Reginald Lanca Ster
Opowie
z cyklu „Szlak Piastów" o wydarzeniach na pograniczach
przygody i historii
„ Z A R A N I E "
tom drugi
Na j zyk zbli ony do wspó czesnej polszczyzny przewiód
Stanis aw Pierzynowski
Tom 2
2
Rozdzia I
W I E C I Z G R O D U K R A K A
Cho opi nale
cy do lednickiego chramu z wielk ochot pracowali przy budowie nowych
cha up. W ka dym razie tak twierdzili. Natomiast ich niewiasty, przywiedzione z Pomorza pod
komend Myszki i jego synów-mówi y co innego zgo a. Twierdzi y mianowicie, e ich m
owie
uciekaj do lasu przed s usznymi oninymi wymówkami.
- Obiecywali nieledwie rozkosze ycia na roli - narzeka y niewiasty, a tu trzeba si gnie
w
ciasnocie trzech cha up na dziewi tna cie niewiast i siedemnastu m
ów.
Przynajmniej po owa niewiast przemy liwa a o powrocie do swoich. Szczególnie te, które
jeszcze nie by y ci
arne, bo wstydzi y si wspó
ze swoimi m
ami na oczach wszystkich
wspó mieszka ców chat.
ównie te w
nie bia ki piekli y si i zapowiada y, e jak tylko wiosna powróci, to i one
powróc do swoich mam.
Druzno, zainteresowany du
wydajno ci pracy cho opów - nie da si u pi tym
chwilowym przyp ywem cho opskiej ch ci do pracy i wiedzia , e trzeba u agodzi rozsierdzone
ony, by praca by a wykonywana ochotnie tak e w przysz
ci. Spotka si tedy z samymi tylko
niewiastami i stara si je ug aska .
- Pomnijcie - mówi -
cie wolne - macie w asno
, na przyk ad wasze wiana. A wasze
dzieci nie b
niewolnikami - b
wolne, tak jak wy. Wasi m
owie nie b
, obarczani
wielkimi ci
arami, bo potrzeby obs ugi wi tyni nie s wielkie - to nowa wi tynia i b dzie
mie nieliczn obs ug , bo wiernych, a szczególnie w pobli u, nie ma wielu. Tedy mo ecie
dostatnio, jak wam obiecali wasi m
owie..
- Kiedy oni nic nie obiecywali - odezwa a si jedna z on. To tylko ten Myszka gada , a
wszyscy inni milczeli. Tak nam mówili rodzice. Mo e naszym dru kom u Myszków lepiej, ni
nam, ale w naszym siole du e by o przeludnienie, wi c nam wsz dzie mo e by nie gorzej, ni
w rodzinnym domu. M odzie cy z naszego sio a poodchodzili - szuka szcz
cia w wiecie, a
nam przysz oby rutk sia ...
Koniec ko ców - stan o na tym, e niewiasty zabior si do pomagania swoim m
om,
by chaty stan y jak najwcze niej i ka de ma
stwo mog o zamieszka w swoim domostwie.
Natomiast dwie niewiasty bez pary mia y pe ni s
przy wi tynnym ogniu.
Ogie ten uroczy cie za egni to, po czym Druzno udzieli siedemnastu lubów wed ug
obrz dku chrze cija skiego. Niewiasty patrzy y na to jak na rzecz najzwyczajniejsz w
wiecie; m
owie sarkali w duchu, e poga ski wieszcz profanuje, wr cz bezcze ci ich
religi , jednak nie mieli w aden sposób zaprotestowa .
Tom 2
3
Kiedy nad Lednic zjechali Nykon z Turoszem i Wojs aw z Gniezna - na wyr bie i na
budowach panowa a wy mienita pogoda w sensie pogodnych twarzy drwali i budowniczych
oraz pó
miechów ich pomocnic od prac nazwanych wspó cze nie - przynie , podaj,
pozamiataj.
Przybysze zasiedli z Druzn w jednej z komnat chramu. Niewiasty uprz tn y t , na razie
nie wykorzystan , komnat , rozpali y ogie na kominie, wi c w zno nych warunkach, co
prawda bez sprz tów, mog y si tam odbywa spotkania i narady wieszcza z jego go
mi.
- Przysz y wie ci od Wi lan, wspó plemie ców naszych cho opów - zacz Druzno.
Wi lanie s zagro eni przez Germanów.
- Czyli przez Niemców? - zapyta ze zdziwieniem w g osie Turosz.
Zaraz dosta od Nykona sójk w bok, a Wojs aw i Druzno spojrzeli na niego z przygan w
oczach, bo nieobyczajne by o przerywanie mowy starszego cz owieka przez m okosa. Jednak
obesz o si tym razem bez s ownej uwagi i Druzno mówi dalej.
- Otó Germanie chc , sobie podporz dkowa Wi lan. Trzeba doda , e ponownie, bo do
niedawna rz dzili krajem Wi lan, jak swoim. Nie tak dawno trafi si w ród Wi lan cz ek zdolny
poderwa swoich do wysi ku dla oswobodzenia si od germa skich nakazów. Wysi ek przyniós
oczekiwane skutki. Za to Wi lanie obrali Kraka swoim przywódc , i wodzem. Na zachodzie taki
cz ek nosi miano ksi cia, wi c i o Kraku, tym swoim przywódcy, tak Wi lanie mówi .
Na czas wojny Krak staje si wodzem, na czas zagro enia wojn - jest przywódc , który
wydaje rozkazy bez uzgadniania z nikim. To zdaje si tak samo, jak u was? - zwróci si do
Wojs awa.
- Prawie tak samo - odpar Wojs aw, lecz tylko w sprawach powszednich, w codziennym
yciu. Jednak w sprawach wa niejszych musi by zgoda wszystkich. A przynajmniej raz w roku
musi by wiec. Chyba e trwa wojna - wtedy kto obrany rz dzi, jak podany przez was Krak.
Chyba wam wiadomo, e na wojn zaczepn , musi si zgodzi wiec - sam obrany nie mo e jej
zarz dza . Ale ja chcia em was spyta o co - mo na?
- Pytajcie.
- Sk d wzi li si Germanie ko o ziemi Wi lan? Te ziemie s bardziej na wschód, ni my, a
Niemce siedz przecie od nas daleko na zachód...
- Przed laty przyby do S owian, yj cych na po udnie od nas, kupiec franko ski Samon.
Porozpatrywa si , poogl da , a potem - za którym tam razem zamiast towarów przywiód ze
sob gromad germa skich wojów. Nie by o ich wi cej, ni was teraz. Ale umieli si
odpowiednio zachowa , sk óci S owian, nakierowa jedne plemiona przeciwko drugim i w
wyniku Samon sta si w adc wielu krain i wielu plemion s owia skich. Tak e, mi dzy innymi -
Wi lan. Teraz Germanie i towarzysz ce im oddzia y S owian staraj si odzyska co , co
uwa aj za swoje, co im umkn o spod kontroli dzi ki staraniom Kraka.
Tom 2
4
- Druzno przerwa w tym miejscu, jakby czekaj c na nowe pytania. Ale te nie pada y. Jeno
ty p omie na kominie zak óca cisz trzaskaniem bierwion. Tedy wieszcz ci gn dalej.
- Krak, zamkni ty w najwa niejszym grodzie Wi lan uda , e zgadza si podporz dkowa
Germanom, byleby tylko odeszli na po udnie. Lecz ich dowódca - Rydygier - do oszustw
przyzwyczajony, jako e sam o uczciwo
pos dzany by nie mo e - za
da r kojmi - oddania
mu za on nieletniej, zaledwie dziesi cioletniej córki Kraka - Wandy. I na to Krak si pozornie
zgodzi , jeno prosi o poczekanie a córka dojdzie lat trzynastu czyli wieku obyczajnego dla
zawarcia lubu. Ustalono, e Niemce przy
po Wand nast pnego lata, a na razie godz si
na zw ok . Potem Wanda ma by u Germanów, jednak lub nie zostanie zawarty przed
osi gni ciem przez pann m od wymaganego obyczajem wieku. Germanie odeszli, a Krak
wys
do was pro
o pomoc przeciwko Niemcom. Có wy na tak pro
?
- Pro ba by a chyba do was, a nie do nas kierowana - powiedzia Wojs aw. Bo do nas nikto
si nie zg osi .
- Pos
cy jeszcze nie dotarli - powiedzia Druzno. Ale ja wiem o nich i o pro bie Kraka w
inny sposób. Zarówno u Wi lan, jak i u Rydygiera, a tak e na po udniu s szpiedzy kap
scy,
maj cy ostrzega nas przed zagro eniami naszej religii ze strony wyznawców Chrystusa czyli
chrze cijan. Od tych szpiegów wiem co w germa skiej i wi la skiej trawie piszczy.
- Jakiej pomocy mieliby my udzieli owym Wi lanom, skoro nas garstka zaledwie, w
dodatku nowe nasze ziemie jeszcze nie zagospodarowane wymagaj wiele pracy? - spyta
Wojs aw.
- We cie pod uwag , e Wi lan te jest troch - nie jeste cie sami na wiecie przeciwko
Rydygierowi. A i S owianie towarzysz cy jego oddzia owi nie byliby od tego, by zrzuci jarzmo
germa skie. Jeno trzeba by oby udzieli im pomocy na po udniu.
- To ju by oby wcale nieskuteczne. Wiele tam plemion, moc ludzi, a nas - pami tajcie -
jeno dwustu. W dodatku musielibym ostawi nasze bia ki bez adnej opieki. A wielu z nas
dopiero co sta o si
onkosiami... Nawet s siadów pod bokiem nie mamy pewnych. Wiedzcie,
nie zgodzili si by my osiedli w ich pobli u.
- Goplanie pokonani by mog i w tym przedsi wzi ciu nie przeszkodz . A bia ki -
poczekaj na was - dadz bogowie baz zagro enia bezpiecze stwa.
- Gdyby nie by o Goplan - zgodzi bym si na udzielenie pomocy przy wygnaniu
Germanów spod grodu Kraka - powiedzia Wojs aw. Na odleg , i d ugotrwa wypraw na
po udnie - zgody nie dam. A ty co na to, bracie? - zwróci si do Turosza.
- Móg bym rzec - moja chata z kraja, bo do Goplan mamy dalej. Lecz uznaj twoje racje,
bracie - odpowiedzia Turosz.
- A ty, Nykonie, có na to powiesz? - zwróci si Druzno do czwartego uczestnika narady.
Tom 2
5
- W ród Goplan - powiedzia Nykon - jest podzia . Nie wszyscy popieraj niech tnych
Polanom Popielidów. Lecz zgodnym z Wojs awem i Turoszem, e wyprawa na po udnie
przekracza mo liwo ci Polan.
- Kto mnie - podsumowa Druzno - zach ci niedawno do przeciwstawiania si naporowi
Niemców. A teraz, kiedym za
da w tej sprawie pomocy us ysza em, e jej nie dostan .
Zapad a cisza zak ócana tylko przez skwir brzozowego soku s czonego przez p on ce
polana.
Druzno zapatrzy si w p omie , mo e tam szukaj c jakiej rady w rozwi zaniu k opotu,
cego jednocze nie okazj do pozbycia si Germanów z po udnia.
Nykon porównywa barw Druznowych oczu z kolorem p omieni na kominie i wychodzi o
mu, e bierwiona z sosny daj taki sam p omie , jak wpatrzone we oczy. W ten sposób -
zajmuj c si rzeczami obocznymi - chcia zag uszy natr tn my l - ty te Goplanin!
Wojs aw i Turosz dochodzili do wniosku, e Druzno domaga si od nich najwy szej ofiary,
mo e ycia nawet - dla osi gni cia celu bardzo wa nego, dla osi gni cia dobra dla Polan i
innych S owian - lecz
da, by oni z tego dobra nie korzystali osobi cie, by si zgodzili na to, e
nawet mog nie wiedzie czy po
dany cel zosta osi gni ty... A oni chcieliby to ogl da
ca kiem ywymi oczami i jako ywi dopilnowa swoich korzy ci. Byliby gotowi i swoje ycie
po wi ci w obliczu zagro enia bezpo redniego, lecz czy da si na pewno przewidzie
poczynania Germanów z po udnia? Czy mog , przyj
nad Wart ? Mo e raczej odejd na
zachód?
- Tajniki przysz
ci zakryte przed naszymi oczami - przerwa milczenie Druzno. -Ale
niektóre rzeczy da si przewidzie . Mniemam, e do tych rzeczy zaliczy mo na
prawdopodobny atak Goplan na was. Czy wtedy odeprzecie go, czy te ujdziecie szuka
bardziej spokojnej okolicy i przyjaznych s siadów? Czy to - potraficie przewidzie ?
- Jest nas za ma o, a Goplan za du o, by my si im mogli oprze - powiedzia Wojs aw.
adne przewidywanie do tego niepotrzebne - je li Goplanie za
daj , - odejdziem st d.
- Nie zapomnieli cie jeszcze cz eka, który was zaprasza na spotkanie ze mn ? - zapyta
Druzno.
- By jaki obszarpaniec - mrukn Wojs aw.
- By od was pos aniec - powiedzia Nykon, a Turosz przy wiadczy tej informacji
skinieniem g owy.
- Ten, jak mówicie - obszarpaniec jest kim wa nym w stowarzyszeniu kap anów
owia skich bóstw.. Teraz jest ju pewno na Pomorzu i tam rozmawia z innymi kap anami o
pomocy dla was.
- Przeciwko komu? - spyta Wojs aw.
Tom 2
6
- Cho by przeciwko Goplanom.
- To S owianie, a namawiano was do walki z Germanami - powiedzia Nykon.
- Wy, Polanie macie odegra w tej walce niepo ledni rol . A ka dy, kto stanie wam na
drodze usuni ty by musi, by nie zawadza .
- My, Polanie wiemy ju o tej swojej niepo lednio ci? - zapyta Wojs aw.
- Niepotrzebnie gorycz i zgry liwo
dopuszczacie do g osu. Dla nikogo przymusowe to nie
jest. 0 tej roli postanowili kap ani, tak e ci, którzy zostali na zachodzie - za ab , kap ani Polan.
- Ze mn , poszli wszyscy, których uda o mi si namówi - powiedzia Wojs aw - w ich
imieniu jeno mog przemawia . Pozosta ych trudno by by o znad aby ruszy .
- Mo e gdyby cie namawiali d
ej...
W tej chwili ko o drzwi da o si s ysze szurgotanie obutych stóp. Do komnaty wszed
niepozorny m
czyzna, tym si jeno wyró niaj cy, e odzienie, lubo zimowe, jako ci przedniej
nie mia o. Uczyni znak jaki na piersiach skrzy owanymi palcami czerwonej od mrozu d oni i
powiedzia .
- Je lim do wieszcza Druzny trafi ....
- Mówcie - powiedzia Druzno, tako znaki jakowe palcami czyni c.
- Rydygier z apa pos
ców Kraka i na m kach wydoby od nich tre
pos ania - powiedzia
zmarzni ty cz ek. Tedy pod wa y grodu ponownie podszed i za
da natychmiastowego
wydania Wandy. To niem dre dziecko, nic nikomu nie mówi c odzia o si w bia e szatki i
dziewiczy wianek i na oczach wszystkich rzuci o si w nurt Wis y. Wraz dzieci wy owiono, lecz
wkrótce zmar a z zimna - przezi
a w wodzie do cna i rozgrza jej nie by o sposobu. Wyzna a
jeno, e spodziewa a si odej cia naje
ców, je li nie stanie przyczyny wa ni. Mniema a,
biedna, e jest najwa niejszym przedmiotem po
dania Rydygiera.
- Có dalej? - spyta Druzno.
- Krak wys
nowych pos
ców do Polan z obietnic poddania im ca ej ziemi Wi lan,
wszystkich zdobytych przez nich ziem i wszystkich podleg ych sobie ludzi w zamian za pomoc
przeciwko Germanom.
- Wierz w szczero
Kraka - powiedzia Druzno - to ju sprawa i wró da rodzinna. A có
na to Rydygier? Nie z owi nowych go ców Kraka?
- Nie. Wycofa si spod grodu i niszczy ziemie Wi lan. Moc ludzi ju uprowadzi na
po udnie. Pono przedaje ich w niewol Bizantyjczykom. Teraz jest chyba w ziemi, która
przedtem nale
a do L dziców. Obróceni przez Wi lan w cho opów, nie broni si przed
Niemcami - id , w niewol jak byd o na rze .
- Czy cie swoj powinno
- powiedzia Druzno do pos
ca, a ten zawróci si na pi cie i
wyszed .
Tom 2
7
Za Druzno spojrza na Polan i powiedzia .
- B dzie pomoc przeciwko Goplanom i przeciwko Rydygierowi.
- To te wiecie od kap anów z zachodu? - spyta zgry liwie Nykon.
- Nie wszystko mog powiedzie . - skwitowa zgry liwo
Druzno.
- Chytro
lisa jest przy waszej nik a - powiedzia Turosz. Mówicie co wam pasuje, a reszty
powiedzie wam nie lza, bo macie zakaz. A potem macie al, e si wzdragamy spe ni wasze
dania,
- Mo em i przebieg y - powiedzia Druzno, ale nie przeciwko swoim sojusznikom. A
Niemców, a wrogów nale y zwalcza ka dym mo liwym sposobem.
- Dobrze, e nie macie nas za wrogów - zauwa
Wojs aw. Chocia kto was tam do ko ca
rozezna - dziwni cie jacy ...
- Je li mi nie zawierzycie - powiedzia cichym g osem Druzno - sczezniecie jako wielu
przed wami albo w je stwo niemieckie popadniecie. Niemce tu przyjd , je eli ju teraz nie
zaczniemy im przeszkadza . Drzewiej daleko za ab si ga y dziedziny S owian. Teraz trwaj
tam jeno niedobitki. Nied ugo - je li pozostan tam jacy S owianie, to jako niemieccy
niewolnicy. A potem Niemce przyjd i do was.
- Ale , wierzymy wam - usprawiedliwia si Wojs aw - sami my Niemców poznali i dlatego
jeste my tu, a nie za ab . Jeno nam dziwnie nieswojo,
cie tacy u wiadomieni o rzeczach
dla nas zakrytych.
- To od
my na bok - powiedzia Druzno. Teraz chc wiedzie czy b dziecie
wspó pracowa ze wszystkich si , czy b dziecie wierzy ca ym sercem w mo liwo
wygranej z
Germanami. Nie tylko przez starcia or
ne.
- B dziemy - powiedzieli razem Wojs aw i Turosz .
- B
- powiedzia Nykon, cho wola bym wiedzie to, co i wy - wtedy by bym przekonany
o zwyci stwie.
- Mo ecie wiedzie , lecz
z tym nie b dzie wam atwiej. Je li zechcecie - mo ecie by
przyj ci do stowarzyszenia. Ostrzegam, e wtedy nic si tak liczy nie b dzie, jak wykonanie
powierzonych zada . Zastanówcie si czy podo acie tak
, a potem dajcie mi zna . Co za do
rzeczy zakrytych... Kto mi powie jak wydosta a si tajemnica do osób postronnych, je li j wam
powierz , a wy - niechc co - uchylicie jej r bka na przyk ad swoim onom, one swoim
przyjació kom, a te jeszcze komu innemu? Do tajemnic nie wszyscy dopuszczeni by mog ...
Tom 2
8
Rozdzia II
W R 0 D A P R Z Y N 0 S I P O Y T K I
Od Kujawów dosz y do Gniezna wie ci, i Goplanie weszli w stan wojny. Wiec odwo
ze
stanowiska wojewody pokojowo usposobionego Lubara i obra wodzem Krzepca Popielid .
Wojna mia a by z Polanami, którzy - wed ug Popielidy nie dotrzymali umowy - mieli
mianowicie p aci za niewolników pó tuszami dzika i wilczymi skórami, a dostarczali ró nego
mi siwa, jak popad o.
Lubar proponowa spraw wyja ni i za
da dop aty, ewentualnie - w najgorszym razie .
da przeniesienia si Polan z Gniezna na zachód - dalej od dziedzin Goplan.
W ogóle rzecz ca a oparta by a o twierdzenia Krzepca, któremu wiec da wiar , bo
faktycznie mi sa sz y do Goplan ustawicznie, Polanie pytali jakie rodzaje s potrzebne i zawsze
spotykali si z twierdzeniami odbiorców, e akurat adnego mi siwa nie potrzebuj ,. Wreszcie
za któr
dostaw us yszeli w wi tyni Swantewita, e to ju koniec zap aty.
Tedy doniesienia Kujawów traktowano w Gnie nie z pewnym niedowierzaniem. Dopiero
poselstwo od Popiela otworzy o oczy mieszka ców Gniezna na gro
ce im niebezpiecze stwo.
Pewnego dnia trzech Goplan zimowo odzianych, na koniach i przy broni zajecha o bez
przeszkód pod dom Wojs awa.
Wojs aw prosi zsi
, czego uczyni nie chcieli. Sta tedy przed konnymi tak, jak wyszed z
chaty - w p óciennej koszuli, wpuszczonej w spodnie., w apciach i w grubym swetrze. Wedle
obyczaju dozna poni enia, rozmawiaj c z ziemi z takimi, którzy mówili do niego z siode .
- Z rozkazu wojewody Popiela i wiecu plemienia Goplan - rzek jeden z pos ów -
zapowiadam wam wró
za nie dotrzymanie umowy.
- Na znak walki do ostatniego tchu - rzek drugi - rzucam wam pod nogi ten m ot kamienny i
zapowiadam, e ca e nasze plemi przyb dzie zbrojno, by znak ów st d zabra .
- Wprzód nim go st d wywieziem - doda trzeci pose - ubarwim go krwi z waszego ba.
Czerep wasz roztrzaskany b dzie, a czerwony od waszej juchy m ot z
ym w wi tyni
Tryg awa ku przestrodze innych przeniewierców.
- M
owie - powiedzia Wojs aw z nutk , zdziwienia i prawie pro by w g osie - to nie ma
nijakiego powodu do wró dy, có e wam zawinilim?
- Jest powód - powiedzia pierwszy pose - wzi li cie naszych je ców i nie zap acili cie za
nich, jako cie obiecali.
- Dostarczylim mi sa, ile cie
dali - co do uta.
esz! Nie masz skwitowania, nie masz nikogo ktoby potwierdzi twoje s owa - powiedzia
drugi pose .
Tom 2
9
- Jako nie ma?! Przecie wieszcz Wotan si nie zaprze!
Rozleg si rechot trzech gardzieli, jakby ich u ytkownicy us yszeli dowcip najweselszy z
weso ych.
- Pomar przed pó miesi cem - obja ni trzeci pose -i pewno uznawszy, e tym
wyja nieniem uzasadni powód swojego miechu - r
dalej.
- Stawiam na waszym podworcu urn z po ow jego prochów - powiedzia pierwszy pose ,
powstrzymawszy z trudem niewczesny chichot. Obyczaj i wiara naszych przodków nakazuje
uwa
odt d t ziemi za wi
,. A wy j plugawicie swoj obecno ci ,, bo cie przechercy,
patrz cy ino w asnych korzy ci, kosztem naszych wdowców i sierot. Za to wszyscy pomrzecie,
a truch a wasze przez kruki i zwierza padlino ernego rozszarpane b
.
- My, m
owie, mierci my zwyczajni - powiedzia Wojs aw - rzadko przychodzi na nas w
domu, cz sto spotykamy j w walce ze zwierzem, czy te z wrogimi lud mi. Ale ulitujcie si
nad naszymi niewiastami i potomstwem naszym - to cz
naszych on z waszego plemienia
pochodzi...
Powoli pos ów i Wojs awa zacz otacza wianuszek Polan zwabionych odg osami tocz cej
si rozmowy. Widok powi kszaj cego si t umku zdj
miech z twarzy pos ów. Obrócili konie i
przepychaj c si przez ci
ruszyli z powrotem.
- Stare wyr niemy, m ode nam ku uciesze pos
, a dzieci wasze pobijem - rzuci który z
pos ów przez rami , ju k usuj c w bezpiecznym dla siebie oddaleniu od coraz gniewniejszych
Polan.
- Có e teraz b dzie? - pada y zewsz d, skierowane do Wojs awa pytania.
- Uwidzim - odpowiedzia Wojs aw - zaraz po pomoc ruszam i dadz bogowie, e
sprawiedliwo ci stanie si zado
.
Wszed w drzwi swojego domu, stwierdzi , e na twarzy ony maluje si przera enie, a
twarz syna spowa nia a i przypomina raczej oblicze dojrza ego cz eka, ni dzieci
buzi .
Spojrza przez okno na porzucony m ot z d bowym trzonem i glinian urn .
- Dadz bogowie, e m ot ten pos
y przeciwko naszym krzywdzicielom powiedzia . Daj,
Bogna, odzie - nad Lednic ruszam, co mi tam przepowiadano i obiecano. Nie l kajcie si -
je li nie uzyskam innego ratunku - ujdziem. Mamy w tym wpraw - doda z wisielczym
humorem.
Troska o los syna, ony i reszty plemienia nios a Wojs awa w stron Lednicy szybciej,
ni by umyka przed rozjuszonym nied wiedziem.
- Jako to b dzie? - zastanawia si , pozwalaj c p dzi wierzchowcowi -Trzeba b dzie
wszystko ostawi i uchodzi ? Dok d? mo e lepiej broni Gniezna i Poznania? A mo e Druzno
istotnie w jaki niewyobra alny sposób sprowadzi pomoc?
Tom 2
10
Te rozmy lania usta y w sposób nag y a przymusowy, gdy jaka mocarna apa chwyci a go
za g ow i ci gn a z konia. W mig znalaz si na ziemi, unieruchomiony p tami, a nad nim
sta y mocarne postacie zbrojnych m
ów, w wilczych skórach obróconych sier ci do wierzchu.
- Co za jeden? - pad o pytanie z jakich ust, ledwie widocznych pomi dzy brod i w sami,
chyba nigdy nie przystrzyganymi.
- Jestem Wojs aw, Polanin.
- Nie warto z nim gada , to na pewno szpieg owych Goplan - powiedzia y inne usta równie,
jak i pierwsze, okryte w sami i brod .
- Najlepiej od razu ubi ! - da si s ysze przyt umiony okrzyk z trzecich - identycznych ust.
- Je li wiecie o Goplanach, to cie mo e i o Druznie s yszeli? - spróbowa ratunku Wojs aw,
maj cy nadziej , e to w
nie obiecana przez wieszcza pomoc. Na szcz
cie nie omyli si .
- Kto to dla ciebie Druzno? - pad o pytanie.
- To mój druh i wieszcz Polan przy jeziorze Lednica - powiedzia ku jeszcze innym
zakrytym zarostem ustom, a w
ciwie ku niewidocznym spod d ugich w osów uszom.
- Prygaj, Selwin, do Druzny - powiedzia y jedne z ukrytych ust - i pro o przybycie dla
rozpoznania. Nie zapomnij rzec, i e ci przys
Naokon wódz Wilków.
Wilcy - pomy la Wojs aw i rozradowa si . Z tak daleka przybyli, wi c pewno jest te
pomoc z bli szych okolic.
Przyby y Druzno poprosi o zdj cie z Wojs awa wi zów.
- Nie by o sposobu przewidzie , e kto tak troszcz cy si o w asne Gniezno - poniecha go
i zechce w óczy si po puszczy - powiedzia wieszcz.
Wojs aw zmilcza , cho mia ochot powiedzie o wszystkim, wykrzycze swoje obawy i
rado
z nadej cia zapowiadanej pomocy.
Wilcy delikatnie rozwi zali sznury kr puj ce Wojs awa i wsadzili go na jego w asnego
wierzchowca z takim zapa em, e niemal przelecia na drug , stron .
- Nie krzywduj sobie - powiedzia który Wilk - g osem zniekszta conym przez zarost -
musim by ostro ni, chyba to poj ...
- Nie jestem o to krzyw - powiedzia Wojs aw - jeszcze si ciesz , em spotka Wilków
mówi cych ludzkimi g osami.
Za miali si wszyscy z tego dla nich niespodziewanego artu, bo w swoim kraju nie
zauwa ali blisko ci swojej nazwy w asnej z nazw najwi kszego drapie cy i dlatego nikt tam
podobnych spostrze
ni uwag nie czyni .
Druzno ruszy w stron chramu, Wojs aw za nim. Co jaki czas zatrzymywa ich na chwil
okrzyk,
daj cy opowiedzenia si .
Tom 2
11
- Zachórz pyta kto cie, opowiedzcie si !
- Stokro ! - krzycza Druzno. To wódz Wagrów ze Stargardu ko o ostrowu Imbra -
poinformowa Wojs awa.
- Czewoja od Warnów ze Swarzyna wzywa do opowiedzenia si ! - us yszeli za krótki
czas - Stokro ! - odkrzykn Druzno i jechali dalej
- Do opowiedzenia si wzywa ebno od Redarów z Radogoszczy!
- Stokro ! - pad o z ust Druzny s owo otwieraj ce dalsz drog .
- Ko da z Brenny - wódz Morzyczan
da podania has a!
- Stokro !
Co jaki czas pada o
danie has a. Wojs aw s ucha i serce w nim ros o. - Gdyby ich
wszystkich zjednoczy ... - pomy la .
- Jastrz biec od S owi ców ze S awna! - to na Pomorzu - umiejscowi gród Wojs aw - w
pobli u jest chyba S upsk.
- Drogomir - Pyrzyczanin z Cedyni! - to gdzie przy Odrze, te na Pomorzu - dok ada now
informacj , nowe imi i nowe plemi do poprzednich.
- D bno i Milczanie z Budziszyna! - to gdzie zza Nysy - dziwi si Wojs aw. Stamt d te ?
- Czawa z Sie czycami zza aby! - pad o nast pne o wiadczenie.
- Jelec i Drzewianie zza aby!
- Bo czyc i Susu y z Wurcina!
- G omacze spod Mi ni pod wodz Momota!
- Belina i Chudzicy znad So awy!
- Skuba znad So awy i arowie!
- Or ek - wódz Wolinian!
Za ka dym takim o wiadczeniem -
daniem Druzno powtarza owo czarodziejskie s owo -
stokro , tak e Wojs aw w ko cu nie wiedzia czy przy Wagrach mia racj , s dz c i s yszy
nazw kwiatka. Teraz zaczyna mniema , e chodzi o liczebnik, obrazuj cy mnogo
plemion,
które przys
y swoje oddzia y. Kiedy spyta o to Druzn , ten odrzek .
- Zawsze obieram has o o szerokim znaczeniu. Wprawdzie nie ma tu wojów ze stu plemion
owia skich, ale prawie we wszystkich przyby ych oddzia ach jest setka wojowników.
- To prawie wystarczy, eby odeprze Goplan - powiedzia Wojs aw. Policzy em ilo
pyta
- to chyba wystarczy... W ka dym razie jest nadzieja, e damy rad .
- Rzek em - p r a w i e we wszystkich oddzia ach - powiedzia Druzno. Lecz przyb
jeszcze inni - na pewno wystarczy.
Tom 2
12
- Od dzi mo ecie
da ode mnie wszystkiego. Tak e ycia. Zacz em wierzy , e jest
wola i my l silniejsze od moich, które zadbaj , o to, co mi dro sze od ycia - powiedzia
Wojs aw., Godni cie posiadania w adzy najwy szej nad wszystkimi S owianami. Wtedy
Germanie musieliby zaprzesta stara o podbój naszych ziem.
- Przeceniacie mnie - powiedzia Druzno - jestem tylko cz stk , w ród tych, co pospo u
pracuj nad stworzeniem przegrody trudnej dla Niemców do przebycia. Sam nikt nie da by
rady.
- Ja to rozumiem - powiedzia Wojs aw. Ale trzeba umys u nadzwyczajnego dla
sprowadzenia si w jedno miejsce w jednym czasie, dla uzyskania ch ci i zgody tak wielu ludzi
na wspólne dzia ania przeciwko komu nieznanemu dla wsparcia kogo , tako ma o
znacz cego.
Tymczasem doje
ali do polany, na której sta y zabudowania wi tynne. Naprzeciwko
nim wyszed Nykon. Druzno zatrzyma si i, nie zsiadaj c z konia powiedzia .
- We cie, Nykonie potrzebne rzeczy i zaraz jedziemy.
Nykon bez s owa wszed do chramu, za chwil wyszed ciep o odziany i poszed do stajen.
Druzno ruszy powoli, kieruj c si w stron zachodu. Wojs aw domy li si , e ma jecha za
nim. Po chwili przyk usowa za nimi Nykon.
Nie tracili czasu na popasy, zreszt zim by oby to nie atwe - samo zebranie opa u w
nie onym lesie musia oby zaj
wiele czasu, skrzesanie ognia te nie uda oby si za szybko.
Co dopiero mówi , gdyby zdecydowano si na budow
nie nego domku albo sza aau...
