Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 3 01 Wschód

background image

Reginald LANCA-STER

Z cyklu „Szlak Piastów” o ludziach i wydarzeniach z pograniczy przygody i historii

opowie trzecia pod tytu em

W S C H Ó D

Na j zyk zbli ony do wspó czesnej polszczyzny przewiód

Stanis aw Pierzynowski

Wydawnictwo bde 7

Kowary 2008

background image

- 1 -

Rozdzia „0”

Przygotowanie do „Ranka”

Pan Fali ski w aden sposób nie potrafi mi powiedzie – jak dokumentacj powinna mie

narz dziownia. Co jaki czas przynosi mi jakie kwitki i ja to wszystko trzyma em w szufladzie
biurka u

one wed ug dat dokumentów. Kiedy tylko uko czy em szesna cie lat – awansowa em na

odocianego pracownika umys owego w rozdzielni kart roboczych WMMiK. Pensja 435 z . na

miesi c i adnych ulg z tytu u kszta cenia si w liceum dla pracuj cych, ani z tytu u owej m odo-
ciano ci. Chyba kierownik Rybak by na poziomie pana Tadka, te zreszt mia na imi Tadek,
wi c móg nie wiedzie o przys uguj cych pracownikom ulgach. Trzeba by o dowiedzie si
samemu i walczy o przestrzeganie przepisów. W zwi zku zawodowym podobno by em. Podczas
przyj cia do pracy nadano mi numer ewidencyjny 22817 i kazano przynie zdj cie do legitymacji
zwi zkowej. Legitymacj dosta em – ulg nie dosta em, nie mam poj cia, czy potr cano mi sk adki
zwi zkowe. Moja praca polega a na wypisywaniu kart roboczych – zast powa em drukark .
Wynalaz em kalk i pisa em przez trzy arkusiki kalki o ówkowej o ówkiem kopiowym, zwanym
inaczej chemicznym. To by wynalazek organizacji pracy – sz y serie statków – morskie
przetwórnie rybackie, trawlery dla ZSRR – operacje by y takie same, seria zacz ta i wiadomo by o,

e potrzebne b

karty robocze analogiczne na ka dy statek serii. Dzi ki temu mia em mo liwo

czytania ksi ek, podobnie jak u pana Fali skiego. Niestety, mój mózg nie pracowa
wszechstronnie – po dziesi tej klasie liceum dosta em dwie poprawki – z chemii i matematyki.
Razem ze mn siedzia y w rozdzielni pani Irena, pani Zuzia, pani Ola i pani Janka - one tylko
wydawa y karty robocze mistrzom i brygadzistom. Podobno przed moim przyj ciem wypisywa y
te owe karty i ja by em dla nich kim nadspodziewanie po ytecznym. Trafi em do tej rozdzielni w

y czas. Panie mia y nieco wykszta cenia, adna nie nale

a do partii i nie podoba im si poziom

pana Tadeusza Rybaka. Przepraszam – towarzysza Rybaka. Uknu y intryg , wypisa y potkni cia i
nieobecno ci przy biurku tego rybaka, a mnie poprosi y o z

enie podpisu pod donosem. Jak

wszyscy, to wszyscy - gówniarzu... Podpisa em...
Nowy towarzysz i kierownik – wi ch – mia na mnie oko. Kiedy tylko sko czy em wypisywa-
nie pliku kart roboczych, dostawa em na biurko plik jeszcze grubszy. By em umazany kopiowym

ówkiem. Wargi, palce, policzki... Wszystko by o znaczone kolorem sinoniebieskim. Nie wiem

jaki to mia o wp yw na moje poprawki - jest faktem, e przy próbach uczenia si zasypia em i
przez sen gada em o kartach roboczych...

Nadesz y wakacje i urlop

.

O dziwo

mózg wróci do poprzednio ci

!

Obie poprawki zda em

na czwórki i o ma o co nie by em pierwszym

,

który z poprawek dosta pi tki

! A

na maturze

z

siedmiu przedmiotów

nie zszed em poni ej czwórki na

wiadectwo

i

us ysza em uwagi

:-

Szkoda

,

e si pan przez ca y czas tak nie uczy

...

Nie wyprowadza em Szanownych Profesorów

z

du

niech wierz

,

e bez nauki

nie

ma dobrych ocen

.

Pani od geologii

i

ab

o

ma o co nie

poprawi a mi trójki z geologii, której nie by o na maturze

...

Ot

,

co mo e wierna

i dobra

pami

...

Trzeba tu doda i przyzna , e panie z rozdzielni podpowiedzia y mi moj m odociano i ja
za atwi em sobie ulgi – by em mniej zm czony. Mog em pisa „Wschód” i czyta , czyta , czyta ...
Co do pa ... Kto wie, czy nie by em planowany na udzia w owach jako zwierzyna. Wysoki,
powa ny, du a wiedza, yczliwo ... Spytano mnie o stan cywilny i o wiek oraz o zamiary u

enia

sobie ycia. I nast pnego dnia dowiedzia em si , i m odociani maj ulgi... Zreszt na dwa miesi ce
przed matur zwolni em si z pracy, bo z

em ostatnie konieczne za wiadczenie w szkole, wi c

te ulgi mia em nied ugo. Ale paniom jestem wdzi czny.

Podczas

zarabiania

jako pracownik umys owy pozna em prawdziwe uczucie g odu – tylko

obiady i pocz stunki, to za ma o dla takiego, co zjad by p to kie basy na raz i jeszcze si rozglada
za chlebem. Mo e dlatego postanowi em pój po maturze na WAT. RKU wiedzia o lepiej i
skierowa o mnie na egzaminy do szkó dla prawdziwych oficerów. Rozmawiano ze mn ,
egzaminowano i nikt nie zerkn w dokumenty. A z nich wynika o, e nie mam wymaganych
osiemnastu lat... Có ... Wysoki, powa ny ch opak...

Postara em si o prac w „Polcargo” - jako tzw. liczmen – oficjalnie kontroler prze adunków w

background image

– 2 -

porcie. 1000 z otych na miesi c. Praca przez 12 godzin na 24 wolnego. M odocianym nie by o
wolno, ale taki wysoki i powa ny... Wyda o si , kiedy robotnicy okradli wagon ze ledzikami z
Danii, a ja nie dopilnowa em porz dnie wszystkiego i nie zameldowa em o kradzie y. Zreszt
starszy kolega mi podpowiedzia , ze i po drodze mo e by kradzie , plomby zerw i moja
bezradno wobec cwanych z odziei si nie wyda. Z odzieje z jednej strony wagonu wstawiali
beczu ki z ulikami, a przez drzwi z drugiej strony nieco ich uj li... Jak oni to przenie li przez
bram ?... Mo e bym to zauw

i zapobieg kradzie y, lecz jedna z beczu ek „zerwa a si ” z

uchwytu d wigu i by z tym ambaras, bo Du czyk krzycza , e on przywióz i trzeba mu zaliczy t
beczu

jako przyj

przez port. Jestem pewny, e ów Du czyk nie bra udzia u w zmowie

przeciwko mnie. Dyrektor Raminger potraktowa mnie agodnie – powiedzia , e mia zamiar mnie
awansowa , ale w tej sytuacji... Za Chiny Ludowe w ten awans nie wierzy em! On po prostu
zauwa

moj ma oletnio i nie chcia mie k opotu z wyja nianiem zabronionego sposobu pracy

ma olata na trudne zmiany. Mo liwe, e wspomaga o mnie piewanie. Jako za apa em si do
zak adowej czwórki, w której piewa te znany pó niej piosenkarz. Nie podam nazwiska, bo on
samochodem s

bowym dyrektora wywióz z portu dwa worki ziarna kakaowego i sprzedawa je

na rynku w Kwidzyniu. Wtedy by Kwidzy , a nie Kwidzyn. Osiem miesi cy siedzia w
Kwidzyniu.Za paczk chesterfieldów w kieszeni kurtki starszy nasz nadzorca, jakby kierownik
zmian, dosta dwa lata. Ja krad em próbnikiem ziarno kakaowe i cukier. Szkoda, ze nie zawsze w
porcie by y, bo zmniejsza y nocny g ód... Ciekawe jaka by a szkodliwo „spo eczna” mojego
przest pstwa... Nie wiedzia em, e zak ad pracy co tam winien u ycza takiemu, co idzie do
wojska, tedy niechaj brak owego u yczenia skompensuje moje trzykrotne pod eranie cukru i kakao.
W RKU upar em si , e tylko na WAT i dosta em bilety do Warszawy i z powrotem. Egzaminy
sz y mi pi tkowo a do dnia, w którym przyby werbownik z OSL D blin. Z matematyki dosta em
jedynk , kazano mi jeszcze zg osi si na ustny, te by em baranem i odpad em. Pojecha em na
egzaminy do D blina, zda em nie le, przeszed em bez zastrze

badania lekarzy i od pa dziernika

1955 roku jestem podchor

ym Oficerskiej Szko y Lotniczej, a jednocze nie kontynuuj zrywami

strudia eksternistyczne w KUL-u na Wydziale Humanistycznym. Zacz em je w cywilu, wypad em
nie le na rozmowie wst pnej, czy te egzaminie ustnym – pytano o wiele – dosta em indeks. Kapi-
tan Matowiecki, dowódca batalionu podchor

ych obejrza indeks, powiedzia - fiu, fiu i zgodzi si

dawa co jaki czas przepustk na egzaminy. Nieoficjalnie, wi c bez przys uguj cych ulg. I cicho-
sza, bo si wyda i b dzie chryja.
Przydzielono mnie do grupy 217 - przysz ych pilotów bombowych, na samolocie I -28. Oficer
polityczny batalionu, porucznik Skwarka zakomunikowa , e ten, co uzyska same pi tki ze
wszystkich egzaminów ko cowych i przej ciowych – uko czy szko z pierwsz lokat . Spyta em o
po ytki dla takiego absolwenta pierwszolokatowego. - Wybór jednostki, w której b dzie pe ni
obowi zki jako oficer – us ysza em. Mia em te same pi tki – co miesi c pochwa a w rozkazie za
wyniki w Dziale Nauk i wzorowe pe nienie s

by. Przysz a promocja starszego rocznika i

zobaczy em p acz cego podporucznika pilota, który wybra Babie Do y ko o Gdyni, lecz tam nie
by o miejsca... Sko czy y si moje starania,bo po co?... Na wiosn 1956 mieli my i na lotnisko
polowe U

– lata na samolotach Jak-18. Na jesie do Radzynia na Jaki-9. Promocja po

niepe nych trzech latach, po przeszkoleniu w D blinie na I ach-28. Wiosn 1956 powiedziano nam,

e bombowców w LWP nie b dzie i my... Ostatecznie zmieniono nam numer grupy na 223 i wiosn

1957 przyjechali my do Krzewicy, gdzie mamy robi program podstawowy, a potem przej ciowy
na Jakach – 18. W jednej grupie ze mn , u instruktora Janusza Pi tki, o rok od nas starszego, s –
Ignac lusarski, Marian Olejnik. Ludwik Rodziewicz i Mietek Tatarzy ski. Dowódca klucza,
Feliks Pawlak, namówi naszego instruktora na spisanie jednego ucznia, czyli na wyrzucenie go z
podchor ówki z zaliczeniem odbycia zasadniczej s

by wojskowej. Pad o na Mariana Olejnika.

On jest partyjny, a mimo to... Lepiej spisaliby Mietka Pietrasa, który przyszed z zasadniczej

by, aby reszt woja odby w warunkach stworzonych „kompociarzom” - po obiedzie

dostaj cym kompot. Mietek ma wykszta cenie muzyczne z cywila i w wojsku na pewno nie b dzie,
a ju sobie polata , czekolad raz na cztery dni dostawa , móg j sprzeda w kiosku spo ywczym
za jedena cie z otych, a ona potem kosztowa a z otych dziewi tna cie...Mo e tamci do-

background image

- 3 -

wódcy kluczy – Augustyniak, Frydrychowski i Trznadel nie lubi spisywa ?
Pisanie „Wschodu” idzie powoli. Jak si jest w grupie, to obcuje si z ró nymi lud mi i trzeba
im nieraz po wi ca czas dla wi tego spokoju w innym czasie. Witek apczyk umie na przyk ad
gra przyjaciela i wyci ga do Mi dzyrzeca Podlaskiego na wino. Butelka kosztuje 11 z , czekolada
mo e by sprzedana za 11 z ...Butelka wina na ba, pita z gwinta – dla Witka radocha.
Prawdziwymi moimi przyjació mi s Rysiek Filak i Genek Micha owicz – im mog zaufa , oni nie

daj , rozumiej , pobudzaj , kiedy popad w spleen. Oni lubi si ze mn uczy , szkoda, e ja si

uczy nie lubi – ja lubi studiowa . Trudno – trzeba pofolgowa i pisa tylko w niedziele i podczas
urlopów, z których rezygnuj .
„Wschód” ma by tylko przygotowaniem do opowie ci „Ranek”. Ta opowie numer cztery ma

o z wydarze ju historycznych, ale niepewnych. Historia zaczyna si od momentu zaistnienia

wspó czesnego wydarzeniom ród a – ksi gi, kroniki, latopisu, sprawozdania i innych pi mide . By-
wa, ze te pisma nie s ze sob zgodne, albo przedstawiaj wydarzenia niezbyt jasno. Z tego
powodu czasy Mieszka Pierwszego („Ranek”) nie s przez historyków nale ycie opracowane. Na
przyk ad nie wie si – ilu mia braci. A pojawiaj si w jego czasach dwaj Boles awowie – jeden w
Gnie nie, przy Mieszku, drugi za w Krakowie. Historycy próbuj przymierza syna Mieszka
(Chrobrego) raz do Gniezna, raz do Krakowa. Mia za on W gierk Judyt i nie mia

ony

Judyty. ona Emnilda by a zza Odry,albo ona Chrobrego pochodzi a z Krakowa. Bezprym by
synem Boles awa. Pierworodnym. Nazwano go tak, jakby chciano zabezpieczy si przed jego
zasi ciem na tronie Polski. On jednak zasiad na tym tronie... Albo – on na tym tronie nie zasiad !
Po Bezprymie panowa Boles aw Srogi albo - nie by o adnego Boles awa Srogiego... Ja
doszed em do wniosku, e Mieszko mia wi cej braci ni tylko Czcibor i to napisz we
„Wschodzie”, w ten sposób dopasowuj c wydarzenia za Siemomys a do tych: – by -nie by ,
panowa -nie panowa , mia -nie mia itp. Czy odgadn prawd ? Nie wiem. Wiem, e przypuszczenie
o czworaczkach z Mieszkiem w tym „miocie” jest bardzo prawdopodobne i wyja nia wiele
pó niejszych zapisów, które wielu historyków chce uznawa za wymys y. Wymys y si zdarzaj ,
jednak po co mia yby si pojawia takie w

nie – sprzeczne? Ot, tak sobie – dla sportu? Wtedy

pergamin i tusz by y drogie, a umiej tno pisania rzadka. Po wi canoby czas spisywaniu
wymys ów? Mo e dla czyjej korzy ci? Ba, nie wida nikogo korzystaj cego z tych zapisów...
Wspó cze nie kto usi uje wyrzuci niektóre zapisy z historii Polski, bo one nie pasuj do jego
teorii. Ja bym powa

si wyrzuci i pó zapisów, gdyby one mia y zaszkodzi Polsce. Ale akurat

te odrzucane przez marksistów – s oboj tne – ani nie szkodz Polsce, ani Jej nie pomagaj , wi c ja
je uwzgl dni . Prawie pewne, e – je li „Wschód” zostanie wydany – zostan uznany za fantast
który nie uwzgl dnia teorii naukowych w dziedzinie historii. A co mi tam! Byle zgadza o si z
logik i podoba o Czytaj cym. Cdba. (Co daj Bo e, amen).
Mog ujawni spraw mojego werbunku do partii – i tak nikt nie zobaczy „Wschodu” na oczy.
Skwarka spyta mnie o ch wst pienia w szeregi po paru miesi cach podchor ówki. Trzeba by o
zaryzykowa i odmówi , lecz ja chcia em zosta pilotem, tedy poda em odpowiednie nazwiska z
cywila – towarzyszy, którzy mogli mi da rekomendacje. Skwarka osobi cie pojecha do Gda ska.
Po przyje dzie min mia kwa

i powiedzia , e towarzysze nie chcieli mi da poparcia.

Ponownie zosta em wezwany przed oblicze Skwarki po pa dzierniku 1956 roku. On powiedzia , e
teraz, to tutejsi towarzysze ju mnie znaj i mog mi da rekomendacj .Powiedzia em, e teraz, to
ja nie chc ! On powiedzia , e teraz to i on by... Na razie mam spokój. Po roku 1956 mog si ju
powa

na odmow - towarzysze bardzo zmi kli. Z moich obserwacji wynika, e oni sami

przygotowywali pa dziernik i co im si wymkn o z r k, co im nie wysz o. Zaraz po pa dzierniku
i W grzech zrobiono sp d w sali kinowej. Kto tam co gaworzy – nie wiedzia em co, bo czyta em.
Nagle Kola Ptaszy ski z mojej grupy rozdar si na ca e kino: -

damy uwolnienia genera a

Kuropieski!. Nie mia em poj cia – kto zacz ów Kuropieska i spyta em Kol . - No, wiesz –
powiedzia – jak si dostaje polecenie partyjne... Partii si nie odmawia. Kola wiedzia o
Kuropiesce tyle, co ja – tyle, co nic.

background image

- 4 -

Rozdzia I

Da odpór – pozna niektóre osoby.

drog nazywano bit , lub te mówiono, e jest traktem. Nie tak dawno wyci to w puszczy

pas drzew i krzewów, odkopano nieco karpy, uci to górne cz ci tych karp i z powrotem
przysypano je ziemi . Co mil (wtedy oko o 5 km.) osadzono przy trakcie dró nika. Ubogi mo ny,
ta ubogo by a zasad , dostawa na czas pe nienia obowi zków an ziemi i chat z szop , w której
zgromadzono narz dzia – opaty, rydle, pi y, siekiery, topory i ró nego rodzaju wózki oraz ci ki
wóz do przywo enia wiru. Ko nie by dró nikowi przydany, wszak e ka dy mo ny móg wielu
rzeczy nie mie , atoli bro , uzbrojenie i ko wa niejsze by y od codziennych sytych posi ków i
dachu nad g ow . Zamys by taki: dró nik dba o trakt i uprawia rol . Z uprawy roli si utrzymuje,
dokupuje narz dzi rolniczych, co jaki czas konia wymienia, wóz naprawia czy wymienia, a p aci
za u yczenie ziemi i chaty swoj dba

ci o drog - o swoj mil drogi. Po wielu latach stary

dró nik dostawa na w asno pó anu ziemi w innym miejscu i tam zaczyna si w asny dom jego
rodziny.
Stara nied wiedzica ledwo wsta a z zimowego snu, szuka a strawy przy trakcie, kiedy uszy i nos
da y zna : jad ludzie na koniach. Mrukn a ze z

ci i ruszy a w g b lasu. Co jaki czas

odwraca a g ow , bo cz owiek czasem z drogi w las skr ca, a te odg osy ludzkiej obecno ci stawa y
si coraz bli sze.

Wilczyca wyczu a i us ysza a nadje

aj cych ludzi tu po nied wiedzicy. Bra a w pop ochu

swoje ma e w pysk i przenosi a je po kolei g biej w las. Najwy ej ch odu zaznaj , lecz ten wykrot
przez ni wybrany okaza si nie bardzo bezpieczny – trzeba b dzie poszuka innego legowiska.

Tylko wiewiórki nie uciek y. Wygl da y ukradkiem zza pni drzew. Nadje

a spora grupa

konnych. Odziani byli w skórzane burki, w osiem do wierzchu odwrócone. G owy, w futrzanych
czapach z nausznikami, wierci y si ciekawie na boki, a usta w tych g owach albo si u miecha y na
przemian ze r eniem, udaj cym chyba miech, albo gada y g

no za bardzo. Przekrzykiwali si ,

przerywali sobie, mówili po dwóch lub trzech jednocze nie – nie rozpoznasz kto i do kogo akurat
mówi . Tylko jeden je dziec, ten na czele, by powa niejszy. Troch starszy od reszty, z
kosmykami siwych w osów, sod czapy wygl daj cych, patrzy przed nogi swojej siwej klaczy –
jakby chcia za-pobiec potkni ciu si konia o jak nierówno .
Przekomarzanki pozosta ych w pewnym momencie usta y. Rozpocz a si zwyczajna rozmowa -
mówili pojedy czo, na przemian i nie tak g

no jak poprzednio.

- Ja bo nie pojmuj dobrze s owa obej cie – powiedzia olbrzym, jad cy niedaleko za siwym –
mówili cie, Zdruzno, e ka dy dró nik ma obej cie, a przecie oni maj domy, zabudowania, cz sto-
ko em ogrodzone...
- Musia by , Wyrwid b – powiedzia siwy, nie odwracaj c wzroku od drogi przed koniem – za
ka dym razem par s ów wypowiada na opis tych obej . Ta chata, te zabudowania, studnia,
podworzec s – jake zauwa

– okolone cz stoko em. A przy cz stokole zostawione jest miejsce,

cie ka do obchodzenia wszystkiego, co w rodku cz stoko u si znajduje. W rodku onej cie ki

do obchodzenia wszystko si mie ci. Najcz ciej mówim: w obej ciu.
- Aha – powiedzia inny olbrzym – lecz powiedzcie jeszcze o tych milach. Niby na pi dziesi t
mil przypada dziesi ciu dró ników, atoli my mijalim jedenastego i dopiero wtedy powiedzieli cie,

e przejechalim pó setki mil...

- Rozpocz

liczenie od obej cia, którego nie mijalim – od niego jeno liczenie rozpocz

.

Dopiero jak przejechalim ko o drugiej chaty, to my jedn mil przebyli. Z liczeniem, Waligóra,
trzeba uwa

– osobno mile liczy i osobno obej cia – mo na, lecz jeno te, które w ruchu mijamy.

- Podobnie jest z liczeniem czasu – odezwa si trzeci olbrzym, jednak chudy,szczup y – tyka
do chmielu mog aby mu cienko ci pozazdro ci .

- Ty, Bie an – odezwa si olbrzym czwarty – kubek-w kubek do poprzedniego podobny –

zawdy jak g upot wymy lisz.
- Bo ty, Chy an, m drych rzeczy nie pojmujesz i do twojej g upoty si zni am – odszczekn
si Bie an.
- Jaka jest ró nica mi dzy chy

ci a bieganiem? - spyta Zdruzno – czy Bie an jeno umyka?

background image

- 5 -

- Nieee- - powiedzia Chy an, g osem niech zawieraj cym – on pr dko biega, a ja nigdy za nim
nie nad am. Za to ja mog pi jab ek podrzuca jednocze nie i apa tak pr dko, i znowu które
podrzuci , e one, wszystkie pi , lataj pomi dzy moimi r kami,a adno o ziem nie pra nie. Teraz
ucz si podrzuca sze cioma, jednak na przedwio niu jab ek nie mamy, a kamyki mniej przyjemne
w dotyku.

- On strza w locie zdoli z apa – powiedzia z dum Bie an. Ciocia Roksana wychowa a

dwóch zwalistych osi ków – D bosza i Gorana, a nasza mama stawia a na zr czno i pr dko .
Znaczy – o pr dko my lenia i ruchów chodzi.
- A moja mama na m dro postawi a – ozwa si , te nie za niski – rudawy m odzian.
- Ty, Sobek, powiedzia szyderczo Chy an – masz szcz cie, e w pobli u taty nikto adnego
rudego nie widzia , kiedy ciebie ciocia Niemra z tat poczynali.
- Hilda, a nie Niemra – poprawi z naciskiem rudawy Sobies aw.
- My bym woleli, eby z tat ciocia Bo ena by a – powiedzia D bosz.
- Wara od mojej mamy! - powiedzia g

no niady, mocno niady m odzian o czarnych, k dzie-

rzawych w osach i smolistych oczach. - Bo tacie powiem i zobaczycie wtedy...
- Cichaj, Bo ydar – ozwa si s siad niadego – nie adnie jest wywy sza siebie, kiedy tata wo-
jewod jest. Rodzic, to nie nasza zas uga – my musim sami na siebie zapracowa .

- S usznie prawisz, Hubert – odpowiedzia grzecznie Bo ydar – ja wszystkich o wybaczenie

prosz za czcz przechwa

.

- Ci chrze cijanie zawdy tacy pokorni – powiedzia Sobek – czy syn namiestnika Stoigniewa –
ten wasz chrze cija ski bratanek – te taki uk adny?
- Nie bardzo – powiedzia Hubert – nie chcia ze Zdruzn jecha , tedy ubie

. A nakaz ojca –

wi ta rzecz.

- O nieobecnych niegrzecznie mówi – powiedzia Zdruzno – zarówno niewiasta jak i m , ob-
gaduj cy nieobecnych zas uguj na miano baby. Mówcie o czym innym.
Potem sz y pochwa y ksi

tka Siemomys a, a to chyba o babsko ci chwal cego nie wiadczy,

bo Zdruzno nie przerywa . Najpierw o tym, e dziewczynki wcze niej od ch opców zaczynaj
mówi , a Siemomys dwa lata mia , kiedy biegle gada i wszystko pojmowa , co doro li powiadali.
Potem o przeja

ce konnej – ten dwuletni szkrab za

da ,by go na konia wsadzono. Ksi na

Gizella nie dawa a, lecz ksi

Leszek wzi malca pod pachy i na grzbiet konia posadzi . Musia o

by dla malca za wysoko – w g owie mu si zawróci o, zblad , zzielenia ... Ledwo go ksi na
Gizella schwyci a w locie ku ziemi. Oj, nas ucha si wtedy ksi

Leszek... A dzielny jaki... Kury

na mamy grz dki wlaz y i grzeba y. A on patyka wzi i na nie jak z mieczem. Kury niektóre te nie
tchórzliwe... Jedna malca w wierzch d oni dziobn a... A on nic – rozprawy z grzebu ami doko czy
i dopiero do mamy, b bel na r ce pokaza i w bek... Baran ob era nisk ga

ze liwkami, tedy go

chcia przep dzi . A baran z kopyta ruszy i malca - tryk! Obali si ma y, lecz zaraz wstawa
zacz , by da trykaczowi nauczk . Osiem razy wstawa do walki z baranem i osiem razy poleg .
Dziewi ty raz wstawa , kiedy ksi

przyszed i barana przegna . Dopiero wtedy zy ksi

tku

polecia y. Trzy lata wtedy mia ... By y i niebezpieczne zdarzenia. Koby a jedna w koniczyn
wlaz a, a czteroletni Siemomys wiedzia , e jej nie wolno. Tedy zacz koby straszy , próbowa
ze szkody wygna . Koby a w galop i na ma ego! W por susa wzwy da a i prawie Siemomys a
przeskoczy a. R bn a go w czo o p tami przednich nóg. Blady strach w Poznaniu by ... A koby a
ju zjedzona... Teraz do Gniezna si ksi stwo przenie li, gdzie im zamek, tu za wa ami grodu,
postawili. Tam upraw adnych ju nie ma – zwierzyn karmi w budynkach, tedy niebezpiecze stw
dla ksi

tka mniej.

- Bardzo prawomy lny jest – powiedzia Zdruzno – a m odemu si zdaje, e inni tacy winni by ,
jak on prawomy lni. Ze z udze wyro nie i mo em mie dobrego ksi cia, je li go kiedy obior ...
On ledwo w pi ty rok ycia wszed – kiedy czyta umia . I to nie tylko nasze znaki – on tako litery
cyrylicy czyta i pojmowa , a aci skie litery sk ada w s owa, atoli tylko niektóre pojmowa .
- Iii... - skrzywi si Sobies aw – po co nam obce znaki pisma, kiedy nasze nie gorsze...

- Bizancjum ani Rzym naszych znaków na oczy nie widzia y i nie zobacz – powiedzia

Zdruzno- winiene wiedzie ,i pismo nasze tajne jest...Jak my b dziem mie tyle ludzi i ziemi, co

background image

- 6 -

oba cesarstwa razem, to im naka em nasze pismo stosowa .
- Ale po co my na ten wschód jedziem? - Sobies aw musia by z czego niezadowolony i dawa
temu wyraz w pytaniach, mog cych by uznanymi za zaczepne.
- Do s

by w dru ynie jedziesz – powiedzia Zdruzno – tam ci ka s

... Wszelako, by le-

piej s

, dowiedz si , e jedziem tam dawa odpór koczownikom i Waregom. Ca kiem ich

powstrzyma nie zdolim, lecz poznamy ich podst py, sztuk wojenn , obyczaje i inne rzeczy. A nas
poznaj tamtejsi ludzie. Przede wszystkim Tywercy. Ich b dziem namawia do wspó pracy z nami.
Mo e zechc przytuli si do Polski, albo nawet zespol si z nami w jednej Polsce...
- Tatko powiada , e dla korzy ci W grów tam jedziem – Sobies aw nie dawa za wygran – oni
sami nie mog koczowników przep dza ?
- Oni co roku wyprawiaj si na Niemcy – powiedzia Zdruzno. - Nasi ochotnicy z nimi...Dzi ki
temu twój tatko mo e by spokojny o swoje w

ci.To jest tak, Sobek, e jak nie my ich, to oni nas.

Ró ne niemieckie grafy a nogami przebieraj do wyprawy na S owian, by ich na galery cesarza
wschodu sprzeda . Nocami wida na zachodzie jak im si

lipia wic do naszych dobroci.

Sobies aw – rzuca o si to w oczy – jeszcze chcia zadawa pytania, lecz pokaza o si obej cie
dró nika. A przy nim, na rodku traktu, sta woj w pe nym oporz dzeniu. Kiedy podjechali, woj
zdj szyszak i powiedzia :
- Jestem Olaf, syn Barnima i Soreny. Spó ni em si do Wi licy, bo ociec jantar odkry i tam si
wyprawa szykuje. Ja tam chcia em... Ale tato rzek , e uzgodnione by o i mam jecha z wami...

- Jeszcze jeden wojewodzic – mrukn pod nosem Sobies aw. - Jakie nies owia skie imi –

rzuci s odko-truj cym g osem uwag zaczepn i k liw . - Nie wszyscy Normanowie w Borys a-
wiu?
- Nie k apaj dziobem – ofukn go Zdruzno – Olaf i Sorena nie gorsi od ciebie Polacy. A w Bo-
rys awiu sam policzysz niewolników norma skich, bo tam si na troch zatrzymamy.
- To mo e w tej chacie? - Olaf pokaza g ow obej cie dró nika – syn dró nika radby z nami...
Jam tu spa i gada em z nim.A sostrzyczka jego...Palce liza . Nocleg wygodny, wieczór niedaleko...

* * *

Zdruzno skr ci do tej chaty na nocleg g ównie z powodu ucieczki bratanka z Wi licy. Przydzie-
lone zadania wymaga y zast pu dziesi cioosobowego, a on – po doj ciu Olafa – mia o miu. Dzie-
wi ciu to wi cej ni o miu, a dziesi tego mo e sam zast pi...
Syn dró nika Horyda – Janek – mia wiek sposobny do s

by w dru ynie, lecz do posuni ty

wiek ojca usprawiedliwia niestawienie si Janka u grododzier cy. Czy mo na starszemu cz ekowi
zabra jedynego pomocnika, a w

ciwie jedynego pracownika? Natomiast Nina – córka Horyda...

Oj, co za weso o te jej br zowe ocz ta patrzy y na Bo ydara.Niby jeszcze dzierlatka, pono lat pi -
tna cie, ale oddycha czym mia a i siedzie na czym mia a. A wargi jak wi nie – do rwania gotowe.
Krzepka niewiastka - na matk urodzona i gospodyni . Ona zaraz wzi a Bo ydara za r

i

poci gn a go w las – barci pokaza , bo lepszych na wiecie nie ma. Ju w drzwiach by a, kiedy
Janek powiedzia :

- Bacz, Ninka, bym obyczaju go cinno ci nie naruszy przez ciebie.Ca owa si mo esz,lecz

ani si wa lega z tym smag olicym. Wiesz jako strzelam...
- A kto jej dopilnuje, jak ty z domu odejdziesz? Sama si musi pilnowa – powiedzia Zdruzno.
- Ona jeszcze na adnego ch opaka nie spojrza a – powiedzia Horyd – ten jako jej si z miejs-
ca spodoba . A on porz dny?
- Mój brat i ja chrze cijanami jeste my – powiedzia Hubert, widocznie przekonany, i religia
jest wystarczaj

ochron przed natarciem pop dów.

- To ty, Janek, id przypilnowa z daleka – powiedzia Zdruzno. - Jeno mi woja nie ustrzel!

Kaszlnij we w

ciwej chwili, albo ga

z am g

no... A wy, Horyd rzeknijcie, czy poradzicie

sobie bez syna, bo mnie cz ek do zast pu potrzebny.
Horyd przedstawi trudno ci w zaopatrywaniu gospodarstwa w potrzebne rzeczy – do grodów
daleko, obej cia na d ugo opuszcza nie lza, bo wi kszy deszcz do ki w trakcie robi i wtedy trzeba
st por d bowy na wózek bra , opat te i wio – wir sypa a ubija ci kim st porem. Ale zim –
odpoczynek do przedwio nia. Teraz chyba pan wódz z ego s owa nie powie na jako traktu? Na

background image

- 7 -

wiosn i na jesie kupiec w drowny do wszystkich dró ników zagl da, a przy drodze i
gospodarstwie s siedzi dopomog – Janek po powrocie z dru yny odrobi wszystko. A mo e on
sobie przywiezie? Bo tu si – prawd powiedzie – na odludziu yje.
- S ysza em – rzek Zruzno – e z niego ucznik niez y. Czy jeszcze co innego potrafi?
- Koniem dobrze powodzi – powiedzia Horyd. - A od strzelania lepiej mu idzie tropienie la-
dów. Z tym koniem... Jednego jeno mam... Do woza potrzebny... wir trzeba na kupki przy trakcie
zwozi ...
- Mo e by wo ami konia zast pi ? I do orki sposobniejsze... Macie miejsce dla pary wo ów? Bo
bym dos

przez onego kupca. I krow mleczn ... - Zdruzno musia poczu do Horyda co w rodza-

ju yczliwo ci.
- Ile by to...
- Janek odp aci wzorow s

– powiedzia Zdruzno. - Niebezpieczna ta s

ba b dzie... Nie

daj Bóg, jakby nie wróci do dom...
W

nie wróci i to z odpowiedzi na ostatnie, niepewne przypuszczenie Zdruzny.

- Jeno si ca owali – powiedzia – ale jak!... On obieca , e powróci po ni i eni si b dzie.

- Dobry zi lepszy od z ego syna – mrukn Horyd – ale nie szastajcie nim bez wa nej

potrzeby,
panie dowódco.

* * *

Obecno dwóch nowych ludzi jakby och odzi a beztroskie zachowanie pozosta ych siedmiu

wojów. Nieomal statecznie zajechali wszyscy do Borys awia, gdzie Zdruzno mia dowiedzie si o
tamtejsze k opoty i osi gni cia. Bo ydar, Hubert i Janek poprosili o mo liwo udania si na grób
starego Bochotnickiego – pierwszego namiestnika zespo u grodów przy Stryju i Dniestrze, i
pierwszego tutejszego zmar ego. Bochotnicki by chrze cijaninem, tedy palenia zw ok na stosie nie
by o – le

sobie w skromnym grobie na sm tarzu, cmantarzu czy alniku – sk d kto pochodzi , tak

po swojemu miejsce pochówku nazywa .
Nowy, m ody namiestnik ksi cia Polski na k opoty nie narzeka . Pochwali si trwaniem budo-
wy nowego grodu i miasta nad Dniestrem, obwiedzionych murami z bia ego kamienia, któren
mi kki jest, lecz od drewna wytrzymalszy, a poza tym - niepalny .
- Miejscowo ta – powiedzia namiestnik – b dzie nosi nazw Halicz. Miano jest trafne, bo i
po ród lasów go a tam przestrze , a i urodzajno byle jaka, bo na wapieniu nic rosn nie
chce.Jam w waszej sprawie wici dosta . W razie czego mam was s ucha i wojów do pomocy
posy

. Mo ecie liczy na tysi c mieczy, jednak z przeszkoleniem wojów krucho...

- Dos

bym dobrych szkoleniowców – powiedzia Zdruzno – gdyby cie pomogli dró nikowi

Horydowi. Mleczna krowa i para wo ów... Pisa wici do Gniezna?
Namiestnik, g osem niepewnym, przekaza tak e pog oski o ma

stwie ksi niczki Tamary z

kniaziem Igorem Rurykowiczem. Podobno knia Tamar zes

do odosobnionego miejsca i tam

trzyma jako zak adniczk . Podobno pod miewa si

e Lachy mu swoj ziemi oddadz za Tamar ,

a on jej i tak nie wypu ci, eby mu tej ziemi z powrotem nie odebrali.
- Sza awi a jest z tego Igora – powiedzia namiestnik – ale lubiej go na Rusi, bo o swojej nor-
ma sko ci zapomnia i ci giem powtarza, i czystym S owianinem jest.
- Powiadomi przy sposobno ci – rzek Zdruzno – wie o losie Tamary przy pieszy nades anie
szkoleniowców. Napisz , e dacie ludzi do pomocy przy uwolnieniu ksi niczki...
- Suzdal – powiedzia namiestnik, co dla m odych wojów zabrzmia o tajemniczo.

* * *

Jechali wzd

Bohu – na po udnie. Janek nie spuszcza oka ze Zdruzny – wpatrywa si w nie-

go jak w t cz . Tyle dobrego dla Horydów... Dru yna dla Janka, wo y, krowa, narzeczony dla
Niny... Byle tylko nic mu si z ego nie sta o...
Pozostali zajmowali si rozmowami o wielu sprawach.
O przysz

ci wierzb... Teraz wielu ludzi yje z tego, e sadzi odpowiednie wierzby, z których

wici dobre si pozyskuje i owi hodowcy wierzb, oraz ludzie chc cy co napisa , maj z tego
korzy . A nadchodzi pergamin i nie wiadomo co do pisania. Wo u hoduj, co jest zwyczajne, skór
zdejmuj z wo u – te zwyczajna rzecz. Ale potem t skór marnuj! Tak cienko trzeba wyprawia ...

background image

- 8 -

A z czego pasy robi ? A kubraki, uprz e,siod a i insze rzeczy ze skóry? A ju bez skórzni...
Znaczy – bez butów... Ilu ludzi dochód wierzbowy straci, a pergamin b dzie si kupowa za
granic , bo w Polsce wo ów by zabrak o na wszystko inne i jeszcze na ten pergamin.

O tych Tywercach, którzy ju si przesiedlili i teraz siedz w górach wysokich i tych nie-

wysokich. Tatry chyba, czy jako tak podobnie... Owce sobie pas i koczowników si przestali

ka , bo pod górk trudno naciera na obro ców wy ej stoj cych. Nowe nazwania maj , jakie

dziwne. Jakie Byrcyny, Styrczule, Juhasy, Bace, Gazdy... Ale dziarscy s , dzielni...

- Mo e dziewuchy maj wi ksze od sosenek pod aw sadzonych – powiedzia Goran z west-

chnieniem silniejszym od dmuchu kowalskiego miecha. - Bo te ma e, to bym musia na r

bra i

do oczu sobie podsadza , by policzy , czy ma wszystkie dwie nogi...
O ksi niczce Tamarze, któr , nierozwa nie, temu psiajusze, Igorowi, oddano, a teraz odebra
nie sposób, bo nie wiadomo gdzie ta psiokrwia j trzyma.

O wielkiej ró nicy mi dzy Niemcami a Polakami, bo Niemce niszcz na zdobytych ziemiach

obyczaj, mow i wiar , za Polacy podbitym jeno w asno i wolno odbieraj .
- Sporo przesadzacie – powiedzia Zdruzno – atoli prawd jest, e z czasem nasi podbici wejd
do narodu – stan si Polakami – bez odbierania im mowy i obyczaju. A co do religii... Wida
post py chrze cija stwa, bo to religia uci nionych, a tych nigdzie nie brakuje.

* * * * *

W stepie nie ma zwierz t dzikich zebranych w wielkie stada. Zdarza si , e podczas ci kiej zi-
my przetnie stepy wataha g odnych wilków, które szukaj lepszego miejsca w innej puszczy ni ta
poprzednia, ale dla stada miejscowych wilków stepowych nie starczy oby pokarmu, bo i p owa
zwierzyna w stepie nie gromadzi si w chmary ani inne grupy – ma o tego mi sa dla drapie ników,
umie si kry w norach, zaspach, komyszach czy za nielicznymi k pami zaro li nieco wy szych.
Prawda jest taka, e ka, step s dla trawo ernych dobr sto ówk ,lecz drapie nik dostrzeg by z da-
leka posilaj ce si spokojnie sarny, tym bardziej osia czy tura, a nawet zaj ca. Za noc by aby pe -
na beków, kwików i pisków ofiar rzezi, przez drapie niki czynionej. Mo e by oby inaczej, mo e i
step widzia by stada saren, jeleni i innych p owców, gdyby by siedliskiem wi kszym,
rozleglejszym
Niby jest on wielki, wszak e do w ski i przylegaj do inne siedliska, w których atwiej o ukrycie
i wod . A ju w pobli u grup ludzkich stad drapie ców prawie si na stepie nie spotyka, bo
cz owiek w grupie nie tylko e przed drapie cami nie ucieka – on je goni i zabija dla futer, dla skór
albo dla rozrywki.
O pó mili od lejkowatego uj cia Bohu do Morza Czarnego, na wschód od tego uj cia zbudowa-
no wielk stanic dla pi ciuset ludzi i tylu koni. Owo wielkie obej cie zwano po prostu Stanic , bo
to by o miejsce pobytu czasowego, niekoniecznie bardzo krótkiego, czasem przez lata stanica
istnieje. Ta, w

nie, od wielu ju lat sta a i tylko ludzi w niej wymieniano, bo tu istnia o przytulis-

ko wielkiego oddzia u dru yny Polski, prawie wszyscy woje sp dzali w Stanicy ponad dwa lata, a
dziesi tnicy, setnicy i sam dowódca tkwili tu ju ponad dziesi lat.
Oddzia ek Zdruzny wjecha do Stanicy po rodku wiosny. Trwa y k piele i wiosenne sprz tania.
Nikt nie zaciekawi si przyby ymi – tu co jaki czas wpada oddzia ek, wracaj cy z podjazdu czy z
czujki, któr wspó cze nie patrolem nazywaj . Zdruzno zg osi dowódcy swój przyjazd i uzgodni
przebieg s

by swoich ludzi – miesi c pasienia zwierz t w stepie, pó tora miesi ca wolnego dla

wykonywania zada specjalnych i pó miesi ca na czujki oraz podjazdy. I tak na okr

o. Od jutra

w step – pi dziesi t wolców nie starszych ni trzyletnie, dziesi m odych byczków, trzydzie ci
ja ówek. Pomi dzy nimi b dzie si kr ci nieco owiec i baranów, z tym e wykoty b

w stanicy.

Nale y pilnowa , by do stada nie zbli

y si mleczne krowy, bo ja ówki i m ode byczki mog

sobie przypomnie , e zw je ssakami. Dobrze by oby mie szkolone psy, bo one same dopilnuj
zwarto ci stada.
Pasienia krów nie trzeba nikogo uczy , szczególnie w stepie, gdzie nikt nie uprawia koniczyny
ani innych ro lin, dla krów smaczniejszych od trawy. Tedy trwa o szkolenie wojenne. Rankiem
bieganie naoko o stada – a do trzecich potów.K piel w Bohu – a do pierwszych dreszczy z zimna.

niadanie przywiezione przez dy urnych ze stanicy. A potem swoiste zawody i nauka. Ciskanie

oszczepem na odleg

albo do celu. Wy cigi z omijaniem przemy lnie porozmieszczanych

background image

- 9 -
tyczek,
aby i pr dko , i gibko by y wiczone. Strzelanie z uku do wypchanej traw skóry barana. Na
ró nej odleg

ci t skór zawieszano, trafiali wszyscy, a zawsze wygrywa Janek Horyd, za

Zdruzno tylko nieznacznie mu ust powa . Skakanie przez zaznaczony dwoma liniami „rów”.
Przeskakiwanie „p otu” z dwóch tyczek i poprzeczki, miotanie dzirytami -na pr dko i celno .
Mocowanie si z silniejszym i s abszym „przeciwnikiem”. Walka na kije – najpierw obja nienia i

wiczenia ze spowalnianiem ruchów, a potem walka do prawdziwa – jeno miejsce uderze i

pchni ograniczone do tu owia i pasa biodrowego – kto da sobie zrobi si ca na zadku, ten przez
trzy dni dba o wszystkie konie.
Po przerwie na obiad jazda konna w szyku trójkowym. rodkowy, nar czny i podr czny musieli
w galopie po cina przeznaczone dla ka dego ga zki powtykane w przygotowane do wicze

upy

Dla urozmaicenia – strzelanie z uku podczas k usu konia albo podczas galopu. Chowanie si za
szyj w asnego konia, kiedy cios (ga

niska) ci grozi. Wykonywanie komend dowódcy

podawanych ruchami miecza albo r ki.
- Potem oddam was na wiczenia w wi kszym oddziale, bo w d ugim szyku trudniej komendy
zoczy i razem z innymi wykona – obieca Zdruzno.

Potem wieczerza, obrz dzanie koni, naprawy odzie y i uprz

y, k piel, przegl d stada i ju –

wolne. A miesi c taki jasny, a gwiazdki tak porozumiewawczo mrugaj , a zapachy takie kusz ce...
A cia a takie znu one i tak z aknione odpoczynku, który sen przynosi. Sen wygrywa – Druzno nie
musia nikogo strzec przed pokusami – aden ani pomy la o odwiedzinach w pobliskim o rodku
budowy czajek, gdzie robotnikom straw warzy y i odzie pra y niewiasty. One nawet w snach nie
odwiedza y adnego z podopiecznych Zdruzny.
Po miesi cu wicze z m odych m ów – ch opców w

ciwie – wyro li m owie wojenni do-

brego rodzaju. Jeszcze tylko wprawa, ponawianie wicze i ich urozmaicanie, a potem oka e si w
potrzebie czy zwyci

, czy te pozb

si troski o dalszy ci g ywota. Ju byli zdolni da odpór

wrogowi ywi i broni , tedy Zdruzno zarz dzi nauk golenia brzytw , bo od jutra mi dzy ludzi
trzeba b dzie i , a ten meszek m odzie czy... Wstyd by by o – niech e postronni widz wygolone
twarze wojów, a nie mleko pod nosami...
- Od tgo dnia – powiedzia Zdruzno – co pi dni golenie zarz dzam.

* * * * *

Mo liwe, e w g owach tych „szczawików” l

y si rojenia o odpr eniu po morderczych wi-

czeniach. „Stare” wojsko - byd a strzec umie, mieczem, dzirytem, oszczepem i ukiem czyni spraw-
nie, dwana cie kó ek wokó stada byd a bez zadyszki i potu robi, przy twardych a spr

ystych

mi niach nie mia prawa przywrze ani ut t uszczu, w asny ko tak pos uszny jak prawa r ka
rozkazom my li – teraz musi by dobrze, a przede wszystkim – l ej. W ka dym razie – nie straszne

adne przeszkody i nie ma dla nich dróg nie do pokonania...

A r banie zapasu drewna na ca y rok? A oczyszczenie obory,chlewni albo stajenki z gnoju? A
ca odzienna orka od witu do zmierzchu? A pierwszy pokos traw?. A karczowanie por by od rana
do wieczora? W

nie na tym polega y zadania specjalne. W nocy przejecha od Bohu do Dniestru i

we wsi naddniestrza skiej s

pomoc jakiej wsi Tywerców a do ko ca pracy. Weczorem

troch pospa i wio – z powrotem do Bohu do jakiej wsi nadbu

skiej, gdzie tamtejszym

Tywercom pomaga po przedwschodowej drzemce, albo i bez niej. Mi dzy Bohem a Dniestrem
wnet wszystkie wróble wiedzia y i wierka y, e ino patrze jak ten zast p Polaków wpadnie i
dopomo e w imi Bo e...
- D ugo tak mo na? - pyta , jak zwykle, Sobies aw.
- Wiesz sam, e jeno dwa nieca e miesi ce – odpowiada Zdruzno – lecz pracuj dobrze, bo ilo
strawy najleniwszemu mam zamiar ograniczy .
- A sam tylko ze starymi gospodarzami ugwarza – burcza Sobies aw, kiedy Zdruzno go s ysze
nie móg .
Wynikiem tej ci kiej pracy i tych pogwarek mia o by dobre zdanie o Polakach. Na pocz tek
by y owocki najmniejsze – poziomki jakby albo wczesne czere nie. Co jaki czas jeden lub paru
Tywerców adowali dobytek na wozy i odje

ali na pó noc. Tam, ko o Borys awia, czekali

background image

- 10 -
przewodnicy, maj cy zaprowadzi przesiedle ców na nowe miejsce, w nowym, przygotowanym
obej ciu, z zestawem narz dzi do sprawiania roli potrzebnych, a za to bez koczowników.

* * * * *

Po tych zadaniach specjalnych wracali do Stanicy bardzo radzi. Wcale nie z powodu owych

przesiedle do Polski, ani nie z przyczyny pozostawienia u Tywerców dobrej opinii o Polakach. Za-
st p Zdruzny wiedzia , e – nareszcie – odpocznie.Je przynios , spa dadz . I to w nocy... Pe ni
pewno ci w ow sielank w stanicowych pieleszach, drzemali w siod ach, kiwaj c si w rytm
ko skich kroków. Powiadaj , e stary

nierz albo odsypia zaleg

ci, albo drzemie na zapas. Nic

to, e Zdruzno nakaza czujno - wszyscy s w gotowo ci bojowej – siedz na koniach, bro przy
boku i na plecach...

Jakie sny, mo e jaki d wi k czy chybotni cie si w siodle zbudzi y wszystkich od razu. I

wszyscy, od razu, zauwa yli, e na przedzie nie ma Zdruzny! Nie pomog y baczne rozgl dania
si na boki, nie pomog y okrzyki – najpierw ciche, potem wspólne i g

ne. Próbowali ustali skutki

powrotu do Stanicy bez dowódcy. Co powiedzie w Stanicy? e jecha pierwszy, oni za nim i oni
nie wiedz – gdzie si podzia ? Czy to tylko wstyd, czy te za to jaka kara b dzie? Na pewno

dzie os awa, a nawet ha ba...

Us yszeli t tent z ty u. Odruchowo pomacali czy miecze s na swoich miejscach. Nadje

tyl-

ko jeden ko ...
To by Zdruzno. Min mia gro

, w spojrzeniu gniew. Nic nie mówi c, wysun si przed nich

i jecha jak przedtem – równo, niezbyt piesznie. Oni za nim. Wreszcie Sobies aw powiedzia

osem:

- Wiele mi jeszcze brakuje do miana starego wojaka. Wiarusem nazw siebie dopiero po odbyciu
ca ej s

by w dru ynie. Zdruzno – ja wam przysi gam popraw . Ja ju nie b

narzeka , b

o-

chotny do wszystkiego, co obowi zek i wy na

ycie.

- I ja, i ja, i ja – pada y gor ce zapewnienia z ust pozosta ych.
Zdruzno u miecha si pod w sem i wygl da teraz prawie na ich równolatka, któremu uda a si
psota. Albo na starego dowódc patrza , któremu uda o si posuni cie wychowawcze.
- Niech inni narzekacze pomy

, e mi dzy wygl da a patrza nie ma takiej wielkiej ró nicy jak

im si zdaje... - odezwa si na uboczu w saty autor.

background image

- 11 -

Rozdzia II

Po ytki z morza

Duch w ciele Siemomys a siedzia silny a przemy lny. Duch by m dry i wiedzia , e od cia a

zale y spokój ducha i mo liwo przemy le bez g odu, bezsenno ci, bólu, ch odu, skwaru,
mokro ci deszczu, nieprze roczysto ci mg y czy nie nej kurniawy – wystarczy cia o tam
skierowa , gdzie jest dobrze i bezpiecznie. Tam duch b dzie móg oddawa si swoim ulubionym
zaj ciom – my leniu i wnioskowaniu. Albo obliczaniu – ile trzeba hodowa nierogacizny w pobli u
oddzia u dru yny, licz cego pi dziesi ciu wojów?... Ile mi sa zje jeden cz owiek w ci gu jednego
dnia? Je eli pó torej kury zniesie pó tora jajka w ci gu pó tora dnia – to ile jajek zniesie sze kur
w ci gu sze ciu dni?
Ojciec, ksi

Leszek, przyda Siemomys owi piastuna i nauczycieli. Piastun wszed z Siemo-

mys em w zmow i nie przeszkadza podopiecznemu w wojnie z nauczycielami. Owocem tej
zmowy by a wiedza, e jest oszczep i mo na nim ciska , e s dziryty, uki, miecze i inne
przedmioty wojenne, którymi winien umie robi cz ek wojenny. Ale ksi

? A po co, skoro przy

nim zawsze ochrona? Tedy z wicze cielesnych Siemomys opanowa jeno spadanie na cztery apy
– zrzucaj ci niespodzianie ze sporej wysoko ci, spadasz - wiesz, e na bardzo mi kkie podk adki
– i starasz si w locie tak obróci cia o, by upa na d onie i kolana. Kot robi to za pomoc ogona,
ale cz owiek?... Inne otroki robi y, to i Siemonys musia rzecz opanowa , bo wstydzi si zas
na miano ciamajdy. A potem wstyd ju nie grozi , bo Siemomys

wicze nie zaczyna . Siedzia na

aweczce, patrza na nauk innych i ocenia - który sprawniejszy, zmy lniejszy, sprytniejszy... Wy-

pada o, e najsprytniejsi nie nale do najm drszych... To dowodzi o – tak si Siemomys owi zda o
– e m dry nie mo e wyrabia sobie zr czno ci i sprytu, bo od tego si g upieje... Ksi

Leszek –

patrzcie go jaki bystry – jednak zauwa

. I zapyta , czy owe wojenne umiej tno ci potrzebne s

wojewodzie, wodzowi, namiestnikowi albo w odarzowi lub rz dcy. Siemomys odpar , e nie s
potrzebne.
- To wska tych uczniów, którym nie b

przydatne, bo oni w

nie takimi lud mi zostan –

za da Leszek, a Siemomys si zaczerwieni , lecz potem sobie wyt umaczy , e jak pradziad,
dziad i ojciec ksi

tami zostali, to i on... A w odarze inaczej w odarstwo maj powierzane ni

ksi

pa stwo.

Po pewnym czasie ksi

Leszek powiedzia Siemkowi, e mamazdaje si w ci y jest i jak

si urodzi ch opak, to, mo e, jego kiedy na ksi cia wybior , bo on b dzie lepiej wy wiczony...
Co powinien w takim przypadku uczyni otrok? Otó ten otrok wywiedzia si – czy mama jest
w ci y, a potem z ojca si pod miewa – wiadomo, e skrycie.
Zbli

a si chwila wyruszenia na wypraw pomorsk . Bardzo wielk , z udzia em si pomocni-

czych sk d si tylko da. Siemomys mia nadziej uczestniczy w tej wyprawie. Nowe krainy, inni
ludzie, mo e jakie inne sposoby wykonywania przedmiotów, uprawy roli lub hodowli?... Nad mo-
rzem by , nogi w morskiej, s onej wodzie pomoczy ... A tu ojciec powiada: - nie pojedziesz, bo
konno trzeba umie je dzi , a ty masz wstr t do jazdy konnej, co jest zrozumia e po tym wypadku
z koby sp tan ... Musz przyucza z o miu osi ków do noszenia ciebie na pole bitwy w lektyce...
Co innego, gdyby my wozy brali, ale tak... Sam to pojmujesz, bo m dry.
Nast pi a nowa zmowa z piastunem. By w stajniach ogier m ody, jeszcze nieuje dzony. Z ja-
kiego powodu piastun tego w

nie ogiera Siemomys owi wybra do tajnej nauki jazdy konnej.

Kto wie, czy ta nauka by a dla ksi cia Leszka ca kiem tajna... Na pewno nie by a tajna dla ksi

nej

Gizelli, która odchyla a nieznacznie zas on w oknie swojej komnaty i patrza a skrycie na post py
syna. Nauka wst pna polega a na posi ciu umiej tno ci osiod ania konia, co posz o g adko – ogier
chyba nie by tak ognisty, jak wie nios a. Potem piastun pokaza wsiadanie na ko , a ogier nadal
sta bez ruchu. Tak e wtedy, gdy piastun zsiada . Wsiad Siemomys ... Ju nie musia zsiada , bo
nawet si nie zd

obróci w powietrzu – upad na bok, grzdukn o, ziemia si zatrz

a, albo to

tylko Gizelli si zdawa o... Siemek podniós si i spróbowa ponownie, tym razem za grzyw
ogiera chwyci . Pomog o na jaki czas, lecz kiedy ten czworono ny czart d ba stan ... Ale tym
razem obrót w powietrzu zosta wykonany z w

ciw pr dko ci i ksi na Gizella postanowi a –

na razie – od

danie od m a, aby on... Krok po kroku i wnet Siemek je dzi jak najlepsi

uje

acze.

background image

- 12 -

Nast pi o przemy liwanie – co powie ojciec, aby syna na wypraw nie zabra ... Nic,tylko

powie, e Siemek strzela nie potrafi... No, i miecz, ale lepiej zacz od strzelania, gdy miecz
bardzo ci ki... Okaza o si , e napi cie ci ciwy te jest ci kie. Jako tam, przy ca ym, a
dygocz cym, wysi ku ca ego cherlawego cia a udawa o si ci ciw napi , lecz wycelowa ...
Strza y wylatywa y w przód, co nale y uzna za du e osi gni cie. Czy mog y postraszy
kogokolwiek, kogo mia y trafi ? Baaaardzo w tpliwe...
- Masz za s abe cia o – stwierdzi piastun – do celownia uk i cia o musz by nieruchome, od-
dech wstrzymany, a ty si ca y z wysi ku trz siesz. No, ale ka da strza a wypuszczona z uku mo e
w co lub w kogo trafi , je li si akurat napatoczy w potrzebnym miejscu. Cz owiek strzela – Pan
Bóg strza y nosi. Spróbujem opanowa celne rzucanie z procy.
Proca zda a si Siemomys owi dla niego stworzona – kawa ek skóry wielko ci d oni z dwoma
otworami przy w szych brzegach, linki w tych otworach uwi zane i ju wszystko. Ma e, lekkie, a-
two nosi i schowa ... Piastun po

na skórze kamie , wzi ko ce linek w jedn r

, zakr ci

linkami i kamieniem nad g ow i w pewnej chwili wypu ci z r ki koniec jednej linki. Furkn o,
kamie polecia daleko i pr dko. Proste, atwe, lekkie. Tylko, eby kamie chcia polecie w
po danym kierunku... I jeszcze eby w co trafi ... I eby z r ki nie wypad y oba ko ce linek...
Na ten ostatni k opot piastun znalaz lekarstwo – koniec jednej linki uwi zywa o si na rod-
kowym palcu, a tylko drugi koniec trzyma o si w d oni. Umiej tno nadania kamieniowi kierunku
Siemomys zdoby po pó miesi cu wiczenia. A zgranie kierunku i odleg

ci zabra o trzy miesi -

ce. Po kolejnych dwóch miesi cach Siemomys trafia za ka dym razem w cel wielko ci barana.

Mia y si zacz

wiczenia z drewnianym mieczem, kiedy ojciec przyniós Siemomys owi

miecz prawdziwy, lecz niewielki, przyniós sahajdak z ukiem i ko czanem strza , przyniós

uskow zbroj , skórzane portki i kubrak ze skóry sz om z kolczym fartuszkiem, skórznie i po

to wszystko na pod odze komnatki syna.
- Przymierz, dopasuj, pochod w tym troch . Jutro jedziem na wypraw – powiedzia , a Siemek
poczu si jakby oszukany -ojciec musia wiedzie o jego wiczeniach.

