Bo Yin Ra
Księga
o
Człowieku
1
Spis treści
Słowo wstępne / 3
1. Misterium: „Mężczyzna i kobieta” / 8
2. Droga Kobiety / 21
3. Droga Mężczyzny / 37
4. Małżeństwo / 43
5. Dziecko / 50
6. Nowa Ludzkość / 60
Zakończenie / 67
Ostatnie pouczenie! / 77
2
Słowo wstępne
Od człowieka musisz dojść do „Boga”, w przeciw-
nym razie „Bóg” pozostanie dla ciebie na wieki – obcy!
Tak
pisałem
niegdyś w „Księdze Sztuki Królewskiej”.
Nie znajduję lepszych słów na rozpoczęcie dzisiaj
„Księgi o człowieku”.
Łącznie z „Księgą o żywym Bogu” i „Księgą o Za-
świacie” – „Księga o Człowieku” ma tworzyć trylogię.
Bo chociaż każda z osobna z tych trzech ksiąg jest
w sobie zamknięta i stanowi istniejącą dla siebie całość,
to jednak stoją one także wszystkie w wewnętrznym
związku między sobą nawzajem i znajdzie się wiele
miejsc, które się wzajemnie wyjaśniają.
Takie wzajemne wyjaśnienie będzie mogło wszelako
tylko pogłębiać oddziaływanie słów na duszę.
Dlatego więc i ta „Księga o Człowieku” trafiła do
rąk ludzi, którzy się już zapoznali z tamtymi dwiema
poprzednimi księgami!
Oby znalazła serca, które jej potrzebują: dusze, które
chętnie wchłoną jej treść!
3
Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, jak wiele niestety
jest możliwości błędnego tłumaczenia tych słów, jednak
uważam za swój obowiązek wyraźnie zaznaczyć, że
również księgę niniejszą napisałem, spełniając przyjęte
na siebie zobowiązanie; napisałem ją w całkowitym
porozumieniu z „Najstarszymi” członkami społeczności
duchowej, do której należą, a której zawdzięczam wszy-
stko, co mam do dania.
Nauka, którą się tu ogłasza, jest od lat tysięcy skar-
bem dziedzicznym tych, którym od zarania ludzkości na
tej ziemi powierzono stałą pieczę nad świętym zniczem,
otrzymującym światło z najwewnętrzniejszych głębin
„Praświatła”.
Podajemy jedynie dalej to, cośmy sami otrzymali, za
naszym pośrednictwem dotarło do współczesnych oraz
przyszłych pokoleń.
Nie rościmy sobie prawa do miana twórców tej
nauki.
Chodzi tu zresztą nie tyle o „naukę”, co raczej o po-
danie praktycznego doświadczenia, nabytego w żywym
świecie substancjalnego ducha wiekuistego, skąd po-
chodzi każda dusza ludzka na tej planecie.
A więc i ta księga traktująca o „człowieku” prowa-
dzić będzie w świat czystego substancjalnego ducha.
Może się to wydać sprzecznością wielu ludziom, któ-
rzy jeszcze nie wiedzą, że prawdziwy człowiek jest
„owocem miłości” pierwiastków męskiego i kobiecego
w substancjalnym czystym duchu, tak samo jak jego
zwierzęce ciało ziemskie powstało z cielesnego połącze-
nia miłosnego mężczyzny i kobiety na ziemi...
Kto chce jednak dotrzeć do istotnego człowieka,
a przez to poznać siebie samego, ten musi udać się do
ojczyzny człowieka – musi swoje szukania skierować
4
na owe drogi, po których wspiąć się można do tej
wyżynnej sfery, z której pochodzi wiekuisty organizm
prawdziwego człowieka. Organizm ten jest zgoła nie-
uchwytny dla zmysłów ziemskich, związanemu zaś
z ziemią rozumowi daje się poznać jedynie przez od-
działywanie stworzonych w duchu impulsów.
Dopóki zajmujemy się tylko zjawiskową postacią
ludzką, przejawiającą się na tej ziemi, mamy do czynie-
nia jedynie z dysharmonijnie ukształtowanym zwierzę-
ciem; dysharmonijnie, ponieważ usiłuje żyć nie tylko
jako zwierzę, lecz bodźce do przeżywania otrzymuje też
wyraźnie z innych jeszcze sił, ale należących do sił
zwierzęcych – dysharmonijnie, ponieważ owe obce
zwierzęciu siły przeszkadzają mu rozkoszować się
w zwierzęcym zadowoleniu swym bytem nie obarczo-
nym ciężarem winy.
A więc przede wszystkim należy poznać i usunąć
błąd, jakoby człowiek był tylko tą zjawiskową postacią,
jakiej tu na ziemi nadajemy miano „człowieka”.
Nikomu tu na ziemi – nikomu, kto „zna” ludzi, nie
można brać za złe, jeśli dla wzniosłych słów mieniących
człowieka „obrazem boskości” ma jeno uśmiech iro-
niczny, dopóki pojęciem, które wiąże on ze słowem
„człowiek”, ogarnia tylko człowieka ziemskiego...
Zaiste: słowa o „obrazie i podobieństwie boskim”
byłyby wręcz śmieszną niedorzecznością, gdyby ten,
kto je pierwszy wypowiedział, miał na myśli tylko czło-
wieka ziemskiego!
Słowa te mógł wyrzec tylko głupiec – albo też prze-
ciwnie: prawdziwy mędrzec, któremu odkryła się praw-
da o wszechogarniającej istocie człowieka.
Co musi obejmować pojęcie „człowiek”, jeśli ma
rzeczywiście zawierać w sobie człowieka, nie zaś tylko
5
jedną z niezliczonych form przejawiania się jego tak we
wszechświecie duchowym, jak i w postrzeganym zmy-
słami fizycznymi – to powie ci ta „Księga o Czło-
wieku”.
Sądzę, iż nie będziesz się już uśmiechał, słysząc sło-
wa mędrca, gdy poznasz w sobie to, co mam ci do
powiedzenia. Wówczas zrozumiesz, co ma oznaczać
uświęcone od wieków zdanie: „Na obraz boski stworzy-
li go Elohimowie”.
A wówczas na pewno nie będziesz już szukał „pra-
człowieka” na tym globie – zrozumiesz, że to, coś
dotychczas w ten sposób nazywał, zasługiwało raczej na
miano zwierzęcia z praczasów, z którego się rozwinęło
doskonalsze zwierzę, służące dziś człowiekowi za jego
nosiciela i narzędzie do przeżywania swego życia
w świecie fizycznym.
Nie będziesz też więcej „wątpił o człowieku”, gdyż
wszystko, co ci się dotychczas wydawało „małostko-
we”, „godne politowania” i „pogardy” w stworzeniu,
noszącym na ziemi miano „człowieka”, stanie ci się zro-
zumiałe jako naturalne i nieuniknione, bo zgodne
z naturą zwierzęcą oddziaływanie zwierzęcia ziemskie-
go, które tu „człowiek” prawdziwy usiłuje wykorzystać
jako środek do przejawiania siebie – a która częstokroć
stawia mu silniejszy opór, niż może on w dziedzinie
świata fizycznego przezwyciężyć.
Inne znów rzeczy nauczysz się rozumieć jako nie-
uniknione objawy „tarcia” przy wzajemnym oddziały-
waniu tak różnorodnych sił.
Ale też nigdy więcej nie będziesz marzył o „niebie
na ziemi”, poznasz bowiem, że nawet zwierzę, które ma
człowiekowi służyć na tym świecie materialnym, nigdy
by nie mogło znaleźć tu swego „nieba” – natomiast
6
„człowiek prawdziwy” od dawna posiadał swe niebo,
zanim sam się nie pogrążył w królestwie kształtów
fizycznych, gdzie „zwierzę ludzkie” musi użyczać mu
swych sił, by mógł znowu do tego nieba powrócić.
Twoje szczęście, jeżeli po przeczytaniu rozpraw, któ-
re ci tu daję, dojdziesz do własnego wewnętrznego prze-
świadczenia, że i ty jesteś człowiekiem pochodzącym
z wiekuistej ojczyzny człowieka, a nie tylko wyższego
rzędu zwierzęciem, z którym tak ściśle czujesz się sple-
ciony, że dotychczas być może nie przyszło by ci na
myśl uznawać je za coś ci obcego i działającego prze-
ciw tobie!
Twoje to szczęście, jeśli wówczas dźwigniesz się
z całej siły i odtąd będziesz sięgał tylko swych szczytów
– gdyż zbyt długo już grzebałeś się w swych błotnistych
nizinach – zbyt często zanurzały się twe dłonie w nie-
pewne otchłanie trzęsawisk, nie mogąc znaleźć tam
tego, co uważały za uchwytne!
Chcę cię widzieć w pełni ufności do siebie samego!
Nie będziesz mógł już gardzić sobą, skoro wyczujesz
– choćby tylko intuicyjnie – że nie ma w tobie nic god-
nego pogardy, chyba to, do czego sam wzbudzisz
w sobie pogardę przez błędne mniemania.
Od tego dnia nie będziesz się już więcej pospolitował
pospolitością!
Od tego dnia począwszy nie będziesz już dążył do
swych nizin!
„Buntownikiem” się staniesz, który się wyrywa hen
w górę ponad lepką glinę utartych kolein codzienności!
Swobodnym krokiem będziesz się wspinał skalną ście-
żyną wiodącą cię w tobie do twych śnieżnych szczytów!
Tak spotkasz wówczas siebie samego jako „człowie-
ka w ojczyźnie człowieka.
7
1. Misterium:
„Mężczyzna i kobieta”
W wiekuistym prapodłożu: w Duchu płodzącym
wiecznie siebie samego, a w sobie wszystko, co istnieje
– w źródle wszelkiego bytu i objawiania się, głęboko
ukryte – spoczywa misterium: „mąż i niewiasta”...
Budując mosty dla poznania ziemskiego, mówi się o
„czystym Duchu” jako o „absolutnym bycie”, choć taki
wiecznie w spoczynku pozostający „absolutny byt”,
trwający w sobie jedynie dla siebie, nigdy nie istniał,
nie istnieje i nigdy by istnieć nie mógł.
Kto tego rodzaju pojęcie pomocnicze stawia na rów-
ni z rzeczywistością, ten zbyt zaufał swemu myśleniu
i daleko mu jeszcze do zrozumienia, że wnioski myślo-
we nigdy nie sięgają dalej niż do granicy owych
wyobrażeń, które podlegają prawom, do jakich myślenie
musi się stosować. Natomiast rzeczywistość czystego
ducha jest sama dla siebie jedynym „prawem” i pozosta-
je niedosiężna dla wszystkich wniosków zgodnych
z prawami myślenia!
8
Siebie samego w sobie obejmując, tworzy „czysty
Duch” siebie samego od wieczności po wieczność – sie-
bie samego płodząc i rodząc – gdyż czysty duch to:
„mąż i niewiasta”.
A „mąż i niewiasta” w duchu płodzą i rodzą z pra-na-
danego samo-upostaciowania dalej – bez początku – bez
końca – człowieka czystego ducha, a płodzą go i rodzą
„na obraz i podobieństwo” swoje – jako „męża i niewia-
stę”, złączonych w pra-nadanej jedności dwubieguno-
wej istoty...
Wszystko, co kiedykolwiek stało się zjawiskiem:
wszystkie słońca i światy tak duchowego, jak i uchwyt-
nego dla zmysłów fizycznych wszechświata, wszystko,
wszystko jest „tworem” tego z ducha spłodzonego, czy-
sto duchowego „człowieka”, o ile to jest zjawiskiem –
przeto twór ten także jest świadectwem „męża i niewia-
sty” w duchu wiekuistym.
W nieskończonej ilości – w nieskończonej najróżno-
rodniejszej indywidualizacji – powstaje ten pierwszy
„człowiek” czystego ducha z męża i niewiasty w duchu
spłodzony i zrodzony, a każdy z nich jest wiecznie twór-
czy! – wiecznie w sobie płodząc i rodząc – gdyż „istnie-
je” tylko o tyle, o ile się przejawia w wiecznym płodze-
niu i rodzeniu jako „mąż i niewiasta” – jako spola
ryzowana męsko-kobieca siła.
To, co on płodzi i rodzi, jest „nim samym”, jest to byt
z jego bytu, wszelako jakby w „gęstszej”, uboższej w
światło postaci, aż wreszcie w dalekim następnym pło-
dzeniu już znacznie oddalony od pierworodnego bytu,
płodzi siebie samego w określonej duchowej „gęstości”,
jako „zjawisko”, rodząc z siebie wszystkie światy, które
się objawiają jako zjawisko.
9
Nieskończenie wielokrotne jest również „zjawisko”
człowieka wieczności w jego tworach zjawiskowych,
a każda poszczególna wypływająca zeń postać zjawi-
skowa płodzi i rodzi dalej najbliższy niżej stojący rodzaj
zjawiska.
Istnieją we wszechświecie duchowym, a nawet
w kosmosie fizycznych światów zjawiskowych stopnie
„człowieka”, które by człowiekowi upostaciowionemu
na tej ziemi – gdyby był zdolny oglądać – wydawały się
wyższe niż Bóg...
Jeden z najniższych stopni postaci zjawiskowej
„człowieka” przedstawia jednak sam człowiek ziemski.
W nim pra-spłodzony człowiek czystego ducha związał
się z jedną z najmniej wolnych istot wśród swoich two-
rów zjawiskowych – ze zjawiskiem zwierzęcia.
Tu w zwierzęciu ziemskim człowiek ducha zatracił
świadomość siebie samego i odczuwa teraz siebie jesz-
cze tylko świadomością doskonalszego zwierzęcia w
drganiach komórek z ziemią związanych. Świadomość
tę rozjaśniają tylko nieco nieliczne nikłe promienie,
pochodzące z prawdziwego człowieczeństwa w duchu,
co wznosi samopoczucie ziemskiego człowieka ponad
świadomość innych zwierząt ziemskich.
„Człowiek” zginąłby w zwierzęciu, gdyby nie podą-
żył za nim na Ziemię jego spadek z pra-spłodzenia, tak,
że może mu znów być przywrócona siła do przyjęcia w
siebie promiennego i całkowicie ze światła utworzonego
kryształu czystego ducha, który wówczas człowiek
odnajdzie w samym sobie jako „swego Boga”.
Jak studniarz nie opuści się w głębię szybu, nie umo-
cowawszy odpowiednio liny, która ma zapewnić mu
możność powrotu na powierzchnię, tak też i człowiek
ducha nie zstąpił do swego zjawiskowego tworu nie
10
zabezpieczywszy sobie nieustannego dalszego płodze-
nia przez „srebrną nić” promiennych sił ze swego
pierwszego spłodzenia w czystym duchu.
Jedynie dzięki siłom z najwyższych sfer, które wsku-
tek takiego powiązania dosięgają jeszcze człowieka tak-
że tu na Ziemi, jest dla człowieka ziemskiego możliwe
zjednoczenie się w sobie samym ze swym Bogiem, a
w Nim wzbijanie się z mroków wzwyż ku Światłu i ja-
sności.
Wiedząc o swoim wysokim zabezpieczeniu, gdy Bóg
jego w nim się „narodzi”, może on wówczas, wolny od
zagrożenia, ważyć się na wejście w najprzepastniejsze
otchłanie, na jakie by go skazywał jego los ziemski.
Jeszcze
jednak większość ludzi na ziemi żyje w ziem-
skim zwierzęciu ludzkim bez Boga, jeśli nawet służą
jakiemuś wyśnionemu pozaświatowemu Bogu.
