Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

background image

Ernest Mandel

Socjalizm w przededniu

XXI wieku

Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)

WARSZAWA 2005

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 2 -

www.skfm-uw.w.pl

Tekst Ernesta Mandela „Socjalizm w przededniu

XXI wieku” został napisany w 1985 roku.

Niniejsze wydanie jest pierwszą polską publikacją

tekstu dokonaną drukiem.

Tekst z języka angielskiego przetłumaczył Rafał K.

Krajewski.

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

WSTĘP

Zgodnie z tradycyjnym określeniem Marksa i Engelsa socjalizm oznacza społeczeństwo

zjednoczonych wytwórców – pierwszą, niższą fazę społeczeństwa komunistycznego – charakteryzującą się

własnością środków produkcji, bezpośrednio społecznym charakterem pracy oraz planową produkcją

mającą na celu zaspokojenie potrzeb (wytwarzanie zwykłych wartości użytkowych nie zaś towarów).

Chodzi więc o społeczeństwo bez klas i państwa, to znaczy bez swoistych aparatów czy organów

wyodrębnionych z ogółu obywateli w celu zarządzania, kierowania i podejmowania decyzji.

Takim może być jedynie w pełni decydujące o sobie samym społeczeństwo, które kształtuje się na

bazie samorządu wytwórców i obywateli (tak więc i konsumentów), jest wyzwolone z tyranii „praw rynku”

(prawa wartości) i despotycznej władzy państwa.

W sposób wolny i świadomy, w oparciu o wybór uporządkowanych i uzasadnionych wniosków

podejmuje ono decyzje o priorytetach w wykorzystaniu właściwych środków materialnych i będącym w

jego dyspozycji czasie dla pracy społecznej. Dlatego też takie społeczeństwo wymaga pluralizmu (inaczej

mówiąc sytuacji, w której nie istnieje tylko jedna partia, jeden aparat „zdalnego sterowania”), pluralizmu w

głębszym tego słowa znaczeniu, to znaczy w sensie istnienia narodowych (i międzynarodowych)

alternatywnych celów. To bynajmniej nie wyklucza wielorakich mechanizmów decentralizacji (regionalnej,

lokalnej, na poziomie dzielnicy czy też gospodarczej, społecznej itp.), w ramach których organy oddolnej

demokracji wypowiadają się w kwestii podejmowanych wyborów.

Uwzględniając nierównomierny rozwój wzajemnych powiązań sił społeczno-politycznych na

płaszczyźnie międzynarodowej, budowa społeczeństwa socjalistycznego może rozpocząć się w skali

narodowej. Jednak w pełni może ono zostać zrealizowane tylko w skali globalnej lub inaczej mówiąc, gdy

obejmie główne kraje świata.

Tak zdefiniowany socjalizm nie oznacza ani raju na ziemi, ani urzeczywistnienia odwiecznych

marzeń, pełnej harmonii między jednostką a społeczeństwem czy też społeczeństwem a przyrodą. Nie jest

też „końcem historii”, końcem sprzeczności określających byt człowieka. Cel, do którego zmierzają

zwolennicy socjalizmu jest nieporównywalnie bardziej skromny. Rozwiązać sześć czy siedem sprzeczności,

które na przestrzeni minionych wieków były i są obecnie źródłem najbardziej masowych ludzkich cierpień:

zniewolenie i wyzysk człowieka przez człowieka; wojna i na masową skalę przemoc między ludźmi;

wykorzenienie raz na zawsze głodu, nierówności i niezaspokojenia palących potrzeb różnych warstw

społecznych; zinstytucjonalizowanie i systematyczne dyskryminowanie kobiet, ras czy grup etnicznych;

poniżenie narodowych i lokalnych mniejszości itp.; kryzysy ekonomiczne; kryzysy ekologiczne.

Wraz z usunięciem powyższych sprzeczności nie znika wcale dramat człowieka.

W sposób uargumentowany możemy twierdzić, że ów dramat dopiero wówczas by się rozpoczął.

Dramat, który ludzkość dotąd przeżywała i przeżywa nadal nie jest ludzki, lecz wieczny. Jakkolwiek by

jednak było, dotychczasowy dorobek godny jest rozpatrzenia w całej swej doniosłości. Lecz jest on

zaledwie jedną z alternatyw, z którą ludzkość się styka.

My, socjaliści jesteśmy przekonani o tym, że rozwiązanie owych sześciu czy siedmiu

wspomnianych sprzeczności, byłoby gigantycznym skokiem na drodze postępu i uwolnienia tak rodzaju

ludzkiego, jak i składających się nań jednostek, postępu, który w swej doniosłości mógłby się równać

likwidacji kanibalizmu czy niewolnictwa.

Przekonani jesteśmy, że takowy postęp jest możliwy tylko w drodze obumarcia własności

prywatnej, towaru i pieniądza, co jest podstawą obumarcia klas oraz państwa.

Podobnie jesteśmy przekonani, że bez tego, to znaczy bez ustanowienia Ogólnoświatowej Federacji

Socjalistycznej, obecny stan rzeczy długo się nie utrzyma.

Niebezpieczeństwo zagłady cywilizacji ludzkiej, zagłady rodzaju ludzkiego, będzie rezultatem coraz

bardziej niepohamowanego wyścigu, coraz bardziej przerażających katastrof, które stają się coraz bardziej

widoczne.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 3 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

SOCJALIZM JEST KONIECZNY

W tym sensie, w jakim dopiero co został zdefiniowany, socjalizm jest czymś najzupełniej

koniecznym – w przeciwnym wypadku ludzkość stoczy się na skraj katastrofy. Sceptycyzm co do

konieczności socjalizmu kryje w sobie owo lekceważenie tendencji do samozagłady ludzkości, które narasta

w przeżywającym obecnie kryzys społeczeństwie burżuazyjnym. Ta dezynwoltura graniczy z zupełnym

brakiem odpowiedzialności.

Przytoczmy sfery, w których owe tendencje do samozagłady są najbardziej widoczne: wyścig

zbrojeń (broń atomowa, biologiczna, chemiczna) oraz niebezpieczeństwa zagrażające równowadze

ekologicznej. Zbyteczne jest w tym miejscu wymienianie niezliczonych źródeł naukowych dowodzących

możliwości zagłady życia na Ziemi, możliwości, w które brzemienne są dostrzegalne w skali świata

tendencje. W związku z tym dylemat nie przedstawia się już w postaci alternatywy: socjalizm czy

barbarzyństwo, obecny dylemat brzmi: socjalizm czy też zagłada.

Chyba nie mniej niebezpiecznie przedstawiają się zagrożenia nędzą i głodem najbiedniejszych

regionów „trzeciego świata”, jak również ryzyko przeobrażenia znacznej części ludności metropolii

imperialistycznych w warstwy o charakterze lumpenproletariackim lub quasi-lumpenproletariackim. Jeśli

przyjąć realną hipotezę o czterdziestu milionach bezrobotnych w krajach imperialistycznych w latach 1985-

1987, oznacza to, że razem z rodzinami, z częściowo bezrobotnymi, z kobietami „usuniętymi z rynku

pracy” oraz młodzieżą, która nigdy na ten rynek nie weszła

1

, otrzymujemy jakieś 100 milionów ludzi –

mężczyzn i kobiet – doznających nędzy materialnej, intelektualnej i moralnej w tak zwanych „bogatych”

krajach. A jest to zaledwie pierwsze stadium kryzysu, który nie osiągnął jeszcze swego apogeum.

Burżuazyjny projekt ustanowienia „podwójnego społeczeństwa” może tę liczbę zwiększyć dwu-, a

nawet trzykrotnie.

Należy porzucić iluzję, jakoby wszystkie te tendencje miały charakter zarodkowy, że ich fatalne

następstwa można jeszcze zatrzymać na znośnym poziomie – poziomie, który zapewniłby ciągłość

cywilizacji materialnej oraz kultury ludzkiej, a przy tym nie przeobraziłby gruntownie struktury społecznej.

W rzeczywistości jest wręcz odwrotnie.