* * * * *

Po drodze na Pomorze wyja ni si powód, dla którego wypraw przedsi wzi to. Oto w czasie,
kiedy Leszek powraca do Polski – przez puszt , kraj Tywerców, Bugiem i Wis na pó noc i do-
piero stamt d do Gniezna – wst pi do piekie , po drodze mu by o, w owym czasie zmowa mia a
miejsce. Niejaki Wulfsthan z Danii, z poparciem Gundry Lindis odby rejs okr tami z Danii do
Truso. Uda o si kap anom s owia skim wsadzi na okr ty Wulfsthana swoich ludzi i pozna tre
zmowy – sz o o skolonizowanie przez Normanów Pomorza, aby z ca ej Polski mo na by o
swobodnie wywozi zrabowane zbo e do Birki, do Visby i na zachód Niemiec. Gdyby to si uda o,
to polskie zbo e nie mia oby innej drogi na zachód jak tylko l dem, czyli bardzo d ugo i
niebezpiecze stw niema o, albo przez koloni Normanów na Pomorzu, czyli kosztownie ze
wzgl du na pobierane op aty za prze adunek na okr ty i za przewo enie okr tami.
- Nie mo na by o przesta wywozi ? Spyta Siemek.
- Mo na – odpar ksi

Leszek – lecz zbo e nam si rodzi, spasanie go zwierz tami powoduje

wzrost pog owia zwierz t – znów nie ma co zrobi z nadmiarem – tym razem mi sa... A za
sprzedane za granic owoce naszej pracy mo na tam kupi wiele rzeczy, których u nas niedostatek.
Na przyk ad narz dzia. Niemce maj lepsze od nas, lecz ich jest wi cej ni nas, tedy maj za ma o

ywno ci i od nas radzi j kupuj .

- Tedy my jedziem na Pomorze, eby co? - upewni si Siemek.
- W miejscowo ci Nied wiedzica – powiedzia ksi

– odkryto wielkie pok ady jantaru. My b -

dziem robi z jantaru ozdoby i sprzedawa je w Bizancjum. Tam kupim darum w amforach i sprze-
damy je w cesastwie zachodnim – tam wiele za darum p ac .
- Nie wiem nic o owym darum...
- Nadgni e ryby zalewaj mieszanin gorza ki, octu i grzybków do dro

y podobnych – my nie

wiemy ile czego trzeba u

– i powstaje przyprawa, która dla wielu jest nadzwyczajna. Ona – ja

tak uwa am – najzwyczajniej mierdzi jakoby dawno nieumyte nogi i onuce z tych nóg. Ale jak kto
inny lubi i gotów kupowa ... Do tego handlu trzeba mie bezpieczne drogi.Dlatego staramy si opa-
nowa ziemi mi dzy Bohem a Dniestrem. Dwa ptaszki za jednym zamachem, bo i W grów przed

background image

- 13 -
koczownikami zas onim, albo przed Waregami z Rusi.
- Du e to k opoty – powiedzia Siemek – a korzy ci niepewne i odleg e w czasie...
- S i korzy ci natychmiastowe – odpar ksi

. - W morzu ryby si

owi. Nie karmisz, nie strze-

esz, a mi so smaczne dobywasz sieciami.

- O ci s – zauwa

niech tnym g osem Siemek.

- Op aca si wybiera – powiedzia ksi

– rybo owcy d

ej od innych yj i zdrowsi s , a oni

wi cej ryb ni li czego innego zjadaj ...

* * *

Po takich naukach Siemomys wyobra

sobie morski brzeg jako zastawiony odziami rybacki-

mi i – na przemian – okr tami wy adowanymi zbo em albo amforami z darum. Tymczasem by o
pusto – ani ludzi, ani chat – jeno rybitwy i mewy potwierdza y e w morzu s ryby. Jecha z ojcem
we dwójk ko o samego brzegu, ochlapywanego przez kropelki wody i ma e strz pki piany z falek
nie wi kszych ni li na jakim jeziorze. S onko skwar suli o i trudno by o wytrzyma w zbroi, he mie
i na parz cym siodle. Z przodu, o stajanie przed nimi, jecha o czterystu wojów. Z ty u, o stajanie za
nimi jecha o wojów trzystu. A oni we dwóch o ozdobach z jantaru rozmawiali. Znaczy – ksi
mówi , a Siemek czasem zadawa pytanie. O bry ach jantaru wielko ci ludzkiej g owy,
wyrzucanych przez sztormy na Ostrów Wi lany, na pó noc od Elbl ga przez piachy wi lane
tworzony, Siemek us ysza po raz pierwszy. Tak e o ci ciu bry jantaru cieniutkimi a ostrymi
pi kami jeszcze nie wiedzia . Us ysza ponadto, e w eborku, równie Bia ogard zwanym, m yn
wodny obaczy, a w Gda sku zmy lne urz dzenie do ci gni cia okr tów pod pr d - nie przez
klikudziesi ciu ludzi obs ugiwane, lecz przez kilku. Potem ksi

obja nia synowi powód, dla

którego w wyprawie uczestniczy stu

yczan zza Nysy, stu Sprewian pod Jaks z Brenny i stu

Wieletów pod wodz Orcyna, syna Odoryka. Sz o o podtrzymanie wi zi, zwi zku - przeciwko
zalewowi Germanów od zachodu utrzymywane jest przymierze op acalne dla wszystkich S owian.
To kszta cenie – kto wie, czy nie przysz ego ksi cia Polski – trwa o i trwa o, a , nareszcie, Sie-
mek zacz podrzemywa . Ojciec zgniewa si mocno, bo on tu czas traci, usi uje przygotowa syna
do trudnego zawodu ksi cia, a ten... No, lekcewa y, p tak jeden.
- Nie chcesz by m drym, dobrym ksi ciem? To mo e tak si sko czy , e obior kogo m dr-
szego z innego rodu. A ty, wtedy, z czego bedziesz

? Na woja si nie nadasz, ksi ciem by nie

chcesz... W ch opy... Te nie zdolisz, bo trzeba umie gospodarzy i si y mie ... Rzemios o ja-
kie ?...
- Bo ja, tatku – powiedzia rzewnym g osem Siemek – lubi si bardzo uczy , ale tylko tego, co
ja chc .
- Byle nie chcia wyuczy si zbijania b ków – burkn ksi

i nasta o d ugotrwa e milczenie.

Nawet leciutki szumek morza sta si s yszalny dla obu, nawet brz czenie much da o si pos y-
sze , nawet oddechy obu dawa o si odró ni od leciutkiego powiewu wiaterku, a aden g os ludzki
przez powietrze do drugich uszu nie dociera .... Uparci byli obaj, szczególnie gdy o obcowanie z
bliskimi sz o.

Po prawej r ce ko czy y si wydmy ruchome, te widoczne obecnie ju nie by y przez wiatr

przesiewane, mia y ob e kszta ty i porasta y je w wielu miejscach czaty wytrzyma ej na z e warunki
ro linno ci – kiedy wiatr wiunie na pobliskie miejsca odrobin czarniejszej ziemi, kiedy w dobrym
czasie deszcze potrwaj , to czaty zamieni si w macki w druj ce. Nieomal w czujki, i przyb dzie
nowych, zielonych k p. A potem - pierwsze, w

e jak Siemomys sosenki, dziesi ciolecia prawie

lasku z sosenek nieco wy szych i ciut-ciut grubszych i – nareszcie - prawdziwy las... Nie by o nas
– by las. Nie b dzie nas – b dzie las... Chyba eby morze si zgniewa o i natar o sztormami,
zabieraj cymi ziemi ro linom...
Ksi

pop dzi konia kolanami i ruszy k usem ku stra y przedniej.Siemomys – ach jaki samo-

dzielny – powstrzyma wodzami swojego konia. Ksi

doje

do oddzia u czo owego, kiedy

zza wydmy wychyli si czarny, w sz cy nosek. Nosek zamienia si powoli w pyszczek ma ego
nied wiadka i Siemek ca kiem powstrzyma konia – ka dy chcia by zobaczy na w asne oczy
takiego nied wiedziego p draka, który wcale si nie boi i sunie wytrwale ku, stoj cemu na koniu,
cz owiekowi...
Przypuszczalnie nikt nie chcia by zobaczy , k usuj cej za p drakiem nied wiedzicy, a Siemek

background image

- 14 -
zobaczy j tak wyra nie, e a k

a go w oczy. Si gn po swoj proc , poluzowa rzemyki

mieszka ze sposobnymi do procy kamieniami, na

jeden na skór i zacz wirowa proc nad

ow . Nied wiadek stan jak wryty i s ucha . Proca wydawa a wist, bo linki przecina y powietrze

tak pr dko, e ono nie nad

o zwiera si natychmiast za proc i robi o to z opó nieniem, w

nie

st d ten wist si bra , który p d nied wiadka powstrzyma . Wszak e nied wiedzica na wist nie
zwa

a – ona troska a si o bezpiecze stwo swego dzieci cia, a temu zagra

ów cz owiek na

koniu, tedy min a nied wiadka i gna a dalej.
Siemek wypu ci kamie z procy. Prawie krzykn z zachwytu nad w asn celno ci , bo zwierz
zosta trafiony w sam czubek nosa. Celny rzut nawet powstrzyma nieco jego p d, nied wiedzica
jedn

ap potar a w biegu na trzech nogach nos i zaraz do czy a do biegu t czwart , pocieraj

ap . Ko od dawna strzyg uszami, teraz, kiedy nied wiedzica by a tu -tu , stan d ba, kwicz co

zar

i macha przednimi kopytami – mo e obronnie, a mo e jeno na postrach.

Pomog o. Nied wiedzica zatrzyma a p d, te stan a na tylnych nogach i wyda a ryk bojowy –
mo e dla postrachu, a mo e dla zag uszenia w asnych obaw przed ko skimi kopytami. Tego – mo-

e – nijak rozstrzygn si nie da , bo ko nie jest tym, który mówi,a na nied wiedzic wpad a z

mieczami stra tylna i ona ju

adnego d wi ku nigdy nie wyda a z powodu nag ej mierci.

Nieruchomo Siemka na dr cym i spoconym koniu te mog a sprawia wra enie wy czenia go
spo ród ywych, lecz by a to tylko mier pozorna – chwilowa, zaraz zacz koniowi towarzyszy
w tych drgawkach z powodu nag ego rozlu niania si napr onych przestrachem ci gien i mi ni.
Okaza o si , e Siemek – jednak – jakie mi nie mia ... Wszystko dobre, co si dobrze ko czy i
potem mo na si pod miewa ...

Wieczorem, przy ognisku, sam ksi

zdj z ro na pieczon nied wiedzi

ap , podszed do

syna, rzuci mu piecze tak, jak rzuca si psom i powiedzia : Na! A Siemek pokornie ap wzi ,
jad i chwali , chocia

apa by a miejcami niedosolona, a miejscami niedopieczona... Mo e nie

warto tak wytrwale

, mo na ukradkiem wyplu , lecz Siemek chcia mie mo no pochwalenia

si , e na nied wiedzim mi sie wyrós .

* * * * *

Gród w ebie nie by du y – nijak nie zmie ci oby si w nim ponad siedmiuset zbrojnych z

ko mi, tedy jeno ksi

, Siemek i piastun do rodka wjechali. Od strony morza, przy samym wale

zwraca a uwag wysoka wie a. Ksi

, wita si serdecznie z grododzier

, z jakowym Itilem,

cz ekiem niadym i o enionym z jak W gierk . Siemomys a opad y szkraby tego ma

stwa.

Jemu skojarzy o si to z pod aniem ku niemu nied wiadka... Piastun zauwa

dr enie r k i karku

ksi

tka i wezwa dzieciaki do zabawy w oddalonym od Siemka miejscu. Potem, kiedy czwórka

malców usn a po obiedzie, piastun powiedzia :
- Ta wie a pozwala zauwa

okr t bardzo od brzegu oddalony. Wtedy wici mkn do oddzia u

dru yny pod eborkiem i do drugiego pod S upskiem. Obcym utrudnia si l dowanie, potem
szarpie si im boki i ty y podjazdami, a powszechne ruszenie nad

y z pomoc dru ynie i wi ksze

oddzia y dru yny z Obornik dojd . Na górze noc ogie si pali, który z morza wida z du ej
odleg

ci. Brzeg morski zapewnia wi ksze bezpiecze stwo ni li granica l dowa. Ko o portu

buduj tu okr ty. Lepsze, bo wi cej adowne i miglejsze od okr tów wikingów. Pójdziem obaczy ?
Siemomys nie chcia - jeszcze nie doszed do siebie po tak bliskim spotkaniu ze zwierzem, któ-
ry - podobno – ludzkim mi sem nie gardzi... Na drugi dzie rano wyruszyli do eborka.

* * *

Znowu niady grododzier ca, znowu ona W gierka i czwórka smyków. Znowu serdeczne po-
witanie ojca z jakim Kazarem – owym grododzier

- i z ow W gierk . Tym razem Siemek ju

móg towarzyszy piastunowi w wyprawie do m yna. Za miastem i grodem eb rozdzielono –
cz

jej wód skierowano do w skiego kana u, gdzie rwa a do przodu jakby pieszy a na pilne

spotkanie z umi owanym Morzem S owian, czyli Ba tykiem. Ten kana przekopano na zakr cie
rzeki – ona zrobi a sobie kolano, taki grecki meander, a ten kana by rodzajem skrótu, jakby pomi-
ja rzeczne kolano. Gdyby by szerszy, wszystka woda eby z niego by korzysta a i star drog
porzuci a. Lecz kana by w ski i mie ci tylko cz

wód – reszta leniwie, jakby niech tnie, korzy-

sta a ze starego kolana. W wodzie kana u nurza y si

opatki ko a podsi biernego. Woda je

obraca a, je li nie by o wyd wigni te nad jej powierzchni . Tryb na ko cu osi ko a zaz bia si z

background image

- 15 -
innym trybem, umieszczonym na osi pionowej ko a m

skiego. Przez takie zmy lne po czenie

ko o wodne obraca o ko em m

skim, tr cym o drugi – nieruchomy, kolisty kamie , na

który,przez lejkowaty otwór, sypa o si ziarno. M ka lub kasza – co zale

o od odleg

ci mi dzy

kamieniami – zsypywa a si na sita tym samym otworem w nieruchomym kamieniu, przez który
przechodzi a o kamienia obracanego przez wod . Proste a skuteczne. Zobaczy – znaczy
zrozumie . Siemomys zrozumia i by zachwycony. Znaczy – samym rozwi zaniem, bo przecie
ka dy mia w domu arna i móg na miejscu m

albo kasz dla siebie zemle . Dopiero piastun

wiadomi Siemkowi, e m ka z tego m yna jest dro sza od ziarna, z którego powsta a. Ziarno z

ziem ksi

cych i kupowane od mo nych z ich w

ci albo od kmieci ze stanu trzeciego jest

przetwarzane na m

i cz

jej sprzedaje si w Niemczech – op acalniej ni by sprzedawa o si

ziarno.
- Ale przewóz te kosztuje – zauwa

Siemek.

- Okr tem taniej – powiedzia piastun. - Za trzy doby , czasem za cztery, m ka jest w porcie
niemieckim. Jeszcze bardziej op acalne by oby otwarcie tam naszej piekarni, ale na to oni nie poz-
walaj . Za to nasze ko acze i korowaje radzi kupuj . Mniemam, e twój ojciec naka e budow portu
bli ej Niemiec. Wtedy z eby nasze nadmiary ywno ci sprzedawane by by y w Birce, Visby albo
w Elbl gu, a na zachód wozi oby si nasz

ywno z portu zachodniego. Mo e uda si w czy

ci- le ostrowy Wolin i U e Dom... One na razie niby nasze, lecz du o swobody maj i s

samorz dne. Im by my musieli p aci za u ytkowanie portów. Znaczy Wolinianom i
Czierezpianom.
- A jaka jest wydajno takiego m yna? - zaciekawi si Siemomys .
- Hmm... - piastun podrapa si z zak opotaniem w brod – po dziesi ciu workach ziarna trzeba
ko o z opatkami unosi i zbiera m

, osp , a z plew wszystko czy ci . Jeden dzie si miele, a

drugi czy ci. Tedy wydajno jest pi ciokrotnie wi ksza od du ych aren domowych. Poza tym

yn nie wymaga tyle wysi ku co arna. No, i pi ciu ludzi pracuje tu co drugi dzie , a co drugi –

jeden cz owiek.

- Czyli trzeba wynale sposób na d

sz prac m yna mi dzy czyszczeniami – powiedzia

Siemomys , a twarz jego by a bardzo zamy lona – on lubi takie wyzwania dla swojego umys u.

* * *

W P ecku znowu serdeczne powitanie ojca z grododzier

i on W gierk . Grododzier ca nie

by

niady. Zwa si Nock, co Siemomys odruchowo przetworzy na Nocek. Zapytany o

serdeczno powita i ony W gerki piastun wyja ni , e to znajomi ojca z dawnych czasów, kiedy
dzisiejsi ludzie w rednim wieku byli m odzi.
- A owo imi – Nock? - spyta Siemek.

- To Kaszub – odpar piastun – oni tak si nazywaj . S owianie, jako i my, lecz ró nice s w

ownictwie i znakach pisma. Oni znaku „ ” na przyk ad nie maj . Miasto i gród P eck, znaczy – na-

zwa, od p ytko ci wody pochodz . A Kaszubi pisz i mówi Pueck.
W

nie zbli

si ojciec z Nockiem. Ojciec pyta , czy nadal jest p ytko a do ostrowów, a Nock

powiedzia , e je puecko.
- Mo e ksi

naka e by my ów rz d, ow kos ostrowów niewielkich w pó ostrów zamienili? -

Nock patrzy na ojca wyczekuj co.
- Jak? - zdziwi si ksi

?

- Po kolei zasypywa przerwy piachem – powiedzia Nock. - pierwsz przerw bychmy zasypali
przez pó wieku.
Siemek nie wytrzyma i powiedzia :
- Wpierw trzeba wiedzie , czy przerwy mi dzy ostrowami rosn , czy malej . Bo je eli malej ,
to znaczy, e tam samoistnie pó ostrów powstanie i szkoda ludzkiego wysi ku.
Ojciec nawet na Siemka nie spojrza ... Siemek pomy la o przeb aganiu... Poprosi o rad pias-
tuna.
- Powiniene przeb aga – powiedzia piastun – lecz ju nie mo esz liczy na ojcow serdecz-
no .. Ojciec nie b dzie mia matce w oczy spojrze , bo jak mia by jej o tej nied wiedzicy powie-
dzie ?. Gdyby go s ucha ... Ani pomy la o u yciu oszczepu czy miecza... Popro o pozwo-
lenie nadrobienia zaleg

ci, to mo e ojcu przejdzie... Jeszcze m ody... Czterna cie lat... S nau-

background image

- 16 -
czyciele – darmo im p ac . Ukorzy si musisz i popracowa nad cia em.

-* * *

Gród le

przy samym mie cie, a z drugiej jego strony le

a wie Orunia, je eli pomin Mot-

aw , okalaj

gród z trzech stron. Mot aw , a w

ciwie jej op yw, czy przekop. Od tego op ywu

kana w ski wiód wod do m ynów, które z grodu nie by y widoczne. Za to od pó nocy otwiera si
z grodu widok na Ostrów Spichlerzy, za nim by o wida kad uby i st pki budowanych okr tów,
dobrze wida by o te O owiank - drugi ostrów (wysp ), na którym, w skryto ci przed niepo-
wo anymi oczami obci ano st pki dla okr tów, aby zachowywa y one p askodenno , a jednocze-

nie nie by y atwo wywrotne na fali i przy wietrze bocznym. Nieco w prawo od starego koryta

Mot awy widnia a, jak na d oni, Przysta Flisaków – ju nad Wis le ca, a przy przystani dymi y
kominy G siej Karczmy, g ównie dla flisaków przeznaczonej. Mi dzy Przystani Flisaków a Mo-

aw zieleni y si ogrody miasta. Niby adnie i spokojnie, lecz by a to jedyna strona nieochraniana

przez wod , tedy najmniej bezpieczna dla grodu.
Ostrowy tylko po cz ci by y naturalne – oba mia y sztucznie dobudowane wystaj ce ob

ci.

Dzi ki temu Mot awa, rozdzielona przez ostrowy, mia a jedn odnog szersz od drugiej. W sz
odnog – przy ob

ciach – woda pokonywa a pr dzej ni t drug , bo by o i w ziej, i droga by a

sza, a kropla wody rozdzielona na dwoje d y do ponownego po czenia si w ca

. Na tej

odnodze z pr dsz wod wida by o – znane nam ju – ko a podsi bierne. Siemek widzia jak z
okr tu, stoj cego na kotwicy w dole rzeki, brano liny i mocowano je do osi owych kó z opatkami.
Potem ko a opuszczano i woda zaczyna a popycha

opatki. Liny nawija y si na osie kó , na

okr cie rwano kotwic i okr t sun pod pr d a do nabrze a przy ostrowie O owiance lub przy
Ostrowie Spichlerzy. Zmy lne i widowiskowe... Siemek by gotów trzyma ka dy zak ad, e m yny
te mia y zw on odnog wodn ...

Ach, byliby my zapomnieli... Krótko przypomnijmy – serdeczne powitanie, ona W gierka

dzie-ciska ... Grododzier ca nie by

niady. Za to zwa si Osesek! Zaopatrzony w sumiasty w s

osesek - ojcem sze ciorga dzieci... Jak mo e to poj czternastoletni ch opak, którego prawo uznaje
za doj-rza ego do zostania w adc i do posiadania w

ci, ale na ma

stwo zezwala mu w sposób

ograniczony –

si z o miolatk , lub nawet z nowonarodzon , lecz na zbli enie czekaj a do

dojrza

ci prawdziwej twojej ony i twojej w asnej zdatno ci?...

* * *

Na wie , e zbli a si Nied wiedzica zatrz

o si ca e chuderlawe cia o Siemka. Mocno, ale

krótko – jedno okropne wzdrygni cie, bo natychmiast przysz o przypomnienie o jantarze w
miejscowo ci o tej nazwie. Nazwa by a wi ksza od miejscowo ci. Dwie cha upy na krzy ... To po-
wiedzonko oddaje trafnie mo liwo zrobienia z mikrej liczby sk adników na przyk ad krzy a. Do-

ów za to – mnogo . rednica ka dego wykopu mia a, mniej-wi cej, s

d ugo ci – Siemek

wlaz do jednego z wykopów, rozkrzy owa r ce i prawie dotkn obu boków do ka, z którego
wystawa a mu g owa, bo zbyt g boka owa cz

„kopalni” nie by a. Pod nogami – ma b otnista i

twarda bry a, z której stopy ze lizgiwa y si uporczywie, chocia w

ciciel stóp ani my la o

lizgawce czy zimie. Piastun patrza na daremne wysi ki Siemka - utrzymanie si na ob

ci

mniejszej od powierzchni stóp by o mo liwe tylko dla istoty skrzydlatej.
- Nie bój si b ocka – powiedzia – podnie t bry i po

j na powierzchni, to jest jantar.

Brudno . Tylko takie s owo mog o przychodzi na my l, kiedy si patrzy o na t umazan b o-
tem bry

wielko ci dwóch pi ci. Siemek odgarn d oni b oto i pod nim nie by o nic l ni cego

ani g adkiego, to nie by o

te, nie by o miodowe. Jakby si uprze , to mo na by o ow bry

nazwa br zowoczarn ...

- Ju si tak nie krzyw – powiedzia piastun – to si myje, czy ci, tnie na mniejsze kawa ki i

ozdoby rzeza. One cacuszka potem si pilniczkami og adza, otworki w nich wierci, czasem skleja
ze sob , trze si toto o strzy one w osie skóry borsuka a do g adko ci i po ysku. Korale, wisiorki,
zausznice, figurki, obr czki na ydki lub przeguby... Ró no ci. A obrzynki i py zalewa si gorza
i na ró ne bóle ywii s

y – w kropelkach wydzielane.

- Tu wsz dzie pod ziemi ów jantar? - spyta Siemek, patrz c na swoje, chyba, r ce – niewi-

doczne pod warstw b ota.
- Prawie wsz dzie – powiedzia piastun – to jest warstwa przywalona ziemi .

background image

- 17 -
- To po co do y? Lepiej ca ziemi zdj , warstw jantaru oczy ci wod i wtedy czyste bry y
wyjmowa – Siemek nadal patrzy na swoje „nar czne” b oto.
- Pewno – zakpi piastun – ka

opat ziemi wynosi daleko – najlepiej z mil od kopalni, a

potem – jak ju jantar si wybierze, to z powrotem ziemi przywozi i zasypywa . Widzisz przecie,

e te do ki s do rzadko. Potem w s siedztwie si b dzie kopa i ziemi z nowego wykopu

wrzuca do tego ju opró nionego z jantaru. Tu ziemia od jantaru cenniejsza. Ta kraina zwie si

awy – odnoga Wis y mu

yzny nanosi i tu si rodzi jak na zamówienie. Gruba, z ota s oma,

wielkie, dorodne k osy z du ym ziarnem. Jantar raz wybierzesz i co? Dó wod podejdzie, b ocko...
Sam si dziwisz jakie lepi ce i jaka obfito ciebie si trzyma. Wy

i do stawku id r ce umy ,

nogi umy . W rzece si wyk p – zaraz czyst odzie dostarcz . Jeno nie ulgnij w Szkarpawie, bo
bywa grz ska!

- P ywa nie umiem – wyzna Siemomys , i sam nie wiedzia – dlaczego zrobi o mu si jako

wstydno...

Naraz w kopalni sta o si rojno i gwarno. Zaje

y wci nowe wozy, zeskakiwali z nich

ludzie prawie nadzy – tylko zawijki na biodrach mieli. Ka dy z opat lub rydlem, niektórzy dr gi
nie li. Omijali Siemka jak zapowietrzonego. Niektórzy w azili do istniej cych wykopów, inni
zaczynali kopa nowe. Ludzkie mrowisko – a oczy bola y od tego rojenia si t umu ludzi.
- Chod – powiedzia piastun – po obiedzie z Nowego Dworu przyjechali. Nie b dziem przesz-
kadza – tu si pracuje! Pójd my do Szkarpawy.

* * *

Nowy Dwór by tylko niewielkim grodem z malutkim podgrodziem – taki zaczyn czego , co

mo e urosn jak na dro

ach, lub te – jak po dro

ach – opa i sczezn jak korowaj podczas

dro

owego wzrastania na przeci g wystawiony. Serdeczne – a jak eby inaczej – gor ce powitalne

ciski, tak e z on W gierk . I znowu niady. Zwa si Sarkiel. Dzieci jeno troje. Za to namiotów

przy podgrodziu, ognisk z kot ami, par buchaj cymi, i kucharek bez liku.
- Wieczerz dla tych z Nied wiedzicy gotuj – powiedzia piastun.
- Warz – poprawi Siemek.
- Gotuj poprzez warzenie – wyja ni piastun. - Znaczenia s ów s zmienne – gotowanie jest ro-
bot , po której co ma by

przy-gotowane, gotowe. Coraz cz ciej uto samia si gotowanie z

warzeniem, a przecie gotowa mo na przez pieczenie albo sma enie, czy – wr cz – przez ukrojenie
albo u amanie surowizny. Nied ugo po komendzie – gotuj bro ! - woje b

miecze do wrz tku

wrzuca ...

- Jako mniej wojów przy nas... - Siemek rozgl da si jakby chcia sprawdzi , czy si gdzie

woje po krzakach nie pokryli.
- Ju tocz taran pod Elbl g – powiedzia piastun. -Tako nasze okr ty niedaleko Elbl ga i Tru-
so powinny niebawem by .
Siemek ju o nic nie pyta . W ko cu pewno si dowie wszystkiego, je eli pod ten Elbl g si u-
dadz . A je eli nie, to potem nie omieszka zapyta piastuna.

* * *

Wyruszyli po ciemku. Dopiero zaranie by o, wit jeszcze si nawet nie zapowiada , a oni na

wschód ruszyli – drog na Elbl g. Pierwszy tego dnia r bek s

ca wyjrza ciekawie zza ró owej

chmurki, by sprawdzi – co to za ludzie pod zamkni

bram Elbl ga stoj na koniach. Jeno

czterech zbrojnych, w tym jeden chudy i niedu y, jeden niady i z czarn brod , jeden siwy od
staro ci i jeden w rednim wieku z w osami ytnimi i oczami szczerze, a mo e wy upiasto,
patrz cymi na okienko w wierzejach bramy.
Okienko si rozwar o, ten ytniow osy podkr ci r

koniuszek p owego w sa i prze kn

lin

w sposób s yszalny, bo grzdukn o mu w prze yku, i w sposób widzialny, bo jego grdyka poruszy a
si mocno najpierw w gór , a potem do do u. Ba si ?...
- S ucham – ozwa si g os z okienka.
- Ksi

Polski, Leszek, i jego towarzysze chc mówi z grajc w wa nej sprawie – ozwa si

spod bramy ten najstarszy.
Przez otwarte okienko da y si s ysze obce s owa, jaka obawa tam musia a si wkra , jaki
niepokój, bo rozgwar by za du y jak na zwyczajne wydarzenie codzienne. Po chwili, po s owia s-

background image

- 18 -
ku, okienko oznajmi o:
- Ju pos

em i wraz was oznajmi . Poczekajcie par chwil, je li aska.

Ten chudy pod bram zapyta najstarszego:
- Kto to – Grajca?
- To skrót od „g ówny rajca” – odpar pó

osem najstarszy – za ab Niemce nazywali takiego

burgemajstrem. Elbl g jest sam sobie krajem – nie ma nad sob adnego ksi cia ni wojewody.
Czekanie trwa o nied ugo. Furtka w bramie uchyli a si , wyszed przed bram cz ek dostojny, o
czym powiadamia o jego futro do ziemi, futrzany beret na czarnych w osach i mina twarzy – nader
dostojna. Dostojny podszed do najstarszego, uk oni si lekko i powiedzia :
- Wybaczcie, Panie, ostro no - widzielim waszych wojów i wasz taran. Czym e si narazi-
lim wielkiemu s siadowi?
- To nie na was – powiedzia najstarszy – to na Truso. O tym chcemy z wami mówi . Wy cie
grajca Elbl ga?
- Jam jest – odpar dostojny, a na te s owa brama otwar a ze skrzypieniem jedno swoje skrzy-

o.

By pocz stunek – nader wykwintny – przybysze musieli czeka a im grajca w asnym przyk a-
dem pokaza – jak sobie radzi z ostrygami i kawiorem oraz z siekanym mi sem na miseczce bia ej,
mieszcz cej – obok tej siekaniny – rozdrobnione zielono ci jakowe i

tko kurzego jaja. Jakowe

wide ki do jedzenia podano i tymi wide kami grajca wymiesza wszystko na miseczce po

one i

nabiera t mieszanin , do ust wide ki wk ada ... Moi cie-wy, czego to ludzie nie wymy

...

Po niadaniu – jak e nieobfitym – dostojny grajca popatrzy na najstarszego, u miechn si

przyja nie i za artowa :
- Bardzo cie nierozwa ni. Moglibym was uwi zi i wszystkiego od waszych poddanych za -
da jako okupu.
- A potem nas nie odda ... - najstarszy te za artowa i mia si z obu artów wespó z grajc .
Kiedy ju si do rozpuku na miali, najstarszy za artowa na nowo:

- Mogliby cie si zdziwi , gdyby si okaza o,

my zwyczajni ludzie i nawet ziarnka piasku

wam za nas nie zechc da i jeno was od l du i morza odcinaj wojskiem, tych pyszno ci niadanio-
wych dowozi wam nie pozwol , jedzenia wam dostarcza nie dozwol , wod wam w rzekach
zatruwaj ... A jeszcze na przerw mi dzy Ostrowem D ugim a K tami Rybackimi niech kto z
waszych popatrzy. Co mi mówi, e tam nasze okr ty mog was zadziwi ... Nawet morzem do was
pomoc nie nadejdzie... Weso e, co? Cha, cha, cha...

Grajca jako nie chwyci weso

ci artu. Za drzwiami kroki pr dkie da o si s ysze , potem

okrzyki z dworu. Kto do drzwi zapuka i dosta zgod grajcy na wej cie.

- Ca a przerwa mi dzy Ostrowem D ugim a sta ym l dem okr tami zastawiona – powiedzia

ten, który wszed – a ka dy z tych okr tów pod aglami jest. I ka dy wi kszy od langskipa ze dwa
albo i trzy razy...
Grajc trudno by o zbi z tropu.

- Prawie by cie mnie z panta yku zbili – za artowa ze miechem – lecz my wiemy, i syn

ksi -cia niedojd jest. Podejrzewam e ten chudzielec jest waszym synem. acno si o tym mo em
przekona ... Wyjdziem na dziedziniec i niech e ten m okos poka e co potrafi. Konia mu ju
sposobi – wiemy, i e ten zasmarkany niezgu a, przez koby kopni ty, boi si koni panicznie, jak
ognia ich unika. Nu e ksi

– chod my na dwór! Je li to nie syn wasz, to ust pim waszym

daniom. Nie znam ich jeszcze, lecz pewnym, e spu cicie z tonu, bo niewola wam nie pachnie

przyjemnie... Ksi

Polski w je stwie u Elbl an, cha,cha,cha... Normanowie nas oz oc , cha, cha,

cha...

Trzeba by o widzie zmiany w twarzy grajcy, kiedy chudzielec toczy koniem, mecyje

wyprawiaj c. W przód i w ty – prosz bardzo. W bok? - a dlaczego by nie? Na dwóch tylnych no-
gach? Pewno, e tak! A mo e z jedn przedni uniesion w powietrzu? adna trudno . Kiedy
twarz grajcy ju ca kiem zwi

a i nawet cie u miechu na niej nie posta , najstarszy powiedzia :

- We no, ch opcze, zbij panu grajcy t pi kn szyb w jego oknie, aby ci za niedojd i niezgu-

nie bra .

Chudy wydoby kamie najlepszy z najlepszych. Pieczo owicie u

go na skórce procy. Pie-

background image

- 19 -
szczotliwie uj linki. Popatrzy oknu na pi trze w jego odblask, zakr ci proc ... W st

ym

bezruchu wszystkich ludzi grajcy, w wisz cej w powietrzu, g uchej ciszy, brz k wybitej szyby

niejszy by od wszystkich dzwonów zwyci stwa we wszystkich wielkich miastach.

Grajca wypu ci powietrze i z j kiem nabra go z powrotem, a potem zbola ym g osem rzek :
- Wyliczcie wasze dania.
- Jako zastaw waszej wierno ci – powiedzia najstarszy – pi dziesi t naj adniejszych niewias-
tek na ony dla naszych wojów. Ja sam wybior , kiedy je tu na dziedzi cu zbierzecie jutro. Jeno
dawajcie wi cej na posi ki i nie takie dziwactwa.
- Dwadzie cia – powiedzia grajca.
- Czterdzie ci – powiedzia najstarszy.
- Trzydzie ci – powiedzia grajca.
- Trzydzie ci pi , ale z wasz cór – powiedzia najstarszy.
- Czterdzie ci bez mojej córy – wycofa si grajca.

- Stoi – powiedzia najstarszy. - Ponadto dwana cie g ów jantaru wielko ci nied wiedziego

ba. A nied wied ma by wyro niety, a nie osesek.

- Stoi – powiedzia grajca.
- Ponadto - powiedzia najstarszy – pomoc dacie do zdobywania Truso.
- Lepiej bychmy nie zdobywali – powiedzia grajca – my lud niewojenny... Nie damy Waregom
niczego, a wy im okr tami dost p od morza odetniecie. Po jakim czasie sami o wypuszczenie
poprosz ...
- Stoi – powiedzia najstarszy. - U was zostanie nasz namiestnik – pokaza r

na niadego – i

do pomocy dodamy mu stu wojów. Im dacie mieszkanie i utrzymanie a do odej ia Waregów z
Truso.
- Truso my zajmiem – powiedzia grajca – a na namiestnika i wojów daj zgod .
- Je eli wojewoda Sarkiel – najstarszy wskaza na niadego – przejdzie z naszymi wojami do
waszego Truso na tych samych zasadach, na jake cie si zgodzili dla Elbl ga. I jeszcze zap acicie
nowych dwadzie cia dziewic i tyle g ów jantaru. Nie targujcie si , bo cena jest i tak za niska.

- Stoi – powiedzia grajca.- - jeno eby rodziciele naszych niewiastek mogli je odwiedza u

swoich zi ciów.

- Byle na krótko – powiedzia

ytniow osy, a najstarszy si u miechn i kiwn g ow na

znak, e – stoi.

* * *

Dziedziniec by zat oczony dziewojami. Wiele z nich z czystej ciekawosci przysz o, przekona-
nych, e od wyjazdu z Elblaga zdo aj si wykpi , bo ka da rozum swój ma, a inne s g upsze od
niej. Najstarszy d ugo chodzi mi dzy zgromadzonymi. Wybiera naj adniejsze i najkszta tniejsze.
Ka dej wybranej zawi zywa na przegubie zielon , jedwabn tasiemk . A ledwo poszed kawa ek
dalej – zaczyna y si targi – ile dasz, bym tobie moj tasiemk uwi za a? Po takich targach tasiemki
mia y te, które przypuszcza y, ze w Elbl gu aden m odzian na nie nawet spojrze nie zechce...
Wreszcie wszystkie tasiemki zosta y rozdzielone. Wtedy najstarszy przemówi .

- Ka da wybrana b dzie mog a sama dla siebie m a wybra . B dziecie ukryte i przez szpar

poka em wam naszych junaków do o enku ch tnych. To jest pomy lane jako nagroda dla tych,
którem wybra . Wybaczcie, dziewczyny, em same najszkaradniejsze z was wybiera ...
Nie darmo kr

y pogl d, e wszystko mo na niewie cie bezkarnie rzec – oprócz tego, i jest

szkaradna... Krzyk si na dziedzi cu zrobi , wyrywanie tasiemek, ponowne targi... Po krótkim
czasie tasiemki widnia y na przegubach tych przez najstarszego wybranych. Przewrotno
niewie cia musia a podpowiada :
- A niech e, staruch, jeszcze raz sprawdzi – czym najbrzydsza. A m a sobie wybior lepszego
od innych. Jak mnie ujrzy, to oniemieje z zachwytu. Zobaczy, stary piernik, jak mnie m ody doceni!

* * *

Wyszli z Elblaga, kiedy wesz o do stu wojów do pomocy Sarkielowi. Ko o tych czterech grupa
zamy lonych i nad sanych na piastuna dziewcz t. My la by kto – najbrzydszych... Z ty u jecha
wóz jednokonny z g owami jantaru. Przy jednej z dziewcz t szed grajca i t umaczy , przekonywa ,

aga ...

background image

- 20 -
- Musz , tatku, udowodni ka demu, em brzydactwem adnym nie jest – odpowiada a dziewo-ja.
- Grajco! - zawo

piastun – a nie zdziwcie si , esmy zaj li D ugi Ostrów i b dziecie p aci za

przepuszczenie waszych okr tów z towarami. Dwa razy mniej ni li wikingom. Stoi?
- Stoi, jesli moj cór wypu cicie – powiedzia

liwie grajca.

- Nikto jej u nas wi zi nie b dzie – powiedzia ksi

Leszek – jak zechce, to do was samo,

owo brzydactwo, powróci.
- Wcale si nie znacie! - zakrzykn a córka grajcy.
- Mo e to by – przyzna ksi

Leszek – jam nietutejszy.

background image

- 21 -

Rozdzia III

Chmielnik

- Poka mi jeszcze raz, Olszyszyn – poprosi m ody Chmiel – urz dzenia twojego go bnika. –
Ja si rozmi owa em w tych ptaszynach. Ja sobie zrobi go bnik i b dziem oba patrze jak ko uj
te nasze bielaski, jak zsiadaj potem z szelestem skrzyde ko o go bnika i gruchaj cudnie. Jeno
jeszcze przypomnij o tym zamykaniu klatki z daleka, bo przed jastrz biem raz-dwa musisz
zamyka , a zanim dobiec zd ysz, to ten zbój porwie ci najlepsz go biczk ...
M odzian nazwany Olszyszynem, chwacki junak nad junaki, wysoki i mig y niby topola, czar-
now osy, czarnorz sy i czarnobrewy, dopiero zarost mu si pokazywa na brodzie – trzy w oski na
krzy – cierpliwie pokazywa i obja nia . Do niedawna Chmiel by paniczem, synem Polanina od
kniazia Rus ana, czyli by mo nym, za Olszyszyn pochodzi z Uliczów i by synem ch opa –
poddanego pana Chmiela. Pan Chmiel zgin , kiedy do wsi weszli Waregowie Olega Wieszcza –
co powiedzia nie tak jak trzeba, opiera si

daniom... Olsza – ojciec Olszyszyna chcia swojego

pana os oni i zgin tak e. A Wareg og osi przez t umacza, e ju nie ma mo nych i poddanych –
ka dy ma sam swoje pole sprawia . A za to – kiedy nakaz przyjdzie – ka dy ma stan zbrojno do
walki przeciwko wrogom kniazia Olega Wieszcza. Wszyscy s yszeli, m ody Chmiel p aka wespó z

odym Olszyszynem i by o tak, jak nakaza Wareg. Z tym, e przy m odym Chmielu zosta dom

du y, sad niema y, sadzawka z rybami, spora po

lasu i wielkie pastwisko, s siaduj ce z pi cioma

anami ornej ziemi – wszystko od mierci ojca nale

o do m odego Chmiela, a on by sam jeden i

nijak nie da by rady tego wszystkiego utrzymywa w nale ytym porz dku. M ody Chmiel je dzi a
do Kijowa – co tam za atwia , sadzonki przywióz i ca y swój grunt obsadzi drzewkami
owocowymi. Zapowiedzia , e drwa z lasu r ba i owoce zbiera b

przyje

umy lni, przez

kniazia Olega przys ani, a Chmiel jeszcze za to b dzie z ote pieni ki dostawa . Pokaza jeden taki
pieni ek. Popiersie m skie na nim by o w wie cu z li ci na g owie. Chmiel powiedzia , e taki pie-
ni dz zwie si bizant i do tego jednego przyb dzie wiele innych bizantów, bo one lgn jeden do
drugiego jak kurczaki do kwoki.

Inna sprawa by a z Olszyszynem. Jemu przypad po ojcu jeden an i miano kmiecia. Krótko

mówi c – Olszyszyn sta si tym, czym by jego ojciec przed przybyciem Polan Rus ana. Podobnie
jak inni ch opi Chmiela przez Warega wyzwoleni z podda stwa. Inni ch opi byli starzy, albo mieli
przynajmniej jednego z rodziców – Chmiel i Olszyszyn nie mieli nikogo – ich matki zap aka y si
na mier po zabiciu swoich m ów przez Waregów, a siostry obu -Waregom si spodoba y i lad
po nich zagin .

Najpi kniejsza i najkszta tniejsza w ca ej wsi by a Konarczukówna. Mia a imi , podobnie jak

Olszyszyn i Chmiel, lecz we wsi rzadko imion si u ywa, bowiem nie jednemu psu Burek i mo na
mówi o Borysie, a nikto nie b dzie wiedzia o którego Borysa chodzi. Co prawda Konarczukówna
mia a jeszcze siostr , lecz ka dy wiedzia , e Konarczukówna jest jeno jedna, a ta druga jest tylko
siostr Konarczukówny. Prawda, e jasne?
Sierota Olszyszyn uwa

, e Konarczukówna jest jemu na on pisana, bo sierota Chmiel – te

smal cy do Konarczukówny cholewki – ma towarzystwo z otego bizanta i b dzie mie wi cej
takich towarzyszy, tedy sobie on znajdzie lepsz i bogatsz . No, na pewno nie adniejsz , ale pi k
no jest cierana przez up yw lat, a lepszo zostaje na zawsze. Ka da poleci na t zbie no ...
Ka dy zauwa y podobie stwo brzmienia – Chmiel i Chmielnik... Mo ny... To te do jego mierci
pozostanie. Niektórzy u ywaj miana – szlachetny... Chmiel, szlachetny? Eee! Co to, to ju nie.

Tak bywa, e jeden uwa a co innego, a drugi co innego... Staremu Konarczukowi bardziej

widzia by si na m a córki – Chmiel. Dzieci b

, drzewa owocowe si powycina, ziemi mi dzy

wnuki podzieli... A co ma Olszyszyn? Co dostan po nim dzieci Martyny?
Martyna, ma si rozumie , zdanie ojca przekaza a obu junakom – sierotom. Kr py, jasnow osy
Chmiel jeno si o mia , a czarny Olszyszyn min mia tak , jakby jego my li sta y si czarniejsze
od jego w osów brwi i rz s – razem wzi tych. A Martyna tak si zachowywa a jakby nie wiedzia a,
czy woli barw z ot , czy czarn ... W nocy adno ci m czyzny nie wida , a w dzie – jak taki

nie z otem...

Przedwio nie przemienia o si w pocz tek wiosny, wody Bohu, nieopodal od Chmielnika, wez-

background image

- 22 -

bra y wiosennie i ta wiosna pobudzi a Olszyszyna do dzia ania. Postanowi przedsi wzi
wypraw po z ote runo – zdoby jeszcze wi ksze bogactwo ni ma Chmiel i wtedy wróci po Mar-
tyn . Dziwnym trafem Chmiel tak e przedsi bra wypraw . On nie tyle chcia , co musia – jego
kompan od z otych bizantów tak mu nakaza przy poprzednim spotkaniu – na pocz tku wiosny
wyruszysz – powiedzia . Pan ka e – s uga musi – panem Olszyszyna by a ch ,panem Chmiela by o
wzi cie od Warega tego bizanta.Naraz panem ich obu sta a si potrzeba po egnania i za-
bezpieczenia swojej w asno ci. Si a wy sza – trzeba by o i do Konarczuków.
Pierwszy trafi do chaty Martyny Olszyszyn, ale Martyny nie by o. Nawet lepiej, bo Olszyszyn
mia spraw do Konarczuka w

ciwie. Powiedzia , e rusza w szeroki wiat, tam zarobi krocie

bizantów i wróci – eni si z Martyn . A Konarczuka prosi o zaopiekowanie si jego – Olszyszyna
gospodarstwem i o poczekanie z wydawaniem córki za Chmiela,bo on - Olszyszyn – b dzie mia od
Chmiela wszystkiego wi cej, a teraz Martyna jego – Olszyszyna wi cej mi uje ni li Chmiela.
- A na czym ty tak zarobisz, a? - spyta Konarczuk, bo nie zawadzi rzecz wybada – a nu m ody
ma dobry pomys ?
- Ko o Krosna, w Polsce, w osadzie Bóbrka wydobywa si na powierzchni , ca kiem samoistnie
olej skalny. Ja jego w beczki, beczki z olejem na wóz i nad Morze Czarne. Tam okr ty bizanty skie
olej skalny skupuj , bo oni jego u ywaj do ognia greckiego. Ze dwa lata potrzebne takiej pracy, by
ca y Chmielnik kupi za zarobione bizanty.
- No...- Konarczuk nie wiedzia co powiedzie – gospodarstwem twoim ja si zajm i jemu krzy-
wdy nie b dzie. Za to wezm dochody z niego, bo przecie za darmo... No, sam rozumiesz... A co do
Martyny.... Po yjem – uwidzim. Ona w brzeziniaku nad Bohem jest. Jak jej przekonasz, to ona
zechce poczeka .
Chmiel trafi w chacie Martyny jeno na sam Konarczukow . Powiedzia , e z Martyn chce si
spotka .
- Nie ma w domu – powiedzia a z ym g osem Konarczukowa. - A tobie od niej czego? W g o-
wie dziewczyninie zawracasz, a jeszcze jej nawet niczego nie obieca .
- Musz za chlebem si wyprawi , mateczko – powiedzia Chmiel – ale jak wróc ... W

nie o

tym z ni dzisiaj chc mówi .
- Jak wróc , jak wróc – gdera a Konarczukowa. - A zanim pojedziesz, to eni si nie mo na?
A razem z on , to za chlebem w drowa nie mo na?
Chmiel wyj z mieszka z otego bizanta i poda go Konarczukowej.
- Trzymajcie, mateczko, dla nas – powiedzia – dla Martyny i dla mnie. I dla waszych wnucz t.
A jakbym gdzie przepad , to bizanta jej dajcie albo sami sobie we cie.Rzeknijcie m owi,by si
moim gospodarstwem zaj .
Twarz Konarczukowej nie rozchmurzy a si ani na mgnienie oka, lecz jej g os zosta widokiem

ota najwyra niej u agodzony.

- Martyna w brzezince nad Bohem – powiedzia a. - Ona tam o tobie przemy liwuje. Ty jej nie
pytaj o nic, tylko bierz. Dziewczyn z zaskoczenia trzeba... Zanim pomy li, zanim odepchnie, to ju
dzieciak w drodze i ona wyj cia lepszego nie ma, jak tylko ze zdobywc trzyma .

Szed Chmiel do znajomego zagajnika, w którym jesieni czerwone osaki g ciej ros y od

brzózek. Szed i o tym dzieciaku w drodze my la . Jak to zrobi ? Rzuci si na Martyn ? Poprosi ?
O swoim mi owaniu zapewni ? Szkoda, e nie podpyta Konarczukowej... Ona jako musi to sobie
wyobra

. A mo e wspomnienia ma?...

By ju niedaleko Bohu. Rzeka hucza a wezbran wod i zag usza a wszystkie inne odg osy.

Chyba powinny wierka ptaszki... Chyba powinien szumie wiaterek, bo Chmiel czu jego powie-
wy na rozognionej twarzy. Chyba ta woda zag uszy odg os kroków... Najpierw, kryjomo, napa
oczy widokiem dumaj cej Martyny. Mo e podczas tego pasienia jaka my l do g owy przyjdzie...
Potem chrz kn i ona zobaczy Chmiela, popatrzy tymi swoimi gwiazdami... Oczy zwierciad em
duszy... Pozna si odczucia Martyny, kiedy z bliska w te oczy si popatrzy...
Naraz us ysza g osy. Musia by blisko mówi cych, je li rozumia s owa mimo szumu wody.
Martyna z jakim ch opakiem? Nat

s uch. Rozpozna . Usta wykrzywi mu grymas niech ci. To

by g os Olszyszyna. Ten kmiotek i Martyna?...

background image

- 23 -
Olszyszyn t umaczy Martynie konieczno swojego wyjazdu i przedstawia sposób wzbogace-
nia si dla nich obojga na zbieraniu, wo eniu i sprzedawaniu oleju skalnego. A potem... Na
szcz cie tylko ca owanie i s owne zapewnienia, e ona poczeka, e b dzie wierna. Niedoczekanie
twoje, Olszyszyn! Krew twoja przed momi oczami – od osaków jesiennych czerwie sza. Ju ja ci
wykieruj , ty gamoniu, ty prostaku...
Roz czyli si . Olszyszyn odszed . Martyna siedzi i p acze. Zaczyna nuci melodi . piewa...
Nie wietrze
po stepie
m skarg na z o,
co jak sw d nieszcz cia,
jak cie przy mnie sz o.
A wreszcie chwyci o
za serce jak wilk
i poszum nadziei
na zawsze ju zmilk .
A mami ,
powtarza ,
e kocha a dwóch,
e wielu mnie pragnie
i wci o mnie ni.
We , wybierz – powiada -
na szcz liwe dni -
uwijesz z nim gniazdko
mi ciutkie jak puch.
Jak wybra niebodze,
gdy jeden jest kne ,
a drugi biedniutki,
bo to zwyk y kmie ?
Czy lepiej z tym biednym

chatynk jest mie ,

czy ojca rad

ucha :

- Ty dworzyszcze we ?
Wybra am biedaka -
nie knezia, co l ni,
wbrew radom rodzica
pokocha am, lecz
on mnie nie mi uje,
on – egnaj! - rzek mi
i w strony nieznane
wyw drowa precz.
- Oj, g upia ty, g upia ty – pomy la Chmiel i wyszed z ukrycia.
Ona si

achn a.

- S ysza

? - spyta a, a ca a by a zap oniona.

- Martynka – powiedzia – niczegom nie s ysza , dopierom nadszed . Czy co do mnie mówi

,

wyobra

sobie, em przy tobie? Ja przyszed em da ci dowód mojego mi ownia.

Wydoby z mieszka z otego bizanta i poda Martynie.
- Ot, tobie towarzysz oczekiwania – powiedzia . Ot, dowód, e wspólna nas przysz

czeka.

Daj ty mnie te dowód wierno ci. Przytul do piersi najpi kniejszej, poca uj najcudniejszymi ustami.
Prosi j , a sam czyni . Obj , przytuli , poca owa ...
- A jak dziecko b dzie? - spyta a, kiedy le eli obok siebie, jeszcze zdyszani, dopiero ch odnie-

cy po gor czkowym zbli eniu.

- Chcia bym – powiedzia - ono b dzie moje i twoje. Trzymaj dla nas i dla niego tego bizanta.

background image

- 24 -

Ja wróc i we miem slub.
- Jak to? - spyta a g osem rozpaczliwym – to ty mnie te sam ostawiasz?
- Z bizantem i mo e z cz dem w tobie – powiedzia – ju odchodz c ku swojej odzi na Bohu.

background image

- 25 -

Rozdzia IV

ug wdzi czno ci

Pada o od trzech dni. Du a krypa Chomy nigdzie nie przecieka a, co przed siedmioma dniami

bardzo Chom cieszy o. W

ciwie tylko to jedno go cieszy o. Jaki czas temu, pogr on w smutku,

zapozna by ziomka z pobliskiej, rodzinnej wsi Chomy, miejscowo ci. Ziomek gada i ugada –
Choma zgodzi si wej z ziomkiem w spó

– wóz mia by ziomka, zaprz g ziomka, ód te , a

Chomy mia a by praca,czas i sprzeda .Spó ka jak spó ka – mo e jednemu we mie,a drugiemu da...
Lecz ziomek, przyjechawszy wozem, przywióz ze sob opowie o dziewczynie w ci

y, a ona

mia a czeka na Chom jako dziewica, jako nienaruszona, czyli – ca ka. Wierzba, bieg, up, ta,
sienie! Choma narysowa w wyobra ni te obrazki, przy czym obrazek „ta” przedstawia dziewczyn
w ci y... Odczyta : - Nie wierz babie, g uptasie... Jecha wozem wspólnika, wspólnik powozi , a
Choma pociesza si jak móg . I jak dojechali do miejscowo ci ziomka, a krypa – stara jak wiat –
nie przecieka a, to Choma postanowi si tym cieszy .
Teraz zastanawia si – w którym miejscu burty zrobi dziur , aby deszczówka sama za burty
wycieka a, bo wylewanie wody by o nu ce i spa nie pozwala o podczas sp ywania z pr dem. Nie
móg tej dziury zrobi i musia dba , aby cz

adunku krypy nie zamok a. Ma a cz

, lecz cenna

dla tego, co chce w suchym i pod suchym spa na brzegu, kiedy leje z nieba i przesta nie chce. Bo
reszta niechby sobie mok a – có mo e zrobi deszcz i woda w odzi czterem beczkom oleju skal-
nego i dwom beczkom smo y? Tak e sprz ty niektóre – siekierka, kocio ek, drewniana

ka, sie

na ryby, udziec jelenia – one wyschn , albo nawet na mokro da si z nich korzysta . Jeno sól i
hubka z krzesiwem musz by chronione jeszcze staranniej od rzeczy do spania i odzienia na
zmian , bo to, w którym Choma teraz wylewa wod za burt nie mo e zmokn – ono jest
przes czone wod do ostatniej nitki.
Ma o tych rzeczy suchych, ale zawsze... Kto lubi spa w odzieniu ju nie przyjmuj cym wody,
bo woda wody nie moczy? Kto lubi spa pod namiotem, którego wierzch nie jest szczelniejszy od
rzeszota? Czy wtedy w ogóle da si zasn ?...
Naraz przesta o pada ! Jakby kto dziur w niebie nagle zatka . Z wody unosi y si opary, mgie -
ka strz piasta. Woda szumia a, pewno w buncie przeciwko przepe nieniu koryta rzecznego. Powia
lekki wiaterek, chmurki nadwodnej mg y postanowi y przed nim uciec i zrobi o si przejrzy cie –
Choma widzia na brzegu nawet ruch w mrowiskach – widocznie trzeba by o wn trze powynosi ,
przesuszy ... Ostatni strz p mg y troch wy szej rozp dzi si , pop yn w bok i pokaz o si s

ce.

Jeszcze nie grza o, jeszcze – chyba – nie suszy o, ale to tylko sprawa czasu – zaraz zacznie spe nia
swoje obowi zki. A szkoda, e nied ugo trzeba b dzie dobi do brzegu, bo porohy niedaleko. Ju
wzmaga a si pr dko wody i narasta szum. Mo e to – zreszt – tylko sprawa przyboru wody w
korycie po tym deszczu?... Pewno i jedno, i drugie – w zwyczajnym czasie Choma móg by sp ywa
dalej i pokona porohy z zamkni tymi oczami. Ale teraz?... Trzeba wysi

, opatrze , przemy le ,

wybra najkorzystniejsz przerw mi dzy sulami. Mo e da si przy brzegu?... Ju teraz, czy jeszcze
poczeka ? eby nie trzeba by o daleko chodzi i powraca do namiotu. Z drugiej strony – trzeba
mie czas i si tak nakierowa

ód , aby sp ywa a w najmniej niebezpiecznym miejscu. Kiedy pr d

zacznie rwa jak g upi, to zanim si

odzi ustawisz – nurt ci poniesie,ci nie o ska y... Wtedy

mo esz sobie wios owa tym jednym wiose kiem do ustawiania odzi dziobem w dó rzeki – b dzie
to wios owanie na wiwat. Albo na pohybel...
Teraz! Uda si jeszcze utrzyma

ód przeciwko pr dowi i uda si wyj na rodek rzeki,czy te

na wybrane miejsce – jeszcze si da rady, jeszcze si zd

y. Wios owa co si , kieruj c dziób odzi

w cypelek na brzegu. Dobrze! ód wpad a na wir, szurn o, przód krypy le

na brzegu, rufa

nurza a si w wodzie, ale pr d jeszcze nie mia tyle si y, aby j obróci czy ca

ci gn i rzuci

na er sulom porohów. Wy adowywa to, co trzeba. Beczki niech sobie le czy stoj – jak wola.
Namiot rozbity. Ogieniek pali si dymi co – jak to po deszczu – wszystko mokre, wi c para i
mokry dym wi ksze ni przy suchym drewnie. Trójnóg ustawiony, kocio ek na nim wisi. Woda
wrze, kasza si warzy. Wrzuci

smalcu i szczypt soli. Ukroi par na cie drobnych k sów

ud ca jeleniego i b dzie dobre.
Smakowa o. Wszystko pomyte w Bohu, namiot ukryty na brzegu lasu, ód przykryta ga ziami.

background image

- 26 -

Do wieczora jeszcze daleko, wi c warto pój i te porohy obejrze .

