Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 1 02 Zaranie

background image

Reginald Lanca Ster

Opowie

z cyklu „Szlak Piastów" o wydarzeniach na pograniczach

przygody i historii

„ Z A R A N I E "

tom drugi

Na j zyk zbli ony do wspó czesnej polszczyzny przewiód

Stanis aw Pierzynowski

background image

Tom 2

2

Rozdzia I

W I E C I Z G R O D U K R A K A

Cho opi nale

cy do lednickiego chramu z wielk ochot pracowali przy budowie nowych

cha up. W ka dym razie tak twierdzili. Natomiast ich niewiasty, przywiedzione z Pomorza pod

komend Myszki i jego synów-mówi y co innego zgo a. Twierdzi y mianowicie, e ich m

owie

uciekaj do lasu przed s usznymi oninymi wymówkami.

- Obiecywali nieledwie rozkosze ycia na roli - narzeka y niewiasty, a tu trzeba si gnie

w

ciasnocie trzech cha up na dziewi tna cie niewiast i siedemnastu m

ów.

Przynajmniej po owa niewiast przemy liwa a o powrocie do swoich. Szczególnie te, które

jeszcze nie by y ci

arne, bo wstydzi y si wspó

ze swoimi m

ami na oczach wszystkich

wspó mieszka ców chat.

ównie te w

nie bia ki piekli y si i zapowiada y, e jak tylko wiosna powróci, to i one

powróc do swoich mam.

Druzno, zainteresowany du

wydajno ci pracy cho opów - nie da si u pi tym

chwilowym przyp ywem cho opskiej ch ci do pracy i wiedzia , e trzeba u agodzi rozsierdzone

ony, by praca by a wykonywana ochotnie tak e w przysz

ci. Spotka si tedy z samymi tylko

niewiastami i stara si je ug aska .

- Pomnijcie - mówi -

cie wolne - macie w asno

, na przyk ad wasze wiana. A wasze

dzieci nie b

niewolnikami - b

wolne, tak jak wy. Wasi m

owie nie b

, obarczani

wielkimi ci

arami, bo potrzeby obs ugi wi tyni nie s wielkie - to nowa wi tynia i b dzie

mie nieliczn obs ug , bo wiernych, a szczególnie w pobli u, nie ma wielu. Tedy mo ecie

dostatnio, jak wam obiecali wasi m

owie..

- Kiedy oni nic nie obiecywali - odezwa a si jedna z on. To tylko ten Myszka gada , a

wszyscy inni milczeli. Tak nam mówili rodzice. Mo e naszym dru kom u Myszków lepiej, ni

nam, ale w naszym siole du e by o przeludnienie, wi c nam wsz dzie mo e by nie gorzej, ni

w rodzinnym domu. M odzie cy z naszego sio a poodchodzili - szuka szcz

cia w wiecie, a

nam przysz oby rutk sia ...

Koniec ko ców - stan o na tym, e niewiasty zabior si do pomagania swoim m

om,

by chaty stan y jak najwcze niej i ka de ma

stwo mog o zamieszka w swoim domostwie.

Natomiast dwie niewiasty bez pary mia y pe ni s

przy wi tynnym ogniu.

Ogie ten uroczy cie za egni to, po czym Druzno udzieli siedemnastu lubów wed ug

obrz dku chrze cija skiego. Niewiasty patrzy y na to jak na rzecz najzwyczajniejsz w

wiecie; m

owie sarkali w duchu, e poga ski wieszcz profanuje, wr cz bezcze ci ich

religi , jednak nie mieli w aden sposób zaprotestowa .

background image

Tom 2

3

Kiedy nad Lednic zjechali Nykon z Turoszem i Wojs aw z Gniezna - na wyr bie i na

budowach panowa a wy mienita pogoda w sensie pogodnych twarzy drwali i budowniczych

oraz pó

miechów ich pomocnic od prac nazwanych wspó cze nie - przynie , podaj,

pozamiataj.

Przybysze zasiedli z Druzn w jednej z komnat chramu. Niewiasty uprz tn y t , na razie

nie wykorzystan , komnat , rozpali y ogie na kominie, wi c w zno nych warunkach, co

prawda bez sprz tów, mog y si tam odbywa spotkania i narady wieszcza z jego go

mi.

- Przysz y wie ci od Wi lan, wspó plemie ców naszych cho opów - zacz Druzno.

Wi lanie s zagro eni przez Germanów.

- Czyli przez Niemców? - zapyta ze zdziwieniem w g osie Turosz.

Zaraz dosta od Nykona sójk w bok, a Wojs aw i Druzno spojrzeli na niego z przygan w

oczach, bo nieobyczajne by o przerywanie mowy starszego cz owieka przez m okosa. Jednak

obesz o si tym razem bez s ownej uwagi i Druzno mówi dalej.

- Otó Germanie chc , sobie podporz dkowa Wi lan. Trzeba doda , e ponownie, bo do

niedawna rz dzili krajem Wi lan, jak swoim. Nie tak dawno trafi si w ród Wi lan cz ek zdolny

poderwa swoich do wysi ku dla oswobodzenia si od germa skich nakazów. Wysi ek przyniós

oczekiwane skutki. Za to Wi lanie obrali Kraka swoim przywódc , i wodzem. Na zachodzie taki

cz ek nosi miano ksi cia, wi c i o Kraku, tym swoim przywódcy, tak Wi lanie mówi .

Na czas wojny Krak staje si wodzem, na czas zagro enia wojn - jest przywódc , który

wydaje rozkazy bez uzgadniania z nikim. To zdaje si tak samo, jak u was? - zwróci si do

Wojs awa.

- Prawie tak samo - odpar Wojs aw, lecz tylko w sprawach powszednich, w codziennym

yciu. Jednak w sprawach wa niejszych musi by zgoda wszystkich. A przynajmniej raz w roku

musi by wiec. Chyba e trwa wojna - wtedy kto obrany rz dzi, jak podany przez was Krak.

Chyba wam wiadomo, e na wojn zaczepn , musi si zgodzi wiec - sam obrany nie mo e jej

zarz dza . Ale ja chcia em was spyta o co - mo na?

- Pytajcie.

- Sk d wzi li si Germanie ko o ziemi Wi lan? Te ziemie s bardziej na wschód, ni my, a

Niemce siedz przecie od nas daleko na zachód...

- Przed laty przyby do S owian, yj cych na po udnie od nas, kupiec franko ski Samon.

Porozpatrywa si , poogl da , a potem - za którym tam razem zamiast towarów przywiód ze

sob gromad germa skich wojów. Nie by o ich wi cej, ni was teraz. Ale umieli si

odpowiednio zachowa , sk óci S owian, nakierowa jedne plemiona przeciwko drugim i w

wyniku Samon sta si w adc wielu krain i wielu plemion s owia skich. Tak e, mi dzy innymi -

Wi lan. Teraz Germanie i towarzysz ce im oddzia y S owian staraj si odzyska co , co

uwa aj za swoje, co im umkn o spod kontroli dzi ki staraniom Kraka.

background image

Tom 2

4

- Druzno przerwa w tym miejscu, jakby czekaj c na nowe pytania. Ale te nie pada y. Jeno

ty p omie na kominie zak óca cisz trzaskaniem bierwion. Tedy wieszcz ci gn dalej.

- Krak, zamkni ty w najwa niejszym grodzie Wi lan uda , e zgadza si podporz dkowa

Germanom, byleby tylko odeszli na po udnie. Lecz ich dowódca - Rydygier - do oszustw

przyzwyczajony, jako e sam o uczciwo

pos dzany by nie mo e - za

da r kojmi - oddania

mu za on nieletniej, zaledwie dziesi cioletniej córki Kraka - Wandy. I na to Krak si pozornie

zgodzi , jeno prosi o poczekanie a córka dojdzie lat trzynastu czyli wieku obyczajnego dla

zawarcia lubu. Ustalono, e Niemce przy

po Wand nast pnego lata, a na razie godz si

na zw ok . Potem Wanda ma by u Germanów, jednak lub nie zostanie zawarty przed

osi gni ciem przez pann m od wymaganego obyczajem wieku. Germanie odeszli, a Krak

wys

do was pro

o pomoc przeciwko Niemcom. Có wy na tak pro

?

- Pro ba by a chyba do was, a nie do nas kierowana - powiedzia Wojs aw. Bo do nas nikto

si nie zg osi .

- Pos

cy jeszcze nie dotarli - powiedzia Druzno. Ale ja wiem o nich i o pro bie Kraka w

inny sposób. Zarówno u Wi lan, jak i u Rydygiera, a tak e na po udniu s szpiedzy kap

scy,

maj cy ostrzega nas przed zagro eniami naszej religii ze strony wyznawców Chrystusa czyli

chrze cijan. Od tych szpiegów wiem co w germa skiej i wi la skiej trawie piszczy.

- Jakiej pomocy mieliby my udzieli owym Wi lanom, skoro nas garstka zaledwie, w

dodatku nowe nasze ziemie jeszcze nie zagospodarowane wymagaj wiele pracy? - spyta

Wojs aw.

- We cie pod uwag , e Wi lan te jest troch - nie jeste cie sami na wiecie przeciwko

Rydygierowi. A i S owianie towarzysz cy jego oddzia owi nie byliby od tego, by zrzuci jarzmo

germa skie. Jeno trzeba by oby udzieli im pomocy na po udniu.

- To ju by oby wcale nieskuteczne. Wiele tam plemion, moc ludzi, a nas - pami tajcie -

jeno dwustu. W dodatku musielibym ostawi nasze bia ki bez adnej opieki. A wielu z nas

dopiero co sta o si

onkosiami... Nawet s siadów pod bokiem nie mamy pewnych. Wiedzcie,

nie zgodzili si by my osiedli w ich pobli u.

- Goplanie pokonani by mog i w tym przedsi wzi ciu nie przeszkodz . A bia ki -

poczekaj na was - dadz bogowie baz zagro enia bezpiecze stwa.

- Gdyby nie by o Goplan - zgodzi bym si na udzielenie pomocy przy wygnaniu

Germanów spod grodu Kraka - powiedzia Wojs aw. Na odleg , i d ugotrwa wypraw na

po udnie - zgody nie dam. A ty co na to, bracie? - zwróci si do Turosza.

- Móg bym rzec - moja chata z kraja, bo do Goplan mamy dalej. Lecz uznaj twoje racje,

bracie - odpowiedzia Turosz.

- A ty, Nykonie, có na to powiesz? - zwróci si Druzno do czwartego uczestnika narady.

background image

Tom 2

5

- W ród Goplan - powiedzia Nykon - jest podzia . Nie wszyscy popieraj niech tnych

Polanom Popielidów. Lecz zgodnym z Wojs awem i Turoszem, e wyprawa na po udnie

przekracza mo liwo ci Polan.

- Kto mnie - podsumowa Druzno - zach ci niedawno do przeciwstawiania si naporowi

Niemców. A teraz, kiedym za

da w tej sprawie pomocy us ysza em, e jej nie dostan .

Zapad a cisza zak ócana tylko przez skwir brzozowego soku s czonego przez p on ce

polana.

Druzno zapatrzy si w p omie , mo e tam szukaj c jakiej rady w rozwi zaniu k opotu,

cego jednocze nie okazj do pozbycia si Germanów z po udnia.

Nykon porównywa barw Druznowych oczu z kolorem p omieni na kominie i wychodzi o

mu, e bierwiona z sosny daj taki sam p omie , jak wpatrzone we oczy. W ten sposób -

zajmuj c si rzeczami obocznymi - chcia zag uszy natr tn my l - ty te Goplanin!

Wojs aw i Turosz dochodzili do wniosku, e Druzno domaga si od nich najwy szej ofiary,

mo e ycia nawet - dla osi gni cia celu bardzo wa nego, dla osi gni cia dobra dla Polan i

innych S owian - lecz

da, by oni z tego dobra nie korzystali osobi cie, by si zgodzili na to, e

nawet mog nie wiedzie czy po

dany cel zosta osi gni ty... A oni chcieliby to ogl da

ca kiem ywymi oczami i jako ywi dopilnowa swoich korzy ci. Byliby gotowi i swoje ycie

po wi ci w obliczu zagro enia bezpo redniego, lecz czy da si na pewno przewidzie

poczynania Germanów z po udnia? Czy mog , przyj

nad Wart ? Mo e raczej odejd na

zachód?

- Tajniki przysz

ci zakryte przed naszymi oczami - przerwa milczenie Druzno. -Ale

niektóre rzeczy da si przewidzie . Mniemam, e do tych rzeczy zaliczy mo na

prawdopodobny atak Goplan na was. Czy wtedy odeprzecie go, czy te ujdziecie szuka

bardziej spokojnej okolicy i przyjaznych s siadów? Czy to - potraficie przewidzie ?

- Jest nas za ma o, a Goplan za du o, by my si im mogli oprze - powiedzia Wojs aw.

adne przewidywanie do tego niepotrzebne - je li Goplanie za

daj , - odejdziem st d.

- Nie zapomnieli cie jeszcze cz eka, który was zaprasza na spotkanie ze mn ? - zapyta

Druzno.

- By jaki obszarpaniec - mrukn Wojs aw.

- By od was pos aniec - powiedzia Nykon, a Turosz przy wiadczy tej informacji

skinieniem g owy.

- Ten, jak mówicie - obszarpaniec jest kim wa nym w stowarzyszeniu kap anów

owia skich bóstw.. Teraz jest ju pewno na Pomorzu i tam rozmawia z innymi kap anami o

pomocy dla was.

- Przeciwko komu? - spyta Wojs aw.

background image

Tom 2

6

- Cho by przeciwko Goplanom.

- To S owianie, a namawiano was do walki z Germanami - powiedzia Nykon.

- Wy, Polanie macie odegra w tej walce niepo ledni rol . A ka dy, kto stanie wam na

drodze usuni ty by musi, by nie zawadza .

- My, Polanie wiemy ju o tej swojej niepo lednio ci? - zapyta Wojs aw.

- Niepotrzebnie gorycz i zgry liwo

dopuszczacie do g osu. Dla nikogo przymusowe to nie

jest. 0 tej roli postanowili kap ani, tak e ci, którzy zostali na zachodzie - za ab , kap ani Polan.

- Ze mn , poszli wszyscy, których uda o mi si namówi - powiedzia Wojs aw - w ich

imieniu jeno mog przemawia . Pozosta ych trudno by by o znad aby ruszy .

- Mo e gdyby cie namawiali d

ej...

W tej chwili ko o drzwi da o si s ysze szurgotanie obutych stóp. Do komnaty wszed

niepozorny m

czyzna, tym si jeno wyró niaj cy, e odzienie, lubo zimowe, jako ci przedniej

nie mia o. Uczyni znak jaki na piersiach skrzy owanymi palcami czerwonej od mrozu d oni i

powiedzia .

- Je lim do wieszcza Druzny trafi ....

- Mówcie - powiedzia Druzno, tako znaki jakowe palcami czyni c.

- Rydygier z apa pos

ców Kraka i na m kach wydoby od nich tre

pos ania - powiedzia

zmarzni ty cz ek. Tedy pod wa y grodu ponownie podszed i za

da natychmiastowego

wydania Wandy. To niem dre dziecko, nic nikomu nie mówi c odzia o si w bia e szatki i

dziewiczy wianek i na oczach wszystkich rzuci o si w nurt Wis y. Wraz dzieci wy owiono, lecz

wkrótce zmar a z zimna - przezi

a w wodzie do cna i rozgrza jej nie by o sposobu. Wyzna a

jeno, e spodziewa a si odej cia naje

ców, je li nie stanie przyczyny wa ni. Mniema a,

biedna, e jest najwa niejszym przedmiotem po

dania Rydygiera.

- Có dalej? - spyta Druzno.

- Krak wys

nowych pos

ców do Polan z obietnic poddania im ca ej ziemi Wi lan,

wszystkich zdobytych przez nich ziem i wszystkich podleg ych sobie ludzi w zamian za pomoc

przeciwko Germanom.

- Wierz w szczero

Kraka - powiedzia Druzno - to ju sprawa i wró da rodzinna. A có

na to Rydygier? Nie z owi nowych go ców Kraka?

- Nie. Wycofa si spod grodu i niszczy ziemie Wi lan. Moc ludzi ju uprowadzi na

po udnie. Pono przedaje ich w niewol Bizantyjczykom. Teraz jest chyba w ziemi, która

przedtem nale

a do L dziców. Obróceni przez Wi lan w cho opów, nie broni si przed

Niemcami - id , w niewol jak byd o na rze .

- Czy cie swoj powinno

- powiedzia Druzno do pos

ca, a ten zawróci si na pi cie i

wyszed .

background image

Tom 2

7

Za Druzno spojrza na Polan i powiedzia .

- B dzie pomoc przeciwko Goplanom i przeciwko Rydygierowi.

- To te wiecie od kap anów z zachodu? - spyta zgry liwie Nykon.

- Nie wszystko mog powiedzie . - skwitowa zgry liwo

Druzno.

- Chytro

lisa jest przy waszej nik a - powiedzia Turosz. Mówicie co wam pasuje, a reszty

powiedzie wam nie lza, bo macie zakaz. A potem macie al, e si wzdragamy spe ni wasze

dania,

- Mo em i przebieg y - powiedzia Druzno, ale nie przeciwko swoim sojusznikom. A

Niemców, a wrogów nale y zwalcza ka dym mo liwym sposobem.

- Dobrze, e nie macie nas za wrogów - zauwa

Wojs aw. Chocia kto was tam do ko ca

rozezna - dziwni cie jacy ...

- Je li mi nie zawierzycie - powiedzia cichym g osem Druzno - sczezniecie jako wielu

przed wami albo w je stwo niemieckie popadniecie. Niemce tu przyjd , je eli ju teraz nie

zaczniemy im przeszkadza . Drzewiej daleko za ab si ga y dziedziny S owian. Teraz trwaj

tam jeno niedobitki. Nied ugo - je li pozostan tam jacy S owianie, to jako niemieccy

niewolnicy. A potem Niemce przyjd i do was.

- Ale , wierzymy wam - usprawiedliwia si Wojs aw - sami my Niemców poznali i dlatego

jeste my tu, a nie za ab . Jeno nam dziwnie nieswojo,

cie tacy u wiadomieni o rzeczach

dla nas zakrytych.

- To od

my na bok - powiedzia Druzno. Teraz chc wiedzie czy b dziecie

wspó pracowa ze wszystkich si , czy b dziecie wierzy ca ym sercem w mo liwo

wygranej z

Germanami. Nie tylko przez starcia or

ne.

- B dziemy - powiedzieli razem Wojs aw i Turosz .

- B

- powiedzia Nykon, cho wola bym wiedzie to, co i wy - wtedy by bym przekonany

o zwyci stwie.

- Mo ecie wiedzie , lecz

z tym nie b dzie wam atwiej. Je li zechcecie - mo ecie by

przyj ci do stowarzyszenia. Ostrzegam, e wtedy nic si tak liczy nie b dzie, jak wykonanie

powierzonych zada . Zastanówcie si czy podo acie tak

, a potem dajcie mi zna . Co za do

rzeczy zakrytych... Kto mi powie jak wydosta a si tajemnica do osób postronnych, je li j wam

powierz , a wy - niechc co - uchylicie jej r bka na przyk ad swoim onom, one swoim

przyjació kom, a te jeszcze komu innemu? Do tajemnic nie wszyscy dopuszczeni by mog ...

background image

Tom 2

8

Rozdzia II

W R 0 D A P R Z Y N 0 S I P O Y T K I

Od Kujawów dosz y do Gniezna wie ci, i Goplanie weszli w stan wojny. Wiec odwo

ze

stanowiska wojewody pokojowo usposobionego Lubara i obra wodzem Krzepca Popielid .

Wojna mia a by z Polanami, którzy - wed ug Popielidy nie dotrzymali umowy - mieli

mianowicie p aci za niewolników pó tuszami dzika i wilczymi skórami, a dostarczali ró nego

mi siwa, jak popad o.

Lubar proponowa spraw wyja ni i za

da dop aty, ewentualnie - w najgorszym razie .

da przeniesienia si Polan z Gniezna na zachód - dalej od dziedzin Goplan.

W ogóle rzecz ca a oparta by a o twierdzenia Krzepca, któremu wiec da wiar , bo

faktycznie mi sa sz y do Goplan ustawicznie, Polanie pytali jakie rodzaje s potrzebne i zawsze

spotykali si z twierdzeniami odbiorców, e akurat adnego mi siwa nie potrzebuj ,. Wreszcie

za któr

dostaw us yszeli w wi tyni Swantewita, e to ju koniec zap aty.

Tedy doniesienia Kujawów traktowano w Gnie nie z pewnym niedowierzaniem. Dopiero

poselstwo od Popiela otworzy o oczy mieszka ców Gniezna na gro

ce im niebezpiecze stwo.

Pewnego dnia trzech Goplan zimowo odzianych, na koniach i przy broni zajecha o bez

przeszkód pod dom Wojs awa.

Wojs aw prosi zsi

, czego uczyni nie chcieli. Sta tedy przed konnymi tak, jak wyszed z

chaty - w p óciennej koszuli, wpuszczonej w spodnie., w apciach i w grubym swetrze. Wedle

obyczaju dozna poni enia, rozmawiaj c z ziemi z takimi, którzy mówili do niego z siode .

- Z rozkazu wojewody Popiela i wiecu plemienia Goplan - rzek jeden z pos ów -

zapowiadam wam wró

za nie dotrzymanie umowy.

- Na znak walki do ostatniego tchu - rzek drugi - rzucam wam pod nogi ten m ot kamienny i

zapowiadam, e ca e nasze plemi przyb dzie zbrojno, by znak ów st d zabra .

- Wprzód nim go st d wywieziem - doda trzeci pose - ubarwim go krwi z waszego ba.

Czerep wasz roztrzaskany b dzie, a czerwony od waszej juchy m ot z

ym w wi tyni

Tryg awa ku przestrodze innych przeniewierców.

- M

owie - powiedzia Wojs aw z nutk , zdziwienia i prawie pro by w g osie - to nie ma

nijakiego powodu do wró dy, có e wam zawinilim?

- Jest powód - powiedzia pierwszy pose - wzi li cie naszych je ców i nie zap acili cie za

nich, jako cie obiecali.

- Dostarczylim mi sa, ile cie

dali - co do uta.

esz! Nie masz skwitowania, nie masz nikogo ktoby potwierdzi twoje s owa - powiedzia

drugi pose .

background image

Tom 2

9

- Jako nie ma?! Przecie wieszcz Wotan si nie zaprze!

Rozleg si rechot trzech gardzieli, jakby ich u ytkownicy us yszeli dowcip najweselszy z

weso ych.

- Pomar przed pó miesi cem - obja ni trzeci pose -i pewno uznawszy, e tym

wyja nieniem uzasadni powód swojego miechu - r

dalej.

- Stawiam na waszym podworcu urn z po ow jego prochów - powiedzia pierwszy pose ,

powstrzymawszy z trudem niewczesny chichot. Obyczaj i wiara naszych przodków nakazuje

uwa

odt d t ziemi za wi

,. A wy j plugawicie swoj obecno ci ,, bo cie przechercy,

patrz cy ino w asnych korzy ci, kosztem naszych wdowców i sierot. Za to wszyscy pomrzecie,

a truch a wasze przez kruki i zwierza padlino ernego rozszarpane b

.

- My, m

owie, mierci my zwyczajni - powiedzia Wojs aw - rzadko przychodzi na nas w

domu, cz sto spotykamy j w walce ze zwierzem, czy te z wrogimi lud mi. Ale ulitujcie si

nad naszymi niewiastami i potomstwem naszym - to cz

naszych on z waszego plemienia

pochodzi...

Powoli pos ów i Wojs awa zacz otacza wianuszek Polan zwabionych odg osami tocz cej

si rozmowy. Widok powi kszaj cego si t umku zdj

miech z twarzy pos ów. Obrócili konie i

przepychaj c si przez ci

ruszyli z powrotem.

- Stare wyr niemy, m ode nam ku uciesze pos

, a dzieci wasze pobijem - rzuci który z

pos ów przez rami , ju k usuj c w bezpiecznym dla siebie oddaleniu od coraz gniewniejszych

Polan.

- Có e teraz b dzie? - pada y zewsz d, skierowane do Wojs awa pytania.

- Uwidzim - odpowiedzia Wojs aw - zaraz po pomoc ruszam i dadz bogowie, e

sprawiedliwo ci stanie si zado

.

Wszed w drzwi swojego domu, stwierdzi , e na twarzy ony maluje si przera enie, a

twarz syna spowa nia a i przypomina raczej oblicze dojrza ego cz eka, ni dzieci

buzi .

Spojrza przez okno na porzucony m ot z d bowym trzonem i glinian urn .

- Dadz bogowie, e m ot ten pos

y przeciwko naszym krzywdzicielom powiedzia . Daj,

Bogna, odzie - nad Lednic ruszam, co mi tam przepowiadano i obiecano. Nie l kajcie si -

je li nie uzyskam innego ratunku - ujdziem. Mamy w tym wpraw - doda z wisielczym

humorem.

Troska o los syna, ony i reszty plemienia nios a Wojs awa w stron Lednicy szybciej,

ni by umyka przed rozjuszonym nied wiedziem.

- Jako to b dzie? - zastanawia si , pozwalaj c p dzi wierzchowcowi -Trzeba b dzie

wszystko ostawi i uchodzi ? Dok d? mo e lepiej broni Gniezna i Poznania? A mo e Druzno

istotnie w jaki niewyobra alny sposób sprowadzi pomoc?

background image

Tom 2

10

Te rozmy lania usta y w sposób nag y a przymusowy, gdy jaka mocarna apa chwyci a go

za g ow i ci gn a z konia. W mig znalaz si na ziemi, unieruchomiony p tami, a nad nim

sta y mocarne postacie zbrojnych m

ów, w wilczych skórach obróconych sier ci do wierzchu.

- Co za jeden? - pad o pytanie z jakich ust, ledwie widocznych pomi dzy brod i w sami,

chyba nigdy nie przystrzyganymi.

- Jestem Wojs aw, Polanin.

- Nie warto z nim gada , to na pewno szpieg owych Goplan - powiedzia y inne usta równie,

jak i pierwsze, okryte w sami i brod .

- Najlepiej od razu ubi ! - da si s ysze przyt umiony okrzyk z trzecich - identycznych ust.

- Je li wiecie o Goplanach, to cie mo e i o Druznie s yszeli? - spróbowa ratunku Wojs aw,

maj cy nadziej , e to w

nie obiecana przez wieszcza pomoc. Na szcz

cie nie omyli si .

- Kto to dla ciebie Druzno? - pad o pytanie.

- To mój druh i wieszcz Polan przy jeziorze Lednica - powiedzia ku jeszcze innym

zakrytym zarostem ustom, a w

ciwie ku niewidocznym spod d ugich w osów uszom.

- Prygaj, Selwin, do Druzny - powiedzia y jedne z ukrytych ust - i pro o przybycie dla

rozpoznania. Nie zapomnij rzec, i e ci przys

Naokon wódz Wilków.

Wilcy - pomy la Wojs aw i rozradowa si . Z tak daleka przybyli, wi c pewno jest te

pomoc z bli szych okolic.

Przyby y Druzno poprosi o zdj cie z Wojs awa wi zów.

- Nie by o sposobu przewidzie , e kto tak troszcz cy si o w asne Gniezno - poniecha go

i zechce w óczy si po puszczy - powiedzia wieszcz.

Wojs aw zmilcza , cho mia ochot powiedzie o wszystkim, wykrzycze swoje obawy i

rado

z nadej cia zapowiadanej pomocy.

Wilcy delikatnie rozwi zali sznury kr puj ce Wojs awa i wsadzili go na jego w asnego

wierzchowca z takim zapa em, e niemal przelecia na drug , stron .

- Nie krzywduj sobie - powiedzia który Wilk - g osem zniekszta conym przez zarost -

musim by ostro ni, chyba to poj ...

- Nie jestem o to krzyw - powiedzia Wojs aw - jeszcze si ciesz , em spotka Wilków

mówi cych ludzkimi g osami.

Za miali si wszyscy z tego dla nich niespodziewanego artu, bo w swoim kraju nie

zauwa ali blisko ci swojej nazwy w asnej z nazw najwi kszego drapie cy i dlatego nikt tam

podobnych spostrze

ni uwag nie czyni .

Druzno ruszy w stron chramu, Wojs aw za nim. Co jaki czas zatrzymywa ich na chwil

okrzyk,

daj cy opowiedzenia si .

background image

Tom 2

11

- Zachórz pyta kto cie, opowiedzcie si !

- Stokro ! - krzycza Druzno. To wódz Wagrów ze Stargardu ko o ostrowu Imbra -

poinformowa Wojs awa.

- Czewoja od Warnów ze Swarzyna wzywa do opowiedzenia si ! - us yszeli za krótki

czas - Stokro ! - odkrzykn Druzno i jechali dalej

- Do opowiedzenia si wzywa ebno od Redarów z Radogoszczy!

- Stokro ! - pad o z ust Druzny s owo otwieraj ce dalsz drog .

- Ko da z Brenny - wódz Morzyczan

da podania has a!

- Stokro !

Co jaki czas pada o

danie has a. Wojs aw s ucha i serce w nim ros o. - Gdyby ich

wszystkich zjednoczy ... - pomy la .

- Jastrz biec od S owi ców ze S awna! - to na Pomorzu - umiejscowi gród Wojs aw - w

pobli u jest chyba S upsk.

- Drogomir - Pyrzyczanin z Cedyni! - to gdzie przy Odrze, te na Pomorzu - dok ada now

informacj , nowe imi i nowe plemi do poprzednich.

- D bno i Milczanie z Budziszyna! - to gdzie zza Nysy - dziwi si Wojs aw. Stamt d te ?

- Czawa z Sie czycami zza aby! - pad o nast pne o wiadczenie.

- Jelec i Drzewianie zza aby!

- Bo czyc i Susu y z Wurcina!

- G omacze spod Mi ni pod wodz Momota!

- Belina i Chudzicy znad So awy!

- Skuba znad So awy i arowie!

- Or ek - wódz Wolinian!

Za ka dym takim o wiadczeniem -

daniem Druzno powtarza owo czarodziejskie s owo -

stokro , tak e Wojs aw w ko cu nie wiedzia czy przy Wagrach mia racj , s dz c i s yszy

nazw kwiatka. Teraz zaczyna mniema , e chodzi o liczebnik, obrazuj cy mnogo

plemion,

które przys

y swoje oddzia y. Kiedy spyta o to Druzn , ten odrzek .

- Zawsze obieram has o o szerokim znaczeniu. Wprawdzie nie ma tu wojów ze stu plemion

owia skich, ale prawie we wszystkich przyby ych oddzia ach jest setka wojowników.

- To prawie wystarczy, eby odeprze Goplan - powiedzia Wojs aw. Policzy em ilo

pyta

- to chyba wystarczy... W ka dym razie jest nadzieja, e damy rad .

- Rzek em - p r a w i e we wszystkich oddzia ach - powiedzia Druzno. Lecz przyb

jeszcze inni - na pewno wystarczy.

background image

Tom 2

12

- Od dzi mo ecie

da ode mnie wszystkiego. Tak e ycia. Zacz em wierzy , e jest

wola i my l silniejsze od moich, które zadbaj , o to, co mi dro sze od ycia - powiedzia

Wojs aw., Godni cie posiadania w adzy najwy szej nad wszystkimi S owianami. Wtedy

Germanie musieliby zaprzesta stara o podbój naszych ziem.

- Przeceniacie mnie - powiedzia Druzno - jestem tylko cz stk , w ród tych, co pospo u

pracuj nad stworzeniem przegrody trudnej dla Niemców do przebycia. Sam nikt nie da by

rady.

- Ja to rozumiem - powiedzia Wojs aw. Ale trzeba umys u nadzwyczajnego dla

sprowadzenia si w jedno miejsce w jednym czasie, dla uzyskania ch ci i zgody tak wielu ludzi

na wspólne dzia ania przeciwko komu nieznanemu dla wsparcia kogo , tako ma o

znacz cego.

Tymczasem doje

ali do polany, na której sta y zabudowania wi tynne. Naprzeciwko

nim wyszed Nykon. Druzno zatrzyma si i, nie zsiadaj c z konia powiedzia .

- We cie, Nykonie potrzebne rzeczy i zaraz jedziemy.

Nykon bez s owa wszed do chramu, za chwil wyszed ciep o odziany i poszed do stajen.

Druzno ruszy powoli, kieruj c si w stron zachodu. Wojs aw domy li si , e ma jecha za

nim. Po chwili przyk usowa za nimi Nykon.

Nie tracili czasu na popasy, zreszt zim by oby to nie atwe - samo zebranie opa u w

nie onym lesie musia oby zaj

wiele czasu, skrzesanie ognia te nie uda oby si za szybko.

Co dopiero mówi , gdyby zdecydowano si na budow

nie nego domku albo sza aau...

Drugiego dnia ko o po udnia Druzno stan - B dziem odpoczywa ? - spyta Wojs aw.

