Reginald LANCA STER
W S C H Ó D
tom 2
- 1 -
Rozdzia „0”
ledztwo
Ani P T Czytelnicy (PT = post titulum, czyli z zachowaniem tytu ów) ani autor – nikt na sto
procent nie wie – jak i kiedy dok adnie powsta a Polska. Kraj niema y, do ludny, w pewnych –
pó niejszych – okresach zdobywczy, walcz cy. Dopiero za czasów Mieszka Pierwszego obcy
zacz li odrobin o Polsce pisa nieco obszerniej ni Ibn Jakub – dla jednych Arab, dla innych
cz onek narodu najwa niejszego.
Zdarza si podobnie s dziom ledczym na zachodzie, a u nas milicjantom, e te nie wiedz jak
dosz o do zastanego przez nich stanu – s zw oki wa nej osobisto ci, jest kradzie czy rabunek, a
nie wiadomo kto by sprawc i jakim cudem dosta si na miejsce przest pstwa, które by o
strze one. U nas wystarczy pyta podejrzanych, to jest ludzi, którzy maczali palce w podobnych
wydarzeniach. Je eli który z nich przyzna si i poda prawdopodobny przebieg wydarze , to ju
jest sukces milicji i wymiaru sprawiedliwo ci socjalistycznej. W Wielkiej Brytanii, na przyk ad,
prawo powiada, e przyznanie si nie jest adnym dowodem, a do wyroku skazuj cego musi by
dowód i przedmiot przest pstwa. Takie dochodzenie do prawdy o nieznanej przesz
ci nosi
nazw
ledztwa.
W ledztwie dozwolone jest snucie ró norakich przypuszcze , a czasem jest to konieczne. Po-
tem musi si ka de prawie przypuszczenie sprawdzi , szczególnie u nas, bo Scotland Yard, na przy-
ad, najpierw stosuje dedukcj i dopiero prawdopodobne przypuszczenia s sprawdzane – tak
mog o by – powiadaj agenci Scotland Yardu i sprawdzaj wydarzenia, wiadków, dokumenty –
które (UWAGA!!!) o b a l a j przypuszczenie. Oni, ma si rozumie , mog nie dotrze do
wszystkiego, co zdarzy o si przedtem i jest to zadanie obro ców s dowych – znale stare rzeczy,
obalaj ce twierdzenia Scotland Yardu o winie podopiecznego obro ców.
Autor „Szlaku Piastów” próbuje na ladowa raczej Brytyjczyków ni organa sprawiedliwo ci
socjalistycznej, które po prostu „wiedz ” od marksistów jak powsta a Polska. Ja si na wszelki
wypadek zastrzegam, e nie nazwa em tu marksistów ani socjalistycznych historyków uczestnikami
jakiego wydarzenia zbli onego do przest pstwa -to s , po prostu, ludzie ufni, dla których przedtem
Engels, Marks, Lenin i Stalin wszystko odkryli, a to byli geniusze materializmu dialektycznego i
materialistycznej teorii ewolucji. Na swoj obron – podobnego do powy szego gatunku – mog
przytoczy fakt, e s uczeni idealistycznymi zwani, którzy (na sposób brytyjski) zajmuj si
twierdzeniami marksistów i wszystkimi wydarzeniami przez marksistów badanymi. Czy
zwyczajnemu bezpartyjnemu nie wolno (mo e b dnie) wierzy idealistom i po nich powtarza
opinie o wydarzeniach sprzed wieków?
Moje zainteresowanie histori jest znane przez prze
onych do tego stopnia, e w „nielotne”
dni nakazuj mi prowadzenie zaj z historii Polski z
nierzami s
by zasadniczej (mechanicy,
wartownicy, pisarze itp.) Ja wtedy (biedny) musz trzyma si linii partii i rz du, by sko czy
podchor ówk , zosta op acanym pilotem wojskowym, a nie – by mo e – wi niem. Wszelako
mielam si na zaj ciach napomyka , i s autorytety, które twierdz inaczej, chocia nas
obowi zuje uznawanie autorytetów socjalistycznych. Tak to teraz jest, i to tak e jest i b dzie his-
toria, wi c umieszczam ten wtr cik (od wtr t – uwaga wtr cona niejako na boku) dla potomnych,
by wiedzieli jak to by o.
Przejd my do naszego ledztwa. Oto mamy przed sob Polsk Mieszka Pierwszego, która jest
wi ksza i silniejsza od Czech, Moraw i S owacji razem wzi tych. A z wydarze przesz ych, sprzed
naszego Mieszka mamy jeno dokument cesarza Karola Wielkiego o
owia skich ziemiach na
zachód od aby i So awy, na które cesarz zezwala wkracza kupcom germa skim jeno do
okre lonej w dokumencie linii – te biegn cej na zachód od rzeczonych rzek. Czy mo emy si
dowiedzie na pewniaka – jak dosz o do powstania tak wielkiego i ludnego pa stwa Mieszka
Pierwszego? Nie bardzo. Ale za to:
# Wiemy, e w tym pa stwie musia o by stosowane jakie pismo, i e nie by a to acina, j zyk
starocerkiewno-s owia ski ani runy skandynawskie czy pismo Niemców, minusku a karoli ska czy
karoli ska majusku a. Je li powiesz, e to by kraj analfabetów, to wymy l inny sposób przekazy-
wania polece a do samego do u w tak pr dki sposób, aby woje zd yli stawi si w odleg ym od
domu miejscu jeszcze przed bitw obronn . Ilu trzeba pos
ców, przekazuj cych ustnie rozkaz
- 2 -
ksi cia? Jaka jest pewno odbiorców, e pos aniec jest w
nie od ksi cia, a nie od wrogów?
Raczej dojdziesz do wniosku, e pismo by musia o. I musia by jaki sposób przechowywania
wa nych umów, dokumentów nada itp. Musia by tak e sposób utrwalania wa nych dokumen-
tów.
Kto to wszystko zniszczy ... Powiedzmy, ze nowa w adza (jak dzisiejsza, niszcz ca rzeczy dla
siebie niekorzystne). Albo nowa religia, mog ca uzna osi gni cia Polaków za nic warte, bo INNE
od zdobyczy Zachodu... Ale to pismo i urz dzenie czno ci mi dzy w adz a wykonawcami
polece musia o by !!! Gdyby tego nie by o, to istnienie Polski nie by oby mo liwe – to nie by o
ksi stewko, w którym jednego dnia mo na dotrze , i powróci , do najodleglejszego zak tka
pa stewka. W wielkim kraju jedynym rodkiem jednakowego przekazu by o powielone w wielu
egzemplarzach – pismo.
# Oprócz pisma musia a by jaka struktura nadzorcza. Musia y by szko y. Musia a by
dru yna wojskowa i wiele innych rzeczy. Kto to wszystko poniszczy i skaza na zapomnienie.
Kto skaza Polaków na analfabetyzm i ciemnot . Gall Anonim z pewno ci nie zna naszego,
rodzimego pisma, ale czy go nie zasta w Polsce?... Jako dziwnie dobrze i obszernie o Boles awie
Krzywoustym rozpisuj si kronikarze s siednich pa stw... Ale nawet Gall Anonim, chwalca
swojego w adcy, uchyla r bka tajemnicy – poszed na Pomorze, zdoby jeden gród i kaza wraca
(500 kilometrów), aby da odpocz koniom... Kto to by ów Krzywousty? M dry na pewno nie
by . Za to Pomorze przez ca y czas by o przy Polsce. Mieszko I chcia je da synom Ody. Chrobry
za atwi polskie biskupstwo w Ko obrzegu. Potem nie ma zapisów o utracie Pomorza – nikt nie
chwali si , e je od Polski od czy i nim w ada . A Krzywousty je „zdobywa ”... Tu musz
przypomnie , e wiele krain mog o mie spor niezale no , nale c do jakiego seniora – wtedy
panowa feudalizm...
Po mierci Krzywoustego ksi
Polski – senior swoich braci – dosta we w adanie Pomorze, a
Gall Anonim, przecie na dworze Krzywoustego yj cy, wcale nie pisze o tym, e Krzywousty je
zdoby ... „Zdobywa ”, pie ni jego rycerze mu piewali... Taki don Kichot z la Manchy?
Przypuszczalnie „dzi ki” wyprawom Krzywoustego na Pomorze my je utracili my po podziale
Polski mi dzy synów „zdobywcy”.
No, ale to s sprawy, które b dzie si rozpatrywa w nast pnych ksi kach „Szlaku Piastów”.
Na
razie mamy doj do czasów Mieszka Pierwszego, nasze ledztwo ma dotyczy sprawy doj cia do
pot gi Polski ze wzgl du na wielko obszaru, liczebno mieszka ców i dobr organizacj .
dziemy wysuwa przypuszczenia, a zwolennicy pogl du o ciemnocie naszych przodków z
owych czasów niech szukaj zaprzecze naszych przypuszcze . Prosz nie zapomina , e „Szlak
Piastów” nie ma by dzie em naukowym, wi c przypuszcza nam wolno, je li tylko nie zaczepimy
naszej w adzy ludowej i socjalistycznej.
- 3 -
Rozdzia I
Ani pi dzi
Dziwna wojna toczy a si ju kilka lat. Wojownicy Olega Wieszcza pojawiali si na ziemiach
Polski, a tam – dzi ki ludziom Chomy – czeka y na nich przewa aj ce si y polskie. Zaczyna a si
potyczka, potem Rusowie zaczynali odwrót ubezpieczony i czujny, Polacy szarpali im boki i ty y,
spa nie dawali, w przyrz dzaniu posi ków i w owach przeszkadzali okropnie... Oleg dowiadywa
si od swoich przetrzebionych wojaków, e Polacy silni, tedy wniosek z tego – od zachodu uderze-
nia Germanów na S owian nie by o – jeszcze nie w tym roku, jeszcze nie teraz... Ale Oleg próbo-
wa , bo jakie nieznane si y uniemo liwia y porozumienie si z zachodem za pomoc pism i
pos
ców, raz tylko uda o si przez pos y porozumie , wszelako pos owie dziwy prawili – e
zachód Waregom ze wschodu nie ufa... To by nie mog o, to wierutna bzdura – jakowe
bezzasadne oskar enia i zarzuty, e, rzekomo, wikingów par tysi cy Waregowie i S owianie
Olega wyt ukli, zasadzki na nich urz dzali. Par lat up yn o zanim Wieszcz wymy li i sprawdzi ,
e jego szpiedzy w Polsce ju nie istniej . Od nich, od tych wykrytych Olegowych szpiegów
musieli Polacy posi
wiedz o wspólnych zamiarach wschodu germa skiego i zachodu - i
przygotowali wikingom krwawe
nie. Wys ano nowych szpiegów i oni rych o potwierdzili
przypuszczenie Olega – by o jakie przedsi wzi cie tego rodzaju, ploty o tym kr
po Polsce,
pie ni w drowni grajkowie uk adaj . Niby nic oczywistego, ale domy li si i znale
potwierdzenie swoich przypuszcze mo na. Oleg powesela , odpr
si , o zwierz tach i ro linach
sobie zacz dla odpoczynku my le ... No, nie tylko dla odpoczynku i rozrywki – sz o o zwierz ta i
przyrod na Mazowszu, które nadawa oby si na miejsce osadnictwa dla tysi cy Normanów z
pó nocy, odgradzaj cych potem Polsk i Ru od siebie. Wtedy ludzie Olega mogliby przyst pi do
ca kowitego, pe nego, dog bnego ujarzmiania Dregowiczów, Drewlan i G omaczy, chronieni przez
mazowieck os on norma sk przed wtr caniem si Polaków. Te polskie j zory - Podlaski i
Samborski - musia yby zosta uci te, bo teraz one zas aniaj Polaków przed najazdami od wschodu
i pod ich os on Polacy si rozradzaj , zagospodarowuj puste ziemie. Tylko patrze jak ludzie
ksi cia Leszka rusz na Mazowsze, na ziemie Drewlan, na dziedziny G omaczy wokó grodu
Wo
i na Dregowiczów...
- Ech, ty moje ulubione Mazowsze... Jak e pi knie opisywali ciebie szpiedzy tam yj cy na
sta e i w drowni kupcy – Oleg przy wyobra aniu sobie Mazowsza zawsze twarz mia
wypogodzon , rozmarzon ... - Puszcze... – widzia jak na jawie bezkresn ziele mateczników stad
turów, watah wilczych i nied wiedzi samotników – te ich wojny nieustanne... Nied wiedzie
najgro niejsze, bo m dre. Od wiosny do pó nej jesieni
cielaki turze i pas si na zim . A zim –
wygodnie, ciep o, bezpiecznie... W gawrze, jak w komyszy, rozrodzi si , aby po obudzeniu
wiosennym jeszcze wi cej turz t zje ... Czy nied wiedzie nie s odpowiednikiem ludzi Olega? A
najm drszy nied wied ... Za tury – przez ca y rok czujne i walcz ce z wilkami oraz ze niegiem
o jad o i o ycie...To prawie – wypisz-wymaluj osadnicy norma scy na Mazowszu, nie le sobie
radz cy z hordami wilków, przypominaj cych oddzia y tej ich polskiej dru yny... Poczekajcie,
wilki, i na was przyjdzie kolej karki w jarzmo ruskie w
...
* * *
Przez te par lat dziwnej wojny O anka i Jagoda – niech e nam pos
za przedstawicielki
wielu innych Polek – przysporzy y swoim m om i Polsce nowych istot – przysz ych Polaków.
Broz o – niech e nam pos
y za przyk ad tylko – sta si ch opcem rozumnym, sprawnym –
ywaj cym niby wydra, spostrzegawczym niby sokó i pr dkim niby r czy jele . Co do
pos usze stwa... O anka zabrania a swoim dzieciom k pieli w Wi le bez nadzoru doros ych. Je eli
przyjmiemy, e oni pos uchali zakazu, to musimy znale
wyja nienie dla p ywackich umiej tno ci
nurka W adzia, owcy raków, Zbysia, który lepiej p ywa ni mówi i dla dziwnej sprawno ci
ywackiej Bogusia, który jeszcze ani mówi , ani chodzi ...
Nie wypada nie zaj si , chocia przez chwil , nagrodami dla ratowniczek ycia i zdrowia.
Otó by y to kobiety z najwy szej pó ki – wy mienicie zna y swój zawód. Tylko nieliczne nie prze-
ama y pierwszej przeszkody, stwarzanej przez natur
owionego, Przewa nie dochodzi o co
najmniej do skutecznych „prac r cznych”. Wi cej ni w po owie przypadków mia y miejsce noce
zbli enia. Co prawda dziwki mia y nieco u atwione zadanie – zwierzyna wskazana, pomoc nagonki
- 4 -
zapewniona... Wszelako nagroda mia a by za ma
stwo, a potem za ka de nowe dziecko z m -
em. A co najmniej po owa „upolowanych” by a jeno zbarczona – po nocy zbli enia otrz sa a si i
ucieka a... I wtedy kobieta nagrody nie dostawa a! To jeden z pierwszych przypadków do maso-
wej niesprawiedliwo ci spo ecznej, a nawet wyzysku spo ecznego, czego nie sposób poj , bo nie
wiadomo kto i kogo wyzyska , czy woje wyzyskali spo ecze stwo, czy te spo ecze stwo wyzys-
ka o kobiety... W ka dym razie zmniejszy a si liczba nierz dnic i wzros a liczba dzieci.
Wzros y tak e dwa grody na prawym brzegu Bugu – Brze i Drohiczyn – one mia y odgrywa
niepo ledni rol w rozgrywce Zdruzny z Olegiem Wieszczem. Ko o nich powinny przechodzi
wojska Olega, aby przeci do bezpiecznie J zor Podlaski, a omin J zor Samborski i ziemie
Kurpiów, czyli Wschodnie Mazowsze. Mo na by o mie pewno , e knia Oleg zechce unikn
bitew pogranicznych i postanowi dobra si do g biej po
onych ziem polskich, kto wie – czy nie
do samego Gniezna...
* * *
Nareszcie nadesz a wiekopomna pora - tak to oceni knia Oleg i a zatar r ce z zadowolenia.
dwóch jego najlepszych szpiegów przyby o z Polski do Kijowa z nowin , e wi kszo si
ksi cia Leszka posz a z W grami na Niemcy, grodów strzeg niewiasty i otroki, w Gnie nie Gizella
i Leszek niemoc z
eni, a przy nich garstka dworzan – prawie nie ma za ogi zbrojnej.
- Który z was zdolen drog wojsku naszemu wskazywa ? - knia popatrzy po nich, a oni miny
mieli frasobliwe. - Chodzi o unikanie przypadkowego spotkania z takimi Polakami, którzy na trwo-
ka dzwoni , te ich wici powysy
by mogli do innych... No?... Nagroda by aby wysoka...
- Ja chyba bym móg – powiedzia niepewnie jeden. - Mi dzy Brze ciem a Drohiczynem si
przekra , a potem na styku tej ich Ma opolski z Wielkopolsk ... Oni na siebie zwalaj obowi zek
strze enia pogranicza mi dzy tymi krainami. I przez to – nie strze e tego pogranicznego pasa nikt..
- Znam t drog – o ywi si drugi – tamt dy do Kijowa si przekrada em, bom ze s
by jeich
zbieg i nie chcia em, by mnie z apali.
- Dopadlim skurczybyków – powiedzia knia i wyda rozkazy zbierania pi ciu tysi cy jezd-
nych i dziesi ciu tysi cy pieszych wojowników. Uzna , ze to jest si a zdolna nie tylko Mazowsze
podbi , skoro a taka sposobno si nadarza – zgwa ci bezbronn Polsk .
* * *
Hubert szed si po egna . Przed drzwiami komnaty dzieci zatrzyma go piew Jagody. Wido-
cznie usypia a ich drugiego synka – malutkiego J drusia. adny mia a g os – aksamitny,leciutko
faluj cy pod koniec zwrotek... Ach, Jagódka... Jak e ona cudnie piewa.
Ja ci przy piersi uko ysz ,
przegnam precz od nas nastrój z y,
sprowadz ci spokojn cisz ,
przywo am najpi kniejsze sny.
pij spokojnie, mój male ki,
b
strzeg a twego snu,
precz przep dz nocne l ki ,
nie dam ci nastraszy
u.
Ja tobie dobry los wy piewam,
dam ci szmer wiatru, cienie drzew,
na drog gniewu skr ci nie dam,
skieruj ci na dobra brzeg.
Wszed na palcach do komnaty. Trzyma a J drusia przy piersi i czule patrzy a w senne oczka
maluszka. Huberta ogarn o wzruszenie, lecz zaraz si z tego rzewnego nastroju otrz sn .
- Szkoda, e to nie ja przy tej pi knej piersi – wyszepta z u miechem. - Przyszed em si po-
egna . Wyje
am ze wszystkimi wojami na ostateczny bój, Zdruzno zapewnia , ze tak trzeba, ale
jam niespokojny. Trwo si , e oni na Miasto Lwów napadn , a tu jeno bia ki i niedorostki...
- Mamy przygotowane wszystko do obrony – odszepn a – jeno ognie skrzesa , potem wrz tek
la z wy ek. To ka da lwica w obronie swoich ma ych zdoli czyni . Nie troskaj si , Najmilszy,
twoje piersi b
na ciebie t sknie czeka . Zwyci aj i powracaj w chwale.
- 5 -
*
Zdruzno porozsy
wici, Patrycy kaza wsz dy bi na trwog , wszystkie dzwonki, sygnaturki i
bny od rana do nocy powiadamia y: star a! A Star e z Toporami uzgadniali, czy pos ucha wici,
czy udawa , e nie dotar y na czas. Zwyci
a my l po rednia – pój , dotrze na koniec bitwy,
straty ponie jak najmniejsze, a upy dosta nie gorsze od innych rodów. M odsi, czyli Star owie
gniewni o to byli, oni chcieli lecie p dem, bo „nasz” wielkorz dca zarz dzi , a on wie co jest dla
Ma opolan dobre. A te stare pryki jeno swoje - e niektórzy Ma opolanie mog w bitwie polec i le-
piej eby to nie byli Star e -Topory.
* * *
Po naradzie z przyby ymi z Polski szpiegami knia Oleg postanowi , e po owa pieszych dotrze
tratwami po Muchawcu w pobli e Brze cia, druga po owa przekroczy Bug brodem ko o Drohi-
czyna, a on sam przejdzie t rzek ko o gródka w Mielniku. Szpiedzy zapewniali, e te trzy grody
prawie puste i nikt z nich nie o mieli si wyj - zaczepi tak du ych si . Ale lepiej w nocy i
ko o nich, bo go bie maj i w dzie mog je wypu ci do Gniezna. Za w nocy , je eli s tam
jakie resztki wojów, to pi , bo adnych zmian nie mog mie – jest ich za ma o na prawdziwe
stró owanie.
- A po przej ciu Bugu? - knia bada twarze szpiegów, oni powinni to mie umy lone.
- Od Brze cia pustym go ci cem dwie jeich mile i wypoczynek w lesie – powiedzia jeden –
musim noc omin gród i miasto Bia a Podlaska. Tam zosta o wier setki wojów i oni mogliby
nas zauwa
. Ale w tym mie cie jest nasz cz owiek i on powstrzyma podejrzliwo co do nocnych
odg osów przechodzenia pi ciu tysi cy piechoty.
- Od Drohiczyna duktami le nymi a do rzeczki Ko odziejki – powiedzia drugi. - Tam odpo-
czynek w dzie , a nast pnej nocy miniem gród i miasto Soko ów. Dziesi dni i nocy do Gniezna
powinno nam wystarczy . A kniaziowi bym doradza rozdzielenie konnicy na mniejsze oddzia y
, bo zaraz za Bugiem jest puszcza. S przecinki, ale w skie. Trudno panowa nad bardzo d ugim
sznurem jezdnych. Pi tysi cy jazdy zaj oby pó mili drogi. Nawet najg
niejszy krzyk nie
dotar by od czo a do ostatniej czwórki...
- Ciebie co najmniej setnikiem zrobi po wyprawie – powiedzia knia i u miechn si do
swojej my li o ma ej skuteczno ci J zora Podlaskiego, którego do niedawna bardzo si obawia i
chcia go omija . A okazuje si , e on niegro ny, bo prawie nie broniony...
* * *
Na wysokim, prawym brzegu Bugu sta niezbyt wielki polski gródek, a przy nim osada z dwustu
mieszka cami, których mieszczanami o tyle mo na by o nazwa , e dorabiali do uprawy roli
obs ug rzemie lnicz kilku wsi – Ostowa, Szerszeni, Sutna i M tnej, a powodzianom, do
cz stym, z Gnojna i Serpelic pomagali w odbudowie zniszcze powiosennych, pojesiennych albo
letnich – zale y kiedy prze om Bugu wezbra , rzeka wody wyla a z koryta i podtopi a okolice.
Tej nocy w gródku toczy a si za arta sprzeczka, której nie nazwiemy sporem, gdy g
ne
rozmowy by y zakazane i sprzeczano si szeptem. Woj z za ogi grodu, pochodz cy z Wielkopolski
twierdzi , e pi
jest miar powierzchni. Powstaje w ten sposób, ze jak sobie staniesz na ziemi
oboma nogami ko o siebie i zaczniesz si w miejscu obraca , to wyznaczysz kó ko. To wydeptane
kó ko jest w
nie pi dzi . Za woj z Ma opolski upiera si , e pi
jest miar odleg
ci.
Powstaje w ten sposób, e kciuk d oni stawiasz na ziemi, a palcem rodkowym starasz si si gn
jak najdalej od kciuka. Ta odleg
od kciuka do palca rodkowego jest w
nie pi dzi .
Ciemno by o, tedy nie zauwa yli, e ich k ótni przys uchuje si grododzier ca, pochodz cy z
Kujaw. W ko cu grododzier ca wmiesza si w sprzeczk . Poradzi Ma opolaninowi, aby obraca
cia o i d
wokó tego swojego, wpartego w ziemi kciuka, zakre laj c palcem rodkowym okr g.
- Wtedy ci powstanie pi
ziemi – powiedzia – tyle e nie wydeptana. U nas pi
i miar
powierzchni gruntu jest, i miar odleg
ci. Ta od gruntu zwie si pi dzi powierzchni, ale to si
pomija, kiedy wszyscy wiedz o co chodzi. Co innego: nie post pisz naprzód ani pi dzi, a co
innego – nie oddam ci ani pi dzi ziemi. Cicho! G by na skobel zawrze , bo ich s ysz . Na wy ki!
* * *
Knia Oleg móg by i by zadowolony. Przeprawa przez Bug ko o Mielnika odby a si spra-
wnie pr dko i po cichu, Nawet chlapania wody kopytami nie by o. Nawet adna sprz czka elazna
- 6 -
nie d wi kn a. aden woj ani si odezwa . Sun li przez bród jak cienie, a Oleg tylko sta na
prawym brzegu i patrzy , s ucha i podziwia – pomniejsi dowódcy musieli w
moc wysi ku w
wiczenia i przekonywanie, e cisza by musi albo b
kary ostateczne. Prawd rzek szy - trudno
by oby w nocy znale winnego naruszenia ciszy – wszelako nie trzeba by o szuka .
Na lewym, niskim brzegu stali wszyscy oddzia ami mniejszymi – tak, jak Oleg nakaza – po
dwustu je
ców w oddziale. Knia przejecha bród na ko cu. Stan przed swoimi oddzia am i
poda mieczem znak do zebrania si przy nim dowódców. Wykonano polecenie pr dko – te
musieli to wiczy – pomy la . Ale...
- My si dopraszamy prosz
aski kniazia – odezwa si jeden z zast pców Olega – eby ten
gródek i miasto posi
. Stra e na wy kach obwo ywa y si bardzo rzadko – jeno trzy czujki maj
ustawione. Ciemno tam, cicho... Mo odcy radzi by pobaraszkowa z niewiastami i upy pobra ...
Potem wszystkich si wyr nie i nikt nie b dzie wiedzia , e idziemy na Polsk .
- Nie, bracia – powiedzia spokojnie i cicho Oleg – nie spalisz miasta i grodu, bo si natych-
miast dowiedz . A jak nie spalisz... Do miasta ch op z okolicznej wsi przyb dzie i zobaczy
pomordowanych... Powiadomi kogo trzeba i my Gniezna i ich ksi cia nie dostaniem bez walki.
Mamy o wiele wi kszy cel ni li teraz pobaraszkowa . Jak zajmiem ca Polsk , to sobie wszyscy
pou ywacie, a teraz – zabraniam. Tak wszystkim przeka cie. Dalsze nasze posuwanie si tak, jak
by o omówione – ka dy oddzia innym duktem. Idziemy a do rana. W dzie go ców s
z
powiadomieniami o wszystkim. Nie wolno zostawia za sob ywych wiadków! Jak si kto
przypadkiem napatoczy – dogna i ubi . Trupy zakopywa i maskowa miejsca zakopywania.
Powodzenia. Przecinek w puszczy szuka , jad c przy rzece; przewodnicy powiadali, e jest ich tu
du o. Pono co wier mili. Dwadzie cia pi oddzia ów zajmie ponad sze mil polskich. Ja b
z
oddzia em rodkowym. Od rana do wieczora odpoczynek. Po cichu!!!
Wszystko si zgadza o – co kawa ek, znacznie mniej ni co wier mili - by a przecinka i skr -
ca w ni kolejny oddzia . Ani z lewa, ani z prawa nie brakowa o umówionych pohukiwa sowy –
znaku e kolejny oddzia natrafi na wystarczaj co dobr drog . Nocne niebo ju biela o, kiedy
ruszy dwunasty – rodkowy oddzia , a z nim sam knia Oleg. Jeszcze przed witem zarz dzi
postój i odpoczynek. Rozkulbaczono konie, woje uk adali si w dogodnych miejscach, maj c za
podg ówek w asne siod o, a za stra nika – w asnego konia. Wnet rozleg o si chrapanie – znak
du ego zm czenia. Przy broni i na koniach zosta a jeno jedna czujka - kilkunastu je
ców.
Piechota tak e szcz liwie przekroczy a brody pod Brze ciem i Drohiczynem. Te miasta i gro-
dy albo spa y, albo mia y bardzo nieliczne za ogi, bo nawet obwo ywania stra y nikt nie dos ysza .
Ci spod Brze cia, wiedzeni przez jednego ze szpiegów Olega szli atwo – go ci cem nocnym,
wi c pustym. Ów szpieg wiod cy, teraz pe ni cy rol przewodnika wczu si w rol wodza pieszych
i na jego wniosek po bokach go ci ca, nieco z przodu buszowa y po puszczy dwie czujki, Dzi ki
temu jaki przypadkowy wiadek by by wykryty i zabity w por . Ponadto czujki mog y znale w
puszczy jakie sposobne miejsce na dzienne obozowisko – pi tysi cy ludzi musi mie nieco
miejsca na dzienny odpoczynek. Trzeba go wpierw troch urz dzi , przygotowa zanim si
wojowników rozpu ci do odpoczynku. Jako , rzeczywi cie – jedna z czujek znalaz a – du a por ba,
a po rodku niej wielki stos u
ony przez wypalaczy w gla drzewnego. Po przej ciu mostku na
Krznie, w pobli u wsi Woskrzenice piesi skr cili w lewo i rych o, przed samym wschodem mieli
ko o stosu w glarzy ciep o i przestronnie, Rozpalono ma e ogie ki, podgrzewano zapasy jedzenia,
bo gor co nie by o, raczej ch ód panowa , a wiara po d ugim i pr dkim pochodzie mocno zgrzana.
Podobnie trafi drugi pi ciotysi czny oddzia pieszych po przekroczeniu brodu pod Drohiczy-
nem. Nad rzeczk Ko odziejk te by a por ba i wielki stos u
ony przez w glarzy. Przy tym
drugim stosie z apano cz owieka, który przy wypalanym w glu czuwa . Szpieg – przewodnik
doradzi , by go zwi za i przetrzyma do rana – mo e wtedy atwiej wydob dzie si od niego
zeznania przydatne wyprawie – widzi si oczy i wyraz twarzy przes uchiwanego i mo na rozpozna
kiedy e, a kiedy chce uratowa
ywot mówieniem prawdy. Niech sobie my li, e prawda go wys
wobodzi...
Tak si to u
o, e oddzia jezdnych z Olegiem i oba oddzia y pieszych stanowi y ty y wyp-
rawy. Pozosta e oddzia y konnicy stanowi y co w rodzaju klina, skierowanego ostrzem na zachód.
Nie wiadomo, czy to by wiadomy zamys kniazia Olega, czy tylko przypadek – ten grot d
cy ku
- 7 -
Gnieznu, a teraz, nied ugo przed witem wypoczywaj cy przed pokonaniem nast pnego odcinka, o
którym obaj szpiedzy przedtem opowiadali Olegowi, a nynie omawiali drog z dowódcami
oddzia ów pieszych.
* * *
Na pocz tku wschodu s
ca, ledwo si z ocisty skrawek wychyli nad widnokr g przy obu
ciep ych stosach piechurzy poczuli zadymienie. Z pocz tku ludzie t mgie
przed oczami
uznali za skutek zm czenia i niedospania, ale adne przecieranie oczu nie pomaga o – dym by !
Zreszt wkrótce wyczu y go równie nosy. A potem stra e z wielkim krzykiem przybieg y –
naoko o por by jest po oga – burza ogniowa. Nikt zdrowy nie wydob dzie si z por by dopóki te
ognie nie przygasn . Tak wielki by niepokój, ze nikt nie zauwa
znikni cia onego cz eka –
glarza. Za to i w pobli u Brze cia i blisko Drohiczyna zauwa ono wybuch p omieni ze stosu
wypalanego w gla. To, co w nocy przyjemnie grza o teraz parzy o i trzeba si by o trzyma od
tego z daleka. Ba, ta daleko wypada a ju poza granicami por by, a stamt d sz y ognie, duchota i
smród dymu od tej po ogi zewn trznej, która – nie by o z udze – zd a do rodka. Na szcz cie z
piechurami byli przewodnicy. Dowódcy us yszeli ich spokojn rad .
- Czujki musia y wpa w panik i bresz teraz g upoty. Ta po oga nie mo e by naoko o, bo
niedaleko por by jest grobla, wiod ca na wysepk . Mo na na tej wysepce, ciasno – bo ciasno, ale
zawsze bezpieczniej, przeczeka i potem dalej ruszy . To wygl da na wypalanie puszczy.
rodkowe wielkie ognisko ci ga powietrze ze wszystkich stron, bo nad samym ogniskiem jest
ciep o i powietrze znad ogniska umyka do góry Tedy ognie zewn trzne zd aj do rodka, do
owego wielkiego ogniska, bo tam je ci g powietrza kieruje.
Sprawdzono. By y groble, by y wysepki – tam si wcale nic nie pali o, tam si postoi, przecze-
ka i potem wyjdzie na pogorzelisko, a potem kniazia powiadomi przez go ców i ruszy dalej.
* * *
Jazda kniazia Olega ju prawie by a gotowa do dalszej drogi, kiedy od zachodu, ow przecink
w puszczy nadjecha o siedmiu polskich wojów. Zachowywali si g
no, jakby czuli si ca kiem
bezpiecznie. Przymierzali si do rozbicia obozowiska i rozpalenia ognia. A naraz jeden z nich
oczy od s
ca daszkiem z d oni zrobionym os oni , rozejrza si na boki i powiedzia trwo liwie:
- Bracia, wle lim wilkowi w paszcz – tu naoko o pe no ruskich wojów.
Wtedy na t siódemk wypad a czata od wschodu, a w lad za ni ju p dzi a secina tych, co ju
ca kiem do drogi byli gotowi. Wnet i pozostali dosiedli koni i za t siódemk gna ca y oddzia z
kniaziem Olegiem na czele, którego ko by lepszy od innych. Ba, ci uciekinierzy musieli mie
konie nie gorsze od kniaziowego... Zreszt Oleg nie móg przecie dogna tej siódemki sam jeden i
poprosi uciekinierów, eby mu si dali zabi ...
Bogowie musieli pomaga ludziom Olega – konie tamtych jakby si zatchn y – odleg
do
nich pocz a male . Wida by o za om przecinki, by mo e za zakr tem jest dla uciekinierów
ratunek...
- Dobywa ostatka si z koni, a stara si dogna przed zakr tem! - zakrzykn Oleg i odleg
oraz si y ruskich koni zacz y si gwa townie zmniejsza .
Zakr t. Nie dognali przed nim, ale byli tu -tu . Oleg i czo ówka po cigu powstrzymali troch
bieg koni, bo zakr t zdawa si ostry. Ty y po cigu nie zauwa
y widocznie tego spowalniania, bo
zrobi a si ze cigaj cych zwarta, g sta gromada.
Pokonali ten zakr t. Uciekinierzy ju s na strzelanie z uku. Wojownicy Olega, nie powstrzy-
muj c p du koni, szykuj
uki do strzelania. I naraz...
Pod koniem Olega rozst pi a si ziemia. Oleg spada ku dnu do u i by tylko zdumiony tak
doskona ym zamaskowaniem pu apki. Krótko si zdumiewa , bo zaraz jego ko rymn na dno, a z
góry spada a na niego lawina je
ców i koni. Kwik przera onych wierzchowców, ludzkie okrzyki
przestrachu, potem rz enia, j ki i st kania, czasem wyra ne, cho cichutkie b agania o pomoc i
lito . Knia Oleg wszystko to s ysza i odczuwa . Oddycha z bólem – przypuszczalnie mia
pop kane ebra. Postanowi – w razie czego – udawa trupa, kiedy tamci b
bada . W siedmiu na
dwustu? ... Musi ich tu by wi cej... Je li si podst p uda, to pozostawi w dole... Potem, noc ,
wyskraba si na wierzch i przekrada do Kijowa...
Co do jednego mia s uszno - od wschodu nadje
Zdruzno na czele dwudziestu paru
- 8 -
je
ców z gotowymi do strza u ukami.
- Sprawdzi jeszcze raz, czy strza y usypiaj ce za
one – us ysza Oleg i troch mu to pomie-
sza o szyki, bo oni najpierw b
strzela i dopiero potem sprawdza bicie serca u pionych...
Wtedy da si s ysze t tent od zachodu i g osy krzycz cych, jakby to nadje
aj cy, chyba ja-
ki du y oddzia , czuli si zwyci zcami.
- Drabiny szykowa ! - us ysza Oleg – liny przygotowa do wi zania, jarzma stroi – ka de na
pi ciu co najmniej, bo tu ich sporo w tym dole.
- Hola, hola! - to ten pierwszy g os, co kaza usypia – a czemu to Ma opolanie nie raczyli na
czas si stawi ?
- To jeste my – to ten od drabin i lin...
- Ostro nie trzeba, bo na samym dole Oleg le y – on jecha pierwszy. A wam upy si nie nale-
. Odst pcie! - ciekawe czy us ucha – Oleg czeka w napi ciu na k ótni .
- Odst pimy – powiedzia ten drugi – je eli dacie nam Olega. Jeno jego jednego. I pomo em
za to w wydobywaniu ich z do u.
- A je li on martwy?
- To wtedy trudno, obejdziemy si smakiem – powiedzia ten od pomocy w wydobywaniu – ale
mówi , e z ego szlag nie trafi...
* * *
Wysepki okaza y si matniami bez wyj cia. Prawie si wypali o,dopala y si jeszcze tu i
ówdzie jakie pomini te przez ogie drobiazgi, kiedy u wylotu grobel stan y oddzia y
uczników.Du o tego nie by o – mo e z pi dziesi ciu raptem. Lecz z ty u by o wida
zmienników... A grobla w s-ka. Ilu si na niej w jednym szeregu zmie ci? Pi ciu? ucznicy b
po kolei ka
pi tk posy
na tamten wiat, z czasem zwa trupów si zrobi i ucznikom b dzie
jeszcze atwiej... Trzeba spróbowa w bok. Musi si ostro nie, bo skoro grobla, to i bagienko mo e
by ...
To by o bezdenne bagnisko! Wci gn o zwiadowców tak nagle, ze nikt krzykn nie zd
.
Wtedy do prób przyst pili sami dowódcy. Rozwa nie, m drze. Z podartych koszul sporz dzono
liny. Dowódców opasano nimi w pó i dopiero tak ubezpieczeni weszli ostro nie w b oto.
Zapowiada o si dobrze. Krok za kroczkiem, macaj c w óczni dno przed sob . I naraz...
Nie mo na by o wyci gn tej nogi, która mia a zrobi nowy krok. Okaza o si , e i druga
no-ga jest uwi ni ta...
- Ci gnijcie lin ! - pad o ni to yczenie, ni nakaz.
Ci gn li, czemu nie... Wiele r k, wielu ludzi, si y znaczne.A bagno swoje – nie puszcza o i
ju .
- Przesta cie bo mi nogi w kolanach urwiecie – to by a nast pna pro ba, albo polecenie
dowódców. „Dzi ki” spe nieniu ich nakazu obaj zanurzyli si do po owy ud i nadal si zag biali.
Ci gnijcie! Lepiej
bez nóg, ni li umrze z nogami!
Ci gn li, Toni cie zatrzymano. Liny napr
y si coraz mocniej... A w ko cu – trzasn y...
Dowódcy zd
yli jeno – egnajcie – powiedzie i ju mieli g owy schowane w bagnie. Tylko ta
lina... Zag bia a si coraz pr dzej - jakby to by o spadanie w przepa . Nawet
owa za bardzo
nikt nie móg , bo nadlecia a armia komarzyc. Przedtem musia y by wystraszone dymem, a teraz...
sto i czarno si w powietrzu zrobi o niby w chmurze ciemnej. Nic nie pomaga o machanie
kami ni pacanie d
mi. Wkrótce wszyscy mieli twarze opuchni te i wi d zamienia si powoli
w ból. Narasta a wiadomo , e tu nie ma niczego do jedzenia, a picie wody bagiennej spowoduje
rozstanie si z tym wiatem.
- Zdajem si w plen! - pad y okrzyki z wysp.
- Wychodzi grobl po pi ciu – us yszeli w odpowiedzi i podporz dkowali si bardzo karnie.
Nast pna pi tka czeka a biernie a poprzednia mia a za
one jarzmo, r ce zwi zane na plecach i
siedzia a za ucznikami.
* * *
Na dnie do u le
ju tylko knia Oleg. Twarz mia skierowan do do u, skórzana kurta by a
na plecach zmi ta i podziurawiona – pewno kopyta... Odwrócono kniazi na plecy. W jego piersi
- 9 -
tkwi wepchni ty g boko nó ...
* * *
Bez ma a pi tna cie tysi cy je ców bez strat w asnych – Zdruzno by z wyników tej wojny
bardzo zadowolony. Rozdzia upów szed sprawnie, bo Ma opolanie obrazili si na nieszcz cie od
losu dane i odjechali.
*
Za najbardziej zas
onych uznano dwóch braci – Skub i S omk . Ich ojcem by dawny
polski szpieg w Danii, a matka by a z Drewlan. Oni znali obyczaj i mow zarówno Dunów jak i
Drewlan, tedy atwo im by o gra role szpiegów Olega. Spisali si gracko – wprowadzili piechurów
ruskich dok adnie tam, gzie yczy sobie Zdruzno. Ich ojciec zwa si Awdan, a matka by a z
rodziny
kawów.
*
Zapowiada si czas pokoju – knia Igor musia poczeka na doro ni cie nast pnego pokolenia
ruskich zuchów. Mo na by o ruszy na Kijów i zniszczy tam Waregów, a S owian ujarzmi . Lecz
nie z obra onymi Ma opolanami, a Wielkopolan i Lachów, oraz Kujawów – co musi si doda
osobno, bo te si lubi obra
i tym razem maj sporo s uszno ci, jest na tak wypraw za ma o
luda. Wobec tego Zdruzno uszy na wschód nie kaza .
- 10 -
Rozdzia II
Czar Arsenny
Nadesz y postrzy yny Broz y. By obyczaj, pozwalaj cy podczas tego obrz du dopasowa jakie
nowe imi do ch opca, który spod opieki matki przechodzi pod nadzór ojca. Archierej Patrycy i
anka chcieli to wykorzysta i nada Bro le jakie imi chrze cija skie. Ale ma y stan okoniem,
Zdruzno nie bardzo móg Patrycemu i O ance pomóc, bo przekonywanie upartego syna zawdy
zajmuje wiele czasu, a obowi zki wielkorz dcy te czas zabiera y. Tedy pozosta postrzy ony
Broz o, którego zacz to kszta ci w szkole krakowskiej.
Celowa prawie we wszystkim, tedy nauczyciele podejrzewali, e Zdruzno jeszcze przed szko
uczy Broz wielu rzeczy. Dzieciak mo e by z natury od innych szybszy, skoczniejszy i
zwinniejszy. Ale eby sam z siebie umia na poczekaniu z adzi sza as?... Albo ognisko rozpali
podczas d
u? A jedno zdarzenie wszystkich doros ych upewnia o, e Broz o by przez ojca
uczony na pewno.Oto w Wi le ton cz owiek. Par razy woda go przykry a i to na do d ugo.
Kiedy go wyci gni to – nie oddycha i serce mu nie bi o.Wtedy Broz o kaza go po
na
plecach,
opatkami na pagóreczku, aby g owa topielca by a mocno odchylona do ty u i kaza nauczycielowi
od konnej jazdy mocno uciska mostek le cego. A nauczycielowi religii, ksi dzu Tomaszowi
kaza wdmuchiwa w usta topielca powietrze. Ten cz owiek o
, co graniczy o z cudem, a Broz o
zakpi sobie, e to ojciec Tomasz tchn w niego nowego ducha. Gdyby to nie by malec i gdyby to
nie by syn wielkorz dcy, to uznano by to za blu nierstwo. A tak, to tylko zastanawiano si –
dlaczego doro li wykonywali to, co im kaza robi , niedawno postrzy ony, otrok...
Potem pytano Broz dlaczego sam mostka topielca nie uciska i powietrza nie wdmuchiwa . A
on rzek , e do uciskania potrzeba mie du wag i si , a i powietrza musi by wdmuchiwane
wi cej ni li mog pomie ci p uca dzieciaka. Czy taki malec móg by to sam wiedzie bez nauk
ojcowych? A mo e jeno wymy li sobie wymówk dla w asnej niech ci do ratowania
podtopionego i dlatego wag i pojemno ci p uc si zastawia ?..
Najgorzej by o na lekcjach religii. Wymy li na przyk ad, e przypadek Jonasza nie móg si
odnosi do Chrystusa,, bowiem Jonasz by po kni ty przez ca e trzy dni i trzy noce, za Chrystus w
ziemi sp dzi jeno ponad jeden dzie i prawie dwie noce i wtedy wsta z grobu. Czy Chrystus
dopiero po trzech dniach zmartwychwsta ? Pró no mu ojciec Tomasz na palcach liczy , e od
pi tkowego popo udnia do niedzielnego przed witu jest tyle samo, co Jonasz we wn trzu wielkiej
ryby sp dzi . A ponadto przecie si wyznaje, e - trzeciego dnia zmartwychwsta .
Co tam Broz o pomyli , co tam ojciec Tomasz nie dopatrzy i wyliczanie nikomu zrozumienia
nie przynios o. Mo e by oby spokojniej, gdyby Broz o nie mia w sobie rogatej duszy, ale j mia i
óci si z ojcem Tomaszem o talenty na przyk ad – e przypowie jest przygan bogacza, który
nie pracuje a owoce cudzej pracy rad sobie przyw aszcza. Albo e ojciec nies usznie ukrzywdzi
syna pracowitego, a marnotrawnego ho ubi . A wreszcie na których zaj ciach rzek , e nauka
chrze cija ska jest zlepkiem popl tanych przez wymy laczy nakazów wierzenia w ludzkie
obramowanie rzeczy najg bszych.
- Jeno zakazy s s uszne – wym drza si – które ksi dz przykazaniami zowie. Wszelako i tu
ludzie wkroczyli, bo w jednym mówi – nie cudzo
, a w innym nie po daj cudzej ony, a jeszcze
gdzie indziej – ju j posiad w sercu swoim, czyli my
cudzo
.
No, sko czy t szko syn wielkorz dcy, a nawet wcze niej ni li rówie ników go ze szko y
uwolniono, bo ojciec Tomasz nalega na nauczycieli, by tego diablika wypchn – innych uczniów
uwolni od wp ywu niedobrego.
- On si nikomu nigdy nie podporz dkuje – przepowiada ojciec Tomasz – on nawet Jezusowi
przygania, gadaj c, e z y to pasterz, któren wszytkie owce zostawi, a jednej zagubionej szuka,
która albo z g upoty stado opu ci a, albo nieus uchana jest...
- No, lecz z tym cudzo
eniem... - jaki nauczyciel nie mia o próbowa wyrazi swoje w tpli-
wo ci.
- 11 -
- Nie cudzo
dotyczy jeno niewiast – wyja ni Tomasz – tedy o cudzych onach Pan doda
dla m ów. A m ode, niem ate niewiasty... No, lepiej czysto zachowa , bo Pan nasz Jezus
Chrystus przyk ad bez enno ci nam da swoim ywotem.
Grono nauczycielskie przychyli o si do zdania Tomasza, e Broz o szko uko czy przed
innymi i dlatego nale y go ze szko y wy en , a Pan wska e niepokornej duszy malca dobr drog
do Zagrody Pa skiej.
* * *
Akurat na zako czenie szko y do Krakowa zawita o poselstwo z W gier do ksi cia Leszka. Za
razem z poselstwem – Verena!!! Zdruzno pomy la , e takie zió ko zawsze nawet tam wschodzi,
gdzie plewisz starannie i gdzie nie posia .... Tedy wielkorz dca musia si natychmiast uda do
spe niania swoich wa nych obowi zków, a go cia powierzy opiece ony. O anka wys ucha a, e
ten pierwszy m Vereny by niedobry i dobrze si sta o, e na wyprawie wikingów zgin . A
Verena uda a si wtedy do siostry i Wszemira Sokolicy. A tam zasta a Tamar z Topolanem i
dzie mi. Wszemir bardzo mi y, atoli Tamara straszna zazdro nica i zaraz wymy li a, e one we
dwie – bez Sokolicy – pojad na W gry, w odwiedziny do starych znajomych. Starzy znajomi
podo-rastali i pami potracili. Znaczy – Tamar rozpoznali i z ni rado nie wspominali czasy
dzieci stwa, a o Verenie nikt nie pami ta . Mo e dlatego, e Tamara starsza... Z doros ych niewielu
zosta o z tych czasów, kiedy si nad Bohem w drowa o. Sam Arpad... No nie by o go i ksi ciem
grów by Zoltan -kto nieznajomy. Podobno jaki pociotek Arpada, mo e z jego szczepu czy
rodu, a mo e z tego samego plemienia. Niewa ne. Otó Zoltan bal wyprawi na cze polskich
ksi niczek. W noc przed balem on i Verena... Ale na balu nawet do ta ca nie poprosi ! Ch opy
takie s , e jeno wykorzystaj niewiast , a potem zna nie chc . I to si z wiekiem m czyzny nie
zmienia. Igor i jego ludzie byli m odzi, m w rednim wieku, a Zoltan leciwy. Inni te byli i
bywali
Ka dy rad z przyjemno ci skorzysta, a eni si
aden nie zamierza.
- Tedy sk d si ma
stwa bior ? - O ance z trudem uda o si wtr ci to pytanie w przerwie
na oddech Vereny w jej s owotoku.
Pytanie musia o nie zwróci uwagi Vereny, bo zacz a mówi o tym, e teraz do mamy jedzie,
o pomoc si zwróci, by jej jakiego nowego m a znalaz a, bo nie ma kto sukni sprawi , futra ma si
stare, a o butach lepiej nie wspomina . Ze s ów Vereny mog o wynika , i – jej zdaniem –
ma
stwa s uk adane przez matki i ojców. O anka próbowa a powiedzie , e sieroty te si
eni
i za m wychodz , lecz nie da si wcisn palca w ucho igielne i nie da si wtr ci Verenie do ga-
daniny, je li sama przerwy nie zrobi. Mo liwe, e to wyp asza od niej ch opów... Jedno, co
powiedzia a wa nego, ale tak jakby mimochodem, to to, e wszystkie w gierskie wróble wierkaj ,
tato, czyli ksi
Leszek zamiaruje zrzec si w adzy i poprosi przedstawicieli mo nych, aby na
jego miejsce naznaczyli ksi ciem Polski Siemomys a.
Broz o patrzy na Veren bez zachwytu. A nawet z niesmakiem, kiedy O anka kaza a mu
gadulsk nazywa cioci . Zdruzno dosta wezwanie do Gniezna, co Broz o postanowi wykorzysta
dla oddalenia si od pog askiwa „cioteczki” i jej wypytywania, a potem nie s uchania odpowiedzi.
Niestety – Broz o jecha z ojcem, wszelako i ca e poselstwo w gierskie jecha o do Gniezna, a wraz
z poselstwem – ciocia Verena... Na szcz cie i przedstawiciele mo nych ma opolskich jechali jako
wita wielkorz dcy, tedy Verena mia a wa niejsze dla niej cele do oczarowania swoj postaci i
paplanin ni li podlotek Broz o.
* * *
Broz o przypuszcza , e b dzie musia d ugo molestowa ojca, aby mu pozwoli swobodnie, acz-
kolwiek nie namolnie ani natr tnie poogl da wszystko i pos ucha wszystkiego, co si uda w
zamku gnie nie skim. Tymczasem Zdruzno postawi jeno jeden warunek – Broz o ma wszystko
zachowa dla siebie, niczego nikomu nie powtarza – ma trzyma j zyk za z bami, bo to cnota nad
cnotami.
- A kto b dzie wiedzia , em pu ci par z g by? - zaciekawi si Broz o.
- Zosta
wprzód zbadany i wiem, e wszystko zachowasz dla siebie, je li obiecasz dochowa
tajemnicy – powiedzia Zdruzno i popatrzy na syna z ukosa, a jego spojrzenie zawiera o uznanie i
ojcowsk dum z takiego syna.
- 12 -
- Obiecuj – powiedzia Broz o i te by dumny.
By o na co patrze , co podziwia i czego s ucha . Tak si bowiem jako dziwnie z
o, e do
Gniezna zwalili si ksi
ta – w asn osob lub przez przedstawicieli, jakby poczuli lub us yszeli –
co w trawie piszczy i uznali za po yteczn swoj obecno w pobli u mo liwej zamiany w adcy
starego na w adc m odego. M odzika czasem atwo jest kupi u miechem, podarkiem czy
odpowiednim s owem... Mo e to zreszt by przypadek, bo niektórzy nie podlizywali si m odemu
ksi ciu – po prostu mieli do za atwienia jakie sprawy i przyjechali.
Ludzie ksi cia Madziaru, Zoltana, przywie li ksi ciu Leszkowi zapewnienie o niezmiennej
przyja ni i pomocy przeciwko wrogom, przywie li te córk ksi cia i Gizelli – Veren , pozwalaj c
sobie skorzysta z podarku dla Leszka – pojazdu, wygodniejszego do podró owania od ko skiego
grzbietu, kiedy lata star y zdolno do odradzania si si po znacznym wysi ku. Pojazd mia
czteroko owe podwozie – ko a ze szprychami, elazn obr cz okute. Do tego podwozia, grubymi i
szerokimi pasami ze skóry by o umocowane zamykane na drzwiczki pud o z okienkami i
wygodnymi siedzeniami, tak e do polegiwania zdatnymi. Po próbnej przeja
ce ksi
Leszek
powiedzia , e w tym poje dzie by o mu wygodniej ni li w
u, co Verena z zapa em popar a.
Móg by to tak e potwierdzi Broz o, atoli jego nikt nie pyta o zdanie, kiedy wysiad po wspólnej
przeja
ce z ksi ciem Leszkiem, ojciec jeno zapyta :– Jakim sposobem si do tego wkr ci
? Za
to ksi
Siemomys podszed , poda Bro le r
i powiedzia , e ro nie mu nowy doradca, nast p-
ca ojca i dziada. Od tej pory Broz o zawsze by albo obok Siemomys a, albo za nim schowany.
Z tym chowaniem si za ksi ciem by o sporo k opotu, bowiem Siemomys nie by rozbudowany
wszerz, mo na by o, wr cz, chudzielcem go nazwa . Za to wzrostu mu nie brakowa o. Z naddat-
ków Siemomys a warto jeszcze wymieni wyraziste, bladob kitne oczy, które z
liwcy wyba u-
szonymi nazywali, oraz wielk ruchliwo . Reszta ksi cia Siemomys a by a taka sobie, czyli prze-
ci tna. W sali przyj sta o dla niego drugie krzes o z oparciem i por czami, lecz tylko ksi
Leszek siedzia na swoim, a drugie marnowa o si puste i tylko niepotrzebnie zajmowa o miejsce,
co Broz o g
no zauwa
, wywo uj c u miech na twarzy Siemomys a.