* * *

Nie wygl da o to zach caj co. Sule wystawa y nad wod nie mniej ni zawsze, lecz pr dko
wody w przew eniach przera

a. W jednym z przew

robi a si po rodku bia a grzywa z fal

odbitych od sul - dwie fale napiera y na siebie, po rodku stawa y sobie okoniem i nie mog y si
przeprze – z tego robi a si owa grzywa, do szeroka, gór na boki si rozchylaj ca. Choma
postanowi przede wszystkim tej grzywy unika . Niestety i przy brzegu sp ywa nie by o mo na.
Znaczy – wolniej by o, agodniej, wszelako woda zrobi a sobie drogi w bok od g ównego koryta
Bohu. Od porohów p yn y w

ciwie trzy rzeki. Dok d zd

y te dwie boczne? Je eli gdzie ni ej

znowu czy y si z g ównym korytem, to nale

o z takiej odnogi skorzysta . Ale je li rozlewa y

si gdziekolwiek i ód znajdzie si na suchym l dzie? Jak e wtedy znowu umie ci j na rzece?
Nie, w te boczne nie by o mo na! Dobrze, e podczas my lenia nie ma potrzeby s uchania w asnych
my li – ten huk, ten grzmot wody zag uszy by i ryk setki lwów. Któr dy zatem pop yn ?
Postanowi obejrze porohy od strony dolnej – tam, gdzie woda spomi dzy sul wyp ywa a. Te
nie by to widok, wzbudzaj cy rado . Ka da z przerw mi dzy sulami tworzy a z wyp ywaj cej
wody osobny próg – jedne by y wi ksze, inne szersze, z bato i piana ró ni y progi jeden od
drugiego.

czy o je jedno – strach by o pomy le o znalezieniu si w takiej kipieli wi kszej,

szerszej, bardziej z batej lub pienistej. Pomy le strach, a znale

si w tym ywiole

naprawd ?...Dobrze przynajmniej, e wiedzia o si , i te progi wodne s na niby, e s tylko z wody,
a nie ze ska y. Chyba eby co si zmieni o od czasu, kiedy Choma widzia porohy po raz ostatni...

Znowu poszed w gór rzeki. Szed zamy lony, hurgot wody odwraca jego uwag od rzeki –

lepiej by o wy czy zmys y, bo strach cz eka opanowywa . O ma o co by by przegapi przydatny
dla widok. Ale – przypadkiem – zauwa

i ju nie spu ci obrazu z oka. rodkiem Bohu, jeszcze

daleko od Chomy, rwa a z zatrwa aj

pr dko ci

ód . Dwaj wio larze pr dkimi ruchami wiose

starali si kierowa

odzi w wybrane przez siebie miejsce. Prosto na t pora aj

grzyw piany

lecieli. Samo ich nios o, czy tak chcieli? Wpadli na grzyw , przestali wios owa , mgnienie oka i ju
ich nie by o – musieli znale si po drugiej stronie. Bezpiecznie? Wywrócili si ? Tego nie mo na
by o wiedzie bez jeszcze jednej w drówki w dó rzeki, je eli oni tam gdzie p yn . Jednak i tam
pr dko wody nie by a ma a – Choma doszed do przekonania, e nie zobaczy w dole rzeki owej

odzi i poszed do swojego namiotu. Szed , po

si , usypia , spa – a obraz odzi na grzywie

piany nie opuszcza jego wyobra ni i my li. Zmieni postanowienie i na te grzyw celowa ?...
Rano stwierdzi , e le schowa hubk i ona zamok a od porannej rosy. Nie da si ogniska za-
pali . O ciep ym jedzeniu mo na pomarzy . A zimne? Mo na je surowe mi so?... Pomy la o

órenie – trzeba bra na w drowki óren – suszone owocki órawiny b otnej i suszone jelenie

mi so. Bardzo mocno suszone i starte na proszek. No, trafiaj si niewielkie kawa eczki. Do ust
wk adasz przygarstk i ujesz. Tak z pó dnia, i wtedy ykasz. Dwie gar ci codziennie
wystarczaj co podtrzymuj nadw tlone si y ywii, a duch od órenu krzepnie nadzwyczajnie. Tak
sobie tym wyobra onym órenem urozmaica czas zwijania wszystkiego i uk adania w odzi, ze
przesta czu czczo . ywia nakarmi a si wyobra eniem? Nic to – zaoszcz dzi sporo czasu na
warzeniu i teraz mo e dalej zap yn , je eli przeskoczy porohy. Je eli przeskoczy...
Czczo powróci a i si y ywii okaza y si w

e, kiedy mocowa si z odzi . Trzeba by o tak

czyni , aby j ca zepchn na wod i zd

w niej zaj miejsce, bo pr d tutaj by by

niedo cig ym wzorcem predko ci dla rzeki bardzo górskiej. Je eli ód pop ynie bez niego...
Uda o si ! Znaczy – prawie si uda o. Stoj c w wodzie przy brzegu, w wodzie po pas, my la ,

e taki pr d oczy ci by w mig ka de cia o, nawet skorup brudu ze stóp przez miesi c nie mytych.

My- la i stara si

ci gn

ód na wod . Ona nagle przesta a by uporczywie ci ka i ruszy a z

pr -dem. Aon zd

, w ostatniej chwili, chwyci si burty i rozpaczliwym wysi kiem przybli

cia o do odzi, a potem niezdarnie wskraba si do rodka. Zaraz chwyci wiose ko, postanowi
na ladowa tych wczorajszych w drowców i na grzyw si kierowa . Spojrza i zmartwia –
grzywa by a za daleko w bok, a jego ód celowa a w najbardziej postrz pion sul . Dziw, e nie

ama krótkiego wios a – tak mocno i pr dko zagarnia nim wod . Zdo

skierowa dziób odzi

prawie w sam rodek przerwy mi dzy sulami. Atoli dziób nie jest ca

odzi . Nie s ysza

trzasku – on go

background image

- 27 -

przez mgnienie oka zobaczy jak na obrazie ruchomym bardzo spowolnionym. Burta si

ama a,

ska a stercza a z burty i dzioba a w jedn z beczek, wiat zawirowa ... Macha rozpaczliwie r kami
w wodnej kipieli, oczy zamkn , usta zacisn . Poczu r bni cie w skro .. Ciemno . Brak czucia.
Ostania my l jeszcze przytomna: - mier ?

* * *

W g bokiej czerni jakie szare mazaje... Poczu ... Poczu ? Poczu dym. Piek o?..
Us ysza ... Us ysza ? Us ysza przyt umiony huk wody. Przesta s ysze . S yszy. Przesta , s yszy,
przesta ,s y... W cz, wy cz, za cz, od cz... To chyba w asne palce zatykaj i odtykaj uszy?...
Poczu ?... Poczu jak drgn a mu noga.
- yw jest – us ysza . Na pewno to us ysza . To nie adne majaki, to nie jest sen!
Otwar oczy. B kit nieba i s

ce. Dlaczego jest zimno? Ach, to mokra odzie ...

Zobaczy skórznie. Troch wy ej s skórzane spodnie. Jeszcze wy ej...
- Hawry a? - zada to pytanie g osem niepewnym. Us yszy odpowied , czy to jednak sen?
- Tak, Choma, to ja – us ysza . - Uratowa em ci ycie. Musia em w eb zdzieli , bo si rzuca i
mnie pod wod wci ga .
- ycie ci winienem... Jak ja ten d ug...
- Twoje go bki sobie wzi em.
- S twoje. Co jeszcze?
- At, jako si rozliczymy – pij teraz. Zaraz derk ci okryjem. Nie martw si !
Rzut oka naoko o. Ognisko. Dym. Aha. Udziec jelenia na ro nie. Uratowa si ? Sen... Jak dob-
rze... Dym ogniska. To nie piek o...

* *

Obudzi si suchy. Czu ciep o. Wymaca pod derk obce odzienie. By w namiocie. Na

zewn trz Hawry a opowiada komu o Martynie. Z prze miechami, ale do wiernie – adna,
kszta tna, ch tna do mi owania, nie wie kogo i czego chce – kto j pierwszy przyci nie to ona
jego...
- Hawry a – powiedzia g

no – z kim ty...

- Hawran z nami jest – powiedzia Hawry a – najprzedniejszy ucznik na ca ym wiecie. Je

chcesz?
Chcia . Jeszcze ciep a jelenia piecze . Chleb! Pieczona rzepa, jaka kwaszenina. Grzyby? Tak,
to czerwone osaki w occie. Przyszed mu na my l brzeziniak nad Bohem. By o – min o... Jad ,
potem poczu senno .

Nazajutrz Hawry a zacz mówi o pierwszej cz ci odp aty za uratowanie ycia.
- Bo my z Hawranem – powiedzia – mamy zamiar w polskim oddziale wojska pracowa . Ty z
nami. I tobie nie wolno mówi o z otych bizantach ani o Waregach. Polacy bardzo podejrzliwi – oni
by nas nie przyj li do s

by, gdyby wiedzieli, em z Waregami gada . A w Polsce dobre ycie. My

w nagrod za dobr s

tam

b dziem mogli.

- Poj em i nie pisn ani s owa – powiedzia Choma.
- Ja za go biarza b

– powiedzia Hawry a – a ty mnie pomo esz.

- Pomog – powiedzia Choma.
- Ty jak z owami? K usowa czasami w Chmielniku? Tropisz zwierzyn dobrze?
- Po ladach i wiem gdzie ladów szuka – powiedzia Choma.
- Tak za tropiciela ladów b dziesz s

.

- B

– powiedzia Choma.

- Tak my i dogadali si – zako czy rozmow Hawry a.
Hawran by m odzie cem ostrzy onym tak krótko, e szczotka w osów stercza a mu w gór niby
kolce je a. Mo e dlatego by milkliwy? Mo e je

si w rodku na wszystko, ale nie chcia tego

pokazywa ?
Wios owa bardzo sprawnie, przy czym nie zapomina o swoim uku i ko czanie. Choma posta-
nowi zapami ta : nie tykaj uku Hawrana, bo jak go uszkodzisz, to on mo e przesta by milkliwy.
A jak do ostrych s ów do

y ostre ciosy... Nie tykaj uku!

background image

- 28 -

Odzienie Chomy w ko cu wysch o. We w asnym czu si lepiej ni w przykusych rzeczach

Hawrana. Zgodnie pe nili na zmian dy ury,p yn li dzie i noc – bez przygód. W lejkowatym
uj ciu Bohu zostali zauwa eni przez polsk czujk ze stanicy i doprowadzeni przed dowódców.

background image

- 29 -

Rozdzia V

Ksi niczki

Ko czy si drugi okres „pasienia” zwierz t przez oddzia ek Zdruzny.Wszyscy podw adni

chwa-lili na zmian lekko

wicze albo dowódc , który sam jeden zna tok s

by, podw adnym

go nie poda , tedy oni s dzili, e Zdruzno ulitowa si nad nimi i oni teraz powoli zapominaj o
okropno ciach tyrania, niedo ywienia i niedosypiania podczas zada specjalnych - w

nie dzi ki

dobremu sercu swojego dowódcy. Biedacy...
Którego dnia Zdruzno pojecha do stanicy, a po powrocie powiedzia :
- Zaczynamy nowy okres zada specjalnych.
Silne, m ode, wy wiczone ch opaczyska, a blado , która po tym powiadomieniu pokry a ich li-
ca jakby wiotkimi dziewojami byli, strachaj cymi si byle czego, wiadczy a o l ku przed jeszcze
gorszym czasem pomagania Tywercom ni ten poprzedni.
- Nasze ksi niczki przybywaj – powiedzia Zdruzno – i my b dziem strzec ich bezpiecze stwa
Uff... Blado ust powa a z lic, a w oczach pojawi o si zaciekawienie.
- Halicz sko czyli stroi – powiedzia Zdruzno – on b dzie teraz stolic krainy o nazwie Halicz-
ja. Tam na ksi niczki b dziem czeka , a potem z nimi do Brze nicy przyjedziem i do Korabiów.
Na twarze wojów Zdruzny wesz a niepewno . aden – jako ywo – takich nazw nie s ysza .
- Stanica dosta a w Gnie nie nazw Brze nica, a to miejsce, gdzie buduj okr ty – Korabie b -
dzie si zwa – powiedzia Zdruzno.
- Przecie w stanicy ani sladu brzózek... - Sobek o mieli si wyrazi swoje zdumienie nazw nie
przystaj

do rzeczywisto ci.

- Ale by y – powiedzia Zdruzno -jeno konie z ar y. B dziecie mie trzech nowych towarzyszy.
To tutejsi. Wybada ich, wypyta i dawa na nich baczenie. B

si przygl da , mo e co umiej ,

po wyje dzie ksi niczek sprawdzim ich umiejetno ci. Zaraz ich tu przyprowadz i wypytam ich
przy was, aby cie – na pocz tek – jakie-takie rozeznanie mieli.
- Idzie trzech – powiedzia Chy an – czy to oni?
Zdruzno obejrza si i skin g ow . Ci trzej podeszli, zatrzymali si o kilkana cie kroków od re-
szty i czekali. Zdruzno poleci im stan ko o siebie, naprzeciwko szeregu swojego oddzia ku i po
kolei kaza im o sobie mówi .
- Jam jest Polanin, zw si Hawry a – zacz Chmiel. Ojciec mia wie z ch opami przez kniazia
Rus ana nadan . Jak przyszli Waregowie, to wie zabrali, ch opów zabrali i ja yj z przygotowania
do pracy go bi pocztowych. Nic innego nie potrafi , jeno go bie mi w g owie.
- Ja z Uliczów pochodz i zw si Choma -powiedzia Olszyszyn. - Jak Polanie Rus ana przyszli,
to mój ojciec w ch opa zosta obrócony. Po przyj ciu Waregów zosta by nazwany kmieciem, lecz
Waregowie go ubili. Mnie nakazano by w gotowo ci na wezwanie do walki z wrogami kniazia
Olega Wieszcza. A jam nie chcia ... Uszed em z mojej wsi, gospodarstwo ostawi em i zarobku
szuka em, by do Polski przyj z mo liwo ci zakupu ziemi i domostwa. Straci em prac i nie mam
niczego... Umiem tropi

lady.

- Ja z Driewljan – powiedzia trzeci mocno a piewnie zacjongajonc. - Mnie zowut Hawran. U
nAs – po

nacisk na g osk napisan wielk liter – wsje jednakOwyje. Niet mo nych ni

ch op.Adkuda priszli Warjegi nada, znaczit' - my musim, daninu zbjerat' - w nAszyje stalicy Turow
i Iskorostjen' sk adat'. A wiesnOj prijez Ajut Warjegi i ubirajut w Kijew. Ja charOszyj strjeljec - to
powiedziawszy Hawran raz-dwa na

ci ciw na swój uk, na

na ci ciw strza , chwil po-

przymierza , wypu ci ci ciw z palców i pod nogi Zdruzny spad a trafiona strza rybitwa.- Ja po
polski naucz sja. Ja chacziu w Polszi yt' – powiedzia , patrz c na trafion rybitw .
- Ka dy sk d in d – powiedzia Zdruzno – a razem jeste cie. Dlaczego?
- Ja szo sam – powiedzia Hawran. Uwidie odku z czie awjekom i hO ubkami, tak ja sprosI ,
znaczit' – spyta , i on – wskaza na Hawry – wzja mnie na odku. A patOm, znaczit' – potem, my
uwidjeli kak on – wskaza na Chom – p ocho primjeri i woda jeho w sulu buchnu a. On tonu i
my jeho wytianuli iz kipjeli.
Wszem czyni wiadomym – powiedzia Zdruzno – e tutejsi S owianie nie u ywaj d wi ku „g”
Zast puj go d wi kiem „h”, co jest mo liwe, bowiem litery „h” u nich nie masz. Maj jeno „x”, co

background image

- 30 -

u nas dwud wi kowi „ch”odpowiada. Tedy Hawran zwa by si u nas Gawronem. Ale my – dla

atwego odró nienia - pozostaniem przy Hawraniu. Dla nas on Hawra b dzie. A drugi – Gawry o,

a trzeci – Choma. Zaraz wyruszamy do Halicza. Gawry a zostanie przy ptakach. Hawra i Choma
do dowódcy stanicy po konie si stawi i oporz dzenie. Umiecie-nie umiecie – pojedziem wolno, a
to ka dy potrafi. Na miejscu wyznacz zdania ochronne.
- To b

zadania specjalne? - spyta Sobek, lecz zaraz – zmieszany - zamilk , zoczywszy wyraz

oczu Zdruzny.

* * * * *

W wietlicy nowego zamku w Gnie nie siedzieli na awach przy prostok tnym stole bardzo wa -
ni dostojnicy i dostojnicy wa ni. Wa nymi byli namiestnicy ksi cia Polski i wojewodowie polscy.
Bardzo wa ni byli czterej ksi

ta - ze Swarzyna, z Radogoszczy, z Kopanicy i z Budziszyna.

Ponad mendel dostojników, a z ksi ciem Leszkiem i Druzn – prawie dwudziestu. By o po
obiedzie, bardzo skromnym, tedy jeno dzbany i kubki z piwem na stole sta y, ale oni poci gali jeno
z rzadka, bo przybyli tu wszyscy wys ucha powiadomienia o stanie Polski. W chwili, o której
czytamy, cz

tego powiadomienia mieli ju za sob . Teraz ksi

nakaza Druznie mówi o

wschodzie. S uchaj cy dowiadywali si , e:
Stwierdzenie, e rodkowa cz

obszaru mi dzy Bohem a Prutem jest krain zasiedlon nie od-

biega zbytnio od prawdy. S ówko „zbytnio” dodane jest po to, by wiadomym by o, e tam nie jest
bezpiecznie i ludzie stamt d radzi si przesiedlaj w strony bezpieczniejsze. Ksi

Polski ch tnie

przyjmuje osadników stamt d, maj c zgod zjazdu mo nych na osadzanie przybyszów w dobrach
ogólnych. Przy sposobno ci ksi

Leszek prosi, aby obecni udzielali przybyszom stamt d

wszelkiej mo liwej pomocy i t pili przejawy niech ci wobec nich, czy te wyzysku.
Tamtejsza kraina ma bardzo urozmaicon rze

powierzchni ziemi. Nie brakuje tam jarów, pa-

rowów, w wozów, dolinek, pagórków, górek i gór, s strumyki, rzeczki i rzeki, s zagajniki, laski i
lasy – przewa nie bukowe, st d niektórzy zw t krain Bukowin . Ubywa pól ornych z powodu
wspomnianych ju przesiedle . Zarasta wszystko pr dko. Znaczy – ziemia urodzajna jest.

Niebezpiecze stwa, które wyganiaj stamt d ca e rodziny s dwa. Najpierw koczownicy ze

swo-imi stadami, zwani Kumanami albo Po owcami. A potem Waregowie kniazia Olega Wieszcza,
opiekuna nad synem Ruryka.
Przed oboma tymi niebezpiecze stwami ochroni oby ludzi silne pa stwo. Ma si tu na my li sil-

w adz nad ca krain , wspieran przez ca ludno . To, niestety, piewka odleg ej przysz

ci,

bowiem tam panuje ustrój rodowy. Naczelnicy rodów wprawdzie od dziesi tków lat zbieraj si
ka dej jesieni i uradzaj nad wspó dzia aniem przeciwko koczownikom, lecz zima trzyma wszyst-
kich w domach i koczownicy robi co chc .

Na dobr spraw , to nie s prawdziwi naje

cy. Od wiosny do jesieni spokojnie wypasaj

swoje stada i kierdle na stepach, na tak zwanych Dzikich Polach, gdzie osadnictwa ludzi nie ma.
Przez lato stada zbli aj si do Bohu i jesieni ju tam si pas . Tych w

cicieli stad stepowych

nazywaj koczownikami. Jest co dziwnego w naturze tych w drowców. Niemo liwe, by nie
wiedzieli, i za ka dym razem po wio nie, lecie i jesieni przychodzi na stepy zima i stada nie maj
co re . I wtedy oni przypominaj sobie o zapasach karmy zgromadzonych przez osiad ych
rolników... Pasterz zawdy z rolnikiem wygrywa. Pasterze wiedz , i b

napada i rabowa i to

oni wybieraj miejsce rabunku. Zanim rolnicy si zbior , by rabusiów pokara , to ju odbiera
paszy nie mo na – rabusie w stepie, a step szeroki, a sta ych chat rabusie nie maj – nigdzie na sta e
nie mieszkaj . By dzia

potrzebna jest gotowa dru yna, podjazdy sta e, czujki, czaty... Niegdy

Hrvatowie t rol pe nili, teraz na nas pad o. Ch tniej by my to czynili, gdyby by a ch pomocy ze
strony rodów buko-wi skich... A one porozdzielane jarami i pagórkami jeno o sobie, o sprawach

asnego rodu my

. Nynie znalaz si cz ek, naczelnik rodu Soko ów, gotów z nami wspó dzia

.

Wszemira Sokolic ksi ciem tamtejszym uczynilim i pomoc mu dawa b dziem. Ksi

Leszek

swoj córk za niego wydaje. Stolic jemu zbudowalim nad Dniestrem – to wiano naszej
ksi niczki. Miasto i gród z bia ego kamienia – Halicz. Nasze wszystkie ksi

niczki ten lub

wietni swoimi osobami. Nasze ksi niczki maj nawiedza lud tamtejszy. Przy sposobno ci

miejscowo ci Brze nica i Korabie nawiedz , gdzie naszej dru yny oddzia stoi, i gdzie okr ty

dla nas budowane. Proporzec

background image

- 31 -

wojom wioz , mo e miejscowi stawi si na uroczysto ... No, ujawni tajny zamiar – my t ziemi
chcemy do Polski przy czy – oprze granice o brzegi dwóch mórz. Radzi przyjmiem ochotników
zewsz d, którzy za op at dopomog swoj tam obecno ci w przyswojeniu do nas Bukowiny...
Jak chodzi o Waregów... Oleg Wieszcz zmusi wszystkie plemiona, s siaduj ce z Rusi Kijows-
ko-Nowogrodzk do p acenia du ych danin za pozostawienie ograniczonej samorz dno ci.
Drewlanie i Dregowicze zapraszaj naszego Siemomys a na swoje trony, lecz do Polski przynale-

nie chc . My nie chcemy odda Siemomys a – raczej bychmy woleli do Siemomys a, jako

ksi cia naszego, do czy ich ksi stwa. Próbowalim ma

stwa z Waregami. Ksi

niczka Tamara

zosta a wydana za syna Ruryka – Igora. Okaza o si , e to dziwny m odzian. Co z nim jest nie tak,
jak by powinno. Tamara si jemu opiera a i zes ana by a do Suzdala. Stamt d usz a i do nas dotar-

a. Ca a, nietkni ta i zdrowa. Mniemam, e musi mi dzy nami a Waregami doj do zwarcia w

wojnie. Ale kiedy? Tego nie wiadomo. Prosz na odjezdnym zostawi ksi ciu Leszkowi swoje
zdanie o mo liwo ci waszej pomocy zbrojnej w razie takiej wojny. Ze swojej strony dalej b dzie-
my dawa wam opiek i pomoc przeciwko Niemcom, w czym nam W grzy po bratersku pomagaj .

* * * * *

Brama w murach z bia ego kamienia otwarta by a na ca szeroko . Z niej wida by o

najszersz ulic Halicza, wiod

na g ówny plac – tam targi mia y si odbywa , wa ne

uroczysto ci i zebrania ludno ci dla og oszenia woli ksi cia albo w adz miasta. Po bokach tej ulicy
stali wszyscy, jeszcze nie bardzo liczni mieszka cy miasta. Patrzyli w czelu bramy – tam mia si
pokaza orszak lubny, a w

ciwie po lubny, bo lub i wesele odby y si w Przemy lu i

tamtejszym mieszka com te ów orszak pokazano, by wielu mog o za wiadczy : lub by ,
widzia em, orszak te widzia em, sto y by y z pocz stunkiem, jad em, pi em – zawdy powtórz , e
zwi zek ma

ski zosta zawarty- o,tu jeszcze mam plam od miodu, który mi pociek po

brodzie...
Skromny t umek na ulicy Halicza nagle zafalowa i wyda gwar odkrycia wiekopomnego: jad !
Najpierw jecha o stu dru ynników ksi cia Leszka. Konie l ni y czysto ci , woje zachowywali
powag i prost postaw , snad czuli wymiar wydarzenia – oto nowy ksi

, nowego ksi stwa o e-

ni si z ich ksi

niczk Libusz i b dzie mo na do Ksi stwa Halickiego przyjecha na

wypoczynek, nogi i reszt cia a w Morzu Czarnym wymoczy , albo przynajmniej w Dniestrze,
Bohu, lub Prucie. Podkr cali sumiaste w sy, brody trzymali zadarte, szyszaki l ni y jeszcze mocniej
ni li sier koni, a miecze bez pochew pob yskiwa y w s

cu, rzucaj c zaj czki w oczy wszystkim

obecnym mieszczkom. Libusza, jad ca na wysokiej, siwej klaczy, mia a siod o, umo liwiaj ce
siedzenie na koniu z o- biema nogami po tej samej stronie – taka prawie aweczka z
przegrodzeniem do trzymania si za nie r koma, kiedy trz sie albo cia o chce si poprawi do
wygodniejszej postawy. Bia a, d uga suknia z jedwabiu opina a niektóre cz ci cia a ksi niczki –
te które trzeba. Tam gdzie trzeba by o inaczej ta suknia zdawa a si la ci ko lub rozszerza
malowniczo niby strumie – raz falkami pieszcz cy miejsce szersze, a gdzie indziej rw cy w
przew eniu i nios cy obfite, ci kie wody. Na pi knie u

onych w osach – pukle, loki, fale i

nieliczne, poz ociste kosmyki – widnia diademik z oty, wysadzany drobnymi, ró nobarwnymi
kamuszkami – niby gwiazdki na obr czy widnokr gu, kiedy zorza z pó nocy mieni si zmienno ci
kolorów.
- Wi cej w jej wygl dzie zas ug krojczyni, szwaczki i z otnika ni jej kszta tów – powiedzia a

osem ksi niczka Verena, jad ca na gniadej kobyle obok siostry, Tamary, na kasztance.

- To twoja rodzona siostra – oburzy a si ksi niczka Tamara – jak mo esz swoj zazdro na
ni rzuca tym twoim ostrym, k amliwym j zorem? J zyk lata jak opata i b oto rzuca. Wstyd!
- Ja si nie mam czego wstydzi – Verena wzruszy a ramionami – ja i nago b

pi kna.

Zostawmy na troch obie siostry, rozmawiaj ce bardzo grzecznie i bardzo bezstronne.

Zajmijmy si Wszemirem Sokolic , który ta cowa po lewej stronie m odej ony na karym
dzianecie, jakby chcia ca emu wiatu, i jeszcze Haliczowi, pokaza rado ze swojego szcz cia.
On jeden ze wszystkich naczelników rodów ca ego mi dzyrzecza Prutu i Bohu zosta uznany przez
ksi cia Polski za godnego piastowania w adzy nad wszystkimi rodami Tywerców i innymi lud mi
– nap ywaj cymi i odp ywaj cymi w zale no ci od si y nurtów strumieni w drownych pasterzy.
Teraz odp ywów nie b dzie! B dzie sojusz z Polsk ... Musi by i musi si dostarcza co roku

background image

- 32 -
umówion liczb dobrych,
wo owych skór i sporo soli. Wszak e... No, Libusza b dzie Wszemirowi rodzi dzieci. I jeden z
synów zostanie nast pc Wszemira. Wszemir wie, e to b dzie jeszcze za jego ycia. On ust pi
synowi miejsca na tronie i b dzie patrzy , b dzie syci dusz smakiem ca kowitej niezale no ci
Ksi stwa Halickiego od Polski, od Rusi i od obu cesarzy z ich namiestnikami religijnymi – z papie-

em i patriarchami. Na razie trzeba zadba o do czenie do ksi stwa owego Wo ynia, który te

obieca ... A z kniaziem Olegiem... Lepiej z nim dobrze, bo z te ciem atwiej si dogada ni li z
obcym kuternog . U miechn si do swoich my li, wygl da z tym u miechem jak ch opak,
któremu z nieba spad okruch gwiazdki, zwiastuj cy szcz cie. Srebrzysty pó pancerz zosta
wzniesiony oddechem g bokim a równym i spokojnym, d ugie uda w obcis ych spodniach z sukna
barwy renklody chcia yby towarzyszy koniowi w jego pl sach, i gdyby nie tak wielu ludzi, to
Wszemir by z siod a zeskoczy i sam z rado ci podskakiwa obok dzianeta. Na razie zdj szyszak
przepysznie drogimi kamieniami zdobiony – niech e g owa pooddycha swobodniej po tylu
haustach szcz cia, a dech zapieraj cych.
Pust , równoleg do g ównej uliczk szed Chy an, czujnie wysy

swój wzrok w uliczki pop-

rzeczne i baczy na zachowanie Wszemira. Za uszy i j zyk po wi ci Sobkowi, który szed obok –
jako wsparcie na wypadek potrzeby – gdyby Chy an dobieg , zd

, lecz na przewag liczebn

trafi ...

- Iii, tam – powiedzia Sobek – d ugie uda to nic wa nego. Krzy si liczy. Gdy ch op ma

mocny krzy , to ka demu innemu z d ugimi udami poradzi.
- Masz uda nie krótsze od niego – powiedzia j zyk Chy ana – jeno tu ów i j zyk za d ugie.
- Tobie te d ugo ci nóg nie brakuje – odpar Sobek – one musz ca y twój rozum pomie ci , bo
we bie zawdy pusto mia

.

- Teraz! - okrzyk Chy ana przerwa t , jak e grzeczn , wymian zda i jego d ugie nogi ju sa-
dzi y susy w stron Wszemira a poprzeczna uliczka zdawa a si ugina pod tymi spr

ynuj cymi

stopami d ugono ca.

Sobek usi owa – trzeba przyzna , e z marnym powodzeniem – na ladowa przyrodniego

brata Tupota oci ale, a ciany domów w poprzecznej uliczce oddawa y echem odg os jego
kroków - up up, up.
Chy an ju dobieg . Odbi si od ziemi obiema nogami, uniós praw r

... Wszyscy zobaczy-

li, e dzier

w niej trzonek d ugiego no a. Nie wszyscy zobaczyli, ale Wszemir to dostrzeg , i ten

nó lecia przez powietrze w stron ksi

cej grdyki. Wszyscy us yszeli d ugi bolesny j k i

zobaczyli padaj ce cia o m czyzny, jeszcze z r

nieopuszczon , jakby po zamachu no em ta r -

ka nie zd

a powróci do stanu spoczynku. Wszyscy zobaczyli dwie strza y, tkwi ce w szyi

le cego, a bli ej b

cy zobaczyli krew p yn

z miejsc, w których brzechwy strza utkwi y. Nie-

którym si zdawa o, e widzieli jakiego d ugasa, przy ksi ciu podskoki wicz cego i dwóch

uczników w oknach po obu stronach g ównej ulicy. Ale to mog o by z udzenie, bo pacho kowie

miejscy nikogo takiego nigdzie na naszli.
Zrobi o si nie lada zamieszanie. Woje polscy szaleli na koniach po wszystkich ulicach i ulicz-
kach Halicza w poszukiwaniu sprawców tumultu. Tak e woje Wszemira – pi dziesi ciu wystro-
jonych rodowców, poszukiwali przyczyny ba aganu. Osoby najg ówniejsze zosta y wepchni te do
komnat zamku i drzwi za nimi zamkni to bardzo staranie a szczelnie – nawet zatrute powietrze nie
mog oby si do tych komnat dosta – tak dobre by y zamkni cia.

Po pewnym czasie Halicz sta si miastem, wygl daj cym prawie bezludnie – okiennice

pozamykane, ulice bez przechodniów, kramy na g ównym placu, pe ne pocz stunków dla wiadków
weselnych, a przy kramach – nikogo... G ucho, pusto, a za spokojnie. Od bramy cz apa
zabiedzony konik. Blisko placu g ównego sta a grupka konnych. Na koniku siedzia szarak jaki –
nie dostrzeg by go w szarówce czy w deszczu -stopi by si wtedy z otoczeniem. Konik podlaz
pod siw klacz Zdruzny, oba konie pow cha y sie jak psy, szarak podniós oczy i powiedzia :
- Wy cie, jak mniemam, Zdruzno?
Zdruzno odjecha na bok, konik powlók si za jego klacz , dwaj ludzie co sobie pokazywali –
mo e znaki jakowe – wymieniali gesty i s owa dziwaczne... Potem jeszcze kawa ek odjechali od
pozosta ych, najpierw d ugo mówi szarak, potem Zdruzno - i konik, oboj tnie, pocz apa z powro-

background image

- 33 -

tem w stron bramy.
- No, i co? - spyta Sobies aw, który - to wiadomo pewna - j zyk mia

wierzbi cy i dlatego

musia nim rusza , eby wi d zmniejszy .
-Dobrze cie si spisali – powiedzia Zdruzno. - Chy an istotnie pr dkie ma ruchy i spostrzegaw-
czo nadzwyczajn , a Janko i Hawra odznaczenia dla najprzedniejszych strzelców powinni
dosta . Ja to zast pi zezwoleniem na wzmo one wiczenia, bo cie za pó no si wycofali i kilku
ludzi was spostrzeg o.
- Ale ja nie o to pytam – powiedzia Sobek.
- Mo e rzeczywi cie... - Zdruzno zawaha si przez chwil – mo e naprawd kilku z was na wa-

ne stanowiska wyniesionych zostanie... Tedy s uchajcie. Ja mniemam, e dopóki tu rodów nie po-

szarpi i rodzinami ich nie porozsadzaj po zakamarkach Bukowiny, to Tywercy sami sobie b
przeszkadza , a w drownym pasterzom i Waregom wadzi nie b

. Ksi

musi mie poparcie

prawie wszystkich mieszka ców swojej krainy. Czy w Polsce ktokolwiek obcy móg by przed-
si wzi zamach prawie skuteczny? W tpi . Ludzie by mu uniemo liwili sam zamach r ki... Wnet
by pojman zosta i obwieszony. Jeste my u Wszebora, w jego ziemi. A ilu on wojów ma przy
sobie? Ilu z jego ludzi mo e dru yn stanowi i wa ne miejsca obronne stale zajmowa ? Stu?
Chybam za wielk liczb wymieni . Wszemir tylko na te cia si spuszcza... A kto wie, czy nie
zamiaruje dwóch srok za ogony ci gn na jeden raz... Nam b dzie kadzi , a Olegowi wieczk
zapali by go Wareg nie przegapi bez wiat a... My jeste my za bardzo rozdwojeni. Mam na
my li Polaków. We cie za przymiar Hrvatów – oni za ab i So aw stanowili drug si po
Polanach. Tak ich by o wielu, e starczy o na Ba kany i na Jesienik, i na Bukowin . Nie wiedzieli-

sto zaludnienia w nowej krainie, czy wielki obszar z rzadkim zaludnieniem wybra . I to pot ga,

i tamto wielka si a. Co lepsze? Teraz ich na Ba kanach Serbowie wyprzedzaj i nawet ci gni cie
si z Jesienika i Bukowiny do nowej Hrvatii ju nie pomaga odzyska znaczenia. Ja sam nie wiem –
co my mamy wybra ... Oleg wybiera zamordyzm – gn bi uzale nionych i w ko cu ich wcieli do
Rusi. My – agodnie, grzecznie, popieramy, g aszczemy... Te nie wiem - co lepsze.
- Tato mówi – wtr ci si Bo ydar – e to jest konieczno , bo ch opów i podbitych nie lza na-
tychmiast do narodu w cza . By oby jeszcze gorzej ni z rodami – ka dy by we w asn stron
ci gn . W mrowisku si to udaje i szpilki w dobrym kierunku w druj , lecz mrówek jest moc na
kawa ku gruntu niewielkim. Ale to niedobre rozwi zanie, bo wróg owo ma e miejsce pr dko
opanuje i pr dko wi kszo mrówek zniszczy. My na los szcz cia liczym i musim mie nadziej , i
wytrwa . Tak mój tato powiada , a to wasz brat...
- Piastów by wymieni na potomków Druzny – mrukn po cichu Sobek.
- Co mi obiecywa

, Sobu – powiedzia Zdruzno g osem s odko-zjadliwym,bo on mia nie tyl-

ko umys nadzwyczajny – jego zmys y rozumowi nie ust powa y.

- Jam od tego szaraka s ysza o zamiarze wydania ksi

niczki Tamary za Topolana– ksi cia

Dre-wlan – powiedzia Hubert, daj c dowód nienajgorszej jako ci swojego s uchu.
- A Verena? - zapyta D bosz, wzdychaj c t sknie – jakby mu zgrabna a naga dziewoja na obraz
wyobra ni wlaz a.

- Jej zam cie wi cej by nam szkody mog o przynie ni li po ytku – powiedzia Zdruzno –

lada co j zajmuje.Ona jeno uciech dla w asnego cia a szuka No, ale do tych roztrz sa . Do ko-
szar pod miastem jedziem. Jutro ochraniamy orszak w w drówce do Stanicy.

- Stajnie i koszary za miastem z adzili, jakby im o mo liwo pr dkiej ucieczki przed wro-

giem .sz o, a nie o o bron – powiedzia Sobek, który lubi mie zawsze ostatnie s owo.

background image

- 34 -

Rozdzia VI

Pu k kniazia Igora

Od dwóch lat w miejscu o nazwie Brze nica, kór to nazw woje cz sto przekr cali na Brze -
nic , jako e na brzegu by a, i to brzegu rozumianym wielorako – brzeg Bohu, brzeg Morza
Czarnego i brzeg wp ywów polskich w tamtych stronach – w Brze nicy czy Brze nicy, na
ogo oconym z ga zi bocznych, mig ym pniu brzozy wisia czerwony proporzec z wyszytym na
nim bia ym or em, susz cym skrzyd a. Rano uroczy cie wci gano go wysoko za pomoc linek,
wszyscy wolni od s

by woje stali wtedy niemo w zwartym czworok cie, w równych rz dach i

szeregach koni i ludzi. Wieczorem jeno ludzie stawali do uroczystego ci gania proporca,
pieczo owitego sk adania sukna na czworo i chowania do namiotu s

bowych nocnych. Wszystko

dla podkre lenia obecno ci Polaków w tym miejscu, które przed dwoma laty same ksi niczki
polskie zaszczyci y swoj obecno ci .
Dwie z tych ksi

niczek nadal przebywa y w Haliczu, przy czym nienajlepsza s awa Vereny za-

tacza a kr gi coraz szersze. Nawet o niej i o Wszemirze szeptano... Tfu! Wstr tne ploty, i plotkary –
z zazdro ci wymys y czyni , jakby wszystkie pod

em le

y i jednocze nie widzia y – kto w tym

u i z kim... A adna nie bra a pod uwag skrzypienia siedziska, kiedy kto na nim si dzie i tu ów

pochyla, prostuje, pochyla... Babsztyle s dzi y, e wszystko wiedz i adnych pozornych po-
dobie stw nie musz bra pod uwag . W ko cu wystarczy o zapyta Wszemira, co Libusza
uczyni a i us ysza a:
- Ja z Veren cz sto zastanawiamy si nad nazw dla naszego pa stwa. S do wyboru trzy mo -
liwo ci: Haliczja – co od naszego miasta i grodu by pochodzi o, albo Bukowina – od nazwy krainy
w, której mój ród siedzia , dopóki my go bli ej nas nie przesiedlili, lubo te Mo odawija – jako e
pa stwo jest m ode. Co ty by , matko mojej córki, wybra a?

- Ja bym wybra a wyjazd mojej siostry w takie miejsce,w którym nijak nie mo na zawróci -

od-par a Libusza, na co Wszemir powinien by si za mia , a on mia wyraz twarzy lekko przes-
traszony... Ej, ty – Wszemir, prostaku jeden.! ona znowu ci arna, a ty boisz si odjazdu jej
siostry i to zdradzasz swoj g upaw min ... Prosto rzec – cymba !
Kiedy rodzina ulega rozdzieleniu, zgodnie z Pismem – odejdzie od matki i ojca, i odt d jedno

stanowi cia o, to wszystko jest jasne, proste i s uszne. A je eli odejdzie, a jedno ci nie stano-

wi ? Czy nie powstaj wtedy ci goty do odej cia ponownego – do mamusi, albo te do rodze -
stwa? Czy odwiedziny Tamary w Haliczu mo na w powy szy sposób t umaczy ? M Tamary,
knia Topolan, ujmowa rzecz w ten sposób w

nie, lecz – w takim razie – dlaczego przyjecha z

on ? W dodatku male

córeczk wie li, a Tamara znowu by a w ci y... Czy to czasem nie

Topolan z Wszemirem bardzo chcieli si spotka , aby ... No, powiedzmy – aby za

wspólnych

przeja

ek konnych i wspólnie na owy si wyprawi ?...

Zeznania Topolana musia y by jako rozbie ne z prawd , bo i Tamara... Ona, po przywitaniu z
Veren , powiedzia a krótko i w

owato:

- Nie opuszczasz nas ani na chwil – zawdy razem we trzy b dziem. A jak si zbli ysz do Topo-
lana bli ej ni na zsi g strzelania z uku, to tacie donosz o twoim prowadzeniu i pod stra starych

dz ci umieszcz w jakiej puszczy.

* * * * *

Do Zdruzny zg osi si Janek Horyd z pro

o rozmow gdzie daleko od stanicy – najlepiej w

stepie, ale Zdruzno jeno go ofukn , bo podejrzewa jakowe niesnaski w swoim oddzia ku i oba-
wia si , e to pocz tek donoszenia jeden na drugiego.
- Wobec odmowy musz rzec tutaj – powiedzia Horyd. - Gawry a dostaje go bie od jakiego
pos

ca, który nie jest z Gniezna. Z pocz tku s dzi em, i nasz go biarz kupuje ptaki u

drownego kupca, bo pa a do tych ptaków uczuciem. Jednakowo tu zawsze ten sam pos aniec

klatki z go biami przywozi i Gawry a je od niego bierze a nad uj ciem Bohu do morza. Tam szum
jest wody i nicem z ich rozmów nie us ysza .
- Hmm. - chrz kn Zdruzno – jednak e ja pokwitowania z Gniezna dostaj ... No, mo e on czy-
ta witki, robi drugie i w inne miejsce wysy a... Na szcz cie przez te dwa lata nie by o do
przekazywania nic wa nego. Ty dalej podgl daj. Zobacz czy wysy a go bie w innym kierunku
ni li

background image

- 34 -

nasze. Wezwij do mnie Chom , on Gawryle przy go biach pomaga.
Choma przyzna , e Gawry a dostaje ptaki od dwóch pos

ców.

- Czemu mnie o tym nie powiadomi ? - spyta Zdruzno.
- On powiada , e to za waszym zezwoleniem – odpar Choma.
I na tym sprawa przysch a – by o jak dot d. Tylko witki tak tre pocz y zawiera , i Gniezno

da o wyja nie i uzyskiwa o jeno zapewnienie, e taka jest potrzeba chwili. Zdruzno cz sto

sprawdza wyraz twarzy Gawry y i Chomy, lecz aden nie okazywa ani strachu, ani zmieszania.
Czy by Gawry a wysy

listy do jakiej swojej lubej? A, niech mu tam – karmy za wiele obcy

go b nie ze re, a serce nie s uga – niech e jego bicie leci ptakiem do drugiego serca...

* * *

- Zadanie specjalne! - obwie ci Zdruzno którego dnia, chocia akurat zacz si okres pasienia
przez oddzia stad. - Jedziem migiem do Halicza i b dziem os ania ksi

niczki i ksi

t w podró y

do nas. Pono chc zobaczy post py budowy i prac przy okr tach. Gawry a przy go biach ostaje.

* * * * *

Koniuchy mieli wie konie. Reszta towarzystwa mia a podró owa Bohem, o tej porze roku

bezpiecznym. Na porohach jeno przyjemno ci mo na zazna , bo woda przy piesza nieznacznie,

ytko jest, nawet uderzenia odzi w sule mog by jeno urozmaiceniem g adkiego sp ywania z

pr dem. Tedy konno do porohów, tam odzie czekaj i namioty, dwa dni odpoczynku, by
koniuchom czasu nie brak o na przep dzenie koni, wtedy z pr dem odziami, l dowanie ko o
stanicy, gdzie ju powinny ich konie czeka , bo na morze odziami niebezpiecznie wyp ywa , tedy
do Korabiów konno si pojedzie. atwo, wygodnie, przyjemnie. Dodatkow zalet b dzie
oszcz dzenie pól, które przy podró y konnej trudno jest omija licznej kawalkadzie, a mniej liczna
przy dwóch ksi

tach, dwóch ksi nych i jednej ksi niczce... Chyba by kto rozumu si zby , aby

zabiera takim dostojnym osobom, przynale

im wit .

Wszystko by o wyliczone akuratnie. Na brzegu lejkowatego uj cia Bohu, naprzeciwko stanicy
czeka y konie. Nakarmione, oczyszczone, osiod ane. Ka dy wsiada na swojego, ksi ne i
ksi niczka radowa y si ze zmiany postawy cia a, bo w odziach jednak trzeba cia o kuli ,
pochodzi si nie da... A tu ciep o w asnego konia przyjemnie grzeje w nogi, ko ysanie odpoczynek
daje, wida wszystko z wysoka. Gdzie tam, bli ej morza, owe Korabie s , mo e to budowanie
okr tów jest ciekawe i pouczaj ce?... Droga niez a, snad przez wiele wozów d ugo u ywana, tedy
ubita, kolein nie ma, równo, prosto – step zakr tów nie wymaga. Verena próbowa a, na zmian ,
uwodzi D bosza albo Gorana, lecz wszyscy ochroniarze mieli zapowiedziane wydanie na m ki,
je eli który ulegnie gestom, s owom, lub znacz cym minom ksi niczki.
Z pó mili przejechali, gdy dogna ich goniec dowódcy stanicy. Przypad do ksi cia Wszemira z
nowin , e widziano wczoraj w stepie bardzo liczny oddzia wojów, prawdopodobnie ruskich, bo
bez stad i nawet bez lu nych koni. Tedy ani wyprawa wojenna, ani w drówka koczowników ze
stadami. Dowódca prosi o ostro no , bo w stanicy nie ma tylu wojów, aby si tak licznemu
oddzia owi Rusów przeciwstawi . W razie niebezpiecze stwa dowódca radzi na drugi brzeg uj cia

yn przy koniach. Zanim Rusini te to uczyni , b dzie si mo na od nich odsadzi i pomoc

uzyska wi ksz . Wszemir natychmiast go ców pchn do wszystkich rodów z nakazem wys ania
jak najwi kszych si zbrojnych pod Brze nic .Na razie wszystko wygl da o zwyczajnie, wi c jecha-
li do tych Korabiów, bo przecie nie warto ucieka , kiedy si nie wie przed kim i w któr stron ...
Dojechali. Zamiast miasta – kilkana cie skleconych byle jak cha up. A wsz dzie, ale to wsz -
dzie moc powbijanych w ziemi kloców okr

ych. Mo naby przypuszcza , e to s korabie, bo

kszta t wyznaczany przez dwa podwójne rz dy pobliskich kloców przypomina , jako ywo, zarys
korabia. W wielkie szparzyska mi dzy klocami powsadzano grube dechy. Chyba musia y by
podczas wsadzania wie e i wystarczaj co gi tkie. Teraz wygl da y staro , sztywno i by y pogi te–
na pewno nikt tego teraz ju nie zegnie ani nie odegnie.
- Chodzi o to – rozleg si g os z ty u – eby mie wystarczaj

ilo desek na poszycie wr g

burtowych. Prosz zauwa

, e w ró nych ustawieniach kloców wygina si ró nie,wsadzone w nie

dechy. Na gór potrzebne s mniej wygi te, przy st pce krótsze i wygi te inaczej, po rodku
wysoko ci burty s najbardziej wygi te,a d ugo maj

redni . Teraz b dziem uk ada st pki i

wr -

background image

- 35 -

gi do nich mocowa . Potem do wr g b dziem mocowa te powykrzywiane dechy – od najd

szych

na górze do najkrótszych przy st pce. Zostanie uszczelnianie – s omiane powrós a smo i ywic
nas czane wpycha si w ka

szpar mi dzy deskami poszycia. Potem mocowanie pi ty masztu do

st pki i wsporników. Na koniec pok ad, podwójny ster na rufie i od dzi za dwa lata czajka gotowa.
Pi dziesi ciu ludzi mie ci, a po Dnieprze mog aby sp ywa , wy czywszy tamtejsze porohy. Po
Bohu tako , lecz tylko przy wysokim stanie wody. A i po morzu... Na kupczenie z Bizancjum je
szykujem.
Wszyscy patrzyli na cz owieka, który tak zwan si wieku mia dawno za sob , odziany by po-
rz dnie, czysto. Nijak na budowniczego okr tów nie wygl da .
- Powiedzcie, dobry cz oweiku – powiedzia a Verena g osem s odkim jak trzmieli miód – czy tu
nie ma m odszych m czyzn? Wy sami to wszystko tutaj?... - wskaza a r

na kilkaset rz dów klo-

ców.
Starzec wskaza r

koszmarne cha upy.

- Ja tu tylko kieruj – powiedzia – robotnicy maj teraz odpoczynek.

Prawie wszyscy patrzyli z lito ci na jako dachów tych bud – one z pewno ci musia y by

przewiewne, a jedyn ich zalet by o pr dkie wysychanie wody z wn trza, kiedy deszcz przestanie
pada i s

ce si poka e. Tylko Verena patrzy a w ty , na drog , któr przyjechali.

Starzec zrozumia wymow spojrze na cha upy i powiedzia :
- Zaraz poka gdzie b dzie plac g ówny, najszersze cztery ulice i inne budynki. Mam ju za-
mys i kiedy wr gi i st pka schn b

, przyst pim do budowy miasta Korabie. A na razie mamy

cz

korabiów do p ywania.

Nie by o im dane ogl da pokazu budowniczego, bo Verena pisn a rado nie, krzykn a: - M o-
dzi!, i pogna a drog . Wszyscy si odwrócili i zobaczyli nadje

aj cych ludzi wojennych.

Zdruzno wyda komend , jego oddzia stan na drodze czo em do nadje

aj cych odwrócony.

- Ucieczka najlepsza brzegiem morza – powiedzia Zdruzno – oni musz wzi pod uwag , e
stanica zosta aby im za plecami.

Ale ucieka nie by o potrzeby. Verena jecha a przy pierwszej czwórce tych nadje

aj cych,

Janek Horyd szepn Zdruznie, e jest ich dwie cie pi dziesi t czwórek a zajmuj drog na

ugo ci dziesi ciu staja . Jeszcze stajanie dzieli o rz deczek polskich wojów od masy tamtych,

kiedy pad a ruska komenda i te wszystkie czwórki stan y, a tylko Verena i m odzian jej wzrostu
podje

ali ku korabiom i orszakowi przy nich.

- To jest knia Igor – powiedzia a Verena – syn Ruryka. On w odwiedziny przyjacielskie przy-
jecha . Chce swojemu pu kowi pokaza sposób budowania okr tów i pyta, czy mu b dzie wolno.
- Prosim, prosim – Wszemir nagle wszed w obowi zki gospodarza. - A czy knia jest niemo-

?

- Ale gdzie tam! - Igor za mia si jakby najprzedniejszy art us ysza , a Wszebor si zaczer-

wieni jakby go co bardzo .zawstydzi o.
Verena te si

mia a. - Bardzo przyjemnie si z Igorem rozmawia – powiedzia a. - Czasem by-

wa, e przystojny i niebrzydki, a s owa do s owa nie przyklepie, zdania nie skleci. Tu wszystko si
po czy o – wy szy ode mnie o g ow , bary szerokie, a biodra w skie, klatka z piersiami
rozbudowana, z ociste w osy – g ste, grube i porz dnie uczesane, twarzy nic zarzuci si nie da –

mig e ciemne brwi nad b kitem t czówek, prosty nos, i nied ugi, zarost... Igor – ty si ju golisz?

- Klatka taka du a, a ptaszek taki malutki – rzuci pod nosem uwag Sobek.
- eb kszta tny i wielki jak beka i jednakowo d wi cz , kiedy ona pusta – dorzuci pod w sem
Olaf.

- Wida , e niesporo wam strojenie korabliew idzie – powiedzia Igor. Nicziewo – cisze je-

diesz-dalsze budiesz. Zbudujtie porzondnie, tak my jeich zabieriom, cha, cha, cha. arty mia Igor
swoiste. Typu: artujem- artujem, a moja r ka ostatnie miedziaki z twojej sakiewki wybiera.
- Igor mnie po drodze mówi – Verena, zaiste, by a wzorem osoby, której wszystko mo na po-
wiedzie , a ona nikomu nie powtórzy – e on ze swoimi mo ojcami na tych czajkach Konstantyno-
pol zdob dzie. Czy to nie jest mia y pomys ?
- O, bardzo mia y – odezwa si z podziwem Zdruzno.

- 36 -

background image

- Ty – Igor wskaza palcem pier Zdruzny – mnie ka etsja – Zdruzno, a? Mnogo o was ja

ysza

Powiadajom – atriad Zdruzny najljepszy. U mnie to e samyje wybjeranyje. Tak my mo em igrcy
mie du nami sdie at'... Choczesz poprobowatsja?
- Mój oddzia ek na ca y pu k kniazia? - Zdruzno by zdumiony.

- Cha, cha, cha – samyj utszyj art – odin na odnowo, na odnogo, znaczit – na jednego je-

den.Strielcew u mnie niema o, i samych silnych mnogo, prygajut to e charaszo, oszcziepniki
mogut byt' Dogawarimsja kak S owjanin so S owjaninom. Nu, kak? Sog asnyj? Zguoda?
- wietna my l – powiedzia ksi

Wszemir.

- Cudowna rozrywaka by by a – Verena by a w niebezpiecze stwie – mog a wpa w ciel cy
zachwyt i ju w nim pozosta .
- Tak my dogaworilimsja – stwierdzi Igor, jakby to z wojami Wszemira chcia mie zawody. -
Czi mnie g aza nie omyliajut? Czi to ty, Tamara? Pocziemu ty usz a ot mienja? Wazwratijsja i
budiet oczie charaszo. Ja tiebje wybaczju.
- My ju raz próbowali my, Igor – powiedzia a spokojnie Tamara – nie pami tasz? Mam praw-
dziwego m a – wskaza a ksi cia Topolana – i dzieci ze sob mamy – pokaza a na swój brzuch.
- Aha – rzek Igor – szto nibud' pomnju. Ty zagniewa as' na mienja?
- Trudno si gniewa na oset, e kole – powiedzia a Tamara, a Igor oraz – dla towarzystwa –
Verena wybuchn li miechem.
- Razjemcom budjet kniaz' Wszemir, sog asno? A mojeho raba, Topolana na udawanoj barbje
nie nada. Panjatno?

* * * * *

Ksi na Tamara za yczy a sobie rozmowy ze Zdruzn . Powiedzia a, e zwraca si do niego

jako do syna Druzny z pro

o ukierunkowanie – co ona ma teraz robi , by Igor nie za yczy sobie

mie jej ponownie u siebie.
- To jest cz owiek dziwaczny – powiedzia a – on z a od dobra nie odró nia. Bardzo przemy lny
jest, lecz nie kieruje si bezstronno ci – tylko z jednej strony na wszystko patrzy – ze strony w as-
nej zachcianki i korzy ci. Zreszt – tylko chwilowych zachcianek i korzy ci natychmiastowych.
Gotów wiat podbi i natychmiast go komu innemu odda , bo ju czego innego pragnie.
Zdruzno przez jaki czas t umaczy Tamarze – jak Igora do czego innego zach ci , na co innego
jego po

dliwo i zachcenia skierowa . Potem uzgodnili wspó dzia anie, Zdruzno zaleci Tamarze

przybycie na zawody, zostawienie m a w obozowisku Wszemira i poszed na rozmowy z
przedstawicielem Igora – musieli uzgodni przebieg zawodów – kto z kim i w czym – a
przedstawiciel Igora wymóg tak e zgod na nagrodzenie zwyci zcy.
- Zwyci zca sam obie nagrod wyznaczy i pokonany mu jej nie odmówi – powiedzia przedsta-
wiciel Igora, powo uj c si na yczenie kniazia.
- Ciekawy uk ad – powiedzia Zdruzno – jak my wygramy, to knia mo e wzruszy ramionami
i nic nie da , bo wi cej was ni li nas i si nie we miemy. A jak wy wygracie, to za da mo ecie
wszystkiego...
- Po pierwsze – powiedzia przedstawiciel Igora – si moglim wzi od razu. A po drugie –
wy w swoj wygran nie bardzo wierzycie... Nie znacie poczucia honoru naszego kniazia – on
dotrzyma obietnicy. Gorzej mo e by troch pó niej, lecz on jest przez nas pilnowany. W razie
wygranej nie dajcie zbyt wiele, bo on si zgodzi da , a my – nie wiadomo... On stara si nas
przekona o swojej s owia sko ci i w tej sprawie wszystko nam umo liwi, je eli powiemy, e tak
by zrobi prawy S owianin.

* * * * *

Na odprawie przed samymi zawodami nie by o Hawrania.
- B dziesz strzela zamiast niego – powiedzia Zdruzno, patrz c na Janka Horyda. - Wszyscy

cie dla swoich przeciwników uprzejmi. A jak który przegra, to podej do Rusina, d

mu

poda i przyzna , e lepszy wygra . eby mi si

aden nie wywy sza !

- D

trutk posmarowa – powiedzia Sobek – trutka przejdzie na jego d

, mo e potem po-

li e i ju z nikim nigdy nie wygra.
Dobry nastrój Sobies awa stan pod znakiem zapytania, kiedy – jako ucznik pu ku kniazia Igo-

background image

- 37 -

ra - wyszed Hawra . Janek Horyd strzeli bardzo blisko rodka tarczy. Wtedy Hawra , sprawdzaj c
wraz z Jankiem odleg

strza y od rodka, powiedzia :

- Mnie kupili, brat ty mój. Nie za z oto, o - nie! Oni zagrozili, e mojej rodzinie pod Iskoro-
stieniem dobior si do zadków. Ale ja mog trafi gorzej, eby my wygrali z Igorem.
- Ty strzel jak najlepiej – powiedzia Janek – rodzina wa niejsza od zwyci stwa w walce na ni-
by.

- Co ... Hawra naprawd by najlepszym z najlepszych uczników... Trzeba by o odnotowa

prowadzenie pu ku Igora.

Potem Wszemir udowodni swoj go cinno wobec pu ku. Chy an skoczy dalej od Rusina i

powinien by zwyci zc w skoku w dal. Atoli Wszemir „zauwa

”, e Chy an nadepn na kresk ,

oznaczaj

poczatek „rowu”...

- Wpad by jak nic w rów – obwie ci Wszemir, i dlatego wygra przedstwiciel pu ku kniazia.
Bie an prowadzi w biegu na dziesi staja , lecz Rusin bieg niedaleko za nim. Kiedy do ko -
ca pó stajania zabrak o, Rusin wzmóg wysi ki, dogna Bie ana i podstawi mu nog – kopn w
kostk Bie ana w taki sposób, e jedna noga zaczepi a o drug ... Bie an podniós si do dalszego
biegu, kiedy Rusin mija kresk ko cow . Wszelkie próby przekonania Wszemira, e to by a
nieuczciwo Rusina spe

y na niczym. Wszemir „zauwa

”, e kopni cie by o nieumy lne, a

mo e nawet Bie an si zwyczajnie potkn ... Zauwa

, e... - mo e...

Goran przegra uczciwie i naprawd . Rusinowi uda o si uchwyci Gorana od ty u, trzyma Po-
laka w pó , uniesionego w gór na pó stopy i – jak ka dy si acz – Waligóra móg jeno p aka , e
nad ziemi traci swoj si do d wigania, bo stopy nie maj oparcia.
Wtedy wyszed Sobek do skakania wzwy . Blady jak mier , z twarz st

, napi

.

- Mo e si poddamy? - Zdruzno ba si o zdrowie Sobies awa.
- Zrobi swoje – powiedzia Sobek i skoczy o trzy palce wy ej od Rusina.
Wprawdzie Wszemir zauwa

– tym razem naprawd – e Sobek w wyskoku odwróci cia o i

przelecia nad link plecami do do u, lecz sam knia Igor za da uznania zwyci stwa Sobka –
skoczy wy ej od Rusina, machn nogami i wykona w powietrzu ca y obrót – zeskakuj c na
nogi, a Rusin po skoku si przewróci – nie by by gotowy do walki, gdyby to w prawdziwym boju
by o...

