Reginald LANCA STER
Z cyklu „Szlak Piastów” o ludziach i wydarzeniach z pograniczy
przygody i historii opowie druga pod tytu em
W I T
tom drugi
- 1 -
Rozdzia „0”
Obraz a s owo
Kiedy spyta wykszta conego Polaka: - Co to jest kultura, to tylko nieliczni nie b
tym pyta-
niem zaskoczeni i odpowiedz natychmiast i bez zastanowienia. Wi kszo zacznie mówi o rozpo-
znawaniu kulturalnego cz owieka. Po czym go rozpozna ? Ano, po grzeczno ci, umiej tno ci
adnego jedzenia, po ubiorze...Niektórzy zaczn mówi o Pa acu Kultury i Nauki w Warszawie...
Nazwa tego pa acu sygnalizuje, e ten, kto tak ów budynek nazwa – nie zalicza nauki do kul-
tury i dlatego mówimy o obiekcie kultury I... nauki. Nie wiemy czy chodzi o kultur i nauk Pola-
ków, czy te nazwa naszego pa acu mie ci w sobie kultur i nauk ludzko ci na ca ym wiecie. Nie
wiemy czy chodzi tylko o czasy najnowsze, czy te o wszystkie znane wytwory w tych dwóch
dziedzinach od chwili startu a do dzisiaj. W zasadzie wszystko jest w tej nazwie najwy szej
budowli w stolicy Polski umowne, lecz my tej umowy nie znamy. A jak kto , kogo niedawno
marsza ek Sejmu Polski nazwa wykszta ciuchem, zacznie ba aka o polskiej stolicy i o polskim
sejmie, to pozostaje tylko zastanawianie si – czy to powiedzia nas any, przez wrogów polsko ci,
atny agent, czy te ten wykszta ciuch nale y do tak zwanych po ytecznych durniów, umiej cych
jedynie powtarza bezmy lnie to, co jest stosowane przez bia , szar lub czarn propagand . Taki
powtarzacz jest zaledwie no nikiem propagandy, lecz jest nadal cz owiekiem kulturalnym, cho by
nie mia poj cia o grzeczno ci, manierach przy stole czy o stosownym ubiorze. Tak jest – i jako
dowód mo na przytoczy poprawno twierdze o ró nicach mi dzy kultur tak zwanych ludów
prymitywnych, dawniej nazywanych dzikimi, a kultur staro ytnych Greków, kultur Rosjan, albo
Aborygenów, czy te Polaków. S ró nice mi dzy ró nymi kulturami, lecz nie da si bezstronnie
orzec jaka kultura jest lepsza od innych – Wandale na przyk ad (tak si zwa o plemi Germanów),
zdobywszy kawa Pó nocnej Afryki, stwierdzili, e tam nie ma lasów i brakuje opa u do ognisk, nad
którymi oni piekli mi so. Tedy wyci li na opa winnice... Czy to oznacza, e kultura Germanów jest
usznie nazywana przez epigonów nazizmu kultur wy sz od kultury Arabów?
Wspó cze nie wykszta ciuchy powtarzaj uporczywie, e teraz panuje kultura obrazów. Ten, co
te no niki propagandy uruchomi , mia – zapewne - na my li popularno telewizji. Za no niki
ju nie kumaj , i na obrazach oparte jest równie kino, które bardzo podupad o w porównaniu ze
stanem filmu i kina sprzed czterdziestu lat. A inne no niki powtarzaj , nie wiadomo za kim, e
zanika czytelnictwo ksi ek, a dla zahamowania tego zaniku nale y ok adki ksi ek, koniecznie,
wype nia obrazem. Mo liwe, e na niektórych dzia a przyci gaj co barwny malunek na ok adce
ksi ki, s tacy, którzy bohomazy Picassa uznaj za arcydzie a, chwalone s malunki jeleni na
rykowisku i uwielbiane s , jednocze nie, p ótna z wylanym na nie miszmaszem olejnych farb z ró -
nych puszek. Który z chwal cych woli Wandalów, a który ydów? Hinduizm, czy szintoizm? A
mo e buddyzm? Wybór jest swobodny, a niezale no s du, oparta na wiedzy g bszej od do ka na
polu golfowym, jest bliska numerowi niniejszego rozdzia u.
Zatem kultura obrazu czy – mo e – kultura s owa? Obraz – no nik
owa widzisz teraz na mo-
nitorze albo na kartce papieru. Obraz nieruchomy ma mniejsze szanse zaj troch Twojego czasu
ni li obraz ruchomy. Atoli obraz ruchomy cz sto zajmuje czas bez po ytku – mign , przelecia i
nie zauwa ysz wszystkiego – widzisz tak, jak zwierz ta – ruch! Je li chcia by zauwa
szczegó y
– ustawienie bloku przy siatce, po
enie przegubu przy ci ciu, dobre lub z e ustawienie obro ców
w akcji podbramkowej, to musisz stosowa zatrzymanie fragmentu ruchomej serii obrazów z ka-
mery, na przyk ad stopklatk .
Jak si troch zastanowisz, to dojdziesz do wniosku, e wy szo cz owieka nad zwierz tami
polega na naszej umiej tno ci przetwarzania obrazu na s owa i za ich pomoc przekazywanie
my li, ostrze
, pochwa i nagan oraz – niestety – nakazów i zakazów. No, oczywi cie, i wielu,
wielu ró no ci. Nawet niewidomy cz owiek jest w kwestii przekazywania lepiej zorganizowany od
najm drszego zwierz cia. Nawet g uchoniemy, który przekazu g osowego nie u ywa, mo e
pozna
- 2 -
owa, czyta je, rozumie , przekazywa miganiem. To prawda, e s owa s przetwarzane w
wyobra ni cz owieka na obrazy, lecz sam obraz cz sto nie mówi innym tego, co twórca obrazu
chcia ogl daj cym przekaza . Znamy przecie opowiastk o cz owieku, który ka dy rysunek
odbiera jako obraz nagiej kobiety... I jeszcze diagnoz psychiatry, e jest erotomanem skwitowa
owami: - Jaa? A kto mi bez przerwy wsz dzie te go e baby rysuje?
Có mo na przekaza nawet najlepszym nieruchomym obrazem? Mo na zapozna odbiorc -wi-
dza z chwilowym stanem rzeczy – widz nie wie ani co by o przedtem, ani co stanie si potem.
Mowa o cz owieku, bo zwierz ,nie czuj c zapachu, w ogóle takiego obrazu nie zauwa y. Za w ob-
razie ruchomym zwierz na pewno zauwa y ruch. Ten ruch, nie poparty zapachem bardzo szybko
przestaje zwierzaka ciekawi . Twórcy prawd korzystnych twierdz , e koty maj do s aby w ch,
wi c pos uguj si przede wszystkim wzrokiem. Doskona ym wzrokiem. To samo ptaki.
Z ptakami trudno jest robi do wiadczenia. Jednak z kotami – mo na. Je eli po
ysz kawa
mi sa w trawie i niedaleko niego pojawi si kot który przyszed „z wiatrem”, to mi so pozostanie
nietkni te – kot go nie spostrze e. Kot, przychodz cy pod wiatr natychmiast do tego mi sa
podbiegnie. Dla upewnienia si mo esz rzuci kotu kawal tka szynki – tak jakby rozsiewa traw .
Ty te kawa ki widzisz, chocia s nieruchome. Kot rzuci si tu po siewie na jeden kawa ek, a po-
zosta ych nie widzi. On nawet oczy zamyka i dopiero
chem znajduje po kolei ka dy kawa ek.
Masz podany jeden przyk ad, którego nie chc zauwa
g osiciele prawd korzystnych. Ta ich
prawda korzystna, to teoria materializmu dialektycznego, co mo na równie nazywa marksizmem.
Wedle tej teorii cz owiek wyewoluowa ze wiata zwierz cego, a w procesie tej ewolucji zap aci za
korzy ci rozwoju stratami w dziedzinie zmys ów – ma s absze zmys y ni zwierz ta. Naprawd ma
absze? Bo je eli ma lepsze i jeszcze lepiej my li, to mo e si zrodzi w tpliwo czy na pewno
pochodzi od zwierz t... Ja by em przez wiele lat instruktorem pilota u w szkole d bli skiej i mog
potwierdzi , e cz owiek szuka wzrokiem kszta tów, barw, rozmiarów. Ruch te zwraca ludzk
uwag ,lecz - nie potwierdzony powy szymi cechami - tylko przeszkadza w poznawaniu rzeczywis-
to ci. Cz owiek woli obraz nieruchomy, lecz ten stacjonarny obraz nie mówi mu nic o przesz
ci
ani o przysz
ci. A cz owiek – w odró nieniu od zwierz t – nie jest szcz liwy,kiedy nie mo e wy-
kroczy poza : poje , popi , pospa ,popali i po... Cz owiek po prostu planuje!A dobre planowanie
wymaga wiedzy o przesz
ci, by z niej korzysta – unika starych b dów, wykorzystywa
ród a
sukcesów tych, co robili w przesz
ci wynalazki i mieli szcz cie, bo co zrobili tak, a nie inaczej.
Ekolodzy, najnowszy uchy ek teorii marksistowskiej, twierdz
e wnet zabraknie wody, bo
coraz wi cej jej zu ywamy i dlatego trzeba dba o lasy i ro liny poza lasami, gdy one zatrzymuj
wod w glebie. Pomi my trosk o ro liny, która nie jest szkodliwa i pewno potrzebna. Ale jak jest
ze zu yciem wody przez przemys i ludzi? Ano, trzeba sobie przypomnie lekcj w podstawówce o
obiegu wody w przyrodzie. Wynika z niej, e nie ma zu ycia wody. Nas jest po prostu du o na
wiecie – ka dy musi pi (lub je ) wod . Ona potem, w postaci potu, ez, moczu, cieczy w innych
wydzielinach lub – na ko cu naszego ziemskiego bytowania, z trupa – wyparuje, zamieni si w
ros , mg lub chmury i powróci na ziemi . My wody
ywamy, my jej nie zu ywamy. A
lodowce i pokrywa lodowa na zimnych morzach - ca y lód na Ziemi jest z wody
odkiej. Jak to
si zacznie rozpuszcza – wody s odkiej przyb dzie. Dlaczego ekolodzy s przeciwni ocieplaniu
klimatu? Jak mia bym ci przekaza powy sze s dy, u ywaj c jeno obrazu? Nawet w komiksach
musz by u y-wane s owa...
Kto si uczy , aby wiedzie , ten wie, e S
ce nie podgrzewa gazów prze roczystych. Dopiero
chmury przez cz owieka widziane poch aniaj ciep o promieni s onecznych i staj si cieplejsze.
Nagrzewanie atmosfery prze roczystej (jak powietrze) odbywa si w ten sposób, e S
ce
nagrze-wa ziemsk skorup , z niej ciep o jest wypromieniowywane i nagrzewa powietrze. Kiedy s
chmury, to skorupa ziemska nagrzewa si s abiej – gdyby wybucha y elektrownie atomowe (i
bomby), to nad nami powsta yby chmury bardzo grube, nie przepuszczaj ce promieni s onecznych i
mieliby -my zamarzni cie Ziemi i nas. A ekolodzy uznaj energi atomow za czyst ... O co oni
dbaj ? O ludzi czy o wody, ro liny i zwierz ta bez ludzi? Mo e chc da szanse pierwotnym
yj tkom, z któ-rych (po katastrofie atomowej) powstan pierwotne mikroorganizmy, b dzie
ewolucja i po milio-nach tysi cleci wyewoluuje z tego nowy zwierz naczelny? Mo e gdzie dla
tego nowego ekolodzy
- 3 -
ukryli przekaz o naszej szkodliwo ci dla Natury?
Marksi ci dzielili i dziel ludzi nie wed ug rodzin i narodów – dla nich nie istnieje naród jako
wspólnota j zykowa i kulturowa, dla nich naród jest zespo em obywateli, w naszym przypadku
polskich obywateli, cho by umieli tylko po angielsku, niemiecku czy arabsku. Mog oni
jednocze nie nale
– wed ug marksistów – do innego narodu, je li maj obywatelstwo innego
pa stwa. Marksi ci napisali w naszej tera niejszej konstytucji, e naród polski, to jest to samo,co
polscy obywatele. Mo esz to sprawdzi – jest na samym pocz tku konstytucji. eby chocia pisali
o obywatelach Polski...Polska jest dla nich tak samo niewa na, jak naród polski – wol u ywa
polsko ci w formie przymiotnikowej. Dlaczego? Czy ktokolwiek potrafi odpowiedzie na to
pytanie obrazami?
Dziwnym trafem podobnie uwa aj tak zwani Europejczycy. Jeszcze dziwniejszym trafem ci
zwolennicy powstania jednego pa stwa o nazwie Europa nale eli przedtem do partii komunis-
tycznej, a teraz nale
do... Mo esz sprawdzi , e w PZPR by y dwie, bardzo sobie wrogie, frakcje
– nazywa y siebie wzajemnie chamami i ydami. Obie frakcje, jak to marksi ci, dzieli y ludzi
wed ug tak zwanych klas spo ecznych. Dla nich wa niejsze by o przynale enie do klasy robot-
niczej, a jeszcze lepiej do partii komunistycznej ni do czegokolwiek innego.Dziwnym trafem do-
radcami Solidarno ci byli excz onkowie frakcji
ydów. Dziwnym trafem oni nale eli do Unii
Wolno ci albo Unii Demokratycznej. Dziwnym trafem Unia Wolno ci jest teraz w sojuszu z SLD.
Jednak e nie ca a – cz
cz onków Unii Wolno ci utworzy a Platform Obywatelsk . Dziwnym
trafem SLD, UW i PO s partiami popieraj cymi europejsko , chocia przed wyborami nie pomi-
jaj s ów Polska i Polacy, a unikaj s ów Rzeczpospolita polska, polscy obywatele itp. A po
wyborach cz onek PO, znany j zykoznawca znowu, jest zwolennikiem istnienia polskiej Caritas,bo
– jak mówi – s owo caritas znaczy po acinie mi
, a po polsku mi
jest rodzaju
skiego. Nie
wie, e po acinie caritas znaczy niedostatek, a niedostatek jest rodzaju m skiego? Nie wie, e
istnieje Kler Polski, a nie polski kler? Polski, jako naszej Ojczyzny. Zwykle nie u ywam w tym
owie wielkiej litery pocz tkowej, bo to tylko mój kraj i nie ja go stwarza em. Lecz teraz Polska
jest zagro ona likwidacj , a ja nie chc , by moje dzieci nie mia y w asnego pa stwa narodowego.
Dosz o do tego, e marksi ci nazywaj socjalizm pogl dem prawicowym! Kto uczy si historii,
aby wiedzie , a nie dla stopnia, ten mo e pami ta , i partia Hitlera – NSDAP, to po polsku Naro-
dowo Socjalistyczna Partia Pracy (pracuj cych, czyli robotników). Czy nie nazywaj czasem tej
partii skrajn prawic ?... To prawda, e ta partia wywy sza a w asny naród ponad inne narody. Po-
dobnie jak marksi ci uwa ali demokracj socjalistyczn za obowi zuj
tylko w odniesieniu do
lewicowców – internacjonalistów proletariackich – inne klasy mia y by likwidowane. Zadam Ci
pytanie jakby nie na temat: - Czy mi
b
szacunek dla w asnych rodziców i dla osoby najdro -
szej zmusza Ci do pogardzania innymi lud mi? Godzisz to jako , e inni nie s kochani ani naj-
dro si i jednak ich cenisz, i umiesz to po czy z tym , e najbli szych kochasz najbardziej? Naro-
dowi socjali ci oraz internacjonali ci proletariaccy uwa aj , e takie wspó istnienie uczu nie jest
mo liwe! Wed ug nich trzeba tych spoza naszych uznawa za wrogów i ich niszczy .
Oni coraz mocniej dobieraj si do nas, Polaków. Chc nam zabra dum z osi gni naszych
przodków, z utworzenia i z istnienia Polski. Ich historycy twierdz , e Polsk utworzyli Germanie i
szerz to twierdzenie jako pewnik. Je li serce pika Ci inaczej, kiedy Polak wygrywa jakie zawody
sportowe, to przyjmij raczej mój punkt widzenia na t spraw . Ja nie wiem jak powsta a Polska i
wiem, ze nikt tego wiedzie nie mo e. W ksi kach z cyklu „Szlak Piastów” wyra am przypusz-
czenie co do tego – kto Polsk utworzy i jak to zrobi ,jak Polsk kszta towa i co z tego wychodzi o
A Ty wybierz pogl d dla siebie najodpowiedniejszy lub zacznij dochodzi prawdy w dokumentach
z przesz
ci. To nader trudne i dlatego s uszne jest powiedzenie, e kto ma o wie – ten musi we
wiele uwierzy na s owo. Jest to o tyle wygodne, e mo na wybra wiar w to, co najbardziej
pasuje do naszych uczu i odczu .
Zacz o si od obrazu i s owa, tedy i na koniec par s ów o tym. Jestem niedowidz cy, a projekt
ok adki wiele kosztuje. Dlatego proponuj : - Wyobra sobie ok adk „ witu” na podstawie mojego
opisu s owami. Na bia ym tle jest na górze ok adki imi i nazwisko autora napisane czerwonymi
literami. Pod tym napisem – wi kszy i grubszymi literami napisany tytu . Te na czerwono. Pod ty-
- 4 -
tu em jest namalowana scena atakowania aglówki przez wikingów z ich okr tu. Ten malunek jest
podkre lony niebiesk lini . Pod t lini jest narysowane dziesi strza do uku – siedem jasnych z
ko cianymi, trójk tnymi grotami, a trzy czarne z grotami ob ymi z elaza. Strza y s w p czku,
który jest przewi zany bia oczerwon wst
i ta wst
ka jest uwi zana przy niebieskiej linii.
Masz obraz i troch s owa, a pe ne wyja nienie obrazka znajdziesz w tre ci ksi ki.
Rozdzia powy szy zosta dopisany i u yty w formie wst pu do wydania komputerowego
w roku 2008.
Stanis aw Pierzynowski.
- 5 -
Rozdzia I
Dobre pocz tkiem z ego?
Strumie czasu p yn z oboj tn jednostajno ci . Op ywa jednakowo i z równ pr dko ci za-
równo wydarzenia nadzwyczajne, jak i powszednie, dobre i z e. Przy z ych mog o si wydawa , e
czas wlecze si jak pomrów, a wydarzenia dobre jakby przy piesza y bieg czasu, lecz to by y jeno
ludzkie z udzenia. Ludzie wiedzieli, e im si tylko zdaje, i dobro przy piesza nurt czasu, a z o ten
nurt spowalnia, jednak kiedy mieli orzec – który czas jest wa niejszy, ten od mierzenia dobra, czy
ten drugi, to zrobi tego nie umieli.
Przez wszystkie dni, miesi ce i lata po wydarzeniach na Pomorzu i gdzie indziej ludzie si mi-
owali lub nienawidzili, rodzi y si dzieci i by y zgony, dobra pogoda powodowa a dostatek
ywno ci. Mrozy w bez nie ne zimy,wichury i powodzie le wp ywa y na urodzaje i powodowa y
przymieranie g odem przez wi cej ludzi ni w latach zwyczajnych. Jednak e nie by to skutek
zmiany pr dko ci up ywu czasu. Czas sobie zwyczajnie up ywa i nic go nie obchodzi y ludzkie
losy.
Jako wieczny, czas nie móg by liczony od pocz tku. Ludzie liczyli go na w asny u ytek – ile
lat kto prze
, jak d ugo trwa a susza albo wojna, ile lat trzeba, by osi gn wiek sposobny do e-
niaczki, do udzia u w wojnie albo do samodzielnego rz dzenia swoim maj tkiem. Ludzie – nies-
usznie – nazywali czas bezsilnym albo bardzo wa nym. A on by tylko beznami tny.
* * * * *
Przed dwudziestu laty Mszczuj Wierzcho , znaczy - z Wierzchoniów wpodle Bardowieku na
Za abiu, wyró ni si by wzorowym pe nieniem s
by w dru ynie. Mszczuj zawdy by wzorowy,
jako i wielu innych, atoli mia to szcz cie, e akurat ta jego wzorowo przypad a na czas odwie-
dzin miejsca s
by Mszczuja przez samego wodza, Lecha. W nagrod za wzorowo Lech nada
Mszczujowi wier setki anów puszczy w Ziemi L dziców – na nowej ziemi, bo stara ziemia
zosta a wydana na pastw Niemców po opuszczeniu jej przez Polan. W starych Wierzchoniach
Mszczuj mia swoj umi owan Lub ,jeszcze zanim Polanie rozpocz li w drówk na zachód, a on
sam rozpocz swoj s
w dru ynie.
Luba i Mszczuj chodzili ze sob wokó Wierzchoniów, trzymali si za r ce i marzyli o po cze-
niu przez ich lub Suliców z Wierzchoniami. miali si przy tym z trudno ci j zykowych, bo
ojciec Mszczuja zwa si Wierzcho , osada zwa a si Wierzchonie – niby ró nica by a – atoli spró-
buj rozebra znaczenie s owa Wierzchonie, kiedy nie wiesz czy czasem nie chodzi o paru m ów
z tego rodu, a nie o nazw miejscowo ci... By y nieporozumienia w rozmowach – no, nie mi dzy
nimi -oni si rozumieli bez s ów, gdy r ka w r ce si skry a, oczy w oczach si zag bi y, s ysza o
si jeno radosne bicie w asnego serca, a fala szcz cia zalewa a dusze, sprawiaj c jednocze nie
przyjemno cia om, oni si rozumieli, lecz inni mylili si w rozumieniu drugich ludzi, kiedy si o
Wierzchoniach mówi o. Na przysz
nale
o temu zapobiec, o ile zdarzy si taka mo liwo .
Tak sobie postanowili, kiedy Mszczuj zosta zg oszony przez ojca do dru yny ochronnej przy wiel-
kiej w drówce na wschód - za ab , bo z Niemcami ju nie da o si wytrzyma – marchia tu jest,
powiadali, odwieczne ziemie niemieckie, o wiadczali, kupiectwo si sko czy o, powiadamiali,
teraz b dzie si Polanom karki nagina do pos uchu nowemu bogu i nowym panom, Niemcom. A
jak nie po dobrawoli, to wojna ino patrze wybuchnie, bo Niemce nie zdzier
tego nies usznego
uporu Polan!
Kap ani Polan i innych plemion radzili opuszczenie siedzib za ab i przeniesienie si na
wschód. Podczas tego przenoszenia Mszczuj ochrania w drowców w dru ynie pod wodz Lecha, a
na nowych ziemiach, nadal w dru ynie, uczestniczy w próbie podboju ksi stwa Sprewian. Za
Luba zosta a osadzona ze wszystkimi Sulicami na podbitym przez wierczka Niskim
sku. Tam
by o wesele Luby i Mszczuja. Wszyscy wiedzieli, e ma by , wszystko by o umówione, Mszczuj
zaprosi jeno dwóch towarzyszy z dru yny - apczywca i Tetrycza, bo reszta jego rodu
rozproszy a si rodzinami po Wielkopolsce, Ziemi Lubuskiej i ko o Krakowa. apczywiec i
Tetrycz uchodzili w obozie wojennym pod Lubuszem za serdecznych druhów Mszczuja. Zwali
si naprawd Witka i Stru yna, a apczywiec i Tetrycz, to by y przezwiska ich ojców w starym
miejscu. Tak bywa, e
- 6 -
dzieci dziedzicz przezwiska ojców i prawie nikt nie u ywa ich imion.
Kiedy Mszczuj przyby do miejscowo ci, w której Luba z rodzin i reszt rodu siedzia a –
jego umi owana p awi a si w szcz ciu. Ko o niej, równie szcz liwy, kr ci si w drowny lutnista
z Czech. Bard, skald, minstrel, trubadur... Ci w drowni pie niarze, muzykanci wyst powali pó niej
w Europie, zapowiadaj c w drowny teatr – ten grajek niczego nie zapowiada – on tylko korzysta z
zauroczenia jakiej niewiastki, czy niewiasty, artyst , który raczy zni
si do ust, piersi i bioder
zwyczjnej miertelniczki, przedtem nikt jej tylu pochwa nie suli , co teraz ów artysta. A poza tym –
on gra i piewa ! Powiada na uszko, e tylko dla niej...
Mszczuj widzia Lub w obj ciach grajka. Podawa a mu usta do poca unku, zarzuca a r ce na
kark... Tylko g upiec uwierzy by w niewinno takich wicze w parze... Jednak Mszczuj jeszcze
si
udzi i spyta Lub czy grajek nie jest czasem jej krewnym, a ona odrzek a, e nie.
- O eni si z tob – powiedzia wtedy Mszczuj, bo wszyscy wiedz , e ma by nasze wesele,
ale nie zapomn ,
si zapomnia a z takim byle kim. Niemniej, po lubie b
si stara tak
post powa jakby tej twojej zdrady nie by o.
lub odwlekano, bo nie pojawiali si Witka i Stru yna. Jednak zbyt d ugo odwleka nie by o
mo na, bo rós brzuch Luby. Tedy Sulicowie i ojciec Mszczuja, zast puj cy na lubie i weselu
samego ksi cia Lecha, postanowili d
ej niczego nie odk ada . lub by , wesele by o, po grajku
ju nawet cie ostyg , Mszczuj zosta przez ojca, znaczy – przez ksi cia Lecha, bogato wyposa ony
i ru szy na wschód, gdzie w Ziemi L dziców -czeka a na puszcza do wyr bania, mia y dotrze –
po postawieniu budynków – zwierz ta od ksi cia,narz dzia od ksi cia, ziarno na siewy od... No,
wszystko by o obiecane, w cznie z worem miedziaków i trzosem srebrników na sp acenie
po yczek – wiadomo, e kto musi puszcz karczowa , budynki stawia , a potem ziemi
uprawia , plony zbiera , hodowa , piel gnowa i co tam jeszcze.
Ojciec, znaczy – ksi
Lech, no, si a spoza si Mszczuja, chcia a przydzieli do pracy na suro-
wym korzeniu, czyli w osadzie zak adanej od samiutkiego pocz tku, dziesi ciu
zaków jako ch o-
pów, jednak Mszczuj wierzgn przeciwko zewn trzno ci i sam rozmawia z ch opami, namawia
ich, aby zgodzili si korzysta z jego opieki i pomocy jako wolni go cie, co obyczaj przewidywa ,
za ksi
i zjazd przedstawicieli mo nych uchwalili jako jedno z pierwszych praw polskich. T
uchwa pomieszczono na pocz tku wierzbowego pisania pod tytu em „Zbiór prawa polskiego”.
Namawianie powiod o si i krótko po weselu Mszczuj z innymi rozpocz podró w stron jakie-
go Na czowa w Ziemi L dziców, ko o którego owe przysz e any od ksi cia le
y. Jeno puszcz
wyci i ju mo na karpy wyrywa , do y po drzewach zasypywa , rad a i p ugi sposobi , ziarno
przepatrywa czy zdatne. A wiosn – siew i ju tylko czekanie na plon. Potem jeno plony dzieli –
prawie wszystko na sp at po yczek dla w odarza, a ca reszt na prze ycie do nowych siewów i
plonów. Przedtem tym cierpliwym czekaniem na pogod , na brak robactwa, na brak powodzi i na
wszystko inne zajmowa si ojciec. A teraz Mszczujowi przysz o zasmakowa przyjemno ci zapew-
nienia bytu onie, dziesi tce wolnych go ci i samemu sobie. Od razu si przekona , e ta
niepewno co do urodzaju jest tak rozkoszna, e a spa trudno, cho przecie nie od ciebie susza
ani powód , nieg albo jego brak i wszystko inne – naprawd nie od ciebie zale .
Ta troska w podró y, cho do celu jeszcze daleko by o, zmusza a do znalezienia dla siebie od-
pr enia. D ugotrwa e jazdy konne do przodu i powrót z oddali – nie pomaga y, bo pozwala y na
my lenie. Szuka ucieczki od trosk w pija stwo?... Wtedy inaczej zobaczy Lub . Ju nie oczy i
osy w warkoczach, ju nie szczup a kibi , w skie p ciny i zgrabne ydki – teraz widzia dojrza e
biodra, du e, j drne piersi, czerwone, nabrzmia e jak dojrza e wi nie wargi i spojenie ud...
Po raz pierwszy w yciu za
rozkoszy z niewiast . To dawa o prawdziwe odpr enie, tedy
niechby droga do celu by a jak najd
sza i sk ada a si z samych postojów nocnych... Matka
usznie poucza a, ze niewiasty pr dzej od m ów dojrzewaj i cni im si za samcem,bo chc za
macierzy stwa. No, dobrze, ale ten jej brzuch... Trudno, widzia o si , przebaczy o – cierp cia o,
kiedy ci si chcia o... Kto jest ojcem tego malca w jej brzuchu?... Czy da si toto pomi owa ?...Jak
smakowa aby Luba, gdyby on by jej pierwszym m czyzn ? Bo teraz jako tak by o na pocz tku
ka dego zbli enia nieswojo... Musia t nieswojo próbowa zepchn gdzie w g b duszy, bo o
wyrzuceniu ani marzy ... To spychanie za ka dym razem d ugo trwa o, a Lubie jakby si to
nie podoba o... Chcia a, eby d uuuugo...
- 7 –
* * * * *
- Ta wie b dzie si zwa Wierzchoniów - powiedzia Mszczuj, a stoj cy przed nim wolni go -
cie zgodliwie i ze zrozumieniem pokiwali g owami. Jeno, stoj ca za Mszczujem, Luba mrukn a
pod nosem o Sulinowie, lecz kiedy Mszczuj odwróci ku niej twarz, zobaczy przymru one oczy i
co ,co mo na by o nazwa pojednawczym u miechem. - Ka dy z nas - mówi dalej Mszczuj – przy-
st pi teraz do wykopania dla siebie, a ja i dla mojej ony, ziemianki. Do zimy nie zd
ym
przgotowa budulca i zbudowa jedenastu chat, tedy tylko wyr b zaczniem, co zim nadal b dzie
prowadzone.
Wolni go cie, niby z powodu braku roboty, pojawiali si po kolei przy ziemiance dla Luby i
Mszczuja. Z w asnymi opatami i du ymi ch ciami do pomocy. Pytali o to – co maj robi i robili
to sumiennie, a cz sto gorliwie, bo w czasie pomagania Mszczujowi ich ziemianki same wykopa
si nie chcia y, a potem dachem pokry kto musia i ziemiank w
ciciela Wierzchoniowa i
ziemianki wolnych go ci, tedy gorliwo stwarza a mo liwo pr dszego wykonania jednego, aby i
drugie mo na by o zrobi .
Którego dnia pojawi si w odarz z pobliskiej Bochotnicy. Pochwali post py prac, powiedzia ,
e ma ju u siebie narz dzia dla Mszczuja i jego ludzi oraz dostatek ziarna na siewy. Kiedy tylko
Mszczuj za da, to wszystko zostanie dostawione.
- Masz, m ody cz owieku, bardzo silne wsparcie u samego Piasta – powiedzia na odjezdnym.
We , po takim powiedzeniu, i nie pomy l o wp ywie w
ciwych znajomo ci na dol cz owieka...
Z Na czowa przyjecha bardzo mo ny s siad – sam Na cz naczelny – najwa niejszy z ca ego
rodu ma opolskiego. Przyby w dwóch sprawach – najpierw pozna i powita nowego s siada, a
jak ju pozna i powita , rozpocz po egnanie i yczenia dobrej przysz
ci.
- Z Toporami w Ma opolsce wygra trudno – powiedzia – wi cem umy li sadzonki mojego
rodu ukorzeni w tej waszej Wielkopolsce. Na czów b dzie pilnowany i rz dzony przez dwóch
waszych ludzi. To woje po s
bie w dru ynie Lecha. Mo e ich znasz, bo – pono – te w tej dru-
ynie pe ni s
. Oni powiadali o sobie, e znacz ce miejsce zajmuj w uk adzie wa nych osób
po ród wszystkich Polan. Ciebie te znaj ... Powiadaj , i
niezas
enie obdarowany przez
Lecha, bo niczego szczególnego nie zdzia
.
Mszczuj, mocno zmieszany otwarto ci Na cza, przyzna w g os, budz c zdumienie swoich
wolnych go ci i Luby, e i on uwa a nagrod od Lecha za szcz liwy u miech losu, wszak e nieza-
ony.
- A tak ja im mniej wierz po tym, co teraz powiedzia – rzek Na cz. - Szkoda, em ciebie o
nadzór nad Na czowem nie poprosi ... Gdyby co ... No, wiesz... Gdyby widzia , e ci twoi zna-
jomkowie nie bardzo, to pisz do mnie i pos
ca z listem lij do osady Na cza w pobok
Szamocina w Wielkiej Polsce.
Kiedy Na cz odjecha , Luba wyrazi a zaniepokojenie mo liwo ci odebrania Mszczujowi tej
posiad
ci, która ma si zwa Wierzchoniowem. Od razu znalaz a rodek zapobiegawczy...
- Gdyby to na moich braci albo na mojego tat przepisa i by my nazw zmienili na Sulinowo,
to mniej by dworaków Piasta w oczy k
o – powiedzia a, a Mszczujowi nast pna noc z Lub jako
nie bardzo smakowa a... Ona i on z pewno ci nie byli jedno – nie do nich odnios o si wskazanie
kap anów, e po lubie ona i on maj odej od rodzicieli i jedno stanowi cia o i jednym by du-
chem...
Mszczuj tylko westchn , kiedy jeden z jego wolnych go ci napomkn , e oni, znaczy wszyscy
inni, bo – on sam – on ma, a pozostali maj narzeczone... Znaczy – dwóch z nich. I chodzi o to,
by pan Wierzcho da zgod na przechadzki do Na czowa, bo tam niewiastek jak mrówek, a bez
niewiasty,to sam pan Mszczuj wie jako to jest. On sam, znaczy ten mówi cy, czyli Jakub Parnica
te wie, ale on do Na czowa nie chce chodzi , tylko o innych dba, bo go o to poprosili.
- Zgod daj – powiedzia Mszczuj – i ycz powodzenia. Jeno luby rad bym odwlec do przy-
sz ej jesieni, jako e chaty dopiero wtedy stan .
Na razie gotowe by y wszystkie ziemianki. A kiedy z tego s owa pozb dziesz si jednego znaku,
to ono zabrzmi zimowo - zimianki. W sam raz dla przetrzymania zimy, jest gdzie si ugrza ,
- 8 -
przespa i straw uwarzy bez towarzystwa mrozu i zawiei. A takie schronienie bardzo si
przyda, kiedy przez wi ksz cz
dnia r bie si drzewa toporami lubo pi uje we dwóch, na
kl czkach, w niegu zlodzonym, albo w b ocku – kiedy odwil nastanie. Przez lato, jesie i zim
musi by przygotowany budulec na jedena cie chat. Byle do przysz ej wiosny – potem ju b dzie z
górki.
Tej nocy w przysz ym Wierzchoniowie spa o si pod dachem.A ziemianki Parnicy i Mszczuja
by y troch od innych wi ksze i staranniej wyko czone – nawet drzwi mia y w cianie szczytowej,
co prawda jeno z dech pozbijane, ale zawsze. Tej nocy do drzwi ziemianki Mszczuja kto zapuka ,
troch za mocno jak na grzeczne odwiedziny. Mszczuj wyszed na zewn trz, popatrzy na wielkie,
miedziane kolisko miesi ca, gwiazdy wieci y niby sztuczne ognie, a ten widok nagle znik -zas oni
go Mszczujowi kr g ciemnych postaci – wokó niego ustawi o si pi ciu w ciemnych opo czach, w
ciemnych opaskach na twarzach, si gaj cych pod oczy. Te pi par oczu pob yskiwa o mi dzy
kapturami opo cz a przepaskami, kiedy który lekko g ow na bok ruszy . U jednego b ysn o co
ugiego poni ej pasa – to pewno by a stal – Mszczuj waha si z nazwaniem tego przedmiotu, to
móg by brzeszczot nagiego miecza lub d ugiego no a. Nie bili, nie krzyczeli, Mszczuj us ysza ,
niewyra nie wypowiedziane g osem przyt umionym, jakby mówi cy chcia cisz nocn uszanowa
lub zmieni dla niepoznaki g os – us ysza s owa, e tu jest Ma opolska, Polanie s tu obcy i on ma
si wynie st d, je eli nie chce, by wyniesiono jego zw oki.
Mo na w takim po
eniu ró nie my le i ró nie poczyna . Ciemno jest, pierwsze uderzenie
mo e wywo
zamieszanie i przestrach napastników, mo na wykorzysta w asn sprawno , a tej
Mszczujowi nie brakowa o, mo na by o buchn w jedn stron i uj . A Luba?... A jak si zginie
w walce z nie wiadomo kim i dlaczego?... Mszczuj wybra inn mo liwo – g osem boja liwym i
prosz cym powiedzia :
- Ja nie wiedzia em... Raz-dwa si wynios ... Czy mog ze sob zabra ...
- Wszystko ma zosta na miejscu – us ysza i tamci odeszli.
Lubie nie warto by o przerywa snu – tak uwa
Mszczuj – ona niczego nie wiadoma,ona nic
nie poradzi na poczynania zbójów. Z samego rana – Luba jeszcze spa a – pojecha do Bochotnicy,
do w odarza. Ten by niepomiernie zdziwiony, podejrzewa odczytywanie my li na odleg
.
- S do ciebie wici – powiedzia . - Ksi
ma za ma dru yn i zbiera ochotników na bitw z
Normanami. Pewno nie pojedziesz? Bo jakby pojecha , to ja bym pomóg w pracach. Ch opów
bym st d wzi i bardzo by si wszystko przy pieszy o... Wiesz... Mnie rozliczaj i oceniaj dobrze,
kiedy wielu si stawia na wezwanie... To co? Ruszysz? Piast ci tego nie zapomni...
Mszczuj poda prawdziwy powód swojego przybycia. W odarz s ucha i kr ci g ow . Potem
powiedzia , e to wprost niemo liwe, bo tu okolica spokojna, Na czów s uchaj , a oni zapo-
wiedzieli srogie kary dla zbójców i ch ników.
- Chyba e – powiedzia , a twarz jego wyra
a zamy lenie – kto z twojego otoczenia macza w
tym palce. Który z tych twoich wolnych go ci?... Ten Parnica... S ysza em... No, mówi nie b
bo zakaz by . Zwa , e on leciwy dosy , a inni jego s uchaj ... Ja bym przypilnowa , gdyby ty na t
bitw ... To co? We miesz udzia ?... Sam by ruszy , bo inni nie mog albo nie chc .
* * * * *
W bitwie Mszczuj nie bra udzia u. Zosta wys any na podjazd, jako zwyk y woj, bo przecie w
dru ynie ju nie s
. Podjazd natkn si na czujk wikingów, usi uj
znale cokolwiek do
zjedzenia, bo o rabowaniu ci g odni ludzie ju nawet nie marzyli. Wikingowie z czujki zostali
zaskoczeni u yciem arkanów, dziesi ciu ros ych jasnow osych i niebeskookich pr dko sp tano,
jarzmo im na barki i karki w
ono, r ce na plecach powi zano i dowódca podjazdu wyznaczy
Mszczuja do czasowego przypilnowania je ców, bo reszta musi gna do ksi cia, nakaz by , eby
pr dko, bo si nie za du o i ka da para r k z mieczem przyda si przeciwko naje
com. Wiadomo,
e je ców gna pr dko nie da rady – koniom nie dorównaj , a znowu zabi ... Szkoda przecie, bo
sprzeda mo na, do roboty zap dzi ...
Zostawili Mszczuja, mieli powiadomi kogo trzeba i na pewno kto przyb dzie zabra
zdobycz, przecie upy po bitwie nale y dzieli i kto to z pewno ci uczyni.
Z pocz tku Mszczuj przypuszcza , e zosta sam jeden przy yciu. Dwa dni strawi na owach,
paleniu ognia i karmieniu pojmanych, a nikogo z obiecanych ktosiów nie by o. Potem dotar z je -
- 9 -
cami na pole bitwy, ogl da stos norma skich trupów i, okalaj cy go, zwa poleg ych wojowników
-na pewno nie polskich. Nie zauwa
zbyt wielu poleg ych Polaków. Tedy kto zapomnia , kto
zaniedba , wa niejsze sprawy by y na g owie albo mus by pogna za jakim oddzia em wrogów,
którzy tu nie polegli... Mszczuj o ma o co nie wypowiedzia wi zanki przekle stw przeciwko...
Wi zanka mia a si zacz od przypuszcze o z ym prowadzeniu si przodków, potem opisywa
jeszcze gorsze prowadzenie si rodzicieli, a w ko cu zawiera list porówna zapominalskiego do-
wódcy do ró nych stworze maj cych cechy ogólnie uznawane za ujemne. Ba, a je li sta o si co
niezale nego od tego, który Wierzchonia w dozorowaniu je ców nie wspomóg ?... Zamiast
wi zanki Mszczuj wymy li wiele usprawiedliwie , wszak e pomy la , e taki dowódca, który nie
ma na co czasu albo pami ci, kiedy doczeka si wi zanki jeszcze soczystszej. I dobrze mu tak!
Wynikiem tych przemy le Mszczuja by o jego posuwanie si tu za jarzmem, utrzymuj cym
wikingów w jednym, równiutkim rz dzie i niesionym przez tych skurczybyków w kierunku nowego
Wierzchoniowa. No, bo gdzie mieliby i ? Wszak na to wygl da o, e wikingowie bitw przegrali,
tedy Polacy jej nie przegrali. A jak nie przegrali, to co? No jasne, ze zostali zwyci zcami, bo ich
wrogowie s pozabijani. Za Mszczuj nale y do zwyci zców i niejako w imieniu wszystkich
Polaków musi si trudzi przy tych Normanach. Czy za to oni mu si nie nale
? Powiedzmy, e
nie bardzo... Tedy komu ich odda ? Mo e do Gniezna prowadzi ?... Jak nie pami tali w pobli u
pola bitwy, to w Gnie nie sobie przypomn ? A jak tam nie b dzie nikogo, kto by przy ksi ciu na
tej wyprawie? Do samego ksi cia le z dziesi cioma je cami? eby tak ze stu, to co innego... Wte-
dy ksi
lekk r
da by w nagrod dziesi ciu... Ilu? Dziesi ciu? Ale tylu w
nie Mszczuj mia
przy sobie!... Jak e to si dobrze sk ada, e ksi ciu tak drobn darowizn nie musi si g owy
zawraca ...
Za to g ow Mszczuja zaprz ta a obawa przed tymi pi cioma... Jak to za atwi , skoro si ich
nie zna, a oni dobrze wiedz gdzie mieszkasz i kim jeste ? Trzeba podst p... Wabik...
Pod por
podjecha noc . Ho,ho! Na kupach le
y okorowane pnie na co najmniej mendel
chat. Karpy le
y na stosach, a ziemia na por bie by a równiutka i zaorana! Sta y wysokie koz y
do traczenia bali d ugimi pi ami na krokwie i dechy. Rano b dzie mo na to robi . Zapewne sprawc
tego niemal cudu jest w odarz. Szkoda, e nie zna si wi zanki dzi kczynnej...
Zapuka leciutko do drzwi ziemianki Parnicy. Zosta wpuszczony do rodka. Parnica pokaza
mu pi
niewiast i powiedzia , e to jego ona, która wczoraj zjecha a. Mszczuj zosta jeszcze
zapoznany z twarz
pi cej córki Parnicy i dowiedzia si , ze ma ona lat pi tna cie. Przeckn si ,
le cy na sienniku, prosto na ziemi po
onym, ch opaczek, pacholik nieletni, Parnica rzek , i to
jego syn. Obudzi a si
ona. Powiadomiona, e to jest w
nie pan Wierzcho zerwa a si posi ek
szykowa . Podczas tego posi ku Mszczuj zleci Parnicy piecz nad je cami i nakaza nie
powiadamianie Luby o swoim powrocie.
- Je ców powierzcie naszym osadnikom – po jednym do ka dej ziemianki. Na razie mocno
skr powa , a rano dyby sporz dza i k ody do nóg. W Na czowie wszyscy maj jak najpr dzej
wiedzie , em powróci i ranion jestem. - Mszczuj mówi i uwa nie spoziera po twarzy Parnicy, a
na tej twarzy niczego podejrzanego nie da o si spostrzec.
O zaraniu Mszczuj skry si w lesie na skraju por by. Przez ca y dzie wybiera w
ciwe stano-
wisko, a ponadto kry si przed ludzkim mrowiskiem, bowiem po wschodzie por ba zaroi a si od
robotników. Zarzucali liny na wysokie koz y, obwi zywali ko cami tych lin pnie, do drugich
ko ców zaprz gali wo y i pie powolu ku, ostro nie w drowa na kozio . Potem jeden z
robotników w azi nad ten pie , okracza go i ustawia pi na odpowiednie miejsce, by grubo
dechy lub krokwi by a odpowiednia. Nast powa o r ni cie powolne a dok adne. Ten na górze
utrzymywa kierunek ci cia, drugi – na dole – jeno ci gn pi do ziemi, równo i bez szarpania.
Mszczuj patrzy na to pierwszy raz i mimochodem zapami tywa kolejno i sposób wykonania
kanciastego bala albo dechy. Dobrze e ta robota na por bie trwa a, bo bez niej Mszczuj móg by
oszale od okropnych my li i wyobra
. Jego Luba zmawia a si zapewne z otrami spod ciemnej
gwiazdy. Wyobra nia – w tej chwili chora – podsuwa a obrazy wyuzdania – jego Luba ….
Suka parszywa. Czy aby na pewno? Miota si mi dzy pos dzeniami a b aganiami o przebaczenie
jego umi owanej,bo mo e mu si tylko zwidywa o...
Miota si tak e po lesie – raz g biej musia wchodzi , to znów na brzeg por by wraca i
- 10 -
pilnowa czy jaki robotnik znów nie rusza w stron
ciany puszczy w sprawie nie cierpi cej zw oki,
a zapowiadanej przygotowywaniem portek do opuszczenia, kiedy nadejdzie pora wypuszczenia
niacza podszytu le nego...
Po zmroku musia na nowo wybra stanowisko, by miesi c mie za sob . Taki sam prawie
pyzaty i miedziany miesi c jak tamtej nocy... Doczeka si – wesz o ich pi ciu w opo czach do
ziemi. Jeszcze zak adali opaski na twarze, kiedy strzeli po raz pierwszy. Ci ciwa uku adnie
kn a i pierzasty no nik mierci poniós zadzier ysty grot w stron celu. Trafienie by o pi kne –
fajtni cie apami, charkot z przestrzelonego gard a... Jeszcze pierwszy nie zd
upa , kiedy
drugiego ugodzi oszczep, J k i wywrotka na bok. Trzeci dosta dzirytem. Musia a by w tym r ka
jakiej boginki w ciek
ci, bo nawet przy tym niewyra nym wietle Mszczuj widzia czarn
posok , buchaj
z oczodo u trafionego. Czwartego... Ten zosta dosi gni ty strza , kiedy ju
sadzi d ugie susy w kierunku brzegu lasu. Mszczuj gotów by przysi c na prochy przodków, e
trafi dobrze. Pewno b dzie rana w plecach, albo tamten przez jaki czas b dzie mia niech do
siadania z powodu bolesno ci po ladka... Pi ty uszed bez adnej szkody. A Mszczuj czeka .
Rankiem wokó trzech trupów pojawili si wszyscy wolni go cie i Luba z nimi. Luba, brzuchata
mocno, uwa nie przygl da a si twarzom zabitych, a potem odetchn a, twarz jej rozpogodzi a si i
pani Wierzcho posz a do ziemiaki. A Mszczuj czeka .
Nasta wieczór. Zacz si zmierzchem, szarza o, ciemnia o, s
ce ca kiem si skry o, jeszcze
zmroku nie by o... Mszczuj czeka . Bardzo niepewny, bo ten ranny mo e nie przyj .
Stawili si jak na zamówienie. Lekkie pukanie do drzwi ziemianki.Drzwi si otwar y i obaj znik-
li we wn trzu. Mszczuj jeszcze nie mia pewno ci, a chcia j mie , wi c sta i stara si za g
no
nie oddycha . Czy nie s ycha czasem jego serca, które omoce jak szalone?...
Wyszli nad ranem i od razu zacz li si k óci . Mszczuj zdoby pewno – k ócili si o to które-
mu Luba sposobniejsza. Mszczuj wola by nie s ysze ich przechwa ek – one uw acza yby
najgorszej zdzirze. A potem ci dwaj zacz li si bi . Obaj mieli no e...Obaj padli prawie
jednocze nie, a Mszczuj jeno pilnowa czy si który nie podniesie – wszak i jego miecz by
sposobiony do zadania ciosu poprzedniej nocy. Co si odwlecze, to nie uciecze...
Uciek o, bo tamci ani drgn li. O wicie wyszed na por
i obejrza twarze nie ywych. Tak
przypuszcza - to byli apczywiec i Tertrycz. Jak dawno pokumali si z Lub ?
Zapuka do drzwi swojej ziemianki. Luba otworzy a i stara a si zarzuci mu r ce na szyj . Odsun
szorstko.
- Wyjd obejrze teraz tych dwóch – powiedzia - a potem jeno do porodu tu zostaniesz. Wnet
po porodzie b dziesz st d wygnana na cztery wiatry.
Poród nadszed pr dko. Czeka a na po
na i mamka z w asnym dzieci tkiem przy piersi.
Luba zd
a jeszcze powiedzie , e synaczek powinien zwa si Havl, a jej ani razu nie by o
dobrze z Mszczujem – ona jeno udawa a rozkosz.
Teraz si st d wyno – powiedzia spokojnie Mszczuj i udawaj, e sobie doskonale radzisz w
samotnej podró y do wiata pot pie ców.
Po po udniu Parnica przyprowadzi swoj córk .
- wie a – powiedzia – b dzie panu us ugiwa , bo my przecie obaj przekonani, e niewiasta w
domu jest po yteczna. Gawe kiem si te mo e zajmowa , bo na naszym Wawrku troski o malców
nauczona. Jaka dziwna ta wasza by a. Havel jej si zwidywa , a to po naszemu przecie
Gawe ...Havl sobie ubrda a – mrucza jeszcze po opuszczeniu ziemianki Mszczuja, a wie a
zakrz tn a si po wn trzu jakby nie wiadomo jak do wiadczon gospoch by a.
- 11 -
Rozdzia II
Jest i czas pokoju...
Siostry Bo eny – to by a zaleta albo przywara bli niaczek – robi y wiele rzeczy jakby na komen-
. Razem zasypia y, razem si budzi y i wstawa y, lubi y te same potrawy i tak samo jednakowych
nie lubi y. Nieomal by y sk onne wspólnie w
u z Okruszkiem... No, wychowanie je
powstrzymywa o, nie wypada o, lecz podmienia y si co noc – raz jedna, raz druga. Za w
sposobnej porze musia y podmienia si jednej nocy, bo obie jednocze nie zachodzi y w ci
i jed-
nocze nie – tego samego dnia i o tej samej porze – rodzi y po dwóch synów, zapowiadaj cych si
na wielkoludów. Wybaczcie, na kruszynki takie jak tatu . Okruszki male kie, tiu, tiu, tiu...
W takim czasie, kiedy siostry Bo eny by y – jednakowo – niezdatne do legania przy Okruszku,
ta dru ka Bo eny, Hilda... Hilda odpasiona, czysta, mowy troch wyuczona, niechc co, pojawia a
si przed oczami Okruszka. On szed lini side sprawdzi , a ona obiega a kawa lasu, by móg j
widzie znikaj
w g stwie krzewów w takiej chwili, kiedy akurat patrzy we w
ciw stron . On
jecha drog do s siadów, a ona przez pola i zagajnik, na skróty – biegiem najpr dszym, by si
jeszcze zd
wydysze , kiedy on nadjedzie i zoczy samotn Hild na przechadzce. Zamy lon ,
smutn , oczka w dal bezkresn skierowane, usteczka w podkówk . Obraz przez los i ludzi
pokrzywdzonej a niewinnej istoty... Wzdychaj cej tak g boko, e sutki jej piersi nieomal do brody
podskakiwa y... Przypadkiem w takim czasie, kiedy jego ony nie mog y z nim lega ... Bo ena to
podpatrzy a, zacz a podgl da i na usta cisn y jej si s owa opisuj ce parszywo suki i wredno
lisicy. A potem s ysza a przez cian j ki tej puszczalskiej, w
cej w szkod dziwy, u ywaj cej
cudzego m a i to w domu sióstr, a przeciwko nim. Ach jaka Hilda sta a si spostrzegawcza i
zdumiona, e mo e istnie m czyzna, maj cy taki s odki a ogromny korze . A te jej pro by, niby
to nie mia e, o mo liwo pog askania w
nie tam, kiedy dopiero co sko czyli jedno spó kowanie..
Sid a sta y si zaniedbane, konie Okruszka darmo wygl da y pana, darmo r
y cicho do nadziei
potruchtania, co im jest przydatne jak troch d
u dla kani. Nic tylko sypialnia, skrzypienie
a
pod zdwojonym ci arem, j ki, zachwyty... W ko cu Hilda kaza a - k a z a a wyw oka jedna,
jakby pani tego domu by a – donosi jad o i napoje do sypialni i sama karmi a Okruszka, a on jeno
o mo liwo przespania si doprasza . Ona – ma si wiedzie – wyrozumiale si zgadza a, nawet
pomaga a Okruszkowi usn , opowiadaj c mu o zaletach tej dzidy z krocza, któr w
nie usi uje
obj palcami jednej reki i skórki troch
ci gn , aby liczne przeci cie na ebku obejrze i
uca owa w dowód wdzi czno ci za taki ogrom dobroci przez t maczug sulonej w biodra Hildy...
Obmierz a i fa szywa wnuczka i córka germa skich j dz gotowych si podk ada legionowi
rzymskiemu po bardzo d ugim rozstaniu si legionistów z mo liwo ci dotkni cia niewiasty. Pod e
nasienie – jeszcze j dopadnie ci a i wtedy zobaczy jak to s odko my le o parzeniu si jej samca
z innymi... Przestanie wysysa soki ywotne z m a sióstr. Wysysa w przeno ni i dos ownie,
przewrotnica jedna i zboczeniec wart losu Sodomy, Gomory i ony Lota na dodatek. Czekaj ty,
wydro tchórzliwa! A niegdy ukrywa a monety i kosztowno ci, które mog y wcze niej wykorzysta
dla poratowania si w trudnym po
eniu. Zak amana pluskwa, eby ci to jego nasienie w tej twojej
bie zgorzknia o niczym pio un i otru o ci z dziesi razy po kolei! A mieni si chrze cijank ,
kobieta warta wypalenia na czole pi tna dziewek wszetecznych. Jak ona mo e?!
Co ,wypada o na to, e o n a mo e,skoro robi a... A nawet,w rzadkich wolnych od tej roboty
chwilach,stara a si dociec powodu smutku dru ki i jako j pocieszy ... Dobre serduszko a pod a
dusza?
Mo e z czyjego nakazu, a mo e z w asnej woli i w asnego upodobania - do domu Okruszka
zje
cz sto Dzier ykraj – m odszy brat Zdruzny i Stoigniewa. W rodzinie Druzny tak by o, e
jeno m odsze rodze stwo by o dzie mi ma onków – Zdruzno dziedziczy po ojcu cechy nieznane u
innych ludzi, Stoigniew sporo naby od Druzny i przez wychowanie, zanim urodzi si Dzier ykraj.
Potem Struna sama lgn a do ojca i by a raczej do Druzny podobna ni do matki. A Dzier ykraj by
ca kiem od rodze stwa odmienny. Niby zwyczajny, powszedni, a jednak inny – agodny, yczliwy,
ust pliwy na pozór, lecz jako krzemie nieugi ty, kiedy sz o o sprawy wa ne. Ten redniego wzros-
tu m czyzna, no – w
ciwie m odzian, patrzy na wiat i ludzi spokojnymi oczami barwy turkusu,
czasem zakrywanymi rz sami godnymi marze dziewcz cych,do firan g stych a d ugich podobny-
mi.Nad tymi liczno ciami uk brwi ciemnych te wzbudza na widzach przyjemne wra enie, a ró-
-12 -
wno nad brwiami przyci ta grzywka grubych, re przypominaj cych w osów, powiadamia a o
dba
ci Dzier ykraja w sprawach w asnej czysto ci i wygl du. Bo ena lubi a patrze na Dzier y-
kraja, co robi a z upodobaniem a skrycie. Jako tak... No kr powa a j my l, ze mog aby o sobie
pomy le to samo, co ostatnio o Hildzie my la a. Tak sobie ta wyuzdana Hilda te mog aby o Bo-
enie pomy le ,bo podczas bytno ci Dzier ykraja dawa a Okruszkowi wypoczynek, sadza a go
przy sobie na awie i oboje s uchali opowie ci go cia z nale yt uwag . Bo ena s ucha a z zapartym
tchem, co nie rzuca o si w oczy, jako e siada a na bocznej awie i w niejakim oddaleniu od sto u.
Lecz gdyby Hilda zobaczy a spojrzenia Bo eny...
Pierwsza d
sza opowie Dzier ykraja wi za a si z Wi lic . Przyby a do niej Alina –
pierwsza ona Stoigniewa. A w Wi licy pani udawa a Wis awa – matka dwojga dzieci Stoigniewa
i za nied ugo matka trzeciego potomka namiestnika Ma opolski, bowiem ci a tak wygl da a jakby
tylko-tylko do porodu brak o. Alina postanowi a wej w swoje prawa i Wis aw do pos ug
odsy
a. Rus an bardzo si martwi , Alin zaklina , o zmi owanie prosi – nic nie pomaga o.
Stoigniew ró ne sprawy za atwia , wi cej go nie by o ni by , wtedy akurat w d
szym woja u na
zor Podlaski czas sp dza . Wszyscy si mogli przekona , e ci y, do której i przysz e ycie jest
zaliczane, nie mo e zaszkodzi jakie tam babskie dogryzanie. Wis awa urodzi a synaczka i oboje
– rodzicielka i noworodek czuli si dobrze. Nied ugo po porodzie Stoigniew do zamku zjecha .
Alina mu – buch na szyj , obca owa a, swoje ochy i achy odprawi a i wnet go do
a zawlok a.
Zaraz pierwszej nocy – mo e to skutek mojego ojca zió by , które Alinie Zdruzno podawa – Alina
sta a si ci arna, co wnet si objawi o znakami przez Wis aw rozpoznanymi jako morska choroba.
Na widok tych objawów i Wis awie potrawy zacz y si cofa , bowiem niemi e wspomnienia mia a
z podró y morskiej. Taka s aba w nogach, z md
ciami i zaburzeniami widzenia, wzi a oseska i
zesz a do Nidy, by dzieci wyk pa i sobie ulg ch odn wod sprawi . Rus an, kiedy si o tym
dowiedzia , biegiem za ni . Nie zd
dogna . Z wysokiego brzegu widzia jak maluch wypsn si
z r k matki, w wod plusn i pop yn z pr dem. Wis awa rzuci a si za synkiem, troch g biej
by o, a ona s aba... Obali a si na twarz, rozpaczliwie r kami rzuca a... Zanim ich woje wy owili –
oboje martwi byli...
Teraz wieczorami zda si wszystkim, e nad rzek j czenie matki przelatuje przez powietrze. A
nad ranem zawdy s ycha wycie straszliwe. Mo e to wiatr wyje, a mo e zrozpaczona matka... Pr -
dzej to drugie, bowiem miesi c ostatnimi czasy krwawo jest zabarwiony...
Po tej opowie ci Bo ena podesz a do Dzier ykraja w sprawie onych zió , które Zdruzno Alinie...
- To ty masz jakiego narzeczonego? - w g osie Dzier ykraja s ysza o si jakby j k zawodu i
Bo enie strasznie szkoda si zrobi o, bo...
- Nie, nie nie! - zaprzeczy a pr dko, a jej lica ów miesi c nad Nid wschodz cy przypomina y
swoj barw . - To o siostry moje chodzi.
- Przecie maj po dwóch synaczków – Dzier ykraj spogl da podejrzliwie spod licznych brwi,
a serce Bo eny tryl skowronka na ladowa o.
- Chodzi o t Hild – wyzna a – to ona winna zaj w ci
, a nie zachodzi.
- Dobrze, przywioz – powiedzia Dzier ykraj, a jego g os sta si leciutki niby radosny puch
mniszka, gdy zawieje wiatr, a ciep e powietrze wszystko co lekkie pod niebo unosi.
Nie zapomnia . Przyjecha niezad ugo i zaraz Bo enie skórzany mieszek z proszkiem wr czy .
A wieczorem snu jakby dalszy ci g, a mo e ca kiem inn opowie , w której Rus an odgrywa
wa
rol .
Rus an - mówi Dzier ykraj – miejsca sobie nie móg znale .Po tym utoni ciu córki i wnuczka
nic mu przypasowa nie mog o, yj cy wnuczek i wnuczka nawet, nie mogli go pocieszy . Za da
czystych wici i rzezaka, d ugo co na wierzbie pisa ... Potem pos
cow z listami wys ano do
Gniezna, do Poznania i do Jesienika. Potem mój tato do Wi licy przyjecha i d ugo o czym z Rus-
anem we dwóch ugadywali. Tato co napomyka o konieczno ci zmiany zamiarów, bowiem Czech
ju stary,a m odsi Hrvatowie nie pomn ani o Wielkiej Hrvatii na zachodzie,ani o zadaniach nazna -
- 13 -
czonych plemieniu przez rad kap anów. Tedy zgod trzeba da na odej cie tych Hrvatów, co
wokó
Jesienika siedz i na wschód od S owacji. Niech e do obecnej Hrvatskiej pod
i tam wzmocni
-13 -
owe ców w powstrzymywaniu zaborczo ci Bawarów. Rada Hrvatów Jesienickich wyrazi a zgod
na utrzymywanie wspólnych ze S owe cami si zbrojnych w grodzie Celowiec i naoko o Celowca.
Sam Czech do Wi licy zjecha i razem z Rus anem obaj do Gniezna pod yli, a stamt d we trzech,
z Piastem, do Poznania pojechali. Z Lechem jeszcze d ugo ugwarzali, znowu co wypisywali na
wierzbie, za po nieprzespanej nocy samoczwór na owy ruszyli, Lecha na ko wsadziwszy i nogi
mu do popr gu przywi zawszy. Znaleziono ich wszystkich czterech przez nied wiedzic
poszarpanych i martwych. Trzy nied wiadki, wprzódzi nim pomarli, ubili, a starej rady nie dali...
Przy nich ich pisanie znaleziono, e wspólny stos chc mie po miertny, i eby p aczek nie by o, i
eby popio y do Warty wszystkie wrzuci , a nikto eby urn z ich prochami nie wa
si trzyma ,
bo oni chc Matce Ziemi zwróci Jej w asno . Jeszcze na ko cu napisali – z prochu powsta
i w
proch si obrócisz. Po cz ci ich ostatni wol spe niono, atoli tato rzek , i e po ytek dla Matki
Ziemi i Jej Dzieci cia – Polski wi kszy b dzie, kiedy w
nie urny b
, z których przecie
wszystko si wyrzuca w nast pnym pokoleniu. Za reszt popio ów z poczwórnego stosu
po miertnego maj rozsypywa po trosze w ka dym polskim województwie, które przewa nie
pokrywaj si z ziemiami. Ot, dla przyk adu -Ziemia Lubuska i lubuskie województwo ze stolic w
Lubuszu.
Nast pne odwiedziny Dzier ykraja zacz y si od spotkania z Bo en i zapytania o skuteczno
proszku.
- Bo onie Stoigniewa w Wi le – Alinie – ten proszek bardzo pomóg – powiedzia – i ja dlatego
tutaj o pomocno pytam. Domy lne objawy ci y okaza y si zwiastunami prawdziwymi.
- Hilda te ma teraz domy lne objawy – odrzek a Bo ena – a Roksana ze mnie si
mieje, e ty
do mnie przyje
asz i wnet ja sama poczuj smak macierzy stwa.
Zap onili si potem oboje, nie wiadomo czy to oznacza o ochot do spe nienia przepowiedni
Roksany, czy te niech im policzki warem spiek a. Ka de z nich pomy la o o tym drugim, e tak
okazywany jest gniew z powodu przypuszczenia, i ono mog oby chcie ze mn ...
Tym razem Dzier ykraj opowiada o synach ksi cia Siemomys a, którym - jak to zwykle bywa
-
dy i s owa starszych wydawa y si bezpodstawne, przypuszczenia i obawy starszych uznawali za
niczym nieuzasadnione, a nadzieje starych na zast pienie ich na stanowisku, albo przynajmniej na
pomoc w pe nieniu obowi zków za niewol wr cz mieli. M odszy zmieni wyznanie i sta si
chrze cijaninem. Pono do bazylianów ma i albo kap anem w drownym chce by . Jeszcze nie
wiadomo jak si jego losy potocz – w ka dym razie zapowiedzia , i w adnym wypadku nast pc
ojca nie zostanie, bo przyj ty chrzest zakazuje mu czczenia jakowego ba wana – on tylko Jedynego
czci b dzie we wszystkich Trzech Osobach Boskich jednocze nie. Za starszy – Leszek lubo
Lestek, niektórzy listkiem na wietrze go przezywaj , jeszcze si waha. Za to ma pewno , i musi
sprawdzi gadanin ojca i dziadów o dwustronnym nacisku Germanów na S owian – od zachodu
Niemce, a od wschodu Waregowie. Leszek powiedzia , e sam musi na wschód si wybra i
sprawdzi rzetelno dziadowych i ojcowych przypuszcze . A jakby si okaza a s uszno tych ga-
dek, to on daleko na wschodzie najdzie inne ludy i zawrze z nimi sojusz przeciwko onym Waregom
i ich przydupnikom - parszywym s owia skim zdrajcom. Ksi
omal si ze z
ci, a w
ciwie z
hamowania w ciek
ci nie udusi . Powiedzia tylko, e te gadki nie s
adnymi przypuszczeniami
– to s pewne rzeczy. Teraz da Leszkowi pi dziesi ciu ochotnych wojów do ochrony i niechby ich
nie zmarnowa , a jak si przekona do s dów i s ów starszych, to niechaj powraca i po ojcu da si na
ksi cia Polski wybra .Wszelako niech Leszek zwa a, e w Polsce czekanie na jego powrót nie
dzie wieczne. Kiedy ojciec umiera i ksi cia brakuje, to zjazd mo nych, znaczy – przedstawicieli
mo nych, wybierze nowego ksi cia spoza rodu Piastów. Mo e i dobrze by si sta o bo to chleb
gorzki, szczególnie kiedy w
ni synowie za nic maj wyniesienie ponad inne rody i wiary ojców
strzec nie chc . I w ten sposób - zako czy Dzier ykraj – nie mamy w Polsce nast pcy po Sie-
mowicie i mie b dzie trudno, bowiem matka Leszka - nawet gdyby jeszcze mog a mie za swojego
ywota dzieci, to ich mie nie b dzie, bo ze zgryzoty ywota si zby a.
