie... Kto

redniego wzrostu.

Wiesz, e on ani wielki, ani malutki... Na Zielonym L dzie taka rednia ciep ota by a niewielka,
gdyby owe straszliwe mrozy do letniej, niezbyt gor cej pory przy

i pomiesza . Pojmujesz?

- Chyba tak – powiedzia Barnim z lekkim wahaniem, lecz w g osie mia mniej zniech cenia ni
przed paroma chwilami – u redniona ciep ota dawa a do my lenia, bo na to wychodzi o, e nie jest
wa na surowo mrozu, a wa ny jest czas zdatny do wzrostu ro lin.
- Wtedy zacz o si ociepla powietrze – powiedzia Zdruzno. - Zimy z agodnia y, za wiosny

background image

oraz jesienie sta y si cieplejsze. A wreszcie zima sta a si ciep a - zapami taj to – zim nadal
pada y niegi, chocia woda nie zamarza a. Chmur pe no jest, gdy pary w powietrzu dostatek. Te
chmury i wiosn trwa y, s

cu nie daj c nagrzewa ziemi. nieg coraz wolniej topnia . A dosz o

do tego, e i przez ca e lato, bardzo pochmurne, nieg nie zd

stopnie . Mo na rzec, e wtedy

je-dna zima zetkn a si z drug zim – zima poprzednia jeszcze trwa a, kiedy nast pna ju
nastawa a. Pomnij, e zim u nas nazywa si czas ze niegiem, cho by woda nie zamarza a... A jak

niegu przybywa i przybywa, to chocia jest czas bez mrozu, to gruba warstwa niegu zamienia si

w lód. Kiedy nie

go ymi rekami ciskasz, to nieg zamienia si w lód...

- Prawda – przyzna Barnim.

- Tedy Normanowie na swojej Greenland nie mieli mo liwo ci ycia i wybywali nad morze,

które zwie si nynie Czarne. A stamt d musieli w drowa gdzie indziej, bo nowi Normanowie tam
rzekami przybywali. Potem niektórzy Normanowie z Greenland bezpo rednio na ziemie, od nas na
zachód le ce przybywali. Pojmujesz? - Zdruzno patrzy uwa nie na Barnima, ciekaw czy mu ju
podniecenie nieobytego z handlem sprzedawcy min o.
- Tedy sk d owi Normanowie si wzi li w krainach na pó noc od nas po

onych? - Barnim

jeszcze mia w tpliwo ci co do w drówek Germanów z pó nocy na wschód i stamt d na zachód, bo
mu si zda o, e on by od razu na zachód...
- Z onej Grrenland najbli ej jest do tego miejsca, gdzie dzi wikingowie mieszkaj i jakoby tam
maj swój matecznik. Taka w drówka odbywa a si stopniowo, po kawa ku. Gdyby u nas nynie lo-
dy si na Pomorzu tworzy y, to Polacy przenosiliby si troch na po udnie. Do Wielkopolski, dajmy
na to.

- Pojmuj – powiedzia Barnim z du ym o ywieniem w g osie, a o sprzeda y niewolników

zdawa si wcale nie pami ta .
W

nie wtedy pojawi si pierwszy kupiec. Musia dostrzec zajmowanie si przez sprzedawców

czym , co z targiem nie mia o adnego zwi zku. To móg by znak, e onym sprzedawcom ma o
zale y na pozbyciu si swojego towaru. A kupuj cy nie ma swojej nazwy od tego, e nie chce
kupowa ... Tedy, skoro, widzi, e widok na obni enie ceny jest marny, podchodzi, by si targowa .

Zdruzno udatnie udawa ca kowit oboj tno w sprawie sprzeda y niewolników. Kiedy jaki

kupiec pyta o cen , Zdruzno rzuca od niechcenia par s ów, wymienia cen i odwraca si do
Barnima, aby go wypytywa czy na pewno wszystko poj o przyczynach i skutkach ocieplania si
powietrza. Stoigniew przys uchiwa si rozmowie Zdruzny z Barnimem. Woje, naprawd oboj tnie,
jeno dbali o wygl d niewolników – podawali w razie potrzeby wod , roz czali jarzma, kiedy jaki
niewolnik dawa zna , e musi na stron . Nawet owoce woje kupowali i cz stowali nimi niewoln-
ików, co kupcy odbierali jako dba

o towar, trwaj

od zawsze. Warto kupowa niewolników, o

których poprzedni w

ciciel troszczy si jak nale y.

Wnet trafi si Normanin, z którym Zdruzno doszed do porozumienia w sprawie ceny za

wszystkich ujarzmionych. Ludzie Normana zajmowali si coraz to now dziesi tk w jarzmie. Ku-
piec twierdzi , e w pobok ma szopy, do których ka e odprowadza kupionych ludzi. Niewolnicy
byli odprowadzani, a kupiec wylicza po srebrniku za ka dego kupionego. Nagle przerwa
wyliczanie,cho jego ludzie nadal wyprowadzali z targu kolejne dziesiatki niewolników.
- S ynny lirnik ze Skandynawii przyby – kupiec zwraca si do Zdruzny, a ten przewodzi jego

owa Barnimowi. Stoigniew t umaczenia nie s ucha , jakby go to ani zi bi o, ani grza o.

Lirnik wszed na stó , stoj cy niedaleko miejsca, w którym stali Stoigniew i jego ludzie.Lira
str.41.

wi cza a mi dzynarodowo – znajomo obcych j zyków by a dla rozumienia muzyki niepo-

trzebna. Za skandynawskie s owa sagi przewodzi Zdruzno.
- Ja, skald – lirnik wypowiada

piewnie s owa sagi – oznajmiam, e bracia najbardziej w k ótni

zajadli. Thor uderzy Odyna kamiennym m otem prosto w czubek g owy. Czaszka Odyna roz upa a
si na wiele kawa ków. Polecia y w ró ne strony – jedne na ziemi spad y, inne po Walhalli si roz-
prys y, Rozbryzgn si mózg boga naszego. Ale odwieczna si a spajaj ca pozbli

a do siebie

prawie wszystkie kawal tka i Odyn odzyska g ow . Jeno jedno oko boga nie mog o by wydobyte
i zbli one, bowiem wpad o w szpar pod ogi domu stra nika wrót Walhalli. Gdyby si a szarpn a
mocno, to oko zasz oby bielmem, szpec c Nie miertelnego i pozbawiaj c go po owy niezmierzo-
nej m dro ci. Tako rzek o ród o wielkiej m dro ci bij ce w pobok chaty onego straznika. Stra nik

background image

ugo przemy liwa nad sposobem wydobycia ze szpary oka bóstwa. Pod wp ywem przewodniczki

wszystkich walkirii usn i w tym nie oko wydoby , sam nie wiedz c w jaki sposób. Zaniós oko
Odynowi, lecz bóg oka przyj nie móg . Musia by, zgodnie z odwiecznym prawem, odda cz
znalezionej rzeczy onemu znalazcy. A jaki po ytek mo na mie z cz ci oka? Tedy m dry Odyn
podarowa ca e oko onemu stra nikowi, któremu na staro wzrok s abowa i ró ni tacy przez wrota
bezprawnie do Walhalli wchodzili oraz z krynicy m dro ci wod kradli. Odt d ludzie nie s tacy

drzy jak bogowie, a na uczty w Walhalli mog dosta si jeno ci Normanowie, których walkirie

znajd zabitych w walce. Inni, te w Walhalli przydatni do us ugiwania poleg ym bohaterom, s
tam zap dzani jakoby byd em byli, a zmarli jako niewolnicy – tako jako niewolnicy w Walhalli
najpodlejsze prace wykonuj i och apami s

ywieni, a pomyje do picia dostaj . Biada Normanom,

którzy si do niewoli dostan . Lepiej zgin

z mieczem w d oni, ni li prze

i niewolnika los

znosi przez ca wieczno . Tym w Walhalli si jest, czym by o si na ziemi w ostatniej chwili

ywota. Chwa a poleg ym wikingom!

- Niem dre toto wszystko – powiedzia Barnim – niewolnik mo e przed mierci uciec i w walce
polec. Ale, ale – rzeknij mi – sk d u ciebie tyle umiej tno ci? J zyk Ba tów, j zyk Normanów, mo-

e jeszcze insze...

- Od ojca wszystko – powiedzia Zdruzno, a g os jego ciep y si sta , a Barnim przypomnia

sobie ocieplenie powietrza, o którym Zdruzno mu opowiada .

- Bacz – powiedzia Zdruzno – e powietrze nie mo e posi

ciep a od s

ca bez

po rednictwa ziemi. Najpierw ziemia si ogrzewa, a dopiero od niej ciepleje powietrze. Im wy ej,
im dalej od ziemi – tym powietrze zimniejsze.
- A sk d ty... - Barnim nie móg wyj ze zdumienia z powodu jakby czytania przez Zdruzn w
cudzych my lach. Pomy la , e w górach s

ce bardzo cz owieka ogrzewa, a tam wysoko jest,

Za powietrze tam mro ne, cho te przy samej ziemi si znajduje.
- Od mamy s ysza

– powiedzia Zdruzno - lecz ona nie rzek a ci, i powierzchnia szczytu

malutko powietrza mo e ogrza .
- Czy ja mog cokolwiek pomy le , by ty tej my li nie odczyta ? – spyta Barnim.
- Ja jeno w tej chwili tak... - Zdruzno jakby si usprawiedliwia – Jeszcze ci tylko powiem, e
tako Stoigniew... On mniej ode mnie, bo jego mama chroni a przed ojcem.

Wszystkie ha asy, wszystkie rozmowy zosta y przerwane jak no em uci . Na targowisko

wje

a secina konnych Normanów. Jednak nie to wzbudza o powszechne a uciszone zapatrzenie

na wje

aj cych. Zdumienie powsta o z powodu pokazania si na czele oddzia u dwóch niewiast,

ubranych tak samo jak inni jezdni – skóry, rogate he my, ma e okr

e tarcze, miecze przy boku.

Jeno brak zarostu i bardzo d ugie w osy ró ni y te dwie m ode niewiasty od reszty wikingów. No,
mia y troch drobniejsze postacie, aczkolwiek wyposa one bogaciej od innych je

ców w

przedni os on klatki z piersiami Zdruzno patrzy z nat eniem w stron tych niewiast – jakby
chcia je wzrokiem przyci gn .
Barnim spostrzeg na twarzy norma skiego kupca lisi u miech. Kupiec po piesznie zawi zywa
trokami kies ze srebrnikami i jego r ka nios a t kies do sakwy przez pier przewieszonej. Nagle
sta o si co dla Barnima nieoczekiwanego – te dwie niewiasty gwa townie szarpn y wodze i ich
konie pr dkim truchtem podjecha y do Stoigniewa, Zdruzny i Barnima.
Jedna z tych niewiast wyrzuci a z zaci tych ust jedno, krótkie s owo: - Betala! Twarz norma s-
str.42.
kiego kupca zblad a. Jego r ka wykona a odwrotne do poprzednich ruchy – kiesa zosta a wydobyta
z sakwy i podana Zdruznie. Te dwie odwróci y konie i ju ich nie by o.
- Zoczy wikingów i chcia nas okpi – powiedzia Zdruzno – a ona wie, e to nieop acalne –
nikto z Polski nie przyprowadzi by tu pó niej ni jednego niewolnika. Oni maj na po rednictwie
du y zarobek. Jako niegdy ich przodkowie, rzekami wioz niewolnych nad Morze Czarne i do
cesarstwa wschodu, gdzie dostaj o wiele wi cej ni tutaj nam p ac .

* * * * *

Kies z zarobkiem zostawili u zajezdnika i poszli zwiedza Elbl g, W skie uliczki mia y

nawierzchnie niby w Polsce go ci ce, Domy sta y g sto, niekiedy by y jakby pozwi zywane
wspólnymi cz ciami – jeden d ugi bal wychodzi ze ciany jednego domostwa i wchodzi w cin
drugiego, dach z gontu czy si z innym dachem, ze s omy lub trzciny wykonanym. Czasem

background image

kominy stercza y z dachów, cz ciej jeno dymniki w szczytach zauwa ali, niekiedy dym przenika
bezpo rednio przez strzech .
- Kurna chata ma zalety – powiedzia Zdruzno – robactwa na poddaszu nie u wiadczysz, a mi -
siwa d ugo tam mog wisie – prawie jak w w dzarni maj .
Wewn trz wa ów Elbl g wydawa si mniejszy ni widziany przed wjazdem w bramny tunel,
lecz malutki nie by , na szerszych uliczkach sta y stragany, w podpiwniczeniach mie ci y si
karczmy, ober e czy spelunki – pe ne gwaru, pokrzykiwa i g

nego rechotu m czyzn oraz

pisków niewie cich. Ko o ka dego straganu widnia a gromadka ni to gapiów,ni to kupuj cych. Lu-
dnie, pstrokato, wrzaskliwie.Oczy Barnima przyci ga y wyroby z jantaru, oczy Stoigniewa w dro-
wa y ladami oczu Barnima. Oczy Zdruzny dostrzeg y kierunki spojrze druhów i Zdruzno zapro-
wadzi obu do straganu jeno w jantarowe cude ka zaopatrzonego.

- Ja chcia bym naby co dla mamy – powiedzia Barnim,a Zdruzno nie t umaczy , bowiem

sprzedawca natychmiast poda Barnimowi br zowoz ote serce uwieszone na srebrnym

cuszku.

Barnim ogl da misternie wykonany

cuszek, wyobra

sobie rado mamy z podarunku i jej

dum z pochwa ojca dla jej wygl du z tym cackiem na szyi wisz cym. Ojciec zawdy umia
powiedzie mamie co mi ego – musia szczerze mam podziwia , a ona t szczero wyczuwa a,
bo niewiasty pono dar wykrywania pochlebstw posiad y z dawien dawna. Tak sobie Barnim wyo-
bra

i przemy liwa , a Stoigniew si czerwieni , z nogi na nog przest powa , s owa wyduka nie

móg ...
- Jak owa boginka ma na imi ? – spyta sprzedawca i przybra na twarz yczliwy a wyrozumia y
usmiech.
- Alina -wyst ka Stoigniew.
-Tu mam co nadzwyczajnego dla umi owanej niewiasty – powiedzia sprzedawca i poda Stoig-
niewowi srebrny naczó ek zdobiony naoko o niedu ymi jantarami przecudnego powabu, z
przodu ciemniejszymi, po bokach jasnobr zowymi, a z ty u g owy barwy zielonkawej toni wodnej.
- Ile i dlaczego tak drogo? - zapyta Zdruzno i wszyscy czterej za miali si jakoby cztery rebce
na wiosenn

po zimie wypuszczone.

atwo doj do porozumienia, kiedy kupuj cy w zachwyt wpada i jeno dobre strony zakupu
widzi, tedy wkrótce szli dalej, dumaj c o sposbie wr czenia onych cudeniek przepi knych.

- Chod my do jakiego zajazdu inszego ni nasz – zach ca Zdruzno – bo inaczej nasze

wyobra enie o tutejszych ludziach nie b dzie bezstronne. Nas nasz zajezdnik ceni i gotów nam
nieba przychyli , a w innym zaje dzie...
- Chod my – zgodzi si Stoigniew – bom piwa rad spróbowa .
- Brr! - wstrz sn o Barnimem – nie lubi niczego, co b belków nie ma.
- Kwas chlebowy bywa w zajazdach – powiedzia Zdruzno, a Barnim pomy la , e jak Zdruzno
mówi, e bywa, to na pewno jest.
Wybrali zajazd najwi kszy jaki si trafi . Nie bez znaczenia by a nazwa – podobno ów zajazd
zwa si „Jantar”... Weszli do ciemnawej sali rozleg ej niby plac wicze ko o domostwa ksi cia
Polski – tego w Gnie nie, po Pia cie dziedziczonego. Od onego placu zajazd ró ni si tym, e
kopu y nieba nad placem nic nie podpiera o, a w zaje dzie strop podparty by wieloma wyb yszczo-
nymi s upami. Usiedli na awie przy niedu ym stoliku pod cian . Naprzeciwko – pod drug

cian ,

str. 43.
przy d ugim stole siedzia o z mendel wikingów.Ro li,miedzianow osi i jasnow osi, czerwonobrodzi
i

tobrodzi, a wszyscy bardzo ha

liwi, rechocz cy co chwila i tylko Zdruzno móg zna przy-

czyn tego nieustannego miechu.

- Trzy pi tki ich tam siedzi – powiedzia przez z by Stoigniew. - Gdyby nas by o trzech,to

by my im poradzili.
- To jeste my we trzech – zauwa

Barnim, a Stoigniew zmierzy go uwa nym spojrzeniem

znawcy m skiej krzepy i sprawno ci. - A ty mówisz, e trzy pi tki - s i e d z i. Czy nie powinno
si mówi s i e d z ? - Barnim wpatrzy si w Stoigniewa zaczepno – odpornie, bo nie lubi kiedy
go kto za dzieciaka mia .

- adne pi tki nie siedz – wtr ci Zdruzno - pi tka jest jeno liczb , miar – ona siedzie nie

mo e, jako i mendel, tuzin lubo kopa.
- Aha – powiedzia m drze Barnim i ju nie pami ta , e przed chwil by na Stoigniewa w ciek-

background image

y, bo...

Bo do sali wesz y dwie niewiasty w we nianych sukniach do ziemi, adnie zrobionych na patycz-
kach z cienkiej w óczki. Jedna suknia by a czerwona, a druga b kitna. Obie suknie przylega y do
postaci niewiast, jednak nie opinaj c si i uwydatniaj c to, co podoba si m czyznom. Ta w
czerwonej...
Wikingowie zerwali si z miejsc. Krzyki, mlaskania j zorami, gwizdy. Prostackie wyrazy uzna-
nia dla samic ludzkiego rodzaju. Niesmacznie si Barnimowi zrobi o, bo...
Bo jak ta w czerwonej usiad a na zrobionym jej przez wikingów miejscu, to Barnim rozpozna
niewiast z targu, która zgromi a norma skiego kupca. A ta suknia... Ta pier podnoszona spokoj-
nym oddechem... Gdyby to by o w Grecji lub staro ytnym Rzymie, mówionoby o trafieniu Barnima
strza Erosa lub Amora...

Który z wikingów pochwyci w obj cia t w niebieskiej sukni i ca owa po policzkach, bo

niewiasta zr cznie usuwa a na boki swoje wargi od poca unków, których mo e nie chcia a.
Wszyscy tamci znowu rechotali rubasznie i co krzyczeli.
- Co wykrzykuj ? - Barnim spojrza na oboj tn twarz Zdruzny.
-

daj wi cej ognisto ci – powiedzia Zdruzno. - Bardzo nieopanowane zachowanie. U nas na-

wet kobieta ma wiecej szacunku. Lecz u nich pono takie swobodne obyczaje nikogo nie ra

.

Barnim patrzy na t w czerwonej. Twarz spokojna, adna. Czarne w osy, takie brwi. Czarne
oczy? Nie bardzo wida , lecz oprawa cudowna. Mog aby zarabia przy od wie aniu powietrza w
izbie, machaj c tymi g stymi, d ugimi czarnymi rz sami. Och, znowu westchn a! W piersi Bar-
nima powstawa o trz sawisko – okolica serca niebezpieczmie mi

a, a samo serce drga o i wali o

na przemian. Co to kto niedawno mówi ? Raz odetchnie i ju ?...
- Ulgn

– powiedzia Stoigniew, a pod w sem zagnie dzi mu si pó

miech.

- Na szcz cie jutro ju nas tu nie b dzie – powiedzia Zdruzno.
Okaza o si , e Zdruzno nie wszystko wie. Ko o tej w czerwonej sukni siedzia rudobrody ,
krzepki wiking. Ten dra nagle pochwyci czarnul w obj cia i dalej e do ca owania si bra ...
Barnim sam nie wiedzia kiedy i jak wszystko si sta o. B yskawicznie, jakby jaki p dziwiatr sie-
dzia w duszy m odzie ca, Barnim wsta . Dzie em jednej chwili by o wskoczenie na stó , przy
którym siedzia , w nast pnej chwili zeskoczy i zrobi susa ku rudobrodemu. Ju trzyma go za t
rud , plugaw brod i targn ni w bok...
Pami ta tylko ból w uchwie i pó niej ju niczego nie czu , nie widzia , nie s ysza . Ockn si
rankiem, lecz nie wiedzia którego dnia. Bola a go uchwa i ca a g owa. Le

w swoim zaje dzie,

w swoim

ku, a razem z nim by y w komnatce jeno ból i gorycz kl ski. Co z ni ?...

Kroki po schodach. Dwie osoby. B dzie teraz wstyd i wymówki. Jak to przetrwa ? Zamkn
oczy i udawa nieprzytomnego. Skrzyp drzwi. Niewie cie g osy. Obca mowa. Natychmiast
sprawdzi czy jego serce s usznie przeczuwa. Dobrze czu o – to by a ona i ta jasnow osa w nie-
bieskiej sukni przy niej. Och! Ta jasnow osa zacz a mówi .
- Ja jestem Sygryda, a to jest Sorena, Ja mam jeszcze imi s owia skie - Wis awa i jestem cór
Rus ana – kniazia Kijowa i ziem ten gród otaczaj cych. Tato mój zawar umow z Waregami – oni
mu s

za srebro. A mnie tatko da Waregom jako zastaw, jako zapewnienie, e zap aci Ware-

str.44
gom. A ta podwika, ta sra ka...
- Jak? - Barnimowi zdawa o si , e le us ysza .
- Nie znasz podzia u bia ek? Do lat osiemnastu – sra ki, do trzydziestu – grza ki, powy ej czter-
dziestu – ul ga ki. Ona nie pojmuje s owa i mo na wszystko gada . To jest Sorena, córa jarla lubo
króla, no -ogólnie – w adcy z Lade. To jest w Norwegii. Ona si zdumiewa,

skoczy by j od

te-go oble nego rudzielca uwolni . Jej si to podoba.Ona pyta – gdzie rodz si tacy dworni

odzie cy i chcia aby z tob przestawa , gdyby na ni zaczeka . Ten twój druh... Oj, nie

odmówi abym mu niczego. Jak e on skoczy tobie na pomoc. Jak e on tego oble nika o ziem
prasn . No, to sk d jeste ?
- Ustka - powiedzia Barnim i by zdumiony zachowaniem niewiast. Popatrzy y po sobie jakby
ze zgroz , Sorena nawet chyba j kn a i co do Sygrydy po skandynawsku d ugo mówi a, a Bar-
nim z przyjemno ci ws uchiwa si w brzmienie jej g osu. To by a koj ca ból melodia...
- Sorena – jasnow osa chyba t umaczy a to, co przedtem mówi a Ona – jak

pi knie wygl da

background image

jej pier w tej czerwonej sukni – Sorena – powtórzy a Sygryda jutro ci przyniesie lek na twoje
mo liwe niedomagania. Od tego r bni cia w szcz

móg ci si mózg wstrz sn i to by bola o,

wymioty by mia i zawroty g owy nieprzyjemne. Masz wypija rano jeden yk. Sorena ci dzi kuje
za wszystko i yczy by ca kiem wyzdrowia . Nie powiniene z

a si podnosi przez jaki czas.

Potem Sorena do ciebie przyb dzie i... i... i... Wstydam si rzec. Ta ich swoboda wypowiedzi i
zachowania zawsze mnie razi. No – chodzi o mi owanie. Sam si domy l.
Posz y, zostawiaj c Barnimowi lek lepszy od innych – nadziej na spotkanie z Ni ... A potem
przyszed Zdruzno, Barnim opowiedzia mu wszystko, nie zatajaj c w asnych my li, za Zdruzno
za da , by Barnim nie za ywa leku od Soreny.

- Zaraz ci przynios lek skuteczniejszy, mam go w sakwie przy siodle. A ten lek od

Skandynawki lepiej wpierw zbadam, bo...
- Bo co?
- Bo mo e ona chce ci tu przytrzyma , a my musim rusza do dom. Dru ynnicy, którzy z nami
na ochotnika przyjechali ju zako czyli s

w dru ynie – chc wozy kupi , chc nakupi

podarków i potrzebnych rodzicielom rzeczy i zawie to do swoich domostw. Jutro by my ruszali
do Ustki.
- Lecz ona tu przyjdzie – powiedzia zrozpaczonym g osem Barnim. - Mo e Sygryda te , to bym
si z Soren po egna i jako umówi ...
- Sygryda nie przyjdzie – powiedzia Zdruzno – lecz do jutrzejszego po udnia poczekamy. Ta
twoja Sorena jutro po po udniu gdzie wyrusza. Ja przyjd do ciebie po tym jak ona rano od ciebie
wyjdzie i dam ci wod w takim samym naczyniu jak jej lek. To na wszelki wypadek.
Nazajutrz rano Sorena tylko wpad a i zostawi a gliniany dzbanuszek z dzióbkiem, pe en czego
rzadkiego i prze roczystego. Potem przyszed Zdruzno i wymieni naczynia. W po udnie jeszcze raz
przysz a Sorena, p o c a o w a a Barnima w usta i nala a mu z dzbanuszka nast pn porcj „le-
ku”, gestami namówi a do wypicia, jeszcze raz poca owa a i posz a. Potem znów przyszed
Zdruzno, przyniós odzienie na drog , wypyta o zachowanie Soreny, pokiwa g ow i jeszcze przed
wieczorem zarz dzi odjazd ostatniego wozu, z le cym na mi kkim sienniku Barnimem i Alin na
ko le, obok ostatniego wo nicy. Pozostali mieli nakaz odprowadzi inne wozy na Pomorze,
bowiem dru ynnicy zap acili jeno za czasowy ich wynajem. Na pocz tku nocy dotarli do Prószcza,
a nazajutrz rano Zdruzno nakaza wypu ci go bie z Gniezna przywiezione.

str. 45
Rozdzia VII
Waregowie
Czy g oszenie pogl du, e Barnim by milkiwy, czyli ma omówny wymaga dowodu? No, byli
tacy, których aden dowód by o tym nie przekona ... Taki -dajmy na to – Gniewko, m odszy brat
Barnima cz sto zadawa pytanie:
- Po co to tyle gada ?...
A jednak – wyprawa do Truso trwa a ponad miesi c, a opowiadanie Barnima o jej przebiegu za-

o ledwie wier miesi ca. Coraz to now rzecz sobie Barnim przypomina , do mamy lecia i za-

czyna dalszy ci g sprawozdania od s ów: - A wiesz, matu ? Wszyscy w Ustce ju pami tali kto, co
i kiedy zrobi albo powiedzia podczas tego podró owania i przebywania poza domem, a Barnim
znowu sobie przypomina , e nie pami ta czy tamto albo owo ju opowiada , tedy – na wszelki
wypadek mówi o tych wiekopomnych wydarzeniach od nowa a nie zawsze jednakowo.

Mi ka wzi a si na sposób i zacz

kierowa wyznania Barnima na sprawy dla niej naj-

ciekawsze. Na przyk ad na opowiadanie o niewiastce, która – ka da matka wie jakie to wa ne –

background image

mo-g aby zosta jej synow ...
- Spodoba a ci si ta Sorena? – pyta a jakby od niechcenia.
- Wiesz, matu – odpowiedzia Barnim – chcia bym spotka niewiast , która stworzy aby mi ta-
ki sam dom, jaki mam u rodzicielki moich sióstr i braci. Nie szukam lalki do zabawy, szukam to-
warzyszki do ycia.
Akurat Stoigniew si napatoczy i nie omieszka zakpi .
- Znaczy – ty by by jej towarzyszem w yciu? - spyta z bardzo powa

min , a Barnim pot-

wierdzi w kwiecistym wywodzie o dobrym ma

stwie.

- Tedy psa nie b dziecie mogli mie – powiedzia Stoigniew.
- Dlaczego? - zdziwi si Barnim.
- Bo pies musi mie w cz owieku pana, a nie towarzysza – nadal bardzo powa nie powiedzia
Stoigniew, a Barnim zbarania .
Mi ka zaraz przep dzi a kpiarza i prowadzi a z synem dalszy ci g wywiadu.
- Znaczy – Sorena do tego niezdatna? - spyta a.
- No, nie wiem – przyzna Barnim. - Raz zdawa o mi si , e chc z ni by na zawsze i e by-

oby nam ze sob dobrze, a innym razem wyobra nia podsuwa a mi ostrze enia...

- A tak wi cej w szczegó ach – to jakie owe ostrze enia by y?
- Ona ma siedemna cie lat, jest ode mnie m odsza o cztery lata. A ona sprawowa a zwierzchnic-
two nad secin wikingów, a mo e i nad ca ym Truso...
Na to wszed do izby Nykon.
- Boisz si zale no ci od kogo m odszego od siebie, czy raczej zale no od niewiasty jest ci
straszna? - spyta syna.
- Mo e ona pochodzi z bardzo znacznego rodu i st d powierzono jej dowodzenie oddzia em wo-
jów? - Mi ka po pieszy a synowi z ratunkiem, bo co on móg wiedzie o jakich tam zale no ciach
od niewiasty?... Ci m owie zawdy tak wiele od swoich dzieci wymagaj ...
- Co tam mówiono... - Barnim usi owa sobie przypomnie – co mówiono, lecz jeno nazw La-
de zapami ta , a co by to mog o oznacza nikt nie wiedzia .
- Mo e jaka ksi niczka? – Mi ka wyrazi a to przypuszczenie g osem, chyba, rozmarzonym.
- A adna chocia ? - spyta Nykon.

- Stoigniew rzek , e gdyby nie mi owa Aliny, to natychmiast Soren by bra – powiedzia

Bar-nim.
- A co tam u nich? - zaciekawi a si Mi ka. - Wyzna uczucie Alinie? O mieli si ?
- Jam ich wyswata – Barnim wypi pier niby dumny kogucik.
Kiedy opowiedzia rodzicom przebieg owych „swatów” – miali si oboje do ez.
- Dobrze,

mówi Alinie prosto z mostu – powiedzia Nykon.

- Jam mówi w tunelu bramnym – powiedzia Barnim – tam mostu nie by o.

Kolejny wybuch miechu rodziców zmiesza nieco Barnima, lecz Mi ka znowu po pieszy a

synowi z ratunkiem.
str. 46.
- Czasami – powiedzia a – lepiej jest mówi do kogo ogródkiem
- To ju mnie Stoigniew powiada – przypomnia sobie Barnim – jednak e ja nie wiem o co cho-
dzi z tym ogródkiem.
- Przychodzisz do kogo – próbowa wyja ni Nykon – by o co go poprosi . Jak powiesz prosto
z mostu, to on mo e odmówi . Tedy najpierw chwalisz jego prac - na przyk ad w ogródku – kwia-
ty w jego ogródku za pi kno i w

ciciela za starunek pod niebo wynosisz, a dopiero potem o przy-

ug prosisz. Albo masz mu powiedzie , e co z ego spotka o jego krewnych. To najpierw mu

mo esz opowiada przypowie ci, z których wynika, e nie ma tego z ego, co by na dobre nie wysz-

o, a dopiero potem powiadamiasz go o nieszcz ciu.

- Mog

Alin wypytywa najpierw czy ona ma kogo ulubionego, bo ty, to Stoigniewa za

wzór cnót wszelakich uznajesz – Mi ka uszczegó owi a wyja nianie i Barnim powiedzia , e teraz
ju b -dzie wiedzia .
A potem udowodni w jaki sposób poj wyja nienia.
- Tatku – powiedzia nie mia o – ja pytam ogródkiem co by to mog o znaczy , e m ody m
nie czuje poci gu do niewiast? Bo Sorena mnie si podoba g ównie duchowo...

background image

- To znaczy – Mi ka mia a zmarszczone brwi a w oczach gniew – e ojciec mu dawa zio a, po-
wstrzymuj ce pop dy. Ja d ugo dostawa am takie zio a, bo mu si zda o, em jeszcze nie doros a
do cielesnej mi

ci.

- Tatko mi dawa takie zio a?

- Dawa , dawa – przy wiadczy a Mi ka – dopiero przed samym wyjazdem do Truso

powyrzuca- am te paskudztwa.
- Nie ca kiem prawda – zaprzeczy Nykon – niektóre ja sam ju dawniej odstawi em.

* * * * *

Powy sza scena wiadczy, e w Ustce nikt, no – mo e Zdruzno – nigdy nie pomy la o zagro e-
niu miasta najazdem z morza. Tymczasem...
Pi dziesi t okr tów norma skich sz o szykiem torowym, utrzymuj c sta odleg

mi dzy

o-kr tami i od okr tu czo owego ciemnow osej ksi niczki Soreny . Langskip Soreny, czyli okr t

ugi, mia zrefowany agiel, aby pozosta e okr ty,w tym i okr ty krótkie – snakkery, mia y

mo liwo zwi kszania pr dko ci lub jej zmniejszania. Sorena utrzymywa a w

ciwy kurs wedle

gwiazd i zastanawia a si czy dojdzie do celu nad ranem, bo w dzie gwiazd nie b dzie i trzeba

dzie przybi do brzegu na przeczekiwanie dnia - czeka nocy nast pnej,lub te stan w dryf.I tak

le,i tak niedobrze – tysi c ch opa, samych zdrowych, a pozbawionych ruchu, nadal trzyma

uwi zionych mi dzy burtami okr tów, to prawie pewne burdy, a tysi c ch opa wypuszczonych na

d na calutki dzie , bez wyznaczonych zada , to prawie pewne przygodne rabunki, gwa ty i

po ary. W dodatku ci ludzie wymieniaj si go biami i trzymaj je w klatkach. Go b
zamiejscowy, z apany i trzymany w klatce, po wypuszczeniu stara si powróci jak najpr dzej do
rodzinnego go bnika. A taki powrót jest znakiem nadchodz cego niebezpiecze stwa. Sorenie
bardzo zale

o na zaskoczeniu tubylców, bo ta wyprawa mia a wi ksze cele od zwyczajnego

rabunku. Mo e uda oby si za

koloni , ujarzmi lud na sporym obszarze i doi potem

ujarzmionych, a same-mu p awi si w dobrobycie, w cieplejszym od skandynawskiego powietrzu,
na urodzajniejszych glebach?
Pod z wró

by y jej ostatnie odwiedziny w Truso i w Elbl gu. Gunnar si wyg upi , ten Bar-

nim g upio skoczy broni jej czci... Chyba Barnima polubi a, a on – Ustka – powiada... Na szcz -
cie uda o si Barnimka przytrzyma w Elbl gu i Ustka mo e by zdobyta bez oszcz dzania jakie-
gokolwiek obro cy. A potem si wróci po ch opaka, u ali si nad jego losem sieroty bez domu ...
Mo e uda si go zaci gn do Norwegii i tata si na lub zgodzi?... Ch opta dosta lek na d ugo-
trwa e le enie – md

ci i zawroty g owy nikomu nie pozwol na swobodny ruch i podró . Lepiej,

eby uda o si t Ustk ubiec – wi ksza wtedy, nieponiszczona zdobycz i straty w ludziach adne...

Z drugiej strony – wi cej ludzi do nadzielania upem... Ci kie to utrzymywanie kursu d ugim wio-

em sterowym na sterburcie. Nie da si wymy li jakiego urz dzenia wspomagaj cego? No,

mo na zbudzi którego z pi dziesi ciu chrapi cych na dnie Waregów... Lecz ta rzygaj ca
Sygryda... Jak tylko ko ysanie poczu a, to zacz a wymiotowa dalej ni widzia a.
str. 47.

Zielona na obliczu, skrzywiona... Lepiej nikogo nie budzi , bo to wszak dru ka i szkoda j

wyda na kpiny tej zgrai samców.

Dziobnica langskipa Soreny zwie czona by a czarnym, skrzydlatym, trzyg owym smokiem, a

ka- da smocza g owa , zdobna w koron , by a znakiem udzia u jakiej grupy Waregów w kosztach
budowy okr tu i ich uprawnie do swojej cz ci upów z ka dej wyprawy na tym okr cie. Najwy ej
umieszczony eb rodkowy nosi z ot koron Gotlandii i wiadczy o udziale rodów tam yj cych.
Prawy eb, nieco ni ej umieszczony, pyszni si koron ze z otych gwiazd,które oznacza y rody i
ró- ne ziemie od Svealandii, przez Norrlandi , Icelandi a do Greenlandii. Niektórzy mówili, e
tak e wyspy Ba tyku maj taki herb, lecz w tym okr cie Normanowie z tych wysp udzia ów nie
mieli. Najni szy, lewy eb smoka wie czy a korona Skanii, barwy pogodnego ksi yca.

Pozosta e langskipy mia y smoki jednog owe, niektóre w koronach, inne bez koron. Snakkery

za szczyci y si na dziobnicach wymy lnie pozwijanymi w ami z otwartymi paszczami i wy-
suni tymi j zorami, malowanymi w przeró ne rodowe barwy.
U stóp Soreny le

a, i j kliwie zaklina a po s owia sku wszystkich bogów, by zabrali od niej

morsk chorob , Sygryda. Zwini ta w k bek, na przemian zielona i bura, stara a si – za rad Sore-
ny – rozlu ni . Fala by a niewielka, okr t ko ysa si nieznacznie, mo na rzec – agodniej od

background image

dzieci cej hu tawki. Lecz jak kogo raz morska choroba napadnie, to siedzi raczej w my lach, albo
w strachu ni w zmy le równowagi. Siedzi i nie popuszcza. Niektórzy, nawet na ladzie, jak sobie
wyobra hu tanie przez morze, to ju czuj md

ci i ucisk w

dku, zach caj cy do oczy-

szczania wn trza cia a z po ywienia. Sygryda co jaki czas zrywa a si na równe nogi, wychyla a
si przez burt i usi owa a odda morzu wszystko, co kiedykolwiek zjad a. Biedna Sygryda. Powie-
dzia a, e wsiad a na ten okr t dwa razy na jeden raz – pierwszy raz i ostatni raz... Ciekawe w jaki
sposób powróci do Szwecji, je eli wszystko si uda i trzeba j b dzie dostarczy rodzinie Olega.
Rodzina Ruryka by a sk onna pozwoli Sygrydzie na pozostanie w kolonii za

onej przez t wyp-

raw na Pomorzu Polskim, lecz ten Oleg, Wieszczem zwany... O, to by a przebieg a i przemy lna
,wygl daj ca n dznie - niby pokurcz, osoba. Reszta cia a do niczego, ale eb... U

sobie, e

jego córcia, brzd c raczkuj cy, pójdzie za m za czteroletniego synka Ruryka. Igor Rurykowicz i
Olga Olegowicz maj przej ca Ru po mierci Ruryka i Olega. Ciekawe czy ten zamys uda si
spe ni . Dzi ki Olegowi knia Kijowa i reszty Rusi – Rus an – spe nia ka de polecenie Waregów,
których niegdy do s

by wynaj . Ci S owianie s po dziecinnemu ufni... Chocia ... To mi e kiedy

si ma tak dru

jak Sygryda... Komu, w

ciwie yczy powodzenia? Ojcu Sygrydy – eby

móg przep dzi Waregów i sam rz dzi ? Chyba jednak Olegowi, bo to swojak. A Sygryda jako
sobie ycie u

y. Mo e pójdzie za jakiego jarla?...

Ta nieznaczna falka i leciutkie kolebanie okr tu tylko Sygrydzie szkodzi o. Na dnie, na awkach
dla wio larzy, przy burtach le

o, lub pó le

o, czasem siedzia o pi dziesi ciu Waregów.

Wszyscy spali twardym snem spracowanych ludzi – nie zawsze wia o i przewa nie trzeba by o
wios owa . A czasem nawet przy wietrze odpoczywa si nie da o – a to musia o si robi z ludzi
przeciwwag dla zbyt du ego przechy u, a to agiel refowa albo zrzuca , a to liny agla luzowa
albo naci ga ... Niech e sobie odpoczn , skoro sterniczka pomocy nie potrzebuje, bo wiaterek sta y
a nie za mocny i nie za s aby. Niech im si ko yski z czasów niemowl cych ni przy tym przyjem-
nym kolebaniu. By oby ca kiem zno nie, gdyby nie przypad

Sygrydy i to okropne chrapanie

za ogi.
Mi dzy pi cymi walaj si ró no ci -okr

e tarcze z malunkami, nagie miecze, rogate he my,

harpuny, zapasowy maszt i wiele innych rzeczy przydatnych lub niezb dnych na wyprawie. Kilku
za ogantów rozwali o porz dnie z

ony, zapasowy agiel i nakry o si nim niby wielk , w barwne

pasy malowan derk z lnianego p ótna. W

ciwie nie nale

oby tych wikingów nazywa za og –

to byli ludzie przeznaczeni do walki na l dzie, No, ale jak ich nazwa podczas rejsu? Przecie tu nie
ma takich, którzy jeno na morzu pracuj przy wios ach, sterze i aglu i przewo

tych, co maj

koloni zak ada ...
Spojrza a z zadowoleniem na te rzeczy, o które dba a najtroskliwiej i nie pozwala a ich nikomu
dotyka bez nakazu lub bez zezwolenia. Na dziobie, pouk adane w przydatne schodki, le

y tobo y

z zapasami ywno ci. St gwie z wod i zapasowe wios a mia a Sorena na rufie - w razie mg y, czy
str. 48.
te sztormu trzeba sobie da nieraz na wstrzymanie i tkwi w morzu d ugo, d ugo. Wtedy narz -
dzia, i si y do nap du w postaci wody i po ywienia mog zapewni przetrwanie do czasu rozpogo-
dzenia si i znalezienia w

ciwego kursu.

Pomy la a przed wypraw o wszystkim. Nawet p achty namiotowe s , nas czone rzadk

ywic ,

która potem zg stnia a i uczyni a namioty sztywnymi i nieprzemakalnymi. W razie deszczu czy wi-
chury da si roz

obozowisko i niepogod przeczeka . Musi si mie nawet kot y do warzenia

strawy nad ogniskiem, bo to nie jaka tam zbójecka wyprawka, której uczestnikom atwiej przy-
cupn przy niepogodzie, nawet udaj c norma skich kupców gdzie w gospodzie czy zaje dzie
deszcz przeczeka przy syconym miodzie,a potem wszystko w onym miejscu schronienia
zrabowa , ludzi powi za i wróci z upem. Na tych okr tach p ynie dziesi setek osadników!
Najwi cej wszystkiego kaza a w adowa na krótki snakkedr Gunnara.
Gunnar... To jest w

nie co ,czego przemy le nie zdo

a. Tak, Gunnar si o ni stara, lecz jej

ojciec Gunnara ma za kogo bez maj tku i bez rozumu. Za ona...Czy ona chce Gunnara za m a?
Do czasu poznania Barnima zdawa o jej si , e Gunnar zas uguje na nagrod za wielkie o ni stara-
nia, ale teraz?... Och, ty m okosie jeden, siedzisz mi w my lach jak kleszcz na zadku i sama ci nie
usun – pomy la a i odwróci a g ow , by sprawdzi zachowanie okr tu za ni . Na nim w

nie do-

wodzi Gunnar.

background image

Wszystko by o jak nale y. Gunnar na pewno nie spa , bo agiel jego snakkera co chwil by

opuszczany do pó masztu, albo podnoszony jak najwy ej – taki jest los tych, co p yn z ty u –
okr t nie ma jak zmniejszy albo zwi kszy pr dko ci bez wysi ku wio larzy lub bez pracy aglem,
do te- go potrzebny jest nadzór szypra i jego komendy. Za okr tem Gunnara szyk te by w
porz dku. Wprawdzie nie mog a widzie w nocy za wielu okr tów, cho gwiazdy dawa y sporo

wiat a, lecz panowa a cisza, a ci z ty u mieli wrzeszcze , gdyby nie nad ali lub sta o si im co

ego. D

y si ta noc, spa si chce, ale przynajmniej k opotów nie ma. Niebawem zaranie b dzie,

a potem...
Znowu d wign a si nieporadnie Sygryda i przytuli a si przodem cia a do burty. Sorena spoj-
rza a niecierpliwie w gór . No, bledn gwiazdeczki – tylko patrze jak zaranie przyciemni widok, a
potem b dzie biele szaro przed witu i wreszcie stanie si rozproszone wiat o witu. Tak sobie
wszystko wylicza a, eby do l du zbli

si w porze witu. Wtedy wszyscy jeszcze pi , a przy

brzegu jeszcze nie ucich a bryza nocna, dmuchaj ca wprawdzie od brzegu, lecz da si podchodzi
ukosem, najostrzej do wiatru jak tylko mo na. Bo jak ranek spowoduje zanik wiatru, to ju tylko
wios a... Skrzyp dulek, kla ni cia piór o wod , czasem pokrzykiwania... Jeszcze kto na l dzie
pos yszy i korzy z zaskoczenia przestnie istnie , bo i samo zaskoczenie przepadnie... A ten gród –
tak zwiadowcy powiadali – nie jest atwy do zdobycia. Mie go warto, bo to ostoja b dzie dla kolej-
nych mniejszych wypraw w g b l du i do osad przybrze nych. Ludzi chwyta , w jarzma ich bra ,
nadzór im dawa i korzysta z niewolnej pracy przy urz dzaniu kolonii... A potem sprowadzi si
wi cej Waregów, Norwegów od ojca i... Kogo by na w adc tej nowej krainy? Gunnar, a ona przy
jego boku? Barnim i ona? Jak przekona tego m odzika, by zapomnia o naje dzie, o pogn bieniu

asnego ludu? Musia oby si tutejszych gdzie daleko w niewol sprzedawa ... A mo e on by

umia tubylców przekona do s

by dla Normanów? Na pewno nie wszystkich. Ech, Barnim, Bar-

nim po co ty si napatoczy tak nie w por ?