Przez pewien czas stali za zas on , wspomagaj
drzwi do komnaty przyj z bocznego kory-
tarza, zapewne sz o o powstrzymanie wylotu z komnaty ciep ego powietrza, kiedy te drzwi si
otworzy. Akurat by przyjmowany jarl Abo, ojciec dorastaj cych dzieci, wie y wdowiec – Lars
otow osy. By raczej ysy ni jakikolwiek inny, ale w przesz
ci przydomek zapewne oddawa t
barw w osów Larsa, targanych wiatrami podczas zbójeckich wypraw. Lars przyp yn w pi
okr tów, wszystkie dosz y do Kamienia, a tam – podczas wp ywania na rozlewisko rzeki Dziwnej
elazna ostroga, w wodzie skryta, uszkodzi a dwa okr ty. Podobna przygoda spotka a Larsa przy
przep ywaniu obok grodu Wolin – te dwa okr ty przesta y nadawa si do u ytku i zacz y si
nadawa do naprawy. Normanowie z Jomsborga zgodzili si wzi te cztery okr ty do naprawy w
zamian za dwa dobre. Na jeden z tych dobrych prze adowano z uszkodzonego wszystkie
kosztowno ci, które Lars wióz w darze dla najpot
niejszego ksi cia w Polsce – tak Lars powie-
dzia , daj c s uchaczom mo liwo oceny jego wiedzy o Polsce. Pewno bogowie go za to pokarali,
bo w Wolinie znowu o ostrog jeden okr t zaczepi i zaton w Dziwnej. By to ten okr t z
kosztow-no ciami...
- Du o tego? - spyta ksi
Leszek.
- Wszystko, co mia o op aci zgod ksi cia – odpar Lars.
- A có chcieli cie u mnie kupi ? - dr
Leszek.
- Tamara si zwie – Lars dawa dowód swojej zwi
ci wys awiania si .
- Domy lam si , e chcecie moj córk za on – powiedzia Leszek – wszelako Tamara ju ma
a. Wyda bym za was inn córk . Nawet wiano bym do niej doda , lecz jeden warunek jest. Mu-
sieliby cie przysi c, e jej zapewnicie byt w Skandynawii i jej stamt d nigdy nie wy eniecie ani nie
pozwolicie jej wyjecha .
- A ten utopiony skarb? - spyta Lars.
- Ja go wydob
i on pozostanie jako zak ad dotrzymania przez was obietnicy – rzek ksi
.
- A kiedy zwrot?
- Nie wtedy, je li ja prze yj d
ej ni li moja córa za was wydana – powiedzia ch odno ksi
- 13 -
i uczyni r
gest zako czenia pos uchania.
- Ja te go nie zwróc – powiedzia szeptem Siemomys – i obaj z Broz u miechn li si , nie
wiadomo, czy z tego samego powodu.
Pos owie z Nowogrodu Wielkiego i Kijowa zdawali si zdolni o eni kota z mysz . Najpierw
prosili, prawie skomlenie to by o, o mo liwo wykupienia z je stwa ich kniazia Olega Wieszcza.
Jako okup przywie li dwie wielkie skrzynie z ota i srebra, a na poparcie swojej pokornej pro by
przywie li gro
straszliwej wojny, je eli knia Oleg nie zostanie uwolniony. Ksi
Leszek ani
powiek nie mrugn , kiedy mówi , e skrzynie z okupem zatrzyma na koszty poszukiwa kniazia,
wszak e nie mo e da r kojmi, e Olega znajd , bo on nie s ysza jakoby knia by w polskiej
niewoli. Ledwo skrzynie wyniesiono do skarbca ksi
cego wsun si cichcem jaki chudy Rusin i
pocz dawa znaki ruskim pos om. Ksi
Leszek pozwoli mu mówi g
no – s owami a bez
migów.
- Powiedziano mi – rzek chudzielec – e nasz knia spad z konia do wykrotu i nieszcz liwie
nadzia si na w asny nó , tedy nasze z oto i srebro powinnim zabra z powrotem na Ru .
- Nie b dziem zabiera – powiedzia najwa niejszy pose ruski, wysoki, chudy Wareg w sobo-
lowym futrze – niech e to b dzie na przeprosiny za nasz ostatni najazd. Teraz chcemy z Polsk
pokój mie , bo m ody knia Igor poj za on córk kniazia Olega – m odziutk Olg i m odym
potrzeba par lat pokoju, aby mogli szcz cia we dwoje za
i potomstwa si doczeka .
Potem by y poselstwa z Czech.
Najpierw z Libic od ksi cia plemienia Kurzymów. Ksi
z rodu S awnika donosi przez pos-
ów, e pozostali ksi
ta czescy kumaj si z Niemcami. Pod pozorem przechodzenia na wiar
chrze cija sk ca ego ludu czeskiego, co d ugotrwa ych prac misyjnych wymaga, sprowadzaj
osad-ników niemieckich i niemieckich rycerzy, którym nadaj ziemie i przywileje.
- Nasz ksi
poddaje pod rozwag mo liwo wmieszania si Polski w te obca owywania
ksi
t z rodu Przemys a z Niemcami podczas sk adania ho dów, S awnikowice sami rady
Przemy lidom nie dadz . Wszelako przy boku Polski mogliby w Czechach zaprowadzi mir, daj cy
Polsce i S awnikowicom du e korzy ci. Jak chodzi o chrze cija stwo, to ksi
Kurzymów jest
zdania, i lepszy dla Czech i Polski jest obrz dek s owia ski, bo cesarz wschodu daleko, jego
patriarcha te daleko,a cesarz niemiecki zaraz za granic zachodni Czech ma swoich ludzi – mó-
wi pose z Libic, a ksi
Leszek kiwa g ow ze zrozumieniem, za po wys uchaniu pos a
powiedzia , e we mie to pod rozwag i jak tylko b dzie mo liwo , to pomo e ksi ciu z Libic.
- Czekaj tatka latka – szepn w ucho Broz y Siemomys . - Tata taki skory miesza si w
sprawy czeskie jak sójka lecie za morze.
Potem by przyj ty sam ksi
Czech, Spytygniew. Podano mu, wyj tkowo, zydelek do siedze-
nia, chyba ze wzgl du na podesz y wiek. Spytygniew przypomnia , e od czasu kl ski pod
Dziewinem by zawsze przyjazny Polsce i W grom. On dlatego sam przyby , aby uprzedzi Leszka
o z ych zamiarach swoich potomków.
- Oni b
ciebie napuszcza na mnie – powiedzia – a to si nie godzi, by przemoc usuwa
adc jeno dlatego, e si zestarza . A ponadto oni knuj z Niemcami, by tobie
sko odebra i
je-
no ja jeden w ca ych Czechach tobie tej krainy zabra nie chc .
Broz o od razu pomy la , e Spytygniew nie pomy la – co b dzie po jego mierci, kto wtedy
dzie ów
sk chcia Polsce zabra , albo go nie zabiera . Ksi
Leszek musia pomy le
podobnie, bo obieca , e si za Spytygniewem wstawi, ale pomocy zbrojnej nie obiecuje, bo ma za
ma o wojów na wojn z Czechami.
- Spytygniew ma osiemdziesi t pi lat – szepn Siemomys
Nastepny w izbie przyj by Wrocis aw, syn Spytygniewa, maj cy lat sze dziesi t dwa.
Skar
si na nieust pliwo ojca, który dobrowolnie nie chce si zrzec w adzy. A w zanadrzu s
jeszcze – syn Wrocis awa, Wac aw i brat Wac awa, kilkunastoletni Boles aw.
- No, to rzeczywi cie – powiedzia ksi
Leszek – a tak szczegó owiej, to z jak praw przy-
chodzicie? Wasz ojciec jeszcze ca kiem-ca kiem. Cia o wystarczaj co sprawne, a umys bardzo
dobry.
- Ten starzec zmawia si przeciwko Polsce z ksi ciem Moraw z Welehradu – wybuchn Wro-
- 14 -
cis aw. Oni chc wam odebra Ziemi Go szyców. A tam jest w giel! Z dawna to wiem i za wasz
pomoc gotów jestem wskaza ów w giel kopalny, któren wydobywa si tak samo, jak u was jantar.
Wypala go mo na dopiero w kotlinie lubo w piecu, a ciep a daje wi cej ni li w giel drzewny i pa-
li si o wiele d
ej.
- Obiecuj si nad tym zastanowi – g os ksi cia Leszka brzmia bardzo szczerze.
Wpuszczono Wac awa, syna poprzednika. By m em w sile wieku, na oko ze czterdzie ci lat
móg mie . Obiecywa odda Ziemi Go szyców w zamian za pomoc w pomini ciu na tronie swo-
jego ojca.
- Mnie si zdawa o, e t ziemi Polska ma na w asno – powiedzia ksi
Leszek.
- Lecz ja bym si zrzek jej na zawsze – powiedzia Wac aw.
- Jest u nas list waszego brata – Boles awa – powiedzia ksi
Leszek. On „odda ” nam t zie-
mi przed wami i chce was od tronu odsun – sam woli po dziadku w adz obj . Nie pomog mu,
bo ziemia nie jego. Równie dobrze móg by mi ksi yc dawa ...
- To co by cie chcieli? - spyta Wac aw.
- A za co? - spyta Leszek.
- No, za przyja
i pomoc.
- Nie b dzie pomocy dla tych, którzy chc p aci czym , czego nie maj i nie posiadaj . Nie lza
dawa cudzego. Jed cie z Bogiem i czekajcie na naturaln kolej rzeczy. mier po ka dego
przyjdzie – Leszek chyba si zez
ci , czy co?...
Ma y nied wiadek, ujrzawszy starego nied wiedzia – samca, natychmiast p dzi do matki, chowa
si za ni i pok ada w niej nadziej na wybawienie od pazurów i k ów g odnego, by mo e, drapie -
nika. Ma y Brozno, tkni ty nag , poza wiadom potrzeb , przy
oko do szpary w zas onie i na-
tychmiast cofn si za plecy Siemomys a, przywar ca ym cia em do jego nóg i pleców...
- Nie bój si – szepn Siemomys - to jest Nordwig z Rany (staros owia ska nazwa Rugii).
atwo powiedzie – nie bój si ... Ten Nordwig wygl da gro nie! Wielkiego wzrostu m ju
nieco przejrza y, by czarny jak smo a widziana w najciemniejsz noc. Czarny zarost pokrywa mu
ca twarz falistymi kosmykami, przechodz cymi w sumiaste w sy pod nosem i w d ug
brod ,pos-platan w cieniutkie warkoczyki. Tylko wielki nos stercza z tego czarnego g szczu –
kawa cia a niezaro ni ty, lecz tylko odrobin mniej czarny od zarostu – ten cz owiek musia by
bardzo niady albo brudny. Czo a Nordwiga nie da o si zobaczy , bo zakrywa je przód
sto kowego nakrycia g o-wy, si gaj cego tak wysoko, e w wysokich przecie drzwiach musia si
schyli . Wtedy go Broz o zobaczy – szpic b kitnej czapy, bod cy przed sob ka
przeszkod –
taki jednoro ec czarny... Reszt wysokiej postaci zakrywa p aszcz, by mo e opo cza, do samej
ziemi tej samej barwy, co czapa.
- Przywioz em j – zabrzmia g boki bas Nordwiga, oddalaj c ch Broz y do wyj cia zza ple-
ców Siemomys a, bo ten g os trz
powietrzem i zda o si , e nawet zas ona od niego si chybocze,
zaraz si oderwie i ta bod ca czapa zostanie skierowana w Broz .
- Zobacz, zobacz – szept Siemomys a wion jakim gor cem, wi c Broz o przemóg strach i
przy
oko do szpary w zas onie.
Wchodzi a niewiastka. Mo e nale
oby rzec, e wp ywa a, bo suknia do ziemi, b kitna (!),
za-krywa a jej stopy i ich ruchu nie by o wida . Dó tej sukni falowa , jakby od p du cia a, które
posuwa o si p ynnie, a jednak pr dko, w stron ksi cia Leszka. Broz o wycofa si nieco, bo
porazi y jego smak miny m ów w komnacie. To by obraz ciel cego zachwytu – wlepione w
sun
posta ga y, pó otwarte g by i pr dkie ruchy piersi, wznoszone przy pieszonym oddechem.
Tylko dziad Broz y, Druzno, i ojciec zachowywali si zwyczajnie, czyli twarze mieli nieruchome a
oddechy takie, jak na co dzie . Broz o popatrzy na Siemomys a. Te oczy gorej ce, przywieraj ce
do postaci niewiastki. Te przy pieszony oddech, stwarzaj cy niebezpiecze stwo. Grdyka na szyi
Siemomys a poruszy a si w gór i w dó , a odg os prze ykanej przez niego liny by pewno przez
wszystkich w komnacie s yszalny.
- Jak ci zw , dziecino? - g os ksi cia Leszka zdawa si pe en przyjaznych uczu .
- Arsenna – odpar a.
No, przynajmniej g os ma mile brzmi cy – twarz Broz y zacz a, pod wp ywem tego g osu, tra-
- 15 -
ci wyraz niech ci do tej baby z za d ug szyj , za wielkimi i za twardymi piersiami, wypy-
chaj cymi przód sukni, z za d ugimi nogami, przez co biodra by y umieszczone za wysoko i za bar-
dzo skraca y tu ów. Co ci doro li w takiej ciel cinie widz ? Cieliczka zwyczajna, o czym wiadcz
jej czarne lepia, bardzo psuj ce wygl d twarzy. Twarz niby adna, a oczy szeroko rozstawione –
jeszcze troch i by yby po bokach g owy. O, ju wychodzi. Rozmowna taka, jakby wiosennym
wiatrem by a. Wion a tym swoim imieniem, przyjemnie to zabrzmia o, lecz sk pi g osu jak ten
wiaterek wiosn – jeden ciep y podmuch i cisza...
- No, jak? - teraz Broz o ju si nie ba basu Nordwiga – ojciec takiej ciel ciny nie mo e by
gro ny.
- Klej ma w sobie – powiedzia ksi
Leszek – gdybym nie mia
ony, to bym jej Siemkowi nie
da . Popatrzcie na miny moich dworzan – ka dy by j chcia za on i matk swoich dzieci.
- A waszego syna zobacz ? - spyta Nordwig.
- Ty tu poczekaj – szept Siemomys a by gor czkowy – ja tu pó niej po ciebie przyjd .
Po krótkim czasie Broz o ujrza odmykaj ce si drzwi komnaty pos ucha i wszed do niej Sie-
momys , przebrany (kiedy on to zd
zrobi ?) w skórzan odzie i pó pancerz na piersiach,
zwierciad o przypominaj cy swoim l nieniem. Wszed , uk oni si lekko i czeka .
- Chc ci o eni – powiedzia ksi
Leszek. - Chcesz on przysz obejrze ?
- Zdaj si na wasz wol , ojcze – powiedzia Siemomys – oczajdusza, schylaj c pokornie g o-
w ge cie poddania si woli rodzica. - Wezm ka
, któr mi ka ecie.
- Pojedziesz po lubie do Krakowa – powiedzia ksi
. - Tam z on b dziesz si uczy rz -
dzenia krajem. Zdruzno ci na pocz tek pomo e, poobja nia wszystko. A potem b dziesz ksi ciem –
wielkorz dc .
- A Zdruzno? - spyta Siemomys , jakby wyjmuj c to pytanie z ust Broz y.
- Zdruzno b dzie wodzem dru yny – odpar ksi
Leszek. Jego miejsce b dzie w Lubyczy –
mi dzy Krakowem a Grodem Lwów. Ty nie b dziesz jego zwierzchnikiem, b dziesz mu winien
wszelk pomoc, jakiej od ciebie za da.
- To nieprzemy lany uk ad – powiedzia Siemomys – bo on b dzie wiedzia , e ja po was ksi -
ciem Polski mog zosta i b dzie si ogranicza w daniach wobec mnie.
- Wobec mnie ani Druzno, ani Zdruzno jako si nie ograniczaj i ja dobrze na tym wychodz .
Bacz, by g upszy ode mnie nie by , bo Polska i Polacy na tym nie zyskaj – ksi
Leszek patrzy
na syna badawczo i chyba mina Siemomys a sprawi a mu zadowolenie, bo si u miechn .
- Ta dziwa powinna si nazywa Przylepa – pomy la Broz o – chyba nie wiadom, e i on jest
pod urokiem Arsenny.
- 16 -
Rozdzia III
Wieszczek?
Po raz pierwszy w yciu Broz o zazna lekcewa enia osoby doros ej. A zlekcewa
go nie byle
kto – by to sam ksi
. Co prawda jeno ksi
Ma opolski i to jeszcze przed obj ciem w adzy, bo
Arsenna yczy a sobie pojecha na po egnanie z rodzinnym ostrowem – Ran . To, e szyja
zakr ci a g ow , Bro le nie przeszkadza o – O anka te czasem tat rz dzi a. Ale Siemomys sam,
bez przynagle niczyich ani bez niczyjego pytania powiedzia , e Broz o jest jego nowym doradc .
A teraz powiada nieuprzejmie, e Broz o z nim i Arsenn za Odr nie pojedzie. To po co Broz o
naprzykrza si tacie, eby go w Gnie nie zostawi ? Móg sobie spokojnie do rzeczonej Lubyczy
pojecha obejrze nowe okolice, podobno tam adnie urz dzone...
Mo na by o próbowa
ez, lecz taki sposób Broz o uzna za niegodny doradcy ksi cia. Mo e by
si wyp aka o zgod , a mo e nie. W obu przypadkach zas
oby si na miano beksy, mazgaja i
baby. Trzeba zastosowa nacisk i pokaza przy tym w asn dojrza
. Tedy czai si zawsze gdzie
w okolicy Siemomys a i gdy tylko Arsenna na chwil m a opu ci a, natychmiast pojawia si przy
Siemomy le z krótkim stwierdzeniem. Mówi na przyk ad:
- Nieustanna obecno Przylepki jest m cz ca. Moja obecno przy was nieco by j powstrzy-
mywa a od namolnego przylepiania si .
- Na razie jej przylepno bardzo mi odpowiada – powiedzia Siemomys – a potem przyjdzie
ci a, macierzy stwo... Wtedy niewiasta zmienia si – zaczyna wi cej w asne dzieci mi owa ni li
a.
- Ja – zaczyna Broz o innym razem z innej beczki – nie wspomn , em widzia jake cie j zza
zas ony podgl dali, a potem udawali, e zdajecie si na wol ojca w sprawie przysz ej ony...
- Ojciec jeno si u miechnie - powiedzia Siemomys – a Arsenna b dzie rada, e mi si wtedy
spodoba a. Wymy l co innego.
- Czy to prawda – Broz o w czy do swoich pyta przesz
– e mój pradziad, Druzno,
urato-wa
ywot waszemu pradziadowi, Lechowi?
- Po pierwsze - prapradziad Lech... Pomyli
pokolenia. A po drugie – co za bardzo skory do
podpierania si zas ugami twoich przodków. Druzn radbym ze sob wzi , a ciebie oddam pod
opiek mojemu ojcu, bo mi w podró y niepotrzebny.
Wtedy Broz o „uderzy ” w Arsenn . Co jaki czas uda o mu si :
- donie , e wszyscy si jej urod zachwycaj ;
- powiadomi , e wszystkie niewiasty szyj sobie takie same stroje, jakie u Arsenny
podpatrzy y;
- podnie co przez Arsenn niechc co upuszczonego i poda jej z mi ym u miechem;
- dziwi si – co te Siemomys widzi takiego najpi kniejszego w jej d ugich nogach, skoro inni
powiadaj , e piersi, szyj i biodra ma jeszcze adniejsze;
- zachwyci si pi knem Rany, bo przecie tam musi by pi knie, skoro taka dziewoja jak Arsen-
na tam si urodzi a i stamt d musia a od toni stawów i jezior po yczy pi kna i g bi dla swoich
oczu... A ju Dymin... Czysta tajemniczo i wielka m dro ...
Có ... Z Arsenn nie sz o atwiej ni li z Siemomys em. Prosto mówi c, sz o jeszcze gorzej, bo
tamten przynajmniej zagada , a pi kna ksi
na ledwo raczy a, i to rzadko, spojrze
askawie, je li
jej oczy w ogóle wiedzia y – co to jest askawo ... Broz o mocno podupad na duchu, zniech ci
si . Pocz rozpami tywa swoje próby przekonania Siemowita i Arsenny. Niejako mimochodem,
licz c na palcach doszed do tego, e Piast i Lech byli, jednak, pradziadami Siemomys a, skoro
Siemowit by jego dziadem, a ojcem Siemowita by Piast. Tedy ten oczajdusza, Siemowit, ka dego
gotów oszuka . Nie chce mie Broz y za towarzysza podró y, to niech jedzie sam z t swoj ... A
Broz o wróci sam do domu. Wszak po szkole by , umie sobie poradzi samodzielnie w lesie –
zrobi sid a i pa przygotowa , sza as z adzi , utrzyma prosty kierunek podró y w dzie i w no-
cy...
Uk ada sobie list niezb dnych w samotnej podró y rzeczy – siekierka, nó , krzesiwo i hubka,
- 17 -
odzienie nale yte... A tu nagle rozwar y si drzwi jego komnatki i do rodka wparowa
Siemomys .
- Chod ze mn – powiedzia – spowiada si b dziesz. Musisz zezna od kogo o Dyminie wie-
dzia .
Spowied by a przed Arsenn . Broz o wyzna , e o Dyminie mówiono w szkole. e chyba taki
gród gdzie za Odr jest, e nikto nie wie w którym miejscu i co tam jest. By mo e, e wcale
Dymina nie ma, a to co tam mia o by jest ukryte w ca kiem innym miejscu. Tak samo by o z
grodem Rerik, z którego wszystko przeniesiono nie wiadomo dok d, bo by za blisko granicy z
Niemcami. A mo e Rerik jeno w plotach i pog oskach wyst powa , a w rzeczywisto ci nie
istnia ?
Je li Rerik nie istnia , to nie by o mo na z niego czegokolwiek przenosi i wtedy Dymin by by
zb dny. A zb dnych grodów nikto nie buduje...
Arsenna i Siemomys spojrzeli po sobie tak jako znacz co i Siemomys powiedzia :
- Chcemy ciebie ze sob zabra na Ran i gdzie indziej. Tobie ch podró y z nami jeszcze nie
przesz a?
- Pojad – powiedzia Broz o. ci lej mówi c – Broz o z Kamienn Twarz , takie miano bowiem,
na krótki czas, nada sobie ten „doradca ksi cia Siemomys a”.
* * *
Po drodze ogl dali Jomsborg i Winet . Setka polskich wojów z dru yny – ochroniarzy Sie-
momys a i Arsenny by a rozproszona przy wieczornych ogniskach dla zwyczajnych wojów.
Arsenna, Siemomys i Broz o go cili przy najwa niejszym ognisku dla dostojnych osób i
dowódców. Przy sposobno ci wynaj to okr ty wikingów do przewiezienia Siemomys a i jego wity
na Rugi – tak wikingowie zwali Ran . Ju na okr cie Broz o zapyta :
- Najpierw na Ran , czy do Dymina?
- Co ty z tym Dyminem? -Siemomys spojrza na Broz do lekcewa co.
- Nie by bym przez was o Dymin pytany, gdyby my tam nie mieli pojecha – powiedzia Broz o.
- A mo e ów gród jest na Ranie? - mi y g os Arsenny by tak cudnie zamy lony, jakby rozmarzo-
ny.Naprawd
liczny by ten jej cichy g os... Szcz ciarz z tego Siemomys a. I w ogóle – ona jaka
adniejsza si Bro le wydawa a ni przedtem. Przylepeczka...
Rana bardzo wszystkim si podoba a. Wysiadali z okr tów norma skich na brzeg, s uchaj c
achów i ochów zachwytu wikingów. Jakie by y powody tych zachwytów? Tego mo na si by o
tylko domy la , nie wiadomo, czy s usznie. Arsennie ostrów si podoba , bo to by a jej ziemia
ojczysta, z któr przyjdzie jej si po egna na d ugo, kto wie, czy nie na zawsze... Polakom Rana
wyda a si krain o zrównowa onej ilo ci wiat a i cienia o dobrze pomy lanej skali barw. Chyba
dlatego, e na Ranie nie napotkali puszcz – lasy, laski, zagajniki, pola uprawne, ki, drogi,
strumyki i stawki, kwiecie ró nobarwne – wszystko stwarza o nale yty stan adu, daj cego
poczucie bezpiecze stwa i spokoju.
Ledwo okr ty wikingów odbi y od brzegu, zza pobliskiego lasku pokaza y si trzy seciny zbroj-
nych z w óczniami bardzo d ugimi, zako czonymi grotami z zadziorami. A za tymi zbrojnymi szed
wysoki i grzmia powitalnie basem, od razu rozpoznanym przez Broz . Nordwig by teraz
ubrany zwyczajnie – w p ócienn koszul do kolan przepasan szerokim, skórzanym pasem z e-
lazn klamr . Buty z cholewami zakrywa y portki – chyba te ze lnu. D ugie, faliste, i nadal
czarne, w osy uk ada y mu si na plecach, gdzie si ga y po owy opatek. Jego powitanie z Arsenn
by o serdeczne i okraszone przez córk paroma perlistymi zami. Troch za Nordwigiem trzyma o
si stadko kap anów – wyra nie bacz cych na s owa i znaki ojca Arsenny. Okre li by to mo na –
gotowych na jego skinienie.
Skin i stadko rozdzieli o si jak przesiewany przez g ste sito mak. Poszczególne „ziarna”
spad y mi dzy polskich wojów, a jedno przy Bro le i Siemomy le si znalaz o. Od tego kap ana us-
yszeli, e najwa niejszym przejawem Boga Jedynego jest na Ranie Czarnog owy. A to dlatego, e
pod t postaci Bóg kieruje poczynaniami kap anów, a oni u Ranów – znaczy u tutejszego
plemienia – mir maj wielki. Zwyczajni Ranowie nawet nie bardzo wiedz , e g owa pos gu jest
odlana ze srebra, poczernia ego od staro ci, bo czy ci go nie wolno. St d miano Czarnog owego, a
jest to po prostu pos g na cze Boga ustawiony i przy nim mod y i nabo
stwa kap ani odpra-
- 18 -
wiaj . Tylko kap ani wiedz – gdzie jest ten pos g, bo innym wiedza o jego miejscu nie jest do
niczego potrzebna.
Obrz dy i nabo
stwa wodzów i urz dników s przy pos gu o nazwie Junowit.Równie porad
i pomocy kap anów wodzowie i urz dnicy mog si spodziewa w wi tyni z tym dwug owym
posagiem, Bogu po wi conym.
Ostatnio kap ani stwierdzili, e Bóg – swoimi cudami – objawia si najcz ciej w wi tyni
zaj tej przez pos g czterog owy, zwany Swantewitem. Mówili jeszcze o pos gu siedmiog owym –
Rujewicie i trzyg owym – Trzyg awie. Pod ró nymi postaciami Bóg mo e wyst powa i ró nymi
sprawami si zajmowa i wtedy sposobny pos g Mu si czyni i za dobrodziejstwa w tej dziedzinie
pod t postaci dzi kczynienie zanosi, wszelako wiadomo, e zwyczajnym ludziom
najwszechstron-niej udziela pomocy Bóg w wi tyni ze Swantewitem – oczywi cie poprzez
kap anów z tej wi tyni.
Podziwiaj c krajobrazy i s uchaj c szmeru kap
skich obja nie , wita oraz Siemomys , Ar-
senna i Broz o dotarli do Arkony – grodu o murach z bia ego wapiennego kamienia, który
pozyskano chyba ze zbocza wzgórza (Arkona) na cyplu (Arkona), wchodz cym niewielk ostrog
w Morze S owian od strony pó nocnej ostrowu Rana. Woje zostali umieszczeni w przygotowanych
namiotach. Ksi cia Siemomys a i Broz , którym z w asnej ochoty towarzyszy a Arsenna, Nordwig
najpierw oprowadzi naoko o murów Arkony . Od strony morza mury sta y na skraju skarpy, bardzo
urwistej. Kredow biel tej skarpy Broz o uzna za naturaln , bo nie pomalowano skarpy dla
lepszego widoku od strony morza?...
Potem dopiero weszli w obr b murów i podeszli do chramu ze Swantewitem. Chram nie by
bia y, w przeciwie stwie do innych budynków. Nie da o si rozpozna z czego wi tynia jest
zbudowana, bo do ka dego kawal tka ciany zewn trznej przytyka y, trudno rozpoznawalne od
staro ci, szarzyzny i pop kania, drewniane rze by. Co z pewno ci te rze by przedstawia y,
jednak e nawet Nordwig nie wiedzia co - nazywa je pami tk po dawnych, starych czasach. Za to
dach czerwieni si niby grz dka kwitn cych maków – to na pewno by a nowa dachówka, wi c
wypalanie wyrobów z gliny by o tutaj znane.
Weszli do przedsionka wi tyni. Kap ani pozawi zywali z ty u ich g ów bia e chusty – wygl dali
w nich jak uczestnicy jakiego tajnego zebrania, którzy nie chc by rozpoznani.
- To po to – powiedzia Nordwig – aby wydychane powietrze nie mia o z ego wp ywu na pos g i
malunki cienne. Do wn trza ma o kto wchodzi na co dzie , jeno podczas dorocznej uroczysto ci
wiosennego zrównania dnia z noc wpuszcza si wiernych, a potem trzeba d ugo wietrzy i suszy
wn trze. A my – znaczy kap ani – zak adamy chusty i wiele z ych wydzielin z naszych oddechów
na nich osiada. Zmniejszamy wydatki na od wie anie i odnawianie pos gu.
Skrzyp otwieranych drzwi z przedsionka do wn trza móg przyprawi o ciarki na plecach – to
by d wi k g
ny i przykry, a uchylanie si wielkich skrzyde grubych, drewnianych, zdobnych
askorze
d wierzej przywodzi o na my l otwieranie si bram piekielnych. Jako , na ods anianej
przez te skrzyd a cianie widnia y czarne w owid a, poskr cane i popl tane niby w ze Gordiasza.
Po bokach tego k bu gadów namalowano czerwone p omienie, a nad nimi wielkie kot y...
- Ten malunek zawdy wywo uje dr enie grzeszników – powiedzia Nordwig. - My to agodzim,
wyra aj c przypuszczenie, e m czona we wrz tku i smole dusza grzesznika jest potem wrzucana
w p omienie i tam si prawie ca a spala. Pozostaje po niej jeno kropelka z ota. Te kropelki s
wynoszone przez z e duchy na powierzchni , by kusi y do grzechu nowych ludzi z czystymi jeszcze
duszami. Nie wiemy jak jest naprawd , wszelako po wyj ciu ze wi tyni zbieramy datki i one s
szczodre – mo e wierni chc si pozby monety – równoznacznika kropelki z ota...
Wn trze okaza o si bardzo wysokie, jakby smuk e. Przez t wysoko , a belkowania dachu
by o wida , rozleg
chramu zdawa a si male , chocia uwa ne przyjrzenie si posadzce z
czerwonego kamienia i zmierzenie oczami odleg
ci mi dzy cianami pozwala o przypuszcza , e
wn trze pomie ci oby z tysi c ludzi. Po rodku tego wn trza, od samego dachu zwiesza y si cztery
kobierce, tworz c co w rodzaju kwadratowego s upa o ró nych barwach cian – bia ej, zielonej,
otej i br zowej.
- Ka da z tych barw przedstawia jedn por roku – powiedzia Nordwig – a trzeba zwróci uwa-
, e aden z tych kobierców por roku nie jest. Mówi to dla utrwalenia w pami ci s ów pop-
- 19 -
rzednich – pos g nie jest Bogiem...
Kobierce zacz y si bezg
nie unosi , dopiero ods anianie si do u pos gu uzmys owi o ruch
kobierców Siemomys owi i Bro le. Obaj spojrzeli w gór i zauwa yli, e kobierce nawijaj si na
rolki. Sz o to wolno, lecz jednak sz o. W ko cu ca y pos g zosta ods oni ty i wtedy Siemomys
powiedzia , e na Lednicy jest taki sam pos g, jeno zas on z onych kobierców nie ma.
- Tak - przyzna Nordwig – wszelako o mielam si jeszcze raz zwróci uwag zi cia, e pos g
nie jest nawet wizerunkiem Boga – jest jeno Jego przypomnieniem, znakiem... My wiemy, i Bóg
mo e przybra na si ka
posta , wszelako na co dzie , przewa nie jako duch wyst puje.
Zwa cie, e Bóg panuje nad wszystkim i wsz dzie. Tedy nasz pos g ma cztery g owy, ka da
jest zwrócona w jedn , wa
stron
wiata. Jedna patrzy w kierunku Gwiazdy Pó nocnej. Druga
jest skierowana w stron Krzy a Po udnia. Trzecia widzi gwiazdozbiór Oriona. A czwarta wpatruje
si w kierunku gwiazdozbioru Ogon W a. Pó noc, po udnie, wschód i zachód, przy czym my nie
wi-dzim Krzy a Po udnia, lecz wiemy, e on jest naprzeciwko Gwiazdy Pó nocnej, której nie widz
ci, co mog zobaczy Krzy Po udnia. Bóg Panem czterech stron wiata...
Pos g jest podzielony poziomymi liniami na cztery cz ci. Rze by w górnej cz ci i ich barwy
przypominaj , e Bóg panuje nad wszystkim, co jest wyniesione wysoko – Bóg przestworzy...
Ni ej umieszczono rze by, oznaczaj ce panowanie Boga nad wszystkim tym, co jest nad
powierzchni , lecz nie za wysoko. Ni ej jest cz
Ziemi – jej powierzchnia oraz wszystkie wody i
to,co w wodach. A najni ej – podziemia – groty, jaskinie, pieczary, wykopy i stworzenia tam
yj ce. Cz sto lepe, wszelako zdolne do czynnego ycia. One czasem nie s zamkni te w
podziemiach i mog yby wyj na s
ce, wszelako lgn do ciemno ci, bo w niej mog korzysta z
takich samych istot i ro lin skazanych na ycie bez widoku s
ca i wiat a sztucznego. To inny
wiat ni li ten nasz. S ryby w g biach, te
lepe – tam s
ce nie dociera, one pewno mog yby
stopniowo oddala si od dna i przystosowywa powoli do ycia bli ej powierzchni wody, a adna
nie próbuje... Zosta y stworzone do ycia w g biach wodnych.
Nordwig zamilk , zapad a cisza, jakby kap anowi sz o o danie s uchaczom mo liwo ci zastano-
wienia si nad ró nic mi dzy przeznaczeniem a zmian i przystosowaniem si do innej
konieczno ci. W tej ciszy pojawi si pod dachem jaki szmer. Siemomys i Broz o zadarli g owy i
zauwa yli pod dachem rz d okienek, okalaj cych ca y chram. Te by y ró nobarwne – b kitne,
zielone i br zowo
te. One musia y tworzy nastrój wn trza – ciep y, przytulny, spokojny. Ten
szmer wzmóg si , a po chwili okienka zacz y by zas aniane opadaj cymi przy cianach kotarami.
Sk
pojawili si kap ani nios cy du e, woskowe, zapalone wiece. Dzi ki temu nie zapada a
ciemno , cho okienka pod dachem by y ju prawie ca kiem zas oni te kotarami, nadal
opadaj cymi z szelestem-niby g os strumyka gdzie za drzewami, niby wiaterku w koronach
sosen...
Rze by na pos gu, Broz o widzia jeno dwa boki Swantewita, sta y si przy wietle wiecy
wyra niej widoczne. Pod czterema g owami du e,
te s
ce na b kitnym niebie. Troch ni ej
lec cy bocian. Obok niego, z ty u za ogonem i wyci gni tymi w poziomie nogami bociana widnia
orze z wielkimi, rozpostartymi skrzyd ami, a poni ej niego stado órawi. Pod bocianem –
granatowe, mig e jaskó ki. Broz o nazwa je w duchu nosicielami dusz takich ludzi, którzy nigdy
nie mogli usiedzie na jednym miejscu...
A drugi bok... Czy by miesi c srebrny?Troch niewyra nie wida , bo to na samym naro niku...
Ko o miesi ca granat nocy, a na nim bure sowy, nietoperze, my i lelki. A gwiazdy? Jako ich nie
mo na dostrzec. Namalowali je, czy nie? Poni ej cz
naziemna. Pole, dwa wo y w jarzmach,
czepigi od p uga i wie niak w bia ej koszuli do kolan. Bose stopy... Z biedy, czy dla wygody?
Oracz zajmuje lew stron , a przy nim stoi woj, trzymaj cy konia za u dzienic . Ko wspi ty na
zadnie nogi. Obok woja le y okr
a tarcza – czerwona z bia ym or em. Niemo ebne, eby pr dko
przemalowali, wiedz c, e Siemomys tu si pojawi... Miecz woja jest utkwiony w ziemi. Obok
le y szyszak i uskowa zbroja. Czy to ma oznacza , e jest rolnikiem gotowym do walki z
naje
cami?...
Reszty nie da si ogl da , bo na zapleczu trzaskaj jakie drzwi i dwaj kap ani wprowadzaj pod
ce star niewiast . Bardzo star , s dz c po ruchach, bo twarzy nie wida – jest zakryta cieniem
kaptura. Sadzaj staruszk na zydlu. Kto wnosi niewielkie, gliniane palenisko z rusztem, pod któ-
- 20 -
rym wida
arz ce si w gle. Ko cista r ka – jej w
ciciel pozostaje w cieniu – sypie na ruszt
proszek z szarego woreczka.
Trzeba jeszcze troch obejrze , bo mo e zdmuchn t
wiec , a staruszka nie ucieknie i pó niej
si zobaczy i us yszy, bo chyba ma wró
...
Trzeci prostok t od góry. Znowu niebiesko . To pewno ma by woda. Upewniaj o tym srebrne
yski rybich usek. Spory lin, du y sum i redniej wielko ci szczupak. Z drugiego boku zdaj si
yn na spotkanie tym trzem karasie, oko , kle i ja , mi tus, winka i w gorz. A zza naro nika
niewidocznej ciany wysuwa szczypce rak.
Pod ziemi – stonoga. Czemu ona tak si zwie, skoro nóg ma jeno szesna cie?
- Tak, ch opcze? - do uszu Broz y dociera pytanie Nordwiga. Chyba mówi co od d
szego
czasu, a s uch Broz y by wy czony. Trzeba co odpowiedzie . Ale potwierdzi , czy zaprzeczy ?
- Na bezrybiu i rak ryba – powiedzia o si Bro le.
Chyba wszystkich zatka o, bo wszystkie oczy wpatrzy y si w Broz i nawet starucha
podnios a g ow , pokazuj c bardzo g bokie oczodo y pod siwymi brwiami.
- Tak, potwierdzam, jestem zgodny – powiedzia Broz o.
Odwrócili spojrzenia, a starucha opu ci a g ow i mamrota a, jakby do siebie:
- Si a unosi si jak bia a piana na morskiej fali...
Si a?...
Mo e szumowina...
Ulatuje s abo i zagro enie niczym czarne ptaszysko o wschodzie s
ca...
Trzy razy bia e orl tka wczepione pazurkami w czerwie we ny...
Macierz karmi ca - jedno z dwojga...
Wznosi si inne. W po owie dnia?... W dzienne s
ce lot swój kieruje...
Na wschodz ce s
ce zapatrzona orlica przygarnia karmione. Skrzyd em przygarnia...
Wszyscy w stolce wczepieni, a najwa niejszy ten ostatni – sk pirad o straszliwe, kutwa
najgor-sza. Wszyscy z rozpostartymi skrzyd ami, dzioby rozwarte, oczy p omienne...
Krasny kur!!! Krasny woschod! Od chciwo ci i pychy macierzy...
Drugie w starym gnie dzie zosta o. Raz na wschód, raz na zachód patrzy. eru szuka albo
pomo-cy wygl da...
Bolie s awy na jugu. Na starym wysokim stolcu, a nad nim i tak wy szy jest...
Czcij bory na zachodzie! Stolec dziewi ciono ny opiera si mocarzom. Ten nie zginie. Ten odda
braciom. Ten bez potomstwa.
Stara pomamrota a jeszcze przez jaki czas w sposób ca kiem niezrozumia y. Nordwig da znak i
kap ani uj li j pod okcie, podnie li i wyprowadzili w tym samym kierunku, z którego ona z nimi
przysz a. Po d
szej chwili Nordwig powiedzia :
- Wieszczka nie ma poj cia – co mówi i nijak nie potrafi wyja ni znaczenia swoich s ów. Ona
przed wró eniem rzek a, e jest w wi tyni kto , kto pojmie jej wieszczb . A jak wesz a to pokaza a
palcem na ciebie. A ty potwierdzi . Potrafisz obja ni wieszczb ? Poj
co przepowiada a?
W tej chwili Broz o pojmowa tylko jedno: Nordwig do niego mówi i oczekuje obja nienia s ów
wieszczki. Poza tym pytaj tego, który ma w g owie pop och, m tlik i pustk .
- Powiem jeno samej ksi nej – powiedzia o co za niego. By wdzi czny temu czemu , bo obja-
nienie – je eli go w ogóle da – zosta o odwleczone. Zapewne przyzna si , e stara bajdurzy a nies-
tworzone dyrdyma y i on nie ma poj cia co one mia yby znaczy . Chyba eby przysz o mu co do
owy. Poduma trzeba. Duma zapali wschód... Czy tak powiedzia a wieszczka? Co trzeba
wymy li , bo b dzie miech, kpiny b
i szyderstwa... Mo e powiedzie cokolwiek w taki sam
sposób, jak stara?... Na przyk ad, e nie ma ró nicy mi dzy pop ochem a pró ni ?... Zagadkowo i
nawet nieg upio... Tylko, e to te mu ka wyja ni – na zwyczajny j zyk prze
...
Gdzie spod dachu da si s ysze trzepot ptasich skrzyde . Z góry sfrun y trzy bia e go bie i
polata y wokó pos gu, a potem dwa usiad y na barkach Arsenny, a trzeci na nieruchomej g owie
Siemomys a. Nordwig zdejmowa je pojedy czo i podawa kap anowi. Nad g ow Siemomys a
pojawi a si srebrna obr cz – co w rodzaju diademu. Trwa o to nieruchomo, pojawi o si chyba z
góry.
- 21 -
- Ukl knij! - powiedzia a Arsenna i Siemomys wykona jej polecenie.
Obr cz opu ci a si na g ow kl cz cego. Jej zachwianie si podpowiedzia o Bro le w jaki spo-
sób j opuszczano. Podbieg do kl cz cego i jednym ruchem zerwa trzy cieniutkie nitki, na których
wisia a.
- Do was teraz nale y – powiedzia . - Dzier cie j mocno, aby jakie niewidzialne nici wam jej
nie zabra y.
-Zosta
przeze mnie, z upowa nienia ludu Rany, koronowany na ksi cia naszego ostrowu i ple-
mion Ranów oraz Chy anów – powiedzia Nordwig.
* * *
Siemomys uprzedzi Broz , e teraz zostan zawiezieni w bardzo tajemnicze miejsce, za
im
worki na g owy, nie wolno ich zdejmowa , bo bardzo si przewo nicy pogniewaj i mocno zwi
.
- Dymin – ucieszy si , prawd mówi c nie wiadomo dlaczego, Broz o.
- Mo e Dymin, mo e agwin albo inaczej – powiedzia Siemomys . - Ja nie wiem jak to si
zwie. Twój ojciec powiedzia , e mog ci tam w jakiej szkole zostawi . Ja ci ujawni – bo ci
lubi – e mo esz r
g upa, bajdy ple , a oni durniów nie przyjmuj i wtedy z nami powrócisz.
Ale twój ojciec by by z y, gdyby si do tej szko y nie nadawa .
Worek by gruby, nie przepuszcza
wiat a, ale powietrze do twarzy dochodzi o swobodnie.
Najpierw wsadzono ich na konie i jechali st pa przez pó dnia, co Broz o odgad dzi ki ciep u
ca – by o najgor cej, wyjechali po niadaniu, po tych chwilach gor ca zacz o si robi ch od-
niej i wtedy w
yli ich na ód . Zimno oznacza o chyba wieczór, potem zdj cie worków, bo i bez
nich mo na si tylko by o domy la , e noc jest bardzo pochmurna - w asnej r ki nie by o mo na
dojrze . Przewodnik powi za ich link i szli w tym kierunku, sk d ci gni cie czuli. Jak widzia
drog przewodnik? Mo e szed na pami ?
Przed witem dostali du e wory i nakaz wlezienia do nich z g ow . Kto te wory zawi zywa nad
owami, kto ich niós . Tych ktosiów musia o by wi cej, bo s ysza o si zmienianie nios cych.
Jedni ich k adli na ziemi i jakie dziwne s owa wypowiadali. Nowi odpowiadali s owami jeszcze
dziwniejszymi i podnosili wory. By y trzy takie zmiany. Miejsce docelowe musia a zna ostatnia
zmiana. Pozostali przewodnicy i nios cy znali swoje miejsca docelowe, w których móg kto na
nich czeka , albo i nie. Mo na by o równie zna ostateczny cel i ostatni odcinek, ale nie zna
dalszej drogi wyj cia z tego Dymina dok dkolwiek dalej...
Wniesiono ich do pomieszczenia. Nareszcie zdj to im te uprzykrzone wory. Stali na rodku
du ej izby. Przed nimi sto y jedzeniem i napojami zastawione. Pod jedn ze cian dziewi postaci
w szarych worach na g owach. Tacy sami „go cie” jak ich troje?... Tym dziewi ciu zdejmowano
wory. Jednym z uwolnionych z wora okaza si Nordwig. Wtedy Broz o pomy la o stolcu z
dziewi cioma nogami... Mo e nie o tych chodzi o, mo e jeno niektórzy z nich i jeszcze inni?... Lecz
dziewi nóg mog o oznacza podpieranie w adzy jakiego Czcij bora przez dziewi ksi stw...
Kap an w rednim wieku wymienia imi ka dego obecnego i plemi lub ksi stwo, z którego
pochodzi. Jednak Broz o my la jeno o jedzeniu i piciu... S usznie, bo poproszono wszystkich do
sto u z zaleceniem by je niewiele, bo po takim po cie skr tu kiszek mo na dosta . A potem ten
sam kap an powiedzia :
- Zwi zek Wielecki zaprosi was tutaj, by cie mogli pozna sprawy wielkiej wagi. Ciebie,
ksi
, radzi by my widzieli jako naszego wspólnego w adc , bo inaczej sczezn nam przyjdzie.
Konrad przesta by królem Niemiec i cesarzem zachodu, a nasta Henryk, potomek Sasa Ludolfa.
Zosta y ponazywane marchie na naszych ziemiach, a wszyscy wiemy co to oznacza.
Siemomys d ugo si wymawia , pozostali d ugo przekonywali i namawiali. W ko cu namówili
i z
yli po kolei przysi
wierno ci i pos usze stwa, a Siemomys odwzajemi si zaprzysi on
obietnic o opiece i dba
ci o wszystkich jednakowo.
Broz spotka pierwszy zaszczyt od nowego w adcy.
- Teraz mojej onie wieszczb obja niaj – powiedzia ksi
.
- Przy wszystkich? - Brozno jeszcze próbowa jako si z obja niania wywin .
- Gadaj przy wszystkich – powiedzia ksi
– to sami swoi.
Broz o wzi par g bokich oddechów. Arsenna, by mo e, chcia a mu dopomóc, bo zacz a
- 22 -
mówi , e ona co-nieco poj a z tego gadania staruchy.
- Wiem, e krasa dziewka znaczy pi kn podwik lub niewiastk . Tedy krasny kur oznacza
pi knego koguta...
- Czerwonego koguta – poprawi Broz o. Pi kny, to na wschodzie krasiwyj. Krasny kur mo e
oznacza po ar. Mo e te by to zwi zane ze wieceniem, ze wiat em. Powiedzmy imi syna –
wiat omir... Po rusku mówi te swiet... Jakby o nasze imi ch opaka sz o, to móg by by
wia-
tos aw... Ale ta wieszczka czwórk wam przepowiedzia a. Czworaczki, ksi no. To ci ki poród –
krwi mo e by du o i ów czerwony ptak j mo e oznacza . Jednak nic wam si nie stanie. A i wasi
synkowie znios poród dobrze. Czcibor zachodem b dzie w ada . Mo liwe, e w lady ojca pójdzie
i da si wybra ksi ciem wszystkich Wieletów. A mo e jeszcze wi cej. Dajmy na to – ca e mi dzy-
rzecze na zachód od Odry i Nysy
yczan a na wschód od aby i So awy. Wielkie rzeczy mu
przepowiedzia a wieszczka.
- Niechby by o – mrukn a Arsenna. - wiatos aw na wschodzie, a Czcibor na zachodzie... Jakie
na tym wschodzie ludy s ?
- Najbli ej Polski Dregowicze, Drewlanie i Dulebowie – powiedzia Broz o. - Rozleg e krainy,
lecz ma o ludne. Dobre ziemie do osadnictwa.
- Teraz dwóch pozosta ych synków – powiedzia a Arsenna.
- Wielka s awa na po udniu mo e oznacza Boles awa w Krakowie – powiedzia Broz o. Na-
tomiast w gnie dzie... To chyba o Gniezmo chodzi. Tego czwartego tam ostawicie. A nazwiecie go
Trzosik, Kaleta lubo Mieszek – one do gromadzenia oszcz dno ci s
. Kroi si wam sk pirad o...
- A skrzyd em chronione? - zapyta Siemomys .
- Którego bardziej od pozosta ych ho ubi b dziecie – powiedzia Broz o i ucieszy si w
duchu
e zmóg tak wielki trud ku zadowoleniu wszystkich obecnych, którzy oczy mieli pospuszczane,
twarze powa ne i zamy lone. Wierzyli w jego obja nienia?
Przy Bro le znalaz si ten kap an, który ich na pocz tku przyjmowa .
- Jestem Magnord – powiedzia – kieruj tutaj szko . Zostaniesz w niej przez jaki czas – u o-
ym dla ciebie zakres kszta cenia, jeno jutro sprawdzim twoj wiedz i sposób my lenia.
- 23 -
Rozdzia IV
Szko a
Oni siedzieli za sto em, dwunastu ich by o, miny mieli yczliwe, aczkolwiek jakby z wy sza na
Broz patrzyli. On sta przed nimi i spodziewa si prze wietlenia swojej wiedzy, mo e
umiej tno ci równie , przez tych dwunastu nauczycieli szko y. Tak Magnord powiedzia – To b
,
by mo e, twoi nauczyciele w naszej szkole.Broz o nie wiedzia , czy chce w tej szkole zosta . Nig-
dy nie by biernym, t pym odbiorc darów ycia – zawsze si zastanawia , stara si dociec przy-
czyny, sposobu powstania czego i zasady dzia ania. Poza tym – ludzie. Mo na ich podgl da ,
bada przez zadawanie umy lonych pyta , docieka powodów ich post powania i ich oczekiwa .
W tej szkole – na pewno – b dzie móg zdoby wiedz , umiej tno ci i przyzwyczajenia bogatsze
ni li poza ni . Jednak kogo mia by bada z ludzi? Zawdy tych samych, pewno nielicznych? Zreszt
oni wiedz , e s ogl dani i s uchani – tu, pewno, sami wybierani z najlepszych – oni wol innych
bada , a siebie skrywaj ... Mo na r
g upa, jak podpowiada Siemomys .A nie mo na by
drzejszym ni si jest – m drca nie da si udawa . - A jaki ja naprawd jestem? - zada sobie to
pytanie. Sta si ciekawy wyniku badania przez tych dwunastu, badania jego w asnej wiedzy i –
mo e – sposobu my lenia. Postanowi odpowiada swobodnie – to mówi , co wie i co mu na my l
przyjdzie. Przecie go nie przymusz do pozostania w szkole, je li on powie, e nie chce?... A jak
wypadnie le, to go na pewno nie zostawi u siebie i b dzie móg bada ludzi i ycie tak samo, jak
do tej pory... Zaraz zaczn docieka . Magnord w
nie nabiera oddechu, by zada pierwsze pyta-
nie.
- Chcesz-li kszta ci si w naszej szkole? - na to pytanie Broz o nie by przygotowany.
- Nie wiem – powiedzia i zapad a cisza – mo e spodziewali si od niego zachwytu na sam
my l, e on b dzie si móg od nich uczy ?
Sze ciu z tych za sto em skierowa o g owy i spojrzenie w lewo. Druga szóstka popatrzy a w pra-
wo – popatrzyli po sobie – tak si to nazywa... Milczeli. Wreszcie zapyta najstarszy, chyba, z nich:
- Dlaczego ptaki lataj ? Na czym to polega?
- Chyba wiem – powiedzia Brozno – wszelako chcia bym zacz odpowied od innych wyja -
nie ...
- B dziem s ucha – powiedzia Magnord – mamy dla ciebie czas.
Broz o zacz od tego, e jak machnie si dranic (deszczu
udart z kloca drewna iglastego –
wbi siekier , w szpar wbi klin i oderwie si od kloca deszczu ka – niezbyt równa, lecz czasem
sposobniejsza do u ytku ni li gruba decha) skierowan w kierunku ruchu cienk stron , to nie czuje
si oporu. Natomiast machni cie desk w taki sposób, aby ca powierzchni rozgarnia a powietrze
stwarza wyczuwalny opór. To samo jest z wios em i wod . St d wniosek, e powietrze ma g sto i
mo na w nim wios owa , na przyk ad skrzyd ami ptaka. Lecz to jest tylko jeden sposób latania
ptaków – wios owanie skrzyd ami - niby ryba ogonem czy p etwami lub cz owiek nogami i r kami
w wodzie. Ptaki maj du si wobec ci aru swoich ko ci, które bywaj w rodku puste. Lecz
bywa, e ptak wisi w powietrzu wcale nie ruszaj c skrzyd ami. Nurek traci na niby cz
ci aru w
wodzie i ona go wypycha na powierzchni . Chyba pomaga w tym ludzki t uszcz, którego ka dy
troch w sobie ma – chudym trudniej p ywa w wodzie bez adnego ruchu.
- Trzymaj si ptaków – przerwa Magnord.
- Zauwa
em – powiedzia Croz o – e jak li le y na dnie skrzyneczki i nie ma wiatru, to li
jest nieruchomy. A jak nad skrzyneczk przeleci wiaterek, to li bywa podrywany w gór . Przy
silniejszym podmuchu li jest podrywany wysoko i porywany przez podmuch w inne miejsce.
Podobnie bywa przy wios owaniu...
- Musisz znowu o wodzie? - Magnord przerwa Bro le do ostrym g osem.
- Teraz musz , ale woda i powietrze s do siebie podobne – ró ni si g sto ci , lecz wrz tek za-
mienia si w par , która jest ca kiem do powietrza podobna.
Rozleg si krótki chóralny miech i Magnord kiwn g ow na znak, e zgadza si na mówienie
- 24 -
o wodzie.
- Kiedy siedz na dziobie ódeczki i wios uj ma ym, pojedy czym wios em raz z jednej strony
ódeczki, raz z drugiej, to ódeczka p ynie prosto. Jak chc skr ci , to zaczynam wios owa jeno
z
jednej strony, eby ódeczka skr ci a w stron przeciwn do boku, przy którym wios uj . A ona nie
chce i skr ca w t stron , z której ja wios uj ! Jakby niezgodnie ze zdrowym rozs dkiem... Zauwa -
my – li by jakby poci gany przez wiaterek, ódka jest jakby poci gana przez przep yw wody z
jednej strony, brzeg rzeki obrywa si , kiedy woda zaczyna pr dzej p yn w korycie, p aski dach
chaty jest atwo zrywany przez wichur i przenoszony daleko, a stromy dach i ciany wichurze si
skutecznie opieraj ... A skrzyd o ptaka jest z jednej strony wypuk e, czyli przy przep ywaniu
powietrza nad nim i pod nim powstaje ró nica pr dko ci przep ywu – nad skrzyd em przep yw jest
pr dszy i skrzyd o, a z nim ca y ptak, jest poci gane przez t ró nic pr dko ci przep ywów –
poci gane w gór ! Je eli ptak ustawi si pod wiatr, to mo e trwa nad tym samym miejscem na
ziemi, nie ruszaj c skrzyd ami i nie trac c wysoko ci. Sprawdzi em na ódce, siedz c na rufie i
wios uj c podobnie jak na dziobie. Ty ódki jest te poci gany przez przep yw – atwo si skr ca w
prawo, wios uj c na rufie z lewej strony ódeczki, bo wtedy rufa jest poci gana w stron wios a,
nadaj cego wodzie przep yw wi kszy ni li z drugiej burty. Pozostaje jeszcze lot bocianów albo
or ów ze zmian kierunku lotu i bez ruszania skrzyd ami. One wtedy kr
. Zapewne unosi je
powietrze, w druj ce pod gór , albo wiatr, wznosz cy si najpierw po zboczu jakiej góry, a potem
z rozp du, lec cy pod górk , ku niebu...
