Babysitter rozdział 19 zbetowany

background image

Rozdział 19

Zrozumieć siebie.

„...człowiek może się posunąć o wiele dalej,

by uniknąć tego, czego się boi,

niżby zyskać to, czego pragnie.”

Dan Brown — Kod Leonarda da Vinci

Zapłakana Amelia weszła do salonu, po czym spojrzała z wyrzutem na swojego ojca.

Po raz pierwszy zobaczyła w jego oczach łzy, a to ją zaniepokoiło. W końcu mężczyźni nie

płaczą - tak powiedział jej dziadek. Nie miała do niego żalu, nawet jeśli w głębi duszy

wiedziała, że to z jego winy Bella i Caleb odeszli. To wiara w prawdomówność Isabelli i jej

zapewnienia sprawiła, że w oczach dziewczynki Edward był poniekąd kolejnym

pokrzywdzonym, a nie winowajcą. Mała Ammy chciała wierzyć, że jej ojciec cierpi tak samo

jak ona po odejściu Isabelli.

Po chwili przyglądania się ojcu, podeszła do niego i przytuliła go mocno. Czuła na

sobie jego zdziwione spojrzenie, tak jakby dopiero teraz zrozumiał, że nie był w salonie sam.

Kilka sekund później Edward odstawił szklankę z Whisky, którą do tej pory trzymał w dłoni,

po czym objął swoją córkę składając delikatny i czuły pocałunek na jej czole. Pierwszy raz od

bardzo dawana czuć było w tym dotyku ojcowską miłość.

- Tatusiu - wyszeptała drżącym głosem - czy Bella kiedyś wróci?

Edward poczuł się tak, jakby dostał potężny cios w brzuch, ponieważ nie wiedział co

mógł odpowiedzieć córce. Nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy Isabellę i

Caleba. Po chwili jednak przypomniawszy sobie, że Bella pracuje u Jaspera i Alice,

uśmiechnął się sam do siebie. Wiedział już gdzie jej szukać, ale nie wiedział jak odzyskać jej

background image

zaufanie. Jak znów sprawić, by Isabella, jej synek i miłość, która od nich emanuje powróciła

do jego domu i wypełniła pustkę, którą stworzyła znikając. Chciał by ponownie jego dom

wypełnił się śmiechem i radosnymi okrzykami chłopca i jego matki.

- Nie wiem, kochanie - odpowiedział po chwili.

- Tatusiu, a czy kochasz mnie tak, jak Bella kocha Caleba? Bo ona powiedziała, że

kocha mnie tak bardzo, bardzo mocno, że mnie nie zostawi. Obiecała mi… obiecała

mi, że nigdy nie odejdzie, bo mnie kocha i nie chce, żebym była smutna. Czy ty też

mnie tak bardzo kochasz?

- Ammy -mężczyzna westchnął, czując łzy napływające do jego oczu. Czuł się winny

tego, że dziewczynka nie jest pewna jego uczuć. - Córeczko, przecież wiesz, że cię

kocham. Dlaczego o to pytasz?

Spojrzawszy ojcu w oczy, Amelia nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Wyczuła w

jego głosie i spojrzeniu smutek, a przecież nie chciała, żeby się smucił. Nie z jej winy.

Dziadek kiedyś powiedział jej, że rodzice powinni być dumni ze swoich dzieci i chociaż nie

do końca wiedziała co to znaczy “być dumnym”, to była świadoma, że nie ma to nic

wspólnego ze smutkiem, a raczej z radością. Chciała, żeby jej ojciec był z niej dumny,

dlatego pilnie uczyła się trudnych słówek i udawała, że wszystko jest w porządku, chociaż

umierała z tęsknoty za miłością i zabawą z ojcem. Do chwili, gdy u jej boku stanął jej

prywatny Anioł Stróż - Isabella Swan, wszystko było niesamowicie trudne, nie było osoby, z

którą chciałaby o tym wszystkim rozmawiać ani kogoś, kto mógł cierpieć z braku miłości tak,

jak ona. To właśnie Isabella sprawiła, że dziewczynka poczuła co to jest prawdziwa,

bezgraniczna i nie znająca przeszkód miłość - miłość matki. Dzięki niej nie musiała dłużej

udawać odważnej dziewczynki, która z koszmarami musiała radzić sobie sama, w

ciemnościach swojego pokoju. Nie musiała również dłużej udawać, że wcale nie boi się

piorunów - w ramionach Belli czuła się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Kiedy Bella była z nimi,

nie ważne było, że Edward uważa, iż Amelia jest już na tyle duża, by nie bać się dłużej burzy

i nocnych potworów. Miała Bellę i do niej mogła uciekać za każdym razem, gdy Edward nie

chciał lub nie potrafił jej pomóc. Teraz wszystko miało wrócić do stanu przed poznaniem

Isabelli i dziewczynka poniekąd zdawała sobie z tego sprawę. Bała się, że jej dom ponownie

background image

stanie się jej samotnią i potwory z koszmarów wrócą, by ją porwać, ponieważ straciła swoją

obrończynię.

- Bella, i ciocia Rosalie i ciocia Alice mówią swoim dzieciom, że je kochają. -

powiedziała w końcu spuszczając głowę na swoje palce - Tatusiu, ty mi nie mówisz.

Nie kochasz mnie, prawda?

- Ależ kocham cię, Ammy - odpowiedział szybko, po czym przytulił mocno

dziewczynkę do swojej piersi. - Dlaczego uważasz, że cię nie kocham? Przecież daję

ci wszystko… masz swój piękny pokoik… zabawki.

- Tatusiu, czy już przestaniesz być jak mój miś? - zaśmiała się przez łzy, dalej tuląc do

ojca.

- Jak miś? - zapytał Edward marszcząc ze zdziwienia brwi.

- Bella kiedyś bawiła się z nami w taką grę, - zachichotała Ammy wskakując ojcu na

kolana - bo zapytałam, co znaczy “porównywać”, jak ciocia Alice stwierdziła, że

twoje serce, tatusiu, można porównać do głazu - zaśmiała się głośno Ammy - Bella

poprosiła wtedy mnie i Carlosa, żebyśmy usiedli obok niej i zamknęli oczka. To było

takie fajne! I ona wtedy zapytała nas z czym kojarzą się nam nasi ojcowie, z jaką

zabawką. Carlos powiedział, że nie rozumie. Bella wtedy zapytała go, jaką zabawkę

przypomina mu wuj Emmett. On powiedział, że wielkiego, robota. I później Bella

spytała mnie o to samo. Ja już rozumiałam i powiedziałam, że jesteś moim misiem.

- To chyba dobrze. - Zaśmiał się delikatnie Edward i ponownie złożył pocałunek na

czole córki - Ale dlaczego akurat jestem jak miś?

- Bo do misia też się tulę i mówię mu, że go kocham, a on mi nie odpowiada. -

westchnęła dziewczynka, ale później roześmiała się głośno - A teraz już nie jesteś

moim misiem! Teraz jesteś jak Bella, tylko że się nie śmiejesz, a ona jest

człowiekiem, a nie zabawką. Jak mnie przytulasz to przypominasz mi Bellę, tatusiu.