Niszczące następstwa opisanych tendencji w coraz większym stopniu kumulują się.

Przykładowo, dziś rozmyślamy o kosztach, jakie przyjdzie nam zapłacić za naruszenie równowagi

ekologicznej podczas nowego kryzysu; jutro będą one jednak znacznie wyższe.

Iluzja, jakoby taki stan rzeczy mógł się utrzymać przez dłuższy czas bez żadnych katastroficznych

następstw, zbudowana jest w oparciu o hipotezę o ponoć nieograniczonych możliwościach

przystosowawczych systemu kapitalistycznego, o rzekomo nadzwyczajnej elastyczności gospodarki

rynkowej, jakoby „wszechmocnych mechanizmach regulacji”, które były sankcjonowane przez cały wiek

XX. Owo złudzenie zbudowane jest na fakcie, że kryzysy, wojny, wszelkiego rodzaju klęski żywiołowe nie

zdjęły z porządku dziennego rutyny w rodzaju „business as usual”, lecz jedynie okresowo ją tłumiły. Trzeba

być ślepym lub, inaczej mówiąc, absolutnie nie rozumieć historii bieżącego stulecia, by nie zauważyć, że

zasięg i waga periodycznych zakłóceń równowagi wzrastają z dziesięciolecia na dziesięciolecie.

Pierwsza wojna światowa pochłonęła dziesięć milionów istnień ludzkich. Cena drugiej – to już

osiemdziesiąt milionów. Jakiej hekatomby wymagałaby trzecia? W okresie między pierwszą a drugą wojną

światową miało miejsce około dwudziestu „wojen lokalnych”. Od zakończenia drugiej wojny po dzień

dzisiejszy byliśmy świadkami około pięćdziesięciu takich wojen; ich liczba wzrasta z roku na rok, z

półrocza na półrocze.

1

Francis Blanchard, dyrektor generalny ILO (Międzynarodowa Organizacja Pracy – przyp. tłum.) opisał zwięźle istniejącą

sytuację następującymi słowami: „Dziesiątki milionów młodych ludzi, którzy otrzymali wykształcenie, nagle zaczynają sobie

uświadamiać, że posiadają złe przygotowanie, nieodpowiednie wykształcenie zawodowe, które nie daje im możliwości

wkroczenia do świata pracy”. („International Herald Tribune” z 06.02.1985).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 4 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Około trzydziestu milionów ludzi w Azji i Afryce zmarło z głodu między dwoma wojnami

światowymi. W okresie od 1940 roku do chwili obecnej liczba ta zwiększyła się dziesięciokrotnie. Jak

pokazała tragedia Etiopii, klęski głodowe dopiero się rozpoczęły.

W okresie między dwiema wojnami stopniowo rozprzestrzeniły się tortury, zadomawiając się w

około dwudziestu państwach; obecnie w sześćdziesięciu, siedemdziesięciu państwach tortury są zjawiskiem

powszechnym, w skrajnych przypadkach zinstytucjonalizowanym. Jedynym „jasnym punktem” jest fakt, że

od 1945 roku nie powtórzyły się Oświęcim i Hiroszima. Ale kto zagwarantuje, że nie stanie się tak za lat

dwadzieścia?

W pierwszej połowie obecnego stulecia powiększanie się obszaru pustyń i zanieczyszczenie rzek

oraz atmosfery były zjawiskami marginalnymi, dotyczącymi bardzo niewielkich obszarów planety. Dziś

stwierdzamy raptem, że jesteśmy świadkami katastrofy nie tylko na obszarach Sahelu i Amazonii, ale i

niespodziewanej zagłady połowy lasów w Niemczech.

Tak jak nieodpowiedzialne jest niedocenianie niebezpieczeństw, których z dnia na dzień jest coraz

więcej, tak też nieodpowiedzialne jest twierdzenie, że jest już za późno, że katastrofa już nastąpiła lub – co

w zasadzie jest tym samym – że rozpoczynająca się katastrofa to proces nieodwracalny. Ta z gruntu

pesymistyczna teza jest jedynie racjonalizacją strachu i rozczarowania, demoralizującego bredzenia i

poczucia beznadziejności. Nie posiada żadnego uzasadnienia naukowego, jest świadomym wyrzeczeniem

się rozsądku.

Takie reakcje pozbawione są sensu, także gdy patrzy się na nie z perspektywy życia i uczuć. Kiedy

pali się dom i drogim nam osobom zagraża śmierć, żaden człowiek godny tego miana nie powie: „nie

podejmę żadnych wysiłków, aby ich ratować”. Gdy płonie dom, to ci, którzy zadowalają się sofizmatem –

czy warto tłumić pożar, skoro już jutro może wybuchnąć nowy – sami pozbawiają się szans na przeżycie.

Jednak instynkt samozachowawczy, przywiązanie do życia przysługują wszystkim żywym istotom.

Cechują także rodzaj ludzki. Dlatego też starania, by powstrzymać nadciągającą katastrofę, są możliwe

dopóki jest jeszcze czas i, koniec końców, wezmą górę. Oto dlaczego walka o socjalizm trwa nieustannie.

Oto są jego szanse, by w rezultacie zatriumfować na przekór fatalistycznym i defetystycznym poglądom co

do przyszłości świata.

Za tezą, że bezpowrotnie staczamy się w przepaść, kryje się błędna diagnoza co do przyczyn

grożącej nam apokalipsy. Tendencje do samozagłady naszego gatunku wypływają nie z „odziedziczonego

kapitału” i nie z jakiejś „wrodzonej ułomności” (takie twierdzenie dziwnie przypomina mit grzechu

pierworodnego, z tym że wyrażony w kategoriach biologicznych), ani też z „agresywności samca”, czy

fatalnych następstw, jakie niosą ze sobą nauka i technika (co nasuwa skojarzenie z biblijną przypowieścią o

zakazanych owocach z drzewa wiadomości). Grożące nam katastrofy wynikają nie z nadmiaru rozumu, ale

z jego niedostatku, nie z nadmiaru wiedzy, ale z jej braku, nie z nadmiaru instynktu, ale z niedostatku

świadomości.

Jeśli współczesna technika wyzwoliła zjawiska o katastrofalnych następstwach, to dlatego, że

niektóre z konsekwencji zastosowania zdobyczy nauki zostały w znikomym stopniu zbadane

2

. Zwiększenie

zakresu poznania, zapewnienie dalszego postępu przyrodoznawstwa, oznacza między innymi zwiększenie, a

nie zmniejszenie, możliwości uniknięcia globalnej katastrofy.

Nie w tym jednak tkwi sedno problemu. Postęp przyrodoznawstwa, wyższy stopień władania

przyrodą

3

towarzyszył – a właściwie przeczył – prawie całkowitemu brakowi opanowania przez człowieka

swej „drugiej natury”, inaczej mówiąc środowiska społecznego, określenia własnego bytu społecznego.

2

Obecnie wiadomo, że gdy w 1945 roku zrzucono pierwszą bombę atomową, uczeni nie mieli pojęcia o odległych

następstwach promieniowania. Administracja Reagana swoimi projektami gra w „wojny gwiezdne”, w czasie gdy naukowcy

wiele jeszcze nie wiedzą o możliwych skutkach wybuchów jądrowych w przestrzeni kosmicznej.

3

Należy poczynić rozróżnienie między władaniem przyrodą, a jej niszczycielską eksploatacją (tym, co Marks i Engels po

niemiecku nazywali Raubbau). Ta ostatnia jest charakterystyczna dla kapitalizmu i nie są jej znane (lub są one świadomie

odrzucane) długofalowe konsekwencje gruntownych zmian otaczającego środowiska.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 5 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Jednym z głównych osiągnięć marksizmu, które powszechnie zaczynają uznawać uczeni – nie-

marksiści, jest teza o determinującej roli społeczeństwa w stosunku do nauki i techniki. Historia nauki i

techniki podlega oczywiście swoistej logice. Logika ta posiada własne wymogi, właściwe każdej

dyscyplinie z osobna, które nierzadko są bezpośrednio powiązane z wymogami „dyscyplin pokrewnych”.

