Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha

background image

Anne Ashley

Podstęp lorda Exmountha

Tłumaczył Wojciech Rusakiewicz

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wyraźny brak entuzjazmu sprawił, że częściowo złożona suknia

wyślizgnęła się Robinie z dłoni, a ona zapatrzyła się w okno, po ulicy

bowiem przejeżdżała bardzo elegancka kolaska zaprzężona w dwa

pięknie dobrane gniadosze.

Zważywszy na to, że sezon oficjalnie zakończył się przed

tygodniem, Londyn pozostawał jeszcze zaskakująco gwarny, a wielu

przyjezdnych nad wyraz opieszale szykowało się do powrotu na wieś

lub przeprowadzki do nadmorskich kurortów, których odwiedzanie

latem weszło ostatnio w modę.

Tak się złożyło, że Robina z wielkim zadowoleniem myślała o

powrocie do domu, do hrabstwa Northampton, o ponownym

odetchnięciu świeżym, wiejskim powietrzem i zobaczeniu się z ojcem

oraz siostrami. Nie była jednak taka naiwna, by sądzić, że z dnia na

dzień przyzwyczai się znowu do zacisza plebanii w Abbot Quincey po

spędzeniu ponad trzech miesięcy w stolicy i nacieszeniu się

rozrywkami dostępnymi podczas sezonu, który poczytywała sobie za

całkiem udany.

Mimo że była córką wiejskiego pastora i nie miała znacznego

posagu, zdołała zwrócić na siebie uwagę dwóch bardzo zacnych

dżentelmenów, z których obaj - w co ani przez chwilę nie wątpiła -

byliby bardzo troskliwymi mężami. Jednak wskutek namów matki

posłusznie odrzuciła oświadczyny obu kandydatów, żywiąc nadzieję,

że nie naraża tym żadnego z nich na długotrwały smutek. Sama

zresztą też swojej decyzji ani trochę nie żałowała.

background image

Ani panu Chardowi, ani wielebnemu Simonowi Sutherlandowi

nie udało się rozpalić tego złudnego płomienia, który pragną odkryć w

swoim wnętrzu wszystkie młode damy o romantycznym usposobieniu.

Robina zakończyła swój pierwszy i zapewne jedyny londyński

sezon odrobinę bardziej doświadczona i niewątpliwie wolna od

sercowych udręk. Myśląc o tym, mimowolnie westchnęła. Wcale nie

była bowiem pewna, czy będzie mogła to samo powtórzyć z końcem

lata.

Zupełnie niespodziewanie doznała kolejnego przypływu paniki.

Dlaczego, och, dlaczego zdecydowanie nie odmówiła, gdy pierwszy

raz otrzymała tę propozycję? Dlaczego pozwoliła się namówić na

wyjazd do Brighton z lady Exmouth, skoro w głębi serca od samego

początku wiedziała, że wdowa w rzeczywistości wcale nie potrzebuje

damy do towarzystwa, lecz szuka potulnej żony dla swojego syna.

Przerwawszy pakowanie na dobre, Robina bezsilnie opadła na

łóżko. Nie pierwszy raz przeklinała swój brak stanowczości. Nie

chodziło o to, że syn lady Exmouth budzi w niej niechęć. Trudno

byłoby o twierdzenie bardziej odległe od prawdy. Lord Exmouth był

dżentelmenem o bardzo miłej powierzchowności.

Może nie typem zuchwałego i zabójczo przystojnego bohatera

tanich powieści, ale atrakcyjności nie można mu było odmówić, los

bowiem obdarzył go okazałym wyglądem i posturą człowieka

szlachetnie urodzonego. To, że skończył już trzydziesty piąty rok

życia, nie było aż tak wielką wadą, Robina wiedziała bowiem z

background image

wiarygodnych źródeł, że starszych dżentelmenów jest zazwyczaj

łatwiej owinąć sobie dookoła małego palca.

Na uśmiech lord Exmouth pozwalał sobie rzadko, za to często w

jego ładnych, ciemnych oczach pojawiał się cyniczny błysk, często też

ich właściciel pogrążał się w głębokim milczeniu. Do tego

wszystkiego Robina bez wątpienia mogłaby się z czasem

przyzwyczaić, wiedziała jednak, że jeśli zdecyduje się na małżeństwo,

to nigdy nie pogodzi się z pozycją drugiej kobiety w życiu wybranego

mężczyzny.

A takiego właśnie losu bardzo się obawiała, gdyby nierozważnie

zgodziła się związać z lordem Danielem Exmouthem. Smutno

westchnęła, przypominając sobie liczne pogłoski krążące na temat

przystojnego wdowca. Gdyby choć połowa z nich była prawdą,

nieszczęsny baron byłby teraz tylko cieniem dawnego człowieka.

Wiele osób twierdziło, że po śmierci żony w tragicznym wypadku

półtora roku temu popadł w głęboką rozpacz. Inni twierdzili, że

ponieważ baron akurat sam powoził, gdy powóz się przewrócił,

zabijając jego żonę i kuzyna sąsiada, wyrzuty sumienia przemieniły

go z towarzyskiego człowieka w zgorzkniałego sceptyka, który unika

radości w życiu.

Mimo smutnego wyrazu oczu i częstego przebywania w

dobrowolnym osamotnieniu lord Exmouth wciąż potrafił się czasem

zdobyć na uprzejmość i okazać ujmujące maniery. Niestety, nie

zmieniało to faktu, że panna czy wdowa, która zdecydowałaby się

zostać jego drugą żoną, zawsze żyłaby w cieniu pięknej Clarissy.

background image

Nagłe pojawienie się matki w sypialni położyło kres tym

melancholijnym rozważaniom. Robina machinalnie wstała, by wrócić

do przerwanego pakowania

- Wielkie nieba, dziecko! Jeszcze nie skończyłaś? Co ty, na Boga,

robiłaś tyle czasu? Doskonale wiesz, że służba lady Exmouth ma

przyjechać w południe po twój kufer.

Robina zerknęła na matkę i nie pierwszy raz pożałowała, że nie

umie lepiej rozpoznawać jej nastrojów. Ton matki wydawał się lekko

karcący, ale z jej miny nie można było domyślić się rozdrażnienia.

Czy ten moment był odpowiedni? Czy mogła liczyć na

zrozumienie matki, osoby nie zawsze najprzystępniejszej, jeśli

zwierzy się ze swoich złych przeczuć co do pobytu w Brighton? A

może nierozsądnie zwlekała z tą rozmową i było już za późno?

- Mamo, zmieniłam zdanie w sprawie wyjazdu z lady Exmouth -

powiedziała szybko, żeby broń Boże się nie rozmyślić. -

Zdecydowanie wolałabym wrócić z tobą do Abbot Quincey.

Sekundy wolno płynęły naprzód, a Robina wpatrywała się w

twarz matki z nadzieją dostrzeżenia jakiejkolwiek reakcji na to

niewczesne wyznanie, ale lady Elizabeth jak zwykle nie dała niczego

po sobie poznać.

- Skąd ta nagła zmiana, dziecko? - Znowu w jej perfekcyjnie

opanowanym głosie zabrzmiała tylko ledwo zauważalna nuta

zniecierpliwienia. - Nie tak dawno skakałaś z radości na myśl o

spędzeniu lata nad morzem. Nikt w najmniejszym stopniu nie

background image

wywierał na ciebie nacisków, kiedy złożono ci tę propozycję. Sama z

własnej woli przyjęłaś to jakże uprzejme zaproszenie lady Exmouth.

Temu Robina nie mogła zaprzeczyć. Nigdy nie ukrywała, że

polubiła lady Exmouth od chwili, gdy ją poznała, a perspektywa

przedłużenia okresu beztroskich rozrywek o kilka tygodni,

spędzonych w gościnie u tej przemiłej i bardzo towarzyskiej damy,

było pokusą nie do odparcia dla córki wiejskiego pastora, która

szybko odkryła u siebie upodobanie do światowego życia.

Dopiero po wizycie w hrabstwie Hamp, gdzie uczestniczyła w

przyjęciu dla niewielkiego grona osób, wydanego z okazji zaręczyn

księcia Shambrook z lady Sophią Cleeve, naszły ją poważne

wątpliwości.

- A więc nie zobaczymy się aż do jesieni - powiedziała jej dobra

przyjaciółka Sophia, gdy Robina mimochodem wyjawiła jej zamiar

spędzenia lata w Brighton na zaproszenie lady Exmouth.

Stały właśnie przed okazałą rezydencją księcia i wymieniały

pożegnania. Nagle w oczach Sophii pokazał się błysk przekory, gdy

dodała ciszej:

- Czy wobec tego mam pogratulować ci już teraz, czy poczekać na

oficjalne ogłoszenie, ty przebiegła istoto?

Robina dobrze pamiętała, z jakim zdumieniem popatrzyła na

przyjaciółkę.

- Nie bardzo cię rozumiem, Sophio. Przecież to tobie należy

gratulować, a nie mnie.

background image

- W tej chwili tak - przyznała rozbawiona. - Każdy, kto ma choć

trochę oleju w głowie, rozumie, że wkrótce i ty włożysz na palec

piękny zaręczynowy pierścionek. - Robina pamiętała również śmiech

przyjaciółki, który poprzedził dalszy ciąg żartobliwej przemowy.

- Nie można bez wywołania rozgłosu odrzucić rozsądnej

propozycji małżeństwa, jeśli zachęca się do zalotów pewnego

dżentelmena i z podziękowaniem przyjmuje zaproszenie do spędzenia

lata z matką tegoż dżentelmena. Nie sądzisz chyba, że ludzie nie

umieją skojarzyć prostych faktów.

Wszyscy już wiedzą, że znalazłaś obiekt uczuć. Sama niedawno

zakochałam się jak szalona, umiem więc dostrzec oznaki tego stanu,

moja droga. Jeśli wolisz, żebym jeszcze trochę poczekała, zamiast od

razu złożyć ci serdeczne życzenia, to proszę bardzo, wystarczy, żebyś

mi to powiedziała.

Robinie z wrażenia odebrało mowę i nie wyrzekła ani słowa,

dlatego od tamtej pory była ofiarą wyjątkowo nieprzychylnych aluzji i

najokropniejszych domysłów. Czyżby naprawdę nasunęła lordowi

Exmouthowi przypuszczenie, że jego oświadczyny byłyby miłe

widziane? Ostatnimi czasy nieustannie zadawała sobie to samo

pytanie i miała coraz mniej pewności, że zna na nie odpowiedź.

Niezaprzeczalnie, zanim jeszcze złożyły z matką krótką wizytę w

hrabstwie Hamp, ani razu nie odmówiła lordowi Exmouthowi

wspólnego tańca, ilekroć spotykali się na przyjęciu. A to, jak nagle

zauważyła, zdarzało się stanowczo zbyt często, by widzieć w tym

jedynie dzieło przypadku.

background image

Mogła tylko się dziwić swojej łatwowierności, skoro dotąd

uważała, że ich ciągłe spotkania są zrządzeniem losu, a nie - jak teraz

była skłonna podejrzewać - skutkiem planów obu matek.

Lady Exmouth musiała sądzić, że cicha, potulna córka wiejskiego

pastora będzie idealną osobą do opieki nad dwiema wnuczkami

pozbawionymi matki i osłodą życia jej załamanego syna, a

jednocześnie nie postawi w zamian zbyt wielkich żądań.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa Robina mogła założyć, że jej

matka rozumuje podobnie i w niezbyt odległej przyszłości oczekuje

bardzo korzystnych zaręczyn swej najstarszej córki.

- Czy mogę o coś cię spytać, mamo? Czy liczysz na to - ciągnęła,

nie czekając na odpowiedź - że lord Exmouth jeszcze przed końcem

lata poprosi o moją rękę?

Wyraz twarzy lady Elizabeth pozostał nieprzenikniony, a mimo to

Robina czuła, że bezceremonialność tego pytania zmieszała matkę.

Prawdę mówiąc, sama się sobie dziwiła, że znalazła dość odwagi, by

postawić tak jasno sprawę. Zasadą było, że matkę traktuje się z

największym szacunkiem, toteż Robinie nigdy nie podsunięto myśli,

że można zakwestionować decyzję rodzicielki.

Widocznie jednak lady Elizabeth nie poczytała jej tego pytania za

impertynencję, bo po chwili namysłu odpowiedziała:

- W każdym razie wierzę, że lord Exmouth nie jest ci obojętny,

Robino. Nie zaprzeczam, że w razie gdyby poprosił cię o rękę,

byłabym zachwycona. Tak. To wspaniała perspektywa małżeństwa, o

wiele lepsza, niżbym się spodziewała. Miałabyś na zawołanie

background image

powozy, klejnoty i piękne stroje. Nie zbywałoby ci na niczym,

dziecko.

Na niczym z wyjątkiem miłości, chciała zripostować Robina, ale

wytrwała w milczeniu, przyglądając się, jak matka z gracją podchodzi

do okna.

- Na pewno rozumiesz też, że gdybyś poślubiła Exmoutha,

wzrosłyby szanse twoich sióstr na znalezienie odpowiednich mężów.

Naturalnie to przypomnienie wcale nie służy temu, abyś poświęciła

swoje szczęście dla dobra sióstr. Nie mam takich wymagań wobec

ciebie i daleko mi do tego. Gdybym sądziła, że sprzyjasz już komuś

innemu, nie próbowałabym nawet wysuwać sugestii, że mogłabyś

zacieśnić znajomość z wdowcem... Ale przecież nie jesteś zakochana,

prawda, Robino?

- Nie, mamo - odrzekła szczerze, choć z nutą melancholijnej

zadumy, którą czujna matka bez trudu wychwyciła.

Lady Elizabeth odwróciła się plecami do okna i jeszcze raz

zmierzyła córkę wzrokiem.

- Ale chciałabyś mieć, co? Żałujesz, że podczas sezonu nie

poznałaś ani jednego mężczyzny, na widok którego mocniej zabiłoby

ci serce. Rycerza z bajki, w którym można się zakochać od

pierwszego wejrzenia.

Śmiech lady Elizabeth, choć nieoczekiwany, nie był pozbawiony

ciepła i wyrozumiałości.

- Och, dziecko. Też byłam kiedyś młoda i pamiętam, jakie

niemądre pomysły przychodzą do głowy dziewczynie w tym wieku.

background image

Pamiętaj, moja droga, że bardzo niewiele panien naszego stanu

zawiera małżeństwa z miłości. Może nawet to dobrze... Bądź co bądź,

miłość jest luksusem, na który stać tylko nielicznych.

Po chwili milczenia wolno ruszyła ku drzwiom.

- Ani twój ojciec, ani ja za nic nie próbowalibyśmy cię zmusić do

małżeństwa z mężczyzną, którego nie możesz polubić i obdarzyć

szacunkiem. Wydaje mi się jednak, moje dziecko, że nie jesteś

obojętna lordowi Exmouthowi. Dlatego proszę cię, żebyś dobrze się

zastanowiła, zanim odrzucisz oświadczyny, które mogą być twoją

jedyną szansą w życiu na wspaniałe zamążpójście.

Patrząc na cicho zamykane drzwi, Robina uświadomiła sobie, że

w ciągu ostatnich kilku minut matka wyjawiła jej o sobie więcej niż

przez wiele lat. Bardzo długo żyła w przeświadczeniu, że małżeństwo

jej rodziców zostało zawarte z miłości. Dumna lady Elizabeth

Finedon, córka księcia, postanowiła poślubić wielebnego Williama

Percevala, młodszego syna zbiedniałego baroneta.

Trudno było doszukiwać się innej oprócz miłości przyczyny

takiego mariażu. Robina dopuszczała jednak myśl, że w miarę upływu

lat musiały zdarzać się chwile, gdy matka żałowała pójścia za głosem

serca, które wzięło górę nad rozsądkiem.

Jej ojciec, czcigodny i bardzo pryncypialny człowiek, nie ukrywał

bynajmniej, że nie co innego jak znaczny posag żony umożliwia

rodzinie życie we względnym dostatku, choć może nie w luksusie.

Mimo to jedynie dzięki bardzo oszczędnemu gospodarowaniu pastor z

background image

Abbot Quincey i jego żona zdołali zapewnić swej najstarszej córce

sezon w Londynie.

Robina wiedziała, że jej rodzice mają poważny zamiar stworzenia

tej samej możliwości jej trzem młodszym siostrom. Bliźniaczki,

Edwina i Fryderyka, oczekiwały debiutu w następnym roku, co

naturalnie łączyło się z jeszcze większymi wydatkami. Nic dziwnego,

że lady Elizabeth chciała, by jej najstarsza córka zdążyła zawczasu

uporządkować sobie życie.

Zerknęła na zapakowany do połowy kufer i ogarnęły ją wyrzuty

sumienia. Dla rodziców sfinansowanie jej sezonu w Londynie wcale

nie było łatwe. Zwłaszcza matka przez wiele lat odmawiała sobie

niejednego, byle tylko jej córki miały przynajmniej niewielki posag.

Czy nie nadszedł czas, by okazała wdzięczność rodzicom i

odwzajemniła się za troskę? Podniosła z podłogi wytworną suknię,

pieczołowicie ją złożyła i umieściła na innych już spakowanych

strojach.

Pięknie dobrane gniadosze, które przykuły uwagę panny Robiny

Perceval, zatrzymały się mniej więcej dwadzieścia minut później

przed domem na Curzon Street. Stangret w średnim wieku, siedzący

obok swojego pana na koźle, ochoczo przejął wodze, od dawna

bowiem nie widział tak urodziwej pary koni, i z dumną miną przyjrzał

się, jak dość wybredny właściciel gniadoszy zręcznie zeskakuje na

ziemię.

Chociaż już nie pierwszej młodości, mężczyzna był nadal bardzo

sprawny fizycznie i wcale nie mniej dziarski niż konie, które kupił

background image

tego ranka. Wysoki, szczupły i muskularny lord Exmouth wciąż

zwracał uwagę swoim wyglądem i zdaniem wielu wreszcie zaczął

zdradzać oznaki dochodzenia do siebie po tragicznym ciosie, jaki

otrzymał od losu.

Niektórzy rozumieli sytuację lepiej. Byli to ci, którzy znali

prawdę, lecz szacunek i oddanie kazały im milczeć. Należał do nich

wierny Kendall, który śledził wzrokiem pana, znikającego w głębi

domu. Inny ważny przedstawiciel tej wzruszająco lojalnej grupy

mieszkańców domu czekał w sieni, gotów wziąć od jego lordowskiej

mości kapelusz i rękawiczki.

- Starsza pani przekazuje pozdrowienia, i pyta, czy milord mógłby

poświęcić jej kilka minut przed zamknięciem się w tym bibliotecznym

więzieniu? - Kamerdyner pozwolił sobie na wątły uśmiech. - To są

słowa starszej pani, nie moje, milordzie.

- Gdzie jest matka? Ufam, że już wstała.

- Istotnie, milordzie, ale wciąż jest w swojej sypialni. O ile wiem,

dogląda pakowania kufrów przed podróżą.

Białe, równe zęby błysnęły w pogodnym uśmiechu.

- Ani przez chwilę nie sądziłem, Stebbings, że matka sama

zajmuje się pakowaniem - odrzekł lord Exmouth i szybko pokonał

dwa biegi schodów. Nie zauważył już tego, jak tłumiony śmiech

wprawił w ruch przygarbione ramiona kamerdynera.

Lady Exmouth, wdowę po baronie, która od wielu lat była w

średnim wieku, znano z tego, że nie lubi się przemęczać, zwłaszcza

jeśli może tego uniknąć. Nie zaskoczyło więc jej postawnego syna, że

background image

zastał matkę wyciągniętą na szezlongu, z jedną pulchną, ozdobioną

licznymi pierścionkami ręką zawieszoną nad otwartym pudełkiem

łakoci, znajdującym się na podorędziu.

Chwilę potem ręka drgnęła i znowu uszczupliła zawartość

pudełka, a lady Exmouth obróciła głowę, by sprawdzić, kto wszedł do

pokoju.

- Daniel, mój drogi! - Powitała go z wszelkimi oznakami

zachwytu, podstawiwszy mu do cmoknięcia miękki, różowy policzek,

i zastygła w oczekiwaniu, aż syn dopełni rytuału. - Powiadomiono

mnie, że wyszedłeś dzisiaj z samego rana. Ufam, że nie zaniedbałeś

śniadania.

- Nie, droga matko. Na pewno sprawi ci przyjemność, gdy

dowiesz się, że apetyt niezmiennie mi dopisuje.

- Tak, tak, masz to po twoim papie, zresztą nie tylko to. On nie

był z tych wybrednych, gdy przychodziło do jedzenia, a mimo to

nigdy nie miał na sobie ani grama zbędnego tłuszczu. - Żałośnie

westchnęła. - A ja jem jak ptaszek i mam brzuch jak kuc szetlandzki.

- Ciekawe dlaczego? - mruknął Daniel, zerkając w stronę

opróżnionego do połowy pudełka łakoci. Potem usiadł na krześle

niedaleko szezlongu. - Podobno chciałaś mnie widzieć, mamo.

- Czyżby? - Wydawała się zupełnie zbita z tropu, ale Daniel

dobrze wiedział, że wygląd matki bywa zwodniczy. Wprawdzie

ostatnimi laty lady Exmouth trochę zgnuśniała i unikała ruchu, jeśli

tylko mogła, ale jej zadumane piwne oczy dostrzegały zadziwiająco

dużo. - Ach, tak! Miałam ci przypomnieć, że większość naszych

background image

bagaży odjeżdża już dzisiaj, bo doprawdy nie potrzeba nam całej

piramidy rzeczy do wzięcia, kiedy i my wyruszymy w piątek.

- Sądzę, że Perm jak zwykle wszystkim się zajął i zrobił na czas

to, co do niego należy.

- Ten twój osobisty służący jest prawdziwym skarbem, Danielu!

Tak samo jak moja droga Pinner! - Zwróciła się ku kobiecie o ptasiej

urodzie, zajętej składaniem strojów i rozmieszczaniem ich w

pokaźnych rozmiarów kufrze, i odprawiła ją prawie niezauważalnym

skinieniem głowy.

- Ufam, że cieszysz się na pobyt w Brighton, mój drogi -

odezwała się, gdy zostali sami - i że z zadowoleniem zniesiesz

towarzystwo swojej słabej, starej mamy jeszcze przez kilka tygodni.

Muszę wyznać, że nasz wspólny pobyt w Londynie sprawił mi wiele

przyjemności.

W oczach jego lordowskiej mości, bardzo podobnych kolorem i

kształtem do oczu matki, pojawił się kpiący błysk.

- Nie jesteś ani słaba na umyśle, ani stara, moja droga. A ja nie

jestem naiwny, przestań więc mnie zwodzić i zadaj wreszcie to

pytanie, które masz na końcu swojego nieokiełznanego czasami

języka! Inaczej mówiąc, spytaj mnie wreszcie, czy cieszę się z

możliwości pogłębienia znajomości z panną Perceval. A odpowiedź

na twoje pytanie brzmi „tak”.

Wybuch radosnego śmiechu matki okazał się zaraźliwy i Daniel

mimo woli się uśmiechnął.

background image

- Może dobrze się stało, że spodziewam się wielu miłych chwil

nad morzem, bo Montague Merrell i w ogóle połowa moich

znajomych stanowczo uważa, że ta urocza córka pastora jest

wymarzoną kandydatką na moją żonę.

- To prawda! - zgodziła się lady Exmouth, skwapliwie

przyłączając się do licznego chóru tych, którzy w ostatnich tygodniach

zachęcali przystojnego barona do poważnego namysłu nad ponownym

rzuceniem się na głębokie wody małżeństwa. - Drugiej tak uroczej

panny bez wątpienia nie spotkasz.

- Nie przeczę.

- Jest posłuszna i obowiązkowa. Nie wtrącałaby się do twoich

przyjemności i nie sprawiałaby ci kłopotów.

- Wolałbym nieco lepiej ją poznać, zanim wyrażę pogląd o

niektórych cechach jej charakteru. Nie mogę pozbyć się podejrzenia,

że panna Robina Perceval ma znacznie bardziej żywiołowy

temperament, niż sądzi większość ludzi.

Lady Exmouth potraktowała tę uwagę jak krytykę, nie była jednak

w stu procentach pewna, czy słusznie. Jej syn należał do tych

irytujących ludzi, którzy zawsze umieli dobrze ukrywać swoje

poglądy i uczucia. Nagłe jednak przez głowę przemknęła jej całkiem

nowa i do tego niepokojąca myśl.

- Mam nadzieję, mój drogi, że nie oczekujesz znalezienia drugiej

Clarissy. To ci się nigdy nie uda.

background image

Jego lordowska mość przez chwilę przyglądał się matce bez

słowa, z nieprzeniknioną miną, a potem nagle wstał i podszedł do

okna.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że Clarissa była wyjątkową istotą -

powiedział beznamiętnie, zachowując kamienną twarz. - Równie

pięknej kobiety jeszcze nie spotkałem i wątpię, czy kiedyś spotkam.

Lady Exmouth, po mistrzowsku opanowując łzy, popatrzyła na

syna z drugiego końca pokoju, ale zupełnie nie wiedziała, co

odpowiedzieć. Od dnia tragedii Daniel ani razu nie próbował o tym

rozmawiać, w każdym razie na pewno nie z nią, a gdy tylko padło

imię Clarissy, natychmiast zamykał się w sobie i pogrążał w żałobie.

- Nie rób takiej ponurej miny, moja droga - łagodnie poradził

matce. Odwrócił się akurat w porę, by dostrzec u niej ten sam grymas,

który widywał również na wielu innych twarzach w ostatnim okresie.

- Nie przyjechałem do Londynu w poszukiwaniu lustrzanego odbicia

mojej żony. Przyjechałem wyłącznie po to, by znaleźć osobę, która

chętnie zaopiekuje się moimi córkami i będzie dla nich dobra, a przy

okazji, owszem, w pewnym sensie zajmie miejsce ich zmarłej mamy.

Jeśli to stwierdzenie miało uwolnić lady Exmouth od niepokoju,

to całkiem chybiło celu.

- Żywiłam nadzieję, że w tej kwestii liczą się również twoje

uczucia, Danielu, a nie tylko potrzeby córek. Czy doprawdy niczego

nie czujesz do panny Perceval?

Zamilkł na tak długo, że już straciła nadzieję na to, iż zaspokoi jej

ciekawość. I wtedy nagle powiedział:

background image

- Uważam, że Robina Perceval jest jedną z najbardziej uroczych,

układnych i uczciwych panien, jakie znam. Byłbym jednak dużo

spokojniejszy, gdybym był przekonany, że przyjęła to zaproszenie do

spędzenia lata w Brighton ze szczerą ochotą.

- Co chcesz przez to powiedzieć, Danielu?

Lady Exmouth wydawała się tak zdezorientowana, że omal

głośno się nie roześmiał.

- Mamo, zawsze miałem wielkie uznanie dla twojej bystrości, ale

muszę przyznać, że zdarzały się też sytuacje, gdy przedwczesne plany

szkodziły twojej jasności sądu.

- Ale... ale... - Starszej pani na chwilę zabrało słów. - Jestem

pewna, że się mylisz, Danielu. To dziecko po prostu skorzystało z

okazji dotrzymania mi towarzystwa, gdy tylko ją o to poprosiłam.

- W to nie wątpię, matko. Bardzo szybko pojąłem, że chociaż

panna Perceval ma w swej naturze uroczą powściągliwość, to nie jest

w żadnej mierze przeciwna towarzyskim uciechom i bardzo dobrze

bawi się w Londynie. Jest więc całkiem naturalne, że chce przedłużyć

ten okres, jeśli nadarza się po temu sposobność. Wnoszę jednak, że

umknęła twojej uwagi pewna rezerwa w zachowaniu, którą wyraźnie

u niej widzę od powrotu z hrabstwa Hamp.

Lady Exmouth rzeczywiście niczego nie zauważyła. Bardzo była

na siebie zła z tego powodu, gdyż nie ulegało dla niej wątpliwości, że

Daniel, obdarzony wprost niezwykłą spostrzegawczością, nie omylił

się ani trochę.

background image

- Ciekawe, co takiego mogło tam zajść, że zaczęła mieć

wątpliwości, czy powinna nam towarzyszyć.

Syn znowu zmierzył ją kpiącym spojrzeniem.

- No, no, matko. Czyż to nie oczywiste? Ktoś uświadomił jej,

czym naprawdę się kierowałaś, występując z zaproszeniem.

- Niektórzy ludzie są doprawdy zupełnie nietaktowni! A już

wszystko tak dobrze się układało! - Wydawała się w tej chwili tak

bardzo zirytowana, jak tylko może być zirytowana osoba pogodna z

natury. - Danielu, dlaczego ludzie muszą się wtrącać do nie swoich

spraw?

- To dziwne, mamo, ale przez ostatnie tygodnie zadaję sobie

dokładnie to samo pytanie - powiedział i przesłał jej uśmiech

naznaczony zarówno czułością, jak i irytacją. - Trudno, stało się. Ona

już wie, jaki los przeznaczyłyście jej i ty, i jej matka.

- Danielu, to jest po prostu nieprawda! - Udało jej się wytrzymać

spojrzenie syna przez pełne dziesięć sekund, zanim urządziła, pokaz

poprawiania szala. - No, owszem, gdzieś mogłam niebacznie

wspomnieć, że skoro okres oficjalnej żałoby dobiegł końca, to pewnie

rozważysz, czy nie poszukać drugiej żony.

Wymownie spojrzał w sufit.

- Zaskakujesz mnie!

- Lady Elizabeth również mogła powiedzieć coś o tym, że jej

najstarsza córką zdradza oznaki silnego instynktu macierzyńskiego,

gdyż wykazuje niezwykłą wprost cierpliwość wobec swoich

młodszych sióstr - ciągnęła tak, jakby syn wcale jej nie przerwał. -

background image

Zapewniam cię jednak, Danielu, że do głowy mi nie przyszło, by

wystąpić z sugestią, że panna Perceval byłaby dla ciebie idealną żoną.

Co to, to nie! Jesteś zbyt podobny do twojego drogiego ojca. Zawsze

chętnie słuchasz innych, ale w końcu i tak robisz po swojemu.

- Dobrze, że wreszcie to doceniłaś, mamo, bo ułatwiasz mi

powiedzenie tego, co zamierzałem. - Wciąż się uśmiechał, nie ulegało

jednak wątpliwości, że jego głos nabrał dużo bardziej stanowczego

brzmienia.- Od początku miałem szczery zamiar ulec twoim

namowom i towarzyszyć ci do Brighton, chociaż naturalnie wiem, jaki

cel naprawdę ci przyświeca... Nie, nie, proszę, pozwól mi łaskawie

dokończyć.

Dla zaakcentowania swojej prośby uniósł rękę.

- Owszem, zamierzam pogłębić znajomość z panną Perceval, o

czym już wspomniałem. Ona wydaje mi się bardzo intrygująca. Na

pewno może jeszcze zaskoczyć i mnie, i ciebie. Ale jedno jest dla

mnie pewne. Panna Perceval w ogóle nie myślała o przyjęciu roli lady

Exmouth, póki ktoś szczególnie życzliwy nie zwrócił jej uwagi, że

właśnie taki los może ją czekać.

Rzecz jasna nie wykluczam, że w przyszłości panna Perceval

sama uzna to za wymarzoną okazję, obstaję jednak przy tym, żeby to

była jej własna decyzja, a nie twoja albo jej matki... Czy wyrażam się

jasno, moja droga?

- Tak, Danielu. Chcesz, żebym stała z boku i zostawiła sprawy ich

własnemu biegowi.

- Właśnie!

background image

Starsza pani znowu zainteresowała się pysznościami znajdującymi

się tuż przy jej łokciu.

- Zgoda, Danielu. Możesz zalecać się do panny Robiny Perceval

po swojemu, a ja nie będę się do tego wtrącać.

Daniel obserwował spod przymrużonych powiek, jak kolejny

lepki przysmak znika między różowymi wargami. Miał przykre

przeświadczenie, że matka nie będzie w stanie dotrzymać danego

słowa.

ROZDZIAŁ DRUGI

Opierając się wygodnie o obite aksamitem wałki, lady Exmouth

obserwowała przez okno powozu mijane krajobrazy i wspominała

czasy, gdy w niezbyt odległej przeszłości droga do Brighton była

ledwie widoczna i często nieprzejezdna.

Wszystko to, naturalnie, szybko się zmieniło, gdy regent odkrył,

że powietrze w tej małej i niewiele znaczącej miejscowości korzystnie

wpływa na jego zdrowie. Brighton stało się modnym kurortem i teraz

można było tam dojechać wieloma drogami, z których jedną dość

powszechnie uważano za najnowocześniejszy trakt pocztowy w

Anglii.

Lady Exmouth bez żalu pozostawiła wszystkie przygotowania do

podróży oraz wybór trasy swemu bardzo rzutkiemu synowi. Odkąd

Daniel po skończeniu dwudziestu jeden lat przejął tytuł barona,

przejawiał talent organizacyjny i poczucie odpowiedzialności

zdecydowanie ponad swój wiek.

background image

Nic dziwnego, że bardzo niewiele osób wyrażało wątpliwości,

gdy zaledwie dwa lata po śmierci ojca Daniel ze spokojem ogłosił

zamiar poślubienia swojej dziecięcej miłości.

Jak piękną kobietą była Clarissa! - pomyślała lady Exmouth, choć

prawdę mówiąc, miała już kłopoty z wiernym przywołaniem obrazu

tej uroczej twarzy w kształcie serca, otoczonej burzą złocistych pukli,

i czystych niebieskich oczu.

Clarissa, córka zubożałego właściciela ziemskiego, niewątpliwie

byłaby ozdobą sezonu, gdyby jej ojciec był w stanie sfinansować takie

przedsięwzięcie, jak wyjazd do Londynu. Odkąd skończyła szesnaście

lat, starali się o nią kolejno właściwie wszyscy kawalerowie w

okolicy.

Jednak Clarissa pozostała wzruszająco wierna jedynemu synowi

swych najbliższych sąsiadów. Oboje tworzyli doprawdy wymarzoną

parę, idealnie dopasowaną pod każdym względem. Gdy rok po ślubie

urodziła się Hanna, szczęście młodych wydawało się dopełnione.

Lady Exmouth dobrze pamiętała, jak wkrótce po przyjściu na

świat wnuczki wyraziła chęć zamieszkania w Bath. Protesty syna i

synowej tak ją jednak wzruszyły, że przebywała w Courtney Place aż

do narodzenia ich drugiego dziecka trzy lata później.

Wtedy już nie zdołano jej przekonać do pozostania w pięknej

posiadłości przodków, w której pod wieloma względami czuła się tak,

jakby nadal była panią domu. Nigdy jednak nie pożałowała

dokonanego wyboru. Bath bardzo jej odpowiadało. Nawiązała tam

background image

wiele przyjaźni i teraz z niecierpliwością czekała, kiedy wreszcie

wróci do swego wygodnego domu przy Camden Place.

Wiele naturalnie zależało od biegu spraw w najbliższych

tygodniach. Lady Exmouth nie zamierzała bowiem pozwolić swemu

synowi na samotny powrót do rodowej siedziby z końcem lata i dalsze

rozpamiętywanie straty uroczej Clarissy. Gdyby oznaczało to dla niej

zwłokę w powrocie do Bath i konieczność dotrzymania towarzystwa

Danielowi, to trudno, niech tak będzie!

Mimo wszystko nie mogła jednak nie żywić nadziei, że wszystko

ułoży się dużo lepiej, a jej syn wkrótce będzie dzielił domostwo z

zupełnie inną kobietą. Oderwawszy oczy od widoków, lady Exmouth

zerknęła na swoją towarzyszkę podróży eleganckim, resorowanym

powozem. Młoda kobieta siedziała w milczeniu z głową zwróconą ku

pejzażom po drugiej stronie drogi i wydawało się, że jest głęboko

pochłonięta własnymi myślami.

Daniel, demon spostrzegawczości, nie mylił się ani trochę, gdy

powiedział, że stało się coś, co zburzyło spokój umysłu panny Robiny

Perceval. Niewątpliwie tak właśnie było! Jeśli Daniel słusznie odgadł,

że córka pastora jeszcze waha się, czy chce wejść do znakomitego

rodu Courtneyów, to byłoby doprawdy wyjątkową niegodziwością

naciskać na tę przemiłą pannę, by podjęła właśnie taką decyzję w

ciągu nadchodzących tygodni.

Trudno dociec, jakie postępowanie w takiej sytuacji byłoby

najlepsze, pomyślała lady Exmouth, machinalnie przesuwając tam i z

powrotem dłoń po fałdzie spódnicy. Nie chciała mieszać się do

background image

cudzych spraw delikatnej i osobistej natury, jednak nie zamierzała też

pozwolić, by jej syn wszedł w wiek średni jako samotny żałobnik,

podczas gdy na wyciągnięcie ręki jest panna, która może wnieść do

jego życia radość, nawet jeśli nieco odbiega od ideału.

Naturalnie lady Exmouth była rozsądną kobietą i ani przez chwilę

nie przypuszczała, że panna Robina Perceval zajmie w sercu Daniela

miejsce pięknej Clarissy. Takie nadzieje byłyby znacznie przesadzone.

Niezaprzeczalnie jednak Daniel dostrzegł w córce pastora coś, co do

niego przemawiało, była ona bowiem jedyną osobą płci żeńskiej,

która wzbudziła jego zainteresowanie przez prawie cały okres pobytu

w stolicy.

Jeszcze raz zerknęła ukradkiem w przeciwległy kąt. Tym razem

przekonała się, że patrzy na nią para niebieskich oczu przypominają-

cych odcieniem oczy zmarłej baronowej Exmouth, lecz zarazem

nieporównanie bystrzejszych.

- Już myślałam, że zasnęłaś - Cóż innego można było powiedzieć?

- W ogóle cię nie słychać.

- Nie, milady. Z zachwytu zapomniałam o całym świecie. Nigdy

nie byłam tak daleko na południu kraju i wszystko wydaje mi się

nowe i ciekawe.

Chociaż biedaczka najpewniej przeżywała niemałą rozterkę w

związku z pobytem w Brighton, nie pozwalała, by niepokojące myśli

zaszkodziły jej manierom. Zauważywszy to, lady Exmouth dodała

jeszcze jedną pozycję do długiej listy zalet panny Robiny Perceval.

background image

- Pamiętam, moje drogie dziecko, wcale nie takie dawne czasy,

kiedy wielu musiało rezygnować z podróży w pół drogi do małej

rybackiej wioski Brighton. Ostatnio weszło w modę narzekanie na

regenta, ale gdyby nie kupił tego „małego wiejskiego domku” na

wybrzeżu, to obawiam się, że i ten, i inne trakty w okolicy na długo

pozostałyby błotnistymi, nierównymi drogami, często nie do

przejechania. Czy ty wiesz, ile tu stało porzuconych powozów?

Najwidoczniej Robinę zainteresował ten wywód, bo na jej ładnej

twarzy odmalował się wyraz głębokiej zadumy.

- Rzeczywiście, łatwo zapominamy, że jeszcze nie tak dawno

podróże po kraju były niebezpieczne. W dodatku drogę, która kiedyś

zajmowała wiele godzin, teraz przebywa się znacznie szybciej.

- I znacznie wygodniej - dodała lady Exmouth. - Resorowane

powozy mniej rzucają, a podczas podróży można przystanąć na

odpoczynek w licznych zajazdach.

Chwilę później jak na zamówienie ujrzały przy drodze zajazd i ich

powóz stanął na dziedzińcu bardzo eleganckiej stacji pocztowej.

Służba otworzyła drzwi i przystawiła schodki, a jego lordowska mość

stanął na posterunku, by pomóc swoim damom w wysiadaniu.

- Jak to jest, mamo - spytał, prowadząc je do wnętrza zajazdu - że

dwie damy mogą przejechać tę samą drogę jednym powozem, a mimo

to jedna wygląda tak samo jak przed wyjazdem, natomiast druga

bardziej przypomina nastroszoną kurę, która przez cały dzień obijała

się po podwórzu.

background image

- Paskudny chłopiec! Nie muszę nawet pytać, która z nas powinna

twoim zdaniem zadbać o swój wygląd. - Starsza pani próbowała udać

urażoną, ale wypadło to mało przekonująco. - Gdzie ta zgrzana kura

może się trochę odświeżyć?

Daniel przyzwał gestem służącą, a Robina, która z najwyższym

trudem zachowała powagę, udała się w towarzystwie lady Exmouth

do pokoju na górę, żeby zadbać również o swój wygląd i dokonać

niezbędnych poprawek.

Naturalnie nie pierwszy raz słyszała Daniela wypowiadającego

prowokującą uwagę. Lady Exmouth zawsze brała docinki syna za

dobrą monetę i Robina była nawet nieco zazdrosna o szczególną więź

łączącą matkę z synem. Nigdy nie odważyłaby się podobnie odezwać

do żadnego z rodziców, a na pewno nie do matki, która w odróżnieniu

od lady Exmouth była całkiem pozbawiona poczucia humoru.

Pewnie właśnie dlatego starsza dama tak przypadła jej do serca.

Lady Exmouth cechowała się wyjątkową poczciwością, uwielbiała

żart i śmiech, lecz nie miała w sobie ani odrobiny niefrasobliwości,

aczkolwiek należało podejrzewać ją o to, że niekiedy celowo usiłuje

sprawić wrażenie osoby niezbyt rozumnej.

Znalazły wspólny język prawie natychmiast, toteż Robina była

pewna, że towarzystwo lady Exmouth w najbliższych tygodniach

dałoby jej wiele przyjemności, gdyby nie myśl o tym, że dama

przeżyje przykre rozczarowanie, jeśli pobyt w Brighton nie zakończy

się ogłoszeniem zaręczyn jej syna z córką pastora z Abbot Quincey.

background image

W zasadzie powinno jej schlebiać to, że interesuje się nią baron

Exmouth, i może nawet tak by było, gdyby Robina sądziła, że udało

jej się zdobyć uczucie tego mężczyzny. Wolała jednak nie ulegać

bezsensownym złudzeniom. Raczej nie było nadziei na to, by

ktokolwiek zajął w jego sercu miejsce zmarłej żony.

Zdjąwszy czepek, przez chwilę studiowała swoje odbicie w

lustrze, a przy okazji poprawiła zabłąkany kosmyk. Wyglądała

całkiem nie najgorzej. Zapewniono ją zresztą, że choć za piękność

uważać się nie może, to swą urodą jest w stanie zawrócić w głowie

niejednemu.

Panien o wybitnej urodzie było podczas tegorocznego sezonu

wystarczająco dużo, na przykład jej dobra przyjaciółka Sophia Cleeve.

Wydawało się zatem dość dziwne, że lord Exmouth wykazał mało

zainteresowania tymi pannami, bo przecież powszechnie uważano go

za znawcę piękna.

- Czy coś cię dręczy, dziecko?

Wyrwana z zadumy Robina stwierdziła, że skupiło się na niej

badawcze spojrzenie oszukańczo sennych piwnych oczu.

- Nie, właściwie nie, milady. Myślałam o pewnych osobach, które

poznałam podczas sezonu w Londynie. Ciekawa jestem, ile z nich

pojedzie do Brighton tak jak my.

Robina uspokoiła swoje sumienie tłumaczeniem, że przecież nie

całkiem skłamała, a lady Exmouth na szczęście nie próbowała

kwestionować odpowiedzi.

background image

- Nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało się, że całkiem dużo. Na

pewno cały krąg Carlton House, w którym, jak zapewne wiesz, obraca

się najlepszy przyjaciel mojego syna, Montague Merrell. Najlepiej

spytajmy Daniela, kto jeszcze zamierza pobyć nad morzem. On bez

wątpienia oświeci nas w tej materii.

Okazało się jednak, że Daniel nie może lub po prostu nie chce

tego zrobić. Gdy obie panie spotkały go kilka minut później w

prywatnym saloniku zajazdu, stwierdził:

- Dobrze wiesz, mamo, że nie należę do otoczenia regenta. Nie

powiem też, żebym był choć trochę zainteresowany tym, kto będzie w

jego świcie tego lata.

- Jak na młodego człowieka uważanego przez całe dorosłe życie

za jednego z dyktatorów mody w towarzystwie, wykazujesz

zaskakująco mało zainteresowania tym, co dzieje się w elitarnych

kręgach - zauważyła jego matka, z uznaniem mierząc wzrokiem obfity

posiłek przygotowany dla nich.

Daniel niezwłocznie dostrzegł pożądliwy błysk w jej oczach i

elegancko odsunął krzesło, by mogła usiąść. Jak daleko sięgał

pamięcią, matka zawsze miała zdrowy apetyt. Wcale zresztą nie

uważał tego za niepożądaną cechę, póki jedzenie nie stawało się dla

kogoś nieposkromioną namiętnością.

Z nie mniejszą bystrością dostrzegł również, że od chwili wejścia

do saloniku panna Perceval ani razu nie otworzyła swoich kształtnych

i zachęcających do pocałunków ust. Poza tym ostatnio wydawała się

background image

mocno skrępowana jego towarzystwem. Ten godzien pożałowania

stan rzeczy należało jak najszybciej zmienić!

- Proszę pozwolić, że nałożę pani kurczaka, panno Perceval. - Nie

dał jej okazji do sprzeciwu. - Musi pani być głodna po tylu godzinach

jazdy. Podróże na większe odległości często rozbudzają apetyt.

- Mój na pewno - włączyła się do rozmowy lady Exmouth.

- To się rozumie samo przez się, mamo.

- Niegrzeczny chłopiec! - skarciła go z uśmiechem. - Twój drogi

papa stanowczo za mało bił cię w dzieciństwie.

Daniel zauważył, że uroczy, spontaniczny uśmiech panny

Perceval, wywołany tą żartobliwą wymianą zdań, szybko zgasł. Liczył

jednak na to, że przywracanie Robinie spokoju ducha nie będzie

trudne. Miał nawet nadzieję na pogłębienie znajomości, i to jeszcze

tego samego dnia. Odważnie postawił sobie nowy cel.

- Chyba masz rację, mamo. Pozwól mi jednak wspomnieć o

wybornym pasztecie z dziczyzny przy twoim prawym łokciu,

ponieważ dotąd umknął twojej uwagi.

-

Dziękuję,

mój

drogi.

-

Porozumiewawczy

uśmiech

jednoznacznie dał mu do zrozumienia, że matka wie, o co chodzi.

Wyglądało zresztą na to, że cel został osiągnięty, bo panna

Perceval bez dalszych zachęt zaczęła częstować się rozmaitymi

potrawami.

- Muszę powiedzieć, mój drogi chłopcze, że przeszedłeś samego

siebie. To jest najlepsza przekąska, jaką zdarzyło ci się kiedykolwiek

zamówić. Może zadowolić najwybredniejsze gusta.

background image

- To nie moja zasługa. - Daniel zaskoczył damy tym

wynurzeniem. - Jeśli chcesz wyrazić swoje uznanie, podziękuj

Kendallowi, mamo. To on zamówił ten późny lunch w prywatnym

saloniku, kiedy przed dwoma dniami załatwiał stajnię dla moich

gniadoszy.

- Czy zostało nam jeszcze dużo drogi do przejechania, milordzie?

- spytała Robina, uznawszy, że powinna wreszcie wnieść jakiś wkład

do rozmowy.

- Mamy przed sobą najwyżej godzinę jazdy. Moje nowo kupione

konie poradzą sobie bez wysiłku.

- Dumny jesteś, synu, z tego zakupu, czyż nie?

- Bardzo, matko! - przyznał, zadowolony z siebie. - To wielka

przyjemność uprzedzić samego księcia. Dostałem informację z

wiarygodnego źródła, że Sharnbrook był bardzo poważnie nimi

zainteresowany - wyjaśnił w odpowiedzi na pytające spojrzenia. - Ale

za długo się zastanawiał. Może miał na głowie ważniejsze sprawy, na

przykład zaręczyny z przyjaciółką panny Perceval.

