Ashley Anne Podstęp lorda Exmoutha

background image


Anne Ashley




Podstęp lorda

Exmountha

Tłumaczył

Wojciech Rusakiewicz







background image

2

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wyraźny brak entuzjazmu sprawił, że częściowo złożona

suknia wyślizgnęła się Robinie z dłoni, a ona zapatrzyła się w
okno, po ulicy bowiem przejeżdżała bardzo elegancka kolaska
zaprzężona w dwa pięknie dobrane gniadosze.

Zważywszy na to, że sezon oficjalnie zakończył się przed

tygodniem, Londyn pozostawał jeszcze zaskakująco gwarny, a
wielu przyjezdnych nad wyraz opieszale szykowało się do
powrotu na wieś lub przeprowadzki do nadmorskich kurortów,
których odwiedzanie latem weszło ostatnio w modę.

Tak się złożyło, że Robina z wielkim zadowoleniem

myślała o powrocie do domu, do hrabstwa Northampton, o
ponownym odetchnięciu świeżym, wiejskim powietrzem i
zobaczeniu się z ojcem oraz siostrami. Nie była jednak taka
naiwna, by sądzić, że z dnia na dzień przyzwyczai się znowu
do zacisza plebanii w Abbot Quincey po spędzeniu ponad
trzech miesięcy w stolicy i nacieszeniu się rozrywkami
dostępnymi podczas sezonu, który poczytywała sobie za
całkiem udany.

Mimo że była córką wiejskiego pastora i nie miała

znacznego posagu, zdołała zwrócić na siebie uwagę dwóch
bardzo zacnych dżentelmenów, z których obaj - w co ani przez
chwilę nie wątpiła - byliby bardzo troskliwymi mężami. Jednak
wskutek namów matki posłusznie odrzuciła oświadczyny obu
kandydatów, żywiąc nadzieję, że nie naraża tym żadnego z
nich na długotrwały smutek. Sama zresztą też swojej decyzji
ani trochę nie żałowała.

Ani

panu

Chardowi,

ani

wielebnemu

Simonowi

Sutherlandowi nie udało się rozpalić tego złudnego płomienia,
który pragną odkryć w swoim wnętrzu wszystkie młode damy
o romantycznym usposobieniu. Robina zakończyła swój

background image

3

pierwszy i zapewne jedyny londyński sezon odrobinę bardziej
doświadczona i niewątpliwie wolna od sercowych udręk.
Myśląc o tym, mimowolnie westchnęła. Wcale nie była
bowiem pewna, czy będzie mogła to samo powtórzyć z
końcem lata.

Zupełnie niespodziewanie doznała kolejnego przypływu

paniki. Dlaczego, och, dlaczego zdecydowanie nie odmówiła,
gdy pierwszy raz otrzymała tę propozycję? Dlaczego pozwoliła
się namówić na wyjazd do Brighton z lady Exmouth, skoro w
głębi serca od samego początku wiedziała, że wdowa w
rzeczywistości wcale nie potrzebuje damy do towarzystwa,
lecz szuka potulnej żony dla swojego syna.

Przerwawszy pakowanie na dobre, Robina bezsilnie opadła

na łóżko. Nie pierwszy raz przeklinała swój brak stanowczości.

Nie chodziło o to, że syn lady Exmouth budzi w niej

niechęć. Trudno byłoby o twierdzenie bardziej odległe od
prawdy. Lord Exmouth był dżentelmenem o bardzo miłej
powierzchowności. Może nie typem zuchwałego i zabójczo
przystojnego bohatera tanich powieści, ale atrakcyjności nie
można mu było odmówić, los bowiem obdarzył go okazałym
wyglądem i posturą człowieka szlachetnie urodzonego. To, że
skończył już trzydziesty piąty rok życia, nie było aż tak wielką
wadą, Robina wiedziała bowiem z wiarygodnych źródeł, że
starszych dżentelmenów jest zazwyczaj łatwiej owinąć sobie
dookoła małego palca.

Na uśmiech lord Exmouth pozwalał sobie rzadko, za to

często w jego ładnych, ciemnych oczach pojawiał się cyniczny
błysk, często też ich właściciel pogrążał się w głębokim
milczeniu. Do tego wszystkiego Robina bez wątpienia mogłaby
się z czasem przyzwyczaić, wiedziała jednak, że jeśli
zdecyduje się na małżeństwo, to nigdy nie pogodzi się z
pozycją drugiej kobiety w życiu wybranego mężczyzny. A
takiego właśnie losu bardzo się obawiała, gdyby nierozważnie
zgodziła się związać z lordem Danielem Exmouthem.

background image

4

Smutno westchnęła, przypominając sobie liczne pogłoski

krążące na temat przystojnego wdowca. Gdyby choć połowa z
nich była prawdą, nieszczęsny baron byłby teraz tylko cieniem
dawnego człowieka.