Na po egnanie Dzier ykraj znowu spotka si z Bo en na osobno ci i powiedzia , e – wed ug
niego – ona nie powinna przy siostrach i Hildzie tkwi , bo to na jej dusz z y wp yw ma – jest z na-
- 14 -
tury dziewiczo niewinna i nieskalana, a tu jakie zawi ci o ró ne takie rzeczy...
- Chrze cijank jestem – powiedzia a Bo ena - i zawdy o Rzymie marzy am...
Kolejna bytno Dzier ykraja przypad a na czas, kiedy domy lne objawy ci y Hildy zosta y
potwierdzone objawami pewniejszymi. Hilda nagle straci a ochot na omotywanie Okruszka, tym
bardziej, e Roksana i Ludmi a wydobrza y po po ogu, mamki je zast pi y w wykarmianiu synacz-
ków i bli niaczki mog y si odda pokonywaniu Hildy w walce o wzgl dy m a. Ludzi by o w
domu moc, ciasno si zrobi o, bo to i cztery mamki, i wawe uwodzenie m a przez dwie siostry, i
narzekanie Hildy, e jej teraz nikto nie chce, a jak sposobna by a do mi osnych igrców, to nikt jej w
tym zast pi nie chcia czy nie móg , za teraz jej zas ugi w otch
niepami ci odes ano. Rwetes,
raban, lebiedzenie, g
no, ruchliwie i nawet Dzier ykrajowej opowie ci nie mia kto s ucha , a o
stanie posiadania wikingów w pobli u Polski i w Polsce mia gaw dzi z powodu tego,i do ksi cia
Siemowita poselstwo od Waregów ze Szwecji przys ano z malunkiem nadobnej Gundry – Lindis...
- Ja przypuszcza em, e ten ojcowy proszek to wszystko spowoduje – powiedzia Bo enie
Dzier ykraj – bo niewiasta w pierwszym okresie ci y na miano j dzy acno zas
mo e, a jak
jeszcze ma przeciwko sobie dwie przeciwniczki,to...No, co tu si rozwodzi - mam w pobli u ludzi,
pojazd i konie. W tuzin koni mam do Rzymu jecha . Ksi
mnie tam chce widzie jako swego
przedstawiciela przy papie u. Chcesz-li ze mn ...
R ce Bo eny na szyi Dzier ykraja, ognisty ca us w jego policzek i rumieniec na jej twarzy zas-
pi y s owa o ch ci jechania z nim gdziekolwiek. Nie mia a wielu w asnych rzeczy – obywa a si
byle czym – tedy wnet jechali konno ko o siebie, za nimi dziesi ciu ochotników z dru yny i
powozik nie bardzo lekki, bo jeszcze w Polsce nie by o nikogo, kto umia by wytrzyma
z
lekko ci i pi knem po czy . Powozik by za to pakowny, a nade wszystko zaprz one we
ci kie koniska dobrze sobie radzi y z przemieszczaniem wora z miedziakami i ró nej wielko ci
trzosów i mieszków ze srebrem i – cicho - sza, bo zbóje pods ucha mog – ze sztukami z ota.
W tym pierwszym dniu podró y Bo ena dowiedzia a si , e zmar a krakowska ksi na wdowa i
w Ma opolsce ksi cia nie b dzie. Poza tym zgin a matka Struny, Dzier ykraja i Stoigniewa.
Dobronega posz a w puszcz chrust i usch e szyszki na rozpa
zbiera . Natkn a si niechc co na
nied wiedzic z dwoma ma ymi. Dowlok a si do domu,ojca akurat nie by o, pomocy dobrej nie
mia kto udzieli i martwica si wda a. Dwa dni straszliwie gor czkowa a, biedaczka, majaczy a, do
Druzny si wyrywa a... Druzno jak wróci – nic nie powiedzia w puszcz poszed i po dwóch
dniach z dwoma nied wiadkami wróci . Trzyma y si go niby dwa pieski. Matk w mi dzyczasie
na stosie spalono, obrz dowo, uroczy cie, a on o to nawet nie zapyta . Powiedzia , e ta nied -
wiedzica ju nikogo nie ukrzywdzi, a te jej dwa ma e niejednemu nied wiedziowi ywot odbior .
- Nie wiedzia em – powiedzia Dzier ykraj – e tatko taki m ciwy.
Nast pnego dnia Bo ena zosta a na kozio powozu przesadzona i nie wiedzia a dlaczego musia a
odda konia i konne podró owanie temu wojowi, który wczoraj jazdy ko o wo nicy sobie nie
krzywdowa . Dzier ykraj zaj si wy cznie sprawami z wygod i bezpiecze stwem swojej
podró nej trzódki zwi zanymi, a ona zdana by a na towarzystwo wo nicy. No, on te opowiada –
dajmy na to - o szko ach na Kujawach. e ksi
do tych szkó posy
otroków z Wielkopolski, a
Kujawy na to, e oni na obce szko y
nie zamiaruj . Pono przemy liwuj przenie si na
drugi brzeg Wis y – do puszcz Mazowsza i tam og osi swoj niepodleg
, bo czuj si
wykorzystywani – jak e mo na
na kszta cenie obcych dzieci? Krzywda i ju ! - Nasi mo ni
dobrze rozumiej Kujawów – powiedzia wo nica. - Ksi
nie mo e daniny na cokolwiek da ,
bowiem powierzono mu po ow ziemi jako dobra ogólne do korzystania przez niego i jego ludzi,
aby zaspokojone by y z dochodów potrzeby ogó u.
Bo ena pomy la a, e gadanina wo nicy ani si umywa do bardzo ciekawych opowie ci Dzier-
ykraja, wszelako udawa a, e s ucha z zaciekawieniem o jakim sporze Zdruzny i Stoigniewa z du-
chownymi chrze cija skimi obrz dku wschodniego, czyli s owia skiego. Co tam by o o zakazie
przymuszania ch opów do wyznawania jakiejkolwiek religii i o tym, e wyznawcy Swarzeca nie
czcz
adnego z otego cielca, pos gi s dla nich jeno znakami przypominaj cymi, a chrze cijanie
nawet malunki za wi te uznaj i matek swojego boga maj niezliczon ilo – gdzie jaki obraz
albo figurka, to zaraz inna matka boska... O ma o nie prychn a na tak gadanin wo nicy, wszak e
zdo-
- 15 -
a pomy le , e on jeno o s owach innych ludzi opowiada i ta my l powstrzyma a j od k ótni.
Im dalej by o od domu, a pó niej od Polski, tym mniej tych opowiastek o tym co ksi
powia-
da , co mo ni powiadali, co o tym wszystkim wo nica mniema i temu podobnych wa no ciach dla
jednych a mia ko ciach dla innych. Mo e to – zreszt – by o dla wszystkich wa ne i gdyby o tym
Dzier ykraj mówi ...
Dlaczego on tak daleko si trzyma? Ona ju -ju gotowa mu by a serce, dusz i cokolwiek by
zechcia odda , a on... Da a si zwie jego spojrzeniu? Umy la z dawna, e mu ona przydatna by
mo e w onej podró y albo w Rzymie? Do czego? Przecie si do niej nawet nie odezwie. Pomy la a,
e jak si nie ma co si lubi, to trzeba polubi to,co si ma. Co ona ma? Samotno ... Pami o wy-
dobyciu si najpierw z niewoli niemieckiej i z powodzi, a potem z niewoli polskiej. Czy to takie
wa ne, szczególnie to ostatnie, skoro siostry z Okruszkiem szcz liwe, a on z Niemr równie
szcz liwy, jak z siostrami?
Pomy la a o Rzymie... Sama w wielkim mie cie? On zechce, mo e, na
nic z niej zrobi ?...
Dom wynajmie, ona b dzie czeka na jego powrót, on b dzie wraca pó no, zrobi sobie z ni
dobrze i uwali si do chrapania. Jak to jest owo dobrze? No, nie, Bo ena – powiedzia a w
my lach,
ty chrze cijanka i tobie jeno z m em wypada to robi . A co wypada samotmej dziewczynie
chrze cija skiej uczyni , skoro on spowodowa szum krwi i bicie serca, a nynie ani s owa nie
powie? Nic – tylko zakon! W Rzymie musi by jaki klasztor
ski i ona tam... By po lubion
Jezusowi to zaszczyt.
No, przecie si zbli
i odezwa ! Za pó no, Dzier ykraj. Na wszystko jest w
ciwa pora, a ty
jej nie zauwa
, Dzier ykraj. Teraz by musia z Panem Bogiem o Bo en wojowa , a z Nim nikto
nie wygra, Dzier ykraj. Zagada , e mo e acniej by oby przez S oweni podró owa , jeno strach
by przez Czechy, bo to wielka niewiadoma odk d Hrvatowie ich nie pilnuj . Pono o Jesienik maj
si dla siebie upomina . A znowu przez S owacj jecha , to potem by trzeba przez pustk – same
stepy nad jeziorem Balaton – siedziba zbójców mo e tam by , a jemu na bezpiecze stwie Bo eny
zale
o ...
- Po co mi to wszystko mówisz?- Bo ena zapyta a g osem zwyczajnym, nie wyra aj cym zacie-
kawienia.
- Przez góry wysokie b dziem musieli jecha . Konie wypadnie sprzeda i mu y kupi .Czy ty
po-radzisz na mule? To jest mieszaniec koby y i os a. Zwierz spokojne i agodne. Bo gdyby nie
poradzi a...
- Poradz – przerwa a mu te wywody ze strachu, e serce znowu zacznie jej wali i mo e dopro-
wadzi do z amania obietnicy Panu danej, e klasztor b dzie jej domem.
Chyba si obrazi , bo ju wi cej nie zagada . Ona jecha a za przewodnikiem – on z ty u
pilnowa bezpiecze stwa, bo w górach wiele si mo e wydarzy , a jak w por si nie zauwa y i nie
pomo e, to po cz owieku – gdzie w przepa si obsunie, kamie go zmys ów pozbawi, po lizgnie
si na lodzie i nog skr ci albo zwichnie... Najsprawniejszy musi na ko cu by i czuwa . Jednak e
móg j tu przed sob ustawi , a on wola by od niej oddalony...
* * * * *
Dotarli. Lekki, liczny powozik zaprz ony w par koni w zdobnych uprz ach sta mi dzy le-
piankami z gliny, na ulicy przypominaj cej polsk , wiejsk drog tu po powodzi, która jednak nie
zabra a nieczysto ci. Powyrywane przez wod rowy i do y, wype nione wszelakimi odpadkami. W
czasach zamierzch ych, zapewne, gdy wszystko tu by o suche i zakurzone. Deszcze jakowe
musia y tu chyba pada , bo w suchym powietrzu te odpadki nie mierdzia yby a tak mocno – w su-
szy wszystko schnie, maleje, kruszy si – a tu j drne, wie e kawa ki ryb, do rybich wn trzno ci
przylgniete ju zaczyna y zmienia barw i urozmaica y wo tego, co powietrzem do oddychania
by musia o, bowiem innego, nie mierdz cego nie by o. Przedmie cie – by mo e. W dali, jakby
na ko cu tej nibyulicy wida by o wi ksze domy, a kiedy ogl dali Rzym z nieodleg ego pagórka, to
wyda im si olbrzymim morzem budowli, a i mury miejscami si widzia o. Oni murów teraz nie
widzieli i ich nie napotkali, tedy to za miard e miejsce pewno zaledwie przedmie ciem by o.
Bo ena w powoziku. Przez oszklone okna z zas onkami prze roczystymi mog a widzie wszyst-
ko, sama niewidzialn b
c. Z mu ów jeno dwa zosta y – ob adowane pakunkami, sta y cierpliwie,
- 16 -
tylko ogonami ruszaj c, co chmur z much z
onych zdawa o si wcale nie obchodzi – siada y na
mulich zadach, grzbietach i bokach, o nogach nie zapominaj c, troch posiedzia y i podrywa y si
z brz kiem jakby niezale nie od tych ruchów ogonami. Mu y okaza y si wzorami cierpliwo ci.
Pi kne konie jako nie czerpa y z tych wzorów – niecierpliwie unosi y gryzione przez muchy
nogi, wali y kopytami o brunatn gleb , wprawia y raz-po raz w drgawki kolejne partie swoich
du ych cia , a ruchy ich ogonów mog y nasuwa skojarzenie z wielce zamaszystymi szurgni ciami
wielkich miote , zdolnych wymie brud nawet z tej ulicy.
Dzier ykraj wystrojony, to Bo ena wie, bo stroju nie wida – wszyscy woje w opo czach z jed-
wabiu naturalnej, go biej barwy, kaptury na g owach przykrywaj w osy,uszy i aksamitne berety,
ze skraju ka dego kaptura na twarz ka dego woja opada zas ona z mu linu, maj ca chroni przed
namolnymi muchami, opo cze w jednakowych miejscach kanciasto od cia a odstaj , Bo ena wie,
inni mog si domy la , e w tym miejscu ka dy woj ma miecz w pochwie, która nieco psuje pow-
óczysto lej cej si opo czy, lecz za to wzbudza szacunek dla posiadacza ostrego argumentu w
mo liwych sporach...
Gor c jak sto psich sfor. Znaczy – chodzi o porównanie wielko ci... Nie da si pogodzi og-
romnej ch ci zerwania z siebie wszelkiego odzienia i jednoczesnego strachu przed napa ci
muszych rojów, z wobra eniem tysi cy uk
, pó niejszych czerwonych znaków po uk uciach,
okropnego sw dzenia... Czy noc te muchy – te ?... Jak (na jeden raz) rozebra si do naga i ubra
strój szczelny, much nie przepuszczaj cy? Gdyby tak wiatr... Niechby i orkan, niechby ulewa,
powód ... Ubra , rozebra – muchy, gor c... A niech to! I jeszcze to...
-Nie wiem co dalej – powiedzia g
no Dzier ykraj – co jeno bezradno wyra
o, bo spodzie-
wa si , e ktokolwiek mu podpowie... Siedz cy pod cianami ludzie ani drgn li, Muchy jako
mniej im dokucza y, leniwe ruchy pociemnia ych od s
ca r k ko o twarzy chyba raczej mia y
powodowa zmian powietrza w tym miejscu ni li odp dzanie owadów.
Od lepianki do lepianki, krokiem powolnym a wytrwa ym posuwa a si niewie cia posta w
stroju d ugim jak opo cza, burym jak ziemia tej ulicy i tak grubym, ze chyba nawet gor co go nie
mog a przenikn . Siedz cy pod cian jakiej lepianki, kiedy ta niewiasta zbli
a si do ich domu,
podnosili si do
wawo, przybierali postaw , wyra aj
szacunek, ona wchodzi a w drzwi, oni
wchodzili za ni . Po jakim czasie ona wychodzi a, a oni nie. Podnosili si ludzie spod nast pnej
lepianki... Powtarza o si to od d
szego czasu. Bo ena podziwia a wytrwa
i wytrzyma
tej niewiasty. Akurat zbli
a si ona do jej powoziku,kiedy Dzier ykraj po raz kolejny da zna , e
opanowa a go bezradno .
- Je li które z was ma jaki pomys , to niechaj poradzi - powiedzia i spojrza z nadziej na Bo-
en .
Ta niewiasta zatrzyma a si jak wryta. Przypomina a teraz czapl , która nagle dostrzega pod po-
wierzchni wody b ysk rybiej uski i ruch rybiego ogona. Jak czapla dziób i oko obraca, by potem
lepiej trafi , tak owa niewiasta obróci a g ow w stron powoziku i konnych, przekrzywi a t g ow
troch na bok, jakby czeka a na zdobycie pewno ci, mo e g os Dzier ykraja zda si jej
znajomy...Wreszcie ozwa a si ... p o s o w i a s k u!
- Czym dobrze s ysza a? S owianie jeste cie?
* * * * *
Siostra Scholastyka przybra a swoje imi zakonne po za
ycielce benedyktynek, siostrze Bene-
dykta, który zakon dla m czyzn za
. Bene dictum dobre s owo mo na przez to imi
rozumie ,atoli benedyktyni nie tylko s owem si zajmowali.
- Tu s inni ludzie – mówi a Scholastyka – ja sobie po naszemu ycie zakonne urz dzi am –
biednym pomagam, na to rodki od zamo nych bior i chwal Stwórc za istnienie wiata.
- Ja bym do zakonu... - Bo ena powiadomi a o tym Scholastyk nader nie mia o, a Scholastyka
pok ci a g ow .
- Powo anie trzeba mie – powiedzia a – ty mo esz spróbowa , lecz to droga daleka zanim lu-
by z
ysz.
- Wszystko znios , byle by Chrustusowi po lubion – teraz g os Bo eny mia by
arliwy.
- Kolejna zielona g ska,która chce Jezusowi do haremu wle .Ile On mo e mie po lubionych?
- 17-
Boga chcesz na powrót w cz owieka obróci ? - Scholastyka wprost drwi a z ch ci Bo eny. - Wez-
ci do nowicjatu i najpierw ze mn b dziesz po lepiankach azi i wspomaga ,a potem sama...
Scholastyka wys ucha a tak e Dzier ykraja. Potem powiedzia a, e papie udziela audiencji,
czy-li pos ucha jeno niektórym chrze cijanom. Na pewno nie zechce przyj
kogo , kto
przynale y pod patriarch z Konstantynopola i pod cesarza wschodu. Niedawno zmar Ludwik
Deutsch i po nim do znaczenia doszed syn zmar ego – Karol Gruby, jednak poparcie zachodu dla
papie a Jana VIII jest jeno zefirkiem wobec potrzeb uzyskania si orkanu dla odparcia Saracenów,
którzy chc ca e Pa stwo Ko cielne chrze cijanom zabra . W Bizancjum w adz zdoby cesarz
Bazyli I, on patriarchów zmienia niby bielizn po praniu. Ignacy na Focjusza zmieniony, Focjusz
na Ignacego, znowu Ignacy na Focjusza, bo stary Ignac zmar ... Cesarz Bazyli w ada jak chce. A
chce zgody z papiestwem. Do niedawna na wschodzie obrazoburstwo panowa o, czyli zakaz
malowania, rze bienia i czczenia pos gów i obrazów ludzkich. Poprzedni cesarz i cesarz Bazyli
obrazoburców przegnali i ikony tam wolno malowa ... Dwóch misjonarzy ze wschodu S owian
nawraca, Chazarów niektórych na nasz wiar ... I to z judaizmu! Bazyli wspomo enie papie owi
daje na obron przed Saracenami. A najwa niejsze, e Bazyli synod zwo
i ten synod uzna
zwierzch-no papie a nad ca ym chrze cija stwem. Papie obecny og osi , e ten synod by
powszechnym soborem, czyli zjazdem przedstawicieli naszej wiary z ca ego wiata. Tako o
zwierzchno bezpo redni nad wie o nawrócon Bu gari idzie. Tamtejszy kagan, Borys, woli
papie a od patriarchy, ale Bu garia blisko Bizancjum... Ponadto chrztu Borysa dokona ten sam
Cyryl, któren i Chazarów i niektórych Hrvatów i Morawy chrzci . A on cz ekiem patriarchy z
Konstantynopola jest... Papie woli nie drza ni Bazylego i duchownych ze wschodu, bo jeno oni
udzielaj wys-tarczaj cej pomocy przeciw Saracenom. Znaczy – przeciw Arabom. No – przeciw
wyznawcom Je-dynego Boga, lecz bez uznawania judaizmu i naszej biblii. Jeich ksi ga koran si
zowie, a owi A-rabowie naszego Pana Jezusa Chrustusa jeno za proroka Boga uznaj . Poza tym
Bazyli zwalcza na wschodzie paulicjanów... Ci znowu – nie czcz Maryi, twierdz , e Bóg nie
ustanowi sakra-mentów, nie uznaj
adnej zwierzchno ci biskupów, patriarchów ani papie a, nie
czcz krzy a ani relikwii. Nawet Starego Testamentu nie czcz , a Pana Jezusa nie wiadomo za kogo
maj , bo powiadaj , e jednocze nie Bogiem i cz owiekiem nawet Pan Bóg nie zdoli by ...
- To takie buty... - twarz Dzier ykraja pe na by a zdumienia i w tpliwo ci – a jam s dzi – po-
wiedzia – e chrze cijany jako jedna opoka przez nikogo nieruszana, bo trwa a i niezmienna jako
ów Kefas. To ja do papie a si nie dostan ?
- Jedyny sposób, to spowied – powiedzia a Scholastyka.
- Ale...
- Nie ma adnego ale - Papie nie zna naszej mowy – b dziesz grzechy wyznawa po naszemu,
on ci da rozgrzeszenie, udzieli ci komunii i na rozmow wezwie.
- Ale...
- Wiem – ty nie znasz mowy italskiej ani aciny. Jednak s t umacze... Ja ci pomog to poza-
atwia . Tako stajnie dla koni, wozowni dla pojazdu i pomieszczenia dla wojów. A ty – zwróci a
si do Bo eny – zaraz ze mn do klasztoru. A od jutra w obchód biedaków. A ty – teraz zwróci a
si ponownie do Dzier ykraja – nie próbuj dorwa si do tej g ski – niech e ona wpierw spróbuje
pracy dla innych zanim sama szcz cie najdzie.
Scholastyka odesz a z Bo en , za nimi pod
pojazd i woje. Przy Dzier ykraju zosta jeno wo-
nica. Kiwa ten cz owiek g ow , kr ci z pow tpiewaniem, a potem rzek :
- Przyjdzie przej na ich wiar . Jam mniema , e oszukuj . Ale muchy na tej buro odzianej nie
siada y! Ani na pani Bo enie. Ani na was, kiedy cie jej s uchali.
- 18 -
Rozdzia III
Nawracanie
Bratek, najm odszy syn Parniców, troch
owa , e si sko czy o przebywanie w ziemiance.
By o jako ca kiem inaczej ni dot d – pod ziemi , i mo na by o w wyobra ni udawa , e si jest
kretem. Wszystko i wszyscy blisko siebie i razem, wszystko pod r
, rodziciele nie mieli gdzie
Bratka wygna , kiedy kto obcy wpad i doro li gadali o nieznanych rzeczach, których znaczenia
Bratek musia si domy la , albo o nie pyta , eby wiedzie , eby zapami ta ...
Teraz Wierzchoniów... O ho, ho ... Dwa rz dy nowiu kich chat po obu stronach drogi. Chat wi -
cej ni li Bratek ma palców u obu r k. Pi kne strzechy,
ciutkie, pono z orkiszowej s omy, któr
ludzie pana w odarza dowie li. A teraz mo na by oby wkrótce w asnej s omy u ywa , bo niwa
nied ugo, ko o wszystkich chat by o onegdaj s ycha klepanie kos na babkach, z Bochotnicy
mi siwa dowozili i niewiasty dla niwiarzy maj z tych mi s jad o sporz dza , mleko na zsiad e
mama nastawi a i kwas chlebowy ma ju jutro by gotów. To te dla niwiarzy, a Bratek ma tylko
obiecane, e na spróbunek po par
yków dostanie zanim si na pole wyniesie.
Tato powiedzia , e te ziemianki – teraz jak znalaz . Ziemi si dachy poprzysypuje i b
goto-
we piwnice. Zapasy z Bochotnicy wytrzymaj w ziemiankach najwi kszy skwar, ludzie pana
odarza wieszaj na linach wielkie wieprzowe szynki i p ta kie bas, Inne mi sa te wieszaj , lecz
dzona szynka i kie basy tak pachn ... Ech, szkoda, e tak wysoko podci gaj toto wszystko na
linach. Gdyby Bratek umia lin odwi za na dole, spu ci w dzonk , odkroi sobie... No, niedu o
– chocia par plasterków... Potem by si na linie podci gn o i nikt by si nie dowiedzia .Teraz
Bratek wie, e lin zawi zanych lepiej nie tyka , bo mi so spadnie, pobrudzi si ... Potem si nie
stanie, by podci gn ... Tatko zaraz wie – kto wlaz w szkod . Ach, jak on mocno bije... Nynie
Bratek zreszt nie wie czy jest g odny i dlatego my li o jedzeniu mu do g owy przychodz , czy
tylko ta wo ... Uch, jak si uro nie, to dr yjcie wszystkie w dzonki!
Najpierw b dzie koszony re , a po jego skoszeniu zostanie na polu r ysko. Za po orkiszu ma
zosta
ciernisko. Chocia – kto wie? wie yna powiada a, e dla niej to jedno i to samo, bo na je-
sie si zaorze i b dzie pole gotowe do wiosennego siewu. R ysko inne jest ni
ciernisko?...
wie yna mieszka u pana Mszczuja – tam jest brzd c, któremu mamy brakuje i Bratka siostra t
mam zast puje. Malec – Gawe ek si zwie – podobno lubi s ucha ró nych d wi ków i kiedy wiatr
w komin pana Mszczuja chce wp dzi wszystko powietrze z dworu, to Gawe ek taki zas uchany,
taki uwa ny i wcale si nie boi, jako innym maluchom si zdarza. Ten komin z kamieni
pozlepianych glin zmieszan z wapnem i wod ... W innych chatach jeno dymniki s , a u pana
Mszczuja nad kotlin okap wielki, wsparty na czterech s upkach z kamienia. Dym przewa nie
wpada pod okap i w chacie go ma o. A z tego komina, jak si na dwór wyjdzie i popatrzy, to s up
dymu p dem wylatuje i wysoko, wysoko leci... Tylko jak wiatr jest, to nie – wtedy wie yna te na
dym w chacie pana Mszczuja narzeka jak niegdy w ziemiance narzeka a.
* * * * *
Kosz . Najpierw u pana Mszczuja. Tatko Bratka jako pierwszy, za nim po kolei inni kosiarze.
Na cian tn , znaczy – skoszone zbo e k adzie si na to, które jeszcze stoi – na cian zbo a
stoj cego. Bratek wie, e mo na te na pokos ci , wtedy kosi si od strony ciany i skoszone zbo e
pada na ziemi , uk adaj c si równo w pokos i potem na tych pokosach troch mo e poczeka na
zebranie w snopki i zestawienie w stygi, zanim si zwiezie do stodo y. Tego lata zwozi si nie
dzie, bo stodó jeszcze nie ma – tylko u pana Mszczuja jest du a stodo a, du y chlew i taka
obora oraz, jeszcze wi ksza, stajnia. Wszystkie budynki pana Mszczuja s wokó podworca w
prostok t ustawione – z jednego boku dom i ko o niego ogród, z drugiej strony stodo a i kurnik przy
niej, a z trzeciego boku obora, chlew i stajnie. Aha, ko o domu jeszcze drewutnia i
nia...Z
czwartej strony i za domem, znaczy – za ogródkiem, palisada jest z bram i bramk i teraz to
ogrodzenie zas ania widok, ale Bratek wszystko w rodku widzia podczas budowania. W stajni
stoj wszystkie konie, w oborze wszystkie wo y i krowy - ywio a z ca ego Wierzchoniowa jest w
budynkach pana Mszczuja i dopiero po zbudowaniu innych obej b dzie si zabiera po jednej
krowie i po parze wo ów do siebie. Tatko powiedzia , e wszystko w Wierzchoniowie jest pana
- 19 -
Mszczuja, a wszyscy inni podpisali si pod umow , e sp ac nale no za wszystko martwe i
ywe, które od pana Mszczuja wzi li. Mog na jeden raz sp aci i sobie pój w wiat, dlatego s
wolnymi go mi. Mama Bratka pod miewa a si , e tatko b dzie wolny go jak mam i wie yn ,
i Wawrka, i Bratka sprzeda w niewol i pana Mszczuja sp aci. A tak, to dopiero Wawrek albo
Bratek b
wolni od tych sp at i jeno za dzier awienie ziemi by p acili po ka dych niwach.
Za kosiarzami id podbieracze. Dziesi ciu je ców norma skich ma drewniane sierpy i tymi sier-
pami zahaczaj , le ce na cianie skoszone zbo e, drug r
uk adaj sobie przygar cie na podo ku
a troch na udach . Mama mówi a, e to gorsza praca od ko by, bo przez ca y czas w zgi ciu trzeba
by i lekko kolana mie zgi te, eby zebrane zbo e nie zsuwa o si na ziemi . Dopiero podbieracz
albo podbieraczka prostuje cia o, kiedy ma wystarczaj
na snop ilo . Wtedy sk ada to na ziemi ,
kr ci pod pach powrós o i wi e snopek. Wawrek i Bratek zostan zawo ani do pomocy, kiedy
trzeba b dzie znosi snopki do styg, w których zbo e stygnie,czyli ch odnieje i schnie od
przewiewu i od s
ca. Pan Mszczuj w p óciennej koszuli i kapeluszu ze s omy siedzi na koniu,
siod o ma popr giem przypi te, przy siodle uk i ko czan trzy osczepy i wi zk dzirytów. To na
wypadek, gdyby który podbieracz uciec chcia lub si zbuntowa ... Trudno by im by o, bo maj u
nóg uwi zane d bowe kloce. Bez przerwy taki kloc trzeba w r ku trzyma jak si chce chodzi .
Teraz podbieracze trzymaj te kloce pod pachami, przez co snopki mniejsze b
, bo r ka, której
rami do cia a przywiera i ci ar utrzymuje jest s aba i jakby krótsza. Mogliby mie te kloce
poprzywi zywane na plecach ko o krzy a, ale wtedy mogliby atwiej biega i obie r ce mieliby
wolne...
Wawrek i Bratek wszystko mog widzie na tym polu, bo rankiem wygnali byd o na skraj
por by, gdzie trawa odros a, a potem wie yna z mam przyp dzi y jeszcze konie z pop tanymi
przednimi nogami. Bratek bardzo si trwo y, kiedy Wawrek - na chwil – do lasu musi i , bo ta
ywio a taka nieus uchana... Wawrek mówi, e jak chcesz, eby krowa albo ko nie sz y w z e
miejsce albo w z stron , to jeno krzyknij – nawró si - a ono zawróci. Akurat! Wawrka s uchaj ,
a Bratka za nic maj ..Z drugiej strony – jak Wawrek obiecuje z lasu malin albo poziomek
przynie .
Wawrek przyniós wierzbowe wici i u amkiem no yka wycina w korze wierzbowej ró ne wzory.
- Ja bym te móg spróbowa ? - g os Bratka jest nie mia y i pe en niepewno ci, bo jakby spróbo-
wa i niedorajd si okaza ?... Zreszt – jakie by tu wzory wymy li ?...Wawrek powiedzia , e to s
znaki pisma. - Napisz twoje imi – powiedzia - i wyrzeza na wici par znaków. - Teraz –
powiedzia - mo esz spróbowa ze znaków imienia Bratek u
inne s owa i je wyrzeza .
Powiedzmy – brat, rak, kret, kra.
- Albo kara – powiedzia Bratek – jak nam si
ywio a poroz azi. Tatko mocno bije...
- Nawró si ! - Wawrek wykrzykn ten nakaz, patrz c na te - w las w
ce - i krowy odwróci y
si do lasu zadami, nie przestaj c skuba trawy na por bie.
W chwili, kiedy Bratek podziwia oczami, uszami i my
pos uch dlaWawrka u krów, w ród
ko ników powsta tumult i zgie k si rozleg okropny. Bracia odwrócili si w t stron twarzami,
krowy unios y by, konie zar
y jakby pocz tek bitwy poczu y. Jeden z podbieraczy mia pod
praw
opatk wbity w cia o dziryt, z rany ciek a krew, pozostali podbieracze le eli twarzami do
ziemi, a tego rannego trzech kosiarzy ok ada o ku akami gdzie popad o. Wraz tego bitego omotano
lin i praca potoczy a si jak poprzednio – tylko do podbierania wysz a wie yna. Wnet do domu
pana Mszczuja wesz a matka ch opców i wynios a z niego dwa saganki z uszami, paruj ce mocno,
mimo gor co ci na dworze – jaka potrawa musia a tam by , Wawrek powiedzia , e gotowana
rzepa kraszona podsma anym w dzonym boczkiem. Po chwili z domu pana Mszczuja wyszed
jeszcze kto bardzo stary, d wigaj c prawie bez wysi ku spor glinian dzie
z dwojgiem uszu. -
Zsiad e mleko – powiedzia Wawrek, a Bratek poczu , e w ustach narobi o mu si co niemiara
liny.
Dano ch opcom drewaniane
ki i jedli wespó ze wszystkimi starszymi. Po kolei, za porz dem
ka dy nabiera na swoj
rozpulchnionej rzepy z t uszczem i skwarkami, wk ada zawarto
ki do ust, potem powtarza ruchy
po nabraniu galaretowatego zsiad ego mleka. Bratek
owa , e nie mo e tak samo du o wk ada do ust rzepy i mleka jak doro li, bo to by o smaczne,
a on mia ochot wypcha sobie brzuch do pe na. Jednak pó niej mama wynios a ch opcom
- 20 -
dodatkowe, ma e garnczki i by o tego a nadto. Mama powiedzia a, e ten Normanin rzuci si
z sierpem na swojego ko nika, i e wieczorem b dzie za wiczony na mier przez innych
Normanów, by oni wszyscy poj li, i niewolnemu na wolnego r ki podnie nie wolno bez nakazu
swojego pana... eby nie zostawia jedzenia Wawrek poszed do lasu po maliny i potem rozbe ta
je z reszt , podesz ego serwatk mleka. Mieli zapas do wieczora. A krowy jako nawraca y si sa-
me, kiedy pod cian lasu podchodzi y. Mo e ba y si za wiczenia na mier ?...
* * * * *
Bratek przeckn si , bo mu si
ni o, e b ka si po lesie, wie, e dom niedaleko, a trafi nijak
nie mo e. A przecie dobrze pami ta , e wczoraj wieczorem... A mo e to te by sen? Eee, chyba
nie – zakrad si do domu pana Mszczuja i do izdebki wie yny si skry . Wlaz pod
ko, bo ba
si odkrycia, a senny by , syty i pami ta, e pod tym
kiem przysn . Ale potem wsta , nikogo
nie by o, wysmykn si z domu pana Mszczuja i polecia do mamy.
Pomaca ko o siebie. Wawrka nie by o ko o niego – pewno jeszcze z rodzicami siedzi. R ka na-
trafi a na portki i trzewiki... Dlaczegom si nie rozzu i nie rozdzia ?... Chcia t r
przenie w
wygodniejsze miejsce i ona zaczepi a o co , co by o nad nim. Zamajaczy o mu sennie, e
ko jego
i Wawrka podnie li i pod sam powa teraz b
obaj sypia ...
- Mnie chyba znacie – us ysza obcy g os – Druzno jestem,wieszcz i kap an Swarzeca.To jest ar-
chierej Symeon, a to kap an z Góry
y, Chrobor. Prosi em o przybycie, by wa ne sprawy i
postanowienia rady kap anów przekaza .
- Ja, archierej Symeon, powiadamiam – us ysza Bratek inny g os - e adnej rady kap anów my,
chrze cijanie, nie b dziem s ucha . My mamy misj nawracania i b dziem j pe ni !
-_Nawracanie – to ten mówi, co nazwa siebie Druzn – oznacza, e ten nawracany zszed z
dobrej drogi, wlaz w szkodliwe przywary lubo grzechy. Wszyscy uznajemy wspólny pocz tek,
tedy byli my na jednej drodze. Nadal uznajemy jedynego boga za naszego stwórc i pana. Tedy
nale y poda nawracanym – co oni robi z ego. Zwa cie, e my nikogo nie nawracamy...
- Oddalili cie si si od jedno ci czcicieli Pana – powiedzia Symeon. - My chcemy, by by a
jedna owczarnia i jeden pasterz. O to Pana prosim ustawicznie i d
ymdo tego, aby si ta jedno
sta a. Wy nam macie za z e, i e ci giem Pana o co prosim,a sami cielce czcicie.Jakie
wiete gaje,
kamienie, pos gi z drewna. W waszych wi tyniach nie Bóg pomieszkuje – tam ba wany stoj !
- Bóg nie w wi tyniach mieszka – teraz odezwa si ten trzeci, Chrobot chyba albo Chrobor –
On wsz dy jest. W naszych wi tyniach jeno kap ani mieszkaj i tam pe ni us ugi po yteczne.
- Pewno, pewno – zadrwi Symeonem zwany – dary przyjmuj , ognie ba wanom pal , obiat
czyni . My nawo ujemy do bezkrwawej ofiary, a wy za ydami pod acie – wasi kap ani dla
bóstw, dla ba wanów daj drewna, mi sa, jarzyn, owoców... Kiedy i jak owe ba wany to zjadaj ?
- Nie dla Boga to jest zbierane, lecz dla kap anów – powiedzia Druzno.
- Sami przyznajecie... - to by g os Symeona.
- Nigdy my nie powiadali, e nasze pos gi s
wi te i cokolwiek jedz czy pij – powiedzia
Druzno. - W naszych wi tyniach przechowywane s umowy na wierzbie, kap ani s
wiadkami
umów, bywaj s dziami i lekarzami albo nauczycielami ró nych zawodów.My za to wszysto,
co my od Boga dostali jeno go chwalim i Mu dzi kujem. Mod y dzi kczynne s odprawiane pod
przewodem kap anów. Wy przewa nie Boga namolnie prosicie... A sami zdzia
to nie aska? Bóg
sam wie komu, kiedy i gdzie pomóc...
- Napisane jest – pro cie, a b dzie wam dane – powiedzia uroczy cie Symeon.
- Tak to wygl da, e do porozumienia nie dojdziem – powiedzia Druzno jakim drewnianym
osem. - Tedy nakaz i zakaz przekazuj . - Nie wolno pod kar
mierci da
ertwy, obiaty, danin
ani adnych innych ofiar dla kap anów i innych duchownych, ani te dla Boga – na wszystko
duchowni musz zarobi czynami po ytecznymi dla swoich wiernych wznawców.
- Jak e tak?! - oburzy si Symeon.
- To niepodobie stwo! - zakrzykn Chrobor.
- Napisane jest – powiedzia tym samym drewnianym g osem Druzno – ptaki nie siej , nie orz ,
a Ojciec Niebieski ywi je... Jak si chce z aski Boga
, to niech si Go o wszystko prosi. On
mo e da przez swoich wyznawcow i innych ludzi lito ciwych. Jeno wy cznie po dobrawoli!
Wszelkie namawianie i wymuszanie... No – ju em mówi .
- 21-
* * * * *
Ciut wit Bratek wyczo ga si po cichu spod
ka siostry, wyszed po cichutku na dwór i p -
dem pogna do mamy. Przywar do jej nóg, obj j za uda obiema r kami i powiedzia
arliwie:
- Mnie wczoraj Symeon nawróci .
- Czyli chrze cijaninem chcesz by , jako i my. A dlaczegó to tak nagle na dziecinne oczka
przejrza
? aska Boska czy co?
- Bo ja wol o wiele prosi ni bym mia dzi kczyni za to, e tatko mnie t ucze – powiedzia
powa nie Bratek.
* * * * *
Na jesieni, kiedy ju wszysto zbo e by o om ócone i sta o w workach w stodole pana Mszczuja,
albo zabra y je wozy w odarza, pan Mszczuj odczyta wici, e mier w m czarniach ponie li dwaj
kap ani za namawianie i danie od wiernych ofiar. Jeden kap an w chramie Swarzeca za Wis , a
drugi z ko cio a pod Na czowem. Bratek d ugo czeka na to, co zrobi w tej sprawie Pan Bóg. Pew-
no owi straceni kap ani nie bardzo si Panu Bogu widzieli, bo adnej kary, ani nawet zwyczajnego
zgonu czy choroby albo po aru w okolicy a do kopnych niegów w ca ej okolicy nie by o.
- 22 -
Rozdzia IV
Dar od Boga
Nie da si przewidzie – co zostanie po cz owieku zapami tane, kiedy jego cia o przestanie ist-
nie . Cz sto potomni zapami tuj wiele, nawet nie wiedz c, e to zapami tane jest wytworem
jakiego cz owieka, który by ,
i przesta
, a jednak wytwory jego my li czy r k pozosta y i s
cenione, chocia z twórc nikt ich ju nie czy. Co bardziej ceni by duch twórcy, gdyby mu
pozwo-lono przewija si okresowo w czasach pó niejszych od jego ycia?... Czy wola by, aby
pami tano jego imi , czy te by by bardziej zdowolony ze stosowania jego wytworów w praktyce –
bez zapami tania imienia?
Sulla jest pami tany z powodu rzetelno ci, uczciwo ci i skromno ci. Móg w pewnym czasie po-
stanawia prawie o wszystkim, móg sta si bogatszy od Krezusa. A on wycofa si do skromnej
willi, stoj cej na przeci tnej wielko ci dzia ce, przys uguj cej weteranom i
na poziomie prze-
ci tnym – bez luksusów, chmary s ug i pochlebców ko o siebie, jada zwyczajne potrawy. W czasie
adania Rzymem spowodowa wydanie wielu praw, wiele osób skaza na wygnanie, pozbawi
maj tno ci i znaczenia, zlikwidowa awanse po znajomo ci, uniemo liwi korzystanie z urodzenia
si w dobrej rodzinie. Jako weteran (stosunkowo m ody) nie móg ju o niczym postanawia , a
jednak jego prawa i stare decyzje szanowano! Do dzisiaj wiele pogl dów Sulli uwa a si za
oczywiste i one s w u yciu praktycznym – s w prawach, w opiniach. Pami tasz kim by Sulla?
Lukullus by jednym z wodzów Sulli. Wygrywa wojny i bitwy dla Rzymu i Sulli. upy gro-
madzi dla swoich legionistów i dla siebie. W mie cie Rzym zakupi cz
jednego ze wzgórz, kaza
na nabytej ziemi za
ogrody i zbudowa obszern , wygodn will . Wtedy willa mia a inne
znaczenie ni dzisiaj – mog a by domkiem albo pa acem. Sulla mia domek – Lukullus pa ac. Sul-
la pozbawi Lukullusa wodzostwa, bo nie podoba a mu si – aczkolwiek zgodna z prawem – pazer-
no Lukullusa. Lukullus powróci do miasta Rzym i zacz by znany z urz dzania w swojej willi
uczt, które mia y wszystkie inne uczty pod sob . Uczty Lukullusa... O nich wielu pami ta i zna imi
gospodarza uczt, cho uczestnikami nie byli ludzie wtedy ceni cy Lukullusa za cokolwiek –
owszem wychwalali wykwintne potrawy, gustowne o wietlenie, pi kne sprz ty i wiele innych
cudowno ci, lecz uwa ali, i w ten sposób p ac za mo liwo napchania ka duna za darmo...
Ponad dziewi wieków czasu zmieni o znaczenie i wygl d willi Lukullusa. Sta a teraz u
szczytu schodów, które u atwia y pieszym zmian poziomów przechadzek albo koniecznego
zd
nia do wybranego celu. Schody od pocz tku wykonywano byle jak. U omki staro ytnych ruin
stanowi y g ówny materia - potrzaskany i pop kany marmur, powbijany w b oto marmurowy i
ceglany gruz. Uzupe nieniem by bruk ze staro ytnych dróg rzymskich. Umajenie stanowi y zielska,
mog ce s
do prowadzenia nauczania szkolnego o gatunkach i wygl dzie wielu ro lin. Willa z
do u wygl da a ma o okazale, z bliska mo na j by o okre li jako zaniedban ruder . Poza tym na
schodach – oprócz przechodniów – mieszka o z tysi c kotów. Chudych, wylenia ych, sparszy-
wia ych. ywili te koty przechodnie, rzucaj c resztki w asnego po ywienia. Czasem da a si jakie-
mu kotu z apa nierozwa na myszka, rzadziej zuchwa y szczur. A raz zdarzy o si , e na schodach
le
przez par dni wynik ostrej sprzeczki mi dzy lud mi. W tym czasie koty mia y arcia do syta,
a przechodnie wybierali na dotarcie do celu i na przechadzki inne drogi.
Bo ena musia a przechodzi ko o tych schodów codziennie – tamt dy prowadzi a jej droga do
mieszka ludzi biednych, którym nosi a straw , leki i pociech . By a zadowolona z tego, e mo e
nie my le o zawiedzionej mi
ci, prawd mówi c – e n i e m a c z a s u na my lenie o
czymkolwiek poza sposobami zaspokojenia ma ych potrzeb biedaków, aby mogli prze
jeszcze
jeden dzie , jeszcze par dni, mo e miesi c, rok... Z dnia na dzie – byle nie zapomnie o oddy-
chaniu, bo g ód o jedzerniu zapomnie nie dawa . Dodatkowo pami Bo eny o wszystkim zwi za-
nym z Dzier ykrajem by a blokowana przez obraz k bowiska kotów ko o tego le cego cia a...
Wzdryga a si za ka dym razem, kiedy musia a przechodzi ko o schodów... Dwa razy dziennie...
* * * * *
Pierwsza rozmowa Jana VIII z Dzier ykrajem by a do ogólnikowa i nied uga, lecz zosta a w
pami ci S owianina na zawsze. Papie zostawi Scholastyk i Dzier ykraja samych, bo musia
jeszcze co za atwi . Podczas nieobecno ci papie a w komnacie Scholastyka podesz a do papieskie-
- 23 -
go biurka i przekr ci a, tkwi cy w szufladce kluczyk. Stoj ce przed biurkiem krzes o z por czami i
oparciem – przypominaj ce skromny tron – nagle si przewróci o do przodu, otwar a si pod nim
pod oga i na miejscu krzes a zrobi a si dziura. Scholastyka wskaza a r
ten otwór i powiedzia a:
- Obejrzyj!
Podszed i zajrza . Krzes o jakby wisia o na tylnych nogach. A w g bi - w g bokiej dziurze-
zauwa
co takiego jak b yski stalowych ostrzy – szpikulców,oczekuj cych na spadaj cego z
krze-s a cz owieka.
- Staraj si , by nie by poproszony o zaj cie miejsca na tym tronie skaza ców – powiedzia a
Scholastyka i ponownie przekr ci a kluczyk. Krzes o wsta o z otworu, na dziur nasun y si z
boków pokrywy, przednie nogi krzes a na nie opad y i wszystko wygl da o tak samo niewinnie jak
przed u yciem kluczyka.
Po powrocie do komnaty papie spyta o ojca Dzier ykraja. A kiedy dowiedzia si , e Druzno
jest katolickim ksi dzem i e niedawno odprawia w Polsce nabo
stwo dla misjonarek, maj cych
nawraca Polaków na chrze cija stwo rzymskie – wyrazi
yczenie, by Dzier ykraj zawsze
znajdowa czas na rozmow , kiedy zostanie wezwany do papieskiego zamku.
- To nabo
stwo – powiedzia Dzier ykraj – by o ostatnim, które tato odprawia , on jest ju sta-
ry...
- I ostatni b
pierwszymi – odrzek papie . - Ci z Konstantynopola chc sobie S owian podpo-
rz dkowa . Wymy lili s owia ski j zyk ko cielny i s owia skie pismo do ksi g ko cielnych.
Niczego w ten sposób nie osi gn . My acin wprowadzim jako wspólny j zyk dla wszystkich
chrze cijan. S owia szczyzny nie polubi Grecy ani acinnicy. acina ma przysz
jako j zyk jed-
nego wiata chrze cijan.Jeden cesarz b dzie, jeden pasterz dusz... Te misjonarki... One po acinie?...
- Wi kszo po niemiecku – odpar Dzier ykraj – jeno niektóre zna y troch
aciny.
* * * * *
Jedzenia ci gle by o za ma o. Bo ena dosta a dwie pomocnice – we trzy d wiga y ze sob wielki
kosz z uszami, nape niony straw . Jednak codziennie zostawa o jeszcze par domów do
odwiedzenia, lecz mo na tam by o zanie jeno modlitw i obieca co na jutro, bo kosz ju
opustosza . Bo ena ograniczy a swoje posi ki. O jeden posi ek dziennie mniej i ka dy posi ek
zjedzony – o po ow mniejszy. Na pocz tku czu a g ód zaraz po zako czeniu niadania i wiecze-
rzy, o obiedzie da o si zapomnie , kiedy si rozmawia o, namawia o do modlitw i rozdawa o
jedzenie. Z czasem g ód Bo eny zosta zast piony os abieniem – chodzi a wolniej, rzadziej
pomaga a nosi kosz... Pomocnice ostrzega y j przed chorob p uc – t umaczy y, e lepiej da
jedzenie nie wszystkim ni nie dawa nikomu. A jak dawca umrze, to ubodzy w
nie dostan tylko
wiadomo , e nikt im ju niczego, nigdy nie przyniesie. Bo ena pojmowa a t umaczenie, lecz
mia a nadziej , e po niej przyjd nast pne roznosicielki. Scholastyka wyra
a podziw, bo liczba
obs
onych biedaków wzros a trzykrotnie odk d zaj a si nimi Bo ena. Na jak d ugo?...
* * * * *
Wezwanie do zamku przynie li w porze niadaniowej i Dzier ykraj natychmiast pogna , maj c
w pami ci przestrog Scholastyki.
- Senior Dier ykraj – powiedzia papie – chc ci zapyta o beneficja.
- Nie bardzo wiem...- w g osie Dzier ykraja czu by o zmieszanie.
- Chodzi o op acanie urz dników w adcy – Scholastyka natychmiast po pieszy a na ratunek.
- Maj oddane w u ytkowanie w
ci z dóbr ogólnych na czas pe nienia obowi zków – powie-
dzia Dzier ykraj. - Dobra ogólne, to te ziemie,które powierzone s ksi ciu, aby mia dochody na
pokrycie potrzeb ogó u.
- Hmm... - mrukn papie – podobnie jest i u nas. Powiadasz na czas pe nienia obowi zków?
- Tak – powiedzia Dzier ykraj. - Czasem, jak kto si wyró nia, to dzier y w
do ywotnio,
albo dostaje w u ytkowanie do ywotnie inn w
– gdzie bli ej jego domu rodzinnego na przyk-
ad .
- A co si u was robi, kiedy kto nie chce ust pi z owej w
ci? Bo mnie – powiedzia papie -
ludzie z rodów Krescencjuszy i z Tuskulum ust pi nie chc . Tam starcy siedzieli do ywotnio,
którzy niegdy urz dnikami na dworze naszym byli. Oni umarli, a m odsi z owych rodów krzycz ,
- 24 -
e to ich dobra, bo na wieki wieków przez papie y nadane. Co – wed ug ciebie – wypada z takimi
zrobi ?
- Daleko to od Rzymu? Zapyta Dzier ykraj.
- W Lacjum. Niedaleko od Rzymu. Nieopodal Fraskatti, gdzie niegdy Lukullus lubi wypoczy-
wa , kiedy Tyber zaczyna latem niby gnojówka mierdzie . Tyber bagnisty bardzo... No, co by
po-radzi uczyni ?
- Odebra nale y to, co sobie kto przyw aszczy . To rabunek – powiedzia Dzier ykraj.
- Musia bym najmowa ludzi spod ciemnej gwiazdy – powiedzia niech tnie papie . - To by si
wyda o, bo naj ty wszystko ma na sprzeda , tak e imi tego, co go op aca.
- Ja bym w imi sprawiedliwo ci da swoich ludzi – powiedzia Dzier ykraj oburzonym g osem.
Ja sam bym poprowadzi , gdy o rozbój w bia y dzie idzie.
- To wy mienity pomys – ucieszy si papie – b
szuka w ród tutejszych, wielu b dzie si
nawzajem podejrzewa ... Sam ciebie i twoich ludzi poprowadz , poka miejsce i osoby. A
zap ata... Gdzie ty i twoi ludzie macie stajnie i mieszkania? Bo odt d na mój koszt b dzie dla was
ca kowite utrzymanie. Zgoda? Zrobisz to?
- Ja tylko pojma mog , kogo pan papie wska e – powiedzia Dzier ykraj – do reszty r ki nie
mog przyk ada bom nie jest s dzi w tej sprawie.
Po kilku dniach Dzier ykraj zosta poproszony o przybycie na zamek papieski. By
wiadkiem
kajania si szlachetnie urodzonych z rodów Krescencjuszy i Tuskulanów. Przysi gali na ró ne
wi to ci, e ju nigdy nie narusz umowy, je li papie odda im tych, którzy poznikali tak bardzo,
e nie mo na ich znale ani si wywiedzie kto ich usun z w
ci, mo e to dla okupu zrobiono i
Ojciec wiety chcia by po redniczy , to oni dadz okup ka dej wielko ci.
- Chcia bym da wam dowód zaufania i spowodowa powrót waszych rodowców, atoli nie jest
to w mojej mocy – powiedzia papie . - Gdybym wiedzia , e yj , i wiedzia gdzie s , to sam bym
poprowadzi zbrojnych ochotników, by uwolni dawnych moich urz dników i ich krewnych. Czy
mog liczy na wasz zgod , je eli z waszych rodów wyznacz nowych urz dników?
Zapewnili o gotowo ci pe nienia obowi zków powierzonych przez papie a, nawet na tych sa-
mych beneficjach poprzestaj c, które przedtem do owych urz dów przydzielono. Powinni by
zadowoleni, gdy nie musieli si trudzi – papie skorzysta z gotowo ci innych rodów.
* * * * *
Przechodz c rano ko o schodów pod will Lukullusa, Bo ena spostrzeg a, e kilku jej podopiecz-
nych usi uje sprzedawa przechodniom, wczoraj zaniesione przez ni czyste prze cierad a i ki cie
winogron. Zrobi o jej si nijako, pop aka a si , biedna, i pobieg a do Scholastyki.
- Zrobimy z tym porz dek – powiedzia a Scholastyka. - B dziesz zanosi jeno bezwarto ciowe
kr ki z cyny, na których wyryto znak ko cielny. Kto z tym kr
kiem stawi si na msz i poka e
go zakrystianowi, ten dostanie wspomo enie. Przynajmniej z uczestnictwa w nabo
stwie b dzie
po ytek. A tobie b dzie l ej, bo na to wypada, e u wierkniesz z wi kszej biedy ni li twoi podo-
pieczni.
Odt d Bo ena jada a normalnie. Min y os abienia. Nie powróci a poprzednia kr
twarzy –
Bo ena wygl da a na uduchowion niewinno lub na pi kno w pierwszym okresie ci y. Kto nie
wiedzia , i mog aby schn z t sknoty i wzdycha do spotkania z jednym takim, ten móg by si
pomyli i g osi pogl d o nied ugim doczekaniu si na macierzy stwo m odej nowicjuszki zakonu
scholastyczek, czy te benedyktynek.
* * * * *
By a koronacja Karola Grubego z dynastii Karolingów na cesarza rzymskiego. Dzier ykraj nie
by brany pod uwag , co kanclerz papie a obja ni konieczno ci unikania zadra nie mi dzy dos-
tojnikami z zachodu i przedstawicielami ze wschodu.
- Jednak e zaraz po koronacji papie chce ci widzie u siebie – powiedzia kanclerz.
- Da em si wywie w pole - powiedzia papie , kiedy Dzier ykraj stawi si na rozmow – o-
szukano mnie. Ten t
cioch w aden sposób nie pomo e Pa stwu Ko cielnemu. Czy s ysza o og-
niu greckim? Bo te galery arabskie trzeba jako od uj cia Tybru i z zatoki ko o Neapolu przep dzi .
Dzier ykraj wyzna , e o niczym takim nie s ysza , tedy papie wyja ni , e okr ty z Bizncjum
- 25 -
mog wyrzuca z siebie strumie ognia, który nawet wod spala i okr ty arabskie mo na tym
ogniem zniszczy . Potem spyta o rad – op aca si w ten sposób uzale ni od pomocników z
Konstantynopola i z wdzi czno ci i na ust pstwa w ka dej sprawie, czy te Dzier ykraj widzia -
by jaki inny sposób na tych pod ych Saracenów?
- Zniszczy mo na, lecz to oznacza niemo liwo wykorzystania tych okr tów, gdyby si je zdo-
by o – powiedzia Dzier ykraj.
- Tymi twoimi paroma lud mi? - papie by zdumiony.
- Jest do kupienia prawie pi dziesi t okr tów norma skich – powiedzia Dzier ykraj. -
Mog yby przyp yn z za ogami wojennymi w ci gu kilku miesi cy. Jeno za ogi musia oby si
pr dko uwolni – trzeba by je zast pi miejscowymi, przez naszych ludzi przeszkolonymi. Nasze
okr ty s tak cig e, e przy lada wietrze nie dogna ich adna galera.
- Jakie malutkie – wyrazi przypuszczenie papie g osem stosownym do lekcewa enia malut-
kich okr cików.
- Trzy ma e, to a nadto na jedn galer – zapewni Dzier ykraj.
- A dlaczego te za ogi odsy
?
Dzier ykraj wyja ni zasady pe nienia s
by w dru ynie. Osi gn cen za okr ty i wynajem wo-
jów na okres szkolenia nowych marynarzy, która zadowala a obie strony. Tak przynajmniej
powiedzia papie , nieciekawy sposobu sprowadzenia okr tów za kilka miesi cy, kiedy sama
podró do Polski musia aby zaj mnóstwo czasu.
Do utajnionego w Rzymie kap ana Swarzeca Dzier ykraj poszed ukradkiem dopiero w nocy.
Wiadomo zosta a wys ana rankiem, przy u yciu poczty lataj cej. Na wszelki wypadek polecia y
trzy go bie.
* * * * *
Bo ena mia a k opot nielada – wczoraj ubogiej, samotnej matce zmar o niemowl . Od urodze-
nia s abowa o, a mimo to kurczowo trzyma o si
ycia. Z pocz tku nie dawa o rady ssa matczynej
piersi, lecz matka by a wytrwa a – podtyka a sutki pod usteczka malca, wyciska a mu z piersi
krople mleka na wargi... Jako zassa . Jeszcze przedwczoraj ssa bardzo pi knie i zdawa o si , e
nast pi prze om – Bo ena i matka mia y prawie pewno , e to male stwo pokona o w asn
abo i zacz-nie przybywa na wadze, wzrasta ... Tylko Scholastyka kiwa a g ow jako tak...
Niby, e ona wie lepiej?... Wiedzia a. Niemowl pr dko pochowano dzi ki pomocy Bo eny, która
wszystko poza atwia a,op aci a, wszystkiego dopilnowa a. Tylko jedno zosta o – ukoi gorzki al
matki...
Ju schody by o wida , a Bo ena potrafi a jeno prosi Boga o podsuni cie sposobu, bodaj dro-
bnej wskazówki w sprawie z agodzenia cierpie zrozpaczonej matki. Ten niemowlaczek... No, to
musia by owoc gor cej, szczerej mi
ci, skoro niewiasta tak okropnie prze ywa jego strat ...
Spojrzenie Bo eny – jak co dzie – odruchowo polecia o na schody, gdzie to k bowisko kotów
nad le cym cia em widzia a. Teraz te kociska tak e... Brr... K b w jednym miejscu,
powrzaskiwanie kota przypomina skrzeczenie pot pie ca, gdy mu diabli mocniej dopiekaj . Tylko
jeden z tych kotów miauczy – reszta wrzeszczy i stroszy si na siebie. To jest zapowied walki o er
Od góry na schody wszed starzec z lask . Obok niego spory pies zwiesza g ow ku ziemi, jak-
by gdzie nisko le
o wyja nienie przyczyny powolno ci ruchów starego cz owieka i starego psa,
który spodziewa si odzyska sprawno , je li t przyczyn w asnej i pana niemrawo ci wyw szy
lub zobaczy. W sposób nag y do psa musia a trafi
wiadomo , e poni ej jest moc zwierz t, które
przed psami zwykle uciekaj . Uniós eb, szczekn i potruchta ku zgromadzeniu kotów.
Koty pierzch y. Na schodach le
o par bia ych szmatek, jakby zawini tko... Z tego miejsca
wy-doby o si cichutkie miaukni cie. Czy by ma y kotek? Te stare kociska by y gotowe po re
malu-cha w asnego gatunku!
Pies powstrzyma trucht, zacz podchodzi do zawini tka na ugi tych nogach – to wygl da o na
skradanie si drapie cy w stron
upu. Bo enie zrobi o si szkoda ma ego kotka. Ruszy a schodami
pod gór , nie spuszczaj c oczu z psa. W razie czego mo e odp dzi go krzyk? Dlaczego ten stary
cz owiek nie przywo uje swojego psa?
Pies zd
doj do zawini tka przed Bo en . Nie krzykn a, bo zwierzak nie atakowa kotka.
Pow cha szmatki, porusza ogonem i szczekn ca kiem niegro nie. Spojrza na Bo en jakby wy-
- 26 -
czekuj co. Bo ena odwa
a si dotkn k buszka ze szmatek, a potem je rozwin . To by
nagusie ki ch opczyk, niedok adnie obmyty, mo e tylko powycierany tu po porodzie. P powina
by a zawi zana, oczka maluszka by y zakryte powieczkami, jakby ten cz owieczek nie chcia
ogl da
wiata ani swojego losu... Miaukn i popatrzy . Ach, jak e g boko i przenikliwie. Bo ena
poczu a nowy ruch serca i jakie rozkoszne ssanie w piersi. Nie wiadomo sk d niewiasty wiedz , e
tak objawia si specjalny rodzaj mi
ci, zwanej macierzy sk .
Gna a z tym zawini tkiem jak do po aru. Wpad a do izby samotnej matki, wyci gn a ku niej r -
ce z zawini tkiem i wyda a mocnym g osem polecenie:
- Nakarm!
* * * * *
Tym razem papie zwierza si ze swojego alu spowodowanego kolejnym b dem – korono-
wa , na cesarza rzymskiego, tego t
ciocha, s usznie zwanego Karolem Grubym, a tu ludzie owego
cesarza daj , by nie mianowa biskupem Pragi tego misjonarza S owian – Metodego.
- I co ja mam zrobi ? - papie patrzy na Dzier ykraja oczami, w których napi cie sz o o lepsze
z oczekiwaniem porady.
- Biskup z Niemiec mia by lepsz mo liwo porozumienia si z Czechami? - zapyta Dzier y-
kraj.
- Wiadomo, e nie – odrzek papie .
- Mo na si spodziewa po niemieckim biskupie lepszej wspó pracy z Rzymem ni po cesarzu?
- Dzi kuj za rad w imieniu nowego biskupa Pragi – Metodego, Cyrylowego brata - papie
twarz mia u miechni
. Mo e radowa o go przekonanie o lojalno ci Metodego i o sk ono ci
Kon-stantynopola do podtrzymywania zgody z Rzymem w sprawie d no ci do scalania ko cio a
pod jednym pasterzem o imieniu Jan.
Potem papie chcia us ysze zdanie Dzier ykraja o datowaniu lat i o rozumieniu zapisów dat.
- Bo widzisz – t umaczy – my powinnim liczy kolejno lat od narodzenia naszego Pana Jezu-
sa Chrystusa. Ju par wieków temu mnich Dionizy Mniejszy obliczy , na polecenie jednego z mo-
ich poprzedników – ile lat temu owe narodziny Zbawiciela mia y miejsce. A na wiecie nadal li-
czym lata, które przemin y od za
enia miasta Rzym. Zwa , e ten Rzym by wtedy miastem
pogan... Jest jeden szkopu ... Cz
chrze cijan powiada, i , od za
enia Rzymu licz c, mamy rok
MDCXXXIII – tysi c sze set trzydziesty trzeci. A inni powiadaj , i jest rok MDCXXXIV –
tysi c sze set trzydziesty czwarty. Jak to rozstrzygn ?
- I tak mo na, i inaczej si da – powiedzia Dzier ykraj. - Rok jest d ugi, i gdybym mia zapisa
rok urodzenia Jezusa – dzi narodzonego – to bym zapisa rok pierwszy. Podobnie - gdybym musia
zapisa ile lat prze
Jezus w chwili ukrzy owania, to bym liczy jakby na palcach lub tak, jak
liczy si jab ka po
one na stole. Atoli liczenie lat minionych a jeszcze nie zako czonych... No –
powiadamy, e dzieciak ma rok, a on, przecie, prze ywa ju drugi rok swojego ywota. Zrobilim
krok i nasza noga ju jest uniesiona do zrobienia drugiego kroku, kiedy nas stupor unieruchomia.
Na zapytanie – ile kroków zrobi ? - nie odpowiemy, e zacz lim robi drugi, powiemy,
my
zrobili krok jeden. To tak, jakby my jedli pierwsze jab ko i na stole jab ek nie by o. Po zjedzeniu
tego pierwszego k adziemy na stole ogryzek i to jest znak, e jedno ju jest zjedzone. Min o. A my
zaczynamy je drugie. Mówim – jest rok MDCXXXIII,a w rzeczywisto ci tyle lat ju od
za
enia Rzymu przemin o i my prze ywamy rok MDCXXXIV.
- To dla wielu za trudne do poj cia – powiedzia papie . - To nie moja sprawa, lecz za jaki czas
minie okr
e tysi c lat od narodzenia Pana. Wtedy k ótnie mog by o pocz tek lub koniec stulecia
i tysi clecia... To o tyle wa ne, e kr
ploty o tysi cletnim królestwie Jezusa na Ziemi...
Niektórzy g osz i narodziny Jego s pocz tkiem tego królestwa. W tym okr
ym roku mo e by
d Ostateczny, lub grozi on dopiero w roku nast pnym... Dla hulaków i skrytogrzeszników to ma
znaczenie – oni zamiaruj poprawi si w ostatniej chwili przed ko cem...
Wtedy Scholastyka niespodzianie wysz a ze swojej roli t umaczki i powiedziala od siebie – naj-
pierw po acinie, a potem po s owia sku:
- Nikt nie zna dnia ani godziny – dzi rano nowicjuszka naszego zakonu otrzyma a dar od Boga.
- 27 -
Mo na rzec, e zosta a matk
wie onarodzonego. To jest owa Bo ena, która do Rzymu z tym tu
obecnym Dzier ykrajem przyby a.
* * * * *
Nowe mieszkanie. Komnatka dla Bo ego Daru. Komnata dla mamki. Komnata dla Bo eny. No,
a Dzier ykraj, to co? A cuccina, czyli kuchnia? A kucharz i pos ugaczka? Wszystkie koszta wzi
na siebie papie . On tak e chrzci malca, wszyscy byli zgodni, i trzeba mu nada imi Bo ydar.
Kap an Swarzeca zapowiedzia wyruszenie okr tów dla papie a z Ustki. Radzi zakupienie sta-
jen dla tych koni, które z orszakiem Dzier ykraja (a mo e Bo eny?) do Rzymu przyby y.
- Mo ecie wraca w po piechu – powiedzia ten tajemniczy cz owiek, przypominaj cy Dzier y-
krajowi ojca.
Stajnie zosta y zakupione. Zosta y zakupione koszary. Stajnie i koszary nazywano Polacca.
