courths mahler jadwiga podróż poślubna

background image

JADWIGA COURTHS-MAHLER

Podróż

poślubna

Przełożyła

Izabella Korsak

EDYTOR \

Katowice 1994

Tytuł oryginału: Siddys Hochzeitsreise

© Copyright by Gustaw H. Liibbe Yerlag GmbH, Bergisch Gladbach

© Copyright by Polish edition by EDYTOR, Katowice 1994

© Translation by Izabella Korsak

t

ISBN 83-86107-40-5

Projekt okładki i strony tytułowej

Marek Mosiński

Korekta

Edmund Piasecki

Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s.c. Katowice 1994.

Skład i łamanie: Studio „P" Katowice

Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne

Rzeszów, ul. pik. L. Lisa-Kuh 19. Zam. 6096/94.

.— No już, Siddy! Teraz gałązki mirtu

będą trzymać się mocno.

Wyglądasz prześlicznie w tej powiewnej bieli i

ślubnym wianku. I jak,

podobasz się sobie?

Siddy uśmiechnęła się zakłopotana.

— Och, Margot! Najważniejsze, żebym się

komuś spodobała.

— Wierzę, że masz na myśli wyłącznie

background image

przyszłego małżonka

— roześmiała się Margot.

— Jak doszłaś do tak mądrego wniosku,

maleństwo?

— No cóż, jeśli się ma już prawie

osiemnaście lat, a także

wielbiciela, który ciągle powtarza, że chętnie

powiódłby Margot Jung

do ołtarza...

— I co na to odpowiada sama

zainteresowana?

— Że jej serce dla nikogo jeszcze nie bije na

tyle głośno i wyraźnie,

aby spieszyło się do mariażu. Ojciec zresztą

powiada, że., dziewczyna

może z tym spokojnie poczekać aż do

pełnoletności, kiedy w pełni

dojrzeje do małżeństwa. Masz dwadzieścia

jeden lat i dwa miesiące,

Siddy — ja też chciałabym cieszyć się tak

długo wolnością. Możemy

teraz jeszcze trochę pogadać, zanim przyjdzie

Frank i porwie cię do

ołtarza. Wiesz, wydaje mi się czymś bardzo

dziwnym, że już dwie

godziny temu przedzierzgnęłaś się z panny

Jung na panią Nordau. No

bo w myśl prawa stałaś się żoną Franka z chwilą

podpisania aktu ślubu

w urzędzie stanu cywilnego. Powiedz, jak

czujesz się w nowej roli?

Siddy spojrzała z rozmarzeniem w swoje

odbicie w lustrze.

— Nie umiem ci tego opisać, Margot.

background image

— Chyba nie posiadasz się ze szczęścia, jeśli prawdą jest to, co

poeci piszą o miłości. Kochasz Franka, a on ciebie. Wasi rodzice nie

tylko dali chętnie swoje błogosławieństwo, ale wręcz pragną tego

związku, skoro wkrótce ma dojść do fuzji firmy Nordau z firmą Jung.

Wszystko między wami układało się pomyślnie i bez przeszkód od

pierwszej chwili, kiedy Frank wrócił zza granicy po długim wojażu. Ty

zresztą raczej mało Franka znałaś, bo spędziłaś rok u ciotki Marthy,

zanim on wyruszył w tę podróż. Więc kiedy spotkaliście się po jego

powrocie do kraju, spojrzałaś na niego zupełnie innymi oczami. I pewnie

wtedy z miejsca zakochaliście się w sobie, prawda?

— Muszę ci się do czegoś przyznać, Margot, ale obiecaj, że nikomu

o tym nie powiesz.

,

— Daję ci słowo, Siddy. Przecież mnie znasz.

— No więc wyznam ci, że kochałam się we Franku jeszcze zanim

przeniosłam się do ciotki Marthy. Właśnie dlatego tak ociągałam się

z wyjazdem, chociaż jestem do niej bardzo przywiązana i szczerze jej

współczuję, że jest taka osamotniona po śmierci męża i po utracie na

wojnie jedynego syna. Naszym moralnym obowiązkiem było pod-

trzymać ją na duchu i jakoś pocieszyć. Ty byłaś za młoda, a poza tym

chodziłaś jeszcze do szkoły, więc wypadło na mnie, choć nie uczyniłam

tego chętnie. '

— Więc kochasz Franka od tak dawna? Czy on domyślał się tego?

— Skądże! Zresztą nie było okazji; widywaliśmy się wtedy bardzo

rzadko. Ale ja go kochałam, odkąd sięgam pamięcią — chyba od

pierwszego wejrzenia. Toteż byłam bardzo przygnębiona, kiedy ze-

tknęliśmy się ponownie po jego powrocie, a on nadal ledwie mnie

zauważał. Wiesz, nasze przyjaciółki nazywają go wrogiem kobiet, bo on

w ogóle nie zwraca uwagi na młode damy. Możesz więc sobie wyobrazić,

co czułam, kiedy nagle stracił swoją rezerwę i zaczął się o mnie starać. Po

prostu nie mogłarrl w to uwierzyć. I zanim zdołałam zastanowić się nad

tym, czy on mnie kocha, oświadczył mi się, a ja przyjęłam jego

oświadczyny z radością; i wcale nie dlatego, że rodzice czekali na to

z utęsknieniem. Powiadasz, że wszystko między nami przebiegało

background image

gładko. Owszem, jeśli nie liczyć tych lat wypełnionych tęsknota,

wszystko potem poszło aż za gładko.

,

— Czy on teraz już wie, że kochasz go od dawna?

— Ach, nie! Nie odważyłabym się powiedzieć mu o tym. Widzisz,

jesteśmy sobie jeszcze dość obcy, a on jest w dodatku taki poważny

i powściągliwy, tak bardzo trzyma się na dystans. Mama mówi, że są

mężczyźni, którzy nigdy nie potrafią otworzyć się i wstydliwie skrywają

swoje najgłębsze doznania. To chyba odnosi się również do Franka.

Odczuwam zawsze coś w rodzaju obawy przed jego powściągliwą

naturą, ale jest mi drogi i kochany taki właśnie, jaki jest. I jestem dumna

i szczęśliwa, że jego wybór padł na mnie.

Margot słuchała siostry z lekkim zdziwieniem, a potem pocało-

wała ją.

— Nie ma w tym niczego niezwykłego: żadna nie jest taka miła

i dobra jak ty. Frank wykazał w każdym razie dobry gust. A to, co

powiedziałaś o jego poważnym i powściągliwym usposobieniu, pokrywa

się również z moimi wrażeniami. Wiesz przecież, jak swobodnie

wygłaszam swoje opinie w obecności różnych ludzi, tymczasem przy

Franku czuję się onieśmielona. Mam wrażenie, że znajduję się w towa-

rzystwie jakiejś znakomitości, wobec której należy szczególnie uważać

i starannie dobierać słów. Wierzę jednak, że będziesz z nim szczęśliwa,

bo mimo spokoju i opanowania pojawia się czasem w jego oczach coś,

co zdradza bardzo czułą i gorącą naturę.

Siddy spłonęła ciemnym rumieńcem i przytuliła policzek do twarzy

siostry.

— Ja wiem, Margot, że każda mogłaby mi pozazdrościć szczęścia

u'jego boku; wiem, że Frank jest nie tylko mądrym, inteligentnym

i zdolnym człowiekiem, ale także mężczyzną honoru, któremu kobieta

może zawierzyć swój los.

— Jak to dobrze, że w końcu odnaleźliście się, bo w gruncie rzeczy

jesteście jakby sobie przeznaczeni. Cieszę się, a ojciec wręcz promienieje.

Los odmówił mu syna, ale przynajmniej obdarzył go zięciem, który

background image

będzie mógł poprowadzić jego interesy, a pewnego dnia stanie na czele

obu naszych firm.

Przez twarz Siddy przemknął lekki cień.

— Ten wzgląd jest mi raczej przykry, bo wnosi do naszego związku

element interesowności i trzeźwej kalkulacji.

— Ależ Siddy, to nie powinno ci być przykre! Przecież to nie ma nic

wspólnego z waszą miłością. l

— Nie, dzięki Bogu nie ma. Jestem przekonana, że Frank ani

myślał o tym, kiedy starał się o moją rękę, chociaż z pewnością był

zadowolony, że jego rodzice popierają nasz związek. Najchętniej

jednak wolałabym o tym wszystkim nie myśleć. Czy rozumiesz mnie,

Margot?

— Oczywiście, że cię rozumiem. A teraz powiedz mi: na jak długo

wyjeżdżacie? Zdaje się, że wasza podróż poślubna bardzo się prze-

ciągnie, skoro macie zamiar wyruszyć do Ameryki.

— Jak wiesz, Frank musi tam pojechać w interesach. Rodzice

jednak nie chcieli rozdzielać nas na tak długo zaraz po ślubie, ale że

wyjazd Franka za ocean jest pilny, postanowiono wysłać nas tam razem.

Wpierw zresztą pojedziemy na dwa tygodnie do Szwajcarii. Przynaj-

mniej te dni będą należeć wyłącznie do nas.

— No, na statku też nic nie będzie wam zakłócało sam ,na sam.

Siddy uśmiechnęła się.

— Mam nadzieję, że zostawią nas w spokoju. W czasie tej podróży

będę przebywać z Frankiem znacznie więcej, niż gdybyśmy pozostali tu

na miejscu. Poza załatwianiem spraw firmy będzie mógł poświęcać cały

czas tylko mnie.

— W każdym razie wasza podróż poślubna zapowiada się wspa-

niale. To cudowne, że zobaczycie także Florydę. W tamtejszych

nadmorskich kąpieliskach panuje podobno światowy szyk i elegancja

Cieszysz się z tego?,

— Ach, Margot, przecież wiesz, że do takich spraw nie przywią-

zuję wagi. A poza tym nie nęci mnie życie całymi miesiącami

background image

w walizkach zamiast wśród wygód we własnym domu. Ale lepsze to m z

samotne siedzenie w czterech ścianach, gdyby Frank sam wyjechał do

Ameryki.

vx

— Na pewno! Potem zresztą będziecie mogli cieszyć się do syta

własnym domem' Wiesz co, ja też chciałabym pojechać w podróż

poślubną do Ameryki! No, ale zdaje się, że już najwyższy czas włożyć

suknię druhny. Frank będzie tu lada moment. Przed waszym wyjazdem

nie zdołamy już znaleźć dla siebie wolnej chwili i porozmawiać bez

świadków, więc pozwól, że już teraz cię pożegnam. Bądź zdrowa,

siostrzyczko! Życzę ci wiele szczęścia na nowej drodze i do miłego

zobaczenia po waszym powrocie!

— Bądź zdrowa, Margot! Kochaj mnie nadal i nie zapominaj

o mnie!

Siostry uścisnęły się, a Margot odparła śmiejąc się i ocierając łzy

wzruszenia:

— To raczej ty możesz o mnie zapomnieć wśród szczęścia i tylu

nowych wrażeń.

Jeszcze kilka całusów i uścisków i Margot wybiegła z pokoju, żeby

się przebrać.

Sidonia Nordau patrzyła przez chwilę w ślad za siostrą oczami

wilgotnymi od łez; usta drżały jej ze wzruszenia. Siostry kochały się

bardzo, a rozstanie z Margot było ciężkim przeżyciem mimo gorącej

miłości do męża. Do męża? Szkarłatny rumieniec ubarwił twarz Siddy.

Ciągle wydawało się jej czymś nieprawdopodobnym, że już od dwóch

godzin jest żoną Franka Nordaua i że za chwilę stanie z nim przed

ołtarzem, aby zawrzeć także ślub kościelny. Jakie to dziwne! Jeszcze trzy

miesiące temu nie śmiałaby marzyć o takim szczęściu. Frank Nordau był

początkowo wobec niej równie powściągliwy jak wobec innych pań.

I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, coś się w nim zmieniło: zaczął usilnie

zabiegać o jej względy, a pewnego wieczoru — kiedy znaleźli się razem

na jakimś towarzyskim spotkaniu — oświadczył się. W tej krótkiej

chwili, kiedy zostali sami, nie mógł wiele powiedzieć. Zapytał tylko

background image

wprost, poważnie i spokojnie:

— Panno Sidonio, czy zechce pani zostać moją żoną?

Pobladła i na moment zamarło w niej serce. Spojrzała w skupione,

szare oczy Franka, czując, jak cała jej istota wyrywa się ku niemu. Nie

mogła i nie chciała zastanawiać się dłużej, chociaż te oświadczyny

całkowicie ją zaskoczyły. Frank ani słowem me napomknął o miłości,

więc i ona o tym nie mówiła, tylko wyraziła swoją zgodę, uszczęśliwiona,

kiedy potem wziął ją w objęcia i pocałował.

— Dziękuję ci, Sidonio — powiedział jakby nieco skrępowany; jej

radosny nastrój wprawiał go najwyraźniej w zakłopotanie. — Chciał-

bym uczynić wszystko, co w mej mocy, żebyś była szczęśliwa.

— Proszę, niech pan nazywa mnie Siddy; tak zwracają się do mnie

wszyscy bliscy.

Spojrzał na nią dziwnie, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale prze-

szkodziła mu w tym grupka gości. Ujął więc tylko jej rękę i rzekł:

— Chodźmy do twoich rodziców, Siddy. Musimy im powiedzieć,

że jesteśmy zaręczeni.

Siddy nie zdziwiła się, że rodzice chętnie wyrazili zgodę, a jak później

stwierdziła — żaden młody człowiek nie byłby równie mile przez nich

widziany jak właśnie Frank Nordau. Obu współpracującym ze sobą od

lat seniorom rodów bardzo zależało bowiem, aby wreszcie doprowadzić do

fuzji swoich firm. Nie, Siddy nie dziwiła się; uważała natomiast za

cudowny dar losu, że zyskała serce Franka, w którym ojciec upatrywał

swego następcę i był mu bardziej rad niż każdemu innemu mężczyźnie.

Nie miała pojęcia, że obaj ojcowie już od lat planowali ich

małżeństwo i że Nordau senior dopiero niedawno zażądał stanowczo od

syna, aby podjął starania o jej rękę.

Frank był zbyt wytrawnym człowiekiem interesu, żeby nie docenić

pożytków płynących z tego związku. Wprawdzie dotychczas nie myślał

o małżeństwie, ale ponieważ jego serce było chwilowo wolne, nie'bronił

się przed spełnieniem ojcowskiego życzenia. Odtąd zaczął poświęcać

osobie Siddy więcej uwagi i wkrótce przekonał się, że jest ona nie tylko

piękną, ale również niezwykle ujmującą dziewczyną. Nie deliberując

background image

zatem dłużej, ruszył do ataku, a że Siddy przyjęła jego oświadczyny

z wielkim spokojem, doszedł do wniosku, iż ona także została od-

powiednio urobiona przez swego ojca. Nie zdawał sobie zupełnie

sprawy z wrażenia, jakie zrobiły na Siddy jego oświadczyny. Panowanie

nad emocjami poczytał za brak emocji i uwierzył, że Siddy, tak samo jak

on, z pełną świadomością godzi się na małżeństwo z rozsądku.

Ale kiedy później teść poprosił go, żeby nie wtajemniczał Siddy

w kulisy materialne zawartego dopiero co małżeństwa, Frank spojrzał

zdumiony:

— Czy Siddy nie orientuje się, z jakich względów i ty, i mój ojciec

życzyliście sobie naszego związku?

— Siddy na szczęście nic jeszcze na ten temat nie wie, z czego jestem

bardzo zadowolony, bo to dziewczyna z charakterem. Może uprze-

dziłaby się do ciebie, gdyby zrozumiała, dlaczego tak szczególnie zależy

nam na połączeniu naszych rodzin. Młode dziewczyny mają swoje

ideały i nie należy im tego burzyć. Nie dopuść więc, proszę, żeby Siddy

zaczęła domyślać się czegoś. Mam nadzieję, że twoje starania o jej rękę

nie były podyktowane wyłącznie chłodnym rozsądkiem. Uwierz mi, że

\

8

je przemawia przeze mnie ojcowskie zaślepienie, ale Siddy jest

typem kobiety, która może uczynić swego męża człowiekiem szczęś-

liwym.

Frank był coraz bardziej zdumiony, ale odparł z powagą:

— Zrobię wszystko, co w mej mocy, żeby Siddy była szczęśliwa.

Chciałbym też zasłużyć na zaszczyt, który mi wyświadczyła, zostając

moją żoną.

Te słowa całkowicie zadowoliły Gustava Junga, który także ożenił

się przed laty z rozsądku, a mimo to jego małżeństwo okazało się bardzo

udane. Rzecz jasna, pani Jung nigdy nie dowiedziała się, że mąż

pokochał ją dopiero po ślubie.

Po tej rozmowie z teściem Frank odczuwał pewien rodzaj skrępo-

background image

wania wobec narzeczonej. Zaczął ją baczniej obserwować i czasem

wydawało mu się, że odbiera jakieś ciepłe promienie zapalające się

w oczach Siddy. Dopiero teraz zaczął powoli odkrywać wartościowe

cechy jej charakteru i wielki urok osobisty, dopiero teraz nabrał

przekonania, że los obdarzy go towarzyszką życia, która warta była

tego, żeby wybrać ją tylko z miłości. I powoli jego serce zaczęło tajać

i otwierać się.

Na krótko przedtem, zanim ojciec skłonił go do podjęcia starań

o rękę Siddy, Frank Nordau uwikłany był w romans. Zakochał się

mianowicie w stenotypistce prowadzącej korespondencję w fabryce

ojca. Urodziwa Anny Frey oczarowała go fascynująco pięknymi

szarozielonymi oczami. Frank wpadł szybko w zastawione sieci, gdyż

Anny przy lada okazji znajdowała się niby przypadkiem na jego drodze.

Wkrótce tak go omotała, że zaczął całkiem serio rozważać, czy by się

z nią nie ożenić.

Ale kiedy była już absolutnie pewna swego, przestała się mas-

kować, ukazując za to coraz częściej swoje prawdziwe oblicze. Frank

zauważył, że Anny kokietuje również innych mężczyzn, przyłapał

.h na paru brzydkich kłamstwach, a także odkrył w niej inne jeszcze

wady charakteru. Jego uczucia uległy zmianie, i tak szybko, jak kiedyś

uległ jej czarowi, tak teraz równie szybko otrzeźwiał. Zaczęły się

nieporozumienia, wyrzuty, padły słowa o doznanym zawodzie. Ostate-

czne zerwanie nastąpiło zaś pewnego wieczoru, kiedy zastał ją w ob-

J?ciach jakiegoś mężczyzny.

Anny Frey próbowała oczywiście odzyskać jego względy, ale im

bardziej się wysilała, próbując coraz ryzykowniej szych środków, tyra

bardziej Frank stawał się chłodny i nieubłagany. Trudne do uniknięcia

spotkania na terenie firmy były mu nad wyraz przykre, niemniej nie

podjął żadnych kroków, żeby pozbawić ją pracy.

A potem nadszedł dzień zaręczyn z Siddy. Frank miał już sumienie

czyste, gdyż w końcu udało mu się zerwać wszelkie kontakty z Anny

Frey. Ona jednak pieniła się ze złości i wmawiała sobie, że Frank

porzucił ją dla innej jedynie z chęci bogatego ożenku. Jak najdalsza od

background image

przypisania winy sobie i uznania, że między nią a Frankiem wszystko

skończone, szalała z gniewu i nurtujących ją ponurych myśli o zemście.

Mimo upomnień ze strony bezpośredniego szefa zaniedbała całkowicie

swoje obowiązki w biurze i doprowadziła do tego, że zwolniono ją

z pracy na dwa dni przed ślubem Franka, który zresztą o niczym nie

wiedział. Zaabsorbowany przygotowaniami do spraw, które miał

załatwić w Ameryce, przesiadywał u siebie i nie pojawiał się w tej części

biura, gdzie pracowała Anny.

O wszystkich tych sprawach Siddy nie miała pojęcia i żadna

niepewność co do osoby narzeczonego nie* mąciła jej spokoju; nie

wątpiła też ani na chwilę, że jego oświadczyny podyktowane były

miłością. Teraz, kiedy w napięciu czekała, że lada moment przyjdzie

i powiedzie ją do ołtarza, serce biło jej mocno i z uczuciem tak gorącej

tęskonoty, że niemal drgnęło bólem, gdy nagle stanął przed nią.

Frank poczuł się wzruszony i bardzo przejęty, kiedy zobaczył Siddy

całą w białych koronkach i obłokach tiulu. Od chwili zawarcia ślubu

w urzędzie stanu cywilnego nie byli ani na moment sami. Teraz zobaczył

ją z bliska, jak jej ładną, o delikatnych rysach twarz oblewa rumieniec,

a w brązowych, aksamitnych oczach, patrzących nieśmiało i trochę

niepewnie, pojawia się ciepły blask. Impulsywnie przyciągnął ją do

siebie i zaczął całować. W okresie narzeczeństwa dochodziło między

nimi do pocałunków, ale dziś po raz pierwszy Frank całował ją z takim

zapamiętaniem. Poczuł, jak Siddy lekko drży w jego ramionach, i w tym

momencie dał sam sobie słowo, że nigdy nie dopuści do tego, aby

dowiedziała się prawdy o ich małżeństwie skojarzonym z rozsądku.

Ogarnęła go fala ciepła, Siddy zaś zauważyła w jego oczach błysk

namiętności, co było czymś zupełnie nowym i co ją bezgranicznie

10

uszczęśliwiło. Ale po chwili uwolniła się nieśmiało z jego objęć, słysząc

czyjeś kroki na korytarzu. Do pokoju weszła matka Siddy.

_ Dzieci, musicie już jechać! — powiedziała z nerwowym po-

śpiechem. — Najwyższa pora!

background image

Frank podał żonie ramię, nieznacznie przyciskając do siebie jej

dłoń. Jak każdy pan młody, on również czuł się niezbyt pewnie w obliczu

ślubnych ceremonii. Najchętniej chciałby mieć je już za sobą i zostać

z Siddy sam na sam. Nagle wydało mu się, że mają sobie wiele do

powiedzenia i wiele-do zaofiarowania. Nieoczekiwanie dla siebie zaczął

też myśleć o czekającym go małżeństwie z radością, przekonany, że

Siddy będzie przemiłą i czarującą żoną. Dopiero teraz w pełni ocenił jej

urodę i subtelny czar.

Przez kilka następnych godzin Siddy i Frank nie mieli czasu

oprzytomnieć wśród uciążliwości ślubu i hucznego wesela: kroczyli do

ołtarza odprowadzani spojrzeniami ciekawskich lub współczujących

oczu i przysięgli sobie wierność, a potem pojechali do wytwornego

hotelu, w którym odbywało się weselne przyjęcie, odbierali życzenia

szczęścia od wszystkich po kolei gości. W końcu zasiedli na honoro-

wych, oplecionych kwietnymi girlandami miejscach i wzięli udział — na

wpół obecni duchem — w wykwintnej kolacji, słuchając cierpliwie

toastów i okolicznościowych przemówień. Trącali się kieliszkami

i przepijali do biesiadników, coś mówili, komuś odpowiadali i czuli się

tak, jak większość nowożeńców w podobnej sytuacji: jak ofiary

obowiązujących obyczajów.

Sądzić można, że wszyscy inni bawili się lepiej podczas tej kolacji

niż para głównych bohaterów. W pobliżu miejsca zajmowanego przez

Margot Jung było najweselej — druhny i drużbowie mieli szam-

pański nastrój. Peter Vahl, drużba Margot, nie spuszczał oczu z jej

uroczej, tryskającej życiem buzi. Na dobrodusznym obliczu Petera

malowało się błogie uwielbienie. Znał Margot już od lat i od pierwszej

chwili stracił dla niej głowę. Ale ponieważ w niczym nie przypominał

Powieściowego bohatera, a jego miła, lecz nieco okrągła twarz nie

wyglądała zbyt interesująco i poważnie, Margot odrzucała stanowczo

Je§o pełną adoracji miłość. On jednak nie zniechęcał się i twardo

Postanowił, że Margot zostanie jego żoną, choć miał już lat trzydzieści,

Podczas kiedy ona miała ich zaledwie osiemnaście. Kiedy ukochana

11

background image

traktowała go czasem dość okrutnie, mówił sobie: „To nic!

Pewnego dnia zrozumie, że żaden nie jest jej tak wierny i nie kocha jej

tak gorąco jak ja. Zdobędę ja wytrwałością". Peter był najwierniej,

szym adoratorem Margot, zawsze gotowym do usług, cierpliwie czeka-

jącym czy to na rozegranie z nią partii tenisa, czy też w jakimś

umówionym miejscu spotkania. Posyłał jej kwiaty i ulubione czeko-

ladki, troszczył się o nią z niesłabnącą cierpliwością i wytrwałością.

W końcu Margot musiała się z tym pogodzić, od czasu do czasu

uszczęśliwiała go jakimś miłym słówkiem podziękowania albo figlar-

nym uśmiechem, a czasem wpadała w złość, kiedy Peter zapewniał ją po

raz nie wiadomo który: „Pewnego dnia i tak zostanie pani moją żoną,

panno Margot; wiem to na pewno".

I choć bardzo ją irytował, że zmierza do celu z taką niewzruszoną

pewnością, czegoś jej jednak brakowało, kiedy czasem nie było go pod

ręką, mimo że właśnie był potrzebny. Słuchał potem jej połajanek

uszczęśliwiony, patrząc na nią z oddaniem poczciwymi niebieskimi

oczami.

Ten stan rzeczy trwał już od dwóch lat, a że szczęśliwym trafem

żaden mężczyzna niebezpieczny dla młodego serca Margot nie stanął na

jej życiowej drodze, Peter Vahl pozostał na placu jako najwierniejszy

wasal.

Z wykształcenia prawnik, wdrażał się do zawodu adwokata,

pracując w kancelarii swego ojca, po którym miał z czasem przejąć

praktykę. Peter był uosobieniem odpowiedzialności, więc już teraz wielu

klientów wolało powierzać prowadzenie swoich spraw raczej jemu niż

jego ciągle bardzo zajętemu ojcu.

Rodzice Margot patrzyli życzliwym okiem na młodego adwokata

zabiegającego o względy córki, ale nie wywierali na nią żadnego nacisku,

gdyż każda próba działania na korzyść Petera wzmagałaby tylko opór

dziewczyny.

Jedynie Siddy czasem trochę przekomarzała się z nią na temat

najwierniejszego wielbiciela, na co Margot, tupiąc energicznie nóżką,

dowodziła, że o wyjściu za mąż za Petera ani myśli, bo jest dla niej za

mało interesujący, a poza tym ma zadatki na brzuch i nosi niemożliwe

background image

krawaty. Czy Siddy naprawdę wyobraża sobie, że ona miałaby ochotę

zostać żoną kogoś takiego? Siddy odpowiadała na to śmiejąc się, że

12

obraża to sobie doskonale, bo żaden inny mężczyzna nie rozumie tak

, krze pragnień i myśli jej siostrzyczki, jak właśnie on.

Peter Vahl był wniebowzięty, kiedy dowiedział się, że Margot

hedzie jego druhną. Przy pierwszej nadarzającej się okazji oznajmił jej

spokojnie i stanowczo, że gdyby nie został jej drużbą, w ogóle nie

orzyszedłby na wesele, na co Margot zapytała z pewną dozą kokieterii:

_ Poczytuje to pan sobie za wyróżnienie, panie doktorze?

_ Oczywiście — odparł z rozjaśnioną miną. — To jakby próba

generalna przed naszym własnym weselem.

_ Niechże par przestanie mówić niedorzeczności! — wykrzyknęła

groźnie.

Popatrzył na nią łagodnymi jak zawsze oczami, ale jego usta

przybrały jakiś dziwnie twardy, energiczny wyraz.

— To żadna niedorzeczność, bo ja po prostu nie dopuszczę do pani

żadnego innego. W końcu będzie pani musiała wybrać mnie, jeśli nie

chce pani w ogóle zrezygnować z zamążpójścia.

— Chciałabym wiedzieć, w jaki sposób przeszkodzi mi pan wyjść

za mąż za kogoś innego — odparła wzruszając drwiąco ramionami.

— Och, całkiem zwyczajnie. Pobieram lekcje boksu i jeśli spo-

strzegę kogoś, kto chciałby mi panią zabrać, to wymierzę mu taki cios

w podbródek, że bardzo straci na urodzie. A wtedy pani go nie zechce

1 sprawa będzie załatwiona.

— I pan się uważa za dobrego człowieka? — roześmiała się.

— Wcale nie — brzmiała prostoduszna odpowiedź. — Ale przy

pani muszę być dobry i potulny jak jagnię. Tylko dzięki pani jestem

człowiekiem dobrym, a więc jest pani odpowiedzialna za to, żeby

w mojej piersi nie obudziła się dzika żądza mordu. Czy pani zdaje sobie

2 tego sprawę?

— Absolutnie nie zdaję sobie z tego sprawy i mówię panu po raz

background image

setny, że nie mam najmniejszego zamiaru zostać pańską żoną.

— Po raz sto jedenasty, panno Margot! Prowadzę dokładne

zapiski i czekam, aż mi to pani powtórzy po raz sto dwudziesty piąty,

"otem już nigdy więcej nie będę pani prosił o rękę.

Było to powiedziane tak poważnym tonem, że Margot przestała

^~ o dziwo! — szafować odmownymi odpowiedziami, a jeśli nie mogła

lch uniknąć, wówczas po cichu skrupulatnie doliczała kolejny raz, nie

13

mówiąc jednak o tym nikomu. W sumie do wesela siostry nazbierało się

tych odpowiedzi sto dwadzieścia.

To jednak nie przeszkadzało im obojgu dobrze się bawić tego

wieczoru. Czasem tylko Margot wpadała na chwilę w zadumę, kierując

spojrzenie w stronę siostry. A kiedy Siddy pod koniec przyjęcia rzuciła

jej z daleka pożegnalne spojrzenie, w oczach Margot błysnęły łzy.

Zauważył to jedynie Peter, szybko wziął ją pod ,rękę i szepnął:

— Chodźmy stąd, panno Margot. Zaprowadzę panią do jakiegoś

bocznego pokoju, żeby nikt nie widział pani łez.

Pozwoliła się wyprowadzić, ale rzuciła gniewnie:

— Przecież ja wcale nie płaczę! Dlaczego miałabym płakać?

— Dlatego, że rozstanie z siostrą bardzo panią boli — odparł

łagodnym, uspokajającym tonem.

— Ach, cóż pan może o tym wiedzieć!

— Przecież znam panią i dobrze wiem, co pani przeżywa; wiem, jak

gorąco kocha pani swoją siostrę. A pani Nordau należy teraz do męża

i wyjeżdża na długo. Będzie pani czuła się bardzo osamotniona.

Margot zrobiło się miękko koło serca.

j

.

— A jednak jest pan dobrym człowiekiem, Peter! — powiedział!

tłumiąc szloch.

]

— Chciałbym panią choć trochę pocieszyć — odparł rozpromie-

background image

niony. — Może zagralibyśmy jutro po południu w tenisa? Jestem wolny

od piątej.

Skinęła głową, zmuszając się do spokoju. ,

— Dobrze, niech pan przyjdzie. Przed panem przynajmniej nie

będę musiała się wstydzić, jeśli znów zacznę beczeć.

— Z całą pewnością nie musi pani, ale dołożę starań, żeby do tego

nie dopuścić. A" teraz, słyszy pani? Orkiestra zaczyna grać. Chodźmy

zatańczyć; ten taniec należy do mnie.

Margot wy'tarła ślady łez, wyciągnęła z torebki lusterko i pospiesz-

nie przypudrowała nos i policzki, a potem spojrzała na Petera.

— Czy jeszcze znać, że płakałam? — spytała swobodnie, bez śladu

zakłopotania.

Peter westchnął.

— Nie, nic już nie znać.

— Ale nos jest jeszcze mocno czerwony...

Westchnął jeszcze głębiej.

_ Wszystko znikło pod pudrem.

_ Czemu pan tak wzdycha, że kamień by zmiękł?

._ Bo wreszcie dotarło do mnie, że jestem pani rzeczywiście

całkiem obojętny.

— Tak? Pojął pan to w końcu? Przecież nigdy tego nie ukrywa-

łam...

— Nie, ale teraz wiem, jak bardzo to było serio, panno Margot.

Spojrzała trochę niepewnie.

— Dlaczego właśnie teraz?

— Gdybym nie był pani całkowicie obojętny, nigdy nie zwracałaby

pani mojej uwagi na zaczerwieniony nos.

Roześmiała się mimo woli, ale Peter miał tak smutną minę, że

poczuła w sercu przykry ucisk żalu.

— Chodźmy wreszcie potańczyć! — zawołała, zdecydowana

nić się przed tym uczuciem.

Skłonił się i ruszyli z powrotem do ogólnej sali. Tuż przy drzwiach

background image

natknęli się na Franka Nordaua, przyglądającego się tańcom.,

— Jeszcze jesteś tutaj, Frank? — zdziwiła się Margot. — Przecież

Siddy już wyszła, żeby się przebrać.

— Tak, ale ona potrzebuje na to więcej czasu niż ja. Dzięki temu

mogę się pożegnać z tobą, Margot.

— Bądź zdrów i raz jeszcze pozdrów Siddy ode mnie...

Ostatnie zdanie znowu wypowiedziane było łamiącym się głosem,

więc Peter Vahl szybko pociągnął Margot za sobą w krąg tańczących.

14

Siddy opuściła salę bankietową i pospiesznie udała się na górę do

pokoju hotelowego, w którym przygotowana była dla niej garderoba na

podróż. Wyznaczona do pomocy pokojówka podeszła do niej na

korytarzu i powiedziała:

— Proszę wielmożnej pani, w pokoju czeka już od pół godziny

jakaś młoda dama. Powiedziała, że ma coś ważnego pani zakomuniko-

wać i doręczyć. Pozwoliłam jej wejść, bo bardzo na to nalegała, nie

chcąc, żeby ją tu ktokolwiek widział.

Siddy weszła do pokoju i zobaczyła młodą, bardzo ładną kobietę

z oznakami silnego wzburzenia na bladej twarzy. Siddy instynktownie

pomyślała, że powinna nieznajomej natychmiast wskazać drzwi. Ale

kiedy tamta szybko podeszła, trzymając w ręce niewielki pakiet,

powściągnęła odruch. Prawdopodobnie nieznajoma miała jej w czyimś

imieniu doręczyć jeszcze jeden ślubny prezent.

— Łaskawa pani zechce mi wybaczyć, że przeszkadzam.

— Istotnie, mam bardzo mało czasu, bo muszę przygotować się do

wyjazdu.

— Wiem,'łaskawa pani: w podróż poślubną.

— Z kim mam przyjemność? — zagadnęła Siddy, która nagle

poczuła się trochę nieswojo.

— Nazywam się Anny Frey, łaskawa pani. Chciałam poroz-

mawiać z panią jeszcze przed jej ślubem, ale nie udało mi się dotrzeć do

background image

pani. Przychodzę więc dość późno, ale miejmy nadzieję, że nie za późno

Chciałabym mianowicie wyświadczyć pani przysługę i powiedzieć oraz

ekazać to, co powinnam powiedzieć i przekazać. Proszę przyjąć ten

P ..jet _ są w nim listy miłosne pisane do mnie przez pana Franka

x[ordaua. Byłam... jego kochanką od czasu jego powrotu z ostatniej

podróży zagranicznej.

Siddy silnie zbladła, wzdrygnęła się i mimowolnie cofnęła o krok.

— Co to ma znaczyć?

— Dla pani może niewiele, ale dla mnie bardzo dużo. Przyszłam

m aby wyjaśnić, że Frank Nordau nie poślubił pani z miłości. Jego

uczucia skierowane są do mnie, ale ja jestem ubogą dziewczyną. Byłam

zatrudniona w firmie jego ojca, ale na dwa dni przed waszym ślubem

zwolniono mnie, ponieważ pan Nordau czuł się trochę niezręcznie.

Łudził mnie, że zostanę jego żoną, potem jednak pod jakimś pretekstem

zerwał ze mną i zaczął się starać o panią. Mogę również wyjaśnić,

dlaczego poprosił o pani rękę — to jego ojciec przekonał go, że

małżeństwo z panią jest konieczne ze względu na planowaną fuzję firm

Nordau i Jung oraz z uwagi na zamiar objęcia^ z czasem przez pana

Franka Nordaua szefostwa obu połączonych przedsiębiorstw. Sama

słyszałam, jak Frank odpowiedział ojcu, że dla dobra firmy gotów jest

zrezygnować z osobistej wolności. Co wtedy czułam, nie muszę chyba

pani mówić; zresztą to nie jest dla pani interesujące. Ale dowiedziałam

się przynajmniej, że dla mnie nie ma już żadnych nadziei. Na szczęście

znalazłam od razu nową posadę. Jestem jednak tak rozgoryczona, że

postanowiłam zemścić się na nim. Tak, mówię poważnie: przyszłam do

pani powodowana chęcią zemsty. I chętnie zgodzę się na to, żeby pani

zrobiła użytek z tego, co powiedziałam.

Pod Siddy zaczęły dygotać kolana, kiedy słuchała tej opowieści

zfożonej po części z prawdy, po części z kłamstw. Z najwyższym

wysiłkiem zdołała opanować się na tyle, żeby nie wybuchnąć płaczem.

JeJ szczęście legło w gruzach, gdyż musiała dać wiarę słowom Anny

^rey. Teraz dopiero uświadomiła sobie, w jaki sposób Frank starał się

background image

0 JeJ rękę. Prawda! Przecież on ani razu nie powiedział, że ją kocha;

obiecał tylko zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa.

Szczęśliwa? Mój Boże, to było tylko pozorne szczęście! Podjął

s srania o nią z zimnym wyrachowaniem. Teraz już wiadomo, dlaczego

^zystko poszło tak gładko! Najważniejszą sprajtfą^była^fuzja obu

przedsiębiorstw. Jej osoba była tu czymś podr

16

- Pod

r°z poślubna

17

Po plecach przeszedł jej dreszcz odrazy. Spojrzała martwyn,

pustym wzrokiem w piękną twarz Anny Frey.

— Nic o tym wszystkim nie wiedziałam, panno Frey. Gdyby nje

to, na Boga, sprawy potoczyłyby się inaczej! Żal mi pani, chocia

pani zemsta ugodziła także we mnie. Ale teraz, proszę, niech już pan

idzie. Zdaje się, że nie chciała pani, aby ją tu widziano. Mogę to

zrozumieć. Niech pani idzie... i zabierze ze sobą te listy. Na cóż tuj

one?

Anny Frey położyła jednak pakiecik na stoliku.

T— Nie chcę ich mieć; nie przedstawiają-już dla mnie żadnej

wartości. Może jednak będzie pani chciała przeczytać któryś z nich, żeby

przekonać się o prawdziwości moich słów. Ja nie mam już nic więcej do

dodania, łaskawa pani — zakończyła Anny Frey, ukłoniła się i szybko

opuściła pokój.

Siddy odprowadziła ją płonącym wzrokiem, a potem osunęła się

wyczerpana na krzesło, splatając ręce na kolanach. Oddychała z wy

siłkiem, gdyż wzburzenie tamowało.jej oddech. Co stało się z jej

szczęściem? Myślała, że on ją kocha, a tymczasem była tylko pionkiem

w grze. Frak kochał inną, lecz zostawił ją bez skrupułów dla korzystnego

ożenku. A ona tymczasem ma z tą przygniatającą do ziemi świado-

mością wyruszyć w podróż poślubną i miesiącami przebywać w jego

background image

towarzystwie od rana do wieczora.

Czy ojciec wiedział, że Frank żeni się z nią tylko po to, żeby

z czasem zostać szefem firmy? Czy wiedział, że Frank jej nie kochał

A matka... czy ona też...? A więc ma prawo stracić zaufanie do

obydwojga rodziców. Pozostaje Margot — tak, jedynie ona nie miała

pojęcia o niczym i nie kłamała.

Wielki Boże, jak spojrzeć Frankowi w oczy, mając świadomość.

że jest jego niekochaną żoną, którą po prostu był zmuszony zaakcep-

tować! Ocknęła się w niej duma. Co zrobić, żeby uniknąć upokorzenia'

Frank Nordau nie powinien nigdy dowiedzieć się, że ona go kocha

Jak to dobrze, że przy całym swoim nieśmiałym uszczęśliwieniu ani

razu mu tego nie powiedziała. Tak samo zresztą jak on. Należy

utwierdzić go w przekonaniu, że ona również traktuje ich małżeństwo

jako związek z rozsądku — odpowiedzieć upokorzeniem na upokorze-

nie, odpłacić mu taką samą monetą za wyrządzone zło.

Ale jak powinna zachować się teraz? Głowiła się nad tym, nie

mogąc na nic się zdecydować.

Spojrzała na zegarek i przestraszyła się: należy czym prędzej

zebrać się. Musi być gotowa, kiedy on przyjdzie po nią. Był już po

mu najwyższy czas. Podnosząc się ociężale z miejsca, spostrzegła

akiet leżących przed nią listów. Czytać tego, co było pisane do innej,

nie chciała za nic.

Sięgnęła po nie gorączkowym ruchem i wrzuciła do podręcznego

neseseru z rzeczami niezbędnymi w czasie podróży — resztę bagażu

odwieziono już na dworzec. Miała wrażenie, że pakiet pali jej ręce.

Szybko wsunęła go między różne drobiazgi.

Zawołała pokojówkę, która pomogła jej w przebieraniu, dziwiąc

się w duchu bladości i smutkowi młodej oblubienicy. Szczęście, jak

L tego widać, nie zawsze jest tam, gdzie być powinno.

Siddy skończyła z garderobą, kiedy mąż zapukał do drzwi. Zanim

zawołała „proszę!", wydała pokojówce jeszcze jakieś polecenie, chcąc

zatrzymać ją w pokoju.

background image

Frank Nordau wszedł i spojrzał na młodą żonę z upodobaniem.

Siddy jednak ominęła go wzrokiem — nie mogłaby teraz znieść jego

spojrzenia. Miała raczej chęć wykrzyczeć swój ból, więc tylko zacisnęła

usta i pochyliła się nad neseserem. W końcu zmusiła się, żeby

Dowiedzieć:

— Trochę jestem spóźniona, ale za chwilę będę gotowa.

Zamknęła neseser, wyprostowała się i wcisnęła na głowę mały

Upelusz, Frank pomyślał, że szkoda zakrywać takie piękne blond włosy

kapeluszem i chciał jej to nawet powiedzieć, ale nie byli w pokoju sami.

żałował, że ze względu na obecność pokojówki nie może wziąć żony

« objęcia — właśnie teraz, kiedy serce miał tak rozgorzałe, kiedy był taki

szczęśliwy, że odnajduje w sobie tyle uczucia dla niej. Nie podejrzewając

niczego złego, nie przypatrywał się Siddy zbyt uważnie, kiedy szli na dół,

'uko przekazał jej ostatnie pozdrowienia Margot.

Przed hotelowym wejściem stało auto, które miało odwieźć młodą

narę na dworzec. Siddy poleciła pokojówce, by jeszcze raz najserdeczniej

uzdrowiła w jej imieniu rodziców i siostrę. Zdołała już na tyle się

^panować, że na zewnątrz była spokojna. W głębi duszy rzecz przed-

sla\viała się znacznie gorzej. Nieustannie rozważała, jak powinna

19

18

zachować się wobec męża. Najchętniej wyjechałaby teraz w świat

sama, gdyż jego towarzystwo znosiła z największym trudem. Z drugie;

strony powrót do rodziców, na których tak bardzo się zawiodła, również

był wykluczony; obawiała się po prostu, że jej nie zrozumieją. By}a

przecież żoną Franka i jej miejsce było przy nim. Jedno wszakże

wiedziała na pewno: nie będąc przez niego kochana, nie może żyć u jego

boku jako żona. Trzeba postawić sprawę jasno: on nie może żądać, aby

dała mu do siebie prawa, których lekkomyślnie sam się pozbawi}.

Wobec świata będzie odgrywać rolę jego żony, ale nigdy nie weźmie na

siebie żadnych obowiązków poza oficjalnymi. To wiedziała na pewno.

background image

Dlatego Frank powinien dowiedzieć się o wizycie Anny Frey. Za

żadną jednak cenę nie wolno jej zdradzić się, jak bardzo ją to dotknęło,

jak bardzo go kochała i jak — ku swej udręce — nadal go kocha. Dobrze

się stało, że mieli tak mało okazji do bycia sam na sam i że w swej

dziewczęcej nieśmiałości zawsze była wobec niego taka powściągliwa.

Teraz należy wpoić mu przekonanie, że jej rezerwa brała się z uczuciowe-

go chłodu oraz że ich małżeństwo z rozsądku zostało także przez nią

z góry zaakceptowane.

Podczas jazdy na dworzec, a potem już w przedziale wagonu, kiedy

Frank troskliwie pomagał jej zdjąć płaszcz i kapelusz, była już całkiem

zdecydowana i zachowywała się tak chłodno i sztywno, że nie wiedział,

co o tym myśleć. Co jakiś czas patrzył ,badawczo w jej bladą twarz

i uspokajał sam siebie, że to zapewne tylko dziewczęce zakłopotanie. Ta

myśl go wzruszyła i nagle zrobiło mu się ciepło koło serca. Chętnie

pomógłby jej pozbyć się przykrego uczucia skrępowania, wziął w ramio-

na i całował dopóty, dopóki by nie zniknął ten gorzki wyraz wokół jej

bladoróżowych ust. I bynajmniej nie musiałby w tym celu przezwyciężać

się! W końcu uwierzył przecież, że wyszła za niego z miłości, skoro jej

ojciec stanowczo twierdził, że Siddy nic nie wie, dlaczego rodzice pragną

go mieć za zięcia. Teraz jednak i on zaczął czuć się trochę niepewnie

i niezręcznie.

I tak mijała pierwsza część podróży. Siddy po pewnym czasie

skłoniła głowę na oparcie i przymknęła oczy — nie mogła już dłużej

wytrzymać pytającego wzroku Franka. Pomyślał, że jest senna, pod-

sunął jej poduszkę pod głowę i zachęcił, żeby się raczej położyła, gdyż

wygląda na zmęczoną. Nie otwierając oczu, odparła że owszem, jest

20

dzo zmęczona i spróbuje zdrzemnąć się nieco. Udawała, że zasypia,

b3 móc w spokoju rozważyć sytuację, obmyśleć, jak powinna dalej

tepować. Co wiedziała o małżeństwie? Tyle, co nic! Jednego wszak

h°ła pewna: Frank nie może domyślić się, że ona go kocha. Raczej

udawać zimną, zakłamaną kokietkę, niż pozwolić mu choćby na

background image

moment wniknąć w stan jej uczuć.

Zajmowali we dwoje przedział w wagonie sypialnym, ale posłania

nie były jeszcze rozłożone. Siddy zapowiedziała bowiem konduktorowi,

że to zbyteczne, gdyż źle znosi jazdę w pozycji leżącej. Frank milcząco

zastosował się do jej życzenia, wierząc nadal, że jej zachowanie wynika

jedynie z zaambarasowania. Postanowił przełamać je, zapewniając jej

całkowitą swobodę i spokój.

Siddy uznała, że najlepiej udawać sen. Frank przez dłuższą chwilę

obserwował ją z ciepłym uczuciem. Oto naprzeciwko siedzi jego młoda

żona; przymknęła oczy i jest bardzo blada... Może czuje się źle? To, że

tak szybko zasnęła, jest z pewnością oznaką wyczerpania. To przecież

młoda dziewczyna, dopiero wchodząca w małżeństwo, a spadło na nią

tyle nowych wrażeń i niepokojów. Jest śliczna — wygląda tak bezradnie

i delikatnie.

Miał ochotę pogłaskać jej piękne, smukłe dłonie* ale bał się, że ją

obudzi. Im bardziej się w nią wpatrywał, tym bardziej wzbierała w jego

sercu tkliwość. Ale w końcu i jego zmogło zmęczenie, zaszył się więc

w kącie, przymknął oczy i wkrótce zasnął.

Siddy spostrzegła to już po chwili, kiedy ostrożnie zerknęła w jego

stronę. Uśmiechnęła się gorzko. Zapewne jest zadowolony, że nie

potrzebuje zmuszać się do czułego tonu. To okropne, ale gdyby nie

ostrzeżenie dyszącej zemstą Anny Frey, przyjmowałaby te obłudne

gesty z naiwnym zaufaniem! A może byłoby lepiej zachować złudzenia?

Może byłaby szczęśliwsza, nie" wiedząc, że Frank jej nie kocha?

Ach, nie! Przecież i tak zorientowałaby się, że jego czułość jest

udawaniem, a to całkowicie by ją załamało i unieszczęśliwiło. Teraz

'noże ją jeszcze chronić pancerz dumy.

Ciekawe, co on zrobi, kiedy się dowie, co ukryte jest w neseserze

spoczywającym na półce. Na chwilę ogarnął ją strach. Będzie musiała

Powiedzieć mu, kto przyniósł te listy. Wzdrygnęła się z odrazy. To

-'?dzie najcięższe: patrzeć na niego, jak zdejmuje z twarzy maskę. Oby,

21

l

background image

tylko, na miłość boską, nie usiłował dalej brnąć w kłamstwa; oby urniai

otwarcie i szczerze stawić czoła prawdzie! Niechby mogła przynajmniej

zachować dla niego szacunek! Dotychczas jej nie okłamywał — ani razu

nie powiedział, że ją kocha, a jako narzeczony rzadko jej okazywał

sentymenty. Och, dopiero teraz uświadomiła sobie, jaki był przy tym

chłodny i oficjalny. Nie widziała tego pochłonięta bez reszty własnym

zakochaniem.

Westchnęła, a kiedy poruszyła się, chcąc zmienić pozycję na

wygodniejszą, zsunął jej się z kolan pled, którym Frank troskliwie ją

okrył. Teraz obudził się natychmiast, wstał po cichu i podniósł pled, po

czym bardzo ostrożnie otulił ją ponownie. Siddy tak była tym po-

ruszona, że z trudem powstrzymała łzy. Ze strachu zacisnęła mocno

powieki, żeby Frank myślał, iż pogrążona jest w głębokim śnie.

Tak minęła noc. W Bazylei obudzono ich podczas kontroli celnej.

Kiedy pociąg przejechał granicę i znów zostali sami, Frank pochylił się

nad żoną i położył lekko dłonie na jej ramionach.

— Czy czujesz się już lepiej, Siddy?

Wcisnęła się tak mocno w poduszkę, że dłonie Franka zsunęły się

z jej ramion, i odparła z największym spokojem, na jaki było ją stać:

— Czuję się ciągle bardzo wyczerpana.

— Bardzo mi przykro. Miałem nadzieję, że długi sen cię wzmocni.

Jeśli się mylę, spałaś przez całą noc, prawda?

— Owszem, ale spanie w pociągu to nie jest prawdziwy wypoczy-

nek.

Musnął lekko jej jasne, połyskujące złotem włosy, które tak uroczo

okalały delikatną twarzyczkę Siddy. Ona jednak zdrętwiała pod tym

pieszczotliwym gestem, a najchętniej natychmiast by uciekła. W żadnyni

jednak wypadku nie wolno jej dopuścić do jakiejś wyjaśniającej

rozmowy tutaj, w pociągu, gdzie obok drzwi ich przedziału stale

przechodzą ludnie. Umknęła jego dłoniom, czyniąc nieznaczny ruch. To

zaniepokoiło Franka.

— Czy mój dotyk jest ci niemiły, Siddy? — zapytał z lekkim

wyrzutem.

Konwulsyjnie przełknęła wzbierające łzy i odparła załamującym si?

background image

lekko głosem:

— Wybacz, boli mnie głowa.

Frank zasiadł więc znowu na swoim miejscu naprzeciwko, myśląc,

S'ddy nadal czuje się skrępowana. W duchu powiedział sobie, że

ZL '1 niej pozostawić ją w spokoju aż do chwili przybycia na miejsce.

T k wiec przez pozostałą część podróży oboje zachowywali wyczekują-

ca rezerwę.