Wiele osób twierdziło, że po śmierci żony w tragicznym

wypadku półtora roku temu popadł w głęboką rozpacz. Inni
twierdzili, że ponieważ baron akurat sam powoził, gdy powóz
się przewrócił, zabijając jego żonę i kuzyna sąsiada, wyrzuty
sumienia przemieniły go z towarzyskiego człowieka w
zgorzkniałego sceptyka, który unika radości w życiu. Mimo
smutnego

wyrazu

oczu

i

częstego

przebywania

w

dobrowolnym osamotnieniu lord Exmouth wciąż potrafił się
czasem zdobyć na uprzejmość i okazać ujmujące maniery.
Niestety, nie zmieniało to faktu, że panna czy wdowa, która
zdecydowałaby się zostać jego drugą żoną, zawsze żyłaby w
cieniu pięknej Clarissy.

Nagłe pojawienie się matki w sypialni położyło kres tym

melancholijnym rozważaniom. Robina machinalnie wstała, by
wrócić do przerwanego pakowania

- Wielkie nieba, dziecko! Jeszcze nie skończyłaś? Co ty, na

Boga, robiłaś tyle czasu? Doskonale wiesz, że służba lady
Exmouth ma przyjechać w południe po twój kufer.

Robina zerknęła na matkę i nie pierwszy raz pożałowała, że

nie umie lepiej rozpoznawać jej nastrojów, Ton matki wydawał
się lekko karcący, ale z jej miny nie można było domyślić się
rozdrażnienia.

Czy ten moment był odpowiedni? Czy mogła liczyć na

zrozumienie matki, osoby nie zawsze najprzystępniejszej, jeśli
zwierzy się ze swoich złych przeczuć co do pobytu w
Brighton? A może nierozsądnie zwlekała z tą rozmową i było
już za późno?

- Mamo, zmieniłam zdanie w sprawie wyjazdu z lady

Exmouth - powiedziała szybko, żeby broń Boże się nie

background image

5

rozmyślić. - Zdecydowanie wolałabym wrócić z tobą do Abbot
Quineey.

Sekundy wolno płynęły naprzód, a Robina wpatrywała się

w twarz matki z nadzieją dostrzeżenia jakiejkolwiek reakcji na
to niewczesne wyznanie, ale lady Elizabeth jak zwykle nie dała
niczego po sobie poznać.

- Skąd ta nagła zmiana, dziecko? - Znowu w jej

perfekcyjnie opanowanym głosie zabrzmiała tylko ledwo
zauważalna nuta zniecierpliwienia. - Nie tak dawno skakałaś z
radości na myśl o spędzeniu lata nad morzem. Nikt w
najmniejszym stopniu nie wywierał na ciebie nacisków, kiedy
złożono ci tę propozycję. Sama z własnej woli przyjęłaś to
jakże uprzejme zaproszenie lady Exmouth.

Temu Robina nie mogła zaprzeczyć. Nigdy nie ukrywała,

ż

e polubiła lady Exmouth od chwili, gdy ją poznała, a

perspektywa przedłużenia okresu beztroskich rozrywek o kilka
tygodni, spędzonych w gościnie u tej przemiłej i bardzo
towarzyskiej damy, było pokusą nie do odparcia dla córki
wiejskiego pastora, która szybko odkryła u siebie upodobanie
do światowego życia. Dopiero po wizycie w hrabstwie Hamp,
gdzie uczestniczyła w przyjęciu dla niewielkiego grona osób,
wydanego z okazji zaręczyn księcia Shambrook z lady Sophią
Cleeve, naszły ją poważne wątpliwości.

- A więc nie zobaczymy się aż do jesieni -powiedziała jej

dobra przyjaciółka Sophia, gdy Robina mimochodem wyjawiła
jej zamiar spędzenia lata w Brighton na zaproszenie lady
Exmouth.

Stały właśnie przed okazałą rezydencją księcia i

wymieniały pożegnania. Nagle w oczach Sophii pokazał się
błysk przekory, gdy dodała ciszej:

- Czy wobec tego mam pogratulować ci już teraz, czy

poczekać na oficjalne ogłoszenie, ty przebiegła istoto?

