Bo Yin Ra
Księga
Sztuki
Królewskiej
podrecznik bialej magii
Księga 1
Przekład
Marceli Tarnowski
1923
1
Spis treści
1. Do Poszukującego / 3
2. Żniwo / 7
3. Nieskończenie wielokrotna Jedność / 12
4. Poznaj samego siebie / 17
5. Droga ucznia / 22
6. Zakończenie / 29
1. Z krainy Świecących / 31
2. Próg / 32
3. Pytanie króla / 42
4. Wędrówka / 47
5. Połączenie / 51
6. Wola radości / 56
7. Do wszystkich, którzy dążą do światła / 57
8. Nauka / 59
9. Światło z Himavatu / 72
10. Posłowie / 73
2
1. Do Poszukującego
Chcę prawić ci o drodze, po której ja sam ongiś kro-
czyłem!
Chcę ci ukazać drogę, na którą wkroczyć może ten
jedynie, kto sam się staje „drogą”!
Wędrowcem byłem na tej drodze i dążyłem do świa-
tła, aż wreszcie tak się zbliżyłem do słońca, aże się
w niem pogrążył wędrowiec i droga.
Zanim się opatrzyłem, stałem się sam sobie „drogą”
i pomknąłem, jak strzała do celu, w płomienne słońce.
I tak oto ja sam zjednoczyłem się ze słońcem, a wszyst-
ko, czem byłem przedtem, spłonęło w żarze.
Siebie samego trawię w ogniu jego światła – jakże-
bym miał nie pragnąć, aby wszystko, co dąży do świa-
tła, do słońca, stało się światłem i ogniem płomiennym!
Wszystkie „słońca” goreją w tem samem świetle!
Kto zapłonął jako „słońce”, jest ze wszystkiemi słoń-
cami w sobie samym zjednoczony.
Nie wiesz, jakiego słońca światło przyświeca ci
w mojem świetle.
Nie narzucaj granic samowoli!
W świetle znikają wszelkie granice.
3
Szukaj światła w słońcach, a słońc w ich świetle!
Kochaj światło we wszystkiem, co świeci, o Poszu-
kujący!
Jeśli chcesz zbliżyć się do światła, tedy zaniechaj
oporu!
Wszystko w tobie jest jeszcze oporem!
Wszystko w tobie jest jeszcze mową, dlatego nie
„słyszysz” nic!
Wszystko w tobie jest jeszcze spojrzeniem, dlatego
nie „widzisz” nic!
Nakaż sobie samemu milczenie i przymknij oczy
swe, ażeby wielka cisza dotrzeć mogła do ciebie!
Tylko wśród ciszy nauczysz się wreszcie „widzieć”.
Tylko w bezsłownej ciszy przemawia wieczyste
„słowo”.
„Początek” płodzi „słowo” – „słowo” płodzi „świa-
tło”, i światło świeci w „słowie”, w najgłębszej ciszy
wieczności, która jest dziś, jak była po wsze czasy.
Nauka, którą tu otrzymujesz, nie wylęgła się w mózgach
człowieczych.
Jest ona nauką wieczności i nic nie ma wspólnego
z owemi gmachami myśli, przez które człowiek ziemi
pragnie osiągnąć niebo.
Nauka, którą tu otrzymujesz, jest sama – słowem
„słowa”...
Wszyscy, którzy mogą dać ci tę naukę, są w „słowie”
zjednoczeni wiedzą i świadomością.
Gdy nauczają, nauczają rozpoznawania siebie same-
go w „słowie”, a przez „słowo” tworzą ład w chaosie
złud i omamów, tłoczących się w wiecznym ruchu tego,
co zwie się „materją”.
4
Lecz w tobie jest jeszcze tysiąc sprzeciwów, walczą-
cych z tysiącem innych.
Jeszcze nie jesteś wolny.
Jeszcze nie posiadasz bezwolnej woli dążenia za mną
po ścieżce do światła.
Jeżeli dążysz do światła, musisz się nauczyć „wie-
rzyć”!
„Wierzyć” znaczy to: kształtować siłę, aby zbudzić
siłę wyższą.
Same już słowa wiary mogą być siłami, ale nie chcę,
abyś „wierzył” samemi słowami.
„Wiara” jest „wolą”!
Jaka jest „wiara” twoja, takie są twoje siły!
Jaka jest „wiara” twoja, tak będzie ci się działo...
Tylko własna twa siła wyzwala owe wyższe, pomoc-
ne siły.
Jeśli pragniesz się „modlić”, tedy proś w sobie
o „skrzydła”!
Słysz, istnieją skrzydła, co wyżej niosą, niżeli orle
lotki!
Istnieją skrzydła, co poniosą cię ponad wszystkie
gwiazdy.
O takie skrzydła proś, jeśli pragniesz się „modlić”!
Każda inna „modlitwa” jest bluźnierstwem.
Kto prosi o te skrzydła, będą mu dane.
Kto chce latać, temu wyrosną lotki.
Już podczas „modlitwy” będzie „wzniesiony”...
A teraz, o Poszukujący, zburz bożki fałszywe, jeśli
chcesz zbliżyć się do wieczności w swym Bogu żywym!
Szukaj w sobie swego Boga! W tobie samym tylko
może się on jako twój Bóg narodzić.
5
Nie będziesz służył innemu Bogu!
Słuchaj prastarych, błędnie tłumaczonych słów!
Słuchaj ich w nowem rozumieniu!
Słuchaj z drżącym sercem:
„Jam jest twój pan!” powiada Bóg twój...
„Nie będziesz szukał innych bogów!”
„Nie będziesz tworzył sobie obrazów, czyniąc z nich
Boga swego!”
Tutaj, o Poszukujący, odnajdziesz w sobie początek
i koniec prawdy!
Kto pojął tu, co pojąć należało, ten się na drodze
swej więcej nie potknie.
Lecz słowo człowiecze może tu jeno błąd i pomie-
szanie stworzyć, i dlatego kończę swą mowę!
Gdy kiedyś odnajdziesz sam w sobie to, czego dziś
na próżno szukasz w zewnętrzności, wówczas dopiero
zrozumiesz, co chciały ci obwieścić słowa zamierzchłej
przeszłości.
6
2. Żniwo
Rzućmy zasłonę na wszystkie słowa, które w nowym
świecie służą nam do wypowiadania się.
Tak będzie lepiej...
Wiele jest jeszcze rzeczy, które oszczędzić nam nale-
ży, a które musielibyśmy wypielić, gdybyśmy chcieli
wśród „słów mędrców” oddzielić fałszywe od prawdzi-
wych.
„Młodsi” bracia nasi, którzy z tej czy innej wieści
zasłyszeli o nas, liczą mniejszemi okresami czasu, niżeli
my.
I w dobrej wierze uważają się za powołanych do
pomagania w dziele, które my czynić musimy, bowiem
dla nich powstawanie jego zbyt jest przewlekłe.
Jakżeby im się w ich gwałtowności nie podobało
tempo naszego działania, gdyby się mogli domyśleć, że
zaledwie zaczęliśmy to, co im wydaje się już z dawna
dokonanem!
Siejemy tylko ziarno na zaoraną rolę.
Od was zależy, czy zakiełkuje ziarno...
Baczcie, abyście bronili łakomemu ptactwu pożerać
ziarenka, zanim wzrosną korzenie i źdźbła!
Strzeżcie tego, co wam powierzono!
7
Wielu przesiadywać musi w ciemności, wielu musi
mieszkać w cieniu, bowiem dni są ciemne – pożerają
światło.
Ale tym, co i w nocy czuwają, zaświeci „słońce” na
niebie północnem.
Do tych przyjdą biało odziani „pasterze” i świętą grą
na fletni ich trzody zbiorą...
A wówczas każdy, kto pragnie przewodu, znajdzie
przewodnika, a przewodnik powiedzie ich przez „wrota
śpiżowe” i przez „drogę pustynną” na wyże „świętych
gór”, na wyże Himavatu.
Tam zatonęło „słońce” w świetle, a „ziemia” utraci-
ła swój ciężar.
Tam jest „niebo” wieczną głownią ognistą, a „gwiaz-
dy” płoną w jego świetle.
Wszystko, co dojrzało do zapłonięcia, w ogniu tym
staje się ogniem i wieczystem światłem.
Ale wiele jeszcze jest zielone i nasiąkłe wodą – nad-
miarem myśli.
I tak oto opiera się płomieniowi, więdnie i gnije...
Spokojnie wyczekują wieczni Ojcowie „mistrzów na
ziemi” pożywienia dla ognia.
I zapalają roje gwiazd od wiecznego żaru.
Słysz! – Spłonąć, rozżarzyć się, świecić lub też zgnić
– jedno albo drugie jest twem przeznaczeniem!
Jeśli chcesz mu się umknąć, tedy zwodzi cię własna
głupota.
Tylko wybór spoczywa w twem ręku!
Kto własne swe mniemanie poważa stawiać na równi
z wieczystą mądrością boską, ten staje na drodze czynu,
który mamy do spełnienia na ziemi.
8
Bluźni on duchowi, oświetlającemu ziemię, jeśli my-
śli swe, zrodzone z prochu, stawia na miejscu „słowa”!
Zanim powstały światy, było „słowo”, i w niem
świeci poznanie „słowa”!
Nie przez myślenie osiągnąć może człowiek to poz-
nanie, bowiem myśl jest najlichszym ze sług „słowa”.
Kto chce zawsze otrzymywać świetlany dar pana,
niechaj nakaże słudze milczenie!
Czynimy dzieło dalekiego „Wschodu”, dzieło świe-
cącego dnia wieczności!
Otwierać mamy dusze dla żywego światła.
Kto szuka „przewodu”, który nikogo nie wiedzie na
manowce, niechaj zachowa słowa nasze w sercu.
My zaś będziemy mu po wszystkie czasy bliscy
duchem!
Na ziemi tej zrodziliśmy się na czynnych Braci
„Synów światła”.
Przez nas ma się światło wieczności stać poznawal-
nem dla człowieka ziemi tej, nie oślepiając oczu jego.
Podobnie wam żyjemy cieleśnie, ale zarazem przeżywa-
my życie wieczności...
Kto prowadzony jest poprzez wąską ścieżkę, wiodą-
cą do naszego „królestwa” w duchu, ten kroczy naprze-
ciw własnemu życiu wieczności.
Powiedziemy go do „gwiazd” wieczności, które –
zrodzone z prawdziwego światła – są jednem z nami,
powiedziemy go w świetle, które istnieje od prapocząt-
ku i nigdy zagasnąć nie może.
Niewielu bardzo jest nas, którzy przez wolę swą zdo-
bywamy i zachowujemy na ziemi tę jedność światła
duchowego.
9
Lecz wielu jest nas razem z owymi, co przed nami
nosili to „brzemię”, z owymi, co po nas nosić je będą.
Nie dzieli nas „rasa” ani „narodowość”, mowa ani gra-
nice geograficzne, oddalenie w czasie ani przestrzeni.
W sobie samych uwielbiamy to, co chce się przez nas
objawić...
Wyrzekliśmy się pragnienia, aby być czem innem,
jak objawieniem w świecie widzialności.
Nie przymuszaliśmy siebie, aby się „stać” tem, czem
jesteśmy.
Każdy z nas z trwogą wspomina ów dzień, co przy-
niósł mu wiedzę i jarzmo, które musi dźwigać...
Gdzie tylko żyje jeden z nas, tam posiada „Bractwo
na ziemi” świątynię ducha.
Żaden z nas nie daje w swych słowach własnej nauki.
W słowach każdego z czyniących mówią wszyscy czy-
niący Praświatła w wieczności.
Napróżno będziecie usiłowali odróżnić jednego z nas
od jego Braci!
Żadnego z nas nie można tu „zabić”, niszcząc jego
ciało, bowiem w królestwie ducha żyjemy wszyscy
wzajem w sobie, przenikając jeden drugiego, zjednocze-
ni jeden ze wszystkimi, bez względu na to, czy korzy-
stamy jeszcze z ciała ziemskiego, czy też opuściliśmy je
już.
Jesteśmy ponad myśleniem i patrzeniem, bowiem
znaleźliśmy królestwo najprostszego poznawania, kra-
inę Rzeczywistości.
Tam „żyjemy” i stamtąd działamy, nawet gdy ciała
nasze dzielą tysiące mil.
Kto znalazł dostęp duchowy do kogoś z naszego krę-
gu, ten wkroczył na ziemi do świątyni ducha.
10
Chcemy dosięgnąć serc ludzi, ażeby serca ludzi
odnalazły ścieżkę do ducha.
Wyborem zaś kieruje prawo, które jest ponad wszel-
ką samowolą.