Drugiego dnia ko o po udnia Druzno stan - B dziem odpoczywa ? - spyta Wojs aw.
Druzno po
palec na ustach i zdj z pleców uk. Nykon poszed w jego lady. Wojs aw
zrozumia , e nale y obu na ladowa .
Wkrótce mi dzy drzewami zacz y pojawia si i znika , zas aniane przez ga zie i pnie -
dwie konno jad ce sylwetki. Kiedy znalaz y si na trawersie zaczajonej trójki, Druzno napi
uk i
krzykn .
- Je li si zatrzymacie - nie b dziecie mie k opotu!
Jad ca dwójka pos ucha a dobrej rady. Byli to zbrojni wyra nie zdumieni tym, e kto ich
zaskoczy wezwaniem do zatrzymania si . Próbowali rozgl da si uwa nie na boki, os aniali
oczy d
mi przed wiat em s
ca, lecz nie uda o im si dostrzec zasadzki.
- Czegó wam potrzeba? My spokojni podró ni - nikomu nie wadzim - ozwa . si jeden ze
zbrojnych.
- Czy spokojni podró ni zacz li mo e swoj podró gdzie za Odr albo nawet za ab ? -
zapyta Druzno.
Tom 2
13
- Co za ró nica? Wa ne, e was nie zaczepiamy. A wy nas tak, nie wiedz c czy nie zd
a
za nami kto jeszcze, komu nie dacie rady.
- Mo e dla was ró nicy nie ma kto zaczepia. Dla nas ró nica mo e by - my szukamy
takich, którzy zd
aj na wschód, szukaj c miejsca na osiedlenie si wielu, wielu ludzi. Je li wy
do nich nie nale ycie - nie doczekacie adnej pomocy.
- No, nie gró cie - powiedzia uspokajaj co jeden ze zbrojnych - to na nas czekacie, jeno
nie wiemy po co.
-
cie S owianie, to s ysz - powiedzia Druzno. Podajcie nazw waszego plemienia,
by my si upewnili.
- Jeste my z Linian. Z grodów Grabów, Domica i Lenica.
- To cie z Obotrytów - powiedzia Druzno, podje
aj c ku stoj cym.
- Tak, z Obotrytów czy Obodrzyców, jeszcze inaczej Obodrytami zwanych, Uchodzim
przed Saksonami. Spalili nam pó kraju. Ale s z nami i inne plemiona. Mo na powiedzie -
zacz a si w drówka ludów s owia skich - powrót na wschód z ziem zaj tych przed kilkuset
laty.
- Wielu was?
- Samych Obodrzyców - dwadzie cia secin wojów. Najwi cej jest Polan z okolic grodu
Bardowiek - ponad sto secin m
czyzn zdatnych do noszenia broni!
- 0, Swarzecu - j kn Wojs aw - ca e plemi ?
- Ca e. Uciekli przed Frankami. Wódz tych Germanów uzna ich za swoich poddanych, a
oni tego nie chc . W ich Bardowieku zaczyna si linia miejscowo ci, w których ma by
prowadzony handel mi dzy Germanami a S owianami pod opiek w adcy. Wiele grodów na
zachód od aby ma s
temu celowi. Niby dobrze dla S owian, bo t pione b
napady
germa skie, ale szkoda, e to na naszych terenach.
- Jak e na waszych, skoro cie stamt d odeszli? - zapyta Nykon.
- Nikt by si stamt d nie rusza bez wa nej przyczyny. Ta przyczyna nie od nas bierze
pocz tek.
- A od kogo? - spyta Nykon.
- Charles, po naszemu Korol lub Karol, niektórzy mówi Karl, jeszcze inni Kral, otó ten
cz ek og osi tereny przylegaj ce do swojego pa stwa marchiami. Jeszcze ich nie posiad , a
ju og osi za w asne. Wiecie co to oznacza o dla nas - mieszka ców tych ziem?
e zacznie je zasiedla swoimi lud mi i zagospodarowywa - powiedzia Wojs aw.
- To i tu s marchie? - zdziwi si Linianin.
- Ów m
Polaninem jest - zza aby pochodzi - przedstawi Wojs awa Druzno.
Tom 2
14
- To cie i o Karolu pewno s yszeli? - powiedzia przybysz.
- Wiele o nim na Po abiu by o s ycha . Jedni mówi , e wzrostu ma ponad siedem stóp i
st d jego przydomek - Wielki. Inni mówi , e kar em jest, a jego wielko
w umy le niezwyk ym
tkwi. Odszed em stamt d ju par lat temu. Czy teraz ju wiadomo jak wygl da?
- Nasi go nie widzieli. Wszystkie rzeczy robi za niego inni, nawet na rozmowach si nie
pokazuje - przysy a swoich pos ów.
- Tedy istotnie umys musi mie wielki, je li nad wieloma ma w adz - powiedzia Nykon.
- S ucha go wielu, bo chc , tego samego, co on. Albo raczej on chce, tego samego, co
wielu innych - powiedzia Druzno.
Podczas tej rozmowy zbli
si ku nim wi kszy oddzia zbrojnycb. Linianie powiedzieli kim
, i czego szukaj Druzno, Nykon i Wojs aw. Ca trójk zaprowadzano i postawiono przed
em jeszcze nie starym, lecz ca ym siwym. Ten popatrzy na nich ywymi oczami i rzek .
- Jestem Lechos aw, wódz Polan. ci le mówi c - wi kszo ci przyby ych Polan, bo cz
ci
mniejszej przewodzi Rus an. A wy?
Przedstawili si . Lechos aw, us yszawszy imi Druzny ucieszy si .- Mówili mi o was moi
kap ani - powiedzia . Wasze pos anie pomog o nam podj
decyzj o odej ciu z zachodu. Ja i
moi ch tnie wam pomo emy i radzi osiedlimy si gdzie w pobli u.
- Ju mo na zostawia grupy osadników - powiedzia Druzno. S ysza em, e was wielu,
tedy powinni cie si zmie ci do Poznania - osady, w której wasi wspó plemie cy ju si
osiedlili.
- Znam - powiedzia Lechos aw, spogl daj c na Wojs awa. Wyczu przede mn , e trudno
dzie na Za abiu wytrzyma .
Podczas tej rozmowy zbli
si ku nim m
znacznie m odszy od Lechos awa. Id c,
zarzuca na boki i do ty u fale p owych w osów ruchami g owy podobnymi do niewie cich. Bystre
oczka koloru chabru czujnie rozgl da y si na wszystkie strony spod p ytkich uków brwiowych,
os oni tych brwiami tak jasnymi, e prawie niewidocznymi. Stan przy rozmawiaj cych i
uwa nie si przys uchiwa .
- Ja i moi ludzie - powiedzia w pewnej chwili - nie b dziem nikomu pomaga przeciwko
innym S owianom.
- To jest w
nie Rus an - powiedzia Lechos aw.
- Nie b dziecie pomaga , cho by owi S owianie byli napastnikami? - spyta Wojs aw.
- Napadni ty musi broni si sam. Sk d mam wiedzie czy nie zas
na napa
?
- Wy cie, Rus anie, jeszcze m odzi - powiedzia Druzno. Ale cie na tyle dojrzali, by zda
sobie spraw z tego, i wasz s d bierze si z zawi ci wobec starszego brata.
Tom 2
15
- Nie macie racji - odpar m odzieniec szybko - brata starszego bym uszanowa . Ale Lech
jest jeno moim stryjecznym bratem.
- A z Germanami wojowaliby cie:?
- Mog em wojowa na starych mieciach. Alem tam nie osta .
- Wy tu ze swoimi - powiedzia Druzno - miejsca dobrego nie najdziecie, bo tu si szykuj
wojny liczne i krwawe. Na wschodzie, daleko st d lu no jest, ale biednie, trzebaby zaczyna
wszystko od pocz tku. Chyba, e po drodze znalaz aby si okazja do uzbierania dobytku...
Druzno opisa Rus anowi sytuacj wokó grodu Kraka. Przedstawi s abo
oblegaj cych
wojsk i ich zamo no
.
- Nabraliby cie dobra wszelakiego i niewolników do pracy - zako czy swój zach caj cy do
wyprawy po zdobycz opis. Da bym przewodników - doda , spcstrzeg szy b ysk zainteresowania
w widruj cych oczkach Rus ana.
- A ja dodam ze dwie setki swoich wojów - powiedzia Lech.
- Co chcecie dosta w zamian za przewodnictwo i pomoc? - spyta Rus an.
- Ja nie chc niczego - odpar Lech.
- A mnie przy lijcie przez moich przewodników wie
,
cie zwyci
yli i udajecie si na
wschód.
- I niczego nie chcecie wi cej? adnych dóbr, ani ludzi niewolnych?
Druzno spojrza na Rus ana swoimi nieruchomymi oczami. Rus an z pocz tku zapatrzy si
w t otch ann
to
, lecz po krótkim czasie wzdrygn si i spu ci powieki z bia ymi rz sami.
Przy Druznie pojawili si dwaj je
cy na cherlawych mierzynach. Jeden d ugo mówi co
pó
osem, nie s yszanym przez postronnych. Drugi czeka nieruchomo.
- Karol Wielki - oznajmi wszystkim Druzno - ci po bitwie czterdzie ci pi
setek je ców
saskich. Ma zmusi Sasów, do przej cia na chrze cija stwo. A spokornia ych, agodnych jak
owieczki chc pó niej przesiedla na tereny
yczan mi dzy So aw i Nys . Na t wie
plemiona z tych terenów ruszy y na wschód.
- Tu si wszyscy nie pomie cimy - powiedzia Wojs aw.
- Oni musz t dy przej
- powiedzia Druzno. Poszliby pewno na po udnie, ale tam ju
siedz od kilkudziesi ciu lat germa scy Bawarowie. Mo e da si naszych pchn
w tym
kierunku w
nie st d. Obeszliby Bawarów i zagrodzili im drog w marszu na wschód i na
po udnie.
- Pos uchaj was? - powiedzia z pow tpiewaniem Rus.
Tom 2
16
- Obaczym. Teraz patrzcie na tego cz eka - wskaza na jednego ze swoich ludzi na
mierzynach - on b dzie na was czeka ko o grodu Wo
. Dowiecie si o drog pod grodem
Kraka. Stamt d, spod Wo ynia - zaprowadzi was w miejsce dogodne i nie zaj te przez nikogo.
- A ilu jest Goplan? Silni? - spyta Rus an.
- Im si zdaje, e pot
ni, bo w Gnie nie, Poznaniu i ich s siedztwie yje jeno dwustu
pola skich m
ów - powiedzia Wojs aw.
- A bogaci?
- Siedz tam odk d przybyli ze wschodu - ju par stuleci, tedy nagromadzili dostatek
znaczny - powiedzia Nykon.
- A co dla mnie? - spyta cz owiek na drugim mierzynie.
- S ysza
nasz rozmow . Pojedziesz do Serbów do wieszcza Radosta. Poka esz mu
nasze znaki i powiesz com tu mówi .
- Nie mog , jeszczem si tak do cna nis upodli - mówi do siebie pó
osem Rus,
odchodz c do swoich. Nie mog walczy przeciwko S owianom. Nie wolno! A do wszystkich,
odwróciwszy g ow , powiedzia .
- Jutro o wicie chcia bym ze swoimi odjecha do tego Kraka. Bywajcie zdrowi.
Druzno popatrzy na odchodz cego swoimi
tymi oczami, a Rus anowi przelecia y po
plecach ciarki i w osy stan y mu d ba.
- Ba em si wró dy Goplan - powiedzia Wojs aw, a tu - zda si - im szykuje si krwawa
nia.
- A innym z tego po ytek przyj
mo e - powiedzia Nykon ze smutkiem.
Tom 2
17
Rozdzia III
W I L C Z A G Ó R A
Sporo czasu zesz o na przygotowaniach do rozprawy. Wszyscy pomocnicy i
sprzymierze cy Wojs awowych Polan musieli dobrze si kry , aby do Goplan nie donios o si z
jak wielk si b
mie do czynienia.
Lech, Wojs aw i Turosz opracowywali plan bitwy. Niepo ledni rol gra o w nim zwabienie
przeciwnika w sposobne miejsce. Na tym miejscu, mi dzy dwoma d ugimi jeziorami -
po
onymi blisko siebie - na w skim skrawku ziemi Goplanie mieli spostrzec, e przesmyk jest
z obu stron zamkni ty, e oba wyloty s , zakorkowane. Oczekiwano, e wtedy si poddadz i
zostan sprzedani w niewol - gdzie bardzo daleko, by by a pewno
, e aden nie powróci
dope nia wró dy
Na przedwio niu w najwi kszej komnacie lednickiego chramu wszyscy dowódcy zebrani na
narad oczekiwali podania planu bitwy i rozdzielenia zada .
- Dopóki yje cho jeden z rodu og aszaj cego wró
- nie ma pewno ci czy krew nie
poleje si znowu, cho by obie strony ju si pogodzi y i zaprzysi
y pokój - wyg asza swoj ,
opini Dul ba - wódz oddzia u ze S upska.
- Tedy wybi ich trzeba do nogi - skonstatowa Barwica - dowódca z Trzebiatowa .
- A ich dzieci i niewiasty? - spyta Drogomir z Cedyni.
Wezm ich ze sob , sprzymierze cy Polan. Najlepiej, eby ich odprzedali gdzie za
morza - powiedzia Druzno, a wszyscy dowódcy oddzia ów sprzymierze czych przez pewien
czas nie zadawali pyta , pewnie si zastanawiaj c nad wielko ci zdobyczy i po ytków z niej.
- A je li b
podczas. bitwy ucieka ? - spyta Wolinianin Or ek. Te ich nie zabija ?
- Któr dy umkn ? - spyta Wojs aw. B
zamkni ci jak w glinianej urnie. Umkn mo e
jednostki.
- Jak to jednostki? Zobacz , e nas wielu, to si odwróc zaraz na pocz tku i kto im w tym
przeszkodzi? - wyrazi w tpliwo
Bo czyc z Wurcina.
- Lepiej pos uchajcie planu - powiedzia Wojs aw, bo pyta b dziecie do rana, a przed bitw
wyspa si trzeba.
Wsta Lech. Zdj to materi , zas aniaj
du
piaskownic . Wszyscy ujrzeli szkic terenu
bitwy wymodelowany rysunkiem i barwami. Przed Lechem po
ono desk z rysunkiem
sporz dzonym w glem.
Tom 2
18
- Rozpuszczone s - powiedzia Lech - fa szywe pog oski. W tym by a g owa Druzny i
mniemam, e wykonano to dobrze. Goplanie ju ruszyli z zamiarem zaskoczenia Gniezna, Maj
zamiar doj
tam rano.
Przechodz c ko o tych dwóch jezior - pokaza dwa niebieskie kawa y p ótna le
ce na
piachu - Goplanie musz zauwa
umykaj ce przez przesmyk si y pola skie. S
powiadomieni, e tamt dy b
przechodzi wszyscy Polanie z Gniezna i Poznania. Powinni za
umykaj cymi pogoni . Kiedy wejd mi dzy oba jeziora - maj napotka twardy opór tych, którzy
dot d umykali. Trzeba, by napastnicy byli bardzo zaj ci walk z tymi niewielkimi si ami.
Podczas owej walki zostanie zamkni te uj cie przesmyku, którym weszli i cofaj cy si Polanie, i
goni cy Goplanie. Jednocze nie z drugiej strony w drugie wej cie na przesmyk wkrocz
powa ne si y sprzymierze ców. Goplanie zostan w tym momencie zamkni ci.
Wszyscy obecni patrzyli na piaskownic , podziwiali misterno
planu i kunszt roboty przy
makiecie. Las przedstawiony zielonymi szyszkami powtykanymi w piach, osiedla ludzkie
oddane za pomoc , drewnianych klocków, drogi zobrazowane drobnymi kamyczkami u
onymi
na piachu i wreszcie wojska - bia e i czerwonawe fasole u
one równymi rz dami.
Lech zacz pokazywa d ugim patykiem miejsca - gdzie kto ma stan
przed witem i
ukry swoj obecno
. Wszyscy bardzo uwa nie ogl dali na planszy to, co Lech mia im
jeszcze pokaza w rzeczywistym terenie, wi c nikt nie zauwa
jak do komnaty w lizgn si
cz owiek Druzny. Podszed do wieszcza i powiedzia cicho.
- Przywiod em Serbów, Hrvatów, S owaków i S owe ców.
Druzno wyszed na zewn trz i d ugo rozmawia z przywódcami przyby ych. S owo -
rozmawia - nale
oby raczej zast pi sformu owaniem - agodzi swary. W wyniku tych,
nazwijmy je tak, dyskusji Serbowie odeszli szybko na po udnie z zamiarem zatrzymania si na
pobyt sta y tam, gdzie jest dzisiejsza Serbia. Tu za nimi ruszy a z po owa Hrvatów do
dzisiejszej swojej ojczyzny. Tylko troch wyprzedzali oni S owe ców.
Potem ruszy a po owa pozosta ych Hrvatów, by si zatrzyma , zaraz po przej ciu gór
Sudetów.
owacy wyprawili si za Karpaty, a na wschód od nich mia a osi
reszta Hrvatów.
owacy i Hrvaci mieli wyp dzi lub zniszczy Germanów yj cych na Morawach i w Czechach.
owe cy mieli powstrzymywa parcie Bawarów na zachód i po udnie. Serbowie i s siaduj cy z
nimi Hrvaci mieli os ania pozosta ych S owian przed wypadami wojsk cesarza rzymskiego z
Bizancjum.
Tak to wszystko zrelacjonowa Druzno Lechowi i Wojs awowi, kiedy spotkali si pó nym
wieczorem, po powrocie z objazdu przysz ego pola bitwy. Lech i Wojs aw raz kiwali, raz kr cili
owami - troch pochwalnie, a troch pow tpiewaj co. Z grubsza bior c, obchodzi o ich to
mniej, ni pozostawione przez w drowników lady - zdeptane pola, poniszczone sady, ki i
Tom 2
19
pastwiska czyli lady powsta e podczas d ugotrwa ych postojów na ziemi Polan i przemarszów.
Zreszt zaj ci byli jutrem, wi c atwo pocieszali si s owami odro nie i naprawi si .
Rzeczywi cie poprawia o si i odrasta o. Przez kilka nast pnych lat.
Jutro zacz o si zgodnie z planem. Wsta o s
ce. Zrobi o si na tyle widno, e Krzepiec
zauwa
chowaj cych si w przesmyk Polan.
Zgodnie z przewidywaniem Lecha - nakaza po cig. Lecz w tym miejscu zgodno
wydarze z planem znalaz a swój koniec. Uciekaj cy Polanie zatrzymali si za wcze nie.
Sprzymierze cy zamiast zamkn
wylot przesmyku, ku któremu mieli biec Polanie ruszyli
biegiem - pomaga sojusznikom. Ku Goplanom polecia y kamienie z proc, oszczepy i dziryty.
Krzepiec zauwa
, e ma do czynienia z du ymi si ami i nakaza wycofywanie si .
Za sprzymierze cy, maj cy zamkn
drugie uj cie przesmyku robili to powoli i dopiero si
ustawiali w przewidzianych miejscach. Na ustawiaj cych si , jeszcze nielicznych uderzyli ludzie
Krzepca.
W tym momencie szcz
cie u miechn o si do Polan - Krzepca ugodzi w udo dziryt i
uczyni go niezdolnym do komenderowania. Jednak natychmiast jego miejsce zaj brat -
Jaromir .
- Krzepca na p acht i biegiem odnie
poza bitw ! - wyda pierwszy rozkaz nowy dowódca
Goplan.
Kilkunastu ludzi z Krzepcem na p achcie pobieg o w bok od tocz cej si walki, potem
skr ci o na wschód i oddala o si ku dziedzinom gopla skim. Tych - nikt nie goni . Natomiast
si y walcz ce z Goplanami dowodzonymi przez Jaromira stopniowo ros y, bo do boju w cza y
si coraz to nowe oddzia y przeznaczone do „zakorkowania" przesmyku. Wreszcie Goplanie
dojrzeli, e s okr
eni.
Nie sprawdza y si kolejne przewidywania planu. Goplanie - cho by chcieli - nie mogli si
poddawa , bo mieli przeciwnika za blisko, bo ten o nic nie pyta , jeno ci , wali , k
i t uk . Jak e
mo na w takiej sytuacji robi co innego? Wi c Goplanie odpowiadali przeciwnikom pi knym za
nadobne, cho ze znacznie mniejszym skutkiem, bo ich uzbrojenie by o starej daty - zamiast
mieczy - kamienne m oty, zamiast metalowych kolczug czy usek - jeno grube skóry, zamiast
wzmacnianych elazem szczytów - drewniane tarcze obci gni te skór .
Tedy Goplanie padali cz
ciej od atakuj cych. W dodatku do walcz cych do cza y coraz
to nowe oddzia y sprzymierze ców Polan z Gniezna i Poznanie. Przewaga Polan stawa a si
coraz widoczniejsza.
Bogusz - przywódca rodu K okoczy, widz c co si
wi ci, chc c uratowa swoich przed
niechybn
mierci ustawi ich w klin i uderzy w jedno miejsce otaczaj cego Goplan
pier cienia.. By to ostatni moment na wyrwanie si z okr
enia. K okocze wypadli z pier cienia
i najszybciej jak mogli gnali na wschód.
Tom 2
20
Za uciekaj cymi nikt nie pogoni . Ka dy pomy la mo e, e zrobi to inni, plan nie
przewidywa po cigu. Za to pier cie wokó pozosta ych Goplan stawa si wci
grubszy i
grubszy. Uciekaj cy K okocze zwolnili, gdy Budzisz wpad na pomys , e wsz dzie musz by
jakowe wojska pomagaj ce Polanom. S zapewne od niedawna, wi c si nie znaj , mo e uda
si uj
z placu boju, udaj c taki sprzymierze czy oddzia ... - Je li b dziemy po piesza -
przekonywa swoich - od razu domy
si , e uciekamy.
Pozostali z Jaromirem Goplanie stawali dzielnie. Trzeba im przyzna , e w obliczu
miertelnego zagro enia nie upadali na duchu - zdawali sobie spraw z beznadziejno ci swojej
sytuacji, a mimo to starali si odpowiada ciosem na cios, jak tur otoczony przez stado
odnych wilków.
Ludzie Bogusza dochodzili do wzgórza, na którym sta w odwodzie oddzia Wilków czyli
Wieletów, jak mówili o nich Obotryci. Wilcy, widz c zbli aj cych si zbrojnych wyszli im
naprzeciw i na wszelki wypadek ustawili si w bitewnym szyku. Bogusz doszed do
przekonania, e przej
spokojnie nie uda si . Tedy rykn pe nym g osem.
- W nich, bracia!
Przewaga liczebna Goplan nad Wieletami by a znacz ca, mniej wi cej potrójna. W kilka
minut leg a z po owa Wilków, reszta by a w ró nym stopniu poraniona lub pot uczona. Goplanie
chcieli dobija pozosta ych przy yciu, lecz spi ci rozkazem Bogusza, jak ko ostrog dali
spokój ywym i umar ym - nie zabrali nawet swoich zabitych - ruszyli za Boguszem z nadziej
wyj cia ca o z opresji autorstwa Krzepca.
Woje pola scy i ich sprzymierze cy opasuj cy Jaromira i jego ludzi pracowali ci
ko, jak
drwale rozstawieni wokó po aci boru. Goplanie dawali odpór coraz s abszy, bo zm czenie
dawa o im si we znaki bardziej, ni wymieniaj cym si sprzymierze com Polan. Tedy po
przeznaczona do wyr bu zmniejsza a si z ka
minut . W rodku sta Jaromir, niczym
samotny d b po rodku polany i stara si dowodzi , zagrzewa do walki. W ko cu zachryp do
cna i nie móg ze ci ni tego gard a wydoby
adnego g osu prócz wiszcz cego oddechu.
Boguszowym ludziom uda o si . Odeszli od miejsce starcia nie zauwa eni przez
przeciwników. Zapadli w lasy i rozpami tuj c gorycz kl ski zmierzali do swoich siedzib.
Wojowników Jaromira ubywa o. Zmniejsza si ha as powodowany uderzeniami broni o
szczyty, j kami padaj cych i wezwaniami bogów na ratunek.
Krzepiec zatrzymywa ko o siebie wszystkich uciekaj cych. Tych, co pojedy czo
przedostali si po cienkim ju , lecz jeszcze wytrzyma ym lodzie jezior i tych, którzy rannymi
c wyczo giwali si z pola bitwy, kiedy przeszed po nich otaczaj cy Jaromira kr g
bi cych. Z rado ci godn , wi kszej sprawy powita Bogusza i prawie dwie setki jego
okoczy. Wszystkich zap dza do sto bu, postanawiaj c broni si w nim do ko ca.
Tom 2
21
Jaromir pad ostatni. Przebi o go jednocze nie kilkana cie ostrzy, odbieraj c wszelkie
czucie, ca y al spowodowany innym obrotem sprawy, ni si spodziewa . Na jego twarzy
pozosta wyraz ulgi, zapewne z powodu zako czenia wysi ku ponad si y, podj tego tylko po to,
by przed
ywot o krótki czas, a potem umrze bez wstydu, e si stchórzy o.
Ludzie Bogusza zdawali relacj z bitwy. Wedle tego, co mówili musia oby si doj
do
wniosku, e Goplanie zwyci
yli.
- Jam widzia niegdy ich pierwszego pos
ca - Kokot si zwa czy jako tak. Jakem go
zdzieli kamiennym m otem w eb, to a si bia o zrobi o od tego, co z tej Pola skiej czaszki
wyprysn o - chwali si jeden z K okoczy.
- A jam nadzia na sulic ichniego przywódc - Wojs awa - mówi inny. Zamachn si na
mnie mieczem. Uniós r
do góry, a ja go w pach ! Zaraz si osun z konia. Ciekawe czy
wy
...
- Ja trafi em z uku jednego strasznie zaro ni tego. Sta em akurat po rodku naszych i
mia em troch czasu na przymierzenie. Strza a wesz a mu w gardziel i zaraz bluzgn o
czerwon juch . Kopn powietrze nogami ze trzy razy i ju by o po nim - opowiada trzeci.
- Cichajciel - powiedzia Krzepiec, bo zapytam czemu cie tu wrócili sami zamiast wspomóc
towarzyszy.
Poopuszczali g owy i rozchodzili si po podworcu sto bu, uk adali si gdziekolwiek, daj c
odpoczynek spracowanym cz onkom. Ich mi
nie t
y po morderczym wysi ku. Co nieco
pojedli, ugasili pragnienie i powoli odpr
ali si psychicznie. Lecz do pe nej sprawno ci
fizycznej mogli powróci dopiero za par dni. Gdyby teraz sto b zaatakowano, nie mia by go kto
broni .
Jednak atakowa te nie mia kto. Lech ze wit obje
pole bitwy i liczy straty. Nie by y
du e, co zawsze jest poj ciem wzgl dnym dla tych, którzy trac najbli szych, druhów czy
krewnych. Zgin o oko o pó tysi ca Polan i ich sprzymierze ców. Goplan ubito par razy
wi cej. Gdyby wierzy szacunkom Pr doty nale
oby s dzi , e zgin li wszyscy Goplanie i
jeszcze wi cej, a to ju by o niepodobie stwem.
Wilków ocala o jeno dwudziestu. Na pami tk ich boju z lud mi Bogusza postanowiono
nazwa miejsce mierci tych dzielnych wojowników Wilcz
Gór . Na tej górce bardziej, ni
górze ocaleni Wilcy u
yli wielki stos i spalili na nim swoich poleg ych bohaterów. Lech obieca
im upy, jakie sobie wybior . Natychmiast wybrali niewiasty - jak mówili - dla liczebnego
pomno enia Wilków, dla wyrównania strat w bitwie.
Niektórzy przypuszczali, e z Kujawów b dzie w walce ma y po ytek. Okaza o si to
nieprawd . Walczyli z zaci to ci nie gorsz , ni inni.
Tom 2
22
- B
przemawia za tym - powiedzia Lech do starego Kujawy - by wam przydzielono
ca ziemi Goplan. Zwa cie, e nie b dzie tam ludzi. My lcie o tym jak j zasiedli i
zagospodarowa .
Tom 2
23
Rozdzia IV
P O M S T A
Druzno, Nykon i przybyli z Lechos awem wieszczkowie przez par dni pracowali przy
rannych.
Wojs awowi trzeba by o odj
ca r
. Le
potem w gor twie, nie wiadom w asnego
istnienia, nie wiedzia czy yje, czy te jego duch b dzi po za wiatach. Turoszowi uci to nog
w kolanie. Ko
goleni by a tak mocno pogruchotana, e nikt nie by w stanie posk ada ze
strz pków czego , co mog oby przypomina nog . Ubytki by y za du e i nie by o ich czym
zast pi .
Cia o starego Myszki znaleziono w miejscu, gdzie rozegra a si ostatnia walka. By ci ty w
twarz tak mocno, e przez rozwarte brzegi rany wida by o z by szcz ki i uchwy. W trzewiach
tkwi y mu trzy oszczepy, serce przeszyte by o ostrzem no a. Gdyby to by o mo liwe, umiera by
od ka dej z tych ran osobno.
- A mówiono, e Goplanie nie maj mieczy - skwitowa
mier ojca jego najstarszy syn.
adnych ez, ani krzty smutku, ni alu - zwyk a kolej rzeczy - ojciec umar , jest pora na pogrzeb,
od p aczu s niewiasty.
Sprawiano tych pogrzebów kilkaset jednocze nie, wi c z p aczkami by k opot. Przewa nie
obchodzono si bez ich pos ug, co grozi o pozostaniem dusz zabitych nad pobojowiskiem, czym
- owszem - przejmowano si , ale mniej, ni k opotami wynik ymi z braku pomieszcze dla
ci
ko rannych.
Ka dy skrawek miejsca pod dachem wype niony by le
cymi cia ami - post kuj cymi,
cz cymi, okresowo krwawi cymi, a przede wszystkim mierdz cymi - szczególnie, je li si
nie zd
o podstawi w por nocnika. Niewiasty Polan z Gniezna i Poznania oraz niewiasty
Kujawów zwija y si jak w ukropie. Nie czu y zm czenia, nie zra
y si dokuczliwo ci
da
gor czkuj cych - najgorsze ju min o, bitwa si sko czy a i rannych nie b dzie przybywa -
zdrowie .
Rannych Goplan z zimn krwi dobijano na miejscu walki. Takie by y prawid a wró dy -
jedna ze stron w niej uczestnicz cych musia a po prostu znikn
na zawsze. Mo na by o
wprawdzie sprzedawa pojmanych je ców czy rannych w odleg e strony, do wyniszczaj cej
pracy, lecz je ców nikt nie bra , a rannych nie mia kto piel gnowa - do
by o k opotu z
asnymi. Bli sza koszula cia u - jak mawiali staro ytni S owianie.
Po zebraniu swoich pobojowisko zsypano wapnem, okryto grubo iglastymi ga ziami i
przysypano cienk warstw ziemi. Do tej przykrej pracy zap dzono niewiasty gopla skie. Kiedy
Tom 2
24
sko czy y zaraz je dzielono na grupy i sprzymierze cy Polan p dzili je do siebie, w strony tak
odleg e, e powrót zniewolonych stawa si wr cz nieprawdopodobny.
- Nykonie! - Mama! - krzykn a Mi ka, wpadaj c do izby, gdzie wieszcz sprawdza opatrunki
i gojenie si ran. Patrzy a przy tym strasznie szeroko rozwartymi oczami, mia a tyle zmartwienia
na twarzy, e Nykon rzuci wszystko, chwyci dziewczyn za r
i wyci gn j na dwór.
- Prowad ! - powiedzia .
Pobiegli ku grupie niewolnic szykowanych do podró y przez Naokona i jego dwudziestu
Wilków. S owo grupa musia o by u yte dla nazwania k bi cych si niewiast, przypadaj cych
do nich dzieci tek i Wilków, odp dzaj cych dzieci batogami oraz usi uj cych poustawia
niewolnice w szeregi, otó to s owo musi by stosowane, gdy jeszcze nie ma si do czynienia z
umem, kiedy nie jest to grupka i na usta cisn si nie istniej ce zgrubienia - grupsko albo
grupica. Grupa t umem nie by a, bo jaki
ad Wilcy ju zaprowadzili, ale liczy a kilkaset niewiast
i drugie tyle dzieci.
Mi ka przypad a do niewiasty z niemowl ciem na r ku, z uczepionym do spódnicy
dwojgiem szkrabów, nie daj cych si oderwa brodatemu wojowi.