Tak bardzo chcę, żebyś przypominał mi Bellę. Albo nie… wujka Emmetta i wujka

background image

Jaspera, bo oni są tatusiami. To ich mi bardziej przypominasz, gdy mi mówisz, że

mnie kochasz. - zaśmiała się - tak bardzo chcę, żebyś mnie kochał. Nie chcę żebyś był

jak miś. Nie chcę misia! Chcę tatusia!

Edward poczuł się zmiażdżony tym, co usłyszał od córki. Nie przypominał jej misia

dlatego, że był miękki jak maskotka i kochała się do niego tulić. Nie miała na myśli nic

pozytywnego porównując go właśnie do pluszaka. Chodziło jej o to, że nie odpowiada na jej

słowa. Mężczyzna zacisnął pięści mając ochotę uderzyć samego siebie w twarz. W końcu

zrozumiał, ile krzywdy nieświadomie wyrządził własnemu dziecku. Jak bardzo zranił

dziewczynkę nie przytulając jej, nie mówiąc, że ją kocha. Jak bardzo głupi był sądząc, że

wystarczy zapewnić jej dobrobyt, by była szczęśliwa.

- Kocham cię, Ammy - wyszeptał poruszony słowami córki - naprawdę bardzo cię

kocham, córeczko.

- Ja też cię kocham, tatusiu! - wykrzyczała rzucając mu się na szyję - Kocham cię,

kocham, kocham.

- Byłem głupi, Kochanie - wyszeptał bardziej do siebie, niż do niej. Czuł, że musi się

wytłumaczyć. Przyznać do winy, która przytłaczała go odbierając oddech - Myślałem,

że zapewniając ci ten dom i zabawki pokażę ci, że cię kocham.

- Wiem, tatusiu - odpowiedziała z uśmiechem - Ja spytałam kiedyś o to Belli. Znaczy

o to, czy mnie kochasz, a ona odpowiedziała, że na pewno mnie kochasz. Powiedziała

mi, że każdy na swój sposób okazuje ludziom miłość, a ty właśnie kupujesz mi

zabawki. Bella przytuliła mnie i powiedziała, że wielu jest rodziców, którzy tak robią.

- wzruszyła ramionami dziewczynka - Przestałam się wtedy martwić, że mnie nie

kochasz, bo wiedziałam, że tak, Bella mi tak powiedziała, a ona by mnie nie okłamała.

Ona mnie kocha i powiedziała, że nie okłamuje się ludzi, których się kocha, prawda

tatusiu?

Miedzianowłosy mężczyzna po raz kolejny był bliski zdzielenia samego siebie po

twarzy. Najgorsze było to, iż czuł, że musi sięgnąć po kolejną szklankę Whisky, bo inaczej

background image

wybuchnie. Jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że Isabella wszystko w jego życiu

zniszczyła. Przez nią świat stał się niebezpiecznie pełny uczuć, od których tak bardzo starał

się uciec. Teraz wszystko się zmieniło. Zamknął więc oczy, by opanować natłok myśli, które

zaczęły go przygniatać.

Dotarło do niego, że Isabella Swan spowodowała wiele rzeczy w jego życiu, ale żadna

z nich nie miała nic wspólnego ze złem. Niepozorna dziewczyna, młoda matka, która ledwie

wiązała koniec z końcem, ta sama, którą tak bardzo zapragnął się opiekować - obdarowała

jego córkę miłością, jakiej dziewczynka pragnęła i potrzebowała. Chociaż nikt jej o to nie

prosił, traktowała Amelię jak własną córkę. Przez chwilę Ammy obdarowywana była

matczyną miłością, a on to zniszczył. Czy teraz Bella przestanie kochać jego córkę, czy ze

względu na niego zerwie z Małą kontakt?

- Tatusiu, dlaczego się smucisz? - zapytała nagle Amelia dotykając policzka ojca -

Czy to dlatego, że Bella odeszła? Tatusiu, czy ty też kochasz Bellę tak jak ja?

- To przeze mnie - wyszeptał oszołomiony, a na język cisnęło mu się “ to przeze mnie

straciłaś matkę, a później dziewczynę, która mogła ci ją zastąpić.”

Edward wyrzucał sobie wszystkie swoje grzechy. Zaczął obwiniać się nie tylko za

odejście Isabelli, ale również za śmierć swojej żony. Gdyby tamtego dnia bardziej uważał

przejeżdżając przez skrzyżowanie, Melody mogłaby żyć. Gdyby nie zgodził się na jazdę w

mgle i deszczu, jego rodzina byłaby pełna i szczęśliwa. Gdyby…

- Tatusiu - westchnęła dziewczynka - Bella powiedziała, że to nie twoja wina.

Powiedziała, że tak musiało się stać. Ja wiem, że ona wróci, bo mnie kocha - zaśmiała

się dziewczynka - Bella mnie bardzo kocha, a ciebie lubi, tatusiu. Ja wiem to, po

prostu wiem.

Mężczyzna jednak nie był tego pewien. Wiedział oczywiście, że Isabella kocha

Amelię jak własną córkę, ale nie sądził, że zechce wrócić po tym, co od niego usłyszała.

Wyrzucił ją w końcu z domu, chociaż dosłownie jej tego nie powiedział. Chciał przecież

ukazać jej tylko, że nikt jej siłą tu nie trzyma. Niestety wyszło na to, że chce, aby się

background image

wyprowadziła. Powiedział zbyt wiele bolesnych słów, by mogła mu je wybaczyć. Ona

ukazała mu swoją miłość, a on jej jedynie upór i brak pohamowania. Najgorszy jednak był

powód kłótni - ona nie chciała, aby zapijał smutek alkoholem, jak zwykł to często robić.

Zranił ją dogłębnie tylko dlatego, że zabroniła mu się upić, a on tego pragnął.

Dopiero teraz dotarło do niego, jak bliski jest uzależnieniu i jak trudno pohamować się

przed sięgnięciem po kolejną szklankę. Do tej pory pił często w samotności, by zabić rosnące

w nim poczucie winy. Pił w gabinecie, gdy starał się przemyśleć swoje postępowanie. Raczył

się alkoholem, gdy spotykał się z braćmi i nawet wtedy, gdy w samotności starał się

rozwiązać powierzoną mu sprawę. Pił, gdy było mu smutno, pił, gdy był wesoły, pił gdy

chciał się uspokoić, pił, gdy czuł się samotny. Nie sądził jednak, że ktoś to zauważa.

Wydawało mu się, że nikogo nie obchodzi jego życie dopóki nie zjawiła się Isabella. Niestety

nie dostrzegł w porę, iż dziewczyna dba również o niego.