Jeszcze szukają swych dalekich przodków z pracza-
sów jedynie na tym globie, nic nie wiedząc o tym, że
cały wszechświat należy do człowieka; nie wiedzą, że
„ludzie z czasów przedhistorycznych”, których ślady
znaleźć można jeszcze na ziemi, są tylko ziemskimi
przodkami „po kądzieli”, podczas gdy ich przodków
„po mieczu” – pierwiastek zapładniający – można było-
by znaleźć jedynie w królestwach ducha.
Wyzwolenie człowieka duchowego z pęt, w które
sam się zaplątał, a którymi związany jest jako człowiek
ziemski, może jednak dopiero wówczas nastąpić, gdy
nareszcie znów rozpozna siebie jako jedną tylko
z tysiąckrotnych postaci zjawiskowych „człowieka”
i otrząśnie się z urojenia, jakoby on jedynie taki tylko,
jak się tu znajduje na tej małej Ziemi – był prawdziwym
„człowiekiem” – jedyną formą przejawiania się czło-
wieka.
11
Słowa świętych ksiąg dalekiej przeszłości są zgubą
dla ludzi wierzących w nie, dopóki człowiek ziemski
stosuje wszystko, co w tych świadectwach mędrców
powiedziano o „człowieku”, tylko do siebie jedynie –
tylko do przejawiającej się tu na tej Ziemi postaci zjawi-
skowej człowieka.
Wzwyż kierować musi wzrok swój – byle nie ku
jakiemuś pozaświatowemu Bogu, którego wyśnił sobie
wysoko ponad obłokami, lecz „wzwyż” ku samemu
sobie w swoich wyższych formach zjawiskowych –
„wzwyż” ku swemu praźródłu – czystemu Duchowi,
który chce się w nim samym jako „jego Bóg” na nowo
skrystalizować!
Ale też swego prawdziwego „żywego” Boga odnaj-
duje człowiek ziemski tylko z trudem, – gdyż przyzwy-
czaił się w swym Bogu widzieć tylko „mężczyznę”,
podczas gdy jego „Żywy Bóg” – mężem jest i niewiastą.
Wybawienie człowieka ziemskiego następuje jedynie
wtedy, gdy także „niewiasta” w jego Bogu przemawia
znowu do jego świadomości...
„Wieczysta kobiecość pociąga nas wzwyż”.
To, że on tylko „mężczyznę” widzi w swym urojo-
nym Bogu, jest winą, jest odwróceniem się od sił praza-
mierzonego bytu – uwikłaniem się w pożądających po-
częcia pierwiastkach kobiecych swej istoty – zaniecha
niem męsko-aktywnych pierwiastków w sobie samym.
Gdzie we wszechświecie pierwiastki męski i kobiecy
nie są czynne w zjednoczeniu, tam wszędzie pozosta-
wać musi rozdźwięk.
Nazywaj sobie spokojnie „męża i niewiastę” również
innymi imionami!
Zawsze są to dwa przeciwstawne bieguny, wywołują-
ce w swym zjednoczeniu życie!
12
Dodatni i ujemny, czynny i bierny, płodzący i rodzą-
cy, dający i otrzymujący, wyrzucający z siebie i wciąga-
jący w siebie, poruszający i poruszany...
A wszystko to łączy się w wiecznym biegu okrężnym
tak jak niewiasta na ziemi: staje się matką mężczyzny,
a mężczyzna ojcem niewiasty.
I nie ma żadnego tworu, żadnej istoty w duchowym
czy uchwytnym dla zmysłów fizycznych wszechświecie
– ani też nic pozornie „czysto męskiego” lub „czysto
kobiecego” w czym by nie można było odnaleźć jedno-
cześnie „męża i niewiasty”, choćby nawet w tysiąckrot-
nie różniących się połączeniach.
W nicość rozpaść się musiałby nawet każdy „atom”,
gdyby nie byli w nim stale czynni, płodząc i rodząc,
„mąż i niewiasta”.
Jakkolwiekby
badacze nazywali potęgi, odkryte przez
nich w najdrobniejszych cząstkach „materii” – zawsze
chodzi tu o formy praistniejących sił „mąż i niewiasta”.
Ale także swego „żywego” Boga będziesz mógł mieć
nadzieję odnaleźć w sobie dopiero wtedy, gdy go bę-
dziesz szukał tak, jak się jedynie znaleźć daje: jako
„męża i niewiastę” – i dopiero, gdy go w taki sposób
odczuwając będziesz „szukał”, będzie się mógł w tobie
samym ukształtować z pierwiastków: męskiego i kobie-
cego w ów całkowicie ze światła powstały „kryształ”,
który wtedy jednoczy w swej dwubiegunowej istności
obydwa bieguny twego własnego bytu.
Wysoka pomoc z twej duchowej ojczyzny będzie ci
dana, gdy w taki sposób usiłujesz szukać...
Żyje na tej ziemi niewidzialnie Jeden, który tu jest
jaki był – jeden z ojcowskiego prapoczęcia – z macie-
rzyńskiego porodu w czystym duchu – niepokalany
13
Człowiek Duchowy z najwyższych sfer bytu w Wieku-
istym Prapodłożu Bosko-duchowego Życia.
Jeden z tych, których „Mąż i Niewiasta” w duchu
płodzą i rodzą na „obraz i podobieństwo” swoje!
Ale żyją również na tej planecie inni niewidzialni
„ludzie”: „ludzie”, pochodzący z dalszego płodzenia
owych praspłodzonych. Jako tacy, są wprawdzie „zwią-
zani”
ze swymi własnymi tworami zjawiskowymi w nie-
widzialności, a jednak pozostają w „wysokim świetle” –
nie „upadli” ze światła i jasności jak widzialny człowiek
zjawiskowy.
Znając ciężką dolę człowieka w jego postaci zjawi-
skowej ziemskiej, usiłują go ratować, jeśli naprawdę
chce się dać ratować.
Oni sami wszakże czynni są pod kierownictwem
duchowym owego jednego niewidzialnego prapoczęte-
go, który kieruje wszystkimi sprawami duchowymi na
tej planecie.
Owa niewidzialna społeczność szafarzy pomocy du-
chowej, pod najwyższym duchowo-ludzkim kierownic-
twem – znajdowała w bycie wciąż i wciąż nowych ludzi
ziemskich, których by mogła doskonalić na narzędzia
swej płomiennej woli niesienia pomocy – na czynnych
mistrzów najwyższego ziemsko-duchowego poznania! –
na współpracujących w ich dziele pomocy, ponieważ ci
już przed inkarnacją w ciele ziemskim ofiarowali się do
współpracy w tej pomocy.
Przez ten „most”, nieodzownie konieczny, aby do-
trzeć do ludzi omackiem szukających w ciemnościach
tej ziemi, kroczył i kroczy we wszystkich czasach ów
wiekuiście prawdziwy „człowiek” z Prarodzenia w Du-
chu znowu ku swemu upadłemu duchowemu potom-
stwu z dalszego samopłodzenia w postaci najbardziej
14
pozbawionej światła: ku człowiekowi ziemskiemu –
szukając, kogo by mógł podnieść i z powrotem popro-
wadzić ku światłu.
Przyczyna tego, że tak wielu ludzi na ziemi szuka,
a tak nieliczni tylko znajdują tkwi w tym, że prawie
wszyscy Szukający obierają zły kierunek i tak oto coraz
głębiej pogrążają się w ciemności... Każda siła działa
w tym kierunku, jaki jej nadano.
Ale człowiek ziemski, w którym noszące go „zwie-
rzę” uzyskało przewagę, tak, że cechy ziemsko-zwierzę-
ce, ugruntowane w sobie uważa za swe cechy istotne,
a nawet wręcz za siebie samego, szuka oto poza sobą
tego, co znaleźć by mógł tylko w sobie, gdzie wszak
stale i ciągle istnieje powiązanie z wyższymi stopniami
jego bytu człowieczego dzięki „srebrnej nici” z pro-
miennych sił wysnutej, która też to, co jest naprawdę
„człowiekiem” – w człowieku ziemskim wiąże jeszcze
z wszelkim człowieczeństwem duchowym.
Również żaden opiekun ze sfer duchowych ani nikt
z tych, którzy jako „mistrzowie” poznania duchowego
żyją w widzialności tu na ziemi, by prawdziwemu
„człowiekowi” wieczności budować „most”, nie może
dotrzeć do człowieka ziemskiego w jądrze jego świado-
mości inaczej niż tylko od wewnątrz, gdzie jedynie zna-
leźć można prawdziwe człowieczeństwo.
Do prawdziwego człowieczeństwa w człowieku
ziemskim można niejako przemówić również z niewi-
dzialnej zewnętrzności, ale jedynie celem przygotowa-
nia go, by się zbudziło do przyjęcia wewnętrznego
pouczenia i oświecenia.
Do wewnątrz więc należy kierować wszelkie poszu-
kiwania, jeśli mają doprowadzić do znalezienia. Nie
w klasztorach tybetańskich, nie w świętych miejscowo-
15
ściach hinduskich, nie w tajemnych kołach rzekomych
„wiedzących” – można osiągnąć „wielkie oświecenie”,
„przeistoczenie się w Buddę” lecz jedynie w najściślej-
szej samotności z samym sobą – z prawdziwym „czło-
wiekiem” we własnym sercu...
Nikt z tych nader nielicznych tu na ziemi, którzy
zostali wydoskonaleni na mistrzów poznania duchowe-
go, aby nieść pomoc swym bliźnim, nie może cię dosię-
gnąć, choćby nawet stał obok ciebie, jeśli świadomość
twoja nie znajdzie się w stanie czuwania tam, gdzie
jedynie możesz uświadomić sobie swe człowieczeń-
stwo.
A teraz chcę dalej mówić do ciebie jako do człowie-
ka, który to, com dotychczas powiedział, chętnie wchło-
nął w siebie.
Usiłujesz więc dotrzeć w sobie do „człowieka” wyż-
szej formy zjawiskowej za pomocą utajonego w tobie
prawdziwego człowieczeństwa?
Chcesz więc stopień po stopniu piąć się wzwyż i zna-
leźć się z powrotem w miejscu swego pochodzenia
w czystym duchu?
Chcesz słów moich nie tylko wysłuchać tak, jak się
słucha jakichś cudownych bajek, lecz chcesz uczciwie
i z całych sił według słów moich postępować?
Tedy słuchaj dalej, co przychodzę ci powiedzieć:
„Człowiek” spłodzony z ducha – z „męża i niewia-
sty” z ducha poczęty i zrodzony – jest jakoś to już sły-
szał, „mężem i niewiastą”.
Na wszystkich jego stopniach w dół aż do człowieka
ziemskiego możesz spotkać duchowego człowieka
wieczności tylko jako „męża i niewiastę i tylko w takiej
dwubiegunowej jedności znajdziesz go, skoro sam na
16
świecie ducha uznany zostaniesz za zdolnego do znale-
zienia.
Także Mistrz najczystszego poznania duchowego,
którego ci wówczas posyłają na opiekuna i kierownika
w sprawach duchowych, chociaż go nie znasz, nie wi-
dzisz, a tylko jakimś nowym czuciem wiesz o nim, jest
również – „mężem i niewiastą”, albowiem co z niego
może jedynie do ciebie dotrzeć, to jest wiekuisty czło-
wiek, który w nim, w człowieku ziemskim, z grobu
zmartwychwstał.
Jeżeli szukasz światła, tedy wiedz, że drogi twej
strzegą Mistrze Dnia wiecznego, przed którym muszą
ustąpić wszelkie ciemności w tobie!
Wszelako
powinieneś
również wiedzieć, kto są w rze-
czywistości owi mistrze i gdzie ich dosięgnąć możesz,
gdyż nie w świecie zewnętrznym i nie od zewnątrz jest
dla ciebie osiągalne to, co żyje w nich, aby ci spieszyć
z pomocą.
Nie ich zjawisko zewnętrzne w świecie podpadają-
cym pod zmysły może ci nieść pomoc, jakiej ci potrze-
ba!
Nie szukaj ich w zasięgu nocy niepoznania, gdzie
doskonalsze zwierzę, służące „człowiekowi” jako wehi-
kuł, błąka się na swój sposób, a zrozpaczona i dręczona
wątpliwościami miesza pozory z rzeczywistością!
Tutaj zawsze dotąd już szukałeś i nie znalazłeś...
Będziesz musiał teraz szukać w innym nieznanym ci
jeszcze miejscu...
Nigdy, przenigdy, dopóki żyjesz tu na ziemi w ziem-
skiej szacie, nie dojdziesz do prawdziwie jasnego poj-
mowania samego siebie, zanim nie znajdziesz w sobie
„człowieka” prawiecznego poczęcia.
17
Nie możesz go jednak znaleźć inaczej, niż wstępując
stopień po stopniu po „drabinie niebieskiej”, której naj-
niższe szczeble stanowią ludzie ziemscy, w których
wszelako czysty człowiek ducha już się stał panem
i królem.
Na próżno byś szukał ostatecznego wyjaśnienia
w „świętych księgach”, gdyż pisano je niegdyś tylko dla
ludzi, którzy od dawna zdobyli jasność ostateczną, a te
wskazówki miały im tylko towarzyszyć na dalszej dro-
dze życia.
W takich księgach mistrz przemawia do ucznia, który
jest z nim już wewnętrznie jak najgłębiej zespolony
i któremu może się objawić w poufnej mowie pełnej
symbolicznego znaczenia.
Ale gdy kiedyś w swoim wnętrzu w swym wieku-
istym człowieczeństwie znajdziesz to, czego dziś jesz-
cze szukasz, wówczas także wiele tekstów z minionej
dawno przeszłości zacznie przemawiać do ciebie zrozu-
miałą, wyraźną mową, a wtedy dopiero święte księgi”
przyniosą i tobie rzeczywiście pożytek.
Teraz jednak powinieneś szukać nasamprzód jedynie
w sobie samym!
Przede wszystkim powinieneś zacząć od tego, abyś –
kiedy mówisz do siebie samego „Ja” – zwracał się z tym
zawołaniem już nie tylko do doskonalszego zwierzęcia,
lecz do wiekuistego „człowieka”!
„Męża i niewiasty” musisz szukać we wszystkim, co
jest w tobie i co jest ponad tobą!
Czy jesteś mężczyzną, czy też kobietą – wiedz, że od
wiek – wieków wyznaczyłeś sobie już sam swą biegu-
nowość i że ten rodzaj biegunowości także po wieki
wieczne zmienić się już nie może – ale stale ku sobie
samej pożąda w sobie bieguna przeciwnego.
18
Twoim męskim pierwiastkom duchowym nie wolno
w tobie chcieć uciskać kobiecych pierwiastków ducho-
wych, podobnie jak twoim kobiecym pierwiastkom
duchowym nie wolno nie uznawać w tobie pierwiast-
ków duchowych męskich!
Tak tylko znowu zjednoczysz się kiedyś w duchu ze
swym od prawieków ci danym biegunem przeciwnym w
takim samym zjednoczeniu duchowym, jakie ciebie
i jego łączyło w jedność zanim musiało nastąpić rozłą-
czenie przez upadek z wysokiej światłości...
Szukaj w należyty sposób, tak jak cię tu uczę szukać,
a znajdziesz kiedyś siebie samego jako „człowieka
wieczności”!
W nim – w tobie – przez wszystkie stopnie pośrednie
wzniesiesz się, połączony ze swym „żywym” Bogiem,
do pierwotnego stanu twego prapoczętego bytu, który
utraciłeś dla swej świadomości jedynie przez wybór
swej własnej woli – z ducha poczęty, w duchu zrodzony
– z „męża i niewiasty” w duchu wiecznie żyjący!