- Prawdę mówiąc, dość bezbarwne przyjęcie w Sharnbrook było

dla mnie niespodzianką - zauważyła lady Exmouth. - Zupełnie nie

rozumiem, czemu zaproszono tak mało gości. Bądź co bądź, książę

ma reputację jednego z najbogatszych ludzi w Anglii. Nie wierzę,

żeby nie mógł sobie pozwolić na nic bardziej wystawnego. Przyjaciel

twojego papy, Robino, też podobno do biednych nie należy, więc

doprawdy nie pojmuję, czemu nie uświetniono tych zaręczyn bardziej

okazale.

background image

- Tak sobie życzyli Sophia i Benedykt - wytłumaczyła Robina. -

Zresztą mimo że nie zjechało tam wielu gości, przyjęcie było bardzo

udane.

- Ja również jestem zwolennikiem poglądu, że bardzo osobiste

uroczystości powinny być możliwie skromne i nieoficjalne - oznajmił

Daniel ku zaskoczeniu matki. - Omal nie poczułem przed chwilą

wyrzutów sumienia z powodu pozbawienia Sharnbrooka tych

gniadoszy, mam bowiem wrażenie, że wiele nas łączy. To, że ktoś jest

dobrze sytuowany, nie oznacza, że ma obnosić się ze swoim

bogactwem.

- Zaskakujesz mnie, synu. Na przyjęcie z okazji swoich zaręczyn

z Clarissą uparłeś się zaprosić połowę hrabstwa.

Lady Exmouth nie przemyślała tej wypowiedzi, ale prawie

natychmiast przeklęła w duchu swoją głupotę. Publicznie rzadko

zdarzało jej się wspominać imię niedawno zmarłej synowej, a już na

pewno nie powinna tego robić w obecności panny Perceval, która

siedziała przy stole w milczeniu i zdawała się całkowicie pochłonięta

jedzeniem.

- Święta prawda, mamo - szybko przerwał niezręczną ciszę baron,

nie zdradzając bynajmniej zakłopotania drażliwym tematem. - Z

wiekiem upodobania się zmieniają. Kiedyś nie przyszłoby mi do

głowy przejechać otwartym powozem więcej niż kilka mil, a dziś

sprawiło mi to dużą przyjemność.

Skierował spojrzenie na Robinę.

background image

- Może uda mi się panią namówić, panno Perceval, do

dotrzymania mi towarzystwa przez pozostałą część podróży. Świeże

powietrze wydaje mi się zdrowsze niż duchota w pudle powozu. Poza

tym mama będzie mogła zgodnie ze swym zwyczajem uciąć sobie

popołudniową drzemkę, nie naruszając zasad dobrego wychowania.

Robina zawahała się, ale trwało to tylko chwilę. W gruncie rzeczy

nie było sposobu na uniknięcie towarzystwa lorda Exmoutha przez

nadchodzące tygodnie, równie dobrze mogła więc wykazać rozsądek i

już teraz zacząć przyzwyczajać się do jego obecności.

- Przyjmuję zaproszenie, milordzie, ja też myślę, że kilka łyków

świeżego powietrza dobrze mi zrobi. - Obdarzyła go uśmiechem, w

którym wstydliwość mieszała się, o dziwo, z szelmostwem. -

Wprawdzie mogę dojechać do celu nieco potargana, ale mam

nadzieję, że nie będę przypominać oszalałej kury.

Donośny śmiech lorda Exmoutha pomógł jej poczuć się

swobodniej do tego stopnia, że gdy później zajęła miejsce obok niego

w kolasce, była bardzo zadowolona z jego towarzystwa. Nie

niepokoiło jej nawet to, że oddała swoje bezpieczeństwo w ręce

człowieka, który podobno właśnie przez ryzykowne powożenie zabił

ukochaną żonę.

Dopiero gdy po przejechaniu ponad mili za ciężkim powozem, w

którym podróżowała lady Exmouth, Daniel skręcił w znacznie węższą

drogę i zatrzymał dziarskie gniadosze w cieniu przydrożnych drzew,

Robina doświadczyła kolejnego ataku paniki, dobrze jej znanej z

ostatnich dni.

background image

- Panno Perceval, miałem pewien szczególny powód, prosząc o

dotrzymanie mi towarzystwa w tej części podróży - oznajmił,

wpatrując się w pustą drogę przed nimi, a jednocześnie bez większego

wysiłku utrzymując w ryzach ogniste konie. - Jeśli moja matka będzie

sumiennie wypełniać obowiązki przyzwoitki, nie znajdziemy wielu

okazji do pozostania sam na sam, a chciałbym pani coś powiedzieć,

zanim rozpoczniemy pobyt w Brighton, który, jak ufam, sprawi nam

obojgu wiele przyjemności.

Gdyby Robina nie miała w tej chwili takiego wrażenia, jakby

powoli zaciskano jej pętlę na szyi, to chętnie wyraziłaby swoje

uczucia głośnym, przeciągłym jękiem. Naturalnie już wcześniej

pogodziła się z tym, że prędzej czy później zostanie podniesiona

kwestia małżeństwa, miała jednak nadzieję, że nastąpi to później, co

pozwoli jej nacieszyć się bez przeszkód przynajmniej częścią pobytu

w Brighton. Tymczasem jego lordowska mość odezwał się znowu,

zmuszając ją tym do skupienia uwagi.

- Oboje wiemy, dlaczego nasze matki chciały, żebyśmy spędzili

lato razem. I jedna, i druga żywi nadzieję, że, mówiąc współczesnym i

mało eleganckim językiem, zatańczę tak, jak mi zagrają. Chcę więc

zapewnić panią, że w obecnej chwili nie mam najmniejszego zamiaru

prosić o jej rękę.

Odwróciwszy głowę, Daniel dostrzegł na uroczej twarzy Robiny

wyraz tak bezgranicznego zdumienia, że tylko wielką siłą woli zdołał

się powstrzymać przed wzięciem jej w ramiona i obsypaniem

zapierającymi dech w piersiach pocałunkami.

background image

- Wydaje się pani nieco zdziwiona, panno Perceval. - Było to

nader oględnie powiedziane. Biedaczka wyglądała tak, jakby zaraz

miała zemdleć. - Bardzo przepraszam, jeśli uraziłem panią tak

otwartym postawieniem sprawy.

- Nic się nie stało, sir - odpowiedziała tak cicho, że ledwo mógł

rozróżnić słowa.

- Myślę jednak, że będzie nam łatwiej pielęgnować tę znajomość,

jeśli wyjaśnimy sobie to i owo na samym początku. - Znów musiał

bardzo uważać, tym razem jednak dlatego, że omal nie wybuchnął

śmiechem. Panna Perceval przyglądała mu się tak, jak bezbronny

królik patrzy na atakującego węża. - Zapewne zdaje sobie pani sprawę

z tego, że podczas pobytu w Londynie bardzo polubiłem jej

towarzystwo. Bardzo chciałbym, żebyśmy się zaprzyjaźnili.

- Hm, tak - odpowiedziała ostrożnie.

- A skoro tak, to chyba możemy pozwolić sobie na wzajemną

szczerość, nie powodując tym urazy.

- To bardzo... bardzo krzepiące przekonanie, z pewnością. - Głos

Robiny brzmiał stopniowo coraz mocniej, choć przez cały czas

pobrzmiewała w nim nieufność.

- Jak pani już zapewne odkryła, moja droga matka i większość

moich przyjaciół uważa, że najwyższy czas, abym zastanowił się nad

powtórnym ożenkiem.

Tym razem nie doczekał się odpowiedzi, więc mówił dalej.

- O ile wiem, panuje dość powszechna zgoda co do tego, że jest

pani dla mnie idealną kandydatką na żonę.

background image

Znowu nie było odpowiedzi.

- Możliwe, że to słuszny pogląd, ale zastrzegam sobie prawo

zdecydowania o tym samodzielnie. Naturalnie również pani zasługuje

na to, by dać jej szansę wyrobienia sobie zdania na mój temat w

spokoju i bez żadnych nacisków. W obecnych okolicznościach może

to być trudne, gdyż pewna osoba obserwuje każdy nasz ruch i z

zapartym tchem czeka na ogłoszenie zaręczyn, pozostaje nam więc

współpraca, by tę sytuację obrócić na naszą korzyść.

- A jak mielibyśmy współpracować, milordzie? - Robina

wydawała się mocno zdezorientowana.

- Po prostu być sobą i robić to, na co przyjdzie nam ochota.

Głupio byłoby celowo się unikać, skoro mamy mieszkać pod jednym

dachem, nie sądzi pani?

- Stanowczo tak.

- Proponuję więc, żebyśmy dali światu do myślenia i często

pokazywali się razem, a jednocześnie nie odmawiali sobie

przyjemności dostępnych innym ludziom. Jeśli pod koniec lata, gdy

dużo lepiej się poznamy, dojdziemy do wniosku, że pasujemy do

siebie, to dobrze, a jeśli nie...

Ujął ją za rękę i poczuł, że smukłe palce w jego uścisku lekko

drżą.

- Tak czy owak, dziecko, chcę, żeby decyzja w tej sprawie

należała do nas, do pani i do mnie. Nie do mojej matki, nie wyłącznie

do mnie i nie do kogo innego. Czy pani to rozumie?

background image

Wymagało to od Robiny wielkiego wysiłku woli, udało jej się

jednak wytrzymać łagodne spojrzenie Daniela. Przy okazji dokonała

dość zaskakującego odkrycia. Jego oczy w ciepłym odcieniu brązu

były upstrzone urzekającymi złocistymi plamkami.

- Tak, milordzie, rozumiem... I dziękuję - powiedziała cicho,

całkiem nieświadoma tego, ile kosztowało go wypowiedzenie tych

słów. W rzeczywistości bowiem był jak najdalszy od osłabiania u niej

poczucia, że jej obowiązkiem jest go poślubić.

- Za co? - Uniósł brwi. - Za zaproponowanie czegoś, co przyniesie

korzyść nam obojgu? Jeśli naprawdę chcesz pokazać, że odpowiada ci

ta propozycja, możesz przestać tytułować mnie milordem. Mam na

imię Daniel.

- Och, nie mogłabym tak się do pana zwracać. - Wydawała się

wstrząśnięta tym pomysłem. - Mama za nic by się na to nie zgodziła.

- Zdanie mamy w tej sprawie mało mnie interesuje - odparł

bezceremonialnie. - Przez następne kilka tygodni będzie pani

mieszkać pod moim dachem, więc w dobrze pojętym własnym

interesie proszę robić tak, jak jej mówię.

Roześmiała się niepewnie. Uchodził za łagodnego i opiekuńczego

człowieka, a jednak wewnętrzny głos - odpowiadał jej, że lord

Exmouth ma również mniej pozytywne cechy, które mogą się

ujawnić, jeśli ktoś postępuje wbrew jego woli. Z pewnością nie

obawiał się mówić tego, co myśli, bo o tym już się przekonała. Bardzo

ją intrygowało, jakich odkryć dotyczących jego charakteru dokona

jeszcze tego dnia.

background image

- No dobrze, jaskółeczko, zawrzyjmy kompromis. Prywatnie

będziesz nazywać mnie Danielem, a publicznie możesz zwracać się do

mnie, jak chcesz. - Białe zęby zabłysły w uśmiechu. - Naturalnie pod

warunkiem, że będzie to zgodne z zasadami dobrego wychowania.

Uścisnął jej rękę i znów skupił uwagę na swoich gniadoszach.

- A teraz lepiej gońmy moją drogą matkę, bo inaczej gotowa

uznać, że razem zbiegliśmy, by potajemnie wziąć ślub.

- Och, to niezmiernie romantyczny pomysł! - wykrzyknęła bez

zastanowienia Robina i natychmiast spłonęła rumieńcem, przekonała

się bowiem, że lord Exmouth zmierzył ją zdziwionym spojrzeniem.

- Powiedziałbym raczej, że niezmiernie kłopotliwy - sprzeciwił

się i powściągnął konie, zbliżali się bowiem do wioski. - Zwłaszcza

gdyby podczas ucieczki kolaską nagle spadł deszcz.

- Zakochani nie zwracają uwagi na tak przyziemne sprawy, jak

pogoda, kiedy planują potajemną ucieczkę - zwróciła mu uwagę

Robina.

Droczenie się z lordem Exmouthem było całkiem przyjemne, a

najbardziej podobał jej się szelmowski błysk, który wtedy pojawiał się

w jego oczach.

- Ja tam zwróciłbym uwagę - stwierdził. - Ale to dlatego, że

jestem z natury praktycznym człowiekiem i obce mi są szalone

pomysły. Poza tym osiągnąwszy szacowny wiek blisko trzydziestu

sześciu lat, zdążyłem polubić wygodę i jestem o wiele za stary na to,

by gnać na złamanie karku Bóg wie gdzie. Mogę więc z góry

background image

powiedzieć, że nie przyszłoby mi do głowy dokądkolwiek z panią

uciekać.

- W takim razie postąpił pan bardzo rozsądnie, decydując się

zaczekać z oświadczynami - poinformowała go prowokująco, choć

jeszcze pół godziny temu za nic nie odezwałaby się do niego w ten

sposób. Teraz jednak miała poczucie, że są bliscy nawiązania

prawdziwej przyjaźni. - Jest dla mnie oczywiste, że byśmy do siebie

nie pasowali. Wiem na pewno, że bardzo podobałby mi się

dżentelmen, który chciałby pognać ze mną na złamanie karku Bóg wie

gdzie.

- Wcale nie powiedziałem, że zdecydowałem się zaczekać z

oświadczynami, moja panno - poprawił ją. - Powiedziałem tylko... A

to co, u diabła!?

Panna Perceval ze zdumieniem zatrzymała wzrok na potężnym

mężczyźnie, który okładał sękatą laską osła i wydawał się bardzo

zadowolony z siebie, podczas gdy kobieta i dwoje dzieci kurczowo

trzymających się jej spódnicy na przemian krzyczeli i błagali

mężczyznę, by przestał.

Robina machinalnie ujęła wodze, które rzucił jej lord Exmouth, i

patrzyła, co będzie dalej. On tymczasem podszedł do mężczyzny,

wyrwał mu laskę, kilka razy grzmotnął go po szerokich barkach, a w

końcu celnie wymierzonym w szczękę ciosem pięści powalił na

ziemię.

Ze sporej odległości nie słyszała wyraźnie wymiany zdań, ale

widziała żywą gestykulację. Potem przewrócony osiłek zaczął, zdaje

background image

się, głośno przeklinać, a Daniel spokojnie wyjął jakiś przedmiot z

prawego buta. Zaraz potem sterta garnków i patelni posypała się z

grzbietu osła na ziemię. Tymczasem wybuchła gwałtowna kłótnia

między osiłkiem a kobietą, ale Daniel znowu interweniował.

Robinie trudno było bacznie obserwować całe zdarzenie, musiała

bowiem przez, cały czas uspokajać konie, spłoszone głośnym

brzękiem naczyń. Zanim opanowała konie, mężczyzna oddalał się

wiejską drogą, dźwigając na plecach swój dobytek; dwoje dzieci,

które przestały płakać, szło z osłem do zagrody, a Daniel odprowadzał

kobietę do chaty.

Kilka minut później pojawił się z powrotem na dworze. Kobieta

dreptała za nim, z wysiłkiem starając się dotrzymać mu kroku, i

wylewnie dziękowała.

- Nie ma za co, dobra kobieto. Cieszę się, że mogłem pomóc -

usłyszała Robina. W końcu lord Exmouth uchylił kapelusza i szybko

wrócił do kolaski.

- Serdecznie przepraszam, moja panno! - Wyraźnie był zatroskany

powstałą sytuacją. Szybko wskoczył na kozioł i wziął od niej wodze. -

Zapewne myśli pani o mnie jak najgorzej, ponieważ zostawiłem ją w

takich okolicznościach. Mam jednak nadzieję, że konie nie były

trudne do opanowania?

- Skądże znowu - zapewniła go. - Kiedy jestem w domu, często

powożę jednokonnym gigiem papy. - Zauważyła, że kąciki ust

podejrzanie mu się unoszą, nie dociekała jednak, co go rozbawiło,

tylko poprosiła o wyjaśnienie zajścia.

background image

- Ze wstydem muszę stwierdzić, że właściwie wszystko pani

widziała, ale, niestety, niewiele mogłem zrobić, żeby jej tego

oszczędzić.

Szarpnął wodze i gniadosze ruszyły, znowu prowadzone pewną

ręką.

- Nie jestem z natury gwałtowny, ale przyznam, że odczuwam

niemal patologiczną nienawiść do ludzi, którzy przejawiają niczym

nieuzasadnione okrucieństwo. Nie dość było temu bydlakowi, że

codziennie mijał obejście poprzednich właścicieli, którzy dawniej

dbali o osła, to jeszcze dręczył dzieci, znęcając się przy nich nad ich

ulubieńcem.

- To straszne! Bardzo się cieszę, że położył pan temu kres.

Rozumiem, że osioł wrócił do poprzednich właścicieli.

- Niezupełnie. - Uśmiechnął się smutno. - Teraz należy do mnie.

Po rozważeniu sytuacji uznałem, że takie wyjście jest najlepsze.

Robina zdołała zachować powagę, ale nie było to łatwe.

Najnowszy nabytek najwidoczniej nie zachwycił lorda Exmoutha, nie

mogła więc się powstrzymać, by trochę mu nie podokuczać.

- W Londynie podczas sezonu zaobserwowałam, że są

dżentelmeni, których naturę można by nazwać ekscentryczną, i

właśnie oni pozwalają sobie od czasu do czasu na dość dziwaczne

zachowania. Wnoszę, że nagle odkrył pan u siebie potrzebę posiadania

jucznego zwierzęcia.

- Widzę u pani silną potrzebę żartowania z innych, moja panno. -

W spojrzeniu, którym ją zmierzył, można było zauważyć i

background image

rozbawienie, i lekką irytację. - Ale mylisz się, ty prowokująca istoto!

Takie stworzenie nie jest mi do niczego potrzebne. Jeśli ośmieli się

pani opowiedzieć komuś o tym zdarzeniu, to marny jej los! Stałbym

się pośmiewiskiem i w klubach przez długie tygodnie wytykano by

mnie palcami.

Wcale nie sądziła, by przywiązywał wagę do tego, co mówi o nim

świat, ale uroczyście złożyła obietnicę milczenia. Dopiero potem

spytała, po co dokonał tak niezwykłego zakupu.

- Ponieważ dowiedziałem się, że osła sprzedał mąż obibok tej

nieszczęsnej kobiety, i zaraz potem zniknął, zostawiając ją z dziećmi

na łasce losu. Kobieta od tej pory go nie widziała i już nie spodziewa

się zobaczyć. Zawsze jednak istnieje możliwość, że mąż w końcu

wróci i historia się powtórzy.

Kobieta znowu nie będzie miała jak wozić towarów na targ, a

dzieci stracą ulubieńca. Dla zapobieżenia temu niebezpieczeństwu

wystawiłem dokument, w którym stwierdzam, że jako właściciel

zezwalam kobiecie na używanie osła do dowożenia towarów na

miejscowy targ, zabraniam jednak sprzedaży zwierzęcia bez mojej

pisemnej zgody.

Jaki to dobry i wrażliwy człowiek, pomyślała Robina, gdy wrócili

na główny trakt, a w oddali pojawił się zarys powozu lady Exmouth.

Jej towarzysz okazał wielką szczodrość wobec trojga zupełnie obcych

ludzi.

Odkąd zaproponował jej przyjaźń, znowu mogła cieszyć się

nadchodzącymi tygodniami bez lęku o to, że po ich upływie będzie

background image

musiała mu to wynagrodzić. Zastanawiało ją tylko, dlaczego nie czuje

się szczęśliwa. I skąd właściwie wzięło się w jej sercu nagłe uczucie

pustki?

ROZDZIAŁ TRZECI

Robina, wciąż bardzo podekscytowana nowym doświadczeniem,

jakim było dla niej codzienne układanie fryzury przez zręczną służącą

lady Exmouth, siedziała nieruchomo przed toaletką i dumała, jak

bardzo zmieniło się jej życie, odkąd wyjechała z hrabstwa

Northampton w pewien chłodny dzień na początku marca.

Jak na dziewczynę ze wsi, przyzwyczajoną bardziej do wygody

niż luksusu i do długich okresów samotności, poświęcanych na

rozmyślania lub na różne użyteczne zajęcia służące dobru bliźnich, z

zaskakującą

łatwością

przywykła

do

wyczerpującego

życia

towarzyskiego, w którym z zasady każdy troszczył się jedynie o

własne przyjemności.

Rzecz jasna, podczas pobytu w Londynie obecność matki nieco

Robinę ograniczała. Od przyjazdu do Brighton nikt jednak niczym już

jej nie krępował. Przeciwnie, poczciwa lady Exmouth rozpuszczała ją

na każdym kroku, a sekundował jej w tym syn. Ona zaś, o wstydzie,

cieszyła się każdą chwilą tej rozpusty.

- Tak nie można, trzeba z tym skończyć! - oznajmiła z

determinacją, nawet nie wiedząc, że głośno dała wyraz swoim

niepokojom. Dopiero gdy podniosła głowę, dostrzegła w lustrze dość

zdziwioną minę służącej, kobiety w średnim wieku.

background image

- Co się stało, panienko? Czy już nie podoba się panience taki

sposób układania włosów? Jeśli panienka woli, zawsze możemy

spróbować czegoś innego.

- Nie, nie, Pinner. Nie mam nic przeciwko temu, jak układasz mi

włosy - pośpiesznie zapewniła ją Robina.

- Dzięki Bogu, panienko! - Sumienna i bardzo kompetentna

służąca omal nie wydała westchnienia ulgi. - Przez chwilę bałam się,

że panienka poprosi mnie o obcięcie włosów. A tego nie chciałabym

zrobić - oznajmiła, z nabożeństwem przesuwając szczotką po długich,

lśniących pasmach. - Są piękne. Uwielbiam je układać. Zresztą figury

też można panience pozazdrościć. Dla służącej to prawdziwa gratka

zajmować się kimś takim, panno Robino. Panienka wyglądałaby

pięknie nawet w kuchennym fartuchu!

- To wyłącznie twoja zasługa, a nie moja - odparła Robina,

desperacko broniąc się przed ogarniającym ją poczuciem dumy.

Jej ojciec, wielebny William Perceval, zawsze uważał próżność za

jeden z najcięższych grzechów, więc na plebanii w Abbot Quincey

rzadko słyszano komplementy. Mimo to Robina, którą nauczono, że

wewnętrzne piękno należy cenić najwyżej, ponad to, co

powierzchowne i złudne, nie umiała jakoś oprzeć się sile pochwały.

- To na nic, Pinner - oświadczyła i wstała, gdy ostatnie kosmyki

zostały przytrzymane szpilkami. - Muszę spojrzeć prawdzie w oczy.

Jeżeli nie będę bardziej powściągliwa, to ulegnę pod tym dachem

całkowitemu zepsuciu i po powrocie do Abbot Quincey nie przydam

się już żadnej żywej istocie, ani dwu-, ani czworonożnej.

background image

Do tej pory zawsze bez ociągania cerowałam sobie suknie i

układałam włosy, teraz nawet nie myślę o takich zajęciach, tylko

siedzę i czekam, aż inni zrobią to za mnie. Jestem tu rozpieszczana

ponad wszelką miarę, a co gorsza, bardzo mi się to podoba. Co

powiedziałby mój papa?

W sypialni rozległ się radosny chichot Pinner, a Robina

pomyślała, że śmiech to zdrowie, ale problem jest bardzo poważny.

Przystosowała się do beztroskiego życia, wypełnionego jedynie

przyjemnościami, zupełnie jakby była do niego stworzona, ale to nie

miało nic wspólnego z rzeczywistością.

Chociaż naturalnie na plebanii nie harowała jak wół, wymagano

od niej jednak wykonywania różnych lżejszych prac, do których

należało zajmowanie się trzema młodszymi siostrami i dawanie im

dobrego przykładu, żeby nie wpadły w tarapaty. Ale dałaby im teraz

dobry przykład! Na wargach pojawił jej się smutny półuśmiech.

Niezaprzeczalnie dobroduszna i trochę zgnuśniała lady Exmouth

wywierała na nią jak najgorszy wpływ.

Naturalnie z czystej uczciwości Robina musiała przyznać, że to

przede wszystkim ona ponosi winę, nie wykazała bowiem

dostatecznej siły charakteru, by uchronić się przed upadkiem w

gorszącą otchłań rozpusty. Częściowo usprawiedliwiało ją to, że przez

ostatnie dni stawiała czoło przeważającym siłom. Lord Daniel

również namawiał ją do robienia tego, co sprawia jej przyjemność.

Chociaż Exmouth z góry określił swoje oczekiwania i oświadczył

wprost, że liczy jedynie na przyjaźń, to odkąd przyjechała do

background image

Brighton, zachowywał się wobec niej bardzo opiekuńczo i starał się

odgadywać wszystkie jej potrzeby. Bardzo ją to wzruszało.

Przystanęła u podnóża schodów i zapatrzyła się na drzwi pokoju

śniadaniowego. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wciąż się

uśmiecha. Sugestię Daniela przyjęła entuzjastycznie, ale ku własnemu

niedowierzaniu z czasem przekonała się, że wcale nie będzie jej łatwo

traktować go jak przyjaciela. Było to tym dziwniejsze, że gdy

rozmawiali, nawet jeszcze w Londynie, nigdy nie odczuwała

najmniejszego skrępowania.

Szczególne powołanie jej ojca sprawiło, że przez całe życie

regularnie stykała się z ludźmi pogrążonymi w żałobie. Dzięki temu

potrafiła znaleźć odpowiednie słowa dla Exmoutha, nie groziło im

więc krępujące milczenie. Nie oznaczało to jednak, że z równą

swobodą będzie myślała o nawiązaniu choćby odrobinę bliższej

znajomości.

Los nie obdarzył jej braćmi, miała więc poczucie, że w zasadzie

nic nie wie o płci przeciwnej. I chociaż częstymi gośćmi na plebanii

bywali jej kuzyni, Hugo i Lowell, to od żadnego z nich nie

dowiedziała się dużo o działaniu męskiego umysłu. W dzieciństwie

traktowała dziesięć lat starszego od niej Hugona jak istotę wyższą:

wyrafinowaną i dość nieprzystępną.

Lowell, mający sześć lat mniej niż brat, jeszcze teraz wydawał jej

się po prostu uroczym nicponiem, zawsze gotowym do

najwymyślniejszych figli. Z tego powodu mieszkanie pod jednym

dachem z lordem Exmouthem było kształcące.

background image

Szybko odkryła, że Daniel ma wspaniałe poczucie humoru.

Bardzo lubił się przekomarzać i cenił sobie błyskotliwe riposty w

rozmowie, lecz mimo to w niczym nie przypominał uczniaka.

Przeciwnie! Był w każdym calu dżentelmenem, imponującym

obyciem i ogładą, aczkolwiek wcale nie sprawiał wrażenia człowieka,

który patrzy na wszystkich z góry.

Prawdopodobnie dlatego pozbyła się w końcu resztek

zakłopotania i poczuła w jego obecności całkiem swobodnie, nawet

bardziej niż w towarzystwie własnego ojca. Jednak gdy weszła do

pokoju śniadaniowego i zgodnie z przewidywaniami zastała Daniela

przy stole, nikt nie domyśliłby się, że tak bardzo poważa swojego

nowego przyjaciela. Na pewno nie zgadłby tego sam Daniel, który

szybko zauważył dość zakłopotany wyraz pięknych niebieskich oczu.

- Co się stało, ptaszyno? - Jako wzorowy dżentelmen wstał i

poczekał, aż Robina zajmie miejsce. - Czy miała pani kłopoty ze snem

ostatniej nocy?

- Jak mogłabym mieć kłopoty ze snem, Danielu, skoro dostałam

bez wątpienia najwygodniejsze łóżko w całym domu? - Nie okazując

najmniejszego onieśmielenia, Robina nalała sobie kawy i wzięła

ciepłą bułeczkę z masłem. - I właśnie to mnie martwi. Jeśli nie będę

ostrożna, to prawdopodobnie pan i pańska matka przyczynicie się do

mojego upadku.

- Bardzo kusząca myśl - mruknął, zanim zdążył się powstrzymać.

Na szczęście jednak Robina chyba tego nie usłyszała. - Z jakiego

właściwie powodu wypadliśmy z mamą z łask?

background image

- Oboje rozpieszczacie mnie ponad wszelkie granice. Proszę nie

zaprzeczać - zastrzegła, widząc budzący się protest. - Pan poświęca mi

mnóstwo czasu i dba, żebym się nie nudziła. A co do pańskiej matki...

Och, Danielu! Wczoraj wieczorem pańska matka przyszła do mojego

pokoju i przyniosła mi swój śliczny naszyjnik z granatów, a do tego

jeszcze kolczyki.

W jej głosie było słychać poruszenie.

- Uparła się, że da mi je w prezencie, tymczasem w mojej sytuacji

odmowa przyjęcia wyglądałaby jak wielka niewdzięczność. A ja

przecież nie jestem niewdzięczna, słowo daję! Ale lady Exmouth

naprawdę nie powinna mi dawać takich prezentów.

- Podzielam pani zdanie - oznajmił i tym ją nieco zaskoczył,

zwłaszcza że wydawał się poirytowany.

- Czy to znaczy, że porozmawia pan o mnie z mamą? - Miała

nadzieję, że nie sprowokuje w ten sposób nieporozumienia między

synem a matką. - Czy da jej pan delikatnie do zrozumienia, że nie

powinna tak mnie obdarowywać?

- Na pewno, dziecinko. Może pani na mnie polegać - powiedział i

zmarszczył czoło, bo nagle otworzyły się drzwi. - O proszę, kujmy

żelazo, póki gorące - dodał, widząc lady Exmouth, która tego dnia

zeszła na śniadanie wyjątkowo wcześnie. - Co ja słyszę, mamo! -

odezwał się natychmiast, gdy zasiadła naprzeciwko niego przy stole. -

Czy mogę spytać, dlaczego podarowałaś Robinie sznur granatów?

- A dlaczego miałam tego nie zrobić, mój drogi? - odrzekła lady

Exmouth, bynajmniej niezrażona dyktatorskim tonem syna. - Były

background image

moje, więc mogłam nimi dysponować według woli, a na młodym ciele

naszyjnik wygląda dużo ładniej. - Zauważyła łobuzerski błysk w

oczach Daniela. - Co się stało, synu? Czyżbyś nie pochwalał mojego

prezentu dla Robiny?

- Właśnie. Dlaczego nie dałaś jej rubinów? - Z trudem

powstrzymał wybuch śmiechu, bo Robina głośno upuściła nóż na stół.

- Zawsze uważałem, że granaty to zwykłe świecidełka.

- Mój drogi, nie mogę jej podarować rubinów, chyba wiesz -

broniła się lady Exmouth. - To są klejnoty rodzinne, ukryte

bezpiecznie w Courtney Place. Poza tym nie należą do mnie, więc nie

mogę nimi rozporządzać.

Ignorując mordercze spojrzenie pewnej bardzo rozzłoszczonej

osoby, Daniel rozparł się na krześle i przybrał taką minę, jakby

pracowicie rozważał argument matki.

- Po zastanowieniu nie sądzę, żebym chciał dać naszej Robinie

rubiny, chyba że wyjątkowo przypadłyby jej do serca. Nie, przy takiej

delikatnej cerze wolałbym obejrzeć ją w szafirach. Jak sądzisz,

mamo?

- Na miły Bóg! - Robina ukryła twarz w dłoniach, nie wiedząc,

czy się roześmiać, czy wybuchnąć płaczem. - Poddaję się!

- Może masz rację, mój drogi - przyznała lady Exmouth, w ogóle

nie zwracając uwagi na ten okrzyk. - Szafiry podkreślają błękit oczu i

jasną cerę. Chociaż nie spisywałabym na straty rubinów. Do takich

pięknych, ciemnych włosów również będą znakomicie pasować.

background image

Lord Daniel, który znakomicie bawił się kosztem swego miłego

gościa, przełknął ostatni kęs śniadania, po czym sięgnął po gazetę.

- Nawiasem mówiąc, mamo, nasza droga panna Robina ma

odczucie, że jest przez nas rozpieszczana i psuta, ponieważ odnosimy

się do niej stanowczo zbyt uprzejmie. Postanowiłem ukrócić nasze

karygodne zachowanie i w tym celu dziś po śniadaniu wezmę pannę

Robinę na przejażdżkę kolaską.

Przelotne spojrzenie wystarczyło lady Exmouth, by zorientować

się, że panna rozumie z tego przemówienia nie więcej niż ona.

- Niewątpliwie brakuje mi bystrości umysłu, ale nie umiem pojąć,

w jaki sposób przejażdżka otwartym powozikiem po mieście może

zażegnać ten kłopot, mój synu - powiedziała.

- Spacerowaliśmy wczoraj z Robiną po mieście i w pewnej chwili

naszą uwagę zwrócił widok śmiało poczynającej sobie lady Claudii

Melrose, która znowu zrobiła z siebie widowisko. Siedziała wysoko

na koźle i powoziła faetonem. Młoda, tu obecna dama bynajmniej nie

zgorszyła się jednak tym widokiem, lecz wręcz przeciwnie, wyraziła

podziw dla zręczności i odwagi lady Melrose.

Przy okazji wspomniała, że sama chciałaby tak wprawnie

kierować wyścigowym powozem. Po przemyśleniu tego zdarzenia

postanowiłem dać pannie Perceval możliwość skorzystania z moich

niemałych doświadczeń w tej materii i udzielić jej instruktażu.

Robina natychmiast zapomniała o swoich niepokojach i wydała

pisk zachwytu.

- Naprawdę? Nauczy mnie pan?

background image

- Tak, dziecinko, ale tylko dlatego, że będę miał przy tym

doskonałą okazję bezlitośnie panią złajać. I biada jej, jeśli moje

drogocenne gniadosze poniosą jakikolwiek...

Nagle urwał, bo co innego zaprzątnęło jego uwagę. Przez dłuższą

chwilę studiował gazetę. Potem podał ją Robinie, wypielęgnowanym

palcem wskazując artykuł.

- Czy dobrze mi się wydaje, że markiz Sywell rozsławił pani

rodzinne strony?

Robina raptownie zmieniła się na twarzy. Trudno jej było

uwierzyć w to, co przeczytała, toteż zwróciła się do Exmoutha,

szukając u niego potwierdzenia.

- Wielkie nieba! Czy pana zdaniem to może być prawda?

- Często bywam bardzo sceptycznie nastawiony do doniesień w

gazetach, a zwłaszcza w kolumnach towarzyskich. Ale tym razem

bardzo wątpię, czy tak szczegółowy opis mógłby ukazać się w druku,

gdyby nie był prawdziwy.

- Co się stało, na Boga? - zainteresowała się lady Exmouth.

- Markiz Sywell nie żyje. Służący znalazł go martwego w

sypialni, morderca posłużył się brzytwą markiza. Wszędzie było pełno

krwi. Okropność!

Robinę zastanowiło, że nie ma w niej ani cienia współczucia.

Niezaprzeczalnie markiz był okrutnym i egoistycznym człowiekiem,

który przez całe życie brał, co chciał, nie dbając o uczucia i potrzeby

innych. Wśród mieszkańców wsi otaczających opactwo Steepwood

nazwisko Sywella stało się synonimem rozpusty.

background image

Wielu łudzi pogardzało markizem, a nie lubił go nikt. Ale ani jej,

ani nikomu z bliskiej rodziny markiz nie wyrządził krzywdy. Powinna

więc przynajmniej trochę żałować tego człowieka, tymczasem

pozostała całkowicie obojętna na jego los. Czyżby kilka tygodni

spędzonych w Londynie zmieniło ją do tego stopnia, że przestała ją

obchodzić tragedia bliźniego, który zakończył życie w tak

przerażających okolicznościach?

Exmouth, nie spuszczający z niej oka, szybko zauważył jej

zmieszanie.

- Znałaś go, dziecinko?

- Nie. - Pokręciła głową. - Wstyd mi to mówić - dodała, zanim

zdążyła dobrze się nad tym zastanowić - ale sądzę, że świat będzie

lepszy bez markiza. Jeśli miałabym komuś współczuć, to raczej

sprawcy tego czynu. Musiał wiele wycierpieć z rąk Sywella, skoro

zdecydował się z zemsty popełnić tak okrutną zbrodnię.

- To prawda - poparła ją bardzo poruszona lady Exmouth. -

Prawdopodobnie podejrzanych nie zabraknie.

- Nie wiedziałem, że tak dobrze go znałaś, mamo.

- Znaliśmy się tylko trochę, Danielu - sprostowała. - Spotkaliśmy

się raz czy dwa wiele lat temu. Już wtedy Sywell miał zszarganą

reputację. Niezaprzeczalnie był zresztą bardzo konfliktowym

człowiekiem, który przez całe życie tylko przysparzał sobie wrogów.

Obawiam się, że jest ich więcej, niż było żałobników na pogrzebie.

- Możliwe - przyznał Daniel i wstał. - Co do mnie jednak, nie

zamierzam snuć domysłów, który z jego licznych wrogów popełnił

background image

zbrodnię, jeśli rzeczywiście była to zbrodnia. Mam dużo ważniejszą

sprawę na głowie. Muszę wymyślić, jak ugłaskać Kendalla, bo czeka

go niemały wysiłek. Pewnie o tym nie wiesz, mamo - ciągnął,

odnotowawszy jej zdziwione spojrzenie - ale mój najwierniejszy

służący jest zdeklarowanym kawalerem, ma przeto ustalone poglądy

na płeć piękną.

Wprawdzie nie można go uznać za absolutnego mizogina, bo raz

kiedyś podsłuchano, jak wygłosił dyskretną pochwałę pewnej

amazonki, niemniej jednak jest dostatecznie staroświecki, by

ubolewać nad modnym ostatnio wśród dam upodobaniem do

powożenia.

- Czemu po prostu nie zostawisz go w domu, wybierając się z

Robiną na przejażdżkę? - spytała lady Exmouth, nie pojmując,

dlaczego syn stwarza zbędne problemy.

- Ponieważ - odrzekł z kpiącą miną - wprawdzie ty, mamo, odkąd

jesteśmy w Brighton przykładasz się do obowiązków przyzwoitki

wyjątkowo mało, ja jednak stanowczo nie życzę sobie, żeby

nieposzlakowana reputacja panny Perceval została narażona na

szwank w oczach łatwo gorszącego się towarzystwa, gdyby ktoś

przypadkiem zauważył ją wyjeżdżającą poza granice miasta tylko w

moim towarzystwie.

Chociaż to wyjaśnienie zdawało się satysfakcjonować lady

Exmouth, Robina nie była pewna, czy całkiem rozumie powody

ścisłego trzymania się zasad etykiety. Nie mogła rozstrzygnąć, czyją

reputację stara się w ten sposób chronić - jej czy własną. Czy chodziło

background image

mu o to, by za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której małżeństwo

stałoby się dla niej przymusem?

A może raczej obawiał się, że gdyby zrodziły się plotki o ich

częstym przebywaniu razem, dla uchronienia jej przed skandalem

musiałby dać jej swoje nazwisko? Najgorsze, że na myśl o drugiej z

tych możliwości znowu ogarnęło ją znajome i bardzo przykre uczucie

pustki.

Zanim jeszcze tego samego przedpołudnia Robina zajęła miejsce

w kolasce, wyraźnie skłaniała się ku przeświadczeniu, że Daniel

upierał się przy obecności osoby trzeciej, mając na względzie przede

wszystkim jej dobro. Skłaniała się, owszem, ale nie była całkiem

przekonana. Postanowiła jednak, że nie pozwoli, by resztki

wątpliwości zepsuły jej emocjonujące przeżycie, jakim miała być

nauka powożenia parą wspaniałych koni.

Liczne prace, które wykonywała w domu pod czujnym okiem

matki, dobrze przygotowały ją do obecnej sytuacji, więc gdy dojechali

na obrzeża miasta i zobaczyli przed sobą zachęcający wiejski

krajobraz, z entuzjazmem przejęła wodze od Daniela.

W pewnym momencie swojego młodego życia nauczyła się

ignorować obawy, niepowodzenia i nawet krytyczne opinie osób

znających się na rzeczy, jeśli przeszkadzało jej to w dążeniu do czegoś

nowego. Dlatego i tym razem udało jej się skupić na swoim zadaniu,

mimo że zawczasu ją ostrzeżono przed małym, chuderlawym typem,

który przycupnął na siedzeniu za jej plecami.

background image

Bez wątpienia śledził każdy ruch, tylko czekając na pretekst do

wyrażenia swojego zdania o wielkich paniach, którym wydaje się, że

potrafią powozić, i skwitowania każdego niepowodzenia pogardliwym

parsknięciem.

Na szczęście żadnego takiego odgłosu nie usłyszała. Co więcej,

zanim została poproszona o zatrzymanie kolaski w odpowiednio

szerokim miejscu na drodze, gdzie mogły się wyminąć dwa pojazdy,

jej nauczyciel tylko raz skorygował niewielki błąd. Nie umiała jednak

powiedzieć, dlaczego gdy Daniel na chwilę ujął ją przy tej okazji za

ręce, serce nagle zabiło jej znacznie szybciej.

- To była bardzo udana próba jak na kogoś, kto przedtem powoził

tylko jednokonnym gigiem - oznajmił Daniel, wydawało się, że

szczerze. - Co ty na to, Kendall?

Po chwili złowieszczej ciszy rozległ się wyrok:

- Muszę przyznać, milordzie, że panna Perceval ma dobrą rękę do

koni.

- No, to ci dopiero pochwała! - mruknął Daniel tak, żeby tylko

Robina usłyszała. A potem dodał głośniej: - Czy chce pani powozić

dalej, czy teraz kolej na mnie?

Chociaż postępy, jakie uczyniła, sprawiły jej niemałą satysfakcję,

podobnie jak pochwały, a zwłaszcza powściągliwie wyrażone uznanie

służącego lorda Exmoutha, to znała granice swoich, możliwości.

Ramiona jej ciążyły, a od wytężania uwagi rozbolała ją głowa.

Chętnie oddała więc wodze w ręce swego nauczyciela.

background image

- Czy chce pani wrócić do domu, czy może raczej jeszcze

rozejrzeć się po okolicy?

Naturalnie chętnie obejrzałaby coś więcej, czuła jednak, że nie

powinna nadużywać wielkoduszności gospodarza i dłużej zajmować

jego czasu, wyraziła więc swoje wątpliwości głośno.

- Zapewniam, że wcale mi się pani nie narzuca - zaprotestował. -

Gdybym sam nie miał na to ochoty, nigdy bym tego pani nie

zaproponował.

W jego oczach pojawił się błysk, który u dziecka mógłby

zwiastować jakiś figiel.

- Zdaje się, że przejęła pani, ptaszyno, bardzo niewłaściwy pogląd

na mój charakter, zapewne od mojej drogiej mamy. Warto pamiętać,

że rodzice, którzy rozpieszczają dziecko, często nie chcą dostrzegać

jego wad.

- Czyżby, milordzie? - odrzekła dość oschle Robina. - W takim

razie mogę tylko powiedzieć, że miał pan wyjątkowe szczęście, bo

moja mama, choć okazuje mi wiele miłości i troski, nigdy też nie

straci okazji, by wypomnieć mi liczne wady.

Ponieważ w Londynie Daniel nieraz spotkał bardzo pryncypialną

lady Elizabeth, a przez lata stał się kompetentnym sędzią charakterów,

wcale nie zdziwił się tym niewinnym zwierzeniem, wolał go jednak

nie komentować.

- Tak czy owak, mam również inny ważny powód, by zaspokajać

każde pani życzenie i każdy kaprys. Spodziewam się, że wyświadczy

mi pani w zamian wielką łaskę.

background image

Dostrzegł nieznaczne uniesienie delikatnych brwi.

- Bo widzi pani, napisałem list do panny Halliwell, guwernantki

moich córek. Zażyczyłem sobie, by przerwały podróż po okolicach

Lyme Regis i spędziły z nami kilka dni w Brighton. Moje córki,

Hanna i Lizzie, co roku latem spędzają miesiąc w Dorset, u ich

ciotecznej babki, Agaty. To jest najmłodsza siostra mojego ojca, która

rozpieszcza je na wszystkie możliwe sposoby.

Uroczy, spontaniczny uśmiech, który zawsze odbijał się również

w oczach i od razu zwrócił uwagę Daniela na Robinę, dodał teraz

wdzięku jej kształtnym ustom.

- Jakże się cieszę! W głębi duszy żywiłam nadzieję, że będę miała

okazję poznać pańskie córki osobiście. Lady Exmouth opowiadała mi

o nich tak wiele, że mam wrażenie, jakbym już je trochę znała.

Daniel uśmiechnął się pod nosem, przypomniał sobie bowiem

drugą myśl dotyczącą Robiny, zapamiętaną z Londynu. Ta panna

zawsze wiedziała, co należy powiedzieć w danej chwili. Doprawdy

urocza istota!

- Bardzo miło mi to słyszeć, ponieważ miałem nadzieję, że

pomoże mi pani znajdować zajęcia dla córek, póki tutaj będą. Lizzie,

niestety, łatwo poddaje się znudzeniu. Może popełniłem gruby błąd,

ale od czasu śmierci ich matki okazywałem im obu wiele pobłażania.

No, i Lizzie niekiedy wystawia opiekunów na ciężką próbę.

Robina wiedziała już od lady Exmouth, że Daniel jest kochającym

i wyrozumiałym ojcem. Po raz pierwszy wspomniał o nieżyjącej żonie

background image

w jej obecności. Najbardziej zdumiało ją, że w niskim, dźwięcznym

głosie Exmoutha nie było śladu smutku.

Ukradkiem przyjrzała się jego męskiemu profilowi i stwierdziła,

że chociaż nie można powiedzieć, by się uśmiechał, to nie widać też

oznak, by wspomnienie żony wytrąciło go z równowagi.

- Sama mam trzy młodsze siostry, więc dobrze wiem, jak psotne

potrafią być młode dziewczęta. Dlatego chętnie pomogę, milordzie -

zapewniła go.

Okazało się jednak, że obietnica pomocy nie zrobiła na nim

większego wrażenia. Lord Exmouth wydawał się nawet poirytowany.

Powód jego nagłego rozdrażnienia wkrótce się ujawnił.

- Zdawało mi się, Robino, że mamy umowę i nie trzymamy się

oficjalnych form, kiedy jesteśmy sami.

- Umowę mamy - przyznała - ale jeśli wolno mi przypomnieć, nie

jesteśmy tu sami. Towarzyszy nam Kendall.

Na jedną krótką chwilę Daniel oderwał wzrok od drogi i przesłał

jej taksujące spojrzenie spod przymrużonych powiek.

- Zaczynam rozumieć, że po przyjeździe córek będę miał więcej

niż jedną niesforną pannę pod swoim dachem. Dzięki Bogu, że

przynajmniej Hanna zawsze jest grzeczna.

Robina serdecznie się roześmiała. W dzieciństwie słyszała o sobie

niejedno, a najlepiej zapamiętała, że jest śliczną, posłuszną

dziewczynką. W ostatnich latach to określenie coraz bardziej ją jednak

irytowało. Wywoływało u niej takie wrażenie, jakby była potulną,

tępą i bezwolną istotą. Dlatego uwagę Daniela potraktowała jak

background image

komplement, a nie krytykę, choć prawdę mówiąc, bardzo wątpiła, czy

jest to zgodne z intencją Exmoutha.

Osiągnąwszy stan dogłębnego zadowolenia, ostatnio u niej częsty,

usiadła wygodniej i zaczęła z zainteresowaniem oglądać nieznane

krajobrazy. Nie odważyła się na to, dopóki sama powoziła kolaską,

teraz jednak lord Daniel zdawał się łączyć jedno z drugim bez

najmniejszego kłopotu. Musiał mieć wiele doświadczenia w

powożeniu, bo nie pozwalał ognistym gniadoszom na najmniejszą

samowolę.

Wcześniej już kilka razy miała okazję siedzieć obok niego na

koźle, zdążyła się więc przekonać, że Exmouth nie zwykł popisywać

się swoimi umiejętnościami. Nie próbował o włos ominąć przeszkody

ani wjechać kolaską - między dwa inne powozy.