Pociemna o. Na widnokr gu zrobi a si gruba, czarna krecha. Zaranie. Krótko ta ciemno

trwa a -wnet przesz a w buro i bez przerwy, do pr dko biela a. Prawie wit. Ju wida ...
Jest!!! To miejsce przez zwiadowców wielokrotnie opisywane. Trafi a!
- Obud którego – powiedzia a pó

osem do Sygrydy. - Jeno mu na g

d

po

, by nie

wrza-sn . Ka wszystkich po cichu budzi .
Mi o by o popatrze na pr dko stawania si jednostki bojowej z tego rozgi dziaju. Wikingowie
bezg

nie wstawali, odziewali si w mgnieniu oka, zatykali tarcze za listwy na burtach, wios a nie

wiadomo kiedy znalaz y si w dulkach, przy linach agla stali dwaj wikingowie w ni wpatrzeni,
czekaj cy komendy, wio larze uj li wios a i trwali w czujnej gotowo ci.
- Harpun! - powiedzia a cicho Sorena i jeden wiking ju mia w r kach zwój liny z uwi zanym
harpunem – szed z tym na dziób, stan na najwy ej u

onym tobole i czeka na dalsze rozkazy.

Na dziobie okr tu Gunnara te stan harpunnik. Na pewno i inne okr ty...
str. 49.

- Oszczepy – powiedzia a Sorena i na dziobie, ko o harpunnika wnet stali dwaj wikingowie,

opieraj cy o tobo y z ywno ci t pe ko ce oszczepów. Gdyby zacz si wschód, groty ich
oszczepów rzuca yby w dal odb yski wiat a s onecznego niby zwierciad a, którymi si zaj czki
puszcza... Gunnar musia j na ladowa – jego snakker te uzbroi dziób w dwóch oszczepników.
Naraz Sorena zobaczy a co , co j mocno podnieci o. Oddech jej sta si krótki i przerywany,
za z by i wargi zacisn y si mocno, mocno. Rzuci a w my lach ordynarne przekle stwo.
Zobaczy- a blisko brzegu, na wprost przed jej okr tem niewielk

aglówk z pi cioma lud mi na

pok adzie. Ci ludzie te j widzieli, o czym wiadzy y ich gwa towne starania o rozp dzenie ódki.
Najwy-ra niej chcieli uciec w morze, albo nabra pr dko ci do wykonania zwrotu w stron l du.
Nie zd

a wyda potrzebnych komend. Ko o burty jej langskipa mign l okr t Gunnara ze

zrzuconym aglem. On musia t

ódk dostrzec wcze niej. Przez chwil dok adnie widzia a

napr one twarze jego wio larzy i w

y

na wysilonych d oniach i przedramionach. Je li t

ódk z api ...

- B

twoja, Gunnar, je eli ich pojmasz! - wykrzykn a z ca ej si y.- Powinien ten okrzyk us y-

sze ... - pomy la a.
Skierowa a swój okr t prosto pod wiatr. Wyda a komend do zrzucenia agla i ta komenda zo-
sta a wykonana. Okr t prawie znieruchomia , bo nastawa czas zmiany kierunku bryzy – r bek

background image

ca wyjrza ciekawie zza ró owej chmurki i ju podgrzewa l d na tyle skutecznie, ze ten zaczy-

na dorównywa morzu jak chodzi o ciep ot - dopiero jak stanie si od wody gor tszy,to powietrze
znad niego pójdzie w gór i nad l dem stanie si rzadsze. Wtedy w to rozrzedzone miejsce nap ynie
powietrze znad morza – nastanie bryza ku l dowi. Inni szyprowie na ladowali Soren – ich okr ty
ustwi y si pó kolem w nale ytej odleg

ci od siebie, aby móc manewrowa , kiedy bryza powróci i

stanie si mocniejsza. Wszyscy widzieli wydarzenia z okr tem i lud mi Gunnara oraz z za og a-
glówki w rolach g ównych.

Dwóch ludzi na aglówce siad o do wios owania krótkimi wiose kami, bo wiatr zdycha i ju

by o wida , e okr t Gunnara aglówk przechwyci. Trzeci cz owiek na aglówce nierozs dnie sta-
wia trójk tny fok agiel – wyra nie mia nadwy

nadziei nad trze wym rozeznaniem

rzeczywisto- ci. Ludzie na aglówce gor czkowo machali wiose kami i wiuwali p achtami agli,
upodobniaj c ódk do startuj cego z wody du ego ptaka, który najpierw macha skrzyd ami, potem
depcze nogami powierzchni wody, nabiera pr dko ci startowej i dopiero po jej uzyskaniu podrywa
si nad wod .Czwarty na aglówce majdrowa co przy grot aglu – mo e p ótno by o by
zrefowane i teraz trzeba by o odpl ta jak link . By o za daleko, by rozezna szczegó y jego
szarpania czego przy maszcie. Pi ty cz owiek trzyma wios o sterowe – najwyra niej stara si
ustawi

ódk jak najko-rzystniej do wiatru. Wiedzia o si , e jego wysi ki psu na bud si nie

zdadz , ale on uporczywie ostrzy i odpada , a agle uporczywie albo wiotcza y, albo opota y.
Ton cy brzytwy si chwyta, wi c i on próbowa ratunku... Gdyby od razu skoczyli do wody i

yn li do brzegu... Có , cz owiek traci rozum wobec mo liwo ci porzucenia cennej w asno ci dla

ratowania w asnej skóry...Bo mo e si uda?...
Nagle ludzie z aglówki dostali cie nadziei na ratunek. Okr t Gunnara musia natrafi na ach
piasku i ta zatrzyma a gwa townie jego p d. Harpunnik i oszczepnicy fikn li kozio ka i plusn li w
wod niczym zb dne g by warzywa wyrzucane przez kuka podczas przygotowywania
polewki.Prawie natychmiast wszyscy trzej wychyn li nad powierzchnie, a potem staneli na dnie w
wodzie, do piersi im si gajacej.
- Harpun! Oszczepy! - dar si Gunnar, a ten jego wrzask postawi na dziobie now trójk uzbro-
jonych wikingów.
- Miota ! - wrzasn Gunnar i ku aglówce polecia harpun, ci gn cy za sob rozwijaj

si lin

oraz dwa oszczepy z grotami do harpuna podobnymi. Wszystkie trzy pociski trafi y. Harpun wbi
si w burt

ódki tu nad lini wodn . Oba oszczepy przebi y ludzi, którzy natychmiast zwiotczeli,

opadli nisko nad brzeg burty, a potem ze s abym pluskiem schowali si pod powierzchni wody.

Liczne r ce chwyci y lin harpunn i z ca moc ci gn y harpun ku okr towi, a razem z

harpu-nem sun a ku okr towi ódka z tymi trzema. Woda marszczy a si przed ci gnion

ódk ,

tworz c adne lalki. Ci trzej nie podziwiali ju widoków – skoczyli w wod , jak najg biej si
zanurzaj c i pod starali si nawróci ku brzegowi. Wiadomo by o, ze b

wynurza si jeno na

krótk chwilk
str, 50.
dla nabrania powietrza i potem znowu b

nurkowa .

- uki i dziryty! - wrzasn Gunnar i burta jego okr tu sta a si podobna do miejsca dla awy my-

liwych, czekajacych nad przer blem, z którego wynurzy si foka dla nabrania oddechu. Tu by o

dalej do zwierzyny ni na takich owach, lecz my liwych tak wielu... Który dziryt, jaka strza a
musi trafi !
- Jeeest! – wrzasn a awa owców i chmara dzirytów oraz chmura strza polecia y ku celowi.
- Gotuj si ! - wrzasn Gunnar i znowu pojawi y si napi te uki, a r ce zdzirytami unios y si
nad g owy i odchyli y do ty u .
- Jeest! - kolejny an pocisków pop dzi we w

ciwym kierunku.

Po chwili wyp yn y dwa cia a z twarzami zanurzonymi w wodzie. Bez cienia w tpliwo ci

mo na by o og osi , e czterech ludzi z aglówki ju nie zdo a wyj na brzeg i uprzedzi
kogokolwiek, o naje dzie wikingów.
- Gdzie pi ty? - Gunnar pyta nie wiadomo kogo.
- Musia mie jakowe obci enie i przy dnie le y – odpar jaki g os.
Za oga Gunnara zaj a si rozchybotaniem okr tu, aby go – po

onego nieco na boku - atwiej

zepchn z mielizny. Ci trzej wikingowie – teraz za oga na okr cie w g os rechota a z ich fiko ków i

background image

nurków - którzy wypadli za burt , pomagali spycha okr t na g bsz wod .
- Niechajcie! - zakrzykn a Sorena – my do was podejdziem i tam, na tej asze postój urz dzim.
Ten pi ty z aglówki wcale nie by na dnie. On zdawa si przewidywa powstanie po wiekach
powiedzonka, e najciemniej jest pod latarni i pod wod zawróci w stron okr tu Gunnara. Skry
si przy rufie tego kr tu, odpocz , a potem po

si na plecy i nieznacznymi ruchami nóg i r k

przybli

swoje le ce i nieuszkodzone cia o do brzegu. Wszyscy wikingowie byli bardzo zaj ci

ustawianiem swoich okr tów na asze, ko o okr tów Gunnara i Soreny, a ten pi ty ogl da
krz tanin za óg, klarowanie okr tów przed wyj ciem na l d, porz dkowanie oporz dzenia
bojowego, wyznaczanie stra y, która b dzie strzec kotwicowiska, kiedy reszta postara si ubiec
gród...
Przypadkiem kto z okr tu Gunnara zauwa

cztery ciala wyniesione i tarmoszone przez wod

na pla y. Pokazywa kompanom te igraszki fal z martwymi cia ami, przy sposobno ci kto inny
spostrzeg , sp ywaj ce ku brzegowi cia o piate. Stan y zak ady – kto dorzuci i trafi oszczepem w
tego pi tego, na pewno martwego, bo jak e by inaczej...
Jeden rzut by na tyle celny, e oszczep stercza z le cego cia a ku górze niby tyczka, podpie-
raj ca wiotkie, m ode drzewko. Co jednak niepokoi o Gunnara – to cia o nie przewraca o si na
bok, a powinno, bo oszczep ci

i nie powinien tak stercze , jakby by umy lnie podtrzymywany

przez owe zw oki. Dla uspokojenia Gunnara próbowano jeszcze rzutów oszczepami, lecz ju nikt
nie móg do tego „topielca” dorzuci . A on, po osi gni ciu brzegu, na oczach wszystkich
wikingów wsta , odrzuci oszczep i pobieg w stron klifu. Wszyscy widzieli jak wspina si z
wysi kiem na piaszczyst stromizn , jak – pe zj c – pokona szczyt falezy i znik z norma skich
oczu. Zaskoczenie spe

o, jak pe gnie w

y p omyczek krzesiwem wywo any, kiedy mech nie

bardzo suchy albo wiatr za bardzo przeszkadza spokojnemu rozszerzeniu si ogie ka.

str. 51.
Rozdzia VIII
Próg doros

ci

- Wiedzia em, e tak b dzie – powiedzia Zdruzno. - Musz opu ci Ustk , bo szykuj si rzeczy

bardzo wa ne a niebezpieczne. Mo e uda si im zapobiec.
- Czu em, ze tak b dzie – powiedzia Barnim. - Tym razem ja tego ry ego...
- Przypuszcza em, ze tak b dzie – powiedzia Stoigniew.- Gniewko natychmiast wyrusza do ksi -
cia z wiciami, Nykon przygotowuje powiadomienie na wiciach, Barnim przygotowuje notk dla
go bi do Obornik, do Gniezna i do Poznania. Ma by napis dla jednej nó ki – moc, i dla drugiej
nó ki – wkngw. Ja wysy am go ców z powiadomieniem do L dowa i Przew oki – niech przeka
dalej, eby do lasu uchodzi i wszystko cenne zabiera .
- Ja chc by go cem do Przew oki – powiedzia rybak, który jako jedyny z za ogi aglówki
uratowa

ywot. My do grodu w wi kszej liczbie powrócim, bo tym zgni kom i mierdzielom

wró da si nasza nale y.
- Gdyby cie nie zd

yli – powiedzia Stoigniew - to dobrze by by o szarpa tym psubratom

boki, spa im nie dawa , studnie zatruwa , zatrute jad o podrzuca . Grzybami przyprawia ! Teraz
pora jesienna, mucharów dostatek, a u nich pono grzybów prawie nie ma albo nie zbieraj . Nie
znaj si , achmyty. Przynajmniej niech im rozwolnienie dokucza, a mo e paru zdechnie.

background image

S

ce nie zd

o wej nawet do po owy przedpo udniowej cz ci swojej wspinaczki, kiedy

Mi ka – w ostatniej chwili – podetkn a Zdru nie i Gniewkowi sakwy z jedzeniem, bo to nigdy w
podró y nie wiadomo, a po drugie czasu w takiej obie y szkoda. Rybak z Przew oki ju musia by

ród swoich , mo e zd

wej do grodu zanim wikingowie blisko podejd i w lesie, gród

okalaj cym oddalonym od cz stoko u wie cem zieleni, czaty postawi . Trzy go bie z patyczkami
do nó ek starannie przyczepionymi wyfrun y wysoko. Kr g nad grodem zrobi y i polecia y na po-

udnie. Opatrzono cz stokó , baby ogniska w pobli u narz dzi y i wod w kot ach na trójnogach

zawiesi y nad p omieniem, by wrz cy pocz stunek móc zgotowa wspinaczom drabinowym na
wa y w jaki ch odny poranek albo zimn noc . Woje or przygotowywali – strza y i dziryty
uk adali na wy kach, Nykon sprawdza brony przy bramach, bo to si podczas spokoju nie

ywa o, a tu mus by mo e bron raptownie spu ci . Alina ko o Mi ki si kr ci a z min

zestrachan niby króliczek w obliczu wilka. Bramy jeszcze by y otwarte, bo mo e kto z okolic
zechce si w grodzie schroni , jakim wozem z zapasami wjecha ...
- Nie damy rady - biadoli a Alina – wikingowie nas ogarn . W truso i Elbl gu s ysza am...
- Nie ma ich – powiedzia a Mi ka do Aliny. - Po krzakach si chowaj z obawy przed nami.
- Niechby ju zacz li – powiedzia Stoigniew do Barnima – bo dawnom adnemu zbójowi fla-
ków nie wypru . R ce wierzbi do dania tym gadzinom nale ytej odprawy.
- Przecie ich jest tysi c – zauwa

a Alina, g osem dr cym nie z ochoty do dawania odprawy –

a m ów w Ustce ledwie stu mo na naj . Jeden na dziesi ciu...

- Do czym niewiasty, a b dzie dwa razy lepiej – powiedzia Stoigniew. - Za przemy lno

nasza zrównowa y reszt nadmiaru tych prostaków.
- I szcz cie – doda a Mi ka g osem zaiste zadowolonej ze wszystkiego niewiasty, a Nykon jeno
potwierdzi s owa ony skinieniem g owy.
- Alina i Mi ka – powiedzia Stoigniew rozkazuj cym tonem – bab dopilnowa , by szarpi, ma ci
i zió nie brak o. Mo esz im, Nykonie, pomóc?
- Chod , Alinka, z nami – powiedzia Nykon uspokajaj cym g osem, ujmuj c on w pó i kie-
ruj c kroki tam, gdzie baby rwa y stare p ótna na pasy, do owijania zranie zdatne.

* * * * *

Trwa a narada szyprów wszystkich okr tów. Na jej pocz tku Gunnar wszcz po ajank , daj c
przyznania sobie zapewnienia, mo e raczej potwierdzenia zapewnienia, e po powrocie z wyprawy
Sorena musi zosta jego on .
- Ona mnie zapewni a, e jak dostan t

aglówk , to j b

mia - warcza gniewnym g osem i

patrza na wszystkich spode ba – a teraz powiada, e aglówki nie dosta em. Rozs

cie i mnie

uszno przyznajcie. aglówka jest dowodem – ka dy j mo e zobaczy , dotkn , kupi ode mnie

moj zdobycz...

str. 52.
Przedstawicielem przeciwników s uszno ci Gunnara by Hasting z Bredbyn.
- Wszyscy s yszeli – g os Hastinga by spokojny - e Sorena mówi a o pojmaniu tamtych ludzi
na aglówce. Wszyscy po wiadcz , e ich zabicie nale

oby uzna za równoznaczne z pojmaniem.

Wiedz wszyscy, e ubitych zosta o czterech. Mo esz, Gunnar, pokaza nam pi tego? Bo ich pi ciu
wszyscy widzielim... ódk , Gunnar, mog od ciebie kupi jak tylko j naprawisz i b dzie zdatna
do eglowania.
Z

liwe u mieszki spraw zako czy y. Pozosta jeno na obliczu Gunnara wstyd, albo gniew po-

zosta w postaci czerwieni policzków mocniejszej od tego r bka s

ca, który ogl da ucieczk

eg-

larza, udajacego trupa, a potem lekcewa co odrzucaj cego spod pachy niecelnie rzucony oszczep.
To nie by y zawody w rzucaniu do celu – w boju trafienie pod pach jest chybieniem. Jest gorzej
ni chybieniem, bo stwarza pozór wygranej, podczas gdy si przegra o.

Owocem narady szyprów by o stwierdzenie, e zaskoczenie nie mia o miejsca. Ponadto szyp-

rowie przyj li do wiadomo ci, e w pobli u grodu nijak nie mo na zdoby po ywienia – wsie popa-
lone, ludzi, zwierz t ani plonów nie ma – wysy ane po ywno oddzia ki z takimi wraca y wiado-
mo ciami.
- owy czyni ! - odezwa si gromko Gunnar, lecz zaraz twarz d oni zakry , bo nikt go nie po-
par .
- Nic by my nie robili jeno owy, przyrz dzanie pieczeni i szukanie nowych owisk, bo dla ty-

background image

si ca ludzi trzeba na jeden raz z pi dziesi t saren ustrzeli . Skromnie licz c!
- Mamy jeszcze co nieco zapasow na okr tach – powiedzia a Sorena. - Dla pi ciuset starczy oby
na dziesi dni.
- A jak wraca , je li grodu nie dob dziem? - spyta Hasting.

Stan o na tym, e jeszcze dwa dni wszyscy nie rusz si spod Ustki. Potem Hasting we mie

pi ciuset wikingów i ruszy z nimi na wschód. Po drodze upy b dzie bra , sposobno ci do za

enia

kolonii szuka – znaczy gródek jakowy zdoby na matecznik kolonii i pos

ców pod Ustk pode-

z t wie ci . A je li pos

ców nie b dzie z czym s

, to do Truso z upami Hasting pójdzie.

Za Sorena pod Ustk zalegnie i stara si b dzie gród zdoby podst pem, bo na walki bezpo-

rednie tylko wtedy si wa y, gdyby innego wyj cia nie by o. Straty w ludziach nie by yby op a-

calne, bo rodom zabitych musi si da udzia y w upach, a po ytek z zabitych... No, ka dy wie.

* * * * *

Tego samego dnia przed wieczorem Nykon sprawdza bram i bron od strony morza. Narzeka-
nia by y na zaci cia – trudno sz o podnoszenie bramy i brony, chocia wrzeci dze uszkodze nie
mia y. Barnim mia ojcu pomaga . Jego m ode oczy pierwsze zauwa

y przyczyn zaci – na li-

nach do podnoszenia i opuszczania ci kiej bramy i brony pojawi y si zasup ane gurby. Nykon
przyjrza si uwa nie tym guzom i orzek , e to musia umy lnie zrobi cz owiek zdradliwy. Ojciec
pokaza synowi sposób wi ni cia tych zgrubie liny w drewnianym kole u góry - zgadza o si , co
tak e czterej woje, przy bramie stra trzymaj cy potwierdzili. Brama i brona wisia y uniesione
wysoko, wikingów nikt przez ca y dzie nie widzia ani s ysza , wi c nale

o te w

y na linie roz-

sup

i wszystko b dzie przy podnoszeniu i opuszczaniu sz o sprawnie.Wszyscy od

yli or , wo-

je podparli bram i bron barkami, a Barnim mozolnie rozsup ywa pierwszy w ze na wyluzowanej
linie, stoj c na barkach ojca. Taka ywa maszyna prosta, pozwalaj ca skróci czas naprawy o te
chwile, które trzeba straci na przynoszenie podpór, nowej liny, mo e jeszcze innych rzeczy.
Naraz z lasku, na wprost bramy rosn cego wypad a z wrzaskiem chmara chyba ze stu wikingów

ona. Mieczami wymachiwali i gnali co si ku otwartej bramie. A brona i brama zamkni te by

nie mog ...
- Skacz na ziemi , bierz miecz, w

ponownie i tnij lin – Nykon mówi szybko lecz do cicho.

Barnim skoczy , chwyci miecz, ponownie wlaz na barki ojca i ciachn ostrzem w lin . Woje
ledwo zd

yli odskoczy - stali bokiem do wikingów i ledzili przebieg naprawy. Dopiero wrzask

biegn cych nakaza im odwrócenie g ów. Lina prysn a, brama nie spad a, za to spad a brona.
Spad a na nieszcz cie dwóch wikingów, którzy byli pr dsi od innych. Jeden pr dki zgin na
miejs-cu, bo spadaj ca brona roz upa a jego czaszk . Wyp ywa z niej szary mózg zabitego. Drugi
wiking g ow i piersi mia w grodzie. Brona przycisn la go w pasie, sta si w miejscu
przyci ni cia p aski,
str. 53.
prez krat brony by o wida jego drgaj ce nogi, a on wy jak pot pieniec. Barnim wbi miecz poni-

ej mostka wikinga, stwierdzi , e w nim samym tkwi dwie strza y z uku, brama spad a z wielkim

hukiem i Barnim poczu okropne md

ci po czym zanieczy ci bron swoimi wymiocinami. One

nie chcia y usta , mo e dlatego, e ci dwaj martwi wikingowie pod bron ... Dopiero ojciec odci g-

Barma w sposbniejsze miejsce i tam m odzian powoli dochodzi do siebie.

Stoigniew zrobi z tej sprawy burz z piorunami i wichur . Bowiem kto musia na linach do po-
dnoszenia i opuszczania bramy zrobi tepaskudne sup y. Kto? Czy ten kto nie powiadomi o mo -
liwym zaci ciu bramy i brony, w czsie kiedy b

podniesione? Kto? To pytanie Stoigniew pow-

tarza co chwila na tym, co mo na nazwa posiedzeniem zwierzchnictwa nad grodem i miastem.
Pad o podejrzenie na trzy niewolnice z Druska, których doTruso nie zabrano, bo zda y si przy-
datne do pos ug w Ustce. Je li tak, to która z nich? Mo e wszystkie trzy? Zarz dzono ledzenie
poczyna wszystkich trzech. Wieczorem dwie posz y spa , a trzecia zw óczy a – porz dkowa a i
czy ci a wszystko bardzo dok adnie najpierw w komnacie Aliny, a pó niej w sionce tej komnaty.

noc stra nik zbudzi Nykona i powiód go w pobli e cz stoko u. Szli cichcem jakby ku

uszcowi si skradali. Zatrzymali si , kiedy od cz stoko u dobieg y ich uszu przyciszone g osy.

Sta o si jasne – na zewn trz mówi wiking, a w rodku...
Kot owanina przy cz stokole i krzyk niewiasty da y zna , e stra pojma a rozmówczyni wi-
kinga. Zab ys y wiat a w ca ej Ustce. Przez szpary w okiennicach s czy y si

tawe smugi od

background image

lamp, kaganków, uczyw, pochodni i wiec. Przenika y równie wzburzone g osy, przyt umione

onami w oknach i okiennicami, wszak e da o si ustali , e wszyscy omawiali pojmanie przez

stra szpiega wikingów, a jego istnienie podejrzewa a zwierzchno ju od wczoraj.
- Kto powiadomi wszystkich mieszka ców? - pytanie Stoigniewa na posiedzeniu zwierzchno ci
by o zadane g osem zimnym i ostrym jak stal miecza.
- Ode mnie wysz o – powiedzia a cicho Alina. - Ja w zaufaniu...

- Ju trudno – powiedzia smutnym tonem Stoigniew – rad my teraz o tym – co uczyni ze

zdraj-czyni
Mo liwe, e Alina uzna a konieczno o dkupienia swojego gadulstwa, bo z jednej strony broni a
zdradliwej niewolnicy, jako e niewola nie jest stanem przyrodzonym cz owieka, tedy
niewolnikowi wszystko wolno przeciwko swoim gn bicielom czyni , lecz z drugiej strony g osi a
konieczno ukarania zdrady przez oddanie tej przechery wikingom. Mo liwe, e Alina mia a
nadziej , i wikingowie – nareszcie – zwróc niewolnicy wolno – stan przyrodzony cz owieka, a
dla niepoz-naki ubiera a to oddanie donosicielki zbójom w posta kary. Jednak Mi ka popar a
Alin i przed po udniem dnia nast pnego t niewiast przerzucono przez cz stokó . Okaza o si , e
Mi ka wie-dzia a co czyni...
By o przypuszczenie, e upadek ze znacznej wysoko ci spowoduje mier lub przynajmniej po-

amanie przerzuconej, nie znano wszak e pó niejszego powiedzonka, e z ego szlag nie trafi. Nie-

wolnica (czy jeszcze niewolnica, skoro poza obr b cz stoko u – bez wi zów – przerzucona?) upa-

a, w k bek zwini ta, na okcie i kolana. Natychmiast si podnios a i pu ci a si biegiem w stron

lasu, kr giem obwodz cego gród w odleg

ci stajania od cz stoko u. Pó stajania przebieg a, kiedy

z lasu wypadli wielk zgraj , z wrzaskiem wielkim wikingowie. Ona bieg a ku wikingom, unosz c

ce ku niebu, jakby bogom dzi kowa a za wolno - oni wyci gali ku niej r ce i te r ce...

Chmara r k spad a na piersi niewiasty, a krzykn a z wielkiego bólu. Natychmiast zosta a oba-
lona, sukni zniej zdarto... Potem tylko gwizdy by o s ycha i widzia o si ciasny kr g zbójów
wokó miejsca, z którego jeno czasem niewie ci okrzyk zgrozy i bólu by o s ycha , kwitowany re-
chotem podnieconych samców.
Mi ka twarz mia a zaci

, a oczy jej b yszcza y ogniem zemsty. Alina blad a i czerwienia a na

przemian. Co chwil powtarza a szeptem to samo zdanie - samce to bydl ta, ja nigdy, adnemu...
Mo na si by o jeno domy la co Alina nigdy i adnemu... Lecz m czy ni przestali na ten a-

osny widok patrze bardzo pr dko, tedy aden z nich obietnicy Aliny nie s ysza , a na twarzy Mi ki

pojawi si z

liwy u miech. Czy by znowu znak znajomo ci ycia?...

Trwa o d ugo zanim wikingowie zacz li opuszcza miejsce czego , co ka ni wypada nazwa .
Na miejscu pozosta o rozedrgane cia o niewiasty, która coraz rzadziej i coraz ciszej wydawa a

ki

str. 54,
rozpaczy albo m ki.
Sygryda ze zgroz , a Sorena z niesmakiem odwróci y twarze od przera aj cego, ze wzgl du na
przebieg i na skutek, miejsca i dogorywaj cego cia a.
- Narada! - zakrzykn a Sorena i usiad a, zwrócona twarz w stron morza.
Ustaleniami tej narady wikingowie pocz li si kierowa natychmiast. Hasting ze swoimi lud mi
pocz li si sposobi do odej cia i wnet tylko wspomnienia po nich pod Ustk mo na by o szuka , A
pod bram zachodni miasta i grodu podchodzili trzej wikingowie bez broni, z zielonymi ga ziami
w r kach. Za ich plecami pod

a czwarta posta – te wiking, tyle e ni szy, drobniejszy i bez ga-

zi.

- Strzela ? - pytanie pad o z ust woja, stoj cego z ukiem na wy kach od tej strony, z której zbli-

ali si wikingowie...

- Nie strzela – powiedzia Stoigniew – by w gotowo ci na wypadek jakiego podst pu.
Barnim akurat próbowa us ysze wyja nienia matki w sprawie wydarze z udzia em wikingów i
wyrzuconej z grodu niewolnicy. Nykon zajmowa si warzeniem zió – po prostu co mu podszep-
tywa o e takie zio a musi zrobi , których nie ma, bo jeszcze ich nigdy nie potrzebowa u

, a

teraz b

potrzebne, chocia s nie tylko po yteczne – mog bardzo bole nie k sa u ytkownika.

Sam sobie podczas przyrz dzania tych zió próbowa wmówi , e najlepszy lek musi mie te
przykre skutki, na przyk ad z powodu wielkiej goryczy albo przykrej woni, czyli smrodu. Alina nie

background image

mog a doj do siebie po zgonie niewolnicy przez wikingów wielokrotnie gwa conej i prze ywa a
wyrzuty swojego sumienia we w asnej komnacie
adno z nich nie chcia o potem da wiary sprawozdaniu Stoigniewa z przebiegu stawienia si
przed bram pos ów od wikingów. Bo te zachowanie i mowa wysokiego pos a, t umaczona przez
tego najni szego by y bardzo przewrotne. Pose nieomal p aka nad losem niewolnicy. - Lecz có –

umaczy – podejrzenie by o, i obro cy grodu zakazili j jak gro

dla otoczenia chorob i wi-

kingowie chcieli sprawdzi czy nieszcz sna nie ma na ciele jakich oznak choroby – wysypki,
dajmy na to. Tedy odzienie jej zdarli, a potem - krew nie woda - przemo nemu po

daniu ulegli,

no i sta o si ... A tak w ogólno ci, to wyprawa wikingów przyby a w celach pokojowych, z misj
na-mówwienia Kaszubów do wspó pracy w obronie Ba tyku przed Maurami oraz w dziedzinie
pokojowej wymiany handlowej. - Jest niezrozumia e – mówi pose – zamykanie bram przed
pokojowo nastawionymi lud mi, którzy d

do porozumienia dla wspólnego dobra. Tedy jest pro -

ba, aby mieszka cy tego zacnego grodu wyszli na zewn trz, zamiast zamyka si przed wiatem.
Rozmowy mog si rozpocz natychmiast i wikingowie gotowi s zak adników da jako por cze-
nie bezpiecze stwa dla mieszka ców Ustki. W zamian te zak adników spodziewaj si otrzyma ,
chc , by to byli - grododzier ca, kap an Swarzeca z on i pi ciu wojów z dru yny prze wietnego
ksi cia Siemowita.
- Co na to odrzek ? - Nykon kr ci ze zdumienia g ow , lecz g os mia zwyczajny – trze wy, o-
panowany, badawczy.
- Rzek em, e zak adników nie potrzebujemy, bo my ufni w pokojowe wsi cie wikingów na ich
okr ty i pokojowy powrót do Szwecji, gdzie niebawem przy lemy poselstwo w sprawie obrony
na-szego wybrze a przed zbójeckimi napadami oraz w sprawie wymiany handlowej. Zar czy em,

e w poselstwie prze wietnego ksi cia Siemowita b

te Kaszubi.

-No, w

nie - powiedzia a z o ywieniem Alina – trzeba pokojowo,trzeba rozmawia .

- Mniemam, e wnet or przemówi – powiedzia Stoigniew i tak jako z ukosa popatrzy na

Ali-n .
- Czy to znaczy,

tych ludzi ok amywa ? - w g osie Aliny czu o si wyrzut.

- Mówi em tak samo prawd , jak i oni – powiedzia Stoigniew.

* * * * *

Nast pnego dnia, jeszcze nikt w grodzie nie niada , przed bram stawi o si to samo poselstwo.
Tym razem Stoigniew najpierw ca zwierzchno grodu powiadomi i dopiero, kiedy wszyscy
wczoraj nieobecni si pojawili nawy kach, spyta pos ów o cel przybycia pod bram .

- Wobec nieust pliwej wojowniczo ci mieszka ców grodu – powiedzia pose – nie chc c

niewinnej krwi przelewa , poddajemy pod rozwag mo liwo rozs dzenia rozbie no ci przez wal-
str. 55.

jeno dwóch wojowników. Je li mieszka cy nie znajd godnego przeciwnika dla naszego wo-

jownika, to mog wybra na swojego przedstawiciela jednego naszych wikingów.

Alina usi owa a co powiedzie , lecz Stoigniew po

na jej ustach r

i tak mocno

przycisn

e Alinie wysz y oczy z orbit. No, nie ca kiem, ma si rozumie , chodzi tylko o co , co

zwie si wyba uszeniem. Trzymaj c usta Aliny, Stoigniew rzek :
- Wpierw poka cie nam tego swojego wojownika, który mia by za wasz spraw stawa . My go
sobie obejrzym i jutro damy odpowied w sprawie walki lub tej walki odmówim.
Poselstwo odesz o, usta Aliny zosta y uwolnione i ona powiedzia a, e podziwia pokojowe nas-
tawienie wikingów. Po czym Stoigniew wyja ni , e dla Ustki ka da chwila zw oki jest warto cio-
wa, bo Zdruzno odjecha , go bie odlecia y, Gniewko wici powióz , a rybak zyska czas na
zebranie liczniejszych si dla dokuczania wikingom. No, i wikingom coraz trudniej b dzie o
po ywienie.
- Chyba nam b dzie trudniej – wybuchn a Alina. - Wszak my w zamkni ciu musim trwa , a tu
pól uprawnych nie u wiadczysz, a i zwierz t nie ma, za koniny ja nie znosz !
Nikt nie musia Alinie odpowiada , bo z lasu wyszed Gunnar w pe nym uzbrojeniu. A ko o nie-
go ten drobny wiking, który za t umacza poselstwu s

. Ów t umacz zakrzykn :

- To jest Gunnar, Stoigniewie – nasz wojownik.A ja jestem Sygryda, któr powinien rozpozna ,
je li

lepot nie dotkni ty!

- Ja b

z nim walczy – powiedzia nagle Barnim i wszyscy spojrzeli na niego z ogromnym

background image

zdumieniem.
- Ju próbowa

– powiedzia Stoigniew, a wstron Sygrydy odkrzykn : - Znajdziem u siebie

pogromc tego wieprza, Gunnara. Jutro z samego rana niech staje do walki.

* * * * *

To by o jedno z nielicznych zwar Mi ki z Nykonem. Wszyscy mogli us ysze zdanie ony kap-

ana o m skim braku uczu , o bezrozumnym nara aniu w asnego pierworodnego na niechybn

mier , o stosowaniu przemocy wobec biednej matki, która raczej sama do walki stanie, ni by

mia a swoj latoro l na mier pos

i – wreszcie – e przez ca e ycie Nykon j obe giwa ,

zapewnia o gor cym mi owaniu, a dopiero teraz pokaza swoj prawdziw natur .
- Nawet nie próbuj wi cej zbli

si do mnie, ty fa szywcu! - tak Mi ka zako czy a swój d ugi

wywód pe en przypomnie od czasów najdawniejszych a po dzie ostatni, po którym ona nawet na
Nykona nie spojrzy. Potem pu ci a po licach dwa potoki ez i nie by y to zy wymuszone, co
wszyst-kie znawczynie orzek y, czyli obecne przy tym niewiasty z Alin na czele.
Nykon jakby zmartwia . Przypomina owada w czasie, kiedy jesienne ch ody nastaj i owadom
pora na zim w letarg zpada . Jednak Stoigniew nie wierzy w ca kowit przemian kap ana w bez-
radne, zmartwia e stworzonko – Nykon, chyba, chcia tylko unikn zaogniania stosunków z on .
Stoigniew zwróci twarz w stron rajcuj cych niewiast i wycedzi przez z by:

- Natychmiast bra si do uk adania dodatkowych ognisk! Gary z wrz tkiem maj by przed

witem gotowe do u ytku. To dla ochrony Barnima – ostatnie zdanie wyr

nie dla Mi ki by o

przez-naczone.
- Niech on wpierw powie – palec Aliny wskazywa pier Nykona – dlaczego zg upia do tego
stopnia, by dzieciaka naprzeciwko byka posy
- Je li jeszcze która dziób otworzy – warkn Stoigniew – to j w komnacie uwi zi ka i je
nie dam ani pi przez trzy doby!
- Powiem im – Nykon wyprostowa zgarbion posta – Barnimowi pora wypu ci r bek maminej
kiecki. Ch op ma dwadzie cia jeden lat i pora mu na samodzielno . Chce udowodni w walce swo-

doros

, to niech udowodni. Wszak e i ja mu zabroni , je li nie przysi gnie wobec wszystkich,

e onego wielkoluda nie b dzie chcia zabi .

- Jak to? - wykrztusi Barnim.
- Do wiadczenia nie masz – powiedzia Nykon. - Twój przeciwnik zna na pewno moc podst -
pów. Tobie si b dzie wydawa , e on b d zrobi i ju go tylko ciachn czy pchn , a on tylko na
to czeka b dzie, bo bezradno udawa .
- To po co walczy ? - Barnim nie móg poj zamys u ojca.
- Aby go ywcem pojma i do grodu zawlec – powiedzia Nykon.
str. 56.
- My l jest przednia – pochwali Stoigniew. Podczas tej walki nasi woje wycieczk do okr tów
norma skich uczyni .
- Po... - Alina przerwa a i zakry a sobie usta d oni , bo zobaczy a w oczach i na twarzy Stoig-
niewa zimn w ciek

.

- Ostatniej nocy pos aniec od Zdruzny by – powiedzia Stoigniew. - Mo e b dziem okr ty wi-
kingów pali ...

Alina chcia a powiedzie , e tylko g upiec utrudnia mo e odp yni cie wikingów, zamiast im

jeszcze dop aca za opuszczenie okolic Ustki, lecz rzut oka na Stoigniewa wystarczy do poskro-
mienia jej ch ci.

Trwa o co w rodzaju nieuzgodnionego zawieszenia broni. Nykon t bro szykowa dla syna,

Stoigniew szykowa z kilkoma wojami pomost z grubych dech, maj cy os oni Barnima na wypa-
dek podst pu wikingów. Tacy gotowi ch opaka zrani , pojma i za uwolnienie zak adnika da nie
wiadomo czego. Pomost zapewni Barnimowi bezpiecze stwo przy opuszczaniu go z cz stoko u na
drug stron , a i na czas powrotu nie b dzie si przecie bramy otwierta . Za os on pomostu,
ustawionego pionowo, wci gnie si Barnima lin i niech e sobie wikingowie do niego strzelaj ,
ciskaj oszczepy czy topory – wszystkie pociski w dechach utkwi i jeszcze z tego po ytek b dzie
w postaci strza ,toporów czy dzirytów albo oszczepów,razem z pomostem do wn trza wci gni tych.
W miejscu wskazanym przez Stoigniewa niewiasty narz dza y kilka stosów, atwych do zapalenia
przyniesionym uczywem albo zapalon wprzódy pochodni . Wiadomo by o, e wrz tek lub

background image

rozgrzana smo a bardzo szkodz napastnikom, na których te straszliwe bronie zostan wylane.

* * * * *

Sprz

o si wszystko na czyj niekorzy . Nadchodz ca jesie podes

a swoich harcowników

– deszcz niesiony zimnym wichrem zacina z ukosa, utrudniaj c patrzenie, bo powieki trzeba by o
przymyka , by oczu, mieciony wiatrem, piach nie zapruszy . Zimno by o wielu ludziom w Ustce,
oprócz niewiast, którym deszcz stosy na ogniska przygotowane zamoczy . Rusza y si przed

witem niby skry z ogniska na dobranoc gaszonego, a jeszcze nie dopalonego, jeszcze nie

spopielonego do szcz tu. Do domów - trzaski suche bra , do piersi w asnych tuli i p achtami
nieprzemakalnymi si okrywa , z innymi, wielkimi p achtami do stosów biec i okrywa , eby
bardziej nie nami

y, bo jak grododzier ca kaza war sposobi , to zapali si musi. A je li si nie

zapali, i – nie daj Swarzecu – gród te podlece zza morza zdob

, to w asne sumienie przez ca

wieczno gry b dzie, ze to przez ciebie, przez twoj niezapobiegliwo i niedbalstwo twoje.
Czy mo na w asnej duszy taki los zgotowa ?
Z uczywami, jedna os ania przed wiatrem, a druga niesie, z pochodniami ywicznymi, a jeszcze
smo i woskiem nas czonymi – w te p dy z domostw do stosów i dalej e podpala . Przewaga ch -
ci nad mo liwo ciami – mokre wszystko i zaj si nie chce! Dalej e po kolejne trzaski, po suche
igliwie, po mech suchy - na zim do ogacania okien narz dzony, i p omyki przytyka i dmucha a
do wyj cia na szyje

z tego wielkiego wysi ku i straszliwego niepokoju. A mówi si , e

niewiasty nie musz si martwi ani wysila ... Machanie p achtami mo e pomóc, bo par smolnych
ga zek dymi smrodliwie jakby zamiar powzi y, eby ogrza si w p omieniu.
Jest! Jedno ognisko ju na pewno si rozpali i od niego inne za ec b dzie mo na.
Akurat!Zbyt silny podmuch wiatru gasi spore ju p omienie.Lecz upór cz owieczy zdolny jest
po-kona nie takie przeszkody – wkrótce wszystkie stosy za egni te i rozdmuchane, kot y na
trójno-gach nad p omieniami i ju p cherzyki powietrza od dna ku powierzchni w druj . Niewiasty
dum-ne miny pokazuj , nosy w gór dr i oczami ukradkowe spojrzenia wokó rzucaj - mo e
szukaj jeszcze nowych stosów, do których da oby si zarzewie przenie , a mo e tylko na
pochwale grodo-dzier cy im zale y i szukaj go oczami, by sprawdzi czy widzi i czy zadowolony.
- Jeszcze raz biegiem do chat! - krzyczy Stoigniew. - Burki odzia , bo mi si tu poprzezi biacie,
wy moje najlepsze wojowniczki. Wrz tek sukinsynom na g by la , lepy woj do wojaczki zdatny
jak z mas a wystrugany ...
Wiele rzeczy z mas a wystrugane nie nadaje si do wpychania czy wbijania, lecz Stoigniew nie
zd

ujawni co by mia na my li, bo stra nicy na wy kach wypatrzyli w lesie jak budowl , nad

czubki drzew wystaj

i zaraz jeden z wojów zosta wys any do Nykona, aby mu powiedzie ,

e

str. 57.
Barnim nie powinien mie mo liwo ci rozgl dania si , zanim nie zostanie na ziemi opuszczony.
Nakaz zosta wykonany i wnet Nykon syna przyprowadzi , co nale y rozumie dos ownie, bo sam
Barnim móg by nie da rady trafi z t przepask na oczach, pó czo a i twarz a poni ej warg
zas aniaj

.

- Po dotkni ciu ziemi – pouczy Barnima Stoigniew – pomacaj pomost i od niego o krok w bok
si zatrzymaj. Potem b

ci mówi jako masz i - liczb kroków i kierunek ci podam.

- On jest jeszcze troch ot pia y – powiedzia Nykon – bom mu zio a da na jasno widzenia i
przy pieszenie odruchów. Wnet mu to ot pienie minie i rze ki si stanie a wie y jako poranek po-
godnego dnia. Pami taj, synu, nie zabijaj! - powiedzia i skierowa syna ku p tli liny, któr Barni-
ma wnet owini to i spuszczono poza cz stokó . Znaczy – mi dzy cz stokó a pomost ochronny.

Barnim na lepo poluzowa p tl , opu ci j na ziemi i macaj c pomost przesun si w bok.

Par kroków na to by o trzeba. Potem jeszcze nakazany krok w bok. Wtedy zacz zdejmowa z
pleców, ukosem przewieszone przez pier , uzbrojenie. Stoigniew zd

jeszcze wyda mu

nast pn komend - do przodu dziesi kroków i sta bez ruchu.

Ryk miechu wikingów zag uszy by chyba burz z grzmotami. Bo te naprzeciwko nich sta

wysoki, lecz szczup y m okos – prawie nagi. A deszcz i wicher nie ustawa y. A uzbrojeniem tego

taka by a jeno lina z p tl , która nic nie widz cemu przeszkadza a – na pocz tku by a zwini ta w

kszta tny obwarzanek i mia a na ko cu du p tl – teraz kawa liny le

za Barnimem, a jej p tla

zacisn a si na przegubie prawej r ki ch opaka. I ta opaska na oczach... Gdyby nie ta – niewiele

background image

szersza opaska na biodrach, to ... Ach, ch opak jeszcze co trzyma w r ku. Krótki trzonek i na nim
dwuro ne wid y.

- Won do zbioru siana, kmiocie! - ten okrzyk da o si us ysze , chyba krzycz cy mia bardzo

silny g os.
- Kro-wy na ar-kan a-pa ! - skandowali wikingowie.
Ani nikt w grodzie, ani Barnim nie rozumia tre ci tych okrzyków. Barnim sta i czeka na ko-
mend Stoigniewa, a Stoigniew – owszem - wyda komend , lecz tylko swoim wojom i to musia
bardzo g os nat

, aby przekrzycze wikingów i by przez podkomendnych s yszanym.

- eby mi si

aden nie wa

ubi z uku nikogo, je li komendy nie wydam!

Z lasu wyszed Gunnar. Nie mia si . By zdziwiony. Zdziwiony i zadowolony. Sorena znowu
obieca a mu siebie w dani, je eli wygra walk . Nikt nie spodziewa si otwarcia bram Ustki, lecz po
drugiej stronie grodu... Tam, w lesie sta y dru yny gotowe do natarcia, z drabinami w nocy wi za-
nymi. Obro cy walk b

zaj ci, a tu – niespodzianka – natarcie na przeciwn stron cz stoko u...

Na budowli, któr zauwa

Stoigniew, ko czyli zajmowa miejsca szczególni widzowie.