W końcu zrozumiał, jakim był kretynem, gdy wrzeszczał na nią. Dziewczyna bała się

mężczyzn, bała się ich krzyku i tego, że mogą podnieść na nią rękę, a jednak mu się

sprzeciwiła. Zrobiła to, ponieważ wystraszyła się, że on może się uzależnić. Stoczyć na dno

jak ktoś, kogo niegdyś kochała. Sprzeciwiła mu się, bo… bo bała się, że Edward zniszczy

sobie życie, a przy okazji zrobi to samo ze swoją rodziną. Melody również nie chciałaby

patrzeć na jego klęskę. Zapewne wysłałaby go do klubu “AA”, zanim tak naprawdę wpadłby

w nałóg. On zrozumiał to dopiero teraz, zupełnie nie w porę.

Rozmyślania Edwarda przerwało przybycie gościa. Poderwał wzrok ku górze, gdy

usłyszał otwieranie się drzwi wejściowych. Wiedział, że ochrona nie zapuszcza się bez

powodu do salonu, więc nie mógł to być Dante, a gosposia siedziała w kuchni, więc musiał to

być jakiś gość. Zdziwił się jednak widząc w drzwiach ojca, który naprawdę rzadko wychodził

ze swojego domu.

- Dzień dobry, Edwardzie - powiedział ostro mężczyzna - widzę, że Isabella miała

rację mówiąc, iż Whisky stała się dzisiaj twoją przyjaciółką, ale dziwię się, że pod jej

wpływem zachciało ci się czułości.

- Dziadek! - krzyknęła ucieszona dziewczynka rzucając się w stronę posiwiałego

background image

mężczyzny.

- Rozmawiałeś z Isabellą? - zapytał Edward wyrywając się z osłupienia - Kiedy?

- Dzwoniła do mnie jakąś godzinę temu i prosiła, bym zajął się Amelią. Jeśli obchodzi

cię miejsce jej pobytu, to jest u nas w domu. - Odpowiedział suchym i chropowatym

jak papier ścierny tonem, dodając - Nie radziłbym jednak jechać tam po pijaku. Twoja

matka nie byłaby zadowolona widząc cię w takim stanie, a Bella i tak nie ma ochoty

teraz z tobą rozmawiać, więc odpuść sobie.

Edward przełknął ślinę przerażony tonem własnego ojca. Miał wrażenie, że właśnie

patrzy w oczy tygrysowi, który broni swoje stado przed napastnikiem. Dziwiło go to,

ponieważ Bella nie należała do tego stada, była tylko zagubionym przybyszem. Nie rozumiał

więc postępowania ojca, który przez poczucie winy stał się zgorzkniały i oddalił się od

rodziny. Czyżby obecność tej niesamowitej dziewczyny w rodzinie podziałała zbawczo

również na niego?

- Dziadku! Dziadku! - Amelia próbowała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny -

Zabierzesz mnie do Belli, prawda?

- Zabiorę, ale teraz poproś Margareth, aby pomogła ci się spakować. - odpowiedział

mężczyzna głaszcząc wnuczkę po głowie.

Wystarczyła chwila, aby ta go posłuchała i pobiegła po gosposię, a z nią do swojego

pokoju. Wtedy rozmowa znów wskoczyła na właściwie tory. Mężczyźni mieli sobie dużo do

wyjaśnienia.

- Dziwię się tylko, że to właśnie ty jej pomagasz - wyszeptał w końcu Edward.

Mimo, iż starszy mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co sądzi o nim

rodzina, słowa syna zabolały go bardziej, niż mógł to przypuszczać. Jednak było coś, co

sprawiało mu większy ból niż sposób, w jaki postrzegają go najbliżsi. Nienawidził sposobu,

background image

w jaki Edward upodabnia się do niego, jak staje się zgorzkniały, ucieka od przywiązania do

ludzi i osób, które go kochają, ponieważ boi się, że pewnego dnia może je stracić. Znał

doskonale ten strach i wiedział jak bardzo potrafi zatruć duszę i zmienić sposób pojmowania

świata.

Widząc jak Edward chowa się przed uczuciami, sam postanowił walczyć o własne

życie i przestać ranić rodzinę. Chciał wreszcie dać synowi przykład prawidłowego

postępowania, a przy okazji pomóc dziewczynie do której poczuł sympatię, nawet jeśli wcale

jej nie znał. Chciał, by ona i jego syn przestali zamykać się w swoim świecie, do którego tak

naprawdę nie pozwalali dotrzeć innym. Chciał ich uratować przed samotnością.

Nawet jeśli z początku nie ufał Isabelli i postanowił przeprowadzić śledztwo, by ją

sprawdzić, teraz wiedział, że jest jedynie zagubioną dziewczyną, którą ktoś bardzo

skrzywdził. Po rozmowie z Samuelem Chesterem zrozumiał, że Isabella ucieka od osób, które

mogłaby pokochać tylko dlatego, że boi się całkowicie zaufać. Nawet jeśli śmiał się, gdy

mężczyzna opowiadał mu o gazie pieprzowym, który Bella wzięła ze sobą przeprowadzając

się do domu Edwarda, by bronić się w razie potrzeby, rozumiał ją. Jednocześnie podziwiał jej

odwagę i wytrwałość.

Isabella ucieka od zakochania, ponieważ wiąże się ono z zaufaniem, a przecież osoby

które najbardziej kochamy, najmocniej nas ranią. Edward ucieka od miłości, ponieważ boi

się, że może stracić ukochaną osobę. Każdy z nich ma jakiś powód, by zamykać się w swoim

świecie, oboje boją się bólu jaki może zesłać na nich miłość. Właśnie dlatego Carlisle

postanowił pomóc im się z tego wydostać, dając własny przykład. Zrozumiawszy ich,

zrozumiał siebie i postanowił się zmienić.

- Nie rozumiem dlaczego, Edwardzie - odpowiedział w końcu, poważnie patrząc w

oczy syna. - Nie jestem człowiekiem bez serca, nawet jeśli ty widzisz to inaczej.

Otwórz wreszcie oczy i spójrz na to, co dzieje się wokół ciebie. Pozwalasz wyjechać

komuś, kto wniósł nieco życia do twojego świata, a teraz dziwisz się, że ja staram się

ją jakoś w nim zatrzymać. - mężczyzna zaśmiał się widząc minę syna i powiedział -

Chyba jako jedyny nie widzisz tego, jak bardzo źle się stanie, gdy dziewczyna się od

ciebie odsunie.

background image

- Nie zostawi Amelii - odpowiedział cicho Edward. Bał się, że ojciec ma rację.

Wiedział to, chociaż nie chciał się do tego przyznać. - Nie mogłaby…

- Jakiś ty naiwny, - zaśmiał się niedowierzający Carlisle - ona nie zostawi twojej

córki, o to nie musisz się martwić, ale może opuścić ciebie. Jest wiele sposobów, by

spotykała się z Ammy, a ciebie omijała szerokim łukiem, znajdzie chociażby jeden.

Isabella nie jest głupia.

- Nie mogłaby… - wyszeptał wystraszony Edward.