To by prze om. Nawet bardzo go cinny gospodarz nie móg zaprzeczy , e D bosz podnosi

ci ar wi kszy ni li Rusin, i w dodatku pr dzej oraz wi cej razy. Olaf trafi oszczepem dok adnie
w rodek wypchanej s om baraniej skóry, a oszczep Rusina jeno musn skór , nadrywaj c
odstaj ce ucho. W rzucie oszczepem w „t um”, czyli na odleg

, Choma pokona Rusina bardzo

wyra nie i podczas wyrzutu broni sta daleko za kresk wyj ciow – nie by o si czego czepi .
Pi te zwyci stwo odniós Gawry a w rzucaniu dzirytem do celu – Polacy ju nie mogli przegra –
zosta o tylko rzucanie do celu kamieniami z procy i apanie ciel t na arkan – obie te czynno ci
miano liczy jako po ówki jednego zwyci stwa lub jednej przegranej.
Wtedy knia Igor poprosi o przerw , a w przerwie podszed do Zdruzny i powiedzia :
- Mo ecie zwyci

– my ju nie. Mo e si zdarzy , e teraz moi wygraj i b dziem na równi.

Ja prosz o mo liwo zmiany - niechby ostatnia walka liczy a si podwójnie. Wszak e by aby to
walka mi dzy tob a mn . Walka na kije, zamiast mieczy. Ty na pewno dobry jeste w tym, bo
swoich musisz uczy ... I ja niezgorzej sobie radz . Krzywda nikomu si nie stanie, a b dzie na
pewno zwyci zca – albo ty wygrasz i zwyci ycie wyra nie, albo ja wygram i my zwyci ymy
niewysoko. Kto zaprzestanie walki albo krzyknie z bólu ten przegrany. Jak? Zgodzisz si ?

- Takiemu kniaziowi, który tak czysto po polsku mówi – nie odmówi – rzek Zdruzno i og-

oszono wynik nowych uzgodnie .

* * *

Zaraz przy pierwszym z

eniu Zdruzno dosta tak mocne uk ucie w bok, e przy prawdziwej

walce ju by nie

. Zabola o bardzo mocno, ledwo mo na by o oddycha . Mo e p

o które

ebro... Nauczycieli musia mie Igor dobrych.Na pewno wiedzia , e trafi . Spodziewa si okrzyku

przynajmniej, a tu nic.Czy nauczyciele nauczyli go tak e odporno ci w razie braku spodziewanych
wyników w asnych trafie ?... Nie wolno by o Igora lekce sobie wa

– nale

o si skupi i

czeka na mo liwo „odwdzi czenia si ” za cios. Chyba nie nale y wali kniazia w g ow .

background image

- 38 -

Wszebor zaraz by zakrzykn , e trafienie niew ne albo co w tym rodzaju. Trzeba trafi bole nie i
unieruchamiaj co. Przelecia pami ci wszystkie nauki ojca o budowie i dzia aniu cia a. Ju wie-
dzia ...

Wiedzie gdzie trafi , a trafi – to nie to samo. Na razie Zdruzno musia zas ania si przed

ciosami kniazia, które pada y ze stron ma o spodziewanych. Dobrzy nauczyciele... Si a uderze
Igora dorównywa a ich przemy lno ci – m ody ma niespo yte si y... Ciosy staj si jeszcze
cz stsze i mocniejsze. Przychodzi zadyszka, bo same zas ony nie pomagaj – trzeba si uchyla i
odskaki-wa . Na czo o wychodzi pot, bo trzeba by o do czy cofanie si i pr dkie sk ony przed
ciosami k ujacymi w piersi. Kiedy on si zm czy?...
Grad ciosów przechodzi w now pr dko i jako – teraz przypomina werbel – jak on to robi?
Gdyby mo na by o w g ow ... On wyczu , e jego g owa nie musi by chroniona... Przebieg a
bestia... Jak z apa g bszy oddech? Brakuje powietrza...

Polscy woje zamkn li oczy – zapowiada a si kl ska. Jeden tylko Janek Horyd jeszcze wierzy .

- Przerwa walk ! - rozleg y si okrzyki Rusinów. - On unika star – ucieka ci gle. Og osi

zwyci stwo kniazia Igora!

Wszemir wsta do po owy. W r ku trzyma bia chust – zaraz j rzuci i powie, e poddaje

Zdruzn . Naraz w powietrze wylatuje jeden kij. Wszemir i Rusini patrz wytrzeszczonymi oczami.
Polacy otwieraj oczy wobec nag ej ciszy. Czy to ju kl ska? Rozjemca ma pó otwarte usta – mo e
ju zaczyna og asza wynik walki, a mo e to jest zaskoczenie... Na ziemi upada kij. Igora!
- Mo esz podnie albo uznaj si za pokonanego - g os Zdruzny jest przerywany – on ledwo
dyszy.
Igor porwa kij z ziemi nadal zadaje ciosy, nadal ma si y niespo yte i nie uby o mu umiej tno -
ci. Ale dosz o co nowego – zaskoczenie z powodu wytr cenia mu z r ki kija. Tego nie
przewidywali nawet jego nauczyciele. Mo na straci w walce bro ? Czy w prawdziwym boju
przeciwnik pozwoli podnie ? Jeszcze wzmóc pr dko – nie ustawa w natarciu – ten stary lada
chwila przestanie widzie przez rz sisty pot, zalewaj cy mu lepia. Ostatni nauczyciel uczy
omini cia zas ony i pchni cia prosto w oko. Nie pomaga walka bezkrwawa, to trzeba zabi . miech

dzie, e kijem zabi Polaka.... Jak to mówi nauczyciel? Aha – nikt jeszcze nie unikn tego ciosu

ze zwodem! Teraz!!!
Nie bola o. Tylko nagle r ka zdr twia a, straci a czucie i Igor wypu ci z niej kij. Sta i próbo-
wa ruszy palcami tej r ki. Nie czu niczego – to lepsze ni ból – ale palce si nie poruszy y. Ten
stary idzie do Wszemira i charczy:
- Og

moje zwyci stwo, bo rozwal mu eb!

* * *

Po walce Igor doszed do siebie na tyle, ze podszed do Zdruzny i spyta – jakiej da nagrody.
- To tylko przypadek, em zosta zwyci zc – powiedzia Zdruzno – za to adna nagroda si nie
nale y. Los zrz dzi , e knia Igor nie b dzie móg chwali si kolejnym zwyci stwem, bo r ka mu
si zepsu a. Ale to musieli by nauczyciele... Mistrzowie nad mistrzami. Ja tylko... No, chcia em
rzec, e g upim szcz cie sprzyja. Jak r ka wydobrzeje, to ch tnie po nauki si zg osz . To ostatnie
pchni cie... Nadzwyczajne – a dziw, e jeszcze yj . Trafienie w oko... Hmm. Cud istny.
Zdruzno poszed do swoich wojów. Wszyscy patrzyli na niego jak w t cz – dokaza sztuki nad-
zwyczajnej – zosta zwyci zc , a nie urazi zwyci onego.
- Jak tego dokonali cie? Jam widzia wasz cios. W co go pchn li cie, e ta r ka mu obwis a i
zmartwia a? – Janek Horyd zadawa pytania jedno po drugim.

- W stawie okciowym – powiedzia Zdruzno – jest tako staw nerwu – takiego sznura prze-

wodz cego rozkazy od g owy i my li do palców, przegubu i przedramienia. Trafi em go w ten prze-
wód, w ten staw nerwu. Mo e tak by , e b dzie mia r

niew adn do ko ca ycia.

- Igor Suchor ki – powiedzia szeptem Sobek, a wszyscy ludzie Zdruzny zapomnieli o przes-

trodze: nie miej si bratku z cudzego upadku... No, chyba oprócz niektórych...

* * *

- Id pocieszy Igora – powiedzia a Verena – musi by bardzo zawiedziony, e niespodziewana

background image

- 39 -

choroba r ki odebra a mu zwyci stwo.
- Mo esz po drodze za atwi co-nieco? - spyta a Tamara.
- Zale y co – powiedzia a nieufnie Verena.
- Wszemir Igorowi korowaj przygotowa . To na przeprosiny i jako pociecha po niezas

onym

braku zwyci stwa. Aha – jest tu jeszcze wi dla Zdruzny od mojego m a. Jak ci b dzie ódk
który znajomy przewozi , to oddaj mu dla Zdruzny. Jego go biarz do Gniezna wysy a wie ci. Sama
bym odda a, lecz Zdruzno w step pojecha – rozmy la o nauczeniu podw adnych tego ciosu Igora
w oko... Jeno dzisiaj koniecznie, bo to pono pilne. Bym ci nie obci

a, lecz nie zasta am Zdruzny

ani jego podw adnych. Mo e ju wrócili z tych swoich rozmy la ...
Verena wzi a wi i przeczyta a g osno : - Gawry a nadal skutecznie oszukuje Kijów.
- eby ci czasem my l nie nasz a zanie t wi Igorowi – przestrzeg a siostr Tamara – bo z
Druzn b dziesz mie do czynienia. Powiedzie Igorowi mo esz, bo to jawna wi , ale wie musi
by dzisiaj wys ana i z tym artów nie ma. Zdaje si , e za tym niewinnym zdaniem jaka inna
wie si chowa... Nie zgub! Korowaja te nie zgub! I jeszcze Igorowi powiedz, e Wszemir przy-
pomina, i Polacy maj stanic poza ksi stwem Wszemira i Libuszy. Nie zab dziesz?
- Co ty – powiedzia a Verena – mo e Igor pocz stuje korowajem, a ja s odko ci lubi i owoce
pieczone. Wi , korowaj, stanica – zgadza si ?.

* * *

Verena powróci a nast pnego dnia w po udnie. Twarz mia a zmi

, odzie miejscami poszar-

pan . Obie siostry siedzia y w ogrodzie i omawia y jad ospis na jutro. Verena zrobi a tajemnicz
min .
- Nie uwierzycie, siostrzyczki -powiedzia a – Zdruzno jest zdrajc . Oj, b dzie z nim koniec.
- Jak?, Co? , Opowiadaj! – siostry pokrzykiwa y jedna przez drug .
- Odda am na ódce wi dla Zdruzny – powiedzia a Verena. - A on musia w nocy t wi przy-
nie do namiotu Igora, bom j rano na stoliku ujrza a.
- Samemu Zdruznie odda

? - spyta a Libusza.

- Nie, odda am temu osi kowi, co z Rusinem zapasy przegra
- To mo e ten Waligóra jest zdrajc – wyrazi a przypuszczenie Libusza.
- Szkoda – powiedzia a Verena - nie wykry am zdrajcy. Ale to nic. Mówi wam – jeszczem
takiej nocy nie prze

a. Igor niby zwyczajny cz ek, ale on jako ... Wezwa najpierw dwie takie...

Wyk pa y mnie, olejkami nama ci y. A ich dotyk... Dech mi zapiera o – ale one wiedz gdzie i jak
dotkn czy pog aska ... A potem posz am z tym, który tego od wici pokona ... Bardzo, bardzo. Za-
raz wszed po nim ten od ci arów podnoszenia... Mówi wam – gwiazdy pod powiekami, a w
biodrach takie mrowienie, askotanie, rozkosz... W ko cu zacz am co krzycze . Sama nie wiem
co. Potem znowu ten zapa nik...
- Ty, Verena – powiedzia a oschle Tamara – jeste wyuzdana wszetecznica. Nierz dnica jeste .
Od kobiety gorsza, bo ona dla zarobku, a ty... Wstr t mnie bierze. Igor i mnie chcia swoim

dakom da do zabawy. On jest... No, jeszczem nie s ysza a, eby on do jakiej si przystawia ...

Za co do wici... Ona mog a by podwójna i ty jedn Igorowi mog

w korowaju zanie ...

- Nic z tego nie pojmuj – przyzna a Verena.

background image

- 40 -

Rozdzia VII

Step

wit w ka dym miejscu, aczkolwiek nie u ka dego, stwarza niesamowite wra enie. W pe ni wi-

tu jest ca kowicie widno – jest wiat o, a nie ma cienia. Wi kszo ludzi wcale o tym nie wie –
wr cz myl

wit ze wschodem, kiedy to nad widnokr giem pokazuje si zuchelek tarczy s onecznej

i natychmiast pojawiaj si d ugie cienie skierowane ku zachodowi. Te jest wtedy niesamowicie,
bo na samym pocz tku wschodu d ugo cienia zdaje si niesko czona, a i potem cie wszystkiego
jest bardzo d ugi. Jednak nawet ci ma o spostrzegawczy ludzie musieliby zauwa

bezcienisto

witu na stepie. Tam nie ma zbyt du o drzew czy krzewów, a cienia niskich traw mo na nie zauwa-

. Ale w pewnych okresach roku tam nie ma niskich traw!

W takim w

nie okresie oddzia kowi Zdruzny zmieniono zadania – zamiast pasterskich pos ug

przy zwierz tach mia uczestniczy w czatach, posy

czujki i podjazdy w step. Koniec s

by by

ju bardzo bliski, wszyscy byli dobrze wyszkoleni i z yci. Znali si jak stare konie w stadzie. A je-
den za drugiego prawic by odda . Wprawdzie Sobek powiada , e tylko wtedy, gdyby jaki cios w

okie zamieni r

w suchelec ma o przydatny, lecz Sobkowych powiedze ju nikt nie bra ca -

kiem powa nie – mówiono , e Sobek byle co gada, bo byle co zjada – on wola skórki od mi kiszu
i ar przede wszystkim chrz stki, ci gna, niektóre kostki, a prawdziwego mi sa prawie nie tyka .
Czas zaciera powoli pami o Hawraniu – odszed pu k Igora, tedy i on odszed . Wszak strze-
la dla kniazia i Rusinów – czy po takim wydarzeniu mia powróci , rzec cokolwiek i nadal Pola-
kom s

?... Szkoda troch , bo szczery by towarzysz – przecie chcia

le trafi , aby druhowie

wygrali... Sobek swoje wyszczeka : - Nieprwda, e szczerze chcia

le trafi – jego wad to by o, i

on nie umia

le trafia , i on o tym dobrze wiedzia . Tedy chcia sobie nasz przychylno j zorem

zaskarbi , a i tak trafi by lepiej od Janka. Niechc co...
J zor niewyparzony u tego Sobka – w kogo to si wrodzi o? Ojciec porz dny, o czym D bosz,
Goran, Chy an i Bie an wiadczy mog , a ich przyrodni brat rzepowi podobny - wszystkiego si
czepi. Chy an – najmowniejszy z pozosta ych braci Sobka – zacz wywodzi , e w takich razach
szuka si jedynej ró nicy, dziel cej jednego od pozosta ych i ta jedyna ró nica stanowi przyczyn
niewyparzonej g by Sobka.
- Uwa aj, Chy an – warkn Sobek, bo moj ma chcesz urazi ...
- Jaaa? - Chy an ca y by zdumieniem nieudawanym – ja tylkom mia na my li znaczenie s owa
sobek. To taki b cwa , który w asnej matce gotów przygada ...Biedna ciocia Hilda...

* * *

Tego dnia podjazd mia wypatrywa

ladów pasterzy w drownych do daleko od stanicy. Do-

wódca stanicy nakaza parodniowe poszukiwania, wzi li zapasy ywno ci i buk aki z wod . wit
zasta ich na pograniczu traw, g ównie z ostnicy wiechlinowatej ta kowa cz

stepu si sk ada a,

ostnicowate s siadowa y z obszarem s abszej gleby, gdzie mocno pachnia pio un, oraz z morzem
burzanów i bodiaków. Czerwonawo kwitn ce burzany skupi y si w wielkich k pach – tak
wielkich, e niema y tabun koni w ka dej móg by si skry . Skry si dos ownie, bo wysoko tych

p czyni a najro lejszego konia niewidocznym – tak wybuja y burzaniska po stopnieniu zimowych

zasobów niegu. Pó niej sucho b dzie i burzany zmizerniej , zbr zowiej , poschn , wi cej odyg
zostanie ni li li ci, ale teraz z siod a widzia o si te k py jakby wysokimi falami by y na oceanie
traw, a wra enie falisto ci pog bia o s siedztwo przy k pach - ni szych, ca ych kolczastych
bodiaków. Ostnice i bodiaki lepiej sobie w suchym czasie radzi y od burzanu, ale ka da ro lina lubi
wod , tedy mokro po niegowa s

a powycinanym i kolczasto zako czonym li ciom bodiaku,

który umia wydalanie wody ogranicza , wpuszczaj c jej nadmiar tylko do kolców na li ciach i

odydze. Niebieskie kwiaty bodiaku jeszcze nie wszystkie by y zapylone, lepiej rzec, e dopiero

niektóre przekszta ca y si w zielone kuliste zbiorniki puchatych nasion, potem bodziak odda owe
puszki wiatrowi, i b dzie psotnik wiaterek unosi puszki, dmucha na nie i przenosi hen, hen...
Jakby wiadomie umieszcza nasiona bodziaku w

nie przy ostrowach (wyspach) burzanu, czyni c

burzan ma o dost pnym dla koni ze wzgl du na kolczasto bodziaku – ochroniarza burzanowych
ostrowów. Samym koniom nie bardzo to przeszkadza, lecz gdyby cz owiek na koniu chcia w
burzanie si skry , to móg by zosta przez konia zdradzony waleniem kopyt i pokwikiwaniem zez-

background image

- 41 -

oszczonego wierzchowca, zwykle ostnicy i bodziaku unikaj cego.

Tedy Zdruzno i jego woje burzanowym ostrowom ma o uwagi po wi cali – tam na pewno nikt
si nie kry , chyba eby w drowiec pieszy a pojedy czy – taki dla stanicy, Korabiów i ksi niczki
Libuszy nie by by gro ny.
- Niby suchoro li tu du o – powiedzia Sobek – a tyle wody kradn zwyczajnym ro linom, e
drzew nie ma, a i krzaków jak na lekarstwo...
Wszyscy czekali na dalszy ci g my li Sobka, lecz on zamkn usta i tylko po ziemi popatrywa ,

ow spu ci jakby go czarniejsze my li od tej o z odziejstwie suchoro li nasz y. W ko cu

czekanie na dalszy ci g wypowiedzi Sobka wszystkich zm czy o. To jest z takim czekaniem na
doko czenie wypowiedzi gadu y tak, jak ze zdejmowaniem butów przez takiego, co zawdy wali
zdj tymi o ziemi i s yszysz dwa r bni cia. A on raz przypomni sobie, e wszyscy mu to walenie
buciorami wypominali i po pierwszym r bni ciu – drugi but postawi na pod odze po cichu. Ca e
koszary czekaj w napi ciu na drugi oskot, by spokojnie zasn – wszak ha asu rozbudzaj cego ju
nie b dzie, a ten od g

nego walenia naraz przesta spe nia oczekiwania ogó u...

- I co dalej, Sobek? - w ko cu nie wytrzyma Olaf i zapyta .
- Bodiak – wyja ni Sobek – wiem dlaczego na niego tutaj mówi bodziak. Bodzie sukinsyn tak
ostro, e mój ko chyba okuleje od wczorajszego uk ucia bodziakiem.

Na tym roztrz sanie wa nej sprawy podobie stwa uk

do bodni przerwano, bo Choma

stan w miejscu niby wy

na polowaniu, kiedy poczuje nag y nakaz nosa. Niby stoi, ogon

nieruchomy, jedna przednia apa zacz a krok i w po owie ruchu zawis a w powietrzu... Pos g isto,
a widzisz pe ni

ycia stworzenia - lepia zaognione i w jedno miejsce wlepione, nos rozwarty, a

klapciaste uszy zdaj si gotowe do natychmiastowego postawienia.
Zdruzno spojrza spod oka na Horyda, bo z dawna mieli umówione, i Chom i Gawry b dzie
si sprawdza . Powieki Janka Horyda zosta y powoli opuszczone do stanu pó przymkni cia i
powiadamia y, e zachowanie Chomy ma wa ny powód.
- T dy przed miesi cem przechodzi du y oddzia konnych – powiedzia Choma, a dwukrotne
pr dkie mrugni cie Horyda powiedzia o, e Horyd si z Chom zgadza.

Podjazd stan i wszyscy pocz li szuka

ladów, które kaza y Chomie i Horydowi wierzy w

obecno oddzia u konnych przed miesi cem w

nie w tym miejscu – na oko niczym si to miejsce

od innych nie ró ni o – bodziaków nie brak o, pio uny panoszy y si mi dzy ostnicami, a i burzany
si z rzadka trafia y – pocz tki nowych burzanowych ostrowów.
- Ja tylko ros obfit na li ciach widz – powiedzia Sobek – znak nieomylny, g osz cy - wspól-
nie z przejrzysto ci powietrza - e jak tylko wit minie, to skwar b dzie rós niemo ebnie.
- Popatrzaj na ro liny inaczej – powiedzia Choma. - Trawka taka w k pkach – widzisz jej ? O-
na najpierwsza na ubitej ziemi si pokazuje. W jednym pasie jej kepki tu porastaj , a w pobok ich
nie ma. Znaczy – pas ubitej ziemi jest. A na tym pasie mniejsze, ni wsz dzie indziej, pio uny i
bodziaki. A i burzany nie tak wynios e... Znaczy – wiele koni w szeregach sz o i step udeptywa y.
Teraz wszyscy ujrzeli ow „drog ”, po której niedawno szed wielki oddzia konnych. A jak
oddzia , to znaczy, e wojów. A jak tak równo, to znaczy, e pu k Igora – przypomnieli sobie
pierwsze spotkanie z pu kiem – te równiutkie czwórki, karne...
- A, ot – powiedzia Choma, zsiadaj c z konia – i u omek strza y ja zobaczy .
Choma podniós kawa ek brzechwy z piórami, d ugo na patrzy , a potem rzek ;
- Z nimi Hawra szed i zostawia znaki.
- Tego nie mo esz wiedzie – powiedzia ze miechem Gawry a.
- Tylko Hawra tak przycina pióra do strza – powiedzia Choma.
- Ja tak samo przycinam – powiedzia Hubert.
- A u kogo to podpatrzy

? - wtr ci si Zdruzno.

No,tak – znowu Choma mia s uszno – obecno Hawrania na tym szlaku by a niew tpliwa.
Po jakim czasie zobaczyli samo przyci te pióro... To by o pióro od strza y Hawrania.On, taki
pouk adany, taki staranny, tak dbaj cy o uk i strza y nie móg tego zgubi niechc co.
- Zostawia znaki w nadziei, e kto je dojrzy – powiedzia Bo ydar. - Musia si znale na
ko cu ca ego szyku, bo ani ten kawa ek brzechwy, ani to piórko wcale nie s zdeptane przez konie.

background image

- 42 -

- Mo e to znaki dla nas? - D bosz mia wyraz twarzy zamy lony jakby jego wyobra ni Hawra
si pokaza .
- Widz zw oki – powiedzia Chy an, maj cy wzrok bardzo bystry, a oczy umieszczone wysoko
– z wysoka pr dzej bystrymi oczami wszystko dojrzysz...
Rzeczywi cie – po chwili wszyscy te zw oki zobaczyli i zrobi o si smutno – jakby wie y pog-
rzeb si tu odbywa , albo przynajmniej stos pogrzebowy uk adano.
- Biedny Hawra , na co mu przysz o – wyszepta Bie an.
- Ja jego zakopi – powiedzia Gawry a – mieczem dó wykopi i zasypi , bo do reszty jaki wilk
stepowy albo zab kany jenot b dzie zw oki cz eka z era ... W k pie burzanu grób ukryj , zaro nie,
zwierz ta nie b

niepokoi ...

Wszyscy patrzyli na resztki twarzy ludzkiej, ju mocno nadgni ej – no tak, wczesn wiosn ta

mier nast pi a, zwierz dziki poszarpa twarz, ch ód d ugo strzeg przed gniciem,a teraz si zacz -

o psucie od gor co ci i wilgoci mgielnej albo od rosy... Pomagali Gawryle, posz o pr dko,

odjechali t „ cie

” mierci, staraj c si wymaza sprzed oczu pami ci i wyobra ni obraz

Hawrania. Mi y by ch opak...
Drzewa prawie si na stepie nie zdarzaj . Lecz – w co trudno uwierzy – przy ich szlaku wida
by o zabiedzon wierzbk , a obok niej k pk wierzbówki. Sobek ucieszy si bardzo i powiedzia ,

e to miejsce zaklepuje dla siebie jako os on przed s

cem, jako miejsce, maj ce skrawek cienia.

- Ja tu musz chocia przez chwil przysi

i odpocz , abym móg wnukom opowiada o buj-

nej ro linno ci drzewiastej na stepie – powiedzia i potoczy po innych wzrokiem zaczepno-
odpornym – niech no tylko który zechce mu to „drzewo” zabra ...
- O

si – s siedzi b

mieli on i wnuki - powiedzia Chy an, a Sobek...

Nie zd

nic powiedzie ani zrobi , bo Horyd dojrza i pokaza na ga zi tej namiastki

wierzby zrobiony rzezakiem do wici napis. „Hawry a to zdrajca” - przeczytali i, jak na komend ,
jednocze nie popatrzyli na Gawry . Sta blady i gniewny. Wzruszy barkami i ramionami i chcia
ruszy dalej.
- Zaczekaj, Gawry a – powiedzia Zdruzno – niech e Sobek za yje swojego „cienia”,a my poga-
damy. Dlaczego trzyma obce go bie?
- Lubi te ptaszyny – niech Choma powie – rzek Gawry a.
- A dlaczego tym ptaszynom witki do nó ek wi za i w stron Kijowa owe ptaszyny s

?

- wiczy em,by mie wi cej pocztowych – powiedzia Gawry a – a e one t stron wybiera-

y... Jam im nie nakazywa tam lecie ...

- A dlaczego moich wici do Gniezna nie posy

?

- Jak e nie? To wszyscy widzieli, em wypuszcza go bie. Mo e po drodze jaki jastrz b go -
biarz... Mo e na noc ptaszyna przysiad a, a kocisko tylko czeka o...
- Go bie dolatywa y, lecz wici nie mia y... - Zdruzno patrzy na Gawry wzrokiem jastrz bia,
który w stepie padalca wypatrzy .
Cawry a tr ci kolanami konia i pomkn cwa em po szlaku „ mierci”. Horyd natychmiast na o-

strza na ci ciw swojego uku i przymierzy . Gawry a nagle skr ci w stron ostrowu

burzanów. Je eli si w tej k pie skryje... Strza a wisn a i dogna a krzy Gawry y, kiedy mia do
ostrowu ze trzy susy. Wtedy z burzanów wylecia a inna strza a – jakby na spotkanie uciekiniera.
Trafi a Gawry w tchawic . Rozleg si okrzyk, potem charkot... Ko Gawry y w

nie dopada

py, kiedy Gawry a rozkrzy owa r ce, odchyli si do ty u i spad ... Z ostrowu wyszed ,

zdejmuj c ci ciw ze swojego uku - Hawra . Ca y, ywy i wygl daj cy na zdrowego...

* * *

adnej ze strza nie wolno by o wyj – tak powiedzia Zdruzno. Strza a w szyi -by mo e – ot-
wór, dziur w jakiej yle sob zatyka i dzi ki temu Gawry a yw jeszcze, bo jak si cz ek wykrwa-
wi, to ju koniec. Ta druga – w krzy u – u amana jest, jej ruszanie mo e urazi ,zrani mlecz w kr -
gos upie, a z tego mlecza nakazy id do oddychania. Bez oddychania – to ka dy wie – cz ek si dusi
ca kowicie i bezpowrotnie.
- Lecz on si m czy... – powiedzia Choma, z min bole ciw - jakby to jego bola o w szyi i w
krzy u.

background image

- 43 -

- Bóg zakaza pozbawia

ycia – powiedzia Bo ydar, a Hubert popar go skinieniem g owy.

- Okrutna jest wasza wiara – powiedzia Choma – on bardzo cierpi...
- To on mia by

z tymi strza ami w sobie?... - spyta Hawra . - Ja moj chc odzyska ...

- No, w

nie – kiedy te strza y trzeba b dzie wyj ... - Olaf w sposób widoczny pokazywa

min twarzy rozterk – wyj i zabi , czy nie wyjmowa i... - Jego trzeba dobi – rozterka zosta a
zako czona stwierdzeniem jednoznacznym.
- Cierpliwie czeka em na jego popraw – powiedzia Zdruzno – niech e on chocia troch po-
czeka na wybawienie od cierpie . Przeniesiem si kawa ek dalej i b dziem w pobli u nocowa .
Dopiero o zmierzchu, kiedy Hawra – nareszcie - zjada zapasy przez prawdziwego kucharza
przygotowane, wprawdzie zimne, ale zawsze, dopiero wtedy by czas na wys uchanie krótkiego
sprawozdania najlepszego z uczników.
- Oni zostawiali tych, którzy mieli jakie choroby albo bole ci – powiedzia Hawra . Tedy ja te
„mia em bole ci”. ywi em si ptakami. Tu o opa trudno – oni ze sob drwa i szczapy wozili, lecz
nie dla wszystkich ognia starcza o. Bardzom wdzi czny za pocz stunek z kot a dru yny. Drugiej
zimy na stepie nie przetrzymam... Nie wiem co ze sob pocz ...
- Nied ugo b dziem wraca do Polski – powiedzia Zdruzno. - Pomnisz, e nasze zadania spec-
jalne polega y na kierowaniu ch tnych do naszego kraju? Je li ch tny... My nie znalim tych,
których zach calim, by si u nas osiedlili... Ciebie znamy i uznajemy za warto ciowego cz eka...
- Uff! - Hawra odetchn z ulg – jak dobrze mie wytyczony cel na d

ej ni „do jutra”... Ja

ch tny jestem do popilnowania koni w nocy. Przydam si ?
Zdruzno skin g ow i u miechn si – Hawra dawa si lubi , a do sprzeniewierzenia si o-
bietnicy dochowania wierno ci dru ynie zosta sk oniony gro

. Chyba zapomnie o tym jednost-

kowyn odst pstwie, czy co?...

Niedawne znalezienie nieboszczyka, blisko zagro onego, a w

ciwie skazanego na mier

cz sto sk ania do rozwa

o losie duszy po mierci cia a. Siedzieli wszyscy kr giem, zmierzch

przeradza si w zmrok,krótkotrwa por doby, kiedy s

ca ju nie wida , lecz ono, jakimi zak-

rzywionymi promieniami chyba, zagradza drog ca kowitej czerni. Mo na odnie fa szywe
wra enie, e s

ce jeszcze powstrzymuje noc, aby gwiazdom i miesi cowi przekaza cz

swoje-

go blasku. Wiadomo, e chodzi s

cu o korzy nietoperzy, które widzie zdobyczy nie musz , ale

ona w powietrzu musi by . A jako mia yby lata

my, na przyk ad, gdyby by o ca kiem ciemno?

Rozja nia y si te gwiazdeczki powoli, mo e one maj knoty, a wiadomo, e knot nie od razu

pe ne wiat o daje... Zacz o duchach Olaf, ale inni te swoje dopowiadali.Jeno Bo ydar i Hubert

uchali jak zakl ci, bo oni ze s owia skimi wierzeniami s abo byli zapoznani. Wierzyli w te

opowie ci, czy nie? Pewnego nic rzec o tym nie mo na. W ka dym razie dostali materia do prze-
my le i porówna .
Wedle tych wieczornych opowie ci dusze z oczy ców musz zosta na ziemi, by odpokutowa
za wyrz dzone niegodziwo ci. Wyrzuty sumienia sk aniaj te dusze do dobrych czynów, które za
pokut starczaj , je li s dla pokutuj cych dusz przykre i uci liwe. Gdyby my o ywych mówili –
to za przyk ad lekkiej uci

liwo ci mogliby my poda konieczno babrania si w odchodach. Ci

szy by by mozó , przy tym babraniu, powoduj cy straszliwy pot i wi d, a jeszcze ci sze by yby -
niedostatek jedzenia i napoju przy tej cuchn cej robocie. Takie stopniowanie dokuczliwo ci...
Tak to Bóg urz dzi , eby z e duchy wierzga y i one to czyni , bo kto lubi sam sobie uci

liwo-

ci dok ada ? Przez owo wierzganie pokuta staje si d

sza i d

sza. Niektóre duchy wytrzymuj

i z o przestaj czyni . Wtedy taki duch zostaje zamieniony w wi . T zamian cz ek czasem
widzi...
Z y duch – dajmy na to strzyga czy upiór – przestaj c si opiera sumieniu do ziemi jest przy-
bli any. S takie dni, kiedy to widzim. W po udnie gor cego dnia, przy ca kowitym bezruchu
powietrza, adnego wietrzyku nie ma, a wida jak paprochy, s omeczki, piórka i inne lekko ci
unosz si w gór , a potem powstaje wirek powietrza, w którym te uniesione rzeczy kr

si

jakoby w wirze wodnym by y. Z tego wirku wyrzucane s resztki upiora lub strzygi i pozostaje
wi a.
Hawra przedstawi te sprawy nieco inaczej. Wedle tego, co mówi najgorsze duchy – upiór i
strzyga, znaczy z m czyzny dusza i z niewiasty, czyhaj na mier cz owieka. I jak tylko cia o

background image

- 44 -

zmar ego ma jaki otwór, na przymiar – ran , to strzyga b

upiór natychmiast w takie cia o

martwe w azi i robi si w pir, który musi si

ywi krwi zwyczajnych ludzi.

- Jeno upiór tak robi – zaprzeczy Sobek – dusza z ej baby – strzyga - jest na to za g upia.
- Nie mo e toto wle w trupa przez nozdrza? - spyta Zdruzno, lecz nikt nie chcia na to pytanie
odpowiedzie .
- To wszystko nieprawda – powiedzia Bo ydar – dusza po mierci idzie do czy ca albo do nie-
ba. Przewa nie do czy ca. A potem jest S d Ostateczny i z e dusze id do piek a, za dobre – do
nieba. Te najlepsze jeszcze przed s dem staj si

wi tymi i Boga w niebie ogl daj , za ywaj c

wiecznej szcz liwo ci.
- Dobry azarz, kiedy si t umaczy z emu bogaczowi, e on nie mo e mu pomóc,bo jest zakaz
przestawania tych z nieba z tymi, co w piekle... To on, wed ug ciebie, Bo ydar, szcz liwy by ? -
Zdruzno patrzy spod oka na Bo ydara, ten si lekko zmiesza i nic nie odpowiedzia .
- A po udnice? - zapyta D bosz. - Gor c taka na niwiarzy spuszcza, odpoczynku im wzbra-
nia... To lepszy duch od innych, czy gorszy?
- To jest rodzaj wi y – powiedzia Olaf – ona dba o dobr dojrza

i sucho ziarna. A z daw-

nych lat ci goty ma do sobkowania – spojrza spod brwi na Sobka – i przy sposobno ci dokuczy
gor tw rolnikom.
- A rusa ki? - dopytywa si Biegan.
- To nie s dusze zmar ych – powiedzia Chy an – to s s ugi Z ego, który przez lito ciwego
Boga nie zosta dobity po przegranej bitwie. Rusa ka i dziwo ona... Ooo, bracie – strze si s

ek

ego, bo przepadniesz – twoja dusza po mierci, je li pokusie ulegniesz i z rusa

... At, lepiej nie

mówi w z chwil , bo us yszy i si tu czai zacznie. Pono ka dego skusi, przybrawszy na si
posta , jak sobie wymarzy ...
- A dusze dobrych ludzi? - zapyta Hubert. - Tylko o z ych duchach powiadacie... Te o niebie
w waszej religii jest mowa?

- Tatko powiada – odezwa si Janek Horyd – e dusze niewinnych zmar ych dzieciaczków

staj si bo tami. Pozostaj w rodzinnej chacie i tam swoje dobro sul , a z e duchy jeich si boj .
Bo ta d ugo mog w chacie przebywa , je li o nich pami tasz. Niczego one nie jedz i nie pij ,
atoli pami ci si

ywi . Za dowód onej pami ci maj kropl napitku, który z my

o nich uronisz

z kubka - na próg cho by j strz niesz, eby ci twoja umi owana j dzula nie ciosa a ko ków na bie
za moczenie chodnika lubo pod ogi,
- Dlatego bezpieczniej bo

tom par okruszym chleba posypa gdziekolwiek – te twoja Doku-

cznica trudniej spostrze e, a jeszcze jej przygada mo esz, e s abo zamiata - twarz Gorana jako
dziwnie agodnia a, kiedy si o j dzuli s ysza o, a s owo – dokucznica – wypowiedzia z min du-
szy, „skazanej” na niebia sk szcz liwo ...
- A dusze dobrych doros ych staj si rodzianicami i sul swoim dobro, dopóki swojacy o nich
pomn . Dla pami ci specjalne uroczysto ci si rodzianicom urz dza. U nas dwa razy do roku –
powiedzia Choma.
- No, ale w ko cu wszyscy swojacy te wymr i co wtedy z rodzianicami i bo

tami? – twarz

Huberta wyra

a prawdziw ciekawo . Czy Bóg o nich te zapomni?

- Bóg niczego nie zapomina – powiedzia surowo Olaf.
- Takie wi y, dla przymiaru, znaczit – na primier, wy ej s od w pirów, strzyg i upiorów – po
wiedzia Hawra . - Tedy – im mniej z a – tym wy ej. Lecz co na ko cu?... Tego nikto wiedzie
nie mo e. To tajemnica naszej wiary.
- No, no – powiedzia Sobek – jak taka wi a chmur z deszczem przygania dla podlania ro lin i
dope nienia sadzawek, to cz sto jej do ba pami o z ym powraca i wichrem powywraca wszystko,
piorunami zapali moc rzeczy a b yskawicami chce bo ta pod pierzyn zagna , bo dzieciaki bardzo
si b yskawic i grzmotów boj .
- Psy te – zauwa

Hubert, lecz tak na inni spojrzeli, e a si ca y ze strachu skuli .

- To dowód, e m ody cz ek ma s uch i wzrok tak samo wra liwy jako i przyjaciele ludzi ze

wiata zwierz t – za agodzi spraw Zdruzno. - Ale duszy pies nie ma.

- Jak chmurzysko zoczysz na niebie i grzmie zaczyna, to lepiej si w chacie skryj – powiedzia

background image

- 45 -

Goran – bo nie wiesz gdzie si chmura ko czy, a wi a zaczyna. Zaczepi mo e, dotkn ... Niby nie-
chc co... Lepiej tych „dobrych” wi unika jak oparzenia... Liszaje, krosty, brodawki – wszystko
sprawka wi ...
- Albo niedomycia – powiedzia Sobek. - Takie du e cia o umy ... Ile to czasu trzeba, wody,
mydlin... Szkoda wszystkiego, co?...
- Przygania kocio garnkowi – powiedzia Goran.
- To s wszystko wymys y ludzkie – powiedzia Zdruzno. Nikt, ale to nikt na wiecie nie wie –
jako jest naprawd z duszami po mierci. Mo na wywo ywa duchy, czego Bóg wzbroni , wszelako
nie wiesz – jaki duch z tob mówi i czy mówi prawd . Tedy id cie spa . Ty, Hawra , odszukaj tej
nocy swojego konia, bo go po yczy w stanicy i odda trzeba. Mniemam e on tu niedaleko...

* * *

Rankiem wszystkie derki sta y si podobne rozgwie

onemu niebu, pod którym zasn li. Kro-

ple rosy, wypijane przez poranne s

ce, b yski ro nobarwne z rozszczepionego wiat a – istne

gwiazdeczki...
Ko Hawrania pas si razem z innymi.

Cia o Gawry y le

o nieruchomo i nie wydawa o adnych d wi ków. Kiedy si temu cia u

przyjrzeli, spostrzegli u amanie strza , które wczoraj wystawa y z ran. A w piersi Gawry y – tam
gdzie serce za ebrami jest schowane – tkwi jego w asny nó my liwski.
- Kto? - zapyta Zdruzno
- Ja – odpar Choma.
- A nó w ranie? ...
- Sam dowódca mówi , e nikt nie wie... Lepiej zostawi ran zatkan – powiedzia Hawra .

background image

- 46 -

Rozdzia VIII

Do gniazd!

- B dziecie musieli wzi wóz – powiedzia do Zdruzny dowódca stanicy. - Wici nakazuj wy-
ra nie – odwie Veren do Gniezna wozem. Na podró przeznaczono siedem srebrników.
Dochodz srebrniki za s

dla wojów – po srebrniku za rok s

by. Ten Hawra nie dostanie ni

miedziaka – powinien bekn za zdrad i ucieczk ... Ale konia niech zatrzyma. Teraz uwa ajcie –
dowódca stanicy ciszy g os do szeptu – jeno niektórzy wiedz , i ów wóz s

y do przywo enia

nam tutaj pieni dzy. Wygl da jak gruchot. Drewniane cz ci ponad amywane... Naprawd ponad-

amywane! Ale takie potrzaskane belki i dr ki maj w sobie, w rodku kute elazo! Ci kie toto

jest, tedy wolno pojedziecie, mówi wam to tajemnie, aby cie grata po drodze nie porzucili albo na
„lepszy” nie pomieniali. Nie wiedzia em wcale,

cie na stanowisku lepiej od mojego p atnym. To

od namiestnika lepiej p atne. Zdradzicie – co to za owocowa posada?
Zdruzno pewno by „zdradzi ”, atoli sam nie wiedzia za co wyp acono mu tyle srebra i z ota,

e w yciu na oczy takiej sumy nie widzia , tedy zrobi min tajemnicz a zmieszan , powiedzia , e

powiadomi nie mo e... Lepiej ostro nie, lepiej nie przesadza z otwarto ci i szczero ci ...
Za to szczerze rzek Verenie, e adnych jej dworzan nie we mie,bo nie ma ochrony nawet dla
niej samej.

- Ksi niczka b dzie jecha wozem przez wo y ci gnionym – powiedzia – i w szatach nader

skromnych, za ch opk przebrana. Jak nie ma wielkiego oddzia u do ochrony tak ogromnego
skarbu jak ksi niczka, to ten skarb ukryje si w byle jakim stroju, na byle jakim wozie i nikt si nie
po aszczy. I niech ksi niczka wie, i – prócz mnie samego – nie ma a n i j e d n e g o woja
przy niej. Pojad z nami, nie wiem jak daleko, mo ni po odbyciu s

by. Mog po drodze zostawa

i b dzie musia a ksi

niczka sama o siebie dba , bo ja b

wolim zaprz giem powozi i o niego

wy cznie b

si troska .

Verena rzuca a si jak wesz na grzebieniu, e ona z dowódc stanicy za atwi, e co to za porz d-
ki, e ojcu si poskar y, e kto to widzia , kto to s ysza – ona tu bardzo si zas ugiwa a dla rodu i
poddanych, a teraz... Na zach si sko czy o i nawet s ucha nie chcia a, e stanica ma i tak nie za
du za og , niechby sobie przybycie pu ku Igora przypomnia a - dwa razy liczniejszego...

- Pami tam i mile wspomn o szacunku i uczynno ci Rusinów dla niewiasty. Albo orszak

dostan i wygody, albo ci – pacho ku – ko o pióra zrobi u ojca. Dajesz wit , czy nie?
Có , trzeba by o posadzi ksi niczk w czystych, ale tylko p ótnach, tak zasadniczo, by obola-

e ko ci i mi nie nie pozwala y wierzga czy zerwa si i z wozu wyskakiwa . Pewno si

przestraszy a, bo nie odzywa a si a do Borys awia, jad a ma o co, grzebi c drewnian

ych w

kaszy ze skwarkami i wybieraj c tylko niet uste... Za to w Borys awiu... Rozpu ci a j zyk,
dowodz c, e p ótna dla niej nieodpowiednie, bo skala je wyrzucanymi z ust wyzwiskami
przeciwko Zdruznie i jego bandzie zbójców. Znaczy – dowodzi a niechc co – post pkami.
- Wy cie tu namiestnikiem! - wrzeszcza a – wy cie zobowi zani mi s

! – dar a si jak stare

prze cierad o – ja dam...
- By pos aniec od ojca ksi

niczki i wici przywióz – powiedzia spokojnie namiestnik, kiedy

Verena musia a zrobi przerw w jazgocie dla wzi cia paru oddechów pod rz d. - Mam
ksi niczce przekaza , e Zdruzno wielkorz dc Ma opolski mianowan jest i ksi

niczka ma wybór

– albo on stanie si wychowawc i nadzorc ksi niczki, albo powie, on powie, ojcu ksi niczki, e
ksi niczka spowa nia a i nada si na on jarla z Norwegii – Skotlunga.

Ju od rana dnia nast pnego Verena próbowa a tak swoje wdzi ki Zdruznie pokaza , tak si

podpasywa a tasiemkami, by p ócienne odzienie uwydatnia o pokusy i wabiki na m czyzn. A
Zdruzno przesiad si przy niadaniu gdzie indziej i takim szeptem wszystkich powiadomi , e
brzydzi go cia o niewiasty przez ka dego mi toszone i poniewierane, i podejrzenie mog o
powsta , e ten „szept” do samego Gniezna dojdzie jako s yszalny... Czy wielkorz dcy wolno tak
uwag o-góln wypowiedzie ?... A je eli jaka niewiasta wzi aby to do siebie, to ju ona sama
musia aby wiedzie – dlaczego....
Wszyscy dawni dru ynnicy Zdruzny, i on sam, dalej wygl dali na wojów, chocia zbroje i cz
wyposa enia wojennego le

y sobie na wozie.Wszyscy dostali – jako cz

zap aty w naturze – ser

background image

- 47 -

daki skórzane, bez r kawów, bioder si gaj ce, wcale bez zapi . Dostali tako spodnie obcis e z
mi kko wyprawionej skóry osia i z tej e skóry, uzupe nianej usztywniaczami z wo u, skórznie pod
kolana. Lnian koszul z r kawami ka dy mia w asn , lecz ca y ten „niewojskowy” strój na mil
pachnia dru yn . A jeszcze pasy skórzane i miecze w skórzanych pochwach...
W takim stroju przechadza si po Borys awiu D bosz. Wzdycha ci ko, oczy mia smutne i na
ziemi wzrok spuszczony. Naprzeciwko szed starszy cz ek, nieco ni szy i nieco mniej smutny.
Ten starszy zagadn D bosza o przyczyn smutku.
- Zmartwionym -wyzna D bosz – bo pe no woko o dziewczyn i niewiastek, a ja z adn nie mo-

paru s ów zamieni .

- A czemu to taki przystojny woj nie mo e zagada ? - zdziwi si starszy.
- Zaraz by to mog a za zaloty wzi – powiedzia D bosz.
- To le? - nie poj powodu smutku starszy.
- Jakby co do czego przysz o – powiedzia D bosz – jakby jaki poca unek... Ona by mnie w p -
pek mog a co najwy ej bo kn , albo bym j musia sobie do ust podnosi . Jeszcze by si
zestracha a, em ludo erc jest...
- Doskonale rozumiem – przyzna ochoczo starszy – sam mam nie mniejszy k opot.
- A jaki to? - spyta D bosz dla odwdzi czenia si za zaciekawienie i z grzeczno ci.
- Niech woj idzie ze mn , to poka – powiedzia starszy i poszli.
A jak doszli do domu starszego, to tam siedzia a zmartwiona dziewoja. adna, zgrabna, w kwiat
si przeobra aj ca z m odego p czka. A martwi a si ... swoim wysokim wzrostem.
Nie da si opisa przej cia obojga ze smutku do rado ci. Gdyby skutki tej zmiany nastroju po-
da , to nale

oby powiedzie krótko: to by a nag a mi

.Nag a i wzajemna. Zaraz lub zosta

postanowiony, D boszowi nie przeszkadza o wyznanie Celiny, a kap anowi chrze cija skiemu nie
wadzi o wyznanie D bosza. W ko cu nie wsz dzie ma onkowie musz by bez przerwy razem. A
tam, gdzie musz , bo powinni - tam religia nikomu nie przeszkadza ani nie pomaga.

Zdruzno wyp aci D boszowi trzy srebrniki nale no ci za s

w dru ynie, m odzi mieli

zamieszka z ojcem Celiny,snuli marzenia o budowie nowego domu dla licznych dzieci tek o wzro-

cie rednim, A co , pomarzy nie wolno? Wszyscy byli na weselu, wszyscy ta cowali i wszyscy

mieli powodzenie. A najbardziej Bo ydar i Janek Horyd. Widocznie trafili na tancerki, które akurat
prze ywa y okres ci got my liwskich... Bo ydar w której przerwie mi dzy ta cami uciek na dwór,
schowa si pod wozem i nie zosta odnaleziony przez owczyni – upiek o mu si , bo chroni a go
tarcza innej owczyni, która wcze niej Bo ydara upolowa a spojrzeniem pi knych oczu i
koralowymi wargami. Ale Janek przyszed do Zdruzny po rad - czy on ma tu zosta z Lucyn u jej
rodziców, czy ma Lucyn zabra do ojca.
- Najpierw si o

– powiedzia Zdruzno - a potem porad si

ony. A nast pnie post p od-

wrotnie.
Nie by o wiadomo – co poradzi a Lucyna. W ka dym razie oboje mieli pojecha do dró nika
Horyda.
Jaka zara liwa mania na wojów przysz a. Nast pny zg osi si z pytaniem Hawra . Chcia wie-
dzie , czy jak on pojmie tutaj on , to b dzie móg jecha do rodka Polski razem z ni .
- Mo ecie jecha nawet osobno – powiedzia Zdruzno – jeno ja chc j zobaczy .

Przysz a. Drobna, filuterna, adna i zgrabna. Dowiedzia a si od Zdruzny, e Hawra nie jest

zamo ny i nawet zap aty za s

w dru ynie nie dostanie.

- Nic to – powiedzia a Melita – ja jeho mi uj .
Taka gor ca a nag a mi

musia a Zdruzn wzruszy , bo wydoby z sakiewki trzy srebrniki,

da je Melicie i powiedzia , e jej wyp aci zaleg y

d narzeczonego za prawie trzy lata s

by w

dru ynie.
- To mówili cie, e mu si nie nale y – zdumia a si Melita.
- To nie jemu da em, jeno tobie – powiedzia Zdruzno, a ona pr dko przy wiadczy a i odesz a.
Potem oboje przyszli dzi kowa za wywianowanie Melity, która by a tak samo zamo na jak
narzeczony. Takie dwie myszy ko cielne...
Sobek trafi przypadkowo na narzekania w gospodzie-woja, powracaj cego z wyprawy na Niem-

background image

- 48 -

cy. Poszed z W grami, którzy co roku chcieli pomaga Lendzielom w przycieraniu rogów
wspólnym nieprzyjacio om. I co roku ruszali z Wegrami ochotnicy z Polski. Ten narzekacz wraca
z bogatym upem i w

nie na nadmierny up narzeka .

- No sami popatrzajcie – zach ca obecnych w gospodzie – ka da inna, a adna po ludzku ani

owa nie wypowie. Niby nie uciekaj , mnie si trzymaj , lecz z niemowami dogada si nie zdol .

Jedn , t mniejsz , bym sobie zatrzyma , bom nie onaty, a ona niegadatliwa skarb od z ota nie
gorszy. Nie darmo powiadaj , e mowa jest srebrem, a milczenie z otem. Ale za t gidi chcia bym
od jej rodziny okup dosta . Wszelako ona te niemowa. Porad cie co ludziska.
up woja wszystkie narz dzia mowy i narz dzia jedzenia mia niez e, o czym wiadczy o wy-
mienianie misek z potrawami dla upu. A ta gidia... Sobek par razy okiem j zmierzy , wypatrzy
wszystkie niewie cie zalety cielesne, spodoba y mu si rude w osy i zielone oczy, oceni reszt jako
nie gorsz od twarzy i zagada do wybranki po niemiecku.Potem przekaza wojowi nieweso
nowin – ca a rodzina Tejzi – wszyscy jej bliscy zgin li podczas najazdu w gierskiego, bo starali
si jej broni , a nawet obronili jej cnot , p ac c za to wieloma ywotami -zabijaj cy musia si
zm czy podczas mordowania obro ców i na Tejzi ju nie mia si y...
- Tak wam sk adnie rozmowa sz a – powiedzia woj zachwyconym g osem – mo e wy by cie j
wzi li?
- Chcesz, Tejzi, zmieni swego pana? - Sobek patrzy na Niemk badawczym wzrokiem – on
ciebie mnie chce odda .
- Nie wierz temu oczajduszy – powiedzia a Tejzi – to sknera jak rzadko. On ci ka e maj tek za
mnie zap aci .
- Ona nie chce i ja nie chc – powiedzia oboj tnym g osem Sobek. - To chrze cijanka. Powia-
da a, e chcia aby do klasztoru, bo cie ca jej rodzin wybili i ona musi mod y oraz

ob

odprawi . Nie mam poj cia, czy w Polsce s jakowe klasztory

skie... Przyda wam si do zry-

wania owoców z wysokich jab onek. Drabiny nie b dziecie musieli przestawia . Poza tym – z t
wasz drug sobie pogadaj ...

Dzi ki zgodnemu wspó dzia aniu ze zdobyczn Tejzi Sobek utargowa sobie on za wier

srebrnika, które musia prawie przemoc wcisn wojowi, eby nie by o, i

on oszustwem

zdoby .
Inni synowie Okruszka pod miewali si , e Sobek kupi sobie swoj przysz pani . O mielali si
rozg asza pogl d, e ich przyrodni brat znalaz – nareszcie – stwór, który ka dego przegada i
ka dym b dzie rz dzi . A Sobek wchodzi w zakres znaczenia s owa „ka dy”... Czy czasem nie z
takich „znalezisk” bierze si zami owanie do poznawania przesz

ci?... Ten, co zawdy do tej pory

namawia : „wybierzmy przysz

”, jak on takie znalezisko w adcze dostanie, to mu si przysz

mo e podoba mniej...
Wolno si by o spodziewa nast pnych zg osze w sprawach

sko-m skich po cze . I rze-

czywi cie – zg osili si trzej synowie Okruszka – Goran, Bie an i Chy an. Ale to w tajemnicy
najwi kszej – eby, bro Panie Bo e, nikt, ale to nikt nie wiedzia , e oni...
- Od Drewlan – powiedzia Bie an – p dz do Niemiec pi dziesi t wolców trzyletnich i dwa-
dzie cia byczków pó rocznych.
- Taak? - Zdruzno musia wyrazi zaciekawienie, bo jako nikt nie mówi – o co z tymi wol-
cami i byczkami chodzi.
- My si boim – wyst ka Chy an – e nas ob miej . B

gada o dojeniu byków, o o enku z

byd em...
- Ach, chcecie mie z tym stadkiem jakowy zwi zek – domy li si Zdruzno.
- Kupcy drewla scy gotowi stado sprzeda – wyja ni Goran.
- Dwadzie cia srebrników ceni -wyja ni Chy an.

- A my we trzech mamy jeno dziewi

– te, co cie nam za s

wyp acili. Jakbym konie

sprzedali...
- Jakbym zboje i miecze sprzedali – doda Chy an.
- To i tak by nie starczy o – podsumowa Bie an. - My przyszlim zapyta o po yczk . Kupiec
powiada , e w Niemczech za to stado sze dziesi t srebrników dostaniem.
- Najwy ej czterdzie ci – powiedzia Zdruzno – sprzedawca nie jest dobrym ród em prawdy o

background image

- 49 -

sprzedawanym przez siebie towarze. Ja po yczk dam, ja po yczki udziel , lecz... - Zdruzno zawie-
si g os.
- No? - niecierpliwo tego trójg osu by a ogromna.
- Pod warunkiem – powiedzia Zdruzno – e na zachodnim brzegu Odry za

ycie ubojni byd a

i b dziecie skóry na pergamin zamienia , a mi so do Niemiec zim wozi i sprzedawa , przy
sposobno ci pergamin tam e sprzedaj c.
- Wi ksza korzy ? - próbowa domy la si Goran.
- Bardzo wielka – powiedzia Zdruzno.
Dostali t po yczk . Dostali te

yczenia dobrej podró y na czas od wyruszenia, bardzo skryte-

go, dzisiejszej nocy i nie t drog , nie tym go ci cem, co do chaty dró nika Horyda wiedzie.
Nast pnego dnia Zdruzno musia odpowiada na pytania o los nagle znik ych braci D bosza i Sob-
ka.
- Taki zwi zek zawarli, e ka demu mo na podobnego yczy – odpar wymijaj co Zdruzno, a
wszyscy zacz li przypuszcza g

no, e chodzi o wspólny harem tych trzech, co ich ju tutaj nie

ma.
Pada y ró ne liczby dziewic. Snuto przypuszczenia o wielkiej zamo no ci onych haremowych

on. Mo e to siostry albo – przynajmniej powinowate by y?... Podobno to stado bydl t, co nie-

dawno t dy gnano by o ich w asno ci ... Phi, to nie tak znowu du y maj tek...

* * *

Wi cej – przynajmniej na razie – zwi zków nie by o -Choma, Olaf i Hubert nadal jechali

samotnie. Znaczy – w grupie, atoli bez pary p ci odmiennej. Nie krzywdowali sobie, nie lebiedzili,

e dla nich pary nie sta o. Choma mia , od czasu osady Chmiel, ugruntowan opini o sta

ci

niewie ciej. A jak bardzo z y nastrój go nawiedzi i jaki ciekawski o te sprawy pyta , to on od-
warkiwa , e jak kto na troch si

potrzebuje, to nie musi na w asno ca ej awy kupowa ... Za

Bo ydar i Hubert woleli poczeka – mo e si jaka podwika do zam cia gotowa po drodze
napatoczy?... Bo ydar by tego pewny. Nina musia a czeka ... Tylko, czy ona wiedzia a, e musi?

Trzech odjecha o z byd em. D bosz zosta w Borys awiu. A jednak Zdruzno mia przy sobie

ludzi wi cej ni przed Borys awiem. Nie chodzi tu o niewiasty – idzie o korowód wozów, ci gn cy
go ci cem za Zdruzn . Jak poprzednio – Verena jecha a wozem, który mo emy uzna za menniczy,
je li kto wie – co robi mennica. Sobek jecha nowym wozem, maj c przy boku Tejzi. Hawra i
Janek Horyd – te wozami i z onami – Melita i Lucyna jako si polubi y i w rozmowie nie
przeszkadza o im pewne oddalenie koz ów i wozów, na których siedzia y. Czasem do cza do
rozmowy Sobek, lecz nie bardzo zapalczywie, bo za ka dym razem musia mówi to samo dwa razy
– najpierw w rozmowie z innymi wozami, a potem t umacz c swoje s owa pi knej onie.

Na razie zwi kszenia liczby podró nych nie uda o si jako dostrzec... Ale jak si we mie

pod uwag zapobiegliwo kupców, którzy wioz wozami wszystko, co mo e by m odym ma on-
kom potrzebne... I, w

nie, dzi ki temu kupieckiemu wyw chiwaniu korzy ci ze sprzeda y,

powsta na go ci cu korowód wozów,a ostatnie – kupieckie -by y lud mi dobrze obsadzone. Je-
den z wozów wióz nawet narz dzia do oskórowywania wo ów i do robienia pergaminu... Sk d
kupiec wie, e trafi na kogo , takich narz dzi potrzebuj cego? Mo e powiedzia to kupcowi
czeladnik, niegdy pracuj cy przy wytwarzaniu tego materia u pisarskiego, a mo e kupiec
powiedzia to owemu czeladnikowi... W ka dym razie i czeladnik tym wozem jecha ...

By postój w chacie dró nika Horyda. Zwyczajny. Powitania, po egnania, podzi kowania za

dos ane przed trzema laty zwierz ta i rzeczy, nowe ciel i rebi , zy wzruszenia w oczach...
Zostawa Janek z Lucyn . Bo ydar z Nin stali si prawdziw jedno ci – nikt nie znalaz by szpary
mi dzy ich przywartymi cia ami, bokami – ci lej mówi c. Teraz, na nowym odcinku go ci ca,
Sobek czu chyba potrzeb zast pienia rozmów Lucyny z Melit ... eby podró si nie d

a...