Najpierw wesz a i usiad a Sorena – Stoigniew rozpozna j bez ochyby. Potem Sygryda i po niej,
kolejno – widocznie tylko po drabinie mo na by o wle na t widokow budowl – inni wikin-
gowie. Stoigniew tylko si domy la , e mogli to by szyprowie okr tów.
Gunnar, widz c przeciwnika z zawi zanymi oczami, stan . Nie mia poj cia dlaczego ten m o-
kos czeka nieruchomo nie wiadomo na co. Zaskoczeni zatrzymaniem si Gunnra wikingowie na
chwil zamilkli. W ca kowitej ciszy do uszu Barnima dobieg g os Stoigniewa:
- Zdejmij przepask z oczu!
Barnim wykona polecenie. I wtedy Sorena zemdla a. Sygryda natychmiast u

a j na awce,

gdzie obie siedzia y i unios a nogi Soreny w biodrach. Sorena otwar a oczy, blado jej policzków
nie ust pi a, musia a czu mrowienie w palcach r k, bo tar a d onie jedn o drug , czu a si – to
by o wida – podle, lecz wyrzek a s abyn g osem:
- Naka szyprom, by Barnima nie zabijano! Wszyscy tu s ?
- Przecie Gunnar ju poszed walczy – powiedzia a Sygryda – ju za pó no. Oprzytomniej, So-
rena i mo e nasz krzyk do Gunnara dotrze.
Gunnar te rozpozna Barnima. Ruszy ku niemu biegiem chyba z zamiarem dokonania mordu.
A Barnim zacz spokojnie zwija arkan i szykowa do u ytku jego p tl . Je li mia pojma
Gunnara, to musia mie czym – jeszcze pami ta co zdzia

go ymi r kami w zaje dzie elbl skim.

arkan w r ku w sposobny do rzutu sposób. W drug r

wzi wid y i zrobi par kroków w

stron biegn cego Gunnara. Pierwszy cios Gunnara trafi w

nie w te wid y. Znaczy – Barnim

us-
str. 58.
koczy , miecz Gunnara trafi by w ziemi , lecz napotka ustawione na ziemi wid y, trzymane przez
kl cz cego na jednym kolanie Barnima. Gunnar odczu to uderzenie bardzo mocno – uderzy
mieczem w co twardego a nieust pliwego oznacza obarczenie d oni wynikiem nag ego zatrzyma-
nia miecza – to jest tak samo silne jak cios m otem w d

. I ten d wi k – uderzenia stali w stal –

bardzo g

ny i d ugotrwa y. Musia dotrze do wszystkich widzów.

Barnim powsta z kl ku i odskoczy w ty . Pomy la , e zawiód Soren . Ona – by mo e – pow-
róci a do Elbl ga, pewna e on tam le y w

u i na ni oczekuje, a on tu z Gunnarem... Ojciec

wymóg obietnic , e tego achudry nie zabije... Co si temu rudzielcowi sta o, e taki lamazarny?
Gunnar ostro nie i jakby z namys em prze

miecz do lewej r ki. Zacz si ba .Tamten zd -

uskoczy przed ciosem miecza, zd

przykl kn i ustawi wid y na ziemi akurat w potrzeb-

nym miejscu... To si nie powinno sta ! Tego aden cz owiek na wiecie nie by w stanie dokona .
Czy to by zbieg przypadków?... A je li to jest czarownik? Jak dobrze, e w zasadzie bezbronny.
Ale jak w kamie zaklnie? Nie ruszysz si , a on zrobi z tob , co cechce...

Otrz sn si . To nie móg by czarownik, bo taki ju dawno nakaza by Gunnarowi pój za

sob i do tego gródka go zawiód . A tam... Nie, czarownik nawet nigdzie by nie musia Gunnara
prowa-dzi . Uspokojony nastawi miecz do pchni cia i ruszy pr dko ku Barnimowi. Wiedzia , e
skierowanie czubka miecza jest zawsze pr dsze od uskoku cz owieka w bok. Tamten mo e przez
uskok co najwy ej unikn pchni cia w rodek cia a. Niech uniknie. I tak ka de silne pchni cie
szerokim mieczem musi by

mierciono ne, cho by tylko o bok zahaczy o.

background image

- Zdechniesz! - krzykn , i spostrzeg , e tamten tylko przykucn . Jego pchni cie, jego miecz
przeszed nad g ow Barnima. Aon wpad ca ym p dem na przykucni tego m okosa. Znaczy – wy-
dawa o mu si , e tak b dzie. Tak musia o by i Gunnar przygotowa swoje cia o na zderzenie, w
wyniku którego tamten upadnie i zostanie w przelocie mocno nadepni ty.
Tymczasem tak nie by o! Gunnar powstrzymywa swój rozp d, nie napotkawszy na aden opór.
Za to po chwili co zahaczy o o jego stop i rozp dzony Gunnar przewróci si na twarz. Cios
metalowym trzonkiem wide w potylic pozbawi go czucia. Ju nie wiedzia , e jest ci gni ty po
ziemi, a arkan wrzyna si wjego szyj , podduszaj c, chocia nie odbieraj c ca kowicie mo liwo ci
oddychania. Za to wszystko wiedzieli, stoj cy pod lasem wikingowie i stoj cy na wy kach obro cy
Ustki. Okrzyki zach caj ce Barnima do wysi ku i po piechu sz y o lepsze z wyciem biegn cych na
pomoc wikingów. By o tak, e albo Barnim znajdzie si w grodzie zanim ratownicy Gunnara go
do cign , albo nie zd y ratownikom uj .
Trudno rozstrzygn jaka z tych mo liwo ci zasz a. Barnim zd

skry si za pomost i rzuci

koniec arkana na cz stokó . Gunnar by ci gniony w gór , Barnim ju si wspi po zrzuconej z wy-

ek linie, kiedy ratownicy pojawili si mi dzy pomostem a cz stoko em. Chlu ni cie wrz tkiem nie

zrobi o szkody adnemu z ratowników – tylko ich powstrzyma o w p dzie. Za to wrzatek pola si
po stopie Gunnara, czego on zreszt jeszcze nie poczu – nadal by nieprzytomny. We wci gany
linami pomost wbi o si par strza , trzy oszczepy i jeden topór. Stoigniew powiedzia , ze by oby
wi cej, gdyby Barnim nie oddala si od cz stoko u, tylko zaczeka na Gunnara tam, gdzie sta po
zdj ciu opaski.
To mia o ma e znaczenie wobec natarcia na cz stokó z u yciem drabin po drugiej stronie grodu.
Alina sta a z garnkem wrz tku w r kach, bo nie zd

a go opró ni na ratowników Gunnara, kiedy

woje zakrzykn li, e jest natarcie po drugiej stronie.
- Biegnij tam – powiedzia Stoigniew i wskaza Alinie kierunek.
Bieg a ostro nie, eby wrz tku nie wychlustywa – wiadomo jak zachowuje si ciecz w naczy-
niu, kiedy kto biegnie nieuwa nie. Widzia a tylko powierzchni wody, na reszt wydarze mog a
spoziera tylko krótkimi rzutami oka. Zapami ta a ten ci g obrazów... Pierwszy obraz – woj rzuca
lin zako czon metalow kotwiczk . Drugi obraz - woje ci gn lin , na ko cu której chyba by a ta
kotwiczka. Trzeci obraz – drabina jest w górze, a na niej, kurczowo trzymaj c si szczebli, dwaj
wikingowie z otwartymi do krzyku ustami. Alina dobiega do tego miejsca, z którego rzucono
kotwiczk . Widzi dwóch ludzi, staraj cych si jak najpr dzej powsta , Jeden chlust na ty g owy i
wielki wrzask oblanego. Drugi odwraca ku Alinie zdumion twarz i Alina chlusta reszt ukropu w
te oczy.Jeszcze jeden wrzask, i g os woja: - Do wios owania na bizanty skim okr cie wzrok zb dny
str. 59.
Rozdzia VIII
Dzi kczynienie
Mi ka w lizgn a si tej nocy do

a Nykona w kusej koszulinie z jedwabiu, a ju przecie jesie

nastawa a i za gor co nikomu nie by o. Nykon zapyta ironicznie czy kuso tej koszulki jest dowo-
dem sk pstwa ony, czy te wyrzutem dla m a, i za ma o bogactw domowi dostarcza i na wi cej
materii jedwabnej ony nie sta . Nic nie powiedzia a, jeno asi a si do niego jak kotka, gmera a w
jego w osach, niby niechc co dotyka a niektórych cz ci jego cia a, które mog yby nosi nazw
stref dla m odzie y zakazanych. Wiadomo, e niewiasta nie lubi bezpo redniego dotyku szorstkich

oni m czyzny. Wiadomo, e m czyzna lubi cia o niewie cie w taki sposób zakryte, eby kusi o

wyo-bra eniem pi kna i lubo ci z dotykania tej g adzizny pachn cej pokus skóry. Wiadomo, e

ad-kie a liskie materie spe niaj wymogi niewiasty – ochrony przed szorstko ci m skich r k, i

wy-mogi m czyzny – niejako zast puj c, na pocz tku dalszego ci gu, bezpo redni dotyk do g siej
skórki, z obaw lub podniecenia powsta ej na skórze niewiasty. Za potem, kiedy ju dalszy ci g
przejmuje kierownictwo nad obojgiem, zaczyna si liczy co innego – narastanie dozna , ich d ugo-
trwa

i si a. Do wiadczenie Mi ki podpowiada o jej zachowanie, które i tym razem doprowadzi o

do krótkiej drzemki – znaku nasycenia obojga rozkosz . A potem Mi ka wyzna a m owi, e dzisiaj
przysz a dlatego, i jest skruszona z powodu wyzwisk, jakich m owi nie

owa a i chcia a wszyst-

ko odszczeka , bo jest wdzi czna, tak e za zio a, które uratowa y ywot Barnimowi. Ta wdzi cz-
no tak grza a jej dusz i serce, e wcale zimna nie czu a i tylko dzi kczynienie chcia a m owi
wyrazi . Chcia a to uczyni s owami, a on le zrozumia i zaraz swoje chucie zaspokoi , zamiast po-

background image

ucha owego dzi kczynienia s ownego.

- Zapami tam – powiedzia powa nie Nykon – i ju zawdy b

czeka na twoje s owa, kiedy w

tej kusej koszulinie ci zobacz .
- No, nie przesadzaj – powiedzia a Mi ka – chyba i pozas ownie wdzi czno ci okaza am?
- Zawdy marzy em o sprzedajnej kobiecie – powiedzia Nykon. Mo esz mi p aci w ten sposób
za wszystko, bo dobrze to czynisz. Wszak e pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- e tylko mnie b dziesz tak swoje dzi kczynienie okazywa .
- Kpiarz jeste , kap anie Swarzeca – powiedzia a Mi ka i odwróci a si do Nykona plecami, by
przodem swoim przywo

sen – odwiecznego rywala m ów nienasyconych..

* * * * *

Na naradzie szyprów sypa y si wy cznie narzekania. Nie wiadomo na kogo si sypa y, bo

narzekali wszyscy. Sorena narzeka a na los, który tak zarz dzi , i z pocz tkiem jej mi owania –
teraz ju wiedzia a, e kocha Barnima - zbieg si zamiar utworzenia kolonii na po udniowym
brzegu Ba tyku. Pyta a, nie wiadomo kogo, czy nie mo na by o zdobywa kolonii w s siedztwie
Sycylii na morzu, które ródziemnym zwano? Albo w s siedztwie Normandii? Albo w Vinlandii,
gdzie od Greenlandii bli ej by o ni z Greenlandii do Skandynawii, lub nawet do Icelandii. No –
zgoda, dawniej warto by o na po udnie p yn , w Icelandii, przy gejzerach wypocz i dalej na
po udnie albo do Skandynawii pod

. Jednak teraz pó nocna cz

Greenlandii ju nijak do

zamieszkiwania niezdatna. Ci, którzy jeszcze Greenlandii nie opu cili, przenie li si na po udnie
tego wielkiego ostrowu. A z Po udniowej Greenlandii najbli ej jest do Vinlandii... Ojca trzeba za-
pyta o przyczyn tego upartego d enia do skolonizowania przez Germanów krain odleglejszych,
zamiast tych miedzianoskórych, z pióropuszami na bach, podbija ...

Tych my li Sorena nie mog a ujawni tym kolonizatorom, tym wikingom – zbójom spod

ciemnej gwiazdy. Tedy zacz a snu opowie o po ytku z za

enia kolonii gdzie w pobok tej

Ustki, tak trudnej do zdobycia, ze ju pi ciu wikingów stracono.
- Niedawno posz y od nas trzy okr ty – powiedzia zgry liwie stary wiking z brod bielsz od
ponowy – niegu najpierwszego i najczystszego. - Po to nasza starszyzna zwiad wysy a, by
podwika wynik rozpoznania w niwecz obraca a? Z tego zwiadu jeno jeden okr t powróci ! Na
wschód od Ustki nie ma nadziei na za

enie kolonii.

-To, mo e, na zachód? - pomys ten Sorena wypowiedzia a g osem zaiste nie mia ym, tedy wcale
do poszukiwa lepszego miejsca nie zach caj cym.
str. 60.
- By em tam niedawno – powiedzia m okos, niewiele od Soreny starszy, lecz z rodziny bardzo
mo nej, tedy szyper jako i inni. - Wicie ta osada si nazywa a. O ma o w niewol nie popadlim.
Tam nie mo na. Ustka jest ostatnim miejscem, w którym jeszcze warto koloni zak ada . Tako po-
wiada mój ojciec i moi stryjowie, e o wujach nie wadzi wspomnie .
Od s owa do s owa, od my li do my li – zal

o si w g owach podejrzenie, e zwiad ko o Ustki

musia by przeprowadzony nierzetelnie. Kto ten zwiad przeprowadza ?

- Hasting! - wykrzykn ów m ody szyper. - W dodatku on sam jeden powróci . L dem.

Powiada jakoby burza ich okr t wywróci a i trzeba by o wp aw... Jako wiecie, niedaleko brzegów –
wedle zalece – mamy si trzyma . Jednakowo

aden inny by do brzegu nie zdoli dop yn

?...

Znalaz si ten, na którego teraz mo na by o zwali win za utrat dwóch ludzi, no – oni do

Walhalli wzi ci na pewno, gdzie przy stole Odyna ucztuj , a walkirie im rozkoszy nie

uj .

Poza tym jeszcze trzech. Ci trzej w niewoli s i marny ich los w Walhalli. W dodatku rodzinom
utraconych wikingów – tak prawo stanowi – reszta uczestników wyprawy musi da odszkodowanie.
A z czego wzi , je li zdobyczy nie ma? Pod y ten Hasting – sam sobie l dem wraca, upów nabie-
rze po drodze. Pad o danie, by Sorena w imieniu tu obecnych za da a po powrocie do Szwecji
pokrycia wszelkich kosztów przez Hastinga i jego kompanów.

Wtedy wsta a Sygryda i wygarn a wikingom szczer prawd . Znaczy – na pewno mówi a

szczerze to, co my la a. A prawda czasami zakryta jest, g boko si chowa i jeno u udne pow oki da
si po kolei z niej usuwa ...

- Rozum wam odebra o – mówi a Sygryda. - Hasting ze wszystkimi innymi tutaj by i wy

wszy-

background image

scy na jego odej cie dali cie zgod . Gdyby jego ludzie zostali tutaj... Brakuje nam mo liwo ci zao-
patrzenia w ywno przez le ne owy. Dla pi ciuset nie jest atwo, a dla tysi ca... No, sami wiecie.
Za co do op at... Czy cie gotowi pokrywa koszty tamtych przy Hastingu, je eli nam si tutaj uda,
a jego same niepowodzenia spotkaj ? Mo e on nieszcz ciem naznaczony, mo e prawd powiada
o burzy i wywrotce okr tu, mo e jego teraz nieszcz cie dotknie?

- Jeszcze tylko rzeknij,

my o dzi kczynno ci dla niego winni pami ta – zaz

liwi stary

szyper mrukliwym g osem.
Stan o na tym, e naciera ju si nie b dzie, bo nie o sam gród tu idzie. Zastosuje si , jak to w
zwyczaju wikingów bywa, podst p. Okr ty odp yn , przeczeka si par dni w innym miejscu, a po-
tem przyp ynie si w nocy i ubiegnie gród. Wykorzysta si te drabiny, które ju sporz dzono.
Nawet je li zostan odkryte przez mieszka ców Ustki, to przecie nikomu nie wadz , tedy ich
zabiera nie powinni. A jakby nawet, to w lesie si ukryje znaczne si y, okr ty pozostawi si w du-

ym oddaleniu, da si nowe drabiny powi za i... A mo e na dzie bram nie zamykaj ?...

* * * * *

Alina, tak jako przypadkiem, natkn a si na Stoigniewa w pobli u jego komnatki. Znaczy –
po-mieszczenia bardzo ma ego, bo prócz niego mia jeszcze komnat do za atwiania wa nych
spraw jako grododzier ca. Nie by o w tym nic dziwnego, e oboje si z tego przypadku ucieszyli.
Alina wyzna a, e zauwa

a w oczach Stoigniewa uznanie za unieszkodliwienie dwóch wikingów,

ale jej na czym innym teraz by zale

o, bo – uznanie, a jak e, te bardzo ceni – ale w jej komnacie

okno si nie domyka, a zimno ci gnie, bo ju jesieni tylko patrze , wi c czy on by nie móg na to
okno rzuci okiem, bo ona s ysza a, e tu lepszego od okien nad Stoigniewa nie ma.
Stoigniew zdumia si tymi pog oskami o jego znawstwie domykania okien, lecz popatrze si
zgodzi , jednak uzna , e lepiej od razu jakie przybory i narz dzia zabra , a on ma je w swojej
komnatce, tedy pójdzie i we mie co trzeba, aby dwa razy po pró nicy nie chodzi .
Ruszy ku tej swojej komnatce, a Alina za nim. Spyta dlaczego za nim idzie, a ona na to, e
jako jej na korytarzu straszno, tedy wola aby si blisko niego trzyma . Wszyscy znali zaj cze
serce Aliny, tedy Stoigniew ju nic nie powiedzia i oboje do tej jego klitki weszli. Alina rozejrza a
si ciekawie, strach jej chyba min , bo mia o sprawdzi a domkni cie okna, twardo siedzenia
zydla, a potem na wyrku Stoigniewa usiad a i powiedzia a, e za twarde, tedy wymieni trzeba na
mi ksze, je eli to prawda, e Stoigniew za on by j chcia . Za ciep o jej musia o by , wina futra
to by a, które na sobie mia a, tedy machn a po ami tego okrycia wierzchniego z pi maków i wtedy
Stoigniew spostrzeg , e pod tym wierzchnim okryciem jest ju tylko sama Alina. Spyta o przyczy-
str. 61.

, wyt umaczy a si po piechem, bo...

- No, bo ja – powiedzia a, a oczy przy tym na podo ek spuszcza a, chcia am jako tobie wyrazi
dzi kczynienie za to, e nas wikingowie nie ogarn li. Wieszczy sen mia am, nakaz w tym nie by ,

eby tobie ofiarowa to, co mam najcenniejszego,a ja poza dziewictwem... No, ca

jeszcze

jestem.
- W tpi – powiedzia Stoigniew szorstko – takie z ciebie niewini tko jak i twoja ma omówno
jest prawdziwa. J zor lata jak opata, kto wie czy ty nie z tych, co j zorem... Zreszt , co mi tam...
Wyrko okaza o si zdatne do tego, co Stoigniew chia zrobi z Alin i co zrobi , a ona mu w
niczym nie przeszkadza a. No, chyba eby te j ki rozkoszy przez ni wydawane mog y komu
przeszkadza . O dziwo, okaza o si , e Stoigniew rzeczywiscie zosta jej pierwszym m czyzn !
- Czy chcesz, abym jeszcze raz?... No, chodzi o dzi kczynienie.

Drugie dzi kczynienie by o od pierwszego lepsze. To j tak o mieli o, e poczu a si co

najmniej on grododzier cy i pocz a wypytywa o przewidywania Stoigniewa co do przebiegu
obrony Ustki przed wikingami.
- Bo mnie co mówiono o spaleniu okr tów, to chyba ty sam...
- Nie – zaprzeczy Stoigniew. - Pos aniec Zdruzny przekaza , e widowisko wikingom szykuj .
Oni obozuj na l dzie, a na okr tach jeno stra e ostawili. Ognie maj obaczy . Je li si przera i o
czarach pomy

, to mo e odp yn i nas w pokoju ostawi .

Okno w komnacie Aliny by o rzeczywi cie niedomkni te, ale narz dzia nie by y potrzebne –

wystarczy o nieco mocniej przycisn . Czy by Alina by a tak s aba, ze trzeba b dzie za ni wiele
rzeczy robi ? Nawet gdyby tak by o... To dziewictwo... Stoigniew przypomnia sobie, e

background image

czyzna chce by dla kobiety jej pierwszym. Za niewiasta pragnie, by on by jej ostatnim a

ugoletnim. To pragnienie mo e jednak Aliny nie dotyczy . Je li i komu innemu zechce

dzi kczyni ? Trzeba b dzie s ucha tej jej gadaniny, nie wolno puszcza jej s ów mimo uszu,
cho by bardzo to by o uprzykrzone. Ona si niechybnie wygada, gdyby co niedopuszczalnego
chcia a zrobi . I tylko w tpliwo by a czy cz owiek zdoli s ucha bez przerwy i z uwag . adna
jest, bestyjka. A okazywanie prze

... No, nadzwyczajne! Warto - nie warto?...

Spotkanie z Alin nasun o Stoigniewowi pomys wart zastosowania. Poszed do Nykona, d ugo
ze sob rozmawiali, po czym zwo ali ludzi na targowisko i Nykon og osi , i sen mia , w którym
Swarzec za da , aby wszyscy mieszkancy Ustki dzisiejszej nocy nie spali, jeno wykonywali
rzemienie na dwa – trzy palce szerokie a d ugie na dwa i pó okcia. Kaletnik, rymarz i szewc maj
skór i no y dostarczy , mo na te Swarzecowi dzi kszynne rzemienie w asnymi narz dziami i z

asnego materia u wykonywa . Nie wiadomo jak b dzie z zap at za prac i materia , jednak w

tym nie Swarzec powiada , e o bezpiecze stwo i zarobek mieszka ców chodzi.
By o troch zdziwienia, troch docieka i zgadywa , lecz nikt opiesza

ci nie okaza – wsz dzie

wiat a ze szpar w okiennicach ciemno urozmaica y i do rana prawie tysi c rzemieni le

o na

stole w izbie Swarzeca przy domostwie Nykona.
- Troch ma o – powiedzia Nykon – lecz mo e znajdziem jakie liny do tego zdatne.

* * * * *

Na okr tach norma skich jeno dwaj stra nicy, g ównie w rogi wyposa eni, pilnowali

najwa niej-szego narz dzia wikingów – pi dziesi ciu okr tów, na asze zakotwiczonych. Kotwice
– przewa -nie kamulce linami poowijane – zda y si niekonieczne, bo sama acha dna trzyma a,
lecz sztorm gdyby si zdarzy , to wi cej by oby czasu zanim ok ty z achy fale i wiatr znios yby
na morze. Rogi zatr bi , wikingowie przybiegn , wios ami popracuj , na pla si okr ty
powyci ga i ju .

Poczucie obowi zku spa zakazywa o, lecz my li i t sknoty by y dopuszczalne. A t sknota

dojmuj ca za domem i bliskimi nie jest obca nawet zbójcom. Powrót... upy bogate... Wszyscy wi-
taj i podziwiaj ... Dziewczyna, ta z jasnymi warkoczami -d ugimi i grubymi niby te liny
kotwiczne.
Niegdy te warkocze s

y pono do zaci gania dziewczyn w ciemne k ty jaski ... Teraz warkocze

jakby niekonieczne, lecz jako mi o popatrze ... I te oczy... L ni jak gwiazdy, kiedy ona
dzi kczynno czuje za to,

jej wygodzi g boko, mocno i d ugo... eby tak jak niewolnic

znowu wyrzucili z tego grodu... E, tam! Trza to z my li wyrzuci , bo oczy dziewczyny l ni jeno,
gdy ona nie ma wspó zawodniczki do swojego m czyzny.
Gdzie tam, w stron Szwecji jak si patrzy, l ni

wiate ka pi kne niby dziewcz ce oczy. Du o.

str. 62.
- Heja! - marzyciel wo a w stron swojego towarzysza do pilnowania okr tów. - W tej stronie,
gdzie Szwecja wida na morzu liczne wiate ka. Te to widzisz?
- Widz – odpar drugi stra nik – mo e to tutejsze robaczki gody maj .
- Teraz? To one godów jesieni nie maj . I na morzu?
Postanowili poczeka , bo mo e zjawisko zaniknie. Jednak wiate ka jakby si zbli

y i stra ni-

cy pomy leli o s owia skich czarach. Postanowili da sygna jednym rogiem. Wtedy kto przyjdzie
na pla . Mo e m drszy, mo e ju co takiego widzia . W ka dym razie b dzie ra niej.
Przyszed . Poszed po Soren . Sorena kaza a przywo

wszystkich, za wyj tkiem stra ników,

bo widok urokliwy – b dzie w pami ci znak z wyprawy, jakiego jeszcze nikt nie pami ta.

Po d ugim czasie okaza o si , e podp ywaj z morza niewielkie tratewki, a na nich p on ce

kaganki kto poustawia ... Sprawdziwszy niemo ebno spowodowania przez ogie ki po aru
okr tów,Sorena zarz dzi a ogólny powrót do namiotów. Rano trzeba si spakowa , wszystko na
okr ty poprzenosi , a potem d

w rogi i odp ywa . Troch si bractwo nam czy, bo od brzegu do

achy ze dwa stajania. Woda raczej p ytka, lecz upu ci do niej niczego nie lza - zamoknie albo si

w piachu dennym zawieruszy. Jakie ha asy trzeba b dzie zarz dzi , eby S owianie us yszeli i
zdo ali ustali odp yni cie okr tów. Czy Barnim wie, e ona tu jest? Nale y wyda surowy
nakaz,by jego – ywcem! Na razie, Barnim! Czy b dziesz rad ze spotkania ze mn ? Jakie
dzi kczynienie?... Czy wolno si spodziewa dzi kczynno ci za obron przed niewol , albo nawet
przed utrat

ycia?

background image

* * * * *

Barnim le

na boku, przywi zany do nar skórzanymi pasami, aby nie móg zerwa si i nie wia-

domo co wyczynia . Po za yciu zió , które uczyni y go szybkim i sprawnym, które pozwoli y mu
pokona Gunnara – teraz cierpia niewymownie, chocia nie zdawa sobie z tego sprawy. Omamy,
zwidy zdawa y mu si rzeczywisto ci . Czy nie powinien zerwa si na równe nogi, gdy Sorena
wesz a do izby i taka by a u miechni ta rado nie? Przyzywa a go r

, uk ada a wargi – on to od

razu pojmowa – jakby do wypowiadania s owa: pójd ... A kiedy tylko drgn , nastawa wielki zaw-
rót g owy, md

ci nim straszliwe targa y... Nykon powiedzia , e nie mo e tych md

ci zlikwido-

wa , bo Barnim móg by sobie wyrz dzi krzywd – powiedzmy wpa na co ostrego, wcale tego
nie widz c ani czuj c. A md

ci mu wszelki ruch wr cz uniemo liwiaj , przez co zapobiegaj

wi kszym nieszcz ciom. To przejdzie, lecz zwyci stwo cierpieniem okupi trzeba. To taka jakby
zap ata za pomoc zió , takie dzi kczynienie. Ponadto... Te md

ci i wymioty pe ni stra na

pograniczu jawy – one pomog oddali obrazy nierzeczywiste. Barnim ju zaczyna zdawa sobie
spraw z tego, co jest prawdziwe. Znaczy – te wymioty... I ju

wiadomie unika wszelkiego ruchu,

bo wie, e w ten sposób unika tak e z ego samopoczucia. Jeszcze troch snów i cierpie , a Barnim
powróci do zwyczajno ci.
- G upi – powiedzia a Mi ka, bo znosi cierpie syna nie by a sk onna, tedy zio a mia a znowu
w nie asce.

* * * * *

Poprzedniego dnia do pó nej nocy trwa y przygotowania wikingów do odp yni cia. Ka dy w

Ust-ce rozumia , e wikingowie musz si teraz wyspa , przed podró

wypocz , jeszcze

niadanie spo

, potem zaczn nosi pakunki na okr ty... No, je li oko o po udnia wyjd w morze,

to i tak b dzie pr dko. Jednak nikt w Ustce nie spa , chocia Stoigniew powiedzia , i wszyscy o tym
wiedzieli, e tego dnia spodziewa si wolno uwolnienia od uprzykrzonych go ci. Je li go mi mo-

na nazwa hord z oczy ców. Tfu! A przecie mieszka cy Ustki te wypocz ci nie byli. Nawet po-

min wszy stan napi cia od obawy przed utrat od wikingów wolno ci, mienia, a mo e i ywota –
przecie nakaz by rzemienie skórzane robi . Co najmniej... Stoigniew poda po dan liczebno
rzemieni, ale t najmniejsz . A co najwy ej? Ka dy si stara , bo roznios o si , e to jest nakaz od
Swarzeca, który - chyba - chce przegna naje

ców i da za to zap aty od wiernych w postaci

zrobienia tych rzemieni. A po co Swarzecowi rzemienie? Wieszczek – pomocnik Nykona –
powiedzia co o tym, co wszystkich przekona musia o:

- Swarzecowi nie rzemienie s potrzebne – on chce dowodu naszej ch ci, naszych pragnie .

Czynnego dowodu, a nie pustej gadaniny. Mo e Swarzec chce te rzemienie powyd

, poszerzy

i
str. 63.
owymi skórzanymi pasami odci gn okr ty pr dzej ni by wiatr i wios a mog y to
spowodowa ?...
Mo e...
W ka dym razie – jak si na co wa nego czeka, cho by to co mia o uwolni od napr

enia, a

jeszcze jak mo liwo cudu istnieje, to napr enie jeszcze narasta i zasn

adnym sposobem si

nie da. W dodatku w dzie ...
Doczekali si ! Do po udnia jeszcze kawa czasu by o, kiedy t um ob adowanych tobo ami wi-
kingów zacz si przemieszcza na pla , niszcz c przy sposobno ci klif i nieliczne na tym klifie
ro liny. Bicie w kot y zwo

o wszystkich na targowisko, a tam Stoigniew nakaza co , co zda o si

niebezpieczne, tedy napi cie wszystkich osi gn o granic wytrzyma

ci. Byle tylko cia o nie

przeszkodzi o wykona nakazu, byle si nie zabrak o od strachu, wszak wiadomo co ze strachu
mo na zrobi ... No, po prostu nawali ... Wstyd potem, smród...

Stoigniew nakaza owe rzemienie bra i ostro nie tu za wikingami na pla si uda ! Niek-

tórych wyznaczy do obs ugi koni dru ynników – mieli uprz , przez rymarza z adzon , koniom
zak ada – skórzany pas na grzbiet i przez ko skie piersi, a do tego pasa przez piersi dwa postronki
umocowane. Po co? Mo e dla Swarzeca? A mo e nie, bo jeszcze u dzienice trzeba by o koniom
zak ada ... Czy Swarzec nie móg by kierowa ko mi bez u dzienic?

Wikingowie byli na pla y, kiedy mieszka cy Ustki stali wszyscy na szczycie klifu, ukryci za

krzakami, m odymi drzewkami, czy te le eli w wysokiej trawie ukryci. Jeno Stoigniew wcale si

background image

nie kry , sta w uskowej zbroi, z go ym mieczem w r ku, wiaterek w osy mu spod czubiastego
sz omu wywiewa . Przyjemnie by oby niejednej niewie cie na niego popatrze , gdyby nie ta blis-
ko wikingów. Czy zd

oby si za cz stokó powróci , zanim ci zbóje po klifie?... Oni sprawni

bardzo...
- Zd ycie uciec – powiedzia Stoigniew, jakby te strachliwe my li odczytywa umia .
A zaraz potem ... Kiedy wikingowie weszli w wod i byli w po owie drogi do achy z okr tami,
Stoigniew nakaza schodzi na pla i ju si wcale nie kry . No, teraz, to by si ju do Ustki nie
zd

o, gdyby ci zbóje si odwrócili i po cig za niewiastami wszcz li...

- Nie bójcie si ! - powiedzia Stoigniew – oni tobo ów w wod nie cisn .
Aha. Dobry pomy lunek ma ten Stoigniew. Zas

enie grododzier

zosta . Tedy ju

mielej

schodzili na pla , z ty u za nimi te konie w dziwnych uprz ach si pokaza y. Wikingowie jako

ów w ty nie odwracali. Ju ta czereda drani do okr tów... Ju wrzucaj tobo y przez burty... Ju

podsadzaj si , jeden drugiego wci ga do rodka okr tu... Ju niektórzy – jeszcze w wodzie –
staraj si okr ty rozbuja , by - nieco na burcie po

one - zepchn

atwiej na g bok wod ...

Za okr tami, na morzu... Ucieka ? Tam wida

agle! Moc bia ych agli! Najwyra niej zbli aj

si do brzegu. Jeszcze daleko, jeszcze mo e zd y si uciec...
- Sta !!! - okrzyk Stoigniewa powstrzymuje ch wprawienia nóg w pr dki bieg ku Ustce. - Nie
ma dla nas niebezpiecze stwa – zapewnia Stoigniew i wszyscy mu wierz , a mo e tylko wstyd ich
przed ucieczk powstrzymuje...
Troch uspokaja wszystkich zachowanie tej Aliny... Wiadomo, e trusia z niej, w asnego cienia
si boi, a tu stoi blisko Stoigniewa, dwa rzemienie w r kach trzyma. Chyba ona si nie boi czy co?
Ale si natyra a, dwa rzemienie... Wstyd! Nawet Nykon ma wi cej. I jego Mi ka te . I wieszczek
ma kilka. Oj, nie b dzie mia Stoigniew z tej Aliny robotnej ony. Kap an i Mi ka zdaj si nie
obawia tych aglówek, tedy zagro enia nie ma.
Nag y krzyk z achy. Drugi! Trzeci! Wiele okrzyków jednocze nie. Strach wyra aj ? Mo e jeno
zdumienie? W ka dym razie – na pewno – zaskoczenie.
- Okr ty im wod do wn trza bior – mówi Nykon i jako nikt si nie zastanawia sk d kap an to
wie, skoro st d wcale nie wida nabierania przez okr ty wody do rodka. Tylko to wyskakiwanie
wikingów z okr tów...

- Dziury maj nawiercone – mówi Stoigniew. - Burty podziurawione w taki sposób, e pusty

okr t wody nie nabiera, a jak si obci y, to woda do rodka a bucha.Na ognie patrzyli, a nasi...
- Od razu by zauwa yli i wcale nie wsiadali – to g os Aliny, która zdaje si nie wierzy Stoig-
niewowi.
- Mieli te dziury zamaskowane – mówi Stoigniew - w rodku wcale wida nie by o – zosta a
str.64.
cieniutka warstwa nieuszkodzonej burty. Wszelako si a naporu wody jest wielka. Napór wody
te
.cieniuchne warstwy poniszczy i teraz aty by trzeba wstawia . Uwaga! Oni zaraz na brzeg b
szli.

Na pla y wzrasta niepokój. Jakby cia a jeszcze sta y, a dusze ju ucieka y. Przest powanie z

nogi na nog , p ochliwe ruchy oczu – na morze i do ty u. G owy oczom pomagaj ...
- Nie bójcie si ! - to znowu Stoigniew. - Na aglówki dajcie baczenie!
aglówki sun prawie tak pr dko jak strza y z uku. No – ma si rozumie – przesada, ale p yn
rzeczywi cie skoro. Ta bryza... Ju syk wody dziobami rozorywanej s ycha . Wikingowie staraj
si przebiera nogami ze zdwojon pr dko ci . Gdzie tam! Cz ek nawet biegiem nie dorówna

aglówce przy dobrym wietrze. Na aglówkach ucznicy.

Aha! W wodzie ich b

zabija i przez to walki na miecze unikaj ! Dobrze wyliczone!

Mieszka cy Ustki zamieniaj si w kibiców – kibicuj , a jak e, ucznikom.
ucznicy trafiaj , a aden wiking nie pada. Co jest?
- To strza y usypiaj ce! - kolejna wie , kolejne wyja nienie od Stoigniewa. - Oni b

coraz

absi – mówi Stoigniew. Niektórzy do pla y nie dojd . lepi b

! apa na p yci nie

przybrze nej i wyprowadza . A na brzegu pada b

. Wtedy rzemieniami r ce na plecach i nogi w

kostkach wi za ! Konie niech pod górk wci gaj po kilku!
- Walhalla! ! Walhalla! – rozbrzmiewaj krzyki wikingów, lecz na pla y nikt si ju wikingów

background image

nie boi – s jak otumanione dymem osy – apa si b dzie i wi za !
aglówki uwijaj si niby jaskó ki przy apaniu much. Strza ci u nich dostatek... Miecze wikin-
gom z ap wypadaj . Niektórzy upadaj twarzami w p ytk wod . Mi dzy padaj cymi i na lepo
brodz cymi uwijaj si ludzie z Ustki. Szukaj mo liwo ci zastosowania rzemieni. Pla a pokrywa
si pr dko pokotem cia z powi zanymi ko czynami. Wnet ruszaj konie, ci gn ce sznury tych cia
Koni jest jeno kilkadziesi t – to musi potrwa ... Mi dzy tym rojem ruszaj cych si i le cych stoi
samotna Sygryda. Jej – przypadkiem – adna strza a nie trafi a. Alina do niej podchodzi i bierze
Sgryd pod okie .
- Pójd – mówi – i obie id zgodnym krokiem w stron falezy.

* * * * *

Barnim ma kolejne omamy. Jest przekonany, ze ma otwarte oczy i widzi Soren . Sorena le y
ko o niego i wymiotuje. Barnim wie, ze rusza si nie lza, bo i on... Zawdy Sorena jawi a mu si
taka wie a i radosna, a teraz taka nieszcz liwa. I jej jakie zio a?... Otwieraj si drzwi i wchodzi
Mi ka.
- O, wróci

do nas? - g os matki jest pe en uciechy. - Dzi kczynienie Swarzecowi za wszy-

stko...To ju nie zwidy, syneczku. Sorena musi wydali trucizn od strza y usypiaj cej. A potem

dzie twoja. Nam j przyznano jako niewolnic .

str. 65.
Rozdzia IX
Stroje

Jako trudno doszuka si sensu w uporczywym obstawaniu przy obronie tego, co si ju ma

przed tym, co jest lepsze. Normanowie nie li ze sob post p – nie by o po ród nich mo nych i nie-
wolnych, o stanowisku cz owieka po ród innych ludzi, o zwierzchnictwie nad innymi lub o przy-
musie s uchania zwierzchników nie przes dza o urodzenie si w rodzinie bogatej czy biednej – ka -
dy Normanin móg wyd wign si na najwy sze stanowisko dzi ki szcz ciu, dzi ki pracowito ci,
dzi ki w asnej m dro ci lub z wielu jeszcze innych przyczyn. Czemu wi c mieszka cy Ustki tak
bardzo nie chcieli utworzenia kolonii Normanów? Czemu uciekali przed wikingami Kaszubi?
Kaszubi mogli si spodziewa ró nych rzeczy zarówno od mo nych z pa stwa Piastów, jak te
od Normanów. Czemu przed wojami z dru yny Siemowita nie uciekali, a przed wikingami woleli
uchodzi ? No, mo na powiedzie , e Kaszubom i innym obro com starego stanu posiadania nie
podoba si sposób, w jaki Normanowie traktowali pokonanych – pokonani nie stawali si
Normanami, byli tylko przedmiotem, za który mo na by o dosta zap at , albo te mo na by o
zmusi ten przedmiot do pracy i z tego wysi ku cz owieka poddanego czerpa korzy ci. Jednak to
nie by a zasadnicza przyczyna obaw przed Normanami. Równie S owianie mogli uzna podbitych
za niewolników i ich sprzeda b

zmusi do pracy zyskownej dla w

ciciela niewolników.

Zasadnicz przyczyn powstrzymywania Normanów i ich zwalczania by o odmienne od starego
pojmowanie wspólnoty. Normanowie atwo tworzyli spó ki - tak samo atwo, jak wilki gromadz

background image

si w watahy dla polepszenia wyników polowania na pokarm. I tak samo atwo jak wilki
Normanowie swoje spó ki rozwi zywali. Dufni w swoje mo liwo ci obrony przed najazdami
innych, Normanowie w czasie pokoju wspólnot, nawet rodowych, nie tworzyli. Tymczasem

owianie uznawali wspólnoty za co trwa ego, wa nego, wr cz wa niejszego od losu pojedy -

czego cz owieka. Ogarni cie przez plemi s owia skie ziemi innego plemienia nie musia o
powodowa niewoli i straszliwego wyzysku – mog o by tak, e po podboju w

ciwie nic si nie

zmieia o poza zwierzchno ci najwa niejsz , która by a o wiele bardziej oddalona ni poprzednia.
Ponadto ta nowa zwierzchno by a sk onna - nie zawsze, ale cz sto - do uk adania si z ogarni -
tymi. Do uk adania si w sposób podobny do tego, w jaki Wielkopolanie u

yli si oko o roku 850

z Ma opolanami, tworz c wielkie pa stwo o ustroju wspólnie uzgodnionym. Poza takimi uk adami
istnia a mo liwo przyjmowania ogarni tych do zwyci skiego plemienia, co u Normanów by o o
tyle trudne, e – jako rzekli my przed chwil – po wyprawie nast powa o rozcz onkowanie
Normanów i wspólnot nie szanowano.
W Ustce, po pojmaniu wikingów i ich uwi zieniu tworzyli oni swoist wspólnot

ci ni tych w

lochach, przeznaczonych zwykle do przechowywania zapasów ywno ciowych dla dru ynników.
Teraz, wobec zbli ania si zimy, te lochy warto by o jak najpr dzej z niewolników opró ni . Ale
jak?
O rozwi zaniu tego k opotu pomy lano w Gnie nie. Stamt d przyby a karawana kupców z ró -
nych krajów, karawana licz ca prawie sto wozów. A na czele oddzia u zbrojnych – ochrony dla
karawany – przyjecha Zdruzno. Zdruzno przywióz z Gniezna wici, powiadamiaj ce o
mo liwo ci
kupowania przez kupców ywno ci u w odarzy w dobrach ogólnych, coraz cz ciej zwanych ksi -

cymi. W zamian za ochron i u atwienie zaopatrzenia, wici nakazywa y bra za niewolnika pod-

wójn cen . Mi ka sta a si rozdwojona i wy czona ze spraw ogó u – tu by Barnim i jego umi o-
wana dziewczyna, za Gniewko – co za niewdzi cznik – pozosta po drodze, bo postanowi sta si
dru ynnikiem. Za t niewdzi czno trzeba b dzie Gniewusiowi wyposa enie woja podes

,

drugiego konia i wi zk , nar cze, stóg dobrych rad. Kto móg by owe rady wiernie przekaza i wy-
móc na Gniewusiu obietnic , e b dzie rad przestrzega ? Wysz o na to, e nikt, tedy Mi ka moczy-

a zami przygotowywane wyposa enie dla syna drugiego i moczy a, zami rozterki, w asne po-

liczki, bo nie wiedzia a czy niewolnica Sorena nale y do niej, mo e do Barnima, a mo e b dzie si

musia o dopiero kupi od ksi cia...

Wozy kupców ustawiono pod bram przy samym cz stokole. Stoigniew powiedzia , e to ostatni
raz taka mo liwo b dzie, bo na wiosn wa y si b dzie sypa i dopiero na nich nowy cz stokó si
postawi, nowe wy ki, schodki na wy ki... No, odnowienie b dzie i wzmocnienie, bo teraz
ka dy
str.66.
mo e pod samym cz stoko em ognisko rozpali i obro ców grodu przez wypalon dziur powy-
biera jak kurcz ta z gniazda. Ciekawe dlaczego Stoigniew nie bra pod uwag deszczu strza i dzi-
rytów oraz rozgrzanego oleju i zwyczajnego wrz tku, które to – wszystkie razem lub po kolei i z
osobna, bardzo rozpalaczom ogniska mog yby przeszkadza . G

no nikt tego nie wykrzykiwa , bo

– wiadomo – wa wzniesie obro ców wy ej ponad nacieraj cych, a i drabin na wale u podnó a
cz stoko u trudniej postawi ni li na p askim gruncie.
Dru ynnicy z os ony karawany natychmiast zaj li si

owami, bo kupcy ofiarowali srebrnika do

ki za ka

sztuk upolowanej zwierzyny wielko ci co najmniej dzika. Pewno kupcom sz o o uro-

zmaicenie, bo w dobrach ksi

cych , jad c w t stron , kupowali za t sam cen jedynie stare wo-

y. Niby waga wi ksza ni dzika, mi sa wi cej ni w jeleniu, lecz czas do ucia potrzebny te by

wi kszy. No, a strawno ... Lepiej nie mówi .
Pierwsz i najlepsz – we w asnym mniemaniu – klientk kupców by a Alina.Wozy sta y w kr -
gu, dotykaj c w jednym moiejscu cz stoko u, a po rodku tego kr gu – czasem pomijaj c przerwy
na posi ki – w drowa a Alina, jakby w zabawie, zwanej chodzi lis ko o drogi... Próbowano
podtyka jej ró no ci – a to naczó ki przecudne, a to bransolety przepi kne i ci kie od
drogocennych kamieni, a to pier cienie kunsztowne roboty masywnej b

cyzelowane w siateczki

poz ociste albo w kwiatuszki o srebrzystych ody kach i zielonych listeczkach, a kwiatki maj ce
misternie wyko-nane i barwione na czerwono, br zowo,

to lub niebiesko. A Alina nie i nie!

background image

Szuka a czego in-nego, szuka a materii na stroje i okry wierzchnich. Có , takie rzeczy w belach

, gdzie na zaple-czu, a jak chodzi o okrycia wierzchnie, to przewa nie sporz dza si je na miar ,

tedy w wozach w -drownych kupców nie atwo je spotka .

- Mo e naszyjknik, córu , by kupi a?– próbowa zgadywa stary kupiec,po s owia sku

mówi cy
Wtedy Alina powiedzia a czego szuka.
- Mam – powiedzia kupiec – i na ciebie jakby na miar robione futro przepyszne. Bele jedwabiu
te mam, jeno poprzek ada by trzeba we wn trzu wozu. Poczeka aby na kozio ku?
- Poczeka mog , atoli nie wiem czy kupi – powiedzia a Alina. - Mój musia by obejrze , eby
potem nie gdera . Sam wybierze, to potem narzeka mu nie wypada.
- Och, jaka szkoda – powiedzia kupiec, a g os mia tak

liwy, e Alina zapyta a o powód

onego alu.
- Chodzi o strat dla innych – obja ni kupiec. - Wnuka mam, któren da by majatek, gdyby mu
si taka ona trafi a.
- Nic straconego – powiedzia a Alina – ja ze swoim jeszcze lubu nie bralim. Wesele ma by za
pó miesi ca...
Kupiec szuka we wn trzu wozu futer, które zauwa

a Alina, chocia zauwa

nie powinna –

powinna by zas uchana, bo kupiec bez przerwy mówi i mówi , mówi ...