Robina dobrze pamiętała, z jakim zdumieniem popatrzyła

na przyjaciółkę.

background image

6

- Nie bardzo cię rozumiem, Sophio. Przecież to tobie

należy gratulować, a nie mnie.

- W tej chwili tak - przyznała rozbawiona. - Każdy, kto

ma choć trochę oleju w głowie, rozumie, że wkrótce i ty
włożysz na palec piękny zaręczynowy pierścionek. -

Robina pamiętała również śmiech przyjaciółki, który

poprzedził dalszy ciąg żartobliwej przemowy.

- Nie można bez wywołania rozgłosu odrzucić rozsądnej

propozycji małżeństwa, jeśli zachęca się do zalotów pewnego
dżentelmena i z podziękowaniem przyjmuje zaproszenie do
spędzenia lata z matką tegoż dżentelmena. Nie sądzisz chyba,
ż

e ludzie nie umieją skojarzyć prostych faktów. Wszyscy już

wiedzą, że znalazłaś obiekt uczuć. Sama niedawno zakochałam
się jak szalona, umiem więc dostrzec oznaki tego stanu, moja
droga. Jeśli wolisz, żebym jeszcze trochę poczekała, zamiast
od razu złożyć ci serdeczne życzenia, to proszę bardzo,
wystarczy, żebyś mi to powiedziała.

Robinie z wrażenia odebrało mowę i nie wyrzekła ani

słowa, dlatego od tamtej pory była ofiarą wyjątkowo
nieprzychylnych aluzji i najokropniejszych domysłów.

Czyżby

naprawdę

nasunęła

lordowi

Exmouthowi

przypuszczenie, że jego oświadczyny byłyby miłe widziane?
Ostatnimi czasy nieustannie zadawała sobie to samo pytanie i
miała coraz mniej pewności, że zna na nie odpowiedź.

Niezaprzeczalnie, zanim jeszcze złożyły z matką krótką

wizytę w hrabstwie Hamp, ani razu nie odmówiła lordowi
Exmouthowi wspólnego tańca, ilekroć spotykali się na
przyjęciu. A to, jak nagle zauważyła, zdarzało się stanowczo
zbyt często, by widzieć w tym jedynie dzieło przypadku.
Mogła tylko się dziwić swojej łatwowierności, skoro dotąd
uważała, że ich ciągłe spotkania są zrządzeniem losu, a nie -jak
teraz była skłonna podejrzewać - skutkiem planów obu matek.

Lady Exmouth musiała sądzić, że cicha, potulna córka

wiejskiego pastora będzie idealną osobą do opieki nad dwiema

background image

7

wnuczkami pozbawionymi matki i osłodą życia jej załamanego
syna, a jednocześnie nie postawi w zamian zbyt wielkich
żą

dań. Z dużą dozą prawdopodobieństwa Robina mogła

założyć, że jej matka rozumuje podobnie i w niezbyt odległej
przyszłości oczekuje bardzo korzystnych zaręczyn swej
najstarszej córki.

- Czy mogę o coś cię spytać, mamo? Czy liczysz na to -

ciągnęła, nie czekając na odpowiedź - że lord Exmouth jeszcze
przed końcem lata poprosi o moją rękę?

Wyraz twarzy lady Elizabeth pozostał nieprzenikniony, a

mimo to Robina czuła, że bezceremonialność tego pytania
zmieszała matkę. Prawdę mówiąc, sama się sobie dziwiła, że
znalazła dość odwagi, by postawić tak jasno sprawę. Zasadą
było, że matkę traktuje się z największym szacunkiem, toteż
Robinie nigdy nie podsunięto myśli, że można zakwestionować
decyzję rodzicielki.

Widocznie jednak lady Elizabeth nie poczytała jej tego

pytania

za

impertynencję,

bo

po

chwili

namysłu

odpowiedziała:

- W każdym razie wierzę, że lord Exmouth nie jest ci

obojętny, Robino. Nie zaprzeczam, że w razie gdyby poprosił
cię o rękę, byłabym zachwycona. Tak. To wspaniała
perspektywa małżeństwa, o wiele lepsza, niżbym się
spodziewała. Miałabyś na zawołanie powozy, klejnoty i piękne
stroje. Nie zbywałoby ci na niczym, dziecko.

Na niczym z wyjątkiem miłości, chciała zripostować

Robina, ale wytrwała w milczeniu, przyglądając się, jak matka
z gracją podchodzi do okna.