* * * * *
Pi dziesi t okr tów pod trójk tnymi aglami sprawnie zawin o do przystani przy uj ciu rzeki
Tyber do Morza Tyrre skiego. Powozik z Bo en i Bo ydarem dowióz Dzier ykraja na miejsce
powitania floty. By tak e papie . Ko o powoziku kr ci si kap an Swarzeca, na pierwszy rzut oka
– stary tubylec niezbyt starannie umyty i oprany. U ciski, przemówienia akuratnej d ugo ci i tre ci.
Do Dzier ykraja podesz o czterech ludzi z dwoma worami. Dwóch przekaza o Dzier ykrajowi wór
srebrników za okr ty i us ugi za óg. Przekazali i odeszli. Wtedy ta druga para...
Okazali si przedstawicielami rodów Tuskulanów i Krescencjuszy. Dzier ykraj s ucha ich nieu-
wa nie, gdy na jednym z przyby ych okr tów nast powa a wymiana za óg – schodzili wie o
przybyli, a wchodzili woje z orszaku Dzier ykraja. Po co? Po co ten wo nica powoziku agle
nakaza postawi ? Co ci z tym worem?... e oni p ac wi cej ni papie ? Za co?
- Wynajmujem te okr ty i za ogi – powiedzia jeden z tych ludzi.
Pojawi si kap an Swarzeca a z nim dwóch wojów. Woje uj li wór i ponie li go do okr tu pod
aglami.
- Bierz niewiast i dzieciaka – powiedzia z naciskiem kap an Swarzeca – i pr dko na okr t!
Nie wiedzie dlaczego Dzier ykraj us ucha . Mo e owo podobie stwo kap ana do ojca... Cumy
zosta y odrzucone i wo nica wyda dziwn komend – co o opuszczeniu miecza... Okr t ruszy
pod lekk bryz . Dzier ykraj jeszcze nic z tego nie pojmowa . Dopiero jak si odwróci twarz do
brzegu...
Zobaczy sztylet lec cy ku papie owi. Widzia jak ten sztylet trafia i wchodzi w cia o papie a.
Papie osun si na kolana, a potem pad na plecy.
* * * * *
Szesnastego grudnia 882 roku zaczyna o si stulecie, zwane w dziejach papiestwa ciemnym...
Tego samego dnia Dzier ykraj dowiedzia si o zaletach dechy wsadzonej w wod poprzez skrzyni
mieczow – okr t nie by znoszony przez boczny wiatr i móg chodzi ostrzej do wiatru. Dla za ogi
okr tu zapowiada o si znoszenie trudów eglugi zim .
Bo ena by a pogodna – nie przera
a jej wiadomo wej cia w obszar mrozu, niegu i zimo-
wego wichru. Cieszy y j a trzy dary od Boga – Bo ydar, Dzier ykraj i nowa Ojczyzna, do której
teraz zd
a ch tnie i z w asnej woli. Nie przera
a jej nawet sypialniana przysz
z m em... A
tak si w duchu zarzeka a, e ona nigdy nie b dzie powtarza zbereze stw Hildy i sióstr...Teraz te
mo liwe mi osne igrce jeno j ciekawi y... By prawdziw matk Dzier ykrajowego dzieci cia...
Ona chce! Ponadto – para dzieci tek lepiej si chowa... A trójka?... A... ?... Stój, Bo ena! Nie b
zach anna!
- 28 -
Rozdzia V
Zmartwienia
Retro... Bliskie s owu – wstecz. A perspektywa? Powiadaj , i jest to zagl danie w przód. No,
dobrze – idziesz przed siebie, wiadomo, e w przód, bo ty em niezr cznie.Widzisz przed sob
widnokr g, a przed nim – przed t lini styku nieba z ziemi – widzisz ró ne rzeczy. Im która
dalsza od ciebie, a bli sza widnokr gu, to zda si mniejsza, ni sza, krótsza. Perspektywa... Widok w
te miejsca, do których dojdziesz, z którymi doczekasz spotkania. A je li staniesz, odwrócisz si , to
co przed sob widzisz? Te widnokr g, przebyta ju droga... Retro. A razem – retrospektywa.
W pierwszej bitwie pod Starogardem Mszczuj mia uczestniczy , a nie uczestniczy , co wszem
by o wiadome i nikto nie wydziwia , i mimo unikni cia boju przyprowadzi do Wierzchoniowa
dziesi ciu niewolnych wikingów, z których jednego zasiekli batogami i pa kami wspó towarzysze
niedoli, bo Mszczuj tak postanowi . To by o wtedy, gdy Bratek Parnica mia par lat, a Gawe
móg by uznawa za papu wszystko, co da si dotkn , uj i do g busi w
. Nawet mierdz ce...
odszego Mszczuja jeszcze wtedy nie by o na wiecie, bo pó niejsza na
nica starszego
Mszczuja, wie a Parnicówna, mia a lat pi tna cie i Mszczuj patrzy na ni jak na córk , cho sam
mia niewiele lat ponad dwadzie cia.
W drugiej bitwie pod Starogardem nie uczestniczy
aden Wierzcho , bo akurat nie by o
adnego w wieku sprawnym, któryby móg si zg osi na ochotnika. Gawe chcia , bo wiek spra-
wny zaczyna si , kiedy sko czysz lat czterna cie, ale... Ka dy doros y wie – co to znaczy mie
czterna cie lat. Niby
rza y, a musisz czeka par lat prawie na wszystko. Chcesz si postarze jak
najpr dzej, bo to niezno ne by dziecinnym doros ym. Takie zmartwienie ma m ody, lecz ma i po-
ciech – wiedz , e na pewno zrobi si starszy. Nawet cztery m odsze siostry m odego Mszczuja i
on sam wiedzieli o tym starzeniu si , chocia siostry jeszcze si swoim dzieci stwem nie martwi y,
a Mszczuj ju czu swoje czternaste urodziny w pobli u i tylko do nich t skni .
Gawe doczeka si mo liwo ci s
by w dru ynie i j odbywa . Wierzchoniów, znaczy jego
mieszka cy, ju nie musieli si martwi brakiem pe nych obej z potrzebn do szcz cia zawar-
to ci . Dwadzie cia gospodarstw pana Mszczuja, z czego dziewi tna cie powierzonych wolnym
go ciom i dziewi ciu ch opom pochodzenia norma skiego - wszystkie gospodarstwa mia y wszyst-
kie zabudowania i ogrodzenia z bramami i bramkami. We wszystkich by y studnie, w ka dej oborze
nocowa a para wo ów, krowa i ciel , w ka dym chlewku sypia a maciora, dwa warchlaki i prosi t
sporo. Kurniki by y oznajmiane gdakaniem, gulganiem, g ganiem i kwakaniem. W szopach
chroni y si przed zim narz dzia, w stodo ach zasieki nie by y puste, a na klepiskach stodó sta y
wozy czteroko owe z elaznymi obr czami. Mszczuj martwi si tym, e bliski jest czas sp acenia
przez wolnych go ci wszystkich d ugów i... Niby nie powinni odchodzi , ale...
wie a próbowa a pociesza swgo pana istnieniem ch opów norma skich. Jeden by o eniony z
misjonark – Niemk , któr przyprowadzi w odarz z Bochotnicy. Ona Germanka, on – ten,któremu
przydzieli Mszczuj – te Germanin. Niezbyt dok adnie si rozumieli, mo e tak – jak S owak z
Polakiem – lecz wiking poj , e niebo chrze cijan jest atwiej otwierane dla ubogich i gn bionych
ni li dla wolnych i bogatych. Wiedzia , e jego Walhalla ofiaruje mu po mierci s
niewolnego
ch opa, a ta misjonarka opowiada a o raju dla poni anych za ycia. Wybra t now Walhall , tym
bardziej, e misjonarka i na ziemi umia a suli rozkosz... A potem inni sch opiali wikingowie enili
si z córkami ch opów z Bochotnicy i z innych wsi. Ju nie by o tak, e jedynymi dzie mi byli
Wawrek i Bratek Parnicowie – teraz pastuszków by o a nadto.
Do Wierzchoniowa powróci , po s
bie w dru ynie, Gawe . Z y by niby szersze , kiedy bania
z czerwiem zostanie naruszona. Próbowa zosta w dru ynie d
ej – jako dziesi tnik, czyli woj za
op acany srebrem albo nadaniem ziemi po pi ciu latach dziesi tnikowania. Niektórzy z
dziesi tników mogli zosta w s
bie na kolejnych dziesi lat - jako setnicy. Setnicy dostawali po
bie w
dwudziesto anow ... Zamiast s
by z broni - tak Gaw owi powiedziano – móg by
zosta smard – te op acanym po pi ciu latach s
by nadaniem jednego anu... Czy nie mia
powodów do z
ci? Czy ktokolwiek atwo godzi si z tym, e go uznaj za niezdolnego do wy-
wy szenia i mówi o s
bie na podrz dnym stanowisku? W odarz dosta w tej sprawie wici. Tam
- 29 -
napisano, e Gawe jest nieodpowiedzialny i musi by pilnowany, aby wykona jakiekolwiek zada-
nie... wie yna bardzo si zmartwi a tymi wiciami, które w odarz sam przywióz i wspólnie je we
trójk – w odarz,Mszczuj i wie yna sprawdzali – czy aby nie brakuje tam jakiej cz ci, mo e
jedna witka z dopiskiem o poprawie Gaw a gdzie si zagubi a... Có , trzeba si by o pogodzi z
ujemn ocen jednego z Wierzchoniów. Prawd mówi c, wie ynie jeno o jednego Wierzchonia
sz o – o jej pana i w adc jej serca, czyli o Mszczuja sta a. A on niespodzianie powiedzia :
- Niedaleko pada jab ko od jab oni. Tusz , e Gaw owi tego nie powiecie – on nie jest wcale
moim synem. A trzech miesi cy ci
y nie mo na si by o doliczy . Gawe móg by by mój,
gdyby urodzi si po sze ciu miesi cach ci y. Ty, wie yna, pomnisz – czy on wygl da na przed-
wcze nie urodzonego?
Próbowali zagada o czym innym, w odarz ze miechem opowiada , e mu przezwisko zmienio-
no – przedtem, z powodu barwy w osów i w sów oraz z powodu zwijania si jego ow osienia
zwano go Kasztanowym K dziorem – teraz o nim mówi Siwy. wie yna na zamartwienie z
pogod zwróci a uwag . Mszczuj s ucha , zasumowanej miny nie zmienia ,w ko cu znowu si
odezwa :
- To tylko dla was wiadomo . Jam Gaw a uzna i dziedzictwo po mnie mu si nale y. Atoli cór-
ki nasze za m z wianem wypada odda . M odemu Mszczujkowi te si dziedzictwo nale y. Ja
bym nie chcia w
ci rozdrabnia ... Nie wiem co z ni zrobi dzieci nasze, atoli póki yj ziemi nie
podziel . Martwi si tym, e nie wiem jak Gaw a uposa
na now drog
ycia. Nie chcia bym
go przy sobie mie , spe ni em swój obowi zek –
em na niego a do doros
ci, teraz gotówem
je-go dzia dzidziczenia sp aci , a wszystkom odda za d ugi. Do w odarstwa przede wszystkim,
bom stam d najwi ksz pomoc dosta .
- Ka dy ma jakie zmartwienia i troski – powiedzia w odarz i ci ko westchn . - Ja swojej
ziemi nie mam, na ogó u ziemi, znaczy – na ksi
cej, tyra em, zestarza em si i co dalej? Mnie
nikto w spadku dzia u nie da... Próbuj w Gnie nie za atwi , eby mój najstarszy syn po mnie
odarstwo... Dajmy na to, e mu si uda zosta w odarzem... A inni synowie? A córki? A ja? Na
do ywociu u syna?... To staruch w domu – le widzi, niedos yszy, ledwo si rusza, a czepia si
wszystkiego niby paj k – to to dla m odych utrapienie... Kop lat mam na karku, a ty jeszcze pó
wieku nie sko czy . A wie yna – istny miód. Dziewczyna jakby. To dopiero trzydzie ci, o ile
dobrze pomn ... eby chocia do ywocie dali na w odarstwie...
- Dwadzie cia dziewi – powiedzia a wie a. - I te swoje troski mam... Powiedzieliby cie,
odarzu, temu mojemu panu – co dla niewiasty na na
nic wzi tej dro sze jest od aski pana...
- wie ynka – g os Mszczuja sta si naraz czu y i arliwy – ja nie pomy la em... Ja... No,nie
wiem w jakiej religii...
- Jednak w ustroju rodowym, na Za abiu by o lepiej – powiedzia w odarz i znowu westchn .
Dalszy ci g narzeka zosta przerwany pytaniem zza okna:
- Jest tam kto w rodku? Bo bramka zawarta, a ja z wiciami!
Ten z wiciami okaza si cz owiekiem od w odarza nie m odszym, lecz tak samo jak w odarz
by dziarski, a siwy chyba nie by , jeno w osy, do barków no ycami równo uci te, mia y bia
barw
- Ja mam wici dla Mszczuja z Wierzchoniowa – powiedzia po obyczajnym powitaniu.
- Jam jest – powiedzia Mszczuj i dosta pó tuzina zapisanych wici. Rzuci na nie okiem i z wa-
haniem powiedzia , e to chyba jakie niedopatrzenie.
- Nie, nie – powiedzia przybysz – od teraz zmiany s . Te wici trza po czy z dwoma innymi
zestawami i dopiero odczytywa . Jedna cz
jest w chramie za Wis . Jeszcze do w odarza z
Bochotnicy musz ...
- Jam jest – powiedzia w odarz i dosta tyle samo wici, co Mszczuj. Mo liwe, e odczytanie
wiadomo ci bez jednej trzeciej znaków nie by oby bardzo trudne, lecz przybysz powiedzia :
- Nie próbujcie odczytywa , bowiem w wiciach jest nakaz, by cie si we trzech naradzili po ich
odczytaniu. Ja tu zostan , a wy czym pr dzej – do chramu. Teraz w wa nych sprawach zawdy wici
takie b
, by nikto podszy si nie móg pod pos
ca od ksi cia.
Przybysz poszed na wie , d ugo nie wraca , za to stara Parnicowa przylecia a, bo on – ten obcy
– da przybycia wszystkich na nabo
stwo i nauk na polan w d binie, gdzie ten ostaniec wielki
- 30 -
kamulec – le y, i przedtem tam poga skie obrz dy odprawiali. I czy wie yna radzi i , czy nie i .
- I – powiedzia a wie yna – to pos aniec z Gniezna, mo e co ciekawego powie.
Wszyscy z Wierzchoniowa przyszli oprócz Mszczuja, który z w odarzem poprzedniego dnia za
Wis , do chramu si wybra i jeszcze nie wróci . Ko o osta ca by o podzi kowanie Bogu za
wszystko, co On zdarzy . Modlitw odmawia ten obcy, wszyscy jeno amen dopowiadali, kiedy on
przestawa mówi i podnosi na nich oczy Wygl da o na to, e to jaki kap an chrze cija ski, atoli
obrz dku nies owia skiego, bo ubioru kap
skiego nie mia i w zwyczajnym, po podró y niezbyt
wie ym, te modlitwy odprawi , a potem zapyta czy znaj ró nice mi dzy chrze cija stwem a
religi Swarzeca.
- To religia pogan – odezwa si stary Parnica.
- Co to znaczy? - spyta obcy.
- Czcz ba wany, kamienie, wi te drzewa i gaje. Ot, w
nie jeste my na takim czczonym nieg-
dy miejscu – Parnica wskaza kamie na rodku polany.
- Czy kamie mo e by
wi ty? - zapyta obcy i wszyscy chórem zawo ali, e nie, a Parnica
dopowiedzia , e kamie nie jest lepszy od z otego cielca, którego czci nie lza.
- A wizerunki wi tych i samych wi tych? A wiete obrazy? - dopytywa si obcy. - Czy nie
jest tak, e jeno Pan Bóg jest wi ty?
Potem obcy naucza , e Pan Bóg jest jedynym bogiem, który wszystko i wszystkich stworzy i za
samo stworzenie ju nale y si Jemu cze i chwa a. A chwa a po s owia sku oznacza to samo, co
podzi kowanie, co teraz w Polsce zamienia si w uwielbienie. Kiedy mówim – chwa a Bogu – to
tak jest jakby my powiadali – niech b dzie Pan Bóg wielbiony za wszystko, czym nas obdarza.Pan
ustanowi stany, co w biblii jest zapisane i my w yciu widzim. U nas stany nie s zale ne od posia-
dania bogactw. Jest stan ludzi szlachetnych i stan gawiedzi. Nie zawsze pkrywaj si one ze sta-
nem mo nych i stanem poddanych, co ka dy czuje albo mo e w asnym rozumem rozpozna . Tym
rozpoznaniem nale y si kierowa przy ocenie innych ludzi i siebie. Je li kto szlachetny, to nale y
do stanu wy szego. Nikczemni za na nagrody od Pana nie zas
.
Potem obcy uczy pie ni religijnej. Zanuci par razy melodi , wszyscy powtórzyli, on powie-
dzia , e dobrze i poda par razy s owa pie ni. Na zako czenie nabo
stwa wszyscy za piewali.
Za wszystko, co stworzy – my Boga czcimy.
Za s
ca wiat o i blask ksi yca,
za lata ciep e i mro ne zimy,
za chleb powszedni, co ywi podsyca.
Ciebie mi ujem o Bo e Jedyny -
nasza podzi ka a w niebo wzlata,
my wierne córy, pos uszne syny -
za to,
u yczy nam swego wiata.
Sprawi
, e p ta germa skie prys y
i Polsk dla nas zrobi
rajem,
Jej pi knem sycisz nasze umys y -
za to, o Bo e, cze Ci oddajem.
wie a o ma o nie parskn
miechem, spostrzeg szy, e jej córki starannie omin y „pos usz-
nych synów” , lecz adnych wymówek im nie czyni a. Zaprosi a obcego do domu Mszczuja,
wskaza a mu komnat go cinn , przygotowa a k piel i posi ek. Podzas posi ku on stara si
wyja ni , e ksi
obawia si rozd wi ków mi dzy chrze cijanami, czcicielami Swarzeca i
zakami, którzy Jedynemu Bogu nadaj ró ne imiona, co jest o tyle gro ne, i ksi gi
powiadamiaj , e Bóg nie chcia swojego imienia ujawni nawet wielkiemu swojemu czcicielowi o
imieniu Moj esz, który by po rednikiem mi dzy Panem a innymi czcicielami Pana. Przed snem
obcy poprosi , eby nie powodowa rzeczonych rozd wi ków, a jakby same powsta y, to
powiadamia w odarza, lub nawet pos
ca z listem do Gniezna s
. Rankiem wie a znalaz a
po ciel tak samo wie , jak wczoraj, a obcego nie zasta a nigdzie. W pop ochu posprawdza a czy
czasem i jakich rzeczy mo e nigdzie nie znale , lecz wszystko by o na swoim miejscu. Dodatkowo
pozosta o po obcym zastanowienie – jakie cechy ma cz owiek szlachetny... No, Mszczuj na pewno
- 31 -
jest szlachetny. A Gawe ? Nie. Gawe szlachetny nie jest. Razem go wie a i Mszczuj starali si wy
chowa jak najlepiej, a starania wynik da y nik y. Natomiast Mszczujek... No, Gaw a móg mie za
wzór, a jednak jest ca kiem inny... Z kim ta Luba... Mo e tak by , e ona sama nie ma poj cia.
Po powrocie Mszczuja zza Wis y wie yna mia a go przydusi w sprawie ich ma
stwa,
wsze-lako przewa
a ciekawo – co te na tych wiciach by o wypisane.
- Mam zezwolenie powiedzie tobie o wieszczycu – powiedzia Mszczuj – od nast pnej wiosny
dzie nas odwiedza – i nie tylko nas – specjalny cz ek, roznosz cy wie ci. B dziem wszystko
wiedzie - co w ca ej Polsce si zdarzy o.
- Z wielkim opó nieniem – wie yna wzruszy a barkami. - A teraz powiadaj to, czego zabro-
niono rozpowiada . Ja czuj , e to z e rzeczy.
- Urn z prochami Piasta. Lecha, Czecha i Rus ana przywioz em...
- To nie to – powiedzia a wie yna – powiadaj najwa niejsze.
- Hrvatów ju nie masz na granicach Polski. Teraz os ony od Po owców, czyli Kumanów nie
dzie dla Polaków. Ponadto – ruszyli si na Morawach... Z Czechami si Morawcy sprzymierzyli i
zagro enie mo e by , i e zechc znowu uzale ni Ma opolsk , A ju
sko... Prawie pewne, e
najad na
sko i b dzie bieda.
- To nie mo e by tajne – powiedzia a wie yna – gadaj dalej o tym, co nas dotyczy.
- Przecie my Polakami...
-
sko st d daleko...
- Wyprawa ma by – wyst ka Mszczuj. - Pi ciuset wojów. Wozy, narz dzia, zapasy. Zg osi em
Gaw a i Mszczujka. Ale – zanim pojad – nasz lub b dzie. To bezpieczna wyprawa. Chodzi o zas-
pienie tych Hrvatów, którzy na wschód od S owacji siedzieli. Tam wojen nie ma – tam jeno koczo
wników b
powstrzymywa . Gawe mo e tam ostanie. A Mszczujek do nas powróci. Tak mu
naka emy. Nie pu cimy szczyla, je li nie przysi gnie, e powróci. Dosta em pieni dze – woreczek
srebrników – na sp acenie Gaw a b dzie...
- Sprzeda
naszego Mszczujka – powiedzia a wie a i wpatrzy a si w dal, a smutek w jej
oczach dowodzi istnienia w jej g owie czarnych my li. - Za tanio zap aci . Przed lubem chrzest
ci czeka – to b dzie koszt opieki Boga nad naszym synem. We miem lub chrze cija ski.
Chrzest – chrztem, a kap an z Na czowa przymusi Mszczuja do spowiedzi, która na tym pole-
ga a, e kap an wypowiada znane mu grzechy Mszczuja, a Mszczuj odpowiada , e tak by o. Lecz
na koniec kap an zapyta czy Mszczuj jeszcze jakie grzechy pami ta i trzeba by o si przyzna do
zabójstw z zemsty... By a nauka co wolno, a czego nie wolno. By o pytanie o al za grzechy i
Mszczuj powiedzia , e
uje i teraz by nie zabija . Na koniec kap an rzek , i nie wiadomo w jaki
sposób Mszczuj móg by zado uczyni krewnym zabitych, tedy Panu Bogu z nawi zk
zado uczyni – w Wierzchoniowie ko ció ek drewniany postawiwszy i kap ana tam b dzie utrzy-
mywa . Chrze cija skiego!
- Za od ony pacierza si wyuczysz i odmawia go b dziesz. Wolisz rano czy wieczorem?
Mszczuj wybra modlitw porann , bo wieczorem – ledwo sko czy obrz dek – wali si spa
nawet bez wieczerzy i mycia. Dopiero po pó nocy si budzi na jaki czas... Kap an nie uzna
czynno ci po tym czasowym przebudzeniu za grzeszne...
Gawe i Mszczujek wyruszyli konno na po udnie, bo tam - gdzie przy rzece Strwi – zbiórka
by a naznaczona. Wprawdzie na zim sz o, lecz wie a Wierzchoniowa – ona mo nego Mszczuja,
a nie adna tam na
nica, dzi kowa a Bogu w zr bach ko ció ka w Wierzchoniowie za to, e na
wypraw wyruszy tak e by y w odarz z Bochotnicy. Nowym w odarzem zosta syn Siwego, a on
sam zosta mianowany dowódc wyprawy. Mszczujek i Gawe ruszyli razem z wozami Siwego,
który nie mia pewnej miny, ale nie z powodu troski o bezpiecze stwo – on po prostu dosta zadanie
nie bardzo cis e: - tam, gdzie rzeka Dniestr na po udnie p ynie zbudowa gród wielki i z niego
czujki wysy
,koczowników zawraca na stepy czarnomorskie, oraz nad Dniestrem - Tywerców do
polsko ci przychylnie usposabia . Wszystko dobrze i pi knie – jeno jak ów Dniestr znale , je li si
w tamtych okolicach nigdy nie by o? Przecie mo e tak by , i owa rzeka jest przez ludzi z tamtych
stron inaczej nazywana...Czy Niemce nie nazywali aby, So awy, Roztoki i Lubicy po
swojemu?...
* * * * *
- 32 -
Min a jesie . Zbiory w Wierzchoniowie zapewnia y dostatek w zim , a jeszcze i na sprzeda
zostawa o wszystkiego. Mszczuj obiecywa sobie, e zim wypraw do Lublina wy le na targowisko
Koniecznie saniami w konie zaprz onymi, bo ostatnio rzemie lnik zza Wis y, narajony przez ka-
ana Swarzeca, zrobi w Wierzchoniowie dwie pary sa – jedne dla Mszczuja, a drugie dla starego
Parnicy. Wypada chyba ten wie y wyrób wypróbowa ?...
Zima przysz a w nocy. Cichutko, skrycie. Wczoraj jeszcze li cie na drzewach trzyma y si jakby
to wiosna by a, a rano wsz dzie bia o, mróz ciska ... Drzewa mo e ten mróz wytrzymaj , ale li cie
oberwa y za swoj opiesza
– wisia y niby ozdóbki, l ni cym w s
cu, szronem pokryte. Zda-
wa o si , e rodzice Mszczuja nareszcie zapomn o spozieraniu cz stym a skrytym, eby to drugie
nie widzia o, o t sknym patrzeniu na po udnie, jakby chocia zapach, chocia
lady swojego syna
zoczy mo na by o, albo chocia poczu ... Mo na by o mniema , e nieg te lady zasypie bia ym
zapomnieniem, ale gdzie tam – one w sercu musia y by i pozostawa y niezatarte. Chyba eby czas
lekarz... Mo e gdyby roboty by o wi cej... A tu tylko obrz dek z rana, nakarmi
ywio ,pooglada
czy nie wlaz o do obej cia jakie choróbsko, ca y dzie drobne robótki, przy których twarze
zasumowane i te ukradkowe spojrzenia... Ech, ycie... Dobrze, e przy obrz dku wieczornym troch
si podm czy mo na i przez to atwiej zasn . A sen... Powiadaj , e to brat mierci...
Dopiero gdzie w rodku zimy nast pi o oderwanie Wierzchoniów od czarnych my li, bowiem
ody w odarz i Mszczuj dostali znowu potrójne wici. A po powrocie od kap ana Swarzeca –
trzeciego odbiorcy tych wici, Mszczuj og osi , e ksi
Siemowit poj za on Gundr Lindis,
ksi niczk z kraju Waregów. Rozwa
by o moc. Tyle samo by o pochwa i zrozumienia, co
przygan i wr cz da , aby po Leszka s
, niechby ze starym ojcem i jego m ódk porz dek zrobi .
Na ten czas wymiany pogl dów za pomoc s ów, za pomoc pokrzykiwa i kosych spojrze ,
wspieranych dosadnymi a niedobrymi opiniami o ludziach przeciwnego zdania i ich przodkach,
tra-fi do Wierzchoniowa Odrzyw . Przekona Mszczuja, e on jest naznaczony na wodza pieszych
wojów, gdyby by a potrzeba stawania przeciwko wrogom Polski w Jej wn trzu.
- Chodzi o to – powiedzia – e nasz ksi
nosi si z zamiarem sprowadzenia do Polski jednej
takiej m odej dziwy ze Skandynawii i chce z niej swoj
on uczyni . Jedna – niechby sobie z
ksi ciem by a, niechby si gzi a – ch opu m oda baba m odo ci dodaje, atoli z ni woje norma scy
tu zwal . M ódka nam ksi cia omota i on dla niej... - tu spojrza na ró nic wieku mi dzy szczujem
a wie i zamilk .
Wtedy Mszczuj pokaza Odrzyw owi swoje wici i skierowa go do w odarza oraz do kap ana w
chramie Swarzeca za Wis .
- Chcecie - wierzcie, nie chcecie – nie wierzcie – powiedzia – ona zwie si Gundra Lindis i ju
Siemowita omotuje. Te wici powiadamiaj o lubie ksi cia z t , jako cie rzekli, wyw ok . Ja w mo-
jej wsi wszystkich przekonam, gdyby trzeba by o przeciwko Normanom stawa .
Odrzyw odjecha w czas zamieci, mo e wiadomie wybra parszyw pogod , bo wtedy wicher
przygn bienie z cz eka wywiewa, a zi b przenika ywi do g bi i tylko o przetrzymaniu cz ek my -
le mo e.
Po odje dzie Odrzyw a Mszczuj poszed do ka dej chaty, rozmawia z ka dym m em, a kiedy
wróci do domu – powiedzia :
- Wszyscy gotowi w asn
ywi i broni s
Ojczy nie w potrzebie.
Akurat s ysza a to matka wie ej, która przybieg a z nag wie ci .
- Dostalim wici – powiedzia a – mojemu darowali i przywrócon jest do stanu mo nych. To dla
uczczenia i upami tnienia lubu ksi cia. Wiele przewin z tego powodu darowano – tak napisali w
tych wiciach. Ale mój powiedzia , e s owa nie cofa i stanie pod wami, Mszczuju, przeciwko
obcym.
* * * * *
Ziemia L dziców mia a mo liwo zmienno ci, a która istota rodzaju
skiego jest zmienno -
ci przeciwna? Lachowie, kiedy t ziemi podbili, nazwali j Ziemi Lachów, co podobnie nie by o
prawdziwe, jak nieprawdziwe by oby nazwanie mrowiska domem mrówkojada – tylko dlatego, e
on przysiad na wierzchu i mrówkami si
ywi. Wi lanie nazwali t ziemi Ma opolsk – niby
prawda to by a, lecz nie ca a, jako e wiele ziem do Ma opolski zaliczono. Ziemia owa zdoby a
- 33 -
tak e nazw Ziemi Lubelskiej, jakby stolica by a wa niejsza od wszystkich pozosta ych miejscowo-
ci w ca ym kraju. Niby e najwa niejszy jest ten, co soki ze wszystkiego innego wysysa i paso y-
tem mo e si mieni ...
Ta ziemia – niech ka dy j nazywa jak chce – siedem razy zmienia a szat – wie , wiosenn
ziele zamienia a na z oto zbó pod b kitnym ko pakiem nieba, potem wdziewa a pociemnia e
cie i br zy, obmywane jesiennymi pluchami, na koniec wdziewa a bia , ch odn szat , usztyw-
nian mrozami i ulegaj
powiewom zawiej czy te szarpan zamieciami. Siedmiokrotnie
zmienia a swoje szaty przez wiosny, siedem lat i jesieni oraz tyle zim, a serce matki i rozum ojca
y pami ci i oczekiwaniem.
Inne ziemie by y przez s siadów zagarniane albo szarpane, o czym wie ci do Wierzchoniowa
dociera y, ale nadziei na powrót syna nie przep dza y. Nawet wie o tym, e Gundra Lindis uro-
dzi a Siemowitowi syna, któremu nadano imi Sven – nie zabi a wiary wie ej i Mszczuja, e
Mszczujek powróci. Troch przerwy w tym oczekiwaniu ponad wszystko spowodowa a
wiadomo , e Normanowie, z Gundr Lindis przybyli, usi uj z Polski zrobi kraj rz dzony przez
Germanów – podobno g osz , i Polska jest dla nich drug krain ru , co po ichniemu raj oznacza.
Ale Normanów by o za ma o, a Polska trwa a ju dobrze ponad dwadzie cia lat i ludzie si
przyzwyczaili do s owia sko ci polskiej, tedy wiara, nadzieja i czekanie – przez mi
kierowane
powróci y i trwa y.
Zachwyceni tak moc wiary, nadziei i mi
ci odwa my si uczyni to, o czym mówi o si na
pocz tku tego rozdzia u o zmartwieniach – posu my si do opisu ko ca czasu oczekiwania, czasu,
w którym dzia o si to i owo, a my to na razie pomijamy, by si dowiedzie o wydarzeniach jakby
poza Polsk . Zreszt – mo e w Polsce, bo Ona tam jest, gdzie s Polacy, a innych ludów nie ma.
Po siedmiu latach oczekiwania wie a poprosi a Mszczuja o wspóln przechadzk traktem na
po udnie, w stron U ci a. Dzie by
wi teczny, byli ju w ko ció ku , wi c si nie wymawia i
poszli. Ledwo ze dwa stajania uszli, wie a stan a i nastawi a uszy jak kotka, kiedy szmer w
trawie us yszy.
- S ysz turkot znajomego wozu – powiedzia a.
- Oddala si od nas czy w nasz stron jedzie? - zapyta
- K'nam zd
a – powiedzia a wie yna, a jej g os by przyt umiony, jakby nami tno ni ow-
adn a.
- Tedy zabierzem si zpowrotem – powiedzia Mszczuj i ruszy naprzód, a ona najpierw za nim,
potem go wyprzedzi a i podbiega zacz a.
- Jest! - zakrzykn a nagle – ale to arba... U nas nikto dwuko ówki nie ma. Omyli am si czy co?
- I koniki obce – powiedzia Mszczuj- ma e takie... Z ty u chyba ogier tej e rasy uwi zany do
wozu. Buda z przodu i z ty u otwarta - na przestrza wszystko wida .
- M w saty i niewiasta na ko le – powiedzia a wie a.
Wóz podjecha ku nim, z koz a zeskoczy wawo wo nica, podbieg do nich - a si zestrachali
od tego po piesznego zbli ania si - ukl kn przed nimi na oba kolana i powiedzia :
- Mamo, tato – to ja – wasz Mszczuj z on moj . Ona zwie si Sonia. W niej wasza wnuczka
lubo wnuk w rodku. Przyjmiecie nas?
* * * * *
Durnota taka z tym pytaniem o przyj cie. Tyle czekania, tyle t skonoty, a ten... Jacy oni wszy-
scy byli rado ni. Jechali we czworo, no – w pi cioro, je li to ma e liczy – adno si nie mia o,
nikt si nie odzywa , a ko o serc tak im by o ciep o, tak lekko... A potem Mszczujek opowiada .
- W tamt stron nie bardzo nam si powiod o. Trafilim na Strwi , z jego biegiem pod alim i
on mia nas do Dniestru zaprowadzi . Szlim dolin rzeki, a woko o bory i bory. Niby dobrze –
woda pod bokiem, zwierzyna le na pod bokiem, noclegi atwo przygotowywa i ognie pali , bo
sza asy jest z czego stroi i opa u w borze dostatek. Ale zapytaj kogo o drog jak cz eka nie
wiadczysz...
Pierwsz chat , przez nas napotkan zajmowa smolarz i upnik w jednej osobie – latem sól ko-
pa , zim w giel wypala i smo pozyskiwa . On nas za powracaj cych Hrvatów wzi i bardzo si
ucieszy . Nawet jak si dowiedzia , e szukamy wskazówek o drodze, to s dzi , e my
podmieniamy tych Hrvatów, którzy odeszli do swojego matecznika. Tak pono zawdy bywa o, e
- 34 -
oni si wymieniali. Powiada , e jego samego Po owcy zawdy oszcz dzali, bo im zim karma dla
zwierz t potrzebna, a on jej nie ma. Ale – powiada – moi wspó plemie cy bardzo was potrzebuj .
A do Dniestru – powiada – skr cie na po udnie i w pó dnia dojdziecie.
Zgadza o si . Rybak rzeczny nam to potwierdzi i Bochotnicki kaza obóz rozbija na d
ej.
Ten Dniestr w onym miejscu by jak Strwi – rzeczna dolina i naoko o bory. Tam zbudowalim
gród, wielu ch opa, wiele narz dzi, konie... Bochotnicki nazwa ów gród Sam bor. W nim stu
naszych osta o, a my – reszta - na po udnie poszlim, bo mielim przecie do Dniestru, na po udnie
yn cego, dotrze . Znowu szlim przez bory, lecz rzeki nie by o i sz o si wolniej. Jesie si
zaczyna a, tedy Bochotnicki nakaza obóz stawi i budowalim od razu cztery grody blisko siebie –
Bory s aw, Drogi bacz, Malinowiec i Stebnik. Z tym Stebnikiem...
Jam Gaw owi opowiada po drodze o Dydonie, nam w szkole o tej chytrej ksi
nej mówiono, a
on si o tym nie uczy . W tej okolicy, gdzie my zalegli na le e zimowe byli ludzie z plemienia
Tywerców. Z nimi Bochotnicki obgadywa wszystko, oni nas te za Hrvatów mieli i ch tnie poma-
gali. A Gawe postanowi si wzbogaci . Za wszystko, co od tatki dosta zakupi od Tywerców trzy
wo y i wiele pitnego miodu. Potem poprosi , by mu skóry onych wo ów na paski pokroili,bo on
chce ple baty i handel czyni . Za t przys ug ofiarowa Tywercom wszystko mi so z wo ów, pod
warunkiem, e mu dodadz tyle ziemi, ile obejmie wo owa skóra. Przez ca noc wi za ze sob
rzemienie – one paski ze skór wo ów, a nad ranem powbija paliki i tymi powi zanymi rzemieniami
otoczy kawa ziemi, który uzna za w asny. Tywercy si nie przeciwiali, bo ju wcze niej t ziemi
Bochotnickiemu oddali, a pocz stunek miodowy uznali za objaw yczliwo ci Gaw a dla ludzi. Za
to dali mu jeszcze kawa ziemi w miejscu miodowej uczty i pomogli chat zbudowa oraz pi set
uli.
Od tych jego uli ów najbli szy gród miano Stebnika uzyska , bo Gawe zawzi si i skutecznie roje
mno
, ule zasiedlone na zim ogaca , miodu od Tywerców po ycza i s abe roje podkarmia ...
Wnet mia kilkaset rodzin pszczelich, jeno o zbycie miodu wcze niej nie pomy la i musia by go
sam spo ywa . Wtedy na pomys sycenia miodu wpad i do tego si szykowa . Do Po owców,tako
Kumanami zwanych, poszed i namówi kilkunastu, by si osiedlili ko o jego chaty. Wspólnie wie
zbudowali jesieni , nazwali j Dobra Go cina i zim w niej Kumanowie sp dzili, inne grody
pozwiedzali, a wiosn - znikli... Gawe po raz pierwszy wpad w przygn bienie, lecz uporczywie
przy tych pszczo ach trwa , troch zarabia na miodzie i jako tam sz o. Ale na wiosn pokaza y si
stada Kumanów. I oni, najwyra niej, zamiarowali pa swoje stada ko o Stebnika i Dobrej Go ciny
do zimy. Bochotnicki powiedzia , eby Gawe teraz tych swoich towarzyszy od wypitki
przegna . My – powiedzia Bochotnicki – tu yjem, by koczowników przep dza , a ty ich
znarowi . Zim nie b dziem spa ani je , bo trzeba b dzie chroni pasz naszych koni i tych
zwierz t, co my od Tywerców wzi li. A jak nie damy rady, to winien b dziesz naszej mierci.
Gawe je dzi do Kumanów, prosi , przekonywa , a oni udawali, ze nie pojmuj o co idzie. A o
to sz o, e ony wszyscy mieli, w Malinowcu nad rzek Pomiark ozdrowie cze wody si czerpa o
i wszyscy na maliny tam si wybierali, bo my gród na malinisku postawili, a krzewy malin na
zewn trz grodu, przy wa ach i cz stokole porozsadzali, w Drogibaczeniu nad Ty mienic , oprócz
traczenia pni, dobywany by olej skalny – on sam spod ziemi si s czy i jeno zbiera trzeba i cedzi .
Przywioz em, to zobaczycie jak to si pali - knot umocowa i wiat o d
ej wieci ni li od wiecy
woskowej. W Borów s awieniu – te nad Ty mienic – znowu traczenie pni i dobywanie wosku
ziemnego. Te em przywióz ... On atwo od ciep a si roztapia, lecz je li we wn trze woskowej
obudowy go wla i ostudzi , to wiece niez e z tego, a ta sze i pszczo om owoców ich pracy
zabiera nie trzeba. S owem – ywot urz dzony, dzieci tka si rodzi y, Bochotnicki jak udzielny
ksi
, ale za Polsk jest i tam szykowa o si powstanie nowego kawa u naszej Ojczyzny. Jednak
Kumanów par tysi cy by o i na nas z by ostrzyli.
Kiedy Gawe pomiarkowa , e na nic jego zabiegi i do walki zbrojnej musi przyj – ubra si
bojowo, uzbroi , konia dosiad i dalej e p dem ku Kumanom przez swoj pasiek . Rozwala w
biegu ule i gna w stron stad i pastuchów... Przelecia przez nich – wszyscy widzieli, e nikto mu
drogi nie zast pi – a pszczo y ich obsiad y. Brz kot s yszelim a w Stebniku i tam e czer
pszczelich chmur widzielim. Po owcy zostawili trzysta krów i sto koni pad ych. A ich samych dzie-
wi ciuset od po dle pad o. Zdaje si , e Gawe ju nie powróci, bo on nie zna skutku swoich
- 35 -
poczyna i woli si nie dowiadywa .
Potem jeszcze gród Stryj nad rzek o tej samej nazwie wznie lim. Tam mi sem si zajmuj i
sprzeda wszystkiego koczownikom, a przy sposobno ci zwiad czyni i ostrzegaj o mo liwo ci
napadu. Glina ko o owego Stryja jest kopana i z niej kamienie do budowy si robi przez wygrzewa-
nie kanciastych cegie . Nie le si z tego domy stawia. My to nazwalim murowaniem, to chyba
obca nazwa, który ze starszych pami ta jeszcze z Za abia...
- 36 -
Rozdzia VI
Os ony
Ksi
kaza usi
Dzier ykrajowi na male kim zydelku pod cian . Sam siedzia na krze le, –
ono, jako ywo – przypomina mog o siedzisko z oparciem, które sta o naprzeciwko papieskiego
biurka. Dzier ykraj zosta wezwany na rozmow dopiero po paru miesi cach od powrotu z Rzymu.
Ten powrót.. Trzeba by o wraca do brzegu, bo Bo ena zagrozi a,i z Bo ydarem na plecach wp aw
do brzegu powróci. A sz o o pokarm dla malca. By dzbanuszek mleka mamki, lecz co mia by za
pokarm - ten najwa niejszy i beztroski – po opró nieniu owego dzbanuszka? Tedy trzeba by o
namówi m od matk z noworodkiem na podró do innego kraju. Noworodek si nie przeciwia ,
dziewczyna da a si kupi obietnicami, srebrem, a przede wszystkim obietnic znalezienia dla niej
a – Polaka, któremu si powie, e ona wdowa, a nie adna tam puszczalska, która niechc co
sta a si ci arna. G upiutka by a ta mamka, bo – przecie – srebro mo na jej by o atwo odebra , do
wszystkiego przymusi , potem precz przep dzi , kiedy ju mleczn matk by nie b dzie mog a.
Tedy owo dziewczynisko za straw , odzienie i ochron pracowa o, je li karmienie Bo ydara piersi
uzna za prac . No, mog a mie , ta Barbara, swój rozum – imi wskazywa oby na germa skie
pochodzenie, od barbarzy ców to imi si bierze – mog a by niewolnic , mog a straci nadziej na
znalezienie drugiego cz eka do pary przy mno eniu i utrzymywaniu potomków... A w Polsce na
pewno m a dostanie i to spo ród mo nych. Nikt nie pomy la , e z mlekiem matki mo na wyssa
ró ne sk onno ci, a noworodek p ci
skiej mo e po doro ni ciu uwielbia prac na le co, na ple-
cach... A, co tam – ch opakowi taka sk onno nie grozi. A jakby si Bo ydarek draniem okaza , to
dzie mo na zwali win za to na nieznanych rodziców i na mamki, co usprawiedliwi mo liwe
dy w wychowywaniu... eby tylko g upoty nie wyssa ... Mo e Bóg Bo eny do tego nie
dopu ci...
To by a zima. Na onym morzu po udniowym, nazywanym Wewn trznym albo Naszym, mrozu
nie by o, niegu i lodu nie by o, a ch ód nocny i rze ko dzienna zda a si lepsza od skwaru lata w
Rzymie, lecz potem wyszli na wody otwarte. Dobr tego stron by ustawiczny pó wiatr z zachodu.
Oba agle ci gn y mocno, nieodleg y brzeg miga z prawej burty, stwarzaj c z udzenie, i ucieka
na po udnie. Có , ten wiatr nie by gor cy. A na okr cie dwie niewiasty i dwoje malców. Futer si
po drodze nakupi o, gniazdo im si uwi o, odzienie niewiasty dosta y ciep e, niekiedy noce sp dza o
si na brzegu – w domach zajezdnych, gdzie dzieciaczki doprowadza o si do czy ciejszego i
cieplejszego stanu, ale ta Zatoka Biskajska.... Fale olbrzymie,wicher zimny, hu ta o, chlusta o,
przewiewa o do,szpiku ko ci. Prawda, e okr t rwa do przodu jak najlepszy ogier na wy cigach, i
to na zaledwie po owie przedniego agla, ale wypoczynkowe to eglowanie nie by o...
Bardziej na pó nocy wiatry zel
y, za to stawa o si coraz zimniej. Najgorzej by o przy wio le
sterowym, bo r ce grabia y bardzo pr dko, a w futrzanych rekawicach chwyt wios a nie jest taki
pewny jak go r
, i pami ta trzeba, e wiatr s sbszy od tego na Biskajach, nie musi oznacza
wiatru s abiutkiego... Dodatkowo od brzegu sz y na morze lodowe kry. No, niech b dzie, e cienkie
i niedu e na pocz tku, ale im dalej na wschód, bo wreszcie w tym kierunku si zwrócili, tym stawa-
y si te kry grubsze i wi ksze. Przy egludze w kierunku wschodnim wiatr mieli w plecy, ciszej
by o ni li przy kursach pó nocnych i fala nie moczy a bryzgami wn trza okr tu, nie by o bocznego
chybotania, wcale nie ko ysa o, jednak i zaj cia dla uszu brak o, tedy na my lenie i wyobra anie
sobie przysz a pora. Idzie ci taka fala od rufy – od okr tu par razy wy sza, cicho dosy jest, ona
sunie za okr tem, dogania go, zda si zaleje i ... Z sykiem, moc b bli powietrznych pokazuj c na
powierzchni, przegania okr t, unosi go agodnie do góry i ju jej nie ma, a okr t osiada na dnie fali
i wszystka woda woko o przewy sza go, pot
na jest, a okr cik taki w
y... A jeszcze trafiaj si
fale z wierzcho kami ostrymi i takie troch od bocznej strony zachodz ce – niby drapie ca, zaj ca
cigaj cy po psiej krzywej. A je eli takie strome falisko zachowa si inaczej ni te fale ob e?...
A do eby eglowali i stamt d nowym go ci cem, jeszcze saniami, bo w kwietniu troch zimy,
troch wiosny, a sanna jeszcze bywa. W osadzieWieck noc sp dzili u siostry Dzier ykraja – Struny
– i jej m a, Wiecka. Dzieci tek trójka pokazywa a, e cz owiek dopiero od wychowawców ch onie
poczucie ciekawo ci wiata, bo zarówno Bo ydarek z male
Sofi , jak i – z drugiej strony –
córeczka gospodarzy, Winetka, wcale si wzajemnie nie zauwa ali. Za to niewiasty... Dzier ykraj
- 37 -
us ysza od Bo eny, e Struna pysznie wygl da i jest najlepsza z niewiast, a Wieck bardzo przystoj-
ny i opanowany nad wyraz. Jak chodzi o Winet , to nie tylko imi ma adne. A patrzy bystro
bardzo i zda si wszystko pojmowa . Gdyby tak z Bo ydarkiem ich sparowa ...Za Struna
powiedzia a bratu, e wybra sobie niewiast niby wzór pi kno ci i zgrabno ci, a i jej dzieci oraz ta
jej siostra – Barbara – same najwspanialsze. Mo na pomy le , e Winetka i Bo ydarek...
Dzier ykraj tylko nie -mia o wtedy zapyta czy one wzi y pod uwag , e niewiasta pr dzej od
czyzny traci poci g do pomna ania ludzi, tedy ró nica wieku jest po
dana. Och, jak
wtedy
na niego wsiada y... Tak gada y, jakby zmówione by y, a przecie nie mog y zd
umówi si ze
sob , a na odleg
, to jeno Struna z tat potrafi – i to nie zawsze... Dowiedzia si wtedy od nich,
e ch op tylko o chwili bie cej my li, a przecie o dzieci chodzi, które s trwa ym dobrem matki i
ojca. A on my la do tej pory, e to baba jeno chwil bie
yje... Ch op i baba – dwa odr bne
gatunki cz owieka...
B du przeciwstawiania si niewie cim s dom ju nie pope ni w domu Okruszka, Roksany,
Ludmi y, Hildy, Wyrwid bka, zwanego te Wyrwid, Waligóry, zwanego Walig, Sobies awa – w
zdrobnieniu Sobu i - w przysz
ci - jeszcze co najmniej trojga dzieci tek, czego zapowiedzi
ju si widzia o bez ochyby. Wtedy tylko zapyta Okruszka:
- Jak
móg dopu ci do jednoczesnej ci
y wszystkich trzech?Z tego, co Bo ena mówi a, wiem
zawdy chcia mie jedn niezaci on .
- I tak by o – odpar Okruszek. - Te bli niaczki tom znaczy po swojemu, by mi do
a na zmia-
nie w azi y. A Hilda zaci ona na ko cu. Nic, tylko jeszcze ze dwie ony by trzeba mie
eby
prznajmniej jedna ci arna nie by a. Chocia ... One chyba czarownice. Upilnuje ci , kiedy dza
jest i my le przestajesz. Ze trzysta sze dziesi t na rok mie ? To znowu nie wydolisz, bo na jeden
dzie wiele ci b dzie dopada ... Ci ka orka, chocia przyjemna... Gdyby takie potulne jak twoja
Bo enka... Mnie si dosta y bardzo przedsi biorcze. A na t Ba
, to ty uwa aj. Ona na okr cie...
Pono wszystkich twoich wojów... Lubi t robot nie mniej od moich bab. Znaczy – nie baby ona
lubi, ona za robot przepada.
I jak tu takiej m a rai ? Puszcza mu si zacznie, m z wyrzutami do swata si stawi...
U Okruszka zesz o sporo czasu, lecz wreszcie trzeba by o co przedsi wzi w sprawie srebra za
dru ynników na obczy nie i za czterdzie ci dziewi norma skich, acz ulepszonych okr tów
Chcia – nie chcia – do ksi cia trzeba si by o stawi , a wszystkie niewiasty wola yby do
Stoigniewa i Aliny, tam pono nieszcz cie by o, pocieszy trzeba, pomóc w odganianiu rozpaczy...
- Poplotowa – dopowiedzia Okruszek i za Hild si schowa przed gromami w spojrzeniach
trzech sióstr i wyra nym zaproszeniem w oczach Barbary.
- Ja ni pojad – powiedzia a Hilda – ja tu z moim m em ostan , bo trza agodzi jego poryw-
czo w post powaniu z ch opami. On gotów wszystkich zbarczy , albo i pozabija . Wtedy nas
dzie do p uga zaprz ga ...
Pozosta e cztery niewiasty spojrza y po sobie porozumiewawczo, nic nie powiedzia y i pojechali
do Wi licy. Tam Dzier ykraj dowiedzia si , e i jego Bo ena jest w ci y, przypomnia sobie
ostrze enie Okruszka co do j dzowato ci niewiasty na pocz tku ci y i powiedzia , e on musi do
Gniezna, a z powrotem gdzie za trzy miesi ce si stawi, mo e dostanie jaki nadzia ziemi, mo e
osi
gdzie z Bo en i dzie mi na sta e...
- A ja? A wasza Ba ka? - spyta a Barbara.
- Postaram si dla ciebie o m a – powiedzia Dzier ykraj – jeno musisz si ustatkowa . Je li si
dowiem,
z jakim lega a, a nie daj Bóg ci arna si staniesz... No,wtedy szew naszej umowy po-
pruty zostanie, jeno nici b dzie wida . Nici z naszej umowy.
Dzier ykraj dosta czas na przemy lenia i wspomninki. Po przybyciu do Gniezna zaraz poszed
do Domu Piasta – tak nazywano do skromn budowl , zast puj
pa ac czy zamek w adcy – po-
szed najpierw rozliczy si ze skarbnikiem, przedstawi wszystkie wyliczenia, wyliczy po sztuce
srebro, skarbnik przeliczy wszystko jeszcze raz i Dzier ykrajowi kazano czeka przed drzwiami,
za którymi przebywa ksi
. Ksi
i przyby y do niego skarbnik. Wreszcie skarbnik wyszed ,
spojrza przelotnie, lecz uwa nie i badawczo na Dzier ykraja i wskaza mu r
otwarte drzwi
komnaty pracy ksi cia. A ksi
nawet nie odpowiedzia na uk on Dzier ykraja – pokaza r
ów
zydelek, Dzier ykraj usiad i nadal móg przemy liwa , bo pierwszy odezwa si nie móg –nie
- 38 -
by o wolno nawet dziecku pisn , zanim ojciec rozmowy nie zacz , a ksi cia uznawano za g ow
rodziny o wiele wi kszej – ksi
by ojcem narodu.
W ko cu ksi
uzna , e rozmow mo na zacz . Wyja ni Dzier ykrajowi, i skarbnik jest nie-
zwykle sumienny i rzetelny, jednak bardzo podejrzliwy i nale
o uspokoi serce, zanim rozpocz o
si wys uchiwanie sprawozdania przybysza z Italii.
Ty przywióz z powrotem wi cej srebra ni
zabra st d przed wyruszeniem do Italii – powie-
dzia ksi
– a ta sknera zaraz sobie umy li a, i
musia tam zarobi krocie i z zarobku podebra
dla siebie co najmniej dziewi dziesi tych. Musia em mu powiedzie z jakiej jeste rodziny i co
mu grozi, je li twój ojciec zechce spojrze na niego swoim nieprzychylnym wzrokiem. O twojej
podró y wiem prawie wwzystko, o drobiazgi jeszcze ci wypytam. Chc ci powierzy nowe
zadanie, tedy ja b
mówi , a ty s uchaj, by poj wa no twojego nowego zadania. Zgoda? -
ksi
u miechn si mi o.
Dzier ykraj jeno skin g ow , a ksi
mówi dalej.
- W Polsce mamy teraz trzy stany. Mo ni – to raz, poddani – to dwa. A stan trzeci to ludzie wolni
i niezale ni od nikogo, atoli do mo nych niezaliczani, bowiem ani z Wielkopolan nie s , ani z Ma-
opolan. Dobrzem powiedzia ?
Dzier ykraj ponowi skinienie g ow , bo có mo na odrzec na retoryczne pytanie? Ksi
wzi
boki oddech i zacz z innej beczki.
- Hrvatowie stanowili os on Polski przed pop uczynami Wielkich Moraw i przed koczownikami
ze wschodu. Czasem nie dopilnowali wszystkiego i przez to zgin ksi
Kazimir... Jednak w zasa-
dzie byli dla nas dobrodziejstwem. Niedawno Rada Kap anów, czyli twój ojciec, no – zosta o
postanowione, bo i ja si zgodzi em, e Hrvatowie odejd pomaga S owe com, przeciwko Bawa-
rom, czyli Niemcom. Albo za pó no, albo jeszcze insza rzecz... Jeden Niemiec oszuka S owe ców
zanim Hrvaty zd
yli pomóc.Trudno si by o po apa ,bo my nie wiedzieli o niemieckiej nazwie dla
owe ców. Niemce ich Charyntianami nazwali... Pisz przez „ch” a czytaj Karyntianie, za krain
ich nazwali Karyntia. Z jednej strony toczy y si rozmowy o wspólnych oddzia ach zbrojnych
Hrvatów i S owe ców ko o Celowca, a niejaki Arnulf mami jednocze nie Karyntian widokami na
przysz
, w której nazywa ich najwa niejszym plemieniem odrodzonego Cesarstwa Zachodu.
Koniec-ko ców - ju nie mamy os ony przed Niemcami na po udniu. Nie mamy te os ony od
Czechów i Morawców oraz od Po owców. A jeszcze Waregowie na Rusi zamiaruj podbijanie
tych S owian, którzy mi dzy nami a Rusi maj swoje ksi stwa i republiki. Jest krewa. Co by
zrobi , by Polacy nie ulegli pogn bieniu ca kowitemu od s siadów? Bo i od zachodu narasta
zagro enie... Ksi
ta s owia scy z Radogoszczy i Swarzyna bardzo nam przyja ni, nawet wojów
podsy aj , kiedy ich o wspomo enie poprosim. Ksi
Kopanicy, znaczy – Sprewianie, z nami w
cis ym przymierzu. Mo na ich nazwa ksi stwem polskim i tak ich Niemce nazywaj . Na po udnie
od Sprewian jest kilka ksi stw, no – ksi stewek... Budziszyn, Bia a Woda, Mi nia, czy te Wur-
cin, Nowogród nad So aw , Halizna i Plisna to siedziby ich ksi
t. Przyja ni nam oni, a Niemców
si boj . Gdyby si a by a przy nas, to by my ich uczynili naszymi ksi
tami – takimi do poleg ego
ksi cia Kazimira podobnymi. Oni tego chc i o to zabiegaj , lecz my im nie jeste my w stanie za-
pewni os ony przed Niemcami... Gdyby Niemce zabrali które z tych ksi stw, to musielibym
przyzna wtedy, e zabrali cz
Polski, a my im tego odebra nie zdolimy...Na razie Niemce si
powstrzymuj przed wcielaniem do jeich Rzeszy rzeczonych ksi stw, bo maj w asne k opoty
ró nego rodzaju. Najwa niejszy ich k opot, to ten, e jeszcze nie urz dzili dobrze s owia skich
ziem na zachód od aby i So awy. Te ziemie nazywali marchiami i jeszcze ta nazwa jest
utrzymywana. Kiedy zaniknie, to b dzie dla nas krewa jeszcze wi ksza ni li teraz. Wtedy Niemce
gotowi do po kni cia kolejnego kawa ka S owia szczyzny... Ju teraz... No, ksi
Halizny
zgodzi si , by mu w jego stolicy Niemce urz dzili warzelni soli. So awa niesie s one wody, to jest
dziwem nad dziwy. No, niewa ne – jak si we mie wod z So awy i d ugo warzy, to ona w par si
zamienia, a na dnie garnka zostaje nieco soli, Tam kopalnej soli nie masz i taka warzona j zast -
puje. Niby dobrodziejstwo, lecz nazwa Halizna ju jest w pismach zast powana nazw niemieck –
Halle... Niemce namawiaj ksi cia Kopanicy na zawarcie umowy o biskupstwach misyjnych w
Brennie i Hobolinie. Tylko kawa eczek ziemi na katedr chc i ochrony misjonarzy
chrze cija skich
- 39 -
za to gotowi p aci tak wiele, e ka demu my l wita o op acalno ci sprzeda y tego kawa eczka
ziemi i wynajmowania w asnych wojów do s
by biskupom... Tak Niemce zaczynaj zajmowanie
marchii. My jeszcze nie wiemy, czy oni tym ziemiom na wschód od aby i So awy nadali nazwy
marchii... Polsce te grozi nazwanie Jej marchi ... Jak zaczn kusi wielkimi korzy ciami ze wspó -
pracy i pomocy, to... Poj
zagro enia?
- S , mniemam, jakie przeciwdzia ania... – powiedzia Dzier ykraj.
- Nie tak wielkie, jakich trzeba – odpar ksi
. Sta nas jeno na zdobywanie wiadomo ci. Jed-
nak nie wiemy czy nazwano marchi lub marchiami ziemie S owian, o których mówi em. Twój
ojciec uznaje, e nie mo na bezgranicznie ufa szpiegom, bo ka dego mo na kusi i próbowa kupi
Tylko jego jestem pewny bezgranicznie. I jego rodziny – ksi
spojrza porozumiewawczo na
Dzier ykraja. - Mamy przewa nie jeden rodzaj szpiegów – s tam uznawani za Niemców. Bacz na
wypowiedzi uwypuklaj ce b dy niemieckie. I z takimi narzekaczami nasi szpiedzy ch tnie przes-
taj , s uchaj ich, pytaj o ich pomys y ulepszania... Przy sposobno ci dowiaduj si o tym – jak
jest i gdzie jest. Ich dzieci ju si do szpiegowania nie nadaj -dobrze, e mo na je sprowadza z
pow-rotem do Polski. Czasem wyje
aj po pewnym czasie jako nast pcy ojców, lecz w innym
miejscu Niemiec. Jak widzisz – jest nieweso o, bo mamy za ma o mo nych, a tylko oni maj
obowi zek stawiania si do obrony i posy ania m ów do dru yny.Chc ,by ty pracowa nad
mo liwo ci prze- chodzenia ludzi ze stanu poddanych i ze stanu, którym nazwa trzecim, do stanu
obro ców i dru yn-ników. Poradzisz? Wymy lisz sposoby?
- Niby prosta rzecz – powiedzia Dzier ykraj – jeno pewno progi jakowe b
przez was poda-
ne... I na jakich ziemiach... W ca ej Polsce, czy tylko na niektórych ziemiach?
- Jeno
sko - rzek ksi
. - B dziem, na jaki czas, oddawa cz
ska Czechom i Moraw-
com... Lepiej, eby stamt d jak najwi cej ludzi przed oddaniem zabra ... Czesi chc przy czy do
siebie
yce... Od zachodu i po udnia na nas maj najecha . Masz dziesi miesi cy na swoje dzia
ania, zapobiegaj ce stratom ludno ci i zmniejszaj ce obszar straconej, czasowo, ziemi. Masz
ca kowit swobod postanawiania. Czy tako, jakby by jedynow adc nieograniczonym. Ja ciebie
obroni przed zarzutami na zje dzie przedstawicieli mo nych... Chyba, eby si wrogowie zmówili
i ju
adnego zjazdu naszego by my nie mieli... Wici stosowne dostaniesz i wszyscy nasi urz dnicy,
odarze, grododzier cy i ka dy nasz poddany b dzie ci musia – pod gro
kary – pomaga .
Powodzenia!
* * * * *
Powolna podró , znaczy – wolniejsza od lotu ptaka, dajmy na to – pozwala u
po kolei
dzia ania, nazwa je, przemy le . Do os on, wymienionych przez ksi cia – dru yny i szpiegów –
Dzier ykraj doda budowle i dzia ania pozoruj ce. No, jeszcze religi , jednak tej dziedziny do
ko ca nie zdo
przemy le . Wiara od innych odmienna strze e przed atwym uleganiem
namowom ze strony ludzi innego wyznania religijnego. Wszelako w Polsce wszystkim pozwala si
wierzy i czci wszystko, tedy to za ma a os ona. To raczej zach ta – przybywajcie do nas ze swoj
wiar , a my wam przeszkód w jej wyznawaniu nie uczynimy. Je li na wschodzieWaregowie
zabroni czczenia boga Chorosza, którego oni Chorsem zowi , to tamtejsi S owianie uciekn przed
Germanami do Polski. A tutaj... No, do stanu trzeciego do cz – bez obowi zku s
by i obrony...
Czy uda si takich na starania o wyniesienie do stanu mo nych namówi , je li wszyscy mo ni jeno
jedn religi by wyznawali? No, dwie – bo Swarzec u Wielkopolan i chrze cija stwo w
Ma opolsce... Ci z zachodu te ani Swarzeca,ani chrze cija stwa nie pragn ... Co z t religi po-
cz ? Có , wypada o niej nie wspomina ...
A budowle... Musz by bardzo wielkie, by pracowa o przy nich wielu ch opów, czyli podda-
nych, oraz wielu ludzi stanu trzeciego. Znalaz takie budowle! Zosta y jeszcze k amstwa dla
wrogów, w które musz uwierzy zarówno poddani ksi cia Siemowita jak i jego wrogowie...
Zanim dojecha do Wi licy, ca a Polska wiedzia a, e potrzeba ludzi do budowania wa ów prze-
ciwpowodziowych ko o rzeki Bóbr na Niskim
sku. Zap ata za to b dzie sowita, bo sprawa jest
pilna. Ponadto ca a Polska wiedzia a, e w tej e,
skiej krainie szkodliwy owad re lasy. Grozi
ca kowite wyniszczenie puszcz, pustynia si stanie, ziemia wyja owieje, wichry zaczn hula bez
przeszkód... Trzeba uczyni wielk przesiek , tam ognie si b dzie pali i owad nie przeleci dalej,
- 40 -
bo on przewa nie z drzewa na drzewo... Trzeba posy
ch opów i ludzi wolnych powiadamia , bo-
wiem susza si tam stanie, która acno na inne ziemie przejdzie. Wynagrodzenie za to równie
wielkie jak za budowanie wa ów ko o Bobru. Narz dzia swoje nale y zabiera i zadba o
wy ywienie. Pocz tek na wiosn nast pnego roku.
Z L du, Spicymierza i Sieradza gnali go ce z wiciami na z amanie karku, na eb-na szyj
dzili i ju wiedziano – co jest wa ne i pop atne b dzie na wiosn , czyli ju bli ej ni dalej i trzeba
si szykowa . Mimochodem go ce napomykali, e najch tniej b
przyjmowani pracownicy z
Niskiego
ska, co ka demu widzia o si uzasadnione, bo miejscowy mo e na troch do domu
wpa , opra si , uk pa , z bab ...
W Wi licy Dzier ykraj musia najpierw wys ucha wyliczanki najm drszych wyczynów wielu
dzieci tek. A ten powiedzia ..., a ta zrobi a...., a jakie ono m drusie, a ju g ówk unosi, tylko
patrze jak z bkowanie b dzie, bo ju buzi pi stkami trze, a zdrowe jakie, bo kupka akuratna,ten
jak b ka chce pu ci , to od razu wida ... Dziwna rzecz z tymi niewiastami – m czyzn uwa aj
jeno za zdatnych do grubych robót, a jak w asnym dzieciakiem trzeba si pochwali , to – owszem –
próbuj przed inn niewiast i wtedy ka da z nich swoje chwali, a drugiej nie s ucha, tedy do
czyzny si udaj i jeno popatruj czy uznanie dla potomstwa ma wystarczaj ce, czy podziwia i
zachwyt pokazuje... Dopiero po ca ym dniu – jeszcze nieogolony i niewyk pany Dzier ykraj móg
zda Stoigniewowi sprawozdanie z pogl dów ksi cia i z w asnych zada . Stoigniew najpierw z
niewiastami si po m sku , lecz jeno s ownie, rozprawi .
- Strze si czasu – powiedzia – kiedy te szkraby zaczn cokolwiek mówi . Bo taka – jedna z
drug – dumna b dzie, kiedy to ma e na gówno powie papu...
Potem ostrzeg brata przed wierzeniem w nieomylno ksi cia. Zgani pogl d, e ma
stwo z
Normank zapobiegnie napa ciom wikingów na Polsk , co uwolni cz
dru yny do dzia
w
innych ziemiach Polski.