Nie każdy człowiek ziemski już podczas tego życia
uwięzionego w zwierzęciu dochodzi do świadomości
w świecie czystego, substancjalnego ducha.
Nader nieliczni tylko w każdej epoce stają się już
podczas swego bytu ziemskiego świadomi na jawie
w duchowej sferze ziemi. Wszyscy jednak mogą już
tutaj i podczas swoich dni ziemskich odnaleźć w sobie
samych swe życie wieczne!
Wszyscy muszą się z czasem nauczyć, jak odnaleźć
w sobie to życie wiekuiste, choćby go nawet jeszcze nie
znaleźli przed rozstaniem się z zewnętrznym światem
ziemskim.
19
Nigdy nie możesz stać się świadomy w czystym du-
chu, zanim nie będziesz żył w sobie swym życiem
wiecznym!
Dopiero w swoim życiu wiecznym możesz przeży-
wać siebie samego jako człowieka wieczności!
A więc i ciebie dotyczą uświęcone słowa wysokiego
Mistrza: „Bądźcie doskonali jako wasz Ojciec w niebie-
siech doskonały jest!”
Ale nie to, co w tobie do ziemi tylko należy, może
kiedyś osiągnąć wskazaną tu „doskonałość”.
Tylko wtedy, gdy odnajdziesz w sobie swe życie
wieczne i w nim żyć będziesz, staniesz się „doskonały”
jak „Ojciec”, który jest „w niebiesiech”, jako wiekuiście
płodzący w matczynym łonie wiekuistego rodzenia:
Prasiła w Prabycie – „Mąż”, a równocześnie „Niewia-
sta”!
Zanim nie osiągniesz tego, co tu jest do osiągnięcia,
nie powinien minąć ani jeden dzień twego życia, który
by nie ujrzał co najmniej twego dążenia do tego celu!
20
2. Droga Kobiety
W
owej
najwyższej sferze duchowego świata zjawisk,
gdzie człowieczeństwo duchowe płodzi samo siebie po
raz pierwszy jako zjawisko – tu jednak wciąż jeszcze
jako zjawisko duchowe – „mąż” i „niewiasta” są jeszcze
ściśle zjednoczeni w pranadanej jedności dwubieguno-
wego odczuwania jaźni.
Za każdym nowym dalszym płodzeniem jednak
światy duchowe, w których się dalej płodzi ów pierwszy
duchowy człowiek zjawiskowy, stają się jakby coraz
„gęstsze” i uboższe w dane im pierwotnie „światło” –
wciąż jednak pozostaje jeszcze najściślejsze zjednocze-
nie „męża i niewiasty” we wspólnym dwubiegunowym
zjawisku.
Doszedłszy wreszcie do swego niejako „najgęstsze-
go” przejawu zjawiska duchowego – słabo już tylko
oświetlony prapierwotnie mu danym „światłem”, znaj-
dując się w dziedzinach tak dalekich od swego pierw-
szego płodzenia poznaje człowiek ducha po raz pierw-
szy światy kształtów fizycznych.
21
Tu zaś zdarza się, że biegun kobiecy w nim ogarnia
nowe uczucie: lęk.
Lęk wobec przeogromnych sił, nad którymi zjedno-
czony dwubiegunowy człowiek ducha dotychczas jesz-
cze panował, ale które obecnie widzi czynne na nowy
sposób – dla niego samego tak dalece obcy, że już nie
ma odwagi tu im rozkazywać, a co za tym idzie, traci
władzę nad nimi...
Ale poza działaniem sił, które wydają mu się teraz
groźne, postrzega – nowy świat z żywymi istotami, któ-
re wszystkie pochodzą z jego własnej siły w jej naj-
świętszym duchowym przejawie: świat formy postrze-
gania zmysłami fizycznymi – świat zjawiska przeżywa
jącego się fizycznie.
Lęk wobec sił, nad którymi przestał już panować,
oraz przyciąganie płynące z form świata fizycznego
sprawiają wreszcie, że kobiecy biegun duchowego zja-
wiskowego człowieka teraz aktem woli burzy mur, od-
dzielający go dotąd jeszcze od wszechświata fizyczno-
-zmysłowego.
Przemożnie pokonywa go wiedza o nowo odkrytej
możliwości doznawania nieznanego rodzaju przeżyć
i drżąc wewnętrznie z pożądania, wyrywa się ze swej
dotychczasowej postaci zjawiskowej – łączy się ze
zwierzęciem ziemskim – niby błyskawica, wyrywająca
się z chmury, aby się z ziemią połączyć.
Istnieją w przestrzeni kosmicznej niezliczone „zie-
mie”, na których człowiek duchowy musi teraz tak oto
przeżywać swoje życie w ciele zwierzęcym: w fizycz-
nym ciele zwierzęcia, którego szczątki znaleźć można
na tej planecie zachowane jeszcze z czasów, kiedy ono
jeszcze nie nosiło w sobie człowieka duchowego, cho-
ciaż dzisiaj nadają mu miano „praczłowieka”.
22
Przez wyrwanie się z duchowego świata zjawisk
i nowe związanie się z ciałem zwierzęcym dokonał się
ostatecznie „upadek” z wysokiej światłości
Człowiek duchowy, który dotychczas był „mężem”
i „niewiastą”, zjednoczonymi tym samym odczuwaniu
„Ja” i stale siebie samych nadal płodzącymi w coraz
dalszych światach duchowych – został wskutek tego
teraz rozdwojony, albowiem w fizycznym świecie zja-
wisk siłą rzeczy rozłączają się bieguny „męski” i „ko-
biecy”, ponieważ świat ten może istnieć jedynie w sta-
łym „napięciu” wynikającym z rozłączenia odwiecznie
istniejących biegunów.
Biegun kobiecy duchowego człowieka zjawiskowego
pierwszy powoduje ten „upadek” i pożąda bytowania
w postaci zwierzęcej – a że w królestwach ducha nic się
ostać nie może, w czym byłby czynny jeden tylko z dwu
biegunów „mąż” – „niewiasta”, to i biegun męski musi
jednocześnie ulec „upadkowi”.
Postać zwierzęca, którą biegun kobiecy odnajdują
natychmiast podczas swego „upadku” – „stworzona” już
przez człowieka duchowego najwcześniejszego poczę-
cia – stwarza dla bieguna męskiego przymus pożądania
takiej samej postaci dla siebie.
„A gdy synowie bogów ujrzeli, że córy ziemi są pięk-
ne, pojęli je za żony”. (Córy „bogów” stały się już tutaj
„córami ziemi”! – Synowie bogów podążyli za nimi!)
Tak mniej więcej można na modłę ziemską opisać
wiecznie powtarzający się przebieg, który wreszcie
człowieka należącego do duchowego świata zjawisk
więzi w postaci ze świata zjawisk uchwytnych dla zmy-
słów fizycznych.
Nie dzieje się tu nic innego, jak tylko pożądana naj-
pierw przez biegun kobiecy zmiana sposobu widzenia,
23
która niezwłocznie rozdwaja zjednoczone poprzednio
bieguny i rozdziela je na osobno dla siebie istniejący
biegun kobiecy i również teraz dla siebie istniejący bie-
gun męski, stosownie do podziału płci ziemskiego zwie-
rzęcia ludzkiego, które tylko przy takim podziale może
się utrzymać.
Podanie o raju mówi o uwiedzeniu „Ewy” przez
„węża”, a następnie o uwiedzeniu przez nią „Adama”.
Choćby to podanie, tak jak je znany, nie doszło do nas
w pierwotnej swej postaci, to jednak wskazuje ono jesz-
cze wyraźnie, że tu jakiś mędrzec swą wiedzę o wiecz-
nie ponawiającym się przebiegu chciał przekazać
potomności pod osłoną symbolicznej opowieści o zda-
rzeniu zaistniałym jakoby w określonym czasie – zakła-
dając, że potomność pozna się na mowie jego symboli.
Kto umie czytać w słowach tego wiedzącego, ten
wnet dojrzy również dalsze skutki dla „męża” i „niewia-
sty” w ich ziemskiej rozłące ujęte w słowach, które
mędrzec kładzie w usta „Pana” do „Adama” i „Ewy”.
Słowa te bardzo wyraźnie rozróżniają stopień skutków
winy.
Przy stale się powtarzającym przebiegu „upadku” –
w każdym poszczególnym przypadku – bierny z natury
swej biegun „kobiecy” pierwszy popada w „prawinę”
przez lęk, pierwszy ulega siłom przyciągającym świata
fizycznego.
Biegun męski bynajmniej też nie jest bez winy – nie
jest tylko „ofiarą” swego zjednoczenia z biegunem
kobiecym!
„Winą” bieguna „męskiego” jest „poniechanie czyn-
nego oporu w dwubiegunowym wspólnym życiu
w chwili, gdy biegunowi kobiecemu groził lęk i przy-
ciąganie.
24
Następuje tu więc zamiana ról obu biegunów – swe-
go rodzaju perwersja duchowa, przy której biegun
kobiecy przyjmuje postawę czynną, natomiast biegun
męski bierną, co sprawia, że „upadek” w fizyczny świat
zjawisk staje się nieunikniony.
Rozstrzyga jednak o „prawinie” tylko stanowczy akt
woli bieguna kobiecego. Stąd w podaniu o „upadku”
w „grzech” owa „klątwa”, spadająca na ludzkość w oso-
bie „kobiety” i obarczająca ją w postaci ziemskiej cier-
pieniami cielesnymi, trwogą i troskami związanymi nie-
odzownie z fizycznym ciałem zwierzęcym oraz ową
ustawiczną walką z połyskującym „wężem”, rodzaju
widzenia zmysłami fizycznymi.
„Mężczyźnie” natomiast będzie jedynie sam ten spo-
sób widzenia pozbawiony wartości przez owe przekleń-
stwo.
Jego oczekują tylko trudy i utrapienia, z którymi
związane jest bytowanie w fizycznej formie widzenia.
Stąd dalej w podaniu słowa „Pana” do „kobiety”
w człowieku: „Podlegać będziesz mężowi i on będzie
twoim panem!”
Jakże często nadużywano tych słów, jako pozwolenia
na gnębienie indywidualności kobiecej na podstawie
rzekomo przyznanej tu bezwzględnej władzy mężow-
skiej w małżeństwie!
Ale nawet wszelka żartobliwa ani złośliwa drwina
nie zdoła zatrzeć wielkiej prawdy, którą ów wiedzący
już przez to, jak sądził, dostatecznie podkreślił jako
rzecz wielkiej wagi, że włożył ją w usta „Pana” w for-
mie rozkazu do mężczyzny i kobiety.
Można tu doprawdy znaleźć coś innego niż przy-
puszczali ci, którzy usiłowali wyczytać z tego, lekko
tylko osłoniętego objawienia prawdy, pożądane boskie
25
potwierdzenie praw do męskich zachcianek władzy nad
kobietą!
Wskazano tu drogę do kiedyś byłego, a mającego
w przyszłości ponownie nastąpić zjednoczenia w króle-
stwie ducha obu rozdzielonych na ziemi biegunów, jakie
dokonać się może tylko przez zaniechanie duchowej
perwersji biegunów, stanowiącej niegdyś wstępną przy-
czynę „upadku”!
Zwrócono tu uwagę na prawo duchowe, które tu na
tej ziemi może się posługiwać jedynie mężczyzną, jeśli
potrzebne są ludzkie anteny, by radosne poselstwo czło-
wieka wieczności udostępnić znowu błąkającemu się
w „mroku” człowiekowi ziemskiemu i skierować nań
siły niezbędne mu do powrotu do „światła”!
Jeszcze mężczyzna i kobieta zachowali w sobie na
tym ziemskim świecie zjawisk resztki śladów dawniej-
szego połączenia biegunów.
W kobiecie na taj ziemi żyje jeszcze coś niby „wspo-
mnienie”, że w duchu niegdyś znajdowała swoje „Ja”
również w „mężczyźnie” – w biegunie męskim, a męż-
czyzna na tym globie może jeszcze odnaleźć w sobie
podobny ślad dawniejszego zjednoczenia z „niewiastą”
– z biegunem kobiecym...
Wszelkie dążenie do zjednoczenia dusz pomiędzy
mężczyzną a kobietą na tej ziemi jest ugruntowane tylko
na tym, co w ten sposób jeszcze wie w mężczyźnie
o kobiecie i w kobiecie o mężczyźnie.
Nawet owa niesłychana potęga pociągu płciowego,
istniejącego w cielesności zwierzęcej pewnych jedno-
stek obojga płci, nie mogłaby wystąpić człowieku ziem-
skim, gdyby opory dusz, zasługujące tu na uwagę, nie
były do minimum wyłączone przez duszewne „wspo-
26
mnienie” – ostatnie wyczucie – dawniejszego zjedno-
czenia biegunów.
Żadne „porozumienie” dusz pomiędzy mężczyzną
a kobietą w ciele ziemskim nie byłoby możliwe bez
tego, co jeszcze w dalszym ciągu działa w kobiecie jako
pozostałość jej dawniejszego zjednoczenia z mężczyzną
– oraz bez tego, co się jeszcze utrzymało w mężczyźnie
z oddziaływań zjednoczonego z nim ongi bieguna
kobiecego.
Nie wszyscy „ludzie” w duchowej postaci zjawisko-
wej ulegli „upadkowi”: rozdwojeniu.
Od owych nierozdwojonych żyjących w duchowej
sferze ziemi – od tych nieupadłych – płynie wciąż na
nowo płomienna, miłością kierowana wola niesienia
ratunku, która zna jeden tylko cel: upadłych w fizyczno-
zmysłową formę zjawiskową sprowadzać z powrotem
do pierwotnego stanu duchowego.
Ci właśnie nierozdwojeni, ale też tylko oni wyłącznie
z takich na ziemi, którzy już przed swym zrodzeniem
przyjęli na siebie zobowiązanie, stwarzają owych „obu-
dzonych”, których nazywa się Mistrzami kosmicznego
poznania.
Ci nieupadli z pewnością nieomylną wybierają sobie
spośród ludzkości tej ziemi owch mężów, w których
rozpoznają duchowość, co wobec nich ongi zaciągnęła
zobowiązanie: owych mężów mogących się stać dla
nich „synami” i „braćmi” – i doskonalą ich na „Jaśnieją-
cych” w wieczności.
Ci niewidzialni dwubiegunowi ludzie duchowej
postaci zjawiskowej żyją – jak to już wyżej zaznaczy-
łem – w duchowej sferze tej ziemi pod wysokim, peł-
nym miłości przewodnictwem jednego z prapoczętych
„ludzi” ducha – z owych najwyższych i najdoskonal-
27
szych, którzy pozostają stale w czystym duchu i nigdy
nie mają chęci dalej się płodzić choćby tylko w świa-
tach zjawisk duchowych.
Zgodnie z odwiecznym prawem duchowym jedynie
biegun męski człowieka duchowego, żyjącego tu na zie-
mi w ciele zwierzęcym, zdolny jest jeszcze wkraczać
świadomie w sfery duchowe ziemi, gdzie przebywają
jako opiekunowie człowieka ziemskiego owi „nieroz-
dwojeni”.