I żaden z nas nie może do woli przyjmować do świą-
tyni każdego, kto do niej dotrze.
Strumień musi być bliski morza, aby mógł dźwigać
na sobie morskie okręty.
Każdy, kto przychodzi do nas, doznać może pomocy
i przewodu – atoli „święcenia” otrzymać może ten tyl-
ko, kogo prawo do tego przeznaczyło.
11
3. Nieskończenie wielokrotna Jedność
Dalecy jesteśmy od tego, aby odsłaniać zbożną mą-
drość, której kapłanami jesteśmy, pożądliwym oczom
czelnej ciekawości.
Dajemy wszystko, co wolno nam dawać. – Dzisiaj
jest to więcej, niż wolno było dawać naszym Braciom
w przeszłości!
Ale w pokorze chylimy czoła przed prawem ducha.
Wał ochronny milczenia rozciągnięty został przed osta-
teczną tajemnicą, bowiem prawo chce tak – a nie, iż my
tak chcemy.
I tak oto musimy sami zacierać w umysłach to, co
w różnych czasach podstępnie zdobyli niepowołani,
i zmuszeni jesteśmy wówczas wznosić mur milczenia
wyżej jeszcze.
Dano wam wiele, co nie należało do tych, którzy
wam to dawali...
Budząc się, poznawajcie, jak umie prawo ducha nisz-
czyć takie dary!
Tylko to, co przez nas jest dane, uznaje prawo ducha
za swe dzieło!
12
Nie wierzcie, abyście na Wschodzie, bodaj nawet na
stokach Himavatu – tam gdzie „łabędzie” najświęt-
szych stawów świątyni pobudowały swe gniazda –
mogli się zbliżyć do zbożnej mądrości duchowego
„Wschodu”!
Nie wszystko, co pochodzi ze Wschodu, jest świa-
tłem ze światła „Wschodu”.
Wieje też ze Wschodu suchy wicher jałowej spekula-
cji i wiatr gorączkowy pustego zabobonu...
Największa głupota i najwyższa mądrość znajdują się
na Wschodzie.
Atoli światło z dalekiego „Wschodu” ducha jest wie-
czystą, kosmiczną mądrością!
Potrafi ono dosięgnąć każdego, kto może je przyjąć,
bez względu na to, z jakiego pochodzi narodu.
Szukajcie, a – znajdziecie! – Ale nie szukajcie w świe-
cie zewnętrznym! Strzeżcie światła, które oto na nowo
zapalamy w sercach Krainy Zachodu – bowiem ono
jest: światłem z dalekiego „Wschodu” ducha!
Światło, które wiecznie było i wiecznie będzie, świe-
ci wprawdzie dla wszystkich w ciemnościach, ale śniący
w mroku nie poznają go.
Bacz, oto ty sam jesteś jeszcze – swym snem – ty,
który masz sam siebie w „Praświetle” jako światło
poznać!
Nigdy nie byłeś istotnie w ciemności, bowiem to, co
mógłbyś był tak nazywać, nie ma bytu w prawdzie twe-
go ducha.
Byłeś światłem od prapoczątku, który nigdy nie
„był”, lecz wiecznie „jest”!
13
Świecić masz w sobie samym, iżbyś poznał pełnię
swego światła, i zbudzić się masz ze snu ciemności!
Dziś jesteś jeszcze niewolnikiem snu.
Może jutro już zbudzisz się, a dzień twój będzie
wieczny...
I „noc” nie ograbi cię już z pełni twego światła.
Z wyboru własnej woli – przez swoją wiarę w „noc”
– stałeś się snem ciemności!
Oto masz mrok rozjaśnić swem światłem, iżby się
dzień stał w tobie, a sen twój dobiegł końca.
Strzeż się przed snami swemi, albowiem duchy twe-
go snu są despotyczne i żądne władzy! Łatwo się może
stać, iż przetrzymają cię one we śnie dłużej, a wówczas
prześpisz dzień swój i czekać będziesz musiał nowego
dnia.
Szukasz jeszcze we śnie, w pustej nicości, nad chmu-
rami Jedynego, który tylko w wielu się objawia.
Bacz, mieszka on już w tobie i powiada:
„Jestem pośrodku was, ale wy słowa mego nie sły-
szycie, albowiem głos mój cichy jest, niby daleki pta-
ków zew!”
Naucz się odróżniać świat wyobrażeń od rzeczywi-
stości w świecie!
Wyobrażenie trzeba ci przezwyciężyć, a nie rzeczy-
wistość!
Zbudź w sobie prostotę dziecka, jeśli chcesz znaleźć
to, co duchowe!
Unikaj wszelkiej myślowej „mądrości”!
Uciekaj od świata, opartego jedynie na myśleniu!
Porzuć świat, który żyje jeno głową!
14
Oto jest „wielkie wyrzeczenie się”!
Oto początek kroczenia po ścieżce, na której wędro-
wiec sam staje się rzeczywistością w prawdzie!
W świętym porządku włada prawo!
Jeśli światło wieczności dosięgnąć ma kiedyś serc
ludzi, tedy musi pierwej przyjąć barwę ziemi...
Dlatego tylko jesteśmy Świecącymi światła, że świa-
tło przysposobiło nas do tego, aby nabierało w nas bar-
wy ziemi.
Zawierzaj zawsze „Świecącemu”, który ci się stanie
„przewodnikiem”, lecz miłuj w nim tylko światło, które,
przenikając go, zbliżyć się chce do ciebie!
Uwolnij duszę swą od wszelkiego obrazu form
śmiertelnych, jeśli chcesz znaleźć Jedynego, który się w
nieskończonej wielokrotności objawia!
To, co działać chce w tobie, to nie człowiek, przez
którego poznawalnemi się stają dla ciebie promienie
światła.
Jeżeli zwiesz go „mistrzem”, tedy wiedz, iż jest on
tylko mistrzem jasnego świecenia, ale nie „światłem”
samem!
Kto macając w ciemnościach pożąda przewodu, nie-
chaj szuka w sobie nade wszystko tego jedynego, co
„mistrza” każdego czyni dopiero „mistrzem” – złocistej
iskry wieczności...
Znaleźć ją może jedynie, szukając w sobie samym.
Jesteśmy tem, czem jesteśmy, po to jeno, aby wam
pomagać.
Niczego innego nie żąda od nas prawo.
Zbudzić w was mamy siły, które wyrwą serca wasze
z ciemności.
Wieść was mamy do was samych...
15
Zapalić mamy w was boski płomień, wieczyście
świecący.
Rozbudzić mamy w was „słowo”.
– Aleć w ten sposób pomagać możemy jeno temu,
kto pragnie naszej pomocy...
Bezsilni jesteśmy, ilekroć nie wierzycie niezachwia-
nie, iż taka pomoc od nas jest możliwa.
Poza tem jesteśmy ludźmi ziemi, nie wolnymi od
„błędów”.
Działamy jako ludzie ziemi, którzy już w życiu ziem-
skim znaleźli królestwo ducha i umieją z niego działać.
W pokorze wiemy – a wiedza ta oparta jest na pewności
– iż jedna tylko istnieje „doskonałość”, do której dąży
wszelkie życie – a to, co nazywamy „życiem”, jest tylko
tem dążeniem.
Gdyby „doskonałość” była osiągalna, tedy przy osią-
gnięciu jej kończyć musiałoby się wszelkie „życie”,
a tylko jej nieosiągalność stwarza po wszystkie wieki
coraz nową, wieczną podstawę życia.
„Doskonałą” jest tylko owa nieskończenie wielo-
krotna Jedność, która się w niezliczonych ukształtowa-
niach wieczyście na nowo jako siebie samą przeżywa...
16
4. Poznaj samego siebie
Nie wierz błędnym marzycielom, kiedy ci powiadają:
– Każdy, kto potrafi, może się kiedyś stać „mistrzem”!
„Mistrz” rodzi się już na tę ziemię jako mistrz, a kto
się mistrzem nie zrodził, ten nigdy mistrzem „stać się”
nie może.
Wielu jest ludzi, co chętnie wierzą każdej obiecance,
jeśli tylko głaszcze ich próżność.
Atoli nie osiągną oni więcej, jeno zburzenie własnej
kolei życia.
Nie szukajcie tego, co samo was nie szuka!
Na drodze do ducha po wsze czasy nakazana jest
każdemu wędrowcowi największa ostrożność.
Ludzie, którym natura zdradzić chce swe tajemnice,
są tak rzadcy, iż najbutniejsza tylko zarozumiałość
żywić może przekonanie, iż się należy do tej znikomo
małej garstki.
Wysocy „Ojcowie” Praświatła wiedzą, komu mogą
zaufać i komu mają przez „guru” oddawać swe siły.
Kto istotnie należy do tej nielicznej garstki, wie o
tem wówczas dopiero, gdy dane mu są moce jego dzia-
łania.
17
Nigdy nie wymarzył sobie sam swego zadania.
W duchu był on dojrzały, zanim się narodził, a gdy
osiągnął „swój czas”, odnaleźli go „Ojcowie” w Pra-
świetle, jako źrzały owoc.
Może szukał już przedtem mądrości, a nie chciał
posiąść „magji”.
Może szukał w pokorze przewodnika, ale nie pragnął
z pewnością „święcenia”, które się stało jego udziałem.
I tak oto „stał się” tem, czem był od urodzenia, nie
przeczuwając tego...
Władza nad siłami okultywnemi nie jest nigdy
zewnętrzną oznaką „mistrza”.
Słyszeliście, iż istnieją środki i drogi do osiągnięcia
takich sił?
Zaiste, lepiejby było, abyście nic o takich rzeczach
nie wiedzieli.
Dla większości ludzi, którzy dążyli do tego, stały się
moce owe haczykiem u wędki. I wiele sił utracić musie-
li w tych sidłach.
Kto ma nad mocami temi jako powołany panować,
tego przez długie lata przygotowań naucza powołany
panowania nad niemi.
A i wówczas jeszcze mogą mu się one stać przyczyną
zguby.
Kto posiada moc panowania nad temi siłami okul-
tywnemi, ten obowiązany jest stale potęgi swej używać,
a moc ta mści się straszliwie, jeśli wola raz choćby
zawiedzie...
Jedna chwila zwłoki lub zwątpienia we własną moc,
a wszystkie te siły, które potęga twa umie skierować ku
dobremu, odwrócić się mogą na złe, pociągając nieobli-
czalne skutki.
18
Szaleństwo i śmierć tajemnicza nie są jeszcze naj-
straszliwemi następstwami, które z tego mogą wynik-
nąć.
Wina zaś spada na tego, kto oddał moc taką w ręce,
nie stworzone do władania nią.
Prawdziwy „mistrz” nie obarczy się taką winą.
Gdy kiedykolwiek „mistrz” jaki staje „guru” czło-
wieka żyjącego na ziemi, a ten jego „Synem” ducho-
wym, tedy musi to być człowiek, który przedtem już
„umarł” był dla woli ziemi, a żyje jeno dla woli ducha,
w której się na nowo „narodził”.
I jedyne, co może wówczas „mistrz” czynić, to, iż
kieruje on z ducha człowiekiem, nakazując mu dokony-
wać woli ducha.
Ziemia jest wówczas dla „Syna” duchowego polem
pracy, a jedynie królestwo woli duchowej uznaje on za
swą prawą ojczyznę.
Atoli siła woli duchowej jest nieskończenie wyższą
od wszelkich sztuk „okultywnych”.
Kto dąży jeszcze do sił „okultywnych” przez zew-
nętrzne „ćwiczenie”, popada w mroczną krainę zgub-
nych pragnień...
„Magja”
w najwyższym sensie, „Sztuka Królewska”
prawdziwych „wtajemniczonych” wszech czasów,
z krainą tą nic nie ma wspólnego.
Prawdziwa moc cudowna „Sztuki Królewskiej” jest
tylko wiecznie niezwyciężoną siłą woli ducha.
Atoli człowiek może w sobie samym posiąść tę wolę
wiecznego ducha, gdy tylko wyrzeknie się nieodwołal-
nie woli ziemi.
19
Kto chce się wyzbyć w sobie „woli ziemi”, niechaj
nie sądzi, iżby musiał na to wyrzec się ziemi.
„Zaprzeczenie świata” jest głupotą!
„Zaprzeczenie świata” jest narkotykiem słabych
dusz.
Właśnie przez „zaprzeczenie świata” będziesz naj-
częściej skuty z „wolą ziemi” bowiem to, co każe ci
„zaprzeczać” świat, to zawsze niezaspokojona „wola
ziemi”, a nie zwycięsko potężna wola ducha, której
wszystko musi służyć i której nic przeciwstawić się nie
zdoła.