Pokoje mieli zamówione w Caux, położonym powyżej Montreux,

hotelu „Palast". Po przybyciu na miejsce zaprowadzono ich od razu

, apartamentu, składającego się z dwóch połączonych ze sobą pokoi,

z cudownym widokiem na Jezioro Genewskie. Siddy poczuła nagle, że

ma serce w gardle. Najchętniej zatrzymałaby jeszcze kelnera, który

instalował ich w pokojach. Kiedy drzwi zamknęły się za nim ze

szczeknięciem zamka, odniosła takie wrażenie, jakby zwalił jej się na

piersi wielki głaz.

Frank pomógł żonie zdjąć płaszcz, ściągnął również z siebie

wierzchnie okrycie i powiesił rzeczy na swoim miejscu. Odwrócił się do

Siddy z uśmiechem i podszedł do niej, chcąc ją objąć.

Siddy stała jak kamień, a potem uczyniła jakiś obronny gest

i cofnęła się.

— Zostaw mnie! — powiedziała zimno i szorstko.

Wzruszył ramionami i spojrzał na nią speszony.

— Ależ Siddy, nie możemy przecież być ze sobą wiecznie na

oficjalnej stopie, w końcu jesteśmy mężem i żoną — powiedział łagodnie

i uśmiechnął się, chcąc ją ułagodzić.

Zagryzła usta i przybrały chłodny, niedostępny wyraz twarzy.

— Nie zmuszaj się do odgrywania komedii, Frank. I mnie, i tobie

me zależy na bliższych kontaktach między nami — odparła, siląc się na

spokój.

— Co to wszystko znaczy, Siddy? — zapytał zmieszany.

— To, że czas już skończyć z tą komedią. Jak powiedziałam, nie

musisz mi okazywać konwencjonalnych czułości. Możemy już za-

background image

^ io\vy\vać się serio, skoro cel naszego związku został osiągnięty.

1 osłabiłeś mnie z rozsądku, a ja wyszłam za ciebie za mąż, rówież

xlLrując się rozsądkiem. Nie jesteśmy więc sobie niczego winni na-

Az<yem. Chcę, żebyś wiedział, że zgodziłam się na to małżeństwo

na życzenie mego ojca.

Frank wpatrywał się zaskoczony w jej pobladłą, rozdygotaną twarz.

23

22

— To, co mówisz, brzmi zagadkowo. Twój ojciec zapewniał mj

przecież, że idziesz za głosem serca, a o tym, że nasz związek ma

widoku także inne cele — nic nie wiesz.

— ,Bądź, proszę, poważny i przyznaj, że nasz związek ma tytt

jeden cel: doprowadzić do pełnej fuzji przedsiębiorstw naszych rodzic^

— odparła porywczo.

— Ale ty przecież o tym nie wiedziałaś! Twój ojciec dał mi na t(

słowo i prosił, żebym się z tym przed tobą nie wygadał.

„Nie zaprzecza, że zawarł to małżeństwo z wyrachowania

A zatem robienie mu o to wymówek mija się z celem". Pozbierali

myśli, wzruszyła Jekko ramionami i powiedziała z wymuszonyn

uśmiechem:

— Dobrze więc, muszę jak w kartach dodać do koloru i zdradzie

ci zasadniczy powód, dla którego zgodziłam się zostać twoją żoną

Widzisz, ja... założyłam się ze swoimi przyjaciółkami, że oświadczysz;

mi się w ciągu dwóch miesięcy. Uchodziłeś powszechnie za wrogaj

kobiet i trochę nas złościło, że poświęcasz nam tak mało uwagi

Oczywiście, wtedy jeszcze nie wiedziałam, dlaczego zachowujesz sit

z taką rezerwą...

Popatrzył na nią tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. To

dziwne, ale zabolało go serce, że Siddy okazała się nagle zupełnit

inna niż myślał i że prowadziła tak ryzykowną grę. Została jego]

żoną, żeby wygrać zakład? To absolutnie nie zgadzało się z jego opinifl

background image

o niej. Nagle uderzyły go jej ostatnie słowa.

— Co miałaś na myśli, mówiąc, że wtedy jeszcze nie wiedziałaś

dlaczego zachowuję się z rezerwą?

Siddy znów, niby obojętnie, wzruszyła ramionami.

— No bo o pewnych sprawach dowiedziałam się dopiero tuz

przed naszym wyjazdem, w hotelu, kiedy poszłam na górę przebrać sit

Koniec końców byłam zadowolona z tej rozmowy, bo trochę sobfc

wyrzucałam i ten zakład, i to małżeństwo, a ta nieoczekiwana wizyta

rozwiała moje skrupuły. Otworzyła mi oczy, że ożeniłeś się ze m

wyłącznie na żądanie twego ojca. Jesteśmy więc kwita.

— Kto złożył ci wizytę i co ci naopowiadał? — rzucił gorączkową

patrząc na nią wzburzony.

Siddy wyprostowała się dumnie.

____ Twoja kochanka, panna Anny Frey! — padło z jej ust spokojnie

i vvyraźnie.

Zbladł i cofnął się o krok, a potem gwałtownie zaprzeczył:

_ Ona nie jest już moją kochanką!

— Ale była nią. Odprawiono ją, bo stała się niewygodna, kiedy

odnie z pragnieniem ojca, a może i moim, zacząłeś się o mnie starać.

__ Odprawiono ją? — zdziwił się Frank. — Czy to znaczy, że

zwolniono ją z pracy?

jego zdziwienie było tak szczere, że Siddy w skrytości odetchnęła.

A więc temu nie był winien" — pomyślała z ulgą, gdyż ta okoliczność

dyskredytowała'go w jej oczach.

— Nie wiedziałeś? Na dwa dni przed naszym weselem dano jej

wymówienie.

— Daję ci słowo, że nic o tym nie wiedziałem; takie sprawy należą

do naszego szefa personalnego. Ale ona mogła uznać, że to na skutek

mojego polecenia.

— Tak właśnie myślała. Mogę cię jednak uspokoić, że już otrzyma-

ła inną posadę.

— Dziękuję ci — powiedział poważnie. — Byłoby mi przykro,

background image

gdyby nagle znalazła się bez środków do życia. Ja... ja nie przeczę, że

kiedyś... bardzo ją kochałem.

To wyznanie przeniknęło ją jak ostry, tnący ból. Kochał ją

kiedyś! Ach, więc można było mimo wszystko zazdrościć tej Anny

Frey.

— Ona wie, że porzuciłeś ją tylko dlatego, że chciałeś, czy też

musiałeś, starać się o mnie.

Frank wyprostował się.

— I tu poinformowano cię mylnie. Zerwałem z nią, zanim

zacząłem starać się o ciebie. A zerwałem dlatego, że... że mnie zdradzała,

a Poza tym w ogóle kłamała. Wyparła się wszystkiego w żywe oczy,

cfiociaż zastałem ją z innym mężczyzną. Nigdy nie obiecywałem jej

rnałżeństwa wprost, choć przyznaję, iż mogła mieć pewne podstawy do

akich oczekiwań i nadziei. Zerwałem zaś z nią całkowicie, kiedy

Poznałem jej prawdziwy charakter. I za to mnie znienawidziła. Tak, ja

°Prowadziłem do zerwania, ale mimo to nie czuję się w tym wypadku

winny. Myślę, że to rozumiesz.

24

25

Wyznanie Franka głęboko zapadło jej w serce. Wierzyła mu, ie

tym boleśniej odczuwała to, że jej nie kocha. Przywołała na pomoc ca}

swoją dumę i powiedziała cicho:

— Ona przedstawiła mi to inaczej, ale ja ci wierzę. To zresztą nj

zmienia wiele w naszych wzajemnych stosunkach. Cieszę się, rzecz jasna

że nadal mogę darzyć cię szacunkiem, a tego, że ożeniłeś się ze mną ^

życzenie ojca, nie mogę poczytać ci za złe, bo ja również wyszłam za

ciebie za mąż bez miłości — tylko dlatego, że się założyłam.

Spojrzał na nią tak posępnie, że się przestraszyła. Gorzki uśmiech

przemknął po jego surowych, energicznych ustach.

— Czy mogę wiedzieć, ~co było wygraną w tym zakładzie? — spyta)

dotknięty do głębi, znacznie boleśniej niż Siddy przypuszczała i on sam

background image

mógłby przypuszczać.

— Bombonierka — odparła niechętnie.

— Och, to rzeczywiście niewiele przy tak ważnej sprawie! — wy-

buchnął ostrym śmiechem.

— Mnie chodziło tylko o to, żeby wygrać! — rzuciła w odpo-

wiedzi.

Przez chwilę rozważał coś w zamyśleniu, a potem spojrzał na nią

tak, jakby naszły go jakieś wątpliwości.

— Jak brzmiał wasz zakład? Że oświadczę ci się w ciągu dwóch

miesięcy?

Siddy skinęła głową i zaraz potem spłonęła ciemnym rumieńcem,

kiedy Frank, patrząc na nią przenikliwie, powiedział:

— Wygrałaś zakład już w chwili, gdy poprosiłem cię o rękę. Żeby

wygrać, nie potrzebowałaś w żadnym razie wyrażać zgody na

małżeństwo.

Na chwilę zamarło w niej serce; zaczęła gorączkowo szukać

w myślach jakiegoś wykrętu.

— Oczywiście, mogłam odmówić... Ale doszłam do wniosku, że...

że właściwie, czemu nie... skoro oboje stanowimy dla siebie korzystną

partię...

„Dzięki Bogu, jakoś wybrnęłam" — pomyślała z zadowoleniem-

Frank jednak nie spuszczał z niej oczu. Coś mu się tu nie zgadzało-

Siddy nie pozostawiła mu czasu na dociekania, tylko szybko otworzył3

neseser i wyjęła przekazane przez Anny Frey listy.

26

Weź proszę! Nie czytałam ich, oczywiście; nie interesują mnie.

F" nkowi dała do myślenia ostentacyjna obojętność Siddy, akcen-

Vfl7dvm słowem i całym zachowaniem. Biorąc z jej rąk pakiet

I0wana w^j

,,,rAW powiedział:

_ Dziękuję. Gdybyś je przeczytała, byłoby mi nieprzyjemnie, bo

podobnie tchną głupotą. Kiedy je pisałem, upatrywałem w pan-

background image

swój ideał. Ale kiedy taki okres zaczadzenia ma się już za sobą

czuje się oszukany, wtedy pozostaje wyłącznie uczucie

wstydu.

. .

Z jego słów Siddy wyłowiła tylko stwierdzenie, ze tamto ,,juz ma za

sobą". Ogarnął ją niepokój. Jeśli rzeczywiście nie kocha już Anny Frey,

ieśli jego serce jest wolne — to czy należy walczyć o jego miłość?

Poczuła, że robi jej się gorąco, a Frank, który zauważył gorące

rumieńce na jej policzkach, zadał sobie w duchu pytanie, co je wywołało.

Chętnie by ją o to zapytał, ale poniechał tego zamiaru, wiedząc, że i tak

nie powie mu prawdy.

Siddy była już u kresu sił i wytrzymałości, powiedziała więc

prosząco:

— Będę ci bardzo zobowiązana, jeśli pozostawisz mnie teraz samą.

Chciałabym się położyć, bo podróż była jednak trochę męcząca.

— Będzie tak, jak sobie życzysz — powiedział składając ceremo-

nialny ukłon. — Prosiłbym tylko, żebyś mi powiedziała, jak widzisz"

obecnie nasze małżeństwo w przyszłości — zakończył trochę ironicz-

nie.

Zarumieniła się ponownie, ale odpowiedziała opanowanym to-

nem:

— To przecież jasne. Oboje wiemy, że nie pobraliśmy się z miłości

1 nic do siebie nie czujemy.

Frank podniósł rękę.

— Przepraszam, w tej ostatniej sprawie nie wypowiadałem się.

Zadrżała lekko i unikając jego spojrzenia bynajmniej nie wska-

/uJącego na obojętność, odparła:

— Ale oboje dobrze o tym wiemy, a to jest sprawą zasadniczą.

nie będziemy nawzajem oszukiwać się, udając uczucia; to byłby

brak smaku, o który mnie chyba nie posądzasz. W innych

^olicznościach zaproponowałabym ci rozwód, ale przecież nasze

27

małżeństwo zawarte zostało dla ważnego, lecz zakulisowego

Rozwód wkrótce po ślubie wzbudziłby ogólną sensację. Przecież

background image

dla siebie nawzajem tyle szacunku, żeby móc żyć obok siebie jak pa '.

dobrych przyjaciół. Więc jeśli ci to odpowiada, niech konsekwenc''

naszego małżeństwa z rozsądku trwają.

Siddy usiłowała się mówić spokojnie, on jednak zauważył, z

wysiłkiem starała się ukryć przed nim swoje wzburzenie. Jej osobowa

wydawała mu się coraz bardziej zagadkowa.

— A jeśli... jeśli się na to nie zgodzę i będę dochodził swoich

małżonka?

— Liczę na to, że jesteś dżentelmenem i nie będziesz zmusza]

niekochanej kobiety, żeby była żoną niekochanego mężczyzny — od

parła, dygocąc z niepokoju.

— Nie wiesz, czego ode mnie żądasz; jesteś jeszcze bardzo młoda

i niedoświadczona — powiedział, patrząc na nią dziwnie rozgorzałym

wzrokiem.

— Och, będziesz miał całkowitą swobodę, tak jakbyś w ogóle nie

był żonaty. Musimy tylko zachować pozory.

Ciągle jeszcze nie spuszczał z niej badawczego spojrzenia, me

zwracając jakby uwagi na jej pełne obawy napięcie.

— A więc zgadzasz się, żebym korzystał z wolności, robił, co chcial|

i pozwalał sobie na wszystko?

Blada jak płótno potwierdziła zdecydowanie,*że tak. Frank pod-

szedł do niej bliżej.

— A ty? — zapytał ochryple.

— Ja? — wyprostowała ramiona. — Och, ja wiem, co jestem winna

sobie, twojemu nazwisku i moim rodzicom; z mojej strony nie musisz

niczego się obawiać.

Potrząsnął głową uśmiechając się lekko. Jaka była jeszcze niedo-

świadczona! Jak ona sobie to wszystko wyobrażała? Ile w niej było leku'

A on miał uwierzyć, że została jego żoną tylko z powodu jakiego*

zakładu? Nie! Jeżeli nawet nie wszystko było dla niego w tej chwili jastf

— bo sam był przecież też poruszony — nigdy w to nie uwierzy NI(|

mógłby uznać jej za kobietę płytką i lekkomyślną, która odgrywa przi

nim komedię. Cała jej istota przeczyła terau. Ale na razie powini

udawać, że we wszystko uwierzył.

background image

28

A więc jeśli nie chcę pochopnie utracić twego szacunku, muszę

"T, twoje warunki. Zgoda! A teraz wychodzę, żebyś mogła wreszcie

prZyJkoić się. Czy pójdziesz potem ze mną coś zjeść?

USPpotrząsnęła głową, ledwo mogąc zdobyć się na odpowiedź.

__ Nie, dziękuję. Chciałabym wypocząć. Ale gdybyś mógł zamówić

mnie do pokoju herbatę i kilka tostów, byłabym ci wdzięczna.

Dzisiaj nie potrzebuję już nic więcej; chciałabym porządnie wyspać się.

Zobaczymy się jutro przy śniadaniu.

— Życzę dobrego wypoczynku. Zaraz przyniosą ci herbatę. Po-

wiem, że jesteś zbyt zmęczona, żeby zejść ze mną na posiłek. Pójdę do

jadalni sam.

— Dziękuję. Ja również życzę ci dobrego wypoczynku.

Wydało mu się całkowitą niedorzecznością, że zachowują się wobec

siebie tak ceremonialnie i nagle wyciągnął do niej rękę z ciepłym

uśmiechem. (

— Jeśli mamy zostać dobrymi przyjaciółmi, możemy przynajmniej

uścisnąć sobie dłonie, no nie?

Podała mu rękę z pewnym wahaniem. Wzruszyło go, że ta drobna,

smukła dłoń jest taka chłodna i lekko drży. Co chodzi jej po głowie?

Czego się lęka? Czy sądzi, że będzie brutalnie dochodził swoich praw?

Co ją tak wzburzyło, że cała dygoce?

Rycersko pocałował ją w rękę, jeszcze raz ukłonił się i przeszedł do

swego pokoju. Usłyszała krótkie, energiczne stuknięcie drzwi. Stała bez

>uchu na środku pokoju, patrząc za nim w ślad płonącymi oczami.

^ potem nagle rzuciła się na podłogę, jakby zupełnie opuściły ją siły.

^'areszcie była sama i nie musiała kryć się ze swym bólem, nareszcie

'Uogła pozbyć się nieugiętej maski. Wszystko między nimi było już jasne

1 odtąd będą przestawać ze sobą, zachowując chłodno przyjacielski ton.

Na szczęście Frank nie był taki, jakim go Anny Frey odmalowała! Ich

^ spoinę życie ułoży się być może znośnie — nawet jeśli nigdy nie zazna

ego szczęścia, żeby móc poczuć się jego żoną. Wszystkie udręki ma

background image

^zcze przed sobą, jeśli on — zachowując na zewnątrz pozory — zacznie

°"zystać z wolności. Zacisnęła kurczowo zęby, żeby powstrzymać jęk

spaczy.N^

Usłyszała pukanie do Ljfcnvi. Podniosła się ociężale. Kelner wniósł

ac? z herbatą i grzankami i postawił wszystko na stole.

29

Wmusiła w siebie filiżankę herbaty i kilka kęsów — nie

przecież całkiem opaść z sił i zachorować.

Siedziała potem jeszcze długo, patrząc na jezioro. Wokół lust

wody powoli zapalały się światła — nadszedł wieczór. Od czasu do czas*

z zapartym tchem nadsłuchiwała odgłosów dobiegających z pok0i

Franka. Słyszała jak krząta się po cichu, chyba rozpakowując walizk

i przebierając się. A potem usłyszała, że wychodzi. Dopiero teraz, kied

on nie mógł tego usłyszeć, odważyła się podejść do łączących ich pokoij

drzwi i zamknąć je na klucz. W końcu zaczęła szykować się

spoczynku, chociaż wiedziała, że długo jeszcze nie będzie mogła zasnąć

A kiedy leżała już w łóżku, wpatrując się w ciemność, ogarnęła ją nj

nowo fala żalu za utraconym szczęściem. Płakała długo i rozpaczliwie

Dała upust łzom i żalowi, wiedząc, że Frank tego nie słyszy, bo ci

jeszcze nie było go obok. •

III

Zamówiwszy dla Siddy herbatę, Frank siedział przez dłuższy czas

w swoim pokoju, patrząc przed siebie nieruchomym spojrzeniem.

Usiłował zgłębić zagadkowe zachowanie Siddy. Jak należy je sobie

tłumaczyć? W historyjkę o idiotycznym zakładzie nie mógł uwierzyć.

Siddy nie umiała kłamać, wykręcać się. Zdradzały ją rumieńce ob-

lewające jej twarz za każdym razem, kiedy przymuszał ją do wy-

jaśniających odpowiedzi.

Próbował przypomnieć sobie wszystkie ich spotkania z okresu,

kiedy starał się ojej rękę. Wydawało mu się wtedy, że jest mu przychylna

— czyżby jego ocena była całkowicie błędna? Siddy zachowywała

background image

dziewczęcą powściągliwość, ale był pewien, że jego czułości nie są jej

niemiłe. Kiedy brał ją w ramiona, przytulała się do niego z lekkim

drżeniem. Czy byłoby to możliwe, gdyby nic do niego nie czuła — tak

ldk teraz usiłuje mu to wmówić? Przecież jeszcze w dzień ślubu,

kiedy szepnął jej pod koniec kolacji, że już czas przebrać się do podróży,

leJ oczy miały taki ciepły wyraz. A jak gorąco odwzajemniła jego

ukradkowy uścisk ręki! Te drobne dowody jej oddania wyrywały go ze

s anu obojętności i coraz bardziej rozgrzewały jego serce. A ona

N wierdza poniewczasie, że wyszła za niego za mąż w wyniku lekko-

myślnej igraszki oraz na skutek podjętej z zimną krwią decyzji! Nie!

'ni dłużej o tym myślał, tyfn bardziej wydawało mu się to niepraw-

Na jego czole pojawiła się niechętna zmarszczka — przypomniały

u S!ę listy Anny Frey. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął

31

i dokładnie obejrzał przewiązany niebieską wstążką pakiet. Kokard

i węzeł wyglądały jak nowe; na pewno nikt ich nie ruszał po zawiązani

Siddy w żadnym razie nie mogła znać treści listów. Niemożliwe! p

prostu dała się zwieść kłamliwym i tendencyjnie zniekształcony!,,

informacjom Anny Frey i wyciągnęła z nich całkowicie opac

wnioski. I to było przyczyną zmiany w jej zachowaniu!

Nie wierzył już w ani jedno słowo, które mu powiedziała. Jedym

prawdą było to, że — i w tym miejsce serce zabiło mu głośno i mociu

— kocha go, ale czuje się zawstydzona i oszukana po tym, co usłyszała

od tamtej, przepełnionej chęcią zemsty. To wyjaśniałoby motywy je

postępowania. A bajeczkę o zakładzie wymyśliła, po to, żeby nie stanąi

przed nim jako ktoś ostatecznie upokorzony.

Zerwał się, chcąc natychmiast pospieszyć do niej i prosić, bi

powiedziała prawdę, ale nagle zawahał się. Nie było sensu zwracać się do

niej teraz; nie uwierzy w jego uczucia.

Och, jego dawny chłód minął bezpowrotnie. Kochał ją! Tak, kocha

ją! Zdobyła jego serce, czego zupełnie się nie spodziewał; oczarowała

ujmującym wdziękiem i wieloma zaletami, które w niej odkrył. Nic

background image

zdawał sobie sprawy, jak z każdym dniem stawała mu się coraz bardzie

droga.

„Biedne, słodkie maleństwo — myślał z czułością — co mam zrobić

żeby wrócił ci spokój? Będę starał się odzyskać twoją miłość. Ale musz?

zabrać się do tego delikatnie; bardzo delikatnie i uważnie. Trzeba m

najpierw zdobyć na nowo twoje zaufanie, pokonać twoje obawy i błędne

mniemanie, że poniżysz się, okazując mi miłość".

Pełen niespokojnych myśli wpatrywał się tęsknie w drzwi jej pokoju

W hotelowej restauracji zjadł kolację, nie bardzo wiedząc, cc

właściwie je. Potem przez portiera wysłał do domu telegram, w któryfl

zawiadamiał o swoim i Siddy pomyślnym przybyciu na miejsce. Wróci

do pokoju po cichu, żeby jej nie budzić, jeśli już zasnęła. Poruszał si

tak ostrożnie, że Siddy nie usłyszała jego powrotu. Frank podszed

bezszelestnie do drzwi i wtedy usłyszał jej bezradny, rozpaczliwy szloch

który ugodził go w samo serce. Zrozumiał, jak bardzo jest nieszczęśliwa

Teraz, kiedy sądziła, że jest sama, odrzuciła chłodną dumę, którt

zachowywała w jego obecności. Ten płacz dał mu pewność, że Sidd;

kocha go, lecz czuje się oszukana i upokorzona.

owładnięty falą uczucia, już kładł rękę na klamce, żeby wejść do jej

• • wszystko jej wyjaśnić, ale w ostatniej chwili powstrzymał się.

pokoju ^oje szansę na to, żeby odbudować swoje szczęście, oparte

1 iemnej miłości i obopólnym zaufaniu, to nie wolno mu teraz,

na pogrążona jest w bólu, niepokoić jej wyznaniami, którym i tak nie

• v powinien zjednywać ją sobie powoli i delikatnie; przekonać ją

a wei miłości nie słowami, lecz czynami. Przede wszystkim jednak

Siddy musi odzyskać spokój.

Nie mógł jej pogłaskać, więc pogłaskał tylko dzielące ich drzwi.

Potem rozebrał się, lecz zanim się położył, nastawił raz jeszcze uszu.

Siddy nadal płakała. Frank głośno otworzył i zamknął drzwi z koryta-

i/a energicznym krokiem przemierzył kilkakrotnie pokój. Nagle przy-

pomniał sobie o listach Anny Frey. Wyraz jego twarzy stał się twardy

i zacięty. Że też mógł kochać kogoś takiego jak ona i tak późno poznać

background image

jej prawdziwy charakter — za późno, żeby oszczędzić Siddy gorzkiego

doświadczenia!

Wyjął z kieszonki zapalniczkę i zaczął powoli palić jeden list po

drugim. A kiedy spalił je wszystkie, wytrząsnął z wielkiej popielniczki to,

co z nich zpstało — za okno, na pastwę wiatru. Niech nic nie

rzypomina mu osoby Anny Frey.

Margot Jung spotkała się z Peterem Yahlem na kortach tenisowych

na drugi dzień po ślubie siostry. Była spokojniejsza i bardziej milcząca

niż zwykle. Kiedy Peter wręczył jej kilka wyjątkowo pięknych róż,

uśmiechnęła się blado.

Wydal pan na te kwiaty majątek, panie doktorze.

Czy sprawiły pani przyjemność, panno Margot?

Oczywiście! Ogromnie lubię kwiaty, zwłaszcza róże.

Wiem. Jeśli dały pani choćby odrobinę radości, spełniły swoje

. Jak zniosła pani wczorajszą'uroczystość, panno Margot?

Dziękuję, panie doktorze; dobrze.

Och, czy nie zechciałaby pani zaniechać tego oficjalnego

a mnie panem doktorem?

A jak mam się do pana zwracać?

Ciągle jeszcze nie chce pani mówić mi po prostu: Peter?

32

33

J Poślubna

Tupnęła lekko nogą.

— Nie! — powiedziała z irytacją.

— No tak, dopiero wtedy, gdy zostanie pani moją -żona i

przynajmniej narzeczoną...

— Niech pan przestanie z tymi głupstwami! Nie zostanę

pańską narzeczoną, ani żoną.

— To był właśnie sto dwudziesty pierwszy raz, panno Marg

Mam nadzieję, że teraz pani również liczy. Proponuję zatem, a

background image

zwracała się pani do mnie pełnym imieniem i nazwiskiem, tak jak panii

już czasem czyniła, kiedy szczególnie się zasłużyłem.

Margot nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

— A więc dobrze, Peterze Vahl. Ale proszę wyświadczyć mi

grzeczność i nie zmuszać mnie do powtarzania w kółko, że nie zostaa

pańską żoną. Nie mogę ciągle liczyć, ile to już razy panu powiedziałam

— Będę panią wyręczał w liczeniu i zwracał pani za każdym rażę

uwagę.

Zaczęli grać w tenisa. Klubowe korty były puste, więc mogli be

skrępowania głośno przerzucać się żartami.

W przerwie usiedli przy stoliku w wygodnych trzcinowych fotelac

i zamówili napoje orzeźwiające. Margot opowiadała, jak bardz

odczuwa brak siostry. Mieszkanie wydaje się jej teraz tak pus

i wymarłe, że nie wie, jak zdoła to znosić na stałe.

1 — Musi pani też wyjść za mąż — orzekł Peter.

— Jeśli nie ma pan dla mnie żadnej innej rady, to na n.

— wzruszyła ramionami. — Ani myślę wychodzić za mąż po to tylk

żeby codziennie irytować się na męża i mieć wieczne kłopoty.

— Ja usuwałbym z pani drogi wszelkie kłopoty.

— Aleja...

Peter Vahl uniósł ręce w błagalnym geście.

— Prószę, nie! Niech pani nie kończy; to posuwa się zbyt szybk

— Co takiego?

— Przecież musiałbym znowu doliczyć do rachunku. Zostały

już tylko cztery razy, a obawiam się, że pani jeszcze nie zastanowiła *

należycie. Czy mogę zamówić dla pani jeszcze porcję lodów?

— Dziękuję, ale nie. Zamroziłam sobie wczoraj żołądek

uczty weselnej. Lody były pyszne.

vjyiem; pani ulubiony gatunek. Specjalnie poszedłem do hotelo-

k charza i ustaliłem z nim, że podadzą właśnie te.

^ njeprawdopodobne!> Jak pan na to wpadł?

__ Bardzo prosto. Jeśli wiem, że ma pani jakieś życzenie, staram się

background image

ełnić. Niestety mogę tylko czasem coś podsłuchać, ale kiedy

J ostanie pani moją żoną, będzie mi znacznie łatwiej.

Z° Margot energicznie plasnęła dłonią w stół i już chciała zapewnić

Petera po raz sto dwudziesty drugi, że nie zostanie jego żoną, ale

onieważ rzucił jej proszące spojrzenie, powiedziała tylko:

_ jako mąż będzie pan w takich razach równie opieszały jak inni

mężowie.

/

Zaprotestował gorąco, a potem, hamując wzburzenie, powiedział

załamującym się trochę głosem:

— Czy pani odpowie mi na jedno pytanie?

— To zależy od pytania.

— Czy pani ofiarowała już swe serce komuś innemu, panno

Margot?

— Niech Bóg broni! Na szczęście jestem jeszcze całkowicie wolna

i z nikim nie związana. Nie spotkałam jeszcze dotąd mężczyzny, na

widok którego serce zaczęłoby mi choć trochę żywiej bić, co ponoć

oznacza, że się jest zakochanym. Nie znajdę tak łatwo kogoś, kto byłby

dla mnie niebezpieczny. Może nigdy nie napotkam swego ideału...

— Czy mogę wiedzieć, jakimi cechami musi odznaczać się pani

ideał?

Roześmiała się lekko i zmarszczyła czoło.

— Chwileczkę, muszę się zastanowić. A więc... powinien być

Przynajmniej o głowę wyższy ode mnie, powinien mieć ciemne włosy

1 ciemne oczy, szczupłą, rasową i interesującą twarz i wysportowaną

>wetkę. Musiałby imponować mi pod każdym względem, być człowie-

lem dobrym, ale nie słabym, mieć szlachetny charakter, być dzielnym,

Pracowitym i energicznym. Ale przede wszystkim — musiałby mnie

bardzo kochać.

. Peter westchnął ciężko, z głębi piersi, gdyż szukał tych cech u siebie

niestety doszukał się ich niewiele.

To ostatnie, owszem, zgadza się. Jestem także o głowę wyższy

. Ale poza tym? Włosy mogę ufarbować, ale oczy? Czy sądzi

background image

34

35

pani, że nauka w dającym się przewidzieć czasie odkryje jakiś śród

pozwalający nadać oczom dowolnie wybrany kolor?

— To będzie trudne! — roześmiała się Margot.

Peter machnął ręką zrezygnowany.

— Też w to nie wierzę. A szczupła, rasowa i w dodatku interesują

twarz? Może jeśli przeprowadzę głodówkę, twarz mi nieco schudnie a]

czy będzie rasowa? — wyciągnął kieszonkowe lusterko, przejrzał»

w nim z krytyczną miną i potrząsnął głową. — Nic z tego. Tak?f

z wysportowanej sylwetki będą nici. I na dobitek ten ideał ma pan

imponować? Wykluczone! Pani mi nie pozwoli zaimponować sobie

Szlachetny charakter? Mam nadzieję, że tym dysponuję. Dzielm

i pracowity — proszę bardzo, służę! Czy nie mogłaby pani zrezygnowai

wielkodusznie z tych drobiazgów, których mi brak, żebym mógł zostat

pani ideałem?

— Niech pan przestanie! — rzuciła Margot porywczo. — Jesi

pan taki. jaki jest: bardzo miły, i ja pana lubię. Z nikim nie rozmawia

mi się tak dobrze jak z panem, a pańska dobroć czasem mnie

wzrusza, ale niech pan nie zadręcza siebie i mnie swymi projektanr

małżeńskimi. Pozostańmy dobrymi przyjaciółmi; na pewno będzie nair

z tym lepiej niż gdybyśmy zostali małżeńskim stadłem.

Potrząsnął głową ze smutkiem.

— Nigdy nie przestanę pragnąć, żeby została pani moją żoną

i nigdy nie mógłbym przestać panią pytać, czy nie zmieniła pani zdania

Ale jak już mówiłem, kiedy zbiorę sto dwadzieścia pięć koszów od paru

nigdy więcej nie będf się pani oświadczał, tylko usunę się z pani życia

Teraz jeszcze mam nadzieję — kiedy ją stracę, nie będę mógł p^111

widywać ani z panią rozmawiać.

Powiedział to tak poważnie i stanowczo, że zdumiona Marg"

przestraszyła się.

— Ależ Peterze Vahl, drogi, miły Peterze Vahl, nie mówi pa'l

background image

chyba serio? Przecież zawsze możemy pozostać dobrymi przyjaciółn1'

— Nie, ja nie mogę! — zaprzeczył energicznie.

Spojrzała na niego niemile zaskoczona. Jak wyglądać będzie f-

życie, jeśli nie będzie mogła prowadzić codziennych rozmów ż Peterei"

grać z nim w tenisa, tańczyć, kłócić się i sprzeczać? Nie, tak nie może b>;

Tego w ogóle nie umiała sobie wyobrazić. Spojrzała na nieg9 nadąsanj

36

Wiec nie chce pan zostać moim dobrym przyjacielem? — spyta-

l°!L Nie, nie chcę. To dla mnie za mało; wystarczy mi do sto

, iestego piątego kosza od pani. Potem już na pewno nie!

__ jję do domu! — zirytowana zerwała się z miejsca.

Podniósł się szybko, aby ją odprowadzić, ale właśnie pojawiło się

.. 0 młodych pań i panów, chcących pograć w tenisa. Wciągnęli do

mowy Margot i Petera, którzy zatrzymali się na trochę, żeby

patrzyć na grę. Po chwili Margot niecierpliwie ruszyła z miejsca,

wiedząc, że matka czeka na nią w domu z utęsknieniem.

Peter dotrzymywał jej towarzystwa. Doszli w milczeniu do jego

samochodu, bo to, że odwiezie Margot do domu, rozumiało się samo

przez się.

Również w czasie jazdy prawie że nie rozmawiali ze sobą. Peter

badawczo popatrywał na nią z boku. Zauważył, że jest dziwnie skupiona

i wygląda jakby trochę blado. Jakże chętnie objąłby ją i powiedział: „Już

dobrze, jeśli nie chcesz inaczej, pozostanę twoim wiernym przyjacielem

aż do końca moich dni".

Wiedział jednak, że nie mógłby dotrzymać tej obietnicy, nie mógłby

wytrwać w tej sytuacji na stałe. Już teraz tęsknota za tym, żeby mieć ją

tylko dla siebie, niemal odbierała mu rozsądek i równowagę.

Samochód zatrzymał się przed domem rodziców Margot. Peter

wyskoczył z wozu, chcąc pomóc jej przy wysiadaniu. Dziewczyna rzuciła

mu niepewne spojrzenie.

— Wejdzie pan, żeby przywitać się z moją matką?

— A mogę? — uśmiechnął się radośnie.

background image

Oczywiście, mama ogromnie się ucieszy; ona tak pana lubi.

I rzeczywiście, pani Nora Jung powitała go bardzo serdecznie

1 ^trzymała na kolacji.

Tego wieczora Margot unikała docinków, które mogłyby sprawić

Przykrość. Rozmawiali więc w zgodzie i spokoju, trochę razem

ykowali, a potem oglądali fotografie z podróży. Ich spojrzenia

sem spotykały się niespodziewanie — z dziwnie niepewnym, spłoszo-

n>m wyrazem oczu.

"eter Vahl opuszczał tego wieczoru dom państwa Jungów w nie-

nastroju i z niejaką nadzieją, gdyż zauważył, że Margot dręczy

37

myśl o możliwości utracenia jego przyjaźni. On zaś w swej

niezachwianej miłości upatrywał w tym pomyślnego znaku.

Pożegnali się mocnym uściskiem dłoni, umówieni na Poju

wieczorem do teatru — na premierę oczekiwanej z zainteresowań^

sztuki, o której ostatnio wiele mówiono.

le'

IV

Siddy obudziła się późno, bo aż po dziewiątej. Jej pierwsze

spojrzenie padło na drzwi Franka. Powiedziała mu wczoraj, że zobaczą

się przy śniadaniu, ale na to było chyba za późno — Frank z pewnością

jest już dawno po śniadaniu.

Wstała szybko i poszła do łazienki obok, a potem z największym

pośpiechem zaczęła się ubierać. Złapała się jednak na tym, że wybiera

garderobę zbyt starannie. Zirytowana sama na siebie, powiesiła z po-

wrotem w szafie prześliczną, bardzo twarzową suknię poziomkowego

koloru i sięgnęła pozornie na chybił trafił po inna. Włożyła ją na siebie

1 stanęła przed lustrem. W duchu musiała przyznać, że właśnie w tej

jedwabnej toalecie prezentuje się wyjątkowo korzystnie. Wyglądała

w niej wprawdzie trochę blado, ale nieokreślony kolor materiału, jakby

w odcieniu kreciego futerka, podkreślał subtelność rysów i delikatność

cery. Nie mając zamiaru niczego więcej podkreślać, poprzestała na

background image

2 obieniu dekoltu małym koronkowym kołnierzykiem. Na koniec

lenua pantofle na inne, lepiej zharmonizowane z suknią. Rzecz jasna,

rzenigdy nie przyznałaby, że bardzo chce podobać się Frankowi, ale

- ruńcie rzeczy to właśnie było bodźcem wszystkich tych toaletowych

Poczyna

ń.

az Jeszcze przejrzała się w lustrze i wydało jej się, że jednak jest

?re a Pomyślała, czy by nie nałożyć trochę różu, ale ostatecznie

7 " gnowała z tego. A niech zobaczy, że jest blada! Może uzna, że to

3o ° u wczorajszego przemęczenia. Bo jeśli zauważy róż, gotów

ysleć, iż zależy jej na tym, żeby mu się podobać.

39

Kiedy weszła do pokoju śniadaniowego, Frank podniósł si

stolika przy oknie i szybko ruszył jej naprzeciw. Pocałował ją \\, ,c

którą podała mu z pewnym ociąganiem, i uprzejmie spytał, jak sr>

Zdobyła się na przekonujący ton, zapewniając go, że wyp0c?

znakomicie, bo zasnęła natychmiast i ku swemu przerażeniu obucb

się dopiero koło dziewiątej.

— Mam nadzieję, że jesteś już po śniadaniu, Frank?

Frank był z zasady wrogiem każdego kłamstwa, które nie je,

konieczne; właśnie okoliczność, że Anny Frey tak lekko uciekała siej

kłamstw, zraziła go do niej. Wiedział, rzecz jasna, że Siddy w tej właśn

chwili mija się z prawdą, ale przyjął to zupełnie inaczej, rozumiejąc;

zmusiła ją do tego wyłącznie duma i wstyd. Udał więc, że jej wierz

i powiedział:

— Cieszę się, że dobrze wypoczęłaś. A co do śniadania, to jesz

nie jadłem, bo umówiliśmy się, że zjemy je razem. I w miarę możnoś

zawsze powinniśmy się tego trzymać.

— Przykro mi, że musiałeś tak długo czekać.

Chętnie powiedziałby jej, że za żadne skarby świata nie za

siadłby dziś do stołu bez niej, bo na to pierwsze wspólne małżeńsk

śniadanie cieszył się zupełnie wyjątkowo. Obawiając się jednał

że takie wyznanie może na nowo ją zaniepokoić, powiedział

background image

nie:

— Nic na tym nie straciłem, Siddy, i chętnie poczekałem.

Zaprowadził ją do stolika i wtedy zobaczyła, że przy jej nakryci

stoi bukiet czerwonych róż. Zarumieniła się. Czerwone róże? Dla niej

To zakrawa na okrutną ironię! Czerwone róże ofiarowuje kobieo

mężczyzna, który ją kocha, a więc jej się one nie należą. Zacisnęła ust

i przestawiła szklany wazon na środek stolika.

Frank zauważył to, ale nie skomentował ani jednym słowem

Zgromadzeni w pokoju śniadaniowym goście hotelowi przypaff

wali się z mniej lub bardziej dyskretnymi uśmiechami urodziwej młod-

parze. Podróż poślubna! To nie ulegało wątpliwości. Tak uważn'

i z taką galanterią odnosi się do swej wybranki tylko młody żonk1

w czasie podróży poślubnej.

Siddy od czasu do czasu oblewała się krwistym rumieńcem, ki

napotykała proszące spojrzenie szarych, pełnych wyrazu oczu Frank

40 '

hcac wprawiać jej w zakłopotanie, zaczai swobodną rozmowę

1 ' pjęknego widoku na Jezioro Genewskie, potem wskazał na

na ^'e pola narcyzów, a na koniec zapytał, czy nie miałaby ochoty

P° , • je Montreux, gdzie tego dnia rozpoczynało się święto

Siddy przystała na to, gdyż wszystko, co chroniło ją przed sam na

am ^ Frankiem, było pożądane.

S Zaproponował więc, żeby pojechać tam po południu, a teraz udać

się na mały spacer. ,

_ Nie pójdziemy daleko, Siddy, żebyś się nie zmęczyła. Najwyżej

na jakąś godzinkę. Zgadzasz się?

— Oczywiście, jeśli nie wolisz pójść sarn na dłuższy spacer.

— Nie, w żadnym razie, Siddy. Musisz pamiętać, że jesteśmy

w podróży poślubnej. Wszystkim by podpadło, gdybym zostawił swoją

młodą żonę samą. Będziesz musiała znosić moje towarzystwo, jeśli

nie chcesz wzbudzać sensacji.

Na jej twarzy znowu pojawiły się zdradzieckie rumieńce. Siddy

background image

nie zdawała sobie sprawy, że wygląda wtedy prześlicznie i że jej mąż

jest wręcz oczarowany tą grą kolorów.

Tymczasem Frank Nordau był z godziny na godzinę coraz bardziej

zakochany w swojej młodej żonie i żałował bez końca, że ona nie dałaby

teraz wiary żadnym argumentom i nie uwierzyłaby w to, co działo się

w jego sercu. Teraz jeszcze nie, ale poprzysiągł sobie, że prędzej czy

później będzie musiała w to uwierzyć. Będzie jednak potrzebował czasu,

zeby ją na nowo pozyskać. Był na to przygotowany, ale nie chciał

ustawać w swych staraniach. Narzucona sobie rezerwa ciążyła mu

Każdą chwilą coraz bardziej — niech to policzone mu zostanie jako

Pokuta za to, że odważył się podjąć bez miłości starania o względy

-obiety tak uroczej i wartościowej jak Siddy.

Na spacerze, przy słonecznej, wiosennej pogodzie, rozmawiali

czątkowo całkiem swobodnie. Frank pokazywał Siddy różne piękne

jsca widokowe. Pokryte śniegiem wyniosłe góry wznosiły się

- oko aż pod niebo, na którym wisiały tylko lekkie obłoczki. Ich

Miieżna K' i •

im

sprawiała, że błękit nieba wydawał się jeszcze bardziej

ywny. Górujący nad innymi szczytami Dent du Midi jakby

esVłał z daleka pozdrowienia.

41

Młoda para zachowywała się w stosunku do siebie z tak

uprzejmością, że mijający ich spacerowicze nie mogliby nic

toczonej przez nich rozmowie. Oboje jednak ważyli starannie

słowo, zanim je wypowiedzieli. Ale podczas gdy wszystko, co

Frank, brzmiało ciepło i serdecznie, wywołując na policzkach c

ciągle nowe fale rumieńców, jej wypowiedzi były niezwykle oficjaln

i chłodne.

W pewnej chwili, gdy usiedli dla krótkiego odpoczynku na ła

ustawionej w szczególnie pięknym miejscu, Frank powiedział z dziw

napiętym wyrazem oczu:

— Wybacz, że wrócę raz jeszcze do naszej wczorajszej rozmowy

muszę to jednak uczynić, żeby uniknąć niejasności w naszych obopól.

background image

nych stosunkach. Jeśli zrozumiałem, chciałaś, żeby nasze małżeństwo

w ogóle nie było małżeństwem, lecz tylko swego rodzaju związkiem

przyjacielskim czy też koleżeńskim.

Na jej twarzy pojawił się wyraz udręki.

— No tak, przecież tak to ustaliliśmy.

Nie spuszczając z niej badawczego spojrzenia, odrzekł:

— Wybacz, ale trudno to nazwać ustaleniem. To ty postanowiłaś,

sprawy zaś mają się tak, że ja muszę się do tego zastosować.

Odwróciła od niego twarz i powiedziała niby od niechcenia:

— Nie warto tracić na to zbędnych słów; sprawia mi to przykrość

— Trzeba jednak wyjaśnić wszystko do końca, Siddy. Powiedz

-mi zatem, proszę, czy zgodziłaś się na nasze małżeństwo z mocnym

postanowieniem unikania wszelkiej wspólnoty ze mną, czy też zade-

cydowałaś o tym dopiero wtedy, kiedy dowiedziałaś się od Anny Frey.

że była moją kochanką i że starałem się o twoją rękę, nie kochając ci?'

Siddy pobladła silnie, ale odrzuciła dumnie głowę i powiedziała,

zachowując z trudem obojętny ton:

— Oczywiście, że zawarłabym z tobą tylko takie koleżeńskie

małżeństwo; nawet gdybym nigdy nie spotkała się z panną Frey.

Zwracając się w jego stronę, zdążyła zauważyć, że zacisnął silntf

szczęki, powstrzymując nerwowe drganie twarzy.

— I myślisz, że ja zgodziłbym się na takie koleżeńskie małżeństw0'

W wyczekującym spojrzeniu, którym ją obrzucił, czaiło $li-

ogromne napięcie.

cięż mnie nie kochasz, ja ciebie też nie, więc wiedziałam,

—Tbedę ci nic winna.