- Zwa – powiedzia – co si sta o na Rusi. Ju my nawet u ywamy owego s owa Normanów –
ru ... A jak nam Sven nastanie... Tylko patrze jak nami Normanowie zaw adn zechc . Na szcz -
cie tato nasz jeszcze yw... Dobrze, e mo em si zabezpiecza przed losem Rusi. Ja ci – jako
chcia – przygotuj miejsca na te twoje nowe osady. Dam do pomocy odpowiednich ludzi.
Najlepszy w sprawach poddanych, ich pobudzania do stara o zmian stanu b dzie jeden Lach.
Od-rzyw si zwie i w potrzebnej chwili pomo e. Jemu mo esz ufa . Teraz dam ci pi ciu wojów,
by jak -tak ochron mia podczas przygotowania do strojenia wa ów i przesieki.
Dzier ykraj s dzi , e Bo ena rada zostanie w gronie niewiast z dzie mi, bo i na ni kolej ro-
dzenia nasta a, pora rozwi zania zacznie si zbli
milowymi krokami, do wiadcze sze matki
poucz , podpowiedz ... Jednak jego Bo enka...
- Pojad z tob – powiedzia a – i pomocnic twoj w rysowaniu przebiegu budowli b
.
Tabliczki z drewna powoskowanego trzeba mie przy sobie, rylce utrzymywa w porz dku,
zaznacza kolejno wyrysów... Bez takiej, jak ja pomocnicy – ani rusz! Poj am, e od Bobru do
domu Okruszka nie tak daleko, ja tamte strony niechc co pozna am... W razie czego do Okruszka
si udamy i tam rozwi zania doczekam. Hilda wredna j dza, lecz o starej dru bie na pewno nie
zaby a i dopomo e. Musz jecha , by mi na marnym jedzeniu nie u wierkn . Wiadomo jak
czy ni o jad o potrafi zadba ... Musz jecha , bom si za tob st skni a. Musz jecha , by
dzieci ciu nie brak o z bków, w osków, paluszków i innych cz stek...
- Nie pojmuj – przyzna Dzier ykraj.
- Siostry mnie poduczy y – powiedzia a Bo ena – to wszystko tatu winien dorabia podczas
ci y...
* * * * *
Warto by o uzna , e Bo ena powinna te odjecha spod opieki sióstr. Bo jak jej powiedz , e i
gwiazdki na niebie dla dzieci cia trzeba dorabia , to tatu nic innego nie zdoli czyni . Jeszcze tylko
brata o przekazanie do Gniezna poprosi , by na wiosn przy budowie wa ów nad Bobrem ze stu
wojów si stawi o.
- Mog by nowicjusze – powiedzia bratu – potem jeno pozorowa obron b
, a g ównie
musz si pr dko wycofywa za Wart ko o Krosna Odrza skiego, by nie wygl da o, i
my
- 41 -
oddanie
ska przewidzieli...
Wyrysowanie przebiegu robót przy przesiece – od Otmuchowa pocz wszy, a na Kluczborku
sko czywszy – posz o nadspodziewanie atwo i pr dko. Bo ena rzeczywi cie okaza a si bardzo
pomocna – zarówno przy wspomaganiu m a, jak i ze wzgl du na wojów z ochrony. Niewiasta
zawdy wywo uje w m ach co w rodzaju odruchu wspó zawodnictwa. Nie musi to by zawi ani
walka o samic – to jest przewa nie nieu wiadomiona ch zas
enia na pochwa niewiasty. Nie-
gdy t skni o si do przej cia pod opiek ojca, eby dziewczy skie i dzieci ce rzeczy – zachowania,
osy, piel gnacj cia a porzuci i uczy si rzeczy m skich. Wtedy pochwa a matki ujm si
zdawa a, ujm przynosi a. A jak si doros o, to zaleg
ci, niezrównowa enie w pochwa ach ojca i
matki stara si cz ek nadrobi z inn niewiast . Najlepiej z w asn
on , lecz je li jeszcze jej nie
by o, to wprawki z ka
inn niewiast warto by o czyni ... Wi c upolowa dla pani
Dzier ykrajowej najm odsze, mi ciutkie mi sko. Wi c rozpali sprawnie ogie , by pani namiest-
nikowej nó ki nie zmarz y. I tak dalej i temu podobnie. Co jaki czas który z my liwych – bo tym
si g ównie ochroniarze zajmowali – wypada z lasu, pani w adczyni prze
onego nad
ochroniarzami pokazywa
up, pyta czy si na co nada, ostro nie sk ada zdobycz u stóp konia
Bo eny i zaczyna pe ni ochron tu ko o mierniczego Dzier ykraja, rysownika – namiestnika i...
w pobli u szcz cia najs odszego, nale cego do kogo innego, lecz przecie s
ce nie jednemu
wieci, a przez to go nikomu nie ubywa... Dzier ykraj by z ony dumny, bo niewiasta w pierwszej
ci y, w jakim jej okresie, przemienia si na twarzy – dziewicza niewinno , bardzo pi kna i
czysta, staje si promienistym, jakby natchnionym pi knem przysz ej matki. No, troch go
zazdro bra a, bo Bo enka ka demu u miech da a, kto by dla niej uprzejmy i na u miech
oczekiwa . Pewno dlatego zarz dzi , by stra y przy nim i przy onie nikto nie trzyma – niech e
wszyscy owi albo lepszych miejsc w pobli u szukaj na ró ne pu apki i przeszkody.Albo niech
miejsc z kamieniami wypatruj , na jedno miejsce je znosz , to do ciskania si w przysz
ci
nadadz . Woje zwozili i znosili, nie pytaj c – jak przeciwko owadowi kamieniami czyni , wszak e
oni uznawali, e to wy cznie zazdro powoduje Dzier ykrajem i on tylko ich od Bo eny chce z
daleka trzyma , tedy byle co nakazuje robi . Niech mu tam b dzie – w prawie jest, ona jego
asna, z nim w ci y – niech e on ma spokój i pewno jej bezpiecze stwa. Wspólne
przebywanie z Dzier ykrajem nie b dzie wieczne – to wa na osobisto , atoli nie prze
ony na
powszednio . Troch b dzie al u miechów zadowolenia pani ony namiestnika, lecz s
ba – nie
dru ba, wykonuj rozkazy i ju !
Przez to oddalenie do s
by odmiennej od ulubionej woje odkryli, i pracuj , s
w miejscu,
gdzie niegdy przesieka ju by a czyniona. Niektóre cz ci tej niegdysiejszej jeszcze trwa y,
chocia pnie zmursza y. Wszystko si osypywa o... Powinny by tak e lady obecno ci szkodników
– jakiej sówki choinówki dla przyk adu, albo chocia kornika. Nie by o, tedy m odzi woje wniosek
wyci gn li, e przesieka szkodników nie przepu ci, skoro i przedtem by a skuteczna. Hmm...
Rysowanie wa ów wygl da o troch podobnie. Troch , gdy Bo ena sta a si obszerniejsza.
Wdzia a ko uch Dzier ykraja, bo troska a si o ciep o tego w sobie... Nawet ten obszerny ko uch
nie móg by na jej brzuchu zapi ty, po y rozchyla y si , a pasa ona nie chcia a u
, by nie
ugniata tego, co kopa o od rodka, fiko ki w niej robi o i w ogóle ruchliwe by o. Dlatego, zamiast
pasa, Bo ena przepasa a si krajk . Za t krajk wsadzi a siekierk i my liwski nó Dzier ykraja,
czemu on si przeciwstawia , lecz w ko cu uleg , gdy mu powiedzia a, e to na wypadek samotno ci
– ona wie – co znacz w puszczy narz dzia, kiedy musisz sobie poradzi bez niczyjej pomocy... W
kiesze ko ucha – z tego samego powodu – w
a krzesiwo. Siedzia a na koniu, trzymaj c nogi
na drewnianych podnó kach, zrobionych przez wojów ochrony dla ci arnej namiestnikowej, która
wola a ud nie rozchyla – to mog o zach
by do wyj cia dla tego stworzonka w brzuchu... Przy
siodle uwi zany by ko czan ze strza ami i uk. Jedno poci gni cie rzemyka mog o spowodowa
uwolnienie uku – tak woje Bo en , pouczali. - Bo wie pani namiestnikowa – prawdziwy woj lubo
my liwiec or musi mie w gotowo ci... Niech im b dzie, Bo enie raczej trwa
wi zania by
odpowiada a, lecz nie wypada o psu uciechy tym, którzy z dobroci serca co uczynili. Tak e przy
siodle, i te
atwe do uwolnienia, woje umocowali oszczep i pami tny dziryt Bo eny. - Prawdziwy
wojownik z pani namiestnikowej – powiedzia jeden z wojów. A teraz wszyscy oni poluj i kamieni
szukaj , które zbieraj na kupki.Za Dzier ykraj mierzy krokami i stopami,wyznacza miejsca jazów
- 42 -
jazów i przep awek i lini wa ów. Tu nie jest tak atwo jak przy przesiece - tu woda podczas
powodzi musi by ujarzmiona, lecz musi p yn , wype nia zbiorniki z eremiami, stawy z rybami,
no wszystko, co potrzeba.
Gdyby te wsie Okruszka – Borowe i Czy ówek nad Bobrem le
y, to Bo ena poprosi aby m a
o wyrysowanie k pieliska dla sióstr, Hildy i dzieciaków... Wtedy by si w lato przyje
o na
piele... Ba, gdzie si b dzie mieszka ? Czy Dzier ykraj móg by za atwi jakie miejsce
zamieszkania w pobli u Czy ówka i Borowego?
Z daleka odg osy polowania dolatuj . Pokrzykiwania podnieconych wojów s czym zwyczaj-
nym – to m odzi m czy ni, jeszcze si bardziej o rado z owów staraj ni li o up. Dzier ykraj,
wpatrzony w desk co na niej wyrysowuje. Zaraz Bo ena ten rysunek od niego dostanie i postawi
w lewym, górnym rogu kolejny znak - nast pn liter s owia skiego pisma. To na dzisiaj ostatnia
deska. A jutro... Jutro b dzie trzeba zostawi tutaj m a samego i do Czy ówka lubo Borowego –
nadchodzi pora rodzenia i lepiej podczas niej by w warunkach dogodniejszych ni te co w lesie
podczas zimy. Okrzyki my liwców chyba si zbli aj – pewno jaki zwierz umyka w t stron . Co
to mog oby by ? Dawno dzika nie upolowali... To mi siwo p owej zwierzyny takie suche... ujesz,
gryziesz, starasz si chocia ze lin zmiesza , by wi cej soczyste si zda o... Gdyby do tego mie
oniny - jej paseczki powtyka w tusz przed upieczeniem...
Naraz oczy Bo eny zacz y si robi coraz okr glejsze i wi ksze. Z lasu wypad odyniec-
bardzo du y i ci ki. Prosto na Dzier ykraja rwie, a ten j i konia zas ania – stoi na drodze ody ca.
- Uwa aj! - okrzyk Bo eny powoduje poderwanie przez Dzier ykraja g owy.
Dzier ykraj widzi
tawe szable i fajki ody ca. Spotkanie z nimi wn trza ludzkiego uda, to pe-
wna mier – wykrwawisz si nim oddechniesz ze trzydzie ci razy... Trzeba si gn po nó . To
niepewna bro przeciwko takiej rozp dzonej masie, ale zawsze... R ka Dzier ykraja si ga do pasa,
oczy nie opuszczaj zbli aj cego si gwizdu ody ca. R ka nie napotyka no a! No, tak – jest u
Bo eny za krajk wetkniety... Rozkraczy si i zas oni sob
on , konia i,i, i...
- W bok i za drzewo! - cienki g os Bo eny uruchamia nogi Dzier ykraja. Ju w skoku odwraca
ow ku onie.
Bo ena trzyma napi ty uk. Strza a wylatuje jakby w zwolnieniu – ruchem lamazarnym... Rzut
oka na dzika. Strza a tkwi w jego oku. Jest drzewo! Schowa si za i patrze , i - w razie czego -
siebie po wi ci , eby ona...
Ona ciska dzirytem. Oko na dzika. Dziryt w drugim oku ody ca, lecz ten – rozp dzony – biegnie
na o lep. Bo ena trzyma w r kach oszczep. Jedna jej noga przesuwa si nad koniem, druga stoi
oparta na drewnianym podnó ku, oszczep jest wsparty o ziemi . Wykorzystuj c ten oparty oszczep,
Bo ena zeskakuje na ziemi . Mi kko, na ugi te nogi.
Odyniec napotka jaki wykrot czy korze . Potyka si . Ko uskakuje w bok. Dzik zarywa ryjem
w pod
e i przekr ca si na bok. Bo ena ju jest przy nim. Obur cz trzymanym oszczepem godzi
w widoczny kawa ek dziczego podbrzusza. Ostrze oszczepu chowa si w dziku. Tak samo jak ten
nó , którym papie a... Dzik usi uje wsta na nogi. Oszczep najwyra niej to wstawanie utrudnia –
pl cze si mi dzy dziczymi nogami, zapiera si ko cem o ziemi , powstrzymuje...
Dzier ykraj podchodzi do Bo eny, wyjmuje zza jej krajki swój nó . Wbicie ostrza w podgardle
ody ca i obrót ostrza w ranie wywo uje chlu ni cie posoki. Dzik pada na brzuch. Drgawki nóg.
Coraz cichszy kwik. Zmartwia ...
- Dzier ykraj – to trwo liwy g os Bo eny – dzieci chce na wiat... Leci mi po udach moja w as-
na krew...
* * * * *
Wszystko liczy si wed ug ko ca, a poród sko czy si powodzeniem, ma y niemowlak dotrwa
do czasu osi gni cia wn trza domu Okruszka, niejako na laduj c matk . Doszed do siebie,
ochrzczono go, nadaj c mu imi Hubert.
, rós ... Przy nim oboje rodziców, szcz liwi oboje.
Pracami przy wa ach kierowa Okruszek. Tysi ce ch opów i ludzi stanu trzeciego stawi o si do
prac. Codziennie ka dy pracownik otrzymywa wi , jakby kwituj
przepracowanie dniówki. To
samo przy pracach wyr bowych i przy uk adaniu przeszkód, zasadzek, pogmatwanych i myl cych
korytarzy w przesiece, czym kierowa Odrzyw . Sto wici w r ku ch opa, dawa o mu pewno
otrzy
- 43 -
mania na w asno jednego anu ziemi. Tyle wici w r ku cz owieka stanu trzeciego dawa o mu
wyniesienie do stanu mo nych i pó ana ziemi na w asno oraz pomoc w zagospodarowaniu roli.
Có , budowle zako czono przed up ywem stu dni i nikt nie mia wystarczaj cej ilo ci wici. Wtedy
Odrzyw zwo
zebrania, na ka de mog o si stawi tysi c ch opa. Na o miu takich zebraniach
Odrzyw , w imieniu namiestnika Dzier ykraja i samego ksi cia Polski zapewni , e niezad ugo
trzeba b dzie broni wa ów i przesieki przed najezdnikmi. A za ka dy dzie uczestnictwa w tej
obronie dwie wici si dostanie. Gdyby za obro cy wojn pomy lnie i pr dzej zako czyli, dzi ki
asnym staraniom, to jeszcze dodatkowe wici – do stu – dostan i wspomo enie wi ksze przy
zagospodarowywaniu uzyskanych nada . Za ch opi dzielni – do wy szego stanu zostan
przybli eni. To samo tyczy si rodzin najbli szych i rodziców tych – którzy w walce polegn .
Wybuchów rado ci nie by o. Ch op nie jest ufny na wyrost – wi , to nie to samo, co ziemia...
Ale twarze by y zamy lone, ka dy wa
prawdopodobie stwo polepszenia losu z mo liwo ci
pracowania po staremu. A jak bardzo si wyró ni ? A jak tej obrony wcale nie b dzie? A jak umr
od ciosu?... Wychodzi o na to, e mo e si op aci o budowa i warto b dzie potem broni .
- 44 -
Rozdzia VII
arowiska
S owianie – tak mówi wielu – przybyli do Europy ze wschodu. Kiedy osiedlali si w Europie,
cesarstwem Rzymu targa y k ótnie ustrojowe, religijne, narodowo ciowe, podatkowe i inne. Kolos
na glinianych nogach - Cesarstwo Rzymu – podzielono na cesarstwo wschodnie i cesarstwo
zachodnie, S owianom by o bli ej do Konstantynopola ni do Rzymu, Konstantynopol potrzebowa
nierzy, zawód
nierski dawa niez e dochody, tedy wielu S owian najmowa o si do s
by w
wojsku cesarza wschodu. Jednym z takich najemnych
nierzy cesarza „Rzymu” - czytaj
Bizancjum – by , po mniej-wi cej pi ciu wiekach od przybycia S owian do Europy, Mojmir z
omu ca. Znaczy – Mojmir by obecny podczas swoich narodzin, lecz o tym O omu cu, jako o
miejscu pochodzenia rodziny, dowiedzia si od ojca, który te by najemnym
nierzem cesarza
wschodu. A pó niej Mojmir dowiedzia si , e jego rodzina uciek a z O omu ca, kiedy niejaki
Samo tworzy pa stwo, którym w adali Germanie, utrzymuj cy si z pracy S owian. Wielu S owian
wtedy uciek o przed barbarzy cami – jak mo na by o nie wierzy werbownikom cesarza
Bizancjum, e barbarzy cy jedz dzieci, a najbardziej smakuj im dzieci s owia skie?
Przez te rodzinne wspominanie o O omu cu, który Mojmirowi przedstawia si jako najpi k-
niejsza miejscowo na wiecie, nad rzek Moraw – te najwi ksz i naj liczniejsz ze wszystkich
rzek, Mojmir nada sobie nowe imi - w
nie Mojmir, czyli mój mir, mój ad, mój porz dek, mój
pokój, moje wywy szenie przez innych, bo oni mnie uznaj za m drego – mam u nich mir... Sta
si dla innych Mojmirem z O omu ca, o którego po
eniu wiedzia ma o kto. Albo – czasem –
powiada o sobie, e jest Morawianinem lub Morawcem. Jego ojciec, ju umieraj c, przestrzega
Mojmira, by zaprzesta tego rozpowiadania o Morawie, O omu cu, swojej s owia sko ci, bo to
mo e doprowadzi do uroje i wtedy Mojmir zas
y sobie na imi Mojzwid, lecz o tej ojcowej
przestrodze Mojmir postanowi zapomnie i to mu si rych o uda o.
Zdobywa wiedz o S owianach, o ich ksi stwach i pa stwach o innym ustroju ni monarchicz-
ny. W ko cu wiedzia prawie wszystko. Policzy
e zjednoczenie S owian w jednym pa stwie uczy-
ni oby z nich pot
najwi ksz na wiecie, a w adc takiego pa stwa.... Wola zachowa w
najg biej po
onych skrytkach swojego mózgu my l o tym – kogo on widzi na miejscu w adcy
tego pa stwa. Na razie dziwi si , e nast pcy Samona nie wymy lili tego samego, co on. Mogliby
mie ,cho by z samego tylko dorzecza Wis y i Warty, pi set tysi cy poddanych. Z tego do s
by
w wojsku... No, powiedzmy ze dwadzie cia tysi cy. W sumie armia ponad stutysi czna, powierzch-
nia tak rozleg a, e a niemo liwa do podbicia i opanowania przez obcych...
Kiedy pa stwo nast pców Samona zacz o upada i wida by o, e si nie podniesie, w Mojmi-
rze dojrza o postanowienie – on, b
cy setnikiem w armii Rzymu, czytaj Bizancjum, zebra
garstk
nierzy pochodzenia s owia skiego i uciek z cesarstwa. atwo si domy li , e nad
Moraw , gdzie – dok adniej w O omu cu – ustanowi stolic swojego pa stwa o nazwie Morawy.
Na poczatek mia przy sobie
nierzy pochodzenia germa skiego, tak powi zanych ze S owia-
nami, szczególnie za ze S owiankami, e a wiernymi i pos usznymi s owia skiemu w adcy, Moj-
mirowi. Pó niej Mojmir kolejno przedstawia swoj wizj pot gi S owian ksi
tom ró nych
pa stewek i podporz dkowali mu si liczni ksi
ta s owia scy. W
ciwie urzek a ich wizja
Mojmira, lecz to – przecie – wszystko jedno czy wizji podporz dkowany, czy jej twórcy...
Sz o nie le, cho nie tak dobrze jak roi Mojmir. Wystarczy o – jeszcze za ycia Mojmira – do
nazywania jego tworu Wielkimi Morawami. Na nieszcz cie Wielkich Moraw, kiedy po mierci
Mojmira nie wykonano ustale mi dzyksi
cych i w adc nie zosta ani ksi
Pilzna, ani ksi
otnicy czy Sopronu, ani ten z Budziszyna, ani z Pragi, ani z Krakowa, tylko mi dzy synami
Mojmira – Ro cis awem i Borzymirem dosz o do sporów, w wyniku których w adc Wielkich
Moraw zosta Ro cis aw, wtedy Polanie przybyli nad Wart . Ksi
Krakowa ba si , e zap ata
jego ojca – Kraka – któr dosta od Mojmira za przyst pienie do Wi zi S owian, e Ziemia
Go szyców, b
ca ow zap at , zostanie Wi lanom i Lachom odebrana przez Ro cis awa i
postanowi zwi za si z Polanami.Tak powsta zal ek Polski, a Wi S owian, czyli Wielkie
Morawy sta y si sporo mniejsze. W dodatku potem przybyli inni S owianie zza aby i So awy.
Wi S owian musia a odda cz
ska,a za Jesienik, Hrvatom. Reszt
ska zaj li Polanie i ta
- 45 -
kraina sta a si cz ci Polski. Z ksi stwa B atne skiego odeszli na po udnie tamtejsi S owianie, bo
nie odpowiada a im religia, jeszcze przez Mojmira wprowadzana dobrowolnie-przymusowo.
Wyst pi z Wi zi ksi
Budziszyna. Pilzno i Praga uznawa y si za lepsze i wa niejsze od
omu ca. Czy Morawy mog y nadal mieni si Wielkimi?... Nawet S owacy – przedtem
najwierniejszy sprzymierzeniec Mojmira,og osili powstanie pa stwa ca kiem od Ro cis awa nieza-
le nego. Mimochodem zauwa my, e pod „opiek ” Hrvatów...
Wszelako Ro cis aw by godny swojego imienia, nadanego mu przez Mojmira. Ro ci , jako s o-
wo, ma kilka znacze . Ro ci – oznacza - mie ochot na posiadanie. Ro ci – oznacza tak e –
zapowiada si , albo te obiecywa na przsz
. A z
liwi dla Ro cis awa stronnicy jego brata,
Borzymira, nazywali w adc Rois awem... By o-jak by o – Ro cis aw trwa , sprowadza na Morawy
misjonarzy z zachodu, znaczy – Niemców - acinników i przeszkadza w ten sposób Czechom zaj-
mowa si zajmowaniem ziem Moraw – Czesi mieli do k opotów z uciszaniem wa ni mi dzy
zwolennikami obrz dku chrze cija skiego-s owia skiego, a stronnikami obrz dku chrze ci-
ja skiego-rzymsko aci skiego.
Po mierci Ro cis awa, na Morawach wybuch a wojna. Do w adzy pchali si syn Ro cis awa –
wi tope k i syn Borzymira – Svatomir.
Wygra
wi tope k. B
c u w adzy zdo
przekona ksi
t Pilzna i Pragi w Czechach, e
powinni trzyma si Moraw i wspólnie z nimi czyha na mo liwo odrodzenia wielko ci pa stwa
Wi – lepszego od Polski dla jednoczenia S owian. Jego pojmowanie przysz
ci nie da o si
rozpozna , bo go nie mia ! On chcia jednoczy i ju ! Ale po co? Tego nie wiedzia nikt. Troch
ja niejsza sta a si przysz
Moraw, kiedy biskup Pragi, Metody, na wniosek kap anów
niemieckich obrz dku aci skiego zosta uwi ziony na Morawach – to by sygna , kierunkowskaz –
Morawy maj si sta ziemi wp ywów niemieckich, a mo e i cz ci Niemiec... Mo e owo
jednoczenie S owian mia o zapewni
wi tope kowi du e znaczenie w Rzeszy Niemieckiej jako
ksi ciu du ego kraju, jako panu licznych poddanych?... W Czechach – tak to wygl da o –
zamierzenia by y podobne – trzyma si okr tu niemieckiego i móc krzycze , e si p ynie... Tylko
ksi
ta Libic, z rodu S awnika, woleliby by poza Rzesz ...
Nie uda o si rozpozna – który z w adców niemieckich ma wp yw na wietope ka i czy w ogóle
taki wp yw istnieje. Wszak nie brakuje po ytecznych (dla silnych) durniów,którzy silnych
popieraj , roj c, e wypas si na obrywkach z pa skiego sto u. Za poduszczeniem niemieckim, czy
bez niego, pewnego pi knego wiosennego dnia wojska morawskie i czeskie przesz y Prze cz
Jesienick i we-sz y pomi dzy przesiek a wa y przy Bobrze. Jednocze nie – mniejsze si y
morawsko-czeskie – wtargn y na
yce, na zachód od Nysy
yczan. Na
sku naje
cy nie
zastali wojsk polskich. Wsie i grody przyjmowa y ich spokojnie, wszystko by o dla wkraczaj cych
wojsk dost pne, wszyscy... Jacy znowu wszyscy tam nikogo nie by o! Mo e uciekli z obawy przed
nakazem czynnego wspomagania zwyci zców podwodami i ywno ci ?... A niewiastami to nie?...
* * * * *
Radoborowice le
y na pograniczu. Pola wsi dotyka y Ziemi Go szyców, Ma opolski w
ci-
wej oraz Opolszczyzny, czyli
ska. Jako nie by o tak, e radoborowiczanie nie wiedzieli o ist-
nieniu wiata poza w asn okolic , któr ubezpiecza od strachów przed najazdem obcych gród w
Opawie. W ka dym razie ubezpiecza podczas pokoju. A teraz Radoborowice wiedzia y, i w adca
Moraw wojuje z Polsk , mo liwe – e tak e o Ziemi Go szyców, a ona stanowczo za blisko
Radoborowic le y, gdyby mia y na t ziemi wkroczy wojska morawskie...
Pola Radoborowic stanowi y w asno Lacha o nazwisku Filak. Ryszard Filak, chrze cijanin
obrz dku s owia skiego, zgodzi si by na uczestnictwo swoich ch opów w budowie wa ów i prze-
sieki na
sku. Teraz pana Filaka i jego rodziny w okolicy nie by o – ona z dzie mi gdzie
wyjecha a, a w
ciciel wsi i pan swoich poddanych stawi si do obrony Polski przed Morawcami
– s
w oddziale dawnych dru ynników z tej okolicy, bo tak stanowi o prawo polskie – mo ni,
jak jeden m , musz si stawia do walki, gdyby broni si mia o przed najazdem obcych. Zwano
to ruszeniem ogó u mo nych, natenczas ustawa a troska o dochody, o zasiewy i zbiory – w my l
zasady : jak ci wilcy napadn , to wprzód o obronie ywota dumaj, ni li o ochronie posiadanych
dóbr.
- 46 -
W chacie Wies awa Pucka, jako najwi kszej we wsi, siedzieli wszyscy tutejsi ch opi. Próbowali
ustali op acalno stawienia si do obrony przesieki w porównaniu z pozostaniem na miejscu i
biernym oczekiwaniem na wej cie wojsk morawskich. Oczekiwanie stanowi o niewiadom , której
wyliczy si nie da o. Mo e by
danie przez Morawców jutrzyny i podda stwa, a mo e by
sprze-danie ludzi w niewol bizanty sk ,aby opró nili miejsce dla osadników z
Moraw.Prawdopodobniej-sza jest jutrzyna, czyli to samo, co dot d. Lecz niewoli wykluczy si nie
da...
Ruszenie do walki... Je li si b dzie po stronie zwyci zców, to b dzie uzupe nienie wici za bu-
dowanie wa ów i przesieki – nadanie ziemi, wolno i w asno ... A je eli Polacy przegraj ?... No,
wtedy znowu staje si niewiadoma – z pewno ci uda si chy kiem powróci do wsi i ze ga , e si
jeno ze starchu w lesie ukry o, a teraz wraca si do znajomego jarzma podda stwa z nowym panem
przy lejcach i bacie... Atoli nie wiadomo, czy wtedy nie stanie si owo – nieprzewidywalne,lecz
mo- liwe, zaprzedanie w niewol ...
W zasadzie ustalili ju to, co zamierzali. Jeszcze tylko Pociuch si przeciwia , namawia , eby
trzyma stron Morawian, bo Ziemia Go szyców s usznie nale y si im, a nie Polakom, a s usz-
no zawdy na ko cu wygrywa wedle przys owia: oliwa sprawiedliwa i na wierzch wyp ywa.
Wreszcie Pucek ostatecznie wszystkich przekona , przypominaj c, e pola Radoborowic nie le na
Ziemi Go szyców, tedy s uszno w sprawie Radoborowic jest po stroniePolaków.
- G upie bydlaki o naturze niewolników! - wybuchn Pociuch. -
sko zosta o przez Polaków
wzi te si i ujarzmione. W Wielkich Morawach moglibym sta si równoprawnymi sojusznikami
wielu plemion s owia skich.
- I razem z innymi przekupionymi pój na ochotnika w jarzmo niemieckie – ty germa ski
szpiegu – powiedzia zimno a zaciekle Pucek, wsta z awy, chwyci ze sto u kuchenny, wielki nó i
pocz si przeciska w kierunku Pociucha, to si o stó opieraj c, to kolana innych siedz cych na
awie tr caj c.
Pociuch nie czeka na skutek tego pod ania ku niemu ostrza i ch opa. Buchn w okno, zwie-
rz ca, mocno naci gni ta b ona, zapowied przysz ej szyby – zrobi a pprask! - i ju Pociucha w iz-
bie nie by o. Mo naby goni , lecz zanim si w drzwi z czym w r ku zmie cisz, to Pociuch ju na
Morawach swoich b dzie i uj mu b dzie atwiej ni li tobie dogna , bo on o swój ywot sta
dzie...
- No, ch opy – powiedzia Pucek – to teraz pozostaje nam tylko zwyci
, bo ta gnida doniesie
Morawcom o naszym ustaleniu – nie uda si nam oszuka ,
my jeno na troch do puszczy poszli.
* * * * *
Na pocz tku, przesieki broni o jeno stu dziesi tników, podzielonych na dwa oddzia y, którymi
dowodzili Dzier ykraj i Odrzyw . Oj, by o mnóstwo gonienia ko mi w ró ne miejsca, wszyscy –
cznie z wierzchowcami – byli zziajani, spoceni i niewyspani, o g odzie te nie zawadzi
wspomnie , ka dy wie, e jak czasu na jedzenie nie ma, to g ód jest za to ponadwymiarowy...
Morawców i Czechów by o po drugiej stronie przesieki dwa tysi ce. Gdyby oni wiedzieli z ilo-
ma obro cami maj do czynienia... Ale przesieka zas ania widok... Wysy aj Morawce oddzia
badawczy – takie rozpoznanie walk jakby – ka dy woj prze azi przez przeszkody, wszyscy klucz
po za omach i nibykorytarzach z bali, omijaj zwa y pogmatwanych, pokrzy owanych, stercz cych
i le cych pni. Przeszli mo e z po ow grubo ci przesieki, a mo e nie przeszli, ko ca tych
przeszkód jako nie dostrze esz. A tu naraz wiszcz strza y, padaj ranni i zabici. uczników nie
wida – mo e ich stu jest w tym miejscu, a mo e wi cej... Mog by dalej, g biej jeszcze inni
obro cy... Dodatkowy obro ca – Strach – ma wielkie, kwadratowe oczy...Pada komenda do
wycofania, w przesiece zostaj zabici. Przy nich bro , ale nikt nie ma czasu zbiera – mus jest gna
w inne miejsce, gdzie by y objawy przygotowa do natarcia, gdzie z wysokiego drzewa czata znak
da a... Po kilku dniach takiej mord gi przysz a ulga – pojawili si pierwsi ch opi z wiciami,
cepami, osadzonymi na sztorc kosami, z wid ami i o cieniami czy bosakami. W ostateczno ci –
je li z rodziny kilku ich by o – dzier yli w gar ciach k onice od wozów. Czasem mia który byle
jaki uk i lada jakie strza y... Dziesi tnicy posy ali przybyszów na miejsca potyczek – dla zbierania
broni – uków prawdziwych i celnych, mieczy, tarcz, toporów i zbroi. Tego przybywa o, lecz
obro ców przybywa o jeszcze pr dzej – proste wyliczenie na to wskazuje: naje
ców dwa, a
- 47 -
obro ców oko o osiem tysi cy – nijak nie mog o starczy zebranej broni dla wszystkich. Tego
wyliczenia nie warto przymierza do mo liwo ci pokonania najezdników w otwartej walce, nawet
gdyby wszyscy ch opi mieli uzbrojenie i bro wojów – wiczenie robi mistrza, a ch opi walczyli
sposobem kup na najezdników – kupy nikt nie ruszy...
Straty by y jeno po stronie Morawców i Czechów. Oni ju wiedzieli, e obro cami s ch opi.
Lecz nie wiedzieli czy tylko ch opi. Przecie na poczatku mieli do czynienia z wprawnymi
ucznikami,a celno ch opskich obro ców...Panu Bogu w okno – mo naby t „celno ” w ten spo-
sób opisa .
Którego dnia Morawcy i Czesi odeszli. Czujki donios y, e b
próbowa przej cia wa ów.
Które do tej pory ostro nie omijali. W dolinie Bobru nie ma g stwy le nej – wszystko wida –
wespniesz si na wa , hurmem si ruszy, z wa u widok na inne umocnienia... Wi ksza mo liwo
spotkania si z obro cami w bezpo rednim starciu. Z
yc od zachodu ju id ci, którzy
yce
opanowali i teraz ich tam tak wielu nie potrzeba. Mo liwe, e te wa y te du g boko maj ,
jakie zakamarki i pu apki tam s , lecz to nie puszcza. Do tego nacierania, po omacku niemal, na
obro ców, których liczebno ci nie znasz i których z rzadka dojrzysz.
Dzier ykraj i Odrzyw
uznali si za wodzów wojsk zwyci skich. Zastanawia a ich wielka zapal-
czywo ch opów w walce – ch opi stawali bardzo dzielnie, chocia o ostro no dbali. Wnet
wyja ni o si , ze w ka dej wsi by o zebranie podobne do tego w Radoborowicach i takie samo
postanowienie o uczestniczeniu w obronie swojej przesieki. Dzier ykraj poleci dziesi tnikom
przekazanie ch opom paru rzeczy. Po pierwsze, e na przesiece mog zosta nieliczni obro cy,
których dziesi tnicy oceniaj najwy ej – dziesi tnicy owych obro ców wyznacz . Zap at b dzie
nadanie ziemskie dwudziesto anowe oraz tytu w adyki. To jeszcze nie mo ny, ale ju Polak, a
dzie-ci w adyki stan si mo nymi,je li ojciec b dzie w stanie zapewn im – ka demu synowi i
ka dej córce – po jednym anie nowej ziemi, aby biedy nie cierpieli. Ziemi innej ni ta nadana
adyce. Po drugie – pozostali ch opi otrzymaj po anie ziemi i tytu panoszy. Panosza to te
Polak, ale tylko on – jego dzieci stan si lud mi wolnymi, czyli wejd do stanu trzeciego. Po
trzecie – panosza mo e zosta w adyk przy nast pnej sposobno ci uczestniczenia w wojnie
przeciwko wrogom Polski. Teraz czeka trzeba na ca kowite wyp dzenie Morawców i Czechów, co
nie tak pr dko nast pi, bo dru yna jest potrzebna w innych miejscach,a panosze i w adycy za ma e
maj do wiadczenie w wal-ce z wy wiczonymi wojami. Uprawia swoje w asne any, sprzedawa
nadmiary swoim by ym panom, lub sp aca nimi dawn pomoc dawnego pana, je eli takowa by a.
Nie sp aca ziemi, bo ona niegdy do
zaków nale
a i teraz stanie si z powrotem ich
asno ci . Panosze i w adycy dostan w przysz
ci ziemi w nowych miejscach, bo wiadomo, e
w miejscach starych trudno by oby wszystkim nagle przestawi si z poddanych w ludzi wolnych i
posiadaj cych ziemi . Ponadto dotychczasowi panowie...No, im si po odej ciu panoszów t ziemi
odda do ponownego zagospodarowania. B dzie mie miejsce taka jakby wymiana – oddasz an w
jednym miejscu, a w innym dostaniesz i dodadz ci pomoc w zagospodarowaniu. Za darmo! Czeka
spokojnie na starych mieciach – przyjedzie kto , poprowadzi wie do nowej ziemi obiecanej .
Nadejdzie ten dzie ! Nie zgubi wici po wiadczaj cych!
* * * * *
Wojska z
yc podchodzi y do wa ów od strony zachodniej. Ostro no nakazywa a dobrze
przemy le natarcie, przygotowa wszystko i dopiero run na t przeszkod , za któr
upy do
wzi -cia, ywno , zwierzyna, rozkoszne podwiki... By zakaz stosowania przemocy, bo nie idzie o
prze-siedlenia poddanych – idzie o przy czenie
ska na zawsze, tedy zasiedlony by musi. Ale
co tam!
Wojska z przesieki podesz y do wa ów i ich dowódcy przeprowadzili t sam operacj my low
co zdobywcy
yc – przygotowa , przemy le i dopiero uderzy . Woje – podobnie – za wa ami
raj b dzie i tylko korzysta ...Pi kne podwiczki – biada wam!
Przygotowano oddzia y uderzeniowe, odwodowe i maj ce dzia
w bok od g ównego
uderzenia. Dano znak do natarcia. Obie armie po obu stronach wa ów us ysza y w asny okrzyk
bojowy, dodaj cy otuchy, i okrzyk po drugiej stronie wa ów – powoduj cy zw tpienie, bo tako
silny i mnogi, jako i w asne wojsko wydaje...
Wbiegli na ten wa nie bardzo zdyszani. Po drugiej stronie rzeki zobaczyli s w o i c h !!!
- 48 -
miechu by o co niemiara, ale i uciechy rzetelnej, bo zamiast bitwy mieli spotkanie ze
swojakami. Có , nie mo na mie samych przyjemno ci – po drugiej stronie nie by o zdobyczy...
Szli na pó noc po obu stronach wa ów, maj c nadziej , e wreszcie ten raj b dzie. Szli wolno, bo
co jaki czas pokazywa y si oddzia y polskie. Ustawia si taki niby do bitwy, Czesi i Morawianie
te szyki sprawiali, a tu – ni st d, ni zow d – polskie wojsko nik o w puszczy albo za dymami
niespodzianie rozpalonych ognisk.
Te ogniska nie by y niewinne. Z wiatrem Polacy je zapalali a p omienie sz y ku Czechom i Mo-
rawianom. Gro ne toto nie by o – wystarczy y przeciwpodpalenia. Zapala o si suche trawy, las lub
zbo e, wiatr to niós w ty , wojsko si za lini ognia cofa o, polski p omie dochodzi do obszaru
wypalonego przez przeciwpodpalenie i ju nie mia strawy – musia zgasn . Jednak takie
post powanie nie przy piesza o pr dko ci posuwania si naprzód.
Wojska dochodzi y do linii, której ju nie mia y przekracza – nie da si opanowa ca ego
wiata utrzyma go, zasiedli i zagospodarowa za jednym zamachem – trzeba po kawa ku...Ju -ju
mieli zawraca , kiedy natrafili – nareszcie – na dojrza y an zbo a, a w tym zbo u sta a grupa
ów, chyba ch opów, bo trzymali ch opskie narz dzia – takie same, jak na przesiece widzieli.
Po rodku ch opów wznosi si cz ek w zbroi i uzbrojony. Do jego pleców przywiera a posta
równego wzrostu, albo na czym stoj ca. Mo e na zydlu, mo e na beczce dnem do góry obróconej.
Ta posta za m em – wielkoludem zas ania a siebie i plecy woja wielk tarcz .A ten woj dzier
wielki uk z na
on na ci ciw grubo ci liny okr towej, strza - dziryt przypominaj
. Nagle
ci ciwa jakby zagrzmia a, wielka strza a pomkn a ku wojsku, nie trafi a nikogo, lecz wbi a si w
pie drzewa z takim hukiem, a tak g boko, e wszyscy si przerazili – to móg by jakowy tytan
lubo gigant sta-rogrecki...
Raczej z ciekawo ci ni z potrzeby czy zawzi to ci woje ustawili si wokó tej kupy, w
odleg
-ci jako-tako bezpiecznej, bo przed strza z dala wystrzelon mo na si uchyli , i zacz to
do tego olbrzyma strzela , ciska we dziryty i oszczepy. Dziryt czy oszczep ma zasi g od strza y
wi kszy. Jest przy tym ci szy, wi c je li trafi...
Szybki by ten potwór – odtraca lec ce oszczepy i dziryty mieczem, uchyla si przed strza ami,
a ta posta z ty u powrzaskiwa a wtedy g osem dono nym, a cienkim:
- Wystawiasz mnie na mier – ty Okruchu jeden! Durny jeste je op! Oni nas tu pozabijaj .
Umy li sobie, tuman, zgin
jako obro ca Polski – gry b dziesz wnet t twoj Polsk martwymi
bami od spodu, kiedy ci przykryje kurzem popio em i mchem. Zdajmy si w je stwo, bo
puszcz t tarcz .
- Trzymaj! - grzmia olbrzym i nadal odbija , uchyla si i ... trwa .
Wtedy jeden z dowódców czeskich wpad na nowy pomys . Przemówi do ch opów. Obieca im
wolne odej cie, je eli opuszcz tego wielkiego. Potem obieca im zap at za wolne odej cie. Potem
rzuci w stron kupy swoj sakiewk z miedziakami. Za nim zacz li rzuca inni. Pad y komendy do
rozst pienia si , by ch opi mieli przej cie... I ch opi odeszli. Wtedy okaza o si , e za plecami
olbrzyma stoi na beczce niewiasta...
- Ogniem go! – zawo
jaki g os i wnet an zbo a zacz si pali i dymi . P omienie i dym
zbli
y si do olbrzyma i niewiasty tak bardzo, e musia o im by ciep o. No, i ten kaszel... Czesi i
Morawianie rzucili si na os ab ego olbrzyma. Jeszcze si broni , lecz razów p azem i ostrzem tyle
by o, e w ko cu pad na twarz, zaraz pokry y go p omienie i dym zakry . Chciwe r ce pochwyci y
z wielu stron niewiast ...
* * * * *
Ockn si ca y mokry. Pada deszcz, woda wchodzi a mu w nozdrza, wesz a z oddechem do
krtani i zakrztusi a. Nic nie by o wida . Noc?... Pomaca r
twarz. Jeden bol cy strup... Przysz a
pami . P omienie, dym, s abo . Kaszel. Ciosy, upadek na twarz. Musia o go poparzy ... Czy oczy
wypalone?...
Hilda... Dar a si w niebog osy, a oni... Psy parszywe. Tylu na jedn bab . Zam czyli?
- Hilda! - próbowa wydoby z siebie g os zwyczajny, lecz wyszed z jego gard a schrypia y
skowyt.
* * * * *
- 49 -
Le
a na plecach i mok a. By o jej zimno. Wszystko j bola o.- Co mu powiedzie , je li on
jeszcze yje?... M czyzna zniesie wiadomo , e jego on a tylu?...
J kn tak jako ochryple. Wsta a i podesz a do le cego.
- yjesz? - spyta a?- Mnie suknie spali o to zbo e. Ca a jestem naga i zimno mi. Dasz rad
powsta ? Niedaleko st d do domu. Tam si nic nie pali o... Oni odeszli – ju bezpiecznie. Mo e
bym ci zdj a ostro nie koszul i si w ni odzia a?... Pomo esz mi?
Przekr ci si niezdarnie na bok, u ywaj c r k do podpierania.- R ce te ca e poparzone. Jak on
to wytrzymuje?...Wsta . Zobaczy a ten strup zamiast twarzy...
- Poprowadz ci – powiedzia a. - Chyba przejrzysz na oczy, kiedy oparzelizna zejdzie.
Wlekli si powoli w stron domu. On nagi do pasa, ona w jego olbrzymiej koszuli, si gaj cej do
ziemi. Przed domem sta a gromada ch opów. Spozierali ukradkiem na resztki opalonych w osów
pana.
- On ubije, czy daruje? - Hilda uzna a to pytanie za dowód zaciekawienia losem Okruszka.
- Poprosz go, by darowa - powiedzia a.
* * * * *
Pami tk tych wydarze s nazwy wielu miejscowo ci zwi zane z po arami. ary, aga , Go-
rzów, Zgorzelec, arki, arkowo i inne... Znaczenie s owa powiadamia o przesz
ci nie gorzej od
wiadectw materialnych...
- 50 -
Rozdzia IX
W asne miejsca
Zawarcie pokoju by oby dla Polski upokarzaj ce. Zaraz na wst pie ksi
Siemowit musia przy-
zna g
no, i to skryba- acinnik skwapliwie zapisa , e ksi stwo polskie zosta o s usznie poz-
bawione cz ci ziem
skich, bo one z dawien dawna nale si Wielkim Morawom. Ksi stwo
polskie – napisane ma liter , jakby Polska by a jednym z wielu ksi stw polskich. I tak dobrze, e
nie spisywano umowy po niemiecku, bo w tym j zyku ka dy rzeczownik jest pisany z du ej litery.
A przedstawiciel ksi cia wi tope ka wyra nie za da , by Morawy nazwa wielkimi i pisa ich
nazw z du ej litery, a Polsk nazwa inaczej i napisa ma liter – dopiero by oby upokorzenie –
wszystkie inne rzeczy, bez wzgl du na wa no ,zaczyna yby si wielk liter , a nazwa pa stwa
musia aby by napisana tak, jakby wcale rzecz nie by a...
Sto y, przy których przedstawiciel Moraw dyktowa warunki zaprzestania dzia
wojennych,
us-tawiono w podkow . Przy takim ustawieniu najwa niejsze jest miejsce u szczytu sto ów – to s
te sto y oddalone od brzegów podkowy. Morawianin za da , by ten szczyt by jeno krótkim
stolikiem. Na najwa niejszym miejscu siedzia on, z jego prawej strony siedzia biskup Ruppert,
niby pomocnik biskupa Metodego, a w rzeczywisto ci sprawca uwi zienia swojego zwierzchnika,
Niemiec, d
cy do wyrugowania z Czech i Moraw religii chrze cija skiej obrz dku
owia skiego.
Po drugiej stronie Morawianina siedzia skryba – te Niemiec. I to by y wszystkie miejsca przy
tym stole poprzecznym do dwóch ogonów podkowy...
Przy biskupie Ruppercie Morawiec posadzi Druzn , dowiedziawszy si , e to kap an chrze -
cija ski obrz dku aci skiego. A ksi
Siemowit zosta usadzony przy skrybie! Podczas
pracowitego zapisywania pocz tku porozumienia ksi
m czy si ujarzmianiem ochoty na
wybuch i wezwanie stra y. Wszak to w jego Gnie nie taki wypierdek powa
si lekcewa
ksi cia Polski. Czy wypada o to znosi ? A Druzno da spokoju... Ten skryba tak mozolnie i
przewlekle wypisuje g sim piórem ich s owa...
Druzno, szeptem, wywiadywa si o sposoby radzenia sobie z tymi odmie cami,którzy
nabo
stwa odprawiaj przy u yciu j zyka S owian.Szept by niemiecki – to by dialekt z pó nocy
Niemiec
- Przecie wykszta cony cz ek nie mo e si zni
do nauki tych gryzmo ów wymy lonych przez
jakiego Cyryla dla swoich wspó ziomków. Wiadomo, e to by z pochodzenia S owianin i dlatego
wi ty j zyk Rzymu stara si poni
.Czy to prawda, Eminencjo, e ten Metody jest bratem owego
Cyryla? Jak mo na by o dopu ci S owianina do tak wysokiego urz du ko cielnego?!
Tym sposobem Druzno uzyska sojusznika w rozmowach o pokoju, dodawszy jeszcze j zyczek
do szali wagi – rzekom ch przyj cia przez Siemowita, dla ca ej Polski, chrze cija stwa obrz dku
aci skiego – ten j zyczek przewa
szal na korzy Polski. W
ciwie dyktuj cym warunki
pokoju sta si biskup Ruppert, który za ka dym razem poprawia przedstawiciela wi tope ka, po
uprzednim zasi gni ciu opinii Druzny. Rozumie si , e biskupowi sz o o dobro religii, a nie o dobro
Polski poga skiej i heretyckiej...Druznie jakby równie ...
Ustalono, e na opustosza e ziemie mi dzy Nys
yczan a Przesiek nie b
przesiedlani
mieszka cy Czech i Moraw, bo ich w
ciwym miejscem nie jest zdobyta kraina. Na to miejsce
przesiedlani mieszka cy
yc, z zastrze eniem, i musz to by chrze cijanie, s uchaj cy
nabo
stw i nauk w j zyku aci skim. - Z Moraw i Czech nalaz oby tych heretyków jak wszy. W
kraju nowoochrzczonym trudniej by oby to wyt pi ni li u nas. My im ... A na miejce uwolnione na
ycach inni acinnicy przyjd – biskup u miechn si porozumiewawczo w stron Druzny.
Ustalono, e przez Wielkie Morawy, w tym przez ich nowe ziemie na
sku, b
mieli
swobodny przejazd przybysze z Italii, zd aj cy do Polski. - Przy lemy wam tu dobrych misjonarzy
– znowu u miech w stron Druzny.
- I eby z Czech i Moraw misjonarze tych heretyków nie mieli wst pu – szepn Druzno – ci
sami mogliby, co do nas z Rzymu... Niechby od nas wpadali do nowych osadników na
sku,
kiedy b
mie chwil wolnego czasu...Co acinnik – to acinnik...
Ustalono, e religijn obs ug wiernych chrze cijan na
sku Czesko-Morawskim b
mogli
zajmowa si jedynie duchowni przybyli z Polski.
- 51 -
- Czy nie warto pomy le o zmianie nazwy pa stwa, które powróci na ono Rzymu, oderwaw-
szy si od herezji bizanty skiej? - szept Druzny niczego nie nakazywa ...
Ustalono, e w razie zmiany nazwy pa stw lub pa stwa porozumienie musi by zawierane od
nowa.
- Jeszcze mediatora. Mo e Wasza Eminencja?...
Ustalono – biskup Ruppert okaza si skromny lub przemy lny – e mediatorem w razie nie-
porozumie co do dotrzymywania warunków pokoju b dzie zawsze aci ski biskup O omu ca.
Ksi
Siemowit podpisa si pod porozumieniem znakami s owia skimi. Biskup ju zamierza
si sprzeciwi , lecz spojrza wpierw na Druzn , a ten si u miecha i machn lekcewa co r
, co
biskupa uspokoi o – rzeczywi cie, podpis jest najwa niejszy, a nie liternictwo...
* * * * *
Dzier ykraj stawi si w Gnie nie na wezwanie ojca. Druzno rad wys ucha wie ci o spokoju na
nowej granicy Wielkich Moraw z Wielkopolsk i Ziemi Lubusk , ucieszy si z powracania
Okruszka do zdrowia i z jego rozs dnego podej cia do sprawy gwa tu na Hildzie.
- Stan naprzeciwko nawa y jak wariat -powiedzia – lecz to raczej z wyobra enia powinno ci
wobec Ojczyzny by o, ni li z rozs dku. Za to brak urazy do ony jest dowodem jego roztropno ci.
Zdruznie przeka , e ma bra pod uwag synów Okruszka przy wyje dzie na wschód.
- Tato mówi o wyje dzie po dwudziestu latach? - Dzier ykraj – mimo znajomo ci ojcowych
zdolno ci w wieszczeniu – by zdumiony.
- Tam, przez jaki czas, b dzie miejsce twojego brata – powiedzia Druzno. - My musim patrze
w dwie strony co najmniej, bo i na wschodzie s Germanie.
- A moje miejsce? Wszak nie mamy ca ego
ska, a mnie namiestnikiem tej ziemi uczyniono...
- Ty – rzek Druzno – teraz zarabia musisz na nadanie jako zap at ... Jedna trzecia przy onie i
dzieciach – tam e ze Zdruzn b dzisz si widywa oraz Stoigniewem. A dwie trzecie czasu mi dzy
yczany. Pracowa , by chcieli Polsce s
. Niech e pr dzej zgadzaj si na osadnictwo z poru-
czenia Morawców, bo wnet wi tope ka braknie i tam walka o w adz si kroi. Uda o nam si spo-
wodowa nap yw wie ych osadników, zag cilim zaludnienie w innych cz ciach Polski... Sen
wieszczy mia em... Leszek, syn ksi cia w druje na swoje miejsce. W Gnie nie jego miejsce jest. A
Svena miejsce jest w Szwecji.
yczanie maj op aca si samemu ksi ciu Moraw, a nie jakim
po ledniejszym mo nym Morawcom lubo Czechom. Wedle prawa polskiego b
osadzani, a jak
wi tope ka nie stanie, to oni nie b
mieli komu op aty dzier awnej uiszcza . Dlatego my musim
im u ycza wszelakiej pomocy, aby oni Polsce wdzi czno byli winni. Potem albo w dobrach
ogólnych b
, albo w dobrach mo nego jakiego ...I w
cicielowi za pomoc si odp ac . Nasi „mi-
sjonarze” wnet przyb
i t pomoc zawioz
yczanom. Od ciebie
yczany o tym maj si do-
wiadywa , bo namiestnikiem
ska by nie przesta . To jest twoje miejsce a do mierci. W lep-
szym po
eniu jeste ni li nasz ksi
.
- Jak to? - nie zrozumia Dzier ykraj.
- Ksi
nie ma nic w asnego – jeno u ytkownikiem dóbr ogólnych jest. Ze wszystkiego jest
rozliczenie -skarbnik skrupulatnie wszystko zapisuje i sumuje. Wnet komory ksi
ce powstan .
Komornicy b
pomocnikami skarbnika w ró nych ziemiach. Znajd sobie zdatnego na komornika
cz eka, by go na
sku mia .
Po tej rozmowie z ojcem Dzier ykraj poczu si zm czony. Dawno z rodzicem nie rozmawia i
zapomnia w jaki sposób ojciec przekazuje swoje my li. Naprawd trzeba by o bardzo nat
uwag , aby si nie zaka apu ka przy ojcowym przeskakiwaniu z jednej sprawy na inn , przy
powracaniu do tego, co zda o si ju zako czone. Chyba wszystko zapami ta i zrozumia – tak
uwa
. A najwa niejsze by o ustalenie ostateczne w asnego miejsca w yciu. Dom, na którego
zbudowanie i zaopatrzenie wie jak zarabia , potem ona, dzieci, bracia. Dwie trzecie i jedna trzecia,
taki podzia czasu... Tydzie ma siedem dni... Znaczy – siódmy dzie tygodnia na osobiste sprawy
przypadnie, bo siódemka przez trzy niepodzielna, a tato o tym na pewno nie zapomnia ile dni ma
tydzie .
* * * * *
Kap an Swarzeca przekaza dowódcy nakaz z Gniezna. Nast pnego dnia wszyscy wiedzieli: -
od-
- 52 -
mawia papie owi i innym ludziom z rodów Krescencjuszy albo Tuskula czyków przed
enia po-
bytu w Italii. Wyra
przypuszczenie, e mo e da si wynaj w Polsce innych eglarzy. Oni –
znaczy ca a pi setka – zapa ali mi
ci do ycia zakonnego. Wszyscy zamiaruj rozpocz
nowicjat u benedyktynów i prosz Ojca wi tego o pomoc w ich rozdzieleniu pomi dzy poszcze-
gólne klasztory. W zasadzie mogliby uda si do Polski, by namówi jakich
eglarzy do pe nienia
by na papieskich okr tach, wszelako do nowicjatu im pilno, on musi biec przepisowo, kiedy
oni b
podró owa do Polski pod nadzorem jakiego starszego brata-zakonnika. Bo inaczej
podró mog aby niejedno powo anie zmiejszy , albo nawet ca kiem je z duszy zabra ...
Chwyci o. Zostali porozdzielani, wydano im stosowne odzienie dla nowicjuszy. Oddali swoje
asne szaty. Zostali nale ycie podstrzy eni. Przydzielono im opiekunów. Wyt umaczyli, e jeden
lub nieliczna grupa mo e straci na szukaniu i namawianiu eglarzy wiele czasu. A je eli jeden
dzie musia jeno jednego odszuka i namówi , to nast pców znajdzie si bardzo pr dko.
Wyruszyli zaopatrzeni w stosowne pergaminy, prosz ce kogo trzeba o pomoc dla podró uj cych
misjonarzy, bo w misji przecie podró owali...
Szli przez Karynti . Kraj s owia ski,a w adca - Niemiec... Wielu S owe ców narzeka o na przy-
wódców. Arnulf obiecywa , e Niemców sprowadza nie b dzie i prawie obietnicy dotrzyma . S k
w tym – prawie. Celowiec, stolica S owe ców, zosta gruntownie przerobiony, i przebudowy
dokonywali Niemcy, za S owe cy mogli w tym uczestniczy tylko jako si a pomocnicza,taka –
wynie ,przynie ,pozamiataj... Nic dziwnego, e S owe cy narzekali. A ten z
liwy Arnulf, po
przebudowie przemianowa Celowiec na Klagenfurt. Po s owia sku oznacza to albo ustawiczne na-
rzekanie, albo bramka do utyskiwania... Jeden z wa niejszych starych przywódców zdoby si na
szczero i wyja ni jakiej grupie misjonarzy, e synowie Ludwika Deutscha nie s jednakowi.
Te-ra niejszy cesarz. Karol Gruby, jest nieudolny i gnu ny. Karol ysy, który poprzedza na stolcu
cesarskim swego brata, nie by
ywym zaprzeczeniem powiedzenia, i na m drej g owie w osy nie
rosn .. Za to by dowodem prawdy, e i na g owie g upiej nie chc rosn ... Najlepszy by trzeci syn
Deutscha – Karloman, który nie sadzi si na zdobycie korony Italii, czarnej - czwórgraniastej
korony Longobardów i trzeciej korony – ju cesarskiej. On zadowoli si koron królestwa Bawarii.
A syn Karlomana, czyli wnuk Deutscha , Arnulf, ju z ca kiem innej gliny ulepiony – on uznaje
owian za równorz dnych Niemcom ludzi i b dzie Karyntianom przewodzi w d eniu do
wybicia si ponad inne krainy Rzeszy Niemieckiej. Po tym wywy szeniu wielu Karyntian zajmie w
Rzeszy stanowiska najwa niejsze i b dzie Niemcom wydawa plecenia.
- Po jakiemu? W jakim j zyku? - zapyta jeden z nowicjuszy zakonnych i to zmrozi o wzajemne
odnoszenie si przywódców Karyntian i w drowców misjonarzy. Wszyscy stali si sztywni jak
suche deski...Tylko klasztory w Karyntii by y niezmiennie w drowcom yczliwe i pomocne – atwo
by o o jad o, noclegi, k piele i dobre s owo.
To samo w Czechach – u miechy, nabo
stwa na yczenie opiekunów, jad o, noclegi, pranie
odzie y lub wymiana szat zu ytych. Tu kluczem do wzmo onej uczynno ci by o imi biskupa
omu ca – Ruppert. Troch mniej yczliwo ci by o od osadników z
yc, którzy zajmowali
sk pocz wszy od Nysy, a na przesiece sko czywszy. Ca kiem s abo by o w Panonii, w dawnym
ksi stwie B atne skim, gdzie – w zasadzie – ywego ducha nie by o. Pewno ci w tym wzgl dzie
nie mo na mie , bowiem nocami, podczas usypiania pod przykryciem opo czy nieba zdarza o si
widzie ruchome cienie, zakrywaj ce gwiazdy w coraz to innych miejscach, jako e ucieka y
przed znakiem krzy a przez opiekunów czynionym. No, jako to przetrwali, post czasem na
zdrowie wychodzi, a i troch przestrachu zdrowiu s
y...
W Gnie nie na przewodników-opiekunów czeka y wygody w domach zajezdnych. Dla powraca-
cych wojów przebranych za nowicjuszy benedykty skich czeka y namioty pod Gnieznem. Z opie-
kunami spotka si Druzno.
- Drodzy ojcowie – powiedzia po acinie – je eli wam wygodniej, to mog z wami mówi dia-
lektem z Lacjum, albo dialektem Niemców z pó nocy.
Wybrali acin i w tym j zyku Druzno powiedzia im, e s w Polsce – pa stwie jeszcze nie
ca kiem schrystianizowanym, cho by z powodu trudno ci wyboru mi dzy Rzymem a Konstantyno-
polem. Znalezienie eglarzy dla papie a by oby mo liwe, lecz w Polsce ka de r ce woja s na wag
- 53 -
ota, bo ludzi jest ma o, a od wschodu istnieje wielka pot ga poga skich Normanów, której nale y
si przeciwstawi . Niestety, tak e w Polsce s owi poganie z Normandii, bo ksi
Polski poj za
on ksi niczk ze Szwecji tedy ka dy, kto by w Italii, wa ny nad Wart , Odr i Wis jest jako
wiadek warto ci chrze cija stwa – wi kszej od wierze Normanów. Na to zakonnicy o mielili si
wyrazi w tpliwo co do wy szo ci Rzymu nad Konstantynopolem, szczególnie teraz, kiedy
papie za papie em b dzie wyznaczany przez Krescencjuszy albo Tuskulanów.
- My naiwni nie jeste my – powiedzia jeden z zakonników – i nie wierzyli my w tak nag e
przyj cie powo ania do ycia zakonnego a do pi ciuset S owian. Papie tako w to nie wierzy, ale
spodziewa si od was eglarzy naj na te okr ty, które od was kupi . Z drugiej strony nie b dziem
namawia wszystkich razem i ka dego z osobna na z
enie lubów czysto ci cielesnej, bo wnet
ludzie by wymarli. Prosim, by – kiedy u was si u adzi – ch tni do s
by na papieskich okr tach do
Italii przybywali, bo dobrzy z was ludzie. Pracowici, opanowani, dzielni. Szcz
wam Bo e.
Z eglarzami spotka si Dzier ykraj.
Polska teraz w opa ach – powiedzia – i odp aci wam za dobr s
nie mo e. Musicie na
zap at poczeka . Mo ecie czeka przy rodzicach. Mo ecie tako dos ugiwa si wi kszej od
zwyczajowej zap aty. Jam jest namiestnikiem
ska, którego cz
zabrali nam Morawcy, Widzie-
li cie to po drodze... Za pomoc osadnikom, których mijali cie, za s
enie im rad , za dowo enie
im sprz tów, ziarna na siewy, bydl t, narz dzi i innych rzeczy, tam nada wam b
móg po
dwadzie cia anów na w asno wraz z onymi osadnikami na prawie polskim. Lepiej pomo ecie w
zagospodarowaniu – lepsze miejsce potem dla was b dzie. Tam mo ecie dla siebie gniazdka wi i
tam znale wasze miejsce w yciu. Pracowa tam trzeba w szatach, które cie na w asnych
grzbietach z Italii przynie li. Cerowa , ata , zszywa i inszych nie u ywa .
- Jak d ugo? - zapyta ten sam mia ek, który w Karyntii pyta przywódc tamtejszych S owian.
- mielsi b
mogli tam budowa swoj przysz
ju za nieca e lato – powiedzia
Dzier ykraj. - Ostro niejsi za lat kilka lub kilkana cie, kiedy stamt d i z
yc okupanci odejd .
- Z czego si przez ten czas utrzymywa ? - zapyta
mia ek.
-Tak samo jak smardowie – pracownicy w dobrach ksi
cych. Tfu! W dobrach ogólnych chcia-
em rzec.
* * * * *
Radoborowice by y wsi raczej du
. Le
y niejako na uboczu czy na ko cu kilku krain. I tymi
przyczynami mieszka cy Radoborowic t umaczyli sobie odwlekanie spe nienia obietnic, danych
ch opom przy przesiece. Inne wsie ju sta y puste, ich mieszka cy gdzie tam w wiat pojechali, a
tu nic nowego – rano obrz dek i dojenie mlecznych matek, potem wyganianie na pastwisko. Potem
niadanie dla ludzi, podczas którego zastanawianie co do siewów, bo ziarno przepadnie, je li si
st d wyjedzie, A mo e lepiej zasia ?... Bo jakby si nie wyjecha o, to nawet przednówka nie b dzie
– od razu do ziemi albo na stos pogrzebowy, bo nowe nie uro nie, je li nie zasia albo nie posadzi .
A u którego dnia – jest! Przyjecha konno i to sam Odrzyw
! Akurat sko czy o si
wyganianie na pastwiska, Pucek prosi go cia na niadanie, podczas którego Odrzyw
radzi co
bra , jak pakowa , o zapasach na drog mówi , gdy to daleko.
Potem – ju bez w tpliwo ci - zacz o si zganianie zwierz t z pastwisk i ich sp dzanie w
stadka, które b dzie si p dzi tu za wozami. Drób koniecznie do klatek – w workach podusi si
wszystko, a takie poduszone do jedzenia niezdatne – mierdz ce si robi, chyba dlatego, e krew
nie spuszczona atwo si w uduszonym ptaku psuje. Chocia ... Jak si dzik kaczk z owi... No, te
troch dziwny ma smak. W ka dym razie nie do worów, bo lepiej mie w nowym miejscu co
ywego.
Dopóki si przy zwierz tach krz ta o, to jako zwyczajnie by o. Potem jak si wozy pakowa o –
te podobne by o do zwyczajnego szykowania si do wyjazdu na targ. Ale jak ju wszyscy pow-
siadali, jak pierwszy w rz dzie wozów, Pucek, cmokn , lejcami po zadach wo y tr ci i one
ruszy y.. Baby poj y, e to na zawsze i przypomnia y sobie, ze one oczy maj na mokrym
miejscu...
Przez ca y ten dzie Odrzyw móg si zastanawia czy wi cej bab chlipa o, czy mo e szlocha-
o, by y te
kaj ce, a i spazmów nie brak o. W tym dniu na popas si nie da zatrzyma , pili , pop -
dza , pogania .Dopiero przed samym wieczorem zezwoli zatrzyma si na nocleg.Zwierz ta pozga-
- 54 -
niane do kup uskuba y troch trawy, lecz bez zapa u, mo e dlatego, e pojone by nie mog y. Pucek
wyznaczy otroków do pilnowania stadek w nocy,ludzie rozpalali ognie i ogie ki,rodziny gromadzi-
y si w wyczekuj ce na jad o i napoje kupki,pryska o,skwiercza o,topi si t uszcz – jego krople
pa-da y w p omienie,co powodowa o chwilowe wzmo enie wiat a,iskry wylatywa y na spore
odleg
-ci, jakby im si przestrze poza ogniskiem podoba a wi cej ni ten niezno ny skwar od
omieni.