Wprawdzie ani przez chwilę nie wątpiła, że potrafiłby to zrobić,

ale nie wyobrażała sobie, żeby chciał narażać pasażerów albo konie.

Chyba że zdarzyłoby się coś nieprzewidywalnego. W ten sposób znów

wróciła myślami do tragicznego wypadku, w którym mniej więcej

półtora roku temu zginęła jego żona.

Nie była taka naiwna, by sądzić, że wypadki spotykają tylko

niefrasobliwych zawadiaków. Konie są nieobliczalne, więc do

wypadku może dojść właściwie zawsze. Przecież jej dobra

przyjaciółka Sophia Cleeve, doskonała amazonka, też kiedyś spadła z

konia. Nie ominęło to nawet kuzyna Hugona, któremu w jeździeckim

rzemiośle mało kto mógł dorównać.

background image

Krótko mówiąc, w tarapaty wpadali nawet najlepsi Ale i tak

trudno jej było uwierzyć w to, że śmierć żony Daniela była wynikiem

jego chwilowej nieuwagi lub, co gorsza, zaniedbania.

Wnet skarciła się ostro za te rozmyślania, nie miało bowiem sensu

zgadywać, co wtedy zaszło. Wiedziała, że szczegółów tego zdarzenia

nie pozna nigdy, choć gdy teraz się nad nim zastanawiała, wydawało

jej się ono dziwne. Lady Exmouth wprost uwielbiała swojego syna i

nigdy nie trzeba jej było zachęcać do snucia opowieści na jego temat.

Czasem przy okazji wymykało jej się coś mimo woli. Z takich

półsłówek wynikało, że lubiła również swoją synową. Nie sposób

było jednak odgadnąć, czy sama nie wszystko wiedziała, czy też

śmierć pięknej Clarissy wydawała jej się zbyt bolesnym tematem do

rozmowy. W każdym razie nigdy nie próbowała go podjąć. Robinie i

to wydawało się dziwne.

Ocknąwszy się nagłe z zadumy, stwierdziła, że opuścili wąską,

krętą drogę i znowu jadą traktem, a poruszają się znacznie szybciej niż

poprzednio. Z położenia słońca należało wnosić, że Daniel postanowił

wrócić do Brighton na lunch. Robina też zaczynała już odczuwać

zainteresowanie tym, co kucharka dla nich przygotowała, gdy nagle

zauważyła z przodu duże zbiegowisko przy drodze.

- Co tam się dzieje, jak pan sądzi?

- Pewnie koński jarmark, jeden z tych, które odbywają się w tej

okolicy co roku. Najważniejszy jest w sierpniu. - Exmouth dostrzegł

wyraz zainteresowania w niebieskich oczach Robiny. - Czy chce pani

zatrzymać się i popatrzeć? Na pewno są również dodatkowe atrakcje.

background image

Robina wprost uwielbiała doroczny jarmark na gruntach Perceval

Hall, majątku jej wuja w hrabstwie Northampton. W tym roku nie

miała szans go obejrzeć, zawsze bowiem odbywał się w lipcu, dlatego

uznała, że należy jej się jakaś rekompensata. Ponieważ jednak zawsze

liczyła się z potrzebami innych, wyraziła wątpliwość, czy mogą

sprawić zawód kucharce spóźnieniem na jej wyborny posiłek.

- Tym nie musi się pani kłopotać - uspokoił ją Exmouth, zręcznie

zjechawszy z drogi. Zaraz potem zatrzymał kolaskę pod drzewami. -

Przed wyjazdem wyraźnie zapowiedziałem, że trudno przewidzieć, o

której godzinie wrócimy.

- A co z Kendallem? - spytała Robina, bez ociągania zsiadłszy z

kozła, korzystając z pomocy lorda Exmoutha. Zwróciła się do

służącego, który stał przy koniach. - Nie chcecie przyjrzeć się

jarmarkowi?

- Nie, dziękuję... panno Robino. Z przyjemnością posiedzę tu w

cieniu i zapalę fajkę.

Daniel zmierzył wzrokiem swojego totumfackiego, a potem

zdecydowanym ruchem położył dłoń Robiny na swoim przedramieniu

i poprowadził ją do pierwszej atrakcji towarzyszącej jarmarkowi.

Najprawdopodobniej Robina nie zdawała sobie sprawy z tego, że

poufałe zachowanie Kendalla wcale nie świadczy o braku szacunku,

lecz wręcz przeciwnie. Służący bez wątpienia patrzył na nią z coraz

większym uznaniem.

- Zdaje mi się, że pani powożenie dziś rano zrobiło na Kendallu

znacznie większe wrażenie, niż chciałby się do tego przyznać -

background image

powiedział. A poza tym zawojowała go liczeniem się z uczuciami

innych ludzi, dodał już w myśli.

- Muszę wyznać, że ja też byłam z siebie dość zadowolona. -

Uśmiechnęła się nieznacznie, przyszło jej bowiem do głowy, że gdyby

słuchał jej w tej chwili ojciec, zapewne pochwaliłby ją za szczerość,

lecz jednocześnie skwitowałby groźnym zmarszczeniem czoła taki

przejaw pychy.

Exmouth nie wydawał się jednak dostrzegać u niej

zarozumialstwa,

bo

odpowiedział

jej

ciepłym

uśmiechem

wyrozumiałego wujka. A uśmiech miał ujmujący, wiedziała o tym od

pierwszej chwili ich znajomości. Lubiła patrzyć na uroczy dołek w

mocnym podbródku i bruzdki przy kącikach piwnych oczu.

- Och, co tam - powiedziała po chwili zaskoczona kierunkiem, w

którym zabłądziły jej myśli. Mimo wszystko miała nadzieję, że

rumieniec zalewający jej policzki można będzie przypisać ciepłu

pogodnego dnia. - Doskonale wiem, że jeszcze wiele muszę się

nauczyć. Powożenie jednokonnym gigiem papy, ciągniętym przez

starą, poczciwą Bessie, to zupełnie co innego niż prowadzenie pary

narowistych koni.

Podczas gdy rozmawiali, bacznie obserwowała liczne towary

wystawione w kramach na sprzedaż. Nagle przez twarz przemknął jej

grymas niechęci. Daniel zerknął w tę samą stronę, by sprawdzić, co

wywołało taką reakcję, i dostrzegł jaskrawy szyld zapraszający ludzi

do wejścia za parawan i obejrzenia dwugłowego cielęcia, trzynogiej

gęsi oraz kilku innych kuriozów.

background image

- Widzę, że pani nie lubi takich widowisk.

- Wydają mi się obrzydliwe. Poza tym jest to niepotrzebne

okrucieństwo. Niewiele z tych nieszczęsnych stworzeń ma przed sobą

długie życie. Byłoby o wiele bardziej przyzwoicie skrócić ich

cierpienia od razu przy urodzeniu. Chociaż - westchnęła - czy mam

prawo krytykować? Nigdy nie zaznałam głodu. Nie mogę potępiać

biedaka za to, że chce zapewnić jedzenie swoim dzieciom, bez

względu na to jak obrzydliwych sposobów się ima.

Uśmiech szybko jednak wrócił jej na twarz przy następnej

atrakcji: drewnianej budzie, w której - jeśli wierzyć szyldowi -

znajdowała się najgrubsza kobieta świata. Zza parawanu wyszło nagle

dwóch wieśniaków. Wyglądało na to, że widok zrobił na nich

niewielkie wrażenie.

- Ta, którą mieli w zeszłym roku, była grubsza - zauważył

donośnym głosem wyższy, dodawszy sobie animuszu potężnym

haustem z trzymanego kufla.

- Ajuści - przyznał drugi. - Nie była nawet tak gruba jak twoja

żona.

- Nie była i już. Tak samiutko myślałem... Ej, co ty gadasz? - Do

wyższego dotarły nagle słowa kompana. - Zapamiętaj sobie, że Betsy

wcale nie jest gruba, tylko po prostu przy kości. - Chwycił drugiego za

koszulę, przy okazji rozlewając piwo. - Odszczekaj to, co

powiedziałeś!

Daniel szybko odciągnął swoją rozbawioną towarzyszkę, zanim

wieśniacy wzięli się do nieuniknionej bitki, spojrzał na jej roześmianą

background image

twarz i pomyślał, że Robina ma bardzo przewrotne poczucie humoru.

Podejrzewał to zresztą od samego początku.

Był również przekonany, że lady Elizabeth Perceval zaszczepiła

swej najstarszej córce bardzo ścisłe reguły zachowania, co zresztą

uważał za osiągnięcie godne pochwały. Z doświadczenia wiedział, że

dzieci trzeba trzymać pod kontrolą i uczyć manier, byle nie przesadzać

z dyscypliną, bo to groziło zabiciem naturalnej żywiołowości dziecka.

Oczywiście nie posunąłby się aż do twierdzenia, że właśnie to

spotkało Robinę, żywił jednak coraz mocniejsze przeświadczenie, że

Robinę wychowano w taki sposób, by doskonale panowała nad

swoimi uczuciami i skłonnościami.

Naturalnie ślad tego musiał pozostać na zawsze, a jednak od

przyjazdu do Brighton Robina wyraźnie się zmieniła. Sprawiała

wrażenie swobodniejszej i bardziej otwartej. Daniela ciekawiło, ile

jeszcze intrygujących stron jej charakteru ujawni się w najbliższych

tygodniach.

Dalej oglądali kramy i różne występy, ale ani żadna z atrakcji, ani

żaden z towarów nie był dotąd dla Robiny dostateczną pokusą, by

sięgnęła po sakiewkę i rozstała się z drobną sumą pieniędzy, którą

niewątpliwie miała przy sobie.

Dopiero gdy podeszli do jaskrawo pomalowanego wozu, na

którym znajdował się szyld zachęcający do poznania swojej

przyszłości z ust jasnowidzącej madame Carlotty, Robina zawahała

się, a na jej twarzy pojawił się na chwilę wyraz rozmarzenia. Szybko

jednak opanowała słabość i chciała się oddalić.

background image

- Niech pani wejdzie - odezwał się Exmouth. - Czemu nie, jeśli

ma pani ochotę?

- Nie, nie powinnam. Papa nigdy by się na to nie zgodził. On

uważa, że wszystkie wróżki przepowiadające przyszłość to

szarlatanki.

- Bez wątpienia przynajmniej niektóre są szarlatankami - zgodził

się Daniel, wciąż delikatnie, lecz zdecydowanie zatrzymując Robinę

przed wozem. - Ale ojciec, który uczy córkę łaciny i greki - tu

odwołał się do zaskakującego odkrycia, jakiego dokonał już w

Brighton - musi uważać ją za dostatecznie rozsądną, by sama mogła

wyrobić sobie pogląd na różne sprawy. Dlatego z pewnością nie

odebrałby pani żadnej okazji do wykazania się tą umiejętnością.

Argument okazał się przekonujący, bo Robina zaczęła się wahać.

- Przecież to nikomu nie szkodzi. Niech pani tam wejdzie,

dziecinko - namawiał dalej i Robina wreszcie uległa pokusie. Znalazła

się za zasłoną, zanim Exmouth zdążył sięgnąć do kieszeni i zapłacić

za jej niewinny kaprys.

Najwidoczniej Cyganka była profesjonalistką w każdym calu i

przepowiadała przyszłość z szybkością błyskawicy, bo wkrótce

Robina znów ukazała się na schodkach wozu. Minę miała nietęgą.

- Niech będzie to dla mnie lekcja, by w przyszłości słuchać ojca -

oznajmiła, gdy podeszła do Exmoutha i sama z siebie ujęła go pod

ramię. - Papa miał absolutną rację, jak zwykle. Głupiec z pieniędzmi

szybko się rozstaje.

- Proszę pozwolić, że zapłacę. Przecież to ja panią namówiłem.

background image

- Co to, to nie! - Zdecydowanym ruchem przytrzymała go za

ramię, żeby nie mógł sięgnąć po sakiewkę. - Dostałam nauczkę, żeby

w przyszłości nie grzeszyć naiwnością.

- Z pani słów wnoszę, że nie jest zadowolona z tego, co ją czeka.

- Przeciwnie, gdybym miała uwierzyć w to, co właśnie

usłyszałam, to mam przed sobą pozazdroszczenia godną egzystencję.

Madame Carlotta przepowiedziała mi dokładnie to, co każda panna

chciałaby usłyszeć.

- Czyli co? - Nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, słysząc jej

cyniczny ton.

- Och, same nieprawdopodobne zdarzenia. Wkrótce poznam

wysokiego, przystojnego mężczyznę. Czekają mnie przygody i

niebezpieczeństwo, cokolwiek by to miało znaczyć. Nie wiadomo

czemu, madame Carlotta nie chciała ujawnić żadnych szczegółów.

Zaraz, co ona jeszcze mi powiedziała?

Ściągnęła brwi.

- Ach, tak! Za niewiele tygodni zostanę żoną mężczyzny, o jakim

marzę. Co więcej, w ciągu roku urodzę pierwszego z trzech synów,

których będziemy mieli w naszym długim i szczęśliwym pożyciu.

Daniel odwrócił głowę, żeby ukryć wyraz zachwytu malujący mu

się na twarzy. Trzech synów, na Boga, to jest coś! Chętnie

zadowoliłby nawet jednym.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Chociaż Robina nieraz wyrzucała sobie, że zachowała się

wyjątkowo naiwnie, marnując cząstkę swojego skromnego dochodu

na wróżbę, to pod koniec drugiego tygodnia pobytu w Brighton

zaczęła powoli zmieniać zdanie i nawet zdarzało jej się zastanawiać,

czy madame Carlotta naprawdę nie ma rzadkiego daru jasnowidzenia.

Pierwszy tydzień okazał się dla niej bardzo męczący, w kurorcie

zjawiło się bowiem wielu nowych przyjezdnych i liczba gości

składających wizyty znacznie wzrosła. Przynoszono również

niezliczone zaproszenia, a w środku tygodnia lady Exmouth

zorganizowała pierwszy z kilku planowanych na lato wieczorków.

Dama miała już swoje lata, dowiodła jednak, że mimo to jest au

courant, dopilnowała bowiem, by trio muzyków wynajętych na

wieczorek zagrało również wiązankę walców. Chociaż taniec ten nie

zyskał jeszcze powszechnego uznania, to na prywatnych spotkaniach

wykonywano go coraz częściej.

Rzecz jasna, biada debiutantce, która w Londynie odważyłaby się

wirować w ramionach dżentelmena na balu. Groziłoby jej uznanie za

osobę występną, a w następstwie tego towarzyski ostracyzm.

Robina była jednak przekonana, że jej to niebezpieczeństwo nie

grozi. Przez cały sezon w Londynie uchodziła za wzór wszelkich cnót,

a jej szanse na ponowne pojawienie się w stolicy były minimalne,

chyba że udałoby jej się dobrze wyjść za mąż. Dlatego nie obawiała

się, że zatańczenie tego ryzykownego tańca na prywatnym przyjęciu

może zaszkodzić jej reputacji.

background image

Mimo to dobrze wiedziała, że jej matka, znacznie mniej

elastyczna i postępowa niż niepoprawna lady Exmouth, surowo

skarciłaby ją za ten postępek. O dziwo jednak, wcale jej to nie

zniechęciło. Po krótkiej walce z sumieniem przyjęła zaproszenie

Daniela, dżentelmena, który - jak zdążyła już zauważyć - miał

wrodzoną umiejętność przekonywania jej do robienia tego, czego w

swoim przekonaniu stanowczo nie powinna robić.

W chwili gdy położył kształtną dłoń na jej talii, a drugą delikatnie

ujął ją za palce, Robinie przypomniał się ranek, gdy odwiedzała na

Berkeley Square swoją przyjaciółkę, lady Sophię Cleeve. Tam

pierwszy raz widziała, jak tańczy się walca.

Sophia zamierzała poprosić brata, żeby pokazał jej kroki.

Niestety, lord Angmering niespodziewanie wyjechał z miasta, dlatego

Sophia, która nigdy łatwo się nie poddawała, bez wahania zapewniła

sobie pomoc osobistego stajennego.

Robinę nawiedziło podejrzenie, że wbrew staraniom o

zachowanie pozorów przyjaciółka wcale nie jest obojętna na wdzięki

mężczyzny, z którym wiruje po eleganckim salonie, i że w

rzeczywistości jest na najlepszej drodze do zakochania się po uszy.

O tym, że służący okazał się księciem Sharnbrook, wiedzieli tylko

nieliczni, a chociaż ich niezwykle szybkie zaręczyny wywołały w

towarzystwie duże zdziwienie, to ci, którzy brali udział w niewielkim

przyjęciu dla wybranych gości w rodowej siedzibie Sharnbrooka, nie

wątpili ani przez chwilę w miłość łączącą tych dwoje.

background image

W duchu Robina musiała jednak przyznać, że wszystko to ma

niewiele wspólnego z przedziwnym doznaniem, jakie nawiedziło ją,

gdy wirowała w objęciach Daniela po salonie. Niby powinna była już

trochę się przyzwyczaić do fizycznego kontaktu ich ciał, bo lord

Exmouth nigdy nie tracił okazji, by podać jej rękę przy wsiadaniu do

powozu i wysiadaniu. Ale to doświadczenie wydawało jej się jednak

całkiem nowe.

Zanim nadszedł piątkowy wieczór i znowu należało zająć miejsce

w wygodnym, dobrze resorowanym powozie, Robina zdołała sobie

wytłumaczyć, że dziwne trzepotanie serca w piersi i przyspieszone

tętno, jakie czuła ostatnio na parkiecie, były skutkiem naturalnego

zdenerwowania pierwszym walcem tańczonym przez nią publicznie, a

nie długotrwałej styczności z bardzo męskim partnerem.

To wyjaśnienie wydawało się znośne, ale nie wytrzymywało

naporu faktów. Gdy bowiem wkrótce potem poprosił Robinę do walca

inny bardzo elegancki i pełen uroku mężczyzna, nie zrobiło to na niej

najmniejszego wrażenia. Wołała jednak nie rozważać zbyt długo tego

dziwnego zjawiska i na szczęście udało jej się wyrzucić je z pamięci.

Tego wieczoru oczekiwała ż dużą niecierpliwością. Spodziewała

się dobrej zabawy nie tylko dlatego, że mogła zacieśnić stosunki z

kilkoma osobami znanymi jej z Londynu, lecz również ze względu na

lady Exmouth, która miała po ponad dwóch dekadach spotkać się z

panią domu, niegdyś jej wypróbowaną przyjaciółką.

- Czy dobrze mi się zdaje, że lady Phelps ma tylko jednego syna,

podobnie jak pani? - spytała Robina, gdy rozmowa na chwilę ucichła.

background image

- Tak, moja droga. To jedno z wielu podobieństw w naszych

kolejach losu. - Rozsiadła się wygodniej i zaczęła wspominać. -

Wyszłyśmy za mąż w odstępie niecałego miesiąca. Obie poślubiłyśmy

znacznie starszych mężczyzn i obie straciłyśmy ich prawie w tym

samym czasie.

Los dał nam tylko po jednym dziecku, z tym że Augusta musiała

na nie czekać znacznie dłużej niż ja. Nigdy nie miałam okazji poznać

jej syna Simona, ale słyszałam z wiarygodnych źródeł, że lady Phelps

go rozpieszcza.

- Szczęśliwy Simon - kwaśno zauważył Daniel. - Ja byłem w

niewiele lepszej sytuacji niż biedna, zaniedbana sierota niekochana

przez nikogo.

- Tak, i obawiam się, że to widać - zripostowała Robina, z

najwyższym wysiłkiem zachowując powagę. Tymczasem lady

Exmouth skwitowała wysoce niestosowną uwagę syna równie

niestosownym parsknięciem.

- Byłeś do cna zepsuty. Twój drogi papa folgował ci we

wszystkim. A ja przedwcześnie posiwiałam z twojego powodu, mój

chłopcze! Zawsze trzymały się ciebie tylko figle i psoty -

oświadczyła. - Ale i tak wolę, że jesteś, jaki jesteś, niż miałbyś

przypominać syna Augusty. Wnoszę, że jest on słabym, chorobliwym

dzieckiem, zawsze cierpiącym na tę czy inną dolegliwość.

To zapewne było jedną z przyczyn, dla których już się z Augustą

nie widziałyśmy po jego urodzeniu. To, i naturalnie jej małżeństwo z

background image

irlandzkim parem, które sprawiło, że Augusta rzadko bywała w

Anglii.

- To wszystko i jeszcze brak pieniędzy - dodał Daniel, nie

pierwszy raz w obecności Robiny wykazując bezkompromisową

szczerość. - Powszechnie wiadomo, że niedawno zmarły lord Phelps

był notorycznym graczem. Tylko małżeństwo z twoją przyjaciółką,

Augustą Davenport, uratowało go od ruiny.

- Słusznie mówisz - musiała przyznać lady Exmouth. - Z listów,

które wymieniałyśmy z Augustą przez lata, wynika jednak, że jej syn

na szczęście nie odziedziczył po ojcu tej słabości. O ile wiem,

większość czasu spędza na malowaniu i pisaniu wierszy.

Na Danielu nie zrobiło to wrażenia, czemu zresztą natychmiast

dał wyraz.

- To w dużej mierze zasługa Byrona. Od czasów publikacji

Wędrówek Childe Harolda każdy domorosły rymopis uważa, że jest

wielkim poetą. Przypomnij sobie deklamację tych banialuków, które

musieliśmy znosić u lady Tufnell. W życiu nie słyszałem tylu

niedorzeczności w ciągu jednego wieczoru.

- Nie było aż tak źle, Danielu - zaprotestowała lady Exmouth. -

Kłopot w tym, że całkowicie brak ci romantyzmu. Jedna czy dwie

deklamacje były bardzo poruszające, czyż nie, Robino?

- Niestety, proszę pani, nie mogę wyrazić zdania na ten temat. -

Kącik jej ust uniósł się prawie niezauważalnie. - Jeśli pamięć mi

służy, siedziałam wtedy obok pani syna i przez cały wieczór nie

mogłam się skupić, musiałam bowiem pilnować, żeby nie zasnął.

background image

Odpowiedzią na ten przytyk był grzmiący śmiech Daniela,

ostatnio słyszany coraz częściej, a na lady Exmouth działający jak

najpiękniejsza muzyka.

Była bardzo zadowolona, że zdobyła się na niemały wysiłek i

wbrew swym naturalnym odruchom nie przeszkadzała w rozwoju

znajomości między Danielem a Robiną. Pochłonięta tą myślą,

odwróciła się do okna. Ktoś obserwujący tych dwoje razem, mógłby

powziąć przypuszczenie, że połączyła ich piękna więź przyjaźni.

To zresztą istotnie się stało. Łatwo było dostrzec, że oboje

szczerze się lubią, nie było za to między nimi ani śladu poufałości

typowej dla zakochanych. Daniel traktował Robinę tak, jak mógłby

traktować młodszą siostrę, a lady Exmouth podejrzewała, że z kolei

Robina zaczyna patrzeć na Daniela jak na brata, którego nie dane jej

było mieć.

Uśmiechnęła się pod nosem. Jej syn, zgodnie z własną naturą,

wykazywał się wielką cierpliwością i wyrozumiałością i bardzo,

bardzo ostrożnie starał się o zdobycie względów kobiety, którą

pragnął poślubić. Lady Exmouth nie miała już wątpliwości, że syn

naprawdę chce pojąć za żonę tę córkę duchownego, chociaż nie do

końca rozumiała powody jego zdecydowania.

W odróżnieniu od jego pierwszej żony Robina była bardzo cichą

panną, która zawsze wydawała się zadowolona, gdy mogła posiedzieć

z Danielem w salonie lub bibliotece, czytając książkę. Była również

bystra i nie obawiała się wyrażać poglądów w różnych istotnych

sprawach. Przez ostatnie dwa tygodnie lady Exmouth kilkakrotnie

background image

zastała tych dwoje podczas rozmowy na różne kontrowersyjne tematy.

Nie przypominała sobie, by coś takiego zdarzało się Danielowi z

pierwszą żoną.

Tak, pomyślała, nie ulega wątpliwości, że ci dwoje znakomicie do

siebie pasują. Była również pewna, że Daniel ukrywa głębię swoich

uczuć, chociaż nie umiała ocenić, czy doszło aż do tego, że wbrew

wszelkiemu prawdopodobieństwu znowu się zakochał.

Powóz przystanął, kładąc tym samym kres przyjemnym

rozważaniom lady Exmouth. Dama bez ociągania wysiadła i szybko

ruszyła ku drzwiom domu, który jej dawno niewidziana przyjaciółka

wynajęła na okres pobytu w Brighton. Z dużą radością oczekiwała

ponownego spotkania i naturalnie przypuszczała, że zobaczy zupełnie

inną osobę niż ta, którą zapamiętała.

Okazało się jednak, że to wcale nie widok lady Phelps, bladej,

wychudzonej i w każdym calu wyglądającej na swoje pięćdziesiąt pięć

lat, lecz widok jasnowłosego adonisa wyprostowanego obok niej

niczym żołnierz na warcie omal nie sprawił, że lady Exmouth stanęła

w drodze do salonu jak wryta.

Nie miała jeszcze tylu lat, by nie poznać się na zaletach

wybitnego przedstawiciela rodzaju męskiego. Spotkała w życiu wielu

przystojnych dżentelmenów, ale nie przypominała sobie takiego, który

mógłby dorównać młodzieńcowi pochylającemu się właśnie nad jej

wyciągniętą ręką z niewymuszonym wdziękiem.

background image

Miał doskonałe proporcje ciała i rysy twarzy, które mogłyby

należeć do greckiego posągu. Doprawdy niewiele brakowało mu do

tego, by można było nazwać go pięknym.

Lady Exmouth próbowała ocenić reakcję swojej protegowanej na

tak niezwykły okaz, ale poza szerszym niż zwykle otwarciem

przejrzystych, błękitnych oczu po Robinie nie było widać innych

oznak tego, by młodzieniec poruszył jej serce.

Przyjazd następnych gości skrócił wymianę uprzejmości do

niezbędnego minimum, wkrótce więc Daniel, kwaśno uśmiechając się

pod nosem, zaprowadził towarzyszące mu damy w głąb salonu.

- Wprawdzie pozory często mylą, ale nie przyszłoby mi do głowy,

że nasz młody gospodarz niewymownie cierpi z powodu licznych

dolegliwości.

- Mnie też nie - zgodziła się z nim matka. - Wręcz przeciwnie,

sądziłabym raczej, że tryska zdrowiem, w odróżnieniu od swojej

matki. Lata nie były łaskawe dla biednej Augusty. Tak schudła i

zmarniała! - Zwróciła się do Robiny. - A tobie jak się zdaje, moja

droga? Czy lord Phelps nie wydaje ci się niezwykle przystojny?

- Och, tak. Poza tym zauważyłam, że nie jest zarozumiały, i to mi

się podoba.

Lady Exmouth skinęła głową, w duchu zadowolona z tej

odpowiedzi. Powinna była wiedzieć, że rozsądna panna, taka jak

Robina, nie będzie się kierować w ocenie tylko wyglądem

zewnętrznym.

- A co ty sądzisz o tym młodym człowieku, Danielu?

background image

- Obawiam się, mamo, że jestem złym sędzią męskich wdzięków.

Albo ich braku, co też się zdarza - stwierdził, rozglądając się dookoła.

- Ha! Widzę wśród gości twojego wiernego adoratora. Przepraszam

bardzo...

Czyżby w jego głosie zabrzmiała nuta zniecierpliwienia? Robina

zastanawiała się nad tym, obserwując Exmouth idącego przez salon.

Była przekonana, że - jak każdy - również on bywa czasem

zniecierpliwiony lub wręcz zły, chociaż w okresie ich znajomości

miała niewiele okazji, by zaobserwować u niego takie stany.

Na chwilę skupiła uwagę na tęgawym baronecie, którego

towarzystwa szukał Daniel. Dobry przyjaciel regenta i długoletni

członek tak zwanego kręgu Carlton House, sir Percy Lovell, przed

wieloma laty był ponoć poważnym kandydatem do ręki lady Exmouth

i pozostał jej wiernym przyjacielem.

Robina spotkała go kilkakrotnie w Londynie, a ostatnio również

wśród gości obecnych na środowym wieczorku u lady Exmouth.

Całkiem go lubiła, nie zmartwiła się więc, stwierdziwszy, że właśnie

sir Percy jest jej sąsiadem przy suto zastawionym stole, do którego

zasiadło kilkanaścioro uprzywilejowanych gości, zaproszonych na

kolację jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem przyjęcia.

- Muszę powiedzieć - odezwał się, nakładając sobie na talerz

solidne porcje kilku smakowitych dań, które podano - że Augusta

bardzo się postarała o bogaty i ciekawy jadłospis. Może zresztą to jej

wyśmienita kucharka chciała się pochwalić swoimi umiejętnościami. -

Zerknął w stronę pani domu. - Jeśli sądzić po wyglądzie poczciwej

background image

Gussie, to jedzenie już mało ją interesuje. Przeżyłem dzisiaj

prawdziwy wstrząs na jej widok. Zaiste trudno uwierzyć, że w

młodości była pulchnym kurczaczkiem. Ale cóż, z czasem wszyscy

się zmieniają.

Robinie trudno było powstrzymać uśmiech. Z zasłyszanych

opowieści wiedziała, że również sir Percy przez lata bardzo się

zmienił. Podobno w młodości należał do bardzo przystojnych

mężczyzn. Niestety, już nie można było tego o nim powiedzieć.

Beztroska egzystencja kawalera i niewątpliwa słabość do uroków

życia zostawiły ślad na jego powierzchowności. Jeśli wierzyć lady

Exmouth, brzuch urósł mu przynajmniej dwukrotnie, a rumieniec na

twarzy świadczył o upodobaniu do dobrego porto i brandy.

- Zdaje mi się, że również lady Exmouth była poruszona

wyglądem lady Phelps - wyjawiła. - Ale jak sam pan powiedział,

dwadzieścia lat to dość czasu, by się zmienić.

- Lavinia nie zmieniła się tak bardzo. Tyle że w ostatnich latach

trochę przytyła. - Zerknął na swój pokaźny brzuch. - Ale kto nie

przytył? - Skierował spojrzenie bystrych oczu, których uwagi nie

umykało chyba prawie nic, ku znacznie smuklejszej postaci, siedzącej

u szczytu stołu. - Młody Phelps też mnie trochę zaskoczył. Nie

spodziewałbym się, że Augusta, która nawet w młodych latach nie

była pięknością, i niedawno zmarły lord Phelps mogą postarać się o

tak przystojnego potomka.

background image

W odróżnieniu od wielu innych obecnych tu młodych dam Robina

nie spoglądała dotąd zbyt często ku szczytowi stołu, zrobiła to jednak

teraz.

- Bez wątpienia tak przystojnego mężczyzny jeszcze nie

widziałam - przekazała swoje pierwsze wrażenie. - Na sam jego widok

każdej pannie serce zaczyna bić dwa razy szybciej. Naturalnie jest

jeszcze bardzo młody. O ile pamiętam, lady Exmouth mówiła, że ma

dopiero dwadzieścia cztery lata. Prawdopodobnie gdy zacznie

rozglądać się za żoną, nie będzie narzekał na brak kandydatek.

- Hm - zabrzmiało w odpowiedzi, po czym sir Percy upił łyk wina

z kieliszka.

- Nie zgadza się pan ze mną?

- Zastanawiam się tylko, czy następna lady Phelps zostanie

wybrana wyłącznie przez niego.

Robina natychmiast zrozumiała ukryte znaczenie. Chociaż lady

Phelps powitała ją bardzo ciepło, to ze zmatowiałych oczu

taksujących gości można było odczytać pewne wyrachowanie.

Niewykluczone więc, że dość ospałe zachowanie lady Phelps było tak

samo zwodnicze jak zdziwione, niemal dziecięce spojrzenia sir

Percy'ego.

- Czyżby jakimś trafem sugerował pan, że lord Phelps może czuć

się w obowiązku uzyskać zgodę matki, zanim włoży zaręczynowy

pierścionek na palec swojej wybranki?

Sir Percy popatrzył na nią z uznaniem.

background image

- Od pierwszej chwili podejrzewałem, że bystra z pani

dziewczyna - stwierdził. - Słusznie spostrzeżenie. Właśnie to chciałem

powiedzieć. Myślę również, że lady Phelps nie będzie się śpieszyć z

wyrażeniem zgody.

Robinie nie było dane powiedzieć nic więcej na ten temat,

ponieważ jej uwagę zajął sąsiad z drugiej strony, niejaki sir Frederick

Ainsley, którego poznała tego wieczoru. Okazało się, że pan Ainsley

liczy na zrobienie kariery w kościele, bez trudu znaleźli więc temat do

konwersacji i sporo czasu minęło, nim Robina znów zwróciła się do

życzliwego baroneta, który akurat ze smakiem pałaszował świeżutką

bezę truskawkową, obficie polaną gęstym kremem.

- Exmouth wydaje się dość przygaszony dziś wieczorem -

zauważył.

Zaskoczona przeniosła wzrok na Daniela i przekonała się, że

patrzy prosto na nią. Uśmiechnęła się, ale pierwszy raz jej uśmiech nie

został odwzajemniony. Zaraz potem Daniel odwrócił głowę i zajął się

energiczną sąsiadką z lewej strony.

- Wcześniej zachowywał się całkiem zwyczajnie, powiedziałabym

nawet, że jowialnie. - Przypomniała sobie ich rozmowę podczas

podróży powozem. - Przypuszczam jednak, że czasem ogarniają go

przykre wspomnienia, zwłaszcza przy takich okazjach jak ta, bo

przecież na przyjęciach bez wątpienia towarzyszyła mu żona. Nie

sądzę, żeby można było całkiem się otrząsnąć po takim ciosie, nawet

jeśli ktoś bardzo się stara.

background image

- Może i nie - przyznał sir Percy, który właśnie rozprawił się z

ostatnim kawałkiem smakowitej bezy i z godną podziwu

powściągliwością powstrzymał się przed wzięciem sobie dokładki. -

W każdym razie Clarissa była bardzo towarzyską istotą, znacznie

bardziej niż Exmouth. Ona uwielbiała chodzić na bale i przyjęcia,

natomiast Daniel jest najszczęśliwszy w domu, kiedy może zajmować

się gospodarstwem.

Sir Percy urwał na chwilę, by pociągnąć wzmacniający łyk z

kieliszka, po czym podjął te interesujące wynurzenia.

- O ile pamiętam, pod koniec życia Clarissa coraz częściej bywała

w Londynie, składała wizyty przyjaciółkom albo ściągała do Brighton,

a Daniela zostawiała w Courtney Place, żeby później do niej dołączył.

Z pozorów jednak ich małżeństwo było szczęśliwe.

Czyżby w jego głosie usłyszała powątpiewanie? Nie, to

niemożliwe!

- Rozumiem, że pan dobrze znał niedawno zmarłą panią

baronową.

- Jestem przyjacielem Exmouthów od wielu lat, moja droga, więc

owszem, znałem ją dobrze. To był diament czystej wody! - Spojrzał

na powierzchnię płynu pozostającego w kieliszku i nieznacznie

zmarszczył siwe brwi. - Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że

Exmouth porzucił kawalerski stan zdecydowanie zbyt młodo. Miał

dwadzieścia trzy lata, a chociaż zawsze był bardzo zrównoważonym

młodym człowiekiem, dojrzałym ponad swój wiek, to przecież z

background image

czasem zmieniamy się wszyscy, nie tylko fizycznie, i od tego nie da

się uciec.

Clarissa była niepospolitą pięknością. Temu nie zaprzeczyłby

nikt. Podbiłaby serce każdego młodego człowieka. Ale z dziełem

sztuki jest tak, że właściwie nie ma z niego wielkiego pożytku...

można tylko na nie z podziwem patrzeć, jeśli rozumie pani, o co mi

chodzi. Nie chcę przez to powiedzieć, że Clarissa była głupia -

zastrzegł się skwapliwie. - Skłamałbym podle. Powiedziałbym, że jej

zainteresowania były dość ograniczone. Mimo wszystko - wzruszył

ramionami - wyglądało jednak na to, że młody Exmouth jest całkiem

zadowolony z małżeństwa.

Robina próbowała ogarnąć to, co przed chwilą usłyszała.

Tymczasem sir Percy kontynuował:

- A potem zdarzył się wypadek. Wielka tragedia, jak sama pani

zauważyła, moja droga. Ale coś w tym wszystkim zawsze mnie

zastanawiało... coś mi nie pasowało.

Robina natychmiast odzyskała zainteresowanie wywodem.

- Czy pan chce powiedzieć, że był świadkiem wypadku?

- Och, nie! Przebywałem w pobliżu, gościłem bowiem u sąsiada

Exmoutha. Kiedy dotarła do nas wiadomość, wskoczyliśmy do

powozu i szybko pojechaliśmy do Courtney Place. Dowiedzieliśmy

się, że Clarissa nie żyje, a młody John Travers, który przyjechał w

odwiedziny do niedaleko mieszkającej ciotki, odniósł ciężkie rany.

Zresztą biedak nie odzyskał przytomności i zmarł następnego ranka.

background image

Robina upiła łyk ze swojego kieliszka i ukradkiem zerknęła na

Daniela. Teraz znowu miał na twarzy uśmiech, ten sam, którym często

ją urzekał, i z zapałem prowadził konwersację z lady Smethurst.

Gdy pierwszy raz spotkała Daniela w Londynie, wiadomość o

jego żałobie naturalnie ją zasmuciła na tyle, na ile może zasmucić

tragiczna wiadomość dotycząca obcego człowieka. Teraz jednak

Daniel nie był już obcym, lecz drogim jej, wspaniałym towarzyszem,

którego przyjaźń szybko zaczęła cenić ponad wszystko inne. Sama

myśl, że Daniel może cierpieć, sprawiała jej niewysłowiony ból.

- Kiedy dotarliśmy do Courtney Place, Daniela nie było. - Sir

Percy powrócił do swojej opowieści, najwidoczniej wciąż tkwiąc w

świecie wspomnień. - Powiedziano nam, że znajdziemy go na miejscu

wypadku, więc pojechaliśmy sprawdzić, czy możemy w czymś

pomóc. - Pokręcił głową. - To był przerażający widok. Powóz

Clarissy, ten, który Daniel kupił jej rok wcześniej do prywatnego

użytku, leżał rozbity na dnie wąwozu, a obok konie. Daniel musiał je

dobić, żeby nie cierpiały.

- Co konkretnie zwróciło pańską uwagę w tym wypadku, sir

Percy? - spytała Robina, gdy znów zamilkł.

- Miejsce, moja droga - odrzekł bez wahania. - Wypadek zdarzył

się na przewężeniu znanym w okolicy pod nazwą Przełęczy Węża.

Bardzo jest tam malowniczo, ale drogi używa się rzadko, odkąd

zbudowano nową. Jeszcze jeżdżą tamtędy miejscowi gospodarze, no i

przybysze szukający pięknych widoków, ale tylko latem. Zimą drogę

background image

przez Przełęcz Węża trudno pokonać. Jest wąska, kręta i spadzista,

stąd zresztą nazwa.

- I co z tą przełęczą? - przynagliła, by zachęcić sir Percy'ego do

jaśniejszego sformułowania myśli.

- Widzi pani, moja droga... Nieustannie zadaję sobie pytanie,

dlaczego trzeźwo myślący człowiek, jakim jest Daniel, wiózł żonę

taką niebezpieczną drogą. Poza tym dowiedziałem się w swoim

czasie, że wrócił z Londynu zaledwie godzinę czy dwie przed

wypadkiem. Rozważny człowiek nie wybiera się na przejażdżkę, w

dodatku po wertepach, kiedy jest zmęczony podróżą z Londynu.

I jeszcze w dodatku miałby podziwiać widoki? - ciągnął sir Percy

zniżonym głosem, bo nie chciał, by ich podsłuchano. - Czy zdrowy na

umyśle człowiek wybierze na to paskudny dzień w końcu

października? Niech pani sama powie! Dobrze pamiętam, że przez

cały ranek siąpił deszcz, a chociaż po południu przestało padać, to

dalej było szaro, wilgotno i okropnie.

Daniel powiedział mi, że to był pomysł młodego Traversa. Ponoć

młodzieniec chciał jak najwięcej obejrzeć przed powrotem do

hrabstwa Derby. No, może i takie wyjaśnienie ujdzie - przyznał. - Ale

do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że Daniel przyjął zakład.

- Zakład? - powtórzyła Robina zdziwiona.

- Młody Travers podobno powiedział, że jeśli ktoś dobrze powozi,

to potrafi rozpędzić konie przy każdej pogodzie. Exmouthowi

naturalnie nie brak umiejętności powożenia, sama pani wie. -

Wzruszył ramionami. - Nie chcę przez to powiedzieć, że nigdy nie

background image

przyjąłby zakładu. Dżentelmenom czasem się to zdarza. Jednak jestem

przekonany, że nie naraziłby życia koni, a tym bardziej żony,

wybierając taką niebezpieczną trasę. To mi wygląda bardzo

podejrzanie.

Rzeczywiście, przyznała w myśli Robina. Daniel nie dopuściłby

się takiej lekkomyślności, a już na pewno nie dla wygrania zakładu.

Sir Percy się nie mylił, ta wersja wydarzeń wydawała się mało

prawdopodobna.

Tego samego wieczoru po położeniu się do łóżka Robina

zadumała się nad rozmową z sir Percym. Była to bardzo interesująca

wymiana zdań i dostarczyła jej wiele materiału do przemyśleń.

Naturalnie nie tylko ta część wieczoru była przyjemna, przypomniała

sobie, otulając się prześcieradłem. Dobrze czuła się również w

towarzystwie pana Fredericka Ainsleya, z którym dwukrotnie

tańczyła.

Drobne rozczarowanie przeżyła jedynie z powodu Daniela, który

ani razu nie zaprosił jej do tańca. Natomiast zrobił to niezwykle

przystojny lord Phelps, budząc tym zazdrość zaproszonych panien w

salonie i ściągając na nią spojrzenia wszystkich gości.

Nagle zmarszczyła czoło, porażona niespodziewaną myślą.

Cyganka na jarmarku przepowiedziała jej spotkanie z przystojnym

młodym człowiekiem w najbliższej przyszłości. I tak właśnie się

stało! Najdziwniejsze, że gdy tańczyła z lordem Phelpsem, w ogóle

nie robiło to na niej wrażenia. Czuła się zupełnie inaczej niż dwa

background image

wieczory wcześniej, gdy wirowała w walcu w objęciach Daniela. Było

to bardzo dziwne!

ROZDZIAŁ PIĄTY

Następnego ranka Robinie wydawało się, że kołatka w ogóle nie

milknie. Pierwszym gościem był pan Frederick Ainsley, który

przyszedł wyłącznie w tym celu, by zaproponować spacer po parku.

Normalnie przyjęłaby takie zaproszenie z radością, ale ponieważ

była już umówiona z Danielem na przejażdżkę kolaską, a takiej

atrakcji nie wyrzekłaby się łatwo bez ważnej przyczyny, uprzejmie

odmówiła panu Ainsleyowi, acz w zamian za to z ochotą przyjęła

propozycję wspólnej przechadzki następnego popołudnia.

Gdy tylko przemiły pan Ainsley zakończył wizytę, przyszła

gospodyni poprzedniego wieczoru wraz z synem. Okrutne światło

dnia bynajmniej nie polepszyło zmęczonego wyglądu lady Phelps,

zgoła inaczej rzecz przedstawiała się natomiast z jej jedynakiem. Gdy

usiadł na kanapie obok Robiny, przypominał złotowłosego Apolla, a

wrażenie potęgowały promienie słońca, wlewające się przez okno do

pokoju.

Daniel, który wkrótce po śniadaniu wycofał się do biblioteki z

zamiarem napisania obszernej odpowiedzi na list rządcy, widocznie

usłyszał tym razem dźwięk kołatki, bo na chwilę zawitał do gości.

Konwersacja zeszła na współczesne mody w malarstwie i sztuce w

ogóle, który to temat, co Robina odkryła poprzedniego wieczora,

background image

bardzo odpowiadał lordowi Phelpsowi, mającemu w tej materii

głęboką wiedzę.

Przy pierwszej nadarzającej się sposobności Daniel spytał jednak

swego młodego gościa, czy chciałby obejrzeć interesujący pejzaż,

wiszący w bibliotece nad kominkiem. Zaproszenie zostało przyjęte ze

skwapliwością, chociaż Robina nie miała pewności, czy było to

spowodowane szczerą chęcią obejrzenia obrazu, czy może raczej

wzmianką Daniela o czymś mocniejszym niż herbata, którą właśnie

podał kamerdyner.

Lady Exmouth bystro zauważyła ukradkowy uśmiech igrający na

uroczej twarzy panny, którą już wkrótce miała nadzieję zwać synową,

toteż bardzo się zainteresowała, co też lęgnie się w tej główce. Milady

była w każdym calu realistką i świetnie zdawała sobie sprawę z tego,

że nieoczekiwane wejście na scenę tak przystojnego młodzieńca może

spowodować nieoczekiwane kłopoty.

Przeżyła jednak niemałą satysfakcję, widząc, że jej młoda

protegowana nie wydaje się w najmniejszym stopniu zasmucona

nagłym usunięciem tego adonisa ze sfery jej wpływów. W

odróżnieniu od Robiny lady Phelps odprowadziła dżentelmenów

wzrokiem, a gdy tylko drzwi za nimi ostatecznie się zamknęły,

zwróciła się do przyjaciółki i złożyła jej kondolencje z powodu

odejścia żony Daniela.

- Co za przerażająca tragedia. Clarissa była taką piękną niewiastą!

Pamiętam, ile było w niej życia.

background image

- To prawda - przyznała lady Exmouth, podając gościowi herbatę

w porcelanowej filiżance. - Na szczęście Daniel powoli dochodzi do

siebie. Czas spędzony w Londynie bardzo dobrze mu zrobił.

Lady Phelps zerknęła znacząco w stronę Robiny.

- Miło mi to słyszeć. Daniel wciąż jest stosunkowo młodym

człowiekiem, bo jeśli pamięć mnie nie myli, nie skończył jeszcze

trzydziestu sześciu lat. Nie można mu pozwolić, by na zawsze

pogrążył się w żałobie.

Znów spojrzała na Robinę, tym razem znacznie bardziej

bezpośrednio.

- A ty, moja droga, czy jesteś zadowolona z pobytu w Brighton?

- Bardzo, proszę pani. Lady Exmouth i jej syn są dla mnie

wyjątkowo uprzejmi.

- Niedorzeczność, dziecko! To raczej dla mnie twój pobyt jest

wielką radością. Obecność mężczyzn bywa bardzo użyteczna, ale i tak

potrzebne jest również towarzystwo osób tej samej płci. Robina jest

najstarszą córką lady Elizabeth Finedon i Williama Percevala,

Augusto - wyjaśniła lady Exmouth, zakończywszy rozdzielanie

herbaty.

- Ach, tak! Naturalnie. Twój papa jest duchownym, prawda, moja

droga?

- Tak, proszę pani. Pastorem w Abbot Quincey.

- Jestem przekonana, że zacny z niego człowiek. Dobrze

pamiętam twoją mamę. Masz zapewne młodsze rodzeństwo, jak

wnoszę.

background image

- Trzy siostry.

- Jakże szczęśliwi są twoi rodzice! Mnie Bóg pobłogosławił tylko

jednym dzieckiem. - Zwróciła się do przyjaciółki. - Za to mamy

naprawdę dobre dzieci, czyż nie, Lavinio?

- Bardzo. A Simon jest w dodatku bardzo przystojny, Augusto.

Lady Phelps pozwoliła sobie na wątły uśmiech.

- Niestety, choć przystojny, to słabej konstytucji.

Po tym stwierdzeniu kącik ust lady Exmouth niebezpiecznie

drgnął, co nie uszło uwagi Robiny. Jej opiekunka bez wątpienia

dzieliła z nią opinię na temat lorda Phelpsa i uważała go za okaz

zdrowia, na co zresztą wskazywały jego gładka cera, skrzące się oczy

i masa lśniących, bardzo jasnych pukli.