^ Ale tego dowiedziałaś się dopiero od panny Frey — powiedział

~~~. oczu. — A gdybym cię kochał i dowiedział się od ciebie już

7 Mb'e że chcesz utrzymać nasze małżeństwo wyłącznie na płaszczyź-

P° \r leżeńskiej? Jak sądzisz: co bym wtedy czuł i myślał?

IllL Zacisnęła dłonie w bezradnym geście udręki.

__ O tym... o tym nie pomyślałam.

background image

— Nie uważasz, że to był z twojej strony brak serca?

Siddy wstrząsnęła się od nagłego dreszczu.

_ Czy nie moglibyśmy porzucić tego tematu, Frank? Oczywiście,

teraz zdaję sobie sprawę z tego, że byłam bardzo lekkomyślna.

_ To zupełnie nie leży w twoim charakterze.

—- Cóż ty wiesz o moim charakterze? — westchnęła lekko. — Sam

się przekonałeś, że jestem płytka i powierzchowna — dodała znużonym

głosem.

— Nie! Nie jesteś kobietą płytką; wręcz przeciwnie: należysz do

natur głęboko czujących — odparł z przekonaniem i rzucił jej ciepłe

spojrzenie.

— To bardzo szlachetnie z twojej strony, że starasz się podnieść

mnie na duchu, aleja wiem, że zawiniłam w stosunku do ciebie. Dlatego

proszę cię o przebaczenie... i bardzo proszę nie mówmy już o tym więcej.

— Och, Siddy — powiedział do głębi wzruszony — nie rozsądzaj-

my, które z nas zawiniło bardziej względem drugiego. Ja wybaczam ci

/ serca, jeśli zrobiłaś coś. co uważasz za swoją winę. Obyś ty mogła mi

/ czasem darować to, że odważyłem się na oświadczyny bez głębszego

czucia. To była z mojej strony niegodziwość! Kobieta taka jak ty

rta jest najgłębszej i najgorętszej miłości. Nie, nie przerywaj mi,

sz?- Wiem, że moje oświadczyny były obrazą dla ciebie, i uwierz

, ze rnoim najgorętszym pragnieniem jest naprawienie wyrządzonej

t rzywdy... A teraz pozwól, że po raz ostatni powrócę do sprawy

n J" nieszczęsnego zakładu: czy mogłabyś mi podać nazwiska tych

ha -u. ^arn> które wzięły w nim udział? Powiedz mi, kto wie o mojej

n 'e: ze byłem obiektem zakładu młodych pań?

°bladła i, przymknąwszy oczy, przechyliła głowę do tyłu.

Wymienianie nazwisk nie ma sensu.

42

43

— Ależ tak, dla mnie ma sens. Powiedz, proszę! To dla

background image

bardzo ważne.

"

Potrząsnęła w milczeniu głową, ale on dalej nalegał:

w

— W takim razie ja ci powiem, kogo podejrzewam o udział

zakładzie. Pewnie Margot? ,

— Nie! W żadnym wypadku! — zaprzeczyła gwałtownie.

— A więc Margot nie. Wierzę, bo ona nie pozwoliłaby ci zakład

się tak niemądrze. A panna Jutta Brest? Była przecież twoją nąjlens

przyjaciółką, a także -twoją druhną. Jesteście ze sobą tak blisko

mogłyście się bawić w takie zakłady.

Wiedział, że ją dręczy, ale musiał za wszelką cenę zbadać, czy Sidt

mówiła prawdę.

— Tak! — rzuciła porywczo, tylko po to, żeby uniknąć dalszyc

indagacji. — Jutta Brest brała udział w tym zakładzie! Ale teraz, pros;

cię, ani słowa więcej na ten temat! Bądź rycerski i nie przypominaj

już o tej niechlubnej sprawie, której się wstydzę.

— Nie wierzę, żebyś kiedykolwiek zrobiła coś, czego musiałab;

się wstydzić — powiedział serdecznie, całując ją w rękę.

Zaprzestał też dalszego drążenia tematu, kiedy usłyszał nazwiski

które miało upewnić go w przekonaniu, że opowieść o zakładzie je

zwykłą mistyfikacją.

Po chwili milczenia Siddy zaczęła mówić o czymś innym, on a

żeby ją uspokoić, podjął obojętną rozmowę, a potem ruszyli w droą

powrotną do hotelu. Siddy oznajmiła, że idzie do siebie, a Frank —i

musi napisać do Hamburga w sprawie zmiany rezerwacji kajuty n

statku. Poprzednio zamówił bowiem dla Siddy i dla siebie kaju'

dwuosobową, teraz jednak sprawy przybrały taki obrót, że należało i

zmienić. Starał się wprawdzie wyjaśnić jej to w możliwie taktów"

sposób, ona jednak stanęła cała w pąsach. Pożegnała go szybfc1,

mówiąc, ż* chce napisać do domu parę słów. Frank przypomniał fl

jeszcze, że o pierwszej idą na lunch i że będzie na nią czekał na koryta^

Siddy była całkowicie wyczerpana, kiedy na koniec znalazła

background image

sama w swoim pokoju. Położyła się bardzo zmęczona na tapcza'

i ukryła twarz w dłoniach. Znajdowała się w niezwykle trudnej sytu^

a Frank w dodatku zachowywał się wobec niej rycersko i był ta

uważający! Gdyby nie wiedziała z całą pewnością, że jest mu oboj<?!'

44

mnełaby uwierzyć w jego miłość. Och, lepiej może było

,7nc< ni 5 , .

U \7nac prawdy!

nie P0i poszedł do czytelni i najpierw napisał do Hamburga

. zffliany rezerwacji, a potem skreślił krótki list do panny

* spfg*est, przeinaczając nieco fakty.

Wielce Szanowna, Łaskawa Panno Brest!

Uoia żona poleciła mi przesłać Pani bombonierę, którą była Pani

Wyniku przegranego zakładu. Nie mam pojęcia, o co chodziło

mn zakładzie, a także wyleciało mi z głowy, czy mam tę bombonierę

-eslać Pani czy też Pannie Walter. Myślę, że Pani mnie zrozumie:

„ rasie podróży poślubnej człowiek bywa roztargniony. Jeśli więc

u \grana miała przypaść Pannie Walter, uprzejmie proszę zawiadomić

mnie o tym (nie chciałbym narazić się żonie swoim niedbalstwem), a samą

bombonierę proszę przyjąć jako dowód mojej wdzięczności. Prosiłbym

jednak bardzo o odwrotną odpowiedź, żebym mógł —jeśli się pomyliłem

— wysiać taką samą bombonierę Pannie Walter. Odbieramy tu korespon-

dencję na poste restante. Wystarczy napisać: Montreux, poste restante,

i moje nazwisko. Z góry dziękuję Pani za trud.

Szczerze oddany Frank Nordau

Potem przywołał boya hotelowego, wręczył mu list, polecił kupić

bombonierę, o której pisał, i wysłać ją razem z listem.

Boy gorliwie obiecał załatwić wszystko jak należy, wietrząc suty

napiwek. Frank polecił mu jeszcze, żeby za każdym razem, kiedy będzie

Montreux, dowiadywał się na poczcie, czy nie ma jakiegoś listu na

z\\isko Frank Nordau. Chłopak zobowiązał się i do tego, ale

odząc zrobił na boku domyślną minę. Bomboniera dla jakiejś

background image

ki! list na poste restante, o którym młoda małżonka nie powinna

zięć! W czasie podróży poślubnej? Wszystko razem nie wyglądało

' P'?knie, ale co go to w końcu obchodzi! Napiwek był adekwatny do

Z 1' Wi?C należy sobie dar°wać krytykę.

pr ten sposób Frank naraził się na brzydkie podejrzenia, ale to

- §°dziło się już wielu innym przed nim.

Siddy wyszła z pokoju, żeby zejść do sali jadalnej na lunch, i od raj

natknęła się na czekającego pod drzwiami Franka.

Przy jej nakryciu znów stały czerwone róże, które przesunęła, b

jak poprzednio, na środek stołu. Tym razem jednak Frank nie pomir.

tego milczeniem, lecz spytał uprzejmie:

— Nie lubisz róż, Siddy? Zdradź mi więc, proszę, jakie są twój

ulubione kwiaty.

Zaczerwieniła się mocno i unikając jego spojrzenia, odparła szybk

— To nie to, że nie lubię, ale wiem, że nie są przeznaczone d

mnie; stanowią dekorację stołu.

— Nie, to ja kazałem postawić je przy twoim nakryciu. Rozejrz

się wokoło: wszystkie stoły udekorowane są narcyzami. Ale młod

żonie w podróży poślubnej należą się czerwone róże.

Jej usta drgnęły bólem. Nie kontynuując tematu, zaczęła po ch«

mówić o czymś innym.

Ale kiedy wróciła po posiłku do swego pokoju, żeby przebrać się1

wycieczkę do Montreux, zauważyła bukiet czerwonych róż stojąc)'

stoliku pęd oknem. Pochyliła się nad'kwiatami i nagle z jej °c

popłynęły łzy. Jak bardzo cieszyłaby się tymi różami, gdyby Frank

kochał! On jednak spłacał tym kwietnym datkiem tylko wyfl1'

uprzejmości. Ale dlaczego ofiarował jej właśnie czerwone róże? Prze°f

nie wybrał ich przypadkowo; musiał wiedzieć, że czerwone

posłańcami miłości — tak samo jak wiedział, że są atrybutem

żony w czasie podróży poślubnej.

. jąC się do wyjścia, kurczowo powstrzymywała cisnące

background image

jz„ a potem usiłowała zlikwidować ich ślady, przemywając

]°f zimną wodą i pudrując policzki.

po^'e < jednak zorientował się, że płakała, a także domyślił się, co

u jn oowodem płaczu.

Idąc z nim przez hali, powiedziała:

__ Kazałeś wstawić kwiaty również do mojego pokoju. Proszę cię,

'b tego więcej. Tam nikt mnie nie obserwuje, więc nie musisz

"'\ovvywac pozorów i świadczyć mi uprzejmości.

Spojrzał na nią poważnie.

— Nie myśl, że chodzi mi tylko o zachowanie pozorów; to, co

robię, jest wyrazem moich własnych potrzeb.

Wyprostowała się dumnie i odparła oschłym tonem:

— Mimo to proszę cię, żebyś nie przysyłał mi kwiatów do pokoju.

Ja... ja źle znoszę zapach kwiatów w sypialni.

— Jak sobie życzysz. Jeśli sprawiłem ci tym przykrość, to znaczy,

ze minąłem się z celem.

Siddy pożałowała niemal natychmiast swojej szorstkości, widząc,

ze Frank lekko przybladł i zmarszczył czoło jak gdyby w przypływie ,

nagiego bólu. Najchętniej cofnęłaby słowa, które padły z jej ust, ale że

byto to niemożliwe, starała się przynajmniej zatrzeć ich wrażenie,

wprowadzając bardziej przyjazny ton do rozmowy. I ku swemu cichemu

zdumieniu spostrzegła, że Frank szybko się rozpogodził. Czyżby

izeczywiście zależało mu na jej przychylności?

Nie byłaby kobietą, gdyby nie przeprowadziła w tym kierunku

aiej próby. Zmieniając kilkakrotnie ton, zauważyła, że Frank posęp-

' kiedy była sztywna i niedostępna, rozpromieniał się zaś, gdy

mawiała z nim w miły sposób. Te obserwacje nie uspokoiły jej

Je nak, ponieważ stanowiły nową zagadkę.

w Montreux poszli na spacer brzegiem jeziora. Wszędzie widać

\\ H

One WOZY, a ozdobione girlandami kwiatów łódki sunęły po

zie. Wokół panował ożywiony ruch i nastrój zabawy f któremu

Jednie ulegli.

nil

m) H a Prornenadzie Frank spotkał swego przyjaciela z lat wczesnej

background image

? SC1' ^Urta Hausmanna, który przyjechał do Montreux z żoną na

Co\\e święto kwiatów. Siddy była ogromnie zadowolona, że może

46

47

choć na trochę 'uwolnić się od sam na sam z Frankiem, i st.

zachowywać się jak najsympatyczniej. Żona Kurta, wesoła os'xl

o żywym usposobieniu, szybko przylgnęła do Siddy.

^

Po spacerze cała czwórka poszła na herbatę do hotelu, w któn

zatrzymali się Hausmannowie. Obie młode pary tak sobie przypadły'

gustu, że rozstano się dopiero pod wieczór, a Hausmannowie obiec

przyjechać na drugi dzień do Caux z rewizytą.

Beztroski nastrój zmienił się z chwilą, kiedy Siddy i Frank zosta

sami: Siddy, która ku radości Franka była w towarzystwie Hau

mannów ożywiona i rozmowna, teraz powróciła do zwykłej rezerw

stała się przygaszona i oficjalna. Frankowi zrobiło się w dwójnasći

ciężko na duszy. Próbował podtrzymać poprzedni pogodny nastrój,

bezskutecznie.

W hotelu Siddy skierowała się zaraz w stronę swego pokojj

wymawiając się zmęczeniem. Frank musiał się do tego zastosować

zapytał tylko, czy może przyjść, by zabrać ją na kolację, na co otrzyj

uprzejmą zgodę. I z tym się na razie rozstali.

l — I to się nazywa podróż poślubna — mruknął do siebie, kiedj

Siddy zniknęła za drzwiami.

Z ciężkim westchnieniem ruszył do hotelowego baru, gdzie zamc

wił sobie kieliszek koniaku. Siedział tam przez chwilę, obserwują]

grupkę kilku niezwykle rozbawionych panów. Nie mogąc wytrzyma

tego dłużej, wyniósł się do hallu i przez jakiś czas kontemplował różu

drobiazgi wystawione w stoiskach.

Ale i to nie przykuło na dłużej jego uwagi. Ogarnęło go niedorzecznj

pragnienie, żeby pójść do Siddy i powiedzieć jej, jak bardzo stała mu •&

droga. Wyobraził sobie jednak jej zdziwienie i chłodne niedowierzanie'

background image

odwaga go opuściła. Nie, tak łatwo nie przekona jej o swojej miłości. Ale'1

że ją kocha — o wiele goręcej i głębiej niż myślał, że kiedykolwiek będzie'

możliwe, nić kiedykolwiek kochał inną kobietę — wiedział już od dawi

A teraz z utęsknieniem czekał, żeby nareszcie nadszedł czas kolacji

Tak minęło kilka dni. Frank i Siddy spotkali się jeszcze parokrotn

z Kurtem Hausmannem i jego żoną i dobrze im się razem rozmawia'1

W gruncie rzeczy jednak byli zadowoleni, kiedy zostali sami. Nawet je

48

• t0 z chwilami goryczy, odczuwali żywe zadowolenie ze swego

łączył0 sl? oboje szukali ciągle od nowa okazji do wymiany myśli,

to\varzy ezwyciężyła trudną do zniesienia próżnię między nimi. Nie

która y ^ tegO Sprawy, bardzo się do siebie zbliżyli. W trakcie

Z(^ ti rozmów odkryli, jak wiele ich łączy. Znali się przecież bardzo

^U^°ho w czasie krótkiego okresu narzeczeństwa mieli niewiele okazji

ma °' mów. I chociaż Siddy dokładała starań, żeby sprawić wrażenie

hv chłodnej i sztywnej, a Frank usilnie zachowywał dystans,

°S mawiali z ożywieniem i zainteresowaniem na różne tematy.

Frank był zdumiony wiedzą Siddy, jej jasnym, zdecydowanym

' rozumnym spojrzeniem na sprawy i stosunki odległe z natury rzeczy od

zainteresowań młodej kobiety. Siddy natomiast przekonała się, że

Frank jest bardziej inteligentny, a jego sposób myślenia znacznie głębszy

niż sądziła. Zdała też sobie sprawę z tego, że dotąd bardziej kochała

w nim jego cechy zewnętrzne i że bardzo niewiele wiedziała o jego

prawdziwej wartości.

Tym sposobem mogliby się zżyć ze sobą w całkowitej harmonii,

gdyby nie tęsknota Franka i jego narastające pragnienie posiadania

Siddy, a z jej strony — ból, że go straci, nigdy do niego nie należąc.

Kiedy wieczorem po krótkim pożegnaniu każde z nich zo-

stawało samotnie w swoim pokoju, jakaś siła ciągnęła ich do siebie.

Wstrzymując oddech, wsłuchiwali się w ciszę zalegającą sąsiedni pokój,

dopóki Siddy nie kładła się na swym legowisku, tłumiąc cichy szloch,

a rrank, torturowany tęsknotą, nie zaczynał niespokojnie rzucać się

background image

w pościeli.

. Minął tydzień ich pobytu w Caux, kiedy Frank nareszcie otrzymał

niecierpliwie oczekiwany list od Jutty Brest. Gorączkowo otwrzył go

swoim pokoju, gdzie nikt mu nie przeszkadzał, i przeczytał, co

następuje:

Wielce Szanowny Panie Nordau!

m . anski list jak również wspaniałą bombonierę otrzymałam, ale niestety

°szc~ J*?' ^°n P°mytić-' nigdy dotąd nie zakładałam się z Siddy. Chcąc

ra,y 2lc ^anu w podróży poślubnej zbytecznych kłopotów, zapytałam od

7\Vi- en zakład Lianę Walter, ale i jej nic na ten temat nie wiadomo.

~l natomiast, że kiedy raz chciała założyć się z Siddy o to, czyjedi

na

49

' Poślubna

'e/.

Jedi^

MC2J,

z naszych przyjaciółek uzyska w tym sezonie prawo jazdy, Siddy 0(j

się do tego niechętnie, gdyż jej zdaniem „zakładanie się jest niemor T'

Zadzwoniłam również do kilku pań z naszego grona z zapyta "'

czy którakolwiek z nich zakładała się o coś z Siddy, ale wszystkie '

zaprzeczyły. Jestem zmartwiona, że nie mogę Panu pomóc —

będzie Pan musiał sam spytać Siddy, o kogo chodziło. Może Pan

to bez obaw, bo ona nie jest w stanie gniewać się na kogokolwiek o

zapominalstwo, a już najmniej na swego gorąco kochanego Męża.

Bombonierę podzieliłyśmy z Lianą Walter między siebie i bardzo

nią dziękujemy — zawartość była wręcz niebiańska.

Nie mogę niestety przekazać pozdrowień dla Siddy, skoro i

powinna na razie wiedzieć, że zasięgał Pan u mnie języka. Jednakże oj

z Lianą życzymy Warn obojgu wszelkiej pomyślności w dalszej podró:

żałując bardzo, że w niczym nie moglyśmy pomóc.

Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami

Jutta Brest

background image

Frank schował list z westchnieniem ulgi.

„Wiedziałem, że ten zakład nigdy nie istniał! To tylko dum

podyktowała jej taki wybieg" — pomyślał i wielki ciężar spadł m

z serca.

Teraz nabrał pewności, że Siddy wychodząc za niego za ma

kochała go. Najchętniej poszedłby do niej natychmiast, ale wewnetrz?

głos doradzał mu ostrożność: wpierw powinien odzyskać jej zaufam

Na drugi dzień, przy śniadaniu, Siddy otrzymała list od Margo

Nie otwierając koperty, położyła go obok filiżanki.

— Nie chcesz przeczytać listu, Siddy? Nie przeszkadzaj sob*

proszę — powiedział Frank.

— To od Margot — odparła potrząsając głową — więc z pewni1

cią będzie'b"ardzo obszerny. Przeczytam na górze, w pokoju.

Po śniadaniu poszli każde do siebie, żeby przebrać się na

Siddy otwarła list, skoro tylko została sama.

Moja gorąco wytęskniona Siddy!

Twój kochany list otrzymaliśmy i cieszymy się, że zajechać.

szczęśliwie do Caux. Mam przekazać Ci podziękowania od Rodziców]a>

os

n do korespondencji z Tobą. To oczywiście bardzo mnie

obo up°* ". muszę Ci powiedzieć na wstępie: jeśli już do mnie piszesz,

ies:)'- ^ ej „Oinikowo! Rozumiem, że obecnie wszystko, co nie jest

10 n'e kochanym Frankiem, jest Ci dość obojętne, niemniej jednak

-vią"ane^ " . swojej siostrze doniosła przynajmniej, czy jesteś szczęśliwa;

pros~-ę> - .fn frank jest jako mąż tak samo godny uwielbienia jak

Tw'0] - •

, . . . , ,

jtem> oraz czy Ty również go me rozczarowałaś.

'li o mnie chodzi, to znajduję się obecnie w szczególnym stadium,

d opuściłaś dom, jest mi dość nudno. Jeśli i ja znajdę swój ideał, to

'. ,stej rozpaczy zdecyduję się w końcu na zadzierzgnięcie świętych.

', ~]ówmałżeńskich. Ale coś misie wydaje, że mężczyzna, który mógłby

background image

być moim ideałem, w ogóle nie istnieje. Więc co ze mną będzie?

f eter Vahl — który wie, że mój ideał musi mieć koniecznie czarne

oc-} ^powiedział, że zmieni sobie kolor oczu, jeśli zostanie wynaleziony

odpowiedni środek. W każdym razie włosy ufarbuje sobie na pewno.

A nawet jeśli jakimś cudem będzie miał czarne oczy i włosy, to w jaki

sposób ma stać się mężczyzną o rasowej i interesującej powierzchowności,

co również jest niezbędną cechą mego ideału? Ach, Siddy, dlaczego

wyjechałaś, dlaczego nie mogę rzucić się ze wszystkimi moimi strapieniami

n Twoje ramiona? Pomyśl tylko: jeśli nie znajdę swego ideału, dokonam

-) wota jako stara panna!

f eter Vahl szczęśliwie obliczył, że otrzymał ode mnie kosza sto

dwadzieścia jeden razy. Chce dociągnąć jeszcze tylko do sto dwudziestego

Plcl*ego,apotem zniknąć z mojego życia i nigdy więcej nie widywać się ze

"mt- Czy możesz to sobie wyobrazić? Co mam zrobić bez Petera,

~"las:cza teraz, kiedy opuściła mnie moja jedyna, ukochana siostra?

kąd Peter powiedział mi o swoim niezłomnym postanowieniu, wpadłam

S fboką rozterkę. Stało się dla mnie jasne, że raczej będę mogła żyć bez

jyego ideału niż bez Petera Yahla. On rozpuścił mnie jak dziadowski bicz

. Ie niogę absolutnie wyobrazić sobie dalszej egzystencji bez niego. Nie

Slę ze m>iie, ale to naprawdę straszny dylemat. Tobie to dobrze — od

\\' ,~na °ś we Franku swój ideal, a on zapragnął Cię poślubić.

nie i °~am s°bie jednak i taką okropność: oto spotykam mój ideal, a on

H/ ; e ° wnie słyszeć! Widzisz więc, że mam powody do rozterki i nie

^uni' °Prawdy, co mam robić. Odkąd nie ma Cię w domu, najchętniej

a r°nnież wyszłobym za mąż.

50

51

jedna*trz zewnątrz. Jest tak samo uważający i trosl

już "a nią nLku do Margot, ale cóż — nie kocha jej!

Vahl w stosu ot schowała do torebki: miała takie uczi

'glol

background image

- Mama wzdycha za Tobą całymi dniami, a ojciec ma nadal i

tylko sprawę fuzji naszych przedsiębiorstw, która w. tych dniach

zakończona.

Co by to było, gdybym nie miała Petera Yahla! Wiesz przeć

przyjaźnie z dziewczętami nie są dla mnie atrakcyjne; chodzę wpra

z obowiązku na różne herbatki, ale nudzę się przy tym śmiertelnie \ii

dziewczęta wydają mi się mało interesujące. Ty byłaś jedyną, z i

można bylo rozsądnie pogadać, wszystkie inne nudzą mnie. Peter Vahh

dla mnie zawsze najmilszym towarzyszem i wiem też, że byłby rad, m0t

mi ofiarować gwiazdkę z nieba. Co zrobię, jeśli go stracę? Wyjść za nic

nie mogę — zbyt dobrze się znamy. Jestem naprawdę w okropnej sytua(

Wiem, że to podłość z mojej strony wpadać tak ze swymi jeremiad®

w niebiańską idyllę Waszego miodowego tygodnia, ale z kim poza To

mogłabym o tym pomówić? Chociaż ostatecznie i Ty, i Frank moit(

chyba zrezygnować z jednego kwadransa na rzecz twojej nieszczęśh

siostry, którą należałoby podnieść na duchu. Ach, Siddy, jak Tobie p

dobrze! To chyba bajeczne uczucie, jeśli można poślubić swój ideal!

Muszę już kończyć. Słyszę właśnie zajeżdżający samochód Pett

Vahla — mamy pojechać na pola golfowe. Jego auto jest wspania

znacznie lepiej resorowane niż nasze. A więc na dzisiaj koniec, inac

Peter musiałby zbyt długo czekać. Postaraj się napisać do mnie wyc:i

pujący, długi list — możesz po prostu wysiać Franka na kilka goi

w góry albo wymyślić coś innego. Ale, oczywiście, do tego ani Ty., am i

nie będziecie zdolni — nawet gdy w grę wchodzi pocieszenie nieszczęść

siostry.

Całuję, Siddy! Nie przejmuj się zbytnio moim strapieniem i

ode mnie serdecznie Franka. Mogę zrozumieć, że go tak szale"1

kochasz, bo jest przecież wspaniałym facetem. Chciałabym też ki

zakochać się do szaleństwa, żeby wiedzieć, jak to jest.

Nie ztipomnij z kretesem o swej siostrze

Margot

• eby dobrze się zastanowiła, zanim odtrąci Petera. Teraz

background image

' Zbko przygotować się do wyjścia — Frank pewnie czeka

. Jest tak samo uważający i troskliwy jak Peter

ot scnowaia do torebki: miała takie uczucie, jakby tym

;t f^była bliżej. Jak dobrze byłoby mieć tę małą przy sobie! Jej

81 yłaby się ze swego cierpienia... Nie można jednak powierzać

korespondencji.

Podczas lektury tego listu Siddy na zmianę to śmiała się, to

Ach, gdyby Margot wiedziała, jak wygląda jej szczęście! To przecie2

można zazdrościć wiernej i niezachwianej miłości Petera Yahla- '

leżałoby bezzwłocznie, może jeszcze dziś wieczorem, napisać do Mar-

52

VI

Następnego dnia przed południem Siddy odpisała siostrze.

Moja Malutka! Nie myśl, że nie mam dla Ciebie czasu — nawet jt

widujemy się często ze spotkanymi tutaj przyjaciółmi Franka. Tu jn

bardzo pięknie, a święto kwiatów sprawiło mi wiele przyjemności. To,'<

nie piszę Ci nic o swoim małżeństwie, powinnaś zrozumieć: o tym moą

porozmawiać ze swoją siostrą w ciszy, o szarej godzinie, ale na papier t,

należy przelewać tego, co nas porusza. Zewsząd atakuje człowieka (j.

nowych, nieznanych i niepojętych spraw, że uporanie się samemu ze m]

ogromnie absorbuje. Ale żeby napisać do mojej ukochanej siostry długih

zawsze mam czas. Zmartwiło mnie to, co piszesz o swoim osamotnień,

Wiem, Margot, że byłyśmy ze sobą bardziej związane, niż to zazwyc-

bywa między siostrami. N'asi rodzice nie byli dla nas tym, czym na ogt><

rodzice w innych rodzinach. Widzisz, Margot, ja dopiero niedo»

zrozumiałam, że nasi rodzice, a zwłaszcza ojciec, bardzo mało nas zna;

Być może Ty dojdziesz do tego wniosku nieco później. Ja chciałam C'

jednak uświadomić.

Nie doceniasz tego, co Peter Vahl może Ci zaofiarować. W^'

miłość i oddanie są czymś tak idealnym, że w ogóle nie powinnaś s^\

jakiegoś ideału. I cóż z tego, że Peter ma jasne oczy i włosy, że jego '""j

nie jest ,,rasowa i interesująca", lecz dobra i rozumna? Jeśli sif J'

background image

kochaną, takie czysto zewnętrzne cechy nie mają znaczenia. Aprzectf-\

jest bliski Twojemu sercu! Piszesz, że nie wyobrażasz sobie życia bez '"^

— czy to nie dowód, że stał Ci się drogi? Usilnie Cię proszę, żebyś do

54

w,

a pierzę, że Peter może urzeczywistnić swoje słowa i zniknąć

ijeS0 "życia- Będzie jednak bardzo nieszczęśliwy, o wiele bardziej

if0/ s

ń)n zanim dasz temu nieszczęśnikowi sto dwudziestego

. ,astan°

• - • -•.•'_• i • •;

L<n.

an

. fn'0/ s niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. I tego nie powinnaś

nieszc-* fc z Oczu. Chciałabym na tym poprzestać, ale jeszcze jedno:

"a • ^raźniej nie doceniasz Petera Yahla. To świetny adwokat

^ l ek z glową na karku, a poza tym szarmancki mężczyzna. Nie

' '" / ć właściwie tego ocenić, ponieważ Peter cierpi na kompleks

"'- -ości wynikający z jego wielkiego uczucia do Ciebie. Jego zaniżona

'"' 'oocena sprawia, że i Ty oceniasz go nisko. Przyjrzyj mu się dokładnie

• -C"e raz. Peter jest wartościowym i przemiłym człowiekiem i mogę sobie

całkiem dobrze wyobrazić, że mógłby być moim męskim ideałem, gdyby

nie to, że kocham Franka i że w nim zobaczyłam swój ideał.

Moje kochanie, nie odpychaj od siebie szczęścia! Inaczej będziesz

któregoś dnia gorzko tego żałowała. Na dziś muszę już kończyć; nie

wvmagaj od świeżo upieczonej żony, żeby opowiadała Ci o swoim

szczęściu. Pozdrów serdecznie Rodziców i czuj się serdecznie przeze mnie

ucalowana.

Twoja Siddy

Frank serdecznie pozdrawia swoją Szwagiereczkę.

Siddy skończyła list, odchyliła się na oparcie krzesła i przez chwilę

siedziała z przymkniętymi oczami. Gdybyż mogła być tak szczęśliwa,

background image

jak to sobie wyobrażała Margot! Co Margot powiedziałaby, gdyby

Poznała całą prawdę?

Siddy głęboko westchnęła. Co będzie dalej? Jak iść przez życie,

zac ze sobą nieustanną walkę, mając ciągle dręczącą świadomość, że

gruncie rzeczy jest dla swego męża tylko ciężarem? Na zewnątrz Frank

K ^e zawsze taktownym mężem, nie zapominającym nigdy, co winien

2 °Dlecie nosza.ceJ jego nazwisko. Ale czy nie pozostanie wobec niej

lei, e ^ojętny? Czy nie musi oceniać jej nisko, uważając, że jest

żon °mys^na i ze tylko z powodu lekkomyślnego zakładu została jego

okr T Z^ rycerski, żeby dać jej to odczuć. Kiedy sama siebie

Jest ' ,a J^0 kobietę powierzchowną i płytką, powiedział nawet: „Nie

Czilj °oietą płytką; wręcz przeciwnie: należysz do natur głęboko

1 -c" -Zaraz, co powiedział jeszcze tego dnia? „Kobieta taka jak ty

55

warta jest najgłębszej i najgorętszej miłości". I dalej mówił jes

jego najgorętszym pragnieniem jest naprawić krzywdę, która •^

rządził, decydując się na małżeństwo z rozsądku, wyłącznie na v

życzenia ojca. Tak czyni przecież wielu mężczyzn, którym nik

poczytuje tego za winę. Frank w gruncie rzeczy nic nie jest winien '

może jej pokochać i że to ona go kocha. Jakie to wszystko

rozpaczliwe i beznadziejne!

Podczas kiedy Siddy pogrążona była w niewesołych rozmyślaniad

Frank spacerował przed hotelem tam i z powrotem, .rzucając test

spojrzenia ku jej oknom.

Był uradowany: Siddy nigdy nie zawierała jakiegoś niegodziwej,

zakładu! Oto miał w ręku dowód świadczący o czymś przeciwnys

— dającym mu pewność, że przynajmniej do chwili zawarcia małżeńs

wa Siddy go kochała.

Ach, Siddy! Jak to możliwe, że wcześniej ledwo ją zauważy

i dopiero po zaręczynach zaczai się nią interesować. Nie umiał sobie tęgi

wytłumaczyć, ale teraz już wiedział, że ta miłość zagarnęła go z pra

możną siłą.

Takie były myśli dwojga młodych, którzy byliby najszczęśliws|

background image

gdyby mogli je przeniknąć i poznać swoje marzenia.

Ostatnie dni w Caux minęły na dyskretnych staraniach z jedi*

strony, a z trudem udawanej obojętności — z drugiej. Kurt z żonj

już wyjechali, obiecując stawić się w Berlinie, kiedy Frank i Si

powrócą z amerykańskiej podróży. Hausmannowie mieszkali w

wielkim mieście w Saksonii, gdzie teść Kurta miał fabrykę, a że

doczekał się własnego syna, uczynił zięcia współwłaścicielem i

następcą.

j

Tymczasem Frank i Siddy zawarli kilka przelotnych znajornosj

przeważnie jednak byli skazani na siebie. Siddy proponowała Franko

wiele razy, żeby robił jakieś większe wycieczki, nie zważając na *"

podkreślała stale, że nie chce ograniczać jego swobody, ale on

mawiał, patrząc przy tym ze zdziwieniem.

— Chyba nie podejrzewasz mnie o taką bezwzględność, że .-

bym zostawić cię samą... chyba że moja obecność jest ci ciężarem

56

3 pilnie patrzył jej w twarz. Siddy zarumieniła się, jak

takich okazjach, ale odparła ze spokojem:

tvm nie może być mowy. Po prostu nie chcę cię do niczego

i narzucać swego towarzystwa. Przy naszych wzajemnych

byłoby to śmieszne.

Co w tym śmiesznego, że kiedy nie absorbują mnie interesy,

"»całkowicie poświęcić się swojej żonie?

^ s ddy w odpowiedzi znów spłonęła rumieńcem, co go uszczęśliwiło

budziło w nim nowe nadzieje. Ona jednak była speszona swoimi

1 r° eńcami, które przy tego rodzaju okazjach zdradzały jej emocje.

Bezwiednie jednak i ona czyniła wszystko, żeby Frankowi było

z nią milo- Oczywiście nigdy nie przyznałaby się sama przed sobą, że we

wszystkim, co czyni, przy każdej zmianie sukni, przy każdym wypowia-

danym do niego słowie zważa, aby sprawiało mu to przyjemność. Nie

background image

zdając sobie z tego sprawy, zabiegała o jego miłość, tak samo jak on

starał się pozyskać jej uczucia. Odkąd dowiedziała się, że jego serce nie

należy już do Anny Frey, drobny płomyk nadziei pozwalał jej wierzyć,

że może Frank ją pokocha.

I byłby to niemal cud, gdyby tych dwoje, którzy świadomie lub

nieświadomie chcieli się sobie podobać, nie wywarło na sobie nawzajem

głębokiego wrażenia.

Parowiec, na którym chcieli wyruszać do Ameryki, odpływał

z "amburga osiemnastego maja, a więc z Caux należało wyjechać

szesnastego, żeby znaleźć się w Hamburgu o właściwym czasie.

luz przed wyjazdem Siddy otrzymała jeszcze jeden długi list od

rgot, który w gruncie rzeczy dotyczył znów osoby Petera Vahla.

czytała go z uśmiechem, bo z każdej linijki wyłaniał się obraz samej

l(o rgot- Siddy odpisała natychmiast, prosząc o kierowanie "dalszej

)nBS^°ndencji już do Nowego Jorku, który był pierwszym dłuższym

Ich amerykańskiej podróży. Dalej trasa wiodła do Filadelfii,

dzj ~ \^-incinnati, a potem do nadmorskich miejscowości na Flory-

otw, " Zle firmy Nordau i Jung prowadziły rozległe interesy, a teraz

y się widoki na zawarcie jeszcze większych kontraktów, do

asnie Frank miał doprowadzić swymi staraniami.

nk nie rozmawiał dotychczas z żoną o interesach, ale teraz,

e do Hamburga, skierował rozmowę na ten temat. Siddy śledziła

57

uważnie tok jego wywodów, co sprawiło mu wielką przyjernnoś'

zainteresowanie i chęć zrozumienia zawiłych handlowych spra\v u

za jeszcze jedną zaletę swej młodej żon~y. Zawsze podobało mu sj

Siddy odnosi się ze zrozumieniem do każdego poruszanego w

mowach zagadnienia. Nigdy nie zbaczała bezmyślnie z tematu, a ^

się z czymś nie zgadzała, próbowała n a różne sposoby zbadać w

sprawy. Nie stosowała też żadnych wybiegów, żeby odwieść g0

czegoś, co go w jakikolwiek sposób iinteresowało. Więc kiedy tet

znowu zamieniła się w słuch, wtrąciwszy do jego wywodów tylko i

jakąś kwestię, Frank powiedział nagle bardzo ciepłym tonem:

background image

— To jest nadzwyczajne, Siddy, jak ty umiesz słuchać! Myślę,

żadna kobieta nie odnosiłaby się z tak im zrozumieniem do temató;

które same w sobie muszą być jej obce. TTo się wyczuwa, że ty nie udaje]

zainteresowania, lecz rzeczywiście jesteiś zainteresowana. A to bard

wiele znaczy dla mężczyzny... jeśli mo-że wygadać się przed żoną

temat swej pracy.

Siddy poczuła, że się rumieni. Starając się zachować spokój

wygląd, uciekła się — jak czyniła to często w podobnych sytuacja;]

— do chłodnej ironii:

— Muszę przecież interesować się firmą Nordau i Jung, skoi|

złożono mnie jej w ofierze.

Popatrzył smutno i nie odpowiedział ani słowem. Siddy czuła,

zadała mu ból, ale nie miała pojęcia, jaak wielki.

Na chwilę zapadła między nimi cisza, a potem Siddy powiedział

prosząco:

— Chciałeś mi opowiedzieć o tym, co musisz załatwić na Florydz)

Frank podchwycił temat, ona zaś powróciła do roli uważfl

słuchaczki. Na zakończenie dorzucił:

— Będzie ci trochę nudno wieść hotelowe życie w tych wieli*1

miastach, kiedy ja będę chodził wokół interesów. Ale obiecuję, że b?J

starał się możliwie szybko uwinąć ze wszystkim i natychmiast do cię''1

przylecieć.

— Och, moja osoba nie powinna być ci żadną zawadą,

kupiecka córka wiem dobrze, że interesy mają pierwszeństwo.

— Te konferencje nie będą pochłaniały wiele czasu. A na

będziesz mogła korzystać do woli z eleganckich kąpielisk na wybrzL'

58

tych miejscowościach, kiedy znajdowały się jeszcze... w sta-

0y'enl Howy. Nawiązałem wtedy pierwsze kontakty z naszymi zlece-

diurn arni5 teraz chcę je rozszerzyć. Po fuzji naszych przedsiębiorstw

— v w dwójnasób wydajni, więc mam nadzieję na zawarcie

Jestes tnyCh transakcji... Możemy zatem z czystym sumieniem być

background image

k °^ lekkomyślni. Zrobisz mi wielką przyjemność, jeśli zgodzisz się,

iro ],,upij ci w Hamburgu coś ładnego z biżuterii.

Ze Siddy energicznie potrząsnęła głową.

__- Nie! Proszę cię, nie! Chciałabym zachować niezależność także

. tym względem. Przyjmowanie prezentów zobowiązuje.^

Twarz Franka drgnęła pod wpływem przykrości.

— Jesteś przecież moją żoną — powiedział tak miękko i delikatnie,

że teraz Siddy zrobiło się przykro.

— Tylko z nazwiska i dla celów oficjalnych — wyjąkała.

— No dobrze, ale kobiecie, która nosi moje nazwisko, mogę

przecież dawać prezenty. Chciałbym, żebyś wyglądała reprezen-

tacyjnie. Młode dziewczęta najczęściej nie noszą kosztownej biżuterii,

ale ty jesteś już mężatką, więc będę stopniowo obdarowywał cię

biżuterią stosowną do twej pozycji. Twoja odmowa sprawiłaby mi

przykrość.

Siddy nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy—jego ton był tak miły

i proszący. Ścisnęła mocno dłonie, próbując opanować drżenie.

— Nie chcę sprawiać ci przykrości ani martwić. Jeśli uważasz to

za konieczne, żebym dla reprezentacji firmy nosiła biżuterię, to oczywiś-

c'e zastosuję się do tego.

,

Całując jej dłoń, pochylił się w niskim ukłonie, żeby uniknąć jej

sP°jrzenia. A kiedy poczuł, że dłoń Siddy lekko drży w jego uścisku,

2eniknął go jakby elektryczny prąd. Pozostał w tym pochyleniu,

s arni przywartymi do jej dłoni, przez chwilę znacznie dłuższą niż to

' konieczne dla wyrażenia podzięki.

i K Hamburgu udał się natychmiast po przyjeździe do jubilera

ak\\ P tynowy naszyjnik ze wspaniałym, niebieskawo połyskującym

t\\ arynem otoczonym brylantami. W tym powinno być Siddy i do

^' i do jej złocistych włosów!

59

Zadowolony z zakupu wrócił do hotelu i zapukał do jej

Frank dotychczas nigdy nie przekraczał progu jej pokoju, z wyjątki*

tego wieczoru, kiedy przybyli do Caux. Siddy zawołała głośno „pr

background image

szę!", przekonana, że to ktoś ze służby hotelowej. Przebrana już (

kolacji, skończyła właśnie pisanie krótkiego listu do domu. Na wid0

Franka spłoszyła się i bezwiednie zrobiła kilka kroków wstecz.

— Przepraszam, że przeszkadzam, Siddy. Chciałem tylko

nieść ci to, co właśnie dla ciebie kupiłem. Będę rad, jeśli włożysz te

naszyjnik na dzisiejszy wieczór. Chciałbym zobaczyć, jak w nit

wyglądasz, żeby móc go ewentualnie wymienić jutro rano, zanii

pojedziemy do portu.

oi

Wydobył etui z wewnętrznej kieszeni marynarki, otworzył i p

sunął w jej stronę. Spojrzała z wahaniem. Naszyjnik był przepiękny, ai

nie to nią wstrząsnęło, tylko pewne przypomnienie. Kiedyś, gdy był

jeszcze narzeczoną Franka, powiedziała w jakiejś rozmowie, że spośró

wszystkich kamieni akwamaryny są najpiękniejsze. A więc zapamięt

to... Zadrżała i nagle z jej oczu popłynęły strumienie łez.

Frank przeraził się nie na żarty, widząc jak Siddy usiłuje zapanowa

nad sobą.

— Co się stało, Siddy? — spytał zatroskany.

Nagle wpadło mu do głowy, że wybrał na prezent akwamaryi

ponieważ Siddy kiedyś powiedziała mu, że to jej ulubiony i przynosząc

szczęście kamień. A potem pomyślał, że może Siddy. wzruszyła się jeg

pamięcią i stąd te łzy.

I znów najchętniej wziąłby ją w ramiona i całował, nie zważająca

jej opór. Powiedział sobie jednak, że ona uznałaby to tylko za chwilow

poryw zmysłów z jego strony, a do tego w żadnym wypadku nie wolu

mu było dopuścić.

Tymczasem Siddy całkowicie się już opanowała.

— Wybacz, to było głupie z mojej strony, ale właśnie napisalai

list pożegnalny do Margot,'bo jutro przecież wyjeżdżamy. Dotychc#

nigdy nie rozstawałyśmy się z sobą ani na jeden dzień. A teraz jadę ta1

daleko...

Udał, że wierzy w to wyjaśnienie nagłych łez. Jak rozkoszne

być czasami takie kłamstewka i wybiegi! Od czasu ożenku przekony^8

się o tym niemal codziennie.

background image

_- Czy tylko rozstanie z Margot jest dla ciebie takie ciężkie?

rodzicami? — spytał, patrząc na nią z ciepłym uśmiechem.

Siddy odgarnęła włosy z czoła.

__ Szczerze mówiąc, żadna z nas nigdy nie odczuwała zbyt

)eśnie jakiejś rozłąki z rodzicami. Oni nigdy nie mieli dla nas czasu.

Odrnaleńkości byłyśmy zdane na płatną opiekę, tak więc nie było okazji

jo większej serdeczności i bliskości. Myślę, że matka była w ogóle

niezbyt zadowolona z naszego przyjścia na świat, bo tylko prze-

szkadzałyśmy. Czułyśmy to obie z Margot i może dlatego tak mocno

i gorąco przylgnęłyśmy do siebie. Matka wprawdzie ostatnio stała się

dla nas serdeczniejsza i poświęca nam więcej czasu — może dlatego,

że postarzała się i nie uważa już posiadania dzieci za przeszkodę

_ ale nie możemy już nawiązać z nią jakiegoś prawdziwie bliskiego

kontaktu. A ojciec? Ty chyba najlepiej potrafisz ocenić jego uczucia do

nas, jeśli pamiętasz, że potraktował mnie tylko jako środek do

urzeczywistnienia swoich planów. Przecież musiał wiedzieć, że mnie nie

kochasz, a jednak doprowadził do naszego małżeństwa. Gdyby mnie

choć trochę znał, musiałby wiedzieć... Ach, nie, po co o tym mówić!

Tego się już nie zmieni!

Powiedziała to tak gorzko i z taką udręką, że zrozumiał bez reszty,

jak bardzo cierpiała, że jej małżeństwo doszło do skutku w takich

okolicznościach.

Frank ujął jej dłoń.

— Siddy, może twój ojciec nie wiedział, jaki jest mój stosunek .do

C1ebie, ponieważ nigdy nie wahałem się z decyzją poślubienia ciebie.

DaJ? ci słowo, że nie miałem w tym względzie żadnych wewnętrznych

oporów. Moje serce było wolne, a Anny Frey nic mnie już nie

0 chodziła. To prawda: oświadczyłem ci się bez miłości, ale prawie cię

' fty nie znałem. Twojemu ojcu jednak o niczym nie mówiłem. On

- ° dał mi do zrozumienia, że nie powinnaś wiedzieć, iż nasz związek

,

Poniekąd koniecznością ze względu na wspólne interesy. Więc

background image

znał cię na tyle, żeby wiedzieć, co mogłoby cię zranić.

Pchała jego słów, nie patrząc na niego; potem wyprostowała się.

r ,7 Chciałam tylko odpowiedzieć na twoje pytanie, czy rozłąka

, 2'cami jest dla mnie trudna do zniesienia. Mój Boże, jeśli idzie

r§°t, to rozłąka z nią jest rzeczywiście ciężkim przeżyciem, chociaż

60

61

Frank pójdzie. Usłyszała tylko westchnienie i coś jakby H

przesunięcie dłonią po drzwiach. Spłoszona cofnęła się w g}ak *

i zakryła dłońmi uszy, jak gdyby nie chcąc już niczego słyszeć

Po chwili dobiegł ją odgłos jego cichych, powolnych V

i otwierania zamka sąsiedniego pokoju. Nieodparta siła popchn i

teraz do drzwi łączących ich pokoje. Cała zamieniła się w słuch '

tłukło się w niej jak szalone. Frank chodził tam i z powrotem po n^i

ale co znaczą te ciężkie westchnienia?

Krew napłynęła jej do twarzy. Stało się dla niej jasne, że Frant

był przygotowany na jej całkowitą odmowę wszelkiej bliskości u

działa, że mężczyzna może pragnąć jakiejś kobiety nie kochając jej>

myśl o tym krew uderzała jej do głowy i falami spływała do ser

Ogarnęła ją niedorzeczna obawa, że pewnego dnia Frank zażąda od n

dopełnienia małżeńskich obowiązków.

Raczej umrzeć niż ofiarować się mężczyźnie, który jej nie kocu

ale którego ona kocha! Och, tak! Kocha go — kocha go z dnia na dzj

coraz goręcej i mocniej. Ta wzgardzona miłość, której się wstydzi!

wypełniała ją bez reszty.

,

Obawiała się też, że któregoś dnia Frank zdecyduje się na rożna

jeśli będzie trwała w swej upartej odmowie. Myśl, że musiałaby wyd

się go, była nie do zniesienia. l

Ogarniały ją także inne, jeszcze bardziej dręczące obawy. A Ą

background image

Frank skorzysta z tak obojętnie przyznanej mu przez nią wolno

i poszuka serca i zrozumienia gdzie indziej, to co wtedy? Za jakiś c

dojdzie do tego z pewnością. Czy ma biernie na to czekać? I jak wt

znieść ogarniającą ją rozpacz?

Udręczona myślami nie spała i tej nocy, nadsłuchując tego.

dzieje się za ścianą obok. W pewnej chwili wydało się jej, że Frank*'

i podszedł do drzwi łączących ich pokoje, więc i ona podniosła si?'

cichu przywarła do nich. I wtedy usłyszała wyraźnie jego d?

niespokojny oddech. Zadrżała, ale nie poruszyła się, dopóki

usłyszała, że odszedł w głąb pokoju i z westchnieniem ułożył się na ł°z

Obezwładniona gwałtownym przypływem miłości Przycl

wargi do chłodnego drewna, nie wiedząc, że jej pocałunek ^>

dokładnie w tym samym miejscu, w którym Frank przywarł usta*1"

drugiej stronie drzwi.

• nie wiedzieli więc, że wymienili w ten sposób najgorętszy

kvd^°J

troc

o

'utrz zerwali się w ogromnym pośpiechu, ponieważ oboje

' 3< spali- Zjedli szybko śniadanie i pojechali do portu. Na statku

l si? że otrzymanie dwóch oddzielnych kajut nie jest możliwe

^^ parlament składał się z sypialni i saloniku. Wtedy kiedy Frank

w sprawie zmiany złożonego w Berlinie zamówienia, wszystkie

luksusowe kajuty były już zajęte. Z odpowiedzią jednak

zwlekano, licząc na to, że ktoś zrezygnuje i będą jakieś zmiany

\v rezerwacjach pojedynczych kajut, ale tak się nie stało.

Siddy pobladła, usłyszawszy tę wiadomość. W pierwszej klasie

w osóle już nie było wolnych miejsc. Frank spojrzał na nią niepe-

wnie. Nie odważył się na okazanie radości z tego zbiegu okoliczności,

gd)ż Siddy wyglądała na przybitą. Rozejrzał się uważnie po obu

pomieszczeniach. W sypialni oprócz łóżek znajdowała się umywalka

z przyległościami. Steward stał z bezradną miną. Frank był już

background image

zdecydowany.

— Proszę mi przygotować jakieś legowisko w saloniku na dywa-

nie: mojej żonie nic nie może przeszkadzać. Zajmiesz sypialnię dla siebie,

Siddy. Ja nie muszę korzystać z umywalki, bo i tak będę chodził wcześnie

rano na basen pływacki.

Siddy odetchnęła, a steward zapewnił, że wszystko zostanie

adzone zgodnie z życzeniem, jak tylko państwo opuszczą apar-

tament.

poszła tymczasem do sypialni, ale wróciła natychmiast

P°wiedziała z zakłopotaniem:

ten u tamt3d nie ma drugiego wyjścia; jest tylko jedno, właśnie przez

iście, łaskawa pani — przytaknął steward.

spojrzał bezradnie na żonę.

c ° rzeczywiście krępujące, ale trzeba się z tym 'pogodzić. Co

e^° wybierasz: sypialnię czy salonik? I co wolisz: przechodzić

j czy żebym to ja przechodził przez twój?

>' zdecydowała się szybko.

64

65

— Nie, nie! Wybieram sypialnię, jeśli nie masz nic przeciw^

Przykro mi, że będziesz koczował w tak prymitywnych warunt ^

Wiedział, jak bardzo cała ta sprawa jest dla niej przykra dl

nie mógł cieszyć się, że będą teraz mieli więcej punktów styc ^

Siddy, poniekąd uwięziona, będzie musiała przynajmniej przech '

przez jego pokój. Ale cichej radości z tego powodu nie wolno mu K

w żadnym wypadku okazać.

Siddy stanęła w drzwiach sypialni i obrzuciła spojrzeniem salo

w którym czekał Frank.

— To wszystko jest bardzo krępujące! — powiedziała nie p;

na niego, a tym samym nie widząc uśmiechu, który przewinął się po»

ustach.

background image

Rozumiał jednak, co się z nią dzieje, i dlatego zmusił się do pow;

Siddy nie powinna zorientować się, że dla niego cała sprawa nie jest i

przykra jak dla niej. Powiedział zatem uspokajająco:

— Nie jest tak źle, Siddy. Jakby nie było, mamy dwa poma

czenia. Jedyna niedogodność polega na tym, że musisz przechod

przez mój pokój, ale jeśli będziesz sobie tego życzyła, mogę na t»i

pukanie natychmiast i o każdej porze znikać, żebyś nie czulą

skrępowana, chcąc wyjść na zewnątrz.

Odetchnęła z ulgą i powiedziała uprzejmie:

— Przykro mi, że twoje locum jest takie prymitywne. Ja t

korzystała z wszelkich wygód, których tu musiałeś się wyrzec.

Spojrzał na nią dziwnie, co zawsze wprawiało ją w niepol

i powiedział tym miękkim tonem, który pogłębiał jej niepewność'

— Jestem szczęśliwy, że mogę choć w ten sposób coś dla cię

uczynić. Ale bardzo proszę — niech cię to nie niepokoi!

Siddy wycofała się w głąb sypialni. Przyniesiono właśnie bag

Zdjęła kapelusz i płaszcz i zabrała się z pomocą stewardes)

rozpakowania rzeczy. Frank zajął się tym samym ze stewardem- U*

się szybciej, więc zawołał do Siddy, że idzie tymczasem na pokład.'

popatrzyć na odbijanie statku, a ona jak skończy rozpako^)

walizki, niech też tam przyjdzie; będzie na nią czekał przy schód

Siddy przystała na tę propozycję, a kiedy Frank wyszedł-