- Bóg – wywodzi – nie móg by pewny, e pierwsi ludzie zgrzesz i trzeba ich b dzie

wygna z rusi. Z raju – znaczy. Tedy da im krew jednak . To le si sko czy o, bo nast pi o
krzy owanie wsobne... Tedy jednemu takiemu, kiedy zdarzy o mu si trzech synów sp odzi , dos
trzy anio y. No, mo e trzy anielice – na ony onych synów. W cz owieczej postaci – to jasne. A
ka da z owych on inn krew mia a i inn barw skóry. Tylko t rodzin Bóg uratowa z potopu. I
odt d na ziemi

background image

- 50 -

zró nicowanie jest pod wzgl dem krwi i barwy skóry. Bo ró nice w twarzy mog y si wzi z
przestrachu na przyk ad... Mama si przerazi a jak tato si schla , skrzywi a si i dziecku tak ju na
zawsze zosta o...
- Sk d tobie to do g owy przysz o? - Bo ydar patrzy na Sobka spode ba -bardzo podejrzliwie.
- To proste – powiedzia Sobek – Tejzi jest anielic .

Co w tym mog o by , bo Tejzi bardzo szybko opanowywa a mow Polaków. Pierwsze noce

po-dró y rozbrzmiewa y od strony wozu Sobka rytmicznym skrzypieniem desek pod ogi i powta-
rzaniem przez Tejzi s owa ja, ja, ja. Czasem urozmaica a to s owem gut, gut, gut. Ooch! Gut!!.
Ostatnio mówi a -tak, tak, tak, topsze, ooch parco topsze... Jeszcze tylko wymow si troch
poprawi i bedzie nowa – czysta Polka. A mo e i wi cej Polek, je eli s uszne s przypuszczenia o
powodzie wiczebnego wydawania przez Tejzi wspomnianych nocnych d wi ków... Och,
Czytelniczko, zaraz tam erotomania... Mówmy raczej o d wi kona ladownictwie, czyli
onomatopei.
Hawra zosta po drodze. Us yszawszy od Sobka – wszyscy us yszeli – o blisko ci góry Haw-
ra lub Hawran, czyli Gawron. A tu przy niej – góry Mura . Te dwie góry – tak Sobek powiedzia
– jako ywo przypominaj

ucznika Hawrania i jego on , Melit . Szczególnie, je li si na

nadobn Melit z boku popatrzy – to ta góra Mura kszta t jej piersi przypomina. No, jest troch
wi ksza, ale bez przesady...
W odwdzi ce ucznik Hawra powiadomi Sobka i wszystkich innych, e Drewlanie nie u ywa-

nazwy Drogi bacz dla miejscowo ci ko o Borys awia – oni mówi Drohobycz, bo tamt dy swoje

byczki p dz na sprzeda w Niemczech, tedy dla nich ta nazwa drog byczków oznacza.
No, to si zacznie w J zorze Bochotnickiego. Dowiedz si o przekr caniu nazwy przez Drew-
lan wszyscy, bo wie Sobek... Czy nadal b dzie si tamt dy przepuszcza byd o na sprzeda do
Niemiec? Czy nie upadnie handel mi dzynarodowy?... Wszako to ju nie by o zmartwienie

ucznika Hawrania, który zosta po drodze, Zdruzno miejsce jego zatrzymania zanotowa na wici,

aby mu z Gniezna nadanie przys

, o czym Hawrania stosowny w odarz powiadomi.

Z Melit i Hawraniem zosta jeden wóz kupiecki. Kupiec powiedzia , e nie przeszkadza mu

niedostatek srebra u tych dwojga – on gotów przyj zap at w postaci plonów – owoców pracy
obojga w pó niejszym czasie. Zosta a tak e z Melit i Hawraniem przestroga Sobka, aby kupcowi

asnych dzieci nie dali jako zap aty, bo on b dzie za tanio liczy – odsetki za zw ok , yczliwo ,

pomoc na pocz tku i wiele innych rzeczy sobie kupiec policzy i niech si Hawra cieszy, je eli - do
zap aty - Melity nie bedzie musia doda . Albo niech si cieszy, jak b dzie musia ...
Po odej ciu Melity Sobek próbowa rozklei swoim pleceniem Bo ydara i Nin . Za mocny by
klej. Tedy Tejzi zacz a by uczona mowy S owian, a mowy Polaków przede wszystkim.
Opanowa a rych o s owa – jeszcze, mocniej, liczny ptaszek i par innych. Wszyscy czekali – kiedy
Tejzi nauczy si s owa -nie...

Po jakim czasie Nina i Bo ydar przeszli do mówienia i s uchania. Nina tylko z rzadka

zadawa a pytania z grupy „jak b dzie?” i potem s ucha a. Nie by o to zbyt ciekawe, bo Nina by a
gotowa odwdzi cza si i za drobia

ki – na przyk ad za sam obecno przy niej m a... Gdyby

Bo ydar nie by w opowie ciach tak skromny i pow ci gliwy... A mo e i lepiej, e by , bo te nocne
odg osy... Jak by ta wdzi czno onina brzmia a, gdyby jej obiecywano co na kszta t góry
Mura ze z ota i klejnotów?...
W Wi licy zostali Bo ydar i Hubert, a Sobek odjecha bardziej na zachód – do taty i mamy –
bo kto przecie musi zda sprawozdanie rodzicielom z przebiegu zdarze w ostatnich trzech latach
i poda przypuszczalne miejsce przebywania innych synów ciotek. Co , pad o na Sobka, który
powiedzia , ze ju trudno – on gada nie lubi, ale powie... A Tejzi doda a s owo -mióóód. Troch
gorzej wysz o jej „to ficenja”... Zdruzno dowiedzia si w Wi licy, e Stoigniew i Alina maj
ma ego synka – oprócz, ma si rozumie - poprzednich dzieci. Malec, taki wyskrobek jakby, z dna
dzie y, dosta na chrzcie imi Stojgniew i by – pono – owocem odnowionego gor cego uczucia.
Po yjemy - zobaczymy. A Stoigniew zosta doradc ksi cia Leszka i st d wywy szenie Zdruzny na
stanowisko wielkorz dcy Ma opolski.
Przez ca drog z Wi licy do Gniezna Zdruzno zastanawia si – jak powiedzie ksi ciu, e on
wielkorz dc nie chce by ... O podobnej rzeczy przemy liwa a milcz co ksi niczka Verena – jak

background image

- 51 -
ojca przekona , e ten potomek Chama z miotu Noego nie jest godzien najmniejszego
wywy szenia. Chyba eby o szubienic chodzi o... Mo e nie u ywa imion z pisma chrze cijan, bo
ojciec tego nie lubi?...
* * *
Zamek gnie nie ski przywita przybyszów cichym spokojem. Wsz dzie prawie pusto, nieliczne
stra e snu y si po korytarzach. Przed drzwiami komnaty przyj Zdruzn przechwyci Stoigniew.
- Przyjmij, bracie – powiedzia – bo ty si najlepiej znasz. By

na wschodzie przez trzy lata, a

to dziedzina Ma opolski. Tato wieszczy , e tam twoje gniazdo za

ysz.

Tylko tyle mog o by powiedziane, bo ju pokojowiec drzwi komnaty otwar i zaprasza uk o-
nem do rodka.

- Jak Verena? - ksi

patrza na Zdruzn spod zmarszczonych brwi. - Wysy

do Skandy-

nawii?
- Ostatni odcinek przemilcza a, ale jad a wszystko i twarz mia a pogodn – powiedzia Zdruz-
no.
Ksi

klasn w r ce, pojawi si inny pokojowiec, ksi

wyda polecenie.

- Bierzcie j do pojazdu. Po drodze umy i przebra . W ebie na okr t jarla Skotlunga. Do ma-
tki nie dopuszcza .
Potem Zdruzno wys ucha oczekiwa ksi cia, oceni podawane sobie uprawnienia – ogromne
-
i zapami tywa drobne polecenia.
- Zamieszkaj na Wawelu – to by o najwa niejsze z tych drobnych polece . - Tego Chom mi
zostaw – ja go uczyni nadzorc wszystkich szpiegów wschodnich. Tobie wiadomo ci b
przesy ane. Twój orszak czeka w gotowo ci. Nadania które po drodze poczyni s zatwierdzone –
wici zostan dostarczone ju bez twojego udzia u. Rz

szcz liwie, bo co do twojej m dro ci nie

mam adnych zastrze

. Twój ojciec wieszczy dla ciebie powodzenie w sprawach sercowych.

Szcz cia ci ycz .

Ju jad c w stron bramy po udniowej Zdruzno widzia wsadzanie Vereny do pojazdu. Bez

oporu wsiada a... Z ty u sta – za pojazdem Vereny – wóz Bo ydara i Niny. Kiwali r kami na
po egnanie. Zdruzno te im pokiwa i pocz my le o rz dzeniu Ma opolsk .

background image

- 52 -

Rozdzia IX

Archa

Tylko cz owiek potrafi wymy li rzeczy nieistniej ce. Taki punkt na przyk ad. Nie ma adnych

wymiarów, tedy nie mo e by w aden sposób dostrze ony. Ale s umowne znaki dla jego
narysowania. Je li lini prost przetniemy poprzecznym odcinkiem, to przeci cie tych dwóch
rzeczy(maj d ugo ,lecz nie maj szeroko ci) jest umownym znakiem punktu. Same te rzeczy –
linia i od-cinek - te s umowne i wobec braku szeroko ci nieprzedstawialne rysunkowo. eby by o
jeszcze dziwniej, to powiada si , e linia i odcinek sk adaj si z punktów...
Tego typu twierdzenia zawdzi czamy staro ytnym Grekom, lubuj cym si w logice i jeszcze w
paru innych dziedzinach, cho by geometri mo emy dla przyk adu poda . Grecy uznawali, e figury
geometryczne dziel si na silne i s abe. Wymienimy tu tylko jedn figur , uznawan przez Greków
za siln . By to kr g. Kr g, a nie ko o. Nie ma powierzchni kr gu, bo jest to tylko linia, okalaj ca
jeden punkt, a wszystkie punkty tej linii s jednakowo oddalone od owego , rodkowego punktu.
Znowu punkty w robocie, lecz to drobna szczypawka wobec nast pstwa teraz ca kiem nieznanego.

Otó – mówili Grecy – równo ludzi polega na tym, e ka dy z osobna jest niezast piony i

niezb dny. Tak samo jak wszystkie punkty w okr gu. Je eli j e d e n punkt z okr gu wyjmiemy, to
okr gu ju nie ma – wszystkie punkty s sobie w okr gu równe, bo niezb dne dla jego istnienia. Za-
miennikiem tej figury geometrycznej, ju istniej cej w rzeczywisto ci, by dla Greków kr g ludu.
Po grecku – demokratia. Warunkiem istnienia demokratii by a jednomy lno wszystkich w niej
uczestnicz cych – bez jednego sk adnika (punktu) kr g nie móg istnie . Dzisiaj, dla zaspokojenia
ambicji ludu, mówi si o demokracji jako o jego (ludu) w adzy i nazywa si to ustrojem.
Tymczasem demokrati mo na, co najwy ej, uto samia z pot

, si ludu, skoro mia by zasiada ,

czy te tworzy siln figur geometryczn . Siln – jednomy lno ci . Z adn w adz demokracja
nie ma nic wspólnego, bo lud sam sobie nie mo e wydawa polece i zakazówdla rz dzenia
samym sob nie ma potrzeby tworzenia adnego ustroju. Zatem – równo

i jednomy lno

Je li kogo takie dziwactwo Greków razi czy mieszy, niech e si dowie, e wspó cze nie two-
rzy si w Polsce nauk zwan socjologi . Mówi si , e jest to nauka o spo ecze stwie. A co to jest
spo ecze stwo? Otó jest to co swoistego. Nie jest to suma jednostek, nie jest to podobne do roju
pszczelego ani do mrowiska – jest to co swoistego... W ka dym razie pachnie na mil czym , co
tak e zaczyna si na socj... Jest demokracja socjalistyczna i socjologia. Grecy by to wymy lili?...

Jak chodzi o w adz nad innymi, to Grecy u ywali dla jej nazwania s owa arkia – nie mogli

ywa litery „c”, bo oni jej nie znali i nie potrzebowali. Znamy s owa stereo i mono. Otó mon(o)-

archia oznacza a w adz jednego nad innymi. Polanie, kiedy przybyli nad Wart byli demokratami.

tu Zdruznie powierza si rz dy i w adz nad po ow Polski i po ow Polaków... Troch

atwia a przemian demokraty we w adc s

ba w dru ynie, gdzie demokracja – jako zasada –

ulega a zawieszeniu. Ale Zdruzno wiedzia , e nie b dzie mu atwo pomija na co dzie jedno-
my ln zgod mo nych Ma oplski, lub te brak tej jednomy lnej zgody ludu po owy Polski. O zgo-

poddanych i zgod stanu trzeciego martwi si nie musia – do ludu nale eli jeno równi sobie

mo ni, a jaka jest równo mi dzy cho opem a wolnym kmieciem – te , zreszt , przywi zanym do
swojej ziemi, któr mo e porzuci , ale sprzeda jej ju nie mo e? Nie ma tam równo ci i ju . S za
to ró ne kr gi – kr g najlepszych (aristoi), czyli arystokracja, kr g najbogatszych, czyli plutokracja,
albo – na przyk ad – kr g ludu (demos), czyli demokracja. Oczywi cie – bez litery „c”, jak
chodzi oby o Greków staro ytnych, lecz ta litera, to – akurat – drobna szczegó a, jak mawia
Walery W tróbka. Chc c-nie chc c Zdruzno b dzie musia wzi byka za rogi, a o owym
„byku” mia mgliste poj cie.

Przywo

do siebie dowódc przydzielonej mu w Gnie nie wity i wy uszczy mu, co

nast puje:
- Przez par miesi cy Ma opolska nie zawali a si bez namiestnika Stoigniewa – znak, e wszy-
stko w tej krainie jest urz dzone na tyle dobrze, i nic si nie zawala. Za wielkorz dca, czyli ja –
Zdruzno u miechn si jak móg najnie mielej i naj yczliwiej – o porozumiewawczo ci mo na
mówi – przez trzy lata mia em ci

prac na ugorach po udniowowschodnich i musz wypocz .

Tedy wy powiedzcie, e wielkorz dca wkrótce nadjedzie. Wypocz ty, tedy dla ludzi bardziej

yczliwy i wyrozumia y. W Krakowie znajd cie jakiego wa nego urz dnika – niech zapewni dla

background image

- 53 -

was i waszych ludzi wikt i opierunek, a potem na mnie czekajcie, wicz c waszych ludzi w
posi ciu i utrzymaniu sprawno ci cia a oraz wytrwa

ci ducha.

Wyg osiwszy takie przemówienie, Zdruzno skr ci z go ci ca w puszcz i tyle go by o wida ...

* * * * *

Niepokoju w Krakowie nie by o. Wielkorz dca wypoczywa. To znaczy, e jest. A e nie na Wa-
welu? Wypocznie, przyjedzie, nowa miot a ostrzej zamiata, wytrzyma si , nowa miot a si zetrze i

dzie – jak by o.Nie ma co si przejmowa , tym bardziej, ze pojawi si cudzoziemiec o kasztano-

watych w osach i ujmuj cym sposobie bycia, który chcia zwiedzi Ma opolsk i dawa zrobi prze-
wodnikom,w

cicielom zajazdów,w

cicielom pojazdów do przewo enia cnej osoby z

miejscowo- ci do miejscowo ci. Milkliwy by , chocia – je li mówi powoli – rozumia o si jego
mow , bo by- a, w zasadzie czysta – takie tam drobne odmienno ci od mowy Ma opolan... Nawet
duchowni pa-trzyli na zwiedzaj cego yczliwie i udzielali mu obja nie bardzo ch tnie, bo datków
na ko ció nie

owa i rozumia wszystko, do zdania rozmówców si przychyla , nie wydziwia ,

nie pot pia niczego. Jakby anio zst pi z nieba, eby si przypatrze m drym urz dzeniom
ma opolskim.
No, czasem wprawia obja niaczy w lekkie zak opotanie, bo pewnych rzeczy nie by w stanie
poj – wiadomo, e cudzoziemiec do innych rzeczy mo e by przywi zany i ci ko mu si przes-
tawi . Na przyk ad nie pojmowa ca kowitej wy szo ci ducha nad materi . Po odej ciu namiestnika
Stoigniewa niektóre szko y przesta y istnie , bo nie by o dostatku nauczycieli duchownych. Za to w
nieco wi kszych miejscowo ciach, tam gdzie by y wi tynie, poziom szkó wydatnie podnie-
siono.Wi cej wagi przy

ono do nauczania zasad wiary chrze cija skiej, a „nauczanie” zaradno ci,

walki z innymi, t

yzny cielesnej i tym podobnych bzdur – oddalono – niech e rodziciele tego

swoich synków ucz . Teraz szko y maj na celu g ównie przygotowanie nowych zast pów pasterzy
owieczek Pana na niebiesiech. Dzi ki takiemu nowemu podej ciu wydatnie zwi kszy a si ilo
powo

do stanu duchownego, bo jak tylko oznaki przydatno ci i ch ci zauwa ono, to piel gnowa-

no, rozdmuchiwano ogieniek wiary i ochoty. I dobrze, bo czas siewu jest, a siewców dostatku nie
wida . A potem niwo b dzie, owoce siewu kto musi zbiera , znowu powo ania b

potrzebne...

Otó ten cudzoziemiec zapyta , czy takie kszta cenie nie jest szkodliwe dla zwi kszania liczby
obro ców przed najezdnikami. Przed w drownymi pasterzami – dajmy na to. No, to mu ojciec
archierej wyja nia , e Pan rad broni swojej trzódki i jej powi kszanie jest najwa niejsze, a o reszt
Pan zadba osobi cie. Na to ten obcy spyta grzecznie, nikt nie mo e rzec, eby by opryskliwy -czy
nie przez zaniedbanie wyrabiania t

yzny cia a cesarstwo rzymskie upad o. Dziwny jaki – jakby

nie wiedzia , e wcale nie upad o i istniej nawet dwa, bo Pan pomno

do walki z Saracenami i

innymi wrogami wiary. I radz sobie rycerzyki, chocia

aden ani pisa , ani czyta nie potrafi – po

co ten Stoigniew wprowadza nauk rzezania znaków, skoro te znaki kaba

mierdzia y, poga skie

by y, a w ksi gach wi tych Ko cio a wi tego - Matki Naszej ca kiem inne pismo jest u ywane?..
Taka ksi ga tyle kosztuje, co wie dobrze zagospodarowana i jak e j do r ki da byle chmyzowi,
tylko dlatego, e on umie czyta ? Takie ladaco zniszczy, za lini, zat

ci... Nawet dla uczonych

mnichów owe ksi gi

cuchami si do pulpitu przymocowuje, aby pokusa nie podjudzi a do

wyniesienia na targowisko,gdzie atwo – przypadkiem,niejako niechc cy – zabra pieni dze kup-
pca, a zgubi inkunabu ...

* * * * *

Piszcza ki -sza amaje o przenikliwym g osie - gra y, b bny bum, bum, bum wo

y, werble

warcza y, nawet jedna wielka tr ba i dwie ligawki na par s ni d ugie obwieszcza y d wi kiem, e
warto na ulic Trójcy Przenaj wi tszej wybiec, bo tam si co dzieje. Istotnie – dzia o si !
Bia owo osy wielkorz dca jecha na siwej klaczy, szyszak w r ku trzyma , a lekki wietrzyk muska
mu bia e w osy, przyci te do ramion. Za nim szed ulic sznur pi tek, M owie jednakowo odziani
w szaty do kostek, opo cze przypominaj ce, szli równymi pi tkami w takt uderze b bna –
równym krokiem, z g owami wyprostowanymi, wzrokiem wbitym w dal. Wzorowo wyrównane te
pi tki. Rz dy – jak jeden za drugim idzie – tak równe, tak jeden drugiego pokrywa , e z przodu
jeno pierwsz pi tk by zoczy i dopiero wychylenie g owy w bok pozwala o dojrze i policzy ,

e tych pi tek jest dwadzie cia. Zakonnicy jacy , czy co?...

Weszli na rynek, i – nie przerywaj c podreptywania w rytm b bna – zmienili szyk na kwadrat z

background image

- 54 -

dziesi tek z

ony. Wielkorz dca wzniós r

z szyszakiem, a potem j nagle opu ci . D wi ki

kapeli zamar y jak no em uci i dopiero teraz da si s ysze wielki rozgwar, powodowany przez
mieszka ców Krakowa – ca y, wielki t um wokó rynku si zgromadzi , ludzie usi owali
najwidoczniej rozmawia , przekrzykuj c kapel i uderzenia kroków, a teraz w por nie ciszyli

osów – nadal pokrzykiwali, jakby jeden od drugiego o stajanie sta – a tu kapela zamilk a. I to

bardzo wszystkich roz mieszy o, e drzesz si do s siada, dotykaj cego ci bokiem. Wszyscy
uci-chli po paru chichotach i po paru ostatnich krzykach tych mniej spostrzegawczych albo
przyg u-chych.
- Cni mieszka cy zacnego grodu i miasta Krakowa – ozwa si wielkorz dca g osem powolnym
a dobitnym – przedstawiam wam grup smardów, którzy w asn prac chc na u omek chleba za-
robi . Mam nadziej , e im pracy nie odmówicie, bo inaczej boroki i chudopacho ki musieliby
samym powietrzem i wod si

ywi . B

po domach w drowa , po ca ej Ma opolsce b

drowa i zaj cia szuka . Oka cie im lito ciwe serce, a Pan Bóg wam to w waszych dzieciach

wynagrodzi.
B ben odezwa si – bwum-bom, bwum-bom. B benki zawtórowa y jakby galopem wielu koni.
Werble ozwa y si warkotem wielkiego gradu, g sto wal cego o dachy. Sza amaje rozdar y
powietrze skowytem, hieny przypominaj cym. Ligawki dostojnie wydawa y niskie a przeci

e

buczenie niby rozt sknione krowy. A wielka tuba musia a si chyba zatka , bo tr bacz w ni d ,
policzki nadyma , a ona ani mru-mru. Kwadrat smardów zosta wprawiony w ruch, jakie tam
zwroty i przestawienia trwa y, nawet niebrzydko to wygl da o, po czym ku ulicom Zbawiciela,
Ducha wietego i Trójcy ruszy y trzy trójkowe kolumny – jakoby w e si wi y, wpe za y w
rzeczone ulice i kry y si w ko cu w bramach pustych koszar dru yny, od czasu wyjazdu
namiestnika Stoigniewa nie u ywanych przez nikogo. Wielkorz dca skierowa konia w ulic ku
Wi le - najwyra niej udawa si do zamku na Wawelu.
Mog o si zdarzy , e kto nie us ysza o przyje dzie wielkorz dcy. Rzadziej mog o si zdarzy ,

e takiemu komu nie donie li o zgie ku sza amaj, tarabanieniu i popisach zwrotów, równania i

krycia smardów. Lecz ci, na których Zdruznie zale

o najbardziej – wiedzieli, s yszeli, mieli

donosy.

Pierwszy na Wawelu zjawi si zwierzchnik duchowie stwa chrze cija skiego. Ledwo wszed

do komnaty przyj , Zdruzno podbieg do archiereja, d

duchownego pochwyci i w niskim

uk onie poca owa t r

arcypasterza chrze cijan.

- Witam ojca – powiedzia ciep o – co za zaszczyt, sam mia em zamiar przyj si przedstawi ...
- Cjekawost' priwied a – powiedzia archierej – rad pos ucham zamjarów Wasziej Wysokosti, alie
to dopjero w pózniejszim czasje. Tiepjer' tolko poznakmmysja.
- Skoro ju Wasza Dostojno jest, to podam jeno jeden zamiar – musz uporz dkowa nadania
ziemskie – posprawdza pisma, piecz cie i takie tam ró no ci. Ciekawym starych szparga ów, pism
starych. W ko ciele pewno takowych najwi cej...
- Bo to widdzjisz - archierej jako dziwnie b yszcza , jakby pot... - Bo to bardak by ... Samon
najprzód. Potem Wielikije Morawy, Krak... Ale wszistkie wjedzom, e naszi ziemi prawilno
po uczjonyje. Ka dyj znajet!
- Mnie te Wasza Dostojno do onych ka dych zalicza? Bo jako ... No, ja nie wiem... Ale to na
pewno si u adzi. Je li b

braki czy nie cis

ci to wyprostujemy, uzupe nimy.Krzywdy nie

zrobi .
Ro ni jeszcze przychodzili. Niektórzy posady dobrej szukali. Inni chcieli sobie zaskarbi

aski

przez znany im rodek, zwany pochlebstwem. Byli tacy, co tylko ciekawo ich przygna a. Ci
wszyscy nie byli warci cznie tyle, co pierwsze odwiedziny – tak s dzi Zdruzno.
Okaza o si

e s dzi s usznie – od nast pnego dnia przychodzili przedstawiciele rodów ma o-

polskich ...

- Bo my s yszelim – lali balsam i miód na serce Zdruzny – e potwierdzenia nada maj by

sprawdzane, a my wiadków mo em przedstawi , ka dy potwierdzi, e dzier ym nasze w

ci s u-

sznie, dostalim, nale y nam si ...

Zdruzno nawet nie pyta o potwierdzenia pisemne – on ju wiedzia , e zamys si uda.

Zapew-

background image

- 55 -

nia , e wszystko b dzie w porz dku, e nie warto si niepokoi , nikt tu nikogo o zaw aszczenia nie
pos dza... Przy sposobno ci spisywa nazwy rodów, ich przybli on liczebno , ile w nich m odzi,
rodzin, starców... Jakie maj znaki i zawo ania. Wszystkie odpowiedzi by y pilnie notowane przez
siedz cych za zas onami smardów, którzy – o dziwo – mogli pe ni zadania pisarzy.

Odwiedziny wreszcie usta y. Wtedy Zdruzno poleci smardom wykona z twardej d biny pie-

cz cie wszystkich rodów – wykorzystuj c podawane przez odwiedzaj cych znaki i zawo ania oraz
miana rodów. Okaza o si , e ci smardowie i piecz tarzami mog by ...

W odarze – ludzie od dawna z Wielkopolski przysy ani, bardzo ich ma o zreszt , bo i dóbr

ogólnych w Ma opolsce jak na lekarstwo – przygotowali wici w sprawie nada ziemskich
poszczególnym rodom. Zdruzno poszed do archiereja z powiadomieniem, e s u w odarzy
potwierdzenia nada dla ko cio a i wszystkich rodów, i nale y je odbiera .
Wtedy si zacz o. Trzeba by o pokwitowa odbiór wici, a pisa mo ni nie umieli. W odarze, y
czliwie, podpowiadali mo liwo piecz towania na mokrej glinie, któr si wysuszy i odcisk
piecz ci b dzie wiadczy , e jej posiadacz wici odebra . Tak piecz w odarz móg rodowi
sprzeda i mo na by o jednocze nie zamówi drug – trwalsz , metalow . Kupowano i zamawiano.
Kiedy ju wszystko odebrano i po wiadczenia gliniane zostawiono w odarzom, zacz li je dzi
poborcy, powiadamiaj cy o konieczno ci uiszczania zaleg ych i bie cych op at za t cz

ziem,

które rody tylko dzier awi y od Kraka, a potem do nich si przyzwyczai y i uwa

y za swoj

asno . Poborcy powo ywali si na zapisy w wiciach, które przecie by y odebrane bez

sprzeciwów i uwag, pokwitowane, nikt nie zg asza

adnych zastrze

...

Archierej uzna , e mo e spraw ziem wszystkich duchownych za atwi u Zdruzny cznie.

Po-wo ywa si na nieumiej tno odczytywania znaków na wiciach przez tutejszych duchownych,
ale to przecie mo na wyja ni , pozmienia wici, nadania w cyrylicy przepisa ...
- Chcia bym – powiedzia

arliwie Zdruzno – wszelako mam zabronione stosowanie innego j -

zyka ni li urz dowy. J zyk cerkiewno-s owia ski jest bardzo szacowny dla ksi g wi tych, atoli
ksi

Polski ma swoje wymagania.

- Alie tego nikto nie pordzji przeczitat' – powiedzia archierej, prawie gniewnie.
- Czemu? - zdziwi si po dziecinnemu Zdruzno – ja poradz . Czy w Ma oplsce nie ma szkó ?
- Jest' szko y – zaprzeczy ojciec duchowny – bardzo wysokij pozjom. Triwialnyje szko y. Zna-
czit – tri k asa. Grammatika – uczius' czitat' i pisat' swiatyje knihi. Na izust' uczius – na pamniat',
czili zapamnientujut . A pisanije – oni priepisujut swiatyje knihi inkaustom i tuszom na piergamin,
cztob bolsze knig by o. A potom k as rietorika i tam ani kazat' uczius' . Homilija. Rozumiesz'? Nu
w tretiem k asie ani uczius; dialektiki – protiw wragom naszoj religiji wystupljen'
- Podziwiam, podziwiam – przyzna z uznaniem Zdruzno - ale jak na przysz

c unikn pod-

pisywania czy piecz towania w ciemno dokumentów urz dowych?
- U nas niet uczitieli takowych od witek – powiedzia archierej, a to w

nie Zdruzno chcia od

niego us ysze .

Powiadomi archiereja, e – mo e – znalaz by stu nauczycieli, wszelako tylko wtedy, gdyby

duchowni zechcieli w tych szko ach wieckich prowadzi lekcje religii.
- Budjet! - przyklepa pomys archierej.
- Starczy nauczycieli duchownych dla stu szkó ? - Zdruzno patrzy badawczo, bo wiedzia jakie
kler ma mo liwo ci, ale...
- Gdyb w paru szko ach adin duchownyj uczi ...
- Osiem godzin w miesi cu religii w szkole, czy mniej? A mo e wi cej? - Zdruzno cieszy si
w duchu, ze tak dobrze posz o.
- Szest' - powiedzia archierej i by przekonany, e stworzy nowy rodzaj szko y.
Pozosta y targi o zap at dla nauczycieli, co jeszcze tego samego dnia uzgodniono. Stu skrybów
i stu piecz tarzy okaza o si by stoma nauczycielami czytania i pisania nie tylko przez kopiowanie
oraz nauczycielami przygotowanymi do kszta towania hartu ducha i cia a przysz ych wojów.

* * * * *

Do pr dko liczba nauczycieli zwi kszy a si pi ciokrotnie, a wszyscy pochodzili z Wiel-

kopolski i byli smardami, czyli m odymi, nie bardzo zamo nymi m ami ze stanu mo nych albo ze

background image

- 56 -

stanu trzeciego. Po ca ej Ma opolsce kr

y pog oski, e wnet b

nauczyciele spo ród podda-

nych, znaczy – g ównie ch opów, bo zjazd mo nych Wielkopolski nosi si z zamiarem wydania
zezwolenia, aby z ka dej wsi jeden syn ch opski rocznie móg by wysy any na nauk zawodu.
A czy nauczycielstwo nie jest zawodem? Taki cz ek, który naucza w szkole przyrz dzania po-
si ków – we my go dla przyk adu – a poza lekcjami zajmuje si w szkole kucharzeniem dla nau-
czycieli i uczniów – czy on nie ma zawodów a dwóch? I czy on nie zas uguje na podwójne
wynagrodzenie? Tedy dlaczego nie zatrudnia si w szkole Ma opolan? Tutejsi maj p aci obcym
smardom? To nie mo e wielkorz dca tutejszych smardów powo

?

Z t spraw - w imieniu wszystkich, co stawa o si prawid em – zg osi si do Zdruzny sam
Boguta – najwa niejszy cz ek w Ma opolsce,je li pomin urz dników,którzy dzi s wa ni,a jutro
ich nigdzie nie u wiadczysz... Zg osi si , wy uszczy pogl dy „wszystkich” i dosta odpowied , e
wielkorz dca te nad tym boleje, wszelako w szko ach i na urz dach mog by jeno ludzie
czytaj cy ze zrozumieniem i pisz cy zrozumiale sami z siebie, a nie tylko kopiuj cy ksi gi.
Wspólnie postanowiono, e „od jutra” b dzie dokszta canie dla Ma opolan, ju nie mog cych by
nazywany-mi pachol tami, otrokami czy – obra liwie poniek d – szczylami b

sraczami. Jutro

rano zg osi si do Boguty z rodu Toporów osobisty nauczyciel i dostanie za rok pracy dwa
srebrniki, je eli nikt si nie dowie, i Boguta do tej pory „ni czytaty-ni pisaty...”, czyli ani be-ani
me, taki co to musi we wszystko wierzy , bo sam niczego nie rozczyta. On sam tych okre le u

,

ale nie powtarzajcie ich nikomu, bo wielkorz dca przecie obieca ...

Uzgodniono tak e, e po tym dokszta caniu b dzie tutejsza dru yna wojenna, wszelako nie

taka, jak w tej, hmm..., Wielkopolsce. Tutaj b dzie si s

sze lat, a p aci pó srebrnika za rok

by, atoli po owa tego czasu b dzie tak zwan s

w gotowo ci wojennej, czyli na ka de

zawo anie stajesz w swoim oddziale - pod broni i konno. Za za ogi obronne w grodach b
zatrudniane osobno – przez miejscowych mo nych i mieszczan. Taka zabawa jakby – masz w
kieszeni czarny kamie i tak zadajesz pytania, tak ko ujesz, a twój rozmówca jest pewny, e to on
kaza ci wyci gn i pokaza , i odgad barw kamienia w twojej kieszeni... Ma si rozumie , e
ów bia y kamie , którego rozmówca – nie wybra – czyli owe nieliczne oddzia y dru yny z
Wielko-polski zostan odes ane w pobli e ksi cia ca ej Polski, bo Ma opolanie chc si trzyma

asnego rz dziciela. Ot, co! A cz

rodków na to b dzie pochodzi z nowych dóbr ogólnych,

które si wyznaczy w Ziemi Licykawiców, w Ziemi L dziców, w Ziemi Go szyców, w J zorze
Podlaskim i w J zorze Bochotnickiego. A w tych dobrach ogólnych Ma opolski w odarzami i
rz dcami b

jeno wykszta ceni Ma opolanie. Ot, co! Za reszta rodków – ko , uzbrojenie, bro –

musi by w asno ci woja, s

cego w dru ynie, tedy chudopacho kowie b

po ycza one

rzeczy od zamo nych, co ods

w ich osobistych dru ynach przez trzy lata, za p ac jednego

srebrnika rocznie z dodatkami w naturze – ko , uzbrojenie, wy ywienie, odzienie, miejsce do
spania i przebywania poza s

i – najwa niejsze – dobra bro . Ot, co! Niech sobie

Wielkopolanie nie my

– nas sta na to! Ot... Ot – dziewi lat s

by dla chudopacho ka... Mo e

i dobrze, bo borok móg by mie k opoty ze znalezieniem mo liwo ci pozyskania jedzenia, a przez
dziewi lat dostanie si nie tylko jedzenie. Ponadto - przez dziewi lat ró ne sposobno ci si
mog nadarzy ...
Wszystko, ale to wszystko, uda o si Bogucie u wielkorz dcy uzyska . A jeszcze, dodatkowo,
wielkorz dca zapewni , e nie we mie sobie ony z Wielkopolski. Bardzo zgodliwy ten ma opolski
wielkorz dca. Teraz trzeba b dzie wyszuka stosowne niewiastki i niech urz dzaj

owy na

wielkorz dc – od wielu side si uchroni, lecz w ko cu w jakie wpadnie i ju b dzie pod ka dym
wzgl dem nasz - ma opolski.

Wyszed Boguta z Wawelu, wsiad na swojego konia i ruszy ku domowi. Przemy liwa o

dwóch sprawach. Po pierwsze o starej kopalni krzemienia pasiastego pod Opatowem. Z bu
wst gowanego krzemienia robiono niegdy kszta tne siekierki, które wr czano wa niejszym
urz dnikom jako oznak ich w adzy. Mo e by to odnowi i sprzedawa ?... Da si do tej sprawy
wielkorz dc ugada ?.A po drugie – ten archierej pokaza ostatnio Bogucie szpilk . Zwróci uwag
Boguty na ostrze tej szpilki i nazwa je punktem. A potem spyta – ile diab ów zmie ci si na onym
ostrzu szpilki. Na to Boguta pytaniem odpowiedzia : - A ile tych wszystkich diab ów w ogóle jest? I
archierej popatrzy na Bogut z podziwem,a potem powiedzia , e tylko nieliczni wpadaj na

background image

- 57 -

rozwi zanie tej zagadki – i musz si w jednym punkcie zmie ci wszystkie istniej ce diab y, bo
one s duchami, a duch nie ma adnych wymiarów... Czego ten archierej od Boguty chcia ?...
Przecie Boguta jeno zapyta o liczb wszystkich diab ów, a na to archierej wcale nie odpowiedzia .
Dziwny jest ten wiat...

background image

- 58 -

Rozdzia X

Miasto lwów

Skoro kto ju si wda w zapoznawanie z t trzeci opowie ci o szlaku Piastów, z tym wst -
pem do prawdziwej historii Polski, to niechby zechcia par chwil uwagi po wi ci zapoznaniu si
z jednym, ale nie jedynym, narz dziem poznawania dziejów. Chodzi w tym przypadku o stary

zyk, którego nieudolne pseudona ladownictwo widzisz. Oto wielki pisarz, noblista, Henryk

Sienkiewicz umieszcza w swoich „Krzy akach” posta historyczn . Nasz noblista zwie go Paszko

o-dziej...Mo e i by z odziejem,wtedy nie by o o to trudno – grabie i upiestwo nie by y niczym

wyj tkowym. Wszelako – jak chodzi o zapisywanie owej postaci – to by to Paszko z odziej.
Herb odzia przetwarzano wtedy nieco inaczej ni li w roku 1957 – wtedy powiadano, e herbo-
wni tego rodu czy tej grupy to s - odzieje. A ten, co z nich pochodzi jest z odziej... Teraz
powiedzieliby my raczej odzie i z odzi... I pope niliby my nie cis

, bowiem miasto ód nie

by o matecznikiem odziejów.
Czytaj cy

opowie albo jej

uchaj cy,powinien tak e wiedzie , e nasi badacze przesz

ci

nie si gaj do róde zbytnio od Polski oddalonych – nie badaj na przyk ad literatury francuskiej
czy angielskiej z okresu po bitwie grunwaldzkiej. Tedy nie wiemy dlaczego u nas o bitwie pod
Azincourt (1415) ma o kto s ysza , a na zachodzie P owce i Grunwald – je eli ju ktokolwiek tam o
nich s ysza – s os dzane jako (przypuszczalnie) drobne, lokalne potyczki. Zamiast poszpera i
znale niegdysiejsze odg osy kl sk Zakonu Krzy ackiego z Polakami, nasi historycy wol si
zgodliwie przychyli do opinii zachodu i ba akaj , e P owce mog y by pokonaniem jeno drobnej
cz ci pot gi Zakonu przez s abiutkie si y okietka. Ciekawe kiedy przyjdzie pora na umniejszanie
naszego zwyci stwa pod Grunwaldem ...
Moje ba akanie niech b dzie potraktowane jako wyja nienie „b du” w tytule rozdzia u – chodzi
o te lwy napisane ma liter . Po tym wyja nieniu – przyst pmy do rzeczy – niech opowie o Lwo-
wie toczy si dalej.

* * * * *

Mo na rzec, e wp yw zwierzchnika ko cio a chrze cija skiego w Ma opolsce na dusze mo -

nych ma opolskich nie móg by przeceniony – ka da ocena najwy sza by a w

ciwa – archierej

móg w ada rz dem dusz i to czyni , a nie by to cz owiek le Ma opolsce i Ma opolanom ycz -
cy. A e nieco atwowierny, wr cz naiwny chwilami? Czy nie s to cechy natury prostoliijnej i
pra-wej? Tedy nie za pokr tno i przebieg

go ceniono, lecz za wiedz , m dro i dobre

my lenie w dobrych sprawach.

Chudy, ylasty, obdarzony basem ni szym ni cyfrowy, rusza si jak iskra – tu by , tam po-

, zaraz b dzie, tylko patrze jak przyjedzie, dopiero co by – za atwi, pomo e,poratuje, zrozu-

mie biedaka... A nawet wielkorz dc w potrzebie poprze... I tak z cz eka prostodusznego zrobi a
nam si posta drobna, lecz wielkiego i yczliwego innym ducha...

Archi(j)erej Symeon postanowi dopomóc chrze cijanom obrz dku s owia skiego na wscho-

dzie, zagro onym w swojej swobodzie wyznawania wiary przez Pieczyngów z jednej strony, a
przez Waregów z drugiej strony. atwo pozyska dla swojego zamiaru trzy rody wielkie i
par na cie mniejszych. Wielkorz dca Zdruzno uzna , e on sam nie móg by niczego lepszego
wymy li ni zrobi to Symeon i uda si do siedziby arcypasterza, aby archierejowi przyklasn .
Symeon bardzo si z odwiedzin ucieszy , pochwali si lask pastersk , czyli pastora em, przy-

anym mu przez patriarch Konstantynopola – Miko aja na znak w adzy arcykap

skiej i arcybis-

kupiej w Ma opolsce. Podkre la ró nice mi dzy pastora em zwyczajnego biskupa, raczej lekko
zagi ty kij przypominaj cym,a tym zakrzywionym mocno i z otem zdobionym znakiem w adzy
ko -cielnej. Mówi w

ciwie j zykiem Drewlan i Dregowiczów, z którego Cyryl j zyk pism

religijnych wywiód – my pomi my jego amane, polsko-ruskie s ownictwo i u ywajmy

ownictwa dla nas zrozumia ego lepiej.

Zdruzno dowiedzia si , e cesarstwo wschodnie ledwo zipie, bo w adca Bu garii, imiennik

Sy-meona wojuje z cesarzami wschodu. A nawet ma zamiar osobny patriarchat religijny w
Pres awiu

background image

- 59 -

stworzy . Poza tym cesarstwo wschodu wojuje z Saracenami i z cesarstwem zachodnim. Raz na
wozie – raz pod wozem jest Bizancjum, nie lepiej jest w cesarstwie zachodnim i w Rzymie, tedy dla
nas – powiedzia dlas nas - jest sposobno , bez mieszania si obcych pot g, troch ró ków
poga skim Normanom przytrze , dla naszych mo nych i dla ksi cia Polski troch nowej ziemi
zagospodarowa i naszym chrze cijanom przed poga skimi Waregami z Rusi opiek zapewni . Ot,
co!
Zdruzno spyta , czy nie przyda aby si pomoc dru yny w tym szczytnym zamiarze. Lecz Syme-
on podzi kowa grzecznie.
- Ojczyzn duchownych jest niebo – powiedzia – atoli ja nie zapominam o ziemskim padole i
o korzy ciach nale nych zwyczajnym ludziom. A tych korzy ci, nawet zdobytych samodzielnie,
trzeba strzec. A strzec ich tutaj mo e jeno silna Polska. I Jej korzy ci, i korzy ci ksi cia Leszka,

uwzgl dnione. W zbudowanym na wschodzie mie cie b dzie gród ksi

cy, w nim za oga

przez mieszczan utrzymywana i ksi

cy grododzier ca. Miesza si do tego nie trzeba, bo

Ma opolanie bardzo wra liwi na wtr canie si ludzi z zewn trz. Ja staram si wielkorz dc
przedstawia jako naszego, lecz nie do wszystkich mam dost p i nie wszystkich udaje ni si
przekona .Tedy niechaj oni sami... Ja wyznaczenia ziem ogólnych, znaczy – ksi

cych, dopilnuj .

Mniej-wi cej po owa?
- Zgadza si – potwierdzi Zdruzno – przyrzekam wam sprzyjanie w waszych zamierzeniach.
Wyprawa budowniczych – sami mo ni – wyruszy a na wschód z b ogos awie stwem arcypas-
terza, udzielonego w uroczystych szatach i z pastora em w r ku, oraz z yczliwo ci , aczkolwiek
niepokojem zak ócan , wielkorz dy Zdruzny. Rej w wyprawie wodzili Czewoj z rodu zawa, Pe -
ka z rodu Kopacz i Hynek z rodu Staryko .

cznie stu chwatów, uzbrojonych jak na wojów i

budowniczych przysta o.

* * *

W pó miesi ca pó niej, znowu z poduszczenia archierej Symeona, wyruszy a inna wyprawa.

wiód Radomir z rodu Toporów. Liczy a pi dziesi ciu mo nych i tylu wynaj tych górali,

Górale przybyli w najwy sze góry Polski, namówieni niegdy przez Zdruzn . Wybrali takie
miejsca, nad którymi jeno hale i szczyty górowa y. Na halach pas y si owieczki, juhasi je przed
wilkami strzegli, a w drownych pasterzy nikto si ju ba nie musia , bo i siano sta o wysoko, w
kozio kach jest, albo w kolibach, razem z innymi zimowymi zapasami gromadzone. Bardzo dobrze
spraw bezpiecze stwa wyja nia G sienica – wielce si z nim liczyli wszyscy na wypraw
wynaj ci Tywercy.
- Pilnowa nie trza. Chce bra – niech se bierze. Kole cha upy przej do do u musi. Obci zony
zdobycom ucieka pr dko nie moze. A my za nim z górecki, z ciupazkami jeno, z kamienia na
kamie hyc, hyc hyc i juz go mamy! Ciupazeck bez eb, wszy ko z powrotem zabra i o trupy si
nie martwi – or om tyz sie nalezy, wilkom tyz, a i nied wiady nie pogardzom... A w ty Polsce
piknie jest. Jeno tamuj bylim u siebie. Tu niby góry nase, a powiadajom, ze ino uzycone przez
kniazia... Bajanie kronzy miendzy nami o jakowym Kazimirze. On ma nas wynagrodzi za cyn
walecny i da góry na prawdziwom w asno . Kazi - mir. Nakazuje mir.
Zdruzno rozpozna G sienic , zapami ta go jeszcze z Naddniestrza, i sam do niego podszed .
Chcia pozna s d Tywerca o nowym miejscu ycia. Po tej krótkiej opowiastce wiedzia dosta-
tecznie du o. Nie wiedzia , czy wyja nia G sienicy, e imi Kazimir znaczy po prostu b karta –
dzieciaka urodzonego z zespolenia cia niezwi zanych w

em ma

skim, takiego stworka,

który zastany mir (porz dek) psuje, ska a, kazi. Znaczenia s ów tak pr dko si zmieniaj ... Mo e
niech lepiej górale tego swojego Kazimira – nakazuj cego mir (pokój i ad) wygl daj i na
czekaj ?...

Z G sienic Zdruzno spotka si wkrótce po raz drugi – górale wracali do siebie, miny mieli

po-nure, co i raz gniewnie pozierali na swoje ciupazecki...Ale Zdruzno dowiedzia si – jaki by
powód niezadowolenia – G sienica przedstawi to nader barwnie, nie oszcz dzaj c s ów
zgry liwych. Ra-domys i inni mo ni – tak uwa

G sienica – mieli górali za zwyczajnych

ch opów i pr dko okaza o si , e nie maj zamiaru za nic góralom p aci .
- Doszli my do rzeki – opowiada G sienica –to jom Radomys nazwa Radomka. Idzicie go jaki
skromny, móg nazwa Radomys ka, a trocha spu ci i jeno kawalontko swojego imienia jej da .

background image

- 60 -

A potem my wrócili nazad pod prund - do rzeczki, co nad niom mlecza wiele ros o i ona dosta a
imiono Mleczna. Nad niom kazali nam gród stawia . Majom go nazwa Radom... Za wiela dla nas
owego radowania z naszy krzywdy – niechaj oni sami te rado majom.
To przekonanie górali Zdruzno postanowi nieco sprostowa .
- Ja ich pokarz – powiedzia – za to, e wam zap aci nie chcieli. Jeno we cie pod uwag , e
nie mieli was za ch opów. U nas ch opów do pracy si nie wynajmuje – oni, czasami, tylko troch
od niewolnych lepsi . A z wami Radomys si najprzód umawia ... Wsz dzie zdarzaj si oszu ci, u
nas ich wcale nie brakuje. Jam te mo ny, a ceni was na równi ze sob . Za Radomys a teraz wam
zap ac , a potem z niego skór zedr .
Wyliczyli nale no skrupulatnie, nie zapominaj c wyceni poczucia w asnej krzywdy i utraco-
nych zarobków za ca

pracy, któr mieli wykona . Par razy upewniali si , e Zdruzno sobie od

Radomys a zap at odbierze, bo jakby wielmozny wielkorzondca z w asnego, to oni nie weznom! A
na odjezdnym G sienica upewni si , e to zdzieranie skóry, to jeno taka gro ba na niby, zeby Ra-
domys sobie wiedzio , ze górol tyz c owiek...

* * *

Symeon i Zdruzno rozmawiali w pa acu arcybiskupim, znaczy – w pa acu archiereja. Mi dzy

tymi dwoma zadzier gn o si co w rodzaju dru by. Mo e za mocne s owo,wi c zast pmy go
okre leniem – zawi za y si nici wzajemnego zrozumienia i szacunku.
W

nie Symeon dowodzi , e pismo jest konieczne dla istnienia w adzy w pa stwie wi kszym

ni li takie, w którym od granicy do granicy mo na dojecha w jeden dzie . Argumenty
przedstawi dwa-pierwszy by pytaniem: je eli nie pismo i listy, to co? Drugi by histori –
wszystkie dotychcza-sowe imperia stosowa y pismo. Nawet Assyryjczycy, którzy na poczatku

asnego pisma nie mieli i podpierali si po yczk od Babilonii i Chaldei, wreszcie te pisma

dostosowali do w asnego j zyka i w asnymi znakami si pos ugiwali. Ten dowód by poprzedzony
wspólnym ustaleniem, e cyrylica nie oddaje wszystkich d wi ków mowy Polaków, tedy ona nie
mo e w Polsce mie przysz

ci. To samo acina, która do innych s ów zosta a wynaleziona. Znaki

pisma s owia skiego, u ywane w Polsce s najw

ciwsze, jeno z y - bo nietrwa y i obj to ciowo za

wielki – jest materia , na którym si pisze i listy przesy a. Do przekazywania dora nych nowin i
polece – jest to wietne, lecz do d

szego przechowywania...

Kto wie, czy na tym spotkaniu sprawa wynalezienia najlepszego materia u do zapisywania na
nim rzeczy wiekopomnych nie zosta aby znacz co popchni ta do przodu, gdyby nie tumult na ryn-
ku. Stra donosi a, e powróci jeden woj z wyprawy na wschód. Opowiada straszne rzeczy,
wygl da okropnie, ca y jest brudny, obdarty, a twarzy z wi kszym wyrazem przera enia i goryczy
jeszcze nikt tu nie widzia . Wniosek do tej nowiny by do czony – lepiej tego strace ca usun z
rynku, bo ludziska w coraz wi kszy gniew wpadaj i ju par straganów jest wywróconych, za
par na cie zrabowanych.

* * *

Symeon podpowiada szeptem: obmyt' jeho, a to woj do en byt 'podmyt, obryt (ogolony) i z

liogka podpit, atoli Zdruzno uzna , i jakie wa ne powody brudu i poszarpania musz by , skoro
przez wiele dni woj odzie y nie wymieni i do wody nie wszed . Je li tak pili , to niech - na razie
– taki zostanie jaki, by . Tedy s uchali opowie ci przygn bionego woja, przerywanej jeno jego
ci kimi westchnieniami i paroma pojedy czymi zami.
- S

em w za odze Przemy la – mówi woj – kiedy trzej dowódcy wiedli na wschód wypra-

budowniczych. Tak j nazywali. Grododzier ca rzek , ze ch tni z za ogi mog do tej wyprawy

do czy , bo gród na wschód od Przemy la, to najlepsza dla niego obrona przed w drownymi
pastu-chami i ich stadami. Ja jeszcze si waha em, lecz potem szli piesi budowniczowie. Powiadali,

e swojemu wielkorz dcy id gród stawia , bo on ich do Polski ci gn , i tu im lepiej ni li w

mi dzy-rzeczu, to znaczy... no, nie wiem gdzie to jest. Do czy em do tych pieszych i w drowalim
gdzie ze dwadzie cia mil na wschód, a doszlim do rozpocz tej budowli. Dobrze wybrano miejsce
– z pi rzek nieopodal pocz tek bierze, a wody w onym miejscu budowy nadmiaru nie ma. Znak,

e na górce to jest, chocia tego na pierwszy rzut oka nie wida . Do czylim do budowniczych i w

mig palisada z wy kami i bram sta a. Wtedy dowódca Hynek powiada – id cie górale do siebie,
za po-

background image

- 61 -

moc dzi kujem, zap ac tyle,ile cie za dali, wszelako za drogo si cenicie i my ju tu sami sobie
poradzim. A do mnie powiada: wsiadaj ty na konia, Wszebor, i do Czerwieni jed , tam grodo-
dzier

ode mnie popro , by nam cho opów przys

, lubo niewolnych jakich, bo w gródku ju

jaka-taka ochrona przed napadem jest, chat tu troch postawi , wa y przy palisadzie, i b dziem za-
czyna budow miasta. Pojecha em i rzek em, co kaza . Troch si zmitr

o, to i owo musieli

poza atwia . W ko cu grododzier ca mnie kaza wraca , a robotników obieca nades

jak naj-

pr dzej. Szcz ciem za dnia doje

em. Krzyki jakowe od tamtej strony dolatywa y, szcz k bro-

ni...Wlaz em na wysok sosn i si rozpatrzy em. Konia mam wiczonego – umie si kry jako lisi-
ca jaka, a na wist jemu znany przytruchta jako pies najwierniejszy, tom o niego by spokojny –
mog em o niego nie dba , zawdy dawa sobie rad . To, com zobaczy z wysoka o ma o nie przypra-
wi o mnie o wielki zawrót g owy. Sko owacia em ca y i ledwom si zdo

w ostatniej chwili ga zi

apa . Odetchn em i popatrzy em jeszcze raz. Nasi na wy kach porozstawiani, palisad zakryci,

uki w pogotowiu. Po rodku zbite w k b, zestrachane konisie. A naoko o palisady roi o si jak w

mrowisku. Na oko ze dwadzie cia secin wojaków na bia o, we lnach cali, nie mieli takowych
kabatów jak u nas, jeno przez g ow wdziewane jakby koszule na spodnie powypuszczane i z boku
ko o szyi zapinane.
- Rubaszki – zdo

mrukn Zdruzno, a Symeon skin g ow .

- Mo liwe, e lubaszki – powiedzia woj – nasi stawali dobrze. Naoko o palisady le

o ze stu

zabitych, a w rodku aden nasz nie le

. Ja wiedzia em, e nasi za d ugo nie zdzier . Taka

nawa a... Mog si wymienia i naciera bez przerwy, a nasi co zje by zechcieli, przespa si
kapk ... Zle i po pomoc si uda ? Ju -ju mia em my l obróci w czyn, kiedy najezdnicy drabki
zacz li przystawia do palisady i po kilkunastu na drabk jednocze nie w azi o, nasi z trudem owe
drabki odrzucali gór , wielu naszych strza y musia y porani przy tym wychylaniu si do
odrzucania drabin na bok, wyrywali te strza y, czerwie wykwita a im na r kach i piersiach... Do
wieczora zdo ali wytrwa , a noc tamci nie nacierali, czemum si dziwi . Oni nawet od gródka
odeszli i mog- em pój zapyta o pozwolenie udania si po pomoc albo z nimi zosta i wspomaga
w obronie. Nasi mnie lin rzucili i jenom si jej trzyma , a oni mnie do wn trza wci gn li.
Spyta em dowód-ców o moje dalsze poczynania. Pe ka z Kopaczów przewa

ze swoim zdaniem.

Powiada , ze mam po pomoc jecha , bo jeden wi cej – jeden mniej obro ca przeciwko tak wielkiej
nawale tyle znaczy co zesz oroczny nieg, a pomoc nie zd

y wprawdzie, wszelako przynajmniej

ciciele b

. Mój ko na zewnatrz jest, z otoczeniem obeznanym, tedy niechbym jecha .

Jeszczem naszych uczy zgniatania koniny, aby potem na surowo je , bo oni zapasy mieli jeno na
jeden dzie – w

nie owy miano czyni i opa na ogniska zbiera , kiedy tamci napadli... Jeszczem

im powiedzia , e ko-by a jedna, com j

rebn widzia , lada dzie si ona o rebi, to rebak niech

jeno rozessie, ubi go, a kobyle mleko potem doi i rannym na wzmocnienie cho po yku dawa .
Kiwali g owami, bieda-cy, bo czuli rych e nadej cie Kostuchy... - tu za m ska -jedna jedyna, a
gorzka jak sto babskich, z oka woja wyciek a. Osuszy j ci kim westchnieniem...
- Prawie do ranam zmitr

w gródku i dopierom si po linie spu ci . Tamci dopiero nadcho-

dzili. Dobrze em na konia nie wista – ledwom na swoje drzewo si skry , kiedy pode mn ju
byli. Gadali jakoby Rusy, znaczy – Drewlany, Dregowicze, Krywicze i Wiatycze pod Waregami
si znajduj cy. Wiem, bo u nas w za odze Przemy la ró ni s ... Narzekali na Waregów...
Wot, krajany – Symeon zdo

wtr ci swoje mrukni cie, co na chwil woja zatrzyma o i znów

ci ki oddech wzi .

- Musia em ju ten dzie przeczeka na drzewie – mówi dalej woj. Krótko... - a zachlipa ,

biedaczysko. - Naraz hurgot us ysza em, z boru wypad y czteroko owe podwozia, na których – za-
miast desek czy drabin – pnie drzew poprzywi zywali. Znaczy – tarany – spojrza na Symeona, nie

c pewnym, czy osoba duchowna wie o czym mowa, Symeon da znak kiwni ciem g ow , e

wie, i opowie toczy a si dalej. - Oni pozaprz gali do taranów konie. Po cztery do jednego pod-
wozia, a na nich je

cy siedzieli. Lecia o toto galopem, przed sam palisad konie by y kierowane

na boki, a taran wali w palisad . Nasi z wy ek spadali jak ul ga ki z trz sionej gruszki... Wyrwy
si w palisadzie porobi y, nasi skupili si w rodku i odcinali si do upad ego mimo braku
widoków na prze ycie... Prawie wszyscy nasi popadali, kiedy Rusy nagle odst pili i przez te
wyrwy z powrotem

background image

- 62 -

niby szczury z ton cego w porcie okr tu. W moj stron wielu ich gna o i wrzeszczeli, e u Lachów
zaraza. Pod samym moim drzewem taki m ody z such praw r

stan , ko o niego ucznicy i on

kaza do tych swoich, umykaj cych z grodu strzela ...
- Igor – powiedzia Zdruzno.
- O, tak, tak, tak - przy wiadczy woj – tako na niego wo ali. Ze trzystu swoich ubili – tych, co
akurat nacierali na naszych. G upi s , bo zaraza nie pojawia si tak z nag a – mogli wszyscy by
pozara ani, lecz mnie by o wiadomo, e to jeno gro ba ratownicza by a – adnej zarazy u nas nie
by o, jam stary wojak z za óg ró nych grodów – i zaraz uda o si prze ywa , to wiem...
- Prze

kto z naszych? - spyta Symeon.

- Wiedzia em, e b

ucieka i nie powróc – powiedzia woj – tedym zlaz z drzewa i do rod-

ka wszed em. By y jeszcze j ki, wszelako oni dogorywali... Jeno trzech dowódców... Hynka ze
Starykonia dobi em w asnym mieczem, bo flaki mia na wierzchu, a ja wiem jaka m ka takiego
czeka a. Jam w za ogach..., aha, ju mówi em... Pe

dobi em, bo udo mia ci te i krew ma ymi

strzykami jeno si dobywa a. By blady jako mier z wykrwawienia. Prosi s abym szeptem o
przek ucie serca... Zosta jeno Czewoja ze zawów. Podar em w asn koszul . Poowija em rany...
Po ar si zrobi , widocznie pod palisad pouk adali i za egli drwa, a jam z tamtej strony nie zau-
wa

, bo ode mnie za palisad to musia o by . Od po ogi tych par koni, jeszcze nie trafionych

miertelnie, oszala o, a ja chcia em z apa cho jednego dla Czewoi, a najlepiej dwa, eby go mi -

dzy ko mi wie do Przemy la lubo do Czerwieni. Wtedym si tak pobrudzi ... Wioz em go do
Przemy la, naszym oddawa em, a on powiada – jed od razu do Krakowa i przeka , e Igor na
Pres awiec, na stolic Bu garów ze swoim pu kiem ruszy i nas po drodze zahaczy , bo do kniazia
Olega Wieszcza tutejsi b agania s ali, eby ich przed cho opstwem u nas ochroni . Czewoja yw
jest, tedy mnie mo ecie zatrzyma i wi zi a on to potwierdzi.
- Dobra rada – powiedzia Zdruzno – zastosujem si do niej.