Dlatego też kobiety ziemi – ucieleśnienie kobiecego
bieguna człowieka duchowego – nigdy by nie można
było udoskonalić na mistrza poznania kosmicznego, jak
również byłoby rzeczą niemożliwą, by prawdziwy
mistrz mógł przez przelanie duchowe uczynić z kobiety
swego przybranego w duchu „syna” lub udzielić jej rze-
czywistego wtajemniczenia. Pochodzi to stąd, że wszel-
kie te formy czynnej, w sobie zamkniętej a dalekiej od
jakiejkolwiek samowoli duchowości, stawiają jako wa-
runek
– czynny biegun duchowy w człowieku ziemskim.
„Kobieta” jako odłączony bierny kobiecy biegun du-
chowego człowieka zjawiskowego ponosi w swym ży-
ciu ziemskim teraz skutki swego impulsu woli do ucie-
leśnienia się w świecie fizycznym, przez co z konie
czności musiało nastąpić rozłączenie biegunów „mąż
i niewiasta”.
Także ucieleśniony na ziemi biegun kobiecy człowie-
ka duchowego może wprawdzie za życia ziemskiego
„wznieść się”
do
sfer
duchowych
ziemi,
ale
tylko w od-
powiedni dla jego rodzaju bierny sposób, nie uzyskując
w tych sferach świadomości. Nie wyłącza to jednak
bynajmniej przyjmowania przezeń wpływów ducho-
wych wynikających z oddziaływania duchowych biegu-
nów męskich.
28
Mężczyzna natomiast na tej ziemi – jako ucieleśnie-
nie męskiego bieguna duchowego – zachowuje swą
czynną siłę duchową nawet w ciele zwierzęcym, aczkol-
wiek w rzadkich bardzo wypadkach, o których była już
mowa – bądź całkowicie, bądź tylko częściowo – udaje
się ją wyzwolić z utajenia.
Takie wyzwolenie jednak nastąpić może jedynie za
sprawą wyzwalających ją pomocników – owych nieroz-
dwojonych w duchowej sferze ziemi gdzie wówczas
męski biegun duchowy może być i aktywnie działać we
w pełni zbudzonej lub przynajmniej częściowo zdolnej
do odczuwania świadomości.
A że nawet czynny duch o biegunowości męskiej,
pomimo jego całkowitego, częściowego lub choćby tyl-
ko czasowego uprzedniego „zbudzenia” przez opieku-
nów, nie mógłby tam pozostawać w pełni świadomości
bez wyrównania biegunowości kobiecej tedy spływa
nań z wyżyn nieukształtowanego Wiekuistego Ducha,
z „Praświatła”, które „Mężem” jest i „Niewiastą”, pro-
mień o biegunowości kobiecej, stapia się z jego „Ja”
i tworzy dla niego niezbędne dopełnienie duchowe.
Nie sądzę, żeby nie wiedział o tym przebiegu poeta,
który niegdyś mógł wypowiedzieć słowa: „Wieczyście
Kobiece pociąga nas wzwyż...”
Natomiast Wieczyście Męskie może wprawdzie po-
ciągnąć ducha biegunowości kobiecej do sfer ducho-
wych, ale jest rzeczą niemożliwą za jego życia w ciele
ziemskim zbudzić tam jego świadomość.
Przez akt woli dążący do świata zjawisk uchwytnych
dla zmysłów fizycznych i przez płynącą stąd zmianę
swej przez ducha nadanej bierności na najczystszą
aktywność, biegun kobiecy człowieka duchowego sam
29
wyzbył się sił, które by go mogły wyzwolić z pożądane-
go przezeń sposobu widzenia.
Siły ubezwładnionej przez ten akt woli nie daje się
już odnowić za życia ziemskiego.
Jednakże ci, którzy jako Mistrzowie poznania kos-
micznego stali się budowniczymi mostów dla owych
nie-rozdwojonych, przebywających w duchowej sferze
ziemi, chcą zarówno mężczyznę jak i kobietę wyzwolić
z ich ziemskiej pańszczyzny...
A mogą tego dokonać, skoro im się uda najpierw
skłonić człowieka ziemskiego, czy to kobietę, czy męż-
czyznę, do tego, by się starali siły swej duszy całkowi-
cie zjednoczyć ze swym duchowym „Ja”.
Dopiero wówczas w człowieku ziemskim może naro-
dzić się znowu „żywy Bóg”.
Wówczas dopiero znowu ustawiona będzie „drabina
niebieska”, po której „aniołowie” wchodzą i schodzą, a
która sięga od tej ziemi wzwyż, aż do wiekuistego „Pra-
światła”, skąd pochodzi duchowość człowieka ziem-
skiego.
Drogi, które wskazuję, nie są zamknięte ani dla
kobiety, ani dla mężczyzny.
Ale prócz tego mówię także o drodze, po której iść
czasem wskażą jakiemuś mężczyźnie, lecz nigdy kobie-
cie.
Mówię o czynnym, świadomym wkraczaniu w sferę
duchową naszej ziemi jeszcze podczas ziemskiego ludz-
kiego bytu jako o pewnej – wszelako tylko nader rzad-
kiej – możliwości danej mężczyźnie.
Kobiecie – i to na tej ziemi każdej kobiecie, która
czy to świadomie, czy też tylko wyczuciem wiedziona,
kroczy po takich samych drogach, jakie wskazuję –
będzie udzielona kiedyś, po dobrze wykorzystanym ży-
30
ciu ziemskim, siła do świadomego wzniesienia się do
świata duchowego. Siły tej udzieli jej jeden z owych
mistrzów, których „wieczysta kobiecość” pociągnęła
wzwyż w sferę duchową ziemi już za ich życia ziem-
skiego, a którzy także po śmierci ciała fizycznego, nio-
sąc stamtąd pomoc, pozostają bliscy tej ziemi.
Wyżynna droga kobiety, nie zastrzeżona wszelako
tylko dla kobiety, jest więc w taki sposób drogą pośred-
nią, prowadzi jednak tak samo, jak i owa tylko dla bar-
dzo nielicznych jednostek dostępna bezpośrednia droga
mężczyzny, z powrotem do duchowego zjednoczenia
„męża” i „niewiasty”, a przez to do świadomego siebie
życia w światach „zjawiska” duchowego. Światy te leżą
znacznie wyżej niż ów „zaświat”, w którym się znajdzie
każdy duch ludzki – bez żadnych nawet szczególnych
starań – niezwłocznie po śmierci ciała ziemskiego: po
drugiej stronie sposobu widzenia zewnętrznymi zmysła-
mi fizycznymi.
Daremnie jednak usiłowałaby kobieta tej ziemi odna-
leźć tu któregoś z mistrzów poznania kosmicznego, by
uzyskać przezeń już za życia ziemskiego dostęp do
świata duchowego.
Nawet owe święte niewiasty, co niegdyś służyły Mi-
strzowi, o którym wieszczą Ewangelie, znalazły w nim
dopiero po zakończonym życiu ziemskim swego opie-
kuna. Mógł on rozewrzeć dla nich bramy królestwa
duchowego, gdy sam również porzucił ciało ziemskie.
Przedtem nie „poznały” go i uważały za „ogrodnika”
ziemskich ogrodów...
Twarde były słowa, które ów Mistrz poznania kos-
micznego wyrzekł nawet do własnej matki: „Co ja mam
do czynienia z tobą, niewiasto??!”
31
Ale te słowa musi w ziemskiej swej postaci wypo-
wiedzieć każdy zjednoczony z duchem i dotyczą one
każdej kobiety, która by tu na ziemi w ziemskiej postaci
szukała pomocy, jakiej mistrz czynny w królestwie rze-
czywistego ducha może jej udzielić dopiero wtedy, gdy
sam porzuci szatę ziemską. „A gdy będę podwyższony
od ziemi, pociągnę wszystko do siebie!”
Praziemskie popędy tęsknoty kobiecej kierowały
zbyt często poszukujące owego Mistrza dusze niewie-
ście na błędne drogi, gdzie potem złudne urojenia
wywołane dramatycznym rozdwojeniem sił własnej
duszy pozwalało znaleźć rzekomego „mistrza”, który
nie był niczym innym, jak tylko wytworem wybujałej,
plastycznej fantazji...
Tylko, że zbyt często „kobieta” ziemska pożądała
w rzeczywistości „mężczyzny” ziemskiego, trwając
w pobożnej wierze, że dąży do bieguna przeciwnego
w wiekuistym duchu – czy zwał się „Kriszną” czy
„Jezusem”.
A czy będzie wówczas w najżarliwszym modlitew-
nym skupieniu obejmowała „oblubieńca duszy” czy też
spragniona życia i współczucia, będzie wespół z umiło-
wanym współprzeżywała jego życie i ze zgrozą współ-
cierpiała w jego cierpieniu – zawsze ma się tu do czy-
nienia tylko z gorączkowym urojeniem wywołanym
przez rozdwojenie duszy, jakkolwiek wzniośle i wzru-
szająco mogą się przedstawiać przejawy tego urojenia
i jakkolwiek mocno przeżycie tego urojenia może
wstrząsnąć też stroną fizyczną, przy czym przez ten
wstrząs pobudzone bywają do współdziałania siły nie-
widzialnego świata fizycznego, od których zaprawdę
uciekano by ze zgrozą, gdyby wiedziano o ich działaniu
i rodzaju.
32
Dopiero gdy się kobieta ziemska wyzwoli z pożąda-
nego ongi ciała ziemskiego – po zakończeniu życia
ziemskiego, skierowanego na ponowne osiągnięcie
z czasem bytu w duchu, w postaci duchowej i ze zjed-
noczonymi siłami duszy, przepojona w swym „żywym”
Bogu – dopiero wówczas wolno jej oczekiwać, że bę-
dzie się mógł zbliżyć do niej w postaci duchowej
Mistrz, który jej zwróci to, co niegdyś jako biegun
kobiecy człowieka duchowego musiała porzucić, gdy
nastąpiło porażenie jej sił przez zmianę kierunku jej
dążeń...
Ale wówczas z pewnością będzie mogła również
odnaleźć swój duchowy biegun przeciwny, z którym
była niegdyś zjednoczona, a teraz na nowo z nim na
wieki połączona, tworzyć będzie znowu „doskonałego”
człowieka duchowego – świadomie odczuwając siebie
samą w swym „Ja”, a jednocześnie w tym samym „Ja”
swój męski przeciwny biegun człowieka duchowego.
To samo jednak dotyczy także mężczyzny, chyba, że
już od urodzenia dzięki „drzewu genealogicznemu swej
duszy”, czyli siłom duszy z dawno minionej przeszłości,
które zjednoczyły się w nim na skutek jego ofiarowania
się w duchu ku pomocy Jaśniejącym Praświatłem – taił
w sobie zdolność do udoskonalenia się na Mistrza kos-
micznego poznania lub co najmniej w ten sposób zbu-
dził się na ziemi, że stało się możliwe dla jakiegoś Mist-
rza przyjąć go na swego „syna” duchowego i wtajemni
czyć go przez przelanie nań zdolności do przeżywania.
Wszelako ów zrodzony na Mistrza, jak i ów przybra-
ny za „syna” duchowego może tylko wówczas rzeczy-
wiście korzystać z udzielonej mu możliwości duchowej,
gdy wiernie i bez wahań spełnia zawsze to, co mu zleca-
ją nauczyciele duchowi.
33
Hierarchia duchowa nie zna samowoli!
„Mężczyzna i kobieta”, o ile żyją tu na ziemi uciele-
śnieni w ciałach zwierząt ziemskich, zajmują zawsze
ściśle to miejsce, do którego zajęcia są zdolni, każdemu
zaś
człowiekowi ziemskiemu przypada tylko to w udzia-
le, do czego się sam duchowo uczynił zdolnym.
Jeśli mam jednak mówić tu o „drodze kobiety”, tedy
muszę kobiecie w postaci ziemskiej powiedzieć jeszcze
o pewnej szczególnej różnicy tej drogi, nawet na owym
odcinku jednakowo dostępnym tak dla mężczyzny, jak
i dla kobiety.
Mężczyzna wstępujący na „drogę” zbliży się niewąt-
pliwie szybciej do celu, gdy przybierze postawę czynną,
stale „sięgającą” po cel, który pragnie osiągnąć.
Kobiecie natomiast radziłbym raczej postawę pełne-
go wiary pragnienia – postawę, która dąży do celu,
wszelako po niego nie „sięga”, a raczej daje się biernie
ku niemu prowadzić.
Rada ta płynie z prawdziwej wiedzy doświadczalnej,
a kierowanie się nią – jeśli będzie należycie zrozumiana
– może znacznie ułatwić tak mężczyźnie, jak i kobiecie
osiągnięcie celu...
„Droga kobiety”, podobnie jak i mężczyzny, jest dro-
gą powrotną do stanu pierwotnego w duchowym świe-
cie zjawisk, zanim człowiek pogrążył swe zmysły
duchowe w zmysły fizyczne „zwierzęcia” i tak oto
uczynił je niezdatnymi do postrzegania jeszcze rzeczy
duchowych.
Przez przemienienie swego z Ducha wyznaczonego
biernego sposobu zachowania się na czynne dążenie,
biegun kobiecy sam sparaliżował swą siłę pierwotną
i sam się jej pozbawił.
34
Gdy idzie o to, by ją kiedyś na nowo odzyskać, jest
rzeczą konieczną z wolnej woli znów obrać od prapo-
czątku rodzaj dążenia.
W kobiecie jak i w mężczyźnie na tej ziemi chce się
„żywy” Bóg narodzić – już tu, podczas tego życia ziem-
skiego!
„Droga”, którą ukazałem w jej różnych postaciach
w pierwszej z tych trzech ksiąg, a mianowicie w „Księ-
dze o Żywym Bogu” dotyczy wszystkich ludzi tej ziemi,
tak „mężczyzn” jak i „kobiet”. To, com powiedział
o wysokim przewodnictwie duchowym, o głosie prze-
wodnika i o pomocy Mistrzów czynnych w duchowości,
dotyczy zarówno „kobiety” jak i „mężczyzny”.
Nie mylcie się i nie sądźcie, że w swych księgach
chcę pokazać tylko możliwości rozwoju duchowego
poszczególnych wybrańców – może tylko drogę „ucz-
nia” i duchowo „uświęconego”, albo też nawet wyłącz-
nie drogę Mistrzów poznania kosmicznego!
Co ja o takich drogach – tylko z odległej dali obja-
śniając – ukazuję i ukazywać muszę, opisuję zawsze
w ten sposób, że nie może to wywoływać wątpliwości.
Mówię tu dość często, że owe naprawdę bardzo ucią-
żliwe drogi nie są dostępne dla wielu ludzi i otwierają
się tylko dla mężów do tego zrodzonych...
Tu, na tym miejscu muszę więc mówić o wielu rze-
czach dotyczących zarówno mężczyzny jak i kobiety,
gdyż inaczej nie mógłbym wykazać, jak dalece różni się
droga kobiety od swej nie będącej wspólną – drogi
otwartej jedynie dla mężczyzny, o ile on jest „Jaśnieją-
cym” w Praświetle, lub powołanym na ucznia.
Chociaż droga kobiety tu na ziemi nie może osiągnąć
tych najwyższych szczytów, na jakie wspiąć się może
już za swego życia ziemskiego mężczyzna zrodzony do
35
tego, by się stać Mistrzem najczystszego poznania, to
jednak droga kobiety prowadzi w końcu do tego samego
celu: do bytowania w przytomności zmysłów w świecie
zjawisk duchowych – do ponownych narodzin ducho-
wego człowieka zjawiskowego, który tam jest „mężem”
i „niewiastą” w najbardziej błogim zjednoczeniu, nie-
rozdzielnym na wieki we wspólnym dwubiegunowym
odczuwaniu „Ja”.