stewardowi wskazówki, co powinien zrobić, żeby jej meżoW

w miarę wygodnie i żeby mu na niczym nie zbywało. Dopiero P

otowała się do wyjścia na pokład, gdzie Frank już ją

czelC1

°c

trochę się uspokoiłaś, Siddy, po tych irytacjach? — spytał,

.d na jej ramieniu.

k

trzyła na niego z nieśmiałym uśmiechem.

P°PAch człowiek wpada od razu w zły humor, jeśli wszystko nie

background image

k jak by chciał. Ale teraz już wszystko załatwione. Mnie

nie niczego nie brakuje; tylko ty będziesz musiał ponosić ofiary.

Pozwól mi na to, Siddy! — poprosił ciepło.

Chcąc ukryć zmieszanie, zwróciła jego uwagę na jakąś drobną

nke rozgrywającą się w pobliżu. Potem podeszli obydwoje do relingu

iC atrzyli jak statek odbija od nabrzeża. Orkiestra zaczęła grać i wielki

mrowieć' powoli ruszył. Frank poczuł, że ramię Siddy lekko dotyka

jeoo ramienia. Ona pewnie tego nie zauważyła, ale jego przeniknął

dreszcz. Nie poruszył się jednak, żeby jej nie spłoszyć. Siddy< patrzyła

w drugą stronę, dzięki czemu mógł bez przeszkód podziwiać jej

delikatny profil. Stali tak przez dłuższy czas w ciszy, z której wyrwał ich

dopiero dźwięk gongu wzywający na lunch.

66

VII

— Dała mi pani właśnie sto dwudziestego czwartego kosza, pan

Margot — stwierdził Peter Vahl ze smutkiem, kiedy dziewczj

wyjaśniła mu z irytacją, że nie ma zamiaru zostać jego żoną.

Margot otrzymała wprawdzie list od Siddy, w którym sio*

prosiła ją, żeby w sposób dojrzały zastanowiła się, zanim ostateczn

odrzuci oświadczyny Petera, a to, co Siddy napisała o jego zaletai

bardzo ją obeszło, ale z tym większą przekorą broniła się przed my

o poślubieniu Petera Vahla. Teraz, pod wpływem jego słów, zmieniła

na twarzy.

— Dlaczego pan mnie prowokuje? Dlaczego w ogóle mówi p.

o tym, że powinniśmy się pobrać? Przecież byłoby znacznie mil

gdybyśmy pozostali dobrymi przyjaciółmi.

m?

— Nie, panno Margot, nie widzę w tym nic szczególnie mik?

Pytam zaś panią ciągle od nowa o to samo, bo nie mogę znosić diu

tych męczarni — żyć w pani pobliżu bez widoków na to, że kied,

będzie pani moja. Skończyła dziś pani dziewiętnaście lat, t

background image

raz jeszcze poprosiłem panią o rękę. Staram się o panią od około

lat; postanowiłem czekać, dopóki nie skończy pani d/iew iętnas'

To się właśnie stało, więc zapytam panią jeszcze tylko jeden

raz. To będzie ten ostatni — proszę to przemyśleć, panno

Jeśli i wtedy spotkam się z odmową, nie zobaczy mnie pani

więcej.

Rozmowę tę toczyli, stojąc przy stole z

prezentami Margot.

• ti odmowa sfrunęła jej tak lekko z ust! Należało po prostu

|ez.' j^ąś błahostką, wtedy mógłby długo czekać na tego

iL kosza Margot wzięła się w garść i odparła z lekką

ostatniego K

b\m

pan uparty. Chce pan tym głupim małżeństwem zniszczyć

piękną przyjaźń. To brzydko z pana strony!

Nie mogę inaczej, panno Margot — westchnął Peter. — Chciał-

ieć tę ostateczną decyzję możliwie jak najszybciej. Tak nie może

J'ie, być jak było!

"— Boże, ale pan umie dręczyć! Chce mnie pan tylko nastraszyć,

p ecież nie może pan opuścić Berlina, a jeśli pan pozostanie na miejscu,

będziemy widywać się tak jak przedtem.

Spojrzał na nią bardzo poważnie.

— Myli się pani. Na pewno opuszczę Berlin zaraz potem, jak

da mi pani ostatniego kosza. Przeniosę się do Lipska, gdzie za-

proponowano mi poważny syndykat. Rozstanie z ojcem nie przyjdzie

mi łatwo; miałem zresztą przejąć jego praktykę, bo pracy dla nas obu

jest dostatecznie dużo. Ale, jak już mówiłem, nie mogę dalej żyć

w pobliżu pani. A może miałbym jeszcze patrzyć na to, jak pewnego dnia

oddaje pani rękę innemu...? Nie, tego bym nie zniósł!

Do reszty zmieszana spojrzała w jego poważną twarz.

— Nigdy nie wyjdę za innego; tego nie musi się pan obawiać. Ja...

ja w ogóle nie wyjdę za mąż.

background image

Tak mówi pani teraz. Ale jak tylko spotka pani swój ideał,

zapomni pani o tych postanowieniach.

"owrót matki Margot, wywołanej na chwilę z pokoju, prze-

a dyskurs. Pani Nora Jung zaczęła bardzo uprzejmie rozmawiać

erem Yahlem, którego nader chętnie widziałaby jako swego zięcia.

ała ona do tych matek, które więcej myślą o sobie niż o swoich

uj, ,'ac"- a ponieważ Siddy była już zamężna, Margot zaś właśnie

Cor, Cz^a dziewiętnaście lat, z radością wydałaby za mąż także drugą

bard ani ^ora Przy swoich czterdziestu pięciu latach była jeszcze

,ol Ur°dziwą kobietą — Siddy myliła się głęboko, sądząc, że matka

tt, a °ZU^ s^ staro- Ostatnimi czasy troszczyła się wprawdzie trochę

n„'.. ° c°rki, ale brało się to stąd, że miała nadzieję ujrzeć je wkrótce

"a śii.k ' c um

slubnym kobiercu.

69

68

Piękna i elegancka gawędziła teraz z Peterem i Margot m'

Siddy jest już w drodze do Ameryki i że czeka ją dale' T^

interesująca podróż. arc

Tymczasem zaczęli schodzić się goście z życzeniami urodzi

dla Margot: przyjaciółki, znajomi, przyjaciele rodziny. Peter ch '

pożegnać, ale pani Nora uprzejmie poprosiła go, żeby 2ost,

przyjęciu, na które miało jeszcze przyjść kilka osób. I Peter n

zaprosiny.

m

— Jak to miło z pańskiej strony — powiedziała Margot

chodząc do niego — że zechciał pan zostać! Nie czułabym, że

urodziny, gdyby pan wpadł tylko z krótką wizytą. Proszę mi pot

rozmieścić te wszystkie kwiaty w wazonach, bo są pomieszane bez I;

i składu.

' Poszedł za nią posłusznie, gotów jak zawsze do pomocy. Pani Noj

background image

zajmowała się gośćmi w przyległym salonie, tak więc pozostali zncl

sami. l

Margot przyniosła jeszcze kilka wazonów i ze znajomością rzec'

i gustem zaczęła układać kwaty, a Peter pomagał je rozmieszczać. Potej

odłożyła kwiaty, które dostała dziś od niego: wielki bukiet centyft

o długich gałązkach, i wyszukała odpowiedni wazon. Delikatny ko!

płatków stulistnej róży konkurował z rumieńcami przejętej solenizant!

Margot wybrała cenny, pięknie szlifowany wazon kryształowy. Paron

lekkimi ruchami ułożyła ściśnięte kwiaty tak, żeby miały więcej to

— Te róże od pana są cudowne! Czy nie wyglądają pięknie w ty1

wazonie?

— Wspaniale! — potwierdził Peter, ale patrzył przy tym tylko

Margot, która w koronkowej, kremowego koloru sukni sama wygM

jak rozkwitająca róża.

— Niech pan chwilę poczeka; zaniosę je do mojego pokoju. Są z

piękne, żeby stały między innymi kwiatami.

K'

Uśmiechnęła się do niego' i wyniosła bukiet z pokoju, <

wróciła, zauważył, że jedną z jego róż przymocowała do paska

poczerwieniało mu z wrażenia, lecz w tej samej chwili również

stanęła w pąsach, bo uchwyciła jego spojrzenie na różę przy

Peter Vahl nigdy dotąd nie widział, żeby Margot aż tak się znne^

w jego obecności. Zachowywała się zawsze z wielką swobodą, był ;

70

*.&?*

znak, że coś utraciła ze swego zwykłego spokoju. Peter

f 'ał na ten temat am sł°wa> tylko wdał się w swobodną

nie Pu"" Ajjjjchętniej dałby upust szaleńczej radości, wiedział jednak,

rozm°tt?' ,n0 mu ani jednym słowem spłoszyć Margot; przy jej

ze °'e ^ iii mógłby łatwo utracić to wszystko, co dziś ośmielił się

USP°S° ' swoją wygraną. Znał ją dobrze, widział, jak łatwo obudzić

background image

uznaC ekorę, gdyby poczuła się przyłapana na drobnej słabości.

* "'T k wiec mimo kołaczącego gwałtownie serca rozmawiał z nią

i sympatycznie, nie przestając porządkować wielkiej masy

v Przy tym zajęciu ich dłonie stykały się od czasu do czasu ze

nikt na świecie nie byłby w stanie ocenić, ile wysiłku Peter Vahl

włożył w to, żeby zachować spokój.

Kiedy wszystko było już uładzone, dołączyli do reszty towarzyst-

wa Po chwili poproszono wszystkich do stołu, nie wyznaczając przy

tym żadnych miejsc. Każdy siadał tam, gdzie miał ochotę, toteż Peter

Vahl zajął miejsce obok Margot.

Rozmawiali jak zwykle z wielkim ożywieniem. Goście spełniali

toasty za pomyślność Margot, a stary przyjaciel domu wygłosił

okolicznościową orację.

— Kiedy w zeszłym roku świętowaliśmy urodziny Margot była

jeszcze z nami nasza kochana Siddy, która teraz płynie ze swym świeżo

poślubionym mężem przez ocean. Kto wie zatem, co będzie w przyszłym

roku: dokąd będą biegły nasze myśli i serdeczne życzenia, towarzyszące

dzisiejszej solenizantce! — powiedział mówca między innymi.

PrzY tych ostatnich słowach Margot usłyszała z boku ciężkie

^stchnienie. Przypomniało jej się nagle, co powiedział Peter Vahl,

ajac jej dziś życzenia: że ma nadzieję, iż w przyszłym roku Margot

z'e obchodzić swoje urodziny już jako jego żona.

, erknęła w jego stronę — Peter obserwował ją z napięciem.

nlen

szybko głowę, ale ruch sięgania po kieliszek był jakiś

'apa n-\ Trąciła się z nim na samym końcu, kiedy już zdołała

^ac nad lekkim zmieszaniem. Zauważyła, że Peter nadal

S1? Jej przygląda i to natychmiast obudziło w niej ducha

z.\\T- • °Zna oszaleć! Co też ci starsi panowie niekiedy wygadują!

Cl a się do niego po cichu, poirytowanym tonem.

71

Peter nic na to nie odrzekł. Czując jej zdenerwowanie t uc

się, że wszystko zaprzepaści jakąś niefortunną uwagą, szybko

temat. ""ctl

background image

— Zechce mi pani wybaczyć, panno Margot, jeśli pożegnam

zaraz po obiedzie. Mam jeszcze dziś bardzo ważną konferencje r

spotkamy się jutro na kortach?

'

— Oczywiście, już to przecież uzgodniliśmy.

— Będę więc w klubie punktualnie o piątej.

W chwilę potem wstano od stołu. Peter pożegnał się z panią i pan.

domu i podszedł do Margot.

— Jeszcze raz najserdeczniejsze życzenia, panno Margot! Nieć1

wszystko, co najlepsze, będzie pani udziałem! — powiedział wzruszom

trzymając oburącz jej dłoń.

— Dziękuję, mój drogi! Wiem, że życzy mi pan jak najlepiej; L

nikt na świecie nie życzy mi tak dobrze! Jest pan moim najlepszyrr

najwierniejszym przyjacielem — odparła Margot, trochę wytrącon

z równowagi.

Peter wyszedł, ona zaś przeszła do sąsiedniego pokoju i stanęła pro

oknie. Czuła się bardzo dziwnie. Na jej nastrój wywarł niewątpliw

pewien wpływ list Siddy. Właściwie dlaczego nie mogłaby uznać Peter:

Yahla za swój ideał? Przecież Siddy też uważa, że on jest jakfr

stworzony do tego, żeby rozumieć kobietę. Dlaczego przez gluj

sentymentalizm marzy o jakimś ideale, którego zapewne nigdy w

spotka? Niewiele małżeństw doszłoby do skutku, gdyby każda kobiet

chciała poślubić tylko swój ideał. A mężczyźni? Ilu z nich będzie ideałen

także po ślubie? Peter jest dla niej taki dobry... Co jest ważniejsze: c?

żeby mężczyzna był dobry, czy żeby miał tych kilka pozostałych cec;

ideału?

Zobaczyła^ że Peter wyszedł z bramy i zmierza przez ogródek *

ulicę. Jego auto stało zaparkowane przy krawężniku. Margot ]

mu się uważnie: wyglądał bardzo elegancko, szedł sprężystym

Jego ruchy były spokojne, zdecydowane.

Na spokojnej, mało ruchliwej ulicy bawiła się grupka

Margot zastanowiło, dlaczego Peter. zamiast wsiąść do samoc

wpatruje się z wyciągniętą szyją w głąb ulicy. Nagle krzyknął coś k

do szofera i skoczył na sam środek jezdni: jakieś auto nadje'

72

background image

iepewnym ruchem, chybocząc się na boki. Margot wychyliła

01 /ona i wtedy spostrzegła, że kierowca auta opadł w przód

51^ ^ kierownicy. O, Boże! Poruszający się bezwładnie samochód

1 'eZ' osto na grupkę dzieci, nie słyszących żadnego sygnału ostrzega-

m'Cnl i całkowicie pochłoniętych zabawą. Margot krzyknęła, widząc,

^CZp"ter yahi skacze na stopień pojazdu i otwiera drzwiczki, a potem

13 -ka się na miejsce obok kierowcy i jednym szarpnięciem zatrzymuje

Na okrzyk Margot zebrani goście rzucili się do okien i zobaczyli, że

erażone fa\QC{ rozpierzchły się na wszystkie strony. Szofer Petera

Vahla podbiegł do unieruchomionego wozu, żeby pomóc swemu

chlebodawcy w usadowieniu nieprzytomnego kierowcy na wolnym

miejscu. Peter zamienił z szoferem kilka słów, wsiadł do zatrzymanego

wozu, ponownie go uruchomił i szybko odjechał.

Szofer popatrzył za nim i wrócił do swego auta. Tymczasem ojciec

Margot pobiegł na dół, żeby dowiedzieć się, co zaszło.

— Kierowca tamtego samochodu był nieprzytomny i pewnie

najechałby na te dzieci, ale pan doktor nie stracił głowy, tylko wskoczył

do auta i zahamował. Pojechał teraz z tamtym na pogotowie, a mnie

kazał zaraz przyjechać, bo ma jeszcze dzisiaj jakąś ważną konferencję,

na której musi być obecny.

— Mój Boże, przecież jemu samemu mogło się coś stać! — po-

siedział pan Gustay Jung.

— Oczywiście, że mogło, wielmożny panie! Ale jak chodzi o to,

/eb} komuś pomóc, pan doktor nie zastanawia się, tylko szybko działa

~~ °dparł szofer.

Proszę pozdrowić pana doktora ode mnie i poprosić go, żeby

a eiefonował i dał znać, czy nie ma jakichś kłopotów w związku z tą

R'storią.

~~ Tak jest wielmożny panie — powiedział szofer i odjechał.

<justav Jung powtórzył podekscytowanemu towarzystwu wszyst-

°- czego dowiedział się od szofera.

5N ^argot stała blada na środku pokoju i słuchała relacji ojca.

background image

Jeszcze z przerażenia, bo dobrze widziała z okna, że samochód

nia^ się o włos od bawiących się dzieci. Kiedy zobaczyła Petera

uJa.cego do auta, wszystko w niej zamarło. Teraz przycisnęła

73

0c,

ukradkiem ręce do serca. Chwała Bogu, ze Peter .^a^eą}

szwanku — kochany, mity, dobry Peter! Gotów jak zawsasze / tego

odwiózł chorego na pogotowie...

P°ir

'obił

Podczas gdy inni głośno komentowali wydarzenie^ ]u

w milczeniu i wsłuchiwała się w siebie. Odwaga i energia^'?^801 stai

na niej ogromne wrażenie.

era 2r

„Peter Vahl jest bohaterem — ależ tak, bohaterem!' " -_

wstrząśnięta, przepraszając go w głębi duszy za wszystkie ^^

lekceważenie i przykrości, których mu nie szczędziła. Peseter st ł"^'

niej nagle kimś zupełnie innym. Niewielu mężczyzn na a jego &^^

umiałoby tak skutecznie zadziałać, wykazując przy tym ttyleż śnin^

co rozwagi. Z uniesieniem właściwym każdej młodości' umacnia}0*'

coraz bardziej w podziwie dla bohaterskiego wyczynu PPetera ^ *

Kiedy jednak trocli? ochłonęła i była w stanie znnów spokomr

myśleć, zaczęła bronić sif przed tym wrażeniem, próbujsiąc spojrzeć n*

wszystko trzeźwymi oczami. Dziewczęca przekora \voobec wlasnyct

odczuć stawiała opór. No dobrze, postąpił tak, jakbby na pewne

'zachował się każdy inny mężczyzna. Jest miłym, dobrym n człowiekiem

który nie waha się przyjść z pomocą, chroniąc kogoś prrzed nieszczęś-

ciem. Ale to śmieszne z jej strony, żeby w uniesieniu uznaać go zaraz E

bohatera. Poczciwy Peter z twarzą jak księżyc w pełni! Sanrn by się z tegc

śmiał, gdyby wiedział, że czyni go herosem!

Niemniej czekała z wielką niecierpliwością na wiad ommość od niego

Ojciec powiedział, że za pośrednictwem szofera prosił l go o telefo

niczną wiadomość. W każdych innych warunkach Peseter spełmłb'

prośbę natychmiast, ale dzisiejsza konferencji zatrzymałaś go widać w

dłużej.

background image

Tymczasem Peter Vahl odstawił nieszczęsnego lcierrowce na

gotowie, gdzie stwierdzono, że pacjent nie jest niepsrzv:ytomny.

martwy; zmarł zaś na atak serca. W samochodzie je^o"> stopa ci

naciskała na pedał gazu, dlatego wóz jechał dalej, dopóóki me ze

zatrzymany przez Petera.

Sam Peter absolutnie nie zdawał sobie sprawy, jaBciesgo braw

wego wyczynu dokonał. Był jedynie zadowolony, że uiudało mu

zapobiec dalszym nieszczęściom. W końcu jednak m-usii,iał z poś

chem udać się na ową ważną konferencje. Ta zaś ciągnęta asie i

74

ekazał mu prośbę pana Junga, więc domyślił się, że o najważ-

SzoferPr jungowie już wiedzą.

nieJsZ^ godzina siódma wieczorem, kiedy nareszcie mógł zadzwonić,

która już od paru godzin niecierpliwie warowała przy aparacie,

Mar8hmiast podniosła słuchawkę.

»atj_ Czy to pan Peter Vahl?

__ ja, panno Margot!

_- Mój Boże, czekam tak długo na pański telefon! Rodzice musieli

ttyjść z domu...

_ f o świetnie! Mam teraz czas, więc możemy chwilę pogadać. Nie

osiem zadzwonić wcześniej, bo dopiero teraz wróciłem z tej konferen-

cji do domu.

_ Proszę mi powiedzieć, czy nie poniósł pan jakiegoś szwanku

w tym wypadku?

— Ja? Ależ skąd! Ja tylko wskoczyłem do środka, żeby złapać za

hamulec.

Mimo tych zapewnień i mimo pokpiwania z siebie, że nazwała

Petera bohaterem, Margot czuła serce w gardle. Wzburzona, rzuciła

porywczo:

— Ale gdyby pan przy tym upadł i gdyby coś się panu stało, to

byłoby okropne!

Zabrzmiało to niemal jak wyrzut. Peter milczał przez chwilę,

background image

a potem powiedział rozgorączkowanym tonem:

~- Czy to sprawiłoby pani przykrość, panno Margot?

— Co za głupie pytanie! Przecież jest pan moim najlepszym

Przyjacielem. A czy pan w ogóle pomyślał o mnie?

Westchnął głęboko.

~- Czy mam odpowiedzieć uczciwie?

Oczywiście, że uczciwie, tak jak pan to zawsze czyni.

~~ No więc, kiedy zobaczyłem, że tea kierowca nie panuje nad

°chodem i,że trzeba go w jakikolwiek sposób zatrzymać, to był to

\, z tych nielicznych momentów, - kiedy nie myślałem o pani.

, • >em tylko o tym, jak zatrzymać ten wóz, żeby uratować

Pod ! 1C Um'a^a zdobyć się na natychmiastową odpowiedź,— jej serce

' °sio bunt. „Jak to dobrze — pomyślała — że on znajduje się

75

z drugiej strony; inaczej, dalibóg!, pocałowałabym go". Jej pr?

Peter Vahl, był bohaterem!

Jac

>'

— Panno Margot, czy pani jeszcze tam jest? — zaniepokoi)

— Tak, oczywiście — odparła cicho.

l

e

— Czy jest pani zła, że to powiedziałem? Chciała pani je(j

żebym dał uczciwą odpowiedź. Mogłem jednym miłym kłamstewk**'

zyskać przychylność; powiedzieć na przykład: udało mi się zatrzym'

ten samochód tylko dlatego, że myślałem o pani... AJe cóż.

._ ----- -— v-vL. jesl

pechowcem — kiedy raz wreszcie mogę skłamać na swoją korzyść

robię tego.

— Czy poza tym pan kłamie? — roześmiała się.

— A widziała pani adwokata, który nie kłamie? Przecież

musimy czynić to z urzędu.

— Muszę to zapamiętać i być trochę ostrożniejsza.

background image

— Och, nie musi pani. Takie prawdziwe kłamstwo wobec pani ni.

przeszłoby mi przez gardło.

— Niech mi pan teraz opowie, co stało się temu kierowcy, że strać-

przytomność.

— Niestety, on nie był nieprzytomny; miał atak serca i zmarł w tyi

aucie.

— To okropne!... A pan na pewno w niczym nie ucierpiał, nic pan

nie zabolało?

— Owszem, musiałem złożyć w ofierze dwa piękne paznokcie

Poza tym na mojej marynarce zrobiła się dziurka. Oddam przyodziewo

do cerowni artystycznej, bo jako przyszły solidny małżonek mus/ę b)

oszczędny.

— Peterze Vahl!

— Co takiego, panno Margot?

— Nic dalej o tym! Proszę...

— Dobrze. Jeden kosz dziennie w zupełności mi wystarcz}'

— Bardzo się o^pana martwiłam. Siedzę tu prawie od dw°°

godzin przy telefonie i czekam, żeby pan zadzwonił.

— Złota, uwielbiana solenizantko! Naprawdę? Martwiła się p"

o mnie choćby troszeczkę?

— No tak, przecież to przyjacielska powinność.

— Ach'tak... Tylko z przyjacielskiej powinności? — westchnął "e

76

^ Oczywiście!

"" Więc umawiamy się na jutro o piątej, w klubie, przy kortach.

^~pani miała auto do dyspozycji czy raczej po panią przyjechać?

L Nasze auto jest wolne. Nie chcę pana fatygować.

_ Ależ zrobię to bardzo chętnie. Niech pani zostawi swój

chód w domu. Dla mnie to tylko nadłożenie małego kawałka

*"

__ No dobrze. Zgadzam się, zwłaszcza że mi pan dziś udowodnił,

u świetnie jest pan obznajomiony z samochodami.

background image

_ A więc za dziesięć piąta zajadę przed pani dom. Świetnie! Jak

minety Pan' urodziny? Przyszli jeszcze jacyś goście z życzeniami?

— Nie, wszyscy byli przed południem

— A jak spędzi pani dzisiejszy wieczór?

— Prawdopodobnie bardzo nudno... — westchnęła Margot.

— Matka ma dziś u siebie swoje kółko do brydża, a ojciec jest w klubie.

Będę wiec kibicować i świadczyć starszym państwu różne grzeczności.

I to się nazywa wieczór urodzinowy!

Przez chwilę panowała cisza. Peter Vahl coś rozważał, po czym

powiedział szybko:

— To niesłychane! Musi pani przy tym asystować?

— Nie, nie muszę. Ale co mam począć? Nie mogę przecież kłaść się

do łóżka o ósmej wieczorem.

— Ale może pani pójść ze mną do opery. Przypadkowo dostałem

naszego klienta dwa bilety, z których on nie mógł dziś skorzystać.

1 1lałem właśnie zadzwonić do jednego z moich przyjaciół i zapropono-

acmu ten drugi bilet. A może by pani z niego skorzystała? Jest siódma.

a Pani akurat tyle czasu, żeby się przebrać, zanim po panią przyjadę.

~~ To byłoby czarujące zakończenie urodzin! Jednak jest pan

4gle moim najlepszym przyjacielem! Niech pan poczeka chwilę; słyszę

^ Snie, że matka wróciła do domu. Pójdę i spytam, czy dostanę

^dne. Proszę, niech pan nie odchodzi od telefonu.

H Margot wypadła z pokoju. Pozwolenie uzyskała bez trudności, bo

dzi C'e rzeczy tylko by matce przeszkadzała: w obecności młodych

z^t trzeba zawsze bardzo uważać na to, co się mówi.

Margot podbiegła do aparatu.

~~" Jest pan tam jeszcze?

77

— Oczywiście, panno Margot.

— Mam już pozwolenie. A jakie miejsca mamy?

! tu Peter Yahl poczuł, że zaplątał się we własne sieci, gdyż nie Ii,

żadnych biletów, Chciał jedyme złapać okazję i spędJc zMa

wieczór. Zreflektowała?jednak szybko.

arg°l

background image

?ie; tkwią w którejś

- To nie jest zresztą ważne. Na jaką operę idziemy?

Znów moment zacukania.

- Jeszcze nie sprawchłem... Jeśli pani chce, mogę to zaraz zrobić

ale mamy mało czasu.

Dlc'

- Nie, nie trzeba. Wszystko mi jedno. Najważniejsze, że nie musze

s.edziec w domu. A wiec do widzenia! Muszę się szybko przebraT

- Do zobaczenia panno Margot! Ja wprawdzie-nie mam dziś

urodzin, ale czuję się tak świątecznie, jakbym miał

PeterYahlzadzwomtnajpierw do kasy opery i spytał, czy są jeszcze

- Proszę je zarezerwować na nazwisko doktora Yahla Nie nie

"

Uff! Peter odłożył słuchawkę, łamiąc oddech. Teraz jak najszybciej

cos przekąsie i przebrać* a przede wszystkim wysłać szofera po balety

Uwinął się ze wszystkim sprawnie i o właściwym czasie z biletami

w kieszeni, zajechał po Margot, która gotowa już była do wyjścia S

siedaeli w samochodzie, Peter powiedział z uznaniem-

- To jeszcze jedna z pani wielkich zalet, że jest pani zawsze

punktualna. Żona adwokata musi koniecznie posiadać tę cnotę

- Peterze Yahl! -krzyknęła ostrzegawczo i błagalnie

— Co pani razkaże'

— Żeby mi pan nie popsuł pięknego wieczoru!

- Nie ma obawy. Jestem taki szczęśliwy, że mi go pani ofiarowała!

— Czy już pan wie, na jaką operę idziemy?

Spojrzał na nią zaskoczony.

t ii, ~ NieuW,iem' d°PIffldy; ci^le J'eszcze nie sprawdziłem Wiem

tylko, ze to bilety do opery i ze mamy miejsca w loży.

78

— Wspaniale! Więc ja panmia zdradzę, na co idziemy: grają dziś

Carmen".

— Lubi pani_ tę operę?

— Bardzo. A^. pan też?

background image

— To mało ^ważne. Najważmiiejsze jest to, że jest pani przy mnie.

l tego, co będzie się działo na scocenie, i tak niewiele zauważę.

Spojrzała kair-cąco. Peter skujulił się.

— Nie kłóćrr~iy się, panno Mslargot! Miałem przecież mówić

zawsze

tylko prawdę. ' '

— Mój Boże=, skąd ta nagła a gorliwość w mówieniu prawdy?

— Tylko w «-ozmowach z paoanią..

— Wolałaby~rn nie sprawdzając tego.

\

— Bardzo paroszę, poddam s się bez wahania każdej próbie.

Margot przec^zuwała, że przy / okazji doszłoby do kolejnych

oświad-

czyn, a sto dwud ziestki piątki zssaczęła obawiać się panicznie. To

zła

liczba, wręcz obrzydliwa!

Podjęła więc szybko jakiś o obojętny temat i tak mile

gawędząc

zajechali przed gnmach opery.

Peter okazyv«^ał jej tyle wzglljlędów i świadczył uprzejmości,

które

tylko zakochany mężczyzna maoże wymyślić. Kiedy potem

zasiedli

w loży, obserwow~ała z boku jego o twarz — rzecz jasna tylko wtedy,

gdy

Peter przypadkiem nie był w nią j wpatrzony — i w duchu sama

siebie

strofowała:

„Jesteś wstrę tną dziewczyną.^, Margot, że wyśmiewasz się z

Petera.

Rzeczywiście, jegco fizysjest trodthę zbyt okrągła w porównaniu z

tym,

czego oczekujesz ^>o swoim idealese. Ale on bynajmniej nie jest nijaki

czy

pospolity, jak m^^ślisz. Ma char.rrakterystyczne rysy i energiczną

background image

linię

wokół ust... zresztą tak ładnych i * pełnych wyrazu, jak tylko męskie

usta

mogą być. Czoło— wysokie, ładniiiie sklepione, a o jego miłych

oczach

w ogóle nie potrzeba mówić. Nie ; wolno ci więcej myśleć, że jest

pyzaty.

Poza tym wygląd-a inteligentnie, j jest pogodny, spokojny i

stanowczy".

Podczas kieoły Margot czynijiiła sobie wyrzuty, Peter nagle

spojrzał

na nią lekko zdzL wiony.

— Dlaczego*- patrzy pani na^a mnie tak badawczo?

Margot spło szyła się, ale za araz przybrała wojowniczą minę.

— Skąd pam wie, że patrzył/lam na pana badawczo?

79

Spojrzenie, którym ją obrzucił, wprawiło ją w lekkie drzem

— Czuję, kiedy pani oczy na mnie spoczywają. To przenika

aż do serca — dodał cicho.

n

"

Zarumieniła się mocno i chcąc ukryć zmieszanie, odparła kpr

— Widać ma pan wyjątkowo czułe nerwy. ^

— Na panią reagują jak precyzyjny aparat, chociaż ja sam jeste

dość odporny nerwowo i mało skomplikowany.

'

— Niech mi pan da jeszcze na chwilę program — zmieniła szybk

temat i zagłębiła się w studiowaniu obsady.

Peter Vahl nie mylił się, sadząc, że Margot nie jest w jego obecność,

tak spokojna i obojętna jak kiedyś. To było bardzo ekscytujące

Zacisnął usta, chcąc zmusić się do spokoju, ale oczy mu płoneh

Trzymane na wodzy uczucie do tej jasnowłosej, siedzącej obok niego

background image

"dziewczyny groziło każdej chwili wybuchem.

Margot podniosła ku niemu oczy i wzdrygnęła się, wid/ąc jego

pełną pasji, bladą i nagle zwężoną twarz — w jednej chwili zmieniona me

do poznania.

Na szczęście zaczęła się uwertura i Margot uspokoiła się. Ilekroć

jednak Peter odwracał się od niej na moment, studiowała ciągle od nowa

jego twarz, odkrywając coraz to inne pozytywy.

W wyniku tych obserwacji Margot doszła do pewnej konkluzji

„Stanowczo go nie doceniałam. On mógłby mi się nawet podobać.

gdyby... gdyby tylko nie chciał żenić się ze mną!"

Od chwili, gdy Peter Vahl wyczuł z całym uwrażliwieniem człowie-

ka zakochanego, że Margot straciła wobec niego poprzednią swobód?,

w jego serce wstąpiła nadzieja. Czyżby wieloletnia wytrwałość miato

doprowadzić go do celu, a niezłomna wierność — zostać nagrodzona.

Jeśli tak, to warto było wytrzymać wszystkie udręki.

Spozierał co chwila na pełną uroku twarz dziewczyny, jak gdy''-

starając się poddać jej myśl o zaniechaniu oporu i wysłuchaniu go-

Tak więc z samej opery nie wynieśli wielu wrażeń, ale mimo 10

delektowali się w skupieniu wspólnie spędzonym wieczorem. W drod#

powrotnej, kiedy siedzieli obok siebie w aucie, Peter zapytał, &

podobało jej się przedstawienie.

Skinęła głową rozmarzona i odparła z zadumą:

— Tak, było bardzo piękne.

l

Hornu niethogła zaraz udać się na spoczynek, bo w salonie grano

. sze w brydża. Postanowiła napisać do Siddy i opowiedzieć

w tkich wydarzeniach dnia. Wiele miejsca w tym sprawozdaniu

° W is bohaterskiego czynu Petera. Na zakończenie Margot napi-

sała:

Ufasz rację, Siddy, twierdząc, że Peter Vahl w żadnym razie nie jest

' tuzinko\vym. Myślę, że on ma wiele różnych zalet, z którymi się kryje

wstydli\vość. W głębi jest więcej, niż chce okazać. Obiecuję Ci, że

background image

^ tanowię się poważnie, zanim powiem ostatnie słowo. Swego ideału

' cze\ luz nie spotkam; wszyscy mężczyźni wydają mi się mało inte-

resujący, a bohaterów znaleźć można tylko w powieściach lub na scenie.

Choć właściwie Peter Vahl dowiódł dziś, że jest bohaterem — temu nie

można zaprzeczyć.

W tym miejscu Margot przerwała pisanie i przeczytała list od

początku, a potem dopisała energicznie:

Ale w żadnym wypadku nie wyjdę za niego za mąż!

List ten wysłała do Nowego Jorku na podany przez Franka

adres. A potem długo jeszcze rozmyślała, czy przez cały ten czas nie

krzywdziła Petera Yahla. On naprawdę zasłużył na coś lepszego;

powinna być dla niego milsza. Oczywiście, temu, że traktowała odmow-

nie jego prośby, sam był sobie winien — dlaczego nie dawał jej spokoju

z tymi planami małżeńskimi? I dlaczego ją ciągle straszy, że odejdzie,

kiedy pO raz sto dwudziesty piąty dostanie od niej kosza? To naprawdę

JLst głupie z jego strony!

02 Poślubna

80

Pan

właśnie

cennymi radarni.

informacjami^ co

Takjalti

sobą. I ii

VIII

Siddy

statku.

róźn^''e kłopotJ związane z rozkładem ich kajut na

^, od stewardesy; ta musiała przecho.

.Zapr2cczał, stewardesa zaś przywykła do

i też nie miała nic przeciwko temu.

background image

Frank %a\vd ' c zf •> ° P^ecież nie mogło mu nie przeszkadzać

przechodzeni^ prj

ale dla SirU,, K \ ez

I tak • to

która

cieszyła.

,

potanie, Franka natomiast skrycie

ne tam to™,

podróż b -° sfcdFaad0

Am»^

«

li w wielkim rej się morskim. Tryb życia

j się bardzo interesujący. Zgromadzę-

z ludzi zamożnych i obytych, a cała

i. Frank i Siddy nie mogli wyłączyć sif

°- Zajęci byli właściwie przez cały dzień-

s>tnpatycznych ludzi, z którymi wie'e

Pevv\ młodą, niedawno poślubioną par?

n|%n pochodzenia niemieckiego, któr)

: żonę. Jako kupiec pracujący wte-'

lli i Jung, służył Frankowi wielom3

rewanżował mu się pożyteczny1111

1 obopólną korzyść.

bie młode panie zaprzyjaźnił) si?z

S1^ ich znajomość, tym pani Parim3110

zai*lkniętej w sobńe Siddy — stawała s'-

l0zrnowniejsza. Swobodnie gawędząc o różnych intymnych sprawach

,\\ ojego świeżego małżeństwa, wprawiała Siddy w ogromne zakłopota-

nie. Tak długo jak były same, bez mężów, jakoś to szło. Ale kiedy młoda

darna dotykała tych tematów, choćby w formie najlżejszej aluzji,

ff obecności obu panów, sytuacja stawała się dla Siddy niezmiernie

background image

krępująca. Młody żonkoś, pan Partmann, śmiał się potem głośno

1 zaambarasowania Siddy i trochę się z nią droczył.

Pewnego razu powiedział do Franka:

— Pańska żona jest o wiele bardziej wstydliwa niż moja.

Frank nie mógł oczywiście wyjaśniać niecodziennego charakteru

;o związku z Siddy, więc wyjaśnił krótko:

\\s

— Państwo jesteście już od -wielu tygodni po ślubie i, jak pan

.pominął, zatrzymywaliście się na dłuższy czas u różnych krewnych,

a więc jesteście znacznie dłużej małżeństwem niż my. A poza tym moja

żona jest ponad miarę delikatna. Dlatego proszę, żeby zechciał pan to

wziąć pod uwagę. Ją można bardzo łatwo wprawić w zakłopotanie.

— Oczywiście postaram się na przyszłość uważać, chociaż pańska

żona jest w tym swoim zakłopotaniu szczególnie urocza.

,W ten sposób sprawa została zażegnana, a Frank był zadowolony,

ze mógł zaoszczędzić Siddy przykrości.

Ale Frank musiał również staczać walki całkiem innej natury.

Mianowicie uroda Siddy wzbudziła niejakie poruszenie wśród paru

nieżonatych panów, którzy narzucali się młodej parze ze swoim

towarzystwem, nie czyniąc zgoła żadnej tajemnicy ze swego uwielbienia

dla Siddy. Ona zaś znosiła spokojnie różne rycerskie uprzejmości,

/achowując jednak wyraźnie pewną granicę, której nikomu nie po-

zwalała przekroczyć. Mimo to Frank cierpiał męki zazdrości. Właśnie

dlatego, że ciągle jeszcze nie mógł otwarcie wyznać swoich uczuć, każdy

2 ^ch młodych mężczyzn wydawał mu się faworyzowany przez nią.

Ponieważ Siddy nadal nic nie wiedziała o jego zakochaniu, nie

°myslała się również jego zazdrości. Franka tymczasem każde życzliwe

P°jrzenie, którym kogoś obdarzała, każdy uśmiech i każde miłe słowo,

Oprawiało o katusze. Spokojnie znosił w jej pobliżu jedynie obecność

a Partrnanna, ponieważ był on gorąco zakochany we własnej żonie.

n ]f 0<^czas tańców najchętniej nie wypuszczałby Siddy z objęć, żeby

uiny jej nie dotykał. Oczywiście nie mógł się ośmieszać, zabraniając

background image

82

83

jej tańczenia z innymi, zwłaszcza że pani Partmann wiele tańczy}a

z różnymi partnerami. Jej mąż nie przepadał za kręceniem się p0

parkiecie i tańczył bardzo mało — czasem prosił żonę lub, zupełnie

wyjątkowo, Siddy — ale nie odmawiał żonie przyjemności tańczenia

z innymi. A pani Partmann tańczyła chętnie i dobrze.

Frank cierpiał męki, widząc Siddy w ramionach obcych mężczyzn

ale nie mógł oderwać od niej oczu, zachwycony jej powabem. Sam zaś

tańczył bardzo elegancko i tak jak on obserwował Siddy z tajonym

zachwytem, tak samo ona podziwiała jego. Ale podczas gdy Siddy

balowała z wieloma panami, Frank nie prosił do tańca żadnej innej

damy poza panią Partmann.

Jednakże mężczyzna o takiej prezencji jak Frank nie może

trzymać się bezkarnie z dala od pań i wiele kobiecych oczu słało ku

niemu gorące i zachęcające spojrzenia. Wszystkie panie kokietowały

go i tęsknie czekały, żeby z nimi zatańczył. Siddy widziała to dobrze

i — jak można było przewidzieć — również w jej sercu zakiełkowała

zazdrość. Serce biło jej mocno, kiedy patrzyła, jak inne przypuszczają

do niego szturm. Lecz chociaż bacznie obserwowała męża, nic nie

wskazywało na to, że interesuje się którąkolwiek; żadnej też nie

. poprosił do tańca.

Pewnego dnia jednej z tych pań powiodło się jednak tak zręcznie

pokierować sprawą, że Frank musiał ją do tańca poprosić, jeśli nie chciał

być nieuprzejmy. Bo chociaż nic nie wskazywało na to, że nosi się.

z takim zamiarem i że reaguje na jej kuszące spojrzenia, dama owa

szybko wstała i tak nagle przecięła mu drogę, że niechcący lekko J3

potrącił. Przepraszając za incydent, Frank ukłonił się, ona zaś udała, że

przyjmuje to za zaproszenie do tańca i ochoczo wtuliła się w jego

ramiona.

Siddy nie zauważyła sprytnego manewru, gdyż na chwilę poszła p°

coś do swej kajuty.'Kiedy powróciła, zobaczyła ową bardzo piękni

background image

młodą damę przesuwającą się obok w tańcu z Frankiem i rzucającą znad

jego ramienia triumfujące spojrzenia. Frank nie zauważył ani tych

spojrzeń, ani nagłej bladości Siddy.

Zachowując się w stosunku do swojej partnerki bardzo oficjalni'

odsunął ją nieco od siebie, gdy spostrzegł, że przytula się do nieg°

bardziej niż to było konieczne.

84

— Och, proszę, niech mnie pan mocniej obejmie, panie Norda^u;

wtedy tańczy się lepiej i pewniej;— powiedziała młoda dama, próbując

mocniej do niego przywrzeć.

— Proszę się nie obawiać; trzymam panią tak mocno, jak to jest

konieczne.

— Znakomicie pan tańczy! Cieszę się, że wreszcie mogłam z panem

zatańczyć — jakoś dotąd nie miałam okazji. Pana żona jest pewnie

zazdrosna i nie pozwala panu tańczyć z innymi kobietami?

Frank spojrzał na nią spokojnie i chłodno, nie zmniejszając ani

o centymetr dzielącego ich dystansu.

— Jest pani w błędzie. Moja żona absolutnie nie jest zazdrosna;

nie ma do tego powodu.

Panna Weidner, córka wielkiego przemysłowca, towarzysząca

ojcu w podróży w interesach, rzuciła mu płomienne, uwodzicielskie

spojrzenie. Żyła dotąd w przekonaniu, że każdy mężczyzna ległby u jej

stóp, gdyby sobie tego życzyła. I właśnie dlatego, że Frank trzymał się na

dystans, szczególnie mocno zapragnęła przykuć go do swego zwy-

cięskiego rydwanu. W duchu irytowała się, że Siddy jest kobietą piękną

i elegancką, budzącą zachwyt wszystkich panów na statku. Chciała

bowiem wszędzie być najpiękniejszą, a dzięki bogactwu ojca roiło się

wokół niej od wielbicieli, co tylko wzmagało jej próżność. Nie brała pod

uwagę tego, że nadskakują jej przede wszystkim jako córce bogacza;

wolała wyobrażać sobie, że po prostu należy do zwycięskich natur.

TO, że na statku musiała grać drugie skrzypce po Siddy, doprowadzało

•H do furii. Również i z tego powodu od samego początku rzucała

background image

Powłóczyste spojrzenia Frankowi, który nie zwracał na nią uwagi.

— Mam nadzieję, że przedstawi mnie pan swojej żonie. Ona

°ardzo mi się podoba i jest na tym statku jedyną kobietą, którą

chciałabym poznać.

Frank uznał zachowanie tej bogatej i pięknej panny wprawdzie za

niemiłe i natrętne, ale nie mógł odmówić jej prośbie. Toteż gdy taniec się

skończył, zaprowadził ją do żony i powiedział:

— Pozwól, Siddy, panna Weidner chciała cię poznać.

Siddy nie miała pojęcia, jak do tego doszło, że Frank wbrew

otychczasowym obyczajom zatańczył z obcą damą. Panna Weidner

le zrobiła na niej już przedtem miłego wrażenia z powodu swego

85

wyzywającego zachowania, a także czynionych Frankowi bez cienia

żenady awansów. Kiedy więc teraz zobaczyła ją tańczącą z Frankiem,

nabrała przekonania, że tamta dopięła swego i zwróciła jego uwagę.

Rozbudzone uczucie zazdrości było w jej sytuacji podwójnie bolesne.

Żyjąc w ciągłej obawie, że Frank znajdzie następczynię Anny Frey,

pamiętała zarazem, że dając mu całkowitą swobodę, musi godzić się na

wszystko.

Triumfujące spojrzenie panny Weidner ugodziło ją w samo serce.

Była jednak tak przyzwyczajona do panowania nad sobą, że sprostała

i tej sytuacji. Spokojnie przywitała pannę Weidner, a gdy tamta

bezceremonialnie wyraziła chęć wypicia w jej towarzystwie herbaty,

uprzejmie zrobiła jej miejsce przy pani Partmann, która wraz z mężem

siedziała przy wspólnym stole.

W ten sposób panna Weidner osiągnęła to, na czym jej zależało, to

jest możność przebywania w bezpośredniej bliskości Franka. Kiedy

Frank przyniósł brakujące krzesło, odsunęła się na bok tak, żeby między

nią a panem Partmannem powstała wolna przestrzeń. Jednakże ku jej

irytacji Frank, nie zwracając na to uwagi, postawił krzesło między żoną

a panią Partmann. Twarz pannicy zatrzęsła się ze złości, Siddy

natomiast zarumieniła się, ale nie uznała zachowania Franka za wyraz

dezaprobaty, lecz raczej za niechęć do publicznego afiszowania się

background image

z panną Weidner.

Rozmowa w tym wesołym zazwyczaj gronie stała się dziwnie

sztywna i oficjalna. Pani Partmann poczuła żywiołową niechęć do

przybyłej, zrażona jej narzucaniem się i bezceremonialnością. Pan

Partmann odniósł podobne wrażenia; zresztą już kiedyś wyrwało mu si?

pod jej adresem parę nieprzychylnych słów. Oboje więc nie byli

uradowani tym nagłym powiększeniem się towarzystwa. Frank również

był milczący i powściągliwy i jedynie Siddy zmuszała się do pod-

trzymywania konwersacji.

Za to panna Weidner była niezwykle rozmowna. Brylowała-

rzucała błyskotliwe powiedzonka, posyłała Frankowi kokietujące spo-

jrzenia, rozwodziła się nad tym, że pan Nordau świetnie tańczy-

absolutnie nie dostrzegając, iż jest w tym gronie ledwie tolerowana-

Prawiła Siddy toporne komplementy, zapewniając ją, jak bardzo jest

szczęśliwa, że nareszcie mogła ją poznać — ją, która jest najelegantszą

86

i najbardziej zachwycającą kobietą na statku. A kiedy w pewnym

momencie pojawił się nagle stary pan Weidner, który właśnie rozglądał

się za córką, przywołała go do siebie.

— Znalazłam czarujące, wspaniałe towarzystwo, papo! Jeśli

będziesz miły, możesz się do nas przysiąść. Państwo pozwolą,

prawda?

Po czym zapoznała obie pary ze swoim ojcem, który oczywiście

dosiadł się do nich. Pan Weidner był mężczyzną dobrodusznym,

niezmiernie dumnym ze swej pięknej córki, odgadującym w lot wszyst-

kie jej życzenia. Teraz jednak, kiedy próbował wciągnąć obu panów do

rozmowy o politycznym położeniu Europy, Mariannę Weidner, bardzo

z tego niezadowolona, powiedziała, krzywiąc nosek:

— Polityka to brzydka rzecz, panowie! Może lepiej zmieńmy

temat. Jaki jest punkt docelowy pańskiej podróży, panie Nordau?

Zagadnięty wprost Frank musiał rad nie rad odpowiedzieć na jej

pytanie.

background image

— Najpierw Nowy Jork, proszę pani — odparł grzecznie, ale

krótko.

— Ach, my też zatrzymamy się z papą w Nowym Jorku. Mam

nadzieję, że się tam spotkamy.

Prowadząc dalej indagację, dowiedziała się, że przypadkowo mają

zamiar stanąć w tym samym hotelu, co ona z ojcem. Potem obcesowo

wypytała o dalszą trasę podróży i klasnęła w ręce jak dziecko, kiedy

okazało się, że szczęśliwym trafem znajdzie się na Florydzie w tym

samym czasie, co Nordauowie. Panna Weidner zdawała się przy tym

najzupełniej ignorować fakt, że tych informacji udzielano jej niezbyt

chętnie. Natychmiast bowiem zaproponowała różne spotkania, tkwiąc

niewzruszenie przy stole, dopóki nie nadszedł czas przebrania się do

kolacji.

W końcu wyciągnął ją stamtąd ojciec. Żegnając się przesadnie

uprzejmie z Siddy i resztą towarzystwa, poprosiła z filuternym uśmie-

chem:

— Zarezerwujcie państwo dla nas kawałek miejsca przy waszym

stole! Z wami jest tak miło i zabawnie! Papa i ja nie poznaliśmy na tym

statku równie sympatycznego towarzystwa. Czy przyjmiecie nas do

swego grona?

87

Na takie słowa można było tylko wyrazić zgodę. Przyzwolenie

wypadło wprawdzie bardzo blado, ale Mariannę Weidner znów jakby

tego nie zauważyła. Pomachała ręką na pożegnanie jak rozbrykane

dziecko i zniknęła.

Pan Partmann ciężko westchnął i zapytał śmiejąc się:

— Ciekawe, czym zasłużyliśmy sobie na tyle łask i względów?

Uważa pan, że warto było burzyć naszą dotychczasową harmonię dla tej

pani? Jak pan w ogóle wpadł na pomysł, żeby zafundować nam tę

znajomość? — zwrócił się do Franka.

Zanim jednak Frank zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Siddy wtrąci-

ła szybko:

v

— Ta młoda dama jest przecież bardzo miła i zabawna.

background image

Wypowiedzenie tej pochwały kosztowało ją bardzo wiele, gdyż była

piekielnie zazdrosna o pannę Weidner, ale za nic nie chciała się z tą

zazdrością zdradzić, a przede wszystkim pragnęła oszczędzić mężowi

zakłopotania. Ale Frank roześmiał się niefrasobliwie.

— Drogi panie Partmann, zapewniam, że nie jestem winny. Panna

Weidner tak zdecydowanie poprosiła, żebym ją przedstawił mojej żonie,

że musiałem spełnić jej życzenie.

Pan Partmann — który nie miał pojęcia o osobliwych więzach

łączących Franka ż żoną i sądził, że zazdrość między nimi jest

wykluczona, bo są tak samo szczęśliwi, jak on ze swoją żoną — prze-

komarzał się dalej:

— No cóż, jeśli życzenie poparte jest spojrzeniem pięknych oczu,

to mężczyzna jest bezsilny. I to się nazywa należeć do silniejszej części

ludzkiego rodzaju!

Jego żona pociągnęła go za ucho.

— Tylko nie odgrywaj tu Don Juana; i tak nikt ci w to nie uwierzy!

Frank zerknął na Siddy. Zauważył, że jest blada i że drżą jej

wargi. Co ją tak pofuszyło? Czyżby zazdrość, którą chciała zamas-

kować słowami uznania dla tamtej? A więc... a więc ona go kocha! Już

chciał wyjaśnić, w jaki sposób panna Weidner niejako przymusiła go do

tańca i narzuciła zawarcie znajomości, ale po chwili wstrzymał si?-

Pomyślał, że może ta zazdrość pozwoli mu zbliżyć się do Siddy

Widocznie postanowiła zmusić się do miłych słów o pannie Weidner.

gdyż to, że nie mogła darzyć jej sympatią, uznał za pewnik. Delikatna-

dystyngowana Siddy i nachalna, obcesowa Mariannę stanowczo nie

pasowały do siebie.

— Jest mi bardzo przykro, że ci państwo zakłócili naszą idyllę. \

Boleję nad tym, ale niczego nie jestem w stanie zmienić. Będziemy

musieli robić dobrą minę do złej gry — powiedział Frank, a zwracając

się do żony, dodał: — A może wolisz, Siddy, żebyśmy się ich pozbyli?

Możemy dać im do zrozumienia, że są niepożądani... Myślę zresztą, że

już to zamanifestowaliśmy bardzo wyraźnie naszym chłodnym za-

background image

chowaniem.

Siddy uderzyła krew do głowy. Wyprostowała się i rzuciła^ cierpko:

— Myślę, że ta pani została potraktowana dobrze i we właściwy

sposób.

Siddy sądziła najwidoczniej, że Frank robi jej wymówki z powodu

mało serdecznego przyjęcia panny Weidner, natomiast uszło jej uwagi,

że reszta towarzystwa nie okazała tamtej cienia przychylności, więc

słowa Franka wzięła wyłącznie do siebie.

— Ależ nie, Siddy! Źle mnie zrozumiałeś! Ja chciałem tylko

całkowicie zastosować się do twojej woli.

Siddy dumnie odrzuciła głowę.

— Ja dostosuję się do reszty towarzystwa.

Na tym zakończono rozmowę i wszyscy rozeszli się, żeby się

przebrać. Frank i Siddy zostali sami.

— A mnie się wydaje, Siddy — zaczął Frank od niechcenia, ale pilnie

obserwując jej twarz — że panna Weidner jest ci niesympatyczna...

Siddy znów odrzuciła głowę.

— Co tobie nie powinno przeszkodzić w uznaniu jej za sym-

patyczną!

Frankowi drgnęły usta — Siddy zdradziła się tymi słowami. Serce