Równie głupimi są wszyscy wzgardziciele JA,
bowiem nie wiedzą oni, czem gardzą.
Jeśli powiadają do ciebie: „Pokonaj w sobie swe
JA!” – radzą ci źle. Zgaś JA, a wszystko zgaśnie, gdyż
wszelki byt i wszelkie zjawisko dostrzegalne jest tylko
przez JA, dla JA.
Nie możesz zgasić swojego JA, nawet gdy dążysz ze
wszystkich sił do nie-JA, popadając w złudzenie, iż
wyrzekasz się swego JA.
Wieczne jest owo pra-Ja, które cię wiecznie ze siebie
jako JA płodzi!
Powiedz tym, co twierdzą, iż JA jest w nich zgaszo-
ne: – „Nie wy staliście się nie-JA, ale głupota wasza
wierzy w ten fałsz waszego złudzenia!”
„Uciskacie wprawdzie to, co jest w was JA, ale nie
możecie JA zabić!”
„Błędnie pojeliście słowa mędrca, bowiem mędrzec
jest do głębi swem JA!”
„Wszystko w nim podwładne jest jego JA”.
„Zaś wyrzec się macie jedynie naleciałości!”
20
Z prawieczności jesteś JA, o Poszukujący, nawet
jeśli nie rozpoznajesz jeszcze swej identyczności w bie-
gu okrężnym wieczystej spirali.
Wszystko, prócz JA, jest przemijającą „naleciało-
ścią”.
Bronisz jeszcze „naleciałości”, jak gdyby była to
twa własność.
Ale wszystko, co jest naleciałością, znów od ciebie
odleci i niezliczone już razy odlatywało od ciebie – lecz
ty nie dostrzegałeś tego!
Własne twe ciało jest tylko naleciałością w tym świe-
cie naleciałości.
Atoli ty jesteś JA – zaś JA jest jednorakie, wieczyste
i niezniszczalne w każdej emanacji!
JA jest niewyjaśnione, bowiem JA jest „światłem
w sobie” i doskonałą jasnością.
JA płodzone jest wiecznie jako pra-JA!
Nie
inaczej poznawany jest, nie inaczej kochany „gu-
ru”, „Ojciec”, nie inaczej „Praświatło”, jeno przez JA.
Atoli tem jesteś i ty, o Poszukujący – ty zawsze jedy-
ne JA, jeśli chcesz tylko wyzbyć się wszystkiego, co
jest w tobie naleciałością! Nie szukaj „na zewnątrz”,
Poszukujący tego, co żyje we wnętrzu!
Nigdy nie znajdziesz zewnątrz siebie tego, czego nie
znalazłeś we „wnętrzu”, w sobie.
Zachowaj swą trzeźwość duchową!
W trzeźwej wierze, bez „marzycielstwa” i „mistycy-
zmu”, najrychlej znajdziesz pewność ostateczną.
Im bardziej wzrastać będzie twa pewność, tem jaśniej
odczuwać będziesz w sobie wolę ducha.
21
5. Droga ucznia
Stoisz oto przed świętą furtą i umiesz już „pukać”.
Atoli kto „zapuka”, będzie mu otworzone, jeżeli poda
„prawdziwe znaki”.
Lecz jakże masz znaleźć wysoką Społeczność, nie
szukając „nazewnątrz”?
O Poszukujący! – Ta duchowa gromada przewodni-
ków bardzo jest blisko ciebie – aleć twoje czucie nie jest
jeszcze rozbudzone...
Działa ona w tobie, w sobie jesteś z nią związany nie
przeczuwając nawet śladu tego związku.
Wie o niej każdy, kto się pogrąży we własną najwew-
nętrzniejszą głębię.
Mógłbyś długie dni i noce spędzić w jednym domu
z „mistrzem”, a jednak trudno ci będzie rozpoznać go
jako „mistrza”, albowiem jedyny Mistrz, którego „po-
chodniami” są jeno wszyscy „mistrze” tej ziemi, dobrze
poukrywał znaki, które by ich czyniły poznawalnymi.
Nie ukrywają oni przed wami tego, czem są w isto-
cie.
Że działają oni istotnie, poznacie, wędrując po dro-
gach, które wam oni ukazują.
22
Jeśli patrząc zbliżyć się chcesz do tej wysokiej Spo-
łeczności, tedy bacz, aby osiągnąć w sobie samym ten
stan, w którym żyją ci mistrze o „jednakiem oku”.
Nie wcześniej przejmiesz w sobie ich wieść, jak
w owym dniu, w którym osiągniesz po raz pierwszy naj-
wewnętrzniejszą, bezwolną ciszę, pełną pewności, pełną
ufnej bez trwogi.
Atoli wypróbuj siebie samego, abyś nie przyjął złud
swoich snów za prawdę i rzeczywistość!
Na początku niełatwo jest odróżnić, co pochodzi
z własnych marzeń, a co jest głosem duchowego przyja-
ciela.
Ale
wnet
nauczysz
się odczuwać tę różnicę, jeśli istot-
nie prawdziwy „guru” nauczać cię będzie duchowo.
Z wpływu jego promieniuje wówczas czystość i wol-
ność, jakiej nigdy nie mogłoby ci dać własne twe
marzenie.
Ale strzeż się próżnych pytań! „Guru” nie jest
„wyrocznią”!
Rzadko posiada on wiedzę ziemską, a nigdy nie bę-
dzie ci jej w nadzmysłowy sposób udzielał.
Chce on tylko dać ci duchową pewność w sprawach
ducha, a duszę twą uwolnić z kajdan ciemności.
To może on uczynić, bowiem zna „kanały”, łączące
wszystko duchowe.
Ze swego ducha posyła on twemu duchowi ukształto-
wane siły, które niosą ci światło i jasność.
Usiłuje on dopomóc ci – w odkryciu siebie samego.
Cisza musi być w tobie i nadsłuchiwać musisz do
wnętrza, jeśli chcesz się nauczyć poznawać „guru”, któ-
ry może usiłuje przewodzić ci.
23
Atoli sam tylko spokój zewnętrzny mało ci będzie
przydatny.
Dusza twa musi być niby staw, chroniony od wichru;
wolna od najlżejszej nawet fali.
I musisz czuć się tak, jak gdybyś słuchał najzaufań-
szego przyjaciela!
Może przywykłeś już do wyobrażenia, iż „mistrze”,
których zwie się „lwami ciszy”, są bezczynnymi marzy-
cielami, yogami wątpliwego pokroju, jakich się widuje
na rynkach?
Wierzysz może, iż ci jasnoocy są kapłanami tajem-
nych kultów w woniejących kadzidłami, tajemniczych
kryptach?
Gdy, o Poszukujący, wpadniesz na trop prawdy, nie
daj się zwieść kuglarskim sztuczkom swej wybujałej
wyobraźni!
Wiedz, iż pośród „mistrzów” są mistrze miecza!
Wiedz, iż inni kierują losami wielkich krajów!
Jedni kultywują wysokie sztuki, inni wysokie nauki,
a jeszcze inni stronią od wszelkiej uczoności i wszelkiej
sztuki.
Jedni żyją w ogromnych miastach, pośrodku rozgwa-
ru świata, inni mieszkają w dalekiej, niedostępnej
samotności.
Lecz wszyscy słuchają tego samego wołania, które
ich „powołało”.
Niewiele może odpowiadałoby twym wyobrażeniom
o mistrzach siedmiu wrót, gdybyś mógł kogoś z nich
rozpoznać pod jego ziemską zasłoną.
Ale „zewnętrzne” jest dla mędrca pozorem, a wszel-
ki pozór jest złudny.
24
Czego naucza „mistrz” z zewnątrz, co mówi i pisze,
może się stać wprawdzie dla ciebie bodźcem do poważ-
nego poszukiwania prawdy, ale duchowej mądrości,
którą ma on do oddania, „światła z Himavatu”, inaczej
się naucza...
Światło wieczności jest zaprawdę głębiej ugruntowa-
ne, niż po ludzku przemijające, zmienne nauki mądrości
i ich szkoły.
Nie możesz pierwej przebywać w głębinach swego
wnętrza z „kamieniami wielkiego muru”, aż przywyk-
niesz oddychać z łatwością i swobodą powietrzem tego
muru, wysoko ponad dziełami świata i mądrością dnia
powszedniego.
A wszelako nie wolno ci zapominać, że i „mistrze”
tej ziemi są zwykłymi ludźmi – ludźmi, co wprawdzie
dobrze zdają sobie sprawę ze swego stanowiska we
wszechświecie duchowym, ale tem niemniej wiedzą, iż
są tylko ludźmi – którzy chcą wiecznie ludźmi pozostać
wśród wiecznych ludzi.
Nie wcześniej poznasz ich duchowo i nauczysz się
ich pojmować, aż sam w sobie odczujesz podobny stan.
Atoli, jako ton harfy współdźwięczy ze wszystkiemi
harfami na sali, gdy dłoń artysty dotknie struny jednej
tylko harfy, tak i święte dźwięki brzmią jasno dla każde-
go, kto został „przyjęty”, jeśli tylko osiągnął on w sobie
samym „strój” harf ze świętych gór.
Twój stan wewnętrzny jest „kluczem”, który otworzy
ci furtę do tajemnego zboru.
Nic nie może być przed tobą przemilczane, nic nie
będzie ukryte dla ciebie, kiedy posiędziesz tego rodzaju
„klucz”.
25
Ale nie usiłuj słyszeć w sobie dźwięków, widzieć
obrazów, przejmować słów tak, jak gdyby mówione one
były do ciebie z zewnątrz.
Wielu ludzi wierzyło, iż znajdują się z „mistrzami”
w takim związku, jak z wiernymi gnomami, i sami two-
rzyli sobie jeno swoich mistrzów.
Podobnie „materjalizacja” postaci fakira przez dzia-
łające na jawie „medjum” spirytystyczne nie jest
„mistrzem”, a to, co takie „medjum” pisze, nie jest nig-
dy inspirowane przez „mistrza”.
Wszystko to jest w najwyższym stopniu złudne i od-
dala cię od prawdy!
Świecący Praświatła nigdy się takemi środkami nie
posiłkują.
Nie szukaj niczego prócz stanu najgłębszej, bezwol-
nie ufnej ciszy!
W tym samym stopniu, w jakim zbliżysz się do tego
stanu, zbliżysz się do tych, co wraz z tobą prowadzeni
są po drodze do prawdy.
Nie szukaj w duchowym zmroku marzeń dnia prze-
czuwanych towarzyszów!
Możesz tylko mieć udział w ich sile, ich samych
natomiast zna tylko ten, czyimi uczniami są oni, podob-
nie jak ty.
Nie „szperaj” i bądź stale świadom rzetelnego napię-
cia wszystkich swych wewnętrznych zdolności!
Ani na chwilę nie wolno ci tracić siebie samego
z oka duszy!
Mógłbyś bowiem zboczyć ze swej „drogi” i po dłu-
gim czasie dopiero przekonałbyś się, iż nie jesteś już na
drodze...
26
Jeśli zaś istotnie należeć masz do tych, dla których
dziś już bliski jest dzień promiennego poznania, tedy
pod przewodem „guru” nauczysz się wnet unikać wszel-
kich niebezpieczeństw.
Będziesz wówczas wkrótce sam sobie w pełnej
jasności świecił.
Ale dzisiaj niechaj twa troska nie kieruje się na ów
dzień.
Nie wiesz, kiedy jest on ci przeznaczony, i nikt nie
wie tego!
Jesteś sam swoim „czasem” i musisz „czas” swój
dopełnić!
Niechaj ci wystarcza słowo „guru”:
„Kiedy się czas dopełni, nadejdzie dla cię dokona-
nie!”
Wszelka niecierpliwość szkodzi tylko twemu dziełu i
odwleka je.
Wieczny jesteś i twoją jest wieczność!
Czekaj cierpliwie!
Wyzbądź się „naleciałości”!
Twoim obowiązkiem jest tylko dobrze niemi rządzić;
nie jest to twoja „własność”.
Dąż co dnia, co godzina do wysokiego stanu wew-
nętrznej ciszy, pełnej wierzącego zaufania, i zawsze
wolnej od wszelakiej trwogi.
Tak osiągniesz niechybnie pewność wewnętrzną.
A jeśli jesteś istotnie jednym z tych, co mogą się stać
uczniami „mistrza”, tedy tylko w ten sposób znajdziesz
w sobie samym „mistrza”, który uczyni cię swym
„Synem”.
Tak tedy ujrzysz po raz pierwszy wysoką Społecz-
ność, o której tyle legend prawi ci pod zasłoną – tak
27
tedy dotrzesz wówczas jako „Syn” swego „Ojca”, swe-
go „guru”, do siebie samego w swym Bogu!