- Na pewno rozumiesz też, że gdybyś poślubiła

Exmoutha, wzrosłyby szanse twoich sióstr na znalezienie
odpowiednich mężów. Naturalnie to przypomnienie wcale nie
służy temu, abyś poświęciła swoje szczęście dla dobra sióstr.
Nie mam takich wymagań wobec ciebie i daleko mi do tego.
Gdybym sądziła, że sprzyjasz już komuś innemu, nie

background image

8

próbowałabym nawet wysuwać sugestii, że mogłabyś zacieśnić
znajomość z wdowcem... Ale przecież nie jesteś zakochana,
prawda, Robino?

- Nie, mamo - odrzekła szczerze, choć z nutą

melancholijnej zadumy, którą czujna matka bez trudu
wychwyciła.

Lady Elizabeth odwróciła się plecami do okna i jeszcze raz

zmierzyła córkę wzrokiem.

- Ale chciałabyś mieć, co? śałujesz, że podczas sezonu

nie poznałaś ani jednego mężczyzny, na widok którego
mocniej zabiłoby ci serce. Rycerza z bajki, w którym można
się zakochać od pierwszego wejrzenia. - Śmiech lady
Elizabeth, choć nieoczekiwany, nie był pozbawiony ciepła i
wyrozumiałości. - Och, dziecko. Też byłam kiedyś młoda i
pamiętam, jakie niemądre pomysły przychodzą do głowy
dziewczynie w tym wieku. Pamiętaj, moja droga, że bardzo
niewiele panien naszego stanu zawiera małżeństwa z miłości.
Może nawet to dobrze... Bądź co bądź, miłość jest luksusem,
na który stać tylko nielicznych.

Po chwili milczenia wolno ruszyła ku drzwiom.
- Ani twój ojciec, ani ja za nic nie próbowalibyśmy cię

zmusić do małżeństwa z mężczyzną, którego nie możesz
polubić i obdarzyć szacunkiem. Wydaje mi się jednak, moje
dziecko, że nie jesteś obojętna lordowi Exmouthowi. Dlatego
proszę cię, żebyś dobrze się zastanowiła, zanim odrzucisz
oświadczyny, które mogą być twoją jedyną szansą w życiu na
wspaniałe zamążpójście.

Patrząc na cicho zamykane drzwi, Robina uświadomiła

sobie, że w ciągu ostatnich kilku minut matka wyjawiła jej o
sobie więcej niż przez wiele lat.

Bardzo długo żyła w przeświadczeniu, że małżeństwo jej

rodziców zostało zawarte z miłości. Dumna lady Elizabeth
Finedon, córka księcia, postanowiła poślubić wielebnego
Williama Percevala, młodszego syna zbiedniałego baroneta.

background image

9

Trudno było doszukiwać się innej oprócz miłości przyczyny
takiego mariażu. Robina dopuszczała jednak myśl, że w miarę
upływu lat musiały zdarzać się chwile, gdy matka żałowała
pójścia za głosem serca, które wzięło górę nad rozsądkiem.

Jej ojciec, czcigodny i bardzo pryncypialny człowiek, nie

ukrywał bynajmniej, że nie co innego jak znaczny posag żony
umożliwia rodzinie życie we względnym dostatku, choć może
nie w luksusie. Mimo to jedynie dzięki bardzo oszczędnemu
gospodarowaniu pastor z Abbot Quincey i jego żona zdołali
zapewnić swej najstarszej córce sezon w Londynie.

Robina wiedziała, że jej rodzice mają poważny zamiar

stworzenia tej samej możliwości jej trzem młodszym siostrom.
Bliźniaczki, Edwina i Fryderyka, oczekiwały debiutu w
następnym roku, co naturalnie łączyło się z jeszcze większymi
wydatkami. Nic dziwnego, że lady Elizabeth chciała, by jej
najstarsza córka zdążyła zawczasu uporządkować sobie życie.

Zerknęła na zapakowany do połowy kufer i ogarnęły ją

wyrzuty sumienia. Dla rodziców sfinansowanie jej sezonu w
Londynie wcale nie było łatwe. Zwłaszcza matka przez wiele
lat odmawiała sobie niejednego, byle tylko jej córki miały
przynajmniej niewielki posag. Czy nie nadszedł czas, by
okazała wdzięczność rodzicom i odwzajemniła się za troskę?

Podniosła z podłogi wytworną suknię, pieczołowicie ją

złożyła i umieściła na innych już spakowanych strojach.