Druzno po

palec na ustach i zdj z pleców uk. Nykon poszed w jego lady. Wojs aw

zrozumia , e nale y obu na ladowa .

Wkrótce mi dzy drzewami zacz y pojawia si i znika , zas aniane przez ga zie i pnie -

dwie konno jad ce sylwetki. Kiedy znalaz y si na trawersie zaczajonej trójki, Druzno napi

uk i

krzykn .

- Je li si zatrzymacie - nie b dziecie mie k opotu!

Jad ca dwójka pos ucha a dobrej rady. Byli to zbrojni wyra nie zdumieni tym, e kto ich

zaskoczy wezwaniem do zatrzymania si . Próbowali rozgl da si uwa nie na boki, os aniali

oczy d

mi przed wiat em s

ca, lecz nie uda o im si dostrzec zasadzki.

- Czegó wam potrzeba? My spokojni podró ni - nikomu nie wadzim - ozwa . si jeden ze

zbrojnych.

- Czy spokojni podró ni zacz li mo e swoj podró gdzie za Odr albo nawet za ab ? -

zapyta Druzno.

background image

Tom 2

13

- Co za ró nica? Wa ne, e was nie zaczepiamy. A wy nas tak, nie wiedz c czy nie zd

a

za nami kto jeszcze, komu nie dacie rady.

- Mo e dla was ró nicy nie ma kto zaczepia. Dla nas ró nica mo e by - my szukamy

takich, którzy zd

aj na wschód, szukaj c miejsca na osiedlenie si wielu, wielu ludzi. Je li wy

do nich nie nale ycie - nie doczekacie adnej pomocy.

- No, nie gró cie - powiedzia uspokajaj co jeden ze zbrojnych - to na nas czekacie, jeno

nie wiemy po co.

-

cie S owianie, to s ysz - powiedzia Druzno. Podajcie nazw waszego plemienia,

by my si upewnili.

- Jeste my z Linian. Z grodów Grabów, Domica i Lenica.

- To cie z Obotrytów - powiedzia Druzno, podje

aj c ku stoj cym.

- Tak, z Obotrytów czy Obodrzyców, jeszcze inaczej Obodrytami zwanych, Uchodzim

przed Saksonami. Spalili nam pó kraju. Ale s z nami i inne plemiona. Mo na powiedzie -

zacz a si w drówka ludów s owia skich - powrót na wschód z ziem zaj tych przed kilkuset

laty.

- Wielu was?

- Samych Obodrzyców - dwadzie cia secin wojów. Najwi cej jest Polan z okolic grodu

Bardowiek - ponad sto secin m

czyzn zdatnych do noszenia broni!

- 0, Swarzecu - j kn Wojs aw - ca e plemi ?

- Ca e. Uciekli przed Frankami. Wódz tych Germanów uzna ich za swoich poddanych, a

oni tego nie chc . W ich Bardowieku zaczyna si linia miejscowo ci, w których ma by

prowadzony handel mi dzy Germanami a S owianami pod opiek w adcy. Wiele grodów na

zachód od aby ma s

temu celowi. Niby dobrze dla S owian, bo t pione b

napady

germa skie, ale szkoda, e to na naszych terenach.

- Jak e na waszych, skoro cie stamt d odeszli? - zapyta Nykon.

- Nikt by si stamt d nie rusza bez wa nej przyczyny. Ta przyczyna nie od nas bierze

pocz tek.

- A od kogo? - spyta Nykon.

- Charles, po naszemu Korol lub Karol, niektórzy mówi Karl, jeszcze inni Kral, otó ten

cz ek og osi tereny przylegaj ce do swojego pa stwa marchiami. Jeszcze ich nie posiad , a

ju og osi za w asne. Wiecie co to oznacza o dla nas - mieszka ców tych ziem?

e zacznie je zasiedla swoimi lud mi i zagospodarowywa - powiedzia Wojs aw.

- To i tu s marchie? - zdziwi si Linianin.

- Ów m

Polaninem jest - zza aby pochodzi - przedstawi Wojs awa Druzno.

background image

Tom 2

14

- To cie i o Karolu pewno s yszeli? - powiedzia przybysz.

- Wiele o nim na Po abiu by o s ycha . Jedni mówi , e wzrostu ma ponad siedem stóp i

st d jego przydomek - Wielki. Inni mówi , e kar em jest, a jego wielko

w umy le niezwyk ym

tkwi. Odszed em stamt d ju par lat temu. Czy teraz ju wiadomo jak wygl da?

- Nasi go nie widzieli. Wszystkie rzeczy robi za niego inni, nawet na rozmowach si nie

pokazuje - przysy a swoich pos ów.

- Tedy istotnie umys musi mie wielki, je li nad wieloma ma w adz - powiedzia Nykon.

- S ucha go wielu, bo chc , tego samego, co on. Albo raczej on chce, tego samego, co

wielu innych - powiedzia Druzno.

Podczas tej rozmowy zbli

si ku nim wi kszy oddzia zbrojnycb. Linianie powiedzieli kim

, i czego szukaj Druzno, Nykon i Wojs aw. Ca trójk zaprowadzano i postawiono przed

em jeszcze nie starym, lecz ca ym siwym. Ten popatrzy na nich ywymi oczami i rzek .

- Jestem Lechos aw, wódz Polan. ci le mówi c - wi kszo ci przyby ych Polan, bo cz

ci

mniejszej przewodzi Rus an. A wy?

Przedstawili si . Lechos aw, us yszawszy imi Druzny ucieszy si .- Mówili mi o was moi

kap ani - powiedzia . Wasze pos anie pomog o nam podj

decyzj o odej ciu z zachodu. Ja i

moi ch tnie wam pomo emy i radzi osiedlimy si gdzie w pobli u.

- Ju mo na zostawia grupy osadników - powiedzia Druzno. S ysza em, e was wielu,

tedy powinni cie si zmie ci do Poznania - osady, w której wasi wspó plemie cy ju si

osiedlili.

- Znam - powiedzia Lechos aw, spogl daj c na Wojs awa. Wyczu przede mn , e trudno

dzie na Za abiu wytrzyma .

Podczas tej rozmowy zbli

si ku nim m

znacznie m odszy od Lechos awa. Id c,

zarzuca na boki i do ty u fale p owych w osów ruchami g owy podobnymi do niewie cich. Bystre

oczka koloru chabru czujnie rozgl da y si na wszystkie strony spod p ytkich uków brwiowych,

os oni tych brwiami tak jasnymi, e prawie niewidocznymi. Stan przy rozmawiaj cych i

uwa nie si przys uchiwa .

- Ja i moi ludzie - powiedzia w pewnej chwili - nie b dziem nikomu pomaga przeciwko

innym S owianom.

- To jest w

nie Rus an - powiedzia Lechos aw.

- Nie b dziecie pomaga , cho by owi S owianie byli napastnikami? - spyta Wojs aw.

- Napadni ty musi broni si sam. Sk d mam wiedzie czy nie zas

na napa

?

- Wy cie, Rus anie, jeszcze m odzi - powiedzia Druzno. Ale cie na tyle dojrzali, by zda

sobie spraw z tego, i wasz s d bierze si z zawi ci wobec starszego brata.

background image

Tom 2

15

- Nie macie racji - odpar m odzieniec szybko - brata starszego bym uszanowa . Ale Lech

jest jeno moim stryjecznym bratem.

- A z Germanami wojowaliby cie:?

- Mog em wojowa na starych mieciach. Alem tam nie osta .

- Wy tu ze swoimi - powiedzia Druzno - miejsca dobrego nie najdziecie, bo tu si szykuj

wojny liczne i krwawe. Na wschodzie, daleko st d lu no jest, ale biednie, trzebaby zaczyna

wszystko od pocz tku. Chyba, e po drodze znalaz aby si okazja do uzbierania dobytku...

Druzno opisa Rus anowi sytuacj wokó grodu Kraka. Przedstawi s abo

oblegaj cych

wojsk i ich zamo no

.

- Nabraliby cie dobra wszelakiego i niewolników do pracy - zako czy swój zach caj cy do

wyprawy po zdobycz opis. Da bym przewodników - doda , spcstrzeg szy b ysk zainteresowania

w widruj cych oczkach Rus ana.

- A ja dodam ze dwie setki swoich wojów - powiedzia Lech.

- Co chcecie dosta w zamian za przewodnictwo i pomoc? - spyta Rus an.

- Ja nie chc niczego - odpar Lech.

- A mnie przy lijcie przez moich przewodników wie

,

cie zwyci

yli i udajecie si na

wschód.

- I niczego nie chcecie wi cej? adnych dóbr, ani ludzi niewolnych?

Druzno spojrza na Rus ana swoimi nieruchomymi oczami. Rus an z pocz tku zapatrzy si

w t otch ann

to

, lecz po krótkim czasie wzdrygn si i spu ci powieki z bia ymi rz sami.

Przy Druznie pojawili si dwaj je

cy na cherlawych mierzynach. Jeden d ugo mówi co

osem, nie s yszanym przez postronnych. Drugi czeka nieruchomo.

- Karol Wielki - oznajmi wszystkim Druzno - ci po bitwie czterdzie ci pi

setek je ców

saskich. Ma zmusi Sasów, do przej cia na chrze cija stwo. A spokornia ych, agodnych jak

owieczki chc pó niej przesiedla na tereny

yczan mi dzy So aw i Nys . Na t wie

plemiona z tych terenów ruszy y na wschód.

- Tu si wszyscy nie pomie cimy - powiedzia Wojs aw.

- Oni musz t dy przej

- powiedzia Druzno. Poszliby pewno na po udnie, ale tam ju

siedz od kilkudziesi ciu lat germa scy Bawarowie. Mo e da si naszych pchn

w tym

kierunku w

nie st d. Obeszliby Bawarów i zagrodzili im drog w marszu na wschód i na

po udnie.

- Pos uchaj was? - powiedzia z pow tpiewaniem Rus.

background image

Tom 2

16

- Obaczym. Teraz patrzcie na tego cz eka - wskaza na jednego ze swoich ludzi na

mierzynach - on b dzie na was czeka ko o grodu Wo

. Dowiecie si o drog pod grodem

Kraka. Stamt d, spod Wo ynia - zaprowadzi was w miejsce dogodne i nie zaj te przez nikogo.

- A ilu jest Goplan? Silni? - spyta Rus an.

- Im si zdaje, e pot

ni, bo w Gnie nie, Poznaniu i ich s siedztwie yje jeno dwustu

pola skich m

ów - powiedzia Wojs aw.

- A bogaci?

- Siedz tam odk d przybyli ze wschodu - ju par stuleci, tedy nagromadzili dostatek

znaczny - powiedzia Nykon.

- A co dla mnie? - spyta cz owiek na drugim mierzynie.

- S ysza

nasz rozmow . Pojedziesz do Serbów do wieszcza Radosta. Poka esz mu

nasze znaki i powiesz com tu mówi .

- Nie mog , jeszczem si tak do cna nis upodli - mówi do siebie pó

osem Rus,

odchodz c do swoich. Nie mog walczy przeciwko S owianom. Nie wolno! A do wszystkich,

odwróciwszy g ow , powiedzia .

- Jutro o wicie chcia bym ze swoimi odjecha do tego Kraka. Bywajcie zdrowi.

Druzno popatrzy na odchodz cego swoimi

tymi oczami, a Rus anowi przelecia y po

plecach ciarki i w osy stan y mu d ba.

- Ba em si wró dy Goplan - powiedzia Wojs aw, a tu - zda si - im szykuje si krwawa

nia.

- A innym z tego po ytek przyj

mo e - powiedzia Nykon ze smutkiem.

background image

Tom 2

17

Rozdzia III

W I L C Z A G Ó R A

Sporo czasu zesz o na przygotowaniach do rozprawy. Wszyscy pomocnicy i

sprzymierze cy Wojs awowych Polan musieli dobrze si kry , aby do Goplan nie donios o si z

jak wielk si b

mie do czynienia.

Lech, Wojs aw i Turosz opracowywali plan bitwy. Niepo ledni rol gra o w nim zwabienie

przeciwnika w sposobne miejsce. Na tym miejscu, mi dzy dwoma d ugimi jeziorami -

po

onymi blisko siebie - na w skim skrawku ziemi Goplanie mieli spostrzec, e przesmyk jest

z obu stron zamkni ty, e oba wyloty s , zakorkowane. Oczekiwano, e wtedy si poddadz i

zostan sprzedani w niewol - gdzie bardzo daleko, by by a pewno

, e aden nie powróci

dope nia wró dy

Na przedwio niu w najwi kszej komnacie lednickiego chramu wszyscy dowódcy zebrani na

narad oczekiwali podania planu bitwy i rozdzielenia zada .

- Dopóki yje cho jeden z rodu og aszaj cego wró

- nie ma pewno ci czy krew nie

poleje si znowu, cho by obie strony ju si pogodzi y i zaprzysi

y pokój - wyg asza swoj ,

opini Dul ba - wódz oddzia u ze S upska.

- Tedy wybi ich trzeba do nogi - skonstatowa Barwica - dowódca z Trzebiatowa .

- A ich dzieci i niewiasty? - spyta Drogomir z Cedyni.

Wezm ich ze sob , sprzymierze cy Polan. Najlepiej, eby ich odprzedali gdzie za

morza - powiedzia Druzno, a wszyscy dowódcy oddzia ów sprzymierze czych przez pewien

czas nie zadawali pyta , pewnie si zastanawiaj c nad wielko ci zdobyczy i po ytków z niej.

- A je li b

podczas. bitwy ucieka ? - spyta Wolinianin Or ek. Te ich nie zabija ?

- Któr dy umkn ? - spyta Wojs aw. B

zamkni ci jak w glinianej urnie. Umkn mo e

jednostki.

- Jak to jednostki? Zobacz , e nas wielu, to si odwróc zaraz na pocz tku i kto im w tym

przeszkodzi? - wyrazi w tpliwo

Bo czyc z Wurcina.

- Lepiej pos uchajcie planu - powiedzia Wojs aw, bo pyta b dziecie do rana, a przed bitw

wyspa si trzeba.

Wsta Lech. Zdj to materi , zas aniaj

du

piaskownic . Wszyscy ujrzeli szkic terenu

bitwy wymodelowany rysunkiem i barwami. Przed Lechem po

ono desk z rysunkiem

sporz dzonym w glem.

background image

Tom 2

18

- Rozpuszczone s - powiedzia Lech - fa szywe pog oski. W tym by a g owa Druzny i

mniemam, e wykonano to dobrze. Goplanie ju ruszyli z zamiarem zaskoczenia Gniezna, Maj

zamiar doj

tam rano.

Przechodz c ko o tych dwóch jezior - pokaza dwa niebieskie kawa y p ótna le

ce na

piachu - Goplanie musz zauwa

umykaj ce przez przesmyk si y pola skie. S

powiadomieni, e tamt dy b

przechodzi wszyscy Polanie z Gniezna i Poznania. Powinni za

umykaj cymi pogoni . Kiedy wejd mi dzy oba jeziora - maj napotka twardy opór tych, którzy

dot d umykali. Trzeba, by napastnicy byli bardzo zaj ci walk z tymi niewielkimi si ami.

Podczas owej walki zostanie zamkni te uj cie przesmyku, którym weszli i cofaj cy si Polanie, i

goni cy Goplanie. Jednocze nie z drugiej strony w drugie wej cie na przesmyk wkrocz

powa ne si y sprzymierze ców. Goplanie zostan w tym momencie zamkni ci.

Wszyscy obecni patrzyli na piaskownic , podziwiali misterno

planu i kunszt roboty przy

makiecie. Las przedstawiony zielonymi szyszkami powtykanymi w piach, osiedla ludzkie

oddane za pomoc , drewnianych klocków, drogi zobrazowane drobnymi kamyczkami u

onymi

na piachu i wreszcie wojska - bia e i czerwonawe fasole u

one równymi rz dami.

Lech zacz pokazywa d ugim patykiem miejsca - gdzie kto ma stan

przed witem i

ukry swoj obecno

. Wszyscy bardzo uwa nie ogl dali na planszy to, co Lech mia im

jeszcze pokaza w rzeczywistym terenie, wi c nikt nie zauwa

jak do komnaty w lizgn si

cz owiek Druzny. Podszed do wieszcza i powiedzia cicho.

- Przywiod em Serbów, Hrvatów, S owaków i S owe ców.

Druzno wyszed na zewn trz i d ugo rozmawia z przywódcami przyby ych. S owo -

rozmawia - nale

oby raczej zast pi sformu owaniem - agodzi swary. W wyniku tych,

nazwijmy je tak, dyskusji Serbowie odeszli szybko na po udnie z zamiarem zatrzymania si na

pobyt sta y tam, gdzie jest dzisiejsza Serbia. Tu za nimi ruszy a z po owa Hrvatów do

dzisiejszej swojej ojczyzny. Tylko troch wyprzedzali oni S owe ców.

Potem ruszy a po owa pozosta ych Hrvatów, by si zatrzyma , zaraz po przej ciu gór

Sudetów.

owacy wyprawili si za Karpaty, a na wschód od nich mia a osi

reszta Hrvatów.

owacy i Hrvaci mieli wyp dzi lub zniszczy Germanów yj cych na Morawach i w Czechach.

owe cy mieli powstrzymywa parcie Bawarów na zachód i po udnie. Serbowie i s siaduj cy z

nimi Hrvaci mieli os ania pozosta ych S owian przed wypadami wojsk cesarza rzymskiego z

Bizancjum.

Tak to wszystko zrelacjonowa Druzno Lechowi i Wojs awowi, kiedy spotkali si pó nym

wieczorem, po powrocie z objazdu przysz ego pola bitwy. Lech i Wojs aw raz kiwali, raz kr cili

owami - troch pochwalnie, a troch pow tpiewaj co. Z grubsza bior c, obchodzi o ich to

mniej, ni pozostawione przez w drowników lady - zdeptane pola, poniszczone sady, ki i

background image

Tom 2

19

pastwiska czyli lady powsta e podczas d ugotrwa ych postojów na ziemi Polan i przemarszów.

Zreszt zaj ci byli jutrem, wi c atwo pocieszali si s owami odro nie i naprawi si .

Rzeczywi cie poprawia o si i odrasta o. Przez kilka nast pnych lat.

Jutro zacz o si zgodnie z planem. Wsta o s

ce. Zrobi o si na tyle widno, e Krzepiec

zauwa

chowaj cych si w przesmyk Polan.

Zgodnie z przewidywaniem Lecha - nakaza po cig. Lecz w tym miejscu zgodno

wydarze z planem znalaz a swój koniec. Uciekaj cy Polanie zatrzymali si za wcze nie.

Sprzymierze cy zamiast zamkn

wylot przesmyku, ku któremu mieli biec Polanie ruszyli

biegiem - pomaga sojusznikom. Ku Goplanom polecia y kamienie z proc, oszczepy i dziryty.

Krzepiec zauwa

, e ma do czynienia z du ymi si ami i nakaza wycofywanie si .

Za sprzymierze cy, maj cy zamkn

drugie uj cie przesmyku robili to powoli i dopiero si

ustawiali w przewidzianych miejscach. Na ustawiaj cych si , jeszcze nielicznych uderzyli ludzie

Krzepca.

W tym momencie szcz

cie u miechn o si do Polan - Krzepca ugodzi w udo dziryt i

uczyni go niezdolnym do komenderowania. Jednak natychmiast jego miejsce zaj brat -

Jaromir .

- Krzepca na p acht i biegiem odnie

poza bitw ! - wyda pierwszy rozkaz nowy dowódca

Goplan.

Kilkunastu ludzi z Krzepcem na p achcie pobieg o w bok od tocz cej si walki, potem

skr ci o na wschód i oddala o si ku dziedzinom gopla skim. Tych - nikt nie goni . Natomiast

si y walcz ce z Goplanami dowodzonymi przez Jaromira stopniowo ros y, bo do boju w cza y

si coraz to nowe oddzia y przeznaczone do „zakorkowania" przesmyku. Wreszcie Goplanie

dojrzeli, e s okr

eni.

Nie sprawdza y si kolejne przewidywania planu. Goplanie - cho by chcieli - nie mogli si

poddawa , bo mieli przeciwnika za blisko, bo ten o nic nie pyta , jeno ci , wali , k

i t uk . Jak e

mo na w takiej sytuacji robi co innego? Wi c Goplanie odpowiadali przeciwnikom pi knym za

nadobne, cho ze znacznie mniejszym skutkiem, bo ich uzbrojenie by o starej daty - zamiast

mieczy - kamienne m oty, zamiast metalowych kolczug czy usek - jeno grube skóry, zamiast

wzmacnianych elazem szczytów - drewniane tarcze obci gni te skór .

Tedy Goplanie padali cz

ciej od atakuj cych. W dodatku do walcz cych do cza y coraz

to nowe oddzia y sprzymierze ców Polan z Gniezna i Poznanie. Przewaga Polan stawa a si

coraz widoczniejsza.

Bogusz - przywódca rodu K okoczy, widz c co si

wi ci, chc c uratowa swoich przed

niechybn

mierci ustawi ich w klin i uderzy w jedno miejsce otaczaj cego Goplan

pier cienia.. By to ostatni moment na wyrwanie si z okr

enia. K okocze wypadli z pier cienia

i najszybciej jak mogli gnali na wschód.

background image

Tom 2

20

Za uciekaj cymi nikt nie pogoni . Ka dy pomy la mo e, e zrobi to inni, plan nie

przewidywa po cigu. Za to pier cie wokó pozosta ych Goplan stawa si wci

grubszy i

grubszy. Uciekaj cy K okocze zwolnili, gdy Budzisz wpad na pomys , e wsz dzie musz by

jakowe wojska pomagaj ce Polanom. S zapewne od niedawna, wi c si nie znaj , mo e uda

si uj

z placu boju, udaj c taki sprzymierze czy oddzia ... - Je li b dziemy po piesza -

przekonywa swoich - od razu domy

si , e uciekamy.

Pozostali z Jaromirem Goplanie stawali dzielnie. Trzeba im przyzna , e w obliczu

miertelnego zagro enia nie upadali na duchu - zdawali sobie spraw z beznadziejno ci swojej

sytuacji, a mimo to starali si odpowiada ciosem na cios, jak tur otoczony przez stado

odnych wilków.

Ludzie Bogusza dochodzili do wzgórza, na którym sta w odwodzie oddzia Wilków czyli

Wieletów, jak mówili o nich Obotryci. Wilcy, widz c zbli aj cych si zbrojnych wyszli im

naprzeciw i na wszelki wypadek ustawili si w bitewnym szyku. Bogusz doszed do

przekonania, e przej

spokojnie nie uda si . Tedy rykn pe nym g osem.

- W nich, bracia!

Przewaga liczebna Goplan nad Wieletami by a znacz ca, mniej wi cej potrójna. W kilka

minut leg a z po owa Wilków, reszta by a w ró nym stopniu poraniona lub pot uczona. Goplanie

chcieli dobija pozosta ych przy yciu, lecz spi ci rozkazem Bogusza, jak ko ostrog dali

spokój ywym i umar ym - nie zabrali nawet swoich zabitych - ruszyli za Boguszem z nadziej

wyj cia ca o z opresji autorstwa Krzepca.

Woje pola scy i ich sprzymierze cy opasuj cy Jaromira i jego ludzi pracowali ci

ko, jak

drwale rozstawieni wokó po aci boru. Goplanie dawali odpór coraz s abszy, bo zm czenie

dawa o im si we znaki bardziej, ni wymieniaj cym si sprzymierze com Polan. Tedy po

przeznaczona do wyr bu zmniejsza a si z ka

minut . W rodku sta Jaromir, niczym

samotny d b po rodku polany i stara si dowodzi , zagrzewa do walki. W ko cu zachryp do

cna i nie móg ze ci ni tego gard a wydoby

adnego g osu prócz wiszcz cego oddechu.

Boguszowym ludziom uda o si . Odeszli od miejsce starcia nie zauwa eni przez

przeciwników. Zapadli w lasy i rozpami tuj c gorycz kl ski zmierzali do swoich siedzib.

Wojowników Jaromira ubywa o. Zmniejsza si ha as powodowany uderzeniami broni o

szczyty, j kami padaj cych i wezwaniami bogów na ratunek.

Krzepiec zatrzymywa ko o siebie wszystkich uciekaj cych. Tych, co pojedy czo

przedostali si po cienkim ju , lecz jeszcze wytrzyma ym lodzie jezior i tych, którzy rannymi

c wyczo giwali si z pola bitwy, kiedy przeszed po nich otaczaj cy Jaromira kr g

bi cych. Z rado ci godn , wi kszej sprawy powita Bogusza i prawie dwie setki jego

okoczy. Wszystkich zap dza do sto bu, postanawiaj c broni si w nim do ko ca.

background image

Tom 2

21

Jaromir pad ostatni. Przebi o go jednocze nie kilkana cie ostrzy, odbieraj c wszelkie

czucie, ca y al spowodowany innym obrotem sprawy, ni si spodziewa . Na jego twarzy

pozosta wyraz ulgi, zapewne z powodu zako czenia wysi ku ponad si y, podj tego tylko po to,

by przed

ywot o krótki czas, a potem umrze bez wstydu, e si stchórzy o.

Ludzie Bogusza zdawali relacj z bitwy. Wedle tego, co mówili musia oby si doj

do

wniosku, e Goplanie zwyci

yli.

- Jam widzia niegdy ich pierwszego pos

ca - Kokot si zwa czy jako tak. Jakem go

zdzieli kamiennym m otem w eb, to a si bia o zrobi o od tego, co z tej Pola skiej czaszki

wyprysn o - chwali si jeden z K okoczy.

- A jam nadzia na sulic ichniego przywódc - Wojs awa - mówi inny. Zamachn si na

mnie mieczem. Uniós r

do góry, a ja go w pach ! Zaraz si osun z konia. Ciekawe czy

wy

...

- Ja trafi em z uku jednego strasznie zaro ni tego. Sta em akurat po rodku naszych i

mia em troch czasu na przymierzenie. Strza a wesz a mu w gardziel i zaraz bluzgn o

czerwon juch . Kopn powietrze nogami ze trzy razy i ju by o po nim - opowiada trzeci.

- Cichajciel - powiedzia Krzepiec, bo zapytam czemu cie tu wrócili sami zamiast wspomóc

towarzyszy.

Poopuszczali g owy i rozchodzili si po podworcu sto bu, uk adali si gdziekolwiek, daj c

odpoczynek spracowanym cz onkom. Ich mi

nie t

y po morderczym wysi ku. Co nieco

pojedli, ugasili pragnienie i powoli odpr

ali si psychicznie. Lecz do pe nej sprawno ci

fizycznej mogli powróci dopiero za par dni. Gdyby teraz sto b zaatakowano, nie mia by go kto

broni .

Jednak atakowa te nie mia kto. Lech ze wit obje

pole bitwy i liczy straty. Nie by y

du e, co zawsze jest poj ciem wzgl dnym dla tych, którzy trac najbli szych, druhów czy

krewnych. Zgin o oko o pó tysi ca Polan i ich sprzymierze ców. Goplan ubito par razy

wi cej. Gdyby wierzy szacunkom Pr doty nale

oby s dzi , e zgin li wszyscy Goplanie i

jeszcze wi cej, a to ju by o niepodobie stwem.

Wilków ocala o jeno dwudziestu. Na pami tk ich boju z lud mi Bogusza postanowiono

nazwa miejsce mierci tych dzielnych wojowników Wilcz

Gór . Na tej górce bardziej, ni

górze ocaleni Wilcy u

yli wielki stos i spalili na nim swoich poleg ych bohaterów. Lech obieca

im upy, jakie sobie wybior . Natychmiast wybrali niewiasty - jak mówili - dla liczebnego

pomno enia Wilków, dla wyrównania strat w bitwie.

Niektórzy przypuszczali, e z Kujawów b dzie w walce ma y po ytek. Okaza o si to

nieprawd . Walczyli z zaci to ci nie gorsz , ni inni.

background image

Tom 2

22

- B

przemawia za tym - powiedzia Lech do starego Kujawy - by wam przydzielono

ca ziemi Goplan. Zwa cie, e nie b dzie tam ludzi. My lcie o tym jak j zasiedli i

zagospodarowa .

background image

Tom 2

23

Rozdzia IV

P O M S T A

Druzno, Nykon i przybyli z Lechos awem wieszczkowie przez par dni pracowali przy

rannych.

Wojs awowi trzeba by o odj

ca r

. Le

potem w gor twie, nie wiadom w asnego

istnienia, nie wiedzia czy yje, czy te jego duch b dzi po za wiatach. Turoszowi uci to nog

w kolanie. Ko

goleni by a tak mocno pogruchotana, e nikt nie by w stanie posk ada ze

strz pków czego , co mog oby przypomina nog . Ubytki by y za du e i nie by o ich czym

zast pi .

Cia o starego Myszki znaleziono w miejscu, gdzie rozegra a si ostatnia walka. By ci ty w

twarz tak mocno, e przez rozwarte brzegi rany wida by o z by szcz ki i uchwy. W trzewiach

tkwi y mu trzy oszczepy, serce przeszyte by o ostrzem no a. Gdyby to by o mo liwe, umiera by

od ka dej z tych ran osobno.

- A mówiono, e Goplanie nie maj mieczy - skwitowa

mier ojca jego najstarszy syn.

adnych ez, ani krzty smutku, ni alu - zwyk a kolej rzeczy - ojciec umar , jest pora na pogrzeb,

od p aczu s niewiasty.

Sprawiano tych pogrzebów kilkaset jednocze nie, wi c z p aczkami by k opot. Przewa nie

obchodzono si bez ich pos ug, co grozi o pozostaniem dusz zabitych nad pobojowiskiem, czym

- owszem - przejmowano si , ale mniej, ni k opotami wynik ymi z braku pomieszcze dla

ci

ko rannych.

Ka dy skrawek miejsca pod dachem wype niony by le

cymi cia ami - post kuj cymi,

cz cymi, okresowo krwawi cymi, a przede wszystkim mierdz cymi - szczególnie, je li si

nie zd

o podstawi w por nocnika. Niewiasty Polan z Gniezna i Poznania oraz niewiasty

Kujawów zwija y si jak w ukropie. Nie czu y zm czenia, nie zra

y si dokuczliwo ci

da

gor czkuj cych - najgorsze ju min o, bitwa si sko czy a i rannych nie b dzie przybywa -

zdrowie .

Rannych Goplan z zimn krwi dobijano na miejscu walki. Takie by y prawid a wró dy -

jedna ze stron w niej uczestnicz cych musia a po prostu znikn

na zawsze. Mo na by o

wprawdzie sprzedawa pojmanych je ców czy rannych w odleg e strony, do wyniszczaj cej

pracy, lecz je ców nikt nie bra , a rannych nie mia kto piel gnowa - do

by o k opotu z

asnymi. Bli sza koszula cia u - jak mawiali staro ytni S owianie.

Po zebraniu swoich pobojowisko zsypano wapnem, okryto grubo iglastymi ga ziami i

przysypano cienk warstw ziemi. Do tej przykrej pracy zap dzono niewiasty gopla skie. Kiedy

background image

Tom 2

24

sko czy y zaraz je dzielono na grupy i sprzymierze cy Polan p dzili je do siebie, w strony tak

odleg e, e powrót zniewolonych stawa si wr cz nieprawdopodobny.

- Nykonie! - Mama! - krzykn a Mi ka, wpadaj c do izby, gdzie wieszcz sprawdza opatrunki

i gojenie si ran. Patrzy a przy tym strasznie szeroko rozwartymi oczami, mia a tyle zmartwienia

na twarzy, e Nykon rzuci wszystko, chwyci dziewczyn za r

i wyci gn j na dwór.

- Prowad ! - powiedzia .

Pobiegli ku grupie niewolnic szykowanych do podró y przez Naokona i jego dwudziestu

Wilków. S owo grupa musia o by u yte dla nazwania k bi cych si niewiast, przypadaj cych

do nich dzieci tek i Wilków, odp dzaj cych dzieci batogami oraz usi uj cych poustawia

niewolnice w szeregi, otó to s owo musi by stosowane, gdy jeszcze nie ma si do czynienia z

umem, kiedy nie jest to grupka i na usta cisn si nie istniej ce zgrubienia - grupsko albo

grupica. Grupa t umem nie by a, bo jaki

ad Wilcy ju zaprowadzili, ale liczy a kilkaset niewiast

i drugie tyle dzieci.

Mi ka przypad a do niewiasty z niemowl ciem na r ku, z uczepionym do spódnicy

dwojgiem szkrabów, nie daj cych si oderwa brodatemu wojowi.

- M oda jeszcze - przemkn o Nykonowi przez my l. Naokonie! - zawo

, pójd cie ze mn

na stron - pro

do was mam.

tem oka Nykon zarejestrowa , e Mi ka odtr cona przez brodacza pada na ziemi , drugi

brodacz chwyta j za kark, unosi jak szczeni i wpycha do szeregu niewolnic.