uderzyło mu głośno i szybko, a kiedy znaleźli się razem w kajucie,

najchętniej wziąłby ją w objęcia i powiedział: „Siddy, kochanie! Możesz

być spokojna: panna Weidner jest mi co najmniej tak samo niesym-

patyczna jak tobie". Opanował się jednak i powiedział:

— To ładna dziewczyna i chyba niegłupia. ale o sympatii nie

ma mowy. Zobaczymy, jak się ta znajomość dalej rozwinie. Tak czy

maczej, jej ojciec jest znanym człowiekiem interesu, a ja chętnie uczę się

Wszędzie tam, gdzie mogę.

89

88

To Siddy rozumiała, ale raz obudzona zazdrość podszeptywała Je,

background image

co innego: „On tylko nie chce zrezygnować ze znajomości z panna

Weidner! A ja nie mogę mieć mu za złe, że tęskni za miłością kobiety

Mimo wszystko godzien jest uznania, że okazuje mi tyle względów"

Kiedy znalazła się sama w swojej kajucie, przycisnęła obie dłonie do

serca i zapatrzyła przed siebie. Czy panna Weidner jest tym niebez-

pieczeństwem, którego tak się bała?

Podeszła do lustra, próbując porównać się z Anny Frey i Mariannę-

zwierciadło ukazało jej tak czarujące odbicie, że odetchnęła głęboko

Z całą pewnością nie była brzydsza niż tamte dwie dziewczyny. Czy

powinna zatem bez walki patrzyć na to, jak panna Weidner robi, co

może, żeby zdobyć Franka? Czy tamta wyczuwa, że on nie kocha swojej

żony? Że ich małżeństwo to zwykła transakcja handlowa? Ach, to

wyłącznie wina ojca, który posłużył się nią jak środkiem do osiągnięcia

celu!

Była jednak wciąż żoną Franka, przynajmniej w obliczu prawa

i w oczach ludzi, i wolno jej było walczyć o swego męża. Nie, nie może

i nie chce oddać go bez walki tej antypatycznej kobiecie! Jeśli była

bezsilna wobec Franka, to nie była bezsilna wobec tamtej!

Starannie przejrzała swoje suknie. Na szczęście była zaopatrzona

w zestaw bardzo gustownych i pięknych toalet, stanowiących właściwą

oprawę dla jej urody. Uroda? Czy naprawdę była ładna, czy też

mówiono jej to tylko z grzeczności? Ale tylu panów ją adorowało

i podziwiało... Czemu Frank do nich nie należy?

Nie wiedziała, jak bardzo mu się podoba i jak jest nią zauroczony.

Tego wieczoru oniemiał z wrażenia, kiedy nagle stanęła przed nirn

w sukni, której nie znał, zarezerwowanej na specjalne okazje. Siddy

wyglądała w niej urzekająco pięknie. Policzki zaróżowiły się jej lekko

z emocji, oczy jaśniały słonecznym światłem.

— Wyglądasz w, tej sukni przepięknie, Siddy! — zawołał na jej

widok.

Przyjęła te słowa jako dobry znak, świadczący, że w walce z panną

Weidner ma szansę. Uśmiechnęła się do niego z lekkim jak tchnienie

odcieniem kokieterii.

— Podoba ci się? — spytała obojętnym tonem.

background image

Frank z trudem doszedł do równowagi.

90

— Tak, ta suknia... bo...

Chciał powiedzieć: ,,bo to tyją nosisz", ale zachował to dla siebie,

głośno zaś powiedział:

— ...bo jest ci w niej wyjątkowo dobrze.

W sali jadalnej zastali już przy stole Partmannów i pana Weidnera

z córką. Jej oczy błysnęły nienawiścią, kiedy wszystkie spojrzenia

spoczęły na pani Nordau. Mariannę, ubrana w bardzo efektowną

! wysmakowaną toaletę, posłała Frankowi uwodzicielski uśmiech, ale

on, zajęty wyłącznie żoną, skłonił się tylko ceremonialnie i natychmiast

znów zwrócił się do Siddy.

Od tego wieczoru zaczęła się cicha, lecz zawzięta rywalizacja

między obiema młodymi paniami, o której poza nimi żywa dusza nie

wiedziała. Na pole walki wyprowadzono wszelką dostępną broń i każda

ze stron starała się pobić drugą. Mariannę rr»iała również dużo

eleganckich i kosztownych toalet, ale ponadto o wiele więcej cennej

biżuterii niż Siddy, która tylko przy szczególnych okazjach nosiła swój

naszyjnik z akwamarynem. Mariannę zaś, błyskając perłami i brylan-

tami, prezentowała jeden cenny klejnot po drugim. Ale choć wyglądała

bardzo pięknie, brakowało jej tego, co rozstrzyga o ostatecznym

wrażeniu: zniewalającego uroku kobiety czystej i dumnej, która przy

wszystkich uprzejmościach i miłym obejściu nigdy nie przekracza

granicy szlachetnej kobiecości, będącej jej najwięłcszym czarem.

Frank był bezapelacyjnie oczarowany własną żoną, a Mariannę

Weidner przegrała kampanię, zanim ją zaczęła, ale o tym wiedziała

równie mało jak Siddy.

Tego wieczoru rozmowa była trochę mniej sztywna i wymuszona.

Partmannowie odzyskali dobry humor, odkąd wiedzzieli, że Nordauowie

również uważają powiększenie grona biesiadników za dopust boski,

lecz że nie mają zamiaru dać sobie zepsuć nastroju- Stary pan Weidner

okazał się zresztą przy bliższym poznaniu całkiem miłym kompanem

background image

— cechował go zdrowy humor i bawił całe towarzystwo swoimi

konceptami. Ku cichej irytacji córki obsypywał Siddy najpiękniejszymi,

nieco patriarchalnymi komplementami i gratulował Frankowi ślicznej

1 czarującej żony, która nieustannie wciągał do rozmowy. Praw-

dopodobnie Mariannę miałaby to ojcu jeszcze bard aej za złe, gdyby nie

da\vało to jej zarazem okazji do anektowania FraiŁka. On zaś znosił to

91

P

z wisielczym humorem, ale cały czas nie spuszczał oka z żony, która tego

wieczoru świadomie walczyła o jego podziw.

Po kolacji całe towarzystwo poszło razem do baru, a potem do

salonu dla muzykujących, gdzie Mariannę odegrała Rapsodię Liszta,

a ponieważ grała nie z nut, lecz z pamięci, cały czas wpatrzona była we

Franka. Siddy stwierdziła jednak, że Frank nie mógł tego widzieć, gdyż

siedział za skrzydłem fortepianu, a poza tym w ogóle nie patrzył na

Mariannę.

Wieczór się kończył i nadszedł moment pożegnań. Mariannę

urządziła się tak sprytnie, że została z Frankiem na stronie.

— Podobała się panu moja gra? Jest pan jedynym, który nie

powiedział na ten teniat ani słowa.

Frank skłonił się i rzekł uprzejmie, aczkolwiek z lekką nutą

ironii:

— Najwyższe uznanie jest nieme.

Spojrzała na niego kusząco.

— Czy pan jest muzykalny?

— W sposób czynny — słabo; w sposób bierny — żarliwie,

łaskawa pani.

— A czy pana żona jest również muzykalna?

Frank zawahał się. Nie miał pojęcia, czy Siddy jest muzykalna.

Dotąd nie zastanawiał się nad tym, ale do tego nie mógł się przyznać.

— Tak, oczywiście, na domowy użytek — odparł szybko.

Mariannę wywnioskowała z tego, że przynajmniej w tej dziedzinie

nie musi obawiać się rywalki. Sama uważała się za bardzo dobrą

background image

pianistkę, bo jej gra zawsze spotykała się z uznaniem. Postanowiła

zatem pognębić Siddy przy następnym spotkaniu w salonie muzycznym.

Frank jak zawsze odprowadził żonę do drzwi jej pokoju, pocałował

ja w rękę i życzył dobrej nocy. Siddy pożegnała go uśmiechem, który

tego wieczoru nie był tik chłodny jak zawsze. Na to Frank ponownie

złożył pocałunek na jej dłoni — tym razem bardzo gorący i trwający

dłużej niż zwykle.

Siddy zarumieniła się i szybko zniknęła za drzwiami.

IX

Następnego wieczoru Mariannę Weidner zręcznie zaaranżowała

kolejne spotkanie w salonie muzycznym. Postanowiła najpierw sama

zabłysnąć grą na fortepianie, a potem sprowokować Siddy do występu,

gdyż była pewna, że jej umiejętności w tej dziedzinie są nader mierne.

Kiedy więc poproszono pannę Weidner, żeby coś zagrała, zdjęła

z uśmiechem bransolety z rąk i zasiadła do fortepianu. Zaczęła od

nokturnu i Walca minutowego Chopina, a zakończyła Zaproszeniem do

tańca Webera. Siddy słuchała jej z prawdziwym uznaniem, bo jeśli nawet

w grze Mariannę brak było głębi, godne podziwu było to, że grała bez

nut. Po występie podziękowała słuchaczom za burzliwy aplauz i po-

deszła do Siddy.

— A teraz na panią kolej! Pan Nordau zdradził mi. że jest pani

ogromnie muzykalna.

Siddy rzuciła mężowi pytające spojrzenie. Zaintrygowało ją, kiedy

panna Weidner miała okazję rozmawiać z Frankiem na ten temat

—w jej obecności nigdy nie było o tym mowy; tego była pewna — a poza

tym, skąd Frank w ogóle wiedział cokolwiek o jej umuzykalnieniu. Przy

nim przecież nigdy ani nie grała, ani nie śpiewała. Siddy była bowiem nie

tylko dobrą pianistką, mimo że prawie nie grywała z pamięci, ale także

dobrze wyszkoloną pieśniarką. Swoje muzyczne talenty kultywowała

Jednak prawie wyłącznie w ścisłym gronie rodzinnym — nie lubiła mieć

wielu słuchaczy, gdyż musiała wtedy pokonywać swoje zahamowania.

Frank był najwyraźniej zaambarasowany jej pytającym spojrze-

background image

ona jednak wytłumaczyła sobie jego niepewność czym innym.

93

Pomyślała, że spotkał się z panną Weidner potajemnie i wtedy rozmowa

zeszła na temat muzycznych zamiłowań jego żony.

Łowiła jego wzrok, szukając potwierdzenia domysłów. Instynk-

townie wyczuwała, że Mariannę szykuje się do zadania jej ciosu. To

jednak tylko rozbudziło w niej wolę walki. Panna Weidner zdziwi się!

Nadeszła chwiM, w której Siddy mogła pokazać, na co ją stać. •

Spokojnie zwróciła się do męża:

— Co wolisz: żebym coś zagrała, czy zaśpiewała?

Frank zdumiał się, ale zanim zdobył się na odpowiedź, reszta

towarzystwa jednogłośnie orzekła:

— Prosimy o jedno i o drugie!

Frankowi pozostało tylko skłonić się na znak aprobaty i czekać

w napięciu na to, co nastąpi. Zorientował się od razu, że Siddy mogła

wytłumaczyć sobie słowa panny Weidner całkiem opacznie, pode-

jrzewając ich o spotkanie na osobności; domyślił się też, że panna

Weidner chce, żeby Siddy poniosła porażkę. Zrozumiał ponadto, że

Siddy może być o tamtą zazdrosna. Frank nie był zarozumialcem, ale

postępowanie panny Weidner przekonało go, że jest obiektem, którym

pragnie ona zawładnąć. Należało więc okazać maksymalną powściąg-

liwość, żeby utrzymać ją w koniecznych ryzach.

Siddy odpowiedziała miłym uśmiechem na tę ogólną zachętę

i zanim Frank zebrał się w sobie, żeby podprowadzić ją do fortepianu,

uprzedził go w tym pewien młody człowiek, który należał do grona jej

najbardziej zagorzałych admiratorów.

Siddy czuła, że ma serce w gardle, ale przyjęła ramię młode-

go człowieka, który również zaofiarował się akompaniować jej do

śpiewu. Podziękowała młodzieńcowi i wertując nuty, powiedzia-

ła:

— Najpierw coś zagram, a potem będę bardzo wdzięczna, jeśli

zechce mi pan akompaniować do kilku pieśni.

— Łaskawa pani, to ja jestem wdzięczny i dumny, że obdarzyła

background image

mnie pani zaufaniem.

Siddy wybrała nuty, usiadła przy fortepianie i zwróciła się do

siedzącej nieopodal Mariannę:

— Bierze pani całkowitą odpowiedzialność za mnie, jeśli ponios?

fiasko — powiedziała z uśmiechem.

94

Frank, który słyszał te słowa, wyczuł w nich zapowiedź walki.

Spojrzał w twarz żony — była trochę blada, ale z jej oczu bił blask. Zajął

miejsce, z którego widział dobrze Siddy, a jednocześnie mógł obser-

wować Mariannę, i z ogromnym napięciem oczekiwał występu.

Siddy położyła delikatnie dłonie na klawiaturze i odczekała chwilę,

dopóki się nie uciszyło, a potem zaczęła grać. Najpierw zagrała pełne

słodyczy Allegro moderato Schumanna, które natychmiast podbiło

słuchaczy i przykuło ich uwagę. Mariannę Weidner, która siedziała

z drwiąco-współczującą miną, wyprostowała się raptownie i wpatrzyła

w Siddy. Ale najbardziej zafascynowany był Frank, który przeżywał

kolejne zaskoczenie. Zanim zaręczył się z Siddy, uważał jej osobowość

za mało wyrazistą, ale potem był szczerze zdumiony, kiedy przekonał

się, że jest inteligentna, rozumna i pełna uroku. Teraz z kolei odkrył, że

jest na wskroś muzykalna i wykazuje godne podziwu zrozumienie

muzyki, a jej gra jest głęboko uduchowiona.

Frank był coraz bardziej zdumiony. Nie uszło przy tym jego uwagi,

że gra Siddy była dla Mariannę jawnie niemiłym zaskoczeniem, ale

potem przestał ją obserwować. Nie spuszczając teraz oczu z Siddy,

chłonął całą duszą dźwięki fortepianu. Jeszcze mocniej pogrążył się

w słuchaniu Sonaty księżycowej Beethovena, którą Siddy zagrała po

entuzjastycznym przyjęciu pierwszego utworu. Frank nie mógł wyjść

z podziwu, jak znakomicie Siddy opanowała to dzieło wielkiego

kompozytora. Pod jej palcami fortepian jak gdyby zanosił się żalem

i skargą, potem dźwięki sonaty rozbrzmiały błaganiem i pokusą, aż

wreszcie w głębokim spokoju przeszły w pełne harmonii zakończenie.

Frank siedział bez ruchu jak zaczarowany, tylko jego oczy płonęły,

background image

wpatrując się w skupioną twarz żony, która w tym momencie wydawała

mu się dojrzalsza, bardziej surowa. Miał wrażenie, że są na tej sali

zupełnie sami i że ona przemawia swą muzyką tylko do niego. I w tym

był bardzo bliski prawdy. Siddy grała tylko dla niego, wyzwalała

w dźwiękach fortepianu wszystkie udręki, których on był przyczyną,

żarliwie o jego miłość, której sama nie mogła mu okazać.

I tak jak Frank ocknęła się niby ze snu, kiedy rozległy się oklaski.

y zasypano mnóstwem miłych, serdecznych komplementów, a mło-

dzieniec, który zaofiarował się akompaniować jej do śpiewu, wprost me

Znajdował słów, żeby wyrazić swój podziw.

95

Frank pozostał na swoim miejscu, nie podszedł do Siddy. Serce

miał ciężkie i czuł, że w danym momencie nie włada sobą.

Mariannę Weidner przeżywała porażkę, gdyż aplauz, który zgoto-

wano Siddy, był o wiele gorętszy i serdeczniejszy niż ten, z którym ona

się spotkała.

Do Siddy ponownie podszedł akompaniator i razem zaczęli

przeglądać wybrane przez nią nuty. Wymienili przy tym przyciszonym

tonem parę zdań, co wywołało nagły niepokój Franka. Siddy za-

uważyła, że mąż nie wyraził jej swego uznania ani jednym słowem.

Co to oznaczało? Obojętność czy też irytację, że panna Weidner

pozostała w cieniu? Siddy pewna była, że w grę wchodzi osoba rywalki;

odruch zazdrości, któremu uległa, skierował jej podejrzenia na fał-

szywy trop. Trzeba jednak było skoncentrować się na występie. Siddy

stanęła w niewymuszonej, pełnej wdzięku pozie obok fortepianu

i lekkim skinieniem głowy dała znak akompamatorowi, że jest gotowa.

Już po pierwszych taktach, które wyszły spod palców młodzieńca,

można było poznać, że jest to doskonały muzyk, umiejący dostosować

się do solisty.

Siddy zaczęła śpiewać Pieśń Sohejgi Griega z takim wewnętrznym

żarem, że Franka przeszył dreszcz, a pragnienie jej miłości stało się wręcz

bolesne. Kiedy zaś w pewnej chwili przy słowach: „I wiernie trwam,

zawsze twoja", spojrzała na niego przelotnie, miał uczucie, że zamarło

background image

w nim serce.

Siddy nie zdawała sobie sprawy, że zdradziły ją oczy i że1 w tym

krótkim jak mgnienie spojrzeniu zawarte było błaganie.

Frank nie wiedział, co się z nim dzieje; miał ochotę podbiec do

niej, porwać ją w objęcia i nie zważając na otaczających ich ludzi,

krzyknąć głośno: „Tak, jesteś moja, tylko moja! Kocham cię, najmilsza,

ubóstwiana dziewczyno!" A tymczasem siedział jak sparaliżowany i nie

spuszczając z niej oka,' razem z cudownymi tonami pieśni chłonął jej

rozświetlony obraz.

I znowu Siddy zebrała gorące, długotrwałe oklaski, za które

podziękowała ciepłym uśmiechem. Na zakończenie zaśpiewała jeszcze

Dedykację Schumanna. Ta pieśń była jej kolejnym wielkim triumfem-

Mimo nalegań i próśb wybroniła się od bisowania, gdyż na tym chciała

zakończyć dzisiejszy występ.

96

Kiedy ogólne poruszenie trochę się uspokoiło, podeszła do niej

Mariannę Weidner.

— Łaskawa pani zaskoczyła mnie swoim występem. Nie miałam

pojęcia, że jest pani taką wielką artystką — powiedziała z wymuszonym

uśmiechem.

Siddy pomyślała, że gdyby panna Weidner z góry o tym wiedziała,

z całą pewnością nie zaprosiłaby jej do muzykowania. Przemilczała to

jednak wielkodusznie i odparła uprzejmie:

— Zawstydza mnie pani, nazywając wielką artystką.

— Ale jest nią pani! Znam się na tyle na muzyce, żeby móc to

ocenić—odparła panna Weidner porywczo. — Nie oczekiwaliśmy tego,

gdyż pan Nordau zapewniał mnie, że jest pani muzykalna w stopniu

wystarczającym na domowy użytek.

W jej oczach było przy tym tyle złośliwości, że Siddy nie mogła

powstrzymać się od repliki:

— Gdyby nie to, zapewne nie zapraszałaby mnie pani tak usilnie,

prawda? Ale żeby uspokoić panią co do opinii mego męża, muszę

background image

wyznać, że nie miał on dotąd żadnej okazji do słuchania mojej gry

i śpiewu. Zresztą muzykuję wyłącznie w ścisłym gronie rodzinnym, a od

dnia zaręczyn nie miałam jeszcze na to czasu.

x— To bardzo interesujące! A zatem małżonek miał radosną

niespodziankę, słuchając pani dzisiaj!

— Tak. I do tej niespodzianki bardzo się pani przyczyniła. Pytała

go pani wczoraj, czy jestem muzykalna, on zaś nie chciał zapewne zdradzić

się z tym, że dotychczas jeszcze nie mógł ocenić moich muzycznych

uzdolnień — wyjaśniła Siddy, chcąc w dyplomatyczny sposób dowie-

dzieć się, kiedy Frank rozmawiał z panną Weidner na jej temat.

—; Rzeczywiście, spytałam go o to wczoraj wieczorem, kiedy

wszyscy wychodziliśmy stąd, a on mówił mi różne miłe rzeczy o mojej

grze.

Siddy poczuła, że wzbiera w niej ból. Tamtej więc prawił kom-

plementy, a jej nie powiedział ani słpwa...

— Zasłużyła pani na wszystkie słowa uznania. Uważam za rzecz

bajeczną, że gra pani z pamięci; ja tego nie potrafię — odparła uprzejmie.

7 Podro,

97

W tym miejscu pan Weidner przerwał im rozmowę, mówiąc do

c°rki, że chciałby już udać się na spoczynek. Raz jeszcze wyraził Siddy

lł poślubna

wdzięczność za cudowny wieczór i pożegnał całe towarzystwo, które

powoli zaczęło się rozchodzić.

Frank i Siddy też w końcu wyszli. Kiedy znaleźli się już u siebie

Frank przystąpił do niej, ujął jej dłoń i powiedział całkowicie podbity

i pokonany:

— Siddy, dlaczego nic nie wiedziałem, że jesteś wspaniałą

artystką? Dlaczego dane mi było przekonać się o tym dopiero dzisiaj,

razem z tymi wszystkimi obojętnymi ludźmi? Uwierz mi, byłem tak

zbity z tropu, że nie mogłem wydobyć z siebie słowa; nie umiałem

powiedzieć ci, co czułem podczas twego występu. Twój sposób muzyko-

wania jest zachwycający i całkowicie zgadza się z moim pojmowaniem

background image

muzyki. Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo poruszyła mnie twoja

gra i twój śpiew. Czy mogę ci za to podziękować, skoro nareszcie

jesteśmy sami?

Siddy mieniła się na twarzy, a jej dłoń drżała w jego rękach.

— Cieszę się, że mój występ nie był ci niemiły i uciążliwy, czego się

obawiałam, bo nie powiedziałeś mi po zakończeniu ani słowa.

— Nie mogłem; nie byliśmy sami. Chciałbym częściej czerpać

radość z twojej gry i śpiewu... najlepiej, gdybyśmy mogli być wtedy

całkiem sami.

Siddy stanęła w płomieniach.

— Musisz mi tylko powiedzieć, że chcesz mnie posłuchać; bez

zachęty nigdy nie gram ani nie śpiewam.

— Będę o tym pamiętał.

— Dobranoc, Frank — pożegnała go skinieniem. — Chciałabym

już pójść i odpocząć.

Frank przytrzymał jej dłoń.

— Siddy, czy między nami nie może być wszystko dobrze?

— spytał nagle i spojrzał na nią rozpłomieniony.

Jak zawsze, kiedy serdeczność Franka zaczynała przełamywać jej

opory, obudziła się w Siddy obawa, że przemawia przez niego jedynie

poryw zmysłów. Nie odpowiadając na pytanie, wyrwała się i spiesznie

weszła do swego pokoju.

— Już dobrze, Frank! Dobranoc! — zawołała zamykając drzwi-

Spojrzał zniechęcony i ciężko westchnął, nie podejrzewając, że

Siddy jak zwykle słucha z wytężoną uwagą i uchem przyciśniętym do

98

drzwi. Jak ją przekonać o swej miłości, skoro każdą najmniejszą próbę

odrzuca z taką dumą i niechęcią?

Na energiczniejsze działania nie mógł się zdobyć, choć czasem

myślał, że najlepiej byłoby objąć ją mocno, pocałować i powiedzieć:

„Kocham cię i wiem, że ty też mnie kochasz. Zapomnijmy o wszystkim,

co było, mając tę szczęśliwą pewność".

background image

Służył jej przecież tak wiernie i z takim oddaniem! Kiedy nareszcie

zauważy, jak bardzo przeobraziły się jego uczucia?

Położył się na swoim legowisku, a wtedy znów naszło go wspomnie-

nie śpiewanych przez nią pieśni. Na myśl o jej spojrzeniu przy słowach

Solvejgi: „I wiernie trwam, zawsze twoja", krew uderzyła mu do głowy.

Tym spojrzeniem Siddy się odsłoniła. On więc także powinien wiernie

trwać mimo przykrości i upokorzeń.

Postanowił cierpliwie czekać i zrobić wszystko, żeby na nowo

obdarzyła go zaufaniem.

Nazajutrz, kiedy Frank wrócił z basenu kąpielowego, drzwi od

pokoju Siddy były otwarte — znak, że już wyszła i czeka przy

śniadaniu. Szybko doprowadził się do porządku i parę minut później

wszedł do jadalni. Przy ich stole stał kapitan statku. Frank zauważył

po drodze, że morze jest niespokojne, a niebo pokryte grubą warstwą

chmur.

Pozdrowiwszy żonę i kapitana, spytał:

— Jak tam, panie kapitanie? Chyba pogoda się nam psuje,

prawda?

— Właśnie mówiłem pańskiej żonie, że wkrótce możemy oczeki-

wać burzy. To zapowiada zawsze sztorm i niepogodę, ale trwają one na

ogółjcrótko. Pańska żona obiecała mi, że będzie bardzo dzielna. No,

nie przeszkadzam państwu dłużej. Niech pan dla pewności zje solidne

śniadanie, bo potem apetyt może panu trochę nie dopisać. A przy okazji:

wiele słyszałem od pasażerów o wspaniałym koncercie łaskawej pani;

bardzo żałuję, że nie mogłem na nim być.

Po odejściu kapitana Frank powiedział śmiejąc się do żony:

— Sama widzisz, Siddy, że stałaś się na statku sławą.

Uśmiechnęła się swobodnie i odparła:

— Wiem dobrze, co myśleć o tego rodzaju komplementach; to

takie miłe towarzyskie kłamstewka, którymi często sami się posługuje-

my. Panna Weidner może oczekiwać takiego samego uznania.

— Na miły Bóg — zaprotestował gorąco — nie porównuj swojej

sztuki z jej bezdusznymi, brawurowymi kawałkami!

background image

100

Spojrzała na niego uważnie i zbuntowała się wewnętrznie. Uważał

tak rzeczywiście czy też nie chciał dać po sobie poznać, że podziwia grę

panny Weidner?

— Mimo wszystko nawet takie brawurowe kawałki, jak je nazy-

wasz, wymagają ogromnej wprawy i dla nikogo nie byłoby łatwe

dorównać jej w tym.

Te słowa uznania wymogło na Siddy jej wrodzone poczucie

sprawiedliwości.

— Być może. Pewnie nie umiem tego ocenić. W każdym razie

twoja gra bardziej chwyta za serce. Ale ja tak czy owak zblamowa-

łem się przed panną Weidner. Kiedy pytała mnie przedwczoraj

wieczorem, dlaczego nie powiedziałem ani słowa o jej grze, chciałem

jakoś naprawić ten brak uprzejmości i powiedziałem, że najwyższe

uznanie odbiera mowę. No bo co można odpowiedzieć na takie

wytknięcie winy z zaniechania? Ja naprawdę nie uważam jej gry za

tak piękną, żebym sam z siebie obsypywał ją pochwałami. Ale

najgorsze nastąpiło potem, kiedy zapytała mnie, czy ty również

jesteś muzykalna. Możesz sobie wyobrazić, w jakich byłem opałach.

W ogóle nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Chciałem wykręcić się

jakąś zdawkową uwagą i w końcu powiedziałem, że grasz wystar-

czająco dobrze na domowe potrzeby. Tak więc po twoim wczoraj-

szym sukcesie panna Weidner musiała mnie uznać za skończonego

kołtuna.

v W tej chwili na sali pojawił się pan Weidner z córką. Mariannę

wyglądała na bardzo niezadowoloną: cierpiała jeszcze z powodu

wczorajszej przegranej, której nie mogła Siddy wybaczyć, a poza tym

była podenerwowana nadciągającą burzą. Ale zobaczyła Franka

i mina jej się rozjaśniła, a kiedy powitał ją jak zawsze grzecznie

i uprzejmie, rzuciła mu zaborcze spojrzenie, które mogło utwierdzić

Siddy w przekonaniu, że między nią a Frankiem istnieje potajemne

porozumienie. Siddy odwróciła twarz, a Frank w ogóle nie zauważył

background image

spojrzenia panny Weidner.

Ona wszakże zauważyła nagle zaróżowienie czoła Siddy i przeżyła

chwilę triumfu. Jeśli nie będzie mogła zdobyć Franka Nordaua dla

siebie, chciałaby przynajmniej zniszczyć szczęście młodej pary! Ale na

razie nie rezygnowała z niczego! Jak zawsze, gdy czegoś nie mogła

Idl

*

mieć, jej pragnienie tylko wzrastało, i dlatego z dnia na dzień by}a

coraz bardziej we Franku zakochana.

Teraz wciągnęła go w jakąś rozmowę, rzucając mu coraz bar-

dziej porozumiewawcze spojrzenia, co nie mogło ujść uwadze Siddy

ale czego Frank i tym razem nie zauważył, wpatrzony ponad głowa

Mariannę w okno, za którym widać było zbierające się na niebie ciemne

chmury.

Siddy jednak sądziła, że Frank musi widzieć te spojrzenia, i boleśnie

urażona zastanawiała się, czy on odpowiada na nie w równie kon-

spiracyjny sposób.

— Wyjdę na pokład — powiedziała tak spokojnie, jak było to

możliwe, po czym pożegnawszy towarzystwo lekkim skinieniem, ruszyła

w stronę wyjścia.

Ale Frank dogonił ją, zanim dotarła do drzwi.

— Przecież nie możesz wyjść w tej lekkiej sukni, Siddy!

Zwróciła ku niemu pobladłą twarz.

— Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

— Więc zostań tu i poczekaj, dopóki nie przyniosą ci ciepłego

płaszcza.

'

Powiedział to tak spokojnie i stanowczo, że stanęła posłusznie przy

schodkach na korytarzu. Zajrzała przez okno do sali jadalnej i stwier-

dziła, że Mariannę znów wygląda na poirytowaną i rozstrojoną.

Sprawiło jej to pewną satysfakcję.

Kiedy Frank wrócił, była już całkiem opanowana. On zaś trosk-

liwie otulił ją płaszczem i wziął jej dłoń pod pachę, gdyż w tym właśnie

momencie statek tak gwałtownie zakołysał się na falach, że Siddy

background image

straciła równowagę.

— Może być bardzo ruchliwie, Siddy. Będziesz dzielna?

— W każdym razie mam taki zamiar — odparła uśmiechając

się.

— Miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle. Nie przeżyłaś jeszcze

nigdy sztormu?

— Nie, to moja pierwsza podróż morzem.

— Lękasz się?

W pierwszym odruchu chciała odpowiedzieć: „Nie, bo jesteś przy

mnie", ale to nie przeszłoby jej przez usta.

102

— Na razie jeszcze nie. To kołysanie wydaje mi się nawet

przyjemne, bo przypomina huśtawkę, moją ulubioną zabawę w dzieciń-

stwie.

Wyszli na pokład, gdzie wiatr ogarnął ich z taką siłą, że Siddy

frunęła w objęcia Franka.

— Hopla! Tu rzeczywiście jest ruchliwie! — Siddy chciała obrócić

swoje zakłopotanie w żart.

Frank skwapliwie wykorzystał wspaniałą okazję i objął ją ramie-

niem, prowadząc w stronę relingu. Oparli się oboje o burtę i wpatrzyli

w coraz wyższe fale. Błyskawice zaczęły rozdzierać chmury.

Na pokładzie pojawili się Partmannowie.

— Dzień dobry państwu! Zapowiada się chyba wesoły dzionek!

— zawołał pan Partmann, usiłując przekrzyczeć wiatr.

Cała czwórka zaczęła wśród śmiechów balansować po pokładzie.

Nie trwało to jednak długo, gdyż morze robiło się coraz bardziej

niespokojne i wkrótce Partmannowie oddali pole. Statek kołysał się

na falach niczym zabawka. Siddy nigdy by nie przypuszczała, że taki

kolos może być miotany w różne strony na zmianę. Ale było to zarazem

wspaniałe widowisko, gdy zwały chmur powoli opuszczały się na coraz

wyżej wznoszące się fale. Z daleka dochodziły odgłosy grzmotów.

— Może też wolałabyś wrócić do środka, Siddy? — spytał Frank

background image

troskliwie.

— Raczej nie. Chętnie jeszcze zostanę. Tu jest tak pięknie!

— westchnęła. — Oczywiście, jeśli tobie nie zrobi to różnicy.

Frank roześmiał się.

— Przy takiej pogodzie wolę być na pokładzie. Tutaj przynajmniej

jest swobodnie.

Pozostali więc oboje, a że mieli na sobie nieprzemakalne płaszcze,

mogli stawić czoła wietrznej pogodzie. Zrobiło się nawet zabawnie, gdy

przechyły statku przeganiały ich z jednego miejsca na drugie. Frank był

poza tym uszczęśliwiony, że może ciągle trzymać Siddy w objęciach.

Na chwilę wychynęła na pokład także panna Weidner pod opieką

ojca. Z wściekłością popatrzyła na Franka i Siddy opartych o reling,

dokąd właśnie zagnał ich kolejny podmuch wiatru. Frank obejmował

przy tym żonę serdecznym gestem, więc Mariannę postanowiła podejść

do nich i zakłócić im te czułości. Do tego jednakże nie doszło, gdyż

103

gwałtowne uderzenie wiatru rzuciło ją z powrotem w opieku •

ramiona ojca..A kiedy zaraz potem zalała ją fala wody, Mariannę d ^

za wygraną i — poszkodowana nieco przez żywioły — umknęła

Morze robiło się groźne. Sztorm uderzał coraz zacieklej «,•

w końcu także Frank i Siddy musieli opuścić pokład. Frank podziw 'i

z całego serca żonę, gdyż tylko niewiele kobiet zachowałoby się \v tak'

sytuacji równie dzielnie i odważnie jak ona.

Większa część pasażerów cierpiała już na morską chorobę j kiedv

młoda para szła do siebie korytarzem, śmiejąc się i zataczając na boki

pan Weidner właśnie prowadził córkę, zmuszoną do złożenia trybutu

Neptunowi.

Siddy zapomniała o niechęci do rywalki i chciała jej jakoś pomóc,

ale pan Weidner podziękował. Również Frank popatrzył ze współ-

czuciem, gdyż prawdziwy mężczyzna nie umie spokojnie przejść obok,

kiedy kobieta cierpi. Siddy pochwyciła to spojrzenie i w duchu zadała

sobie pytanie: „Którą z nas ratowałby wpierw w razie niebezpieczeń-

stwa — ją czy mnie?", ale natychmiast zawstydziła się. Pytanie wydało

background image

jej się idiotyczne, niemniej jednak długo nie dawało jej spokoju.

Sztorm był coraz gwałtowniejszy. W ciągu dnia przybrał na sile,

a pod wieczór, kiedy burza już mijała, uderzał najmocniej. Pokład

zasypał grad. Tylko niewielu pasażerów oparło się morskiej chorobie

i przychodziło na posiłki do jadalni — między nimi zaś Frank i Siddy.

którym sztorm nie zaszkodził.

W nocy zrobiło się spokojniej, a rano pokazało się słońce

Pojawiało się też coraz więcej pasażerów. Większość z nich wyglądała

mizernie, była niewyspana i nie miała apetytu podczas śniadania-

w ciągu dnia jednak wszyscy przyszli do siebie. Po południu zjawiła si?

na herbacie także ^>anna Weidner. Dobrała starannie toaletę i nałoży'3

trochę różu, ponieważ uznała, że wygląda bardzo kiepsko. Wsparta na

ramieniu ojca podeszła do siedzących przy stole Nordauów i Partma11'

nów i zajęła swoje miejsce. Towarzystwo pytało ją o samopoczude

i uprzejmie wyrażało swoje ubolewanie. Kiedy jednak Mariann

zorientowała się, że ani Frank, ani Siddy nie ucierpieli od morsK'.

choroby, a przeciwnie: są rozbawieni sztormowym kołysaniem 1 •

104

, ją złość. Uznała zapewne, że odporność Siddy na morskie

Z*zypadłości jest jej bezprawnym przywilejem.

P ' postanowiła zemścić się na niej i po wypiciu herbaty zwróciła się do

Franka z prośbą, aby trochę z nią pospacerował.

._ Papa jest wykończony. Niech pan się poświęci, proszę, i pójdzie

mną na górę, jeśli pańska żona pozwoli.

Frank spojrzał w stronę Siddy i zauważył, że zmieniła się na twarzy,

ale szybko zapanowała nad sobą i powiedziała obojętnie:

_ Jeśli ma to ode mnie zależeć, panno Weidner, to nie mam nic

przeciwko temu.

Frankowi nie pozostało nic innego, jak wstać i zaofiarować pannie

Weidner ramię. Pan Weidner zaczął wprawdzie dowodzić, że czuje się

już całkiem dobrze i może sam pójść z córką, ale Frank uprzejmie

zaprotestował, nie zdając sobie sprawy, że zadał tym Siddy ból.

background image

Mariannę rzuciła na odchodnym triumfujące spojrzenie w stronę

Siddy, którą kosztowało sporo wysiłku, żeby pozostać na miejscu

i prowadzić spokojną rozmowę z resztą towarzystwa. Z bijącym

niespokojnie sercem patrzyła, jak panna Weidner, ciasno przytulona do

boku Franka, mówi coś do niego z ożywieniem i ciągle zerka wstecz, jak

gdyby chcąc się upewnić, że Siddy nie podsłuchuje. W ten sposób

Mariannę dawała wszystkim do zrozumienia, że między nią a Frankiem

panuje szczególnie poufna atmosfera.

Nikt jednak nie zwracał na to uwagi, a Frank oczywiście też nie

miał pojęcia, na jakie męki zazdrości wystawia żonę.

Podczas kiedy on chcąc nie chcąc towarzyszył pannie Weidner,

odpierając w zdecydowany sposób czynione mu znów niedwuznaczne

awanse, do Siddy podszedł jej akompaniator z przedwczorajszego

koncertu. Młody człowiek spytał ją uprzejmie, jak się czuje, czy bardzo

Clerpiała podczas sztormu, a także czy można mieć nadzieję, że znów

coś zaśpiewa.

Siddy odparła, że nie wie, czy wśród znajdujących się na miejscu nut

są Jeszcze jakieś z jej repertuaru.

—- Może zatem moglibyśmy pójść do salonu muzycznego i przej-

r/ec razem nuty? — spytał usłużnie.

~~ Tak, tak! Niech nam pani zrobi przyjemność i zaśpiewa coś

Czorem! — prosili na wyprzódki Partmannowie.

105

K

Pan Weidner również dołączył się do próśb, więc Siddy ui

i w towarzystwie akompaniatora poszła do salonu. Znaleźli tam sn

nut różnych utworów odpowiednich do pełnego, łagodnego rnez ^

sopranu Siddy. Młody człowiek, który zdążył jej powiedzieć mnóstu,"

gorących komplementów na temat jej śpiewu i gry na fortepian

odłożył nuty wybrane na dzisiejszy wieczór i odprowadził Siddy H

jadalni.

Tymczasem Frank wrócił już z Mariannę i z niezadowoleniem

stwierdził, że Siddy gdzieś znikła.

background image

— Pyta pan o nią z takim lękiem, jakby ktoś mógł ukraść panu

żonę ze statku — powiedziała Mariannę z przekąsem, zirytowana

chłodnym traktowaniem jej przez Franka.

Ledwo słysząc, co do niego mówi, zaczął rozglądać się dokoła. Pani

Partmann, widząc jego niepokój, powiedziała ze śmiechem:

— Zaraz wróci; jest w salonie muzycznym. Jej akompaniator

prosił, żeby coś zaśpiewała wieczorem, my dołączyliśmy się do tej

prośby, więc poszła szukać potrzebnych nut.

Frank z ociąganiem usiadł na swoim miejscu. Ten młody człowiek

wykorzystywał każdą okazję, żeby być w pobliżu Siddy, a w dodatku był

bardzo przystojny i elegancki.

Kiedy Siddy, wsparta na ramieniu młodzieńca, nareszcie pojawiła

się w sali, Mariannę powiedziała drwiąco:

— Pańska żona właśnie wraca ze swym rycerzem u boku.

Uwaga miała być żartobliwa, ale Frank miał ochotę odpowiedzieć

na nią jakąś impertynencją. Stało się dla niego jasne, że panna Weidner

chciała go podrażnić. Niewątpliwie była osobą niebezpieczną, mogącą

narobić wiele złego, której należało się strzec. Zmusił się do spokoju.

żeby nie dać jej satysfakcji.

Siddy zajęła swoje miejsce, a młody człowiek z przejęciem opowie-

dział, co Siddy wyjbrała na dzisiejszy wieczór, obiecując sobie i wszyst-

kim obecnym wiele przyjemności.

Frank musiał wszystkiego wysłuchać z pogodną miną, chociaż mia

ochotę złapać i wyrzucić za burtę tego wyraźnie oczarowanego osób?

Siddy młodziana.

Mariannę była wściekła, że przez cały czas rozmawiano wy łączu1

o grze i śpiewie Siddy, a nikomu nie wpadło do głowy, że przecież ofl

106

ra świetnie na fortepianie. Wymyślała sobie w duchu od idiotek,

ul hęciła Siddy do występu. Czuła się jak uczeń czarnoksiężnika,

Ze' me urnie okiełznać rozpętanego przez siebie żywiołu.

^to jm bardziej młody akompaniator entuzjazmował się talentami

background image

,, tynl bardziej Frank był niespokojny. Uznawał wprawdzie, że

' zystkie te pochwały są w pełni uzasadnione, ale najchętniej nie

zwoliłby nikomu słuchać śpiewu i gry Siddy — ona powinna śpiewać

arać tylko dla niego! Ogarniała go coraz większa zazdrość, ale był

bezradny.

Siddy powiedziała ze śmiechem, że dziś wieczorem będzie śpiewać

tak długo, j ak długo słuchacze będą chcieli j ej słuchać. W końcu zwróciła

się do Mariannę przyjaźnie:

— Jestem pewna, że i pani wesprze nas małym koncertem.

Reszta towarzystwa też poprosiła o współdziałanie, ale panna

Weidner była wściekła, że dopiero dzięki Siddy zwrócono na nią uwagę.

Głos zabrał teraz pan Weidner, który zawsze i wszędzie był przede

wszystkim człowiekiem interesu.

— Proszę państwa, proponuję, żeby potraktować ten koncert

jako imprezę dobroczynną z określonym celem. Kto będzie chciał

przyjść i posłuchać, niech zapłaci za wstęp; dochód można by prze-

znaczyć dla załogi statku i okazać jej w ten sposób swoje uznanie. Co

państwo o tym myślą?

Wszyscy ochoczo przyklasnęli pomysłowi. Pan Weidner zobo-

wiązał się — dla wspólnego dobra — wziąć w swoje ręce stronę

organizacyjną imprezy, a pan Partmann zaofiarował pomoc jako

mtant, P° czym natychmiast zaczęli działać. Pan Partmann sporzą-

zii listę, na której poszczególni pasażerowie mieli zadeklarować, ile

zapłacą za wejście na koncert na rzecz słusznej sprawy. Obchodząc po

ei kajuty, obaj panowie zwracali pasażerom uwagę, że załoga statku

Przeprowadziła wszystkich w dobrym stanie przez groźny sztorm. Lista

• ° zaPełniła się deklarowanymi kwotami. Przy okazji kilka osób

J! cn?c wystąpienia na koncercie: akompaniator Siddy obiecał

Of-' a to zagrać na skrzypcach, ktoś inny — na lutni, a pewna pani

U] °Wata się zaśpiewać kilka pieśni francuskich. Pospiesznie ułożono

i ' Pr°gram, przepisano go w kilku egzemplarzach na maszynie

-bieszono w różnych miejscach.

107

background image

Ten koncert, który w ogóle nie był przygotowywany, zapowiada}

się wyjątkowo świetnie. Zacząć się miał po kolacji. Wszyscy pojawili się

w wieczorowych strojach, a panowie Weidner i Partmann przekazali

kapitanowi pokaźną kwotę na rzecz załogi statku.

Siddy obserwowała rozwój wydarzeń pełna obaw. Kiedy po kolacji

wróciła z mężem do ich apartamentu, żeby się przebrać na występ,

Frank zapytał:

— No i jak, Siddy, cieszysz się, że twoje pieśni znów będą robić

furorę?

Spojrzała na niego niepewnie.

— Ach, żebyś wiedział, jaka jestem nieswoja! Oczywiście, nie

chciałabym pozbawiać załogi miłej niespodzianki; słuszny cel powinien

dodawać mi odwagi, aleja czuję się ogłuszona. Przedwczoraj śpiewałam

jedynie dla kilku ludzi, których zresztą już trochę znałam. Dziś zejdą się

prawie wszyscy pasażerowie pierwszej klasy. Nigdy nie występowałam

przed tak licznym i obcym gronem. Boję się, że będę mieć tremę i nie

wydobędę z siebie głosu.

— Bądź spokojna, Siddy. Jestem pewien, że będziesz wspaniała

i odniesiesz kolejny sukces, a ja będę z ciebie bardzo dumny. Chociaż gdyby

to ode rmnie zależało, nie pozwoliłbym żadnemu człowiekowi słuchać

twojego śpiewu... Chciałbym, żebyś grała i, śpiewała tylko dla mnie!

Powiedział to z taką pasją, że Siddy spłonęła krwistym rumieńcem.

To nie był tylko uprzejmy komplement! I ten rozdygotany głos, płonące

oczy...

— Musimy szybko być gotowi — powiedziała z wysiłkiem i znik-

nęła w swoim pokoju.

Zamknęła za sobą drzwi i opadła bez sił na krzesło. Co to miało .

znaczyć? Co takiego było w słowach Franka, że trafiły one wprost do jej

serca? Ach, wtedy chciałaby śpiewać jak najpiękniej i tylko dla niego,

walczyć pieśniami o jego miłość, wyznać w nich to wszystko, co musiała

przed nim taić.

„Spraw, dobry Boże, żeby mi się powiodło, żeby jego serce otwarło

się dla mnie. Nie dopuść, żeby zdobyła go tamta; ona nie jest dobra, chce

przykuć go do siebie dla przelotnej zabawy i żeby zadać mi ból. mieć

background image

nade mną przewagę. A ja... ja byłabym jeszcze bardziej nieszczęśliwa niż

jestem teraz. Pomóż mi, litościwy Ojcze w niebiesiech!"

108

Siddy modliła się żarliwie, a potemn szybko zerwała się i zaczęła

przygotowania. Dziś musiała zrobić wsz^rystko, żeby wyglądać pięknie,

tak pięknie jak nigdy. Postanowiła walllczyć o swego męża, którego

kochała ponad wszystko.

Ten wieczór był znowu wielkim triurmfem Siddy. Zebrała wszystkie

siły i skupiła całą wolę, żeby śpiewać najpi iękniej, bo tym razem chodziło

o jej miłość.

Sukces odniosła już grą na fortepianie. Jako pierwsza wystąpiła

jednak panna Weidner, która zagrała Hbłyskotliwie kilka swoich po-

pisowych numerów, za co nagrodzono j; ją hucznymi oklaskami. Siddy

zagrała później — po bardzo dobrze (przyjętym solo skrzypcowym

swego młodego akompaniatora, któreemu towarzyszył kapelmistrz

miejscowej orkiestry. Wykonane przez Soiddy utwory Griega, Mendel-

sohna i Schumanna wywołały taki buurzliwy aplauz, że Mariannę

pobladła z gniewu.

Potem jeden z panów zaśpiewał sz towarzyszeniem lutni kilka

prześlicznych pieśni', którymi całkowicie s oczarował słuchaczy.

Punktem szczytowym programu Ubył jednak ponowny występ

Siddy, który wywołał burzę oklasków. HNa początek zaśpiewała pieśń

Brahmsa, po niej — jedną z pieśni Schunrnanna, a na zakończenie pieśń

Griega, którą śpiewała wyłącznie z mys-ślą o Franku, gdyż była ona

wyznaniem.

Jesteś mą myślą, mym bytesm, istnieniem,

mojego serca największą bf błogością —

kocham cię, miły, każdym m«*oim tchnieniem,

jesteś mi chwilą i całą wwiecznością.

Siddy śpiewała z takim miłosnym za&pamiętaniem, że pieśń zrobiła

na słuchaczach ogromne wrażenie, ale.e najbardziej wstrząsnęła jej

mężem, który z desperacją i wzruszenieism zadawał sobie pytanie, czy

background image

kiedykolwiek zdobędzie miłość tej wspa jmiałej dziewczyny. Gdyby mu

109

się to powiodło, byłby człowiekiem, któremu cały świat mógjb

zazdrościć. I kiedy wokół huczało od oklasków, on od nowa zastanawia}

się, czy Siddy kochała go kiedyś, czy została jego żoną z miłości, czy te'

z innego powodu. I dalej rozmyślał nad tym, czy jej miłość — je^i

w ogóle istniała — zamarła wskutek jego obojętności oraz czy uda mu

się znów ją rozbudzić.

Z tych rozmyślań wyrwała go dopiero cisza, która nastąpiła po

grzmiących oklaskach. Obok fortepianu pojawiła się teraz młoda dama

która miała na zakończenie koncertu zaśpiewać kilka pieśni francu-

skich.,

Frank podniósł się po cichu i stanął tuż za krzesłem Siddy — dumny

ze swej żony, a zarazem głęboko zawstydzony, że nie poznał się od

razu na szlachetnym kamieniu, którym obdarzył go los. Siddy instynk-

townie wyczuła jego obecność. On zaś stał i patrzył na jej złociście

połyskujące włosy, na pięknie zarysowany kark i ramiona, na małe,

zaróżowione uszy.

Delikatnie położył dłonie na oparciu krzesła Siddy, po to tylko,

żeby choć trochę być bliżej niej.

Po chwili Siddy przechyliła się w stronę oparcia i jej kark zetkną}

się z dłońmi Franka. Drgnęła i zastygła na moment — bezwolna,

jakby sparaliżowana, czując fluidy płynące z jego rąk jak magnetyczne

strumienie. Przymknęła oczy i na tę jedną chwilę wyłączyły się

całkowicie jej mechanizmy obronne, na co w głębi serca dała sobie

przyzwolenie. Ale potem zebrała się w sobie i pochyliła nad torebką,

uwalniając się tym samym od jego dotyku.

Tym gestem wprowadziła go w błąd — Frank nie zorientował się,

że Siddy czuła jego dotyk; żałował tylko, że nie odchyliła się z powrotem

na oparcie, lecz siedziała sztywno wyprostowana.

Oboje nic nie słyszeli z ładnych, dowcipnych pieśni francuskich,

które spotkały się z żywym przyjęciem. Na tym koncert się skończył,

a kapitan w imieniu załogi podziękował zarówno wykonawcom, jak

background image

i słuchaczom za okazaną życzliwość.

Po koncercie zorganizowano jeszcze małą potańcówkę i Frank

mógł nareszcie znowu wziąć żonę w objęcia.

— Mam nadzieję, Siddy, że nie weźmiesz mi za złe, jeśli i dziś nie

powiem ci ani słowa o twoim występie.

no

Spojrzała na niego przelotnie i zarumieniła się.

— Ależ to nie jest przecież konieczne.

— Tak uważasz? Czy ty wiesz, jak to wszystko na mnie działa?

Śpiewałaś cudownie i nic dziwnego, że wszyscy są tobą oczarowani.

I wszyscy mi zazdroszczą takiej żony, a nikt nie wie, jak niewiele można

ffli zazdrościć.

Zabrzmiało to tak gorzko, że Siddy stropiła się i nie wiedziała, co

o tym sądzić.

— Przykro mi, że nie jesteś zadowolony z istniejącego stanu rzeczy,

Frank; ale niestety nie można tu niczego zmienić.

Zatrzymał się w tańcu i stojąc przed nią, zapytał z hamowanym

wzburzeniem:

— Czy rzeczywiście niczego nie można zmienić, Siddy?

Ominęła go wzrokiem, nie mając odwagi spojrzeć mu teraz w oczy

— nagle ogarnął ją strach, że Frank zażąda od niej wolności. Czy on

chce być wolny po to, żeby móc związać się z Mariannę Weidner? Jak

inaczej można tłumaczyć sobie jego słowa?

Nie wiedziała, że on tęskni za tym, żeby wziąć ją w ramiona^

całować jej usta i wyznać, jak bardzo ją kocha i jak gorąco pragnie jej

miłości. Upłynęło przecież zaledwie kilka tygodni, kiedy powiedział

jej wprost, że poślubił ją nie żywiąc do niej żadnego uczucia.

Co powinna zrobić, żeby go zatrzymać? Oddać mu się ze świado-

mością, że przywiodły go do niej tylko zmysły, podczas gdy jego serce

wyrywa się do innej? Czuła, że Mariannę Weidner nie udało się jeszcze

całkiem go pozyskać, ale należało się z tym liczyć, że może to nastąpić

każdego dnia. A jeśli nie Mariannę, to może pojawić się jakaś inna,