Lecz jeśli nic się nie zdarzy, coby ci bezsprzecznie
zaświadczyło, iż masz się stać „uczniem” mistrza – tedy
wiedz, iż nie nakazano ci nosić brzemienia, które zresz-
tą w każdym wieku bardzo tylko nieliczni dźwigają.
Twoja droga do Boga będzie ci wówczas nierównie
dostępniejszą, niż gdybyś musiał wspinać się na strome
cyple, gdzie stoi świątynia w której otrzymuje święcenia
uczeń mistrza...
28
6. Zakończenie
Ale strzeż się, o Poszukujący, własnej niestałości.
Strzeż się cierniska zwątpienia!
Może przeczuwasz już okolice światła, podobnie jak
wędrowiec nocny poprzez mgły poranne przeczuwa
okolice, gdzie światło dnia wnet wzejdzie?
Atoli pomiędzy tobą a tą okolicą wyrasta ciernisko
coraz to odnawiającego się, bolesnego zwątpienia.
Ilekolwiek byś cierni wyplenił, tyleż odrośnie na
nowo.
Nie trać czasu na głupie czyny!
Nigdy
– nawet w wieczności
– nie pójdziesz naprzód,
jeśli będziesz sądził, iż wystarczy przerzedzać jeno tę
gęstwę cierniową zwątpienia.
Tylko twa wytrwała stałość może ci tu dopomóc.
Silnie i pewnie krocz po drodze swej, choćby twe stopy
krwawić się miały od tysiąca ran próżności – próżności,
która nie chce znosić tego, iż nigdy nie możesz wyple-
nić cierniska ciągłego zwątpienia.
Stopa twa musi być czysta, jeśli ma wkroczyć kiedyś
na owe jasne, kryształowe „stopnie”, które wiodą do
hal najwewnętrzniejszej świętości w duchu twoim.
„Czysta” będzie twa stopa wówczas dopiero, kiedy
umyta będzie w twej własnej krwi...
29
Tysiące ludzi szukało drogi do światła i zawiśli osta-
tecznie na cierniach zwątpienia, bowiem próżność ich
nie zniosła tego, aby kroczyć naprzód, nie mogąc usu-
nąć z drogi cierniska.
Ty, o Poszukujący, nie bądź im podobien!
Bezpieczny będziesz, jeśli zaufasz wiecznemu „słoń-
cu”, którego promień ci przyświeca.
Nieczuły na wszystko, co odwodzi cię poza siebie,
wyciągnij ręce ku owej dłoni pomocnej, którą widzisz
przed sobą!
W milczeniu idź za przewodnikiem, który może
o sobie powiedzieć:
„Ja nie szukam więcej światła, bowiem sam stałem
się blaskiem światła!”
„Ja nie szukam pokoju, bowiem sam stałem się sobie
pokojem!”
„Ja nie szukam wiedzy, bowiem sam stałem się sobie
pewną wiedzą!”
...Milczeć musi się dusza twoja nauczyć, jeśli zbliżyć
się ma do niej światło.
...Milczenie będzie zawsze najgłębszem wołaniem
twej duszy o światłość.
...Milcząc odnajdzie kiedyś twa dusza na wieki świa-
tło wieczyste!
Oby światło wieczności, które uczy cię poznawać tę
księgę jako gwiazdę przewodnią, dosięgło rychło twego
serca, nie będąc przedtem zaciemnione w umyśle i zni-
szczone przez chmury myślenia!
Oby rozwiało ono mgłę głupoty, która chce ukryć
przed okiem twej duszy nas, Świecących Praświatła.
Błogosławieństwo i nowa moc niechaj spłyną na cie-
bie ze słów tej księgi!
30
1. Z krainy Świecących
W duszy twej jest maleńka furtka, mniejsza, niż
pyłek słoneczny. Kto przejdzie przez nią, wędrować
będzie mógł w dalekie krainy, nie wyruszając z domu
swego...
A najdawniejsze czasy będzie mógł dzisiaj przeży-
wać.
31
2. Próg
Przybywszy do owej świątyni, gdzie miał otrzymać
święcenia, zapytał uczeń swego mistrza:
„Powiedzże mi wreszcie tutaj, o Pewny, kim jesteś
wistocie – ty, który umiesz nad wszystkiem w sobie pa-
nować i który przez nic nie jesteś opanowany?!”
Wówczas rzekł mistrz:
„Jestem jak ty, człowiekiem, atoli tem, czem byłem,
zanim się stałem człowiekiem, tem stałem się dopiero,
kiedym jako człowiek przezwyciężył sen ludzi.
Wówczas dopiero stałem się mistrzem swych sił, kie-
dym pokonał sen, który w uwięzi trzyma ludzi tej ziemi.
Pytasz, kim jestem, tedy ci powiadam:
Ja jestem – JA sam!”
„Ty sam?” – zapytał tedy uczeń – „ty sam? – jakże
mam to sobie tłumaczyć!”
„O mój chela” – odparł „guru”, bowiem znajdowali
się oni w głębokich Indjach, gdzie ucznia nazywa się
„chela”, a mistrza „guru” lub „ojcem” – „jakże wiele
muszę przed tobą na zawsze zamilczeć, jeśli sam tego
nie odnajdziesz, i jakże wiele mam ci jednakże tutaj do
powiedzenia!
Jestem panem swych sił, bowiem stałem się sobie
samo-siłą tych sił.”
32
„Tedy proszę cię, ojcze, powiedz mi coś o siłach, któ-
rych samo-siłą się stałeś” – rzekł uczeń.
A mistrz odparł:
„Słuchaj, umiłowany w świetle, i pojmij dobrze w
swem sercu:
Kiedy wy ludzie mówicie: widzimy świat ten okiem
naszem, czujemy i dotykamy go, zwiastuje nam go nasze
ucho – wówczas mówicie o maleńkiej cząstce świata.
Atoli ja znam cały świat!
Ja „widzę”, „słyszę” i „czuję” więcej niż wy!
Ja żyję w całym świecie, który stworzony jest ze
„światów”, podobnych waszemu, i wszystkie „światy”
w sobie zawiera.
Splecione wzajem ze sobą – wzajem się przenikając,
znajdują się wszystkie te światy w jednem miejscu.
Ukryty w waszym świecie – pokryty jego formami –
znajduje się świat owych sił duchowych, których ja
jestem „samo-siłą”.
Pratwórczo i burząc przez tworzenie działają owe
siły.
Bezsilne są one same przez się, ale „samo-siła” jed-
nego jedynego, kto sam się nią stał, napełnia je życiem
i przez niego stają się one wysokiemi mocami.
Potęgę tych mocy odczuwają wszyscy żyjący na tej
ziemi – królowie i żebracy – ale wszyscy oni nie prze-
czuwają, skąd dosięga ich potęga ta...
Nie wiedzą tego, bowiem śpią, a sen otula ich gęsto.
Lecz słuchaj dalej, ty, który chcesz się stać czuwającem
uchem i widzącem okiem światów!
Spleciony i pogrążony w świecie, który wydaje się
wam jedynym „światem”, i podobnie spleciony ze świa-
tem tych „sił ognia”, znajduje się świat czystego świa-
tła, który płodząc przenika wszystko.
33
Te zaś trzy światy piastuje w sobie, przenikając przez
nie i wszystkie w sobie rozpoznając, tworząc, zachowu-
jąc i gwoli ciągłego przekształcenia burząc, jedyny
Potężny, który sam tylko zna swoje „imię”...
Nie nazywamy go żadnem słowem naszych języków,
bowiem żadne słowo ziemi tej nie mogłoby go objąć.
Nam objawia się on jeno w milczeniu. Z niego
i w nim żyje człowiek, który się stał „okiem światów”.
Przez niego jest samo-siła panią „sił ognia” i wszelkiej
mocy, zawartej w siłach tych.
Możesz go nazwać również „Potężną”, bowiem
w tem, co słowa moje z trudem oddać usiłują, zawarty
jest od prawieków mężczyzna i kobieta.
W prapoczątku istot, zwących się „ludźmi”, powsta-
wał „człowiek” w wieczystem płodzeniu z „mężczyzny
i kobiety” w duchu, władcy „samosiły”, pana wszelkich
mocy.
Atoli gdy owe siły ognia, płonącego bez płomienia,
ukazały człowiekowi jego moc, jego niesłychaną wiel-
kość i potęgę, zapomniał on o swem wysokiem władz-
twie i uląkł się własnej mocy.
„Trwoga” jest „grzechem” człowieka!
Z trwogi przed siłami, których był panem, „upadł”
człowiek z jasnych wyżyn!
Bacz, oto poznałeś przyczynę wszelkiego zła na tej
ziemi, bowiem nie tylko człowiek, lecz cała przyroda
podległa jego upadkowi i jest teraz jako trzoda bez
pasterza.
„Porządek”, istniejący w niej, jest porządkiem, nie
uznającym więcej „ducha” za pana, jest tylko pozosta-
łością owego porządku, który ongiś „duch” powierzył
„człowiekowi”, gdy jeszcze człowiek nie był „upadł”.
34
Zdumiony stajesz dzisiaj przed „cudami natury” i
nie domyślasz się nawet, że wszystko, co widzisz, pocho-
dzi z twojej utraconej teraz „woli ducha” i że byłoby to
daleko jeszcze „cudowniejsze”, gdyby „natura” mogła
cię dziś jeszcze uznać za pana.
A oto musi ona działać dalej, jak mechanizm, który
nakręcono.
Ty jedynie możesz ją kiedyś „wyzwolić” z tego, choć-
by to miało trwać jeszcze miljony lat.
Lecz nie sądź, iż ta maleńka planeta, na której żyjesz,
sama tylko ponosi skutki twego upadku!
Cały fizycznie dostrzegalny obszar światów ze wszy-
stkiemi jego słońcami i planetami ty jeden skazałeś na
życie bez „Boga”, bowiem owo Prapotężne i Jedyne, o
którym mówiłem pierwej, powierzyło niegdyś tobie jed-
nemu – „człowiekowi”, całą moc rządzenia w mądrości
wszystkiem, co żyje w postaci „materji”.
Że zaś wszystko pochodzi z „Prapotężnego”, tedy
mimo twego upadku nie może ono zniszczeć w chaosie i
zachowuje ów porządek, który mu dało „Wszechpotęż-
ne”, by „człowiek” z tego porządku przez wolę ducha
mógł znowu wzwyż iść w tworzeniu.
Przez całe „stworzenie” idzie „rysa”, której żaden
„Bóg” naprawić nie zdoła, bowiem tylko „człowiek” od
prawieków posiada moc odbudowywania tego, co sam
zburzył.
A słuchaj dalej o losie „człowieka”, o owym losie,
który nie mógłby być powstrzymany, gdyby nawet jeden
tylko z ludzi duchowych niegdyś mu był podpadł, jak
obwieszczają symbolicznie księgi święte.
Los ten idzie z pokolenia w pokolenie, zwiększa trwo-
gę i umacnia „winę” w każdem nowem pokoleniu.
35
Tak oto upadł „człowiek” z wysokości swej mocy
i wieczystej wielkości i związał się – ze zwierzęciem,
które jest tylko skażonym obrazem jego istoty.
To, co nazywacie „praludźmi”, były to owe „zwie-
rzęta”,
z
któremi zjednoczył się „pan ziemi”, gdy z trwo-
gi odpadł od wysokich słońc.
Atoli siła wyżyn niezupełnie go opuściła.
Żyjąc sam z siebie, przenikając ciało zwierzęcia,
ukryty przed samym sobą w zwierzęciu, przeczuwa jed-
nakże swą „samo-siłę”, jako obcą, wyższą istotę.
Zwierzę stało się ucieczką upadłego, kiedy się błąkał
bez ojczyzny; bowiem ojczyzna nie znała go więcej, a
ciało zwierzęcia stało się dlań także jaskinią odkupie-
nia.
Gdy tylko świecić w nim poczyna „samosiła”, trium-
fuje on w zwierzęciu, a cała chuć zwierzęca ciemnieje
dlań w tem świetle.
Dlatego pożąda w zwierzęciu gwałtownie tego Świa-
tła, a z każdym nowym promieniem rośnie też jego pożą-
danie światła.
Niektóre z tych istot, które się dzisiaj zwą „ludźmi”,
kiedy ich duch wzmocniony został przez długotrwałą
mękę zwierzęcości, póty dążyły naprzeciw światłu, aż
światło mogło ich znowu na trwałe oświecić, a przez to
stała się „samosiła” na nowo ich udziałem.
Stali się oni pierwszymi pomocnikami swych braci,
śpiących w zwierzęciu.
Stali się znowu na ziemi „wiedzącemi oczyma świa-
tów”.