Odrzyw wyj z sakwy zimne pieczone mi so i ma y podp omyczek. Posili si , otar usta i
pomy la o mo liwo ci zlizywania z ro lin porannej rosy, co musia o si od
na jutro. Ka da
rodzina by a zaj ta w asnymi sprawami i k opotami. Przymus zadbania o posi ek nieco podsuszy
zy na niewie cich policzkach i brodach. Niemniej ci
kie westchnienia nie ustawa y. Kiedy
wieczerza dobieg a ko ca i baby zacz y dobytek zbiera , nieumyty do wozów znosi , Odrzyw
zarz dzi zebranie wsi przy ognisku Pucka. Pachol ta, otroki i dzieweczki wawo okr
y ognisko,
widocznie ciekawe czy widok jest taki sam z ka dej strony. M odziankowie i niewiastki – obie
grupy osobno – siada y po cichu i tylko ukradkowe pozierania w stron tej drugiej kupki dawa y
zna , e si sprawdza czy ta druga p
na pewno gdzie nie odesz a, bo to ju by oznacza o
oboj tno prawdziw , a nie tylko t udawan i podkre lan odosobnieniem grupek. Nareszcie –
poza karmi cymi matkami i niemowl tami - wszyscy siedzieli i gaworzyli o biedzie znanej i
nieznanej – tej nowej, nad tym nowym losem i now przysz
ci sie smutnych s ów rozci gano,
bo nie mo na przewidzie jakie nieznane nieszcz cia ka dego dotkn .
Odrzyw wysun si przed twarze siedz cych, ognisko o wietla o jego stoj
, wyprostowan
posta i twarz wyra nie zagniewan . Pogwarki ucicha y, coraz rzadziej kto jeszcze s ówko
dopowiedzia i – w ko cu – nasta a cisza, wszyscy czekali na to, co ten mo ny, ten dowódca z
przesieki powie nowego.
- To co? Zawracamy do Radoborowic?- Odrzyw wpatrzy si w ogie i czeka na odpowied .
Najpierw odpowiedzia a mu cisza – pewno ich to pytanie zaskoczy o. Potem, chórem, odpo-
wiedzia a najm odsza cz
wsi. - Nieee!!! Tu jest inaczej! Tu jest ciekawie! Ale doro li milczeli,
nawet westchnienia niewiast usta y, jakby ich piersi pora one by y czym mocniejszym od alu za
bied utracon .
- Zwierz ta nie p acz - powiedzia Odrzyw . - Powiadaj wprawdzie, e deszczu jest tyle, co
kot nap aka , kiedy jest go za ma o, lecz gady, koty, psy, byd o – no, nie znam zwierz cia, które
aka oby z bólu lub alu. Wy p aczecie zapewne z alu, e wasi m owie na przesiece stawali, e
budowali... Czasu i starych poczyna nie cofniesz... Jednak e wy chyba starej biedy
ujecie i
st d wasze szlochy. Wypada znale nazw dla rzeki ez przez was wylanych. Jak mniemacie –
ona czy Rzewna? A mo e po prostu loza? Dzi si zastanówcie czy j chcecie umie ci tam,
dok d was wiod , czy jutro zawracamy i niech loza w Radoborowicach p ynie. Dobrej nocy i
owocnych zastanawia
ycz .
Wszyscy ju byli w wozach, jeno pastuszkowie biedzili si nad roznieceniem ogniska dla siebie.
Za pó no si spostrzegli, e mo na by o wzi jak rozpalon ga
z najbli szego nich ogniska i
mie z tego zarzewia ogie – teraz rozdmuchiwali tl ce si w gielki, zapewne podk adali po
szczypcie suszu . Pod budami wozów trwa y rozmowy – s ów Odrzyw pods uchiwa nie chcia ,
ale podniesione g osy, okrzyki bólu, upni cia... Najwidoczniej m czy ni wzi li si do
naprowadzania miru najprostszym ze znanych sobie sposobów – omot babie sprawi , eby
wiedzia a dlaczego p acze...
Ledwo wit zabieli czer zarania, Odrzyw
zlaz ze swojego noclegowego d bu. Jego ko pas
si razem z innymi zwierz tami. J zory i z by zagarnia y apczywie traw pokryt obfit ros . Pas-
tuszkowie skulili si przy niewielkim ogie ku i wcale nie spostrzegli, e on wsta i ruszy w las –
szuka najwi kszych li ci, na których rosa nawet wielkimi kroplami osiada.
Wróci , kiedy ju trwa a krz tanina przy rozdmuchiwaniu wczorajszych ognisk, niewiastki i inni
cz onkowie rodzin donosili matkom, czyli szyjom rodzin, garnki, kubki, dzie ki, miski,
ki i
wszystko inne, do posi ków przydatne. G owy rodzin tkwi y na koz ach wozów, pewno si
zastanawiaj c czy ich najmilsze j dzule, szyje kr
ce g owami, b
d ugo udawa , e s uch i mo-
trac , kiedy ich m do nich si odzywa.
Do Odrzyw a podszed Pucek.
- 55 -
- Wybaczcie naszym babom – powiedzia – one zaby nie mog , i
my niegdy przez was w
poddanych obróceni zostali. Teraz im si zdaje, e nagroda za tamto zabranie wolno ci jest za ma a.
Powiada – jedna z drug – e teraz jeno za zas ugi wojenne nas nagradzacie, a stara krzywda nie
jest wcale odszkodowaniem s usznym wymazana z pami ci. My – m owie – tak nie uwa amy jak
nasze zacietrzewione a najmilejsze. Ustalilim, e posi ki b dziecie z nami spo ywa . Co dzie przy
innej rodzinie. A po wieczerzy, bym prosili, by cie naszym babom co-nieco obja niali o wiecie.
Nie gniewajcie si – my was naprawd bardzo szanujem. Wasze siod o u mnie w wozie jest.
Wzi em na noc, eby nie nawilg o. Dzi jadacie przy moim ognisku. I mo e by cie mojej ulubionej
sekutnicy o tym p aczu kota... Ona upiera si , e kot p acze i g osem, i zami.
- To po com ja po mokrym lesie tej rosy szuka ? - Dzier ykraj powiedzia to ze miechem, lecz
Pucek odebra to jako przytyk. G os sumienia mu mo e podpowiada ?...
* * *
Po wieczerzy kr g przyogniskowy zebra si pr dko. Odrzyw w tym kr gu siedzia i na sie-
dz co zacz mówi .
- Na wszystko jest w
ciwa pora. Dzisiaj niewiasty - wy cznie niewiasty – ustal nazw
waszej nowej miejscowo ci. Wybór jest taki – albo Krzywda, albo Biadoliny. Ka da swojemu
owi swoj nazw wieczorem poda, a jutro m owie si zbior i policz g osy niewiast. Nazw
wybran przez wi kszo niewiast podadz przy niadaniu m owie, by si niewiasty na siebie nie
poobra
y za odmienno od w asnego, czyli najlepszego zdania. Co do p aczu kota...
Rzeczywi cie z oczu zwierz t wylatuje czasem kropla czy par kropel cieczy. Wszelako nie s to
zy bólu albo alu czy goryczy. Zwierz musi co jaki czas powierzchni oka mie przep ukan i w
razie potrzeby ta ciecz pod powiekami pomaga mu przeczy ci oczy z kurzu i py u. Mrugnie par
razy powiekami, p yn sp ucze zanieczyszczenia i jego nadmiar - malutko bardzo – wyp ywa z oka.
Teraz o starych krzywdach i nagrodach, lecz jeno troch , by i na inne razy starczy o. U Normanów
wszyscy s w jednym stanie, który u nas zwie si stanem trzecim. Tam liczy si posiadany maj tek
– ten wa niejszy, kto ma wi cej okr tów, wi cej s ug lub niewolników albo srebrników czy
kosztowno ci. My z was uczynilim poddanych, a siebie nazywamy mo nymi. Mo ny niby wiele
mo e, a poddany ma wiele nakazów i zakazów. Co lepsze, a co gorsze?... Moja robota, to ycie
stawia przeciwko wrogom ksi cia, przeciwnikom mo nych, podanych i stanu trzeciego. Ja to
musz wykonywa ,chocia em mo ny. A waszych m ów pyta em o zgod ... Zwa cie, e jeno
ochotnicy przesiek budowali i ochotnicy na niej si nara ali w walce przeciwko Morawcom i
Czechom. Czy który poleg lub raniony zosta ? Czym nakazywa ich ywi siebie przed ciosami
zas ania ? Mo e wam, drogie szyje rodzin, wasze g owy nie mówi y, i e w tych nacieraj cych
wojskach mow niemieck si s ysza o... Otó ja wam teraz mówi – u nich dowódcami przewa nie
Niemcy byli. Mogliby cie si doczeka podda stwa u Niemców, gdyby do Radoborowic przyszli.
Mo e z nich panowie lepsi od nas, mo e nie bardzo... My wam nie zabraniamy wiary waszych
przodków wyznawa ... Cz
z was chrze cijanami jest, inni swojego boga czcz . Ani nie pytam –
jakiego. To wasza wolna wola, wasza sprawa. A Niemce, je li tu nastan , dadz wam boga nowego.
Mo ecie od Niemców dosta now religi , wyuczy si nowej mowy, inny obyczaj mie , prawo
niemieckie mie ... Nie zamiaruj wam dawa takiego wyboru – mo ecie wybra jeno mi dzy
podda stwem pod nami lubo panoszami osta , potem w adykami i mo nymi wasze dzieci i wnuki
uczyni . Zwa cie, e panosza, w adyka i mo ny zbrojno musi na wezwanie stawa . Macie wybór –
jeszcze mo em zawróci . We cie pod uwag , e z innych wsi odwrotów od nowej przysz
ci nie
by o... Mam pewno , e nikto z was o stanie trzecim nie marzy – bo my przedtem ustrój rodowy
mieli i nikto z nas do trudów samodzielno ci pojedy czej nie przywyk . Niby niczyjej ziemi u nas
zatrz sienie, lecz pr dko kto zapyta mo e – sk de swoje miejsce wytrzasn ? Kto ci ziemi nada
i kiedy? Poka zapis – powiedz . A rodu przy was nie b dzie i nikto nie po wiadczy, e on ziemi
z dziada-pradziada macie... Dobrej nocy ycz .
Tej nocy Odrzyw spa pod bud jednego z wozów.
* * *
Po trzech dniach w drówki odwrotu ju nie by o – Ryszard Filak ju móg wprowadza do
Radoborowic nowych ch opów lub wolnych go ci ze stanu trzeciego. Zreszt na wozach nie by o
ni-
- 56 -
kogo, kto chcia by wraca do starych k tów. Dowodzi a tego sprawa wyboru nazwy – Biadoliny dla
nowej osady. Podobno adna z niewiast nie powstrzyma a si od g osu, a kto chcia by wybiera
nazw dla miejscowo ci, w której nie chce mieszka ? To by o rano. A wieczorem by a mowa o
licz-bach.
- Mamy w Polsce mniej-wi cej pi dziesi t razy po dziesi tysi cy mieszka ców – mówi Od-
rzywoj. Trzy czwarte tych mieszka ców, to poddani. Trudno wiedzie – ilu doros ych i do roboty
zdatnych . Nie wiemy nawet, czy wi cej jest w ród poddanych niewiast, czy m ów. Tak samo nie
wiemy jaki jest wiek, p
i sprawno mo nych, wiemy jeno, e jeden na dziesi ciu mieszka ców
nale
do niedawna do stanu mo nych. No, i stan trzeci – czternastu mieszka ców na stu do owego
stanu przynale y.
- Zaraz, zaraz – przerwa Odrzyw owi jaki g os – wypada, e jeden na stu nigdzie nie nale y.
- Mo e to duchowny, a mo e zbójnik – powiedzia Odrzyw . - Otó – spo ród mo nych,
których jest w Polsce pi razy po dziesi tysi cy, wliczaj c starców, niewiasty i dzieci, mo na
wystawi do obrony jakie pi tysi cy wojów. Za w dru ynie tylu s
nie mo e, bo to ywi
woja trzeba, mieszkanie mu da ,stajni dla konia, rzemie lników do napraw uzbrojenia i broni -
cho by smalcerzy i p atnerzy, albo wytwórców strza i uków. Lepiej nie mówi g
no o
liczebno ci dru yny, bo nie wolno – za powiadomienie, o sile zbrojnej, naszych wrogów jest kara
mierci przez po wiartowanie. Inaczej zwie si to obci ciem cz onków... Spo ród poddanych, w
obronie przesieki bra o udzia osiem tysi cy. Powiedzmy, e panoszami i w adykami stanie si
osiem tysi cy rodzin. Po latach wielu prawie wszyscy panosze i w adycy istnie przestan - prawie
wszyscy stan si mo nymi. Mo na liczy , ju teraz, e nasza si a zbrojna wzro nie o osiem tysi cy
wojowników, przewa nie pieszych . Kiedy tyle rodzin panoszów i w adyków wejdzie do stanu
mo nych, si a dru yny mo e wzrosn o tysi c wojów konnych, za do obrony b dziem mogli
wystawi ponad dziesi tysi cy ludzi wojennych. W mi dzyczasie rozród b dzie, lecz nie liczmy
na – niech e ten przyrost do zasiedlania i zagospodarowywania ziemi s
y. Kiedy ludno ci
dziem mie dwa razy wiecej ni li teraz, to w samej dru ynie ponad pi tysi cy b dzie s
, co
na tak wielki kraj za du o nie b dzie. Ja to wam wyliczam, by cie od dzisiaj rozpowiadali o naszej
sile trzykrotnie zwi kszonej od tego com wam rzek i wylicza . Plotka i pog oska oraz strach przed
pot
, to do-datkowi obro cy Polski. A je li napotkacie takiego, który o te liczby wypytywa
dzie, to migiem do grododzier cy lub w odarza gna i powiadamia , bo to szpieg b dzie.
* * *
Ostatni wieczór, bo na jutro Odrzyw Biadoliny zapowiedzia , po wi cony by pa stwu.
- Polska – powiedzia Dzier ykraj – jest krajem lubo krain – tako w j zyku S owian mówi si o
kawale ziemi wyodr bnionym przez ró nice od innych krain. Powiedzmy przez wielo jezior albo
gór czy mokrade albo suchych pusty . Tak e przez inn ludno ni li w krainach s siednich. Na
naszych wspó ziomków mówim po s owia sku – krajanie. Jednak niektórzy s siedzi mówi o
Polsce – pa stwo, bo nasz j zyk nieco si zmieni w porównaniu z laty poprzednimi i my
nazywamy w
ciciela lub posiadacza ziemi oraz – jednocze nie – nadzorc nad poddanymi
owem - pan. Pa stwo jest uznawane za kraj panów. S owo panosza pochodzi od s owa pan,
wszak e to same nie jest. Tedy baczcie, by od waszego nazwania nie ukuto s owa - panoszenie si ,
jako oznaczaj cego cech zadzierania nosa, zarozumia
ci i buty, bo cie jeszcze nie panowie.
Panuje nad Polakami ksi
. Panuje wojewoda, grododzier ca w odarz i w
ciciel ziemi, na której
pracuj ch opi. Mo na powiedzie , e panuje, lubo w ada – w adyka. Lecz panosza... Lepiej,
eby cie si panoszy nie próbowali, bo na miech si narazicie.
* * *
Oniemieli! Drog gruntow jechali, Odrzyw
mówi , e ju blisko, droga zakr ca a, oni ten
zakr t przebyli... Wtedy zobaczyli wie marze . Nowiusie kie zabudowania – obej cia ogrodzone
palisadami. Domy z kominami. Droga przez wie – brukowana... Dzieciaki pu ci y si p dem i
azi y w otwarte bramki, wybiega y z krzykiem, e nawet studnie s i naczynia.
- Musicie obej cia losowa – powiedzia Dzier ykraj – by kwasów mi dzy wami nie by o. Do
zbudowania jest jeszcze szko a i wi tynia. Mnie ju czas do innej pracy. Rych o dam o sobie zna .
- 57 -
Rozdzia X
Z zi bu w gor ce ramiona.
Podda si . Cia o sta o si obce – raczej wyobra
sobie jego istnienie ni czu . Jeszcze przed
chwil pas na ko uchu uwiera go w biodra, jeszcze rusza zzi bni tymi palcami u stóp... Teraz
zoboj tnia , siedzia w siodle nieruchomo, a jego ko porusza si pod t gór , bo mia nadany
kierunek przez niego, kiedy jeszcze bada my
przysz
. A mo e sz o konisko, bo i inne sz y?
Jak to si sta o, e tak oklap w
ciciel rumaka nad rumaki,posiadacz cia a arcysprawnego – zda o
si niewra liwego na zm czenie,trudy i zranienia? My l ju tylko wstecz si ga a, wi c nie warto si
upiera , trzeba z ni wspó pracowa , niech e w ostatnich chwilach ywota chocia wspomnienia...
troch przyjemno ci... Jako mniej zimno... Pomy la , e zamarza. Wiedzia , e zamarza – s ysza
opisy zamar ni ludzi – przestaje si czu zi b, a potem si zasypia. Wi c umili sobie owo
za ni cie przegl dem przesz
ci...
Wtedy by pewny, e ojciec jest nieudolnym limorem. Dlatego pojecha szuka wsparcia dla
asnych zamierze , które stan si jawne, kiedy ojciec zamieni si na stosie pogrzebowym w
kupk popio u. Trzeba pali zw oki, bo wej w nie mo e duch pod y i wtedy w pir powstaje...
Tam, na wschodzie... Zwierz ta wielkie, od nied wiedzia wi ksze... Od tura troch mniejsze. Wyg-
da y jak koty pasiaste... A gro ne pono i ludzi rade z era ... A przy ludziach jeszcze wi ksze a
agodne niby krowa. Mleko dla m odych tako maj , ale rogów – nie... Za to na grzbiecie
garbate...Podobno rzadko pij , ale bardzo du o. Na pustyniach s
za wierzchowce. Albo mocno
je objuczaj i s
, zamiast wozów, do przenoszenia ci arów. Wozy musia yby si w tym piachu
zary i ruszy je by oby trudno. Ale tam gor co na tych piachach...
Jakby troch cieplej od tej my li o pustyni... Wiadomo, e to u uda, wszelako o umilenie ko ca
chodzi... Tamci ludzie mieli sko ne oczy i p askie twarze. Nie móg nauczy si ich j zyka i inni
musieli mu t umaczy s owa tych sko nookich...To inni ludzie. Wcale nie pojmowali jego ch ci
nawi zania przyja ni i wspó pracy dla utworzenia wspólnej pot gi przeciwko wspólnym wrogom.
miali si . Pustynia i step wystarczaj co ich przed wrogami chroni – oni musz si strzec
asnych przyjació , kiedy przyjaciele w z
wpadn , bo wróg w pustyni i step nierad si
zapuszcza...
Chyba te niepowodzenia uczyni y go s abym. Nie znalaz nigdzie ch tnych do stworzenia soju-
szu. Nie mia z czym wraca . Ju przed tymi górami straci ochot na jedzenie. Jecha , bo inni
jechali. Oni chc wraca ? No, tak – ich nikt o nic nie obwini – to on ojcu nie wierzy i pojecha
szuka druhów... W
ciwie to dobrze, e umrze... Po mierci wstydu chyba si nie czuje...
Kto mówi?... O nim mówi?... A niech e robi cokolwiek... Jednak jeszcze s yszy si i rozu-
mie...
- Zdejmujcie go! Rozdziewa i mocno niegiem trze . A si ca y zaczerwieni! Ko uchy zapa-
sowe wyjmowa ! Ogie krzesa – ca y zapas ga zi spali i te ko skie bobki tako . Ale jego do
ognia dopiero jak palcami ruszy albo mruga zacznie. ywo!!!
Kogo oni nacieraj ? Czy by mnie samego? Chyba palce stóp zaczynaj pobolewa ...
- Ruszy palcami u nogi! - kto to krzyczy?...
- No to go bli ej ognia! I dalej naciera ! Gdzie tu szale we niane by y na patyczkach dzierga-
ne... O, mam! Tymi szalami trzyjcie, bo od niegu mniej szorstkie.
- Mruga oczami!
- Trzyjcie jeszcze! I bli ej ognia! Leszek! Nie zamykaj lepiów! Pomó nam. Musisz patrze i
palcami rusza !
To do niego? Rusza palcami? No, dobra. Czy one si ruszaj ?
- Rusza wszystkimi palcami!
- W to gniazdo z ko uchów go wsadzi ! Do siod a rzemieniami poprzywi zywa . Leszek! Nie
zamykaj oczu i ruszaj palcami! Ruszaj psia krew, bo ci ka siec rzemieniami!!!
Jest zmiana nastroju. Na mróz tylko czubek nosa wystawiony, cz
czo a i oczy. Wszystko pra-
wie zaczyna czu . Ma nogi i r ce, pas znowu w biodra.... Kaza patrze ! Nie wolno spa !
Konie dysz tak pr dko... Para bucha z ich nozdrzy raz za razem... Czy to si tylko zdaje, e one
ostatkiem si ?... Nie spa , psia krew! Bo o wiczy...Staj . S na szczycie. Nie ma przed nimi gór.
Stok opada agodnie, nie wsz dzie le y nieg, s p aty trawy – chyba zdatnej dla koni, ska ek moc...
- 58 -
- Leszek! Przed nami kierunek do Polski otwarty – to chyba mówi najstarszy z nich, Broniwoj.
Czy ten zmieniony g os oznacza wzruszenie? - Ale ja nie chc wraca do Polski – to on sam
powie-dzia - ca kiem g
no, lecz usta ma zas oni te i tylko szmer we w asnych uszach s yszy,
tedy oni wcale nie pojmuj jego niech ci, jego wstydu i za amania...
Jakie obce g osy... Okrzyki, jakby tupot kroków... Zza ska ki wypada ch opak. Bez nakrycia
owy, w osy barwy przejrza ego re u rozwiane i spocone, wzrok dziki, dyszy. Biegnie ku nim z
ca ej si y, lecz jakby ju jej mia nie za wiele... Zza tej samej ska ki wypada trzech m czyzn w cza-
pach futrzanych i pó ko uszkach. Portki, chyba, tako z futra. Buty, te futrzane, pod kolana si gaj
cholewami, na rzemyki wi zanymi u góry. Leszek widzi jak jego towarzysze gor czkowo dobywaj
z ko czanów uki. Sze strza ... Tamci trzej le z poprzebijanymi gardzielami. Ten ch opak
zawraca ku le cym, wyrywa z gardzieli strza y, podchodzi z nimi do Leszka i podaje wyci gni
wszystkie sze . Strza y odbiera Broniwoj. Ch opak co mówi. Ongur... Tylko to s owo brzmi
wyra niej, lecz co by mog o znaczy ?... Ch opak idzie w stron ska ki Wszyscy ruszaj za
ch opakiem, ko Leszka tak e. Mijaj kilka ska ek. Za któr z rz du stoi osiod any ko . Wita tego
ch opaka r eniem i tuli nozdrza do jego go ej r ki, Ch opak dobywa z sakwy u siod a futrzan
czap i takie r kawice. Wsiada na konia. Odwraca g ow ku Leszkowi i patrzy. Pytaj co?
Zapraszaj co? Leszek odchyla ko uch sprzed ust.
- Jedziemy za nim – mówi.
- To ty, Lesiu, teraz ju móg by pospa – to g os Broniwoja – we miem ci mi dzy dwa konie.
Musisz troch odpocz , bo ledwo si spod kosy Kostusze wywin .
Leszek my li. Usypia. Jak ja mog em... Co ja mog em? Z boków dwa konie. Bezpiecznie. Dob-
rze, ciep o. Dobran...
* * * * *
Bardzo ciep o! Leszek otworzy oczy i zobaczy nad sob anielic . Pi kne jak niebo oczy. licz-
ne w osy do ramion. Barwy z ocistej pszenicy i grube niby odygi pod tymi z osistymi k osami. Fut-
ro rozchylone... Stercz piersi anielicy. Bia e z by w wi niowych ustach. U miech. Skórzana suknia
do ziemi. A on... - Swarzecu, dlaczego ja jestem nagi?! W cebrzyku z ciep wod ?
- Gizella – mówi anielica... Tfu! To jest Anielica. Przyk ada paluszek – och, jaki smuk y i
ró owy – do obni enia sukni mi dzy piersiami.
- Leszek – jego palec te przy mostku.
Ona zaczyna go my ! Jak e przyjemnie by szorowanym ostr szmatk przez tak cud-dziewi-
... Ona jest bezwstydna! Myje wsz dzie, nie pomijaj c nawet... Swarzecu – czego ona tam
szuka?
Ona kr ci g ow – jak e d uga a kszta tna szyja – i jest to kr cenie z zadowolenia, bo znowu
miechni ta a oczy jej b yszcz promieni cie... - Dlaczego, Leszek, si nie wstydzisz? ...
Bierze go za r
. Ci gnie. Znaczy – wyj z cebrzyka. Du a, ciep a, w ochata tkanina zostaje
zarzucona na jego g ow i cia o. Znowu szorowanie, tyle e such tkanin . Gizella owija mu biodra
i... No, tak e gór ud, bia zawijk . Nie bardzo wprawnie ale w ko cu jest zadowolona ze swojego
dzie a. Leszek troch poprawia zawijk , a Gizella ca a w czerwieni staje. Dopiero teraz si
zawstydzi a?
Nad g ow ob a powa a. erdzie okryte od góry skór . Jurta? Tak ci sko noocy na swoje na-
mioty mówili... To pomieszczenie jest przegrodzone. Przeci cie w przegrodzie rozchyla si i wcho-
dzi ten ch opak. Niesie desk , na której stoi paruj ca miska. Och, jak pachnie...
Leszek poch ania drewnian
gor
polewk , a Gizella nadal go odziewa a. Odzienie
by o jego w asne, jednak e ciep e, suche i czyste... Zanim sko czy jedzenie drugiej miski polewki,
ca y by spocony, lecz czysto odziany i uczesany ko cianym grzebieniem. Gizella przytkn a swój
paluszek do jego mostka i powiedzia a:
- Lendziel.
Co by to mia o znaczy ? Chyba co dobrego, bo oni tacy uczynni i mili...
* * * * *
Wszyscy – jak ich by o pi dziesi ciu jeden – spotkali si na okr
ym placyku pomi dzy
jurtami. Od placyku odchodzi y wolne przestrzenie – jakby uliczki. Za pierwszym kr giem jurt
widnia drugi kr g, potem trzeci, czwarty, nast pne...Miasto. Ludne miasto. Chyba kilka tysi cy
- 59 -
mieszka ców..
- Maj wiele tysi cy koni – powiedzia Broniwoj. - Nasze pas si razem ze wszystkimi. Cieka-
we czy przyjd , kiedy je b dziem przywo ywa ... B dziem, Leszku?
- Uratowa
mi ycie – powiedzia
eszek, a przed jego oczami pojawi si obraz pi knookiej
Gizelli. - Teraz ty postanawiaj, bom jeszcze otumaniony.
- Zostajem – powiedzia Broniwoj – odpoczniem, j zyk tych jasnow osych poznamy. Jak e ten
ch opak siebie nazwa ?
- Ongur – powiedzia Leszek.
- Jam s ysza w tej jurcie, co mnie myli, Ungar – to g os najm odszego, którego Oseskiem zw .
- A ja – Finn – powiedzia inny.
- Ugro – pad a inna nazwa.
- Ja - Finn...
- Ja - Ugro...
- gry albo gry – powiedzia nast pny.
- Jeszcze cie inne nazwy s yszeli? - spyta Broniwoj.
Wszyscy milczeli.
- Zatem siedem nazw – podsumowa Broniwoj. Powtórzy y si dwie – Ugro i Finn. Mo e to s
Ugrofinnowie... Jednak najbli sza naszej mowie jest ta ostatnia nazwa. Tedy dla nas – tak si
umówim – to b
W gry. Zgoda? Mamy s owa na „ ” zaczynane?...
- Na pocz tek mo e by - odezwa si który z ty u – a jak mow ich poznamy, to najwy ej
zmienim.
Poznawanie mowy sz o jak po grudzie. Rankiem „stadko” Leszka spotyka o si na majdanie,
czyli na placu – tym okr
ym, wokó którego sta y kr gi jurt. Broniwoj wybiera któr z „uliczek”
i szli ni a kr gi jurt si sko czy y. Po drodze sz y z nimi wspomninki, gaworzyli przewa nie o
tym – co b dzie, kiedy do Polski powróc . No, i o tym – kiedy wyruszy na zachód...
Przedwio nie topi o za dnia nieg, a nocami zu ywa o zapasy mroziku, jednak te zapasy wy-
czerpywa y si coraz pr dzej, wiosna domaga a si od przedwio nia,by odesz o w kraj
zapomnienia, bo ona teraz chcia a sobie kwiatów i zieleni do wianka uhodowa , a kwiatki mrozem
nie s zachwycone.
Jedna z tych cie ek po ród jurt wiod a w stron stepu. Natychmiast rozpoznawali swoje konie
po ród tabunu wielotysi cznego, podzielonego na tabuny mniejsze. Wcale nie dlatego, e ich konie
trzyma y si osobno – podobnie jak ich panowie, zdarza y si i inne tabuny podobnej wielko ci,co
ich. Wcale nie dlatego, e ich konie by y wy sze od innych – i po ród tabunów w gierskich trafia y
si konie wyro niete. Ich tabun, powiedzmy – stadko, omija o poduchy ze niegu i zjada o jeno
trawy z miejsc bez nie nych, a konie W grów rozgrzebywa y kopytami nieg, je eli wyw cha y
pod nim jakowe smakowite k ski.
Mo e nasze poznaczy ?... - ten pomys Broniwoja by wypowiedziany bardzo niepewnym g o-
sem, wi c Leszek czu si upowa niony do zaprzeczenia.
- Wlaz
mi dzy wrony, to kracz jak i ony – powiedzia . - Mo e u nich nikto w asnych koni
nie ma i wszystko jest wspólne?... Idzie mi o to, eby gospodarzy nie obrazi ... Przy odje dzie
mo em nasze konisie odszuka .
Inna cie ka prowadzi a do „wozowni”. Na ko cu tej cie ki sta o – bardzo porz dnie ustawio-
nych - z tysi c wozów. Same dwuko owce okryte p achtami z p ótna. Znaczy – splot przy tkaniu
by „p ócienny”, wszelako p ótno mo e by z ró nych ro lin robione, a to nie by o ze lnu.
By a te
cie ka z siod ami – tysi c siode u
onych w dwadzie cia pi rz dów po czterdzie-
ci siode . Po ród W grów musieli by dobrzy siodlarze, bowiem te siod a z samej skóry by y
robione – bez adnych innych, usztywniaj cych materia ów.
- U nich drewna ma o – powiedzia Broniwoj. - Zwa cie, e niektóre cz ci kó u wozów s zro-
bione z ko ci.
Zwiedzili wszystkie cie ki, o nic gospodarzy zapyta nie mogli...
- Koniec tych naszych spotka i wspólnego zwiedzania – powiedzia Broniwoj – bo nigdy si ich
mowy nie nauczym. Z nimi przebywa i próby porozumiemia czyni . Dobrze mówi , Leszku?
- Z ust mi wyj
– pochwali Broniwoja Leszek.
- 60 -
Wiosna zwyci
a – przedwio nia ju nie by o, step bujnia , g stnia , zielenia , maj c ziele
trawy ró nobarwnymi k pami kwiecia i ro linami zielnymi, jeszcze nie kwitn cymi. Leszek stara
si porozumiewa , lecz nie by o to atwe. Od mamy us ysza niegdy co w rodzaju przepowiedni –
kto piewa nie mo e, bo pami ci do d wi ków nie ma – ten nie nauczy si dobrze obcego j zyka,
a i po naszemu b dzie mówi jakby j zyk mia z drewna... Leszek musia przyj to do
wiadomo ci.. Próbowa wielokrotnie piewa wespó z innymi, lecz zawsze wszyscy jako milkli,
albo nawet odchodzili... - Ty lepiej nie bucz – radzi a mama – bo przywabia zaczniesz osy – one
nierade nies-k adnych d wi ków s ucha , one je wabi i do
dlenia zach caj . Uznawa to za arty
i prze miechy... A pewnego razu – osy – nie zwa aj c na jego pochodzenie z ksi
cej rodziny,
po- dli y go dotkliwie... Musia przyzna przed sob samym, e on do piewania i nauki j zyków
niezdatny... Wszak e ca kiem g usi – te jako porozumiewaj si mi dzy sob i ze s ysz cymi... A
je eli W growie i migi maj inne?...
Gizella chodzi a przy nim, jakby go pilnowa a. Próbowa a ró nych s ów w gierskich. Wskazy-
wa a co lub kogo , potem wypowiada a s owo. Siebie pokaza a – Gizella... Leszka pokaza a –
Lesek... Pokaza a jeszcze raz – Lendziel... Pokaza a ch opaka, którego spotkali zim i od
napastników uwolnili – Arpad - powiedzia a.
Wychodzi o na to, e ten ch opak to Arpad... Imi ? Stanowisko mo e? Nazwa rodu?... Gizella
zacz
pokazywa ró ne przedmioty i milcza a, trzymaj c palec nieruchomo. Domy li si , e ona
chce us ysze nazwy polskie. Którego razu przesz a do poznawania nazw czynno ci. W tej materii
Leszek okaza si o wiele bieglejszy ni w piewaniu. Domy la si
atwo znaczenia gestów – ruch
dwoma palcami, na laduj cy chodzenie – kroki – powiedzia . - Albo chodzenie, albo - idziesz.
- Albo – powtórzy a to s ówko kilka razy, a potem przesz a przed nim par razy. - Albo – po-
wiedzia a, a on musia pokr ci g ow .
Uj j r kami za kibi i jakby wcisn w ziemi . Zrozumia a, e on chce, aby sta a w miejscu.
Chodzi przed ni tam i z powrotem. - Ja (pokaza palcem na siebie) id – powiedzia . Potem
dotykiem r k spowodowa , e chodzi a ona.
- Ty – pokaza j palcem - idziesz.
Powtórzy a pokazywanie palcem, Poj a s owo – ja, oraz s owo – ty. Poprawnie nazywa a tego,
kogo pokazywa a palcem. -On – powiedzia Leszek – wskazuj c palcem Arpada . Potem obj ich i
ustawi przy sobie. Gest r
i s owo – my, wystarczy y obojgu, by poj li. Potem atwiej sz o
nauczenie – ja id , ty idziesz, my idziemy, on idzie, ona idzie...
Przypadkowe spotkanie Broniwoja i wymiana do wiadcze nauczycielskich utwierdzi a obu w
przekonaniu, e nauczenie kogo mowy jest trudne.
- Idzie powolutku do przodu – powiedzia Broniwoj – jeno r ce bardzo bol ... Idzie...
To s ówko – idzie – u wiadomi o im, e droga do poznania mowy nie jest krótka... Idzie mi o
to... Idzie wiosna... Nie idzie mi za dobrze... A inne s owa? Jedno s owo,a wiele odcieni – znacze ...
Jednak zasób s ów wystarczy do zrozumienia, e trzeba wyje
– u ywano zwrotu – my
idziemy – bo konie wy ar y trawy w okolicy i musz pa si gdzie indziej.
Rozbieranie jurt, pakowanie wszystkiego na wozy, usadzanie na wozach matek z nieletnimi
dzie mi... Wszystko sprzyja o poznawaniu nazw czynno ci i nazw rzeczy, kiedy si pomaga o,
musia o domy la znaczenia rad i polece . Tym bardziej, e by o s onecznie, ciep o ale nie za
gor co. A w rodku lata porozumiewanie si Polaków i W grów sz o (sz o, czy chodzi o?) ca kiem
nie le. A potem sz o jeszcze lepiej. Wprawdzie porozumiewano si troch po w giersku, a troch
po polsku, lecz zrozumienie by o wystarczaj co dok adne. Na przyk ad sta o si jasne, e konie nie
zostan pomylone i ka dy ma swoje, a wspólne bywaj te same sprawy dla W grów, co dla
Polaków. Zrobi o si mniej obco, a bardziej swojsko. A Leszek mia najlepiej ze wszystkich, bo
tylko z rzadka odzywa si po w giersku... Dlaczego Gizella i Arpad tak si po tych jego
gierskich odezwaniach u miechali?... Czy Leszek, nie maj cy muzycznego s uchu, móg by to
rozstrzygn ?... Czy Gizella i Arpad mówili – wed ug niego – czyst polszczyzn bez obcego
brzmienia?... piewak od razu by to wiedzia .
Latem Arpad nakaza wypraw w kierunku w drówki. Jecha o dziesi wozów, w konie za-
prz onych. Jecha , oprócz W grów, Leszek, ko o niego jecha a Gizella. Trzy dni jechali i dopiero
- 61 -
wtedy sta si dla Leszka jasny cel wyprawy. Na jednym z wozów wieziono kosy. Kosiska, znaczy
– trzonki, trzymad a - mia y te kosy z ko ci. Ko lawe jakie , powykrzywiane, lada-jak po czone z
ostrzami i ze sob – dla przed
enia imaka... Ale kosi y. Pi dziesi ciu ch opa ogo oci o z
wysokiej trawy szmat stepu. Gizella pas a konie, które mia y ch skorzysta z pokosów trawy.
Siedzia a w siodle, pleciony rzemie d ugo ci wyro nietego pytona w r ku trzyma a i to wystar-
cza o do tego, by konie zachowywa y si m drze – nawet nie poziera y na zielone pokosy...
Trzy dni kosili, potem jeszcze dwa dni przewracali pokosy, ustawiali kopki siana. Po powrocie
do jurt Leszek zebra swoich wojów i powiedzia :
- To nie s ca kowici koczownicy. My b dziem od teraz kosiska struga , kosy oprawia i za
ko ników b dziem uchodzi – oni szykuj zapasy siana na zim . Tako – com sam widzia – zio a
ró ne susz na zim , czosnek dziki i insze takie, które u nas niewiasty w ogródkach uprawiaj .
Zim nale y zacz dowiadywanie si o ich pochodzenie. Znaczy – sk d wyruszyli. No, i cel ich
drówki warto pozna . Bo jak nam bardzo nie po drodze... Tato mi si
ni ... Przywo ywa ...
* * * * *
W drówka by a nader powolna. Do ich kopek siana szli miesi c. Wcale jurt nie rozstawiali,
pewno tylko zim im s
y. Przez ca y dzie przenosili wszystkie kopki siana na wozy. Owini te
linami na krzy , po ciskane – nie zajmowa y tyle miejsca co kopki na stepie, ale zawsze. Pewno
przed zim przy której
cie ce mi dzy jurtami powstanie stóg siana , chmur si gaj cy...
Powsta i to niejeden. Uskubywa o si z tego wiechcie spore – ka dy dla w asnych koni. Jeno
Polaków od tego zwolniono, bo oni przez reszt lata i przez poczatek jesieni pracowali jako ko nicy
przy czym nie naruszali adunków na wozach, bo do koszenia je dzili konno. Gizella z nimi, bo –
tak to t umaczy a – jeno ona ma zdolno ci do pilnowania koni w pobli u skoszonej trawy... Hmm...
Jako za cz sto na Leszka popatrywa a...
Dowiadywanie si o pocz tek i cel podró y sz o atwo – niez znajomo w gierskiego mieli
prawie wszyscy Polacy. Pomi my ten jeden wyj tek ze s abym s uchem muzycznym...
W grzy yli niegdy daleko na pó nocy. Mniej-wi cej na szeroko ci Grenlandii. Ze wzgl du na
zmian ciep oty, która si w mro no przemienia a musieli przemieszcza si stopniowo na
po udnie. A dok d id ? Albo to wiadomo? Przecie przed nimi wszystko nieznane, nowe... Jedno
tylko wiedzieli – od jakowych kupców – nad Morzem Czarnym li Chazarowie yj i nie op aci
si z nimi spotyka , bo to oczajdusze, z odziejaszki, brudasy i ba aganiarze. Za kawa ek czego
kosztownego - ojca, brata i druha sprzedadz ... Chazara na pierwszy rzut oka nie poznasz. Tyle, e
czarniawi s ... Lecz po rozebraniu wida ró nic – Chazarowie s obrzezani. Od nich W grzy
dowiedzieli si dawno-dawno temu o istnieniu Bu garów. Blgr – tak t nazw W growie teraz
wymawiali. Pono tych trzech by o Bu garami, których w górach Polacy ywotów pozbawili...
Wed ug Chazarów Bu garzy s na wiecie najwredniejsi... Gorsi od Chazarów? Phy!...
Leszek dosta upowa nienie od Broniwoja, by przekaza to, co teraz on, Broniwoj, i inni o
Bu garach i Chazarach wiedz ze szko y. Prawda-nieprawda - zawsze to bli sze wspó czesno ci
ni li wiedza z czasów dawno-dawno temu...
- Gizelli przeka – powiedzia Broniwoj – ona Arpadowi... Arpad u nich, pono najznaczniejszy,
cho m odzik jeszcze.
Och, jak e pilnie Gizella s ucha a! O wierze ydowskiej, o chaganacie i chaganie, co inaczej si
pisze, a czyta si jako kaganat i kagan, o Asparuchu, który przywiód Bu garów do miejsca o
nazwie Pliska. Przywiód zza gór, w których Leszek i Arpad po raz pierwszy si spotkali, o
przeniesieniu stolicy do Pres awia przez w adc Bu garów Presjana,o przyj ciu przez nich
chrze cija stwa, o ich staniu si S owianami, chocia Asparuch uznawa podbitych S owian za
niewolników...
- A teraz? - spyta a Gizella.
- Jakem wyje
– powiedzia leszek – w Bu garii rz dzili Borys i Micha . Wspó dzia ali z
ni-mi nasi druhowie – Serbowie. Tamtejsi S owianie opieraj si cesarzowi wschodu...
- Cesarz?...
- Ma wiele w asnej ziemi, wiele bogactw, wielu ludzi. To si nazywa pa stwo. A jemu tego ma-
o i nad innymi pa stwami chce mie zwierzchno .
- Tamtejsi S owianie – powiedzia
. - A ty? A twoi?
- 62 -
- Jest te cesarz zachodu, drugi cesarz – powiedzia Leszek – my tego drugiego mamy za wroga,
który chce z nas niewolników uczyni .
Nast pnego dnia Leszek musia rozmawia z Arpadem. Arpad powiedzia
e W grzy te nie lu-
bi cesarzy. I nie osi
nigdy w pobli u Bu garów, Chazarów ani cesarzy. Leszek pomy la , e nie
wolno mu przekazywa wi cej wiedzy o pa stwach i ludach, bo mo e narobi W grom nowych
wrogów... A potem powiedzia :
- Jest kraina, w której aden lud nie siedzia , kiedym wyje
w wiat. Niegdy wódz Attyla i
jego lud – Hunowie – mia tam swój najwa niejszy obóz. Potem Awarowie. A teraz mo e tam by
pustka. Step rozleg y... Wielkie jezioro na wodopoje... I pusto...
- Puszta... - g os Arpada by , zaiste, rozmarzony, co najmniej tak samo, jak jego oczy...
- Zaprowadzisz? - spyta , a Leszek kiwn g ow , bo Panonia na pewno bli ej Polski by a od
tych stepów przy górach. Jeno S owacj przej i ju w domu... Puszta – powiada... A niech mu
dzie puszta. Pusta – puszta...
Po chwili Leszek dowiedzia si , e Arpad chcia by wiedzie , czy na puszcie pomie ci si ca y
Madziar.
- A có to znowu takiego? - spyta zdziwiony Leszek.
Arpad poszed po swój sahajdak, wyj ze siedem strza i powiedzia :
- Tyle jest obozów. Wszystkie razem – z
strza y w p czek – to Madziar.
- Gdzie te obozy?
- Pojedziem po niegu. Teraz m e i ony idziesz. Idziemy. Nie wiem jak powiedzie ...
- Wiemy, e ani jeden z was nie ma ony – wyja ni a Gizella i zap oni a si jak poranna zorza na
dalekiej pó nocy, a Leszek pokra nia niekoniecznie tylko dla towarzystwa.
- Twoi woje nam o waszym obyczaju wszystko mówili. My tutaj zrobim po naszemu – powie-
dzia Arpad.
* * * * *
Stali wszyscy na majdanie i na tych cie kach – ulicach, a nieg wybiela powoli dachy jurt, zie-
mi i ich samych. Na szcz cie nie by o t giego mrozu. A w jurtach tak cieplutko...
Z jurt wychodzi y m ódki wystrojone, uczesane – pi kne od tej swojej m odo ci i nie mia
ci
na twarzach - co b dzie po latach poka e czas. Podchodzi y ku wojom polskim. Stawa y to przed
jednym, to przed drugim, trzecim... Przed ka dym porobi y si kupeczki niewiastek. Tylko przed
jednym sta a samotna Gizella...
- Do ciebie chcia o najwi cej – powiedzia a przyciszonym g osem – lecz im nie wypada wspó -
zawodniczy ze mn . Arpad i ja mieli my za rodzicieli bardzo szanowanych ludzi... Gdyby wola
inn , to powiedz – ja odejd i pó obozu dziewczyn do ciebie przyleci...
Leszek pokr ci g ow . Z jurt nie wychodzi a ju
adna niewiastka.
- Teraz ka dy Lendziel wybierze sobie on z tych, którym on si nadaje na m a – powiedzia
Arpad.
- Inne b
ukrzywdzone – odezwa si Osesek. - Nie mo na wi cej wybra ?
- Znalaz si osesek o go bim sercu – powiedzia Broniwoj – nie rób prze miechów, otroku, bo
mo e to u nich le widziane...
Po namy le, podpartym ogl daniem bardzo uwa nym i przypominaniem sobie – która podoba a
si ju wcze niej – wybrali. Reszta – te nie wybrane – odesz a bez smutku – widocznie to nie
przynosi o im ujmy. W ko cu – to one najpierw wybiera y...
- Teraz pok adziny – powiedzia a Gizella. - Jam si dowiedzia a od innych, e u was inaczej.
Lecz u nas wesele jest po pok adzinach. Pójd , mój m u, do jurty.
Pozwol Czytelnicy, e opis pok adzin zostanie zast piony czym mniej intymnym. Otó –
,
by taki uczony filozof, który nosi imi Spinoza. Zajmowa si zg bianiem istoty rzeczy – stara
si znale sens, j dro wszystkiego. On to nazywa dociekaniem – jaka jest rzecz sama w sobie.
Tak by zaj ty owym dociekaniem, e do
wieku po- redniego, a nie za
obcowania z
niewiast . Jego uczniowie namówili nierz dnic , by mistrza uwiod a. Za op at , to jasne.
Uczniowie – podgadywaniem i zachwalaniem – nierz dnicy pomogli. A po nocy chcieli wiedzie –
jak mistrz ocenia doznania.
- 63 -
- Rzecz sama w sobie jest przyjemna, tylko ruchy filozofa niegodne – odrzek Spinoza.
* * * * *
-Wesele by o na majdanie i w uliczkach. Wsz dzie rozstawieni byli grajkowie z g lami i
benkami. Na majdanie jeden z okaryn i jeszcze jeden - rogiem – pewno po przodkach i Chaza-
rach spadek... Struny z ko skiego w osia. Smyczki – z ko ci i ko skiego w osia. Rytmy wawe,
gor ce. Prawie wszystkie pary ta czy y – jedyny wyj tek musi wystarczy jako dodatek do s owa –
prawie...
Siedzieli oboje z Gizell na siod ach ustawionych przed jurt . Broniwoj przelecia w podsko-
kach, ze swoj nastolatk . - Czardasz! - krzykn i ju go nie by o. - Czardasz – zakrzykn Osesek,
przemykaj c z jedyn
on w wirze szalonym,od którego wiat mo e zako owa . - Czardasz – krzy-
cza ka dy, kto przeta cowywa obok Gizelli i Leszka.
- Do obyczaju nale y, bym za piewa a – powiedzia a Gizela. - Potem ci poprosz do ta ca. To
musowe jest, by ka dy przynajmniej raz zata czy . Nie bój si – jeno postoisz, a ja naoko o
ciebie...
Wysz a na rodek majdanu. g larz do niej podszed , ten z okaryn stan po jej drugiej stronie
a werblista za ni . Skoczna melodia lecia a w step, nios a si wysoko i daleko. Có , Leszek bez
ochyby rozpozna , e graj a Gizella piewa...Mia jaki s uch – s ysza , e graj ...
Zagraj czardasza, najlepszy z g larzy,
do ko ca nocy czardasza nam graj -
w czardasza rytmie dobrze si marzy,
a dusza leci – gdzie wy niony kraj.
G larzu graj
a nastanie wschód,
by m a raj
z oninym si splót .
Niech g liki kwil ,
cieszmy si pi kn chwil ,
czardasza rytm -
oby szcz ciem kwit !
Na rodek majdanu wyskoczy , ze swoj jedyn
on , Osesek i za piewa . Czardasza – a jak eby
inaczej.
Siedzi samotnie nasz drogi ksi
,
chcia by ta cowa , lecz my li : - Nie zd
.
piewaj g larzu : - Ja po to gram,
by nikt nie siedzia sam.
Gizella wyci gn a ku Leszkowi r ce i patrzy a tak adnie, tak prosz co...
Wsta i podszed ku niej.
- Tylko stój – powiedzia a, wi c sta i na ni patrza . By a cudna. Jego Gizella. Od nocy po-
przedniej ju bez wianuszka... Okr
a go z gibko ci pantery. Ociera a si o niego chwilami,
wtedy jemu by o rozkosznie. I niegodnych ruchów nie musia czyni ... Czasem, na chwileczk ,
przywiera a do niego kawa kiem cia a...
- Gizella – powiedzia - u nas jest obyczaj poprawin... Ja uwa am, e nasze pok adziny trwa y
za krótko i musim to naprawi .
Okaza a si
on zgodliw ...
- 64 -
Rozdzia XI
Braterstwo krwi
Jest taki miesi c czasu, który nie ma w kalendarzu numeru. Jednak nie mo na mu nada numeru
trzynastego, bo on nie w ka dym roku si trafia. Niekiedy zdarza si jeno raz na ca e ycie cz owie-
cze, niekiedy wcale si nie pojawia, a par razy udaje si go prze
jeno niektórym ludziom. Nu-
meru ten miesi c nie ma, wszelako ma nazw – zwie si miodowy, cho z pszczo ami czy
trzmielami nie ma zwi zku zbyt wielkiego – on jest po prostu tylko s odki.
W miodowym miesi cu m odym ma onkom powinny si otworzy oczy na sprawy niewie cio-
skie, lecz mi
jest lepa, a m odzi nadal si mi uj , wi c nadal yj wedle w asnych
wyobra
b
korzystaj z „nauk” sprzed ma
stwa. Ona rozsmakowuje si stopniowo w skut-
kach owych – niegodnych filozofa – ruchów. On od pierwszego razu poznaje, lub potwierdza,
wiedz o rozkoszach zbli enia z niewiast . Ona staje si , powoli, nienasycona. On dowiaduje si , e
potrzebne mu s przerwy na odtworzenie nasienia i p ynu nasiennego – on, znaczy, przewa nie nie
wie w czym tkwi sedno rzeczy samej w sobie, lecz zauwa a, e musi odpoczywa , a ona –
niekonie-cznie...
Ona staje si przylepk . On szuka sposobu na czasowe od czanie przylepki,bo nie samym chle-
bem cz owiek yje...
Pierwszy wyskoczy z „no em” Osesek. Zwierzy si Broniwojowi, e przylepk trzeba odcina
no em... A potem obaj poszli do Leszka i Broniwoj przedstawi wspólny pomys obu wojów, doty-
cz cy wysy ania czujek.
- Pod warunkiem, e i ja b
czasem wyje
– powiedzia Leszek.
Tedy czujki przez zim mia y wyje
w stron po udniow , wschodni , zachodni i pó nocn
A jakby potrzeba by a – to w ka
inn stron tak e... To dobre b dzie dla koni, one ruchu po-
trzebuj , eby si nie zasta - dowiedzia y si m ode ony i uwierzy y, bo przecie ich ojcowie
podobnie powiadali... Konie – bez w tpienia – ruchu zaznawa y, czujki adnych wie ci nie przywo-
zi y, co Arpada niepokoi o i on z tym niepokojem przyszed do Leszka. Ma si rozumie , e o braku
po ytku z czujek nie powiedzia ani s owa.
- Ty i twoi woje – powiedzia Arpad – z Ongurami zawarli cie zwi zki krewniacze i nasze oraz
wasze potomstwo z tych ma
stw b dzie mie krew mieszan – wspóln . Wszak e s jeszcze
inne plemiona Madziaru... Pojedziesz ze mn , i we miesz swoich wojów do innych plemion Ma-
dziaru?
Ka dy dojdzie do wniosku, e czujka i odwiedziny innych plemion s podobne jak chodzi o od-
czanie przylepek, a odwiedziny innych plemion mog mie skutki lepsze i wi ksze ni przeja
-
ka po zimowym stepie. Czy, jednak, wyjazd taki nie b dzie za d ugi? M ode ony by y ciekawe – o
czas powrotu pyta y, o wierno ... Wyra
y ochot na towarzyszenie m om, zapewnia y, e one
musz jecha , bo nie znios tak d ugiej roz ki.Ten wyjazd b dzie za d ugi – orzek y wspólnie i w
porozumieniu, wszelako odwo ywa y si nietrafnie do nieodpowiedniego cz owieka – Arpad
jeszcze nie by
onaty i m sko-niewie cie sprawy mia – na razie – za nic.
M ode ony przesz y do odbierania zapewnie o wierno ci m ów, o ich mi owaniu, o obowi z-
kowej t sknocie i tym podobnych rzeczach. Jedna tylko Gizella zdawa a si bra pod uwag
równie inne sprawy. By mo e e to by a jeno zdolno przewidywania wi ksza od innych – m
powróci i wdzi czny b dzie za przestrogi. A ta wdzi czno mo e by objawiana w ró ny sposób...
- Pos uchaj m u – powiedzia a Gizella – Arpad i inni Ongurowie wiedz , i
synem ksi cia
wielkiego pa stwa jest. Oni mog niektóre rzeczy robi z tego w
nie powodu. Tedy nie podejmuj
wielkich zobowi
. A najlepiej...
- Wcale nie jecha ?
- Chcia abym – powiedzia a Gizella – lecz to niemo liwe. Ju latem Arpad z tamtymi uzgodni
wszystko.
- Wdzi cznym za ostrze enie, e moi wojowie maj j zory d
sze ni li krowie ogony – powie-
dzia Leszek. - Czy my b dziem obje
wszystkie wasze obozy?
- Do jednego obozu wszyscy wodzowie plemion si stawi . A ka dy b dzie mie ze sob pó
set-ki Madziarów ze swojego plemienia. Prosz , by si nie zgadza na objazd wszystkich obozów.
Bo
- 65 -
ja i tak bardzo si st skni .
Jechali trzy dni. Obóz Finnów by taki sam jak Ongurów – tyle e dwa razy wi kszy. Wi cej
kr -gów jurt, wi cej koni i wszystkiego innego. Polskimi wojami zaraz zaj li si wyznaczeni do
tego ludzie z ró nych plemion – pr dko znikli wszyscy w wy szych kr gach jurt. A Leszek i Arpad
zos-tali wprowadzeni do du ej jurty przy majdanie.Ju siedzia o w niej sze ciu wodzów. Siedzieli
na dywanie, który swoim wygl dem zdawa si narzuca pogl d, i nigdy nie by nowy. Dla Arpada
i Leszka by o w kr gu siedz cych wolne miejsce, tedy oni tak e usiedli, zamykaj c kr g.
Gospodarz – Leszek nie zapami ta
adnego imienia, oni mówili do cicho i nie bardzo wyra nie –
po kolei pokazywa siedz cych, którzy wypowiadali swoje imi (?) i nazw swojego plemienia (?)
Kiedy ju wszyscy si „znali” zza przegrody wysz y trzy dziewczyny, nios ce kubki, dzban i no-
e, wygl daj ce na ostre, acz niewielkie by y. Jedna z nich mia a jeszcze spor miseczk , któr
postawi a po rodku kr gu siedz cych. Te trzy wysz y, a wesz a czwarta, maj ca na oczach czarn
opask . Gospodarz wsta , uj dziewczyn pod okie i podprowadzi do kr gu. Usiad , poda
dziewczynie ten ma y nó trzonkiem do góry, dziewczyna uj a ten no yk mocno. Gospodarz poda
jej swoj lew r
, znaczy – dotkn r
jej uda, a ona uj a przegub tej r ki i pocz
dotyka
wn trza przedramienia gospodarza. Gospodarz uj misk ze rodka kr gu, podstawi j pod swoje
przedrami i powiedzia : - Ju . Dziewczyna poci gn a ostrzem no a po przedramieniu. Pokaza a
si plama krwi, wnet jej krople zacz y skapywa do podstawionej miski. Osiem kropel... Leszek
liczy , bo czu , e i on... - Ju – powiedzia ponownie gospodarz i poda misk s siadowi.
Dziewczyna zrobi a krok w prawo, opu ci a nó na przedrami ...
Powtórzy o si to osiem razy.Leszek poczu na przecinanym przedramieniu lekkie pieczenie.Po-
liczy krople, powiedzia – ju ...
Gospodarz wyprowadzi dziewczyn , wyla krew z miski do dzbana, potrzyma dzban par chwil
nieruchomo, a potem wla do kubka jaki napój, wymieszany w dzbanie z krwi . Znowu osiem
powtórze ...
Za przyk adem gospodarza przystawili kubki do ust i wypili. Przypomina o kwas chlebowy, cho-
cia by o raczej nieco g ciejsze. Jakby zsiad e, rozbe tane mleko... Chyba nie od krów?...
I to by o wszystko! Po egnanie o redniej serdeczno ci i powrót!
- Szkoda by o czasu – powiedzia Osesek, kiedy wyjechali z „obozu braterstwa”. Ja i bez picia
tej krwi W grów – i W gierki – lubi em i druhem ich jestem na zawsze.
- A ja to uznaj za wa
i musow do dotrzymania przysi
– powiedzia
niady Sarkiel – woj
zazwyczaj ma omówny.
- Ja te – powiedzia Itil – woj równie jak Sarkiel ma omówny.
- Zgadzam si – powiedzia Kazar – woj jeszcze ma omówniejszy.
- Co wam si sta o? - Osesek zada to pytanie g osem bardzo zdziwionego cz eka. - Zawdy woda
w g bie, zawsze ani mru-mru, a tu nag a pochwa a nudnego obrz du. Co z wami?
Wszyscy trzej - Sarkiel, Itil oraz Kazar – musieli sobie przypomnie o swojej milkliwo ci, bo
Osesek nie doczeka si
adnej odpowiedzi. Za to Broniwoj powiedzia :
- To nie o nas sz o. To dla W grów musi by wa ne. A nam ta przeja
ka jeno si przysporzy
do ci kich obowi zków ma
skich.
Za miali si wszyscy, bo Broniwoj mia przy tym min bardzo zm czonego cz eka, a westchn
tak ci ko, jakby nie jecha konno, a mia zanie swego konia do nowej ony na plecach...
Ledwo zajechali i z onami pobyli, stawili si u Leszka Itil, Sarkiel i Kazar – z pro
o roz-
mow na osobno ci. Wyszli poza obóz. Wtedy Sarkiel powiedzia :
- Nie ka dy wie,
my synami Chazarów...
- I dlatego chcieli cie mi towarzyszy , by teraz do swoich...
- Nie chcieli my – powiedzia Itil – nas Druzno z wami pos
.
- A powiedzia wam – po co?
- Mamy was chroni przed wasz
atwowierno ci – powiedzia Kazar.
- Wyja nicie mi to szczegó owiej?
- Najsamprzód opowie jest konieczna – powiedzia Sarkiel, by cie wiedzieli, i Polakami
jeste my.Tu przed wyruszeniem Polan na wschód, przez ab przeprawia y si wozy kupców
- 66-
- Chazarów. Polanie patrzyli na przepraw z zachodniego brzegu i widzieli jak za wozami kupców
wpad a na bród banda zbójców... Z wozów kto wyrzuci w wod trzy beciki z niemowlakami.
Potem dziewczynka w rzek wskoczy a. Wraz zakr t by – beciki na zachodnim brzegu ów zakr t
zatrzyma , natomiast dziewczynka p ywa nie umia a... Wy owili j ledwo yw ... Zdo
a tylko
rzec, i nas matki przed zbójami chcia y ratowa . Poda a jeszcze nasze imiona i zmar a. My
chowani my w pola skich rodzinach. Jako nieletnie dzieciaki do Polski z przybranymi rodzicami...
A nynie Polakami jeste my. Wszak e Druzno wyszuka dla nas nauczyciela mowy Chazarów... My
mamy pomys y na przej cie ko o Chazarów... Musimy o ich kraj zaczepi , albo skr ci i przez Ru
Normanów si przebija ...
- Aha?
- Wyprawi nam si tam trzeba. Na wiosn by my ruszyli i siano po drodze zostawiali. Latem
obóz mo e doj do Chazarów. Oni si o tym zwiedz i uderz . Jeden obóz musi i z przodu – na
wabia, by oni s dzili, e idzie ku nim s abe plemi koczowników. My mamy pomys y.
Wyjawiali te swoje pomys y,d ugo to trwa o,a potem Leszek Arpada i Gizell przekonywa .
Zgo-d uzyska na wczesnowiosenny wyjazd i obietnic wymóg , i zmieni sposób w drówki –
noc b dzie s
do wypoczynku dla ludzi i b dzie czasem po ywiania si koni oraz ich snu na
pastwisku. Po drodze nale y starannie zbiera siano z kopek, które Polacy zostawi , bo skr ci si na
zachód i droga b dzie w pobli u morza, gdzie stepy nie tak bujne, gdy tamt dy wszystkie
plemiona w drowa y i w druj .
* * * * *
W rozwidleniu Donu i Do ca, w miejcu wp ywania Do ca do Donu byli na pocz tku lata. Stepu
tu nie by o – sporo zagajników ros o, jakie jezioreczka zalewowe, mnóstwo powydeptywanych
dró ek i cie ek, troch starych lasów, dwa bory niema e. By o si gdzie schowa i zaczai .
Ka dego dnia wzd
Donu przeci ga mniejszy lub spory czambu Po owców. Czasem zwierzeta
dz c, czasem jeno przeje
aj c. Wszystko na zachód. Chazarowie nie wtr cali si w te
drówki, widocznie ziemie ich ko czy y si na Donie. Sarkiel powiedzia , e troch w gór Donu
du y bród jest, atoli mocno strze ony przez silny gród o nazwie Bia a Wie a. Stamt d na pewno
bacznie si Kumanom przygl daj bardzo liczne oczy i stamt d na pewno liczne czujki wychodz
na przeszpiegi. Tam trzeba i , wszelako wpierw przebra si nale y.
eby si przebra , najpierw nale y si dobra do jakiego ubioru. Par grup Po owców-Kuma-
nów uczestniczy o w tym dobieraniu si , co mog oby by dla tych grup bardziej zajmuj ce, gdyby
owi Po owcy, czyli Kumanowie nie byli ubiorów pozbawiani...
- Mówilim przy nich po chazarsku – t umaczy Leszkowi Itil – z dwóch powodów. Oni nabior
nienawi ci do Chazarów b
polec na skarg do chazarskiej zwierzchno ci.
- Owoce wnet si urodz – doda Sarkiel.
- Tylko patrze jak szpieg chazarski do nas dotrze – powiedzia Kazar.
- Dlatego czata winna nad Donem nocami czuwa – doko czy opisywania pomys u Sarkiel.
Do my li Leszka zakrad o si podejrzenie, e tych trzech mo e od jednej matki pochodzi .
Gdyby byli bardziej do siebie podobni, to na trojaczki by patrzyli. To podejrzenie nie przeszkodzi o
w wy-stawieniu czaty nocnej nad Donem. A ta czata ju nast pnej nocy wypatrzy a i us ysza a
ódk . Wy siad a z niej ciemna – bo noc – posta . Zosta o wyczajone drzewo, na które si wspi a...
Za rano, pod tym drzewem Itil „t umaczy ” Leszkowi po chazarsku, a Leszek kiwa g ow – e
niby pojmuje, i :– Ten w gierski obóz jest, dziwnym trafem, pozbawiony silnej ochrony, a wiezie
na wozach wszystkie kosztowno ci W grów i wszystkie w gierskie niewiasty. Gdyby si tak nam,
„Po ow-com”, uda o napa na ów obóz... Prosto na pó noc trzeba... Jest tam tysi c wojowników,
lecz mog oby by i powinno by ze czterdzie ci razy tyle. No, ale stada musz zajmowa step
szeroki, tedy inne obozy pooddala y si , co za nierozwaga, bardzo, bardzo, bardzo... Ile mo e by
kosz-towno ci, nale cych do czterdziestu tysi cy bogatych ludzi?...
Nast pnej nocy czujka widzia a szpiega, przeprawiaj cego si na drugi brzeg wp aw... A ran-
kiem tego dnia - na pó noc pogna goniec od Leszka do Arpada...
- Musim to potwierdzi – powiedzia Leszkowi Kazar.
Kazar z Leszkiem, Itil z Oseskiem i Sarkiel z Broniwojem wyprawili si daleko – pod Bia
- 67 -
Wie i na drugi brzeg Donu. Pó niej w wielu miejscach ludzie kagana s yszeli jak jacy
Chazarowie zmawiali si w sprawie napa ci na s abo strze ony obóz koczowników, zawieraj cy
niewyobra alnej wielko ci skarby i m ode niewiasty. Niby ci zmawiaj cy si powiadali, e wszyst-
ko kaganowi przedstawi i na nagrod jeno licz . Lecz czy nie bardziej op acalne jest wzi cie
bogactw – bez dawania nagrody?A jaka pewno
e cz
zrabowanych dóbr nie rozejdzie si „na
boku”?. Rabu nik niezale ny od ludzi kagana na pewno cz
kosztowno ci ukradnie...
Ukryci przed oczami ludzi kagana Polacy widzieli, wyruszaj cy na pó noc zbrojny oddzia .
- B dzie ich zedwa tysi ce – powiedzia Kazar, kiedy wracali do swoich.
A w zagajnikach czeka a – niespodziana – nagroda! Po owcy zostawili w pobli u, pod „dobr ”
os on g stwiny drzew i krzewów pi dziesi t wozów z niewiastami, niewiastkami, otrokami i
dzieciskami...Wszyscy oni – nale ycie unieruchomieni wi zami – czekali na powrót Leszka i
„Cha-zarów”.