background image

która da mu to, czego ona w swej dumie musiała mu odmówić. Czy

mogła należeć do niego ze świadomością, że nie jest kochana, lecz co

najwyżej pożądana? Miał do niej wszelkie prawa, a jeśli mu tych praw

odmawiała, mógł szukać innej kobiety. I chyba takie było znaczenie

jego słów.

— Gdybyś mógł zdobyć się na cierpliwość, Frank, może mogli-

byśmy obydwoje przezwyciężyć tę sytuację. Teraz jednak nie stawiaj

mnie wobec konieczności podjęcia decyzji — powiedziała nagle.

Nie chciała i nie mogła całkiem z niego zrezygnować, dlatego

spróbowała zatrzymać go, grając na zwłokę. Frank wziął ją za rękę.

111

— Będę czekał, Siddy, jeśli tylko mogę mieć nadzieję, że pewneg

dnia staniesz się naprawdę moją żoną, tak jak teraz jesteś nią tylk

z nazwiska — powiedział wzburzony.

Siddy w dalszym ciągu nie odważyła się podnieść na niego oczu

więc nie zobaczyła, z jaką miłością i czułością na nią patrzył.

I tak umocniła się w przekonaniu, że Frank jej pragnie, ale nie

dlatego, że ją kocha, lecz dlatego, że widzi w niej kobietę, do której ma

prawo. Musiała przyznać, że Frank nie dochodził prawa w sposób

brutalny czy bezwzględny —jego zachowanie było ciągle w najwyższym

stopniu rycerskie. Na swoje utrapienie musiała go i za to coraz goręcej

i mocniej kochać.

W tym momencie ich głębokiego wzburzenia podszedł jakiś pan

i poprosił Siddy do tańca. Poszła z nim zadowolona, że nie musi dalej

prowadzić z Frankiem rozmowy na drażliwy temat. On zaś powiódł za

nią gorącym spojrzeniem, nie wiedząc, że nic nie stanęłoby na jego

drodze do szczęścia, gdyby otwarcie i szczerze powiedział swojej żonie,

że kocha ją z całego serca i z całej duszy.

XI

Od tamtego wieczoru Siddy jeszcze bardziej niż przedtem unzikała

męża, skoro tylko zostawali sami. W obecności innych osób byłs.dla

background image

niego przyjacielska i serdeczna, co prawda bardziej jako dobry kolega

niż kochająca żona. W tej drugiej roli występowałaby znacznie chęTtniej,

gdyby nie obawa, że mógłby z jej zachowania wyciągnąć mylne wni oski.

Siddy czyniła jednak wszystko, co było w jej mocy i na co pozwala—ła jej

duma, żeby wydać mu się kobietą miłą i wartościową.

Frank polegał na jej słowach i powtarzał sobie, że cierpli _wym

czekaniem dotrze w końcu do celu. Teraz miał przynajmniej nadzieryę na

szczęśliwe zakończenie i nadrabiał ochoczo swoje zaniedbania z oferesu

przed oświadczynami. Wszystkie panie na statku zazdrościły Siddy

męża tak pełnego galanterii, ale najbardziej zawiściła jej Mari^anne

Weidner. Ta zimna z natury kokietka.wbiła sobie do głowy wielką

namiętność — uczucie całkowicie obce jej płytkiej, powierzchoownej

naturze. Z każdym dniem coraz bardziej nienawidziła Siddy i roz-

myślała tylko nad tym, w jaki sposób zadać jej ból i jak przyciąjignąć

do siebie Franka. Z instynktem zakochanej kobiety wyczuła, że midędzy

młodą parą coś nie jest tak, jak być powinno. Nie stronią- c od

poplotkowania od czasu do czasu ze służbą, kiedy zależało jej na tym,

żeby dowiedzieć się czegoś interesującego, zaczęła wypytywać stewar-

desę na temat państwa Nordau.

Dobroduszna, lecz zbyt gadatliwa dziewczyna paplała wioęc ze

śmiechem, jak to strachliwa pani Nordau pilnuje, żeby małżonek migdy

nie wszedł do jej sypialni, jak to pan Nordau musiał urządzić : sobie

113

' Podroż poślubna

/

legowisko w saloniku, który zawsze opuszcza, idąc rano na basen, zanim

małżonka odważy się wyjść ze swego pokoju. A pani Nordau musi być

bardzo wstydliwa w stosunku do swego męża, bo wychodzi ze swei

sypialni dopiero wtedy, kiedy jest całkowicie ubrana, chociaż posiada

taką ładną bieliznę i szlafroki. I tu stewardesa opisała ze znawstwem

bieliznę, halki i piżamy Siddy.

background image

Niemal każdego dnia, kiedy stewardesa przebywała w jej kajucie,

Mariannę zręcznie kierowała rozmowę na wiadomy temat. Dziewczyna

wiedziała już, że panna Weidner bardzo interesuje się młodą parą i ze

zawsze może liczyć na suty napiwek, jeśli przyniesie jakąś nowinę

Dzięki temu stewardesa zwracała szczególną uwagę na wszystko, co

dotyczyło tamtych państwa. Któregoś ranka, parskając śmiechem,

opowiedziała Mariannę, że widziała, jak pan Nordau podniósł koron-

kową chusteczkę, którą zgubiła jego żona przechodząc przez salonik. Po

prostu ukradł tę chusteczkę, przycisnął do ust i schował pod poduszkę.

Jednakże ścieląc łóżka stewardesa stwierdziła, że chusteczka zniknęła.

Pomyślała, że widocznie pan Nordau odniósł ją żonie do jadalni. Ale

potem pani Nordau zapytała ją, czy nie znalazła takiej to a takiej

chusteczki. Dziewczyna zaprzeczyła i nie zdradziła, kto znalazł zgubę.

Mariannę wysłuchiwała tych relacji, trzęsąc się ze złości, ale na zewnątrz

udawała rozbawioną. Nie wiedziała, czym sobie wytłumaczyć zachowa-

nie młodej pary, ale jednego była pewna: coś tu nie grało. Nie traciła

zatem nadziei nawet wówczas, gdy stewardesa powiedziała jej ze

śmiechem, że pan Nordau nosi tę koronkową chusteczkę w portfelu na

piersi. Nie, na pewno me myli się: kiedy pan Nordau któregoś dnia

zmieniał marynarkę i położył na stole portfel, wystawały z niego

koronkowe rogi.

Mariannę mogłaby po wszystkich tych oznakach łatwo zorien-

tować się, że Frank kocha swoją żonę, ale na to nie pozwalała

jej zarozumiałość. W swojej zapalczywości uważała, że mężczyzna,

którego ona pragnie, musi odwzajemniać jej pragnienia, a okoli-

czność, że dotychczas nie zrobił nic, żeby się do niej zbliżyć, tłumaczyła

sobie wyłącznie brakiem dostatecznej odwagi z jego strony. Mariannę

była zbyt zarozumiała, żeby dopuścić myśl, iż jakikolwiek mężczyzna

mógłby nią wzgardzić.

114

Statek zbliżał się do Nowego Jorku i pasażerowie powoli pakowali

,uż walizki. Zaczęły się ogólne pożegnania, wymiana adresów w celu

background image

korespondencji i obietnice ponownego spotkania, o czym już najdalej

w godzinę po rozstaniu całkowicie zapominano.

Partmannowie wszakże umówili się z Frankiem i Siddy w sposób

zobowiązujący, zapraszając ich do siebie, a także planując wspólne

spędzenie wieczoru w hotelu, w którym Nordauowie mieli zamówione

pokoje. Należało się także liczyć z tym, że przy tej okazji dojść może do

spotkania z panną Weidner i jej ojcem, ale z tym towarzystwo już się

pogodziło. Partmannowie dobrze wiedzieli, ile trudu zadawała sobie

Mariannę, żeby złapać Franka w swoje sieci, ale równie dobrze

orientowali się, że Frank nie ma żadnej ochoty dać się złapać. Oboje

nie mieli wątpliwości, że Frank bardzo kocha swoją żonę i że ona

w pełni odwzajemnia jego miłość, chociaż oboje zawsze zachowywali

się bardzo powściągliwie i nie uzewnętrzniali swoich uczuć. Ale o tym,

że nigdy ich sobie nawzajem nie wyznali, Partmannowie nie mieli

oczywiście pojęcia.

Po przybyciu do Nowego Jorku wszyscy stracili się z oczu

w ogólnym rozgardiaszu przy załatwianiu formalności związanych

z przyjazdem.

Frank i Siddy pojechali natychmiast do hotelu i zajęli dwa

sąsiadujące ze sobą pokoje, położone tak wysoko, jak Siddy nigdy

jeszcze nie mieszkała. Z lekkim zawrotem głowy spojrzała z okna na

ruchliwą ulicę.

\

Jednocześnie przybyła do hotelu panna Weidner z ojcem.

Natychmiast zasięgnęła języka, gdzie znajdują się pokoje państwa

Nordau, i tak sprytnie pokierowała sprawą, że otrzymała pokoje

dla siebie i ojca tuż obok, przy czym pan Weidner absolutnie w niczym

się nie spostrzegł. Potem zadała hotelowemu służącemu podchwytli-

we pytanie i ustaliła, który pokój zajmuje Frank. Od stewardesy na

statku wiedziała bowiem, że Nordauowie zajmują oddzielne sypial-

nie.

W hotelu tym wszystkie pokoje można było łączyć ze sobą lub

oddzielać od siebie, korzystając z podwójnej pary rozsuwanych drzwi.

Tak więc kiedy Mariannę została wreszcie sama, zajęła się przede

wszystkim drzwiami między pokojem Franka a swoim.

background image

115

Otworzyła po cichu te od swojej strony — przesunęły się bezgłośnie

po prowadnicy — i przyłożyła ucho do tych drugich. Usłyszała jakieś

szmery: znak, że Frank był jeszcze w pokoju.

Bez cienia zażenowania zajrzała przez dziurkę od klucza, ale

niczego nie zobaczyła. Prawdopodobnie w drzwiach Franka, tak samo

jak po jej stronie, tkwił klucz.

Cicho zasunęła drzwi i zaczęła urządzać się i rozpakowywać rzeczy.

Już niemal z tym skończyła, kiedy usłyszała, że Frank wyszedł na

korytarz i puka do pokoju żony. Po chwili dobiegł ją odgłos otwierania

i zamykania drzwi od pokoju Siddy, a potem usłyszała rozmowę

małżonków idących korytarzem do windy.

, — Zjedzmy,, teraz coś na prędce i chodźmy powłóczyć się po

mieście, a na diner wrócimy do hotelu.

— To mi odpowiada, Frank — odpowiedziała Siddy.

Mariannę wiedziała zatem, że Nordauowie przyjdą na kolację do

hotelowej sali jadalnej. Przebrała się i kiedy ojciec zapukał do drzwi,

była gotowa do wyjścia. Nie był to jej pierwszy pobyt w Nowym Jorku;

mieli tu z ojcem nawet znajomych, którym pragnęli złożyć wizytę.

.Mariannę zaproponowała ojcu, żeby jednak wpierw zajrzeć do sali

jadalnej, a ponieważ pan Weidner miał jeszcze coś załatwić z portierem,

ofiarowała się pójść tam sama i wyszukać stolik.

Kelner zaprowadził ją do wielkiej sali, gdzie w długich rzędach stały

nakryte stoliki. W tej chwili nikt przy nich nie siedział, sala była pusta.

Mariannę zagadnęła kelnera dyplomatycznie:

— Jeśli się nie mylę, przed chwilą byli tu nasi znajomi, państwo

Nordau, żeby zarezerwować stolik?

Podstęp okazał się skuteczny.

— Tak jest, milady. Mister Nordau zamówił na dwie osoby tamten

mały stolik przy oknie.

— Doskonale. Niech pan, proszę, zarezerwuje dla mnie i dla mego

ojca stolik obok. Nie będziemy mogli siedzieć z naszymi znajomymi

razem, bo stoliki są za małe, ale przynajmniej będziemy blisko siebie.

background image

I wielce z siebie zadowolona wróciła do hallu, żeby wyjść z ojcem

i złożyć planowaną wizytę.

Frank i Siddy zajęli wieczorem w jadalni swoje miejsca bez żadnych

podejrzeń, nie troszcząc się o to, kto będzie siedział przy sąsiednim

116

stoliku. Ale nie zdążyli nawet rozpocząć kolacji, kiedy obok pojawił się

pan Weidner, prowadząc pod ramię córkę. Mariannę zamarkowała

wielkie zaskoczenie i podeszła do Siddy z wyciągniętą ręką.

— No, nie! To czarujące, że już spotkaliśmy się!

Siddy przybladła. Wiedziała, że Weidnerowie też mieli zamiar tu

zamieszkać, ale z uwagi na ogrom amerykańskich hoteli, nie obawiała

się bliższych kontaktów. Tymczasem ta tak bardzo jej niesympatyczna

pannica wynurzyła się nagle tuż obok i bez wątpienia znów będzie

chciała zaanektować Franka. Serce Siddy drgnęło nagle przykrym

podejrzeniem: czy Frank wiedział, że Weidnerowie mają miejsca obok

nich? A może wszystko zostało ukartowane?

Gdyby wiedziała, jak bardzo Frank zirytował się tym spotkaniem,

uspokoiłaby się natychmiast. Chcąc nie chcąc musiał jednak nie tylko

udawać radosne zdziwienie, ale także wyrazić zgodę, kiedy Mariannę

z filuterną minką i przesadną wesołością zaproponowała:

— Może zsuniemy nasze stoliki? Będzie nam się lepiej rozmawiało.

Siddy z wielkim trudem udało się nie okazać niezadowolenia

z pojawienia się Weidnerów. Zanim zdążyła ochłonąć, oba stoliki

zostały już zestawione i wszyscy zasiedli razem.

Frank spojrzał ukradkiem na żonę, nagle milczącą i zgaszoną.

Podczas przechadzki po mieście była niezwykle ożywiona i wesoła.

Powiedziała Frankowi, że w recepcji czekał już na nią list od Margot,

i zrelacjonowała jego treść. Na Franka również czekała poczta od

połączonych firm, zawierająca różne dyrektywy w sprawach hand-

lowych. Opowiedział żonie o wszystkim, co mogło ją zainteresować,

i przekazał pozdrowienia od swych rodziców i jej ojca. W czasie tej

długiej wędrówki po Nowym Jorku rozmawiali z wielkim ożywieniem,

background image

a teraz nagle Siddy umilkła i sidziała dziwnie osowiała.

Pojawienie się Weidnerów i dla niego było bardzo nieprzyjemne.

Cieszył się, że choć tutaj będzie z Siddy sam, skoro żadne z nich nie

wchodziło do pokoju drugiego. A tu tymczasem... Frank podejrzewał

oczywiście, że Mariannę trochę dopomogła „przypadkowi" i to natrę-

ctwo popsuło mu humor. Jednakże nie można jej było obrazić, nie

obrażając zarazem jej ojca, który był przecież miłym starszym panem.

To on zresztą głównie podtrzymywał rozmowę przy stole, Marian-

nę bowiem ograniczała się do rzucania Frankowi upojnych spojrzeń,

\

777

a czasem zwracała się do Siddy z „miłą" uwagą, zawierającą przeważnie

jakąś ukrytą złośliwość. Siddy odpowiadała na to banalnym, nic nie

mówiącym frazesem. Frank wdał się w końcu w dyskusję z panem

Weidnerem o interesach, żeby jak najmniej mieć do czynienia z Marian-

nę, której spojrzenia irytowały go w najwyższym stopniu.

Po kolacji pan Weidner zaproponował, żeby przejść do westybulu

i posłuchać tam koncertu, a może potem młodsi nabiorą ochoty trochę

potańczyć. Frank jednak — wiedząc, że Siddy na tym nie zależy

— szybko odmówił, tłumacząc, że oboje z żoną są zmęczeni, bo od

wczesnego rana na nogach. Mariannę nie tracąc czasu przejęła ini-

cjatywę i poleciła kelnerowi zarezerwować ten stół na cztery osoby także

na jutrzejszy diner, po czym również wyraziła chęć udania się na

spoczynek. Nie przyszło jej przy tym na myśl, żeby zapytać, czy

Nordauowie zgadzają się na wspólne zjedzenie kolacji jutro, a Frank

i Siddy nie odważyli się temu sprzeciwić: Siddy dlatego, że myślała, iż

Frankowi na tym zależy, a Frank dlatego, że bezceremonialność panny

Weidner po prostu odjęła mu mowę.

Kiedy wszyscy razem wysiedli z windy, Mariannę udała wielkie

zdziwienie:

— Ach, państwo też mieszkają na tym piętrze?

— Na to wygląda, proszę pani — odparł Frank sucho.

Przez głowę Siddy znów przemknęło podejrzenie, że również ten

background image

„przypadek" był z góry zaplanowany przez Franka i tamtą. Kiedy

w dodatku okazało się, że pokój Mariannę przylega do pokoju Franka,

ogarnęły ją takie niedobre myśli, że tylko z najwyższym wysiłkiem

zdołała opanować się i spokojnie pożegnać. Frank niechcąco umacniał

Siddy w złym nastroju — zirytowany i zaskoczony zachowywał się tak

niepewnie i nienaturalnie, że omal się nie rozpłakała. Swobodny

pozostał jedynie pan Weidner, który zrobił nawet jakąś żartobliwą

uwagę na temat kolejnego .szczęśliwego przypadku. Mariannę rzuciła

w stronę Siddy zwycięskie spojrzenie, które tylko potwierdziło jej

najgorsze przypuszczenia.

Frank podniósł do ust jej drobną, chłodną dłoń, życząc dobrej

nocy, po czym Siddy natychmiast weszła do swego pokoju. Frank

wiedział wprawdzie, że żona patrzy nieufnie na czynione mu przez

pannę Weidner awanse i że kolejne „przypadki" nie sprawiły JeJ

118

przyjemności, ale że sam był całkowicie uodporniony na uroki Marian-

nę, do!głowy mu nie przyszło, że Siddy może być serio o nią zazdrosna.

Pożegnawszy pana Weidnera i jego córkę, poszedł do siebie

i niebawem usłyszał Mariannę śpiewającą czułą pieśń miłosną. Potrząs-

nął głową coraz bardziej rozeźlony. Tego już za wiele! Co ona właściwie

sobie wyobraża!

Energicznie przysunął do ich wspólnych drzwi kufer i zawiesił na

nich pled podróżny, podejrzewając, że panna Weidner jest zdolna nawet

do podglądania przez dziurkę od klucza. Upewnił się też, czy jego drzwi

są zamknięte. Nie wiedział, że Mariannę odsunęła w swoich drzwiach

zasuwkę i że gdyby i on otworzył drzwi od swojej strony, oba pokoje

zyskałyby połączenie.

Nie wiedział również, że jego młoda żona chodzi tam i z powrotem

po swoim pokoju dręczona zazdrością.

XII

background image

Następnego dnia Frank miał zacząć załatwianie spraw firmy. Przy

śniadaniu zapytał więc Siddy, jak ma zamiar spędzić dzień.

,

— Żałuję, ale w ogóle nie mogę ci powiedzieć, kiedy będę wolny

i będę mógł poświęcić ci czas. Na wszelki wypadek wynająłem auto do

twojej dyspozycji; wystarczy, że powiesz portierowi, o której godzinie

mają po ciebie przyjechać. Może odwiedzisz dziś panią Partmann?

Obiecywała, że zatroszczy się o ciebie, kiedy ja będę zajęty interesami.

To może trwać do piątej po południu, a nawet jeszcze dłużej.

— Nie kłopocz się o mnie, Frank. Wiem, jak sobie wypełnić dzień.

A do pani Partmann dziś nie pójdę, bo nie będzie miała jeszcze czasu.

Może odwiedzę ją jutro. Zjem lunch w hotelu, a potem wybiorę się na

mały objazd po mieście.

* — Dobrze, Siddy, ale pojedź tylko autem przeze mnie wynaję-

tym, żebym był spokojny. Mógłbym poprosić pana Weidnera, żeby się

tobą zaopiekował, ale sądzę, że osoba panny Weidner nie jest ci zbyt

miła.

Siddy zaczerwieniła się. Chętnie wypowiedziałaby swoje zdanie na

temat panny Weidner, ale, nie wiedziała, czy stała się ona Frankowi

na tyle droga, że mogłoby go to dotknąć. Ograniczyła się przeto do

stwierdzenia:

— Nie, to absolutnie zbyteczne! Pan Weidner będzie prawdopo-

dobnie równie zaabsorbowany interesami jak ty.

— No to mogłabyś umówić się z panną Weidner; ona chyba

chętnie przyłączyłaby się do ciebie.

120

Siddy patrzyła w talerz. W jakim celu było to powiedziane? Zależało

mu na tym, żeby miała towarzystwo, czy też chciał przez to coś powiedzieć?

A może sam się z nią umówił i mają zamiar gdzieś się spotkać? Bo o tym,

że ta młoda dama byłaby nie od tego, Siddy była przekonana. A Frank?

Czy mógłby to zrobić? Serce podpowiadało jej, że nie, ale rozum mówił,

że nie może wziąć Frankowi za złe, gdyby chciał zbliżyć się do innej

kobiety. Przecież sama zwróciła mu wolność, a on — był mężczyzną.

background image

Zabolało ją serce, ale zebrała się w sobie i powiedziała spokojnie:

— Panna Weidner nie jest mi na tyle sympatyczna, żebym do-

browolnie szukała jej towarzystwa.

— Jasne. A więc umówmy się, że o piątej będę na pewno w hotelu

1 wypijemy razem herbatę.

— Dobrze, ja też będę o piątej.

Frank pożegnał żonę jak zawsze z galanterią, a ona życzyła mu

pomyślnego załatwienia spraw. I z tym się rozstali.

Frank wyszedł, a Siddy pojechała na górę do swego pokoju.

Wysiadając z windy, natknęła się na pannę Weidner.

— Ach, dzień dobry pani! Już tak wcześnie na nogach?

— Jak pani widzi. Zamierza pani wyjść?

Pytanie to zadała Siddy z wewnętrznym niepokojem: czy tamta

wybiera się już na spotkanie z Frankiem?

— Nie, najpierw zjem z papą śniadanie. Pani już jadła?

— Właśnie wracam z jadalni.

— A małżonek jeszcze tam został?

Dla Siddy było oczywiste, że Mariannę ma ogromną ochotę

zobaczyć Franka, toteż z prawdziwą satysfakcją odparła:

— Nie, mój mąż musiał wyjść na krótko załatwić pewien interes,

ale zaraz potem mamy się spotkać.

— Ach, te nieszczęsne interesy! Tutaj jest z tym jeszcze gorzej niż

na miejscu w domu. Ja także rzadko tu widuję papę. Będzie pani musiała

mnie wziąć trochę na hol, żebym nie była zupełnie sama. Jakie plany

macie państwo na dzisiaj?

Siddy była już pewna, że podejrzewanie Franka o ciche rendez-vous

2 Mariannę było niesłuszne i w duchu przeprosiła go za to ze skruchą.

Wiedziała jednak, że to nie zasługa Mariannę, która chętnie by się

zgodziła na randkę. Siddy postanowiła wyprowadzić ją w pole.

121

\

—^- Jeszcze nie ustaliliśmy. Ja muszę teraz szybko, przed powrotem

męża, napisać list do domu.

background image

— Ach, świetnie! W takim razie na pewno się spotkamy. O pierw-

szej, prawda?

Siddy z uśmiechem skinęła głową.

— Tak jest, o pierwszej.

Panie rozstały się, a Siddy pomyślała z satysfakcją, że panna

Weidner będzie srodze rozczarowana, gdy Frank nie pojawi się

w południe. W nastroju lekkiego rozbawienia poszła do swego pokoju.

Za cenę pewności, że panna Weidner nie jest z Frankiem na mieście,

chętnie zniesie jej towarzystwo w czasie lunchu.

Uspokojona zabrała się do korespondencji. Napisała długi list do

Margot, krótszy do matki i kilka widokówek do przyjaciółek. Treść tej

korespondencji była pogodna, tak żeby nikt nie domyślił się ciężkiego

położenia Siddy. Adresaci powinni być przekonani, że te serdeczne

pozdrowienia przesyła im szczęśliwa młoda żona.

Potem siedziała jeszcze przez chwilę przy oknie, obserwując uliczny

ruch. I nagle zobaczyła po drugiej stronie ulicy pannę Weidner

oglądającą wystawy i najwidoczniej znudzoną bezcelowym pałętaniem

się. Siddy zrobiło się całkiem lekko na sercu.

Przygotowała się do wyjścia na lunch i po chwilce zjechała windą.

Przy stole, przy którym jadła wczoraj kolację z Frankiem i Weidnerami,

siedziała samotnie Mariannę.

— Jest pani sama? — zapytała Siddy. — Czy ojciec pani jeszcze nie

wrócił?

— Nie. I można wątpić, czy zdąży wrócić na lunch. Po jego wyjściu

postanowiłam przejść się po najbliższych ulicach, żeby zobaczyć

wystawy. Myśli pani, że sklepy w Nowym Jorku mają coś szczególnego

do zaoferowania? Wszystko, co widziałam, mamy również w Berlinie,

i to o wiele taniej. Okropnie się wynudziłam. Jestem zadowolona, że

będę mogła choć przez godzinkę pogawędzić z panią i pani mężem.

Po ustach Siddy przemknął ledwie dostrzegalny kpiący uśmiech.

— Muszę panią niestety rozczarować — powiedziała ze skryw aną

satysfakcją. — Będzie pani musiała zadowolić się moim towarzystwem-

Mój mąż nie wróci na lunch i w ogóle nie wiem, kiedy skończy dziś

załatwiać swoje sprawy.

background image

122

Mariannę Weidner nawet nie próbowała ukryć swego niezadowo-

lenia.

— Och, ten Nowy Jork! Business pożera tutaj wszystko! Więc

mamy tak siedzieć same, bez męskiego towarzystwa?

— Nic innego nam nie pozostaje.

— Pozwolę sobie jednak zauważyć, że ja nie pozwoliłabym

mojemu mężowi, żeby w trakcie podróży poślubnej zostawiał mnie

samą na tak długo — powiedziała Mariannę kwaśno.

Siddy robiło się coraz lżej na sercu.

— Jestem z kupieckiej rodziny, tak samo zresztą jak pani, i wiem,

że sprawy firmy są ważniejsze niż przyjemności. Mój mąż na pewno

wolałby być teraz ze mną.

Twarz Mariannę przybrała złośliwy wyraz.

— I pani w to wierzy? Chętnie poznałabym takiego niezwykłe-

go mężczyznę! Każdy z nich jest zadowolony, jeśli może znów poczuć

się wolny, bez krępujących więzów... nawet w czasie podróży poślub-

nej.

Siddy nie mogła powstrzymać się od uwagi:

— Zabrzmiało to tak, jakby miała już pani za sobą najgorsze

doświadczenia.

— Nie ja, na szczęście, ale inne. Żaden mężczyzna nie jest wierny.

Siddy zmusiła się do uśmiechu.

— Tak pani myśli?

— Nie mam co do tego cienia wątpliwości! Wychodząc za mąż, nie

będę miała żadnych iluzji do stracenia. Człowiek nowoczesny jest

dobrze poinformowany. Żaden mężczyzna niczego mi nie wmówi.

Dlatego chcę zachować wolność tak długo, jak się da. My, dziewczęta

z bogatych domów, ciągle jeszcze jesteśmy poślubiane przede wszystkim

z powodów majątkowych. A może wierzy pani, że została pani wybrana

wyłącznie z miłości?

Na twarzy Siddy pojawił się ciemny rumieniec, serce drgnęło jej

background image

bólem.

— To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Ale to bardzo

smutne, że żywi pani takie przekonania. Czego będzie pani oczekiwać

od małżeństwa!

Mariannę roześmiała się drwiąco.

123

— Ach, pani jest jeszcze bardzo oderwana od życia. U rodowite]

berlinianki, jak pani; to istny dziw. Ja widzę świat wyraźnie, a kiedy

wyjdę za mąż, zażądam takich samych praw, jakie przyznają sobie

mężczyźni. A poza tym zanim się z kimś zwiążę, nie będę siedzieć w kącie

za piecem ani zamykać oczu, lecz dobrze rozejrzę się dookoła, żeby

znaleźć mężczyznę, który mi się spodoba. A potem nie będę skubać

kwiatków, drżeć z niepewności i cierpieć katuszy; wręcz przeciwnie:

nie będę robić tajemnicy z tego, co czuję, tylko otwarcie przyznawać się

do tego, że ktoś mnie pociąga. Jest pani zaszokowana?

Niewątpliwie był to właśnie szok, ale Siddy za nic nie przyznałaby

się do tego. Nieskrępowana niczym zuchwałość Mariannę wprawiła ją

w osłupienie.

— Czy to ma znaczyć, że będzie pani czynić awanse mężczyźnie,

który się pani spodoba?

— Oczywiście, inaczej nie będzie wiedział, że mi się podoba.

— A jeśli... ten mężczyzna nie będzie wolny, jeśli będzie należał do

innej kobiety?

Mariannę wzruszyła ramionami.

— Wtedy będzie mógł zdecydować, która mu bardziej odpowiada:

ja czy tamta.

— Byłaby pani w stanie odebrać jakiejś kobiecie męża? — spytała

Siddy do głębi wzburzona.

— A dlaczego nie? Jeśli mi się coś podoba, wyciągam po to i ekę

— oznajmiła Mariannę, błysnąwszy złośliwym spojrzeniem.

— Ależ panno Weidner!

Mariannę roześmiała się i zapaliła papierosa.

— To panią szokuje?

background image

— Myślę, że takim samym prawem kieruje się złodziej, wyciągają-

cy rękę po cudzą własność.

Mariannę miała drwiącą minę.

— Nonsens! Człowiek nigdy nie może być nieograniczoną

własnością drugiego człowieka. Uczucia zmieniają się. Jeśli dziś spodo-

ba mi się mężczyzna innej kobiety, dojdzie do walki między nią a rnn4

Jeśli wygram — ona musi się poddać; wygra ona — ja będę musia'a

zrezygnować.

Siddy kurczowo ścisnęła ukryte pod stołem dłonie.

124

— A jeśli... wyjdzie pani za mąż i będzie kochała męża, a on stanie

się potem obiektem takiej, jak to pani nazywa, walki, w której wygra ta

inna, to co wtedy?

— Będę się oczywiście bronić ze wszystkich sił i zrobię wszystko, co

w mej mocy, żeby przekonać mego męża, że kocham go co najmniej tak

mocno jak tamta. Będę starała się pokonać moją rywalkę na wszelkie

sposoby. A jeśli to nie pomoże, wtedy adieu\ l wówczas postaram się jak

najszybciej poszukać innego, żeby się w nim zakochać.

Siddy była skonsternowana.

— To nie jest takie łatwe!

Mariannę uśmiechnęła się kpiąco.

— Jeśli ten mężczyzna roztaczał jakiś szczególny urok, to zapewne

me będzie to zbyt łatwe. Ale zawsze lepiej jest znaleźć tego drugiego niż

przywdziać włosiennicę i posypać głowę popiołem.

— Mówi pani bardzo dziwnie. Wszystko, co pani powiedziała,

wydaje mi się czymś niebywałym. Nie rozumiem pani.

— Wierzę' w to! Ja od razu panią właściwie oceniłam i zawsze pani

trochę współczułam — odparła Mariannę sarkastycznie.

Siddy wyprostowała się.

— Nie ma żadnej potrzeby, żeby mi współczuć.

W oczach Mariannę pojawił się niebezpieczny błysk.

— Tego nie może pani wiedzieć.

background image

— Owszem, wiem!

— Wykluczone! Może właśnie w tej chwili mąż zdradza panią

2 jakąś kobietą, która ma na to ochotę. A jeśli nie dziś, to jutro albo

pojutrze, za tydzień lub za rok. Pewien poeta powiedział kiedyś, że

w przeznaczeniu kobiety bardziej nieuchronne jest to, że zostanie

zdradzona, niż to, że umrze. I ja myślę, że on miał rację. Dlaczego więc

my, kobiety, nie możemy zgotować mężczyznom takiego samego losu?

Mariannę Weidner chciała swymi wywodami pognębić i zaniepo-

koić Siddy i powiodło jej się to aż za dobrze.

W duszy Siddy ciągle jeszcze dźwięczały okrutne słowa o zdradzie

ardziej nieuchronnej niż śmierć. Czy nie był w nich zawarty również

JSJ los? Czy nie siedziała naprzeciwko kobiety, która taki właśnie los

ciała jej zgotować? Jakie poglądy miała ta dziewczyna! Jak śmiało

ez zahamowań je wypowiadała! Jeśli rzeczywiście Frank jej się

125

l

spodobał, to wyjdzie naprzeciw jego pragnieniom przy najdrobniejsze)

nadarzającej się okazji.

Siddy wyprostowała się i odparła chłodno, nie dając po sobie

poznać, jak głęboko czuje się dotknięta:

— Lepiej skończmy tę rozmowę, panno Weidner. Nie mogę

zgodzić się z panią ani wypowiadać na ten lemat.

Mariannę raz jeszcze zaciągnęła się papierosem, a potem zgniotła

niedopałek w popielniczce, patrząc na Siddy z wyraźną ironią.

— Pani zapewne sądzi, że namiętność można zgasić tak jak

ogieniek tego papierosa. Jest pani mężatką, ale sprawia pani wrażenie

kobiety jeszcze całkowicie niedoświadczonej. Zapewne wyglądałoby to

inaczej, gdyby pani małżeństwo nie rozgrywało się w dwóch oddzielnych

sypialniach.

Siddy drgnęła. Co Mariannę Weidner chciała przez to powiedzieć?

Czyżby wiedziała ojej małżeństwie więcej niż Siddy przypuszczała? A od

kogo mogłaby dowiedzieć się jakichś szczegółów, jak nie od Franka...

Czy między nim a tą dziewczyną doszło już do takiej bliskości, że

background image

powierzył jej tajemnicę swojego małżeństwa?

Siddy nie domyśliła się oczywiście, że Mariannę przeprowadziła

śledztwo — najpierw na statku, a potem tu, w hotelu — z którego

wynikało, że młoda para sypia w oddzielnych pokojach.

Czując ucisk w sercu, Siddy fnocno przygryzła wargi, żeby

powstrzymać zbierające się łzy. Świadomość, że panna Weidner tylko na

to czyha, pomogła Siddy opanować się. Podniosła się i powiedziała

spokojnie: >

— Muszę panią teraz pożegnać. Nie sądzę, żebyśmy miały sobie

jeszcze do powiedzenia coś, co dla nas obu byłoby interesujące, gdyż

nasze poglądy są absolutnie rozbieżne.

W oczach Mariannę znów pojawił się złośliwy błysk.

— Kto wie, czy to jest takie pewne: może mamy podobny gust? Na

przykład ta suknia, którą ma pani na sobie, podoba mi się tak dalece, że

chętnie bym ją nosiła.

Siddy zbladła. Aluzja była przejrzysta. Nie suknię miała Mariannę

na myśli, lecz mężczyznę. Siddy uznała jej zachowanie za bezwstydne,

lecz nawet nie mogła przeciwko temu zaprotestować, gdyż tamta

skwitowałaby to tylko drwiącym śmiechem.

126

Zebrawszy się na odwagę,, Siddy odparła:

_ Przykro mi, ale nie ododam pani tej sukni. Zresztą... chyba nie

chciałaby pani nosić czegoś używanego.

_ Naprawdę chce mnie jpani już opuścić? — spytała Mariannę

z grzecznym ubolewaniem, jak . gdyby nic między nimi nie zaszło.

Siddy skinęła głową na poożegnanie i wyszła z jadalni. Pojechała

windą na górę i dopiero w swoim pokoju rozpłakała się.

W jej pamięci ożyły tetraz wszystkie słowa Mariannę — te

jednoznaczne i te dwuznaczne — a kiedy przypomniała jej się uwaga na

temat oddzielnych sypialni, zaciała sobie raz jeszcze pytanie: czy panna

Weidner wiedziała o tym od Franka? Ale • doszedłszy w swych roz-

myślaniach do tego miejsca, Sicłdy zerwała się nagle i potrząsnęła głową.

background image

Nie! Tego Frank nigdy by nie zrobił, nawet gdyby był bardzo blisko

z jakąś kobieta! Na pewno nie wyjawiłby nikoinu ich tajemnicy.

Mariannę Weidner wyszpiego^swała w jakiś sposób, że jej małżeństwo

z Frankiem nie jest właściwie r*iałżeństwem. Niejeden raz zdradzała się

ze swą skłonnością do Frania, a dzisiaj przedstawiła Siddy swój

pozbawiony skrupułów pogląd! na problem małżeńskiej zdrady. A więc

to nie zasługa Mariannę, że Frank zachowywał się wobec niej tak

powściągliwie.

Siddy wstrząsnęła się ze zgrozy. Jak młoda dziewczyna może

obnosić si,e z podobnymi poglsądami! Nie, nie można bez walki oddać

Franka tej kobiecie! Mariantie Weidner wypowiedziała jej bezpar-

donową walkę — dobrze, ona_ ją podejmie.

Siddy doprowadziła się cło porządku, przemyła zapłakane oczy,

odświeżyła się wodą kolońską. Było pół do czwartej — niebawem wróci

Frank. Nie powinien poznać, że płakała. Przypudrowała lekko twarz,

a potem stanęła przy oknie i wyjrzała na ulicę.

Tam w dole mijają się w nieustannym pośpiechu jacyś ludzie. Mają

swoje udręki i cierpienia, ale tłumią je codzienną krzątaniną, po-

konywaniem codziennych trosk. Ona też musi ukryć swój ból. Pośród

tych rozmyślań usłyszała, że \v pokoju Franka skrzypnęły otwierane

drzwi. Nastawiła uszu — czyżby już wrócił? I wtedy usłyszała pukanie

do drzwi wewnętrznych.

— Jesteś tam, Siddy?

— Tak, Frank. Wróciłeś*?

127

— Och, nie było mnie aż nadto długo! Martwiłem się o ciebie.

— Nic mi się nie stało. Niepotrzebnie się niepokoiłeś.

— Muszę się teraz trochę odświeżyć. Czy mogę przyjść po ciebie

i zabrać cię na herbatę?

i

— Chętnie, Frank. Daj znać, jak będziesz gotowy.

Na twarzy Siddy błysnął nagle uśmiech. Jak mogła bać się i choćby

przez moment wierzyć, że Frank wygadał się z ich małżeńskimi

problemami! I nagle olśniło ją, skąd Mariannę wie o ich oddzielnych

background image

sypialniach: z pewnością słyszała ze swego pokoju, jak Frank rano

zapukał do Siddy z zapytaniem, czy dobrze wypoczęła. Ależ oczywiście!

' Ta bezczelna dziewczyna po prostu blefowała! Podejrzewanie Franka

było głupotą! On był w każdym calu dżentelmenem i nigdy nie

powiedziałby ani słowa, które mogłoby sprawić Siddy przykrość.

Pół godziny później Frank siedział z żoną w hotelowej herbaciarni

i — bardzo zadowolony ze swych poczynań — opowiadał o tym, co

zdziałał w ciągu dnia. Szczęśliwie udało mu się załatwić o wiele więcej niż

zakładał. Jutro przed południem będzie miał znowu konferencję, ale

popołudnie ma wolne i rezerwuje je dla niej.

— Czy bardzo się nudziłaś, Siddy? Jak spędziłaś dzień? — spytał,

patrząc na nią z przyjemnością i chłonąc jej bliskość, której przez tyle

godzin był pozbawiony.

Siddy opowiedziała o tym, co robiła, a kiedy Frank usłyszał, że

jadła lunch w towarzystwie panny Weidner, zmarszczył lekko czoło.

— Nie jestem zadowolony, Siddy, że wchodzisz z nią w bliższe

kontakty — powiedział stanowczym tonem.

Siddy popatrzyła z uwagą.

— Mogę wiedzieć, dlaczego?

— Uwierz mi, to nie jest dla ciebie towarzystwo.

— Nigdy go też nie szukałam. To raczej ona się narzuca; tak mi się

przynajmniej wydaje. '

Frank roześmiał się twardo.

— Mnie też się tak wydaje! Pół biedy, jeśli mogę ci towarzyszyć, ale

kiedy zostajesz sama, postaraj się ją jakoś wymijać.

— Och, chętnie! — odetchnęła Siddy z ulgą.

— Zabrzmiało to tak, jakbyś miała już kiedyś złe doświadczenia...

Siddy zmusiła się do spokoju.

128

' — Ja... ja myślę, że bardzo różnimy się poglądami.

— l chwała Bogu! Jestem o tym przekonany! — powiedział Frank

energicznie.

background image

Siddy zarumieniła się. Nie wiedziała, co myśleć o jego słowach.

Czyżby Frank nie był dobrego mniemania o pannie Weidner? Ale

w duchu usłyszała znów drwiący głos Mariannę: „W przeznaczeniu

kobiety bardziej nieuchronne jest to, że zostanie zdradzona, niż to, że

umrze". Te słowa będą się jej zawsze przypominały, kiedy w jej serce

zacznie wkradać się nieśmiała nadzieja. A może on wyraził się o Marian-

nę tak ujemnie, żeby zataić swoje zainteresowanie nią — żeby ukryć to,

że jej pragnie?

Siddy postanowiła mimo wszystko podjąć walkę.

— Czy mogę cię o coś poprosić, Frank?

Spojrzał jej w oczy z taką czułością, że w Siddy zamarło serce.

— Uczynisz mnie szczęśliwym, jeśli będę mógł spełnić twoje

życzenie.

Siddy zaczerpnęła tchu.

— Chciałabym pójść z tobą do teatru dziś wieczorem, a potem na

kolację — gdziekolwiek, byle nie tu. Wyznam otwarcie, że wolałabym,

jeśli to możliwe, uniknąć^spotkania z panną Weidner, nawet w większym

gronie.

Przez chwilę patrzył uważnie w jej pobladłą nagle twarz. Wyczuwał

instynktownie, że prośba Siddy miała jakieś szczególne podłoże. Czyżby

Mariannę próbowała zrobić coś niegodziwego? Nie dopytując o nic,

powiedział skwapliwie:

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, co jednak nie oznacza,

że spełnienie go przychodzi mi ciężko. Przeciwnie: odgadujesz moje

myśli. Nie lubię widzieć cię w towarzystwie panny Weidner, a poza tym

wydaje mi się, że pokazała ci się dzisiaj z dość niekorzystnej strony.

Będziemy unikać spotkań z nią.

Skinęła mu głową, przepełniona wdzięcznością, ale w duchu

zadawała sobie pytanie: „Czy on nie chce mnie widzieć z nią razem i nie

życzy sobie kontaktów między nami dlatego, że pragnie uczynić z niej

sw«ją kochankę?" Ta myśl była istną udręką.

Frank obserwował Siddy z pewnym niepokojem. Wydawała mu się

zmieniona. Z pewnością coś zaszło między nią a panną Weidner.

129

background image

9 Pod

lr°z poślubna

Dowodziła tego również jej prośba, żeby nie spotykać się dziś wieczoren,

z Weidnerami. Nie chciał jednak dalej badać, co zaszło, żeby nj

komplikować sprawy.

Zmieniając temat, poinformował Siddy, że sprawy handlowe

w Nowym Jorku zdoła załatwić w ciągu najdalej dziesięciu-dwunastu

dni.

— Potem wyjedziemy i w ogóle nie będziesz musiała stykać się

z panną Weidner — powiedział na zakończenie.

— Zapominasz, że Weidnerowie wybierają się w tym samym

czasie, co my na Florydę. Przecież chcą nawet spotkać się z nami

w Miami.

— Ach, prawda! Zupełnie o tym zapomniałem. Ale może mogli-

byśmy zapobiec temu spotkaniu. Zdaje się, że powiedzieliśmy im,

w którym hotelu mamy zamiar zatrzymać się. W Miami jest więcej

dobrych hoteli, więc możemy zmienić plany i zamieszkać gdzie

indziej. Nie chciałbym, rzecz jasna, urazić starszego pana, ale na jego

użytek znajdę jakąś wymówkę i wyjaśnię, dlaczego wybraliśmy inny

hotel.

Siddy przygryzła usta. To, co mówił o Mariannę, dowodziło, że jest

mu obojętna. Chyba że... tylko udawał obojętność, aby wprowadzić

żonę w błąd. Nie, trzeba się z tego wyłączyć, uporać się z tymi

podejrzeniami!

— Mam nadzieję, że jakaś wymówka się znajdzie. A pana

Weidnera też nie chciałabym urazić. On jest bardzo miły.

Frank uśmiechnął się dobrotliwie.

— Ale panna Weidner jest twoją antypatią, prawda?

Odrzuciła głowę wojowniczym ruchem i spojrzała hardo.

— W każdym razie kontakty z nią uważam za nieprzyjemne.

Frank pochylił się w przód i popatrzył badawczo.

— Chyba nie wyrządzała ci niczego złego?

Oczy Siddy lekko zwilgotniały. Pomyślała, jak bardzo Mariannę

background image

wydręczyła ją dzisiaj. Dlaczego Frank tak na mnie patrzy? Za-

wstydziła się jego dobrych, czystych oczu. Czuła, że wieczny strach

o Franka czyni ją podejrzliwą i niedobrą. Tak, wydała się sobie

bardzo niedobra z tą wiecznie czujną nieufnością, przyprawiającą J3

o palącą, dręczącą zazdrość.

— Nie, nie zrobiła mi niczego złego, ale wypowiadała poglądy,

l/tóre uniemożliwiają moje dalsze stosunki z nią. Chciałabym jej unikać,

,ak tylko się da.

Frank pocałował ją nagle w rękę i spojrzał poważnie w oczy.

— Tak różne charaktery, jak wasze w żadnym razie nie mogłyby

się zgodzić. To byłoby niemożliwe! Nie trap się tym więcej. Załatwię

sprawę w taki sposób, że nie będziesz więcej nagabywana.

Siddy była uszczęśliwiona, że Frank nie pytając o nic, zgodził się

spełnić jej życzenie.

Ten wspólny wieczór był cudowny. Frank nigdy nie widział

Siddy tak ożywionej i wesołej i zupełnie stracił dla niej głowę.

Słuchając jej śmiechu, miał ochotę porwać ją w ramiona. Zauważył, że

Siddy stara się go oczarować, a to nie przyczyniało się bynajmniej

do uspokojenia jego euforycznego nastroju.

Po teatrze poszli do lokalu znanego z doskonałej kuchni. Było

im ze sobą coraz lepiej. Siddy ukazała mu się w pełni swego kobiecego

czaru. Postanowiła bowiem tak zafascynować swego męża, żeby

będąc przy niej, nie myślał o innej kobiecie, a nLe będą,c przy mej...

również nie zaprzątał swych myśli inną.

Żadna inna nie powinna wydać mu się godna pożądania!

Siddy zauważyła, z jakim zachwytem Frank na n ią patrzy, i błysnęła

jej cicha nadzieja, że może zdoła go pozyskać — takiego, jakiego

pragnęła. Nie chciała owładnąć tylko jego zmysła*mi, ale także zdobyć

jego miłość. I w czasie tych szczęśliwych, cudowruych godzin wieczor-

nych nie wydawało się jej to niemożliwe.

130

background image

XIII

Mariannę Weidner pojawiła się wieczorem w sali jadalnej przyodziana

we wspaniałą toaletę. Kiedy zajmowała miejsce przy zarezerwowanym

stoliku, kelner podał jej ojcu bilecik. Mariannę spojrzała niespokojnie.

— Od kogo? — zapytała gorączkowo.

— Od pana Nordaua. Jaka szkoda! Przeprasza, że nie będą z nami

na kolacji, ale zostali oboje zaproszeni na ten wieczór.

Starszy pan żałował oczywiście, że nie doszło do spotkania z młodą

parą, ale nie był tak srodze rozczarowany jak jego córka. Mariannę

zbladła i zaczęła nerwowo szarpać chusteczkę, aż w końcu rozdarła

delikatną koronkę. Z wściekłością cisnęła chustkę pod stół i przydep-

tała. Rozsadzał ją gniew, a w oczach pojawiły się niebezpieczne błyski.

Nie wątpiła ani przez chwilę, że Siddy Nordau podjęła wyzwanie

i postanowiła usunąć ją z pola widzenia Franka. Widać nie wzięła pod

uwagę, z kim ma do czynienia: Mariannę Weidner nie pozwoli

wyeliminować się w taki sposób z gry. Zwłaszcza teraz nie! Już ona

pokaże tej mało ważnej osóbce, że Mariannę Weidner zawsze osiąga to,

czego chce! A tego mężczyzny pragnie ze wszystkich sił — tak jak jeszcze

żadnego nie pragnęła. Musi zdobyć go za wszelką cenę. I żeby nie

wiedzieć co miało nastąpić!

Ten wieczór Mariannę spędziła w nastroju trudnym do opisania.

Nie bardzo wiedziała, co je ani o czym rozmawia. Jej płonące oczy

wpatrzone były w próżnię, nie widząc nikogo i na nic nie zwracając

uwagi. Jej myśli krążyły tylko wokół osoby Franka Nordaua, który

powinien należeć do niej.

132

Razem ze wzmagającym się pożądaniem narastała jej nienawiść do

Tyleż satysfakcji sprawiłoby jej zawładnięcie Frankiem, co

pognębienie jego żony. Nie miała zamiaru rozbijać ich małżeństwa. Na

tym jej me zależało. Ale Frank Nordau powinien leżeć u jej stóp tak

background image

długo, jak ona będzie tego chciała!

Po kolacji posiedziała z ojcem jeszcze przez chwilę w westybulu,

obserwując przychodzących i wychodzących gości, a potem, pod

pretekstem zmęczenia, wróciła do swego pokoju.

Zdjęła futrzaną zarzutkę, usiadła przy biurku i w gorączkowym

pośpiechu napisała krótki list:

Muszę koniecznie porozmawiać z Panem jeszcze tej nocy — chodzi

o ważną sprawę. Drzwi wewnętrzne do mojego pokoju są otwarte. Pokój

ojca oddzielony jest od mojego łazienką, a więc będziemy mogli poroz-

mawiać bez przeszkód. Z tego też względu zdecydowałam się prosić Pana

do siebie.

Mariannę

Włożyła kartkę do koperty i spojrzała niezdecydowanie na

drzwi do pokoju Franka. Gdyby można je było otworzyć na chwilę

i zostawić tam list! Z pośrednictwa służby hotelowej wolała nie

korzystać.

Podeszła do wewnętrznych drzwi, nacisnęła klamkę: były za-

mknięte. Ale zaraz! Przypomniało jej się, że wczoraj przez szparę nad

podłogą widziała smugę światła. Schyliła się, próbując wsunąć list

, dołem. Szpara była na tyle* duża, że pchnięta z rozmachem koperta

frunęła po podłodze w głąb pokoju Franka. -

Podniosła się, biorąc głęboki oddech. A więc stało się! Nie miała

cienia wątpliwości, że Frank przyjdzie. A jak już będzie w jej pokoju,

reszta pójdzie gładko. Wiedziała, jak postępować z mężczyznami.

Wypróbowała to niejeden raz i była pewna swego, wiedząc, jak są słabi

i jak nie potrafią oprzeć się ładnej kobiecie i pokusie. Dominującą

cechą Mariannę Weidner była zarozumiałość. Uważała się za kobietę

o wielkiej urodzie i nieodpartym uroku, przy czym przeceniała

znacznie jedno i drugie. Była też wolna od jakichkolwiek hamulców

i skrupułów. Chciała zdobyć Franka Nordaua dlatego, że go pragnęła,

133

a przede wszystkim dlatego, że nienawidziła Siddy, którą przyrzeka

sobie upokorzyć, nie mogąc jej darować swej porażki w występach „n

background image

statku.

Zapaliła nerwowo papierosa i rzuciła się na otomanę.

Jak długo przyjdzie jej czekać na Franka? Och, jak pragnę}a

zobaczyć jego twarz, kiedy będ?ie czytał jej list! Wtedy wiedziałaby

natychmiast, czy wygrała, czy te* przegrała...

Jak to: przegrała? Żadna kobieta nie przegra, jeśli postawi na

. męską próżność i słabość. Marianne była o tym najgłębiej przekonana

Co prawda mężczyźni, których dotychczas znała, były to przeważnie

nikczemne indywidua, zainteresowane głównie jej bogactwem lub

polujące na łatwe przygody dla zabicia czasu": Właściwie Marianne

należałoby raczej współczuć. Dorastając w latach, w których na skutek

wojny następowało gwałtowne przeobrażanie się wszelkich zasad

moralnych; w czasach, w których każdy zagarniał, co tylko mógł

zagarnąć, nie pytając, czy to sprawiedliwe, czy nie; wychowywana bez

matki, która by ją strzegła i chroni}a _ wyrOsła na dziewczynę skrajnie

samolubną. Nie mając względów d|a innych, nie miała ich również dla

własnej reputacji. Dopóki była spadkobierczynią swego bogatego ojca,

mogła pozwalać sobie na wszystko, co jej sprawiało przyjemność.