- M oda jeszcze - przemkn o Nykonowi przez my l. Naokonie! - zawo
, pójd cie ze mn
na stron - pro
do was mam.
tem oka Nykon zarejestrowa , e Mi ka odtr cona przez brodacza pada na ziemi , drugi
brodacz chwyta j za kark, unosi jak szczeni i wpycha do szeregu niewolnic.
- To moja niewiasta - powiedzia Nykon do zbli aj cego si Wilka. Naokon podszed do
szeregów, chwyci Mi
za rami i poci gn ku Nykonowi.
- Wybaczcie - pawiedzia - kr ci si . tu i przeszkadza, nie wiadomo w ko cu kto zacz.
Odp dzi nie by o mo na.
- Macierz jej w ród pojmanych stoi.
- Goplanka?
- Co wam za ró nica, wzi bym j w zamian za pomoc.
- Bierzcie bez niczego.
- Dam wozy, by cie mogli zabra
ywno
i dzieci tka.
- Po có nam wra e szczeni ta, sami zróbcie z nimi porz dek.
- To mo ecie nieco podchowa i sprzeda . Albo cho opów z nich uczynicie. Du o was
zgin o - przydaliby si pracownicy.
Naokon zamy li si . By by odmówi przyj cia pomocy, gdyby nie przypadek. Podszed ku
nim Skuba od arów znad So awy z k opotem podobnym do Naokonowego - od niewolnic nie
mo na by o odp dzi dzieci.
Tom 2
25
- Wzi bym te cz da - powiedzia . Gdyby tak wozy by y... Du o za maluchów Niemce
ac . Za jednego ch opaka ja ówk si dostanie. A za dzieweczk nawet konia.
To przewa
o. Przestano przep dza dziatki od nieszcz snych matek. W dodatku - gdy
wie
posz a, e pomoc mo e by w transporcie dzieci - zacz li si zg asza i inni dowódcy
sprzymierze ców,
Ale to ju nie by k opot Nykona, za spraw wzi si Lechos aw, a Nykon zwolni si u
Druzny i wkrótce wióz ze sob w stron Poznania dwie niewiasty i trzy nieletnie dziewcz tka.
Za nim wlok a si kolumna wozów z rannymi. Za kolumn setka niewolnic gopla skich z
dzie mi na r kach, na plecach i drepcz cymi ko o swoich rodzicielek. Kolumn zamyka oddzia
arów, maj cy od Poznania korzysta z us ug kujawskich wo niców,.
W Poznaniu Jarka przypad a do m
a radosna jak szczygie ek, co bardzo podnios o
Turosza na duchu.
- Ba em si , e b dziesz mi mie za z e, i em nie taki, jakiego za m
a bra a - powiedzia .
- Co ty? - Mi uj ci tak samo, co na mniejsze cia o przybytkiem jest, bo ca e mi owanie z
uci tej nogi przechodzi na inne cz onki. Ju em gada a z jednym takim, co kikuty struga i
mocowa umie. B dziem wkrótce ta cowa na weselu swoim, a potem jeszcze na innym.
- My lisz o Mi ce?
- To te , ale o naszym potomku my
.
- Jak e ci mam u ciska za tak radosn wie
, skoro ruszy si nie bardzo mog ?
- Ja za to mog - powiedzia a, przytulaj c policzek do jego twarzy. Chcia j przycisn
do
siebie, lecz odskoczy a i powiedzia a.
- Reszta u cisków - jak wydobrzejesz. Najlepiej, gdy si b dziem stara o nast pn okazj
do wesela. eby tylko czas na to by .
- Jako ? Czemu mia oby nam na to czasu brakn
?
- A, bo Druznowa Dobra lada dzie rodzi b dzie - musim tam pojecha , a w Poznaniu -
ho, ho... Moc dzieci w drodze.
Rannych porozmieszczano po wszystkich chatach. Nykon opiekowa si nimi, w czym
dzielnie pomaga y wszystkie niewiasty. W chacie Nykona i Mi ki le
o a pi ciu rannych, a
wszyscy zdrowi przenie li si na górk i tam, jedli, spali przy wtórze dzieci cego baraszkowania
w sianie, wype niaj cym po ow strychu.
Po nowiu zjawi si w Poznaniu stary Kujawa. Martwi o go to, w ka dym razie tak mówi ,
e Kujawów za ma o w bitwie zgin o. Nikt nie zarzuca im tchórzostwa, ani nie podejrzewa o
nieszczero
wobec Polan, ale stary ubzdura sobie, e z tego mog , by k opoty.
- S yszeli cie? - powiedzia do Nykona - wszystkich Goplan maj wybi do nogi.
Tom 2
26
- To zwyczajna rzecz przy wró dzie.
- Rzecz w tym, e ja i moi tako Goplanami jeste my. A i wy z wasz , Mi
przecz
cie
Goplanie.
- Rzecz w tym - powiedzia z naciskiem Nykon, em Goplanin z urodzenia, ale z wyboru
Polanin. Wy za g
cie wokó prawd ,
cie szczepem jeno Goplan.
- Prawda jest - powiedzia Kujawa - lecz podejrzenie by mo e, e nasze ony, Goplanki
przecie, chowa y dzieci na Goplan. A dzieci jak dorosn wró
dalej czyni b
.
- A czy tak by o? Wasze ony istotnie chowa y dzieci w niech ci do Polan i wpaja y w
potomstwo wrogo
do nich?
- Nie by o tak, zawsze my si trzymali na boku, lecz jak to Polanom udowodni ?
- Kogo Polanie maj za ony?
-To wiecie - nasze niewiasty.
- A która z waszych on donios a Goplanom na was, albo na Polan, e pomoc
sprowadzona?
- Nie daliby si Goplanie wci gm
w zasadzk , gdyby im kto doniós .
- To cie ju wszystko, co trzeba udowodnili. Teraz my lcie o czym innym, te bardzo
opotliwym.
- O czym?
-Wam powierzona b dzie ca a ziemia Goplan. A nie starczy was do zaj cia opuszczonych
sió , zape nienia stra nic i do prowadzenia gospodarki. eby cie chocia na razie zwierz ta po
Goplanach nakarmili i napoili...
- To czynione jest - powiedzia stary. Ale e nam powierz ca ziemi ?
- Widzicie, jak wam ufaj ! A sami domów nie maj i mogliby te po Goplanach zaj
Stra -
nice od zachodniej strony musicie rozebra ...
Kujawa odjecha do domu troch spokojniejszy, cho nie by wcale taki pewny czy by by
gotów wyrzec si miana Goplanina. Tymczasowo panowa w nim l k przed pot
Polan i
przed ich sprzymierze cami. Dobrze,
my te ich sprzymierze cy - pomy la .
Jednak po powrocie do swoich stary Kujawa zacz mie zgo a inny k opot. Noga
zadra ni ta podczas. bitwy, ju prawie zagojona - nagle zacz a si j trzy , puchn
i sinie .
Druzno, wezwany dla porady powiedzia , e ycie Kujawy mo e by uratowane tylko przez
uci cie chorej nogi a do kolana. Na to Kujawa nie chcia si zgodzi i zacz si szykowa na
mier . Zebrany na pr dce wiec Kujawów uczyni starszym - najstarszego syna Kujawy -
Radosta. Wiec postanowi tak e wypraw za Wis dla przyprowadzenia bra ców. Jednak
najwa niejsza uchwa a zebranych dotyczy a zaprzestania zwo ywania wiecu rodowego w takiej
Tom 2
27
jak dot d postaci. Bowiem znikn y sprawy rodowe wzgl dem ca ego plemienia. Ród trzeba
by o rozcz onkowa na poszczególne rodziny, by ogarn
powierzone terytorium, odleg
ci
pomi dzy rodzinami wzros y i cz ste zje
anie si wszystkich m
czyzn rodu by oby trudne.
Postanowiono, e. taki ogólny wiec b dzie si zje
co dwa lata, a w razie potrzeby nag ego
podj cia uchwa zwo a si wiec mniejszy, na który ka da rodzina wy le tylko jednego
przedstawiciela.
Pozosta a do za atwienia sprawa kamiennego sto bu nad Gop em. Siedzia o w nim kilkuset
Goplan, zapewne jakie niewiasty gopla skie, no i najwi kszy wróg Polan - Krzepiec Popielida.
atwo powiedzie - za atwi spraw . Lech nie mia ochoty traci wi cej ludzi, a
bezpo rednie szturmy musia yby kosztowa wiele istnie ludzkich. Na wszelki wypadek wokó
sto bu rozstawiono par kr gów namiotów ze skór, a w nich czuwa o prawie dziesi
setek
pola skich wojów. Wielu uwa
o, e takie stró owanie jest zb dne, bo brama sto bu by a
zawalona z zewn trz zwa em kamieni, si gaj cym nad po ow wysoko ci wrót. Go ym okiem
widzia o si , e przez t bram nikt ze sto bu nie wyjdzie.
Spróbowano podsun
si pod, zdawa o si , martwe mury, lecz wtedy z balkonów pola y
si strugi wrz tku.
Lech zapowiedzia budow machin obl
niczych do burzenia murów, co musia o potrwa
ugo - przynajmniej do po owy lata. Wtedy o przyj cie poprosi Druzno.
Wszed do namiotu Lecha, sk oni si grzecznie i stan z r kami schowanymi w szerokie
kawy giez a. Sta nieruchomy z r kami z
onymi na ciele mi dzy brzuchem i podo kiem a
Lech zapyta .
- Z czym przychodzicie, wieszczu? Czy to co wa nego?
- Mniemam, e mo e by wa ne.
- Tedy mówcie.
- Mo na przetrzyma jeszcze jedn zim w namiotach, lecz atwiej jest w domostwach.
Warto pomy le o sprawieniu pól. Puszcze wypala trzeba.
- Mam ostawi sto b nie tkni ty? To jest jak wrzód na siedzeniu - wytrzyma mo na, ale
usi
trudno. Przeci
trzeba.
- Przeci ty jeszcze wyciska trzeba. Albo ci
bardzo g boko i wtedy brzydka blizna
pozostaje...
- Mówicie zagadkami - rzeknijcie wprost o co chodzi.
- Zburzy
atwo, ale wam te by si móg przyda .
- Mo na ostawi i zamorzy za og g odem. Ale wtedy d ugo by trzeba pilnowa .
- Nie warto si zastanowi kto i dlaczego zawali bram ? I to z zewn trz.
Tom 2
28
- Pewno zapasów maj moc i nie zamierzaj wychdzi po nowe. A przez te kamienie
podej
trudno. Ju paru poparzonych mamy przy próbie odwalania przeszkody.
- Radz rozwa
przyczyn zawalenia bramy.
- Dzi kuj za rad - powiedzia ironicznie Lech - nigdy nie wpad bym na to, e to utrudnia
nam dostanie si do rodka. Ale r cz , e w pokojowym czasie kamienie odwalim i mury
odbudujem.
- Lis - powiedzia Druzno - tylko w bezpo rednim zagro eniu ycia schowa si w norze,
która nie ma zapasowego wyj cia. A obl
eni mogli uj
za siedem gór i rzek - nikt ich nie goni ,
mieli czas na ucieczk .
To rzek szy, Druzno sk oni si drugi raz i opu ci namiot. Wnet stra zapowiedzia a, e o
rozmow prosz jacy dwaj miejscowi Polanie. Lech kaza wpu ci .
Wesz o dwóch m odych Myszkowiców.
-
Dwaj nasi bracia polegli w bitwie. Ja jestem O cik, a to mój brat Chwalibóg. Ociec te
ubit- rzek jeden
- Bardzo wam wspó czuj - powiedzia Lech. Przyszli cie mo e, by co uzyska na
otarcie ez?
- Nie - powiedzia O cik - chcemy si m ci na Popielu za mier naszych.
- Ja te mam z nim porachunki - powiedzia Lech. Was do pomocy wzi bym nawet
gdyby cie nikogo nie stracili.
- Ale my wiemy jak doby sto bu!
- Ciekawym niepomiernie, a mnie zatka o.
- Do sto bu musi by wej cie podziemne. Jedno lub wi cej - powiedzia Chwalibóg. Mo e
dlatego zawalili bram .
W oku Lecha b ysn a iskierka zrozumienia. - Ach, to Druzno o tym my la . M dry ten
kap an, a ja go niezbyt grzecznie potraktowa em. Tunel z odleg ym wej ciem. Mo e daleko za
pier cieniem stra y...
Od tej pory O cik z sze cioma pomocnikami ha asowa ka dej nocy przy murach,
wyskrobuj c zapraw ze spoin. Przykryci specjalnie zrobionym daszkiem, chroni cym przed
wrz tkiem i ci
arami zrzucanymi z balkonów „drapacze" ha asowali mia o, by odwróci uwag
oblegaj cych od licznych patroli, szukaj cych wej
do tajemnych korytarzy podziemnych.
Nad patrolami postawiony by Chwalibóg, jako jeden z tych, którzy pierwsi wyrazili
podejrzenie o istnieniu tajnych przej
. Której nocy do Chwaliboga przybieg jeden z
patroluj cych.
- Jest - powiedzia podnieconym g osem - znale lim!
Tom 2
29
Chwalibóg wzi ze sob , brata i kilku innych i poszli ogl da . Gdyby nie pokazano mu
wylotu, Chwalibóg by by go nie zauwa
, bowiem nic nie wskazywa o, e w tym miejscu jest
co odmiennego, ni w otoczeniu. Na klap , zamykaj
wylot tunelu na
ono ga zie, ziemi ,
traw i mech - wszystko doskonale maskuj ce wylot.
- Otwierajcie - powiedzia Chwalibóg.
Miecz wsadzony w szpar umo liwi podwa enie klapy.
- Zga cie pochodnie! - powiedzia O cik - bo w korytarzu powstanie odblask - mog
zauwa
.
W ciemno ci wymacano do
w ski otwór i szczeble drabiny umocowanej przy cianie.
Chwalibóg zacz schodzi w g b. O cik skierowa za nim jeszcze dziesi ciu wojów. Reszt
zatrzyma w odwodzie, bo w korytarzu mog y czeka ró ne niespodzianki.
Czekali przy wej ciu d ugi czas, a z tunelu nie dawano adnego znaku. Za to na
powierzchni da y si s ysze jakie szurgotania, jakby ci gni to po ziemi znaczne ci
ary. O cik
bra ka dego woja za r
i odprowadza od klapy. We wzgl dnej ciszy odeszli wszyscy,
spodziewaj c si , e ku przej ciu zd
aj Goplanie. Niestety, nikt nie pomy la o zakryciu
wylotu.
Polanie, zaczajeni w zasadzce, spr
yli si w gotowo ci do skoku na tych, którzy chcieliby
wej
do tunelu. Nic nie widzieli, lecz orientowali si , e ci gn cy ci
ary s coraz bli ej.
Wskazywa y na to g
ne oddechy i st kania zm czonych ludzi. Ju mieli rzuci si na wrogów,
kiedy zaskoczy ich g os ad strony klapy.
- Otwarte! - Która ostatnia wychodzi a?
os by niewie ci! A ostatnia te musia a by niewiast . Mo e inne osoby te s
niewiastami?
Ta chwila wahania wystarczy a, by do tunelu wwalono jakie ci
ary, a za nimi weszli
tragarze. Us yszeli g os zakrywanej klapy. O cik ju mia nakaza zapalenie pochodni, kiedy
us yszano podobne do poprzednich odg osy. Tym razem pochwycenie zbli aj cych si posz o
sprawnie. Zapalone pochodnie o wietli y niewie cie twarze i wype nione wielkie wory.
- Có to wleczecie? - spyta O cik. I kim jeste cie?
- My miejscowe - pad a odpowied - tutejsze Polanki.
- Czegó si po nocy w óczycie?
- Nie b dziem odpowiada nie wiadomo komu. Mo
ty Goplanin ze sto bu?
Zajrzano do worów. By y wype nione po brzegi ywno ci . Bez dalszych ceregieli
zaprowadzono pojmane do Lecha.
Tom 2
30
Pozostali przy zamkni tej klapie pos yszeli pod ni niewie cie piski i dudni ce w podziemiu
osy m
czyzn. Klapa podnios a si . Wyszed na gór Chwalibóg, za nim jeszcze trzech.
Zacz li wyci ga pop tane niewiasty, które by y podpychane z do u i podawane przez
niewidzialne r ce towarzyszy.
Z rozmów bia ek pos yszanych w tunelu oraz z badania torturowanych przez lanie w gard a
gor cego wosku Lech zrekonstruowa obraz podziemnych korytarzy i wej
pokrytych
zamaskowanymi klapami. Podczas kilku nast pnych nocy pola scy woje wynosili tymi
korytarzami zapasy ywno ci posk adane w podziemnych komorach. Potem przy klapach
postawiono stra e i wy apywano grupki Goplan wysy ane po nowe zapasy. Popiel chyba
zorientowa si , e Polanie rozpoznali uk ad tajnych przej
i przesta wysy
zaopatrzeniow-
ców.
Po kilkunastu dniach do jednego z tuneli wszed pola ski zwiad z obu Myszkami. Przeby
pust komor przeznaczon na sk adowanie zapasów i znalaz wej cie do wn trza sto bu.
Na podworcu, we wszystkich komnatach, na schodach - wsz dzie wala y si popuchni te
trupy ludzi zmar ych z g odu.
Popiel zmar od gangreny. Le
na pod odze najwy szej kondygnacji. By sam.
Przykrywa swoim cia em klap nad schodami. Ko o niego le
y porozrzucane resztki
ywno ci. Ten nie umar z g odu. Mia jej tak du o, e starczy o i dla sporego stadka myszy,
które pierzch y na widok zagl daj cej spod uniesionej klapy g owy Chwaliboga.
- B
o nim snu legendy - powiedzia Druzno. O nim i o myszach.
Tom 2
31
Rozdzia V
W A D C Y
Ró nie mo na rozumie powiedzenie - ma w adz . Mie nad kim w adz , to na przyk ad
zwi za go i od czasu do czasu poi i karmi . Zwi zany nigdzie nie mo e uciec, nie mo e si
przeciwstawi woli tego, który nim w ada.
adz mo na te mie z tytu u posiadania m dro ci i autorytetu. Wtedy wielu s ucha
takiego m drego, bo wiedz , e jego rady czy plecenia przynios korzy
- ich wykonywanie
jest op acalne.
Albo mo na w ada przez mi
. Wtedy nawet rozkazywa nie trzeba - zakochany
odgaduje pragnienia umi owanej w adczyni i spe nia je ochoczo.
Ogólnie - mo na powiedzie , e w adza polega na wydawaniu polece innym, którzy te
polecenia z jakich wzgl dów spe niaj .
Nie mo na mówi o istnieniu w adzy ca ego ludu czy plemienia. Bo trzeba by by o spyta
komu ów ca y lud ma wydawa polecenia? Samemu sobie? Wszyscy - wszystkim? Dlatego nie
mo na by o powiedzie , e plemieniem w ada wiec, bo to by o zgromadzenie wszystkich.
Zgromadzenie rozstrzygaj ce, ustalaj ce, ale nie w adcze. Nie w adaj ce nikim, cho by z tego
wzgl du, e postanowienia musia y by jednomy lne, wspólne - wszyscy musieli si na jaki
d czy projekt zgodzi .
Mo na twierdzi , e w ada twórca projektu, ale on przecie nie wydawa polecenia, on
tylko pyta czy wszyscy si zgadzaj .
Wielu mówi, e w czasach Popiela u S owian panowa a demokracja i nazywaj demokracj
adz ludu. Poniewa rozumiej , e nie mog rz dzi wszyscy, w dodatku wszystkimi i w
dodatku jednomy lnie, wi c twierdz , e w owej demokracji decyzje podejmowano wi kszo ci
osów.
Z tego wynika, i s dz , e wi kszo
w ada a mniejszo ci . To jest w zasadzie mo liwe,
cho w tym przypadku powo ywanie jakich zgromadze do g osowania by oby zb dne -
mniejszo ci mo na narzuci swoj wol si .
W praktyce, wsz dzie tam, gdzie ma si do czynienia z w adz - spe nia j mniejszo
nad
wi kszo ci .
Lech mia w adz nad swoimi Polanami. Zapewne na czas w drówki, podobnie jak
Wojs aw mia pos uch u swoich zanim doszli do Gniezna. Teraz trzeba by o rozstrzygn
czy
jakikolwiek w adca jest potrzebny, czy istnienie w adcy nie jest za kosztowne i czy nie os abia
autorytetu g owy rodu albo ojca rodziny.
O zwo anym w tym celu wiecu Nykon opowiada codziennie, kuruj cemu si Wojs awowi.
Tom 2
32
- Mimo,
cie os abli z ran i przez to w obradach nie uczestniczycie, mimo,
cie kaleka
- wiec o was nie zapomnia i obdarzy was dostoje stwem.
- Jakim ?
- Macie by starszym Gniezna i ziem okolicznych. Macie pilnowa czy postanowienia
tycz ce si tej ziemi s przez jej mieszka ców wykonywane.
- A je li nie b
?
- Tedy wymusza b dziecie mogli; dostaniecie do pomocy oddzia zbrojnych.
- To je li si wszyscy z postanowieniami zgodz , to i pilnowa nie trza.
- O waszym bracie te pami tano - ma robi to samo, co wy, jeno w okolicach Poznania.
- Jak
korzy
by my z tego mie mogli?
- Ma by jakowa zap ata. Jeszcze nie postanowiono jaka.
Nast pnego dnia Nykon relacjonowa .
- Wasi z Gniezna i Poznania nie chcieli si zgodzi na trwanie stanu wojny a do czasu
urz dzenia opustosza ej ziemi Goplan.
dali tego Lechici i chcieli na ten czas ustanowi Lecha
wodzem.
- Na czym stan o? - spyta Wojs aw.
- Ziemi Goplan oddano Kujawom. Wtedy Pr dota i Myszkowice podnie li, e Kujawy nie
Pola skim rodem i dlatego Polanie nie mog dla ich korzy ci i bezpiecze stwa og asza
stanu wojny. Maj dostawa pomoc od ochotników.
- Tedy mamy pokój...
- Nie, teraz og oszona jest wojna przeciwko Oziadoszanom, Bobrzanom i Trzebowianom.
Maj by rozsiedleni, mi dzy innymi tam, gdzie wska
Kujawy. Bra cy s potrzebni do pracy
na pustkach.
- A ziemie tych zawojowanych?
- Cz
ma tam pozosta . Maj ich pilnowa nasi wys ani tam jako w
ciciele i dozorcy
zdobytych ziem.
- To si chyba nazywa
sko?
- Tak, z tej przyczyny, e wód i b ot oraz bagnisk tam du o. Rzeczywi cie jest tam
sko
czyli lgnisto i lisko.
- Tedy Lech jednak zosta wodzem?
- Nie ca kiem, bo jak pójdzie z wojami po zdobycze, to nie by oby komu pilnowa tych
bra ców, których poprzysy a ze
ska.
- Có tedy?
Tom 2
33
- Zwierzchnikiem plemienia Polan obrano naszego Piasta. Jednak tylko na czas pokoju.
Podczas; wojny zwierzchno
ma by u Lecha.
- A Piast?
- Ma by wtedy namiestnikiem Lecha.
- Za po wojnie?
- Lech b dzie namiestnikiem Piasta.
- eby Piast móg pilnowa bra ców i
skich zdobyczy?
- Tak w
nie t dwuw adz uzasadniano.
- Tedy wiecu ju nie b dzie?
- Jako ? U Kujawów ma by , wsz dzie jest, to i u nas b dzie. Jeno jak si urz dzim i
dzie trwa pokój .
- Lech b dzie tak czyni , by wojna by a za wojn ,.
- A Piast b dzie musia rz dzi na miejscu i pilnowa zdobyczy - domy li si Nykon. To cie
mieli na my li?
- Czy b dzie inaczej?
- Jutro si dowiemy.
Jednak jutro zaj te by o innymi sprawami. Najpierw wiec debatowa nad uczczeniem
miejsca bitwy. Pada y projekty zbudowania kurhanu przy jeziorze Ostrowite lub przy D bowcu,
jako e i przy jeziorze, i przy wsi toczy y si najza artsze zmagania, ale w ko cu od zamiaru
trzeba by o odst pi , bo g osy podzieli y si równo. Za to przeszed projekt, by - je li na miejscu
po wi conym, na którym p on y najliczniejsze stosy pogrzebowe - powstanie kiedy ludzkie
osiedle - nada mu nazw Popielno lub Popielewo.
Opowiadanie Nykona o tym kto i co powiedzia , jakie by y wyniki poszczególnych g osowa ,
kto pokrzykiwa i jakich s ów u ywa by o d ugotrwa e i ze wszech miar wyczerpuj ce. Do tego
stopnia, e Wojs aw przysn . Obudzi a go, trwaj ca od jakiego czasu cisza.
- Widz ,
cie nie bardzo zaciekawieni - powiedzia , u miechaj c si Nykon.
- Bo czasem a cz owieka mierzi od takiej czczej gadaniny nad byle czym.
- Tedy oddaliby cie swój g os za obiorem sta ego w adcy?
- Powiadajcie lepiej czy to wszystko tego dnia?
- Jeszcze przyby cz ek Druzny spod grodu Kraka.
- I jako ? Germanie przep dzeni?
- A jako s dzicie?
- Nie podoba mi si ten Rus an.
Tom 2
34
- Innym ta nie. Najbardziej nie cierpi go chyba Lech, cho to przecie krewniacy.
- Ciekawe czy s usznie.
- Jak najbardziej - powiedzia ze z
ci Nykon. Doszed ze swoimi pod gród Kraka i
zamiast wsi
na karki Niemcom pocz si z nimi uk ada o wspólne zaj cie grodu i ziemi
Wi lan.
- To mierdziel - warkn Wojs aw.
- Z uk adów wysz y nici. Germanie chytrzy s . Niby bratali si , zgadzali, ale cichcem
pojmali Rus anowego brata i jego on . Zak adników z nich uczynili i
dania pocz li wysuwa
tak wygórowane, e Rus an si w ciek .
- I có uczyni ?
- Nie bacz c na bezpiecze stwo zak adników - zaatakowa Germanów i pobi . Niewiasta i
sze cioro drobiazgu zgin li przy tym, zabici przez Germanów.
To przynajmniej dla Kraka i Wi lan po ytek...
- Nie chcieli wpu ci Rus ana do grodu. Tedy ten opasa gród obl
eniem, jako wprzód
Niemce uczynili. Darmo odwodzili go od tego ludzie Lecha, darmo odstr cza cz ek Druzny,
pró no b aga osamotniony jak kij w miotle brat Dubian, by odej
z onego nieszcz snego
miejsca, gdzie zgin a jego rodzina.
- Zdoby gród?
- Przyby drugi cz ek Druzny i rozpu ci pog osk , e Lech zbli a si ze wszystkimi swoimi
si ami pod Kraków...
- Jako cie rzekli? Kraków?
- Gród Kraka. Rus an go tak nazwa , ta nazwa nie le przystaje do grodu Kraka.
- I wtedy Rus an odst pi ?
- Tak. Odszed na wschód, w stron Wo ynia.
- Musieli si w tym Krakowie radowa .
- Nie bardzo mia kto. Pokaza o si , e Wi lan nie by o w rodku wielu. Wi kszo
z nich
pilnowa a ziem podbitych i ludów podbitych. Krak nie powa
si
ci ga ich pod Kraków, by
bunt zniewolonych nie powsta .
- Zrobili to, co i Lech chce zrobi - nazdobywali, naprzy czali, a teraz maj za ma o ludzi,
by si broni przed najazdem. Wiecu tako zwo
chyba nie mog , je li wszyscy tak
porozrzucani?
- O to chyba Krakowi chodzi o... Sam rz dzi, sam w ada. Ale Wi lanie co przeciwko
samowoli w adcy wymy lili.
Tom 2
35
- Nie wykonuj , jego polece ?
- Umy lili, by wysy
na zjazd w Krakowie swoich przedstawicieli. Jeden na stu jest
wylosowany i jedzie obradowa . Postanowienia owego zjazdu s tak samo wa ne, jak uchwa y
naszego wiecu.
- Eee, to nie to samo. Jak e ów przedstawiciel ma wiedzie co my
, inni - pozostawieni
na stra y zdobyczy?
- Krak to pono wykorzystuje i g osowania tocz si po jego my li. Teraz, niedawno taki
zjazd si odby . Cz ek Druzny powiada , e postanowienia dla Polan niekorzystne.
- Znaczy - dla nas?
-Mo e Wi lanie i Krak mieli na my li Rus anowych - oni tako Polanie. W ka dym razie
zjazd postanowi , e z Polanami nijak nie wolno si
czy .
- To sami prosili...
- Postanowili
ob po Wandzie. Ma by d ugotrwa a. Ma trwa dot d a który nast pny
zjazd j odwo a. A podczas
oby nie ma mowy o adnych nowych sojuszach, zdobyczach, ni
wa nych uk adach.
- I w ten sposób przebiegle uniewa nili w asn pro
. Nic nie mo na zarzuci ich
przemy lno ci.
Nazajutrz uwidoczni a si przemy lno
Lecha i Piasta. Na ich wspólny wniosek wiec
ochoczo uchwali , e dwuw adza musi by z czasem ograniczona. Po doj ciu do lat sprawnych
syn Piasta Siemowit ma poj
za on córk Lecha Dragos aw . A wiec ma by zwo ywany,
kiedy pokój b dzie trwa bez przerwy dziesi
lat. W razie potrzeby cz
ciej mo e by
zwo ywany zjazd taki sam jak u Wi lan.
- Kto ma zwo ywa wiec lub ów zjazd? - spyta Wojs aw.
- Siemowit .
Wojs aw pokiwa g ow , co odzwierciedla o jego my li, e Piast i Lech b
unika
potrzeby zwo ywania wiecu. A czy Siemowit, je li zostanie w adc - b dzie mia tak
potrzeb ?...
- Znaczy - postanowione, e Siemowit te b dzie w adc ? - upewni si
- Tak, bo dwuw adza wyda a si wszystkim czym z ym, tedy od razu obrali Siemowita wo-
dzem, wojewod , najstarszym plemienia i czym tam kto jeszcze chcia - w ka dym razie
nast pc Lecha i Piasta.
- Reszta, mniemam, nie ma znaczenia. W adca mo e zmieni ustalenia, je li taka b dzie
jego wola.
Tom 2
36
- Nie mówcie - zaprzeczy Nykon. Przyj li my Pomorzan pod opiek . W adcy mieliby to
zmienia ? Nie chcieliby w ada nad wi kszym krajem? Poza tym sprawa Kujawów... Po chwili
kontynuowa .
- Powiedzieli - ustami Radosta, bo tylko przedstawicielstwo Kujawów przyby o - e boj si
zaborczych d
Lecha i s ucha mog jeno Piasta. Moim zdaniem obaj w adcy b
przez to
trzymani w mniejszej pewno ci i zale no ci od stronników.
- Po yjemy - obaczymy - powiedzia Wojs aw. Na tym sko czyli cie?
- Na zako czenie Druzno postawi w asn spraw . Powiedzia , e mu nieswojo by nad
Lednic wieszczem, podczas gdy z Lechitami przybyli liczni kap ani. Na to odpowiedzia Mojmir
- dawny wieszcz Polan za ab . -Obyczaj - mówi - nie zakazuje zbudowania innych chramów
dla innych kap anów ni wieszczów. Lecz my s dzimy, e dwa chramy wystarcz . A nast pstwo
po Druznie te wyznacza obyczaj - b dzie si losowa spo ród trzech najstarszych kap anów.
Wprawdzie obyczaj przewiduje, e pierwsze stwo maj w losowaniu dzieci wieszcza, jednak
tylko wtedy, kiedy jest ich wi cej ni dwoje, dwóch w
ciwie. A Druzno ma tylko jednego syna,
je li nie liczy ma ego Stoigniewa, którego wnios a mu Dobronega.
- Dzi rano - powiedzia Wojs aw. - Dobronega powi a ch opca. To syn Druzny .
Nykon westchn . Nie ze zmartwienia o tera niejsze i przysz e dzieci Druzny. Pomy la o
tym, e on sam...
- Dzi w nocy - powiedzia Wojs aw - moja Bogna mnie te zap dzi a do roboty. Przysz a
niby to opatrunki zmieni , niby to zapewni o mi owaniu... Koniec ko ców po
a mnie na
boku, tym bez r ki, i kto wie co z tego b dzie..
- Bo te Dzier ek sam - powiedzia Nykon. Pewnie cie zbyt zaj ci byli sprawami ogó u i
czasu wam brak o na mno enie potomstwa...
- Mo e i tak. Tedy umy lilim z Bogn nie bra na siebie adnych zaszczytów, bo s teraz
inni, na pewno wielu z Lechem przyby o zdatnych - niech posmakuj tych dobroci, od których
nie mo na si op dzi , tak e - jako cie mówili - dla w asnej rodziny czasu brakuje.