- Fiu, fiu – powiedzia Magnord – nie le. A co powiesz o ocieplaniu si powietrza? Powiadaj
niektórzy, e powietrze si ociepla od odchodów zwierz cych, rozpuszcz si lodowce i morze
zaleje cz
l du...
- Zale y jak to rozumie – powiedzia Broz o. - Od odchodów powietrze mo e si ociepla jeno
krótko – one zaraz wystygn i ju b
takie ciep e albo zimne jak powietrze.
- Mówi , e te gazy, które wydzielaj si z odchodów tak zanieczyszczaj powietrze, e ono
tworzy nad Ziemi czap i Ziemia nie mo e si wystarczaj co sch adza – u ci li swoje pytanie
Magnord.
- Musia oby by tak – powiedzia Broz o – e ta czapa nie przewodzi ciep a albo sama nagrzewa
si od s
ca. Jak chodzi o z e przewodnictwo ciep a, to cieplejsze, ni li zwyczajnie, powietrze
musia oby dotkn powierzchni mórz i l dów. Dopiero wtedy mog yby si rozpuszcza lodowce.
To musia oby by tak ciep e powietrze, e wcale zim by nie by o ani niegu, ani zamarzania wody.
Jeno nie wiem dlaczego gazy mia yby nie przewodzi ciep a... Przecie one s tak samo niewidoczne
jak powietrze. A powietrze ciep o przewodzi. Ono jest gazem i nie nagrzewa si od s
ca. Prze-
puszcza przez siebie promienie, które dopiero Ziemi podgrzewaj . Ciep o wychodzi z Ziemi w
gór i przenika powietrze, przy sposobno ci je podgrzewaj c. Tedy i czapa z gazów nie mo e si
nagrzewa od s
ca... Tego nas w szkole uczyli. Czy to nie jest prawda?
- Dobrze – powiedzia Magnord – uwa
dobrze w szkole. Rzeknij jeszcze – co wiesz o chrze
cija stwie. Mo e porównaj je z jak inn religi .
- Tego te uczy em si w szkole – powiedzia Brozno – i rozumiem, e co innego j dro chrze-
cija stwa, a co innego otoczka tego j dra. J dro jest religi mi osierdzia dla innych ludzi i pomocy
dla biedniejszych od nas. A otoczka jest wymys em ludzi ciemnych a zatwardzia ych w s dzie o
asnej nieomylno ci. S owianie nijak nie musieliby si ba chrze cija stwa. Natomiast niech ich
Bóg strze e od tych, co chc wciela chrze cija stwo si . Wiem, e Niemce nawracali na
chrze cija stwo mieczem i wi con wod . Na zachód od aby i So awy, ogarn wszy naszych,
którzy przed nimi nie ubie eli – wi zali ich w jarzmach po siedmioro, chrzcili wi con wod , a po-
tem nabijali na miecze wszystkie siódemki w jarzmach. Po to – twierdzili – by umarli po od-
puszczeniu wszystkich poga skich grzechów i od razu do nieba poszli. Gadali potem, e inaczej nie
mo na, bo uwolnieni z jarzma zaraz zaczn ba wany czci , nagrzesz i wi ty sakrament chrztu
zbezczeszcz .
- Od kogo to wiesz? - spyta Magnord.
- Od taty mojego – odpar Broz o. - A jak chodzi o porównanie chrze cija stwa z inn religi ...
Mo e z religi kraju Czajna bym porówna . Tam ka dy po mierci staje si ubóstwiony, wszelako
- 25 -
zostaje bóstwem ró nego znaczenia. Na ziemi wybiera drog doj cia do stanowiska duszy po
mierci. Je eli wybierze dobr drog , czyli tsy, i wytrwa przy zasadach onej drogi, to zajmuje
po ród bóstw poczesne miejsce.Obie te religie utrudniaj ywemu cz owiekowi robienie podst -
pów i oszukiwanie dla zdobycia wysokiego stanowiska na ziemi
- Hmmm – powiedzia Magnord – wró my do tego ocieplania powietrza. - Im wy ej od poziomu
morza, tym powietrze jest ch odniejsze. To by potwierdza o, e ono nie nagrzewa si bezpo rednio
od s
ca. Atoli w miar wzrostu wysoko ci powietrze staje si równie rzadsze. Mo e ono si
nagrzewa od s
ca, lecz jest go tak ma o, i ciep a tego nie poczujesz?
- By em jeno w naszych górach – powiedzia Broz o. - Tam powietrza jest dosy do oddychania,
tedy i jego ciep o by oby czu wyra nie.
- Mo em ci do naszej szko y przyj – powiedzia Magnord. - Ty sam postanowisz, czy chcesz
w niej zosta . Mia by osobnych nauczycieli dla siebie samego, bo do grupy ch opców nie pasujesz.
- Chc tu zosta – znowu CO powiedzia o za Broz zanim on zd
nakaza j zykowi wy-
powiedzenie zdania. Na szcz cie – tego samego – chc zosta .
* * *
Broz o zaczyna szko w tym samym czasie, kiedy królem Niemiec zosta Henryk Pierwszy z
dy-nastii Ludolfingów. Kiedy ksi ciem Czech przesta by Wratys aw, a zosta nim Wac aw,
Broz o sko czy kszta cenie przygotowawcze i przeszed do wy szego stopnia kszta cenia – mniej
wiedzy, mniej s ów, za to wicze strasznie du o. Ka de wiczenie te by o przedmiotem docieka
rozumowych – jakie mi nie dzia aj podczas tego wiczenia, co – przewa nie – czuje przeciwnik,
kiedy ci nie trafi, jak otrz sn si z poczucia beznadziejno ci, kiedy ci si zda, e a na tak wielki
wysi ek zdoby si nie mo esz. Wiele takich rozwa
by o, lecz jeno na pocz tku ka dego
wiczenia – potem ju tylko o wpraw sz o, wyrobienie sprawno ci mi ni i wytrzyma
ci cia a o-
raz ducha.
Do tych wicze potrzeba by o kogo do pary. Broz o zosta sparowany z kim , kogo nie da o
si nazwa inaczej jak tylko dzieciakiem. O g ow ni szy, chucherko ledwo widoczne, m odszy na
pewno, nie wygl da na mocnego. Zwa si Niwa. Okaza o si , e je , zoczywszy usk adane na
kupk ga zki je yny, mia s uszno – pozory myl i mo na si niechc co pok
, niebacznie
zlekcewa ywszy chucherko. Niwa dogania konia w galopie i nim Broz o mrugn zdo
– Niwa
ju siedzia na ko skim grzbiecie, a ko zdawa si czu jego my li – tak dok adnie i pr dko
wykonywa potrzebne ruchy. Podczas wicze szermierczych kij Broz y jeno czasem i to lekko
móg dotkn mikrego cia ka Niwy. A Broz o dostawa moc pchni i „ci ” kijem Niwy. Na
szcz
cie Broz y pr dko i celno dzieciaka nie sz a w parze z mas , tedy si a owych ciosów nie
by a dla trafionego krzywdz ca. Ta si a by a jednak wystarczaj ca, by podczas nauki chwytów,
pchni i potr ce podczas mocowania si Niwa obala Broz trzy razy na cztery zwarcia. Tak e
strzelanie z uku nie by o popisow dziedzin Broz y w porównaniu z wynikami Niwy, chocia – to
trzeba przyzna – trafienia Broz y do figur i tarcz by yby wystarczaj ce dla u miercenia wroga,
gdyby to strzelanie podczas prawdziwego boju mia o miejsce. Wszystko-wszystkim, zwyczajnie
mówi c, je-dynie w d wiganiu ci arów Broz o by lepszy od Niwy, lecz Niwa podro nie, nabierze
cia a i wte-dy – kto wie?...
Broz o nie by pysza kiem i umia doceni wy szo Niwy – to wzbudza o szacunek i uznanie,
tedy Bro le pasowa oby zawarcie przyja ni z takim „olbrzymem”sprawno ci, zaradno ci – bo i w
budowaniu wszystkiego Niwa by lepszy. Taki druh – lepszy ni obcych dwóch. Broz o zagada o
tym nie bezpo rednio. Zacz ogródkiem.
- Przysz o na S owian niebezpiecze stwo – powiedzia w chwili odpoczynku pomi dzy wicze-
niami – ten król Niemców, Henryk, jako nie d y do zdobycia tytu u cesarza Rzymu i ca y swój po
my lunek kieruje na zdobycie naszych ziem mi dzy ab i So aw a Odr i Nys
yczan. Ujaw-
ni nazwy marchii, czyli zamys ich zdobycia i urz dzenia po swojemu, powyznacza margrabiów
do opanowywania tych krain...
- Aha – powiedzia Niwa i zapad o milczenie.
Nie doczekawszy si niczego wi cej, Broz o powiedzia :
- Nie chcesz powiedzie – co o tym s dzisz?
- 26 -
- Nic nie s dz – powiedzia Niwa – ja mam by zaradny, spostrzegawczy, pr dki, wytrzyma y i
silny. Czy masz do mnie zastrze enia? Bo mo e mnie zamieni kto inny i z nim by
wiczy ...
Mnie tu szykuj na ochroniarza kogo ode mnie zmy lniejszego, m drzejszego. Nie b
u ytkow-
nikiem, ja mam by wykonawc . Mnie nawet zakazali...
- Przecie jak tylko we dwóch jeste my, to mo em pozwoli sobie na szczero ?...
- Tobie nie zakazali, to sobie pozwalaj.
- Pozwol sobie powiedzie , e my lenie tylko o jednym czyni z cz owieka g ba, tedy b
ci
przekazywa to, o czym mnie mówi na zaj ciach o wiecie. Lubi ci , a jeszcze wi cej polubi ,
je li g bem nie b dziesz.
- Przekazuj – powiedzia Niwa.
- W Czechach ksi ciem mia by Boles aw, a wybrali Wac awa – jego brata. My jednak by my
woleli,by obrali kogo z rodu S awnikowniców z Libic. A tych i Wac aw,i Boles aw radzi by w
-ce wody utopi , bo potomkowie S awnika Niemców nienawidz .
- Wiedzia em o tym – powiedzia Niwa i chwyci Broz zapa niczym chwytem,r bn nim o
zie-mi , a potem powiedzia , e to za nazwanie g bem.
Tedy wszystko toczy o si nadal utartym szlakiem, przy czym Niwa stawa si ro lejszy i nabie-
ra cia a, a post py Broz y ros y wolniej ni Niwa. Zapowiada o si chyba na uleg
Broz y
wobec m odszego, czy co?
* * *
Którego dnia Broz powiadomiono, e ma si nazajutrz rano stawi w izbie Magnorda. Czy by
donios o si , e Broz o jest s abszy od Niwy?
Z pocz tku na to wygl da o, bo Magnord powiedzia , e Broz o ma przewag nad wszystkimi
tutejszymi uczniami – jak chodzi o si woli.
- Ty – powiedzia Magnord – jeste g ównie rozumem i wol . Za Niwa jest rozumem i uporem.
- Jaka jest ró nica mi dzy wytrwa
ci z w asnej woli,a wytrwa
ci z w asnego uporu? - Bro-
o wola si tego dowiedzie ni wymy li odpowied .
- Wola podlega rozumowi, a upór cz sto nad rozumem przewa a – powiedzia Magnord. - Lecz
ja ciebie w innej sprawie wezwa em. Sko czylim twoje kszta cenie. Reszta jest twoj spraw , two-
im jakby zadaniem domowym. Jest zamys i przymiarka, aby ty zosta moim nast pc w tej
szkole.
- Jaaa?! Przecie jam jest uleg y wobec... - Broz o nawet si nie zmiesza – by tylko bezgrani-
cznie zdumiony.
- Nie dzisiaj ani jutro – powiedzia Magnord. Przypuszczam,
odziedziczy po przodkach co
nadzwyczajnego. To przyjdzie z czasem, spostrze esz to z nag a. A na razie ucz si ludzi. Troch
pozwiedzamy teraz szko , aby wiedzia co-nieco o swoim przysz ym miejscu pracy.
Magnord wsta z zydla i poszed przodem. Broz o drepta za nim krok w krok, rozgl daj c si
badawczo na boki, bo wchodzili w miejsca dla niego ca kiem nowe. Schodzili po schodach. Kilka
poziomów schodów... To to dó wielki musia kto wykopa ... Zeszli do korytarza z md ym
wiat em, s cz cym si ze styku cian z powa . Magnord dotkn jedynych w tym korytarzu
drzwi.
Rozsun y si bezszelestnie i pokaza a si wielka sala z jasnym wiat em, cho Broz o nigdzie nie
widzia okna, wiecy, kaganka, pochodni, lampki oliwnej ani ogniska. wiat o bez ród a jasno ci...
- Przodkowie nam to wiat o ostawili – powiedzia Magnord – wieci, cho my nie wiemy dla-
czego. Mo e ty to kiedy odgadniesz albo zbadasz... Tako sucho sama si tutaj zachowuje, a to
jest zbudowane na ziemi bagnistej... Kurzu równie nie ma – je li nasypiesz kupk piasku i sobie
pójdziesz, to przy ponownych odwiedzinach ani py ku w ca ym pomieszczeniu nie najdziesz.
Spojrzenie Broz y pad o na rz d skrzy , stoj cych pod cian . Kilkadziesi t skrzy ?... Mo e po-
nad sto?...
- To ksi gi – powiedzia Magnord.
- Stare, po przodkach – powiedzia Broz o, a Magnord u miechn si , jakby z zadowolenia.
- Nie s na wierzbowych wiciach pisane – powiedzia Magnord. - Na glinie robiono rzezakiem
znaki i kawa ki gliny potem wypalano. Po drodze gliny nie by o i czasu na wypalanie brak o, tedy
na dzisiejszej Rusi kor brzozow do pisania stosowano, a u nas wierzb – to co pod r ka i jest tego
- 27 -
Du o.
- Sk d ta droga? - spyta Broz o. - O jej pocz tek pytam.
Magnord usiad na pod odze, skrzy owawszy ydki przed sob , w czym go Broz o na ladowa .
Widocznie prze
ony szko y by ju zm czony, to schodzenie po licznych schodach musia o by
dla cz owieka w sile wieku ci kim wysi kiem
Gdyby si znudzi , to przerwij opowie – powiedzia – w ka dej chwili b dziesz tu móg
powróci i wszystko przeczyta , us ysze ...Wszelako – tak przypuszczam – dopiero po wielu
latach, a mo e nigdy...
- Teraz chc us ysze rzeczy najwa niejsze – powiedzia Broz o.
- Po stworzeniu przez Boga – mówi Magnord – wiat nie wygl da tak, jak teraz go widzimy.
By jeden zwarty, wielki l d i jeden wielki ocean, naoko o onego l du. Do takiego wiata, do
takiego l du Bóg stworzy Praprzodków i ich porozmieszcza gdzie na onym l dzie. ydowskie
pismo nie musi oszukiwa – Bóg móg mie jakowych swoich ulubie ców i ich Praprzodków
zostawi w pobli u siebie, powiedzmy w jakim cudnym ogrodzie – w raju. Owi wybra cy bardzo
Bogu bru dzili i za to nie aska ich ci giem spotyka a – a to wygnanie z raju, a to potop. Bóg mo e
chcia tych swoich ulubie ców naprostowa , na dobr drog sprowadzi ci kimi dopustami. A
przy sposobno ci i innym ludziom, albo nawet ludom si obrywa o. Ten pierwotny, wielki l d
pocz p ka i wielkie jego cz ci odrywa y si , p yn c gdzie na boki po p ynnym rodku Ziemi.
Do tej pory jest on p ynny i czasem wylewa si w postaci gor cej, rozpalonej magmy na wierzch,
tworz c law . Niektóre cz ci, ju pi knie urz dzone przez jakie ludy, zosta y zniszczone – na
przyk ad przez wzajemne zderzenia, czy przez straszliwie wielkie i mocne fale oceanu, wywo ane
przez te ruchy kawa ów pral du. Na przyk ad zgin przez to wielki ostrów bardzo dobrze
urz dzony i zagospodarowany o nazwie Atlantyda. Wszystkie plemiona s owia skie znalaz y si na
ostrowie Hindia wraz z wieloma innymi ludami, tak e z cz ci Germanów. Inna cz
Germanów
znalaz a si , sama jedna – bez innych ludów, na ostrowie Greenlandia. Hindia p yn a przez wieki
wieków na pó noc, a wszystkie ludy na niej zaznawa y najpierw czasów coraz gor tszych, apotem
umiarkowanie ciep ych. Zmienia a si na Hindii ro linno , coraz lepsze mia a warunki, coraz jej
by o wi cej. Ale Hindia jakby dogania a t cz
pierwotnego l du, która oderwa a si wcze niej i
ju by a na pó noc od pasa ziemskiej gor co ci. Wreszcie si z t pó nocn cz ci prawie
zetkn a. Kto yw przygotowywa si do opuszczenia Hindii – mog o by tak silne zderzenie, e
trz sienia ziemi zabij wiele ludzi, e wielkie fale powstan i potop, e wulkany zaczn wybucha .
Pierwsi, morzem, na okr tach opu cili Hindi Czarnog owi. Osiedli na ziemi mi dzy dwoma
wielkimi rzekami i tam zak adali swoje pa stwa. Cz
z nich dotar a nad rzek Nil i tam osiad a.
Potem ró ne ludy z Hindii wychodzi y, przy piesza o si wychodzenie stamt d, kiedy Hindia ju
si zwar a z dognanym przez siebie l dem i na napiera a, wypi trzaj c bardzo wysokie góry.
owianie wyszli stamt d mniej wi cej w czasie narodzenia Jezusa. Do rzek Wezery i Werry szli
ponad trzysta lat. Stopniowo osadnictwo s owia skie tak si ukszta towa o, jak to pami tamy i z
zapisów wiemy, e z Karolem Wielkim graniczy o na zachodzie, z Bizancjum na po udniu i z
górami Ural na wschodzie. Potem z Greenlandii ucieka y coraz to nowe plemiona germa skie i
stara y si zabiera ziemie S owianom. Trwa to nadal, a my chcemy to powstrzyma .
- Pewno podczas tych w drówek wiele rzeczy zosta o zapomnianych – powiedzia Broz o – jak
cho by tajemnica owego wiat a – wskaza rozja nione ciany i powa izby.
- Niekiedy to na dobre wysz o – powiedzia Magnord. Ludzie nauczyli si krzy owa ze sob
ró ne ro liny i ró ne zwierz ta. Z tych krzy ówek wyrasta y potwory. Gdyby nie wzajemne wojny
mi dzy tymi maszkarami, to ludzie mogliby by przez w asne wytwory wyniszczeni. Niekiedy,
ydzi tak napisali, miesza si do tego Bóg i niszczy stwory oraz ludzi, robi cych krzy ówki. Przez
Boga zosta y zniszczone miasta Sodoma i Gomorra. A niekiedy z tych wojen straty by y...
Czarnog owi nad Nilem zaprz gli jakie stwory do budowy wielkich kamiennych sto ków, z
o-
nych z kostek obrobionych do wielko ci i wagi, które mog unie dopiero dwa tuziny m ów.
Ludzie, nawet ze sto tysi cy budowniczych gdyby si do tego u
o, stawialiby tak budowl par
setek lat. A stwory i ludzie z nimi – przez trzydzie ci lat, a nawet pr dzej.
- Chrze cijanie powiadaj , e my czcimy wielu bogów. Jak przekona kogo , e my jeno
jednego Boga znamy? - Broz o patrzy na Magnorda wyczekuj co.
- 28 -
- Gdyby wiat urz dza o wielu bogów, to on nie by by taki zrównowa ony. Przy jego tworzeniu
jedna my l musia a przy wieca – wszystko ze sob wspó gra, wszystko si zaz bia. Jeno ludzie,
maj cy od Boga woln wol cz sto szkodz
wiatu swoim brakiem my lenia o skutkach swoich po-
czyna .
- B dzie mi wolno tu wróci , abym móg zapozna si z tymi ksi gami w skrzyniach? – zapyta
Broz o?
- Zg osisz si wtedy do wskazanej osoby i przywioz ci tutaj – rzek Magnord
- Sam trafi – powiedzia Broz o.
- Mamy tu takiego jednego, co mówi podobnie – powiedzia Magnord - Pójdziem do niego, by
go móg pos ucha .
Tym razem musieli po schodach wchodzi . Zanim doszli do w
ciwego poziomu Magnord od-
poczywa trzy razy, a do w
ciwego korytarza wszed mocno zadyszany. W tym korytarzu drzwi
by o wiele, a wszystkie zamykane z zewn trz na skobel. W ma ej izdebce, na wyrku z po ciel
siedzia ch opak nieco m odszy od Broz y. By rudy. Pod br zowo
tymi piegami mia bia ,
yszcz
skór .
- Ty zdo
pozna drog z zewn trz do szko y? - zapyta ch opaka Broz o.
- Nie by o trudno – mrukn ch opak. - szed em za tymi, co st d wynosili wór. Potem skrada em
si za nast pnymi do innego miejsca. I tak cztery razy, a rozpozna em miejsce na zewn trz – ju
tam by em, kiedy zak adali mi na g ow worek, wprowadzaj c mnie do rodka.
- Jednak jeste tutaj, a nie poza szko – zauwa
Broz o – powiesz dlaczego ci si nie uda o?
- Je li mnie wypuszcz ...
- Mo e on st d wyj ? - spyta Broz o, patrz c na Magnorda.
- Je li zar czysz, e nikomu niczego nie wypaple...
- Zar czam – powiedzia Broz o. - Przekaza bym go jego rodzinie z pro
o przypilnowanie ta-
jemnicy trafienia tutaj.
- Ja jestem Chwa ek z Na czów – powiedzia ch opak. By em tu szykowany na towarzysza
nast pcy Magnorda. Zagapi em si w znanym mi ju miejscu i oni mnie spostrzegli. Z apali i teraz
musz porz dek robi po tych, co ksi g u ywaj , a na miejsce zapominaj w
. Nie chcia em,
ale to warunek dostawania strawy, wody, pralni i
ni. Wyjd st d?
- Wyjdziesz – powiedzia Magnord – za ma o pracujesz, a za du o jesz i pijesz. T usty si robisz
- Wezm go ze sob – powiedzia Broz o.
Po odwiedzinach u Chwa ka Magnord wzi Broz do siebie, na stole sta y owoce, wnet przy-
niesiono niadanie, Broz o jad , bo dosta zezwolenie, równowa ne z nakazem, a Magnord mówi :
- Ten Na cz jest z Polski, z Kurowa. Nie mam pewno ci, wszelako zaleca bym ostro no – jak
dot d wszyscy spotkani przeze mnie Na cze nie grzeszyli skromno ci . Byli przem drzali i
niczego im nie mo na by o wyt umaczy . To niby nic, to si zdarza. Atoli „moi” Na cze nigdy
nikogo nie s uchali, je li ich przem drza
im podpowiada a, e rozkaz jest niekorzystny – oni
wtedy byli gotowi nawet na zdrad , byle ich zdanie by o na wierzchu. Chwa ek e, e zna drog . Ja
sam jej nie znam i nie chc zna . Gdyby mnie wrogowie pojmali, to mogliby od znaj cego drog
wydoby zeznanie i tu trafi ... Cz
drogi na pewno jest przez wod i musi by do tego u ywana
ód . A Chwa ek nic o odzi nigdy nie wspomnia ... Ksi ciu Leszkowi to powiedz, ale nie sam –
przez kogo , mo e przez nibypog osk ... To bardzo m dry cz ek, Tak m dry, e g upiego umie
uda Ty si tego musisz nauczy . D ugo milcz zanim co m drego powiesz. Ja wiem, e Na cze
niektórzy brali srebro od Niemców... Trzeba patrze , czy który za du o nie wydaje... To niezbyt
zamo ny ród, który chce si z Ma opolski przenie bli ej Gniezna i Poznania. Nie dziw si , kiedy
ci jacy ludzie pomaga , strzec ci . Szko a ma swoich pomocników w wielu miejscach.
* * *
Przyszli po niego w nocy. Zbrojni, ro li, oczy mieli zimne jak stal. Sam sobie za
na g ow
podany worek. Prowadzili go, nie li, na ód wk adali. Wielokrotna zmiana kierunku. Po zdj ciu
worka zobaczy jeszcze dwie osoby z zas oni tymi g owami. Kazano mu zdj im worki. Pod
jednym schowana by a twarz Magnorda. A drugi worek zakrywa twarz Niwy.
- A Chwa ek? - spyta Broz o.
- 29 -
- Kiedy mu rzeczono, e w niewol b dzie sprzedany, rzuci si na stra ników i ju nie yje – po-
wiedzia Magnord. - Niwa jest twoim pomocnikiem i ochroniarzem. Ja z wami nie pójd .
- Chc spyta – powiedzia Broz o – o przysz
. Czy w tych ksi gach...
- Tylko tyle – powiedzia Magnord, e ko o dziejów ma dziesi tysi cy lat, a w ka dym obrocie
tego ko a ludzie powtarzaj stare b dy, bo rzadko kto zagl da do przesz
ci. Sztuk jest unika
starych b dów...
- 30 -
Rozdzia V
Niwa
Niwa sta si jaki dziwny – ca kiem nie taki jak w szkole. Sam nigdy prawie nie zaczyna
rozmowy – tylko na pytania odpowiada i to bardzo zwi le, najlepiej jak sylab lub jednym
owem. Pokonywali dziennie dziesi mil (50 kilometrów), troch wilczym truchtem,a troch zwy-
czajnym, cho wyci gni tym krokiem. Pr dko wyznacza Broz o – Niwa zawsze by z ty u. Tylko
czasem Niwa mówi , e musi na chwil skr ci w bok, albo pobiec do przodu. Broz o podejrzewa ,
e te kawa ki kory sosnowej z garstk poziomek, malin lub buczyny s sprawk Niwy. Broz o
powiada – dajmy na to – e przy najbli szym ruczaju lub strumyku stan na obiad, dochodzili do
strumyka, a tam, na polance – kora z owocami lub orzeszkami... Broz o mówi – we my dla
przyk adu – e przy strumieniu jakim b
musieli na nocleg stan , cho by to mia o by przed
po udniem, bo trzeba nogi wywietrzy i wymoczy , odzie z potu wysuszy . Niwa powiada swoje:
- Musz do przodu, bieg sobie, wkrótce powraca i powiada , e znalaz niez e miejsce nad rzek ,
gdzie si da odzienie wypra i wysuszy i samemu wypluska , a wnet to miejsce znajdowali, a tam
owe kawa ki kory z le nymi po ytkami i sporo drew na ogie zdatnych.
Je li to nie Niwa, to kto? Mo na by o cjchcem za Niw pod
i podpatrze , wszelako –
prawd rzek szy – to nie mia o jakiego zasadniczego znaczenia, bo sz o o ma e rzeczy. Czy to wa -
ne – kto? Mo e Niwa, mo e krasnale, mo e jakie dobre duszki?... Zreszt wkrótce si okaza o, e
musieli by jacy pomagacze, chc cy si przys
w drowcom. Oto wieczór si zbli
, Broz o
zaczyna si rozgl da za sposobnym miejscem na wieczerz i nocleg, kiedy naraz Niwa dostrzega
w lesie jaki odblask wiat a i namawia , by sprawdzi – co to tak wieci. Szli sprawdzi i znaj-
dowali p on cy ogieniek i warz
si nad nim kasz ze skwarkami ze s oniny. Albo ognisko,
posi ek i sza asik na nocleg sposobny.... A par razy znale li obok przygotowanego stosu drewna
przygotowany do pieczenia udziec m odej sarny. Innym razem znale li kawa przyprawionego do
pieczenia, nadziany na ro en kawa dziczego karku – tylko ogie zarzec i obraca kark nad p omie-
niami. Mo na si by o potem zastanawia , czy lepszy jest pieczony dzik, czy te zaj ce sprawione,
przygotowane do pieczenia...
Sta o si
atwe do przewidzenia, e po doj ciu do szerokiej rzeki, kiedy trzeba b dzie znale si
na jej przeciwleg ym brzegu, napotka si – przypadkiem – hmm.., jakiego m czyzn z ódk ,
który – przypadkiem – wybiera si na drugi brzeg i potrzebuje dwojga ludzi do obci enia ódki, bo
on nie lubi, gdy mu dziób odzi za wysoko nad powierzchni wody sterczy... Broz o ju nawet brwi
ze zdziwienia nie podniós , kiedy – doszed szy do go ci ca – natkn li si na dwa uwi zane do
krzaka leszczyny wierzchowce z u dzienicami i siod ami. Po pewnym czasie, zrobiwszy tego dnia
ponad dwadzie cia mil, musieli skr ci w puszcz , bo go ci ca jako nikt nie nakierowa w dob-
rym dla nich kierunku. Wtedy Broz o, uwi za oba konie przy krzaku leszczyny i wiedzia , e kto
o nie zadba. Jeden raz – nawet wóz si trafi ... Akurat Broz o pi
sobie obtar i musia by par dni
odpoczywa , bo otarcie atwo przemieni si mo e w ran i wtedy o podró owaniu pieszo nie ma
mowy. Niby pewno ci nie by o – to wszystko mog y by prawdziwe przypadki. Mo na to by o
sprawdzi , ami c sobie, na przyk ad, nog . Je eli wtedy trafi by si lekarz i powóz, to ju
tpliwo ci adnej by nie by o. A takiej próby sprawdzaj cej nikt nie zamierza zrobi , atoli
przyjemnie by o pomy le , e ma si na zawo anie dobre duchy, strzeg ce podró nych, a przy boku
opieku czego towarzysza, któremu pieczone go bki same wlatuj do g bki. Przypuszczalnie to on
by tym szcz ciarzem, którego nie omija y szcz liwe „przypadki”, to on – znikn wszy na troch –
napotyka owych pomocników i zleca im wykonanie pos ugi w imi Magnorda.
Niwa zacz si po takich odpoczynkowych dniach na wozie lub na koniu zachowywa jak
siódme nieszcz cie – skrzywiony by , je nie bardzo móg , le sypia .
- Chory ? - spyta Broz o.
- Nie zrobi em dzisiaj adnych wicze . Rdzewiej od bezruchu – powiedzia Niwa. Jutro bym
przebieg z pi mil, odpocz przy obiedzie i znowu pi przebieg . Ale musz ciebie pilnowa ...
- To ja przebiegn si z tob – ofiarowa swój udzia Broz o.
Nazajutrz
owa tej ofiary – sam sta si ofiar . Gdyby kroki, chody konia nazwa st pem,
truchtem, wyci gnietym k usem, lekkim galopem i wysilonym galopem oraz cwa em, to jego w as-
- 31 -
ny bieg, który wy wiczy w szkole by by wyci gni tym k usem a bieg Niwy – wysilonym galopem.
Na dwa susy Niwy Broz o musia robi swoje trzy kroki. Tak samo by o z liczb i g boko ci
oddechów. Niwa oddala si od Broz y, chocia ten stara si biec tu za nim. Jak e ch tnie Broz o
napotka by teraz jaki „przypadkowy” wóz... Wreszcie z gard a Broz y wyrwa si okrzyk:
- Niwa!. Zaczekaj! To dla mnie za pr dko!
Reszt dnia Broz o bieg jako pierwszy. Mia wy wiczony wilczy trucht – bieg d ugotrwa y, z
ustalonym rytmem serca i oddechu, ma o si zu ywaj cy. Niwa najwyra niej mia wy wiczony
galop ma o wysilony, dla niego odpowiedni, te nie zu ywaj cy jego zapasu si . A wieczorem
Broz o wzi Niw na spytki. Dowiedzia si , e Niwa wiczy w szkole od male ko ci, a ponadto
pochodzi z plemienia Wilków, szczegó owiej mówi c z od amu tego plemienia pod mianem Luci-
ców.
- To rodzaj zakonu – powiedzia Niwa. O enek nast puje po czterdziestce, a wcze niej zamiast
mod ów s
wiczenia cia a. Lucice s jednak znacznie s abi od innego od amu Wilków – od
Lutyków. Lutyk my li jeno podczas walki – jest bardzo skutecznym narz dziem w boju, zasadzce,
w ochronie. Poznasz go po warkoczykach – w osy strzy e co dziesi lat, a odro ni te poni ej
barków zaplata w liczne, cienkie warkoczyki. No i po zaro cie mo na pozna , bo goli si jeno
cztery razy w ci gu dwunastu miesi cy – dwa razy podczas równonocy, raz przy najd
szym dniu i
raz przy najd
szej nocy. Szkoda, e nie jestem Lutykiem. Mia by wtedy ochroniarza nad
ochroniarzami. Ja si staram Lutyków na ladowa w my leniu – poza chwilami walki ma by
oboj tno , sen albo wiczenia.
- Powiadasz od male ko ci w szkole... - Brozno by zamy lony – Czy ty jeste synem Mag-
norda?
- Nie zgad
– powiedzia Niwa – wszelako bardzo tego
uj , Magnordowi przyda by si syn,
bo on od dawna wdowcem jest i pewno samotno mu dokucza.
- To mo e do niego wrócisz? - spyta Brozno.
- Nie adnie czynisz – powiedzia Niwa – w szkole móg bym tob za kpin waln o pod
e,
teraz mam ciebie ochrania i musz bez niczego puszcza p azem twoje docinki. K ad my si spa ,
bo jutro od rana biegniesz. Nie mo em limaków na ladowa , bo zima nas w drodze zastanie, a
sposobnej odzie y nie mamy.
- Przecie wiadomo, e podrzuc - mrukn , ju usypiaj c, Broz o.
Rano Niwa dowiedzia si o zmianach w przebiegu podró y – po niadaniu Broz o b dzie biec
do po udnia, a Niwa zostanie i odb dzie swoje wiczenia. Broz o przygotuje obiad, Niwa akurat
dobiegnie, a po obiedzie pierwszy wyruszy i wieczerz oraz nocleg przygotuje.
- Nie godzi si , bym zostawia ciebie przypadkom na po arcie – obruszy si Niwa, lecz spoj-
rzenie Broz y musia o mie du y ci ar gatunkowy, bo Niwa powoli jakby mi
, waha si , w
ko cu r
machn i powiedzia , e b dzie pos uszny.
Nast pnego dnia droga pokonana do obiadu by a dziwnie krótka – mo e ze dwie mile. Niwa
dobieg kiedy obiad by gotowy. Podczas obiadu powiedzia , e do wieczerzy pokona nakazany
odcinek drogi, wi c eby si Broz o nie zdziwi , i dotrze na wieczerz gdzie w rodku nocy, a ju-
tro ca a nakazana droga musi by te pokonana, wi c zostanie zbudzony na d ugo przed witem.
Krótko po obiedzie Niwa ruszy swoimi d ugimi susami na wschód. Za Broz o usiad przy dopala-
cym si ognisku i czeka . Je li si nie pomyli , to powinien si doczeka . A je li pope ni w
my leniu omy
, to Niwa pojawi si przy nim nast pnego dnia z samego rana.
Doczeka si . Niedaleko trzasn a ga zka – znak d wi kowy og aszany wiatu: przechodzi
ci ki stwór i nieopatrznie nadepn na suche drewno. Przez przerwy mi dzy pniami drzew i przez
ga zie wida by o chybotanie si odgarnianych na boki ga zek sosenek z samosiewu. Wreszcie
da o si zobaczy cz owieka - szed nie kryj c swojej obecno ci, tedy nie wróg. Podszed do resztek
ogniska. Pozdrowi .
- M odo jest zawzi ta – powiedzia – wybaczcie Niwie i nam – trzeba m odych szkoli , a przy
was Niwa wiele skorzysta.
- Potrzebuj konia wierzchowego – powiedzia Brozno.
Przybysz gwizdn , zatupota o, trzaska o wiele ga zek. Nadbiega y dwa osiod ane konie z
dzie
- 32 -
nicami,
- Je li pozwolicie, b
przy was – powiedzia przybysz – tak b dzie atwiej ni kry si w od-
daleniu i w g szczu. Jeno Niwie nic nie powiadajcie – niech smyk s dzi, e radzi sobie bez b du.
* * *
Dym ogniska da o si wyczu z daleka. Przybysz zabra konie, a Broz o poszed ten kawa ek
pieszo. Piecze nad ogniem pachnia a przyjemnie. Niwy nie by o. S ycha by o ciurkanie strumyka.
Gdzie za drzewami?..
Poszed w kierunku tego ciurkotu. To by rodzaj staweczku, do którego strumyk wpuszcza swoje
wody z wysoka, a wypuszcza kr
nitk nieco poni ej. W stawku naga posta czesa a swoje
mokre w osy grzebieniem o rzadkich z bach. Br zowy grzebie by chyba z szylkretu. Albo z
szyldkretu – to wszystko jedno – jedni tak mówi , inni nie tak... Ta posta ... Niwa by a
dziewczyn !
- 33 -
Rozdzia VI
Tajemnice
Siedzia przy ognisku nieruchomo, jakby kij po kn . S ysza , e nadchodzi, powinien si chyba
odwróci , a jednak nadal wpatrywa si w p omyki ognia i zastanawia si – co powinien
powiedzie , albo – co powinien zrobi . Magnord musia , chyba, wiedzie , e kszta ci podwik ? Czy
mo liwe by o ukrywanie p ci osoby kszta conej w szkole przez wiele lat?
- Spostrzeg am, e podgl dasz – us ysza – i wtedy si odwróci . Patrzy z przyjemno ci . Nare-
szcie poj dlaczego chcia w szkole przyja ni z Niw – musia czu przez skór , e Niwa jest
jedynym wyj tkiem, od którego móg bez wstydu i z
ci odbiera ci gi podczas wicze – on po
prostu potrzebowa blisko ci z niewiast , czy niewiastk , albo cho by z podwik . Porzucony przez
Je yn znalaz ciep o niewie cie u O anki, lecz to nie by o co , co on sam wybra , to by o co
ofiarowanego prze O ank mo e z lito ci, co zast pczego. Co takiego – gdyby to do jedzenia
przymierzy – jak otr by i chleb z mas em. Otr by te da si zje i nawet trzewia zapchaj ,
wszelako ich smak i smak chleba posmarowanego mas em... Kto tego nie czuje, kto nie zna ró nicy
– niech spróbuje otr b.
- Nie podgl da em - powiedzia – ja nie wiedzia em i szed em jak do ch opaka.
- Widok mo liwy do zniesienia? - spyta a niby to oboj tnie, lecz zalotne spojrzenie mówi o, e
to oboj tno udawana.
- Jeste pi kna i zgrabna – powiedzia – atoli swoimi wiczeniami zepsujesz sobie wygl d.
Mnie nie podobaj si kanciaste niewiasty.
- Ale si napatrzy – u miechn a si kpi co - do dwudziestego pierwszego roku ycia ani
jednej nie ogl da
bez odzienia. Dopiero teraz. Dopiero mnie. Nie masz porównania.
- Wyobra nia podpowiada... Chcesz nadal mnie ochrania , czy wracasz? Magnord... Ty jego
córk ?
- Tym razem trafi
. Je li wróc i si wyda, to on b dzie wyrzucony, a mo e jeszcze jaka wi -
ksza kara b dzie mu wymierzona. Chcesz tego?
- Jakbym chcia ciebie za on , to od ciebie nie odejd do szko y. A mam, pono, by nast pc
Magnorda. To si wcze niej czy pó niej wyda. Ja bym ciebie zabra do szko y.
- Niekoniecznie musia oby si wszystko wyda . Zwierzchnika nikt nie zapyta o ojca jego ony.
Zreszt – zwierzchnik mo e nie chcie odpowiada na pytania. A po wtóre - sk d taka my l w tobie
o o enku ze mn ?
- Sama mówisz, e innej nie widzia em. Lecz nie odpowiedzia
na pytanie o ch ochraniania
mnie.
- Bardzo chc – powiedzia a g osem zd awionym, jakby jej w asne serce utrudnia o mówienie,
zatykaj c wzruszeniem gard o.
- Tedy koniec z twoimi wiczeniami. Lekkie przebie ki, przechadzki, zwyczajna praca codzien-
na... Masz szesna cie lat. Za dwa – trzy lata moglibym si zwi za .
- Wykonam polecenie – powiedzia a Niwa – zaprzestan
mudnych wicze . Jednak prosz ,
by nikomu nie zdradza , e wiesz... Potem si gdzie zaszyjemy i dopiero wtedy mnie poka esz,
kiedy ju b dzie mo na tacie mojemu nie zaszkodzi . Dobrze?
- Dobrze. Za atw na jutro wóz kupiecki. Mo e by na pó niej, to sobie tu odpoczniemy, poga-
damy o Polsce...
* * *
Odt d podró owali wozem, wioz cym „na sprzeda ” bro i uzbrojenie. Wóz by zaprz ony w
par ci kich koni, ko o niego zawsze kr ci y si trzy konie wierzchowe pod uzbrojonymi je
ca-
mi. Broz o opowiada Niwie o prawdopodobnych rzeczach,które mog w Polsce zasta i o ludziach,
przed którymi b dzie trzeba strzec ich wspólnej tajemnicy. Najpierw ojciec i O anka. Potem ksi
Siemomys , Arsenna, ksi
Leszek i ksi na Gizella. A nade wszystko – czterech synów Arsenny i
Siemomys a.
- Bolko, Czcibor, wiatos aw i Mieszko maj po siedem lat - powiedzia . - Uczy em si o
zachowaniu dzieci z porodu wielorakiego. Wygl da na to, e z czterema czartami b dziem mie do
- 34 -
czynienia. Tylko im nie pokazuj chwytów i rzutów, bo ca y wiat do góry nogami
powywracaj .
A jak pob dziem troch w Krakowie, to do Lubyczy pojedziem, bom tam jeszcze nigdy nie by .
Tato mój dosta to od ksi cia Leszka jako dobra, przys uguj ce wodzowi dru yny. Ty do
dru yny nie b dziesz mog a, bo tam co par dni wspólna
nia dla oddzia u... Chyba eby na jak
wypraw wojenn ....
Tak sobie gaworzyli podczas podró y, jeno ranki i wieczory po wi caj c na wiczenia cia a. On
coraz bardziej si upewnia , e Niwa mu si podoba i chcia by z ni by , chcia by stanowi z ni
ten rodzaj wspólnoty nakazywanej przez pisma chrze cijan – i odt d b
stanowili jedno cia o i
jedn dusz . Bynajmniej nie zamierza popuszcza cugli swoim pop dom, nie mia zamiaru da
rozpasa si jakiemu po daniu cielesnemu – uzna , e Niwa jest za m oda na ci
i dziecko, a to,
podczas zaspakajaniu nieujarzmionych chuci zawsze mog o si zdarzy . Ona z dawna marzy a o
kim takim jak Broz o. Nie by a jednak pewna, czy w
nie o nim samym, czy jeno o kim do niego
zbli onym usposobieniem i wygl dem. Jej niewie cia natura i chcia aby, i nie chcia a – wola aby
raczej poznawa innych, porównywa , poprzebiera jak w ul ga kach, poczeka na samoistny
wzrost pot gi uczucia... Gdyby on chocia poca owa ... On na pewno jej nie mi uje?... Gdyby
mi owa , to przynajmniej za r
by trzyma , kiedy id sobie przez puszcz i nikogo o mil od nich
nie u wiadczysz... A on – nic...
Przed samym Krakowem poprosi a jeszcze raz, by jej p
pozosta a dla innych tajemnic , bo
je li si wyda, to wnet wszyscy naoko o zaczn ich dwoje uznawa za narzecze stwo, prze miechy
si zaczn , e ona do niego lgnie i nie opuszcza go ani na pó kroku... On si zgodzi , a powinien
og osi swoje mi owanie i danie zawarcia ma
stwa. Có – pomy la a – on nie kocha.
Wjechali pod Wawel jako dwaj m czy ni, z których nieco ni szy by ochroniarzem nieco mo-
carniej wygl daj cego. Kiedy wysiedli, wóz i towarzysz cy mu woje ruszyli dalej i wnet tylko
zanikaj cy turkot kó po nich pozosta – lad s yszalny, lecz niewidzialny.
* * *
Mówi si o tajemnicy Poliszynela. Poliszynel jednak ró ne rzeczy jako tajemnice przedstawia .
Najcz ciej „ujawnia tajemnice” w rodzaju, e w
nie jest dzie , bo wieci s
ce, lecz nikomu o
tym nie mówcie, bo lepiej eby to wiedzieli jeno wybra cy. Wszelako zdarza o mu si , mo e bez-
my lnie, i rzeczywiste tajemnice ka demu powtarza . Ka demu kto chcia s ucha i ka demu, kto
ucha nie chcia . I ka demu przypomina – nie rozpowiadaj! W ko cu nikt do gadaniny
Poliszynela nie przywi zywa wagi, wi c on pokaza sposób na zachowanie tajemnic prawdziwych
– nale y je powierza Poliszynelowi, lub komu do niego podobnemu i niech e on sobie trajkocze
gdzie chce i komu chce – nikt nie zauwa y, e powiedzia co naprawd znacz cego. A nawet jakby
si w kim podejrzenie zrodzi o, e us ysza co wa nego, to machnie r
, bo us ysza od
Poliszynela...
Stra nikom ani si nie ni o wpuszczanie jakich tam dwojga m okosów do osobistych komnat
ksi cia Siemomys a albo ksi nej Arsenny. Tylko dzi ki wymownemu spojrzeniu Broz y dowódca
stra ników poradzi Bro le, aby si zg osi nast pnego dnia rano. Wtedy ksi
z ma onk b dzie
przyjmowa skargi prostych mieszka ców Ma opolski. Wprawdzie zapisy s z wyprzedzeniem
miesi cznym, ale je eli Broz o mówi prawd i jest rzeczywi cie z ksi ciem spokrewniony, to poza
kolejno ci na pewno zostanie przyj ty.
Boga tam! Czekaliby na przypadkowe spotkanie gdzie na rynku lub na paradzie dru yny, któ-
rej ksi
z ma onk raczy by si przygl da i zaciekawi oby go machanie r kami tych dwojga,
zanim stra wtr ci aby, podejrzanie wymachuj cych, daj cych jakie znaki – mo e zamachowcom,
do najciemniejszego lochu. Jednak i tym razem Broz o nat
wol , spojrza na pokojowca, ten
podszed , wys ucha i kaza stra nikom wpu ci na samym pocz tku przyj .
Po wej ciu do komnaty Broz o zobaczy , e ksi na Arsenna nic nie straci a ze swoich powa-
bów. Trwa y jeszcze przygotowania do usadzenia ma onków, stawiano krzes a z oparciami i
wy ció
– jakby rodzaj tronów. Nia ki przekonywa y czterech ruchliwych otroczków do
opuszczenia komnaty, bo to nie zabawa – tu b
doro li i b
bardzo nudne rzeczy mówi .
Spojrzenie Arsenny pad o na wchodz
Niw .
- Zobaczcie, ch opcy – krzykn a – ciocia Niwa przyjecha a do was!
- 35 -
Cztery pary oczu nieufnie spojrza y na m skie odzienie Niwy i musia y nakaza czterem parom
nóg ca kowity bezruch, bo przecie malcy nie mogli w mgnieniu oka przyrosn do posadzki.
- Ale , Przylepeczko – powiedzia Siemomys – to dwaj m owie weszli. Gdzie ty t cioci wy-
patrzy
?
- To jest Niwa – upiera a si Arsenna. - A ten wy szy, to pewno jej narzeczony. Ale zi cia sobie
Magnord wybra ! Prawda, Niwa, e to twojego taty znalezisko?
Broz o znów musia si uciec do pomocy si y swojego spojrzenia. Tym razem posz o mu atwiej
i pr dzej,widocznie prawdziwe jest powiedzenie, e wiczenie wiedzie do mistrzostwa. Arsenna na-
tychmiast zamkn a usta i przymru
a oczy. Broz o powiedzia swoje imi i powiadomi , e przy-
bywa zza granicy, gdzie uczy si w szkole.
- Ach, to ty – ucieszy si Siemomys . - Znasz jakie obce j zyki? Niemiecki potrzebny i acina.
Uczy
si o podatkach? Bo mam tu go ci i szukam kogo , kto by im wyja ni dlaczego u nas nie
ma podatków. Z nieba mi spad
. A tym czterem urwisom piastun potrzebny. We miesz ich po
postrzy ynach? Do szko y dopiero za miesi c, a nauczyciele teraz wolny czas maj , bo letnia
przerwa w szkole. Aha, postrzy yny pojutrze. Ale wszystko przygotowane i ty ich dopiero po
postrzy ynach...
- Wola ksi cia – wola narodu – powiedzia Broz o.
Potem nie mo na by o niczego innego robi oprócz wyja nienia czworaczkom, czy Niwa jest
wujkiem, czy te cioci . Ostatecznie rozwi zanie znalaz Broz o, a Niwa je uprawdopodobni a.
- We cie pocz tek ze s owa wujek i pocz tek ze s owa ciocia – powiedzia Broz o. - Czy nie
wychodzi wam, po po czeniu tych dwóch pocz tków, s owo wuj-cio? To jest w
nie Niwa –
jakby wujek i ciocia w jednym s owie. Wujcio.
- Ja wam opowiem baj o zaczarowanej ksi niczce, która raz niewiastk by a, a drugi raz m o-
dzianem prawie tak dzielnym, jak wy wszyscy we czterech razem – ta obietnica Niwy wywo
a
kolejne chwile bezruchu czteroosobowej watahy m odzików prawie tak samo dzielnych, jak ów
bajeczny m odzian i dziewica w jednym ciele. A potem cztery dzieci ce r czki wyci gn y si ku
Niwie i pad o chóralne wezwanie kwartetu w stron Niwy:
- Chod opowiada ! Wujek Broz o te niech idzie.
Przebiegli doro li uznali to wezwanie za wtr cenie si Opatrzno ci w wyj cie ch opców z kom-
naty i byli bardzo zadowoleni. Przebieg e czworaczki postanowi y da Niwie i Bro le zadatek za
bajk i zap at za wyja nienie m tnego pomieszania wujka i cioci w jednej osobie. Dwóch wiod o
za r ce Niw , dwóch prowadzi o z ty u Broz . Potem nast pi o czujne rozgl danie si malców, mu-
sieli widocznie uzna , e czujno by a wystarczaj ca, bo bez wysi ku ods onili dwie ruchome
deski w jednej ze cian korytarza i wszyscy sze cioro weszli w korytarzyk dodatkowy, a lu ne deski
zosta y starannie w
one na poprzednie miejsce. Cztery paluszki na czterech wargach wystar-
czaj co powiadamia y Niw i Broz , e teraz trzeba milcze i zachowywa si tak cicho, jak mysz
pod miot , gdy kot nieopodal czatuje. Wypada o zaufa przemy lno ci ch opaczków, którzy –
zapewne – sprawdzili, e z korytarza nikt nie zauwa y zmiany po
enia desek w cianie. Zreszt ...
Bawi si ch opi ta, tedy odkrycie przez doros ych dzieci cych odkry ró nych zau ków nikomu
zaszkodzi nie mo e...
Korytarzyk by d ugi a w ski. Czterech malców w pewnej chwili rozproszy o si przy jednej z
jego cian . Zosta y odsuni te cztery malutkie klapki. Broz o i Niwa zostali przywo ani ruchami r k
do tych klapek i na ladowali malców w przyk adaniu oka do otworu powsta ego po usuni ciu
przeszkody dla wzroku. Te cztery otwory pozwala y widzie wn trza czterech komnat. Komnaty
by y puste, tedy malcy pozwolili sobie na szepty.
- Wszystko wida i wszystko s ycha – szept kwartetu doszed uszu Niwy i Broz y.
- Prawda, e o tym nikomu nie wolno mówi ? - odszepn a Niwa, a cztery paluszki na wargach
potwierdzi y przypuszczenie „wujcia”.
- To b dzie nasza wspólna tajemnica – wyszepta Broz o i przy
palec do warg.
- I to, e ja jestem przebrana za ch opaka – doszepta a Niwa, k ad c palec na wargach.
W przypadku Niwy i Broz y ta obietnica zosta a z
ona nader uroczy cie, bowiem oni musieli
przy tych ods oni tych klapkach kl ka – najwidoczniej otwory zrobiono dla niskich wzrostem lu-
- 36 -
dzi. Albo dzieci.
* * *
Sala posiedze i odpraw zdawa a si p ka w szwach od t oku w niej panuj cego. Tylko ksi
Siemomys , jego ochroniarze i Broz o oraz jego ochroniarz, Niwa, mieli jaki - taki luz. Ale powie-
trze bardzo si zag ci o i stara o si da obecnym do zrozumienia, e duchota mo e zosta zmniej-
szona przez otwarcie okien na sierpie , gotowy do poratowania wn trza swoim oddechem – te
ciep ym, ale wie szym.
Broz o stara si przedstawi ujemne strony ró nego rodzaju podatków. W dialekcie Sasów znad
morza, czasami wtr caj c zwroty j zykowe Sasów, przesiedlonych niegdy przez Karolingów, nie
zostawia suchej i czystej nitki na materii podatku od czego . Niwa pracowicie i dok adnie t uma-
czy a wywody Broz y na j zyk Polaków.
- Powiedzmy podatek od posiadanego maj tku – mówi Broz o.- Je eli maj tek nie b dzie pom-
na any, to po pewnym czasie ulegnie zmniejszeniu. Wtedy od mniejszego maj tku w adca dostanie
mniejszy podatek. Dojdzie do tego, e ów podatek tak bardzo zmaleje, i dla w adcy przestanie si
liczy – koszty dopilnowywania podatnika, ci gania i liczenia podatku stan si wi ksze ni li sam
podatek . Przewa nie maj tki s pomna ane, lecz mo na sobie wyobrazi srog zim , powodzie,
susze i inne kl ski w naturze, które doprowadz w adc do g odowania i proszenia o go cin tego
poddanego, któremu jeszcze co zosta o. Rzadko taki stan si zdarza, lecz jego mo liwo wykazuje
dno za
enia, i wielko podatku powinna by zale na od wielko ci posiadanego maj tku.
Taki podatek mo e równie doprowadza do n dzy poddanych, czyli podatników. Powiedzmy, e
bogacz zrobi du e zakupy, wzi po yczki, bo mu si zdawa o, e wielka korzy i pomno enie
jego maj tku nast pi, dzi ki jego wielkim wydatkom. A tu odwrotno od spodziewa nasta a. Je-
go maj tek jest nadal wielki, powinien zap aci olbrzymi podatek, a on miedziakiem nie mierdzi i
nie ma adnego dochodu... Zap aci podatek?... W adca mo e mu za kar zabra
ycie, lecz z tego
nawet cesarz si nie wy ywi.