Opanowali
znowu
z
płomiennym
zapałem
„siły
ognia”,
które im służyły.
Jednym z tych jestem i ja!”
36
„Czy wiesz tedy teraz, kim jestem?!” – zapytał po
tych słowach mistrz.
„Tak, panie!” – rzekł chela, jakby budząc się ze snu
– „zdaje się, iż domyślam się już, kim jesteś, ale wyja-
śnij mi – czy to twój ojciec dał ci w dziedzictwie taką
siłę ducha, czy też ciało matki obdarzyło cię takiem
poznaniem?
Wybacz mi!
Wiesz, iż kłonię się przed tobą we czci, lecz oko moje
nie może zapomnieć, iż widzi przed sobą li tylko czło-
wieka, człowieka podobnego do innych ludzi we wszyst-
kiem, co poznawalne jest zewnętrznie.
„Głupcze!” – odparł mistrz – „sądziłem, że pytasz
o mnie, że chcesz wiedzieć, kim ja jestem – a ty pytałeś
pewnie o zwierzę, które mi tu służy jeszcze za pokarm i
pożerane jest przeze mnie!!...
Skąd mam to, co dały ci słowa moje, o tem powie-
działem ci, ale ty nic z tego nie zrozumiałeś, bowiem
leżysz jeszcze w śnie głębokim.
Wiedz, iż słowa moje dały ci wiedzę w Praświetle, a
tylko ten, kto posiada w sobie „samosiłę” osiągnąć
może „wiedzę w Praświetle”!
Lecz teraz – teraz powiedz mi ty, kim ty jesteś? –
albowiem prawo wymaga, bym zadał ci to samo pyta-
nie, które ty mnie w tem świętem miejscu zadałeś.
Kim jesteś ty – którym wiele jeszcze włada, a który
nad niewiele czem umie panować?!”
„Mistrzu, pytasz mię twardemi słowy o to, co ty jeno
mógłbyś mi powiedzieć.
Ja – nie wiem tego jeszcze!”
Atoli mistrz rzekł:
„Żaden człowiek nie był tak czelny jak ty!
37
Jakże mogłeś wkroczyć do tej świątyni – do tej świą-
tyni, która nie wypuszcza nikogo, kto nie znajdzie na
moje pytanie odpowiedzi?!
O ty nieszczęsne nic!!
Jeśli nie jesteś dość mądry, aby dać odpowiedź, tedy
niechaj pytanie moje zbudzi twój rozum, aby te mury nie
oglądały twej zguby!”
Zaledwie panując nad swym głosem ze wzburzenia
i drżąc na całym ciele odparł chela:
„Ty, który kochasz wszystko, co żyje – jakżebyś mógł
kazać zabić swego ucznia, jeśli musi ci on tu pozostać
dłużnym odpowiedzi?
Może naprawdę jestem – „niczem”, jak powiedzia-
łeś, może twe słowo zawiera w sobie ukryty sens”.
„O chela mój” – rzekł na to mistrz głosem zimnym i
z gorzką drwiną – jesteś „niczem” nietylko w tajemnem
rozumieniu, ale i w zwykłym sensie słowa!
Nie widzę niczego, czemu bym mógł dać wysokie
święcenia, dopóki ty sam nie wiesz, kim jesteś...
Przedtem stał tu jeszcze mój chela; teraz nie widzę
„niczego” i mówię do „niczego”.”
Tedy zawołał uczeń jak w gorączce:
„Mistrzu!... Guru!... drwisz z chela swego!! Chcesz
mię zgubić!!
Mówisz, jak nigdy dotąd nie mówiłeś!
Wiesz, kto stoi przed tobą!! Wiesz o tem lepiej, niż ja!
Wiesz, iż to wy przywołaliście mię, inaczej nie stał-
bym w tem miejscu!”
„Któż to jest, kto lży mię tutaj?” – odparł wzgardli-
wie mistrz.
A uczeń zawołał tak głośno, że głos jego niby chór
demonów odbił się przeraźliwie od sklepień:
38
„Ja jestem, którego nie chcesz poznawać więcej! Ja,
twój Chela!!
Kimże innym mam być, jak nie tym, kim jestem!!!
Ja sam mogę przecież być tylko sobą samym!!!”
Gdy uczeń wykrzyknął ochrypłym głosem te słowa,
opuściły go nagle zmysły i padł jak martwy na ziemię.
Wreszcie – po długim i głębokim śnie, zbudził się.
U łoża jego, na które przeniesiono go omdlałego, stał
mistrz.
Uczeń rozejrzał się wokół siebie, nie poznając miej-
sca, w którem się znajdował, bowiem była to jedna
z tajemnych komnat świątyni.
Spostrzegł mistrza i ujrzał, iż oblicze jego promienio-
wało wewnętrzną radością.
„Wstań” – rzekł mistrz głosem pełnym miłości,
„wstań i wkrocz teraz na pierwszy z siedmiu stopni, któ-
re cię powiodą do sanktuarjum świątyni! Tam zdobę-
dziesz siłę, której posłuszne muszą być wszystkie siły
ognia. Wytrzymałeś oto dzielnie próbę progu, bowiem
po raz pierwszy stało się każde włókno twego ciała –
słowem!
Przedtem żywa była tylko głowa i serce.
Teraz oto, w krzyku twej trwogi śmiertelnej zbudziło
się wreszcie całe twe ciało do prawdziwego życia.
Teraz oto osiągnął „człowiek” w zwierzęciu – siebie
samego, i już wiesz, kim jesteś!”
Uczeń słuchał tych słów, nie wiedząc, co się z nim
dzieje.
Na wpół wątpiąc jeszcze pochwycił dłoń mistrza i
rzekł:
„O guru! Jakże wielkie jest jednak twe serce! Co
mam czynić, aby ci okazać swą wdzięczność?”
39
Atoli mistrz potrząsnął głową i rzekł w zupełnym
spokoju:
„Wejdź na stopnie! A kiedy znajdziesz to, czego wielu
szukało, a co nieliczni tylko w każdym okresie znajdują
– wówczas – spotkamy się znowu...
Kto dojrzał do znalezienia, ten tutaj znajdzie.
Jeśli natomiast siły duszy z zamierzchłej przeszłości,
które się w tobie zjednoczyły, nie wykazują jeszcze kos-
micznej „liczby”, która jest wymagana, tedy i teraz
jeszcze nie ujdziesz z tych murów, które z taką pewno-
ścią zwycięstwa przekroczyłeś.
Opuszczam cię oto! Może – ujrzysz mię znowu!
Jesteś jeszcze przed ostatnią próbą...”
Poczem w milczeniu powiódł go mistrz przez długie
i kręte, ciemne przejścia, i w milczeniu opuścił go, gdy
dotarli do wąskiej hali siedmiu stopni.
Sam musiał teraz uczeń próbować wchodzić na stop-
nie...
Z mocą, w skupieniu, z wolą żelazną udało mu się
dosięgnąć wyżyn pierwszego stopnia.
Na każdy dalszy stopień trudniej było dotrzeć, niż na
poprzedni.
Często groziło mu, iż siły go opuszczą.
Zaś najwyższy ze stopni wymagał odeń rzeczy pra-
wie niemożliwej.
Stopień ten był – tak wysoki, jak on sam ze wznie-
sionymi rękoma...
Ostatnią siłą musiał go zdobyć, aby się ostrzeżenie
mistrza nie stało prawdą.
Nareszcie – cel został mimo wszelkich trudności
osiągnięty.
40
Dotarłszy do sanktuarjum świątyni, znalazł się uczeń
w wysokiej sali, wypełnionej blaskiem złocisto-białych
promieni światła.
Tutaj wyszli mu naprzeciw wszyscy, co przed nim
szli tą drogą, a pośrodku nich dostrzegł mistrza, którego
był uczniem.
Kiedy go poznał, chciał z wdzięcznością ucałować
dłoń jego, bowiem czuł w sobie teraz ową siłę, którą mu
mistrz przyobiecał po osiągnięciu celu ostatecznego.
Ale najstarszy z zebranych tu powstrzymał go i rzekł:
„Komu chcesz jeszcze dziękować, czyliż temu, przez
„imię” czyje stałeś się „słowem”?!
Bacz, my wszyscy jesteśmy jednym w jednym!
W tobie było to, co wołało nas do ciebie...
W tobie było to, co chciało osiągnąć samo siebie...
W tobie było to, co się w tobie dokonało...
Teraz oto ty żyjesz w nas i my w tobie...
Atoli my – wszyscy jeden – żyjemy w tym, który nas
jednoczy.
Poznając jego, uwielbiamy go w nas samych!”
41
3. Pytanie króla
„Wyjaśnij mi, o nieśmiertelny” – rozpoczął król –
„czemu mądrość każdego mędrca jest inna?
Jeden jak i drugi nazywa swą naukę prawdą, a jed-
nak nauki ich są odmienne.”
„Wszyscy nauczają tego samego” – rzekł ów, o któ-
rym mówiono, iż osiągnął wielkie zjednoczenie.
„Wybacz, wielki nauczycielu, że muszę ci zaprze-
czyć” – odparł król.
„Przetrawiłem nauki wielu mędrców, a każda była
inna. Jeden uznawał wiele narodzin w wielu kolejno na
ziemię przychodzących ciałach; inny natomiast mówił
o wielu narodzinach w jednem ciele, podczas jednego
życia na ziemi.
Który z nich ma tedy rację?!
Dla jednego bogowie byli sędziami; inny natomiast
stawiał przebudzonego człowieka – ponad bogami, a
prawdziwy yogi – jak mi powiadano – może nawet
bogom rozkazywać.
Jakże to wszystko pogodzisz?”
„We wszystkich tych naukach mowa jest o jednej
prawdzie” – rzekł mędrzec.
42
„Jakże mogą wszystkie te nauki rozmaite rzeczy
obwieszczać, jeśli kryją w sobie jedną tylko prawdę?” –
zapytał król.
A yogin odparł: „Wielki królu, posłuchaj mej przypo-
wieści!
Pewnego promiennego dnia siedział mistrz wraz ze
swymi uczniami na brzegu morza.
Najmniejsza fala nie mąciła bezbrzeżnej tafli, a ko-
puła nieba błyszczała jak wielki turkus w skarbcu.
Tedy prosili uczniowie mistrza, by siadł z nimi do
łodzi, a oni ujmą wiosła w swe dłonie, aby siebie i jego
zawieźć na otwarte morze.
Mistrz wsiadł do łodzi, a uczniowie pchnęli wiosła.
Wkrótce ląd znikł z ich oczu.
Kiedy się zatrzymali pod naciągniętym żaglem, rzekł
mistrz:
„Pragnę was wypróbować, czy widzicie to, co ja
widzę.
Powiedzcie mi więc, co widzicie!”
Tedy ujrzał jeden obraz swój na gładkiem zwiercia-
dle morza i dziwił się, jak wiernie i bez skazy odbija go
ono.
Drugi spojrzał na wodę i znalazł kres jej tam, gdzie
stykało się z nią sklepienie nieba. Zachwycony był tedy
dalą morza i w zachwyceniu słowami pełnemi czci sła-
wił jego bezgraniczność.
Gdy zaś trzeci miał mówić, opowiadał o gromadzie
ryb, otaczających łódź, i z miłością opisywał ich kształ-
ty i wielobarwne szaty.
Tak tedy mówili o różnych rzeczach, znajdując się
jednak na jednem miejscu.
43
Kiedy zaś czwarty opowiedział o świetle, które opro-
mienia wszystko, i głośno, w ozdobnych słowach wie-
ścił chwałę kopuły gwiezdnej, spojrzeli uczniowie
w oczekiwaniu na mistrza...
Atoli mistrz rzekł:
„Widzę słońce i widzę światło. Widzę dal i widzę
żyjątka morskie, otaczające łódź naszą. – Widzę też sie-
bie samego w zwierciadlanej tafli – ale... widzę wię-
cej!”
„Powiedz nam, co widzisz, o guru!” – prosili ucznio-
wie. A mistrz rzekł:
„Czyż nie dość mówiłem wam o tem? Od wielu mie-
sięcy mówię wam, co widzę, a wy nie wiecie tego jesz-
cze?”
Tedy zawołali wszyscy:
„Nigdy jeszcze, mistrzu, nie wyjeżdżaliśmy społem
na morze, a ty twierdzisz, iż mówiłeś nam o niem?”
„Czyż powiedziałem, że mówiłem o morzu, czy też
mówiłem o tem, co widzę?” – odparł mistrz.
I tak oto mówił dalej:
„Zawieźliście mię na morze, bowiem mniemaliście,
iż będę wam oto o morzu mówił...