Chociaż lady Exmouth z pewnością nie przyznałaby tego wprost,

Robina odniosła nieodparte wrażenie, że spotkanie po latach nie

całkiem spełniło jej oczekiwania. Z półsłówek wychwyconych przez

Robinę podczas jazdy powozem do domu poprzedniego wieczoru

wynikało zupełnie jednoznacznie, że zdaniem lady Exmouth jej

dawna przyjaciółka zmieniła się pod wieloma względami nie do

poznania, i to bynajmniej nie na lepsze.

Robina pamiętała też wyraz twarzy matki Daniela, jaki

zauważyła, gdy ta siedziała z lady Phelps przy deserze, po wybornej

kolacji podanej poprzedniego wieczoru. W oczach damy majaczył

ślad zniecierpliwienia i chyba znudzenia.

Teraz jednak lady Exmouth nie wydawała się znudzona, z trudem

bowiem powściągała wesołość.

background image

- Wszystkie dzieci chorują od czasu do czasu - powiedziała. - Nie

da się tego uniknąć, Augusto. Ponadto jestem pewna, że ostatnio nie

masz powodów do troski o Simona. Wygląda bardzo zdrowo.

- Och, moja droga, pozory często mylą. On wcale nie jest taki

krzepki, jak się zdaje. Poza tym musi udźwignąć na swoich młodych

ramionach niemałą odpowiedzialność. Nie jest tajemnicą, że majątek

przeszedł na jego nazwisko w opłakanym stanie. Na szczęście Simon

nie odziedziczył słabości swojego ojca i sytuacja znacznie się

polepszyła. - Frasobliwa mina damy została jeszcze zaakcentowana. -

Wciąż jednak dobry ożenek jest dla Simona koniecznością.

- W takim razie, Augusto - odrzekła bezceremonialnie lady

Exmouth - nie pojmuję, co, u licha, sprowadziło was tutaj, do

Brighton. Naprawdę dobre partie można znaleźć tylko podczas sezonu

w Londynie.

Dźwięczny śmiech lady Phelps zabrzmiał w bardzo wymuszony

sposób.

- Och, nie, moja droga! Nie przyjechaliśmy tutaj z nadzieją

znalezienia Simonowi stosownej żony. On wciąż jeszcze jest bardzo

młody i tymczasem nie zamierza zakładać rodziny. Naturalnie gdyby

spotkał odpowiednią pannę i ją pokochał, byłby to szczęśliwy traf, ale

w grancie rzeczy przyjechaliśmy tutaj poszukać trochę odmiany, a

przy okazji odetchnąć świeżym nadmorskim powietrzem.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa tak właśnie było, bo

gdyby sądzić po wyglądzie, wdowa, w odróżnieniu od syna, powinna

podreperować zdrowie w kurorcie. Nawet jednak jeśli doskwierała jej

background image

słabość fizyczna, to Robina ani przez chwilę nie odniosła wrażenia, by

damie brakowało ambicji lub, na przykład, sprytu.

Siłą rzeczy zastanawiała się więc, czy lady Phelps dopuściłaby do

tego, by przeciekła jej przez chciwe, kościste palce wyśmienita okazja

zapewnienia synowi bogatej żony, gdyby - rzecz jasna - odpowiednia

dziedziczka zawitała do Brighton podczas ich pobytu.

Czy Simon Phelps aprobował te plany co do swojej przyszłości?

Robina naturalnie nie mogła tego wiedzieć. Jednak w miarę jak mijały

dni i często spotykała go w towarzystwie - co w takim miasteczku jak

Brighton było nieuniknione, na wszystkie przyjęcia i bale zapraszano

tu bowiem tych samych ludzi - wyrobiła sobie pogląd, że jest to nader

beztroski

młodzieniec,

przejawiający

niewiele

ambicji

i

zainteresowań, które nie dotyczyłyby poezji i sztuki.

Nigdy nie wykazywał chęci uczestniczenia w jakichkolwiek

męskich rozrywkach na świeżym powietrzu i wydawał się całkiem

zadowolony z możliwości towarzyszenia matce wszędzie, gdzie tylko

sobie życzyła. Wieczorami pokazywali się więc w salonach, a za dnia

składali w miasteczku wizyty jej przyjaciołom.

Ponieważ zaś byli regularnymi gośćmi również w domu lorda

Exmoutha, Robina nie potrzebowała długich obserwacji, by nabrać

przekonania, że ich wizyta zazwyczaj zbiegała się w czasie z

opuszczeniem domu przez Daniela. W następstwie tego zaczęła

widywać Daniela dużo rzadziej niż do tej pory. Niewątpliwie winę za

to ponosiły właśnie częste odwiedziny lady Phelps.

background image

Z nadejściem lipca do Brighton zjechała następna grupa gości, a

wśród nich również dobrzy znajomi Robiny z hrabstwa Northampton,

Olivia Roade Burton i jej siostra Beatrice z poślubionym przez nią

niedawno czarującym lordem Ravensdenem. Wizyty u Ravensdenów i

zacieśniająca się przyjaźń z panem Frederickiem Ainsleyem, który w

odróżnieniu od lorda Phelpsa nie stronił od świeżego powietrza i

spacerów, sprawiły, że i Robina często przebywała poza domem.

Do Brighton przybył również przyjaciel Daniela, Montague

Merrell, toteż naturalną koleją rzeczy Daniel chętnie spędzał z nim

czas i poświęcał go typowo męskim sprawom. Łatwo zrozumieć, że z

tego powodu wieczorami nie zawsze mógł towarzyszyć matce i

Robinie. Nie stanowiło to szczególnego problemu, tyle że Robina

zaczęła tęsknić za Danielem.

Nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, póki nie

została postawiona w przymusowej sytuacji, gdy pewnego ranka przy

śniadaniu Daniel oznajmił, iż przeprowadzi się na pewien okres do

domu Merrella.

- Wielkie nieba, Danielu, po co? - spytała lady Exmouth, zwięźle

wyrażając w ten sposób również myśl Robiny.

- Może wyleciało ci to z pamięci, mamo, ale dziś mają przyjechać

twoje wnuczki.

- I co z tego? Mamy dość miejsca w domu, by wszystkim było

wygodnie. Absolutnie nie widzę takiej konieczności, żebyś się

wyprowadzał.

background image

- Może rzeczywiście - przyznał, zerkając na Robinę, która przez

cały czas pilnie czytała list, położony przy talerzu - ale wszystkim

wam będzie dużo wygodniej, jeśli jednak się przeniosę. Poza tym

stanowczo nie zgadzam się na przydzielenie pannie Halliwell pokoju

na strychu. Ona nieustannie służy pocieszeniem i wsparciem

dziewczętom, odkąd zmarła ich matka, nie pozwolę więc traktować jej

jak służącej. Hanna z Lizzie mogą zamieszkać w moim pokoju, a

panna Halliwell w sąsiednim.

Najwidoczniej lady Exmouth w pełni podzielała względy Daniela

dla guwernantki jego córek, gdyż po chwilowym zastanowieniu

skinęła głową na znak zgody.

- Dobrze. Czyli wszystko ustaliliśmy - stwierdził Daniel,

uznawszy sprawę za zamkniętą, po czym zwrócił się do Robiny, która

nadal w zadumie śledziła treść listu. - Jest pani dzisiaj bardzo

milcząca. Ufam, że nie otrzymała pani złych wiadomości z domu.

- Słucham... ? Ach, nie, skądże. Tylko trochę plotek i ploteczek.

Moja rodzina niecierpliwie oczekuje przybycia kuzynki. Tymczasem

zresztą kuzynka już zapewne przybyła.

Robina zmusiła się do spojrzenia na Daniela z nadzieją, że nie

widać po niej wielkiego rozczarowania, jakie odczuła na wiadomość o

jego rychłej wyprowadzce z domu.

- Być może pamięta pan, jak opowiadałam mu, że mama

zaproponowała dach nad głową kuzynce Deborze po tym, jak mama

kuzynki, a moja ciotka Frances, zmarła w ubiegłym roku. Ośmielę się

wyrazić przypuszczenie, że plebania nieodwracalnie się zmieni, gdy

background image

tylko kuzynka rzeczywiście tam zamieszka. Droga Debora zbyt często

staje się ofiarą nieszczęśliwych wypadków. - Zajrzała do listu. - Poza

tym jednak mama pisze tylko, że tymczasem jeszcze nikogo nie

oskarżono o zamordowanie markiza Sywell.

- Równie dobrze może się okazać, że jest to jedna ze spraw, które

nigdy nie zostają rozwiązane - wyraził przekonanie Daniel po chwili

namysłu. - Chociaż z tego, co niedawno powiedział mi Merrell,

wynika, że regent bardzo chciałby wyjaśnić tę historię.

Lady Exmouth zmarszczyła czoło.

- Dlaczego, twoim zdaniem? Mam nadzieję, że Sywell nigdy nie

był przyjacielem regenta.

- O ile wiem, markiz nie był niczyim przyjacielem - odrzekł

Daniel, dając upust swemu sarkastycznemu poczuciu humoru. - Nie w

tym rzecz. Po prostu regent nie jest zadowolony, gdy dowiaduje się,

że jeden z parów został, hm, zgładzony. Dość było w ostatnich latach

podobnych incydentów po drugiej stronie Kanału. Nasz przyszły król

nie życzy sobie nic podobnego u nas i prawdę mówiąc, trudno go o to

winić. Po co nam bandy rewolucjonistów podrzynające gardła

arystokratom? Zawsze mogłaby wtedy przyjść kolej i na mnie!

- Jestem jedyną osobą, która mogłaby cię zamordować, a to

dlatego że opuszczasz mnie w taki sposób! - odpowiedziała jego

matka. - Dzięki Bogu, że wciąż mam drogą Robinę do towarzystwa.

Poważnie zastanawiam się nad tym, żeby po zakończeniu sezonu

namówić ją na wspólny powrót do Bath. Mogłaby zamieszkać tam na

stałe. Jestem przekonana, że ona nigdy by mnie nie opuściła!

background image

- Jeśli nie będziesz bardzo ostrożna, mamo - ostrzegł ją Daniel,

którego uśmiech powoli topniał, a spojrzenie stawało się wyjątkowo

skupione - możesz przypadkiem osiągnąć całkiem odwrotny skutek.

Ponieważ Daniel był zajęty przenoszeniem części swojego

osobistego dobytku do domu przyjaciela, Robina musiała z

konieczności zrezygnować z lekcji powożenia kolaską.

Pozostała więc w domu i razem z lady Exmouth przyjmowała

gości, którzy przez ostatnie przedpołudnia niezmiennie napływali

szerokim strumieniem. Po lunchu postanowiła jednak zaczerpnąć

świeżego powietrza, bardzo się więc ucieszyła, gdy akurat w

najodpowiedniejszej chwili pojawił się pan Frederick Ainsley i

zaproponował jej swoje towarzystwo.

Pan Ainsley był ledwie średniego wzrostu i poza parą czystych,

bardzo bystrych, szarych oczu nie miał w swym wyglądzie niczego,

co zwracałoby na niego uwagę, dlatego z pewnością nie odpowiadał

gustom dam.

W odróżnieniu od lorda Simona Phelpsa, który budził

powszechne zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawił, pan Ainsley

mógł nawet być obecny na przyjęciu, a większość gości i tak o tym

nie wiedziała. Mimo to Robina zdecydowanie przedkładała jego

towarzystwo nad towarzystwo przystojnego, młodego lorda.

Uważała, że liczne zalety pana Ainsleya rekompensują jego

niepozorność. Był on pod każdym względem dżentelmenem,

eleganckim i troskliwym. Umiał ciekawie prowadzić rozmowę w

background image

odróżnieniu od Simona Phelpsa, który raz po raz zdawał się odpływać

w swój własny świat, pozostawiając Robinę z mocnym

przeświadczeniem, że nie słyszał ani jednego jej słowa.

Robina przekonała się, że ilekroć dotrzymuje jej towarzystwa pan

Ainsley, czas upływa podejrzanie szybko. Ten spacer nie był

wyjątkiem, wróciła więc do domu później, niż zamierzała, i weszła do

sieni akurat w chwili, gdy kamerdyner dowodził roznoszeniem

mnóstwa pozostawionych tam bagaży.

Pod wpływem tego widoku zrezygnowała z pójścia na górę, aby

zdjąć czepek i uczesać włosy, i skierowała się prosto do głównego

salonu, gdzie zgodnie z oczekiwaniami zastała córki Daniela, siedzące

razem z babką na kanapie, oraz kobietę w prostej, szarej sukni,

zajmującą fotel obok. Obecny był również sam Daniel. Natychmiast

po wejściu Robiny wstał z fotela i powitał ją okrzykiem:

- Ha, w końcu wraca nasz wędrowiec!

Można to było odebrać także jako łagodną przyganę. Ale jeśli

nawet taki miał cel, to złagodził wymowę swoich słów ciepłym

uśmiechem i przyjaznym gestem zaprosił Robinę bliżej.

- Panno Perceval, proszę pozwolić, że przedstawię moje córki,

Hannę i Elizabeth.

Robina i jej trzy siostry nie wyglądały naturalnie jednakowo,

mimo to na pierwszy rzut oka było widać, że są spokrewnione. Nie

powiedziałoby się tego o dwóch dziewczętach, które stanęły teraz

przed Robina i dygnęły. Nawet ich dygi różniły się między sobą

zręcznością i elegancją.

background image

Ciemnowłosa Hanna miała łagodne, piwne oczy i przypominała z

urody ojca. Lizzie prawdopodobnie przypominała swą piękną matkę,

miała bowiem jasną karnację, niesamowicie niebieskie oczy i

mnóstwo blond loczków.

Szybko okazało się, że różnice dotyczą także charakteru. Hanna

wydawała się dorosła jak na swoje dwanaście lat, była cicha i dbała o

maniery. Lizzie, czego nie dało się ukryć, miała niewyczerpaną

energię dziewięcioletniego dziecka i była w ruchu praktycznie bez

przerwy. Chcąc przedstawić pannę Halliwell, ojciec zdołał ją jednak

bez trudu namówić, żeby jeszcze na chwilę usiadła przy babci.

Robina miała dotąd nieliczne kontakty z guwernantkami. Jej

rodziców nie było stać na luksus zatrudnienia prywatnego

nauczyciela, więc ona i siostry zdobywały wykształcenie na plebanii,

uczone przez rodziców, którzy byli oczytani i dużo wiedzieli.

We wsi przez te wszystkie lata może ze dwie guwernantki zostały

zatrudnione, a przyjaciółka Robiny, lady Sophia Cleeve, naturalnie

pobierała nauki u prywatnych nauczycielek, z których wszystkie - jak

Robina sięgała pamięcią - były dość podobne: chuderlawe, w średnim

wieku i nosiły okulary. Panna Halliwell nie pasowała do tego

stereotypu, na pewno nie skończyła jeszcze bowiem trzydziestu lat i

miała smukłą, kształtną, bardzo atrakcyjną figurę.

- Zanim pani do nas dołączyła - zwrócił się Daniel do Robiny, gdy

oboje usiedli - rozmawialiśmy o tym, co moglibyśmy wymyślić na

jutro, żeby dziewczęta się nie nudziły. Czy ma pani jakiś pomysł?

background image

- Jeśli utrzyma się ładna pogoda - odrzekła po chwili

zastanowienia - a wszystko wskazuje na to, że tak, moglibyśmy

wybrać się gdzieś na piknik.

Propozycja zyskała natychmiastową aprobatę obu dziewcząt, a

zwłaszcza Hanny, która bardzo chciała wziąć szkicownik i utrwalić na

papierze jakiś widok z okolicy.

- A zatem to mamy ustalone - powiedział dobrotliwie Daniel. -

Musimy tylko wybrać miejsce pikniku. Czy w tej kwestii coś się pani

nasuwa, panno Perceval?

Robina wiedziała, że oblała się rumieńcem, takie wrażenie

wywarł na niej uśmiech Daniela. Pozostała jej nadzieja, że te kolory

na twarzy będzie można przypisać skutkom przechadzki, z której

właśnie wróciła.

- Kiedy dawał mi pan pierwszą lekcję powożenia kolaską,

mijaliśmy bardzo ładny las. Niedaleko tego miejsca, gdzie odbywa się

targ - wyjaśniła, gdy Daniel zmarszczył czoło. - O ile pamiętam,

powiedział pan, że w pobliżu są ruiny klasztoru, a to, jak sądzę, jest

doskonały obiekt do szkicowania.

- A, tak! Już wiem, co ma pani na myśli. Jeśli dobrze pamiętam,

po rzeczce zawsze pływa tam kilka par łabędzi. - Została nagrodzona

kolejnym ciepłym uśmiechem. - Mądra z pani osóbka, panno

Perceval. Wymyśliła pani idealne miejsce. Jest tam dość cienia dla

mamy, w razie gdyby zrobiło się gorąco, i las dla tych spośród nas,

którzy będą mieli dość energii na spacer.

background image

- Uczysz pannę Perceval powozić kolaską, papo? - spytała Hanna.

Gdy zmarszczyła czoło, jej podobieństwo do ojca jeszcze się

uwidoczniło. - Mamy nigdy nie uczyłeś.

- Mama nigdy nie wyrażała najmniejszego zainteresowania taką

możliwością, w odróżnieniu od panny Perceval, która nieustannie

zaskakuje mnie licznymi zainteresowaniami.

- A mnie też nauczysz, papo? - spytała pełna entuzjazmu Lizzie.

- Może. Ale musisz być trochę starsza i potrafić spokojnie

siedzieć przez przynajmniej dwie minuty - zażartował i wstał, bo do

pokoju weszła pokojówka z tacą z herbatą. - Tymczasem zostawimy

babcię, żeby mogła wypić herbatę, a my wyjdziemy na dwór i tam

dostaniemy lody z lemoniadą.

- Czy dobrze mi się zdaje, że pani pochodzi z tej części kraju,

panno Halliwell? - spytała lady Exmouth, gdy jej syn z córkami

opuścili pokój.

- Tak, proszę pani, to prawda - odpowiedziała z nieskazitelną

poprawnością.

- Wspominała pani, zdaje się, o krewnych wciąż mieszkających w

okolicy.

- Tak, milady. Mieszka tu mój brat z rodziną. On uczy w szkole

znajdującej się około pięciu mil od Brighton.

- W takim razie, moja droga, powinnaś skorzystać z okazji i

złożyć mu wizytę. Może nawet wybierzesz się tam na cały dzień

właśnie jutro? - podsunęła. - Mój syn na pewno nie będzie miał nic

przeciwko temu, żebyś wzięła mniejszy powóz. Nam będzie

background image

wygodniej podróżować w większym. Poza tym Daniel pewnie zechce

pojechać kolaską.

Uszczęśliwiona mina panny Halliwell dowodziła, że ta

wielkoduszna propozycja została przyjęta z wdzięcznością. Nie

ulegało jednak wątpliwości, że guwernantka nie zwykła zaniedbywać

swych obowiązków, powiedziała bowiem:

- Ale przecież jutro będę z pewnością potrzebna, żeby zająć się

dziewczętami podczas pikniku.

- Jestem pewna, że sobie poradzimy. Panna Perceval ma trzy

młodsze siostry, więc dobrze umie zabawiać młode damy. Zatem

wszystko ustalone.

Lady Exmouth uśmiechnęła się do Robiny i poprosiła ją o nalanie

herbaty, a potem znowu zwróciła się do guwernantki.

- Powiem ci przy okazji, moja droga, że łączy was z panną

Perceval znacznie więcej niż tylko umiejętność opieki nad

dziewczętami. Jej ojciec też jest duchownym.

Konwersacja w naturalny sposób zeszła na pracowite, lecz

przyjemne życie na wiejskiej plebanii. Okazało się, że panna Halliwell

w dzieciństwie straciła matkę i musiała wziąć na siebie obowiązek

prowadzenia domu. Gdy jej starszy brat się wyprowadził, przyjąwszy

posadę nauczyciela, została przy ojcu i mieszkała z nim aż do jego

śmierci przed czterema laty.

Wtedy niemal z dnia na dzień parafia przeszła w inne ręce, a ona

została bez dachu nad głową. Postanowiła więc iść w ślady brata, a że

background image

sprzyjało jej szczęście, wkrótce znalazła zatrudnienie u rodziny

Exmouthów.

Po wysłuchaniu tej niedługiej opowieści o losach panny Halliwell

Robina zaczęła chyba pierwszy raz w pełni zdawać sobie sprawę z

tego, jak często uważała, że coś należy jej się od życia, podczas gdy w

rzeczywistości była bardzo uprzywilejowana w porównaniu z

wieloma innymi dziećmi duchownych.

W odróżnieniu od niedawno zmarłego pana Halliwella, jej ojca

było stać na zatrudnienie służby do wykonywania cięższych prac

domowych. Nikt nie kazał jej sprzątać, gotować ani rozpalać ognia.

Nie miała obowiązku uprawiać warzywnika, aby zaoszczędzić trochę

pieniędzy.

Musiała też postawić sobie pytanie, ile córek duchownych mogło

się poszczycić sezonem w Londynie. Ilu spośród nich zdarzyło się tak

jak jej teraz siedzieć w wytwornym salonie i częstować obecnych

herbatą, jakby były paniami domu i miały wszelkie prawo to robić?

Przystosowała się do tego uprzywilejowanego życia z taką

łatwością, jakby urodziła się arystokratką. W gruncie rzeczy przez

ostatnie kilka miesięcy po prostu żyła jak w bajce, był więc najwyższy

czas skończyć z głupimi rojeniami i spojrzeć prawdzie w oczy.

Przecież jeśli nie otrzyma następnych propozycji małżeństwa i

wróci do Abbot Quincey, to w niezbyt odległej przyszłości sama może

być zmuszona do szukania posady u jakiejś arystokratycznej rodziny.

Wszak nie mogła wymagać od rodziców, by bez końca ją

background image

utrzymywali, a to oznaczało, że zapewne któregoś dnia zostanie

guwernantką.

Panna Halliwell, trzeba powiedzieć, wydawała się całkiem

zadowolona ze swego losu. Ale ile guwernantek miało szczęście

znaleźć zatrudnienie w domu tak życzliwego i opiekuńczego

dżentelmena, jak lord Exmouth? Robina podejrzewała, że bardzo

niewiele.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Następnego ranka w sieni zebrała się niewielka, lecz bardzo

wesoła grupa amatorów pikniku. Panna Halliwell, przy pełnym

poparciu lorda Exmoutha, wyruszyła godzinę wcześniej, by spędzić

dzień z bratem i jego rodziną.

Robina, która już zdążyła zaskarbić sobie sympatię córek Daniela,

a zwłaszcza Lizzie, powoli dochodzącej do przekonania, że w pannie

Perceval odnalazła pokrewną duszę, z powodzeniem rozweselała

dziewczynki, opowiadając im o kolejnym ze swoich niezbyt

chlubnych dziecięcych wyczynów, gdy drzwi wejściowe się

otworzyły i do domu wszedł Daniel.

Ku zaskoczeniu zebranych tuż za nim dziarskim krokiem

wmaszerował do środka sir Percy Lovell w słomkowym kapeluszu na

głowie, ubrany w krzykliwą kamizelkę w żółtozielone paski, z

dziwacznie wyglądającą wiązanką kwiatów przy klapie surduta.

background image

- Wielkie nieba! - zawołała lady Exmouth, spoglądając to na

kamizelkę, to na kwiaty. - Cóż pana do nas sprowadza, Percy? Chyba

nie chce pan przyłączyć się do naszego towarzystwa?

- Wręcz przeciwnie - zapewnił. - Wczoraj wieczorem, kiedy

spotkałem Exmoutha, wspomniał o małej przejażdżce. Uznałem, że

takiej okazji nie mogę stracić, więc się wprosiłem.

Niewątpliwie ani Hanna, ani Lizzie, nie miały nic przeciwko jego

obecności, o czym świadczyło entuzjastyczne powitanie. Sir Percy,

rozpromieniony niczym wyrozumiały wujek, natychmiast wręczył

Hannie bukiet i powiedział jej, że wyrasta na diabelnie urodziwą

pannę, po czym powiadomił Lizzie, że jest nieznośnym kociakiem,

którego powinno się prowadzać na szelkach, co przyprawiło małą o

chichot i spowodowało, że zaczęła jeszcze bardziej obskakiwać sir

Percy'ego.

- Ma pan fatalny wpływ na dzieci, Percy - oświadczyła lady

Exmouth i zerknęła karcąco w stronę innej osoby. - Niewątpliwie

jednak nie jest pan w tym odosobniony.

Daniel, który polecił lokajowi zmienić zabrudzony chodniczek w

kolasce, odwrócił się w porę, by usłyszeć tę uwagę.

- Czyżby?! - Z ukosa zerknął na winowajczynię.

W odpowiedzi otrzymał jedynie prowokacyjne spojrzenie

niebieskich oczu, które natychmiast wywołało na jego twarzy tak

czuły uśmiech, że sir Percy stanął jak wryty i tylko zamrugał

powiekami ze zdumienia.

background image

Pełne znaczenie zdarzenia, którego był świadkiem, zostało

przezeń w lot zrozumiane. Dobrze wiedział, gdzie, a ściślej mówiąc z

kim, zdaniem jego dobrej przyjaciółki lady Exmouth jej syn ma

szukać w przyszłości szczęścia. Do tej chwili nie zdawał sobie jednak

sprawy z tego, że zabiegi damy odnoszą bardzo dobre skutki.

Zerknął w jej kierunku, szukając potwierdzenia swojego wniosku,

i zobaczył wspaniałą scenę poszukiwania czegoś w torebce. Jednak

niezaprzeczalną satysfakcję lady Exmouth zdradzały jej uniesione

kąciki ust.

- Na Jowisza! Tak... no tak. Czy nie powinniśmy już wyruszyć? -

Zgłosiwszy tę propozycję, jako pierwszy skierował się do wyjścia.

Obie dziewczynki, co zrozumiałe, chciały jechać kolaską z ojcem.

Gdy ten był zajęty lokowaniem ich na siedzeniu, jego uwagę

niespodziewanie zaprzątnął zbliżający się kłusem samotny jeździec.

W spojrzeniu, którym Daniel obdarzył Robinę, nie było tym

razem ani krzty czułości. Robina jednakże wydawała się zaskoczona

widokiem przybysza nie mniej niż inni, a lady Exmouth czym prędzej

przejęła inicjatywę, aby jej syn pod wpływem widocznego

rozdrażnienia nie powiedział przypadkiem czegoś, czego mógłby

potem żałować.

- O, dzień dobry, lordzie Phelps - powitała przybysza, który w

końcu zbliżył się do niewielkiego orszaku. - Ufam, że nie zamierzał

pan złożyć nam porannej wizyty, bo jak pan z pewnością zauważył,

właśnie wyruszamy na małą włóczęgę po okolicy.

background image

- Wiem, milady. Liczyłem na to, że uda mi się zdążyć jeszcze

przed wyjazdem. Dowiedziałem się wcześniej od matki, że ma się

odbyć plener dla miłośników szkicowania, i postanowiłem wziąć w

nim udział. Naturalnie jeśli nie ma pani nic przeciwko temu.

- Nie, skądże - oznajmiła lady Exmouth, usiłując wykrzesać z

siebie jak najwięcej entuzjazmu. Na wszelki wypadek nieco podniosła

głos, mając nadzieję, że zagłuszy tym niechętnie mruczącego coś pod

nosem sir Percy'ego. - Kucharka z pewnością przygotowała

dostatecznie obfity prowiant.

- Co panią, u licha, opętało, Lavinio, że pozwoliła pani temu

osobnikowi zabrać się z nami? - spytał stanowczym głosem sir Percy,

gdy wspiął się do powozu za damami i ostentacyjnie zatrzasnął drzwi,

żeby ostatniemu przybyszowi nie wpadło do głowy zrezygnować z

wierzchowca i zażyczyć sobie miejsca w pojeździe. - To doprawdy

impertynencja pojawiać się bez zapowiedzi i w taki sposób wpraszać.

- Ucieszne, że akurat od pana to słyszę, Percy - odparła. - Pan

zrobił dokładnie to samo.

- Pozwolę sobie jednak dostrzec dużą różnicę. Jestem od dawna

przyjacielem rodziny. Wiedziałem, że nie będziecie mieli obiekcji

przeciwko mojemu towarzystwu.

- A co skłania pana do przypuszczenia, że mam obiekcje

przeciwko obecności lorda Phelpsa, który postąpił dokładnie tak

samo?

- Pomyślałbym raczej, że to dość oczywiste, moja droga - odrzekł,

przesyłając znaczące spojrzenie jedynej osobie, zajmującej miejsce na

background image

siedzeniu naprzeciwko. Ta, od chwili gdy powóz ruszył, niezmiennie

wyglądała przez okno. - Daniel nie był zachwycony powiększeniem

naszej kompanii. Zauważyłby to nawet głupiec.

- Och, nie sądzę, żeby poważnie się temu sprzeciwiał - odparła

lady Exmouth, bynajmniej nie starając się zniżyć głosu. - Zresztą

dlaczego miałby to robić, na miłość boską? Lord Phelps jest całkiem

nieszkodliwy, sam pan wie.

- Może i nieszkodliwy - przyznał, po czym dodał półgłosem: - Ale

piekielnie przystojny.

- Temu nie można zaprzeczyć. - Lady Exmouth postanowiła

jednak dowieść swojemu wypróbowanemu przyjacielowi, że jego

niepokój jest całkowicie bezpodstawny, zwróciła się więc do Robiny:

- Moja droga, czy zauważyłaś minę Hanny, gdy nadjeżdżał lord

Phelps?

Robina nie umiała powściągnąć uśmiechu.

- Owszem, proszę pani, i doprawdy chciałabym dostawać złotą

gwineę za każdym razem, gdy widzę u kogoś tę minę. Od czasu gdy

młody lord przyjechał do Brighton, byłabym już bogatą kobietą!

- Ale nie przypominam sobie, abyś ty przypatrywała się lordowi

w ten sposób chociaż raz, odkąd zostaliście sobie przedstawieni.

W oczach Robiny błysnęły wesołe ogniki.

- To dlatego, że zostałam zawczasu ostrzeżona. Cyganka, jak się

okazało, trafnie przepowiedziała mi, że poznam przystojnego

mężczyznę.

background image

- Wielkie nieba! - Lady Exmouth objawiła szczere zdziwienie i

niemałe zainteresowanie. - Nie wiedziałam, że byłaś u wróżki,

dziecko. Kiedy? Czy niedawno?

- Tak. Kiedy lord Exmouth wziął mnie na pierwszą lekcję

powożenia kolaską, natknęliśmy się na koński targ i postanowiliśmy

obejrzeć go z bliska. Wróżka była jedną z miejscowych atrakcji.

- To niezwykle ciekawe, moje dziecko! I czego jeszcze się od niej

dowiedziałaś?

Robina uświadomiła sobie, że ostatnio podejrzanie dużo

zastanawia się nad słowami Cyganki. Najprawdopodobniej w głębi

serca miała nadzieję, że niejedna z jej przepowiedni się sprawdzi.

Myśl o tym, że oczekuje ją beztroskie i szczęśliwe życie, była bardzo

krzepiąca, naturalnie jednak Robina ze wszystkich sił starała się

zachować rozsądny dystans wobec tych nadziei.

- Niewiele, proszę pani. - Wzruszyła ramionami. - Nie należy

traktować cygańskich wróżb zbyt poważnie.

- Co do przystojnego mężczyzny z pewnością miała rację. Czy

przypadkiem nie przepowiedziała ci małżeństwa?

- Phi! - niezbyt grzecznie przerwał te dociekania sir Percy, czym

zasłużył sobie na zniecierpliwione spojrzenie przyjaciółki. - Sama

dobrze pani wie, że to tylko czcza gadanina. A jeśli nawet Cyganka

przepowiedziała obecnej tu pannie Robinie małżeństwo, to mam

wielką nadzieję, że nie z tym bufonem, który jedzie obok.

Lady Exmouth z największym wysiłkiem zdołała powstrzymać

wybuch śmiechu.

background image

- Jest pan nieuprzejmy, Percy. Wprawdzie nie twierdzę, że lord

Phelps to wybitnie zajmujący rozmówca, ale z pewnością nie można

uznać go za prostaka.

- Na mnie sprawia właśnie takie wrażenie. Czy kiedykolwiek

próbowała pani prowadzić konwersację z półgłówkiem? Taki z byle

powodu zamyka się w swoim świecie i już go nie ma. - Wzruszył

ramionami. - Przypuszczam zresztą, że był zmuszony do przyjęcia

takiej taktyki, żeby odciąć się od swojej matki, choćby tylko duchowo

- ciągnął, starając się zachować fair wobec lorda. - Ona nie odstępuje

syna na krok. Ciąga go ze sobą wszędzie.

- Owszem, też to zauważyłam - musiała przyznać lady Exmouth.

- I powiem pani coś jeszcze - mówił coraz bardziej zaaferowany

sir Percy. - Nie wolno dać się oszukać tym zamglonym oczom

Augusty. Ona jest chytra jak lisica. A do tego bezwzględna niczym

lichwiarz! Słyszałem z dobrego źródła, że przyjechała do Brighton

wyłącznie dlatego, że nie musiała z własnej sakiewki opłacić pobytu.

Dom wynajęła początkowo jej siostra, ale późną wiosną zaniemogła i

wtedy zaproponowała go Auguście. A ta naturalnie skorzystała z

okazji. I bez wątpienia nie zapłaciła siostrze ani pensa odstępnego!

Lady Exmouth nie słyszała tej plotki, ale wcale nie zdziwiłaby się,

gdyby prawda istotnie tak wyglądała.

- Augusta, niestety, bardzo się zmieniła. To już nie jest

przyjaciółka, jaką pamiętam z dawnych lat.

- Święta prawda. Dlatego musi pani uważać, moja droga - ostrzegł

ją sir Percy. - Słyszałem również pogłoskę, że Augusta zamierza

background image

zostać w Anglii aż do przyszłego roku. Jej rodzina nie ma już

posiadłości w naszym kraju, więc nie wykluczam, że lady Phelps

postanowiła żerować na dawnych przyjaźniach. Jeśli nie zachowa pani

ostrożności, wprosi się na jesień do Bath i będzie pani skazana na jej

towarzystwo.

- Jeśli spróbuje, to spotka ją srogi zawód - oznajmiła dama. -

Tymczasem jeszcze nie jestem zdecydowana. Wprawdzie chciałabym

z końcem lata wrócić do Bath, ale jest też taka możliwość, że pojadę z

Danielem do Courtney Place.

Sir Percy nawet nie starał się ukryć zaskoczenia.

- Po co, u licha? Daniel już całkiem ozdrawiał. W tak dobrej

dyspozycji nie widziałem go od lat.

- Naprawdę tak pan sądzi? - Lady Exmouth bardzo wysoko ceniła

opinię sir Percy'ego na wszystkie tematy. - Może wobec tego wcale

nie muszę zastanawiać się nad pobytem w Kencie.

- Stanowczo nie - zapewnił ją rozmówca. - Po wypadku była inna

sytuacja. Wtedy sam uważałem, że pani wsparcie byłoby mu bardzo

potrzebne. Właśnie dlatego pozwoliłem sobie przyjechać po panią do

Bath.

- Jestem panu za to dozgonnie wdzięczna, Percy - odpowiedziała,

przesyłając mu ciepły uśmiech.

- Och, to nie był dla mnie żaden kłopot. - Pokręcił głową, bo

obrazy tamtych dni wciąż składały się w jego umyśle na żywe,

plastyczne wspomnienie. - Uważam, że Exmouth już odzyskał siły i

może sam decydować o swojej przyszłości, więc jeśli chcesz

background image

skorzystać z mojej rady, droga Lavinio, pozwól mu na trochę

samodzielności. Będzie ci za to wdzięczny - dodał, mierząc

przyjaciółkę znaczącym spojrzeniem.

Robina, która w milczeniu przysłuchiwała się tej rozmowie,

podzielała zdanie sir Percy'ego. Wprawdzie nie była tak pewna jak on,

czy Daniel już doszedł do siebie po stracie żony, ale uważała, że jest

w stanie zająć się własnymi sprawami bez pomocy matki, mimo że

lady Exmouth miała jak najlepsze intencje.

Na szczęście Daniel dobrze orientował się w terenie i bez trudu

znalazł zakątek zaproponowany przez Robinę. Skręcił z głównego

traktu, by zatrzymać kolaskę w cieniu potężnego cisu. Podczas gdy

Robina i lady Exmouth zastanawiały się nad wyborem odpowiedniego

miejsca na rozłożenie rzeczy, Daniel zorganizował wynoszenie z

powozu koców i koszyków z prowiantem.

Po rozstawieniu jedzenia na trawie w powietrzu uniósł się

smakowity zapach pieczonych kurcząt, co natychmiast obudziło

apetyt sir Percy'ego, który bez ociągania wyraził pogląd, że należy

przystąpić do badania zawartości koszyków, zanim szampan

niestosownie się ogrzeje.

Ponieważ nikt nie zgłosił sprzeciwu, lady Exmouth poleciła

służbie podać jedzenie i napoje. Wszyscy z wyjątkiem lorda Phelpsa,

bardzo powściągliwego w zaspokajaniu głodu, z dużym entuzjazmem

kosztowali kolejne dania przygotowane na tę okazję przez kucharkę.

Dlatego nikt nie czuł potem zbytku energii i gra w krykieta,

zaproponowana wcześniej przez Daniela dla sprawienia przyjemności

background image

Lizzie, została odłożona na czas potrzebny żołądkom, aby poradzić

sobie z obfitym posiłkiem.

Hanna, zachęcona przykładem lorda Phelpsa, postanowiła

szkicować. Uznano, że najbardziej malowniczy widok ruin klasztoru

rozciąga się od strony dużego lasu, zasłaniającego znaczną część

horyzontu. Skrajem lasu płynęła zakolami rzeka, a ruiny znajdowały

się wśród drzew na drugim jej brzegu.

Po rozłożeniu koca na bujnej trawie, o kilka jardów od stanowiska

lorda Phelpsa, Robina usiadła między dwiema dziewczynkami.

Hannę, zręczną rysowniczkę, bardzo szybko pochłonął temat,

natomiast jej siostra jeszcze szybciej straciła zainteresowanie

szkicowaniem, uległa jednak perswazjom i zgodziła się wytrwać przy

pracy do czasu, aż przyjdzie ojciec.

Daniel przystanął, by zerknąć przez ramię lordowi Phelpsowi i

odniósł wystarczająco korzystne wrażenie, by kilka razy z uznaniem

skinąć głową. Potem odwrócił się i wolno ruszył ku dziewczętom.

- Phelps niezaprzeczalnie ma talent - zauważył półgłosem, gdy

podszedł do koca.

Umiejętności swojej starszej córki również szczodrze wychwalał.

Zdołał

nawet

powiedzieć

coś

pochlebnego

o

pośpiesznie

nagryzmolonym szkicu Lizzie, w który autorka włożyła niezbyt wiele

serca. W końcu stanął przy Robinie.

- Zastanawiam się, co powiedzieć o tym rysunku - odezwał się w

końcu, przyjrzawszy się z uwagą ostatniemu dziełu.

background image

Robina zdołała zapanować nad sobą i dalej rysowała ze skupioną

miną, jakby to nie jej praca była właśnie poddawana ocenie.

Szkicowanie zawsze było jej ulubionym zajęciem i miłym sposobem

na spędzenie czasu w smutne, deszczowe dni, gdy nie mogła wyjść z

domu.

Wielu ludzi, w tym nawet matka, należąca do surowych krytyków

tak zwanych kobiecych zajęć, mówiło jej, że ma niezaprzeczalny

talent. Robina znała granice swoich zdolności, wiedziała jednak

również, że służące jej do rysunków modele można rozpoznać na

pierwszy rzut oka, była więc przygotowana na odparowanie z

humorem wszelkich żartobliwych uwag.

- Ten... hm... obiekt pośrodku jest zapewne klasztorem... Tak -

mruknął, zwracając głowę w bok - jeśli spojrzy się na niego pod tym

kątem, rzeczywiście przypomina budynek... w każdym razie do

pewnego stopnia.

- Och, papo! Jesteś wyjątkowo niesprawiedliwy, jeśli stroisz sobie

takie żarty - oburzyła się Hanna. - Chciałabym umieć szkicować

choćby w połowie tak zręcznie jak Robina.

Uniósł brwi.

- Robina?

- Uhm... Robina pozwoliła mi mówić do siebie po imieniu.

- I mnie też, papo - poinformowała go Lizzie, zrywając się z koca

od bezpowrotnie porzuconego rysunku. - Czy wiesz, że ona ma trzy

siostry, a papa dał im wszystkim chłopięce imiona, bo chciał, żeby

były chłopcami?

background image

- Wcale tego nie zrobił, głuptasie - poprawiła ją starsza siostra. -

On wybierał imiona dla chłopców i zmieniał je, kiedy okazywało się,

że ma dziewczynki.

- Ale i tak chciał mieć chłopca. Robina tak powiedziała -

zaprotestowała Lizzie, po czym obdarzyła ojca pytającym

spojrzeniem. - Papo, czy ty też chciałeś, żebyśmy były chłopcami?

- Nie, kochanie. Byłem bardzo szczęśliwy z powodu waszego

przyjścia na świat.

Tą dyplomatyczną odpowiedzią zaskarbił sobie promienny

uśmiech młodszej latorośli, która mocno chwyciła go za rękę.

- Chodź, papo. Zobaczymy, co jest w lesie.

- Dobrze, Lizzie. Zaraz z tobą pójdę - odrzekł, delikatnie

uwalniając rękę z uścisku. - Ale najpierw muszę dowiedzieć się, czy

twoja babcia albo sir Percy nie chcieliby nam towarzyszyć. Nie

odchodź nigdzie beze mnie - ostrzegł.

Lizzie najwyraźniej niezbyt zadowolona, że musi jeszcze

posiedzieć w oczekiwaniu na powrót ojca, postanowiła wykorzystać

zwalone drzewo, by poćwiczyć równowagę, chodząc tam i z

powrotem po pniu, a Hannie i Robinie dać możliwość dalszego

szkicowania w spokoju.

- Myślę, że papa zachował się bardzo niegrzecznie, oceniając twój

rysunek - oświadczyła Hanna, gdy lord Exmouth oddalił się poza

zasięg głosu. - Nigdy nie słyszałam, żeby tak krytykował rysunki

mamy, a twój jest o niebo lepszy od nich wszystkich. - Nagle

background image

zmarszczyła czoło. - Mama nie lubiła, kiedy ludzie źle oceniali jej

rysunki.

Nawet te nieliczne wzmianki o matce, które Robina dotąd

usłyszała od dziewcząt, przekonały ją, że obie darzyły zmarłą żonę

Daniela głębokim uczuciem, a zwłaszcza Hanna, która pamiętała ją

lepiej niż Lizzie, była bowiem o trzy lata starsza. Obie radziły sobie

nadspodziewanie dobrze ze stratą, jakiej doznały. I obie były

wzruszająco przywiązane do ojca.

Robinie nawet nie przyszło do głowy, że ostatnia uwaga Hanny

mogła być w zamierzeniu negatywną oceną charakteru matki.

Najwyraźniej jednak albo zmarła lady Exmouth nie ceniła sobie

krytycznych uwag, albo nie lubiła, kiedy się z nią przekomarzano.

Robina była przyzwyczajona i do jednego, i do drugiego, więc wcale

nie wzięła sobie do serca niepochlebnej opinii Daniela o szkicu.

- Twój papa bardzo lubi żartować. Z pewnością dokuczanie mi dla

zabawy sprawia mu przyjemność.

- Lizzie i mnie papa też dokucza. - Hanna znowu sposępniała. -

Nie pamiętam, żeby dokuczał w ten sposób mamie. - Zerknęła na

lorda Phelpsa, który wciąż w milczeniu oddawał się pracy. - On jest

bardzo przystojny, prawda?

- Bardzo - przyznała Robina i pomyślała, że ostatnimi czasy

dziewczęta zadziwiająco szybko dorastają.

Nie przypominała sobie, by w wieku Hanny zwracała uwagę na

to, czy jakiś dżentelmen jest przystojny. Pamiętała jednak, że oddalała

background image

się bez pozwolenia, chociaż stanowczo jej tego zabraniano, i

wyglądało na to, że ta mała małpka Lizzie właśnie zrobiła to samo.

- Widzę, że twoja siostra postanowiła jednak nie czekać na powrót

ojca - powiedziała, ostrożnie odkładając szkicownik na koc. - Lepiej

pójdę jej poszukać, żeby nie napytała sobie biedy.

- Ona zawsze to robi - zrzędliwie stwierdziła Hanna. - Pójdę z

tobą. Lizzie prędzej czy później zgubi się w lesie i wtedy dopiero

pożałuje!

Weszły między drzewa, ale nigdzie nie było ani śladu

dziewczynki.

Hanna,

znająca

upodobania

siostry,

wyraziła

przypuszczenie, że Lizzie mogła wybrać się nad rzekę.

- To do niej podobne, bo papa bardzo wyraźnie mówił, że tego nie

wolno jej robić pod żadnym pozorem.

Robina z trudem powściągnęła uśmiech. Rozumiała zawstydzenie

starszej córki Daniela. Sama miała przecież trzy młodsze siostry i

dobrze wiedziała, jak czasem potrafią zaleźć za skórę, lecz mimo to

nigdy nie nęciła jej rola skarżypyty. Nie wątpiła, że pod tym

względem Hanna jest do niej podobna.

- Wobec tego poszukajmy najpierw tam - zdecydowała Robina i

pierwsza ruszyła przez zarośla.

Wysoka trawa i paprocie ocierały jej się o spódnice, ale nie było

sposobu na uratowanie ich przed zaplamieniem. Zresztą Robina

bardziej troszczyła się w tej chwili o Lizzie niż o swój wygląd. Doszły

nad brzeg rzeki, gdzie nie znalazły winowajczyni, na szczęście jednak

background image

Robina usłyszała chichot, który rozległ się w odpowiedzi na wołanie

Hanny.

- Jest nad rzeką, tylko dalej - powiedziała, zlokalizowawszy

źródło wątłego odgłosu.

Zachowując bezpieczną odległość od śliskiego, spadzistego

brzegu, dalej przedzierały się przez nadbrzeżne krzaki i wreszcie

dostrzegły małą. Wisiała niczym małpka na wysuniętej nad wodę

gałęzi drzewa, która niebezpiecznie się chyliła pod jej ciężarem.

- Natychmiast wracaj, Lizzie! - zakomenderowała przestraszona

Hanna. - Wracaj natychmiast, słyszysz? Bo jak nie, to zawołam papę!

- No dobrze - odburknęła, najwyraźniej potraktowawszy groźbę

siostry poważnie, i już miała powoli przesunąć się w stronę pnia, gdy

nagle rozległ się głośny trzask. Lizzie z pluskiem znikła w mętnej

toni.

Hanna krzyknęła, ale Robina wiedziała, że nie wolno jej wpaść w

panikę. Natychmiast wysłała dziewczynkę po ojca.

Lizzie wpadła do wody kilka jardów od brzegu. Nie było na co

czekać. Robina, nie wahając się dłużej, zdjęła czepek i trzewiki. Nie

dalej jak tego ranka zabawiała córki lorda Exmouth opowiadaniami o

własnych wybrykach z dziecięcych lat, wśród których, jak teraz mogła

stwierdzić, część zdecydowanie nie stanowiła powodu do dumy.

Nigdy jednak nie żałowała, że podczas swoich sekretnych

eskapad w młodości zdobyła umiejętność pływania. Jej dobra

przyjaciółka, lady Sophia Cleeve, nauczyła się tego od swego

background image

starszego brata lorda Angmeringa i naturalnie zapragnęła podzielić się

rzadką wśród dam sprawnością z zaprzyjaźnioną córką pastora.

Jezioro na terenie obszernego majątku rodziny Cleeve'ów było

idealnym miejscem do nauki, a Robina po przezwyciężeniu

początkowej niepewności przestała bać się wody i zaskakująco szybko

doszła do godnych uwagi wyników. Nigdy nie cieszyła się bardziej z

posiadania tej umiejętności niż właśnie teraz, bo w chwili, gdy

wskoczyła do wody, potwierdziły się jej najgorsze przeczucia.