Tedy mo na wprowadza podatki od dochodu – im wi kszy dochód, tym wi kszy podatek. Niby
sprawiedliwie... Lecz pos
my si tym samym przyk adem wielkiego bogacza, który wiele wydaje
dla pomno enia maj tku. Niby dla w adcy rzecz korzystna, bo jak maj tek bogacza si pomno y, to
i jego dochód wzro nie, tedy wzro nie te podatek dla w adcy. Ale
zanim wzro nie?... Bogacz,
czy biedak mo e wiele wydawa dla pomno enia w asnego dostatku, przez co ma mniejszy dochód
i p aci mniejszy podatek. Jak d ugo wytrzyma to w adca? Chyba, eby si podatnikom nie
pozwoli o wydawa na utrzymanie siebie i rodziny przy yciu. Ba, wtedy wszyscy umr z g odu i
podatków nie b dzie mia kto p aci . Mówi , e jak bogacz wyda dla swojej korzy ci, to kto inny
dzie mia z tego dochód i zap aci podatek z pieni dzy od bogacza uzyskanych... Otó
niekoniecznie. Przez jaki czas wszyscy podatnicy mog pozostawa bez dochodu... Jak d ugo
wytrzyma w adca bez podatków od dochodu, bo nikt dochodu nie ma i nikt podatków nie zap aci?...
Ju w Rzymie staro ytnym zauwa ono i wyliczono, e najkorzystniejszy jest podatek, zwany
pog ównym – ka dy p aci jednakowej wielko ci podatek od swojego istnienia i ycia. Ten podatek
nie mo e by wielki, bo ubogi nie b dzie móg go zap aci i zacznie rabowa , kra , kiedy mu
zabior wszystko, bo pog ównego nie zap aci . Pog ówne zach ca do zarobkowania, bo wszystko,
co podatnik zarobi ponad pog ówne jest ju jego i w adcy nic do tego. Op aca si zdobywa
maj tek, op aca si mie du y dochód, bo od tego nikt nie wylicza podatku. Pog ówne jest jeszcze z
tego powodu korzystne, i jest to jakby rodzaj sk adki na co – na utrzymanie obro ców granic, na
szko y, na drogi... Powiadaj niektórzy, e pog ówne krzywdzi biedaków a daje korzy boga-
czom... Ja bym takich g upków spyta – czy bogacz mo e zje kilka razy wi cej ni li biedak? Czy
bogacz rzeczywi cie mo e bez ko ca wszystko sobie kupowa ? Czy bogacz nie musi z innymi
bogaczami walczy o utrzymanie si na wysokim szczeblu znaczenia po ród innych ludzi? Musi.
Ka dy to widzi i wie. A jak on walczy? Ano w ten sposób, e daje ludziom prac i zarobek, aby
wytwarzali dla niego coraz wi cej rzeczy i to rzeczy lepszych od tych, które robi pracownicy
innych bogaczy. Rzecz jasna – te wytwory, te wyroby id na sprzeda , a dochód nie mo e by
gromadzony w skarbcach, bo tam ukryty nie powoduje pomno enia maj tku bogacza. Z tego
wywodu wida , e podatek pog ówny mo e si przyczynia do rozwoju gospodarki.
- 37 -
Od staro ytno ci wiadomo, e t umi rozwój tak zwane accissio. Niektórzy to aci skie s owo
wymawiaj akcyzjo. Oznacza ono podatek od czego , nak adany ot tak sobie – ni z gruszki, ni z
pietruszki. Mo e spe nia po yteczn rol , kiedy jakich rzeczy jest w kraju nadmiar. Powiedzmy
miodu jest za wiele, wi c w adca ka e od ka dego ula p aci akcyzjo, a jak miodu ub dzie, to ów
podatek wycofa. Jednak e rzadki to przypadek - najcz ciej w akcyzjo mie ci si wy cznie
chciwo w adcy. Gdyby nie strach przed buntem poddanych istnia oby akcyzjo od wszystkiego, co
najkonieczniejsze do ycia – od wody, powietrza, okien, dymników i kominów...
W Polsce teraz nie ma adnych podatków. Za to w adcy powierzono w u ytkowanie po ow
wszystkiej ziemi nowozdobytej. Z dochodów owych dóbr, ksi
cymi zwanych, w adca Polaków
musi mie na wszystko, co przedstawiciele stanów uchwalili. Jest taka d no w adców, eby owe
dobra ksi
ce uzna za ich osobist w asno , a na potrzeby ogó u, jak cho by na budow dróg i
obron granic bra podatki. Jest to d no przeciwna rozumowi, bowiem w Polsce w adców si
obiera po ust pieniu poprzednika lub po jego mierci. A komu mia yby wtedy przypa dobra
ksi
ce? Kroi oby si porozumienie sitw - rodzina zmar ego za ust pienie z dóbr, lub z ich cz -
ci, da aby wysokiego wynagrodzenia i to samo dawa aby ust puj cym, gdyby znowu star
rodzin wywy szono. Najch tniej sami by si mi dzy sob wybierali i o dobro ogó u nie dbali.
Broz o sko czy , lekko si sk oni przed ksi ciem i usiad na zydlu za nim. Niwa s dzi a, e na
tym koniec, atoli sam ksi
... Musia a teraz przek ada na dialekt sakso ski j zyka niemieckiego
to, co ksi
Siemomys mówi po polsku.
- Takie macie na zachodzie szko y – powiedzia Siemomys – e stamt d przyby y i tam wyksz-
ta cony mój poddany o miela si rzuca na mnie cie podejrzenia o niedba e pe nienie obowi zków
adcy. Mniejsza o to – mo e inny by by ksi ciem lepszym. Atoli nie zgadzam si z nim jak chodzi
o po ytek z podatków. Podatki o tyle s lepsze od dochodów z dóbr ksi ciu przydzielonych, e
dochody s za ma e i podnie ich nie sposób, a podatki mo na zwi ksza . W Polsce mamy teraz
sze ciu ksi
t. Ksi
ta polscy, czyli – mój ojciec, ksi
Polski, nast pnie ja – polski ksi
Ma opolski mamy taki s d o podatkach, jaki przed chwil wypowiedzia em i obaj b dziem d
do uzupe nienia dochodów z dóbr ksi
cych podatkami. Pozosta ych czterech polskich ksi
t,
czyli moich czterech synków postaram si wychowa w podobnym duchu, bo Polska musi si
wzorowa na bogatszych od nas krajach, a tam wsz dzie s podatki. Tego, Niwa, co teraz powiem
ju nie t umacz. Ci moi poddani, którzy maj taki sam s d jak ja, niech zostan po tym spotkaniu,
abym móg swoich zwolenników policzy ...
Niwa, ju od siebie, niejako w imieniu ksi cia podzi kowa a go ciom za przybycie i zaprosi a
na wieczorn , skromn uczt . Skromne b
napitki, bowiem jutro od samego rana wszyscy s
zaproszeni na owy. owy na grubego zwierza. Nied wiedzia w puszczy namierzono oraz stado
turów.
Przy ksi ciu zosta wianuszek jego zwolenników, a mo e jeno pochlebców, którzy wietrz wia-
try górne i dolne, a nawet te z ty u ksi cia, co mu wiej poni ej pasa, bo mo na zwietrzy mo -
liwo dostania dobrego stanowiska, albo przynajmniej dobrego zarobku. Rej w tym wianuszku
wiedli dwaj mo ni – Tobiasz z Na czów i Radomir z Toporów. A sz o – mo e – o stanowisko
wojewody w Opolu. Roznios o si niedawno, e ten gród i to miasto ma zosta stolic nowego wo-
jewództwa, a to za dzieln postaw panoszów na przesiece w walce z najazdem wielkomorawskim.
O stanowisku wojewody dla Tobiasza, a jak e, nie by o niby mowy... Tylko wspominki drobne, e
dla ksi cia jest bardzo wa ne mie po ród wojewodów jak najwi cej zwolenników wprowadzenia
podatków, a najwi kszym tego zwolennikiem jest w
nie Tobiasz. W ko cu sam ksi
zapyta –
czy wianuszek ma jakie zarzuty wobec grododzier cy Grodu Lwów, którego na to stanowisko po-
pieraj liczni jego znajomi – wódz dru yny, Zdruzno im wszystkim przewodzi...
- Mamy – powiedzia z wahaniem Tobiasz – wszak e wymaga to zebrania dowodów, znalezie-
nia pisemnych wiadectw i odszukania wiadków...
- Tedy b dziem przygotowywa spraw s dow – powiedzia ksi
– bo ten Hubert staje mi
okoniem przeciwko podatkom. Dostajecie specjaln izb na Wawelu, aby cie mogli tam si spoty-
ka i gromadzi wasze dowody. Jest zamykana na klucz i na k ódk . Lepiej wymie cie k ódk na
asn , by wam sprz taj cy czego przez g upot b
nieuwag nie wyrzucili do mieci.
- 38 -
Przy ksi ciu zostali jego stronnicy – tak si przynajmniej przedstawiali.A inni uczestnicy spotka-
nia wyszli hurmem na korytarz. Broz o i Niwa, na nikogo si nieogl daj c, szli pr dko na obiecane
wcze niej spotkanie z „kwartetem”. Ksi
nalega na to, by Broz o przynajmniej przez ten miesi c
piastowa piecz nad kwartetem jako piastun, ksi na Arsenna nalega a, by przynajmniej przez ten
miesi c przed szko Niwa zajmowa a si kszta towaniem po
danych cech duszy synów przez
opowiadanie im bajek, przemycaj cych do g ów i serc malców dobre uczucia. A kwartet chcia
ucha , pogada i popyta oraz bawi si , najlepiej bez ustanku i jeszcze troch .
Ta czwórka na pewno nie pochodzi a z jednego jaja Arsenny. Dzieli a si najwyra niej „dwuja-
jowo”, na dwie pary. Bolko i wiatos aw byli otwarci, szczerzy i ufni. Mieszko i Czcibor byli
skryci i przebiegli. Dodatkowo w tej drugiej parze prymat dzier
Mieszko, co przejawia o si w
tym, e Czcibor natychmiast popiera wszystko, co Mieszko powiedzia . Najniezdarniejszy z ca ej
czwórki i najpowolniej my
cy by
wiatos aw – jego pozostali braciszkowie – ma e otrzyki -
bezlito nie wykorzystywali najnieporadniejszego do najmniej ciekawych robót i na posy ki go
mieli. Skoro czwórki nigdzie nie by o s ycha i po adnym korytarzu nie przelatywa y huki i tupoty
„rycerzy na koniach”, to gdzie oni mogli by ? Oczywi cie, e w tajnym korytarzyku. Który mo e
by bardzo po yteczny dla u ytkowników, o ile który z nich nie zechce podzieli si tajemnic o
istnieniu klapek. Z mam na przyk ad...
Broz o i Niwa podchodzili w
nie do desek, b
cych wej ciem do owego korytarzyka, kiedy z
ty u dobieg ich po pieszny tupot kroków. Na pewno nie dzieci cych. Niwa natychmiast, g osem
nie ciszej brzmi cym ni stentorowy obwie ci a, e trzeba poczeka na tego „po piesznego” i to po
cichu. Wnet zobaczyli dysz cego Sasa, jednego z niedawnych s uchaczy wyk adu Broz y o podat-
kach. Prawie bieg , trzymaj c w wyci gni tej r ce sakiewk na troki skórzane zawi zywan .
- No, nareszcie dogoni em – powiedzia . - Zauwa
em jak wam ta sakiewka wypada a zza pa-
zuchy. Zanim zd
em do miejsca jej upadku doj , zanim dogna em ... Ale zwracam w
cicielo-
wi... Ten wasz wyk ad by wspania y. To wietny pomys z tym podatkiem akcyzjo. Zaraz naszemu
królowi przeka ten pomys ... Miejcie mnie we wdzi cznej pami ci za oddanie sakiewki. Ja was w
mojej zachowam jako niezwykle wykszta conego w naszej zachodniej szkole. Nie chcieliby cie u
naszego króla pracowa ?... Namy lcie si , bo tutaj was nie doceniaj .
Posta od sakiewki, w futrze do kolan, rozchylonym z przodu, chyba po to, by ka dy móg
zoba-czy pot, mocz cy na piersi sukienny kaftan – widoczne wiadectwo gor co ci krakowskiego
lata. Jednak – jak e inaczej go mo e okaza swoj zamo no i dostojno , je li odpowiedniego
stroju na siebie nie oblecze?... Wypada si nawet wyk pa we w asnym pocie, byle tylko tubylcy
nie po-my leli, e z chudopacho kiem maj do czynienia...
Spocony uk oni si w pas, odwróci i pokaza ty futra, wiuwaj cego na boki w takt jego, odda-
laj cych si kroków. Niwa powiedzia a, e „ju mo na” i usun a deski, zamykaj ce korytarzyk.
Na zwyk y, szeroki korytarz wysun y si po kolei cztery ma e osóbki – Mieszko, Czcibor, Bolko i
wiatos aw.
- Du o wujek tych pieni dzy zgubi ? - zapyta Mieszko.
- Du o – powiedzia Broz o. Mo ecie mamie powiedzie , e Sasi bardzo uczciwi – oddaj zna-
lezione zguby.
- Ja sam powiem – g os Mieszka by bardzo powa ny – bo ze wiatka mama zaraz wszystko o
korytarzyku wyci gnie. Kto pierwszy dotrze do mamy, ten zuch!
Czwórka pu ci a si „konno”, pomagaj c tupotowi nóg przez wydawanie d wi ku „patataj, pa-
tataj”. Kiedy „konni” znikali za za omem korytarza Niwa spyta a:
- Sk d masz sakiewk i pieni dze?
- Przecie sama widzia
– powiedzia Broz o - kto mi to da . Ja niczego nie zgubi em, tedy on
tego „zgubienia” nie móg widzie . Da znak, e maj czym kaptowa sobie zwolenników... Ci ka
ta sakiewka a nie za gruba. Ooo! Z oto – powiedzia , zajrzawszy do rodka. - Bardzom dla nich
cenny. Trzeba to zaraz zanie skarbnikowi ksi cia.
* * *
Jaki nast pca albo przodek Poliszynela – zale y, czy chodzi o rodzaj cz owieczego usposobie-
nia, czy o osob z pó niejszej komedii - rozpowiada po Krakowie trzy rzeczy – najpierw o saskiej
- 39 -
uczciwo ci ze szczegó ami, dotycz cymi ilo ci znalezionego z ota i nabytków Broz y za owo z oto,
po wtóre, e tych dwóch przybyszów z zagranicy – ten Broz o i jego t umacz, Niwa, maja si ku so-
bie w sposób bardzo grzeszny, a po trzecie, e Miasto Lwów nareszcie zostanie sprowadzone do
poziomu nale nego wszystkim miastom od Krakowa gorszym i mniej wa nym.
- Pan Bóg – obja nia rozpowiadacz – mniej gniewa si na dwie niewiasty, maj ce ku sobie
grzeszne sk onno ci, bo niewiasta jest jeno nosicielk jaja, jakoby do kury jest podobna. A kurze
jaja nie wszystkie s
do rozrodu. Zdarzy si mo e, e jaka kura nie chce koguta do siebie
dopu ci . Lecz kogut o to nie pyta i jak zgwa ci kokoch , to ona chc c-nie chc c jajo zap odnione
zniesie, a inna wysiedzi i kurczak si urodzi. Natomiast dwóch takich m ów – Panu Bogu a
wstr t oblicze wykr ca - nijak nie mo e wykona nakazu Stwórcy: mnó cie si .
Jak chodzi o Miasto Lwów, to jego grododzier ca, niejaki Hubert, chce zosta wojewod opols-
kim i kaptuje sobie zwolenników, obiecuj c nadania ziemskie w swoim nowym województwie, a
innym po prostu apówki sowite daj c. Takie to miasto, jak i jego grododzier ca. Wymy lili nazw
Miasto Lwów i ju my
, e Kraków zostanie zepchni ty na po lednie miejsce w ca ej Ma opolsce.
Niedoczekanie ich!
* *
Sze par oczu i sze par uszu widzia o i s ysza o, przez klapki, uzgadnianie – kto powie, e
dosta od Huberta apówk , a kto og osi przed s dem, e ma w r ku akt nadania dóbr w
województwie opolskim, podpisany przez Huberta, datowany na nast pne lato po przybyciu zza
granicy zachodniej mo nego uczonego Broz y, czyli za rok. Te oczy wszystkie przygl da y si
sporz dzaniu w pocie czo a stosownych, fa szywych dokumentów i dokumentów prawdziwych,
czyli pokwitowa dla Sasów za otrzymane od nich wynagrodzenia za nale yte wiadczenie przed
dziami.
- On b dzie mie za s dziego wodza dru yny – Zdruzn – powiedzia którego razu Tobiasz, a
Bro le serce zadrga o uczuciem t sknoty za ojcem i zobaczeniem Lubyczy. - A my zamówilim w
Konstantynopolu s dziego Petry , który owego Zdruzn rad by dziegciem napoi – doko czy Na-
cz.
Po wyj ciu z korytarzyka wiatos aw chcia wiedzie – kogo ma zapami ta , jako przywódc o-
wej sfory szalbierców, bo ca a czwórka musi wiedzie jednakowo i jednakowo innym mówi .
- - Tobiasz z Na czów- powiedzia Mieszko.
- Nie pojmuj co ma do rzeczy, e Tobiasz zna
czów – powiedzia
wiatek – nawet nie wiem,
czy idzie o miejscowo
czów, czy o ludzi, zowi cych si
czami...
- Tobiasz zzz Na- -czów! - poprawi dobitnie Mieszko, a wiatek kiwn g ow .
* * *
List do Huberta przyszed akurat podczas go ciny O anki w Grodzie Lwów. Piecz odci ni ta
w glinie nale
a do Zdruzny, tedy O anka by a ciekawa -co te jej m ma do Huberta za spraw ,
e podczas odwiedzin swojej ony u Jagody list wypisa . Jagoda by a nie mniej ciekawa, pos aniec
wici zostawi i odjecha , a Hubert by gdzie w mie cie... Czy to niewystarczaj cy powód, do
zerwania piecz ci, umo liwiaj cego swobodne obracanie wiciami i ich odczytanie?...
Zdruzno pisa , e Hubert mo e ucieka , wszelako ucieczk odradza . Zaleca spokój i mówienie
prawdy. Powiadamia , e nakaz jest, aby Huberta w p tach do Krakowa dostarczy , gdzie b dzie w
lochu osadzon, wszelako Zdruzno nakaza wys anym po Huberta wojom, aby poniechali szykan i
raczej za wit grododzier cy s
yli.
Jagoda zblad a, O anka stara a si j uspokoi , lecz sama niespokojna by a. Uwi zi ? W p tach
dostarczy ? Jeno najgorszych z oczy ców wolno w ten sposób poniewiera i godno ci ich uw a-
cza . Co takiego uczyni Hubert, e wojów po niego wysy aj ?
Kiedy o rodek tego zamieszania i tej niewie ciej niepewno ci, sam grododzier ca Hubert
powróci do domu, Jagoda zada a mu tylko jedno pytanie;
- W co ty jeste , Hubert, zamieszany?
- Sam bym chcia to wiedzie – powiedzia Hubert. - Dowódca stra ników po mnie przys anych
powiada, e chodzi o spraw s dow . Moim s dzi ma by Zdruzno, a Tobiasz z Na czów naj
sobie s dziego z Konstantynopola. Tobiasz mnie szkaluje i twierdzi, e ma dowody moich prze-
- 40 -
cherstw jakowych . Zapewniam ci , Jagódko, e sumienie mam czyste jak za.
Jagoda mo e nie uwierzy a w czysto
zy, a mo e jeno przypomnia a sobie swój pobyt
mi dzy kobietami, walcz cymi z innymi lud mi rodkami wcale nie czystymi. Nikt si ju
dowiedzie nie móg – co Jagoda o tym wszystkim s dzi a, bo ona jeno powiedzia a zbola ym
osem, e serce jej si bardzo cisn o, a potem obali a si na plecy i pokazywa a na mostek,
cz cym g osem mówi c coraz ciszej, e tam, gdzie pokazuje, bardzo j boli. W ten sposób Hubert
zosta wdowcem. Dzieci Jagody i Huberta zabra a do Lubyczy O anka, a Hubert popad w
ot pienie. Stupor, zapewne, uratowa jego serce od podobnego losu, jaki spotka serce jego ony. W
lochu jeno raz odwiedzi go Broz o i próbowa co wyja nia , lecz cz owiek ogarni ty stuporem
niczego nie jest w stanie poj – on trwa w zapiek ej oboj tno ci na los ca ego wiata i swój
asny.
* * *
Po Krakowie i okolicach z dawna kr
a legenda o Wawelskim Smoku. Zosta a po nim jama
pod wawelskim zamkiem, któr ka dy móg zobaczy . A co bardziej rozgarni ci szukali jakich
ladów smoka, lecz jama pe na by a wszystkiego prócz rzeczy zazwyczaj w takich miejscach przez
natur sk adanych – wiru, dajmy na to – pozbawiona. Czy ciutko, adnych smoczych smrodów,
jamka niewielka, w dodatku przy samej skale pomniejsza j jeszcze stawek, z wod tak
prze roczyst , e si na ca ym dnie najdrobniejsze kamyczki widzia o.
T smocz jam musieli – wszak to wypada o – obejrze tak e Niwa i Broz o. Broz o musia
wyk pa si w stawku. A potem musia zanurkow . A potem po dnie do samej ska y pod wod
podp yn i... Niwa widzia a, e cia o Broz y chowa si stopniowo w skale lub pod ska . A potem
Broz o zacz si pod wod pokazyw – najpierw g owa, potem barki, r ce zagarniaj ce wod ,
tu ów, biodra... Wreszcie Broz o wynurzy si , i jeszcze w wodzie b
c powiedzia :
- Ta ska a, to jeno przegroda jaskini. Po drugiej stronie jest wi ksza i s
lady bytno ci.
Istotnie – by y. Drwa poci te i wysuszone. Krzesiwo i hubki wyschni te na wiór, niewielka sie-
kiera, pos anie z mchu i paproci do spania zdatne, opo cza ciep a... Niwa uwa
a, e do tajemnicy
o drugiej stronie jaskini nie ma co dopuszcza „kwartetu”. Dzieci staj si doros ymi, niektóre
mog ksi
tami zosta ... A niektórzy ksi
ta, nie zwa aj c na s abe serca jagodowe mog
poddanych u ywa dla swoich zamiarów... Czy taki schowek przed nieprzemy lnym ksi ciem nie
mo e si przyda w przysz
ci?... Tylko pouzupe nia ... Jaki trójnóg z
cuszkami, jaki
kocio ek do warzenia strawy i inne wyposa enie dla schowanego tu cz eka...
* *
Hubert oboj tnie znosi kr cenie si po lochu jakich istot. Ciemno by o, nie widzia ich. Lecz
ysza oddechy i kroki. Wreszcie kto go podniós , kto skr powa mu r ce na plecach, znowu go
uniesiono. Postawiono go na jakim podwy szeniu... Za
ono mu na szyj p tl ... Oboj tnie
pomy la , e b
go wiesza ...
Naraz pod Hubertem rozst pi a si ziemia. Poczu , e spada w dó . Poczu co w rodzaju wia-
terku czy ssania w okolicy ko ci ogonowej. Zd
o go ogarn – ju ca kiem przytomne – prze-
ra enie. I wtedy upad na twarde pod
e, ale oddycha i p tla na szyi nie by a zaci ni ta.
- Chod za mn – us ysza i kto pomóg mu wsta na nogi, poci gn za odzienie, wskazuj c
tym poci gni ciem kierunek ruchu.
Szed za odg osem kroków, potem widzia przy wietle gwiazd zarys postaci. S ysza wyja -
nienia – e wi zy na r kach mog by przydatne, bo b dzie si go pod wod przeci ga lin i nie-
przytomne ruchy r k mog yby w tym przeci ganiu przeszkadza , zaczepiwszy o ska . Chcia
powiedzie , e on ju jest przytomny, lecz uzna , e ostro niej b dzie nadal milcze . Potem by
ko o stawku i by o wiat o pochodni oraz dwie postacie.
- Wygl da ca kiem przytomnie – powiedzia a posta wy sza – ale kto go tam wie...
Przeci gn li go lin pod ska . wiat o dwóch pochodni, ciep o,zapach warz cej si w kocio ku
potrawy spowodowa y rozlu nienie napi cia.
- Masz ca kiem bia e w osy – powiedzia a ta ni sza posta . Która go ci gn a pod wod . Ten
stryczek na szyi... Ta powoli zaciskaj ca si p tla... Ju my la , e go chc utopi albo udusi pod
wod , kiedy wychyn na powierzchni i podano mu pomocn d
przy wychodzeniu na suche
pod
e. Po chwili w stawku przy cianie sporej jaskini pokaza a si ta wy sza posta i wylaz a na
- 41 -
brzeg, gdzie ta ni sza podawa a jej suche odzienie.
Powiadomi ich, e stuporu ju nie ma. D ugo mu wyja niali – o co w tym wszystkim sz o i
poj , e nie o mier Jagody. Mówiono mu o chrze cija skim wybaczaniu win i on... Nie podj
postanowienia o zem cie, lecz wybaczy Siemomys owi nie potrafi .
* * *
Niespodziewane zawalenie si lochu sta o si powodem rozg aszania wielu tajemnic w rodzaju
przypominania sobie, e dziadek niegdy powiada , i budowniczy owego lochu z materia ów na
przeznaczonych wybudowa dla siebie ca kiem niema y dom. A znowu wujek jeden opowiada , e
budowniczy umy lnie byle jak budowa , bo tam mia by uwi ziony jego brat i zamys by
uwolnienia tego brata po zawaleniu byle jakiej budowli. Ale oliwa sprawiedliwa – loch przetrwa a
do teraz i dopiero ten przekupuj cy i przekupiony wojewoda niedosz y na tym niedbalstwie
budowniczych skorzysta . Jak by o – tak by o, za to Huberta nie by o i ksi
Siemomys zwróci
si o pomoc do Tobiasza z Na czów i Radomira z Toporów.
- Z jednej strony – t umaczy ksi
– on niejako przyzna si do wszystkiego, bo ze strachu
przed sprawiedliwym s dem uszed . Niemniej warto by z apa zbiega, aby gdzie tam nie
obsmarowywa niewinnych ludzi swoim gadaniem. Tacy uwa aj , e najlepsz obron jest napa
na oskar ycieli, tedy pochwyci i g
na wieki zamkn – katu go da b
opryszkom... A nawet
jakby s d by , to mu si wprzódzi j zor wyrwie, bo w obliczu ucieczki jego zeznania ju jeno czas
niepotrzebnie by zajmowa y. Zreszt mo e on ma jakie wici z nadaniami albo pergaminy... Lepiej
to znale i zniszczy , by inny wojewoda nie musia wszystkich jego kr tactw odkr ca .
Z korytarzyka by o wida i s ycha zafrasowane miny „wianuszka” i ich narady – co zrobi z
tymi ju przygotowanymi nadaniami i pokwitowaniami, rzekomo podpisanymi przez Huberta za
wiele miesi cy. „Wianuszek” zamierza ci gn przygotowania do sprawy s dowej a do jesieni
nast pnego roku i wtedy przygwo dzi Huberta „jego” podpisami i piecz ciami na dowodach
winy.
Postanowiono „dowody” ukry i naprawd szuka zbiega. Ka dy mia przemy le przez noc
spraw ukrycia potrzebnych na s d wici i spiskowcy rozeszli si , bo noc sta a si pó na.
W nocy Czcibor i Mieszko wymkn li si z sypialni i Czcibor wlaz do komnaty spiskowców
przez komin, a Mieszko podtrzymywa go dla bezpieczno ci lin w pasie Czcibora uwi zan . Po
zabraniu tego, co si napatoczy o Czcibor rozpali w kominku niewielki ogieniek, poczeka a
zga nie i wylaz nad ranem na dach. Broz o i Niwa wszystko w dzie przejrzeli i u miechn li si
zwyci sko. A spiskowcy jeden na drugiego koso patrzyli i podejrzewali, e który z nich klucze
dorobi ,w nocy wlaz do komnaty i popali „dowody”. Potem skryba i Tobiasz znowu si pocili nad
odtworzeniem tego, co im z komnaty znikn o. lady ognia na kominku nasun y im pomys , aby
przez ca y czas utrzymywa p omie , bo w razie czego pr dko fa szywki na palenisko si wrzuci
,w gli roz arzonych nagarnie i po k opocie. Na wszelki wypadek zmieniono k ódk i klucz do niej
mia jeno Tobiasz.
Na wschód i po udnie wyruszy y grupy po cigowe. Wsz dzie pytano o zbiega, bo musia po
drodze co je , gdzie zajrze . Nikt nie widzia i nie s ysza – kamie w wod . A którego
popo udnia dwaj mieszczanie ogl dali sobie zamek na Wzgórzu Wawelskim. Nad miejscem, gdzie
by a Smocza Jama pokazywa si dymek...
- Widzisz, kumie – powiedzia jeden – powiadaj legenda, bajda, a dymek wida .
Nazajutrz ca y Kraków omawia tajemnic ponownego pojawienia si smoka. A wieczorem te-
go dnia zbrojna stra i Tobiasz z Radomirem weszli do wn trza jaskini. Przez dwa dni spuszczano i
wybierano wod ze stawku. Odkryto drug cz
jaskini. Ale nigdzie nikogo i niczego nie by o –
pusto, czysto i cicho.
* * *
Sam ksi
Siemomys nakaza przys
sobie oddzia stra y i z nim, oraz z gniewn min ,
wdar si do rodka podczas narady spiskowców. Wszyscy widzieli, jak na palenisko lecia y wici i
pergaminy. Stra nicy mieli ze sob wiadra z wod i chlusn li ni na palenisko. Niestety dowody
by y w szcz tkach i to ponadpalanych mocno. Stra nik zajrza w komin i zakrzykn :
- Ju zgaszone!
Wtedy z komina posypa y si wici i pergaminy wcale przez ogie nie naruszone...
- 42 -
Wojewod opolskim mianowano Odrzyw a.
- 43 -
Rozdzia VII
Le ne dziwy
Przez par dni, kiedy po Krakowie kr
a tajemnica Poliszynela,i Smok swoj jam odwiedzi
i zosta obra ony przez niedowiarków z rodów Na czów i Toporów, za co Tobiasz, Radomir i
dziesi ciu innych na m ki straszliwe by o wydanych, a potem gard o wszyscy dali – przez te par
dni Hubert by w skrytce pod Krakowem pod opiek Niwy i Broz y. Powinien by poj – co mu
wytrwale w g ow wbijano – e jego nieszcz cia zdarzy y si wbrew woli ksi cia Siemomys a, tak
jako niechc cy wysz o, ale za to Hubert zostanie wynagrodzony wy szym stanowiskiem ni to w
Grodzie Lwów utracone. Wierzy – nie wierzy ?... Ledwo Broz o i Niwa odjechali z powrotem do
Krakowa, bo mieli zaj si kszta ceniem i wychowywaniem „kwartetu”, Hubert wyszed ze skrytki
i dotychczas nie powróci , a poszukiwania sko czy y si tak pr dko i takim samym wynikiem jaki
si osi ga z zapasem surowego mi sa, kiedy si je usi uje przechowa w gor co ci i wilgoci, a bez
soli.
Niedaleko miasta Hubert znalaz zaj cie przy zwózce snopów z pola, a potem przy m occe sta-
rych zapasów orkiszowego j czmienia i orkiszowej pszenicy. Jako zap at dosta wy ywienie,
spanie nad stajni - na poddaszu wype nionym wie ym sianem oraz stary, s omkowy kapelusz
jako ochron przed s
cem. S
ca by o ma o, za to Hubert wykaza si pomys owo ci i ostrzyg
sobie bia e w osy no ycami do strzy y owiec, a kapelusz zakrywa nierówno ci po strzy eniu oraz
niecodzienn barw w osów m a ju ponad czterdziestoletniego, wszak e za m odego na siwizn .
Mimo tego kapelusza kto zacz po wsi wypytywa – czy ten z wychamdanymi bia ymi
kosmy-kami na bie nie jest czasem jakim przest pc , bo jakby co – to nagrod za doprowadzenie
daj . Hu-bert nie chcia czeka na wynik wypytywania i odszed na zachód. Udawa o mu si
zaczepi w paru wsiach a to przy zbieraniu grochu, a to przy wykopywaniu wczesnej rzepy, a to
przy cierlicy i mi dlicy podczas zbierania i oporz dzania lnu z pola, lecz nie uda o mu si
zabezpieczy na zim , a i jesie Huberta ciep em nie rozpieszcza a. Za garstk zarobionych
miedziaków nawet witki by nie kupi , a potrzebna by a opo cza i buty bez dziur, bo ci my by ego
grododzier cy te nale
o nazwa by ymi – mia y dziury pod spodem i tylko weso ek móg
chwali ich przepuszczalno , bowiem wody w sobie nie utrzymywa y – wycieka a tymi dziurami.
Pó na jesie zasta a Huberta w gospodzie przydro nej nad misk grochówki z kawa kami kie ba-
sy. Jad gor
polewk drewnian
i rozmy la nad dwoisto ci ludzkiej natury. Nie mia ju
miedziaków, nie mia mo liwo ci zarobkowania, bo ch odna pora roku zsy a na wie przymusowy
wypoczynek. Postanowi zaszy si gdzie w puszczy, ost p znale i tam umrze . A z drugiej
strony k opota si po raz kolejny tym, e w gospodzie, przy jedzeniu kapelusz musia zdj , tedy
stawa si
atwo rozpoznawalny dla kogo , kto by go szuka , bo odrastaj ce kosmyki bia ych
osów by y nie bardzo d
sze ni po ostrzy ynach, za to bardziej nierówne i zwracaj ce uwag
nie tylko barw . Do gospody wszed wysoki, chudy m wygl daj cy bardzo dziwnie i wszystkie
owy zwróci y si w stron jego twarzy i g owy z mnóstwem cienkich warkoczyków. Tylko nos,
czo o i troch miejsca pod oczami tego warkoczykowatego by y pozbawione zarostu - niby twarz
zakryta, powinna by uznana za niewidoczn , a ludzkie oczy przyci ga a... D uga, lu na suknia do
ziemi nie mia a r kawów. Mo e zabrak o materia u... Butów te musia o zabrakn , bo przybysz
by bosy, a gor co naprawd na dworze nie by o... Hubert porówna z odzieniem przybysza w asne
sukienne spodnie i kaftan z takiego materia u i wysz o mu, e jest w lepszym po
eniu od
tamtego
Co prawda przetarcia i dziury w odzieniu Huberta zapewnia y pod koniec lata przewiew, a teraz
chroni y przed zapoceniem si , lecz tamtemu musia o by jeszcze mniej gor co. Ten dziwak usiad
oboj tnie na awie pod cian , co wymamrota do pos ugaczki, dosta misk
uru na kie basie i
chlebek, po czym zaj si powolnym jedzeniem. On na nikogo nie zwraca uwagi, inni wnet
przestali go zauwa
, tedy Hubert by spokojny o siebie – jego te nikt nie dostrzega i na pewno
nie szuka.
Prawie wszyscy w gospodzie uczestniczyli w o ywionym omawianiu jakich wydarze w Cze-
chach. W jakich Libicach ksi
Czech, Wac aw, kaza wymordowa ca y ród potomków
niejakiego S awnika, te ksi cia, jeno ze starych czasów. Pono nielicznym uda o si uj do Polski
- 44 -
i tu im ksi
Leszek gdzie nad Wis da sp ache gruntu na wybudowanie nowego miasta. Poza
tym jacy dwaj m odziankowie rzezi unikn li – Wojciech i Radzim, bodaj e – bo w Italii w
szko ach przebywali, kiedy Wac aw rodowi S awnika krwaw jatk urz dzi . Do pomszczenia
krzywdy wymordowanego rodu stan brat Wac awa, Boles aw, który mia by ksi ciem Czech po
mierci ojca, wszelako nie móg , bo drog do w adzy zagrodzi mu Wac aw... Z obawy przed
cicielami Wac aw wszed w porozumienie z królem Niemiec, Henrykiem Pierwszym, i odby si
ho d - Wac aw zosta uznany za ksi cia Rzeszy Niemieckiej, a Czechy zosta y do tej rzeszy
czone jako kraj niemiecki. Do niemieckiej krainy wesz y zbrojne oddzia y Niemców, z dawna
by tam aci ski kler niemiecki i te dwie niemieckoj zyczne rzesze ludzi zapewni y Wac awowi
bezpieczne panowanie nad nowymi Niemcami czeskiego pochodzenia. Podobno Morawy maj by
uznane za marchi niemieck ...
Ta opowie czesko-niemiecka troch oderwa a Huberta od przemy liwania nad wyborem
nieodleg ej w asnej mierci – by o pewne tylko to, e nie odbierze sobie ycia za pomoc broni, bo
jej nie mia . Najprawdopodobniejsza by a mier g odowa. Albo z przemarzni cia, je li zima w
por mrozu dostarczy. No, i niegu dla schowania zw ok do wiosny...
Grochówka si sko czy a, co mog o by znakiem do opuszczenia gospody i Hubert to zrobi .
Nieopodal musia y by Czechy, tedy skr ci na pó noc – nie warto udawa si do krainy, gdzie
morduj za przynale no do jakiego rodu. Po przej ciu stajania zatrzyma si na chwil , by zasta-
nowi si nad tymi Czechami... Bo je li by go tam zamordowali, to koniec ziemskiej m ki by by
ju poza nim... Ale wnet machn r
, bo Niemcy ju mordom kres pewno po
yli... Zaciekawi o
go – czy on naprawd chce umrze ...
Droga, któr szed chowa a si w puszczy, najpierw jakby nie mia o – rzadkie drzewa przy niej
sta y i móg wedle ich wygl du okre li kierunek pó nocny – od strony pó nocnej ich pnie
pokrywa a do gruba warstwa mchu. Spotka przy drodze mrowisko rudnicy. Jedna ze cian tego
mrówczego kopca by a prawie pionowa, przeciwleg a opada a w dó z ma ym spadem. Zmy lne
mrówki musia y zauwa
, ze z zimnymi wiatrami od strony pó nocnej warto mie
cian jak
najkrótsz , a na s
ce od po udnia wystawi
cian najd
sz . Te pojedy cze drzewa te
wychyla y do s
ca wi cej swoich ga zi, a na pó noc kierowa y ga zi mniej... W ka dym razie
przyroda podpowiada a: idziesz na pó noc.
Stara si wydoby swoj dusz z przygn bienia. Puszcza g stnia a i wnet po obu stronach drogi
postawi a g ste ciany pni i ga zek krzewów – dobrze, bo to ochroni od bocznego wiatru. Na zim
sz o i ch odem ci gn o po tych miejscach, które nazwa w odzieniu przewiewnymi – dobrze, bo
deszcz nie b dzie pada , a nieg wystarczy co jaki czas strzepywa i nie zmokniesz... Co jakby si
ciemnia o – dobrze, bo w oczy wiat o nie razi, a ponadto noc mo e ju wkrótce nastanie i
odpocznie si albo w rozga zieniu konarów drzewa, albo w jakim sza asiku... Jutro nie zje si
niczego – dobrze, bo l ejszy b dziesz i nogom atwiej b dzie kroki stawia . A po co te kroki? Ot,
takie byle jakie pytanie, a przygn bienie znowu przywo
o...
W my li uk ada y mu si smutne s owa, które niegdy mog yby by zapowiedzi wesela...
Ka dy z nas ma na wiecie
przyjaciela wiernego -
dziewczyn z oczami jak gwiazdy.
Ka dy marzy, e szcz cie
w warkocz trwa y si splecie -
o mi
ci z nas marzy ka dy.
Do mej najdro szej dziewczyny,
do mego przyjaciela,
gdy mier mnie z ni rozdziela -
co jest kluczem do niej jedynym?
wiat ca y, pe en zdarze z ych,
wy wcale o tym nie wiecie,
e koln mnie cierpienia sztych
- 45 -
i nie chc
sam na wiecie.
Pomy la , e warto zap aka ... zy s gor ce, cho by d
podstawi i we zach ugrza ...
Pomy la , ze jak kto szuka klucza do spotkania Jagody, wygl daj c mierci, to lepiej mu nicze-
go nie grza . Klucz w postaci zgonu pr dzej przyjdzie do wych odzonego... Lecz czy na tym
drugim, duchowym wiecie oni oboje si spotkaj ?... A co z jej dzie mi u O anki?...
Pomy la , e – jednak – nie chce umiera , ale b dzie musia . Gdyby chocia sid a jakie ... Upo-
lowan zwierzyn mo na w
mi dzy dwa kamienie, ugniata , a potem na surowo je ... A sko-
ro tak dobrze si marzy, to mo e uk?... A jakby tak jeszcze cho nó i krzesiwo z hubk ?... Najle-
piej napotka wie i poprosi o prac za odpowiednie do w drówki wyposa enie. Ile trzeba
pracowa , aby zas
na uk, krzesiwo z hubk i nó ? A w
ciwie dok d on ma w drowa i po
co?... Co kaza o mu i na pó noc. Mo e to Bo a Opatrzno ? Mo e te k amliwe oskar enia ju
niewa ne, mo e wszystko si wyja ni o i b dzie móg bez wstydu po swoje i Jagody dziatki
pój ?... Broz o mówi , e Na cze i Topory potraceni, wszelako z Huberta to plamy pos dze nie
musia o sp uka ...
- Jestem jak mrowisko – pomy la , a moje my li jak mrówki – ka da w swoj stron ci gnie.
Przecie najpro ciej zgin
, zg osiwszy si do ludzi Siemomys a. Je li s dz , em wspólnikiem
Tobiasza, to eb utn i wnet si przekonam, czy z Jagod si zetkn . Ona – jako duch – b dzie wie-
dzia a, e nie ma we mnie ni krzty winy...
Szarówka zmierzchu zaciera a stopniowo zarysy drzew, pora by o szykowa sobie nocleg. I
wte-dy wlaz mu w pole widzenia roz
ysty krzew je yny. A na nim – uzna to za z udzenie – le
jak na poduszce kolczastej - uk. Podszed ostro nie, by nie sp oszy widziad a. Czasem
wyobra nia do patyków paru do piewa kszta ty, które chcia oby si ujrze naprawd ... Zaraz
wszystko si przemieni i oka e si , e to kawa ek krzywego drewna... Potkn si o co le cego na
ziemi. To by a siekierka!!! A obok niej le
a skórzana pochwa, za przy niej tkwi w ziemi nó ,
bardzo do owej pochwy pasuj cy. Bardzo ostro nie i powoli unosi g ow i r ce ze znaleziskami, bo
ba si , e nie zobaczy uku. Nie! Te by , da si dotkn , da si zdj , przy nim ko czan pe en
strza le
...
- Jagódko – powiedzia pó
osem – czy to ty? wi
jeste i uprosi
Pana?
To nie by o wszystko – za je yn , gdzie chcia sza as z adzi , znalaz krzesiwo i hubk . Jak móg
najpr dzej, w ko cu prawie po ciemku ci materia na sza as, zbiera opa , sapa , poci si . Nawet
odu nie czu . Nadzieja go nasyci a – ogieniek pali si przy samym wej ciu do male kiego,
niziutkiego sza asiku, w którym zaledwie na le co si mie ci i musia si do wczo giwa , a on
czu si jak król jaki w wielkim pa acu z wygodami. Spa nie le i nie za krótko, chocia nad ranem
trz
o nim zimno. Dopiero my l o tym, e Jagoda da a zna o sobie i chce, aby on
, bo mu
pomaga wi ta dusza z nieba,dopiero ta my l powstrzyma a szcz kanie z bami i móg rusza w
swoim ulubionym kierunku – na pó noc.
Ca y dzie przepatrywa skraj puszczy w nadziei, e dojrzy cokolwiek do upolowania. Albo le
patrzy , albo niczego tam nie by o... Dopiero o szarówce wieczornej dojrza zapl tan w krzaku
je yny – znowu je yna – m od sarenk . Zabi j bez alu, który przegra z g odem. Raczej ar ni
jad surow w trob , a rano sprawi sobie uczt w postaci pieczystego. W drog ruszy oko o
po udnia i my la o soli, zio ach przyprawowych, piwie... Jak to si cz ek rozbestwia, kiedy mu
troch lepiej ni li le... Do pró b – Jagódko, za atw u Pana – do czona zosta a ciep a odzie i buty.
Jeszcze przed wieczorem znalaz worek z pasami skórzanymi – najwyra niej przysposobiony do
noszenia na plecach. A w tym skórzanym worku... No, niczego nie brak o, a najwi ksz rado
sprawi y mu we niane skarpety i futrzane buty na twardej zelówce z cholewami – te futrzanymi -
pod same kolana. A futrzana szuba przyda si jako okrycie na noc. eby tak jakiego konia...
Konie – wierzchowy i luzak – sta y rano uwi zane nieopodal jego sza asu. D ugo my nogi, w
rosie najpierw, a potem w napotkanym strumyku. D ugo je suszy zanim wdzia skarpety – wszak to
jego ukochanej ony dzie o – nie wolno pobrudzi przez lekcewa enie czysto ci... Ona zawsze pil-
nowa a eby wszyscy wieczorem nogi myli... A on wtedy ze miechem powiada , e mycie nóg –
zdrowia wróg...
- Ale w óczki do cerowania nie ma – za artowa i a si u miechn do obrazu Jagody speszonej
artobliw uwag – ona zawsze tak atwo si peszy a...
- 46 -
Ten dzie uczyni wypoczynkowym. Szykowa d ugo konie, pakowa wszystko do sakw na luza-
ku i do worka, przegl da . A potem jeno kawa ek pojecha go ci cem, wi cej dla spróbowania
wierzchowca ni li dla dojechania jak najdalej. Nast pnie przygotowa opa na ognisko, postawi
sza as i znalaz polank , na której ros a jeszcze ca kiem zno na trawa dla koni. Na tej polance do
zmierzchu pas konie. A potem powoli wraca do sza asu.
Z dala dojrza p omienie ogniska i poczu dym. Pomy la , e a tak wiele Pan Bóg dla niego u-
czyni nie potrzebowa , aby mu ognisko rozpala zanim on si pojawi. Chyba ... No, nie! wiety
Pawe napisa , e nikt nie widzia Pana. Czy by Hubert mia by pierwszym zaszczyconym i Pan
tam... Raczej nie... Mo e najwy ej Anio . Jakby tak Jagoda w anielskiej postaci z misj od Pana?...
To by ten sam bosonogi z warkoczykami i bez r kawów, którego widzia w gospodzie zanim
skr ci na pó noc. Nad ogniskiem piek si zaj c nadziany na d ugi patyk, oparty na dwóch
drewnianych podpórkach. Bosonogi w
nie posypywa zaj ca jakimi zio ami.
- Siadajcie przy ognisku i grzejcie si – powiedzia bosonogi, jakby to on by tu gospodarzem.
Hubert usiad . Potem odpowiedzia na pytanie, e znalaz plecak w postaci wora ze skóry. Boso-
nogi wyja ni , e dosta nakaz opiekowania si Hubertem od czasu opuszczenia przez niego
Smoczej Jamy.
- Mia em wam si nie pokazywa . Lecz uparli cie si na zachód i i musia em wam przez ludzi
w gospodzie przypomnie , i powinni cie i na pó noc. Tam wasza przysz
...
- A ja my la em, e to anio – powiedzia Hubert ze sporym zawodem w g osie.
- Ja jestem zwyczajny Wilk – powiedzia bosonogi – a szczegó owiej jestem kim mi dzy Luty-
kiem a Lucicem. No, i jeszcze kap anem Jedynego jestem. Jutro nie skr cajcie razem z go ci cem
na wschód, b dzie droga na pó noc i wy z go ci ca w ni zjed cie. Je li pos uchacie rady, to mo e
adzicie wasz ywot na nowo... Nie wracajcie do Miasta Lwów – ono ku wam przyb dzie samo.
Jeste cie ze wszystkich zarzutów oczyszczeni, lecz sami wiecie – jak jest z ludzkim gadaniem. Po-
wiada zawdy b
,
cie byli w co tam zamieszani...
Hubert pos ucha rady Wilka, lecz w u adzenie swojego ywota przesta wierzy równo z pierw-
szym niegiem i mrozem. Niby by teraz do dobrze wyposa ony, lecz na czas zawieruchy, d ugiej
a dokuczliwej,zwierzyna pochowa a si gdzie mog a i znowu do Huberta, a i jego koni zajrza g ód.
ód przed
si jeszcze o dwa dni, bo ponowa, czyli wie o spad a warstwa niegu przera a
zwierz ta trawo erne – lady dobrze na takim niegu wida i drapie niki atwo znajduj w
cicieli
pozostawionych tropów, nawet w chu nie u ywaj c. Na szcz cie napatoczy a si jaka g upia
sarna, któr Hubert ustrzeli z uku, a konie - okaza o si – umia y ob era drzewa i krzewy oraz
wygrzebywa ro liny spod niegu. Uzna , ze nie musi czeka na nie wiadomo co, i kiedy znowu
zacz sypa
nieg, spakowa si i ruszy w drog .
Pod wieczór poczu dym i us ysza porykiwania krów. Jacy ludzie musieli gdzie tu mieszka .
Chcia do nich zawita , mo e si w ciep ym przespa , jakby tak
nia...
Trafi . Sta y ko o siebie trzy cha upy z obej ciami. Mo e jacy stra nicy ksi
cy, mo e pocz -
tek jakiej wsi... Zsiad z konia i wszed na podwórze najwi kszego obej cia. Zastuka w drzwi.
Uchyli y si . Przez szpar us ysza m ski g os:
- Wy cie mo e Hubert?
- Jam jest – powiedzia – a sk d moje imi znacie?
- By o tu dwóch m odych. Zostawili co dla was. Wejd cie – drzwi otwar y si , ukazuj c
ylastego cz eka - z w sami - w samej bieli nie. Widocznie wn trze chaty by o mocno nagrzane.
Gospodarz zaprosi do wn trza, gospodyni wie po ciel wyci ga a poklepywa a pierzyn i
poduchy, pow oczki zak ada a. Na kotlinie co si warzy o i wydziela o przyjemny zapach.
- Ale ja nie mam... - Hubert my la raczej o darmowym noclegu gdzie na sianie – te pod da-
chem, od spodu konisie grzej albo byde ko...
- Oni wszystko op acili – powiedzia gospodarz – tak e miejsce i pasz dla waszych koni, one
ju stoj w stajni. Jeszcze dla was w óczk kupili od mojej baby i zostawili dwie ig y z du ymi
oczkami. Nie odprzedaliby cie jednej? Córki jak zobaczy y... Ech te dziewczyniska – tylko by
wyszywa o, barwne szmatki nak ada o na dobre odzienie, barwne cery robi o dla ozdoby...
Spanie by o wy mienite.
nia wygna a z Huberta wszystkie ogniska zi bu i uczyni a go czy -
- 47 -
ciejszym od krynicznej wody. A jego dusza zacz a odczuwa wdzi czno za tyle starania o jego
nicwarte cia o i zbola dusz . Za ig dosta pó plecaka ywno ci – mas o, jajka, boczek
podw dzany, chlebki p askie a okr
e i kie basy wielkie p to. Przed wyjazdem gospodarz
wyci gn now brzytw i ogoli twarz Huberta. Okaza o si , e brzytwa te by a przez Broz i
Niw zostawiona dla Huberta, a druga dla gospodarza jako dodatek do zap aty za ugoszczenie pod-
ró nego.
- Oni zauwa yli b ysk w moim oku, jakem dojrza t brzytw dla was i ten wy szy wyci gn
drug dla mnie – rzek gospodarz. - Pewno ba si , e wasz sobie przyw aszcz , ale ja nikomu,
nigdy, nic nie ukrad em i nie ukradn .
Chyba na poparcie s ów m a gospodyni w
a w jeden z dwóch k bów siana na luzaku ko-
szyk z czosnkiem, cebul i garnuszkiem tartego chrzanu ze mietan . Hubert tak si czu , jakby
go ci u najbli szej rodziny, która krewniakowi niczego nie posk pi.
* * *
Potrzebna by a spora dawka przewrotno ci, aby oceni stan swojej duszy jako zwyczajny. nieg
pada wielkimi p atami, mróz ciska - dobrze, e wiatru nie by o, a on nie stara si wyszukiwa w
swoim po
eniu adnych dobrych stron – po prostu przebija si przez nie yc , ocenia zw anie
si le nej drogi jako du e utrudnienie, a kiedy cie
si sta a pomy la , e jednak najprostsze
rodki bywaj najlepsze – gdyby nie mia koni, to nie musia by teraz zsiada i prowadzi
wierzchowca, za u dzienic trzymaj c, i niepokoj c si o los luzaka, który powinien nad
za
wierzchowcem, by uwi zany do siod a link , ale nie yca tak g sta by a, e jeno kawa ek tej linki
widzia , a luzak... Mo e tam, z ty u by i niczego si nie ba ... Na luzaku tyle cennych rzeczy by o...
Kiedy niczego nie mia , to o nic si nie troska , jeno o oddychaniu stara si pami ta , o ugrzaniu
siebie my la . Tak czu mog a jeno zdrowa, zwyczajna dusza, tylko ona mog a ponarzeka ,
pomarudzi na rzeczy codzienne...
No, nareszcie ta cie yna si rozszerza! Wsiad na konia, zgarn wszy z siod a gór
niegu.
Sprawdziwszy, e widzi eb i po ow luzaka – ruszy ra no naprzód. Droga – po odleg
ci
majacz cych po bokach pni od niej oceni , e szeroka – naraz zosta a tych pni pozbawiona. Albo
pogorszy a si widoczno , albo w tym miejscu zaczyna a si polana... Stan , nie mog c podj
postanowienia co do kierunku jazdy. Przeczeka
nie yc ? Niegdy , w stepie nad Morzem
Czarnym Zdruzno uczy budowa domek ze niegu... Ba, tamten nieg by ule
y – kroi
mieczem kwadratowe kawa y, lekko podwa
i wyjmowa
gotowy materia do stawiania
ciany...
Ruszy na chybi -trafi , bo mo e ko utrzyma kierunek i dojdzie do przeciwleg ego skraju tej
polany, a tam b dzie dalszy ci g drogi? Stawa i czeka nie wolno, bo przysypa mo e, zreszt
koni przysypywanych powy ej grzbietu nijak nie utrzymasz na wodzy - zaczn w panice szuka
ratunku przed niegowym „pogrzebem”...
Nagle ko stan i w aden sposób nie dawa si zach ci do dalszej drogi. Trzeba by o zsi
i
sprawdzi przyczyn ko skiego uporu.Znalaz . Wymaca przed ko sk piersi poziom
erd , przy-
sypan
niegiem. Poni ej by a druga – taka sama. Nic tylko ogrodzenie. Uwi za do erdzi wodze.
- Poczekajcie tu na mnie, konisie – powiedzia – ja sprawdz , czy tu chaty jakiej nie ma. Wróc
do was po ladach.
Te lady by y rowkiem, zostawianym przez przedzieraj ce si przez kopny nieg cia o. Brn , z
trudem podnosz c nogi. Wnet doszed do góry. Wyra nie wznosi si przed nim stromy stok
niegowej góry. Zaspa?... Przecie nie wieje...
Trzymaj c si tego stoku szed obok niego. Wkrótce musia zakr ca . Wnet doszed do zosta-
wionego przez siebie rowka. To by o co przysypanego niegiem! Pewno chata z przyleg
ciami,
bo na sam dom mieszkalny za du e. Zacz mieczem i r kami odgarnia
nieg. Mo e uda si
dogrzeba do ciany? Mo e na drzwi natrafi? Je li na p askim miejscu nieg si ga ko skich piersi,
to tutaj warstwa nie mo e by o wiele grubsza...