Jednakże jej główne zwroty odzwierciedlają ogólną logikę rozwoju społecznego, rodzą się z nowych pytań,

nowych struktur, które – swoją drogą – odpowiadają specyficznym potrzebom i interesom społecznym.

W tym sensie wyścig w kierunku ewentualnych rozstrzygnięć w wojnie jądrowej nie jest wcale

automatycznym produktem fizyki kwantowej. Zanieczyszczenie oceanów nie jest nieuniknioną

konsekwencją postępu w dziedzinie chemii syntetycznej.

Powiększanie się obszarów pustynnych nie jest nieuniknionym następstwem wysiłków mających na

celu zwiększenie wydajności rolnictwa. Wymienione zagrożenia oraz klęski wynikają z rozwoju tych

rodzajów nauki i techniki, które podlegają tyranii kapitału, innymi słowy, pogoni za zyskiem, który

przeliczany jest i zamieniany w pieniądz w każdej firmie z osobna; tym samym okazują się być we władzy

bezlitosnych wymogów konkurencji i akumulacji kapitału, niezależnie od długofalowych konsekwencji i

następstw, które wpłyną na siłę roboczą, całe społeczeństwo, czy też równowagę ekologiczną

4

.

To nie zwyrodnienie naszego poznania prowadzi do kryzysów ekonomicznych, ekologicznych i

politycznych. Na krawędź wojen i kryzysów spychają nas decyzje inwestycyjne kierujące się krótko- i

średnioterminowymi partykularnymi interesami, nie uwzględniającymi odległych w czasie następstw. Tu, a

nie gdzie indziej, szukać należy źródeł owej coraz bardziej grożącej wybuchem mieszaniny partykularnej

racjonalności i irracjonalności systemu, która charakteryzuje całokształt tendencji rozwojowych

społeczeństwa burżuazyjnego.

W ten oto sposób doszliśmy do istoty problemu. Socjalizm jest konieczny, ponieważ logika

społeczeństwa burżuazyjnego, logika prywatnej własności i gospodarki rynkowej, logika żądzy

wzbogacenia się, a przede wszystkim obłędnego mechanizmu powszechnej konkurencji przez nią

wyzwalanej we wszystkich dziedzinach działania jednostkowego i społecznego, wytwarza piekielną

dynamikę wiodącą do katastrofy. Nakłady kapitałowe dokonywane są gdzie popadnie i jak popadnie, nawet

kosztem bilionowego zadłużenia i setek milionów bezrobotnych (w metropoliach i „trzecim świecie” razem

wziętych).

Produkuje się cokolwiek, nie bacząc na koszty zniszczenia zasobów surowcowych.

Produkuje się broń atomową, która może zniszczyć wszystko co żywe dziesięć, dwadzieścia, sto

razy (jakimże potwornym absurdem jest w tym kontekście pojęcie „overkill”).

Taką dynamikę współczesnego świata coraz trudniej jest kontrolować, niezależnie od tego, czy

odnosi się to do świata czysto kapitalistycznego, czy świata rozbitego na „dwa obozy” (który jest przecież

jednolitą geograficzne i biologicznie całością). Można ją jeszcze zablokować, zatrzymać, zawrócić dzięki

zwycięstwu międzynarodowego socjalizmu. Dla rodzaju ludzkiego stało się to sprawą życia lub śmierci.

Zachodzi konieczność tego, by ludzkość zawładnęła własnym sposobem organizowania swego

materialnego bytowania, swego ekonomicznego, społecznego i politycznego życia. Ten problem jest

równoznaczny z problemem opanowania sił przyrody. W tym stopniu, w jakim pierwszy nie zostanie

podniesiony, drugi stanie się źródłem zagłady. W tym stopniu, w jakim pierwszy zyska aprobatę, problem

panowania nad przyrodą można będzie oddać pod kontrolę i w służbę życia oraz szczęścia większości

mieszkańców – mężczyzn i kobiet – tej planety.

Żadna czysto mechaniczna siła, żadne „koło zębate przeznaczenia” nie może przeszkodzić w tym,

aby siedemset pięćdziesiąt milionów zjednoczonych w skali świata wytwórców podjęło z dnia na dzień

decyzje zaprzestania raz na zawsze produkcji broni jądrowej, chemicznej, biologicznej i innej. Nie mogą

przeszkodzić, by w jednym dniu zniszczyć wszystkie istniejące zapasy tych rodzajów broni i wprowadzić

4

Wiele uwagi, jaką poświęcono silnikowi spalinowemu pod koniec XIX wieku, zapewniło tylko jeden z możliwych wariantów

rozwoju wielkiego przemysłu samochodowego. Było to do pewnego stopnia związane ze znaczeniem, jakie posiadały grupy

Dietreding i Rockefeller (inaczej mówiąc – przemysłu naftowowego) w ramach brytyjskiego i amerykańskiego kapitału

finansowego, jak również z ich wpływem, jaki posiadały przez to na główne państwa imperialistyczne.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 6 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

mechanizmy kontroli i ograniczeń w celu zagwarantowania przestrzegania tych decyzji. W tym celu

wystarczy, aby sami wytwórcy stali się gospodarzami zakładów i wspólnie nimi zarządzali. Nie ma takiej

„obiektywnej prawidłowości”, takiej „żelaznej konieczności”, która mogłaby przeszkodzić owym

siedmiuset pięćdziesięciu milionom najemnych robotników – przeobrażonym w zjednoczonych wytwórców

– w rozdzieleniu uzyskanego w ten sposób czasu pracy na wszystkich w celu produkowania dóbr

materialnych i usług dla zaspokojenia rozumnych potrzeb. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w takich

warunkach wprowadzić dwudziestopięcio-, dwudziestogodzinny tydzień pracy dla wszystkich w miejsce

podzielonej na dwie części ludzkości: tych, co pracują jako wyrobnicy po czterdzieści osiem – pięćdziesiąt

sześć godzin tygodniowo i tych, którzy nie dają żadnej społecznie użytecznej pracy lub robią to tylko

częściowo, otrzymując za to nie więcej niż żebraczą jałmużnę.

Mężczyźni i kobiety powinni pokazać, że są zdolni do podejmowana decyzji. Żaden „automatyzm”

niezależny od ich woli nie może przeszkodzić im w wybraniu drogi rozsądku i ludzkiej solidarności. Interes

ogromnej większości wymaga opowiedzenia się za socjalizmem i zrobi ona to tym chętniej po to, by nie

stoczyć się w przepaść nadciągających katastrof.

SOCJALIZM JEST MOŻLIWY

Społeczeństwo oparte na samorządzie zjednoczonych wytwórców, będących panami swych losów,

jest możliwe przede wszystkim dlatego, iż osiągnięty został taki poziom rozwoju sił wytwórczych, który

stwarza materialne przesłanki zaniku niedostatku i obumarcia w skali globalnej gospodarki rynkowej. To

naturalnie wymaga radykalnej zmiany rozdziału środków, który nie pozwoli na ich samowolne

wykorzystanie lub roztrwonienie (produkcja broni, produktów szkodliwych dla zdrowia itp.). Wymaga to

również ponownego podziału nakładów kapitałowych, który dawałby pierwszeństwo zaspokajaniu palących

potrzeb – nie na bazie samowoli czy technokratycznego dyktatu, ale z uwzględnieniem priorytetów, które

demokratycznie byłyby określane przez samych wytwórców – konsumentów.

My zaś ze swej strony jesteśmy przekonani, że istniejące obecnie środki dają możliwość rozsądnego

rozwiązywania problemów w krótkim czasie i nie ma podstaw by sądzić, że ubóstwo jest w skali globu

czymś nieuniknionym, zwłaszcza gdy idzie o dobra i usługi pierwszej potrzeby (żywność, odzież,

mieszkanie z minimum komfortu, kulturę i wypoczynek, transport publiczny). Obumarcie produkcji opartej

o mechanizmy rynkowe nie jest jakąś utopią. Oprócz tego możliwe jest zagwarantowanie wszystkim

mieszkańcom planety produktów żywnościowych bez jednoczesnego naruszania równowagi ekologicznej,

w dodatku przy wzroście demograficznym, który daje się kontrolować w skali globalnej i który w istocie

można kontrolować już dziś. Co zaś do obaw, że wyczerpaniu ulegną zasoby energetyczne czy surowcowe,

to dziś są one pozbawione podstaw. Wystarczająco świadczą o tym dostępne dane

5

.