Wszystkie rzeczy duchowe, dostępne dla mężczyzny,
staną się kiedyś przez mężczyznę znowu dostępne rów-
nież i dla kobiety.
Wówczas dopiero biegun męski człowieka duchowe-
go pociągnie za sobą biegun kobiecy, tak jak ongi bie-
gun kobiecy pociągnął za sobą biegun męski w życie,
podlegające poznaniu fizyczno-zmysłowemu...
36
3. Droga Mężczyzny
Po tym, com dotychczas powiedział o „drodze kobie-
ty”, wydaje się prawie zbędne mówić jeszcze szczegól-
nie o „drodze mężczyzny”.
W przeważnej ilości wypadków droga mężczyzny
nie różni się w głównych zarysach od drogi kobiety,
mimo całej odrębności duchowej biegunów. Jedynie
sposób przebywania drogi może być dla mężczyzny
inny niż dla kobiety.
Jeżeli mężczyzna, jako „mężczyzna” ma przed oczy-
ma odcinek drogi nigdy niedostępny dla ucieleśnionej
na ziemi kobiety, to chodzi tu o najwyższą ścieżynę na
szczytach, dostępną wyłącznie dla nielicznych męż-
czyzn, zrodzonych do działania w pełni świadomości
w dziedzinach ducha już za swego życia ziemskiego.
Jest to ów ostatni, najwyższy odcinek drogi tych nie-
licznych, na którym inni i tak nie podążyliby za nimi –
ani mężczyzna, ani kobieta – choćby to nawet było dla
nich możliwe, dopóki jeszcze żyją na ziemi.
Było by to najbardziej płonnym zuchwalstwem, gdy-
by mężczyzna na tej ziemi, jedynie dlatego, że jest
37
„mężczyzną”, wierzył w jakieś szczególne „przywileje”
duchowe dla siebie i stawiał może kobietę, jako potęgę
duchową niżej, niż siebie samego!
Z rozmysłem zaznaczam: „jako potęgę duchową”,
gdyż mówię tu o duchu wiekuistym – a nie o intelekcie
ani o sile myślenia, które są tylko wynikiem wychowa-
nia ziemskiego.
W duchu nie ma żadnej różnicy w ocenie wartości
biegunów męskiego i kobiecego!
Kobieca bierność i męska aktywność są założone
w człowieku
ducha od początku w jednakiej mocy i sile!
Ci nieliczni, którzy za swego życia ziemskiego mają
istotnie pewien „przywilej” duchowy w stosunku do
ucieleśnionego na ziemi bieguna kobiecego człowieka
duchowego, zawsze pamiętają o swym wysokim obo-
wiązku niesienia „kobiecie” szczególnej pomocy, gdyż
przez powstały w niej impuls do wcielenia fizycznego,
kobieta po „upadku” znalazła się w cięższym położeniu
niż mężczyzna.
Żaden z nich nigdy nie cenił mniej kobiety niż męż-
czyzny, ani też nie gardził kobietą – człowiekiem.
Jeśli nawet jeden z nich w twardych słowach usiło-
wał wyraźnie oddzielić swój stosunek ziemski od kobie-
ty tej ziemi od swej istności duchowej – to jednakże
każdy z tych, którzy posiadali wspomniany tu przywilej
tak w stosunku do mężczyzn jak i do kobiet, okazywał,
że kobieta dla niego nawet w ziemskiej cielesności –
godna była wysokiej czci...
W duchu każdego z tych niewielu, którzy doszli do
doskonałości, żyje przecież od chwili osiągnięcia prze-
zeń doskonałości już nie tylko biegun męski duchowego
człowieka zjawiskowego, lecz zjednoczony z nim –
w zastępstwie jego własnego bieguna kobiecego, z któ-
38
rym się kiedyś znowu ma połączyć – ów promień o bie-
gunowości kobiecej wiekuistego Praświatła – owa „wie-
czysta kobiecość” – która dopiero daje męskiemu
duchowi człowieczemu zdolność do bytowania znowu
w pełni świadomości w światach zjawisk duchowych.
Jakżeby mógł kiedykolwiek człowiek tego pokroju –
choć nawet w swym ziemskim, zależnym od zwierzęco-
ści życiu ucieleśnia tylko męski, zwierzęco-ludzki bie-
gun – jakże mógłby on niżej niż ducha mężczyzny cenić
ducha kobiecego, którego on przecież odczuwa w swo-
jej naturze duchowej jako zjednoczonego ze swoim
męsko – biegunowym duchem w tym samym „Ja”?!
„Droga mężczyzny” już od samego początku wyma-
ga od mężczyzny, który na nią wkracza, szczerej ale
i należycie wyćwiczonej woli zrozumienia natury kobie-
cej.
Mężczyzna, któremu brak tej woli, nigdy nie osią-
gnie celu, jaki byłby dlań dostępny...
Kobieta, o ile odnalazła własne bierne cechy swoiste,
jest daleko bardziej skłonna cenić wrodzone cechy męż-
czyzny, chętnie je uznając, a często nawet podziwiając.
Natomiast czynny charakter mężczyzny jakże łatwo
może przyprawić go o „manię wielkości” i pobudzić do
upatrywania w kobiecie już nie „czegoś innego” równej
wartości, lecz czegoś mniej wartościowego.
Tu tkwi niemałe niebezpieczeństwo dla niejednego
mężczyzny, któryby chętnie pragnął wkroczyć na „dro-
gę mężczyzny”.
Niejednemu się zdaje, że wkroczył na drogę, że się
już nawet bardzo „uduchowił” i wyobraża sobie, że
z wyżyn swej wymarzonej wielkości ma prawo spoglą-
dać na kobietę z pogardą, a tymczasem zupełnie traci
w ten sposób możność dojścia do ducha.
39
Natomiast mężczyzna, który wreszcie naprawdę zro-
zumiał, że już przy pierwszych krokach na jego drodze
duchowej pociąga go wzwyż „duchowa kobiecość” –
która, aby go dosięgnąć, zstępuje przez najwyższe hie-
rarchie duchowe, aż do jego duchowych opiekunów
ziemsko-ludzkich – ten na pewno uchroni się od niebez-
pieczeństwa cenienia siebie jako mężczyzny wyżej niż
kobiety...
Odda on kobiecie, co kobiece i mężczyźnie, co mę-
skie – wiedząc, że człowiek duchowych światów zja-
wisk wówczas tylko powstać może na nowo w trwałej
doskonałości, jeśli pierwiastki męski i kobiecy połączą
się kiedyś znowu w jedną istotę duchową, w której on
wtedy przeżywa siebie i swój biegun przeciwny
w swym własnym „Ja”.
Phallus i Yoni połączone ze sobą – ukazywały Hindu-
sowi w zamierzchłych już czasach tę prawdę symbolicz-
nie – sam zaś Phallus albo Lingam, jako cielesny organ
męski, symbolizował tę siłę, która z mężczyzny do tego
zrodzonego stwarzała wtajemniczonego i Mistrza
poznania kosmicznego...
Podobnie palenie wdów w starożytnych Indiach, co
pierwotnie było jedynie wykonaniem płynącej z pobu-
dek religijnych woli pozostałej przy życiu małżonki, na-
leży pojmować jako smutny szczątek odczuwanej wów-
czas w skażonej już i zniekształconej postaci prawdy
duchowej, odziedziczonej drogą tradycji ze znaczenia
dawniejszych jeszcze czasów.
Przeniesiono w sferę najbardziej zewnętrzną to, co
należało rozumieć w sposób czysto duchowy, albowiem
taki jest już los wszelkiej prawdy przychodzącej na tę
ziemię, że tylko przez krótki czas może świecić czystym
blaskiem i tylko niewielu rozumie ją w jej nieskażonej
40
jasności – aż wreszcie w sposób nazbyt ziemski znie-
kształcona, staje się „dobrem powszechnym”.
Jeżeli „kobieta” przy „mężczyźnie” i „mężczyzna”
przy „kobiecie” ma naprawdę „ozdrowieć”, tedy muszą
oboje – tak mężczyzna, jak i kobieta – dążyć do odnale-
zienia drogi wzwyż do ducha, we wzajemnym zrozu-
mieniu dusz, zjednoczeni w woli, tak właśnie, jak kie-
dyś wspólnie utracili wysoki świat zjawisk duchowych.
Nie należy wątpić, że ze wspólnoty dusz w dążeniu
do ducha, musi paść niejeden promień światła również
na zagadnienia życia zewnętrznego, które bardzo dotąd
trapiły mężczyznę i kobietę, a wydawały się im prawie
nie do rozwiązania.
Dopiąwszy celu, który mogą osiągnąć już tu na ziemi
wszyscy, co szczerze i wytrwale chcą go osiągnąć –
znalazłszy Boga „żywego” we własnym sercu – męż-
czyzna i kobieta będą porwani wreszcie przez najwyż-
sze siły, przenikające we wszystkich czasach tych nie-
licznych, którymi się posługuje boska Miłość, by
prowadzić wzwyż tych, co pragną światła i wyzwolenia
z nocy chaosu wątpliwej woli.
Pewniej, niżby to kiedykolwiek zdołało nauczanie
w słowie i piśmie, pokierują wszystkich szczerze szuka-
jących te światy jasnego światła, do których zdolni są
wkraczać ze wszystkich mieszkańców tej ziemi, już za
swego życia ziemskiego, jedynie Mistrzowie kosmicz-
nego poznania, wkraczający tam w pełni świadomości
i wiedzy i działający w oparciu o te wiedzę.
Kiedyś, już wyzwoleni z więzów ziemskich, „męż-
czyzna” i „kobieta” przy najściślejszym zachowaniu
indywidualnych właściwości – przy wybitnej odrębno-
ści biegunowej, jako dwie zamknięte w sobie istoty
duchowe – będą wszelako zjednoczeni w jednym jedy-
41
nym „Ja”, albowiem w nowonarodzonym człowieku
duchowym odrębne „Ja” obojga pokrywają się bez resz-
ty i każde poszczególne „Ja” odczuwa w sobie jedno-
cześnie „Ja” bieguna przeciwnego, jako siebie samego.
To, co było dwojgiem i rozdwojonym, zostaje tak po-
wiązane na wieki wieczne w trzecim jako nowo zjedno-
czona istota duchowa, złożona z „mężczyzny” i „kobie-
ty”.
Aby móc nieść pomoc i dawać kierownictwo po to,
by ten cel kiedyś, po upływie dni tego bytu ziemskiego,
osiągnąć mógł każdy mężczyzna i każda kobieta – aby
móc nauczać jak wykorzystać ten byt ziemski, jak uni-
kać manowców i trwonienia sił – rodzą się w tym życiu
ziemskim
Mistrzowie miłości, Mistrzowie poznania kos-
micznego.
Nie to bynajmniej, co ci nieliczni posiadają w zakre-
sie zdolności poznania ziemskiego, daje im możność
spieszenia bliźnim z pomocą!
Nie „talent” ani „wiedza” czyni z nich to, czym są!
Nie szerokie horyzonty ziemskie dają im wgląd
w stawanie się duchowe!
Całe ich „poznanie” polega na miłującym przenika-
niu!
Cała ich „wiedza” – to pewność, płynąca z duchowe-
go bytu!
Tylko oni jedyni mogą przebyć ową „drogę mężczy-
zny”, która prowadzi do świadomego na jawie działania
w świecie substancjalnego, czystego ducha, a wyłącznie
z tych sfer duchowych płynie pomoc, którą Jaśniejący
Praświatłem darzą innych ludzi.
42
4. Małżeństwo
Co innego jest współżycie płciowe mężczyzny i ko-
biety na tej ziemi, a co innego małżeństwo.
Kto poznał, jakie misterium otacza mężczyznę i ko-
bietę, misterium sięgające wzwyż do najwewnętrzniej-
szych sfer czystego ducha, hen, do samego Praświatła,
dla tego święte będzie „jednożeństwo” wiążące jednego
mężczyznę z jedną kobietą na całe życie ziemskie.
Szczęśliwi ci, co już w tym życiu ziemskim odnajdą
w małżeństwie swój własny wiekuisty biegun przeciw-
ny, biegun, z którym mają byś kiedyś w duchu na wieki
zjednoczeni w jedną jednolitą istotę, gdyż byli niegdyś
z nim zjednoczeni przed „rozdwojeniem”!
Wielu ludzi może spotkać takie „szczęście” bez ich
wiedzy, ale jest to wyjątkowe „szczęście”, gdyż drogi
rozdwojonych bynajmniej nie biegną tak równolegle,
aby podobne spotkania mogły się zbyt często na tej zie-
mi zdarzać.
W znacznej ilości małżeństw odnajdują się wzajem
bieguny nie pochodzące z tej samej jednolitej istoty.
Skoro się jednak raz z wolnej woli zwiążą ze sobą na
to życie ziemskie, to obie strony mają obowiązek kos-
43
miczny patrzeć na swój związek w taki sposób, jakby
były już niegdyś przed wiekami wieków zjednoczone
i jakby miały się znowu na wieki wieczne na nowo zjed-
noczyć jako jednolita istota duchowa.
Tu na tej ziemi tylko ludzie całkowicie w duchu
„przebudzeni” mogą wiedzieć z pewnością, czy ich
ziemski biegun przeciwny jest zarazem ich własnym
wiekuistym biegunem przeciwnym, czy też nie.
Na tej ziemi zawodnych powikłań wszędzie czyha
złudzenie.
Niektórzy, co wedle słów moich uważać się będą za
„odnalezionych”, jednakże nie będą nimi, inni znów,
których by nabyta po ziemsku odrębność myślenia
i odczuwania tak zawiodła, że czuliby się sobie obcy,
będą właśnie stanowili bieguny jednej niegdyś rozdwo-
jonej istoty duchowej...
Któż nie należąc do „przebudzonych” w duchu od-
ważyłby się tu lekkomyślnie rozstrzygać!?
Dlatego
najwyższy
obowiązek
kosmiczny
nakazuje
we
wszystkich wypadkach związku z wolnego wyboru po-
stępować tak, jak gdyby obie strony były pewne, że nie-
gdyś wiodły jedno jedyne życie duchowe i że znajdą na
wieki to życie duchowe na nowo w duchu zjednoczone.
Wszelki związek mężczyzny z kobietą jest zdrożno-
ścią, jeśli nie ma świadomego zamiaru takiego właśnie
zachowania się względem siebie.
„Coście uczynili najlichszemu z moich braci, mnie-
ście uczynili” – powiedział kiedyś Mistrz, o którym
wieść podają księgi święte.
W ten sam sposób można powiedzieć: cokolwiek
uczynisz swemu męskiemu lub kobiecemu przeciwne-
mu biegunowi w związku małżeńskim w tym życiu
ziemskim, to wyświadczysz samemu sobie, a w każdym
44
razie swemu własnemu duchowemu biegunowi prze-
ciwnemu, bez względu na to, czyś go rzeczywiście
odnalazł tu na ziemi, czy nie!
Ty sam się duchowo kształtujesz w tym wspólnym
życiu małżeńskim na ziemi, a im doskonalej uda ci się
przybrać ów wzniosły kształt, jakiego wymaga twe wie-
kuiste życie w jedności jako dwubiegunowej istoty
duchowej tym rychlej będziesz mógł kiedyś odmienić
pełen niepokoju tryb rozdwojonego życia na zjednocze-
nie, oddające ci ponownie na wieczność całą – twój bie-
gun przeciwny, w którym odnajdziesz siebie samego.