Miecz stukn o co twardego. Pr dko grzebania wzros a, bo c o by o! To by y drzwi. Za
szerokie jak na drzwi do mieszkania, tedy stajnia lub obórka... Dobieg o go szczekanie psa
przyt umione jakie ... Spod tego niegu?... Kiedy drzwi wreszcie zosta y otwarte, by ca y mokry od
potu .
- 48 -
To by ci g pomieszcze – stajenka (pusta), obórka (krowa z ciel ciem) i drewutnia (du a siekie-
ra). Pies ujada za ma ymi drzwiami z drewutni do domu (chyba) prowadz cymi. Uj siekier .
- Poczekaj, piesku – powiedzia – ja musz po konisie, bo mi je zasypie... Wyr bi im przej cie
przez ogrodzenie i przyprowadz , by mia na kogo szczeka .
* *
Na górze, nad stajenk i obórk by o siano. Hubert sprawdzi w asn sprawno – musia pods-
koczy , zawis r kami na brzegu otworu w stropie, podci gn si , machni cie nogami i ju by
przy sianie. Zrzuci stosowny zapas, ponak ada za drabiny nad obami. Konie i krowa od razu
zacz y chrupanie karmy. Cielak zacz ssa matk . W drewnianym cebrzyku sta a woda, niestety –
w postaci lodu. Szczekanie psa, na zmian ze skowytem mog o martwego obudzi . Hubert
otworzy drzwiczki w bocznej cianie. Za nimi by a sionka mocno zagracona narz dziami, drwami
na opa , jakie koszyki, garnki, naczynia. Drugie drzwi by y z tamtej strony drapane przez tego
uprzykrzonego szczekacza i wyjca.
Pies, szczeniak w
ciwie, wielko ci dopiero co narodzonej ja ówki, natychmiast przesta szcze-
ka , gdy tylko drzwi zosta y otwarte. asi si , merda ogonem, piszcza . Hubert zobaczy kotlin
kamienn zakryt
elazn p yt z otworami na garnki. Z ty u do tej kotliny przytyka komin,
wystaj cy ze ciany. Po prawej stó i awa – czyste i puste. ciany z g adzonych bali,
uszczelnianych powrós ami ze s omy.
- Piesku – powiedzia Hubert – sam tu jeste ?
- Ze mn – powiedzia przyt umiony, niewie ci g os i dopiero wtedy Hubert zobaczy po lewej
stronie
e, a na nim stos futer i nieziemskiej urody twarz bardzo licznej niewiastki, czy niewias-
ty, wyzieraj
spod tego futrzanego okrycia. Troch ciemno by o, widzia szklane okna, lecz za
nimi
ci y si nowe deski pozamykanych okiennic, jednak ta twarz wygl da a jak wiat o,
przyci gaj ce my – ja nia a pi kno ci , wabi a urokiem niecodziennym.
- Co tu si dzieje? - zapyta ,
- Zimno. Le w
u, pookrywa am si wszystkim, co mo liwe, ale nadal zimno – g os niewia-
sty brzmia jak eolskie harfy.
- Drwa s , kotlina jest - nie mo na ognia za ec?
- Próbowa am. Jest krzesiwo, ale ja nie umiem...
Niemo pokr ci g ow z niedowierzaniem. Zakrz tn si po chacie. Znalaz krzesiwo i hubk .
na ruszcie kotliny stosik trzasek ze smolnej sosny – by y gotowe w sionce, skrzesa iskry.
Hubka nie by a zawilg a, wi c nie musia szuka swojej. Dmucha na hubk leciutko niby wiosenny
zefirek. Przytkn do aru male
trzask . Zapali a si w
ym p omyczkiem. Znowu dmucha i
zwi ksza p omyk. Przytkn p on
trzask do kupki przygotowanej w kotlinie. Zaj y si , lecz
opornie – wi cej dymu by o ni li p omienia. Ostro niutko dok ada kolejne trzaski, potem drobne
drewienka, potem drewna nieco grubsze. D ugo si kopci o, a nagle w kominie rozleg si hurgot,
na palenisko run a kupa niegu i wszystko zgas o. Wybra ten nieg z paleniska i powtórzy
rozniecanie ognia. Tym razem komin poci gn , zahucza w nim p d powietrza, p omienie liza y od
spodu elazn p yt . Wnet w kotlinie i kominie buzowa o a mi o. Ta cud dziewica patrzy a na jego
poczynania pi knymi, lazurowymi oczami z wyra nym podziwem.
- Jest tu m ka? -zapyta .
- Nie wiem – us ysza .
- Lubisz mleko i jajka?
- Nie wiem – by prawie pewny takiej odpowiedzi...
Znalaz m
i jajka. W koszyku, który przywióz te by y, lecz na pewno na ko zamarzni te –
te by y ch odne lecz w rodku jeszcze p ynne. Udoi troch mleka do znalezionego w sionce
skopka. Wstawi garnek z mlekiem na p yt . Wbi do znalezionego kubka cztery jajka. Dosypa
ki. Wymiesza jajka z m
ostrzem swojego no a. Masa by a troch za g sta, lecz mleko
zawrza o, tedy wk ada do garnka kawa ki g stej masy, u ywaj c do tego ostrza no a.
Znalaz tylko jedn drewnian
. Postawi garnek z kluskami na desk i niós ku
u z
-
po
on w poprzek garnka. Usiad a, nie spuszczaj c oczu z pary nad mlekiem. By a odziana w
mi kkie futro. W jego rozchyleniu pod brod widzia gruby sweter z we ny.
- 49 -
- Jedna
ka – powiedzia a – a dla ciebie?
- Zostawisz mi po ow – powiedzia . - ja musz jeszcze lód i nieg roztapia , by zwierz ta napo-
.
Niewiele zjad a. Mo e nie smakowa o, mo e cisn jej si
dek od przymusowego postu...
On si najad i jeszcze dla psa starczy o. W izbie sta o si gor co. Napoi zwierz ta letni wod .
- S uchaj – powiedzia – ja jestem bardzo zm czony. Teraz skorzystam z twojego pos ania i
zdrzemn si troch . Zgoda?
- Tak – powiedzia a i po piesznie wylaz a spod futer. Mimo grubej odzie y widzia , e jest
pos gowo zgrabna.
Jak sta - tak rzuci si na
e. Mia jeszcze zamiar zapyta o przyczyn jej samotno ci, lecz nie
zd
– rzec mo na – usn w biegu.
* * *
Obudzi go jej g os.
- Ja jestem Milena, a ty?
- Hubert – powiedzia , jeszcze z zamkni tymi oczami.
Otworzy je. Sta a przy
u naga. Zda sobie nagle spraw z tego, e i on nic na sobie nie ma.
Musia a rozebra go podczas snu. Widzia przepyszny pos g dziewicy. Z pewno ci jeszcze
nietkni tej przez m czyzn .
- Moge si przy tobie po
? - w jej zachowaniu nie by o ani odrobiny wstydu – tylko nie -
mia
w tym g osie d wi cza a.
Zapraszaj cym gestem uniós okrycie i odsun si pod cian , robi c miejsce dla niej.
- 50 -
Rozdzia VIII
Prawdziwe skarby
Konia z rz dem i królestwo na dodatek nale
oby da m czy nie, który przebija si przez
puszcz w trudnym dla cia a czasie, szed na pó noc, ale nie wiadomo dok d, napotka cud-
dziewic , która mu sama do
a wlaz a, a on nast pnego dnia zabra zadek w troki i poszed znowu
na pó noc. Trzeba przyzna , e Hubert by bliski takiej nagrody – tak on o sobie s dzi i chcia i
dalej. Wszak e Milena taka biedna i jak e j sam na zatracenie ostawi ? Wszak e nie yce jedna
za drug sz y od zachodu, mróz drzewa rozrywa , wichry czasami zaspy wy sze ni li chata Mileny
usypywa y – jak e w tak pogod z ciep ej chaty nos wy ciubia ? Wszak e zmordowany by
setnie dotychczasow w drówk – czy nie powinien troch odpocz ? Czy nie powinien Milenie
zapasów narobi , zwierza nat uc, drew na ca zim nar ba ? Mo e by wpierw nauczy j ró nych
rzeczy? Ona bez tego nie prze yje nawet do wiosny, kiedy to mog aby uda si po jaki ratunek do
innych ludzi. A zreszt – jego Jagoda, to by a zasadzka na starzej cego si a bez ennego i
bezdzietnego Huberta. On s dzi , e musi mi owa Jagod , skoro by jej pierwszym m czyzn , a
ona jego pierwsz niewiast . A Milena... Ooo! Ona s usznie nosi a to czeskie imi , po polsku
oznaczaj ce – mi owana. Jak e nie kocha takiego dzieciaka, który ci ufa ze wszech miar, lgnie do
ciebie rano, wieczór, we dnie, w nocy, patrzy na ciebie z wielkim podziwem, wr cz z uwiel-
bieniem?... I jaka pieszczocha nami tna... Nie, od Mileny – mo e – odejdzie wiosn dopiero! A
mo e to w
nie Milena by a celem, do którego Wilk kaza mu i ? Oj, to by by o dobrze...
Milena mo e i by a niedouczona w sprawach codziennych, b ahych. Atoli uczona by a rzeczy
wa nych. Na przyk ad o dziejach Czech wiedzia a od Huberta du o wi cej. A ju szczególnie o
pocz tkach ich pa stwa w dzisiejszym miejscu. Kiedy w izbie ciep o, gdy wszystkie codzienne
sprawy Hubert u adzi – by o czysto, syto i bezpiecznie i le eli ko o siebie w porze wypoczynku
pomi dzy kolejnymi poca unkami, stanowi cymi pocz tek czego wi cej, co by o dowodem
gor co ci uczu obojga, kiedy potem mia a nast powa nauka, na przyk ad dojenia krowy – w
takich odpoczynkowych, spokojnych chwilach Milena snu a opowie ci o dawnych i tera niejszych
losach Czechów.
Dawno, dawno temu Czesi yli w tym miejscu, gdzie dzisiaj Zachodnia Bawaria si rozci ga. A
pojawili si Germanie, a po ród nich liczni Bawarowie. Czesi byli wypierani na wschód – nie eby
jaka wojna by a – po prostu codzienne, zwyczajne, s siedzkie sprzeczki o miedze, o zwierz ta w
szkodzie na cudzym polu, o obwody owieckie, o granice posiad
ci i podobne ró no ci bardzo
Czechom dopieka y, a Bawarowie byli najliczniejszym plemieniem germa skim i zbrojnie nauczy
ich szacunku dla S owian mogliby jeno liczniejsi od Bawarów. I to nie byli Czesi, tedy oni cofali
si stopniowo, za ród Przemys ów (czyli rolników) najpierwszy przenosi swoje siedziby, pola i
pastwiska na wschód, bo – tak przemy lni powiadali – ziemi jest du o i dla wszystkich wystarczy,
tedy wojowa nie ma o co.
Wreszcie do g osu doszed S awnik – Czech, który uwa
, i Bawarom da zbrojny odpór nale-
y. W miejscu, gdzie do Dunaju rzeki Wornica i Lech uchodz by a wielka bitwa, po której ju by o
wiadomo, i odpór Bawarom nie mo e by przez Czechów dawany, bo zosta a ich garstka, a prawie
wszystkie ich niewiasty i dzieci Bawarowie w niewol wzi li. Ta garstka – kilkuset m ów,
kilkana cie niewiast, kilkadziesi t niewiastek i dzieweczek oraz tylu otroków uciek o daleko od
Bawarów – na dzisiejsze miejsce bytowania Czechów. S awnik wys
wielu m ów czeskich na
sk – po ony. Wi kszo tych Czechów ony przywiod a ku S awnikowi, nieliczni wsi kli w
ziemi
sk . Zadaniem Czechów, os oni tych od zachodu i po udnia górami, by o mno enie si ,
aby odbudowa poprzedni liczebno . Nadal najwa niejsi byli po ród nich Przemys i S awnik –
naczelnicy dwóch niegdy najliczniejszych i najwa niejszych czeskich rodów. Tak to mo e
wygl da , jakby si mówi o o dwóch ludziach, wszak e to troch inaczej w rzeczywisto ci by o –
w ka dym nowym pokoleniu, kiedy zmar Przemys albo S awnik, tak e innych rodów to
dotyczy o,
wybierano nowego, m odszego Przemys a, S awnika lub – dajmy na to – Vrsza. Bawarowie
uzyskali mo liwo dowolnego rozszerzania swoich posiad
ci. Trzeba by o dziesi cioleci, aby
wype nili dawne ziemie czeskie i te, które na nich czeka y na wschodzie od starych Czech, a na za-
chód od Czech nowych. Kiedy to nast pi, Bawarowie – lud w zasadzie spokojny – uznaj , e im si
- 51 -
usznie nale ziemie Czech nowych... S awnik s dzi , e góry dopomog w powstrzymaniu
Bawarów w ich rozszerzaniu si naoko o w asnego j dra. Wkrótce ko o Bawarów osiad y tak e
inne plemiona germa skie, co chwali wszem i wobec Przemys . On mówi , e, w ciasnocie b
c,
plemiona Germanów mi dzy sob za by si wezm i os abn ich dania wobec Czechów. Ju
nawet niektórzy Czesi przeb kiwali o obraniu wodzem naczelnym Przemys a, bo on r czy , i
Germanów mi dzy sob sk óci, napu ci jednych na drugich i nawet powrót Czechów na stare
ziemie b dzie mo liwy – ju -ju S awnika miano na bok odstawi , kiedy plemiona germa skie
porozumia y si co do wspólnego kierunku rozszerzania swoich siedzib. Ustali y: nach Osten!
W pierwszym pokoleniu Czechów na nowej ziemi córa S awnika – Libusza by a jedynym jego
dzieckiem, które z ojcem przysz o do nowych Czech. A ka dy m syna pragnie... Tedy S awnik
Libusz w szaty m skie stroi ... Dwa grody Libuszy postawi – Libice i Prag. Prag po polsku próg
znaczy... S awnik g osi , i Prag b dzie twierdz , zatrzymuj
wszystkich Germanów, zd aj cych
w celach zaborczych na pó noc i na wschód... Wnet si jego s owa potwierdzi y – Bawarowie
wypraw badawcz zrobili i na progu z by im wybito. Jednak S awnik poleg w boju. Zosta a po
nim ona, Vesna, czyli wiosna i trzech nieletnich synków. aden wodzem jeszcze obrany by nie
móg . A Przemys pozbad tajemnic m skich strojów Libuszy i j gwa tem uczyni ci arn , a po-
tem Czechom powiedzia , e chce j za on poj jako znak wieczystej przyja ni mi dzy rodami
Przemys ów i S awników. Vesna darmo próbowa a prawd o gwa cie szerzy . Darmo pomaga jej
Vrsz i jego ludzie. Czechom si zda o, e k ótnie za egnane b
, je li Przemys o eni si z Libusz
i b
dzieci, potomkowie obu najwa niejszych rodów, ju spokrewnionych...
W nast pnych , pó niejszych pokoleniach zacz to nazywa wodzów ksi
tami i przestano
nadawa im pierwotne imiona – na przyk ad Vrsz, Przemys czy S awnik. Teraz mówi si o rodach
Vrszowców, S awnikowiców lubo S awnikowniców, czy te Przemy lidów. Nie tak dawno Wac aw
Przemy lida otoczy Libice wojskiem, pozamyka w domach S awnikowniców, okiennice kaza
gwo dziami zabi , drzwi ko kami podpierano... Po ar wielki uczyniono... Nikomu nie darowano. W
dodatku chytry brat Wac awa – Boles aw – g osi, i on pom ci mier S awnikowniców, je li Czesi
swoim ksi ciem go wybior , a Wac awa od w adzy oddal ...
- A ty, Milena, z jakiego jeste rodu? - spyta Hubert, bo Milena zamilk a i strumienie ez ociera a
na policzkach, tedy on chcia odwróci jej uwag od wspomnie o wie ej po odze i pieczeniu
ludzi ywcem.
- Ze S awnikowniców – powiedzia a przez zy Milena – a mój m jest z Vrszowców. My
wcze niej uszli my do Polski, bo Vrszowcy ostrzegali.
- Och – Hubert by speszony – a gdzie ten twój Wszowiec?
- Nie poni aj Zdenka mianem wszy – powiedzia a ze smutkiem Milena – on mnie nie tkn , sam
widzia
i czu
, on mnie chcia ochroni przed trudami ycia sieroty. T chat dla mnie
zbudowa , dba by mi niczego nie brakowa o.
- To niechc cy – usprawiedliwia si Hubert – mnie trudno wypowiedzie Vrsz, czy podobne
owa. Vrsz mój j zyk nie potrafi wypowiedzie . Mo e bym u ywa s owa Varsz? Ten twój Zdenek
tutaj nie wróci?
- Ty jeste mój! Zdenek to pojmie i z ego s owa nie powie. On od mojego ojca starszy. Poza tym
on ma na
nic i z ni lega cz sto w grodzie... Tu gdzie niedaleko moi ziomkowie, Czesi, gród
pobudowali.
- Trafisz tam? Bo ja bym chcia twoj rodzin pozna ... Mo e by jakie uniewa nienie twojego
ma
stwa?... Mo e ty i ja by my prawdziwy lub wzi li? Ja jestem chrze cijaninem, Czeszki
chyba te s chrze cijankami?...
- Te , Hubert – powiedzia a. - Mi uj ciebie wi cej ni li siebie sam . Spróbujemy trafi .
Na razie jeno na owy Hubert wychodzi – trzeba by o wiosny czeka , bo teraz szuka czego z
Milen , która tak niewieloma rzeczami powszednimi si przejmowa a i na innych ludziach polega a
– prawdziwa ksi niczka do s ug przyzwyczajona, opuszcza nynie ciep e k ty z Milen by oby
prawie pewnym samobójstwem, a teraz Hubert chcia
. Och, jak bardzo chcia ! Mo e Zdenek te
na wiosn czeka i przyb dzie do chaty?... Mo e z grodu Czesi jaki podjazd wy
?...
* * *
Reszta zimy i przedwio nie zesz o Milenie i Hubertowi na rozmowach w rodzaju – kochasz
- 52 -
mnie? A ty mnie? liczna jeste . Bardzo lubi z tob lega w
u. To si rzuca w oczy, naucz ci
cerowa i szyde kowa ,bo co to za niewiasta, która tego nie umie? Och, na twoim szydle umiem...
Nasze dzieci b dzie bardzo mi owane. A co si urodzi? Ch opak! I ja te chc ch opaka.
W bardziej s oneczne dni przedwio nia Hubert naprawi ogrodzenie i posprawdza drzewka, ros-
w sadku – na tej ogrodzonej por bie. Wszystkie dobrze znios y zim i zapowiada y dobry
urodzaj. Hubert postanowi przyst pi do nauki robienia przetworów z owoców. Nad kotlin , przy
kominie by piec do pieczenia chleba. Sprawny, to Hubert sprawdzi osobi cie – upiek chleb –
bochenki grubsze nieco ni li zwyczajowe podp omyki. Milena chleb chwali a, on podejrzewa , i
dla sprawienia mu przyjemno ci, lecz raz przez szyb z dworu widzia jak sobie kroi a pajd wielk
i smarowa a resztk mas a przez niego przywiezionego na pocz tku zimy. Mas o te trzeba zrobi ...
Kierzanka jest w sionce przy obórkostajence. Gdyby tak owczarenk dobudowa ?... W óczka,
dzierganie na patyczkach, robienie sweterków i szali szyde kiem... Jak e mi o by oby wpatrywa
si w kochane r ce Mileny, sprytnie wywijaj ce patyczkami czy szyde kiem. Umia to wszystko
robi od czasu pobytu w szkole, gdzie ró nych po yteczno ci uczono. Po zbiorze owoce oporz dzi
z gniazd nasiennych, pestki pousuwa , umy i na s
cu, nieco pokrojone, wysuszy . A na
pocz tku zimy – do pieca, potem w gliniane garnczki, serwetkami ponakrywa i w obórkostajence
na okienkach stawia , by zimno je w dobrym stanie utrzymywa o... Jak drzewka zamieni si w
wielkie drzewa – piwnic trzeba b dzie na zapasy i przetwory zbudowa ... Wszystko z Milen ,
wszystko dla Mileny. Kiedy przyjdzie dzieci – ona przylepno do niego zmniejszy i przeniesie
cz
mi owania na to ma e... On... On b dzie to malutkie uwa
za jej cz
, za jej dalszy ci g ...
Ale ani jedno z nich, ani drugie nie pokocha dziecka tak samo, jak oni w nocy... To zostanie i
dzie czy na dobre i na z e dni sporów... A jak on si zestarzeje, a ona jeszcze nie? A, co tam –
kiedy to nast pi... Trzeba j nauczy , by adnego z ego nastroju nie pog bia a niech ci do
nocnych pieszczot. To musi by oddzielone od dziennych sporów, które na pewno nast pi ... Oby
jak najpó niej!
Milena bardzo wiele si nauczy a. Niegdy do wszystkiego s ug u ywa a, teraz – dla Huberta –
gotowa by a najci szych prac si uczy . Na dobr spraw jeno o w asn urod umia a si troszczy
i zadba . A i to – potrzymaj mi w osy, umyj mi plecy, zobacz czy mi w oku nic nie siedzi, pomó
brwi wyrówna i takie tam ró ne... No, ale to nie o pos ug chodzi o, jeno o przyjemno z jego
blisko ci i dotyku... Uczy a si szybko ró nych prac i nawet sprawdza ani pomaga nie musia ,
byle by blisko. Móg nawet drzema czy spa , lecz zawdy mog a liczy , e - w razie czego –
dopo-mo e, wesprze, poratuje. A jak si co nie uda,to przytuli,pog aszcze i powie to swoje: nic to,
Milenko - i tak ci mi uj ... Mój ci jest! Jak to by o onegdaj? Brus do ostrzenia no y i siekier z sieni
przynios a i dalej e siekier ostrzy . Znaczy o brus j pociera i brusem jej ostrze trze . Zwyczajnie
– bruszy siekier zacz a. A on siedzia na
u i patrza tak zach annie jak jej nabrzmia e od ci
y
piersi bujaj si w rytm pochyle i wyprostowa . Potem spyta - czy by nie chcia a aby jej piersi
podtrzymywa ... A jej si od samego wyobra enia tak jako rozkosznie ko o sutków zrobi o...
Wreszcie rzek : - Daj, ja pobrusz , a ty poczywaj na
u, bo si ju spoci a.
Wiosn wszystkie drzewka zakwit y – ogród wygl da niby zgromadzenie panien w lubnych
sukniach. A kiedy rankiem wychodzili, by si napatrze i zapachów nawdycha , poranna rosa l ni a
na kwiatach drzewek niby wielka gromada klejnotów w ogromnym skarbcu. Sk
przylecia y
pszczo y miodne, pomi dzy ich zast pami trafia y si , niby harcownice wspomagaj ce pszczele
wojsko lotami przy samej ziemi, niedu e pszczo y samotnice. Za z samego rana, kiedy jeszcze
pszczo om za zimno by o, albo przy lekkiej m awce - jeno trzmiele bucza y i to, chyba, one
najwi ksz kwiatom rozkosz suli y, bo okazywa mi owanie i po
danie, gdy wszystko w najlep-
szym porz dku to adna zas uga – poka , e kochasz, kiedy krecha na ciebie przychodzi – zimno,
mokro i do domu daleko... Czy mo na trzmielom domki w sadzie urz dza ? Trzeba Huberta spyta
i za pos ank tych mi ych buczków basowych s
– w ich imieniu i w imieniu kwiatów o
trzmiele domki pro
wnosi ... On potrafi! Ostatnio dla pszczó samotnic w kawa ku drewna
widrem do ków nawierci , przymocowa te drewna pod okapem dachu i powiedzia , ze na drug
wiosn b
si w tych do kach wyl ga m ode zapylaczki poziomek, jagód i borówek. A
niektóre ju jesieni wylez na wiat, by wiosn wcze niej rozpocz s
przy kwieciu krzewi-
- 53 -
nek owocowych, które tu Zdenek z puszczy przynosi , sadzi i sia .
* * *
Hubert straci ostro spojrzenia na otoczenie. Tak by zatopiony w fio kowych oczach Mileny,
tak by zaj ty przychylaniem jej nieba, e ani zapyta o poddasze chaty. Dopiero kiedy si ca kiem
ciep o na dworze zrobi o, dopiero kiedy pora przysz a, by odwiedzi ojca Mileny zauwa
, e on
nie ma co na siebie w
! Wyzna Milenie, e wstyd mu jecha w zimowym odzieniu, starych
swoich szmat dawno si pozby – gdzie w lesie grzyby zamienia y je w próchnic , a ojciec Mileny
pewno jaki ksi
i trzeba by stosownie ubranym, by przysz y te r ki ukochanej Hubertowi nie
odmówi ,
Popatrzy a na niego uwa nie – jakby mierzy a go oczami, a potem powiedzia a:
- Zdenek zamaskowa drzwi z izby do drugiej sionki. To mia a by skrytka w razie napadu... Z tej
drugiej sionki nie ma wyj cia na dwór, za to schody s na poddasze. A tam skrzynie z odzie
Zdenek postawi . On te by wysoki i dobrze zbudowany. Gdyby si nie brzydzi , to by my co z
jego rzeczy dla ciebie dobrali. Chcesz? Przy sposobno ci i moje stroje we dwoje obejrzymy... Teraz
za ciasne na mój brzuch, lecz m owie adne ciuszki swoich niewiast radzi ogl daj .
Nie by o wyj cia. Skrzynie trzeba by o opró ni i ich zawarto porozk ada na s
cu i wie-
trzyku, by pozby si zapachu ro liny zwanej bagno, nie lubianego przez ludzi i przez mole oraz
inne szkodniki. Wisia y na drzewkach suknie Mileny – kilkana cie jesiennych, kilka zimowych,
najwi cej wiosennych i letnich. Barwne sukna, lej ce si , grube jedwabie, po yskliwe, na metal
wygl daj ce lamy, cieniutkie, malowane r cznie p ócienka. Hubert oczu nie móg oderwa – i
zwiewne go oczarowywa y, i lej ce zachwyca y, nawet ci kie sukna pozwala y wyobra ni
umieszcza w nich Milen i rozaniela si , rozczula nad jej pi kno ci – adnemu we wszystkim
adnie.
Tymczasem Milena dobra a odzienie dla Huberta, kiedy si wystroi , obejrza a go ze wszystkich
stron, powiedzia a, e cudnie wygl da, a oczy jej przy tym tak ja nia y rado ci i dum ... Jemu
podoba o si to, e jej si podoba...
Którego dnia Hubert poczu , e trzeba jecha . Ona mówi a, ze to mniej ni pó dnia drogi, tedy
adne wielkie przygotowania nie by y potrzebne. Hubert posadzi Milen na wierzchowcu, bokiem,
by nóg nie musia a rozwiera , sam wzi konia za u dzienic i poszed
cie yn na pó nocny
wschód. Pies pos usznie wykona komend „zosta ”, s
ce grzecznie wieci o, cie ka prosta jak
strzeli – tylko ta niepewno w duszy, czy ojciec Mileny... Có , i trzeba, skoro si po to z domu
wysz o.
cie ka dochodzi a do traktu, wiod cego na pó noc. Ju mieli na ten trakt wyj , kiedy Hubert
pos ysza odleg y t tent wielu koni, nadbiegaj cy od po udnia. W puszczy pop aca ostro no . Wie-
le koni, zapewne wielu je
ców... Wiadomo kto? Wiadomo w jakich zamiarach? Hubert
wprowadzi konia w maskuj ce krzewy i czeka , trzymaj c d
przy ko skich chrapach, by
wierzchowiec nie zar
na powitanie swoich licznych towarzyszy.
Przez li cie wida by o nadje
aj cych. Nagle Milena wyda a j k – na szcz cie tamci jeszcze
nie byli bardzo blisko, a j k nie by g
ny. Po
znacz co palec na swoich wargach.
Przek usowali przed ukrytymi – miny powa ne, uzbrojenie pe ne, oczy wlepione w bezkresn
dal... Dopiero kiedy przejechali, Milena powiedzia a:
- Ten na czele, to by Zdenek. Prowadzi Przemy lidów. Ko o niego jeden S awnikowic
jecha ...
Mo
dojrza tarcz ... Znak ró y na niej. A zawo anie ma mój ród „poraj”. Co on wymy li ? Czy
przeciwko mojemu ojcu wrogów prowadzi? Vrszowcy zawdy do ugody nawo ywali... Mo e on roi,
e pogodzi oba rody? Lecz czy do pogodzenia resztek mojego rodu z mordercami trzeba a tylu
wojów spo ród Przemy lidów?...
- O co wy si tak d ugo wadzicie? - spyta Hubert. - Przecie teraz nowe pokolenia nasta y. Zgo-
da buduje, a niezgoda rujnuje. Czechy przez takie wa nie si y nie zyskuj ...
- W
nie – twarz Mileny sta a si pos pna – S awnikowice s stale za sojuszem z Polsk i za
ostro no ci wobec Niemców. A Przemy lidzi nie maj zasad ani d ugotrwa ych zamiarów. Im jeno
na tym zale y, by odsun S anikowiców od mo liwo ci w adania Czechami. Oni jeno o to
dbaj ,
- 54 -
by im nikto nie odebra tronu. Ca e Czechy sprzedadz , byle na ich tronie siedzie . W
nie
Wac aw sprzeda i ksi ciem Rzeszy Niemieckiej w Czechach zosta .
- Skoro tak – powiedzia Hubert – to musim tu poczeka a przejad z powrotem.
Doczekali si . S
ce sta o w zenicie i nie przeszkadza o Milenie w zauwa eniu, e Zdenek z
nimi nie wraca. Mo e zosta z ojcem? Mo e jakie porozumienie zawarto i Zdenka do grodu
przyj to? Podzieli a si swoimi przypuszczeniami z Hubertem.
On te ogl da powracaj cych Czechów uwa nie. Tak nie wygl dali ludzie, którzy umow o po-
koju zawarli. To byli ludzie zadowoleni z udanego podst pu. Hubert przypuszcza , e nie b dzie
opotliwego spotkania ze Zdenkiem, ale tym przypuszczeniem z Milen si nie podzieli ...
* * *
W pewnej chwili Milena rozpozna a miejsce, ko o którego przeje
ali, czy te – jak chodzi o
Huberta – przechodzili i powiedzia a, e za t góreczk na drodze, do góreczki w
nie doje
ali,
jest jeszcze do grodu dwa stajania. Tedy Hubert postanowi , e ona teraz zostanie ukryta w chasz-
czach, a on pojedzie na zwiad. Gdyby ucieka drog , to ona ma si przytai , a on po ni pó niej
przyb dzie – jeno wprzód zmyli pogonie. Ona powiedzia a, e bardzo prosi, aby jej samej nie
zostawia . Tedy on zostawi j na trakcie, a sam na góreczk zacz wchodzi – chocia z
niewielkiego oddalenia na gród popatrze , zanim do niego pod
. Nie wszed ca kiem. Kiedy
cz
jego g owy wznios a si nad szczyt góreczki zobaczy Zdenka na tle bramy – chyba sta ze
zwieszon na rami g ow . A ko o niego kto z tarcz na piersi. Na tarczy ró a wymalowana... To
pewno ów S awnikowic, o którym Milena powiada a, e ze Zdenkiem jecha w tamt stron .
Wróci do niej i powiedzia , e chyba wszystko w porz dku – Zdenkowi musia o si jednak uda
pogodzenie zwa nionych stron, bo teraz stoi przed bram . Co prawda chyba smutny, g ow ma
zwieszon ...
Na szczycie góreczki Milena ju wiedzia a – co widzi. Zdenek i ten S awnikowic byli powiesze-
ni na skrzydle bramy. Drugie skrzyd o by o na o cie otwarte i przez nie nie wida by o w grodzie
adnego ruchu. Milena zsun a si z konia i przytuli a do Huberta. ka a w przewidywaniu
najgorszego, a on j przytula i zaklina , eby przesta a. Nieco si uspokoi a i powoli poszli oboje w
stron bramy grodu.
W ró nych miejscach grodu le eli zabici woje. Milena powiedzia a, e to Vrszowcy. Naraz
zoba-czyli przez otwart okiennic jaki ruch w jednym z budynków. Po chwili na zewn trz wyszli
z tego budynku Niwa, Broz o, Zdruzno i znany Hubertowi kap an Jedynego z plemienia Wilków.
Kap an by jaki czas temu ostrzy ony i ogolony – teraz zarost i w osy odrasta y mu, lecz w
warkoczyki jeszcze nie mo na ich by o splata . Potem za tym budynkiem Milena zobaczy a wojów,
stoj cych karnie w szyku, a miny mieli pochmurne, mo na rzec nawet – ponure. Jeden z tych
wojów wyst pi z szyku, doby miecza z pochwy i pobieg w kierunku bramy. Dwa ci cia mieczem
i dwa cia a wisielców spad y na ziemi , a woj schowa miecz do pochwy i wróci na swoje miejsce
w szyku.
- Troch zd ylim, a troch nie – powiedzia Zdruzno. Choma niby wszystko wiedzia i prze-
widzia , wszak e niewielka zw oka w wys aniu odsieczy nast pi a. Ojciec tej dzieweczki – wskaza
na Milen z brzuchem wcale na dzieweczk nie wygl daj cym - wczoraj wyjecha st d z wieloma
osobami. W grodzie zosta a nieliczna za oga. Jeden z obro ców jeszcze dycha , kiedy my nadeszli
z pomoc . Ci wisielcy zar czali, e przywiedli zwolenników pogodzenia rodów, tedy bram
przybyszom otwarto. Rze by a, bo zbóje przewag mieli wielk ...
- A dok d tatko wyjecha ? - spyta a Milena.
- Nad Wis – powiedzia a Niwa – tam ju jeden gród, Progi si zwie, a po waszemu Praga, na
prawym brzegu rzeki stoi. I tam troch S awnikowiców z dawna mieszka i monet ksi ciu Polski
bij z miedzi. Na drugim brzegu Vrszowcy miejsce dostali i swój gród maj budowa . B dzie si
zwa Vrszowa .
- Warszowa – b kn pod nosem Hubert.
- My po ciebie przyjechalim, Hubert – powiedzia Broz o – ale ty nie sam...
- Wiem, e tatko mia ukryt skrzynk ze z otem – powiedzia a Milena. - Czy mog j zabra , by
da Hubertowi skarb w niej zamkni ty?
- My ju skrzynk znale lim – powiedzia Wilk. - Wedle prawa jest twoja, dziewczyno.
- 55 -
- Ty, Hubert – powiedzia Zdruzno – masz do wyboru – albo skarbnikiem ksi cia Leszka w Gnie-
nie zosta , albo wojewod w Szczecinie. To nowy gród, przy którym nynie ksi
Leszek w asn
osob stoi i rol nadzorcy pe ni.
Hubert przytuli Milen do swojego boku, po
r
na jej brzuchu i powiedzia :
- To s moje prawdziwe skarby i przy nich zostan .
- A ten Szczecin... Daleko od Grodu Lwów i od nas? - Milena mia a w oczach, niepokoj ce Hu-
berta zaciekawienie.
- Bardzo daleko – powiedzia Broz o.
- To... Mo e... Jakbym u nas urodzi a Warcis awa, to by tym wojewod ?... - Milena patrzy a na
Huberta b agalnie i wyczekuj co, a wszyscy wiedzieli, e prawdziwe jest powiedzenie: gdzie moje
mi owanie – tam skarb mój prawdziwy. Wiadomo by o tak e, e ów skarb chce do Szczecina...
- 56 -
Rozdzia IX
Uk adanie przysz
ci
Arsennie bardzo nie podoba y si wa nie i morderstwa w Czechach. le ocenia a wzajemne
niech ci po ród dzieci ksi cia Leszka i ksi ny Gizelli. Z przykro ci patrzy a na bijatyki i zale -
no ci oraz przewagi we w asnej czwórce synów, jednego dnia rodzonych . Wyci gn a z wiedzy o
wspó czesno ci, ze wspó czesnych sporów i podst pów wniosek, e jej czwórka powinna zosta
rozdzielona jak najwcze niej – wtedy uniknie si k ótni mi dzy bra mi. A ona, jako matka i
przysz a babcia licznej gromadki wnucz t b dzie sp dza a czas na podró ach mi dzy domami
synów, w jednym pomo e, w innym poradzi, w trzecim poprawi b dy m odych, a w czwartym...
W
nie, czwarty... wiatos aw by taki wra liwy i skromny. A niegdysiejsza wró ba jakby to
zapowiada a. Które orl tko mia o by skrzyd em przygarniane...
Mniejsza o to – wa niejsze by o poradzenie sobie ze wiekrem i wiekr – oni zachwycali si
swarami wewn trznymi jej czwórki. wiekr zapowiada , e odda ch opaków do najsurowszej
szko y, a potem w dru ynie b
s
jako pro ci woje, w dodatku pod zmy lonymi imionami,
aby nikt nie wiedzia , e to synowie ksi
cy. wiekra przyklaskiwa a swojemu m owi, a z
Arsenn nikt si nie liczy . A czy to nie matka wie najlepiej, bo sercem czuje, co powinno si z jej
dzie mi dzia w przysz
ci?
Arsenna by a pewna, e to ona wie najlepiej – jak post pi , aby zapewni synom dobr przy-
sz
. A wszystkie przeszkody s do usuni cia! Nie b dzie jej wiekr, nie mo e jej wiekra, nawet
ich synek, a jej m
powolny a niespory do postanowie , nieskory do czynów – nikt nie b dzie
jej narzuca rzeczy dla jej dzieci niekorzystnych!
Takiej jak Arsenna osoby nie spotyka si cz sto – tak w adczej i zakochanej. Zakochanej w
sobie przede wszystkim, a zaraz potem w swoim dalszym ci gu, czyli w synaczkach czterech, a
najbardziej w wiatku, bo on zawsze mamusi chwali i lubi przy niej przebywa . A ponadto
samolub lubi mie usprawiedliwienie przed samym sob – kim s abszym dorywczo si
zaopiekowa ,wspomóc biedniejszego, niech e postronni – i ona sama – s dz , i jest osob zdoln
do mi owania bli nich. Prawie ka dy cz owiek jest samolubem. I je li nie wykracza to ponad
przeci tno , to jest to cecha dobra – pop dza do stara o pomna anie w asnych dóbr, sk ania do
ochrony stanu posiadania przed letkiewiczami, kieruje do nowych odkry , do pracy, do nauki.
Ogólnie rzecz bior c, samolubstwo przyczynia si do rozwoju wiata, bo jest ujmowane w karby
przez innych samolubów w sobie zakochanych. Gorzej, je li ta cecha jest nadmierna, je eli samolub
jest skryty, m dry i przebieg y. A najgorzej jest, kiedy taki kto jest na wysokim stanowisku... Có ,
sama Arsenna mo e nie by a na najwy szym stanowisku, lecz przy umiej tnym powodowaniu
em...
* * *
Ksi
Leszek przys
ze Szczecina zapytanie - dlaczego on musi osobi cie dopilnowywa
ko -czenia budowy tego miasta i grodu, skoro jest naznaczony wojewoda nowy, zdaje si Hubert
niejaki... Arsenna nagle jakby w gor czk popad a – go ce lecieli z ponagleniami, gwa townie
szykowano do podró y pojazd, niegdy podarowany przez W grów, wiatka strojono, myto i
strzy ono.
- Bo wiesz, m u – powiedzia a Siemomys owi Arsenna – pora by mój wiekr polubi wreszcie
naszego wiatos awa. On najmilszy z naszych synków a twój ojciec tak jako ... Zawioz mu sama
tego Huberta z jego Milen i ich male kim Warcis awem – mo e b dzie nam to policzone na
korzy i wiekr spojrzy na naszego syneczka przychylnym okiem. Ja go do szko y nie oddam.
Wyb agam u twojego taty, by mi jego jednego ostawi w domu.
I wier miesi ca nie min o, kiedy wita z pó setki wojów z
ona, z Hubertem na czele
wyruszy a z Krakowa do Szczecina, okalaj c pojazd ze skarbami Huberta i ksi cia Siemomys a.
We wn trzu Arsenna odpowiada a Milenie na liczne pytania z mow zwi zane – na przyk ad, czy
wier miesi ca min a, czy te min o... Gdzie o pó dnia przed Szczecinem ustali y, e jedni
mówi , i miary s jeno wyobra eniem tedy nie wiadomo, czy je odmienia jakby rzeczami by y, a
inni gotowi powiada , e tysi c przyjecha lubo by y dwie stopy. Obie z obcych stron do Polski
przyjecha y, tedy kogo miejscowego mia y w Szczecinie o to zapyta .
- 57 -
Wszak e Hubert zarz dzi popas, i przerw w podró y wype niono zawodami strzeleckimi.
Jeden z uczników trafi do daleko od rodka celu. I wtedy rozgorza a k ótnia – czy jego strzale do
rodka celu brakuj dwie stopy, czy te brakuje dwóch stóp. Niejaki S upek, ów byle jaki strzelec,
upiera si , e brakuj , lecz Hubert orzek , e to nie stopy si licz , wa na jest odleg
– brakuje
odleg
ci mniejszej, a jest za du a o dwie stopy. Odleg
jest poniek d rzecz , chocia nie
bardzo ci le okre lon , je li si miary nie u yje. Tedy brakuje dwóch stóp odleg
ci do rodka
celu, za stóp nie brakuje nikomu.
Arsenna wzi a na bok niecelnego S upka i powiedzia a, e popiera jego pogl d o tym, e braku-
stopy. Potem d ugo z nim rozmawia a, on kiwa g ow , ona wr czy a mu srebrnika... Potem,
podczas jazdy powiedzia a Milenie, e ca kowicie zgadza si z pogl dem m a Mileny (ach, jaki
on m dry) w sprawie tych stóp i odleg
ci.
- To czemu ksi na srebrnika owemu S upkowi da a? - spyta a Milena.
- Chcia am pocieszy przegranego – powiedzia a smutno Arsenna. - Szkoda mi ludzi zawiedzio-
nych w ich nadziejach. Co wcale nie znaczy, e si z nim zgadzam w sprawie brakuj cych stóp.
* *
Do Szczecina – prawie gotowego, lecz jeszcze bez mieszka ców i bez za ogi – zjechali pod wie-
czór. Puste domostwa pozwala y nocowa pod dachem, niejako na prób , która wypad a pomy lnie
– akurat deszczyk nad g owami przeszed , a na g owy ani kropla nie spad a. Za nast pny ranek by
wie utki, deszczem umyty, rze ki, pozwalaj cy wnet po niadaniu na doko czenie wi by
dachowej ostatniego budynku – chramu Jedynego. Prawie wszyscy budowniczowie ju pró nowali.
Jeno gdzie-niegdzie sprz tano trociny i wióry, lecz wi kszo budowniczych i przybyli do
Szczecina wczoraj wieczorem patrzyli na poczynania tych, co wci gali ponad ciany chramu
ci kie belki na kant obrobione. Krokwie to b
, do których grube dechy si przybije i dopiero
wtedy gontem dach ca y pokryje. Ksi
Leszek sta z innymi, g owy wszyscy zadarli, belki sun y
w gór uwi zane w po owie linami. I nagle trzy z nich wypsn y si z lin. Lecia y jakby w
spowolnieniu. Spad y le – jedna wprost na g ow ksi cia Leszka, jedna tu przed jego nogami, a
trzecia tu za jego plecami. Ksi
, adnego d wi ku nie wydawszy, upad na ziemi . Czaszk mia
roz upan ... Nie
. Arsenna patrzy a rozognionymi oczami. Milena zemdla a. M owie próbowali
ksi cia ratowa – nie li go na p aszczach w stron grodu na wzgórzu. Po co? Oni sami tego nie
wiedzieli – po prostu c o robili...
* * *
Wsz dy pognali go ce ze straszn wie ci . Wypuszczono z klatek go bie z przymocowanymi o
nieszcz ciu witkami. Rozlecia y si na cztery strony wiata. W trzy dni na miejscu by a ksi na
Gizella. Ledwo oddycha mog a, bo gardziel jej si
cisn a, zapiek a si
alem... Arsenna jak
mog a pociesza a. Stara a si zaj Gizell rzeczami zwyczajnymi – oderwa j od przemy liwa o
nieszcz ciu.
- U nas, na Ranie – powiedzia a – kiedy umrze kto znaczny, stos si szykuje dwa razy wi kszy
od zwyczajnego. Mo e by wiekra wyda a stosowne polecenia w tej sprawie?
W dwie trzecie miesi ca zjechali ju wszyscy powiadomieni o nieszcz ciu. Na drugi dzie za-
powiedziano styp – za egni cie stosu b dzie wieczorem, a rano zacznie si uczta, po wi cona
wspomnieniom o zmar ym.
Arsenna posz a po po udniu do tych, którzy na jutro straw i napoje przygotowywali. Poprosi a
o niewielk miseczk jakiego pokarmu dla ksi nej Gizelli. Wzi a t miseczk w r ce, chyba
mia a ch zanie j Gizelli, lecz si rozmy li a i poprosi a, aby kto t miseczk ksi
nej zaniós i
by b agano wdow o posilenie si przed d ug noc czuwania przy p on cym stosie. Ksi
na
potraw zjad a. Musia o by tak, e trzewia mia a bardzo od alu i postu ci ni te , tedy nast pi
skr t kiszek, co bólami straszliwymi si objawi o. Przed wieczorem ksi
na Gizella odda a ducha
Jedynemu. Spalanie stosu przeniesiono na nast pn noc. Badanie potraw przygotowanych na styp
nie wykaza o obecno ci trucizny. Obowi zki gospodarza przej wojewoda Hubert.
Wszyscy winni byli si smuci , al im powinien doskwiera ... Wszelako kto musi w takich
razach trze wo my le o ywych i ich przysz
ci. Podczas stypy ksi
ta zza Odry i Nysy
zwrócili si do ksi cia Siemomys a z pro
o danie im wspólnego ksi cia, który poradzi
Henrykowi, królo-
- 58 -
wi Niemiec i jego margrabiom, g osz cym, e ziemie mi dzy ab a So aw – a do Odry i Nysy
yczan s niemieckie i musz by chrze cija skie. Ksi
odpowiedzia , e musi si z t spraw
przespa i odpowie nast pnego dnia. W nocy nie spa wcale. Znaczy – wszyscy byli gotowi
przysi ga , e spa z Arsenn , wszelako jaki to tam sen, kiedy niewiasta stara si zast pi uczucie
alu po mierci wiekra odczuwaniem rozkoszy... Nad ranem dopiero ksi stwo przyst pili do oma-
wiania pro by ksi
t zachodnich. Omawianie polega o na tym, e Arsenna przypomnia a
wieszczb z czasów pierwszych dni ich mi owania, i ksi ciem Zachodu ma by Czcibor.
Urz dzono uroczyst koronacj ma ego Czcibora. Obrz du dope niali Magnord i Nordwig. Po-
tem Arsenna zapewni a Czcibora, e mamusia z nim pojedzie, tedy niech si nie stracha – wszystko
dzie dobrze. Czcibor si obruszy , powiedzia , ze on takiego wstydu, takiego trzymania si
maminej spódnicy nie zniós by w aden sposób i yczy sobie jecha bez mamy. Ot, wdzi czno
synowska...
Przed wyjazdem ze Szczecina Nordwig wzi córk na spytki.
- Rzeknij mi, Arsenno – powiedzia – jak to by o z onym Sto bikiem. Za co mu da a srebrnika?
- Da am mu na pocieszenie, bo go wojewoda Hubert ukrzywdzi .
- A on potem dawa srebrniki tym budowniczym chramu... - Nordwig patrzy na Arsenn uwa -
nie.
- Ja ci , tatku, uprzedz – powiedzia a Arsenna – on próbowa dobiera si do mnie – ten S upek
przebrzyd y. W pysk ode mnie dosta , a Jedyny go ukara i dlatego wiecie, i on kark ma skr cony i
w lesie le y. Nie dacie rady udowodni , e to moja sprawka. Nie chcia am m a do pomsty
namawia , ale Jedyny m a mojego zast pi .
- Dwa razy by
na ostrowie bezludnym na jeziorze D bno – powiedzia Nordwig. - Dawa
srebrniki wied mie, która tam ma chatk z sitowia ...
- Znowu nies usznie mnie, tatuniu, podejrzewasz – powiedzia a Arsenna. - Nikt nie po wiadczy,
e trucizn od niej kupowa am. Za pierwszym razem by am po wró
. Wied ma mier ksi nej
Gizelli wykraka a... Za drugim razem by am wied
pocieszy , bo rozpowiada a, e si utopi,
jako e z jej przyczyny ksi
na zmar a. Widocznie moje wsparcie nie by o wystarczaj ce i ona si ,
jednak utopi a...
- Jedynego nikt nie oszuka – powiedzia zagadkowo Nordwig i odjecha z innymi na zachód.
* * *
Ksi
Siemomys by w swojej onie tak bardzo rozmi owany, e a od niej uzale niony. Na
pocz tku, kiedy ujrza jej powaby cielesne zapragn o enku, by te wdzi ki mie bliziutko i móc z
nich korzysta . Powaby, wdzi ki, magnetyzm cia a – wszystko,co zapowiada o rozkosze swoim
wygl dem, okaza o si jeszcze lepsze w rzeczywistym obcowaniu cielesnym. I wtedy Siemomys
wsi
w uczucie jak deszcz wsi ka w piasek pustyni. Piasek pustyni jest tu akurat najlepszym po-
równaniem – niekiedy gor cy, innym razem zimny, mia ki, ja owy... A Siemowit i to wszystko
czy do ogromu swojego uczucia – zamiast do piasku dodawa lepiszcza jakowe i mieszank
do zbudowania rodziny stosowa – on wielbi , wcale nie zapominaj c o ogromnym po
daniu.
Mo liwe, e Arsenna umia a okresowo przemienia si w pi kny bluszcz – taki mi y w dotyku,
taki s aby i niegro ny, adnie kwitn cy, licznie pachn cy. Szczególnie teraz, kiedy mia si odby
zjazd przedstawicieli mo nych z ca ej Polski, z udzia em zaproszonych ksi
t s owia skich –uzna-
cych Polsk za silniejsz , opieku cz siostr - zjazd maj cy wybra nowego ksi cia Polski, te-
raz Arsenna oplata a m a powojowymi rozkoszami, pochwa ami, zgodliwo ci ... By a istnym
balsamem,bardzo przydatnym w razie niepewno ci i waha – codziennych towarzyszy Siemomys a.
Najwyra niej jeno Siemomys podda si gor cemu uczuciu, rzucaj cemu nieprzejrzyst zas on
na umiej tno ch odnego oceniania ony – dla niego Arsenna by a wielkim wsparciem w jego za-
miarach i d eniach. Wszyscy inni doceniali wygl d Arsenny, nie mieliby nic przeciwko jej
obecno ci przy boku, albo pod spodem. Jednak pojmowali, e z ni nale y za atwia inne sprawy –
ona ma inne d enia i zamiary ni li m , tedy nale y wykorzysta t odr bno od m a i wp ywa
na ni , w dobrym dla siebie kierunku j popychaj c – wcale nie w kierunku
a. Chocia , jakby si
da o...
*
W rodku upojnej nocy, zapewniwszy m a, e jest w ma
skim
u niezrównany, Arsenna
- 59 -
zapyta a, czy zna S omk i Skub z Awda ców. Powiedzia , e co tam s ysza ...
- Bo wiesz – powiedzia a – oni nie mog si nadziwi , e mo e istnie na wiecie tak m dry
cz ek, jak ty. Ja si z nimi zgadzam, jeszczem nie spotka a nikogo od ciebie m drszego. Ciekawa
jest zbie no tych imion.... Pomnisz legend o Wawelskim Smoku? Szewczyk Skuba go podst -
pem u mierci ... Zbie no imion tego Awda ca i szewczyka jest znamienna mo e... Jakby tak
mia w Krakowie wojewod Skub ... Tego szewczyka jako nagrodzili za zabicie smoka? Awda ce
bardzo si przyczynili do zwyci stwa w ostatniej wojnie z Olegiem Wieszczem. Ja ci – ma si
rozumie – niczego nie podpowiadam, za s abe moje, niewie cie rozeznanie w sprawach wielkich...
Jak ci na ksi cia Polski obior , to w Krakowie przyda by ci si wierny stronnik. Ciekawe kogo
naznaczysz tam na wojewod . Mogliby my teraz powtórzy to samo, co przed chwil sko czy
ze
mn wyczynia ? Och, ty mój byku ogromny – bardzo adnie umiesz swojej krówce wygadza ...
*
Do rozpocz cia obrad zjazdu by o niedaleko, kiedy pewnego poranka doniesiono, e nie ma naj-
wy szego kap ana Swarzeca. Druzno umia znika na d ugie okresy czasu, lecz zawsze by o
wiadomo, e wróci – on sam o tym mówi kap anom z Lednicy. Tym razem powiedzia im, e ju
nie powróci i nikt go nie widzia bardzo d ugo. Magnord te powiadamia , e trzeba obra nast pc
Druzny. By o mo na ró nie wybra , wiele w tej sprawie mia do powiedzenia Siemomys jako –
prawdopodobnie – przysz y ksi
Polski. Arsenna mia a upatrzonego nast pc do chramu
lednickiego i przyst pi a do tego w sposób zawsze stosowany – gor ca noc rozpocz a zabiegi, pó -
niej by y wzmianki o potrzebie obrania kogo m odego, bo jak starsi umr , to ksi ciem Polski
zostanie który z synów Siemomys a i m ody kap an najwy szy wspomo e niedo wiadczonego
go ow sa., chyba Mieszka, bo wró ba w Arkonie jego naznacza a na stolec gnie nie ski. A potem
by y pytania o s d Siemomys a o tym krótkotrwa ym piastunie „kwartetu”. Jak
on si zwa ?
Bru-dno, czy Drobno... Jako tak podobnie. - No. Powiedz mój, samczyku wspania y – jak e si ów
wykszta cony m odzian nazywa ? No, wiesz – taka niewiastka przy nim by a za m a przebrana...
Dziwa si zwa a, czy liwa...
- Broz o i Niwa – poprawi Siemomys i potem pytany o rad przez obieraj cych swojego zwierz-
chnika wymieni Broz jako najlepszego z mo liwych.
Zdanie ksi cia wzi to pod uwag i arcykap anem Swarzeca zosta Broz o.
*
By o tajemnic Poliszynela – kto rz dzi kim w tym stadle naczelnym. Do tego dosz o, e prawie
nikt nie zaczyna za atwiania swojej pro by, czy innego rodzaju sprawy od pos uchania u Sie-
momys a. Najpierw sz y podarki do Arsenny, opakowane pochlebstwami, a dopiero ona sz a do
Siemomys a. Sz a nocn por w adnym opakowaniu jedwabnej bielizny. Dlaczego noc ?
Siemomys us ysza wyja nienie, e chodzi o mo liwo spokojnego rozpatrzenia sprawy – nikt nie
przeszkadza, le enie jest mniej m cz ce ni li inne postawy cia a, co jaki czas zdrzemn si dla
wypoczynku mo na albo odpr
czynnie w inny sposób...