Ponowny podział w skali świata środków produkcji netto w celu wykorzenienia głodu i nędzy nie

oznacza w żadnym wypadku konieczności obniżenia poziomu życia ludzi pracy na półkuli północnej. Owej

repartycji można dokonać przy wykorzystaniu środków, które są obecnie trwonione lub – innymi słowy –

nie przyczyniają się do utrzymania tego poziomu. Wystarczą dwa przykłady, aby uświadomić sobie, jakim

poziomem rezerw na te cele dysponuje ludzkość.

Ogólna suma wydatków na zbrojenia w skali świata sięga siedmiuset miliardów dolarów. Ogólna

masa nie wykorzystanych mocy produkcyjnych w rolnictwie i przemyśle krajów imperialistycznych i

zależnych półprzemysłowych wynosi za ostatnie dziewięć lat 20%. Inaczej mówiąc, jest dwukrotnie

większa od poprzednio przytoczonej sumy. W ZSRR i Europie Wschodniej suma ta jest wprawdzie

minimalna, ale procent niewykorzystanych roboczogodzin – mimo, iż ośmiogodzinny dzień pracy wydaje

się „naturalnym” – jest podobny (Andropow przytoczył dane wskazujące, że ilość niewykorzystanych

godzin pracy może sięgać nawet 33% ogółu godzin pracy w przemyśle). Suma tych dwóch wielkości daje

5

W istocie, w ciągu minionego dwudziestopięciolecia stopa wzrostu produkcji rolnej była większa niż stopa przyrostu

naturalnego. Odkryte w tym czasie rezerwy źródeł energii (w tym nafty) rosły szybciej niż zapotrzebowanie na energię. Stosunek
w obu wypadkach wynosił prawie 1:2.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 7 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

obraz tego, co już dziś można osiągnąć w sferze zaspokojenia podstawowych potrzeb całej ludzkości, nawet

jeśli przejawi się tu niezbędną ostrożność w odniesieniu do eksploatacji nieodtwarzalnych przy obecnym

poziomie wiedzy zasobów surowcowych.

Obumarcie gospodarki rynkowej nie może oczywiście dokonać się z dnia na dzień bądź w oparciu o

decyzje jakiejkolwiek władzy, niechby nawet władzy większości wybranej w wolnych, demokratycznych i

pluralistycznych wyborach. Zjednoczeni wytwórcy, gospodarze swoich środków produkcji będą ostatecznie

zainteresowani, by do maksimum oszczędzić swój wysiłek produkcyjny. Skojarzenie tego interesu z

zainteresowaniem wzrostem zapotrzebowania na zaspokajanie potrzeb, które nie są podstawowymi, stwarza

określone napięcia społeczno-ekonomiczne, których optymalne rozwiązanie (optymalne, a nie jedynie

możliwe) wymaga dalszego funkcjonowania sektora towarowo-pieniężnego – szczególnie w sferze

„luksusu” – na równi z sektorem nierynkowym, opartym na zasadzie podziału według potrzeb.

Współistnienie tych dwóch sektorów jest faktem, który nie pozwala zrobić bezpośredniego „skoku” z tak

zorganizowanej gospodarki – zarówno kapitalistycznych, jak i tzw. socjalistycznych krajów – do

rzeczywiście socjalistycznej ekonomiki. Między nimi znajduje się okres przejściowy, który już rozpoczął

się w tzw. krajach socjalistycznych, ale jest daleki od zakończenia.

Historyczna logika okresu przejściowego zawiera się tym, by zagwarantować stopniowe

obumieranie zarówno gospodarki rynkowej, jak również jakiegokolwiek innego sposobu określania i

podziału społecznego produktu dodatkowego, który przeczyłby swobodnie i demokratycznie zatwierdzonej

woli większości wytwórców.

Rzecz w tym, by zapewnić zanikanie nierówności społecznych i wszelkich materialnych warunków

dzielących społeczeństwo na rządzących i rządzonych (owe warunki materialne zakładają, że przedłużanie

dnia pracy uniemożliwia dostęp do informacji i wiedzy, z którego może skorzystać tylko jedna część

społeczeństwa, w tym czasie gdy inni uwikłani są w proces wytwarzania). W taki oto sposób obumieranie

gospodarki rynkowej wiąże się ściśle z obumieraniem klas społecznych i państwa jako takiego.

Zasadnicza perspektywa trzeciej rewolucji – rewolucji technologicznej, a obecnie jesteśmy

świadkami etapu jej upowszechniania i uspołeczniania – wzmacnia materialne możliwości wskazanych

przemian. W miarę coraz większego postępu w kierunku robotyzacji i pełnej automatyzacji, skrócenie dnia

pracy nawet o połowę w żadnym wypadku nie musi pociągać za sobą ograniczenia produkcji materialnej.

Mikroelektronika już dziś daje możliwość najbardziej demokratycznego dostępu do informacji

wszystkim obywatelom. Jest to zupełnie możliwe i stosunkowo proste do urzeczywistnienia. Problem

jednak ze swej natury nie jest techniczny, lecz polityczny i społeczny. Jak mianowicie zagwarantować, aby

te ogromne możliwości współczesnej techniki nie przywiodły do katastrof, nowych – korzystnych dla

mniejszości – nadużyć, przywilejów, monopoli. Jest tylko jedna odpowiedź: te możliwości powinni wziąć

w swe ręce sami wytwórcy – konsumenci, kolektywnie zorganizowani dla demokratycznego podejmowania

decyzji i ich kontroli.

W istocie rzeczy mówimy więc o specyficznym połączeniu w gospodarce sektora nierynkowego z

rynkowym, które zmierzałoby do stopniowego ograniczania tego drugiego, do jego obumierania. Rzecz

bowiem nie w jakimś doktrynerskim, z góry założonym rozstrzygnięciu (dlatego, że dla Marksa i Engelsa

pełne urzeczywistnienie socjalizmu oznaczało zniesienie gospodarki rynkowej). Idzie o nieuchronny

wniosek, wynikający z marksistowskiej analizy, tzn. analizy naukowej, nie tylko następstw ekonomicznych,

ale przede wszystkim społecznych i psychologicznych, wynikających z przezwyciężenia gospodarki

rynkowej.

W świetle doświadczenia historycznego, w tym doświadczenia tzw. krajów socjalistycznych,

bezspornym jest fakt, że przezwyciężenie ekonomiki rynkowej, jeśli nie liczyć przypadków granicznych,

niezawodnie oznacza przezwyciężenie konkurencji w celu zabezpieczenia dostępu do środków konsumpcji i

wymiany (w skrajnych przypadkach do środków produkcji), przezwyciężenie tendencji do prywatnego

przywłaszczania i prywatnego wzbogacenia – a zatem przezwyciężenie motywacji dla zachowań społeczno-

ekonomicznych, które są ich podstawą.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 8 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Powyższych motywacji bynajmniej nie należy pojmować jako „przyrodzonych człowiekowi”; nie

towarzyszyły one działaniom ludzi przez setki tysięcy lat. Jeszcze do niedawna nie występowały one w

większości wiejskich i plemiennych wspólnot, w których żyła większość ludzkości. Gdy jednak zasięg

gospodarki rynkowej zaczął się rozszerzać (lub, co w zasadzie jest tym samym, gdy jej zanik sprowadza się

do jednego tylko fragmentu społeczno-ekonomicznej aktywności), jej upowszechnienie prześciga

jakąkolwiek „socjalistyczną propagandę”, wszelkie rodzaje „edukacji” czy też „totalitarnej” indoktrynacji.

Jak głosiła ludowa mądrość w ZSRR, i to w najbardziej przecież krwawym okresie stalinowskiego terroru:

błat – usłownyj jazyk, argo – silnieje Stalina

6

.