Pięknie dobrane gniadosze, które przykuły uwagę panny

Robiny Perceval, zatrzymały się mniej więcej dwadzieścia
minut później przed domem na Curzon Street. Stangret w
ś

rednim wieku, siedzący obok swojego pana na koźle, ochoczo

przejął wodze, od dawna bowiem nie widział tak urodziwej
pary koni, i z dumną miną przyjrzał się, jak dość wybredny
właściciel gniadoszy zręcznie zeskakuje na ziemię.

Chociaż już nie pierwszej młodości, mężczyzna był nadal

bardzo sprawny fizycznie i wcale nie mniej dziarski niż konie,

background image

10

które kupił tego ranka. Wysoki, szczupły i muskularny lord
Exmouth wciąż zwracał uwagę swoim wyglądem i zdaniem
wielu wreszcie zaczął zdradzać oznaki dochodzenia do siebie
po tragicznym ciosie, jaki otrzymał od losu.

Niektórzy rozumieli sytuację lepiej. Byli to ci, którzy znali

prawdę, lecz szacunek i oddanie kazały im milczeć. Należał do
nich wierny Kendall, który śledził wzrokiem pana, znikającego
w głębi domu.

Inny ważny przedstawiciel tej wzruszająco lojalnej grupy

mieszkańców domu czekał w sieni, gotów wziąć od jego
lordowskiej mości kapelusz i rękawiczki.

- Starsza pani przekazuje pozdrowienia, i pyta, czy

milord mógłby poświęcić jej kilka minut przed zamknięciem
się w tym bibliotecznym więzieniu? -Kamerdyner pozwolił
sobie na wątły uśmiech. - To są słowa starszej pani, nie moje,
milordzie.

- Gdzie jest matka? Ufam, że już wstała.
- Istotnie, milordzie, ale wciąż jest w swojej sypialni. O

ile wiem, dogląda pakowania kufrów przed podróżą.

Białe, równe zęby błysnęły w pogodnym uśmiechu.
- Ani przez chwilę nie sądziłem, Stebbings, że matka

sama zajmuje się pakowaniem - odrzekł lord Exmouth i szybko
pokonał dwa biegi schodów. Nie zauważył już tego, jak
tłumiony śmiech wprawił w ruch przygarbione ramiona
kamerdynera.

Lady Exmouth, wdowę po baronie, która od wielu lat była

w średnim wieku, znano z tego, że nie lubi się przemęczać,
zwłaszcza jeśli może tego uniknąć. Nie zaskoczyło więc jej
postawnego syna, że zastał matkę wyciągniętą na szezlongu, z
jedną pulchną, ozdobioną licznymi pierścionkami ręką
zawieszoną nad otwartym pudełkiem łakoci, znajdującym się
na podorędziu.

background image

11

Chwilę potem ręka drgnęła i znowu uszczupliła zawartość

pudełka, a lady Exmouth obróciła głowę, by sprawdzić, kto
wszedł do pokoju.

- Daniel, mój drogi! - Powitała go z wszelkimi oznakami

zachwytu, podstawiwszy mu do cmoknięcia miękki, różowy
policzek, i zastygła w oczekiwaniu, aż syn dopełni rytuału. -
Powiadomiono mnie, że wyszedłeś dzisiaj z samego rana.
Ufam, że nie zaniedbałeś śniadania.

- Nie, droga matko. Na pewno sprawi ci przyjemność,

gdy dowiesz się, że apetyt niezmiennie mi dopisuje.

- Tak, tak, masz to po twoim papie, zresztą nie tylko to.

On nie był z tych wybrednych, gdy przychodziło do jedzenia, a
mimo to nigdy nie miał na sobie ani grama zbędnego tłuszczu.
- śałośnie westchnęła. - A ja jem jak ptaszek i mam brzuch jak
kuc szetlandzki.

- Ciekawe dlaczego? - mruknął Daniel, zerkając w stronę

opróżnionego do połowy pudełka łakoci. Potem usiadł na
krześle niedaleko szezlongu. - Podobno chciałaś mnie widzieć,
mamo.

- Czyżby? - Wydawała się zupełnie zbita z tropu, ale

Daniel dobrze wiedział, że wygląd matki bywa zwodniczy.
Wprawdzie ostatnimi laty lady Exmouth trochę zgnuśniała i
unikała ruchu, jeśli tylko mogła, ale jej zadumane piwne oczy
dostrzegały zadziwiająco dużo. - Ach, tak! Miałam ci
przypomnieć, że większość naszych bagaży odjeżdża już
dzisiaj, bo doprawdy nie potrzeba nam całej piramidy rzeczy
do wzięcia, kiedy i my wyruszymy w piątek.