- Jesteś tego pewien? - zapytał Carlisle - Isabella przyjaźni się z twoją matką, a ta zaś

kocha dziewczynę jak własną córkę. Czy naprawdę uważasz, że Esme pozwoli, byś

ranił Isabellę tylko dlatego, że chce ci pomóc? Bo ta dziewczyna naprawdę chciała ci

pomóc, a ty musiałeś na nią nieźle nakrzyczeć, skoro spanikowała i uciekła od ciebie.

Co zrobiłeś Edwardzie? Ona nawet nie chciała się przyznać do tego co spotkało ją z

twojej strony. Wiem tylko, że pijesz zbyt dużo i ona boi się o ciebie, ale nie chce na to

patrzeć. Powiedziała, że głaskanie po głowie w takich chwilach nie pomaga i ma rację.

Nie wiem kim była osoba, która na jej oczach osiągnęła dno, ale to ją zraniło. Ona boi

się, że z tobą będzie tak samo, a głaskanie po głowie jedynie może ci zaszkodzić.

- Powiedziała ci, że piłem, a nie wyjaśniła dlaczego właściwie wyjechała?! - wrzasnął

zdenerwowany Edward. - Co zrobiłbyś, gdyś uświadomił sobie nagle, że spieprzyłeś

własnemu dziecku dzieciństwo, a obca kobieta dała twojej córce więcej miłości niż ty sam?! -

Krzyczał wyrzucając z siebie ból, który tak bardzo go przytłaczał. Krzyczał, bo nie mógł

pohamować złości jaka w nim rosła od wyjścia Isabelli. - Jak byś się czuł, gdybyś zrozumiał

w końcu, że zakochujesz się w osobie, która jest do tego najmniej odpowiednia?!

Carlisle cofnął się o krok słysząc wyznanie syna. Jeszcze nigdy, nawet za życia

Melody, Edward nie był z nim tak szczery. Nie zwierzał mu się ze spraw sercowych, nie

mówił o uczuciach, a teraz wyrzucał z siebie wszystko. Carlisle w końcu zrozumiał, że serce

jego syna zatrute było przez strach tak bardzo, że trudno będzie je w jakiś sposób oczyścić.

Musiał jednak o coś go zapytać, być może uświadomić mu prawdę, więc powiedział :

background image

- Jeśli uważasz, że Isabella jest tą najmniej odpowiednią osobą, w której nie masz

prawa się zakochać, to się mylisz. Cała rodzina pragnie, by coś was połączyło i

będziesz idiotą jeśli pozwolisz, by znalazła sobie kogoś innego tylko dlatego, że ty się

boisz.

- To wy jesteście ślepi! Czy nie widzisz tego, że ja potrafię tylko ranić, tato? Czy nie

dotarło jeszcze do ciebie, że ranię właśnie osoby na których zależy mi najbardziej?

Kocham z całego serca moją córkę, ale ranię ją nie potrafiąc okazać jej tego uczucia. -

Coś w Edwardzie pękło, nie potrafił już walczyć z własnymi uczuciami ani ukryć

bezsilności. Nie płakał, chociaż całe jego ciało zanosiło się w niemym szlochu, to łzy

nie spływały mu po policzkach. Jego dusza płakała, ale smutek nie wypływał, wciąż

pozostawał wewnątrz. - Widziałeś Isabellę, prawda? Ona jest … ją tak bardzo łatwo

można zranić, nawet jeśli nie daje tego po sobie poznać. Mam wrażenie, że ta

twardość charakteru, którą pokazuje światu jest tylko maską. Widziałem ją zranioną,

gdy opowiadała mi o przeszłości. Tato, czy naprawdę sądzisz, że właśnie takiej osobie

powinienem dawać nadzieję na związek? Czy taką osobę powinienem mamić słowami

“ może kiedyś naprawdę cię pokocham, ale dla mnie jest jeszcze za wcześnie?” Bo dla

mnie jest jeszcze za wcześnie na miłość! Ja jeszcze nie podniosłem się po stracie

Melody, a wy oczekujecie, że zwiążę się z kimś, kto może przeze mnie cierpieć!

Carlisle opadł na fotel nie wiedząc, co odpowiedzieć Edwardowi. Wiedział na pewno,

że jego syn ma rację. Nawet jeśli Isabella jest jedyną osobą, która mogłaby Amelii zastąpić

matkę, to Edward na tym etapie swojego życia, nie jest dla niej odpowiednim mężczyzną.

Isabella nie powinna być skazana na wieczne czekanie na miłość, nie powinna żyć nadzieją i

wciąż czekać na słowa “kocham cię”, których być może Edward już nigdy nie skieruje do

żadnej kobiety. Ta niewinna dziewczyna zasługuje na kogoś lepszego niż zgorzkniały i

zamknięty w sobie mężczyzna. Ona potrzebuje opieki i czułości, których jego syn nie jest w

stanie dla niej zapewnić. Jeśli ona go pokocha, będzie ciągle raniona. Nawet jeśli Edward

potrzebuje właśnie Isabelli, to nie zasługuje na nią. Być może nigdy nie zasłuży.

- Były już w twoim życiu Jessica i Victoria … - zaczął Carlisle z nadzieją, że te

związki czegoś nauczyły Edwarda.

background image

- Obie bardziej niż mojej miłości pragnęły pieniędzy, które zalegają na moim koncie -

wyśmiał go Edward - Przy czym Victoria była na tyle okrutna, że przez cały czas

udawała sympatię do Amelii, co Ammy dzisiaj mi uświadomiła. To było kryterium

wybierania przeze mnie partnerek. One miały kochać Amelię i być odporne na

zranienia z powodu braku miłości z mojej strony. - mężczyzna ściszył głos

kontynuując - Jessice i Victorii wystarczyło kilka błyskotek i dobry seks, nie

potrzebna była miłość. Dopiero teraz dotarło do mnie, że kobieta, która nie potrzebuje

miłości by być z mężczyzną i najważniejsze są dla niej pieniądze, nie jest w stanie

pokochać cudzego dziecka. Bella pokochała Amelię, ale ona potrzebuje miłości.

Nigdy nie zachowywałaby się w pełni jak żona, nie dając mi całej siebie. Mam na

myśli serce, ojcze. Ja … ja tylko mógłbym ją zniszczyć.

Edward nie miał nic więcej do powiedzenia. Obiecał sobie, że postara się bronić

dziewczyny, a on przecież był tym, który może najbardziej ją zranić. Wolał, by zniknęła z

jego życia zanim tak nim zawładnie, że nie będzie mógł bez niej żyć. Obawiał się, że jeśli

wpuściłby ją ostatecznie do swojego świata, to nie zapewniłby jej wystarczająco powietrza,

by mogła oddychać i miłości, by mogła się nią żywić. Nie zapewniłby jej domu, w którym

mogłaby odnaleźć uczuciową stabilizację.

- Być może masz rację, Edwardzie - przyznał w końcu zaskoczony własnymi

wnioskami Carlisle - Miłość jednak nie wybiera i być może to banalne, ale kiedy

zakochasz się, nie będziesz mógł zrobić nic, co spowoduje, że przestaniesz kochać.

- Jakbym tego nie znał - warknął mężczyzna - Tato, kochałem i kocham Melody.