Rzeka wydawała się spokojna, nurt miała leniwy, ale pod

powierzchnią czyhały na nieostrożnych zdradliwe prądy, a, co gorsza,

plątanina trzcin i innych roślin wodnych stanowiła pułapkę, która nie

spodziewającej

się

niczego

ofierze

groziła

śmiertelnym

niebezpieczeństwem.

Robina raz po raz czuła dotyk zielonych macek, ocierających się

jej o spódnice, gdy płynąc, gorączkowo szukała dziewczynki, która

chwilę wcześniej ukazała się na powierzchni, krztusząc się i parskając,

a teraz znów znikła bez śladu. Na szczęście kilka jardów dalej Robina

dostrzegła duże zagęszczenie bąbelków powietrza, mignęło jej też coś

niebieskiego.

Błyskawicznie dotarła do tego miejsca. W mętnej, zawiesistej

wodzie nic nie było widać, ale gdy zanurkowała, natrafiła dłonią na

tkaninę. Mocno trzymając rękaw niebieskiej sukienki Lizzie,

wyciągnęła dziewczynkę na powierzchnię.

Kaszląca, przerażona Lizzie kurczowo zacisnęła ręce na szyi

wybawicielki, przez co omal nie wciągnęła ich obu ponownie pod

background image

wodę. W ostatniej chwili Robina zdołała uwolnić się z uścisku i

chwycić dziewczynkę tak, by móc ją doholować do brzegu.

Walka z prądem i szarpiącą się Lizzie sprawiła, że Robina

osiągnęła cel półżywa. Nawet przy samym brzegu nie miała jednak

gruntu pod nogami, a śliski, spadzisty teren uniemożliwiał jej

wydostanie się z koryta rzeki. Brakowało jej zresztą siły, by tego

spróbować. Pozostało tylko kurczowo chwycić się sterczącego z ziemi

korzenia i modlić, by pomoc przyszła w porę.

Niebiosa wysłuchały jej modlitwy. Już, już wydawało jej się, że

nie utrzyma Lizzie ani chwili dłużej, gdy tuż nad nią rozległ się

krzepiący męski głos i mocne ramię uwolniło ją od ciężaru, który

udało jej się ocalić przed niechybną śmiercią.

Chwilę potem sama została wyciągnięta z wody. Z całej siły

przywarła do muskularnego męskiego torsu, a ramionami oplotła

wybawicielowi szyję, bardzo podobnie jak kilka minut wcześniej

uwiesiła się na niej Lizzie. Jej wybawca zdawał się nie mieć nic

przeciwko temu, bo wcale nie próbował się uwolnić, wręcz

przeciwnie, szeptał kojące słowa, których i tak nie była w stanie

zrozumieć, bo pękała jej głowa i wciąż nie mogła złapać tchu.

Dopiero gdy nieco wyrównała oddech i poczuła, że może ustać na

własnych nogach bez pomocy, oswobodziła się z uścisku. Zaraz

potem pojawiła się lady Exmouth z kocem, a za nią zasapany sir

Percy. Dama bez chwili zwłoki owinęła wełnianym kocem

przerażoną, rozszlochaną Lizzie, zerknęła na Robinę i wydała okrzyk

przerażenia.

background image

- Na Jowisza! - mruknął sir Percy, spoglądając w tę samą stronę,

po czym szybko włożył do oka monokl.

- Danielu, daj swój surdut... szybko - zakomenderowała lady

Exmouth słabnącym głosem. - Biedaczce na pewno jest zimno.

Jedno spojrzenie na Robinę wystarczyło Danielowi, by pojąć

ogrom matczynej trwogi, i zrozumieć, dlaczego w spojrzeniu sir

Percy'ego było tyle męskiego entuzjazmu dla piękna. Mokra suknia

Robiny przylgnęła do ciała jak druga skóra, zdradzając każdy szczegół

kobiecej urody i nie pozostawiając wyobraźni patrzącego żadnego

poła do popisu.

Powściągając chęć nasycenia się tym widokiem i ignorując

protesty Robiny, która nie chciała przyjąć okrycia, Daniel narzucił jej

surdut na ramiona, po czym nie tracąc czasu, zajął się winowajczynią

całego zajścia, które omal nie skończyło się tragicznie.

Wziął Lizzie na ręce i pierwszy wyszedł z lasu, zostawiwszy

Robinę pod troskliwą opieką matki. Zanim dama ze swą podopieczną

również wyłoniły się spomiędzy drzew, Robina zdążyła zapewnić

lady Exmouth, że mimo tej przygody nic jej nie jest poza kilkoma

siniakami, zadrapaniem na prawej ręce i lekkim przemarznięciem.

- Przynajmniej z rozgrzaniem pani nie będziemy mieli kłopotu -

stwierdził sir Percy i wielkimi krokami przemierzył łąkę do miejsca,

gdzie siedział lord Phelps. - Panna Perceval bardziej potrzebuje tego

niż pan - orzekł zdecydowanie i wyciągnął koc spod zaskoczonego

młodzieńca.

background image

- Wielkie nieba! - powiedział osłupiały Phelps, zatrzymując

wzrok na Robinie.

Jak na kogoś, kto najczęściej zdawał się bujać w obłokach,

wykazał się tym razem zadziwiająco taksującym i przenikliwym

spojrzeniem.

- Czyżby doszło do wypadku? - spytał, dowodząc tym, że od

czasu, gdy rozsiadł się na trawie, nie interesowało go nic oprócz

szkicu. - Czy pani wpadła do rzeki, panno Perceval?

Sir Percy ostentacyjnie zasłonił sobie oczy.

- Wielki Boże, miej nas w swojej opiece! - mruknął i nie siląc się

na wyjaśnienie, odprowadził dość rozbawione damy do powozu.

Później, po zdjęciu przemoczonej i ubłoconej sukni, Robina

mogła wygrzać obolałe ręce i nogi w aromatycznej kąpieli. Pinner,

która zawsze zdradzała wielką słabość do panienki, zrzędziła jak

matką kwoka.

Robina przyjmowała te przejawy nadopiekuńczości bez

protestów, ale gdy Pinner, pomógłszy odzyskać nieskazitelny wygląd

bohaterce dnia, oznajmiła, że wezwano doktora i wkrótce należy się

spodziewać jego wizyty, Robina uznała, że jak na jeden dzień

wystarczy tej troskliwości.

- Nie chcę doktora, Pinner. Poza tym oprócz skaleczenia ręki nic

mi nie dolega, więc nie warto marnować jego cennego czasu z

powodu takiego drobiazgu.

- Pan nalegał, panienko.

background image

Pierwszy raz Pinner miała okazję zobaczyć w łagodnych oczach

Robiny błysk złości. Jeśli nawet zwykle bardzo zrównoważona córka

pastora zamierzała powiedzieć coś niestosownego, to w porę ugryzła

się w język, bo drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł pulchny niski

mężczyzna ze skórzaną torbą.

Uśmiechając się jak dobrotliwy wujek, doktor wysłuchał

cierpliwie zapewnień Robiny, że nic jej nie jest, po czym szybko

zrobił, co należało, by po krótkim badaniu potwierdzić, że zdrowie

pacjentki jest w jak najlepszym stanie. Obiecał też wkrótce przysłać

pomocnika ze słoiczkiem maści do smarowania skaleczonej ręki.

- Czy miał pan już okazję zbadać pannę Lizzie, doktorze?

- Tak, panienko. Nic jej się nie stało. - Cmoknął. - Naturalnie

zawsze była bardzo pobudliwym dzieckiem. Tak jak jej droga mama...

nieustannie w napięciu. Zostawiłem środek uspokajający, żeby łatwiej

jej było zasnąć dziś wieczorem, a jutro z rana jeszcze ją odwiedzę, ale

nie przewiduję żadnych komplikacji po tej niefortunnej przygodzie.

- Jego lordowska mość bardzo się na nią gniewał - wyjawiła

Pinner, gdy doktor opuścił pokój. - Podobno srodze ją złajał i kazał

leżeć w łóżku do końca dnia. Zagroził też, że jeśli go nie usłucha, to

natychmiast odeśle ją do Courtney Place.

- Och, nie - jęknęła Robina, trochę współczując dziewczynce, ale

Pinner pozostała surowa.

- Jeśli chce panienka znać moje zdanie, to i tak o wiele za długo

jej pobłażano. Nie mówię, że nie należało jej się trochę mniej

surowości po śmierci matki, ale panienka Lizzie zawsze lubiła być

background image

niegrzeczna. Teraz pan chyba wreszcie zrozumiał, że musi ją krócej

trzymać, żeby nie wyrosła na całkiem zepsute dziecko.

Podsłuchałam, jak pan mówił do starszej pani, że gdyby panna

Robina nie wyciągnęła panienki z rzeki, to on przybiegłby za późno. -

Oczy służącej zrobiły się podejrzanie wilgotne. - Panna Robina jest

prawdziwą bohaterką.

Bardzo zakłopotana tą niezasłużoną pochwałą Robina usiłowała

przekonać służącą, że w tym, co zrobiła, nie było nic bohaterskiego, i

każdy na jej miejscu zachowałby się podobnie, ale Pinner w ogóle nie

chciała jej słuchać. Z jej punktu widzenia córka pastora była

niepospolitą istotą namaszczoną przez samego Boga, kimś

niezwykłym i godnym najwyższego szacunku, toteż żaden argument

Robiny po prostu nie mógł do niej trafić.

Uznawszy, że jedynie upływ czasu może przywrócić służącej

nieco większą trzeźwość sądu, Robina poszła do pokoju dziewcząt

sprawdzić, jak się miewa Lizzie. Dziewczynka, przestraszona

wypadkiem, była bardzo przygaszona przez całą drogę powrotną do

domu. Robina nie sądziła jednak, by tak niezwykły dla Lizzie

letargiczny stan mógł długo trwać. Nie zdziwiła się więc, odkrywszy,

że mała siedzi w łóżku i z wielkim zainteresowaniem słucha bajki,

czytanej jej przez siostrę.

Wejście Robiny wywołało dwie zgoła różne reakcje. Hanna

zerwała się z krzesła przy łóżku i szeroko uśmiechnęła, zachwycona

jej widokiem. Lizzie, przesławszy wybawicielce spojrzenie pełne

background image

winy, pochyliła głowę i nagle bardzo zainteresowała się wzorem na

pościeli.

Dzięki swojej wiedzy o postępowaniu z dziewczętami w tym

wieku Robina natychmiast zrozumiała przyczynę tego mało

entuzjastycznego powitania ze strony młodszej siostry.

- Nie przyszłam tu, żeby cię łajać - powiedziała.

Tym zapewnieniem wywołała natychmiastowy odzew: dziecko

szelmowsko się uśmiechnęło i zachichotało.

- Czy nie było to podniecające, Robino? Przeżyłyśmy dzisiaj

prawdziwą przygodę!

- Podniecające? - Hanna zerknęła na siostrę z irytacją. - Mogłaś

umrzeć, głupia! Wiesz, co papa powiedział. Gdyby nie Robina, już by

cię tutaj nie było.

- Eee... wiem - z ociąganiem przyznała Lizzie. - Ale Robina mnie

uratowała, więc wszystko jest w porządku, prawda?

Hanna, ku rozbawieniu Robiny, wyciągnęła błagalnie ramiona w

stronę sufitu.

- Poddaję się! Jesteś beznadziejna... Zupełnie beznadziejna.

Przecież wiesz, co zrobi z tobą papa, jeśli jeszcze raz będziesz

niegrzeczna - przypomniała jej. - A mówił poważnie, bo był bardzo

zły.

- Wiem - bąknęła Lizzie, nerwowo skubiąc pościel. - Obiecałam

mu, że już tak nie postąpię. Nie będę zbliżać się do rzeki, dopóki papa

nie nauczy nas pływać. - Spojrzała z podnieceniem na Robinę, która

background image

stanęła przy łóżku. - Papa obiecał, że kiedy jesienią wróci do domu,

nauczy pływać i mnie, i Hannę. Czy ciebie też papa nauczył pływać?

- Hm... niezupełnie - wyznała, zastanawiając się, jak

zareagowałby jej ojciec, gdyby miał kiedykolwiek dowiedzieć się o tej

niezwykłej umiejętności córki. Bardzo wątpiła, czy wykazałby tyle

samo entuzjazmu, co lord Exmouth. - Nie. Nauczyłam się od

przyjaciółki.

- Papa mówi, że dziewczynki nie powinny być gorsze od

chłopców, i sam nie rozumie, dlaczego wcześniej nie przyszło mu do

głowy, żeby nauczyć nas pływać - oznajmiła Hanna, która wydawała

się mniej rozentuzjazmowana tą perspektywą niż młodsza siostra. - Ja

nie miałabym nic przeciwko tej nauce gdyby... no, gdybyś to ty mnie

uczyła, Robino - wyznała, lekko się rumieniąc. - Bądź co bądź, to nie

jest zbyt stosowne, prawda?

- Nie bądź głupia! - parsknęła Lizzie, gdy Robina z pełnym

zrozumieniem dla skromności starszej dziewczynki zamierzała

podsunąć jej mysi, że gdyby panna Halliwell umiała pływać, to

pewnie udałoby się ją namówić na takie lekcje. - Przecież papa w

ogóle nie patrzył na Robinę, kiedy wyciągnął ją z rzeki - ciągnęła

mała, niefrasobliwie ignorując ostrzegawcze spojrzenie siostry. - A

ona wyglądała wtedy tak, jakby nic na sobie nie miała.

- Lizzie, jak możesz!- skarciła ją surowo Hanna, ale szkoda już się

stała. Biedna Robina okryła się pąsem, dobrze bowiem wiedziała, że

Lizzie powiedziała najprawdziwszą prawdę.

background image

Owszem, zauważyła wyraz nieukrywanego zachwytu na twarzy

sir Percy'ego, wtedy jednak sądziła, że jest to pochwała za jej

dzielność w ratowaniu córki Daniela. Ależ była naiwna! Powinna

pomyśleć, że cienka muślinowa suknia, choć skromna i jak

najbardziej stosowna dla młodej damy, po przemoczeniu staje się

całkiem przezroczysta.

Przypomniała sobie również co innego. Jak mocno tulił ją do

siebie Daniel po wyciągnięciu z rzeki i jak sama lgnęła do niego w tej

cudownej chwili, gdy czuła się bezpieczna, chroniona i doceniona.

Czyżby trzymając ją w ten sposób, chciał jedynie ukryć nieskromny

stan

jej

garderoby?

To

przypuszczenie,

przecież

całkiem

prawdopodobne, o dziwo, zakłopotało ją znacznie bardziej niż

odkrycie, że nieświadomie wystawiła swoje wdzięki na widok

publiczny ku niewątpliwemu zadowoleniu mężczyzn.

Nagle uświadomiła sobie, że jest pod ostrzałem dwóch par

dziecięcych oczu, postarała się więc zbagatelizować problem i szybko

zmieniła temat, roztaczając przed dziewczynkami plany różnych

atrakcji, którymi można by wypełnić ich czas w Brighton.

Może nawet udałoby jej się całkiem wyrzucić z pamięci ten

kompromitujący epizod, gdyby nie to, że kilka minut później, gdy po

opuszczeniu dziecięcego pokoju znalazła się na schodach, stanęła oko

w oko z Danielem.

Nie było sposobu na uniknięcie spotkania. Gdyby odwróciła się

do niego plecami i uciekła na górę szukać azylu w swoim pokoju, bez

wątpienia wzbudziłaby u niego wręcz haniebne domniemania. Dużo

background image

lepiej było już stanąć do konfrontacji i po prostu nie przywiązywać

nadmiernej wagi do wcześniejszej przygody.

- Właśnie zajrzałam do pańskiej syrenki, żeby sprawdzić, jak się

czuje. Zdaje mi się, że kąpiel ani trochę jej nie zaszkodziła.

- A pani? - Zatrzymał się o dwa stopnie niżej i odchyliwszy

głowę, spojrzał prosto w jej twarz.

- Ja też czuję się dobrze. W hrabstwie Northampton mieszkają

zdrowi ludzie - powiedziała z wdziękiem. - Wszystkie panny są

krzepkie.

- I odważne - dodał Daniel.

Ujął jej prawą rękę, lekko drżącą w tym uścisku, i zaczął oglądać

połamane paznokcie i zadrapania na wierzchu dłoni. Ani przez chwilę

nie wątpił, że taka skromna panna jak Robina wolałaby raczej

zapomnieć o tym, co stało się wcześniej. Musiała być czymś

zakłopotana, bo unikała jego spojrzenia, uznał więc, że nie należy

przeciągać tego spotkania, i rzekł:

- Nie mam sposobu, aby odpowiednio wyrazić pani wdzięczność i

nawet nie będę próbował. Powiem tylko, że chylę czoło przed pani

odwagą, ptaszyno.

Musnął wargami wierzch jej dłoni, po czym wyminął Robinę i

poszedł na górę. Drugi raz tego dnia zostawił ją bez tchu, we władzy

jakiejś tajemniczej, wielkiej siły, która zmusiła ją do wsparcia się na

poręczy schodów.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Robinie w ogóle nie przyszło do głowy, że jakikolwiek jej czyn

może wywołać takie poruszenie. Szybko przekonała się, że służba ją

rozpieszcza i okazuje jej wprost niezwykły szacunek. W jadłospisie

częściej pojawiały się jej ulubione dania, a Stebbings i Pinner

nieustannie przekazywali jej, że kucharka chce przygotować jakiś

specjał, żeby panna Perceval mogła go skosztować.

Co gorsza, te niespodziewane wyrazy uznania spotykały ją nie

tylko ze strony domowników. Wiadomość o wypadku nad rzeką,

rozpowszechniona prawdopodobnie przez sir Percy'ego, szybko

rozeszła się w towarzystwie i od tej pory dzień w dzień w domu

zjawiały się tłumy ciekawskich, którzy postanowili osobiście

sprawdzić, czy w plotkach krążących o bohaterskim czynie panny

Robiny Perceval jest choć ziarno prawdy.

We wszystkich pokojach stały wazony pełne kwiatów, w tym

olbrzymi bukiet pachnących białych lilii, przysłany przez lorda

Phelpsa i jego matkę. Ilekroć Daniel przechodził przez sień i mijał ten

bukiet, marszczył czoło, choć nikt nie był pewien, czy przeszkadza mu

silny zapach kwiatów, czy to, że przysłał je Simon Phelps.

Robina pocieszała się świadomością, że w końcu przestanie

ściągać na siebie powszechną uwagę, bo towarzystwo z czasem

znajdzie sobie nowy obiekt zainteresowania. Na szczęście wraz

opuszczeniem przez Hannę i Lizzie Brighton i ich wyjazdem w dalszą

drogę do Dorset jej przewidywania się sprawdziły.

background image

Robinie przykro było żegnać się z siostrami, szczerze je bowiem

polubiła, wynagradzała sobie jednak żal przyjemną myślą, że za to

lord Exmouth wróci teraz do domu. Wprawdzie przebywanie w

towarzystwie Hanny i Lizzie sprawiało jej przyjemność, nie mogła

jednak zaprzeczyć, że brakuje jej czasu wspólnie spędzanego z

Danielem, gdy siedzieli obok siebie i czytali albo grali w karty.

Niestety, Daniel wcale nie zdradzał chęci rychłego powrotu do

domu i przynajmniej na razie wydawał się całkowicie zadowolony z

pobytu u przyjaciela, Montague Merrella. Co jeszcze dziwniejsze,

lady Exmouth nie była szczególnie zaniepokojona ociąganiem się

syna. Zresztą zanadto podniecało ją otrzymane zaproszenie na kolację

w Pawilonie, by zajmowała myśli czymkolwiek innym.

Przyjazd regenta do Brighton spowodował dalszy napływ gości do

miasteczka i znaczne wzbogacenie kalendarza towarzyskiego.

Każdego wieczoru Robina spędzała przynajmniej godzinę w swoim

pokoju, by przygotować się do kolejnego przyjęcia, a w dniu kolacji w

Pawilonie Pinner z wyjątkową starannością ułożyła jej włosy i ubrała

ją w uroczą turkusową jedwabną suknię, którą wcześniej Robina miała

na sobie tylko raz, podczas zaręczynowego przyjęcia Sophii Cleeve.

Daniel uprzejmie zgodził się towarzyszyć im na kolację i przez

całą, niedługą zresztą podróż powozem utrzymywał Robinę w stanie

rozbawienia, pozwalając sobie na dość lekceważące uwagi o

niegustownych upodobaniach architektonicznych regenta i żałosnych

przeróbkach, którym Jego Królewska mość wciąż poddaje swój „mały

domek” nad morzem.

background image

Mimo podniecenia perspektywą zjedzenia kolacji w Pawilonie

Robina nie mogła nie zgodzić się z Danielem. Wszystkie sale, przez

które przechodziła w słynnej budowli, miały ozdobny wystrój i

kosztowne umeblowanie, na które nie szczędzono pieniędzy.

Charakter wnętrz jednak nie pasował do wszystkich gustów, a na

pewno nie do upodobań Robiny.

Wydawało się, że w słowniku regenta nie ma w ogóle takich słów,

jak prostota i powściągliwość. Wszędzie dookoła, a zwłaszcza w

jadalni, gdzie na stole ustawiono zadziwiającą liczbę efektownie

przybranych dań, były widoczne najrozmaitsze ekstrawagancje.

W miarę upływu czasu i przybywania kolejnych gości w sali

bankietowej, gdzie tańczono, panowała coraz większa duchota.

Robina zdołała znaleźć nieco chłodniejsze miejsce w kącie i

próbowała się ukryć za ustawioną tam rozłożystą palmą w donicy.

Stąd przyglądała się tłumowi tańczących, ubranych z niezwykłą

elegancją w stroje mieniące się od klejnotów.

Niestety, jej myśli, jak to często ostatnio bywało, zbłądziły i

zaczęła dumać, co przyniesie jej przyszłość po opuszczeniu Brighton i

rozstaniu z wszystkimi tutejszymi wspaniałościami. Zajęta tym nie

zauważyła zbliżającego się wysokiego, postawnego mężczyzny.

- A to co takiego? - Na dźwięk znajomego, bardzo przyjemnego

głosu, aż podskoczyła. - Chowanie się po kątach jest do ciebie

niepodobne.

- Wcale nie chowam się po kątach, jak pan to nazwał - odparła,

zastanawiając się, jak długo była obserwowana. - Po prostu staram się

background image

nie zwracać na siebie uwagi. Jest bardzo gorąco, Danielu. Nie

chciałam ryzykować dalszej obecności na parkiecie, więc stanęłam z

boku, żeby nie poproszono mnie do tańca.

Wydał się usatysfakcjonowany tym tłumaczeniem.

- Tu rzeczywiście jest duszno. Może przejdziemy do oranżerii?

Tam powietrze powinno być trochę przyjemniejsze.

Tego nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Wsparta na jego

ramieniu pozwoliła się zaprowadzić do wielkiego przeszklonego

pomieszczenia, gdzie było wyraźnie chłodniej i mniej tłoczno, chociaż

wśród zieleni kryło się kilka par.

- O czym myślisz? - spytał, gdy doszli do końca drogi przez

oranżerię i usiedli na dwóch wiklinowych krzesłach. - Wydajesz się

całkiem pogrążona w swoim świecie. Czyżby nie podobał ci się

królewski przepych?

- Bardzo mi się podoba, choć jest nieco przytłaczający.

Odpowiedź padła szybko, ale ponieważ Daniel był już ekspertem

w dziedzinie nastrojów panny Perceval, uznał, że zostało to

powiedziane zbyt machinalnie, jakby rozmówczyni błądziła myślami

gdzie indziej.

- Czy coś cię trapi? - spytał łagodnie, ale tym razem nie doczekał

się odpowiedzi. - Nie krępuj się, ptaszyno, przecież jesteśmy

przyjaciółmi, czyż nie? A prawdziwi przyjaciele nie powinni obawiać

się zwierzeń.

Przyjaciele? Kiedyś takie określenie byłoby dla niej bardzo

krzepiące, ale teraz…

background image

- Myślałam o tym, jak przyjemny jest dla mnie pobyt w Brighton.

Dziwne, ale czuję się tu o wiele lepiej niż w stolicy.

Na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie.

- Wybacz mi, że to mówię, ale jeszcze kilka minut temu wcale nie

wyglądałaś na zadowoloną.

Nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc tak szybką i szczerą

odpowiedź.

- To dlatego, że myślałam również, ile stracę, wracając do Abbot

Quincey. - Mimo woli westchnęła. - Stanowczo za bardzo

przyzwyczajam się do luksusu, Danielu. Martwi mnie to.

Przyglądał jej się w milczeniu, jego twarz przybrała całkiem

nieprzenikniony wyraz.

- Co każe ci sądzić, że musisz zrezygnować z takiego życia? Jeśli

nie podoba ci się perspektywa powrotu do hrabstwa Northampton, z

pewnością możesz rozważyć inne możliwości.

- Na przykład?

- Małżeństwo. - W spojrzeniu, które jej przesłał, było znacznie

więcej niż szczypta cynizmu. - Przecież właśnie z zamiarem

znalezienia sobie męża opuściłaś Abbot Quincey.

Nie poczuła się tym urażona. Daniel z pewnością nie chciałby

celowo sprawić jej przykrości, z zasady mówił bez ogródek, toteż

przyzwyczaiła się już, że niekiedy jego uwagi bywają dość

bezceremonialne.

- W pańskich ustach brzmi to jak coś małostkowego - stwierdziła,

ale nie próbowała mu zaprzeczyć. - Naturalnie ma pan rację.

background image

Większość młodych kobiet przyjeżdża na sezon do Londynu właśnie

w tym celu. Ja miałam więcej szczęścia niż wiele spośród nich.

Dostałam dwie propozycje małżeństwa, obie jednak bez żalu

odrzuciłam.

Nie dodała, że stało się to z pełną aprobatą jej matki, która

kierowała się nadzieją na trzecie, znacznie bardziej korzystne

oświadczyny.

- Obaj dżentelmeni byli wielkiej zacności, ale nie zaskarbili sobie

moich uczuć.

I znów spoczęło na niej przenikliwe spojrzenie piwnych oczu.

- A czy naprawdę żaden odpowiedni dżentelmen nie wzbudził

pani zainteresowania już po przyjeździe do Brighton? Na przykład

pan Frederick Ainsley? Przez ostatnie tygodnie najwyraźniej darzy

panią względami, a pani również zdaje się nie unikać jego

towarzystwa.

Niewątpliwie nie miała nic przeciwko spotykaniu pana Ainsleya.

Całkiem go lubiła, i to od pierwszej chwili. Czy jednak byłaby

zadowolona, mając spędzić z nim resztę życia? To już było inne

pytanie.

Dziwne, ale Robina nigdy poważnie nie rozważała możliwości

związania się z Frederickiem Ainsleyem. Ani przez chwilę nie

wątpiła, że pan Ainsley jest kandydatem na troskliwego i kochającego

męża. Pod wieloma względami przypominał jej ojca. Obaj byli

inteligentni, obaj szczerze oddani swojemu powołaniu.

background image

Ale chyba właśnie to było przyczyną, że Robina nie zamierzała

dopuścić do zacieśnienia znajomości z panem Ainsleyem. Nigdy nie

ukrywała, że w Abbot Quincey spędziła bardzo szczęśliwe

dzieciństwo. Mimo to nie miała najmniejszej ochoty zmienić w swoim

życiu jedynie plebanii.

Coraz bardziej przyzwyczajała się do zupełnie innego stylu życia.

I to jej się podobało! Naturalnie wcale nie wiązała swojej przyszłości

wyłącznie z przyjęciami i innymi atrakcjami towarzyskimi. W tym nie

widziałaby nic pociągającego.

Chciała wyjść za mąż i mieć dzieci. Ale najważniejsze było dla

niej, by poślubić mężczyznę, którego mogłaby kochać i szanować. Jej

ideał gdzieś już na nią czekał, tego była pewna, a mimo to nie umiała

go sobie wyobrazić. Obraz tego człowieka, jaki miała w głowie, wciąż

był zamazany.

- Tak, chciałabym wyjść za mąż, Danielu. Zdecyduję się na to

dopiero wtedy, kiedy spotkam mężczyznę, którego pokocham. - A

więc zdradziła swoje najskrytsze myśli. - Nigdy nie zawarłabym

małżeństwa tylko dla poczucia bezpieczeństwa albo tylko po to, by

mieć własny dom.

Roześmiała się dźwięcznie, trochę zakłopotana.

- Och, sama nie wiem, Danielu. Może za wiele wymagam od

życia. To prawda, że miałam więcej szczęścia niż wiele innych

panien. Tylko że... - Jak to wytłumaczyć? - W moim życiu nigdy nie

zdarzyło się nic naprawdę ekscytującego. Każda panna marzy o

background image

spotkaniu rycerza z bajki, dzielnego Galahada, który ocali ją przed

niebezpieczeństwem, a potem beznadziejnie się w niej zakocha.

Pan może się śmiać - ciągnęła, gdy po tym wyznaniu usłyszała

głośny wybuch śmiechu. - Pan jest mężczyzną i bez wątpienia miał

niejedno ekscytujące doświadczenie. Tymczasem moje życie jeszcze

kilka tygodni temu było zupełnie bezbarwne.

Daniel nadal się uśmiechał, ale gdy się odezwał, nie ulegało

wątpliwości, że mówi szczerze i bez ironii.

- Wydaje mi się, że to rozumiem, ptaszyno. Coś ekscytującego od

czasu do czasu na pewno nikomu nie zaszkodzi. A więc masz nadzieję

spotkać swojego sir Lancelota.

- Galahada - poprawiła go zawstydzona, że przyznała się do tak

dziecinnego marzenia. - Ponieważ jednak ziszczenie się tej nadziei

jest mało prawdopodobne, próbuję przyzwyczaić się do myśli, że będę

wiodła życie guwernantki.

- Wielkie nieba! To jednak dużo skromniejszy plan niż życie u

boku dzielnego rycerza.

- Owszem - przyznała - ale za to więcej w nim realizmu.

Daniel wyjął jej z ręki wachlarz, rozłożył go i zaczął się

przyglądać delikatnemu rysunkowi przedstawiającemu kwiaty.

- Czy zapomniała już pani, że mama proponowała jej pobyt w

Bath w charakterze damy do towarzystwa?

Robina dobrze pamiętała tę rozmowę, ale nie potraktowała słów

lady Exmouth poważnie.

- Pańska matka z pewnością tylko żartowała.

background image

- Nie sądzę. Ona bardzo panią lubi.

Wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale

najwyraźniej zmienił zdanie. Szybko oddał jej wachlarz, po czym

wstał.

- Ma pani dość czasu, aby rozważyć propozycję mojej matki.

Sezon w Brighton trwa dość długo. Tymczasem możemy wrócić na

salę i dalej się weselić.

Byli w pół drogi przez oszkloną budowlę, gdy zauważyli, że przy

drzwiach zaczynają gromadzić się ludzie. Grupka nagle się rozstąpiła i

do oranżerii wszedł wypróbowany przyjaciel Daniela, Montague

Merrell, w towarzystwie nie kogo innego, a samego regenta. Robina

naturalnie wiedziała, że przyjaciel Daniela pozostaje w przyjaźni z

przyszłym królem.

Tuż przed kolacją widziała, jak pan Merrell wchodzi na salę w

grupce osób otaczającej regenta. Wtedy nie miała szansy zostać

przedstawiona monarsze, za to teraz nie mogła tego uniknąć. Regent

potoczył wzrokiem po oranżerii i jego nalana twarz rozjaśniła się na

widok znajomej postaci.

- Exmouth, stary druhu! - Jak na dżentelmena o tak obfitych

kształtach poruszał się z zaskakującą lekkością. - Tu obecny Monty

poinformował mnie, że znajdujesz się wśród gości. Jak to dobrze

znowu zobaczyć cię w towarzystwie!

- Dziękuję, sir. - Daniel zauważył, że spojrzenie przyszłego

monarchy kieruje się na Robinę, więc szybko ją przedstawił.

background image

Z gracją dygnęła i poczuła, jak jej dłoń otaczają ciepłe, pulchne

palce.

- Pyszności! Pyszności! - rozpromienił się regent, z uznaniem

mierząc ją wzrokiem.

Robina poczuła się jak wyjątkowo smakowity kąsek podany mu

na talerzu.

- Panna Perceval przebywa razem z nami w Brighton. Jest pod

opieką mojej matki - wyjaśnił szybko Daniel na wypadek, gdyby

władca miał jeszcze jakieś wątpliwości co do reputacji Robiny.

- Wspaniale! - Przyszły król ostatni raz uścisnął smukłe palce

Robiny i uwolnił jej dłoń..- A jak się miewa twoja droga matka,

Exmouth? Ufam, że zdrowie jej dopisuje.

- O, tak, sir. Jak zawsze.

- Wspaniale! Wspaniale! - powiedział znowu i zwrócił się do

Merrella. - Zostawmy, Monty, Exmoutha, niech odprowadzi tę pyszną

pannę pod opiekuńcze skrzydła matki, a my chodźmy poszukać

Wilmingtona. O ile pamiętam, mówiłeś, że i on tu dziś będzie.

- Zaiste jest - potwierdził pan Merrell i szelmowsko mrugnąwszy

okiem do Daniela, wrócił z regentem do sali bankietowej.

Daniel i Robina ruszyli za nimi w stosownej odległości i po chwili

znaleźli lady Exmouth wśród osób zgromadzonych w drugim końcu

sali.

- Nie kto inny jak regent we własnej osobie polecił mi

odprowadzić Robinę pod twoją opiekę - oznajmił Daniel,

background image

wywabiwszy matkę z kręgu. - Ponieważ nie śmiałbym przeciwstawić

się woli króla, oto panna Perceval.

- Na Boga, gdzieś ty była, moje dziecko? Ostatnio gdy cię

widziałam, tańczyłaś z lordem Farleyem.

- Och, Robina tymczasem awansowała w hierarchii społecznej,

mamo - odrzekł Daniel, zanim Robina zdążyła powiedzieć cokolwiek

na temat swojej długiej nieobecności. - Zawarła znajomość z jego

królewską mością.

- Naprawdę? - Lady Exmouth spoglądała podniecona to na jedno,

to na drugie. - Poznałaś regenta, dziecko? Czy przedstawiłeś ją,

Danielu? Miałam nadzieję, że uda się to zrobić. Co sądzisz o naszym

przyszłym królu?

- Dość przytłaczający, proszę pani.

- Chcesz chyba powiedzieć, że ma nadwagę - poprawiła ją lady

Exmouth.

- Ostrożnie, mamo - zwrócił jej uwagę syn. - Są tacy, którzy

popadli w niełaskę za drobniejsze przewinienia.

Lady Exmouth zamierzała powiedzieć, że wcale nie minęła się z

prawdą, gdy do jej uszu dobiegł niegodny damy pisk. Obróciwszy się,

zobaczyła zmierzającą ku nim żywiołową niewiastę, ubraną w suknię

koloru bursztynowego.

- Wielkie nieba! - zawołała starsza pani i serdecznie uściskała

sprawczynię pisku. - Co ty tu robisz, dziecko?

- Sądzę, że to samo co ty, ciociu Lavinio.

background image

Uwolniwszy się z czułego uścisku, nowo przybyła niewiasta

zwróciła się do Daniela i bezwstydnie głośno cmoknęła go w

policzek.

- Nie spodziewałam się, że tu na ciebie wpadnę, drogi kuzynie -

przyznała, spoglądając na niego ciemnymi oczami, w których skrzyły

się diabelskie ogniki. - Zawsze myślałam, że masz więcej smaku. Ho,

ho, aleś się zmienił!

- A ty najwyraźniej nie, zuchwała kobieto! - odparł z uśmiechem.

- I bądź grzeczna przez chwilę, to przedstawię ci pannę Robinę

Perceval. To jest moja kuzynka, lady Arabella Tolliver, przekleństwo

mojego życia.

- O ty paskudniku! - Lady Arabella Tolliver ze śmiechem

chwyciła dłoń Robiny i uścisnęła ją oburącz. - Jest mi bardzo miło, że

możemy się poznać, panno Perceval. Słyszałam już plotki, że ciotka

Lavinia wzięła pod swe opiekuńcze skrzydła bardzo urodziwą pannę.

- Zanim ulegniesz pokusie ujawnienia następnych plotek -

przerwała jej starsza pani - powinnyśmy chyba znaleźć sobie jakiś

zaciszny kąt, najlepiej taki, gdzie można usiąść.

Zwróciła się do syna i zdążyła jeszcze dostrzec błysk rozbawienia

w jego oczach, więc na wszelki wypadek szybko poprosiła go o

przyniesienie napojów. Potem bez dalszych ceregieli zaprowadziła

swoje młode podopieczne w najdalszy kąt sali, gdzie stały trzy wolne

krzesła.

background image

- No dobrze, Arabello - odezwała się, gdy wszystkie zajęły

miejsca - opowiadaj, co cię sprowadza do Brighton. W ostatnim liście

nie wspominałaś, że zamierzasz tu przyjechać.

- Och, ciociu Lavinio, powinnaś znać mnie lepiej i wiedzieć, że

nigdy niczego nie planuję. Wszystko robię pod wpływem impulsu.

Poza tym dlaczego miałoby mnie tutaj nie być? Moja żałoba dobiegła

końca wiele tygodni temu. - Spojrzała z rozmarzeniem na spódnice

swojej uroczej bursztynowej sukni. - Nawet szkoda... Było mi bardzo

do twarzy w kirze.

- Doprawdy, Arabello! - skarciła ją ciotka, uważając, żeby się nie

roześmiać. - Co sobie ludzie pomyślą, gdy będziesz opowiadać takie

rzeczy?

Potem zwróciła się do Robiny, która również przygryzała wargi,

żeby nie roześmiać się z gadaniny lady Tolliver.

- Jeśli jeszcze nie zgadłaś, moja droga, ta zuchwała młoda kobieta

jest moją siostrzenicą, jedyną córką drogiej Emily, niech jej ziemia

lekką będzie. Moja siostra zmarła przy drugim porodzie, wydając na

świat martwe dziecko, dlatego Arabella spędziła wiele czasu w

Courtney Place. Myślę, że traktuje to miejsce jak swój drugi dom, a

Daniela jak brata.

- Z pewnością traktuję Courtney Place jak swój dom, ciociu, ale

czy kiedykolwiek uważałam Daniela za brata - to zupełnie inna

kwestia.

Robina wychwyciła ironiczną nutę w tonie lady Tolliver. Trudno

było jednak ocenić, czy starsza pani odniosła podobne wrażenie, bo

background image

zaraz potem jej uwagę przykuł Daniel wracający z lokajem, który

niósł na srebrnej tacy cztery kieliszki szampana. Gdy wszyscy

skosztowali już trunku, Daniel zwrócił się do kuzynki i spytał, gdzie

się zatrzymała.

- Drogi Roderick wynajął dom na całe lato. Biedak nawet nie

chciał słyszeć o zostawieniu mnie na łasce losu, kiedy fatalnie się

przeziębiłam i nie mogłam potem dojść do siebie. Zamierzaliśmy

ściągnąć tu w połowie czerwca, ale udało nam się wyjechać z Devonu

dopiero przed kilkoma dniami.

- Ufam, że już w pełni odzyskałaś zdrowie.

- Tak, kuzynie, i spieszno mi do nadrobienia straconego czasu. -

Na jej szerokich ustach niespodziewanie wykwitł uśmiech. - O, jest

mój drogi Roddy - oznajmiła, spoglądając ku drzwiom. - Idź do niego,

proszę, i uratuj go ze szponów lorda Crawforda. Nie chcę, żeby dał się

skusić temu niepoprawnemu hazardziście. Roddy nie ma pojęcia o

grze w karty, więc nie chciałabym się rano przekonać, że zdążył

przegrać cały rodzinny majątek.

Parsknęła śmiechem, a kuzyn posłusznie poszedł spełnić jej

życzenie.

- To bardzo zabawne mieć pasierba, który jest prawie

rówieśnikiem. Większość ludzi, widząc nas razem, myśli, że jesteśmy

mężem i żoną.

Robina zobaczyła, jak Daniel ściska dłoń jasnowłosemu

dżentelmenowi średniego wzrostu. Wcale jej nie zdziwiło, że obcy

biorą lady Tolliver i sir Rodericka za małżeństwo. Bardzo chciała się

background image

dowiedzieć czegoś więcej o żywiołowej kuzynce Daniela, ale tego

wieczoru nie udało jej się już zdobyć żadnych nowych informacji,

ponieważ do kręgu przyłączyły się znajome lady Exmouth, a wkrótce

potem lady Tolliver oddaliła się do innej grupki.

Przez resztę wieczoru Robina widziała ją jeszcze tylko

trzykrotnie. Za każdym razem Arabella była zaborczo uczepiona

ramienia Daniela, który wydawał się nie mieć nic przeciwko temu.

Nawet więcej, sprawiał wrażenie wyjątkowo zadowolonego.

Robina pomyślała, że radość Daniela z towarzystwa kuzynki

powinna jej sprawić przyjemność, było jednak wręcz przeciwnie.

Późnym wieczorem opuszczała królewski Pawilon w zdecydowanie

kiepskim nastroju.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego ranka Robina dostała list od rodziny, a w nim

potwierdzenie zaskakującej nowiny znalezionej przez nią dwa

tygodnie wcześniej w gazecie, a dotyczącej zaręczyn kuzynki Hester z

lordem Dungarranem. Pokręciła głową, wciąż bowiem trudno jej było

w to uwierzyć.

- A jednak to prawda - zwróciła się do lady Exmouth, która

siedziała naprzeciwko niej przy śniadaniu i z pogodną miną zjadała

drugą pyszną bułeczkę z masłem. - Nie przestaję się dziwić. Hester

nigdy nie przejawiała najmniejszego zainteresowania małżeństwem.

Jej pierwszy sezon w Londynie zakończył się fiaskiem i całkowicie

wybił jej z głowy myśli o zamążpójściu.

background image

- Jak widać nie całkowicie - odparła starsza pani. - Widocznie lord

Dungarran skłonił ją do zmiany zdania, chociaż muszę przyznać, że

nie przypominam sobie, by twoja kuzynka zainteresowała się

jakimkolwiek dżentelmenem, gdy widywałam ją w Londynie.

Niektóre młode damy po prostu lepiej skrywają swoje uczucia niż

inne, nie sądzisz? - Po chwili zastanowienia lady Exmouth uległa

pokusie i sięgnęła po trzecią bułeczkę. - Czy twoja matka ujawniła w

liście inne szczegóły związane z zaręczynami?

Robina przebiegła wzrokiem kartkę pokrytą równym, starannym

pismem matki.

- Tylko tyle, że ogłoszono je w dniu jarmarku. Jaka szkoda, że nie

mogłam ich świętować razem z rodziną! Wuj James i ciotka Eleanor

muszą być zachwyceni. - Pokręciła głową i uśmiechnęła się, coś

bowiem przyszło jej nagle do głowy. - Czy pani wie, że zanim jeszcze

opuściłyśmy Northampton - my, czyli lady Sophia Cleeve, Hester i ja

- nawet nie przyszłoby mi do głowy, że jako jedyna wrócę do domu

niezaręczona? Szczerze mówiąc, sądziłabym coś wręcz przeciwnego.

Zdawało mi się, że tylko dla mnie jednej sezon skończy się

zaręczynami.

Lady Exmouth zatrzymała dłoń trzymającą filiżankę w pół drogi

do ust.

- Masz jeszcze przed sobą mnóstwo czasu, moja droga. Przecież

według planu wracasz do domu dopiero jesienią.

- Dokładnie to samo mówił Daniel - odrzekła Robina i dopiero

wtedy zorientowała się, co powiedziała.

background image

Natychmiast dostrzegła wyraz żywego zainteresowania na twarzy

lady Exmouth. Swoboda i niefrasobliwość tej damy były bardzo

zwodnicze. Można było nabrać przekonania, że starsza pani

zazwyczaj szczęśliwie przebywa we własnym świecie i pozwala, by

przyziemne sprawy toczyły się swoją drogą. Tymczasem w

rzeczywistości bardzo niewiele umykało jej uwagi.

- A tak, bo wspomniałam mu wczoraj wieczorem - pośpiesznie

dodała Robina - że nigdy nie zawarłabym małżeństwa tylko po to, by

poczuć się bezpiecznie i mieć własny dom.

- Czy naprawdę powiedziałaś coś takiego mojemu synowi? - Lady

Exmouth wydawała się szczerze poruszona. - Dobrze, dziecko.

Robina spojrzała na damę, dość zaskoczona jej reakcją. Przecież

gdyby lady Exmouth nadal żywiła nadzieję na małżeństwo jej syna z

córką pastora z Abbot Quincey, to z pewnością nie powinna jej

ucieszyć wiadomość, że panna, którą uważała za idealną kandydatkę

na synową, nie pozwoli się przekonać do małżeństwa z rozsądku i

skusić bogactwem ani tytułem.

Może po przyjeździe do Brighton lady Exmouth doszła do

wniosku, że jej syn i córka pastora po prostu do siebie nie pasują, więc

zmieniła zdanie? Robina całkiem niespodziewanie doznała przykrego

rozczarowania. Na wszelki wypadek zmieniła temat i zapytała, czy

należy się spodziewać wizyty lady Tolliver.

- Wielkie nieba! Nawet nie próbowałabym przewidywać, co ta

moja postrzelona siostrzenica może wymyślić. Ona zawsze robi

wszystko według własnego widzimisię.

background image

Rozczarowanie Robiny szybko przekształciło się w niechęć, ni

stąd, ni zowąd bowiem wyobraźnia podsunęła jej obraz lady Tolliver

uczepionej ramienia Daniela.

- Daniel dał mi wyraźnie do zrozumienia, że bardzo lubi swoją

kuzynkę, proszę pani - stwierdziła obojętnym tonem, starając się

zapanować nad emocjami. - Oni są jak brat i siostra... prawda? Tak,

zdaje się, pani mówiła?

- Zawsze tak mi się zdawało, ale... Nie wiem, moja droga. - Lady

Exmouth uśmiechnęła się do jakiegoś swojego wspomnienia. - Kiedyś

chyba sądziłam, że mogą być dobraną parą. Arabella nie grzeszy

urodą, ale ma wiele innych zalet, którymi to nadrabia. Jest

inteligentna, dowcipna i pełna wigoru. - Pokręciła głową, a uśmiech

szybko znikł jej z twarzy. - Obawiam się jednak, że nijak nie mogłaby

dorównać Clarissie, w każdym razie urodą. To zresztą dotyczy

większości kobiet.

O dziwo, ta informacja wcale nie poprawiła samopoczucia

Robiny. Z niewyjaśnionego powodu nadal nie umiała zapanować nad

uczuciem niechęci. Co więcej, zdawało się ono nasilać i obejmowało

teraz już nie tylko lady Tolliver, lecz również niedawno zmarłą

Clarissę.

- To dziwne, ale Arabella należała do nielicznych osób, które

uważały, że Daniel popełnia błąd, decydując się na małżeństwo z

Clarissą - wyjawiła lady Exmouth i Robina natychmiast ponownie

skupiła uwagę na jej słowach. - Nie przypuszczam, żeby wyznawała

taki pogląd z zazdrości. Wydawała się szczerze przekonana, że oni nie

background image

będą do siebie pasować. Naturalnie znaleźli się też inni sceptycy, na

przykład mój przyjaciel sir Percy. Oni również wyrażali niepokój, ale

ich obiekcje dotyczyły przede wszystkim zbyt młodego wieku

Daniela.

- A na czym polegały zastrzeżenia pani siostrzenicy? - zapytała

Robina, gdy dama znowu zamilkła i odbiegła myślami daleko. - Czy

kiedykolwiek wyjaśniła to wprost?