* * *

- W Wielkopolsce zwo

bym ogólne ruszenie – mrukn Zdruzno, kiedy stra zabra a woja.

- Przednia my l – powiedzia Symeon – zjazd nadzwyczajny. Nie wybieraj pos ów, przybywa
kto chce i mo e... Trzeba zatrze przykre wra enie i ów gród oraz miasto rych o zbudowa . Macie

uszno , e trza zwo

pospolite ruszenie.

- Pospolite... - Zdruzno skrzywi si niech tnie.
- Nie od bylejako ci si to wzi o – powiedzia Symeon – to pochodzi od wyra enia – pospo u,
wspólnie, razem... Te wasze wici wys

, i by kto chce i mo e na miejscu owym si stawi do bu-

dowania i ochrony zbrojnej, za co zap ata stosowna b dzie i odznaczenia siekierkami krzemien-
nymi z Opatowa. A kto siekierk odznaczony – ten pierwsze stwo w wynoszeniu na wolne stano-
wiska zdob dzie....

- Myli by si - powiedzia Zdruzno – kto pos dza by was o nieumiejetno trafiania do dusz

ludzkich. Dobra rada i do niej si zastosuj .
- Arabowie od Kitaju tajemnic robienia materia u pisarskiego ze szmat robionego wykradli –
powiedzia Symeon. Du e karty oni robi , Ja na takiej jednej wyrysowa em rzut miasta, o którym
mowa... Kaza przynie ?
- Bardzo prosz Wasz Arcywielebno – u miechn si Zdruzno. - Mój tato i kap ani nasi t
tajemnic sami odkryli. Sucha wierzba zmielona na proszek, to samo spoiwo, co do szmat poszar-
panych, na sita k

, obcieka, przycisn p askimi deseczkami - i s karty do pisania. Wszelako

wolno to idzie, i trzeba znale sposób pr dkiego wyrabiania du ej ilo ci. Ta sze b dzie wtedy i

atwiej dost pne.

Przyniesiono kart wielko ci wierci prze cierad a na

e jednoosobowe a na niej Zdruzno

ujrza wyrysowane co w podobie do czterolistnej koniczyny, z czym

rodek kwiatu jaskra

przypominaj cym, jakby cznikiem wszystkich czterech listków koniczyny.

- Mo na mówi o czterech miastach – Symeon pokaza po kolei cztery listki „koniczyny” -

po- czonych zamkiem pomi dzy nimi wszystkimi. Ka da cz

obwiedziona osobnymi

umocnieniami obronnymi. Z zamku, w przerwach mi dzy „listkami” bramki do robienia wycieczek
przeciwko oblegaj cym. Z „listka” do innej cz ci miasta mo na jeno przez zamek przej albo
przez bram

background image

- 63 -

jednego osiedla wyj i wej w bram drugiego. Dost p do zamku na ko cu jeno – po zdobyciu
której cz ci „koniczyny”, bo w przerwach mi dzy dzielnicami z dwóch stron wróg by by ra ony –
z dwóch dzielnic.
- Wielki rozmach – powiedzia Zdruzno. - Nie bedzie to wspó zawodnik dla Krakowa?
- A niechby i by – mrukn Symeon – wspó zawodnictwo do pracy pobudza.

- Czy wielkorz dca mia by mo no o przeznaczeniu postanawia ? - Zdruzno u miecha si

zgodliwie.
- Po to pokazuj – Symeon odwzajemni si podobnym u miechem.
- Dzielnica dla Polaków od Swarzeca, dzielnica dla Polaków – chrze cijan, dzielnica dla Rusów
i dzielnica dla Ormian – powiedzia Zdruzno.
- Spiera si wolno? - Symeon nie przestawa si u miecha .
- Prawd rzek szy – twarz Zdruzny spowa nia a – wola bym si k óci , bo Swarzec – umowne
imi nadane przez nas Bogu - od swarów pochodzi. Ale wy macie jednego Boga, my tako ,
muzu many tako i ydzi równie . No, tylko wy do Trójcy Go rozmno yli cie... Ale ust pi , je li
wy nie ust picie.
- Co cie chcieli rzec przez owe rozmno enie do Trójcy? – twarz Symeona równie spowa nia a.
- Mo na by o powiada o usynowieniu Jezusa – cz owieka, jako król mo e usynowi ch opaka
ze zwi zku morganatycznego. Znaczy – z ma

stwa z poddank . Jezus – Wybraniec Boga,

Jedyny obdarzony moc , wyniesiony, przeznaczony do mierci i zmartwychstania pr dkiego jako
znaku zmazania grzechu pierwszych rodziców. A wy cie ukatrupili na krzy u nie miertelnego
Boga, kaza-li cie mu zwyci

mier , dali cie mu inne cia o po zmartwychwstaniu i ludzie Go

nie poznawa-li... Po co to wszystko?

- Jam tylko zwyk ym pasterzem – powiedzia Symeon – a ty o herezj zatr casz. Wszelako

ust puj , bo moja wiara do mi owania obliguje, a nie do swarów.
- O, o acin zatr cacie – zauwa

Zdruzno – oblig... Wdzi cznym za ust pstwo. Jeszcze tylko

nazwa dla nowego miasta i grodu. Mo e by miasto lwów?
- Zaiste – jako lwy si bronili – powiedzia Symeon – niechaj b dzie Miasto Lwów. I w naszej
cyrylicy, i w waszych znakach rzezanych nie u ywa si wielkich liter nawet dla nazwania narodów,
tedy nie za pr dko poczn go Lwowem nazywa ... MIASTO LWÓW... Pi kna nazwa.

background image

- 64 -

Rozdzia XI

Mi dzy zieleni a fetorem

Dusza cz owieka jest najbardziej z

onym tworem na wiecie, a jednocze nie jest tworem nader

prostym, by nie u ywa s owa prostackim. Ona musi si sk ada z wielu odr bnych obszarów - te
przestrzenie duszy stanowi o jej zró nicowaniu – a jednocze nie jest w jestestwie cz owieka o ro-
deczek spychany przez rozum i wyobra enia na dno, pod podwójne dno, który p cznieje,
nabrzmiewa w chwilach dramatycznych, je li czas wolno mierzy tragizmem lub weso

ci .

Nawet najbardziej mi uj cy bli nich cz owiek stan by bezradnie wobec kataklizmu, który innych
zabi , a jego oszcz dzi . Najpierw nie móg innym towarzyszom niedoli pomóc, uratowa ich
chcia , a tu niemoc liczebno ci lub braku rodków wlaz a w parad i oni zgin li. A gdyby jednemu
lub paru móg pomóc, kosztem wielu? Stan by przed wyborem zawsze z ym dla sumienia. I w
takich razach oraz w wielu innych, tylko troch trudnych, cz owiek co robi, a czego innego nie
robi, zdarza si , e nie robi nic. A co potem?

Muzu manie maj o rodeczek który zwie si „kismet”. My mamy podwójne dno duszy, pod

któ-re stopniowo udaje nam si wepchn t cz

pami ci, która nie dawa aby nam spokoju,

bo my si nie sprawdzili jako zbawca albo ratownik – nie mogli my pomóc wszystkim, nie
pomogli my tej jednej osobie wi cej.... Mówimy – czas leczy, zapomnienie leczy...
A czy to nie jest tak, e leczy nas egocentryzm? Ja – p pek wiata, centrum kosmosu – istniej !
Beze mnie wiat by by niepe ny! Tamci zgin li, a ja – nie! A po mierci cia a jego centraln rol we
wszech wiecie mojej duszy obejmie ona sama. Ona b dzie musia a sobie wyt umaczy powody
pot pienia boskiego lub powody jej w asnej szcz liwo ci. Inni ko o niej? No, fajnie, e te dos-

pili, ale to JA jestem w pe ni szcz cia, JA o to przez ca moj doczesno zabiega em, eby

MOJA dusza mia a dobrze. Pomocnicz d

wyci gn stwór nieznanej dobroci czy niewiadomego

a – grzechu nie ma, je eli sumienie pi – powiada ... U pij sumienie – powiada ...

Po skorzystaniu z pomocy egocentryzmu, tego lekarza dusz, spychamy go na dno i znowu

jeste my gotowi by dobrzy, w czym wyrzuty sumienia wcale by nie pomog y, one nas tylko
zawstydzaj , bo co sobie o nas inni pomy leli, kiedy my ten grzech pope nili?... Na czele owych
innych stoi Pan Bóg...

* * * * *

Sprawdzono prawdomówno woja,który o lwach opowiada . Wys ano do Gniezna go bia

pocz-towego z witk , zwan „zwiastun nieszcz cia”. Wys ano w lad za go biem woja –
opowiadacza. On powróci do Krakowa z min wypogodzon , aczkolwiek niedowierzaj

.

Powiedzia , e w Gnie nie nie pozwolili mu wcale opowiada , jeno spytali ilu naszych poleg o, a
ilu Rusów. A potem powiedzieli,

my zwyci yli, bo tamtych zgin o wi cej...

Archierej Symeon akurat siedzia u Zdruzny, kiedy ów pos aniec z Gniezna powróci . Popatrzy
na jego min , popatrzy na Zdruzn , pokiwa g ow i powiedzia :

- Mo na do tego i w ten sposób podchodzi . Wtedy l ej pogodzi si ze mierci naszych

wojów.Ty, Zdruzno, jed znowu na ten swój wypoczynek, a ja budow onego miasta lwów si
zajm . Pora tobie, Zdruzno, o przysz

ci w asnego rodu pomy le . Ot, co! Zaszczyt Ma opolance

za wielkorz dc i . Ka dej! Tedy nie zawracaj w g owie ka dej, jeno rozwa nie dobieraj.
Zdruzno te czu ow ppotrzeb pomy lenia o podtrzymaniu ci

ci w asnego rodu. Jakiego?

Jego ojciec by za

ycielem nowego rodu? Czy Stoigniew nale y do rodu, skoro nie jest

spokrewniony ani z ojcem, ani ze Zdruzn ? Mo e dopiero Zdruzno za

y nowy ród?...

Spojrza na s upek z pude utworzony, stoj cy w k cie komnaty. W trzecim od do u, w szóstym
od góry by a jego peruka kasztanowow osa. Wydoby j , za

. Zwierciad o pokaza o innego

cz owieka – Zdruzno sam siebie nie poznawa . Ta barwa w osów lepiej wspó gra a z brwiami i
skór twarzy ni ,budz ca zdziwienie biel - g stej, prostej czupryny - pod Starogardem niegdy
pozyskana. Je li o pozyskaniu mo na mówi – przecie wcale nie chcia osiwie ... Mo e ona od
srebrnego miesi ca przesz a na niego, kiedy wygrzebywa si spod zwa ów zabitych Pru-
sów?...Wzdrygn si mimowolnie, kaza si sobie u miechn , poszed do stajen, osiod
niedawno uje

onego kasztanowatego ogiera i pojecha „odpoczywa .”...

background image

- 65 -

* * *

Ruch na go ci cach, traktach i zwyczajnych drogach gruntowych by bardzo wzmo ony, wi c
Zdruzno uzna , e nie warto szuka ciekawostek w miejscowo ciach – od podró nych mo na
zaczerpn wi cej nowin, bo jad z ró nych miejsc, i je li nawet o tym samym mówi , to ubarwiaj
wie ci i pogl dy posmaczkiem ze swojej miejscowo ci czy okolicy zaczerpni tym. Prawie wszyscy
pod ali w jednym kierunku i w jedno miejsce – na nadzwyczajny zjazd mo nych, na którym
mo na b dzie pogada , pos ucha , a jeszcze popracowa i zarobi . A cel pracy, zaiste, szczytny –
uczci b dzie mo na bohaterski bój naszych, ma opolskich wojów, którzy walczyli jako lwy z
nawa olbrzymi , ubili przesz o trzy razy wi cej wrogów ni li ich oddzia liczy i dopiero polegli –
wierni synowie naszej ziemi. Tak to brzmia o, jak chodzi o samo j dro rozmów i pogl dów.
Zdruzno wyprzedza wszystkich, bo wszyscy jechali wozami – pewno jakie narz dzia wie li, mo e
zapasy jedzenia, mo e odzie i bielizn na zmian , a on sam jeden, bez obci enia... Wywo ywa o
to docinki wyprzedzanych, powodowa o zapytania – dlaczego nie jedzie pracowa jako inni. Co
tam odpowiada , czasem za artowa , cz sto mówi , e ju na miejscu wszystko ma i tylko po co
musia do dom pojecha , co tam za atwi , a nynie po piesza, bo mu si r ce i serce do roboty pal
– albo – w innych miejscach powiada , e rw . Ust powano mu drogi, przepuszczano, skoro taki
pilny – spraw ogó u pilnuje, a domowych nie zaniedbuje. Niektórzy brali go za cudzoziemca – kar-
bowane w osy, niezwyczajna opo cza, inny ni tutaj rz d na koniu sk ania y do takich przypusz-
cze , atoli po pierwszych s owach ju tylko za bogatego pana go brano, zapewne z Wielkopolski
albo jakiego Lacha, bo ci wsz dzie byli porozrzucani, nosy wtykali i wschodzili, gdzie ich nie po-
siano, i przez to porzucanie w asnych siedzib wiele tracili na znaczeniu, bo jednak co ród w swoim
gnie dzie, to nie pojedy cze rodziny, albo nawet pojedy czy ludzie, cho by na wysokich
stanowiskach byli i bardzo zamo nymi si stali. Zdruzno na takie szczegó owe pytania prawie
ka demu przy wiadzcza . - Lach? - Tak, Wielkopolanin? - Tak. Mo ny z Kujaw? - Tak. W przelo-
cie tak si robi, aby czasu nie traci , w pogaw dki si nie wdawa , a pytaj cych atwo utwierdza
w poczuciu w asnej umiej tno ci trafnego odgadywania cudzej przynale no ci do plemienia czy
oko-licy.

* * *

Ta droga i ten wóz, a przy nim jeszcze jezdni - okaza o si to wszystko do wyprzedzania za tru-
dne. Za w sko, za ciasno. Próbowa wyprzedza , lecz musia by w g sty las, tu przy drodze maj cy
swoje wypustki m odników z samosiewu, wje

. Na swojej starej siwuli wjecha by bez wahania

i ju dawno by zapomnia o tym czteroko owcu ci kim, o tych wo ach, brudz cych co jaki czas
gruntow drog nawozem w asnego wytwórstwa i o tych trojgu, czy te trzech, jad cych konno z
ty- u wozu. Tego m odego ogiera nie by pewny - mo e si zestracha , mo e nabra urazu i potem
trudno b dzie taki narów wyt pi . Nie wypada o nic innego uczyni jak tylko za nimi jecha i cze-
ka na szersze miejsce.
Wszelako na to wygl da o, e pr dzej da si zachodu s

ca doczeka ni li szerszego miejsca

ko o tych kolein wype nionych b otem lub wod . Cie Zdruzny coraz mocniej si wyd

, jakby

dogania ludzi na koniach i wóz z bud – lada chwila zacznie si zmierzcha , a jeszcze trzeba
miejsce na nocleg znale , ogieniek roznieci , jaki sza asik z adzi ...
- Hola, hola! - Zdruzno wreszcie postanowi wyprzedzi tych podró nych – oni si zatrzymaj
na chwil , on si ostro nie ko o budy wozu przeci nie i po k opocie...
Ten najwy szy je dziec z ty u wozu odwróci g ow i Zdruzno spostrzeg niemal dziecinne obli-
cze z meszkiem, zapowiedzi w sa, pod nosem. Ta twarz nie by a yczliwa – raczej zapowiada a
co z ego. Ów m odzian zatrzyma swego konia, obróci go na tylnych nogach i ruszy ku Zdruznie,
skubi c praw d oni owo, zaznaczone meszkiem, miejsce na w sy. Zbli

si , po czym –

przyciszonym g osem – rzek :
- Szwendasz si za nami prawie od po udnia jakoby smród po gaciach. Zje

aj st d, chamie,

bo mego ojca na pomoc wezw .
- Wyprzedzi was nie mog em – powiedzia spokojnie Zdruzno – gdyby cie si na chwil za-
trzymali, to...
- Won st d, ty ry y kud a, bo mieczem wyp azuj i naucz szacunku dla mo nych.

background image

-66 -

- D awisz! - od wozu rozleg si basowy okrzyk – sam tu!
- Szczawik – za mia si Zruzno – do tatusia wracaj.
- Krwi twoj zmyj t zniewag – powiedzia D awisz, dobywaj c z pochwy miecza. - Ja ci
na-ucz !
- Mo e oszcz dzisz mojego konia? Czy on te musi by przez ciebie nauczony? Jeszcze le ma-
chniesz, skaleczysz zwierz , a ko ci nie winowaty – Zdruzno mówi lodowatym g osem,
ods aniaj c opo cz lew r

, praw k ad na r koje ci miecza i patrzy uwa nie na D awisza.

Ten zeskoczy z konia, przyci mieczem w powietrze, jakby dla sprawdzenia gotowo ci r ki,
i ustawi si w postawie, jakiej ucz mistrzowie szermierki. Zdruzno zsiad powoli z konia, zdj
opo cz i po

j na siodle praw r

, nie wypuszczaj c z lewej miecza i patrz c spod oka na

awisza. S usznie uczyni , bo sus i ci cie jeszcze nie powinny by y nast pi , lecz nast pi y.

Zdruzno uskoczy i prze

miecz do prawicy. Przy powtórnym ciosie D awisza odsun si

nieco w bok, ostrze miecza wisn o mu ko o ucha i wbi o si w ziemi drogi. A miecz Zdruzny
koln D awisza w po ladek. Lekko, eby nie ukrzywdzi , a ostrzec...
Chyba za lekko, bo D awisz wyszarpn brzeszczot z ziemi i wzniós zab ocone ostrze do ci cia
w g ow . Znowu nie trafi , a Zdruzno przy

mu w bark p azem. Troch pomog o, je eli uzna

za skutek razu zamian ci cia na pchni cie. Na ch uk ucia, bo D awisz przelecia ko o Zdruzny w

lad za mieczem bod cym powietrze i dosta p azem w kark tak mocno, e zary twarz w b ocko

drogi.
Zdruzno chowa miecz do pochwy i odwróci uwag od le cego D awisza. Kiedy znowu spoj-
rza w jego stron , zobaczy rozkrzy owane ramiona dziewczyny. Powinien zauwa

dziewk ,

atoli kto u

tego s owa dla opisania kobiety, czyli nierz dnej niewiasty. Dziewka albo dziwka –

ten kto powiada ... A Zdruzno nie mia powodów uznawa tej niewiastki za ladacznic ... Ma a, to
dzieweczka, dojrza a a niem ata, to niewiastka, a z dzieweczki robi si ... No, w

nie – dziewka?

Ta dziewczyna by a wzorem pi kno ci! Spod at asowego kapturka wysun si na cudowne

czo o pukiel czarnych, grubych w osów. Powiewa od leciuchnego wietrzyku nad pi knymi
brwiami – cienkimi, adnie ukszta towanymi, czarnymi jak noc. Czarne, g ste, d ugie a cienkie
rz sy pod-kre la y czysto bia ek i ziele t czówek migda owych oczu. G adkie policzki,
koralowe, wzorcowo wykrojone wargi pod akuratnym noskiem. Je eli i reszta postaci jest tej
jako ci, to najpi kniejsze lalki w k t id przy takiej doskona

ci. Co tam lalki – marzenia nie s

zdolne podsun wyobra ni podobnego cude ka. Zdruzno pomy la , ze serce powinno mu zabi
mocno, oddech powinien traci , oczy mu powinny z orbit i podziwu na wierzch wy azi ... A tu...
nic z tych rzeczy. Dlaczego? Ojcowe czucie? Ojciec mówi , e t w

ciw pozna si na pierwsze

wejrzenie. Tedy to nie ta....
- Nie dam go! - powiedzia o cudo mi ym dla ucha g osem. - Siebie wielkorz dcy gotowam za
jego ycie odda . - Widzicie, tato – odwróci a twarz do nadchodz cego m a z basem w gardle, ju
przechodz cego powoli w wiek szykowania si do odpoczynku cia a, – dobrzem widzia a ten bia y
kosmyk, wysuwaj cy si spod tej czapki ze sztucznymi w osami.
- Wybaczcie, panie wielkorz dco – powiedzia bas – za ma om skór w dzieci stwie trzepa i
zapalczywo w D awiszu zosta a. Jak mu z a krew oczy zaleje, to gotów w gniazdo mij bez
zastanowienia wle

. Domas aw z Lubyczy jestem. A to moje dzieci – D awisz i Je yna. Dajcie si

zaprosi na przeprosiny. Ugo cim was, Je yna wiersze powie, na lute ce zagra. A ten huncwot nogi
wam w misce umyje i wod z miski wypi mu ka za kar .

- Mo e kiedy ... - powiedzia Zdruzno – teraz po pieszam tam, gdzie i wszyscy. Mog

przecis-n si jako ko o waszego wozu?
- Ja konia panu wielkorz dcy za u dzienic powiod – Je yna ju trzyma a kasztana przy pys-
ku. - Pan wielkorz dca bardzo przystojny i adny. Serce mi tak bije... W do ku mnie ssie, jak sobie
na pana wielkorz dc spojrz ... A mówili, e nie ma lubwii od pierwszego wejrzenia... Przyjed
k'nam, o pi kny m u. Ja ci nogi wytr moimi w osami i odechem dosusz ... Ju si nie gniewaj na
mojego braciszka...

* * *

Znalezienie miejsca na nocleg posz o pr dko - wjecha w le

drog , by a przy niej polanka,

background image

- 67 -

materia na sza asik, sp ta koniowi przednie nogi, rozkulbaczy , mech i ga zie iglaste do
sza asiku, suchy mech na wierzch, niewielkie ognisko, siod o pod g ow , odgrzanie pieczeni, g ow
na siod o, miecz obok prawej r ki, przykry si derk ...

Dlaczego nie by o nag ego zachwytu i dr enia serca?... Ona ma ch odne spojrzenie, oczy s

zwierciad em duszy, g ow ma ch odn , umie my le i patrze ... Rzecz nie w tym – czy ma rozum,
chodzi o to, by go chcia a u ywa w dobrym kierunku, w dobrym celu...
Je eli jest ch odna, mo e wyrachowana, to dlaczego mówi a o mi owaniu? Lubi ze wszystkie-
go arty stroi ? Mo e to owczyni?... Pozna a wielkorz dc i pomy la a o miejscu przy boku
takiego m a... Szkoda, e to nie ta, bo naprawd

liczna... A mo e da oby si j przekszta ci ?

oda jest...

Przekszta ci ... Ona, jak ka da owczyni, post puje wedle steru, który nazywa si w asn ch -
ci . „Ja tak chc ” i b

do spe nienia owej ch ci d

... M dry cz ek potrafi wybra cel mo liwy

do osi gni cia bez amania po drodze dusz innych ludzi – ona nie b dzie zwa

na szkody

wyrz dzone innym – swój sprawny umys i pi kne cia o wykorzysta bez wahania do spe nienia
swojej zachcianki albo do spe nienia zamiaru, przynosz cego jej korzy . Jej lub komu , kogo ona
rzeczywi cie pomi uje...Zatem uczucia wezm u niej zawdy gór nad rozumem, wi c wykszta cenie
u niej m dro ci albo mi owania do pierwszego-lepszego nie b dzie mo liwe.
Zdruzno nie udzi si ani przez chwil – wiedzia , e on dla Je yny jest pierwszym-lepszym i
nie wolno mu nawet marzy o zdobyciu jej serca. A m dro ?... Ta – zdaje si - jest zdobywana po
rodzicielach albo kszta towana we wczesnym dzieci ctwie.
Zasn przy takich rozmy laniach i ni a mu si jej twarz w lubnym przybraniu. ni o mu si ,

e jest przy porodzie... Ona rodzi ich synka... Porzuca dziecko i ojca... Nazwa ma ego Brosen?

Niby nale

oby – brosjen – znaczy odrzucony... Wszyscy b

pyta o powód nadania takiego

imienia...
Zmieni si sen na inny. T skne wo ania s ysza . Sk wzywano pomocy, a on nie móg poru-
szy cia a, by biec i ratowa ..
Potem sen o ojcu... Ona, zielonooka przy ojcu. Ojciec ka e dobrze si przypatrze i mówi, e
to jest na pewno ta w

ciwa. Czy s barwiczki do w osów? Ona ma jasne w osy. Ech, te sny...

Znowu te wezwania na pomoc... Dlaczego tak przeci gle i t sknie?...

Chyba si obudzi ... A mo e mu si

ni, e si obudzi ?... Nadal te t skne wo ania... Tak ra-

tunku wzywaj g odne lub spragnione krowy. Czy Je yna jest a taka piersista?... I kwik wi

ycha . Nie, ona nie jest... To nie mo e by sen,to naprawd g odne i spragnione zwierz ta,

wzywa-j pomocy cz owieka. Tak e bek owiec dolatuje... Chyba i konie...
W mig by gotów do jazdy. Jecha , kieruj c si tymi wezwaniami zwierz t i zastanawia si co
to za sp d wielki i co to za ludzie, oszcz dzaj cy na paszy i wodzie. Co znajomego zamajaczy o w
jego pami ci. Domas aw z Lubyczy... Skarbek, zostawiony na stanowisku pomocnik Stoigniewa do
obliczania i zbierania dochodów i mówienia: nie ma pieni dzy na to, s pieni dze na tamt rzecz...
On mówi , e gdzie tutaj mia y by Chlewczany – dobra ksi

ce. Wie , rz dca, ch opi... I wtedy

trafi si Domas aw z ..., chc cy wydzier awi owe - nazwane, lecz jako osiedle ludzkie
nieistniej ce - Chlewczany. Zobowi za si p aci co roku jedn dziesi

ze sprzeda y zwierz t.

Podobno t dzier aw wzi i akuratnie p aci ... Znudzi a mu si praca przy karmieniu i pojeniu?...
A mo e to wcale nie adne Chlewczany? Je eli Chlewczany, i nikogo przy zwierz tach nie ma, to
nie b dzie jak zapyta o nazw hodowli. No, ale pomóc g odnym i spragnionym trzeba...

* * *

W miar narastania kwiku, ryczenia, beczenia i r enia puszcza si przerzedza a. Powoli prze-
chodzi a w rzadki m odnik z samosiewu powsta y. Im bli ej odg osów

ci zwierz cej, tym

mniejsze by y ro liny w owym m odniku. Wreszcie, nad szczytami drzewek, Zdruzno ujrza wielk ,
bezle

, zielon przestrze . Hen, w dali widnia a sina kreska, prawie pokrywaj ca si z

widnokr giem – nast pny brzeg puszczy. Kto musia tu przygotowywa grunt pod upraw i
wytrzebi wysokie ro liny. Z czasem por ba czy wypalenisko zaro ni te trawami zamieni o si w
wielk

czy pastwisko. Niedaleko miejsca, w którym sta i patrza Zdruzno, widnia y rozleg e

budowle. Zapewne pomieszczenia dla zwierz t – stajnie, obory, owczarnie i chlewy. A za
nimi

background image

- 68 -

strumie znacznej szeroko ci dzieli

na dwoje oraz stanowi wodopój. By oby pi knie, gdyby

nie ten przera liwy jazgot – niejako zwierz cy chór, w którym najdono niej brzmia y g osy czysto
wieprzowe... Zdruzno pomy la , e dziwny jest wp yw s uchu na odczuwanie pi kna obrazu. Gdyby
pi kna pie niarka mia a tak wysoki, kwikliwy g os jak te „niecosoprany” w tutejszym zwierz cym
chórze, to tylko ludzie bez smaku muzycznego mogliby nazwa jej piewanie pi knym... Jak

piewa Je yna?... Czy - nie daj Bo e – tak samo przejmuj co?

winie s zwierz tami o do dobrze rozwini tym mózgu. Niektórzy ludzie wr cz do mózgu
ludzkiego, jak i reszt wn trza tego zwierz cia, ten narz d my lenia przyrównuj . Wszelako bywaj
zdarzenia, kiedy winia, podobnie jak cz owiek, wy cza my lenie i jest kierowana pop dem. Wte-
dy gna przed siebie, w kierunku niespodzianej korzy ci, najpr dzej jak mo e. Ten trucht
nieprzytomny czy k us bezrozumny, lub galop nieopanowany nazywa si

wi skim. Tak samo u

cz owieka – wi ski trucht, k us, albo galop jest nazw obra liw dla rozumu. Nie wiadomo
dlaczego tak si utar o, lecz wszystko, co wi skie uznaje si dla cz owieka za uw aczaj ce, mimo
wielu podobie stw mi dzy wieloma lud mi a wieloma winiami...Tak sobie Zdruzno przemy liwa ,
a najg

niejszy kwik ci gn go w stron sporych drzwi jednego z chlewów

Otwar te drzwi ze skobla i uchyli je ostro nie. Buchn a w nie od wewn trz nieprzeparta si a,
przed któr ledwo zd

uskoczy – winie by y pr dsze od D awisza. Jakby zapomnia y o

wszystkich znanych sobie g osach i po ce nios o si tylko jedne wielkie iiiiiiiiii!!!. W chwili
osi g- ni cia strumienia, cich y po kolei. Te które si napoi y – d ugo to trwa o – odchodzi y od
wody, zgryza y traw i natychmiast zmienia y g os na powszednie hre hre hre.

Umilk y wezwania i narzekania innych zwierz t – tylko winie nadal kwicza y dojmuj co.

Zdru-zno podszed do jedynych drzwi, zza których przedtem dochodzi o r enie koni. Teraz us ysza
przez drzwi jeno ciszone, jakby porozumiewawcze he he he he he he. Otwar te drzwi. Konie
wychodzi y pr dko, lecz po kolei. Przechodz c obok Zdruzny, ka dy ypa na niego przekrwionymi

lepiami, a potem puszcza si w stron strumienia spokojnym galopem. Tuzin koni... By mo e

stanowi y niezgodn z umow dzier awn , poboczn hodowl . Nazwa Chlewczany mog a dotyczy
jedynie wi .

Podobnie by o po otwarciu dwojga drzwi obór. Tylko mykni cia-mrukni cia

porozumiewawcze, pr dkie wychodzenie na dwór i potem trucht – bujliwy dla przepe nionych
wymion. Dwa tuziny krów dojnych... Te pok tna hodowla? Kto móg by kupowa od hodowcy
mleko od dwóch tuzinów krów?... Tylko w odarz – do przetwórni – na twarogi i sery, na mietan ,
a potem mas o i ma lan-k . Warto sprawdzi , chocia ta nazwa, Chlewczany, z góry do czego
zosta a dopasowana... Tedy sam hodowca musia by mie mleczarni ... Ka demu wolno, lecz musi
mie dostawy surowca od w

cicieli ziemi i stad karmionych pasz w

ciciela. A tutaj, chyba,

mo na by o w tych trzech pomieszczeniach trzyma – zamiast du ych zwierz t – ze sto wi . Od
tego nale

si ksi ciu lub wielkorz dcy dochód , ze sprzeda y dziesi ciu, lub wi cej, zwierz t

rocznie... Przez ile lat?...
A owce? Sto tych k dzierzawych czworonogów gna o do strumienia, wo aj c, e beee, albo e
meeee. We na, skóry, mi so, jagni ta, mleko, jelita na kie basy, sery... Kto musi by odbiorc i za
to p aci ... Czy by ze strat prawdziwego w

ciciela gruntów?...

Przysz a kolej na kolejne chlewy – wsz dzie kwik, trucht, k us i na przemian galop wi ski, po-
tem hre hre hre... Cicho si zrobi o, spokojnie. Nawet malowniczo te stada za strumykiem
wygl da y. Tylko jak je zap dzi z powrotem? Same wróc ?
Naraz z wn trza tej ostatnio otwartej chlewni dobieg j k. Zdruzno wszed , to mog o by jakie
stratowane przez stado zwierz . Ciemnawo we wn trzu by o, lecz nie,na tyle, by le

cej wini nie

dostrzec. Straszny smród... Fetor odchodów ko skich jest mocniejszy, atoli jaki bardziej zno ny...
Znowu j k. Popatrzy w kierunku, sk d dochodzi g os. Kupa mierzwy. Aaaa! Jest! Spod mierzwy
wida wystaj ce nogi cz owieka. Wywlók le cego za te wystaj ce nogi. Umazana gnojem twarz,
ani kawal tka odzie y bez ladów gnoju. Twarz tak e tym wi stwem pobrudzona. Na nosie, ustach
i brodzie brudna szmata, z ty u g owy na supe zawi zana. R ce zwi zane na plecach rzemieniem.
Po zdj ciu szmaty ukaza a si druga – zwini ta w k b i wepchni ta w usta. Ostro nie, jak najmniej
dotykaj c mierdz cego brudu, Zdruzno wszystko poprzecina i pousuwa . Uwolniony cz owiek
przekr ci si na brzuch, podpar r kami, wsta , a potem poolowa ku strumieniowi prawie tak samo

background image

- 69 -

pr dko jak zwierz ta przed nim. Zdruzno widzia korzystanie przez niego z wody. Moczenie, cie-
ranie brudu traw urwan , nurzanie w strumieniu, strzepywanie, usuwanie r koma. Potem mycie
ca ego nagiego cia a. Wróci ca y mokry i ca y mierdz cy – najwidoczniej ka da nitka odzie y
przesi kn a tym fetorem i albo to we wrz tku upra , albo wyrzuci .
Czysty mierdziel o ma o nie rzuci si do wylewnego dzi kowania swojemu wybawcy. W por
si spostrzeg ,zatrzyma swój ruch z rozpostartymi ramionami – u ciskajmy si jak bracia – z niedo-
wierzaniem spojrza na swoj czyst przecie d

, skrzywi si i pokr ci g ow .

- Mniema em dot d, e jeno mierdziel, znaczy – tchórz, ma taki fetor ko o ogona, e we wszy-
stko jeno w azi, a wyle

nie chce z niczego. Jestem

ywoj z Domas awia – powiedzia i znów,

omc (o ma o co) by by wyci gn ku Zdruznie prawic do powitania.
Potem Zdruzno dowiedzia si , e

ywoj zamieni si na w

ci z Domas awem z Domas a-

wia i teraz Domas aw jest z Lubyczy. Za zamian

ywoj musi Domas awowi p aci tyle samo,

co w odarzowi ksi

cemu za dzier aw i przez to dochód jest za ma y, a rodzina ca kiem niema a.

Dodatkowy k opot jest z cho opami d browickimi, którzy

ywoja o mielili si zwi za , g

mu

zatka ,aby pomocy nie móg wzywa i w chlewie zamkn , czego skutki wybawca sam móg
zoczy

Podczas tych wynurze

ywoja na

wpadli galopem czterej synowie dzier awcy,

stwierdzili, e tato cuchnie i zabrali si do zap dzania zwierz t na ich miejsca w budynkach. Potem
doili krowy zak adali pasz za drabiny nad obami, nape niali koryta i rzucali k by siana do
owczarni. Na koniec

ywoj gor co, stoj c grzecznie z wiatrem od Zdruzny, zaprasza szczerze do

Domas awia na pocz stunek i rozmow o odwdzi ce za wyratowanie z „cuchn cego” po

enia.

Zdruzno wymówi si brakiem czasu, spyta o po

enie owej D browicy, gdzie, mo e, znajdzie

onych buntowniczych cho opów, je eli jeszcze nie zbiegli w puszcz .

- Musz t spraw natychmiast za atwi – powiedzia

ywojowi – bom winien na bie co

ksi cia Polski o takich wydarzeniach powiadamia . Jestem urz dnikiem ksi cia, czasu mam
niewiele, lecz do was rad wpadn w wolnej chwili. Mo e wam przed

pro

, aby cie si jesz-

cze raz zamienili. Na Pomorzu, w krainie zwanej Kaszuby mo na dosta sporo ziemi za prac dla
ksi cia. I to bez op at dzier awnych.
- Wszystko dla mojego wybawcy – powiedzia

arliwie

ywoj – je eli b dzie to korzystne,

to tym lepiej.
Znowu omc by oby ob apianie w u cisku na krzy ...
D browica by a ca kiem niedaleko. Wie prawie nowa, zadbana, porz dna. Starannie zrobione

oty, za nimi jesienne kwiaty i krzewy owocowe, domki w g bi, dopiero za nimi zabudowania go-

spodarcze, ka de domostwo ze licznym ganeczkiem, skrzy owanymi uko nie erdkami jeno i w t-

ym bluszczykiem od widoku troch zas oni te, kiedy winobluszcz wzro nie i g szcz zielony stwo-

rzy, ludzie siedz cy na takich gankach stan si niewidoczni dla przechodz cych drog przez wie .
Dopóki Zdruzno stawa przed ka dym domkiem w swojej kasztanowatej peruce – nikt si nie
pokazywa , wie stwarza a wra enie wymar ej. Wiatr – psotnik jako tak zmy lnie zawia , e owa
peruka zjecha a Zdruznie na ucho, zdj j , aby poprawi przed ponownym umieszczeniem na

owie. I wtedy na ganki wylegli ludzie – niby mrówki, kiedy pogoda z deszczowej na s oneczn

si zmienia.
- Macie tu kogo starszego nad wami? - Druzno sta przed rodkowym domkiem wsi i spyta o
kogo zdatnego do rozmowy o ci kiej odpowiedzialno ci za zniewa enie mo nego przez
cho opów.
- Ja jestem Szadziul – odpowiedzia mu ch op z ganku – pan Zdruzno mnie na pewno nie pa-
mi ta. To wy cie, panie, namówili nas na wyjazd do Polski...
Okaza o si , e to nie cho opi.

ywoj móg o tym nie wiedzie – us ysza od Domas awa i

po nim powtórzy . Ale Ojciec Je yny?... On musia wiedzie , on tu niedaleko mia ten
Domas aw...Oj, ty psi synu, dam ja ci oszukiwa kogo si da!... Tak sobie Zdruzno pomy la ,
niejako odpór dawa w ten sposób zarzutom Tywerców, którym obieca stan trzeci,a tu psi syn -
Domas aw - prawie ich w niewolnych chcia obróci ... Wys uchawszy wszystkich alów, Zdruzno
rzek :
- Wasza praca w Chlewczanach musi zosta wynagrodzona. Ja tutaj zosta em kim takim jak u

background image

- 70 -

was Wszemir Sokolica. Dorowadz Domas awa przed s dziego i sobie od niego nale no odbior ,
a wam j mój skarbnik tutaj dowiezie. Obliczcie sobie – ile wam si nale y i tyle dostaniecie. Lecz
to tylko pierwszy krok – prócz tego nale y wam si odszkodowanie za poniewierk . Co by cie po-
wiedzieli, gdybym chcia za atwi wasze przeniesienie do stanu mo nych? To ten stan, w którym ja
i Domas aw, i

ywoj jeste my... Ja tych dwóch st d zabior , a wam – jako mo nym –

powierzy bym dzier aw Chlewczan. Tam jest wiele roboty i rodzina

ywoja jej nie podo a.

Codzienna obs uga zaj a czterem ch opakom wi cej jak pó dnia. A naprawy budynków? A siano-
kosy? A czyszczenie budynków z gnoju? A usuwanie pad ych zwierz t i bardzo starych? Chcecie
czy nie?
- S yszelim jak Domas aw narzeka , e nieop acalna dzier awa, a

ywoj niczego innego nie

powiada ... - Szadziul skroba si w g ow , a min mia niet

.

- Tote inne wam warunki postawi ni li oni mieli – powiedzia Zdruzno – dochody z koni,

owiec i byd a jeno dla was, a ze sprzeda y mi sa wieprzowego mo ecie oddawa po ow dochodu,
albo – je li wolicie – b dziecie winie w odarzowi odstawia i odpadnie wam k opot dowo enia
mi sa do nowego grodu i wielkiego miasta, w którym targowiska i targi wielkie b

niezad ugo.

- B dziem sprzedawa – powiedzia Szadziul i uczciwie oddamy po ow . A w odarzowi mo-

em mleko, konie i te inne sprzedawa ?

- To ju z nim samym... Jemu wolno kupowa po cenie kosztów, no – troch mo e zap aci

wi cej. Dogadacie si jako . Nocleg jaki u was chcia bym op aci - Zdruzno czu si nieswojo, ale
uzna , e nale y tym ludziom pokaza , i s tak samo wa ni jak wielkorz dca, który chce im p aci
za nocleg.
Spa i jad jako go , a Tywercy wypytali dok adnie o koszt zostania mo nymi, bo w darmowe
dobrodziejstwa jako nie wierzyli. S

ba w dru ynie i konieczno wychowywania dzieci na

Polaków wyda y im si cen zno

. wiat a w domu Szadziula zgas y nied ugo przed witem, ale

nowi nieomal-Polacy wychodzili od Szadziulów uspokojeni i pe ni nadziei na lepsz przysz

w

nowym narodzie i nowym stanie.

background image

- 71 -

Rozdzia XII

Nagonki, sid a i pa ci

Jeszcze przed zim grodziszcze lwów by o widoczne z daleka. W

ciwie widoczna by a ka-

mienna wie a, któr postawiono pr dko, aby – przesz

niedawna ostrzeg a – móc si w niej

schroni i trwa do nadej cia pomocy, gdyby jaki naje

ca chcia na ladowa kniazia Igora.

Niedu a ta wie yca by a, jeden bok mia jeno sze s ni d ugo ci, za to wysoka i zaopatrzona w

rodki do obrony – kamulce do zrzucania na zuchwa e by napastników, kot y do warzenia t uszczu,

wosku i wody, aby jeno je przechyli i la na ywie wstr tnych wrogów. Poza tym w wie y by a
zbrojownia, czyli sk ad uzbrojenia wszelakiego – dla stu wojów na czas miesi ca – strza y,
kamienie do proc, ci ciwy z baranich kiszek, uki cisowe i l ejsze, miecze, kolczugi, sz omy. No,
wszystko, co potrzebne dla za ogi. A w lochu by o wi zienie – gdyby dranie z zewn trz jakim
cudem rozbi y kawa ek kamiennej ciany na dole, to niech e najpierw dostan drani z wn trza –
przest pców osadzonych w lochu za ci kie przewinienia. Wi zienie by o tak zmy lne, e wprost
nie do wiary, ale o tem – potem... Cicho-sza na razie, bo nikto o tym nie powinien wiedzie , kto
zas ugiwa by móg na osadzenie w tym lochu, ani nikt, kto móg by o tym osobom postronnym
opowiada .
Tak e przed zim pobudowano wa y i cz stoko y wokó wszystkich czterech dzielnic miasta, a
w ka dej dzielnicy czeka o na mieszka ców ponad dwie cie chat mieszkalnych i miejsce na drugie
tyle, lub na targowiska, szko y, wi tynie, koszary i inne przydatne mieszczanom rzeczy, jak
cho by pracownie rzemie lnicze. Kiedy miasto zostanie zasiedlone, a gród przynajmniej mury
dostanie,to uroczy cie og osi si

wiatu i okolicom, e zaistnia o i trwa b dzie Miasto Lwów. Bia-

da takiemu g upkowi i ciemnemu cymba owi, któren zechce si pod miewa z nazwy Miasto Lwów
– ju on popami ta z czego nie warto si

mia jak si nie ma poj cia o pochodzeniu nazwy...

Zim Zdruzno i archierej Symeon sp dzili w Krakowie, ktokolwiek zim nos wychyla z og-

rzewanych pomieszcze bez potrzeby czy konieczno ci, ten musia by niespe na rozumu – ca y

wiat by w okowach mrozu, zaspy strzeg y osiedli ludzkich przed niepowo anymi go mi

skuteczniej od cz stoko ów, a przenikaj ce na wskro mro ne wichry zdawa y si gwizda piosnk
o s owach: nie wychod na pole, bo zamar niesz, matole. Zima – je eli konieczno jaka nie
przeszkadza a – by a czasem przemy le , okresem snucia zamierze i przypuszcze , w og-
rzewanych pomieszczeniach my l nie zamarza a i mo na si ni by o sprawnie pos ugiwa . Szkoda
tylko, e przekazywania my li na odleg

móg by u ywa w pe nym wymiarze jeno Druzno, a w

wymiarze ograniczonym niektóre jego dzieci. Zdruzno nale

do tych dzieci, wszelako tylko

niekiedy mia prawie pewno , e ojciec czego od niego

da albo co mu przekazuje. Przez ten

niedostatek pewno ci Zdruzno musia wychodzi z Wawelu i – ci ko odziany – biec do pa acu
Symeona, kiedy czu , e powinien to zrobi . Czy owo czucie by o spowodowane przekazem od
ojca? Kto wie? Kto wie?...
Tylko raz takie odwiedziny zaowocowa y dorodnie – znaczy – skutek by znacz cy. Symeon, z
min skruszon i niepewn powiedzia , e staro mu bardzo dokucza, si mu brakuje i musia
naznaczy na archimandryt (bardzo wa ny arcybiskup – zwierzchnik wielu duchownych) w
Grodzie Lwów Teodora z Sambora.

- On jest m ody i ma zapa – t umaczy usprawiedliwiaj co archierej – on Polaków nie lubi,

lecz wyznaje zasad , e ka da w adza od Boga pochodzi, tedy ugnie si przed wielkorz dc i
bru dzi mu nie powinien... Nie ukrzywdzisz go? - w tym ko cowym pytaniu s ycha by o pro

,

tpli-wo i rozgrzeszenie zarazem, gdyby jednak Teodora trzeba by o jako poskromi i nagi

do uzna-nia tej – a nie innej – w adzy za wa niejsz od innych. Symeon wiedzia , e okre lenie
ka da w a-dza jest tak cis e jak lód do czasu odwil y – mo esz sobie wybra , a nawet musisz –
dowoln spo- ród wszystkich w adz na ziemi i tej wybranej s ucha , kiedy w adze id ze sob na
udry... Je li wo-lisz okre lenie – dr ze sob koty – to owe udry mo esz darciem kotów zast pi .
Chodzi o to – kto z k ótników udrze wi kszy kawa z przedmiotu sporu.

Poza archimandryt – zreszt , raczej, przysz ym – my l Zdruzny zaprz ta a Je yna. Je li nale a-

- 72 -

a do niewiast – owczy , to powinna si do owionego przybli

, do Krakowa przyby , list

background image

przynajmniej napisa , albo te pos

ca w jakiej sprawie przys

... A tu – nic... Mo e jednak

by a szczera i naprawd mi owanie do niej od pierwszego wejrzenia przysz o... Czy by ojciec w
tym o niej nie nie przekazywa niczego, a tylko zwyczajnie si

ni ? Czego chcesz ode mnie,

ojcze?Nawet nie mam jak dowiedzie si o istnienie barwiczek do w osów – wszystkie pytane w
Krakowie niewiasty tak jako dziwnie na Zdruzn spoziera y... Zes

mi we nie Je yn

jasnow os , a ja nie wiem -co by to znaczy mia o... Czy to tylko o ulubion barw wieszcza
Druzny chodzi?... Ot, i mamy obraz jasno ci przekazu za pomoc przelatywania my li z jednej

owy do drugiej bez u ywania mowy, pisma albo migania g uchoniemych...

Tej nocy ojciec przy ni si Zdruznie znowu i tylko jedno powiedzia : - Nie masz si domy la -
wystarczy wierzy . Sen o tyle dobry, e potwierdzaj cy ch przekazania Zdruznie obrazu i s owa.
Jeszcze tylko doj znaczenia przekazu... Lecz on nie kaza si domy la ... Czy by Je yna jednak
barwi a w osy? Po co? Trzeba by o machn na t spraw r

– przysz

przyniesie rozwi zanie

tpliwo ci. Czarnow osa, czy jasnow osa?...

* * * * *

Pierwsze owy na przedwio niu - nieg by ule

y, mróz redniej wielko ci, dzie ju wystar-

czaj co d ugi, wiatru nie by o, chmur nie by o – wykaza y niez y stan sprawno ci urz dników
dworu wielkorz dcy i cz ci za ogi zamku wawelskiego. Zdruzno wyznaczy sam siebie do
nadzorowania nagonki, dobrze robi to pomocnik owczego, tedy wielkorz dca móg si odda
rozmy laniom o cieple. Kiedy mróz jest wielki – spluniesz, a lód do ziemi dolatuje ze liny – i
potem zrobi si mróz trzaskaj cy – drzewa od niego p kaj , to wielu powiada, e sta o si cieplej.
A przecie ciep o nie jest... Cieplej albo ch odniej mo e by jeno w takim czasie, kiedy woda w lód
nijak si nie zamieni, Za zim jeno o wi kszym albo o mniejszym mrozie mo na mówi ... A nynie,
na przedwio niu, kiedy w dzie lód i nieg powinny ju topnie i przez to osiada ku ziemi, a noc
znów zamarza ? No, jest to pora przymrozków i nadal o ociepleniu mo na jeno wtedy mówi ,
kiedy nieg i lód topniej . Czyli przewa nie w dzie ... Te zielone oczy by y ch odne, czy mro ne?
Czarne w osy... Czy dusza tako zabarwiona? Czarna, czy ciemna? Czy ka da je yna jest k uj ca?

ro liny, które po eraj zwierz ta, na przyk ad rosiczka... Je yna jeno obronnie kolce wystawia,

czy te chce przez uk ucie zaszkodzi ?... Zalaz a mi ta dziewczyna za skór i jak zadra dokucza –
pomy la Zdruzno.
Wkrótce po tych owach archierej poprosi jeszcze raz o wzgl dy dla archimandryty Teodora –
jakby wiedzia , e Zdruzno wnet do Miasta Lwów poci gnie. W

ciwie wiedzia

le, bo to raczej

Zdruzn poci gn o, chocia rozum podpowiada , e Zielonooka tam swoj sie

atwiej b dzie

mog a rozstawia . A mo e chcia – nareszcie – przy pieszy zmierzenie si z owczyni ?... W
ka dym razie do Miasta Lwów poci gn , wi c archierej wiedzia w

ciwie dobrze...

* * *

Zdruzno by zaskoczony! Wiosna ju nikomu nie mog a przeszkadza ani w budowaniu, ani w
podró ach. Jesieni rozmawia z Ormianami, rozmawia z Tywercami i Drewlanami, spotka si z
Polakami – wyznawcami Swarzeca – wszyscy mu obiecali, e wiosn ich dzielnice Miasta Lwów

zape nione lud mi, kupcami rzemie lnikami, wi zi ze starymi miejscami zamieszkania zostan

zachowane, b dzie t um, kramy, warsztaty, gwar, ruch... A by a ... pustka! Jeno w dzielnicy

owian chrze cijan obrz dku s owia skiego wszystkie prawie chaty mieszkalne by y zaj te.

Pozosta e dzielnice wieci y bezludziem. A i ta zamieszka a dzielnica szykowa a si do zwijania
manatek.
Okaza o si , e ci, co zjechali do miasta – nie maj mo liwo ci uzyskiwania surowców do wyt-
warzania, czy przetwarzania na co , co mo naby z zarobkiem sprzeda . A nawet gdyby mieli suro-
wce i je przetwarzali, to nie maj komu sprzedawa swoich wyrobów.
- Dlaczego tak jest? - Zdruzno spyta o to szwacza, tkacza i szewca.

Uzyska trzy jednakowe odpowiedzi – jest sie , uniemo liwiaj ca wprowadzanie si do

dzielnicy Ma opolan, którzy nie s chrze cijanami obrz dku s owia skiego. Jest nagonka na
odmie ców i oni dostaj polecenie opuszczenia miasta. A jeno oni maj powi zania ze wsiami w
stron Przemy la po

onymi, gdzie nadmiary ró nych rzeczy s i stamt d mo na kupowa

surowce, a tam wywozi , na sprzeda , wyroby rzemios a. Gdyby nie te zapory,to dzielnica
mog aby

- 73 -

background image

od biedy pe ni rol jednotysi cznego miasta. Miasto, to nie tylko miejsce zamieszkania – w mie -
cie trzeba pracowa dla zarobku, umo liwiaj cego odnowienie stanu wyj ciowego, a najlepiej, eby
by a mo liwo rozbudowy, rozwoju...

- A wy sami nie mo ecie jecha i poszuka takich miejsc, gdzie maj nadmiar surowców i

ochoty na kupowanie waszych wytworów? - spyta Zdruzno.

- Mo emy – us ysza odpowied – atoli nawi zanie czno ci w takim wymiarze zajmie nam

jeden ca y rok. A na tak d ugi czas my nie mamy zapasów. Musieliby my rol uprawia , zwierz ta
hodowa ... A to tako roku czasu wymaga, zanim si drugich plonów doczeka. Pierwszy plon jeno
na przetrwanie pójdzie i na siewy z w asnego. Dopiero z drugiego po yczki zwrócim. No, i
rolnikami zostaniem, a my rzemie lnicy, panie wielkorz dco... Chcecie mie miasto rolników? Jed-
no miasto powinno wiele wsi obs ugiwa ...
- No, ju trudno – powiedzia Zdruzno – a te pozosta e dzielnice?
- To mia a by nasza nadzieja – odparli – u Drewlan i Dregowiczów prawie miast nie ma i tam
mielibym zbyt na nasze wytwory. A skór tam – zatrz sienie! A mi so tam – tanie. No, nie mamy
sposobu na przemkni cie si przez sie diaków – oni ka demu warunek stawiaj – przejdziesz na
wyznanie chrze cija skie naszego obrz dku, to w mie cie b dziesz mie miejsce. Za od Ormian...
Stamt d nie tylko kupcy mieli przybywa – tam inne nieco rzemios o i inne wyroby. Mogliby oni
na zachodzie Polski korzystnie swoje cude ka sprzedawa , tam kupowa narz dzia rolnicze i na
wschód je...
- Kto przeszkadza? - spyta Zdruzno
- Archimandryta Teodor. Powiada, e rybakiem od Chrystusa b dzie, który dla niego wyznaw-
ców owi. On nawet Ormian chce nawraca ...A to chrze cijanie s , jeno odr bny patriarchat maj .
Spory s mi dzy nimi a nami o drobne rzeczy.
Zdruzno zna jedn „drobn ” rzecz, ró ni

Ormian od pozosta ych chrze cijan – Ormianie za-

przeczali jakoby Jezus móg by jednocze nie Bogiem i cz owiekiem... Teodora nie przekona si , e
to drobiazg. Trzeba by o inaczej „zaopiekowa si ” Teodorem...
Inaczej, to znaczy jak? Tym razem Zdruzno przyby do Miasta Lwów ze wit – dwunastu dru-

ynników, to niby niewiele, lecz po kryjomu mog wiele zrobi . Powiedzmy, e Teodor zniknie...

Ba, Symeon o pomoc dla niego prosi ...
Jak to by o z kniaziem Rus anem? Zdruzno by wtedy sam... Jako mu si pojecha o na wschód,
rozmowa z chorym kniaziem by a... Co tam by o najwa niejsze? Choroba, czy si a woli? Mo e

uszno pogl dów? Wydoby z wn trza rozmówcy co innego ni li on postanowi na zewn trz

ludziom pokazywa ... Jeszcze nie wiedzia co by to mia o by , a ju co kierowa o jego krokami -
najpierw do zamku, potem do wie y kamiennej, która ju par pi ter mia a. Dru ynnicy szli niemo
za nim, wchodzi po kamiennych schodach do komnaty tu nad lochami, tam Teodor swoim diakom
polecenia wydawa ...
Co nieznanego musia o odwróci uwag archimandryty od zwyczajnych czynno ci, bo przer-
wa w pó s owa i odwróci g ow w stron Zdruzny. Twarz mia gniewn , brew zmarszczon .
- Tu spraw adnych przy pomocy zbrojnych wojów nikto nie b dzie za atwia – powiedzia – tu
rybacy Chrystusa omawiaj przygotowania do owienia dla Pana nowych dusz.
- Przyszlim jeno spyta – czy cie zan canie uwzgl dnili – powiedzia spokojnie Zdruzno. - Ta-
ko nagonk niekiedy stosuj , by zegna wiele ryb w jedn

awic i dopiero na ni sieci

zastawia ...
-Jeszcze tego nie by o – zakrzykn Teodor – aby poganin duchownemu chrze cija skiemu w
sprawach nawracania rad udziela ! Wyjdziesz st d pomiocie diabli sam, czy mam ci

wi con

wod przegna ?!

Archimandryta musia chyba by chrze cijaninem niezbyt g boko wierz cym w si

wi conej wody... Albo te te

te b yski w oczach wielkorz dcy...

te kó ka, które ku niemu

zd

y, ros y, kr ci y si – zaraz si w niego wwierc ...

Otrz sn si niby po wyj ciu z bagna, poczu na plecach ciarki...
- Nie chcesz ty wyj , diabli synu, to ja st d wyjd – powiedzia nienawistnie i ruszy ku scho-
dom.
Musia

le widzie , mo e z a krew mu oczy zala a, mo e to ta

... Noga le stan a, podwi-

- 74 -

background image

a si , cia o upad o w przód, zgi te w pó , fika o po schodach kozio ki, stukot ko ci by o s ycha

i j ki Teodora... Potem leg u do u schodów, nie rusza si wcale, jeno wy jak pot pieniec. Który z
diaków zakrzykn o wi con wod , bo mo e archimandryta diab a zobaczy i przegna z ego
ducha trzeba...

Zdruzno zbieg po schodach, odwróci duchownego na bok, popatrzy na staw okciowy,

przybie-raj cy b yskawicznie barw sin i rozmiary bani z wieloma setkami szerszeni.
- To zwichni cie w okciu – powiedzia – i p kni cie jakiej

y. Pr dko kubek wody podajcie.

- Podajcie – archimandryta na chwilk przerwa wycie i wyst ka polecenie, które kopn li si
wykona wszyscy diakowie jednocze nie.
Podano Zdruznie kubek z wod . Zdruzno wydoby z zanadrza glinian

gieweczk z zatyczk

drewnian , wyj t zatyczk i do kubka wpu ci par kropel zielonkawego p ynu. Przekr ci
wyj cego Teodora na plecy, ukl

przy nim, uniós mu jedn r

g ow , a drug przytkn kubek

do warg le cego. Teodor wypi par

yków i przesta wy . Po chwili jego twarz zacz a t

, oczy

uciek y mu w gór ...
- Zabi

- powiedzia zduszonym g osem jeden z diaków.

Zdruzno ponownie przekr ci Teodora na bok,uj r

ze zwichni tym okciem,nadepn stop

na cia o le cego, paroma ruchami popróbowa odpowiedniego ustawienia ko ci w okciu, a potem
szarpn , przekr ci zwichni

r

... Chrupn o, Zdruzno wypu ci chor r

. Ona upad a ze

stukotem na kamienn posadzk ...
- Nosze z adzi i przenie go z powrotem do tej kamiennej komnaty – powiedzia cicho Zdru-
zno, a jego dru ynnicy sprawnie wykonali polecenie.

Na górze Zdruzno urwa róg prze cierad a z wyrka tam stoj cego i podwiesi nastawion ,

zgi

w okciu, r

u szyi. Teodor otwar oczy, diacy odetchn li z ulg .