Chociaż ona umarła już dość dawno temu, to nie mogę wyrwać jej ze swoich myśli.

Wiem co to znaczy kochać mimo wszystko i przeciw wszystkiemu. Nawet wbrew

śmierci i ty mówisz mi o miłości.

Carlisle chciał odpowiedzieć synowi, ale właśnie w tej chwili do salonu wpadła

uśmiechnięta Amelia. Zdziwiło go, że dziewczynka tak szybko się spakowała, jak również i

to, że z tak wielkim uśmiechem pędzi do Belli. Widział nadzieję w jej oczach i to, że

dziewczynka myśli, iż Isabella wróci razem z nią, gdy nadejdzie czas powrotu do domu.

Westchnął znając smutną prawdę - Bella nie wróci, dopóki Edward nie obieca jej, że nie

background image

będzie zatapiał smutków w alkoholu.

- Dziadku! Dziadku, już jestem gotowa! - krzyknęła ciągnąc za rękę gosposie, która

niosła jej walizkę. Gdy stanęła obok dziadka, a ten odebrał pakunek z rąk Margareth,

dziewczynka puściła rękę kobiety i pobiegła w stronę swojego ojca. - Tatusiu!

Tatusiu, wiem, że Bella nie chciała, abyś wiedział gdzie jest, ale dziadek i tak ci

powiedział, więc możesz z nami jechać. Możemy zawiązać ci oczka, żeby Bella

pomyślała, że ty wcale nie wiesz gdzie ona jest. I to będzie nasza tajemnica, że wiesz.

Widziałam to na jakimś filmie, tatusiu. Bella uwierzy, że nie wiesz. Tatusiu pojedź z

nami, proszę.

- Nie mogę - westchnął mężczyzna - Bella zapewne nie chce, bym dzisiaj tam się

zjawił, ale obiecuję ci, że jutro przyjadę. Bella pewnie chce spędzić czas tylko z tobą,

dziadkami i Calebem, więc nie odbierajmy jej tego, dobrze?

- Ale my jej nic nie odbierzemy - zachichotała uradowana Amelia - My tylko damy

ciebie w prezencie.

- Ammy, szczerze mówiąc zarówno ja, jak i Bella potrzebujemy przemyśleć kilka

spraw - próbował jej to wytłumaczyć.

- Tatusiu, ale Bella wróci do domu, prawda? - zapytała niepewnie dziewczynka -

Powiedz mi proszę, że Bells wróci do nas i znów będziecie się lubić. Ona cię lubi, ale

ty jej chyba nie, bo nie chcesz z nami jechać i dzisiaj na siebie bardzo krzyczeliście.

Tatusiu, Bella jest taka fajna, jak możesz jej nie lubić?

- Ależ ja lubię Bellę - zaśmiał się mężczyzna, ale mina zrzedła mu, gdy jego serce

krzyczało “lubisz ją nieco zbyt mocno”. - Po prostu musimy sobie parę spraw

wyjaśnić.

- Obiecaj mi tatusiu, że wyjaśnicie sobie wszystko - poprosiła Amelia - ja chcę, żeby

Bells i Caleb do nas wrócili.

background image

- Spróbuję, Skarbie - Odpowiedział mężczyzna delikatnie uśmiechając się do córki.

Edward siedział w salonie wpatrując się niemo w nagi kawałek ściany. Zastanawiał

się, co teraz powinien zrobić. Musiał przecież przemyśleć tak wiele spraw dotyczących

swojego życia, przyznać się do tak wielu błędów, aż sprawiało mu to ból. Starał się

przypomnieć sobie wszystkie chwile, gdy przez ostatnie lata uśmiechał się i czuł, że

naprawdę żyje. Każdy moment, w którym był już naprawdę blisko, by przyznać się, że nie

jest doskonały.

Ku jego zdziwieniu każda z jego myśli przylepiała się mocno do uśmiechu i łez

Isabelli, oraz zachowania dwóch małych urwisów. Próbował jednak z całych sił, by jego

myśli w końcu odfrunęły do przeszłości, naprawdę dalekiej przeszłości, która nie mogła

powrócić. Niestety zamiast twarzy swojej ukochanej żony, widział roześmianą twarz Isabelli.

Nie chciał, by tak się działo, dlatego bez zastanowienia chwycił kolejną szklankę Whisky, by

zatopić w niej swój ból. Z jednej strony chciał zapomnieć o Niańce, którą zatrudnił jego brat,

zaś z drugiej po prostu chwycić ją w ramiona i błagać, by wróciła do domu.

Po chwili dotarło do niego, że willa w której obecnie przesiadywał, nie miała

znaczenia, jeśli nie było w niej trzech bliskich mu osób. Jednak, o ile dopuszczał możliwość

pokochania syna Isabelli, pokochanie samej dziewczyny było dla niego uczuciem

abstrakcyjnym. Nie chciał dopuścić do świadomości tego, że uczucie potrzeby opieki nad

dziewczyną, ma wiele wspólnego właśnie z miłością.

- Nie mogę jej kochać! - jęknął mając ochotę rzucić szklanką z alkoholem o ścianę -

To niemożliwe!

Mężczyzna w końcu doszedł do wniosku, że nie może kochać Isabelli, ponieważ nie

chce jej skrzywdzić. Ból zakorzeniony w jego sercu był tak głęboko, że z trudem udało mu się

utrzymać panowanie nad sobą i nie rozbić butelki po alkoholu na własnej głowie.

Zaledwie pół godziny później zasnął mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Był pijany.

***

background image

Tymczasem Bella próbowała poprawić sobie humor bawiąc się z dziećmi. Chociaż

Carlisle wielokrotnie pytał o powód sprzeczki z Edwardem, ta nie chciała mu odpowiadać.

Czując dziwną pustkę wymieszaną z niepokojem w swoim sercu, dziewczyna miała ochotę

jechać do domu Edwarda i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Bała się o niego,

nawet jeśli przed dwoma godzinami wyrzucił ich z domu, a właściwie zdenerwowany dał jej

znać, że wcale ich tam nie potrzebuje.

- Bella, mieliśmy zrobić sałatkę, - zaśmiała się Amelia - ale zrobimy jutro rano,

dobrze? Tatuś ją lubi. Tatuś przyjedzie jutro.

- Powiedziałaś mu? - zapytała spanikowana Bella.

- Dziadek powiedział - zachichotała nieświadoma gafy Amelia.

- Dobrze, więc jutro nie będzie mnie w domu - zaśmiała się Isabella w odpowiedzi.

- Bawicie się z tatusiem w chowanego ? - zapytała rozbawiona dziewczynka. W jej

oczach można było jednak odnaleźć nadzieję na to, że zabawa nie będzie trwała zbyt

długo - Bella, kiedy do nas wrócisz?

- Nie wiem, Skarbie - westchnęła dziewczyna całując Małą w czoło. - W każdym razie

jutro przyjedzie Sam i zabierze nas na lody.

- Dzwoniłaś do Sama? -zdziwił się siedzący na kanapie Carlisle.