- Nie przypominam sobie tego, moja droga. W dzieciństwie

Arabella dużo bawiła się z Clarissą, więc dobrze ją znała. - Wzruszyła

ramionami. - Może moja siostrzenica dostrzegła w naturze Clarissy

coś, co ją raziło. Przecież nikt nie jest doskonały. Wszyscy mamy

swoje słabości i dziwactwa, które innych irytują.

Była to niewątpliwie prawda. Robina szczerze kochała swoje

siostry, nie znaczyło to jednak, że jest ślepa na ich wady, drażniące ją

w najwyższym stopniu.

Byłoby interesujące dowiedzieć się, co Arabella zarzucała zmarłej

żonie Daniela, ale ponieważ jego matka zdawała się tego nie wiedzieć,

nie było sensu drążyć tematu. Robina znowu zmieniła więc bieg

rozmowy.

- Ze słów lady Tolliver odniosłam wczoraj wrażenie, że jej mąż

był od niej dużo starszy.

- Owszem, moja droga. To widocznie musi być dziedziczne, że

kobiety w mojej rodzinie wolą starszych mężczyzn. Chyba już ci

wspominałam, że ojciec Daniela miał znacznie więcej lat niż ja.

background image

Ojciec Arabelli również był znacznie starszy od mojej siostry, no i

Arabella też poślubiła dżentelmena, który mógłby być jej ojcem.

Z uśmiechem pokręciła głową.

- Muszę wyznać, że zdziwiłam się, gdy siostrzenica zdecydowała

się przyjąć oświadczyny sir Henry'ego. Zawsze była pełna życia,

wciąż w ruchu, więc sądziłam, że wybierze sobie młodego,

przystojnego młodzieńca. Ale nie, zdecydowała się na bardzo

spokojnego i zacnego sir Henry'ego, którego jedyny syn był od niej

kilka miesięcy starszy.

O dziwo, Arabella bardzo szybko przywykła do małżeńskiego

życia i osiadła w hrabstwie Devon. Niezależnie od tego, jakie

wrażenie mogła wywrzeć wczoraj wieczorem, była oddana sir

Henry'emu i bardzo przeżyła jego śmierć. Naturalnie wciąż jest

stosunkowo młodą kobietą, więc być może któregoś dnia ponownie

wyjdzie za mąż i urodzi dzieci. Ale wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby

tak się nie stało.

Niespodziewanie parsknęła chrapliwym śmiechem.

- Nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby wielu dżentelmenów

miało ochotę godzić się na szaleństwa mojej siostrzenicy.

Może nie było ich wielu, pomyślała Robina, starając się zagłuszyć

dużym łykiem kawy smak goryczy, który nagle poczuła, ale jeden

dżentelmen wyraźnie pokazał poprzedniego wieczoru, że chętnie by

tego spróbował.

W ramach pokonywania nieoczekiwanego napadu melancholii,

jednego z tych, które dręczyły ją ostatnio coraz częściej, Robina

background image

postanowiła złożyć wizytę swojej przyjaciółce Olivii. Najchętniej

wybrałaby się do niej sama, ponieważ jednak wiedziała, że takie

zachowanie wywołałoby głębokie ubolewanie lady Exmouth, która

mimo swej życzliwości nie aprobowała chodzenia przez młode damy

samopas po ulicach, poprosiła, służącą Nancy, żeby jej towarzyszyła.

Weszła do modnego domu, wynajętego przez świeżo upieczonego

szwagra Olivii na okres pobytu rodziny w Brighton, przekonała się

jednak, że przyjaciółka wpadła na podobny pomysł jak ona i wyszła

na przechadzkę. Była za to w domu siostra Olivii, Beatrice, i

ucieszona niespodziewaną wizytą natychmiast poleciła podać

przekąskę do frontowego salonu.

Przez pewien czas rozmawiały o zaskakujących wydarzeniach,

jakie w ostatnich tygodniach miały miejsce w hrabstwie Northampton,

po czym zajęły się aktualniejszymi sprawami, czyli zaręczynami kilku

ich wspólnych znajomych, między innymi dość niespodziewaną

nowiną o zaręczynach Hester Perceval. Beatrice podsumowała tę

rozmowę żartobliwą uwagą, że zapewne wkrótce również jej miły

gość stwierdzi, że wpadł w małżeńskie sidła, którą to sugestią

przyprawiła Robinę o bolesne ukłucie w sercu.

Szybko zapewniła gościnną panią domu, że jak dotąd nie ma

żadnych zobowiązań, więc prawdopodobnie należy się najpierw

spodziewać zaręczyn Olivii, co natychmiast wywołało zatroskaną

minę na twarzy Beatrice, od niedawna lady Ravensden.

Robina wiedziała, że Beatrice jest bystra i prawdopodobnie wie

równie dobrze jak Robina, że Olivia wykazuje zainteresowanie

background image

pewnym kapitanem nazwiskiem Jack Denning. Ponieważ Robina

miała już okazję kilkakrotnie spotkać tego dżentelmena, wyrobiła

sobie przekonanie, że kapitan jest interesującym mężczyzną. Bez

wątpienia był przystojny i na pewno spełniał dziewczęce marzenia o

nieustraszonym bohaterze rodem z książki.

To nawet skłoniło ją do krótkiej refleksji nad tym, dlaczego ona,

Robina, w odróżnieniu od swojej przyjaciółki Olivii w ogóle nie czuje

pociągu do tego człowieka. Niezaprzeczalnie kapitan roztaczał

melancholijną aurę. Mówiono o nim, że niekiedy bywa porywczy, a w

pewnych kręgach krążyły również plotki dotyczące rozdźwięku

pomiędzy nim a resztą rodziny, co naturalnie mogło przysporzyć trosk

Beatrice, jeśli sądziła, że jej młodsza siostra obdarzyła tego człowieka

uczuciem.

Mimo że Robina uważała się za przyjaciółkę rodziny Roade'ów,

nie była to jej sprawa, dlatego nie miała zamiaru dawać upustu

wścibstwu ani angażować się w sprawy, które jej nie dotyczą.

Taktownie skierowała rozmowę na mniej osobiste tematy, a chwilę

później powiedziała, że musi już iść.

Chociaż odrzuciła uprzejme zaproszenie Beatrice, by jeszcze

posiedzieć i poczekać na powrót Olivii, to nie wróciła prosto do

domu, lecz poszła naokoło, przez centrum miasta, co bardzo ucieszyło

młodą służącą. Szybko wyszło na jaw, że Nancy niczego nie lubi tak

bardzo jak oglądania sklepowych wystaw. Szeroko otwartymi,

pełnymi podziwu oczami wpatrywała się w pięknie zdobione suknie i

kunsztowne czepki.

background image

Robinie trudno było jednak wykrzesać z siebie entuzjazm dla tych

widoków i właśnie usiłowała przekonać swoją ociągającą się

towarzyszkę do przyśpieszenia kroku, gdy usłyszała, że ktoś woła ją

radosnym, wibrującym energią głosem. Zaskoczona stwierdziła, że

zaledwie kilka jardów przed nią zatrzymuje się bardzo elegancki

odkryty powozik.

- Dzień dobry, panno Perceval - powitała ją jedyna w swoim

rodzaju i natychmiast rozpoznawalna osoba siedząca w środku. - Czy

uda mi się namówić panią na wspólną przejażdżkę po mieście? I tak

zamierzałam odwiedzić ciotkę Lavinię, więc mogę potem bezpiecznie

odwieźć panią do domu.

Odmowa mogłaby wydać się niegrzeczna. Ponadto lady Tolliver

sprawiała wrażenie szczerze uradowanej spotkaniem. Robina

żałowała, że nie może odwzajemnić się tym samym, bo przecież

kuzynka Daniela nie dała jej żadnego powodu do okazywania

niechęci.

Zaczęło dokuczać jej sumienie, zdawała sobie bowiem sprawę z

tego, że pastor byłby bardzo rozczarowany swoją najstarszą córką,

gdyby przyszło mu do głowy, że może ona darzyć kogoś antypatią bez

widomego powodu.

- Z chęcią przyjmuję zaproszenie - odrzekła, bardzo starając się,

aby ta deklaracja zabrzmiała szczerze, po czym zwróciła się do młodej

służącej, która powiedziała, że pójdzie dalej pieszo, jeśli panienka nie

ma nic przeciwko temu.

background image

- Zupełnie jak moje służące - stwierdziła Arabella, poleciwszy

stangretowi ruszyć. - Wszystkie zdają się czerpać wielką przyjemność

z gapienia się na wystawy. To zresztą chyba jest zrozumiałe!

Większość kobiet lubi przyglądać się fatałaszkom i falbankom. -

Nagle zmrużyła powieki i zmierzyła swą towarzyszkę taksującym

spojrzeniem. - Ale pani, zdaje się, to nie dotyczy.

Robina odwzajemniła jej spojrzenie i nagle uświadomiła sobie, że

lady Tolliver łączy ze starszą panią Exmouth znacznie więcej niż

tylko rodzinne podobieństwo. Obie damy wydawały się niezwykle

spostrzegawcze. Uznawszy, że rozsądnie będzie nie zaprzeczać,

powiedziała:

- Napatrzyłam się już na wystawy w Londynie. - Wzruszyła

ramionami. - Jest bardzo miło mieć i nosić ładne stroje, ale obawiam

się, że należę do osób, dla których posiadanie rzeczy nie jest

najważniejsze, lady Tolliver.

- Doprawdy niezwykła z pani kobieta - odrzekła Arabella, po

czym zaproponowała rozluźnienie etykiety. - Mam nadzieję, że

zechcesz mówić do mnie po imieniu, bo co do mnie, zdecydowanie

mam zamiar nazywać cię Robiną. Nie znoszę zbędnych ceregieli, więc

możemy rozmawiać z sobą tak, jakbyśmy zamierzały się zaprzyjaźnić,

nie sądzisz?

Wziąwszy milczenie Robiny za przyzwolenie, Arabella z

zainteresowaniem rozejrzała się dookoła.

- Wielkie nieba! - zawołała, dostrzegając znajomą postać w

mijającym je powozie. - Czyż to nie lady Milverton? Ale fikuśny

background image

kapelusz! - Szelmowsko zachichotała i znów skupiła uwagę na

Robinie. - I jak ci się podoba w Brighton?

- Bardzo. Daniel i jego matka są dla mnie niezwykle mili,

poświęcają mi wiele czasu, abym się nie nudziła. Daniel zadał sobie

nawet trud nauczenia mnie, jak się powozi.

Arabella wydawała się pod wrażeniem.

- Ho, ho, nigdy dość zaskoczeń na tym świecie. Daniel musi

doprawdy mieć o tobie bardzo wysokie mniemanie, moja droga, jeśli

pozwolił ci powozić swoimi bezcennymi końmi. W przeszłości

jechałam z nim wiele razy i nigdy nie chciał dać mi wodzy do ręki.

Jestem również pewna, że nigdy nie wyróżnił tym swojej żony.

Naturalnie Clarissa wcale nie zamierzała nauczyć się panowania nad

tymi dzikimi stworzeniami - dodała. - Obawiam się, że miała dość

ograniczone zainteresowania.

W głosie Arabelli zabrzmiała złośliwa nuta. Niby mówiła o

faktach, a jednak coś podszeptywało Robinie, że starsza pani Exmouth

miała rację, gdy posądzała Arabellę o niezbyt pochlebną opinię na

temat zmarłej Clarissy. Było całkiem możliwe, że lady Tolliver w

skrytości żywiła nadzieję na poślubienie Daniela, więc nienawidziła

kobiety, która zniweczyła jej ambitny zamiar.

- Rozumiem, że dobrze znałaś zmarłą żonę Daniela -

zaryzykowała, licząc na dowiedzenie się czegoś więcej.

- Ha! Droga ciocia Lavinia rozmawiała z tobą na mój temat,

prawda? - odrzekła Arabella, wyginając pełne wargi w lekko

ironicznym uśmiechu. - To do niej podobne. Owszem, Clarissę

background image

znałam bardzo dobrze. Często składałam jej wizyty, ilekroć

zatrzymywałam się w Courtney Place.

Wyjątkowo dobrze czułyśmy się w swoim towarzystwie,

zważywszy na to, jak mało miałyśmy ze sobą wspólnego. Ja byłam

chłopczycą, która uwielbia wspinać się po drzewach i ściągać na

siebie wszystkie możliwe nieszczęścia, podczas gdy droga Clarissa

była przede wszystkim wyniosłą młodą damą, której przyjemność

sprawiało spędzanie wolnego czasu na szyciu, rysowaniu lub grze na

fortepianie.

Na pełnych wargach Arabelli znów pojawił się uśmiech.

- Oczywiście przerastała mnie o głowę we wszystkich tak

zwanych kobiecych zajęciach - przyznała bez zakłopotania. - Ale

wykazywała też niezwykle mało entuzjazmu do czegokolwiek innego,

może z wyjątkiem życia towarzyskiego. Clarissa uwielbiała

znajdować się w centrum uwagi. Trzeba oddać jej sprawiedliwość, że

nie była próżna, ale ponieważ los obdarzył ją wielką urodą, z czasem

zapewne przyzwyczaiła się do tego, że jest obiektem zachwytu

wszystkich dżentelmenów.

Westchnęła i po chwili dodała:

- Może dobrze się stało, że wtedy umarła. Z czasem jej uroda

niewątpliwie zbladłaby i obawiam się, że Clarissa zamieniłaby się w

jedną z przekwitłych piękności, które spędzają cały swój czas, leżąc

na kanapie i wyobrażając sobie wszelkie możliwe dolegliwości, a

przyjemność czerpią z bycia obskakiwaną przez głupawą damę do

towarzystwa.

background image

Nagle wybuchnęła tak zaraźliwym śmiechem, że Robina ku

swemu zdumieniu również zachichotała.

- Ojej, ależ jadowicie to zabrzmiało. Każdy, kto by mnie słuchał,

mógłby pomyśleć, że nie lubiłam Clarissy, a trudno bardziej minąć się

z prawdą. Ona była miła i życzliwa, i naturalnie śliczna. Wcale mnie

nie zdziwiło, że zauroczyła Daniela. Większość dżentelmenów

natychmiast ulegała jej czarowi. Ale bardzo mnie zaskoczyło, że

postanowił ją poślubić... Ciekawa jestem, ile czasu potrzebował, by

zrozumieć swój błąd.

Robina wlepiła w nią osłupiałe spojrzenie. Na szczęście uwagę

Arabelli znowu zaprzątnęła znajoma, machająca do niej z

przejeżdżającego powozu, a gdy lady Tolliver z powrotem się

odwróciła, Robina zdążyła się opanować.

- Muszę przyznać, że przyjemnie znowu zobaczyć Daniela

cieszącego się życiem. Nie byłam w stanie przyjechać na pogrzeb

Clarissy - wyjawiła Arabella, zerkając na swoją złotą bransoletkę. –

Drogi Henry gasł wtedy w oczach. Nigdy nie zdołał w pełni odzyskać

sił po ostatnim ataku i zmarł zaledwie kilka miesięcy po Clarissie.

Daniel był na jego pogrzebie. Wstrząsnęła mną zmiana, jaka w

nim zaszła. Teraz jednak wydaje się zupełnie innym człowiekiem. Tak

szczęśliwego nie widziałam go od lat i cieszę się z tego, chociaż nie

rozumiem, dlaczego właściwie ten paskudnik miałby jeszcze mnie

obchodzić!

Ciemne, figlarnie skrzące się oczy znów zwróciły się ku Robinie.

background image

- Pojutrze ma zamiar wyciągnąć mojego drogiego Rodericka na

oglądanie jakiejś ohydnej walki bokserskiej i zostawia mnie całkiem

bez opieki. Ponieważ stanowczo nie zamierzam czekać w domu na ich

powrót, postanowiłam urządzić śniadanie pod gołym niebem w jakimś

malowniczym zakątku. Obiecaj, proszę, że przyłączysz się do

towarzystwa. Wiem na pewno, że chcę lepiej cię poznać i się z tobą

zaprzyjaźnić.

Robina nie była przekonana, czy kiedykolwiek uda im się

osiągnąć taką zażyłość, a poza tym czuła, że byłoby rozsądnie

zachować pewien dystans wobec lady Tolliver, mimo że

niezaprzeczalnie była ona przemiłą kobietą, której wrodzoną

uczciwość Robina mogła tylko podziwiać.

Tego wieczoru, ponownie zobaczywszy Arabellę podczas

przyjęcia u jednej z dobrych znajomych lady Exmouth, Robina

jeszcze bardziej straciła chęć na nawiązanie bliższych stosunków z

żywiołową wdówką.

Kiedy lady Exmouth tuż przed wyjazdem na przyjęcie

wspomniała o liściku, który przysłał jej syn, by przeprosić, że nie

może im towarzyszyć tego wieczoru, Robina uznała to za dziwne

zdarzenie, od dawna bowiem uważała Daniela za bardzo słownego

człowieka, który zawsze dotrzymuje wcześniejszych obietnic.

Po wejściu do stylowego salonu lady Maitland Robina

natychmiast jednak zrozumiała, dlaczego tym razem Daniel

postanowił złamać przyrzeczenie. Odprężony i zadowolony stał w

grupce otaczającej jego energiczną kuzynkę.

background image

Ponieważ wśród gości nie było ani śladu sir Rodericka, Robina

doszła do wniosku, że Arabella poprosiła kuzyna o przysługę, ten zaś

podjął się towarzyszenia jej na przyjęciu, zapewne z wielką ochotą.

Robina poczuła się bezsilna wobec małostkowej niechęci, która

ponownie się w niej obudziła, i to jeszcze gwałtowniej niż poprzednio.

Wiedziała, że reaguje jak rozpieszczone dziecko, bo nie powinna

żywić urazy do Daniela, który mógł przecież towarzyszyć podczas

przyjęcia, komu tylko chciał.

Miała również przykrą świadomość, że zazdroszcząc kuzynce

spędzanego z nim czasu, przejawia skrajny egoizm, ale z trudnego do

wytłumaczenia powodu nic nie mogła na to poradzić. Starała się ze

wszystkich sił okazać zadowolenie, gdy Daniel wreszcie zauważył ich

obecność i podszedł je powitać, ale było widać, że jest to wymuszona

grzeczność.

Lord Exmouth natychmiast wykrył fałszywą nutę w jej głosie i

spytał wprost, czy nie czuje się niedysponowana.

- To prawda, moja droga, masz takie rumieńce - włączyła się do

rozmowy lady Exmouth, zanim Robina zdążyła go zapewnić, że

wszystko jest w najlepszym porządku. - Chyba nie zaraziłaś się

gorączką od lady Phelps, Ta Augusta zrobiła się doprawdy nieznośna!

Składa wizyty, chociaż nieustannie kicha, a do tego kapie jej z oczu i

z nosa! Wcale nie zdziwiłabym się, gdybyśmy obie musiały w

najbliższych dniach położyć się do łóżek.

Robina zdawała sobie sprawę z tego, że pozostając przy lady

Exmouth, może głupio zdradzić się z uczuciami, których nie umie

background image

opanować, gorączkowo zaczęła więc rozglądać się po salonie w

poszukiwaniu drogi ucieczki i na szczęście ją znalazła.

- O, jest Olivia Roade Burton z siostrą. Złożyłam im rano wizytę,

ale niestety nie zastałam Olivii w domu. Bardzo przepraszam, ale

chciałabym z nią zamienić kilka słów. Czy można? Dawno jej nie

widziałam.

- Czy jesteś pewna, mamo, że nic jej nie jest? - spytał Daniel, gdy

tylko Robina się oddaliła. - Wydaje mi się trochę spięta.

- Jeśli masz rację, znaczy to, że w sprawach dotyczących panny

Perceval wykazujesz dużo większą spostrzegawczość ode mnie, synu

- odpowiedziała, promieniejąc z satysfakcji. - Wcześniej na pewno nic

jej nie było. Rano wyszła do miasta, zgodnie z tym, co mówiła, a

potem przywiozła ją do domu nasza droga Arabella. Nic

niepożądanego dzisiaj się nie zdarzyło, mogę cię zapewnić.

Daniela to nie przekonało. Zbyt dobrze poznał Robinę przez

ostatnie tygodnie, by nie być pewnym, że zaszło coś, co zburzyło

spokój jej umysłu. I o ile słusznie mu się zdawało, Robina

postanowiła za wszelką cenę zachować to dla siebie.

Pozostawiwszy matkę w trakcie ożywionej rozmowy ze

znajomymi, poszedł do pokoju przeznaczonego dla graczy w karty i

wybrał stolik przy drzwiach, od którego mógł obserwować, co dzieje

się w salonie.

Robinie, z racji jej urody, nigdy nie brakowało zaproszeń do

tańca, więc i ten wieczór nie stanowił wyjątku. Ilekroć Daniel

podnosił wzrok znad wachlarzyka kart, widział, jak Robina porusza

background image

się z wdziękiem po parkiecie. Pozornie wydawało się, że jest bardzo

rozbawiona, jego jednak nie zwiodła. Zauważył, że jej uśmiechom

brakuje spontaniczności i ciepła, a kształtne ramiona wydawały się

bardziej usztywnione niż zwykle.

Odrzuciwszy propozycję rozegrania następnej partii, wrócił do

salonu. Partner Robiny odprowadził ją akurat pod opiekę lady

Exmouth.

- Mam nadzieję, że zaszczyci mnie pani ostatnim tańcem przed

kolacją? - Podszedł do niej niepostrzeżenie, więc aż się wzdrygnęła

zaskoczona. - I naturalnie pozwoli się potem zaprowadzić na małą

przekąskę.

Robina uczyniła niemały wysiłek, by ukryć zachwyt. Daniel, choć

jak na człowieka swojej postury tańczył znakomicie i zaskakująco

lekko się poruszał, pojawiał się na parkiecie rzadko, twierdził

bowiem, że skoro osiągnął już poważny wiek trzydziestu sześciu lat,

powinien poprzestać na przyglądaniu się zabawie, zamiast samemu w

niej uczestniczyć.

To, że postanowił wziąć na kolację ją, Robinę, a nie swoją

kuzynkę, natychmiast poprawiło jej nastrój. Miała nadzieję, że

zaproszenie było wyrazem tęsknoty za jej towarzystwem, a nie

rekompensatą za to, że zawiódł ją i nie przyszedł z nią na przyjęcie.

Obdarzyła Daniela spontanicznym uśmiechem, okazał się on

jednak niedostatecznie przekonujący, by zatrzymać go na dłużej.

Wkrótce Daniel przyłączył się do grupki swoich przyjaciół

zbierających się koło drzwi.

background image

Później tego wieczoru Robina kilkakrotnie złapała go na tym, że

spogląda w jej kierunku, ale więcej nie próbował już podejść. Zbliżał

się czas ostatniego tańca przed kolacją, tymczasem Daniela nawet nie

było w pobliżu.

- Czy nie wie pani przypadkiem, gdzie ukrywa się Daniel? -

skierowała pytanie do lady Exmouth, gdy na próżno omiotła

wzrokiem cały salon w poszukiwaniu jego wysokiej, muskularnej

sylwetki.

- Nie, moja droga. Nie mam pojęcia, może jest na dworze z

Arabellą. Zdaje mi się, że nieco wcześniej widziałam, jak wychodzili

na taras.

Robina zawahała się, ale tylko na chwilę. Bądź co bądź, nic jej nie

szkodziło iść go poszukać. Tak w każdym razie przekonywała samą

siebie, wychodząc na zewnątrz przez oszklone drzwi, które

przewidująca pani domu poleciła zostawić szeroko otwarte, żeby

zapewnić stały dopływ świeżego powietrza do wnętrza domu.

Zaskoczyło ją, że taras jest pusty. Już miała z powrotem wejść do

środka, gdy z wonnego ogrodu dobiegł ją perlisty kobiecy śmiech.

Była w miękkich pantofelkach, więc bezszelestnie przemierzyła taras i

po czterech kamiennych schodkach zeszła na rozległy trawnik.

Dwie blisko siebie stojące postaci, rysujące się w świetle księżyca

zaledwie kilkanaście jardów od niej, wydawały się całkiem obojętne

na jej obecność. Mimo półmroku bez większego trudu poznała obie, i

to jeszcze zanim bardzo charakterystyczny kobiecy głos, irytująco

czysty i donośny, oznajmił:

background image

- Och, Danielu! Nie potrafię ci powiedzieć, jak bardzo jestem

szczęśliwa! I pomyśleć, że po tylu latach wreszcie nabrałeś rozumu.

Mam nadzieję, że tym razem dokonałeś słusznego wyboru.

Robina zmartwiała, przejęta lodowatym chłodem. Może się

przesłyszała? Ale gdy spojrzała i zobaczyła Arabellę obejmującą

Daniela, który czule zamknął ją w uścisku, zrozumiała, że nie wolno

jej dłużej ulegać złudzeniom.

Jeszcze nigdy Robina nie była tak wdzięczna matce za to, że

zawsze wymagała od niej opanowania. Tego, co wszczepiono jej w

dzieciństwie, nie dało się łatwo zapomnieć, i właśnie dzięki temu

udało jej się stłumić okrzyk i w milczeniu odejść z wysoko

podniesioną głową. Nie płakała, tylko większa niż zwykle bladość

wskazywała, że jej samopoczucie jest dalekie od dobrego.

Brak rumieńców nie uszedł jednak uwagi lady Exmouth, gdy w

końcu znów przy niej stanęła.

- Moja droga, czy jesteś całkiem pewna, że dobrze się czujesz?

Wyglądasz bardzo blado.

- Nie czuję się najlepiej, proszę pani - odpowiedziała, zdziwiona,

że zabrzmiało to tak naturalnie, chociaż słowa ledwie przeszły jej

przez gardło. - Bardzo boli mnie głowa i chyba powinnam jak

najszybciej wrócić do domu.

Lady Exmouth natychmiast podchwyciła tę sugestię. Ale gdy

kilka minut później Robina, uniknąwszy spotkania z Danielem,

usiadła obok starszej pani w powozie, miała bardzo bolesną

background image

świadomość, że nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda jej się uciec

przed dręczącym ją poczuciem beznadziejności.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Jestem ci wdzięczny za wspaniałomyślną gościnność i

niezrównane męskie towarzystwo, ale myślę, że przyszedł czas na

powrót do domu - oznajmił nagle Daniel przyjacielowi, gdy

zatrzymali się podczas przechadzki po mieście, by obejrzeć grupę

kilkunastu łodzi rybackich, wypływających w morze.

Jaśnie wielmożny sir Montague Merrell nie próbował skłonić

Daniela do zmiany zdania.

- Prawdę mówiąc, sądziłem, że to zrobisz już kilka dni temu. Od

dość dawna widzę, że zakochałeś się po uszy w tej gołąbeczce. Panna

Perceval jest doprawdy urocza i nie rozumiem, czemu tak długo

zwlekałeś z przenosinami.

- Ty lepiej niż kto inny powinieneś wiedzieć, skąd moja

ostrożność, Monty. Już kiedyś się zakochałem, pamiętasz?

Pan Merrell bez trudu wykrył w miłym, dźwięcznym głosie

Daniela nutę goryczy i przesłał przyjacielowi współczujące

spojrzenie. Ruszyli dalej przed siebie.

- Byłeś wtedy bardzo młody, Danielu - zwrócił uwagę. -

Wprawdzie należałem w owym czasie do nielicznych, którzy

odradzali ci małżeństwo, ale wyłącznie dlatego, że wydawało mi się

rozsądne, abyś poczekał jeszcze rok lub dwa lata. Gdy patrzę na to z

dzisiejszej perspektywy, nie przypominam sobie ani jednego

background image

mężczyzny, który oparłby się czarowi Clarissy. Możesz mi wierzyć,

że i ja nie byłem w tym wyjątkiem.

- Może nie... Ale ty, mój drogi przyjacielu, przynajmniej miałeś

dość rozsądku, by odróżnić zauroczenie od miłości, natomiast ja ...

Daniel nie próbował dokończyć tego zdania. Nie było potrzeby,

ponieważ Montague był jego jedynym powiernikiem. I on jeden

oprócz Kendalla znał niechlubne fakty związane z przedwczesnym i

nieoczekiwanym odejściem Clarissy.

Machinalnie wyrównał krok z przyjacielem, gdy skręcili w jedną

z licznych bocznych uliczek Brighton, na której nigdy przedtem nie

był. Wróciło do niego wspomnienie pewnego wieczoru sprzed prawie

dwóch lat, wkrótce po pogrzebie. Siedział wtedy w bibliotece w

Courtney Place z Montague Merrellem i poczuł, że musi z siebie

wszystko wyrzucić.

Pierwszy raz w życiu opowiedział komuś, że jego małżeństwo

wcale nie było tak bardzo udane, jak sądzono. Kiedy zrelacjonował

Merrellowi szczegóły śmierci Clarissy, przyjaciel wydawał się

wstrząśnięty. W swoim czasie miał zastrzeżenia co do tego

małżeństwa, ale potem, podobnie jak wszyscy, uważał, że jest ono

szczęśliwe.

Skręcili w następną nieznaną uliczkę.

- Nie krępuj się, Monty. Czemu nie powiesz „A nie mówiłem”?

Przecież właśnie to chodzi ci teraz po głowie.

- Wcale nie! - odparł Merrell, a w kącikach jego ust pojawił się

smutny uśmieszek. - W gruncie rzeczy myślałem tylko o tym, do

background image

jakiej wprawy doszedłeś przez te lata w ukrywaniu swoich

prawdziwych uczuć. Nie sądzę, żeby było w tej chwili w Brighton

więcej niż dziesięć osób, które podejrzewają, że twoja znajomość z

panną Robiną Perceval to coś więcej niż zwykła przyjaźń.

- Owszem, w tym jestem dobry - przyznał Daniel z niemałą

satysfakcją.

Montague przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu. Wreszcie

spytał:

- Chyba nie masz żadnych wątpliwości, co? Panna Robina

Perceval jest absolutnie urocza. Już dawno temu w Londynie

mówiłem ci, że idealnie nadaje się na twoją żonę.

- O ile pamiętam, bardzo się starałeś, żeby mieć okazję do

wyrobienia sobie takiego poglądu - odparował Daniel, nieraz bowiem

spotkał w Londynie przyjaciela rozmawiającego z Robiną w jakimś

odludnym zaciszu. - Gdybym nie był całkiem pewien, że taki

zaprzysięgły stary kawaler nie stanowi zagrożenia, mógłbym nawet

wpaść z twojego powodu w szał zazdrości.

- Z tego, co zaobserwowałem przez ostatnie tygodnie, nikt inny

również nie stanowi zagrożenia. - Montague kpiąco spojrzał na niego

z ukosa. - Dlaczego więc celowo powstrzymujesz się z wyrażeniem

swoich zamiarów wprost?

- Ponieważ, mój drogi ciekawski przyjacielu, uważałem, że nie

nadszedł jeszcze na to stosowny czas, a kilka tygodni zwłoki niczemu

nie zaszkodzi. Nie dla własnego dobra - ciągnął - postanowiłem

poślubić Robinę na długo przed tym, nim opuściliśmy stolicę.

background image

Znów na jego ustach pojawił, się smutny uśmiech.

- Gdy pod koniec zeszłego roku pierwszy raz zacząłem rozważać

sugestię części rodziny i wielu przyjaciół, między innymi twoją, że

powinienem się ponownie ożenić, myślałem jedynie o moich córkach,

a nie o sobie. W końcu doszedłem do wniosku, że jeśli uda mi się

znaleźć szlachetnie urodzoną, dobrze wychowaną kobietę, która

troskliwie zajmie się dziewczynkami i odpowiednio poprowadzi dom,

to poważnie zastanowię się nad powtórnym ożenkiem. Nie muszę

dodawać, że o miłości nawet nie pomyślałem. A potem pojechałem do

Londynu i poznałem córkę pastora z Abbot Quincey.

- I natychmiast wszystko się zmieniło - podchwycił Montague, ale

Daniel, zawsze prawdomówny do przesady, pokręcił głową.

- Nie. Nie natychmiast. W każdym razie nie przez pierwsze kilka

tygodni - wyjawił ku zaskoczeniu przyjaciela. - Owszem, polubiłem ją

od razu. Spełniała wszystkie warunki, które postawiłem, była ładna,

nie zepsuta kaprysami i pogodna. Poza tym miała trzy młodsze

siostry,

umiałaby

więc

zaopiekować

się

dziewczynkami.

Postanowiłem lepiej ją poznać i z czasem ku swemu zaskoczeniu

przekonałem się, że zaszło coś nieprzewidywalnego. Polubiłem ją

znacznie bardziej...

Skrzywił się.

- Nie, bądźmy całkiem szczerzy... Ze zdumieniem odkryłem, że

wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu zakochałem się w pannie

Robinie Perceval. Tym razem ujęła mnie nie tylko miła twarz.

Naturalnie byłem świadom, że chociaż moja matka bardzo sprzyja

background image

naszemu związkowi i robi wszystko co może, żeby do niego

doprowadzić, podobnie zresztą jak matka Robiny, to sama panna...

- Nie żartuj. Ta panna cię po prostu uwielbia - zapewnił go

Montague, a ton jego głosu dowodził, że nie żywi najmniejszych

wątpliwości. - Ta urocza twarzyczka promienieje, ilekroć jesteś w

pobliżu.

Danielowi złagodniały rysy, w ciemnych oczach pojawił się

ciepły blask.

- Ostatnio zacząłem dochodzić do przekonania, że być może

Robina widzi we mnie jednak kogoś więcej niż tylko przyjaciela.

- Na pewno masz rację. Cóż więc cię wstrzymuje, na miłość

boską?

- Sam nie wiem. - Daniel zdjął kapelusz i ze zniecierpliwieniem

przeczesał włosy, a przy okazji pierwszy raz względnie przytomnie

potoczył wzrokiem dookoła. - Gdzie my, u diabła, jesteśmy? -

Zatrzymał wzrok na gospodzie u wylotu wąskiej uliczki. - Wejdźmy

tam. Po takiej bezsensownej włóczędze człowiekowi strasznie chce

się pić.

Montague skrzywił się z niechęcią i z rezygnacją poszedł za

towarzyszem. Gospoda nie była na poziomie, do jakiego przywykł, ale

piwo miejscowego warzenia okazało się znośne, więc uznał, że może

spędzić tu trochę czasu i zaspokoić pragnienie. Usiadłszy obok

Daniela na surowej drewnianej ławie, szybko wrócił do tematu ich

wcześniejszej rozmowy.

- Jak długo będziesz jeszcze zwlekał z oświadczynami?

background image

- Wścibski jesteś! - skarcił go Daniel, ale bez urazy.

Jak można było mieć pretensje o ciekawość do kogoś, kto tak

dobrze życzy, pozostaje wzruszająco lojalny i niezmiennie służy

wsparciem, gdy tylko jest ono potrzebne?

- Jeśli chcesz wiedzieć, to chciałem się oświadczyć wczoraj

wieczorem. - Nagle na czole pojawił mu się mars. - Tyle że moja

matka, niespodziewanie dla mnie, postanowiła wcześniej opuścić

przyjęcie.

Spędziłem trochę czasu w ogrodzie z kuzynką Arabellą, a gdy

wróciłem do salonu, pani domu powiadomiła mnie, że panna Perceval

nie czuła się najlepiej i moja matka postanowiła odwieźć ją do domu.

Dziś rano zajrzałem do nich, ale Robina siedziała w swoim pokoju.

Matka uważa, że to jakaś gorączka, ale ja nie jestem tego taki pewien.

Wzruszył ramionami.

- Wczoraj wieczorem Robina zachowywała się dziwnie, ale nie

powiedziałbym, że jest chora.

- Pewnie ma jakąś kobiecą niedyspozycję - podsunął Montague. -

Przypuszczalnie szybko jej to minie.

Daniel przesłał mu lekko kpiące spojrzenie.

- Pozwolę sobie spytać, co zaprzysięgły stary kawaler może

wiedzieć o kobiecych niedyspozycjach.

- Znacznie więcej, niż sądzisz, staruszku - odparł Montague,

uśmiechając się pod nosem. - Wprawdzie szczęśliwie uniknąłem

małżeństwa, ale mnichem też nie jestem. Status kawalera dobrze mi

background image

służy, za to tobie, przyjacielu, nie. I dlatego zrób coś z tym! Takie

niezdecydowanie jest zupełnie do ciebie niepodobne.

- Nie wątpię w głębokość swoich uczuć, Monty - zapewnił go

Daniel po dłuższym namyśle. - Wciąż jednak się zastanawiam, czy

jestem właściwym człowiekiem dla mojej ptaszyny, czy mogę dać jej

szczęście. Wielki Boże, Człowieku! - wykrzyknął, słysząc pogardliwe

parsknięcie Montague. - Ona jest bliższa wiekiem mojej córce Hannie

niż mnie.

- No i co z tego? - odrzekł Montague, któremu różnica wieku nie

wydawała się przeszkodą. - Jesteś w najpiękniejszym okresie życia,

zdrowy, krzepki i przystojny. - Zerknął dość krytycznie na swój

zaokrąglający się brzuch. - Muszę przyznać, że wyglądasz dużo lepiej

ode mnie.

- Możliwe, ale to nie zmienia faktu, że wchodzę w wiek średni.

Lubię spokojne życie, więc jak dla Robiny mogę być nieco zbyt

nieruchawy i przywiązany do swoich zwyczajów. Pod pewnymi

względami jesteśmy podobni albo się uzupełniamy; wygląda na to, że

dzielimy wiele upodobań. Ale to nie zmienia faktu, że ona jest dużo

młodsza ode mnie. Ma młode serce, któremu potrzeba od czasu do

czasu jakichś podniet.

Możesz mi wierzyć, że tak jest - podkreślił, gdy przyjaciel

przybrał sceptyczną minę. - Z pozoru wydaje się bardzo skromną,

doskonale wychowaną młodą damą, ale za tą fasadą kryją się wręcz

zadziwiające cechy. Ona jest niezwykle odważna, czego dowiodła,

background image

ratując moją córkę przed utonięciem, za co zresztą pozostanę jej

dozgonnym dłużnikiem.

Zawsze jest chętna do nauki, czym bardzo różni się od większości

młodych kobiet szlachetnego urodzenia, które zadowalają się

siedzeniem w salonie przy robótce.

Urwał na chwilę, przypomniał sobie bowiem pewną rozmowę z

Robiną w wieczór przyjęcia w Pawilonie.

- Chociaż spędziła na plebanii całkiem szczęśliwe dzieciństwo, to

brakowało jej tam emocjonujących przeżyć, dlatego ma w sobie

tęsknotę za poznaniem mężczyzny, który mógłby zrekompensować jej

ten brak w życiu.

- Dlaczego więc nie będziesz nim ty? - spytał Monty.

- A jak, u diabła, miałoby to wyglądać? - odparł zniecierpliwiony

Daniel, trochę zanadto podnosząc przy tym głos. - Nie jestem typem

zawadiaki. Nie jestem też rycerzem z bajki, który śpieszyłby damie na

pomoc z drugiego końca świata, nawet gdyby była taka potrzeba, w co

zresztą szczerze wątpię.

- Nie sugeruję wcale, żebyś czekał na okazję dowiedzenia swojej

męskości, tylko żebyś trochę pomógł losowi.

- Moim zdaniem - odparł Daniel, obrzucając przyjaciela

zniecierpliwionym spojrzeniem - to piwo domowej roboty poszło ci

do głowy.

- Dobre sobie! - Montague wybuchnął śmiechem. - Nie musisz się

nawet wysilać. Każ komuś uprowadzić Robinę, a potem po rycersku

wybaw ją z rąk przestępcy. Jutro jest ku temu znakomita okazja. -

background image

Montague wyraźnie zapalił się do swojego pomysłu. - Jeśli pamięć

mnie nie myli, Robina będzie wśród gości uczestniczących w pikniku

wydanym przez twoją kuzynkę w przyklasztornym lesie. Będziesz

mógł wykazać się rycerskością.

- W życiu nie słyszałem głupszego pomysłu! - rzekł bez ogródek

Daniel. - Gdybym nawet poważnie potraktował to, co mówisz, czego

nie zrobię, chyba nie sądzisz, że wziąłbym udział w takiej awanturze?

- O człowieku zajęczego serca!

- Poza tym - ciągnął Daniel, ignorując krytykę Montague - jest

bardzo prawdopodobne, że Robina wymówi się od udziału w pikniku.

A nawet jeśli tam pojedzie, to nie ma sposobu, żebym do tej pory

zdołał zorganizować jej porwanie. Zresztą nie jestem na tyle głupi, by

zastanawiać się nad taką niedorzecznością. - Wstał. - Chodźmy stąd.

Ufam, że świeże powietrze pomoże ci odzyskać jasność myślenia.

Daniel obrócił się do drzwi i wpadł na krępego osobnika, który

dotąd popijał piwo przy sąsiednim stole. Przeszył nieznajomego

wzrokiem.

- Bardzo przepraszam waszą miłość - bąknął tamten i szybko

usunął się z drogi. - Nie zauważyłem. Proszę się nie gniewać.

- Nic się nie stało. To była również moja wina - odrzekł po

dżentelmeńsku Daniel.

Dopiero później, po powrocie do domu Merrella, zauważył brak

zegarka z dewizką. Starając się nie rozpamiętywać utraty cennego

przedmiotu, ostatniego prezentu otrzymanego od chorego już ojca,

background image

Daniel udał się z przyjacielem w pewne miejsce, gdzie gra o wysokie

stawki była na porządku dziennym.

Pan Merrell, w odróżnieniu od Daniela, nie znał większej

przyjemności, niż zasiąść w towarzystwie podobnych sobie ludzi przy

zielonym stoliku, ze szklaneczką dobrej, starej brandy pod ręką i

wachlarzykiem kart w dłoni.

Zważywszy na to, że miał zwyczaj grywać ostro, było nawet dość

dziwne, że dotąd fortuna go nie opuściła. Owszem, nieraz zdarzyło

mu się przegrać duże sumy, ale nigdy się tym szczególnie nie martwił,

wiedział bowiem, że prędzej czy później kapryśna pani losu znów się

do niego uśmiechnie.

Daniel przez pewien czas stał za krzesłem przyjaciela i przyglądał

się grze, a potem odszedł zagrać ze znajomym kilka rozdań pikiety.

Zdecydowanie brakowało mu jednak wiary w opiekuńczą siłę fortuny,

która cechowała Montague, dlatego po półgodzinie zrezygnował z

hazardu i postanowił poszukać matki, która zamierzała tego wieczoru

pojawić się na przyjęciu w sąsiedztwie.

Pani domu, wieloletnia przyjaciółka rodziny, przyjęła jego

niespodziewane nadejście z zachwytem. Po krótkiej wymianie

uprzejmości Daniel niezwłocznie przystąpił do szukania matki, ale ku

swemu głębokiemu rozczarowaniu stwierdził, że przyszła na przyjęcie

sama.

- Chociaż Robina upierała się, że nie ma potrzeby wzywać

doktora, to nie czuła się na siłach towarzyszyć mi dzisiaj wieczorem -

background image

powiedziała lady Exmouth. - Wydaje mi się jednak, że ma ochotę

wybrać się jutro rano na piknik.

- Jeśli będzie dobrze się czuła, to naturalnie niech jedzie, ale w

innym przypadku nie wahaj się wezwać doktora.

Lady Exmouth wychwyciła znajomą stanowczą nutę w głosie

syna. Daniel, podobnie jak jego ojciec, był uroczym, zrównoważonym

człowiekiem, ale umiał być bardzo zdecydowany i władczy, jeśli

zachodziła taka potrzeba.

Uśmiechnęła się.

- A czy na pewno jutro do nas wrócisz, mój drogi?

- Tak. Wydałem już polecenie, żeby podczas mojej nieobecności

przewieziono z powrotem rzeczy. Jak wiesz, umówiłem się na jutro z

Roderickiem. Spodziewam się wrócić do Brighton wczesnym

wieczorem.

Pozwoliwszy matce ponownie zająć miejsce w gronie

przyjaciółek, Daniel obszedł salon, kilka razy przystanął, by

porozmawiać ze znajomymi, ale nieobecność Robiny oznaczała, że

nic go tu nie zatrzymuje, wkrótce więc wyszedł. Uznał, że najlepiej

będzie wkrótce położyć się spać i wcześnie wstać nazajutrz.

Odrzuciwszy propozycję lokaja, który chciał poszukać dla niego

powozu, niedługą drogę do domu Montague Merrella pokonał

spacerem. Stanął u drzwi akurat w chwili, gdy zegar na odległej wieży

wybijał godzinę. Czekając na pojawienie się kamerdynera, odniósł

wrażenie, że widzi postać kryjącą się w mroku po drugiej stronie

background image

ulicy. Zlekceważył to jednak i natychmiast po otwarciu drzwi

skierował się do biblioteki, by przed snem wypić łyczek brandy.

Ledwo zdążył sobie nalać szklaneczkę trunku, gdy w sieni

rozległo się stukanie kołatki. Była to dość niezwykła pora na

składanie wizyty, nie starał się więc ukryć zdziwienia, gdy chwilę

potem wszedł służący z wiadomością, że pewien człowiek czeka przy

drzwiach i chce się z nim zobaczyć.

- Jaki człowiek?

Układny kamerdyner pana Merrella głośno parsknął.

- Bardzo zwyczajny, milordzie. Był tu już wcześniej, podczas

pańskiej nieobecności. Bez wahania odesłałbym go tam, skąd

przyszedł, ale powiadomił mnie, że jest w posiadaniu pańskiej

własności.

- Naprawdę? - Daniel machinalnie skierował myśli ku utraconemu

zegarkowi.

- Według mojej wiedzy tak. Wprawdzie tłumaczyłem mu, że

może bezpiecznie zostawić ten przedmiot u mnie, ale on uparcie

odmawiał. Twierdził, że albo odda to panu osobiście, albo nie odda w

ogóle.

- W takim razie lepiej go wprowadź - zgodził się Daniel i chwilę

potem do pokoju wszedł krępy człowieczek w znoszonym surducie,

mnący w dłoniach dość sfatygowany kapelusz.

Daniel miał dobrą pamięć do twarzy, natychmiast więc poznał

mężczyznę, z którym po południu zderzył się w gospodzie.

- A więc spotykamy się znowu, panie...?

background image

- Higgins, milordzie. Honest* Hector Higgins do usług.

- Mam nadzieję, Higgins, że zasługuje pan na swoje imię –

stwierdził ironicznie Daniel, spoglądając na sękate, spracowane ręce,

które wydawały się niezgrabne, miały jednak dość zręczności, by

niepostrzeżenie wyciągnąć coś z cudzej kieszeni. - Jak rozumiem, jest

pan w posiadaniu przedmiotu stanowiącego moją własność.

- To prawda, sir. - Higgins sięgnął do kieszeni, wydobył z niej

zegarek i położył go na wyciągniętej dłoni Daniela.

Ten obejrzał szybko przedmiot i z ulgą stwierdził, że jest

nieuszkodzony.

- Wygląda na to, Higgins, że jestem pańskim dłużnikiem. A

przynajmniej byłbym, gdybym nie miał pewności, że zręcznie

wyciągnął mi pan ten zegarek z kieszeni kamizelki podczas naszego

krótkiego, hm, spotkania w tawernie.

Na ogorzałej twarzy tamtego pojawił się natychmiast wyraz

najwyższej ostrożności.

- Jak to, wasza miłość? Gdybym zwinął ten zegarek, to przecież

nie oddawałbym go teraz, prawda?

- Mógłby pan to zrobić z nadzieją osiągnięcia większej korzyści z

nagrody niż ze sprzedaży tego przedmiotu, co wydaje się tym

logiczniejsze, że na kopercie jest wygrawerowane moje imię i

nazwisko.

* Honest (j. ang.) - uczciwy, prawy

background image

- Phi! Łatwo można je zdrapać i koniec - odparł Higgins, który

najwidoczniej postanowił, że nie pozwoli zbić się z pantałyku. - Poza

tym nie przyniosłem go tutaj dla nagrody. Jestem uczciwym

człowiekiem. Nie zawsze byłem, wstyd mi przyznać, ale teraz jestem,

odkąd poznałem moją Dorę.

Daniel nie mógł się nie uśmiechnąć, słysząc to niezgrabne

wyznanie. Był już nawet skłonny okazać mężczyźnie wielkoduszność

i pozwolić sobie na zwątpienie w słuszność swojego przekonania o

sposobie utraty zegarka.