- Strój, córu , ma w s owie wiele znacze . Ty pojmujesz go jako szat , sukni . A plemiona

wschodnie jeszcze zachowa y znaczenie budowy. Po ichniemu stroi – znaczy budowa . Mo na te

liki stroi ... Mój wnuk... Jak

on pi knie gra... Za w pa stwie od s owa strój powsta ustrój.

Stroi izb bzem, aby j ustroi ... Ustrojone pa stwo znaczy – pa stwo w jaki sposób zbudowane,
maj ce ustrojenie. Znaczy – ustrój. Ja przy granicy z cesarstwem wschodu yj . Od nich takie
dobrodziejstwo dostalim, e nasi Hrvatowie, nasi Srbowie, Slowe cy, Czarnogórcy i Bo niacy nie
tworz wspólnego pa stwa, bo zabyli pisma rzezanego na wiciach. Razem z now wiar przynie-
siono nam nowe pismo. Jeden duchowny, Cyryl mu by o, stworzy nam pismo, g agolic zwane.
Niby niektóre znaki na naszych rzezanych wzorowa ... Potem jego ucze poprawi - psia jego jucha
– g agolic i nazwa nowe pismo cyrylic . Mówi ci, córu , nikto z nas tego nie rozczyta. Jeno
duchowni, i to daleko nie wszyscy, owo pismo czytaj i pojmuj co tam jest przekazane. W
cesarstwie jeszcze inne pismo – greka. Tam ka dy namiestnik cesarza ma sekretarza do czytania i
pisania oraz do obja niania. A u nas... Jeno w ma ym pa stwie mo na ka de polecenie przez
pos

ców przekazywa . Razem z pos

cem woje id i kto polecenie dostanie, to musi je

wykona
W ma ym pa stwie na sekretarzy pieni dzy nie starcza, zreszt w pó dnia prawie wsz dzie pos a-
niec dotrze. Mowa nam, przez ten podzia na ma e pa stewka, jedna ju nie starcza a, ró nicowa a
si . A cyrylica jeno jeden j zyk uwzgl dnia – mow Srbów. Taki mamy ustrój pa stw, e w
zjedno
str. 67.
czeniu S owian na po udniu nijak nie dopomaga. Pojmujesz, córu ? A u was – jako to jest? Jaki
macie ustrój?

- Te jedwabie to po prawej r ce macie i troch ni ej ni gmeracie – powiedzia a Alina, daj c

dowód znacznego wyostrzenia jednego ze zmys ow i dowód znacznego napi cia uwagi.
- Ty mi, córu , tego swojego ch opa przyprowad – powiedzia zniech conym g osem kupiec –
bo oczy masz o wiele lepsze od uszu.
- Stoigniew powiada , e i uszy mam adne – powiedzia a Alina i to by dowód, e jej s uch te
nie jest z ej jako ci. Przecie, tym razem, us ysza a co kupiec mówi ...
Sprzeda sz a kupcom niemrawo. Znaczy - wikingów wszystkich kupili, w jarzma opakowali i
na ziemi, w pobli u swoich wozów pousadzali. Jednak mieli jeszcze wiele na sprzeda , a tu znane
ró nice zda mi dzy niewiastami a m

czyznami. Jaka prosi o futro, a jej m powiada, e tutaj

te robi futra i to ta sze, a po drugie ko uch przydatniejszy, bo i okry si mo na i pod siebie
pod

, i jako okrycie pos

y w najt

sze mrozy, a to futro wygl da na wiatrem podszyte. A jak

chodzi o jedwab, to tylko Nykon gotów by naby swojej Mi ce spory kawa , który stary kupiec
kuponem nazywa . Na nic by y westchnienia niewie cie, unosz ce piersi tak kusz co, e w raju
jab ka nie by yby potrzebne, aby Adama do grzechu nak oni . Na nic by y zy rz siste, których

background image

owie nie cierpi , bo w swoich zasmarkanych szlochach baba brzydnie niemo ebnie, tedy

ch op gotów ulec,byle tylko tej brzydoty sprzed oczu si pozby . Przebrzyd e ch opstwo oczy
zamyka o, uszy zatyka o i tylko co jaki czas g os dono ny a m ski na ca Ustk rozbrzmiewa : -
Nieeee!!!

Ale Alina i stary kupiec uknuli co zaskakuj cego. Najpierw grododzier ca i kap an zostali

zaproszeni do gospody przez starego kupca i tam – przy miodzie - opowiadali o Polsce, a kupiec
umiej tnie podpytywa , daj c odczu m czyznom, e uzyskuje najm drsze odpowiedzi ze wszyst-
kich mo liwych.
- Ca e pa stwo podzielone jest na województwa – mówi Stoigniew – a jest ich tuzin i tylu
wojewodów mamy. W ka dym województwie tuzin grododzier ców i tylu w odarzy, czyli
zarz dców dóbr ksi

cych. A w ka dym w odarstwie tuzin w

ci z rz dcami na czele. Wici od

ksi cia id do wojewodów. Wojewodowie niejako rozmna aj wici i piecz tuj swoimi gliniakami,
by wys

je do grododzier ców i w odarzy. W odarze znów powielaj wici i rz dcom je rozsy aj .

Na koniec – w grodach i w

ciach wszyscy kurend dostaj i stawiaj si na targowisku b

w

wyznaczonym miejscu, gdzie odbywa si czytanie wici. Najpierw g

ne, a potem ka dy mo e

sprawdzi czy piecz wojewody jest albo w odarza, i czy to samo przeczytano, co jest wyrzezane.
- Ale wspania y ustrój – zachwyci si kupiec. - Musz u nas opowiedzie , bo wzór to najlep-
szy dla ka dego. A owa dru yna?
- Mniemaj obcy, e o jaki jeden oddzia chodzi, któren przy ksi ciu bez przerwy przestaje –
powiedzia Stoigniew. - Tymczasem dru yna ma oddzia ów tyle, co województw, a w ka dym
oddziale jest tuzin pododdzia ów. Wybaczcie, e liczebno ci nie podam , bo to cis a tajemnica.
Mog jeno rzec, e ka dy mo ny w dru ynie musi wspó uczestniczy , a przygotowaniem do s

by

w dru ynie jest trzyletnia szko a dla otroków, gdzie tako pisania i czytania ucz .

- S ysza em – kupiec zmieni przedmiot rozmowy – e w Polsce, tak samo jak i u nas,

chrze cijan, miejsca wi te macie. wiete d browy, wi te drzewa – przewa nie d by , wi te gaje i
polany. No, ró ne wi to ci... O kamieniach wi tych i wi tych ruczajach s ysza em.
- To dla nas krzywdz ce – powiedzia smutno Nykon – u nas wi ty jest jeno Bóg. Chrze cijany
powiadaj , e ich ko ció jest wi ty... I jednocze nie gadaj , e ko ció ich, to zrzeszenie wiernych.
W jaki to sposób zwyczajni ludzie mieliby stanowi

wi te zrzeszenie? Nasze d by, gaje , ruczaje

i wszystko inne, co wy wi tym zowiecie – to wszystko jest jeno znanymi w okolicy miejscami, w
których mo na zwo

zgromadzenie, bo ka dy wie o po

eniu onego miejsca i atwo trafi na

dzi kczynienie Bogu.
- I na sk adanie Bogu pró b – dorzuci kupiec.
- Co to – to nie – zaprzeczy Nykon. - Jak e prosi Boga o cokolwiek? On mia by za ka dym
lata i pro by jego spe nia ? A je li dwóch prosi o co przeciwstawnego?
- O, Bo e! - kupiec wzniós oczy do nieba - jaka to m dra wiara...
Nazajutrz po tej rozmowie w gospodzie okaza o si , e przysz a pora zap acenia za niewolników,
str.68.
a kupcy maj jeno po ow

danych srebrników. I wtedy stary kupiec przedstawi mo liwo za-

acenia reszty w naturze - kupcy zostawi za nale ne Stoigniewowi, czy te ksi ciu Polski,

srebrniki swoje towary.
Oj, by o w Ustce przymilnych u miechów co niemiara! Oj, by o obietnic wi cej ni li ziarenek
maku we wszystkich okolicznych makówkach. Oj by o ci przytule , mizdrze , ruszania
kr

ciami i sterczynami – byle si tylko ch opstwo zgodzi o. A jeszcze odkrycia by y, i na wo-

zach moc narz dzi stalowych. A jakie cz ci do uzbrojenia i broni. Jakie strza y do uków. A dla
grododzier cy i kap ana – kolczugi niczym nieprzebijalne , szczyty i he my z pióropuszami.
Greckie i rzymskie!

Jednak dopiero Zdruzno wyrazi zgod na ten handel wymienny, wszelako po obni eniu cen

przez kupców. Kupcy gwa t podnie li, lecz Zdruzno by nieust pliwy.
- Kupujecie za bezcen - powiedzia – a sprzedawa chcecie za krocie. Za niewolnika zap acicie
po dwa srebrniki, a u was jeden sztuk z ota kosztuje. A wo y u was po siedem srebrników. I to od
naszych dwa razy starsze, trzy razy bardziej ykowate i cztery razy wi cej ylaste. Jak nie – to nie.
Niewolników zabieramy i sobie odje

ajcie ze swoimi towarami.

I co powiecie?Kupcy zmniejszyli dania.W dodatku musieli jeszcze srebrnikami pokry ró nic .

background image

A najdziwniejsze, e im te srebrniki jako si znalaz y...
Przed wyjazdem stary kupiec poprosi Zdruzn o mo liwo z nim rozmowy. Zapocz tkowa j ,
swoim zwyczajem, od zdumienia, e ojciec Zdruzny jeno najwy szym kap anem Swarzeca jest, z to
osobnego pa acu mu nie dali i jeno dworzaninem ksi cia Siemowita jest.
- Taki cz owiek, taki cz owiek – powtarza z wielkim podziwem.
Jednak okaza o si , e kupiec niczego wyd bi nie chce – chcia tylko powiadomi , e ksi

,

ale si tych ksi

t narobi o, wzystkich Hrvatów – Czestslav – w skrócie Czechem zwany, który

swoich ludzi, swoje olemi z Wielkiej Hrvatii, zza So awy przywiód na wschód i teraz siedzi w
Górach Jesiennych, niektórzy powiadaj Jesionowych, mi dzy Polsk a Czechami, e ów Czech
bardzo si postarza , wp ywy i mir traci w ród Hrvatów. I by mo e, e Hrvaty rusz znad
wschodniej granicy Slowakii i z Jesionek na po udnie, by zrównowa

przemo ny wp yw Srbów

na innych S owian na po udnie od Panonii.
- Czestslava b dnie mianuj Czcis awem – powiedzia - podczas gdy czest oznacza na zachodzie
honor. Czczenie nie oznacza honoru – jest raczej do czczo ci podobne. Aha, i jeszcze wam rzec
powinienem, e ci Slowe cy, którzy po rodku starej Panonii siedz -te chc stamt d wyby . Pono
na zachód rusz . Ja si – prawd powiedziawszy – nie dziwi ,bo jakiem do was jecha , to porzym-
skie Aquincum i Savaria ca kiem si porozpada y . Nied ugo trawa je pozarasta, bo tam step olbrzy-
mi si sta . Pusta czy puszta na to mówi ...
- A po co mi to mówicie? - spyta Zdruzno.
- Czestslav zap aci – powiedzia kupiec. - On chce by cie wiedzieli, i na jego pomoc za bardzo
ju liczy nie powinni cie. A on – by mo e – chcia by do Polski na do ywocie...
- Ojciec mnie powiada – rzek Zdruzno – i Czests aw bardzo dla S owian zas

ony. Jego Hrva-

ci przez wiele dziesiatków lat powstrzymywali marsz Bawarów na wschód i hordy koczowników ze
wschodu.. Za ksi

ta nasi – Piast, Lech i Siemowit – mi uj Czests awa jako samych siebie. Tedy

on mo e do nas przybywa kiedy tylko zechce i niczego mu do ko ca ywota nie braknie. Ja to za
ojcem i ksi

tami naszymi powtarzam i to jest prawda. W Gnie nie na dworze ksi

cym zawdy

wam to potwierdz . Chcecie z samym naszym ksi ciem mówi ?
Kupiec nie chcia . Albo uwierzy Zdruznie, albo mia zamiar sam sobie widzenie z ksi ciem za-

atwi i nie chcia przeszkadza nikomu w weselach, które miano w Ustce odprawi . Szykowa o si

odprawienie dwóch weselisk, a mo e i trzeciego.

Najpierw Sorena z Barnimem. Oboje ju zdrowi, zapatrzeni w siebie jakby t cza w t cz si

wpatrywa a i oczu od swego odbicia oderwa nie mog a. Dla tych dwojga nic si innego nie liczy o
oprócz niej i oprócz niego – zale y dla którego z nich. Nie zajmowali si weselem, strojami,
oczepinami, pok adzinami – tylko te oczy w oczy, r ka w r

i to by o dla nich szcz liwe,

bowiem s owami porozumiewa si nie mogli, a na mow cia po dliwych k ad si opar
czarodziejskiego otulenia zmys ów odczuciami rozkoszy duchowych. By o to tak e szcz cie dla
Mi ki, której nikt str.69.
nie przeszkadza w uk adaniu przebiegu i wygl du uroczystego zwi zania pierworodnego syna z
norma sk ksi

niczk . Suknia Soreny musi by znakiem jej dziewiczej niewinno ci. S bele

jedwabiu barw ró nych, krój wybierze szwaczka, Mi ka i Sygryda pomog zszywa . Lecz jak
wybra barw ? Biel jest oznak po egnalnych uroczysto ci pogrzebowych. W Skandynawii ta
barwa oznacza w

nie niewinno ... Mo e zapyta m odych?...

- Jakiej barwy suknia dla Soreny? - przydyba a tych dwojga na korytarzu jak stali niemo, za r ce
si trzymali, oczy mieli ja niej ce i trze we, chocia w oczach drugiej istoty zatopione. A wyraz
twarzy istot nieziemskich, prze ywaj cych rozkosz. Nie s yszeli, czy co? adno ani mru-mru...
- Czy bia a mo e by ?! - Mi ka posun a si do krzyku.
- Morze jest pi kne – powiedzieli oboje i wdech g boki zrobili jakby orze wiajace, morskie po-
wietrze poczuli.
- Ciel ta – mrukn a Mi ka i nie wiadomo czy to za pochwa chcia a uzna , wszak e biel uzna a
za barw przez nich wybran .
Potem Alina i Stoigniew. Alina ju ustroi a w wyobra ni i siebie, i Stoigniewa. Ona w naczó ku,
tym od starego kupca i w naszyjniku od niego. A jak naszyjnik, to i wyci cie w przodzie sukni, by

adko szyi i nadpiersia wszyscy widzieli, za br zowe kamienie w srebro oprawne mia y t o od

nich nie brzydsze. Suknia pow óczysta i lekko opi ta, szczególnie w kibici i na udach. Bo piersi i

background image

biodra obciskane materi nie pozwalaj m czyznom na snucie domys ów – od razu widz
rozmiary i spr

ysto lub jej brak. Spr

ysto obci ni tych piersi... Hmm... W kibici na tej sukni

paseczek wi zany z br zowych kó eczek. Kupiec powiada , e ten metal zwie si br z. Jaka
zgodno barwy i nazwy... Ciekawe co od czego pochodzi... Stopy w sanda ki z jasnobr zowych
paseczków wykonane na obcasiku z racic bawo u. Tak kupiec powiada . Pewno ów bawó jest
zwyczajnym wo em? Obcasiki s wysokie na cztery palce. To po to, by Stoigniewowi si ga prawie
do ucha. Ale si trafi o na prawie wielkoluda... wiat i okolice pe ne zazdro ci – takich ros ych i
przy-stojnych, a na obliczu g adkich, znaczy – adnych, niecz sto si spotyka. Gdyby zimno by o,
to na sukni owo futro od kupca. Suknia do kostek, futro do kolan, obcasiki, futro powy ej piersi
lekko rozchylone, aby ten naszyjnik na adnym tle nie by zakryty, diadem, czyli naczó ek... Pi knie

dzie. A on w tej nowej zbroi ze z ocistych usek. Do pó uda spodnie zakrywa. On spodni z

jedwabiu, powiedzia , nie za

y. Tedy we niane, br zowe. Ciemnobr zowe, bo skórznie – prawie

pod kolana – barw maj s omy lekko br zowawej.No, jasno-jasnobr zowe. Ten he m ze z ocistym
kolczym fartuszkiem... Tak si malowniczo uk ada na plecach i barkach. Na wierzch skóra z tego
zwierza... Jak to kupiec mówi ?... Chyba leopard... liczne zestawienie – ziele , jakby pierwsza,
wiosenna trawka, jej sukni, jasny br z jej futra i obuwia obojga, ciemny br z jego spodni. No i me-
tale oraz kamienie szlachetne. Z ocisto , srebrzysto , po yskiwanie kamieni naszyjnika, iskry
rzucane przez naczó ek, bo ma e, odbijajace wiat o kamyczki mlecznej barwy ma powsadzane w
srebro. ONA i JEJ m .
I ten trzeci lub... B dzie – nie b dzie? ...
Alina musia a sprawdzi jakie b

, patrz cych na jej strój i jej ch opa, te ustrojonego, twarze

zazdrosnych – bez w tpienia – bab. Tedy wyci gn a Stoigniewa na przechadzk w porze
poobiedniej, kiedy wi cej ludzi dla lepszego trawienia na dwór wychodzi. Na ulicach Ustki
wzd

nice niby na go ci cu, po bokach chodniki z okr glaków poprzecznych, dobrze wymosz-

czone, tedy obaw nie ma o ca

obuwia. A pogoda pi kna, chocia ten Zdruzno nieg zapowiada.

I na tym wygodnym chodniku zobaczy a wystrojon w niebiesk sukni z jedwabiu i futerko do
bioder barwy jasnego miodu – swoj niewolnic ! Kto Sygryd wystroi ? Po co? Wygl da smuk o i
powabnie niczym sylfida. Chyba takiej nazwy u

kupiec... Alina nagle straci a ochot na

przechadzk i za da a powrotu do domu, bo na tej ulicy wiatr z cz owieka ca e ciep o wywiewa, A
w domu wzi a Stoigniewa na spytki. Nie chcia mówi , nie chcia , nie chcia , nie... Ale jak si
przytuli a, udem ruszy a, by dotkn o w odpowiedniwe miejsce... No, nawet przyjemnietoo zrobi ...

- Sygryda – powiedzia potem – zwie si po naszemu Wis awa. Jej ojciec w niemocy przez

wszystkich S owian pozostawion. Jeno Normanowie przy nim, pomocy mu nie daj , a on – prawd
mówi c – dogorywa.
- To i có ? - przerwa a Alina. - Czy to powód do strojenia mojej niewolnicy? Bez MOJEJ wie-
str.70.
dzy i zgody? A có to za obyczaje, grododzier co? Wypraszam sobie!
- Zdruzno mówi, Nykon go popiera,

ty bezp odna. Czy nie krwawi

co miesi c, mimo na-

szych ustawicznych zbli

? Mo e tak by , e ja si z dwoma o eni . Zakazu nie daje ani religia,

ani prawo. Obyczaj si ustali , by z jedn

on ... Atoli – Zdruzno i Nykon powiadaj – jest nakaz od

Swarzeca, by si mno

i czyni ziemi ludziom poddan . A jak e pomna

ludzi z bezp odn ?

O dziwo – Alina nie wpad a w spazmy. Tylko jakby si zestracha a i cichym g osem zapyta a:
- A ja? Czy mnie nie pomniejszysz? Z ni ci lepiej ni li ze mn ?
- Nie wiem jak mi z ni jest, bom nie próbowa – powiedzia Stoigniew. - Która b dzie dla mnie
lepsza, to ta b dzie w moim domu rz dzi . Wis awa ju niewolnic nie jest, bom j wyzwoli przed
Zdruzn i Nykonem.
Jeszcze tego samego wieczora Alina podpatrzy a jak Wis awa przygotowuje wieczerz i na jej,
Aliny, mi siwo sypie jaki proszek ze skórzanego mieszka. Czy to nie mo e by przyczyna os-
tatniego krwawienia miesi cznego? Lecz jak udowodni przed Stoigniewem to posypywanie
proszkiem? Jak udowodni , e to nie jest zwyczajna przyprawa do potraw? Zaprze si zo za i tyle.
Wieczerzy Alina nie jad a.

background image

str.71.
Rozdzia X
Czerwie

Czerwie by a grodem granicznym ziem L dziców. Te ziemie L dziców, podczas zawierania

umowy Lecha z Ma opolanami Lachowie ko czyli podbija , doszli do Czerwieni i stan li, bo nie
by o nakazu z Gniezna, aby posuwa si dalej na wschód czy na pó noc. Wtedy Czerwie le

a

nad samym Bugiem i strzeg a na tej rzece brodu. Potem Bug porzuci swoje dotychczasowe
koryto,prze- niós swój bieg o mil na wschód i Czerwie utraci a swoje znaczenie obronne – by a
za daleko od nowego brodu, ka dy móg go przej w nocy, obej Czerwie i i dalej w g b
Polski, a za oga Czerwieni nawet by o tym nie wiedzia a i nie wypu ci aby ostrzegawczych go bi.
Czaty i czujki wysy ano, przesz y od czasu do czasu po zachodnim brzegu rzeki, nikogo nie
widzia y i wraca y do grodu. Czy mog y przebywa przy brodzie bez przerwy? Powiedzmy zim ,
kiedy mrozy tak lute, e plwocina dolatuje do ziemi w postaci kawa ka lodu, d ugo mo na sta lub
chodzi nad drzek , wiatrowi si opiera , nieg z czapy i ko nierza ko ucha bez przerwy odgarnia ?

Mo na by o stworzy nowy gród i Czerwie mie za zaplecze. Jeszcze lepsza by aby linia

grodów nadrzecznych. Wszelako za Bugiem le

o wtedy rozleg e pa stwo plemienia Dul bów. Ich

kraina nosi a miano Wo ynia, a ich stolic by gród Le nica, le cy dok adnie po drugiej stronie Bu-
gu na wprost Czerwieni. To pa stwo, to plemi mia o ustrój rodowy i dlatego gro ne dla nikogo
by nie mog o. Silne w obronie, nijak nie by o zdolne do podbijania innych, bowiem rody nigdy nie
mog y si ze sob dogada . Czy warto by o tworzy czy rozbudowywa lini obronn , je li Dul -

background image

bowie strzegli wschodniego kra ca Polski w sposób wystarczaj cy? Oni mieli trzy du e rzeki
trudne do przej cia, nawet bez obecno ci obro ców. Styr, Hory i S ucz, bronione przez lada jakie
si y stanowi y zapor nie do przebycia od wczesnej wiosny do pó nej jesieni. A kto robi wyprawy
zim ?
Na pó noc od Dul bów rozci ga o si jeszcze wi ksze pa stwo plemienne, o ustroju rodowym,
si gaj ce na wschodzie rzek Berezyny i Wilii. Podobno stolic tego pa stwa i plemienia Dregowi-
czów by wielki gród Mi sk. Podobno, bo z Dregowiczami chyba nie stykali si mieszka cy Polski
wcale i aden z nich do owego Mi ska si nie wyprawia , bo i po co?

Za Dul bami na wschodzie by y ziemie i pa stwo plemienne Drewlan z grodami w

Turowie
i Iskorostieniu. I tam ustrój rodowy panowa , a nad rodami, rzec mo na, nie panowa mocno i trwa-
le - nikt. Jednak i Drewlanie stanowili jak zapor dla naje

ców z dalekiego wschodu, gdyby

si takowi pojawili.

Drewlanie graniczyli na wschodzie z pa stwem Polan, rz dzonych przez ksi cia Rus ana,

którego plemiona s siednie nazywa y Rusem, bo to imi krótsze. Pa stwo Polan wysuwa o macki
na pó noc, bo na po udniu siedzieli,a w

ciwie w drowali koczownicy,Pieczyngowie.Wespó z

Pie-czyngami w drowa y ich zwierz ta, korzystaj ce z bujnych traw stepowych nad Morzem
Czarnym.
Tam dla Pieczyngów, stanowili od zachodu Hrvaci Czecha. Jak Czech rz dzi a trzema grupa-
mi swoich ludzi? Ano – stolice mia te trzy i mi dzy nimi podró owa , by z tych stolic s
polecenia na wiciach do swoich wojowników zadzier ystych a sprawnych i lubi cych ycie my -
liwca, co raz poluje na zwierzyn , a innym razem jego zwierzyn staje si nieproszony go .
Rozmna alnia Hrvatów, ich tera niejszy matecznik mie ci si w Dynarach i w tamtejszej stolicy,
Zagrzebiu. W górach Jesionowych i po drugiej stronie pa stwa Czechów – w Pó nocnej Panonii
Hrvaci mieli le a po rednie. Za naoko o trzeciej stolicy – Zwonigrodu, szczególnie na wschód i
po udnie od tej stolicy nieustannie w drowa y czujki Hrvatów. One to w

nie mia y powstrzy-

mywa Pieczyngów przed przekraczaniem Dniestru na zachód. Tym razem musia y Pieczyngów nie
powstrzyma , skoro ksi

Kazimir powiadamia o pojawieniu si koczowników po wschodniej

stronie Bugu. Albo te ...
Gdyby Pieczyngami kto pokierowa , gdyby im dopomóg , wynaj ich, namówi – to mogliby
si prze lizgn na styku pa stwa Rus ana i pa stwa Drewlan ze stepami. Czy mogli pomóc
Pieczyngom Drewlanie? Chyba nie w ustroju rodowym. Zatem Rus an?... Sam jeden pewno by si
nie wa

. Lecz naciskany przez Germanów... Wynaj niegdy Waregów, oni pokierowali

owianami i podbili dla Rus ana wiele ziem na pó nocy – a do Ba tyku. Waregom te ziemie by y

potrzebne do atwiejszego sprowadzania posi ków ze Skandynawii i do wywo enia tam upów.
Pono ubezw asnowolnili Rus ana i pa stwem rz dzi wódz Waregów o imieniu Ruryk. Co robi
str.72.
Rus an?... On stary ju , a Ruryk m odzik. Troch starszy jest nauczyciel, niegdy piastun Ruryka –
Oleg, Wieszczem nazywany.Oleg chyba jak rol Rus anowi powierzy ... Musia , bo gdyby
Polanie zbuntowali si przeciwko germa skim Waregom... Polan by o po wielekro wi cej. Polanie
byli obeznani ze sztuk wojenn a nadto. Bo i na zachodzie s siadowali z Germanami, wszak
przed nimi na wschód uszli. Ale Rus an si nie zbuntuje – jego córka jest zak adniczk
pos usze stwa Rus ana. Waregowie zabrali j do siebie i Rus an o ni dr y.

Podró z Ustki a pod Czerwie da a Zdruznie mo liwo przemy lenia wszystkiego i, doje-

chawszy, ju wiedzia co mu czyni wypada. Jest jednak na wiecie tak, e nie tylko od w asnej
wiedzy i w asnych zamiarów zale ysz.
Ksi

Kazimir zebra pod Czerwieni wojsko zdatne do przep dzenia chmary koczowników

ze stadami, licz cymi nawet kilkaset owiec, kóz, czy nawet wielb dów lub koni. Jednak za Bugiem
co Kazimir podkre la , samych pastuchów naliczono ze trzy tysi ce. A do ka dego pastucha doli-
czy nale y ile tam zwierz t. Za przy Kazimirze sta o dwie setki Lachów, setka Wi lan, setka
Hrvatów, setka dru ynników przez Siemowita przys anych i setka pieszych panoszów. No, doliczy
by trzeba kilkaset wozów, maj cych wo niców i koniuchów, lecz ta czereda musia a przecie dba o
stroje ksi cia i ca e jego wyposa enie wojenne, na wozach przywiezione. Doliczy by trzeba t um
dworaków, cz sto zza granicy ci gni tych, jak cho by cyrulicy mistrza Bartolomea, którzy –

background image

nie gdy Kazimir Zdruzn przyjmowa – smarowali balsamami i stroszyli rzadkie w osiny

siwego ksi cia. T siwizn by o tylko po odrostach wida , bowiem barwiczki mistrz Bartolomeo
mia przednie i cenne. A zwierciade ksi cia i lamp jego czy nie trzeba by o pilnowa ? Spotykani
po drodze, nieliczni – bo wi kszo wybra a si w podró na zachód – mieszka cy wiosek
opowiadali o koniach rozstawnych ksi cia Kazimira od Czerwieni a do Krakowa:

- Zwykli ludzie wstydzili si o ucieczce swojej mówi i nazywali j podró na zachód. Jak

chodzi o konie ksi cia Kazimira, to te nie wiadomo czy on by jeno do Krakowa podró owa , czy
te ucieka by jako inni.

Zdruzno zada Kazimirowi pytanie o w

ciw odpowied na tak nieprzystojn gadanin

poddanych . Kazimir – bardzo zaj ty losami kosmyka w osów, maj cego zakry przynajmniej cz

ysiny ksi cia na czubku g owy, Kazimir, racz cy w asn d oni ów kosmyk ustawia w zwiercia-

dlanym odbiciu, odpar lekkim, troch jakby sennym tonem:

- Sam, drogi przyjacielu – jak e imi twoje, bom nie dos ysza od pokojowca, ach Zdruzno,

zapewne syn onego Druzny, o, co to za tytan pracy, co to za geniusz rozumu. O czym to ja... Ach,
wiesz jakie g upoty ludziska wymy li s w stanie. Te dwie trzody – bydl t i ich mierdz cych po-
ganiaczy, to ja jednym palcem... Prawda, em zr cznie wymy li ?
- Ksi

Siemowit – powiedzia Zdruzno – bardzo prosi, by si przed tym smrodem cofa pod

wiatr. W

nie z zachodu wieje. Ksi

mnie kaza – zanim si tych mierdziuchów jednym

palcem-
bym na wschód pod

i stamt d pomoc przywiód . Niech e ksi

Kazimir raczy uszanowa

pro

ksi cia Siemowita

- Zobaczymy, zobaczymy, drogi... jak e imi twoje, bo wi cej spraw na g owie mam ni li

osów, a czupryna jeszcze ca kiem niczego sobie, no popatrz, jeszczem niedawno wiedzia , mis-

trzu, u yj spinki dla przymocowania tego kosmyka, ja go he mem zakryj , aby jeno koniuszek
wystawa .

Nie wypada o chyba warkn , e w osów na pewno na wierzchu wi cej, chocia t oku nie

czyni , ni li my li we wn trzu g owy? Kto wie, czy nawet uwaga o dudnieniu pustej beczki by aby
na miejscu. Tedy Zdruzno swoje rady zostawi setnikowi dru ynników i dowódcy podjazdu
Hrvatów, a potem wsiad na swojego ogiera i ruszy w stron Bugu. Trudno poj co , co si sta o
z tym koniem i je

cem. Stra e Hrvatów i seciny dru ynników Siemowita odnios y wra enie, e

je-dzie jakowy pos g lub ywy trup. W ka dym razie – co zmartwia ego, i w tym czym jeno

te latarnie na miejscu oczów p on . Stra e rozst pi y si niemo i ko , id cy rysi – najbardziej

mono-tonn ze wszystkich mo liwych tego rodzaju chodów – rozbryzgn kopytami wod , nie
zwolni ani przy pieszy chodu na g bszej wodzie i wnet wyje

na drugi brzeg w skiej rzeki.

- W pir – powiedzia jeden z dru ynników i wzdrygn si ca y, a oczy jego mia y wyraz

przera- enia.
str.73.
- Wilko ak – wyszepta jaki Hrvat, a twarz tego odwa nego woja sta a si spopiela a, szara, za
z jego czo a sp ywa y rz siste krople zimnego potu.
- Ciarki przesz y po moich plecach – powiedzia jeszcze inny.

Na drugim brzegu rzeki przed tym dziwowiskiem rozst pi o si stado owiec. Po piesznie, w

wielkim pop ochu owce robi y przejazd dla konia i je

ca jakby je kto – jaki pies szkolony – do

tego zmusza . A przecie oni tylko jechali... Jeden z pastuchów chcia , w obronie swoich owiec, cis-

w tego stracha dzirytem. Zamierzy si , r ka z dzirytem odgi a si w ty i... I jego oczy

napotka y niespotykany

ty odblask, jakby po wiat ogniska. Niby nic, a ta odgi ta r ka zamar a

w miejscu i dziryt z niej wypad .
- O, bogowie! - zawo

niedosz y miotacz dzirytu i pad na kolana.

Rozst pi si ca y oddzia , ze stu ludzi na oko, wojska pola skiego, a

totoki zdawa si nie

zauwa

, e za pastuchami s woje ksi cia Rus ana. Jakby nie widzia nast pnego oddzia u – tym

razem Normanów. Oni za to widzieli czarownika a za dobrze. Nazwali go g

no czarownikiem, a

on chyba tego nie s ysza i nie widzia jak po piesznie robili mu miejsce i starali odsun

si

wystarczaj co daleko, byle tylko nie dotkn przeje

aj cego, bo urokowi mo na ulec i ze strachu

w martwy kamie si zamieni . Jeden z nich miecz uniós i ta r ka uniesiona ju si nie zdo

a po-

ruszy . Dopiero jak czarownik odjecha ...

background image

- Dogna i zabi ! - wrzasn dowódca Normanów, stoj cy do daleko w bok , lecz aden Wareg
ani drgn , a zmartwia a posta z

ona z konia i je

ca w aden sposób nie da a pozna , e chce

przed mo liwym po cigiem uchodzi .
Ca y dzie trwa a ta podró , co samo w sobie niesamowite by o, bo aden ko nie mo e bez od-
poczynku i przez ca y dzie , a cz owiek te ca odziennej jazdy na koniu nie wytrzyma, chyba by
zaraz potem zmar z wycie czenia.
Wieczór ani noc nie przerwa y tego jednostajnego tup, tup, tup konia z je

cem na grzbiecie.

Zamajaczy y na kursie spotkaniowym jakie

lepia – te

te, lecz zaraz g owa zwierza odwróci a

si w bok, a l ni ce lepia zosta y przymkniete,jakby je silniejszy blask porazi i do odwrotu zmusi

Sowa uleg a z udzeniu i cichym lotem zaatakowa a od ty u g ow sun cego zespo u. Nie

dosi gn a celu. Nagle uleg a przera eniu, gwa townie i g

no zatrzepota a wielkimi skrzyd ami,

wznios a si w niebo prawie pionowo, i klucz c stara a si uj odczuwanemu zagro eniu.

Z drogi zszed wielki nied wied , a czatuj cy na drzewie ry tak bardzo rozp aszczy si na

konarze, ze potem d ugo nie móg wyprostowa dr cych ap.

Dziw nad dziwy. Rankiem w posuwaniu si tego dziwu nie zasz a adna zmiana – to ju nie

by y czary – Zdruzno na koniu rzeczywi cie przeby bez odpoczynku dwadzie cia pi mil w cza-
sie niespe na doby. Mila na godzin , to niewiele, je li trzeba przejecha krótki odcinek, lecz tyle
drogi w takim czasie? To by o niepoj te. Po drodze by y zabudowania i w nich konie rozstawne
ksi cia Rus ana, lub raczej jego pos

ców, a Zdruzno chyba ich nie zauwa

. Koniuchy go

widzieli, jednak adnemu do g owy nie przysz o, aby wsi

na konia i gna z powiadomieniem o

dziwie nad dziwy. Czary na z udzeniu mog polega , na chwilowym otumanieniu, lecz pó niej
my l trze wa nakazuje powiadomi o nich swojego zwierzchnika. Jak najpr dzej. A tu – nikt i
nic... Dziw nad dziwy... Sto dwadzie cia pi kilometrów... Tak daleko i tak pr dko, a ksi
Rus an nawet nie przypuszcza , e b dzie mie go cia.

Jasne s

ce. Namioty i sza asy. Wielu Normanów. Jeden z namiotów wi kszy od innych i

przez stra ników obstawiony. Zdruzno podje

a, zsiada z konia i oddaje wodze stra nikowi.

Podnosi po namiotu i wchodzi do rodka.

e na wprost wej cia. Stary, wyniszczony cz owiek w

tym

u, derk okryty. Po

e, pomarszczone policzki. Siwa broda, takie w osy, ramion

si gaj ce. Wyblak e oczy. Nastroszone brwi. Blade, w skie wargi. R ce na derce

te i bardzo

pomarszczone.
- Kiepsko wygl dacie, kniaziu Rus anie – mówi Zdruzno i podchodzi do

a.

- Bardzo g owa boli – mówi Rus an. - Ból od dawna nie ustaje.
Zdruzno k adzie d onie na skronie Rus ana. Oczy starca przymykaj si , policzki staj si roz-
lu nione, zdaj si mniej pomarszczone.
- Przesta o – szepcze Rus an. - Kto ty? Wieczyste ukojenie? mier ?
- Jestem Zdruzno.
str.74.
- O, syn Druzny – mówi Rus an. - Pami tam... On mnie nie lubi .
- A by o za co lubi ?
- Nie by o – przyznaje Rus an.
Zdruzno zdejmuje r ce ze skroni Rus ana. Twarz kniazia znowu staje si wykrzywiona bólem.
- Po

jeszcze r ce – prosi le cy.

- Kiedy ojad i tak b dzie bole ...
- Nie ma sposobu, aby przesta o?
- Kto postanowi wypraw z Pieczyngami na Polsk ? - spyta Zdruzno.
- Oleg Wieszcz i Ruryk – odpowiada Rus an. - Po

r ce.

- Jak wam rol powierzyli?
- Wódz wyprawy. Rece!
- Odwo ajcie wypraw , a przestanie bole .
- Nie mog . Córka...
- Wis awa ju uwolniona – powiedzia Zdruzno, a oczy Rus ana niemal ca e wysz y z orbit.
- Sk d wiesz? - w g osie Rus ana nadzieja miesza si z niedowierzaniem.
- Wikingowie j okretem przywie li – powiedzia Zdruzno. - Orszak wielu ok tów jej towa-
rzyszy . Okr ty uszkodzone. Wikingowie l dem, wozami na po udnie pojechali.

background image

- Wisia z nimi?
- Zosta a u nas. Za m posz a. Sam na lubie by em. Ci arna jest. Co waszemu wnukowi o was
powiedz , kiedy on doro nie?
- Boli – wycharcza Rus an.
- Wydajcie polecenia – powiedzia Zdruzno.
- Czy mój brat te mi wybaczon b dzie? - oczy Rus ana patrz z nadziej w nagle

ciej ce t -

czówki Zdruzny. - Bo ja – mówi Rus an – on mu zabra em. On mi miasto i gród wielki stroi , a
ja mu on .... Osta samotny jako kij od miot y... Nazwa em na pami tk gród i miasto Kijowem.

dzie mi wybaczone?

- Ufajcie – powiedzia Zdruzno.
Rus an d ug chwil ci ko i g

no oddycha . Potem zakrzykn :

- Bud! Vakt!
Na zewn trz namiotu wszcz a si krz tanina. Rozleg y si obce komendy. Po krótkim czasie
Zdruzno us ysza t tent galopuj cego konia. Pomy la o rozstawnych koniach. By y jakie po
drodze?...
- Czego by jeszcze ode mnie chcia ? - spyta Rus an.- Powiedz co da takiego, by by o jeno dla
ciebie, a nie dla innych.
- Konia wymieni – powiedzia Zdruzno – mój bardzo zdro ony.
Rus an usiad na

u. Spu ci nogi na ziemi . Klasn w r ce. Mrukn co o cudownym odej -

ciu bólu. Wszed Wareg w zbroi i he mie z rogami.
- Byta haastar! - rozkaza Rus an i Warega jakby zmiot o.
- Czy ja jeszcze zobacz swoj Wisi ? - tym razem g os ksi cia by jaki mi kki, jakby prosz cy.
- Wi lica – powiedzia Zdruzno, bo takie znaki na ga zce wyrzezane zobaczy w wyobra ni. -
To wa ny gród. Ka dy w Polsce wska e drog . Tu Normanowie ju was nie wywy sz .
Przegrali cie swoje ksi stwo i waszych Polan. Naszych Polan – poprawi si po chwili.

Do namiotu wszed ten sam Wareg, który przed chwil wybieg na dwór jakby tu strasznie

duszno by o. Sk oni si przed Zdruzn i ten poj , e ko dla niego gotowy. Rus an wsta i
podszed do Zdruzny. Rozkrzy owa r ce i obj Zdruzn . Przytuli si lekko do niego i szepn mu
w ucho:
- Przyb

.

Przed namiotem sta a jasnosiwa klacz. Mia a pi kny czaprak, a skóry rz du pob yskiwa y sre-
brem i kosztownymi kamieniami. Siod o by o wygodne – jego bogate ozdoby nie zaszkodzi y

yteczno ci. Strzemiona chyba by y srebrne...

Jecha st pa, jakby na co czekaj c. Doczeka si - jego ogier dogoni swojego pana lekkim ga-
lopem. Klacz mia a z ty u siod a jaki pakunek owini ty w derk z wielb dziej we ny. Jego ogier
ustroili w nowy, bogaty rz d, siod o by o bojowe, z wysokim przednim kiem. Za siod em dwa
str.75.
tobo y przytroczone rzemieniami i skórzanymi pasami, przypominaj cymi popr gi. Ogier na
wypocz tego nie wygl da , lecz z pewno ci kto go wyciera i czy ci . -Pewno tak e karmili i
poili – pomy la Zdruzno. Do wieczora jecha powoli. Potem pilnowa do zmroku, pas cych si na
polanie koni i znowu ruszy powoli na zachód.
Doje

do Bugu. Nie by o Waregów, nie by o wojów Rus ana, nie by o stad ni pastuchów.

Gdzie na po udniu widnia a chmura py u – lad p dzonych stad. Za Bugiem zobaczy czujk
dru ynników i setnika ksi cia Siemomys a. Setnik kr ci g ow z podziwem.
- Komu jednak si powiod o – powiedzia .
- A komu si nie powiod o? - zapyta Zdruzno.
- Na w asne yczenie – powiedzia setnik. - Koczownicy przep dzali stada przez Bug. Po bokach
by o wida z tysi c piechoty i tylu konnych. Ponadto ze dwie setki Normanów. Hrvaty i my,
jako cie kazali, cofalim si powolu ku, gotowi do k sania, gdyby na nas uderzyli. Ale Kazimir
rozwin swoich w jedn lini i natar na pastuchów. Dosta w g ow czaszk krowy do kija
przymocowan i leg . Jeno kosmyk, spod he mu wystaj cy, rusza si na wietrze, to my z pocz tku
my leli, e yje. Znaczy – zaraz jaki konny wpad za Bugiem na jednego Warega, co tam r kami
wymachiwa i tamci piechurzy sami zacz li stada i pastuchów za Bug z powrotem, tedy moglim
podej i na le cego popatrze ... To wasza robota?

background image

- mier Kazimira? Nie, to nie moja robota – powiedzia Zdruzno. - A wycofanie

Pieczyngów i wojsk sta o si z woli kniazia Rus ana. Ozwa o si w nim s owia skie serce.
- A w tych pakunkach? - setnik wskaza tobo y na ogierze.

W tych pakunkach by a zbroja uskowa jeszcze bogatsza od tej, przez Alin wybranej dla

Stoigniewa. A tak e puklerz bogato zdobiony kosztowno ciami, miecz w pochwie z grubej skóry,
okuwanej srebrem, podobny do pochwy ko czan ze strza ami i stalowe groty do dzirytów oraz do
oszczepu. Wszystko to podziwiali g ównie inni, bo Zdruzno znalaz sposobne miejsce w jakim
namiocie i d ugo spa .

str.76.
Rozdzxia XI
Bierno ?
Stoigniew musia dwoi si i troi , bo ka dy w Ustce mia

rodki na rozbudow lub na groma-

dzenie nowych rzeczy, a miasto i gród by y nie bardzo du e i nastawione g ównie na zaopatrywanie
w podstawowe, niezb dne rzeczy. Raz si trafi a obfito – kupcy zostawili wszystkie swoje towary
po zakupie niewolników, i oskoma na lepsze, wygodniejsze ycie ju nie chcia a od ludzi odej .
Stolarz przyj dwóch nowych uczniów – kaszubskich synów z L dowa i Przew oki, cie la
przyj dwóch – kaszubskich synów z Wytowna i Objazdy, szwaczka a trzy uczennice wzi

– do

biny, Podd bia i Ba am tka je dzi a, szuka a zdatnych, sprawdza a i wybra a najlepsze m ode

Kaszubki. I tak ka dy, kto móg w swoim ciasnym domostwie pomie ci wi cej ni dot d ludzi, to
ich sprowadza , uczy , zatrudnia .
A wy ywi toto wszystko? Sk d wzi nowe pomieszczenia na jatki i stragany? Rada w rad –
Stoigniew i Nykon postanowili rozbudow Ustki. A trzy podgrodzia! Ko o drogi na wschód, ko o
go ci ca na po udnie i trzecie ko o traktu na zachód wiod cego. Kupa roboty! A przecie wa y
trzeba sypa wokó grodu i cz stokó nowy... Urwanie g owy. Co najpierw, eby wszyscy mieli co
je , w co si odzia i gdzie mieszka ?

A jeszcze okr ty... Wszyscy doro li i sprawni uczestniczyli w wyci ganiu tych pi dziesi ciu

pami tek po naje dzie wikingów. Najpierw okr glaki trzeba by o na brzegu pouk ada , na nie okr t

background image

wci ga , z boku dylami podpiera i dopiero za napraw si bra . Sorena upar a si , e te b dzie
pomaga i ci gn a liny na równi z innymi. Okaza o si przy tym, e wiele rozumie z mowy

owian! Barnim zdumia si i powiedzia :

- Zatajanie znajomo ci mowy zakrawa na pe nienie misji szpiegowskiej. Kogo szpiegowa

,

Soreno? Dla kogo szpiegowa

?