A kiedy dostatecznie się wyszumi _ jak to ona nazywała — zawsze

jeszcze znajdzie sobie męża, który swym nazwiskiem przywróci jej

cześć. O tym, że powinna również iiczyć si? z osobą ojca, nigdy nie

pomyślała. Ten dobry, lecz całkowjcje jej ulegający starszy człowiek,

odgadujący w lot wszystkie życzenia, mia} dla niej znaczenie tylko jako

ktoś, kto dostarcza pieniędzy. Poza tym nie wiązały Marianne z ojcem

żadne inne zainteresowania — umysłowe czy duchowe — gdyby w ogóle

je posiadała. Wiedziała jednak bardzo dobrze, że cokolwiek zrobi, na

jakikolwiek wybryk sobie pozwoli, on zawsze wszystko osłoni ojcowską

miłością., Nie odpłacając /nu uczułem, ograniczała się jedynie do

przymilnych słówek, kiedy chciała coś osiągnąć.

Przy każdym odgłosie jadącej z cichym szumem windy Marianne

nastawiała uszu, czy na korytarzu ni^ słychać zbliżających się kroków,

tłumionych przez gruby chodnik.

Robiło się coraz później. Wstała i wyjrzała na ulicę: ludzie

wyglądali z góry jak poruszające się marionetki.

background image

134

Przed Ełiotel zajechało auto. Wychyliła się z okna i zlustrowała je

t m Wr**°kiem. Tak, to oni! Frank Nordau wysiadł pierwszy, a teraz

żonie. Marianne zamknęła okno. Zmierzyła się

krytycznjnr* spojrzeniem przed lustrem. Miała jeszcze na sobie ele-

suk*sm? wieczorową, w której wystąpiła do kolacji. Chciała

pokazać sia^ w niej Frankowi, ale teraz toaleta wydała jej się zbyt

oficialnai '"•wyjściowa. Otworzyła wbudowaną w ścianę szafę i wyjęła

lekką, sply»**vającą w długich fałdach szatę, która znakomicie uwydat-

niała ksztaj, łty Marianne, tylko pozornie je okrywając, ale właśnie

dlatego \\la3tscicielka ogromnie ją ceniła.

Manar»ine zamieniła się w słuch. Winda stanęła na piętrze; teraz

słychać byłoo lekkie kroki, które zatrzymały się bardzo blisko. Marianne

szybko zgaeusiła światło i bezszelestnie otworzyła drzwi na korytarz,

pozostawa-ijąc wąską szparę. Frank i Siddy stali w odległości kilku

kroków, zyvcząc sobie po cichu dobrej nocy. Potem Frank pocałował

żonę w rfkz:ę, Siddy wemknęła się do swego pokoju, a on wszedł do

swojego

Maria- onne zapaliła światło i podkradła się teraz do drzwi wewnętrz-

nych — te od jej strony były już ha oścież otwarte, wystarczyło więc

przyłożyć wacho do tych drugich i słuchać. Jaśniejąca u dołu szpara

wskazywahsa, że u Franka się świeci. Słychać było, jak chodzi po

pokoju, gcflly nagle zatrzymał się w miejscu. Pewnie wreszcie odkrył

jej list! V^3arianne usłyszała teraz całkiem wyraźnie szelest roz-

dzieranego papieru. Niemal widziała Franka wyjmującego list z koper-

ty. Potem «do jej uszu dobiegło coś jakby stłumiony okrzyk, którego

me zrozunmiała.

Frankz istotnie znalazł jej list, przeczytał, zmiął papier z irytacją

i rzucił połt głosem:

— Te =450 już za wiele!

Mana_ nne jednak nie dosłyszała tych słów. Wstrzymując oddech,

czgkała, id -tedy Frank wejdzie do jej pokoju.

background image

ranczie jednak nic się nie działo. Pomyślała, że Frank chce

ć dopóki Siddy nie położy się spać. ^Słychać też było, że

jest czymś zajęty, a po chwili wydało jej się, że słyszy przy-

tłu*T/110n5 Hcobiecy głos. W istocie to Siddy zawołała do męża ze

k: oju:

735

— Proszę cię, zapukaj do mnie jutro rano o ósmej, żebym n'

zaspała!

Frank odpowiedział, że musi jutro wcześnie wyjść, ale ona rno?

przecież pospać dłużej, na co Siddy śmiejąc się odparła, że chce zjeś'

z nim śniadanie i dlatego woli mieć pewność, iż nie zaśpi.

Mariannę usłyszała teraz głośną odpowiedź Franka:

— Zapukam punktualnie o ósmej! Dobranoc, Siddy!

Mariannę przycisnęła dłonie do piersi. A więc stewardesa mówiła

prawdę: oni rzeczywiście nie odwiedzają się w swoich sypialniach! Co to

za dziwne małżeństwo!

Od tej chwili czekała z jeszcze większym napięciem na to, co

nastąpi. Znów stanęła przed lustrem, przypudrowała twarz, poprawiła

włosy, nasuwając je bardziej na czoło i obejrzała się ze wszystkich stron

bardzo z siebie zadowolona.

Ponownie podkradła się do wewnętrznych drzwi i drgnęła: usłysza-

ła całkiem wyraźnie, że Frank podszedł do nich z drugiej strony

i poruszył klucz. Cofnęła się rozgorączkowana na środek pokoju,

czekając na jego wejście. Ale... drzwi pozostały zamknięte. Frank

jedynie sprawdził, czy klucz jest przekręcony, i położył się do łóżka, nie

mając zamiaru składać Mariannę wizyty. Jeśli ma coś ważnego do

powiedzenia, może uczynić to w obecności jego żony. Podejrzewał, że

Mariannę chce sprowokować sytuację, której następstwa mogłyby

okazać się fatalne. A Siddy była dziś wieczorem taka czarująca

i kochana, że patrzył z nadzieją w przyszłość. Jego myśli były tylko

przy niej. Panna Weidner okazała się jednak osobą bardziej niebezpiecz-

ną niż przypuszczał. Należy się pilnować i nie wchodzić z nią w żadne

układy.

background image

Cała sprawa była jednak irytująca. Frank rozważał, jak zerwać

stosunki towarzyskie z Weidnerami, nie wywołując nieprzyjemnych

zgrzytów. Najchętniej zaeaz rano zmieniłby hotel.

Nie wiedział, że sprawiłby tym Siddy wielką radość. Zdawał sobie

jednak sprawę z tego, że żona pragnie o ile możności schodzić tamtej

z drogi. Co takiego zaszło między nimi dziś przed południem?

Już prawie zasypiał, gdy nagle usłyszał lekkie pukanie. Usiadł na

łóżku, chcąc zorientować się, skąd ono dochodzi. Pukanie powtórzyło

się — wyraźnie od strony drzwi Mariannę.

136

„Co za nieostrożność! Czy ta dziewczyna zupełnie nie dba o swoją

opini??' — pomyślał i ułożył się z powrotem, nie reagując na dalsze

stukanie.

Mariannę czekała coraz bardziej wzburzona i niecierpliwa. Co to

znaczy? Dlaczego poszedł spać, nie reagując na jej list? Przecież znalazł

20 i przeczytał — słyszała wyraźnie, jak rozdzierał kopertę. Czyżby

zlekceważył jej prośbę? Może obawiał się, że żona coś usłyszy?

A może nią wzgardził? Ta myśl tak ją wzburzyła, że nie zważając

już na nic, zaczęła od nowa stukać do jego drzwi. Chciała bodaj zmusić

go do rozmowy, uzyskać jakąś odpowiedź. Kiedy Frank w dalszym

ciągu nie reagował, zastukała jeszcze raz, nie dbając, że Siddy może

w końcu to usłyszeć. Ale po tamtej stronie nadal było cicho.

Mariannę z wściekłością zerwała z siebie ubranie i z głośnym

tupotaniem zaczęła kręcić się po pokoju. Potem rzuciła się na łóżko,

przygryzając wargi do krwi. Gorycz klęski i cierpienie kobiety od-

rzuconej przekształciły się w nienawiść i gniew, które w osobliwy sposób

przeniosły się na osobę Siddy. Nagromadzona furia i chęć zemsty

były tak silne, że Mariannę najchętniej wpadłaby teraz do pokoju

rywalki i udusiła ją.

W końcu uspokoiła się. Postanowiła rozmówić się rano z Frankiem

i dowiedzieć się, czemu nie przyszedł. Musiała również w jakiś sposób

wyjaśnić, dlaczego chciała rozmawiać z nim w środku nocy. Jeśli jednak

background image

rzeczywiście Frank nią wzgardził, należało dać mu nauczkę — tak samo

jak tej jego cnotliwej gąsce!

Mariannę niewiele spała tej nocy, a mimo to wstała o czasie.

Obmyśliła już stosowny wykręt, który miał oszczędzić jej upokorzenia,

wyjaśniając wczorajsze zachowanie — co prawda w sposób mało

przekonujący.

Ubrała się i zaczęła nadsłuchiwać. Frank już wstał i właśnie pukał

do pokoju żony.

— Już ósma, Siddy! O wpół Uo dziewiątej czekam na ciebie na

korytarzu!

\

Mariannę zabrała się do uwiarogodnienia wymyślonej w nocy

historyjki. Wydobyła z walizki materiały opatrunkowe i owinęła

nadgarstek bandażem. Potem pomazała go w jednym miejscu swoją

kredką do ust i kapnęła wodą kolońską. Teraz bandaż wyglądał jak

137

przesiąknięty krwią. Obejrzała swe dzieło z zadowoleniem, choć ciągie

z gniewem w oczach.

Przed pół do dziewiątej wyszła na korytarz, czekając na Franka

— Na miłość boską, co też pani... — powiedział cicho i cofną} się

przerażony na widok Mariannę stojącej przy jego drzwiach.

— Czy pan nie znalazł mojego listu? — spytała ostro.

— Owszem. Ale proszę rzecz rozważyć: nie mógłbym wystawić na

szwank pani reputacji.

— Ach, więc tylko dlatego pan nie przyszedł?

Spojrzał na nią poważnie.

— Nie. I tak nie przyszedłbym.

Obrzuciła go takim wzrokiem, że się przeraził.

— Więc niech mi pan przynajmniej zwróci mój list! — rzuciła

porywczo.

Frank szybko wyjął z kieszeni list, który i bez tego miał zamiar jej

oddać. W tym momencie Siddy stanęła w drzwiach i zobaczyła, że

jej mąż wręcza jakiś papier stojącej przed nim bladej i wzburzonej

background image

Mariannę Weidner. Frank nie zauważył jeszcze żony, ale Mariannę ją

widziała i dlatego szybko, niby z zakłopotaniem, wsunęła list za dekolt

sukni, sugerując, że to bilecik wręczony jej ukradkiem. Z zadowoleniem

stwierdziła wrażenie, jakie scena ta zrobiła na Siddy, która impulsywnie

chciała nawet wycofać się do swego pokoju. Ale Mariannę śmiejąc

się z udawanym zmieszaniem, powstrzymała ją:

— Dzień dobry pani! Mam nadzieję, że spała pani lepiej niż ja.

Proszę spojrzeć: skaleczyłam się w nocy zamkiem u walizki Chcia-

łam poprosić pani męża, żeby pomógł mi założyć bandaż — do ojca

nie zwracałam się z tym, bo by się śmiertelnie wystraszył. Ale pan

Nordau chyba mocno spał lub też miał jakieś opory. Nikt mi nie

pomógł i w końcu musiałam sama założyć sobie prowizoryczny

opatrunek.

»

Spojrzała na Franka i zwróciła się teraz wprost do niego:

— Widzi pan, miał pan możność zrobić dobry uczynek jako

miłosierny Samarytanin, ale pan wolał spać.

To powiedziawszy, wyciągnęła przed siebie zabandażowaną

rękę, co w sumie wyglądało dość groźnie, ale natychmiast ją cofnęła-

żeby żadne z nich nie mogło przyjrzeć się dokładniej.

138

Siddy była ^Zdruzgotana. Czy to, co na wstępie zobaczyła, nie

potwierdzało jej n^jgO:rsZyCn przypuszczeń? Czy zakłopotanie Marian-

nej a także Franką nje świadczyło wymownie o ich winie?

Mimo wszystko Siddy przemogła sie j zapytała:

— Czy m°gł^bynn zabandażować pani rękę, tak żeby opatrunek

trzymał się lepiej?

Dziękuję ^,ani \y tej chwili trzyma się dobrze. Muszę tylko

naciągnąć cos na siefci^ żeby papa się nie wystraszył. Proszę, nie

zdradźcie mnie p anstwo, że się zraniłam. A teraz nie chciałabym

zatrzymywać pań^twŁL dłużej. Za chwilę spotkamy się na dole przy

śniadaniu.

Mariannę °di>ioto~wała z satysfakcją, że Siddy ma zmienioną twarz.

background image

W ten sposób za Jednym zamachem zaspokoiła chęć zemsty i znalazła

dobry wykręt. Pa^j ]sj[ordau będzie teraz przeżywała męki zazdrości,

wierząc, ze jej mą^. pO-tajemnie zabawia się w listowne wyznania.

I tak tez się st^jo; wszystkie marzenia Siddy rozsypały się jak domek

z kart.

rrank był n^e tylko wściekły na Mariannę za jej niesłychane

zuchwalstwo DC^ w fajeczkę o zranionej ręce nie uwierzył — ale także

głęboko zmartwiany t ym^ że siddy by}a świadkiem tych manipulacji

z listem. Jak jej w>thimaczyć, nie demaskując zarazem panny Weidner,

ze nie ma z tym ^wistkiem nic wspólnego? Frank był dżentelmenem

i kompromitowaixje kobiely sprzeciwiało się jego zasadom.

Do śniadania zasi.edli w bardzo złym nastroju. Przez jakiś czas nie

byli w stanie Pro\vadsić rozmowy. Dopiero kiedy podano im kawę,

rrank opanował ^ję j ^^zą} rnówić o sprawach, które miał tego dnia

załatwić. Siddy stąraja sje podtrzymywać rozmowę, ale żadne z nich nie

umiało tratic we \vłaś-ciwy ton i przywrócić atmosfery wczorajszego

wieczoru.

Siddy była zącjow Oiona5 kiedy Frank wyszedł, bo wreszcie mogła

wypłakać się w sa^notnaości swego pokoju. Straciła wszelką nadzieję na

wspólne szczęście z porankiem. Najbardziej gorzkie było przy tym

przeświadczenie, ^.e t.o ona^ przez swoją dumę i powściągliwość,

wepchnęła go w r^mioDna kochanki

Do panny W^jdne.r powzięła jednak głęboką pogardę — Mariannę

yła zbyt otwarcie bezwstydna, żeby mogła jej wybaczyć. Siddy kochała

139

męża także i teraz, kiedy była już przekonana o jego niewierności.

Myślała przy tym z prawdziwą zgrozą, że Mariannę odebrała jej Franka

całkowicie rozmyślnie i bez skrupułów.

Należało przywołać na pomoc dum? i starannie, na zawsze, ukryć

przed Frankiem miłość, gdyż rywalizowanie z kimś takim jak Mariannę

Weidner było poniżej jej godności.

Dziś czuła się niemal jeszcze bardziej nieszczęśliwa niż w dniu

swego ślubu — po wynurzeniach Anny Frey.

background image

Dla Franka i Siddy nadeszły teraz dni pozbawione wszelkiej

radości Ich wzajemne stosunki stały się nagle znów napięte. Siddy była

poważna i małomówna. Frank co jakiś czas zauważał, że kiedy wraca do

hotelu po dłuższej nieobecności, jej oczy noszą ślady płaczu. Sprawy

firmy pochłaniały mu tyle czasu, że musiał ją zostawiać samą na całe

godziny. Obydwoje jednak, jakby za milczącm porozumieniem, unikali

spotkań z Weidnerami.

.

Siddy odwiedziła któregoś dnia panią Partmann i odtąd obie

zaprzyjaźnione panie spędzały razem dużo czasu. Tak więc Siddy

przebywała niemal równie często poza hotelem jak jej mąż.

Tkwiąc w błędnym przekonaniu, że Mariannę' Weidner jest ko-

chanką Franka, zaniechała walki o jego miłość — na to było już, jej

zdaniem, za późno.

Frank był zdesperowany. Co tak nagle odmieniło Siddy po tamtym

wieczorze który obudził w nim tyle nadziei? Czy zrozumiała, że me jest

mu obojętna, że on ją po prostu kocha i dlatego stała się chłodna

i powściągliwa? To by znaczyło, że nie odwzajemnia jego uczuć i ze chce

pozostać z nim tylko na stopie koleżeńskiej.

Wśród tych uczuciowych rozterek zachowywali się oboje coraz

bardziej niemądrze, a uczutie skrępowania tylko pogłębiało obopólne

wątpliwości i obawy.

Mariannę próbowała na wszelkie sposoby zobaczyć się z Frankien

na osobności, ale mimo jej wysiłków nie udało jej się ani to, ani nawę

spotkanie z Siddy. Nordauowie wychodzili z hotelu wcześnie rano.

a wracali wieczorem, po kolacji z Partmannami - u nich w domu W

w jakiejś restauracji.

x

140

a,

,

hotelowej jadalty^dzo dziwił się, że państwo*Nordau nie pokazują się

potkał go ^rzypadł^i- Nawet zagadnął na ten temat Franka, kiedy

bv spokojne Wyja/kiem któregoś dnia. Frank zadał sobie nieco trudu,

background image

aproszeniąjni i to^-śnić starszemu panu, że oboje z żoną są zasypani

v0\vicie ich, wolny towarzyskimi obowiązkami, które pochłaniają cał-

Pan Weidner ^zas.

nadzieję, i? \v Miarr\ stwierdził, że w takim razie pozostaje tylko mieć

odparł, że również r^i będzie więcej okazji doyczęstszych spotkań. Frank

z żoną bar^zo zaab^a taka- nadzieję, ale obawia się, iż również tam będą

ukłonów i tyyrazÓY^orbowani- P° czym z prośbą o przekazanie paniom

Dla franka s\ najgłębszego szacunku obaj panowie pożegnali się.

obrzydliwy Ciągl^tuacJa nieustannej ucieczki przed Mariannę była

wręczał Mariannę^ jeszcze nie miał pojęcia, że Siddy widziała, jak

dekolt, oraz ze właust ' Jak tamta chowała go ukradkowym ruchem za

w zachowaniu Sid^me ta zaobserwowana scena jest przyczyną zmiany

Kiedy później-

zauważył, ze pObl^ przekazywał jej pozdrowienia pana Weidnera,

mówienia o MaiT^ła, ale nie zadawała żadnych pytań. Frank unikał

w przekonanm że ^nne, więc Siddy coraz bardziej utwierdzała się

Frank wsporą spotyka się z nią potajemnie.

spotkani^ w Miarka* również, że starszy pan żywi nadzieję na częstsze

— Kfie powici-

nym hotelu, bo nj^z'ałem mu oczywiście, że będziemy mieszkać w in-

W każdym r'azje u^ mogłem wymyślić żadnego sensownego powodu.

choćby \v ten spov'ażam' ze będzie lepiej, jeśli odseparujemy się od nich

Popatrzyła n^ób> prawda, Siddy?

i odparla chłodny niego przelotnie z pustym, martwym wyrazem oczu

— Mam nacj'

Dni w Now^ieJ?' że nie masz co do tego wątpliwości.

dowolot^ gdy fo111 Jorku minęły bardzo szybko i Siddy była za-

wyjeżd?ają ^o Fi]^reg°ś popołudnia Frank oznajmił jej, że nazajutrz

pomyślnie zakońelfii, gdyż wszystkie interesy nowojorskie zostały

z Weidueramj fiA?ła> kiedy opuścili hotel, nie spotkawszy się więcej

w No\vym joj-^ 'o jej lżej na sercu, gdyż wiedziała, że pozostaną oni

cały czas jej dalszej p9dróży na Florydę.

141

background image

W Filadelfii, a także w innych miastach na ich trasie, wszystkie

interesy zostały pomyślnie przeprowadzone.

W ciągu tych tygodni Siddy czuła się bardzo osamotniona, ale

mogła przynajmniej swobodnie oddychać, bez obsesyjnych myśli, ze

podczas gdy ona jest sama, jej mąż spotyka się z tamtą.

Frank często zabierał ją do domów swoich partnerów handlowych,

Siddy budziła tyle uznania i sympatii, że mógł być z niej dumny. Było mu

jednak ciężko na duszy, że nie udaje mu się zbliżyć do Siddy. Odkąd

opuścili Nowy Jork, była wprawdzie trochę mniej oficjalna i chłodna,

lecz ciągle tkwiło w niej owo nieokreślone ,,nie dotykaj mnie", które

stale udaremniało jego próby przełamania lodów.

Siddy korespondowała w tym czasie regularnie z Margot, ale

również jej z niczym się nie zwierzała. Bo i po co? Margot nie mogła

jej pomóc, a tylko by się zamartwiała, wiedząc, że siostra jest nieszczęś-

liwa.

Tak więc Siddy cierpiała w całkowitym osamotnieniu. Nie łudziła

się już, że zdobędzie Franka, a myśl, że mogłaby kiedykolwiek zostać

następczynią Mariannę Weidner, po prostu ją paraliżowała, ale także

pozwalała zachować dumę.

Ku jej udręce miłość do Franka nie stawała się przez to mniej

mocna i głęboka, tylko o wiele, wiele boleśniejsza.

XIV

Margot Jung i Peter Vahl nadal spędzali ze sobą wiele czasu.

W klubie tenisowym i na polu golfowym pojawiali się zawsze razem, tak

więc wszystkim innym wydawało się oczywiste, że tych dwoje należy do

siebie i żaden mężczyzna nawet nie próbował zbliżyć się do Margot.

Dziewczyna pilnowała się teraz, żeby nie dać Peterowi kosza,

gdyż to byłby ten ostatni, najostatniejszy — pamiętała o tym. Nie mogła

i nie chciała stracić dobrego, wypróbowanego przyjaciela, ale zarazem

ciągle jeszcze nie chciała zostać jego żoną. Od czasu historii z autem

zyskał wprawdzie w jej oczach, jednakże do jej ideału było mu jeszcze

daleko.

background image

Peter Vahl, który tak długo był cierpliwy, teraz absolutnie nie mógł

zapanować nad sobą. Margot robiła się z dnia na dzień coraz bardziej

czarująca, a nad dziecięcą stroną jej natury, która zawsze obligowała go

do cierpliwości, zaczęła górować kobiecość. Próbował doprowadzić

do jakichś rozstrzygnięć, gdyż nie mógł już dłużej czekać, ale Margot

sprytnie omijała wszelkie jego pytania i napomknięcia, by nie dopuścić

do sto dwudziestego piątego kosza.

- Peter zauważył, że dziewczyna nie jest tak pewna siebie i beztroska

jak przedtem. Nie umiała już spokojnie i swobodnie patrzyć mu w oczy;

czasem pod wpływem jego spojrzenia nagle rumieniła się, a potem

z reguły była bardziej szorstka niż zwykle. Te zmiany uszczęśliwiały go.

Ale z tym wszystkim nie był ani trochę spokojniejszy. Jego słowa

stały się bardziej natarczywe, agresywne, jego oczy błagały o miłość, tak

samo jak czułe brzmienie głosu i wszystko, co dla niej czynił. Nadal

143

Jje

jednak nie mógł jej zrozumieć. Margot udawała, że nie

i odpowiadała jakąś niedorzecznością.

Peter Vahl nie wytrzymywał tego i poprzysięgał sobie, że przv

następnym spotkaniu Margot będzie musiała wyjawić, co myśli.

Któregoś dnia pojechali jak zwykle do klubu tenisowego. Pojawił

się tam dość wcześnie — poza nimi nie było jeszcze nikogo, nawet

chłopców podających piłki. Usiedli więc przy białym stoliku i czekali

To Peter tak pokierował sprawą, żeby przyjść tu wcześniej, bo na

tym opierał się jego plan. Miał teraz przed sobą dobre pół godziny

podczas której nikt nie będzie im przeszkadzał.

Przechylił się nagle w jej stronę i wziął ją za rękę, patrząc z czułością,

a mimo to poważnie i stanowczo.

— Panno Margot, ja celowo przyjechałem dziś z panią wcześniej

niż zwykle, bo chciałem porozmawiać z panią w cztery oczy. Otóż... ja

nie mogę dłużej żyć obok pani w tej chłodno przyjacielskiej aurze.

Margot spojrzała z przestrachem.

— Peter, mój drogi, miły, niech pan nie mówi dalej! Niech pan

background image

będzie dobry i rozsądny! — prosiła, usiłując jednocześnie uwolnić rękę.

— Nie, panno Margot! — odparł, nie puszczając jej dłoni.

— Koniec z rozsądkiem. Zbyt długo byłem rozsądny. Teraz chcę

usłyszeć od pani ostateczne słowo; teraz zaraz. Nie wolno pani stosować

dalej uników. I proszę mnie posłuchać: jeśli chce mnie pani zmusić do

milczenia jakimś frazesem, potraktuję to jako odmowę. Muszę i chcę

otrzymać teraz od pani odpowiedź, czy zostanie pani moją żoną, czy też

nie. Kocham panią tak bardzo, że odmowa będzie dla mnie nieszczęś-

ciem. Ale wolę raczej być nieszczęśliwy niż żyć tak dłużej obok pani.

Margot, całe szczęście mojego życia zależy od pani. Czy chce pani zostać

moją żoną?

Margot zbladła i poczerwieniała. W odruchu obronnym obudziła

się w niej cała dziewczęca przekora — właśnie dlatego, że miała ochot?

rzucić mu się na szyję. Opferała się zaś dlatego, że zapędził ją w ciasM

uliczkę, że nie pozostawił jej ani chwili czasu, nalegając, żeby zdecydo-

wała się właśnie teraz.

Wydarła mu się resztką sił, skoczyła na równe nogi i krzyknęła ^

złością:

— Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie chcę zostać pańską żoną!

144

Peter silnie pobladł, jego niebieskie oczy przesłonił cień, a wokół ust

pojawiła się gorzka rysa. Podniósł ;się ociężale i powiedział:

— Muszę na tym poprzestać. Broszę rui wybaczyć, że się naprzy-

krzałem. Życzę pani szczęścia!

Ukłonił się, zabrał leżącą na ss;toliku rakietę i szybko odszedł, nie

oglądając się ani razu za siebie.

Margot stała bez ruchu i patrzała za nim w ślad, a w miarę, jak

się oddalał, robiło jej się coraz ciężej na sercu. Ciągle jeszcze miała

nadzieję, że odwróci się i przybiegnie z powrotem, ale tak się nie stało

— Peter szedł dalej i dalej aż do Wyjścia z kortów. Margot poczuła

się nagle osamotniona i do głębi sierca przerażona. Nie mogła i nie

chciała uwierzyć, że Peter Vahl, jej najlepszy przyjaciel, odszedł.

background image

A kiedy zniknął jej z oczu, z cał^j siły przycisnęła kostki palców do

zębów.

— Peter Vahl! Peter, kocharąy! — krzyknęła jak przerażone

dziecko, pozostawione same w ciemnym pokoju.

Ale Peter nie wrócił. Rozejrzała się dookoła, jakby obudzona

z ciężkiego snu. Jak to możliwe? Zo»stawił ją. Miał takie smutne oczy,

ale jednocześnie był taki stanowczy. Nie obejrzał się za nią ani razu.

Była teraz sama, zupełnie sama.

— To nie w porządku z jego sdrony! Jak mógł zrobić coś takiego!

— powiedziała do siebie i łzy puścił (y się jej z oczu.

Margot poczuła się nagle śm(jertelnie nieszczęśliwa. A potem

ogarnął ją lęk, że za chwilę pojawią się znajomi i trzeba będzie z nimi

rozmawiać. To było niemożliwe; t^raz mogła tylko płakać — bez-

nadziejnie, rozpaczliwie płakać. M{Usi stąd pójść, nikogo nie chce

widzieć!

Powoli, niepewnie ruszyła w strronę wyjścia. Wpadło jej nagle do

g°wy, ze nie ma pieniędzy na tramwaj — miała przecież wrócić

samochodem razem z Peterem. Jafcde to dziwne uczucie, że nie ma

e era, który się o nią troszczył, chironił przed wszelkimi niedogod-

' Załatwiał za nią wszystko', tak jakby to rozumiało się samo

-*• «?.

W Podi

tylk °Statecznie moze PÓJŚĆ Pieszo.. Nie to przecież było najgorsze,

y ° to, ze Peter odszedł! I że nie wrófrci. Wyjedzie z Berlina, żeby więcej

ie widywać. Wierzyła, że to zrotbi i że straciła go ostatecznie. Na

r°z Poślubna

myśl o tym przystanęła i oparła się o drzewo, gdyż nogi odmówiły '

posłuszeństwa.

J

— Peterze, mój dobry, kochany... przecież ja... przecież ja c;

kocham i nie mogę żyć bez ciebie! — zaszlochała głośno.

I nagle zrozumiała, że kocha Petera Yahla, że zawsze go kochała

background image

nic o tym nie wiedziąc. A ten niedorzeczny ideał to było głupie

dziewczyńskie fantazjowanie. To przecież Peter był najbardziej przez rm

kochanym człowiekiem. Życie bez niego nie miało sensu. Na miłość

boską, on nie może wyjechać!

\

Pobiegła do wyjścia i głęboko odetchnęła: samochód Petera stał na

swoim miejscu! Pewnie siedzi w środku i czeka na nią. W przypływie

zadziorności pomyślała, że tylko chciał ją nastraszyć. To szkaradne

z jego strony! Nie wsiądzie do jego samochodu, bo to byłoby upoka-

rzające!

Wyprostowała się dumnie, chcąc energicznym krokiem przejść

obok auta. Ale wewnątrz wozu nikogo nie było, nikt na nią nie czekał.

Margot poczuła, że rozpacz ogarnia ją na nowo. I w tym momencie

wyłonił się obok niej szofer Petera.

— Proszę jaśnie panienki, kazano mi powiedzieć, że auto jest do

jej dyspozycji. Pan doktor pojechał tramwajem, żebym mógł odwieźć

jaśnie panienkę do domu.

Margot zrobiła wszystko, aby się opanować.

— Jest mi przykro, że pan doktor pojechał tramwajem. Gdyby..

gdyby zaczekał na mnie parę minut... — wyjąkała.

— Pan doktor nie miał niestety czasu; miał ważny telefon wzy-

wający go do Lipska, więc musiał pojechać do domu, żeby przygoto-

wać się do podróży. Ja mam tylko odwieźć jaśnie panienkę do domu,

a potem wrócić się po pana doktora i zawieźć go na Dworzec

Anhalcki.

Margot zobaczyła nadchodzącą grupkę młodych ludzi z rakietatn'

tenisowymi. Szybko wsiadła do auta i szofer zatrzasnął drzwiczki-

Wsunęła się głęboko na tylne siedzenie, żeby znajomi nie zauważyli JeJ-

Na szczęście weszli na teren kortów, nie troszcząc się o stojący PTZ^

wejściu- samochód. Szofer włączył silnik i wóz ruszył.

W oczach Margot znów błysnęły łzy. Jaki dobry, jaki kochaflj

jest Peter, że pomyślał o zostawieniu jej samochodu! Więc °

146

background image

zeczywiście chce wyjechać! Tak spieszno mu do tego Lipska? Praw-

dopodobnie podpisze zaraz kontrakt angażujący go tam do pracy.

Ogarnęła ją całkowita rozpacz. Co tu zrobić? przecież nie może mu

pozwolić wyjechać! Wtedy na pewno nigdy go juL nie zobaczy. Wtedy

wszystko się skończy, a ona zostanie sama — ^e złamanym sercem

i tęsknotą za Peterem. Nie, do tego nie wol^o dopuścić. Przede

wszystkim trzeba zapobiec jego wyjazdowi, bo to jedyna szansa

uratowania jej szczęścia, które tak głupio i lekkomyślnie naraziła na

szwank.

Och, teraz wie, że zachowywała się w stosunku do Petera obrzyd-

liwie. Jak bardzo wydręczyła biedaka! Zrozumiała to dopiero teraz,

kiedy sama zakosztowała cierpienia z jego porodu. Trzeba go za-

trzymać; on nie może wyjechać do Lipska. J^go ojciec też byłby

nieszczęśliwy, gdyby Peter przeniósł się tam. Ale co Ona może zr,obić,

zęby go zatrzymać? ^

Zastanawiała się przez chwilę, potem wyprostowała się, otarła oczy

i opuściła- szybę oddzielającą miejsce kierowcy o<i tylnej części wozu.

'_ przypomniało mi się, że muszę jeszcze posiedzieć coś ważnego

panu doktorowi, więc zamiast do mnie, pros^ aby pan od razu

pojechał do niego do domu. Poczekam w samochodzie, aż zejdzie, żeby

pojechać na dworzec.

— Bardzo proszę, jaśnie panienko!

Marnot odetchnęła. W ten sposób Peter nie \Vyjedzie, zanim jeszcze

raz z nią nie porozmawia. Jaką minę zrobi, kiedy zobaczy ją w aucie?

Czy się ucieszy? A może jest na nią taki rozgoryczony5 ze w Ogóle nie

będzie clxciał jej wysłuchać?

Margot pełna była obaw. Może Peter przest^ juz ją kochać? Ach,

nie, to niemożliwe! Pewnie będzie trochę zły, że niepotrzebnie pakował

walizkę...

Wypłakała raz jeszcze z serca wszystkie o(>awy i wytarła oczy.

Wyciągnęła z torebki puderniczkę i przypudrowa}a sj?_ Wielkie nieba,

jak ona wygląda! I z taką zapłakaną twarzą ące odzyskać Petera?

PudrowaJa i pudrowała — nic nie pomagało: śląjy placzu ciągle były

widoczne.

background image

A niech zostaną! Niech zobaczy, ile przez m«gO wycierpiała, jak ją

M dręczył —jej Peter, kochany, dobry, głupi, sząiony peter! Myślał, że

147

ona pozwoli mu odejść. Jej bohater, jej ukochany bohater i... jej j^

tak jest, to właśnie on stał się jej ideałem! Nikt nie był taki dób

i kochany jak on, ani taki silny i wierny, ani taki dzielny i niezawodny

Końcową część drogi przebyła śmiejąc się i popłakując na zmian

Samochód zatrzymał się przed bramą willi, w której Peter mieszkał

z ojcem. Szofer wysiadł, zadzwonił i zameldował, że samochód czeka

Margot wcisnęła się najgłębiej jak mogła w kąt auta, żeby nie rzucać

się od razu w oczy. Czekała dość długo, zanim pojawił się służący, który

przyniósł walizkę i położył ją na miejscu obok szofera, nie dziwiąc się

obecności Margot. Widywał ją często w samochodzie młodszego pana

Yahla, więc uznał, że widać są umówieni.

W końcu nadszedł Peter — blady i bardzo poważny.

— Czy panna Jung wyszła już z klubu tenisowego? — zagadną}

stojącego obok samochodu szofera. — Odwiózł ją pan do domu?

— Nie, panie doktorze! Jaśnie panienka siedzi w samochodzie, bo

ma panu coś ważnego powiedzieć.

Peter znieruchomiał, potem zajrzał w głąb auta, otworzył drzwiczki

i skinął na szofera, że można ruszać. Opadł na miejsce obok Margot

i wziął ją za rękę.

— Co pani chce mi jeszcze powiedzieć, Margot?

Niemądre łzy znowu puściły się jej z oczu.

— Peter... mój kochany, to wszystko było bez sensu! Przecież ja nie

mogę bez pana żyć! I... i kocham pana jak nikogo na świecie. Jak mógł

mnie pan tak zostawić?

Wziął ją w ramiona i głęboko, z całej piersi odetchnął. Na szczęście

jechali pustymi uliczkami, na których prawie nie było widać przecho-

dniów, ale gdyby nawet było inaczej, Peter nie zwracałby na nic uwag'

Objął głowę Margot i z największą miłością zajrzał jej w oczy.

— Margot, czy chcesz zostać moją żoną?

Skinęła głową i mocno zarumieniła się pod jego spojrzeniem.

background image

— Tak, Peter. Nie mogę bez ciebie żyć.

Zaczął ją całować jak oszalały, do utraty tchu.

— Moja najukochańsza, Bogu niech będą dzięki, że nareszc'

przestałaś się opierać. Nie bój się zostać moją żoną. Kocham cię i "? •

^ię nosił na rękach.

— I nie pojedziesz do Lipska, dobrze?

148

Roześmiał się radosnym, szczęśliwym śmiechem.

__ Wykluczone! Natomiast objadę teraz z tobą kawałek Berlina,

dalej się zobaczy. Powiedz, naprawdę mnie kochasz?

Spojrzała na niego rozpromieniona.

— Ja wcale nie wiedziałam, że cię kocham. Zrozumiałam to nagle,

kiedy zostałam sama tam, na kortach. Na myśl, że mogłabym cię

utracić, poczułam się strasznie nieszczęśliwa. Potrzebuję cię, Peter...

kocham cię.

Wzruszony i szczęśliwy zaczął ją znów całować, a potem przytulił

do piersi jej głowinę i zapytał cicho:

— A co z twoim ideałem, kochanie?

Pogłaskała go po ręce.

— Nareszcie go znalazłam, Peterlein.

— Jak to? — zdziwił się. — I mimo to chcesz zostać moją

żoną?

Zerknęła na niego z filuterną minką, pogrążając go do reszty

w zachwycie.

— A owszem. Wyobraź sobie, że kiedy wszystko rozważyłam,

okazało się, że to ty jesteś moim ideałem. TMo bo jesteś dobry, silny

i wielkoduszny, jesteś odpowiedzialny, wierny, dzielny, no i... jesteś

bohaterem. A przede wszystkim kochasz mnie tak, jak chciałam być

kochaną.

Peter aż poczerwieniał z zakłopotania i roześmiał się tak po

chłopięcemu, że Margot musiała go pocałować.

— Ale nie mam ciemnych oczu ani ciemnych włosów, a schudnąć

background image

też nie schudłem.

Margot prychnęła rozbawiona.

— Wiesz, Peterlein, ta kolorystyka niewiele znaczy, jeśli serce jest

czarne.

Peter zabierał się znów do pocałunków, ale wjechali niestety

w bardziej ludną okolicę, w związku z czym musieli siedzieć grzecznie

°ook siebie. Ale nie spuszczali z siebie uszczęśliwionych oczu. Mieli

sobie tak dużo do powiedzenia. Margot skarżyła się, że ją tak

straszhwie przeraził swoim odejściem.

7- Czy ty naprawdę nie chciałeś mnie już więcej widzieć?

Scisnął oburącz jej dłoń.

149

— Nie mogłem już tego wytrzymać, Margot. Nie potrafiłem dłu>

żyć obok ciebie — spokojny i opanowany. Tęsknota, gorące pragnień;

żeby choć cię pocałować, odbierały mi rozum.

To powiedziawszy, pocałował ją szybko, korzystając z tego

akurat nikt nie przechodził ulicą.

Dojechali do Dworca Anhalckiego i szofer już zamierzał oddać

walizkę bagażowemu, gdy Peter powstrzymał go:

— Proszę zostawić walizkę. Panna Jung przekazała mi właśnie

wiadomość, że nie muszę natychmfast jechać do Lipska; był w ter

sprawie jeszcze jeden telefon. Ale niech pan skręci za róg, gdzie nie

będziemy tamowali ruchu, i pójdzie dowiedzieć się, kiedy odchodzi

pierwszy poranny pociąg do Lipska. To na wypadek, jeśli jednak będę

musiał rano pojechać.

Szofer podjechał i wysiadł, a Margot spojrzała niespokojnie.

— Chcesz jednak pojechać do Lipska?

— Nie — uśmiechnął się Peter. — Musiałem tylko jakoś uzasadnić

szoferowi, że mimo twego poselstwa zajechaliśmy przed dworzec

Inaczej gotów pomyśleć, że cała ta jazda była bezcelowa.

— Ach, jaki mądry Peter! — roześmiała się.

— Wystarczająco jak na berlińskiego adwokata. Ale co teraz

będziemy robić? Dokąd pojedziemy?

background image

— Przypuszczam, że odwieziesz mnie do domu, bo chyba będziesz

chciał porozmawiać z moimi rodzicami.

— Jasne! Ale ponieważ twoją zgodę już mam, nie musimy gnać

na łeb, na szyję. Zresztą twojego ojca i tak nie ma teraz w domu, więc

mamy dla siebie jeszcze jakąś godzinkę. Takie potajemne zaręczyny

wydają mi się czymś wręcz cudownym. Jeśli o mnie chodzi, chętnie bym

się jeszcze tym stanem podelektował. Czy masz coś przeciwko temu,

żebyśmy trochę pojeździli autem?

— Absolutnie nie! —t powiedziała rozbawiona.

W tym momencie wrócił szofer z informacją o godzinie odjazdu

pierwszego porannego pociągu do Lipska.

— Dobrze — powiedział Peter — wracajmy teraz do domu-

żeby zostawić tam walizkę. Potem musi nas pan zawieźć ponownie do

klubu tenisowego, bo zapomniałem tam czegoś, a stamtąd ruszy m}

do domu państwa Jung.

_ Ależ Peter, to będzie trwało co najmniej godzinę!

__ Nie szkodzi! Dla mnie z pewnością nie będzie to za długo,

najważniejsze, że będziemy przejeżdżali przez słabo zaludnione

okolice.

Ta jazda z paroma przystankami wcale nie wydała im się za długa.

Kiedy na koniec dotarli pod dom Margot, nie mogli się nadziwić,

tak szybko minął im czas. W ciągu tej godzinnej jazdy zdążyli sobie

lednak powiedzieć to wszystko, co mają sobie do powiedzenia

narzeczem, a w słabo zaludnionych okolicach nadarzały się okazje,

żeby wzmocnić wypowiadane kwestie pocałunkami.

Weszli do rodzicielskiego mieszkania Margot, gdzie ku swej cichej

radości dowiedzieli się, że pani Jung jeszcze nie ma, ale lada moment

powinna wrócić do domu. Tak więc parze narzeczonych dane było

jeszcze krótkie sam na sam.

W końcu jednak starsi państwo przyszli — najpierw matka, po

niej ojciec — i dalej wszystko wynikło samo z siebie.

Margot życzyła sobie, żeby zaręczyny odbyły się dopiero po

background image

powrocie Siddy i Franka z podróży poślubnej. Do tego terminu

pozostało jeszcze kilka tygodni, ale Margot i Peter uznali, że taki

potajemny okres narzeczeński ma o wiele więcej uroku niż oficjalny.

Peter błagał jednak, żeby potem nie odkładać ślubu na dłużej. Ustalono

zatem, że zaręczyny odbędą się we wrześniu, kiedy Siddy już będzie na

miejscu, a datę ślubu wyznaczono na drugiego grudnia.

750

XV

Mariannę nie posiadała się ze złości, kiedy dowiedziała się, że

Nordauowie wyjechali. Przepełniał ją szaleńczy gniew na Siddy, gdyż

była pewna, że to z jej winy Frank wyjechał bez pożegnania. Ojciec chcąc

ją uspokoić, opowiedział, jak to spotkał Franka Nordaua, który wyraził

nadzieję, że w Miami będą mieli na pewno więcej okazji do spotkań.

Z tych słów Mariannę wywnioskowała, że Frank tylko przez

ostrożność unikał bliższych kontaktów z nią. Prawdopodobnie jego

żona w jakiś sposób dała upust przepełniającej ją zazdrości. To, co

Frank jakoby powiedział jej ojcu, potraktowała jako tajemne przesła-

nie. Uspokoiła się jako tako i następne tygodnie w Nowym Jorku

spędziła trawiona gorączką oczekiwania.

Czas jej się dłużył, mijał zbyt wolno, toteż wymogła na ojcu

wcześniejszy wyjazd na Florydę. Kiedy więc Frank Nordau zjechał

z żoną do Miami, Weidnerowi bawili już tam od tygodnia.

W hotelu, w którym zatrzymała się z ojcem, Mariannę zadbała o to.

żeby pokoje sąsiadujące z ich apartamentem, pozostały wolne. Poleciła

mianowicie zarezerwować je dla Nordauów, nic nie wiedząc, że Frank

tymczasem zamówił już locum gdzie indziej.

Ku swemu całkowitemu zadowoleniu Frank pozałatwiał już wszys-

tkie interesy poza zaprzyjaźnioną firma w Miami.

— Kiedy wrócimy do Berlina — powiedział z uśmiechem do Sidd>

— będziesz musiała pójść do jubilera i wyszukać sobie jakąś wyją*'

kowo piękną rzecz; te nowo nawiązane stosunki handlowe pozwol4

background image

nam na to z naddatkiem.

752

Jego słowa nie wywołały u Siddy ani cienia uśmi^cmi. Nie zależało

,ej na biżuterii ani żadnych błyskotkach. Uczynić ją szczęśliwą mogła

"tylko miłość męża.

Kiedy jechali do Miami, ogarnął ją na nowo strac^ że Frank będzie

się tam spotykał z Mariannę Weidner, a później, w fcerimie5 zapewne

również będą się widywać. Nigdy nie pozbędzie s}ę tego bolesnego

ucisku w sercu, nawet wtedy, kiedy Mariannę nie bę<jzje juz kochanką

Franka. Siddy nie wierzyła, żeby ten romans n>ogł trwaL dmgo

— któregoś dnia Frank pozna jej charakter. Ale po Mariannę będzie

zapewne jakaś inna. Co za różnica? Między nią a Frankiem nigdy nie

będzie prawdziwego porozumienia — pozostanie tylj^ oficjaina koeg-

zystencja. I ta świadomość była dla Siddy niewypOAViedzianie bolesna.

W hotelu w Miami wskazano im zamówione pRez Franka pokoje.

Z okien roztaczał się wspaniały widok na morze. >^a pjazy panował

ożywiony ruch. Frank miał do załatwienia w Miami tyiko jedną sprawę,

a mianowicie sfinalizowanie bardzo obiecującej urnowy z pewną wielką

firmą budowlaną. Poza tym planował spędzić tu z ^oną dwą tygodnie ^

na wypoczynku.

Warunki pobytu były w pełni luksusowe. Przebywający w Miami

goście paradowali wprawdzie przez cały dzień w strojac^ plazOwych, ale

wieczorem obowiązywała elegancja i wykwintne toąjety życie toczyło

się jednak głównie na plaży i dlatego Siddy obawia^ sję> ze spotkanie

z Mariannę jest nieuniknione mimo zamieszkania \y jnnym hotelu.

I rzeczywiście: kiedy następnego dnia po śniądaniu wybrała się

z Frankiem na plażę, ujrzała idących im napr^ecjw Weidnerów.

Mariannę miała na sobie kokieteryjny kostium piazOwy, a na to

narzucony elegancki kąpielowy płaszcz. Siddy zbiadła na jej widok

i zrobiło jej się zupełnie słabo. Z uczuciem zazdroścj musiała przyznać,

ze Mariannę jeszcze nigdy nie prezentowała się tak powabnie jak teraz.

I w dodatku wiedziała, jak ukazać w pełni urok s\ve; pieknei smukłei

background image

sylwetki.

Zobaczywszy Franka i Siddy, odetchnęła g^boko, jakby uwol-

niona od przewlekłego bólu. Oczekiwała spotkani^ z Frankiem z naj-

VVl?kszą niecierpliwością, a teraz była dodatkowo zadowolona ze swegO

w> Siadu. Z wyciągniętą dłonią i promiennym uśmiechem ruszyła

* stronę młodej pary.

153

— Ach, nareszcie się spotykamy! Kiedy państwo przyjechali?

Siddy nie mogła uniknąć powitania i zetknięcia się na morne

z czubkami palców swego wroga, mając przy tym uczucie, że kamieni

je od środka. Frank skłonił się ceremonialnie przed Mariannę- i podał

rękę jej ojcu.

— Przyjechaliśmy wczoraj wieczorem.

— Co, już wczoraj wieczorem? Nic mi o tym nie powiedziano'

w hotelu. No, ale czy nie postąpiłam ładnie, że zarezerwowałam dla

państwa pokoje z widokiem na morze? Wiedzieliśmy przecież, że

przyjedziecie w tych dniach i zatrzymacie się w tym samym hotelu.

Frank był nieco zakłopotany.

— To rzeczywiście bardzo miłe ze strony łaskawej pani; niestety

nic o tym nie wiedziałem. A ponieważ słyszałem, że w tym hotelu nie

ma już wolnych pokoi z widokiem na morze, zamówiłem kwaterę gdzie

indziej. Dlatego nie mogła pani wiedzieć o naszym przybyciu.

Mariannę przeciągnęła się mina. Rzuciła Siddy nienawistne spoj-

rzenie, które mówiło: „To mam tobie do zawdzięczenia!"

Pan Weidner usiłował ratować sytuację, mówiąc ze śmiechem:

— Widzisz, Mariannę, działaliśmy xbyt pochopnie. Będę musiał

zaraz odwołać rezerwację.

— Ależ to niemożliwe, papo! — wybuchnęła Mariannę. — Ja

zamówiłam te pokoje i gdyby nie moje zapewnienia, zostałyby wynajęte

komuś innemu. Chyba zgodzą się państwo, że najlepiej będzie, jeśli

przeniesiecie się do naszego hotelu.

Frank spojrzał na żonę, zauważył jej bladość i zaciśnięte usta.

Zebrał się w sobie i powiedział stanowczo, choć pełnym ubolewania

background image

tonem:

— Niezmiernie mi przykro, ale to niemożliwe, łaskawa pani. My

też zamówiliśmy nasze pokoje z góry, i to na cały nasz pobyt tutaj. Poza

tym mamy w naszym hotelu umówione już różne konferencje w spra-

wach firmy, no i nie chciałbym zmieniać adresu.

— To oczywiste, interesy mają pierwszeństwo — oświadczył pan

Weidner wyrozumiale. — A jeśli chodzi o te zarezerwowane pokoje, to

niech cię o to głowa nie boli, Mariannę — sam załatwię sprawę

z dyrekcją hotelu. Odstąpią je od ręki komuś innemu, bo to dobre

pokoje, z pięknym widokiem. Byłoby bardzo miło, rzecz jasna, gd>'

154

byśmy mogli mieszkać bliżej siebie, ale przecież i tak będzie wiele okazji

jo spotkań.

Ta uwaga trochę pocieszyła Mariannę, choć nadal była wściekła,

ze wszystko poszło nie po jej myśli, tylko tak jak chciała ta „cnotliwa

oąska". Pani Nordau była najwidoczniej o nią zazdrosna. I bardzo

dobrze! Powinna być! Mariannę postanowiła odpłacić jej z nawiązką

za wszystkie irytacje i rozczarowania.

Popatrzyła Frankowi wymownie w oczy i powiedziała cicho,

korzystając z tego, że jej ojciec szedł z Siddy o kilka kroków przed nimi:

— Bardzo na pana czekałam i cieszę się, że nareszcie pan przy-

jechał.

Wiatr doniósł te słowa do uszu Siddy, która musiała pokonać

wzbierający w niej szloch, żeby usłyszeć, co Frank na to odpowie. Ale

choć nadstawiała uszu, nie zrozumiała jego odpowiedzi.

— To miło z pani strony — odparł Frank lekkim tonem.

— Musimy się tutaj częściej spotykać; myślę, że mamy sobie wiele

do powiedzenia — ciągnęła dalej z tęsknym wyrazem oczu.

Frank zesztywniał i popatrzył na nią ostro.

— Wydaje mi się, że łaskawa pani trwoni swoje zainteresowania,

skupiając je na niewłaściwym obiekcie.

— Och, czyżby żona nie pozwalała panu spotykać się z jakąś inną

background image

istotą płci żeńskiej? Bierze pana pod pantofel?

— Ani jedno, ani drugie — odparł z irytacją, a czoło silnie mu

poczerwieniało.

Mariannę wiedziała doskonale, że żaden mężczyzna nie zniesie

łatwo podejrzenia o pantoflarstwo. Śmiejąc się w sposób, który miał go

podburzyć, ciągnęła dalej:

— Och, wy nieszczęśni żonkosie z podciętymi skrzydłami! Ale ja

nie zrezygnuję z tego, żeby je panu trochę poluzować. Przede wszystkim

jednak musimy porozmawiać w cztery \oczy; myślę, że mamy sobie to

i owo do powiedzenia, a do tego nie potrzeba nam świadków.

Frank zmarszczył czoło.

~~ A ja myślę, łaskawa pani, że lepiej będzie, jeśli tego poniechamy.

Rzuciła mu jedno ze swych niebezpiecznych, uwodzicielskich spo-

jrzeń.

~~ Tak bardzo się pan mnie boi?

155

— Bynajmniej. Jeśli — to o panią. Proszę pozwolić sobie

wiedzieć, że prowadzi pani niebezpieczną grę.

Mariannę zagruchała kuszącym śmiechem, licząc na to, że spra ,

w ten sposób przykrość Siddy.

— Lubię niebezpieczną grę, a pan byłby w niej nader pożądanym

partnerem.

Frank obawiał się, żeby coś z tych słów nie doleciało do uszu Siddv

i to czyniło go tak niepewnym, że Mariannę już uwierzyła w swoja

wygraną. Spojrzał zatroskany w stronę żony, która przystanęła z panem

Weidnerem, czekając na nich.

— Proszę zrezygnować z mojego partnerstwa, łaskawa pani

a także proszę pomyśleć o swojej reputacji. Więcej nie chcę i nie mogę

pani powiedzieć.

— Obstaję przy tym, żebyśmy porozmawiali w cztery oczy, gdyż

nie myślę ani o mojej reputacji, ani o niczym innym, tylko o tym, że

kocham pana do szaleństwa.

— To nie ma sensu! Niech pani będzie rozsądna!

background image

Roześmiała się dźwięcznie.

— Rozsądna będę, mając osiemdziesiąt lat. Proszę, niech mnie

pan nie drażni; ja jestem zdolna do wszystkiego. Muszę choć raz