- To moja niewiasta - powiedzia Nykon do zbli aj cego si Wilka. Naokon podszed do

szeregów, chwyci Mi

za rami i poci gn ku Nykonowi.

- Wybaczcie - pawiedzia - kr ci si . tu i przeszkadza, nie wiadomo w ko cu kto zacz.

Odp dzi nie by o mo na.

- Macierz jej w ród pojmanych stoi.

- Goplanka?

- Co wam za ró nica, wzi bym j w zamian za pomoc.

- Bierzcie bez niczego.

- Dam wozy, by cie mogli zabra

ywno

i dzieci tka.

- Po có nam wra e szczeni ta, sami zróbcie z nimi porz dek.

- To mo ecie nieco podchowa i sprzeda . Albo cho opów z nich uczynicie. Du o was

zgin o - przydaliby si pracownicy.

Naokon zamy li si . By by odmówi przyj cia pomocy, gdyby nie przypadek. Podszed ku

nim Skuba od arów znad So awy z k opotem podobnym do Naokonowego - od niewolnic nie

mo na by o odp dzi dzieci.

background image

Tom 2

25

- Wzi bym te cz da - powiedzia . Gdyby tak wozy by y... Du o za maluchów Niemce

ac . Za jednego ch opaka ja ówk si dostanie. A za dzieweczk nawet konia.

To przewa

o. Przestano przep dza dziatki od nieszcz snych matek. W dodatku - gdy

wie

posz a, e pomoc mo e by w transporcie dzieci - zacz li si zg asza i inni dowódcy

sprzymierze ców,

Ale to ju nie by k opot Nykona, za spraw wzi si Lechos aw, a Nykon zwolni si u

Druzny i wkrótce wióz ze sob w stron Poznania dwie niewiasty i trzy nieletnie dziewcz tka.

Za nim wlok a si kolumna wozów z rannymi. Za kolumn setka niewolnic gopla skich z

dzie mi na r kach, na plecach i drepcz cymi ko o swoich rodzicielek. Kolumn zamyka oddzia

arów, maj cy od Poznania korzysta z us ug kujawskich wo niców,.

W Poznaniu Jarka przypad a do m

a radosna jak szczygie ek, co bardzo podnios o

Turosza na duchu.

- Ba em si , e b dziesz mi mie za z e, i em nie taki, jakiego za m

a bra a - powiedzia .

- Co ty? - Mi uj ci tak samo, co na mniejsze cia o przybytkiem jest, bo ca e mi owanie z

uci tej nogi przechodzi na inne cz onki. Ju em gada a z jednym takim, co kikuty struga i

mocowa umie. B dziem wkrótce ta cowa na weselu swoim, a potem jeszcze na innym.

- My lisz o Mi ce?

- To te , ale o naszym potomku my

.

- Jak e ci mam u ciska za tak radosn wie

, skoro ruszy si nie bardzo mog ?

- Ja za to mog - powiedzia a, przytulaj c policzek do jego twarzy. Chcia j przycisn

do

siebie, lecz odskoczy a i powiedzia a.

- Reszta u cisków - jak wydobrzejesz. Najlepiej, gdy si b dziem stara o nast pn okazj

do wesela. eby tylko czas na to by .

- Jako ? Czemu mia oby nam na to czasu brakn

?

- A, bo Druznowa Dobra lada dzie rodzi b dzie - musim tam pojecha , a w Poznaniu -

ho, ho... Moc dzieci w drodze.

Rannych porozmieszczano po wszystkich chatach. Nykon opiekowa si nimi, w czym

dzielnie pomaga y wszystkie niewiasty. W chacie Nykona i Mi ki le

o a pi ciu rannych, a

wszyscy zdrowi przenie li si na górk i tam, jedli, spali przy wtórze dzieci cego baraszkowania

w sianie, wype niaj cym po ow strychu.

Po nowiu zjawi si w Poznaniu stary Kujawa. Martwi o go to, w ka dym razie tak mówi ,

e Kujawów za ma o w bitwie zgin o. Nikt nie zarzuca im tchórzostwa, ani nie podejrzewa o

nieszczero

wobec Polan, ale stary ubzdura sobie, e z tego mog , by k opoty.

- S yszeli cie? - powiedzia do Nykona - wszystkich Goplan maj wybi do nogi.

background image

Tom 2

26

- To zwyczajna rzecz przy wró dzie.

- Rzecz w tym, e ja i moi tako Goplanami jeste my. A i wy z wasz , Mi

przecz

cie

Goplanie.

- Rzecz w tym - powiedzia z naciskiem Nykon, em Goplanin z urodzenia, ale z wyboru

Polanin. Wy za g

cie wokó prawd ,

cie szczepem jeno Goplan.

- Prawda jest - powiedzia Kujawa - lecz podejrzenie by mo e, e nasze ony, Goplanki

przecie, chowa y dzieci na Goplan. A dzieci jak dorosn wró

dalej czyni b

.

- A czy tak by o? Wasze ony istotnie chowa y dzieci w niech ci do Polan i wpaja y w

potomstwo wrogo

do nich?

- Nie by o tak, zawsze my si trzymali na boku, lecz jak to Polanom udowodni ?

- Kogo Polanie maj za ony?

-To wiecie - nasze niewiasty.

- A która z waszych on donios a Goplanom na was, albo na Polan, e pomoc

sprowadzona?

- Nie daliby si Goplanie wci gm

w zasadzk , gdyby im kto doniós .

- To cie ju wszystko, co trzeba udowodnili. Teraz my lcie o czym innym, te bardzo

opotliwym.

- O czym?

-Wam powierzona b dzie ca a ziemia Goplan. A nie starczy was do zaj cia opuszczonych

sió , zape nienia stra nic i do prowadzenia gospodarki. eby cie chocia na razie zwierz ta po

Goplanach nakarmili i napoili...

- To czynione jest - powiedzia stary. Ale e nam powierz ca ziemi ?

- Widzicie, jak wam ufaj ! A sami domów nie maj i mogliby te po Goplanach zaj

Stra -

nice od zachodniej strony musicie rozebra ...

Kujawa odjecha do domu troch spokojniejszy, cho nie by wcale taki pewny czy by by

gotów wyrzec si miana Goplanina. Tymczasowo panowa w nim l k przed pot

Polan i

przed ich sprzymierze cami. Dobrze,

my te ich sprzymierze cy - pomy la .

Jednak po powrocie do swoich stary Kujawa zacz mie zgo a inny k opot. Noga

zadra ni ta podczas. bitwy, ju prawie zagojona - nagle zacz a si j trzy , puchn

i sinie .

Druzno, wezwany dla porady powiedzia , e ycie Kujawy mo e by uratowane tylko przez

uci cie chorej nogi a do kolana. Na to Kujawa nie chcia si zgodzi i zacz si szykowa na

mier . Zebrany na pr dce wiec Kujawów uczyni starszym - najstarszego syna Kujawy -

Radosta. Wiec postanowi tak e wypraw za Wis dla przyprowadzenia bra ców. Jednak

najwa niejsza uchwa a zebranych dotyczy a zaprzestania zwo ywania wiecu rodowego w takiej

background image

Tom 2

27

jak dot d postaci. Bowiem znikn y sprawy rodowe wzgl dem ca ego plemienia. Ród trzeba

by o rozcz onkowa na poszczególne rodziny, by ogarn

powierzone terytorium, odleg

ci

pomi dzy rodzinami wzros y i cz ste zje

anie si wszystkich m

czyzn rodu by oby trudne.

Postanowiono, e. taki ogólny wiec b dzie si zje

co dwa lata, a w razie potrzeby nag ego

podj cia uchwa zwo a si wiec mniejszy, na który ka da rodzina wy le tylko jednego

przedstawiciela.

Pozosta a do za atwienia sprawa kamiennego sto bu nad Gop em. Siedzia o w nim kilkuset

Goplan, zapewne jakie niewiasty gopla skie, no i najwi kszy wróg Polan - Krzepiec Popielida.

atwo powiedzie - za atwi spraw . Lech nie mia ochoty traci wi cej ludzi, a

bezpo rednie szturmy musia yby kosztowa wiele istnie ludzkich. Na wszelki wypadek wokó

sto bu rozstawiono par kr gów namiotów ze skór, a w nich czuwa o prawie dziesi

setek

pola skich wojów. Wielu uwa

o, e takie stró owanie jest zb dne, bo brama sto bu by a

zawalona z zewn trz zwa em kamieni, si gaj cym nad po ow wysoko ci wrót. Go ym okiem

widzia o si , e przez t bram nikt ze sto bu nie wyjdzie.

Spróbowano podsun

si pod, zdawa o si , martwe mury, lecz wtedy z balkonów pola y

si strugi wrz tku.

Lech zapowiedzia budow machin obl

niczych do burzenia murów, co musia o potrwa

ugo - przynajmniej do po owy lata. Wtedy o przyj cie poprosi Druzno.

Wszed do namiotu Lecha, sk oni si grzecznie i stan z r kami schowanymi w szerokie

kawy giez a. Sta nieruchomy z r kami z

onymi na ciele mi dzy brzuchem i podo kiem a

Lech zapyta .

- Z czym przychodzicie, wieszczu? Czy to co wa nego?

- Mniemam, e mo e by wa ne.

- Tedy mówcie.

- Mo na przetrzyma jeszcze jedn zim w namiotach, lecz atwiej jest w domostwach.

Warto pomy le o sprawieniu pól. Puszcze wypala trzeba.

- Mam ostawi sto b nie tkni ty? To jest jak wrzód na siedzeniu - wytrzyma mo na, ale

usi

trudno. Przeci

trzeba.

- Przeci ty jeszcze wyciska trzeba. Albo ci

bardzo g boko i wtedy brzydka blizna

pozostaje...

- Mówicie zagadkami - rzeknijcie wprost o co chodzi.

- Zburzy

atwo, ale wam te by si móg przyda .

- Mo na ostawi i zamorzy za og g odem. Ale wtedy d ugo by trzeba pilnowa .

- Nie warto si zastanowi kto i dlaczego zawali bram ? I to z zewn trz.

background image

Tom 2

28

- Pewno zapasów maj moc i nie zamierzaj wychdzi po nowe. A przez te kamienie

podej

trudno. Ju paru poparzonych mamy przy próbie odwalania przeszkody.

- Radz rozwa

przyczyn zawalenia bramy.

- Dzi kuj za rad - powiedzia ironicznie Lech - nigdy nie wpad bym na to, e to utrudnia

nam dostanie si do rodka. Ale r cz , e w pokojowym czasie kamienie odwalim i mury

odbudujem.

- Lis - powiedzia Druzno - tylko w bezpo rednim zagro eniu ycia schowa si w norze,

która nie ma zapasowego wyj cia. A obl

eni mogli uj

za siedem gór i rzek - nikt ich nie goni ,

mieli czas na ucieczk .

To rzek szy, Druzno sk oni si drugi raz i opu ci namiot. Wnet stra zapowiedzia a, e o

rozmow prosz jacy dwaj miejscowi Polanie. Lech kaza wpu ci .

Wesz o dwóch m odych Myszkowiców.

-

Dwaj nasi bracia polegli w bitwie. Ja jestem O cik, a to mój brat Chwalibóg. Ociec te

ubit- rzek jeden

- Bardzo wam wspó czuj - powiedzia Lech. Przyszli cie mo e, by co uzyska na

otarcie ez?

- Nie - powiedzia O cik - chcemy si m ci na Popielu za mier naszych.

- Ja te mam z nim porachunki - powiedzia Lech. Was do pomocy wzi bym nawet

gdyby cie nikogo nie stracili.

- Ale my wiemy jak doby sto bu!

- Ciekawym niepomiernie, a mnie zatka o.

- Do sto bu musi by wej cie podziemne. Jedno lub wi cej - powiedzia Chwalibóg. Mo e

dlatego zawalili bram .

W oku Lecha b ysn a iskierka zrozumienia. - Ach, to Druzno o tym my la . M dry ten

kap an, a ja go niezbyt grzecznie potraktowa em. Tunel z odleg ym wej ciem. Mo e daleko za

pier cieniem stra y...

Od tej pory O cik z sze cioma pomocnikami ha asowa ka dej nocy przy murach,

wyskrobuj c zapraw ze spoin. Przykryci specjalnie zrobionym daszkiem, chroni cym przed

wrz tkiem i ci

arami zrzucanymi z balkonów „drapacze" ha asowali mia o, by odwróci uwag

oblegaj cych od licznych patroli, szukaj cych wej

do tajemnych korytarzy podziemnych.

Nad patrolami postawiony by Chwalibóg, jako jeden z tych, którzy pierwsi wyrazili

podejrzenie o istnieniu tajnych przej

. Której nocy do Chwaliboga przybieg jeden z

patroluj cych.

- Jest - powiedzia podnieconym g osem - znale lim!

background image

Tom 2

29

Chwalibóg wzi ze sob , brata i kilku innych i poszli ogl da . Gdyby nie pokazano mu

wylotu, Chwalibóg by by go nie zauwa

, bowiem nic nie wskazywa o, e w tym miejscu jest

co odmiennego, ni w otoczeniu. Na klap , zamykaj

wylot tunelu na

ono ga zie, ziemi ,

traw i mech - wszystko doskonale maskuj ce wylot.

- Otwierajcie - powiedzia Chwalibóg.

Miecz wsadzony w szpar umo liwi podwa enie klapy.

- Zga cie pochodnie! - powiedzia O cik - bo w korytarzu powstanie odblask - mog

zauwa

.

W ciemno ci wymacano do

w ski otwór i szczeble drabiny umocowanej przy cianie.

Chwalibóg zacz schodzi w g b. O cik skierowa za nim jeszcze dziesi ciu wojów. Reszt

zatrzyma w odwodzie, bo w korytarzu mog y czeka ró ne niespodzianki.

Czekali przy wej ciu d ugi czas, a z tunelu nie dawano adnego znaku. Za to na

powierzchni da y si s ysze jakie szurgotania, jakby ci gni to po ziemi znaczne ci

ary. O cik

bra ka dego woja za r

i odprowadza od klapy. We wzgl dnej ciszy odeszli wszyscy,

spodziewaj c si , e ku przej ciu zd

aj Goplanie. Niestety, nikt nie pomy la o zakryciu

wylotu.

Polanie, zaczajeni w zasadzce, spr

yli si w gotowo ci do skoku na tych, którzy chcieliby

wej

do tunelu. Nic nie widzieli, lecz orientowali si , e ci gn cy ci

ary s coraz bli ej.

Wskazywa y na to g

ne oddechy i st kania zm czonych ludzi. Ju mieli rzuci si na wrogów,

kiedy zaskoczy ich g os ad strony klapy.

- Otwarte! - Która ostatnia wychodzi a?

os by niewie ci! A ostatnia te musia a by niewiast . Mo e inne osoby te s

niewiastami?

Ta chwila wahania wystarczy a, by do tunelu wwalono jakie ci

ary, a za nimi weszli

tragarze. Us yszeli g os zakrywanej klapy. O cik ju mia nakaza zapalenie pochodni, kiedy

us yszano podobne do poprzednich odg osy. Tym razem pochwycenie zbli aj cych si posz o

sprawnie. Zapalone pochodnie o wietli y niewie cie twarze i wype nione wielkie wory.

- Có to wleczecie? - spyta O cik. I kim jeste cie?

- My miejscowe - pad a odpowied - tutejsze Polanki.

- Czegó si po nocy w óczycie?

- Nie b dziem odpowiada nie wiadomo komu. Mo

ty Goplanin ze sto bu?

Zajrzano do worów. By y wype nione po brzegi ywno ci . Bez dalszych ceregieli

zaprowadzono pojmane do Lecha.

background image

Tom 2

30

Pozostali przy zamkni tej klapie pos yszeli pod ni niewie cie piski i dudni ce w podziemiu

osy m

czyzn. Klapa podnios a si . Wyszed na gór Chwalibóg, za nim jeszcze trzech.

Zacz li wyci ga pop tane niewiasty, które by y podpychane z do u i podawane przez

niewidzialne r ce towarzyszy.

Z rozmów bia ek pos yszanych w tunelu oraz z badania torturowanych przez lanie w gard a

gor cego wosku Lech zrekonstruowa obraz podziemnych korytarzy i wej

pokrytych

zamaskowanymi klapami. Podczas kilku nast pnych nocy pola scy woje wynosili tymi

korytarzami zapasy ywno ci posk adane w podziemnych komorach. Potem przy klapach

postawiono stra e i wy apywano grupki Goplan wysy ane po nowe zapasy. Popiel chyba

zorientowa si , e Polanie rozpoznali uk ad tajnych przej

i przesta wysy

zaopatrzeniow-

ców.

Po kilkunastu dniach do jednego z tuneli wszed pola ski zwiad z obu Myszkami. Przeby

pust komor przeznaczon na sk adowanie zapasów i znalaz wej cie do wn trza sto bu.

Na podworcu, we wszystkich komnatach, na schodach - wsz dzie wala y si popuchni te

trupy ludzi zmar ych z g odu.

Popiel zmar od gangreny. Le

na pod odze najwy szej kondygnacji. By sam.

Przykrywa swoim cia em klap nad schodami. Ko o niego le

y porozrzucane resztki

ywno ci. Ten nie umar z g odu. Mia jej tak du o, e starczy o i dla sporego stadka myszy,

które pierzch y na widok zagl daj cej spod uniesionej klapy g owy Chwaliboga.

- B

o nim snu legendy - powiedzia Druzno. O nim i o myszach.

background image

Tom 2

31

Rozdzia V

W A D C Y

Ró nie mo na rozumie powiedzenie - ma w adz . Mie nad kim w adz , to na przyk ad

zwi za go i od czasu do czasu poi i karmi . Zwi zany nigdzie nie mo e uciec, nie mo e si

przeciwstawi woli tego, który nim w ada.

adz mo na te mie z tytu u posiadania m dro ci i autorytetu. Wtedy wielu s ucha

takiego m drego, bo wiedz , e jego rady czy plecenia przynios korzy

- ich wykonywanie

jest op acalne.

Albo mo na w ada przez mi

. Wtedy nawet rozkazywa nie trzeba - zakochany

odgaduje pragnienia umi owanej w adczyni i spe nia je ochoczo.

Ogólnie - mo na powiedzie , e w adza polega na wydawaniu polece innym, którzy te

polecenia z jakich wzgl dów spe niaj .

Nie mo na mówi o istnieniu w adzy ca ego ludu czy plemienia. Bo trzeba by by o spyta

komu ów ca y lud ma wydawa polecenia? Samemu sobie? Wszyscy - wszystkim? Dlatego nie

mo na by o powiedzie , e plemieniem w ada wiec, bo to by o zgromadzenie wszystkich.

Zgromadzenie rozstrzygaj ce, ustalaj ce, ale nie w adcze. Nie w adaj ce nikim, cho by z tego

wzgl du, e postanowienia musia y by jednomy lne, wspólne - wszyscy musieli si na jaki

d czy projekt zgodzi .

Mo na twierdzi , e w ada twórca projektu, ale on przecie nie wydawa polecenia, on

tylko pyta czy wszyscy si zgadzaj .

Wielu mówi, e w czasach Popiela u S owian panowa a demokracja i nazywaj demokracj

adz ludu. Poniewa rozumiej , e nie mog rz dzi wszyscy, w dodatku wszystkimi i w

dodatku jednomy lnie, wi c twierdz , e w owej demokracji decyzje podejmowano wi kszo ci

osów.

Z tego wynika, i s dz , e wi kszo

w ada a mniejszo ci . To jest w zasadzie mo liwe,

cho w tym przypadku powo ywanie jakich zgromadze do g osowania by oby zb dne -

mniejszo ci mo na narzuci swoj wol si .

W praktyce, wsz dzie tam, gdzie ma si do czynienia z w adz - spe nia j mniejszo

nad

wi kszo ci .

Lech mia w adz nad swoimi Polanami. Zapewne na czas w drówki, podobnie jak

Wojs aw mia pos uch u swoich zanim doszli do Gniezna. Teraz trzeba by o rozstrzygn

czy

jakikolwiek w adca jest potrzebny, czy istnienie w adcy nie jest za kosztowne i czy nie os abia

autorytetu g owy rodu albo ojca rodziny.

O zwo anym w tym celu wiecu Nykon opowiada codziennie, kuruj cemu si Wojs awowi.

background image

Tom 2

32

- Mimo,

cie os abli z ran i przez to w obradach nie uczestniczycie, mimo,

cie kaleka

- wiec o was nie zapomnia i obdarzy was dostoje stwem.

- Jakim ?

- Macie by starszym Gniezna i ziem okolicznych. Macie pilnowa czy postanowienia

tycz ce si tej ziemi s przez jej mieszka ców wykonywane.

- A je li nie b

?

- Tedy wymusza b dziecie mogli; dostaniecie do pomocy oddzia zbrojnych.

- To je li si wszyscy z postanowieniami zgodz , to i pilnowa nie trza.

- O waszym bracie te pami tano - ma robi to samo, co wy, jeno w okolicach Poznania.

- Jak

korzy

by my z tego mie mogli?

- Ma by jakowa zap ata. Jeszcze nie postanowiono jaka.

Nast pnego dnia Nykon relacjonowa .

- Wasi z Gniezna i Poznania nie chcieli si zgodzi na trwanie stanu wojny a do czasu

urz dzenia opustosza ej ziemi Goplan.

dali tego Lechici i chcieli na ten czas ustanowi Lecha

wodzem.

- Na czym stan o? - spyta Wojs aw.

- Ziemi Goplan oddano Kujawom. Wtedy Pr dota i Myszkowice podnie li, e Kujawy nie

Pola skim rodem i dlatego Polanie nie mog dla ich korzy ci i bezpiecze stwa og asza

stanu wojny. Maj dostawa pomoc od ochotników.

- Tedy mamy pokój...

- Nie, teraz og oszona jest wojna przeciwko Oziadoszanom, Bobrzanom i Trzebowianom.

Maj by rozsiedleni, mi dzy innymi tam, gdzie wska

Kujawy. Bra cy s potrzebni do pracy

na pustkach.

- A ziemie tych zawojowanych?

- Cz

ma tam pozosta . Maj ich pilnowa nasi wys ani tam jako w

ciciele i dozorcy

zdobytych ziem.

- To si chyba nazywa

sko?

- Tak, z tej przyczyny, e wód i b ot oraz bagnisk tam du o. Rzeczywi cie jest tam

sko

czyli lgnisto i lisko.

- Tedy Lech jednak zosta wodzem?

- Nie ca kiem, bo jak pójdzie z wojami po zdobycze, to nie by oby komu pilnowa tych

bra ców, których poprzysy a ze

ska.

- Có tedy?

background image

Tom 2

33

- Zwierzchnikiem plemienia Polan obrano naszego Piasta. Jednak tylko na czas pokoju.

Podczas; wojny zwierzchno

ma by u Lecha.

- A Piast?

- Ma by wtedy namiestnikiem Lecha.

- Za po wojnie?

- Lech b dzie namiestnikiem Piasta.

- eby Piast móg pilnowa bra ców i

skich zdobyczy?

- Tak w

nie t dwuw adz uzasadniano.

- Tedy wiecu ju nie b dzie?

- Jako ? U Kujawów ma by , wsz dzie jest, to i u nas b dzie. Jeno jak si urz dzim i

dzie trwa pokój .

- Lech b dzie tak czyni , by wojna by a za wojn ,.

- A Piast b dzie musia rz dzi na miejscu i pilnowa zdobyczy - domy li si Nykon. To cie

mieli na my li?

- Czy b dzie inaczej?

- Jutro si dowiemy.

Jednak jutro zaj te by o innymi sprawami. Najpierw wiec debatowa nad uczczeniem

miejsca bitwy. Pada y projekty zbudowania kurhanu przy jeziorze Ostrowite lub przy D bowcu,

jako e i przy jeziorze, i przy wsi toczy y si najza artsze zmagania, ale w ko cu od zamiaru

trzeba by o odst pi , bo g osy podzieli y si równo. Za to przeszed projekt, by - je li na miejscu

po wi conym, na którym p on y najliczniejsze stosy pogrzebowe - powstanie kiedy ludzkie

osiedle - nada mu nazw Popielno lub Popielewo.

Opowiadanie Nykona o tym kto i co powiedzia , jakie by y wyniki poszczególnych g osowa ,

kto pokrzykiwa i jakich s ów u ywa by o d ugotrwa e i ze wszech miar wyczerpuj ce. Do tego

stopnia, e Wojs aw przysn . Obudzi a go, trwaj ca od jakiego czasu cisza.

- Widz ,

cie nie bardzo zaciekawieni - powiedzia , u miechaj c si Nykon.

- Bo czasem a cz owieka mierzi od takiej czczej gadaniny nad byle czym.

- Tedy oddaliby cie swój g os za obiorem sta ego w adcy?

- Powiadajcie lepiej czy to wszystko tego dnia?

- Jeszcze przyby cz ek Druzny spod grodu Kraka.

- I jako ? Germanie przep dzeni?

- A jako s dzicie?

- Nie podoba mi si ten Rus an.

background image

Tom 2

34

- Innym ta nie. Najbardziej nie cierpi go chyba Lech, cho to przecie krewniacy.

- Ciekawe czy s usznie.

- Jak najbardziej - powiedzia ze z

ci Nykon. Doszed ze swoimi pod gród Kraka i

zamiast wsi

na karki Niemcom pocz si z nimi uk ada o wspólne zaj cie grodu i ziemi

Wi lan.

- To mierdziel - warkn Wojs aw.

- Z uk adów wysz y nici. Germanie chytrzy s . Niby bratali si , zgadzali, ale cichcem

pojmali Rus anowego brata i jego on . Zak adników z nich uczynili i

dania pocz li wysuwa

tak wygórowane, e Rus an si w ciek .

- I có uczyni ?

- Nie bacz c na bezpiecze stwo zak adników - zaatakowa Germanów i pobi . Niewiasta i

sze cioro drobiazgu zgin li przy tym, zabici przez Germanów.

To przynajmniej dla Kraka i Wi lan po ytek...

- Nie chcieli wpu ci Rus ana do grodu. Tedy ten opasa gród obl

eniem, jako wprzód

Niemce uczynili. Darmo odwodzili go od tego ludzie Lecha, darmo odstr cza cz ek Druzny,

pró no b aga osamotniony jak kij w miotle brat Dubian, by odej

z onego nieszcz snego

miejsca, gdzie zgin a jego rodzina.

- Zdoby gród?

- Przyby drugi cz ek Druzny i rozpu ci pog osk , e Lech zbli a si ze wszystkimi swoimi

si ami pod Kraków...

- Jako cie rzekli? Kraków?

- Gród Kraka. Rus an go tak nazwa , ta nazwa nie le przystaje do grodu Kraka.

- I wtedy Rus an odst pi ?

- Tak. Odszed na wschód, w stron Wo ynia.

- Musieli si w tym Krakowie radowa .

- Nie bardzo mia kto. Pokaza o si , e Wi lan nie by o w rodku wielu. Wi kszo

z nich

pilnowa a ziem podbitych i ludów podbitych. Krak nie powa

si

ci ga ich pod Kraków, by

bunt zniewolonych nie powsta .

- Zrobili to, co i Lech chce zrobi - nazdobywali, naprzy czali, a teraz maj za ma o ludzi,

by si broni przed najazdem. Wiecu tako zwo

chyba nie mog , je li wszyscy tak

porozrzucani?

- O to chyba Krakowi chodzi o... Sam rz dzi, sam w ada. Ale Wi lanie co przeciwko

samowoli w adcy wymy lili.

background image

Tom 2

35

- Nie wykonuj , jego polece ?

- Umy lili, by wysy

na zjazd w Krakowie swoich przedstawicieli. Jeden na stu jest

wylosowany i jedzie obradowa . Postanowienia owego zjazdu s tak samo wa ne, jak uchwa y

naszego wiecu.

- Eee, to nie to samo. Jak e ów przedstawiciel ma wiedzie co my

, inni - pozostawieni

na stra y zdobyczy?

- Krak to pono wykorzystuje i g osowania tocz si po jego my li. Teraz, niedawno taki

zjazd si odby . Cz ek Druzny powiada , e postanowienia dla Polan niekorzystne.

- Znaczy - dla nas?

-Mo e Wi lanie i Krak mieli na my li Rus anowych - oni tako Polanie. W ka dym razie

zjazd postanowi , e z Polanami nijak nie wolno si

czy .

- To sami prosili...

- Postanowili

ob po Wandzie. Ma by d ugotrwa a. Ma trwa dot d a który nast pny

zjazd j odwo a. A podczas

oby nie ma mowy o adnych nowych sojuszach, zdobyczach, ni

wa nych uk adach.

- I w ten sposób przebiegle uniewa nili w asn pro

. Nic nie mo na zarzuci ich

przemy lno ci.

Nazajutrz uwidoczni a si przemy lno

Lecha i Piasta. Na ich wspólny wniosek wiec

ochoczo uchwali , e dwuw adza musi by z czasem ograniczona. Po doj ciu do lat sprawnych

syn Piasta Siemowit ma poj

za on córk Lecha Dragos aw . A wiec ma by zwo ywany,

kiedy pokój b dzie trwa bez przerwy dziesi

lat. W razie potrzeby cz

ciej mo e by

zwo ywany zjazd taki sam jak u Wi lan.

- Kto ma zwo ywa wiec lub ów zjazd? - spyta Wojs aw.

- Siemowit .

Wojs aw pokiwa g ow , co odzwierciedla o jego my li, e Piast i Lech b

unika

potrzeby zwo ywania wiecu. A czy Siemowit, je li zostanie w adc - b dzie mia tak

potrzeb ?...

- Znaczy - postanowione, e Siemowit te b dzie w adc ? - upewni si

- Tak, bo dwuw adza wyda a si wszystkim czym z ym, tedy od razu obrali Siemowita wo-

dzem, wojewod , najstarszym plemienia i czym tam kto jeszcze chcia - w ka dym razie

nast pc Lecha i Piasta.

- Reszta, mniemam, nie ma znaczenia. W adca mo e zmieni ustalenia, je li taka b dzie

jego wola.

background image

Tom 2

36

- Nie mówcie - zaprzeczy Nykon. Przyj li my Pomorzan pod opiek . W adcy mieliby to

zmienia ? Nie chcieliby w ada nad wi kszym krajem? Poza tym sprawa Kujawów... Po chwili

kontynuowa .

- Powiedzieli - ustami Radosta, bo tylko przedstawicielstwo Kujawów przyby o - e boj si

zaborczych d

Lecha i s ucha mog jeno Piasta. Moim zdaniem obaj w adcy b

przez to

trzymani w mniejszej pewno ci i zale no ci od stronników.

- Po yjemy - obaczymy - powiedzia Wojs aw. Na tym sko czyli cie?

- Na zako czenie Druzno postawi w asn spraw . Powiedzia , e mu nieswojo by nad

Lednic wieszczem, podczas gdy z Lechitami przybyli liczni kap ani. Na to odpowiedzia Mojmir

- dawny wieszcz Polan za ab . -Obyczaj - mówi - nie zakazuje zbudowania innych chramów

dla innych kap anów ni wieszczów. Lecz my s dzimy, e dwa chramy wystarcz . A nast pstwo

po Druznie te wyznacza obyczaj - b dzie si losowa spo ród trzech najstarszych kap anów.

Wprawdzie obyczaj przewiduje, e pierwsze stwo maj w losowaniu dzieci wieszcza, jednak

tylko wtedy, kiedy jest ich wi cej ni dwoje, dwóch w

ciwie. A Druzno ma tylko jednego syna,

je li nie liczy ma ego Stoigniewa, którego wnios a mu Dobronega.

- Dzi rano - powiedzia Wojs aw. - Dobronega powi a ch opca. To syn Druzny .

Nykon westchn . Nie ze zmartwienia o tera niejsze i przysz e dzieci Druzny. Pomy la o

tym, e on sam...

- Dzi w nocy - powiedzia Wojs aw - moja Bogna mnie te zap dzi a do roboty. Przysz a

niby to opatrunki zmieni , niby to zapewni o mi owaniu... Koniec ko ców po

a mnie na

boku, tym bez r ki, i kto wie co z tego b dzie..

- Bo te Dzier ek sam - powiedzia Nykon. Pewnie cie zbyt zaj ci byli sprawami ogó u i

czasu wam brak o na mno enie potomstwa...

- Mo e i tak. Tedy umy lilim z Bogn nie bra na siebie adnych zaszczytów, bo s teraz

inni, na pewno wielu z Lechem przyby o zdatnych - niech posmakuj tych dobroci, od których

nie mo na si op dzi , tak e - jako cie mówili - dla w asnej rodziny czasu brakuje.

background image

Tom 2

37

Rozdzia VI

P R Z Y S Z O

P L E M I E N I A

, wiosn dwadzie cia setek Lechitów Pod wodz Miros awa z rodu wierczków

ruszy o na po udnie. Wojska sz y dwoma szlakami - cz

wzd

Prosny, zostawiaj c nad t

rzek nieliczne posterunki, reszta - po obu stronach Nysy, przecinaj cej ziemie Bie unczan,

Milczan i

yczan.