Żaden wysiłek ani cierpliwość czy przymus, który
sobie zadajesz w małżeństwie nie pójdzie na marne,
gdyż wszystko, co w ten sposób na sobie wymożesz,
zdobędziesz na wieki wieczne.
W tym świecie ziemskim wszędzie jeden człowiek
działa w zastępstwie innego.
Postępowanie twoje względem bliźnich pociąga nie-
odwołalnie skutki, a te skutki odpowiadać będą twoim
czynom.
Cokolwiek złego komuś uczynisz – nie zdołasz żad-
nym podstępem ani przezornością zapobiec, aby ciebie
to samo zło nie spotkało, bez względu na to, czy ci je
wyrządzi ten sam człowiek, wobec którego ty się złego
dopuściłeś, czy też ktoś inny działać będzie w jego
zastępstwie – i bez względu na to, czy to będzie ta sama
postać zła, która cię obciąża, czy też zło powróci do cie-
bie w innej postaci.
Zawsze będzie ono ściśle odpowiadać stopniowi zła,
któreś ty sam wyrządził.
Kto dopuści się zła względem ciebie, działać będzie
jeno w zastępstwie tego, kogo dotknął twój czyn, choć-
by ten, kogoś pokrzywdził przez zły uczynek, od dawna
45
ci z serca przebaczył i nigdy by nie był zdolny do odwe-
tu za zło mu wyrządzone...
Możesz uzyskać przebaczenie, ale nie unikniesz swej
„karmy”, nie unikniesz skutków swego czynu.
Może będziesz tryumfował, jeśli cię skutek nie zaraz
dosięgnie, ale nie raduj się przedwcześnie!!!
Choćby nawet lat dziesiątki miały upłynąć, doświad-
czysz kiedyś na sobie tego, czego inni przez ciebie
doznali!
A jeśli wyrównanie nie znajdzie w twym życiu ziem-
skim odpowiedniej chwili, tedy w innej formie bytowa-
nia kiedyś w ten sam zupełnie sposób będziesz musiał
to przeżyć, gdyż ujść przed tym nie można.
To samo, co tu powiedziano o złu, któregoś się dopu-
ścił względem innych, dotyczy również wszelkiego
dobra, wszelkiego nawet ukrytego czynu miłości, któ-
rym sprawiłeś radość innym.
Skutki nie dadzą się powstrzymać i nie ma potrzeby,
byś dzisiaj znał człowieka, który się kiedyś stanie ich
narzędziem...
Wcześniej czy później wkroczy on w twe życie i sam
nie
będzie
nawet
podejrzewał,
że
przez
swe postępowanie
jest jeno wykonawcą stworzonych przez ciebie samego
skutków, tak w dobrem, jak i w złem, które ci okazuje.
W ten sam zupełnie sposób stwarzasz również sam
dla siebie skutki swoim postępowaniem względem
ziemskiego bieguna przeciwnego, z którym się niegdyś
z wolnej woli związałeś na pożycie „małżeńskie” w tym
życiu ziemskim.
Oczywiście odczujesz tu właściwe ostateczne skutki
dopiero wówczas, gdy zrzucisz tę szaty ziemską i w po-
staci
duchowej dążyć będziesz wzwyż ku owym świetla-
nym wyżynom wiekuistego zjednoczenia ze swym nie-
46
gdyś z tobą połączonym biegunem duchowym, niezale
żnie od tego, czy on to był już na ziemi złączony z tobą
w małżeństwie, czy też inny duch człowieczy towarzy-
szył ci w małżeństwie w ciągu twego bytu ziemskiego.
A gdyby nawet za całą twą dobroć w małżeństwie
miało cię stale spotykać jedynie złe, gdyby twoja dobra
wola nigdy nie znajdowała zrozumienia, to jednak nie
zawiedziesz się, gdyż tylko w twym ręku leży, jaką
„karmę” sobie stworzysz, a twój ziemski biegun prze-
ciwny nie może ci nic ani na jotę uszczknąć z tego, coś
sobie w ten sposób stworzył, samego siebie kształtując.
Co mu dobrego wyrządzisz, to wyrządzisz swemu
własnemu wiekuistemu biegunowi przeciwnemu, z któ-
rym kiedyś na wieki zjednoczony, wieść będziesz jedno
jedyne życie duchowe, niezależnie od tego, czy czło-
wiek, z którym tu na ziemi związany jesteś w małżeń-
stwie, istotnie sam jest tym biegunem przeciwnym two-
im, jako człowieka duchowego, czy też w tym mał
żeństwie związana jest z tobą duchowość, która dopiero
po tysiącleciach odnajdzie w bytowaniu duchowym
swój własny rzeczywisty biegun przeciwny.
„Małżeństwo” w najwyższym tego słowa znaczeniu
jest tylko przygotowaniem poszczególnych biegunów
powstałych z rozdwojonej dwubiegunowej całości – do
dwubiegunowego życia zjednoczonego ducha człowie-
czego – „mężczyzny i kobiety” – w wieczności.
A jeśli nie będziesz unikał tchórzliwie trudów przy-
gotowania, lecz starał się je pokonać, osiągniesz już na
ziemi najwyższy stopień zdolności życia duchowego,
jaki jest tutaj dla człowieka dostępny.
Cicho tylko i ostrożnie chciałbym w tym miejscu
jeszcze mówić o misterium otaczającym oba bieguny,
47
mężczyznę i kobietę, również w ich ukształtowaniu
zwierzęcym przy fizycznym wyrównaniu biegunowości.
To, co może być brutalną rozkoszą zmysłową i lu-
bieżnym połączeniem dwojga „zwierząt ludzkich” – to
również stać się może „kluczem” otwierającym najtaj-
niejsze furty duszy i pozwalającym wkraczać do naj-
wyższej świętości...
Jak ogień darzyć może światłem i ciepłem, ale może
również zniszczyć domostwo i mienie, tak też siły roz-
koszy zmysłowej mogą się stać skrzydlatymi rumakami
u tryumfalnego rydwanu ducha, jeśli baczny „woźnica”
potrafi nimi kierować – mogą się jednak również prze-
istoczyć w niosące zgubę demony.
Jedynie w najwyższej miłości duchowej wolno doko-
nywać połączenia biegunów fizycznych, jeśli ono ma
wyzwalać wysokie siły duchowe, drzemiące w ziemsko-
cielesnej postaci zjawiskowej istot ludzkich.
Atoli wówczas przy takim zjednoczeniu zdarzyć się
może „cud”, który zawsze na nowo dotyczy najwyższej
duchowości, a ci, co go przeżywają, stają się wspólnie
świadomi samych siebie w sferach bytu duchowego,
których nie zdoła kiedykolwiek przeczuć żadna fantazja
poetycka.
Nie wolno mi powiedzieć więcej o tych sprawach.
Kto dojrzał do tego, by kroczyć bezpiecznie po tej
najświętszej ze wszystkich dróg ziemskich, temu już
krótka wskazówka wystarczy do osiągnięcia wysokiego,
boskim blaskiem promieniejącego celu.
Wszelako niech każdy, kto czyta te słowa, wypróbuje
siebie, czy jest godnie przygotowany do wkroczenia
z czystym sercem do najświętszego przybytku w świą-
tyni widzialnego wszechświata, gdyż nigdzie „święto-
48
kradca” nie bywa tak okropnie i straszliwie karany, jak
tu!
Małżeństwo jest zjednoczeniem dwóch duchów
i dwóch ciał – ale podczas swego związanego z ciałem
bytowania mężczyzna i kobieta posiadają siłę duchową,
której by nawet „bogowie” mogli im pozazdrościć.
„Całością” masz się kiedyś stać, zjednoczony z inną
„całością, a jeszcze jesteś tylko „częścią”!
Do tego, żebyś siebie w „całość” przekształcił, może
ci znacznie dopomóc magiczna moc małżeństwa, jeżeli
nauczysz się jej używać!...
Zaiste małżeństwo pragnie również dziecka, a jednak
dziecko bynajmniej nie jest urzeczywistnieniem naj-
wyższego sensu małżeństwa!
Nie to, że możecie dzieci płodzić i rodzić, daje rękoj-
mię, że wasz cielesny związek jest małżeństwem!
Małżeństwo tam tylko istnieje, gdzie dwa w ziem-
skości odłączone od swego bieguna przeciwnego posz-
czególne bieguny z duchowego świata zjawisk znowu
dążą do stworzenia dwubiegunowej jedności.
Co prawda dziecko, któremu byt daje prawdziwe
małżeństwo, jest w nim zarazem najpewniej zabezpie-
czone – a jednak sens małżeństwa zaprawdę nie polega
jedynie i wyłącznie na dawaniu przyszłemu pokoleniu
życia, ciała i pokarmu, nauki i wychowania.
Przede wszystkim innym z małżeństwa powinna
wyniknąć pomoc i oparcie dla tych, którzy się w jedno-
ści małżeńskiej wzajem znaleźli!
Dla was samych zawarliście swe małżeństwo –
dziecko zaś niech będzie dla was: wierzycielem wasze-
go długu wobec przyszłości!
49
5. Dziecko
Co chwila rodzą się ludzie na ziemi, a jednak czło-
wiek czujący dziś jeszcze, jak przed wiekami, stoi tu
wobec misterium...
Wprawdzie w chwili, kiedy się nowy człowiek wy-
zwala z ciała macierzyńskiego, które mu ziemskie ciało
przygotowało, wkracza on w ten byt nie inaczej, jeno
jako zwierzę.
Ale najbardziej nawet przytępione uczucie będzie na
chwilę poruszone, stojąc przed tym wiecznie nowym
cudem, widząc, jak istota jego rodzaju ujrzała światło
i słysząc jej pierwszy, krzyk.
I to nowe wnet objawi się jako świadomość siebie,
i w zadziwieniu widzi oto człowiek nową wolę, która
wprawdzie pozornie powstała z niego tylko, lecz chce
siebie samej, jakkolwiekby się naiwnymi zdawały, środ-
ki, których używa, aby się znaleźć w otaczającym świe-
cie.
Później musi człowiek uznać, że są to jednakże jedy-
nie słuszne środki, bowiem służą zawsze w zupełnej
odpowiedniości siłom, którymi ta nowa istota włada.
50
Każdy nowy rok życia przynosi nowe odkrycie tej
woli, nowe środki tworzą sobie prawo, bytu, a wreszcie
staje przed nami człowiek jak my, który częstokroć
zmusza nas do wyznania, iż potrafi on rozkazywać si-
łom duchowym, którymi my na próżno usiłowalibyśmy
owładnąć...
Cud nie chce się skończyć, kiedy się raz jedno z tych
ogniw na światło dzienne przed świadomością wydoby-
ło, a każdy nowy cykl narodzin tworzy tu nowe cuda,
przed którymi człowiek staje potem często bezradny,
gdyż nie umie odgadnąć, co się tu dobrego czy złego
stało.
Nigdy też nie rozwiążesz zagadki, widniejącej
w oczach dziecka, jeśli nie zrozumiesz jasno, że spoty-
kasz tu oto coś zupełnie nowego.
Nazbyt szukasz siebie samego w swym dziecku,
nazbyt dajesz się zwodzić podobieństwom cielesnym,
które znajduje twe oko, widzisz też siebie i swą naturę
w zaletach i wadach dziecka i skłonny jesteś przenosić
to wszystko na istotę duchową, która ci się w twym
dziecku zawierza.
Co prawda szata ziemska, w której dane ci jest tutaj
twe dziecko, jest z twojej krwi i twego ciała, i dałeś jej
cieleśnie na własność dziedzictwo stuleci.
Z nią otrzymuje twe dziecko pewne siły ziemi tej,
które nazywasz „duchowymi”, bowiem nie jest ci jesz-
cze wiadomo, jaką pełnię głęboko tajemniczych sił kry-
je w sobie to ciało ziemskie, a tylko te siły są twórcami
owych własności, dzięki którym zawsze za bardzo roz-
poznajesz siebie samego w swym dziecku.
W tym ciele ziemskim, ucząc się grać na jego nie-
uchwytnych siłach jak na harfie, żyje coś, co nie z tej
ziemi jest...
51
Owo „coś” patrzy na ciebie z oczu twego dziecka
i szuka w tobie podobnego „czegoś”, co może w twym
ciele stało się panem, ale najczęściej bywa przez siły
ciała pogwałcone i spętane.
Owo „coś” – to człowiek czystego ducha, który się tu
jednoczy ze zwierzęciem człowieczym tej ziemi w naj-
niższej postaci jego istoty i wówczas tylko znajduje
„wyzwolenie”, kiedy pokonuje to „zwierzę”.
On nie jest w twym dziecku dziedzictwem, które by
tobie zawdzięczało!
Pochodzi on z tych samych regionów wyżyn, co
człowiek ducha w tobie, którego może nigdy jeszcze nie
rozpoznałeś jako samego siebie, może nawet tak prze-
mogłeś go przez siły swego ciała, że nie przeczuwasz
zgoła śladu jego istnienia i w sobie samym utożsamiasz
siebie z owymi wspaniałymi siłami ciała, które u więk-
szości ludzi ziemi zajęły miejsce duchowej świadomo-
ści.
Z oka twego dziecka spogląda on pytająco w twe
oblicze, choćby to oko nie stało się dlań jeszcze opano-
wanym narzędziem, i szuka, czy nie znajdzie tu na zie-
mi równego sobie człowieka nieskrępowanego...
Masz wszelkie dane po temu, aby odczuwać pokorę
przed własnym dzieckiem, dopóki człowiek ducha
w tobie nie jest jeszcze zupełnym mistrzem i panem
twoich sił ciała, bowiem z oka dziecka spogląda on na
ciebie jeszcze pierwotnie czysty.
W twoje ręce powierzony jest oto jego los.
Prawie wyłącznie od ciebie zależy, czy ten człowiek
ducha, który nigdy nie żył na tej ziemi, nigdy nie
powróci, i który w każdym nowym człowieku w jedyny
sposób się objawia, będzie mógł w dziecku twoim
52
z łatwością nauczyć się pokonywać to, co dałeś mu jako
dziedzictwo cielesne.
Jeśli jesteś tak w sobie i swej naturze rozmiłowany,
że pragniesz i w dziecku swoim widzieć jeno siebie
i swoją krew, tedy trudno ci będzie dopiąć tego, aby
nowy człowiek duchowy, który się tobie zawierzył, stał
się panem tego wszystkiego...
Wedle praw kosmicznych nie wolno ci czynić z dzie-
cka zwierciadła dla siebie samego, bowiem najświętsze
i najwyższe, co się ujawnia w tej istocie, jest o całe nie-
bo dostojniejsze od wszystkiego wielkiego, co mu ty
dałeś w cielesnym dziedzictwie....
I nade wszystko czynne są w nim siły duszy z za-
mierzchłej przeszłości, które w owych czasach nie osią-
gnęły zupełnego rozwoju i oto w twoim dziecku dążą do
dokonania! I tych sił nie dałeś swemu dziecku w dzie-
dzictwie!
Ludzi, którzy w tym znaczeniu są „przodkami” twe-
go dziecka, wówczas dopiero będziesz mógł wyszukać,
kiedy człowiek ducha do tego stopnia nauczy się pano-
wania, że będzie mógł świadomie stać się z tobą iden-
tycznym i nauczyć cię „widzieć” to, czego żadne oko na
ziemi tej nie widziało.
Nie masz prawa zaliczać sił duszy dziecka, gdy kryją
w sobie wielkie dary, do dziedzictwa swej krwi!