- Ciebie szpiegowa am – minka Soreny by a zaiste skruszona – dla siebie samej szpiegowa am.
Czy b

bardzo ukarana?

- O, tak – powiedzia Barnim – ukarana b dziesz wielokrotnym roz...ca owaniem.

Podczas tego rozca owywania by y krótkie przerwy i Sorena mia a mo liwo uzmys owienia

owi, e jak si Wis aw mowy Normanów uczy, to, chc c-nie chc c, samemu nauczy si troch

mowy S owian.
- Ja wiele rozumiem – powiedzia a po s owia sku, wolno i namy laj c si co chwila – jeno wca-
le nie rozumiem jak kto mówi pr dko i niewyra nie. Sama potrafi wiele powiedzie , jeno wpierw
musz sobie umy li , s owa poprzypomina i wszystko pouk ada , nauczy si na pami . A jak to
powiem, to S owianin przypuszcza, i ja tako S owianka i uracza mnie trajkotaniem pr dkim, a ja
oczy w s up, g ba t pa i ani w z b nie pojmuj . Wis awa jest trajkotka i ja jej po waszemu mówi-

am, a on do mnie po norma sku.

- B

do ciebie mówi wolno, wyra nie i z przystankami – powiedzia Barnim – jeno musisz

mnie uzna za naszego, a nie – waszego. Pojmujesz? Ty ju nasza, a obcymi s wikingowie i inni
zbóje. No, nie krzyw si i nie bucz – doda pr dko – niech b dzie, e nie wszyscy wikingowie
zbóje, a zbójniczki wikingów s bardzo pi kne.
- Nykon mnie uczy – powiedzia a Sorena – e ja za m oda na matk twoich dzieci. I dopiero
jutro ma powiedzie , kiedy my mo emy si mi owa w

u, eby dziecka na razie nie by o. I ja

dla-tego si krzywi , bo ja to lubi , a teraz nie wiem czy mo na.
- Mo na, mo na – próbowa przekonywa Barnim, lecz Sorena nie by a biern lalk i do zbli-

enia nie dopu ci a.

Chocia zima sro

a si d ugimi okresami, prace przy wa ach i podgrodziach, oraz atanie ok-

tów, sz y szparko, a to dzi ki wynajmowaniu do pomocy wielu Kaszubów z okolicy. Stra e

zatraci y mo liwo rozpoznawania obcych – tylu si tu kr ci o w te i wewte, e nikt by nie
zapami ta wszystkich. Zreszt i woje z dru yny pomagali przy robotach, tedy stra y nie by o za
wiele, a bramy od witu do zmroku bywa y pootwierane. Mo e dlatego jako nikogo nie zdziwi o
pojawianie si na targowisku cz eka nazwanego Dziwol giem.Dziwol g mia na sobie okrycie z
kapturem, ci gnace si po ziemi, kiedy szed , a unosi szat r kami zapomnia . R kawów to okrycie
nie mia o, tedy r ce dziwol ga tylko czasem rozchyla y po y szaty i ukazywa y si ludziom. By o
ja-str.77.
sne, e mróz i wiatr stawiaj Dziwol ga przed wyborem – albo szat unosi i r ce mrozi , albo r ce
chowa i szat po ziemi szarga . Zreszt Dziwol g rzadko chodzi . Stawa rano na targowisku,
troch si porozgl da i pó niej przemawia . Najpierw do nikogo, a potem cienki wianuszek

uchaczy lub ogl daczy przy nim si gromadzi w celach wywiadowczych.

- Zastanówcie si ludzie – mówi Dziwol g – czy jest taki dzie , po którym noc nie nastaje. Znaj-
dziecie w pami ci taki dzie ?
Takie pytanie nasuwa o ludziom my l, e Dziwol g jest swój cz owiek, bo zadaje pytania, na
któ-re i on, i s uchacze znaj jednakow odpowied , Zatem i pó niejsze gadanie Dziwol ga by o
przyjmowane dobrze. Je li nie z poklaskiem, to – przynajmniej – bez sprzeciwu. Ju staro ytni
retorowie mieli zawdy pod r

takowe pytania i to im u atwia o pozyskiwanie s uchaczy i ich dat-

ków.

- Zwa cie – mówi nast pnie Dziwol g – e cz owiek zastanawia si czy wa niejsze jest by ,

czy te nale y stara si mie . Pogo za posiadaniem bogactw czy zaszczytów czyni z cz owieka
chciw-ca. A cz owiek nie zje tyle, co kilku ludzi i nie okryje si dwoma futrami jednocze nie i nie
mo e mieszka jednocze nie w dwóch komnatach, spa jednocze nie w dwóch

ach. Prawda?

S uchacze kiwali g owami, e prawda.
- Dlatego – mówi Dziwol g – warto wybra by ! By

yczliwym dla innych, uczynnym, mi o-

siernym, innym w potrzebie pomaga . To jest dopiero cz owiek! A teraz oka cie, e nie jeste cie
sk pcami asymi na ka dego miedziaka i wspomó cie w potrzebie m drca. Wszystko przyjmuj od

background image

prawdziwych ludzi, bo trzyma mnie w gospodzie jej w

ciciel. On przyjmuje jako zap at ode

mnie wszystko, co ma warto . Sztuki odzie y, byle nowe. ywno , byle wie a. Srebrniki czy
miedziaki, e o z ocie nie wspomn .
R ce Dziwol ga wydobywa y si spod jego szuby i wyci ga y ku s uchaczom. A oni stawiali na
ziemi a to kobia eczk jaj, a to garnek mleka, a to gomó

mas a k adli czy ose

sera. Placki

cz-mienne si zdarza y albo po

boczku b

s oniny. Miodu te nie brak o, nawet pitny si tra-

fia .Tylko Alina nigdy nic dla Dziwol ga nie mia a. W domu rz dzi a Wis awa, to ona warzy a
straw , uzupe nia a zapasy w spi arni i ona trzyma a kies ze srebrnikami. Na Alin spada
obowi zek sprz tania i utrzymywania porz dku. Trzeba przyzna , e dom Stoigniewa – ten dla
grododzier cy – by wzorem adu i wygl da zawsze jak cz ek wie o wypucowany i na wa ne
spot-kanie si udaj cy. Tak e otoczenie tego domu l ni o czysto ci , co rozszerza o si dalej od
tego domu i dalej, jako e Alinie dano do pracy kilka niewolnic z Druska. Tylko sama Alina
wygl da a biednie. Podgl d potwierdza , e Wis awa dosypuje do jej posi ków ten sam proszek.
Tedy Alina mówi a , e nieg odna i ywi a si jedynie podkradzionym ze spi arni, a jej wygl d
potwierdza pogl d, i kradzione nie tuczy. By oby Alinisko ca kiem zmarnia o, gdyby nie znalaz o
mo liwo ci podmiany – wypatrzy a, e Wis awa zawsze na chwil wychodzi obmy r ce zanim
zacznie podawa posi ek. I wtedy Alina zamienia a to, co by o dla niej, na to, co mia o by dla
Wis awy. Mo na si by o spodziewa , i Wis awa wnet zachoruje, lub nawet zemrze, a tu nic
takiego nie nast powa o. Dlaczego? Tego Alina nie mog a poj . Wis awa robi a si coraz bardziej
brzuchata, bo czas rozwi zania stawa si bli szy i zanosi o s na to, e Stoigniew... Co mo e zrobi
Stoigniew?...
Zapyta a go o zamiary na przysz

. Powiedzia , e niczego nie zamierza zmienia – Alina jest

por czniejsza w nocy, bo z brzuchat mu w

u ciasno. A jak Wis awa po porodzie dojdzie do

zdrowia... no, on chce mie du o dzieci.
- Bo ja chcia am da co Dziwol gowi – powiedzia a Alina. - Mo e by ...
- Daj mu rad , by spróbowa by , jak nie b dzie niczego mie – zakpi Stoigniew. - Ale jak Wis-

awa da ci co dla niego, to go poratuj.

Dziwol d nie móg narzeka na brak hojno ci s uchaczy. O ró no ciach naucza , a zawdy umie-

tnie trafia do umys ów prostaczków.

- Czy nie jest tak, e syty g odnego nie rozumie? - pyta , dla przyk adu we my, a s uchacze
kiwali g owami, zapewne siebie uznaj c za g odnych i nierozumianych.
Po tym kiwaniu Dziwol g naucza o rozdwojeniu ch ci cz owieka, który dosta ciastko i mo e
go – albo zje , albo mie . Czy mo na to ciastko jednocze nie mie i jednocze nie zje ? - zapyty-
str.78.
wa , a potem przechodzi do pouczenia, e nie wolno biernie sta nad tym ciastkiem, trzeba w takim
po

eniu wybra jedno i tego si trzyma .

Kiedy Alina powtórzy a t nauk Stoigniewowi, ten pokiwa g ow i powiedzia , e bierno na
czym innym polega ni pr dkie postanawianie albo nie postanawianie. Bierno te si wybiera, jak
wybiera cz ek na ódce z pradem sp ywaj cy, kiedy rzeka si rozdwaja, a on drogi nie zna. Wtedy
wybiera bierno i zdaje si na przypadek – która odnoga rzeki wci gnie jego ódk – ta b dzie
wa niejsza.
- No, ale przecie owo ciastko... Trzeba co postanowi – Alina bardzo ceni a Dziwol ga i chcia a
go broni .
- Jak nie zjesz – powiedzia Stoigniew – to ciastko za miardnie i ju nie b dzie ciastkiem – nie

dziesz mia a ciastka, jak go nie zjesz. Jeno pachol ta tak mog rozumowa , a dla doros ego tu

adnego wyboru nie ma - albo zjesz, albo stracisz – oto prawdziwy wybór.

- Wszak e m dro tkwi w tym by jednocze nie mie i zje – jeszcze raz spróbowa a Alina.
- Pewno, pewno – Stoigniew si

mia – jednocze nie

i umrze ... To samo z monet – albo

masz, albo co kupisz. Tu jeszcze bardziej nie jest robiony wybór, rzecz kupion mo esz z powro-
tem sprzeda i co innego kupi . Dziw bierze, e to akurat ty takie rzeczy... Bierna to ty nigdy nie
by

. Co by w onej ódce na rzece...

- Dobi abym do brzegu i si rozejrza a – Alina odpowiedzia a bardzo pr dko, a Stoigniew znowu
si

mia .

atanie okr tów by o na uko czeniu. Palono ju tylko nieliczne ogniska dla rozgrzania górnej

background image

warstwy ziemi, aby atwiej by o kopa w zmarzlinie, wszak trzeba gromadzi materia y – ziemi ,
kamienie jak najwi ksze i pnie rosochate a pokraczne – wszystko do uk adania wiosn wa u wokó
starego cz stoko u. Ju prawie zgromadzono pnie na cz stoko y wokó podgrodzi, kiedy Alina wpa-

a do komnaty grododzier cy, w ogniach na twarzy, ogromnie zadyszana, ho przecie z targowis-

ka niedaleko by o.
- Niech oni wszyscy wyjd ! - za da a i wszyscy na nic si nie ogl daj c, nie czekaj c na nakaz
czy ruch r ki Stoigniewa po piesznie wyszli na korytarz.
- Wiesz jak wygl da szalej? - spyta Stoigniew, kiedy zostali w komnacie sami.
- Dziwol g nas jutro opuszcza – Alinie nie w g owie by o odpowiadanie na z

liwe zaczepki i

wzmianki o szale stwie wobec tak donios ego wydarzenia jak „Dziwol g nas opuszcza”.

Stoigniew przez chwil pomy la , e powinien spyta o ch Aliny – wyruszenia w sin dal

wespó z onym Dziwol giem, lecz zachowa t my l wy cznie dla siebie i czeka . Alina, widz c
brak zaciekawienia Stoigniewa, sama – nie pytana – postanowi a rzecz rozwin .
- On ujawni – powiedzia a – e jednej niewolnicy wsz dy szuka. Wyruszy a na wypraw z wi-
kingami, w oznaczonym czasie wyprawa nie powróci a i wie ci nie ma... Przypuszczenie jest, e ta
dzieweczka mog a w niewol popa , je li nie zgin

. On wszystkie niewolnice w Ustce prze-

patrzy i nie znalaz , tedy rusza szuka gdzie indziej.
- Wis awy, s dzisz, szuka?
- piewa smutn pie o Sorenie...
Sprowadzono Dziwol ga przed oblicze grododzier cy. Jako

grododzier ca, najwa niejszy

w Ustce urz dnik ksi cia Polski nie robi na Dziwol gu wstrz saj cego wra enia. Spytany,
wyja ni , e jest wys annikiem jarla z Lade, ten jarl w ada ca Pó nocn Norwegi , a po udnie
Norwegii jest od Lade zale ne, i ten jakby król Norwegii wys

do swojej córki – Soreny – list,

który Dziwol g ma jej wr czy , jak Soren odnajdzie.
Stoigniew pomy la , e to mo e by kolejny wywiadowca Normanów, szukaj cy miejsca spo-
sobnego do za

enia kolonii. Dziwol g, spytany o przyczyn niez ej znajomo ci mowy S owian,

wyja ni , e jako m odzieniec naj si na wypraw wikingów i im si spodoba , szczególnie one-
mu jarlowi z Lade, tedy nadmorski Kaszub zmieni si w nadmorskiego Normana.
- Sorena musi go zna – powiedzia a Alina. - Je li go nie rozpozna, to wy lemy go do ich Wal-
halli.
Dziwol g nie k ama . Spod swojej przyd ugiej szaty wydoby deseczk rozleg jak cztery d o-
nie i wr czy j ucieszonej Sorenie. Wezwana do grododzier cy Sorena, przyprowadzi a ze sob
str.79.

a, byli bowiem oboje nadal w okresie spojenia trudnego do roz czenia – jakby klej jaki, albo

magnes ich nieustannie do siebie przyci ga . Barnim, przytulony do ony, razem z ni wpatrywa
si w znaki na owej deseczce wyrze bione. Domy li si , e to znaki jakiego pisma, lecz on tego
pisma nie zna .
- To runy – powiedzia a Sorena, wy cznie dla m usia przeznaczaj c t wie , lecz Alina i Sto-
igniew te us yszeli, i te nie wiedzieli o co chodzi.
- To futhark – u ci li a Sorena, widz c twarze tych trojga o wyrazie dalekim od oznak zrozu-
mienia s owa runy.
- Te nie wiem – przyzna a Alina i Sorena musia a wyja ni , e w Skandynawii te jest pismo,
zowi ce si runicznym, a futhark jest jedn z odmian runów, czyli znaków owego pisma. Odmian
bardziej zdatn do porozumiewania si na codzie ,bo runy stare wi cej do zapisów na kamieniu
sto-suj , zapisów bardzo wa nych, co upami tniaj cych.
- Aha – powiedzia a, bardzo m drze, Alina.
- Co twój tato napisa ? - spyta Barnim.

- Napisa , e ma dla mnie jarla na m a – Sorena spojrza a spod oka na Barnima – musia a

sprawdzi czy on chocia troch zazdrosny – a jakbym by a w niewoli, to tatko okup wielki gotów
zap aci za wyzwolenie mnie – doko czy a.

- Da oby si oszuka i okup wzi – wymamrota a Alina, a tylko Dziwol g mia wyraz zdzi-

wienia na twarzy.
- Wzi by za mnieokup? - Sorena patrzy a g boko w oczy Barnima.
- Nie ma na wiecie tylu bogactw – powiedzia Barnim gor co, a wszyscy wiedzieli co mia na

background image

my li, bo tak patrzy na on , e a si ka demu zy wzruszenia do oczu wciska y.
- S ysza

, widzia

, opowiedz – powiedzia a Sorena, a Dziwol g jeno si sk oni i wyszed

na dwór.
Przedwio nie niepostrze enie ugrza o si i w wiosn przesz o. Rozpocz to uk adanie wa u i wko-
pywanie cz stoko ów naoko o wytyczonych podgrodzi. Sporz dzano brony i bramy. Kr cono liny
do wrzeci dzów, bo lina im nowsza, tym pewniejsza w u yciu, a bron i bram trzeba nieraz gwa -
tem opuszcza albo podnosi , chyba eby si chcia o wierzeje stosowa , ale one zawdy skrzyd a na
zawiasach opuszczaj , a poza tym bardzo wolno si zamykaj . Na jednym z podgrodzi, tym od
zachodu, wytyczono zarys bardzo du ej budowli i plota posz a, e to dom dla ksi cia Polski, bo do
Ustki stolica b dzie przeniesiona, tedy pa ac potrzebny. Sprowadzomo z Gda ska aglomistrzów i
bele aglowego p ótna. Poza miastem, na równym miejscu aglomistrze kroili p ótno, a potem szyli
wiele zestawów agli trójk tnych – mniejszy do szotów jeno oraz wi kszy do szotów i bomu. Zaraz
druga plota si rozesz a, e flota Polski ma powstawa na tych okr tach, co po wikingach osta y. Za

na okr cie maj p aci lepiej ni za ka

inn ! Wis awa ju na tyle by a p kata, e dawa a

powód rozprzestrzeniania si nast pnej plotki o ci y wielorakiej, mo e nawet z dwoma ojcami...

I wtedy pojawi si Zdruzno. Najpierw Alin obejrza i powiedzia , e leki nie poskutkowa y,

wi c Alina spyta a, zdziwiona, o jakie leki chodzi.

- Wis awa mia a ci dosypywa do posi ków, bo chyba po pobycie w Drusku wycie czona

nieco, st d niemo no zaj cia w ci

.Ten proszek mia ci dopomóc w przyj ciu nasienia

Stoigniewa oraz w pocz ciu dzieci cia. Najwyra niej nie dopomóg – powiedzia Zdruzno.
- Nie móg dopomóc – powiedzia a Alina zduszonym g osem, strumienie ez pu ci a z oczu i po-
sz a szlocha do ma ej komnatki Stoigniewa.
Po jej wyfruni ciu, bo wyj ciem bardzo pr dkim to by o – do startu ptaka podobnym, Zdruzno
zwróci si do Wis awy i powiadomi j , e jej ojciec yw jest, e bardzo t skni, i e przyb dzie j
zobaczy . Wis awa zerwa a si jak oparzona, musia a si zmitygowa z jakiego powodu, bo ruchy
cia a spowolni a, i wysun a si a do spi arni, gdzie zami wzruszenia i rado ci nawil

a powie-

trze – mo liwe, e za suche.
Wtedy do domu grododzier cy zostali poproszeni Nykon i Mi ka oraz Barnim i Sorena. Imiona
niewiast nie by y przez Zdruzn wymieniane jako pierwsze, bo wtedy jeszcze nie znano w Polsce
obaw przed tygrysami, które to obawy nakazuj puszcza niewiasty przodem, bo w komnacie mog
by zaczajone tygrysy...Ca kiem wie e obawy, nawiasem mówi c, do niedawna m wchodzi
str.80.
pierwszy i sprawdza bezpieczno pomieszczenia, by swojej bogdanki na nic nie nara

... Kiedy

ju ca a potrzebna szóstka siedzia a na awach w komnacie urz dowej Stoigniew powiedzia :
- Spotykamy si w wiadomej paru osobom sprawie. Czy Barnim i Sorena mog o niej wiedzie ?
- Mog – powiedzieli jednocze nie Nykon, Stoigniew i Mi ka.
- Dla przypomnienia powiem – rzek Zdruzno - e nasi ksi

ta i mój ojciec uradzili, i nie lza

biernie czeka a nam si Germany do zadków dobior . W tej chwili mog nam si dobra jeno od
wschodu, a nas, znaczy mo nych, znaczy Polaków za ma o, by my si mogli skutecznie ich naporo-
wi przeciwstawia , gdyby do walki z nami wschodnich S owian popchn li. Bierne czekanie na
pomno enie Polaków trwa oby wiele pokole – za d ugo! Tedy dwie drogi s do pomno enia pr d-
szego. Jedna droga, to w czanie do Polaków m odszych pokole ch opów, przez panoszów i w a-
dyków do stanu mo nych i do polsko ci wynoszonych. A druga droga... - tu g os zawiesi i na So-
ren spojrza .
- Ona ju nasza – powiedzia Barnim.
- Ja ju Polka – powiedzia a Sorena i spojrza a czule na m a.
- Zastanówcie si oboje - powiedzia Zdruzno – bo teraz o waszym trze wym spojrzeniu w tpi
nale y. A je li wam wzajemne zapatrzenie przejdzie i Sorena zmieni aby zdanie o sobie, to
musia bym was rozdzieli .
- I to na wieki wieków – powiedzia a Mi ka.
- Gdyby tak by o – powiedzia a Sorena, ca a w p sach – to ja przysi gam tajemnicy dochowa .
Ja w swoj pod

nie wierz , lecz – na wszelki wypadek - powiadam, e znam wyroki za zdrad

wa nej tajemnicy. Mi uj ci , Barnim – to ostatnie zdanie nie do Zdruzny by o skierowane, chocia
ton g osu Soreny by nadal tak samo powa ny, jak przy s owie – przysi gam.

background image

- Nasi zwiadowcy – mówi Zdruzno, wyra nie uspokojony – udali si do naszych szpiegów na
zachodzie. Zdobyli wszystkie potrzebne wiadomo ci. B dzie tam nasza wyprawa w przebraniu
Normanów. Stamt d sprowadzim tysi c, mo e dwa tysi ce m odych bia ek. Ka da z nich mo e
urodzi dziesi cioro dzieci. Z tego po owa dziewczynek. Czyli pi albo dziesi tysi cy.W drugim
pokoleniu te dziewczynki mog urodzi setki tysi cy malutkich Polaków. I wtedy ju Waregom ze
wschodu poradzimy. Ile – Sorena – tysi c czy dwa?

- Zmie ci si dwa tysi ce, je eli za oga b dzie ma a. Po dziesi ciu, jedenastu – powiedzia a

Sorena.
- Dobrze – powiedzia Zdruzno. - A teraz drugie przedsi wzi cie. Kaszuby s do bezpieczne
ze wzgl du na ubezpieczaj ce otoczenie krainy.. A od wschodu, je li Waregowie po kn Dregowi-
czów, to Mazowsze, które sobie zostawiamy na pó niejsze zasiedlenie, bo teraz jest bezpieczne po-
dobnie do Kaszub, stanie si zagro one od wschodu. Dlatego zamiarujemy utworzenie pasa
zasiedlenia na wschód od Mazowsza. Tam jest kraina zwana Podlasiem. My tam chcemy utworzy
tak zwany J zor Podlaski, który oddzieli nas od Dregowiczów i ubezpieczy od Ba tów, gdyby oni
si wzmocnili i zechcieli Mazowsze rabowa . Mo emy liczy na wsparcie plemienia Kurpiów, z
którymi teraz mój ojciec uzgadnia warunki wspó dzia ania.
- Du e to plemi ? - spyta Nykon.
- Rzadko s rozmieszczeni, bo g ównie z my listwa yj i le nego bartnictwa oraz smolarstwa i
wypalania w gla z drewna - powiedzia Zdruzno. Ich ziemie, zwane Kurpiami rozci gaj ie od
Narwi i Puszczy Bia ej do Puszczy Zielonej nad wielkimi jeziorami na pó nocy. A na zachodzie
sporo za rzek o imieniu Pe ta si gaj . Ostatnia ich miejscowo na zachodzie to S

czewo.

- Aha – powiedzia a Sorena – ju wszystko wiem i trafi abym na one Kurpie z zamkni tymi

oczami. Jeno mnie si ta nazwa z obuwiem...
- Tak – mówi em ci – powiedzia Barnim – to apcie z yka plecione. Bardzo por czne do wzu-
wania i zzuwania.
- Wyzuwania – poprawi a Mi ka.
- Jedno i to samo – Zdruzno wola uci zarzewie sporu o drobiazg – wa ne, e idzie o zdejmo-
wanie z cz eka obie y.Teraz rad my o nauce j zyka Normanów, bo okr ty na trzy cz ci mamy
dzieli , a jeno Sorena onym j zykiem w ada. Bo Wis awa ... Sami wiecie jako to z ci arnymi na
morzu. A po drugie – Stoigniew na namiestnika do Krakowa jest przeniesion i zajmie si J zorem
str.81.
Podlaskim. A z nim Alina i Wis awa pojad .
- Alina troch zna, bo Wis aw podpytywa a -chcia a wiedzie o jej sposobach na ch opów. Po-
za tym Alina Wis aw szpiegowa a, a warto zna j zyk tego, którego si

ledzi – powiedzia Stoig-

niew.
- Chcesz si Aliny pozby ? - spyta a Mi ka.
- Ja te znam norma ski – wtr ci si Nykon, a i ty... – spojrza na Zdruzn . - Chyba, e ty mu-
sisz zosta ...
- Dziwol g mieszka w gospodzie – powiedzia Stoigniew – w

ciciel gospody... Warto spraw-

dzi czy oni obaj niegdy razem u Normanów nie przebywali.
- B

musia a si z tob rozsta ? -

liwy g os Aliny zza drzwi wiadczy , e jej zdolno ci

pods uchowe nie zanik y.
- Na jaki czas – powiedzia Stoigniew. Teraz id do gospody i si wywiedz. Jak on si zwie ten
gospodny? Jeno j zor za z bami!
- On si zwie Milczek – powiedzia a Alina ju od drzwi z sieni na dwór.
- A jak sprawa ze wi tyni ? - spyta Zdruzno.

- Za chram mo e s

– powiedzia Stoigniew. A jak si na wie ycy krzy ustawi, to za

ko ció ujdzie. Jeno rodek kto bieg y musi urz dzi ...
- Mój ojciec tu na czas wyprawy zjedzie i dopilnuje wszystkiego – powiedzia Zdruzno.

background image

str.82.
Rozdzia XII
Pod Starogard!

Do Ustki przyby z wiciami osobny pos aniec, specjalnie dobrany na Kaszuby, bo jeszcze nie

ca kiem ustrojone, w

ciwie bez ustroju, i z niepewn przynale no ci do Polski. Wici nie tyle

nakazywa y, co zezwala y szuka ochotników do stawienia si pod gród Starogard, gdzie ksi
Siemowit ma zamiar stoczy wielk bitw z wikingami, których jest mniej-wi cej pó tysi ca.
Zdruzno pod miewa si z brata, e zaszczycon jest stanowiskiem grododzier cy, a obowi zki mia -
by jako wojewoda pe ni .
-Wypada ci teraz, braciszku – mówi – og osi miejsca urz dowania w odarzy i twoich grodo-
dzier ców, pisarzom nakaza wyrzezanie dwunastu zezwole na szukanie ochotników przez
grododzier ców albo w odarzy, a potem z zebranym wojskiem staw si pod Starogard. Albo te ,
wedle poprzednich wici, naznacz swego nast pc , bo w Gnie nie i o tym nie pomy leli, i jedziem
do Ma opolski, by tam namiestnictwo obj . Powoli pojedziem, by si nie okaza o w Krakowie, e
i stamt d masz wys

pod Starogard ochotników albo dru ynników. Ledwo by przyjecha i ju

by nie wiedzia jak si do tego polecenia zabra , bo Ma opolski nie znasz.

Wici istotnie do Krakowa posz y, a stamt d odpowied od wdowy po ksi ciu Kazimirze do

Gniezna pos ano, e polecenie jest niewykonalne, bo nie ma namiestnika Ma opolski, a niewiasty

adni grododzier cy, ani w odarze s ucha niezwyczajni.

Polecenia albo pro by na wiciach posz y tak e do Kopanicy, sk d Sprewian mo na si by o spo-
dziewa , do namiestnika Niskiego i Wysokiego

ska, do ksi cia Czecha,który móg swoich

Hrvatów z Gór Jesionowych przys

, do wojewody Kujaw i do wszystkich grododzier ców oraz

odarzy w Wielkpolsce. Ilu wojów, ile oddzia ów zbrojnych przyb dzie? Tego nie wiedzia nikt,

chocia by o pewne, e ka dy ilu tam wojów przy le. Te wie ci o odbiorcach wici i o spodziewa-
nej pomocy zbrojnej, czyli o niewiadomej liczbie wojów, maj cych walczy z pi ciuset wikingami

background image

pod Starogardem przekaza Stoigniewowi i Zdruznie ów nadzwycajny pos aniec, a twarz jego by a

ci gni ta zmartwieniem, bo okaza o si , e Polska nie ma si y zwalczy zaledwie pi ciuset zbójów.

- Ale wyruszyli z Gniezna tak e inni specjalni pos

cy – powiedzia ten cz owiek na zako -

czenie rozmowy i odjecha z Ustki na wschód. Dlaczego nie go ci cem na po udnie?...
Stoigniew i Zdruzno nie troskali si a tak bardzo jak pos aniec. Wiedzieli, e w razie ostatecz-
nej potrzeby da si wszystko rzuci i pogna na ratunek. Jednak szkoda by oby poniecha

ska,

dziców, Go szyców czy Licykawiców, wszak te ziemie, i tamtejsi ch opi, s nadziej na

przysz wielko i zamo no . Nawet na Kujawach i u Wi lan czy Lachów trzeba zawdy
zostawia jakie oddzia y dru yny, bo i tam ch opów z podbitych ziem przesiedlano w sporej
liczbie. Wiadomo jak zachowaj si ch opi, zmiarkowawszy, e nie ma przy nich stró ów ustroju?
Nawet w samej Wiel-kopolsce troch ch opów by o i kto musia pilnowa ich pos usze stwa. A
ju ksi stwo Kopanicy... No, tam Germanie tylko czekali na os abienie Sprewian, aby to w

nie z

nich uczyni poddanych ch opów.
W takim stanie rzeczy bracia zastanawiali si nad wyborem jednej z dwóch mo liwo ci – wzi
wszystkich pi dziesi ciu wojów z Ustki i pod

pod Starogard, albo te wzi dwudziestu

pi ciu do ochrony nowomianowanego namiestnika Ma opolski i z nimi pojecha do Krakowa.
Ostatecznie postanowili ca kiem co innego – Stoigniew pojedzie z Wis aw wozem, bardzo powoli,
by ci

y nie zmarnowa , a jego ochron b dzie stanowi Zdruzno na koniu. Obaj b

uzbrojeni, a

ka dy z nich za kilku innych starczy. Czy nie zwalczono nie tak dawno zbójców z Druska? Wie
o tym na pewno si roznios a i inne watahy na jaki czas powstrzymaj swoj oskom na zdobycze.
Tylko kogo na grododzier

Ustki naznaczy ? W tym Gnie nie o takich drobiazgach atwo

zapominaj ...
- Warto na m odych stawia – powiedzia Stoigniew, Zdruzno kiwn g ow i to oznacza o wy-
niesienie na stanowisko – Barnima.
Nawet nie dziwiono si temu mianowaniu. M odzik co prawda, lecz wielkiego wikinga pokona .
Za on ma norma sk ksi niczk i to mo e powstrzymywa Normanów przed powtórzeniem
próby za

enia w pobli u Ustki norma skiej kolonii. Poza tym syn kap ana... No, a jak si posta-

rzeje, to ju za m ody nie b dzie... Zreszt , w razie czego, ojciec mu dopomo e w m drym kierowa-
niu mieszka cami Ustki. Kto wie czy wnet nie uzna si Barnima za najzdatniejszego na wiecie do
str.83.
dzier enia w swoim r ku steru ca ego Pomorza, bo ludzie jak si ju ukierunkuj , to ch tni do
pod ania w swoich os dach dalej i dalej – ko ca temu nie ma ani umiarkowania.
- Tylko ani si wa zabra wszystkich dru ynników i gna pod Starogard – powiedzia na po e-
gnanie przed wyjazdem Zdruzno – bo utrzymanie Ustki te bardzo wa ne.

Ta przestroga zosta a wypowiedziana ju z konia, Wis awa czeka a niecierpliwie na ruszenie

wozu, byle si tylko oddali od Aliny, bo jakby Stoigniew... Tylko wo y oboj tnie pomachiwa y
ogonami, nie za mocno, bo kastrat zawdy gnu ny bywa i do po piechu si nie pali.
Wóz ruszy , a Sorena i Alina czeka y cierpliwie na miejscu po egnania, aby upewni si , e nie
zawróci. Alina tego by chcia a, bo Stoigniew... Sorena tego by nie chcia a, bo jej m b dzie
dostojnikiem tylko wtedy, kiedy Stoigniew si nie rozmy li w swoim oddalaniu si od Ustki. Alina
tak szykowa a wn trze wozu, by Wis awie nie by o wygodnie. Mo e wtedy zawróc i chocia jesz-
cze raz ze Stoigniewem... Sorena – jakby czuj c my li Aliny – w

a dodatkow wi zk siana i

jeszcze jedn pierzyn , jeszcze jedn derk ... Nie zawrócili.
- Och! - powiedzia a Alina, kiedy nadzieja pad a.
- Uff – odetchn a Sorena, kiedy turkot wozu przesta by s yszalny.

* * * * *

Jako tak jest, e wiele narad jest odbywanych pod przysi

zachowania tajemnicy o tym – co

si mówi o i co postanowiono, a tu okazuje si , e wielu ludzi, na naradzie nie b

cych, wie o

nich prawie wszystko. Zdolno do jasnowidzenia? Odczuwanie albo apanie my li, w druj cych w
powietrzu, bo zanim si powie – pomy le si zdarza? Niezale na wiedza i samodzielne wnioski
osób m drych, które potrafi przewidzie tok rozumowania innych m drych albo g upich? Mo e
potwierdzenie starej prawdy, e tajemnica jest wtedy, gdy wie tylko jeden, a jak wie dwóch, to o-
baj wiedz który zdradzi ,a a jak wie trzech, to ju wiedz wszyscy?
Jako tak by o, e po ród pi ciuset wikingów, którymi dowodzi Hasting, tylko nieliczni jeszcze

background image

nie wiedzieli, i Hasting jest zdrajca albo pechowiec. Znaczy – na pocz tku nikt o tym nie mówi ,
ale jak gród S awno zastali w jasny dzie zawarty, a ca za og na wy kach z przygotowanymi

ukami, to si mówi zacz o. A jak nast pnego dnia wszystkie napotkane wsie zastali

ca kowicieopuszczone, do tego stopnia,

myszy upolowa nie móg , aby chocia k s domowej

zwierzyny zje , i wieczorem trzeba by o upolowa pi tna cie saren, w nocy ogniska rozpala , aby
dopiero nad ranem pieczystym bez soli g

napcha , to szmer poszed o tym pechu. Potem

zastawali wsie popalone,nikogo ani niczego do zabrania, do zjedzenia, do za ycia przyjemno ci i
tylko woda ze strumyków i upolowana zwierzyna by a do ich u ytku, i wtedy o zdradzie zacz to
gada .
To si , niestety, codziennie powtarza o, tedy – bez osobnego og aszania – trwa y zawody w wy-
powiadaniu coraz to nowych, wymy lnych przekle stw. Niby nie wymawiano imienia tego przekli-
nanego, lecz gdyby my li kszta towa y si w chmurki nad g owami, z napisem owego imienia, to
tylko nieliczne nie zawiera yby imienia Hasting . Zmawiano si przeciwko niemu. Ma si rozumie
w tajemnicy, a on – o dziwo – o tym nie wiedzia . Zmowa zaowocowa a pod grodem ebork. Ten
gród by , a jak e, zawarty, obro cy zza cz stoko u wyzierali, nad nimi groty oszczepów by y wi-
doczne. A to godziny przedpo udniowe by y, kiedy w ka dym grodzie i mie cie wszystko pootwie-
rane, wje

asz i wyje

asz kiedy chcesz i tylko stra daje baczenie czy broni gdzie nie skry . Po

co mia oby si chowa – wejdzie kilkunastu, pojedy czo – dla niepoznaki – potem im miecze przez
cz stokó si przerzuci, oni stra przy bramie zabij , liny poprzecinaj , wrzeci dze opanuj i ju
wszyscy wpadaj , hulanka swawole, zdobycze – palce liza , a potem grza si przy pi knym
po arze, je ców uprowadza , trunki, jad o. Och!...

Hasting zarz dzi spod eborka odwrót, bo niby co innego mo na by o zrobi ? Jednak ledwo

uszli z mil , zmawiaj cy si , czyli wszyscy poza Hastingiem, jego skr powali i zawrócili cichcem
pod ebork, spodziewaj c si zwyczajno ci i braku pogotowia. Ali ci znowu by o zamkniete i woje

owia scy drwi co si na wy kach szczerzyli tymi mlecznej barwy z biskami, a apskami kiwali,

e niby – podejd cie bli ej, a pocz stunek was nie ominie... Zatem Hasting nie zdrajca – on tylko

pechowiec okropny. Có , trudno – trzeba by o go uwolni i przeprosi – wszak na dowódc
naznaczony.
str.84.
Wtedy niektórzy zacz li gada , e zwiadowcy powiadali o grodzie Bia ogarda i eby ich Hasting
tam prowadzi , bo pono czujno tam ma a, a niedba

wielka. Nauczy si tych niedbaluchów

troski o w asne bezpiecze stwo jak b

musieli czujnie uskakiwa przed spadaj cymi g azami

przy niewolnej pracy w kamienio omach. Albo uchyla si i baczenie dawa na wios o poprzednika
i tego wio larza z ty u jak im przyjdzie tyra na biznty skich dwurz dowcach. A tu Hasting
powiada, e Bia ogarda i ebork to dwie ró ne nazwy jednego i tego samego grodu. eby ci kiszki
poskleja o, eby

re nie móg , tyy... Na ob oczek trzeba by spojrze ...

Obozowy ting, czyli kr g wikingów uradzi podzia na mniejsze oddzia ki i marsz tymi oddzia -
kami z podobn pr dko ci . Taka awa musi si natkn na co zdatnego do zagarni cia! Jako – u-
da o si ! Po po udniu go ce od jednego oddzia ku do s siednich dobiegli i powiadomili, e arcie
znaleziono! Póltusze wi skie, wireci wo owe, beczki z kiszonymi warzywami – s owia ski spec-
ja , w Sakndynawii nieznany, anta y piwa, garnki mietany, sery. Ach – jakie pyszne! Pobieg kto
us ysza , nie czekaj c i nie ogl daj c si na innych, bo jakby zabrak o... A kto dobiega , ten widzia
skr caj cych si z bólu wikingów i przedtemwikingów, a teraz ju trupy – nie wiadomo kim w
Walhalli b dzie otruty wiking. Kiedy dotar na to miejsce Hasting, nakaza do y kopa i wszystko
zatrute cierwo g boko w ziemi schowa , bo g ód mo e rozum odebra i nie braknie ch tnych do
na arcia si nawet za cen pó niejszej m ki i mierci.
Wszyscy nocowali wtedy pod przykryciem nieba. Niebo pow ok z chmur wdzia o, a pow oka
dziurawa by a. Na szcz cie tylko trzech dosta o gor twy i pod wieczór dnia nast pnego ju ich
mi dzy ywymi nie by o. Jeden chyba oszala , bo pie ni zacz tworzy o miejscu otrutych w
Walhalli, w którym oni codziennie o ywaj i na nowo katusze strutych odczuwaj , strach przed

mierci i przera enie w chwili umierania, a zmarli od chorób ci giem chorowa musz , trz

si

z gor twy, g ód cierpie i beznadziej braku powrotu do zdrowia. Hasting w asnor cznie szale ca
zabi mieczem i zebra wszystkich w wielki kr g.
- Nad Wis , za grodem Starogard – powiedzia – mamy swoich ludzi, którzy tratwy lubo odzie

background image

uszykowali dla nas i na nasze upy. Jak dotrzem do tej miejscowo ci , to wod dostaniem si do El-
bl ga i Truso. Mo e Sorenie i tamtej po owie naszych los bardziej sprzyja , tedy jeszcze si odku-
jem. B

cie dobrej my li – jeno dwa dni drogi do Wis y mamy.

* * * * *

- Musim jecha na wschód – powiedzia Zdruzno, ledwo od Ustki na par staja si oddalili.
- Powiesz dlaczego? - spyta Stoigniew.
- Pos

ca mo na by wys

o marszu wikingów – powiedzia Zdruzno – jeno wpierw zobaczy

lady by si zda o, mo e czego od ludzi si dowiedzie ...

Tedy pojechali na wschód, bo przecie i ko o Wis y potem mo na do Krakowa jecha ... Widok na
rzek uspokaja, Wis awie i dzieci ciu w jej onie zaszkodzi nie mo e, a co nie szkodzi, to ju lep-
sze od niewiadomej. Napotykali popalone wsie. Natkn li si na lady stada byd a, do lasu wiod ce.
Zdruzno powiedzia , e to pomy lne lady, Wis awa spyta a w jaki sposób lady mog by
pomy lne albo nie, a Zdruzno wyja ni , e stado byd a sz o, a po jego ladach nie sz a masa ludzi,
tedy wikingowie owego stada nie naszli. Natrafili na lady zakopywania i znowu Zdruzno rzek , e
to pomy lny lad, bo wikingowie nie zakopywaliby trupów ubitych tutejszych ludzi, tedy...
- Aha – zrozumia a Wis awa.
Naraz Druzno zatrzyma si , Stoigniew te

ci gn lejce i wóz znieruchomia . A Druzno powie-

dzia , e droga b dzie spokojna, tedy on pojedzie naprzód i stawi si w miejscowo ci Gniew nad
Wis . Tam, w zaje dzie, b dzie jego klacz czeka , a mo e i on sam zd

y przed wozem do Gniewa

przyby . To powiedziawszy Zdruzno ruszy z kopyta, a Stoigniew pojecha powolu ku i cz sto
przystawa na wypoczynek, sza asy budowa na noc, ogniska rozpala co wieczór i drobn
zwierzyn na pieczyste zamienia , Wis awie co mi ksze k ski podtyka , no w ogóle troskliwo
okazywa przysz ej matce swojego dziecka, a ona rada by a i promieniuj ca szcz liwo ci . Oboje
chcieli, eby ta podró trwa a jak najd

ej. Sprawdzali powiedzonko, e dla chc cego nie ma nic

trudnego. To si im potwierdza o, a i kopanie male kich nó ek w brzuch Wis awy, od rodka oczy-
wi cie, by o radosne.

* * * * *

str.85.
W Gniewie Zdruzno kupi od w

ciciela zajazdu miejsce w stajni dla swojej klaczy i ma

ódk

z wiose kami. T

ódeczk sp yn z pr dem a do rozga zienia si rzeki na Nogat i Leniwk . Na

lewym brzegu le

stos tratew, ka da wielko ci niedu ego podwórka przy wiejskiej chacie. Na

prawym brzegu widnia y cha upki wsi Piek o. W prawo Nogat bardzo przy piesza . Leniwka na
swoj nazw zas

a pr dem znacznie wolniejszym. We wsi Piek o znalaz dom, z opisu mu

znany i zapuka w drzwi w sposób umówiony. Drzwi otwar cz ek olbrzymi, co rzuca o si bardzo
w oczy, bo g owa tego wielkoluda za bardzo du a nie by a. Zdruzno pokaza wielkoludowi
umówiony znak palcami. Wielkolud skin g ow , co te musia o by znakiem, bo Zdruzno
powesela i powiedzia tylko jedno s owo:
- Jak?
- Sze ciu – powiedzia wielkolud – a rozkazuje Lars Krzywoz by.
- Jego zabij i zostaw ten nó z ich znakiem. Tutejsi rozpoznaj ?
- Tak, i b

w ciekli na tych pi ciu. Lars ze wszystkimi tutejszymi dobrze yje, a ta pi tka si

wywy sza. Wygna ich?
- Tak – powiedzia Zdruzno. - Zawie mnie teraz do rzeki Tina. Gdyby obcy przez Wis si
przeprawiali na lewy brzeg, to wska im sk adnice uzbrojenia. Przyszed w

ciwy czas.

Nied ugo potem Zdruzno wios owa swoj

ódeczk po Tinie a do jeziora Druzno. Zostawi

ódk na po udniowym brzegu jeziora i wsi kn w puszcz .Najwyra niej nie ba si Ba tów, a mo-

e ich w puszczy szuka Wnet ozwa y si b bny i ich dudnienie dawa o si s ysze w coraz to

odleglejszych od jeziora miejscach. Wie ci przekazywane b bnieniem w postaci ró nych

wi ków, przez tubylców rozumiane i wykonywane. Co nakazuj ?...

Przed noc posta Zdruzny wychyn a z puszczy na brzegu Nogatu akurat niedaleko Piek a.

Tam Zdruzno wlaz na roz

ysty d b i czeka . W nocy przespa si nieco i znowu czeka . Piek o,

Nogat, a nawet pocz tek Leniwki wida by o bardzo wyra nie.
wit rozwidni niebo i ziemi , gdy gdzie we wsi rozleg si okrzyk bólu. Okrzyki si mno

y,

narasta y, krzycza o wielu ludzi - we wsi dzia o si co budz cego groz . Znale li zabitego Larsa?...

background image

Spojrza na Nogat. Zoczy na jego brzegu kilkunastu m czyzn, trzymaj cych przed sob skó-
rzane worki czym lekkim wype nione. Ba towie...M czy ni weszli w wod , k adli te worki przed
siebie, gdy woda si ga a im powy ej pasa, potem k adli si na owe worki i p yn li na drugi brzeg.
To podchodzenie do brzegu kilkunastu lub kilkudziesi ciu m czyzn, to przep ywanie z workami
powtarza o si do cz sto. Na brzegu lasu, za Piek em Zdruzno dojrza olbrzymi posta otoczon
rzesz mniejszych ludzików. Ten wielki rozdawa ludzikom jakie pod ugowate rzeczy. To mog y
by dzidy, oszczepy lub dziryty. Jaka jest waleczno Ba tów?...