Miros aw, z nakazu Lecha zastosowa odmienny od niemieckiego sposób zdobywania

terenu i ludzi. Niemcy zaczynali od strony w asnych osad i stopniowo wchodzili na zdobywany

teren, co trwa o latami, lecz dawa o wyniki trwa e, przy zmianach stopniowych i ma o

bolesnych. Miros aw wszed na nowe tereny od razu na pe

g boko

, po bokach i zmienia

je radykalnie, wywo uj c przera enie, wrogo

i bunt miejscowych S owian.

Na zachód od Nysy ka da ludzka osada stawa a si

ród em upów kierowanych Szprew

od Ma ej Krobnicy do Biskowa. Wszyscy ludzie, zwierz ta, sprz ty, narz dzia - co si tylko da o

- by o adowane na tratwy i pod stra

transportowane na pó noc. W Biskowie tratwy

wy adowywano i zdobycz p dzono przez Ragów, Dubrów, Malczów i Lisów do mostu w

ubicach. Za mostem upy przejmowa Lech i kierowa na wschód. Po drodze ludzie Piasta

dzielili bra ców na mniejsze grupy i wraz z dobytkiem doprowadzali na miejsca przeznaczone

do osiedlenia. W blisko ci ka dego takiego miejsca sta zbudowany gródek, stra nica raczej -

miejsce ochrony Polan - dozorców na wypadek buntu je ców.

Du a cz

ludzi niewolnych sz a a do ziemi Kujawów i tam by a przez nich osadzana w

opustosza ych pogopla skich miejscowo ciach.

Inaczej traktowano ludzi na wschód od Nysy. Stamt d brano mniej wi cej co drug osad .

Nys - bra cy zd

ali do S ubic, a dalej spotyka o ich to samo, co wiezionych Szprew .

Mi dzy Nys i Bobrem trzeba by o zbudowa sie drewnianych gródków, takich samych jak

te - przygotowane na wschód od S ubic. Gródki te budowane przez wie o wzi tych

niewolników by y najzwyczajniejszymi w wiecia ogrodzeniami, mog cymi pomie ci kilkunastu

ludzi do czasu nadej cia odsieczy. Jedynym urz dzeniem ka dego „gródka" by u

ony

po rodku cz stoko u czyli palisady wielki stos sygnalizacyjny, którego za egni cie oznacza o

wo anie - na pomoc!

Taka sama sie gródków powstawa a na zachód od Prosny i u podnó a Sudetów.

Wszystkie te gródki cznie okala y zaj ty teren, utrudniaj c spe nienie ewentualnego zamiaru

ucieczki. Bra cy, obci

eni ró nego rodzaju okowami - nie mieli mo liwo ci sprawdzenia czy w

którym z gródków kto jest i zaraz wypadnie, by pojma zbiega, czy te ogrodzenie jest akurat

puste i mo na ko o niego bez obaw przechodzi .

background image

Tom 2

38

Oprócz tego je cy budowali pod batami prawdziwe grody - na pi

dziesi ciu do stu wojów

- z zabudowaniami mieszkalnymi, studniami, stajniami, magazynami i wszystkim innym, co by o

konieczne do d ugotrwa ej obrony.

W takich prawdziwych grodach mog o si pomie ci mnóstwo ludzi z okolicy i przetrwa

bezpiecznie nawet kilkumiesi czne obl

enie. Postawiono K pno, Kluczbork, Ko le, Racibórz,

Nys , K odzko, Kowary, Wle , Nowogrodziec i Lubi ; zacz to budowa

widnic zamierzon

jako gród centralny, wi c wi kszy i lepiej urz dzony od pozosta ych.

Miejscowa ludno

nie stawia a oporu zbrojnego. W czasach Samona przerwano

samodzielny rozwój tamtejszych plemion. Istnia y nadal, lecz ju nie jako wspólnoty

autonomiczne, samodzielne - sta y si tylko wspólnotami etnicznymi, obci

onymi daninami

przez Samonowych Germanów, zjawiaj cych si co lato po odbiór cz

ci plonów.

Tera niejsza zmiana polega a na tym, e poborcy na sta e zamieszkali w pobli u i

nieustannie pilnowali swoich interesów. Owocowa o to, niestety, dybami na noc, ci

arami u

nóg i karków i konieczno ci milczenia, bo nowi zaborcy mówili tym samym j zykiem i mogli

pods ucha o czym si rozmawia.

Sam Lech, tak e z dwoma tysi cami wojów ruszy na zachód z zamiarem opanowania

terenów Lubuszan. Planowa rozbudowanie Lubusza w taki sposób, by roz

ony po obu

brzegach Odry - chroni mostu, spinaj cego brzegi w okresach wolnych od powodzi. W planie

by a tak e budowa sta ego mostu kamiennego.

Lubuszan nie przesiedlano, lecz ci

ary d wigali nie mniejsze od s siadów z po udnia.

Najgorszym dla nich by a konieczno

budowania grodów w Santoku i Uj ciu nad Noteci .

Tereny budowy by y niezdrowe - bagienne, ci

ko si na nich oddycha o, ci

ko znosi o

duchot i fetor w letnie dni i ledwo si przetrzymywa o napady chmar komarzyc od wieczora do

pó nego ranka.

Piast dzia

nie mniej energicznie od Lecha i Miros awa. Star osad pozna sk

po czono wa ami z Wart , a nowy gród i osiedle zacz to wznosi na ostrowie, któremu nadano

imi Lecha, cho niektórzy uwa ali, e lepsza by aby nazwa wi ty Ostrów albo Ostrów

wi tynny, jako e zdecydowano jednak o postawieniu tam nowego chramu dla Swarzeca.

Do budowy wa ów gromadzono du e kamienie polne i dolne cz

ci pni du ych

pokrzywionych drzew niezdatnych do traczenia na bale i deski.

Z tych rosochatych pni w miejscu wytyczonym na wa robiono du e skrzynie, wi

c pnie

czym popad o, ale przede wszystkim staraj c si pozaczepia je o siebie zakrzywionymi

konarami nie oddzielonymi od drzew, du ymi s kami i pozostawionymi przy karpach

korzeniami.

W tak zrobione paki walono kamienie, raczej lu no, bo chodzi o nie tyle o zwarto

, co o

ci

ar. Powstawa a pierwsza - dolna warstwa wa u z czterech ustawionych obok siebie pak.

background image

Tom 2

39

Taki rz d pak przysypywano ziemi . Na dolnym rz dzie stawa rz d z trzech pak. Wy ej - z

dwóch pak. Ostatnia, pojedyncza warstwa pak mia a mniej kamieni i w niej osadzano palisad ,

nie zapominaj c o wy kach, strzelnicach, drabinach i pomostach do gromadzenia kot ów z

parz cymi cieczami, do uk adania kamieni, s

cych do zrzucania na by nieproszonych go ci i

do ustawiania koszy na dziryty, strza y i inne pociski.

Razem z wa em ros y nowe ycia w onach Pola skich on. Turoszowa Jarka powi a du e

ch opi , kiedy ko czono stawianie cz stoko u, cz cego stary Pozna z brzegiem Warty.

Turosz, dzi ki przymocowanemu da kikuta szczud u móg ju samodzielnie sta , a nawet

ku tyka - na razie nieporadnie, lecz bez adnych zaczepie , wywraca si , czy tym

podobnych rzeczy. Tedy stoj c, uniós dzieci , przez co uzna je za swoje i powiedzia .

- Na pro

matki i z w asnej woli nadaj ci imi

ywomir.

Mi ka patrzy a na obrz d z zazdro ci . Nie odrywa a oczu od m odej rodzicielki, od jej m

a

- spogl daj cego na on z pochwa i dum . Wyra nie pragn a mie tak sam rozanielon

twarz i szcz

liwe oczy wpatrzone w dzieci i m

a. Nykon przytuli j do siebie i cichutko

szepn .

- Wytrzymaj jeszcze krzyn , na ciebie jeszcze za wcze nie.

- Ale si doczekam, prawda?

- Byle potem nie narzeka a, jak ci dzieciska zalej sad a za skór .

- Gdzie bym tam narzeka a - obruszy a si .

W go ci przyjecha Wojs aw z Bogn , Dzier kiem, ma ym Zdruzn i jeszcze mniejszym

Stoigniewem. Jarka dowiedzia a si od Bogny o takim samym obrz dzie z udzia em siostry i

Druzny. Ucieszy a si , e siostra jest na najlepszej drodze do takiego samego szcz

cia, jakie

jest udzia em jej i Turosza.

Za to Mi ka znowu spojrza a ku Nykonowi z alem w oczach. A on powiedzia .

- W

nie zapowiada si nasze wesele. Ale pok adzin nie b dzie - doda pr dko, widz c,

e Mi ka szykuje si do skoku zako czonego oplecenim r k wokó jego szyi. Zwa , e Turosz,

cho Polanin z krwi - wybra obrz d gopla ski. Tako Druzno. A ja godz si na pola ski -

wpierw lub i wesele, a dzieci potem.

- Nic to - powiedzia a Mi ka. Poczekam, bo ty ka esz.

Na dworze spora grupa ch opców baraszkowa a wsz dzie, ch on c przy okazji to, co by o

interesuj ce w pracach przy wyka czaniu wa u. A e ch opcy naprzykrzali si przy tym

doros ym - Nykon i Turosz wyszli ku nim i zabrali otroków na spacer do pobliskiego lasu.

Tam, wybrawszy stosowne miejsce, Nykon zatrzyma si .

- Widzia em - rzek - jake cie si bawili wojów. Rzucali cie kijkami leszczynowymi, niby

dzirytami i walczyli grubszymi kijami, jakby mieczami. Dzi ka dy - kto chce - zasadzi sobie

background image

Tom 2

40

maczug , by w przysz

ci mie zapewnione cho by to starodawne narz dzie walki, gdyby nie

sta o miecza. Rozleg y si t umione chichoty, pewnie ch opcy wyobrazili sobie jak im z ziemi

wyrastaj miecze, oszczepy albo strza y z grotami.

- Jak to - zasadzi? - spyta Dzier ek.

- Ka dy znajdzie par dobrych

dzi. Potem wykopie do ki. W ka dy do ek w

y spory

kamie i przysypie go cienk warstw ziemi. Na tej ziemi po

y nasienie d bu i przykryje je

mchem, li

mi i ziemi . Na koniec oznaczy miejsca, w których s posadzone jego maczugi.

- Cz sto

dzie s wyjadane przez myszy... - powiedzial Stoigniew.

- By aby to dla przysz ego woja z a wró ba, lecz przecie losowi mo na pomagac .

- A jako ? - zapyta cichym g osem Zdruzno.

- Wprzód trzeba chroni

przed gryzoniami. Mo na, dajmy na to, ob

nasienie

ostrymi kamykami. Mo na te ob

zielem, na przyk ad pio unem lub wrotyczem, których

zwierz ta unikaj , je eli mog .

- Jak wzejdzie, to te mo e by zgryzione przez ro lino erców - powiedzia jeden z

ch opców.

- Przecie nie da si sta bez przerwy przy drzewku a uro nie - doda inny.

- Dziki zwierz - powiedzia Nykon - cz owieka si stracha. Poczuwszy jego wo , woli

umkn

w g b lasu. Wystarczy przyj

do ro linki co dzie , podotyka jej, poobk ada ko skim

nawozem, przyprowadzi czasem psa, eby zostawi swój zapach.

- No i co? Uro nie d b i go wyrwa ? - za mia si spory otrok.

- Zanim uro nie - musi obej

korzeniami po

ony kamie . Oplecie go, obro nie, umocuje

w sobie. Wtedy trzeba dziesi cioletnie lub starsze drzewko wykopa , poobcina nadmiar

korzeni, ostruga z ga zi, owi za sznurem uchwyt.

Wreszcie ch opcy si zainteresowali. Przestali pokpiwa i zapragn li mie te maczugi.

Lepiej wcze niej, ni za dziesi

lat. B

mniejsze i sposobniejsze do zabawy. Lepsze ni

zwyczajne kije.

Na komend Turosza rozbiegli si szuka dorodnych

dzi i dobrych miejsc do

sadzenia. Przy Nykonie pozosta Zdruzno.

- Ty nie chcesz mie maczugi? Nie b dziesz wojem? - zapyta Nykon.

- Mnie si bardzo podoba, e ociec albo wy wiecie du o o wszystkim. Ja te bym chcia .

- O czym by chcia wiedzie ?

O wszystkim. Dlaczego kret ma s aby wzrok i yje pod ziemi , a kot widzi dobrze?

Dlaczego

wybiera tereny bagniste? Dlaczego niektóre zwierz ta yj w wodzie, a inne na

dzie?

background image

Tom 2

41

- O tym i o wielu innych rzeczach mo na jeno domniemywa . Wiedzie jak jest naprawd

nikto nie mo e, bo nikogo nie by o przy pocz tku wiata.

- To wiat mia pocz tek? Urodzi si czy jak?

- Ty syn wieszcza i kap ana. Tedy powiem ci czego ucz kap anów. Jeno si tym nie

chwal, bo mia si z ciebie b

. Otó ludziom mówi si , e wiat pocz li bogowie. Który bóg

z jak

bogini pocz li wiat, ona go urodzi a i jest. Nas uczy si , e bóg jest jeno jeden -

stwórca, pan i s dzia ca ego wiata i wszystkich ludzi.

- Jaka w tym ró nica? Bogini nie mog a wiata zrodzi ?

- Ró nica jest taka, e trzeba sobie odpowiedzie na pytanie - sk d wzi a si bogini, jej

, inni bogowie. Zawsze dochodzi si do tego, e j a k o wszystko powsta o, a my nie

wiemy jak. Trzeba si przyzna do tego, e jest Kto , kogo poj

nie mo emy, kto jest od nas

mocniejszy, lepszy, m drzejszy. Taki Kto - kto jest Najmocniejszy, Najm drszy,

Najsprawiedliwszy - to jest Bóg. On ma, On jest wszystko Naj. Rozumiesz?

- Niby tak, lecz przecie cie sami powiedzieli, e tego poj

si nie da, bo bóg jest od nas

drszy.

- Nie trzeba zrozumienia. Wystarczy doj

do tego, e musi On istnie , bo my to najlepsze i

wszystko inne naj - czujemy. A cz owieka takowego nie ma. To kto ma te przymioty?

- I ten bóg kaza kretowi

pad ziemi ,?

- By mo e, lecz pewno ci nie ma. Sam widzisz, e ludzie si zmieniaj . Zwierz ta te i

ro liny... Mo e kret mia wzrok lepszy, ale mu si zepsu ...

- Móg by si wzrok zepsu jednemu kretowi. Ale nie wszystkim!

- Mo e krety musia y

pod ziemi , tam wzrok nie by im potrzebny, tedy powoli go

traci y...

- Wszystkie krety? A inne zwierz ta nie? By oby to dziwne.

- Masz s uszno

. Tedy mo e by o tak, e wszystkie krety by y powolne i musia y chowa

si w norach przed drapie nikami.

- A mo e mia y tylko s aby wzrok i dlatego wesz y pod ziemi ?

- Mo liwe. A

, maj c szerokie racice wybiera bagna, bo tam wilki lgn y i nie mog y go

dogna .

- A z tymi wodnymi i l dowymi? Bóg tak chcia ?

- Mo e na l dzie w jednych miejscach by o za gor co, w innych za zimno, a tylko w

niektórych akuratnie. Tedy ze z ych miejsc zwierz ta wchodzi y do wody, gdzie warunki s

mniej zmienne. Po wiekach nauczy y si w tej wodzie ywi , rozmna

i ju tam zosta y.

- A mo e raczej z wody wychodzi y na l d?

background image

Tom 2

42

- Mo liwe to jest. Lecz mniej prawdopodobne. Bo czemu nie wszystkie? Czemu niektóre

mia yby pozosta w wodzie? Nie b dziem tego nigdy wiedzie czy to tylko wola stwórcy, czy

przystosowanie si do zmiennych warunków.

Nie zauwa yli, e podczas tej rozmowy Turosz z innymi ch opcami zako czy zbieranie i

sadzenie

dzi. Na porozumiewawczy znak Turosza ch opcy podkradli si cichutko i zza

krzewów s uchali o czym mowa. Pewno temat nie by by dla nich tak interesuj cy, gdyby nie owo

podkradanie i pods uchiwanie. Niektórzy tak si zainteresowali, e pojedynczo, nieznacznie

podsuwali si ku rozmawiaj cym. W ko cu stali kr giem wokó Nykona i Zdruzny s uchaj c w

milczeniu. Nykon to zauwa

i rad by z tego niemego audytorium.

- Inaczej aden ani by o tym nie chcia s ysze - pomy la .

- Nykonie - zagadn Dzier ak - Turosz nam mówi o zawi ci i zazdro ci. Nie mogliby cie...

- Skoro Turosz zacz , niech sko czy - powiedzia Nykon.

- Zawi

widzieli cie dzisiaj - powiedzia Turosz. Sarniak wykopa

dzie innego ch opca,

któremu zawadzi lepszego miejsca, mo e lepszych

dzi, mo e jeszcze czego innego.

Wykopa i wyrzuci . Zawi

prowadzi do z ych czynów, nikomu nie przynosz c po ytku.

- A zazdro

? - spyta Stoigniew.

- Gdy s abszy od drugiego, na przyk ad w ciskaniu kamieniami do celu, to mu zazdro cisz

i starasz si dorówna . Tedy wiczysz z zapa em i mo esz innych przegoni w umiej tno ci.

Kiedy mama g aszcze brata, a ciebie nie, to z zazdro ci mo esz si postara tak czyni , aby i

ciebie pog aska a. A zawistnik jeno brata zleje, z czego dla niego po ytek aden. Je li kto ma

co , co i ty by chcia mie - tedy starasz si on rzecz pozyska w ró ny sposób - czasem

dobry, a czasem nie bardzo... Zawistnik po prostu ukradnie t rzecz posiadaczowi i wyrzuci,

eby si z odziejstwo nie wyda o. Wtedy nikt tej rzeczy mie nie b dzie.

- Ju nigdy... - powiedzia , czerwony jak mak, wymieniony z imienia Sarniak.

- Staraj si ! - powiedzia Turosz. Inni te !.

- Ja nie musz nikomu zawidzi ani zazdro ci , e lepiej trafia kamieniami, bom najlepszy -

pochwali si starszy od innych ch opak o niadej cerze.

- Spróbujemy - powiedzia Turosz. Zebra po tyle kamieni, ile palców u obu r k,

syneczkowie!

Ch opcy rozbiegli si w poszukiwaniu najzdatniejszych kamieni. Nykon po

r

na

ramieniu Zdruzny.

- Id z innymi - powiedzia . Sama wiedza i m dro

nie zawsze wystarcz . Kiedy b dziesz

mie do czynienia z g upszymi od siebie, a takich ma o nie jest - to oni, nie b

c w stanie ci

zrozumie - albo ci wcale nie zechc s ucha , albo wy miej . Wtedy musisz im pokaza ,

nie gorszy od nich w tym, co oni umiej robi . Zobaczywszy to, zaczn ci s ucha .

background image

Tom 2

43

Ciskali do p ata brzozowej kory zawieszonego na pniu starej sosny. Ma y Stoigniew ledwie

móg dorzuci , lecz trafia nie le, jak na takiego szkraba. niady chwalipi ta trafi dziewi

razy.

Ale najlepszy by Zdruzno, który trafia za ka dym razem. Najgorzej posz o Dzier kowi - trafi

jeno jeden raz i o ma o si nie pop aka .

- Nie martw si - powiedzia Nykon. Rzecz jest do wy wiczenia. Pewnie ma o razy

próbowa , a rzadko kto ma celne oko i pewn r

bez wiczenia.

- To niesprawiedliwe, e ka dy rzuca innymi kamieniami - powiedzia

niady ch opak.

- Ju nie b

taki nie yczliwy - powiedzia Turosz. Dbaj o to, by wszyscy trafiali i ciesz si

z tego. W bitwie: celny rzut towarzysza mo e ci uratowa

ycie.

Turosz znalaz prosty kawa ek m odego, uschni tego wierka. Poobcina no em ga zki.

Wezwa ch opców do ustawienia si jeden za drugim. Kaza trzyma w pogotowiu lepsz r

.

Niespodziewanie wypuszcza z r k trzymane pionowo drzewko, a stoj cy przed nim ch opiec

mia je jak najszybciej chwyci .

Niektórzy ch opcy chwytali nieporadnie i drzewko upada o na ziemi . Inni chwytali szybciej.

Najszybszy w tym wiczeniu by Dzier ek, który zaciska na drzewku swoj d

prawie w tym

samym momencie, w którym Turosz wypuszcza je ze swojej. Stoigniew i Zdruzno byli zaraz po

nim.

- Widzisz - powiedzia Turosz do Dzier ka - nie we wszystkim jeste s aby.

Ch opcy znajdowali mniejsze od Turoszowego kijki i wiczyli parami. Da o si zauwa

znaczne poprawienie spostrzegawczo ci i odruchowego zamykania d oni w odpowiedniej

chwili.

Grali jeszcze w pi

kamyków, a na koniec wspinali si na drzewo najpierw za pomoc

samych tylko r k i nóg, potem - pomagaj c sobie sznurem przeci gni tym mi dzy oboma

stopami.

Tu przed powrotem do domów Turosz pokaza ch opcom wspinanie si za pomoc

samych r k. Próbowali go na ladowa , lecz adnemu si nie udawa o. Wracaj c do domu,

przekomarzali si który by lepszy i postanawiali wiczy samodzielnie to, co im najs abiej

wychodzi o. W pewnym momencie zaskoczy wszystkich Dzier ek.

- Powiedzcie - zwróci si do Nykona - czy b dziem musieli s

Piastowi i jego

potomkom czy te Lechitom?

- S

b dziecie swojemu plemieniu - tak samo jak Piast i Lech.

- A ja - syn tego, który tu cz

Polan przywiód - b

kiedy mia mo no

komukolwiek

przewodzi ?

- Za to,

czyim synem - nie. Lecz przewodnictwo nie jest najwa niejsze. Czy na

pocz tku, na czele - czy te chronisz wszystkich od ty u - wa ne jest, by swoj prawo ci i

background image

Tom 2

44

rzetelno ci zas

na swój w asny szacunek - by nie mia sobie nic do wyrzucenia. Wtedy i

inni ci doceni , mo e nawet postawi na najwy szym szczeblu drabiny - do rz dów. Nie warto

jednak si do tego pcha , bo to nielekki obowi zek.

- Mo e obowi zek jest ci

ki, ale przyjemno

te jest przy tym niema a - powiedzia

Dzier ek.

- Szczególnie wtedy, gdy si musi postanawia wbrew swoim ch ciom powiedzia z kpin ,

w g osie Nykon.

Lecz ch opcy na ironii si nie poznali. Niektórzy przymierzali si w marzeniach do

stanowisk najwy szych, inni postanawiali stara si jak najlepiej wywi zywa z funkcji, które

narai im los. A jeszcze inni nie dbali o nic tak, jak o przyjemne sp dzenie chwil najbli szych.

Ci ostatni mieli najwi ksze szanse na rych e uszcz

liwienie, za to krótkotrwa e i ulotne.

Najmniej ze wszystkich troska si o przysz

ma y Stoigniew. Po

ywszy si do

ka,

napiera si o bajki, apeluj c do dobrego serca to jednej, to drugiej przyszywanej ciotki.

Wreszcie Mi ka uleg a, a malec s ucha nowej dla niego opowie ci.

- Za topolami, pod wysok miedz - strachem podszyte, przed swym cieniem dr

ce -

ca ymi dniami cichute ko siedz dwa ciemnobure, uchate zaj ce. A za t miedz - dalej - s

modrzewie, las, pole - ró no ci bez ko ca. Gdzie jest kraniec Ziemi nikt z ludzi nie wie... Mo e

sierp ksi

yca... mo e wie s

ce... Nad strumykiem rz d niezapominajek modrzy cienk nitk

przejrzystej wody i s ucha w zamy leniu wodnych bajek, i szuka w strudze od aru och ody.

Wiatr szepcze po cichu wierzbowym kotkom najnowsze plotki o ptasich zalotach, a potem im

nuci piosenk s odk , i wierzbowe witki w warkocze splata...

- Ciociu, a czy nieba mo na dosi gn

? I czy mo na dosta gwiazdk na w asno

?

- Mo na, smyczku: gwiazdk z ot , lub srebrn , dostaniesz jutro. Teraz pora zasn

.

Ma y przysypia ju , wi c Mi ka przesta a opowiada i zacz a nuci ko ysank

1

pij, syneczku, pij sokole,

Wkrótce wyruszysz na pole,

Wkrótce wyruszysz na krwawy bój.

Ja b

si modli a,

bym ciebie nie straci a,

pij syneczku mój.

Zapewne przypadkowo ko ysanka wieszczy a Polanom ci

kie zmagania, a Polankom

dr enie o ycie i zdrowie swoich m

czyzn i modlitw za ojców, m

ów i synów.

1

Tekst ko ysanki powsta tu przed drug wojn , wiatow , lub podczas okupacji niemieckiej. Niestety, autor nie zna

twórcy tego tekstu

.

background image

Tom 2

45

Rozdzia VII

Z L O T U P T A K A

Wyobra my sobie, e mo emy si wznie

wysoko i niczym wiatr targa bia e k biaste

chmury. Albo niczym ptak wspó zawodniczy z wiatrem w szybko ci i wysoko ci lotu. A potem,

zm czywszy si tymi igraszkami spokojnie szybowa na rozpostartych skrzyd ach i ogl da -

co te dzieje si pod nami.

Na dawnej ziemi Goplan ujrzeliby my wielkie zmiany.

Oto osady prawie puste. W ka dej krz ta si niewielka grupka ludzi, kilkoro zaledwie.

Nosz pasz zwierz tom zamkni tym w stajniach, oborach, chlewach i kurnikach. W niektórych

osadach zwierz ta s wyp dzane na pastwiska.

Dziwne jakie , nierówne. To chyba musia y by przedtem pola uprawne. Tak, wida

jeszcze skiby dopiero co poro ni te rzadk runi .

Drog , skryt , pod wielkimi czapami lip posuwa si jaka wi ksza grupa ludzi. Niektórzy -

zbrojni - jad konno. Reszta - w strz pach odzie y, ma na r kach p ta. Chyba, s równie

powi zani ze sob ... Rozlegaj si ponaglaj ce okrzyki jezdnych. wiszcz batogi spuszczane

na grzbiety obszarpa ców.

drowcy dochodz do rozlewiska. Kolumna achmaniarzy zatrzymuje si . Ludzkie stado

stoi milcz ce, nieruchome, oboj tne. Dozorcy rozgl daj si wokó , zapewne szukaj c obej cia.

ycha co przypominaj cego kla ni cie kijank lub du ym wios em o powierzchni wody. Na

lewo od linii drogi to rozlewiska marszczy si przed spiczastym pyskiem p yn cego zwierz cia.

W pysku wida dwa opaciaste, po

e z biska.

O, eremie! - wo a który z dozorców. To bobry, tu nie mo e by g boko. Naprzód! Ciosy

batów staj si mocne, musz by dotkliwe, bo niektóre uderzone plecy drgaj silnie. Nogi

powi zanych ludzi zaczynaj si porusza i ca a kolumna w azi w rozlewisko na drodze.

Istotnie - nie jest g boko. Kolumna wype za z rozlewiska i sunie dalej, zostawiaj c na

drodze mokry lad - smug wilgoci obciek ej z mokrych nóg i nasi kni tych resztek portek.

Na równoleg ej drodze za lasem te podobna kolumna... O, i bobry. Du o eremi! Chyba

rzadko zagl daj tu ludzie, bo bóbr woli odosobnienie od innych stworze .

Jedna z takich kolumn dociera w

nie do osady. Dozorcy rozmawiaj z lud mi, karmi cymi

zwierz ta. Obszarpa cy s rozwi zywani. Dostaj co do jedzenia i picia. Nie jedz - oni

.

Poch aniaj wszystko w wilczym tempie. Potem s prowadzeni do chat. Otwieraj si wszystkie

okna i drzwi. Wietrzenie i pozbywanie si niepotrzebnych yj tek? Chyba tak, bo przez otwarte

okiennice wypadaj roje owadów, a z drzwi smyrgaj przep oszone myszy.

background image

Tom 2

46

Dalej na pó noc na wschodni brzeg Wis y przeprawia si grupa wojów. uki, maczugi,

kamienne m oty. Du o dzirytów przy siod ach. To musz by Kujawy, bo nie wida

yszcz cych mieczy i d ugich oszczepów. S ju na wschodnim brzegu. Podkradaj si do

jakiej wsi. Wypadaj z wrzaskiem z zaro li. Krzyk niewiast, bez adna latanina, próby ukrycia

si przed napastnikami. Bezskuteczne. Pochowane niewiasty s wywlekane za w osy.

Przejmuj co piszcz . Z chat wyp dzane s dzieci, z zabudowa wygania si zwierz ta. Tworzy

si kolumna podobna do tych z drugiego brzegu. Tyle, e ludzie s w dobrej odzie y i nie s

powi zani, a w pobok stoi druga kolumna z bydl t. Ma o m

czyzn. Uciekli? Akurat byli poza

wsi ? Trzaskanie z d ugich batów. Komenda. Kolumny ludzi i zwierz t ruszaj ku Wi le. Jest

niedaleko. Wchodz w bród. S wp dzani do osady podobnej tym ogl danym poprzednio. Tam

dopiero ludziom nak ada si jarzma i p ta na kostki nóg. Zapewne s za blisko swojej rodzinnej

wsi. Chyba by uciekali.

W sto bie nad Gop em stacjonuj zbrojni. Nie ma stosu kamieni przy bramie. Ludzie

zwracaj si z szacunkiem do m

czyzny stoj cego przy studni. Radost, Rado cie, Radost

kaza - pada tu i ówdzie imi nale

ce widocznie do tego przy studni.

To wszystko cz owiek szybuj cy jak chmury i ptaki - widzia by w du ym pomniejszeniu. Za

to ogarnia by wi ksze przestrzenie i móg by si

atwo przemieszcza nad coraz to nowe okolice.

W Gnie nie i Poznaniu widzia by mrowie ludzików krz taj cych si przy rozbudowie swoich

siedzib. Niektórzy w he mach i przy mieczach. A inni w p ótnach i przewa nie boso. To chyba

dozorcy i robotnicy. Miecze wskazywa yby, e dozorcy s Polanami. A bosi to chyba niewolni.

Mo ni i niewolni... Mo ny mo e zbeszta albo i waln

. Taki du o mo e. St d nazwa mo ny.

Wi c niewolni staraj si zas

na dobr opini dozorców. Tak chyba nale y rozumie ich

po piech i dok adno

...

Z Poznania, z bramy wiod cej na most ku Ostrowowi Lecha wydobywa si d ugi korowód.

Bia e stroje. Ma e dziewcz tka rzucaj z przodu rwane p atki kwiatów. Ta w bieli, z wiankiem na

owie... Kto to jest? Ach, to Mi ka - narzeczona Nykona. Czy by lub? Na ostrowie pe no

sto ów zastawionych wszelakim jad em i wazami ze z ocistym, pieni cym si napojem. Piwo?

Korowaje, mi siwo, placki z j czmienia. Ten bursztynowy p yn w wazach to chyba sycony miód.

Na taborecie roz

ono dudy. Obok na stoliku ro ek góralski, fujarki, mandora, lutnia i g

liki.

To ze skorup

wia mi dzy drewnianymi rogami, to chyba lira. B benki. Du o b benków.

Malutka drumla, ledwie j wida . B dzie g

ba. A ta ce? Maj oni jakie ta ce? Wszystko

jedno - je li nie maj - to sobie chocia przy muzyce poskacz . Chram ju wyko czony.

yszczy nowo ci . Z chramu w asy cie m odzie ców wychodzi Nykon. Teraz ju wiadomo na

pewno - b dzie weselisko Mi ki z Nykonem.

Piwo i miód. Byle nie zaczynali od miodu. Od s abszego zacz

trzeba, wtedy nazajutrz nie

boli g owa i wie ym si jest.

background image

Tom 2

47

Note . Porozlewane wody. Bagniska. Brzozowe i olchowe zagajniki. Królestwo bobrów, ryb,

wydr i osi. Ludzi te wida . W wy szych miejscach buduj obwa owania, a mi dzy nimi

zaczynaj stawia budynki. B dzie gród.

Na pó noc od Noteci z rzadka wida grupki zbrojnych. Pob yskuj ostrza mieczy. Czy by i

tu Polanie? Tacy sami w nielicznych, redniej wielko ci grodach. Ale nikogo nie zniewalaj . Po

wsiach i polach chodz ludzie wolni, przez nikogo nie nadzorowani. Co jedz ci w grodach?