Nie masz prawa uciskać ani ujarzmiać sił duszy
dziecka, gdy nie odpowiadają twym życzeniom!
Prawa, jakie wedle ustaw kosmicznych dane ci są
w stosunku do dziecka, są ściśle ograniczone.
Masz tylko prawa gospodarza, któremu dostojny
gość czyni zaszczyt, że powierza się jego opiece, przy
czym gość jest w położeniu, które mu nie pozwala bro-
nić się samemu.
53
„Wychowanie” twego dziecka powinno też z tych
założeń wychodzić, w przeciwnym bowiem razie postę-
pujesz w dobrej wierze źle, tam gdzie chciałbyś postą-
pić najlepiej!
Powierzył ci się człowiek duchowy, któremu mogłeś
tylko przygotować ciało, jako pomieszkanie, mające mu
służyć na ziemi.
Skarby swe przyniósł sam ze sobą i nie bierze ich od
ciebie.
Od ciebie oczekuje tylko, abyś mu dał obronę i poży-
wienie oraz dopomógł do stworzenia sobie w domu,
któryś mu dał, sług, potrzebnych mu, aby się nauczył
panowania.
Wiem dobrze, że słowa te będą niezbyt miłe dla wie-
lu ludzi, którzy sobie przypisują bodaj że „prawo życia
i śmierci” w stosunku do swych dzieci.
Także niejeden z ludzi, poświęcających się „wycho-
waniu”, w „słusznym oburzeniu” odrzuci precz tę książ-
kę.
Lecz niechaj zważy, że wiem dobrze o tym, iż owo
dziecko, które ma „wychowywać” lub wychowując
uczyć, często jest już z gruntu przez „rodzicielskie
wychowanie” zepsute.
Mówię tu w pierwszym rzędzie tylko do tych, którzy
dali dziecku krew i życie, i mam na myśli dziecko, które
jeszcze nie zostało przez fałszywe pojmowanie „prawa
rodzicielskiego” pokrzywdzone w swym przyrodzonym
prawie, które jeszcze nie uczy się zemsty, stającej się
nieodwołalnie jedyną bronią dziecka, gdy z winy jego
rodziców zostaje w nim człowiek duchowy skrępowany,
a jego siły duszy skute w niewolę dziedzictwa krwi.
Dziecko twe może się stać dla ciebie mądrym
nauczycielem, jeśli potrafisz zwracać uwagę na to, jak
54
ciągle usiłuje w nim czysty człowiek ducha wydostać
się z pod wszelkiej powłoki, jaką mu ty cieleśnie dałeś.
Dziecko twe może być znacznie starsze od ciebie,
przez owe „skandha”, owe siły duszy z zamierzchłej
przeszłości, które się w nim na nowo jednoczą i przez
ducha człowieczego chcą osiągnąć trwałe zjednoczenie.
Nie możesz oczekiwać od swego dziecka czci, bo-
wiem stoi ono znacznie wyżej od ciebie...
Nie sądź, iż możesz bezkarnie okuć swe dziecko
w odpowiadające ci kajdany duchowe, dlatego tylko, że
jako człowiek nie wie ono jeszcze nic o swej godności!
Jest coś w tym dziecku, przed czym nic nie zostaje
ukryte!
O wiele baczniej, niż byś chciał wierzyć, notuje ono
na zawsze każde spojrzenie i każde słowo, a jeśli nawet
dziecko zewnętrznie musi się naginać do twej woli, to
jednak gdy tylko twój przymus straci wartość obrony,
staniesz się wreszcie pokonanym.
Większa siła twego ramienia nie daje ci prawa gwał-
tem wytrącać z jej drogi i na drogę swojej woli przymu-
szać istoty, której tylko życia cielesnego dostarczyłeś.
Prawo ducha w swej nieubłaganej sprawiedliwości
potrafi sobie wreszcie wyrobić posłuch. Jeśliś zgrzeszył,
nie dziw się potem, że wina twa kiedyś boleśnie ci się
objawi.
Im troskliwiej baczyć będziesz na iskrę Bożą, która
ci się w twym dziecku zawierzyła, tym łatwiej odczu-
jesz na nowo w sobie samym iskrę Bożą, a może nawet
potem, dzięki swemu dziecku, nauczysz się ją istotnie
znajdować.
Pojmiesz wówczas, co myślał ów Boski, gdy mówił
te znane słowa, że kto chce w sobie samym doświad-
55
czyć „Królestwa Niebieskiego”, musi się pierwej stać
„dzieckiem”.
Nie za to będzie ci kiedyś twe dziecko dziękowało,
żeś mu dał wychowanie”, pieniądze i wiedzę; – lecz żeś
pozwolił stać się z niego owemu człowiekowi, który,
wedle jego natury duchowej, chciał się objawić, przez to
tylko zyskasz jego wdzięczność.
W jednym i tym samym domu rodzicielskim jest czę-
sto wiele dzieci, które się bezmyślnie uważa za roślinki
tego samego gatunku, dlatego tylko, że wedle dziedzic-
twa krwi są „rodzeństwem”. – Ale dla tego, kto umie
„patrzeć” oczyma ducha, istnieją tu często większe róż-
nice, niż między ludami zupełnie odrębnych ras.
Nie tylko objawienie człowieka ducha jest u każdego
dziecka swoiste i odmienne, niż u każdego innego, i siły
duszy, które wokół każdego takiego ośrodka duchowego
na kształt kryształów się grupują, tworzą za każdym
razem zupełnie nowe formy.
W jednym dziecku działać mogą siły duszy, które
stworzył niegdyś impuls woli, należący do człowieka
dalekich stref...
W innym czynne są tylko siły duszy, zawdzięczające
swój punkt wyjścia człowiekowi, który żył na tej ziemi,
kiedy fundamenty piramid nie były jeszcze położone...
A siły duszy innego jeszcze dziecka stworzone były
niegdyś przez człowieka, który musiał potem swą głowę
dać pod miecz katowski, lub też jako męczennik stanął
na stosie...
W nędznej piwnicy żebraka narodzić się może dziec-
ko, którego siły duszy, stworzone zostały niegdyś na
tronie, a w dziecku bogacza dążyć mogą do rozwoju siły
duszy, które stworzył impuls woli niewolnika z galer...
56
A dzieci tej samej pary rodzicielskiej mogą nosić
w sobie te wszystkie zespoły form, które powstały z sił
duszy dzięki impulsom woli dawno zapomnianych
pokoleń, we wszystkich możliwych odcieniach...
Twoim będzie zadaniem, abyś siłom duszy, o których
czujesz, iż powstały ze złych popędów, nie przeszkadzał
przez „surowe wychowanie” i przemoc zewnętrzną
w ich dokonaniu się. Bowiem to, co mógłbyś w ten spo-
sób osiągnąć, byłoby tylko złudą, nawet gdyby twe
dziecko miało potem na pozór zapomnieć o tym, co jed-
nak nosi w sobie.
Twoim będzie zadaniem siłami tymi tak kierować,
aby już we wczesnej młodości znalazły wprawdzie
dokonanie, którego pożądają, lecz aby nastawione były
zawsze na takie cele, które ani twemu dziecku, ani
innym ludziom nie mogą przynieść szkody.
Można by zapobiec niejednemu „pohańbieniu rodzi-
ny”, gdyby się potrudzono, gdy tylko dostrzeżono
pierwsze skłonności, zwiastujące zło, – natychmiast
z rozumną cierpliwością skierować w inną stronę niepo-
żądane siły duszy, skierować je na drogi, odpowiadające
ich pragnieniom, ale nie zgubne.
Jaki rodzaj „kierunku” zastosować trzeba, to zależy
od poszczególnego przypadku i winno być z trzeźwą
rozwagą starannie rozstrzygnięte.
Lecz nie łudź się!
Zły popęd nie jest wykorzeniony, nawet gdy się
z obawy przed karą nie waży objawiać!
Bo też celem nie jest burzyć niepożądane siły duszy,
gdyż każda siła duszy jest sama w sobie dobra i skiero-
wana na właściwe tory może wieść do najwyższego
szczęścia i dokonania człowieka.
57
Mówiłem tylko o tych siłach duchowych, które nie-
gdyś wkroczyły w świat czynu dzięki niskim popędom.
Lecz tobie będą się może zdawały „niepożądanymi”
także siły duszy, które zawdzięczają swe powstanie
impulsom, żyjącym w duszy wzniosłej, odległej od
wszelkiego zła, – tylko dlatego, że są one obce twym
własnym siłom duszy i wrogie impulsom, które w tobie
samym się ukształtowały.
Chciałbyś widzieć w swym dziecku owe siły duszy,
które ty sam stworzyłeś, a przekonujesz się, iż w nim
zupełnie co innego żyje i działa.
Jeśli nie chcesz być zbrodniarzem w stosunku do
duszy swego dziecka, tedy żąda się od ciebie szczytne-
go i mądrego wyrzeczenia się choćby się, od ciebie czę-
sto żądało przez to rzeczy najtrudniejszych. A może
z dawnych już lat stworzyłeś śmiałe marzenia i obmyśli-
łeś dobrze, czym ma się niegdyś „stać” twoje dziecko?
A oto widzisz wszystko, coś w ten sposób w najlep-
szej chęci przygotował, zburzone i zniszczone przez
naturę swego dziecka, której nie możesz się sprzeciwić.
Tu się okaże, czy miłość, którą masz do swego dziec-
ka, odnosi się istotnie do dziecka samego, do tego
nowego swoistego człowieka, który się tu na ziemi ma
nauczyć swego tylko życia, czy też w nieświadomym
zaślepieniu widziałeś w swej miłości tylko siebie same-
go, a nie dziecko swoje...
Trudną wyda ci się ta decyzja, ale jeśli chcesz czynić
mądrze i wedle odwiecznych praw kosmicznych, tedy
musisz gwoli swego dziecka zapomnieć i pogrzebać
swe pragnienia.
Przyroda wyznaczyła cię na twórcę cielesnego życia
na tej ziemi, aby się mogła objawić prawda człowieka
duchowego w nieskończenie wielokrotnym ukształto-
58
waniu, i aby mogła siebie samą wyzwolić z dążenia do
głębi.
Bądź pomocnikiem przyrody – pomocnikiem każde-
go człowieka duchowego, któremu krew twoja daje cia-
ło ziemskie!
W ten sposób najlepiej dopomożesz człowiekowi
duchowemu w tobie samym do „wyzwolenia”.
W ten sposób staną ci się twe własne dzieci: prze-
wodnikami do ciebie samego – do twego „Boga żywego
– do wiecznego „życia”!
59
6. Nowa Ludzkość
Dopóki ludzie żyją na tej ziemi w jakichkolwiek for-
mach związków społecznych, zawsze istnieć będą jed-
nostki, które nie będą zadowolone z formy związku spo-
łecznego, łączącego ich z innymi ludźmi, a jednak nigdy
nie znajdzie ludzkość doskonałego ustroju społecznego.
Zysk jednego będzie zawsze stratą innego, a zawsze
niewielu tylko będzie takich, co zrzekną się swego zy-
sku, widząc, że przynosi on innym stratę.
Niemożliwe jest, aby na tej ziemi powstało kiedykol-
wiek „państwo Boże”, które by wszystkich ludzi zjed-
noczyło w wolności i miłości, bowiem ziemia ta została
niegdyś przez człowieka samego pozbawiona Boskości,
gdy z obawy przed swą własną mocą utracił nad nią
panowanie.
Jakkolwiek by się w teorii proklamowało szczęście
wszystkich ludzi na ziemi, zawsze rzeczywistość nie
zatroskana drwić będzie ze wszelkich teorii.
We
wszystkich „republikach” istnieć będą „królowie”
i „książęta”, a żaden „despota” nie będzie mógł temu
przeszkodzić, że w państwie jego znajdą się dziedziny,
których nie zdoła opanować jego moc i samowola.
60
Nigdy nie powstanie z „rady wszystkich” prawo, któ-
re by mogło przewyższyć owe mądre i dostojne prawa,
dane niegdyś światu przez wielkich „królów”.
Zawsze będzie tylko niewielu takich, którym natura
dała zdolność i moc porządkowania tego, co nieupo-
rządkowane, kierowania tym, co bez kierunku nie przy-
nosi sobie ani innym pożytku.
Jeszcze mniej liczni będą ci, którym natura dała od
kolebki prawo do panowania – do panowania nad wszy-
stkim, co nie może i nie potrafi uprawiać samoopano-
wania.
We wszystkich królestwach wszechświata, czy w fi-
zycznym czy w duchowym znaczeniu, panuje system
„hierarchii”, panuje porządek wyższości i niższości,
a tym mniejszą staje się ilość działających potęg, im
dalej sięga ich moc i działanie.
Także życie społeczne człowieka ziemi podlega temu
prawu, a wszelka samowola, która by w dobrej wierze
chciała stworzyć „równość”, jest od razu przez samą
siebie osądzona – idzie pełną złudzeń drogą, którą stwo-
rzyła natura dla mądrości ludzkiej, nie znającej jeszcze
jej praw i nie szanującej ich, gdy je poznaje.
W każdej postaci ludzkiego życia społecznego moż-
na, zgodnie z prawami natury, ustanowić hierarchię,
a jeśli się tego świadomie nie czyni, tedy natura buduje
ją sama wedle swej myśli, bez żadnych względów, jak-
kolwiek by wielką miała być nawet ilość ofiar, których
wymaga żelazne prawo...
Nie daje się ono obejść, a tam, gdzie rozkazuje
powszechne, kosmiczne prawo, nie można innym spo-
sobem dojść celu.
Lecz nie dlatego staje się człowiek „królem”, że uro-
dził się w pałacu królewskim, a cała mądrość filozofa,
61
który chciałby pod jego przewodem widzieć ludzi
szczęśliwymi, nie uczyni zeń „władcy państwa”.
Mistyczna potęga, która istotnie tworzy „królów”,
może się przez stulecia całe utrzymywać w jednym
rodzie; musi jednak wygasnąć, gdy tylko impulsy, które
niegdyś stworzyły w nim „królewskość”, znajdą doko-
nanie w życiu i w czynie, a żadna siła świata nie może
tego, co wygasło, zastąpić inną mocą i obronić jeszcze
zewnętrzną „królewskość”...
Ale nie każdy „król”, który utracił państwo, przestał
przeto nosić gronostaj królewski – i na odwrót niejeden
tron królewski został obalony przez wroga władzy „kró-
lewskiej”, który na pewno nie domyślał się nawet, że on
sam był „królem”, którego tylko jego państwo nie zna-
lazło.
Można wybaczyć wiarę w „rozwój” w dziedzinie
ustroju państwowego, bowiem oko człowieka jest nade
wszystko skłonne do uważania najbliższego świata ota-
czającego za „świat”, i podobnież trudno jest człowie-
kowi pojmować czasy, które obejmuje wzrokiem, jako
„sekundę wieczności”.
Nieliczni ludzie na tej ziemi, którzy potrafią spoglą-
dać na szersze horyzonty czasu i przestrzeni, muszą
sobie, mimo wszelkich powierzchownych pozorów,
powiedzieć, że wszystko, co człowiek ziemi w stosunku
do „ustroju państwowego” uważa za „rozwój”, jest tyl-
ko próżną złudą, i że ludzkość będzie się za lat tysiące
krwawić w takich samych walkach o przewagę tych czy
innych, jak dzisiaj, albo jak już przed tysiącami lat, gdy
ginęły kultury, których świadectw nie odkopał jeszcze
żaden badacz...