- Skoro tak, Higgins, skoro nie chce pan przyjąć nagrody, to mogę

przynajmniej panu zaproponować drinka dla wynagrodzenia kłopotu. -

Odwrócił się do karafek stojących na tacy. - Czy może być brandy?

- Wasza miłość jest bardzo gościnny. Może być, może.

Uśmiechając się mimo przeczucia, że w zamian za zwrot zegarka

Higgins zażąda jakiejś rekompensaty, Daniel napełnił szklaneczkę i

podał trunek niespodziewanemu gościowi.

- Niech pan usiądzie, Higgins, i opowie mi o sobie. Z czego pan

żyje?

- Jestem woźnicą, proszę pana. Od dziesięciu lat jeżdżę własnym

powozem. - Pociągnął nosem i wytarł go wierzchem dłoni. - Ech,

rozklekotała się ta drynda, a i moja stara szkapa nie jest taka jak

dawniej. - Ze smutkiem pokręcił głową. - Blisko jej już do rzeźni.

- To bardzo przykre - przyznał lord Exmouth, zastanawiając się,

co go opętało, że pozwolił temu osobnikowi się rozgościć.

background image

- O, tak, proszę pana. Nie jest łatwo być uczciwym człowiekiem.

Panowie nie lubią pokazywać się w odrapanym powozie, takim jak

mój, a jeśli nie ma się wielu pasażerów w ciągu dnia, nie ma

pieniędzy na naprawy.

- Współczuję panu, Higgins - odrzekł Daniel, zastanawiając się,

kiedy zdesperowany woźnica odkryje prawdziwy powód swojej

wizyty.

- Wiedziałem, że pan będzie mi współczuł. - Nie odrywając

wzroku od twarzy Daniela, przełknął jednym haustem zawartość

szklaneczki. - Ja też mam miękkie serce i dlatego współczuję panu.

Daniel upił łyk brandy.

- Przykro mi bardzo, Higgins, ale nie rozumiem.

- Nieodżałowana miłość, proszę pana, może zrobić straszne

rzeczy z człowiekiem.

- Jestem pewien, że ma pan rację - odrzekł Daniel, dzielnie

powściągając chichot. - Chodziło panu chyba o nieodwzajemnioną

miłość.

- O, tak. Ale proszę się nie martwić. Hector Higgins śpieszy

waszej miłości na pomoc.

Daniel uznał, że się przesłyszał.

- Przepraszam, Higgins, ale znowu niezupełnie rozumiem. Nie

potrzebuję niczyjej pomocy.

- No, no, nie musi pan się wstydzić swoich uczuć. To się zdarza

każdemu. Mnie się zdarzyło kiedyś, a panu teraz. Rzecz jasna, nie

chcę się wtrącać, ale niechcący podsłuchałem pana rozmowę z

background image

przyjacielem Pod Koroną i wiem, że jestem właśnie człowiekiem,

jakiego pan szuka.

- A czym niby może mi pan służyć, Higgins? - spytał Daniel z

widocznym znużeniem.

- Jak to? Naturalnie mogę porwać pannę! Znam tę okolicę jak

własną kieszeń. Nie ma nic prostszego! Schowam się jutro w lesie i

poczekam na okazję, potem złapię pannę i wsadzę do swojego

powozu. Wtedy pan nadjedzie, wymachując pistoletem, na wszelki

wypadek rozładowanym - ciągnął ze śmiertelną powagą. - Jeszcze by

pan wystraszył moją szkapę, a ona już ma swoje lata. Mogłaby tego

nie wytrzymać. - Przerwał i omiótł spojrzeniem pełnym nadziei swą

pustą szklaneczkę. - I co, wasza miłość?

Daniel przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu tak, jakby

patrzył na niedorozwinięte dziecko.

- Myślę, Higgins, że postradał pan zmysły. Nawet gdyby pański

plan nie był w najwyższym stopniu niedorzeczny, to nigdy nie

popełniłbym tak haniebnego czynu, jak uprowadzenie i śmiertelne

wystraszenie młodej kobiety. Co więcej, mój przyjaciel, którego

podsłuchał pan dziś wieczorem, ma naturę żartownisia i właśnie ta

część jego natury wzięła górę w tawernie. Nie znaczy to jednak, że

jego bezsensowny pomysł można traktować poważnie. Osobiście

mam znacznie lepszy plan, a mianowicie obaj powinniśmy iść spać.

Jednym zręcznym ruchem Daniel wstał i wyjął bardzo

rozczarowanemu przybyszowi pustą szklaneczkę z ręki.

background image

- Życzę dobrej nocy, Higgins… I niech pan się cieszy, że

postanowiłem nie interesować się więcej sprawą celowego

przywłaszczenia mojego zegarka.

Lady Exmouth dobrze wiedziała, że nieodłączną częścią

charakteru jej syna, ujawniającą się od czasu do czasu, jest niezłomny

upór. Stało się to jasne właśnie teraz. Higgins otworzył usta, by coś

powiedzieć, ale uznał widocznie, że nie byłoby to rozsądne, bo

niepocieszony odszedł do drzwi.

- Proszę się nie gniewać, wasza miłość - bąknął przez ramię, a

potem dzielnie opierając się pokusie zdzielenia kamerdynera w

żałosny, długi nos, bez ociągania opuścił dom.

Życie bywa okrutne, uznał, wlokąc się w stronę domu. Oto on,

przyzwoity człowiek, tydzień w tydzień, rok w rok wykonuje uczciwą

pracę. I po co? Ledwie może związać koniec z końcem. Znacznie

lepiej prosperowałby, gdyby wrócił do dawnej specjalności... Ale nie,

obiecał Dorze, że kradzieże raz na zawsze się skończyły. Odciął się od

tamtego życia, gdy wyjechał z Londynu, i tak naprawdę wcale nie

chciał znowu wejść na drogę przestępstwa.

Naturalnie mógłby, gdyby naszła go taka głupia chęć. Palce wciąż

miał sprawne i bez trudu potrafił wyjąć zegarek z kieszonki cudzej

kamizelki. Pomyślał o tym z ponurą satysfakcją. Rzecz jasna, wcale

nie zamierzał zatrzymać tego zegarka. To w ogóle nie przyszło mu do

głowy. Ale skoro sprawy potoczyły się w taki sposób, może

rozsądniej byłoby jednak zachować cenny przedmiot. Bądź co bądź,

co mu po dobrych chęciach? Nic, po prostu nic!

background image

- Niech to - mruknął pod nosem, przechodząc przez ulicę do

tawerny. Zostało mu przynajmniej tyle drobnych w kieszeni, by mógł

utopić smutki w solidnym kuflu piwa.

„Pod Koroną” było tego wieczoru wyjątkowo cicho i spokojnie,

co pasowało do podłego nastroju Higginsa. Łatwo znalazł wolny stół

w kącie, gdzie mógł dalej posępnie i bez przeszkód rozmyślać nad

niewdzięcznością losu, ten jednak nawet tu nie był dość łaskawy, by

zapewnić mu krótki okres wytęsknionej samotności.

Ledwie bowiem Higgins zajął miejsce na ławie, gdy naprzeciwko

niego rozsiedli się bez zaproszenia mężczyzna o ostrych rysach,

noszący jaskrawoczerwoną chustkę nieudolnie zawiązaną na szyi, i

niechlujna, gruba kobieta w głęboko wyciętej sukni.

- Co z tobą, Hectorze, mój stary przyjacielu? To do ciebie

niepodobne, żeby chować się po kątach. Miałeś zły dzień, co? -

Mężczyzna rozciągnął cienkie wargi w nieprzyjemnym uśmiechu,

który odsłonił popsute zęby. - Ja tam nie narzekam, mój był dobry.

Mówiłem ci już nieraz, stary przyjacielu, że powinniśmy połączyć

siły.

- A ja mówiłem ci nieraz, Jack, że dawno zerwałem z takim

życiem.

- I co z tego masz? - Mężczyzna znów zaprezentował zepsute

zęby. - Tylko pracujesz od rana do nocy? Założę się, że nawet ci nie

starczy na drugi kufel piwa.

Była to prawda, ale Higgins nie zamierzał tego potwierdzić, a

zwłaszcza

nie

przed

pozbawionym

skrupułów

drobnym

background image

złodziejaszkiem Jackiem Sharpe'em, któremu było zupełnie wszystko

jedno, w jaki sposób położy swoje łapska na pieniądzach. Kiedy

przychodziła posucha, nie wstydził się wysyłać swojej przyjaciółki na

ulicę i żyć z jej zarobków.

- Właściwie nie wiem, dlaczego jeszcze chcę z tobą gadać; -

odezwał się znowu Jack. - Niewiele już mi po tobie. Jesteś stary i

niezdarny.

- Też coś! - Higgins tym razem pozwolił się sprowokować. -

Wiedz, że właśnie dzisiaj zwinąłem fikuśny kieszonkowy zegarek.

Przeskoczył z kamizelki wielkiego pana do mojej kieszeni, a on nic

nie zauważył.

- Aha! - Jack wyraźnie mu nie dowierzał. - A gdzie jest ten

zegarek? Pokaż.

- Już go nie mam - bąknął Higgins i trochę się zaczerwienił. -

Zwróciłem.

- Co takiego?! - Sharpe i jego towarzyszka ryknęli śmiechem, co

jeszcze bardziej zakłopotało Higginsa.

Rozejrzał się bardzo niepewnie dookoła.

- Ciszej! - syknął. - Nie chcę, żeby wszyscy to usłyszeli.

- Boisz się, że żoneczka byłaby zła, gdyby dowiedziała się, jak

próbujesz starych sztuczek? - drażniła się z nim kobieta, a Higgins

spojrzał na nią z niechęcią.

- Zamknij się, Molly! - nakazał jej Jack już zupełnie poważnie. -

To jest dawny Hector, on nie kantuje. On naprawdę zwinął ten

zegarek. Nie kapuję tylko, dlaczego go zwrócił.

background image

Zmieszany

Higgins

zaczął

niezbornie

tłumaczyć

swoje

zamierzenia. Opowiedział więc o podsłuchanej rozmowie i tym, co

zaszło potem.

Jack chłonął każdy szczegół.

- Czyli poszedłeś do tego lorda Exmoutha i miałeś nadzieję, że

zgodzi się na twój plan, a on cię wyrzucił na zbity pysk, tak?

- Nie od razu - odparł Higgins. - Powiedziałem ci, że najpierw

byłem w jego domu i dowiedziałem się od pomywaczki, że on tam nie

mieszka, tylko jego matka i ta panna, która mu się podoba. A on

zatrzymał się u przyjaciela. No, więc poszedłem tam i za drugim

razem był i mnie przyjął.

- Szkoda, że propozycja go nie zainteresowała - zauważył Jack ku

wielkiemu rozbawieniu jego towarzyszki.

- Mnie to nie dziwi! - parsknęła. - Jeśli temu wielkiemu panu

dziewczyna podoba się tak, jak mówi Hector, to nigdy się nie zgodzi,

żeby ktoś ją porwał jakąś rozklekotaną dryndą. Sama kiedyś jechałam

tym klekotem, więc wiem, jak to jest. Wróciłam z pogrzebu

szwagierki cała poobijana. Siniak na siniaku.

- Zamknij się, kobieto - burknął Jack. - Idź i przynieś nam jeszcze

coś do picia. - Rzucił jej monetę i poczekał, aż odejdzie, po czym

zwrócił się znowu do Hectora: - I mówisz, że ta panna, co podoba się

lordowi Exmouthowi, będzie jutro w lesie koło klasztoru?

- Już to mówiłem, nie? - Higgins spojrzał podejrzliwie na

rozmówcę. - A czemu tak cię to interesuje?

background image

- Bez specjalnego powodu. Szkoda, że temu wielkiemu panu nie

spodobał się twój pomysł. Może mógłbym ci pomóc.

Jak dla Higginsa tego dnia zdarzyło się już wystarczająco dużo, a

poza tym miał dość obecnego towarzystwa, więc szybko dopił piwo i

wstał.

- Dzięki, ale obejdę się bez twojej pomocy, Jack.

- O! Hector poszedł? - zdziwiła się Molly, gdy wróciła z

napitkami. - Co tam, zaraz wypiję jego dżin. Niewdzięczny kundel.

- Nic nie będziesz piła! - Jack wyrwał jej naczynie z ręki. - Musisz

być rano świeża i dobrze kojarzyć. Mam dla ciebie robotę.

- Tak? - Zerknęła na niego nieufnie. - Jaką?

- Staniesz na czujce pod domem tego Exmoutha. Jeśli panna

pojedzie do lasu, chcę o tym wiedzieć.

- Ale ja nawet nie wiem, jak ona wygląda - zwróciła mu uwagę

Molly, mało zachwycona perspektywą wczesnego wstawania. - I nie

wiem, gdzie mieszka.

- Łatwo się dowiesz. - Przez chwilę dumał. - Słyszałaś, co

powiedział Higgins. Poza służbą w domu jest tylko stara matka

Exmoutha i ta panna. Poczekasz na czujce przed domem.

- I co dalej?

- Twój brat mieszka przy lesie, niedaleko ruin klasztoru, nie?

- Ano mieszka. I co z tego?

Jack rozparł się na ławie.

- Powiem ci rano, kiedy wszystko domyśle sobie do końca.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Lady Exmouth promieniała z radości, przyglądając się Robinie,

która schodziła po schodach. W niebieskiej sukni spacerowej i

dopasowanej kolorystycznie pelerynie panna wyglądała wprost

urzekająco.

Szkoda tylko, że Daniel nie mógł obejrzeć tego ujmującego

występu. Delikatna twarz w modnym czepku, z szaroniebieskimi

tasiemkami tworzącymi figlarną kokardę pod uroczym, drobnym

podbródkiem mogła zmiękczyć serce najtwardszego mężczyzny.

Naturalnie nie wydawało jej się dłużej, by Daniel potrzebował

dodatkowych namów do uznania Robiny za idealną kandydatkę na

żonę. Jeśli jej pogląd na tę kwestię nie był całkowicie błędny, to ten

wstrętny chłopiec podjął ostateczną decyzję już przed kilkoma

tygodniami, mimo że bardzo starał się to ukryć.

A gdyby potrzebowała dalszych świadectw określających stan

jego umysłu, to zdradził się poprzedniego wieczoru. Lady Exmouth

myślała z niemałą satysfakcją o tym, że nawet obecność Arabelli nie

skłoniła go do pozostania na przyjęciu. Gdyby była tam Robina,

sprawy przedstawiałyby się zgoła inaczej!

- Gzy jesteś całkiem pewna, moja droga, że masz ochotę jechać

dzisiaj na piknik? - spytała, gdy Robina do niej podeszła. Wprawdzie

panna wydawała się w pełni sił, była jednak odrobinę bledsza, niżby

życzyła sobie lady Exmouth. - Jeszcze nie jest za późno na zmianę

zdania - zapewniła ją. - Arabella to zrozumie.

background image

- Nie, nie. Całkiem dobrze się czuję. - Robina skupiła się na

wygładzaniu fałdy na jednej z rękawiczek. - Nie mam pojęcia, co

mnie naszło. Rzadko zapadam na migrenę.

- Cieszmy się, że nie było to nic gorszego niż uporczywy ból

głowy, który nie chciał minąć. Gdybyś zaraziła się gorączką od lady

Phelps, mogłabyś trafić do łóżka na wiele dni. O ile wiem, biedna

Augusta wciąż jeszcze nie wstaje. Co naturalnie oznacza, że będziemy

pozbawieni towarzystwa jej syna podczas dzisiejszego śniadania.

Robina usłyszała nutę ulgi w głosie lady Exmouth, ale doszła do

wniosku, że nie należy o tym mówić, spytała więc tylko, kto jeszcze

jedzie tego ranka do lasu.

- Nie do końca wiem, moja droga. Na pewno kilkoro naszych

wspólnych znajomych. Arabella zaprosiła sir Percy'ego Lovella, ale

miał już inne zobowiązania. Zdaje się, że zaprosiła również sir

Fredericka Ainsleya, lecz i on był zmuszony odmówić. Dzisiaj nie ma

go w mieście, bo wyjechał w odwiedziny do chorego kuzyna. -

Pokręciła głowę. - Trudno jest zorganizować piknik z takim małym

wyprzedzeniem, ale jestem pewna, że Arabella namówi przynajmniej

kilka osób. - Lady Exmouth uniosła rękę, odzianą w fioletową

rękawiczkę. - Oho! Zdaje się, że o wilku mowa.

Jak się okazało, słuch jej nie mylił. Gdy lokaj otworzył drzwi,

zobaczyły Arabellę wysiadającą z eleganckiego odkrytego powozu

Tolliverów, który właśnie zajechał przed dom.

background image

- Nie musisz zadawać sobie tyle trudu - zawołała lady Exmouth,

schodząc na ulicę, by przywitać kuzynkę. - Jesteśmy gotowi, możemy

więc zaraz wyruszyć, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

- Wspaniale! Zawsze ceniłam punktualność! - oznajmiła Arabella

i wróciła do powozu. - O, jest Robina! Cieszę się, że czujesz się na

siłach dotrzymać nam towarzystwa. Obawiam się, że jesteśmy

najmłodsze w tej kompanii, musimy trzymać się razem - dodała, gdy

Robina podeszła do powozu. - Trochę mnie dziwi, że tak niewielu

młodych ludzi zgodziło się przyjąć moje zaproszenie. Wygląda na to,

że śniadanie na trawie jest atrakcyjne raczej dla starszego pokolenia.

- Prawdę mówiąc, przypuszczałam, że zorganizowanie pikniku w

takim pośpiechu może sprawić ci nieco kłopotów - powiedziała lady

Exmouth, sadowiąc się na ławie obok siostrzenicy. - Ostatnio ludzie

mają zwyczaj planować zajęcia z dużym wyprzedzeniem. Zwłaszcza

na wieczór trudno jest zebrać towarzystwo. Nawet przyjaciele

wymawiają się wcześniej podjętymi zobowiązaniami.

- Właśnie z tego powodu postanowiłam nie wydawać proszonej

kolacji - odrzekła Arabella, a jej uwagę zwróciła nagle samotna postać

po drugiej stronie ulicy.

- Co za brak wychowania! - stwierdziła. - Odkąd tu przyjechałam,

ta młoda kobieta bez przerwy patrzy w naszą stronę. - Szybko jednak

odzyskała poczucie humoru i wybuchnęła śmiechem. - Mam nadzieję,

że nie czeka na Daniela. Musiałaby tam stać jeszcze bardzo długo.

Lady Exmouth zerknęła na drugą stronę ulicy i głośno parsknęła.

background image

- Muszę ci powiedzieć, że mój syn nie zadaje się z osobami tego...

tego pokroju.

- Nie bądź naiwna, ciociu! - W oczach Arabelli znów pojawił się

figlarny błysk. - Clarissa nie żyje prawie od dwóch lat... Chociaż

rzeczywiście się nie mylisz - podjęła po namyśle. - Daniel ma za

dobry gust, żeby zadawać się z osobą tak podłego stanu. Może zresztą

po prostu dba o zdrowie.

Lekko poklepała stangreta parasolką po ramieniu, dając mu znak

do odjazdu, i powóz potoczył się po ulicy. Uwagi Robiny nie uszło, że

nieznajoma kobieta bacznie obserwuje ich odjazd ze swojego miejsca.

Robina nie była aż tak naiwna, by nie zrozumieć aluzji lady

Tolliver. Podczas pobytu w stolicy szybko odkryła, że dżentelmeni -

zarówno owdowiali, jak i żonaci - często utrzymują również kochanki.

Nie wiedziała, czy Daniel postępuje podobnie, ale w gruncie

rzeczy jakie to mogło mieć dla niej znaczenie? Przecież to nie jej

sprawa, powtarzała sobie uparcie. Owszem, interesowałoby ją to na

miejscu Arabelli, ale przyszła żona Daniela wydawała się całkowicie

nie przywiązywać do tego wagi. Dziwne!

- Jesteś dzisiaj małomówna.

Niespodziewana

uwaga

wyrwała

Robinę

z

zamyślenia.

Stwierdziła, że lady Tolliver przygląda jej się z uwagą.

- Mam nadzieję, że nie jedziesz dzisiaj z nami tylko z powodu

namów cioci?

- Och, nie! - zapewniła ją Robina, siląc się na uśmiech. - Po prostu

myślałam o niebieskich migdałach.

background image

Nie była jednak w stanie znieść przenikliwego spojrzenia

ciemnych oczu, zbyt przypominających oczy Daniela, zerknęła więc

do góry i przekonała się, że niebo jest zupełnie bezchmurne.

- Zdaje się, że pogoda ci sprzyja. Zapowiada się następny piękny

dzień.

- To prawda - przyznała Arabella. - Mam nadzieję, że nie będzie

również zbyt ciepło. Mniejsza o to. - Wzruszyła ramionami. - W

przyklasztornym lesie i tak jest dużo cienia.

- Szkoda, że nie urządziłaś pikniku gdzie indziej - włączyła się do

rozmowy lady Exmouth. - Mam złe wspomnienia związane z tym

sielskim miejscem.

Arabella roześmiała się serdecznie.

- Och, wiem. Daniel mi o tym opowiedział. Co za małpka z tej

Lizzie! Zupełnie niepodobna do matki. Pewnie więcej odziedziczyła

po naszych przodkach.

Lady Exmouth cmoknęła kilka razy i zmierzyła swoją ulubioną

siostrzenicę karcącym spojrzeniem, Arabella postarała się więc

przybrać bardzo skruszoną minę.

- Masz rację, ciociu. Zachowałam się bardzo nietaktownie,

żartując z poważnej sprawy. Daniel, jak wiem, był bardzo poruszony

tym zdarzeniem. - Znowu spojrzała na Robinę. - I jest ci dozgonnie

wdzięczny, moja droga. Nie kryje, że ma wobec ciebie dług nie do

spłacenia.

Może Arabella nie zauważyła smutku, który zagościł przez chwilę

nieuwagi w niebieskich oczach Robiny, dojrzała go jednak lady

background image

Exmouth, a spostrzeżenie to wzbudziło w niej wątpliwość, czy jej

protegowana czuje się całkiem zdrowa, czy tylko stara się stworzyć

takie pozory.

Arabella była przemiła, ale zdarzało jej się niekiedy wykazać

brakiem taktu, no i mogła czasem być dość przytłaczająca, zwłaszcza

dla tych, którzy nie dorównywali jej wigorem.

Celowo zajęła więc siostrzenicę konwersacją, pytając, czego

należy się spodziewać w jadłospisie śniadania. Robina starała się od

czasu do czasu włączyć do rozmowy, ale lady Exmouth wyczuwała,

że robi to bez przekonania. Coraz bardziej dochodziła do wniosku, że

Robina wolałaby pozostać w domu.

Na szczęście, gdy dotarły na znajome miejsce, gdzie zaczęli się

już gromadzić pozostali goście, napięcie Robiny, związane ze

staraniami, by zachowywać się jak najswobodniej, zelżało.

Poza tym wreszcie udało jej się bez zwracania na siebie uwagi

uwolnić się od towarzystwa Arabelli. Dzięki temu zdołała się nawet

zmusić do zjedzenia kilku smakołyków przygotowanych przez

znakomitą kucharkę lady Tolliver.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji oddaliła się jednak od tej

nielicznej części grupy, która nie zapadła w drzemkę, znużona upałem

i skutkami picia schłodzonego szampana. Wreszcie mogła poszukać

wytęsknionej samotności.

Upewniwszy się, że nikt inny nie wziął z niej przykładu i nie

podąża za nią na przechadzkę, Robina weszła głębiej między drzewa.

Wiedziała, że dalej w lewo płynie rzeka, ale nie zamierzała tam

background image

skręcać. Obraz tamtego dnia, o wiele szczęśliwszego niż obecny, zbyt

mocno wrył jej się w pamięć.

Szyderczy głos podszeptywał, że wkrótce nie zostanie jej nic

więcej oprócz wspomnień i bolesnej świadomości, że wszystko mogło

potoczyć się inaczej, gdyby przez tyle tygodni nie pozostała obojętna

na skłonności swego serca.

Rozwiązała kokardę i zdjąwszy czepek, zaczęła nim bezmyślnie

kołysać. Wciąż zagłębiała się w las, nie chciała bowiem zbyt szybko

pożegnać się z samotnością. Naturalnie gdy wyrażała zgodę, aby

towarzyszyć lady Exmouth na pikniku, wiedziała, że obecność

Arabelli będzie dla niej trudna do zniesienia. Nie wiedziała jednak, że

aż tak trudna.

Ale jaki miała wybór? Nie mogła bez końca ukrywać się w

sypialni i płakać, gdy tylko była pewna, że nikt akurat jej nie

przeszkodzi. Poza tym tego wieczoru miał wrócić do domu Daniel i

prędzej czy później musiała stanąć z nim twarzą w twarz, chociaż

mogło się to okazać niezwykle nieprzyjemne.

Nie, pomyślała zasmucona, nie ma dla niej łatwych rozwiązań.

Następne dni, zanim uda jej się znaleźć pretekst, aby wrócić do

hrabstwa Northampton, będą bolesne. Już ten dzień dostarczył jej

przykrych przeżyć. Uprzejme traktowanie kogoś, do kogo czuje się

urazę, stanowi nie lada zadanie, jednak wiedziała, że nie mogłaby się

zdobyć na prawdziwą nienawiść czy nawet niechęć do Arabelli.

background image

Jak mogła mieć do lady Tolliver pretensje o jej uczucie do

Daniela? Przecież każda kobieta chciałaby poślubić takiego

wspaniałego mężczyznę.

Dziwne wydawało jej się tylko to, że nikt nie mówi głośno o

zbliżającym się ślubie. Ze zmarszczonym czołem zaczęła rozważać

ten problem. Naturalnie mogły być powody, dla których Arabella i

Daniel nie podawali swoich zaręczyn do wiadomości publicznej, na

przykład jeśli Daniel chciał najpierw powiedzieć o swoim zamiarze

córkom i czekał na ich powrót z Dorset.

Utrzymywanie sekretu przed lady Exmouth wydawało się mimo

wszystko bardzo dziwne. Robina była przekonana, że matka Daniela

nic nie wie o jego zamiarze rychłego ożenku. Co więcej, po Arabelli

też nie było widać, aby oczekiwała wkrótce tak radosnego

wydarzenia. Robina nic z tego wszystkiego nie rozumiała.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. A więc jednak ktoś za nią

poszedł. Odwróciła się, żeby sprawdzić, kogo z gości lady Tolliver

będzie miała za towarzysza przechadzki.

Odłożywszy książkę, Daniel zerknął na zegarek i przekonał się, że

brakuje kilku minut do siódmej. Śniadanie na trawie zajęło matce i

Robinie podejrzanie dużo czasu. Uważał zresztą, że nazwa

„śniadanie” dla posiłku jedzonego wczesnym popołudniem jest

absurdalna. Wsunął zegarek z powrotem do kieszonki i znowu wziął

się do czytania.

background image

Otworzyły się drzwi i wszedł kamerdyner z karafką i kieliszkiem,

które ustawił tuż obok łokcia lorda Exmoutha.

- Czy wasza lordowska mość jeszcze sobie czegoś życzy?

- Nie sądzę. Dziękuję, Stebbings... Albo poczekaj. - Służący

przystanął w pół drogi do drzwi. - O której godzinie milady wyjechała

z domu?

- Niedługo przed południem, sir.

- Czy wspominała, że może późno wrócić?

- Nie, milordzie. Czy mam polecić, żeby kolację podać później?

- Tak, to chyba rozsądny pomysł. Powiedz kucharce, że zjemy o

dziewiątej.

Maszcząc czoło, Daniel sięgnął po burgunda i nalał sobie

kieliszek. To było zupełnie niepodobne do jego matki, żeby nie

uprzedzić służby o możliwości późnego powrotu. Co ją, u licha,

zatrzymało? Nawet jeśli straciła rachubę czasu, to przecież w

śniadaniu uczestniczyli również inni goście, którzy mogli ją

przywrócić do rzeczywistości, a zwłaszcza Robina. W odróżnieniu od

innych znanych mu kobiet, była bardzo punktualna.

Uśmiechając się pod nosem, rozsiadł się wygodniej i dalej sączył

wino, kontemplując połysk swoich butów z cholewami. Dobrze było

znaleźć się znowu w domu. Owszem, bardzo mu było przyjemnie w

towarzystwie Monty'ego, ale brakowało mu Robiny, jego ptaszyny,

brakowało mu jej nawet bardziej, niżby chciał się do tego przyznać.

Robina była doprawdy niezwykłą kobietą! Nigdy nie

podejrzewałby, że córka wiejskiego pastora, która - jak sama

background image

przyznała - odebrała dość ograniczoną i bardzo konwencjonalną

edukację, stanie się wybranką jego serca. Bardzo go zdziwiło

odkrycie, jak wiele mają ze sobą wspólnego.

Na wargach znów pojawił mu się mimowolny uśmiech. I

pomyśleć, że gdy pierwszy raz rozważał pomysł ponownego ożenku,

za jedyny cel stawiał sobie znalezienie odpowiedniej matki dla córek,

a tymczasem los dał mu towarzyszkę życia, bez której teraz trudno już

byłoby mu się obejść.

Nagłe zamieszanie w sieni przerwało mu zadumę. Do pokoju

wpadła matka, zupełnie nie dbająca o godny krok, za nią zaś kuzynka

Arabella, która wydawała się podejrzanie blada, a w oczach nie miała

ani śladu figlarnych ogników.

- Och, Danielu, dzięki Bogu, że jesteś! - Lady Exmouth prawie

rzuciła mu się w ramiona. - To wszystko przeze mnie. Przyjmuję na

siebie całą winę. Nie powinnam była brać jej z sobą. Jak tylko

wyjechałyśmy, od razu wiedziałam, że to biedne dziecko nie powinno

nigdzie ruszać się z domu.

- Spokojnie, ciociu Lavinio. Nie wolno ci się tak gorączkować. -

Arabella objęła ją i zaprowadziła na kanapę. - Jestem pewna, że

znajdzie się zupełnie zwyczajne wyjaśnienie tej sytuacji - powiedziała

tonem, w którym zdaniem Daniela zdecydowanie brakowało

przekonania.

- Gdzie jest Robina? - spytał.

- Właśnie w tym rzecz, Danielu. Nie wiemy - odrzekła, siląc się

na spokój Arabella. - Robina znikła.

background image

Przeniósł wzrok ze szlochającej matki na kuzynkę, starając się nie

zdradzić z niepokojem.

- Chyba powinnyście mi wytłumaczyć, co tam zaszło.

- Ciocia Lavinia powiedziała świętą prawdę - zaczęła Arabella. -

Robina wydawała się dzisiaj wyjątkowo zasępiona. - Wzruszyła

ramionami. - Myślałam, że może brakuje jej rówieśników na pikniku i

trochę się nudzi. To zresztą nie byłoby dziwne. Gdy większość gości

po posiłku zdecydowała się na drzemkę, sama pożałowałam, że

urządziłam to śniadanie. Bardzo mnie kusiło, żeby pójść za Robiną,

kiedy zauważyłam, że znika w lesie. - Zerknęła na lekko zgnieciony

czepek z niebieskim wykończeniem, trzymany przez siebie w dłoni. -

Teraz naturalnie nie mogę sobie wybaczyć, że tak nie postąpiłam.

- Zatem Robina nie wróciła, a wy naturalnie zaczęłyście jej

szukać.

Arabella przyjrzała się, jak Daniel spokojnie sięga po kieliszek

wina. Sprawiał takie wrażenie, jakby to wszystko nic go nie

obchodziło. Znała go zbyt dobrze, by pozwolić się zwieść, podziwiała

jednak jego opanowanie, którym w trudnych chwilach zawsze

imponował.

- Początkowo myślałam, że po prostu straciła poczucie czasu. W

dzieciństwie uwielbiałam chodzić po lesie w okolicach Courtney

Place i też często spóźniałam się na posiłki. Dopiero kiedy goście

zaczęli się rozjeżdżać, ogarnął mnie niepokój. Kilkoro spośród nich

zaofiarowało się, że zostanie i pomoże w poszukiwaniach, ale

zapewniłam ich, że nie ma takiej potrzeby. - Przez chwilę przyglądała

background image

się Danielowi w milczeniu. - Pomyślałam sobie, że z twojego punktu

widzenia byłoby lepiej, gdyby o zniknięciu Robiny nie wiedziano w

całym Brighton.

Spojrzał na nią z uznaniem.

- Postąpiłaś bardzo rozsądnie, Bello. Rzeczywiście, wolałbym,

żeby miłośniczki plotek nie ostrzyły sobie na niej języków.

- Tak też sądziłam. Dlatego po odjeździe wszystkich kazałam

służbie dokładnie przeczesać las. Mój lokaj znalazł to.

Podała mu czepek z oderwaną tasiemką i częściowym odciskiem

podeszwy.

- Przyszło mi do głowy, że może zdarzył jej się jakiś wypadek, na

przykład skręciła nogę. Wysłałam lokaja również do pobliskiej wsi,

żeby spytał, czy nikt nie szukał tam pomocy, ale…

Spojrzała na niego z głęboką troską.

- Och, Danielu, nie uważam się za osobę przesadnie ulegającą

panice, ale jestem bliska myśli, że Robinę porwano.

Lady Exmouth, która do tej pory panowała nad sobą, raptownie

podniosła głowę.

- To niedorzeczność, Arabello! Kto, u licha, chciałby porwać takie

słodkie, kochane dziecko? Poza tym kto oprócz zaproszonych gości

mógł wiedzieć, że wybieramy się dzisiaj do lasu?

- No właśnie kto? - podchwycił Daniel, mrużąc oczy.

Nagle obrócił się na pięcie i wielkimi krokami podszedł do drzwi.

- Stebbings! - zawołał. - Niech w stajni natychmiast przygotują mi

kolaskę!

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Robina spojrzała w brudne okienko i stwierdziła, że na dworze

szybko zapada zmierzch. Jak długo już leżała, związana jak kurczak

do pieczenia? Przede wszystkim zaś po co porwano ją i uwięziono w

tej brudnej i ciasnej graciarni?

Wszystko stało się tak szybko. Szła przez las, myśląc o swoich

sprawach, i nagle napadło ją dwóch obcych mężczyzn. Nie zdążyła

nawet krzyknąć, bo jeden chwycił ją za ramiona i związał jej ręce za

plecami, a drugi wepchnął do ust ohydną szmatę. Potem nasadzili jej

na głowę cuchnącą siatkę i jeden z nich miał czelność przerzucić ją

sobie przez ramię, jakby była workiem, by wkrótce potem bez

ceregieli zwalić ją na wózek.

Jeśli sądzić po wstrząsach, jakie musiała ścierpieć, jechali bardzo

nierównym traktem. Zdawało jej się, że trwa to wieki, choć

prawdopodobnie pokonali nie więcej niż trzy mile. Potem wniesiono

ją w ten sam haniebny sposób po dwóch biegach schodów i

przywiązano do pryczy w zatęchłej klitce.

Marszcząc czoło, rozejrzała się dookoła. Co to, u licha, za

miejsce? Gdzie ją przetrzymywano? I po co?

Głosy i stukot kroków na schodach przerwały jej niepokojące

rozmyślania. Chwilę później rozległ się trzask odsuwanego rygla,

drzwi się otworzyły i na stryszek weszli dwaj porywacze, a za nimi

niechlujna kobieta, którą Robina bez wątpienia gdzieś już widziała.

- Na miłość boską, Jack! - wykrzyknęła kobieta, przesyłając

Robinie współczujące spojrzenie. - Po coś ją tak związał? -

background image

Odstawiwszy tacę na drewnianą skrzynię przy pryczy, zaczęła

rozplątywać sznur krępujący Robinie nogi w kostkach. - Jak, u diabła,

ona ma stąd waszym zdaniem uciec?

- To nie ja - odburknął niższy z mężczyzn. - Tę robotę zostawiłem

twojemu bratu.

Kobieta zerknęła zniecierpliwiona na drugiego mężczyznę, który

stał oparty o ścianę i patrzył na łóżko z lubieżnym błyskiem w oczach.

- Ona nie jest ptakiem, Ben. Nie wyfrunie przez okno.

- Nie chciałem ryzykować. Smakowity kąsek nie może nam się

wyślizgnąć z rąk. - Lubieżny uśmiech stał się bardziej ostentacyjny. -

Nieczęsto mam okazję pogłaskać taką elegancką panienkę.

- Trzymaj swoje brudne łapska przy sobie, Ben - ostrzegła

kobieta, zdająca sobie doskonale sprawę z tego, w jakim kierunku

zmierzają myśli brata. - Włos jej nie może spaść z głowy. Tak się

umówiliśmy.

- To prawda - przyszedł jej w sukurs Jack, podchodząc do pryczy,

by rozplatać więzy na nadgarstkach Robiny. - Mamy dostać pieniądze

i tyle.

Robina, wysłuchawszy tej krótkiej wymiany zdań, mogła

wreszcie usiąść i wyjąć z ust szmatę. A więc trzymano ją tu dla

okupu. Ale dlaczego właśnie ją? Czy padła ofiarą niefortunnego

zbiegu okoliczności, czy może porywacze wybrali właśnie ją celowo?

Mężczyzn z pewnością nie znała, ale kobiecie przyjrzała się

uważniej. Podobnie jak Daniel miała dobrą pamięć do twarzy, szybko

więc przypomniała sobie, gdzie ją wcześniej widziała.

background image

- Pani stała dzisiaj rano na ulicy i obserwowała dom.

Kobieta nie próbowała zaprzeczyć.

- Pewnie. Musiałam dopilnować, żeby ucapić kogo trzeba, wiesz,

kochaniutka. Myślę, że lord Exmouth dobrze zapłaci za twój

bezpieczny powrót.

- A dlaczego miałby zapłacić? - spytała ostrożnie Robina.

Skoro chodziło im o okup, to z pewnością postąpiliby rozsądniej,

gdyby porwali lady Exmouth.

- Nie próbuj z nami sztuczek. - Mężczyzna, zwany Jackiem,

roześmiał się pogardliwie. - I tak wiemy, że ten bogaty pan chce się z

tobą ożenić.

A więc tu był pies pogrzebany! Gdyby jej pozycja nie była tak

rozpaczliwa, może nawet uznałaby tę sytuację za zabawną. Głupcy

uprowadzili nie tę kobietę, którą należało. Powinni byli wybrać

Arabellę. Naturalnie mimo to nie wątpiła, że Daniel spełni żądania

tych łotrów, byle tylko zapewnić jej bezpieczny powrót do domu.

Wbrew rozsądkowi to jednak rozzłościło ją jeszcze bardziej. Po

co Daniel miał rezygnować z, być może, całkiem pokaźnej sumy

pieniędzy tylko dlatego, że nierozsądnie zachciało jej się spacerować

po lesie? Gdyby nie zachowała się lekkomyślnie, nie wpadłaby w

tarapaty. Skoro jednak sama była sobie winna, do niej należało

znalezienie drogi wyjścia. Niestety, nie było to łatwe.

Przez chwilę przyglądała się każdemu z porywaczy po kolei.

Odrobinę dłużej zatrzymała wzrok na mężczyźnie z lubieżnym

błyskiem w głęboko osadzonych oczach.

background image

- Pewnie ma pan rację - powiedziała w końcu, powstrzymując

wybuch złości. - Naturalnie pod warunkiem, że nic mi się nie stanie...

zupełnie nic.

Kobieta bez trudu zrozumiała, o co chodzi. Rozciągnęła wargi w

pogardliwym uśmiechu.

- Ty nic się nie martw moim bratem, kochaniutka. On będzie

grzeczny... póki i ty będziesz grzeczna. Zjedz teraz swoją kolację jak

należy i zostawimy cię samą do rana.

Robina zerknęła na gęsty rosół z wielkim okami tłuszczu na

powierzchni i uznała, że lepiej spróbuje chleba, który, choć nieco

zakalcowaty, przynajmniej był świeżo upieczony.

- A co zamierzacie zrobić ze mną jutro, jeśli wolno spytać?

- O, pannica jest ciekawska - stwierdził Jack. - Napiszesz list do

swojego lorda. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to jutro wieczorem

będziesz z powrotem leżeć w swoim ślicznym łóżeczku.

- Albo w łóżeczku jego lordowskiej mości - zarechotał ten drugi,

po czym zwrócił się do siostry: - Nie rozumiem, dlaczego nie możemy

tego załatwić dziś wieczorem. Mówiłem ci już, Moll, że nie podoba

mi się pomysł z trzymaniem jej tutaj.

- Nie rozumiem, co ci to przeszkadza? - Siostra spojrzała na niego

gniewnie. - Przecież nikt tu nie przychodzi. I nic dziwnego. Po śmierci

Betsy doprowadziłeś dom do kompletnej ruiny, Ben. - Wprawdzie

Molly nie była wzorem czystości, ale nawet ona czuła odrazę do

brudu panującego dookoła. - Poza tym powiedziałam ci już, że nie

zamierzam tłuc się po nocy do miasta. Jeśli jego lordowska mość

background image

poczeka, to może chętniej rozstanie się z pieniędzmi. Niech się trochę

podręczy.

Zadowolona z siebie zwróciła się do Robiny.

- Wrąbałaś wszystko, kochaniutka? To dobrze. Teraz Jack zwiąże

ci ręce. Ale nóg nie trzeba. Nie sądzę, żebyś próbowała uciec przez

okno. W dół można spadać i spadać.

Posłusznie założywszy ręce na plecy, Robina gorączkowo

rozmyślała. Jeśli zamierzała uciec, musiała to zrobić przed świtem.

- Skoro... skoro mam tu zostać całą noc, to czy nie mogłabym

przynajmniej dostać świecy? Niedługo zapadnie zmrok, a

przysięgłabym, że wcześniej widziałam, jak coś wystawia głowę z tej

dziury w kącie.

- Ha! - szczeknął Jack, bezlitośnie krępując jej nadgarstki. -

Mogłaś widzieć, to pewne. Tu jest mnóstwo szczurów. - Zawahał się.

- Ale świecę możemy jej dać. Co ty na to, Molly?

Molly tylko wzruszyła ramionami, po czym zabrała tacę i wyszła

z poddasza. Jej brat omiótł kształtną figurę Robiny jeszcze jednym

natarczywym spojrzeniem i wziął przykład z siostry. Jack również

wyszedł, ale po chwili wrócił z zapaloną świecą, którą postawił na

skrzyni obok pryczy. Nie odezwał się więcej i szybko znikł, starannie

zamykając za sobą drzwi.

Robina usłyszała odgłos zasuwanego rygla.

Uznała, że przynajmniej ma trochę czasu na obmyślenie planu

ucieczki. Była zdecydowana nie poddawać się rozpaczy i nie

background image

załamywać w trudnym położeniu. Rozsądek nakazywał poczekać w

bezruchu przynajmniej godzinę.

Wszyscy w domu musieli zasnąć. Zresztą sądząc po silnym

zapachu dżinu, sączącym się na stryszek, należało się tego spodziewać

znacznie wcześniej. Tymczasem należało jedynie pokonać znużenie i

ból nadgarstków, sznur bowiem dotkliwie ocierał jej skórę.

Spojrzała w brudne okienko i przeciągle westchnęła. Która mogła

być godzina? Dziewiąta, może dziesiąta. Długo już siedziała

uwięziona. Mimo woli zaczęła się zastanawiać, co w tym czasie robią

pewne znane jej osoby.

Biedna lady Exmouth na pewno odchodziła od zmysłów ze

zmartwienia. Do tej pory niewątpliwie zakończono poszukiwania. Nie

należało wykluczyć, że lady Exmouth zawiadomiła władze, chociaż

bardziej prawdopodobne było, że wróciła do Brighton szukać pomocy

u Daniela. On na pewno jak zwykle wykaże się rozsądkiem i zapanuje

nad sytuacją. Zawiadomi władze, jeśli nie zrobiła tego jego matka, a o

świcie zorganizuje dalsze poszukiwania w lesie i okolicy. Tymczasem

jednak…

Oczy zaszły jej mgłą od łez, które usiłowała powstrzymać.

Potoczyła wzrokiem po stryszku pełnym kurzu, przed oczami miała

jednak bibliotekę w Brighton i Daniela, który zamartwia się o jej

bezpieczeństwo, ale zachowuje pozory spokoju i jak zwykle siedzi w

swoim ulubionym fotelu.

Byłoby dla Robiny niemałym zaskoczeniem, gdyby wiedziała, że

dokładnie w tej - samej chwili Daniel bynajmniej nie siedział

background image

wygodnie wśród półek z książkami, lecz z zaciętą twarzą poganiał na

złamanie karku konie ciągnące jego kolaskę. Gnał przez miasto z

zamiarem odszukania pewnego woźnicy.

Kendall, zajmujący miejsce obok niego, zerkał na pana z troską.

Nigdy jeszcze nie widział jego lordowskiej mości w takim gniewie,

nawet tamtego strasznego dnia przed prawie dwoma laty, kiedy pan

również pędził jak szalony traktem po zboczu wzgórza, niedaleko

Courtney Place.

Służący zreflektował się. Tylko on sam i najbliższy przyjaciel

lorda Exmoutha wiedzieli, co zaszło w dniu śmierci milady. Niektóre

osoby być może domyślały się, ale o ile Kendallowi było wiadomo,

żadna z nich nie zdradziła jego lordowskiej mości i nie puściła pary z

ust.

- Czy milord na pewno nie chce, żebym przejął wodze? - spytał z

niepokojem, gdy Daniel bardzo ryzykownie wyprzedził wolniej

jadący powóz.

Rozbawił Daniela.

- Boisz się, Kendall? Myślałem, że masz znacznie więcej zaufania

do moich umiejętności. Popatrz, do zdrapania farby z tamtego pudła

sporo mi jeszcze brakowało.

- Nie o to chodzi - skwapliwie zapewnił go totumfacki. - Ale

chciałbym, żeby było ze mnie więcej pożytku.

Kendall doskonale wiedział, jaki jest cel ich nocnej wyprawy

ulicami Brighton, i tak jak wszyscy bardzo się martwił

niespodziewanym zniknięciem panny Perceval.

background image

- Nie mam pojęcia, jak wygląda ten woźnica i jego powóz.

Gdybym przejął wodze, pan mógłby spokojnie rozejrzeć się za tym

człowiekiem.

- Dziękuję za propozycję, Kendall, ale sam widzę, że szukam

wiatru w polu. Rozsądniej było poczekać ,,Pod Koroną”. Może w

końcu tam go zastanę albo przynajmniej uda mi się porozmawiać z

karczmarzem.

Z tymi słowami skręcił w następną przecznicę i znów skierował

się do gospody, którą odwiedzili już wcześniej.

- Ciekawe, jakie ciemne interesy zajmują teraz tego szelmę

karczmarza, że zostawił gospodę w rękach brata?

Daniel zerknął kpiąco na służącego.

- A jak sądzisz, człowieku? Jeśli tylko na czymś się znam, to

karczmarz troszczy się o uzupełnienie zapasów brandy i rumu z

zaufanego źródła.

- Ma pan na myśli przemyt?

- Wcale by mnie to nie zdziwiło. Na wybrzeżu mnóstwo ludzi

zajmuje się przemytem. Straż stoi na straconej pozycji i moim

zdaniem będzie tak dopóty, dopóki nie zmieni się prawo.

Tymczasem dotarli „Pod Koronę”. Daniel bez ociągania oddał

wodze Kendallowi i wszedł do gospody, by przekonać się, że

właściciel jeszcze nie wrócił. Zrozumiał, że dalsze wypytywanie brata

o cokolwiek po prostu nie ma sensu. Mężczyzna oświadczył

stanowczo, że w gospodzie pomaga rzadko i niektórych miejscowych

background image

zna jedynie z twarzy, dlatego nie potrafi powiedzieć, czy był już tego

wieczoru ktoś o nazwisku Higgins.

Daniel szybko zdecydował, że pozostaje mu tylko poczekać na

powrót właściciela i mieć nadzieję, że ten dobrze zna woźnicę.