W Piekle znowu da si s ysze krzyk. Krzyk przera enia. A potem Zdruzno zobaczy pi ciu

uciekaj cych ku Nogatowi i t umek goni cych. Uciekaj cy wpadli do rzeki i sp ywali z pr dem,
staraj c si osi gn przeciwleg y brzeg. Zdruzno zauwa

nieopodal nich kilkana cie worków bez

ludzi. Spadli? Nurkowali? Potem tych pi ciu wydawa o po kolei okrzyki bólu. Wnet p yn li z twa-
rzami w wodzie i nie poruszaj c adn cz ci cia a. Zdruzno yczy im z

liwie osi gni cia wód

zalewu Wis y i znalezienia ich tam przez Normanów z Truso. Norma skie cierwa znalezione
przez norma skie cierwa....
Przed wieczorem przep ywanie przez Wis usta o. Zdruzno zsun si z drzewa i poszed do
znajomej chaty. Spyta o liczb i poprosi o miecz. Wielki, wr czaj c Zdruznie miecz, powiedzia ,

e ponad dwa tysi ce. Dwa tysi ce Ba tów przeciwko pi ciuset wikingom... Kto – kogo?Zdruzno

pobieg

ladami tych oddzia ów przeprawowych, co nie by o trudne, bo wydeptana droga prowa-

dzi a we w

ciwym kierunku. Bez w tpienie – pod Starogard.

Hasting w

nie mia zarz dzi przygotowanie noclegu – sza asów, rozwijanie p acht, szykowa-

nie ogni. I wtedy na Normanów wpad pierwszy oddzia Ba tów. Wnet na wikingów run nast pny
oddzia , nast pny, jeszcze nast pny. Hasting zarz dzi utworzenie koliska. Wikingowie stan li
sprawnie wedle nakazu Hastinga.Wokó Normanów utworzy o si kolisko zewn trzne Ba tów,
wo- jownicy odziani w p otno wokó wikingów w skórach i rogatych he mach.

P ócienni dr si do garde skórzanym. St kni cia przy uderzeniach z ca ej si y. Zgrzytanie

bów ze w ciek

ci. J ki trafionych. oskot upadaj cych cia . Czterech Ba tów na jednego wikin-

str.86.
ga. Kto kogo?... Ba towie nast puj zajadle, nie bacz c na w asne rany i padanie nacieraj cych
jakby niwo trwa o i miecze norma skie k ad y an napstników niby z te zbo e.
Tak si mog o na pocz tku zdawa . Ale zm czenie dopada o coraz to nowego wikinga i zacz li
pada zabici i ranni z ich kr gu. Co chwila Hasting nawo ywa do cie nienia kr gu. Co chwila kr g
wikingów stawa si mniejszy i cie szy. A Ba tów jeszcze przybywa o.

Przesta o ich przybywa , gdy ksi

yc, akurat w pe ni, sta najwy ej. Hasting doda swoim

otuchy, krzykn wszy, e tylko tych co wida si zabije i ju b dzie swoboda. Swoboda i ycie. Dla
nielicz-nych, ale zawsze...
- Zwyci stwo b dzie przy nas! – wycharcza Hasting wysilonym do granic mo liwo cvi g osem.
Rzeczywi cie - na to si zanosi o. Kr g Ba tów jeszcze otacza wikingów, ale by ju tylko poje-
dy czy. A wkrótce wikingowie zostali na polu bitwy sami. Co prawda tylko dwudziestu, lecz ich
by o zwyci stwo i s awa, a mo e i upy, bo tyle broni do zebrania...

* * * * *

Ksi

Siemowit by wk opocie. Zwiadowcy podawali liczb pi ciuset wikingów, a przy nim

by o jeno dwustu wojów. Szed z nimi pod Starogard, bo mo e jaki przypadek... Najlepiej eby
wikingowie wszyscy nagle popadli w straszliw niemoc, to ich si powi e i niewolnicy na sprze-
da b

. A si w g os za mia z tej mrzonki, i tym samym wla w dusze swojej dwusetki wiele na-

dziei.

Odg osów bitwy Siemowit nie s ysza . Dyszenie, wiszcz ce oddechy, poszcz kiwania broni,

rzadkie okrzyki – to wszystko zwraca w nocy uwag , lecz nie jest rozpoznawane jako odg osy bit-
wy, bo bitwy toczy si zwykle w dzie . Bitwa – nie bitwa, co by o s ycha , wi c Siemowit na to
kierowa siebie i swoj dwusetk . Zobaczy dwudziestu , dysz cych ludzi i wyda komendy. Wnet
naoko o tej dwudziestki k usowa wieniec konnych. Wkrótce woje rozpoznali kogo okr

aj .

- To wikingowie – ksi

us ysza g os jednego ze swoich setników.

- Ubi ! - rozkaza ksi

i ten rozkaz wnet wykonano.

wit rozja ni pole bitwy. Po rodku le

a wielka kupa, wielki stos wikingów. Naoko o le

zwa trupów m czyzn ni szych, kr pych, z czarnymi, posklejanymi krwi w osami. Waleczni

background image

Ba towie. Czym dali si przekona druznie?

Polski ucznik wypatrzy na so nie, skrywaj cego si wikinga. Na

strza na ci ciw .

Napi

uk. I wtedy poczu na swoim barku r

ksi cia.

- Niechaj go – powiedzia ksi

– niech dotrze do swoich i opowie, e do nas nie warto si

wyprawia . Zbieramy si ! Tu kurhan mo e usypiem, Z broni zgin li, niech z broni spoczywaj w
pokoju.

* * * * *

Stos i zwa styg y przez ca y dzie . Wzeszed miesi c i rozb ys y gwiazdy. W ich zimnym

wie-tle w jednym miejscu zwa u co drg o. Przypadkowy wiadek móg by si przestraszy

pira. Lecz wiadka nie by o. Zwa w tym miejscu zacz si rusza . Z samego spodu wygrzeba

si cz owiek. W wietle miesi ca i gwiazd jego w osy po yskiwa y srebrem. Siwiec... Cz owiek
westchn i ruszy ku Wi le.

* * * * *

Wóz ze Stoigniewem, Wis aw i ich rzeczami dotar do Gniewa. Wynaj cie komnaty nie by o
trudne. Klacz Zdruzny sta a w stajni i krzywdy nie mia a. Na drugi dzie w

ciciel zajazdu

powiadomi Stoigniewa, e Zdruzno ju jest, lecz chce si wyspa i

ni za

.

- Prosi , by cie jechali, a on potem was dogna – powiedzia w

ciciel zajazdu.

Pojechali. Po po udniu dogoni ich Zdruzno na swojej klaczy. Stoigniew spojrza na brata ze

zdumieniem.
- M

sobie g ow popruszy

, czy si od swojej klaczy srebrnymi w osami zarazi ? – spyta

Stoigniew, z niedowierzaniem patrz c na w osy brata.
Wyja nienia nie by o, Zdruzno nawet barkami nie wzruszy – po prostu jecha przy wozie i nic
nie mówi . Mo e jeszcze chcia o mu si spa ?... Dopiero wieczorem Zdruzno przemówi . Poprosi
brata, aby kaza zebra bro , bo szkoda ostawia .
- Jakie znalezisko? - spyta Stoigniew.
str.87.
- Wielkie – powiedzia Zdruzno. - Miejsce twoim ludziom sam wska

, kiedy namiestnik Ma-

opolski spe ni moj pro

.

- Spe ni, spe ni – zapewni Stoigniew. - Masz na t bro sk adnic ?
- Od dawna – powiedzia Zdruzno. - To jest sk adnica na wszelki wypadek.

background image

str.88.
Rozdzia XIII
Ma opolska

Z ka dym powolnym krokiem wo ów, z ka dym obrotem i skrzypni ciem kó wozu nastrój

Sto-igniewa ulega pogorszeniu. Czo o mu si marszczy o, oczy nieruchomia y – wpatrywa y si
gdzie w dal bezkresn , a mo e w g b Stoigniewowego zamy lenia... Zaczyna

owa sposobu,

w jaki sp dzi dzieci stwo i m odo . Szczególnie okres pachol ctwa... A jako otrok te ... Zdruzno
zawdy si czego stara dowiedzie , zawsze co podgl da – pszczo y, mrówki, zwierz ta w lesie,
ruczajo-wi potrafi si przygl da ca ymi dniami, rzuca w nurt patyki i popatrywa na ich bieg...
Wtedy Stoigniew pod miewa si z przyrodniego brata. W

ciwie wcale nie brata, bo ojciec inny i

matka inna... Mo e to w

nie uczyni o ze Zdruzny cz eka wiedz cego od Stoigniewa o wiele

wicej? Tak, dziedziczenie musia o odegra najwa niejsz rol . Trzeba przyzna , e Druzno – ojciec
Zdruzny cz sto si do wychowania Stoigniewa wtr ca i nagina m ode jestestwo do oczekiwanego
kszta tu i po

danego wzorca post powania, jak nagina si m od ro lin , jab onk na przyk ad,

aby potem a-twiej zrywa z niej owoce. Przyci ta i poprzyginana nie ro nie za wysoko, a jej jab ka
du e i moc soku zawieraj ce. Wtedy Stoigniew by o to naginanie z y i cz sto prosi matk o
ochron przed wymaganiami i nakazami ojczyma. A teraz by si przyda o... By namiestnikiem
Ma opolski! Zaszczyt i dowód zaufania ksi cia. Czy nie nadmiernego zaufania? Zdruzno by da
rad , ale on ma wiedzy i umiej tno ci dostatek nawet na rz dzenie ca Polsk . Poprosi brata o
pomoc?...
- No, dobra – powiedzia nagle Zdruzno – dopomog ci troch .
- Sk d ty...
- Niewa ne – powiedzia Zdruzno – musisz wiedzie , e wjedziemy w kraj ca kiem od Wielko-
polski odmienny. Ja ci niektóre rzeczy powiem, a i potem mog dopowiada w miar potrzeby. Po-

uchasz czy wolisz poduma ?

- Prosz o pomoc – powiedzia Stoigniew i zamieni si w uwa nego s uchacza, a Zdruzno krótko
i zwi

le przekazywa swoj wiedz . Jednak spraw i ró nic by o tyle, e przez par dni Zdruzno

jeno mówi , Stoigniew jeno s ucha , a Wis awa rozdwaja a si mi dzy nud a snem. Tylko wo y by-

y oboj tne i powolne, wszelako wytrwa e.

- Odmienno Ma opolski – mówi Zdruzno – wzi a si z uzale nienia od pa stwa Wielkich

background image

Moraw. Resztki tego pa stwa dogorywaj na Morawach, które – same niewielkie, lecz o licznej
ludno ci - podporz dkowa y niegdy wielkie obszary i liczne ksi stwa. Mi dzy innymi i ksi stwo
Kraków, wraz z ziemiami wcze niej przez to ksi stwo podbitymi, popad o pod w adz Moraw. Ny-
nie Kraków wzi sobie, jako spadek po Wielkich Morawach, ziemi Go szyców, któr przedtem
Morawy powierza y Krakom w zarz d. Tam wielu Wi lan i wielu Lachów, a nawet sporo Sprewian
dostawa o stanowiska wa ne,tedy atwo sobie t ziemi wzi li, kiedy nie sta o silnej w adzy na Mo-
rawach. I teraz to nale y do Ma opolski.
Ma opolska nie tylko ziemi w dziedzictwie dosta a, to dziedzictwo po Morawach jest wielora-
kie. Przede wszystkim – religia, wiara w Boga. Te uznaj jednego Boga, atoli od Paw a z Tarsu
pocz wszy tyle ludzie zmian narobili w owym uznawaniu, e ich wiara to jedno pomieszanie z pop-

taniem. Niby Bóg jeden, ale w trzech osobach, niby ich najwa niejsze pismo powiada, e

kilkudziesi ciu Boga ogl da o, a nie pomarli, a tu rzeczony Pawe powiada, e nikto Boga widzie
nie móg , bo od tego si gwa town

mierci umiera. Ty si w to nijak nie wtr caj, bo tego nikt roz-

strzygn nie zdoli. Oni s chrze cijanami w tej Ma opolsce. Lecz ró nymi od tych chrze cijan,
przed którymi Polanie zza aby uszli; tako wiele innych plemion s owia skich. Nie tak dawno
temu cesarz kap anów chrze cija skich – oni nazywaj go ojcem – zgodzi si , aby dwaj zakonnicy
nauczali S owian chrze cija skiej wiary i odprawiali ichnie nabo

stwa, u ywaj c naszego s owa.

Ci dwaj, bracia rodzeni pono, rozumieli, e bez pisma nie mo e trwa wielkie pa stwo S owian.
Tedy troch z naszych rzezanek wzi li, troch z czego innego i utworzyli nowe pismo dla S owian.
Naszych rzezanek nie znali ze wszystkim, bo jako wiesz, naszym ludziom nie wolno ujawnia ob-
cym... Mo e ich twór atwiejswzy od naszego... Na wiciach tego si stosowa nie da. Oni na czym
innym i czym innym pisz . Znaczy – pisali, a po nich i inni duchowni s owia scy, b

cy

chrze cijanami... Oni pisz na p askim. Z dawna umiano skór wo u tak cienko wyprawia , e
nadawa a si do pisania na p askim du ej ilo ci s ów.Wiesz jak trudno na wici pomie ci ca e
str.89.
polecenie lub umow czy po wiadczenie. Trzeba wielu wici u ywa , a to miejsce potem zajmuje i
chroni trzeba przed yj tkami drewnojadami. Pergamin da si sk ada jeden na drugim, ok adki
zrobi i por cz-niejsze to jest.
- Na wschodzie – o dziwo odezwa a si Wis awa – kor z brzozy ci gaj i na niej pisz . Jeno
skleja tych kawa ków nie próbowali i wistki s ró nej wielko ci. P askie ale nie bardzo por czne.
Pono ci dwaj bracia niektóre znaki ze wschodniego pisma wzi li.
- Sklejano niegdy li cie ro liny bagiennej – powiedzia Zdruzno. - Papirus si zwa a. Niekiedy
si rozkleja o... Nasi kap ani pozbadli tajemnic czego podobnego... Papier to nazwali.... On e
papier Arabowie sk

sprowadzaj i sprzedaj za wielkie pieni dze. Du e kawa y do g adkie i

patykiem lubo g sim piórem w barwiczce maczanym da si znaki kre li . Atoli barwiczka si
rozpaskudza po onym papierze, bowiem wsi kliwe toto jest. Mo e ta ciecz, któr stosuj w cesar-
stwach nie wsi ka aby i nie robi aby na papierze tych mazajów... Toto si robi, zmieliwszy drewno
lub poszarpawszy szmaty ze lnu. Potem trzyma si zmielone w roztworze wody i kleju. Potem na
sita prostok tne si k adzie równ warstw . Jak obcieknie, to si zgniata z dwóch stron p askimi
kamieniami i wychodzi równy kawa . Ten papier od Arabów lepszy jest, lecz tako do niego

yj tka si dobieraj i po jakim czasie on

knie, a pismo blaknie. D eniem ksi cia naszego jest,

by grododzier cy i w odarze naszymi wiciami si pos ugiwali. Dlatego przy ka dym nasz pisarz jest
postawion. Szpieg jednocze nie, bo zaufanie do Ma opolan mamy, atoli ograniczone.
W

ci ksi

cych w Ma opolsce mniej, bo zaludnienie g ciejsze. Mo ni ma opolscy bardzo

rozproszeni za to. W ziemi Wi lan i w ziemi Lachów ko o S cza nie jest wi cej mo nych ni li w
innych ziemiach przez Ma opolan podbitych i zaw aszczonych. Wszystko przemieszane, a oddzia y
dru yny bardzo nieliczne i jeno te, które od nas maj . Jak wypraw robili lub obron stroili, to
skrzykiwali si ogniami i go biami. Oni to nazwali powszechnym ruszeniem, chocia od pow-
szechno ci dalekie to jest, bo do pilnowania ch opów wi cej zostaje ni li do walki si stawia.
U nas, w Wielkopolsce znaczy, na rodziny postawilim i rody mniejsze maj znaczenie. W Ma-

opolsce rodów nie ruszyli, znaczy – w dawnych siedzibach ich najwa niejsi przywódcy ostali i

polecenia innym posy aj . Najwi kszy i najbardziej znacz cy ród, to Topory. Toporowo ich

rodek, topór ich znakiem na tarczach, znaczy tako na puklerzach, no – na os onach wszelakich.

Zawo anie te maj . Takie samo, jak okrzyk do ratowania po aru wzywj cy. My krzyczym gore!

background image

Oni wykrzykuj star a! I to jest te ród – niby Topory, ale rozproszeni m odsi o znaku zapominali i
zawo anie sobie za nazw wzi li. Topory i Star e najwa niejsi. A potem Prawdzice. Radzanów ich
gniazdem. Znak maj , lecz nie pomn jak wygl da. A zawo aniem ich jest - kir. Od tego zawo ania
Prawdziców czarnymi lub ciemnymi przezywaj . Z zachodu te im Piast jeszcze ponasy

... Ze

Sprewian wywodzi si ród o znaku Orla – tak na nich mówi . Ten znak, to orl tko w czasie
zamiany puchu na pióra – rzadkie lotki, niezgrabne skrzyd a. A zamiast ebka gwiazd mu maluj .
Sporo tych Sprewian w Ma opolsce mamy. Rozproszeni bardzo, nowe nazwy rodów przybrali –Pta-
szor, Zapa a, M ciug, Opala. Jednak wszyscy zachowali jednakie zawo anie – odrza – co si z
miejscem pochodzenia onego rodu wi e. Oni raczej z Lachami wol si wi za ni li z Wi lanami.
Jednak i Lachy i Orla znaczenia du ego nie maj w Ma opolsce, bo za ma o z pierwotnych siedzib
wskazówek czerpi . Za to w Polsce Lachy i Orla bardzo si licz , bo do s

by w dru ynie ch tni.

Oni za jedno ci z Polanami obstaj i Polsk ceni , bo w niej wa niejsi od Star ów, Toporów oraz
Prawdziców razem wzi tych. Mo e s po prostu od tamtych m drzejsi i wiedz , i do zabiegni cia
drogi Germanom sposobniejszych par du ych psów, ni li gromada ma ych – zdatniejsze do tego
wielkie pa stwo, bo ma e pa stewka Germanie atwo sk ócaj .
Szko y te inne od naszych, wielkopolskich. Wiele wi ty chrze cijaskich w Ma opolsce spot-
kasz, a przy wi kszych s szko y. Wzoruj si na cesarstwie wschodu, a ono czerpa o z Rzymu.
Ucz czytania, pisania i mówienia. Ponadto troch wiedzy o cz owieku i jego otoczeniu. Dzieci
ch opskie w tych szko ach nie s uczone, tedy ch opi ma opolscy nied ugo zatrac umiej tno pisa-
nia i czytania. Tako i mo ni, bo pismo Cyryla jeno duchowni poznaj dobrze i ono w wi tych
ksi gach jest u ywane, a nasze stare, s owia skie rzezaki z u ycia wychodz w Ma opolsce – coraz
rzadziej pisuje si do znajomych listy, coraz rzadziej spisuje na wiciach umowy.
- O wojewodach s ysza em... – wtr ci Stoigniew.
Str.90..
Zdruzno przybra min cz owieka zak opotanego
- Staramy si – powiedzia – wzmocni znaczenie wojewodów, bo ich naznacza nasz ksi

. Ato-

li rody powo

y swoj w adz . Wybieraj tak zwany sejm – swoich przedstawicieli w jedno

miejsce posy aj , je im daj i mieszkanie, a przedstawiciele uchwalaj to, co Toporom i
Prawdzicom si podoba. Gdyby nie Lachy i Orla, to Ma opolska by w Polsce nie wytrwa a. Kto
wie, czy i tak nie stanie si odr bnym ksi stwem. Mo e zale nym od nas i wspó dzia aj cym z
nami, a mo e uzna zwierzchno cesarza wschodu.... Twoje g ówne zadanie na utrzymaniu ich w
Polsce ma polega . Gdy nie b dziesz wiedzia co i jak poczyna , to lepiej niczego nie poczynaj.
Poczekaj, mo e rody si pok óc i twoje rozjemstwo b dzie im przydatne...
Prawie ca a podró zesz a na kszta ceniu Stoigniewa, na przygotowywaniu go do wykonywania
zada na rzecz utrzymania jedno ci Wielkopolan i Ma opolan, aby Polska nie zgin a. Wiedzia ,

e nie jest sam, e ma zapewnione wsparcie ka dego rodzaju od ka dego, kto chce by Polakiem, a

najwi ksze wsparcie dostanie na pewno od swojego przyszywanego ojca – Druzny. Nigdy tak nie
by o, by Druzno nie przy

r ki do dzie a wzmocnienia Polski. Najpierw popiera jej powstanie,

a teraz chce j zachowa i wzmacnia . Którego dnia Zdruzno wskaza mu na widnokr gu dymy,
rozsnuwaj ce si nisko na niebie w poziome grubawe smugi.
- To jest miasto Wi lica – powiedzia Zdruzno – a ty w zamku nieopodal miasta b dziesz. Za-
mek jest nad sam Nid , na jej wysokim brzegu. Miasto jest ni ej, na tym samym brzegu, lecz od
rzeki troch oddalone. Przed wieczorem powinnim dojecha .
Dojechali. Mury z kamienia otacza y zabudowania, widzia o si tylko dachy z gontu i kominy.
Jeno jedna, kwadratowa wie yca wystawa a bardzo wysoko. W jej okienku, pod dachem prawie,
sta i gapi si zbrojny w kolczudze, w sz omie ze szpicem na g owie. Podpiera si

okciem o para-

pet otworu okiennego, a drug r

wspiera si na drzewcu oszczepu. Zoczywszy wóz i je

ca,

zbrojny odwróci g ow w bok, co wykrzykn i powróci do poprzedniej czynno ci, je li nieru-
chome stanie wolno nazwa czynno ci .
Co szcz kn o za bram , ona zacz a si otwiera na boki, skrzypi c g

no. Ukaza si dzie-

dziniec, wybrukowany chyba przed wiekami, poros y lich traw i li mi mleczu. Zdruzno ruszy
koniem, Stoigniew cmokn na wo y i wóz te ruszy ; nikogo na dziedzi cu nie by o, lecz przecie
otwarcie wrót jest chyba rodzajem zaproszenia do wjazdu?
Zdruzno zatrzyma konia, wo y stan y same. Da si s ysze skrzyp bramy, obróci o si wszys-

background image

tkich troje przyjezdnych -bram zamyka o dwóch wojów w takich samych strojach, jak ten na wie-

y. Oboj tnie, lecz starannie zamkn li wszystkie skoble, zatwory wsadzili w skrzyd a bramy i do-

piero wtedy odwrócili si do przyjezdnych. Wyro li jakby spod ziemi, bo przedtem adno z trojga
ich nie widzia o – musieli chyba by zakryci skrzyd ami bramy, dotykaj cymi muru od strony
wn trza zamku. Jeden z nich, mo e starszy, a mo e mielszy ozwa si

piewnym g osem:

- Niewiasta kniazia wieczerz warzy, o waszym przyje dzie ju us ysza a. Knia bolny i lekarz
przy nim. Wi cej nikogo nie ma. Dla was komnaty na pi trze, tam e umywalnia.
- Oporz dzicie konia i wo y? - spyta Stoigniew i zobaczy dwa jednoczesne skini cia g owami.
Stoigniew pomóg Wis awie zsi

z wozu, potem podtrzymywa j pod okie , a na schodach

wr cz podsadza , id c z ty u. Komnaty przygotowano dla nich trzy. Czyste poszwy i poszewki,
czyste prze cierad a, pachn ce sianem sienniki, napchane mocno, tedy prawie górzyste. W umywal-
ni myd o, misa z czyst wod , czerpak, misa pusta, trzy r czniki, mog ce owin dok adnie nawet
ros ego Stoigniewa. Woda w misie by a podgrzewana niedawno – taka nie za gor ca i nie za
zimna.
Ko czyli obmywanie, kiedy do umywalni wszed Druzno. U miechem da zna , e cieszy si z
przyjazdu Wis awy i powiedzia , e Rus an teraz usn , a rankiem dobrze by by o, gdyby zobaczy
córk , siedz

u swego wezg owia. Potem powiedzia , e jutro wojewoda z Kielc b dzie i w odarz

z Kobylnik, a przed nimi z Wi licy stawi si Skarbimir Orsza.
Wieczerza pachnia a tak samo przyjemnie jak do m oda niewiasta Rus ana. Mo liwe, e dob-
ry smak jad a albo zm czenie podró nych powodowa y, e rozmowa jako si nie klei a. Okna w
sypialniach mia y zwierz ce b ony, bardzo wie e, tedy wstawiane niedawno. Druzno odnawia czy
ludzie Rus ana?

* * * * *

str.91.

Bladym witem Orsza zastuka do furty przy bramie i zosta wpuszczony przez Rus anowego

stra nika. Stoigniew – prawd mówi c – z Orsz nie rozmawia , tylko wys uchiwa sprawozdania
kogo , kto zosta wyszukany przez Druzn i do wielu rzeczy przez Druzn upowa niony.

- Druzno upowa ni mnie i nakaza – mówi Orsza – bym za atwia pokrycie wszystkich

waszych
zobowi za . Chodzi o zap aty, po prostu. I to zarówno u w odarza miejscowego, jak i u skarbnika
ksi cia w Gnie nie. Mniemam, e tu b dzie jaka za oga zbrojna. Przypuszczalnie b

te inne

wydatki. Mam nie przeszkadza , lecz wolno mi b dzie zwraca uwag , gdyby jaka rozrzutno ...
Dlatego prosz o powiadamianie mnie o mo liwych pracach, wyjazdach i innych wydatkach. Ja
mam czno z Druzn i gdyby w tpliwo ci by y, to on b dzie rozstrzyga . Czy namiestnik nie ma
nic przeciwko temu?

- Namiestnik nie ma nic przeciwko temu – powiedzia Stoigniew.- B dziecie powiadamiani z

wy-przedzeniem. W mie cie potrzebne b

pomieszczenia na dwie szko y. Wyposa enie szko y

pe-wno potraficie sobie wyobrazi ...Na razie b

potrzebni czterej nauczyciele dla kopy uczniów,

-

dzie trzeba im p aci . Zajmiecie si tym?
- Mog by zakonnicy od bazylianów? - Orsza patrzy na Stoigniewa badawczo.
- Dwóch – odpar Stoigniew. - Wyznawcom Swarzeca adna inna religia nie wadzi. Pozosta ych
dwóch ma zna rzemios o wojenne. Czy z w odarzem i wojewod musz to omawia ?
- Wydatków nie trzeba nikomu podawa – powiedzia Orsza. - Z wojewod o przebiegu kszta -
cenia warto mówi - on mo e pomóc w wyszukiwaniu dobrych nauczycieli. Ja mog tako po red-
niczy w rozmowach z innymi wojewodami, gdyby...
- Na razie nie trzeba – powiedzia Stoigniew – ale dzi kuj za gotowo pomagania. Wprowad -
cie si do zamku jak tylko doprowadzicie go do najlepszego stanu. Szyby szklane w oknach?...
- B dzie stan najlepszy – powiedzia Orsza, wsta z zydla, sk oni si i wyszed .
Rozmowa z w odarzem i wojewod by a d

sza, przy czym nie sz o o przeci ganie si spo y-

wania urozmaiconego pocz stunku, przynoszonego stopniowo przez niewiast Rus ana. Sz o o po-
danie liczb – strawa dla siedemdziesi ciu ludzi na wier miesi ca, potem dla czterdziestu. Za mie-
si c dodatkowo jedzenie dla trzydziestu pachol t, tylu otroków, i dziesi ciu doros ych, obs ugu-

cych szko . Wyposa enie szko y i mieszka dla uczniów i nauczycieli, stajnie dla stu koni

background image

wierz-chowych i pasza dla tylu wierzchowców. Sypialnie, umywalnie,

nie, kuchnia, piwnice dla

po-mieszczenia zapasów... Wiele liczb, notowanie na wierzbie. Na koniec pochlebna opinia obu
rozmówców Stoigniewa o Orszy - wybór bardzo dobry, niech przyje

a i po redniczy.

- B dzie moim g ównym doradc – powiedzia Stoigniew, kiedy ju

egna rozmówców w progu

komnaty.
Rus anowi bardzo musia y pomóc lekarstwa Druzny, bo wsta z

a i z Wis aw , która go obej-

mowa a w pó i ze swoimi trzema wojami w kolczugach, a jak e, z oszczepami, ma si rozumie , i
w pasach obci onych mieczami, jak ochrona -to ochrona, obchodzi mury we wn trzu zamku trzy
razy naoko o, odpoczywa na aweczce przy wej ciu do budynku, znowu trzy razy naoko o, i tak od
posi ku – do posi ku. Bardzo smacznych posi ków, mi dzy nami mówi c.
Orsza zapyta czy s wskazania co do rodów, z których maj pochodzi woje za ogi zamku.
- Ile jest w Ma opoolsce ro...
- Sze dziesi t – Orsza zgadywa my li Stoigniewa jeszcze nie ca kiem wypowiedziane.
- Po jednym... - powiedzia Stoigniew, a Orsza kiwn g ow i rozszerzy pytanie.
- A uczniów?
- Te po... - Orsza ju szed do bramy, wi c Stoigniew nie musia ko czy polecenia.
Po wierci miesi ca zacz li przyje

woje do za ogi. Pouczony przez Orsz woj Rus ana pro-

wadzi ich do stajen, do sypialni, jadalni wskazywa i umywalni , ust py pokazywa . Kiedy wojów
by o trzydziestu, pod murami zamku, w stron miasta patrz c, pokaza y si namioty i koniowi zy.
Tam nast pna trzydziestka by a pomieszczona, grupa wojów bardzo wzburzonych, bo co b dzie,
gdy mrozy nastan , albo napa na zamek jakowa ...
Stoigniew, po rozmowie z Orsz , poszed do tych trzydziestu narzekaj cych.
- Ile wam Orsza ma p aci ? - zapyta i jeden zaraz si widocznie wzburzy jeszcze bardziej.
- Srebrnika rocznie, jednakowo .... - zacz od krzyku ten wzburzony.
str.92.
- Pomni który napa na Wi lic ? – Stoigniew przerwa ten pocz tek s owotoku pytaniem god-
nym retora – Dziwol ga z Ustki, tedy oni wszyscy milczeli, bo jak e mo na pami ta co , czego za
ich ywota nie by o?
Stoigniew milcza jaki czas, a potem i mrozy zimowe im z powodów do narzeka odebra .
- Orsza dzisiaj wam po srebrniku wyp aci. Potem pojedziecie do swoich rodowców i mo ecie
poprosi o zamian – niech kogo innego wyznacz na wasze miejsce – oni te po srebrniku dostan
za jeden rok s

by. A kto ten rok przes

y - ma si wiedzie , e we wn trzu murów – ten w

nagrod niewolnic dostanie. B dzie j móg sprzeda b

zatrzyma przy sobie. Mo e j do prac

ci kich wykorzystywa , a b dzie móg tak e t niewiast wyzwoli . Nawet on mo e z niej zro-
bi . Takowa wiano by od ksi cia Polski dosta a i nadanie ziemskie dla m a....
Pojechali bez s owa – ka dy zamy lony, twarze zasumowane, bo jakby chcie zosta , a namiest-
nik z powrotem nie przyjmie... A nie zapytali czy on si nie pogniewa, gdyby oni podmiany przez
innego nie chcieli. A mo e warto o podmian si stara , bo tam Luba czeka... No, jakby ona chcia a

niewolnic mie ...

Orsza powiadamia , e lada dzie uczniowie do szko y zaczn zje

,nauczyciele ju s ,wszy-

stko dobrze przygotowane. S te pytania od rodów... Pyta Stoigniew nie us ysza , bo raczy przy-
by namiestnik patriarchy z Bizancjum i to on zg osi szereg zastrze

swoich i ró nych rodów.

Najpierw jednak upewni si , e szko a zapewni swoim by ym uczniom po zako czeniu kszta cenia
jakowe korzystne stanowiska, bo zwyczajne szko y, to ju w Ma opolsce s przy wszystkich
klasztorach i przy wielu wi tyniach.
- Zapewni najlepszym – zapewni namiestnika namiestnik Stoigniew. -Najlepsi dostan najwa -
niejsze stanowiska.
- W

nie – powiedzia duchowny – bo tu chodzi o najlepsze rody, o rody najwa niejsze. Sta-

nowiska te wa ne, atoli i o liczb uczniów chodzi. Dlaczego z tych najlepszych rodów ma by
tyle samo uczniów,a i wojów w za odze,co z chudopacho ków, w dodatku z rodów nielicznych?
Ponad-to o nauczycieli idzie – dlaczego jeno dwóch, a nie wszyscy czterej s z duchowie stwa?
- Nie mam poj cia dlaczego ci wieccy nauczycielenie zostali duchownymi – powiedzia Sto-
igniew z min poczciwca. - Mój tato kap anem chrze cija skim jest, a ja o chrzcie przemy liwuj .
W szkole naszej o zbawienie duszy dba

jest po dana. A pono niebo dla chudopacho ków

background image

ównie przeznaczone. Je li uda oby si namówi tych najlepszych i najbogatszych, aby dobra swe

rozdzielili mi dzy ubo szych, to wszyscy by do królestwa niebieskiego... I ostatni mog by
pierwszymi.
Duchowny wida niechcia wdawa si w dysputy teologiczne. Zaciekawi o go co innego.
- A ojciec namiestnika – gdzie kap

stwo otrzyma ? - spyta , przymykaj c powieki.

- W Rzymie – odpar Stoigniew.
- O! To szkoda – twarz duchownego nieco si zasmuci a.
- To Rzym od Bizancjum gorszy? - mina Stoigniewa nadal by a sposobna dla twarzy prostaczka.
- Niby nie – powiedzia duchowny, a w jego g osie da o si s ysze nutk niech ci – ko ció jest
jeden, chrze cija ski, lecz acinnicy wiele b dów... Strasznie du o b dów... Nawet namiestnik by
poj , e Duch wi ty nie mo e pochodzi jednocze nie od Ojca i od Syna.
- Nooo, to rzeczywi cie... - twarz Stoigniewa i jego oczy znamionowa y g bokie zastanowienie
i straszliw trudno zrozumienia tak donios ego dogmatu. - Ja bym o jakiego kapelana... Czy przed
chrztem mo na mie kapelana?
- Mo na – powiedzia duchowny g osem prawie zachwyconym – ja jak najpr dzej... Mo e jesz-
cze teraz co wyja ...
- Nie wiem czy by aby przydatna szko a dla niewiastek z Ma opolski – powiedzia Stoigniew, a
jego twarz nie traci a wyrazu skupienia i ch ci pojmowania nauk namiestnika patriarchy. Niby
rozmawia namiestnik z namiestnikiem, jednak który z nich jest znaczniejszy i m drszy... -My la-

em o S czu i o dostojnej osobie wdowy po ksi ciu Kazimirze. Sami duchowni nauczyciele, bo

przecie ka dy potrafi warzy straw , pra , wrz tek i oliw gor

la z murów na napastliwych

nieprzyjació wiary... To, zreszt dziedzina ksi nej wdowy.
- B dzie ta szko a – powiedzia duchowny jakby z lekkim oci ganiem. - Jeno utrzymanie kosz...
str.93.
- Pokryj wszystko, je li z ka dego rodu b dzie jedna uczennica – powiedzia Stoigniew.
Którego dnia potrudzi si osobi cie sam najwa niejszy z Toporów. Stra nicy od furty przybie-
gli oznajmi i pytali czy wpu ci . Stoigniew kaza wprowadza , a sam do Orszy pobieg i za
zas on w komnacie go schowa .
- Sluchaj uwa nie – powiedzia bo i tak musia bym ci powtarza .
Toporowi sz o mniej-wi cej o to samo,co namiestnikowi patriarchy – eby rody znaczniejsze do-
stawa y wi ksze mo liwo ci, bo to i liczniejsze od innych i bardziej zas

one.

- B

mie do rozdzia u wi cej niewolnych niewiast – powiedzia Stoigniew, twarz uk adaj c w

wyraz yczliwo ci. Mo na by i za stare zas ugi... Wszelako inne rody mia yby wtedy zastrze enia...
Jest zamys zbudowania czterech albo pi ciu grodów na wschodniej cianie Polski. Dok adniej
mówi c – na pó noc od ma opolskiego województwa, które wojewod ma w Lublinie. Tam
chcia bym – co najmniej – po jednym z rodu pos

, bo to i wsie by trzeba... Puszcze karczowa ,

zrywa karpy, sprawia rol , budowa ... Tam mo naby wi cej posy

i kto musi tym kierowa ...

Czy – waszym zdaniem – powinienem rzecz na sejmie przedstawi , czy te komu z tutejszych
powierzy ?
- Na surowym korzeniu osadnictwo? - upewni si Topór
- Dowiadywa em si – powiedzia Stoigniew, przypomniawszy sobie swoje wiadomo ci ze szko-

y – tam jakowe zacz tki pono by y, jednakowo chcia bym to traktowa jako osadnictwo na

surowym korzeniu i za to stosownie nagradza zwi kszonymi przydzia ami i nadania za atwia w
Gnie nie zwi kszone.
- A jakie to nazwy? - Topór mia teraz taki sam wyraz twarzy, jak niedawno namiestnik patrriar-
chy – oczy przymkni te, mina niby oboj tna...
- Mo em nie spami ta dok adnie – Stoigniew by teraz bardzo niepewny – jako wszystko jed-
nakowo si zaczyna. Co z biel ...
- Bia a Podle na....
- O, to, to, to!
- Bielsk Podle ny, Bia y Stok i Bia a Wie a – Topór doko czy jednym tchem.
- To jak waszym zdaniem – sejm czy komu z waszych powierzy ? - Stoigniew nadal by jaki
niepewny.
- Tych niewiast niewolnych wi cej za to? - Topór wola mie pewno co do zap aty.

background image

- Wi cej – powiedzia Stoigniew z westchnieniem tak ci kim, e chmur by nim przegna –

westchnienie cz owieka, któremu al odda , ale ju trudno...
Zako czy o si tak, jak tego pragn Stoigniew – Topór si zadania podj i sta o si wiadomym,

e najbardziej ofiarni przy tworzeniu J zora Podlaskiego b

Toporczycy. No, mo e jeszcze Star e

Czy Stoigniewowi by o wolno jeszcze bardziej wzmacnia Toporów w imi wykonania zadania?
Mia nadziej , e w przysz

ci uda si wzmocni nieco inne rody, je eli uczniowie z tych rodów

oka si od Toporów, Star ów i Prawdziców nie gorsi.

Po ród wielu codziennych i koniecznych spraw najwa niejsza si sta a, chocia krótkotrwale,

sprawa nowego ycia. Wis awa wyda a na wiat ch opca i dziewczynk , a Rus an ca kiem do
werwy, do dziarsko ci powróci . Ch opcu nadano imi Piotr, dziewczynka zosta a ochrzczona jako
Helena. Chrzci sam namiestnik patriarchy, a zaszczycili chrzciny swoj obecno ci ksi na wdowa
i najwa niejszy Topór. Ma si rozumie , e byli przytomni tak e wojewodowie, grododzier cy i

odarze. Jad o, miód, wino, ta ce. Hulanka do bia ego dnia, bo rado rodzicieli atwo si go ciom

udziela, je li stosownie im dolewaj i dok adaj .

str.94.
Rozdzia XIV
Na zbój!
Rozpowszechnianie tak zwanych czarnych wiadomo ci zacz o si zaraz po wyje dzie Stoignie-
wa i Zdruzny. Celowa a w tym Alina, lecz inni nie pozostawali za ni w tyle. Czarne wiadomo ci...
To zawdy by a dziwna sprawa – kto komu co powiedzia . Nie wiadomo czy prawd , lecz mó-
wi szczerze, e nie wie czy prawda i dlatego prosi , by dalej nikomu nie powiada .

Gdzie indziej, kto inny te komu powiedzia w zaufaniu tak sam rzecz. Jeszcze inny, w

innym miejscu, komu innemu... Jedna niewiasta drugiej niewie cie, po cichu, na ucho, z dodatkami
od sie-bie, niekoniecznie k amliwymi – po prostu le poj a, zdawa o si jej...
- Tylko nikomu nie powiadajcie, chyba e najbli szym i zaufanym! eby wszyscy byli gotowi,
bo to mo e si wi za z osadnictwem na tych ziemiach. Nie wolno si da zaskoczy , a swoich
synów do tego zdatnych niech ka dy sposobi!
Jakim sposobem Chy anie, Do

anie i Ranowie ze Zwi zku Wieletów i inne plemiona z tego

zwi zku oraz z jego s siedztwa dowiedzia y si , e ksi

Siemowit szykuje wypraw za Odr , by

podbi wszystkich S owian mi dzy Odr a ab . Do Ludwika Deutscha dotar y poselstwa od wielu
plemion z tych ziem z b aganiem o pomoc przeciwko ksi ciu Polski. Ludwik Deutsch uspokoi
pos ów, e jest przeciwny wzmacnianiu tej jakiej tam Polski, która le y gdzie tam na wschodzie
od Niemiec, nie bardzo wiadomo gdzie, ale jak chce podbija tereny marchii, to przeciwuderzenie
ca pot

jest zapewnione, tedy niech Wieleci i

yczanie spodziewaj si rych ego

wyzwolenia przez Niemców od tego napastnika.
Sekretarze Ludwika Deutscha zacz li sporz dza i rozsy

pisma do biskupstw i klasztorów, by

stamt d wysz y kopie do wszystkich rycerzy, baronów i grafów, maj cych sekretarzy duchownych,
zwo uj ce na wypraw dla zaj cia cz ci marchii za Elb i rzek Saale. Wyprawa b dzie jak tylko
wojska niejakiego Siemowita, by mo e poddanego cesarza wschodu, przekrocz Odr i Nys na

ycach, o czym b dzie wiadomo od uciekaj cych stamt d ludzi. Jak tylko uciekinierzy dotr za

Elb i Saal , to wszyscy maj p dzi na miejsca zbiórek pod skrzyd a opieku cze wyznaczonych
dowódców – tu wymieniano jakiego dowódc dla danego miejsca zbiórki i pocz tku marszu dla
zaj cia i urzadzenia jednej z ziem marchii. To zakrawa o na zrz dzenie nieba, bo mieszka cy
marchii sami poprosz o zaj cie ich krainy i pozostanie Niemców dla obrony przed najezdnikiem.
Czarne wie ci potwierdzi y si , bo ludzie z Ustki zacz li je dzi po Pomorzu i a do Wielko-
polski zagl dali, by namawia na wypraw , obiecuj c wielkie korzy ci w postaci nadzia u

background image

niewolnic na wyprawie zdobytych. Szpiedzy Deutscha donie li tak e o obietnicach namiestnika
jakiej Ma ej Polski – te o obdzielanie niewolnicami sz o. A jeszcze na Pomorzu... Tam
naznaczono namiestnika – pierwszego, bo przedtem nie by o! Na pewno idzie o kierownictwo
cz ci tej s owia skiej wyprawy przeciwko S owianom, bo to Pomorze jest po

one dok adnie na

wschód od ziem Zwi zku Wieletów.
Ca kiem nowy namiestnik Pomorza – Barnim, syn Nykona – zosta pouczony, e jego namiest-
nictwo jest po to, eby urz dzi Pomorze. Troch na wzór Niemców, którzy og aszaj nazwanie
jakiej ziemi marchi , mianuj margrabi , a potem on e margrabia i jego ludzie stopniowo, przez
par pokole sprowadzaj z Niemiec osadników, buduj katedry i klasztory, biskupów misyjnych
naznaczaj , aby po wiekach nazwa marchi krain od zawsze niemieck i niemieck na zawsze.
Barnim odda

wiczenie za óg pi dziesi ciu okr tów Sorenie, ojcu odda opiek nad za ogami

w czasie poza wiczeniami, bo pi ciuset m odych, niewy ytych osi ków musia o gdzie pod
dachem oczekiwa na znak do wyp yni cia na wypraw , a czekaj c musia o co przek si , czym
popi , gdzie spa – koniecznie bez bab... A leczenie p cherzy na d oniach i otar od lin czy
chla ni liny w nieusuni

z drogi cz

cia a? Ojciec by do tego najlepszy, a matka mog a mu

pomaga , bo troska nad rodzinnym domem, z warzeniem strawy w cznie ju na s

spad a.

Znaczy – niewolnice i naj ci pracownicy opiekowali si wszystkim rodzinnym, za Mi ka i Nykon
dbali o sprawy ogó u.
Tymczasem Barnim biedzi si nad rozwi zywaniem k opotów z budow nowego grodu i miasta
na po udnie od Ustki. Lgnisto w miejscu budowy by o, rzeka czasem wylewa a i d ugo trwa o
sp ywanie wód do jej koryta. Trzeba by o s upy szykowa , maza je po wierzchu smo i ywic , w
str.95.
ziemi wbija i dopiero na tych s upach k

podwaliny budynków. Nie wsz dzie, lecz w wielu

miejscach to si robi o, a miasto by o w tym miejscu potrzebne, by go ci ca mia kto strzec przed
przejazdem ludzi niepowo anych. Takim wikingom - dajmy na to – miasto i gród mog y utrudni
korzystanie z go ci ca przy przewo eniu i przep dzaniu upów. Niechby sobie znajdowali drog
przez przepastne puszcze. By o coraz pewniejsze, e miasto b dzie si zwa S upsk, jako i stosy
onych s upów, do u ycia przygotowanych , zwano.

* * * * *

Wszystko uleg o wstrzymaniu, kiedy do Ustki przyjecha Druzno ze Zdruzn przy boku.