- Sądzę, że Perm jak zwykle wszystkim się zajął i zrobił na

czas to, co do niego należy.

- Ten twój osobisty służący jest prawdziwym skarbem,

Danielu! Tak samo jak moja droga Pinner! - Zwróciła się ku
kobiecie o ptasiej urodzie, zajętej składaniem strojów i
rozmieszczaniem ich w pokaźnych rozmiarów kufrze, i
odprawiła ją prawie niezauważalnym skinieniem głowy.

background image

12

- Ufam, że cieszysz się na pobyt w Brighton, mój drogi -

odezwała się, gdy zostali sami - i że z zadowoleniem zniesiesz
towarzystwo swojej słabej, starej mamy jeszcze przez kilka
tygodni. Muszę wyznać, że nasz wspólny pobyt w Londynie
sprawił mi wiele przyjemności.

W oczach jego lordowskiej mości, bardzo podobnych

kolorem i kształtem do oczu matki, pojawił się kpiący błysk.

- Nie jesteś ani słaba na umyśle, ani stara, moja droga. A

ja nie jestem naiwny, przestań więc mnie zwodzić i zadaj
wreszcie to pytanie, które masz na końcu swojego
nieokiełznanego czasami języka! Inaczej mówiąc, spytaj mnie
wreszcie, czy cieszę się z możliwości pogłębienia znajomości z
panną Perceval. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi „tak”.

Wybuch radosnego śmiechu matki okazał się zaraźliwy i

Daniel mimo woli się uśmiechnął.

- Może dobrze się stało, że spodziewam się wielu miłych

chwil nad morzem, bo Montague Merrell i w ogóle połowa
moich znajomych stanowczo uważa, że ta urocza córka pastora
jest wymarzoną kandydatką na moją żonę.

- To prawda! - zgodziła się lady Exmouth, skwapliwie

przyłączając się do licznego chóru tych, którzy w ostatnich
tygodniach zachęcali przystojnego barona do poważnego
namysłu nad ponownym rzuceniem się na głębokie wody
małżeństwa. - Drugiej tak uroczej panny bez wątpienia nie
spotkasz.

- Nie przeczę.
- Jest posłuszna i obowiązkowa. Nie wtrącałaby się do

twoich przyjemności i nie sprawiałaby ci kłopotów.

- Wolałbym nieco lepiej ją poznać, zanim wyrażę pogląd

o niektórych cechach jej charakteru. Nie mogę pozbyć się
podejrzenia, że panna Robina Perceval ma znacznie bardziej
ż

ywiołowy temperament, niż sądzi większość ludzi.

Lady Exmouth potraktowała tę uwagę jak krytykę, nie była

jednak w stu procentach pewna, czy słusznie. Jej syn należał do

background image

13

tych irytujących ludzi, którzy zawsze umieli dobrze ukrywać
swoje poglądy i uczucia. Nagłe jednak przez głowę przemknęła
jej całkiem nowa i do tego niepokojąca myśl.

- Mam nadzieję, mój drogi, że nie oczekujesz zna lezienia

drugiej Clarissy. To ci się nigdy nie uda.

Jego lordowska mość przez chwilę przyglądał się matce bez

słowa, z nieprzeniknioną miną, a potem nagle wstał i podszedł
do okna.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że Clarissa była wyjątkową

istotą - powiedział beznamiętnie, zachowując kamienną twarz.
- Równie pięknej kobiety jeszcze nie spotkałem i wątpię, czy
kiedyś spotkam.

Lady Exmouth, po mistrzowsku opanowując łzy,

popatrzyła na syna z drugiego końca pokoju, ale zupełnie nie
wiedziała, co odpowiedzieć. Od dnia tragedii Daniel ani razu
nie próbował o tym rozmawiać, w każdym razie na pewno nie
z nią, a gdy tylko padło imię Clarissy, natychmiast zamykał się
w sobie i pogrążał w żałobie.

- Nie rób takiej ponurej miny, moja droga - łagodnie

poradził matce. Odwrócił się akurat w porę, by dostrzec u niej
ten sam grymas, który widywał również na wielu innych
twarzach w ostatnim okresie. - Nie przyjechałem do Londynu
w poszukiwaniu lustrzanego odbicia mojej żony. Przyjechałem
wyłącznie po to, by znaleźć osobę, która chętnie zaopiekuje się
moimi córkami i będzie dla nich dobra, a przy okazji, owszem,
w pewnym sensie zajmie miejsce ich zmarłej mamy.