Tom 2
37
Rozdzia VI
P R Z Y S Z O
P L E M I E N I A
Pó
, wiosn dwadzie cia setek Lechitów Pod wodz Miros awa z rodu wierczków
ruszy o na po udnie. Wojska sz y dwoma szlakami - cz
wzd
Prosny, zostawiaj c nad t
rzek nieliczne posterunki, reszta - po obu stronach Nysy, przecinaj cej ziemie Bie unczan,
Milczan i
yczan.
Miros aw, z nakazu Lecha zastosowa odmienny od niemieckiego sposób zdobywania
terenu i ludzi. Niemcy zaczynali od strony w asnych osad i stopniowo wchodzili na zdobywany
teren, co trwa o latami, lecz dawa o wyniki trwa e, przy zmianach stopniowych i ma o
bolesnych. Miros aw wszed na nowe tereny od razu na pe
g boko
, po bokach i zmienia
je radykalnie, wywo uj c przera enie, wrogo
i bunt miejscowych S owian.
Na zachód od Nysy ka da ludzka osada stawa a si
ród em upów kierowanych Szprew
od Ma ej Krobnicy do Biskowa. Wszyscy ludzie, zwierz ta, sprz ty, narz dzia - co si tylko da o
- by o adowane na tratwy i pod stra
transportowane na pó noc. W Biskowie tratwy
wy adowywano i zdobycz p dzono przez Ragów, Dubrów, Malczów i Lisów do mostu w
ubicach. Za mostem upy przejmowa Lech i kierowa na wschód. Po drodze ludzie Piasta
dzielili bra ców na mniejsze grupy i wraz z dobytkiem doprowadzali na miejsca przeznaczone
do osiedlenia. W blisko ci ka dego takiego miejsca sta zbudowany gródek, stra nica raczej -
miejsce ochrony Polan - dozorców na wypadek buntu je ców.
Du a cz
ludzi niewolnych sz a a do ziemi Kujawów i tam by a przez nich osadzana w
opustosza ych pogopla skich miejscowo ciach.
Inaczej traktowano ludzi na wschód od Nysy. Stamt d brano mniej wi cej co drug osad .
Nys - bra cy zd
ali do S ubic, a dalej spotyka o ich to samo, co wiezionych Szprew .
Mi dzy Nys i Bobrem trzeba by o zbudowa sie drewnianych gródków, takich samych jak
te - przygotowane na wschód od S ubic. Gródki te budowane przez wie o wzi tych
niewolników by y najzwyczajniejszymi w wiecia ogrodzeniami, mog cymi pomie ci kilkunastu
ludzi do czasu nadej cia odsieczy. Jedynym urz dzeniem ka dego „gródka" by u
ony
po rodku cz stoko u czyli palisady wielki stos sygnalizacyjny, którego za egni cie oznacza o
wo anie - na pomoc!
Taka sama sie gródków powstawa a na zachód od Prosny i u podnó a Sudetów.
Wszystkie te gródki cznie okala y zaj ty teren, utrudniaj c spe nienie ewentualnego zamiaru
ucieczki. Bra cy, obci
eni ró nego rodzaju okowami - nie mieli mo liwo ci sprawdzenia czy w
którym z gródków kto jest i zaraz wypadnie, by pojma zbiega, czy te ogrodzenie jest akurat
puste i mo na ko o niego bez obaw przechodzi .
Tom 2
38
Oprócz tego je cy budowali pod batami prawdziwe grody - na pi
dziesi ciu do stu wojów
- z zabudowaniami mieszkalnymi, studniami, stajniami, magazynami i wszystkim innym, co by o
konieczne do d ugotrwa ej obrony.
W takich prawdziwych grodach mog o si pomie ci mnóstwo ludzi z okolicy i przetrwa
bezpiecznie nawet kilkumiesi czne obl
enie. Postawiono K pno, Kluczbork, Ko le, Racibórz,
Nys , K odzko, Kowary, Wle , Nowogrodziec i Lubi ; zacz to budowa
widnic zamierzon
jako gród centralny, wi c wi kszy i lepiej urz dzony od pozosta ych.
Miejscowa ludno
nie stawia a oporu zbrojnego. W czasach Samona przerwano
samodzielny rozwój tamtejszych plemion. Istnia y nadal, lecz ju nie jako wspólnoty
autonomiczne, samodzielne - sta y si tylko wspólnotami etnicznymi, obci
onymi daninami
przez Samonowych Germanów, zjawiaj cych si co lato po odbiór cz
ci plonów.
Tera niejsza zmiana polega a na tym, e poborcy na sta e zamieszkali w pobli u i
nieustannie pilnowali swoich interesów. Owocowa o to, niestety, dybami na noc, ci
arami u
nóg i karków i konieczno ci milczenia, bo nowi zaborcy mówili tym samym j zykiem i mogli
pods ucha o czym si rozmawia.
Sam Lech, tak e z dwoma tysi cami wojów ruszy na zachód z zamiarem opanowania
terenów Lubuszan. Planowa rozbudowanie Lubusza w taki sposób, by roz
ony po obu
brzegach Odry - chroni mostu, spinaj cego brzegi w okresach wolnych od powodzi. W planie
by a tak e budowa sta ego mostu kamiennego.
Lubuszan nie przesiedlano, lecz ci
ary d wigali nie mniejsze od s siadów z po udnia.
Najgorszym dla nich by a konieczno
budowania grodów w Santoku i Uj ciu nad Noteci .
Tereny budowy by y niezdrowe - bagienne, ci
ko si na nich oddycha o, ci
ko znosi o
duchot i fetor w letnie dni i ledwo si przetrzymywa o napady chmar komarzyc od wieczora do
pó nego ranka.
Piast dzia
nie mniej energicznie od Lecha i Miros awa. Star osad pozna sk
po czono wa ami z Wart , a nowy gród i osiedle zacz to wznosi na ostrowie, któremu nadano
imi Lecha, cho niektórzy uwa ali, e lepsza by aby nazwa wi ty Ostrów albo Ostrów
wi tynny, jako e zdecydowano jednak o postawieniu tam nowego chramu dla Swarzeca.
Do budowy wa ów gromadzono du e kamienie polne i dolne cz
ci pni du ych
pokrzywionych drzew niezdatnych do traczenia na bale i deski.
Z tych rosochatych pni w miejscu wytyczonym na wa robiono du e skrzynie, wi
c pnie
czym popad o, ale przede wszystkim staraj c si pozaczepia je o siebie zakrzywionymi
konarami nie oddzielonymi od drzew, du ymi s kami i pozostawionymi przy karpach
korzeniami.
W tak zrobione paki walono kamienie, raczej lu no, bo chodzi o nie tyle o zwarto
, co o
ci
ar. Powstawa a pierwsza - dolna warstwa wa u z czterech ustawionych obok siebie pak.
Tom 2
39
Taki rz d pak przysypywano ziemi . Na dolnym rz dzie stawa rz d z trzech pak. Wy ej - z
dwóch pak. Ostatnia, pojedyncza warstwa pak mia a mniej kamieni i w niej osadzano palisad ,
nie zapominaj c o wy kach, strzelnicach, drabinach i pomostach do gromadzenia kot ów z
parz cymi cieczami, do uk adania kamieni, s
cych do zrzucania na by nieproszonych go ci i
do ustawiania koszy na dziryty, strza y i inne pociski.
Razem z wa em ros y nowe ycia w onach Pola skich on. Turoszowa Jarka powi a du e
ch opi , kiedy ko czono stawianie cz stoko u, cz cego stary Pozna z brzegiem Warty.
Turosz, dzi ki przymocowanemu da kikuta szczud u móg ju samodzielnie sta , a nawet
ku tyka - na razie nieporadnie, lecz bez adnych zaczepie , wywraca si , czy tym
podobnych rzeczy. Tedy stoj c, uniós dzieci , przez co uzna je za swoje i powiedzia .
- Na pro
matki i z w asnej woli nadaj ci imi
ywomir.
Mi ka patrzy a na obrz d z zazdro ci . Nie odrywa a oczu od m odej rodzicielki, od jej m
a
- spogl daj cego na on z pochwa i dum . Wyra nie pragn a mie tak sam rozanielon
twarz i szcz
liwe oczy wpatrzone w dzieci i m
a. Nykon przytuli j do siebie i cichutko
szepn .
- Wytrzymaj jeszcze krzyn , na ciebie jeszcze za wcze nie.
- Ale si doczekam, prawda?
- Byle potem nie narzeka a, jak ci dzieciska zalej sad a za skór .
- Gdzie bym tam narzeka a - obruszy a si .
W go ci przyjecha Wojs aw z Bogn , Dzier kiem, ma ym Zdruzn i jeszcze mniejszym
Stoigniewem. Jarka dowiedzia a si od Bogny o takim samym obrz dzie z udzia em siostry i
Druzny. Ucieszy a si , e siostra jest na najlepszej drodze do takiego samego szcz
cia, jakie
jest udzia em jej i Turosza.
Za to Mi ka znowu spojrza a ku Nykonowi z alem w oczach. A on powiedzia .
- W
nie zapowiada si nasze wesele. Ale pok adzin nie b dzie - doda pr dko, widz c,
e Mi ka szykuje si do skoku zako czonego oplecenim r k wokó jego szyi. Zwa , e Turosz,
cho Polanin z krwi - wybra obrz d gopla ski. Tako Druzno. A ja godz si na pola ski -
wpierw lub i wesele, a dzieci potem.
- Nic to - powiedzia a Mi ka. Poczekam, bo ty ka esz.
Na dworze spora grupa ch opców baraszkowa a wsz dzie, ch on c przy okazji to, co by o
interesuj ce w pracach przy wyka czaniu wa u. A e ch opcy naprzykrzali si przy tym
doros ym - Nykon i Turosz wyszli ku nim i zabrali otroków na spacer do pobliskiego lasu.
Tam, wybrawszy stosowne miejsce, Nykon zatrzyma si .
- Widzia em - rzek - jake cie si bawili wojów. Rzucali cie kijkami leszczynowymi, niby
dzirytami i walczyli grubszymi kijami, jakby mieczami. Dzi ka dy - kto chce - zasadzi sobie
Tom 2
40
maczug , by w przysz
ci mie zapewnione cho by to starodawne narz dzie walki, gdyby nie
sta o miecza. Rozleg y si t umione chichoty, pewnie ch opcy wyobrazili sobie jak im z ziemi
wyrastaj miecze, oszczepy albo strza y z grotami.
- Jak to - zasadzi? - spyta Dzier ek.
- Ka dy znajdzie par dobrych
dzi. Potem wykopie do ki. W ka dy do ek w
y spory
kamie i przysypie go cienk warstw ziemi. Na tej ziemi po
y nasienie d bu i przykryje je
mchem, li
mi i ziemi . Na koniec oznaczy miejsca, w których s posadzone jego maczugi.
- Cz sto
dzie s wyjadane przez myszy... - powiedzial Stoigniew.
- By aby to dla przysz ego woja z a wró ba, lecz przecie losowi mo na pomagac .
- A jako ? - zapyta cichym g osem Zdruzno.
- Wprzód trzeba chroni
przed gryzoniami. Mo na, dajmy na to, ob
nasienie
ostrymi kamykami. Mo na te ob
zielem, na przyk ad pio unem lub wrotyczem, których
zwierz ta unikaj , je eli mog .
- Jak wzejdzie, to te mo e by zgryzione przez ro lino erców - powiedzia jeden z
ch opców.
- Przecie nie da si sta bez przerwy przy drzewku a uro nie - doda inny.
- Dziki zwierz - powiedzia Nykon - cz owieka si stracha. Poczuwszy jego wo , woli
umkn
w g b lasu. Wystarczy przyj
do ro linki co dzie , podotyka jej, poobk ada ko skim
nawozem, przyprowadzi czasem psa, eby zostawi swój zapach.
- No i co? Uro nie d b i go wyrwa ? - za mia si spory otrok.
- Zanim uro nie - musi obej
korzeniami po
ony kamie . Oplecie go, obro nie, umocuje
w sobie. Wtedy trzeba dziesi cioletnie lub starsze drzewko wykopa , poobcina nadmiar
korzeni, ostruga z ga zi, owi za sznurem uchwyt.
Wreszcie ch opcy si zainteresowali. Przestali pokpiwa i zapragn li mie te maczugi.
Lepiej wcze niej, ni za dziesi
lat. B
mniejsze i sposobniejsze do zabawy. Lepsze ni
zwyczajne kije.
Na komend Turosza rozbiegli si szuka dorodnych
dzi i dobrych miejsc do
sadzenia. Przy Nykonie pozosta Zdruzno.
- Ty nie chcesz mie maczugi? Nie b dziesz wojem? - zapyta Nykon.
- Mnie si bardzo podoba, e ociec albo wy wiecie du o o wszystkim. Ja te bym chcia .
- O czym by chcia wiedzie ?
O wszystkim. Dlaczego kret ma s aby wzrok i yje pod ziemi , a kot widzi dobrze?
Dlaczego
wybiera tereny bagniste? Dlaczego niektóre zwierz ta yj w wodzie, a inne na
dzie?
Tom 2
41
- O tym i o wielu innych rzeczach mo na jeno domniemywa . Wiedzie jak jest naprawd
nikto nie mo e, bo nikogo nie by o przy pocz tku wiata.
- To wiat mia pocz tek? Urodzi si czy jak?
- Ty syn wieszcza i kap ana. Tedy powiem ci czego ucz kap anów. Jeno si tym nie
chwal, bo mia si z ciebie b
. Otó ludziom mówi si , e wiat pocz li bogowie. Który bóg
z jak
bogini pocz li wiat, ona go urodzi a i jest. Nas uczy si , e bóg jest jeno jeden -
stwórca, pan i s dzia ca ego wiata i wszystkich ludzi.
- Jaka w tym ró nica? Bogini nie mog a wiata zrodzi ?
- Ró nica jest taka, e trzeba sobie odpowiedzie na pytanie - sk d wzi a si bogini, jej
, inni bogowie. Zawsze dochodzi si do tego, e j a k o wszystko powsta o, a my nie
wiemy jak. Trzeba si przyzna do tego, e jest Kto , kogo poj
nie mo emy, kto jest od nas
mocniejszy, lepszy, m drzejszy. Taki Kto - kto jest Najmocniejszy, Najm drszy,
Najsprawiedliwszy - to jest Bóg. On ma, On jest wszystko Naj. Rozumiesz?
- Niby tak, lecz przecie cie sami powiedzieli, e tego poj
si nie da, bo bóg jest od nas
drszy.
- Nie trzeba zrozumienia. Wystarczy doj
do tego, e musi On istnie , bo my to najlepsze i
wszystko inne naj - czujemy. A cz owieka takowego nie ma. To kto ma te przymioty?
- I ten bóg kaza kretowi
pad ziemi ,?
- By mo e, lecz pewno ci nie ma. Sam widzisz, e ludzie si zmieniaj . Zwierz ta te i
ro liny... Mo e kret mia wzrok lepszy, ale mu si zepsu ...
- Móg by si wzrok zepsu jednemu kretowi. Ale nie wszystkim!
- Mo e krety musia y
pod ziemi , tam wzrok nie by im potrzebny, tedy powoli go
traci y...
- Wszystkie krety? A inne zwierz ta nie? By oby to dziwne.
- Masz s uszno
. Tedy mo e by o tak, e wszystkie krety by y powolne i musia y chowa
si w norach przed drapie nikami.
- A mo e mia y tylko s aby wzrok i dlatego wesz y pod ziemi ?
- Mo liwe. A
, maj c szerokie racice wybiera bagna, bo tam wilki lgn y i nie mog y go
dogna .
- A z tymi wodnymi i l dowymi? Bóg tak chcia ?
- Mo e na l dzie w jednych miejscach by o za gor co, w innych za zimno, a tylko w
niektórych akuratnie. Tedy ze z ych miejsc zwierz ta wchodzi y do wody, gdzie warunki s
mniej zmienne. Po wiekach nauczy y si w tej wodzie ywi , rozmna
i ju tam zosta y.
- A mo e raczej z wody wychodzi y na l d?
Tom 2
42
- Mo liwe to jest. Lecz mniej prawdopodobne. Bo czemu nie wszystkie? Czemu niektóre
mia yby pozosta w wodzie? Nie b dziem tego nigdy wiedzie czy to tylko wola stwórcy, czy
przystosowanie si do zmiennych warunków.
Nie zauwa yli, e podczas tej rozmowy Turosz z innymi ch opcami zako czy zbieranie i
sadzenie
dzi. Na porozumiewawczy znak Turosza ch opcy podkradli si cichutko i zza
krzewów s uchali o czym mowa. Pewno temat nie by by dla nich tak interesuj cy, gdyby nie owo
podkradanie i pods uchiwanie. Niektórzy tak si zainteresowali, e pojedynczo, nieznacznie
podsuwali si ku rozmawiaj cym. W ko cu stali kr giem wokó Nykona i Zdruzny s uchaj c w
milczeniu. Nykon to zauwa
i rad by z tego niemego audytorium.
- Inaczej aden ani by o tym nie chcia s ysze - pomy la .
- Nykonie - zagadn Dzier ak - Turosz nam mówi o zawi ci i zazdro ci. Nie mogliby cie...
- Skoro Turosz zacz , niech sko czy - powiedzia Nykon.
- Zawi
widzieli cie dzisiaj - powiedzia Turosz. Sarniak wykopa
dzie innego ch opca,
któremu zawadzi lepszego miejsca, mo e lepszych
dzi, mo e jeszcze czego innego.
Wykopa i wyrzuci . Zawi
prowadzi do z ych czynów, nikomu nie przynosz c po ytku.
- A zazdro
? - spyta Stoigniew.
- Gdy s abszy od drugiego, na przyk ad w ciskaniu kamieniami do celu, to mu zazdro cisz
i starasz si dorówna . Tedy wiczysz z zapa em i mo esz innych przegoni w umiej tno ci.
Kiedy mama g aszcze brata, a ciebie nie, to z zazdro ci mo esz si postara tak czyni , aby i
ciebie pog aska a. A zawistnik jeno brata zleje, z czego dla niego po ytek aden. Je li kto ma
co , co i ty by chcia mie - tedy starasz si on rzecz pozyska w ró ny sposób - czasem
dobry, a czasem nie bardzo... Zawistnik po prostu ukradnie t rzecz posiadaczowi i wyrzuci,
eby si z odziejstwo nie wyda o. Wtedy nikt tej rzeczy mie nie b dzie.
- Ju nigdy... - powiedzia , czerwony jak mak, wymieniony z imienia Sarniak.
- Staraj si ! - powiedzia Turosz. Inni te !.
- Ja nie musz nikomu zawidzi ani zazdro ci , e lepiej trafia kamieniami, bom najlepszy -
pochwali si starszy od innych ch opak o niadej cerze.
- Spróbujemy - powiedzia Turosz. Zebra po tyle kamieni, ile palców u obu r k,
syneczkowie!
Ch opcy rozbiegli si w poszukiwaniu najzdatniejszych kamieni. Nykon po
r
na
ramieniu Zdruzny.
- Id z innymi - powiedzia . Sama wiedza i m dro
nie zawsze wystarcz . Kiedy b dziesz
mie do czynienia z g upszymi od siebie, a takich ma o nie jest - to oni, nie b
c w stanie ci
zrozumie - albo ci wcale nie zechc s ucha , albo wy miej . Wtedy musisz im pokaza ,
nie gorszy od nich w tym, co oni umiej robi . Zobaczywszy to, zaczn ci s ucha .
Tom 2
43
Ciskali do p ata brzozowej kory zawieszonego na pniu starej sosny. Ma y Stoigniew ledwie
móg dorzuci , lecz trafia nie le, jak na takiego szkraba. niady chwalipi ta trafi dziewi
razy.
Ale najlepszy by Zdruzno, który trafia za ka dym razem. Najgorzej posz o Dzier kowi - trafi
jeno jeden raz i o ma o si nie pop aka .
- Nie martw si - powiedzia Nykon. Rzecz jest do wy wiczenia. Pewnie ma o razy
próbowa , a rzadko kto ma celne oko i pewn r
bez wiczenia.
- To niesprawiedliwe, e ka dy rzuca innymi kamieniami - powiedzia
niady ch opak.
- Ju nie b
taki nie yczliwy - powiedzia Turosz. Dbaj o to, by wszyscy trafiali i ciesz si
z tego. W bitwie: celny rzut towarzysza mo e ci uratowa
ycie.
Turosz znalaz prosty kawa ek m odego, uschni tego wierka. Poobcina no em ga zki.
Wezwa ch opców do ustawienia si jeden za drugim. Kaza trzyma w pogotowiu lepsz r
.
Niespodziewanie wypuszcza z r k trzymane pionowo drzewko, a stoj cy przed nim ch opiec
mia je jak najszybciej chwyci .
Niektórzy ch opcy chwytali nieporadnie i drzewko upada o na ziemi . Inni chwytali szybciej.
Najszybszy w tym wiczeniu by Dzier ek, który zaciska na drzewku swoj d
prawie w tym
samym momencie, w którym Turosz wypuszcza je ze swojej. Stoigniew i Zdruzno byli zaraz po
nim.
- Widzisz - powiedzia Turosz do Dzier ka - nie we wszystkim jeste s aby.
Ch opcy znajdowali mniejsze od Turoszowego kijki i wiczyli parami. Da o si zauwa
znaczne poprawienie spostrzegawczo ci i odruchowego zamykania d oni w odpowiedniej
chwili.
Grali jeszcze w pi
kamyków, a na koniec wspinali si na drzewo najpierw za pomoc
samych tylko r k i nóg, potem - pomagaj c sobie sznurem przeci gni tym mi dzy oboma
stopami.
Tu przed powrotem do domów Turosz pokaza ch opcom wspinanie si za pomoc
samych r k. Próbowali go na ladowa , lecz adnemu si nie udawa o. Wracaj c do domu,
przekomarzali si który by lepszy i postanawiali wiczy samodzielnie to, co im najs abiej
wychodzi o. W pewnym momencie zaskoczy wszystkich Dzier ek.
- Powiedzcie - zwróci si do Nykona - czy b dziem musieli s
Piastowi i jego
potomkom czy te Lechitom?
- S
b dziecie swojemu plemieniu - tak samo jak Piast i Lech.
- A ja - syn tego, który tu cz
Polan przywiód - b
kiedy mia mo no
komukolwiek
przewodzi ?
- Za to,
czyim synem - nie. Lecz przewodnictwo nie jest najwa niejsze. Czy na
pocz tku, na czele - czy te chronisz wszystkich od ty u - wa ne jest, by swoj prawo ci i
Tom 2
44
rzetelno ci zas
na swój w asny szacunek - by nie mia sobie nic do wyrzucenia. Wtedy i
inni ci doceni , mo e nawet postawi na najwy szym szczeblu drabiny - do rz dów. Nie warto
jednak si do tego pcha , bo to nielekki obowi zek.
- Mo e obowi zek jest ci
ki, ale przyjemno
te jest przy tym niema a - powiedzia
Dzier ek.
- Szczególnie wtedy, gdy si musi postanawia wbrew swoim ch ciom powiedzia z kpin ,
w g osie Nykon.
Lecz ch opcy na ironii si nie poznali. Niektórzy przymierzali si w marzeniach do
stanowisk najwy szych, inni postanawiali stara si jak najlepiej wywi zywa z funkcji, które
narai im los. A jeszcze inni nie dbali o nic tak, jak o przyjemne sp dzenie chwil najbli szych.
Ci ostatni mieli najwi ksze szanse na rych e uszcz
liwienie, za to krótkotrwa e i ulotne.
Najmniej ze wszystkich troska si o przysz
ma y Stoigniew. Po
ywszy si do
ka,
napiera si o bajki, apeluj c do dobrego serca to jednej, to drugiej przyszywanej ciotki.
Wreszcie Mi ka uleg a, a malec s ucha nowej dla niego opowie ci.
- Za topolami, pod wysok miedz - strachem podszyte, przed swym cieniem dr
ce -
ca ymi dniami cichute ko siedz dwa ciemnobure, uchate zaj ce. A za t miedz - dalej - s
modrzewie, las, pole - ró no ci bez ko ca. Gdzie jest kraniec Ziemi nikt z ludzi nie wie... Mo e
sierp ksi
yca... mo e wie s
ce... Nad strumykiem rz d niezapominajek modrzy cienk nitk
przejrzystej wody i s ucha w zamy leniu wodnych bajek, i szuka w strudze od aru och ody.
Wiatr szepcze po cichu wierzbowym kotkom najnowsze plotki o ptasich zalotach, a potem im
nuci piosenk s odk , i wierzbowe witki w warkocze splata...
- Ciociu, a czy nieba mo na dosi gn
? I czy mo na dosta gwiazdk na w asno
?
- Mo na, smyczku: gwiazdk z ot , lub srebrn , dostaniesz jutro. Teraz pora zasn
.
Ma y przysypia ju , wi c Mi ka przesta a opowiada i zacz a nuci ko ysank
1
pij, syneczku, pij sokole,
Wkrótce wyruszysz na pole,
Wkrótce wyruszysz na krwawy bój.
Ja b
si modli a,
bym ciebie nie straci a,
pij syneczku mój.
Zapewne przypadkowo ko ysanka wieszczy a Polanom ci
kie zmagania, a Polankom
dr enie o ycie i zdrowie swoich m
czyzn i modlitw za ojców, m
ów i synów.
1
Tekst ko ysanki powsta tu przed drug wojn , wiatow , lub podczas okupacji niemieckiej. Niestety, autor nie zna
twórcy tego tekstu
.
Tom 2
45
Rozdzia VII
Z L O T U P T A K A
Wyobra my sobie, e mo emy si wznie
wysoko i niczym wiatr targa bia e k biaste
chmury. Albo niczym ptak wspó zawodniczy z wiatrem w szybko ci i wysoko ci lotu. A potem,
zm czywszy si tymi igraszkami spokojnie szybowa na rozpostartych skrzyd ach i ogl da -
co te dzieje si pod nami.
Na dawnej ziemi Goplan ujrzeliby my wielkie zmiany.
Oto osady prawie puste. W ka dej krz ta si niewielka grupka ludzi, kilkoro zaledwie.
Nosz pasz zwierz tom zamkni tym w stajniach, oborach, chlewach i kurnikach. W niektórych
osadach zwierz ta s wyp dzane na pastwiska.
Dziwne jakie , nierówne. To chyba musia y by przedtem pola uprawne. Tak, wida
jeszcze skiby dopiero co poro ni te rzadk runi .
Drog , skryt , pod wielkimi czapami lip posuwa si jaka wi ksza grupa ludzi. Niektórzy -
zbrojni - jad konno. Reszta - w strz pach odzie y, ma na r kach p ta. Chyba, s równie
powi zani ze sob ... Rozlegaj si ponaglaj ce okrzyki jezdnych. wiszcz batogi spuszczane
na grzbiety obszarpa ców.
drowcy dochodz do rozlewiska. Kolumna achmaniarzy zatrzymuje si . Ludzkie stado
stoi milcz ce, nieruchome, oboj tne. Dozorcy rozgl daj si wokó , zapewne szukaj c obej cia.
ycha co przypominaj cego kla ni cie kijank lub du ym wios em o powierzchni wody. Na
lewo od linii drogi to rozlewiska marszczy si przed spiczastym pyskiem p yn cego zwierz cia.
W pysku wida dwa opaciaste, po
e z biska.
O, eremie! - wo a który z dozorców. To bobry, tu nie mo e by g boko. Naprzód! Ciosy
batów staj si mocne, musz by dotkliwe, bo niektóre uderzone plecy drgaj silnie. Nogi
powi zanych ludzi zaczynaj si porusza i ca a kolumna w azi w rozlewisko na drodze.
Istotnie - nie jest g boko. Kolumna wype za z rozlewiska i sunie dalej, zostawiaj c na
drodze mokry lad - smug wilgoci obciek ej z mokrych nóg i nasi kni tych resztek portek.
Na równoleg ej drodze za lasem te podobna kolumna... O, i bobry. Du o eremi! Chyba
rzadko zagl daj tu ludzie, bo bóbr woli odosobnienie od innych stworze .
Jedna z takich kolumn dociera w
nie do osady. Dozorcy rozmawiaj z lud mi, karmi cymi
zwierz ta. Obszarpa cy s rozwi zywani. Dostaj co do jedzenia i picia. Nie jedz - oni
.
Poch aniaj wszystko w wilczym tempie. Potem s prowadzeni do chat. Otwieraj si wszystkie
okna i drzwi. Wietrzenie i pozbywanie si niepotrzebnych yj tek? Chyba tak, bo przez otwarte
okiennice wypadaj roje owadów, a z drzwi smyrgaj przep oszone myszy.
Tom 2
46
Dalej na pó noc na wschodni brzeg Wis y przeprawia si grupa wojów. uki, maczugi,
kamienne m oty. Du o dzirytów przy siod ach. To musz by Kujawy, bo nie wida
yszcz cych mieczy i d ugich oszczepów. S ju na wschodnim brzegu. Podkradaj si do
jakiej wsi. Wypadaj z wrzaskiem z zaro li. Krzyk niewiast, bez adna latanina, próby ukrycia
si przed napastnikami. Bezskuteczne. Pochowane niewiasty s wywlekane za w osy.
Przejmuj co piszcz . Z chat wyp dzane s dzieci, z zabudowa wygania si zwierz ta. Tworzy
si kolumna podobna do tych z drugiego brzegu. Tyle, e ludzie s w dobrej odzie y i nie s
powi zani, a w pobok stoi druga kolumna z bydl t. Ma o m
czyzn. Uciekli? Akurat byli poza
wsi ? Trzaskanie z d ugich batów. Komenda. Kolumny ludzi i zwierz t ruszaj ku Wi le. Jest
niedaleko. Wchodz w bród. S wp dzani do osady podobnej tym ogl danym poprzednio. Tam
dopiero ludziom nak ada si jarzma i p ta na kostki nóg. Zapewne s za blisko swojej rodzinnej
wsi. Chyba by uciekali.
W sto bie nad Gop em stacjonuj zbrojni. Nie ma stosu kamieni przy bramie. Ludzie
zwracaj si z szacunkiem do m
czyzny stoj cego przy studni. Radost, Rado cie, Radost
kaza - pada tu i ówdzie imi nale
ce widocznie do tego przy studni.
To wszystko cz owiek szybuj cy jak chmury i ptaki - widzia by w du ym pomniejszeniu. Za
to ogarnia by wi ksze przestrzenie i móg by si
atwo przemieszcza nad coraz to nowe okolice.
W Gnie nie i Poznaniu widzia by mrowie ludzików krz taj cych si przy rozbudowie swoich
siedzib. Niektórzy w he mach i przy mieczach. A inni w p ótnach i przewa nie boso. To chyba
dozorcy i robotnicy. Miecze wskazywa yby, e dozorcy s Polanami. A bosi to chyba niewolni.
Mo ni i niewolni... Mo ny mo e zbeszta albo i waln
. Taki du o mo e. St d nazwa mo ny.
Wi c niewolni staraj si zas
na dobr opini dozorców. Tak chyba nale y rozumie ich
po piech i dok adno
...
Z Poznania, z bramy wiod cej na most ku Ostrowowi Lecha wydobywa si d ugi korowód.
Bia e stroje. Ma e dziewcz tka rzucaj z przodu rwane p atki kwiatów. Ta w bieli, z wiankiem na
owie... Kto to jest? Ach, to Mi ka - narzeczona Nykona. Czy by lub? Na ostrowie pe no
sto ów zastawionych wszelakim jad em i wazami ze z ocistym, pieni cym si napojem. Piwo?
Korowaje, mi siwo, placki z j czmienia. Ten bursztynowy p yn w wazach to chyba sycony miód.
Na taborecie roz
ono dudy. Obok na stoliku ro ek góralski, fujarki, mandora, lutnia i g
liki.
To ze skorup
wia mi dzy drewnianymi rogami, to chyba lira. B benki. Du o b benków.
Malutka drumla, ledwie j wida . B dzie g
ba. A ta ce? Maj oni jakie ta ce? Wszystko
jedno - je li nie maj - to sobie chocia przy muzyce poskacz . Chram ju wyko czony.
yszczy nowo ci . Z chramu w asy cie m odzie ców wychodzi Nykon. Teraz ju wiadomo na
pewno - b dzie weselisko Mi ki z Nykonem.
Piwo i miód. Byle nie zaczynali od miodu. Od s abszego zacz
trzeba, wtedy nazajutrz nie
boli g owa i wie ym si jest.
Tom 2
47
Note . Porozlewane wody. Bagniska. Brzozowe i olchowe zagajniki. Królestwo bobrów, ryb,
wydr i osi. Ludzi te wida . W wy szych miejscach buduj obwa owania, a mi dzy nimi
zaczynaj stawia budynki. B dzie gród.