- Ju nie boli – powiedzia Teodor bardzo zbola ym g osem. - S uchajcie mnie moi pomocnicy
wierni: bywa, e Pan ustami poganina przemówi. Udacie si do Drewlan, Dregowiczów i Ormian i
tam za naganiaczy robi b dziecie. Tu ich naganiajcie, wabcie ich opisem dobroci tutejszych,
wielko ci miasta, spokojem, obronno ci zamku, swobod wyznawania swojej wiary... My tu ich

dziem przekonywa , i

my prawdziwi rybacy Pana -niewodem w asnego, dobrego przyk adu

nak aniaj cy ku naukom Chrystusa. Niechaj aden z was tu nie powraca, nie namówiwszy wpierw
tysi ca ludzi na przybycie do Miasta Lwów. My tu podgrodzia jeszcze mo em dobudowywa ,
mo em miasto powi ksza , z Bo

pomoc .

- pij, Teodor – powiedzia cicho Zdruzno – bo wnet na ca Ma opolsk miasto poszerzysz.
- Dobrze – powiedzia ulegle Teodor – jeno jeszcze powiem, em zgod da na przybywanie do
budowania dopiero po siewach. Nie sierd cie si na spó nionych, wielkorz dco.

* * *

Tymczasowo Zdruzno umie ci swoj

wit w trzech chatach dzielnicy ormia skiej, sam zaj

chat czwart . Mia nadziej , e Symeon nie pogniewa si za niedostateczn trosk o archimandryt
– no, mo na by o go zwi za , g

mu szmatami zatka i r ki by nie zwichn . Jeno diaków

musia by wtedy sam nak oni i do nagonki wys

... Mo na rzec, e jedna sprawa zosta a za atwio-

na nie le. A jak b dzie z nast pnymi owami? Pomyli si w ocenie Je yny i jej ojczulka?...

Nie pomyli si chyba, bo pojawili si oboje wraz z rzesz budowniczych „posiewnych”.

Zdruz-no zarz dzi budow bolnicy (szpitala), zamku i stajen dla koni za ogi. W mieszka cach
dzielnicy chrze cija skiej nadzieja od

a, kiedy dowiedzieli si o nowym sposbie podej cia

archimandryty do spraw wiary, a podupad o w nich przekonanie o konieczno ci opuszczenia
miasta. Da o si t zmian nastroju zauwa

– w owej dzielnicy rozpocz to budow wielu kramów

i pracowni rze-mie lniczych. Zdruzno by zalatany, czasu na jedzenie mu brakowa o, bo wszyscy
do niego przy azili,

daj c porad, za atwienia dostaw, albo eby postanawia o miejscu, o

sposobie albo o czymkolwiek innym.
Ciep o si zrobi o, co Zdruzno zauwa

tylko dlatego, e niewiasty rozkwit y barwami kwiecis-

tymi, gdzie zadzia y si ich grube kiecki, zwiewne si sta y, s

cem z lekka posmolone. A

pewnego wieczora, kiedy ju – znu ony do dna – zasn mia , drzwi jego chaty skrzypn y, otwar y
si i stan a w nich smag a a smuk a posta Je yny. Pr dko zamkn a za sob drzwi, pr dko zdj a z

background image

- 75 -

siebie sukni i pokaza a, i jej posta nie jest mniej pi kna od twarzy. Wlaz a Zdruznie do

a, nic

nie mówi a jeno dycha a nieco mocniej ni zwyczajnie, tuli a si do niego, r kom swoim nakaza a
zaj cie si pieszczotami...
Nie mia mo liwo ci przemy lenia zachowania pi knej owczyni i sposobu unikni cia pa ci
- uleg

dzy pr dzej ni li móg si spodziewa po latach swoich wicze w wyrzeczeniach, postach

i rozwa aniach. Wpad w pu apk jak liwka w kompot. Pierwsza niewiasta w yciu wcale nie
krót-kim, by o ca kiem odmiennie od jego wyobra

o mi owaniu, o tym pierwszym - czu ym i

ostro -nym razie... Tak dza zarz dzi a i nic na to nie móg poradzi .
Wszak e lata wicze na darmo nie posz y. Nie popad w zatracenie wiadomo ci. Wykonywa
to, co podpowiada a mu wiedza, czu narastaj

powoli przyjemno , ale s ysza i widzia – co

dzieje si z Je yn .
Ona tak e jeszcze nie mia a nigdy zbli enia z m czyzn . Powinno j troch bole ... Nie by o
wida ani s ycha objawów jej bólu. Mo e nale

a do niewiast, w których moc podniecenia jest

ogromna i to zag usza wszystkie inne odczucia?... Cicha nie by a – j ki, westchnienia, okrzyki...
Nieruchliw nie mo na jej by o nazwa – bardzo zawzi cie stara a si wspó uczestniczy we
wszystkim. Lecz dopiero szczytowanie... Brzuch jej drga samoistnie a mocno, wn trze ud ca e w
drgawkach, r ce lata y, piersi si spr

y i rozlu nia y drgaj co... Strach Zdruzn wzi , bo wiedz

posiad o niewiastach i zbli eniach z niewiastami przeci tnymi. Czy czasem Je yna nie jest na co
chora i dlatego owe drgawki i j ki, dziwne oddechy – jakby chrapliwo , jakby spazmy i szlochy?...

Nie, wszystko by o w porz dku – wraca a powoli do zwyczajnego stanu. Czasem, z rzadka,

jaka drgawka przelecia a jeszcze od jej biodra po ebrach i poruszy a pier , lecz stawa o si to
coraz rzadziej. Za to zielone szmaragdy... Zdruzno pomy la o zielonych gwiazdach w niego
wpatrzonych - z tak rado ci , z takim oddaniem i z wielk wdzi czno ci czy uznaniem, e nigdy
sobie takiego spojrzenia nawet nie próbowa wyobrazi . Podziwia to spojrzenie i zastanawia si
nad trwa

ci tych odczu Je yny. Mog y by , pewno by y – chwilowe. Ona taka pobudliwa... Kto

pr dko pobudzeniu ulega, ten i pr dko zapomina. To si , zreszt , zaraz oka e.
S usznie przypuszcza . Gwiazdy stawa y si ch odne, gas y... A potem...
- Uleg am ci – powiedzia a – chcia am ci jeno ugrza troch w tej twojej samotni, a ty ... Znie-
woli

mnie, przemoc wzi

. Ja na pewno w ci y jestem – ty teraz o o enku pomy l, bo ja

ludziom ze wstydu w oczy nie spojrz . Zha biona niewinno , ci arna niewiastka bez m a...Co ja
tacie i braciom powiem?
Szloch ju z pewno ci by udawany i to ma o udatnie. owczyni jeno upewni si chcia a czy
ugodzi a dog bnie, czy te na podobnego sobie trafi a? Zdruzno poj , e w nawale zaj ona mu
znalaz a czas na za atwienie drobiazgów osobistych – mniej wa nych, ale zawsze... Wyszed przed
chat , przywo

dowódc swoich przybocznych dru ynników i poleci – karmi , poi , nocnik

przynie i wymienia , ale pod adnym pozorem – nie wypuszcza jej z chaty ani nikogo do niej
nie wpuszcza . Potem – do rana – patrzy w prawdziwe gwiazdy, które ch odniejsze wiat o mia y,
lecz o niebo trwalsze... Rankiem zaj dla siebie kolejn chat , senno go bra a, na go ej pod odze
le

i zasypia , kiedy drzwi otworzy Domas aw. Zdruzno pomy la , ze przez t rodzin nie jest mu

dane spa w nocy, nie chc , by odespa bezsenn noc w dzie ... A czego chc ?
Damas aw powiedzia , e wszystkie wróble wierkaj o zam pój ciu jego córeczki, Je ynki, za
wielkorz dc i on chcia by przysz emu zi ciowi dopomóc w zagospodarowaniu Lwowa.
-Miasta Lwów – poprawi Zdruzno.
- To mówi – powiedzia Damas aw. - Lwów ma wolne przestrzenie ko o dróg, wiod cych do
bram zamku – chodzi o te drogi pomi dzy dzielnicami. Ja bym wzi te przestrzenie mi dzy „li mi
koniczyny” w dzier aw i tam ogrody warzywne dla miasta za

oraz sady owocowe. Nic bym

nie chcia za to.Od zi cia spodziewam si ludzi i sadzonek.Ludzi - to wiadomo -z narz dziami i wo-

ami do orki. Chyba te ciowi za taki skarb, jak Je yna, co si od zi cia nale y?...

- Nale y si – powiedzia Zdruzno. - Nale y si od was zwrot kosztów pracy przy Chlewcza-
nach, a tak e zwrot za utrzymywanie w Chlewczanach w asnych zwierz t. Skarbnik wyliczy za te
lata osiemna cie z otych aureusów, czyli jeden tysi c i osiemdziesi t arabskich dirkhamów
srebrnych.

background image

- 76 -

- To pomówienie – powiedzia , bledn c, Domas aw. - Ja tego p azem nie puszcz . Wszystkom
akuratnie rozlicza . Ja s du i dowodów przed s dem b

da , je eli b dziesz takie potwarze

rozpowiada naoko o.
- Jeno ucieka nie probójcie – powiedzia Zdruzno – bo w wi zieniu was ka trzyma .

* * *

Niezbadane s drogi Opatrzno ci. Po pó miesi ca go b pocztowy doniós Zdruznie, e Drew-
lanin Arsinas i Dregowicz Lunar – znawcy wielu praw – zgodzili si by s dziami Zdruzny w pro-
cesie przeciwko Domas awowi i przyb

za pó miesi ca, razem pos

cami od Zdruzny. Zdruzno

chcia powiadomi Domas awa, e i on powinien sobie ugada w asnego s dziego. Lecz
Domas awa nikt nie móg znale . A na drugi dzie Domas awa dostarczy o w p tach trzech
Gruzinów, których mnich ma opolski wiód do Miasta Lwów na zwiady – mieli wybada warunki
osiedlenia si , w szczególno ci za mo no wyznawania w asnej religii chrze cija skiej i
swobodnego twierdzenia, e Jezus by jeno cz owiekiem usynowionym – by mo e – przez Boga.
Ich patriarcha z Antiochii nie uznawa Nowego Testamentu, a szczególnie ewangelii Jana, gdzie w
usta Jezusa wk ada si wiadomo , i on sam jest mesjaszem – Chrystusem. Antiochia staje si
miastem zagro onym i zwolennicy tamtejszego patriarchy widzieliby po ytek w przeniesieniu
zwierzchnika swojego ko cio a w miejsce bezpieczniejsze.
Sprawy duszy i jej zbawienia swoj drog , a Domas aw – inn spraw . Wyda im si podejrza-
ny, kry si przed nimi, stara si ich omin i oni na to nie zwa ali - ka demu wolno by nieufnym
wobec innych podró nych. Atoli nieprzemy lnie Domas aw dzia

i w tym swoim kluczeniu

znowu nadzia si na Gruzinów twarz w twarz. A jak si natkn , to pocz ucieka ... Z apali go i
przy-wlekli, bo ka dy uciekinier jest podejrzany. W grodzie Lwów sprawa si wyja ni, je li
Domas aw niewinny, wtedy owcy uciekiniera przeb agaj , ale lepiej si co do tej niewinno ci
upewni .
Domas aw ju siedzia w wi zieniu, kiedy Gorymacudze, Gilamanawardze i Graaszkwili zwie-
dzili wszystko, dowiedzieli si wszystkiego i bezskutecznie usi owali przekona le cego w

u

Teodora, e czy ca nie ma, e niepokalanych pocz nie by o i wniebowzi cie matki Jezusa do
nieba jako ywej niewiasty nie by o mo liwe. To si nie uda o, wszelako wszyscy czterej zgodzili
si , e istoty, twierdz ce, e adnego Boga nie ma – nie s lud mi, cho by na takowych wygl dali i
takie zwierz ta w ludzkiej postaci nale y pozbawia

ywota, bo pustota zaprasza z ego ducha do

osiedlenia si w niej. Najbardziej w tej dyspucie natrudzi si ów mnich, który Gruzinów przywiód
i s

za t umacza. Nagrodzon za ten trud zosta , bowiem i Teodor, i Zdruzno chcieli go mie w

Mie cie Lwów jako kapelana wszystkich chrze cijan ma opolskich. Niech e on wyznaje wszystko,
co mu si

ywnie podoba - wiedz ma du i wiadomo, e jego pogl dy nie b

przypadkowe –

lepiej za z m drym pob dzi , ni li z zadufanym g upkiem skarb znale

.

Domas aw wo

o pomst do nieba, bo powiada , e nie ma na jedzenie i picie, a darmo dawa

mu nie chcieli. Teodor ka de s owo w tej komnacie nad wi ziennym lochem s ysza i kaza na koszt
duchownych karmi i poi wi nia.

- Nie ma potrzeby - powiedzia Zdruzno – ja jego córk powiadomi i niech e ona ojca

poratuje.

Zdruzno by akurat u

a Teodora, kiedy Je yna ojca odwiedzi a i straw oraz piwo mu

przynios a. Wtedy obaj us yszeli rozmow ojca z córk .
- Posiad ci ? - spyta Domas aw.
- Jako cie radzili – odpar a Je yna.
- Zadowolony by ?
- Bardzo.
- A ty?
- Udawa am, jako cie doradzali. On s dziego ka e sprowadzi , eby za wami przemawia w pro-
cesie. Kogo by cie chcieli?
- Z Konstantynopola - rzek Domas aw. - Umy lnego pos

i niech dobrze zap aci najlepsze-

mu z s dziów. Tu si odwlecze do jego przybycia, a ty – g os Domas awa zosta ciszony do szeptu,
lecz by o wyra nie s ycha , e ojciec opisuje córce miejsce ukrycia skrzyneczki z kosztowno ciami
i nakazuje jej, by ona sama, osobi cie, bez niczyjej obecno ci tam posz a i wydoby a na podró i

background image

- 77 -

dziego – nast pi opis rzeczy, które Je yna ma wydoby i Domas aw ich przybli on warto i

mo liw do osi gni cia cen podawa .
Trzasn y na dole drzwi, zazgrzyta y zamki w tych drzwiach.
- Udawa a? - zaciekawi si Teodor.
- Je li kto móg by udawa pl sawic ... - Zdruzno u miechn si nieznacznie. - Ja bym was pro-
si o przetrzymanie owej skrzyneczki a do procesu. Albo j zwróc Domas awowi, albo ona
przejdzie do skarbca Polski. Zale y od wyroku...
- Dobrze - powiedzia Terodor – ja wam ufam.

background image

- 78 -

Rozdzia XIII

Ziarna nieufno ci

Wszyscy, albo prawie wszyscy uwa ali, e Odra wcale nie uchodzi do morza - ona wlewa swoje
wody do wielkiego jeziora o nazwie Piana. A owo jezioro czy si z Morzem S owia skim, inaczej
z Ba tykiem, trzema odr bnymi rzekami – Dziwn , win i Pian . Niegdy Normanowie usi owali
opanowa uj cia tych trzech rzek, lecz napotkali silny opór S owian, których plemi Redarów zmu-
si o do uczestniczenia w Zwi zku Wielu Plemion, st d nazwa tego zwi zku – Wieleci - pochodzi a
Naciskowi Redarów opar o si wtedy plemi Wolinian (od nazwy Ostrowu Wolin) i ono zawar o z
Normanami uk ad o wzajemnej wspó pracy i pomocy. Ten uk ad przewidywa powstanie na
ostrowie miasta portowego Normanów, które nazwano Jomsborg. Jomsborg nie graniczy z morzem
– le

nad Dziwn , nieopodal Ostrowu Chrz szczy. Wolinianie, w czasie, o którym czytamy w

wicie”, nierozwa nie porzuciwszy opiek Wieletów, ci gle zagro eni obecno ci w Jomsborgu

mniej-wi cej dziesi ciu tysi cy wikingów (przed wypraw rabunkow lub po wyprawie), poddali
si zwierzchno ci Polski. Lecz nawet Polska nie mia a takiej si y, aby wyrzuci wiele tysi cy
zbrojnych zbójów – nawet gdyby tylko temu po wi cono wszystkie wysi ki, to i tak brakowa o
wojów, by mie nad wikingami z Jomsborga przewag liczebn . A wojowa przy równowadze si ?
Z drugiej strony Jomsborg, dopóki go si nie zaczepia o, nie mia by adnej korzy ci z wojo-
wania z Polsk – przy brzegu Dziwnej sta o zawsze kilkaset norma skich okr tów,przez uj cie Dzi-
wnej do morza mog o – bez adnych op at – wychodzi i wchodzi codziennie trzy okr ty norma -
skie, a po zap aceniu uzgodnionej w umowie ceny i sprawdzeniu okr tów przez portowców Kamie-
nia i Dziwnowa wyj mog y nawet wszystkie okr ty jednego dnia, a wej – dziesi . Mie taki
port bliski bogatych krajów, w dodatku zim lodem nie pokryty – to by o dla wikingów
dobrodziejstwo, tedy woleli go nie stawia w rozgrywce o zdobycie ca ego ostrowu czy wszystkich
trzech uj rzek, z jeziora Piana do Ba tyku p yn cych. Kto musia by tak gr , tak wojn
przegra – czy nie lepiej korzysta z bazy bez wojny? Bo przecie nawet w razie pokonania Polski

owianie nie pogodz si z przegran i b

Jomsborg n ka , szarpa ...

Kiedy si jednak zastanowi nad „nieszkodliwo ci ” czyraka na siedzeniu, kiedy si tylko stoi
albo chodzi i na siadanie nie ma ochoty, to musi si doj do wniosku, e Polska musia a czasami
pomy le o czasie przysz ym, kiedy czyrak mo e bardzo przeszkadza ...

* * * * *

Ostrów Chrz szczy nie by zamieszka y, chocia na jego po udniowym brzegu sta a samotna

chatka. Ze wzgl du na zdarzaj ce si zalewanie tego brzegu ostrowu, chatka sta a na czym w
rodzaju skrzy owanych , nieco ukowatych prz se – z daleka wygl da a jak chatka na kurzej stopce
I tak by a nazywana przez Wolinian, bowiem nale

a ona do czarownicy. Tak to przedstawiano,

bo nikt, nigdy nie widzia , aby ktokolwiek przeprawia si

ódk na ten ostrów, a zdarza o si

dymienie dachu owej kurnej chatynki. Podobno – tak niektórzy powiadali – tam bywa a wró ka.
Mo liwe, e bywa a, lecz czy czarownica nie mo e by wró

?...

Niektórzy przysi gali, e w chatce byli i tam wró

a im stara j dza – brudna, obszarpana, da-

ca zap aty z góry. A wró by jej zawsze si sprawdza y! Kiedy za na drugi dzie kto chcia pop-

yn

ódeczk na ostrów, eby pochwali wró

za trafno przepowiedni i rad, to tam nikogo nie

by o, kamienie kotliny zimne by y i wilgotne, paj czyny wsz dzie, zastarza y kurz, brudne szyby. A
poprzedniego dnia by o czysto i ogie w kotlinie buzowa , duchot powoduj c...

Tego wieczora dach kurnej chatyny dymi obficiej ni li kiedykolwiek – zdawa si przy-

wo ywa okolicznych wzdychaczy, którzy woleli najpierw rady wró by zasi gn zanim zapytali
tej, do której wzdychali. Mo e i s usznie, bo ta uwielbiana mo e odpowiedzie – nie wiem... Czy
nie wi cej si wie, kiedy wró ka powie – kto wie – kto wie?...
By ju zmrok. Zaj cza a sowa, wprowadzaj c eruj ce myszy w trwo ne znieruchomienie. Na
rzece, w pobli u chatki skrzypn o o dulk wios o. Potem s ycha by o stukot wios a upuszczonego
lub odk adanego na dno ódki. Niedu a ód dobi a rozp dem do brzegu ostrowu, tu przy chatce.
Trzy nietoperze w ostatniej chwili omin y trzy zakapturzone g owy ludzi na ódce. Trzy pary oczu
popatrzy y na filuj ce w oknie chatki, w

e, migotliwe wiate ko. Drzwi – same – uchyli y si z

nym skrzypem. Trzech ludzi wesz o ostro nie do wn trza ledwo-ledwo widocznego dzi ki

background image

- 79 -

arowi kupki niedopalonych do ko ca w kotlinie w gli. Nikogo w rodku... Za nimi, od strony

drzwi ozwa si d wi czny i dr cy g osik:
- Na wszystkie trolle i walkirie – czy do tego dosz o, aby do mnie król i jarlowie przybywali?
Wzdrygn li si wszyscy trzej, odwrócili gwa townie, trzymaj c r ce na, odznaczaj cych si przez
opo cze, r koje ciach no y.
- B

cie odwa niejsi – powiedzia g osik, a potem za mia si perli cie. - Usi

na pod odze –

jeste Gorm Skjoldung i sporo ju osi gn

, ale s awa twoja dopiero wzrasta. Twój syn... Harald

Sinoz by... Dunowie mu si k ania b

... Srebrnika podaj, je li ta wró ba ma si spe ni ...

Jeden z tych trzech, dotkni ty lekko w rami , usiad na pod odze, r

z no a zdj , drug wy-

ci gn ku ciemnej postaci - z g osikiem dzieweczki, a kud ami i hakowatym nosiskiem,
skrzy owanie s pa ze sk bionym wiechciem lnu ledwie wyczesanego, przypominaj cego – taki
strach na wróble, który umie pojawia si od drzwi, chocia oni je zamkn li za sob i nikogo nie
mijali. Ta posta wyd uba a srebrnika z zaci ni tej kurczowo d oni Gorma i dotkn a ramienia
drugiego przybysza.

- I ty siadaj na pod odze – powiedzia srebrnobrzmi cy g osik – jeste Harald z Ynglingów,

zwa-ny Harfagre. Nie wida nynie twoich w osów, lecz s – zaiste – pi kne. Srebrnik, Haraldzie,
bo twój syn sam mo e od topora zgin . Daj dwa srebrniki, a on s usznie zas

y na miano

rze nika ludzi i sam od w asnego topora nie zemrze. Zwa go b

– bardzo s usznie – Krwawy

Topór... O, da

trzy srebrniki... Na ci pociech za to – Twój wnuk, Haakon Dobry, skutecznie

ukryje przed lud mi swoj prawdziw natur .
Perlisty mieszek oznacza przej cie do kolejnego przybysza. Ten nie czeka na dotkni cie – sam
usiad , sam poda srebrnika.
- Mi o spotka tak domy lnego Ynglinga, Ulfie Freyerson. S usznie i w Szwecji, i w Norwegii
ród twój do znaczenia doszed . Z twoich l

wi pocznie si Eryk Zwyci ski – król Szwecji. Tak

samo, jak ty sk py i oszcz dny w s owach. Czy któremu z was nie odpowiada narzecze z ostrowu
Anholt, którym do was mówi ?
Milczeli wszyscy trzej. Mo e ze zdziwienia – strach na wróble - s polniany a z g osikiem tak
bardzo przyjemnym, zgaduj cym imiona... I to narzecze – przez wszystkich trzech zrozumia e...
- Nie sk pcie z ota – powiedzia g osik – wy t wypraw prze yjecie i tutaj, na miejscu dowie-
cie si o zwyci stwach wojsk. Nast pi cis a wi ... Wasi wikingowie po cz si z Waregami, a
nikto z obcych nie b dzie mia im nic do zarzucenia. Je li mam powiedzie jeszcze jedno zdanie, to
trzy sztuki z ota dajcie.
Trzy r ce schowa y si pod opo cze. Potem wyci gn y si w stron stoj cej wró ki. Ona scho-
wa a r

z monetami pod swoj opo cz i powiedzia a:

- Strze cie si

atwowierno ci wobec Waregów ze wszchodu. Oleg Wieszcz o w asny ród skory

zadba , a dalekosi ne zamiary ma za nic.
- Znaczy nie i ? Nie wysy

? - zaniepokojony g os Gorma zabrzmia w nik ym wn trzu niby

dudnienie w pustej beczce.
- Z oto! - g os ze srebrnego przemieni si w stalowy i swoje osi gn – si ganie pod opo cze,
wydobywanie, podawanie, chowanie pod opo cz .
- I ! Posy

! Cel zostanie osi gni ty! Jeno na przysz

uwa

i nie da si zwabi u uda-

mi – g os wró ki jeszcze bardziej zimny i twardy si zrobi .

* * *

Gdy z

o si przegrod , dziel

brud od czysto ci, gdy uprz tn o si nieczysto ci i roz-

wietli o wn trze wiecami i oliwnymi lampkami – ma a chatka wró ki sta a si do przestronna

dla wi kszej liczby go ci. Siedzieli na zydlach wszyscy ksi

ta z Zaodrza i ksi

ta zza Nysy

Lu yczan. Naprzeciwko nich, tak e na zydlu, siedzia wieszcz Druzno i wpatrywa si w
najm odszego przedstawiciela tych z Zaodrza. Bogus aw, ksi

Wagrów, przyby ze Stargardu –

tam by a stolica plemienia, ale przys

Bogus awa Zwi zek Obodrzyców – wielu plemion, szcze-

pów i rodów s owia skich, s siaduj cych od zachodu z Sasami, a od wschodu z Wieletami. Mo e
dlatego przys ano Bogus awa, e by nadziej Obodrzyców na przysz

, mo e zawa

wygl d
Bogus awa – junaka nad junaki, ros ego, zgrabnego i wda ego. A mo e, po prostu, Bogus aw sam

background image

- 80 -

bardzo chcia i postara si o mianowanie go przedstawicielem Zwi zku...
- Bogus awie – powiedzia Druzno, widocznie ju si napatrzywszy – dla Obodrzyców jeno trzy
sprawy. Najpierw chodzi o nadmiar mi sa, który si na Pomorzu Polskim kroi. Chodzi o sprzedanie
owego nadmiaru do Niemiec. Zim by my do Stargardu saniami dostarczali. Je li dobrze pójdzie, to
i ziarno siewne na przedwio niu i m

po niwach, om otach i zmieleniu ziarna.

- Bendzie zrobione – powiedzia Bogus aw. - Jaki upust ceny za po rednictwo uzyskamy?
- Druga sprawa, to ochrona Ostrowu Chrz szczy i tutejszej wró ki przed wikingami z Jomsbor-
ga. Mniemam, e ch tnie si podejmiesz, lecz jest pewien warunek – twoich trzystu wojów musi
by za dnia ukrytych w krzewach i zagajnikach.
- Czy po to wojów tu przywiod em? Mówiono o wa nym zadaniu – Bogus aw nie by , najwy-
ra niej, zachwycony zadaniem ochroniarskim.

- To jest w

nie trzecia sprawa – ty nie mo esz pozna zadania g ównego – g os Druzny by

opanowany, a twarz beznami tna.
- Czemu macie nieufno ? - Bogus aw pyta rzeczowo, bez alu.
- Za blisko jeste z Sasami – powiedzia Druzno – mówi o twoich serdecznych druhach po -
ród nich...
- Mo na im ufa – powiedzia Bogus aw – to tacy sami ludzie jak i my. Czasy wojen za nami,
teraz jest czas rozmów o wszystkim i wspó pracy dla wszystkich korzystnej.
- Obiecali nie tyka twojego rodu i zostawi ci na stolcu ksi

cym w Stargardzie? - Druzno

znowu patrzy bardzo uwa nie w twarz Bogus awa. - owy wspólnie czynicie... Uczty wspólnie
wyprawiacie... Nie powiedzieli ci o losie Hrvatów, Serbów i innych S owian z Za abia? Nie wiesz,

e twoja Lubica ju ma uszykowan niemieck nazw ? Z twojego ksi stwa b dzie wnet zabrana

wi tynia M dro ci S owian. Rerik b dzie zatopiony, a wszystko, co tam zgromadzone, b dzie

przeniesione gdzie indziej – bardziej na wschód. Gottlieb, powiedz szczerze – po jakimu, jakiej
mowy u ywasz, kiedy my lisz? Po s owia sku, czy po niemiecku my lisz?
- Ró nie – przyzna Bogus aw i podniós si z zydla – id rozmówi si z wró kom. Mo e ona
bendzie ufniejsza... Znajomo jenzyków nie jest przeszkodom w ufno ci.
- Tedy rozmawiaj z Sasami po s owia sku – powiedzia Druzno w stron pleców, opuszczaj -
cego chat Bogus awa.
Bogus aw z ulg opu ci tych starców, te paj ki obmierz e, co to do ko ca ywota odruchowo,
ju

lepe i g uche, czepia si musz wszystkiego. Uwa

si za nadziej Obodrzyców na przysz e

lata, w których ufno b dzie mi dzy lud mi panowa , rozmowami si wszystko poza atwia, wojen
nie b dzie, b dzie – nareszcie – stan przyrodzony ludziom – u miechy, pogoda ducha, pokój i
dobrobyt.

Przed chatk sta a dziewczyna. W zapadaj cym zmierzchu ju nie by o wida szczegó ów jej

postaci, ale smuk

zrównowa ona z przodu i z boków niewie cimi powabami zwróci a jego

uwag i pomy la o zatrudnieniu w asnych r k przy pog askaniu tej niewinno ci po z osistych

oskach, a mo e i gdzie indziej...

Te w osy... To mog a by u uda – za ni ja nia wielki talerz miesi ca w pe ni, jej g owa by a
jakby obramowana miedzianym kr giem, a te blade iskierki zapalaj cych si dopiero gwiazd stwa-
rza y wra enie odb ysków korony na g owie tej nieruchomej, powabnej smuk

ci.

- Bond pozdrowiona królewno w koronie z otej – powiedzia – wska esz mi miejsce przeby-
wania wró ki Winety?
- To z wieszczem w chacie by

– powiedzia a dzieweczka g osem,jak balsam dzia aj cym

na wzburzenie Bogus awa. - Jego wieszczba ci nie wystarcza?
- Ja we wró by nie wierzem – powiedzia – ten niby wieszcz nie wie, e sprzeda miensa i zbo-

a Dunom z pogranicza jest korzystniejsza ni li kupczenie z Niemcami. Ja szukam Winety, bo niom

mam sie opiekowa .

- To znalaz – powiedzia a posta . - A ten wieszcz jest moim dziadkiem. On wie, e ju nie

masz pogranicza z Dunami, a twoja stolica zwie si od paru dni Altenburg. Nynie Lubica jest gro-
dem granicznym.
- Wolne arty – wzruszy ramionami – poka mi lepiej ca y ostrów bo mam tu kry , przed nie-
powo anym wzrokiem, trzystu wojów.

background image

- 81 -

Ruszy a ku niemu z wyci gni

r

, uj jej d

i z bliska zobaczy

e to ju nie dziewczyna -

serce zabi o mu mocno, czar ogarnia m skie serce – ona by a pi kna i tak cudownie pachnia a...

- Chcia bym ciebie strzec przez ca e ycie – powiedzia g osem przyt umionym przez

niespodzie-wane wzruszenie.
- To by oby mo liwe, gdyby przesta ufa tym, którym ja nie ufam – powiedzia a.
Chcia powiedzie o odr bno ci ka dego cz owieka od innych ludzi, o wy szo ci zró nicowania
nad uleganiem matce, ojcu i onie. Chcia , a serce tak jako dziwnie zabi o, do gard a podesz o...
- Dobrze – powiedzia – ufno dla umi owanej jest najwa niejsza. Porzucem twoich nieprzy-
jació , byle tylko chcia a by ze mnom. A ten art o Altenburgu...
- To jest prawda.
- To musi by jakie nieporozumienie. Jaka czasowa zwada i rozmowa wszystko wyja ni – pa-
trzy w jej oczy, zda o mu si

e tonie w nich, zag bia serce i dusz w oceanie mi osnego upojenia.

* * *

Druzno przedstawi przyczyn zwo ania przez Naczeln Rad Kap anów S owia skich zebrania
wielu ksi

t, przyby ych ze sporymi pocztami zbrojnych. Jest ustalony przez Niemców i Waregów

z Rusi czas uderzenia na Polsk z dwóch stron. Zamierzeniem uderzaj cych jest zaj cie Polski,
która przeszkadza Germanom we wspólnych dzia aniach na wschodzie – tam jest mo liwo zaj cia
cesarstwa wschodu, a - przynajmniej – pokonanie wszystkich wspó zawodników we wschodnim
handlu. Ponadto – bardzo pop atnym towarem na targowiskach cesarstwa s s owia scy niewolnicy,
a S owianki s ch tnie kupowane przez muzu manów. Opanowanie Polski ma by wst pem do
podporz dkowania Germanom ca ej S owia szczyzny. O towar na sprzeda chodzi...

S owianie ne mog si równa liczebno ci z Germanami. Ponadto usposobienie S owian nie

czyni z nich zaborców... Jednak e mo na utrudni Germanom wykonanie ich zamiaru, a potem
pracowa dla pomno enia liczebno ci i si y S owian.
- Oni - powiedzia Druzno - wy

po ow wikingów z Jomsborga na wschód, by wzmocni

si y Olega Wieszcza. Pi dziesi t oddzia ów po stu wikingów. Ka dy oddzia b dzie mie

owia skiego przewodnika. Ten przewodnik zaprowadzi oddzia w znane nam miejsce. Tam

dziecie czeka wy ze swoimi wojami i Polacy. Cz

wikingów z rzeczonych oddzia ów uratuje

si i powróci do Jomsborga z wie ci , i zwabieni zostali w pu apk przez Waregów z Rusi. Posie-
jemy ziarna nieufno ci na przysz

i one musz wyda plon stokrotny, bo inaczej zostaniemy

niewolnikami Germanów.

- A Niemcy uderz od zachodu, gdzie nas nie b dzie... - ozwa si stary Odrzyn z plemienia

Czeriezpianów.

- Macie przy sobie po trzystu wojów – rzek Druzno. - Reszta zostanie na zachodzie i

wspomo e mocno W grów, którzy uderz wcze niej ni li zamiarowali to zrobi Gerrmanie. To nie
jest pewne ca kowicie – wiele mo e by przeszkód i co mo e si nie uda . Jednak ty, Odrzyn –
pomnij, i twoje imi jest przez nich wymawiane jako Odercyn... To wst p do wymawiania naszych
imion wedle ich woli – za zwierz ta nas b

mieli, które nie s w stanie przeciwstawia si woli

pana...
Wnet przeszkoleni setnicy z dru yny Polski do was przyb

i wiczy b dziecie skuteczno

zwalczania okr onych wikingów. Arkany, silne uki, oszczepy, dziryty... To musi by dopro-
wadzone do doskona

ci. Mocno, celnie, pr dko. Podczas wicze b dziecie pod

ku wyzna-

czonym dla was miejscom.

* * *

Od jakiego czasu Jomsborg nie mia wa ów ani palisad. Proste wyliczeie udowadnia o, e nikt
przy zdrowych zmys ach nie b dzie na to miasto napada . Kawa ek ziemi, domy, dziesi tysi cy
niewolników – to wszystko, co mo na by o tutaj zdoby . Musia oby si u

do tego tego

kilkana cie tysi cy wojów i cz

w asnych wojów bezpowrotnie straci . Do tej straty

nale

oby

doliczy utrzymanie tych kilkunastu tysi cy zdobywców w jednym miejscu – dowóz wszystkiego i
sk adowanie oraz koszt dostarczanych wytworów. W zamian uzyska oby si trzysta trzydzie ci trzy
sztuki z ota, po dostarczeniu niewolników na targ w Konstantynopolu – mniej ni li wier dochodu
ze sprzeda y rocznych wytworów rolnictwa z jednego województwa. Chyba, eby sz o o

background image

- 82 –

zapewnienie bezpiecze stwa okolicy czy pa stwa... Albo gdyby w pobli u pojawi si kto pokroju
kniazia Igora lub Boles awa Krzywoustego – mo e lepiej przywo

dla przyk adu don Kichota z

la Manchy, który móg by rozkazywa owym kilkunastu tysi com wojów...

Dzi ki pozbyciu si konieczno ci obwa owania i utrzymywania cz stoko u, Jomsborg zyska

dwa nowe majdany, zwane w niektórych miejscach Polski p aszczyznami, a wspó cze nie placami.
Niegdy , w skromniejszych czasach, tylko na jednym majdanie, po rodku zabudowa mo na by o
roznieci ognisko i wokó niego kr g wikingów zwo

. Teraz dosz a poza zabudowaniami wielka

przestrze na ogniska i kr gi prostych wikingów oraz mniejszy majdan na ognisko i kr g dowód-
ców oraz wa nych go ci. Przy ognisku zbiera si w

nie kr g dowódców – zwykle chodzi o o

szyprów okr tów – lecz tym razem sposobno by a szczególna, i tylko niektórzy z zasiadaj cych
byli szyprami.

Usadowili si pr dko – pi dziesi ciu trzech wikingów, w tym Gorm, Ulf i Harald

Pi know osy
Ogieniek by niewielki, kr g bardzo ciasny - tak ciasny, e szept ka dego ka dy z nich móg by
us ysze , a co dopiero przyciszony g os. Mówi Harald Harfagre, a to mówienie do odprawy przed
bitw by o podobne.
- Wró ba jest pomy lna – mówi – tedy po kolei b dziem wyrusza . Z Gnieznem jest uzgodnio-
ne, e mamy wspomaga wojów dru yny Polski w wojnie z Rusi . Dlatego mamy zapewnion
wszelk pomoc Polaków – wolno nam przep yn Dziwn i wyl dowa na jej wschodnim brzegu,
aczkolwiek jeno jeden oddzia dziennie mo e to uczyni . Ka dy oddzia dostaje polskiego
przewodnika, który doprowadzi naszych na wschodni kraniec Polski. Tam – w tym miejscu pokaza

gest podrzynania gard a - onego przewodnika, i przewodnika naszego – wiernego druha

owianina, spo ród tych, przebywaj cych u nas ju d ugo... Mo e niektórych szkoda, lecz musi

zosta zachowana tajemnica - nasi ludzie na oznaczonym miejscu zostawi

lady „bitwy”... A nasz

oddzia zniknie Polakom z pola widzenia... Konieczny jest po piech, bo do oznaczonej pory
wspólnego uderzenia od zachodu i od wschodu zosta o nie tak wiele czasu. Niektórym, by mo e,
uda si przy pieszy przej cie przez Polsk , bo Gniezno obieca o konie wierzchowe. Uwa
bardzo na wschodzie Polski – oni tam maj gdzie oddzia y gromadzone do wojny z Rusi –
musicie dowiedzie si o miejsca i cichcem je omin . Podaj znaki, których pokazanie uruchomi
naszych szpiegów w Polsce. Nachylcie si ku ognisku, by nikt niepowo any adnego znaku nie po-
dejrza ...
Po pokazaniu owych znaków Harald gor co zapewni

e na szpiegach mo na polega bez obaw,

a potem pierwszy oddzia zosta postawiony w stan pogotowia i wnet rozpocz przepraw na
prawy brzeg Dziwnej.

* * * * *

Tego jeszcze nikt w Grodzie Lwów nie widzia ! Z Gniezna przys ano nowego wojewod ! Nieja-
ki Bo ydar – powtarza y sobie kumy z dzielnicy, któr – dla ja niejszego zrozumienia alu –
nazwijmy Ma opolsk . _ A na g bie, moja kumo, czarniawy taki jakby si jeno ci giem na s onku
wylegiwa i na opalanie wystawia . oneczk te ma – moja kumo – niczego sobie.

Nowe miasto, jeszcze nie doko czony zamek, jeszcze nie wszystkie chaty wype nione miesz-

ka cami, a ju naznaczone na stolic województwa! A z tym niadym wojewod (jak to si b dzie
nazywa owe województwo – trudno wypowiedzie , bo nazwa z dwóch s ów z

ona) wita

usznej wielko ci – trzystu konnych wojów ze sob wojewoda Bo ydar przywiód . Przejecha o to

wszystko przez dzielnic Ma opolsk do bramki zamkowej i za murami si skryli. Tam si tyle luda
nijak na d

ej nie pomie ci, tedy op aci o si chaty wykupi – teraz jakiemu wojowi si podnajmie,

zap at dostaniesz, a i córa jaka mo e m a sobie z owi...
A na drugi dzie – nowy oddzia , nowa wita. Z nowym grododzier

– Hubertem. Pono brat

owego nowego wojewody, a w aden sposób jeden do drugiego niepodobny. Te trzystu konnych
wojów przywiód i to jest jedyne podobie stwo wczorajszego i dzisiejszego dnia. Nasz wielkorz d-
ca, moja kumo, w sa gniewnie podkr ca i og asza kaza , e Ma opolanom wstyd zrobili owi
dru ynnicy z Wielkopolski. Bo te rzeczywi cie – eby od nas ani jednego w wicie wojewody czy
grododzier cy? Trzeba si spr

i wszystko zrobi , eby w naszym województwie nasi woje

naszego wojewod i naszego grododzier

ochraniali.

background image

- 83 -

By oby chyba zbytni nieostro no ci przypuszcza , i j zyki kum tak skutecznie si spr

y, i

na trzeci dzie pojedy czo i grupkami zacz li rano ci ga pod miasto woje ma opolscy. Jeszcze
jakie pozaj zykowe spr enia musia y zadzia

, bo pod wieczór, na zewn trz wa ów dzielnicy

Ormia skiej sta o obozem sze ciuset Ma opolan. Dobrze, e kumy nie maj wielkiej mocy
sprawczej, bo zaraz og osi y, i tylu wojów na jednym miejscu niechybnie wie ci wojn . Z kim?
Mo e nawet z samym cesarzem wschodu, bo to - podobno - on chce nam zabra te ziemie, na
których olej skalny i sól si znajduje. Dzielnica Drewlan i Dregowiczów – te prawie ca kowicie
zamieszka a – obwieszcza a, e wojna b dzie w obronie ich plemion, którym knia Oleg Wieszcz
trybut narzuci – op aca si Waregom i ich s ugusom s owia skim trzeba, eby nie zabrali
wszystkiego z ywotem na dodatek. A i tak bior sobie m ódki na poha bienie i zagra aj
zabraniem wolno ci, w asno ci i weso

ci wszelakiej – nic tylko al za utraconym szcz ciem i

swobod pozostanie pod jarzmem i knutem tych swo oczy.
Okaza o si – na razie – e te oddzia y pokazy dla mieszka ców urz dzaj . Targowisko trzeba
by o uprz tn , kramy i stragany (niby prawie to samo, ale ró ni ró nie nazywaj ) poprzestawia w
ulice – po jednej stronie kazali ustawia i targowa jakby nic si nie zmieni o. Ale zmieni o si ,
tedy wszyscy w wylotach ulic na majdany stali zagapieni i pe ni podziwu. Dru ynnicy na samym

rodku bele s omy u

yli, naoko o si ustawili i ci najbli si owych bel - pr dko do nich z uków

szyli, a inni – troch z ty u stoj cy – ciskali w one bele dzirytami i oszczepami. Tymi oszczepami,
to z ulic – ko o straganów sobie oszczepnicy stawali i stamt d wypuszczali oszczepy na targowisko
i na t s om . A w ko cu ucznicy strza y zapalone wypu cili i pali o si mocno. Cudem nic si od
tego s omianego ognia nie zaj o, ale to nieostro no ogie tak wielki czyni blisko zabudowa z
drewna, a niektóre przecie strzech s omian pokryte...
Chyba ludzkie gadanie do zamku dosz o, bo wieczorem og oszono, ze woje malopolscy s abo
jeszcze s wy wiczeni, strzelaj i ciskaj niebezpiecznie blisko tych swoich towarzyszy, co stoj po
drugiej stronie majdanu i wiczenia oraz pokazy przeniesie si poza cz stoko y – b dzie mo na,
bezpiecznie, przypatrywa si zza os ony palisady. Nast pnego dnia troch ludzi si przypatrywa o,
Ma opolanie rzeczywi cie troch s abiej wypadali, ale po po udniu oddzia y pomieszano i ju nie
rzuca o si w oczy – kto lepszy, a kto gorszy.
A potem oddzia y uda y si w pole, eby wy wiczy nowe rzeczy i potem nimi mieszka ców za-
dowoli . Kramy i stragany wróci y na swoje miejsce, powróci a zwyczajno i nawet o wojnie
przestano gada .
Pokaza o si , e w tym przepowiadaniu wojny jeno chwilowa przerwa by a, poniewa do Grodu
Lwów przywlekli si wikingowie. Ich przewodnik, wysoki i szczup y Borus, S owianin, a jednak
wiking by w dobrym stanie. Na ko cu jecha te S owianin, a wiking – niedu y i kr py Jaspis.
Atoli reszta... Popl tany sznurek nieszcz

si dowlók . Dostali na poprzednim postoju konie ze

stadnin ksi cia, bo im si zda o, e pr dzej na koniach ni li piechot dotr . Niezwyczajni byli, nie
dbali o wietrzenie ud i poodparzali je sobie do ywego mi sa. Trzeba by o towarzystwo w bolnicy
po

, baby miejskie dosta y nakaz pomagania sojusznikom w nieszcz ciu – zio a donosi y,

garnuszki z miodem i mietan , smako yki do zjedzenia, dobre, lito ciwe s owo. A niejedna
westchnienia zanosi a i spojrzenia zach caj ce... Gdyby nie te poobcierane uda, gdyby nie te sale
wieloosobowe... M owie ro li byli, barczy ci, s owa nie pojmowali i baba pogada mog aby sobie
bez k liwych uwag swojego m

- Skandynawa. A chocia jakby dzieciaka w brzuchu ostawi ...

Innemu by si powiedzia o cokolwiek, a synaczek by by ros y, postawny i niebrzydki... Niestety,
ten ich Borus – t umacz i przewodnik - powiada , e oni na wojn z Waregami pod aj i b
wojom polskim w tej wojnie pomaga . I eby lepiej si z nimi nie zadawa , bo nie wiadomo, czy z
wojny powróc ... Ech, ycie... Wydobrzeli, podobno poprzysi gli na swoich poga skich bo ków, i
nigdy w yciu na konia wi cej nie wsi

i poszli na wschód. Sprawnie, równo szli, st pali

mocno... Kraja o si niejedno

skie serce,a zy po kryjomu niejedna wypuszcza a do tych swoich

sknot za nale ytym ojcem dla swoich dzieci...

Po pó miesi ca powrócili polscy woje. Wszyscy – co do jednego. A z nimi Borus, Jaspis i

jeszcze czterech nieznajomych przewodników s owia skich, którzy innym oddzia om wikingów

yli. Straszne wie ci przynie li. Na naszych wikingów zastawili sieci Waregowie z Rusi. Krwa-

wa jatka zosta a po bitwie. Przewodnicy uratowali si , bo wcze niej do polskich oddzia ów do -

background image

- 84 -

czyli, a z Normanów pewno nikt nie ocala . Chocia ... Nasi nie mogli si paru cia na pobojowisku
doliczy ... Mo e w je stwo wzi ci, mo e si wykupi albo ujd ... Wolno wierzy , e t dy b
powraca i tu im czu e r ce polskich niewiast ulg w cierpieniach duszy i cia a sprawi ... Zawsze co
paru, to nie to, co aden... Mo e zostan w Grodzie Lwów?... eby chocia ci Wielkopolanie
ostali, a i to nie – odjechali na drugi dzie . No, nie wszyscy – po owa jeno, lecz i tak bardzo
zmniejszyli tym odjazdem mo liwo wyboru m czyzny do wzdychania, pokazywania mu swoich
powabów dla zwabienia do o enku... Co ... Jak nie mo na mie wymarzonego, to trzeba marzy o
tym, który zosta w pobli u... Tedy – hajda na tych, co zostali!

* * * * *

Mo e wda a si w to jaka si a wy sza, bo nie by o w ludzkiej mocy dotrze z wie ci do Ka-
mienia nad Dziwn , do Wolina nad Dziwn , do winouj cia i do Pianouj cia w tak krótkim czasie.
Kiedy z Jomsborga po zakupy do tych miast okr ty pop yn y, to na targu wikingowie dowiedzieli
si , e na wszystkie oddzia y z Jomsborga zasadzali si Waregowie z Rusi i ma o kto z Jomsborga
ocala . A mia o by wzmocnienie Waregów wikingami, mia o by wspólne, jednoczesne uderzenie
na Polsk od zachodu i wschodu, a zgin mieli jeno niektórzy – tu trzeba sobie przypomnie gest
podrzynania gard a...
Nale

a si pomsta ludziom winnym, a najpierw tej wied mie z Ostrowa Chrz szczy. Jednej

nocy cztery okr ty z setk wikingów dobi y po cichutku do rzeczonego ostrowa. Wysiadanie odby o
si sprawnie i po cichu – ani wios o nie stukn o, ani dulka nie skrzypn a, ani jeden nie odezwa
si ni s owem. Ciemne postacie podesz y pod chat wied my, W okienku pe ga o nik e wiate ko
kaganka. Chata zosta a okr ona.

- Wy

, suko! - dopiero wtedy pe nym g osem wezwa wied

do stawienia si przed s d

bractwa dowódca tej setki. S d szczególny – wyrok ju by znany i znany by sposób jego
wykonania.
Drzwi zd

y si jeno uchyli i leciutko skrzypn , kiedy w ich stron i ku strzesze pomkn y

strza y owini te paczosami lnu, nas czonymi t uszczem, ywic i smo . P omie buchn
nadspodziewanie mocno – a cofn si podpalacze musieli. I wtedy okaza o si , e s obst pieni
przez przewa aj

si . Jeno raz zd yli zakrzykn – Jomsborg! I ju wszyscy le eli, a wi kszo

z nich by a martwa.

* * *

- Maj dobr zabaw – powiedzia u miechni ty Gorm, a setki wikingów, ogl daj cych ogie
na Ostrowie Chrz szczy zazdro ci o kompanom uczestnictwa w pom cie za z , nieprawdziw
wró

.

- Krzykn li – Jomsborg – powiedzia Harald Pi know osy – zemsta si dokona a.
- Wnet powróc okr tami – powiedzia Ulf Freyrson – ciekawe czy naszli jakie z ote monety u
tej wied my.

- Ty, Ulfie – powiedzia Gorm – jeszcze dzisiejszej nocy odp

ze swoimi lud mi, bo my ci

ufa przestali. Wszyscy Waregowie, to psy niewierne.

* * *

Dobijanie rannych i zdejmowanie ze wszystkich wikingów cz ci odzie y posz o pr dko. Troch

ej trwa o podsycanie ognia przygotowanymi bierwionami i wrzucanie zw ok na stos pogrzebo-

wy. Potem nast pi o pr dkie wsiadanie na norma skie okr ty i sp ywanie w stron Kamienia.
- Pop

ze mnom, Wineto – Bogumi prosi bardzo adnie, szkoda, e tylko g os to oddawa , a

osoby nie by o wida .
- Wysad mnie w Kamieniu – powiedzia a Wineta, dobrze, e nie by o wida w ciemno ci jej
rz sistych ez. - Zostawiasz mi pami tk – jestem z tob w ci y, witeziu. Ty nie b dziesz mia
czasu na nic wi cej oprócz walki. ycz ci powodzenia. egnaj, Luby. Moje wspomnienia b
przy tobie, ale Ojczyzna ma pierwsze stwo przed niewiast i ty musisz... - zakrztusi a si i d ugo
kaszla a...

* * * * *

Choma sta w sali przyj przed ksi ciem Leszkiem i zdawa spraw z przebiegu i wyników
przedsi wzi cia nazwanego „Siew nieufno ci”.
- Naszych dziesi oddzia ów po trzystu wojów zabi o po kolei bez ma a pi tysi cy wikingów.

background image

- 85 -

Jeszcze raz tyle zosta o nadal w Jomsborgu. Nie ponie li my adnych strat w ludziach. Ziarna
nieufno ci zosta y zasiane. Jak powschodz i jakie plony dadz – tego powiedzie nie mog .
Przypuszczalnie...

- Przygotuj list do wyró nie – powiedzia ksi

– przypuszcza , to ja sam te umiem.

Po yjem – uwidzim skutki naszego siewu. Zbli a si czas ich wspólnego uderzenia na nas. Jak z

grami?

- Ju w pobli u Magdeburga – powiedzia Choma. Na wschodzie te wszystko przygotowane.

background image

- 86 -

Rozdzia XIV

Prawo, czy sprawiedliwo ?

Wszystko wskazuje na to, e zanim ktokolwiek t ksi

przeczyta, ze szkó zniknie wi kszo

materia u z przedmiotu zwanego histori staro ytn . A to dlatego, e w tym okresie istnia y
ró norodne ustroje i ró norodne prawa. Prawdziwa historia jest zapocz tkowana zapisami. Dopóki
pa stewko, pa stwo, naród nie ma pisma, mog po nim pozosta jeno legendy. Pierwsza rzecz,
jakiej uczy historia jest ta – e nie mo e istnie d ugo du e pa stwo, w którym nie jest stosowane
pismo (radio, czy obraz filmowy s

rodkami podobnymi). A w staro ytno ci pism by o wiele i one

pomaga y utrzyma jednolito na du ych obszarach d ugotrwa ych pa stw.
Historia pojmowana jako zbiór dat imion i wydarze pobie nie widzianych i zapisanych nie
jest nikomu potrzebna i niechby jej w szkole wcale nie by o. Ale historia dog bnie studiowana
jest niezb dna dla przysz

ci, by si w ka dym pokoleniu nie zaczyna o wszystkiego od nowa, by

si wybiera o spo ród staroci przyk ady najwarto ciowsze – ju wypróbowane przez wiele pokole .
Staro ytno wykazuje, e – niestety – ka dy nowy naród, ka de nowe pa stwo (imperium d ugo
istniej ce) zaczyna o wszystko od nowa, a my mamy sk onno do wzorowania si jeno na Grecji i
Rzymie – z ich czasów schy kowych. I przez to uznajemy to samo prawa i sprawiedliwo ci.

Przytocz tu dwa stare przyk ady z historii Assyrii – imperium opartego na religii. Ty masz

poczucie sprawiedliwo ci i spróbuj te dwa przyk ady oceni pod tym k tem – sprawiedliwe, czy
niesprawiedliwe?... Otó dzieje Assyrii mo na podzieli na trzy okresy. Pierwszy okres – rozwoju
– zako czony pierwszym przyk adem – oto zabito pierwszego króla Assyrii, który chcia si
wy ama z nakazu religijnego – wszystkich obcych nale y zabija (w sposób okrutny, lecz to nie
jest wa ne – liczy si skutek ostateczny). Potem by drugi okres – zrównowa onego trwania przy
coraz mniejszych mo liwo ciach podboju i zabijania, bo wiat by wielki, a rozród mniejszy. Ten
drugi okres sko czy si przyk adem drugim – oto nie zabito pierwszego króla Assyrii, który
zakaza zabijania wszystkich obcych i zacz ich wykorzystywa do niewolniczej pracy. Trzeci
okres dziejów Assyrii jest czasem schy ku i zako czy si wyniszczeniem wszystkich Assyryj-
czyków. Mamy mo liwo porównania zmienno ci prawa assyryjskiego z poczuciem sparwiedli-
wo ci. Nie chodzi o bezstronno – idzie o istnienie ró nicy.

* * * * *

Zostawili my na bocznicy sprawy codzienne, by uwa niej ledzi wydarzenia wielkiej wagi. Do
tej pory takie uk adanie rzeczywisto ci – sprawy najwa niejsze na górze, a te mniej wa ne
poupychane w zakamarkach zosta o ludziom jako wada, czy zaleta... Prawie ka dy katolik powie,

e Wielkanoc jest wa niejsza od Bo ego Narodzenia, bo gdyby nie zmartwychwsta ... A przecie to

wierutna bzdura! eby móg umrze , musia si wpierw narodzi ! Nie móg by zmartwychwsta ,
gdyby si nie narodzi ! Nawet umrze by – bez narodzin – nie móg , chocia jest mianowany Nie -
miertelnym Bogiem... Arcyciekawe, tajemnicze zestawienie nie miertelno ci i zmartwychwstania...
Mam nadziej , e doszli my do przekonania, i ci, którzy zabijaj i ci, których zabijaj musieli
si najsamprzód narodzi . A do tego niezb dne dla ludzi jest pocz cie i ci a.
Wiemy, e wnuczka Druzny, Wineta, wspólnie z Bogumi em przyczynili si do powstania mo -
liwo ci narodzin nowego cz owieka – to dla nas wie a sprawa. Mo e pami tamy co w rodzaju
pogró ek Je yny o mo liwo ci ci y... Teraz mamy potwierdzenie – ci a Je yny, przy udziale
Zdruzny, powsta a i rozwija si prawid owo a bardzo ju widocznie. Postronni pod miewali si , e
ona mog aby ojcu do wi zienia jedzenie nosi na swoim stercz cym brzuchu, ale to gawied nieo-
byczajna i wolno skwitowa ich niewybredne kpiny powiedzonkiem – niech wam wkrótce ziemia
lekk b dzie, a na razie módlcie si o zdrowie, bo o rozum za pó no...
Zdruzno przypomnia sobie o obietnicy danej niegdy Tywercom, teraz ju Polakom z D browi-
cy – mo ni Domas aw i

ywoj mieli by usuni ci z s siedztwa nowego mo nego, Szadziula, i

jego towarzyszy. Mo liwe, e Domas aw zostanie usuni ty przymusowo, je li spraw przed s dem
przegra. Ale

ywoj... Prawd mówi c, Zdruzno by równie ciekawy wygl du Lubyczy –

tam niegdy

ywoj przed Domas aweem gospodarzy ,tedy mo na po zamo no ci i porz dkach

pozna nie tylko tera niejszego gospodarza, po poprzedniku zawsze co pozostaje, co pozwala
oceni cz owieka... A ten cz owiek mia by przeniesiony na Kaszuby i tam zach ca do
polsko ci...

background image

- 87 -

W Mie cie Lwów byli od dawna s dziowie Zdruzny – Arsinas i Lunar, Nie by o jeszcze s dziego
z Konstantynopola, wybranego przez Domas awa. Mo na by o na tego s dziego czeka d ugo, a
prawd mówi c, nie by o wcale pewno ci, czy on kiedykolwiek przyjedzie. No, ale skoro
Domas aw woli czeka w lochu ni li bra innego s dziego?... Niech e sobie czeka i z Je yn
ugwarza – Teodor ma urozmaicenie i poznaje tajniki duszy ludzkiej bez obs onek. A Zdruzno
pojedzie do Krakowa, Symeona odwiedzi, po drodze do Domas awia zajrzy i z

ywojem sprawy

poza atwia. Przy sposobno ci odprowadzi si troch wojów z dru yny, nowych si przyprowadzi...
Jest komu Miasta Lwów pilnowa – nowy wojewoda i nowy grododzier ca wyszli wszak spod r ki
Zdruzny – jego szko dostali i poradz sobie dobrze.

* * *

Chlewczany kwit y. Domas aw by na najlepszej drodze do rozkwitni cia. Gospodarzy w nim
syn Domas awa – Lubys aw. Wzór cnót wszelakich – spokojny, rozwa ny, m dry, pracowity. Ob-
ja ni Zdruzn , e nie jest bratem Je yny i pojmuje trudno ci ka dego, kto z ni musi przestawa .
- To taty naszego mi

– powiedzia . - Znaczy, o Je ynie mówi . Je yn jej matka ostawi a,

narobi a w ten sposób k opotu,bo nasza mama podejrzewa a, e to taty kochanica. Bardzo trzeba na
Je yn uwa

. Czy ta jej ci a... No, czy dziecko b dzie na pewno wasze?

- Wiem jeno, em by jej pierwszym m czyzn – powiedzia Zdruzno – a co by o po mnie...

Tego wiedzie nie mog . Plotek adnych nie ma.

- Mo e was mi uje - powiedzia Lubys aw – u niej wszystko jest odmienne od zwyczajnego.

Nagle na co ma ochot , nagle j traci.

* * *

Do Lubyczy trzeba by o troch zboczy na pó noc. Zdruzno zostawi wojów przed wsi , zamie-
rza by krótko – powie si

ywojowi o nakazie przesiedlenia, poda mu si korzy ci i po

wszystkim.