- Teraz b dziem szli „w odwodzie” wyprawy ludzi kagana – powiedzia Leszek. - Skrycie i w
oddaleniu... Musim tako unika innych Po owców. Kumanowie m ciwi by mog i Chazarów po-
kara zechc za gwa ty na podró nych, których kagan mo e nie pochwala , lecz ludzi ma ci on
niepos usznych. Oj, niepos usznych... Szczególnie jedna pi dziesi tka prawie-chazarów jest taka...
Niechaj aden z moich ludzi nie próbuje taki by , bo nogi z dupy powyrywam. Jeno dziesi tka przy
wozach i je cach wypoczywa b dzie. Reszta ci giem na zwiadowczych podjazdach. Spa jeno w
siodle. arcie przygotowuj wypoczywaj cy przy wozach. Nie powinnim d
ej i ni par dni,
je eli Arpad popasów d
szych nie zarz dza . Na pó noc!
* * * * *
Na swój w gierski obóz natkn li si ju trzeciej nocy. Przy wietle miesi ca i gwiazd trwa o za-
mykanie kr gu wokó ludzi kagana i Po owców – m cicieli krzywd na Chazarach. wit ods oni
cuch wozów, lekko si zakrzywiaj cy, gdzie w g b stepu si gaj cy, a mo e – jednak –
zamykaj cy drog ucieczki z owych wozowych „op otków”. Po rodku by o wida ludzi kagana i -
dwakro wi cej - Po owców. W grzy stali w gotowo ci, uki dzier c, oszczepy, proce i dziryty.
Jest uzgodnione – powiedzia Leszkowi Arpad – e w miar up ywu dnia - b dziem kr g zacie -
nia .
Up yw dnia oznacza tak e up yw krwi Po owców i Chazarów, bo próby dogadania si i wspól-
nego uderzenia na pier cie Wegrów spe
y jak p omyczek w
y na mokrej ga zce ze wie ego
grabu. Z sze ciu tysi cy wojowników zosta o po kilkuset Chazarow i Kumanów, kiedy ruszyli
je
cy w gierscy, g ównie z arkanami. Wzi to po trzystu je ców spo ród wycie czonych
wojowników. Itil, Sarkiel i Kazar mieli – a czemu nie – pomys i znale li si w p tach po ród
je ców chazarskich. Noc Kazarowi uda o si jakim sposobem przeci wi zy. Uwolni Itila i Sar-
kiela. Uwolni jeszcze siedmiu innych Chazarów. Zdo ali wzi w niewol trzy m ode matki z
niedawno narodzonymi dzieci tkami i uj w step. Rankiem znaleziono poprzecinane p ta i – nie
znaleziono on z dzie mi Itila, Kazara i Sarkiela.
- Swój do swego ci gnie – powiedzia Osesek – lecz zaraz zamilk zmierzony wzrokiem Leszka,
zimniejszym od lodu z azotu i tlenku w gla.
Po bitwie nasta czas wymiany pogl dów mi dzy m odymi onami a ich m odymi m ami, któ-
rzy powrócili do swoich po owic, o przebaczenie nie poprosili, nowonarodzonych nie pochwalili,
nie obiecali, i nigdy wi cej on swoich nie opuszcz ... Czterdzie ci osiem g osów niewiast i tyle
osów m skich mo naby zebra w dwa chóry, zgranymi g osami s owa odwiecznych pie ni poda-
cymi.
- Zostawi
mnie sam , ci arn i bezbronn – tak brzmia y s owa chóru niewiast.
- Wola aby razem ze mn i dzieci ciem zgin
, gdyby my si przypadkiem – jednym obozem
– na Kumanów lub Chazarów natkn li?
- Wola abym na nikogo si nie natkn . Step szeroki... Omin libym...
- To w innym wiecie, gdzie Kumanów i Chazarów kto by wybi do nogi. Ty, mo e? Mo e ty
umiesz czarowa ? Mo e walczy umiesz?
- Umiem spostrzec, e ty mnie nie kochasz i dla swoich zabaw z innymi ch opami gotówe mnie
zawdy zostawi .
- 68 -
- Wola aby ,bym innych nie zwalcza ... Wtedy owi inni mnie dopadn , ywota pozbawi i przyj-
zabawi si tob ... Tego chcesz?
Ta odwieczna niezgodno nigdy nie zostanie usuni ta. Lecz s noce uzgodnie ... Mylnie si je
tak zwie, bo chodzi raczej o tak zwane pogodzenie si , polegaj ce na odsuni ciu odmienno ci zda
do obszarów s ów i pogl dów zapasowych. Nie wolno w tej materii u ywa s ów – obszar
zapomnienia – bowiem mo e to nasun my l o tym, e ona albo on mog si „zapomnie ” z kim
spoza ma
stwa... A jak on tylko mnie pragnie, to jest we mnie zakochany. Nieprawda ?...
Prawda , prawda , lecz s usznie czyni niewiasty, które nie podsuwaj m owi mo liwo ci wyboru
– niech je zawsze kluski, skoro niegdy powiedzia , e lubi...
Ostatnie noce pogodzenia mia y miejsce dopiero wtedy, kiedy przysz o do przekraczania
Do ca. Kilka tysi cy wozów, kilkana cie tysi cy lu nych koni, kilkadziesi t tysi cy koni pod
je
cami, w czwórnasób, albo i wi cej, niewiast, dzieci, m odzi i starców obojga p ci, a tylko kilka
brodów. To wymaga o skupienia si wszystkich na przeprawie i roztrz sanie ró ni pomi dzy
pojmowaniem rzeczywisto ci przez ka
z p ci z osobna musia o ust pi dok adnemu
wykonywaniu przydzie-lonych zada . Czy zadaniem ma
stwa jest swarzenie si ? Skoro nie
jest, skoro inne zadania obyczaj i natura przydzielaj ma onkom, to – oprócz przeprawy – trzeba
by o noce pogodzenia odprawia . Potem pami tano, i przeprawa przez Doniec wtedy by a, kiedy
noce pogodzenia odprawiano.
Po zachodniej stronie Do ca byli, kiedy zauwa ono, i ci gnie za nimi jaka wielka chmara
wozów, koni, owiec, byd a... Kurz nad stepem, poblask nocnych ogni, w ko cu podjazdy – wszyst-
ko powiadamia o, e tamci z ty u nie ustaj w nad aniu za W grami. Arpad, Leszek i inni
przywód-
cy plemion mieli sprzeczne zdanie na ch ci tych z ty u. Albo po cig, albo przypadek... Osesek uj
to jeszcze inaczej.
- To jest nasza „stra tylna” – powiedzia bardzo powa nie. - Oni nasze zapasy jedzenia wiod ,
co mnie bardzo cieszy, bo konina ju mi obrzyd a. Jagni tko malu kie zje ...Ooch!... Oni nam to
dostarcz , kiedy w
ciwa pora nastanie. Na wszystko jest w
ciwa pora. Ich jest mniej ni nas, a
pora na ich rozmno enie jeszcze nie nasta a.
Niektórzy przypuszczali, e to zwyczajni Po owcy, bowiem teraz w drowano po ich ziemiach.
Na wszelki wypadek przy pieszono pr dko w drówki... Hmm... Tamci z ty u nie pozostali w tyle.
Do Dniepru dotarli, maj c tamtych za sob – taki oddech na plecach... Atoli Dniepr odgranicza
ziemie Kumanów od zwyczajnych stepów, tedy by a nadzieja, e za Dnieprem tego oddechu na ple-
cach ju nie b dzie. Taka nadzieja spowodowa a powrót rozwa
o ma
stwie i zadaniach
obojga ma onków, o ich oczekiwaniach i d eniach.
Podczas przygotowa do przeprawy Osesek przypomnia sobie nauki ojcowe.
- Tato powiada – twierdzi Osesek – e m s dzi, i
eni si jeno ze swoj umi owan go -
beczk . A po lubie okazuje si , e jest o eniony z ca rodzin swojej po owicy. Niby ona –
podobnie, wszelako wiekr i wiekra pod wp ywem m owym s i przez m a mog by
zgromieni. Natomiast te ciowa... Tato poucza , bym mi owa si jak najcz ciej, a eniaczki unika .
A jakbym bardzo chcia , to powinienem o eni si jak najpó niej – z m ódk , której matka z kop
lat ju prze
a. Moja te ciowa ma dopiero czterdzie ci...
- A twój tato – kiedy si o eni ? Ile lat mia a wtedy twoja babcia ze strony mamy? - spyta
Broniwoj.
- Mój tato zrobi i ofiarowa babci miot – odrzek wymijaj co Osesek. - Na miot ach pono
czarownice, baby-jagi lataj ... Wieczorem babcia czeka a na tat w sieni, dzier c miot krzepko i
oczami b yskaj c jakby burz by a. A tato wszed , zoczy j z miot i zapyta :
- Mamusia do odlotu na zawsze si szykuje, czy jeno na sabat?
Babcia oniemia a i nazajutrz od nas si wynios a.
Potem pami tano, e Dniepr by przekraczany, kiedy oniemia a babcia Oseska... A ci z ty u –
nie znikli!...
Boh zosta przekroczony raz-dwa, bo akurat susza by a, nie pada o od pó miesi ca i ta rzeka
mia a na dnie wody na pó stopy. Osesek wtedy powiedzia , e susza zapowiada pomy lno dla
zwierz t i ludzi.
- 69 -
- Dlaczego? - spyta Arpad.
- Bo po suszy nast puj deszcze i dopiero wtedy czuje si rozkoszny smak s odkiej wody –
powiedzia Osesek, lecz tego wydarzenia nie zapami tano.
Potem ju tylko par susów zosta o do zrobienia – wi tobliwy z nazwy Boh przej , prze-
kroczy kapry ny Dniestr z jego zakr tasami, szumi cy okresowo Prut, Seret... Szcz cie sprzyja o,
wspomagane przemy lno ci przywódców i karno ci ludzi zwyczajnych. Gdyby chodzi o o
wyzby-cie si przekonania, e to tyle czasu trwa o, co przeczytanie jednego rozdzia u w ksi ce –
nale
o-by policzy przychówek – dzieciaczki wymieni po imieniu, na co przyjdzie pora. Na razie
zado-wólmy si stwierdzeniem, e w drówka przy pieszona trwa a dwa lata z ok adem, a przedtem
tabuny i obozy snu y si w pobli u Uralu z pr dko ci zwyczajn dla koczuj cych stad.
Ju w Panonii, po po piesznym wyra eniu zachwytów w sprawie rozleg
ci i ro linno ci puszty
nadesz a pora m skiego zmierzenia si z tym Oseskowym odwodem,wiod cym jagni ta i inne ywe
zapasy mi siwa za uchodz cymi W grami. Kiedy narada mia a miejsce w sprawie podzia u puszty i
okolic pomi dzy poszczególne „strza y”, czyli plemiona przybyszów, zauwa ono trzech je
ców,
nadje
aj cych od wschodu, gdzie odwodu nie by o wida , ale tam by musia , bo jeszcze wczo-
raj wszyscy go widzieli. Trzech konnych, to nie zagro enie dla siedmiu plemion, tedy cierpliwie
czekano na zbli enie si tych trzech do siedmiu przywódców w gierskich i polskiego bratanka, któ-
ry krew wspóln ze wszystkimi przywódcami wypi .
Ci trzej zbli yli si
mia o i bez wahania wjechali pomi dzy ósemk najwa niejszych na puszcie
ów.
- To my – Sarkiel, Itil i Kazar – us yszeli wszyscy naoko o miejsca narady. - My mielim pomys .
Prowadzim trzy plemiona Chazarów, w których judaizm nie istnieje – to s chrze cijany. Oni chc
si do czy do W grów, bo nas za W grów wzi li, a my im si spodobalim. My mielim pomys od
Druzny, by owi Chazarowie w uku gór Karpat osiedli, na ziemi górzystej, gdzie owce mo na hodo-
wa . Czekamy na zgod wasz ...
- Kto to jest Druzno? - zapyta Arpad, a pozostali przywódcy kiwali g owami na znak, e i oni
chcieliby o to samo zapyta .
- Taki wszechwiedz cy prorok – powiedzia Leszek. - Niektórzy maj go za czarownika. Od
siebie chcia bym doda , e wi zk dziesi ciu strza jeszcze trudniej z ama ni li wi zk ze strza
siedmiu ...
- Poparcie tych dwóch Lendzieli chyba jest wystarczaj ce? - Arpad przenosi wzrok po kolei na
ka dego z sze ciu pozosta ych przywódców, odebra sze skini g owami i powiedzia – dobrze.
Potem powiadomi wszystkich s ysz cych, e Gizella wyje
a nied ugo z m em i dzie mi do Pol-
ski, gdzie Leszek ksi ciem b dzie, wielkm pa stwem w adaj cym. Zabieraj ze sob
upy po o-
wieckie, jako e sami, osobno to zdobyli i ogólnego podzia u onych Po owców nie b dzie si robi .
Potem Sarkiel, Itil i Kazar przywiedli owe trzy plemiona chazarskie, a ich najwa niejszy przy-
wódca – Bator – powiedzia , e Sarkiel,Itil i Kazar mieli pomys , i by z ka dego plemienia Madzia-
ru pojecha o z Polakami po kilku nie onatych wojowników – trzeba braciom dopomóc, bowiem
Leszek najpierw musi ksi ciem zosta obrany, a atwiej obiera takiego, co przynajmniej ze stu
wojów ma za sob ni li zupe nego ho ysza.
- No, i warto sprawdzi – mrukn pod nosem Leszek – czy ta Polska w ogóle istnieje, i czy jest
naprawd wielka...
Mo liwe, e tylko Gizella te s owa us ysza a, bo u miechn a si pod nosem, podesz a do m a
i przytuli a si do niego na chwil . Gizella te W gierka... Powie innym W grom? Leszek by
pewny, e nie powie – ona i on jedno stanowili. Ona, w odró nieniu od innych m odych on,
mamusi ju nie mia a...
Warto, przynajmniej pó
bkiem, napomkn , e Sarkiela, Itila i Kazara nie omin o czu e spot-
kanie z te ciowymi... A co? Mieli mie gorzej od innych?
- 70 -
Rozdzia XII
Któr dy?
Trwa y ostatnie po egnania przed rozstaniem – Leszek czu siln potrzeb pod enia do Polski.
Siln i piln , lecz – przecie – nie móg na wszystko naplu , zabra zadek w troki, i pogna na pó -
noc. Co by na to powiedzieli bracia od wspólnego picia wspólnej krwi? A oni pyta mieli wiele,
porad chcieli zasi ga , czno chcieli dalsz utrzymywa , o wzajemnych odwiedzinach mówili.
Szczególnie te ciowe... Nawet pomys by , e one razem z córkami do tej Polski pod
. Pomys
córek i te ciowych, chocia córki – na razie – uprawnie twórczych do nie zg asza y.
Bator mia pomys dania wyrazu nowej wi zi siedmiu strza ró nobarwnych z trzema d
szymi
i czarnymi – chcia na stokach gór Karpat, tam gdzie jego plemiona mia y mie swoje siedziby,
zbu-dowa siedem grodów nazwanych imionami wodzów plemion w gierskich. Spyta Leszka o
ocen tego pomys u.
- Nazwa imionami ywych ludzi? - zdumia si Leszek. - A jak ten ywy si potem ze wini? B
dziesz zmienia nazwy co par lat lub co miesi c? Mo e lepiej dowiedz si o imiona ich ojców...
Nazajutrz Bator powiedzia , e te siedem grodów w okolicy górnego biegu rzek Aluty i Maruszy
dzie si zwa Monoro, Vilcele, Pagaras, Odorhei, Tirgu i Medias. Za ca a kraina zwa si b dzie
Siedmiogród, cho by grodów w niej przyby o po wielekro wi cej.
W grzy popadli w nastrój nazywania wszystkiego swoimi, w gierskimi nazwami – wzgórza,
stru mienie, zagajniki, jeziorka – wszystko musieli jako po swojemu nazwa . Nie przeszkadza o to
ustalaniu drogi Leszka i jego towarzyszy – trzeba pami ta , e i wozów po owieckich – do tej ich
Polski. ony by y za drog najkrótsz – przez S owacj – bo by y ciekawe nowej drogi i chcia y jak
najpr dzej zobaczy swój nowy kraj. Znaczy – kraj ich m ów, lecz czy ma
stwo nie stanowi
jedno ci?
Tam s po drodze wysokie góry – powiedzia Leszek - tam trzeba zna prze cze, jam tam nigdy
nie by . To za trudna droga.
Tedy – tak Osesek swojej podpowiedzia – dolin rzeki Czeremosz do Prutu i potem na pó noc,
to by nowy pomys niewiast, lecz Borzywoj twierdzi , i dolina Czeremoszu bardzo jest kr ta, moc
w niej przeszkód dla wozów, wi c tamt dy nie da rady. Arpad z Leszkiem uradzili, e najlepiej t
sam drog , któr si ze wschodu przyw drowa o, doj do przestrzeni mi dzy Bohem a Dniestrem
i pomi dzy tymi rzekami do Polski wraca . Rzeki troch ochroni przed napa ciami obcych
przybyszów, przede wszystkim Po owców, bo zauwa y si ruch ptactwa podczas przeprawy
koczowników przez rzek – ptaki ostrzeg przed zbli aniem si masy obcych – jedne lec ku zgru-
powaniom ludzi, inne od nich uciekaj .
- Zgoda – powiedzia y niewiasty – lecz w takim razie, skoro to tak bezpiecznie – nasze mamusie
z nami pojad na jaki czas, a potem powróc na puszt . To b dzie podtrzymanie wi zi mi dzy
Lendzielami a Madziarem.
M owie zbaranieli. Spochmurnieli, ponurzy si zrobili. I nic – tylko, e mamusie nie mog
jecha bo to droga niewygodna.
Z ponurymi twarzami m owie musieli wys ucha , e nie doceniaj wytrzyma
ci niewiast, e
starsze niewiasty s zaradne i w podró y po yteczne, e w nowym miejscu pomog córkom
domostwo urz dzi ... W ko cu ch opstwo dowiedzia o si , e jest przebrzyd e, wredne, uparte i nic
warte oraz, e niewiasty od pocz tku gn bi i lekcewa y. Dosz o do u ywania przemocy cielesnej,
cho si ców i narusze ci
ci skóry nie by o. Ale krzyki, e dusi, e zabija – ratujcie mnie
przed tym zbójem – by y. M owie nie ust pili, a ich lepia zacz y pob yskiwa rzeczywist
dz
mordu... Zanosi o si na pierwsze zerwanie przyja ni polsko-w gierskiej. A nazwanie czego – pier
wszym - jest proroctwem, e i nast pne b
... ony, mo e sz o im o sch odzenie m owskich
ciek
ci, uciek y si do beczenia i puszczania strumyków ez. Te ciowe, mo e sz o im o
uspoko-jenie zi ciów, zaniemówi y i og uch y. Trwa o przytulanie niewiast m odszych przez
starsze, trwa y nastroje zi ciów podobne zapowiedzi gradobicia przez ci kie i siwoczarne chmury.
Oliwy do ognia dola Osesek, który o mieli si w g os zakpi , i znalaz nazw dla tej wielkiej
rzeki, która przep ywa przez puszt – ta rzeka b dzie si musia a nazywa
zawa.
Dopiero Bator znalaz sposób na za agodzenie sporu. Poprosi wszystkich polskich wojów o zeb-
- 71 -
ranie si w pobli u jurt z ich onami i te ciowymi. Kiedy ju wszyscy stali nieopodal swoich
po owic, wszelako na uboczu, Bator zacz nauk .
- Co wy najlepszego robicie? -zapyta . - Nie szanujecie niewiast!A przecie niewiasta dzieci rodzi,
ona je zaczyna wychowywa , wy sami z niewiast si narodzili cie.
Przeci cia zas on wej ciowych jurt jakby si z lekka poruszy y, a w niektórych bystre oko mog-
oby szpary dojrze ... W gierszczyzna Batora s aba by a, lecz, chyba dla wielu uszu za tymi
zas onami – zrozumia a...
- Jak e tak mo e by – g os Batora stawa si grzmotom podobny – eby rodzicielki on nie
mog y si z rodzicielkami m ów zapozna i pogada ?!
W szparach zas on zacz y si pojawia g owy te ciowych.Wiele z nich odzyska o s uch i mow
bo wznosi y okrzyki pochwalne.
- A te niewiasty po owieckie... - g os Batora ciszy si i brzmia tajemniczo – jak e zachowacie
wierno
onom, je li te ciowych przy was nie b dzie, a wy b dziecie musieli czyni stra przy
po owiecczankach? A?! Niewolnice przecie... One nie opr si swojemu panu.
W szparach zas on pojawi y si g owy on,a ka da z nich mia a rozognione oczy i wyraz ust,
za-powiadaj cy krwawe czyny za m owsk niewierno .
- Z drugiej strony – g os Batora by teraz spokojny, rozwa ny – równowaga powinna by .
Polscy m owie, w gierskie ony, po owieckie niewolnice... A jakby jeszcze w gierskie te ciowe...
Ja u-wa am, e tyle samo W grów powinno do Polski jecha , co i Polaków. Z ka dego plemienia
po trochu. W drodze powrotnej na W gry mog yby z naszymi wojownikami przyjecha matki pols-
kich m ów... Dopilnowa yby wierno ci W grów w drodze przez S owacj . Tamt dy musz
wraca , by szlak pozna i o nim opowiedzie , aby w obie strony matki, ojcowie, pos
cy mogli po-
dró owa bezpiecznie a cz sto. S ysza em, e te S owaczki... Lepiej samotnych m czyzn tamt dy
nie puszcza . A matki w gierskie – s ysza em - chc w Polsce zosta przy córkach... Kto wierno ci
onych samotnych W grów na S owacji przypilnuje? A?! Wszystkie matki onine powinny by przy
swoich zórkach! Jeno... No, kto zast pi matk Gizelli?... Ona gorsza od innych? Da sobie rad z
babami Tywerców? Tywerczanki s
owczyniami m ów pierwszej wody, a Gizella sama... No, ale
inne Wegierki niedorajdami s i jeno Gizella sobie poradzi... Kto te niedorajdy wychowa ?...
Pyta o to zwolennik i chwalca te ciowych... One przez jaki czas waha y si od nakazu: jed
do nakazu zosta , bo ci wychowawczyni niedorajdy okrzykn . Wreszcie, niech tnie, wybra y.
Nast pi a zamiana s ownictwa niewiast. Teraz s ysza o si rady i nakazy: - Pilnuj! Te Po ow-
czanki trzymaj od niego z daleka! Nie zapomnij przys
jego matki! Nie ust puj mu ani na krok!
Zna by o w tym Batorowym przemówieniu wk ad kogo , kto o Tywercach s ysza , lecz te cio-
we ju zmieni y swoje nastawienie i nie w g owie im by a podejrzliwo wobec Batora – on adnej
ich córy zdradzi nie móg ... Brakowa o teraz nocy pogodzenia, bowiem m owie woleli spa poza
jurtami... Jak tu ich ug aska , we bach im pozawraca , gniew z pami ci wyp uka ? Mo e wielk
ch do pomocy w pakowaniu okaza ? Mo e wiernie a wyczekuj co patrze w oczy ukochanego i
natychmiast, lub jeszcze pr dzej, jego zachcianki spe nia ?... Pyta o wszystko i m dre rady
chwali ?... Hmm... Jako si poradzi, on tylko o jednym my li i tego wnet za da...
* * * * *
Wszystko jedno czy kto mówi o nadziejach p onych, czy o p onnych – jak zwa -tak zwa – oba
rodzaje nie owocuj w sposób zadowalaj cy, albo wcale nie owocuj . Leszek po drodze do
przeprawy na Dniestrze uprzedzi Gizell , e jego woje wzi li na kie i nie wiadomo czy im ktokol-
wiek w dzid a zdoli dobrze za
.
- Co znaczy – na kie ? - Gizella ju dobrze po polsku mówi a, lecz niektórych przeno ni jeszcze
nie pojmowa a,
- Ko s ucha w dzid a – wyja ni Leszek – bo ono go w k ciki warg gniecie i to go boli. Kiedy
ko z
poczuje, to w dzid o j zorem poza k y przek ada i ono do k cików warg nie si ga. Wtedy
ko nieus uchany si staje, ponosi, d ba staje – nie pokierujesz nim wedle twojej woli.
- To ty przeciwko mnie na kie wzi
? D ba staniesz? Co to znaczy – d ba?
- Ja nie mam te ciowej – powiedzia Leszek – oni na kie wzi li przeciwko zmowie on z
te cio-wymi.To s moi ludzie i ja musz z nimi trzyma ... Nie wiem czy im przejdzie ta zawzi to
– ja do
- 72 -
ciebie wróc na pewno w Polsce. Mo e wcze niej – to nie ode mnie zale y. Nie b dziesz si gnie-
wa ?
- Róbcie te swoje podjazdy, czujki rozsy ajcie, czaty ustawiajcie – powiedzia a Gizella – znam te
wasze sposoby... Atoli pomnij na dziewczynki nasze... Tamara, Libusza i Verena b
si dopyty-
wa ...
- Odsy aj je do Arpada – poradzi Leszek. - W grzy b
bez przerwy przy was. Te ich pi -
dziesi ciu, tedy towarzyszy do pogaw dek nie braknie. Postaraj si , Mi a, mnie zast powa w
utrzy-maniu porz dku obozowego. Naprawd ciebie mocno kocham i bolej nad tym naszym
wymuszonym rozstaniem. Bywaj!
Tu po przeprawie przez Dniestr Leszek z polskimi wojami znikn . Gizella pomaga a Arpado-
wi w ustawianiu wozów na noc, pilnowa a rozstawiania erdzi, na które p achty zarzucano, by od
owadów, wiatru i od utraty ciep a podczas snu chroni y. Arpad rozstawia stra e, dopilnowywa
pogaszenia ognisk, kiwa g ow nad opuszczonymi w dó podkówkami, w jakie uk ada y si wargi
zmartwionych niewiast, rozk ada derk , uk ada si na niej, owija ni cia o i spa snem sprawiedli-
wego. A którego dnia, rano, pojawi si ko o wozów miejscowy przewodnik.
- Przys
mnie ksi
Leszek – oznajmi – i nakaza , bym przy wozie ksi
nej Gizelli si trzy-
ma . Która to?
Gizella u miechn a si , unios a r
i odt d mia a przy sobie towarzysza Gadatliwego. Naj-
pierw d ugo obja nia , e poprowadzi ich na zachodni brzeg Bohu, bo Dniestr wi cej kr ci, a zaj o
mu to czas do przerwy na obiad. I tak wszystkie wozy jecha y za wozem Gizelli, która potrafi a
dzieli uwag mi dzy powo eniem ko mi, s uchaniem przewodnika, baczeniem na miejsce Arpada
z ochron i sprawdzaniem czy adnemu wozowi nie przeszkadza p
osoby kieruj cej zaprz giem.
Wszystkie radzi y sobie nie le, a kiedy Arpad napomyka , ze mogliby je podmieni jego woje, one
wzrusza y ramionami, wzrok kierowa y przed siebie i nie raczy y odpowiada . Gizella by a ciekawa
– jak d ugo utrzymaj t niez omn postaw i yczy a im du ej wytrwa
ci. Troch im zazdro ci a
wsparcia ich matek – ona ju dawno o mamie zapomnia a...
Dopóki Gadatliwy o wszystkim i o niczym gaworzy – tak w
nie up ywa o ycie
drowników w stron pó nocn , tu przy Bohu, któr to nazw Gadatliwy od Boga wywodzi –
ka dy robi swoje codziennie i niezmiennie. Lecz Gadatliwy zacz opowiada o Polsce, Polakach,
o k opotach Pola-ków i ich ksi
t... Wtedy Gizella poprosi a Arpada o towarzyszenie Gadatliwemu
przy jej wozie – niech e brat lepiej pozna sprawy jej m a – do tej pory m jeno sprawy W grów
do przodu popycha , mo e powinno si jako Leszkowi i jego ziomkom odwdzi czy ?...
Przez to wys uchiwanie opowie ci Gadatliwego rozprz
o si ochranianie podró ników, bo
wieczorami Gizella powtarza a co ciekawsze ust py opowie ci Gadatliwego innym niewiastom, a w
dzie niewiasty powtarza y wszystko, i jeszcze wi cej, podje
aj cym do wozów stró om
bezpiecze stwa w drowców. By o mniej bezpiecznie, lecz ciekawiej. Szczególnie wtedy, kiedy o
rodkach zaradczych dla Polski i Polaków zaczynali mówi dwaj W grzy, z których ka dy otrzyma
od W gierek dwa ró ne dodatki do „wszystkiego”... Podkówki ko o ust kierowniczek pojazdów
powoli podnosi y ko ce ku noskom, a po paru dniach podkówek ju nie by o – cofn y si przed
niewie ci ciekawo ci w sprawie jutrzejszego dalszego ci gu opowie ci. Przesta y tak e marudzi
dzieci – wynalaz y sobie zabawy w Polan, wikingów, Germanów, Niemców. Nikt nie chcia w tych
zabawach by kim innym ni Polanin, tedy przeciwnicy Polan byli tylko w wyobra ni. To dobry
pomys , kiedy masz takiego zabi , wypatroszy , przypieka na ogniu i torturowa wymy lniej a
okrutniej ni li Chi czycy potrafi – takiego z wyobra ni mo esz wiele razy w jednej zabawie zabi ,
zamordowa , zam czy i jako mniej ci szkoda, mniej ci sumienie dr czy,
jest z okru-
cie stwem za pan brat.
Najpierw dzieciaki bawi y si w bunt Polan w Kijowie. Przeciwko Waregom. Leszek i jego lu-
dzie „przeje
ali” cichcem ko o miejsca zwanego Kijów i zaraz potem Polanie wyrzucali
Waregów z Kijowa. Matki od razu wiedzia y, e Waregów mo e widzie tylko ten, kto wierzy, e
dzieci cy Waregowie istniej i zostaj przerzucani przez wa y, waleni broni (te wyobra on ),
przeklinani... Natomiast nikt nie wiedzia , e owi „Waregowie” nie mieli prawa pozbiera si do
kupy i powróci do Kijowa w wi kszej sile, opanowa Kijów... Ci wyobra eni Waregowie zostali
ty-
- 73 -
lekro razy w ró ny sposób zniszczeni, e odrodzi si nie mogli. Kto by si , zreszt , w kl ski
bawi ... A po drugie – mamy w por na obiad wzywa y, a potem jecha o si na osobnych
wozach...Kl sk nie zd
o si rozpami tywa – z wieczora rodzicielki raz-dwa wieczerz kaza y
zjada , my si w Bohu trzeba by o i do wozow zaganiano, gdzie sen ju czyha i jeszcze bogaciej
prze ywa o si z nim zwyci stwa Polan.
Zajmuj ca by a zabawa rzece po wi cona, cho wyobra enie staro ytnych czasów zast powano
bajkowym „dawno, dawno temu”. Wa
rol odgrywa y w tej zabawie sule i porohy, z którymi
musieli radzi sobie kupcy, ci gn cy okr ty w gór Bohu, a do morza o nazwie Ba tyk, nad
którym Polska le
a. Nawet matki tych sul i porohów nie widzia y, a i dzieciaki mgliste poj cie o
nich mia y. Dopiero kiedy dotarli do prawdziwych porohów...
Specjaln przerw Arpad zarz dzi , wszyscy patrzyli niemo, bo ryk wezbranej wody i tak zag u-
szy by ka de s owo. Wcze niej, w gór Bohu patrz c, woda musia a si rozp dza , mo e tam
zw
o si koryto rzeki, przed tymi ska kami, wystaj cymi ponad grzywy fal. Tu, przy tych
porohach, patyków, s omek, dziebe i odpadków, i innych rzeczy sun cych ku ska om nie
dogoni by najpr dszy rumak. A mi dzy ska kami woda jeszcze przy piesza a i wzmacnia a swój
grzmot. I tak poszczególne strugi nie zd
y pomie ci si mi dzy tymi grzebieniami,
rozczesuj cymi, rozgarniaj cymi powierzchni rzecznej toni na pasma, musia a podnie swoj
powierzchni , wy ej ska ki przechodzi y w w sze grzebienie - i fale, te grzebieniaste, pieni ce
si z w ciek ego p du, zatrzymywanego przez ska ki, przewala y si na drug stron tej jakby
zapory. Natychmiast po przej ciu poni ej ska ek woda opada a, jej powierzchnia tworzy a co w
rodzaju progu, a jeszcze ni ej rozlewa a si w szerokim korycie i udawa a, e ona zawsze i
wsz dzie p yn a wolno, majestatycznie...
Pó dnia Boh radowa si z tego, e tylu ludzi dojrza ych i tyle dzieci tek go podziwia, a mo e –
równie – l k przed nim czuje. Potem Gadatliwy uzupe nia swoje poprzednie gaw dy o Bohu.
- Nazwa bierze si z przetworzenia pierwotnego imienia – niegdy kupcy nazwali rzek – Hypa-
nis. Nasi ludzie s dzili, ze to imi bóstwa kupców i przeinaczyli nazw na Boh. Dalej na pó nocy
jest druga rzeka – Bug si zwie. Bug p ynie do Morza Polskiego, które te imi Ba tyk nosi.
- Ciekawe czy kto próbowa mi dzy tymi grz dami przep ywa ... - powiedzia Arpad, a jego o-
czy zdawa y si my l o ch ci spróbowania og asza .
- W dó rzeki – powiedzia Gadatliwy – to jeno dla lubo ci mocnych prze
... Niejeden zgin
przy takich próbach, ale wielu przep yn o. A pod pr d, to owi kupcy okr ty swoje ci gn li. Oni a
nad Ba tyk tym drugim Bugiem docierali.
- Pod taki rw cy pr d? To niemo ebne!- powiedzia a Gizella.
- Ten drugi Bug nie mo e si – przecie – czy z Bohem... - Arpad kr ci g ow z niedowie-
rzaniem.
- Kupcy mocowali na brzegu wysi gniki z ko ami podsi biernymi – powiedzia Gadatliwy. -
Okr t, stoj cy na spokojnej g adzi mocowa o si linami do wa ów owych kó z opatkami.Potem ko-
o opuszcza o si w wod , pr d kr ci ko em, naciskaj c na opatki, lina nawija a si na wa i okr t
sun przy brzegu pod pr d. Liny tak d ugie by y, e a na spokojniejsz wod okr t wyci ga y. A
kiedy Boh si ko czy – wyci gano okr t na l d, gdzie wa ki na pod
u by y pouk adane. Po tych
wa kach dno okr tu przesuwano. Wa ek z ty u, który ju okr t przejecha , przenoszono do przodu. I
tak a do Bugu okr cisko dotaczano...
Niby wszystko jasne by o, wszelako dzieciaki pok óci y si o znaczenia s ów – sule i porohy.
Wiele by o pomys ów. e sule, to te cz ci ska , wystaj ce nad wod . e to te strugi, te pasma
wody mi dzy ska kami. e to te przestrzenie przy brzegu, po których kupcy okr ty przeci gali. e
to owe ko a z opatkami... A porohy – to owe grzebienie skalne. Albo, w
nie, te fale mi dzy
grzebienia-mi. Albo ten próg z wody po przej ciu ska ek...
W takich przypadkach dzieci udaj si do tych, którzy powinni wszystko wiedzie . Jednak
ojców nie by o... Tedy do mam... Mamy kaza y czeka na tat . Albo – niech e dzieciaki
przewodnika zapytaj ! Gadatliwy, us yszawszy pytania, wzruszy ramionami i powiedzia
:
- Ja nietutejszy...
Doro li s uchali z zaciekawieniem opowie ci Gadatliwego o Ruryku, Olegu, Igorze i Oldze. –
- 74 -
Ruryk tak si wzburzy buntem Polan w Kijowie, e zaniemóg , mimo st umienia buntu, i o mierci
pocz przemy liwa .Przedtem roi o przekazaniu w adzy nad Rusi swojemu synkowi – Igorowi.
Lecz Igor bardzo ma oletni jeszcze by , a mier mog a na jego dojrza
nie poczeka ... Tedy
Ruryk wezwa do
a bole ci wiadków wa nych i swojego nibysiostrze ca – Olega. Starsza
siostra Ruryka wysz a za m za wdowca, który mia syna – owego Olega w
nie. St d
pokrewie stwo adno nie powstawa o - Ruryk nie mia w
ach ani krzyny krwi do krwi Olega
podobnej – oni po ca kiem innych rodzicielach byli. Oleg by pokurcz, w niemowl ctwie jego
matka le go chwycila za nó ki i jedn z biodra wyrwa a. Mo e z tej przyczyny ojciec Olega zosta
wdowcem... Otó Ruryk chcia , by Oleg zosta piastunem Igora. A jak Igor doro nie, eby mu Oleg
odda w adz . Za zap at dla Olega mia o by ma
stwo Igora z córci Olega – Olg . Wiadomo,
e dopiero wtedy, gdy oboje dojrzej . Dopóki za nie dojrzej – niechby Oleg w ada i Ru siln
czy ni . Wybór dla Waregów by niez y, tedy wiadkowie umow pochwalili, zaprzysi ono j w
ró ny sposób i Oleg jest nynie ksi ciem Rusi, lecz takim jakby czasowym. On do Druzny jest
podobny w wielu rzeczach... Druzno tu swoich ludzi ma... I ja... Aha, Oleg ma przydomek –
Wieszcz na niego mówi . Ja od jutra chc do waszego taboru mleko dostarcza , bo dzieciska...
Znaczy – baby ze wsi po drodze mijanych b
donosi . I wie e jad o. Chcecie, cne niewiasty?
Aha, musim zachowy-wa ostro no , bo Oleg Wieszcz... No, on podporzadkowa ju Drewlan i
Uliczów. Tylko patrze jak za Tywerców si jmie... eby nikto poza ochron z wojów nie
wychodzi ! Nawet Po owcy, znaczy – Kumanowie przed Olegiem dr .
- eby cie czasem nie wykrakali – powiedzia a Gizella i rozejrza a si czujnie woko o.
Poili w
nie konie, dzieciaki brzechta y si w przybrze nej p yci nie, wozy sta y
cuchem
przy brzegu i ka dy mia do rzeki blisko, dolina Bohu tu si troche rozszerza a, lasek by oddalony
od brzegu o dobre stajanie, kiedy z tego lasku wyszli uzbrojeni piechurzy, a za nimi pokazali si
konni – te z w óczniami i mieczami, w szyszakach i zbrojach uskowych. Na oko z pó tysi ca.
Arpad drewnianym g osem wyda komendy. Woje w gierscy stan li murem przed wozami. Nie-
wiasty i dzieci – jakby po uderzeniu pioruna o krok od nich – oczy porozwierane na o cie , usta ni-
by ryby porozdziawiane, nieruchome wszystko i ci ko oddychaj ce.
- W razie czego – w rzek buchn – powiedzia przewodnik. Dzieci trzyma za w osy i co par
chwil ponad wod dzióbki im wystawia . Tu w sko! Poradzicie, jeno ducha nie traci ! Nogami
niby aby pracowa ! Cz ek nie tonie, je eli pami ta o oddychaniu. Woda was wyprze na wierzch,
je li jej nie b dziecie przeszkadza . Czuj duch!
To powiedziawszy, Gadatliwy chwyci Tamar i Libusz za warkoczyki, mysie ogonki przypo-
minaj ce i trzyma mocno. Tak mocno, e si nie wiedzia o czy wytrzeszcz ocz t dziewczynek ze
strachu jest, czy od tego trzymania za w oski...Po chwili dla niego samego wszystko sta o si jasne -
szeregi tych pod laskiem rozwar y si i na przedzie pokaz si kulawy cz ek, trzymaj cy konia za
uzd .
- To Oleg Wieszcz – szepn Gadatliwy. - A powiada
, Druzno, ze on od ciebie silniejszy nie
jest...
Nagle w lasku, za plecami tych wojów i kulawego zakot owa o si , jakby i tam jaki piorun
trafi . Krzyki, j ki, bez ad tych przed laskiem. Kulawy co wrzasn i dosiad z trudem konia.
Ruszy w bok, truchtem zaledwie, za nim pó biegiem piesi nad ali, je
cy os onili piechurów po
bokach. Kulawy ku Bohowi skr ci , z lasku wypad Leszek z nagim mieczem w r ku, ko o niego
jaki obcy woj, Leszek gna p dem za uciekaj cymi, z lasku wy oni a si wielka chmara jezdnych i
pogna a ladem Leszka i tego drugiego, co za nim p dzi . Oleg Wieszcz buchn w wod , reszta za
nim. Leszek wyra nie zwalnia bieg swojego konia.
- Mo e lem zrobi o tym buchnieciu w wod mówi c – powiedzia Gadatliwy – mo e by go
do-stali... Dzi kuj , Druzno.
- Nie mogli go na tamtym brzegu z owi ? - Gizela mia a twarz rozognin , chyba by a w niej
ka owiecka...
- To jest Oleg Wieszcz – powiedzia Gadatliwy – kto wie czy na tamtym brzegu nie ma zasdzki
na ksi cia Leszka... Zwa cie, pani, e on si nie bardzo w ucieczce pieszy . Ten czart ma wszystko
wyliczone... Przy nim ka dy musi si strzec zapalczywo ci.
- 75 -
- Wygl da nie bardzo gro nie – powiedzia a Gizella – chudy niewysoki, spod he mu rzadkie
osiny kosmykami wy azi y... Te w osiny... No, jakby wylenia y szczur.
- Szczury s bardzo m dre – powiedzia Gadatliwy.
- Ju mo ecie moje córki uwolni od tego waszego u cisku. Podwójny chwyt za w osy...
Dzi ku-j wam za ch pomocy.
Wyj cie z obie y bez adnej szkody, a jeszcze z widokiem na - nieudan – mo liwo
dopadni -cia Olega Wieszcza wymaga o uczczenia. Wprawdzie nikt nad Bohem tak nie pomy la ,
lecz Gadat-liwy wnet ujrza wianuszek niewiast, stanowi cych ozdob kr gu m czyzn – ta ozdoba,
w liczbie mnogiej, wisia a u szyi m czyzn i by a mocno do zdobionych przylgnieta. A potem by a
noc pogodzenia...
- 76 -
Rozdzia XIII
W komyszy
W owym czasie komysza oznacza a bezpieczne ukrycie. Na przyk ad w sitowiu nadrzecznym, na
przyk ad w odosobnieniu od innych stworze . Chodzi o o takie ukrycie, w którym jest si niedos-
trzegalnym, nies yszalnym i niewyczuwalnym, w którym czuje si ca kowicie bezpiecznym, w któ-
rym jest cicho, zacisznie, wi c mo na robi cokolwiek bez obaw o przeszkody ze strony innych is-
tot.
Takiej komyszy chcia a Gundra Lindis, bo ona nie odczuwa a adnej przyjemno ci z obcowania
z ksi ciem Siemowitem, je eli obawia a si podgl dania, pods uchiwania, lub nawet wyw chania.
Siemowit nie bardzo wierzy w obawy ony, lecz komysz kaza uczyni . Do wyciszonej we
w
cianach komnatki wiod y dwa w skie przej cia – korytarzyki - z komnaty Gundry jedno i z kom-
naty Siemowita drugie. Ksi
przekona si – co potrafi m oda niewiasta, kiedy znajduje si w
komyszy i by bardzo zadowolony. Co tam zadowolony – on by zachwycony!
Trudno nasta a po miodowych latach... W komyszy Gundra Lindis nadal by a wulkanowi po-
dobna, ochotna do wszystkiego, zmys owa, pi kna, wspania a. Rzecz w tym, e Gundra Lindis
rzadko do komyszy chcia a wej , a drzwiczki do korytarzyków mia y haczyki od strony komnat
ma onków... Ksi
par razy sta „u drzwi twoich”, potem Druzno przys
mu na
nic , Gun-
dra Lindis poprosi a o wybaczenie i wyja ni a, e m ma dla niej zapach nie bardzo... Co ,
zdarzaj si osoby uwra liwione na zapachy – le si czuj w obecno ci osoby lub rzeczy pachn cej
dla innych oboj tnie, albo nawet kusz co, a dla uwra liwionej ów zapach jest wr cz szkodliwy.
Co si ksi ciu w tym wszystkim nie zgadza o... Przez t nieufno – mówiono, e dla Piastów
przyrodzon – Gundra Lindis sta a si niewiast
ledzon na ka dym kroku. Ksi
wkrótce si
dowiedzia , e jego m oda ona potrafi i dwa wulkany zmys owo ci przewy szy i to wcale nie w
komyszy... Potem ksi ciu doniesiono, e dwóch albo trzech Normanów w ci gu dnia i jeszcze jeden
w nocy, w byle jakich miejscach, a zawdy wulkanicznie... Pod znakiem zapytania stan o ojcostwo
ksi cia Svena...
Ksi
przesta si
on przejmowa , lecz nast pca jego na tronie ksi
cym... Druzno mówi o
powrocie Leszka, lecz jak za atwi znikni cie Gundry Lindis i Svena? Wstyd na ca y wiat, e
wzi sobie m ódk , a ona go wystrychn a na dudka. Nawet na posiedzeniu swoich doradców
spraw postawi . Oczywi cie tylko z dodatkiem poprzedzaj cego s owa – gdyby. Gdyby ksi
zechcia odes
ojcu swoj
on z jej dzieckiem, to jak to mo na zrobi , aby wszyscy uznali
spraw za zro-zumia a wstydu nikomu nie przynosz
? Spraw – oczywi cie bez
poprzedzaj cego s owa – roz-trz sano wnet na korytarzu Domu Piasta z przybudówkami.
I wtedy Gundra Lindis zapyta a m a publicznie czy on chce si jej i Svena z Polski pozby , a
zaskoczony ksi
przyzna , e si nad tym zastanawia.
Wieczorem Gundra Lindis zapuka a do drzwiczek, zamykaj cych wej cie do komyszy w sypial-
ni Siemowita. Zosta a wpuszczona. Mia a na sobie niewiele szatek, ale za to umiej tnie dobranych,
jedwabnych, kusz cych. Na szyi naszyjnik od m a – z oty
cuszek z rz dem zielonych kamieni
na przedzie. Diademik od m a te z oty, tyle e z rubinami, podtrzymywa adne, dobrze uczesane
osy. Z ota bransoletka na przegubie z kilkoma kamieniami
tymi. W uszach d ugie kolczyki z
kamieniami b kitnymi. Nie bardzo to wszystko trafnie dobrane, lecz wszystko od m a i wszystko
wabi ce odblaskami wiat a, zwracaj ce uwag na to, e – oto ja tu przysz am do naszej komyszy,
dla ciebie si wystroi am, ciebie w komyszy nie by o, to ja do sypialni...
- Przysz am si upewni – powiedzia a g osem zmienionym jakby przez nami tno – czy ty ju
nic do mnie nie czujesz, bo ja bym by a gotowa powróci do swojego najlepszego samca i tylko
jemu s
bym chcia a...
S
a wulkanicznie. Odwo ania zamiarów ksi cia nie uzyska a. Rozszlocha a si . Poprosi a o
wod do picia. Wzi a j do r ki, prawie do ust przytkn a i powiedzia a, e ta woda jest zatruta.
Odstawi a kubek bardzo mocno i powiedzia a;
- Sam sobie j wypij, ty trucicielu!
Nieopatrznie wypi . Wybieg a do korytarzyka, wpad a do swojej sypialni, gdzie czeka
nadzoraca nad jej stra nikami norma skimi. Kaza a nasun na drzwiczki szaf .
- 77 -
Nazajutrz ksi
mia obrzmia e gard o i prawie nie móg oddycha . Druzno przeci krta
ksi cia i w
w przeci cie rurk do oddychania. Niestaty – nie samym oddechem cz owiek yje –
ksi
mia zniszczony prze yk, mówi nie móg , r ce mu odmawia y pos usze stwa... Lada dzie ...
Nie by o nadziei – trucizna by a za silna i przez d ugi czas nocy dzia
a.
Druzno znalaz korytarzyki i komysz . W korytarzyku, przed drzwiami do sypialni ksi
nej
znalaz kolczyk z b kitnym kamieniem...
Ksi na spostrzeg a brak kolczyka. Kaza a odsun szaf , przeszuka a korytarzyki, komysz i
sypialni ksi cia. Po powrocie do swojej sypialni p aka a naprawd , dr
a i by a blada jak mier .
Kto wiedzia ... Kto? Kiedy zechce wykorzysta ? Czy starczy mu zap ata wulkanów nami tno ci?
Czy da si oszuka ?...
Odt d zawsze nosi a bransolet i trucizn pod ni w
on . Jeden ruch r ki... Jedno po-
trz ni cie. Musi si uda !
Uspokoi a si po dwóch miesi cach, bo nikt z b kitnokamiennym kolczykiem nie przyszed .
- 78 -
Rozdzia XIV
Struna dosta a od ojca co w rodzaju skierowania. Nie by o nakazu bezpo redniego - tylko j
po-prosi by o towarzyszenie na Pomorze, bo on tam musi za atwi spraw zwiadu wikingów. Ten
zwiad jest bardzo gro ny, trzeba zapobiec dostarczeniu przez niego wiadomo ci o polskim
wybrze u, mus jest zapobiec dalszym najazdom wikingów na Pomorze.
Pojecha a. Wiecka zauwa
a po ród innych Kaszubów, bo by od wszystkich ro lejszy. Potem
co ni kierowa o w taki sam sposób w jaki ona powodowa a Wieckiem. A potem si zakocha a.
Musia a? By o skierowanie ojca i do tego mi owania? A niech e kto b dzie taki m dry i powie, e
wie to na pewno. By a z Wieckiem szcz liwa – czy i to mia oby by zale ne od woli ojcowej? Chy
ba by oby przesad tak s dzi ... Wieck te by szcz liwy i to nie tylko dlatego, e by z ni –
uk ada o mu si tak e z Odrzyw em, sz a mu dobrze budowa i rozbudowa osady...
Gdyby ojciec o tym postanawia ...Ile to by trwa o?No - tyle, a tyle,ile tato by da - nie
trwa o...
Nierzadko szcz cie trwa zbyt krótko – prawie z wichrem mknie. Wieck, jako osada otaczaj ca
chat Struny i Kaszuba Wiecka mia a kiedy przy sobie rzek
eb . Wodopój by o krok, wod si
do wszystkiego czerpa o, mycie w ciep ym czasie, pranie... A tu rzeka, ojca Struny i innych ludzi
maj c za nic, oddali a si od osady na zachód o par
adnych staja . Dwana cie checzy z drew-
nianych belek, drewnianych erdzi, a w wi kszo ci z gliny pomieszanej z trzcinow sieczk u-
traci o niezast piony rodek ga niczy na wypadek po aru. A wysuszone strzechy z trzciny nie s
materia em trudnopalnym...
Przy doradczym uczestnictwie Struny Wieck odszuka ró
miejsca, w których najp yciej
by- a woda i wykopano studnie. To nie za atwia o jeszcze jednej sprawy – gdyby ponownie
pojawili si wikingowie, to ucieczka na drugi brzeg eby nie mog aby by wystarczaj co wczesna
– zanim si do rzeki dotrze, dobytek trzeba przecie zabra ... Jedenastu s siadów jednomy lnie
zacz o narzekanie, e Wieck wybra na osad nieodpowiednie miejsce.
Kiedy Wieck zosta ju dostatecznie pogn biony z ymi spojrzeniami i brakiem yczliwej
uprzej-mo ci, przys ano do jego checzy przedstawiciela „wszystkich” mieszka ców Wiecka, a ten
przedstawiciel poprosi o rzecz nie atw do odrzucenia – o to poprosi , by Wieck mia na wzgl dzie
bezpiecze stwo swojej Struny, córeczki – Winety - i swoje w asne.
- Bo to wiesz, Wieck – powiedzia przedstawiciel – jak si mi dzy nie yczliwymi mieszka, to
wiele przykrych rzeczy mo e si zdarzy . Dajmy na to – po ar wybuchnie – ty zechcesz ugasi , s -
siedzi przybiegn pomaga i – niechc co – zatrzasn drzwi twojej checzy, kiedy ty z rodzin
dziesz w rodku... W dobrym zamiarze to zrobi – ogie powietrza potrzebuje – jak pozamykasz
wszystkie otwory, to we wn trzu przyga nie. Lecz dym we wn trzu... Jak nie od ognia, to od dymu
niebezpiecznie... A my wszyscy mamy na oku takiego Kaszuba, co by nam na twoje miejsce paso-
wa ... To jak? Kiedy wyje
asz?
W tym pytaniu na pewno nie by o spr
yny Druzny. Ale... Tego wieczoru przyby Odrzyw .
Wys uchawszy sprawozdania Struny i Wiecka z wydarze ostatniego czasu, najpierw si zdziwi , e
kto mo e samemu sobie takie gro by suli .
- Jak to? - nie zrozumia Wieck.
- Odrzyw wie – wyja ni a Struna – e jak wszyscy, to i my.My tak e mieszkamy w Wiecku.To
rodzi podejrzenie, i mo e jeno jeden taki by , który chce si nas st d pozby . Jakiemu pociotkowi
lub druhowi swojemu nasz checz i nasze pole odda ... G upi to cz ek, który nawet ga nie
potrafi.
Móg ze ga , i wi kszo nas tu nie chce, a rzek – wszyscy...
- To tylko tak na boku -powiedzia Odrzyw , bo ja po was przyjecha em.
Wtedy w
nie Struna pomy la a o spr ynie ojca – on musia przeczuwa ...
- Kiedym wyje
po was – powiedzia Odrzyw
– ksi
Siemowit dogorywa , struty przez
Gundr Lindis. Mo e ju go nie masz po ród ywych... Zanim przesta s ysze i rozumie , zgodzi
si nada wam w
– jego wici s wa ne, dopóki og oszenia nie b dzie o uniewa nieniu zapisów
od dnia mierci ksi cia. Zreszt – ta wi jest sprzed mierci ksi cia,
- I co dalej? - spyta Wieck
- 79 -
- Wdowa martwi si b dzie o los syna. Szykuj zarz dzenia o nast pstwie Svena w drodze dzie- –
dziedziczenia. Im si wydaje, e Polska jest w asno ci naszego w adcy. A my tego jeich
zarz dzenia nie uznamy.
- Kto – my? - zapyta Wieck.
- Oni uwa aj wici za niewa ne kawa ki ga zi. Oni przez pos
ców zarz dzenia chc rozpow-
szechnia . Uzna by , Wieck, wa no rozporz dzenia, gdyby ci ktokolwiek nieznajomy je ustnie
przekaza i by by to nakaz oddania twojej checzy i twojego pola Svenowi - synowi Gundry – bo
Polska jest jego w asno ci i on twoje mienie chce da w u ytkowanie komu innemu?
- Nigdy w yciu! - zapewni z ca moc Wieck. - W niczym bym nieznajomemu nie wierzy , a
ju jak chodzi o przyw aszczenie mojego mienia przez Svena albo innego dudka, to niedoczekanie
jego. Ja za to nasze tutaj... No, odbior sobie nale no !
- Druzno powiada , e dostajecie w
na w asno – cz
ziemi ogólnej dostajecie i ona jest
tak e wynagrodzeniem za wasze mienie w Wiecku. Poniechaj pomsty, bo zap at daj . Ty, Wieck,
nale ysz do nas. Jak mówi – my – to i ciebie mam na my li. A my rozumem si kierujem a nie
pomst . A ten Wojno – ten tutejszy „wszyscy” - nam si przys
.
- Jako? - znowu nie pojmowa Wieck.
- To okr ne i niepewne t umaczenie – powiedzia Odrzyw – ale...- Tacy zadufani w sobie lu-
dzie czasem ciekawi si skutkami swoich przecherstw. Sprawdzi i dowie si ,
na odej ciu st d
i na do czeniu do Polaków skorzysta , narzeka zacznie na brak szcz cia, bo to on uznaje si za
zas uguj cego na w
, rozpowie naoko o, a inni pomy
, e z Polakami warto trzyma , za
Wojno nic nie wart. Teraz na Wroc aw si kierujcie. Na drog wam przywioz em garnek
poceltyckich sesterców. Ludziska radzi za to sprzedaj swoje wytwory, tedy st d niczego nie bierz-
cie. Ja musz zd
do Biadolin... We Wroc awiu do twojego brata – Struna. Do Dzier ykraja – on
was skieruje dalej. Szcz liwej drogi.
* * *
Zbli ali si do grodu Bytów, kiedy obok ich wozu wyrós jak spod ziemi ko , nios cy Druzn
.Mo e akurat patrzyli w drug stron , mo e oczy mieli w dó spuszczone i nie zauwa yli zbli ania
si Druzny... Jednak – byli o tym przekonani – przed chwil obzierali si na go ciniec i tam nikogo
nie by o! Spojrzeli po sobie, obojgu pokra nia y lica, twarze zrobi y im si radosne, u miech ciep y
mieli wokó ust...
- Tatku – powiedzia a Struna g osem pe nym zadowolenie – w
nie o was my la am.
- I ja – przyzna Wieck.
- Tak sobie podró uj – powiedzia Druzno – i akurat na was si natkn em. Skoro tak, to ju po-
jedziem razem... Takem sobie o rozumowym poznaniu rzeczywisto ci my la i o religii. O
ró nicach mi dzy jednym a drugim i o podobie stwach... Ale przerw owe rozmy lania, bo mnie
krew zalewa – lepiej z wami pomilcze ni li gada z samym sob ...
- Zawdy mieli cie niedostatek m drych s uchaczy – powiedzia a Struna. - Mo e nam o wyniku
rozmy la zechcecie rzec? Pewno nie pojmiemy, lecz skoro do siebie samego nie chcecie...
- Pocz tek drogi jest taki sam – powiedzia Druzno. Bezbo nicy a m drcy powiadaj – wiecznie
by a Materia. Religia powiada – zawdy by Bóg i wieczny on jest. Jednej natury gadanina – nikto
nie pojmie wieczno ci - j si jeno na czucie pojmuje. Podobna ona jest do niesko czono ci.
Wiemy, e liczb jest niesko czenie wiele – cho by nie wiem jak wielk liczb powiedzia , to
zawdy jest jeszcze wi ksza.
- No tak – powiedzia Wieck – lecz có w tym niejasnego?
- Podobnie jest z liczbami parzystymi i nieparzystymi – powiedzia Druzno.
- Prawda - przyzna Wieck – po owa liczb jest parzysta, a tyle samo jest liczb nieparzystych.
- I ani jedne, ani drugie – te ko ca nie maj – powiedzia Druzno.
- Zgadza si – potwierdzi Wieck.
- Co , co nie ma ko ca – jest niesko czenie wielkie – prawda?
- Prawda – przyzna Wieck.
- Wszystkich liczb – parzystych i nieparzystych jest niesko czenie wiele. Liczb parzystych jest
tyle samo. Czy by wszystkich liczb by o tyle samo, co liczb parzystych? Po owa jest równa
ca
ci? Tego nasz rozum nie pojmie. I podobnie jest z wieczno ci .
- 80 -
- Rzeczywi cie – powiedzia Wieck – nie zastanawia em si nad tym. Ale to dopiero pocz tek
poznania rozumem i wiar ...
- Taki sam pocz tek! I to, i to przyjmujem na wiar – Materia lubo Bóg – samo si przetworzy o
albo stworzy
wiat Bóg – na wiar oba stanowiska przyj te, a oba niby przeciwstawne. Chyba,
eby bogu nada imi Materia albo Natura... - Druzno patrzy gdzie przed siebie, zdawa si nie
zwraca uwagi na otoczenie.
- Nie wiem czy tak wolno mi docieka – Wieck powiedzia to z wahaniem.
- Takie dociekanie nie zaprzecza istnieniu Boga – powiedzia Druzno. Dalszy ci g – tak e nie –
chocia bardzo go nie lubi kap ani chrze cijan, muzu manów i innych religii. Oni powiadaj –
nasze pismo jest wiete – to objawione s owo Boga. Czytamy, e Bóg przemówi z nieba: - To jest
syn mój! Czytamy, e nikto tego g osu nie s ysza oprócz syna. A sk d o tym wiedzia pisarz?
Uczeni duchowni powiadaj , i Bóg pisarzowi kaza tak napisa ... A sk d o tym wiedzieli uczeni
duchowni? No, oni to wyrozumowali bezpodstawnie – skoro pisarz tak napisa , a nie widzia i nie
ysza , to znaczy, e Bóg natchn pisarza. Tedy pismo wi te jest objawionym s owem bo ym...
Religia zacz a si opiera na wierze w s owa ludzi, którzy zapewniaj , i wiedz co Bóg powie-
dzia do syna. Zamiast wierzy w Boga – wierzymy w s owa ludzi... Wierzymy, e Bóg niektórych
ludzi natchn ... A je li czart podszyje si pod takiego „wiedz cego”?... To tak samo jak z
dowodzeniem, e jest noc, bo jest ciemno. A jak si jest w jaskini?...
- Nie da si zaprzeczy , e macie s uszno – powiedzia Wieck – wszelako nasza religia taka
nie jest? My jeno wierzymy, e On jest, e stworzy ludzi i da im woln wol , nagrodzi lub ukarze
za dobre lub z e korzystanie z wolnej woli...
- Nie wiemy jaka mog aby by nasza religia po wielu wiekach – powiedzia Druzno. - Jam si
zastanawia -jak zrobi , by po wiekach i o naszej religii nie mówiono w podobny sposób. Na razie
nasi kap ani jeno na zawo anie s – pomagaj , lecz , obrz dy czyni , pouczaj lub ucz - wszystko
robi jeno na yczenie i za to datki, obiat , ertw bior , po dobrawoli dawane... Na
sku ju
kap ani ze wi ty wyszli... Dopóki chramy i kontyny b
jeno mieszkaniami kap anów – b dzie
dobrze. Jak zaczn nazywa
wi tynie domami Boga, to ju b dzie le, bo Bóg mieszka wsz dzie i
we wszystkim... On wi ty na mieszkanie nie potrzebuje. On tako s ug dla siebie nie potrzebuje
– kap ani maj s
swoim wiernym wspó braciom... S
ba Bogu z wolnej woli ma wynika ...
Za to mo e by od Boga nagroda... S
ba nie wprost, lecz przez przestrzeganie nakazów i
zakazów – przykaza Boga. Prosty wierny, który tych przykaza nie pojmuje – mo e poprosi
kap ana o wyja nienie kap
skiego sposobu rozumienia. Rozgada em si o tym, bo tam, gdzie
jedziecie nie brakuje nawracaczy na chrze cija stwo, chocia w Polsce ksi
nawraca zakaza ...
Ale ksi
...
- S yszelim, tatku – powiedziala Struna. - A gdzie my mamy jecha ? Odrzyw nam kaza do
Dzier ykraja...
- Nie zawadzi – powiedzia Druzno. Droga przez Milicz b dzie wiod a... Tam grododzier cy
dacie wici – Druzno wyci gn ku Wieckowi p k wierzbowych ga zek, opasany link , przez
glinian piecz przewleczon . - Potem drog na Wroc aw. Po drodze Ligota b dzie – drugi p k wi-
ci przeszed z r ki Druzny do r ki Wiecka. - Te drugie wici oddacie w odarzowi. On wam wska e
wasz w
. Teraz o waszej córci... Za lat osiemna cie Wineta na ostrów Wolin pójdzie i w tym jej
nie przeszkadzajcie. Wnet wam si zdarzy trzech ch opców i potem trójka dziewcz t. Szcz cie
dzie niezmiennie przy was.
Wieck odwróci g ow w stron wn trza wozu – wici chowa – a kiedy znowu spojrza na drog
– chcia Druznie podzi kowa ...
Druzny na drodze nie by o! Struna siedzia a nieruchomo, wzrok mia a skierowany przed siebie...
Wieck zatrzyma wo y, zsiad z wozu i obszed go naoko o. Kiedy przechodzi ko o wo ów, te
mukn y jakby porozumiewawczo. Uwi zany z ty u wozu ko zar
cichutko. Te
porozumiewawczo?... Us ysza g os Struny.
- Nie szukaj – powiedzia a – tata nas na troch u pi i odjecha . On tak cz sto... Ja zapami ta am
o wolnej woli i odpowiedzialno ci. Naszym dzieciom to by trzeba by o wpoi – mo esz robi wiele,
lecz sam ponosisz skutki swoich z ych i dobrych poczyna . Pomnisz o trojaczkach? Co by rzek na
imiona Bo ymir, Bogurad i Bogus aw? Mirek, Bogu i Radek... Podobaj ci si ?
- 81 -
Mykn basem, prawie jakby wo em by . Czu si nieswojo, dziwnie. Jednak Struna nic sobie
nie robi a z tego nag ego pojawienia si i znikni cia ojca... Chyba wypada wierzy w asnej onie,
je eli powiada, i to nie adne czary?... Co jakby niedawno o wierzeniu ludziom s ysza ... Czy to
mu si tylko ni o?...
* * * * *
W Miliczu grododzierca te jako dziwnie si zachowywa ...
- S wici o was – powiedzia . - Wieck do stanu mo nych zaliczon. Ksi
zmar i to b dzie
przez zjazd przedstawicieli mo nych uznane za ostatni wol ksi cia, tedy niepodwa alne jest. Jed-
nak e po pieszajcie, bo by Normanin... Nie znam go, on znaku adnego nie mia , powiada , e
wszystkie wici niewa ne i eby nie rozsy
... Jam ju przedtem kaza wyrzeza o was i do
odarza posz y... A odwo ywa na razie nie mog , bo mi wszyscy pisarze zachorzeli... Ja sam no-
sz si z my
o przeczekaniu wszystkiego w puszczy... Ten Normanin powiada , e zjazdów odt d
nie b dzie i tylko rozporz dzeniami z dworu ksi cia Polska ma sta . Ja w takiej Polsce nie znaj-
dla siebie miejsca – ona nasza, ona wspólna... Na to wasze Pomorze wyjecha ? Albo na
Mazowsze?... No, nic – po pieszajcie, bo co we miecie – to wasze i waszych potomków. Chyba e
wam nowy, norma ski ksi
odbierze... Ca a Polska ma by jego w asno ci ...
Ligota okaza a si ma osad , atoli serce w odarza zawiera o zapas yczliwo ci bardzo wielki.
- Zanim jeszcze o was wici dosta em – powiedzia – by u mnie niejaki Odrzyw . Wici – a jak-
e - okaza , upowa niony by przez ksi cia do takich... No, mówi mnie o tym nie lza, lecz ujawni
wolno, e za wami si wstawia . S owem – dam wam wybór. Albo sami sobie reb wyznaczycie,
albo gotowe dobra dostaniecie. Sto anów gruntów ornych, dwakro wiecej puszczy, tyle ugorów
starych, zabudowania, dwudziestu osadników z
yc – oni s obyczajem wolnych go ci
osadzeni... Tako powiadam, bom s ysza , e nynie nasze prawa uniewa nione by maj , tedy
obyczaj pozos-taje...