Na pó noc od Noteci z rzadka wida grupki zbrojnych. Pob yskuj ostrza mieczy. Czy by i
tu Polanie? Tacy sami w nielicznych, redniej wielko ci grodach. Ale nikogo nie zniewalaj . Po
wsiach i polach chodz ludzie wolni, przez nikogo nie nadzorowani. Co jedz ci w grodach?
Acha, ten wóz, jad cy ku grodowi to mo e by
ywno
. Powozi m
czyzna ubrany tak samo,
jak ci po wsiach i na polach. Wiezie Polanom zaopatrzenie? Czy by ludzie ze wsi wynaj li
wojów do obrony? Mo e jaki uk ad o wspó dzia aniu?
Jacy ludzie zapalaj w rodku puszczy wielki stos. B dzie po ar! Podpalacze! Niecnoty!
Zbóje! P omienie i dym buchaj w niebo, ale po ziemi rozprzestrzenia si na zewn trz od stosu
po ar podszytu i poszycia. Lecz co to? Zaczynaj , p on
liczne stosy do
daleko od tego
pierwszego. Mniejsze, poustawiane w kr g. Chc spali ca puszcz ? Nie, p omiemie tych
mniejszych stosów na obwodzie pe zn tylko ku rodkowi, zd
aj do stosu centralnego. Uff...
Oni tylko wypalaj cz
puszczy - przygotowuj , teren pod zasiew ro lin. Ten stos w rodku
zasysa powietrze ze wszystkich stron, powoduj c ci g powietrza od obwodu ku rodkowi. I
ogie w druje z wiatrem. Przemy lni ci ludzie...
Uj cie Noteci do Warty. Ju czynny gród Santok. Po có w tym rozwidleniu rzek jakikolwiek
gród? Jakie tam grozi niebezpiecze stwo? Chyba e z pó nocy. Stamt d mog przybywa
Normanowie, zwani te Skandynawami. Mo e ludzie z Pomorza b
ucieka i chroni si
przed naje
cami a tutaj? Mo liwe. To wyja nia oby równie obecno
Polan w grodach na
Pomorzu. Wikingowie. Plaga ca ej Europy. Podobno wypiera ich z siedzib na ich pó wyspie
lodowiec, przesuwaj cy swoje j zory coraz bardziej na po udnie.
Odra. Teraz wzd
niej - na po udnie. Lubusz. Spory gród. Rozbudowuj . A wokó wa ów
morze namiotów. I mrowie wojów. Znowu Polane. Lechici. Tylko - tutaj sami m
czy ni. Tu nie
przyb dzie nowych istnie . Jednak co mówi , o narodzinach. Ni ej, pods ucha ! ona
Wojs awa tego bez r ki, Bogna powi a bli ni ta. Branibor i Czcibor. W Lubuszu chyba... Ach,
nie - mówi o Gnie nie. No, no - tyle lat przerwy, a teraz bli niaki... Zuch baba! Chwal , Bogn .
Sami by pewno chcieli mie potomków.
Krosno w wid ach Bobru i Odry. Spokój. Na wie yczkach przy cz stokole czuwaj warty.
Najcz
ciej spogl daj w kierunku niedu ego ogrodzenia z bali. Ledwo je wida .
Wzlecie wy ej! Jest, wida . Okolony cz stoko em placyk, a na jego rodku stos. Nikogo.
O, dalej na po udnie wda taki sam ogrodzony placyk. Dalej te ! Ca a linia. Ci gn si i ci gn .
Zobaczy jak daleko! To pewnie schronienia na krótko w razie zagro enia ma ej grupy ludzi. W
lewo i w prawo ludzi sporo. Do tych ogródeczków nie zmie ci si wielu. Ach! To znowu Polanie.
Te miecze ich wyró niaj spo ród liczniejszych robotników. Ci, których Polanie wyra nie pilnuj
Tom 2
48
maj na karkach jarzma. Niewolnicy. Jasne - do ogrodze maj si chowa tylko Polanie. Przed
gniewem niewolnych, gdyby jakim sposobem uda o im si pozby okowów.
Linia ogrodze zakr ca na wschód. Zaraz za t lini - góry. Nie bardzo ostre, ob e, niezbyt
wysokie. Ale na orle gniazdo zdatne. Poszuka ? E, nie - dalej na wschód!
Znowu linia zakr ca. Tym razem na pó noc. W pó kolu przez t lini wyznaczonym tkwi
kilka wi kszych grodów, jak cz stki owoców w wi tecznym ko aczu, upieczonym z
przesiewanej m ki, z jajami, mas em i miodem. Pycha! Nie skr ca na pó noc. Tam pewno to
samo, co i dot d. Polecie dalej na wschód! Zobaczy co jest za t lini kolistych ogrodze .
Du e miasto. Na oko z dziesi
tysi cy mieszka ców. Mury naoko o. Nie adne tam wa y z
ziemi - mury z wypalanej ceg y tam, gdzie baszty i bramy, a w innych miejscach spajany
zapraw kamie . Przy mie cie zamek. Nie gród, a zamek! Obwiedziony murem, na skale, z
wysok murowan wie yc . Zabudowania te murowane - ceg a, wypalana dachówka. Obok
wie y niewielka, kamienna wi tynka z grubych, kamiennych murów, z niewielk wie yczk .
Kraków.
Ulice miasta wype nione konduktem pogrzebowym. Musia zemrze kto wa ny, e tyle
luda... Trumna wieziona na du ym wozie, zaprz
onym w sze
bia ych wo ów. Mniejszy
zaprz g nie uci gn by ci
aru grzechów? Obok wozu dwa rz dy kap anów. Innych ni u Polan.
Nios krzy e. S ycha g osy, e to ksi
Krak odprowadzany przez chrze cija skich
kap anów. Za wozem niewiasta w czerni. ona? Nie ma ko o niej m odzie y. Bezdzietna?
ycha g osy, e ksi
Kazimir zamkn si na Wawelu i obraduje z zausznikami - jak
zapobiec zwo aniu zjazdu. Podobno boi si Toporczyków i Star ów. Oni chc obiera nowego
ksi cia. Nie chc powierzy w adzy nie lubnemu synowi Kraka. Kazimir. Kazi mir - skala swym
narodzeniem obowi zuj cy mir - przyj ty przez obyczaj porz dek.
Z Wawelu wyrusza kawalkada jezdnych. W ród nich paru chrze cija skich ksi
y. Jakie
poselstwo? Do kogo? ledzi ! Mówi o Wandzie, e teraz by si przyda a. Kazimir lepszy od
Star ów i Toporów, lecz co rodzone dziecko z prawego zwi zku, to nie bastard.
Tak, to poselstwo. Chyba do Gniezna, bo zd
a na pó noc, troch ku zachodowi.
Wje
aj w ziemie podleg e Polanom. Dziwi si , e w ka dej osadzie wita ich krzyk
rodz cych si niemowl t. Musz mie du o bogactw mówi - je li sta ich na nape nienie tylu
dków.
W ka dym siole, w ka dej wsi pytaj o Piasta, o Lecha. Pytaj o zamo no
. Mówi im, e
mo ni Polanie, czyli wszyscy Polanie - nie s zamo ni. Nie stoj o bogactwa. Za to lubi , mie
wolno
i w adz . Nad kim? - pytaj pos owie. Nad podporz dkowanymi. Du o ich? - chc
wiedzie Wi lanie. Morze. A was, a w adaj cych? - Du o mniej odpowiadaj Polanie. Jeste my
jak strumyki zasilaj ce jezioro. Jezioro - to kto w adaj cy krajem z Gniezna b
z Poznania.
Tom 2
49
Strumyki musz mie
róde ka - inaczej wyschn . Tymi róde kami s nasze dzieci. A na ich
wykarmienie i wychowanie - zapracujemy!
Osada L d. Cz
poselstwa odbija na zachód. Czy by ku Lechowi? Reszta odpoczywa
przed ostatnim etapem do Gniezna. Dowiaduj si , e za trzy dni w Gnie nie b
postrzy yny
najstarszego syna Piasta i jego ony Rzepichy. Ma na imi Siemowit, lecz podczas postrzy yn
ojciec mo e imi zmieni . Poselstwo naradza si nad sposobem uczczenia uroczysto ci.
Obrz d jest poga ski, jednak u Wi lan nie ca kiem zapomniany i zaniechany. Zdoby prezenty.
przemowy i yczenia. Co jeszcze?
Wieczór. Nie ma co czeka do nast pnego ranka. Poselstwo na pewno ruszy do Gniezna.
Postrzy yny trzeba obejrze , na ogl danie innych rzeczy nie ma teraz czasu.
Do Gniezna!
Tom 2
50
Rozdzia VIII
P 0 S T R Z Y Y N Y
Jeszcze cztery pokolenia temu ka dy S owianin wiedzia , e ywia jest bogini
wszystkiego, co z yciem zwi zane od narodzin a do zgonu.
Jeszcze dwa pokolenia temu ka dy Polanin wiedzia , e ywia jest to sama z jestestwem,
z organizmem, z fizycznym i duchowym cia em. Mówi o si , e kto os ania swoich najbli szych
ywi i broni i ka dy wiedzia , e nie o bogini tu mowa.
Dzi , gdyby kto u
tego sformu owania wielu prostaków spyta oby kogo si chce karmi i
kogo broni . Rozumianoby, a jak e, e mowa jest o cho opach, i e chodzi o obron przed
powodzi , na przyk ad, albo przed ogniem. Bo przecie
adnej broni cho opom nie dawano. A
ywi musieli.
ywi i broni ...
Za to mniej wa ni pomocnicy ywii - Siem, zajmuj cy si
ywym cia em oraz Wit,
troszcz cy si o ducha, mieszcz cego si w ywym ciele byli pami tani. W
nie dla ich
uczczenia Piast i Rzepicha nadali swojemu pierworodnemu imi Siemowit.
Dziecko przysz o na wiat siedem lat temu, w rodku wiosny. Wielu w tej porze roku
urodzonych to ludzie wojowniczy, zadzier
ci, ale przy tym rozwa ni, oszcz dni gospodarze i
dobrzy przywódcy. Jaki b dzie Siemowit? Tego nikt nie wiedzia .
Teraz, kiedy mia ju ponad siedem lat nadesz a pora rozpocz cia nad ch opcem opieki
ojcowskiej. Siemowit, jak ka dy jego rówie nik, mia zosta oderwany od matczynej sukienki, od
jej czu
ci i pob
liwo ci. Ojciec powinien go nauczy wszystkiego, co m
czyzna wiedzie i
umie musi, by inni nie przezwali go bab .
Matka dba a dot d o wszystko, czego jej zdaniem dziecko potrzebowa o. W szczególno ci
troszczy a si o czysto
cia a i odzie y. Z regu y dba a najbardzej o to, co na wierzchu, co
najbardziej widoczne. O, zobaczcie zdawa o si mówi jej spojrzenie - jaki mój otroczek
czy ciutki. Zobaczcie jak ma adnie umyte, uczesane i pouk adane w oski. Patrzcie jak delikatne
i zadbane s jego r czki.
Wiadomo by o, e ojciec nie b dzie mia do takich stara g owy, ponadto nie b dzie mia na
nie czasu. Wi c pierwsz rzecz , jak czyni ojciec by o doprowadzenie ch opca do takiego
stanu, do takiego wygl du cia a i ubioru, by drobne mankamenty - .zabrudzenia, potargania nie
przerywa y na przyk ad nauki tropienia zwierzyny, bo co dzieciaka uwiera. Szczególnie
chodzi o o wyeliminowanie konieczno ci drapania si po g owie, kiedy jakie drobne stworzenia
nie chcia y zrozumie , e w pewnym momencie ich ywiciel musi pozosta nieruchomy i
skoncentrowany.•
Tom 2
51
Te pierwsze czynno ci ojca przybra y posta obrz du, w którym uczestniczy ród, teraz -
jako e rody rozcz onkowa y si - najbli sza rodzina. W przypadku rodzin znacz cych,
zas
onych dla plemienia na obrz d - zwany postrzy ynami - móg przyby ka dy. Popatrze ,
poje
, popi , poplotkowa , zapami ta jak to si robi, by u siebie nie pomin
czegokolwiek,
bo naruszenie rytua u le wró
o malcowi.
Cz sto na takie wzorcowe postrzy yny przybywali nawet ludzie ca kiem obcy, zdarza o si ,
e karawany kupców skr ca y z pobliskiego szlaku, chc c wykorzysta zgromadzenie w jednym
miejscu wielu osób do zaprezentowania swoich towarów. Je li nie sprzeda si od razu, to mo e
nawi
e si jakie kontakty, mo e zadzier gn si wi zy sympatii... Potem wymiana z
pewno ci b dzie atwiejsza...
Teraz te - przed nie wyko czonym domem Piasta sta y kupieckie wozy zaprz
one w
wa achy i klacze. ci ga y ku sobie ciekawskich cho by niecodzienno ci zaprz gów. Nie wo y
- tylko konie, i nie jarzma, ani chom ta tylko szory. Na razie budy wozów by y zasznurowane,
drewniane lady opuszczane na boki - podniesione i przywi zane do pa ków podtrzymuj cych
plandeki. Handel nie rozpoczyna si , bo kupcy chcieli obejrze dom, w
ciwie dworzec sta ego
adcy Polan. Na razie móg to zrobi ka dy, nie pytaj c nikogo o zgod , bo budynek nie mia
drzwi ani okiennic.
Stromy dach dworzyszcza z dwoma asymetrycznie umieszczonymi facjatkami, pokryty by
gontem, a nie strzech . Wymaga o to ocieplenia pokrycia albo specjalnego ogrzewania
poddasza, bo inaczej w rodku by oby zimno. W tym przypadku zastosowano i jedno i drugie,
gdy wy sze pi tro mia o s
celom mieszkalnym.
Na parterze cztery du e komnaty przytula y si naro nikami do wi kszego komina. Przy
kominie ka da komnata mia a wielki kominek, w cianach - po dwa podwójne okna. Nie adne
tam derki, kilimy czy chodniki - jak w zwyczajnych chatach - lecz okna! W
nie w jednej z
komnat sprowadzeni z zachodu rzemie lnicy biedzili si przy docinaniu i wprawianiu w ramy
szybek z bia ego szk a. W tym szkle kupcy upatrywali nadziej na dobry zarobek - szk o, jak
wiadomo, kruche jest... A mo e gospodarz da si namówi na kupno szk a z Wenecji, przez
które wida tylko w jedn stron ?...
Za korytarzem do mniejszego komina przytyka y kuchnia i
nia z ust pem. W rodku
ni
specjalny piec z wielkim paleniskiem, na którym rozpala o si ogie , w
ciwie - ze wzgl du na
wielko
- nale
oby go nazwa ogniskiem. Ten piec podgrzewa powietrze do bardzo wysokiej
temperatury. Mo na by o równie podgrzewa na nim wod .
W k cie
ni, wyposa onym w odp yw le
y wielkie kamulce, na które la o si z cebrów
podgrzan wod . Nast powa o wzmo one parowanie, powstaj ca ciep a mg a wodna dzia
a
na ludzk , skór czyszcz co i rozleniwiaj co. Takiego spoconego leniwca biczowano p kami
brzozowych witek, przywracaj c mu troszeczk ochoty do ycia. Kiedy stawa si czerwie szy
Tom 2
52
od raka, traktowano go chlu
ciem wod , która nie by a jeszcze zamarzni ta, jak chodzi o
por zimow , a latem nie by a cieplejsza od wody krynicznej z g bokiej pieczary. Such odzie
r czniki donoszono z szaf w korytarzu.
Odosobniona kabinka s
a za wychodek. Na pewno tylko dla sta ych mieszka ców
parteru, bo by a malutka, mia a tylko jedno siedzisko z otworem zamykanym klap .
-Takie domostwo b dzie wymaga sporej obs ugi - powiedzia jeden z kupców do
towarzysza. Maj tu zdatnych do tego ludzi?
- To my mamy tu pracowa - powiedzia m ody cz owiek, maj cy przy sobie takiego samego
odzika.
- Ja mam by
aziebnym - powiedzia ten drugi.
- A ja b
kuchmistrzem - doda pierwszy.
- Umiecie? Dacie sami rad ?- zapyta kupiec.
- Dostaniem niewolnych mistrzów. B dziem tylko pilnowa .
Wszed przysz y gospodarz dworzyszcza. Dwaj m odzie cy sk onili si grzecznie, cho bez
przesadnej czo obitno ci.
- Widz ,
cie kto znaczniejszy - powiedzia drugi kupiec.
- To Piast! - zabrzmia teatralny szept kuchmistrza.
- Wybaczcie, nie pozna em - powiedzia kupiec - na po udniu dostojnicy bardzo bogato
ubrani...
- Tu mnie wszyscy znaj ,- powiedzia Piast - adna odzie mnie nie skryje, ani zmieni. A wy
sk d znacie s owo?
- My S owianie - powiedzia pierwszy kupiec.
- To i w ród naszych s kupcy... - mrukn Piast.
- yjem w granicach cesarstwa rzymskiego ze stolic w Konstantynopolu. Tam rzecz
zwyczajn jest zajmowanie si tym, co op acalne i co kto mo e robi .
- Wolni my ludzie - powiedzia drugi kupiec, a pierwszy potwierdzi jego s owa kiwaniem
ow .
- Nam tutaj bardzo by si kupcy przydali. Gdyby cie...
- Natychmiast stawim faktori ! - wykrzykn li obaj kupcy. Jeden by tu kupczy , a drugi
dowozi towary. Dacie plac na magazyn? - powiedzia pierwszy kupiec przy niemej aprobacie
kiwaj cej g owy drugiego.
Piast za mia si z tej gorliwo ci. - Plac dostaniecie - powiedzia .
- Pok oni by my si radzi dostojnej ma once - powiedzia pierwszy kupiec.
Tom 2
53
- Mo e ma jakie pragnienia. Dowie libym darmo - doko czy drugi.
- ona moja zleg a. Porodzi a mi czwartego syneczka. Odpoczywa w po ogu. Nawet na
postrzy ynach nie b dzie.
Kupcy zmartwili si i ucieszyli jednocze nie, je eli co takiego w ogóle jest mo liwe.
Czegó si jednak nie robi dla dobra kupiectwa? ona s aba - martwi si nale y. Powi a
ch opca - nale y wyra
rado
...
Kupcy opu cili dworzec i poszli do swoich wozów. Bili si z my lami co do pory rozpocz cia
handlu. Teraz otworzy czy po obrz dzie? Ludzie zacz li si ju schodzi , w pewnym oddaleniu
od stolika ustawionego po rodku placu przed dworcem tworzy o si kolisko widzów, mo e
go ci - nie wiadomo by o jak ich nazwa . Mo na by co utargowa ... Lecz mo e nie wypada?...
W tym momencie do wozów podjecha a spora grupa konnych.
- Otwieraj, kupcze! - za
da m
, wygl daj cy na starszego przybyszów.
- Kiedy nie wiem czy wypada - pad o w odpowiedzi na
danie. Mo e wejd cie do rodka,
je li wiecie, co wam potrzebne.
- Prezentu szukamy na dzisiejsze postrzy yny.
- O, to musi by co wspania ego. Chyba my, biedaki, nic godnego nie mamy. Mo e taki
krzy yczek... tu kupiec wydoby z trzewi wozu klejnot wart fortuny redniej klasy - jakich paru
wsi i kilku stawów rybnych otoczonych dwustuletni puszcz .
O dziwo, konny nawet nie zapyta o cen - wzi krzy yk wysadzany brylancikami, odlany
ze z ota i na takim
cuszku umocowany i wsadzi go za pazuch . Wyj zza niej trzos
skórzany sporych rozmiarów i rzuci kupcowi.
Ten chwyci mieszek w locie, ugi si , jakby pod jego ci
arem, ale zaraz odzyska
równowag , odwi za rzemie z gardzieli sakiewki i zajrza do rodka.
- O - powiedzia - z ote, bizantyjskie monety!
Powiedzie , e w tym momencie pok oni si w pas - by oby za ma o - on prawie przypad
do ziemi, wysuwaj c do ty u jedn nog w dygu tak niskim, e z konia wida by o tylko ty
owy, plecy i ow wyci gni
do ty u nog - nic, tylko le
cy przy ziemi cz owiek, jednonogi,
przy czym ta noga - krótsza nieco od zwyczajnej...
- Mo e doda co jeszcze? - zapyta jego towarzysz, zorientowawszy si , e zap ata by a
sowitsza ad królewskiej.
- Nie trzeba - powiedzia je dziec. Zap ac jeszcze wi cej, gdyby cie jakie wie ci mieli
st d i dostarczyli je do Krakowa. Nie za ka
wie
, nie za ka
,... - doda , widz c b ysk
po
dania w oczach kupców.
Tom 2
54
- Tu b dziem mie faktori - b kn kupiec stoj cy. Có
taki zgi ty? powiedzia do
towarzysza - zesztywnia
?
- No, to my zawarli umow - powiedzia nabywca krzy yka i rzuci drug sakiewk
stoj cemu kupcowi.
Po czym konni ruszyli, zostawiaj c obu kupców w zgi ciu, znamionuj cym przej cie takim
niezwykle hojnym klientem, na którego propozycj przed chwil si zgodzili. Kiedy unie li
owy, dostrzegli przed sob srebrny pier cionek ze skr conych w warkoczyk trzech drucików.
Skromny, bez adnego oczka - obr czka w
ciwie.
- To znak. W onym Krakowie doprowadzi nas do tego zamo nego pana - powiodzia jeden
z kupców, chowaj c pier cionek do sakiewki z solidami.
Do konnych zaraz podbiegli ludzie, prosz c o zsi
cie z siode , chwytali konie za uzdy,
wycierali zastyg pian z ko skich boków przy pomocy wiechci s omy i odprowadzali
wierzchowce do stajen przy innych domostwach.
Do kupców za podszed jaki cz owiek, pokaza taki sam, srebrny pier cionek, jaki dostali
od prze wietnego nabywcy krzy yka i powiedzia .
- W Krakowie pytajcie o Parnic . Wymieni wam monety na srebra i mied . Macie tam nie
tylko monety bizantyjskie. S równie arabskie dinary i starorzymskie aureusy. Kopa
wszystkiego razem.
Kupcy weszli do wozu i skwapliwie sprawdzili. Zgadza o si . Parnica musia by
cz owiekiem nabywcy klejnotu. Zatem „zadbano" o nich - ju ich miano na oku.
Kiedy wyszli przed wóz, Parnicy tam nie by o. A oni potrzebowali wskazówek, mo e ludzi
do zdobywania informacji... Tymczasem napatoczy si
ebrak i namolnie prosi o datek.
Usi owali go przep dzi , jednak apa ich za odzie i b aga o ratunek.
- Z g odu zdycham - j cza - nie chc nic darmo, zrobi dla was wszystko, co chcecie.
- A masz jakich towarzyszy? - spyta jeden z kupców, wpadaj c na pomys , e ebracy
mog by niez ymi informatorami.
- Nie wiem, nie mam, g odnym! - labiedzi biedak.
Przechodz cy obok cz owiek z dziwnymi,
tymi t czówkami rzuci
ebrakowi kawa
mi cha i k s chleba.
- Id precz, cz owiecze! - powiedzia do ebraka. Wstyd tylko przynosisz Gnieznu i
Polanom. Za robot si zabierz - zarobisz na wszystko!
ebrak odszed , lecz tylko kawa ek i zacz si
ar ocznie posila . Tymczasem rozpoczyna
si obrz d. Ko o stolika, który wida by o niedawno, sta teraz zydelek, a ko o niego Piast.
Tom 2
55
Z nieodleg ego domostwa wysz o pachol , na widok którego przelecia y po t umie szepty -
Siemek, Witek. Za ch opakiem wysz a Mi ka, na pro
m
a przyj ta przez Piasta na
zast pczyni Rzepichy. Podeszli oboje do Piasta.
- Na pro
macierzy - powiedzia a Mi ka - przekazuj to dzieci ojcu by wychowa je na
prawego i dzielnego m
a. Wypowiedzia a to dono nym g osem, a ciszej doda a.
- Mam wam co rzec od Rzepki.
- Mówcie - odpowiedzia Piast szeptem, a pe nym g osem obwie ci .
- Przyjmuj pachol . Wdzi cznym jego rodzicielce za opiek i dotychczasowe wychowanie.
Przeka cie onie ten prezent jako wyraz mojej odwdzi ki - poda Mi ce srebrny diademik
podobny do pofalowanej odygi wodnego ziela.
Mi ka, bior c z uk onem diadem, szepn a - Rzepicha prosi, by cie zachowali imi ch opca
nie naruszone.
- Z mi
ci i wdzi czno ci do matki twojej - kontynuowa g
no Piast nadaj ci imi do
ko ca ywota. Niech odt d wszyscy mówi , na ciebie Siemowit.
Wszcz si rozgwar, który wnet umilk , bo nieobyczajnym by o zak ócanie obrz du
rozmowami. Kto klepn w r ce, inny mu zawtórowa inni podchwycili i nad placem przetoczy a
si burza oklasków. To te by o poza obyczajem, lecz zachowanie podstrzyganemu imienia
nadanego tylko na czas dzieci ctwa tak e zwyczajowe nie by o. W ka dym razie zebrani
wyrazili swoje uznanie pewno dla nowego-starego imienia, które wszystkim si podoba o.
Musia o si podoba , je li klaskali...
Siemowit siad na zydelku. Ojciec nakry tu ów syna serwet , wzi ze stolika no yce, jakimi
strzy ono owce i, pomagaj c sobie lew r
przez przytrzymywanie kosmyków w osów,
przycina je jak najbli ej skóry.
Strzyg tak g ow ch opca, poczynaj c od ty u i z boków. Z przodu g owy zostawi w osy nie
przystrzy one.
- Jak zacznie goli , eby cie si nie odzywali - szepn
ebrak, zbli aj c si do kupców.
Piast od
no yce na stolik. Wzi brzytw i stan nad Siemowitem w rozkroku, dla
zachowania nienaruszalnej równowagi. Zapad a cisza jak makiem zasia . W absolutnej ciszy,
przy bezruchu otaczaj cego t umu rozpocz o si golenie g owy ch opca. W ko cu zosta y tylko
ugie w osy z przodu. Piast znowu zamieni narz dzia. Przystrzyg d ugie w osy w po owie
czo a Siemowita, zostawiaj c na g owie grzywk
atw do utrzymania w wystarczaj cym
porz dku i w czysto ci.
Teraz dopiero rozleg si
oskot oklasków, huragan okrzyków i wiwatów. - Czemu taka cisza
podczas golenia? - spytali kupcy ebraka.
- Gdyby cie byli askawi chocia miedziaka...
Tom 2
56
- Dowiemy si od kogo innego za darmo - powiedzia jeden z kupców. A ty we si za
prac , jak radzi ten, co da ci jedzenie.
- Jemu atwo - zaskamla
ebrak - ma skarby nieprzebrane, wszystkim po ycza, a
oddawa . ka e wi cej, ni po yczy .
- Chcesz u nas zarobi ?
- Je eli idzie o towarzyszy, tom sobie paru przypomnia . Przyprowadzi ?
- Przyprowad , jeno zaraz.
- Dajcie cho z miedziaka, bym ich zach ci .
- Dostaniesz miedziaka, je li przyprowadzisz swego dobroczy
, tego z
tymi oczami.
Powiedz, e chodzi o wymian pieni dzy na drobniejsze.
ebrak znikn . Gwar, oklaski i wiwaty ucich y. Piast wzi ze sto u co pod
nego,
opakowanego w nie ne p ótno. Rozwin pakunek. Oczom zebranych ukaza si obosieczny
miecz, d ugi na pó tora okcia. Piast uniós bro wysoko w wyprostowanej r ce. Ostrze rozb ys o
w s
cu, puszczaj c wokó
wietliste zaj czki. Kupcy a zmru yli oczy, kiedy musn a je
swietlna smuga odblasku. Znowu rozp ta a si wrzawa i oklaski.
- Taki zaj czek, to znak bogactwa, którego trzeba dobrze strzec i nie nadu ywa - us yszeli
kupcy g os Druzny. Ten ebrak powiedzia , e mnie widzie pragniecie.
ebrak sta obok Druzny w postawie pokornej i wyczekuj cej.
- Chcielim wymieni z ot monet na drobne. Podobno mo ecie? - powiedzia kupiec,
stoj cy bli ej Druzny.
- Wejd my do wozu - powiedzia Druzno - z oto zaczyna si tak samo, jak z o. Z o i z oto.
W wozie Druzno obejrza podanego arabskiego dinara. Zwa
monet w d oni, spróbowa
bami twardo ci.
- Wygl da na prawdziw - powiedzia . Lecz co b dzie, je eli si oka e ma o warta?
- Mamy tu mie faktori . Zwrócim w razie czego nadp at .
- Warta jest trzysta srebrników. No, dodam jeszcze gar
miedziaków powiedzia Druzno -
na dobry pocz tek naszej znajomo ci.
Jeden kupiec wzi od Druzny worek ze srebrnikami, drugi nastawi d onie na miedziaki.
Kiedy Druzno odszed , kupcy zaj li si
ebrakiem. Dali mu miedziaka, a drugiego mia
dosta po przyprowadzeniu towarzyszy. Przepad na jaki czas. Kupcy, czekaj c ogl dali
dalszy ci g obrz du. Nie s yszeli wypowiadanych s ów, chyba by y to yczenia, bo co chwil do
postrzy onego podchodzi kto z prezentem i wr cza go ch opcu.
Tom 2
57
Mi
czyzna bez r ki wr czy malcowi szczyt dla konnego - okr
y, obci gni ty grub
skór , i wzmacniany metalowymi nabiciami.
- Najtwardszy d b - powiedzia , przechodz cy obok kupców cz owiek.
czyzna z kikutem zamiast nogi - wr czy Siemowitowi rogowy uk z barani ci ciw i
pe en strza ko czan zdobiony srebrem.
Jacy skromnie odziani m
czy ni przynie li doros e szaty. Doczekaj a doro nie, czy te
zbutwiej ?- pomy la jeden z kupców.
- To cho opy z chramu przy Lednicy - rozleg si g os ebraka.
Za nim sta o jeszcze trzech obdartusów, wzbudzaj cych lito
swoj , chudo ci i pokorn
postaw .
- O, ten bogacz daje prezent - powiedzia
ebrak.
Istotnie - Druzno wr cza ch opcu srebrno b yszcz cy krzy zawieszony na rzemyku.
- To podobno magiczne cacko - obja nia
ebrak. Mówi , e jedno z ramion stale pokazuje
Gwiazd Pó nocn . Dzi ki temu atwo utrzyma niezmienny kierunek w lesie, w nocy albo na
rozleg ej wodzie.
- A prezent od nas? - powiedzieli kupcy i w panice zacz li przegl da zawarto
wozu.
- Czekaj - powiedzia jeden - to ten krzy ze z ota b dzie prezentem i od nas.
- Ale nie my go wr czym. Obacz jaka adna pochwa od miecza. On dosta miecz bez
pochwy.
- Do
cuszek do przewieszenia przez pier .
Kupcy ju lecieli z prezentem, ebracy widzieli jak co gadaj , zwróceni twarzami nie tyle
do ma ego, co do Piasta. Wracali zadowoleni z siebie, e znów zrobili co korzystnego dla
swoich interesów. Stan li przy wozie i w dobrych humorach patrzyli co jeszcze dostanie
Siemek.
Dziewczyna, która zast powa a matk wr czy a od siebie torb na prowiant.
Wprowadzono mierzyna, m odego i trudnego do utrzymania. Wyrywa si wiod cym go
czyznom, wpiera kopyta w ziemi , nie chc c uczyni ni kroku w stron , gdzie go
prowadzono.
- To od matki - powiedzia jeden z ebraków - ma y ma go uje
. Warto popatrze .
Podeszli wreszcie go cie z Krakowa, na co kupcy czekali z zaciekawieniem, chc c
sprawdzi czy klejnot u nich kupiony rzeczywi cie b dzie prezentem postrzy ynowym.
By . Bardzo si spodoba i ojcu, i synowi. Chrze cija ski kap an zrobi nad g ow ch opca
znak krzy a, co zosta o zauwa one przez obecnych i spowodowa o nag e uciszenie gwaru.
Tom 2
58
Wszyscy byli ciekawi co zrobi Piast. Polanie znaki chrze cija skie znali, jako kojarz ce im si z
Niemcami. Uznawali je za wrogie, tedy chciano us ysze co powie ich przywódca.
- Go
mi jeste cie - powiedzia Piast, tedy wszystko wam wolno. Zapraszam na biesiad -
zaraz wnios , sto y.
- Prosim o spotkanie na osobno ci - powiedzia ofiarodawca krzy yka. Z Krakowa przybylim
z wie ciami i pro bami.
- Dobrze - powiedzia Piast - chod my do nowego dworca. A wszystkich innych zapraszam
na uczt ! - powiedzia g
niejszym g osem.