Socjalizm jest nowym systemem, który samoreprodukuje się automatycznie bez zewnętrznego

nacisku – w tym także i państwa – wówczas, gdy motywacja do współpracy i solidarności wszystkich

robotników – proletariuszy (dominująca, choć na niskim poziomie, w społeczeństwie pierwotnym, a

obecnie stopniowo rozprzestrzeniająca się na całe społeczeństwo) zastąpi, ogólnie mówiąc, bezduszną

motywację do samobogacenia. Taka przemiana nie jest utopią z uwagi na to, że oba wskazane komponenty

(tzn. indywidualistyczny i socjalistyczny – przyp. tłum.) posiadają antropologiczne pierwiastki. Likwidacja

niedostatków i walki o byt (struggle for life) zrodzonej przez tę motywację stwarza materialne podstawy do

tej przemiany.

Jednakże zmiana społecznego klimatu i rewolucja psychologiczna, nieodzowne dla takiej zmiany,

wymagają więcej niż tylko zwykłego przyspieszenia rozwoju sił wytwórczych i zwykłej „eksplozji”

materialnego bogactwa i dobrobytu. Potrzebują rewolucji stosunków produkcji i stosunków wymiany, aby

współpraca i solidarność ogółu wytwórców i konsumentów przekształciła się w siłę napędową całej

bieżącej aktywności ekonomicznej. To zaś w powszednim życiu wszystkich mężczyzn i kobiet powinno

znaleźć odzwierciedlenie w likwidacji wszelkich materialnych i społecznych przywilejów. Nie jest to

jednak możliwe do urzeczywistnienia bez stopniowego obumierania gospodarki rynkowej i zbudowanej na

niej konkurencji.

Nie zamierzamy tu opisywać etapów, przez które przechodzić będzie proces obumierania

gospodarki rynkowej, ani też nie twierdzimy, że nastąpi to jutro, jako rezultat powszechnego obalenia

kapitalizmu oraz osiągniętego punktu rozwoju w tzw. krajach socjalistycznych. Nie postawimy też pytania,

czy istnieją jakieś „uniwersalne” etapy tego okresu, czy też może lepiej by było – sądząc po obecnym stanie

naszej wiedzy – zadowolić się pragmatyczną analizą głównych problemów demokratycznego i opartego na

samorządzie planowania (rozstrzygnięć należałoby szukać w sposobach, w jakich te problemy powstały

oraz w jakim stopniu rodzą je realne procesy rewolucji socjalistycznej i plamiące je wypaczenie

biurokratyczne). Zamierzamy postawić pewne pytania w formie możliwie najszerszej, na płaszczyźnie

historii, biorąc pod uwagę jej decydujące – jak nam się zdaje – znaczenie dla samego problemu socjalizmu.

JAKIE SIŁY SPOŁECZNO-POLITYCZNE

SĄ ZAINTERESOWANE WPROWADZENIEM SOCJALIZMU?

Naukowy socjalizm bazuje na tezie, że nadejście społeczeństwa bezklasowego nie może być

wynikiem zwykłego Aufklärung – edukacji i propagandy, kierujących się „rozumem”, „nauką”,

„pragnieniem emancypacji” czy szlachetnymi pobudkami (dajmy na to – etycznymi) urzeczywistnienia

dobrobytu dla możliwie dużej liczby ludzkich istot.

Bez wątpienia wszystkie te motywy ujawniały się u działaczy socjalistycznych, od Marksa i Engelsa

poczynając. Są one nawet niezbędne dla wytężonej i długotrwałej działalności socjalistycznej. Jak się

wydaje, społeczeństwa socjalistycznego nie można urzeczywistnić bez socjalistycznej teorii (Engels

posługiwał się nawet terminem: nauka socjalistyczna) oraz bez głębokiej woli walki o wyzwolenie.

6

Powiedzenie to jest trudne do oddania w języku polskim. Rosyjskie słowo „błat” – oznacza „klikę”, „nieformalny układ,

protekcję” (odpowiednikiem rosyjskiego „po błatu” jest polskie: „po znajomości”, „po protekcji”), zaś „argo” – oznacza

„żargon”. Cytowane więc przez Mandla powiedzenie może oznaczać, że „protekcja i żargon są silniejsze od Stalina” (przyp.

tłum.).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 9 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Jednak nawet jeśli te motywy i pobudki są konieczne, to zarazem są przecież daleko

niewystarczające dla zagwarantowania zwycięstwa socjalizmu. Zwycięstwo to wymaga istnienia siły

społecznej, której interes materialny odpowiada projektowi likwidacji podziału społeczeństwa na klasy.

Wymaga realnej aktywności społecznej tej klasy, jako pochodnej jej materialnych interesów. To zaś może

wynikać tylko z realnego ruchu rzeczywiście istniejącej klasy

7

, która w realny sposób przezwyciężyła

przeciwności na drodze realizacji społeczeństwa bezklasowego, wyłaniane przez systemy burżuazyjne oraz

istniejące przeżytki systemów przedburżuazyjnych. Wśród tych sprzeczności główną, lecz nie jedyną, jest

własność prywatna.

Owa materialistyczna konkretyzacja starego socjalistycznego planu – w istocie tak starego, jak sam

podział społeczeństwa na klasy, którego ludzkość mimo relatywnych sukcesów i porażek nigdy nie

zaakceptowała jako czegoś niezmiennego – wydaje się być głównym wkładem Marksa w dzieło socjalizmu,

w dzieło wyzwolenia bezpośrednich wytwórców, ogólniej zaś – rodzaju ludzkiego. Owa konkretyzacja

pozwoliła na stopniowe zespolenie efektywnie i świadomie wykorzystywanej organizacji klasy robotniczej

(starszej niż marksizm) z planem socjalistycznym; zespolenie, które osiągnęło swą kulminację w

pierwszych trzydziestu latach naszego stulecia. Od tego czasu przezywa ono swój letalny kryzys. Niekiedy

kryzys występujący pod postacią historycznej klęski (Hitler, Stalin) przybiera formy grożące wybuchem lub

katastrofą.

Dlatego też rodzi się pytanie: czy mamy do czynienia z koniunkturalnym kryzysem, historycznie

przemijającym, czy też strukturalnym i historycznie nieodwracalnym.

W polityczno-strategicznym sensie można to wyrazić przy pomocy następującego pytania: gdzie

znajduje się punkt kulminacyjny rewolucji proletariackiej (w tym znaczeniu, jaki przydawali jej w oparciu o

historyczną analizę walk klasowych w drugiej połowie XIX wieku Marks i Engels) – za czy też przed

nami?

Powyższy problem można podzielić na następujące pytania:

1. Czy rzeczywiście wewnątrz kapitalistycznego społeczeństwa, które przekroczyło próg

uprzemysłowienia, proletariat dysponuje ekonomicznymi, społecznymi, psychologicznymi i moralnymi

środkami koniecznymi dla zwycięskiej walki z burżuazją, gwarantującymi mu zarazem taką pozycję, która

przy minimum nawet szans umożliwi rozpoczęcie budowy społeczeństwa socjalistycznego?

2. Czy środki te będą istnieć i wówczas, gdy kapitalizm straci swój rozpęd w skali światowej, gdy

zacznie się rozpad systemu? Czy też te środki rozpadną się jako tożsamy wynik stopniowego rozpadu samej

„cywilizacji” kapitalistycznej?

3. Czy może zabrnęliśmy w wyjątkowy w historii ślepy zaułek, polegający na tym, że proletariat,

ekonomicznie się wyzwalając, jest ciągle w stanie prowadzić świat do socjalizmu – jednak przeszkody

społeczne, psychologiczne i moralne, tj. subiektywne, nadal są nie do przezwyciężenia?