To „lud” ulegnie omamieniu, iż potrafi być „władcą”,
i sobą samym, – „władcą”, – potrafi władać, to królo-
62
wie, w których nie ma nic z prawdziwej „królewskości”
i jej mistycznej potęgi, będą chcieli obronić tron, który
im nie przynależy, orężem – a losy zawsze wszystko
odmienią, dopóki ostatni ludzie tej ziemi wzajem się nie
wymordują, kiedy ostatnie zwierzę będzie zabite i ostat-
nia roślina zemrze w prochu – albowiem ziemia ta musi
wystygnąć i ujrzy wieczne „wyzwolenie” człowieka
dopiero w nowym okresie świata.
Biada „ostatnim ludziom”, bowiem wówczas powtó-
rzy się tysiąckrotnie legenda o Kainie i Ablu!
Każdy z tych, komu natura jego i wzniosłość ducha
odsłoniły dale czasu i przestrzeni, zgodzi się ze mną
w życzeniu: Oby przynajmniej jeden z tych, co w cza-
sach dzisiejszych i przyszłych tego świata ziemskiego
mniemają, iż potrafią stworzyć trwałe szczęście, był
zdolny ujrzeć to, co my nieliczni, trawieni troską
o innych, musimy się uczyć jasno widzieć!
Z pewnością zdrętwiałby z przerażenia i z głębokim
wstydem w sercu zapędziłby sny o przyszłości w naj-
głębsze lochy duszy; nigdy już nie szukałby na tej ziemi
tego, co mu duch jego ukazuje i co – opętany przez złu-
dzenie – uważa za osiągalne tu, na tym pyłku wszech-
świata, na „ziemi”.
Marzenia uszczęśliwiaczy świata są mimo to pełne
prawdy, a tylko szczęście, którego życzą ludzkości, nie-
osiągalne jest na ziemi, niewykonalne środkami ziem-
skimi, nie przeznaczone człowiekowi ziemi, takiemu,
jakiego oni sobie wymarzyli.
Szukajmy tedy innej, „nowej ludzkości”, która – acz-
kolwiek żyje na tej ziemi i raduje się życiem ziemskim,
o ile to jest możliwe – lecz nie pochodzi tylko „z tej zie-
mi”!
63
Musimy powieść człowieka do głębszego źródła
szczęścia, do źródła, które tryska bogaciej – jeśli chce-
my istotnie po bratersku współdziałać z owymi „przyja-
ciółmi ludzkości”, opanowanymi przez złudę ziemskie-
go szczęścia.
Musimy ich wyzwolić
od
nich
samych
i
od
ich
marzeń,
jeśli chcemy istotnie, jak to oni marzą, uczynić użytecz-
ną dla ludzkości ową prawdę, którą oni odczuwają nie-
jasno, a potem wyganiają przez jałowe budowle myśli.
Co prawda nie leży w zakresie możliwości, aby istot-
nie sprawiedliwy człowiek stworzył tu kiedyś sprawie-
dliwość dla wszystkich, lecz każdy z oddzielna dążyć
może do sprawiedliwości, a przez to dopomóc do stwo-
rzenia przeciwwagi względem wszelkiego bezprawia,
którego nawet siły bogów nigdy nie usuną z tego życia
ziemskiego.
„Szczęście
ludzkości”
jest
szczęściem
jednostek
i
osią-
galne jest tylko w duszy każdego z oddzielna człowieka.
„Nowa ludzkość”, która może powstać kiedyś na tej
ziemi, z pewnością nie będzie oczekiwała szczęścia
z zewnątrz. Zrozumie ona, że rzeczy świata zewnętrzne-
go są tylko tym, co my z nich robimy, i tylko o tyle
mogą nami powodować, o ile pozwolimy im powodo-
wać sobą....
Jak znaleźć można to szczęście jednostki, pokazuje
nauka, wyłaniająca się z tych książek.
Kto raz zrozumiał, że całe życie świata zewnętrznego
jest tylko świadectwem niewidzialnego działania sił, ten
nie zaprzeczy, iż postępowanie wedle tej nauki może też
i życie w świecie zewnętrznym uczynić szczęśliwszym.
Od wnętrza kiełkować winno wszystko, co ma przy-
nieść prawdziwą szczęśliwość w ziemsko-zewnętrznym
bycie. W zewnętrzności jest tylko królestwo działania
64
owych sił, które zakorzenione są jedynie w głębinach
duszy.
Kto chce poprawę czynić w zewnętrzności, ten zbie-
rze tylko pozorne owoce, da szczęście tylko chwili, a to,
co zdziała, rozpadnie się wnet w sobie, gdyż brak mu
korzeni, mogących je utrzymać w świecie zewnętrznym.
Oby ta „Księga człowieka” otworzyła oczy wielu
ludziom, którzy pełni najlepszych chęci dziś trwonią
tylko swe siły, usiłując jeszcze znaleźć „szczęście ludz-
kości” w świecie zewnętrznym!
Oby ci, co dzisiaj dzień i noc wypatrują pomocy
i ratunku, doszli wreszcie do zrozumienia tej rzeczy!
Tylko, gdy wgląd do wnętrza zastąpi poszukiwanie
w zewnętrzności, może się byt ludzkości stać także
w zewnętrznym świecie godnym człowieka!
Wówczas może być spełnione niejedno „marzenie
przyszłości”, które wobec środków, jakie się dotąd sto-
sowało, groziło tylko rozchwianiem się.
Stara ludzkość umiała dobrze przymuszać świat zew-
nętrzny do swych usług, ale że przymuszać może tylko
z zewnątrz, tedy grozi jej, że ulegnie sama tym siłom,
które rozpętała do swych usług.
Nowa ludzkość nie będzie już usiłowała wywierać
przymusu z zewnątrz na to, czym będzie mogła znacz-
nie skuteczniej kierować z wewnątrz.
W każdej jednostce „nowej ludzkości” objawią się
siły, które usuną w cień wszystko, co człowiek starej
ludzkości podziwiał z dumą, jako „zdobycz duchową” –
nieświadom tego, że myśl nie może ująć „ducha”, który,
działając jak wszystkie moce błyskawiczne, wypełnia
cały świat, i który nigdy nie stanie się człowiekowi uży-
tecznym przez myśl ani przez siłę zewnętrzną, szydząc
65
z szyderstw, jakie przeciwstawia „duch” „myśliciela”
jego rzeczywistości.
Nazbyt daleki od tego złudzenia, wiem z pewnością,
że prawdziwy duch ani dziś, ani jutro nie może się
wszędzie objawić, gdyż stara ludzkość skrzętnie zasypa-
ła każdy szyb, przez który mógłby się człowiek teraź-
niejszości opuścić w głąb, gdzie szemrzą źródła wszel-
kiego stawania się.
Lecz kiedyś otworzą się te źródła, a ci, co będą wów-
czas umieli z nich czerpać, potrafią dzięki istotnej sile
ducha uczynić niejedno, czego dziś z całą myślową
potęgą mózgu na próżno usiłują dokonać. Ale i wów-
czas nie stanie się ta ziemia „niebem”, a niepokonane
siły będą zawsze trzymały przeważną mnogość ludzi
w okowach.
„Nowa ludzkość” będzie państwem wybranych i po-
wołanych, a jednostki są już dziś bliskie ugruntowania
w sobie tego państwa.
Jest oczywiście możliwe, że już nasze pokolenie
przeżyje pierwsze jego ślady – lecz pewne jest, że dzieci
naszych dzieci będą kiedyś o siłach tych wiedziały, jak
my znamy dziś siły, które człowiek dawnej ludzkości
uważał za wydarte naturze, bowiem podstępem, z zew-
nątrz, umiał je na swe usługi naginać.
Lecz święte księgi dawnych dni słusznie wieszczą
królestwo „dzieci światła” i królestwo „dzieci tego
świata”, świata nie wyrównanych sił zewnętrznych,
a ktoś, kto mógł to wiedzieć naprawdę, powiedział:
„Dzieci świata tego są w swojej naturze mędrsze, aniże-
li dzieci światła!”
Pragnąć by trzeba, aby i „dzieci światła” stały się
w swojej naturze „mędrsze” i nauczyły się zrywać pęta,
w które okute zostały przez „dzieci tego świata”!
66
Zakończenie
Widzieliśmy oto człowieka na wszystkich jego dro-
gach.
Widzieliśmy go w jego prapoczątku, gdy żył jeszcze
w Boskości i widzieliśmy „upadek” jego z wysokiego
światła.
Widzieliśmy, jak zjednoczył się ze zwierzęciem i na
wygnaniu, przez siebie samego dokonanym, usiłuje od-
zyskać znowu szczęście prapoczątku.
Towarzyszyliśmy mu na drogach błędu i na drogach
prawdy, i pojęliśmy w ten sposób, że ziemia ta nie jest
ojczyzną człowieka, że ten świat zewnętrzny nigdy nie
może się stać jego ojczyzną, i że prawdą jest, co niegdyś
powiedział pewien wiedzący: „Wszelkie stworzenie
oczekuje zbawienia od synów Bożych!”... Ty sam, do
którego tu mówię – ty sam jesteś człowiekiem i możesz
się stać „zbawicielem wszelkiego stworzenia”, „synem
Bożym”, jednym z „dzieci światła”.
Jużci, jeśli chcesz tego, możesz i jako „dziecię tego
świata”, wygnaniec rzeczy zewnętrznych, znaleźć swą
lichą radość.
67
Decyzja co do tego należy jedynie i wyłącznie do
ciebie, a nic nie może się twej woli przeciwstawić, jeśliś
się sam raz zdecydował.
Ale ta właśnie decyzja przychodzi ci tak trudno.
Mógłbyś dążyć do najwyższych celów, lecz nie
chcesz jeszcze...
Gdybyś potrafił wreszcie chcieć, wyrwałoby cię twe
szczęście radosnym zewem ze wszelkich wątpliwości.
Wielce zgrzeszyli przeciw tobie ci, co opisali ci dro-
gę do światła, jako drogę ciągłego wyrzeczenia się i za-
parcia, i w ten sposób, odurzywszy twą wolę strachem,
wygnali ją na ziemię.
Widzisz ze słów moich, że fałszywie ci poradzono
i że droga do światła nie wzbrania ci nigdy zbierać
u skraju drogi kwiatów i słodkich owoców.
A nawet wówczas dopiero nauczysz się należycie
kochać życie ziemskie, gdy wstąpisz na drogę do świa-
tła.
Twa droga do światła jest drogą twą do siebie same-
go i do ukrytego w tobie – twego Boga.
Mówię tu o żywym Bogu, a nie o „Bogu” jakichkol-
wiek bałwochwalców.
Łatwo go znaleźć, jeśli mu odważnie zaufasz, jeszcze
zanim go poznasz, lecz tym dalej będzie od ciebie ucie-
kał, im bojaźliwiej żądać będziesz „dowodów”, czy ist-
nieje on aby naprawdę, i czy możesz znaleźć w sobie
siłę, żeby się doń zbliżyć...
Im bardziej się w ten sposób oddalisz od niego, tym
bardziej wymykać się będziesz sobie samemu z ręki,
a przez to staniesz się łupem owego świata zewnętrzne-
go, któremu mógłbyś rozkazywać, gdybyś był świado-
mie zjednoczony ze swym Bogiem.
68
To, co ci daje klucz, którym otworzyć możesz
wszystkie furty, wiodące do najtajniejszej wiedzy, jest w
istocie tylko aktem świadomości...
Nawet tu, w tym życiu zewnętrznym, żyjesz wyłącz-
nie w tej dziedzinie, którą odsłania wokół ciebie twa
wiedza, a inni, żyjący na tym samym miejscu, znajdują
się świadomie w najróżnorodniejszych światach prze-
żyć, które zawiera w sobie świat zewnętrzny.
Lecz tak uwięziłeś się w bycie zewnętrznym, że „cu-
dem” może ci się już wydać, gdy słyszysz o człowieku,
umiejącym świadomie przekraczać rubieże nadświata,
który
ty
zaledwie
przeczuwasz, bowiem świadomość twa
uderza rytmem bardzo odmiennym od owych fal ryt-
micznych, które otwierają innym królestwo nadświata...
Zewnętrzność jest dla ciebie prawdziwą „rzeczywi-
stością”, i oto niedowierzająco zwracasz się do swego
życia wewnętrznego, w którym, jak mniemasz, tylko
wyobraźnia jest czynna.
I tu ważne jest, com pierwej powiedział: Nie możesz
znaleźć „rzeczywistości” w życiu wewnętrznym, jeśli
jej odważnie nie zaufasz, zanim ją jeszcze poznasz...
Tym bardziej oddalać się będziesz od rzeczywistości,
im tchórzliwiej obawiać się będziesz „omyłki” i żądać
„dowodów” tam, gdzie „dowód” winien ci być tylko
koroną odważnego dążenia.
Dobrze czynisz i dobrze kieruje tobą twa świado-
mość, kiedy w świecie zewnętrznym chcesz mieć wszę-
dzie „dowody”, zanim uwierzysz, bowiem ten świat rze-
czy zewnętrznych jest zaiste światem złudzeń, a nawet
„dowody”, które ci on dawać może, rzadko są wolne od
omyłek.
Jesteś tak przyzwyczajony do upewniania się w świe-
cie ciągłych pomyłek, zanim poczniesz działać, że i w
69
świecie „rzeczywistości” uważasz tę samą podejrzli-
wość za wskazaną.
W „prawdzie” twej, która jedynie przez „dowody”
stała się dla ciebie niewzruszoną, tak wiele jest lichej
lub wspaniałej złudy, że utraciłeś wszelką miarę – i gdy
wreszcie istotnie skierowany na ślad prawdziwej rze-
czywistości znajdujesz prawdę bezwzględną – odpy-
chasz ją trwożliwie od siebie, sądząc, że się znajdujesz
tylko w błędnym kole złudzeń, gdyż z dawna jesteś nie-
wolnikiem, swojej „prawdy”.
Musisz się nauczyć chodzić zupełnie nowymi droga-
mi, zanim potrafisz dotrzeć do prawdy, takiej, jaką ona
istotnie jest.
Tutaj zaprawdę bardzo by się zdało „przewartościo-
wanie wszelkich wartości”!
„Myślicielom”, co sobie na nowo wymyślają swoją
„prawdę”, nie będzie końca, a jeśli zadawalasz się
wymyśloną „prawdą”, tedy z łatwością znajdziesz sys-
tem, odpowiadający twej umysłowości.
Lecz jeśli chcesz dotrzeć do prawdy samej, takiej,
jaką ona jest i działa promiennie w wiecznie nowej rze-
czywistości, tedy szukać musisz w sobie samym i tylko
w najgłębszym wnętrzu kiedyś odsłoni ci się prawda.
A wówczas zrozumiesz jasno, co chcą ci te księgi
powiedzieć...
70
Ostatnie pouczenie!
Ci, co chcą sobie pomagać,
Jednego muszą być rodu!
Bracia w świetle,
Którzy cię radą wspierają,
Są ludźmi jako i ty!
Nie istotami bez czucia,
Niewzruszonymi przez nic,
Zmarłymi dla życia!
Do czego tęsknią ludzie,
Jest dla nich święte;
Ale ich oczy tęsknią
Do ostatecznych celów...
Wszelkie pragnienie
W grzechu i błędzie
Widome jest nam,
Jako bezcelowe
Poszukiwanie –
Wieczystej piękności...
Dlatego gotujemy
Ścieżki dostępne.
Dlatego wiedziemy
Drogą do światła,
Rozumiejąc
Zbłąkanych braci
W miłości.
71