Wnoszono sto y z zastaw , staraj c si nie uroni ni k sa strawy, ni kropli napoju. Piast i
Wi lanie patrzyli na jad o oboj tnie, bo my li zaprz ta y im sprawy wa niejsze - Piastowi -
ciekawo
z czym te go cie przybyli. Go ciom - ciekawo
co te uda im si u Piasta zyska
i czy delegaci wys ani do Lecha nie uzyskaj wi cej.
Piast powiedzia , e nad wys aniem pomocy dla Kazimira musi pomy le , cho w duchu ju
postanowi , e nikogo do Krakowa nie po le.
Kupcy obiecali ebrakom po miedziaku za ka
informacj , mog
si przyczyni do
powi kszenia sukcesów handlowych maj cej powsta faktorii. - Zbierajcie wszystkie informacje
- mówili ebrakom - wszystkie wie ci, wszystkie plotki i nam dono cie. My sami ocenim, która
rzecz jest wa na. Macie tu po miedziaku na dobry pocz tek. A za dobre wie ci i po srebrniku
dosta mo ecie.
Od kupców ebracy poszli prosto do Druzny i oddali mu otrzymane od nowych
„pryncypa ów" pieni dze.
- Za par dni zaniesiecie kupcom wie ci warte z ota. Koniecznie si targujcie i gro cie
zaprzestaniem donoszenia, je li b
zbyt nieust pliwi.
Tom 2
59
Rozdzia IX
N A D O D R
Wiosenna kra pi trzy a si i tworzy a na rzece zatory. W licznych miejscach woda wylewa a
z koryta - m tna, zamulona tworzy a
tawosiwe osady na przybrze nych gach albo zastoiny
- oczka wodne pe ne z apanych w pu apk bez wyj cia ryb.
Promy pracowicie klecone jesieni , teraz nie przynosi y wojom Lecha po ytku. Zdarzy o si
par niebezpiecznych wypadków spowodowanych natkni ciem si promu na zwa popl tanej z
ga ziami, konarami i pniami drzew kry, wi c w ko cu Lech nakaza wstrzymanie prawie
wszystkich przepraw, za wyj tkiem najniezb dniejszych i naprawd wa nych.
Kiedy tu przybyli, zdawa o si , e uwin si raz dwa. atwo przekroczyli Odr , bez
przeszkód weszli na ziemi Sprewian - wygl da o na to, e b dzie szast prast i po wszystkim.
Mo e zabawimy tu z miesi c, najwy ej pó tora - mówi Lech.
A tymczasem gród Przybór opiera si skutecznie wszystkim atakom, by mo e dostawa
pomoc z zachodu, chyba za odze udawa o si wymienia obro ców zm czonych na wie o
przyby ych, bo oznaki zm czenia wida by o raczej u Polan, ni u zawzi tych Przyborzan.
Branibór, nazywany przez Polan Brenn trwa nietkni ty mimo wielkich wysi ków i mimo
stosowania machin obl
niczych.
Juterbok - zwany te Juterbrokiem broni si zajadle i skutecznie, a Kopanica, w której
zamkn si knia Sprewian - Odrzywoj, k sa a nocnymi wypadami, nie daj c oblegaj cym
mo liwo ci wytchnienia ni w dzie , ni w nocy.
Jedynie Dobry ug zdawa si chwia w swoim zamiarze wytrwania w obronie i wierno ci
Odrzywojowi. Zapewne dlatego, e w ród za ogi przewa ali naj ci przez Odrzywoja Milczanie,
którzy wietrzyli wi ksz korzy
w przymierzu z Polanami, ni z dotychczasowym sojusznikiem.
Dobrze, e na samym pocz tku uda o si ubiec Lubusz - gród nale
cy do Pyrzyczan
po
ony tu przy ziemiach Sprewian. Teraz w Lubuszu by a spi arnia Lecha, miejsce
spokojnego wypoczynku w cieple i pod dachem,i lecznica dla poranionych.
Lubusz le
na wschodnim brzegu Odry. Na przeciwleg ym brzegu rzeki trzeba by o
ustawicznie utrzymywa przyczó ek, by zd
aj cy z zachodu zm czeni b
poranieni woje nie
musieli szuka przeprawy do Lubusza o wiele mil w gór lub w dó od grodu. Tak e posi ki ze
wschodu mog y dzi ki przyczó kowi przeprawia si przez Odr bezpo rednio z Lubusza, nie
mitr
c czasu i si na szukanie innej przeprawy.
Tom 2
60
Jeszcze przed zim wielkim wysi kiem, trac c wielu ludzi, przewa nie z posi kuj cych
Pomorzan - w dno rzeki wbito z odzi wysokie pale, po czono je balami i przybito tarcic -
uzyskuj c most niezbyt pi kny, na pewno nietrwa y, lecz s
cy wietnie a do skucia rzeki
przez t gie mrozy. Kiedy lody pu ci y, zacz to ponownie u ywa promów, a teraz do
przeprawiania si s
g ównie most. Niestety, zagro ony przez kr i wysok wod . Dlatego
od strony zagro onej czuwa y na nim stra e, ostrzegaj ce o nadchodzeniu wi kszych zwa ów,
ale równie odpychaj ce dr gami mniejsze zatory, staraj c si porozbija gro ne zwa owiska i
zepchn
w stron brzegów, gdzie pr d by mniejszy i nie grozi przerwaniem budowli.
Nadszed dzie kulminacji kry. Na mo cie zdwojono liczb posterunków.
- Je li do jutra uda si most utrzyma . - b dzie l ej - powiedzia Lech. Mo cis aw! -
we miesz trzech ludzi - pop yniem na rzek - wyda rozkaz swemu doradcy poleconemu przez
Druzn .
Wnet poni ej mostu p yn a ódka rybacka, której wioslarzami byli trzej woje i Mo cis aw, a
Lech sta przy sterze i baczy czy spod mostu nie wyp ywa jaka przeszkoda. Stoj ce po drugiej
stronie mostu stra e nawet ich nie zauwa
y.
- Móg by kto wej
z tej strony na most i narobi szkód co nie miara - powiedzia Lech. Na
razie. skorzystamy z tego,
my nie zauwa eni i pop yniem sprawdzi stra e na drugim
brzegu. Potem trzeba b dzie zadba o ochron .
Zaraz po przybiciu do zachodniego brzegu Lech zdj posterunek, pilnuj cy wej cia na
most.
- Pójdziecie ze mn -- powiedzia do wartowników - by cie nie uprzedzili nikogo o kontroli.
Obaczym jak czuwacie na przyczó ku.
Chodzili od ogniska do ogniska, z daleka sprawdzaj c czujno
wojów. Lech nabra
dobrego humoru, stwierdziwszy - e przy adnym ognisku nikt nie pi, nawet drzemi cych nie
ma - wszyscy maj bro w pogotowiu.
- Pójdziem teraz sprawdzi zewn trzny pier cie czujek – zdecydowa Lech.
- Spyta stra ników o has o - doradzi Mo cis aw.
- Nie - powiedzia Lech - sprawdzim co zrobi w razie przydybania kogo , kto has a nie zna.
- Mog was zabi , nawet nie wiedz c kogo - powiedzia doradaca.
- Cichaj! Idziemy!
Ruszyli ku zewn trznym wartom. Ledwie przeszli ze sto kroków, kiedy obst pili ich woje z
gotowymi do u ycia dzirytami. Odchylone do ty u r ce, trzymaj ce te mierciono ne ostrza,
wskazywa y niedwuznacznie na zamiary wojów.
- Nie l kajcie si Lechos awie - rozleg si g os z ciemno ci. Zostali cie zauwa eni i
rozpoznani ju jaki czas temu. Inom chcia wam da do zrozumienia,
my w gotowo ci.
Tom 2
61
Z mroku wyszed ku nim ros y cz owiek. - Odejd cie! - zwróci si , do wartowników, a ci
opu cili dziryty i odst pili par kroków do ty u.
- Witaj, Wierzcho - powiedzia Lech. Dobrze pilnujesz i twoi ludzie jak zwykle niezawodni.
- Pilnujem naszych garde - odpar woj. Dzi rano z apalim kolejnych zwiadowców
Sprewian. Ju odes ani do Poznania. B
czeka tam na swoich owców, a potem b
im
.
- Dobrze. Teraz pójd my pos ucha co mówi przy ogniskach. Ciekawym tych straszliwych
pomstowa na wszystko - na psi pogod , na ciemno ci, na wroga i na mnie.
Szli ostro nie, nieledwie si skradaj c. Przystawali po cichu w cieniu nieopodal jakiego
ogniska i s uchali.
- Zginie nas tu jeszcze wielu - mówi m ody woj do starszego, w satego druha. Miast
odzi dzieci, by Polan przybywa o, my tu giniem z chorób i od broni wroga. Przyjdzie tu chyba
zmarnie .
- Wola by zmarnie od niemieckiej zdrady? - spyta druh.
- No, nie. Ale my po to chyba od Niemców odeszli, by mie spokój
- Wida nasza obecno
tutaj temu spokojowi ma na przysz
s
. Nie ciskaj si - nie
nasza g owa rozstrzyga o wojnie.
Przy innym ognisku mówiono o spodziewanych upach.
- Chcia bym dosta bia
- mówi m ody ch opak, przymykaj c w rozmarzeniu oczy - z
jasn kos i chabrowymi lepkami. I eby mia a du e piersi... Twarde i j drne... Jak du e,
dorodne gruszki.
- Zielone czy
te? - zakpi kto z boku.
- Takiego kszta tu. A barwy mleka. I mleka pe ne, kiedy b dzie karmi moje dzieci.
- Pr dzej ci lepia wy upi, gdy za niesz. Albo ziaren bielunia dzi dzierzawy do napitku doda
i u wierkniesz, nim si spostrze esz – dogadywa inny prze miewca.
Przy nast pnym ognisku inne s owa,
- Mam dziewoj - cudo istne. Luba czeka na mnie i t skni, jako i ja. Bra ców bym paru
chcia do pracy przy zagodpodarowaniu lech, które obieca Lechos aw.
- Ja ci to mówi , jakem Pniejnia - nie czekaj na adne obietnice, ziemi wsz dzie pe no. A
ta, któr Lech obieca , akurat nie do niego nale y...
- A ja ci mówi , jakem Kpiorz - odezwa si inny woj - i po powrocie mo esz zasta Lub z
brzuchem. Jeszcze ci powie,
cie pocz li ju dawno, mo e jeszcze za ab , ino ma e czeka z
wyj ciem na wiat a b dzie sposobniejsza chwila.
Tom 2
62
- Czeka na powrót taty z wojny - powiedzia kto , siedz cy naprzeciwko narzeczonego
Luby.
Ca a kompania wybuchn a m skim, rubasznym miechem, jakby pocz stowano j
wy mienitym dowcipem. M odzian spu ci g ow na piersi. Po policzku potoczy a mu si , wielka
jak groch za.
Lech ruszy ku innemu ognisku, a kiedy przeszli kilkana cie kroków zwróci si do
Wierzchonia cichym g osem.
- Tego m odego jutro wy lesz do jego Luby. Sam te z nim jed . Bra ców mu dasz
dwudziestu paru, wydzielisz puszczy na dwa sio a. Dopilnuj, eby potem dosta narz dzia i
zwierz ta. Rano og
wszystkim swoim, e to wszystko dostanie w nagrod za czysto
uczu
i wierno
. Nie mów komu - sama wierno
wystarczy. Weselisko maj zaraz odprawi , a ty
dziesz na nim zamiast mnie. Wierzchowca mu daj w prezencie ode mnie. albo co zechcesz.
Acha, je li ko to ze wszystkimi dodatkami.
- Tak e ze stajni i obrokami - rzuci po cichu który z towarzysz cych im wojów.
- Dorzu ciep , r czk , co doradza twój cz owiek - powiedzia Lech, us yszawszy art.
- To mój syn - Mszczuj - wiedzieli cie o tym? - spyta Wierzcho .
- Nie wiedzia em - powiedzia Lech. Ale zapami tam i potem dodam co jeszcze. Za to,
go nijak nie ho ubi , ino skaza na los prostego woja przy jednym ognisku z innymi.
- Oni te nie wiedzieli, i e on mój.
Lech spojrza z podziwem na starego. Pami taj o nim, Mo cis aw - powiedzia - wart
wszystkiego, co mog .
Doszli do nast pnego ogniska, gdzie us yszeli przewrotn , teori .
- Lech obieca nagrody - perorowa woj w rednim wieku. Teraz wesz o w niego sk pstwo i
szasta nami na wszystkie strony, by do nagród zosta o jak najmniej ywych. Oczywi cie, z
dba
ci o nas! Bo ca a pula nagród zostanie podzielona na mniej osób - po có nagrody
umrzykom?
- Je lim sk py - powiedzia Lech, wkraczaj c w kr g ogniskowego wiat a to mo e dam
tylko cz
puli, a cz
przypadaj
na tych, co nie doczekaj , zatrzymam sobie?
- E, nie - nie straci rezonu mówca - za wi ksz nagrod spodziewacie si lepszej s
by w
przysz
ci. No i wdzi czno ci te wi kszej...
Do ogniska zbli
si goniec z Lubusza.
- Wasz córk - Dragos aw przywieziono. Nie by o sposobu jej odmówi , bo je
przesta a
i powiedzia a, e nic nie tknie, je li jej do was nie puszcz .
- Trzeba by o nie trzyma - powiedzia sarkastycznie Lech.
Tom 2
63
- Nie trzymali. Opu ci a Pozna i sama sz a na zachód. Dobrze, e pilnowali z daleka -
powiedzia goniec.
Siedz cy przy nast pnym ognisku zajmowali si sprawami wy szej, ogólnej wagi.
- Ja bym - mówi starszawy woj - zbudowa silny gród na zachodnim brzegu Odry i po czy
go sta ym mostem z Lubuszem. W tym grodzie osadzi bym siln za og i ci ga od Sprewian
trybut w roboci nie, w dziewkach i w p odach z roli.
- A ja - powiedzia jego kompan - nie ci ga bym trybutu, jeno bym si ugodzi , e oni sami
wybuduj taki gród dla nas, i most. Za dobr i szybk robot mieliby obiecany nasz sojusz,
nasz przyja
. Z a i opiesza a robota grozi aby im obróceniem w naszych poddanych.
- A po co by by ten gród na terenie naszych sojuszników? - spyta twórca projektu o
trybucie.
- Strze onego bogowie strzeg - odpowiedzia nie zra ony w tpliwo ciami towarzysza
projektodawca sojuszu lub podda stwa.
Szli od ogniska do ogniska i nigdzie nie s yszeli zachwytów ani od najm odszych, ani od
niem odych wojów. Widocznym by o, e wojaczka trwa a za d ugo i nikt nie spodziewa si
osi gni cia z niej wielkich korzy ci. Lech zasumowa si i d ugo co przemy liwa , marszcz c
czo o i ruszaj c co jaki czas w sami. W ko cu rzek ..
- Wierzchoniu, zaraz wy lij go ców do oblegaj cych. Obl
enia niech nigdzie nie zdejmuj ,
lecz niech nie szturmuj , niech pozwalaj na uzupe nianie zapasów i poratuj rannych i
chorych.
Za ty, Mo cis awie, szykuj si na pos a do Kopanicy. Niechby Odrzywoj stawi si do
Lubusza . Pogwarzymy. We miesz ze sob Dragos aw . Ty i ona b dziecie zak adnikami za
ca
Odrzywoja. Co do jedzenia... Niech nie je, je li nie chce. Kapry na córka niepotrzebna
nikomu.
Wracali piechot , przez most. Stra nicy odpychali dr gami napieraj ce na s upy kry i
zwa y. Nie na wiele to si zdawa o, bo poziom wody by coraz wy szy i zatory uderza y
wsz dzie w poprzeczne bale i deski. Czasami woda chlusta a fontannami na tarcice, a niekiedy
przelewa a si wierzchem.
- Zdj
wszystkie stra e! - powiedzia Lech do Mo cis awa.
- Biegiem! - krzykn Mo cis aw do towarzysz cych im wojów. Wszystkich gna do
Lubusza.
Nogi biegn cych zatupota y o tarcice, wkrótce tupot powi kszy si , zwielokrotnia i
przesuwa si ku wschodniemu brzegowi. Kiedy Lech z Mo cis awem wchodzili na l d, na
mo cie ju nikogo nie by o. Szcz
cie to by o dla wszystkich, bo po paru chwilach us yszeli
okropny trzask. Odwrócili g owy i ujrzeli jak amie si ca y rodek mostu. Wnet sp yn z
Tom 2
64
pr dem, obracaj c si na wszystkie strony jak wielka pokraczna wydra, baraszkuj ca w wodzie
zanim da nura po kolejn ryb .
Woda porywa a teraz cz
ci przeprawy bli sze brzegom. Wszystko lecia o w dó rzeki przy
wtórze ryku wody, zag uszaj cym wszystkie inne d wi ki. Lech skin r
na swoich
towarzyszy i poszli dalej, ku Lubuszowi.
- Dobra wró ba - krzykn Mo cis aw -
cie zd
yli wszystkich sp dzi na l d.
- Oby - mrukn Lech - nie zawadzi oby troch szcz
cia.
Przed obwa owaniami grodu napotkali, szukaj cego Lecha stra nika.
- W waszej kwaterze pos aniec od Piasta, w gospodzie poselstwo z Krakowa - zameldowa
krótko stra nik.
- Pójdziem wpierw do gospody - zdecydowa Lech.
- Nie lepiej dowiedzie si wprzód co s ycha w domu? - rzuci pytaj co Mo cis aw.
- Zd
y si . Ciekawszym wie ci od Wi lan. I grza ca si napijem, by zi b z ywii
wy en
.
Ruszyli do gospody, specjalnie zbudowanego domostwa, wi kszego od innych. Na dole
du o miejsca zajmowa a jadalnia. Przytkni to do niej spi arni i kuchni . W piwnicy mie ci y si
zapasy. Ca e podstrzesza zajmowa y pokoiki sypialne, w których go cie mogli znale
odpocznienie w nocy, szczególnie go cie przejezdni.
Weszli do izby dolnej. Przy sto ach siedzia o sporo Pola skich wojów, posilaj cych si
urem z kie bas lub s cz cych grzane napitki. W k cie izby siedzia o paru obcych, wyra nie
na kogo czekaj c. Do ich sto u podszed Lech, a za nim Mo cis aw.
- Jam jest Lechos aw - przedstawi si wódz. A wy cie pewnie pos owie krakowscy?
Obcy wstali wszyscy, odsuwaj c z rumorem zydle. Uk onili si i trwali w tym uk onie, niemo
po wiadczaj c, e przybyli do tego, któremu oddaj ów pok on.
- Na wojnie nie ma dworców ni komnat. Nie mam te dworzan ni dwórek. Tedy przyjm
was sam, w tej izbie, bo ona najparadniejsza i najwi ksza w ca ym grodzie. Mówcie z czym
przybyli cie! - powiedzia Lech.
- Przybylim do najs ynniejszego wodza i wojownika wszystkich S owian Zachodnich -
zacz starszy poselstwa - od ksi cia Wi lan, pana Krakowa i wielu innych grodów, wielu ziem i
wielu ludów. Przywie lim pozdrowienia, wyrazy czci i yczenia wielu zwyci stw. Nasz ksi
Kazimir radby po czy z wami swe si y dla wzajemnego wspomagania i dla odporu przeciwko
wszystkim wrogom.
- Chcecie mi przys
waszych wojów do pomocy przeciwko Sprewianom i Pyrzyczanom?
Tom 2
65
- Je eli brakuje wam w asnych wojów...
- Mnie nie brakuje.
- Ksi ciu Kazimirowi te nie brakuje, ale przysz
ci nikt nie zna. Je li po czym nasze si y,
nikto nie wa y si tkn
naszych ziem ani nie spróbuje nam zaszkodzi w inny sposób.
- Chyba macie gotowe projekty. Mówcie troch szczegó owiej, a nie ogólnikami.
- Nasz ksi
ch tnie wymieni wojska. Je liby cie pos ali mu teraz z dziesi
setek
zbrojnych, przys
by wam w lecie tyle samo zbrojnych Wi lan oraz zdobycze - upy z wojny
przeciwko Mazowszanom.
- Po co mienia ? Czy moi albo Kazimira nie tacy sami?
- Dodatkowo ksi
Kazimir gotów zrzec si na wasz korzy
pretensji do ziem Opolan,
le
cych na zachód od Krakowa.
- Rozumiem, e tych ziem nie macie, skoro ro cicie do nich pretensje. Czyli mog je mie ,
je li sam zdob
? Dzi kuj za taki hojny dar.
Pos owie speszyli si takim bezogródkowym zachowaniem Lecha. Spodziewali si
dwuznaczników, kluczenia, mieli nadziej nie ujawni swoich potrzeb, du o i mgli cie
naobiecywa , a tu gospodarz zaczyna sobie pokpiwa ...
- Idzie nam o po czenie naszych si . Je li my li o tym nie jeste cie przeciwni, a macie
jakie warunki, to je powiedzcie - przerwa chwilowe milczenie starszy poselstwa,
- Panie, od
cie odpowied - powiedzia po cichu Mo cis aw.
- Mój doradca - rzek Lech -
da, bym was na razie zbywa , Ale nie pos ucham jego rady i
rzek wam, i my l o po czeniu si uznaj za dobr . Domy lam si , e wasz knia liczy teraz
na moj pomoc. Wkrótce poci gniem w stron wschodu s
ca - moi woje i ja. Pomo em
waszemu Kazimirowi. A zap at , je li wasz knia sam jej nie ui ci - we miem sowit - wedle
naszego uznania.
W tej chwili z udzenie pos ów, e tego prostego woja omami - prys o. Ju wiedzieli, e nie
wykorzystaj go, jak roili. Mniemali, e uda si z ponoszenia kosztów wywin
, no - mo e
zap aci czym , lecz nie za wiele, a tu - masz babo placek - ten prostak mówi, e sam
wyznaczy cen i zap at odbierze si !
- Wasza wola, panie - powiedzia starszy poselstwa - jest i b dzie dla wszystkich Wi lan
wi ta. To nam kaza rzec nasz knia .
Lech odwróci si do nich plecami. W
ciciel gospody, widz c, e rozmowa z obcymi ju
zako czona lecia - ca y w szerokim u miechu. Za nim dwaj ludzie nie li stolik z czystym
obrusem, z ty u - znowu dwóch z zydlami.
- Co da ? G odni cie mo e? Co na rozgrzewk ? - wdzi czy si gospodarz.
Tom 2
66
- Gor cego miodu nam podaj! Z zio ami przeciwko zimnu. A tu masz sakiewk srebrników.
Od tych obcych nic nie bierz za nic - go
mi moimi s .
Gospodarz podszed do Wi lan i co im przedk ada . Spojrzeli w stron Lecha i uk onili si
po raz kolejny. Snad w podzi ce za go cin , cho rzecz zwyczajn by o zapewnienie
poselstwu wszelkich wygód. Ale tu?
Po rozgrzaniu si miodem Lech poszed da swojej kwatery, gdzie czekali na niego
pos
cy Piasta.
- Dobrze, e jeste cie, bo mam Piastowi przes
wa ne wie ci. Z czym was do mnie
pos
?
-Byli pos owie z Krakowa. Piast zby ich, bo nieszczerzy s . Szpiegów naj li przeciwko
nam. Piast prosi, by cie uwa ali na pos
ców stamt d.
- Lepiej by o pos ucha Mo cis awa - pomy la Lach. Za g
no - powiedzia .
- Wracajcie po odpoczynku do Gniezna i przeka cie, e ja wkrótce zako cz tu nasze
sprawy i b
si wycofywa . Do Gniezna pode
cz
ludzi na odpoczynek, a reszta
poci gnie ze mn do Krakowa. Stamt d b
s
nowe wie ci. W tej chwili mniemam, e jest
mo liwe podporz dkowanie Wi lan albo przynajmniej zawarcie z nimi cis ych zwi zków.
ci lejszych ni zwyczajne przymierze mi dzy dwoma niezale nymi plemionami. Teraz id cie
odpoczywa i jutro wracajcie.
Kiedy ju opuszczali izb zapyta .
- Czy to prawda, e nie ma tego z ego co nie wysz oby na dobre?
Troch zdziwieni tym niespodziewanym pytaniem zatrzymali si w drzwiach
- Prawda - powiedzieli i wyszli pop dzeni machni ciem Lechowej r ki.
Tom 2
67
Rozdzia X
C E D Y N I A P 0 R A Z P I E R W 5 Z Y
Nazajutrz, jeszcze przed witem poselstwo Wi lan opuszcza o Lubusz. Wiosenny, ale
jeszcze mro ny brzask roz wietli Wi lanom drog , kiedy tylko wyszli z wa ów. Jechali niepewni
przyj cia w Krakowie, bo z jednej strony uzyskali przecie obietnic pomocy - lecz koszt tej
pomocy nie by okre lony, wi c z drugiej strony rzecz bior c, zawioz ksi ciu co nieznanego -
niewiadom trudn do przewidzenia, czy te wyliczenia.
Ten sam brzask przy wieca Odrzywojowi podczas przeprawy ódk , przez Odr .
Przybywa z trzema tylko wojami, wcale nie wiedz c czy dziecko przys ane mu w zastaw jego
bezpiecze stwa jest istotnie córk Lecha.
Lecz Odrzywoj, ywy dowód prawdziwo ci powiedzenia, e mia ym szcz
cie sprzyja nie
raz ju wa
si na czyny przez innych uznawane za nierozs dne. Teraz te - wylaz z
bezpiecznego schronienia w Kopanicy i jecha , bo tamten chcia . Lech musia mie jak
ciekaw propozycj , je li wstrzyma szturmy, a w ko cu zdejmowa obl
enie po tak
ugotrwa ym wysi ku i sporych stratach. Ale ta propozycja z pewno ci nie by a na Lechu
wymuszona. Gdyby musia si spotka , gdyby od rezultatu tego spotkania zale
o co
wa nego - przyby by sam pod wa y i albo wszed do Kopanicy, albo zaprononowa spotkanie
mi dzy wojskami - na ziemi niczyjej.
Jak wida odwaga Odrzywoja nie wynika a z pop dliwo ci i lekcewa enia wszystkich
niebezpiecze stw. Odrzywoj, nim wa
si na czyn zbyt dla innych mia y, wprzód rozwa
z
zimn krwi wszystkie korzy ci i zagro enia.
Kiedy Sprewianie szli ku kwaterze Lecha, trzej towarzysze Odrzywoja bacznie rozgl dali
si na boki, wietrz c jakie niespodzianki, jaki podst p.
- Nie widrujcie tak lepiami, bo mi ino wstyd przynosicie, zdradzaj c nieufno
-
powiedzia Odrzywoj.
- Kot jak idzie - zawsze wybiera miejsce schronienia na wypadek napa ci. My te to czynim
- powiedzia jeden z trójki wojów, towarzysz cych ksi ciu Sprewian.
- Ty, Chwostek, kotem nie jeste . Kot mo e zawróci , je li uzna, e nie b dzie drogi
ucieczki. A ty pójdziesz ze mn do ko ca, cho by my zgin
mieli.
Lech czeka na nich przed kwater . Skin li sobie bez s owa g owami, Lech wszed do
chaty, Sprawianie za nim. - Pu ciutko - stwierdzi Odrzywoj.
- Nie ma tu nikogo, prócz mnie - powiedzia Lech. Chc , by cie nie my leli o naszej
przewadze i by my rozmawiali swobodnie.
Tom 2
68
- Nie boicie si zgin
od naszej broni?
- Chc , by cie mieli wiadomo
, e i pok óci si mo ecie. To ja b
musia
powstrzymywa gniew, by cie mnie w z
ci nie razili. Zanim sami zginiecie, co i ja, i wy
rozumiecie.
- Rad przyby em - powiedzia Odrzywoj, bo wasze zaproszenie wie ci zaprzestanie wojny.
- Mo e tylko zawieszenie. Zale y jak nam pójdzie.
- Dacie zado
uczynienie za naszych poleg ych. Zabrali cie ycie stu naszym m
om.
- Sam straci em w dwójnasób.
- Trzeba by o tu nie przychodzi !
- 0 tym w
nie chc mówi . Chc wam powiedzie po com przyszed .
- Przyszli cie naprawd niepotrzebnie. Sprewianie s na najlepszej drodze do zbudowania
du ej si y przez przy czenie s siednich ziem i przez stworzenie przymierzy, mo e nawet
zwi zku plemion. Có e wam to przeszkadza o?
- To Lutycy maj zwi zek plemion na pó noc od was. Dobre to jest?
- Ich zwi zek rozrywany jest sporami wewn trznymi. Nasz by by lepszy.
- Musieliby cie ich podbija , bo dobrowolnie wam si nie podporz dkuj .
- Na po udniu te s plemiona.
- Germanie og osili tam marchi . Sasów maj osadza na wschód od So awy.
- Wam nic do tego wszystkiego!
- Pewien kap an - Druzno si zwie...
Odrzywoj drgn na d wi k wypowiedzianego imienia.
- Kr
o nim s uchy - powiedzia . U nas, i u s siadów.
- Druzno s usznie mówi , e Niemce od dawna pr na wschód. Z wami ju s siaduj , bo cie
zaj li Morzyczan, P oni wam si podporz dkowali, ujarzmili cie Stodoran i S upian. Ale do si y
Niemców wam daleko. My te przed nimi uszlim i teraz próbujem zbudowa tam germa ski
pochód zatrzymuj
. Mo e nam si uda , bo my od nich na razie oddaleni i oni w tym
przeszkadza nie mog . Wy nie zd
yliby cie, zreszt nie wiem czy próbujecie..
- Niemcy to s siedzi. S siedztwo z nimi przynosi korzy ci - powiedzia Odrzywoj.
- A im przynosi korzy ci niezgoda S owian. Zwa cie, e daleko na zachód od aby jeszcze
pó wieku temu by y ziemie S owian.
- S ysza em, e ów Druzno mówi podobnie jak wy teraz. Jeno nie wiem jak on i wy t tam
stawia chcecie. Kto za ni ma zap aci ?
Tom 2
69
- Ju teraz mamy du y kraj i du o ludzi. Chcemy, by cie wy przy czyli si do nas, by cie z
nami wspó dzia ali. Od was, od rodka terenów mi dzy ab i Odr chcemy zacz
nasze
parcie na pó noc i po udnie. Chcemy ustali . granic na abie i So awie. A wy mo ecie
w
tym kraju, maj c du
samodzielno
i niezale no
. W asnego ksi cia tak e - doda z
usmiechem. Mam nadziej , e za moich prawnuków uznacie si za tak z nami zbratanych, e
poniechacie wszelkich odr bno ci.
- Wielki to plan. Sami mówicie, e na pokolenia. A teraz?
- Teraz - wy i moi woje zbudujecie gród naprzeciwko Lubusza i po czycie go z Lubuszem
trwa ym mostem.
- Kto b dzie ów gród trzyma ?
- Setka waszych i setka moich wojów. Komenda b dzie ode mnie. Ust picie dla potrzeb
zaopatrzenia grodu, chodzi o owy, terenu a do waszego sio a Malinów. To si zreszt pó niej
szczegó owiej wyznaczy.
- Tak sobie stanowicie jakby cie wygrali wojn . A mo e jednak nam te jakie korzy ci
obiecacie?
- Pomoc przy wszelkiej obronie, je li sami nie zaczepicie wprzódy napastnika. I pomoc przy
zajmowaniu nowych terenów i podbijaniu plemion, je li wprzódy uzgodnione b dzie z nami.
- Powiem wam jakie stwarzacie dla nas zagro enie. Oto w chwili dla was wygodnej
uczynicie z nas bra ców, bo nie b dziem mie czasu na przygotowanie obrony.
--To wam z naszej strony grozi, je li nie zawrzem porozumienia. Na razie mam na oku inne
przedsi wzi cie. Szybciej przynosz ce korzy
. Ale na przyczó ku ostawi do
si , bym móg
tu wróci , przej
Odr i zrobi z was bra ców. Z cz
ci, bo reszta legnie w walkach. Moich te
wielu zginie. Nie lepiej te ycia przeznaczy na co innego?
- A je li zawrzem sojusz - zabierzecie swoich?
- Setka zostanie - do budowy i obsady grodu. I nowy grododzier ca z nimi. Chyba tylu nie
przedstawia dla was wielkiej gro by?
- Gdzie odes
wam córk ?
- O, to widz ,
my sojusznicy. Daj pyska, Odrzywoj!
Wstali obaj, obj li si na krzy i serdecznie, po bratersku uca owali.
- Spiszem to na wierzbie - powiedzia Lech. Przy
ci ca y traktat na przechowanie. Ka dy
dzie mia swój i zawsze mo e zajrze czy druh nadmiernie nie korzysta z okazji.