- A to wyznaczanie rebu?... Mo e korzystniejsze?... - Wieck nie ufa zbytniej szczodrobliwo -
ci i tej doskona
ci dóbr – w tym mog o by co ukrytego. Jaka zasadzka?...
- Od miejsca na dom jedziesz pó dnia konno na po udnie i wracasz. Nast pnego dnia tyle sa-
mo – znowu pó dnia – na pó noc i wracasz. W nast pnych dwóch dniach jedziesz i wracasz „do
domu” w pozosta ych dwóch kierunkach – na wschód i na zachód. Ka dego razu paliki wtykasz
swoje na naro nikach – w tych miejscach do których dotar na rebcu. Poj
?
- Aha – powiedzia bardzo m drze Wieck, lecz nadal jego podejrzliwo nie zosta a rozwiana.
- Jest pewien szkopu – w odarz przybra min niepewn i podrapa si w potylic . - Ten Odrzy-
... On chce, eby swoich wolnych go ci jemu oddawa na wojaczk , kiedy potrzeba przyjdzie...
- A wtedy ziemia by od ogowa a – zrozumia Wieck.
- M u! - wtr ci a si Struna – my od wolnych go ci jeno zap at za u ytkowanie naszej ziemi
bym dostawali. To ich sprawa - sk d oni na zap at
rodki dostan .
yczany do mo nych nie
przynale , tedy Odrzyw musi mie przemy lany dla nich na wojaczce zarobek. Oni na ochotnika
jeno mog by do wojaczki u ywani.
- A obejrze te dobra z zabudowaniami mo na? -Wieck waha si nadal, bo jak wahad o w ruch
wprawisz, to ono jakby nie wiedzia o kiedy zaprzesta wahania...
W rzeczywisto ci wybór nale
do Struny. W
stanowi a cz
w odarstwa, by a zagospoda-
rowana, wolni go cie p acili plonami swojej pracy w odarstwu – teraz, tyle samo, b
p aci
Wieckowi. A nade wszystko – nowe domostwo! Pod dachem z gontu
ci y si bale z sosen. W
podwójnych oknach – szyby. Komin z palonej ceg y od samej ziemi. Zabudowania gospodarskie –
o stajanie oddalone, tedy smrodu b dzie mniej ni gdzie indziej. Rzeczu ka S siecznica o par
kroków – jeno z góreczki zbiec i ju pluska si mo na. A obszerno i liczba izb... Istne cudo ów
dom, a Wieck nadal nosem kr ci . Tedy go poprosi a, by wybra t w
. Jeszcze si waha .
- Wiem co przeszkadza – powiedzia a Struna – nie znasz powodu takiego szcz cia. To ci go
podam, cho nie mam pewno ci, czy to powód jedyny. O nasz Winetk chodzi. Tato czasem
wieszczy, znaczy – jasnowidzenia ma. I on chce zapewni naszej córce dobre warunki, by przesz-
kód nie by o w spe nieniu jego wieszczby. Co wa nego nasza córa ma spe ni .
Wieck nareszcie postanowi . Prawd mówi c, uleg pro bie swojej Struny,wi c wprowadzili si
- 82 -
si do pustego domu - bez sprz tów, z kilkoma garnkami i paroma narz dziami. Do tego kotlina
jaka dziwna by a – niby palenisko mia a, lecz dost pu do niego dobrego brakowa o – z góry ela-
stwem jakowym zas oni te, jeno z boku otwór niewielki, którym od biedy drewienek niedu ych
pod
ysz do ognia. Przecie w takiej kotlinie z przykryciem elaznym pali si nie mo e – zaraz
ogie zdechnie z braku powietrza.
Lecz spróbowa mo na... Wieck u
stosik pokrzy owanych trzasek z ywicznej sosny,
przygotowa patyczek do zapalania, skrzesa ognia, rozdmucha hubk , zapali patyczek i wetkn
go w otwór kotliny. Spodziewa si , ze patyczek pr dko zga nie,a tu p omyczek na ko cu patyczka
jakby poja nia ... Przytkn ten p omyczek do trzasek. Zabuzowa o, w kominie zahucza o i zaraz
trzeba by o grubszych szczapek pod
, bo trzaski pr dko si wypala y. Wnet zaciepli o si owo
elastwo na kotlinie...
- Ach, to takie buty – powiedzia Wieck – kotlina musi mie otwór do komina. Jeno za pr dko
si w niej drewno spala. Gdyby ten otwór do komina zmniejszy ...
Struna zauwa
a nad kotlin zasuwk , wskaza a j r
... Wieck popchn , zasuwka wlaz a w
komin i przesta o hucze , pali o si akuratnie. Dymu ani ladu... No, no...
Nazajutrz – jeszcze spali, cho widno by o, lecz po podró y warto wypocz – w szyb
zapuka a leciutko jaka niewiasta. Najpierw przez otwarte okno rozmawiali, potem wpu cili
niewiast do rodka, bo to – chyba – znowu jakie szcz cie od losu, od Boga, lub te - od ojca
Struny by o...
Niewiasta przysz a si dowiedzie , czy ona i jej znajomi z rodzinami nie mogliby u tych pa s-
twa miejsca na zamieszkanie i prac znale .
- Nam si ju sprzykrzy o ci
e uciekanie. A nynie jeszcze jedno nieszcz cie dosz o... Ch o-
pami gotowi my by – na jutrzynie osi
... - powiedzia a i ci ko westchn a. - Jest nas tuzin
rodzin – doda a po chwili.
Zacz li oboje z Wieckiem wypytywa : – A co? A jak? A dlaczego? Okaza o si , e szukaj cy
miejsca do spokojnego ycia yli do niedawna pod
. Niby na gruntach wi tynnych, atoli
mieli l ej ni li na jutrzynie. Jeszcze dorabiali, bo pomagali p tnikom – po ywili, wody podali,
drog wskazali, noclegu u yczyli pami tki wytwarzali i sprzedawali... I za te pos ugi p tnicy sporo
miedziaków zostawiali. Wi cej z tego przychodu by o ni do wi tyni obiat i ertwy dostarczali. A
tu kap ani zacz li sprawdza , zabrania i da wi kszych ofiar. A jeszcze dodatkowo nakazali
uczestniczy co siedem dni w nabo
stwach. Ch opi dowiadywali si o mo liwo znalezienia
ochrony u chrze cijan obrz dku s owia skiego. By a mo liwo . Ochrzci si , ofiary dawa i co
siedem dni na msz , a w niektórych porach roku – codziennie na nabo
stwo... Tedy ch opi
dobytek na wozy w adowali i yli jako koczownicy yj – na polanie ródle nej wypasa
ywio ,
na innej polanie nakosi trawy na siano, czasem kawa puszczy wypali i mi dzy karpami troch
za-sia czy zasadzi ... A ostatnio przydyba a ich czujka Normanów... - Wolni jeste cie – powiadali
– na sta e osi
cie, a za to s ugiwa wojennie b dziecie. A ch opi do wojen niewzwyczajeni... Ani
broni, ani zbroi, ani wierzchowca... Mo na na piechot , lecz w óczni czy toporka nikto za darmo
te nie da. Pono u tych Normanów, to oni wszystko rabuj na wyprawach i za to kupuj u rzemie l-
ników bro i zbroje. A ch opi tutejsi na rabunek ze zgroz patrz .
- K opot by by dla nas – powiedzia Wieck. - Najpierw trzeba by wam wolnizn da , bo my nie
mamy niczego, aby wam u yczy . Zanim by cie si urz dzili, zanim by cie nam mogli jutrzyn
dawa ... Ile to lat musia oby si czeka ?...
- Ugorów tu sporo – zauw
a niewiasta. Wszak e my ch opi – mamy narz dzia i zwierz ta. A
tu – rozejrza a si po pustych k tach – u pa stwa adnych sprz tów... My sami rzemie lnicy, bo te
pami tki dla p tników... Od jutra mo em p aci – pan sam uzna ile warta nasza praca i nasze
wyroby. A parobczaków ci u nas wielu... A i dziewuch niema o... S
ba by dla pa stwa...
- Byle tylko nie s
ba – oburzy a si Struna. - Co innego pomocnice jakowe ... Chybam w ci -
y... A poród ma by wieloraki... Co ty na to, Wiecku mój najmilejszy?
- Ja te wol pomocników od s ug – zapewni Wieck – niech e si rozejrz grunta sobie wybior
i buduj wie ... Niechby jutro jaki ch op tu przyszed , to by my wszystko uzgodnili... Warunek
wst pny jest... Nie nawyklim, by nas pa stwem nazywano... To powiedzcie innym!
W ten sposób Wieck – na poczekaniu – za
now wie ch opsk . A nied ugo po jej za
eniu
- 83 -
Struna i Wieck dowiedzieli si , e mo ni przewa nie zdziercami s i od swoich poddanych daj
najpierw wszystkiego, a potem jeszcze troch .
- Wy jeste cie inni – powiedziala ta sama niewiasta, która nie tak dawno zapuka a w szyb , szu-
kaj c miejsca dla siebie i znajomych – i dlatego my wam... No, ze szczerego serca... Sprz ty dla
was... I pó ki... i garnki gliniane...
Pop aka a si bidula. Struna - okaza o si – p aka te umia a. I tak sobie pochlipa y z tej rado -
ci, e a im si l ej na duszach zrobi o,a Wieck pozna now cech
ony – p aka ze szcz cia mog-
a, e nowe domostwo b dzie dobrze wyposa one, dziewki lada dzie si pojawi , parobczaków nie
zabraknie, i wszystko – to jasne – jako pomocnicy, ale obowi zkowo na sta e.
Widocznie dla równowagi szal szcz cia i nieszcz cia na wadze losu – niepoowodzenie przy-
sz o do w odarza z Ligoty. Przyjecha si po egna . Powiedzia , e woli w puszczy mieszka ni
by popychlem nowego w odarza, który pewno ma na imi Grabie ca.
- Nie zna si na niczym, nikogo o rad nie pyta, trwoni dobytek zmiennymi i sprzecznymi na-
kazami - wyliczy najwa niejsze „zalety” nowego w odarza – a ja mam by jego s ug
najwa niejszym i to ma by dla mnie zaszczyt. Niedoczekanie jeich! On ma by przedstawicielem
mieszka ców – zwa cie – mieszka ców, tedy i poddanych naszych i stanu trzeciego na zjazd. Oni
jednak zjazd robi , lecz przedstawicieli wyznaczaj ! Bodaj ich wierzbem pokara o! Po co komu
taki zjazd?
Biedny „przedtemw odarz” pojecha dalej, nie uzyskawszy odpowiedzi na to pytanie o po ytek
dla kogo z „takiego” zjazdu. Przypuszcza ka dy powinien i móg , e chodzi o pó niejsze
rozg aszanie, e Gundra Lindis zosta a naznaczona przez przedstawicieli wszystkich mieszka ców
Polski na opiekunk m odego, nowego ksi cia Svena, którego si pó niej albo od razu w adc i
panem wszystkich i w
cicielem Polski „obierze”. Nie warto by o o tym biednemu cz ekowi
mówi , on to sam wiedzia i przebole tej wiedzy nie móg , gdyby jeszcze mu s owa potwierdzaj ce
jego wiedz do
do ogromu nieszcz cia, to móg by ywota si zby z nadmiaru napi cia czy
nat
enia. Mo e gdzie na osobno ci odpr
y si , odpocznie, z y czas odejdzie i po ytek jeszcze z
cz eka b dzie. Umrze ka dy zd
y...
O ma o co umar by dostatek sulony przez szcz cie mieszka com w
ci. Pojawi a si ch sa wi-
kingów-nie/wikingów, zbójów-nie/zbójów, mo e pomocników samej Gundry... Za dali wynie-
sienia si na cztery strony wiata, bo teraz oni b
we w
ci panami i gospodarzami. Akurat
powiadamiali o tym Wiecka, Struna trzyma a m
a pod rami i przytula a si do jego boku, kiedy
ze wszystkich stron pokazali si osadnicy
yccy, znaczy – wolni go cie z w
ci, oraz wszyscy
ch opi z w
ci. Pojawili si uzbrojeni wystarczaj co, by wzbudzi w Normanach zastanowienie co
do op acalno ci dalszego
dania ust pienia tutejszych z w
ci, bo nowa w adza wsz dzie musi
mie swoich ludzi... Normanowie nawet odej chcieli, lecz jako ... Potem Wieck poprosi , by ich
zw oki gdzie w lesie zakopa , a bro , zbroje, okr
e tarcze pochowa , bo mo e jeszcze kto
spróbuje wzbogaci si bez pracy.
Kiedy ch opskie obej cia ko czono stroi , przyjecha y do w
ci czteroko owe wozy. Z nich do
ch opskich chat d ugo wynoszono kolczugi kolan si gaj ce, w ócznie d uga ne z grabiny, ostrymi
grotami zako czone, toporki nie za du e-nie za ma e, szpiczaste he my i du e, prostok tne szczyty,
zas aniaj ce prawie ca e cia o stoj cego m a. Jaki nadzorca wo niców tych wozów powiedzia , e
to dar od Odrzyw a i przekaza wskazówk , eby Wieck nie opiera si nakazowi ruszenia do wal-
ki, ze wszystkimi m czyznami w
ci, gdyby nowa w adza to nakaza a.
- Poza tym Odrzywoj powiedzia – rzek ów dostarczyciel „ rodków obrony przed dzikim zwie-
rzem w czasie przednówku” – i
cie, Wieck, wylosowani na przedstawiciela na nasz zjazd.
Pod jesie pojawi si we w
ci nowy w odarz. Po s owia sku ubrany, zrozumia polszczyzn
przeprosi za tych zgni ków, co chcieli si bogactwa cudzym kosztem dorobi i „poprosi ” o sta-
wiennictwo na wiosn ze wszystkimi zdatnymi do noszenia broni m ami pod grodem w Miliczu.
Poza tym poprosi o wyja nienie znaczenia s owa przednówek, bo nikt w okolicy nie wie, a kr y to
owo wsz dzie. Tego, niestety, Wieck i Struna te „nie wiedzieli”
- Szykuje si bój w obronie prawego w adcy – powiedzia Normanin na odjezdnym. - Licz na
was, Wieck, i obiecuj , e o was nie zapomnimy przy naznaczaniu wielkorz dcy Kaszub.
- 84 -
Rozdzia XV
Normanno
Czytasz albo
yszysz s owo „normanno ” i my lisz sobie, em si pomyli ... Otó – nie. Takie
nie s owo wesz o na pewien czas do u ytku w Wirzchoniowie, Bochotnicy, Na czowie i
pewno w innych miejscach. A zacz o si wszystko od gnoju – od zwyczajnego obornika,
odchodów w stajni, w chlewku, owczarni i kurniku. Do tej pory zwierz ta gubi y swoje odchody
gdziekolwiek – spar o je, to si nat
y i wnet by o im l ej, a kupy le
y tu i ówdzie, przewa nie
w zabudowaniach b
na pastwiskach. Jednak nowy w odarz, który zamieni w Bochotnicy po-
przedniego, dosta nakaz zagospodarowania cennych wydalin i – przy sposobno ci - zadbania o
wi -ksz czysto podwórek, dróg i pastwisk. Wszystko by o przewidziane i u
one, a wynika o z
przekonania, e ka dy mieszkaniec musi dba o w asno ksi cia, bo jest w adcy poddanym. Ta
dba
ró ne postacie mia a przyjmowa , a wymiar owej dba
ci poceltyckimi sestercami mia
by mierzony. Za jednego srebrnika mog
kupi od w odarza kop tych br zowych, znaczy – z
br zu, monet i z miernikiem ju
k opotu nie mia . Wiadomo, e jeno na pewien czas, lecz i to
dobre...
Za dwa sesterce – to tylko jednej dziedziny dotyczy o – mo esz kupi odpowiedni znak – po -
wiadczenie,
o jedn rzecz zadba . Lepiej tego znaku nie gubi , bo maj sprawdza , czy go
wykupi
. Z tym znakiem trzeba do innego urz dnika w odarza si uda i tam wykupi - za dwa
sesterce – drugi znak – te go trzyma trzeba przez ca y rok - a potem, przy kupnie – po roku -
nast pnego znaku, pokaza urz dnikowi i mu znak odda . Z tym drugim znakiem i si ma do
trzeciego miejsca – po znak trzeci i pojemniki. Trzeci znak ma by ta szy, za to pojemniki po trzy
sesterce b
. Pojemnik na obornik, pojemnik na ko skie boby, pojemnik na owcze i kozie bobki,
pojemnik na odchody wi i pojemnik na odchody drobiu. Potem tylko te pojemniki wype nia i
odstawia na gnojownik we w odarstwie. Tam ju by nic nie p aci , chyba eby ci pojemników
brak o, bo nie przyjmie si gnoju darmo w innych pojemnikach ni te od w odarza – dwa sesterce
za jeden oddawany trzeba b dzie zap aci , albo znowu wykupi pojemnik od urz dnika.
Parnica – jako mo ny jednocze nie i przez wiele lat jako poddany yj cy – sta si odbiorc
pyta i w tpliwo ci – wszak w adza od mo nych pochodzi, a gn bi si poddanych... Pytano o to –
czyj jest gnój. Bo je li ch opski, to niech ch opu p ac za jego dostarczanie na gnojownik
odarstwa. A jak gnój do ksi cia nale y, to niech ksi
go sobie zabierze – niech zbieraczy
najmie albo ch opom za zbieranie zap aci. Ponadto pytano o rodki zaradcze, bo w odarstwo
niczego nie chcia o kupowa i sestercami p aci – ono kaza o podatki p aci , srebrników da o
albo z ota czy klejnotów. Pono dlatego, e monet lub kosztowno ci atwiej przez morze
przewozi ni li zbo e czy mi so.
Jak e by o odpowiada na takie pytania? Parnica wiedzia , e te ustalenia pod pozorem napro-
wadzenia normalno ci poczyniono, lecz jaka to normalno , e ci ka p aci za oddawanie twojej
rzeczy? I st d si owa normanno wzi a.
Której nocy do Wierzchoniowa zjecha y, przez wole zaprz gi ci gnione, czteroko owe wozy z
budami. Kolczugi, szczyty, toporki, w ócznie... Tylko nikomu – nic! Cicho – sza, ani mru-mru,
ba w kube i dopiero mów. A w razie czego – do walki z dzikim zwierzem potrzebne na
przednówku...
Ch opi pochodzenia norma skiego radzili, aby w góry zbiec i tam przeciwko zdziercom oddzia y
tworzy , tedy im Parnica wyja ni , i w Polsce mniej gór ni li w Skandynawii, a ludzi za to wi cej,
tedy w polskich górach niezadowoleni nijak si nie pomieszcz . Czeka trzeba, bo ten, co kaza
owe cude ka przywie – w ko cu powie po co je przywieziono. By mo e, e to w adza je
ch opom dostarcza, jako e ona ka dego za zdatnego do wojennej pos ugi uznaje... Nie wyrzuca
czasem, bo mog za da zwrotu albo zap aci ka . Na razie zbiera gnój, pan Mszczuj za
pojemniki zap aci , lecz pojemników z gnojem nie oddawa ! wie yna wymy li a, e oczyszczenie
podwórek, dróg i pastwisk niez ym jest pomys em a z dwóch powodów – marnotrawi si tam
nawóz, a i nogi ufajda mo na niechc co. Niektóre gospodynie ju wcze niej gnoi y warzywniki
ko o domostw, teraz niech e wszystkie przetworz uci liwo w dobrodziejstwo – w asnym
gnojem w asne warzywniki nawozi ! Normanno nie przewidzia a sposobu sprawdzenia – kto po-
- 85 -
jemniki z gnojem odstawia, a kto nie... A Mszczujowi jako si za po yczk sesterców odwdzi czy
w stosownym czasie. O tym przednówku mówili... Mo e to oznacza , e na przednówku dzid i to-
porków przeciwko normanno ci ka u ywa ... Wszyscy w Wierzchoniowie sobie nawzajem
poobiecywali, e stan do walki przeciwko tym wszarzom, co cz eka gotowi ze skóry oszuka czo
obedrze i jeszcze mu wpiera gotowi, e to dla jego dobra... Potem t obietnic powtórzyli wobec
Parnicy, a w ko cu wobec pana Mszczuja. Ino, eby on sam poprowadzi albo wskaza kogo zau-
fanego, bo oni w wojennych sprawach nieobeznani...
- Widzisz, m u – powiedzia a wie a – jak Normanowie nam si przys
aj ? Nynie wespó z
naszymi poddanymi obcy nas gn bi, tedy poddani poczuj przynale no do wspónoty z nami. Je-
den naród? Pewno jeszcze nie teraz, lecz ten sposób na wspólnego gn biciela nie by by z y... Byle
tylko o odstawianie gnoju nie sz o... Oni chyba na drugi rok od ka dej jednej osoby ka odstawia
i za to jeszcze p aci ...
- Nada aby si do wymy lania obci
– powiedzia Mszczuj.
Wierzchoniów by zagro ony popadni ciem w mani zajmowania si wy cznie gnojem i
sester-cami, które trzeba dok ada do tego, co si w adzy odda o, a ko o domu mog oby by
przydatne. Przyda oby si jakie wa ne nowe wydarzenie, aby jaka zmiana nasta a – wszak nie
sam prac codzienn i gnojem da si pomna
bogactwo uczu , cho by do tego bro , uzbrojenie i
nadziej na pokazanie normanno ci, e ona nie jest normalno ci , do
.No, i takie wydarzenie
nast pi o. Parnica le st pn , co mu w ostce chrupn o, obali si i ju wsta nie móg , z bólu si
skr ca , zanie go musiano do domu, na
ku le
i j cza ... Mo na by o teraz zastanawia si czy
wda si gor czka, czy znajdzie si jaki nastawiacz ko ci, który Parnicy ulg przyniesie. W ko cu –
czy Parnica wy yje, bo jakby ko poprzebija a mi so, to posocznica mo e si wda i wtedy tylko
si modli . Dobrze, e Parnica chrze cijanin – jego Bóg nic nie ma nic przeciwko pro bom...
Przyprowadzili do Parnicy najlepszego w okolicy nastawiacza ko ci, który raz nawet koniowi
aman gole nastawi , kaza wierzchowca przez par miesi cy podwieszonego na pasach trzyma
i drogocenny ogier ywota si nie zby , jeszcze potem klaczom rebi t wiele podarowa .
Nastawiacz powiedzia , e gdyby gole , no – gdyby udo, to jeszcze-jeszcze, ale kostka... Nie da
rady – trzeba poczeka a samo si pozrasta i albo b dzie prosto, albo b dzie krzywo.
Rada-nierada wie a do Bochotnicy polecia a, jako zwykle si robi o – mo e w odarz zna kogo
lepszego od tutejszego sk adacza z ama ... Owszem – zna . Podobno... Jeno trzeba zap aci za ca
rodzin po sze sesterców od osoby i obieca , e za nast pny rok te si tyle zap aci. Za t op at
wszelkie leczenie za darmo b dzie. wie a policzy a, pododawa a i wysz o jej, e musia aby za nie
bardzo pewn nadziej zap aci dwie kopy sesterców. Tedy spyta a, czy nie mo na temu lekarzowi
zap aci jeno za ten jeden przypadek.
- Niby mo na – powiedzia w odarz. - Kosztowa oby kop sesterców. To jednak mniej dla was
op acalne – lepiej chyba mie leczenie za darmo?
- I za darmo, i za op at - jest za drogo – powiedzia a wie a. - Za srebrnika mo na mie na za-
wsze ca kiem dobrego niewolnika. Jeden srebrnik, to jest roczny zarobek smerdy w dobrach
ogólnych. Nie mo na taniej?
- Nie ma dóbr ogólnych – sarkn nowy w odarz i wie a wróci a do domu z niczym.
Prawd powiedziawszy, to wydarzenie – niby nowe – wcale odmiany we wzbogacaniu ducho-
wych odczu nie przynosi o. Znowu sesterce i normanno ... Parnica le
, troch go jakby mniej
bola o, zdoli wystruga sobie kul dla kalek i zaczyna powoli ku tyka , jeszcze lask si
wspomagaj c, w drugiej r ce trzyman . Wtedy przyby do wsi, a w
ciwie do Parnicy, inny lekarz.
Nie przyby leczy – on zna przesz
rodziny Parniców i j przypomnia .
- Twój krewniak – powiedzia – jako nadzorca szpiegów mia pracowa dla ksi cia Ma opolski
- Kazimira. By o tak?
- By o – wyst ka Parnica i obla y go siódme poty.
- Bra srebrniki i miedziaki – niby to dla szpiegów, adnych szpiegów nie op aca , wszystko
sam zmy la – e niby szpiedzy mu donie li powiada ... Prawda?
- Tak – wyst ka Parnica.
- Wyda o si , kiedy ksi
Kazimir – le uwiadomiony przez twego krewniaka – odda siebie i
- 86 -
Ma opolsk we w adanie Wielkopolanom. Po wiadzysz?
- Odda wcze niej – zaprzeczy Parnica.
- Odda chwilowo i nieszczerze – powiedzia lekarz. - Dopiero garstwa twojego krewniaka utr-
wali y zale no Wi lan i Lachów od Wielkopolan. Zreszt - to niewazne. Wzi ty na m ki, ten
twój krewniak, nie pisn ani s ówkiem – gdzie ukry pieni dze. Zmar niepostrze enie, kata tako
na mier w m kach wydaj c, bo go o zmow i lito ciwo z tym Parnic i dla tego Parnicy oskar-
ono.
- Jjja nnnie wiem – wymamrota zaj kliwie Parnica.
- Wiesz – nie wiesz – za jedno mi – powiedzia lekarz. Je eli ja powiem o wszystkim w odarzo-
wi, to b dziesz musia wiedzie – gdzie pieni dze s ukryte, albo... - g os lekarza zosta zawieszony
i taka gro ba razem z tym g osem w izbie zawis a, e Parnic przesta a bole kostka, ale oddycha
prawie nie móg .
- Co chcecie za milczenie? - spyta prawie szeptem, a tak zachrypni tym jakby przezi
i gar-
dziel mu ob
o.
- Jam si zgodzi zosta nadzorc szpiegów – powiedzia lekarz. - I ciebie jednym z moich
szpiegów uczyni . Ty mnie b dziesz donosi o wszystkim, co si przeciwko Normanom kroi, a ja
tobie za to b
p aci . Zgoda?
- Mo e lepiej by cie mi t kostk – Parnica odkry opuchni
nog .
- Czemu nie – powiedzia lekarz – jednak e to jest kostka... Ja bym uci nog pod kolanem,
wtedy atwo ko ze stawu odj , kikut ukszta towa , zaro nie, wygoi si i b dziecie ku tyka spra-
wnie,u ywaj c drewnianej podpory. Bo to, wiecie, od kostki do kolana dwie s ko ci i równo nie
utniesz...
- To mo e pó niej – powiedzia Parnica ju zwyczajnym swoim g osem.
Lekarz zostawi Parnicy srebrnika - jako zap at za ca y rok i obieca nagrody za donosy warto -
ciowsze od innych. Parnica poku tyka do Mszczuja, wszystko mu opowiedzia i odda
Mszczujowi monet . Wydawa o mu si , e lepiej ku tyka na w asnej, cho by opuchnietej i bol cej
nodze ni na drewnianej podporze. Jeno co za rok b dzie? Albo jak ten lekarz pr dzej przyjdzie i
zapyta : - Cze-go si dowiedzia , Parnica?... Mo e mu rzec, e wszyscy zap acili w odarzowi za
znaczki „gnojowe”, lecz nikto gnoju nie odstawia? Albo, e wszyscy chwal czysto w
Wierzchoniowie, spowodowan zbieraniem zwierz cych odchodów? Chyba to ostatnie...
Sypia Parnica marnie. Snu si , je li jego ku tykanie do agodnego i powolnego kroku mo na
przyrówna , po Wierzchoniowie niby cie obwisaj cej chmury. Którego dnia urwa si byk
Mszczuja. Wszyscy zd yli usun mu si z drogi, a Parnica ledwo pod drzwi obory zdo
doku tyka . By by bezpieczny za nimi – grube by y, mocno osadzone... Byk r bn go z ukosa.
Trafi w Parnic
rodkiem ba – mi dzy rogi go wzi – i z rozp du r bn rogami i Parnic w te
drzwi. Nawet nic si Parnicy nie sta o, ale byk chcia wyszarpn rogi, uwi ni te nierówno w
drzwiach. Durne bydl nie stan o prostopadle do drzwi – rogi tkwi y w drzwiach, byczy eb by
skrzywiony w stosunku do tu owia, a byk szarpa tu owiem w ty , pewno powoduj c ból swojego
karku i szyi, bo ka de szarpni cie tu owiem nie ci gn o ba w kierunku zgodnym z ruchem bycze-
go cia a. Parnic przy tej szarpaninie poniewiera o jak sto czartów. Bola o go mocno, a on si
cieszy , e nie b dzie musia spotka si nigdy wi cej z tym nadzorc szpiegów.
Na to wszystko trafi kap an Swarzeca zza Wis y. Podszed do byka z boku, po
swoj d
na grzbiecie zwierz cia i lekko popchn , Byk przestawi swój tu ów w taki sposób, e stanowi
przed
enie szyi, lekko poci gn , rogi atwo wysz y z drzwi, a byk agodnie poszed do swojego
miejsca w Mszczujowej oborze.
Zanie li Parnic i u
yli na jego
u. Kap an dok adnie obmaca spuchni
nog .
- To jeno skr cenie - powiedzia . - Przy skr ceniu ko ci g ówka na chwil wyskakuje z
panewki stawu i zaraz wraca na swoje miejsce. Nale y wtedy spokojnie czeka , a si po tym
szarpni ciu wszystko wygoi. A wy cie na pewno za wcze nie zacz li chodzi ... Owiniem teraz
cis o i le
musicie przez pó tora miesi ca. Zielarka niech wam zió przyniesie na bolesno po
skr ceniu. Tymi zio ami polewa opask , aby ch odzenie by o dobre. A tym lekarzem... To nasz
cz owiek by . Na prób was wystawilim i zachowali cie si jak nale y. Na wiosn ruszycie z
innymi,by t norman
- 87 -
no z Polski wy en . Wy tutejszych ludzi powiedziecie do miejscowo ci Gostynin. Tam do
Odrzyw a si zg osicie. Panu Mszczujowi przeka cie, e wybrany zosta na przedstawiciela
w zje dzie z naszej por ki udzia ma wzi . Nie teraz. Przyjdzie pora, to si dowie. O tym nikomu
ani s owa – jeno samemu Mszczujowi.
Kap an jak przyszed tak poszed , wszyscy go widzieli, a nikt o nim nie mówi . Chyba czu by o
co innego ni smród normanno ci i dlatego ludziska jako woni kap ana nie dopu cili do swojej
pami ci ani o nim nie rozpowiadali.
* * *
Po nabo
stwie kap an chrze cija ski pocz zach ca ludzi do wykupowania we w odarstwie
znaczkow „zdrowotnych”. Parnica – ju ozdrowia y ze wszystkim – o mieli si zauwa
, e
ludzie w Wierzchoniowie bardzo rzadko choruj , a kupowa znaczki trzeba co roku, za
ubieg oroczna zap ata przepada – ju nie upowa nia do leczenia za darmo.
- Przecie to jest normanno – powiedzia Parnica – dlaczego nas ksi dz zach ca, by my dawali
zarobi oszustom, podczas gdy korzystniejsze by oby odk adanie tyle samo pieni dzy na wypadek
choroby na przyk ad u pana Wierzchonia?
- Bo to jest zabezpieczenie na wypadek bardzo kosztownego leczenia – wyja ni kap an. - A po
drugie – ka da w adza pochodzi od Boga i nale y jej s ucha , pomaga jej...
Parnica mia ochot zapyta od kogo pochodzi w adza czarta, lecz na tak z
liwo brak o mu
odwagi. Za to nawet nie podszed w stron stolika, na którym sta a miseczka do sk adania datków.
Zwykle sk ada na tej miseczce trzy miedziaki – tego dnia nie da nic. Nie wiadomo, czy za jego
przewodem, czy z innego powodu tego dnia miseczka pozosta a ca kiem pusta. Normanno nie
pop aca a.
- 88 -
Rozdzia XVI
Byle do wiosny
Kiedy natkniesz si na le cy w ukryciu skarb, to nie by by cz owiekiem, gdyby jeno troch z
tego znaleziska uszczkn , a reszt wcale si nie przejmowa , bo – na przyk ad – nie uradzisz
wszystkiego zabra – za ci kie jest, za du e... Tym bardziej, kiedy idziesz na gotowe –
dowiedzia
si o miejscu ukrycia skarbu i idziesz go posi
. Trudno powiedzie – jakiej natury
byli ludzie Gundry Lindis, którzy wybrali si po Polsk , a nie zaj li jej ca ej, nie ogarn li, granic
nie obstawili. Ca e po udnie ksi stwa Polski (bro Bo e – ksi stwa polskiego!) ledwo wiedzia o o
zmianie w adzy i o obsadzaniu stanowisk urz dniczych przez Waregów. Ksi
Polski umar – to
ca a Polska wiedzia a – lecz na miejscach swoich pozostali w Po udniowej Polsce grododzier cy,
odarze, a nawet wojewodowie. Odszed namiestnik Ma opolski – Stoigniew. Odszed wojewoda
wroc awski – Dzier ykraj. Nie zast pi ich nikt nowy . Rozsy anie wici zosta o powstrzymane,
bo nie by o wszystkich ogniw
cucha przesy owego. Co prawda – nie by o te wici, lecz o tym na
po udniu Polski te nie wiedziano, jak nie wiedziano o odej ciu Dzier ykraja i Stoigniewa. Jedyna
ró nic , zauwa on w Biadolinach, by brak wieszczyca. Po prostu tego lata nie przyszed i wszys-
cy tego
owali, bo ciekawo bra a o prawdziwo ci pog osek lub ich nieprawdziwo ci opini
urz dnika dworskiego us ysze . Co musia o by pozmieniane, cho by ten brak wieszczyca i wici o
tym wiadczy , ale co?...
* * * * *
Pierwszy raz od dziesi ciu dni nad Biadolinami za wieci o s
ce. Jeszcze przed nastaniem tej
ugotrwa ej s oty biadoli scy panosze zastanawiali si , czy ju nadesz a pora niwowania. Wysz o
im, e jeszcze dwa dni trzeba si z ko
wstrzyma , by k osy nabra y dojrza
ci nale ytej, za o
zeschni ciu jeszcze by si nie mówi o – do zeschni cia ziarna lepiej nie dopuszcza , bo potem
kasza z takiego suchelca moczenia przed warzeniem wymaga, a i tak rozgry to dra stwo trudno.
I wtedy zacz o pada . Pierwszego dnia, to nawet na krótkotrwa burz si zapowiada o, lecz
zapowied raczej oczekiwaniem i nadziej si okaza a, bo potem la o na zmian z ulew i tylko
czasem mo na by o mówi o zwyczajnym padaniu. Kto wymy li , e to niebianie postanowili
ziemi wypra i wyp uka , na co mog a wskazywa burza w pierwszym dniu podlewania ro lin
wszelakich.
Rzeczywi cie grzmoty i trzaski b yskawicy odg osy prania przypomina y – jakby kijank klepa
bielizn na kamieniu, kiedy b yskawica klasn a, i jakby kto owe kamienie przetacza lub pranie
wozem z miejsca na miejsce przewozi , kiedy grzmoty hurgota y od kra ca do kra ca nieba. A po-
tem p ukanie odchodzi o i tylko wy ymania brakowa o...
Teraz, kiedy suszenie trwa i po chmurzyskach ani ladu, wszyscy obwieszczaj m otkami, na
babkach kosy klepi cymi, e ju jutro... Ju na nic-nic-nic-nic czeka si nie b ,b ,b ,b -dzie
tak,tak,tak,tak...
wier
wier
wier dnia jeszcze do niw – wierka jaki stary wirk. Koo, koo, koo – kopki
postawi i dzioba si da – zapewnia y si nawzajem kury. Dziu-dziu-dziu – dziuba b dziem –
obiecywa y sobie indyczki. Tylko m ode, niedo wiadczone ptasie matki by y w k opocie – gniazdo
na ziemi, w zbo u... Te starsze jako si na bok wyprowadzi, miedza w pobli u gotowa przecho-
wa niedojrza ków -tam si doniesie, podkarmi... Ale te najm odsze?... Czasami cz owiek si mo e
zlitowa i gniazdko ominie, zostawi w spokoju. Lecz to i tak na nic – zaraz jakie kocisko wypatrzy,
drapie ne ptaki... Ostatni raz w zbo u – obiecywa y sobie ptaszyny, a serduszka ich bi y tak pr dko
jakby kto patykiem terkota po sztachetach.
ony panoszów gotowa y ostatnie zapasy ubieg orocznej rzepy i stare kasze. Ta rzepa niby dob-
ra ro lina – w lipcu posiejesz mi dzy rz dami grochu, a w grudniu masz dorodne warzywo. A od
niw do grudnia? Szkoda, e nie ma odmiany w innym czasie sianej i dojrzewaj cej, bo smaczne
toto, syc ce, atwe w przyrz dzaniu, a i na surowo zjesz. Trzeba nakroi i nasma
boczku,
pachwiny i podgardla z ostatniego, niedawnego winiobicia i okrasi suto, bo si a do niw
potrzebna jako powietrze do ycia. K opot z mlekiem – deszcze by y, ch odno, nie nastawi o si na
zsiad e, a teraz... Zsi dzie si do jutra, czy nie? Ach, pojutrze te jest dzie , a jutro poda si najwy-
- 89 -
ej mleko s odkie, tylko si w krynicznej wodzie rzeczki Kisieliny sch odzi... Jeszcze tylko chleb-
ków napiec i gotowe.
W chacie panoszy Chwalimira mieszka o najmniej ludzi – tylko ich dwoje by o – sam
Chwalimir i jego m oda ona. Sam Chwalimir powiada
artem, e z nim mieszka o jeszcze jego
pi dziesi t pi lat, co m odsi zrozumiej , kiedy ich staro zacznie nawiedza . Chwalimir mia
ju jedn
on i bardzo j mi owa . Kiedy przesieki broni , nagle do ukochanej zat skni , poprosi
dowódc , Dzier ykraja, o mo liwo wpadni cia do domu – do tej umi owanej... Dosta par dni
wolnych, wypo yczono mu konia i pogna na oklep, bo co go pop dza o i ci gn o jednocze nie.
W domu zasta
on z... Szcz liwym odbiorc ask ony Chwalimira okaza si wróg – Morawiec,
wojak, który... Chwalimir do tej pory nie wie, czy to by y tylko jednorazowe odwiedziny Morawca
w jego domu.
Zdradzony m obejrza sobie wszystko przez szpar w okiennicy – us yszawszy nami tne
osy, najpierw zajrza – kto i z kim... Zobaczy , us ysza ... Zapar ko kami drzwi wej ciowe,
sprawdzi dobre pozamykanie okiennic i rzuci na strzech wieche zapalonej s omy. Morawiec
spali si prawie doszcz tnie. ona zdo
a wywa
skrzyd o okiennicy i wype
a na zewn trz.
Tak mocno by a poparzona, e nie pomog a jej prze
wielka wola walki ze mierci . A
Chwalimir sta si od tej pory cz ekiem bardzo powa nym. Zdawa o mu si , e postrada zdolno
mi owania jakiejkolwiek niewiasty. Ale trafi a si u towarzysza z przesieki córa – te powa na i na
odych patrze nie chcia a. Gada a, e Chwalimir bardzo jej si podoba, bo jest przystojny, adny,
powa ny i pi knie piewa, a ona te
piewa lubi. Ojciec jej by wdowcem i tylko t jedn
Marzank mia ... Zatruta strza a Morawca trafi a ojca Marzanki w rami . Zdawa o si , e nic
takiego – walczy do ko ca, czyli do zawarcia pokoju. A potem posocznica go zabra a w trzy dni.
Mo e dlatego Chwalimir wzi Marzank za on , chocia raczej jej ojcowa i matk stara si
zast pi . Ona par a do dania mu dziecka, on nie dopuszcza do zbli enia dopóki siedemnastu lat nie
sko czy a. Dopiero niedawno...
Teraz Chwalimir kr ci si po obej ciu i po domu, aby wszystko do jutrzejszej ko by przygo-
towa . A Marzanka – niby to niechc cy – w azi a mu w drog , w przej ciach stawa a i musia si
ko o niej przeciska , tr ca a go „przypadkiem” to biodrem, to barkiem...
- Marzanka – powiedzia wreszcie – na jutro musz mie wszystkie si y zdatne do u ytku. Nie
mo e tak by , aby jaki m odzik pi ty mi obkasza . Spróbuj to zrozumie ... Gdybym móg jako
ostatni do koszenia stan ... Ale wiesz przecie, ze mnie wodzirejem zw , za najlepszego uwa aj .
Przedarujesz mi dzisiaj?
Podesz a, przywar a ca ym cia em, poca owa a w usta, r ce we w osy mu wplot a.
- Chwa eczku – powiedzia a ca kiem spokojnym, cho rozradowanym g osem – ja to pojmuj ,
ja si jeno ciesz i chcia am ci powiedzie ... dopiero jutro...
- No, co tam, Smyku, za tajemnic skrywasz? - odda jej przytulenie i lekki poca unek. - Nie bój
si – ja ci niczego za z e mie nie mog ,cho by nie wiem co zbroi a.Ten rok szcz cia,którym z to-
mia to i tak wi cej ni li wykopanie skarbu najwi kszego.
- Pomnisz jake mówi , e wszyscy panosze - ojcowie synów - maj k opot, bo po nich jeno
jeden syn mo e an ojcowy dosta i nadal b dzie panosz , a inni do stanu trzeciego – jako i najstar-
szy – nale , lecz biedniejsi s od myszy w pustej stodole zamkni tej?
- Niedzia em mog na anie po ojcu siedzie – powiedzia Chwalimir. - Jakiego rzemios a
który si wyuczy, inny za nauczyciela w szkole mo e by , niekiedy rz dc którego w jakiej wsi
odarz zrobi. Wsólnie mog
ca kiem dostatnio...
- Nasz nie b dzie mia biedy – na razie sam jeden b dzie. Jestem w ci
y, ojcze naszego przysz-
ego potomka.
Pewno by aby wspólna uciecha dla dwojga, lecz musieli odsun si od siebie, bo w szyb kto
zapuka bardzo szybkimi uderzeniami, w
ciwie b bnieniem palców, werbel przypominaj cym.
- Tu mieszka Chwalimir? - spyta m ski g os zza okna.
- Drzwi otwarte – wejd cie! - powiedzia Chwalimir.
W drzwiach stan zakurzony cz ek, wyra nie zdro ony. Porozgl da si po wn trzu chaty, po-
- 90 -
dziw w jego oczach b ysn .
- Wszystkie tutejsze obej cia takie porz dne? - zapyta . - Tyn, czyli p ot równiutki, ciany z su -
szonej ceg y, dach gontem kryty... Ca e ciany w rodku dranicami obite... A córa jaka pi kna...
- Ja jestem Rados awa – us ysza – i jestem on Chwalimira.
Przybysz zacz si g sto t umaczy , powiedzia raz-dwa, e z wiciami przyby i chce si upew-
ni czy aby na pewno ma do czynienia z tym, co powinien, e mu mówiono o m odej onie, lecz
ka dy mo e powiedzie na ka
, i to ona, tedy on chcia obra ony g os us ysze , bo w z
ci
odruchowo prawd ludziska gadaj .
Zostawi wici i poszed . Chwalimir sprawdzi piecz cie – by y gliniaki z dworu ksi cia i od w o-
darza. Wzruszy ramionami, z ama piecz cie, przeczyta .
- Szykuje nam si - powiedzia – mo liwo przej cia do w adyków. Jakowa wojna jest zapo-
wiadana. Mój dowódca z przesieki ma by u nas dwa dni po nowiu. On wszystko wyja ni.
- Musisz uczestniczy w jakowej wyprawie? - oczy Radki posmutnia y.
- To dla nas mo liwo wyniesienia – Chwalimir przytuli
on i g aska j po plecach – obie-
cuj nie szasta
yciem twojego m a. Obiecuj wróci . Gdyby jednak... Pomog ci moi
druhowie... Gdyby syn... Chcia bym by zwa si Wolimir.
- Chwa eczku, osta !...
- Nie chcesz mie za m a mo nego Chwalimira? Ja si na pewno wyró ni . Wyniesienie do
stanu mo nych... Nadanie ziemi... Pani b dziesz!
Na razie by y niwa i pani Rados awa, wszyscy panosze i ich ony pracowali w pocie czo a, a
pot ów – cho gor cy – ch odzi wyobra enia wszystkich powiadomionych przez Chwalimira o wi-
ciach. Te wyobra enia, te nadzieje bardzo popycha y cz owieka do stara o wyniesienie nad innych.
A ich ony bardzo smuci y i napawa y l kiem oraz nienajlepszymi przeczuciami. Pracowali
wszyscy wytrwale, jakby zm czenia nie czuli. Jedli jakby z zastanowieniem, chocia naczynia do
samego dna by y wypró niane. Wszystko jakby mimochodem, bez zwracania uwagi na to, co si
robi. Nawet najm odsi yli i pracowali tak, jakby nigdy w nich zapa u nie by o. Lepiej trwa i
ywota dokona jako panosza, czy te jeszcze raz postawi wszystko w grze z losem o wywy sze-
nie? Ta rozterka mi dzy w asnymi ch ciami a namowami on powodowa a trwanie powa nych
min, zamy lonych spojrze i wywo ywa a brak przejmowania si tym, co si akurat robi o.
* * * * *
Stawili si wszyscy, cho do ostatniej chwili trwa y przepychanki mi dzy ch ciami a obawami.
Na r ysku Chwalimira ustawili si tak, jak ich podczas obrony przesieki uczono – dziesi
dziesi tek – ka da przy swoim dziesi tniku i Chwalimir na prawym skrzydle szyku – ich
wszystkich setnik. Stu jedenastu ch opa, ponad stu wojów?... Woj potrafi walczy samodzielnie,
samojeden i nie boi si o w asne ycie – walka jest jego zawodem i powinno ci . A oni? Mo e nie
trzeba b dzie pojedy czo?..
Szmer polecia po ca ym szyku, kiedy si okaza o, e przyjecha o dwóch – obaj dowódcy z
prze-sieki - Dzier ykraj i Odrzyw . Pozdrowili powitalnie. Pochwalili wygl d wsi. A potem d ugo
trwa a opowie o normanno ci i jeszcze wi kszych zagro eniach. Potem sz y zapewnienia o braku
niebezpiecze stw, je li oni b
wytrwale wiczy wykonywanie komend. Obietnice nada z dóbr
ksi
cych poczyniono prawie na samym ko cu. Nareszcie zajecha y cztery wozy czteroko owe,
ci gnione przez wo y.
- Wozy te dla was – powiedzia Dzier ykraj – by cie mogli cz
rzeczy przewozi . Gostynin
jest daleko st d – poprowadzi was przys any przewodnik. Tam macie by dzie lub dwa po
pierwszym wiosennym nowiu. Przyjdziecie?
Potwierdzili. Ka dy z osobna, nierówno, nieg
no.
- Nie s yszelim! - powiedzieli g
no i razem Dzier ykraj i Odrzyw .
Przyjdziemy! - tym razem okrzyk móg
pi
królewn , bez ca owania, obudzi .
- Ka dy w domu b dzie trzyma te podarki co na wozach, czy one razem poczekaj do wiosny?
- spyta Odrzyw i oni zajrzeli pod budy wozów. Bro i uzbrojenie zobaczyli.
- Sk d tyle tego? - spyta Chwalimir.
- Zapasy nienaruszalne si robi podczas pokoju – wyja ni Odrzyw
– aby da obro com
or ,
- 91 -
kiedy pora na jego u ycie przyjdzie.
- A gliniana piecz ksi cia? Przecie powiadali cie, e nie yje. Ta Gundra nie wzi a? - znowu
spyta Chwalimir.
- Im piecz wyda a si jeno zabawk , to my sobie on zabawk wzi li i dzi ki temu wiecie, i
wici nie s oszukane. Oni nas maj za niezgu ów, niedojdów i g upków – powiedzia Dzier ykraj.
- A nie wiedz wcale o naszej szkole dla dzieciaków, mniemaj , e dru yna to oddzia najbli szych
druhów ksi cia i s dz , e my z trudem do w asnego wychodka trafim. Zreszt oni nawet o istnieniu
wychodków nie wiedzieli. Germanie straszliwie s zarozumiali i dufni w sobie. I przez to dla was
niebezpiecze stwa prawie nie b dzie.
- No, chyba e si który potknie i upadnie – doda Odrzyw
, co wszystkich stu jedenastu w
dobry nastrój wprawi o.
- 92 -
Rozdzia XVII
Znak
W rodku lata znale li si nieopodal Stryja. Zapasy nied wiedziego mi sa nale
o zje , prze-
tworzy lub wyrzuci .Leszek od razu mówi
e to za du o, lecz wszyscy inni uwa ali, i lepiej mie
wi cej ni mniej, a nadmiaru zawsze da si pozby . Prawd rzek szy samo to jako wysz o... Troch
Karpatami szli, zima by a, dwie jaskinie ko o siebie le
ce napotkali i Arpad wyw szy , e w obu
pi du e nied wiedzie. Mieli wywabi i zabi jednego. U
yli bierwiona i szczapy tylko przed
wej ciem do jednej jaskini. Zakopali dziryty, grotami wystaj cymi nad ziemi , jeno przed t jedn
jaskini – no, troch zahacza y o wej cie do tej drugiej. Przygotowali bro i zapalili ognie. W jas-
kini jest zawdy jednakowo ciep o. Jak si przed wej ciem do niej zapali zim ogie , to dym i go-
c s wci gane do cieplejszego miejsca, nied wied zostaje wybudzony ze snu , bo poczuje po ar,
i w pop ochu chce umkn . Nadziewa si stopami na wystaj ce groty dzirytów, posmarowane
usypiaczem. Poraniony, przera ony, os abiony , jeszcze i ju senny – staje si atwym upem my li-
wych .
Czart wie – dlaczego z drugiej jaskini wyskoczy ten drugi i te nadzia si na nieliczne groty
dzirytów. Trzeba by o oszala ego misia ubi ... Nied wiedzie mi so ma smak zró nicowany – apy,
znaczy – poduszki ap, s jako ci najprzedniejszej. W troba, serce i ozór maj jako przedni . Nie-
które inne cz ci nied wiedziej tuszy s zno ne. Ale wi kszo mi sa starego nied wiedzia wymaga
zdrowych z bów i uporczywego ucia przez d ugi czas. A zima zach ca a do odk adania twardego
mi siwa na potem – zimno zapobiega psuciu si
ywno ci, potem si zobaczy – co z t nied wie-
dzin pocz .
Podczas tego zastanawiania si nadjecha poczet Polaków od strony Stryja. Znaczy – od grodu,
bo nad rzek Stryj, mo e pami tasz, za
ono niedawno gród tego samego imienia. Na czele
pocztu jecha stary Bochotnicki. Zsiad z konia daleko od Leszka, podbieg do ksi cia, ukl kn na
oba ko-lana i wzruszonym g osem powtarza : - Panie, panie, panie mój... Z koni pozsiadali
pocztowi i ta-ko pokl kali, dalej od ksi cia, lecz wida by o ich perl ce si oczy – co jakby zy...
zy rado ci, mo e jeno wzruszenia...
Dla Bochotnickiego i jego pocztowych Leszek by jak Polska, która do nich przyby a w osobie
ksi cia. Starzec kaja si , b aga o przebaczenie, zapewnia , e on nic z ego na my li nie mia , ale
nie mia te
adnej czno ci z macierz , tam rozgardiasz taki, tedy nosi tutaj miano namiestnika.
Namiestnika ksi cia Polski – ma si rozumie , wszak e namiestnika samozwa czego i nie adnego
Svena. On za to kar gotów ponie ...
- By u nas niedawno cz owiek Druzny – powiedzia na koniec – i przekaza mi pro
dla ksi -
cia. Druzno odradza wkraczanie teraz do Polski,chyba eby te par miejscowo ci nad Stryjem i
Dniestrem za cz
Polski uzna ..Wszelka wygoda dla samego ksi cia i orszaku zapewniona
dzie.Teraz ludzie Druzny na prawym brzegu Wis y pomieszczenie dla ksi cia buduj i przed
zim b dzie gotowe. Tam ksi
ze wit zim by przeczeka , a wiosn by aby rozprawa z
Waregami – tu Bochotnicki zapozna ksi cia z wydarzeniami w kraju podczas w drówki syna
adcy po wiecie.
- A jak dotrze do onego pomieszczenia nad Wis , je eli do Polski nie wkracza ? - spyta Le-
szek z wyra nym przek sem. - W ptaki mamy si zamieni ?
- Nie ci lem si wyrazi – Bochotnicki znowu mia min cz eka pe nego winy – chodzi bowiem
o podró rzekami. Tratwami po Bugu do Wis y i potem Wis a do tego miejsca na zimowe le e.
- A konie, wozy, niewolnicy spo ród Kumanów?
- To mog oby pod naszym nadzorem zosta – powiedzia Bochotnicki. - Potem wszystko dostar-
czym. Niewiasty i dzieci tako u nas...
- Nieeee!!! - ten wrzask wielu garde i gardzio ków wiadczy o dobrym nas uchu „orszaku” Le-
szka. - My chcemy tratwami! - to ju tylko dzieciaki zakrzykn y.
- Nie przewidzia em tego – przyzna Bochotnicki – lecz nasi ludzie wnet tratew dorobi . Druzno
od razu radzi wi cej z adzi , lecz zd ym dorobi bardzo pr dko.
-Ja z tob – wtr ci a si Gizella – chc mie ciebie przy porodzie, cho by to na tratwie mia o by
- 93 -
Mia o by tak, e wszyscy do Stryja, Drogi Baczenia i Samego Bora si udadz . Mi so
nied wiedzie wyniesiono w krzaki i zacz to si zbiera do odjazdu. I wtedy Tamara z Libusz
wypatrzy y par or ów. Widocznie t nied wiedzin wyczu y i kr
y nad ni wytrwale. Nie
wyl dowa y przy mi sie. Odlecia y, a w nied ugi czas potem jeden orze si pojawi , lot nad
mi sem zni
i co z dzioba wypu ci . Pobiegli wszyscy. Zobaczyli m odego or a chorego na
bielactwo, By wielko ci parotygodniowego kurcz cia a wszystkie pióra mia bielu kie niby g si
puch. Pewno starym ta biel przeszkadza a w mi owaniu malca i bielas zosta porzucony. A mo e
jeno jaka sprzeczka miedzy rodzicami bia asa by a, bo nazajutrz rano jeden orze przylecia i ko o
mi sa wyl dowa . Potem si okaza o, e stary ma ego karmi – pozosta
ci k sków by y, bielas
mia na dziobie lady krwi, spa niby kurak pod brzuchem matki przysiad y, a wczoraj popiskiwa
nie.
Wtedy Leszek po raz nie wiadomo który zapozna si z si nacisku zjednoczonych si niewie -
cich. Rzecz by a drobna, sz o tylko o pozostanie na miejscu i popatrzenie na karmienie, wi c
Leszek uleg . Wszyscy pojechali, a jeden wóz pozosta na miejscu,dziewczynki trzeba by o karmi -
wtyka im jedzenie do ust, bo one oczu od krzaków z orze kiem i od nieba nie odrywa y przez
calutkie dni.
Przyje
Bochotnicki z pocztem i pomys em, aby na wzór J zora Podlaskiego utworzy
Jezor Samborski. T umaczy , e to tylko o zgod Leszka idzie, bo si y s wystarczaj ce, je li
dzie tu panowa pokój.
- Nas tu przyby o pi setek – tokowa – cz
powróci a,za
ylim pi miast i grodów, a nawet
sze , je li Stebnik liczy . My ksi cia wspomóc nie bardzo mo em, bo my mi dzy te grody i miasta
porozdzielani, lecz wszyscy maj
ony i dzieci... W nast pnym pokoleniu b dzie mo na nowe
miasta i wsie zak ada . Od strony zachodniej niechby jeno osadnictwo sz o na wschód.
- Skoro mnie wspomóc nie mo ecie, to si J zorowi Samborskiemu nie sprzeciwiam – powie-
dzia Leszek.
Orl tko by o wielko ci dorodnej kury,kiedy Arpad przywióz wie o
daniu W gierek,aby Gi-
zelli towarzyszy a na tratwie przynajmniej jedna niewiasta.
- Mówi , e w razie porodu m czy ni strac g owy, a pomoc dla rodz cej bywa przydatna –
przekaza Arpad.
Gizella spojrza a na Leszka i powiedzia a, e czas porodu nie jest a tak bliski.
Tego dnia nie pojawi si orze , karmi cy orl tko... Nacisk niewie ci poszed w kierunku, który
mo na nazwa – musimy go karmi . Owo - „my musimy” - oznacza o dzielenie przez Leszka pad-
liny na k ski i karmienie orl tka. Dobrze, e jego „niewiasty” raczy y towarzyszy podczas
karmienia, a potem towarzyszy y orl tku. Unika y kierunku, z którego wiatr przynosi smród
gnij cej nied wiedziny, a Leszek musia udawa , e jemu ten „zapach” nie przeszkadza.
Przyjecha pos aniec z wie ci , e trzy dni po nowiu pora b dzie wyrusza ku Bugowi i na trat-
wy wsiada . Pos aniec powstrzymywa oddech jak tylko móg i pr dko odjecha w bok od linii
wiatru. Tak e wóz trzeba by o przemie ci , bo akurat ku niemu od strony orl tka wania o...
Nacisk niewie ci mo na tym razem nazwa - „musimy go zabra , bo on z g odu umrze”. Le-
szek uleg , a nawet ju chcia orze ka bra na wóz i rusza , byle tylko pozby si odoru. Tego dnia,
z kierunku od towarzystwa odoru wolnego, przyby a niewiasta z becikiem. A w beciku nios a
niemowl . Orze ek sam wzi dziobem, bardzo ostro nie, nadgni y k sek mi sa z r ki Leszka.
Nast pnego ranka Gizella zasta aTamar i Libusz przy orze ku. Znacznie wi kszy od kury bra
mi so z r k dziewczynek, lecz z ziemi zbiera k sków nie chcia . Po niadaniu nacisk samej Gizelli
szed w kierunku - „to dzieci tko si do mnie u miechn o”. Dalszy ci g polega na po ytku z
zabrania na tratw tej matki z maluszkiem. Bardzo warto, bo - „ja si pomyli am i poród b dzie na
tratwie” . Leszek uleg dopiero po - „piersi mi od karmienia obwisn , a ona za mamk si ju
zgodzi a”.
Przyjecha o kilku wojów z opatami. Zakopali padlin . Upolowali dzikiego królika. Tamara za-
pyta a, czy orze ek lubi ryby, Libusza powiedzia a, e ona si zgadza, aby Ludmi ka by a jej
siostrzyczk , co jako nie zaniepokoi o Leszka, a – chyba – powinno... Nacisk Gizelli poszed w
kierunku „na tratwie musi by wóz”. Czworo dzieci tek, jedno male kie i drugie niewiele wi ksze,
jakby jaki deszcz, a jeszcze krow by mo na – dzieciom mleko s
y...
- 94 -
- Koz ! – warkn Leszek i sp oszona Gizella tylko kiwn a g ow .
Przyjecha Arpad na bardzo zasadnicz rozmow . Powiedzia , e chce si nauczy Polski,bo mo-
e mu si to przyda przy budowaniu niew drownego sojuszu dziesi ciu strza -plemion
gierskich
Leszek mówi o zamiarach rady kap anów s owia skich – stworzenia tamy dalszej w drówce
Germanów na wschód i dalszemu podbijaniu ziem S owian. Przypomnia zdarzenie z Olegiem
Wieszczem.
- Jak widzisz – powiedzia – Germanie usadowili si tak e na wschodzie od Polski. Naszym za-
miarem teraz jest zwi kszenie liczby wojowników, zdolnych przeciwstawia si Germanom i na za-
chodzie, i na wschodzie. Staramy si przenie cz
ch opów do stanu mo nych...
- Kto to s ch opi?
- Kiedy my uciekli przed Niemcami na dzisiejsze nasze ziemie – wyja nia Leszek – zastali my
tu S owian podbitych przez innych S owian. Jedne plemiona s owia skie podbi y inne. Tych podbi-
tych zmuszano do pracy przy hodowli i na roli, albo w lesie, a zwyci zcy zaj li si pilnowaniem
podbitych i obron zdobytych oraz swoich starych ziem. Ci obro cy maj bro , mog swobodnie
podró owa , ustanawiaj , przez swoich przedstawicieli, prawa, czyli nakazy i zakazy dla wszyst-
kich, a dla siebie najmniej uci liwe. Owi obro cy s zwani mo nymi, za ch opi nosz miano
poddanych. Niekiedy nazywa si mo nych – szlachetnymi.
- To nie dla nas – zmartwi si Arpad – my na puszcie nikogo nie podbilim. U nas wszyscy
mo ni, czyli szlachetni. Ci wasi poddani, to te Polacy?
- To tak, jakby pyta , czy ka dy Ongur jest Chazarem – powiedzia Leszek. - Dopiero mo e
tak by , e wasz Madziar stanie si jednym narodem. Z dziesi ciu strza powstanie jeden miecz albo
je-dna w ócznia. U was jeszcze trudniej b dzie ni li w Polsce, bo Chazarowie maj innego przodka
ni reszta Madziaru. My, S owianie, uwa amy,
my wszyscy potomkami jednego przodka, a
mimo to podzielilim si na narody.
- Naród? - Arpad spojrza na Leszka pytaj co.
- Taki Madziar rodów – odpar Leszek – który ma wi cej rzeczy wspólnotowych ni li ró nic
mi dzy rodami.
- Chyba przyjdzie nam odrzuci Chazarów – powiedzia zamy lonym g osem Arpad.
- Warto spróbowa zespolenia – powiedzia Leszek. - Wi kszy naród trudniej pokona .
- W ka dym razie – powiedzia Arpad – my powrócim do ycia osiad ego.Nasz ojciec mówi , e
dawno-dawno temu byli my rolnikami. Podczas tej w drówki przekona em si , e to korzystniejsze
od nieustannego pod ania za zwierz tami. Jeszcze zobacz w Polsce. Bo tu jeszcze, chyba, nie ma
Polski?
- Postaram si , aby by a – powiedzia Leszek. - Bochotnicki j zapocz tkowa .Ja musz Niem-
ców i Waregów powstrzyma przed zrobieniem z nas ich ch opów i to umo liwi przyj cie Polski
tutaj.
- A sk d we miesz tutaj ch opów? B dziesz niewoli Tywerców?
- Ju
si przekona , e nasz mo ny mo e tak e kosi , drzewa cina ,koby y doi , jurty sta-
wia ... Mo e uda si Tywerców do narodu Polaków przyho ubi ... Naród bez stanów mo e by
silniejszy, bo wtedy poddanych nikt nie musia by pilnowa .
- Byle tylko mo ni nie przyzwyczaili si do panowania nad poddanymi... -powiedzia Arpad.
* * * * *
Przyszed sygna , e mo na wyrusza do miejsca, w którym – na wschodnim brzegu Bugu –
czekaj tratwy. Arpad upar si , e W grzy b
podró owa g ównie konno – jako os ona i zaopa-
trzeniowcy flisaków – trzeba b dzie, przecie, co zje ognie na brzegu przygotowa , czasem sza a-
sy, gdyby deszcz pada ... Na razie i tak wszyscy jechali konno, tyle e w towarzystwie ludzi
Bochotnickiego, którzy mieli zabra znad Bugu konie i przep dzi je do swoich grodów. Na czele
jecha wóz Leszka,Gizeli, czterech dziewcz t i przysz ej mamki. Arpad zawsze ko o tego wozu...
Mo liwe, e raczej ko o mamki, bo jego spojrzenia – dziwnym trafem – przywiera y do jej na-
brzmia ych mlekiem piersi. W takich razach trudno jest powiedzie , czy m czyzn kieruje
nieu wiadomiony lad pami ciowy z jego niemowl ctwa, czy co innego. Na pewno sta si
dojrza ym m czyzn , tedy obydwie mo liwo ci sta y si równorz dne. Kierujmy si w tej materii
- 95 -
fraszk Sztaudyngera – Na widok karmi cej matki, dobre wychowanie ka e – mówi o Mlecznej
Drodze, a nie o mlecznym barze...
K opotów tego rodzaju nie mia orze . Ju orze , cho jeszcze nielataj cy – on zajmo-
wa si wy cznie my leniem o mi sie. Siedzia na budzie wozu, wpijaj c si pazurami w kab k,
podtrzymuj cy p acht budy. Siedzia i przewa nie suszy skrzyd a oraz wygl da bardzo pi knie.
Mimo bielactwa, a mo e w
nie z jego powodu. Bia y, pi kny ptak...
- Wiesz, Gizella – powiedzia Leszek – ja bia ego or a uczyni swoim znakiem. Znak rodu
Lesz-ka i Gizelli... Znak Piastów... Proporzec ka wyszy . Bia y orze na czerwonej materii..
adnie, co?
* * *
Spychanie tratew na wod , wtaczanie wozu, wsiadanie i próbowanie kierowania tratwami za
pomoc d ugich dr gów odby o si wieczorem. Ludzie Bochotnickiego odprowadzili od brzegu
konie wojów Leszka i par wo ów. Ludzie Arpada pod ali do zmroku prawym brzegiem Bugu, a
potem skry a ich czer nocy. „Flisacy” pozwalali pr dowi unosi tratwy, a sami zapalali niewielkie
ogniska, na kamieniach u
one. Orze zwin skrzyd a i wsadzi g ow pod jedno z nich. Spa . O
wicie tratwy przybi y do prawego brzegu, zapalono ogniska wi ksze, warzono polewk , pieczono
mi siwo, odpoczywano, chodz c po lesie. Po po udniu dotar Arpad. Zjad co-nieco i zaraz ruszy w
drog . Wiedzia mniej-wi cej jaki musi pokona odcinek, aby to on czeka na tratwy, a nie
odwrotnie. Od trzeciego dnia ju zawsze czeka przy ogniach, niadanie ju -ju dochodzi o, obiad i
wieczerza by y cz ciowo przygotowane. Zaraz po niadaniu W grzy ruszali dalej. I tak a do
miejsca, w którym na Arpada i jego W grów czeka Druzno w towarzystwie grupki ludzi z Gos-
tynina. Dzisiejszemu Polakowi nale
oby napisa raczej – z Go cinina... Na wysokim, prawym
brzegu Wis y widnia nowy gród. Wygl da na rozleg y. Na usypanym wale sta - z wyci ciami dla
strzelców, miotaczy i polewaczy gor cymi cieczami - wysoki cz stokó . Nad nim widnia o par
wie yczek.