Druzno d ugo mówi z Nykonem, a nazajutrz na narad zostali wezwani wszyscy szyprowie
okr tów. Na naradzie Druzno pu ci obiegiem ksi

ce wici, ka dy, kto chcia , wczytywa si w

tre pisma, a Druzno tymczasem stre ci rzeczy w tych wiciach najwa niejsze.
- Trzy grupy okr tów poprowadz Barnim z Soren – oni na Ren pop yn , Zdruzno z Alin – dla
nich Wezera jest przeznaczona i Milczek z córk Witw , która jest bieg a w mowie Niemców – dla
nich celem jest aba oraz So awa Nykon po wiadczy wystarczaj

znajomo mowy Niemców u

Aliny i Barnima. W imieniu ksi cia dzi kuj za to,

cie wy i pozostali szyprowie nie zasypiali

gruszek w popiele, dzi ki czemu nauka mowy na czas zosta a uko czona – tako rzek Druzno.
- Ludwik Deutsch - mówi dalej Druzno, zaczerpn wszy powietrza – jest powiadomiony o wy-
prawie na Odr – przeciwko S owianom Nie wie czy przeciwko Wieletom i Obodrytom, czy te
przeciwko

yczanom – niech strze e obu odcinków rzeki przez swoich wywiadowców, którym

podsuwane czarne wie ci. Dlatego Wezera jest najbezpieczniejsza. Stroje dla was spraw-

dza em i uznaj je za dobrze przygotowane Teraz wasi ludzie aduj

ywno i napoje, wy udajecie

si na brzeg i zarz dzacie odbicie okr tów. Baczcie, e zapowiadam burz i przypominam o kie-
runku na Gwiazd Pó nocy.
Opuszczali sal grupkami. Nie obesz o si bez gderania i z ych oskar

. Oto Druzno swego sy-

nalka, Zdruzn , na najbezpieczniejsz rzek wyznaczy , a doda mu on drugiego swojego synalka.
Tak wygl da troska o dobro ogó u, e dba si o dobro w asne i swoich najbli szych. aden z gde-
raj cych nie dopuszcza do siebie my li, ze on nie poradzi by zadaniom, które musi wykona
Zdruzno – ka dy o sobie mniema, e innym nie ust puje. Tylko najm drsi powiadaj :
- Nie jestem a tak g upi, eby o sobie mniema albo nie mniema ...
Odbijanie odbywa o si przy wyj cej muzyce, zaczynaj cego si sztormu. Po pokonaniu na wio-

ach fal przyboju, wszystkie okr ty stawia y trójk tne agle i przy bocznym wietrze z zachodu

gna y na pó noc z wichrem w zawody. Oj, by to widok nad widoki – by o na co popatrze i co

background image

podziwia , a Sorena omal nie powiedzia a, e w nast pnej wyprawie wikingów zastosuje po dwa
trójkatne agle zamiast jednego prostok tnego. W por sobie przypomnia a, e ona teraz ju nie do
wikingów nale y.W miar t

enia wichru, okr tów pod aglami ubywa o – pewno by o to

wynikiem zró nicowanej odwagi szyprów, b

te zró nicowania ich rozwagi. Samoistnie robi

si ze stada bia ych p ócien, niby mewy gnaj cych na erowisko, szyk torowy, je li takim szykiem
mo na nazwa ustawienie okr tów jeden za drugim w odleg

ci granicznej dla widoczno ci, a

wnet ta granica zosta a przekroczona i okr ty p yn y pojedy czo. Jeszcze tylko Barnim nie wyda
nakazu zrzucenia agli. Znacznie wyostrzy do wiatru i okr t pochyli si na burt , zdawa o si , e
pr dko ro nie, cho przecie pod wiatr nie da si posuwa tak samo pr dko jak z pó wiatrem. Bez
nakazu, kiedy Barnim spowodowa

opot agli, zosta y one opuszczone, zwini te i obwi zane

linkami. Wszyscy wio larze ci gn li teraz równo, na pó mo liwo ci, d ugie wios a, a Barnim
ustawia okr t pod fal , co - na razie - by o równoznaczne z ustawianiem pod wiatr. Sorena
pomy la a o kresie wytrzyma

ci wio larzy. Wtedy wios a nie nadadz okr towi pr dko ci... Czy

fala nie wywróci okr tu, ustawionego do niej bokiem? A bez pr dko ci wios o sterowe staje si
bezu yteczne... Z wi-kingami przy takiej pogodzie skr ca o si do brzegu i burz przeczekiwa o. A
oni... a my wyszli my przy zaczynaj cej si burzy... Brak do wiadczenia? Chojractwo? A mo e
wi ksze jeszcze umie-j tno ci ni u Normanów? Niby ich wiczy a, lecz – przecie – nie w

eglowaniu.

Nadchodzi wieczór, stawa o si mroczno, sztorm nie zel

, raczej si nasila . Rozko ys by tru-

dny do zniesienia – pod górk , na szczyt fali i potem zjazd w dolin ... A

dek przy tym zje dzie

podchodzi do gard a, a w

adku du o nadtrawionego pokarmu... B

wymiotowa ? Ile mo na ta-

str.96.
kiego pod

nego hu tania wytrzyma ?

Nadszed zmierzch. Bryzgi wody chlusta y do wn trza tego okr tu, który – na dobr spraw –
by wielk szalup , mog

ud wign ze siedemdziesi cioro ludzi, je li pogoda na to pozwoli.

Deszczysko, siek ce po twarzach, uzupe nia oby niedostatek wody, gdyby nie to, e wody stawa o
si za du o. Za oga, bez komendy, bo kto przekrzycza by ryk morza i huk wichru, rozpocz a
wylewanie wody na zewn trz. Drewniane opaty zagarnia y na jeden raz z pó wiaderka wody.
Wylewa o t wod czterech, bo wi cej opat nie by o. Chwiali si nierzadko, cz sto padali na
kolana i wtedy woda z opat tryumfalnie wydawa a chlapni cia o dno, burty i t wod , która jeszcze
sta a na dnie okr tu, je li t hu taj

si mi dzy burtami sadzawk mo na nazwa wod stoj

.

Tych chlapni nie by o, przecie, s ycha – to musia a by scena bezd wi czna w tym ha asie, przez
natur powodowanym, a jednak Sorenie si zdawa o, e s yszy znajome chlap... chlust...prast...
Dwóch wio larzy wydosta o sk

wielkie wiadro ze smo owanego, grubego p ótna. To wiadro

mia o zmy lne wi zanie u wylotu – krótkie liny tworzy y w tym miejscu sto ek, uwi zany do liny

ugiej. Wio larze drugi koniec tej d ugiej liny zamocowali do elaznego haka na rufie. Sorena

dopiero teraz zauwa

a ten hak – na jej okr cie takiego nie by o, a na tym langskipie... A mo e i na

jej okr cie teraz taki hak zamocowano?... P ócienne wiadrzysko zosta o wyrzucone za ruf . Dwa
podrzucenia wiadra przez fale i ju w rodku by o pe no wody. Dlaczego to ótno nie tonie? Mo e
w rodku jakie drewno zamocowali?... Lina napr

a si , snad wiadro ci gn o okr t w ty ,

jednocze nie ustawiaj c go dziobem do fali... Przed zmrokiem Sorena widzia a jeszcze uk adanie
wiose , w cznie z wios em sterowym, uk adanie na dnie drewnianych drabinek, na nich k adziono
tobo y. Na tobo ach k adli si wio larze i nakrywali aglami. No, tak – agle s

ywicowane, tedy

woda b dzie po nich cieka ... A wylewanie wody z dna?...
Dwóch wio larzy uj o drewniane opaty i w wyobra ni Soreny ozwa o si – szszur, chlust -
szszur, chlap – szszur, prast... Barnim uj j za okie i skierowa ku belom z aglami na wierzchu.
Ostatnie, co zobaczy a przed nakryciem si p ótnem, to by poziom wody na dnie, który
utrzymywa si na niezmiennej wysoko ci. Zasn a przy Barnimie, jeszcze w pe ni podziwu dla
tych eglarzy, którzy i w wios owaniu, chyba, przewy szali wikingów.
Obudzi a si o wschodzie s

ca. Niebo nadal pokrywa a bura opo cza z chmur. Fala i wiatr nie

by y mniejsze ni wczoraj. Ale nie by o deszczu! Teraz chlusty wody przez burty i dziób,
wywo ywane przez fale, ci te dziobem nie zawsze skutecznie, kiedy grzywy wznosi y si bardzo
wysoko, wydawa y si drobiazgiem. Tylko troch tobo ów, te na których ona le

a i norma ski,

pro

background image

stok tny,pasiasty agiel, którym by a przykryta – tylko to nie by o sprz tni te. Reszta le

a na

swoich miejscach, na maszcie sztywni y si lekko wyd te, mocno napi te agle. Z lewej strony ma-
jaczy zarys brzegu. Okr t gna z pó wiatrem niby szalony ko . Dwóch wio larzy przy linach czuj-
nie patrzy o na agle. Barnim z nat

eniem napiera na wios o sterowe - musia o nie by lekko z

utrzymaniem kierunku.Rzuci na ni przelotnie okiem i u miechn si ca kiem zwyczajnie. Ot, m
przy pracy, ona mu si pokaza a, on jej pos

mi y u miech... Chyba okr t idzie na po udnie, bo

wstaj ce s

ce wida na lewej burcie...

Wio larz poda jej j czmienny chlebek, raczej placek okr

y, oraz zimne mi siwo. Smaczne!

Rozgl da a si po zjedzeniu i podano jej kubek piwa. Przyjemne! Mo na tak p yn d ugo, kiedy
sen pod przykryciem osuszy cz eka z deszczu, ciep o cia a zatrzyma przy niej, ukochany by przy
niej ca noc, deszczu nie ma, burty zas aniaj od wichru. Ech, trzeba Barnima przy sterze zast pi .

Odda r koje wios a bez oporu. Usiad na awce blisko niej, gotów w ka dej chwili pomóc,

gdyby nie poradzi a naporowi wiatru i wody na ci kie wios o sterowe. Uwalnia j od pracy przy
sterze tylko na posi ki, wio larze sami zmieniali si przy linach od agli,jeszcze jeden pe ni stra
na oku, to jest na dziobie okr tu, co by o konieczne ze wzgl du na zas anianie widoku sternikowi
przez rozwini te agle. Wieczorem wio larze roz

yli tylko cz

tobo ów i nakryli je grubymi

derkami z we ny. Sorena poj a, e tej nocy na okr cie dwaj wio larze b

bez przerwy pilnowa

agli, a trzeci b dzie sta ma oku. A przy sterze? Barnim niedwuznacznie wskaza jej tobo y.

Zrozumia a, e on b dzie przez ca noc sterowa . Postanowi a dopilnowa , by jutro w dzie
odespa t ci

nocn s

, nakry a si derk i usn

.

Dwie i pó doby takiej eglugi ze sta ym kursem na po udnie doprowadzi o do zoboj tnienia

str.97.
za ogi okr tu. Wszyscy pe nili s

na zmiany, najd

sze by y zmiany sterników – Sorena w

dzie , Barnim w nocy. Zdawa o si , e wnet ludzie zamieni si w nieczu e kuk y nakr cane jakim
dziwnym przyzwyczajeniem do spania, wstawania,ci gni cia lin,wypatrywania przeszkód na
kursie, przygotowywania i spo ywania posi ków... Najgorzej by o z opró nianiem cia a z
niestrawionych resztek pokarmu i z moczu. M czy ni umieli to robi na burcie, ale Sorena...
Okaza o si , e kto pomy la i o niej –Barnim pokaza jej nocnik,a ona stara a si za atwia
potrzeby naturalne w nocy, tu przy Barnimie. Pewnego razu zauwa

a topornie wykonany

pos ek, zwieszaj cy si na lince z boku bomu. Postanowi a zapyta Barnima o t posta z
roz

onymi na boki r kami, kiedy tylko zrobi si ciszej i spokojniej. Podejrzewa a, e to jaki

talizman, chocia w dzie Barnim co jaki czas zdawa si z po

enia tego pos ka co

wyczytywa .
Po rzeczonych dwóch dobach i jeszcze jednym dniu, tu przed zmierzchem oko zawo

o, e wi-

dzi na kursie l d. Barnim przej od Soreny ster, okr t skr ci w stron l du, wio larze poluzowali
liny, oba agle wyd y si w wielkie balony i sta o si cicho – szli do l du z pe nym wiatrem, od ru-
fy by o s ycha nieg

ne syczenie wody i by o wida doganiajace okr t i p kaj ce b belki powie-

trza oraz pr dsze od okr tu fale, podchodz ce agodnie pod ruf , unosz ce okr t na tyle wysoko, e
prze cigaj cy go grzbiet fali nie wlewa si do wn trza.
- Jeste my na wprost miasta Dunów, zw cego si Halde – powiedzia Barnim. - Tu jest kawa ek

askiego wybrze a. Uwaga przy aglach – b dzie zwrot przez ruf – wjedziemy kawa na pla , bo

fala jeszcze bardzo wysoka. Tu poczekamy na reszt naszych okr tów. Zaraz drewna zbiera , las tu
niedaleko brzegu, i ogie niewielki rozpala . Zaraz noc – inni musz widzie nasze ognisko. Jak ich
tu nie przywabimy, to jutro czeka nas ci ka orka ze spychaniem okr tu na wod .
Sorena s dzi a, e t noc wypadnie jej pe ni stra oka, bo przy tym wietrze, przy takiej fali po-
zosta e okr ty b

przybija przez ca noc, a mo e i d

ej. Pomyli a si – nikt jej nie budzi ,

kiedy za sama otworzy a oczy - by ranek, na pla y sta o, pochylonych na burty, szesna cie
okr tów. Jedne bli ej wody, inne dalej, a najdalej jej i Barnima okr t, przy którym krz ta o si
kilkunastu wio larzy. Przynosili z lasu okr

e pnie redniej grubo ci, przecinali je mieczami na

króciaki i uk adali przed dziobem okr tu. U

yli te okr glaki na odcinku nieco d

szym od

langskipa. Potem wezwali na pomoc innych wio larzy i jej okr t raz-dwa zosta ustawiony na
okr glakach. Pchanie sz o nie atwo, lecz nie a tak trudno jakby miano ci gn i pcha ten wielki
ci ar po piachu bez u ycia rolek. Kiedy ko czy si odcinek z u

onymi wspomagaczami, dwóch

wio larzy chwyta o pniak zza rufy okr tu i biegiem przenosi o go przed dziób.

background image

Po niadaniu i wygaszeniu ognisk doko czono wodowania i zapakowano wszystko mi dzy bur-
ty. Sprawne wsiadanie nie zaj o wiele czasu, lecz by o zwi zane ze zmoczeniem si co najmniej do
pasa, licz c od do u. Barnim powiedzia z u miechem, e to zast pi poranne mycie i pranie zawijek
biodrowych, które by o ju czu , je li wiatr akurat s

za donosiciela zapachów i smrodów.

- Teraz b dzie eglowanie w szyku torowym – Barnim znowu si u miechn – przez pi dni.
- Czy okr ty Zdruzny i Milczka te tak sprawnie... - Sorena zdumiewa a si tym, e po sztormie,
po utracie z pola widzenia innych okr tów, wszystkie one znalaz y si w jednym miejscu po tak
krótkim czasie.
- Tamte okr ty inaczej eglowa y – powiedzia Barnim. - My mamy najdalej, to my gnali poje-
dy czo na z amanie karku, znaj c wszyscy przybli one miejsce spotkania po burzy. W szyku
torowym b dziem refowa

agle, aby inni mieli mo liwo doganiania i pozostawania nieco dalej

z ty u. Od tej chwili egluga b dzie wolniejsza, bo tylko przy bryzie. Tamte okr ty akurat dojd na
swoje miejsca razem z nami i zaczniem owy jednocze nie. Przygotuj te krople uspokajaj ce od
ojca, bo teraz wszyscy b

wypocz ci i...

- Nie dam - powiedzia a Sorena -to drogocenny towar i ja co umy li am... A naszym wio la-
rzom zapowiedz, e potrafi si broni , a nawet za po dliwe spojrzenie mo e by co bardzo bol -
cego, eby nie mówi o przypadkowym pozbawieniu zdrowia lub ycia w obronie w asnej...
- Ja im raczej dam mo liwo wy ycia si przy wios ach – powiedzia Barnim, a Sorena pomy-

la a e Barnim weseleje na morzu, bo znowu si u miecha .

* * * * *

Jego Dostojno , biskup Xanten, mia zwyczaj przechadza si po obiedzie, maj c przy sobie

str.98.
piecz metalow , bo podejrzewa – przed wielu laty to podejrzenie mia o pocz tek - e jeden z
duchownych kanoników, bardzo uczony zreszt i wr cz w otoczeniu biskupa niezb dny – ma upo-
dobanie do wypisywania nada dla swoich pociotków i piecz towania ich ow piecz ci . Ka dy
odcisk owej piecz ci honorowa , nawet samemu biskupowi nie wypada o twierdzi , e odcisk na
stopionym wosku wykonano wbrew jego woli. Biskup by bardzo dumny ze swojej przebieg

ci –

nie musia oddala od siebie m drca, a jednocze nie przechytrzy go, uniemo liwiaj c u ytkowanie
piecz ci, cudzym kosztem,cz owiekowi o wielkiej i przydatnej m dro ci,a bardzo szkodliwej,ma ej
odporno ci na pokusy. Biskup nie przewidzia , i pociotkowie mog podpowiedzie m drcowi ule-
ganie pokusom przez zastosowanie swojej wiedzy. Na przyk ad przez sprzedanie wiedzy o zapo-
biegliwo ci biskupa zwi zanej z piecz ci i o jego przechadzkach...
Naprzeciwko biskupa sz o czterech kleryków. Uk onili si biskupowi nisko, a kiedy ko o nich
przechodzi , nieoczekiwanie wiat o dnia zas oni a mu narzucona na niego czarna p achta, a jaka

ka uniemo liwi a nie tylko wydanie okrzyku, wzywaj cego pomocy, lecz nader utrudni a zaczer-

pywanie powietrza, a bez tego traci si oddech. Pó przytomny, zwi zany biskup znalaz si mi dzy
burtami okr tu, a kiedy nieco oprzytomnia i zdj to ze ow czarn zas on , ujrza prostok tny,
pasiasty agiel, a przy wios ach m ów w skórach i he mach z rogami tura. Przy sterze m , ko o
niego niewiasta – te w skórach i he mach. Z ty u, na rzece, szesna cie innych okr tów z
pasiastymi aglami. Biskup uda si w my lach po pomoc nieba i szepta spopiela ymi wargami
pro by o ratu-nek, bo w tpi w zap acenie okupu przez króla, papie a czy zespó kanoników,
mog cych potrzebn kwot zgromadzi przez ebranin . Wyda o mu si , e kanonicy mogliby
znale wielkie pieni dze w skórzanej kalecie, a Pan ju sam wie – jakiej sumy wikingowie
za daj . Tymczasem...
- Jego Dostojno jeno podpisze i opiecz tuje rozporz dzenie biskupa Xanten w sprawie udania
si do Skandynawii misjonarek,bo Normanowie pragn pozna wiar w Boga Jego Wielebno ci - to

nie us ysza – wypowiedziane jakim narzeczem niemieckim – biskup - i uzna to za nieomal

cud ratowniczy.

- Dlaczego nie w pa acu? - o mieli si zapyta , wpatruj c si w czubek wielkiego no a,

po yskuj cego srebrzy cie w odleg

ci zaiste niewielkiej od biskupiego gard a.

- Zale y nam na po piechu – us ysza odpowied .
- To nie jest porwanie? - znowu o mieli si zada pytanie.
- Porwanie misjonarek? One, mniemam, ch tnie na misj wyrusz , tym bardziej, ze ich biskup

dzie to zaleca , a potem pozostan u nas, bo kraj nasz rozleg y, a nieochrzczonych wielu.

background image

Dalszy przebieg misji zabierania, usadzania, ywienia i wys uchiwania g

nych pie oraz

modlitw m odych zakonnic nie ulega zak óceniom. Siedemset siostrzyczek kornie podporz d-
kowa o si misyjnemu powo aniu,a biskup postanowi zastosowa wobec innych wspó braci w
wie-rze wybieg w postaci przemilczenia wydarze podczas swojej okresowej nieobecno ci w
pa acu i w jego pobli u. W yciu ka dego cz eka zdarzaj si chwile, ze gotów wszystko rzuci i
uda si w odludne miejsce dla przeprowadzenia rozwa

. Czy mo na odmawia

cz owiecze stwa bisku-powi? A biskup istotnie rozwa

nieustannie sposoby ukr cenia ba

swojej zale no ci od nieucz-ciwego m drca, bo biskup g upi nie by i domy li si – kto go
wystawi owcom duchownych osób. Wiadomo, e biskup oddzieli z y czyn od osoby sprawcy,
lecz nawiedza a go pokusa ca kowitego oddalenia mo liwo ci pope niania podobnego czynu. A
jedynym, pewnym tego sposobem by oby schowanie sprawcy par stóp pod ziemi , gdzie
oddycha nawet ywi nie mog ... A kto nie oddy-cha – ten i knu nie jest zdolen.
W Ustce misjonarki zosta y poprowadzone do wielkiego ko cio a z krzy em na wie ycy. Tam
Druzno, w szatach pontyfikalnych, odprawi nabo

stwo dzi kczynne za szcz liw podró i wyg-

osi nauk o pos usze stwie, o ssaniu dwóch matek przez pokorne ciel i o zas ugach przed Panem

za wytrwa

w pracy misyjnej, nawet je li nawracany splugawi, wykorzysta, ulegnie pokusie.

By o tak e o oddzielaniu z ego czynu od osoby sprawcy, co zakonnice zdawa y si pojmowa , bo
kiwa y g owami, cho tylko acina Druzny by a niez a, za niemczyzna tr ci a staro wiecko ci .
Có , jak kto z dawna na misjach przebywa , z dala od kultury i mowy niemieckiej...
Misjonarki mieszka y na jednym z podgrodzi. Cz sto przybywali ch tni do nawracania, a mo e
tylko do plugawienia, bo przebierali w misjonarkach jak w ul ga kach. Niektórzy przytaczali
powie str.99.
dzonko, e darowanemu koniowi nie zgl da si w z by. W ka dym razie podgrodzie zamiesz-
kiwa o coraz mniej misjonarek, a wreszcie przysz a pustka pomieszcze i ich t sknota do s

enia

ludziom – mo e innym misjonarkom, mo e komu innemu...

* * * * *

Sorena dosta a przed wyp yni ci m wielk

giew cieczy uspokajaj cej. Nykon, wr czaj c gli-

nian

giew, zapewnia , e wystarczy ka demu wio larzowi, raz na pi dni, trzy krople tego

ynu do piwa lub innego napitku doda , a z m skimi chuciami na okr cie b dzie spokój. By do

tego gliniany lejek, by czerpak... Brakowa o Sorenie ma ych gieweczek, bo chcia a ten p yn
sprzeda-wa podczas podró owania Renem do s ynnej ska y z Lorelei, jeszcze s ynniejsz , na
dodatek. Tak mia o si mówi spotkanym przygodnie ludziom, którzy akurat ujrzeliby obóz
kupców, maj cych jeno kupowa , gdyby kto bardzo si upiera , e kupca poznasz po kupowaniu..
Sorena ten zamiar poszerzy a i po czy a z wybiegiem, który nazwa a – strojnisie.

W pierwszym, napotkanym zaraz przy uj ciu Renu, mie cie kupi a na targowisku wiele tych

giewek z zatyczkami i za da a obozowania a do chwili nape nienia wszystkich butelczyn owym

ynem. Potem okr ty – tylko dziesi – zatrzymywa y si przy jakim mie cie na brzegu Renu.

Kupcy zaopatrywali si w ywno i napoje, a przy sposobno ci oczkowali na podwiki i niewiast-
ki. Je li by o ich wiele i by y niebrzydkie, to zarz dzano jeszcze jeden dzie postoju i Sorena sz a
na targ z pomocnikami, nios cymi kosz giewek. Kiedy jaka niewiasta pyta a o sprzedawany
towar, Sorena przycisza a g os i powiadamia a w tajemnicy, e ona ze swoim mia a k opot, kiedy z
domu wyje

, bo to ch op- wiadomo – ka

dzir poza domem gotów uzna za wart grzechu.

- I ja – ko czy a zwierzenie Sorena – wymy li am na to lek. Trzy krople do napoju i przez pi
dni ch op ani si za bab nie obejrzy. Przed wyjazdem mu do piwa, dajmy na to...
Potem, po zapytaniu o cen , Sorena zostawia a gieweczk na prób , nie bior c adnej zap aty.
- Teraz jedziem ujrze miejsce s ynnej Lorelei – mówi a. - Przy powrocie dacie troch

ywno -

ci, je li wam lek dobrze pos

y. A dodatkowo b dziem tanio sprzedawa korale z jantaru. Powiem

w zaufaniu, e im adniejsza dziewka i nie stara, tym dla niej korale ta sze. Ale jakby cie cór ...
Po-tem ona mo e wam korale odda i b dziecie je mie tak tanio jakby cie m ódk na powrót si
stali. Sprzeda te mo ecie z zyskiem... Jeno to nie maj by dzieci, bo ja tego nie sprzedaj , a
ch opstwo wiadomo, e dla nich niewiastka musi by m oda, adna, musi mie na czym usi

i

czym oddycha . Oni wedle tego cen ustalaj . Mo e po yczycie jak z innej miejscowo ci...
Zap aci takiej za par chwil przedstawiania si jako zamo na dziewka... Zreszt i sama
mogliby cie dla siebie... Ja bym wam tanio policzy a. Jeno te przebrzyd e ch opiska...

background image

- Gdyby cie mieli co i dla mojego... On by yczliwiej patrza na zakup dla mnie, gdyby i jemu
co ... On lubi narz dzia, co z broni lub uzbrojenia... - Niemka badawczo spoziera a na Soren .

W ten sposób i niektorzy m czy ni zostali dobrze usposobieni do kupców, otrzymawszy na

prób rogaty he m albo toporek. Wszyscy dowiadywali si , e w Skandynawii pog oska si
rozesz a, i w górze Renu, jako tak na przedgórzu Alp, ci podli Waregowie koloni tajn za

yli.

- Trzeba bardzo uwa

– mówi a na po egnanie Sorena – bo te zbóje nam spokojnym kupcom

wstyd przynosz . Nie mo e wasz król tych z oczy ców w onych Alpach pochwyci ? Nikt mu nie
donosi o owej kolonii?
Przy powrocie Sorena musia a nas ucha si pochwa i zachwytów. Ten cudowny lek dzia

! A

he my pasowa y jak ula Ile trzeba za to zap aci i dlaczego tak drogo? Czy mo ecie do jutra
zosta , bo my te niewiastki... No, na jutro rano by by o sporo...

Kupcy rozbijali obóz na drugim brzegu rzeki, jeszcze nie bior c zap aty za lek i uzbrojenie.

Nas-t pnego dnia po po udniu jeden okr t obraca kilka razy przewo c do obozu niewiastki,
chcace uzyska korale.
- Ile maj wzi pieni dzy? - pytali starsi mieszka cy miasta i dowiadywali si , ze to dopiero
potem. Niech poogl daj , poprzebieraj . A rano si przewiezie z powrotem i poda cen .
- Niewiastki same po ród tylu m ów? Na noc? To niemo ebne – mówili starsi.
- Po tych kroplach? - Sorena rzuca a porozumiewawcze spojrzenie starszym niewiastom, które
pozna y pot

leku i m owie wnet ulegali zapewnieniom on, e dziewkom nic nie grozi.

Nast pnego dnia mieszka cy miasta z niedowierzaniem patrzyli na pusty przeciwleg y brzeg,

str.100.
Liczba okr tów kupieckich zmniejsza a si stopniowo o te, które na bie co przewozi y strojnisie
do Ustki. Tam, na bie co, odbierali je m owie, którym przyznano przydzia . Prawie sto pojecha o
do Ma opolski, bo Stoigniew mia w przydziale pierwsze stwo.
Okr t Barnima i Soreny ju nie mia pe nego adunku, bo przewo enie dziewoj na drugi brzeg,
na którym nikt nie obozowa , wzbudza oby wielkie podejrzenia. Tedy ten ostatni okr t po prostu
wzi grup strojni na przeja

po rzece i ju z tej przeja

ki nie wróci . Za to na tym, niepe

nym, okr cie powraca o si wygodniej, bo lu niej by o i mniej g b do wy ywienia oraz do
wydalania, a przybijanie do brzegu by o w tym celu nieodzowne, za zw oka by aby d

sza przy

liczniejszej grupie, szukaj cych zas ony przed niepowo anymi oczami podgladaczy. Podró
powrotna by a urozmaicana przekonywaniem strojni , e czeka je wietlana przysz

w kraju

lepszym od macierzy, przy boku ch opa, którego mo na owin dooko a ma ego paluszka, sto razy

atwiej ni li ka dego Niemca. Jak kto nie ma lepszego wyj cia, to i taka nadzieja mo e mu przy-

nie w trudnym po

eniu ulg .

* * * * *

Mo na broni przekonania, e k opoty dziel si na takie, które wynikaj z niedostatku czego
oraz na takie, które si rodz w razie nadmiaru. Nie wiadomo które s dotkliwsze.
Milczek wymy li sobie, e najpierw poprowadzi swoje okr ty w gór

aby, zachowuj c si po

bo emu, a dopiero powrót z pr dem b dzie si odbywa pod pasiastymi aglami i w strojach wikin-
gów – wielkich porywczy niewinnych podwik i niewiastek. Po drodze pod pr d – to jasne –
zobaczy si gdzie i ile towaru da si zrabowa , aby podczas powrotu dzia

na upatrzonego, wi c

szybciej. Dla wi kszego bezpiecze stwa
Milczek nakaza p yni cie w gór

aby przede wszystkim w nocy, bo po co w azi w lepia jakich

ludzi króla Ludwika Deutscha, to jest pogranicze – z zachodniej strony aby s ziemie, nale ce do
Niemiec, na wschodnim, wy szym brzegu maj swoje dziedziny S owianie, jeszcze nie wiedz cy,

e yj na terenach marchii.

Taka przynale no dwóch brzegów aby do ró ych w adców i ludów ogranicza a do po owy
mo liwo po owu materia u na przysz e matki-Polki, albo przynajmniej matki Polaków. To by
niedostatek. Za z drugiej strony u uj cia aby by nadmiar wody. Gdzie na po udniu musia y
pada d ugotrwa e deszcze i aba stara a si nadliczbowe wody odprowadza do morza, a z drugiej
strony wiatr wia na po udnie i nap dza w lejkowate uj cie rzeki masy wody morskiej. Nadmiar
wody wylewa si na boki, podtapiaj c szerokie po acie ziemi po zachodniej stronie. Ten stan rze-
czy uniemo liwia trzymanie si blisko niemieckiego brzegu, aby cho s uchem i zapachem mo na
by o si kierowa przy rozpoznawaniu miejsc wielkich osiedli ludzkich. Bo oczy w nocy nie

background image

bardzo nadaj si do wyszukiwania owych osiedli, wszak tylko wieczorami wiat a wida we
wszystkich miastach, a potem wsz dzie ciemno cho oko wykol.
Tedy okr ty grupy Milczka p yn y niejako w ciemno – w nieznan przysz

, w nieznan dal,

nie tyle sin , co mokr , bo i z nieba deszczu nie sk pili. Ciemno, mokro, mudnie, bez widoków na
wielkie powodzenie. No, i strasznie d ugo a mozolnie, bo i wios a cz sto trzeba by o w cza do na-

du. Dobrze, e mo na by o chowa si na dzie przy tym s owia skim brzegu, le, e to by

brzeg niezdatny do uprowadzania stamt d kogokolwiek – powiedziano: – S owian nie tykaj!
Przyjdzie wraca z niczym, na sromot i szyderstwa si nara

?

Jako dotarli do miejsca, w którym do aby mia a wp ywa So awa. Jednak gdyby nie ten

wyso-ki brzeg s owia ski, rozpoznanie miejsca po czenia dwóch rzek by oby niemo liwe i – by
mo e – pop yn liby dalej w gór

aby, bo i na wschodnim brzegu by yby rozlewiska,

uniemo liwiaj ce znalezienie jakiegokolwiek koryta rzeki, g ównego jej nurtu. I nie by oby przy
brzegu S owian, którzy ochoczo powiadamiali o wydarzeniach w Niemczech. Wed ug tych ludzi
najwa niejsza w okolicy So awy by a powód i król Niemiec stara si zebra flot dla ratowania
powodzian, dobytku powodzian i maj tku króla, który na niedawno zaj tych po S owianach
ziemiach mia mo -liwo ci uw aszczenia siebie du cz ci zdobyczy. Od tych yczliwych

owian Milczek dowie-dzia si o rozmieszczeniu królewszczyzn i nowa my l za wita a mu w

owie. Nakaza zdj cie norma skich strojów i mianowa sam siebie ratownikiem ludzi króla

Ludwika. Jego okr ty myszko-wa y po powodziowych p yciznach i zbiera y ludzi z drzew, dachów
i pagórków. Starszych i po-wodzian p ci m skiej odwo ono na s owia ski brzeg. M ode niewiasty

adowano osobno na okr ty,

str.101.
które po przepe nieniu odp ywa y w stron domu. Powodzianki s dzi y, e b

p yn krótko –

mo e do najbli szego miasta, nie wypada o wyprowada ich z b du i st d przepe nienie, bo to
tylko na krótko. Powodzianki rozumia y inaczej s owo dom ni za ogi okr tów, rozumia y
naprawd , bowiem prawie po owa z nich to by y S owianki – dawne wolne mieszkanki Zaso awia,
a teraz pod-dane niemieckich feuda ów, b

nawet niewolnice. Od tych S owianek, znaj cych

mow niemiec-k wszystkiego dowiadywa y si Niemki – one te rozumia y s owo dom inaczej ni
za ogi okr tów
Ró nica w pojmowaniu stawa a si jasna tu po mini ciu pierwszego miasta. Wtedy S owianki
dowiadywa y si o podró y do Polski i to na zawsze. One – wiele z nich – raczej si tym nie
przejmowa y – ot, niepewno c zwi zana z nowym miejscem pobytu, z nieznanym m em, którego
pozna si za pó no, to jest los szcz cia lub nieszcz cia . Gorzej by o, kiedy o swoim przysz ym
losie dowiadywa y si Niemki. Próbowa y dawa wyraz swojemu przera eniu i niezadowoleniu
poprzez wrzaski i gwa towne ruchy. Wtedy k opotliwy nadmiar adunku przeistoczy si w stró a
spokoju, bo okr t zaczyna si chybota , przez burty zaczyna a si wlewa woda i nast powa
bezruch – okr t zaczyna wygl da jakby wióz martwe kuk y albo niewiasty z pora eniem ruchu.
Ze s owia skiego brzegu lecia y ku okr tom yczliwe s owa i powiadomienia. Wszystkie za ogi
po kolei s ysza y rzecz najciekawsz – Milczek zmniejszy za ogi do pi ciu wio larzy, na tych
okr tach, które jeszcze mia przy sobie, a pozosta ych pi ciu skierowa do ratowania stadnin króla
Ludwika – pi set koni ze stajen królewskich pod

o przez ziemie S owian Przy abskich w stron

Polski!
Pó niejsza wiadomo dotyczy a tego, e S owianki na okr tach pomagaj Polakom we wszel-
kich pracach oraz w pilnowaniu Niemek – wi

je na l dzie, karmi , obmywaj i pocieszaj .

By a i wiadomo gro na – król Ludwik jako pozbad , e jest rabunek ludzi i jego flota czeka
na porywaczy przy uj ciu aby! Mo liwe jest szukanie kolonii wikingów przy ród ach aby.
- Kierujcie si na Lubic ! - to by o podanie pomocnej r ki, gdyby kto nie wiedzia , e od aby
przekop jest, którym poprzez port w Lubicy wychodzi si na Ba tyk, zostawiaj c Pó ostrów Jutlan-
dzki po lewej r ce. Z Roztoki za , ju tylko przy brzegu, z bryzy korzystaj c - za par dni Ustka.
Tu przed wej ciem w rzeczony przekop ostatni z okr tów z szyprem Milczkiem mia postój dla
za atwienia sprawy u

niania s owia skiego brzegu przez kop branek – powodzianek. Jak zwykle

sz o opieszale, bo niewiasta, nawet jak w krzaki wejdzie, to jeszcze musi z kucek wsta i czujnie na
wszystkie strony si poobziera . A jakby najmniejsz w tpliwo poczu a, to gotowa innego miej-
sca szuka . I wtedy okaza o si , e od uj cia aby p ynie ku temu miejscu postoju du a flota. Praw-

background image

dopodobnie ta flota Ludwika, która mia a czeka przy uj ciu. Milczek prosi o po piech,
nawo ywa , j cza , a Niemki jakby zamurowa o. Najwidoczniej zwietrzy y blisko wyzwolenia i
postanowi y udawa zatwardzenie. Wtedy jeden z wio larzy, wysoki na ponad siedem stóp, chwyci
dwie Niemki za w osy, uniós je jak szczeni ta i niós w stron okr tu. Wrzeszcza y z bólu, lecz on
zdawa si nie s ysze . Milczek zdo

te dwie przekrzycze – zagrozi , ze ten wielkolud zaraz po

inne dwie pójdzie. Nagle wszystkie Niemki pozby y si trudno ci i biegiem rwa y na okr t. Ten
wielkolud usiad na awce dla wio larza i nadawa pr dko ruchów pozosta ym czterem. Na
wolnych awkach zacz y siada po dwie S owianki, niezdarnie odtyka y dulki, lamazarnie
wydobywa y z przybur wios a, nierówno wk ada y je w dulki i zaczyna y ci gn w zanurzeniuu,
wydobywa z wody, odpycha w powietrzu, zanurza i znowu ci gn , Niby tylko dziesi
niewiast, istot s abych i nieporadnych, a okr t jednak troch przy pieszy . W posuwanie okr tu do
przodu wda si korzystny wiatr, wydymaj cy agiel w pasy. Na brzegu pokazali si woje na
koniach i za dali opowiedzenia si .
- Okr t ksi cia Polski, Siemowita! - odkrzykn Milczek.
Konni pop dzili do miejsca,w którym przekop odchodzi od aby. Tam akurat okr ty Ludwika
wchodzi y w wi ksz pr dko – sko czy o im si wios owanie pod pr d. Polecia o ku nim par
oszczepów i nieco strza z uku. Niemcy zawrócili. Okr t Milczka dobi do Wybrze a Zbawców –
tak ten brzeg nazwa a jedna ze S owianek, siedz ca i wios uj ca przed wielkoludem. Ona odwróci a
twarz, bardzo pi kn ,chocia czerwon z wysi ku przy wios owaniu.
- Jestem Roksana – powiedzia a – a ty?
- Okruszek – powiedzia wielkolud.
str.102.
Odwróci a si ta druga S owianka siedz ca obok Roksany.
- Wiesz jak si nazywam? - spyta a Okruszka.
- Roksana? - powiedzia to niepewnie, bo zobaczy t sam twarz, co przed chwil .
- To moja bli niaczka, a ja jej – powiedzia a ta druga. - Ja zw si Ludmi a. A tam – wskaza a
dziewczyn w pobli u rufy okr tu – jest nasza siostra, Bo ena. Ty by nas obie wzi za ony?
- Nie wiem czy dostan – powiedzia Okruszek - ale ch ci mi nie brak.

- Bo ena! - Ludmi a stara a si zwróci na siebie uwag trzeciej siostry, a ta trzecia,

owow osa jakby niech tnie spojrza a na siostry i Okruszka. - To b dzie nasz m - doko czy a

Ludmi a – Roksany i mój. Chcesz te ?
Bo ena, zachowuj c na twarzy powag , pokr ci a g ow .

W Ustce odbiór przydzia ów szed pr dko. Obie siostry – si gaj ce Okruszkowi do piersi –

chowa y si przed oczyma przebieraj cych. A przyszed do nich Okruszek i powiedzia , e dosta
zgod na po lubienie ich obu. A one, zamiast rado ci smutek mia y na twarzy, a w oczach rozpacz.
- Mam si zrzec? - spyta Okruszek.
- Nie – powiedzia y obie jednocze nie. - Nasza Bo enka i jedna Niemka uciek y.

background image

str.103.
Rozdzia XV

tniczki

Bo ena uciek a z paru powodów. Po pierwsze nie lubi a, kiedy si j do czego zmusza o bez jej
wcze niejszej zgody. Rozumia a, e o zgod na porwanie nikt jej nie móg zapyta , to by rodzaj
gwa townej przemocy – siedzisz na okr cie, wieziemy ci tam, gdzie nam si podoba, spróbuj
wyskoczy w nurty rzeki, a mo e pozwolimy ci uton albo si uratowa ... Lecz wszystko zacz o
si od pozoru przynoszenia wybawienia z k opotów powodziowych... Niby ratowano, a w
rzeczywi-sto ci porywano, tedy zacz o si od oszustwa. Czy oszukiwanie go mo e si
komukolwiek podoba ? A jak oszukuj , e wyzdrowiejesz, chocia wiedz , e to niemo liwe? Jest
jak jest, a Bo ena tych porywaczy i oszustów nie chcia a nagrodzi sob , swoim
podporz dkowaniem ich woli. Tylko jeden zadzior my lowy si pojawia – przecie powinna
wyskoczy z okr tu jak tylko si dowiedzia

z kim masz do czynienia – wszak umiesz p ywa ...

Jednak ten kolec sumienno ci w rozwa aniach da si oddali z innych powodów.
Drugim powodem ucieczki by o wyobra enie skutków nakazu po lubienia kogo , kto wzbudzi
odraz .Potem ca e ycie z kim takim wytrzyma ? Nie! Lepiej uciec! Uciec przed mo liwo ci
zais-tnienia wstr tu, przed niepewno ci z ego wyboru – czyjego wyboru dla niej...
Po trzecie – wiara, religia... Za poganina wydadz , on mo e zmusza do poniechania chrze ci-
ja stwa! Je li ona poczuje do takiego od samego pocz tku cie uczucia, on j omota, rozmi uje w
sobie, to ona stanie przed konieczno ci wyboru – albo na udry i z ukochanym, albo od Boga
odej ... Straszny wybór, je li trafi si na nieust pliwca! Tedy ucieka . Bo ena na Zaso awiu – na
zachód od rzeki So awy – doczeka a si zaj cia ojczyzny przez Niemców. Nie wygl da a tego, nie
spodziewa a si , nie czeka a, a jednak doczeka a... By a wtedy wyznawczyni boga o imieniu Lech,
rodzice nadali jej imi Lechos awa, czym si pyszni a. Niemcy – na po miewisko mo e – nazwali i-
mieniem Lecha rzek , nad któr sta chram czcicieli bóstwa. Lechos awa odczu a co to znaczy by
niewolnic . Starsi bracia uszli na wschód, starsze siostry – Roksana i Ludmi a - jako

atwo znios y

upadek swojego ksi stwa wolnych ludzi i wygl da o na to, e niewolnicza harówka nie jest dla nich
czym innym ni poprzednie tyranie na w asnym, na roli ojca. A Lechos awa nie mog a znie
poczucia krzywdy, pozbawienia jej wolno ci i pomiatania ni jakby byle jak rzecz by a. Wtedy
trafi si ksi dz, który naucza , e za poni enia na ziemi Bóg chrze cijan nagradza dusz po mierci.
Ów ksi dz ochrzci Lechos aw , i innych, odt d nosi a imi Bo eny – te z Bogiem zwi zane, lecz
bez wymieniania Jego imienia. On nie mia imienia?...
Z pos yszanych strz pów rozmów dowiedzia a si , e i przedtem porwane dziewczyny ucieka y.
Podobno nikt tu nie pilnowa i mo na by o sobie w dzie wyj za bram , wi c uciekinierki

background image

wychodzi y. Sz y go ci cem na po udnie, po jakim czasie doganiali ich konni, p dzili z powrotem
do grodu, przy sposobno ci wych ostali rzemiennymi batami, a w grodzie taka niedosza a ucie-
kinierka mia a zapewniony z

liwy przydzia do brzydala b

okrutnika, niewykluczone by o

zes-polenie dwóch w jednym – okrucie stwa i brzydoty. Wi c mo e lepiej nie ucieka , bo jak

api ...

Pomy la a, e ucieczka mog aby si uda jeno na dwa sposoby. Pierwszy – mie konia i jecha
go ci cem pr dko a d ugo. Mog a mie konia?... Drugi sposób – nie ucieka pieszo go ci cem!
Przeczeka gdzie w lesie – naoko o lasów a lasów – i na go ciniec wyj dopiero po
przeczekiwaniu. Jak d ugo przeczekiwa ? Co je ? Gdzie spa ? Jesie , tylko patrze jak nadejdzie,

da ciep ego okrycia. Sk d je wzi ? Wi c nie ucieka ?

Wszystko, o czym przemy liwa a, by o niczym w porównaniu z zachowaniem Witwy, maj cej
pomaga , agodzi , u atwia przystosowanie. Witwa mia a – we w asnym mniemaniu –
usposobienie artobliwe. Pewnego dnia weszla do izby pe nej branek i wskaza a palcem najpierw
jedn Niemk , któr Bo ena zapami ta a z okr tu, a potem skierowa a adny paluszek w pier
Bo eny i za mia a si g

no a szcz liwie.

- Wy dwie – powiedzia a – jutro odje

acie. - Pi knisie wam si trafili. Jeden bez nogi,drugi

bez r ki, za to naddatek na plecach u ka dego w postaci garbu jak góra stromego a wielkiego. Ten
garb starczy za r

i nog – mia a si znowu jak g upia, co mog o by prawd . Znaczy – ta jej

u-pota. A brak r ki i nogi, wyrównany garbem?... Prawda to?... Taki art, mo e?...

Wskazana przez Witw Niemka pierwsza da a dowód, e nie jest ciekawa poznania prawdy.

Bo-
str.104.

ena zapami ta a j troch z okr tu. Inne Niemki na samym pocz tku, kiedy jeszcze adna branka

nie wiedzia a, e to nie aden ratunek, jeno jest to porwanie, zachowywa y si butnie, nawet
siedzie przy S owiankach nie chcia y. A ta – nie. Cicha by a, grzeczna dla wszystkich, yczliwa,
uczynna... Je li dobrzy ludzie uciekaj , to Bo ena mia aby takiej dobrej niewiasty nie na ladowa i
da tej wied mie, Witwie, sposbno do z

liwego miechu?... A niedoczekanie twoje, ty wydro!

Tak dosz o do ucieczki Bo eny tu po ucieczce dobrej Niemki. Szkoda, e nie porozumia y si
wcze niej – tego by o Bo enie szkoda, bo co dwie g owy, to nie jedna. Niemka na nieg upi
wygl da, nie darmo mówi , i lepiej z m drym zgubi ni z g upim znale ...