- Zaprzysi gniem wobec obu wojsk? - spyta Odrzywoj.
- Zaraz wszystko zbieram i ruszam pod Malinów. Mo e tam by ?
Tom 2
70
- Mo e. Jutro stawi tam ponad tysi c zbrojnych - powiedzia Odrzywoj. Ostatecznie
spotkanie odby o si pod Si owem, na ziemi Sprewian. Lech i Odrzywoj przysi gali wielkimi
osami, e dotrzymaj zobowi za , a potem oba wojska biciem oszczepami i mieczami o
tarcze potwierdza y swoj zgod na sojusz.
Jednak nie dane by o Lechowi natychmiastowe wyruszenie do Krakowa. Kiedy odes
ju
na wschód tabory i wi kszo
si , zostawszy tylko z pi cioma setkami przeznaczonymi na
za atwienie spraw krakowskich, sta o si co , co potwierdzi o przypuszczenia Lecha, a
Odrzywojowi unaoczni o korzy ci p yn ce z traktatu.
Oto w okolicy Hobolina przez ab , a potem przez Hobol w ci gu kilku dni przeprawia o
si ca e plemi Sie czyców. Po przeprawieniu si Sie czyce w nie adzie przesuwali si na
wschód tu przy granicy ze Zwi zkiem Wieleckim i rozpowszechniali straszliwe wie ci o
cigaj cych ich Niemcach. Pono Niemcy mieli zamiar zniszczy , przesiedli , spali - nie
wiadomo co jeszcze zrobi z ca ym s owia skim plemieniem, chyba ostatnim yj cym na
zachodnim brzegu aby jako zorganizowana plemienna si a.
Sie czyce zostawili wszystko i uciekli, ale Niemcy podobno ich goni dla wzi cia S owian w
niewol .
- Masz s siedzk wizyt Odrzywoju - kpi Lech.
-
Mo e plotka, Sie czyce ci
ko przestraszeni i wymy laj lada co.
Jednak tego samego dnia przyp dzi goniec z ernic.
- Niemce. Id na wschód. Dwa oddzia y konnych po czterystu do pi ciuset ludzi.
Nazajutrz przed po udniem podobny meldunek z
goniec z ugowa. Wieczorem o
Niemcach doniós pos aniec z Wo kowa.
Nie by o w tpliwo ci - Niemcy s ju prawie w po owie drogi od aby do Odry.
- Najwyra niej id za Sie czycami - powiedzia Lech. A ci nie opami taj si w ucieczce a
za Odr . Mo e znajd oparcie w Pyrzyczanach ko o Cedyni. Ale je li ich nie wesprzemy, to my
uczki, t umoki i wszystko inne, co by ma drewniane i g upie.
- Prowad , wodzu - powiedzia Odrzywoj. Gdybym by sam, zaczai bym si w puszczach
przed Odr . Ko o Krewelina jest sposobne miejsce na zasadzk ...
- Nim by my tam doszli, Niemcy byliby przy Odrze. Musim gna pod Cedyni . Tam
urz dzim zasadzk - powiedzia Lech.
- A je li oni wstrzymaj p d i zabior si za moje ziemie i moich ludzi?
- Dowiemy si o tym i zd
ymy im „podzi kowa ". Obci
eni upami b
powolni i atwi do
obst pienia.
Tom 2
71
Pi
setek Lecha ju sz o ku Cedyni, go cy gnali do My liborza z rozkazem skierowania
pod ten gród posi ków. Odrzywoj zebra prawie cztery setki konnych i porusza si ku temu
gródkowi drog równoleg do marszruty Lecha.
W Rudnicach dopad Lecha goniec od Odrzywoja. Ko pod nim ca y by w p atach brudnej
piany, zdawa o si , e zaraz padnie.
- Niemce przeszli Krewelin i dochodz do Golcowa - wycharcza . Knia Odrzywoj b dzie
przy przeprawie ko o unowa. Tam bród jest.
- Dasz rad poprowadzi do owego unowa? - spyta Lech.
- Dam, jeno pozwólcie krzyn odsapn
.
- Czeme si tak zmordowa ? Pieszo lecia i konia niós na plecach? Zziajany taki, jak
pies po po cigu za zaj cem.
- Zmordowa em si strachem, bo mi ksi
powiedzia , e mam si powiesi , je li was nie
najd w por i nie powiadomi .
- Ale naszed i powiadomi , tedy ju przesta ziaja . Konia dla pos
ca! - krzykn .
Goniec prze
swój rz d na podprowadzonego konia i ruszy naprzód, Lech ustawi si
przy nim. Gdyby teraz kto patrzy co robi woje Lecha móg by w pe ni oceni ich wyszkolenie.
Setnicy co mrukn li, dali r kami jakie znaki i na drodze w równych odst pach, w
wyrównanych szeregach mo na by o zobaczy kolumn sun
w ciszy za swoim wodzem.
- Daleka droga? - zapyta Lech.
- Ca y dzie i noc. Ale na noc chyba staniem, bo w puszczy mo e by zasadzka.
- Chyba nie. To dla Niemców nieznany teren. Ale mo e s w ród was ludzie sprzedajni...
- Ja nie znam - powiedzia przewodnik z oburzeniem w g osie.
Lech wyj zza po y kaftana wistawk . Przy
j do warg i zagra krótk melodi .
Przewodnik popatrzy na niego ze zdziwieniem i wtedy k tem oka zauwa
, e z drogi
znika rodkowa secina jezdnych. Obejrza si i patrzy z podziwem jak w puszcz wsi kaj
pojedy czy je
cy, grupki i grupy konnych.
- U nas nie ma takiego wiczenia - powiedzia przewodnik.
- To zwiad i ubezpieczenie - powiedzia Lech. Skoro mówisz, e jaki sprzedawczyk...
- Mówi em, e u nas nie ma ludzi sprzedajnych! - oburzy si Sprewianin.
- No, ju dobrze. Ubezpieczenie nie zaszkodzi. B dziem jecha ca noc.
Przy brodzie w unowie znale li si w po owie nocy. Odrzywoja jeszcze nie by o. Pi
setek sta o przez chwil twarzami do Odry. Pi
palców silnej d oni, któr mo na zacisn
w
Tom 2
72
ku ak i grzmotn
nim wroga. Albo palce rozcapierzy i obj
nimi gardziel napastnika, a potem
zacie nia u cisk a do us yszenia ostatniego, przed miertnego, spazmatycznego oddechu.
- Z koni! - powiedzia Lech niezbyt g
no.
W jednej chwili przewodnik zobaczy puste ko skie grzbiety. Prawie natychmiast posz y w
ruch wiechcie siana wycieraj ce spotnia e boki wierzchowców. Po chwili, kiedy oddech koni sta
si cichszy i spokojniejszy ich w
ciciele zacz li je karmi z r ki. Musieli by wyznaczeni jacy
dy urni, bo kiedy konie puszczono, kilkunastu ludzi pilnowa o, by si dobrze napi y. Wchodzi y
do brodu, grzeba y wod kopytami i pi y d ugo, jakby to mia by ostatni spotkany wodopój przed
ugim marszem. Albo po d ugim marszu.- pomy la przewodnik.
- Chcia bym s
w waszej je dzie - powiedzia g
no.
Dopiero teraz ludzie wyci gali zimny prowiant i pocz li nape nia . w asne
dki.
- Nie krzywdowa by sobie, e musisz je
na ko cu? - spyta Lech.
- Lubi zwierz ta s
ce cz owiekowi. W domu te najpierw karmi psy, zim daj
re
kotom, wystawiam karmniki dla drobiu, nape niam oby i koryta, a dopiero potem my
o
swoim niadaniu.
-Samem s ysza - powiedzia Lech - jak moi woje na mnie narzekaj . Zastanów si czy warto
pode mn s
i walczy .
- Ró ne rzeczy si wygaduje, kiedy niewygoda i mord ga. Ale z y wódz zwykle nie ma kim
dowodzi . Gubi mu si ludzie w puszczy, po bitwach wsz dzie, gdzie si da. Wam si nie
gubi - s wszyscy przy was..
Nadchodzi Odrzywoj ze swoimi. Raczej nieuporz dkowanymi kupami, ni ustawionymi
oddzia ami, co dziwi o u S owian, granicz cych z Niemcami. Odrzywoj podjecha do Lecha i
zsiad z konia.
- Wiesz - powiedzia - nie mog si przesta dziwi ,
tak mi kko nastawa na nasze
grody. I nic
nie bra po wsiach. Poj
tego nie mog em.
- Widzisz, Odrzywój - powiedzia Lech - niczyjej, wolnej ziemi jest tyle, e ka dy j mo e
zaj
i z niej
, zbieraj c plony i uprawiaj c. Wojny robi si o ludzi. Nie, eby ich wybi do
nogi, lecz po to, by mie z nich korzy
- wspó pracowa z nimi albo nimi ora . Ciesz si , e
tob i twoimi ora nie musz , bo to i dla dozorcy chleb ci
ki - nie tylko dla niewolnych.
Rano siedzieli w Cedyni przy niadaniu podawanym w domu grododzier cy. Lech
przedstawi plan zasadzki na Niemców, je li przejd Odr . Powiadomiono s siednie gródki o
nadchodz cym naje dzie. Poustawiano czaty dla zbierania umykaj cych Sie czyców i
kierowania ich pad My libórz - do wojsk Lecha, maj cych tam czeka a wódz z reszt
jezdnych do czy. Z ochotnych Sie czyców formowano oddzia y zapasowe, maj ce wesprze
innych w razie niepowodzenia.
Tom 2
73
- Niemcy w Brodowinie - przyniós wiadomo
goniec od czujki zostawionej na zachodnim
brzegu. Zd
aj ku brodowi. Sami konni. Dobrze uzbrojeni. Wieleci stoj na swojej granicy.
Po wys uchaniu tego meldunku wszystkie si y S owian zaj y wyznaczone miejsca. W
puszczy nad Odr czeka y czujki gotowe ledzi wroga po przekroczeniu brodu i donosi o
miejscu jego pobytu.
Przekazywane od posterunku do posterunku wistanie kosów poinformowa o:
- Czujka nad Odr widzi Niemców, przekraczaj cych bród.
- Niemcy na trakcie wiod cym do Cedyni - donosi y szpaki.
- Naje
cy tam, gdzie trzeba - wrzeszcza y sroki.
Wtedy przed kolumn , k usuj cych run y na trakt wielkie drzewa. Pada y jedne obok
drugich, obala y si jedne na drugie, tworz c trudny do przebycia stos.
- Zasadzka! - krzykn o ze sto niemieckich gardzieli. Z przodu i z ty u niemieckiej kolumny
pad y komendy.
- Obej
przeszkod i naprzód! - nakazano czo u.
- Zatrzyma si i przyj
front na boki! - pad rozkaz dla ogona.
Czo o sprawnie rozdzieli o si na dwa strumienie op ywaj ce zator i cz cy si ponownie
po jego omini ciu.
Ogon pilnowa , by adna krzywda nie nadesz a ku kolumnie od strony puszczy. Woje dobyli
broni, zas onili tu owie tarczami i bacznie zapuszczali spojrzenie mi dzy drzewa.
Nic nie by o wida . Czo o przedosta o si przez zwa i teraz nadesz a pora na ruszenie w
tym samym kierunku ogona. Lecz odpowiednia komenda nie pad a. Zamiast niej w rodek
ogona pad a wielka sosna. Mo na powiedzie , e du ej krzywdy Niemcom nie wyrz dzi a.
Zabi a mo e paru ludzi, kilku poturbowa a. Na wyprawie zdarzaj si gorsze rzeczy. Ale
padaj ce drzewo wywo
o troch zamieszania. Wi c kiedy z puszczy ku ogonowi zacz y si
sypa strza y i to raczej z przodu - dowódca ariergardy nakaza skupienie si przy nim. Woje
przyj li szyk obronny. Zsiedli z koni i chowaj c si za ich bokami zwarli ciasno szeregi, czyni c
nad g owami dach z tarcz, co w rodzaju skorupy
wia.
Na t skorup pada y z rzadka kamienie z proc, nieliczne dziryty i drobne kamyki ciskane
koma.
- Rusza za czo em! - nakaza dowódca ogona.
Konie zasta y obrócone we w
ciwym kierunku i ogon - okryty skorup tarcz - pope
w
stron Cedyni. Zbli
si ku zwa owi i przystan . Nie mo na by o powtórzy manewru czo a, bo
pociski zacz y pada du o g
ciej i z wi ksz si .
Tom 2
74
Po prostu puszcza jest w tym miejscu rzadsza i ci przekl ci S owianie maj wi ksze
mo liwo ci - spostrzeg dowódca i nakaza :
- Cofn
si tam, gdzie stali my przedtem!
Ogon zacz pe zn
z powrotem. Razy prawie usta y, co utwierdzi o dowódc w
przekonaniu, i podj s uszn decyzj . Ale po jakim czasie dosz o do niego, e on tutaj nie ma
nic do roboty. On i jego woje maj pod
za czo em.
- B dziemy rozrzuca zwa ! -- zadecydowa . Po doj ciu przyj
. szyk chroni cy boki!
Ogon znowu zacz si przesuwa do przodu. Sprawno
jego elementów w
wykonywaniu komend by a nadzwyczajna. Boki by y dostatecznie chronione a zwa sprawnie i w
miar po piesznie rozbierany.
Po oczyszczeniu drogi ze zwalonych drzew dowódca ujrza Cedyni . Marny gródek.
Brama otwarta i przez ni usi uj si wla do rodka bez adne kupy pieszych wojów. Na ich
karkach zaraz wjedzie w obwa owania oddzia czo owy niemieckiej kolumny.
Potem dowódca musia si zaj
swoimi sprawami, bo z puszczy wypadli liczni piesi,
nie le uzbrojeni. Zawi za a si walka, w której Niemcy nie ponosili adnych szkód. Ba, tak e
ich nie zadawali.
Po krótkim czasie piesi umkn li do puszczy. Lecz kiedy tylko ogon przyj szyk marszowy
- ci z puszczy pojawili si znowu. Taka zabawa - raz szyk taki, raz owaki trwa a za d ugo jak na
cierpliwo
niemieckiego dowódcy.
- Posuwa si do przodu
wiem! - wyda dyspozycj swoim podkomendnym.
Posuwali si , owszem - bezpiecznie, lecz wolno. No, niech tylko nasi opanuj ten
drewniany kurnik, to ju my im poka emy - pomy la m ciwie dowódca ogona. I to Pyrzyczanie,
podobno nasi sprzymierze cy. Tfu!...
O, ju p dz od grodu konni! Teraz zobaczycie s owia skie psy!
- To S owianie! - zakrzykn li jego woje z przodu.
- Na ko ! - wyda rozkaz. Gotuj si do walki! Naprzód - k usem!
Ogon ruszy karny i sprawny. Ataki z boków uniemo liwi y jednak d ugie trwanie Niemców w
zamiarze nawi zania walki z konnymi. Kupy S owian par y z boków i trzeba si by o tym
bocznym naporem zaj
. Teraz obie strony zacz y ponosi straty, Tu i ówdzie pada okrzyk
ugodzonego - Bogowie! Mein Gott! Hilfe! Dosta em!
Zabrzmia a wistawka. Po bokach ogona znowu zrobi o si lu no. Ale na drodze stali
ciasno s owia scy je
cy. Za nami te ! - pad okrzyk z ty u. - Trzeba przechytrzy - pomy la
dowódca. Nasi wkrótce przyb
, na odsiecz.
Tom 2
75
Na
bia chust na koniec miecza i pomacha t bia – niby to chor gwi . Wyszed
przed kolumn , ci gle machaj c tym sygna em pos ów lub, je li kto woli inn , nazw -
parlamentariuszy. Na powitanie wybieg a mu cicha mier . Strza a z uku przeszy a mu pow oki
brzuszne i musia a doj
a do kr gos upa, bo straszliwie zabola o. Pochyli si , w
ciwie zgi
w pó , obj brzechw strza y d
mi, usi uj c j wyszarpn
z w asnego wn trza, poczu , e
rodacy ci gn go mi dzy siebie i jednocze nie dosta w czerep ci
kim kamieniem.
Tymczasem czo o niemieckiej kolumny te by o w opa ach. Niemcy wpadli do Cedyni na
karkach pieszych, lecz brama z drugiej strony te by a otwarta. Piesi, niczym zaj ce czmychn li
przez t bram , która ju si zawiera a, tak e zaledwie kilkunastu Niemców przemkn o si
przez ni za uciekaj cymi S owianami. Zaraz za bram , zobaczywszy, e s nieliczni wobec
wielkiej przewagi przeciwnika - zsiedli z koni i odrzucili bro .
A ci w rodku zobaczyli, e w grodzie s sami, e obie bramy s zamkni te, e zza wa ów
wychylaj si na krótko liczne postacie i strzelaj p on cymi strza ami w strzechy chat,
zabudowa gospodarskich i magazynów.
- Zrywa strzechy! - krzykn dowódca czo a.
Rzucili si rwa czym popad o, cz sto go ymi r kami snopy ze strzech, bo tak du y po ar
zapowiada
mier od waru, dymu i braku powietrza. Jednak w zabudowaniach musia y by
przygotowane stosy drewna, które pozajmowa y si od p on cej s omy, bo intensywno
po ogi
ogromnia a z ka
sekund ,.
Niemcy cisn li si pod wa ami. Zacz li wrzeszcze o ratunek, odrzuca bro , w ko cu
kl ka ze wzniesionymi do nieba r kami.
Znad wa u rozleg o si wo anie po niemiecku.
- Bramy si zaraz otworz . Wtedy wy azi bez broni i bez po piechu! Je li rozumiecie -
zamilknijciel
Ludzkie g osy ucich y. Przy trzasku p on cego drewna bramy uchyli y si na szeroko
cz owieka i zatrzyma y. Pad a komenda niemieckiego dowódcy. Kl cz cy wstawali i bez
oczenia si zacz li opuszcza gor ce wn trze tego, co jeszcze przed nied ugim czasem by o
grodem. Zaraz za bram s owia skie r ce chwyta y bezceremonialnie osmolonych,
poparzonych Niemców za co si da o - za w osy, brody, karki i strz py odzie y. Wzi ci w
je stwo byli wi zani i uk adani pokotem jak zwierzyna na owach.
Polanie Lecha zbierali bro i wyprowadzali z wn trza rozszala e konie. To by ich up.
Sprewianie, Pyrzyczanie i Sie czyce sprawnie dzielili mi dzy siebie je ców. - ka de plemi
prawie po trzystu.
Przed tymi trzema grupami stan na koniu Lech.
- Kto z was rozumie s owo? - zapyta po niemiecku.
Tom 2
76
- Ja, trocha - zg osi si dowódca niemiecki.
- B dziesz t umaczy co powiem po s owia sku. Chc , by wszyscy moi rozumieli o czym
mowa.
- Tak jest.
- Jak si nazywasz?
- Wiedekind. Lothar Wiedekind.
- Mo ecie by sprzedani do Winety czyli do Jomsborga, lub te mo ecie dostarczy wykup.
Wykup b dzie wi kszy od ceny, jak zaoferowa mog Normanowie z Jomsborga. Co
wybieracie?
Odpowied by a jednolita - wykup!
- Najsamprzód jednak - ci gn dalej Lech - musz wam wyja ni pewn rzecz. Je li si z
ni nie zgodzicie - o wykupie nie ma mowy.
- Zgodzimy si ! Zgoda! - krzyczeli Niemcy.
- Otó - Pyrzyczanie mieli stary, ma y, zu yty gród. Musieli go spali . A wy, podobno, na
ochotnika chcecie go odbudowa . Prawda to?
Zapad o milczenie. Bo atwo powiedzie - odbudowa . Ale czym? Co w tym czasie je
?
W ko cu - nie mia o - te pytania ze strony Niemców pad y.
- Za narz dzia u yczone przez Pyrzyczan i za ywno
zap acicie razem z wykupem.
Po d
szym milczeniu zacz y wreszcie pada odpowiedzi, e tak. Lecz nie da oby si
powiedzie , e w g osach niemieckich s ycha by o rado
. Chyba my leli o barbarzy stwie. Bo
ludy cywilizowane je ców ywi za darmo i narz dzia pracy oraz odzie i mieszkanie
zapewniaj im bez op at.
A ci tu? Dzicz !
Lecz zmilczeli poczucie krzywdy, a my li o tym, e oni - nie proszeni przyszli do tych
dzikusów - nie musieli t umi , bo wcale do nich nie przysz a.
- B
cie wdzi czni swoim nowym, tymczasowym panom, e was chcieli, e zrezygnowali
na moj korzy
z innych zdobyczy, bo ja swoich je ców natychmiast zamieni bym w nawóz,
zakopany we w asnor cznie wygrzebanych do ach.
Wida by o jak Niemcy bledn - nie wiadomo z czego - z nienawi ci, z rado ci e nie wpadli
w te krwio ercze r ce, czy te z
dzy i postanowienia odwetu. Niektórzy wzdrygn li si . Na
my l o grzebaniu do ów zapewne, bo jak e? - W asnymi r kami? Barbarzy stwo!.
Lech pojecha do Pyrzyc, gdzie przeprowadzi d ug rozmow ze starszyzn , plemienia.
Koniec ko ców stan o na tym, e Polanie b
mie przez ziemie Pyrzyczan swobod
przej cia po wcze niejszym uprzedzeniu oraz mo liwo
zakupu ziemi, ale tylko przez
Tom 2
77
pojedy cze rodziny i od prywatnych w
cicieli. Umówiono si tak e co do wymiany handlowej i
wzajemnej pomocy w razie zagro enia.
Sie czyce zgodzili si osiedla w miejscach wskazanych przez ludzi Piasta. Z czasem,
mimo zachowanej autonomii, utracili swoj to samo
, wi
c si ma
stwami z Polanami i
przesiedlaj c si w inne miejsca pomi dzy Polan. Pozosta y po nich jeno nazwy miejscowo ci
zak adanych dla upami tnienia starej za abskiej ojczyzny - ró ne Sienna, Sienice, Sieniczna,
Sie ce, Sie ska i inne.
Tom 2
78
Rozdzia XI
P R Z E D W I T N O W E G 0 P A S T W A
Kto nigdy nie je dzi konno, albo pokonywa na wierzchowcu tylko krótkie dystanse, ten
zapewne s dzi, e podró owanie konno jest atwe, lekkie i przyjemne. Inaczej mówi c, e
nikogo ono nie m czy za wyj tkiem konia.
Jest to pogl d niczym nie uzasadniony, jednak nie b dzie w tym miejscu opisu trudów,
jakie musi w
je dziec przy przebywaniu du ych odleg
ci. Trzeba po prostu przyj
do
wiadomo ci, e jest to m cz ce.
Po odebraniu podzi kowa , zapewnie o wdzi czno ci a poza grób i o wieczystej
przyja ni od towarzyszy walki Lech ruszy ze swoimi wojami do Krakowa.
Wyjechali spod Cedyni na wierzchowcach, a dojechali na szkapach, na chabetach, na
aniaj cych si cieniach koni. Za to t d ug drog - sto czterdzie ci mil z ok adem, przy czym
nie chodzi bynajmniej o mile angielskie, konie i woje Lecha oraz on sam pokonali w tydzie ,
podczas gdy przeci tny podró ny pokonywa by t odleg
w miesi c.
Z prostego wyliczenia wynika, e dziennie musieli pokona dwadzie cia mil, co w
przeliczeniu na metryczne miary dwudziestowieczne da oko o stu kilometrów.
Mo naby t informacj pomin
, lecz wtedy twardo
ówczesnych ludzi i ich dzielno
nale
oby oddawa opisami czynów dla nas zgo a niewyobra alnych. By nie sprawi z ego
wra enia, przed miastem Lech spieszy swoich wojów. Przeszli nad ranem przez senny jeszcze
Kraków w szyku, który mo na elegancko nazwa nieuporz dkowanym - krokiem, który dzi
zwie si marynarskim z racji szerokiego rozstawiania nóg dla utrzymania równowagi na
chwiejnym pok adzie. W przypadku kawalerzystów Lecha w gr nie wchodzi a równowaga - oni
byli, najzwyczajniej w wiecie poodparzani.
Stra e oznajmi y Kazimirowi przybycie oddzia u pieszych chudzielców, mocno
wyczerpanych, podobno pod komend Lecha.
Kazimir nie uwierzy , e Lech przyby z Lubusza pieszo, tedy otwarcie bram przeci ga o
si . W ko cu posprawdzano, poogl dano, poczyniono nale yte przygotowania i zazgrzyta y
wrzeci dze. Otwar a si brama, podnios y brony i pi ciuset Polan raczy o zaszczyci swoj
obecno ci podwórze zamku.
Wnet z ró nych drzwi, z ró nych zau ków i zakamarków zamkowych budowli zacz li si
wysuwa ludzie i bra ze sob po kilku wojów.
Tom 2
79
Do Lecha podesz a niewiasta w rednim wieku, do
masywna, okutana futrem z wilczych
skór.
- Witajcie, panie - powiedzia a - jestem Zdzis awa, ma onka ksi cia Kazimira. M
dopilnowuje rozmieszczenia, oporz dzenia i nakarmienia waszych wojów. Trzeba by o tak e
ponagli ludzi spod miasta, którym powierzyli cie wasze wierzchowce. Ale one zdro one -
doda a g osem pe nym lito ci nad losem zaje
onych koni. Id cie za mn - je li aska.
Lech, nic nie powiedziawszy uda si za ni . Przez bardzo wysoki korytarz o bielonych
cianach, zdobionych trofeami my liwskimi, potem przez korytarzyk - nieco w
szy, ale wcale
nie ni szy szed i szed , dziwi c si ogromowi zamku, w którym trzeba odby d ugi spacer, by
gdzie tam doj
.
W ko cu jednak doszli, cho Lech zaczyna mie w tpliwo ci czy to czasem nie ma by
tylko sprawdzian jego wytrzyma
ci marszowej. Przez pó otwarte, du e drzwi niewiasta wesz a
do obszernej komnaty, te z tynkowanymi i bielonymi cianami, co Lech stwierdzi zaraz na
pocz tku. Potem zwróci uwag na sufit i pod og . Równiute ka posadzka z wielkich,
marmurowych p yt przypomina a wielk , bia oczerwon szachownic . Sufit ze szlifowanych,
ni cych desek barwy ciemnego miodu spoczywa na grubych belkach, zdobionych
malowanymi p askorze bami. P askorze by przedstawia y motywy ro linne - a to wij ca si
odyga z li
mi o wie ej zieleni, a to sznur kwiatów o ywych barwach, a to rozmaicie
pouk adane bukiety ze z ocistych zbó i innych suchych traw. Wszystko - jak prawdziwe. A
mia o si ochot dotkn
i sprawdzi czy czasem nie s to ro liny naturalne.
rodek komnaty zajmowa wielki, we niany dywan tkany we wzory geometryczne z
ró nokolorowych nitek. A na dywanie wielki stó , b yszcz cy odblaskiem g adzi i porcelan
talerzy. Przy talerzach l ni y metalowe
ki i stalowe no e. Przed talerzami roz
ono chleby -
grubsze od pola skich, raczej niezdatne do s
enia za talerze, bo z wierzchem pó okr
ym i
do
wysokie.
W pobok rz d krzese o rze bionych nogach i brzegach opar . Siedziska i rodek opar z
wyplatanej, wiklinowej siatki.
Nieopodal sto u Lech zobaczy stoj cego Druzn i ucieszy si na widok znajomej twarzy.
Ponadto Druzno nikomu nie zawidzi, jest lojalny i szczery. W razie trudno ci pomo e w
uk adach - na to mo na bez ochyby liczy .
- Witajcie - powiedzia - podchodz c do wieszcza, i przyciskaj c go do piersi, co zosta o
odwzajemnione. Có e tam w Gnie nie i w Poznaniu?
- Wszystko dobrze. Buduj . Piast przys
mnie z garstk wojów, dowiedziawszy si , e
wy tu przyb dziecie. Rozpatrywalim z ksi ciem Kazimirem ró ne mo liwo ci, ale decyzja nie
podj ta adna. Co postanowicie, b dzie najs uszniejsze. Szkoda
cie nie mówili wprzódzi z
Piastem, grzeczniej by by o uzgodni z nim posuni cia.
Tom 2
80
- Niby, e ja móg bym by grzeczniejszy?
- Ju mówi em - ka da wasza decyzja b dzie dobra i Piast j przyjmie, to rozumny i ufny
cz owiek. Nie zaszkodzi oby nikomu, gdyby cie mu okazali to samo, co on czuje do was.
Grzeczno
podobno nikomu nie szkodzi.
- To mi si od was dosta o - za mia si Lech. I chyba jest w waszej przyganie sporo
uszno ci. Spróbuj si poprawi .
Zdzis awa przys uchiwa a si rozmowie, podziwiaj c spoufalenie wodza z innym
cz owiekiem, zapewne ni szej rangi. U Wi lan nie zdarza o si to poza okresami jawnego buntu
i odmowy wykonywania ksi
cych rozkazów. Ale i wtedy prosty woj powiedzia by chyba -
ksi
raczy b dzi ...
Kiedy do komnaty wszed Kazimir, Zdzis awa prosi a siada . Przysuwali wysokie krzes a do
sto u i zajmowali miejsca, a ksi
na klasn a w r ce. Wesz y dziewki, nios ce srebrne misy
pachn cej jajecznicy na kie basie.
Nak adali
kami spore porcje, kroili no ami grube pajdy chleba. Lech bezceremonialnie
do
sobie dwa razy, pa aszowa jajecznic
, ciesz c si b ogo ci ogarniaj
okolice
zyka, potem gard o, wreszcie ca g ow i brzuch.
Jak ma o trzeba zm czonemu i g odnemu cz ekowi do szcz scia - pomy la , a g
no
zapyta .
- Moi woje te tak dobrze przyj ci?
- Nie gorzej od was - powiedzia Kazimir - dodatkowo maj obs ug bia ek, co im - zdaje si
- nie przeszkadza w dobrym samopoczuciu.
- To i wasza bia ka mi a nad podziw.
- Ale ich obs ugiwano w
ni...
W tym miejscu Kazimir chia by cofn
wypowiedziane s owa, lecz one ju dotar y do
ciwych uszu i usta b
ce w tej samej g owie wypowiedzia y szczerze nasuwaj
si
my l.
- Wiem, em za miard , wybaczcie - te poprosz zaraz o
ni .
- Och, nie - sumitowa si Kazimir - tak mi si tylko powiedzia o, to wcale si was nie
tyczy o, po prostu chcia em powiedzie , e nasze niewiasty polubi y waszych wojów.
- Pi kny macie dworzec, podziwiam - powiedzia Lech, zdaj c si ju nie pami ta
mimowolnego, by mo e, przytyku do swojego zapachu.
- To zas uga dziada. Samon
da trybutu, ale gdy zobaczy zamek i przedstawiono mu
wydatki na t budowl - zmniejszy
dania. Chcia tylko, by mojego dziada nazywano
Samonowym wielkorz dc .
Tom 2
81
- Wasi to mistrze robili?
- Tak. W mie cie pod zamkiem osiem tysi cy ludzi, w tym kilkuset rzemie lników
wy mienitych i uczciwych.
- Daliby cie mi ich, gdybym chcia sobie stawia dwór w Poznaniu? Albo chocia
po yczyli...
- To nie s moi ludzie. Móg bym wam da bra ców, lecz oni niewiele potrafi . Krakowiacy
wolnymi osadnikami s . Ziemi pod miastem, znaczy pod budynkami, placami, ulicami i
wi tyniami dawno temu wykupili od moich przodków. Kto wie czy ziemia, na której stoi Wawel
nie jest ich w asno ci , bo ojciec od mieszczan po yczki bra . A czy zwróci - nie wiem.
- Przejd my do spraw wspólnych - tych, w których przydatna moja pomoc.
- Raczej wy, panie mówcie - powiedzia Kazimir. I postanawiajcie. Ja widz wielk korzy
dla Wi laków w po czeniu z wami. Byle my tylko waszymi je cami nie zostali. Rz dzi mn , i
moimi lud mi mo ecie z po ytkiem. Tusz , e z po ytkiem obopólnym.
- Ilu macie tych ludzi?
- No, wszystkich w ziemiach Wi laków mieszkaj cych...
- Mówili cie, e krakowianie nie wasi.
- lem si wyrazi . Ja im nie mog nakaza , by mi co robili za darmo dla zamku. Ale
musz na mój rozkaz broni miasta i utrzymywa je w gotowo ci do obrony. Musz te
wykonywa niektóre roboty przy drogach poza miastem albo przy przeprawach. Jednak do
uszycia mi odzie y mog ich tylko naj
. Za pieni dze - ka dy mo e ich do pracy zgodzi .
- Acha, a kim rz dzicie we wszystkim?