W sprawie Ma opolski u Arsenny stawili si przedstawiciele najwa niejszych rodów – Toporów
ównie i Na czów. Spo ród Toporów byli przedstawiciele ich znaku o ró nych zawo aniach –
Pió-ra, Ko ki, W cieklica i Star a, a z Na czów dwóch by o – jeden z rodzin maj cych zawo anie
Pom
, a drugi Jezioro. Arsenna rada ich s ucha a, bo oni uwa ali, e znaczenie Ma opolski
trzeba utrzyma na dotychczasowym poziomie, co jest mo liwe jeno przy daniu tym ziemiom ich
asnego ksi cia.
- My bym chcieli – mówili Ma opolanie – by nam panowa wasz m , pani. Wszelako poprzem
go w wyborach na ksi cia ca ej Polski, je eli nam dacie na ksi cia jednego ze swoich synków. Nam
nie pasuje jaki tam namiestnik albo wielkorz dca – chcemy mie w asnego ksi cia.
- Bolko? - rzucia a Arsenna, bacznie spozieraj c po twarzach obecnych.
- Musi si ochrzci – us ysza a.
- To zrozumia e – powiedzia a Arsenna z mi ym u miechem.
- Na chrzcie wzi by nasze imi – to by nast pny warunek – w Wielkiej Polsce bolie s awy oz-
naczane jest u nas przez wi cej s awy. Nasze imi brzmi Wi ces aw, a w skrócie Wi
aw.
- Kraków wart jest zmiany imienia – powiedzia a Arsenna.
Siemomys us ysza – po ród nami tnych szeptów ony – wyznanie, e Ma opolska mog aby
- 60 -
dosta ksi cia, na przyk ad syna Siemomys a, Bolka... Za to wieczyste poparcie Siemomys od
Ma oplan by dosta . Arsenna tylko o tym s ysza a, bo gadaj naoko o, i tak pi knie urz dzona
przez Siemomys a kraina w alu utonie po odej ciu swojego ksi cia do Gniezna, je eli on nie
dzie nadal o ni dba . A najwi kszy i najlepszy mia by wp yw na dalszy rozwój Ma opolski,
gdyby da jej na ksi cia swego syna.
- A czemu nie wiatos awa? - spyta Siemomys . - On jeszcze uleglejszy ni li Bolko – s ucha by
mnie we wszystkim.
- Zapomnia
– powiedzia a Arsenna – e wiatek na wschód jest przeznaczony.
- Ale tam moja siostra Tamara z m em, Topolanem – powiedzia ksi
. - Oni maj dzieci...
- S ysza am, e Topolan uleg y wobec kniazia Igora jest. Ka dego lata do Iskorostienia przyby-
waj wys annicy Kijjowa i dostaj trybut, czyli ile tam pieni dzy lub rzeczy od ka dej g owy
mieszka ca. Byli u mnie wys annicy ludu Drewlan. Oni radzi przyjm ciebie za ksi cia, lecz ja
powiedzia am, e ty co najwy ej gotów jeste ich ziemi do Polski wcieli . Wtedy oni wpadli na
pomys , eby im da na ksi cia wiatos awa i jemu dopomaga przeciwko Rusi Kijowskiej.
- To piosenka przysz
ci – powiedzia Siemomys – lecz b dziem j nuci ju teraz.
Wyrazy wdzi czno ci i poparcia zosta y ksi ciu z
one przez umi owan ma onk obficie, go-
co i wylewnie. Dosta tak e zapewnienie solenne, e dzieci Tamary i ona sama zawsze b
w
Polsce mi ymi go mi w Kórniku, gdzie ju buduj odpowiedni zameczek. Ju Arsenna zadba
osobi cie o stra e przy go ciach, aby gdzie poza zameczek nie zab dzili podczas jakiej
przechadzki...
* * *
Stra e powierzono S omce Awda cowi. Zjazd wyborczy by tu -tu – trzeba by o otoczy
przed-stawicieli mo nych i Siemomys a z rodzin sieci z czujek, czat i podjazdów splecion , bo
tylu wa nych ludzi w jednym miejscu, ludzi cz sto nieznanych okolicznym mieszka com
czycy,
zreszt i nawzajem przedstawiciele mo nych przewa nie si nie znali – otó takie zgromadzenie
mog o stanowi pokus dla wrogów Polski. Nas anie skrytobójcy lub skrytobójców, udany zamach
na ycie wa nych osób z pewno ci wywo
by w Polsce zamieszanie, niepewno i czasow
bezradno . Wtedy wróg móg by z tego skorzysta .
Wprawdzie ludzie Chomy i sam Choma nie mieli obaw, lecz wzmo ona ochrona stra y nigdy
nie zaszkodzi, a samym stra nikom – m odym m om z dru yny Polski przecie – pos
y dla
zdobycia wi kszego do wiadczenia. Takie jedno wiczenie wi cej... Tedy S omka rozstawia
swoich ludzi na czatach, rozsy
ruchome czujki w pobli u
czycy i wysy
podjazdy na nieco
wi ksze odleg
ci.
W przeddzie rozpocz cia obrad zjazdu S omka zosta powiadomiony, e ma si stawi u Cho-
my, bo -jednak – jest jakowe zagro enie i trzeba to omówi , aby podj nale yte kroki os onowe.
Akurat S omka by z podjazdem, okr aj cym
czyc w odleg
ci dwie mile od koszar pod
Tumem, szczegó owiej mówi c do wsi Witonia doje
, kiedy goniec z tym wezwaniem do
Chomy nadjecha . S omka kaza wstrzyma ruch podjazdu, wzi jednego woja i pop dzi w stron
czycy. We wsi Wrony jaki ch op zatrzyma S omk na drodze. Powiedzia , e we wsi sze ciu
obcych na koniach jest i tylko jeden z nich s owo zna, a reszta jak niemi si zachowuj . Ch op
wskaza chat , w której obcy przebywaj – zamówili posi ek, zap acili i czekaj na podanie jad a
do sto u. S omka natychmiast wys
woja po reszt podjazdu, a sam przygotowa uk i czeka przed
drzwiami ze strza na
on na ci ciw .
Wpatrywa si w te drzwi jak sroka w gnat. Niestety nie mia oczu z ty u. Dosta pchni cie w ple-
cy, napastnik – jaka ubezpieczaj ca czata zapewne – wyci gn z rany S omki miecz i wtedy ober-
wa pi ci w oko, a potem nó S omki przebi mu gardziel. Tylko zacharcza w ostatnim wysi ku
wci gni cia powietrza i ju nie
.
Ba, S omce brakowa o jeno trzy wierci do mierci. Jego rana zapowiada a nieodleg y koniec
ycia,je eli jej si nie opatrzy. Lecz na razie S omka
i czu si na si ach stró owa przed drzwia-
mi podejrzanej chaty. Przygotowa sze strza , u
je pod r
i na kl cz co czeka . Potem
znalaz lepsze miejsce – nieopodal kto rozpocz uk adanie s gu drewna, na rozpocz tym stosie
da o si lepiej u
strza y, mo na by o wesprze coraz s absze cia o, stosik zas ania ran i w o-
góle s abo S omki.
- 61 -
Pi ciu tamtych wypad o nagle z chaty z dobytymi mieczami i ruszy o ci kim k usem w stron
omki, widocznie musieli wypatrzy przez okna jak si przenosi za rozpocz ty s g i postanowili
pozby si niebezpiecznego dla nich widza. Nie docenili szybko ci strzelania woja z dru yny, w
której pr dko wymiany strza by a jednym z podstawowych wicze . Le
o ich pi ciu i aden
ani zipn . A szósty sta przed drzwiami jak zaczarowany i ga y wy azi y mu z orbit na wierzch.
Nagle odwróci si od S omki plecami z wyra nym zamiarem ukrycia si w chacie.
-Nie ruszaj si ! - okrzyk S omki by równoczesny z wbiciem si strza y w o cie nic drzwi –
tu obok nosa, maj cego by w te drzwi wetkni tym.
Tamtego znowu zaczarowa o i tkwi jak bocian – z jedn nog w powietrzu, przygotowan do
doko czenia zacz tego kroku.
- Odwró si – powiedzia S omka i nast pna strza a na chwil unios a swoim p dem kosmyk
osów, stoj cego przy drzwiach cz owieka, a potem wbi a si ko o poprzedniej z g
nym
stukiem.
Polecenie zosta o wykonane. Ten spod drzwi widzia s g, a za nim popiersie cz owieka, trzy-
maj cego napi ty uk.
- Po
si na brzuchu – nakaza S omka i tamten znowu by pos uszny.
Co w g osie S omki musia o zapowiada jego rych y koniec, bo po pewnym czasie le cy
uniós g ow , aby sprawdzi powód ciszy za s giem. Wtedy strza a przygwo dzi a do ziemi jego
. Zd
zobaczy , e inna jest na ci ciwie i przywar policzkiem do pod
a.
- Ty by
dowódc tych pi ciu trupów? - spyta S omka.
- Tak – powiedzia le cy.
- S ysz , e rozumiesz po naszemu – powiedzia S omka – tedy pos uchaj mojej rady i nie uno
ba, bo mam zapas strza . Lepiej przygotuj sobie stek garstw na przes uchanie, które ci nied ugo
czeka. Wnet przyb
tu moi ludzie i doprowadz przed Chom . Ja do ciebie nie wyjd , bom od
ciebie s abszy, ale strza y widzia
sam jakie pr dkie...
- Ja, panie, bym go móg zwi za – ozwa si z chaty m ski g os.
- A ty kto? - zapyta S omka.
- Ch op – powiedzia g os.
- To sied w chacie -powiedzia S omka – dopóki nie sprawdz , czy z tymi obcymi nie by w
zmowie. Ja ju z wami nie b
teraz gada , bo ju wszystko wiecie, co trzeba. Nie gada , równo
oddycha i nie rusza si , bo strza mi wystarczy.
*
Kiedy nadjecha podjazd S omki, ch op wygl da przez okno, trzymaj c w r ku siekier , obcy
le
jak mu kazano, a S omka wsparty piersiami o s g ju nie oddycha .
* * *
Zjazd pr dko i jednomy lnie obra ksi ciem Polski Siemomys a. Zatwierdzi tak e Wi
awa,
syna Siemomys owego na ksi cia Ma opolski. Zjazd trwa krócej ni li poprzednie, bo jeno dwóch
synów – ksi
t – jeden Zaodrza, drugi Ma opolski – sk ada o nowemu ksi ciu przysi
wierno ci
i pos usze stwa. Ludzie podlegli owym ksi
tkom stali niemo, potwierdzaj c swoj obecno ci i
milczeniem prawdziwo przysi g dwóch malców – przedtem ka da ziemia i ka de ksi stwo zza
Odry i Nysy musia oby zaj sporo czasu swoj przysi
i podpisywaniem oraz piecz towaniem
umów. Zmniejszanie liczby wa nych cz ci kraju upraszcza o obrz dy, aczkolwiek zmniejsza o
znaczenie drobniejszych ziem – Kujawianom, na przyk ad, da o nowy powód do narzeka i da
uczynienia Kujaw ksi stwem równym Ma opolsce. Wszak byli jeszcze dwaj synowie Siemomys a,
którym wypada o powierzy tyle samo, co Czciborowi i Wi
awowi. Lepiej by wasalem
najwy szego szczebla ni li sk ada przysi
pos uchu ksi ciu ni szej rangi – niejako po rednika
mie na przegrodzie mi dzy sob a ksi ciem Polski...
- 62 -
Rozdzia X
Czterolistna koniczyna
wi ty Patryk d ugo nie móg trafi do dusz Irlandczyków, aby ich uczyni chrze cijanami.
Wyspiarzom przeszkadza o tylko jedno – wi ta Trójca. Jest Bóg Ojciec – dobrze, to normalne.
Bóg Ojciec jest duchem – dobrze, to wyja nia niewidzialno Boga Ojca, bo ducha nie wida . Bóg
Oj-ciec mo e przybra na si ka
posta – dobrze, bo dzi ki temu niektórzy Boga Ojca mogli
ujrze na w asne oczy. Ale dlaczego Syn Boga Ojca jest tym samym, co Bóg Ojciec? Ale dlaczego
oprócz Boga Ojca, który jest duchem jest jeszcze Duch wi ty? Kto wymy li takie niepoj te
rzeczy i po co?
Wreszcie Patrykowi si uda o. Pokaza Irlandczykom trójlistn koniczyn . Trzy listki, jak trzy
O-soby Boskie, a ro linka jedna... Pozosta o ju tylko przyzna , e Jezus powiedzia : Ojciec i ja
jedno jeste my. A to nie oznacza, e jeste my dwaj – dwie koniczyny... Odt d wiara Irlandczyków
by a chrze cija ska, aczkolwiek nieco odmienna od wyznania wiary soborów, papie y, patriarchów
czy cesarzy i ich ludzi. Dla Irlandczyków Trójca nie by a trzema Osobami Boskimi – by a Jedynym
Bogiem p o j e d y c z y m. Ró nica jeszcze jedna by a – Irlandczycy nie uwa ali za ko ció
duchowie stwa – dla nich Ko cio em Jezusowym byli w s z y s c y wierni i oni si tego twardo i
sztywno trzymali. Wszyscy, a nie tylko duchowie stwo. Gdyby kto powiedzia , e z e wypowiedzi
o biskupie, albo o kim , kto ma by biskupem naznaczony przez zwierzchno rzymsk , czy te ze
stolicy, jest przeszkadzaniem ko cio owi, czyli klerowi w samodzielno ci podejmowania posta-
nowie , to Irlandczycy byliby takiego gotowi w
ce oliwy utopi , cho by w Rzymie papie em
by . Nie tylko biskupi i kap ani mog na sobie wzajemnie psy wiesza – w ko ciele ka dy ma
jednakowe uprawnienia do w asnych ocen nawet w odniesieniu do papie a albo zmar ego, na list
wi tych przez Rzym, Konstantynopol, albo Antiochi lub inny patriarchat wpisanego. Tedy
Irlandczycy niektórych wi tych czci nie chcieli i nie zamierzali...
Arsenna nie na ladowa a Irlandczyków. Ona szuka a koniczyny, jak wiety Patryk, atoli jej
by a potrzebna koniczyna czwórlistna. I to nie jedna – ona potrzebowa a czterech takich koniczy-
nek, dla czterech odr bnych osób, a w
ciwie jeszcze osóbek. Czterolistna koniczyna, znaleziona
przez cz owieka zwiastuje mu szcz cie. Jest to rzadka odmiana koniczyny, w
ciwie wyrodek,
rzadko spotykany. Arsenna wierzy a, e takie ro liny znajdzie jednego dnia i da je swoim czterem
synom. Oni zostan powiadomieni o cennym podarku, Czcibor i Wi
aw przyb
do Gniezna i
nareszcie opowiedz si rodzicielce ze swoich odczu . Bo jak dot d ani do Czcibora, ani do
Wi
awa Arsenny nie dopuszczono, chocia bardzo chcia a synów odwiedzi . Odmow
uzasadniano niech ci synów, ich obaw przed zas
eniem na przezwisko maminsynków. Boga
tam prawda – na pewno oni chcieli, jeno im zakazywano – tak s dzi a Arsenna. A pomoc m
?...
* * *
- M u – powiedzia a Arsenna – nijak nie mog znale jednego dnia czterech czterolistnych ko-
niczynek. Ca a jestem rozogniona z podniecenia, spa nie mog , wszystko mnie dra ni. Musimy za-
niecha naszych zbli
nocnych – ja chc spa w osobnym
u.
Siemomys a zatka o – oto mo e postrada niewiast i rozkosz od niej. Zacz wypytywa o rze-
czywist przyczyn takiego dania, bo przecie nie g upia koniczyna o czym takim mog aby pos-
tanawia .
- Mia am ci nie mówi – rzek a Arsenna – jednak skoro nalegasz... Ja zawdy mia am dziwne
marzenia. W wyobra ni i snach widzia am wielkiego m czyzn , który, o nic mnie nie pytaj c, po-
pycha mnie gwa townie w kierunku
a. Potem rzuci mnie jak kotk na
e, zdar ze mnie odzie
i pocz zaspokaja swoj chu . Wszystko mia wielkie... Zatka mnie tak szczelnie, e powietrze
wcale nie uchodzi o, jeno si spr
o, wywo uj c dodatkowe doznania. Jego pierwsze pchni cie
by o takie, jak twoje ostatnie... Ka de nast pne by o g bsze pr dsze i silniejsze. Zaraz na pocz tku
poczu am rozkosz. Ona si zwi ksza a i zwi ksza a... A ostatnie pchni cie przyprawi o mnie o co
niebywa ego. Chyba straci am wszystkie zmys y oprócz odczuwania rozkoszy.
- Znaczy, e ci ze mn nie by o nigdy dobrze? - Siemomys a zblad ze zmieszania.
- Ja nie wiedzia am, ze to tak mo e by . Ja to tylko sobie wyobra
am i si tego wstydzi am. Ja
to uzna am za wynaturzenie – Arsena by a ca a czerwona.
- To jak b dzie? - spyta Siemomys . - Jak ty sobie to wszystko wyobra asz? Czy przesta
- 63 -
mnie mi owa ?
- Nie wiem – powiedzia a Arsenna. - Teraz sama my l o tym, e mog abym by przez ciebie
dotykana wywo uje we mnie groz . Potrzebuj czasu, by si nad tym zastanowi . Mo e prze ami
niech , mo e ona sama minie... Ja ci powiem, kiedy to minie.
- Takie rzeczy raczej si pog biaj – powiedzia Siemomys .
- Mo e chodzi o t koniczyn – powiedzia a Arsenna. - Ja j musz znale ! Albo o samolubs-
two m skie.
- Ale
ono , ja ciebie gor co mi uj !.
- To mo e o ukszta towanie m skiej duszy idzie – powiedzia a Arsena. - To jest tak, e ty jeno
do swojej rozkoszy zd
, a ja mog am co z tego mie , jakie pocz tki rozkoszy, bo to wszystko
by o za krótko, za s abo... Przewa nie zostawa am sama na lodzie, bardzo zawiedziona,
ju
sko czy ... Musimy mie przerw , albo ca kiem to zako czy . Ja jeszcze nie wiem – co czuj . Po-
trzebuj czasu, aby si pozastanawia . Mo e o wypoczynek cia a idzie, bo biodro mnie od tego boli.
*
Lato by o w pe ni. Okna w sypialni Siemomys a na o cie otwarto, on le
w
u odkryty i
poci si – albo od letniego upa u, albo od my li o raju utraconym i prawie niemo liwym do
odzyskania. Szuka sposobu rozwi zania k opotu. Powiedzmy, ze postara si powstrzymywa jak
najd
ej z dopuszczeniem do siebie rozkoszy i ona zacznie co wi cej odczuwa ... Ba, jak
doprowadzi w ogóle do zetkni cia si , je li ona jest przera ona sam my
o dotkni ciu?... Mó-
wi a, ze odrazy ni wstr tu nie czuje... To dlaczego nie mo na jej przytuli , pog aska , dotkn ?...
Co dziwnego w tym si kryje. Na pewno nie obcy mi
nik – to zosta o sprawdzone. Czy ona
mówi prawd ? Czy ona mówi wszystko?
Ma a lampka oliwna na stoliku nieopodal
a s czy a niewielkie wiate ko, chybotliwe niby
trawka na wietrze. Za otwartym oknem wieci miesi c w pe ni i gwiazdy jak byki wielkie. A on
czu po danie i mi
do Arsenny – gdyby ona to inaczej przedstawi a, to przecie mogli zrobi
przerw , w ogóle poniecha zbli
, je li jej to przykro sprawia. Ale sam dotyk r k? ... Nic, tylko
mi
jej przesz a ... Do ojca j odes
? Wzi na
nic ? ...
Naraz pos ysza st panie bosych stóp. Wesz a w kusej, jedwabnej, b kitnej koszulinie z ra-
mi czkami. Dó koszulki ledwo zakrywa po ladki, a z przodu pozwala domy la si wszystkiego,
co ledwo-ledwo przykrywa . Wesz a do
a i najwyra niej d
a do zespolenia...
Wpad , jak w szerok studni . Bardzo lisko by o – chyba by a bardzo podniecona. Prawie ni-
czego nie czu . Robi wszystko jakby na pami - d ugo, pr dko, staraj c si poczu pierwsze
zwiastuny przyjemno ci. Ale gdzie tam – w wodzie by oby tak samo – brak dotyku, brak tarcia i
jakiegokolwiek oporu. Spoci si , zm czy , pocz dysze i nadal – nic! Ona zacz a podj kiwa .
Najpierw co który raz, potem za ka dym razem. Spostrzeg , e posinia a jej szyja i cia o nad
piersiami. Zacz a kr ci g ow i ci ko, g
no oddycha . Urywany oddech zamieni si w
wysilone, g bokie wci ganie powietrza do p uc. Potem zatrzymanie powietrza i cichutkie st kanie.
St kni cie. G boki j k. St kni cie. Cichy okrzyk. Wycie. Usta o kr cenie g ow , szyja sta a si
purpurowa. Wydawa a chrapliwe rz enie. Wreszcie dozna cienia rozkoszy i poczu nieznaczny
wytrysk, co doprowadzi o j do drgawek w obr bie brzucha i bioder.
- Posied tam jeszcze troch - szepn a ju prawie przytomnie.
- Tak ma by zawsze? - spyta .
- Stolarz przyniós mi dopiero niedawno te koniczyny – powiedzia a. - Jeszcze musia poprawi
okno w mojej sypialni. A potem ... On to zrobi ! On spe ni moje marzenie, tedy ty mia
atwione zadanie. Mam go zawsze przed tob dopuszcza ?...
- O Bo e Jedyny – powiedzia ze zgroz Siemomys – a je eli on ciebie zap odni ?
- Ty te mog
to przed chwil zrobi – powiedzia a niefrasobliwie. Je li b dzie dziecko, to
mo e by jego albo twoje. M owie maj w takich razach pierwsze stwo. Ach, m u – jak e to
by o rozkoszne... Dobrze,
nie wpad na pomys znalezienia dla mnie tych koniczynek.
* * *
Zameczek w Kórniku pos
za dom go cinny ksi nej Arsennie, która – tak to przedstawi
ksi
Siemomys - popad a w dziwn chorob , wymagaj
odosobnienia i pilnowania, aby
- 64 -
ksi na do nikogo si nie dotyka a. Pró no ona dar a si jak stare prze cierad o, darmo próbowa a
przedstawia swoj prawd i w asn krzywd . Nawet uwie stra nika nie mog a, bo je li jak
chorob zarazi? ...
Pozosta o jej rozpami tywanie niesprawiedliwo ci urz dzenia wiata. Bóg musi by m czyzn i
tak to urz dzi , e m owie bez przerwy wytwarzaj nasienie, którego nadmiar musz wydala . Je -
li si od wydalania powstrzymuj , to we nie im si wydaje, i maj zbli enie z niewiast i
nast puje wytrysk... A niewiasty jeno raz na miesi c jajo wytwarzaj . I tak dobrze, bo wilczyca,
dajmy na to, znacznie rzadziej – przewa nie raz na rok... M czyzna ma przyjemno przy ka dym
zbli eniu z ka
niewiast , a ona – biedna – jeno niekiedy i z niektórym rozkosz prze ywa.
Wychodzi na to, e niewiasta jeno w bólu ma dzieci rodzi , ci owe dolegliwo ci znosi , a on –
samiec lekkomy lny – ma ka
napotkan zap adnia , bo on to lubi... Ale Arsenna jeszcze wiatu
poka e! Ju ona jaki sposób na powrót do Gniezna i rz dzenia tym myd kiem – Siemomys em
znajdzie.
* * *
Ksi
Siemomys nie móg si otrz sn z goryczy i alu, które go dopad y w pami tn noc.
Bo jak e ona tak mog a!? Przecie mog o do tego doj , e syn jej i stolarza rz dzi by Polsk . To
by by owoc jej uniesienia i rozkoszy. Ona mog aby nawet swojego umi owanego wiatka
poniecha i gotowa by a umi owa ponad wszystko stolarzowego syna, byle tylko t swoj
wyuzdan rozkosz prze ywa . Ot, co mo e z niewiasty uczyni pragnienie zmys ów.
Co innego m czyzna. Ksi
Siemomys je dzi po Polsce – chcia
ywot swoich poddanych
pozna . Nawet do ch opskich chat zagl da , do domów mieszcza skich wchodzi , chocia –
ównie – domostwa mo nych go go ci y. Oczywi cie nie wszystkie – tylko te przez zausznika od
spraw jednego rodzaju wyszukane i polecone. Zawsze w odwiedzanym domostwie by a dziewoja
na wydaniu, ale ju dobrze rozwini ta. Ta dziewoja zostawa a narzeczon ksi cia, bo przecie
wypada, by w adca mia
on . W chwili, kiedy stawa o si jasne, e dziewoja jest ci arna – grzyby
czu a, oskom na kwa ne rzeczy mia a i rzyga a dalej ni widzia a, ksi
wyja nia , e ona si na
jego on nie nadaje. Zausznik wyszukiwa dla niej m a. M dostawa odpowiednie nadanie lub
monet dostatek i znajdowa a si nowa narzeczona. Wszystko to dla wyleczenia duszy ksi cia, której
godno zosta a naruszona przez niewiern
on . A on jej nie zdradzi !
Zausznik wyja nia nowym m om narzeczonych ksi cia, e dzieci Piastów zgodliwe s i atwe
we wspó yciu. Troch mu owate w my leniu i powolne w podejmowaniu postanowie , lecz pokre-
wie stwo z Piastami jest zaszczytem. Pop atnym zaszczytem...
Kiedy ju dwunastu poddanych i tyle poddanek zosta o zaszczyconych, ksi ciu doniesiono, e
Ona piewa o nim piosenki. Ci giem o tym samym, cho s owa i melodie s ró ne. Ona piewa, e
wymy li a stolarza dla wzbudzenia zazdro ci w m u, a nynie bardzo tego
uje, bo on musia –
biedny – bardzo cierpie , a ona – przecie – tylko jego mi owa a i mi uje i bardzo pragnie by przy
nim , chocia by patrze na niego, cho tym samym powietrzem pooddycha , którym on oddycha.
No, ka dy m czyzna by przyzna , e narzeczone ksi cia ani si do Arsenny umywa y... Ona
wydziela a z siebie co , co sz o do m czyzn przez powietrze, a jak do nich dosz o, to oni czuli
przemo
ch dotykania tych cudowno ci w celu pomno enia ludzkiego gatunku. Ksi
doszed
do wniosku, e op acalne by oby przywrócenie Arsennie wolno ci i korzystania z jej czaru oraz
powabów cielesnych. Mi owa i ulega ju by nie musia i nie chcia , sprawia jej takiej
postolarzowej rozkoszy ju by nie zdo
, ale sobie przyjemno zrobi ... Czy w adcy nie nale y
si troch wygód i odpr enia nocnego po trudach rz dzenia? Sama sobie winna, ze jego uczucie
zszarga a i je utraci a, ale niech e s
y jako ywa, niema a i liczna zabawka. K amie – ma si ro-
zumie – stolarza odszukano, krzywdy adnej mu nie zrobiono, bo ona pewno mu kaza a – ale
stworzy a pozór dla wyj cia z twarz sobie i ksi ciu...
- Twoje ycie – powiedzia Arsennie, kiedy przed nim stan a i jeszcze mocniej kusi a ni li
przedtem, b dzie teraz miesi c w miesi c takie same – wier miesi ca jedziesz do grodu Czerwie ,
tam przebywasz ze wiatos awem pó miesi ca, jedziesz do mnie przez wier miesi ca, pó mie-
si ca zemn przebywasz. I od nowa tam jedziesz, tam przebywasz i do mnie jedziesz.
- Tylko ze wiatos awem? A Mieszko? - patrzy a na niego ulegle i pyta a nie mia o.
- wiatkowi wpoi masz, e na pó noc od Czerwieni jest Ru Bia a. Nazwa bierze si od bieli
- 65 -
lnianego p ótna – tam len uprawiaj . Za na po udnie od Czerwieni i tu przy niej jest Ru
Czerwona. Nazwa bierze si od barwy sukna, które tam wytwarzaj i z niego odzie nosz . Tam
owce hoduj . Tak te krainy w Kijowie nazywaj i my t nazw – Ru - przej lim od nich. Je li
wiatek b dzie za ma o wiedzia o Rusi, to ksi ciem na wschodzie nie zostanie. Pomnij, e tam
trzeba podejrzliwego i przemy lnego w adcy, bo lud tamtejszy skryty bywa i podst pny - ty masz
naszego syna przygotowa do trwania w Iskorostieniu, a mo e i w Kjijowie...
- A czy ty by ... No, st skni am si za tob ... Ja ju nigdy nie powiem ci nic nieprzyjemnego.
- Czemu by nie – powiedzia Siemomys . - W
nie kolejna narzeczona przygotowa a mnie
odpowiednio dla ciebie. Mo e zaznasz troch przyjemno ci.
- Och, Siemeczku... Ja zawsze mia am z tob przyjemno .
Zbli enia trwa y d ugo – ka de nast pne jeszcze d
ej ni poprzednia. Siemomys jakby si
ci ... Arsenna dosz a do sinienia szyi i poj kiwania. Poj kiwania mog aby udawa –
purpurowienie cia a nad piersiami zwiastowa o, ze nie udaje. Rano powiedzia a, e odczuwa a
prawdziw rozkosz i chcia aby to co noc powtarza .
- Ja te bym chcia – powiedzia Siemomys – szkoda, e przed po udniem musisz wyjecha do
Czerwieni.
- Ty ju mnie nie mi ujesz? - w jej twarzy wida by o napi cie, a w oczach nadziej .
- Ka dy siebie na pierwszym miejscu lubi stawia – powiedzia – a m czyzna potrafi w sobie
st amsi ka de uczucie, kiedy rozum podpowiada, e ono do poni enia jego osoby wiedzie.Przez
miesi c kolejna narzeczona przygotuje mnie na twój przyjazd. Przez pó miesi ca b dzie ci ze mn
dobrze.
- Zlituj si , m u. Ja ci wszystkie narzeczone potrafi zast pi . Nie oddalaj mnie.
- Kto ma mi kkie serce, ten musi mie tward dup , bo b dzie w ni ci gi obrywa za g upi
lito – powiedzia zimno Siemomys , cho serce mu si kraja o. Rozum podpowiada , e Arsennie
nie mo e wierzy .
* * *
Z czterech listków koniczyny ten by najmniej ukszta towany, lecz najdro szy. wiatek bardzo
do matki lgn , bo potrzebowa jej pomocy i wsparcia. Jednak po wielokrotnych podró ach Arsenny
do Gniezna i z powrotem nazbiera o si sporo jednomiesi cznych przerw we wspólnym
przebywaniu.
Czerwie , gród du y z miastem jeszcze wi kszym, by a w przewa aj cej cz ci chrze cija ska.
Oprócz za ogi, czyli wojów z dru yny, którzy stanowili dziesi
cz
mieszka ców Czerwieni.
Stu dwudziestu wojów mieszka o w koszarach i pe ni o s
obronn na trzy zmiany. W siódmym
dniu s
przejmowali mieszczanie, a dru ynnicy mieli odpoczynek. To znaczy –
nia,
strzy enie, pranie i naprawy, odsypianie zaleg
ci i temu podobne rzeczy. Po tym dniu
nast powa o przestawienie zmian – ci, co poprzednio pe nili s
od rana do obiadu przechodzili
na drug zmian – od obiadu do pó nego wieczora. Poprzednia zmiana nocna pe ni a s
porann , a w nocy umocnie strzeg a poprzednia zmiana popo udniowa. Ka da ze zmian mia a
zapewnione wyspanie si podczas jednej trzeciej doby – pozosta y czas wype niony by pracami,
podjazdami, czatami, czujkami i wiczeniami.Do pos ug z religi zwi zanych woje mieli niewielki
chram z trze-ma kap anami. Za chrze cija scy pasterze dusz mieli trzy poka nych rozmiarów
wi tynie i misj nawracania dru ynników.
Ksi na Arsenna zosta a chrze cijank , czym si g
no nie chwali a – nawet wiatek nie
wiedzia , e mama porzuci a religi dziadka Nordwiga. Nie wiedzia tak e – dlaczego podczas
nieobecno ci mamy przychodzi do niego kap an chrze cija ski i opowiada wiatkowi to samo, co
opowiadali w Krakowie nauczyciele religii, przychodz cy uczy go na Wawelu. Jednak odbiór opo-
wiada kap ana by inny ni li w Krakowie, bo wiatek doro la i dojrzewa . W ko cu dosz o do
zasadniczej rozmowy opowiadacza i s uchacza, czyli misjonarza i nawracanego na wiar Chrystu-
sow .
- Ja nie pojmuj jednego przykazania boskiego – powiedzia
wiatek. - Tego mianowicie, które
powiada: nie b dziesz mia bogów cudzych przede mn , a w innym miejscu jest – obok mnie. Co to
przykazanie oznacza?
- Stare to pismo – powiedzia misjonarz – dlatego ró nie bywa t umaczone. Raz powiada si
- 66 -
przede mn , a innym razem obok mnie. Wszelako to jedno i to samo – chodzi o to, by nie czci
innych bogów – z otych cielców, d bów wi tych, wi tych róde , kamieni, pos gów, czyli ba wa-
nów z drewna rze bionych i temu podobnych rzeczy. Jeden jest bóg, a poganie czcz wielu.
- Tutaj w okolicy s gdzie takie miejsca? Ja chcia bym zobaczy takiego boga pogan – po-
wiedzia
wiatos aw.
- Tu nie ma – rzek kap an – tu jest kraj chrze cija ski.
- W Gnie nie i w okolicach Gniezna te nie ma – powiedzia
wiatos aw. - Nie ma tak e na os-
trowie Rana, gdzie mój dziadek, Nordwig jest najwy szym kap anem Jedynego i mieszka w chra-
mie na przyl dku Arkona.
- A ten bo ek o imieniu Jedyny nie jest ba wanem? – spyta z u miechem wy szo ci kap an.
- Jedyny, to nie imi – to przymiot, cecha – powiedzia oboj tnie wiatos aw. W chramie dziad-
ka jest pos g z drewna, wszak e to nie pos g Jedynego – to jeno znak, jakich pe no w wi tyniach
chrze cijan. Malowanki na tym znaku przypominaj – czym zajmowa si i zajmuje Jedyny, je li
tylko zechce, bo On niczego nie musi.
Po tej rozmowie kap an – misjonarz przesta zagl da do wiatos awa, tedy on pozosta przy
religii dziadka i ojca.
* * *
Drugi nienajmocniejszy listek koniczyny, Bolko, czyli Wi
aw dla Ma opolan,podlega wycho-
waniu w szko ach archiereja Patrycego. Z doskoku, podczas przerw w zaj ciach szkolnych do
ksi cia Ma opolski dobiera y si wspó zawodnicz ce ze sob rody. A Wi cek, po dziecinnemu na
razie, ocenia ich zachowanie i wyrabia sobie o nich zdanie. Mia szcz cie – wspó zawodnicz ce
ze sob rody mia y równorz dne si y – kiedy Wi cek podrós i zm drza , umia ju napuszcza je
na siebie, umia korzysta z donosów jednych na drugich, mianowa na stanowiska raz jednych, raz
drugich, nada sk pi raz jednym, raz drugim...
Rody postanowi y Wi cka o eni z W gierk . Jedni raili Aniko (Hank ), inni namawiali na Git-
tt (Brygid ). Zosta a wybrana Baroka (Barbara) – niedu a dzieweczka, wszak e we wszystkie
przymioty dobrze wyposa ona, czarnooka, figlarnie spogl daj ca na wiat martwy i na ludzi. Przez
par lat nie zanosi o si z tej pary na potomstwo z powodu wieku obojga ma onków. Wi cek –
czemu nie – chcia by, atoli do dojrza ej niewiasty go ci gn o. Nie eby do jakiej z imienia znanej –
on dziewczynki mia – i s usznie – za niezdatne do zespolenia z ch opcami. Chodzi z Barok , za
czki si trzymali, skakank kazali sobie kr ci i Wi cek czasem z Barok
askawie przegrywa - a
to w skakance kusi , a to w berka dawa si do cign , a to w chowank zaklepa si nie zd
.
Lubi t malutk Baroczk i ju , a ona za nim przepada a, bo taki rycerski. Raz nawet do bagienka
po pa
tataraku wlaz , bo spyta a, czy by jej nie zerwa ... Taka spolegliwo i dworno wobec
ony ka dej by si spodoba a. Do zakochania brakowa o obojgu jeno wieku – latek par . I je li jaka
dojrza a nie dopadnie Wi cka, to b
si wzajemnie mi owali, e a hej! A Patrycy czujnie przed
owczyniami strzeg przez zaufanych ludzi i sam na spytki Wi cka czasem bra , t umaczy , e nie
warto, bo dla takiej dojrza ej, to nic takiego, a on mo e cierpie , kiedy mu serce do starej klempy
zacznie bi ...
- Smak by sobie zepsu – mówi archierej. Potem przez ca e ycie byle jak by to robi i czeka
na wskazówki m ódki. No, nieszcz cia same z takich zespole z rozwydrzonymi fl drami.Kiedy
taka zacznie ci kusi , kiedy poci g do takiej poczujesz – biegnij gdzie na pole i wyhasaj si do
siódmych potów. Przyjdzie dojrza
Baroczki twojej i wtedy... No, sam raj b dzie, je li wytrzy-
masz w cnocie. Przychod do mnie jakby co, a ja przep dz wszystkie wszetecznice, na które nikt
starszy ani patrze nie chce, bo brzydkie i brudne. Przyjemno cielesna niczym jest wobec
wspólnej nauki z m od
on . Wytrzymaj, a nie po
ujesz!
Zapomnia wó jak ciel ciem bu . Zdarza si nierzadko tak, jak w anegdocie o erotomanie. Ten
cz owiek we wszystkim widzia go e baby... Tedy go do lekarza zaprowadzili na badanie. Lekarz
narysowa kresk i spyta badanego – co on widzi na rysunku.
- Go bab - odpar badany.
Lekarz narysowa krzy yk i ponownie zada to samo pytanie.
- Go bab – powiedzia badany.
Kó ko lekarz narysowa , potem trójk t, kwadrat, choink i inne rzeczy. Za ka dym razem bada-
- 67 -
ny twierdzi , e widzi go bab .
- Jeste chory – powiedzia lekarz – jeste erotomanem.
- Ja? - badany si oburzy . - A kto mi bez przerwy te go e baby rysowa ?
* * *
Trzeci listek, Czcibor, by prowadzony, uczony i wychowywany przez dziadka – Nordwiga.
Po-tem by dwa lata w szkole Magnorda. Wyrós z Czcibora opanowany m odzian, wietny wódz,
dba- y o swoich ludzi wojennych oraz o mieszka ców krain, które mu odda ojciec. Zrzeczenie si
dia-demu przez ojca i ukoronowanie nim Czcibora by o uroczyste, cho nie za d ugie, by ma y si
wydarzeniami z w adz zwi zanymi od pocz tku nie nudzi . Nie wiadomo – jak z tym naprawd
by o, bo Czcibor tak ma o mówi , e staro ytny Spartanin z Lakonii móg by mu zwi
ci
wypowiedzi i sk pienia s ów pozazdro ci . Wielkie osi gni cie wychowawców i nauczycieli ten
Czcibor o przydomku Milczek.
* * *
Wypada par s ów p wi ci
ody ce... Siemomys s dzi na pocz tku, e stanowi z Arsenn
grub , mocn
ody
z dwojga zespolonych splecion . Potem okaza o si , e to ma
stwo by o
„zaprz giem” dwojga, z których ka de co innego mia o na widoku. Siemomys zrazu
podporz dkowywa si zachciankom ony, lecz kiedy dowiedzia si , e ona wcale tak nie uwa a i
za tyrana go ma, który jej nie chce wygadza – ksi
wyrozumowa , e jego rola jako ojca
sko czy a si w chwili oddania ch opców komu innemu On nadal o nich dba , gotów by im
pomóc, gdyby o to poprosili, ale si nie wtr ca . Pami ta jak niezdrowe bywaj nieporozumienia,
gdy ojciec zanadto dociekliwy i opieku czy.
Arsenna... Có , kierowa a si uczuciami i ch ciami, cho rozumu jej nie brakowa o. Jednak by-
a cz owiekiem, który przenosi uczucia nad rozum. Uznaje uczucia za nadrz dne. Przysz
mia a
pokaza – jakie to skutki przyniesie dla wiatos awa, który pozostawa pod jej przemo nym
wp ywem.
* * *
Jak chodzi o czwarty listek, czyli o Mieszka, to ojciec odda go do nowootwartej Szko y
Nadzwyczajnej, co wymaga troch d
szej opowie ci.
- 68 -
Rozdzia XI
Szko a Nadzwyczajna
Dla uczniów nadzwyczajno tej szko y polega a na tym, i oni sami musieli o wszystko dba –
sami zaopatrywali sto ówk w surowce do warzenia strawy, sami gotowali posi ki, sprz tali,
naprawiali uszkodzenia – no, spe niali rol doros ych, cho jeno otrokami byli. Znaczy – w wietle
prawa weszli w wiek rza y i mogli o sobie samodzielnie postanawia , wszelako wiadomo, e
prawo mo e stanowi rozporz dzenia ca kiem z natur sprzeczne...
Dla niektórych prawdziwie doros ych nadzwyczajno szko y polega a na tym, e pracowa o w
niej wi cej nauczycieli ni li by o uczniów, o czym nie mieli poj cia uczniowie i nie wiedzia y o
tym osoby postronne.
Kierownik i gospodarz szko y w jednej osobie – niejaki Goran, syn Okruszka – powiadomi na
pocz tku, e nie ma poj cia – kto z uczniów czyim jest synem i on tego wiedzie nie chce. A jak od
ugich J zorów si dowie, to wy le tak bab do domu, by si maminej kiecki trzyma a i z ni
wespó ploty rozpowszechnia a. Zanim taka baba gadulska do domu dojedzie – ca a Polska si
dowie za co zosta a ze szko y usuni ta! Ojcowie pono przysi gli, za taka latoro l nie dostanie
adnego stanowiska ponad czy ciciela wi skich odchodów z chlewika. I s usznie, bo kto
tajemnicy nie umie dotrzyma , ten na miano wi skiego ryja zas uguje i tylko w chlewie mo e
, bo nawet na winiopasa si nie nada.
Potem Goran pokaza gdzie si warzy straw i gdzie jest piwnica z zapasami. Nast pnie powia-
domi , e za miesi c b dzie sprawdzian z wiedzy szkolnej o Polsce i ze sprawno ci ogólnej – z
my lenia, biegania, zwinno ci, z rzutów oraz z rozpoznawania ptaków i ro lin. Wszyscy musz by
na miejscu od zachodu do wschodu s
ca i w tym czasie musz by ko o swojego wyrka, a nie w
go ciach. Po miesi cu przyb
s dziowie i b
ocenia sprawdzian. Jest trzydziestu uczniów i
najlepszy dostanie tyle karbów na podsumowuj cej wici. A najgorszy – jeden karb b dzie mia ...
Kto przez ca e trzy lata szkolenia zdob dzie na swojej wici podsumowuj cej najwi cej karbów, ten
dzie wyró niony przez ksi cia nadaniem ziemskim i wysokim stanowiskiem. Za drugie miejsce
dzie nadanie o po ow mniejsze i mniej wa ne stanowisko – ju teraz wiadomo jakie, ale
uczniom nie wolno o tym wiedzie . Nawet za ostatnie miejsce jest przewidziane skromne nadania i
niewielkie stanowisko. A przecie potem mo na si w doros ym yciu pi wy ej i do najwy szych
szczebli doj atwiej od takiego, który Nadzwyczajnej Szko y nie sko czy i musi zaczyna
doros y ywot od niczego. Zakres nast pnego sprawdzianu poda si po poprzednim sprawdzianie.
W porze posi ku Goran pojawi si w sto ówce. Usiad przy stoliku na zydlu i czeka . Wreszcie
który z miotaj cych si po pomieszczeniu jadalnym uczniów domy li si – po co kierownik
szko y przyszed . Podszed , jakby z oci ganiem, do stolika i powiadomi Gorana, e nie uda o si
przygo-towa
adnego posi ku, bo nikt nie wiedzia – jak to zrobi ...
- W takim razie – powiedzia Goran – za dwa miesi ce b dzie sprawdzian z ywienia. Ile trzeba
i czego zje , aby dobrze móc dzia
i mie zachowane dobre zmys y i zdrowie wn trza. A teraz
id do Wsi – tam mog i wam go ciny u yczy , je li obiecacie odrobek za pocz stunek.
Poszli do osady Wie . Tamtejsi ludzie uzgodnili wielko odrobku i ka dy wzi jednego ucznia
do swojej chaty. We wn trzu uczy gotowania i zasad zdrowego ywienia. Ucze pod nadzorem
doros ego przyrz dza sobie i gospodarzowi posi ki... Wie zyska a darmowych robotników –
uczniowie zyskiwali w ten sposób wiedz i umiej tno ci z ró nych dziedzin, nie maj c poj cia, e
obcuj ze swoimi nauczycielami. Czasem niektórym wita cie podejrzenia, kiedy wszyscy
spotykali si na torze przeszkód, albo musieli uczy si czego w grupach. Na przyk ad wios-
owania na du ej odzi... Ale nauczyciele przy uczniach ze sob prawie nie rozmawiali – ka dy jeno
o w asnego ucznia dba i jego wy cznie poucza , czy poprawia . Nauczyciel obs ugi i pos ugiwania
si ko mi nawet nie pyta jak idzie szermierka lub strzelanie z uku – uczniowie odnosili wra enie,
e ci ludzie nawet nie wiedz – ile i u kogo taki zagoniony m odzik musi si nauczy . Ot, zwyczajni
mieszka cy Wsi, dbaj cy o swoje gospodarstwo i sprzedaj cy swoje umiej tno ci parobkowi,
który w owym gospodarstwie tyra od rana do wieczora, a przy sposobno ci przygotowuje si do
kolejne-
- 69 -
go sprawdzianu... Kto to tak urz dzi , ze syn wojewody – we my go dla przyk adu – musi p aci
asn harówk za zdobywanie wiedzy czy umiej tno ci u zwyczajnego wie niaka?Na szcz cie
owi wie niacy, podobnie jak kierownik Goran, nie wiedzieli czyimi synami s ich parobkowie. No,
niby wiedzieli – wszak byli to uczniowie Szko y Nadzwyczajnej w So nicy, których palcem tkn
nie lza, bo jak potem taki namiestnikiem, wielkorz dc , wojewod , owczym ksi cia, ksi
cym
wodzem czy koniuszym zostanie, to móg by si m ci ... A wie niakom powiedziano, e b
nadal
we Wsi
i mie parobków z So nicy, bo przyjd do szko y nast pni uczniowie i nast pni... Po
dziesi ciu latach takiej pracy, za p ace dodatkowe – oprócz utrzymania na co dzie – b dzie mo na
kupi z dóbr ksi
cych... No, nie – to niemo liwe, eby a tyle...
Rej po ród uczniów wiód Mruk. Nie by najlepszym uczniem, nie by najro lejszy czy naj-
silniejszy. Byli od niego szybsi i zwinniejsi. Wielu przewy sza o Mruka celno ci i
umiej tno ciami w pos ugiwaniu si koniem. A p ywa najgorzej ze wszystkich – tyle e si na
powierzchni móg utrzyma i czeka na pomoc ratownika. Nieufny by jak ma o kto. No, Mruk –
tedy o gadulstwie nie mo na mówi . Na oko -ciamajda redniego wzrostu, co to ani be, ani me.
Lecz okaza o si , e przewy sza wszystkich w uk adaniu sposobów chytrych, zapewniaj cych
pokonanie przeszkód i osi ganie zamierzonego celu. Zaraz pierwszego miesi ca by o zadanie
zmierzenia wysoko ci niebotycznego wierku, na który wiewiórka wlaz aby migiem, ka dy ucze –
prócz Mruka – wskraba by si z dwoma odpoczynkami. Ba, ani wiewiórka, ani ucze nie
potrafiliby powiedzie – ile stóp, okci, s ni, a nawet kroków pokonali podczas w
enia na
wierzcho ek. W dodatku ten wierzcho ek – to z do u by o wida – wiotki by i móg by si podczas
enia na u ama ...
Wszyscy si biedzili i okre lali wysoko niedok adnie – na oko. A Mruk uci pi
kawa ek
dechy w taki sposób, e kwadrat z tego kawa ka powsta , narysowa rylcem przek tn i ni
wycelowa w wierzcho ek wierka. Zaznaczy na ziemi miejsce, w które celowa drugi koniec
przek tnej, po czym od tego miejsca a do pnia wierka zmierzy odleg
stopami, okciami,
niami i parami kroków, czyli tak zwanymi podwójnymi krokami. To by pierwszy, i zarazem
ostatni, sprawdzian, za który Mruk dosta od s dziów trzydzie ci karbów. Potem zdarza o mu si
by w czo ówce, lecz u ycza swoich przemy le przed sprawdzianami innym, oni wykorzystywali
jego pomys y i zajmowali miejsca wy sze. Mruk zdawa si o to nie gniewa , chocia kto go tam
wie – twarz mia zawsze nieprzeniknion , z lekka u miechni
, wzrok szczery, jasny. Gdyby by y
zawody w udawaniu, to Mruk by by ich zwyci zc . Kto wie, czy on nie bada swoich rówie ników,
yczaj c im swoich pomys ów przed sprawdzianami, bo bardzo uwa nie przygl da si potem ich
zachowaniu, wyci ga ich na spytki o odczucia, pyta lakonicznie o twórc „ich” pomys u
rozwi zania trudnego zagadnienia. Niektórzy od razu przyznawali ze zdziwieniem, e przecie to
on sam wymy li , a oni jeno zastosowali. Inni „zapomnieli” i wywy szali swój sposób my lenia,
który doprowadzi ich do zaj cia w sprawdzianie wysokiego miejsca...
Mruk zauwa
co dziwnego w zachowaniu jednego z „wie niaków”. Gdzie znika ze Wsi na
dzie ca y, wypytywa o wiele spraw tych uczniów, z którymi mia do czynienia... Zostali zwo ani
ci, którzy szczerze przyznawali - z czyjego pomys u korzystali podczas sprawdzianu. Poszli za
„wie niakiem” - ka dy skrycie, ka dy z osobna. Widzieli spotkanie z obcym. Dwóch s ysza o s owa
zdrajcy. Wszyscy widzieli jak bra od obcego srebrniki. Na drugi dzie znaleziono „wie niaka” w
puszczy. W jago ciele, szczegó owiej w w trobie, znaleziono tkwi cy u amek grubej ga zi. Móg
si nadzia na t ga
przy nieszcz liwym upadku. Ta ga
mog a wej w jego cia o inaczej...
Goran wezwa Mruka i powiedzia :
- By zamiar podawania zmar emu fa szywych danych - on by je sprzedawa obcym, a oni wie-
dzieliby, e zap acili, a nie znaliby prawdy. Ty ten zamiar udaremni ... Masz szcz cie,
wypadek upozorowa ... My mu uroczyste ca opalenie wyprawim, a ty – by jeszcze mocniej
pomy la w przysz
ci – przygotujesz i wyg osisz pochwaln mow o wzorowym Polaku.
Powiadomienie twoich wspólników w „wypadku” bior na siebie. Pomy l – kogo by na tamten
wiat pos
, gdyby ten zdrajca czynnie uczestniczy w naszym zamiarze i jeno zdrajc udawa ...
Masz szcz cie, a rozum musisz jeszcze rozwin i dwa razy pomy le zanim raz dzia anie...
od
ysz do przemy lenia.
- 70 -
Jeden z tych, którzy „zapominali” o prawdziwym twórcy pomys ów postawi si swojemu „gos-
podarzowi” ze Wsi. Nauczyciel usi owa mu wpoi szacunek dla innych ludzi, lecz ten syn
wielmo y powiedzia , e nie b dzie mu tu jaki , pierwszy-lepszy kmiotek dyrdyma ów opowiada .
- Nie b
ci s ucha , ch opie – powiedzia paniczyk. Zrobi
zemnie darmowego pracownika,
a za to mój ojciec nauczy ciebie porz dku. Za atwi ci przeniesienie do pracy przy kr ceniu kieratu,
nap dzaj cego kruszark ska y w Olkuszu, gdzie srebro dobywaj . Ja tu czo owe miejsca w
sprawdzianach zajmuj , a pierwsze-lepsze chamisko b dzie mnie poucza .
- Zapomnia
jak ode mnie nauczy
si straw gotowa – zauwa
„wie niak”.
- Zap aci em ci za to po wielekro w asnym wysi kiem przy pracy na tym twoim zagonie, cha-
mie jeden.
- Przypominam ci, e to ty mnie o pomoc prosi
. Nie zmusza em ci do zawarcia umowy, nie
zaprasza em, by ci ró no ci wyuczy ...
- By em w przymusowym po
eniu – powiedzia paniczyk – szko a ma wymagania...
- Czy to jest szko a przymusowa? - spyta niewinnie „wie niak”.
Paniczyka usuwano ze szko y z wielkim hukiem i trzaskiem. Zapowiedziane by o, e kto innych
nie b dzie szanowa , ten mo e wiele straci . Gro ba by a nieokre lona, bo có znaczy – wiele – bez
podania miary? Lecz wyobra nia podsuwa w takich razach raczej wi ksze szkody ni li mniejsze...
* * *
Nie bez kozery powiada si , e wi kszo ludzi p ci m skiej nigdy nie dojrzewa, jakby nie
doro leli. Koniec bliski, niebawem kopyta, jeden z drugim, wyci gnie, a psie figle we bie,
chcichoty ze wszystkiego – popi , po artowa , „p”... Takie wieczne ch opaki, których ony musz
pilnowa i poskramia . Potwierdzane to by o przez zachowanie uczniów szko y. Jeno Mruk i
Stojgniew spowa nieli i zachowywali si doro le, chocia wygl dali najm odziej ze wszystkich. Ju
by o wiadomo, e to ostatnie podrygi w szkole, ostatnie wiczenie przygotowano, a „ch opaki” nie
zapowiadali si na dojrza ych. Taki ch opta jest skarbem dla ony – po artuje, nie smuci si , rad w
ka dej chwili prac od
y, by onk popie ci ... Jest jej pos uszny, dopóki si ze swoj sitw nie
spotka i nie pow cha napitku. Taki wymaga ustawicznego pilnowania – ka
robot po nim
dok adnie sprawd , nie powierzaj mu odpowiedzialnych zada do samodzielnego wykonania.
Tak sobie my la Goran – staraj c si przypomnie sobie stare czasy swojej m odo ci. Jaki on
wtedy by ? Co teraz osi gn w szkole? Czy dwóch odpowiedzialnych i powa nych, to nie za ma o?
Pomy la , e wszystko zale y od wpojonej cz owiekowi zasady. Taki Gawry a, dajmy na to... Niby
taki sam, jak Mruk. Ale wykorzystywa swoje cechy przeciwko Polsce. A jak e wiele od pierwszej
mi
ci zale y... Kto spotka tak , co opieki wymaga, to przybywa mu zasada opiekowania si
abszymi. Có , przysz
poka e. Taki los nauczyciela, e pracuje, stara si jak najlepiej, a
wyników ostatecznych cz sto nie poznaje... Tym dwudziestu dziewi ciu chyba wpoi zasad
mi owania Ojczyzny... Inni to sprawdz , kiedy jego uczniowie b
musieli stan w potrzebie
przeciwko wrogom..