z panem porozmawiać — tylko raz! Zastanowię się jeszcze, jak to

urządzić, żeby pańska żona nie dowiedziała się. Zresztą w pana żyłach

płynie chyba krew, a nie woda, a małżeński żywot, jaki pan prowadzi,

nie może mężczyzny takiego jak pan uczynić szczęśliwym. A więc

— jeszcze porozmawiamy!

Frank i Mariannę znaleźli się tak blisko pierwszej pary, że Siddy

usłyszała ostatnie słowa, a przede wszystkim zauważyła wielkie za-

kłopotanie i niepewność męża oraz wzburzenie tamtej.

Frank nie wiedział, w jaki sposób wywinąć się pannie Weidner.

Pomyślał, że może istotnie najlepszym rozwiązaniem będzie spotkać si?

z nią sam na sam po to, żeby powiedzieć jej bez ogródek, iż wyprasza

sobie dalsze naprzykrzanie się z jej strony. Zrozumiał, że ta dziewczyna

nie uznaje żadnych absolutnie hamulców i nie zostawi go w spokoju-

dopóki wyraźnie nie wyjaśni jej swego stanowiska.

Jego serce należało bez reszty do Siddy. Miał też nadzieję, że tutaj-

w Miami, ich stosunki nareszcie jakoś się ułożą, bo będzie rnóg

156

święcić jej więcej czasu, nie mając już na głowie interesów firmy.

Stan obecny znosił z największym trudem, toteż postanowił nieod-

olalnie wszystko otwarcie przedstawić Siddy. Dlatego też jakiekol-

iek gierki z panną Weidner absolutnie nie wchodziły w rachubę.

Mariannę stawała mu się coraz bardziej niesympatyczna, gdyż nie

cierpiał kobiet, które w stosunkach z mężczyznami przejmowały

inicjatywę. Żadna zresztą z dotychczas mu znanych kobiet nie za-

chowywała się tak agresywnie. Trzeba więc będzie pozbyć się jej

w sposób energiczny, i to tak, żeby zrozumiała wszystko właściwie.

— Dobrze, jeszcze porozmawiamy! — odparł ostro i zdecydowanie.

Siddy usłyszała i to, a także zauważyła błysk triumfu w

oczach

background image

Mariannę. Poczuła w sercu bolesny skurcz. Czy musi znosić

tego

rodzaju spojrzenia tej dziewczyny, która bez cienia żenady

kokietuje

Franka na jej oczach?

Wyprostowała się dumnie i powiedziała stanowczym tonem:

— Wracam teraz do hotelu.

Frank natychmiast stanął przy niej.

— Będzie tak, jak sobie życzysz, Siddy.

— Ale ma pani posłusznego męża! — zawołała Mariannę

szyder-

czo.

Pan Weidner roześmiał się dobrodusznie.

— Tego by brakowało, żeby mąż nie był posłuszny żonie w

czasie

podróży poślubnej! Czyż nie tak, łaskawa pani? — zażartował, zwra-

cając się do Siddy.

Siddy kiwnęła głową, przymuszając się do uśmiechu, potem

pożegnała Mariannę lekkim, sztywnym ukłonem i odeszła. Frank też

Sl? pożegnał i ruszył razem z żoną.

Mariannę popatrzyła za nimi z ironią.

— O, Boże, ależ to nudna gęś!

Pan Weidner spojrzał zdumiony.

— Chyba nie masz na myśli tej czarującej pani Nordau,

Marian-

chen?

~- Właśnie ją mam na myśli, ojcze! — rzuciła z wściekłością.

Ależ to przemiła, urocza osóbka!

~~ Och, papo! Wy, mężczyźni, jak tylko zobaczycie ładną buzię,

to

razu myślicie, że przypisane są do niej wszystkie inne uroki.

To

157

background image

nudna, głupia gęś, w dodatku — zazdrosna! Czy nie widzisz, że

chciałaby tego swego meżusia owinąć w watę i wsadzić pod klosz, ż^

nic do niego nie docierało, żeby w ogóle nie wiedział, jak wygląda żyć'

bo sama pozbawiona jest życia i temperamentu. Biedny Nordau, nale?'

mu tylko współczuć! On bardzo chętnie trochę by pobrykał, ale co?

skoro musi zaraz wracać pod ten klosz.

Mariannę święcie wierzyła w to, co mówi. Była przekonana, ze

przy niej i za jej sprawą Frank natychmiast by „odżył". Grunt, że

zgodził się na spotkanie — teraz już nie ucieknie przed nią więcej!

Panna Weidner spalała się w pragnieniu zdobycia Franka, nie

mając wątpliwości, że jej się to uda. Bo kiedy kobieta jak ona zagnie

na mężczyznę parol, żaden się nie oprze!

XVI

Frank i Siddy szli przez chwilę w milczeniu, oboje pogrążeni

w przykrych myślach. W końcu Frank powiedział:

— Ta panna Weidner to zbyt uciążliwe i nieprzyjemne towa-

rzystwo.

Siddy podniosła głowę i obrzuciła go przygaszonym spo-

jrzeniem.

*

— Również dla ciebie, Frank? — spytała z dziwną intonacją.

Frank nastawił uszu, doszukując się w tych słowach śladów

zazdrości.

— Myślę, że dla mnie więcej niż dla ciebie — odparł z pewnym

rodzajem wisielczego humoru.

l

Siddy zacisnęła usta. Czyżby sprawy zaszły tak daleko, że

miłostka Mariannę zaczęła mu ciążyć? To można było łatwo sobie

wyobrazić, bo panna Weidner nie mogła mężczyźnie pokroju Franka

zaofiarować prawdziwych wartości. A więc pociągnęło go do niej tylko

Przelotne upodobanie. Nawet jeśli to odurzenie wkrótce minie, Frank

zniszczył i zburzył wszystko, co było istotą jej uczucia. Nigdy już nie

znajdzie w sobie odwagi, żeby wyjść mu naprzeciw i walczyć o jego

^iiość; odtąd zawsze będzie się bała, że zanim pokona swoje zahamowa-

background image

nia, inna znów zdobędzie jego względy.

Frank zastanawiał się, co skłoniło Siddy do postawienia takiego

Pytania. I dlaczego nagle stała się znów milcząca i przygnębiona? Od

wili wyjazdu z Nowego Jorku wydawała się trochę bardziej ożywiona

^~ dlaczego więc teraz tak nagle znów posmutniała?

159

O, Boże, przecież to chyba nie ma związku z Mariannę Weidner

A jeśli tak? Czy jej osoba wywiera na Siddy — podobnie jak na jep"

zachowanie —jakiś destruktywny wpływ? Trzeba to koniecznie zbadać

Tamtego wieczora w Nowym Jorku, kiedy Siddy była taka

czarująca i miła, wydawało mu się, że próbuje ona pokonać dzielący jch

dystans. Jej głos był przedziwnie miękki i ciepły, a w oczach kryła się

czułość. Jedynie tamtego wieczoru, który rozniecił w nim tyle słodkich

nadziei, Siddy była uwodzicielska i czarująco miła. A następnego dnia

wszystko się zmieniło —już od samego rana, kiedy to Mariannę czyhała

na niego pod drzwiami z żądaniem zwrotu podrzuconego mu listu.

Wszystko to było bardzo zagadkowe i dłużej nie do zniesienia.

Należało rozmówić się z Mariannę, wybadać, czy wywierała na Siddy

jakąś presję. Po ostatnich doświadczeniach zdolny był uwierzyć w każdą

nikczemność panny Weidner. Nie uznając żadnych wartości moral-

nych, nie oszczędziłaby niczego i nikogo, kto stanąłby w poprzek jej

pragnieniom.

W hotelu na oboje czekała poczta z Niemiec: dla Siddy był list od

Margot, dla Franka listy w sprawach handlowych firmy.

Ich pokoje miały wspólny, osłonięty markizą balkon, na którym

ustawiono stolik i krzesła. Siddy zasiadła na balkonie zaraz>po przyjściu,

a w chwilę później zjawił się Frank.

— Czy nie będzie ci przeszkadzało, Siddy, jeśli przejrzę tu listy

i trochę nacieszę się widokiem na morze?

— Ależ skąd, Frank! Ja mam do przeczytania tylko list od Margot.

— Mam nadzieję, że w domu wszystko dobrze. Popatrz, jak

pięknie wygląda morze w słońcu! Właściwie to nonsens, żeby przebywać

całymi godzinami tam na dole. Stąd mamy najpiękniejszy widok, a poza

background image

tym nie jesteśmy narażeni na niepożądane towarzystwo.

Spojrzała na niego z uwagą. Czy miał na myśli Mariannę Weidner.

Na to wyglądało. Więc nie marzy o częstszym widywaniu jej? Mimo

wszystko ta myśl sprawiła jej przyjemność.

— Ja też bardzo chętnie pozostanę tu na górze.

— Oby tylko nie było ci zbyt nudno.

— Mnie? Z pewnością nie, ale tobie może być nudno.

Spojrzał na nią gorąco.

— W twoim towarzystwie — nigdy.

Czując z niepokojem zdradzieckie rumieńce na twarzy, szybko

otwarła list od Margot.

Moja kochana, kochana Siddy! Proszę Cię, usiądź mocno, bardzo

mocno, zanim zabierzesz się do czytania tego listu, żebyś z wrażenia nie

padla. Siddy — zaręczyłam się! Masz to czarno na białym. Jeśli spytasz:

z kim? — odpowiem: z moim ideałem! Wyobraź sobie, Siddy, że odkryłam

całkiem nieoczekiwanie, iż moim ideałem jest Peter Vahł — kochany,

dobry Peterlein! Właśnie w tym momencie, kiedy po otrzymaniu sto

dwudziestego piątego kosza odszedł ode mnie — na zawsze, jak po-

wiedział, i z mocnym postanowieniem zerwania wszelkiej znajomości

— właśnie w tym momencie zrozumiałam, że to on, i tylko on, jest moim

ideałem, że nie mogę bez niego żyć i że będę totalnie nieszczęśliwa, jeśli

zostanę sama. Ach, Siddy, zachowałam się strasznie nie po kobiecemu, bo

w przerażeniu, że on zostawi mnie samą na zawsze, pojechałam za nim i na

szczęście udało mi się go dogonić. Co było dalej, właściwie nie pamiętam.

Wiem tylko, że było bosko i że mój Peterlein jest kochany i uroczy, a ja

jako jego narzeczona jestem nieprzytomna ze szczęścia. On nadal mnie

uwielbia, odgaduje wszystkie moje życzenia i z nadmiaru szczęścia nie wie,

jakie jeszcze głupstwo mógłby popełnić. To jest cudowne uczucie, kiedy

można uczynić kochanego człowieka szczęśliwym! Zresztą nie muszę Cię

o tym przekonywać — przeżywasz to sama każdego dnia.

Dopiero teraz zrozumiałam, co przeżywałaś w dzień swego ślubu.

Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy, kiedy przypinałam Ci mirtowy

background image

wianek? Powiedziałaś mi, że pokochałaś Franka od pierwszego wejrzenia,

chociaż on nie zwracał na Ciebie uwagi. I o tym, jaka byłaś szczęśliwa,

kiedy powrócił po długiej podróży i nagle zainteresował się Tobą,

a wkrótce potem — oświadczył. Widzisz, u nas było na odwrót: Peter

Pokochał mnie od chwili, kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy, a ja, głupia,

nie zwracałam na niego uwagi i w ogóle nie chciałam słyszeć o małżeństwie.

•A przy tym musiałam go widać od dłuższego czasu kochać. To się poznaje

Jednak dopiero później, ale za to bardzo gwałtownie. I potem ta miłość jest

Juz Mnie zakotwiczona. Z Twoim Frankiem było tak jak ze mną, a z Tobą

~~ Jak z Peterem.

Najważniejsze jest jednak to, że oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi;

- a tak szczęśliwi, jak Ty z Frankiem — albo prawie tak samo, bo

160

161

1 Podro:

IZ poślubna

jeszcze trochę nam do szczęścia brakuje. Ale to nadejdzie dopiero

ślubie, kiedy nareszcie będziemy mogli być sami. Na razie zdarza nam się

to bardzo rzadko. Nasze oficjalne zaręczyny odbędą się dopiero n0

Waszym przyjeździe, bo bez mojej Siddy nie chcę o niczym słyszeć. Ś

:

1 .

i

-

--c - •"--.,••• -"./u-ŁCC. ĆllUb

jest wyznaczony na początek grudnia. Ach, Siddy, jakie życie jest piękne'

Muszę kończyć, bo Peter zaraz przyjdzie i nie będę mieć czasu. A więc

wracaj do domu! Pozdrów Twojego tak gorąco kochanego Męża od nas

obojga. Tysiące całusów!

Twoja szaleńczo szczęśliwa Margot.

Kiedy Siddy doszła do miejsca, w którym Margot pisała o ślubie

z Frankiem, łzy nagle trysnęły z jej oczu. Siedziała bardzo cicho i bez

ruchu, żeby Frank niczego nie zauważył, ale jedna łza spadła na

background image

trzymany przez nią arkusik. Frank zerknął w stronę Siddy, ale nie

zauważyła tego. Zapatrzona nieruchomo przed siebie walczyła ze łzami.

Pomyślał, że Siddy chce ukryć przed nim swoje wzruszenie i dlatego

poniechał pytania, które cisnęło mu się na usta.

Ale obserwował ją nadal. Wiedział, że z trudem stara się opanować

i że schowała list siostry do małego pudełka z szyciem, które przyniosła

ze sobą na balkon. Ukradkiem wyciągnęła chusteczkę i osuszyła oczy.

Frank siedział jak sparaliżowany. Dlaczego Siddy płakała, starając

się to ukryć przed nim? Gdyby otrzymała jakąś złą wiadomość, nie

kryłaby się z nią. Co było w tym liście, czego on nie powinien wiedzieć,

a co ją przyprawiło o taki smutek?

Nie chciał przynaglać jej do zwierzeń. Dlatego pozornie zagłębił

się w lekturze swoich listów, wyczekując chwili, kiedy Siddy się uspokoi.

Po chwili Siddy wzięła do ręki jakieś drobne szycie i pochyliła się nad

nim, żeby uniknąć jego wzroku. List Margot leżał złożony w pudełku.

Frank spojrzał na żonę i odłożył na bok swoją korespondencję.

Siddy wydawała się już»na tyle spokojna, że zwrócił się do niej

z pytaniem:

— No i co, Siddy, jakie wiadomości od Margot? — spytał

swobodnie.

Nie podnosząc oczu znad roboty, odparła:

— Och, najlepsze, jakie mogą być. Wyobraź sobie, że moja mała

Margot zaręczyła się. Przyjęła nareszcie oświadczyny swego

162

ego adoratora, Petera Yahla. Będą czekać z ogłoszeniem zaręczyn do

aszego powrotu, a z początkiem grudnia wezmą ślub.

_ To mnie cieszy. Doktor Vahl jest wspaniałym człowiekiem,

zlachetnym i godnym zaufania. Czy on się od dawna o nią starał?

— Tak. Margot dała mu sto dwadzieścia pięć razy kosza — wy-

jaśniła Siddy, zmuszając się do wesołości.

— Sto dwadzieścia pięć? To się nazywa wytrwałość!

— On ją bardzo, bardzo kocha — powiedziała cicho.

background image

Frank znowu zaczął zastanawiać się, dlaczego Siddy płakała nad

tym listem. Przecież te zaręczyny to była radosna wiadomość. A może

Siddy sama była zakochana w Peterze i musiała z niego zrezygnować ze

względu na siostrę? Zawsze mówiła o nim bardzo ciepło i serdecznie...

Frank poczuł nagle, że serce przeszył mu ostry ból. Czy to możliwe?

Może Siddy ciągle jeszcze kocha Petera i płacze gorzko dlatego, że

zaręczył się z jej siostrą?

Zerknął ukradkiem na list Margot leżący w pudełku. Gdyby mógł

wiedzieć, co w nim jest!

W trakcie rozważań, czy by nie poprosić Siddy o pozwolenie

przeczytania listu, ktoś wywołał ją z pokoju: chodziło o zamówione

przez nią pantofle kąpielowe, których bogaty wybór przysłano właśnie

do hotelu.

Frank nie mógł dłużej zdzierżyć, wydobył list i zaczai czytać.

Wyznanie miłosne Margot poruszyło go — z każdej linijki listu biło

szczęście. A potem doszedł do miejsca, w którym Margot wspominała

rozmowę z Siddy w dniu jej ślubu i wpatrując się w list jak urzeczony,

czytał bez tchu: „Powiedziałaś mi, że pokochałaś Franka od pierwszego

wejrzenia, chociaż on nie zwracał na Ciebie uwagi. I o tym, jaka byłaś

szczęśliwa, kiedy powrócił po długiej podróży i nagle zainteresował

S1? Tobą, a wkrótce potem — oświadczył".

Wstrząśnięty do głębi czytał ten fragment listu raz po raz. I nagle

wszystko stało się jasne. Siddy kochała go od pierwszego wejrzenia

1 była szczęśliwa, kiedy zaczął starania o nią. Szczęśliwa i pewna jego

^ilości była jeszcze w chwili ślubu i podczas weselnego przyjęcia

~7teraz wiedział to na pewno. A potem zjawiła się Anny Frey i zdarła

zasłonę z oczu: wyjawiła, że była jego kochanką i że on poślubił

tylko na życzenie ich rodzin.

163

Jakie to musiało być dla niej straszne, mój Boże! Nie widział

żadnego wyjścia z tej upokarzającej sytuacji i żeby ratować twarz

wymyśliła tę niepoważną historyjkę o zakładzie z przyjaciółkami. Za ta

background image

mistyfikacją ukryła się ze swoją wzgardzoną miłością i upokorzona

dumą. A więc jego domysły były słuszne!

Frank odetchnął głęboko i odłożył list na miejsce. Z głębi pokom

dochodził go głos Siddy przymierzającej kąpielowe pantofle i roz-

mawiającej ze sprzedawczynią.

Zapatrzył się przed siebie. Teraz już wiedział, dlaczego Siddy

płakała: list przypomniał jej dzień ślubu, ten dzień, który przyniósł jej

tyle bólu i cierpienia. Dobry Boże, czy to znaczy, że ona kocha go nadal,

że jej serce nie zobojętniało po tych przeżyciach? Szczęście Margot,

którą Siddy bardzo kocha, i jej własny los wywołały nową falę bólu

Teraz też zrozumiał, dlaczego była zazdrosna o pannę Weidner!

Instynkt ostrzegł ją, że Mariannę na niego poluje; może zresztą

zauważyła coś, co stało się pożywką dla podejrzeń.

Jakkolwiek by się rzecz miała, zdobył przynajmniej pewność, że

Siddy go kochała. Ta miłość nie mogła jeszcze zginąć — i me można

pozwolić, żeby zginęła! Być może przesadził z tą rycerską powściąg-

liwością wobec niej; może należało powiedzieć jej o swoich uczuciach

To uparte trzymanie się od niej z daleka było błędem, absolutnym

błędem! Skąd mogła wiedzieć, że pokochał ją i że nie może już dłużej

znieść tego dystansu i ich życia obok siebie!

Jakim był1 głupcem, dręcząc tak bardzo i ją, i siebie! To należy

zmienić. Trzeba z nią szczerze porozmawiać — i tak jak on musi jej

wyznać, jakie żywi do niej uczucia, tak ona powinna mu powiedzieć,

jaki jest obecnie stan jej serca.

Usłyszał, że sprzedawczyni wychodzi, więc podniósł się szybko

i wszedł do jej pokoju.

— I jak, Siddy, dobrałaś coś odpowiedniego? — zagadnął z pozor-

nym spokojem.

Siddy spojrzała na niego niepewnie, trzymając w ręku zakupio-

ną parę pantofli. Frank dotychczas jak najściślej przestrzegał układu,

który zawarli w Caux, a dziś po raz pierwszy przekroczył próg jej

pokoju. Patrzył przy tym na nią w ten szczególnie gorący sposób, który

zawsze wzbudzał w niej lęk.

164

background image

— Tak, te pantofle pasują — powiedziała niby obojętnie i uczyni-

ła ruch, jak gdyby chciała go wyminąć i przejść na balkon. Frank

zastąpił jej drogę.

— Chwileczkę, Siddy! Chciałbym cię o coś zapytać i proszę bardzo

usilnie o szczerą odpowiedź.

Krew odpłynęła jej z twarzy, ale przystanęła, patrząc na niego

poważnie.

— O co chcesz mnie zapytać, Frank?

— O to, dlaczego zostałaś moją żoną.

Zadrżała lekko i spuściła wzrok. Co to znaczy? Czy to pytanie

miało być wstępem do rozmowy o konieczności rozstania się i zwrócenia

sobie wolności?

— Ja... przecież już ci powiedziałam... wtedy w Caux. Chodziło

o ten głupi zakład...

— Nie, Siddy! Ja chciałbym poznać prawdę. Zorientowałem się od

razu, że to był zwykły wykręt z twojej strony. Ty nie jesteś zdolna do

kłamstw, a ja już wtedy wiedziałem, że dziewczyna taka jak ty, nie

wychodzi za mąż tylko z powodu niemądrego zakładu i to za kogoś,

kogo nie kocha.

— Jednak doszło do zawarcia tego zakładu! Nie mówmy już o tym

więcej; wstydzę się bardzo tej głupiej sprawy.

— Ani ty nie brałaś nigdy udziału w takim zakładzie, ani Jutta

Brest i twoje pozostałe przyjaciółki. Wiem, że w ogóle uważasz wszelkie

zakładanie się za niemoralne. Żeby ci oszczędzić trudu dalszych

zaprzeczeń, dodam, że z Caux napisałem do Juty Brest list z prośbą

o wyjaśnienie. Wysłałem nawet — uśmiechnął się lekko Frank — bom-

bonierę dla poparcia swej prośby.

I dalej z całą swobodą poinformował Siddy, jaką otrzymał

odpowiedź. Siddy stała przed nim zaczerwieniona po uszy, nie mając

odwagi spojrzeć mu w oczy.

—— To niedobrze, że mnie sprawdzałeś. Powinien był wystarczyć ci

powód, który ja podałam — powiedziała cicho.

background image

— Nie, Siddy! Ten powód nie wystarczał mi już wtedy, a teraz

~~ w żadnym wypadku.

— Ale dlaczego? Pozwól, żeby sprawy toczyły się swoim własnym

torem. Ja nie wnikam w twoje tajemnice, nie śledzę, co robisz, nie

165

dociekam, o czym myślisz. Wszystko to jest mi obojętne. I tak samo

tobie powinno być obojętne wszystko to, co wykracza poza nasze

oficjalne wspólne życie.

Frank widział, że Siddy usiłuje pokryć swój strach dumą. Ujął jej

dłonie i mocno przytrzymał, chociaż usiłowała się uwolnić.

— Nic nie jest mi obojętne, co dotyczy ciebie, Siddy, i mam

nadzieję, że i tobie nie jest wszystko jedno, co ja robię.

Jej strach przed nim i przed samą sobą narastał. Tracąc resztki

spokoju i opanowania, rzuciła gwałtownie:

— Czy mam cię może wypytywać o twoją kochankę, Mariannę

Weidner?

Wzdrygnął się zaskoczony.

— Co ci przyszło do głowy, Siddy? Jak wpadłaś na tę niedorzeczną

myśl?

Powiedział to tak poważnym tonem i z takim spokojnym, pewnym

wyrazem oczu, że w sercu Siddy obudziło się nagle jakieś dziwne, trudne

do nazwania uczucie, a w spojrzeniu pojawiło się wahanie.

— Przecież ona wyraźnie dała mi do zrozumienia, że chce mi ciebie

odebrać. A przy tym naigrawała się z naszych oddzielnych sypialni...

Szydziła ze mnie, mówiąc, że w przeznaczeniu kobiety bardziej pewna

jest zdrada niż śmierć. Nie pozostawiła mi cienia wątpliwości, że zrobi

wszystko, żeby zostać twoją kochanką. Może zresztą była nią już

wtedy... Powiedziała mi to wszystko tego dnia, kiedy razem jadłyśmy

lunch. Prosiłam cię potem, żebyś zabrał mnie do teatru, bo nawet jeśli

uznałam twoje prawo do całkowitej swobody, nie chciałam siedzieć

przy jednym stole z kobietą, która jest twoją kochanką. Tamtego

wieczoru co prawda nie sądziłam, że to się już stało... miałam nadzieję,

że można temu jeszcze zapobiec...

background image

— Ach, i dlatego byłaś wtedy taka kochana i czarująca, dlatego

poznałem cię z zupełnie innej strony niż dotąd?

Frank zadał to pytanie z sercem przepełnionym radością, bo

zrozumiał, że Siddy chciała go oczarować tamtego wieczoru i zniweczyć

wpływ Mariannę.

Spłonęła rumieńcem i wyjąkała:

— Ja... ja nie wierzyłam, żeby... no, żeby ona mogła zapewnić ci

szczęście, bo... bo ona tak obrzydliwie o tym wszystkim mówiła. Ale na

166

jfllgi dzień zrozumiałam, że już jest za późno. Wychodząc z pokoju,

zobaczyłam, że ona chowa list, który jej dałeś. Pomyślałam, że nic tu nie

Ha się zmienić i należy pozostawić rzecz jej własnemu biegowi.

To ostatnie zdanie znów zabrzmiało dumnie i chłodno. Frank

nadal jednak trzymał ją mocno za ręce.

— A więc tak, pozwalasz sprawie toczyć się dalej, a mnie chcesz

zostawić na pastwę komuś takiemu jak Mariannę Weidner?

Siddy przejął drżeniem ton, w jakim Frank wypowiedział te słowa.

— Może jednak pozostawimy ten temat w spokoju? Ja nie czynię

ci przecież wyrzutów. Jesteś wolny; możesz czynić, co chcesz. Nie

chciałam o tym mówić ani oczywiście wprawiać cię w zaambarasowanie.

A teraz puść, proszę, moje ręce; to mnie boli.

Ostatnie słowa miały usprawiedliwić łzy, które znowu popłynęły

z jej oczu. Frank wydobył z wewnętrznej kieszeni koronkową chustecz-

kę, o której stewardesa opowiadała Mariannę i którą ciągle nosił przy

sobie.

Wypuścił z uchwytu tylko jedną rękę Siddy, wycisnąwszy na niej

przedtem gorący pocałunek, a potem delikatnie, z czułością osuszył jej

łzy i powiedział cicho:

— Przypatrz się tej chusteczce, Siddy: to własność mojej ukochanej

żony, słodkiej, cudownej dziewczyny, której urok poznałem — bez-

nadziejny głupiec! — dopiero po ślubie. Ale od pewnego czasu kochałem

ją wiernie i gorąco, a ponieważ nie chciała o mnie słyszeć, ukradłem tę

background image

chusteczkę, żeby mieć cokolwiek, co należało do niej. Moja żona ciągle

odprawiała mnie od siebie dumnie i zimno... za karę, że oświadczyłem

Jej się bez miłości, do czego szczerze się przyznałem. Wtedy nie miałem

jeszcze tej pewności, co teraz: że ją kocham. Ona wkradła się niepo-

strzeżenie do mojego serca i tak się tam zadomowiła, że żadna kobieta

na świecie nie zdołałaby jej stamtąd wyrugować, a już najmniej niejaka

panna Weidner. Tamtego dnia w Caux należało wszystko to wyznać, ale

zabrakło mi odwagi: obawiałem się posądzenia, że chcę w podstępny

sposób dochodzić swoich praw. Moja słodka żona jest bardzo płoch-

twa, a ja chciałem pozyskać ją w sposób delikatny i rycerski. Wy-

stawałem pod jej drzwiami i słyszałem jak płacze. Tak, Siddy, czaiłem się

Jak szpieg i podsłuchiwałem, bo chciałem wiedzieć, czy mogłabyś

Pokochać mnie na nowo. A w ten głupi zakład w ogóle nie wierzyłem.

167

Przed chwilą przeczytałem ukradkiem list od Margot... Moja przemiła

szwagierka potwierdziła nareszcie to, o czym marzyłem: że jej siostra

Siddy kochała mnie od dawna. Powziąłem do siebie niechęć, odkąd stało

się dla mnie jasne, jak bardzo raniłem twoje uczucia. A teraz wiem, że nie

wolno mi dłużej zwlekać i że muszę nareszcie powiedzieć ci, jak bardzo

cię kocham. Żadna kobieta nie znaczyła dla mnie tak wiele, jak ty

Siddy. Nic ci nie mówiąc, walczyłem o ciebie każdym spojrzeniem

każdą myślą, li byłem bardzo nieszczęśliwy, że tak zimno odrzucasz

moje starania. Zapewne widziałaś je w innym świetle. Siddy, powiedz

mi, proszę, czy utraciłem raz na zawsze twoją miłość? Czy nie możesz

mi przebaczyć, że kiedyś przeszedłem obok ciebie jak ślepiec? Kocham

cię, moje najmilsze, słodkie stworzenie! Uwierz mi, że odkąd jesteś

moją żoną, żadnej innej kobiecie nie poświęciłem ani jednej myśli. Byłem

ci absolutnie wierny.

Siddy słuchała uszczęśliwiona, upajała się jego słowami, drżała

od ich wewnętrznego żaru, ale ciągle nie mogła w nie uwierzyć. A kiedy

skończył mówić, uchwycił jej spojrzenie, które wstrząsnęło nim, od-

słaniając ogrom jej cierpienia.

— Nie, to nie może być prawdą. Wszystko, co mi teraz po-

background image

wiedziałeś, bierze się ze współczucia. Ty jesteś dobry, nie chcesz, żebym

cierpiała, i dlatego tak mówisz!

Objął jej ramiona i przyciągnął ją mocno do siebie.

— Spojrzyj na mnie, Siddy — powiedział poważnie. — Sądzisz, że

gram jakąś komedię... ze współczucia? Popatrz w moje oczy: co w nich

widzisz? Jestem bardzo nieszczęśliwy, że zadałem ci tyle bólu; uwierz

mi, że cierpię z tego powodu. Ale teraz żadne z nas nie zniesie dłużej

fałszu. Dosyć oboje wycierpieliśmy przez nasze źle pojmowane względy,

fałszywie pojmowaną delikatność i chęć oszczędzania się nawzajem.

Teraz wszystko między nami będzie jasne i klarowne. Uwierz mi, Siddy,

że kocham cię z całego serca i z całej duszy. Proszę cię gorąco, porzuć

wreszcie dumę i powiedz szczerze, czy mnie kochasz.

Oparła głowę na jego ramieniu i wyszeptała, tłumiąc łzy:

— Och, żebyś wiedział, jak bardzo cię kocham! Mój Boże, nie

mogę uwierzyć, że to wszystko prawda. Że ty mnie kochasz.

— Spojrzyj mi w oczy; czy one nie powiedzą ci tego bardziej

wyraźnie niż moje słowa?

168

Tak, jego oczy płonęły szczęściem, ale Siddy dręczyła jeszcze jedna

myśl:

— Frank... co to było wtedy z Mariannę Weidner? Widziałam,

jak dawałeś jej list... Ona przedtem mówiła bez obsłonek, bez żenady...

Tak chciałabym ci wierzyć!

W jej głosie zabrzmiała bolesna skarga. Frank ujął jej głowę

\v dłonie.

— Rozwieję wszystkie twoje wątpliwości. Nie mogę już dłużej

osłaniać Mariannę Weidner, bo chodzi nie tylko o moje, ale również

o twoje szczęście. Jednak zanim ci po kolei wyjaśnię, proszę, żebyś mi

wierzyła i nigdy we mnie nie wątpiła. Powiedziałem ci w Caux całkiem

otwarcie, że oświadczyłem się o twoją rękę, nie kochając cię, ale od

jakiegoś czasu czułem, że w moich uczuciach następuje zmiana. Daję

przy tym słowo, że byłem ci wierny każdą myślą i pragnieniem. Jeśli

background image

mówię, że cię kocham i że pozostałem ci wierny, musisz mi wierzyć bez

żadnego innego dowodu. Dobrze?

Objęła go za szyję i spojrzała z bezgraniczną miłością.

— O, Boże, tak! Wierzę ci! I to czyni mnie szczęśliwą — szepnęła.

Zamknął jej usta pocałunkiem i od tej chwili Siddy nabrała

pewności, że wszystkie udręki kończą się, a ona jest ukochaną żoną

Franka. Pocałunek trwał długo, a potem było patrzenie sobie w oczy

i nowe pocałunki. Frank szeptał gorące słowa miłości, Siddy od-

powiadała nieśmiało krótkimi, czułymi słówkami.

Stali tak przytuleni do siebie długo, zapominając o wszystkim, co

ich otacza. Z zewnątrz dochodziły nawoływania, śmiechy i gwar

rozmów, ale oni tego nie słyszeli.

Kiedy na koniec ocknęli się ze swego odurzenia, Frank usadowił

żonę obok siebie na otomanie i ujął jej dłonie.

— A teraz posłuchaj, Siddy, jak doszło do tego, że podawałem

Mariannę list. Potem ty opowiesz mi, co ona nagadała ci podczas tego

lunchu, bo wszystko między nami musi być jasne. Ona jest osobą

niebezpieczną, pozbawioną skrupułów i kierującą się wyłącznie włas-

nymi zachciankami. Nie możemy dopuścić, żeby zmąciła choćby

tchnieniem nasze z trudem odzyskane szczęście.

Frank opowiedział Siddy o wszystkim: o słówkach, które mu

rzucała na stronie, o treści listu, który znalazł w swoim pokoju; nie zataił

169

i tego, że później dwukrotnie jeszcze pukała do jego drzwi, zakończył

zaś relacją sceny z odbieraniem listu.

— Jak mogłem ci wyjawić, co wydarzyło się przedtem, nie burząc

do reszty twego spokoju? Mariannę Weidner nie kieruje się zresztą

żadnymi rozumowymi przesłankami. Dzisiaj także kładła mi w głowę, że

musi za wszelką cenę porozmawiać ze mną w cztery oczy. W końcu

zgodziłem się na to, żeby uciąć sprawę. Inaczej będzie ci na wszelkie

sposoby zatruwać spokój. Chciałem też wydobyć z niej, w jaki sposób

udało jej się tak wpłynąć na zmianę twojego zachowania. Dlatego

powiedziałem, że jestem gotów raz jeden spotkać się z nią. I tej obietnicy

background image

dotrzymam.

Siddy zaniepokoiła się.

— Och, Frank, ona będzie próbowała wszystkiego, byle złowić cię

w swoje sieci.

Ucałował ją gorąco.

— To się jej nie uda, bo postawię na straży tej sieci moją ukochaną

żonę. Chcę, żebyś dla własnego spokoju była niewidocznym świad-

kiem naszej rozmowy, bo z nią nigdy nic nie wiadomo; nie sposób

przewidzieć, do czego jest zdolna. Przypuszczam, że wkrótce da mi znać,

kiedy i gdzie chce się ze mną spotkać. Ja ze swej strony zaproponuję

takie miejsce, żebyś mogła wszystko słyszeć, a potem wkroczyć i zakoń-

czyć nasze spotkanie, kiedy uznasz za stosowne. Myślę, że to podziała

skuteczniej niż moja ewentualna próba przerwania tej rozmowy. A teraz

chciałbym dowiedzieć się, co ona ci powiedziała.

Siddy powtórzyła słowo w słowo rozmowę z Mariannę i wyznała

— zarumieniona po uszy i zakłopotana — jak chciała wtedy walczyć

o jego uczucia, ale następnego dnia doszła do wniosku, że na to jest już

za późno, bo Mariannę jest jego kochanką. /

Te wyznania Siddy dały pretekst do nowych pieszczot i czułości.

Młoda para nareszcie znalazła swoje utracone szczęście. Ile mieli sobie

do powiedzenia, ile do wypytywania! Dzień wydał im się za krótki, żeby

wszystko wyrzucić z siebie.

Wśród czynionych sobie wyznań tamte przeszłe cierpienia zmieniły

się w pełną szczęścia radość. Oboje przyznali się do częstego wystawania

po drugiej stronie drzwi i pełnego tęsknoty podsłuchiwania, a także do

zazdrości o każde słowo i każde spojrzenie, które przypadło komuś

170

innemu. Frank przyznał się, że z zazdroLci mia* ochotę wyrzucić za burtę

statku młodego afampaniatora Siddy.

Teraz nie ukrywali przed sobą niczego i to całkowite zaufanie

wydało im się czyifiś wspaniałym. DzieA minął im jak pełen cudowności

sen. Cieszyli się każdą chwilą, mając głębokie poczucie przeżywanego

background image

szczęścia. Nic nie zamąciło im tego dn*a całkowitej bliskości i przyna-

leżności do siebie

Bezchmurne niebo roztaczało sw°Je błękity, morze szumiało

kojąco, a beztroska plażowiczów dopełniała harmonii.

W gruncie r#zy Frank i Siddy doPiero teg° dnia rozpoczęli swoje

weselne święto.

XVII

Nazajutrz, kiedy oboje promieniejąc szczęściem siedzieli przy

śniadaniu, kelner zameldował, że do pana Nordaua przyszedł boy

hotelowy z wiadomością. Frank spojrzał znacząco na Siddy.

— To posłaniec od Marianny Weidner. Przepraszam cię na chwilę.

W hallu podszedł do Franka boy i podał mu list.

— Jeśli to możliwe, chciałbym od razu zabrać odpowiedź — po-

wiedział.

Frank otworzył wąską kopertę i przeczytał:

Czy odpowiada Panu godzina czwarta dziś po południu. Ocze-

kuję Pana w swoim pokoju w hotelu. Będę sama, gdyż mój Ojciec poje-

chał na Key West. A może wolałby Pan spotkać się gdzie indziej i o innej

porze?

M.W.

Frank podszedł do pulpitu, wziął papier listowy z nadrukiem

hotelu i napisał:

*

Wielce Szanowna i Łaskawa Pani!

Proponowana przez Panią godzina odpowiada mi. Wolałby m jednak,

ze względów oczywistych, nie pojawiać się u Pani w hotelu. Śmiem prosić,

żeby pofatygowała się Pani do mojego hotelu; moja żona będzie o tej por ze

na plaży. Proszę kazać zaprowadzić się do jej pokoju, co będzie mniej

krępujące. Pozwalam sobie przypomnieć, że zgodziłem się na to spotkanie

172

tylko na skutek Pani nalegań. Byłbym zadowolony, gdyby Pani z niego

background image

zrezygnowała — ze względu na Panią.

Jeśli jednak obstaje Pani przy swoim zamiarze, czekam o godzinie

czwartej w pokoju mojej żony, to jest pod numerem 22.

Oddany

Frank Nordau

— Proszę chwilę poczekać; muszę jeszcze coś dodać — zwrócił się

do posłańca, skończywszy pisanie.

Wrócił do pokoju śniadaniowego i w milczeniu położył przed Siddy

list Mariannę.

Przeczytała i spojrzała z niepokojem w oczach.

— Co masz zamiar zrobić?

Podał jej napisany przed chwilą bilet.

— Przeczytaj, proszę, jeszcze i to, co odpisałem.

Siddy ogarnęło coś jakby współczucie dla tamtej kobiety. Teraz,

kiedy tak bardzo cieszyła się swoim szczęściem, mogła pozwolić sobie

na wspaniałomyślność.

— Czy nie możesz jej oszczędzić upokorzenia, Frank?

Wokół jego ust pojawił się jakiś twardy wyraz.

— Ta kobieta dręczyła cię i poniżała; intrygowała w sposób

niebywały jak na kobietę, a mnie wpędzała w takie sytuacje, które mogły

zniszczyć twoje i moje szczęście, gdyby niebiosa nie zrządziły inaczej.

Powinna otrzymać nauczkę, że nie wolno jej obchodzić się z ludźmi

wedle swoich zachcianek. Chcę tylko zapewnić nam spokój z jej strony,

dlatego twoje współczucie jest nie na miejscu. Okazałem jej wystar-

czająco dużo względów, radząc, żeby była rozsądna. To nie poskut-

kowało, więc musi ponieść konsekwencje. Zrobiłem wszystko, co było

można, dla ratowania jej reputacji, co prawda nie tyle ze względu

na nią, bo ona na żadne względy nie zasługuje, ile z sympatii do jej

ojca.

Siddy pozostawiła mu w końcu wolną rękę i Frank przekazał list

posłańcowi.

Zaraz potem poszli oboje na plażę zażyć kąpieli. W błogim

zadowoleniu zapomnieli niemal o osobie panny Weidner, której na

szczęście nie spotkali.

background image

173

Mariannę czekała w hotelu na odpowiedź Franka. Odebrała jeg0

list i przeczytała u siebie w pokoju. W jej oczach błysnął triumf. Miała

w rękach jego pisemną zgodę. To było dużo. Była pewna swej władzy

nad mężczyznami i przekonana, że osiągnie swój cel.

Poświęciła cały dzień na przygotowania do umówionego ren-

dez-vous. Przez kilka godzin przymierzała wszystkie swoje toalety, żeby

wybrać tę najbardziej twarzową i kuszącą. Nie odczuwała żadnego

niepokoju i nic sobie nie robiła z tego, że ma spotkać Franka właśnie

w pokoju jego żony. Nie bała się, że Siddy może zaskoczyć ich w trakcie

schadzki. Przeciwnie: gdyby do tego doszło, związałaby Franka jeszcze

mocniej z sobą. „Cnotliwa gąska" rozwiedzie się z nim, a Frank będzie

całkowicie należał do niej, do Mariannę — tak długo oczywiście, jak

ona będzie go chciała.

Tymczasem młodzi małżonkowie omówili na plaży, jak należy

zainscenizować spotkanie z Mariannę. Siddy zaczęło ze strachu przed

nią bić niespokojnie serce. Frank siedział obok żony na piasku i głaskał

ją uspokajającym gestem.

— Właśnie dlatego, że się jej boisz, muszę cię od tego uwolnić.

— Ale ja jej również współczuję, Frank. Jestem taka szczęśliwa, że

mogę być wspaniałomyślna.

— Jak już mówiłem, twoja wspaniałomyślność jest nie na miejscu.

Daję jej jeszcze jedną szansę przyzwoitego wyplątania się z tej afery: ty

pojawisz się dopiero wtedy, kiedy nie będę mógł pozbyć się jej w żaden

godziwy sposób. Sama sobie będzie winna, jeśli spotka ją upokorzenie;

może zresztą byłoby to dla niej zbawienną kuracją.

Krótko przed czwartą Siddy przeszła do pokoju męża, podczas gdy

on zasiadł w jej pokoju; drzwi łączące ich pokoje były otwarte na oścież.

Siddy zajęła miejsce w łazience za kotarą, skąd mogła słyszeć każde

słowo, a także obserwować przez szparę w zasłonie tę część pokoju,

gdzie Frank chciał usadowić pannę Weidner w czasie wizyty.

Mariannę zjawiła się punktualnie. Miała na sobie kosztowną

letnią kreację, uwydatniającą jej ponętną figurę. Trzymany w ręku

background image

kapelusz i śliczną parasolkę od słońca zaraz odłożyła na stojący na

środku pokoju okrągły stół.

— Dzień dobry, Frank! — powiedziała, stanąwszy bardzo

blisko niego.

174

— Dzień dobry pani! A więc nie dała się pani odwieść od tego

ryzykownego poniekąd kroku!

Mariannę rzuciła się na stojący tuż obok fotel, założyła ręce pod

i posłała Frankowi namiętne, zdobywcze spojrzenie.

— Jak pan widzi. Chyba zresztą nie oczekiwał pan tego serio. Od

da\vna marzyłam o takim spotkaniu sam na sam z panem.

— Łaskawa pani, zwracam uwagę, że to sam na sam będzie bardzo

krótkie, gdyż moja żona niebawem wraca.

Mariannę roześmiała się na swój gruchający sposób.

— A niech wraca! Ach, Frank, żeby pan wiedział, jakie mi to jest

obojętne! A właściwie nie! Nie tylko nie jest mi obojętne, ale wręcz

P°Lądane. Jeśli pańska żona zastanie mnie tutaj, nie będę wypierała

S1?> że umówiłam się z panem na randkę i że przyszłam tutaj na pana

życzenie. To zachwycające, że spotykamy się właśnie w jej pokoju, który

ta zimnokrwista kobieta zamykała przed panem! I właśnie dla mnie,

z Mojego powodu, przekroczył pan te progi. Ach, Frank, mój drogi, czy

zckje pan sobie sprawę z tego, jak bardzo pana kocham, jak bardzo za

Pa*iem tęsknię?

Chwyciła go za rękę i przyłożyła ją do rozpalonego policzka, ale on

w^Szarpnął dłoń i cofnął się.

— Niechże pani przestanie, panno Weidner! Niech się pani

°P^mięta i pomyśli o tym, co wyrządza pani swojemu ojcu! Proszę także

me zapominać, że jestem żonaty i że kocham swoją żonę. Ona też mnie

kocha i nie ma między nami miejsca dla tej trzeciej — powinna pani

była zauważyć to już dawno. A jeśli o mnie chodzi, chyba nigdy nie

u^tywałem tego, że pani mniej lub bardziej wyraźne awanse nie robią

na mnie żadnego wrażenia.

background image

— Pan się tylko boi, Frank! Obawia się pan jakichś dalszych

0*isekwencji. Zupełnie niepotrzebnie! Nie chcę pana przykuć do siebie,

c* otwarcie i szczodrze obdarować swoją miłością. Ja nie wierzę

. Pańską miłość do żony, do kogoś tak nijakiego, o rybim temperamen-

• Czemu miałby pan odrzucać kobietę taką jak ja?

— Dosyć! Niech pani nie poniża się jeszcze bardziej. Te wszystkie

ttewry nie mają sensu i są bezcelowe. Zgodziłem się na pani przyjście

*•] tylko po to, żeby panią zapytać, co pani uczyniła mojej żonie

flczas tego wspólnego lunchu w Nowym Jorku.

775

Spojrzała na niego ze złością.

— A ja nie przyszłam tu po to, żeby rozmawiać o pańskiej żonie.

Ale chcę panu wyznać, że nienawidzę jej właśnie dlatego że jest pana

żoną, i że dręczyłam ją z niejakim upodobaniem. Nie powinna być taka

pewna swego szczęścia. Czym ona mnie przewyższa? Bytnością w urzę-

dzie stanu cywilnego i metryką ślubu? Według mnie są to rzeczy

nieistotne. W czym poza tym jest lepsza ode mnie?

— Nie będę z panią debatował na temat zalet mojej żony, bo

byłoby to dla niej obraźliwe. Wiem już, że świadomie chciała pani

zniszczyć nasze małżeństwo. Dowiedziałem się tego, co chciałem. Nie

mamy już dalej o czym rozmawiać. Chciałbym panią pożegnać.

Mariannę rzuciła się nagle w jego stronę i objęła go z taką

nieoczekiwaną gwałtownością, że Frank się zatoczył. Trzymając go

w mocnym uścisku, jęknęła:

— Och, Frank, kocham cię, ginę z tęsknoty za tobą!

Opanował się szybko, chwycił jej ręce i uwolnił się z jej objęć,

a potem, trzymając ją mocno za dłonie, powiedział głośno i wyraź-

nie:

— Właśnie nadchodzi moja żona!

Było to hasło dla Siddy, która obserwowała z drżeniem całą scenę.

Jej uczucia wahały się między zgrozą, oburzeniem i współczuciem. Teraz

jednak była zadowolona, że może swoim wejściem zakończyć przykre

zajście. Zatrzaskując z hałasem drzwi łazienki, co miało zamarkować

background image

wchodzenie z zewnątrz, przeszła przez pokój Franka i stanęła przed

nimi blada i wzburzona.

Przez chwilę żadne z nich nie mogło wymówić ani słowa. Frank

puścił ręce Mariannę, która przez ramię spojrzała nienawistnie na

Siddy i nagle rzuciła się Frankowi na pierś, mówiąc z czułością:

— Nie obawiaj się, ukochany! Twoja żona musi zrozumieć, że nic

nie jest w stanie nas rozdziejić. Nie zaprzeczaj, że się kochamy! Ja

przyznaję się z dumą do mojej miłości, do tego, że cię kocham!

Mariannę chciała przypieczętować to wyznanie pocałunkiem, ale

tego Frankowi było już za dużo. Złapał ją mocno za ramiona i przemocą

wcisnął w fotel.

— Pani jest szalona! Niech się pani opamięta! I niech pani nie liczy

na to, że moja żona da się nabrać na tę komedię. Ona na szczęście nie

176

wątpi w moją miłość i wierność. Chciała pani zasiać niepokój i pode-

jrzenia w duszy mojej żony, ale to się nie powiodło.

Oczy Mariannę ciskały błyskawice. Zerwała się, chcąc rzucić się

w przystępie pasji na Siddy. Frank był jednak szybszy i silniejszy:

usadowił ją znowu w fotelu, a potem stanął u boku Siddy i opiekuńczo

otoczył ją ramieniem.

Siddy patrzyła na Mariannę poważnie i współczująco.

— Niech pani idzie, panno Weidner... Zapomnijmy o wszystkim,

co się tutaj wydarzyło. Pani jest chora; musi się pani uspokoić

— powiedziała spokojnie i stanowczo.

I stała się rzecz osobliwa — w tej jednej chwili Mariannę

zrozumiała, że ta młoda, jasnowłosa kobieta ma nad nią przewagę.

Podniosła się, jakby pod działaniem jakiejś niewidocznej siły, zgarnęła

kapelusz i parasolkę i spojrzała na Siddy.

— No cóż, wydałam pani walkę i przegrałam... aleja dotrzymuję

słowa. Spróbuję zakochać się w kimś innym najszybciej, jak będzie

można. Gdybym ja wygrała, pani musiałaby ustąpić; stało się jednak

inaczej. Życzę powodzenia! Nie musi mi pani współczuć; nie należę do

background image

tych słabych kobieciątek, które potrzebują pociechy.

Rzuciła ostatnie spojrzenie Frankowi, wzruszyła ramionami i wy-

szła.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Siddy rzuciła się w ramiona

męża i rozpłakała się. Ten płacz uwolnił ją od ucisku, który ją dławił,

odkąd Mariannę weszła do jej pokoju. Frank pocieszał żonę z taką

czułością, że wkrótce się uspokoiła.

Rano Frank spotkał pana Weidnera, który powiedział, że już

jutro wyjeżdża z córką, której klimat Miami jakoś nie służy. Frank

wyraził ubolewanie z tego powodu, życzył szybkiego polepszenia

i polecał się względom łaskawej pani.

Weidnerowie rzeczywiście wyjechali następnego dnia i odtąd

żadna chmurka nie mąciła szczęścia młodej pary.

Rozkoszowali się w pełni ostatnimi dniami w Miami, a gdy

Frank doprowadził do pomyślnego końca sprawy firmy, powróci-

li do Niemiec.

777

Zaraz po ich powrocie do domu odbyły się uroczyste zaręczyny

Margot z Peterem, a drugiego grudnia Margot została panią Vahl.

Dopiero kiedy i Margot wróciła ze swojej podróży poślubnej,

obie siostry mogły zasiąść razem w przytulnym domu Siddy i poroz-

mawiać o tym, co im leżało na sercu. Wtedy też Margot dowiedziała

się, jak osobliwie przebiegała podróż poślubna Siddy.

Peter Vahl przyszedł po zamknięciu biura do szwagrostwa, żeby

zabrać żonę do domu, a tymczasem musiał zostać z nią na kolacji, bo

Frank za nic nie chciał jej wypuścić. Obie młode pary spędziły ten

wieczór w niezwykle miłym nastroju, a patrząc na nich, trudno byłoby

orzec, kto spośród tych czworga jest najszczęśliwszy.

KONIEC

Drogie Czytelniczki

Wydawnictwo „Edytor" przygotowało dla Was nową

background image

serię romansową. Będą to książki niemieckiej pisarki

Friede Birkner, która jest córką znanej Warn świetnie

Jadwigi Courths-Mahler.

Opowieści, które snuje Friede Birkner, są bliższe na-

szym czasom, bogatsze o wątki egzotyczne, niekiedy sen-

sacyjne, zachowują wszakże to, co tak urzeka w twórczo-

ści matki: wiarę w potęgę miłości, przyjaźni, wierności

oraz w zwycięstwo dobra nad złem. Przy lekturze tych

powieści będzie można znowu pomarzyć o życiu w oka-

załych pałacach, o podróżach wspaniałymi jachtami

i o balu kapitańskim u boku przystojnego lorda.

Gwarantujemy, że wolne chwile poświęcone lekturze

tych powieści dadzą Warn pełne wytchnienie po trudach

codziennego dnia.

W lipcu pierwszy w Px>lsce romans Friede Birkner

Radość życia


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Jadwiga Podróż poślubna
Courths Mahler Jadwiga PODRÓŻ POŚLUBNA
Courths Mahler Jadwiga Podróż poślubna
Courths Mahler Jadwiga Wojenna zona
Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Gdyby życzenia zabijały
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Zagadka w jej życiu
Courths Mahler Jadwiga Odzyskany Klejnot
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka
Courths Mahler Jadwiga Miłosne wyznanie doktora Rodena
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczęścia

więcej podobnych podstron