- Tu nikto sam nie rz dzi. Z dawna ustali o si , e w adca jest jeno wykonawc tego, co
postanowi zjazd mo nych. I tylko tyle ma w adzy, ile potrzeba do wykonania postanowie
zjazdu. Kto spróbowa by rz dzi wbrew postanowieniom zjazdu, tego wnet usun , spotka si z
oporem mo nych albo mieszczan, z buntem.
- Zjazd nie wybierze was na w adc ?
- Uchwa y zjazdu musz by jednomy lne. A dwa rody - Star e i Toporowie s mi
przeciwni. Za nimi idzie ze wier plemienia.
- To mo e lepiej by oby dla Wi lan, gdyby tu rz dzili wasi przeciwnicy?
- Na po udniu knia Mojmir przychylny Niemcom. Pro ci ludzie wy en li tych oczajduszów z
Czech i Moraw, wy cie Czechom posadzili na karku Hrvatów, by Niemców przep dzali zza
Sudetów, a Mojmir i tak knowa z Bawarami. Obieca Star om i Toporom wa ne stanowiska na
ziemiach wi la skich, je li b
uznawa jego zwierzchno
.
- Wi cej nie musicie mówi . Popr was.
Tom 2
82
- Co chcecie w zamian?
- Zjednoczenia we wszystkim. W podró ym wiele o tym my la . Jest to mo liwe.
- Na jakich warunkach?
- B dziecie przyj ci do plemienia Polan. Wy - tutaj - b dziecie si zwa Ma ymi Polanami,
my - w Poznaniu, Gnie nie i gdzie indziej - b dziem Wielkimi Polanami. Nie dlatego b dziecie
mali, e was mniej, ni nas, albo
cie gorsi czy s absi - idzie o to, e to wy potrzebujecie
naszej pomocy. A pomocy udziela wi kszy - mniejszemu. W ka dym razie dla obcych
dziecie odt d Polanami. Nie b dzie konieczne podkre lanie,
cie Mniejsi.
- Tedy po co to rozró nienie? Nie mo em by wszyscy jednakowymi?
- Bo na co dzie b dziecie mie wi cej swobody, ni moi ludzie na przyk ad w Lubuszu.
Nie b dziem was kr powa w niczym prawie. B dziecie mie nasz pe
pomoc w razie
napa ci obcych na wasze ziemie. Tako wy - dacie pe
pomoc nam dla odparcia napa ci.
Wy b dziecie ksi ciem w Krakowie, jeno nie Wi lan. B dziecie ksi ciem Ma ych Polan. U nas
te trzeba b dzie wprowadzi ten tytu . Jeszcze nie wiem czy jeden, czy te dwóch b dzie
ksi
t u Wielkich Polan. Wy tego ksi cia czy tych ksi
t Wielkich Polan b dziecie musieli
ucha bardziej, ni teraz was s uchaj , Wi lanie i wasi krakowianie. Mo e b dzie wam trudno,
bo cie ksi
z dziada pradziada, a ja b
ksi ciem nowym, wie ym. Lecz taka b dzie
konieczno
.
- B
s ucha - powiedzia cicho Kazimir.
- Przypuszczam, e chcieliby cie swój tytu zostawi swojemu synowi. Mnie to nie
przeszkadza. Za jedno mi kto b dzie s ucha rozkazów z Gniezna i Poznania.
- Ja nie mam dzieci. Nawet córki nie mam. Ale gdyby jeszcze si zdarzy a jaka
podwiczka...
- To by nie mo e, by my rozkazywali niewie cie. Co innego, gdyby mia a s ucha jeno
waszego zjazdu. Ale do pos usze stwa wodzowi musi by m
i woj.
- Tedy trzeba b dzie wyznaczy na moje miejsce nast pc - powiedzia Kazimir z
westchnieniem. Jak si wi cej zestarzej - doda natychmiast, widz c w oczach Lecha nieme
pytanie.
- Zjazd waszych mo nych nie mo e by najwa niejszy. Teraz niech si zbior i zatwierdz
to, na co wy si godzicie. A potem zbiera si b
jeno w sprawach najwa niejszych i to tylko
na wezwanie z Wielkiej Polski.
- A u was jest tak samo? Zjazd jeno na wezwanie wodza?
- Do niedawna by y u nas wiece. Zbierali si wszyscy co roku i ustalali poczynania na rok
przysz y. Ostatnio by zjazd. A co b dzie potem - zale y od si y mojej, Piasta i waszej .
Tom 2
83
- W tym prosz was o pomoc, bo w asnej si y nie mam. Gdyby tak od was jaka si a
zbrojna... Mnie uda oby si wys
Wi laków do was, te mo e atwiej by oby wam naciska na
swoich, maj c oparcie w ludziach z zewn trz...
- B dzie wam dane wi cej, ni chcecie. Ostawi tu moich wojów na sta e. Stu b dzie
zawsze w Krakowie. Reszta...
- Mo e w, Sandomierzu, Chodliku, Przemy lu i w Lubomii? – podpowiada Druzno.
- adnie si nazywaj . Niech stoj tam, gdzie mój doradca powiedzia . On ma, widz ,
rozeznanie.
Na twarzy Kazimira odbi o si zaskoczenie i niezadowolenie.
- Nie ufacie mi. Stra nade mn trzyma b dziecie - powiedzia .
- Mo e jej tu wcale nie by . Jednak to wy pono chcecie wspomo enia i obiecujecie
ucha ... Mam gna swoich wojów a z Poznania na ka de wasze
danie? A potem zaraz ich
zabiera , jak ju si wam zdadz zb dni?
- No, nie - macie s uszno
. Wdzi cznym za pomoc. Winienem wam ufno
, wybaczcie, e
czasem zwyci
a jej przeciwno
.
- Wojów moich ywi i ubiera b dziecie. Dacie im te mieszkanie. Ale pos uszni b
mnie. Wy za b dziecie nimi w ada tak, jak teraz w adacie z ramienia waszego zjazdu. Tfu! -
chcia em rzec, e wasz wybór pewny. Na razie wszyscy moi woje ostan tutaj, w Krakowie. A
do zjazdu. A gdyby burdy wszczynali, bru dzili w utrzymaniu porz dku albo gwa ty jakowe
czynili krakowianom - tedy wy ich b dziecie kara i doprowadza do nale ytego zachowania.
Nagradza te ich b dziecie musieli za dobro.
- Krakowiakom.
- Co - krakowiakom?
- U nas nie mówimy krakowianie - jeste my krakowiacy.
- No, to je li my Polanie, to wy - Polacy?
- Tak si u nas mówi. U was b
mówi na nasz kraj Polania, a u nas Polcka.
- Jako nie adnie... To „cka" - do czkania podobne. Nie mo e by Polska?
- Trudno ci nie powinno by . Nazwa jest nowa. Podam j na zje dzie i mo e si przyjmie.
Jako - przyj a si . Zjazd wybra ksi ciem Kazimira, podobno wcale nie pod naciskiem
wojów Lecha, lecz dla wi kszych korzy ci, ni mog yby by z podleg
ci Mojmirowi.
Nie sprawdzi y si obawy Lecha co do zachowania jego wojów. Wkrótce stali si
chrze cijanami obrz dku konstantynopolskiego, co by o warunkiem dostania miejscowych
niewiast za ony.
Tom 2
84
Za co do Star ów i Toporów... Mówiono, e od zgrzytania powy amywa y im si z by.
Jednak nie wiadomo ile w tym mówieniu by o prawdy.
Tom 2
85
Rozdzia XII
P I A S T U N O W I E
- Wzi li cie ze sob ponad dwadzie cia setek wojów. Z powrotem, gdyby nie orszak
Druzny - wróciliby cie sami!
- Mog em przyprowadzi wszystkich, lecz baczcie com za atwi , zostawiaj c naszych w
ujarzmionych krainach.
- eby nie wiem jak wielki by potwór, to mo e tylko tyle po kn
, ile si pomie ci w jego
ka dunie i ile mo e strawi . Nie za wiele po kn
chcecie?!
- Liczcie: - Sprewianie - nasi sojusznicy, Pyrzyczanie nasi, a nie niemieccy przyjaciele.
Sporo naszych zosta o na Pomorzu i w grodach nad Noteci , sporo posz o na
sko. Troch
zosta o przy upach - konie p dz i miecze wioz spod Cedyni.
- Podziwiam ile cie osi gn li w krótkim czasie, chocia
sko - to nie wy. Lecz troskam si
o to kto po nas, po naszym pokoleniu to wszystko obejmie. Ci co zostali na ziemiach
zdobycznych - wyjd spod kontroli plemienia. Nie zapomn kim s ? Obce bia ki, obcy s siedzi -
nie zamieni si i oni w obcych? A tu - kto zostanie po nas, je li m
owie b
ostawia
samotne ony i wojowa na granicach?!
Lech, pokra nia na twarzy, zrobi si prawie wrzosowy. Szarpn sznurki giez a ko o szyi.
- Dla mnie wa niejsze, by S owianie nie dali si Germanom - powiedzia , z trudem
opanowuj c wybuch gniewu i roz alenia.
- Uda o wam si namówi Po abian do wspólnego dzia ania przeciwko Niemcom? Nie - nie
uda o si ! I dlatego my teraz tu, a nie na zachodzie. Nie pomnicie w asnych pora ek, nie
chcecie ich pami ta ! Teraz radzi cie ze zwyci stw, a nie my licie o tym, by by o komu
po ytkowa ich owoce!
Lechem targn gniew. Krew uderzy a mu do g owy. Co zatka o mu gard o, a nie móg
oddycha . Co przy mi o mu oczy, a widzia tylko kawa ek izby przed sob , i to jak przez mg .
W potylicy zabola o, bola o coraz mocniej, bola o ogromnie. Ból rozlewa si po ca ej g owie,
potem poszed w stron pleców i mostka. A potem Lech pad na plecy i nic ju nie czu ani nie
widzia .
Wezwany przez Piasta Druzno kaza ok ada wodza mokrymi prze cierad ami. Po wielu
godzinach stara przytomno
powróci a. Jednak le
cy by nadzwyczaj s aby. Troch mówi ,
Tom 2
86
nawet wyra nie. Widzia i s ysza . Ale nie czu lewej po owy cia a i nie móg rusza lew r
i
nog .
- Krew mu si wyla a z naczy do g owy - oznajmi Druzno. Czasem naczynia p kaj i robi
si w g owie strup z krwi. Jak taki wlezie w z e miejsce, to blokuje czucie i mo liwo
ruchu.
Mo e wróci mu troch w adzy w ko czynach, ale sprawny ju nigdy nie b dzie. Mo e zacznie
chodzi , ku tyka raczej i to o lasce, lecz to wszystko na co pozwoli mu zakrzep a w
po czeniach g owy z ko czynami krew. No, gdyby
jeszcze bardzo, bardzo d ugo i si nie
starza ...
- Tedym zosta sam nad ca ym krajem - powiedzia z alem Piast. Dla mnie to za wielki
obszar i za wiele luda. Z takim wojownikiem jak Lech mo na si by o pokusi o utrzymanie tego
wszystkiego. Sam nie dam rady! Ach, czemu em czyni wyrzuty temu, zdolniejszemu ode mnie
cz owiekowi?!
- Ostali cie piastunem nas wszystkich - powiedzia Druzno. I piastunem porz dku. Tak e
piastunem tego kaleki - wskaza na Lecha. Piastujecie naczelne w nowym kraju stanowisko.
Musicie poradzi ! Cho by wam by o ci
ko, cho by was mia o spotka to samo, co waszego
towarzysza na urz dzie naczelnym .
- Skoro tak mówicie...
Piast bardzo si stara . Najpierw, z dusz na ramieniu rozes
wici, e odt d wszyscy maj
go nazywa ksi ciem. Jego i Lecha. Roznosicielom wici kaza obja nia , e to z powodu
po czenia z Wi lanami, u których w ada ksi
i nie wypada, by mu rozkazywa ni szy rang .
Przesz o g adko. Przysz y potwierdzenia odbioru, nie przysz y adne zapytania ani
protesty, a przybywaj cy do Gniezna tytu owali go, jak sobie yczy .
Dalej post powa ju
mielej, staraj c si wydawa rozporz dzenia niezbyt uci
liwe, a
najlepiej korzystne dla wszystkich.
Ziemia zosta a przydzielona rodzinom, a nie - jak dot d - rodom.
Ka da pola ska rodzina mia a wysy
do Gniezna swoich synów po uko czeniu
dziesi tego roku ycia. W Gnie nie mieli by skoszarowani i uczy si w szkole ksi
cej dla
synów mo nych czyli wszystkich Polan.
Ka da pola ska rodzina mia a wysy
na trzy lata jednego m odego woja do dru yny
ksi
cej. Z w asn broni i koniem. Dru yna ma by konna, by szybko znale
si na granicy
lub w ognisku buntu ludów ujarzmionych. W tym wzgl dzie by y pytania - na przyk ad co ma
zrobi rodzina nie maj ca synów albo maj ca tylko jednego syna. Czy taki b dzie w dru ynie
przez ca e ycie? Wyja ni y si wszystkie w tpliwo ci, gdy Piast zapowiedzia , e s
ba w
dru ynie b dzie nagradzana, e trzeba wysy
dru ynnika raz na pi
lat lub p aci innemu
ochotnikowi, z innej rodziny - koniem i uzbrojeniem.
Tom 2
87
Kaza si zastanowi nad sposobem utrzymania dru yny, szko y i ksi cia z urz dnikami.
Albo wszyscy b
si na to sk ada , albo ksi
dostanie do dyspozycji jakie ziemie, z
których dochód b dzie przeznaczony na te i inne potrzeby ksi cia. Zwo any w tej sprawie zjazd
opowiedzia si za powierzeniem ksi ciu cz
ci ziem i wszystkich ziem nowozdobytych. Z tym,
e na ziemiach zdobytych mieli by . osadzani mo ni obdarowani przez ksi cia za zas ugi
wojenne.
W razie napa ci z zewn trz, do dyspozycji ksi cia mieli si stawia wszyscy m
owie
pola scy z w asnym wyposa eniem i w asnym zaopatrzeniem.
Dzi ki tym zarz dzeniom zrobi o si spokojniej, bo ka dy wiedzia jakie go czekaj
obowi zki. A poza obowi zkami - ka dy tak uwa
- mo e si robi wszystko, co samemu uzna
si za korzystne dla siebie czy swojej rodziny.
Ludzie stali si rado niejsi, sporo czasu po wi cali na rozrywki i czynno ci zgodne z
asnymi zami owaniami.
Wszystko to okaza o si ju w pi
lat po odej ciu Lecha od rz dów. Lech wydobrza
bardziej, ni prorokowa Druzno - nawet polowa , je li go wprzódzi wsadzono na konia. Ale do
rz dów ani wojaczki ju nie chcia wraca . Wybudowa sobie w Poznaniu domostwo czasami
zwane pa acem, rzadziej zamkiem i w tym domostwie zajmowa si swoimi sprawami.
Przys ugiwa mu tytu ksi cia, tak go wszyscy nazywali, lecz nie miesza si do rz dów Piasta,
cho twierdzi , e to tylko z powodu trafno ci zarz dze gnie nie skiego ksi cia, bo gdyby
Piast rz dzi
le, to...
W szóstym roku samodzielnych rz dów Piasta pogoda by a cieplejsza od tej z lat
ubieg ych. Wiosna przysz a wcze nie, kwiecie szybko osuszy pola i siewy by y atwe, maj by
przekropny i ciep y - wszystko pi knie powschodzi o, pod koniec miesi ca ju koszono pierwszy
raz trawy. Zapowiada si dobry urodzaj, wró
cy atwiejsze ycie.
Czerwiec te by akuratny - ciep y, cho niezbyt suchy. Zbli
a si najkrótsza noc w roku,
by pokój, zapowiada si dostatek.
Nic tedy dziwnego, e wreszcie sta o czasu i ch ci na powrót do wi towania nocy mi
ci.
Poza obwa owaniami Poznania szykowano plac do zwyczajowych igrców. Przygotowano
do zapalenia wiele stosów. Dziewcz ta wiczy y chóralne piewanie piosenek o szcz
ciu i
mi
ci, M odzie cy obmy lali pokazy swojej sprawno ci i t
yzny fizycznej.
Przez m ode g owy przelatywa y marzenia, nadzieje i szalone pomys y.
O niej, tej najpi kniejszej, co mnie na pewno kocha. Tylko mnie! Innych nie! I ze mn
dzie przez ca e ycie.
O nim, takim opieku czym, m drym, dzielnym. Tylko dla mnie, z mi
ci dla mnie - to
wiadome.
Tom 2
88
O kwiecie paproci, który mo e we dwoje znajdziemy i to zapewni szcz
cie do ko ca
ywota.
- Pójd my, mi y, w t kupaln noc do m odych - poprosi a Mi ka.
- W
niem mia ci o to samo prosi - odrzek Nykon. Dzi wreszcie pora na to, czego
czeka a przez tyle lat.
- Nie wiem co mówi . Dzi pora niesposobna...
- Ej e, widzia em co innego.
- Macocha mówi a, e tylko przed miesi czn s abo ci , albo tu po niej, a to teraz jako
tak po rodku...
- Macocha pewno nie chcia a, by mia a dzieci. W
nie po rodku poczynane s dzieci.
- Nie wiem co mówi . Serce mi mocno bije.
Wzi j za r
i poprowadzi ku placowi ze stosami. Niedawno ukaza y si pierwsze
gwiazdy, w t noc bardzo pó ne i bladawe. Na placu grupki m odzie ców stara y si zwróci
uwag dziewcz t, e tu oto stoj oni i wcale im na spojrzeniach dziewcz cych nie zale y. Tak
sobie gadaj , wybuchaj
miechem i ruszaj si jak skry z ogniska, a druga p
wcale ich nie
obchodzi.
oda p
przeciwna wcale nie pozostawa a m odzianom d
na. Oczka na kolanka,
pogaduszki z kole ankami, mi cie chusteczki w r czkach i adnego zainteresowania dla
ch opczy skich wyg upów.
Gdyby kto uwierzy , e te pokazy wzajemnego braku zainteresowania s szczere,
musia by znale
jaki nowy sposób na przyrost naturalny.
Gdzie niegdzie pokazywa y si jednak pary, niekiedy trzymaj ce si za r ce, zapewne z
obawy przed zgubieniem towarzystwa - niekiedy obj te w pó , przytulone do siebie bokami –
ona z g ow schylon na jego rami , on z mocno bij cym od wie ego uczucia sercem.
Uwag wszystkich przyci ga a grupa m odzi ustawiona po rodku placu. Starsi przygotowali
wyst py, maj ce zacz
obrz d i aktorzy tam w
nie czekali na sygna .
Kto zapali stos najbli szy wa om. Zaraz zap on y inne ogniska. Dziewcz ta na rodku
placu zacz y piewa piosenk .
W t noc nie mia e, blade gwiazdy,
z nich utkany diadem dla dziewczyny,
któr mi uje m odzieniec ka dy,
ale najbardziej jeden - jedyny.
On jej da skarby nie z tego wiata,
dywan z kwiatów u ciele pod nogi,
z promieni s
ca koron splata,
Tom 2
89
na jej wargi w
y u miech b ogi.
Ona mu siebie daje w podzi ce
na wiern s
wspólnej mi
ci
i ju t sknoty nie b dzie wi cej,
gdy szcz
cie u nich w chacie zago ci.
Potem jaki m odzieniec mówi wiersz.
Czasem chcia bym, jak ka dy ch opak
figlowa , z wszystkimi si droczy ,
ci gn
dziewczyny za warkocze,
no i robi wszystko na opak.
Czasem si smuc w samotno ci;
zamgl si
alem bure oczy...
gdzie chcia bym znikn
, dok
kroczy ;
i wszystko na wiecie mnie z
ci.
Najbardziej lubi by przy tobie,
chocia mnie bardzo onie mielasz,
bo dusza mi si rozaniela
i ca y szcz
liwy si robi .
Potem nast pny ch opak.
Jest tylko jeden w szarym, ludzkim t umie,
co patrzy w Ciebie jak w t cz , jak w barwn zorz ,
który wszystko wybaczy i wszystko zrozumie,
cho by wszyscy o Tobie mówili najgorzej.
Tkliw pieszczot
yczliwych, dobrych d oni
uciszy niepokój, przep dzi z e przeczucie,
przed nieszcz
ciem ukryje, przed bólem zas oni,
ukoi al i u miech na usta przywróci.
Gdy Ci b dzie le, gdy Ci kto okrutnie zrani,
gdy zaboli s owo nie yczliwego cz owieka
zawi do Jego ramion przytulnej przystani...
Pami taj! Mo esz na Niego liczy , On czeka.
Na rodek wysz a dziewczyna.
Zazdroszcz wiatrowi, cho go nie znosisz.
Jest mia y i swawolny wobec Ciebie.
Bez adnej obawy gra Ci na nosie,
muska policzki i we w osach grzebie.
Ca uje wargi, gwi
e pie
o wio nie...
Ba, nawet w domu, gdy dmie zawierucha,
gdy wiatr zawodzi na dworze
nie,
cho by i nie chcia - musisz go wys ucha .
- B dziesz s ucha co mam do powiedzenia? - spyta a Mi ka, przytulaj c si do boku m
a.
Odpowiedzia czu ym u ciskiem. - Pos uchajmy jeszcze - powiedzia . Lubi wiersze. Zobacz
znowu ch opiec b dzie mówi o mi owaniu.
Tom 2
90
Czym e mam Ci przekona , jak
pro
rzewn ,
jak wzruszy - namówi , rozgrza serca lodowiec?
Czy ukl kn
przed Tob ,, jak s uga przed królewn ,,
czy Ci gwiazd z nieba
na koron na owi ?
Wezm gar
promieni s onka
i bez kwitn cy;
noc nazrywam z nieba gwiazdek jak najwi cej,
k niezabudek,
kropl rosy z fio ka str
i wszystko
razem z sercem z
w Twoje r ce.
Jak d ugo mo esz odp aca wzruszeniem ramion
za tyle uwielbienia,
za tyle kochania?
Wszak chcesz mie kogo ...?
Twoje spojrzenia nie k ami ?
Ju nie dr cz mnie,
prosz ,
ju mi siebie nie wzbraniaj.
- Chod my - powiedzia a Mi ka - to skaml ce. On musi by nieszcz
liwy. Czy mo na
smuci si kochaj c?
- Jeszcze cho jeden, dobrze?
- Dobrze. Jeszcze ten ch opak i ju idziemy, tak?
- Tak, pos uchajmy.
Kiedy
w promie ksi
yca si zamieni
i zakradn si noc do pokoju ,
przyjd do Ciebie, jak senne marzenie.
i b
oczy Twym widokiem poi .
Paj czyn wspomnie ,
w wiatru podmuchach
przylec do Ciebie,
my li oplot .
Twego serca uderze s ucha
i muska d oni Twoje w osy z ote.
Senne niebo miga cekinami gwiazd,
odcieniami czerni ziemia si mieni.
Spójrz
jaki ksi
yc na Twoim oknie siad ...
To ja
Tom 2
91
wróci em mi
ci wspomnieniem.
Tyle dni min o bezpowrotnie...
Zapora milczenia nas rozdzieli a...
A jednak
kiedy
zjawi si w Twym oknie
promie ksi
yca...
Nie przeocz go, mi a.
- Ju ? - spojrza a na niego niepewnie, widz c, e lubi te rymowanki.
- Ju . - odpowiedzia . Bo potem b
skaka przez ogie i jeszcze mi ka esz
wspó zawodniczy z m odszymi. Chod my szuka kwiatu paproci,
Poszli w las, trzymaj c si za r ce, nic nie mówi c, s uchaj c bicia w asnych serc, jakby z
niego chcieli wyczyta wró
na przysz
.
Mi ka co jaki czas spogl da a przelotnie na zamy lonego Nykona, wreszcie powiedzia a.
- Nibym z tob szcz
liwa, ale przez ca y czas nachodzi mnie niepokój.
- O có si niepokoisz?
- Dawnom dojrza a, wiesz, e pragn urodzi ci dzieci, a ty mnie prawie nie dotykasz. Te
ode dzieweczki przestan tej nocy by ca kami, a ty... Czy ty czasem nie chory? Mnie trudno
wytrzyma i z ch ci, i z ciekawo ci, i z mi owania do ciebie, a ty... Nie masz gdzie jakiej innej
bia ki?
Spojrza na ni z wyrzutem. - Dzi pora - powiedzia , by pozna a jak bardzo ci mi uj i
pragn .
- Pewno ta twoja tajemna bia ka pomar a albo ju ci nie chce...
- Nie dokuczaj. Kap ani znaj zio a hamuj ce ró ne pragnienia.
- A mnie tych zió nie da ! Niedobry jeste !
- One mog niewiastom zaszkodzi . Chod my dalej.
Szli dalej. W pewnym momencie zacz cicho mówi .
Idziesz ze mn leciutko, zwiewnie,
jakby z snu by a, a nie z cia a,
spogl dasz na mnie tak niepewnie,
jakby mnie chcia a i - nie chcia a...
Nie wiem czy
mia a, czy nie mia a,
z bytu stworzona czy z niebytu...
Nie wiem co mówi - powiedzia
,
Tom 2
92
wi c nic nie mów - tylko si przytul.
- O, to adne - odwróci a si rozja niona w jego stron . To dla mnie?
- Dla ciebie. Mog jeszcze jeden?
- Cho by i dziesi
. Co innego s ucha kogo obcego, a co innego ciebie.
Pos uchaj, Mi a, to takie dobre
mie tylko dla siebie czyje s owa;
owi b kit nieba w d onie obie
i kochanemu go podarowa .
Pos uchaj, Mi a, to takie liczne
drowa razem cie
zielon ,
ucha po nocy trelów s owiczych
i sprawdza w górze czy gwiazdy p on ,.
Razem, we dwoje szcz
ciem si cieszy ,
razem przep dza podst pne l ki,
ucha przy kominie grania wierszczy...
pos uchaj, Mi a, jakie to pi kne...
Pos uchaj, Mi a, to takie proste
Powiedzie - kocham - z serca potrzeby
nigdy nie dr czy milczenia postem,
co dzie mi osnych s ów karmi chlebem.
W oczach Mli ki pojawi y si zapowiedzi wzruszenia, co szklistego, jakby zy...
- Ja ju lubi wiersze - powiedzia a. B
s ucha zawsze, kiedy tylko zechcesz mi jaki
powiedzie .
Spletli si ramionami. On patrzy na ni , z uwielbieniem i czym jeszcze, co j sk oni o do
pytania.
- Zio a dzi ju nie hamuj ?
Dyskrecja nakazuje zaniecha dalszego opisywania tej sceny. Wszystko odby o si tak, jak
autor wie, a Czytelnik si domy la. Mo e tylko trzeba doda , e zio a nie by y za ywane od
wystarczaj co d ugiego czasu.
Rano zbudzi ich ch ód i wilgo ci gn ca od przero ni tej mchem trawy, na której le eli.
Niby pos anie powinno by wygodne, a jednak Nykon czu , e co bardzo uwiera go w plecy.
Si gn r
pod siebie i namaca co ostrego i twardego. Wyci gn spod siebie to
doskwieraj ce paskudztwo i chcia je odrzuci . Zatrzyma ruch r ki, gdy to co b ysn o w
porannym s
cu. Popatrzy . By to niebieski kamie szlifowany kanciasto. Klejnot, który znalaz
si w tym miejscu jakim dziwnym zbiegiem okoliczno ci.
- Zobacz - powiedzia do Mi ki - znalaz em kwiat paproci.
Tom 2
93
- Albo gwiazdk z nieba. To bardzo kosztowne? Co mnie gniecie poni ej pleców - musz
si odwróci na bok.
Przekr caj c si , zobaczy a w trawie kilkana cie iskierek wiat a.
- Pi knie l ni rosa - powiedzia a. Albo spad o wi cej gwiazdek z nieba,. To naprawd
gwiazdeczki, a nie rosa, bo kolorowe.
Rozejrzeli si wokó .. Ze wszystkich stron dociera y
te, czerwone, niebieskie i zielone
rozb yski.
- Jaki król albo bogaty kupiec musia zgubi tu wór klejnotów - powiedzia Nykon.
Mi ka wsta a, by obejrze b yskotki z bliska i wtedy Nykon zobaczy , e w miejscu, na
którym le
a sterczy obr b glinianego garnka, a w garnku wida monety pomieszane ze
mieciami i ziemi .
- To nie zguba - powiedzia . Kto zakopa tu skarb. Czas, deszcz i mróz, mo e jaki zwierz
wykopa klejnoty i porozrzuca .
- Musim pozbiera , prawda? - zapyta a Mi ka.
- Komu mielibym ostawia ? Ten, co zakopa pewno ju dawno zmar , bo monety pokryte
starym brudem.
Zacz odkopywa garnek my liwskim no em, a Mi ka zbiera a klejnoty. Nykon wysypa z
garnka kilkana cie z otych monet, kilkaset srebrnych drachm, sznur jantarów wi kszych od
ziaren bobu i par drogocennych kamieni nieco mniejszych od tego pierwszego. Mi ka znosi a
to, co uzbiera a i uk ada a obok zawarto ci garnka.
Uzbiera a si spora kupka.
- Co z tym zrobimy? - spyta a Mi ka.
- Oddamy Piastowi - powiedzia bez namys u. My tego nie damy rady spo ytkowa . Chyba,
e chcesz mie te kamienie dla ozdoby...
- Nie... - powiedzia a niepewnie. Musia abym ka demu mówi sk d je mam. One s dla
jakiej królowej, a nie dla mnie.
- A gdyby trafi si jaki chciwy zbój, móg by ci je zabra razem z yciem.
Ubrali si , powk adali wszystko do garnka, owin li garnek zapask , i tego samego dnia
pojechali do Gniezna.
Piast w obecno ci Druzny d ugo ogl da kosztowno ci.
Tom 2
94
- Mogli cie tego nikomu nie pokazywa - powiedzia . A e chcecie je odda na po ytek
ogó u - nale y wam si nagroda. B dziecie piastunami tych drogocenno ci i b dziecie je
mienia na rzeczy po yteczne dla nas wszystkich.
- My si b dziem bali - b kn a Mi ka.
- Dam wam do ochrony kilkudziesi ciu wojów. Oni was b
strzec i s ucha Nykona.
Dostaniesz zadanie - zwróci si do wieszcza - za
enia pola skiej osady na Sl sku albo na
Pomorzu. W nowej osadzie b dziecie dba o nasze wspólne korzy ci. A ja b
z daleka
czuwa nad wami, czasem pomaga , wspiera wi ksz si . Dadz bogowie, e te nowe ziemie
dzie kiedy zamieszkiwa jeden naród, od nas si wywodz cy.
K 0 N I E C
Tom 2
95
P 0 S 0 W I E
Nykon i Mi ka wybrali Pomorze. Za jeden z klejnotów zbudowali gród nazwany Ustk .
Potem za staraniem Nykona rozrós si S upsk, le
cy bli ej Gniezna, cho nie na tyle, by
mo na by o odby podró do ksi cia w ci gu jednego dnia, jak niegdy z Poznania.
Z drugiej strony staraniem Piasta powstawa go cicniec na pó noc, a nad nim Pi a,
Jastrowie, Czarne i Bia y Bór.
Kiedy pierwszy syn Mi ki i Nykona mia lat dwadziescia, wybrze e najechali wikingowie. W
walce obronnej Barnim wykaza . si przemy lno ci , m stwem i elazn wol . Dzi ki niemu
przep dzono Normanów spod Ustki i S upska.
Nykonowego dziedzica obrano nast pc ojca na stanowisku grododzier cy, potem
awansowa wy ej. A rodzice Barnima yli w spokoju, ciesz c si z sukcesów dzieci. Nie byli
niedo
ni ani starzy, lecz pojmowali, e m odo
jest bardziej rzutka i mia a i dlatego mo e
osi gn
wi cej w krótszym czasie, ni ludzie dojrzali.
Z tego samego powodu Piast ust pi miejsca Siemowitowi, a Druzno Zdruznie.
Wielcy i Mali Polanie zespalali si w jeden naród, a mo e - na razie tylko w jedno plemi .
Od Ma ych Polan sz a na ca Polsk religia Chrystusowa szerzona w obrz dku s owia skim.
Od zachodu ku granicom Polski zbli ali si Niemcy, po ykaj c coraz to nowe k ski
owia skiej ziemi.
0 tych przysz ych wydarzeniach traktuje nast pna opowie
z cyklu „Szlak Piastów". Ta
nowa opowie
nazywa si „ wit”, cho mog aby by zatytu owana na przyk ad „Dwadzie cia
lat pó niej", gdyby nie to, e taki tytu zosta ju wcze niej „zaklepany" przez innego autora.
Kowary, grudzie 2000 roku.