Jeśli to stwierdzenie miało uwolnić lady Exmouth od

niepokoju, to całkiem chybiło celu.

- śywiłam nadzieję, że w tej kwestii liczą się również

twoje uczucia, Danielu, a nie tylko potrzeby córek. Czy
doprawdy niczego nie czujesz do panny Perceval?

Zamilkł na tak długo, że już straciła nadzieję na to, iż

zaspokoi jej ciekawość. I wtedy nagle powiedział:

background image

14

- Uważam, że Robina Perceval jest jedną z najbardziej

uroczych, układnych i uczciwych panien, jakie znam. Byłbym
jednak dużo spokojniejszy, gdybym był przekonany, że
przyjęła to zaproszenie do spędzenia lata w Brighton ze szczerą
ochotą.

- Co chcesz przez to powiedzieć, Danielu?
Lady Exmouth wydawała się tak zdezorientowana, że omal

głośno się nie roześmiał.

- Mamo, zawsze miałem wielkie uznanie dla twojej

bystrości, ale muszę przyznać, że zdarzały się też sytuacje, gdy
przedwczesne plany szkodziły twojej jasności sądu.

- Ale... ale... - Starszej pani na chwilę zabrało słów. -

Jestem pewna, że się mylisz, Danielu. To dziecko po prostu
skorzystało z okazji dotrzymania mi towarzystwa, gdy tylko ją
o to poprosiłam.

- W to nie wątpię, matko. Bardzo szybko pojąłem, że

chociaż panna Perceval ma w swej naturze uroczą
powściągliwość, to nie jest w żadnej mierze przeciwna
towarzyskim uciechom i bardzo dobrze bawi się w Londynie.
Jest więc całkiem naturalne, że chce przedłużyć ten okres, jeśli
nadarza się po temu sposobność. Wnoszę jednak, że umknęła
twojej uwagi pewna rezerwa w zachowaniu, którą wyraźnie u
niej widzę od powrotu z hrabstwa Hamp.

Lady Exmouth rzeczywiście niczego nie zauważyła. Bardzo

była na siebie zła z tego powodu, gdyż nie ulegało dla niej
wątpliwości, że Daniel, obdarzony wprost niezwykłą
spostrzegawczością, nie omylił się ani trochę.

- Ciekawe, co takiego mogło tam zajść, że zaczęła mieć

wątpliwości, czy powinna nam towarzyszyć.

Syn znowu zmierzył ją kpiącym spojrzeniem.
- No, no, matko. Czyż to nie oczywiste? Ktoś uświadomił

jej, czym naprawdę się kierowałaś, występując z zaproszeniem.

- Niektórzy ludzie są doprawdy zupełnie nietaktowni! A

już wszystko tak dobrze się układało! - Wydawała się w tej

background image

15

chwili tak bardzo zirytowana, jak tylko może być zirytowana
osoba pogodna z natury. -Danielu, dlaczego ludzie muszą się
wtrącać do nie swoich spraw?

- To dziwne, mamo, ale przez ostatnie tygodnie zadaję

sobie dokładnie to samo pytanie - powiedział i przesłał jej
uśmiech naznaczony zarówno czułością, jak i irytacją. -
Trudno, stało się. Ona już wie, jaki los przeznaczyłyście jej i
ty, i jej matka.

- Danielu, to jest po prostu nieprawda! - Udało jej się

wytrzymać spojrzenie syna przez pełne dziesięć sekund, zanim
urządziła, pokaz poprawiania szala. -No, owszem, gdzieś
mogłam niebacznie wspomnieć, że skoro okres oficjalnej
ż

ałoby dobiegł końca, to pewnie rozważysz, czy nie poszukać

drugiej żony.

Wymownie spojrzał w sufit.
- Zaskakujesz mnie!
- Lady Elizabeth również mogła powiedzieć coś o tym, że

jej najstarsza córką zdradza oznaki silnego instynktu
macierzyńskiego, gdyż wykazuje niezwykłą wprost cierpliwość
wobec swoich młodszych sióstr - ciągnęła tak, jakby syn wcale
jej nie przerwał. - Zapewniam cię jednak, Danielu, że do głowy
mi nie przyszło, by wystąpić z sugestią, że panna Perceval
byłaby dla ciebie idealną żoną. Co to, to nie! Jesteś zbyt
podobny do twojego drogiego ojca. Zawsze chętnie słuchasz
innych, ale w końcu i tak robisz po swojemu.