Brama i brona, uniesione w gór , wpuszcza y wzrok do wn trza grodu. Wiele budynków, chyba
chaty mieszkalne i zabudowania innego rodzaju by o wida . Jeden budynek kamienny. Wysoki, z
skimi oknami, trudnymi do dosi gni cia bez pomocy d ugiej drabiny. D ugi budynek wzd
tylnego wa u. Stajnie?
- My tu zaczekamy – powiedzia Arpad. - Trzeba nam na owy – ze dwa dziki, kilka sarenek i
zaj czków. Wystarczy?
- wie yzna nigdy nie zawadzi, kiedy pi arnie solonym wype nione – powiedzia Druzno.
* * *
By o ponad sto domostw mieszkalnych.Gizella wszystkim przydziela a domy wedle liczby dzie-
ci – jednym troch wi ksze – innym troch mniejsze. W grom onatym – troch mniejsze.
Nie ona-tym – troch wi ksze. Dla onatych – jedna na dziesi ciu pomocnica do utrzymania
porz dku, prania i przyrz dzania strawy. Z nie onatych ka dy dosta m od pomocnic z okolicy.
Najcz ciej z Gostynina...Ka dy W gier i Polak czu pismo nosem – ta Gizella wiadomo co chcia a
osi gn ..Najwi kszy dom Druzno wskaza Gizelli. Zaraz zebra a w nim wszystkie ony i
pomocnice. Tu-tejsze niewiasty wieczorem wyby y z grodu i powróci y dopiero rankiem dnia
nast pnego. Nios y torby z niewie cimi przyborami, motkami nici, k bkami we enek i ró nego
babskiego badziewia.
M czy ni, pod przewodem Leszka, zebrali si w celu wymy lenia dla grodu nazwy. Ro ne po-
mys y pad y – Zabrodzie, bo bród by . Zarzecze, Zawodzie i inne „za”. W ko cu Osesek wyskoczy
– jak to on – z Zadupiem, za coLeszek go ofukn . I wtedy zabra g os Kaszub Nock.
- P eck – powiedzia Nock.
- A co to znaczy? - spyta Leszek.
- U nas je gród P eck – powiedzia Nock – bo kole niego je p ecko. Such nog na Kos przej-
dziesz. Znaczy woda do kolan je.
- Ach, p ytko jest – zrozumia Leszek. - To niez y pomys . Jeno dwa grody o tej samej nazwie...
Mo e by P ock?
- To by be o od rybki – powiedzia Nock. - Ty
ednie, a p ocek tu nie braknie, bo tego najwi -
cej w ka dej wodzie.
- 96 -
- P otki masz na my li?
- Tak, p ocki – powiedzia Nock i dzi ki Kaszubowi do tej pory P ock nie jest kojarzony z
op otkami ani z p otkiem
Arpad zwróci si do Leszka i Gizeli z pro
o porad w sprawie pomocnicy dla niego i spyta
jednocze nie, czy nie mog aby to by matka Ludmi y. Ma onkowie u miechn li si i Arpad us y-
sza , e to jest ca kiem rozs dny pomys .
- Ona nie jest adna puszczalska – zapewni gor co Arpad. - Ona zosta a zniewolona przez w o-
darza tej ksi nej od Waregów, bo suka onego w odarza nie mog a zaj w ci
. A po porodzie,
mojej Czarnuszce chciano odebra Ludmi i da j tej suce. Dlatego Czarnuszka usz a.
Po wyja nieniu, e suka jest tylko zas
onym wyzwiskiem dla niewiasty Warega,a Czarnuszka
nie jest cech uw osienia i cery, lecz tylko imieniem matki Ludmi y, sprawa Arpadowego o enku
wysz a na ostatni prost przed lubem, który odby si razem z ponad dwudziestoma innymi
enkami polsko-w gierskimi, kiedy nieg pada bardzo d ugo i tak by gesty, e ca y P ock – a
po szczyt najwy szej wie yczki grodu, zosta przykryty niegow pierzyn . Ta pierzyna musia a
chyba nasun m odym ma onkom odpowiednie obrazy do zasobu wyobra
. Poza tym – od
dawna stwierdzono, e kiedy nic innego nie mo na robi , to bardzo wzrasta przyrost naturalny,
który jest zapocz tkowywany licznymi ci ami... Sprawdzi o si i tym razem.
Wszystko, co si dzia o w P ocku ko czy o si ka dego wieczora babskim spotkaniem, na któ-
rym piew szed w zawody z wyszywaniem i opowie ciami o tym co by o, o tym co jest i o tym co
mog oby by , aby by o dobrze.
Orze dosta gniazdo, do bocianiego podobne, na poddaszu domu Leszka i Gizelli, w którym
bardzo wa nymi osobami – kto wie, czy nie najwa niejszymi – by y trzy dziewczynki. Nawet orze
chyba to uznawa , bo zawsze z gniazda rado nie zeskakiwa , kiedy która z córek Leszka i Gizelli
pojawia a si przy gnie dzie z misk wody i p askim talerzem, pe nym kawa ów mi siwa.
Powiadaj niekiedy o byle jakich ludziach, e przy nich okna mo na mia o otwiera , bowiem
to nie or y i przez otwarte okno taki nie wyfrunie... Na przedwio niu dziewczynki otwar y dymnik
na poddaszu. Orze podszed kaczym chodem do otwartych drzwiczek, wyjrza , potem rozwar
skrzyd a, troch nimi pomacha – jakby je trzepa z zimowego kurzu, ustawi pazury na samym
brzegu dymnika, ugi
apy, odbi si w gór - machn skrzyd ami...
Zakr
nad P ockiem. Ludziska wylegli, eby or a ogl da ,on przybra kierunek na Gniezno i
polecia prosto jak strzeli .
- Dobry znak – powiedzia Leszek, a Gizella jakby si troch zasmuci a.
- 97 -
Rozdzia XVIII
Przyw aszczenia
Tej jesieni, kiedy ksi
Leszek, brany przez przygodnych widzów za flisaka sp ywa Bugiem do
Wis y, ksi
Czechów – dopiero drugi z kolei – Spytygniew, og osi si Wielkim Ksi ciem
Wielkich Moraw. Tak naprawd przyw aszczy sobie Wielkie Morawy i tytu ich w adcy. Razem z
tymi, wymuszonymi zbrojnie rabunkami, przyw aszczy sobie kawa
ska Niskiego – od Nysy
yczan do przesieki - i ca e
yce.
W Polsce mo ni zastanawiali si , czy jest ró nica mi dzy panowaniem na
sku Czechów, a
panowaniem Morawców. W obu przypadkach
sk nale
do przyw aszczyciela, tedy ró nica,
je eli by a, polega a na braku prawego w adcy Polski, bo Svena uznano za przyw aszczyciela
panowania nad Polsk – on nie by wybrany jak nale y, a mo ni nijak nie chcieli dopu ci do siebie
my li o dziedziczno ci tronu Polski.
Wprawdzie Svena uwa ano za jednego z Piastów, lecz nawet gdyby dopu ci dziedziczenie
adzy w tym rodzie, to by przecie starszy od Svena syn Siemowita. I to wcale nie o Leszku
my lano, który mo e
, mo e wraca , ale pewno ci co do tego nie by o.
Sven og osi si w adc Polski. Przyw aszczyciel? Skoro dziedziczenia nie ma...
Hmm... Czy dla kacyka, nie uznaj cego lubu i ma
stwa za cokolwiek znacz cego i dobrego
jest wa ne – która niewiasta og asza si jego on ?... Je li rozwa a si która z nich ma lepsze
powody nazywania siebie on owego kacyka, to robi si to jeno dla wiczenia w asnego
rozumowania, ale adnej si nie poprze s owem ani czynem ... Chyba eby by a z tego jaka korzy
dla tego, co jednej z nich pomo e...
Czy w Polsce obrano ksi cia? Ka dy mo e si og osi ksi ciem.
Drog nieurz dow , ale z urz dow piecz ci glinian ksi cia Siemowita, rozes ano szczególne
wici. Podpisany by pod wezwaniem Druzno... Do Wierzchoniowa dosz y akurat w czasie, kiedy
ksi
Leszek zbli
si tratw do P ocka. Wzywa y do pr dkiego stawiennictwa, konno i zbrojno,
pod
czyc . Tam jedyny chram starych bogów pozosta nietkni ty i mieszkali w nim wszyscy
kap ani bóstw innych ni Swarzec. Mo e chram i kap anów na pami tk zostawiono, mo e z innej
przyczyny... Mszczuj przypuszcza , e wzywa si mo nych do obrony tego chramu, lub te do jego
zburzenia. Wici nic o chramie nie napomyka y – powiadamia y natomiast, e idzie o uznanie lub
odrzucenie ksi cia Svena, który jest albo nie jest ksi ciem Polski. W sprawie chramu Mszczuj nie
kiwn by nawet palcem, ale Sven... Ch opi i mo ni, zwo ani na zebranie, jednomy lnie orzekli, e
nale y wypowiada si przeciwko Svenowi, bo on jest uosobieniem normanno ci, która wszystkim
dojad a.
Ju w Przysusze by o wiadomo, e wezwania pos ucha o bardzo wielu mo nych. Z rozmów i ok-
rzyków wynika o, e wszyscy maj nadziej jeszcze przed zim wy en z Polski Normanów,
czego – podobno – i ch opi pragn . Mo na by o mie w tpliwo ci, czy poddani bardzo pragn poz-
by si pocz tków, cho by pozorów równo ci z innymi stanami, lecz Mszczuj doszed do wniosku,
e wszystko zale y od pana w
ci i ch opów. Siebie uwa
za przyk ad pana dobrotliwego,
którego ch opi tak szanuj i ceni , e adne oswobodzenie z podda stwa ani im w g owie...
Jakby uto samia niech ch opów do zamiany pana na innego z niech ci do stania si mo -
nym, myli niech do gorszego z niech ci do lepszego... Chyba e co kto ch opom obieca i oni
post puj teraz wedle powiedzonka – lepszy wróbel w gar ci ni go b na dachu.
W Rawie, w zaje dzie jaki szlachetny chwali w g os Piastów. Niby s usznie, bo istotnie z
odu czy niedo ywienia choroby si bior i wielu ludzi umiera. Zdarza si , e wiecej umiera ni li
si rodzi. Od czasu rz dów Piasta ludzi w Polsce przyby o, tedy g odu ani niedo ywienia nie by o.
Czy to jednak zas uga w adców? Cz sto mówiono, e ka dy w adca z Piastów, to taki Lelum-
Polelum – wzorowany na tych bli niakach odk adacz do jutra lub do wi ta bogini Nigdy. Jednak e
Sven... No, wypada Piastów poprze , bo normanno ci gle narasta a, jakie rozporz dzenia
przychodzi y dziwaczne i cz ek nie ma poj cia - czego si trzyma . Gdyby tak panowa ksi
Lech... Ech, pomarzy sobie wolno... A mo e ten Leszek... Imi do Lecha podobne...
W Ozorkowie Mszczuj spróbowa nakierowa rozmow na to powiekszanie si liczby ludzi w
Polsce, lecz znalaz o si paru, którzy uwa ali, ze to nie jest zas uga Piastów.
- 98 -
- Pami tam jakem on dosta z Niemiec przywiezion – powiedzia jeden szlachetny – to pono
by a zas uga wojewody z Pomorza. Z ni dziesi cioro dzieci mam.
uj , em j tak mocno
wykorzystywa , bom j wyniszczy bardzo. A teraz, jak si wyuczy a naszej mowy, to okaza a si
najlepsz towarzyszk
ycia. Lepiej by o powoli przyrasta , a mie bab zdrow i m odziej
wygl daj
.
- Lecz to o to idzie – powiedzia Mszczuj – e dla was i dla waszych dzieci nie brak o jedzenia,
mieszkania ni odzienia. A ten Sven do n dzy nas doprowadzi. Ch opów na wojn chce bra ... A kto
rol sprawi, kto zasieje i zbierze?
- Niby prawda – przy wiadczy inny – lecz co poczniem, je li Sven oka e si jedynym yj cym
Piastem? On e tako mo e spokój i dostatek zapewni , kiedy tej jego mateczki nie b dzie. J
wy en nale y!
- Obierzem ksi cia z innego rodu! - zakrzykn inny, który chuch mia wype niony zapachem
pit-nego miodu. Barnim z Pomorza niech nam yje!
Nikt nie podtrzyma , nie popar
adnego innego – ka dy co innego mówi , co innego by gotów
przez chwil poprze , a pewno za dzie -dwa co innego by mówi ni li onegdaj.To nie by najlepszy
objaw, to by a nienajlepsza zapowied na wypadek potrzeby wspólnego dzia ania. To tak wygl da o
jak zaprz g z m odych koni z
ony, kiedy wo nicy i twardej r ki zabraknie. Jednak Mszczuj
wiedzia na pewno, e on Svena nie poprze. Nie wiedzia jednak – co pocznie, je li wielu innych,
je eli wi kszo b dzie chcia a ksi ciem uczyni w
nie Svena. Wtedy mo e by zarz dzone
przepychanie... Jak nic – mniejszo zostanie zgnieciona. Dos ownie – zgnieciona! W najlepszym
razie sko czy si na po amaniach... Brr! Wzdrygn si Mszczuj od tego wyobra enia w asnego
cia a deptanego nogami przeciwników.
Na drodze z Ozorkowa do
czycy sta o si ciasno. Ju by o pewne, e nie zostali zwo ani na
zjazd przedstawicieli mo nych. Mszczujowi powiedziano jaki czas temu, e on ma by na zje dzie
przedstawicielem z Ziemi L dziców i on ostatnie wici uzna za wezwanie na obrady oraz na
zatwierdzenie uchwa , czy te posuni ksi cia mi dzy zjazdami. No, w tym przypadku na
prawdziwy obiór ksi cia. Bo ten przez wyznaczonych ludzi dokonany... Hmm, lepiej si nie wyra-
o wdowie po ksi ciu Siemowicie... Jest zrozumia e, e matka dba o w asnego syna i chcia aby
go widzie nast pc ojca na tronie. Lecz eby z naruszeniem obyczaju i prawa?... Nie! Na co
takiego zgody da nie mo na, bo nast pstwem staje si wtedy normanno ...
W
czycy pustk
wieci y koszary dru yny. Nie ze wszystkim – teraz kuchnie by y czynne i
ka- dy,z przybywaj cych na wezwanie przez wici, móg dosta misk polewki – krupniku z
kawa kmi mi sa i do tego chlebek ca y. Wydawano tak e drewniane
ki. Spa nikomu w
koszarach nie pozwolono – tam mia y by spotkania wezwanych z... Chyba z Druzn , skoro on wici
podpisywa ... Wobec braku innych mo liwo ci, za noclegownie s
y w asne wozy, a kto jeno
konno przyby , ten albo sza asem musia si obej ,albo korzysta z zaproszenia do cudzego
wozu.Ch odno w nocy by o,wszak ju jesie trwa a. Mszczuj pomy la , e nikt nie b dzie
przeci ga czasu nocowania w ch odzie, tedy do domu niezabawem powróci b dzie mo na...
Mo e jutro da si zwiedzi chram wszystkich bogów? W domu by oby co opowiada ... Och,
wie ynka...
Nie da o si niczego zwiedza . Zaraz po porannej polewce – g stej grochówce z gotowan rzep
i kie bas – siwy, chocia niezbyt stary cz ek zapowiedzia spotkanie w wietlicy koszar dla
przyby ych ze
ska, Ziemi L dziców i z Ziemi Go szyców. wietlica by a pe na, jednak wszyscy
si na awach pomie cili, tylko troch trzeba si by o po cie nia . Ten siwy sta przed awami, wyg-
da na bardzo sprawnego, czeka a wszyscy si usadowi , uciszy gwar kla ni ciem r k.
- Jestem synem Druzny – powiedzia – zw si Zdruzno. Mój ojciec prosi o wyrozumia
–
sam nie móg przyby , za atwia wa ne sprawy. Ja mam wszystko przekaza ... Wasze przybycie
tutaj
jest prób zliczenia poparcia dla ksi cia Svena przeciwko tym, co podburzaj go do amania
naszego obyczaju i naszych praw. Wszyscy wiemy, ze dawniej sprawami mienia po zmar ym
cz eku zajmowa si ród zmar ego i adnego dziedziczenia po ojcu ani po matce u nas nie by o.
Wiadomo, e ród zawdy dba o zaopatrzenie wdowy i dziecisk zmar ego – czasem wi cej im
ycza ni li zmar y po sobie zostawi . Wiadomo nam,
my musieli rody porozdziela na rodziny,
- 99 -
bo Polska wielka jest i do jej zasiedlenia tak g stego, jak to w ustroju rodowym by o – rodów i
ludzi jest za ma o. A jak rody rozdzielono, to ojciec mo e swoim dzieciom swoj w asno rozda ,
zapisa do dziedziczenia... Swoj ! Atoli by my nie znie li, gdyby w odarz, urz dnik w dobrach
ogólnych, chcia obdarzy kawa em ogólnej,
a nie w asnej ziemi, kogokolwiek.Tako
niedopuszczalne jest, by ów urz dnik chcia obdarzy nie w asnym kawa em ziemi swoich
dziedziców po swojej mierci. Nynie wrogowie obyczaju
, i e ziemie ogólne s w asno ci
ksi cia – my te ziemie uznajem za powierzone najwy szemu urz dnikowi w Polsce, czyli naszemu
ksi ciu. On z tych ziem dru ynie dawa , nagradza – za zgod zjazdu, zas
onych dla ogó u
Polaków, przydziela kawa y tych ziem mniejszym od siebie urz dnikom – powiedzmy w odarzom
czy grododzier com albo wojewodom. Przydziela na czas pe nienia urz du, ma si rozumie . Co
dzie, je li si zgodzim z wrogami obyczaju i ksi
uzna ziemie ogólne za swoj w asno ? Ano,
on powie, e nale y si nasz udzia w utrzymaniu naszej niepodleg
ci, w utrzymaniu
namiestników, wojewodów, grododzier ców, w odarzy, rz dców, wieszczyców, pos ów i kogo tam
jeszcze. W starym cesarstwie i w tera -niejszym cesarstwie wschodnim wszyscy opodatkowani byli
i s . Znaczy – musz
na wszystko to, co u nas jest utrzymywane z dochodów ksi cia z ziem
ogólnych. Pojmujecie –co nas czeka, je li zgodzim si na dania wrogów obyczaju i prawa
naszego? Oni namawiaj ksi cia Svena na przyw aszczenie sobie ziem ogólnych! Mo em na to
pozwoli ?
- Nieee! Nigdy! A do garde naszych! A do ostatniej kropli krwi! ywi i broni si przeci-
wim! - takie i podobne okrzyki – pojedy czo i grupowo wznoszono, a Mszczuj krzycza sam albo z
innymi – to samo.
Zdruzno zrobi taki ruch r
jakby wielk korb zakr ci i nagle ten ruch przerwa . Wszyscy
to przerwanie „kr cenia” akuratnie poj li i sala nagle ucich a.
- Przy takich wiernych synach nasza macierz – Polska – nie zginie – powiedzia Zdruzno. Dwa
dni po pierwszym wiosennym nowiu, ko o miejscowo ci Gostynin, staniecie wszyscy ko o wojsk
ksi cia Svena – w jego os onie b dziecie, ale z daleka – na samych skrzyd ach. Ja dam znak, na
który obrócicie bro przeciwko wrogom naszego obyczaju. Naciera nie trzeba – wystarczy gro na
mina i go e ostrza – jakby do ciosu wzniesione. Bli ej ksi cia b
woje piesi – niech e oni wam za
wzór s
.
Spogl dali po sobie, nie ca kiem pewnymi b
c – kogo Zdruzno nazywa wrogami obyczaju.
Lecz skoro wzór ma by ...
- Ksi na Gundra Lindis – mówi dalej Zdruzno – prosi o pomoc w odnalezieniu kolczyka. To
by dar dla niej od ksi cia Siemowita – z oty kolczyk z b kitnym kamieniem. Kto sobie ów
kolczyk przyw aszczy . Ten, co zoczy taki kolec u przyw aszczyciela lub u kupca – ten ma donie
ksi nej i nagrod za to wielk otrzyma. Aha, pod Gostynin niech ka dy z w asn
ywno ci si
stawi, bo ksi
Sven jeszcze nieobeznany z naszym obyczajem i jeno dla przybocznego oddzia u
ywno zapewnia. Teraz – jak najpr dzej – do siebie jed cie! Kogo uznacie za godnego zaufania –
tego pod Gostynin przyprowad cie. W kuchni czekaj na was urny. Kto jeszcze nie ma urny z
prochami Piasta, Lecha, Czecha, Rusa i Siemowita – niech e do dom we mie na pami tk .
* * * * *
Do Wierzchoniowa Mszczuj ju przebija si przez zaspy wy sze od niektórych drzew. Wiele
razy odczuwa pokus , aby stan i da si przysypa tym p atom wielko ci najwi kszych motyli,
jakie w yciu widzia , Jak e lekkie si to wydawa o – przysypie wóz i zaprz g, pod bud si
przycupnie, ciep o b dzie, zacisznie... Mo e wo y zdechn , ale mo e i przetrzymaj ... Po co si z
tym wichrem mocowa , po co da si przewiewa mro nym po wistom a do szpiku ko ci?
My l o wie ej, czekaj cej w domu, modl cej si zapewne o jego ycie – ta my l pomog a
pokona zm czenie i ch odpoczynku. Tak e wiedza... Ile to razy s ysza o si opowie ci o pocz -
tku usypiania snem wiecznym, kiedy du o i mrozi o?
Hmm... A ile razy opowiadano o przywiezieniu zamar ni tego na ko , a on potem w szopie
odtaja i o
?
Którym opowie ciom si teraz przeciwstawi , oddali pami o nich, uzna je za czysty wy-
mys ? Wybra te zgodne z nauk szkoln . Dlaczego Normanowie szko y pozamykali?Czy by
chcieli zrobi z Polaków naród ciemny, tedy atwy do oszukiwania?
- 100 -
wie a! Ty mnie podpieraj, pomó ...
Ubi em tych dwóch, co z Lub ?... Czy oni si wzajemnie...
Luba to zwid!
wie a! Poradz temu wichrowi i nieg przetrzymam! Ja dla ciebie...
Poradzi , przetrzyma , chocia do Wierzchoniowa dotar na ostatnich nogach. Trzy dni dochodzi
do siebie w
u, a inni chodzili ko o niego jak ko o cennego klejnotu, który p kn móg by od
pr dkiego ruchu, od ha asu... Dobrze e od strachliwej my li nie p
, bo wszyscy si o jego ywot
kali. Potem opowiada o przyw aszczeniu przez Svena ziem ogólnych i o przyw aszczeniu
przez z odzieja kolczyka ksi nej. Potem wsta , jad , jad , jad ...
Rozejrza si po izbie dla go ci i pokaza
e ju ca kiem do siebie doszed . Zoczy urn z
prochami przez siebie przywiezion . Sta a na pó ce, ko o niej dwie lampki si pali y – te przy-
wiezione przez Mszczujka razem z olejem skalnym.
- Co za g up przy urnie zapala lampy ?! - jego krzyk by naprawd oznak zdrowia.
- To ja – przyzna a wie a, a min mia a skruszon i przepraszaj
.
- No, chyba e ty – powiedzia Mszczuj ju ca kiem spokojnie i ze zrozumieniem. - Przy urnach
z popio ami ogni si nie pali – powiedzia pouczaj co, a ona natychmiast oba p omyki zdmu-
chn a.
- Ja tylko chcia am uczci ... - powiedzia a.
- Nic, nic – powiedzia Mszczuj – ja my la em, e to kto inny. Tobie wszystko wolno. Ja w tej
zawiei...
- To ja ci si do czego przyznam – powiedzia a wie a, a Mszczuj od razu zobaczy przed ocza-
mi Lub i tych dwóch...
- Ja te trzymam urn z prochami – powiedzia a ona, a Mszczuj z ulg wypu ci powietrze i za-
pomnia o Lubie i o tych dwóch.
- Mój stryj – powiedzia a wie a – przyw aszczy niegdy monety. Za to na m ki go wzi li i
podczas rozci gania ko em zmar . Ale to nie jego prochy – doda a pr dko – widz c zmarszczki na
czole m a – to starsza urna. Mo e ja ci to przynios ...
Wnet przynios a star , glinian urn . Odkry a pokrywk i wysypa a zawarto na stó . Jaka
kosteczka zrzeszotowia a, troch pozlepianego popio u, okruszyny ziemi... Brz kn o d wi cznie.
Jedna po drugiej z urny wysypywa y si na stó z ote monety. Tuzin z otych aureusów.
- Przyw aszczy am – powiedzia a wie a. - Oddaj mnie za to w niewol , wyp
... Mo e...
- Chod do sypialni – powiedzia Mszczuj – bo jak ci wyp dz , to ju ci nie b dzie. Twoje
wdzi ki...
- Co ze mn b dzie? - spyta a potem wie a.
- Oddamy...
- Mnie? Komu? Svenowi przyw aszczenie darowano.
- Oddamy ksi ciu monety – powiedzia Mszczuj – a win ja na siebie wezm , bom nie spraw-
dzi - co mi si po domu poniewiera.
- 101 -
Rozdzia XIX
Nów
Ta noc po odlocie or a nie by a senna. Miesi c wisia na niebie nisko, zda o si , e tylko do
widnokr gu dojdziesz, podskoczysz i ju go dosi gniesz. Wielki by niby taca dla kilkuset ludzi
przeznaczona. Mosi ny albo miedziany – nie da o si tego na pewno powiedzie , bo zabrudzony
by plamami ciemnymi, wyra nie postarza ymi i trudnymi do odczyszczenia. Mimo to wszystkie
prawie pomocnice w P ocku mia y co jaki czas ochot spróbowa t tac doczy ci . Mo e
popio em? A jakby tak wapna niegaszonego u
? Nie, bo to by mog o powierzchni zniszczy i
ju nigdy o pob ysku miesi ca nikt by powiedzie nie móg . A ten, któremu si za pomocnic
o, czasem o oczach tak b yszcz cych mówi ... To nic, e gdzie tam on ma. Czy nie
powiadaj – gdzie strona, tam ona?... A te gwiazdy na niebie... Niby rzucone do kryszta owej
wody wlanej do naczynia z przejrzystego szk a z ote paprochy. Nie ton , ale i nie p ywaj po
powierz-chni. Porozmieszczane do równomiernie,czyni widocznym to, co zda o si p askie.
Taka woda z paprochami, taka zawiesina z ota staje si przestrzeni o okre lonej grubo ci, nie
zak ócaj c przejrzysto ci naczynia i niewidoczno ci kryszta owej wody. Co takiego pomocnice
widywa y cz -sto w noce bardzo ciemne, w komnacie b
c, w
u le c, kiedy ten s odki
Wegier... A teraz, na niebie owe z ote paprochy podkre laj jeno wra enie istnienia przestrzeni bez
granic za tym pobrudzonym miesi cem. Pustka si bezdenna w niewie cie robi, kiedy jej ka
czuwa , bo mo e by lada chwila potrzebna ksi nej Gizelli. Niewiasta, sama w tak noc, bez
odczuwania przy boku oparcia tego od wzniecania pod zamkni tymi powiekami rojów gwiazd.
Krzywda!...
Okienka tej kamiennej budowli, wszystkie co do jednego, roz wietlone kremowo
tym wia-
em wiec. wiat em niby mniejszej jako ci od tego blasku gwiazd, lecz za to sul cym poczucie
ciep a i zaciszno ci. No, nareszcie. Zza okienek s ycha , st umiony szk em szybek i odleg
ci ,
acz nowonarodzonej istotki. Niby nie W gier, a te jako ko o serc pomocnic mi kko si czyni i
wzruszenie
pod brzeg powieki podsuwa... Ciekawe kogo wezw do pomocy... Ch opczyk, czy
kolejna dziewczynka?... Z drzwi wychyla si g owa nadzorczyni pomocnic. G os nadzorczyni,
chropawy, lecz dono ny, wymienia imiona niezb dnych do pomocy – uporz dkowa , zabra
skrwawione prze cierad a do prania, zaciepli - jeszcze raz – pieluszki, pozmywa plamy – bo to
zawsze gdzie pry nie albo komu z r k skapnie, obejrze i pochwali ma e... Ale jaka p
?
Dlaczego ta nadzorczyni...
- Ch opiec – obwieszcza dono ny, aczkolwiek chropawy, g os nadzorczyni. - Siemomys b dzie
si zwa . Reszta niech spa idzie.
* * *
Leszek cieszy si z lekko ci porodu. Gizella raz si tylko nat
a i zaraz ten ma y, ca y luzem
umazany, troch krwi pobrudzony, da z niej nurka w powietrze, prawie wypad na prze cierad o,
potem tylko p powina w Gizelli tkwi a, ona jeszcze troch si nat
a, wysz o
ysko,
podwi zano i przerwano p powin , k piel ma ego, pieluszki i po krzyku, je li nie liczy s abego
pokrzykiwania malucha, który jakby sobie co chwila przypomina , e umie wydawa g os i chcia
pozna – sk d ta ró nica mi dzy wn trzem matki a otwartym powietrzem. Baby poprosi y Leszka,
eby ju sobie poszed , one dopilnuj pierwszego karmienia, podmyj , uprz tn ...
Siedzia teraz na w asnym, ma
skim
u i jedno wiedzia - Gizell mi uje gor co i jest rad,
e wszystko posz o raz-dwa, bez wielkiego bólu, bez siódmych potów i j ków, bez d ugiego
czekania. Od czasu szykowania si do wyruszenia ku tratwom na Bugu mia pewno , e ona jest
inna ni on sobie wyobra
. Ona gotowa jest kr taczy , kluczy – byle tylko uzyska jego zgod
na to, czego ona pragnie. Ona bez jego zgody niczego przeciwko niemu nie przedsi we mie –
zawsze nak amie, na e, widzi, e on na co nie ma ochoty, tedy ona tymi swoimi oszustwami
przeciwko jego ochocie staje, zwalcza jego niech , pokonuje jego opór – w
ciwie ma go w
takich razach za wroga. Lecz gdyby opar si , nie wyrazi zgody, to ona jeno si naburmuszy, s uch
i g os wy czy, ale bez jego zgody nic nie zrobi. To dowód, e i ona jego mi uje.
Ona mówi a, e siebie wini za te dziewczynki... Chce mu da ch opca, bo wie, e ka dy m pra-
gnie mie nast pc ...
Ona wierzy, e Leszek jest, albo przynajmniej b dzie ksi ciem Polski syn jest potrzebny, aby po
- 102 -
ojcu te ksi ciem by . Tak samo Arpad wierzy. Równie W growie Arpada i ta pi dziesi tka
Polaków w P ocku. Tak e Bochotnicki... Ilu ludzi w Polsce w to wierzy?
Ksi ciem Polski jest Sven. Obrany przez zjazd ludzi wyznaczonych przez Gundr Lindis.
Mówi
e taki zjazd niewa ny... Ale nikto nie krzycza , nie rwa si do walki przeciwko Svenowi... Co pra-
wda wybrali tajnych przedstawicieli na zjazd prawdziwy, wa ny. Lecz to spory kawa czasu temu
by o. Czy pamietaj ?... Zreszt ... Nie ma r kojmi, i Siemomys zostanie obrany...
Niby rody Polan rozproszone, niby rodziny si licz , niby Piastów si ceni... Lecz, przecie, sam
zjazd przedstawicieli, który ma postanawia o losie Polaków, Polski i o oddaniu w adzy nad nimi
komu nowemu – to to jest czysta pozosta
ustroju rodowego! Nie ojciec rodziny pozostawia
synowi to, co Gundra Lindis iSven uwa aj za w asno Svena, lecz zjazd -jak ród drzewiej –
posta-nawia o wszystkim, bo wszystko jest pospólne... Narodowe?
Wypada, e ksi
Polski jest s abszy od naczelnika rodu, którego wszyscy s uchaj bez
zatwierdzania przez ród. Ród dopiero po mierci jakiego cz onka zbiera si i wspólnie postanawia
o rodzinie zmar ego i o jego mieniu. Od mierci Leszkowego ojca zjazdu nie by o. Teraz – je li
dzie – zajmie si obiorem nowego, prawego ksi cia. A nast pny zjazd b dzie zatwierdza albo
odrzuca wszystkie postanowienia Svena, mo e Leszka, ostatnie postanowienia Siemowita... Bez
zatwierdzenia przez zjazd – nie pow adasz biedny ksi ciuniu... Prawda, e jeszcze ani razu nie
odrzucili, ale nie raz i nie dwa trzeba si by o naprzekonywa a do sucho ci w gardle...
Jaki ruch w grodzie... Przy bramie chyba?.. Kto przyjecha ?... Mo e – nie daj Swarzecu – po
lodzie przeszli i jest napa Normanów?... Eee, nie - lód ju za s aby, mo e si nawet jeszcze nie
zwiedzieli o istnieniu nowego grodu i o pobycie w nim Leszka...
Wyjrza prze okienko. Brama na o cie otwarta, wje
aj konni – na oko ze trzystu, teraz
wchodz piesi woje – dzidy, tarcze, miecze, uki przez pier poprzewieszane... Te ze trzystu.
Zamiast szyszaków baranie czapy z nausznikami. Kto?...
Wyszed na podwórzec. Podbieg ku niemu stary Bochotnicki, he m zdj , przykl kn na kola-
no.
- Ma by dwa dni po pierwszym wiosennym nowiu - powiedzia – tom na pierwsz pe ni ce-
lowa , aby na czas wzmocnienie ducha przywie
. Po drodzem trzystu Kurpiów zabra . Oni... No,
mo e do Polski przynale
nie chc , wszelako normanno im straszna i prawego ksi cia przeciw-
ko samozwa cowi chc poprze . Po owa jezdnych te jest po drodze zbierana. Starczy nas? - w
osie starego woja zamiast otuchy czu by o niepokój.
- Sk d ja wam miejsca... - Leszek podrapa si w czubek g owy – do rana musicie po obozowe-
mu – stra pe ni na podworcach. A rano tutejsi na pierwsze owy – wie ego mi siwa przywie
dla nas i dla go ci. Wy do ich domów i spa , odpoczywa .
Okrzyki si rozleg y na cze Leszka. Sk wie mi dzy przyby ych si wsmykn a o Siemo-
my le i okrzyki trwa y do rana. Tym bardziej, e klucznica Gizelli dziewki - pomocnice wezwa a i
kaza a zapasy z piwnic wynosi , piwo grza i beczu ki z gorza
wytoczy .
- Jak który ognisko na dworze zapali, to kara mierci – powiedzia Leszek Bochotnickiemu –
bo tu wiele drewna i sp on oby niczym smolna agiew. Grza si po domach!
Powoli, co jaki czas na dwór wychodzi jaki woj Leszka albo Wegier Arpada. Nawi zywa y
si znajomo ci. Zawi zywa y si przyja nie. Padano sobie w obj cia – nie bez wp ywu gorza ki.
ciski, ca usy m skie, serdeczne,bez cienia cielesno ci – wszystko by o duchem kierowane, a
duch krzep i t
. Jeden tylko Leszek uciechy nie pokazywa . Mo e jej nie mia ?...
* * * * *
Czas nowiu by pochmurny. Ciemno cho oko wykol, ch odno, ponuro. W wietlicy murowa-
nego budynku grodu p ockiego siedzieli, razem z Leszkiem, kap ani. Od Wieletów Storan smag y
przyby . Od Obodrzyców przyjecha – siwy i pomarszczony – Bronisz. Z Brenny, od Sprewian by
grubawy i pyzaty Boro .Z Budziszyna a dwóch – kap an chrze cija ski obrz dku aci skiego - Kle
mens i kap an ze wi tyni wszystkich bóstw s owia skich – Walczybor. Z Ma opolski stawi si ka-
an chrze cija ski obrz dku s owia skiego – G bosz. Z samej Sobótki, czyli z góry
y, uczest-
niczy w posiedzeniu kap an Rozmun. Po przedstawieniu wszystkich Leszkowi, Druzno udzieli
osu ksi ciu.
- 103 -
- S ysza em o istnieniu Naczelnej Rady Kap anów S owian Zachodu – powiedzia Leszek – alem
nie bardzo w jej istnienie wierzy . Teraz s owo cia em si sta o. Dziw jeno, e w radzie chrze cijan
nie brakuje... Co my mamy wspólnego z chrze cijany?
Druzno wskaza r
na Klemensa, a ten rzek :
- Sam zr b wszystkich religii nam znanych jest wspólny – istnieje Bóg, On stworzycielem jest, a
ostatecznie os dzi wszystkie dusze. I nikto nie wie jakie kary spotkaj z ych, a jakie nagrody
dobrych.
- S ysza em, e wy jeno Boga o wszystko prosicie... - Leszek patrzy badawczo na Klemensa,ca -
kiem jeszcze m odego cz eka.
- Pro ba nie oznacza dania i gniewu za jej niewys uchanie – odpar Klemens. - S u nas gorsze
rzeczy. Chodzi o ludzkie wymys y. Pawe z Tarsu, og oszony u nas wi tym, napisa , e nikto Boga
nie widzia . Je li to zestawi z s dami inych, e Jezus-Chrystus jest jedn z Osób Trójcy wi tej, to
mamy k opot – albo nikto Boga nie widzia i Jezus-Chrystus Bogiem nie jest, albo...
- Aha – powiedzia Leszek, a Druzno wskaza r
G bosza, za ten rzek :
- Czcimy Maryj ,Matk Boga. Mniemam, e cze Rodzicielce cz eka, w którego wcieli si
Bóg jest jak najbardziej przynale na. Lecz wymy lili, e ona Jezusa pocz a bez pokalania
dziewictwa. Mo e tak, a mo e nie... To – prawd rzek szy – ma znaczenie ma o wa ne. Ale
wymy lacze id dalej – matka Maryi pocz a Maryj tak e niepokalanie. Czyli babka Jezusa
podobna by a jego matce. Je li dalej pójdziemy tym tropem my lenia, to prababka Jezusa... A do
Ewy mo em tak doj . I niby prawda, e Ewa bez grzechu powsta a, atoli nie us ucha a zakazu
Boga i za to obci ono j i Adama grzechem. Tak to mówi nasi wymy lacze. A potem nazwali ten
grzech Adama i Ewy pierworodnym. A potem uznali, e Maryja owego grzechu nigdy nie mia a –
wszyscy ludzie poczynani przez zwyczajnych ludzi rodz si z grzechem pierworodnym, za
Maryja ju od pocz cia owego grzechu nie mia a. A babka, prababka i jeszcze wcze niejsze
niewiasty z linii Da-wida, które rodzi y poprzedniczki Maryi? Po co tym si zajmowa w ogóle?
Czy cz owiek o imieniu Jezus nie móg by zrodzon przez zwyczajn niewiast ?
Druzno znowu wskaza Klemensa.
- U nas nie wolno inaczej pojmowa Boga jak tylko Jedynego w Trójcy wietej – powiedzia
Klemens. Bóg, jako Wielemog cy, czyli wielmo ny – przyj mo e ka
posta . Duch wiety jest
chyba przewa nie w postaci duchowej. A Bóg Ojciec? Z pewno ci mo e przyj na si posta
duchow . Czy Bóg nie jest, jako jeden-jedyny i nikt poza Nim – wi ty? Je li Bóg Ojciec wyst pi
jako duch, to b dziem mie dwa Duchy wiete? Jezus – tak u nas powiadaj – zosta zrodzony
przez ojca bez udzia u niewiasty. Tedy Maryja Boga nie urodzi a! Bóg jest nie miertelny, tedy nie
mo e umrze . A kto nie umrze – ten nie mo e zmartwychwsta ... To nie chce wspó gra z ze-
aniem Syna Boga na ziemi , aby zmaza z ludzi grzech pierworodny. Ka apu kaj si teologowie,
spory powstaj , walki... Przemy lenia nie s szkodliwe, ale ich wyniki czasem nie s konieczne do
czania w zasady wiary.
Potem mówi Bronisz ze Swarzyna.
- Kiedy potrzebne cz ekowi wyssanie krwi zalegaj cej w
ach nóg,to wchodzi w p ytkie
bagno. Azali pijawki nie powspinaj si powy ej kolan? M dry cz ek wyjdzie wtedy z bagna i te
za mia e sol posypie, oderwie i do bagna wrzuci – Bronisz na chwil si zamy li . - My
pozwalamy przybywa do nas misjonarzom chrze cija skim z Niemiec – powiedzia po tym
zamy leniu –wszelako gdyby poczynali sobie zbyt miele...
Mniej-wi cej to samo powiedzia Walczybor z Chociebu a, a Klemens jeno si pod nosem
miechn .
Potem g os zabra Druzno.
- Postanowione jest - powiedzia – Germanów powstrzymywa przed posuwaniem si na zie-
mie przez S owian zajmowne. Poprzesiedlalim plemiona, utworzylim pa stwa i zacz tki narodów.
Nie wszystko idzie po naszej my li – na przyk ad w Karyntii... Mo e b d pope nilim – nie walcz c
z chrze cija stwem... Jednak my takiej walki nie podejmiem. Ten, kto chce by ksi ciem, królem
czy innym w adc pa stwa i narodu S owian, musi przysi c dotrzymywanie ze wszystkich swoich
si i mo liwo ci owego najwa niejszego ustalenia – powstrzymywa Germanów!
- 104 -
dz ,
– Leszku – gotów t przysi
z
?
- Jestem gotów – powiedzia powa nie Leszek i wsta .
My t przysi
, pe
najstraszliwszych gró b za jej niedotrzymanie, pomi my – jako nieupo-
wa nieni do uczestnictwa w obrz dach i poznania najg bszych tajemnic S owian.
* * * * *
Wczesnym rankiem drugiego dnia po nowiu Leszek egna Gizell i dzieci w komnacie le cej
jeszcze ony. Gizella wsta a z
a i si gn a pod zag ówek. Wydoby a spode zwini ty rulon
czerwonego sukna. Poda a rulon m owi i powiedzia a:
- Rozwi !
Na roz
onym na pod odze czerwonym suknie widnia , wyszyty srebrzystobia nici – wielki
orze , susz cy skrzyd a, Leszek poczu wzruszenie i ledwo
tego uczucia powstrzyma .
- Wyszy am ci przez zim twój znak – powiedzia a Gizella. - By abym wdzi czna, gdyby i
mnie do tego znaku zaliczono. Niech e ten proporzec s
y ci jako moja ochrona w walce z
wrogami nas obojga.
Potem zza zas ony okiennej Gizella wydoby a drzewce proporca. Wspólnie umocowali sukno
do drzewca. Obojgu wzruszenie utrudnia o mówienie, tedy jeno si u ciskali i Leszek wyszed z
proporcem na podwórzec. Jego i znak najwy szego urz dnika Polski powita okrzyk prawie
siedmiuset gardzieli ludzi wojennych, ustawionych w szyk do pochodu. Ko Leszka sta na czele
tego szyku, trzymany za wodze przez Druzn , stoj cego przy w asnym koniu – znacznie skromniej
zdobionym rz dem ze zwyk ej skóry z kutasami jeno. Leszek dosiad swojego wierzchowca i
ruszyli. Brama, bród, droga do Gostynina.
- Jako nie wida tych kap anów... - Leszek odwróci g ow w stron Druzny, który twarz mia
ca kiem spokojn .
- Nie trwó si – powiedzia Druzno – ich Bochotnicki wzi ze sob po drodze jako zwyk ych
wojów. Zawdy tak jest robione, by wróg, wzi wszy w je stwo osoby znacz ce nie wykorzysta tego
dla okupu, od razu wiedz c – z kim ma do czynienia. Powiem ci tylko, e po raz pierwszy ca a rada
jedzie na bój ze swoim przysz ym podopiecznym i zwierzchnikiem ... Nie strachaj si !Oni maj ru-
szy pod P ock ko o po udnia. Teraz mieli prób ustawienia do bitwy zrobi . Mniemam, e akurat
na ich odpowiednie ustawienie trafim.
atwo powiedzie : - Nie bój si ... A tu ma si pod sob siedmiuset wojów, a tamci – podobno –
maj armi ze stu czterdziestu secin z
on ... Druzno ma swoje tajemnice, lecz Leszek ich nie zna.
A je eli to wszystko pozór jeno? To najlepszy by by sposób pozbycia si go przez doprowadzenie
do bitwy mi dzy kilkoma secinami a secin ponad stoma... Có – raz kozie smier !
Ju ich wida . Na drodze stoi na koniu sama Gundra Lindis. Po m sku odziana, w zbroi i roga-
tym he mie. Okr
a tarcza zakrywa jej ca y tu ów – tylko twarz jej wida . Zimne, zawzi te oblicze
– z tak nie ma „zmi uj si ”... Po jej prawej stronie, ten m odzik... To pewno Sven... Za nimi
Normanowie.
Ods ania si szerszy widok. Po obu stronach ksi
nej te Normanowie na koniach. Chyba b -
dzie ich po tysi c z ka dego boku Gundry...
Jeszcze szerszy widok. Po obu stronach Normanów i ksi
nej – piechota. Stoj w ósemkach –
gruby szyk, trudny do prze amania przez jazd . Piki im stercz jako las tyczek do chmielu. Z dzie-
si tysi cy tego b dzie... Po pi tysiecy z ka dego boku. To nie s piechurzy norma scy... Tylu
ch tnych do stawienia czo a Leszkowi znale li? A gdzie owo rzekome poparcie, którym tak Lesz-
ka zach cano do stani cia w szranki z Gundr Lindis i ze Svenem?
Nareszcie wida ich wszystkich... Na skrzyd ach piechoty - jazda z Polaków z
ona. Po pó -
tora tysi ca na ka dym skrzydle?... Psia krew! Jak mo na by o – jak ostatni dure – wle w to
wszystko? Przecie mo na by o oddzia y zbiera i szarpa z doskoków si y norma skie...
- Sta – syczy z boku Druzno, wi c Leszek zatrzymuje konia, a z ty u zatrzymuj si wszyscy
inni.
Przed szyki piechoty wyje
aj dwaj konni – po jednym z ka dej strony ksi nej. S ycha
dwie wistawki – przenikliw i basow . Piechoty robi zwrot w bok – odwracaj si plecami do
Gundry Lindis i Svena i zaczynaj odchodzi od rodka szyku i konnych Normanów.
- 105 -
- Szykuj nam okr enie – my li Leszek.
Konni Polacy ustawiaj si po bokach szyku piechoty.
- Ubezpiecza b
– os dza Leszek.
Nowe wisty i piechoty oraz ubezpieczaj cy je konni robi w ty zwrot – stoj teraz twarzami do
Gundry Lindis. Leszek nie pojmuje tego ostatniego ruchu tamtych wojsk. A jeszcze mniej rozumie,
kiedy tamta jazda rusza k usem, a potem cwa em i staje za plecami konnych Normanów.
- Teraz biegiem na nich – syczy Druzno.
Leszek pos usznie dobywa miecza, krzyczy: - Naprzód! - i rusza k usem ku Normanom. Naraz
stwierdza, e to on i jego ludzie znale li si w pier cieniu, okr aj cym oddzia y Normanów i
Svena z matk . Bochotnicki tryumfalnie macha drzewcem czerwonego proporca ze srebrnobia ym
or em. Czy to ju ?... Za Gundr unosz drzewce z bia p acht i ono kiwa si na boki. To
koniec.To zwyci stwo! Bo e! To niemo ebne! Dzi ki ci Panie Bo e!
* * * * *
Jest zjazd przedstwicieli mo nych! W spotkaniu, które mia o by bitw pod Gostyninem, ucze-
stniczyli wszyscy mo ni wybrani na zjazd jako przedstawiciele stanu. Wszyscy siedz na awach w
wietlicy murowa ca w P ocku. Leszek - na balkonie. Sven z matk – na innym balkonie. Z
balkonów wszystko wida i s ycha . Nie wolno im niczego wykrzykiwa – maj jeno patrze i
ucha .
Druzno oznajmia, e b dzie si obiera ksi cia Polski i pyta, czy s przeciwni temu, aby wybie-
rano spo ród dwóch synów ksi cia Siemowita. Wstaje dwóch Kujawian. Jeden z nich wy uszcza
powody sprzeciwu – Piastowie maj Kujawian za nic i na si staraj si ich wcieli do plemienia
Polan. Kujawy chc by osobnym plemieniem, bo oni nie zauwa aj
adnych Polaków – ka dy
jeno o w asne plemi starania czyni i przez takie sobkostwo dla Kujawian brakuje wszystkiego do
przydzia u – oni, rzekomo, wespó z Polanami dostaj .
Druzno pyta, czy s tacy, którzy chcieliby da Kujawianom odpór. Wstaj ch tni do dania od-
poru. Druzno po kolei wskazuje ich r
, a oni wyg aszaj bardzo krótkie zdania.
- Jestem Wieck z plemienia Kaszubów. Z wyboru – Polak.
- Zowi si Bochotnicki. Pochodz z L dziców. Jestem Polakiem z wyboru w asnego.
- Odrzyw
z Lachów. Polak z wyboru. Najpierw Polska, a plemi ... Plemi moje jest rozpro-
szone po ca ej Polsce i tej Ojczy nie s
y.
Jeszcze kilkunastu przedstwicieli w podobny sposób zabiera g os. Na koniec sam Druzno mó-
wi:
- Mój ojciec by Ranem, matka z Pyrzyczan by a. Jestem Polakiem. Czy Kujawy nadal s prze-
ciwne Polsce?
- To wszystko jest wcze niej u
one – odezwa si jeden z Kujawian – my za losowaniem jes-
te my. Los czerwony za Piastami a bia y za kim z innego rodu i koniecznie spoza Polan. I eby
liczy si jako wybrany los wyci gni ty najpierw, a nie jak u Polan – ostatni.
- Dobrze – powiedzia Druzno – przewidziane to zosta o.
Dwaj woje wnie li du y dzban z gliny. Trzeci przyniós dwa klocki lipowego drewna. Czwarty
wniós
giew (czyli butl ) czerwonej barwiczki. Jednemu z Kujawian polecono pomalowanie
jednego kawa ka drewna na czerwono. Drugiemu polecono sprawdzenie dzbana – czy jest pusty.
Ka dy z Kujawian wrzuci do dzbana swój kawa ek – jeden bia y, drugi czerwony. Druzno
potrz sn dzbanem, w rodku zahurgota o, bo klocki by y kanciaste.
- W
r
i wyci gnij – powiedzia Druzno, podsuwaj cdzban jednemu z Kujawian. Kuja-
wianin wyci gn klocek czerwony. Druzno w
rek do dzbana i wyci gn drugi klocek. Te
by czerwony!
- Oszustwo! Wrzasn li Kujawianie.
- Nawet by jeden z drugim nie zmiarkowa , gdybym drugiego klocka nie wyci gn . Ale cie
sami wo ali, by liczy si klocek pierwszy. Spo ród Piastów wybieramy – powiedzia Druzno,
wzruszaj c ramionami.
- My si b dziem obu sprzeciwia – powiedzia jeden z Kujawian.
- Tak by nie mo e, bo wybór musi by jednomy lny – Druzno nie traci opanowania. -
zarz dz przepychanie.
- 106 -
- My si nie ugniem – powiedzieli Kujawianie – z ka dymi dwoma spo ród przedstawicieli mo-
em si przepycha .
- Nie znacie obyczaju – powiedzia Druzno – wszyscy zwolennicy jednego pogl du
przepychaj si ze wszystkimi zwolennikami drugiego pogl du – chodzi o wypchni cie
przeciwników z sali – wtedy zapewniona jest jednomy lno pozosta ych obraduj cych. Wzywam
zwolenników obioru Piasta do ustawienia si po mojej prawej r ce, a przeciwników Piastów do
ustawienia si po mojej lewej r ce. Zaczynacie pcha po moim kla ni ciu w r ce.
Ustawili si – dwóch przeciwko dziewi dziesi ciu o miu. Ci dwaj patrzyli na przygotowania z
niedowierzaniem. Ale po kla ni ciu wnet przestali patrze . Przyci ni ci do ciany, napierani przez
ci ar wielu cia tracili oddech. Potrzaska y im ebra. Mieli poprzetr cane golenie i uda. Wreszcie
stracili przytomno i upadli. Zostali wyniesieni z sali. Gundra Lindis zas ania a sobie oczy
chusteczk . Arpad wszed na balkon i stan ko o Leszka. - Ciekawy sposób – powiedzia .
Druzno zarz dzi wznowienie obrad. Kaza wsta tym, którzy s za obraniem Svena. Nikt si
nie podniós . Kaza wsta tym, co chc mie za ksi cia Polski Leszka. Zaszurga y odsuwane awy i
wstali wszyscy. Gundra Lindis zemdla a. Arpad bez s owa u cisn Leszka.
Kiedy Gundra Lindis odzyska a zmys y, us ysza a, e prosi j do siebie ksi
Polski. Odmówi-
a tej pro bie i chcia a opu ci balkon. Zagrodzi y jej drog nadstawione groty w óczni. S dzi a, e
to jeno straszak i sz a dalej. Groty zag bi y si w jej cia o – szarpn a si w ty , wyrwa a groty z
ran. Krwawi a.
- Spe nicie pro
ksi cia? - spyta Druzno.
Skin a g ow i zesz a w bliskim towarzystwie grotów jeszcze nieskrwawioych. Podprowadzo-
no j do Leszka i Druzny. Druzno wyci gn ku niej otwart d
, na której le
z oty kolczyk z
kitnym kamieniem.
- To nie moje – powiedzia a pr dko.
- Zg osili cie kradzie onego cacuszka – powiedzia Druzno. - Ono jest wasze. Znaleziono je w
pobli u
a ksi cia Siemowita, który wnet zmar od trucizny. Wasi Normanowie pójd pieszo do
Olega Wieszcza. Wy odp yniecie do swego kraju okr tem z polsk za og i ze Svenem.
- Czy mog przyj si przed wyjazdem po egna ? - twarz mia a prosz
, grzeczn , tedy uzys-
ka a pozwolenie.
Przysz a w stroju podró nym – w futrze na miar szytym, w futrzanych butach i futrzanej ka-
puzie. Za pazuch futra mia a ulubionego kotka. W r ku dzier
a giew czerwonego wina i dwa
szklane kielichy. Nie pyta a, czy Druzno i Leszek wypij z ni strzemiennego – nala a do dwóch
kielichów, powiedzia a, e ona jeno dla towarzystwa dotknie ustami otworu gwi.
Druzno odstawi kielich i wzi zza pazuchy kotka ksi
nej. Podsun kotkowi swój kielich.
Kotek wych epta j zyczkiem ze dwa ludzkie yki wina. Wyszczerzy z by, prychn , zesztywnia .
Nie
.
- Znowu ci si nie uda o - powiedzia Druzno – niedojda jeste .
* * *
Po egnanie z Arpadem by o krótkie. Arpad spyta o spraw Kujawian i uzyska
wyja nienie, e zostan ug askani przydzia em P ocka do obsadzenia grodu ksi
cego swoj za og
z kujawskim grododzier
.
- A Normanowie Gundry? - spyta Arpad.
- B
prowadzeni przez J zor Bochotnickiego – powiedzia Leszek. - Tam zostan sprzedani
do cesarstwa wschodu, gdzie silnych m ów do wios owania na galerach bardzo potrzebuj . To jest
wyrok w zasadzie do ywotni – wyzwole cami staj si niedo
ni staruszkowie, którzy z g odu
umieraj bardzo pr dko.
K O N I E C
- 107 -
Pos owie
W krótki czas po spotkaniu mi dzy P ockiem a Gostyninem z W gier przyby o do Poznania po-
selstwo do ksi cia Polski – Leszka. Donios o, e Arpada obrano ksi ciem Madziaru – dziesi ciu
strza , zwi zku plemion ugrofi skich i chazarskich – niebieskookich blondynów i niadolicych bru-
netów. Bruneci byli mieszka cami pó niej nazwanej krainy, której ksi
zosta niez ym królem
Polski. Ten ksi
Siedmiogrodu zwa si Stefan Batory.
Poselstwo od Arpada powiadomi o Leszka, e s trudno ci z drewnem budowlanym, bo lasy ko-
o puszty maj inny sk ad ni puszcze w Polsce. Tedy Madziar b dzie co roku robi wyprawy do
wroga Polski – Niemiec, upy tam b dzie bra , os abiaj c Niemcy – a te upy b
zawo one do
pa stwa Madziaru Dunajem na tratwach z drzew niemieckich.
W drog powrotn poselstwo zawioz o zapewnienie, e Polska b dzie si stara os oni ty y
Madziaru przed Po owcami-Kumanami, a w wyprawach w gierskich b
mogli uczestniczy
ochotnicy z Polski. Za dru yna Polski zawsze wspomo e wojowników Arpada podczas
wycofywania si z Niemiec – albo b
wypady dru yny za ab czy So aw , które utrudni
Niemcom po cig za wycofuj cymi si wojskami w gierskimi, albo b dzie bezpo rednie uczes-
tnictwo dru yny w bitwach odwrotowych W grów z Niemcami.
Wynikiem tej wspó pracy, mo e po osobistym spotkaniu Arpada z Leszkiem, by o postanowie-
nie o likwidacji Wielkich Moraw. W 907 roku po narodzeniu Chrystusa, pod miejscowo ci
Dziewin, na lewym brzegu Dunaju dru yna Polski star a si w krwawej bitwie z wojskami Wielkich
Moraw. W grzy przeprawili si tratwami, powy ej miejsca bitwy, na lewy brzeg Dunaju i w czyli
si do walki od strony zachodniej. S owacy, widz c przewag Polaków i W grów opu cili armi
Wielkich Moraw. Morawców, Czechów i nielicznych
yczan starto z powierzchni ziemi. Ksi
Spytygniew poda ty y we w
ciwym momencie, a po udanej ucieczce og osi si skromnym
ksi ciem samych tylko Czech – bez
ska Jesionowego i Niskiego oraz bez
yc. S owacy dosta-
li w nagrod kawa ek Moraw i ów Dziewin, który wspó cze nie nosi nazw Bratys awa. Morawy...
Nie wiem co wtedy sta o si z Morawami. Znacznie pó niej by y ksi stwem odr bnym, od Czech
niezale nym, lecz z dominuj cym wyznaniem chrze cija skim obrz dku aci skiego. Straty w tej
bitwie stwarza y dla Czech okres bardzo trudny – trzeba by o czeka na dojrzenie roczników
jeszcze nie bardzo zdatnych do pracy i do walki zbrojnej. Prawdopodobnie wtr cenie si Niemców
uratowa o Czechy przed zaborami, bo do regularnej wojny z Germanami Polska i W gry mia y za
ma o ludzi – znacznie mniej ni Niemcy. Nawet gdyby doliczy S owian mi dzy Odr i Nys
yczan a So aw i ab , to Niemców i tak by o wi cej. Mo na ich by o pokona w bitwie, ale na
okupacj ich kraju - nadzorców nie mo na by o wyznaczy – nawet w samej Polsce by niedostatek
mo nych, a ch opi musieli by pilnowani...Wygra bitw , aby nie wygra wojny?... Tylko
wrogowie Polaków mog twierdzi , e nasi przodkowie z tego okresu byli g upi i nieobeznani ze
wiatem.
Ksi ka „ wit” ma by drug opowie ci z cyklu „Szlak Piastów” . „Zaranie” - pierwsza pla-
nowana opowie – musi poczeka a naucz si
aciny. Musz , przynajmniej, kronik Galla
Anonima przeczyta , aby doj do w asnych i prawdopodobnych przypuszcze . Teraz nie wolno
og asza
adnych pogl dów odmiennych od teorii materializmu dialektycznego – pa stwa powsta-
wa y dlatego, e jedni si bogacili, a inni biednieli.Ludzie musieli
w grupach, bo codziennie
trzeba by o zapewni
wie e mi so mamuta. A dó -pu apk mog a wygrzeba tylko grupa. Brak
ch odziarek stwarza konieczno ci
ego trwania w grupie, bo te mamuty musiano zabija .. I
przez to owe mamuty wygin y.
Mnie ta teoria nie pasuje, a partii mog si bardzo nie spodoba moje przypuszczenia. Teraz nie
ma innych wydawnictw poza partyjnymi, tedy mój „Szlak Piastów” nie mo e by wydany drukiem,
a na powielacz mnie nie sta . Zreszt ... Zezwolenie bym musia mie , a bez zezwolenia atwo
wpad bym w sid a UB. Ksi
bym troszk upowszechni , ale.. .Wygra bitw i przegra wojn ?
Dla siebie samego i mojej skrytki wyra am przypuszczenie, e ten nienormalny ustrój, ta utopia zo-
stanie utopiona we w asnej g upocie.
Tu po wojnie by o nie le. Ludzie sk
, mo e spod ziemi, wygrzebywali rzeczy na sprzeda .
By y zabawy taneczne do witu. By o jedzenie – nie tylko zak ski po taniej wódce. Mo e paczki
UNRRA pomaga y? Teraz musz pracowa , maj c pi tna cie lat, bo ojciec zarabia ma o, a matka
- 108 -
tylko czasem jakiej znajomej uszyje kieck .Przed wymian pieni dzy starcza o na wszystko.Po
wymianie bilet tramwajowy kosztowa pi groszy – tylko odrobin dro ej ni przed wymian . Ale
teraz ten bilet kosztuje dziesi groszy i ja musz wychodzi przed pi
z domu, aby zd
piechot do Stoczni Gda skiej na szóst . Ludzie mówi , e planowane s strefy tramwajowe i ja
musia bym p aci dwadzie cia groszy, bo granica strefy ma by przy Placu Zgromadze Ludowych,
inaczej nazywaj t okolice Bram Oliwsk . Có ... Wi cej zaoszcz dz chodz c pieszo. Chyba e
podro ej buty...
Jestem na etacie ucznia lusarskiego, ale siedz w kapciorze pana Tadka Fali skiego i mam mu
prowadzi dokumentacj Narz dziowni Wydzia u Monta u Maszyn i Kot ów. B dzie trudno, bo on
mi niczego nie pokaza ani nie wyt umaczy . Mo e sprawiam wra enie starszego, mo e mam
wzrost doros ego? „Zarabiam” ponad siedemset z otych na miesi c – prawie osiemset, a mój tato –
starszy sier ant Wojska Polskiego, pracuj cy w RKU – przynosi do domu mniej ni siedemset
otych. Ja jestem klasa robotnicza... Jak mnie „awansuj ” na pracownika umys owego, b
zarabia czterysta trzydzie ci pi z otych na miesi c. Obiad – drugie danie z ma ym piwem –
kosztuje w barze przy stoczni dziesi i pó z otego. Jesionka – matka kupi a mi now , po d ugich
poszukiwaniach, bo brakuje d ugich a szczup ych, kosztuje ponad czterysta z otych. Pan Tadek
dosta polecenie partyjne – zwerbowa kogo na wi teczne i noworoczne dy ury ca odobowe w
komitecie zak adowym partii. atwo mnie zwerbowa . Mam odbija kart zegarow na pocz tek i
na koniec. Zap ac mi jak za godziny nadliczbowe – same stuprocentówki, czyli o sto procent
wi cej ni wynosi moja zwyk a stawka godzinowa. Nie potrafi wyliczy ile zarobi za
siedemdziesi t dwie godziny dy urów. Za siedzenie w fotelu i drzemanie w nocy a czytanie w
dzie .
Od pi tej klasy czytam trzy ksi ki dziennie. Nale
do trzech bibliotek. Najlepiej zaopatrzona
jest biblioteka pana Czekaja – p aci si sto z otych wpisowego, sto z otych kaucji i pi tna cie
otych miesi cznie. Matka si zgodzi a – reszt mojego zarobku oddaj , co do grosza, jej w
nie,
za co ona wydziela mi jedzenie. Za ma o!!! Nadrabiam chlebem ze smalcem, te specja y nie s
zamkni te przede mn na k ódk . Musz uwa
, za du o nie bra , bo i to zamknie...
W szkole wieczorowej... Nie bardzo, niestety.W ósmej klasie mia em du y wstrz s mózgu i mo-
ja pami nie s
y mi tak dobrze jak przedtem. A musz wiele pami ta z historii, je li mam pisa
„Szlak Piastów”. Za zarobek wi tecznonoworoczny kupi z dziesi bu ek i ze dwa litry mleka –
raz najem si do syta. Matka kupi a mi marynark z br zowego welwetu. Bardzo za lu na, ale
ugo akuratna – r ce nie wystaj za bardzo z r kawów. Ojciec podzelowa moje buty. Z ar em w
spi arce tort i wiaderko ledzi – rolmopsów. Bardzo to odchorowa em...
Nast pna moja ksi ka b dzie nosi tytu „Wschód”. B dzie bardziej przygodowa od „ witu”.
Mam zamiar wyrazi swoje zdanie o nazwie Lwowa, który – rzekomo – dosta nazw od ksi
tka
ruskiego o imieniu Lwow, czyli Lew. Czyta em ostatnio, e Abraham nazywa si Ur i on za
miasto o nazwie Ur...
Musz udawa , musz si bawi w normalno – wyobra am sobie, e moj ksi
chce wy-
da kto tam.. Wyobra am sobie, e wydawca lubi ksi ki atwe do sprzeda y. Wyobra am sobie,
e Czytelnicy pisz do wydawcy i pytaj – kiedy b dzie dalszy ci g „Szlaku Piastów”. Tak napraw-
ksi ek prawie nikt prywatnie nie kupuje. W ksi garniach kupuj ksi ki personalni – na nagro-
dy dla pracowników. Albo organizatorzy ró nych zawodów czy konkursów – te na nagrody. Albo
biblioteki rz dowo-partyjne. A ksi ka kosztuje dwa z ote i czterdzie ci groszy! Le y jedna w po-
bliskim kiosku, mia bym j ochot kupi , lecz mnie na „tani ” ksi
nie sta . Matka kupi a mi –
prosi em o to – s ownik rosyjski. Du y, wiele s ów, a te dwa czterdzie ci. Op acalne. Dosta em od
matki chrzestnej ksi
„Kapitan Fracasse”. Dwa czterdzie ci i dedykacja. Dosta em od kogo
podr cznik autorstwa Maszkina „Historia staro ytnego Rzymu”.Dwa czterdzie ci.Tanie prezenty -
dla mnie bardzo cenne.Zabawmy si , bo realizm zdaje si by utopijny. Wymarzony Czytelniku!
Daj zna wydawnictwu, e przeczyta
„ wit” i spytaj o dalszy ci g. Nie wierz znafcom
przesz
ci, którzy twierdz , a nasi przodkowie tak durni byli, e na gówno mówili papu. Znafcy
nie mog wiedzie - jak by o naprawd . Tego nikt nie mo e wiedzie , ale wolno przypuszcza
wi cej lub mniej prawdopodobnie.
Gda sk Wrzeszcz. ul., Konrada Wallenroda 20 m. 4. Dnia 21, miesi ca listopada 1952 roku.