Acha, ten wóz, jad cy ku grodowi to mo e by

ywno

. Powozi m

czyzna ubrany tak samo,

jak ci po wsiach i na polach. Wiezie Polanom zaopatrzenie? Czy by ludzie ze wsi wynaj li

wojów do obrony? Mo e jaki uk ad o wspó dzia aniu?

Jacy ludzie zapalaj w rodku puszczy wielki stos. B dzie po ar! Podpalacze! Niecnoty!

Zbóje! P omienie i dym buchaj w niebo, ale po ziemi rozprzestrzenia si na zewn trz od stosu

po ar podszytu i poszycia. Lecz co to? Zaczynaj , p on

liczne stosy do

daleko od tego

pierwszego. Mniejsze, poustawiane w kr g. Chc spali ca puszcz ? Nie, p omiemie tych

mniejszych stosów na obwodzie pe zn tylko ku rodkowi, zd

aj do stosu centralnego. Uff...

Oni tylko wypalaj cz

puszczy - przygotowuj , teren pod zasiew ro lin. Ten stos w rodku

zasysa powietrze ze wszystkich stron, powoduj c ci g powietrza od obwodu ku rodkowi. I

ogie w druje z wiatrem. Przemy lni ci ludzie...

Uj cie Noteci do Warty. Ju czynny gród Santok. Po có w tym rozwidleniu rzek jakikolwiek

gród? Jakie tam grozi niebezpiecze stwo? Chyba e z pó nocy. Stamt d mog przybywa

Normanowie, zwani te Skandynawami. Mo e ludzie z Pomorza b

ucieka i chroni si

przed naje

cami a tutaj? Mo liwe. To wyja nia oby równie obecno

Polan w grodach na

Pomorzu. Wikingowie. Plaga ca ej Europy. Podobno wypiera ich z siedzib na ich pó wyspie

lodowiec, przesuwaj cy swoje j zory coraz bardziej na po udnie.

Odra. Teraz wzd

niej - na po udnie. Lubusz. Spory gród. Rozbudowuj . A wokó wa ów

morze namiotów. I mrowie wojów. Znowu Polane. Lechici. Tylko - tutaj sami m

czy ni. Tu nie

przyb dzie nowych istnie . Jednak co mówi , o narodzinach. Ni ej, pods ucha ! ona

Wojs awa tego bez r ki, Bogna powi a bli ni ta. Branibor i Czcibor. W Lubuszu chyba... Ach,

nie - mówi o Gnie nie. No, no - tyle lat przerwy, a teraz bli niaki... Zuch baba! Chwal , Bogn .

Sami by pewno chcieli mie potomków.

Krosno w wid ach Bobru i Odry. Spokój. Na wie yczkach przy cz stokole czuwaj warty.

Najcz

ciej spogl daj w kierunku niedu ego ogrodzenia z bali. Ledwo je wida .

Wzlecie wy ej! Jest, wida . Okolony cz stoko em placyk, a na jego rodku stos. Nikogo.

O, dalej na po udnie wda taki sam ogrodzony placyk. Dalej te ! Ca a linia. Ci gn si i ci gn .

Zobaczy jak daleko! To pewnie schronienia na krótko w razie zagro enia ma ej grupy ludzi. W

lewo i w prawo ludzi sporo. Do tych ogródeczków nie zmie ci si wielu. Ach! To znowu Polanie.

Te miecze ich wyró niaj spo ród liczniejszych robotników. Ci, których Polanie wyra nie pilnuj

background image

Tom 2

48

maj na karkach jarzma. Niewolnicy. Jasne - do ogrodze maj si chowa tylko Polanie. Przed

gniewem niewolnych, gdyby jakim sposobem uda o im si pozby okowów.

Linia ogrodze zakr ca na wschód. Zaraz za t lini - góry. Nie bardzo ostre, ob e, niezbyt

wysokie. Ale na orle gniazdo zdatne. Poszuka ? E, nie - dalej na wschód!

Znowu linia zakr ca. Tym razem na pó noc. W pó kolu przez t lini wyznaczonym tkwi

kilka wi kszych grodów, jak cz stki owoców w wi tecznym ko aczu, upieczonym z

przesiewanej m ki, z jajami, mas em i miodem. Pycha! Nie skr ca na pó noc. Tam pewno to

samo, co i dot d. Polecie dalej na wschód! Zobaczy co jest za t lini kolistych ogrodze .

Du e miasto. Na oko z dziesi

tysi cy mieszka ców. Mury naoko o. Nie adne tam wa y z

ziemi - mury z wypalanej ceg y tam, gdzie baszty i bramy, a w innych miejscach spajany

zapraw kamie . Przy mie cie zamek. Nie gród, a zamek! Obwiedziony murem, na skale, z

wysok murowan wie yc . Zabudowania te murowane - ceg a, wypalana dachówka. Obok

wie y niewielka, kamienna wi tynka z grubych, kamiennych murów, z niewielk wie yczk .

Kraków.

Ulice miasta wype nione konduktem pogrzebowym. Musia zemrze kto wa ny, e tyle

luda... Trumna wieziona na du ym wozie, zaprz

onym w sze

bia ych wo ów. Mniejszy

zaprz g nie uci gn by ci

aru grzechów? Obok wozu dwa rz dy kap anów. Innych ni u Polan.

Nios krzy e. S ycha g osy, e to ksi

Krak odprowadzany przez chrze cija skich

kap anów. Za wozem niewiasta w czerni. ona? Nie ma ko o niej m odzie y. Bezdzietna?

ycha g osy, e ksi

Kazimir zamkn si na Wawelu i obraduje z zausznikami - jak

zapobiec zwo aniu zjazdu. Podobno boi si Toporczyków i Star ów. Oni chc obiera nowego

ksi cia. Nie chc powierzy w adzy nie lubnemu synowi Kraka. Kazimir. Kazi mir - skala swym

narodzeniem obowi zuj cy mir - przyj ty przez obyczaj porz dek.

Z Wawelu wyrusza kawalkada jezdnych. W ród nich paru chrze cija skich ksi

y. Jakie

poselstwo? Do kogo? ledzi ! Mówi o Wandzie, e teraz by si przyda a. Kazimir lepszy od

Star ów i Toporów, lecz co rodzone dziecko z prawego zwi zku, to nie bastard.

Tak, to poselstwo. Chyba do Gniezna, bo zd

a na pó noc, troch ku zachodowi.

Wje

aj w ziemie podleg e Polanom. Dziwi si , e w ka dej osadzie wita ich krzyk

rodz cych si niemowl t. Musz mie du o bogactw mówi - je li sta ich na nape nienie tylu

dków.

W ka dym siole, w ka dej wsi pytaj o Piasta, o Lecha. Pytaj o zamo no

. Mówi im, e

mo ni Polanie, czyli wszyscy Polanie - nie s zamo ni. Nie stoj o bogactwa. Za to lubi , mie

wolno

i w adz . Nad kim? - pytaj pos owie. Nad podporz dkowanymi. Du o ich? - chc

wiedzie Wi lanie. Morze. A was, a w adaj cych? - Du o mniej odpowiadaj Polanie. Jeste my

jak strumyki zasilaj ce jezioro. Jezioro - to kto w adaj cy krajem z Gniezna b

z Poznania.

background image

Tom 2

49

Strumyki musz mie

róde ka - inaczej wyschn . Tymi róde kami s nasze dzieci. A na ich

wykarmienie i wychowanie - zapracujemy!

Osada L d. Cz

poselstwa odbija na zachód. Czy by ku Lechowi? Reszta odpoczywa

przed ostatnim etapem do Gniezna. Dowiaduj si , e za trzy dni w Gnie nie b

postrzy yny

najstarszego syna Piasta i jego ony Rzepichy. Ma na imi Siemowit, lecz podczas postrzy yn

ojciec mo e imi zmieni . Poselstwo naradza si nad sposobem uczczenia uroczysto ci.

Obrz d jest poga ski, jednak u Wi lan nie ca kiem zapomniany i zaniechany. Zdoby prezenty.

przemowy i yczenia. Co jeszcze?

Wieczór. Nie ma co czeka do nast pnego ranka. Poselstwo na pewno ruszy do Gniezna.

Postrzy yny trzeba obejrze , na ogl danie innych rzeczy nie ma teraz czasu.

Do Gniezna!

background image

Tom 2

50

Rozdzia VIII

P 0 S T R Z Y Y N Y

Jeszcze cztery pokolenia temu ka dy S owianin wiedzia , e ywia jest bogini

wszystkiego, co z yciem zwi zane od narodzin a do zgonu.

Jeszcze dwa pokolenia temu ka dy Polanin wiedzia , e ywia jest to sama z jestestwem,

z organizmem, z fizycznym i duchowym cia em. Mówi o si , e kto os ania swoich najbli szych

ywi i broni i ka dy wiedzia , e nie o bogini tu mowa.

Dzi , gdyby kto u

tego sformu owania wielu prostaków spyta oby kogo si chce karmi i

kogo broni . Rozumianoby, a jak e, e mowa jest o cho opach, i e chodzi o obron przed

powodzi , na przyk ad, albo przed ogniem. Bo przecie

adnej broni cho opom nie dawano. A

ywi musieli.

ywi i broni ...

Za to mniej wa ni pomocnicy ywii - Siem, zajmuj cy si

ywym cia em oraz Wit,

troszcz cy si o ducha, mieszcz cego si w ywym ciele byli pami tani. W

nie dla ich

uczczenia Piast i Rzepicha nadali swojemu pierworodnemu imi Siemowit.

Dziecko przysz o na wiat siedem lat temu, w rodku wiosny. Wielu w tej porze roku

urodzonych to ludzie wojowniczy, zadzier

ci, ale przy tym rozwa ni, oszcz dni gospodarze i

dobrzy przywódcy. Jaki b dzie Siemowit? Tego nikt nie wiedzia .

Teraz, kiedy mia ju ponad siedem lat nadesz a pora rozpocz cia nad ch opcem opieki

ojcowskiej. Siemowit, jak ka dy jego rówie nik, mia zosta oderwany od matczynej sukienki, od

jej czu

ci i pob

liwo ci. Ojciec powinien go nauczy wszystkiego, co m

czyzna wiedzie i

umie musi, by inni nie przezwali go bab .

Matka dba a dot d o wszystko, czego jej zdaniem dziecko potrzebowa o. W szczególno ci

troszczy a si o czysto

cia a i odzie y. Z regu y dba a najbardzej o to, co na wierzchu, co

najbardziej widoczne. O, zobaczcie zdawa o si mówi jej spojrzenie - jaki mój otroczek

czy ciutki. Zobaczcie jak ma adnie umyte, uczesane i pouk adane w oski. Patrzcie jak delikatne

i zadbane s jego r czki.

Wiadomo by o, e ojciec nie b dzie mia do takich stara g owy, ponadto nie b dzie mia na

nie czasu. Wi c pierwsz rzecz , jak czyni ojciec by o doprowadzenie ch opca do takiego

stanu, do takiego wygl du cia a i ubioru, by drobne mankamenty - .zabrudzenia, potargania nie

przerywa y na przyk ad nauki tropienia zwierzyny, bo co dzieciaka uwiera. Szczególnie

chodzi o o wyeliminowanie konieczno ci drapania si po g owie, kiedy jakie drobne stworzenia

nie chcia y zrozumie , e w pewnym momencie ich ywiciel musi pozosta nieruchomy i

skoncentrowany.•

background image

Tom 2

51

Te pierwsze czynno ci ojca przybra y posta obrz du, w którym uczestniczy ród, teraz -

jako e rody rozcz onkowa y si - najbli sza rodzina. W przypadku rodzin znacz cych,

zas

onych dla plemienia na obrz d - zwany postrzy ynami - móg przyby ka dy. Popatrze ,

poje

, popi , poplotkowa , zapami ta jak to si robi, by u siebie nie pomin

czegokolwiek,

bo naruszenie rytua u le wró

o malcowi.

Cz sto na takie wzorcowe postrzy yny przybywali nawet ludzie ca kiem obcy, zdarza o si ,

e karawany kupców skr ca y z pobliskiego szlaku, chc c wykorzysta zgromadzenie w jednym

miejscu wielu osób do zaprezentowania swoich towarów. Je li nie sprzeda si od razu, to mo e

nawi

e si jakie kontakty, mo e zadzier gn si wi zy sympatii... Potem wymiana z

pewno ci b dzie atwiejsza...

Teraz te - przed nie wyko czonym domem Piasta sta y kupieckie wozy zaprz

one w

wa achy i klacze. ci ga y ku sobie ciekawskich cho by niecodzienno ci zaprz gów. Nie wo y

- tylko konie, i nie jarzma, ani chom ta tylko szory. Na razie budy wozów by y zasznurowane,

drewniane lady opuszczane na boki - podniesione i przywi zane do pa ków podtrzymuj cych

plandeki. Handel nie rozpoczyna si , bo kupcy chcieli obejrze dom, w

ciwie dworzec sta ego

adcy Polan. Na razie móg to zrobi ka dy, nie pytaj c nikogo o zgod , bo budynek nie mia

drzwi ani okiennic.

Stromy dach dworzyszcza z dwoma asymetrycznie umieszczonymi facjatkami, pokryty by

gontem, a nie strzech . Wymaga o to ocieplenia pokrycia albo specjalnego ogrzewania

poddasza, bo inaczej w rodku by oby zimno. W tym przypadku zastosowano i jedno i drugie,

gdy wy sze pi tro mia o s

celom mieszkalnym.

Na parterze cztery du e komnaty przytula y si naro nikami do wi kszego komina. Przy

kominie ka da komnata mia a wielki kominek, w cianach - po dwa podwójne okna. Nie adne

tam derki, kilimy czy chodniki - jak w zwyczajnych chatach - lecz okna! W

nie w jednej z

komnat sprowadzeni z zachodu rzemie lnicy biedzili si przy docinaniu i wprawianiu w ramy

szybek z bia ego szk a. W tym szkle kupcy upatrywali nadziej na dobry zarobek - szk o, jak

wiadomo, kruche jest... A mo e gospodarz da si namówi na kupno szk a z Wenecji, przez

które wida tylko w jedn stron ?...

Za korytarzem do mniejszego komina przytyka y kuchnia i

nia z ust pem. W rodku

ni

specjalny piec z wielkim paleniskiem, na którym rozpala o si ogie , w

ciwie - ze wzgl du na

wielko

- nale

oby go nazwa ogniskiem. Ten piec podgrzewa powietrze do bardzo wysokiej

temperatury. Mo na by o równie podgrzewa na nim wod .

W k cie

ni, wyposa onym w odp yw le

y wielkie kamulce, na które la o si z cebrów

podgrzan wod . Nast powa o wzmo one parowanie, powstaj ca ciep a mg a wodna dzia

a

na ludzk , skór czyszcz co i rozleniwiaj co. Takiego spoconego leniwca biczowano p kami

brzozowych witek, przywracaj c mu troszeczk ochoty do ycia. Kiedy stawa si czerwie szy

background image

Tom 2

52

od raka, traktowano go chlu

ciem wod , która nie by a jeszcze zamarzni ta, jak chodzi o

por zimow , a latem nie by a cieplejsza od wody krynicznej z g bokiej pieczary. Such odzie

r czniki donoszono z szaf w korytarzu.

Odosobniona kabinka s

a za wychodek. Na pewno tylko dla sta ych mieszka ców

parteru, bo by a malutka, mia a tylko jedno siedzisko z otworem zamykanym klap .

-Takie domostwo b dzie wymaga sporej obs ugi - powiedzia jeden z kupców do

towarzysza. Maj tu zdatnych do tego ludzi?

- To my mamy tu pracowa - powiedzia m ody cz owiek, maj cy przy sobie takiego samego

odzika.

- Ja mam by

aziebnym - powiedzia ten drugi.

- A ja b

kuchmistrzem - doda pierwszy.

- Umiecie? Dacie sami rad ?- zapyta kupiec.

- Dostaniem niewolnych mistrzów. B dziem tylko pilnowa .

Wszed przysz y gospodarz dworzyszcza. Dwaj m odzie cy sk onili si grzecznie, cho bez

przesadnej czo obitno ci.

- Widz ,

cie kto znaczniejszy - powiedzia drugi kupiec.

- To Piast! - zabrzmia teatralny szept kuchmistrza.

- Wybaczcie, nie pozna em - powiedzia kupiec - na po udniu dostojnicy bardzo bogato

ubrani...

- Tu mnie wszyscy znaj ,- powiedzia Piast - adna odzie mnie nie skryje, ani zmieni. A wy

sk d znacie s owo?

- My S owianie - powiedzia pierwszy kupiec.

- To i w ród naszych s kupcy... - mrukn Piast.

- yjem w granicach cesarstwa rzymskiego ze stolic w Konstantynopolu. Tam rzecz

zwyczajn jest zajmowanie si tym, co op acalne i co kto mo e robi .

- Wolni my ludzie - powiedzia drugi kupiec, a pierwszy potwierdzi jego s owa kiwaniem

ow .

- Nam tutaj bardzo by si kupcy przydali. Gdyby cie...

- Natychmiast stawim faktori ! - wykrzykn li obaj kupcy. Jeden by tu kupczy , a drugi

dowozi towary. Dacie plac na magazyn? - powiedzia pierwszy kupiec przy niemej aprobacie

kiwaj cej g owy drugiego.

Piast za mia si z tej gorliwo ci. - Plac dostaniecie - powiedzia .

- Pok oni by my si radzi dostojnej ma once - powiedzia pierwszy kupiec.

background image

Tom 2

53

- Mo e ma jakie pragnienia. Dowie libym darmo - doko czy drugi.

- ona moja zleg a. Porodzi a mi czwartego syneczka. Odpoczywa w po ogu. Nawet na

postrzy ynach nie b dzie.

Kupcy zmartwili si i ucieszyli jednocze nie, je eli co takiego w ogóle jest mo liwe.

Czegó si jednak nie robi dla dobra kupiectwa? ona s aba - martwi si nale y. Powi a

ch opca - nale y wyra

rado

...

Kupcy opu cili dworzec i poszli do swoich wozów. Bili si z my lami co do pory rozpocz cia

handlu. Teraz otworzy czy po obrz dzie? Ludzie zacz li si ju schodzi , w pewnym oddaleniu

od stolika ustawionego po rodku placu przed dworcem tworzy o si kolisko widzów, mo e

go ci - nie wiadomo by o jak ich nazwa . Mo na by co utargowa ... Lecz mo e nie wypada?...

W tym momencie do wozów podjecha a spora grupa konnych.

- Otwieraj, kupcze! - za

da m

, wygl daj cy na starszego przybyszów.

- Kiedy nie wiem czy wypada - pad o w odpowiedzi na

danie. Mo e wejd cie do rodka,

je li wiecie, co wam potrzebne.

- Prezentu szukamy na dzisiejsze postrzy yny.

- O, to musi by co wspania ego. Chyba my, biedaki, nic godnego nie mamy. Mo e taki

krzy yczek... tu kupiec wydoby z trzewi wozu klejnot wart fortuny redniej klasy - jakich paru

wsi i kilku stawów rybnych otoczonych dwustuletni puszcz .

O dziwo, konny nawet nie zapyta o cen - wzi krzy yk wysadzany brylancikami, odlany

ze z ota i na takim

cuszku umocowany i wsadzi go za pazuch . Wyj zza niej trzos

skórzany sporych rozmiarów i rzuci kupcowi.

Ten chwyci mieszek w locie, ugi si , jakby pod jego ci

arem, ale zaraz odzyska

równowag , odwi za rzemie z gardzieli sakiewki i zajrza do rodka.

- O - powiedzia - z ote, bizantyjskie monety!

Powiedzie , e w tym momencie pok oni si w pas - by oby za ma o - on prawie przypad

do ziemi, wysuwaj c do ty u jedn nog w dygu tak niskim, e z konia wida by o tylko ty

owy, plecy i ow wyci gni

do ty u nog - nic, tylko le

cy przy ziemi cz owiek, jednonogi,

przy czym ta noga - krótsza nieco od zwyczajnej...

- Mo e doda co jeszcze? - zapyta jego towarzysz, zorientowawszy si , e zap ata by a

sowitsza ad królewskiej.

- Nie trzeba - powiedzia je dziec. Zap ac jeszcze wi cej, gdyby cie jakie wie ci mieli

st d i dostarczyli je do Krakowa. Nie za ka

wie

, nie za ka

,... - doda , widz c b ysk

po

dania w oczach kupców.

background image

Tom 2

54

- Tu b dziem mie faktori - b kn kupiec stoj cy. Có

taki zgi ty? powiedzia do

towarzysza - zesztywnia

?

- No, to my zawarli umow - powiedzia nabywca krzy yka i rzuci drug sakiewk

stoj cemu kupcowi.

Po czym konni ruszyli, zostawiaj c obu kupców w zgi ciu, znamionuj cym przej cie takim

niezwykle hojnym klientem, na którego propozycj przed chwil si zgodzili. Kiedy unie li

owy, dostrzegli przed sob srebrny pier cionek ze skr conych w warkoczyk trzech drucików.

Skromny, bez adnego oczka - obr czka w

ciwie.

- To znak. W onym Krakowie doprowadzi nas do tego zamo nego pana - powiodzia jeden

z kupców, chowaj c pier cionek do sakiewki z solidami.

Do konnych zaraz podbiegli ludzie, prosz c o zsi

cie z siode , chwytali konie za uzdy,

wycierali zastyg pian z ko skich boków przy pomocy wiechci s omy i odprowadzali

wierzchowce do stajen przy innych domostwach.

Do kupców za podszed jaki cz owiek, pokaza taki sam, srebrny pier cionek, jaki dostali

od prze wietnego nabywcy krzy yka i powiedzia .

- W Krakowie pytajcie o Parnic . Wymieni wam monety na srebra i mied . Macie tam nie

tylko monety bizantyjskie. S równie arabskie dinary i starorzymskie aureusy. Kopa

wszystkiego razem.

Kupcy weszli do wozu i skwapliwie sprawdzili. Zgadza o si . Parnica musia by

cz owiekiem nabywcy klejnotu. Zatem „zadbano" o nich - ju ich miano na oku.

Kiedy wyszli przed wóz, Parnicy tam nie by o. A oni potrzebowali wskazówek, mo e ludzi

do zdobywania informacji... Tymczasem napatoczy si

ebrak i namolnie prosi o datek.

Usi owali go przep dzi , jednak apa ich za odzie i b aga o ratunek.

- Z g odu zdycham - j cza - nie chc nic darmo, zrobi dla was wszystko, co chcecie.

- A masz jakich towarzyszy? - spyta jeden z kupców, wpadaj c na pomys , e ebracy

mog by niez ymi informatorami.

- Nie wiem, nie mam, g odnym! - labiedzi biedak.

Przechodz cy obok cz owiek z dziwnymi,

tymi t czówkami rzuci

ebrakowi kawa

mi cha i k s chleba.

- Id precz, cz owiecze! - powiedzia do ebraka. Wstyd tylko przynosisz Gnieznu i

Polanom. Za robot si zabierz - zarobisz na wszystko!

ebrak odszed , lecz tylko kawa ek i zacz si

ar ocznie posila . Tymczasem rozpoczyna

si obrz d. Ko o stolika, który wida by o niedawno, sta teraz zydelek, a ko o niego Piast.

background image

Tom 2

55

Z nieodleg ego domostwa wysz o pachol , na widok którego przelecia y po t umie szepty -

Siemek, Witek. Za ch opakiem wysz a Mi ka, na pro

m

a przyj ta przez Piasta na

zast pczyni Rzepichy. Podeszli oboje do Piasta.

- Na pro

macierzy - powiedzia a Mi ka - przekazuj to dzieci ojcu by wychowa je na

prawego i dzielnego m

a. Wypowiedzia a to dono nym g osem, a ciszej doda a.

- Mam wam co rzec od Rzepki.

- Mówcie - odpowiedzia Piast szeptem, a pe nym g osem obwie ci .

- Przyjmuj pachol . Wdzi cznym jego rodzicielce za opiek i dotychczasowe wychowanie.

Przeka cie onie ten prezent jako wyraz mojej odwdzi ki - poda Mi ce srebrny diademik

podobny do pofalowanej odygi wodnego ziela.

Mi ka, bior c z uk onem diadem, szepn a - Rzepicha prosi, by cie zachowali imi ch opca

nie naruszone.

- Z mi

ci i wdzi czno ci do matki twojej - kontynuowa g

no Piast nadaj ci imi do

ko ca ywota. Niech odt d wszyscy mówi , na ciebie Siemowit.

Wszcz si rozgwar, który wnet umilk , bo nieobyczajnym by o zak ócanie obrz du

rozmowami. Kto klepn w r ce, inny mu zawtórowa inni podchwycili i nad placem przetoczy a

si burza oklasków. To te by o poza obyczajem, lecz zachowanie podstrzyganemu imienia

nadanego tylko na czas dzieci ctwa tak e zwyczajowe nie by o. W ka dym razie zebrani

wyrazili swoje uznanie pewno dla nowego-starego imienia, które wszystkim si podoba o.

Musia o si podoba , je li klaskali...

Siemowit siad na zydelku. Ojciec nakry tu ów syna serwet , wzi ze stolika no yce, jakimi

strzy ono owce i, pomagaj c sobie lew r

przez przytrzymywanie kosmyków w osów,

przycina je jak najbli ej skóry.

Strzyg tak g ow ch opca, poczynaj c od ty u i z boków. Z przodu g owy zostawi w osy nie

przystrzy one.

- Jak zacznie goli , eby cie si nie odzywali - szepn

ebrak, zbli aj c si do kupców.

Piast od

no yce na stolik. Wzi brzytw i stan nad Siemowitem w rozkroku, dla

zachowania nienaruszalnej równowagi. Zapad a cisza jak makiem zasia . W absolutnej ciszy,

przy bezruchu otaczaj cego t umu rozpocz o si golenie g owy ch opca. W ko cu zosta y tylko

ugie w osy z przodu. Piast znowu zamieni narz dzia. Przystrzyg d ugie w osy w po owie

czo a Siemowita, zostawiaj c na g owie grzywk

atw do utrzymania w wystarczaj cym

porz dku i w czysto ci.

Teraz dopiero rozleg si

oskot oklasków, huragan okrzyków i wiwatów. - Czemu taka cisza

podczas golenia? - spytali kupcy ebraka.

- Gdyby cie byli askawi chocia miedziaka...

background image

Tom 2

56

- Dowiemy si od kogo innego za darmo - powiedzia jeden z kupców. A ty we si za

prac , jak radzi ten, co da ci jedzenie.

- Jemu atwo - zaskamla

ebrak - ma skarby nieprzebrane, wszystkim po ycza, a

oddawa . ka e wi cej, ni po yczy .

- Chcesz u nas zarobi ?

- Je eli idzie o towarzyszy, tom sobie paru przypomnia . Przyprowadzi ?

- Przyprowad , jeno zaraz.

- Dajcie cho z miedziaka, bym ich zach ci .

- Dostaniesz miedziaka, je li przyprowadzisz swego dobroczy

, tego z

tymi oczami.

Powiedz, e chodzi o wymian pieni dzy na drobniejsze.

ebrak znikn . Gwar, oklaski i wiwaty ucich y. Piast wzi ze sto u co pod

nego,

opakowanego w nie ne p ótno. Rozwin pakunek. Oczom zebranych ukaza si obosieczny

miecz, d ugi na pó tora okcia. Piast uniós bro wysoko w wyprostowanej r ce. Ostrze rozb ys o

w s

cu, puszczaj c wokó

wietliste zaj czki. Kupcy a zmru yli oczy, kiedy musn a je

swietlna smuga odblasku. Znowu rozp ta a si wrzawa i oklaski.

- Taki zaj czek, to znak bogactwa, którego trzeba dobrze strzec i nie nadu ywa - us yszeli

kupcy g os Druzny. Ten ebrak powiedzia , e mnie widzie pragniecie.

ebrak sta obok Druzny w postawie pokornej i wyczekuj cej.

- Chcielim wymieni z ot monet na drobne. Podobno mo ecie? - powiedzia kupiec,

stoj cy bli ej Druzny.

- Wejd my do wozu - powiedzia Druzno - z oto zaczyna si tak samo, jak z o. Z o i z oto.

W wozie Druzno obejrza podanego arabskiego dinara. Zwa

monet w d oni, spróbowa

bami twardo ci.

- Wygl da na prawdziw - powiedzia . Lecz co b dzie, je eli si oka e ma o warta?

- Mamy tu mie faktori . Zwrócim w razie czego nadp at .

- Warta jest trzysta srebrników. No, dodam jeszcze gar

miedziaków powiedzia Druzno -

na dobry pocz tek naszej znajomo ci.

Jeden kupiec wzi od Druzny worek ze srebrnikami, drugi nastawi d onie na miedziaki.

Kiedy Druzno odszed , kupcy zaj li si

ebrakiem. Dali mu miedziaka, a drugiego mia

dosta po przyprowadzeniu towarzyszy. Przepad na jaki czas. Kupcy, czekaj c ogl dali

dalszy ci g obrz du. Nie s yszeli wypowiadanych s ów, chyba by y to yczenia, bo co chwil do

postrzy onego podchodzi kto z prezentem i wr cza go ch opcu.

background image

Tom 2

57

Mi

czyzna bez r ki wr czy malcowi szczyt dla konnego - okr

y, obci gni ty grub

skór , i wzmacniany metalowymi nabiciami.

- Najtwardszy d b - powiedzia , przechodz cy obok kupców cz owiek.

czyzna z kikutem zamiast nogi - wr czy Siemowitowi rogowy uk z barani ci ciw i

pe en strza ko czan zdobiony srebrem.

Jacy skromnie odziani m

czy ni przynie li doros e szaty. Doczekaj a doro nie, czy te

zbutwiej ?- pomy la jeden z kupców.

- To cho opy z chramu przy Lednicy - rozleg si g os ebraka.

Za nim sta o jeszcze trzech obdartusów, wzbudzaj cych lito

swoj , chudo ci i pokorn

postaw .

- O, ten bogacz daje prezent - powiedzia

ebrak.

Istotnie - Druzno wr cza ch opcu srebrno b yszcz cy krzy zawieszony na rzemyku.

- To podobno magiczne cacko - obja nia

ebrak. Mówi , e jedno z ramion stale pokazuje

Gwiazd Pó nocn . Dzi ki temu atwo utrzyma niezmienny kierunek w lesie, w nocy albo na

rozleg ej wodzie.

- A prezent od nas? - powiedzieli kupcy i w panice zacz li przegl da zawarto

wozu.

- Czekaj - powiedzia jeden - to ten krzy ze z ota b dzie prezentem i od nas.

- Ale nie my go wr czym. Obacz jaka adna pochwa od miecza. On dosta miecz bez

pochwy.

- Do

cuszek do przewieszenia przez pier .

Kupcy ju lecieli z prezentem, ebracy widzieli jak co gadaj , zwróceni twarzami nie tyle

do ma ego, co do Piasta. Wracali zadowoleni z siebie, e znów zrobili co korzystnego dla

swoich interesów. Stan li przy wozie i w dobrych humorach patrzyli co jeszcze dostanie

Siemek.

Dziewczyna, która zast powa a matk wr czy a od siebie torb na prowiant.

Wprowadzono mierzyna, m odego i trudnego do utrzymania. Wyrywa si wiod cym go

czyznom, wpiera kopyta w ziemi , nie chc c uczyni ni kroku w stron , gdzie go

prowadzono.

- To od matki - powiedzia jeden z ebraków - ma y ma go uje

. Warto popatrze .

Podeszli wreszcie go cie z Krakowa, na co kupcy czekali z zaciekawieniem, chc c

sprawdzi czy klejnot u nich kupiony rzeczywi cie b dzie prezentem postrzy ynowym.

By . Bardzo si spodoba i ojcu, i synowi. Chrze cija ski kap an zrobi nad g ow ch opca

znak krzy a, co zosta o zauwa one przez obecnych i spowodowa o nag e uciszenie gwaru.

background image

Tom 2

58

Wszyscy byli ciekawi co zrobi Piast. Polanie znaki chrze cija skie znali, jako kojarz ce im si z

Niemcami. Uznawali je za wrogie, tedy chciano us ysze co powie ich przywódca.

- Go

mi jeste cie - powiedzia Piast, tedy wszystko wam wolno. Zapraszam na biesiad -

zaraz wnios , sto y.

- Prosim o spotkanie na osobno ci - powiedzia ofiarodawca krzy yka. Z Krakowa przybylim

z wie ciami i pro bami.

- Dobrze - powiedzia Piast - chod my do nowego dworca. A wszystkich innych zapraszam

na uczt ! - powiedzia g

niejszym g osem.

Wnoszono sto y z zastaw , staraj c si nie uroni ni k sa strawy, ni kropli napoju. Piast i

Wi lanie patrzyli na jad o oboj tnie, bo my li zaprz ta y im sprawy wa niejsze - Piastowi -

ciekawo

z czym te go cie przybyli. Go ciom - ciekawo

co te uda im si u Piasta zyska

i czy delegaci wys ani do Lecha nie uzyskaj wi cej.

Piast powiedzia , e nad wys aniem pomocy dla Kazimira musi pomy le , cho w duchu ju

postanowi , e nikogo do Krakowa nie po le.