Pośród przeszkód, które ujawnią się w planie politycznym, mamy do czynienia przede wszystkim z

rozbiciem proletariatu (niemożnością przezwyciężenia odrębności grupowych interesów: zawodowych,

zakładowych, regionalnych, narodowych, etnicznych, silnie pobudzanych przez rozczłonkowany „rynek

pracy” w kapitalizmie – co z kolei prowadzi do ogromnych różnic w wysokości dniówki). Również ma

miejsce względne usamodzielnienie się „czynnika kierowniczego”, które swoją drogą odzwierciedla

niedomagania w politycznej aktywności różnych odłamów proletariatu, różnice w poziomie ich

świadomości i zorganizowania. Pojawienie się aparatu funkcjonariuszy wewnątrz organizacji robotniczych,

7

Koncepcję „realnego ruchu wyzwolenia rzeczywistego proletariatu” odnajdujemy w pracach Marksa i Engelsa. Koncepcja

„realnego socjalizmu” jest w nich zupełnie nieobecna. Ta druga koncepcja, w istocie redukcjonistyczna („socjalizm” =

zniesienie własności prywatnej, i to w dodatku wątpliwe!) i dogmatyczno-idealistyczna, stwierdza, że „wyzwolenie”

(nieobecność wyzysku) jest urzeczywistniane „przez zadekretowanie” niezależnie od tego, jak sami wytwórcy widzą własny

byt i niezależnie od ich rzeczywistej reakcji (Węgry, Czechosłowacja, Chiny, Polska). A zatem jest ona apologią, która poprzez

same fakty przeczy realnemu ruchowi wyzwolenia rzeczywistej klasy. Takie przeciwstawienie nie jest rzeczą przypadku. Dla

Marksa i Engelsa socjalizm jest niewyobrażalny bez samowyzwolenia klasy robotniczej. Nie może ona „osiągnąć wyzwolenia”

ot tak, nie zauważając i nie czując tego sama, podobnie jak to przydarzyło się panu Jourdain z komedii Moliera.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 10 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

jego względna samodzielność w odniesieniu do mas (jego biurokratyzowanie się), posiadanie materialnych

przywilejów, wszystko to razem wzięte prowadzi do sytuacji, w której obrona tych przywilejów oraz

monopolu władzy politycznej i organizacyjnej zastępuje miejsce rzeczywistego interesu klasy jako całości.

Na pierwsze pytanie najłatwiej jest dać odpowiedź w świetle danych empirycznych.

Historia wzrostu i rozprzestrzeniania się kapitalizmu w skali międzynarodowej, poczynając od

rewolucji przemysłowej bądź momentu, gdy Marks i Engels napisali „Manifest Komunistyczny”, jest w

konsekwencji również historią wzrostu i ekspansji klasy robotniczej, samoorganizowania się robotników i

ich walki klasowej. Fakt ten, spośród wszystkich przewidywań Marksa, znalazł swe rzeczywiste,

historyczne potwierdzenie. W latach czterdziestych zeszłego wieku było w świecie raptem 100 lub 200

tysięcy robotników należących do związków zawodowych. Obecnie jest ich ponad 200 milionów. Nie ma

takiego miejsca, czy będzie to wyspa na Pacyfiku, czy zgubiona wioska w Amazonii lub tropikalnym lesie

Afryki, w którym kapitał nie wzniósłby portu, wytwórni części zamiennych, filii firmy handlowej, banku, w

którym najemni robotnicy związani pracą nie zjednoczą się prędzej czy później i w końcu nie zakwestionują

prawa burżuazji do podziału czystego produktu na płacę i zysk.

Jakkolwiek złowrogo by krakano, to liczba najemnej siły roboczej w miastach (do której należy też

włączyć najemną siłę roboczą w tzw. krajach socjalistycznych) nie przestała rosnąć w skali całego świata.

Obecnie, w szczytowym okresie kryzysu, osiągnęła ona rząd 750 milionów, wielokroć przewyższając liczbę

z lat 1914, 1940 czy 1968 (jeśli dołączyć do tego najemnych robotników w rolnictwie, to ogół robotników

najemnych przekroczy liczbę jednego miliarda ludzi). Masa ta nadal będzie się powiększać zarówno w

liczbach bezwzględnych, jak i w odsetku ogółu ludności czynnej zawodowo. Są kraje, takie jak USA,

Szwecja czy Wielka Brytania, w których udział najemnej siły roboczej w ogólnej liczbie ludności

przewyższa 90%. Tak kolosalna masa ludzi, bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości, jest obiektywnie w

stanie wziąć w swe ręce środki produkcji i cyrkulacji, które codziennie wprawia w ruch, po to, by nimi

zarządzać według kryteriów i priorytetów, które świadomie i swobodnie zostaną obrane.

Wspominając o „kryteriach i priorytetach, które świadomie zostaną obrane”, chcemy podkreślić

szczególny wymiar rewolucji socjalistycznej i budownictwa socjalistycznego – wymiar, który odróżnia ją

od wszystkich poprzednich rewolucji społecznych w historii. Idzie o kluczową rolę czynnika

subiektywnego, czynnika „świadomości”, a w rezultacie czynnika politycznego w powstawaniu i

zwycięstwie socjalizmu. Dlatego też pierwsze pytanie po części odsyła nas do trzeciego.

Dokładniej należałoby powiedzieć: oto powód, dla którego należy rozróżniać obiektywne,

społeczno-ekonomiczne przesłanki socjalizmu od jego przesłanek subiektywnych, społeczno-politycznych.

To każe nam przeformułować nieco pierwsze pytanie. Możliwość urzeczywistnienia socjalizmu nie jest

czymś automatycznym jako nieunikniony rezultat zrazu rozkwitu, a potem kryzysu kapitalizmu oraz

zrodzonej przezeń walki klasowej. Istnieje tylko jeden z dwu możliwych rezultatów, wyników, z których

ten drugi, jak określił to Engels, porównywalny jest ze znanym losem społeczeństw niewolniczych, oznacza

jednoczesny rozpad obu podstawowych klas.

W rezultacie więc prawidłowe sformułowanie pierwszego pytania brzmi: czy rozwój, a następnie

kryzys kapitalizmu generuje w dalszym ciągu istnienie rewolucyjnego potencjału, pozwalającego na

stawianie na porządku dnia (gdy przeszkody subiektywne zostają natychmiastowo przezwyciężane)

zagadnienia budowy społeczeństwa bezklasowego?

Na to pytanie historia odpowiedziała twierdząco. Wystarczy przypomnieć tylko niektóre z ostatnich

znaczących manifestacji „realnego ruchu klasy”, które zmierzały we wskazanym kierunku: maj 1968 roku

we Francji, „gorąca jesień” 1969 roku we Włoszech, rewolucja portugalska lat 1974/1975, „Solidarność” w

Polsce w 1980 i 1981 roku. Przykłady te wystarczą, aby uwypuklić trwałość historycznego potencjału, na

przekór oczywistemu zresztą kryzysowi zorganizowanego ruch robotniczego, ciągnącemu się już od

półwiecza. (Kryzys ten jest namacalny, choć nie przeszkodził w zwycięstwie, jakim była rewolucja

jugosłowiańska, wzmocniona ruchem samorządowym robotników. Ale i te zwycięstwa pozostały

cząstkowymi, ograniczonymi i sprzecznymi właśnie w ramach tego ogólnego kryzysu).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 11 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Odpowiedź na drugie pytanie jest bardziej sprzeczna. Gdy jednak spoglądamy na rzeczy, to

odpowiedź ta, zbudowana nie na jakiejś dogmatycznej „wierze”, ale na solidnym poznaniu faktów w ich

totalności, pozostaje po dawnemu jasna. W znacznej mierze zależy to od określenia samego pojęcia

„proletariat” oraz od tego, co rozumie się przez „rewolucyjny potencjał”, inaczej mówiąc od zdolności do

przezwyciężenia społeczeństwa burżuazyjnego przez proletariat, przezwyciężenia zawartego w tym

określeniu.