* * *
Szko a roi a si od rodziców uczniów przyby ych na zako czenie szkolenia. Mi dzy innymi i
sam ksi
Siemomys przyby , w towarzystwie kolejnej narzeczonej i wity stu wojów.
Narzeczona ksi cia wisia a u jego ramienia, jak robak na haczyku w dkarza.
- Moja narzeczona, Zielona G ska – przedstawi ksi
Goranowi – jak ci si widzi?
- Mniema, e ksi cia usidli na zawsze – odpar z u miechem Goran – nie zdaje sobie sprawy z
tego, e jej i ksi cia potomstwo b dzie – z zachodu to poj cie wzi em – morganatyczne. I jako
takie nie b dzie po ksi ciu niczego dziedziczy – ani stanu ksi
cego, ani maj tku, ani w adzy...
Co najwy ej jakie nadanie ziemskie, jaki urz d. Potem takiemu zabior , je li oka e si nie za
bardzo rozgarni ty.
- Tak to jest, Siemeczku? - oczy Zielonej G ski nadal wpatrywa y si w ksi cia, wszelako z za-
chwytu nic w nich nie zosta o.
- Och, G seczko – zagrucha ksi
– on ci jeno zazdro ci. Przecie wiesz, e ci nie ukrzywdz .
- A dzieci? - ten g os by pe en niepokoju.
- Ja ci wzi em z lubo ci do ciebie, a nie do dzieci – ksi
patrzy na G sk badawczo.
- 71 -
- Ja te ciebie mi uj – powiedzia a G ska i przywar a policzkiem do ksi
cego ramienia, aby
zawodu otrze ukradkiem o r kaw jego kurty.
- Jak si moje piskl sprawowa o? - ksi
spojrza wyczekuj co na Gorana – nada si na mo-
jego dziedzica?
- Dzisiaj maj wróci – powiedzia wymijaj co Goran – wywiezieni zostali w puszcz , mieli
podane kierunki stron wiata, w których mieli i podan liczb par kroków. Doszli do odzi na
Rzece i teraz sp ywaj z pr dem. Mieli owy robi , bo tu musz obiad po egnalny... O, w
nie
ysz . piewaj piosenk , Wasz syn celuje w uk adaniu s ów i melodii. Móg by z tego
.
Jako dobiega a do uszu obecnych piosnka, w rytmie dla wio larzy odpowiednim piewana.
Ziele nadbrze na cieniem plami
leniwy nurt szerokiej rzeki,
och adza m ów nad wios ami,
p yn cych dzielnie w wiat daleki.
Czasem jest arko, zawdy mokro,
a wios a ci gn
trza wytrwale
– chcemy dzi dotrze za widnokr g,
by sprawdzi – co te b dzie dalej.
Ranki, wieczory pe ne ch odu,
zdr twia y d onie przemarzni te,
ale p yniemy wci do przodu
- ciekawi – co jest za zakr tem.
Wod lub potem przemoczeni
spe niamy sny rodziców szczytne:
- do wszystkich miejsc na polskiej ziemi
zapuka serc gor cych rytmem.
Zza zakr tu Rzeki wy oni y si dwie odzie wios owe. Sprawnie dobija y do brzegu, równo by y
stawiania wiose , balastowania i odzie rozp dem w lizgn y si do po owy d ugo ci na brzeg. Z
jednej wyskoczy Mruk, opar wios o o ziemi , ustawi je pionowo – niby drzewce proporca i
wyg osi wierszem „przemow ”
I w ko cu si przysz o na dróg rozstaje.
Jedna – do domu. Druga? Któ wie dok d?...
L ni srebrzyst
ezk wzruszone oko,
a usta szepcz : - Nie jad ! Zostaj !
Pi kne tu wody. I niebo. I ziemia.
I ludzie dobrzy – jako w Polsce wsz dzie...
Chocia mnie tutaj od jutra nie b dzie,
zostanie pami , zostan wspomnienia...
Zgodnie z umow za
ycielsk szko y rodzice nie podchodzili do swoich synów – siedzieli w
sto ówce przy stolikach, sk pili sobie s ów, nie chwalili si swoim stanowiskiem, nie rozmawiali ze
znajomymi, co trudne by o, ale mo liwe. Nast pnego dnia rano rodzice dostan wskazówki – gdzie
czeka poza szko na syna. W po udnie kto go w to miejsce przyprowadzi. Sz o pono o to, by
wiadomo o szkole nie by a rozpowszechniana, sz o o to, by jak najmniej ludzi wiedzia o – kto w
niej si uczy i czego. Bano si porwa , napa ci, szpiegowania. Goran najch tniej dostarcza by
uczniów do ka dego domu i nikomu nie powiada – gdzie szko a istnieje.
Ch opcy przygotowali dwa ogniska wieczorne. Dwa, bo paniczykowie chcieli osobno...Na
mniejszych, zwyczajnych ogniskach piek y si my liwskie upy. Urok p omieni w czerni nocy,
zapach i smak pieczeni, przygotowane na uroczysto popisy – wszystko zapewne pozostawi o w
pami ci mi y lad.
* * *
Ksi
ze swoj
wit i Zielon G sk pozosta na miejscu. Kiedy ju prawie wszyscy ch opcy
opu cili szko – zosta jeno Mruk i Stojgniew – Mruk podszed do ksi cia.
- Stojgniwa niedawno odumarli rodziciele – powiedzia – pytam was, ojcze, czy móg bym zab-
- 72 -
ra go ze sob .
- A je eli nie?
- Zostanie u Gorana.To mój jedyny druh – powiedzia Mruk -Mieszko, co teraz wolno ju
ujaw-
ni .
- Co b dzie jad ? Gdzie b dzie mieszka ? - ksi
patrzy na syna spod oka.
- Oddam mu po ow swojego jedzenia – rzek Mieszko. - A spanie... Jedn noc ja na
u, a
drug na pod odze. Na zmian z nim. Nied ugo mu pora do s
by w dru ynie i k opot si na jaki
czas sko czy.
- Skoro to nie dziecinna ch tka, jeno rzecz przemy lana i przydatna, t o niech jedzie z nami –
powiedzia ksi
. - Pomy
o jakim nadaniu dla niego. Rodzice pewno mieli w do ywocie, co?
No, có – nie mamy nic w asnego, by druha w potrzebie wspomóc nadaniem na w asno
wieczyst . On te jeno w do ywocie dostanie. Wida , e szko a wiele ci da a. Zadowolony ?
- Tak – odpowiedzia Mieszko i skin przywo uj co na druha.
Po drodze ksi
wprowadza syna w sprawy kraju i rodziny.
- Zmar knia Topolan – mówi . - ciotka Tamara z dzie mi jest w Poznaniu. Mama wasza ze
wiatos awem s w Iskorostieniu – tamtejsi ludzie obrali twojego brata kniaziem Drewlan i
Dregowiczów. Olbrzymie krainy, niestety – s abo zaludnione
- Wujek Topolan danin kniaziowi Igorowi z Kijowa p aci – powiedzia Mieszko.
- W
nie – przy wiadczy Siemomys – w nast pnym roku Igor daniny nie dostanie.
- Wojna b dzie? - spyta Mieszko.
- Niekoniecznie - odpar ksi
– wystarczy bitwa dla nas zwyci ska i poza naszym w asnym
krajem stoczona. W tym Zdruzno i Broz o b
uczestniczy . Ty masz by moim zast pc . Nie
przeszkadzaj w zbieraniu wojska i uzyskiwaniu pomocy zagranicy. Ucz si od nich i ufaj im.
Zielona G ska przymilnie zapyta a, czy w onym Isk.. Isk... Skoro cieniu te b
mieli czas
wy- cznie dla siebie, bo o na tak lubi owo sam na sam z Semomys em, e bez tego ju ani rusz.
Ksi
, jakby nie s ysza jej szczebiotu, przeszed do omawiania Czcibora. On ani my la si
eni . Uzasadnia ten brak ch ci na ma
stwo k opotami z potomstwem i jego matk , czy
matkami. Bo to jest tak, e on jest ksi ciem zale nym od ksi cia Polski i jeno do ywotnim. Dzieci z
jego ma
stw by yby nazywane potomstwem morganatycznym i nie mia yby uprawnie do
dziedziczenia. O ile w Polsce wystarczy aby do uznania ich za pe noprawnych dziedziców ojca
wola zjazdu przedstawicieli mo nych, to na Zaodrzu najpierw musieliby si na to zgodzi wszyscy
tamtejsi ksi
ta, potem zjazdy mo nych poszczególnych ksi stw, potem zjazd przedstawicieli
mo nych ca ego Zaodrza, potem ksi
Polski i w ko cu zjazd przedstawicieli mo nych polskich.
Papranina straszliwa, babranina mudna, wielka jazgotliwo
oneczki, dopytuj cej – kiedy
nareszcie to b dzie za atwione... No, same utrapienia, bo wszystkim dzieciom trzeba by oby co
da , aby ich mamusi g busi zatka . Tak e Czcibor ma jeno same narzeczone.
- A jak b dzie z naszymi dzie mi? - spyta a Zielona G ska, a jej bu ka przybra a wyraz roz-
marzenia wi kszego ni li Polska ca a.
- My nie b dziem mie dzieci – powiedzia ksi
i bo kn
liczno narzecze sk w g adki
policzek.
- Ty nie mo esz mie ? - upewni a si narzeczona, a na jej twarzy uwidoczni o si niepewne
wahanie. Kto wie, czy nie pomy la a o zaj ciu w ci
z kim innym, bo m odo mija, staro
ksi cia nadejdzie i on j sam oddali. A dziecka nie wyprze si tak atwo... A poza tym - mama
mówi a, e na niewiast nachodzi w pewnej chwili dza posiadania dziecka. I wtedy ona staje si
nieszcz liwa, je li on nie mo e dziecka sp odzi i w tym nieszcz ciu gotowa jest z ka dym
odnym...
Ksi
zdawa si nie przejmowa rozterkami narzeczonej – przeszed do omawiania Wi
a-
wa, czyli Bolka. Jego ona, Baroczka, zasz a w ci
. Stanowczo za wcze nie! Ale urodzi a
szcz liwie. Na wiat wyda a bli ni ta. Dworacy chcieli nada im imiona Cyryl i Metody... Na to
nie zgodzi si archierej Patrycy i malcy dostali imiona Odylen i Przybywoj. Ich obu trzeba na dwór
do Gniezna wzi i tam trzyma . Bo Baroczka – tylko patrze – pomy li o przysz
ci Odylenka i
Przybywojka. Oraz o swojej wa no ci przy nich, kiedy m
och odnie w uczuciach, bo
- 73 -
ode owczynie zaczn si stara o wyr czenie leciwej ony. Z yczliwo ci dla niej – ma si
rozumie – bo to krzes o tronowe tak niewygodne jest dla starszej osoby, a ch op taki ci ki si robi
i zrz dliwy... Ponadto jest niebezpiecze stwo, e Wi cek i Baroczka zaczn w przysz
ci zabiega
o
uczynienie którego z bli niaków ksi ciem Polski. A Mieszko – on jest przewidziany na zast -
pienie ojca u steru, chyba b dzie mie
on i w asnych synów... Wa nie powstaj w rodzinie, kiedy
jest za du o ch tnych do obj cia spu cizny po zmar ym krewniaku.
- Mnie si bardzo podoba posiadanie narzeczonej – powiedzia Mieszko.
- Mnie te – powiedzia Stojgniew.
- No widzisz? A ty zdajesz si nie docenia posiadania takiego skarbu i cudu jak ja – powie-
dzia a Zielona G ska, a jej spojrzenia na Mieszka i Stoigniewa wyra
y albo wdzi czno , albo
zalotno . A mo e dwa uczucia w jednym spojrzeniu. Na pewno niezbyt g bokie, ale zawsze...
- 74 -
Rozdzia XII
Dostatek i oskoma rosn razem.
Oskoma (apetyt) ro nie w miar jedzenia? Przecie jak si najesz, to oskoma przestaje istnie –
syto nastaje, zadowolenie. Czy nie? Tedy mo e rzeczone powiedzenie rozumie inaczej? Na
przyk ad w taki sposób jak – Daj kurze grz
, (a) ona: - Wy ej si
! Wtedy rzecz by aby
dok adnie oddawana przez tytu rozdzia u – dosta
kos i zaraz kosisko ci potrzebne. A potem
babka i m otek do klepania ostrza. A babk trzeba wbi w jaki pniak... Potem – kos , babk ,
otek i pniak trzeba gdzie chowa przed deszczem. Czego by si nie dochrapa , to zaraz rosn
twoje potrzeby z posiadaniem zdobytej rzeczy zwi zane.
Mo e niektórzy pomn , e w roku dziewi set dwudziestym dziewi tym ksi ciem Czech by
Wac aw, syn Drahomiry z plemienia Wilków, dok adniej z Lutyków, ale sam on by wychowywany
przez babk – katoliczk . Babka mia a mir w Niemczech i dzi ki pomocy Niemców doprowadzi a
do og oszenia ksi ciem m odocianego Wac awa, cho wi kszo Czechów wola a jego brata –
Boles awa. Warto w tym miejscu zauwa
, e imi Wac aw oznacza to samo, co Wi
aw – wi cej
awy, a odpowiada mu s owia ski Boles aw – te oznaczaj cy wi cej s awy. Te imiona obrazuj
ówczesny podzia Czech na zwolenników chrze cija stwa obrz dku s owia skiego (prawos awia) i
katolicyzmu. Niby w owym czasie by to jeden i ten sam ko ció , rozdzia i gniew nast pi dopiero
w roku 1054, wszelako, zdobywszy w Czechach przyczó ek, Niemcy i inni katolicy poczuli oskom
na wi cej aciny, wi cej ko cio ów i czego tam jeszcze. Na wszelki wypadek rozpowszechniali
fa szywe wiadomo ci, e prawos awni, to poganie w czystej postaci. A pod pozorem obrony
prostego ludu przed uciskiem „pogan”, Wac aw – przy poparciu Niemców rozprawi si ze
awnikowicami i ich stronnikami. Zbieg y si wtedy dwie rzeczy – pomoc Niemców i uznanie si
przez Wac awa ksi ciem Rzeszy Niemieckiej w Czechach, w czonych tym samym do onej Rzeszy.
Jako sprawiedliwy m ciciel wyst pi wtedy brat Wac awa – Boles aw. Pono osobi cie zada
Wac awowi miertelny cios w ko ciele aci skim – uwaga! - na dworze onego Boles awa, pana
sporego kawa u czeskiej ziemi, ale nie ksi cia. Ko ció na dworze poganina?... By o to w roku
dziewi set trzydziestym dziewi tym. Wybiegnijmy troch w przysz
– Wac aw rych o zosta
wpisany przez papie a na list
wi tych, raczej bez poparcia S awnikowiców...
Czesi obrali swoim ksi ciem Boles awa. Trzeba wzi pod uwag , e byli to chrze cijanie, tedy
w aden sposób nie mogli uznawa za godnego tronu nieusprawiedliwionego bratobójcy... Boles-
aw natychmiast wypowiedzia pos uch królowi Niemiec, Henrykowi i skutecznie broni prze czy
górskich przed napastliwymi rycerzami Henryka. Mo e z w ciek
ci, mo e z innej przyczyny
Henryk zmar w rok po mierci Wac awa. M ody nast pca, syn Henryka, Otton Pierwszy zyska
uznanie ksi cia Boles awa z Czech i na razie zapanowa na granicy czesko-niemieckiej spokój.
W wytworzonym po
eniu Czechy zyska y naturalnych sojuszników – ksi stwa pod w adz
Czcibora i Polsk , o ile wspólne dzia ania b
prowadzone przeciwko zajmowaniom przez Ottona
ziem, nazwanych ju marchiami i maj cych wyznaczonych margrabiów. Nale y pami ta , e za
plecami Czech ju czai y si Morawy – tak e nazwane marchi i chc ce skorzysta na wyrzuceniu
prawos awia i stania si czysto katolickimi.
Jak deska ratunku trafi a si w takiej chwili zach ta wodza dru yny Polski – Zdruzny do wzi -
cia udzia u w wyprawie obronnej przeciwko Germanom ze wschodu, chc cym zaj ksi stwa Dre-
wlan i Dregowiczów. Nikt chyba nie s dzi, e uczestnictwo czeskich wojów mia oby by darmowe.
Targi trwa y rok z ok adem i wreszcie uzgodniono, e zap at b
dziesi cioletnie dochody z ziem
ksi
cych na Niskim
sku z województwem opolskim w cznie. Ponadto por ka bezpiecze s-
twa przez te dziesi lat od strony Niemiec i Moraw. Za za ka dego zabitego na wyprawie Czecha
– odszkodowanie - dziesi srebrników od g owy. Troch Boles aw marudzi , bo wiedzia , e umo-
wy feuda ów wa ne s jeno do chwili mierci jednego z umawiaj cych si – on sam t wiedz wy-
korzysta , kiedy umar Wac aw, a potem i Henryk – król Niemiec. Niestety – Niemców cechowa o
mocne przekonanie, e ziemia raz przez nich opanowana – musi by na zawsze niemiecka...
- 75 -
Dlatego podparcie przez Polsk i Czcibora swojego przekonania o niewa no ci umowy Henryka
z Wac awem Boles aw uzna za bardzo cenne i stara si wierzy , i on sam jak i Czcibor oraz
Siemomys po yj d
ej ni li dziesi lat...
atwiej posz o z ustalaniem uczestnictwa w wyprawie pod Iskorostie wojów Czcibora, S o-
waków, S owian Po udniowych i W grów – im mo na by o powiedzie , e mog by
upy wojenne
i one b
podzielone wedle znanych zasad - to wystarczy o, bo przyczyna wyprawy by a jasna –
by do niedawna Oleg Wieszcz i grozi o to zajmowaniem wielu nie jego ziem, teraz jest zdziwa-
cza y knia Igor, który s dzi, e awanturnictwo przysparza mu s awy i chwa y, tedy zagra a wszyst-
kim, do których by by w stanie dotrze – trzeba wreszcie po
kres jego b kaniu si ze swoimi
pu kami po okolicach bardzo od Kijowa odleg ych. B dny wojownik, b dny rycerz nie jest trudny
do zniesienia, je eli nie jest przy tym w adc – pojedy czego wariata mo na usadzi , pacho ków
na nas awszy. A przy b dnym ksi ciu zawsze znajdzie si grupka ludzi, kieruj cych g upka w
wygodne i korzystne dla siebie kierunki.
W sumie Zdruzno zdo
uzyska zapewnienia o uczestnictwie w wyprawie przeciwko Igorowi
trzydziestu tysi cy wojowników spoza Polski. Szpiedzy Chomy twierdzili, i Igor by by w stanie
zebra tyle samo wojska, lecz jeno do jednej bitwy, bo on nie ma poj cia o sposobie zaopatrzenia
takiej rzeszy ludzi nawet w jedzenie. A zapasowa bro , konie, pomoc lecznicza, namioty, zapas
strza , ludzie do ostrzenia mieczów, wozy, wo nice, koniuchy i inni?... Na najwi ksz wypraw
Igor zabra dziesi pu ków i to w sporym oddaleniu od siebie one sz y, aby w owach sobie
wzajemnie nie przeszkadza . W
nie te owy czyni y najwi cej szkód – po przej ciu pu ku trzeba
by o kilkana cie lat czeka nim odrodzi a si taka sama ilo zwierzyny ownej jak by a poprzednio.
Lu-dzie Igora przypominali szara cz , która niszczy doszcz tnie szeroki pas ziemi, oga acaj c go
ze wszystkiego podczas swojego czasowego na nim pobytu.
* * *
Biadoliny odwiedzali my dawno, dawno temu, wsi ch opskiej nie odwiedzali my jeszcze
dawniej
Có , tytu cyklu zobowizuje. Jednak wra enie o najwa niejszo ci rodu Piastów, a pó niej dynastii
Piastów jest mylne – inny ród, inna dynastia mog aby zapewni Polsce i Polakom wi ksze
osi gni cia ni li potomkowie Piasta i Lecha. A w rzeczywisto ci osi gni cia i wielko kraju zale
w du ym stopniu od pracy i powodzenia mas najubo szych a najliczniejszych. Ju nasza pisarka z
czasów zaborów, Maria Konopnicka, widzia a prawd i zawar a j w s owach: a najmocniej bij
króle, a najg ciej gin ch opy...
Nale y przypomnie , e by zamys du ego zwi kszenia liczby obro ców Polski. Po cz ci
przez rozród w ramach stanu mo nych. W wi kszo ci przypadków przez w czenie do tego stanu
od amu mieszka ców, wywodz cych si z plemion opanowanych przemoc , których w pierwszej
chwili obrócono w ch opów – ywicieli, a potem stworzono z nich panoszów, posiadaj cych bro
i mo liwo wyd wigni cia si – poprzez w adyk – do stanu mo nych . Tego nie mogli zrobi
Niemcy na ziemiach po
onych na zachód od aby i So awy – najpierw musieli tamtejszych
owian podbi , a potem ich zgermanizowa , zniemczy . Odr bno Polski polega a na tym, e
tutaj S owianie opanowali S owian – niejako ziomków, maj cych taki sam lub zbli ony obyczaj i
bardzo podobny j zyk. Zas ug w adców by o to, e podbici nie byli zmuszani do zmiany religii.
Nawet w Ma opolsce, w zasadzie chrze cjja skiej, nikogo nie przymuszano do porzucenia starych
wierze , a ksi
Polski nawet zakazywa nawracania kogokolwiek na jak kolwiek religi , czy te
wiar .
* *
Zostawili my panoszów z Biadolin w chwili, kiedy wyprawiali si na pomoc ksi ciu Leszkowi
przeciwko Gundrze Lindis i Svenowi. Wszyscy uczestnicy tej wyprawy zostali w adykami. Sta o
si mo liwe przej cie ich synów do stanu mo nych, je eli rodzice zdol zakupi lub otrzyma dla
ka dego z synów dwadzie cia anów ziemi. Wtedy w Biadolinach zapowiedzia swoje przysz e
narodziny Wolis aw. Zapowiedzia akurat w chwili, kiedy ju by o wiadomo, e wyprawa b dzie.
Jego ojciec wróci z wyprawy jako w adyka, a Wolis aw urodzi si bez mo liwo ci zdobycia w
okolicy cho by jednego anu, bo przed nim urodzi o si tylu ch opców, e nie dla wszystkich ziemi
mog o wystarczy .
- 76 -
Ojciec si sumowa i chodzi zas piony, bo z pustego i Salomon nie naleje. Matka wzdycha a
ci ko,co ojca powstrzymywa o od nast pnej próby p odzenia dziecka – dla niego te
anów w oko-
licy nie znajdziesz. Tutaj by si kupi o na sp aty – wszyscy si znaj i wierz w swoj uczciwo . A
gdzie daleko... Raz, e z dzieciakiem czno si straci, a po drugie – strasznie drogo i od razu
trzeba ca sum zap aci .
W takim zmartwieniu rodzice Wolis awa trwali, e i on sam sta si dzieckiem nad wiek powa -
nym, by nie u ywa s owa smutnym. Kiedy szko trzyletni sko czy , umia ju rzeza znaki na
wiciach, rozpocz uk adanie smutnych wierszy, oddaj cych odczucia m odzie ca i jego t sknoty.
Jeden z wierszy zawiera my l g ówn – od zmartwie mo na uciec w krain marze i roje . Nic to
nie kosztuje, a pozwala o smutkach zapomnie . Co prawda ta odskocznia powoduje strat czasu,
wszelako ten czas i tak by by po wi cony przemy liwaniu o beznadziejnej przysz
ci, w której nie
mo na b dzie skorzysta z mo liwo ci stania si mo nym. Wolis aw napisa :
Koraliki marze ni na ni nadziei.
I jedno, i drugie – cude ka z mglistej piany,
co ba ki zachce w zmy lone budowle klei,
trwa e jak mrugni cie powiek, jak zwid pijany.
W niesko czony sznur splataj si te korale -
marzenie za marzeniem – jedno, drugie, trzecie...
Mo e mgliste, u udne, nieuchwytne wcale,
ale koj ce, adne... No, i w asne przecie...
Linka nadziei spl tana w zawi e sieci -
nie znajdziesz ko ca ni pocz tku zwitka,
z bytem si nie czy - z babim latem uleci,
jednak si przydaje – jak czapka niewidka.
Ostatnia zwrotka musia a by wyrzezana na nowej wici, bo ju si na poprzedniej nie mie ci a.
Umi owana Mate ka gdzie t now wi znalaz a, ani popatrzy a na rzezane znaki, jeno cisn a wi
do ognia. Prawda, e Wolis aw wiele wici zapisa , prawda, e to si wsz dzie poniewiera o i mog o
niewie cie przeszkadza , wszelako z alu i goryczy Wolis aw d ugo nie móg si otrz sn . A kiedy
doszed do siebie – okaza o si , e tej ostatniej zwrotki nie pami ta i nie mo e odtworzy . Zast pmy
go, atoli u ywaj c wspó czesnych zwrotów j zykowych.
Bez roje i spodziewa – ycie jak e p askie -
mg y – tylko mokre,
woda z róde – tylko czysta,
wit - nie zal ni w oczach rozpromienionym brzaskiem
i wszystko jest prozaiczne -
jak realista...
Rodzice Wolis awa z tej swojej nieszcz liwej beznadziei popadli w co , co mo na nazwa
bezrozumnym uporem. Ojciec harowa w obej ciu i na zagonach za trzech. Matka m owi i sobie
od ust odejmowa a, achy wielokrotnie cerowa a i ata a, byle czym i sam Wolis aw musia si
obywa , a co tylko si da o wozi o si na targi do Wojnicza albo do Brzeska nad Uszwic . Rodzina
wyliczenie zrobi a i wychodzi o, e z uciu anych pieni dzy b dzie mo na kupi od w odarza
dwadzie cia anów dla Wolis awa za... sto lat. Czy nie lepiej by o zje dobrze, ubra si po
ludzku i nie zas ugiwa na miano rodziny chudych achmaniarzy - dziwade ?
A jednak – niezbadane s wyroki Opatrzno ci.
* *
Której jesieni matka Wolis awa wybra a si na targ do Brzeska. W nocy wstali, ojciec
zostawa na gospodarstwie,a Wolis aw zosta wyró niony niesieniem za ucho kosza wype nionego
z czubem
- 77 -
wytworami i przetworami gospodarzy w ich gospodarstwie. Matka dyga a kosz za drugie ucho,
sapi c i przystaj c coraz cz ciej dla z apania oddechu. Doszli na targowisko, kiedy jeszcze nikogo
nie by o. Wolis aw roz
na najczy ciejszym miejscu targowiska du , lnian p acht , przy spo-
sobno ci zastanawiaj c si nad dziwami j zyka – owo najczystsze miejsce by o po prostu brudne,
chocia inne miejsca by y jeszcze brudniejsze. Matka wyk ada a z kosza na p acht przyniesione do
sprzeda y rzeczy – warzywa na kupkach, mas o w ose kach, owini tych du ymi li mi chrzanu i o-
pianu, jaja w osobnym koszyku, tworz ce czubat stert , sery - bielutkie jak wie o uprane i
wybielone prze cierad a z najcie szego p ócienka, owoce wszelakie w garnuszkach z wypalanej
gliny – te z przydomowego sadu i te w puszczy zbierane. Prawie wszystko by o wy
one, kiedy na
targowisko zacz y wje
wózkami dwuko owymi straganiarki i kramarki. Je li nie wiesz jaka
jest ró nica mi dzy straganiark a kramark , to przypomnij sobie – po czym poznaje si
ab dzia i
ab dzic . Otó – podaje si do zjedzenia bu
. Je eli wzi
– to ab dzica... Wracaj c do
straganiarki i kramarki – po tym si je odró nia, e pierwsza sprzedaje ze straganu, a druga z
kramu...
Matka Wolis awa zacz
wyjmowa z kosza m siwa – krwaw kiszk , siekane mi so po led-
niejszej jako ci z zio ami i przyprawami pomieszane, a potem w zwierz cy
adek powpychane,
we wrz tku d ugo trzymane,które to pyszno ci jeden w drowny mnich niegdy salcesonem
nazywa ,
szynk niedawno ubitej maciory – starej ju , i tak by nied ugo ywot ze staro ci postrada a, lecz tak
umiej tnie przyrz dzonej, e kto plasterek zjad , ten si zaraz za nast pnymi rozgl da , ciel tko
po wiartowane, dopiero co zaczynaj ce sol nasi ka – wystarczy pó dnia w wodzie potrzyma i
soli nie poczujesz. A na koniec matka, z wora - który na plecach przyd wiga a - wyci gn a mi sko
jagni cia – jeszcze ciep e, tak wie ego by o uboju. No i par p t kie bas uw dzonych... Te kie basy
odwraca y wszystkie g owy w stron Wolis awa, jego matki i p achty z towarem. Par
straganiarek i kramarek podesz o i zwyczajne, od miesi cy powtarzane pytanie rzuci o – czy nie
mo naby tego wszystkiego kupi od razu...
- Ja zap aci abym wi cej ni li cenicie – powiedzia a jedna ze straganiarek.
- Po co wam tu do po udnia stercze i nam kupuj cych odbiera swoimi cudowno ciami i nisk
den , kiedy ja bym od razu jeszcze wi cej zap aci a za wszystko i potem sprzedawa a po nale ycie
godziwej cenie – dorzuci a w
cicielka ma ego kramiku, stoj cego w pobok.
- Takie zani anie cen, jakie wy stosujecie powinno by srogo karane – doda a trzecia.
To przygadywanie i namawianie do sprzeda y wszystkiego jednocze nie w obyczaj ju wesz o,
lecz zbyt gor ce nie by o, bo wiadomo – matka Wolis awa lubi sprzedawa wielu ludziom i woli
posta na targowisku do po udnia ni li pozby si towaru lekk r
. Podobno sen wieszczy mia a,
e taka sprzeda los jej rodziny odmieni. Jako nie odmienia , je eli nie bra pod uwag , e od tego
stania ylaki si matce Wolis awa na nogach porobi y...
Przed matk i p acht pojawi si ch opak, którego uzna oby si za ca kiem czarnego, gdyby nie
par otar r kawem, które spowodowa y ods oni cie bladej cery na policzku biedaka. Po chwili
podesz a – tak samo niemo ebnie usmolona dzieweczka. Patrzyli oboje na p ta kie basy – trzy
zaledwie ich by y, lecz wygl da y i pachnia y jak dziesi . A potem zacz o si proszenie „pani
kupcowej” by si ulitowa a i jedno p tko... Bo w domu mama chora, a tata od roku pracy nie mo e
znale i z g odu s abuje. e m odszego rodze stwa jeszcze trójka w domu i ledwo od g odu zipi .
Serce matki od tego proszenia sta o si nieczu e na los jej w asnego dziecka i chcia a – za darmo –
pomóc biedakom...
Warzyw nie chcieli, bo na surowo je si nie da, a w domu nie ma opa u. To samo z mi sem i
jajami. Sery im nie pasowa y bo bez popitki prze yk rych o zatykaj . Kiedy matka Wolis awa
odwin a zawini tko ze skromnym posi kiem po udniowym dla w asnego syna – chlebek i cebula
sporej wielko ci – ta dwójka odwróci a g owy ze wstretem – tego, to nikt ...
- Przep
cie oczajdusze – podpowiedzia a s siaduj ca kramarka – to z odziejaszki pod e – jeno
co lepszego capn i w nogi. Uwa aj...
Nie zd
a, poczciwina doko czy , bo ch opak capn jedno p to kie basy, dziewczyna drugie
i rozbiegli si w dwie przeciwne strony z pr dko ci zaprzeczaj
ich niedo ywieniu. Wolis aw
pogna za ch opakiem i wnet go dogna . K tem oka zauwa
, e za ma z odziejk biegnie
- 78 -
dziewczyna w jego wieku – niewiastka, znaczy. Trzyma z odzieja za kark i widzia jak ta
dziewczyna podstawia z odziejce nog . Z odziejka fikn a w powietrzu koz a i zary a nosem w
zesch e b oto. Pojawili si miejscy pacho kowie. Przej li z odziejk od dziewczyny i s uchali wyja-
nie . Wolis awa ju o nic nie pytali – zabrali z odziejaszka i opu cili targowisko. A dziewczyna,
która pomog a z apa z odziejk odda a p to kie basy matce Wolis awa i podesz a do niego. On ga-
pi si na ni jak ciel na malowane wrota. W g owie kie basi y mu si najpi kniejsze zwroty z jego
wierszy, ale s owa nie by zdolny wypowiedzie . Tylko serce wali o mu jak m otem, policzki na
przemian blad y i kra nia y, a oddech rwa si jak ciasto na zacierki, kiedy matka polewk na mleku
rano robi a. S owem Wolis aw wpad w zachwyt i by y ku temu powody wi ksze ni li pierwsze
odzie cze pikni cie serca. Dziewczyna mia a bowiem dwie, parzyste cz ci cia a wi ksze ni li
nie mia e wyobra enia ch opi ce by mog y, a pozosta e cz ci jej postaci by y nad wyraz kszta tne
i powabne.
- Ja jestem Kasia – powiedzia a – oddaj mamie to p to, bo psy si do ciebie zlec , od tego pysz-
nego zapachu a w nosie kr ci.
Zanim Wolis awowi przesz o zdumienie w sprawie, e to mo e by takie uniesione, stercz ce i
takie wo aj ce o dotyk, zanim zrozumia , e jest zachwycony pi kno ci i gotów wiersz napisa , tak
cudny o niej, jak ona sama – Kasia mówi a , powiadamia a, mia a si i mia o patrzy a w jego
oczy
Podobno – tak mówi a – ojciec tych dwojga z odziejaszków jest bogatym wodzem zrzeszenia
oczy ców. Ma ym jeno ci gi sprawi , lecz na drugi raz d onie im obetn w przegubach, by ju
nigdy kra nie mogli. Za ona sama jest tu nied ugo, to jest od dwóch niedziel, czyli po ichniemu
pó miesi ca, bo tyle czasu przebywa a w Brzesku u wuja, który ma za on ojcow siostr , czyli
Kasi cioci . - Czy ty pojmujesz – Wolis awie, e ona ca y czas tobie po wi ci a? A ojciec Kasi jest
grododzier
w S czu. Za w Wopjniczu w odarzem jest Kasi stryj, czyli ojcowy brat. I Kasia
dzisiaj ma zamiar do stryja i – znaczy jecha mia a, ale ch tnie z Wolis awem pójdzie i pomo e
ten pusty kosz nie . Bo ca zawarto zaraz kupi gospodyni wuja, która – tylko patrze – z
pacho kami si tu pojawi, jako e ojciec Kasi jutro przybywa z samego rana i wuj musi go podj
czym smacznym, a tutaj wszyscy powiadaj , e u matki Wolis awa najlepsze. A jak chodzi o
samego Wolis awa, to Kasia bardzo lubi piwne oczy i br zowe w osy. Nos – kszta tny, usta wielce
obiecuj ce, a zapach wabi cy bardziej ni li zan ta ryby przyci ga. Bardzo te wa ne, e Wolis aw
nie jest wysoki jak brzoza, bo to by mog o oznacza , e spe nia dalszy ci g powiedzonka – g upi
jak koza. Niech on si o ten jej miech w tym miejscu nie gniewa, bo tak naprawd , to jej chodzi o
to, eby przy ca owaniu nie trzeba by o zadziera g owy do ust jakiego dryblasa...
- Czy ty jeste gotów poj mnie za on ? - to pytanie by o cz ci w
ciw i zako czeniem
przemowy nadobnej Kasi, a Wolis aw zdoby si na wyst kanie odpowiedzi niezbyt d ugiej, lecz –
za to – jednoznacznej.
- Tak.
Jejmo gospodyni pojawi a si z pacho kami, podjecha tak e wózek jednokonny i ca a trójka
by a wieziona do Biadolin przez milkliwego wo nic - wioz cego Kasi do Wojnicza. Lecz w
Biadolinach Kasia wo nic z wózkiem odes
a, bo ona jeszcze tak zadbanej i pi knej a wielkiej
wsi na oczy nie widzia a i musi si napatrze , a jutro niech tata wst pi po ni i razem do stryja
pojad do Wojnicza.
W nocy Kasia wlaz a do Wolis awa na siano, z
one nad stajni na poddaszu. Ma si rozu-
mie , e tylko porozmawia chcia a, co Wolis aw zrozumia dos ownie i nawet Kasi nie poca owa ,
cho bardzo chcia . To dowód z
ono ci niewie ciej natury – je li si nie chce mówi o
pokr tno ci . Oraz prostoty natury m skiej, je li si nie chce nazwa ch opaka prostakiem. Znaczy –
niczego tu Kasi nie zarzucamy – ona mog a naprawd nie wiedzie , e nie tylko o rozmow jej
chodzi na tym sianie... Znaczy – Wolis awowi te niczego nie zarzucamy – widocznie jeszcze nie
przysz a na niego odpowiednia pora i zaskoczenie przeros o jaki nieu wiadomiony jeszcze pop d...
A nazajutrz z samego rana... Lament, pokrzykiwanie ojca Kasi, który dojrza jak ona po drabce
z tego poddasza z azi, a za ni Wolis aw. Wszyscy si dowiedzieli – kto chcia i kto nie chcia , e
Kasia z dawna obiecana wielmo y z W gier, który lada dzie na lub i weselisko przybywa. A na to
Kasia, e ona jeno Wolis awa gotowa po lubi i to natychmiast, eby z W grem si nie wi za .
- 79 -
O przebiegu nocy na sianie nie by o mowy. Wida ojciec Kasi swoje wiedzia . Tylko na wszy-
stkie wi to ci zaklina rodzicieli Wolis awa, eby nikomu nic nie mówi , a on ju jako tego
gra oszuka, bo to dla Kasi i dla niego wielka mo liwo – W gier jest z rodu Arpada i kto wie,
kto wie, czy on na tron...
W wyniku tej rozmowy ojców i jednej matki postanowiono, e Wolis aw dostanie wyposa enie
na wypraw wojenn i grododzier ca za atwi mu s
w dru ynie. Ponadto grododzier ca wy-
jedna Wolis awowi przyj cie do stanu mo nych i stanowisko gdzie daleko od Biadolin. No, to
jasne, tak e nadanie dwudziestu anów z ch opami. Byle tylko tego ch opaka Kasia nie mog a
znale .
W chwilach przerwy w uzgodnieniach grododzier ca próbowa wyrobów matki Wolis awa i go-
rza ki ojca Wolis awa. Rodzice Wolis awa zapewniali, e w ca ych Biadolinach wszyscy maj takie
same smaczne i krzepkie wyroby, tedy na wesele b dzie mo na zamówi nawet na trzystu go ci
weselnych. Grododzier ca odwdzi czy si „poufn ” wiadomo ci , e ksi na Baroczka urodzi a
bli niaków - Odylena i Przybywoja, a ksi
Siemomys zapowiedzia , e natychmiast po
postrzy ynach obaj maj si stawi w Gnie nie, i eby sobie nikt nie roi , i który z nich ksi ciem
Polski zostanie, bo o n do tego nie dopu ci, jako e wa nie by powsta y w rodzie Piastów.
- No, dobrze – powiedzia ojciec Wolis awa, kiedy ju wszystko zda o si uzgodnione – my ni-
komu nic nigdy nie powiemy, wszelako jaka pewno , e wy si z umowy wywi ecie?
Mo liwe, acz niepewne mo e by przypuszczenie, e ta w tpliwo Wolis awowego ojca nie
mia a zwi zku ze wzrostem oskomy na dobrobyt, ale ojciec Kasi przypuszcza inaczej.
- A co by cie jeszcze chcieli? - zapyta
- Zastawu – odpar ojciec Wolis awa – u nas by la
y pieni dze na zakup dwudziestu anów u
odarza z Wojnicza. A jak Wolis awowi obietnice spe nicie, to wam pieni dze zwrócimy.
- Dam – powiedzia ojciec Kasi – je li pomo ecie mi córk przekona do ma
stwa z W grem.
Bo sam musia bym j chyba gorza
spoi i pó przytomn przed ksi dza zawie .
- Spróbuj – powiedzia a matka Wolis awa.
Kasia w ko cu poj
, e jej przysz
teraz u boku Wolis awa by aby przysz
ci niewiasty
niskiego stanu i bardzo ubogiej, zaharowanej. Nie maj cej czasu na nic wi cej poza walk o
przetrwanie. Takie jakby mi owanie bez objawów – dusza tak, a cia o zbyt zm czone i md e.
- Ale on by mnie szanowa – powiedzia a Kasia – on mnie przez calutk noc na sianie nawet nie
dotkn . A czu am, e chce! To skarb – taki m , co nie tylko o zaspokojeniu w asnych dz my li
i niewiast szanuje. A ten W gier... On pono m ody, ale mój ojciec umie ga , kiedy mu to korzy
przynosi. Mo e to stary pryk?...
- Kasia – powiedzia a matka Wolis awa – mówi do ciebie jak niewiasta do niewiasty – kiedy
Wolis aw ju si urz dzi, dam ci zna i ty do niego przyjedziesz jako do mo nego i zamo nego. Kto
ci zmusi by ze swoim m em si parzy a? A ma
stwo bez pok adzin – niewa ne jest przed
twoim Bogiem. Ono niewa ne b dzie ju w chwili zawarcia, je li ty postanowisz, i do zbli enia ze
swoim W grem nie dopu cisz i tego postanowienia dotrzymasz. Dla duchownych twojej religii
dzieci s wa niejsze ni li sam lub.
- Jak ja go potem dopadn – powiedzia a Kasia z b yskiem w oczach – to on nie tylko o szacun-
ku zapomni – on o Bo ym wiecie nie b dzie wiedzia . Gdyby nie ten jego szacunek, to teraz nikt
by mi w g owie niczym nie zawróci . Ju ja swoich synów naucz zachowania wobec dziewczyn.
- 80 -
Rozdzia XII a
Pod Iskorostie (945)
Cokolwiek by si z ego nie powiedzia o o ksi ciu Siemomy le, to jednak on rz dzi Polsk i to
by o uznawane przez najt
sze umys y spo ród mieszka ców Polski. Mo liwe, e to tylko szcz cie
pozwala o te dobre umys y w Polsce uczyni pomocnikami ksi cia, nie buntuj cymi si , nie pragn -
cymi czego wi cej ni li wyznaczone im stanowisko... Gdyby pos
si materializmem dialek-
tycznym, to rola jednostki, czyli ksi cia (i jego pomocników) by a adna – by a obiektywna ko-
nieczno rozwoju i musia o doj do wydarze nap dzaj cych post p „spo eczny”, je eli ktokol-
wiek potrafi wyja ni co to znaczy. Bo brzmi to podobnie do post pu niespo ecznego albo post pu
zielonego... Taki determinizm spo eczny, czyli socjalistyczny... (te nie wiadomo – co to za dziw).
Przez par lat na drodze od J zora Podlaskiego, Brze cia i J zora Samborskiego do Iskorostie-
nia utworzono o rodki postoju dla du ych grup w drowców. Mówi o si , e chodzi o u atwienia dla
kupców... Mo e, kto wie?... Lecz eby a dla tylu kupców?... Pobie nie licz c, te o rodki mog y
pomie ci
cznie dwadzie cia pi tysi cy ludzi z wozami i zwierz tami. A w ka dym by y
nie,
lecznice i ogromne zapasy wyposa enia dla w drowców oraz moc jad a i napojów – utrwalonych
przez suszenie czy solenie.
Jesieni roku 944 wyruszy y z Polski liczne sznury wozów, ochranianych przez wojów.
Wszystkie pojazdy toczy y si w stron Iskorostienia. Ksi
Polski, Siemomys , maj c przy sobie
stu wojów te w t stron wyruszy . Korzystaj c z o rodków wypoczynku dla kupców, zmienia
konie, po piesza , lada co jedz c – i jeszcze przed pierwszymi niegami dotar do rzeczonego grodu
i miasta. Pomi my, przynajmniej na razie, wydarzenia poboczne – skupmy si na odwiedzinach
kniazia Igora z Kijowa. Knia , maj c przy sobie setk wojów przyby po doroczn danin z krain
zamieszkiwanych przez Drewlan i Dregowiczów. Sznur sa , zaprz onych w trojki, pozwala
oceni spodziewan wielko daniny, która nie musia a by wi ksza od pojemno ci wszystkich sa ,
lecz i mniejsza by nie powinna, bo po co mia oby si ci gn w obie strony puste sanie?...
Co roku czeka y na Igora sterty rzeczy do zabrania na sanie. Tym razem nie czeka o na niego
nic, za to czeka na niego knia
wiatos aw z rodzicami i za og z polskich dru ynników z
on –
wszyscy za wa em i palisad poskrywani, przygotowani do obrony przed wariackim natarciem
seciny Igora, do którego móg t swoj garstk pos
. B dny wojownik, b dny rycerz, s owo
dny – jest bardzo bliskie s owu ob d...
Igor – pod wp ywem doradców – zachowa si rozs dnie. Przez pos a zapowiedzia , e wiosn
przyb dzie z licznym wojskiem i wtedy danin b
mu chcieli da , a on nie b dzie chcia wzi
samej daniny bez ycia samozwa ca wiatos awa, jego rodzicieli i wszystkich mieszka ców
Iskorostienia. Lecz najpierw wyznaczy prawego ksi cia Drewlan i Dregowiczów – b dzie to
najupartsze na Rusi o lisko. wiatos aw i jego przydupnicy b
mogli przed
swój ywot
poca unkami z
onymi na tylnym zako czeniu przewodu pokarmowego prawego w adcy, czyli
rzeczonego os a. A ca kiem uratowa
ywot b dzie mog a nadobna Arsenna, zjad szy odchody
prawego w adcy i zgodziwszy si na igrce mi osne z bojcami kniazia Igora, na które on lubi
patrze . Codziennie! Dopóki Arsenna zgody nie wycofa albo nie zemrze.
Ksi na Arsenna d ugo nie mog a doj do siebie po przemówieniu pos a, przekazuj cego s o-
wa zwyrodnialca. Ksi
Siemomys przyby do Iskorostienia bez narzeczonej – uzna , e to nie
wypad oby dobrze w oczach poddanych syna – tedy móg
on jako-tako pociesza . Nie eby
bardzo ogni cie, wszelako lepszy wróbel w gar ci ni go b na dachu... Siemomys stwierdzi , e
nie przesta mi owa
ony! Mniema , e uczucia ju si pozby , narzeczone polubi i t z nimi
lekko obcowania do niczego nie zobowi zuj
, a tu nagle okaza o si , e jemu na Arsennie
nadal bardzo zale y. O tyle zdo
uczuciu na
kaganiec rozwagi, e Arsenna jego stanu ducha
nie pozbad a, tedy wspó ycie ma onków uk ada o si zno nie – on roi , e ona go pokocha, ona
roi a, e znowu go op ta i b dzie szyj stad a, kr
m owsk g ow . Roili, lecz prawie nie
rozmawiali, a nocna sceneria wspó ycia pozwala a ukry wyrazy twarzy, b yski oczu i rumie ce
lubo blado . Ona, na razie, ba a si przeprowadzi próby bezpo redniej – niczego od m a nie
da a, bo on by danie spe ni jak amen w pacierzu i wszystko ju by by o wiadome...
- 81 -
wiatos aw sta si m odzie cem godnym zabiegów naiwnych niewiast, które mia y zamiar usi-
dli ksi cia, ka da stara a si zosta jego on i ksi
. Ko czy o si na czym w rodzaju Siemo-
mys owego narzecze stwa. Znaczy – wiatos aw zakochiwa si naprawd i gotów by wi za si
ma
stwem z t pierwsz narzeczon i ze wszystkimi nast pnymi, po zerwaniu z poprzedni .
Lecz to nie by o tak samo, jak w przypadku ojca – zerwanie zawsze uk ada a Arsenna, bo uwa
a,
e syn i ksi
musi mie za on ksi niczk z prawdziwego zdarzenia. Najlepiej, eby to by a
ksi niczka chrze cija ska, bo w tej religii widzia a przysz
syna u boku cesarza. A cesarz, to
kto nawet od króla wi kszy. No, cesarzem wiatek mo e nie zostanie, lecz je li chrztu nie
przyjmie – nie zostanie nim na pewno! Prawda, e mi dzy „mo e” i „na pewno” jest spora ró nica?
Gdyby tak jaka chrze cija ska ksi niczka Arsennie pomog a, wp yn a na wiatka... We dwie
atwiej zakochanego namówi na cokolwiek, a chrzest jest czym bez porównania warto ciowszym
ni li cokolwiek... Kochliwy synu , po oddaleniu poprzedniej narzeczonej, pr dko znajdowa nast -
pn , a kiedy tylko zasz a w ci
– wkracza a Arsenna i robi a to samo, co zausznik Siemomys a –
zam cie z wojem, nadanie ziemskie, obietnica – nic si nie martw, my o tobie nie zapomnimy...
Po odej ciu Igora knia
wiatos aw zdawa si wymyka z r czek mamusi – musia zadba o u-
mocnienie Turowa, stolicy Dregowiczów. Ponadto zza Dniepru przybyli uciekinierzy spod panowa-
nia Igora – sami mo ojcy, ze trzy tysi ce ich by o spo ród Siewierzan znad Worskli, Radymiczów
zza Berezyny, Krywiczów znad D winy i Wiatyczów znad Oki. Najwi cej uciek o do wiatos awa
Dul bów – jeszcze przez Olega Wieszcza przesiedlanych znad Styru, Horynia i S ucza – teraz
masowo wracali ze wschodu do swoich starych siedzib, nie bacz c na trudne warunki zimowe.
-
cznie wiatos aw utworzy z uciekinierów armi pi ciotysi czn . Musia o si to wie e wojsko
przeszkoli i zadba o zaopatrywanie go w ywno , odzie , bro i uzbrojenie oraz w
pomieszczenia do przeczekiwania s ot i mrozów. Roboty przy tym by huk, ostatnia narzeczona
kniazia, Lebiodka, wykazywa a wielk odporno na niewygody i trwa a przy boku narzeczonego,
wspieraj c go dobrym s owem i mi ym dotykiem.
Knia
wiatos aw by odpowiednim przyk adem do rozwa ania – czy dla ukszta towania cz o-
wieka wa niejsza jest tak zwana krew, czyli dziedziczenie po przodkach, czy te wi kszy wp yw
ma na wychowanie rodowisko. Ten m odzieniec od male ko ci by mi kki jak wosk – atwo ulega
wp ywom matki i braci, ch on wszystko, co mu si podoba o, aczkolwiek nowe upodobania atwo
wypiera y stare, czyni c z m odego ksi
tka istot ci gle podlegaj
zmianom, ci gle niesta .
Te-raz sam nie wiedzia , czy jest Polakiem, czy – mo e Drewlaninem, a mo e Dregowiczem...
atwo opanowa nowe j zyki, zreszt niewiele si ró ni ce od j zyka Polaków, przylgn do niego
obyczaj Rusinów. Ta nazwa, przej ta od Waregów dla mieszka ców raju, czyli po waregsku –
rusi, stawa- a si niebezpieczna dla zachowania to samo ci plemiennej – tak e wiatos aw bardzo
cz sto po-mija nazw plemienia swojego poddanego i nazywa wszystkich „tutejszych” Rusinami.
Jedynie samego siebie knia Rusinem nie nazywa , o swojej „tutejszo ci” nie mówi i w
ciwie
nie wiedzia – kim jest. Jedno co wiedzia na pewno, i to powtarza cz sto – Igor jest tyranem i
prze la-dowc nie tylko wiat ego – Igor prze laduje ca y wiat, tedy jest wcielon z
ci . Dlatego
tutejsi Rusini musz da Igorowi (i jego ludziom) odpór, kiedy wiosn przyb dzie wymusi danin .
Za tarcz , os aniaj
przed lud mi Igora i przed nim samym wiatos aw uwa
ojca. Ojciec ledwo
setk wojów przywiód , a wcale si Igora nie ba ,
zwyczajnie – raczej weso o i wygodnie,
korzystaj c jakby z go ciny tutejszych.
Tej wiary swojego kniazia w moc zbawcz ksi cia Polski jako nie podzielali tutejsi Rusini.
Niemniej garn li si do s
by wojskowej, chocia zima by a i w domu by oby cieplej. Wszelako
nachodzi a wszystkich my l trwo na, e zima zamieni si w wiosn i wtedy pojawi si chmara ludzi
Igora. Có , rady Igorowym si om si nie da, atoli oddzia om wojskowym atwiej ucieka i zdo-
bywa po ywienie od zwyczajnych mieszka ców, ni eli pojedy czym ludziom... Owce w groma-
dzie odwa niej przed wilkami uciekaj ... A przed lud mi nie uciekaj , chocia ludzie wi cej owiec
zabijaj ni wilki. Ot, przemy lno owiec...
Samopi t przyby do Iskorostienia wódz dru yny Polski – Zdruzno. Ledwo troch w cieple od-
taja , zaraz w pole ruszy . Nikt – oprócz ksi cia Siemomys a – nie wiedzia , e nocami, cichcem,
przybywaj z zachodu oddzia y wojów ró nych narodowo ci, a Zdruzno tak je rozmieszcza i tak
- 82 -
przygotowuje, aby stanowi y sak, kocio – do którego Igor ze swoimi wlezie, a jak ju b dzie w
rodku, to niektóre oddzia y zamkn drog odwrotu. Je eli sprawdz i przewidywania Chomy od-
no nie mo liwo ci liczebnych Rusinów Igora, mog cych s
w jego armii. Choma przewidywa ,
e doradcy popchn Igora i armi do opanowania ziem Dregowiczów i Drewlan inaczej ni dot d.
Nie zbieranie daniny, lecz wcielenie tych ksi stw do pa stwa Igora i trzymanie tam si zbrojnych na
sta e. Pono mo e by tego zbrojnego ludu sorok tysi cy... Lepiej, eby Choma si nie pomyli ...
Z Polski na wypraw ruszyli wszyscy prawie mo ni. Dodatkowo – wiele tysi cy panoszów i
tysi ce w adyków. Mo e ch opów na wozach nie ma co liczy do wojów, lecz bez ich udzia u bieda
z n dz by pod Iskorostieniem by a – syty i ciep o odziany woj atwiej znosi zim . Ogólnie licz c,
z Polski przyby pod Iskorostie co pi ty m czyzna, z czego po owa by a wojami.
cznie z si ami
wspieraj cymi z W gier, Czech i innych krain spodziewano si przewy szy si y Igora dwukrotnie,
za wojska wiatos awa uznano za wzmocnienie zapasowe, gdyby – nie daj Bóg – w razie... E, le-
piej nie wywo ywa wilka z lasu, bo si y wiatos awa natychmiast rozpoczn grupowy odwrót –
jego wojsko b dzie si dzielnie i pr dko posuwa o do przodu, a nieprzyjaciel pod
y tu -tu za
nim...
Zima niejako zapewnia a bezpiecze stwo ludziom zajmuj cym domostwa, szczególnie takie,
które by y okolone wa em i cz stoko em na wale. Wszelako stary lis, Siemomys , wyznawa zasad ,
e bezpiecze stwa nigdy za du o, nigdy dosy . Tedy pod oga ksi
cego domostwa zosta a
rozebrana i zacz to tam robi podkop. Wyj cie z wykopanego tunelu mia o by na zewn trz wa u –
o stajanie od cz stoko u. W razie obl enia, w razie prze amania obro ców i umocnie b dzie
mo na tym podkopem wyj z grodu i próbowa ucieczki.