Atoli morze opowiada samo o sobie, i gdyby było
wokół mnie tysiąc uczniów, tedy uszy moje usłyszałyby
tysiąc opowieści morza w mowie ust człowieczych.
Ale czy w lesie palmowym jest inaczej? Albo na lodo-
watych szczytach dzikich gór Himavatu?
Las i góry takoż opowiadają same o sobie, i nie trze-
ba mi pytać was, jeśli chcę usłyszeć ich „opowieści”...
Atoli od was chciałem usłyszeć to, co widzę na każ-
dem miejscu, o każdym czasie, a co jednakże jest poza
czasem i przestrzenią.
44
Kto to widzi, ten zapomina przy tem „opowieści”
nieba i morza, gór i lasów – i takoż opowieści człowieka
na tej ziemi...
Szukacie jeszcze na zewnątrz, bowiem wasze
wewnętrzne królestwo nie ma jeszcze „słońca” i dlatego
jest ciemne.
Gdy się jednak kiedyś staniecie królami swych kró-
lestw, wówczas wszystko, co leży „zewnątrz”, będzie
wam winne haracz i przyjść będzie musiało do was, gdy
tego zażądacie.
Czekajcie tedy, aż się staniecie panami, bowiem jeśli
jako żebracy wyruszacie w świat, daje wam każdy tylko
to, co chce dać!”
Kiedy uczniowie usłyszeli te słowa, zamilkli zawsty-
dzeni.
Że zaś i wieczór już się zbliżał, tedy silnemi uderze-
niami wioseł zdążali co najszybciej do brzegu.
– Na tem zakończył mędrzec.
„Wedle tego” – rzekł król – „wedle tego mógłbym
przypuszczać, iż rozmaitość nauki ma miejsce u tych, co
są jeszcze „na zewnątrz?”
„Tak też jest, o królu” – rzekł mędrzec – „ale nie
zapominaj, że i ci, co wieszczą ze swego wnętrza, mówić
mogą jedynie swoim językiem i że dlatego ta sama
prawda nawet u nich często różne nosi szaty.
Jeśli chcesz poznać prawdę, jaka ona jest, bez zasło-
ny, musisz jej szukać w sobie samym i czekać cierpliwie,
aż się tobie samemu odsłonięta ukaże!”
A że król nie pytał go więcej, podniósł się yogin
i udał do pobliskiego gaju, gdzie stał namiot jego.
45
Atoli król naradzał się w sobie, czy może się sam
stać widzącym prawdę.
Po chwili przerwał swe rozmyślania i rzekł do siebie
samego:
„Kto
wie, czy mnie prawda ukazałaby się odsłonięta?
Mam tylu mędrców w swoich krajach, a w lasach swych
mogę każdej chwili pytać yoginów i „świętych”.
Mnie, królowi, muszą wyjawić swe najczystsze poz-
nanie, a ja mogę je oceniać wedle swego uznania.
Po cóż mam sam oglądać prawdę naocznie?
Może wówczas moja prawda wydałaby się mnie
samemu niepewną, a kogóż mógłbym zapytać, czy to
jest prawda?”
I nakazał odjazd, dosiadł ulubionego słonia i radował
się myślą o muzykantach i tancerkach, którzy go ocze-
kiwali w pałacu.
46
4. Wędrówka
Uczeń, którego ojczyzna była w Krainie Zachodu,
daleko od wielkich gór, na stokach których mieszkał
mistrz, zapytał właśnie o wielkiego Nauczyciela z Naza-
retu i prosił mistrza o pouczenie.
„W kraju mym” – mówił uczeń – „wielu jest słyn-
nych nauczycieli, którzy nie wierzą, iż był on prawdzi-
wym człowiekiem i wysokim mistrzem, a sądzą, iż poda-
nie tylko stworzyło jego rysy.
Ty jednak, o wielki, mówiłeś do mnie często słowami,
które celowo zapożyczyłeś z ksiąg, traktujących o życiu
i nauce owego męża.
Pełen byłeś czci, wypowiadając jego imię, a jeśli cię
dobrze zrozumiałem, cenisz wielkość jego duszy wyżej
niżeli wszystkich, którzy kiedykolwiek kroczyli po drodze
zjednoczenia...
Dlaczego jednak nie widzę ciebie pośród tych, co się
jego imieniem nazywają?
Dlaczego nie jesteś chrześcijaninem?!”
Tak pytał uczeń, bowiem nie wiedział jeszcze, czem
jest prawdziwy „mistrz” tej ziemi.
Ale mistrz zaśmiał się i nie odparł nic.
47
Tedy zapytał uczeń, który oto popadł w zwątpienie,
o co innego, – jakby chcąc się z pierwszego pytania
usprawiedliwić.
„Słusznie czynisz zapewne, ty, władca sił, o których
nauczyciele moi na Zachodzie nic nie mogą powiedzieć,
że wyśmiałeś me pytanie!
Jakież współczucie musisz mieć dla nas, dzieci
Zachodu! A jednak proszę cię, abyś przynajmniej na to
pytanie odpowiedział: Czy nie byłoby lepiej dla nas,
synów Zachodu, gdybyśmy puścili w niepamięć naukę
owego męża, jako wieść, która nie ma nam już nic do
powiedzenia?”
Przy tych słowach zatrzymał się mistrz w milczeniu.
Wędrowcy przybyli teraz na górę, która oddzielała
wody jednej rzeki od innych.
Wysoka, potężna kolumna, w stylu powszechnym
w świątyniach tybetańskich, wykuta ongiś z jednego
głazu, oznaczała miejscowość.
W piśmie, wydającem się dziwnem a jednak pięknem
dla oka człowieka Zachodu, nosiła ona święte słowa:
Om! Mani padme hum!
To znaczy: „Zaiste! W kwiecie Lotosu żyje tajemni-
ca!”
Pod tym napisem znak wskazywał obcemu pielgrzy-
mowi drogę do bliskiej świątyni.
„Czy nie sądzisz, iż byłoby lepiej” – zaczął mistrz, –
„aby ta stara kolumna znikła stąd?
U ludów twojej rasy widziałem coś innego.
Niechaj pielgrzymi poznają, iż mnisi w tej samotni,
mimo swego wyrzeczenia się świata, potrafią iść jednak
z prądem czasu.
Zamierzam wpłynąć na przełożonego klasztoru, aby
zburzono tę kolumnę. Możnaby natomiast sprowadzić
48
z jakiegoś miasta południowego piękny, nowy drogo-
wskaz, jakie wy na Zachodzie umiecie odlewać z żelaza,
zdobiony bogato i barwnie malowany. Z pewnością bar-
dziej się to wszystkim spodoba.
Cóż bowiem ma nam jeszcze do powiedzenia ten głaz
skalny w dzisiejszych czasach?”
„Nie mówisz chyba poważnie, mistrzu?” – odparł
uczeń przerażony.
„Czy też istotnie do tyla pozbawiony jesteś zrozumie-
nia sztuki, iż przy całej swej mądrości nie widzisz, że na
tem miejscu stosowne jest tylko to stare dzieło poboż-
nych rąk!?
Czyż nie widzisz jej prostej wielkości i piękna? –
Zaiste, godna jest nosić święte zgłoski!
Jakżebyś mógł te znaki kazać wymalować na żela-
znym drogowskazie?
Przytem na tej wysokości drogowskaz żelazny nie
będzie trwały.
Natomiast kolumna, którą wzniosły niegdyś zdolne
dłonie, stoi tu już ponad tysiąc lat i wytrwać może jesz-
cze lat tysiące.
Boskość, którą ona wieści, znalazła w niej najdostoj-
niejszego nosiciela, a wszystkim pielgrzymom, co w tem
pustkowiu szukają świątyni, a w niej spokoju, może ona
z daleka już wskazywać drogę.
Z pewnością nie mówisz poważnie, gdyż nigdy nie
mógłbym zrozumieć, że ty nie odczuwasz wszystkiego...”
Tedy zaśmiał się mistrz raz jeszcze i milczał znowu,
jak milczał był przedtem wobec pytania ucznia...
Poczem ruszyli dalej.
W milczeniu szli ku dolinie, ku rozległym budynkom
klasztoru lamy, gdzie widoczna się wnet stała świątynia.
49
Atoli uczeń myślał nad tem – dlaczego mistrz umiał
go zawsze zmusić, aby na każde pytanie sam dawał
odpowiedź, bowiem widział jasno, że we wszystkiem,
co mówił o świętej kolumnie, dawał tylko sobie same-
mu odpowiedź na swe pierwsze pytanie o wysokim
Mistrzu z Nazaretu.
50
5. Połączenie
Kiedy przybyłem przed dom mędrców światła, po-
cząłem pukać u furty, ale nikogo nie było, kto by mi
otworzył.
Tedy smutek opadł mą duszę i znużony usnąłem pod
progiem.
Gdy po bezładnych, przeraźliwych snach zbudziłem
się wreszcie znowu, stał przede mną mąż w odzieniu tu-
ziemczem, który wiódł ze sobą zwierzę juczne, a zwie-
rzę obładowane było koszami, pełnemi świeżego chle-
ba.
„Czego chcesz tu, cudzoziemcze” – spytał – „czyż
nie wiesz, że ta furta nie rozewrze się przed nikim, kto
przedtem nie wyszedł zza niej?”
Atoli ja odparłem:
„Biada mi, jeśli te słowa mówią prawdę, bowiem idę
z daleka, jako że mistrz rozkazał mi iść do tych, co
mieszkają w tym domu, aby być przyjętym do koła ich
Społeczności.
Tedy rzekł do mnie ów mąż:
„Bacz, i ja należę do tych, co tu mieszkają, a pra-
gnienie twe znane jest memu duchowi, ale powiadam ci
51
jeszcze raz: progu tego nie przekroczył jeszcze nikt, kto
pierwej nie umarł!
Ci jednak, co są wewnątrz, bez przeszkód wchodzą i
wychodzą...
Jeśli tedy chcesz umrzeć, przeniesie cię to zwierzę
jako martwego przez próg!”
„Jakżebym miał nie chcieć umrzeć”
– brzmiała odpo-
wiedź moja – „jeśli nie mogę inaczej dostać się do Spo-
łeczności waszej?!
Zabij mię, abym w ten sposób przeszedł przez próg,
albowiem wiem, iż po tamtej stronie furty śmierć moja
się skończy!
Czyż i ty nie zmarłeś był niegdyś, zanim przebyłeś
furtę, a czyż nie stoisz oto żyw przede mną?!”
„Niechaj się dzieje wedle woli twojej” – odparł mąż,
i w tejże chwili uczułem, jak z ciała mego uchodzi
życie, jak świadomość moja zadrżała o mnie...
Ale zanim jeszcze zrozumiałem, że opuściłem już
zupełnie swe ciało, poznałem nagle siebie jako – jeden z
owych chlebów, które leżały w koszach na grzbiecie
jucznego zwierzęcia.
Chciałem wołać, ale nie mogłem.
Chciałem uciec, ale ciało stało się chlebem i nie po-
ruszało się.
Tedy zmętniała świadomość moja, i tak musiano mię
zapewne przenieść do domu i położyć na stole, gdzie –
jak wnet oprzytomniawszy ujrzałem – leżałem obok
innych potraw przed miską najstarszego z mędrców.
Nie długo tak leżałem – jak w ciężkim, ponurym śnie
– gdy usłyszałem głos najstarszego z mędrców, który
mówił:
52
„Święty i błogosławiony niechaj będzie ninie chleb
ten, który się chce stać pożywieniem dla ducha wieczno-
ści!
Od tej chwili po wieki wieków niechaj będzie poży-
wieniem mego ukrytego Boga!”
Z temi słowy przełamał chleb, którym się ja sam sta-
łem, na dwoje, i uczułem szczerbę w swem ciele, jakby
to moje ludzkie ciało zostało rozerwane.
Drżąc z bólu oczekiwałem zupełnego swego znisz-
czenia, ale nie mogłem już uciec przed przemocą, której
się z wolnej woli poddałem...
Moja świadomość siebie przyćmiła się znowu...
Ale nie długo trwać miało to przyćmienie; bowiem
wnet powstała wokół mnie jasność, jakiej nie znałem,
jakkolwiek jasnem było owo światło, w którem mi nie-
gdyś mistrz ukazywał rzeczy trzech światów.
Takoż stało się, iż znalazłem się znowu w ludzkiem
ciele i nie byłem więcej „potrawą”...
I oto: – przemówiłem! A to, co mówiłem, były to sło-
wa najstarszego z mędrców.
Jego ciało stało się mojem, a duch mój nieoddziel-
nym od jego ducha.