„Rewolucyjny potencjał” współczesnego proletariatu kształtuje się zwłaszcza w oparciu o

obiektywne warunki koncentracji, socjalizacji i współpracy w procesie produkcji, z którego te cechy

wyrastają, a również na przetransponowaniu tych zdolności do zorganizowania się i współpracy mas na

sferę samowyzwolenia w drodze aktywnej, świadomej i dobrowolnej solidarności – to znaczy w ramach

organizacji i walki, którą proletariat rozwija w celu obrony swoich interesów. W rezultacie pojawia się

obiektywna możliwość paraliżowania, a następnie wciągania do ruchu pod własnym kierownictwem

całokształtu ekonomicznych i społecznych mechanizmów współczesnego świata.

Analiza powyższych uwarunkowań dość szybko wykazuje, że jej specyficznych cech nie należy

utożsamiać z cechami robotnika fizycznego w przemyśle ciężkim (nie obala to jednak faktu, że

koncentracja w oczywisty sposób stwarza najbardziej dogodne warunki dla rozwoju wspomnianych

powyżej cech). Współcześnie, w odróżnieniu od powyższego, cechą tą jest wolność bycia siłą najemną,

konkretniej zaś – zgodnie z klasycznym określeniem marksistowskim – jest nią ekonomiczna konieczność

sprzedaży siły roboczej, której podlega jednostka (wszystkie jednostki tworzące klasę robotniczą).

Wielkość dniówki – czy to wysoka czy też niska – nie ma znaczenia, dopóki reprodukcji ulega

konieczność ekonomiczna (tj. póki dniówka nie osiągnie poziomu, na którym oszczędność pewnej znacznej

jej części nie jest możliwa i nie pozwala na pozyskanie środków produkcji bądź zysków z określonego

kapitału). Również charakter pracy – czy chodzi o fizyczną czy umysłową, bądź w odniesieniu do kapitału

o „produkcyjną” – również nie posiada takiego konkretnego znaczenia do czasu, gdy historyczna tendencja

zmierza w kierunku koncentracji (przykładowo: masowa syndykalizacja pracowników wielkich domów

towarowych, urzędników towarzystw ubezpieczeniowych). Co zaś się tyczy zdolności paraliżowania

społeczeństwa, to ma się ona tak samo u pracowników elektrowni, telekomunikacji czy banku, jak i

stalowni bądź zakładów samochodowych.

Jakąkolwiek by więc rolę odgrywała w skali świata przemysłowa klasa robotnicza związana z pracą

fizyczną (relatywnie rosnącą czy też malejącą, trudno to w tej chwili ocenić), to znaczenie całego

proletariatu, zgodnie z przyjętym przez nas określeniem, niewątpliwie wzrasta, na przekór długiej depresji,

będącej funkcją dokonujących się zmian. Dzięki mikroelektronice i informatyce jesteśmy świadkami nie

początków społeczeństwa postindustrialnego, lecz raczej postępującego uprzemysłowienia usług i

mechanizacji pracy fizycznej. Pogląd, jakoby pociągało to za sobą głęboką decentralizację pracy (tj.

decentralizację pracy i kapitału, w skutek pojawienia się na nowo w skali masowej małych rodzinnych

przedsiębiorstw) jest sprzeczny z wszelkimi długofalowymi statystykami. Uwzględniając nawet

nowatorskie i eksperymentalne znaczenie małych firm i rozdrobnionych przedsiębiorstw w „sektorach

wysokiej techniki”, jest to jedna klasyczne przejściowe zjawisko. Bowiem, gdy tylko sukces

przedsięwzięcia jest zagwarantowany, koncentracja sama się niejako narzuca. Sektor „komputerów

domowych” (home computer) wykazał to niestety zarówno w USA, jak i w Wielkiej Brytanii czy Japonii.

Kryzys kapitalistyczny jest na razie jeszcze daleki od tego, aby spowodować rozpad proletariatu (co

najwyżej wzmaga ryzyko jego podziału na tych, co posiadają pracę i bezrobotnych; choć jest to podział tak

stary jak sam kapitalizm, to ruch robotniczy może i powinien odpowiedzieć na to walką o nowe radykalne

skrócenie tygodnia pracy).

Proletariat nadal pozostaje „podmiotem antykapitalistycznym”, „podmiotem socjalistycznym” w

nowoczesnym tego słowa znaczeniu. Historia wewnątrz „nowych” warstw proletariatu reprodukuje, czasem

ze zdumiewającą szybkością, te same przytoczone przez Marksa w pierwszym tomie „Kapitału” cechy,

które stawiają go na „wezwanie socjalizmu”.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 12 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Obecna problematyka zatem ogranicza się nie przypadkiem do trzeciego pytania. Mianowicie

kwestia ukształtowania się subiektywnych warunków wzrostu siły socjalizmu, zarówno do jak i po obaleniu

kapitalizmu, jest bodaj najtrudniejszym zagadnieniem.

Takie twierdzenie nie zawiera samo w sobie niczego osobliwego. Proletariacka rewolucja społeczna

jest pierwszą w historii rewolucją, która winna przekazać losy społeczeństwa w ręce klasy, która do dnia

swego politycznego zwycięstwa (a być może nawet długo po tym dniu) w dalszym ciągu pozostaje klasą

ekonomicznie i kulturowo zależną i wyzyskiwaną. I jeśli wszelkie wcześniejsze rewolucje społeczne

umożliwiały przejęcie władzy przez klasę posiadającą już ekonomiczną i ideologiczną hegemonię, to

kompletną utopią byłoby przypuszczać, że proletariat mógłby uzyskać przewagę ekonomiczną w ramach

społeczeństwa kapitalistycznego. Jeszcze większą utopią byłoby przypuszczenie, iż może on urzeczywistnić

ideologiczną hegemonię, zostając po dawnemu wyzyskiwanym i w sensie ekonomicznym zależnym.

Tym samym konsekwencje zależności ekonomicznej i ideologicznej ograniczają zwykle zdolności

samoorganizowania się, współpracy i solidarności klasowej, które zresztą wynikają z tychże warunków

życia w ramach społeczeństwa kapitalistycznego.

Zderzenie się tych dwóch tendencji rodzi z jednej strony powszednią rutynę robotniczego życia z

tendencją do przystosowania się do „realizmu” dnia codziennego, tendencją do reformizmu, a z drugiej –

periodyczne zrywy do wielkich klasowych wystąpień (strajki masowe i powszechne, kryzysy polityczne,

kryzysy przedrewolucyjne, sytuacje rewolucyjne), kiedy to obalenie kapitalizmu na krótki czas jest

możliwe.

W oparciu o tę dialektykę, która w swej własnej głębi uwarunkowana jest dialektyką „obiektywnego

i subiektywnego czynnika historii”, wspierają się wielkie cykle walki klasowej w końcu XIX stulecia

(powiedzmy – od jego lat czterdziestych), cykle, które mimo wszystko stanowią treść głównej tendencji

historycznej.

Pierwsze wzniesienie fali rewolucyjnej doprowadziło do rewolucji 1848 roku i jej późniejszego

krachu, po którym nastąpiło na dłużej uspokojenie, przerwane początkowym zwycięstwem Komuny

Paryskiej. Drugie wielkie wzniesienie osiąga kulminację w zwycięstwie rewolucji rosyjskiej 1917 roku, po

którym miało miejsce załamanie rewolucji w Europie Centralnej w latach 1919-1923, co „na wielu

płaszczyznach” określiło los tej pierwszej. Drugie wzniesienie fali rewolucyjnej prowadzi do uspokojenia, a

wkrótce do nowych, cięższych porażek (Japonia, Niemcy, Hiszpania), które wiodą wprost do wojny

światowej i rozprzestrzenienia się faszyzmu na cały prawie kontynent europejski, od Gibraltaru do rogatek

Leningradu, Moskwy i Stalingradu. Następnie, na skutek działań ruchu oporu i nowego wzrostu walki

rewolucyjnej, wznosi się nowa fala, osiągająca najwyższy punkt w zwycięstwie rewolucji jugosłowiańskiej i

chińskiej, choć jednocześnie poniesione zostały dotkliwe klęski w Europie Zachodniej, USA i Japonii

(stabilizacja kapitalizmu, maccartyzm, „zimna wojna”).