- Tak, jak tylko pojechałeś po Amelię postanowiłam zadzwonić do przyjaciela -

odpowiedziała spokojnie Isabella - Potrzebuję obecności kogoś, kto jest po mojej

stronie - zaśmiała się.

- Isabello, wbrew pozorom my wszyscy jesteśmy za tobą - zaśmiał się starszy

mężczyzna - Edward czasami postępuje głupio, ale to dla tego, że wiele spraw nie

dopuszcza do siebie. Wiele rzeczy po prostu nie chce rozumieć, lub stara się je

background image

odsunąć na dalszy plan. On naprawdę cię lubi.

Isabella uśmiechnęła się tylko w reakcji na słowa Carlisle’a. Nie chciała rozmawiać o

tym, jak zachował się Edward i jak wiele zaprzepaścił w ciągu ostatnich godzin. Nadal się go

nie bała, jednak nie miała jednak zamiaru tak szybko odpuścić mu tego, jak ją potraktował.

Obiecała sobie, że nie wróci, dopóki Edward nie uświadomi sobie, że wpada w nałóg.

- Isabello, czy masz zamiar zamieszkać z Samem? - zapytał nagle Carlisle - Wiem, że

twój przyjaciel proponował ci to jakiś czas temu i myślę, że wciąż tego chce.

- Nie, - odpowiedziała bez namysłu dziewczyna - w najbliższym czasie planuję wrócić

do swojego mieszkania.

- Przecież możesz zamieszkać z nami na stałe. - zaproponował mężczyzna - Esme

będzie szczęśliwa z tego powodu.

Bella odwróciła wzrok w stronę posiwiałego mężczyzny i uśmiechając się delikatnie,

stłumiła łzy rezygnacji. Nie chciała już na nikim polegać. Pragnęła, by jej życie stało się takie

jak dawniej. Nie chciała polegać na nikim tak, jak do tej pory polegała na Edwardzie. Marzyła

o tym, by zapomnieć, że Edward jest naprawdę świetnym facetem, nawet jeśli wpada w sidła

nałogu.

Myśl o tym, że kolejna osoba na której jej zależy, niszczy sobie życie przez nałóg,

była dla niej bardzo bolesna. Wyobrażanie sobie Edwarda siedzącego ze szklanką Whisky

zabijało ją od środka. Chciała biec do niego i wyrwać mu z rąk alkohol. Nie pragnęła nic

innego niż to, by się otrząsnął i zauważył co tak naprawdę się dzieje. Z trudem tłumiła krzyk,

który gromadził się w jej wnętrzu, pragnąc wypłynąć niczym lawa wulkaniczna.

- Opowiedz mi o swoim dzieciństwie, Isabello - poprosił Carlisle widząc ból na jej

twarzy - opowiedz mi o sobie cokolwiek.

- Moje dzieciństwo nie jest czymś, co powoduje uśmiech na mojej twarzy - zaśmiała

background image

się smutno - Chociaż były momenty, gdy byłam naprawdę szczęśliwa. Mam na myśli

tutaj lekcje gry na skrzypcach, gdy uczyłam się grać dzięki uprzejmości przyjaciela

syna dyrektorki ośrodka. Quil chodził na warsztaty muzyczne i grał na skrzypcach. -

Dziewczyna zaśmiała się przypominając sobie chwile, gdy po raz pierwszy słyszała

grę chłopaka i sama zapragnęła spróbować. - On oczywiście był już na tyle

zaawansowany w tych sprawach, że rodzice zastąpili jego instrument do nauki

naprawdę dobrymi skrzypcami. - zachichotała. - Właściwie to długa i nudna historia,

więc nie będę jej opowiadała.

- Ależ Isabello - oburzył się mężczyzna. - Spójrz na zaciekawienie, jakie wywołałaś

na twarzach dzieci.

Spojrzawszy na wpatrujące się w jej twarz dzieciaki, roześmiała się ciepło, by po

chwili znów kontynuować :

- Prawdę mówiąc nie chcę już grać na skrzypcach, nawet jeśli zdaniem Quilla grałam

naprawdę dobrze. - westchnęła smutno - Quill był przyjacielem chłopaka, którego

kochałam i który zrobił mi największą krzywdę, jaka mnie w życiu spotkała. Nawet

jeśli naukę wspominam z uśmiechem, to już utrata skrzypiec jest tematem naprawdę

dla mnie bolesnym. Quil ofiarował mi je, ponieważ według Jacoba podkochiwał się

we mnie od samego początku. Byłam zachwycona posiadaniem tego instrumentu i

możliwością grania w jednej z pustych sal ośrodka. Uśmiech młodszych dzieciaków

słuchających mojej gry sprawiał mi radość, a później…. Jacob zniszczył moje

marzenie po raz pierwszy. - Dziewczyna z trudem powstrzymywała płacz

opowiadając o chwili, gdy straciła coś naprawdę dla siebie cennego. - Skrzypce były

właściwie jedyną rzeczą, która tak naprawdę należała do mnie. Uczyłam się gry przez

dwa lata, a ten instrument… jego dźwięk… sposób w jaki rozpływał się w

powietrzu… to było … to było jak coś, co wypływało z głębi mojego serca. Trudno to

zrozumieć. Jacob… on… on miał zły dzień i zniszczył je zmuszając mnie

jednocześnie, bym na to patrzyła.

Carlisle słuchał jej historii jak urzeczony. Nie miał pojęcia właściwie, jak wyglądało

życie dziewczyny przed pojawieniem się jej w domu Edwarda. Zdziwiła go możność nauki

background image

gry na skrzypcach, ale cieszył się z tego powodu. Był zadowolony z tego, że niepozorna

brunetka jest pełna miłości i pasji. Dzięki jej zwierzeniom nabrał pewności, że jej serce jest

czyste, nawet jeśli bardzo zranione.

- Zagrasz mi kiedyś na skrzypcach? - zapytała Amelia.

- Kochanie, nie mam skrzypiec - odpowiedziała ze smutkiem Bella.

- Szkoda - westchnęła dziewczynka spoglądając na Caleba - on też chciałby na pewno

usłyszeć jak grasz.

- Mama! Mama! Ścipce! Ścipce! - zawołał w odpowiedzi chłopiec.

Carlisle z bólem w sercu obserwował sposób w jaki zmienia się mimika twarzy

Isabelli, gdy myśli o ulubionym instrumencie. Do tej pory nie wierzył, że w jej sercu może

znaleźć się jeszcze miejsce na kochanie czegoś poza dziećmi, a teraz był świadkiem miłości,

która wylewała się z jej oczu. Bella płakała, nawet jeśli nie była tego świadoma. Łzy spływały

po jej twarzy łamiąc serce starszego mężczyzny.

- Mamucia, nie plac - poprosił nagle Caleb dotykając policzka matki - ścipce wlócą.