Zamówił kufel piwa i właśnie niósł go do stołu w kącie, gdy drzwi

gospody się otworzyły i do środka spokojnie wszedł poszukiwany

przez niego człowiek.

W pierwszym odruchu chciał skoczyć woźnicy do gardła, ale się

powstrzymał. Higgins nie wyglądał na kogoś, kto wkrótce spodziewa

się otrzymania pokaźnej sumy pieniędzy. Przeciwnie, minę miał

ponurą i wydawał się głęboko rozczarowany życiem. Co więcej,

czekając przy szynkwasie na nalanie piwa, rozejrzał się po gospodzie i

na widok swego niedoszłego pracodawcy wcale nie okazał strachu,

lecz raczej zaskoczenie.

Daniel zaczął się zastanawiać, czy to możliwe, że pomylił się w

ocenie Higginsa. Czyżby mężczyzna niczego nie wiedział o zniknięciu

Robiny ? No cóż, byłby to bardzo dziwny zbieg okoliczności, gdyby

akurat dzień po tym, jak Higgins proponował jej porwanie, panna

znikła z całkiem innego powodu. Tymczasem woźnica podszedł

uśmiechnięty do jego stołu.

- Witam waszą miłość! Nie spodziewałem się spotkać tu pana

znowu. Zasmakowało tutejsze piwo, hę? Nie ma w tym nic złego. Tu

rzeczywiście dobrze je warzą.

- Owszem. Usiądzie pan, Higgins?

background image

Woźnica bez wahania skorzystał z zaproszenia, co tylko umocniło

Daniela w przeświadczeniu, że człowiek ten jest zupełnie niewinny.

Musiał jednak zdobyć pewność.

- A więc co sprowadza waszą miłość z powrotem na taki koniec

świata? - Higgins wydawał się całkiem spokojny. - Ludzie wysokiego

stanu nie bywają w tej karczmie często. Naturalnie każdy może tu

przyjść, czemu nie? I zawsze miło spotkać kogoś życzliwego.

Daniel oparł się wygodnie, zmierzył wzrokiem zawartość kufla i

w końcu powiedział:

- W gruncie rzeczy przyszedłem, żeby z panem porozmawiać,

Higgins.

Zdumienie woźnicy nie mogło być udawane.

- Ze mną? Po co, wasza miłość? - spytał, po chwili zaś na jego

zniszczonej, ogorzałej twarzy pojawił się wyraz wątłej nadziei. -

Czyżby pan przemyślał sprawę, o której mówiliśmy poprzedniego

wieczoru?

Uśmiech Daniela nie był przyjacielski.

- Proszę mi wierzyć, Higgins, że od kilku godzin nie myślę o

niczym innym. - Pochylił się i przeszył rozmówcę spojrzeniem. - Bo

widzi pan, pannę Perceval naprawdę porwano, a w każdym razie jej

tajemnicze zniknięcie nosi wszelkie cechy porwania.

Daniel patrzył, jak twarz pokryta szczeciniastym zarostem

przybiera wyraz niedowierzania. Woźnica wytrzeszczył na niego

oczy. Albo był wyjątkowo utalentowanym aktorem, albo naprawdę o

background image

niczym nie wiedział. Daniel musiał teraz zdecydować, którą z tych

wersji uznać za prawdziwą.

- Niech pan posłucha, Higgins - podjął, wpatrując się w niego

uważnie. - Bardzo niewiele osób wiedziało, że panna Perceval będzie

na pikniku w lesie przy ruinach klasztoru. Należy do nich dama, która

urządziła piknik, moja matka, ja sam... No, i pan.

Woźnica od razu zrozumiał, o co chodzi.

- Chyba wasza miłość nie sądzi, że mam coś wspólnego ze

zniknięciem tej panny?

- Właśnie staram się to ustalić - gładko odpowiedział Daniel.

- Przysięgam na życie mojej Dory, wasza miłość, że nigdy w

życiu nawet nie spojrzałem na tę dziewkę... chciałem powiedzieć „na

tę damę”. Poza tym cały dzień byłem w mieście. Mnóstwo ludzi może

o tym zaświadczyć.

- Nie twierdzę, że pan osobiście brał udział w porwaniu, Higgins -

zapewnił go Daniel, który pozbył się już wszelkich wątpliwości. -

Chcę się teraz dowiedzieć, czy wspominał pan komuś o pikniku, na

którym miała być panna Perceval?

- Nie. Po co, u diabła, miałbym...? - Nagłe zamilknięcie i głęboki

namysł woźnicy były nader wymowne.

- A więc komuś pan o tym wspomniał - ponaglił Daniel Higginsa,

który zapatrzył się w swój kufel.

- No tak. Na to wygląda - przyznał w końcu. - Brat Molly Turpin

mieszka na skraju tego lasu. Wiozłem ją tam parę miesięcy temu,

kiedy umarła jej szwagierka. Bardzo ją rozzłościło, że nie została dla

background image

niej nawet perłowa broszka, która zawsze jej się podobała. Ale to nic

dziwnego. Brat Molly na pewno dawno już sprzedał tę broszkę i

wydał pieniądze na dżin - dodał po chwili zastanowienia. - Ben Turpin

to zły człowiek. Zrobiłby prawie wszystko za dżin i pieniądze.

- Nawet porwał młodą kobietę i przetrzymywał ją dla okupu? -

podsunął Daniel, a Higgins spojrzał na niego z powagą.

- Nie powiem „tak” i nie powiem „nie”, ale to podejrzane, że

opowiedziałem Molly i temu jej oberwanemu przyjacielowi o tym, jak

byłem u waszej miłości, a zaraz następnego dnia panna znikła. -

Wydawał się bardzo zawstydzony. - Nie chciałbym, żeby przez mój

długi język stała się pannie jakaś krzywda.

Daniel wolał nawet nie dopuszczać do siebie takiej myśli.

- Czy pan wie, gdzie znaleźć tych ludzi? To znaczy Molly i jej

przyjaciela? Czy mieszkają tu w okolicy?

- Niedaleko mnie. - Higgins nagle się ożywił. Wychylił duszkiem

resztę piwa i energicznie wstał od stołu. - Jeśli można, pójdę z

milordem. Znam tych ludzi i znacznie łatwiej mi będzie czegoś się od

nich dowiedzieć.

Daniel skwapliwie przyjął propozycję pomocy. Szybko wrócił do

kolaski i wkrótce znalazł się w ciasno zabudowanym rejonie. Zaczął

rozumieć, dlaczego człowiek, siedzący obok niego na ławie, tak

rozpaczliwie szuka możliwości zarobku i polepszenia sobie bytu.

Dzielnicę, w której mieszkał woźnica, zajmowała biedota.

background image

Higgins polecił zatrzymać kolaskę przed wyjątkowo nędznym

domostwem, zeskoczył z siedzenia i znikł w wąskiej uliczce. Parę

minut później wrócił z bardzo poważną miną.

- Jacka ani Molly nie ma. Nikt ich nie widział od rana, a to

niezwykłe. Jack Sharpe... hm, można powiedzieć, że ma najwięcej

pracy nocą, więc za dnia siedzi albo w gospodzie, albo w domu.

- Rozumiem - odrzekł Daniel, pojąwszy natychmiast, jaką

profesję uprawia Jack Sharpe. Opadły go jak najgorsze obawy.

Świadomość, że Robina mogła wpaść w ręce bezwzględnego rabusia i

jego kochanki, była dlań przerażająca, ale jak zwykle trudno byłoby

się tego domyślić z wyrazu jego twarzy. - Wygląda na to, że muszę

złożyć wizytę temu Turpinowi. Czy pan wie, gdzie on mieszka,

Higgins?

- Byłem tam tylko raz, tak jak mówiłem, ale na pewno trafię,

nawet po ciemku. Mogę pojechać z milordem i pokazać drogę. Tylko

proszę zaczekać, żebym mógł wpaść na chwilę do domu i powiedzieć

mojej Dorze, że mam jeszcze robotę, bo inaczej będzie się martwiła.

Poczekawszy, aż woźnica wejdzie do domu, który z zewnątrz

wyglądał nieco lepiej niż pozostałe w okolicy, Daniel zwrócił się do

swojego totumfackiego, siedzącego z tyłu kolaski.

- Chcę, żebyś wrócił do domu. Powiadom lady Exmouth, że

wyjechałem z miasta. Do mojego powrotu niech nie podejmuje

żadnych kroków. Mogę wrócić nawet dopiero rano.

Chociaż Kendall posłusznie zeskoczył z kozła, wydawał się

zaniepokojony.

background image

- Czy na pewno milord nie chce, żebym z nim pojechał? Wygląda

na to, że szubrawców może być kilku. - Zerknął przez ramię. - Czy na

pewno można zaufać temu woźnicy, milordzie?

Daniel uśmiechnął się, wzruszony troską o jego bezpieczeństwo.

- Przyznaję, Kendall, że jeśli chodzi o mojego osobistego

służącego, zdarzało mi się popełniać błędy w ocenie, ale w ostatnich

latach moje sądy osiągnęły znacznie większą doskonałość. I jestem

pewien, że również moje zaufanie do pana Higginsa nie okaże się

pomyłką.

W świetle coraz krótszej świecy Robina obejrzała poparzone

nadgarstki. Przepaliła więzy, ale pieczenie, które musiała teraz znieść,

wydawało jej się dość wysoką ceną za to osiągnięcie. Udało jej się też

otworzyć okno. Gdyby mogła przynajmniej zejść na dół po bluszczu

porastającym ścianę, jej sytuacja byłaby znacznie lepsza. Mimo

wszystko nie traciła jednak nadziei.

Postanowiła jeszcze raz ocenić możliwość ucieczki przez okno za

mniej więcej godzinę, gdy zbliżający się świt zapewni jej dość

światła. Bluszcz wydawał się całkiem solidny, ale musiała się

upewnić, czy wytrzyma jej ciężar. Ze zwichniętą kostką nie zaszłaby

daleko.

Poza tym, naturalnie, mogła próbować jedynie ucieczki normalną

drogą, czyli drzwiami. Zerknęła na solidne polano, które znalazła pod

pryczą i odłożyła na skrzynię, żeby mieć je pod ręką. Fizyczna

przemoc w każdej postaci wydawała jej się odrażająca, ale w obecnej

background image

sytuacji nie wolno jej było okazywać słabości ducha. W razie

konieczności musiała być przygotowana do użycia tego oręża,

należało jednak poczekać, aż ktoś odrygluje drzwi z zewnątrz.

Tymczasem i tak miała zajęcie.

Znów usiadła na nierównym materacu i oderwawszy dwa wąskie

paski koronki z halki, zaczęła bandażować sobie nadgarstek. Nagle

usłyszała pod oknem szelest, a potem coś jakby chrząknięcie. Chwilę

potem ku swemu przerażeniu ujrzała na parapecie dwie mocne dłonie.

Stłumiła krzyk i skoczyła ku oknu.

- Kto tam?! - spytała, obawiając się, że może to być obleśny

właściciel domu, który postanowił złożyć jej wizytę, korzystając ze

snu towarzyszy. Poważnie zastanawiała się, czy nie przytrzasnąć tych

rąk oknem, gdy usłyszała rozbawiony, znajomy i jakże miły jej sercu

głos:

- A kogo, u licha, się spodziewasz, najmilsza? Sir Galahad

przyszedł cię ocalić... Co więcej, sir Galahad jest już stanowczo za

stary na takie wyczyny.

Gdy tylko Daniel znalazł się na stryszku, Robina wydała

zduszony okrzyk, a może szloch, i rzuciła mu się w ramiona, a on

przytulił ją i zaczął szeptać kojące słowa. Serce biło mu jak szalone,

oddychał chrapliwie, ale nie było to spowodowane jedynie wysiłkiem,

jaki musiał włożyć we wspinaczkę.

- Niech no na ciebie popatrzę. - Odsunął ją od siebie, pogłaskał po

ramionach i ujął jej dłonie. Zauważył, że drgnęła. - Co się stało? Czy

jesteś ranna?

background image

- To tylko nadgarstki. Właśnie chciałam je zabandażować. - Nie

mogła się nie uśmiechnąć, słysząc stłumione przekleństwo Daniela. -

Nie martw się, sama to sobie zrobiłam. Musiałam przepalić sznurek,

którym mnie związali - wyjaśniła cicho.

- Te dranie cię związały? - Bez dalszych komentarzy sięgnął po

drugi pasek koronki i z zaskakującą łagodnością opatrzył jej rękę. -

Czy wiesz, ilu ich jest?

- Troje... To znaczy ja widziałam troje - poprawiła się. - Kobietę i

dwóch mężczyzn.

Daniel sprawnie zawiązał improwizowany bandaż, a Robina

wciąż nie mogła uwierzyć, że jest przy niej.

- Danielu, jak udało ci się mnie odnaleźć?

- To długa i skomplikowana historia, najmilsza - odrzekł z

uśmiechem.

- I dlatego nie opowiesz mi jej teraz. Rozumiem.

Wyjrzała ostrożnie przez okno. Wyglądało na to, że do ziemi jest

daleko. Znów musiała sobie powtórzyć, że to nie czas na strach.

Zresztą jeśli Danielowi udało się tędy wspiąć, to z pewnością zejście

też było możliwe.

- Kto schodzi pierwszy, ja czy ty? - spytała, cofnąwszy głowę.

W odpowiedzi ujrzała przeczący gest Daniela.

- Ani jedno, ani drugie, moja droga. - Daniel podszedł do drzwi i

naparł na nie ramieniem, żeby sprawdzić siłę rygla. - Obawiam się, że

podczas wspinaczki zniszczyłem dużą część tego pnącza. To cud, że

background image

w ogóle do ciebie dotarłem - wyznał z brutalną szczerością. -

Schodzenia już bym nie zaryzykował.

Rozczarowana, lecz nie załamana Robina popatrzyła na drzwi.

- To znaczy, że musimy zastosować mój plan numer dwa.

Daniel, oczarowany tym rzeczowym podejściem do zagadnienia,

uśmiechnął się jeszcze szerzej. Cóż za niezwykła kobieta! Większość

dam uległaby atakowi histerii, gdyby musiała przejść choć połowę

tego, co stało się tego dnia udziałem Robiny. Porwano ją, związano,

zamknięto na wiele godzin na obskurnym stryszku. A tymczasem

oprócz tego, że była brudna, rozczochrana i miała poparzone ręce,

sprawiała wrażenie osoby w całkiem dobrej kondycji.

- Widzę, że już rozważałaś możliwości ucieczki.

- Owszem - przyznała ostrożnie - chociaż nie doszłam do

najlepszych wyników. - Zerknęła na skrzynię. - Przynajmniej

znalazłam coś, co nadaje się na broń.

- I naprawdę chciałaś jej użyć? - spytał, nagle zmarszczywszy

czoło.

- Mogłabym być zmuszona.

Nie usłyszała odpowiedzi, więc podniosła głowę i stwierdziła, że

Daniel przygląda jej się zamyślony. Wydawał się czymś bardzo

zatroskany.

- Co się stało, Danielu?

- Nic... Zupełnie nic - odrzekł nieprzekonująco.

Nagle podszedł do okna i znów ją zaskoczył, wyjął bowiem z

kieszeni chustkę do nosa i kilka razy nią machnął.

background image

- Komu dajesz sygnały? Czy jest z tobą Kendall?

- Nie, moja droga. Zostawiłem kolaskę wraz z parą koni pod

opieką niejakiego Hectora Higginsa, o którym wkrótce ci opowiem.

Tymczasem jednak chciałbym wiedzieć, czy cała ta trójka zbirów jest

jeszcze w domu.

- Tak sądzę, ale nie mogę być tego pewna. Od dłuższego czasu nie

słyszałam żadnych odgłosów na dole, więc pewnie zasnęli... albo są

pijani.

- To możliwe. W każdym razie mam nadzieję, że do rana nie

odkryją mojej obecności.

Najwidoczniej Daniel miał swoje powody, chociaż Robina nie

mogła ich pojąć.

- A czy ten pan Higgins nie może zaalarmować władz i

powiedzieć, gdzie jesteśmy?

- Naturalnie mógłby, ale zdecydowanie wolę, żeby został tutaj z

kolaską i czekał na dalsze instrukcje. Tak mu zresztą poleciłem, dając

sygnał chustką. - Dostrzegł jej zdziwioną minę. - Muszę dbać o twoje

dobre imię, moja droga. Im mniej ludzi wie o tej eskapadzie, tym

lepiej.

Uśmiechnęła się do niego, widział jednak, że wciąż coś ją

intryguje.

- Zaufaj mi, ptaszynko. Uwierz, że mam na względzie wyłącznie

twoje dobro.

Robina uświadomiła sobie, że chcąc natychmiast uciekać,

zachowuje się bardzo samolubnie, i przestała nalegać. Daniel odszukał

background image

ją, nadstawiając karku, i był gotów do dalszych poświęceń. Czego

jeszcze mogłaby od niego żądać?

Nagle poczuła, że nie jest w stanie dłużej wytrzymać spojrzenia

tych zatroskanych piwnych oczu, więc odwróciła głowę. Dlaczego od

razu nie poznała się na Danielu? Dlaczego potrzebowała aż tyle czasu,

by zrozumieć, że ten życzliwy, zrównoważony mężczyzna jest

wcieleniem jej marzeń? Dostała swoją szansę i... lekkomyślnie ją

odrzuciła. A teraz było już za późno!

- Myślę, że powinniśmy się usadowić tak, by było nam jak

najwygodniej doczekać rana.

Ta praktyczna sugestia przerwała, przynajmniej na razie, sercowe

rozterki Robiny. Spojrzała na Daniela, który obmacywał materac i

krzywił się niemiłosiernie na jego nierówności.

- Chodź... Chodź, usiądź obok mnie, to opowiem ci wszystko o

moim nowym przyjacielu, Honeście Hectorze Higginsie. - Daniel

wyciągnął ku niej rękę, a Robina po krótkim wahaniu skorzystała z

zaproszenia.

Daniel celowo rozwlekał swoją opowieść, aż wreszcie z

zadowoleniem stwierdził, że Robinie kleją się oczy. Chwilę potem

szepnęła do niego sennie:

- Nie rozumiem tylko, dlaczego pan Merrell zaproponował, żebyś

mnie porwał.

Daniel uśmiechnął się pod nosem i objął smukłe ramiona Robiny,

która przytuliła się do niego.

background image

- Myślę, że byłoby rozsądnie poczekać z wyjaśnieniem tego do

rana, najmilsza.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Daniel zerknął w okno. Nastał ranek, a on wciąż nie wiedział, czy

podjął słuszną decyzję, postanawiając spędzić noc w tym miejscu.

Było jednak za późno, by cokolwiek zmienić. Z tą myślą przeniósł

wzrok na istotę, która skazała go na wiele godzin duchowych rozterek.

Robina nadal smacznie spała, opierając się na jego ramieniu. On

za to, dręczony wyrzutami sumienia, prawie nie zmrużył oka. Byłoby

dużo prościej spróbować ucieczki w nocy. Mógł wybrać inny sygnał i

polecić Higginsowi, by zostawił kolaskę.

Woźnica bez trudu włamałby się do domu, wykorzystując

umiejętności nabyte w młodych latach. Wszedłby na stryszek,

odryglował drzwi, po czym, przy odrobinie szczęścia, wszyscy troje

opuściliby ten dom niezauważeni przez szubrawców. Ale nie,

pomyślał Daniel. Pokusa okazała się zbyt silna, zdecydował więc

inaczej.

W chwili gdy Robina wspomniała, że jest gotowa poczekać z

ucieczką do rana, przyszło mu do głowy, że jeśli spędzą tu razem noc,

może potem uda mu się namówić ją do małżeństwa. Dżentelmen nie

powinien stosować takich podstępów, to musiał przyznać, ale

przynajmniej powstrzymał się przed zastosowaniem tak haniebnego

środka, jak uwiedzenie Robiny, a w ciągu ostatnich godzin

zastanawiał się nad tym wiele razy.

background image

Nawet go dziwiło, że zdołał wykazać tyle opanowania. Tuląc do

siebie smukłe, zgrabne ciało, czując przez koszulę dotyk jędrnych,

młodych piersi, zadawał sobie rozkoszne cierpienie, ale konsekwencje

niespełnienia wydawały mu się zbyt wielką karą. Wyrok losu,

pomyślał. Gdyby nie był absolutnie pewny, że zaznają z Robiną

wielkiego szczęścia w małżeństwie, może nie posunąłby się aż tak

daleko, żeby ją przekonać.

Robina widocznie intuicyjnie wyczuła jego myśli i chciała go

ukarać za podstępny zamiar jeszcze większym cierpieniem, bo

przesunęła mu dłoń po torsie i zatrzymała ją na brzuchu.

- Tylko spokojnie - mruknął do siebie Daniel i przytrzymał dłoń,

broniąc się przed niewinnym, lecz jakże urzekającym ruchem palców.

Krótki kontakt ich rąk zakłócił spokój Robiny. Poruszyła

powiekami, a Daniel z zachwytem popatrzył na jej długie rzęsy,

których delikatne muśnięcia niepokoiły go przez całą noc.

- Wszystko w porządku, Danielu. Trzymam je - szepnęła

nieoczekiwanie.

- Słucham, najdroższa?

Powieki jej się uniosły i Robina spojrzała na niego z uśmiechem.

- Konie, Danielu. Bo... - Zamrugała jeszcze kilka razy i nagle

wyprostowała się bardzo zmieszana. - Śniło mi się, że jedziemy

kolaską. - Rozejrzała się dookoła. Wyraz zmieszania znikł, a jego

miejsce zajęło zdziwienie. - Wielkie nieba, już rano!

- Spałaś w moich ramionach całą noc, ptaszyno. - Jakiś diabeł

podszepnął mu te słowa, gdy nieco się od niego odsunęła.

background image

- Dobry Boże! - Zarumieniła się tak uroczo, że Daniel musiał

bardzo się starać, by znowu nie pochwycić jej w ramiona. - Ostatnie,

co pamiętam, to jak opowiadał mi pan... opowiadał mi pan o swoim

znajomym, niejakim Higginsie. Nie było w tym za wiele sensu,

chociaż obawiam się, że ze zmęczenia nie mogłam odpowiednio się

skupić.

- To możliwe. - Rozprostował obolałe plecy i wstał. - Niestety, nie

ma teraz czasu na dalsze wyjaśnienia. Muszę wykorzystać szansę

bezpiecznego dowiezienia pani do domu, zanim całe towarzystwo

obecne w Brighton zacznie spacerować po ulicach.

- Która jest godzina? - Spojrzała na Daniela, próbującego

doprowadzić się do porządku po całej nocy spędzonej w niewygodnej

pozie.

- Zostawiłem zegarek pod opieką Higginsa, mogę więc tylko

zgadywać, ale sądzę, że około szóstej.

- W takim razie nasi znajomi z dołu na pewno jeszcze nie wstali -

stwierdziła Robina. - A przynajmniej - dodała po chwili nasłuchiwania

- nie dają znaku życia.

- Na pewno niedługo się zbudzą. - Z wyrazem determinacji na

twarzy Daniel chwycił za sękate polano i zaczął nim walić w drzwi. -

Niech pani pokrzyczy trochę, najmilsza. Nie chcę, żeby zbyt szybko

dowiedzieli się o mojej obecności.

Robina machinalnie spełniła polecenie. Wzięła od niego polano i

dalej bębniła nim w drzwi, krzycząc wniebogłosy.

Wreszcie usłyszeli na schodach ciężkie kroki.

background image

- O co chodzi? Po co ten rwetes? - dobiegł ich ochrypły,

zirytowany głos. Musiał należeć do obleśnego brata Molly, który

przyszedł zbadać sytuację.

Robina zerknęła na Daniela, który ustawił się pod ścianą tak, by

wchodzący zbir go nie zobaczył. Intuicyjnie odgadła, co ma dalej

robić.

- Wypuśćcie mnie stąd natychmiast, słyszycie?! Wypuśćcie mnie

albo ogłuchniecie od moich wrzasków! - Musiało to zabrzmieć

przekonująco, bo rygiel został odsunięty, drzwi się otworzyły i

odrażający właściciel zaniedbanego domu wszedł na stryszek.

Robina na wszelki wypadek cofnęła się kilka kroków, przez cały

czas trzymając polano w pogotowiu.

- Kto cię rozwiązał?! - burknął tamten, zbliżył się o krok i

wyciągnął tłustą dłoń, żeby odebrać jej broń. - Ej, lepiej mi to daj.

- Obawiam się, że nic z tego. Ale masz tu coś, co ci się należy -

odezwał się Daniel, a gdy Ben się odwrócił, wymierzył mu solidny

cios w obwisłą szczękę. Siła uderzenia powaliła Bena na podłogę.

- Chodź, najmilsza, nie ma czasu do stracenia! - Chwyciwszy

zaskoczoną Robinę za rękę, Daniel wyciągnął ją na korytarz i

zaryglował za sobą drzwi. - Przepraszam, że musiałaś być świadkiem

takiej sceny.

- Och, Danielu, nie musisz mnie przepraszać. Zresztą już

widziałam cię w podobnej sytuacji - przypomniała mu z błyskiem w

oczach.

background image

- Ależ z ciebie groźna kobieta. Nigdy nie przestaniesz mnie

zaskakiwać. Teraz szybko! Musimy zniknąć z tego okropnego

miejsca.

Bardzo zadowolona z nieoczekiwanych komplementów Robina

ruszyła za nim zatęchłym korytarzykiem do wąskich schodów. W

obszernych spódnicach nie bardzo mogła nadążyć, tymczasem Daniel

pokonywał już następny odcinek korytarzyka, gdzie zwolnił i zaczął

posuwać się naprzód z dużą ostrożnością.

Wtem za jego plecami uchyliły się drzwi. Zanim Robina zdążyła

wydać ostrzegawczy okrzyk, wypadła z nich Molly i jak kocica

rzuciła się na Daniela z pazurami, głośno sycząc.

Wcześniej Robina zastanawiała się, czy miałaby odwagę użyć

swojego oręża. Teraz nadeszła chwila, by się o tym przekonać. Nie

dbając o własne bezpieczeństwo, pokonała biegiem ostatnie schody,

zamachnęła się i opuściła polano na ramiona kobiety uczepionej

Daniela. Rozległ się głośny okrzyk, Molly puściła swoją ofiarę i

upadła skulona przy ścianie.

Z twarzą wykrzywioną z bólu trzymała się za ramię i histerycznie

szlochała. Daniel bez współczucia obejrzał się za nią, a wtedy

zagrodził im drogę trzeci porywacz. W ręce trzymał nóż.

- Myślałeś, że uwolnisz dziewczynę, co? - zarechotał Jack.

Nie wydawał się szczególnie zainteresowany tym, kogo ma przed

sobą. Wystarczała mu świadomość, że obcy chciał go pozbawić źródła

łatwego dochodu. Uniósł uzbrojoną rękę.

- Zobaczymy, co teraz zrobisz.

background image

- Zobaczymy - odparł Daniel i szybkim ruchem wyciągnął z

kieszeni pistolet. Strzał padł, zanim Jack zdążył zrobić dwa kroki.

Robina, widząc nóż wysuwający się z nagle zwiotczałej dłoni,

pomyślała, że sama nie wie, który z czynów Daniela budzi jej większy

podziw. Czy to, że potrafił powalić jednym ciosem krzepkiego,

rosłego mężczyznę, czy to, że tak celnie strzela.

Ani przez chwilę nie podejrzewała, że chciał zadać śmiertelną

ranę opryszkowi imieniem Jack, który, kuśtykając, w popłochu

oddalał się korytarzykiem. Wyglądało na to, że Daniel osiągnął cel.

Już nikt nie stał im na drodze.

- Chodź, najmilsza. - Daniel znowu chwycił Robinę za rękę,

stanęła bowiem zapatrzona w niego z podziwem. - Najwyższy czas

wyjść z tej złodziejskiej nory.

- Przecież... przecież nie możemy ich tak zostawić -

zaprotestowała, ale Daniel siłą pociągnął ją za sobą. Chwilę potem

owionęło ich rześkie powietrze poranka.

- Nie mam zamiaru więcej się nimi przejmować - oświadczył

beztroskim tonem, prowadząc ją zachwaszczoną alejką. - Nikomu z

tych opryszków nic się nie stało. Niech się cieszą, że nie wniosę

przeciwko nim oskarżenia.

Robina zmierzyła go wzrokiem, bynajmniej nieprzekonana, czy

rozsądnie jest zostawić sprawy w takim stanie. Nie była mściwa i

najchętniej szybko zapomniałaby o przykrych przeżyciach, ale nie

mogła pozbyć się niepokoju.

background image

Skoro Daniel zniweczył tamtym obwiesiom plan łatwego

zdobycia pieniędzy, to czy w bliższej lub dalszej przyszłości nie będą

próbowali się odegrać? Po chwili zastanowienia głośno wyraziła tę

wątpliwość.

- Niby mogliby, ale nie sądzę, żeby przyszło im to do głowy. To

nie są bezwzględni zbrodniarze, tylko drobne złodziejaszki, których -

jeśli sądzić po wyglądzie - fortuna nie rozpieszcza. Poza tym nie chcę,

żeby rozeszła się wiadomość o twojej przygodzie. No i należy

pamiętać o interesach innych osób. Wprawdzie nie przypuszczam,

żeby ta trójka jeszcze próbowała sprawiać mi kłopoty, ale mój

przyjaciel Higgins mógłby mieć mniej szczęścia, gdyby wyszła na jaw

jego rola w tej sprawie.

Daniel doprowadził ją na polanę osłoniętą gęstymi zaroślami.

- A oto i pan Higgins pilnujący kolaski. Tak jak obiecał.

Robina z radością zawarła nową znajomość. To przecież właśnie

ten

człowiek

umożliwił

Danielowi

dokonanie

prawdziwie

romantycznego i bohaterskiego czynu. Wciąż tylko nie rozumiała,

dlaczego poczciwemu panu Higginsowi zdawało się, że Daniel

mógłby chcieć ją porwać.

Wkrótce kolaska toczyła się w stronę Brighton. Na szczęście o tak

wczesnej porze na trakcie było bardzo niewielu podróżnych. Robina

mogła nieco doprowadzić do porządku swój wygląd, a jednocześnie

słuchała, jak Daniel składa sprawozdanie panu Higginsowi, który

chętnie ustąpił jej swojego miejsca i usiadł z tyłu.

background image

Jechali szybko do chwili, gdy Daniel niespodziewanie zatrzymał

kolaskę.

- Tu nasze drogi się rozchodzą - oznajmił, zwracając się do

Higginsa, który wprawdzie wydawał się nie mniej zaskoczony tym

zdarzeniem niż Robina, lecz posłusznie zeskoczył na ziemię. -

Gromadzą się już pierwsi handlarze na końskim targu. Za dwie

godziny będzie tam tłoczno. Niech pan skorzysta z wczesnego

przyjazdu, Higgins, i dobrze przyjrzy się zwierzętom przed

dokonaniem wyboru.

Cisnął woźnicy pękatą sakiewkę.

- W środku znajdzie pan dość pieniędzy, żeby kupić dobrego

konia i naprawić powóz albo po prostu postarać się o nowszy. Zanim

się pożegnamy - Daniel uśmiechnął się, widząc nabożny zachwyt na

twarzy Higginsa - poproszę jeszcze o zwrot mojego zegarka.

To przypomnienie otrzeźwiło woźnicę. Ze śmiechem oddał

Danielowi zegarek, serdecznie podziękował za szczodrość i dziarsko

oddalił się w stronę końskiego targu.

- Skoro zostaliśmy sami - odezwał się Daniel, gdy gniadosze

znowu ruszyły - to musimy ustalić kilka kwestii przed powrotem do

domu.

Robina instynktownie sięgnęła do włosów związanych wstążką

oderwaną od sukni.

- Wiem, że muszę wyglądać jak straszydło, ale niewiele więcej

mogę zrobić.

background image

- Wygląd w ogóle mnie nie niepokoi - zapewnił ją Daniel. - Za to

martwię się o twoją reputację. Spędziłaś całą noc w moim

towarzystwie. Dla ochrony dobrego imienia mam więc zaszczyt

zaproponować małżeństwo.

Zapadło długie milczenie.

- Nie!

Daniel nie spodziewał się, że jego oświadczyny zostaną przyjęte z

wielkim entuzjazmem, musiał też przyznać; że nie ubrał ich w zgrabną

formę, ale gwałtowność odmowy po prostu go zdumiała. Jeszcze raz

powściągnął konie, a gdy zwrócił się do Robiny, stwierdził, że patrzy

prosto przed siebie i ma zaciętą minę.

- Nie dąsaj się, najmilsza. Tak dobrze umiemy się porozumieć. -

Sięgnął po jej rękę i zatrzymał w dłoni, mimo że Robina usiłowała ją

uwolnić. - Nie rozumiem, dlaczego nie podoba ci się myśl, że chcę cię

poślubić - ciągnął, starając się nie zdradzić z tym, jak głęboko uraziła

go odmowa. Po prostu nie mógł uwierzyć... za nic nie uwierzyłby, że

jest kimś zupełnie obojętnym dla Robiny. - Na pewno będziesz mogła

znieść takiego męża jak ja.

- Nawet gdybym mogła, nie jestem tak okrutna, żeby wykradać

cię Arabelli - szepnęła tak cicho, że Daniel nie był pewien, czy się nie

przesłyszał.

- Arabelli? Czy tak powiedziałaś? A co ona ma wspólnego z tym

wszystkim?

Robina odwróciła się do niego. Jej twarz wyrażała jednocześnie

oburzenie i zdumienie.

background image

- Myślę, że bardzo dużo! Przecież to z nią w rzeczywistości

chcesz się ożenić!

- Ożenić się z Arabellą? - Tym razem Daniel zdumiał się nie na

żarty. - Skąd, na Boga, to przypuszczenie, że chcę ożenić się z

kuzynką?

- Podsłuchałam was w ogrodzie na przyjęciu u Maitlandów.

Wyrwało jej się to, zanim zrozumiała, co mówi. Trudno, stało się.

Daniel zadumał się na chwilę, a potem spojrzał na nią, wciąż jednak

zdawał się widzieć przed oczami co innego.

- Nie wiem, co zrozumiałaś z tej podsłuchanej rozmowy,

najmilsza, ale o ile dobrze pamiętam, tamtego wieczoru zwierzyłem

się Arabelli z zamiaru powtórnego ożenku. Co więcej, planowałem

tego samego wieczoru oświadczyć się damie, która podbiła moje

serce. Arabella bardzo się ucieszyła i z całego serca poparła mój

wybór. Niestety, moje plany zniweczył nie kto inny, jak przyszła

oblubienica we własnej osobie.

Nagle zmienił ton i powiedział z łagodnym wyrzutem:

- Ze znanych tylko sobie powodów, które jednak mam nadzieję

kiedyś poznać, panna opuściła przyjęcie przed czasem i od tej pory

uparcie się przede mną ukrywała, pozbawiając mnie zupełnie

możliwości cieszenia się jej widokiem. I tak było aż do ostatniej nocy.

Robina patrzyła na niego zachwycona. Czułość, którą często

widywała w jego oczach, znów tam zagościła i potwierdzała szczerość

każdego słowa. Wydawało się to niewiarygodne, ale było widać, że

background image

Daniel kocha ją nie mniej niż ona jego. W tej chwili olśniewającego

szczęścia nie mogła zebrać myśli, powiedziała więc tylko:

- Och.

Daniel jednakże wydawał się dokładnie wiedzieć, co robić w tej

sytuacji, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, które mogłaby jeszcze

żywić jego wybranka. Objął ją i zachłannie pocałował.

To pierwsze doświadczenie męskiej namiętności pozostawiło

Robinę bez tchu, ale z entuzjastycznym nastawieniem do dalszych

prób. Oparła mu głowę na ramieniu.

- Ojej, Danielu, taka jestem głupia - wyznała. Nie umiała

zapanować nad łzami szczęścia, które potoczyły jej się po policzkach.

- Dopiero kiedy zaczęło mi się wydawać, że chcesz poślubić Arabellę,

zrozumiałam, jak bardzo cię kocham. Ale nawet nie przemknęło mi

przez myśl, że możesz odwzajemniać to uczucie. - Przypadkowo

musnęła rzęsami jego policzek i poczuła, że silne ramię obejmuje ją

mocniej. - Bardzo dobrze skrywałeś je przede mną.

- Był ku temu ważny powód - odrzekł z ociąganiem, lekko ją

odsunąwszy, by dobrze widzieć jej twarz. - Chociaż po pobycie w

Londynie zdecydowałem, że jesteś idealną kandydatką na żonę,

miałem poczucie, że byłoby z mojej strony nieuczciwością skłaniać

cię do przyjęcia niechcianych oświadczyn. Wydawało mi się, że

potrzebujesz czasu, aby mnie lepiej poznać.

Bez wątpienia była to prawda, ale nawet teraz, po kilku dniach

rozpaczy, Robinie trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek mogła mieć

wątpliwości, czy należy przyjąć oświadczyny lorda Exmoutha.

background image

- Zawsze cię lubiłam, Danielu, polubiłam od pierwszej chwili.

Szybko odkryłam, że wyjątkowo dobrze czuję się w twoim

towarzystwie. Tylko że... - Urwała, pełna wahań, czy powinna mu

wyjawić swoje początkowe obiekcje. Ale jeśli chciała, żeby ją

zrozumiał, musiała być z nim całkowicie szczera. - Myślałam, że

nigdy nie będziesz mógł mnie pokochać. Ani mnie, ani żadnej innej

kobiety... Po tym, co się stało...

- To znaczy po śmierci Clarissy - dokończył za nią, gdy zabrakło

jej odwagi.

Zerknął na jej smukłą dłoń i ujął ją czule, przeklinając w duchu

swoją głupotę. Byli do siebie pod tyloma względami podobni, a

jednak okazał się prawdziwym głupcem. Nie domyślił się, że jego

droga Robina obawia się życia w cieniu Clarissy.

- Powinienem był już dawno powiedzieć ci prawdę, ale - wzruszył

ramionami - jakoś nigdy nie było odpowiedniej chwili. A prawda,

najmilsza, jest taka, że o Clarissie zbyt często ostatnio nie myślałem.

Uśmiechnął się, widząc wyraz jej niebieskich oczu.

- Zaskoczona? Tak, naturalnie. Podobnie jak wszyscy, sądziłaś, że

kochałem żonę szaleńczo i po jej śmierci nie mogłem otrząsnąć się z

rozpaczy. Właśnie na tym mi zależało, najmilsza. Z prawdą jednak

niewiele to miało wspólnego.

Wciąż trzymając jej rękę, zaczął nerwowo przesuwać kciukiem po

gładkiej skórze, tam i z powrotem. Wbił wzrok w pustą drogę przed

nimi.

background image

- Kiedy poślubiłem Clarissę, byłem bardzo młody i dość uparty...

może nawet arogancki. Od dnia śmierci ojca zarządzałem majątkiem,

powodziło mi się dobrze, uważałem więc, że mam wszelkie prawo

podejmować własne decyzje, nie licząc się z opiniami innych. Pod

wieloma względami byłem chyba bardzo dojrzały jak na swoje lata:

odpowiedzialny, wiarygodny. Ale emocjonalnie pozostałem dużo

młodszy. Potem szybko zorientowałem się, że wziąłem zwykłe

zauroczenie za miłość.

To wyznanie było tak zaskakujące, że Robina zupełnie nie

wiedziała, co powiedzieć. Wydawało jej się jednak, że Daniel

oczekuje odpowiedzi.

- Chyba nie byłeś nieszczęśliwy w małżeństwie, Danielu? -

zapytała po chwili głębokiego namysłu.

- Nie, tak bym tego nie nazwał - zapewnił ją skwapliwie. - Po

urodzeniu Lizzie zrozumiałem, że się zmieniłem, dojrzałem, jeśli

wolisz, podczas gdy moja żona pozostała takim samym dzieckiem jak

przedtem. Po prostu mieliśmy ze sobą niewiele wspólnego. W miarę

upływu lat różnice między nami stawały się coraz wyraźniejsze,

dlatego coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie.

Nie aż tak, by rozpocząć życie w separacji, ale niewątpliwie

spędzaliśmy razem coraz mniej czasu. Nie protestowałem, gdy

Clarissa wybierała się do Londynu albo do naszego domu tutaj, w

Brighton - ciągnął. - Nawet ją do tego zachęcałem. Nie myślałem o

tym, że pewnego dnia Clarissa może zwrócić się ku innemu w

poszukiwaniu komplementów i uwagi.

background image

Dżentelmen, którego zainteresowała swoją osobą, nazywał się

John Travers. Pan Travers miał ciotkę, starą pannę, która mieszkała

niedaleko Courtney Place, co naturalnie okazało się bardzo korzystne

dla nich obojga. Wydajesz się wstrząśnięta - stwierdził, gdy nagle na

nią spojrzał. - Tak, moja żona miała kochanka. I prawdę mówiąc,

najmilsza, długo podejrzewałem taki stan rzeczy, ale nie zrobiłem

niczego, by go zmienić. To chyba dostatecznie świadczy o rozpadzie

naszego związku.

Któregoś dnia wróciłem do naszego domu w Londynie i

przekonałem się, że jest prawie pusty. Córka jednego z moich

dzierżawców brała tego dnia ślub i Clarissa pozwoliła służbie wziąć

udział w uroczystości. Został tylko kamerdyner, który poinformował

mnie, że godzinę temu moja żona w towarzystwie pana Traversa

wyjechała z wizytą do jego ciotki.

Uśmiech Daniela był bardzo cyniczny.

- Clarissa regularnie odwiedzała tę damę, więc nie zrobiło to na

mnie żadnego wrażenia, póki Kendall, towarzyszący mi w wojażach,

nie powiedział, że stajenny, który normalnie woził moją żonę, jest

razem ze wszystkimi na weselu, a koń pana Traversa został w stajni.

To mnie zaintrygowało. Skąd taki pośpiech, że Travers uznał za

stosowne samemu powozić, zamiast poczekać na powrót stajennego?

- To znaczy, że wcale nie jesteś odpowiedzialny za śmierć żony -

szepnęła Robina.

- Nie powoziłem wtedy, to prawda. Na koźle siedział Travers.

Głupiec wybrał drogę zboczem wzgórza prawdopodobnie po to, by

background image

uniknąć spotkania ze mną. Ale i tak czuję się częściowo winny temu,

co się stało.

- Dlaczego, Danielu? - Robina nie mogła tego zrozumieć. -

Przecież wtedy nawet cię tam nie było.

Odpowiedział jej smutnym uśmiechem.

- Ale gdybym był, najmilsza, Clarissa żyłaby do dziś. Gdybym

poświęcał jej więcej czasu i nie zajmował się wyłącznie swoimi

sprawami, nie szukałaby pocieszenia u pana Johna Traversa. W

każdym razie gdy pojechaliśmy z Kendallem na miejsce wypadku i

obejrzałem rozbity powóz, natychmiast zrozumiałem, że Clarissa

postanowiła mnie opuścić.

Poleciłem Kendallowi wrócić do domu z bagażem mojej żony, by

ludzie sądzili, że planowała tylko wizytę u ciotki Traversa, chociaż

sam ani przez chwilę nie miałem wątpliwości co do jej rzeczywistych

zamiarów. Poleciłem też Kendallowi mówić, że wróciłem do domu

jeszcze przed wyjazdem Clarissy i że to ja powoziłem.

- Nie chciałeś, żeby ludzie dowiedzieli się prawdy - zgadła

Robina, gdy znowu zamilkł. - Chyba mogę to zrozumieć, Danielu.

- Nie chodziło mi tak bardzo o siebie, najmilsza, chociaż

przyznaję, że moja duma bardzo ucierpiała, gdy przekonałem się, że

Clarissa woli Traversa niż mnie. Podejmując decyzję, myślałem

przede wszystkim o córkach. Nie chciałem, żeby dobre imię Clarissy

ucierpiało ani by dzieci dowiedziały się, że mama zamierzała je

opuścić.

background image

Wszyscy, nie wykluczając mojej matki, uważali, że miałem

bardzo udane małżeństwo, a ja podtrzymywałem to przekonanie.

Prawdę znali tylko Kendall, mój kamerdyner, i mój przyjaciel Merrell,

który tego dnia przyjechał ze mną z Londynu... A teraz znasz ją

jeszcze ty.

- I nikt nigdy jej ode mnie nie pozna - zapewniła, szczęśliwa, że

Daniel postanowił obdarzyć ją zaufaniem

- W to nie wątpię. - Znów spojrzał na Robinę z wielką czułością i

ją pocałował. - I pomyśleć, że w końcu za namową przyjaciół

postanowiłem dla dobra córek ożenić się ponownie. Pojechałem do

Londynu i znalazłem tam uroczą, posłuszną pannę, córkę pastora z

Abbot Quincey. No, może nie tak bardzo posłuszną, skoro uważała, że

o wyborze męża powinna zdecydować ona sama, a nie jej matka -

zażartował - ale w każdym razie była to dla mnie wymarzona

kandydatka.

- Tak bardzo się cieszę, że mój przyszły mąż jest gotów przyjąć

mnie ze wszystkimi moimi wadami - odrzekła, starając się utrzymać

pogodny nastrój.

- Czy chcesz powiedzieć, że mnie poślubisz, i to wkrótce?

- Tak szybko, jak tylko sobie życzysz, najmilszy. - Roześmiała się

wesoło. - Zobaczysz, jaka umiem być posłuszna, kiedy chcę.

- Miejmy nadzieję, że po weselu też zechcesz mi tego dowieść. -

Nagle spoważniał. - Wiesz, Clarissa i ja mieliśmy olbrzymie wesele w

Londynie. Wolałbym tego nie powtarzać. Wystarczy skromna

uroczystość dla rodziny i przyjaciół, a ślub moglibyśmy wziąć w

background image

kaplicy w Courtney Place. Gdyby twój ojciec się zgodził, to mógłby

poprowadzić ceremonię.

- Moim zdaniem to znakomity plan.

- Ślub odbędzie się szybko. Czy się na to zgadzasz?

- Tak szybko, jak sobie życzysz - zapewniła go jeszcze raz.

- Wobec tego nie odwlekajmy przygotowań. Może zapomniałaś

już, co ci niedawno przepowiedziała Cyganka? - Niechętnie puścił jej

rękę i skoncentrował się na powożeniu. - Nasze pierwsze dziecko ma

się urodzić w ciągu roku. Zresztą gdy pomyślę o tym, co czuję,

wydaje mi się to bardzo prawdopodobne. Teraz więc na wszelki

wypadek oddam cię szybko pod opiekuńcze skrzydła mojej matki.

Robina odsunęła się od niego na przyzwoitą odległość.

- W tej kwestii twoja niezbyt posłuszna przyszła żona całkowicie

się z tobą zgadza, najmilszy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha
107 Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha
Tajemnice opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha Ashley Anne
Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 06 Zakazana miłość
107 Ashley Anne Podstęp lorda Exmoutha (Tajemnice Opactwa Steepwood 12)
Herries Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 01 Dwie siostry
Herries Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 09 Szansa dla dwojga
Herries Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 09 Szansa dla dwojga
Herries Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 01 Dwie siostry
095 Ashley Anne Zakazana miłość (Tajemnice Opactwa Steepwood 06)
101 Herries Anne Szansa dla dwojga (Tajemnice Opactwa Steepwood 09)
085 Herries Anne Dwie siostry (Tajemnice Opactwa Steepwood 01)
Ashley Anne Podstęp lorda Exmoutha
Whitiker Gail Tajemnice Opactwa Steepwood ?rodyta z leśnego jeziora
Whitiker Gail Tajemnice Opactwa Steepwood Akademia uczuć
Andrew Sylvia Tajemnice Opactwa Steepwood 15 Nie przyniosę ci pecha
89 Alexander Meg Tajemnica opactwa Steepwood 3 Rozważni i romantyczni (Najlepszy wybór)
Bailey Elizabeth Tajemnice Opactwa Steepwood 10 W kręgu pozorów
Bailey Elizabeth Tajemnice Opactwa Steepwood 02 Panna Serena

więcej podobnych podstron