A i tym razem uspokojenie nie miało charakteru powszechnego z uwagi na to, że rewolucja

wspierana antyimperialistycznym ruchem narodowowyzwoleńczym, rozprzestrzeniła się na Indochiny,

Kubę i Nikaraguę. To uspokojenie jest czymś realnym na półkuli północnej podczas dziesięcioleci i kończy

się na 1968 roku; lecz bez zwycięstw rewolucyjnych, co wskazuje na presję stosunku sił w skali światowej,

jak i na przygnębiająco długą pasywność amerykańskiego i radzieckiego proletariatu.

Jednakże owa dialektyka powszedniej rutyny i periodycznych zrywów każe nam, z kolei, wrócić do

dialektyki „masy – kierownictwo”, a ściślej – do dialektyki „realnego ruchu klasy i jego politycznego

wyrazu”. I ten fakt, że przyznajemy, iż proletariat jest w stanie okresowo przezwyciężyć subiektywne

przeszkody na drodze do socjalizmu, nie umniejsza znaczenia drugiego twierdzenia – że kryzys praktyki

zorganizowanego ruchu robotniczego (zarówno jego socjaldemokratycznej, jak i stalinowskiej części) jest

jednym z rzucających się w oczy faktów historii minionych pięćdziesięciu lat. Swoim brzemieniem silnie

oddziałuje na możliwość zagwarantowania ogólnoświatowego zwycięstwa socjalizmu w końcu XX wieku.

Ma to tym większe znaczenie, gdyż kryzys ten coraz bardziej trwale splata się z kryzysem praktyki,

znanej pod nazwą „budownictwa socjalistycznego” w krajach, które zlikwidowały kapitalizm, a ściślej z

kryzysem modelu ekonomicznego, politycznego, kulturowego i społecznego zarządzania, który objawił się

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 13 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

we wspomnianych krajach. Kryzys ów przeplata się z kryzysem kapitalizmu i praktyki zorganizowanego

ruchu robotniczego w krajach kapitalistycznych w tym sensie, w jakim rodzi zwątpienie, sceptycyzm i

demoralizację w szeregach klas zniewolonych i wyzyskiwanych – nie tylko w odniesieniu do

„socjalistycznych modeli” przeznaczonych do naśladowania, ale i w tym sensie, w którym wzbudza

wątpliwości co historycznej możliwości samowyzwolenia się przez najemną siłę roboczą. Te nowe

przeszkody mogą być przezwyciężone tylko przez samo życie, dzięki nowym historycznym

doświadczeniom (choć wkład teoretyczny pozostanie decydujący w ich przygotowaniu). Na szczęście nowe

„modele” rodzą się nieuchronnie na gruncie „ruchu realnego”, jak miało to miejsce w maju 1968 roku czy

w przypadku „Solidarności”. Zaś owe „nowe modele” wskazują zawsze na jedną i tę samą historyczną

tendencję do samoorganizacji i samorządności.

Ruch realny nadal będzie gromadzić siły i doświadczenia w powszednim życiu (strajki o

charakterze ekonomicznym, działalność wyborcza, walka o demokratyczne reformy itp.), jednak jak

dawniej, co jakiś czas będzie stwarzać grożące wybuchem kryzysy społeczeństwa burżuazyjnego i szansę

dla działań radykalnych, dla których socjaliści powinni przygotować siebie i masy, przejawiając w takich

wypadkach męstwo i decydującą rolę inicjatywy rewolucyjnej, którą nieustannie postulowali Marks i

Engels.

Wszystko to w skali światowej jest możliwe bardziej niż kiedykolwiek – co więcej, konieczne

przynajmniej w stadium początkowym. Ten, kto liczy, że „cykl rewolucji” już się zakończył, otrzyma od

historii należne sprostowanie. Wiek XX zakończy się i rozpocznie XXI, który spotęguje to, co przyniosło

nasze stulecie wraz z początkiem 1905 roku: wiek rewolucji i kontrrewolucji.

Pod tym względem proletariat może oprzeć się na dwóch silnych sojusznikach: bezgranicznie

eksploatowanym chłopstwie „trzeciego świata” (sojusz robotniczo-chłopski był siłą napędową zwycięstw w

Jugosławii, Chinach, Indochinach, na Kubie i w Nikaragui), wspieranym często potężnym,

antyimperialistycznym ruchem narodowowzwoleńczym; na nowych ruchach społecznych, powstających w

rezultacie buntu przeciw grożącym nam katastrofom (jądrowej, ekologicznej) czy dotkliwemu upośledzeniu

(walka o wyzwolenie kobiet), obejmujących coraz szersze kręgi proletariatu w nowoczesnym tego słowa

znaczeniu. Ruchy te kryją w sobie wyjątkowo silne i postępowe jądro skierowane przeciw kapitalizmowi, a

wynikające z samej analizy warunków, które przydają realności dylematowi: socjalizm bądź zagłada.

Jednak ów potencjał, to jądro, będzie się wyswobodzać tylko w tym stopniu, w jakim ruch robotniczy

będzie umiał wszystkie te ruchy zjednoczyć dla realizacji wyraźnych celów antykapitalistycznych, nie

próbując przy tym ich „kastrować”, pozbawiać samodzielności, przeobrażać w siły dopełniające w polityce

presję na „przysposobienie” kapitalizmu.

Socjalizm nie zatryumfuje ani dzięki wojnie światowej (przecież to potworny absurd!), ani jako

skutek jakiejś namacalnej przewagi „obozu socjalistycznego” nad „obozem kapitalistycznym” (co jest

trudne do wyobrażenia w najbliższym czasie).

Zatryumfuje w ten sam sposób, który przewidzieli Marks i Engels – przerośnięciem „realnego

ruchu” wyzwolenia robotników najemnych w kierunku opanowania władzy politycznej, co zbiegnie się z

chwilą, gdy środki produkcji i wymiany wezmą w swe ręce zjednoczeni wytwórcy, rządzący się w

warunkach pluralizmu politycznego i demokratycznej, planowej samorządności. Takie przerastanie będzie

wynikiem szeregu nakładających się ekonomicznych, społecznych i politycznych kryzysów wewnątrz

społeczeństwa burżuazyjnego. Ujawni się dzięki rozmachowi wyzwolenia bezpośrednich producentów w

tzw. krajach socjalistycznych w kierunku rzeczywistego samorządu robotniczego (planowania i podziału

produktu społecznego pod kontrolą i kierownictwem robotników) i pluralizmu politycznego – innymi słowy

– demokratycznej władzy ogółu bezpośrednich producentów, bez czego samorząd robotniczy pozostaje w

niemałym stopniu pozbawiony swej treści.

W ten oto sposób socjalizm ma pełne szanse urzeczywistnienia się. Dorobek jest ogromny.

Trudności nie należy nie doceniać. Jednak bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości, warto tak jak dawniej

poświęcić życie dla jedynego godnego człowieka dążenia – wyzwolenia wszystkich zniewolonych i

wyzyskiwanych oraz zbudowania społeczeństwa bez klas i przemocy państwa.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 14 -

www.skfm-uw.w.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Socjalizm w przededniu XXI wieku Ernest Mandel
Mandel Ernest Socjalizm w przededniu XXI wieku
SOCJALIZM W PRZEDEDNIU XXI WIEKU
Szkoła XXI wieku, studia, I ROK, Pedagogika ogólna
POLITYKA I STRATEGIA BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA XXI WIEKU Prof S Koziej, WSBiP, Bezpieczeństwo Narodowe
Ernest Mandel – Dlaczego jestem marksistą (1978 rok)
MICHAEL LÖWY, Che w poszukiwaniu socjalizmu XXI wieku
Ernest Mandel – O biurokracji (1966 67 rok)
Ernest Mandel – Karol Marks (1990 rok)
Ernest Mandel – Dlaczego biurokracja radziecka nie jest nową klasą panującą (1979 rok)
Zapachy XXI wieku!
Transport i drogio w XXI wieku
Wyzwania psychiatrii u progu XXI wieku
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
OTYŁOŚĆ CHOROBĄ XXI WIEKU

więcej podobnych podstron