Kiedy zaś mędrcy, Bracia jego, ujrzeli to, rzekli:
„Radość jest w kole naszem, bowiem nowy Brat na-
rodził się nam, a ty, o Najstarszy, który kujesz łańcuch
wieczystej mądrości – ty młotem swoim zamknąłeś
otwarty pierścień!”
„Wy to powiadacie! – Te słowa wasze obwieszczają
przybycie moje!”
Tak oto mówiłem przez usta najstarszego z mędrców.
„Jako potrawa przybyłem do was, aby się w duchu
waszym narodzić!
53
Ale teraz oddajcie mi moją szatę, abym nie bawił
pośród was w szatach innego, podczas gdy ten inny
ukrywa się!”
Na te słowa opuścili mędrcy swe miejsca przy sto-
łach i wiedzeni przez najstarszego, z którem duchem
mój duch się połączył, wyszli przed furtę.
Tam jednak leżało moje ciało ziemskie, bez życia,
stężałe...
A najstarszy pochylił się nad niem i raczej wytchnął
aniżeli wypowiedział te słowa:
„Ty jesteś mną! W tem swojem ciele ziemskiem służ
mnie w sobie i sobie we mnie! Wiedz, iż narodziłeś się z
pożywienia, życia światła, które wszystko żywi i od
wszystkiego bierze pożywienie!”
Kiedy wyrzekł te słowa, uczułem, jak świadomość
moja wyszła z jego ciała, gdy duch mój pozostał z jego
duchem połączony...
Ale wnet i duch mój w równej mierze jak moja świa-
domość poczuł się w starem ciele, jednak nie było to to
ciało, co pierwej – coś się w niem zmieniło, i potrafiłem
teraz we wnętrzu swego ciała widzieć, jak pierw tylko
zewnątrz widziałem.
Kiedym się
teraz podniósł, przyjęli mię mędrcy z nie-
zmierną radością, jak kogoś, kogo się długo oczekiwało.
A gdy wiedli nowopowstałego przez furtę do wnę-
trza, najstarszy z mędrców, upojony Boskością, śpiewać
począł pieśń, której słowa takie oto były:
„Żyj dla miłości,
Świeczniku światła,
Ucząc rozjaśniaj,
Pochodnio świata!”
54
A chór Braci moich pochwycił jego śpiew:
„Naucz się siebie rozpoznawać w świetle!
Nauczycielu miłości, gotuj swoje dzieło!...”
Ja zaś ujrzałem, iż podobnie jak Bracia moi noszę
biały turban „Wiedzących” na głowie i otulony jestem
białym burnusem „Świecących”.
Atoli w duszy mojej było poznanie duchowe wszyst-
kich tych, co zebrani byli wokół mnie, tych, co przed
nami mieszkali w domu mędrców i tych, co po nas
mieszkać w nim będą.
Czułem ich wszystkich w sobie samym zjednoczo-
nych, a ja sam byłem w każdym z nich.
Tako stałem się tem, czem jestem!
55
6. Wola radości
„Bóg” żywie w radości,
a nie w cierpieniu!
Niewolnicy cierpienia stworzyli
„cierpiącego” Boga...
Moc, która ci się
jako cierpienie objawia,
prościć ma tylko drogi
twojej radości.
56
7. Do wszystkich,
którzy dążą do światła
Nie pytaj więcej: „Co to jest Bóg?”
Pozostawmy to pytanie „bezbożnym”, „bałwochwal-
com”, którzy sobie „Boga” swego wymyślają.
Mamy dane na to, aby wątpić, czy „Bóg” „wysłu-
cha” poszukującego, który go sobie chce wymyślić.
Wiemy, iż „Bóg” nie odpowie nikomu, kto pyta
o „Boga”...
Wiemy, iż „Bogu żywemu” wstrętna jest zgiełkli-
wość pytań.
Ale pojmiecie swego „Boga” wnet, gdy tylko nau-
czycie się słyszeć jego mowę...
Na to zaś trzeba ciszy!
*
Wszystko tworzące trwa w ciszy.
W sobie samym zgotuj siedzibę dla ciszy, aby ci się
twój „Bóg żywy” mógł stać przyjacielem i domowni-
kiem!
Słowa te chcą duszę twą powieść do wielkiej ciszy.
*
57
Będziemy tu przez chwilę mówili ci o człowieku.
Od człowieka dotrzeć musisz do „Boga”, jeśli
„Bóg” nie ma dla ciebie pozostać na wieki – obcym!
*
Nie szukaj „Boga” w „utrapieniu swego serca”,
jeśli chcesz naprawdę znaleźć w sobie swego „Boga ży-
wego” – albowiem spłodziła cię wola radości twego
„Boga”...
Nie staraj się poznać swego „Boga” przez pytania,
bowiem w najcichszem pytaniu woła rozgłośnie zwąt-
pienie...
Znajdziesz swego „Boga” li tylko w najgłębszej
ciszy – umacniany przez cierpienie, które przezwycię-
żyłeś – w woli radości!
*
Świadomą wolą odwracaj się od tych, co na błędnych
ścieżkach z trwogi serc swoich wołają o Boskość! –
Bowiem nigdy nie mógłbyś znaleźć w sobie głębokiej
ciszy.
Jeśli chcesz spotkać „Boga” w sobie, tedy musisz
być sam z człowiekiem, którym jesteś...
W najgłębszej swej ciszy staniesz się sam sobie pyta-
niem, i ty sam będziesz też sobie odpowiedzią.
Ze sobą samym tylko możesz iść w wielką ciszę...
Sam tylko możesz znaleźć siebie tam, gdzie twój
„Bóg żywy” stanie się w tobie słyszalny!
58
8. Nauka
Na brzegu morza widziałem matkę, siedzącą ze
swem dzieckiem.
Dziecko bawiło się w piasku muszelkami i barwnemi
kamykami.
Atoli cała jego zabawa było to: wybieranie i odrzuca-
nie...
Czyż i my sami nie jesteśmy tylko dziećmi, bawiące-
mi się w ten sposób?!
Wybieramy i odrzucamy, i tak czynimy przez lata
i dziesiątki lat, aż do końca naszego.
Czyż pobudką nie jest nam ten sam bodziec, co każe
dziecku bawić się muszelkami i kamykami?
Tu pragnę zatrzymać się z tobą! W tem miejscu uj-
rzymy wschód słońca. Pocóż mamy wśród nocy objeż-
dżać ziemię, goniąc za słońcem?
*
Oto znaleźliśmy już człowieka, który sam jest sobie
pytaniem i odpowiedzią.
Wybieranie i odrzucanie – oto jego dzieło.
Nigdy nie spotkasz człowieka przy czem innem!
59
Co prawda później wskaże ci on wielkie przyczyny,
kiedy go zapytasz, czemu coś czyni.
Atoli człowiek nigdy się tak bardzo nie okłamuje, jak
kiedy chce własne czyny wyjaśniać...
*
Ta sama głębia jest źródłem popędów do zabawy
dziecka i do wszelkiego czynu.
Tu jak i tam jako najgłębszą przyczynę odnajdziesz
wolę radości...
Jest ona ostatecznem rozwiązaniem dla wielu „zaga-
dek”. Sam byt człowieka zrodzony jest z niej.
*
Wszystkie twe myśli i czyny są dla cię „muszelkami”
i „barwnemi kamykami”.
Wedle swej własnej wartości wybierać będziesz i od-
rzucać.
Poznasz wnet, iż wiele trzeba odrzucić, bowiem nie
może służyć do trwałej radości.
...Wiele „barwnych kamyków” gromadzisz w domu,
a oko twe raduje się niemi na krótki czas.
Lecz potem nuży cię zabawa.
Uczysz się odróżniać wartość.
Drogocenne kamienie chciałbyś znajdować i perły
prawdziwe, a nie tylko puste muszele i barwne krzemie-
nie...
*
Początkowo opuszcza cię odwaga, bowiem widzisz,
jak pierwsza twa radość umiera z tem poznaniem.
Ponuro ślizga się oko twe po piasku... ale oto: – coś
błyszczy tam pośród krzemieni!...
60
Śpiesznie odrzucasz precz barwne kamienie, aby
podnieść to, co tak błyszczy: – znalazłeś swój pierwszy
kamień drogocenny!
...Od tego dnia stałeś się mądry! Nie dadzą ci już
radości krzemienie, które tylko błyszczą, póki je morze
zwilża.
Od tego dnia poczniesz odrzucać wiele, co oku twe-
mu błyszczy czarownie, i szukać będziesz owych rzad-
kich kamieni, co wiecznie świecą...
Tego żąda wola radości.
Radości bez rozczarowań!
Radości bez przerwy!
Radości bez końca!
*
Zapytasz oto:
„Jeśli nauka ta głosi prawdę ostateczną – tedy nacóż
jeszcze cierpienie?!”
Bacz:
Cierpienie jest warunkiem i rękojmią wszelkiej
radości!
...Wszystko we wszechświecie żyje z biegunowych
przeciwieństw.
Wyż i nizina, wielkość i małość, cierpienie i radość,
prawda i fałsz – z tego żyje wszelkie życie.
Bez cierpienia nie byłaby radość sobą, bowiem
wszelka rozłąka i wszelki podział tworzą cierpienie –
zaś rozłąka i podział są konieczne, ażeby radość mogła
okazać swe nieskończenie rozmaite działanie.
Atoli twa wola radości niechaj widzi w cierpieniu
kłamstwo i tak oto niechaj ci czyni cierpienie bezwarto-
ściowem.
61
Cierpienie i radość zwalczają się wzajem.
Cierpienie i radość posiąść chcą twą siłę.
Cierpienie i radość chcą być przez ciebie cenione.
Ile dajesz radości, o tyle umykasz się cierpieniu – aże
się ono kiedyś stanie niewolnikiem i chętnym sługą
radości twojej.
*
Nie radzę ci oczywiście uciekać tchórzliwie przed
wszelkimi trudnościami!
Twa wola radości chce cię wieść często przez ponure
wąwozy losu drogą krótszą do świetlanych wyży...
Zwycięstwo wymaga walki.
Walka znaczy to: otrzymywanie ran i zadawanie ran.
Strzeż się radości z ran, które musisz zadawać! – Niena-
wiść jest odcieniem niemocy...
Wola radości nauczy cię miłości zwycięzcy.
Okuwaj cierpienie swe w kajdany, ilekroć zadaje ci
ono ból bezużytecznie – gdy cierpienie pcha cię do wal-
ki, wywalczaj zwycięstwo.
Cierpienie jest kłamstwem!
Cierpienie jest twoim wrogiem i przeciwnikiem!
Cierpienie musisz spętać albo pokonać w walce, aże-
by radość mogła być wolna i panować!
*
W woli radości wszystko stanie ci się łatwem.
Najwyższą moc życia masz po swej stronie.
Moc, która największemu nawet cierpieniu umie roz-
kazywać...
...Nawet ów, co tworzy przyrost cierpienia, dąży
tajemnie do radości.
62
Jego wola radości jest wprawdzie spętana, a jednak
zawdzięcza on jej jedynie całą siłę.
Wola radości rodzi wszelki czyn.
Wola radości utrzymuje wszelkie życie.
Wybieraj sam, czy chcesz, jako pokonany szermierz,
służyć cierpieniu, czy, jako zwycięzca, przemóc je pra-
gniesz.
Jeśli okażesz trwogę przed cierpieniem, możesz być
tylko pokonany.
Atoli wola radości uczynić cię chce zwycięzcą.
*
We wszelkim bycie znajdziesz wolę radości przy pra-
cy.
...Kształtu i miary chce wola radości, aby się radość
mogła narodzić z miłości.
Miłość jest dążeniem do jedności wszystkiego, co
„rozdwojone”
Miłość tylko zmusza nienawiść do usług.
Miłość jednoczy wszelkie przeciwieństwa.
...Z miłości tylko może wola radości spłodzić radość.
Wola radości jest męską wolą...
Potrzeba jej rodzicielki: miłości.
*
Bez miłości byłaby wola radości jak udręczony potę-
pieniec.
Miłość daje jej cel i pewny kierunek.
Miłość jest to: wyrównanie biegunów przeciwnych.
Miłość rozpuszcza wszystko małe w wielkiem,
wszystko połowiczne w całem.
Miłość łączy wartość z bezwartościowością wedle
praw kosmicznych w wyższą jedność.
63
Wszelka „bezwartościowość” miła jej jest gwoli
wartości, której musi służyć... Nie istnieją izolowane
„wartości” i „bezwartościowości” prócz myśli twoich.
„Wartość” i „bezwartościowość”, acz nierównego
stopnia, wymagają się wzajem.
Wszelki wzrost żąda zjednoczenia nierównych części
w „miłości”.
Tak dopiero powstaje to, co trwa!