Kupcy obiecali ebrakom po miedziaku za ka

informacj , mog

si przyczyni do

powi kszenia sukcesów handlowych maj cej powsta faktorii. - Zbierajcie wszystkie informacje

- mówili ebrakom - wszystkie wie ci, wszystkie plotki i nam dono cie. My sami ocenim, która

rzecz jest wa na. Macie tu po miedziaku na dobry pocz tek. A za dobre wie ci i po srebrniku

dosta mo ecie.

Od kupców ebracy poszli prosto do Druzny i oddali mu otrzymane od nowych

„pryncypa ów" pieni dze.

- Za par dni zaniesiecie kupcom wie ci warte z ota. Koniecznie si targujcie i gro cie

zaprzestaniem donoszenia, je li b

zbyt nieust pliwi.

background image

Tom 2

59

Rozdzia IX

N A D O D R

Wiosenna kra pi trzy a si i tworzy a na rzece zatory. W licznych miejscach woda wylewa a

z koryta - m tna, zamulona tworzy a

tawosiwe osady na przybrze nych gach albo zastoiny

- oczka wodne pe ne z apanych w pu apk bez wyj cia ryb.

Promy pracowicie klecone jesieni , teraz nie przynosi y wojom Lecha po ytku. Zdarzy o si

par niebezpiecznych wypadków spowodowanych natkni ciem si promu na zwa popl tanej z

ga ziami, konarami i pniami drzew kry, wi c w ko cu Lech nakaza wstrzymanie prawie

wszystkich przepraw, za wyj tkiem najniezb dniejszych i naprawd wa nych.

Kiedy tu przybyli, zdawa o si , e uwin si raz dwa. atwo przekroczyli Odr , bez

przeszkód weszli na ziemi Sprewian - wygl da o na to, e b dzie szast prast i po wszystkim.

Mo e zabawimy tu z miesi c, najwy ej pó tora - mówi Lech.

A tymczasem gród Przybór opiera si skutecznie wszystkim atakom, by mo e dostawa

pomoc z zachodu, chyba za odze udawa o si wymienia obro ców zm czonych na wie o

przyby ych, bo oznaki zm czenia wida by o raczej u Polan, ni u zawzi tych Przyborzan.

Branibór, nazywany przez Polan Brenn trwa nietkni ty mimo wielkich wysi ków i mimo

stosowania machin obl

niczych.

Juterbok - zwany te Juterbrokiem broni si zajadle i skutecznie, a Kopanica, w której

zamkn si knia Sprewian - Odrzywoj, k sa a nocnymi wypadami, nie daj c oblegaj cym

mo liwo ci wytchnienia ni w dzie , ni w nocy.

Jedynie Dobry ug zdawa si chwia w swoim zamiarze wytrwania w obronie i wierno ci

Odrzywojowi. Zapewne dlatego, e w ród za ogi przewa ali naj ci przez Odrzywoja Milczanie,

którzy wietrzyli wi ksz korzy

w przymierzu z Polanami, ni z dotychczasowym sojusznikiem.

Dobrze, e na samym pocz tku uda o si ubiec Lubusz - gród nale

cy do Pyrzyczan

po

ony tu przy ziemiach Sprewian. Teraz w Lubuszu by a spi arnia Lecha, miejsce

spokojnego wypoczynku w cieple i pod dachem,i lecznica dla poranionych.

Lubusz le

na wschodnim brzegu Odry. Na przeciwleg ym brzegu rzeki trzeba by o

ustawicznie utrzymywa przyczó ek, by zd

aj cy z zachodu zm czeni b

poranieni woje nie

musieli szuka przeprawy do Lubusza o wiele mil w gór lub w dó od grodu. Tak e posi ki ze

wschodu mog y dzi ki przyczó kowi przeprawia si przez Odr bezpo rednio z Lubusza, nie

mitr

c czasu i si na szukanie innej przeprawy.

background image

Tom 2

60

Jeszcze przed zim wielkim wysi kiem, trac c wielu ludzi, przewa nie z posi kuj cych

Pomorzan - w dno rzeki wbito z odzi wysokie pale, po czono je balami i przybito tarcic -

uzyskuj c most niezbyt pi kny, na pewno nietrwa y, lecz s

cy wietnie a do skucia rzeki

przez t gie mrozy. Kiedy lody pu ci y, zacz to ponownie u ywa promów, a teraz do

przeprawiania si s

g ównie most. Niestety, zagro ony przez kr i wysok wod . Dlatego

od strony zagro onej czuwa y na nim stra e, ostrzegaj ce o nadchodzeniu wi kszych zwa ów,

ale równie odpychaj ce dr gami mniejsze zatory, staraj c si porozbija gro ne zwa owiska i

zepchn

w stron brzegów, gdzie pr d by mniejszy i nie grozi przerwaniem budowli.

Nadszed dzie kulminacji kry. Na mo cie zdwojono liczb posterunków.

- Je li do jutra uda si most utrzyma . - b dzie l ej - powiedzia Lech. Mo cis aw! -

we miesz trzech ludzi - pop yniem na rzek - wyda rozkaz swemu doradcy poleconemu przez

Druzn .

Wnet poni ej mostu p yn a ódka rybacka, której wioslarzami byli trzej woje i Mo cis aw, a

Lech sta przy sterze i baczy czy spod mostu nie wyp ywa jaka przeszkoda. Stoj ce po drugiej

stronie mostu stra e nawet ich nie zauwa

y.

- Móg by kto wej

z tej strony na most i narobi szkód co nie miara - powiedzia Lech. Na

razie. skorzystamy z tego,

my nie zauwa eni i pop yniem sprawdzi stra e na drugim

brzegu. Potem trzeba b dzie zadba o ochron .

Zaraz po przybiciu do zachodniego brzegu Lech zdj posterunek, pilnuj cy wej cia na

most.

- Pójdziecie ze mn -- powiedzia do wartowników - by cie nie uprzedzili nikogo o kontroli.

Obaczym jak czuwacie na przyczó ku.

Chodzili od ogniska do ogniska, z daleka sprawdzaj c czujno

wojów. Lech nabra

dobrego humoru, stwierdziwszy - e przy adnym ognisku nikt nie pi, nawet drzemi cych nie

ma - wszyscy maj bro w pogotowiu.

- Pójdziem teraz sprawdzi zewn trzny pier cie czujek – zdecydowa Lech.

- Spyta stra ników o has o - doradzi Mo cis aw.

- Nie - powiedzia Lech - sprawdzim co zrobi w razie przydybania kogo , kto has a nie zna.

- Mog was zabi , nawet nie wiedz c kogo - powiedzia doradaca.

- Cichaj! Idziemy!

Ruszyli ku zewn trznym wartom. Ledwie przeszli ze sto kroków, kiedy obst pili ich woje z

gotowymi do u ycia dzirytami. Odchylone do ty u r ce, trzymaj ce te mierciono ne ostrza,

wskazywa y niedwuznacznie na zamiary wojów.

- Nie l kajcie si Lechos awie - rozleg si g os z ciemno ci. Zostali cie zauwa eni i

rozpoznani ju jaki czas temu. Inom chcia wam da do zrozumienia,

my w gotowo ci.

background image

Tom 2

61

Z mroku wyszed ku nim ros y cz owiek. - Odejd cie! - zwróci si , do wartowników, a ci

opu cili dziryty i odst pili par kroków do ty u.

- Witaj, Wierzcho - powiedzia Lech. Dobrze pilnujesz i twoi ludzie jak zwykle niezawodni.

- Pilnujem naszych garde - odpar woj. Dzi rano z apalim kolejnych zwiadowców

Sprewian. Ju odes ani do Poznania. B

czeka tam na swoich owców, a potem b

im

.

- Dobrze. Teraz pójd my pos ucha co mówi przy ogniskach. Ciekawym tych straszliwych

pomstowa na wszystko - na psi pogod , na ciemno ci, na wroga i na mnie.

Szli ostro nie, nieledwie si skradaj c. Przystawali po cichu w cieniu nieopodal jakiego

ogniska i s uchali.

- Zginie nas tu jeszcze wielu - mówi m ody woj do starszego, w satego druha. Miast

odzi dzieci, by Polan przybywa o, my tu giniem z chorób i od broni wroga. Przyjdzie tu chyba

zmarnie .

- Wola by zmarnie od niemieckiej zdrady? - spyta druh.

- No, nie. Ale my po to chyba od Niemców odeszli, by mie spokój

- Wida nasza obecno

tutaj temu spokojowi ma na przysz

s

. Nie ciskaj si - nie

nasza g owa rozstrzyga o wojnie.

Przy innym ognisku mówiono o spodziewanych upach.

- Chcia bym dosta bia

- mówi m ody ch opak, przymykaj c w rozmarzeniu oczy - z

jasn kos i chabrowymi lepkami. I eby mia a du e piersi... Twarde i j drne... Jak du e,

dorodne gruszki.

- Zielone czy

te? - zakpi kto z boku.

- Takiego kszta tu. A barwy mleka. I mleka pe ne, kiedy b dzie karmi moje dzieci.

- Pr dzej ci lepia wy upi, gdy za niesz. Albo ziaren bielunia dzi dzierzawy do napitku doda

i u wierkniesz, nim si spostrze esz – dogadywa inny prze miewca.

Przy nast pnym ognisku inne s owa,

- Mam dziewoj - cudo istne. Luba czeka na mnie i t skni, jako i ja. Bra ców bym paru

chcia do pracy przy zagodpodarowaniu lech, które obieca Lechos aw.

- Ja ci to mówi , jakem Pniejnia - nie czekaj na adne obietnice, ziemi wsz dzie pe no. A

ta, któr Lech obieca , akurat nie do niego nale y...

- A ja ci mówi , jakem Kpiorz - odezwa si inny woj - i po powrocie mo esz zasta Lub z

brzuchem. Jeszcze ci powie,

cie pocz li ju dawno, mo e jeszcze za ab , ino ma e czeka z

wyj ciem na wiat a b dzie sposobniejsza chwila.

background image

Tom 2

62

- Czeka na powrót taty z wojny - powiedzia kto , siedz cy naprzeciwko narzeczonego

Luby.

Ca a kompania wybuchn a m skim, rubasznym miechem, jakby pocz stowano j

wy mienitym dowcipem. M odzian spu ci g ow na piersi. Po policzku potoczy a mu si , wielka

jak groch za.

Lech ruszy ku innemu ognisku, a kiedy przeszli kilkana cie kroków zwróci si do

Wierzchonia cichym g osem.

- Tego m odego jutro wy lesz do jego Luby. Sam te z nim jed . Bra ców mu dasz

dwudziestu paru, wydzielisz puszczy na dwa sio a. Dopilnuj, eby potem dosta narz dzia i

zwierz ta. Rano og

wszystkim swoim, e to wszystko dostanie w nagrod za czysto

uczu

i wierno

. Nie mów komu - sama wierno

wystarczy. Weselisko maj zaraz odprawi , a ty

dziesz na nim zamiast mnie. Wierzchowca mu daj w prezencie ode mnie. albo co zechcesz.

Acha, je li ko to ze wszystkimi dodatkami.

- Tak e ze stajni i obrokami - rzuci po cichu który z towarzysz cych im wojów.

- Dorzu ciep , r czk , co doradza twój cz owiek - powiedzia Lech, us yszawszy art.

- To mój syn - Mszczuj - wiedzieli cie o tym? - spyta Wierzcho .

- Nie wiedzia em - powiedzia Lech. Ale zapami tam i potem dodam co jeszcze. Za to,

go nijak nie ho ubi , ino skaza na los prostego woja przy jednym ognisku z innymi.

- Oni te nie wiedzieli, i e on mój.

Lech spojrza z podziwem na starego. Pami taj o nim, Mo cis aw - powiedzia - wart

wszystkiego, co mog .

Doszli do nast pnego ogniska, gdzie us yszeli przewrotn , teori .

- Lech obieca nagrody - perorowa woj w rednim wieku. Teraz wesz o w niego sk pstwo i

szasta nami na wszystkie strony, by do nagród zosta o jak najmniej ywych. Oczywi cie, z

dba

ci o nas! Bo ca a pula nagród zostanie podzielona na mniej osób - po có nagrody

umrzykom?

- Je lim sk py - powiedzia Lech, wkraczaj c w kr g ogniskowego wiat a to mo e dam

tylko cz

puli, a cz

przypadaj

na tych, co nie doczekaj , zatrzymam sobie?

- E, nie - nie straci rezonu mówca - za wi ksz nagrod spodziewacie si lepszej s

by w

przysz

ci. No i wdzi czno ci te wi kszej...

Do ogniska zbli

si goniec z Lubusza.

- Wasz córk - Dragos aw przywieziono. Nie by o sposobu jej odmówi , bo je

przesta a

i powiedzia a, e nic nie tknie, je li jej do was nie puszcz .

- Trzeba by o nie trzyma - powiedzia sarkastycznie Lech.

background image

Tom 2

63

- Nie trzymali. Opu ci a Pozna i sama sz a na zachód. Dobrze, e pilnowali z daleka -

powiedzia goniec.

Siedz cy przy nast pnym ognisku zajmowali si sprawami wy szej, ogólnej wagi.

- Ja bym - mówi starszawy woj - zbudowa silny gród na zachodnim brzegu Odry i po czy

go sta ym mostem z Lubuszem. W tym grodzie osadzi bym siln za og i ci ga od Sprewian

trybut w roboci nie, w dziewkach i w p odach z roli.

- A ja - powiedzia jego kompan - nie ci ga bym trybutu, jeno bym si ugodzi , e oni sami

wybuduj taki gród dla nas, i most. Za dobr i szybk robot mieliby obiecany nasz sojusz,

nasz przyja

. Z a i opiesza a robota grozi aby im obróceniem w naszych poddanych.

- A po co by by ten gród na terenie naszych sojuszników? - spyta twórca projektu o

trybucie.

- Strze onego bogowie strzeg - odpowiedzia nie zra ony w tpliwo ciami towarzysza

projektodawca sojuszu lub podda stwa.

Szli od ogniska do ogniska i nigdzie nie s yszeli zachwytów ani od najm odszych, ani od

niem odych wojów. Widocznym by o, e wojaczka trwa a za d ugo i nikt nie spodziewa si

osi gni cia z niej wielkich korzy ci. Lech zasumowa si i d ugo co przemy liwa , marszcz c

czo o i ruszaj c co jaki czas w sami. W ko cu rzek ..

- Wierzchoniu, zaraz wy lij go ców do oblegaj cych. Obl

enia niech nigdzie nie zdejmuj ,

lecz niech nie szturmuj , niech pozwalaj na uzupe nianie zapasów i poratuj rannych i

chorych.

Za ty, Mo cis awie, szykuj si na pos a do Kopanicy. Niechby Odrzywoj stawi si do

Lubusza . Pogwarzymy. We miesz ze sob Dragos aw . Ty i ona b dziecie zak adnikami za

ca

Odrzywoja. Co do jedzenia... Niech nie je, je li nie chce. Kapry na córka niepotrzebna

nikomu.

Wracali piechot , przez most. Stra nicy odpychali dr gami napieraj ce na s upy kry i

zwa y. Nie na wiele to si zdawa o, bo poziom wody by coraz wy szy i zatory uderza y

wsz dzie w poprzeczne bale i deski. Czasami woda chlusta a fontannami na tarcice, a niekiedy

przelewa a si wierzchem.

- Zdj

wszystkie stra e! - powiedzia Lech do Mo cis awa.

- Biegiem! - krzykn Mo cis aw do towarzysz cych im wojów. Wszystkich gna do

Lubusza.

Nogi biegn cych zatupota y o tarcice, wkrótce tupot powi kszy si , zwielokrotnia i

przesuwa si ku wschodniemu brzegowi. Kiedy Lech z Mo cis awem wchodzili na l d, na

mo cie ju nikogo nie by o. Szcz

cie to by o dla wszystkich, bo po paru chwilach us yszeli

okropny trzask. Odwrócili g owy i ujrzeli jak amie si ca y rodek mostu. Wnet sp yn z

background image

Tom 2

64

pr dem, obracaj c si na wszystkie strony jak wielka pokraczna wydra, baraszkuj ca w wodzie

zanim da nura po kolejn ryb .

Woda porywa a teraz cz

ci przeprawy bli sze brzegom. Wszystko lecia o w dó rzeki przy

wtórze ryku wody, zag uszaj cym wszystkie inne d wi ki. Lech skin r

na swoich

towarzyszy i poszli dalej, ku Lubuszowi.

- Dobra wró ba - krzykn Mo cis aw -

cie zd

yli wszystkich sp dzi na l d.

- Oby - mrukn Lech - nie zawadzi oby troch szcz

cia.

Przed obwa owaniami grodu napotkali, szukaj cego Lecha stra nika.

- W waszej kwaterze pos aniec od Piasta, w gospodzie poselstwo z Krakowa - zameldowa

krótko stra nik.

- Pójdziem wpierw do gospody - zdecydowa Lech.

- Nie lepiej dowiedzie si wprzód co s ycha w domu? - rzuci pytaj co Mo cis aw.

- Zd

y si . Ciekawszym wie ci od Wi lan. I grza ca si napijem, by zi b z ywii

wy en

.

Ruszyli do gospody, specjalnie zbudowanego domostwa, wi kszego od innych. Na dole

du o miejsca zajmowa a jadalnia. Przytkni to do niej spi arni i kuchni . W piwnicy mie ci y si

zapasy. Ca e podstrzesza zajmowa y pokoiki sypialne, w których go cie mogli znale

odpocznienie w nocy, szczególnie go cie przejezdni.

Weszli do izby dolnej. Przy sto ach siedzia o sporo Pola skich wojów, posilaj cych si

urem z kie bas lub s cz cych grzane napitki. W k cie izby siedzia o paru obcych, wyra nie

na kogo czekaj c. Do ich sto u podszed Lech, a za nim Mo cis aw.

- Jam jest Lechos aw - przedstawi si wódz. A wy cie pewnie pos owie krakowscy?

Obcy wstali wszyscy, odsuwaj c z rumorem zydle. Uk onili si i trwali w tym uk onie, niemo

po wiadczaj c, e przybyli do tego, któremu oddaj ów pok on.

- Na wojnie nie ma dworców ni komnat. Nie mam te dworzan ni dwórek. Tedy przyjm

was sam, w tej izbie, bo ona najparadniejsza i najwi ksza w ca ym grodzie. Mówcie z czym

przybyli cie! - powiedzia Lech.

- Przybylim do najs ynniejszego wodza i wojownika wszystkich S owian Zachodnich -

zacz starszy poselstwa - od ksi cia Wi lan, pana Krakowa i wielu innych grodów, wielu ziem i

wielu ludów. Przywie lim pozdrowienia, wyrazy czci i yczenia wielu zwyci stw. Nasz ksi

Kazimir radby po czy z wami swe si y dla wzajemnego wspomagania i dla odporu przeciwko

wszystkim wrogom.

- Chcecie mi przys

waszych wojów do pomocy przeciwko Sprewianom i Pyrzyczanom?

background image

Tom 2

65

- Je eli brakuje wam w asnych wojów...

- Mnie nie brakuje.

- Ksi ciu Kazimirowi te nie brakuje, ale przysz

ci nikt nie zna. Je li po czym nasze si y,

nikto nie wa y si tkn

naszych ziem ani nie spróbuje nam zaszkodzi w inny sposób.

- Chyba macie gotowe projekty. Mówcie troch szczegó owiej, a nie ogólnikami.

- Nasz ksi

ch tnie wymieni wojska. Je liby cie pos ali mu teraz z dziesi

setek

zbrojnych, przys

by wam w lecie tyle samo zbrojnych Wi lan oraz zdobycze - upy z wojny

przeciwko Mazowszanom.

- Po co mienia ? Czy moi albo Kazimira nie tacy sami?

- Dodatkowo ksi

Kazimir gotów zrzec si na wasz korzy

pretensji do ziem Opolan,

le

cych na zachód od Krakowa.

- Rozumiem, e tych ziem nie macie, skoro ro cicie do nich pretensje. Czyli mog je mie ,

je li sam zdob

? Dzi kuj za taki hojny dar.

Pos owie speszyli si takim bezogródkowym zachowaniem Lecha. Spodziewali si

dwuznaczników, kluczenia, mieli nadziej nie ujawni swoich potrzeb, du o i mgli cie

naobiecywa , a tu gospodarz zaczyna sobie pokpiwa ...

- Idzie nam o po czenie naszych si . Je li my li o tym nie jeste cie przeciwni, a macie

jakie warunki, to je powiedzcie - przerwa chwilowe milczenie starszy poselstwa,

- Panie, od

cie odpowied - powiedzia po cichu Mo cis aw.

- Mój doradca - rzek Lech -

da, bym was na razie zbywa , Ale nie pos ucham jego rady i

rzek wam, i my l o po czeniu si uznaj za dobr . Domy lam si , e wasz knia liczy teraz

na moj pomoc. Wkrótce poci gniem w stron wschodu s

ca - moi woje i ja. Pomo em

waszemu Kazimirowi. A zap at , je li wasz knia sam jej nie ui ci - we miem sowit - wedle

naszego uznania.

W tej chwili z udzenie pos ów, e tego prostego woja omami - prys o. Ju wiedzieli, e nie

wykorzystaj go, jak roili. Mniemali, e uda si z ponoszenia kosztów wywin

, no - mo e

zap aci czym , lecz nie za wiele, a tu - masz babo placek - ten prostak mówi, e sam

wyznaczy cen i zap at odbierze si !

- Wasza wola, panie - powiedzia starszy poselstwa - jest i b dzie dla wszystkich Wi lan

wi ta. To nam kaza rzec nasz knia .

Lech odwróci si do nich plecami. W

ciciel gospody, widz c, e rozmowa z obcymi ju

zako czona lecia - ca y w szerokim u miechu. Za nim dwaj ludzie nie li stolik z czystym

obrusem, z ty u - znowu dwóch z zydlami.

- Co da ? G odni cie mo e? Co na rozgrzewk ? - wdzi czy si gospodarz.

background image

Tom 2

66

- Gor cego miodu nam podaj! Z zio ami przeciwko zimnu. A tu masz sakiewk srebrników.

Od tych obcych nic nie bierz za nic - go

mi moimi s .

Gospodarz podszed do Wi lan i co im przedk ada . Spojrzeli w stron Lecha i uk onili si

po raz kolejny. Snad w podzi ce za go cin , cho rzecz zwyczajn by o zapewnienie

poselstwu wszelkich wygód. Ale tu?

Po rozgrzaniu si miodem Lech poszed da swojej kwatery, gdzie czekali na niego

pos

cy Piasta.

- Dobrze, e jeste cie, bo mam Piastowi przes

wa ne wie ci. Z czym was do mnie

pos

?

-Byli pos owie z Krakowa. Piast zby ich, bo nieszczerzy s . Szpiegów naj li przeciwko

nam. Piast prosi, by cie uwa ali na pos

ców stamt d.

- Lepiej by o pos ucha Mo cis awa - pomy la Lach. Za g

no - powiedzia .

- Wracajcie po odpoczynku do Gniezna i przeka cie, e ja wkrótce zako cz tu nasze

sprawy i b

si wycofywa . Do Gniezna pode

cz

ludzi na odpoczynek, a reszta

poci gnie ze mn do Krakowa. Stamt d b

s

nowe wie ci. W tej chwili mniemam, e jest

mo liwe podporz dkowanie Wi lan albo przynajmniej zawarcie z nimi cis ych zwi zków.

ci lejszych ni zwyczajne przymierze mi dzy dwoma niezale nymi plemionami. Teraz id cie

odpoczywa i jutro wracajcie.

Kiedy ju opuszczali izb zapyta .

- Czy to prawda, e nie ma tego z ego co nie wysz oby na dobre?

Troch zdziwieni tym niespodziewanym pytaniem zatrzymali si w drzwiach

- Prawda - powiedzieli i wyszli pop dzeni machni ciem Lechowej r ki.

background image

Tom 2

67

Rozdzia X

C E D Y N I A P 0 R A Z P I E R W 5 Z Y

Nazajutrz, jeszcze przed witem poselstwo Wi lan opuszcza o Lubusz. Wiosenny, ale

jeszcze mro ny brzask roz wietli Wi lanom drog , kiedy tylko wyszli z wa ów. Jechali niepewni

przyj cia w Krakowie, bo z jednej strony uzyskali przecie obietnic pomocy - lecz koszt tej

pomocy nie by okre lony, wi c z drugiej strony rzecz bior c, zawioz ksi ciu co nieznanego -

niewiadom trudn do przewidzenia, czy te wyliczenia.

Ten sam brzask przy wieca Odrzywojowi podczas przeprawy ódk , przez Odr .

Przybywa z trzema tylko wojami, wcale nie wiedz c czy dziecko przys ane mu w zastaw jego

bezpiecze stwa jest istotnie córk Lecha.

Lecz Odrzywoj, ywy dowód prawdziwo ci powiedzenia, e mia ym szcz

cie sprzyja nie

raz ju wa

si na czyny przez innych uznawane za nierozs dne. Teraz te - wylaz z

bezpiecznego schronienia w Kopanicy i jecha , bo tamten chcia . Lech musia mie jak

ciekaw propozycj , je li wstrzyma szturmy, a w ko cu zdejmowa obl

enie po tak

ugotrwa ym wysi ku i sporych stratach. Ale ta propozycja z pewno ci nie by a na Lechu

wymuszona. Gdyby musia si spotka , gdyby od rezultatu tego spotkania zale

o co

wa nego - przyby by sam pod wa y i albo wszed do Kopanicy, albo zaprononowa spotkanie

mi dzy wojskami - na ziemi niczyjej.

Jak wida odwaga Odrzywoja nie wynika a z pop dliwo ci i lekcewa enia wszystkich

niebezpiecze stw. Odrzywoj, nim wa

si na czyn zbyt dla innych mia y, wprzód rozwa

z

zimn krwi wszystkie korzy ci i zagro enia.

Kiedy Sprewianie szli ku kwaterze Lecha, trzej towarzysze Odrzywoja bacznie rozgl dali

si na boki, wietrz c jakie niespodzianki, jaki podst p.

- Nie widrujcie tak lepiami, bo mi ino wstyd przynosicie, zdradzaj c nieufno

-

powiedzia Odrzywoj.

- Kot jak idzie - zawsze wybiera miejsce schronienia na wypadek napa ci. My te to czynim

- powiedzia jeden z trójki wojów, towarzysz cych ksi ciu Sprewian.

- Ty, Chwostek, kotem nie jeste . Kot mo e zawróci , je li uzna, e nie b dzie drogi

ucieczki. A ty pójdziesz ze mn do ko ca, cho by my zgin

mieli.

Lech czeka na nich przed kwater . Skin li sobie bez s owa g owami, Lech wszed do

chaty, Sprawianie za nim. - Pu ciutko - stwierdzi Odrzywoj.

- Nie ma tu nikogo, prócz mnie - powiedzia Lech. Chc , by cie nie my leli o naszej

przewadze i by my rozmawiali swobodnie.

background image

Tom 2

68

- Nie boicie si zgin

od naszej broni?

- Chc , by cie mieli wiadomo

, e i pok óci si mo ecie. To ja b

musia

powstrzymywa gniew, by cie mnie w z

ci nie razili. Zanim sami zginiecie, co i ja, i wy

rozumiecie.

- Rad przyby em - powiedzia Odrzywoj, bo wasze zaproszenie wie ci zaprzestanie wojny.

- Mo e tylko zawieszenie. Zale y jak nam pójdzie.

- Dacie zado

uczynienie za naszych poleg ych. Zabrali cie ycie stu naszym m

om.

- Sam straci em w dwójnasób.

- Trzeba by o tu nie przychodzi !

- 0 tym w

nie chc mówi . Chc wam powiedzie po com przyszed .

- Przyszli cie naprawd niepotrzebnie. Sprewianie s na najlepszej drodze do zbudowania

du ej si y przez przy czenie s siednich ziem i przez stworzenie przymierzy, mo e nawet

zwi zku plemion. Có e wam to przeszkadza o?

- To Lutycy maj zwi zek plemion na pó noc od was. Dobre to jest?

- Ich zwi zek rozrywany jest sporami wewn trznymi. Nasz by by lepszy.

- Musieliby cie ich podbija , bo dobrowolnie wam si nie podporz dkuj .

- Na po udniu te s plemiona.

- Germanie og osili tam marchi . Sasów maj osadza na wschód od So awy.

- Wam nic do tego wszystkiego!

- Pewien kap an - Druzno si zwie...

Odrzywoj drgn na d wi k wypowiedzianego imienia.

- Kr

o nim s uchy - powiedzia . U nas, i u s siadów.

- Druzno s usznie mówi , e Niemce od dawna pr na wschód. Z wami ju s siaduj , bo cie

zaj li Morzyczan, P oni wam si podporz dkowali, ujarzmili cie Stodoran i S upian. Ale do si y

Niemców wam daleko. My te przed nimi uszlim i teraz próbujem zbudowa tam germa ski

pochód zatrzymuj

. Mo e nam si uda , bo my od nich na razie oddaleni i oni w tym

przeszkadza nie mog . Wy nie zd

yliby cie, zreszt nie wiem czy próbujecie..

- Niemcy to s siedzi. S siedztwo z nimi przynosi korzy ci - powiedzia Odrzywoj.

- A im przynosi korzy ci niezgoda S owian. Zwa cie, e daleko na zachód od aby jeszcze

pó wieku temu by y ziemie S owian.

- S ysza em, e ów Druzno mówi podobnie jak wy teraz. Jeno nie wiem jak on i wy t tam

stawia chcecie. Kto za ni ma zap aci ?

background image

Tom 2

69

- Ju teraz mamy du y kraj i du o ludzi. Chcemy, by cie wy przy czyli si do nas, by cie z

nami wspó dzia ali. Od was, od rodka terenów mi dzy ab i Odr chcemy zacz

nasze

parcie na pó noc i po udnie. Chcemy ustali . granic na abie i So awie. A wy mo ecie

w

tym kraju, maj c du

samodzielno

i niezale no

. W asnego ksi cia tak e - doda z

usmiechem. Mam nadziej , e za moich prawnuków uznacie si za tak z nami zbratanych, e

poniechacie wszelkich odr bno ci.

- Wielki to plan. Sami mówicie, e na pokolenia. A teraz?

- Teraz - wy i moi woje zbudujecie gród naprzeciwko Lubusza i po czycie go z Lubuszem

trwa ym mostem.

- Kto b dzie ów gród trzyma ?

- Setka waszych i setka moich wojów. Komenda b dzie ode mnie. Ust picie dla potrzeb

zaopatrzenia grodu, chodzi o owy, terenu a do waszego sio a Malinów. To si zreszt pó niej

szczegó owiej wyznaczy.

- Tak sobie stanowicie jakby cie wygrali wojn . A mo e jednak nam te jakie korzy ci

obiecacie?

- Pomoc przy wszelkiej obronie, je li sami nie zaczepicie wprzódy napastnika. I pomoc przy

zajmowaniu nowych terenów i podbijaniu plemion, je li wprzódy uzgodnione b dzie z nami.

- Powiem wam jakie stwarzacie dla nas zagro enie. Oto w chwili dla was wygodnej

uczynicie z nas bra ców, bo nie b dziem mie czasu na przygotowanie obrony.

--To wam z naszej strony grozi, je li nie zawrzem porozumienia. Na razie mam na oku inne

przedsi wzi cie. Szybciej przynosz ce korzy

. Ale na przyczó ku ostawi do

si , bym móg

tu wróci , przej

Odr i zrobi z was bra ców. Z cz

ci, bo reszta legnie w walkach. Moich te

wielu zginie. Nie lepiej te ycia przeznaczy na co innego?

- A je li zawrzem sojusz - zabierzecie swoich?

- Setka zostanie - do budowy i obsady grodu. I nowy grododzier ca z nimi. Chyba tylu nie

przedstawia dla was wielkiej gro by?

- Gdzie odes

wam córk ?

- O, to widz ,

my sojusznicy. Daj pyska, Odrzywoj!

Wstali obaj, obj li si na krzy i serdecznie, po bratersku uca owali.

- Spiszem to na wierzbie - powiedzia Lech. Przy

ci ca y traktat na przechowanie. Ka dy

dzie mia swój i zawsze mo e zajrze czy druh nadmiernie nie korzysta z okazji.

- Zaprzysi gniem wobec obu wojsk? - spyta Odrzywoj.

- Zaraz wszystko zbieram i ruszam pod Malinów. Mo e tam by ?

background image

Tom 2

70

- Mo e. Jutro stawi tam ponad tysi c zbrojnych - powiedzia Odrzywoj. Ostatecznie

spotkanie odby o si pod Si owem, na ziemi Sprewian. Lech i Odrzywoj przysi gali wielkimi

osami, e dotrzymaj zobowi za , a potem oba wojska biciem oszczepami i mieczami o

tarcze potwierdza y swoj zgod na sojusz.