Ścipce kochają mamucię, jak kaźdy. Babcia Ećme kocha, ciocia Rossie kocha, ciocia

Alicie kocha i nawet wujki i Carlos i Tiony i kaźdy. Mamucia, ja cie kocham i Amelia

teź, nie smuć się. Ścipce teź kochają i wrócią.

- Bella, nie płacz - Amelia natychmiast wtuliła się w ramiona dziewczyny, jakby

próbowała być jej podporą w trudnych chwilach. - Kupię ci skrzypce jak będę duża i

będę miała tyle pieniążków jak tatuś - obiecała.

Bella słysząc słowa dzieci po prostu schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się na

dobre. Nie chodziło właściwie o instrument, który tak kochała, a który straciła, a o sposób w

jaki zniknął. Pamiętała dokładnie, jak pewnego dnia Jacob zakradł się do jej pokoju i zabrał

skrzypce mimo jej sprzeciwu. Nawet jeśli starała się bronić swojego kochanego instrumentu,

background image

Jacob po prostu odepchnął ją na łóżko nie przejmując się tym, że uderzając w ścianę straciła

na chwilę przytomność. Po prostu wyszedł bez słowa, a później zaprosił ją do siebie, by

oglądała, jak je niszczy - był okrutny i chełpił się swoim okrucieństwem. Dopiero teraz

zrozumiała, że historia skrzypiec była kolejną przesłanką wprost krzyczącą, że powinna

wycofać się z tego związku.

- Kocham was - załkała tuląc do siebie małe potworki, które zachichotały widząc, że

uśmiecha się przez łzy - Tak bardzo was kocham.

- Bardziej niż skrzypce? - zapytała rozbawiona Amelia. Carlisle słysząc jej pytanie

zaśmiał się tak samo jak Bella.

- Milion razy bardziej - odpowiedziała dziewczyna.

- Jak dużo jest milion razy bardziej? - zapytała Amelia.

- Bardzo, bardzo dużo - westchnęła Isabella - A teraz chyba powinniście udać się do

łóżek.

- Nie - krzyknęły równocześnie dzieciaki rzucając się do ucieczki.

Carlisle nie mógł nacieszyć oczu sposobem, w jaki Bella traktuje jego wnuczkę. Jego

dusza radowała się tym, że Amelia w końcu znalazła źródełko miłości, z którego może

bezustannie pić. Niewyczerpalne i czyste. Pragnął z całych sił zatrzymać dziewczynę w życiu

Małej, by ta miała chwile radości, jakich niewiele Bella przeżyła w swoim życiu. Do tej pory

chłodny i zdystansowany mężczyzna po prostu nie mógł przejść obojętnie wobec głupoty

syna. Nie mógł pozwolić Belli odejść, ponieważ to zrujnowałoby szczęście większości jego

rodziny.

- Proszę mi wybaczyć, ale muszę położyć te dwa urwisy do snu - zaśmiała się

prowadząc dzieciaki do pokoju.

background image

- Nie przejmuj się, Isabello - zaśmiał się w odpowiedzi mężczyzna - możesz traktować

ten dom jak swój własny.

- Dziękuję - odpowiedziała znikając za drzwiami pokoju gościnnego.

Isabella była wzruszona sposobem, w jaki traktuje ją cała rodzina Cullenów,

dokładnie tak, jakby do nich należała. Nawet Carlisle zachowywał się, jakby była kimś dla

niego bliskim. Zyskała tyle miłości, że to uczucie zaczęło ją rozpierać, tak jak szczęście,

nawet jeśli w tej chwili było zmącone przez kłótnie z Edwardem. Martwiła się o niego i miała

ochotę wybrać się do jego willi, chociażby dla uspokojenia własnych myśli. Chciała mieć

pewność, że mężczyzna był bezpieczny. Tylko tyle.

Zaledwie godzinę później, gdy dzieciaki już spały w swoich pokojach, Bella

postanowiła pojechać do Edwarda, by zabrać z jego domu swoje lekarstwa. To, że je

zostawiła uświadomiła sobie dopiero, gdy ostatecznie rozpakowywała walizki w pokoju

gościnnym, który jej udostępniono. Niestety musiała się po nie udać, ponieważ ciężkie do

zatrzymania ataki paniki zdarzały jej się wciąż po koszmarach sennych, które miała bardzo

często.

- Przepraszam, - wyszeptała widząc siedzącego wciąż w salonie Carlisle - chyba

muszę wybrać się do domu pańskiego syna, ponieważ zapomniałam swoich

pastylek - westchnęła.

- Podwieźć cię? - zapytał spokojnie mężczyzna, na co Bella zaczerwieniła się

nieznacznie. Mężczyzna podszedł więc do niej i uśmiechając się, dodał - Możesz

na mnie liczyć i proszę, skończ z tym panem.

- Jest pan … - Bella zmarszczyła brwi podnosząc wzrok - bardzo miłym człowiekiem.

- Dziwne, prawda? - zaśmiał się widząc jej zmieszanie - Moje dzieci są przekonane, że

moje serce zamarzło.

background image

- Wielu ludzi popełnia błędy w swych osądach - westchnęła smutno dziewczyna,

zdając sobie sprawę, że Edward wiedzie w tej dziedzinie prym.

W końcu Bella zgodziła się, by mężczyzna zawiózł ją do domu swojego syna. Dobrze

czuła się w jego towarzystwie, być może dlatego, że niewiele mówił, a ona nie miała ochoty

na rozmowę. Przez całą drogę rozmyślała nad sensem tego, co się stało. Było jej przykro ze

świadomością, że zostawiła Edwarda samemu sobie. Nie chciała, by mężczyzna przez nią się

upił, czy nawet denerwował. Zdecydowanie wolała, gdy Edward uśmiechał się szeroko i

wygłupiał, niż smucił i chwytał za alkohol. Chciała, by był szczęśliwy, by zmartwienia

opuściły jego skołowane myśli i miał w końcu powody do uciechy - niestety stało się inaczej.

Przez całą drogę wpatrywała się w świat przez boczną szybę - jakby na zewnątrz

chciała znaleźć odpowiedź na wszystkie nurtujące ją pytania. Chciała wiedzieć, co powinna

zrobić w sprawie Edwarda, jak sprawić, by przestał pić. Dojeżdżając pod jego wille nie miała

pojęcia, czy dobrze robi. W ostateczności mogłaby posłać samego Carlisle po lekarstwa, które

znajdowały się w dość widocznym miejscu, aczkolwiek dla dzieci niedostępnym. Bała się, że

zobaczy rozzłoszczonego, być może pijanego Edwarda.

- Uhm - jęknęła, gdy zatrzymywali się na podjeździe - mam osobny kluczyk do

wejścia na piętrze.

- Rozumiem - odpowiedział z uśmiechem Carlisle - Sądzę jednak, że nie musisz

ukrywać swojego przybycia. Edward cię nie skrzywdzi.

- Tak, wiem - przytaknęła czując w głębi serca, że to prawda, jednak dalej się bała… o

niego - Tu nie chodzi o mój strach. Ja… obawiam się jedynie, że… nie… nie ważne.

Wrócę za kilka minut.

- Poczekam.