Przez ca y dzie szuka a schronienia na wypadek deszczu, miejsca do spania, ochrony przed

wiatrem. Jakiej groty mo e, jaka jaskinia by aby odpowiednia... Tak my la a do po udnia, a po-
tem spu ci a z tonu. Po po udniu zgodzi aby si na pieczar , za przed wieczorem na jam –
ga ziami grubymi by si nakry o, na to mniejsze ga zki, li cie, mech, igliwie... Czekaj tatka latka -
nawet sza as b dzie trudno stroi , bo sposobnych drzewek na szkielet nie wypatrzy a. Za to znalaz-

a dwa krzemienie, co napawa o otuch – chocia ogieniek zapali dla ochrony przed wilkami czy

nied wiedziami. Mo e ich w pobli u grodu nie ma, lecz przynajmniej ra niej przy p omnieniu...
Chyba w nocy nikto z grodu po puszczy nie azi?...
Nad malutkim ogniskiem upiec ma ego cietrzewia... Nie le dawali w tej Ustce poje ...
Ukl

a, wzi a w d onie krzemienie. Uderzy a je o siebie ruchem zbli eniowo posuwistym.

By y iskry, nawet p k iskier, wszelako pad y w innym miejscu ni sobie wyobrazi a, e powin-
ny pa . Poprawi a kierunek uderzenia. Tym razem iskry pad y z drugiej strony domniemanego
ogniska. Ju za trzecim i czwartrym razem iskry pada y tam, gdzie chcia a. Uff, jaka ulga!

Pomy la a, e dalej b dzie z górki. Nazbiera a suchego mchu, nazgarnia a suchych li ci. Na-

nios a w pobli e wybranego miejsca na ognisko suchych ga zek. Przecie od iskier wielkie po ary
powstaj , tedy i ma y ogieniek musi powsta .
Ukl

a przy kupce suchego mchu.

Trask! P k iskier pad w kupk mchu. Gdyby wielka nadzieja umia a zapala mech...
Krzask! Drugi trafny p k iskier, a mech nie p onie, mo e tylko nie wida ,bo si jeno zatli , te-
dy p omyk dopiero b dzie...Poczeka ... Nic. Otucha maleje.
Trzeba próbowa ! Trask! Krzask! Trzask! Wszystkie iskry w celu. Jest dymek!!!

Nie ma p omyczka. Nie ma dymku. S na podor dziu zy. Wargi zwieraj si mocno, zaci te

wargi przypominaj cienk kresk . Próbowa !!!
Trzask!

background image

Iskry w celu. W

y dymek. Mo e podmucha ?

Dymek g stnieje, przybywa go. Co czerwienieje w tym mchu. Zarzewie!
Zgas o. Mo e dmucha l ej?
Nast pna próba. Dmuchanie leciutkie jak wiew wiosennego wietrzyku w pogodny dzie . Jest
ma y p omyczek. Ma a ga zka zajmuje si od tego p omyczka. Nast pna te . Podk ada ! Jest ogie-
niek! Dlaczego ja nie przynios am grubszych ga zi? Trzeba nazbiera i przynie .
S ga zie. Dlaczego to zgas o?! Bo e! Ty nie musisz pomaga niezdarze, lecz móg by . Nie
zechcesz?

S iskry. Jest dymek, jest dmuchanie, jest p omyk, pal si ma e ga zki, p omie ogarnia

wi ksz ga

. Trzasn o. Prysn o. Dlaczego to zgas o??? Przecie jeszcze dmucha a w te nadw g-

lone ga zki z czerwonym arem na ko cach . Rozjarza y si , lecz p omie nie powsta .
Ostatni raz! Potem znale byle jakie miejsce do spania. W brzuchu burczy. Czu czczo ...
Naprawd si uda o! Ogieniek ogarnia coraz to nowe, podk adane ga zki i ga zie. Ciep o
od tego stosiku ognia idzie... Jak mi o. Och! Trzasn a ga zka! Znowu zga nie? Wpatrzy a si w

omie , jakby wzrokiem mog a zapobiec zga ni ciu ogniska. Znowu trasn a ga zka... To gdzie

w lesie... Je li zwierz,to zosta przy ognisku. Je li cz owiek...
Uciek a od ognia, przykucn a za k

pokrzyw. Nie chcia a ucieka dalej, bo i pod jej sto-

pami mog y trzaska ga zki. B dzie s yszana i atwo b dzie do niej trafi . Wi c trzeba trwa bez
ruchu. Ten kto podejdzie do ognia i ona zobaczy kto to jest.

Do ogie ka podesz a ta Niemka! Rozgl da a si bezradnie, jakby w zapadaj cym

zmierzchu
str.105.
mo na by o dostrze co w ciemnym ju lesie. Bo ena wsta a i wtedy Niemka si ucieszy a.
- Ba am si podej – powiedzia a – lecz nocy te si ba am. By am gotowa podda si temu, kto
rozpali ten ogie . Jestem Hilda.

* * * * *

W Ustce Roksana i Ludmi a b aga y Okruszka, by jeszcze zosta , by siostry szukano, bo zwierz
dziki w lesie, bo zbójcy na go ci cu, bo one chc by razem z siostr . Nic nie pomaga o – szukano
tak samo jak i przedtem – po go ci cu pojecha podjazd, wróci z niczym i spokój. Straci o si dwie
niewiasty, strata jest, lecz niewielka. I wtedy Roksana i Ludmi a u

y wielkiej tr by – posz y do

Nykona i uzmys owi y mu, e jak siostra zdoli dosta si na Zaso awie, jak ludziom króla Ludwika
ujawni, e zosta a porwana nie przez Normanów... Pomog o – rozpocz to szukanie tak e poza
go ci cem. Jednak wielka tr ba mia a i z e strony – nakazano dostarczy do grodu Niemk i
Bo en – wszystko jedno czy ywe, czy martwe – byle tylko ludziom Ludwika niczego nie mog y
powie-dzie .

* * * * *

Ta noc mia a by sp dzona przy ognisku. Mia o by ciep o i bezpiecznie. To bezpiecze stwo

mia o polega na tym, e Bo ena i Hilda nie b

si ba y dzikich zwierz t, bo one z kolei boj si

ognia. I by o bezpiecznie oraz nie bardzo ch odno, szczególnie z przodu dopóki starczy o opa u.
Cz owiek obyty z lasem wiedzia by ile trzeba nazbiera i jak podk ada , eby nie brak o do nowego
dnia – one by y przyzwyczajone do tego, e opa jest o par kroków od paleniska – w drewutni lub
na stosiku przy pie ku do r bania drew. Oko o pó nocy przesta o by przyjemnie – nie by o czego
podk ada i przy dogasaj cych w glach najpierw zmarz y, a potem zacz y si trz

podwójnie –

z zimna i ze strachu. Na szcz cie o wilkach i nied wiedziach nie my la y, bo przez ca y czas oma-
wia y konieczno zbudowania sza asu i nazbierania tyle drewna, eby starczy o na dwie noce.
Potem b dzie si zbiera tylko na jedn noc, lecz zapas b dzie na d

ej.

Rankiem g ód udowodni , e mog si zajmowa czym chc , ale on on o nich nie zapomni. Na
bok posz y postanowienia o sza asie i drewnie - szuka y czego do zjedzenia. By y tylko zestarza e
je yny, prawie same pestki, mi sz wysuszy czas i s

ce. Pestki te s jadalne i zajmuj my li

oraz czas – inny ni ten od suszenia mi szu – bo trzeba si zawzi , je li to ma by rozgryzione .
Potem prze

trzeba, bo inaczej nie nasyci – przeleci przez cz owieka, wyleci z ty u, a po ytku po

swoim pobycie we wn trzno ciach nie zostawi. Bo ena powiedzia a, e trzeba jednak szuka
miejsca na sza as i naznosi w pobli e tego miejsca du o drewna.
- A przy sposobno ci – powiedzia a na koniec – mo e znajdziemy jeszcze par krzaków tych

background image

je yn.
Znalaz y bagienko, a przy nim kilka krzewinek urawin. By y j drne, chocia ... Hilda upiera a
si , e to jagody niejadalne, bo adno stworzenie czego tak kwa nego nie utrzyma w ustach i nie
po knie-wyplunie po rozgryzieniu,a ca ej jagody nie pomie ci w prze yku.
- Jak tego nie zjesz – zagrozi a Bo ena – to z g odu mo esz umrze i wtedy ju naprawd nicze-
go nie prze kniesz.
Pomog o – okaza o si , e i prze

si da, i po kn mo na, a odczuwanie kwasu jakby troch

ód agodzi o, bo parunastoma urawinami naje si nie sposób. Potem znalaz y – nareszcie –

ustawione akuratnie cztery m ode buczki. Da o si je ponagina , niektóre boczne ga zki poob amy-
wa , czubki buczków ykiem pozwi zywa i szkielet sza asu by gotowy. Potem nosi y potrzebne

erdki, przydatne ga zie – przewa nie sosnowe – suchy mech i li cie na wierzch. Po po udniu

sza as by gotowy, aczkolwiek bardzo przewiewny i przejrzysty. Jak si by o w rodku, to naoko o
wszystko mo na by o przez szpary zobaczy , deszcz te by owe szpary umia wykorzysta dla
zadbania o odpowiedni wilgotno wn trza, niekoniecznie zgodn z oczekiwaniami u ytkowni-
czek.

- Jeszcze co do zamykania wej cia – zarz dzi a Bo ena i znowu nosi y erdki, dar y yko,
ywaj c kamieni i ami c w asne paznokcie. W ko cu zamiast przerwy mi dzy dwoma drzewkami

zosta tylko otwór, przez który mog y wej do wn trza – niezbyt wygodnie, bo otwór ma y – a
ch ód mia by przeszkod we wchodzeniu razem z nimi, gdyby nie te szpary... W ka dym razie Hil-
da narzeka a, e otwór za ciasny, bo podawanie Bo enie gar ci mchu dla wymoszczenia ziemi we
str.106.
wn trzu wymaga o ostro nych ruchów r kami, aby nie zaczepi o brzegi otworu. Mech si
sko czy
i uzna y, e wn trze jest do wyko czenia na potem. To samo te szpary – jutro te jest dzie , a teraz
mo na chwil pole

w rodku i odpocz , zanim si opa u nazbiera.

Od ziemi ci gn ch ód – mchu by o za ma o – ale le

y, bo dla zm czonego cz eka postanowie-

nie o zrobieniu reszty dopiero jutro jest wi te. I jakie s uszne!

Naraz Bo enie co si zacz o zdawa . Jakie przeczucie, mo e nieu wiadomiony, bo lekki i

nie-
znany zapach...
- Kto niedaleko nas jest – szepn a, a Hilda przesta a czu ch ód, od ziemi id cy, i poczu a na
ca ym ciele gor co .
Ostro nie podnios y si na czworaki. Patrzy y przez szpary w poszyciu i w osy na g owach sta-

y im d ba. Z ró nych stron pokaza y si wilki! Siedem sztuk. By mo e rodzina wilcza,

mo liwe, e wilcze stadko na owach, chocia na gromadzenie si wilków pora by a za wczesna.
Szarobe owe stwory w szy i co który pysk zwróci w stron sza asu, to odwraca go na bok.
- One boj si ludzi – Bo ena wion a tym prawie bezg

nym szeptem prosto w ucho Hildy –

na szcz cie wej cie mamy nie przy ziemi, a one nie odwa si do nas wskoczy .
Rzeczywi cie – nie odwa

y si , a nawet jakby pierzchn y w pop ochu. Przyczyna tego prze-

strachu wilków wnet si wyja ni a. Jeszcze nie min o przera enie Bo eny iHildy, kiedy da y si

ysze pomruki, które szept Bo eny – Bo e, to nied wied – zapowiedzia jako co koniecznego

do wezwania Boga, czyli jako co straszliwego, bo – przecie – imienia Pana nadaremno wzywa nie
lza... Ale jak trwoga, to wzywanie Boga. Wzywa nieboga...
Mi nie by du y. Pewno samica, staraj ca si na re i uty przed schowaniem siebie i swego je-
szcze nienarodzonego potomka w gawrze. G

ne w chanie powietrza, bezg

ne w chanie wil-

czych tropów musia o doprowadzi nied wiedzic do wniosku, e zapach wie ego, m odego mi -
siwa jest wprawdzie kusz cy, lecz zapach wilków ro ci mo liwo stania si samej mi sem sfory
ostroz bych zbójów. Zwierz prychn ze wstr tem i k usem oddali si w stron przeciwn ni
wilki.
Hilda podnios a si , wysz a na zewn trz i g

no powiedzia a:

- Ja mam do ! Je eli co takiego zdarza si tu cz sto, to ja wracam do grodu.
- Hilda! B agam ci , nie ostawiaj mnie samej – g os Bo eny by

arliwszy ni przy bardzo go-

cych modlitwach si zdarza – to jest na pewno wyj tkowe zdarzenie. Poczekajmy do jutra. Je li

te zdarzy si zagro enie, to sobie wrócisz.

background image

Nazbiera y wiele opa u, uda o si do

atwo rozpali ogie , postanowi y utrzymywa bez

przerwy zarzewie, zagrzebane w popiele, i po

y si spa . By o twardo i zimno. Nie za zimno

dla zwierz t zmiennocieplnych. Rankiem Hilda wrzasn a i wyprysn a na zewn trz. Bo ena
wysun a za ni g ow i patrzy a pytaj co na towarzyszk niedoli.

- W rodku jest w - powiedzia a Hilda i Bo ena gwa townie odwróci a g ow do wn trza

sza asu.
- Znajd jaki kamie i przynie – powiedzia a - a Hilda, podziwiaj c odwag towarzyszki, ru-
szy a na poszukiwania. Wnet powróci a z kamulcem zdolnym roztrzaska wilczy eb.

Bo ena wzi a kamie podany przez Hild i skry a si we wnetrzu sza asu. Po chwili rozleg

si g uchy odg os uderzenia kamieniem i przed sza as wylecia dwu okciowej d ugo ci w . eb
mia zmia

ony, lecz zwija i rozwija cia o, jakby ta zmasakrowana g owa nie mia a wp ywu na

jego ycie lub brak ycia.
- On jest niejadowity – powiedzia a Bo ena – to zaskroniec. Ja sobie r

ubabra am w jego ju-

sze. Pójdziem do morza, bo my obie brudne. Potem b dziem zbiera opa , a je b dziem pieczyste
z zaskro ca. Bóg zdarzy ...

* * * * *

Nykon, na danie Roksany i Ludmi y, zarz dzi poszukiwania uciekinierek na pla y.
- To jest mo liwe - powiedzia – e one unikaj go ci ca – mog y pó pla , do jakiej innej
drogi dojd , mo e osad znajd ... Przez tyle czasu od ucieczki mog y uj par mil. Takie m drale
na zachód pewno nie uchodzi y, bo wiedz , e w tym kierunku by my je cigali. Na wschód trzeba
jecha . A jak ich na pla y nie najdziem, to siostrzyce tej jednej w lesie wymusz szukanie.
str.107.

* * * * *

Suknie zostawi y na górze klifu. W samych tylko owijkach biodrowych zesz y na brzeg, r kami
sprawdzi y, e woda od powietrza cieplejsza si wydaje i wesz y w wod po szyj . Nie wiedzia y
kiedy zako czy pluskanie, p ywanie i nurkowanie. Dobrze by o, nawet g ód jakby zmala .Zreszt
w sza asie zaskro cowe mi sko czeka o. Mo e troch s onej wody wzi , to s onizny nada... Gdyby
tak jakie naczynie... Zawijki z siebie pozdejmowa y i stara y si upra miejsca najbardziej nara one
na zabrudzenie.
Naraz zaszczeka pies. Zamar y ze strachu. Pies stan na brzegu, najwyra niej musia je wypa-
trzy , bo pysk ku nim mia odwrócony i bezustannie ujada . Czasem jakby mia ch wle do
wody i ku nim pop yn .
- Po

my si na plecach – powiedzia a Bo ena – i jak najmniej si ruszajmy. On nas nosem

nie czuje, jak przestaniemy si rusza , to on nas przestanie widzie i sobie pójdzie.
Hilda tak ci le pos ucha a rady, e a oczy zamkn a. Bo ena oczy mia a otwarte i wypatrzy a
, nadje

aj cych dwóch konnych. Podjechali do psa, ten przesta szczeka i asi si do ko skich

nóg to jednego, to drugiego je

ca, merda ogonem.

- Topielice wypatrzy – powiedzia wy szy z je

ców.

- To mog by rusa ki albo dziwo ony – powiedzia drugi.
- Topielice – powtórzy wy szy – zobacz, e zawijki ko o nich p ywaj .
- Zakl te wied my mami w ró ny sposób, byle tylko do wody wszed . A potem ju nie wyj-
dziesz. Nawet cia a nie mog naj .
- Wszelako powinnim wej , bo to mog by te dwie – powiedzia wy szy. - Z daleka nie roz-
poznasz. Jako Nykonowoi je opiszem?
- Ja si zgadzam z tob , e to zwyczajne topielice – powiedzia ten drugi. - Powiemy ino, e
by y dwie utopione – niech przyjdzie ten Okruch ze swoimi onami i niech rozpoznaj . A nynie
dziryt cisn , by mie pewno , e martwe.
-Trafisz?
- Trafi .
Nie trafi . Dziryt p ywa o pó okcia od Bo eny, a niecelny miotacz powiedzia , e po nie wej-
dzie, bo to jednak nie s zwyczajne topielice, do takiej zwyczajnej, to on by nie chybi . Zrobi sobie
drugi dziryt, a po ten w morzu nie wejdzie.

Czeka y nieruchomo a konni i pies znikn im z oczu. Potem po cichutku a pr dko wzi y

zawijki, Bo ena wzi a dziryt i biegiem na klif. Tam kiecki w r

i biegiem do sza asu. Raz-dwa

background image

si odzia , nazbiera opa u ogie za ec, dzirytem skór zaskro ca naci , zedrze j z w a i na
kiju trzyma gadzin nad ogniem.Pieczyste by o wy mienite. I zdrowe, bo niesolone... e! Zawijki
mia y mo liwo wyschni cia, zawieszone na wystaj cych resztkach ga zek we wn trzu sza asu.
Nie wysch y. niadanie sk ada o si z zimnej pieczeni, pomoczonej zlizywan z ro lin ros . A po –
tem Bo ena chcia a namówi Hild na k piel w morzu. Okaza o si , e chcie – nie znaczy móc...
Je yn nie by o, kawal tko w a musia o zosta na potem, urawin nie by o, z opa em nie by o
naj atwiej, bo daleko,
- Zrobi ym sobie wypoczynek z przygodami – powiedzia a Hilda – a teraz pora wraca i da si
zaprz c do roboty w kieracie – w dzie praca ruchowa przy garach, sprz taniu i dzieciskach,w
nocy praca le ca przy ch opie. I tak co - dzie dooko a Wojtek. Wracam do grodu. Odprowadzisz
mnie kawa ek?
Bo ena sz a przy Hildzie i p aka a. Tyle stara , tyle strachów pokonanych – w , wilki, nied -
wied , dziryt, g ód, zimno, brud... Nadzieja na pomoc druhny... Jak e si nie ali ? Mo e razem z
ni w ten kierat?... Sz y do go ci ca zas uchane we w asne my li. Hilda zatrzyma a si i popatrzy a
na Bo en .

- Ja nie by am z tob , Bo enko, szczera powiedzia a. - Mama zaszy a w mojej szacie troch

kosztownych rzeczy, zdatnych do u ycia w trudnym po

eniu. Jaki okup, powiedzmy... Ja ci teraz

te moje skarby zostawi , bo mnie one ju na nic.
Te skarby, wyprute z oszewki, to by y kolczyki z ote z urwanymi uszkami, srebrny pier cionek
i oczko z niego wypadni te oraz dwie srebrne drachmy. Z oto za akome dla z ego cz eka i dla
niego
str.108
by by gotów ukrzywdzi bez zmru enia powiek. Jednak srebro... A przede wszystkim drachmy –
ma e. Cienkie, a swoj warto maj . Obj a i przytuli a Hild . Chcia a podzi kowa ze szczerego
serca za ofiar i nie przyj , bo i jej po co takie rzeczy? Komu nimi za cokolwiek zap aci ?...
W tym przytuleniu us ysza y od strony go ci ca turkot wielu wozów. Pobieg y w kierunku tur-
kotu, zatrzyma y si na skraju puszczy i patrzy y na d ugi w wozów pod budami, wlok cych si
korowodem wstron grodu. Kupcy chyba?
- Oni b

wraca – szepn a Bo ena i my l Hildy o kieracie uleg a zawieszeniu. Zacz o si

odowanie, atwiejsze do zniesienia, bo kupcy nied ugo, na pewno nied ugo, b

wraca i one si

w jakim wozie zmieszcz !

* * * * *

- Czekamy na ostatni wóz–powiedzia a Bo ena,kiedy si wreszcie doczeka y i na ostatnich no-
gach, nios c w g owach zawroty i zacz tki omdlenia ostatecznego, dowlok y si do go ci ca .
Podniecenie, nadzieja troch je wzmocni a i pewnym krokiem wysz y na go ciniec, kiedy poka-
za si ostatni wóz. Bo ena unios a r

w ge cie bardzo starodawnym i wszystkim znanym. Wo -

nica, mo e kupiec ci gn lejce, wo y si zatrzyma y i patrzy y razem ze swoim poganiaczem na te
dwie brudaski o wychud ych twarzach.
- Mi

ciwy panie – powiedzia a Bo ena po s owia sku, a poganiacz ani drgn , za to na twarzy

pojawi mu si grymas niezrozumienia lub niech ci.
- Mi

ciwy panie – powtórzy a Bo ena po niemiecku, a ta niech tna twarz zosta a zmieniona

nie do poznania przez yczliwy u miech od ucha do ucha. - My si zgubi ym z orszaku naszej pani
– Bo ena mówi a teraz mielej. - Orszak wczoraj pojecha go ci cem na po udnie. Pieszo nijak nie
dognamy. Pomó cie zagubionym,we cie nas na wóz.
- W grodzie mówili o uciekinierkach – mrukn wo nica.
- Z orszaku naszej pani? - tyle by o w g osie Bo eny szczerego zdumienia, e wo nica spojrza
na te dwie z zaciekawieniem. - Nasza pani dobrze ci zap aci za pomoc, dobry cz owieku – Bo ena
mówi a z wielkim wzruszeniem, prosz co, lecz nie namolnie.
- Aha – powiedzia wo nica – a jak ta wasza pani w krainie Wymy lonej skryta?
Bo ena wyj a srebrn drachm obraca a j w dwóch palcach niby to tak sobie, bez celu i po-
wiedzia a g osem osoby, która ma jaki nowy pomys :
- Mówili cie co o jakowym grodzie? Daleko to? Bo tam by my mo e pomoc dosta y...
- Po co wam gród – powiedzia wo nica – za pieni dze. To i ja... Do samego Krakowa jad .
- Ile? - spyta a rzeczowo Bo ena.

background image

- Pó tej drachmy, co j tak obracasz – powiedzia wo nica – jeno reszt wydam dopiero w Kra-
kowie.
- To mo e my dopiero tam zap acim?
- Zap ata z góry – powiedzia twardo wo nica.
- Dam ca drachm za przewóz, wy ywienie w podró y i odzienie wie e na czas podró y –
powiedzia a Bo ena równie twardo. By o wida , e umowa zosta a zawarta, czego dowodzi gest,
wskazuj cy ty wozu, a potem – kiedy wsiad y – p to kie basy i okr

y chlebek.

Jad y powoli i niewiele. Te m dre niewiastki poj y, e apczywo zada k am ich twierdzeniu
o zgubieniu si w poprzednim dniu. Potem te m dre niewiastki spa y okryte derk , a wo nica
mamrota pod nosem, e ka dy zarobek wi e si z oszustwem, tedy Bóg mu wybaczy, e nie
zawróci do grodu, by odda te dwie k amczuchy w r ce w

cicieli. Mo e, zreszt , bezprawnych?...

* * * * *

Ksi na wdowa najbardziej wzruszy a si wyznaniem Bo eny, e ona – b

c w Niemczech

niewolnic – woli wraca na zachód ni li i za m za poganina.
- Bo wiara i oczekiwanie na zbawienie wieczne jest mi dro sze od ziemskiej, nawet najlepszej
doli – zako czy a Bo ena, a ksi

na wyposa

a niewiastki na drog w stroje na zim i za atwi a

miejsce na wozie kupca, jad cego do Niemiec w

nie. To zrozumia e, e z wy ywieniem,opiek i

bez konieczno ci p acenia, bo ksi na wszystko zap aci a z góry.
Od ksi nej o tych dwóch bidulach dowiedzia si Orsza. Od Orszy o powrocie tych dwóch por-
wanych w Niemczech na stare miecie dowiedzia si Stoigniew. Stoigniew pomy la o mo liwo ci
str 109.
powiadomienia Niemców kto podszywa si pod wikingów i porywa poddanki króla Niemiec. Za
po rednictwem Orszy kupiec – przewo nik powracaj cych - dosta jeszcze sowitsz zap at za to,

e te dwie do Niemiec nie dotr . Tedy, ledwie z Krakowa wóz wyjecha – pod bud wlaz ry y

pomocnik kupca, krzepki wyrostek Jacenty i - zamiast spodziewanego weso ego towarzyszenia
przyniós wiadomo o nadchodz cej egzekucji.

- Jednakowo mnie szkoda takich licznotek na karm dla wilków rzuci . Tedy, je li us

ne

dziecie, powolne i mia e w mi osnych igrcach z Jacusiem, to was oszcz dz i przez ca drog

wam swoje nasienie za darmo dawa . Teraz nie mam czasu – kupiec po drodze zostaje u znajo-

mych, zaraz chata b dzie, on wysi dzie, a ja b

kupczykiem samodzielnym. Wtedy zaczn wam

sprzedawa posi ki za dziarsko niewie cich us ug.Teraz r czki wyci gnijcie – zwi

was,

aby cie, moje go beczki, nie wyfrun y z klatki.
Wóz jecha a pod jego bud toczy a si cicha rozmowa, przygotowuj ca niespodziank .
- Zabra am ten dziryt – powiedzia a Bo ena.Mam go pod sukni – do uda jest przywi zany.Pod-
su si do mnie – b dziem ci wi zy na r kach przecina . Dobrze, e nam z przodu te r ce poz-
wi zywa . Dasz rad ze zwi zanymi nogami?
Inne uzgodnienia by y czynione tak cicho, by y tajemne niby my li, które ujawniaj swoje ist-
nienie dopiero w dzia aniu.
Wóz stan . Znaczy - wysiada kupiec, a kupczyk go odprowadza do znajomych.
Wóz ruszy – znaczy – kupczyk wróci i teraz on kieruje zaprz giem; nied ugo wóz si zatrzyma
i kupczyk przyjdzie pod bud .
Wóz si zatrzyma . Bo ena siedzia a wg bi – blisko toczka dla wo nicy. Hilda siedzia a z ty u.
Kroki i chrz kni cia. D ugotrwa e rozsznurowywanie budy. Boczne klapy rozchyli y si i pod bud
wskraba si ... stary kupiec. W r ku mia rze nicki nó . Za nim wszed pr dko kupczyk, trzymaj cy
w r ku pa

do zg uszania wo u przed poder ni ciem mu gard a. No owi zosta nadany kierunek i

pr dko . Czubek tego narz dzia mordu zbli

si pr dko ku sercu Bo eny. Nagle jej stopa

bn

w krocze kupca, a ten kwikn z bólu i zgi cia o w pó . Kupczyk obejrza si i przerwa

unoszenie pa ki nad g ow Hildy. Hilda zerwa a si na równe nogi i d gn a kupczyka dzirytem w
lew nerk . Kupczyk j kn . Hilda wyrwa a z jego r ki pa

i z ca ej si y r bn a kupczyka w

prawy bark. Bo ena wyrwa a nó kupcowi i wsadzi a ostrze w to bol ce miejsce, które przed chwil
kopn a. Mierzy a w brzuch, lecz kupiec zmieni po

enie cia a i nie by o wiadomo czy teraz nie

uje swojego uniku. Bo ena wyrwa a ostrze z krocza kupca i wrazi a je w jego szyj . Zobaczy a,

e kupczyk, mimo otrzymania dwóch powa nych razów wyrywa pa

Hildzie. Posun a si ku

walcz cym o pa

i dwoma r kami wbi a nó w kark kupczyka. Na wozie by y teraz tylko dwie

background image

ywe ludzkie istoty. Nie te, które mia y wywi za si z sowicie op aconych morderczych zobo-

wi za .
Na z odzieju czapka gore. Pewno by o mo liwe korzystanie z wozu i zaprz gu. Lecz je li szu-
ka b

i zobacz niewiasty kieruj ce zaprz giem kupca?

- Bierzemy z wozu wszystko, co przyda si mo e i co ud wigniem – powiedzia a Bo ena. - I

dziem skrajem puszczy, bliziutko go ci ca, tedy nie pob dzim.

Trzeciego dnia mia y tak poobcierane stopy, ze o chodzeniu nie mog o by mowy. Sakwy z

yw-no ci ci

y niemo ebnie, a uk i ko czan wydawa y si ci arem nie tylko zb dnym – one

sta y si szkodliwe, wi c Hilda je wyrzuci a. Widzia y jak ma y lis porwa sakwy i, ledwie unosz c

eb od ziemi, niezr cznym truchtem schowa si w puszczy. Pewno teraz po

sakwy na ziemi,

obróci si ty em w stron swojej nory i ci gnie z bami, pachn ce w sakwach jad o. A niech mu
tam...
W lad za tymi rzeczami, po przeku tykaniu kopy kroczków, posz a w las ci ka siekiera. Potem
sakwa z drewnem, ze szczapkami na rozpa

. Ma si krzesiwo i hubk , ma si do wiadczenia w

rozpalaniu ognia, to drewna do lasu d wiga nie ma po co...
Zanim przyszed wieczór siedzia y obie na skraju go ci ca niezdatne do zrobienia cho by jeszcze
jednego kroczku. Posila y si resztkami gotowanej kury i resztk chleba. Ostatnia giew piwa
pewno nie nasyci ich pragnienia, bo w niej tylko troch napoju na dnie. A co b dzie jutro? O
powrocie do wozu kupca nie ma co marzy – nogi niezdatne do chodzenia. To samo jak chodzi o
posuwanie si naprzód.
str.110.
- Tu si nawet nie mamy komu odda w niewol – powiedzia a szderczo Hilda.
Spa y, w

ciwie podrzemyw y tam, gdzie usiad y. W takiej postawie zasta je wo nica jad cego

w po danym kierunku wozu. Wozu ich kupca... Zatrzyma zaprz g, kaszln , a gdy si przeckn y
zagada :
- P tniczki, co? Chram ju blisko – z dzie jazdy wozem. Dzieweczkom nó ki w zadeczki pow-
chodzi y? Wsiadajcie – i ja tam pod am.
- Chwa a Bogu – powiedzia a Bo ena i na zesztywnia ych, bol cych, jakby drewnianych nogach
posz a w stron wej cia pod klap , a Hilda za ni .
- A, nie – nie tam – powiedzia wo nica – tu do mnie prosz , bo tam brudno.
Bo ena i Hilda udawa y, e si nie boj . Ten stary cz owiek po prostu ga - brudno – powie-
dzia , i rzeczywi cie mo na by o tak wyrazi to zakrwawienie wozu, te dwa trupy... One mia y ten
obraz przed oczami bardzo mocno wbity w pami . Wo nica, zdaje si , nie czy ich osób z
przyczyn powstania tego jego – brudno. Jednak dlaczego nie powie prawdy? Przecie nie dlatego,

e to on zabi .... Czy by to by kto , kto sprawdza wykonanie wyroku na nich? Je eli tak, to wnet

mo e po czy je obydwie z tymi zabitymi, którzy mieli zabi dwie dziewczyny... Ka dy by si
móg domy li – kupcy mieli zabi dwie, tych dziewczyn nie ma w wozie, s dwaj zabici kupcy
, znalaz y si na tym samym go ci cu, niedaleko od wozu, d w i e niewiastki... Ten wo nica
zawiezie je teraz pod jaki dom znajomego, wóz stanie, on pójdzie niby to na par s ów, powróci z
paroma innymi i... Ju nie dadz rady obroni swojego ycia przed gromad siepaczy.
Co tam staruch bez przerwy bajdurzy, pewno dla odwrócenia ich uwagi od gro

cego im nie –

bezpiecze stwa.
- Jak tylko stanie, to uciekamy – szepn a Bo ena, prawie przy

ywszy wargi do ucha druhny

w nieszcz ciach.
- A nogi?! - Hilda odsun a si od Bo eny gwa townie, g ow ku Bo enie odwróci a patrzy a

ymi oczami, pe nymi w ciek ych b ysków, i to pytanie wykrzycza a a wo nica nagle przerwa

tokowanie i patrzy na nie bardzo badawczo.
- To co? Mamy powtórzy ?! - Bo ena te krzycza a, mo e dla zag uszenia g osu sumienia, a mo-

e by to al za grzech zabójstwa...

- No, to ju wam powiem – g os wo nicy te zdawa si wyra

co zwi zanego z grzechem –

mo e wyra

mocne postanowienie poprawy lub al za grzech k amstwa... - Ja szed em tak samo,

jak wy, na

. Ten wóz sta troch na go ci cu, a wo y w zaprz gu wci gn y go troch w las, bo

tam trawa by a i one si pas y . Uzna em, e to jest znak si y najwy szej, bym zamieni piesz w d-
rówk na jazd wozem. Zajrza em pod bud , a tam dwa trupy. Chcecie obejrze ? No, uzna em to za

background image

drugi znak, bo u nas powiadaj , e kap ani na

y trupy rozbieraj , jako si ubitego wieprzka na

cz ci rozbiera, i oni badaj jak cz owiek jest zbudowany i jak wygl daj cz ci chore i zdrowe. Po-
dobno to mo e mie znaczenie dla lekarzy – oni b

wiedzie wi cej o chorobach i wymy

lepsze leki... Czy u was te mówi o tym korzystaniu na

y z trupów?

Bo ena pomy la a, e i ona znak dosta a – znak o mo liwo ci podjechania na zachód wozem,
kiedy w asne nogi odmówi y pos usze stwa. Trzeba tego wo nic utrzyma przy ch ci jechania
do jakiej tam

y, skoro i im taki kierunek pasuje.

- O, tak – powiedzia a – i u nas te to mówili. Niepotrzebnie dopuszczali cie do swojej duszy
rozterk . To musia y by dla was znaki z nieba. Bardzo cie m drzy. I uczynni. My ju i nie mog-

ym. P cherze na pi tach od poobcierania, od otar ... ydki bol ... A tu taka pomoc – bo kn a

staruszka w policzek.

- To jak wy tam b dziecie chodzi po górze? - zmartwi si , a one stara y si doj – co to

takiego ta

a.

Dojechali przed wieczorem. Od go ci ca w trakt skr cili, z traktu w poln drog , z niej na

drog górsk – ju widzieli t samotn gór , niby nie za wielk , ale ich nogi... U podnó a góry
trzeba by o stan , przy wozie pojawi si ostrzy ony i ogolony do go ej skóry m w d ugiej szacie
i spyta wo nic o rodzaj ofiar, przywiezionych wozem. Us yszawszy – co przywieziono, o ywi
si , ucieszy – stary dosta wózek dla kalek i dwóch m odzianów, którzy wci gn li kaleki na gór .
Wózek wjecha przez otwart bram w obr b kamiennego muru, mo e wapiennego, a mo e tylko
str.111.
spajanego wapienn zapraw , bo mur by bia y. Wózek wozi kaleki po brukowanym dziedzi cu, na
którym poustawiano kamienne rze by. By y to figury – przewa nie zwierz t. Do ich wózka
podszed m odszy cz ek w d ugiej szacie i te ostrzy ony do go ej g owy. Zacz im mówi – co wi-
dz . Znaczy – obja nia znaczenie tego, co ogl daj .
-Razem z wami wesz o tu jeszcze dwudziestu p tników. Oni maj bia e szaty, dla was – bo cie
kaleki – wyj tek jest uczyniony.Twoja towarzyszka jaka ma omówna, akby niczego nie
pojmowa a – zwróci si do Bo eny.

- Jest g uchoniema – powiedzia a pr dko Bo ena - maj c nadziej , e Hilda jest zm czona i

niczego nie powie po niemiecku, albo przy u yciu tych nielicznych s ów, które opanowa a podczas
przebywania w Polsce.
- Przy tych figurach s powyk adane ró ne rzeczy, które maj s

p tnikom, za darmo mog

wszystko bra , je eli wprzód wykupili na dole kobia ki, Dla was jest wyj tek, bo cie...
- Kaleki – doko czy a Bo ena, a wo nica mrugn porozumiewawczo i lekko si u miechn .
- No, jeszcze zawarto waszego wozu – dopowiedzia oprowadzacz. - Ot, tu – stan li w

nie

pod kamienn figur nied wiedzia i przewodnik wskaza sto y pod t rze

zastawione wszelkiego

rodzaju s odko ciami z miodem – mo na zako czy posi ek. Mog poda . Chcecie? Troch
cuchniecie... Mo e wrócim do bramy, tam szatnemu ko uchy ostawicie i bia e szaty...
Nie s ucha y go, bo pos ugacze przynie li gliniane pó miski z pachn

, gotowan ryb i usta-

wiali je na sto ach pod rze

dziewczyny, a w nich odezwa o si wspomnienie wielkiego g odu

pod Ustk . - Tam – pokaza a Bo ena i wnet jad y ryb tak,jakby od pr dko ci jej po ykania zale

o

nie wiadomo co.
Pod rze

kamiennego grzyba sta y na spodeczkach le ne owoce. Musia y by trzymane w ja-

kiej ch odnej piwnicy, bo wygl da y wie o, a przecie jesie si ko czy. Smak te

wie y – jakby

zado uczynienie za te pestki pod Ustk ... A do urawin dodawano spad ! O tej porze roku? Hmm..
Czarownicy jakowi ...
- Teraz do miodu – za da a Bo ena i wnet przewodnik podawa im s odkie ciastka z makiem o-
raz barwione sokiem owoców kulki z zestalonego, pewno ubieg orocznego miodu.
- Jeszcze by trzeba do postaci p tnika – powiedzia zak opotany przewodnik – tam paczki na po-
dró si bierze. Wszelako mod y si zaczynaj dzi kczyne i wypada, by cie i wy... Pomóc? Bo to
na kl czkach trzeba, chyba eby kalectwo...
- Pomóc – powiedzia a Bo ena i wnet kl cza y obie, twarzami zwrócone w stron starca w bia ej,

ugiej szacie, trzymaj cego obie r ce uniesione w gór . Bo enie si zdawa o, e w tym trzymaniu
k jaka sztuczka musi by , bo j kiedy ukarano takim trzymaniem. I mimo krzyków, mimo

batogów r k zbyt d ugo utrzyma w górze nie mog a.

background image

Poczu a si zm czona. Pochyli a tu ów, opar a czo o o bruk dziedzi ca, d onie wspar a obok

owy i... zdrzemn a si , bo to spanie na dziedzi cu wypoczynku da nie mog o. Obok na la-

dowa a j Hilda, przekonana, e tego wymaga ceremonia. Bo ena ju

ni a, kiedy dosz o do niej

zrozumienie, ze tu spa nie wypada. Z tego wszystkiego zerwa a si na równe nogi, Hilda za ni , a
starzeckn wielkim g osem:
- Patrzcie na te dwie! To cud! W adz w nogach odzyska y!

* * * * *

Wieczorem za potwierdzenie cudu uznano dwie rzeczy. Hilda ju us ysza a od Bo eny, e ma
udawa g uchoniem , lecz wzdrygn a si i obejrza a gwa townie,gdy z ty u za ni ten od
uniesionych r k co nagle g

no powiedzia . A po drugie – badanie ich stóp wykaza o otracia i

cherze. G usi s uch odzyskuj , a pora one stopy tak wygl da zaczynaj jakby ich d ugo i mocno

do chodzenia u ywano! Cud i tyle. Trudno orzec ile w tym wszystkim znaczy a zawarto wozu,
lecz obie pozosta y w pomieszczeniach wi tynnych a do ca kowitego wyleczenia stóp. Na
po egnanie dosta y po dwie pary we nianych skarpet robionych na patyczkach, zapasy ywno ci i
wiele dobrych wskazówek co do drogi na

yce za Nys , gdzie te jest chram przez p tników

od-wiedzany.

* * * * *

Jedzenie wi tynne sko czy o si przed czterema dniami. Co do picia – to nieg le

do pó yd-

str,112.
ki i tylko go natopi nad ogniskiem w kocio ku, który w wi tyni na drog dosta y. Ba! Hubka
zamok a, a nawet gdyby by a sucha, to nieg nie wysusza ani poszycia lasu, ani ga zek. Na
szcz cie nieg rozpuszcza si te w ustach i pragnienie nie dokucza o.

Natrafi y na sid a, a w nich borsuk tkwi . Snad um czony daremnymi próbami odzyskania

swobody, trwa przycupni ty i tylko lepskami ku nim ypa . W ich ustach, przed chwil – mimo
po ykania wody ze niegu - suchych od gor czki pojawi a si

lina.

- Da si

surowe – powiedzia a Bo ena.

- Nie jest zamar niete – powiedzia a Hilda.
- W troba na surowo nawet zdrowsza – powiedzia a Bo ena.
Hilda skoczy a niczym wilczyca. Tak jej si zdawa o, bo os abiona by a g odem i gor tw . Nie
doskoczy a do borsuka, który odsun si niemrawo i znowu trwa w swojej nieruchomo ci.
Znieruchomia a tak e Hilda, lecz g osu jej nie odebra o – wrzeszcza a bardzo g

no, j cza a z bólu

i co jaki zas pokazywa a na kostk prawej nogi. Bo ena ostro nie, powoli zdj a z tej nogi Hildy
but i skarpet . Kostka by a sina i mocno spuchni ta. Skr cenie lub zwichni cie. Je li b dzie
gor czka, to zwichni cie.
By a. Hilda poczerwienia a, poty na ni bi y, to znów trz

a si niby osika. J cza a coraz ciszej,

lecz nieustannie. Umrze? Bo ena usi owa a zachowa zimn krew i chyba jej si uda o. Mo na
jakie ga zie do tej nogi z boków przywi za , podpiera Hild i do go ci ca zd

. Dopiero

wczoraj z niego skr ci y, nie powinno by bardzo daleko...
- Zaraz, zaraz – powiedzia a pó

osem – sid a nie mog by na ca kowitym bezludziu...

By

rodek zimowego dnia. Krótki dzie , lecz troch da si naoko o poszpera i mo e jaka ludz-

ka sadyba...
Brn a w kopnym niegu, poty mia a wi ksze od Hildy, a dysza a g

no niby smok. Potyka a

si coraz cz ciej.Coraz atwiej pada a, a podnosi a si z coraz wi kszym trudem. Zacz pada

nieg i prawie przesta a widzie . Upad a na twarz i ju postanowi a tak zosta . Która z nas pr dzej?

Hilda libo ja? Zdawa o si jej, ze s yszy jakie g osy zwierz t... Mam omamy – pomy la a. Chcia a
uwolni usta od nadmiaru niegu, który przeszkadza oddycha . Unios a g ow , lecz nie mia a si y
obróci jej na bok. Przez mgnienieoka zdawa o jej si , e widzidym. Mam omamy – powtórzy a w
my li – ju nied ugo...
- Co tam – powiedzia a i zdziwi a si , e s yszy w asny g os. Omamy-nie omamy, a sprawdzi
by warto.

Podpar a si r kami i unios a g ow jeszcze raz. nieg ju nie pada . Zapada zmierzch. Przed

ni , jakby niedaleko, majaczy a brama w palisadzie i furta... Majaki? Sprawdzi !
O wstaniu mo na pomarzy – brak si y. Pó przytomnie zacz a porusza r kami i nogami – pe -

a w stron tej u udy. Pomy la a, e jest g upia, lecz nadzieja w niej nie chcia a umrze . G upia

background image

nadzieja czy nadzieja g upiej? Chcia aby si za mia z tego pytania, te niem drego, lecz tylko w
my li wykrzywi a wargi. I w tym my lowym grymasie dotkn

deski. Pomaca a... Jest! Opieraj c

si r kami o furt , unios a si na kolana, potem – jak ona si na to zdoby a? - stan a.
-Hej, hej! - wo

a czy tylko jej si zdawa o.

Wali a w t furt pi ciami czy tylko o tym my la a? A mo e to sen?...
Furta zacz a si uchyla , wi c odsun a si w ty i sta a, chwiej c si na wszystkie strony niby

o trawy na wietrze. W otwartej furcie sta przed ni dryblas, chyba nieba g ow si gaj cy.

- Okruszek – powiedzia a i pad a zemdlona.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO

Gda sk

Wrzeszcz,

01.VII.1952

roku.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 1 01 Zaranie
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 3 01 Wschód
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 2 02 Świt
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 1 02 Zaranie
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 3 02 Wschód
SOCJOLGOIA wykł 8 cz 2! 01 2011 WIĘZI SPOŁĘCZNE to wspólności i związki między ludźmi
filozofia cz. 01, WSH- materiały, filozofia
A Mostowski Zarys teorii Galois cz 01 Grupa Galois
JAZDA W STYLU WESTERN W REKREACJI CZ 01
cz 01 s 1 4
Szlak piastowski
sekret alchemika Sędziwoja cz. 01, STUDIA JEZYK POLSKI, Współczesna proza polska
HLN CZ-I R-01, Kozicki Stanisław
HLN CZ-V R-01, Kozicki Stanisław
Animacja cz 01 id 64903 Nieznany
Dynamika ksiazka cz 01
odp cz I 01 2013
SOCJOLGOIA wykł 8 cz 2! 01 2011 WIĘZI SPOŁĘCZNE to wspólności i związki między ludźmi
filozofia cz. 01, WSH- materiały, filozofia

więcej podobnych podstron