Jednak nie dane by o Lechowi natychmiastowe wyruszenie do Krakowa. Kiedy odes

ju

na wschód tabory i wi kszo

si , zostawszy tylko z pi cioma setkami przeznaczonymi na

za atwienie spraw krakowskich, sta o si co , co potwierdzi o przypuszczenia Lecha, a

Odrzywojowi unaoczni o korzy ci p yn ce z traktatu.

Oto w okolicy Hobolina przez ab , a potem przez Hobol w ci gu kilku dni przeprawia o

si ca e plemi Sie czyców. Po przeprawieniu si Sie czyce w nie adzie przesuwali si na

wschód tu przy granicy ze Zwi zkiem Wieleckim i rozpowszechniali straszliwe wie ci o

cigaj cych ich Niemcach. Pono Niemcy mieli zamiar zniszczy , przesiedli , spali - nie

wiadomo co jeszcze zrobi z ca ym s owia skim plemieniem, chyba ostatnim yj cym na

zachodnim brzegu aby jako zorganizowana plemienna si a.

Sie czyce zostawili wszystko i uciekli, ale Niemcy podobno ich goni dla wzi cia S owian w

niewol .

- Masz s siedzk wizyt Odrzywoju - kpi Lech.

-

Mo e plotka, Sie czyce ci

ko przestraszeni i wymy laj lada co.

Jednak tego samego dnia przyp dzi goniec z ernic.

- Niemce. Id na wschód. Dwa oddzia y konnych po czterystu do pi ciuset ludzi.

Nazajutrz przed po udniem podobny meldunek z

goniec z ugowa. Wieczorem o

Niemcach doniós pos aniec z Wo kowa.

Nie by o w tpliwo ci - Niemcy s ju prawie w po owie drogi od aby do Odry.

- Najwyra niej id za Sie czycami - powiedzia Lech. A ci nie opami taj si w ucieczce a

za Odr . Mo e znajd oparcie w Pyrzyczanach ko o Cedyni. Ale je li ich nie wesprzemy, to my

uczki, t umoki i wszystko inne, co by ma drewniane i g upie.

- Prowad , wodzu - powiedzia Odrzywoj. Gdybym by sam, zaczai bym si w puszczach

przed Odr . Ko o Krewelina jest sposobne miejsce na zasadzk ...

- Nim by my tam doszli, Niemcy byliby przy Odrze. Musim gna pod Cedyni . Tam

urz dzim zasadzk - powiedzia Lech.

- A je li oni wstrzymaj p d i zabior si za moje ziemie i moich ludzi?

- Dowiemy si o tym i zd

ymy im „podzi kowa ". Obci

eni upami b

powolni i atwi do

obst pienia.

background image

Tom 2

71

Pi

setek Lecha ju sz o ku Cedyni, go cy gnali do My liborza z rozkazem skierowania

pod ten gród posi ków. Odrzywoj zebra prawie cztery setki konnych i porusza si ku temu

gródkowi drog równoleg do marszruty Lecha.

W Rudnicach dopad Lecha goniec od Odrzywoja. Ko pod nim ca y by w p atach brudnej

piany, zdawa o si , e zaraz padnie.

- Niemce przeszli Krewelin i dochodz do Golcowa - wycharcza . Knia Odrzywoj b dzie

przy przeprawie ko o unowa. Tam bród jest.

- Dasz rad poprowadzi do owego unowa? - spyta Lech.

- Dam, jeno pozwólcie krzyn odsapn

.

- Czeme si tak zmordowa ? Pieszo lecia i konia niós na plecach? Zziajany taki, jak

pies po po cigu za zaj cem.

- Zmordowa em si strachem, bo mi ksi

powiedzia , e mam si powiesi , je li was nie

najd w por i nie powiadomi .

- Ale naszed i powiadomi , tedy ju przesta ziaja . Konia dla pos

ca! - krzykn .

Goniec prze

swój rz d na podprowadzonego konia i ruszy naprzód, Lech ustawi si

przy nim. Gdyby teraz kto patrzy co robi woje Lecha móg by w pe ni oceni ich wyszkolenie.

Setnicy co mrukn li, dali r kami jakie znaki i na drodze w równych odst pach, w

wyrównanych szeregach mo na by o zobaczy kolumn sun

w ciszy za swoim wodzem.

- Daleka droga? - zapyta Lech.

- Ca y dzie i noc. Ale na noc chyba staniem, bo w puszczy mo e by zasadzka.

- Chyba nie. To dla Niemców nieznany teren. Ale mo e s w ród was ludzie sprzedajni...

- Ja nie znam - powiedzia przewodnik z oburzeniem w g osie.

Lech wyj zza po y kaftana wistawk . Przy

j do warg i zagra krótk melodi .

Przewodnik popatrzy na niego ze zdziwieniem i wtedy k tem oka zauwa

, e z drogi

znika rodkowa secina jezdnych. Obejrza si i patrzy z podziwem jak w puszcz wsi kaj

pojedy czy je

cy, grupki i grupy konnych.

- U nas nie ma takiego wiczenia - powiedzia przewodnik.

- To zwiad i ubezpieczenie - powiedzia Lech. Skoro mówisz, e jaki sprzedawczyk...

- Mówi em, e u nas nie ma ludzi sprzedajnych! - oburzy si Sprewianin.

- No, ju dobrze. Ubezpieczenie nie zaszkodzi. B dziem jecha ca noc.

Przy brodzie w unowie znale li si w po owie nocy. Odrzywoja jeszcze nie by o. Pi

setek sta o przez chwil twarzami do Odry. Pi

palców silnej d oni, któr mo na zacisn

w

background image

Tom 2

72

ku ak i grzmotn

nim wroga. Albo palce rozcapierzy i obj

nimi gardziel napastnika, a potem

zacie nia u cisk a do us yszenia ostatniego, przed miertnego, spazmatycznego oddechu.

- Z koni! - powiedzia Lech niezbyt g

no.

W jednej chwili przewodnik zobaczy puste ko skie grzbiety. Prawie natychmiast posz y w

ruch wiechcie siana wycieraj ce spotnia e boki wierzchowców. Po chwili, kiedy oddech koni sta

si cichszy i spokojniejszy ich w

ciciele zacz li je karmi z r ki. Musieli by wyznaczeni jacy

dy urni, bo kiedy konie puszczono, kilkunastu ludzi pilnowa o, by si dobrze napi y. Wchodzi y

do brodu, grzeba y wod kopytami i pi y d ugo, jakby to mia by ostatni spotkany wodopój przed

ugim marszem. Albo po d ugim marszu.- pomy la przewodnik.

- Chcia bym s

w waszej je dzie - powiedzia g

no.

Dopiero teraz ludzie wyci gali zimny prowiant i pocz li nape nia . w asne

dki.

- Nie krzywdowa by sobie, e musisz je

na ko cu? - spyta Lech.

- Lubi zwierz ta s

ce cz owiekowi. W domu te najpierw karmi psy, zim daj

re

kotom, wystawiam karmniki dla drobiu, nape niam oby i koryta, a dopiero potem my

o

swoim niadaniu.

-Samem s ysza - powiedzia Lech - jak moi woje na mnie narzekaj . Zastanów si czy warto

pode mn s

i walczy .

- Ró ne rzeczy si wygaduje, kiedy niewygoda i mord ga. Ale z y wódz zwykle nie ma kim

dowodzi . Gubi mu si ludzie w puszczy, po bitwach wsz dzie, gdzie si da. Wam si nie

gubi - s wszyscy przy was..

Nadchodzi Odrzywoj ze swoimi. Raczej nieuporz dkowanymi kupami, ni ustawionymi

oddzia ami, co dziwi o u S owian, granicz cych z Niemcami. Odrzywoj podjecha do Lecha i

zsiad z konia.

- Wiesz - powiedzia - nie mog si przesta dziwi ,

tak mi kko nastawa na nasze

grody. I nic

nie bra po wsiach. Poj

tego nie mog em.

- Widzisz, Odrzywój - powiedzia Lech - niczyjej, wolnej ziemi jest tyle, e ka dy j mo e

zaj

i z niej

, zbieraj c plony i uprawiaj c. Wojny robi si o ludzi. Nie, eby ich wybi do

nogi, lecz po to, by mie z nich korzy

- wspó pracowa z nimi albo nimi ora . Ciesz si , e

tob i twoimi ora nie musz , bo to i dla dozorcy chleb ci

ki - nie tylko dla niewolnych.

Rano siedzieli w Cedyni przy niadaniu podawanym w domu grododzier cy. Lech

przedstawi plan zasadzki na Niemców, je li przejd Odr . Powiadomiono s siednie gródki o

nadchodz cym naje dzie. Poustawiano czaty dla zbierania umykaj cych Sie czyców i

kierowania ich pad My libórz - do wojsk Lecha, maj cych tam czeka a wódz z reszt

jezdnych do czy. Z ochotnych Sie czyców formowano oddzia y zapasowe, maj ce wesprze

innych w razie niepowodzenia.

background image

Tom 2

73

- Niemcy w Brodowinie - przyniós wiadomo

goniec od czujki zostawionej na zachodnim

brzegu. Zd

aj ku brodowi. Sami konni. Dobrze uzbrojeni. Wieleci stoj na swojej granicy.

Po wys uchaniu tego meldunku wszystkie si y S owian zaj y wyznaczone miejsca. W

puszczy nad Odr czeka y czujki gotowe ledzi wroga po przekroczeniu brodu i donosi o

miejscu jego pobytu.

Przekazywane od posterunku do posterunku wistanie kosów poinformowa o:

- Czujka nad Odr widzi Niemców, przekraczaj cych bród.

- Niemcy na trakcie wiod cym do Cedyni - donosi y szpaki.

- Naje

cy tam, gdzie trzeba - wrzeszcza y sroki.

Wtedy przed kolumn , k usuj cych run y na trakt wielkie drzewa. Pada y jedne obok

drugich, obala y si jedne na drugie, tworz c trudny do przebycia stos.

- Zasadzka! - krzykn o ze sto niemieckich gardzieli. Z przodu i z ty u niemieckiej kolumny

pad y komendy.

- Obej

przeszkod i naprzód! - nakazano czo u.

- Zatrzyma si i przyj

front na boki! - pad rozkaz dla ogona.

Czo o sprawnie rozdzieli o si na dwa strumienie op ywaj ce zator i cz cy si ponownie

po jego omini ciu.

Ogon pilnowa , by adna krzywda nie nadesz a ku kolumnie od strony puszczy. Woje dobyli

broni, zas onili tu owie tarczami i bacznie zapuszczali spojrzenie mi dzy drzewa.

Nic nie by o wida . Czo o przedosta o si przez zwa i teraz nadesz a pora na ruszenie w

tym samym kierunku ogona. Lecz odpowiednia komenda nie pad a. Zamiast niej w rodek

ogona pad a wielka sosna. Mo na powiedzie , e du ej krzywdy Niemcom nie wyrz dzi a.

Zabi a mo e paru ludzi, kilku poturbowa a. Na wyprawie zdarzaj si gorsze rzeczy. Ale

padaj ce drzewo wywo

o troch zamieszania. Wi c kiedy z puszczy ku ogonowi zacz y si

sypa strza y i to raczej z przodu - dowódca ariergardy nakaza skupienie si przy nim. Woje

przyj li szyk obronny. Zsiedli z koni i chowaj c si za ich bokami zwarli ciasno szeregi, czyni c

nad g owami dach z tarcz, co w rodzaju skorupy

wia.

Na t skorup pada y z rzadka kamienie z proc, nieliczne dziryty i drobne kamyki ciskane

koma.

- Rusza za czo em! - nakaza dowódca ogona.

Konie zasta y obrócone we w

ciwym kierunku i ogon - okryty skorup tarcz - pope

w

stron Cedyni. Zbli

si ku zwa owi i przystan . Nie mo na by o powtórzy manewru czo a, bo

pociski zacz y pada du o g

ciej i z wi ksz si .

background image

Tom 2

74

Po prostu puszcza jest w tym miejscu rzadsza i ci przekl ci S owianie maj wi ksze

mo liwo ci - spostrzeg dowódca i nakaza :

- Cofn

si tam, gdzie stali my przedtem!

Ogon zacz pe zn

z powrotem. Razy prawie usta y, co utwierdzi o dowódc w

przekonaniu, i podj s uszn decyzj . Ale po jakim czasie dosz o do niego, e on tutaj nie ma

nic do roboty. On i jego woje maj pod

za czo em.

- B dziemy rozrzuca zwa ! -- zadecydowa . Po doj ciu przyj

. szyk chroni cy boki!

Ogon znowu zacz si przesuwa do przodu. Sprawno

jego elementów w

wykonywaniu komend by a nadzwyczajna. Boki by y dostatecznie chronione a zwa sprawnie i w

miar po piesznie rozbierany.

Po oczyszczeniu drogi ze zwalonych drzew dowódca ujrza Cedyni . Marny gródek.

Brama otwarta i przez ni usi uj si wla do rodka bez adne kupy pieszych wojów. Na ich

karkach zaraz wjedzie w obwa owania oddzia czo owy niemieckiej kolumny.

Potem dowódca musia si zaj

swoimi sprawami, bo z puszczy wypadli liczni piesi,

nie le uzbrojeni. Zawi za a si walka, w której Niemcy nie ponosili adnych szkód. Ba, tak e

ich nie zadawali.

Po krótkim czasie piesi umkn li do puszczy. Lecz kiedy tylko ogon przyj szyk marszowy

- ci z puszczy pojawili si znowu. Taka zabawa - raz szyk taki, raz owaki trwa a za d ugo jak na

cierpliwo

niemieckiego dowódcy.

- Posuwa si do przodu

wiem! - wyda dyspozycj swoim podkomendnym.

Posuwali si , owszem - bezpiecznie, lecz wolno. No, niech tylko nasi opanuj ten

drewniany kurnik, to ju my im poka emy - pomy la m ciwie dowódca ogona. I to Pyrzyczanie,

podobno nasi sprzymierze cy. Tfu!...

O, ju p dz od grodu konni! Teraz zobaczycie s owia skie psy!

- To S owianie! - zakrzykn li jego woje z przodu.

- Na ko ! - wyda rozkaz. Gotuj si do walki! Naprzód - k usem!

Ogon ruszy karny i sprawny. Ataki z boków uniemo liwi y jednak d ugie trwanie Niemców w

zamiarze nawi zania walki z konnymi. Kupy S owian par y z boków i trzeba si by o tym

bocznym naporem zaj

. Teraz obie strony zacz y ponosi straty, Tu i ówdzie pada okrzyk

ugodzonego - Bogowie! Mein Gott! Hilfe! Dosta em!

Zabrzmia a wistawka. Po bokach ogona znowu zrobi o si lu no. Ale na drodze stali

ciasno s owia scy je

cy. Za nami te ! - pad okrzyk z ty u. - Trzeba przechytrzy - pomy la

dowódca. Nasi wkrótce przyb

, na odsiecz.

background image

Tom 2

75

Na

bia chust na koniec miecza i pomacha t bia – niby to chor gwi . Wyszed

przed kolumn , ci gle machaj c tym sygna em pos ów lub, je li kto woli inn , nazw -

parlamentariuszy. Na powitanie wybieg a mu cicha mier . Strza a z uku przeszy a mu pow oki

brzuszne i musia a doj

a do kr gos upa, bo straszliwie zabola o. Pochyli si , w

ciwie zgi

w pó , obj brzechw strza y d

mi, usi uj c j wyszarpn

z w asnego wn trza, poczu , e

rodacy ci gn go mi dzy siebie i jednocze nie dosta w czerep ci

kim kamieniem.

Tymczasem czo o niemieckiej kolumny te by o w opa ach. Niemcy wpadli do Cedyni na

karkach pieszych, lecz brama z drugiej strony te by a otwarta. Piesi, niczym zaj ce czmychn li

przez t bram , która ju si zawiera a, tak e zaledwie kilkunastu Niemców przemkn o si

przez ni za uciekaj cymi S owianami. Zaraz za bram , zobaczywszy, e s nieliczni wobec

wielkiej przewagi przeciwnika - zsiedli z koni i odrzucili bro .

A ci w rodku zobaczyli, e w grodzie s sami, e obie bramy s zamkni te, e zza wa ów

wychylaj si na krótko liczne postacie i strzelaj p on cymi strza ami w strzechy chat,

zabudowa gospodarskich i magazynów.

- Zrywa strzechy! - krzykn dowódca czo a.

Rzucili si rwa czym popad o, cz sto go ymi r kami snopy ze strzech, bo tak du y po ar

zapowiada

mier od waru, dymu i braku powietrza. Jednak w zabudowaniach musia y by

przygotowane stosy drewna, które pozajmowa y si od p on cej s omy, bo intensywno

po ogi

ogromnia a z ka

sekund ,.

Niemcy cisn li si pod wa ami. Zacz li wrzeszcze o ratunek, odrzuca bro , w ko cu

kl ka ze wzniesionymi do nieba r kami.

Znad wa u rozleg o si wo anie po niemiecku.

- Bramy si zaraz otworz . Wtedy wy azi bez broni i bez po piechu! Je li rozumiecie -

zamilknijciel

Ludzkie g osy ucich y. Przy trzasku p on cego drewna bramy uchyli y si na szeroko

cz owieka i zatrzyma y. Pad a komenda niemieckiego dowódcy. Kl cz cy wstawali i bez

oczenia si zacz li opuszcza gor ce wn trze tego, co jeszcze przed nied ugim czasem by o

grodem. Zaraz za bram s owia skie r ce chwyta y bezceremonialnie osmolonych,

poparzonych Niemców za co si da o - za w osy, brody, karki i strz py odzie y. Wzi ci w

je stwo byli wi zani i uk adani pokotem jak zwierzyna na owach.

Polanie Lecha zbierali bro i wyprowadzali z wn trza rozszala e konie. To by ich up.

Sprewianie, Pyrzyczanie i Sie czyce sprawnie dzielili mi dzy siebie je ców. - ka de plemi

prawie po trzystu.

Przed tymi trzema grupami stan na koniu Lech.

- Kto z was rozumie s owo? - zapyta po niemiecku.

background image

Tom 2

76

- Ja, trocha - zg osi si dowódca niemiecki.

- B dziesz t umaczy co powiem po s owia sku. Chc , by wszyscy moi rozumieli o czym

mowa.

- Tak jest.

- Jak si nazywasz?

- Wiedekind. Lothar Wiedekind.

- Mo ecie by sprzedani do Winety czyli do Jomsborga, lub te mo ecie dostarczy wykup.

Wykup b dzie wi kszy od ceny, jak zaoferowa mog Normanowie z Jomsborga. Co

wybieracie?

Odpowied by a jednolita - wykup!

- Najsamprzód jednak - ci gn dalej Lech - musz wam wyja ni pewn rzecz. Je li si z

ni nie zgodzicie - o wykupie nie ma mowy.

- Zgodzimy si ! Zgoda! - krzyczeli Niemcy.

- Otó - Pyrzyczanie mieli stary, ma y, zu yty gród. Musieli go spali . A wy, podobno, na

ochotnika chcecie go odbudowa . Prawda to?

Zapad o milczenie. Bo atwo powiedzie - odbudowa . Ale czym? Co w tym czasie je

?

W ko cu - nie mia o - te pytania ze strony Niemców pad y.

- Za narz dzia u yczone przez Pyrzyczan i za ywno

zap acicie razem z wykupem.

Po d

szym milczeniu zacz y wreszcie pada odpowiedzi, e tak. Lecz nie da oby si

powiedzie , e w g osach niemieckich s ycha by o rado

. Chyba my leli o barbarzy stwie. Bo

ludy cywilizowane je ców ywi za darmo i narz dzia pracy oraz odzie i mieszkanie

zapewniaj im bez op at.

A ci tu? Dzicz !

Lecz zmilczeli poczucie krzywdy, a my li o tym, e oni - nie proszeni przyszli do tych

dzikusów - nie musieli t umi , bo wcale do nich nie przysz a.

- B

cie wdzi czni swoim nowym, tymczasowym panom, e was chcieli, e zrezygnowali

na moj korzy

z innych zdobyczy, bo ja swoich je ców natychmiast zamieni bym w nawóz,

zakopany we w asnor cznie wygrzebanych do ach.

Wida by o jak Niemcy bledn - nie wiadomo z czego - z nienawi ci, z rado ci e nie wpadli

w te krwio ercze r ce, czy te z

dzy i postanowienia odwetu. Niektórzy wzdrygn li si . Na

my l o grzebaniu do ów zapewne, bo jak e? - W asnymi r kami? Barbarzy stwo!.

Lech pojecha do Pyrzyc, gdzie przeprowadzi d ug rozmow ze starszyzn , plemienia.

Koniec ko ców stan o na tym, e Polanie b

mie przez ziemie Pyrzyczan swobod

przej cia po wcze niejszym uprzedzeniu oraz mo liwo

zakupu ziemi, ale tylko przez

background image

Tom 2

77

pojedy cze rodziny i od prywatnych w

cicieli. Umówiono si tak e co do wymiany handlowej i

wzajemnej pomocy w razie zagro enia.

Sie czyce zgodzili si osiedla w miejscach wskazanych przez ludzi Piasta. Z czasem,

mimo zachowanej autonomii, utracili swoj to samo

, wi

c si ma

stwami z Polanami i

przesiedlaj c si w inne miejsca pomi dzy Polan. Pozosta y po nich jeno nazwy miejscowo ci

zak adanych dla upami tnienia starej za abskiej ojczyzny - ró ne Sienna, Sienice, Sieniczna,

Sie ce, Sie ska i inne.

background image

Tom 2

78

Rozdzia XI

P R Z E D W I T N O W E G 0 P A S T W A

Kto nigdy nie je dzi konno, albo pokonywa na wierzchowcu tylko krótkie dystanse, ten

zapewne s dzi, e podró owanie konno jest atwe, lekkie i przyjemne. Inaczej mówi c, e

nikogo ono nie m czy za wyj tkiem konia.

Jest to pogl d niczym nie uzasadniony, jednak nie b dzie w tym miejscu opisu trudów,

jakie musi w

je dziec przy przebywaniu du ych odleg

ci. Trzeba po prostu przyj

do

wiadomo ci, e jest to m cz ce.

Po odebraniu podzi kowa , zapewnie o wdzi czno ci a poza grób i o wieczystej

przyja ni od towarzyszy walki Lech ruszy ze swoimi wojami do Krakowa.

Wyjechali spod Cedyni na wierzchowcach, a dojechali na szkapach, na chabetach, na

aniaj cych si cieniach koni. Za to t d ug drog - sto czterdzie ci mil z ok adem, przy czym

nie chodzi bynajmniej o mile angielskie, konie i woje Lecha oraz on sam pokonali w tydzie ,

podczas gdy przeci tny podró ny pokonywa by t odleg

w miesi c.

Z prostego wyliczenia wynika, e dziennie musieli pokona dwadzie cia mil, co w

przeliczeniu na metryczne miary dwudziestowieczne da oko o stu kilometrów.

Mo naby t informacj pomin

, lecz wtedy twardo

ówczesnych ludzi i ich dzielno

nale

oby oddawa opisami czynów dla nas zgo a niewyobra alnych. By nie sprawi z ego

wra enia, przed miastem Lech spieszy swoich wojów. Przeszli nad ranem przez senny jeszcze

Kraków w szyku, który mo na elegancko nazwa nieuporz dkowanym - krokiem, który dzi

zwie si marynarskim z racji szerokiego rozstawiania nóg dla utrzymania równowagi na

chwiejnym pok adzie. W przypadku kawalerzystów Lecha w gr nie wchodzi a równowaga - oni

byli, najzwyczajniej w wiecie poodparzani.

Stra e oznajmi y Kazimirowi przybycie oddzia u pieszych chudzielców, mocno

wyczerpanych, podobno pod komend Lecha.

Kazimir nie uwierzy , e Lech przyby z Lubusza pieszo, tedy otwarcie bram przeci ga o

si . W ko cu posprawdzano, poogl dano, poczyniono nale yte przygotowania i zazgrzyta y

wrzeci dze. Otwar a si brama, podnios y brony i pi ciuset Polan raczy o zaszczyci swoj

obecno ci podwórze zamku.

Wnet z ró nych drzwi, z ró nych zau ków i zakamarków zamkowych budowli zacz li si

wysuwa ludzie i bra ze sob po kilku wojów.

background image

Tom 2

79

Do Lecha podesz a niewiasta w rednim wieku, do

masywna, okutana futrem z wilczych

skór.

- Witajcie, panie - powiedzia a - jestem Zdzis awa, ma onka ksi cia Kazimira. M

dopilnowuje rozmieszczenia, oporz dzenia i nakarmienia waszych wojów. Trzeba by o tak e

ponagli ludzi spod miasta, którym powierzyli cie wasze wierzchowce. Ale one zdro one -

doda a g osem pe nym lito ci nad losem zaje

onych koni. Id cie za mn - je li aska.

Lech, nic nie powiedziawszy uda si za ni . Przez bardzo wysoki korytarz o bielonych

cianach, zdobionych trofeami my liwskimi, potem przez korytarzyk - nieco w

szy, ale wcale

nie ni szy szed i szed , dziwi c si ogromowi zamku, w którym trzeba odby d ugi spacer, by

gdzie tam doj

.

W ko cu jednak doszli, cho Lech zaczyna mie w tpliwo ci czy to czasem nie ma by

tylko sprawdzian jego wytrzyma

ci marszowej. Przez pó otwarte, du e drzwi niewiasta wesz a

do obszernej komnaty, te z tynkowanymi i bielonymi cianami, co Lech stwierdzi zaraz na

pocz tku. Potem zwróci uwag na sufit i pod og . Równiute ka posadzka z wielkich,

marmurowych p yt przypomina a wielk , bia oczerwon szachownic . Sufit ze szlifowanych,

ni cych desek barwy ciemnego miodu spoczywa na grubych belkach, zdobionych

malowanymi p askorze bami. P askorze by przedstawia y motywy ro linne - a to wij ca si

odyga z li

mi o wie ej zieleni, a to sznur kwiatów o ywych barwach, a to rozmaicie

pouk adane bukiety ze z ocistych zbó i innych suchych traw. Wszystko - jak prawdziwe. A

mia o si ochot dotkn

i sprawdzi czy czasem nie s to ro liny naturalne.

rodek komnaty zajmowa wielki, we niany dywan tkany we wzory geometryczne z

ró nokolorowych nitek. A na dywanie wielki stó , b yszcz cy odblaskiem g adzi i porcelan

talerzy. Przy talerzach l ni y metalowe

ki i stalowe no e. Przed talerzami roz

ono chleby -

grubsze od pola skich, raczej niezdatne do s

enia za talerze, bo z wierzchem pó okr

ym i

do

wysokie.

W pobok rz d krzese o rze bionych nogach i brzegach opar . Siedziska i rodek opar z

wyplatanej, wiklinowej siatki.

Nieopodal sto u Lech zobaczy stoj cego Druzn i ucieszy si na widok znajomej twarzy.

Ponadto Druzno nikomu nie zawidzi, jest lojalny i szczery. W razie trudno ci pomo e w

uk adach - na to mo na bez ochyby liczy .

- Witajcie - powiedzia - podchodz c do wieszcza, i przyciskaj c go do piersi, co zosta o

odwzajemnione. Có e tam w Gnie nie i w Poznaniu?

- Wszystko dobrze. Buduj . Piast przys

mnie z garstk wojów, dowiedziawszy si , e

wy tu przyb dziecie. Rozpatrywalim z ksi ciem Kazimirem ró ne mo liwo ci, ale decyzja nie

podj ta adna. Co postanowicie, b dzie najs uszniejsze. Szkoda

cie nie mówili wprzódzi z

Piastem, grzeczniej by by o uzgodni z nim posuni cia.

background image

Tom 2

80

- Niby, e ja móg bym by grzeczniejszy?

- Ju mówi em - ka da wasza decyzja b dzie dobra i Piast j przyjmie, to rozumny i ufny

cz owiek. Nie zaszkodzi oby nikomu, gdyby cie mu okazali to samo, co on czuje do was.

Grzeczno

podobno nikomu nie szkodzi.

- To mi si od was dosta o - za mia si Lech. I chyba jest w waszej przyganie sporo

uszno ci. Spróbuj si poprawi .

Zdzis awa przys uchiwa a si rozmowie, podziwiaj c spoufalenie wodza z innym

cz owiekiem, zapewne ni szej rangi. U Wi lan nie zdarza o si to poza okresami jawnego buntu

i odmowy wykonywania ksi

cych rozkazów. Ale i wtedy prosty woj powiedzia by chyba -

ksi

raczy b dzi ...

Kiedy do komnaty wszed Kazimir, Zdzis awa prosi a siada . Przysuwali wysokie krzes a do

sto u i zajmowali miejsca, a ksi

na klasn a w r ce. Wesz y dziewki, nios ce srebrne misy

pachn cej jajecznicy na kie basie.

Nak adali

kami spore porcje, kroili no ami grube pajdy chleba. Lech bezceremonialnie

do

sobie dwa razy, pa aszowa jajecznic

, ciesz c si b ogo ci ogarniaj

okolice

zyka, potem gard o, wreszcie ca g ow i brzuch.

Jak ma o trzeba zm czonemu i g odnemu cz ekowi do szcz scia - pomy la , a g

no

zapyta .

- Moi woje te tak dobrze przyj ci?

- Nie gorzej od was - powiedzia Kazimir - dodatkowo maj obs ug bia ek, co im - zdaje si

- nie przeszkadza w dobrym samopoczuciu.

- To i wasza bia ka mi a nad podziw.

- Ale ich obs ugiwano w

ni...

W tym miejscu Kazimir chia by cofn

wypowiedziane s owa, lecz one ju dotar y do

ciwych uszu i usta b

ce w tej samej g owie wypowiedzia y szczerze nasuwaj

si

my l.

- Wiem, em za miard , wybaczcie - te poprosz zaraz o

ni .

- Och, nie - sumitowa si Kazimir - tak mi si tylko powiedzia o, to wcale si was nie

tyczy o, po prostu chcia em powiedzie , e nasze niewiasty polubi y waszych wojów.

- Pi kny macie dworzec, podziwiam - powiedzia Lech, zdaj c si ju nie pami ta

mimowolnego, by mo e, przytyku do swojego zapachu.

- To zas uga dziada. Samon

da trybutu, ale gdy zobaczy zamek i przedstawiono mu

wydatki na t budowl - zmniejszy

dania. Chcia tylko, by mojego dziada nazywano

Samonowym wielkorz dc .

background image

Tom 2

81

- Wasi to mistrze robili?

- Tak. W mie cie pod zamkiem osiem tysi cy ludzi, w tym kilkuset rzemie lników

wy mienitych i uczciwych.

- Daliby cie mi ich, gdybym chcia sobie stawia dwór w Poznaniu? Albo chocia

po yczyli...

- To nie s moi ludzie. Móg bym wam da bra ców, lecz oni niewiele potrafi . Krakowiacy

wolnymi osadnikami s . Ziemi pod miastem, znaczy pod budynkami, placami, ulicami i

wi tyniami dawno temu wykupili od moich przodków. Kto wie czy ziemia, na której stoi Wawel

nie jest ich w asno ci , bo ojciec od mieszczan po yczki bra . A czy zwróci - nie wiem.

- Przejd my do spraw wspólnych - tych, w których przydatna moja pomoc.

- Raczej wy, panie mówcie - powiedzia Kazimir. I postanawiajcie. Ja widz wielk korzy

dla Wi laków w po czeniu z wami. Byle my tylko waszymi je cami nie zostali. Rz dzi mn , i

moimi lud mi mo ecie z po ytkiem. Tusz , e z po ytkiem obopólnym.

- Ilu macie tych ludzi?

- No, wszystkich w ziemiach Wi laków mieszkaj cych...

- Mówili cie, e krakowianie nie wasi.

- lem si wyrazi . Ja im nie mog nakaza , by mi co robili za darmo dla zamku. Ale

musz na mój rozkaz broni miasta i utrzymywa je w gotowo ci do obrony. Musz te

wykonywa niektóre roboty przy drogach poza miastem albo przy przeprawach. Jednak do

uszycia mi odzie y mog ich tylko naj

. Za pieni dze - ka dy mo e ich do pracy zgodzi .

- Acha, a kim rz dzicie we wszystkim?

- Tu nikto sam nie rz dzi. Z dawna ustali o si , e w adca jest jeno wykonawc tego, co

postanowi zjazd mo nych. I tylko tyle ma w adzy, ile potrzeba do wykonania postanowie

zjazdu. Kto spróbowa by rz dzi wbrew postanowieniom zjazdu, tego wnet usun , spotka si z

oporem mo nych albo mieszczan, z buntem.

- Zjazd nie wybierze was na w adc ?

- Uchwa y zjazdu musz by jednomy lne. A dwa rody - Star e i Toporowie s mi

przeciwni. Za nimi idzie ze wier plemienia.

- To mo e lepiej by oby dla Wi lan, gdyby tu rz dzili wasi przeciwnicy?