Isabella ruszyła w stronę ogrodu, na który wychodziły schody. Było już ciemno, ale

jakoś poradziła sobie z odnalezieniem odpowiedniej drogi. Z czystej ciekawości spojrzała

przez okno do sypialni Edwarda, ale jego tam nie było. Przestraszyła się, ale próbowała to

background image

ukryć przed samą sobą.

- To najlepsze wyjście - jęknęła pod nosem - gdybym wtedy… może Jacob… może

wszystko byłoby dobrze.

Dziewczyna z całych sił starała się opanować łzy, które cisnęły się jej do oczu. Czuła

się pokonana przez własną słabość do Edwarda. Chciała do niego wrócić, nawet jeśli

wiedziała, że odejście to najlepsze wyjście jakie mogła wybrać. W końcu już raz była

oparciem dla nałogowca, a on zamiast opanować nałóg wpadał weń coraz głębiej. Tym razem

chciała rozegrać to inaczej.

Wchodząc na górę potknęła się kilka razy na schodach, przy okazji robiąc sporo

hałasu, gdy strąciła dłonią doniczkę. Dante - ochroniarz Edwarda, od razu pojawił się przy

niej, co ją lekko wystraszyło. Z początku, w panujących ciemnościach nawet jej nie poznał,

ale już po chwili uświadomił sobie, że przecież przyjechała razem z doktorem Carlisle’em.

Zdziwił się jednak, że nie weszła frontowymi drzwiami.

- Proszę się tak nie skradać - westchnął - Myślałem, że ktoś próbuje się włamać.

- Właściwie to jak włamanie - zaśmiała się odwracając do niego twarzą - tylko

posiadam własny klucz. Właściwie zabiorę swoje lekarstwa i zwrócę klucze w twoje

ręce.

- Ależ Pani Swan - jęknął Dante - sądzę, że Pan Cullen nie byłby zadowolony z

takiego obrotu sprawy. Uważam, że powinna je Pani zwrócić osobiście… mam na

myśli… do rąk Pana Cullena.

- Ile razy mam cię upominać, co ? - zaśmiała się maskując w ten sposób

zdenerwowanie - Jestem Bella, proszę mów mi po imieniu.

- Dobrze, - westchnął ochroniarz - sądzę jednak, że powinnaś zwrócić Panu Cullenowi

klucze do rąk własnych, Bello.

background image

- Dobrze, zrobię to jeszcze dziś - obiecała - tylko znajdę swoje lekarstwa.

- To ja już ci nie przeszkadzam - zaśmiał się rozluźniony Dante.

Dziewczyna niemal wbiegła po schodach na górę i w szybkim tempie otworzyła drzwi

do salonu na piętrze. Było jej przykro, że zakrada się jak złodziej, nie dając znaku

właścicielowi domu, że się pojawiła. Nie miała niestety innego wyjścia. Nie chciała jeszcze

rozmawiać z Edwardem, nie była nawet pewna, czy zdołałaby to zrobić nie raniąc siebie i

jego przy okazji. Nic nie było tak, jak powinno być.

Kilka minut później schodziła już schodami do salonu z nadzieją, że Edward śpi

właśnie w swojej sypialni. W końcu było już dość późno, a on pił w samotności. Miała

nadzieję, że uda jej się ominąć krępującego spotkania. Wiedziała, że kłótnia między nimi była

nieunikniona. Nawet jeśli nie sięgnąłby po raz kolejny po alkohol nie przejmując się

obecnością jej i dzieci… wulkan wybuchłby w końcu ze zdwojoną siłą.

Dochodząc do stolika zauważyła, że Edward śpi na kanapie. Podczas snu wyglądał na

niesamowicie słabego i bezbronnego. Zwinięty w kłębek, z dziwnie przekrzywionym karkiem

wyglądał jak dziecko, które zmęczone zasnęło w miejscu najmniej do tego odpowiednim. Na

podłodze leżała butelka z odrobiną Whisky, a zapach alkoholu roznosił się dookoła niczym

trująca woń.

Isabella podeszła do śpiącego mężczyzny i odgarniając mu z czoła kosmyk

przydługich, mokrych włosów uśmiechnęła się smutno. Nie potrafiła po raz kolejny oglądać

upadku osoby do której coś czuje. Dopiero teraz dotarło do niej, że w pewien sposób zależy

jej nie tylko na Amelii, ale również na Edwardzie. Mężczyźnie, który mimo swojej

inteligencji nie zauważa własnych błędów.

Dziewczyna udała się do kuchni wiedząc, że w takim stanie mężczyzna obudzi się

najprędzej za kilka godzin. Był pijany właściwie do nieprzytomności, ale oddychał. Miała

nadzieję, że nic mu nie będzie. Przygotowała mu jednak niezbędny zestaw na kaca - szklankę

wody z cytryną i miodem, czekoladę i banana, które postawiła na szklanym stoliku, po czym

udała się do gabinetu po kartkę i długopis. Napisawszy list po raz kolejny uśmiechnęła się

background image

smutno.

- Nie chcę, byś zniszczył sobie życie - wyszeptała klękając obok niego.

- Przepraszam - wybełkotał nie otwierając oczu - Ammy, Bella, Caleb,

prze…przep….przepraszam.

Bella zacisnęła na chwilę dłonie w pięści, by pohamować duszący ją szloch. Chciała

zostać i sprawić, by ojciec Amelii znów uśmiechał się radośnie na powitanie, każdego ranka.

Chciała by rodzina Cullenów znów była szczęśliwa i zapomniała o bólu. Pragnęła, by

wszystko było dobrze, ale wiedziała, że musi uciekać, zanim upadek kolejnej osoby na której

jej zależy, zniszczy ją doszczętnie.

- Wybacz, żegnaj - wyszeptała głaszcząc delikatnie jego dłoń, po czym wstała i w

chwili, gdy wyprostowała kolana mężczyzna otworzył oczy i spojrzał prosto na nią

zamglonym wzrokiem.

Bella zamarła.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
P C and Krisin Cast Dom Nocy Ujawniona(Revealed) rozdział 19
Bulimia rozdział 19; część 2 program
20 rozdzial 19 lokja3dicdpmiyri Nieznany (2)
Opieka w położnictwie i ginekologii, rozdział 19 Choroby serca, ROZDZIAŁ 4
Rozdział 19, Dni Mroku 1 - Nocny wędrowiec
20 rozdzial 19 o4hmogawvoqxcbc6 Nieznany
05 Rozdział 19
7 - Pretty Little Liars - Heartless - Rozdział 19, 7 - HEARTLESS
rozdział 19
Dziewiaty rozdzial, 19.09.2016
Rozdział 19, S. Rudnik - materiałoznawstwo
Rozdział 19 - Umieranie, Psychologia rozwojowa, Helen Bee
05 Rozdzial 19 21
P C and Krisin Cast Dom Nocy Ujawniona(Revealed) rozdział 19
Rozdzial 19
Rozdział 19 2
2 Pretty Little Liars Flawless Rozdział 19

więcej podobnych podstron