Wie jeszcze nie zmarnia a po odej ciu Lubys awa, lecz pierwsze szkody zaczyna y by wi-

doczne – to si p ot przechyli przy jakiej zagrodzie, a poprawi nikt si nie kwapi, to na drodze
do ek si zrobi i ka

a od dawna nie wysycha w tym dole, a nikomu to zdaje si nie przeszka-

dza ... Drobiazgi w

ciwie, lecz b dzie narasta , b dzie krzywo, dziurawo, byle jak, coraz gorzej,

naderwane, niedomalowane, nierówne – jako da si wytrzyma ... Jako b dzie, ale jako przepad-
nie.
Nawet dom w

ciciela podlega tym niekorzystnym zmianom – wiatr lub cz owiek oderwa

kilka deszczu ek z dachu i pokrycie z gontu musia o przepuszcza do wn trza troch deszczowej
wody, zaciek na cianie te od tej nieszczelno ci dachu móg powsta . Poza tym – ten domek na
uboczu by bardzo pi kny. Urozmaicony wykuszami kszta t, zró nicowane k ty spadzisto ci dachu,
pi kny, niezabudowany cianami ganeczek, w dobrych miejscach poumieszczane okna z szybami –
od razu si wiedzia o, e wymy li i zbudowa ten dom kto , maj cy rozwini ty zmys pi knego
wdzi ku. Stoj ce przy drodze chaty, na pewno domostwa ch opów, te by y niebrzydkie, lecz ani
si umywa y do krasy tego samotnika przy bocznej dró ce. Zdruzno bez wahania do tego pi knisia
podjecha , wrota by y otwarte, zza domu dobiega y ludzkie g osy i odg osy zwierz t – raczej zado-
wolonych.

- Hej! Jest tu kto skory go cia powita ? - Zdruzno by w dobrym nastroju – ten dom musia

ka dego w dobry nastrój wprawia .
Zza domu wysz a w chustce na g owie, w spódnicy do ziemi i swetrze przez g ow wdziewa-
nym m oda niewiasta. To by a . Je yna!!! Zdruzno zmartwia – ona nie by a w ci

y! Udawa a?...

Och, ty psiajucho jedna! Ty oszustko pod a...
- Je yna! - g os Zdruzny zapowiada straszne rzeczy – dlaczego...

- Ja jestem O anka, panie – powiedzia a niewiasta, zdejmuj c chust z g owy, jakby chcia a

podkre li prawdziwo swoich s ów obfito ci jasnoz otych, grubych pasm w osów.

- O, pan wielkorz dca! Witam i zapraszam do rodka naszego domku – g os

ywoja,

wychodz cego z tego samego miejsca, co niewiastka, by szczerze radosny.
Przed oczami Zdruzny stan y obrazy ze snu. Przypomnia sobie s owa ojca z tych snów – nie
trzeba si domy la , wystarczy wierzy ... To by a ta! Ale jak, sk d, co to za istota?... Serce bi o
jak szalone, oddech mu si rwa – to by a niewiasta jemu pisana!

background image

- 88 -

- Was te to wzi o – powiedzia

ywoj – ka dy myli Je yn z O ank . Jej ma – tak si z

Domas awem domy lalim – bli niaczki urodzi a, chocia ma ci si ró ni mi dzy sob . Nam
przynios a O ank w chust zawini

, poprosi a o chwilow opiek , bo ona ma spraw do

za atwienia w pobliskich urawcach i tyle my j widzieli. Nasza bli niaczka... Ooo! To anielica. A
gospocha jaka... Nie to, co ten trzpiot i pop dliwiec Domas awa. Czer wolicie, czy z otow os ?
- To moja przysz a ona – powiedzia Zdruzno, co

ywoj wzi za zach

do targów, jakby

mia cenn ja ówk wielkorz dcy sprzeda .
Trzeba by o posy

po wojów i wskaza im miejsce na rozbicie obozu, bo zapowiada o si na

spór wieloletni co najmniej... Siedzieli we trójk – gada g ównie

ywoj, O anka jeno s ucha a i

by a ca kiem spokojna, tylko na Zdruzn spoziera a uwa nie, jakby oceniaj c po kolei ka dy jego
kawa ek, ruch, mo e tak e g os, bo czasem przymyka a oczy w sposób znany ludziom
muzykalnym, którzy w melodi si ws uchuj . Wreszcie to ona naprowadzi a rozmow na w

ciw

drog .

- Mo e, tatku – powiedzia a – mnie by cie spytali o ch ci? I mo e pan wielkorz dca powie-

dzia by swoje? Przecie on nie po mnie przyjecha , jeno do was... Tak si , przypadkiem, z

o, e

mnie chcecie za niego wyda ...Mo e mnie najpierw umie cicie w pobli u jego dworu, ebym ja
mog a sprawdzi , czy ja chc za niego pój ?...
- Tak, moja ty m dralinko – przytwierdzi

ywoj – wszelako on by ciebie od nas zabra , a za

to co musim dosta na otarcie ez i z agodzenie t sknoty.
- Wy musicie st d wyjecha – powiedzia Zdruzno. - Mieszka com D browicy jeste cie winni
kilkana cie z otych monet za ich prac w Chlewczanach. Te ciowi gotówem zapomnie korzystanie
z dóbr ogólnych przy hodowaniu w asnych zwierz t... Na Pomorzu dostaniecie wi cej ziemi ni li
tutaj macie. Niezad ugo wojna b dzie – to wiemy wszyscy – Ru si na nas szykuje. Wasi synkowie
pójd broni ojczyzny i je ców dostan jako swoj cz

upu wojennego. Ich w cho opów

zamienicie i na onym Pomorzu b dziecie jednym z pierwszych Polaków, maj cych tam w asn
ziemi i poddanych. Jeno nie próbujcie obróci w ch opów tamtejszych ludzi, bo oni maj by w
przysz

ci takimi samymi Polakami jak i my. Macie im w tym pomaga i wtedy zapomn o

waszym d ugu. Tyle wam na otarcie ez daj . O ank jutro zabieram do Krakowa, mo e do Miasta
Lwów. O lubie i weselu b dziecie powiadomieni. Wiana dla O anki nie chc . Miesi c,

ywoju,

macie na przygotowanie waszego wyjazdu. Lubycza wejdzie do dóbr ogólnych w zamian za wasz
now w

na Pomorzu. O anka w Lubyczy b dzie mieszka razem ze swoim m em.

- Ale com sobie pogada i naobiecywa od was korzy ci, to moje i nikt mi tego nie odbierze –
powiedzia

ywoj.

* * *

W Krakowie nie by o ju Symeona. Wielu ludzi zajmowa o si opisywaniem jego umierania,

chocia nikogo przy mierci archiereja nie by o, bo wieczorem jeszcze go widziano ywym, a rano
zobaczono go martwym. To zdawa o si upowa nia ludzi do twierdzenia, i

mier mia lekk –

we nie. Zwyczajnie sobie zasn i ju si nie obudzi .
O anka i Zdruzno stali przy

u ze zw okami, trzymaj c si za r ce. Oboje twarze mieli gnie-

wne a usta zaci ni te. Oboje uwa ali, co pó niej sobie wyznali, e taka mier mo e by najstrasz-
liwsza ze wszystkich. Kiedy umiera si na jawie, po chorobie lub ze staro ci, to cz ek jest
powiadomiony o konieczno ci odej cia – nie ma powodu si cieszy , lecz godzi si z nieuniknio-
nym. Ju trudno – powiada i stara si zachowa dzieln min . We nie... To mo e by ci g
straszliwych obrazów – sen o duszeniu si i bezbronno ci, bezradno ci prób miotania si , aby wyj
na wie e powietrze, bo tam atwiej o z apanie oddechu. Albo sen o topieniu si ... Brak mo liwo ci
nabrania powietrza, bezwolne oddanie moczu przywo uje koszmar senny o stopniowym pogr aniu
si w odm tach... Brr!...Kto nie mia tego rodzaju koszmarów sennych, z których wyzwala si
przez przebudzenie, ten szcz liw jest a do chwili, w której nie b dzie wyzwalaj cego przebudze-
nia...
- Najl ejsza jest mier przez zaskoczenie – powiedzia cicho Zdruzno – kiedy ci z ty u, z nag a
a niespodzianie w eb r bn , zmys y stracisz i w nieprzytomno ci ca kowitej dusza z ciebie wyjdzie.
Nast pnego dnia przygalopowa archimandryta Teodor. Pr dko wys

go ca z wiadomo ci o

mierci archiereja do Konstantynopola. Nast pnie wys

go ców z powiadomieniem do wszystkich

background image

- 89 -

parokii (parochia = parafia), cz c je z pro

o mod y w sprawie Mi osierdzia Bo ego dla duszy

zmar ego.
W bardzo uroczystym pogrzebie Symeona uczestniczy y t umy zwyczajnych ludzi i masa ludzi
zaproszonych z powodu, e tak wypada o, aby w pochówku zwierzchnika prowincji ko cielnej u-
czestniczyli. Teodorowi jako nie wypad o, e móg by w tej ceremonii uczestniczy wielkorz dca z
ramienia ksi cia Polski. O anka posz a na pogrzeb archiereja jako chrze cijanka, Zdruzno poszed z
ni w swoim przebraniu cudzoziemca. Trzymali si za r ce, bardzo im by o al z powodu odej cia
dobrej duszy z m nego, aczkolwiek cherlawego cia a. Rych o po pogrzebie wszyscy spoza
Krakowa przybyli rozjechali si do siebie, archimandryta Teodor powróci do Miasta Lwów. Za
Zdruzno i O anka wymienili pogl dy na spraw mi owania. Oboje przyznali, e od pierwszego wej-
rzenia poznali, i trafili na t osob , która jest im przeznaczona. A potem zdziwili si niepomiernie
zgodno ci swoich przemy le o mi owaniu. Zgodnie s dzili, i mi owanie na tym polega, i starasz
si odgadn

yczenia Osoby Umi owanej i je spe niasz – nie my lisz o swoich potrzebach ni

ch ciach – od tego jest ta druga osoba, która mi uje ciebie. Ona zgaduje, czego chcesz i twoje

yczenia spe nia.

Zdruzno s dzi , e O anka pragnie lubu. O anka s dzi a, eZdruzno pragnie zbli enia z ni i do
tego lub jest potrzebny, eby zbli enie nie by o grzeszne. On si tego domy li , zgodzi si z tym
pogl dem i pozosta o znalezienie sposobu na zawarcie lubu chrze cijanki obrz dku s owia skiego
z wyznawc Boga Swarzeca. Trudno powiedzie , czy sposób by w

ciwy - znalaz si kap an

chrze cija ski, który jeno spyta , czy Zdruzno nie b dzie przeszkadza O ance w wychowaniu
dzieci zgodnie z przykazaniami Pana, Zdruzno to obieca i odby si bardzo cichy lub.

- Powtórzym ten obrz d, je li nowy archierej b dzie podobny Symeonowi w dobroci i

dro ci- powiedzia Zdruzno, a O anka powiedzia a, e to nie jest konieczne.

A potem oboje byli bardzo szcz liwi! Bez obaw adnych zapadali w nieprzytomn rozkosz cia
i dusz co jest mo liwe wy cznie przy istnieniu pe nego zespolenia dwojga w jedno. W
szczegó ach chodzi o istnienie wielkiego mi owania i pe nego zaufania, e podczas mi osnego
zapomnienia nie zostanie si okpionym. Ufa si temu drugiemu jakby si sobie ufa o. To ciep o
ko o serc, ten spokój duszy i ta cielesnoduchowa przyjemno z samego przebywania w pobli u
umi owanej Osoby, a nawet na sam my l o Niej, cho by si daleko by o – to jest w

nie

szcz cie. I mi

.

* * * * *

Rokowania, inaczej – roki, by y za czasów Piastów ustalaniem zamiarów na przysz

, albo

przewidywaniem przysz ych wydarze , szczególnie, je li si co zrobi o, aby te przysz e
wydarzenia uk ada y si po naszej my li. Zosta o to do dzisiejszych czasów – medycy bardzo cz sto
mówi o pomy lnych (lub niepomy lnych) rokowaniach. Podczas panowania Piastów ani obyczaj,
ani prawo nie przewidywa y i nie nazywa y spraw s dowych (inaczej – procesów s dowych)
rokami. By mo e przypuszczenie o czym takim jak siadanie króla lub s du pod lip s dow , aby
odprawia roki (czyli s dzi ) wzi o si z przewlek

ci dzisiejszych spraw s dowych, które cz sto

ci gn si latami. Trzeba zauwa

, e nie ci gn si rokami... Jak chodzi o s dzenie, to roki,

rokowania by y zawsze przewidywaniem wyroku, by y zajmowaniem si jego prawdopodobnym
brzmieniem. Przybli one do rokowa jest sprzeczanie si stron przed s dzi , bo strony usi uj
przekona s dziego do wydania wyroku dla siebie korzystnego -strony w tej sprawie rokuj , czyli
próbuj ustali przysz

. Prawo polskie, a takie stosowano podczas panowania Piastów nie

przewidywa o wydawania wyroku przez s d! S d jeno orzeka – która ze stron ma s uszno . A
wyrok ustala a strona zwyci ska, za s d to ustalenie zwyci zcy zapisywa i og asza jako wyrok w
sprawie. Nie jest to adnym dziwactwem – jest to przybli enie prawa do sprawiedliwo ci, bo tylko
poszkodowany wie – jak wielka jest jego krzywda i co mo e zmniejszy poczucie goryczy wywo a-
nej krzywd . Jako oczywisto , przez wszystkich pochwalan , przyjmowano ca kowite zado uczy-
nienie materialne. Dochodzi a do tego nawi zka, szczególnie wielka, gdy krzywda by a nieodwra-
calna, niemo liwa do zrównowa enia zap at . Biedny by sprawca krzywdy, kiedy na m ciwego
poszkodowanego trafia . No, ale biedny by ten zwyci zca sprawy,który ustala za wysok kar -
ju on swoje od s siadów i znajomych odebra ... A nie daj Bo e, gdyby on jak inn spraw s dow
przegra – wtedy wyrok by by straszny.

background image

- 90 -

Kiedy Zdruzno i O anka przyjechali do Miasta Lwów, dowiedzieli si natychmiast, e ju przyby

awny s dzia z cesarstwa – Petry a. Petry a bezstronnie stwierdzi , e Je yna jest najpi kniejsz

niewiast jak on kiedykolwiek widzia , a przysz e macierzy stwo jeszcze t pi kno zwielo-
krotnia. Zdruzno pomy la , e taka bezstronno s dziego rokuje podobne jego stanowisko w ka -
dej sprawie s dowej Je yny z kimkolwiek.
Niezabawem do Miasta Lwów przyby jeszcze jeden go , a mo e raczej w

ciciel prawie –

ksi

Polski -Leszek z dworem, rodzin i wit . W dniu jego przybycia Je yna dorwa a O ank na

przechadzce, nawrzeszcza a na siostr , nawyzywa a od z odziejek i wszetecznic, co nie uszanuj
cudzego owiska i ch opa, ojca dzieci cia, w brzuchu matki, podbieraj – co karalne na pewno jest,
akurat s dzia ojca – Petry a przyby i Je yna chce si przed nim z O ank o kradzie m a s dzi ,
bo dziecko musi mie ojca.
- Ja te jestem z nim w ci y – powiedzia a O anka, a Je yna no a doby a i pchn a nim siostr
w miejsce niedalekie od serca.
Hubert zaraz Je yn w wolnej jeszcze chacie uwi zi , Zdruzno poratowa O ank lekami, opat-
runkiem i wspomo eniem duchowym, ksi

Leszek og osi swój pogl d, e Je yna powinna

zosta ukarana, ale mo e niechby s d t spraw zbada , bo wtedy poszkodowana mo e nakaza
pchni cie no em sprawczyni zranienia i jeszcze nawi zki za da, co powstrzyma podobnych
Je ynie narwa ców przed lekkomy lnym, a niezgodnym z przeznaczeniem, u ytkowaniem no a...

* * *

We wszystko wmiesza a si natura i Je yna zleg a w po ogu. Poród przebieg prawid owo, uro-
dzi si ch opczyk. Jedynymi odwiedzaj cymi rodzicielk byli s dzia Petry a i O anka – Je yna
darmo czeka a na odwiedziny Zdruzny.
- Nie doczekasz si – powiedzia a O anka – dla was obojga spotkanie mog oby by przykre, bo
on ma on , któr mi uje i w twoje sid a nijak nie mo e wpa , a ty jego nijak na nic namówi nie
zdolisz. Jemu b dzie ciebie al, a tobie b dzie szkoda, e on taki oboj tny na twoje babskie pods-

py.

Nieco inaczej zachowywa si s dzia Petry a. Ró no ci prawi – najkrócej mówi c, stara si

Je yn pocieszy obietnic zabrania jej do Konstantynopola, gdzie by aby na

nic s dziego z

widokami na zamian stanowiska na

nicy na obowi zki s dziowskiej ony. Pozostawa a do

uzgodnienia sprawa m czyzn Je yny - noworodka i ojca. Dla s dziego dwóch by o za du ym

umem – s dzi , e Je yna przystanie na zabranie jednego – tego malutkiego. W ko cu Je yna

uleg a namowom s dziego.
- Zgadzam si – powiedzia a – bachora zabierze sobie moja siostra, a ja tylko z tat b

jecha .

Szczero tych dwojga mia a pewne ukryte wyj tki – on chcia by mie Je yn sam na zawsze
lub na jaki czas, ona wiedzia a, e mo liwe jest pó niejsze przybycie do Konstantynopola ka dego
wskazanego przez ni cz eka, je eli wprzód omota s dziego swoimi wdzi kami i sztuczkami. Oboje
mówili sobie w duchu: - Zobaczymy kto kogo przechytrzy...

* * *

Dla ksi cia ustawiono krzes o z oparciem na plecy i por czami na przedramiona. Z boków tego
krzes a zydle dla wielkorz dcy i wojewody z Miasta Lwów sta y. Ko o tych zydli malutkie zydelki
dla ma onek dostojników ustawiono. Ksi

wcze niej przyszed , bo tak radzili ochroniarze –

wida ka dego podejrzanego, kiedy w oczy ruchliwy t um si nie wciska.Troch z przodu ksi cia a
troch z jego boku ochroniarz Chy an sta , mog cy strza w locie uchwyci , je eli nie w niego
samego by a skierowana, bo te przeciwko niemu wymierzone zatrzymywa y wszystkie jego ruchy –
widzia niegdy dziryt w niego lec cy, a odtr ci go nijak nie by w stanie – zmartwia , widzia i
czeka . Na szcz cie dziryt trafi jeno z boku, zdzieraj c mu mi so i skór przy ebrach. Wszyscy
dworzanie za krzes em ksi cia stali. Dopiero za plecami dworzan i z boków ksi cia sta pó ksi yc
dru ynników, strzeg cy bezpiecze stwa ca ego dworu.
Powoli schodzili si widzowie i s uchacze, krótko mówi c – bierni a ciekawi uczestnicy sprawy

dowej. Zerkali na pó ksi

yc dru ynników, usi owali wychyla g owy tak mocno, aby

ksi cia dostrzec, albo chocia

niadego wojewod i jego on – niestety – skrzyd a pó ksi yca

widok zas ania y nader skutecznie. Tedy ogl dali aweczk dla czynnych uczestników sprawy,
czyli stron.

background image

- 91 -

aweczka by a bez oparcia i w ska. Za to stó dla s dziów, przykryty czerwonym suknem, którego

brzegi ziemi si ga y, by tak szeroki i ci ki, e w razie czego s dziowie mogliby znale pod nim
os on przed krewkimi stronami lub rozz oszczonymi widzami. Pewno dla u atwienia owego krycia
si przed napastliwymi uczestnikami sprawy – trzy zydle dla s dziów wygl da y na lekkie, atwe do
usuni cia lub odtr cenia – zydel w bok, s dzia pod stó , pacho kowie grododzier cy Huberta do

apania i unieruchamiania zapalczywych miotaczy pocisków „s dowych”...

Owi pacho kowie doprowadzili, nareszcie, Je yn z r kami zwi zanymi na plecach. Posadzili j
na aweczce przed sto em s dziów, odwi zali jej r ce, dwóch z toporami, zdatnymi eb tura na
dwoje rozci , stan o po bokach Je yny i zacz o przypomina nieruchome pos gi z kamienia
wykute. Je yna bardziej od stra ników ruchliwa by a. Obraca a g ow na boki, zdawa a si
podziwia narastanie t oczno ci – po bokach ksi cia przybywa o ludzi, zag szczenie stawa o si
wielkie, na pewno by oby korzystne dla podtrzymania ciep a w lute mrozy, ale teraz by schy ek
lata i nawet Je ynie mog o by za ciep o, chocia t oku nie mia a i tylko w d ugiej, lu nej, we nianej
sukni by a.
Mo na by o przypuszcza , e wi cej widzów i s uchaczy ju nie b dzie, kiedy grododzier ca Hu
bert podszed do O anki i podprowadzi j do aweczki. Czeka a usiad a, jeszcze raz si sk oni i
odszed do oddzia ku swoich pacho ków.
- Siostry, siostry – poszept t umu podobny by do narastaj cego szelestu deszczu, kiedy ten w u-
lew si zamienia.
Ten poszept zaraz zmieni tre , bowiem s dziowie podchodzili do swojego sto u. Najpierw po-
lecia o po t umie, e ten wysoki w czapce ze szpicem i w obszernym, czarnym okryciu do kostek to
Arsinas. Potem t um powiadamia sam siebie, e ten mniejszy, w lekkim futrze sobolowym i
kwadratowym nakryciu g owy, to sam Petry a z Konstantynopola, któremu ta czarna siostra w oko
wpad a...

Pojawienie si s dziów podnios o wszystkich, oprócz ksi cia, siedz cych, którzy z powrotem

usiedli zaraz po zaj ciu miejsc na zydlach przez obu s dziów.
- Po co ten trzeci zydel, po co ten trzeci zydel? Po co ten... - ten poszept t umu jakby nikogo nie
ciekawi – brak odpowiedzi co do tego trzeciego zydla móg co znaczy – mo e lekcewa enie dla

umu, mo e przyt pienie s uchu s dziów...

- Sprawa z ramienia ksi cia polskiego – powiedzia s dzia Petry a – o u ycie no a dla zranienia
lub w zamiarze pozbawienia ywota przez siedz

tu czarnow os niewiast przeciwko siedz cej

obok niej niewie cie jasnow osej. Niech e wstan obie, kiedy s dzia ich spraw obja nia!
Obie wsta y, lecz s dzia Petry a i tak zachowa zniesmaczony wyraz twarzy, bo jak e mo na nie
uszanowa s du i siedzie sobie oboj tnie jakby si nie pojmowa o – kto tu jest najwa niejszy...
Bardzo pr dko okaza o si , e strony nie tylko s du nie uszanowa y. O anka odpowiedzia a – na
stoj co – na pytanie s dziego Petry y, e ona o nic siostry nie oskar a, e nie b dzie dla niej da

adnej kary, bo zamach na siebie wybaczy a jej jeszcze zanim nó j uk

. Petry a si rozsierdzi ,

zakrzykn , e zamach by oczywisto ci , moc wiadków jest, kodeksy z czasów Justyniana, a
nawet Teodozjusza, a nawet jeszcze starorzymskie... No, to jest brak szacunku dla prawa i dla
ksi cia polskiego, któren troszczy si o bezpiecze stwo poddanych i zamachy chce t pi !...

Wtedy podniós si s dzia Arsinas i obja ni Petry i innych, e s d odbywa si wedle prawa

polskiego i nawet ksi

Polski nie jest mocen nakaza komukolwiek, aby da kary dla krzywdzi-

ciela, za sam ksi

Polski móg ukara sprawczyni zamachu bez s du, bo z apano j na gor cym

uczynku. Skoro tego nie zrobi - znaczy, zrzek si karania i zostawi postanowienie
pokrzywdzonej, za ona przebaczy a i kary nie da. Tedy wszyscy wiedz jako by o, ale s d nie
mo e odbiera nikomu oceny tego – co jest sprawiedliwe i niekaralne, a co jest niesprawiedliwe i za
co pokrzywdzony kar ustala... Niech e s dzia Petry a powie – jaka kara nale y si wedle jego
kodeksów za zamach na cudze ycie, aby wszyscy wiedzieli – co ich czeka w cesarstwie, gdyby
tam si zamachn li na kogo.
Petry a jeno machn r

, tedy Arsinas obwie ci , e wszyscy musz uzna , i tej sprawy

w s dzie wcale nie by o. To wywo

o miech t umu, jakby s dzia jaki dowcip opowiedzia , ale

miech pr dko zamar , bo wszyscy inni i sam t um wiedzia , i on si nie zna i nic nie znaczy,

dopóki do u ycia pocisków nie przychodzi.

background image

- 92 -

Hubert odprowadzi O ank na miejsce siedz ce przy m u, nie zapomniawszy o dwóch uk onach
– przy aweczce jeden, a przy zydelku drugi. Natomiast Je yna pozosta a na aweczce przed

dziami.

- Sprawa Je yny, córki Domas awa z Lubyczy przeciwko wielkorz dcy Ma opolski, Zdruznie,
synowi Druzny – obwie ci Petry a. - Niech strony zajm swoje miejsce!
- Ooo! Przelecia o po t umie, a Zdruzno spojrza ze zdumieniem na O ank , co ona mu odwza-
jemni a – te maj c zdumione spojrzenie.
Zdumienie – zdumieniem, a miejsce na aweczce trzeba by o obok Je yny zaj .
- Wielkorz dca Zdruzno jest oskar on o gwa t na obecnej tu Je ynie – powiedzia Petry a –
oraz o uchylanie si od uznania dziecka, owocu onego gwa tu, za swoje w asne i od spe niania
obowi zków ojcowskich wobec nieobecnego tu, jeszcze bezimiennego niemowl cia, noworodka

ciwie.

- Paluszków, z bków i w osków nie dorobi ! - wrzasn jaki gamoniowaty dowcipas, a t um

rykn krótkim rechotem, daj c dowód pokrewie stwa dusz z owym dowcipasem nieokrzesanym.
Zdruzno nie zaprzeczy , e jest ojcem dziecka Je yny, natomiast zaprzeczy jakoby pope ni na
matce swojego dziecka jakikolwiek gwa t. Potem powiadomi wszystkich, e wspólnie z on ,

ank , wzi li owo dzieci na wychowanie i ona za swoje w asne je uznaje. Mia o to niemowl

dosta imi Brosjen, jako odrzucone przez w asn rodzicielk , atoli O anka wymog a nazwanie
maluszka imieniem Broz o, co pochodzi od „bro z o”, czyli odrzu z o. Wreszcie Zdruzno
powiedzia , e daruje Je ynie pomówienie o gwa t, bo rozumie jej zawód mi osny czy innego
rodzaju niepowodzenie. W ka dym razie Je yna nie mo e mie

wiadków, na potwierdzenie

czego , co nie mia o miejsca – ona sama przed dziewi ciu miesi cami Zdruznie wlaz a do

a

ca kiem naga i rzec mo na, i to ona jego zgwa ci a.
T um znowu zarechota , a s dziemu Petryle co musia o przypali uszy, bo sta y si czerwie sze
od malin.
- Tego nie dowiedziem wprost – powiedzia Petry a – bo mamy jeno s owa przeciwko s owom,
za o wiadków takich zdarze trudno.
Nie zra aj c si nowym rechotem t umu, Petry a próbowa przedstawi dowód – nie wprost – w
ten sposób mianowicie, e niewiasta m czyzny zgwa ci nie mo e (t um zawrzeszcza , e mo e,
mo e!), a po drugie, e dla niewiasty wstydliwe jest publiczne oznajmianie gwa tu i je li ona tak
czyni, to znaczy, e gwa t by i to bardzo uw aczaj cy godno ci ludzkiej, na przyk ad przez
przy

enie no a do gard a i zagro enie, ze zostanie u yty, je li ona b dzie si opiera .

- Tak by o! - zakrzykn a Je yna i odsun a si od Zdruzny na sam skraj aweczki.
Wsta s dzia Arsinas i spokojnie powiedzia :

- Prawo polskie nie dopuszcza przypuszcze jako dowodów,wszelako s dzia Petry a tego

pewno nie uzna, tedy konieczne jest dobawienie trzeciego s dziego, aby podobne w tpliwo ci
rozstrzyga przez g osowanie rzymskie, to jest wi kszo ma stanowi o post powaniu wobec
pods dnych. Trzeciego s dziego dobawiaj sami s dziowie. Ja si zgadzam, aby s dzia Petry a
wskaza kogo na naszego rozjemc i uznam jego cz owieka za równowa nego ze mn s dziego, bo
on nie musi si zna na prawie.
- Ja, jja – Petry a j ka si bezradnie – ja tu nikogo nie znam. Gdyby do jutra przerwa...

- Prawo polskie przewiduje mo liwo przerwy, je li wszyscy s dziowie tak postanowi w

osowaniu greckim, czyli jednomy lnie. Albo te wtedy, gdy noc nadchodzi, orkan si zbli a,

po ar, powód , zatrz sienie ziemi. Ja tu wieczoru nie widz (przy

wyprostowan d

do

czo a, jakby daszek od s

ca nad oczami czyni c, i rozgl da si naoko o, wypatruj c cho by

zmierzchu).
Gawied wtórowa a Arsinasowi i rechota a z rozbawienia.
- Ja mam wie o obecno ci tutaj s dziego cesarskiego, Lunara, któren z

urz d s dziowski

z w asnej woli i uprawniony jest do zajmowania stanowiska s dziego w cesarstwie wschodu. Jego
bym widzia w naszym gronie jako trzeciego s dziego do g osowa rzymskich – Arsinas
spowodowa swoj wypowiedzi wrzask t umu, wo aj cego bez ustanku Lu-nar! Lu-nar! Dopiero
kiwni cie g ow przez Petry e uci o te okrzyki.
- Lunar musia porzuci s dziowanie –Pery a wykorzysta cisz do wypowiedzenia swego

background image

- 93 -

zdania – bo okaza si bezbo nikiem. Ten, co twierdzi, e nie ma Boga, ten jest pusty w rodku –
duszy w nim nie masz. Natura pustki nie znosi i natychmiast wn trze bezbo nika przez z ego ducha
jest zajmowane. On nie mo e by s dzi ! To diabe wcielony!
- Lunar – powiedzia Arsinas – prawda-li to?
Wszyscy zobaczyli, przeciskaj

si ku sto owi s dziowskiemu drobn posta , chyba bardzo

dr , bo aden w os nie przeszkadza odblaskowi od tej ysiny, tak silnemu, e niektórzy oczy

zas aniali. Wreszcie Lunar dotar do sto u, zrobi a si cisza, w której s aby g os tego cz owieka by
dobrze s yszalny.
- Prawd jest, em zaprzeczy bóstwu Jezusa – powiedzia – lecz zawdy istnienie Jedynego Bo-
ga, Stwórcy i Najwy szego S dziego uznawa em.

Mo e t um s ysza o monofizytach, mo e z innego powodu – w ka dym razie powtórzy o si

wykrzykiwanie Lu-nar! Lu-nar! Lu-nar!, i Petry a znowu skin g ow . A jak si uciszy o, Lunar
rzek , i popiera s dziego Arsinasa i wszyscy musz uzna , e sprawa Je yny przeciwko Zdruznie
nigdy przed s dem nie zosta a postawiona. O dziwo – nikt ju si nie mia – pewno t um ju swój
zasób rechotania wyczerpa ...
Do aweczki dla stron podszed Hubert - uk on, podanie ramienia...
- Jeste wolna – powiedzia – nie ma przeciwko tobie oskar yciela.
Do podobnie zako czy a si sprawa archimandryty Teodora przeciwko wielkorz dcy. Teodor
twierdzi , e wielkorz dca t pi religi chrze cija sk , wielkorz dca powiada , e w Polsce jest za-
kaz t pienia jakiejkolwiek religii, i e to archimandryta pomiata wyznawcami Boga, którego istnie-
nia zaprzeczaj chrze cijanie. wiadkowie potwierdzili s owa Zdruzny i uznano Teodora za przeg-
ranego w sprawie. Wszelako na pytanie o kar dla przegranego Zdruzno odpowiedzia , e uporczy-
wa g upota nie podlega karze, natomiast w przysz

ci Teodor zosta by wygnany z Polski, gdyby

jakim cudem kto chcia go mianowa archierejem na miejsce zmar ego zacnego Symeona, a
ksi

Leszek potwierdzi to kiwaniem g ow .

Na koniec rozpatrywano spraw prawdziw – jedyn naprawd podlegaj

rozs dzeniu – oto

mo ny Domas aw, ojciec Je yny,uzgodni wcze niej z wielkorz dc , ze s d rozpatrzy ich
przeciwstawne pogl dy co do Chlewczan. Ponadto Domas aw twierdzi , e wielkorz dca nadu
swojego stanowiska i pewny bezkarno ci pomawia Domas awa o sprzeniewierzenie si umowie,
dotycz cej dzier awy wspomnianych Chlewczan. Za Zdruzno bardzo krótko i dosadnie nazwa
Domas awa z odziejem, który musi odda ukradzione i nawi zka du a jeszcze b dzie, je eli s d
uzna przegran Domas awa.
Zeznania wiadków pozwoli y ustali , e Domas aw uzyska w dzier aw Chlewczany i dosta
od skarbnika ksi

cego monet na op acenie robocizny wynajmowanych pracowników do

obs ugi zwierz t,odpowiadaj cych swoj nazw nazwie miejscowo ci – czyli o obs ug

wi

chodzi o. Nast pnie Domas aw powiedzia , e zap aci pracownikom tyle, ile od skarbnika dosta i
ju nie ma adnych pieni dzy ani niczego na sprzeda tedy niczego nikomu nie ukrad , bo gdzie by
to by o? Mo ni z D browicy o wiadczyli, e dostali zap at i Petry a na tym chcia spraw
zamkn , atoli Arsinas i Lunar na to nie pozwolili, przez co wysz o na jaw, e Szadziulowi i innym
z D browicy zap aci wielkorz dca, a skrzyneczka z kosztowno ciami i pieni dzmi Domas awa jest
przechowywana przez Teodora. Petry a próbowa jeszcze czyta z kodeksów o przedawnieniach
przest pstw pospolitych, co wywo

o gromki miech gawiedzi, a Arsinas ten miech obja ni .

- Wystarczy oby ukra krocie – powiedzia - schowa si na czas do przedawnienia potrzebny,
a potem z ukradzionego swobodnie korzysta . Z tego i ko by si u mia .
S dziowie uznali, e ca a zawarto skrzyneczki ma by oddana skarbnikowi ksi cia. Ksi
przekaza od razu ca skrzyneczk wielkorz dcy – na potrzeby Ma opolski, co wywo

o gromkie

okrzyki na cze ksi cia. S dzia Petry a doby sakiewk , wysup

z niej osiemna cie z otych

solidów i przekaza je Zdruznie – to by zwrot d ugu Domas awa wobec wielkorz dcy. W ramach
nawi zki Zdruzno da opuszczenia Polski przez Domas awa na zawsze.

* * *

Wschód nast pnego dnia widzia powóz s dziego Petry y, w cztery konie zaprz ony, wyje

a-

cy z miasta. Wn trza pojazdu nikt nie móg zobaczy , bo okienka by y szczelnie zakryte

zas onkami z barwnego materia u. Skoro nikt nie widzia nigdzie Je yny i jej oj

background image

ca, to nale

o

- 94 -

przypuszcza , e w owym poje dzie, razem z s dzi , kraj opu cili.

* * *

Kap an, który da

lub Zdruznie i O ance, zosta wyposa ony na podró do Konstantynopola.

Wróci po paru miesi cach – jako nowy archierej Ma opolski – Patrycy. Zwróci wszystkie
pieni dze, jakie mu dano na kupowanie stronników i powiedzia , e trafi cesarzowi i patriarsze do
przekonania przedstawieniem mo liwo ci wybrania przez ksi cia Polski opieki papie a z Rzymu
oraz cesarza z zachodu. Tu po jego powrocie Zdruzno, z min bardzo smutn , powiedzia O ance:
- Sta o si zapowiadane a nieuniknione – wodzowie Olega Wieszcza prowadz na Polsk chma-
ry wojowników, a ja musz ich powstrzyma przed zrobieniem nam szkody. B

mia lekko, bo od

zachodu spokój – tam nynie W growie z naszymi ochotnikami wespó , Niemcom si do trzewi
dobieraj . Da Bóg pokona Rusów i zd

na poród naszej pierworodnej latoro li.

- Ten ci jest nasz pierworodny – O anka przynios a z kolebki ma ego Broz , który u miechn
si do ojca, jakby dodaj c mu otuchy przed trudn wojenn wypraw .

background image

- 95 -

Rozdzia XV

Jagoda

Choma zarzeka si , e ze strony Waregów, znaczy – zwierzchników S owian na wschód od

Drewlan i Dregowiczów, zwanych Rusami lub Rusinami - nie grozi wielkie niebezpiecze stwo. Po
prostu umówili si byli z Niemcami i wikingami i na wszelki wypadek staraj si dotrzyma s owa
– uderz na Polsk , lecz jakby nie mia o. B

trzyma w odwodzie si y wi ksze i gdyby uderzyli

Niemcy i wikingowie, albo gdyby Polacy okazali si nader s abi, to Rusowie zajm ksi stwa
Drewlan i Dregowiczów, tam umocni swoj w adz , a uderzenie z ich strony naprawd gro ne
mo e nast pi za jedno pokolenie – kiedy m ód Drewlan i Dregowiczów zostanie wdro ona do
my lenia ruskiego.
Wtedy ze swoim zdaniem wyst pi Stoigniew. Powiedzia , e wyniszczenie oddzia ów ruskich
bez wielkich strat w asnych opó ni powstanie mo liwo ci uderzeniowych Rusów o dwa pokolenia
albo i d

ej odwlecze si im zajmowanie nowych obszarów i podbijanie ksi stw, granicz cych z

Polsk . Przedstawi mo liwo ci urz dzania zasadzek i pu apek, zastawiania sieci i wprowadzania
wojsk ruskich w pa ci.
- Ca a trudno na tym polega – powiedzia – by stawi si w odpowiednim miejscu i czasie i
tam wszystko mie przygotowane na przybycie niepo

danych go ci. Podobnie by o z Morawcami

i Czechami, kiedy bali si w przesiek wle i tam znaczne straty ponie li.Niechby ci sami nasi
dowódcy... Dzier ykraj i Odrzyw dobrze nam wyszkol nowych m ów ze stanu trzeciego i
spo ród poddanych. Przez jaki czas rozród mo nych b dziem mieli i wreszcie to my ruszym na
ksi stwa z nami s siaduj ce, a mo e i Rusów z ich siedzib wy eniem albo swoich poddanych z nich

dziem czyni ...

- Rozród mo nych, powiadasz – odezwa si ksi

Leszek – a jam na grododzier

do Grodu

Lwów niedawno wys

Dzier ykrajowego syna, Huberta, któren ony nie ma i za podwikami – po-

no – nie ogl da si wcale. Czy to nie jest jaka choroba? Czy to zara liwe nie jest? Powiadaj o
babowstr cie... Gdyby to mia o si przerodzi w ch opolubstwo... No, z takiej pary dzieci...

- Mo na spróbowa leczenia – powiedzia Druzno. - Znaczy taki cz ek zbytniego pop du do

niewiast mie nie b dzie, atoli do p odzenia dzieci tek mo e by zdolny. Nawet jedno, to wi cej ni
nic.

* * *

Hubert dosta wezwanie do Krakowa. Zdruzno powierzy mu nowe, bardzo odpowiedzialne

zadanie – wojna trwa a, co prawda bardzo lamazarna, lecz woje w polu byli, jakie rany zdarza o
im si mie albo urazy innego rodzaju – kto z konia spad , potkn si , skaleczy , nog skr ci ...Ta-
kim poszkodowanym nale

a si pomoc. A udzielanie takiej pomocy wymaga o wiedzy i umie-

tno ci. Przygotowanie do udzielania pomocy poszkodowanym trwa o par miesi cy i kto musia

wszystko urz dzi , aby przysz e „ratowniczki zdrowia i ycia” - tak nazywano niewiasty po
szkoleniu, zdatne do samodzielnego ratowania rannych i pomagania chorym – sta y si przydatne
na polu bitwy oraz w ka dym innym miejscu. Nawet oparzenie w domu lepiej si goi i mniejsze

lady zostawia na ciele, je li ratownik zdrowia i ycia pomo e.

Wst pne przygotowanie tegorocznego przedsi wzi cia obmy la i nadzorowa nie byle kto –

samemu nadzorcy ksi

cych szpiegów, Chomie, to powierzono, bo tym razem sprawa mia a

dodatkowe zau ki, o których nie powinny wiedzie osoby do tego niepowo ane. Choma mówi ze

miechem, ze on sam ju przesta si rozeznawa – kto, sk d, ile ma dosta za wykonanie zada

niejawnych i w tym podobnych drobiazgach. Liczy na to, e niewiasta, wykonawszy dodatkowo
op acane zadanie stawi si po zap at . A jak si nie upomni, to tylko ona na tym straci.

Hubert wys ucha polece Zdruzny, dowiedzia si , e niewiasty ju s na miejscu w starych

koszarach dru yny, jest ich kilkaset, trzeba podzieli na oddzia y mniejsze, powyznacza prze-

one ka dego oddzia u, nauczycielki dobra spo ród tych, które uzna y, e wiedz i umiej poma-

ga rannym i chorym, sprawdzi – czy rzeczywi cie umiej i tak dalej, i temu podobnie. Twarz Hu-
berta ani si skrzywi a, co Zdruzno przyj z zadowoleniem, i Hubert poszed do starych koszar,
gdzie przygotowano dla niego komnatk , skromnie urz dzon , lecz z adnym widokiem na Wis .
Przygotowano te niektóre niewiasty do przygl dania si Hubertowi i powiadamiania o spostrze e-

background image

niach samej pani wielkorz dczyni, O anki.

- 96 -

Chc c-nie chc c Hubert musia si „swoim” niewiastom przygl da i jako je bada co do

przydatno ci, w dowodzeniu innymi chocia by, ale i w wielu innych sprawach. Po miesi cu powia-
domi Zdruzn , i musi zmieni swoj ocen niewiast – z domu wyniós spostrze enia o ciotkach,
matce, ciotecznych siostrach i siostrach rodzonych i mia je za odr bn , s absz odmian cz owieka.
- Kiedy s we w asnym gronie, kiedy maj

ci le wyznaczone zadania, to lepiej od m czyzn

si z tego wywi zuj – powiedzia .
O anka powtórzy a m owi doniesienia swoich ogl daczek – nazwijmy je mo e miniszpiega-
mi. Wynika o ze spostrze

miniszpiegów, e Hubert jest bezstronny, wymagaj cy, ale nie

dokuczliwy i adnej niewie cie nie ma niczego za z e tylko dlatego, e ona jest niewiast . Czyli –
wstr tu do niewiast jako takich nie czuje, albo umie udawa , co jest bardzo ma o prawdopodobne.
Zdruzno wezwa Huberta na kolejn rozmow .

- Nie wiem – powiedzia Hubertowi – czy jeste do tego zdolny. Sam mi to powiesz, kiedy

wy uszcz ci zadanie, które kto musi wykona . Je li ty si nie podejmiesz, to obni y twoj ocen
u ksi cia i znajomych. Wstyd by by, lecz przymusu dla ciebie nie b dzie. Pewno zauwa

, e w

tym raku szkolimy jeno m ode niewiastki i niewiasty jeszcze niezam

ne, troszk leciwsze. Chodzi

o to, e mamy m czyzn, czuj cych do niewiast wstr t lub cierpi cych na niemoc p ciow . No, nie
czuj cych po

dania wobec niewiast. Podo asz takiemu zadaniu? Trzeba okre li – która z twoich

podopiecznych skusi aby takiego ozi

ego ch opa, albo wyp uka a z niego niech do niewiast,

wszczepiaj c mu poczucie obowi zku p odzenia potomstwa. Sam nie bardzo wiem – jak to
zauwa

, mo e jakby si poprzygl da , to by innych pouczy o mo liwo ciach dotarcia do duszy

niewiasty i m czyzny. To jest po yteczne, bo wielu ludzi ma dusze chore i to le wp ywa na ich
cia a. A nam potrzeba... No, wiesz sam... Te twoje niewiasty maj obiecan zap at za zam pój cie
za takich m czyzn. Potem drugi raz nagrod maj odebra , kiedy poczn z takim potomka. Dasz
nam pomoc w tym wzgl dzie?

- Nie bardzo wiem o co chodzi – powiedzia Hubert – ale poprzygl dam si , sam jestem nie-

wiast ciekawy, bo ma o je znam.

Zdruzno powierzy Huberta pieczy O anki i pojecha wojowa oraz sprawdza podane mu

przez Chom dane o „takich” m czyznach. Hubert przygl da si niewiastom podczas sprz tania
przez nie przydzielonych oddzia om obszarów do utrzymania porz dku. Wiele z nich, z powodu
zgrzania si przy pracy, zdejmowa o odzie akurat przed okienkiem Huberta. Jemu nie robi o
ró nicy – odziana czy rozebrana, mniejsza czy wi ksza, szczuplejsza czy t

sza – ocenia ich prac

i po wynikach tej pracy je os dza . Takie w

nie oceny przekazywa O ance, a ona wstydzi a si

zwierzy archierejowi Patrycemu ze swoich k opotów. Ze dwie noce nie spa a, gryz a si w swoim
sumieniu i wreszcie poprosi a Huberta o stawienie si na rozmow .

- W tym wszystkim – powiedzia a – chodzi o to, by przybywa o mo nych Polaków. A jako

wiesz do tego potrzebne s zbli enia m ów i niewiast. Ja przypuszczam, e ty cierpisz na
ozi

p ciow i przez to nie przyczyniasz si do pomno enia naszego narodu. Znajd sobie jak

spo ród tych swoich niewiast, o

si i eby w twoim ma

stwie dzieci by y. Wszystko jedno

czy lubisz niewiasty, czy ich nie cierpisz – masz dzieci mie ! Poj

?

- Tak, lecz ja wybra nie potrafi . Mnie wszystko jedno. Mo e O anka by mi wyznaczy a?...
O anka wyznaczy a. Kszta tna by a, j drna, zdrowa a do wiadczona. Mia a obiecan zap at za
doprowadzenie Huberta do podniecenia.
- Tylko, Jagoda – on nie z tob ma si o eni . Ja mu ju jedn tak na on przeznaczy am. Ty
tylko masz sprawdzi czy on mo e zosta pobudzony, ale nie ma by mi dzy wami zbli enia. Poj-
mujesz?
Potem O anka podobnie przygotowa a Huberta. A Hubert pe ni swoje obowi zki prze

onego

szko y dla niewiast, maj cych pomaga wojom, staraj c si by dobrym prze

onym.

* * *

Przez drzwi sal przenika y na korytarz odg osy nauki. Nauczycielki t umaczy y, obja nia y, po-
tem s ysza o si odg osy wicze i wskazówki nauczycielek.
Hubert szed powolutku, przystawa przed jakimi drzwiami, chwil si przys uchiwa i szed
dalej………….omdlonego nie podnosi – ma le

na plecach. Nogi mu do pionu podnie i chwil

background image

- 97 -

przytrzyma uniesione. Krew mu do g owy nap ynie z nóg i on odzyska przytomno . Wtedy ciep o
go okry i – w miar mo no ci – by przy nim. R ce i nogi b

mu dr twie , bo stamt d g owa

krew zabra a . Ciarki b dzie czu ... Trzeba mu r ce i stopy trze , poda do picia co ciep ego –
mleko z miodem, powiedzmy...
... tryska jasna krew – natychmiast zatka ran ,bo si wykrwawi! Jaki ko eczek lub klocek
mie w pogotowiu owini ty szarpi . Ten ko eczek do rany przy

i tak szarpiami owija , by rana

zosta a zatkana...

- Jak d ugo to trzeba mie przyci ni te? - jaki g os

da od nauczycielki uzupe nienia

wiedzy.

- Ca dob nie odejmowa . A i potem bardzo ostro nie – lepiej niechby le

i trzeba ran

ogl da , czy si nie rozwieraj brzegi.

... r

wymaca – powinna czu uderzenia serca ko o ucha na policzku mu palce

przystawiw-szy, albo na szyi – o, tutaj – pomaca ka da sobie i wyczu t tno! Teraz jedna drugiej –
nawzajem sobie t tno odnale ...
... jakby oddechu nie mia , to mo na spróbowa wdmuchiwa mu w usta w asne powietrze wy-
dychane. Jeno wprzód g ow mu trzeba mocno w ty odgi i tak trzyma , bo inaczej jego j zor mu
w gardziel si cofnie i zatka rury do oddychania...
... dwa s siednie stawy! Powtarzam – przy z amaniu unieruchomi dwa s siaduj ce ze z aman
ko ci stawy! Jak udo trza ni te to biodro musi by unieruchomione i kolano. A jak podudzie?
Ka ka! Ty powiedz!
- Wtedy musi by unieruchomione kolano i kostka. Dwa grube kije znale , przy

z boku

amanej nogi od po owy uda a poza stop i przykr powa w taki sposób, aby stop rusza nie

móg ani kola...
Hubert pami ta to wszystko jeszcze ze szko y – tak to w pami i w ruchy wbijano, e i teraz
móg by te rzeczy na lepo robi , a r ce same wykonywa yby czynno ci, do których je przez trzy
lata wzwyczajano.
Na polu trzy oddzia y wiczy y przenoszenie rannych i chorych. Sporo krzyku i zamieszania,
wiele artów i wyg upów, ale post p by o wida . Hubert pomy la o zawodach mi dzy oddzia ami –
wtedy, pami ta to ze szko y, wszystko zaczyna si robi na powa nie, bo s dziowie oceniaj , s
potem wyró nienia albo – nie daj Bo e – przygany...

* * *

Jaka m ódka sprz ta jego komnatk . Chcia si wycofa , poczeka na korytarzu...
- Pani O anka powiada a, e pan naczelnik nie ma od nas ucieka . Trzeba wej , usi

i popa-

trze . My nie gryziemy.
Wszed , usiad na adnie za cielonym

u i wbi wzrok w pod og . By a czysta. adnie pach-

nia o. M ódka nuci a cichutko jak ko ysank . Nieu wiadomiona t sknota za posiadaniem
dziecka? Otwar a okno. Do wn trza wpad o powietrze, pachn ce inaczej ni to,co czu przed chwi-

. Szkoda tego poprzedniego zapachu... Odg os zamykania okna... Znowu pachnie przyjemnie...

Chcia podzi kowa tej sprz taj cej skinieniem g owy, popatrzy w jej stron i napotka powa ne,

adne oczy w niego wpatrzone...

* * *

Sto ówka. Stoliki dla nauczycielek ustawione osobno, na podwy szeniu. Dla Huberta i prze o-

onej nauczycielek oddzielny stolik – od razu rzuca si w oczy, e przy nim kto najwa niejszy

spo ywa posi ki. Stolik jest wi kszy od innych, ma wi ksz serwet , na serwecie stoi gliniane
naczynie do kwiatów. Teraz w naczyniu, nape nionym wod , umieszczono u amane ga zki bia ego
bzu. Ale, przede wszystkim, wa no osób, jedz cych przy tym stoliku obiad poznaje si po
sznureczku dy urnych niewiastek, które donosz naczynia z potrawami, dzbany i dzbanki, kubki,
no e

ki... I te ich dopytywanie si – czy na pewno niczego pani prze

ona nie potrzebuje? Mo e

donie panu naczelnikowi co do picia?...
Te dy urne przynosz ze sob najró niejsze zapachy. Ta adna... To odór od niej bucha! Wstr t
nos cz owiekowi wykr ca...
- Czemu naczelnik tak nosem kr ci? - pyta prze

ona nauczycielek. - Jaka potrawa cz ciowo

nie wie a? Niech naczelnik pow cha mocniej, kiedy Jagoda co doniesie. To nasza najlepsza

background image

- 98 -

uchaczka. Szkoda, e przesz

... No, ale po szkoleniu m a znajdzie i po k opotach... O, niesie

misk . Taka adniutka. Niech naczelnik w cha!
Ta adniutka... No, w

nie od niej ten nieprzyjemny zapach. Posz a! Uff, jaka ulga. Teraz zbli-

a si ... To chyba ta, która sprz ta a komnatk Huberta. W ka dym razie takie same oczy i takie sa-

mo spojrzenie. Tak! Ten sam aromat. Pi knie pachnie!
Podzieli si spostrze eniami „zapachowymi” z prze

on . Pokiwa a g ow ze zrozumieniem –

snad i j niektóre zapachy nieprzyjemnie dra ni y.

- Troch szkoda – powiedzia a – bo pani wielkorz dczyni na dzisiejszy wieczór naznaczy a

zaj cia pana namiestnika z Jagod ... Przygotowa am na pi terku izdebk , bo to mo e potrwa .
Chyba, e naczelnik bardzo si postara. Jagoda bardzo m dra jest. Ona poprowadzi. Jeno jej s ucha
wystarczy i rych o b dzie dobrze. Ja na przysz

z Jagody ten jej zapach stokroci z gorza

postaram si wywabi . To nie jej wo – to taka woda do skrapiania si i niektórym bardzo si ten
aromat podoba.

* * *

Wchodzi po schodach i zbiera o mu si na wymioty. Szed coraz wolniej, par na cie stopni je-
no na pi terko by o, a on odpoczywa trzy razy dla nabrania oddechu. Jagoda min mia a jakby
skruszon , przepraszaj

.

- Nie wiedzia am – powiedzia a – pani prze

ona dopiero co mi powiedzia a. Ale jak pan na-

czelnik si postara, to my za jednym razem... To si nazywa wzwód. Wie pan naczelnik o co
chodzi? Mia pan odczucia po

dania jakiej niewiasty? Wie naczelnik co si wtedy czuje?

- Nie wiem. Nie mia em – przyzna , a tak si mocno zawstydzi , e nawet o odorze zapomnia .
- Nie ma wstydu – powiedzia a Jagoda – to taka sama choroba jak i inne. Zbadamy i mo e da
si uleczy . Ja naczelnika rozbior i b

pana nieobyczajnie pie ci .

Nieobyczajne pieszczoty przynios y po dany skutek i Jagoda si ucieszy a.
- To jeno ozi

p ciowa jest – powiedzia a. - Ja na jutro za atwi z prze

on i b dzie z

Jagod zbli enie. To nie boli, panie naczelniku. M

czy ni powiadaj , e to przyjemne – wi cej ni

przyjemne. Potem pan naczelnik onk sobie we mie i nie musi si przyznawa do swojej choroby,
bo ona ju b dzie wyleczona.

* * *

I ? Nie i ? Przecie mo na si zaprze , do Miasta Lwów pojecha , Zdruzny nie ma, tedy nik-
to nie przeszkodzi grododzier cy pojecha , aby swoje obowi zki móg wype nia . Ta Jagoda... No,

adna w

ciwie, lecz obmierz y zapach ma i Hubert wiedzia , e powinien twardo wyzna –

najpierw sobie – e z tej m ki chleba nie b dzie!
Z drugiej strony... Przygotowano wiele, aby zmniejszy k opoty m ów nie bardzo m skich...
Czy nie powinno by tak, e grododzier ca, tedy nie byle kto, musi da innym przyk ad? Nawet,
mo e, rozg osi , e pomogli, przyczynili si do pokonania ozi

ci...

W ko cu – czy wolno tchórzy ? Pójdzie si i powie tej Jagodzie, e nic z tego. Ona adna i

zgrabna, lecz nie darmo powiadaj – dla jednego Ka ka luba, dla drugiego Ka ka zguba...
Cz apa niby stary, zu yty ko . Wszelako i limak do celu dojdzie - dotar do schodów i pocz
na nie wchodzi . W po owie spostrzeg , e nie czuje tego wstr tnego zapachu. Pomy la , e Jagoda
musia a bardzo staranie i d ugo zmywa z siebie ten odór... Ale i tak, Jagódko, nic z tego –
przyjdzie uczucie, ju stwierdzone, e poci g b dzie, b dzie ma

stwo, dzieci... Po co ta

dziwaczna próba?...
Zapuka do drzwi. - Otwarte! - us ysza i nacisn klamk . Ciemno cho oko wykol...
- Tutaj jestem – us ysza g

ny szept i poszed w stron sk d szept dochodzi .

e? Tak, tu

sta o

e. Szelest po cieli... Jaki mi y zapach... - Rozbierz si i po

ko o mnie – znowu ten szept

– bardzo mi y taki... - Nie bój si , nie musisz... Pole ymy, pogadamy... chod , bo noce jeszcze
ch odne i przezi bniesz.

Gor czkowo zdejmowa odzienie. Sam nie wiedzia kiedy znalaz si ko o Jagody. Okrywa a

go starannie, a wo mia a cudown . Jakie nieobyczajne pieszczoty - o wiele milsze ni przedtem.
By o baaardzo przyjemnie. Potem jeszcze... By o rozkosznie. Usn zadowolony, odpr ony.

Obudzi o go s

ce, wpadaj ce do izdebki przez okno. Obok niego le

a, i patrzy a powa -

nymi, licznymi oczami ta sprz taj ca jego komnat ...

background image

- 99 -

- Ja te nazywam si Jagoda – powiedzia a. - Jakby chcia , to ja za ciebie za m ...No, natych-
miast!
- Bardzo chc !

* * *

Ledwo Zdruzno wjecha do Krakowa doniesiono mu, e O anka ju rodzi. Pogna na Wawel,
niewiasty nie wpu ci y go do rodz cej – nie mo na w brudnej odzie y, prosto z podró y w dodatku
z pola bitwy mo e. Musia czeka , na szcz cie krótko.

Urodzi a si córeczka. Wyk panego w

ni i przebranego Zdruzn wpuszczono do ony.

Ucieszy a si , powiedzia a, e chce nazwa córci Jagódk , I przeprasza a za w asn niemo no
legania z m em. A zaraz potem...
- eby si lepiej do tej szko y nierz dnic nie zbli

– powiedzia a.

- To ty wiesz?...

- Wiem, wiem. Ch opstwo sobie umy li o nierz dnic pozby si z miast i chce je do wojaczki

wci gn . Chytry zamys . Znalaz am tam i porz dne niewiastki. Taka jedna... Jagoda si zwie.
Umy li am po czy j z Hubertem i nie wiem czy si uda o bo mnie skurcze z apa y. Co tam na
wojnie?
- Ko o ka dego oddzia u, kobiet nadal nie brakuje – powiedzia Zdruzno. - Ciekawe, czy si je
uda namówi na inny sposób uczestniczenia w pomocy dla wojów.
Nagle szum si zrobi , jedna z po

nych przybieg a z pytaniem, czy wpu ci naczelnika szko y

dla ratowniczek, Huberta, bo z jedn tak si stawi i yczenia chc z

. Wpuszczono. Hubert z

Jagod , obj ci w pó , u miechni ci – yczyli aby ma a Jagódka by a tak dobra jak jedna Jagoda i
tak m dra jak druga Jagoda.
- I eby takiego m a dosta a jak Hubert – yczy a ma ej Jagódce O anka.

Koniec tomu pierwszego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 3 02 Wschód
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 1 01 Zaranie
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 2 01 Świt
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 1 02 Zaranie
Lancaster Reginald Szlak Piastów cz 2 02 Świt
SOCJOLGOIA wykł 8 cz 2! 01 2011 WIĘZI SPOŁĘCZNE to wspólności i związki między ludźmi
Boskie Diady cz II, Wschód, buddyzm, Garuda
filozofia cz. 01, WSH- materiały, filozofia
A Mostowski Zarys teorii Galois cz 01 Grupa Galois
JAZDA W STYLU WESTERN W REKREACJI CZ 01
cz 01 s 1 4
Szlak piastowski
sekret alchemika Sędziwoja cz. 01, STUDIA JEZYK POLSKI, Współczesna proza polska
HLN CZ-I R-01, Kozicki Stanisław
HLN CZ-V R-01, Kozicki Stanisław
Animacja cz 01 id 64903 Nieznany
Dynamika ksiazka cz 01
odp cz I 01 2013
SOCJOLGOIA wykł 8 cz 2! 01 2011 WIĘZI SPOŁĘCZNE to wspólności i związki między ludźmi

więcej podobnych podstron