- Na po udniu knia Mojmir przychylny Niemcom. Pro ci ludzie wy en li tych oczajduszów z

Czech i Moraw, wy cie Czechom posadzili na karku Hrvatów, by Niemców przep dzali zza

Sudetów, a Mojmir i tak knowa z Bawarami. Obieca Star om i Toporom wa ne stanowiska na

ziemiach wi la skich, je li b

uznawa jego zwierzchno

.

- Wi cej nie musicie mówi . Popr was.

background image

Tom 2

82

- Co chcecie w zamian?

- Zjednoczenia we wszystkim. W podró ym wiele o tym my la . Jest to mo liwe.

- Na jakich warunkach?

- B dziecie przyj ci do plemienia Polan. Wy - tutaj - b dziecie si zwa Ma ymi Polanami,

my - w Poznaniu, Gnie nie i gdzie indziej - b dziem Wielkimi Polanami. Nie dlatego b dziecie

mali, e was mniej, ni nas, albo

cie gorsi czy s absi - idzie o to, e to wy potrzebujecie

naszej pomocy. A pomocy udziela wi kszy - mniejszemu. W ka dym razie dla obcych

dziecie odt d Polanami. Nie b dzie konieczne podkre lanie,

cie Mniejsi.

- Tedy po co to rozró nienie? Nie mo em by wszyscy jednakowymi?

- Bo na co dzie b dziecie mie wi cej swobody, ni moi ludzie na przyk ad w Lubuszu.

Nie b dziem was kr powa w niczym prawie. B dziecie mie nasz pe

pomoc w razie

napa ci obcych na wasze ziemie. Tako wy - dacie pe

pomoc nam dla odparcia napa ci.

Wy b dziecie ksi ciem w Krakowie, jeno nie Wi lan. B dziecie ksi ciem Ma ych Polan. U nas

te trzeba b dzie wprowadzi ten tytu . Jeszcze nie wiem czy jeden, czy te dwóch b dzie

ksi

t u Wielkich Polan. Wy tego ksi cia czy tych ksi

t Wielkich Polan b dziecie musieli

ucha bardziej, ni teraz was s uchaj , Wi lanie i wasi krakowianie. Mo e b dzie wam trudno,

bo cie ksi

z dziada pradziada, a ja b

ksi ciem nowym, wie ym. Lecz taka b dzie

konieczno

.

- B

s ucha - powiedzia cicho Kazimir.

- Przypuszczam, e chcieliby cie swój tytu zostawi swojemu synowi. Mnie to nie

przeszkadza. Za jedno mi kto b dzie s ucha rozkazów z Gniezna i Poznania.

- Ja nie mam dzieci. Nawet córki nie mam. Ale gdyby jeszcze si zdarzy a jaka

podwiczka...

- To by nie mo e, by my rozkazywali niewie cie. Co innego, gdyby mia a s ucha jeno

waszego zjazdu. Ale do pos usze stwa wodzowi musi by m

i woj.

- Tedy trzeba b dzie wyznaczy na moje miejsce nast pc - powiedzia Kazimir z

westchnieniem. Jak si wi cej zestarzej - doda natychmiast, widz c w oczach Lecha nieme

pytanie.

- Zjazd waszych mo nych nie mo e by najwa niejszy. Teraz niech si zbior i zatwierdz

to, na co wy si godzicie. A potem zbiera si b

jeno w sprawach najwa niejszych i to tylko

na wezwanie z Wielkiej Polski.

- A u was jest tak samo? Zjazd jeno na wezwanie wodza?

- Do niedawna by y u nas wiece. Zbierali si wszyscy co roku i ustalali poczynania na rok

przysz y. Ostatnio by zjazd. A co b dzie potem - zale y od si y mojej, Piasta i waszej .

background image

Tom 2

83

- W tym prosz was o pomoc, bo w asnej si y nie mam. Gdyby tak od was jaka si a

zbrojna... Mnie uda oby si wys

Wi laków do was, te mo e atwiej by oby wam naciska na

swoich, maj c oparcie w ludziach z zewn trz...

- B dzie wam dane wi cej, ni chcecie. Ostawi tu moich wojów na sta e. Stu b dzie

zawsze w Krakowie. Reszta...

- Mo e w, Sandomierzu, Chodliku, Przemy lu i w Lubomii? – podpowiada Druzno.

- adnie si nazywaj . Niech stoj tam, gdzie mój doradca powiedzia . On ma, widz ,

rozeznanie.

Na twarzy Kazimira odbi o si zaskoczenie i niezadowolenie.

- Nie ufacie mi. Stra nade mn trzyma b dziecie - powiedzia .

- Mo e jej tu wcale nie by . Jednak to wy pono chcecie wspomo enia i obiecujecie

ucha ... Mam gna swoich wojów a z Poznania na ka de wasze

danie? A potem zaraz ich

zabiera , jak ju si wam zdadz zb dni?

- No, nie - macie s uszno

. Wdzi cznym za pomoc. Winienem wam ufno

, wybaczcie, e

czasem zwyci

a jej przeciwno

.

- Wojów moich ywi i ubiera b dziecie. Dacie im te mieszkanie. Ale pos uszni b

mnie. Wy za b dziecie nimi w ada tak, jak teraz w adacie z ramienia waszego zjazdu. Tfu! -

chcia em rzec, e wasz wybór pewny. Na razie wszyscy moi woje ostan tutaj, w Krakowie. A

do zjazdu. A gdyby burdy wszczynali, bru dzili w utrzymaniu porz dku albo gwa ty jakowe

czynili krakowianom - tedy wy ich b dziecie kara i doprowadza do nale ytego zachowania.

Nagradza te ich b dziecie musieli za dobro.

- Krakowiakom.

- Co - krakowiakom?

- U nas nie mówimy krakowianie - jeste my krakowiacy.

- No, to je li my Polanie, to wy - Polacy?

- Tak si u nas mówi. U was b

mówi na nasz kraj Polania, a u nas Polcka.

- Jako nie adnie... To „cka" - do czkania podobne. Nie mo e by Polska?

- Trudno ci nie powinno by . Nazwa jest nowa. Podam j na zje dzie i mo e si przyjmie.

Jako - przyj a si . Zjazd wybra ksi ciem Kazimira, podobno wcale nie pod naciskiem

wojów Lecha, lecz dla wi kszych korzy ci, ni mog yby by z podleg

ci Mojmirowi.

Nie sprawdzi y si obawy Lecha co do zachowania jego wojów. Wkrótce stali si

chrze cijanami obrz dku konstantynopolskiego, co by o warunkiem dostania miejscowych

niewiast za ony.

background image

Tom 2

84

Za co do Star ów i Toporów... Mówiono, e od zgrzytania powy amywa y im si z by.

Jednak nie wiadomo ile w tym mówieniu by o prawdy.

background image

Tom 2

85

Rozdzia XII

P I A S T U N O W I E

- Wzi li cie ze sob ponad dwadzie cia setek wojów. Z powrotem, gdyby nie orszak

Druzny - wróciliby cie sami!

- Mog em przyprowadzi wszystkich, lecz baczcie com za atwi , zostawiaj c naszych w

ujarzmionych krainach.

- eby nie wiem jak wielki by potwór, to mo e tylko tyle po kn

, ile si pomie ci w jego

ka dunie i ile mo e strawi . Nie za wiele po kn

chcecie?!

- Liczcie: - Sprewianie - nasi sojusznicy, Pyrzyczanie nasi, a nie niemieccy przyjaciele.

Sporo naszych zosta o na Pomorzu i w grodach nad Noteci , sporo posz o na

sko. Troch

zosta o przy upach - konie p dz i miecze wioz spod Cedyni.

- Podziwiam ile cie osi gn li w krótkim czasie, chocia

sko - to nie wy. Lecz troskam si

o to kto po nas, po naszym pokoleniu to wszystko obejmie. Ci co zostali na ziemiach

zdobycznych - wyjd spod kontroli plemienia. Nie zapomn kim s ? Obce bia ki, obcy s siedzi -

nie zamieni si i oni w obcych? A tu - kto zostanie po nas, je li m

owie b

ostawia

samotne ony i wojowa na granicach?!

Lech, pokra nia na twarzy, zrobi si prawie wrzosowy. Szarpn sznurki giez a ko o szyi.

- Dla mnie wa niejsze, by S owianie nie dali si Germanom - powiedzia , z trudem

opanowuj c wybuch gniewu i roz alenia.

- Uda o wam si namówi Po abian do wspólnego dzia ania przeciwko Niemcom? Nie - nie

uda o si ! I dlatego my teraz tu, a nie na zachodzie. Nie pomnicie w asnych pora ek, nie

chcecie ich pami ta ! Teraz radzi cie ze zwyci stw, a nie my licie o tym, by by o komu

po ytkowa ich owoce!

Lechem targn gniew. Krew uderzy a mu do g owy. Co zatka o mu gard o, a nie móg

oddycha . Co przy mi o mu oczy, a widzia tylko kawa ek izby przed sob , i to jak przez mg .

W potylicy zabola o, bola o coraz mocniej, bola o ogromnie. Ból rozlewa si po ca ej g owie,

potem poszed w stron pleców i mostka. A potem Lech pad na plecy i nic ju nie czu ani nie

widzia .

Wezwany przez Piasta Druzno kaza ok ada wodza mokrymi prze cierad ami. Po wielu

godzinach stara przytomno

powróci a. Jednak le

cy by nadzwyczaj s aby. Troch mówi ,

background image

Tom 2

86

nawet wyra nie. Widzia i s ysza . Ale nie czu lewej po owy cia a i nie móg rusza lew r

i

nog .

- Krew mu si wyla a z naczy do g owy - oznajmi Druzno. Czasem naczynia p kaj i robi

si w g owie strup z krwi. Jak taki wlezie w z e miejsce, to blokuje czucie i mo liwo

ruchu.

Mo e wróci mu troch w adzy w ko czynach, ale sprawny ju nigdy nie b dzie. Mo e zacznie

chodzi , ku tyka raczej i to o lasce, lecz to wszystko na co pozwoli mu zakrzep a w

po czeniach g owy z ko czynami krew. No, gdyby

jeszcze bardzo, bardzo d ugo i si nie

starza ...

- Tedym zosta sam nad ca ym krajem - powiedzia z alem Piast. Dla mnie to za wielki

obszar i za wiele luda. Z takim wojownikiem jak Lech mo na si by o pokusi o utrzymanie tego

wszystkiego. Sam nie dam rady! Ach, czemu em czyni wyrzuty temu, zdolniejszemu ode mnie

cz owiekowi?!

- Ostali cie piastunem nas wszystkich - powiedzia Druzno. I piastunem porz dku. Tak e

piastunem tego kaleki - wskaza na Lecha. Piastujecie naczelne w nowym kraju stanowisko.

Musicie poradzi ! Cho by wam by o ci

ko, cho by was mia o spotka to samo, co waszego

towarzysza na urz dzie naczelnym .

- Skoro tak mówicie...

Piast bardzo si stara . Najpierw, z dusz na ramieniu rozes

wici, e odt d wszyscy maj

go nazywa ksi ciem. Jego i Lecha. Roznosicielom wici kaza obja nia , e to z powodu

po czenia z Wi lanami, u których w ada ksi

i nie wypada, by mu rozkazywa ni szy rang .

Przesz o g adko. Przysz y potwierdzenia odbioru, nie przysz y adne zapytania ani

protesty, a przybywaj cy do Gniezna tytu owali go, jak sobie yczy .

Dalej post powa ju

mielej, staraj c si wydawa rozporz dzenia niezbyt uci

liwe, a

najlepiej korzystne dla wszystkich.

Ziemia zosta a przydzielona rodzinom, a nie - jak dot d - rodom.

Ka da pola ska rodzina mia a wysy

do Gniezna swoich synów po uko czeniu

dziesi tego roku ycia. W Gnie nie mieli by skoszarowani i uczy si w szkole ksi

cej dla

synów mo nych czyli wszystkich Polan.

Ka da pola ska rodzina mia a wysy

na trzy lata jednego m odego woja do dru yny

ksi

cej. Z w asn broni i koniem. Dru yna ma by konna, by szybko znale

si na granicy

lub w ognisku buntu ludów ujarzmionych. W tym wzgl dzie by y pytania - na przyk ad co ma

zrobi rodzina nie maj ca synów albo maj ca tylko jednego syna. Czy taki b dzie w dru ynie

przez ca e ycie? Wyja ni y si wszystkie w tpliwo ci, gdy Piast zapowiedzia , e s

ba w

dru ynie b dzie nagradzana, e trzeba wysy

dru ynnika raz na pi

lat lub p aci innemu

ochotnikowi, z innej rodziny - koniem i uzbrojeniem.

background image

Tom 2

87

Kaza si zastanowi nad sposobem utrzymania dru yny, szko y i ksi cia z urz dnikami.

Albo wszyscy b

si na to sk ada , albo ksi

dostanie do dyspozycji jakie ziemie, z

których dochód b dzie przeznaczony na te i inne potrzeby ksi cia. Zwo any w tej sprawie zjazd

opowiedzia si za powierzeniem ksi ciu cz

ci ziem i wszystkich ziem nowozdobytych. Z tym,

e na ziemiach zdobytych mieli by . osadzani mo ni obdarowani przez ksi cia za zas ugi

wojenne.

W razie napa ci z zewn trz, do dyspozycji ksi cia mieli si stawia wszyscy m

owie

pola scy z w asnym wyposa eniem i w asnym zaopatrzeniem.

Dzi ki tym zarz dzeniom zrobi o si spokojniej, bo ka dy wiedzia jakie go czekaj

obowi zki. A poza obowi zkami - ka dy tak uwa

- mo e si robi wszystko, co samemu uzna

si za korzystne dla siebie czy swojej rodziny.

Ludzie stali si rado niejsi, sporo czasu po wi cali na rozrywki i czynno ci zgodne z

asnymi zami owaniami.

Wszystko to okaza o si ju w pi

lat po odej ciu Lecha od rz dów. Lech wydobrza

bardziej, ni prorokowa Druzno - nawet polowa , je li go wprzódzi wsadzono na konia. Ale do

rz dów ani wojaczki ju nie chcia wraca . Wybudowa sobie w Poznaniu domostwo czasami

zwane pa acem, rzadziej zamkiem i w tym domostwie zajmowa si swoimi sprawami.

Przys ugiwa mu tytu ksi cia, tak go wszyscy nazywali, lecz nie miesza si do rz dów Piasta,

cho twierdzi , e to tylko z powodu trafno ci zarz dze gnie nie skiego ksi cia, bo gdyby

Piast rz dzi

le, to...

W szóstym roku samodzielnych rz dów Piasta pogoda by a cieplejsza od tej z lat

ubieg ych. Wiosna przysz a wcze nie, kwiecie szybko osuszy pola i siewy by y atwe, maj by

przekropny i ciep y - wszystko pi knie powschodzi o, pod koniec miesi ca ju koszono pierwszy

raz trawy. Zapowiada si dobry urodzaj, wró

cy atwiejsze ycie.

Czerwiec te by akuratny - ciep y, cho niezbyt suchy. Zbli

a si najkrótsza noc w roku,

by pokój, zapowiada si dostatek.

Nic tedy dziwnego, e wreszcie sta o czasu i ch ci na powrót do wi towania nocy mi

ci.

Poza obwa owaniami Poznania szykowano plac do zwyczajowych igrców. Przygotowano

do zapalenia wiele stosów. Dziewcz ta wiczy y chóralne piewanie piosenek o szcz

ciu i

mi

ci, M odzie cy obmy lali pokazy swojej sprawno ci i t

yzny fizycznej.

Przez m ode g owy przelatywa y marzenia, nadzieje i szalone pomys y.

O niej, tej najpi kniejszej, co mnie na pewno kocha. Tylko mnie! Innych nie! I ze mn

dzie przez ca e ycie.

O nim, takim opieku czym, m drym, dzielnym. Tylko dla mnie, z mi

ci dla mnie - to

wiadome.

background image

Tom 2

88

O kwiecie paproci, który mo e we dwoje znajdziemy i to zapewni szcz

cie do ko ca

ywota.

- Pójd my, mi y, w t kupaln noc do m odych - poprosi a Mi ka.

- W

niem mia ci o to samo prosi - odrzek Nykon. Dzi wreszcie pora na to, czego

czeka a przez tyle lat.

- Nie wiem co mówi . Dzi pora niesposobna...

- Ej e, widzia em co innego.

- Macocha mówi a, e tylko przed miesi czn s abo ci , albo tu po niej, a to teraz jako

tak po rodku...

- Macocha pewno nie chcia a, by mia a dzieci. W

nie po rodku poczynane s dzieci.

- Nie wiem co mówi . Serce mi mocno bije.

Wzi j za r

i poprowadzi ku placowi ze stosami. Niedawno ukaza y si pierwsze

gwiazdy, w t noc bardzo pó ne i bladawe. Na placu grupki m odzie ców stara y si zwróci

uwag dziewcz t, e tu oto stoj oni i wcale im na spojrzeniach dziewcz cych nie zale y. Tak

sobie gadaj , wybuchaj

miechem i ruszaj si jak skry z ogniska, a druga p

wcale ich nie

obchodzi.

oda p

przeciwna wcale nie pozostawa a m odzianom d

na. Oczka na kolanka,

pogaduszki z kole ankami, mi cie chusteczki w r czkach i adnego zainteresowania dla

ch opczy skich wyg upów.

Gdyby kto uwierzy , e te pokazy wzajemnego braku zainteresowania s szczere,

musia by znale

jaki nowy sposób na przyrost naturalny.

Gdzie niegdzie pokazywa y si jednak pary, niekiedy trzymaj ce si za r ce, zapewne z

obawy przed zgubieniem towarzystwa - niekiedy obj te w pó , przytulone do siebie bokami –

ona z g ow schylon na jego rami , on z mocno bij cym od wie ego uczucia sercem.

Uwag wszystkich przyci ga a grupa m odzi ustawiona po rodku placu. Starsi przygotowali

wyst py, maj ce zacz

obrz d i aktorzy tam w

nie czekali na sygna .

Kto zapali stos najbli szy wa om. Zaraz zap on y inne ogniska. Dziewcz ta na rodku

placu zacz y piewa piosenk .

W t noc nie mia e, blade gwiazdy,

z nich utkany diadem dla dziewczyny,

któr mi uje m odzieniec ka dy,

ale najbardziej jeden - jedyny.

On jej da skarby nie z tego wiata,

dywan z kwiatów u ciele pod nogi,

z promieni s

ca koron splata,

background image

Tom 2

89

na jej wargi w

y u miech b ogi.

Ona mu siebie daje w podzi ce

na wiern s

wspólnej mi

ci

i ju t sknoty nie b dzie wi cej,

gdy szcz

cie u nich w chacie zago ci.

Potem jaki m odzieniec mówi wiersz.

Czasem chcia bym, jak ka dy ch opak
figlowa , z wszystkimi si droczy ,

ci gn

dziewczyny za warkocze,

no i robi wszystko na opak.

Czasem si smuc w samotno ci;

zamgl si

alem bure oczy...

gdzie chcia bym znikn

, dok

kroczy ;

i wszystko na wiecie mnie z

ci.

Najbardziej lubi by przy tobie,

chocia mnie bardzo onie mielasz,

bo dusza mi si rozaniela

i ca y szcz

liwy si robi .

Potem nast pny ch opak.

Jest tylko jeden w szarym, ludzkim t umie,

co patrzy w Ciebie jak w t cz , jak w barwn zorz ,

który wszystko wybaczy i wszystko zrozumie,

cho by wszyscy o Tobie mówili najgorzej.

Tkliw pieszczot

yczliwych, dobrych d oni

uciszy niepokój, przep dzi z e przeczucie,
przed nieszcz

ciem ukryje, przed bólem zas oni,

ukoi al i u miech na usta przywróci.
Gdy Ci b dzie le, gdy Ci kto okrutnie zrani,
gdy zaboli s owo nie yczliwego cz owieka
zawi do Jego ramion przytulnej przystani...
Pami taj! Mo esz na Niego liczy , On czeka.

Na rodek wysz a dziewczyna.

Zazdroszcz wiatrowi, cho go nie znosisz.

Jest mia y i swawolny wobec Ciebie.

Bez adnej obawy gra Ci na nosie,

muska policzki i we w osach grzebie.

Ca uje wargi, gwi

e pie

o wio nie...

Ba, nawet w domu, gdy dmie zawierucha,

gdy wiatr zawodzi na dworze

nie,

cho by i nie chcia - musisz go wys ucha .

- B dziesz s ucha co mam do powiedzenia? - spyta a Mi ka, przytulaj c si do boku m

a.

Odpowiedzia czu ym u ciskiem. - Pos uchajmy jeszcze - powiedzia . Lubi wiersze. Zobacz

znowu ch opiec b dzie mówi o mi owaniu.

background image

Tom 2

90

Czym e mam Ci przekona , jak

pro

rzewn ,

jak wzruszy - namówi , rozgrza serca lodowiec?

Czy ukl kn

przed Tob ,, jak s uga przed królewn ,,

czy Ci gwiazd z nieba

na koron na owi ?

Wezm gar

promieni s onka

i bez kwitn cy;

noc nazrywam z nieba gwiazdek jak najwi cej,

k niezabudek,

kropl rosy z fio ka str

i wszystko
razem z sercem z

w Twoje r ce.

Jak d ugo mo esz odp aca wzruszeniem ramion

za tyle uwielbienia,

za tyle kochania?

Wszak chcesz mie kogo ...?

Twoje spojrzenia nie k ami ?

Ju nie dr cz mnie,
prosz ,

ju mi siebie nie wzbraniaj.

- Chod my - powiedzia a Mi ka - to skaml ce. On musi by nieszcz

liwy. Czy mo na

smuci si kochaj c?

- Jeszcze cho jeden, dobrze?

- Dobrze. Jeszcze ten ch opak i ju idziemy, tak?

- Tak, pos uchajmy.

Kiedy
w promie ksi

yca si zamieni

i zakradn si noc do pokoju ,

przyjd do Ciebie, jak senne marzenie.

i b

oczy Twym widokiem poi .

Paj czyn wspomnie ,

w wiatru podmuchach

przylec do Ciebie,

my li oplot .

Twego serca uderze s ucha

i muska d oni Twoje w osy z ote.

Senne niebo miga cekinami gwiazd,

odcieniami czerni ziemia si mieni.

Spójrz

jaki ksi

yc na Twoim oknie siad ...

To ja

background image

Tom 2

91

wróci em mi

ci wspomnieniem.

Tyle dni min o bezpowrotnie...

Zapora milczenia nas rozdzieli a...

A jednak

kiedy

zjawi si w Twym oknie

promie ksi

yca...

Nie przeocz go, mi a.

- Ju ? - spojrza a na niego niepewnie, widz c, e lubi te rymowanki.

- Ju . - odpowiedzia . Bo potem b

skaka przez ogie i jeszcze mi ka esz

wspó zawodniczy z m odszymi. Chod my szuka kwiatu paproci,

Poszli w las, trzymaj c si za r ce, nic nie mówi c, s uchaj c bicia w asnych serc, jakby z

niego chcieli wyczyta wró

na przysz

.

Mi ka co jaki czas spogl da a przelotnie na zamy lonego Nykona, wreszcie powiedzia a.

- Nibym z tob szcz

liwa, ale przez ca y czas nachodzi mnie niepokój.

- O có si niepokoisz?

- Dawnom dojrza a, wiesz, e pragn urodzi ci dzieci, a ty mnie prawie nie dotykasz. Te

ode dzieweczki przestan tej nocy by ca kami, a ty... Czy ty czasem nie chory? Mnie trudno

wytrzyma i z ch ci, i z ciekawo ci, i z mi owania do ciebie, a ty... Nie masz gdzie jakiej innej

bia ki?

Spojrza na ni z wyrzutem. - Dzi pora - powiedzia , by pozna a jak bardzo ci mi uj i

pragn .

- Pewno ta twoja tajemna bia ka pomar a albo ju ci nie chce...

- Nie dokuczaj. Kap ani znaj zio a hamuj ce ró ne pragnienia.

- A mnie tych zió nie da ! Niedobry jeste !

- One mog niewiastom zaszkodzi . Chod my dalej.

Szli dalej. W pewnym momencie zacz cicho mówi .

Idziesz ze mn leciutko, zwiewnie,

jakby z snu by a, a nie z cia a,

spogl dasz na mnie tak niepewnie,

jakby mnie chcia a i - nie chcia a...

Nie wiem czy

mia a, czy nie mia a,

z bytu stworzona czy z niebytu...

Nie wiem co mówi - powiedzia

,

background image

Tom 2

92

wi c nic nie mów - tylko si przytul.

- O, to adne - odwróci a si rozja niona w jego stron . To dla mnie?

- Dla ciebie. Mog jeszcze jeden?

- Cho by i dziesi

. Co innego s ucha kogo obcego, a co innego ciebie.

Pos uchaj, Mi a, to takie dobre

mie tylko dla siebie czyje s owa;

owi b kit nieba w d onie obie

i kochanemu go podarowa .

Pos uchaj, Mi a, to takie liczne

drowa razem cie

zielon ,

ucha po nocy trelów s owiczych

i sprawdza w górze czy gwiazdy p on ,.

Razem, we dwoje szcz

ciem si cieszy ,

razem przep dza podst pne l ki,

ucha przy kominie grania wierszczy...

pos uchaj, Mi a, jakie to pi kne...

Pos uchaj, Mi a, to takie proste

Powiedzie - kocham - z serca potrzeby

nigdy nie dr czy milczenia postem,

co dzie mi osnych s ów karmi chlebem.

W oczach Mli ki pojawi y si zapowiedzi wzruszenia, co szklistego, jakby zy...

- Ja ju lubi wiersze - powiedzia a. B

s ucha zawsze, kiedy tylko zechcesz mi jaki

powiedzie .

Spletli si ramionami. On patrzy na ni , z uwielbieniem i czym jeszcze, co j sk oni o do

pytania.

- Zio a dzi ju nie hamuj ?

Dyskrecja nakazuje zaniecha dalszego opisywania tej sceny. Wszystko odby o si tak, jak

autor wie, a Czytelnik si domy la. Mo e tylko trzeba doda , e zio a nie by y za ywane od

wystarczaj co d ugiego czasu.

Rano zbudzi ich ch ód i wilgo ci gn ca od przero ni tej mchem trawy, na której le eli.

Niby pos anie powinno by wygodne, a jednak Nykon czu , e co bardzo uwiera go w plecy.

Si gn r

pod siebie i namaca co ostrego i twardego. Wyci gn spod siebie to

doskwieraj ce paskudztwo i chcia je odrzuci . Zatrzyma ruch r ki, gdy to co b ysn o w

porannym s

cu. Popatrzy . By to niebieski kamie szlifowany kanciasto. Klejnot, który znalaz

si w tym miejscu jakim dziwnym zbiegiem okoliczno ci.

- Zobacz - powiedzia do Mi ki - znalaz em kwiat paproci.

background image

Tom 2

93

- Albo gwiazdk z nieba. To bardzo kosztowne? Co mnie gniecie poni ej pleców - musz

si odwróci na bok.

Przekr caj c si , zobaczy a w trawie kilkana cie iskierek wiat a.

- Pi knie l ni rosa - powiedzia a. Albo spad o wi cej gwiazdek z nieba,. To naprawd

gwiazdeczki, a nie rosa, bo kolorowe.

Rozejrzeli si wokó .. Ze wszystkich stron dociera y

te, czerwone, niebieskie i zielone

rozb yski.

- Jaki król albo bogaty kupiec musia zgubi tu wór klejnotów - powiedzia Nykon.

Mi ka wsta a, by obejrze b yskotki z bliska i wtedy Nykon zobaczy , e w miejscu, na

którym le

a sterczy obr b glinianego garnka, a w garnku wida monety pomieszane ze

mieciami i ziemi .

- To nie zguba - powiedzia . Kto zakopa tu skarb. Czas, deszcz i mróz, mo e jaki zwierz

wykopa klejnoty i porozrzuca .

- Musim pozbiera , prawda? - zapyta a Mi ka.

- Komu mielibym ostawia ? Ten, co zakopa pewno ju dawno zmar , bo monety pokryte

starym brudem.

Zacz odkopywa garnek my liwskim no em, a Mi ka zbiera a klejnoty. Nykon wysypa z

garnka kilkana cie z otych monet, kilkaset srebrnych drachm, sznur jantarów wi kszych od

ziaren bobu i par drogocennych kamieni nieco mniejszych od tego pierwszego. Mi ka znosi a

to, co uzbiera a i uk ada a obok zawarto ci garnka.

Uzbiera a si spora kupka.

- Co z tym zrobimy? - spyta a Mi ka.

- Oddamy Piastowi - powiedzia bez namys u. My tego nie damy rady spo ytkowa . Chyba,

e chcesz mie te kamienie dla ozdoby...

- Nie... - powiedzia a niepewnie. Musia abym ka demu mówi sk d je mam. One s dla

jakiej królowej, a nie dla mnie.

- A gdyby trafi si jaki chciwy zbój, móg by ci je zabra razem z yciem.

Ubrali si , powk adali wszystko do garnka, owin li garnek zapask , i tego samego dnia

pojechali do Gniezna.

Piast w obecno ci Druzny d ugo ogl da kosztowno ci.

background image

Tom 2

94

- Mogli cie tego nikomu nie pokazywa - powiedzia . A e chcecie je odda na po ytek

ogó u - nale y wam si nagroda. B dziecie piastunami tych drogocenno ci i b dziecie je

mienia na rzeczy po yteczne dla nas wszystkich.

- My si b dziem bali - b kn a Mi ka.

- Dam wam do ochrony kilkudziesi ciu wojów. Oni was b

strzec i s ucha Nykona.

Dostaniesz zadanie - zwróci si do wieszcza - za

enia pola skiej osady na Sl sku albo na

Pomorzu. W nowej osadzie b dziecie dba o nasze wspólne korzy ci. A ja b

z daleka

czuwa nad wami, czasem pomaga , wspiera wi ksz si . Dadz bogowie, e te nowe ziemie

dzie kiedy zamieszkiwa jeden naród, od nas si wywodz cy.

K 0 N I E C

background image

Tom 2

95

P 0 S 0 W I E

Nykon i Mi ka wybrali Pomorze. Za jeden z klejnotów zbudowali gród nazwany Ustk .

Potem za staraniem Nykona rozrós si S upsk, le

cy bli ej Gniezna, cho nie na tyle, by

mo na by o odby podró do ksi cia w ci gu jednego dnia, jak niegdy z Poznania.

Z drugiej strony staraniem Piasta powstawa go cicniec na pó noc, a nad nim Pi a,

Jastrowie, Czarne i Bia y Bór.

Kiedy pierwszy syn Mi ki i Nykona mia lat dwadziescia, wybrze e najechali wikingowie. W

walce obronnej Barnim wykaza . si przemy lno ci , m stwem i elazn wol . Dzi ki niemu

przep dzono Normanów spod Ustki i S upska.

Nykonowego dziedzica obrano nast pc ojca na stanowisku grododzier cy, potem

awansowa wy ej. A rodzice Barnima yli w spokoju, ciesz c si z sukcesów dzieci. Nie byli

niedo

ni ani starzy, lecz pojmowali, e m odo

jest bardziej rzutka i mia a i dlatego mo e

osi gn

wi cej w krótszym czasie, ni ludzie dojrzali.

Z tego samego powodu Piast ust pi miejsca Siemowitowi, a Druzno Zdruznie.

Wielcy i Mali Polanie zespalali si w jeden naród, a mo e - na razie tylko w jedno plemi .

Od Ma ych Polan sz a na ca Polsk religia Chrystusowa szerzona w obrz dku s owia skim.

Od zachodu ku granicom Polski zbli ali si Niemcy, po ykaj c coraz to nowe k ski

owia skiej ziemi.

0 tych przysz ych wydarzeniach traktuje nast pna opowie

z cyklu „Szlak Piastów". Ta

nowa opowie

nazywa si „ wit”, cho mog aby by zatytu owana na przyk ad „Dwadzie cia

lat pó niej", gdyby nie to, e taki tytu zosta ju wcze niej „zaklepany" przez innego autora.

Kowary, grudzie 2000 roku.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 3 02 Wschód
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 1 01 Zaranie
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 2 02 Świt
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 3 01 Wschód
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 2 01 Świt
JAZDA W STYLU WESTERN W REKREACJI CZ 02
Szlak piastowski
A Mostowski Zarys teorii Galois cz 02 Zastosowanie do równań algebraicznych
HLN CZ-V R-02, Kozicki Stanisław
cz 02 s 5
sekret alchemika Sędziwoja cz. 02, STUDIA JEZYK POLSKI, Współczesna proza polska
HLN CZ-I R-02, Kozicki Stanisław
JAZDA W STYLU WESTERN W REKREACJI CZ 02
am1 0708 cz 02 szeregi liczbowe wstep
A Mostowski Zarys teorii Galois cz 02 Zastosowanie do równań algebraicznych
Aperture 3 UserGuide samouczek cz 02

więcej podobnych podstron