*
Ale oto widzisz, jak ludzie umierają, i pytasz:
„Gdzie jest tu to, co trwa?”
Pytaj raczej:
„Gdzie jest tu to, co przemija?!”
...Widziałem śmierć najukochańszych ludzi, a nic
przemijającego nie znalazłem.
Widziałem jeno nowe połączenie „części”, jak daleko
sięgał wzrok mego „zewnętrznego” oka.
Któż ci pokaże tam, gdzie twoje oko zewnętrzne nie
sięga, coś przemijającego?
Tam, gdzie nie sięga ono, nie sięgało i wówczas, gdy
dostrzegalni jeszcze byli dla zmysłów ci ludzie, którzy
teraz zniknęli dla zmysłów twoich.
Zmysły objawiły ci tylko, że istnieje coś, o czem
mówiło ci jedynie działanie w świecie zmysłów.
Jeśli sądzisz, iż to, czego istnienie widziałeś, gdy
jeszcze działało w sposób dostrzegalny dla zmysłów,
teraz zniszczało – tedy, zaiste jesteś tylko niewolnikiem
swych zmysłów.
*
64
Podobnie żałoba po zmarłych pochodzi tylko z woli
radości.
Zwodniczą jest ta żałoba, jeśli odjąć ci chce wiarę w
istnienie tych, których twe oko zewnętrzne już dostrzec
nie może.
Siebie samego opłakuj, iż tak długo podlegałeś złu-
dzeniu!
Wiedz także, iż radość ze zmysłowego w człowieku
różna jest od radości z człowieka samego.
Możesz już teraz pojąć, iż cała widzialność sama
przez się nic nie oznacza – że jest ona jedynie świadec-
twem wartości niewidzialnych.
Wszystkie najwyższe wartości leżą w Niewidzial-
nem!
Jeśli chcesz znaleźć najwyższą wartość „człowieka”,
tedy szukać musisz w Niewidzialnem przez swoje „Nie-
widzialne”, o ile szukać nie chcesz na próżno!
*
Widzialności wierzyć musisz wiele, ale nie wszyst-
ko!
Musisz się nauczyć uznawać widzialność, jako bie-
gun przeciwny swej prawdy!
...Nie bylibyśmy tu na ziemi tem, czem jesteśmy, nie
osiągnęlibyśmy tego bytu bez niższej części woli, która
tworzy siebie jako „widzialność”.
Niewidzialnie tworząca i widzialnie tworzona wola
zjednoczona jest w nas samych.
Jeszcze nie zbliżamy się tu do wymaganego kosmi-
cznie stosunku trwałego zjednoczenia tych sił woli.
Wyzwolenie od „nadmiaru”, uzupełnienie „niedo-
miaru” – oto zmiana, wymagająca „śmierci” ciała
ziemskiego.
65
Nie krępowani więcej przez kształty, które się tylko
zewnętrznemu oku zdają rzeczywistemi, pozostaniemy
jednakże w „widzialności”, każdy jako całość i siebie
samego świadom wreszcie w całości.
Ale do tego daleka jest jeszcze droga, a owa „zmia-
na” nie nastąpi w tejże godzinie, gdy się „widzialność”
oddzieli od twego „niewidzialnego”.
Jeśli chcesz „wiecznie” zachować siebie w sobie,
tedy i wówczas jeszcze musisz działać w dalszym ciągu,
aż wola twa osiągnie ową równowagę, której wymagają
prawa kosmiczne.
Pozostaniesz dla siebie widzialny przez owo „oko”,
któremu twe oko zewnętrzne zawdzięcza całą „zdolność
widzenia”, ale będziesz co innego i inaczej widział,
niżeli umiałeś tutaj widzieć.
Twa wola widzialności kierować się będzie musiała
na inne cele, aż z twoją wiecznie niewidzialną wolą
osiągnie równowagę, jakiej wymaga wieczyste prawo.
*
Nie znajdujesz drogi do tych, których zwiesz „zmar-
łymi”, bowiem ich „zewnętrze” stało się „wewnętrz-
nem”,
twoje zaś „wewnętrzne” nazbyt jest jeszcze uwię-
zione w „zewnętrznem”...
Istnieje do nich droga, ale niezwykle rzadcy są ci, co
potrafią na nią wkroczyć.
Kto wkracza na nią, musi sam drogę swą oświetlać –
inaczej zbłądzi i zajdzie nie tam, gdzie chce.
Noc i zamieszanie otoczyłyby go, ażeby się wreszcie
sam pogrążyć musiał w nocy.
Ci zaś, co bezpiecznie mogą wkraczać na tę drogę,
poświadczą prawdę moich słów...
66
Tylko ta jedyna droga może dać człowiekowi, który
żyje jeszcze tu, w swem widzialnem ukształtowaniu,
bezwzględną pewność świadomego doświadczenia.
Wolny od „ekstazy” i z całą jasnością świadom samego
siebie, może on jednocześnie rozpoznawać przedmioty
tego świata zewnętrznego oraz żyć z tymi, którzy daw-
no już porzucili ciała ziemskie.
Kto nie jest do „sztuki” tej zrodzony, nigdy się jej na
ziemi tej nie „nauczy”.
Pragnienie ujrzenia żyjących w śmierci bez tej sztuki
naprowadziło człowieka na drogi, ukazujące złudę za
złudą.
W dusznych komnatach przywołują ludzie moce,
które chętnie zjawiają się na zew i grają „rolę” wyzna-
czoną im niemą wolą wzywających.
Co prawda, podobnie jak sami wzywający działają
w ślepej niewiedzy, mogą też i istotnie „zmarli” ludzie
z niższych sfer popaść ślepo w błędne koło tych mocy
i posłużyć ich chęci zwodzenia, ale to, co na tej drodze
można osiągnąć, gorsze jest jeszcze, niż wszelka wątpli-
wość, zaś najczęściej działają owe siły same.
Nie w ten sposób staraj się posiąść wiarę w życie
swych „zmarłych!”
...Zaledwie potrafisz siebie samego w swem wnętrzu
rozpoznać, jakże się więc możesz spodziewać, iż usły-
szysz delikatne głosy tych, co odeszli?!
Na próżno szukać będziesz nazewnątrz „dowodów”
na to, co tylko w najwewnętrzniejszej głębi natury i tyl-
ko dla nielicznych dostępne.
*
67
Wieczne życie jest spoczynkiem i czynem.
Spoczynek i czyn są w wiecznej odmianie, jak przy-
pływ i odpływ, w wieczystem morzu stawania się we-
wnętrznego.
Wieczny spoczynek byłby prawdziwą śmiercią!
Atoli wieczny czyn byłby prawdziwem potępieniem!
Spoczynek i czyn, w miłości złączone – oto dopiero naj-
wyższe życie duchowe.
...Błędnie tłumaczysz swoją tęsknotę, jeśli mniemasz,
iż pragniesz „wiecznego spoczynku”.
Tęsknota twa pragnie wieczystej radości w spoczyn-
ku i czynie.
Radość jest ludzkiem odczuwaniem boskiej doskona-
łości. Dlatego zgadzać się masz z wolą radości!
Nie możesz pragnąć „nadmiaru” radości.
To, co jest ci już teraz spełnieniem w trwałej radości,
nigdy nie może ci być odjęte.
*
Wszędy rozstawia przyroda swe drogowskazy. Atoli
ludzie szaleją obok nich, jak igrające dzieci...
Musicie się nauczyć baczniejszą uwagę zwracać na
drogowskazy!
Dążycie jeszcze do rozkoszy i dajecie się pożerać
chuciom, podczas gdy tylko radość wiedzie do trwałego
życia.
Bóg żyje w radości!
„Radość” jest jasnym światłem!
„Radość” i „chuci” są – wzbierającą pożogą!
„Wola radości” jest – wolą Boga!
*
68
...Poznaj samego siebie!
Śpiąca była twa wola, zanim jeden biegun twej istoty
wdarł się w widzialność...
Teraz jeszcze śni wola twoja...
Ależ coraz bardziej i bardziej budzić się będzie twa
wola, aż kiedyś w radości i świetle – wszystko posię-
dziesz wolą!...
*
Wszystkie tablice praw ustanowiła wola radości.
Sam jesteś „wolą radości”, musisz być posłuszny wła-
snym prawom.
Tak tylko dotrzeć można do siebie samego w swym
Bogu żywym!
Wszystko, co może zapewnić trwałą radość, służyć ci
będzie.
Wszystko, co nie służy trwałej radości, musi ci szko-
dzić.
Atoli ty sam jesteś swym „sędzią”! Sam możesz się
na długi czas „potępić” i sam możesz podnieść się do
najwyższej „błogości”.
Ale – jakkolwiek długo miałbyś błądzić – kiedyś
będziesz musiał jednakże pójść za sobą samym...
Gdy tylko rozpoznasz wówczas siebie samego po raz
pierwszy, odnajdziesz siebie w Boskości...
...Jeszcze dążysz „na zewnątrz” w pustą nicość! Jesz-
cze szukasz tysięcy celów „na zewnątrz”!
Lecz kiedyś musisz jednakże zrozumieć, że tylko –
ty sam możesz się sobie stać „celem”!
*
We własnej dłoni dzierżysz moc „wiązania” i „roz-
wiązywania”!
69
Jeszcze nie jesteś w sobie świadom swej mocy!
Oczekujesz jeszcze z „zewnątrz” tego, co tylko we
„wnętrzu” stać się może.
Ale „zewnątrz” i „wewnątrz” stać ci się muszą jed-
nem, kiedy rozpoznasz wreszcie siebie samego w swem
wnętrzu, jako „wolę radości”.
Długo uczono cię, iż tylko „udręczenie serca”
i „skrucha” zbliżyć cię mogą do Boskości.
Nazbyt zawierzyłeś tym naukom i teraz oto lękasz się
drogi do siebie samego!
Nie lękaj się!
Niechaj cię nie przeraża jasność słoneczna, co leży
ponad nakazaną ci drogą niebieską!
Oko twe, które dotąd w mroku sądziło tylko, że wi-
dzi, będzie się musiało nasamprzód przyzwyczaić do
słońca, a z pewnością nauczy się też widzieć w świetle.
Kroczyć będziesz w mocy radości, gdy tylko znajdziesz
siebie samego w woli radości.
W woli radości żyć będziesz nowem życiem!
W woli radości przeżywać będziesz siebie samego
w swym wieczystym Bogu żywym!
70
9. Światło z Himavatu
Jeżeli szukasz światła,
tedy wiedz, iż droga twa
strzeżona jest przez
Mistrzów dnia!
71
72
10. Posłowie
W ukrytym namiocie pasterskim, wysoko ponad błę-
kitnem morzem Południa napisana została niegdyś
znaczna część tej książki.
Gdym wówczas, przed laty ogłosił urywki jej w czte-
rech małych rozprawach, sądziłem, iż tylko w specjalnie
przygotowanem kole oczekiwać mogę dla nich zrozu-
mienia.
Atoli doświadczenie wykazało, iż rozprawki te znala-
zły licznych czcicieli daleko poza owym ciasnym krę-
giem.
Tak więc odtworzyłem tu na nowo w pierwotnej po-
staci rozdział „Światło z Himavatu”, który niegdyś og-
łosiłem w dwóch wyciągach pod różnemi tytułami,
skreśliwszy zeń tylko to, co dodałem wówczas w celu
zbliżenia do sposobu pojmowania owego ciaśniejszego
kręgu.
„Z krainy Świecących” i „Wola radości” pozostały
na ogół niezmienione, aczkolwiek i te rozdziały, podob-
nie jak „Światło z Himavatu”, zostały nieco rozszerzo-
ne, aby się stały dla ogólnego zrozumienia dostępniej-
sze.
73
Nauki te, których jestem wyrazicielem i pośredni-
kiem, zwracają się do wszystkich ludzi, którym cicha
tręsknota pozwala przeczuwać krainę nadświata, wszę-
dy duchowo czynną i przenikającą ten świat ziemski w
niewidzialnych falach.
W naturze rzeczy, o których jest mowa w książeczce
niniejszej, leży, iż mogą się one ukazywać jedynie pod
zasłoną symbolów.
Starałem się uczynić zasłonę dość przezroczystą, aby
prawda stała się pod nią widoczna.
Ponadto wiele rzeczy pozostać musi niewypowie-
dzianych, bowiem nie dają się one wyrazić słowami.
Książka ta nastroić ma tylko struny na harfie.
Atoli dusza, która się jej przewodowi powierzy, jeśli
chce, aby wieczna pieśń w niej zabrzmiała, będzie mu-
siała sama swą własną pieśń na harfie tej zagrać.
Bô Yin Râ
Czerwiec 1920
K O N I E C
74