* * *
Po powrocie kniazia Igora spod Iskorostienia, bez daniny, z rz dem sa , niezdolnych pomie ci
adunku w ciek
ci i pragnienia pomsty, czego wszak e nikt w Kijowie nie w móg zobaczy , bo
to towary natury duchowej – ona kniazia – Olga – córka Olega Wieszcza, mia a dosy b dzenia
owego po wiecie w pogoni za s aw – te towarem duchowej natury. Wpad a do komnaty
a niby wichura, jej suknie jednocze nie wiatr zast powa y i miecione przez wicher rzeczy.
Furkot, szszszelest, wiuuuwwanie, opot materii na wiatr do wysuszenia wystawionej. A w oczach
yskawice. A na czole zmarszczki gniewne, nadej cie grzmotów zwiastuj ce...
- Tyle lat ju ma
stwem jeste my, a ty jeno b dzisz za s aw , jako b dny ognik po bagnach
i bezdro ach si snujesz, wzrok masz nieobecny, ona ci oboj tna... Sko czmy z tym udawaniem
ma
stwa! Komu to wszystko ostawisz? Ka dego Kostucha zabierze, ciebie te , a ty nie masz
potomka! Jak e by móg mie , skoro z on jeszcze ni razu nie lega ?! Domagam si spe nienia
przez ciebie obowi zku ma
skiego! - Olga spodziewa a si zoczy skruszon min m a,
us ysze jego pytanie o miejsce zwarcia...
A zamiast tego zobaczy a szeroko otwarte ze zdumienia jasne oczy i us ysza a:
- Ja ciebie jutro dam swoim ulubionym wojom do zabawy. Oni ci zrobi dobrze, a mo e i dzie-
cko b dziesz mia a po tej parodniowej zabawie.
- Ty zbocze cu! - wrzasn a Olga i wypad a z komnaty, maj c dusz na ramieniu, bo zapowied
a nie wygl da a na art lub czcz pogró
.
Tego dnia i tej nocy Olga odby a dwaszie cia cztery powa ne rozmowy. Ka dy z rozmówców
u-s ysza , e przysz
Rusi jest zagro ona przez tego szale ca – Igora – jej m a, niestety. Tedy
ona i jej rozmówca musz si wspólnie uda do cesarza w Konstantynopolu i przedstawi mu
rozwi zanie tego trudnego po
enia kraju i ludu ruskiego. W wyniku takiej rozmowy z cesarzem
na tron w Kijowie by by wyniesiony rozmówca Olgi, a ona by aby now
on przysz ego kniazia
Rusi – jej obecnego rozmówcy. Jak chodzi o dopracowanie szczegó ów i dotarcie si cia – o próby
przedma
skie, to droga do Konstantynopola jest d uga, da si tak urz dzi – innych, dajmy na to,
na zwiad gdzie wys
– aby Olga i jej rozmówca zostali jeno we dwoje i wtedy... W tym miejscu
Olga adnie si p oni a, d ugie, podmalowane rz sy. u miech na jej pi knym obliczu - wzorzec
zmys owego wyrazu twarzy... Jeden z rozmówców, wiking Adnebar, za da natychmiastowej
zaliczki i j dosta . Pod koniec nocy, kiedy zaranie w szarówk przed witu przechodzi, dwadzie cia
pi koni wierzchowych z je
cami w siod ach i tyle luzaków z pakunkami na
grzbietach
- 83 -
opuszcza o Kijów bram po udniow . Cichy by ten jakby kondukt pogrzebowy ma
stwa Olgi,
zamy lony...
Knia Igor zdawa si nie pami ta o istnieniu swojej ony.Jego czas i uwag zaprz tali doradcy.
Oni usi owali wywrze na kniazia wp yw przeciwny jego ch ciom i naturze – on chcia gna z ca
si pod Iskorostie i m ci si za doznan zniewag , za oni widzieli t pomst ako cel „przy spo-
sobno ci” - owszem, pom ci zniewag , a potem – korzystaj c z zebrania du ych si – opanowa
ksi stwa Turowa i Iskorostienia, osadzi tam wojów z wojsk zdobywaj cych owe ziemi , osadzi
w wielu miejscach oddzia y wojskowe, wspomagaj ce ujarzmianie Drewaln i Dregowiczów
zamienionych w cho opów. Potem – po jednym pokoleniu lub po dwóch – ruszy si dalej na
zachód...
Niby jedno drugiemu nie przeszkadza o – po zem cie mo na ruszy dalej – i tak to przedstawia
Igor. Ba, zdobywanie ziem i ujarzmianie mieszka ców wymaga d ugiego czasu oraz zapasów
ró nych rzeczy, z których wy ywienie jest do istotne, ale s wa niejsze, jak cho by wyznaczenie
wspomnianych oddzia ów wojskowych i ich dowódców, a tak e ich przygotowanie do skutecznego
dzia ania. Po piech jest wskazany przy apaniu pche – urz dzanie ziemi opanowanej przez wojsko
musi by przemy lane i stopniowe.
* * *
Czterdzie ci tysi cy wojska ruszy o zgodnie z yczeniem Igora – natychmiast! Od Kijowa Isko-
rostie le y zaledwie jeden dzie pr dkiej drogi. Jak zemsta zostanie dokonana, to mo na si
zatrzyma i pouzupe nia wszystko wedle wskaza doradców.
Ksi
Siemomys , zobaczywszy z wie y nadbramnej mas Rusinów, skry si w swoim podko-
pie, wzi wszy ze sob dwóch wojów, aby pomogli mu – w razie potrzeby – wydosta si na
powierzchni i dotrze do Gniezna. Ksi
na Arsenna zapa
a nag ch ci okazania m owi
wierno ci i oddania – najpierw w owym podkopie, a potem – ju ty si m u nie bój – nie
po
ujesz... Jednak on wygarn jej, e taka niewiasta. I ona, która od jakiego czasu lega z z
em nie chcia a, bo jej by o niedobrze i niech do m a odczuwa a – teraz musi si wpierw
zastanowi , czy da rad oddzieli zwyczajne mi dzy ma onkami gniewy i wa nie od spe niania
podstawowego obowi zku ma
skiego,to jest u yczania mu cia a do pieszczot mi osnych.
- Tak, m u umi owany – powiedzia a Arsenna.
- Nie wierz – powiedzia Siemomys – jutro to powtórzysz i pojutrze, za pó miesi ca – wtedy
mo e uwierz ....
Zapowiada o si , e jutra Arsenna ywa nie doczeka. Wcale si nie zatrzymuj c, wr cz si
rozp dzaj c ku bramie wschodniej gna a czwórka koni, a za jej zadnimi kopytami hurgota y cztery
ko a wielkiego taranu – pnia grubej i d ugiej sosny, przymocowanej do podwozia linami o grubo ci
uda t giego m czyzny. Tu za taranem p dzi sam jeden knia Igor ze wzrokiem dzikim, w osem
rozwianym i pian na ustach.
- Stoj! Stoj!!! - kto jeden najpierw wzniós ten okrzyk, a potem wywrzaskiwa o go coraz wi -
cej Rusinów po obu stronach drogi taranu i Igora.
Taran wyra nie zwalnia . Igor doby miecza i wzniós go do ciosu – ycie wo nicy taranu zaraz
mia o dobiec kresu. Wtedy na kniazia Igora rzuci o si z obu tron kilkunastu Rusinów. Z wy ek
Iskorostienia wida by o kot owanin , potem da o si zoczy kniazia Igora omotanego linami niby
kokon jedwabnika nitkami przez niego wysnutymi. Drog ku bramie sz a trójka Rusinów bez
uzbrojenia i broni, nios c w r kach p ki zielonych ga zi.
- Pos ów przys ali – nios o si naoko o cz stoko owych wy ek – pewno dadz nam mo liwo
zdania si w niewol w zamian za darowanie ycia. Postraszyli taranem, teraz b
kusi
askawo ci . Jeno czemu oni tego kniazia skr powali?...
Nikt z za ogi Iskorostienia nie móg uwierzy – Rusini przyszli prosi !
- Przez brak rozwagi i zapalczywo naszego kniazia weszlim w wasz zasadzk – powiedzia
ruski pose . - Dopiero nasza stra tylna nas o tym powiadomi a. Najpierw j wasi schwytali,
pokazali wasze si y, a potem pu cili wolno... Jeste my w waszym okr eniu, wszelako te mamy
znaczn si . W walce, w boju wielu naszych zginie, lecz i waszym nie przepu cim... Po co mar-
notrawi tyle ywotów przez zacietrzewienie jednego cz eka,cho by kniaziem jeszcze wi kszym od
- 84 -
samego cesarza by ?
Grododzier ca Iskorostienia dziwi si , jak i ca a jego za oga, jakowej zasadzce, bo rzecz ca a w
takiej wielkiej tajemnicy zosta a przygotowana, e a dziw bierze, i nikt dzioba nie otwar i pos-
tronnym niczego nie wypapla . Pos ano po ksi cia, bo mo e on co o tym wszystkim wie... Cze-
kano cierpliwie na jego przybycie. Tymczasem na drodze, hen – daleko od bramy pokaza si
bia o- g owy je dziec bez he mu. Przy nim jecha kto m odszy, bez cienia szpakowato ci na g owie
– te he mem nie nakrytej.
- Zdruzno, Zdruzno – polecia o w kr g po wy kach.
A wnet potem polecia pomruk:
- Broz o! Syn Zdruzny. Kap an najwy szy Swarzeca.
Dwaj nadje
aj cy o co jakby si sprzeczali... Krótko, bo zaraz zamilkli.
- Tato – powiedzia Broz o – starzy jeste cie – zwólcie mnie z tym Igorem walczy ...
- Nie – odpar Zdruzno – zwyczaj jest taki, e zamiast bitwy dwaj wodzowie walcz i pokonany
oraz jego wojsko zdaj si na ask i nie ask zwyci zcy. Jam to przewidzia i jestem
przygotowany. Zaraz doradcy Igora odpowiednio nastawi i on b dzie chcia walczy ze mn . Z
tob by nie chcia – my z nim mamy stare porachunki...
Akurat ksi
doszed do wa ów i wspi si na wy ki, kiedy Igor przesta pociera zdr twia e
od wi zów cz onki. Uj podany sobie miecz lew r
i machn nim, przecinaj c powietrze ze
wistem, wiadcz cym o du ej sile i pr dko ci.
- Ma kut, ma kut – ponios o si po wy kach.
- Lewor czni s bardzo gro ni – powiedzia stary cz ek, ko o ksi cia stoj cy
- On ma niew adn praw r
i dlatego w lewicy miecz dzier y – wyja ni ksi
.
Nawet jednego skrzy owania broni nie by o. Zdruzno omin zas on Igora i pchn miecz tak
mocno, e na wylot Igora przeszy . Oczy Igora najpierw by y strasznie zdumione, potem zasz y
mg omroczenia. Skona w drgawkach brzucha przeszytego mieczem.
Rusini ustawiali si w d ugie kolejki. Rzucali po kolei na kupy – osobno miecze, osobno szczy-
ty, uki, ko czany, pancerze, kolczugi, he my, w ócznie, dziryty, proce, topory... Potem podchodzili
do miejsca, gdzie czekali na nich ludzie z jarzmami – pi ciu ustawia o si w rz dzie, dwóch
Polaków nak ada o im od góry dwie po ówki jarzma na pi ciu ludzi, zamyka o obie po ówki na
skoble, zak ada o k ódki... Ujarzmieni siadali na komend – najpierw wszyscy przykucali, potem
przykl kali na jedno kolano i wreszcie niezdarnie siadali z wyprostowanymi nogami i r kami
zamkni tymi tu ko o w asnej g owy podobnie jak to w g siorach czyniono.
Wypada jeszcze rozliczy si z miejsca potrzebnego na ustawienie ko o siebie czterdziestu ty-
si cy ludzi... Mniej-wi cej ma si rozumie , bo chodzi jeno o wyobra enie sobie mo liwo ci
przybli onej. Otó na jednym metrze kwadratowym mo e sta ciasno czterech ludzi. Zatem
czterdzie ci tysi cy ludzi potrzebuje do takiego ciasnego stania – dziesi
tysi cy metrów
kwadratowych, czyli jednego hektara gruntu. Kwadrat sto metrów na sto metrów – spore boisko do
gry w pi
no
z bocznymi awkami do siedzenia dla widzów.
* * *
Ze scen po kl sce Rusinów tylko jedna ma znaczenie wa ne i przydatne do ledzenia dalszego
ci gu „Szlaku Piastów”. M ody Wolis aw z Biadolin dosta od Zdruzny wskazówki.
- Pojedziesz teraz do grododzier cy w Dzia oszynie i do w odarza w Paj cznie. Ode mnie wici
dostajesz na posad rz dcy we wsi Pierzyny. Niedaleko stamt d b dzie dla ciebie osadzonych dwu-
dziestu je ców spo ród tych Rusinów w jarzmach. Przez jaki czas w odarz b dzie ci t wie twoj
zagospodarowywa – potem j obejmiesz jako w asn , za co grododzier ca S cza zap aci . Wielkie
czyny przed tob , Wolis aw. I wielkie zas ugi. Czuj duch, Wolis aw!
- 85 -
Ro9zdzia XIV
Pokaz sztucznych zimnych ogni
Ksi
Siemomys powinien by odjecha razem z wojskami i Zdruzn . Jednak e trzyma a go w
Iskorostieniu chora mi
. Niegdy pokocha cia o swojej ony. Od razu zauwa
jej samolubstwo
i nieust pliwo – to ona musia aby rz dzi Polsk i ksi ciem, aby mog a zaspokoi swoje
upodobanie do w adania, wydawania polece i odbierania zachwytów – och, jaka m dra i
wspania omy lna ksi na... Tymczasem nie wypada o a tak bardzo ust powa – wiat i tak by
tego nie zrozumia , a i ona sama... Czy znios aby ko o siebie akurat Siemomys a? Czy nie wola aby
jakiego stolarza?...
Z czasem oboje ma onkowie kochali ju tylko jedn osob – Arsenn – z jej bezrozumnym
upo-
rem – ona ani chcia a, ani mog a rozumowa , kiedy na udry z m em sz o – musia a walczy , aby
jej by o na wierzchu, musia a mu si przeciwstawia w ka dej sprawie. Po wydarzeniu z podkopem,
kiedy jej nie ust pi i tam nie zabra , powiedzia a wprost:
- Teraz ju wiem na pewno, e ci nie mi uj i nie chc by mnie dotyka .
- A ja ciebie nadal mi uj – odrzek – uwa am, e mówisz takie rzeczy pod wp ywem roz-
goryczenia i roz alenia. Je li zechcesz do mnie wróci , to mi powiedz, a ja ci przyjm z
otwartymi ramionami, cho od dawna post pujesz zemn wrednie.
- Takie same pierdo y opowiadasz, jak mój ojciec - warkn a. - Odszed od mojej matki, bo,
rzekomo, nie móg z ni wydzier
. Pozbawi mnie matczynego ciep a, bo nie uznawa matki za
cz owieka. Wam jeno lalka potrzebna do
ka.
- A tobie stolarz milszy – odwarkn i sta o si milczenie.
* * *
Przez ca e lato wiatos aw je dzi po swoich obu ksi stwach i co jaki czas przywozi do Isko-
rostienia nowiny - a to o dobrych urodzajach, a to o pomy lnych owach, czy o swojej bytno ci na
weseliskach poddanych, bardzo radych z pogr enia Rusi Kijowskiej na par dziesi tków lat. Poru-
sza równie sprawy powa ne.
- Ten Zdruzno – mówi na przyk ad – ci gn na Bia Ru wielu osadników z Polski. Znaczy –
mo nych polskich. I im przydzieli bra ców wiosn zdobytych na Igorze. Czy my – dwaj ksi
ta –
Polski i Rusi nie powinnim zastanowi si – do kogo ma by przynale na Bia a Ru ?
- Przecie my obaj Polacy – Siemomys bywa takimi pytaniami zdumiony – wszak e obaj z sy-
nem Piastami byli i Polakami.
Lato pobr zowia o od listowia drzew owocowych,
cie na klonach zaczyna y przewa
,
czerwonolistne graby o jesieni ju duma y, a po babim lecie wspomnienie jeno zosta o, kiedy pod
bram po udniow Iskorostienia pojawi a si niewiasta na koniu, a za ni dwudziestu czterech
wojowników, opancerzonych, uzbrojonych, wszak e w aden sposób nie mog cych grodowi i
miastu zagrozi . Z ty u kilka wozów czteroko owych z ko ami okutymi elaznymi obr czami sta o,
konie zaprz one do tych wozów na zdro one wygl da y, budy p ócienne nad wozami robi y
wra enie czego leciwego i pobrudzonego. Przedwieczerz trwa , jesie pr dko noc sprowadzi, a
nikt do tych go ci si nie kwapi wyj z zapytaniem – czego by potrzebowali.
W ko cu knia
wiatos aw wyszed i z wy ki na wie y przybramnej wypyta – kto, po co i czy
jako mo na podró nych czymkolwiek poratowa .
- Ja jestem on kniazia Igora – powiedzia a niewiasta. - Pog oski s ysza am,i do Kijowa z
wy-prawy do waszego grodu nie powróci , tedy chc si dowiedzie , czy tu przy napitkach czasem
nie utkn . Bo ja z d ugiej podró y wracam i nie wiem – co w Kijowie zastan , je li tam m a nie
ma, tedy wola abym z nim wcze niej porozmawia ... Poró nili my si przed moim wyjazdem, a on
porywczy... Mo e ju tam nie mam po co jecha ?...
Niby al si
wiatos awowi zrobi o, powiedzia niewie cie, e zosta a wiosn wdow , lecz te-
raz on musi wys
podjazdy, by sprawdzi , czy czasem jakie ruskie wojska nie kryj si po
lasach, a ona – je li taka jej wola – niech poczeka na wynik sprawdzania bezpieczno ci tutejszych.
Ona ez sporo uroni a, powiedzia a, e pojmuje konieczno ostro no ci i poczeka, bo chce w tej
sprawie si rozmówi – mo e zw oki zabra , mo e jakie pami tki po nim... Ponadto – wypyta –
jak zgin , dlaczego nie yje, czy czego o niej nie mówi , mo e zostawi przes anie s owne, jak
- 86 -
ostatni wol …
Po nocy przed bram nadal sta a niewiasta, dwudziestu czterech jej towarzyszy i wozy. Nieru-
chomo, w milczeniu, z minami tak smutnymi, jakby w
nie pogrzeb Igora si odbywa . Jesie
zdawa a si nad nieszcz nikami litowa – ostatnia noc nie by a zbyt ch odna, rankiem zapowiada a
si s oneczna pogoda. Niestety, jesie te si cz sto smuci i daje wyraz swojemu alowi zami
deszczu. Pod wieczór niebo zaci gn o si szarymi chmurami, o zmierzchu zacz o si pi , o
zmroku kropi o, a o pó nocy równo, miarowo, jednostajnie pada o. Stra zak ady robi a o to, czy
Rusini i dama pozostan nadal pod bram , czy te odjad , lub przynajmniej jakie sza asy w lesie
sobie postawi ...
Stali. Wokó kó wozów i ko skich kopyt porobi y si ka
e. Opo cze na tych stworach ze wia-
ta nieruchomych sta y si nasi kni te wod . Oblepia y ich cia a, sm tnie zwiesza y ociekaj ce
ko ce na ko skich bokach. Tym pod bram musia o by nieprzyjemnie – zimno, mokro,
gwa im
doku-cza a. Ksi na Arsenna wymog a na m u i synu przygotowywanie dla nich ciep ego posi ku
oraz izb i
ek z zimowymi pierzynami i ogrzanym wn trzem. Posi ek b dzie mo na poda nawet
przez uchylon bramk – wszak taka ma a grupka nie wpadnie gwa tem i nie pozabija wielu setek
mieszka ców i ponad dwustu zbrojnych z za ogi...
Nareszcie powróci ostatni podjazd wys any przez wiatos awa. Nigdzie nie by o niebezpie-
cze stwa – adnych ukrytych wojsk, nawet adnych ladów przej cia ludzi czy tabunu koni. Tedy
otwarto bram , niewiasta wjecha a powoli, za ni jej wita i wozy. Wnet si nimi zaj to z matczyn
prawie trosk – suszono odzienie, wycierano r cznikami cia a, podawano gor
polewk , w ko cu
zap dzono do
ek i spa nakazano a do ca kowitego wypocz cia zmordowanych cia . Ko mi te
zaopiekowano si starannie – ona tak samo wdzi czne by musia y jak ludzie i tak samo nie wyra-
y onej wdzi czno ci g osem – przybysze musieli pochodzi ze wiata nie tylko nieruchomych –
te postacie musia y by równie ze wiata stworów milcz cych...
W nocy ksi cia Siemomys a obudzi o jakie szuranie i odg osy st pania bosych stóp. Pomy la –
serce mu ywiej zabi o – e to jego Umi owana ona zapragn a zbli enia z nim... Us ysza szept
o zimnie w samotno ci, o wystudzeniu
a... Potem ona szepta a, e tylko ugrza si chcia a i zaraz
do swojego pos ania wraca, ale on ju nie popu ci . Do rana pie ci - dogadza swojej niewie cie,
chocia bardzo arliwie i d ugo prosi a, eby nie.... A rano spojrza na usypiaj
z min kotki,
która zjad a co smakowitego – pó
mieszek na adnej buzi, wyg adzone rysy twarzy. Tylko, e to
nie by a twarz Arsenny – to by a wdowa po Igorze!!!
- Nic to – powiedzia a rozmarzonym g osem i przeci gn a si rozkosznie – ty si niczego nie
bój, ja nikomu nie powiem. Dobrze mi wygadza .
Skoro tak si to niechc co w nocy u
o – zgrzeszy przy dziennym wietle, tym razem z pe -
wiadomo ci , a jego zadowolenie przewy sza o wszystko to, czego z Arsenn do wiadcza . No,
no, no... - A jakby tak j za narzeczon mie ?... Nie zd
wybada gruntu – znaczy jej zdania o
tym narzecze stwie, bo wymkn a si szybko, jeno tupot bosych stóp na korytarzu s ysza przez
chwileczk – jakby ostatni d wi k, zako czenie niespodziewanej uczty cielesno-duchowej...
niadanie podano w wietlicy tu przed po udniem – Olga jeszcze spa a, kiedy rano usi owano
na posi ek prosi . Nic dziwnego – po takim deszczu i ch odzie... Potem Olga wys ucha a
opowie ci o mierci Igora, pokiwa a smutno g ow i powiedzia a, e zawsze by taki
nieprzemy lny, tedy chyba uzna nale y, i z w asnej woli doigra si nareszcie sprawiedliwej kary,
tedy ona alu nie czuje do ksi cia Siemomys a, który dobrze zrobi , ka
c zabi szale ca swojemu
wojowi.
- Dzieci ci zostawi ? - spyta a Arsenna.
Olga nagle si zmiesza a. Z zap onion twarz wyzna a:
- Swojakom mog to rzec – on by zbocze cem – na niewiasty nie zwraca uwagi. On mnie ani
razu nie tkn . Kiedy my si ostatni raz widzieli usi owa mnie cisn swoim
dakom i obieca , e
dzie patrze z lubo ci na moj m
i poniewierk z wieloma po kolei... Ja od niego uciek am,
bo nie mog abym znie tej ha by.
Arsenn a poderwa o. Podbieg a do Olgi, przytuli a j i g aska a po w osach.
- Nie masz czego
owa - szepta a - te zespolenia z m em... To nic nadzwyczajnego – lepiej
trwa w dziewictwie. Ja ci zazdroszcz , bo naprawd m to rednia przyjemno w nocy, a w
- 87 -
dzie wielkie utrapienie. Zrobi sobie dobrze i chrapie, a o on nie dba...
Szepcz c to, Arsenna spogl da a z wyrzutem na Siemomys a, a on to blad , to czerwienia i
oczy powiekami mia zakryte. Mo e obawia si , e w renicach wida jego wyobra enie o
przebiegu wielu nocy z „narzeczon ” Olg ...
Olga, jej ludzie i ich konie – ca a ta czeredka odpocz a, wszystko o mierci Igora i o nim wiele
zosta o powiedziane, tedy go cie zbierali si do odjazdu. Darmo Siemomys na uboczu prosi Olg ,
by zosta a - cieplej im obojgu b dzie tej jesieni, ju przecie wiadomo, e umiej si wzajemnie
ogrza , a potem... Nawet powtórne ma
stwo ksi cia Polski z wdow po kniaziu Rusi Kijowskiej
jest do pomy lenia...
- Dwie ony? - Olga by a zdumiona. - To jeno u muzu manów dopuszczalne.
- Oddali bym Arsenn ...
- Przecie ty tej jedynej nocy z ni si parzy ... Dopiero rano przejrza
na oczy. Ty j mi ujesz,
a zmiany chcesz, bo straci jej serce.
Có ... Wszyscy go cie odziani do podró y, wymieniano u ciski, obietnice odwiedzin sk adano...
I wtedy lun o! Gwa towna wichura przygna a olbrzymie chmurzyska i ucich a. Tak to mo na by o
zrozumie , e chmurom bardzo si podoba ów p d z wiatrem, ten po wist wichury, to jego
podrzucanie, rwanie kra ców i sk bianie z powrotem w czer g st a nieprzeniknion ,a tu cisza
nasta a nag a i chmury pocz y z alu p aka .
- Przeczekajcie – powiedzia a Arsenna – to wnet przejdzie.
Na obiad trzeba si by o rozdzia , po obiedzie nadal pada o albo la o... Po ca ej dobie zacz y
si rodzi obawy, e niebu odwidzia o si dotrzymywanie obietnicy o zaniechaniu nast pnych
potopów. Nie chcia o przesta , cho nasilenie czasami mala o – niebo pokazywa o mo liwo ci
ró nicowania opadów. D
, morka, m awka, ulewa, zawiesista mg a, natychmiast si skraplaj ca
na ro linach i pod
u, tak e na odzieniu s ug do obrz dku i stró y wychodz cych, a na ludzkim
ciele zamieniaj ca si w g sto sp ywaj ce spore krople wody... Niczego nie brakowa o prócz
sucho ci i czysto ci nieba.
Po dwóch dobach tego si pienia i padania wiatos aw oznajmi rodzicom, e b dzie si z Olg
eni .
- Jak to? -Arsenna zawrza a oburzeniem – to du o od ciebie starsza! To ona bez przysz
ci,
bo kto z wdow si liczy? Urzek o ci , e taka leciwa a dziewica, czy co? To mia
tych swoich
narzeczonych... Nied ugo w liczebno ci ojca by dogna i wiesz, e ka da mniej-wi cej jednakowe
ma powaby.
- Co ty tam mamo wiesz – wiatos aw u miechn si , jakby wiedzia wi cej – Olga nie by a
ca
.
- To te przecie nie cud jakowy – ka da kiedy przestaje -Arsenna troch si zdziwi a nowin ,
bo skoro m Olgi nie tkn ...
- Ona mnie mani a – rzek
wiatos aw – e jeno z jednym i jeno jeden-jedyny raz. Niby jeszcze
przed ma
stwem jakowy Adnebar j w sobie rozkocha i dziewictwo jej zabra . Ale...
Wszyscy troje – Arsenna, Siemomys i wiatos aw sami w wietlicy siedzieli i naraz wszyscy
zamilkli, jakby si zastanawiali nad czym , nawet bro na cianach powieszona te sta a si
sm tniejsza jakby... Pewno sz o o owo s ówko – ale – i o zawieszenie g osu tu po nim...
- No! - Arsenna wreszcie ponagli a syna.
- Ona – powiedzia
wiatos aw – wykonuje takie niespotykane ruchy biodrami. Tak to wycho-
dzi jakby si na mnie nadziewa a. Przez to - jakby nadziewanie si na moje szyd o - zag bianie si
w niej jest dwa razy pr dsze i mocniejsze zwarcie nast puje. Tego adna niewiasta nie mog aby si
nauczy przy jednym-jedynym m
czy nie i to tylko jeden raz z nim obcuj c. Tych Adnebarów
musia o by wielu i ró no ci uczyli. To mistrzyni w tych rzeczach... Wszelako ona mnie co
podpowiedzia a – co tobie, mamusiu, chyba przypasuje... Te ruchy bioder i to „szyde kowanie”
mnie nie pomaga – ja to potem jej wybij z g owy. To mnie przypomina, i ona z wieloma... No, ja
o to nie stoj , nawet o nic nie pyta em – sama mnie o tym Adnebarze powiedzia a. M czyzna – tak
ona uwa a - chce by u niewiasty jej pierwszym i ciekaw kto go wyprzedzi . Ale...
- No! - ponagli a znowu Arsenna,bo Siemomys jakby zgas – pewno jego uszy razi y s owa i
- 88 -
obrazy przez syna podawane.
- Olga – powiedzia
wiatos aw – s dzi, i mo e zosta – jako moja ona - kniahini Kijowa i
Nowogrodu Wielkiego. Ona chce zaj w ci
i urodzi syna. Przedstawi tego syna jako potomka
a – Igora. Nie znam si na chrze cija stwie, lecz ufam jej, i chrze cijanie s gotowi uwierzy
w przed
aj
si ci
z powodu nieobecno ci przy matce ojca dzieci cia albo z powodu
oddalenia matki ci arnej od domu. Pojedzie do Kijowa, tam urodzi syna i przedstawi go jako
dzieci Igora – prawego nast pc Rurykowiczów na tronie. Kijowianie okrzykn niemowl
przysz ym ksi ciem, a ona zostanie opiekunk nast pcy m a, za ja jej b
pomaga . Cichy lub,
tajny lub mo em tutaj wzi zanim ona pojedzie rodzi ... W razie oporu Rusinów, w razie
niepowodzenia – mo em do Kijowa si wkroczy – tam teraz niewielu m ów do noszenia broni
zdatnych... Cesarz Bizancjum nam dopomo e, kiedy mu donios o cudzie przed
onej ci
y. On,
pono, gotów wiele da za mo liwo ochrzczenia ca ej Rusi... A cud bardzo mu w trym dopomo e
– Rusini uznaj , i sam chrze cija ski Bóg znak da , tedy warto chrzest przyj ...
- Och, to wspania y pomys – Arsenna okaza a zapa wielki i rado .
- To oszustka – powiedzia Siemomys . Niewiasta nigdy nie oka e swoich sztuczek
kowych
czy nie., którego chce mie za swojego m a. Ona jeno dla zaspokojenia w asnej ch ci
rozkoszy, dla przyjemno ci sztuczki wyprawia z kim , kogo chce u ywa jeno przej ciowo – kogo
nie mi uje. Ona wie, e takie ruchy bioder ods aniaj jej prawdziw przesz
i nie poka e ich
komu , kogo chce usidli na d ugo... To mija – my j musim zabi !
-Ty, Siemek – powiedzia a Arsenna ze z
liwym u miechem – z zazdro ci tak mówisz – sam
by chcia tych sztuczek skosztowa , a tu Olga m odszego wybra a. Je li chcesz, to my si jeszcze
dzisiejszej nocy naradzim w tej sprawie... Mnie moje zniech cenie jakby mija o...
- Ty, Arsenna – powiedzia ksi
– mierzysz wszystko pod ug siebie. Tymczasem m czyzna
jest zdolen oddzieli sprawy
kowe od mi owania. Dla mnie
ko ma znaczenie jeno z tob . Ale i
bez niego tobie rad ust puj , chocia nie powinienem. Ty mnie w niczym nie ust pisz – nawet byle
stolarzowi na wszystko si zgodzisz, je li ci wygodzi w
u, bowiem dla niewiasty te przyjemno ci
z uczuciem s równoznaczne – one mog z wieloma, atoli jeno z umi owanym duchowej rozkoszy
za ywaj .... Bywa, e pokochaj nagle a gwa townie takiego, z którym niespodziewanej rozkoszy,
wbrew z emu pocz tkowi, zazna y...
- No, ja si z tob , Siemowit, nie mog mierzy w tych sprawach – powiedzia a Arsenna
zgorzknia ym g osem – tyle narzeczonych... Ho, ho!...
- Dopóki nie b dziesz bra a pod uwag – od jakiego wydarzenia mam owe baby – nigdy, nicze-
go nie pojmiesz – powiedzia Siemomys .
- Pewno, pewno – powiedzia a Arsenna ze zami w oczach – ja jestem wszystkiemu zawsze
winna... Dzisiejszej nocy za dam, by wszystko przeciwko mnie odszczeka ! Bo jak nie... - taka
straszliwa gro ba zawis a w powietrzu, e a
wiatos aw uciek ze wietlicy, mamrocz c pod
nosem, ze kto si lubi – ten si czubi...
* *
Po wieczerzy zapalono w wietlicy wiece, piec suli ciep o, s owa opowiadaj cej Olgi te ciep o
– chocia nie rado nie – brzmia y. Olga mówi a o Konstantynopolu. Uciek a tam z obawy o ycie.
Okaza o si , e o to samo obawia o si wielu, tedy atwo namówi a na podró dwudziestu czterech
ów wojennych z pu ku przybocznego kniazia Igora. Zabra a te w asne klejnoty i szkatu
ze
otymi monetami. Troch si ba a chciwo ci towarzyszy podró y, lecz uda o jej si ich przekona ,
e z ni trzymaj c – wi cej mog zyska ni li z oto, które ma zdolno rozchodzenia si po innych
ludziach, podczas gdy uczucia wdzi czno ci i yczliwo ci s niezniszczalne i mog owocowa nie
tylko nowymi gar ciami z ota. Niestety, kiedy dostali si do stolicy cesarstwa, okaza o si , e
cesarz Roman Pierwszy ju nie yje... Na szcz cie zaopiekowali si Olg Irena i Andrzej
Komnenowie. Oni namówili Olg na chrzest, zreszt nie musieli bardzo nalega , bo z wdzi czno ci
za opiek An-drzeja wypada o ulec jego namowom. Tak e sama Olga widzia a korzy ci z chrztu,
tedy oboje Komnenowie byli jej rodzicami chrzestnymi. Na chrzcie przyj a imi Helena. Andrzej
yczy jej po uroczysto ci, by nadal suli a dobro i nie
owa a niczego, je li potrzebuj cy poprosi.
I jeszcze yczy jej, aby j
wi
og oszono po bardzo d ugim i zacnym ywocie doczesnym.
- 89 -
Dosta am tak e podarki liczne – powiedzia a Olga-Helena z b yskiem rado ci w oczach. - Na-
wet jeden wzi am ze sob , aby t zabawk pokaza . Nazywa si toto zimy ogie , wszelako nie
radzi abym nikomu dotyka podczas spalania, bo parzy jak nie wiem co.
Wyj a z torebeczki drucik, którego ponad po owa by a czym jakby oblepiona. Czym szorst-
kim, ziarnistym i ciemnobr zowym. Przytkn a t pogrubion cz
do p omienia wiecy. Parskn -
o, trzasn o i z drucika zacz y si rozlatywa na wsze strony gwiazdeczki p omieniste, gasn ce
zanim która do ziemi dolecia a. Kula tych gwiazdek wokó drucika i r ki Olgi powsta a, wygl da o
to cudnie i patrze oraz podziwia mo na by o bez ko ca. Có – krótko trwa ka dy cud, tedy i ten
pr dko przesta istnie – wszystko zgas o, drucik z czerwonego od rozgrzania stawa si czarny....
* *
Arsenna, zgodnie z zapowiedzi pojawi a si w
nicy m a. On s dzi , e przygna a j potrze-
ba zespolenia z m czyzn i d
do owego zespolenia. Ona si broni a, usi uj c sprowadzi spot-
kanie na drog porozumienia s ownego co do dalszej bytno ci w Iskorostieniu kniahini Olgi-Heleny
Wreszcie dosz o do u ycia przez ni wiedzy przygwa
aj cej.
- Ona mi powiedziala jak to z wami by o – rzek a m owi. - Deszcz wtedy j przemoczy , zzi -
a i p cherz jej zachorza . W nocy parcie na mocz poczu a i do ust pu musia a i , bo my o
postawieniu nocnika przy jej
u zapomnieli. Wraca a z powrotem, drzwi jej si pomyli y i
lizgn a si , pó pi ca, do twojego
a. A ty j zgwa ci ! Teraz ci szkoda, bo ona woli naszego
syna i dlatego chcesz si jej st d pozby .
- Ale , Arsenno – próbowa si broni – jam my la , e to ty do mnie wtedy przysz
...
- Ona mówi a, e nie chce z tob ... Mówi a?! Podobno jeszcze podczas gdy swoj chu zaspo-
kaja b aga a, eby nie... By o tak ?!
- By o, lecz jam nie wiedzia , ze to nie ty.
- Tedy si przyznajesz,
zgwa ci w asn
on !!! – g os Arsenny sta si tryumfuj cy.
Jak wida porozumienie tych dwojga nie by o mo liwe bez czego nadzwyczajnego – on kocha
, ona kocha a siebie... Niby zbie no , a jednak...
* * *
Olga snu a opowie o pokazie ogni w Konstantynopolu.
- Niegdy – mówi a – Grecy z cesarstwa wschodniego poznali tajemnic ognia, który nazwano
greckim. Ze swoich okr tów wyrzucali strumie p on cy na okr ty Arabów i je spalali. Dzi ki temu
odnosili zwyci stwa na morzu, bo gasi tego ognia wod nie by o mo na. Oburzenie wszystkich
adców na nieludzko onej broni ograniczy o u ywanie ognia greckiego. Dodatkowo tak si
porobi o, e uczeni od owego ognia za dali od cesarza wielkich op at. Urz dnicy cesarza obruszy-
li si na pazerno uczonych i wszystkich mistrzów od wytwarzania urz dze i potrzebnej
mieszanki skrócono o g ow . Teraz nikt tajemnicy ognia greckiego nie zna... Lecz maj stare
urz dzenia i zapasy mieszaniny p on cej nawet w wodzie. Ja z moimi lud mi by am na pokazie
dzia ania tego ognia, bo jaka wa na uroczysto by a i oni chcieli przez pokaz one wi to uczci .
Przypadkowo strumie ognia polecia w stron widzów... Oj, straszne to by o. Ma p on ca
przylepia a si do cia i przepala a je na wylot, Dziury si w tych ludziach robi y i oni umierali w
straszliwych m kach... Odt d pokazy s zabronione. Za stare zapasy zu ywaj do wytwarzania
zimnych sztucznych ogni, które gasn zanim do ziemi dolec i przez to mniej s gro ne. Ponadto –
sami widzieli cie – ma e gwiazdeczki p omienia powstaj i jak taka na cz eka spadnie zanim si
wypali, to – owszem – poparzy kawa eczek cia a mo e, wszelako dla ycia i zdrowia nie jest to
gro ne. Ja dosta am par du ych urz dze do wytwarzania zimnych ogni. Zamiaruj pokaz w
Kijowie zrobi , aby mnie przyj to lepiej ni li uciekinierk od m a. Cz
z nich bardzo Igora
lubi a, a mnie uwa
a za m cicielk .
- A u nas by nie mo na takiego pokazu? - oczy Arsenny l ni y blaskiem ciekawo ci.
- Wtedy w Kijowie by nie by o... - twarz Olgi by a zamy lona.
- To chocia troszeczk ... - wiatos aw prosi bardzo adnie.
- No niby mam tych urz dze sporo... Mo e wiosn , w ograniczonym wymiarze... - Olga uleg a
namowom i nawet – chyba – nie
owa a ust pstwa, bo u miecha a si
yczliwie.
Potem Siemomys prosi Arsenn :
- 90 -
- B agam ci , ono umi owana, Arsenno najdro sza – nie zezwalaj jej na ten pokaz. Ona jest
nieszczera! Ona co knuje!
- Gdyby by prawdziwym m czyzn , to ani by prosi , ani pyta , a ja w lot zgadywa abym
twoje zachcenia i je ochoczo spe nia a. Z ciebie jest zwyk a baba, Siemomys . W dodatku nie
chcesz si do zazdro ci o przysz synow przyzna – Arsenna prychn a pogardliwie i odesz a.
* * *
Zima by a jak na zamówienie. Najpierw pada o i nasypa o ocieplaj cej ziemi bieli niegowej
po ko skie kolana. Potem nasta mróz, który nie by dokuczliwy, bo wiatru nie by o, s
ce
wieci o pe nym, zimowym blaskiem, nieg skrzy si pi knie... Wymarzona pogoda na
przechadzki i przeja
ki konne. Olga i wiatos aw korzystali z tego – dla dobra ich uczucia i dla
dobra przysz ego potomka. Nie by o w tpliwo ci – wszystkie znaki wskazywa y na ci
Olgi i,
niew t-pliwie, ojcem przysz ego dziecka b dzie Piast. A czy ojciec narzeczonego, czy sam
narzeczony... Przecie o co innego sz o – to ma e mia o by przedstawione jako dzieci Igora...
Z pocz tku ksi
Siemomys przeciwstawia si tym wyprawom we dwoje –
da dawania im
ochrony – przynajmniej z pi ciu wojów. wiatos aw, nieodrodny syn mamusi, spostrzeg kto jest
wa niejszy i jak ka da osobowo s aba wybra stron silniejszej postaci. Na dania ojca wzruszy
ramionami, powiedzia , e mama nie kaza a... A ponadto – tu jest ksi stwo wiatos awa, a nie
ojcowe... Na wiosn – to Siemomys ju postanowi – on i polscy woje pojad do Gniezna.
* * *
Wiosna te sprzyja a ludziom. W nocy mrozik cina ka
e i nadtopiony nieg, dnie by y s o-
neczne i ciep e. Dzi ki temu nie zagra
y powodzie – roztopiony nieg cieka w dzie do rzek i
strumyków, w nocy poziom wody w ciekach wodnych opada i znowu by o miejsce na dzienn
miark wody ze niegu. Nawet lekkich podtopie nie by o.
Przygotowywano pokaz zimnych ogni, po którym Olga, wozy i ludzie Olgi mieli wyruszy do
Kijowa, zabieraj c yczenia szcz cia w przekonywaniu Rusinów, e powinni uszanowa cud i
uzna swoim przysz ym ksi ciem dzieci Igora, b
ce ju bardzo d ugo w onie matki. Poród
przewidywano na kwiecie i tak wszystko uk adano – Arsenna o to dba a – aby nikt nie nabra
podejrze .
Pozamykano bramy Iskorostienia, by podczas pokazu nikt go nie móg zak óci jakimi
wjazda-mi lub wyjazdami. Zreszt – niebezpieczne to by mog o, bo mog o odwraca uwag ludzi,
obs u-guj cych urz dzenia, którzy musieli kierowa ognie pod górk , daj c im czas na wyga ni cie
przed opadni ciem na g owy ludzkie. Olga pokaza a urz dzenia, które – to uwaga dla Czytelników
jeno – przypomina y saturatory z wod sodow lub wózki ulicznych lodziarzy. Ró nica zasadnicza
tkwi a w du ej korbie, wystaj cej z jednego boku wózka i w otworze bocznym.
- Jak si korb zacznie kr ci – obja nia a Olga – to z tego bocznego otworu wyjdzie gi tki w .
Z ko ca tego w a zacznie wycieka do p ynna ma . Wtedy przytknie si do tego p on
pochodni i skieruje wylot w a w niebo. Reszt ka dy ujrzy na w asne oczy. Jutro przed witem,
bo po ciemku widok jest o wiele ciekawszy.
Wózki ustawiono przy bramach. Przy wózkach ustawiono stra e. Jutro ju nied ugo. Od pó no-
cy na wy kach przy cz stokole zacz y si gromadzi grupki ludzi miejscowych i zaproszonych z
zewn trz. Siemomys z paroma wojami skry si w podkopie. Arsenna na pro
m a, aby i ona
tam wesz a, wzruszy a pi knymi ramionami i parskn a szyderczym miechem.
- Ty, Siemomys , na staro dziecinniejesz – rzek a i posz a na wy ki.
Przed witem Adnebar zdo
znale tak chwil , w której Olga by a sama. Dopad do niej i
wy-charcza :
- Oni wszyscy si przyznali. Ty suko! Ty szmato! Z ka dym si puszcza
, a mnie za nos
chcesz wodzi . Ja wszystkim og osz . Ca drog do Bizancjum si
ajdaczy
...
- Opanuj s , Adnebar – powiedzia a spokojnie Olga – bo oni ciebie na m ki wezm . Zd ysz
si zem ci na mnie, kiedy b dziem podró owa do Kijowa. W tpi , zreszt , bo rozumny i
pojmiesz moje wyja nienia. Dbaj o to, by korbami bez przerwy kr cili, bo inaczej... Pilnuj tego, bo
ogie cofnie si do wn trza syfonów i wybuch b dzie.
O zaraniu wszyscy byli na swoich miejscach. Po sze ciu Rusinów przy czterech syfonach.Jeden
- 91 -
trzyma w pobli u bocznego otworu p on
pochodni . Drugi trzyma r
na korbie, gotów
zacz ni obraca .
Wtedy do wiatos awa podesz a Olga z mi ym u miechem na twarzy.
- We konia – powiedzia a – wyjdziemy bramk i b dziem ogl da pokaz zza cz stoko u. Tylko
we dwoje. To b dzie dla nas dwojga niezapomniane prze ycie.
* * *
Posadzi Olg bokiem na siodle, a sam prowadzi konia za u dzienic . Poprosi a, by zawiód ko-
nia na wzgórek, gdzie kiedy ...
- Stamt d bedzie najlepiej wida – powiedzia a – a ponadto tam... No, mo e jakby tak ostro -
niutko... Co ty na to, wiat y?
- Twoje pragnienie zbli enia dowodzi, i uczucie do mnie ywisz – powiedzia – wszelako je-
szcze za zimno.
Na wzgórku poprosi a, by j zsadzi z konia. Potem poprosi a, aby odzie jej i sobie porozchy-
la z przodu, bo ona chce si po egnalnie przytuli . Go ym cia em do go ego cia a... Kiedy do
siebie przywarli, powiedzia a, e uwiera j jego nó u pasa w pochwie przypi ty.
- Mog ci go wyj
? - spyta a, jednocze nie wyci gaj c ostrze z pochwy.
Poczu lekkie uk ucie. Potem zdumia si rozdzieraj cym pier pchni ciem. Nó wrazi si w
jego serce, czym on zd
si ogromnie zdumie . I z tym wyrazem zdumienia na twarzy umar .
Odepchn a trupa. wiatos aw osun si bezw adnie na ziemi niby wór czym wiotkim wype -
niony.
- Nie zobaczysz pokazu, Swiet yj – wycedzi a przez zaci niete z by.
* * *
Adnebar poda sygna d wi kiem rogu. Cztery korby posz y w ruch. Z czterech otworów bocz-
nych wysun y si cztery mi kkie w
e – do
atwopalne, wszelako na styk z p omieniem nie
musia y by nara one – wystarczy o nie zaprzestawa kr cenia korb . Z ko cówek w y pocz y
wyp ywa krople, a potem grudki posklejanej mazi. Cztery pochodnie przytkni to do ko ców w y.
Korbom nadano wi ksz pr dko obrotow i powsta y p omie zamieni si w przed
enie
mi kkiego w a, tyle e ogniste, czerwone i z lekka jakby przybrudzone dymem.
Z wy ek przy cz stokole, z okien domostw, z uliczek ciasnych rozleg o si zdumione i pe ne
po-dziwu, t umne – Ooch! Naraz w e zosta y skierowane na wy ki. Korby a zawy y od pr dkiego
obracania. Ognisty w wyd
si i si gn pomostów, drabin i niektórych ludzi. W niebo
buchn y przera one okrzyki. Wy ki – pomosty, ludzi ogarn a po oga. Ju p on cy ludzie
przenosili lepk ma na innych, których potr cali. P on cz stokó .
Teraz w e zosta y skierowane w ciasne, wype nione t umem uliczki. Jedno wielkie wycie po-
twierdzi o, e ogie piecze i zedrze si z cia a nie daje – to przylgn o i w era o si w g b ludzi.
Skierowano w e na domostwa. Zap on y niby smolne trzaski – od razu mocno, p omieniem
wysokim i brudnym od dymu, a mo e od jakiego sk adnika mazi...
Na twarzy Adnegara pojawi si wisielczy u miech. Sjierowa w na tego Rusina przy s sied-
nim syfonie, który najmocniej przechwala si oddaniem Olgi podczas zbli
. ywa pochodnia
pad a na ziemi , Rusin tarza si i próbowa na siebie nagarnia piach. Na ratunek po pieszyli mu
towarzysze z jego syfonu. Korba przesta a si kr ci ...
* * *
Olga ogl da a po og ju z siod a. Pali o si b yskawicznie. Potem by pierwszy wybuch...
Przestali je oppy kr ci – pomy la a.
Policzy a wybuchy. Najpierw te cztery syfony przy bramach. Potem – prawie razem – te cztery
w wozowni, pod budami wozów. Nie by o ywych wiadków. Jeden trup do obejrzenia – pozosta e
– w popio ach, popalone do cna.
Obróci a konia w stron Kijowa i ruszy a.
* * *
Woje wygrzebali si z podkopu na powierzchni . Wyci gn li na wierzch ksi cia Siemomys a.
By nie do poznania – ob dny wzrok, nieruchoma, st
a twarz, zmierzwione, jakby stercz ce
osy. I nieustannie zadawa pytania.Chcia dociec – co on ma powiedzie rodzicom wojów z dru y
- 92 -
ny, których nie ustrzeg przed mierci w p omieniach. Dlaczego on nie wzi za mord tej swojej
ony i nie zabi Olgi?
Po dziesi ciu dniach podró y na zachód woje ju wiedzieli – ksi
popad w ob d i b dzie
trzeba co z nim w Polsce zrobi . Mo e w Kórniku schowa ? Tam siostra Tamara i siostrzankowie
jako si ob kanym zaopiekuj ...
Jedenastej nocy ksi
znik . Troch szukali, lecz bez zapa u. Jako ten k opot zdawa si ulec
samorozwi zaniu....
K O N I E C
- 93 -
P o s o w i e
Wolis aw z Biadolin dowiedzia si , e wie kupiona dla niego przez grododzier
S cza zwie
si Rusiec i jest blisko Pierzyn, w których dano mu stanowisko rz dcy.
Wobec braku ksi cia, Broz o zwo
zjazd przedstawicieli mo nych dla wybrania nast pcy. Trzej
yj cy synowie Siemomys a – Mieszko, Czcibor i Wi
aw (Boles aw) umówili si , e jeno
Mieszko b dzie si ubiega o wybór na ksi cia Polski, a dwaj pozostali pomog , zaprzysi gn
pos uch i przysi gi dotrzymaj .
Zacz y si wieloletnie, ustawiczne spory o wielko dochodów ze
ska, które mia y by
przez dziesi lat przekazywane Czechom. Mog o chodzi jeno o dochody z dóbr ksi
cych, albo
te o wszystkie dochody... Mo na by o jedne koszty od dochodów odlicza , a inne uznawa za
nieuzasadnione i dolicza je do dochodów. Mo na by o podejrzewa p atników o oszustwo. Mo na
by o da odsetek za zw ok . A w ko cu mo na by o g osi , e udzia Czechów w wyprawie na
Igora mia tak ma e znaczenie, e zap ata jest za wysoka i nale y j zmniejszy . Albo te – e zap-
ata jest za ma a i za da oddania cz ci lub ca
ci Dolnego
ska Czechom.
Iskorostie przesta istnie na zawsze – ju nigdy nie próbowano go odbudowa . Có ... Niesz-
cz liwe miejsce... Stolic przeniesiono do nowego grodu i miasta – Owrucza, a siedzia w niej
knia – syn Tamary i Topolana. Drugi syn Tamary i Topolana siedzia w Turowie, stolicy
Dregowiczów i te by kniaziem. Obaj synowie Tamary byli kniaziami, s uchajacymi namiestnika
ksi cia Polski, a ich znaczenie nie by o nawet tak du e, jak znaczenie i w adza ksi cia Krakowa -
Wi
awa.
Tak e w Haliczu, po mierci Wszemira Sokolicy siedzia namiestnik ksi cia Mieszka Pierwsze-
go.
Kniahini Oldze uda o si przekona kogo trzeba o cudzie przed
onej ci y. Urodzony przez
ni syn – wiatos aw - zosta og oszony prawym nast pc kniazia Igora, a Olga jego opiekunk i
adczyni do czasu pe noletnio ci syna. Podobno Olga zosta a og oszona wi
jako Helena... Ta
ostatnia wiadomo jest o tyle niepewna, e historycy radzieccy maj gdzie wszystkie religijne
wi to ci i tego faktu nie podaj . A ksi ki zachodnie nie bardzo chc zajmowa si
wi tymi
ko cio ów wschodnich. To sprawa o tyle ciekawa, e Wielki Tydzie prawos awni obchodz
kilkana cie dni po naszym Wielkim Tygodniu i maj innych ni my wi tych. Czy s usznie? W
ka dym razie wychodzi na to, e ustalenie rocznicy Zmartwychwstania i Bo ego Narodzenia zale y
od ludzi i jest obarczone niepewno ci co do cis
ci daty. Tak e lista wi tych... Tym akurat nie
warto si przejmowa , bowiem Pan Bóg wcale nie zwa a na s dy ludzkie w tej sprawie i sam
orzeka o wi to ci albo o czym innym.
Lotnisko polowe Krzewica, wrzesie 1957 roku.
- 94 -
tylna strona ok adki
atwo przewidzie , e UCZONY RADZIECKI lub inny towarzysz, wykszta -
cony w uczelni socjalistycznej ods dzi „Wschód” od czci i wiary, bo on wie (na
przyk ad), e to nie tak by o. On wie, e Lwów zosta za
ony przez kniazia
ruskiego znacznie pó niej, a nazwa Lwowa pochodzi od imenia synka
za
yciela, który zwa si Lew albo Lwow ... (po naszemu LEW albo syn LWA).
U
ono w zwi zku z tym opowiastk – rz d Polski, zwróci si do rz du
ZSRR z pytaniem, czy Zwi zek Radziecki móg by odda Polsce Kijów i Lwów,
bo to przecie kiedy , kiedy ... Odpowied rz du ZSRR by a yczliwa: - Kijów
mo ecie dosta
skolko ugodno, a lwów... Tylko dwa mo emy przekaza do
wskazanego przez was ogrodu zoologicznego, bo za du o tych zwierz t u nas nie
ma.
Gdyby zastrze enia uczonych socjalistycznych w sprawie Lwowa i innych
rzeczy znanych towarzyszom lepiej ni li mnie zosta y poparte obietnic nagrody
– na przyk ad wycieczk szlakiem Lenina po Syberii Wschodniej, lub
ugoletnim pobytem w celi W odzimierza Iljicza Lenina, to ja si przyznam, i
Kraków by lokowany po raz pierwszy dopiero przez W adys awa okietka i to
jest rzecz niew tpliwa. Za te ró ne smoki wawelskie, Krak, Wanda i temu
podobne rzeczy czy postacie s wymys em tak zwanej historii bur uazyjnej – to
po prostu legendy.
M odziakom, którzy w roku 2008 nie pojmuj o co chodzi proponuj zwrócenie si do ludzi
starszych. Koniecznie jak najpr dzej, bo jak oni wymr , to zostanie ju tylko odwieczna przyja i
zaufanie z naszymi s siadami. A jeszcze pó niej powinno nast pi przy czenie s siadów do nas,
albo nas do s siadów – to – z punktu widzenia logiki matematycznej jest równoznaczne, a z punktu
dialektyki materialistycznej naukowo uzasadnione.