- Dobrze, że wreszcie to doceniłaś, mamo, bo ułatwiasz

mi powiedzenie tego, co zamierzałem. -Wciąż się uśmiechał,
nie ulegało jednak wątpliwości, że jego głos nabrał dużo
bardziej stanowczego brzmienia.- Od początku miałem szczery
zamiar ulec twoim namowom i towarzyszyć ci do Brighton,
chociaż naturalnie wiem, jaki cel naprawdę ci przyświeca...
Nie, nie, proszę, pozwól mi łaskawie dokończyć. - Dla
zaakcentowania swojej prośby uniósł rękę. - Owszem,
zamierzam pogłębić znajomość z panną Perceval, o czym już

background image

16

wspomniałem. Ona wydaje mi się bardzo intrygująca. Na
pewno może jeszcze zaskoczyć i mnie, i ciebie. Ale jedno jest
dla mnie pewne. Panna Perceval w ogóle nie myślała o
przyjęciu roli lady Exmouth, póki ktoś szczególnie życzliwy
nie zwrócił jej uwagi, że właśnie taki los może ją czekać.
Rzecz jasna nie wykluczam, że w przyszłości panna Perceval
sama uzna to za wymarzoną okazję, obstaję jednak przy tym,
ż

eby to była jej własna decyzja, a nie twoja albo jej matki...

Czy wyrażam się jasno, moja droga?

- Tak, Danielu. Chcesz, żebym stała z boku i zostawiła

sprawy ich własnemu biegowi.

- Właśnie!
Starsza pani znowu zainteresowała się pysznościami

znajdującymi się tuż przy jej łokciu.

- Zgoda, Danielu. Możesz zalecać się do panny Robiny

Perceval po swojemu, a ja nie będę się do tego wtrącać.

Daniel obserwował spod przymrużonych powiek, jak

kolejny lepki przysmak znika między różowymi wargami. Miał
przykre przeświadczenie, że matka nie będzie w stanie
dotrzymać danego słowa.


ROZDZIAŁ DRUGI

Opierając się wygodnie o obite aksamitem wałki, lady

Exmouth obserwowała przez okno powozu mijane krajobrazy i
wspominała czasy, gdy w niezbyt odległej przeszłości droga do
Brighton była ledwie widoczna i często nieprzejezdna.
Wszystko to, naturalnie, szybko się zmieniło, gdy regent
odkrył, że powietrze w tej małej i niewiele znaczącej
miejscowości korzystnie wpływa na jego zdrowie. Brighton
stało się modnym kurortem i teraz można było tam dojechać

background image

17

wieloma drogami, z których jedną dość powszechnie uważano
za najnowocześniejszy trakt pocztowy w Anglii.

Lady

Exmouth

bez

ż

alu

pozostawiła

wszystkie

przygotowania do podróży oraz wybór trasy swemu bardzo
rzutkiemu synowi. Odkąd Daniel po skończeniu dwudziestu
jeden lat przejął tytuł barona, przejawiał talent organizacyjny i
poczucie odpowiedzialności zdecydowanie ponad swój wiek.
Nic dziwnego, że bardzo niewiele osób wyrażało wątpliwości,
gdy zaledwie dwa lata po śmierci ojca Daniel ze spokojem
ogłosił zamiar poślubienia swojej dziecięcej miłości.

Jak piękną kobietą była Clarissa! - pomyślała lady

Exmouth, choć prawdę mówiąc, miała już kłopoty z wiernym
przywołaniem obrazu tej uroczej twarzy w kształcie serca,
otoczonej burzą złocistych pukli, i czystych niebieskich oczu.

Clarissa, córka zubożałego właściciela ziemskiego,

niewątpliwie byłaby ozdobą sezonu, gdyby jej ojciec był w
stanie sfinansować takie przedsięwzięcie, jak wyjazd do
Londynu. Odkąd skończyła szesnaście lat, starali się o nią
kolejno właściwie wszyscy kawalerowie w okolicy. Jednak
Clarissa pozostała wzruszająco wierna jedynemu synowi
swych najbliższych sąsiadów. Oboje tworzyli doprawdy
wymarzoną parę, idealnie dopasowaną pod każdym względem.
Gdy rok po ślubie urodziła się Hanna, szczęście młodych
wydawało się dopełnione.

Lady Exmouth dobrze pamiętała, jak wkrótce po przyjściu

na świat wnuczki wyraziła chęć zamieszkania w Bath. Protesty
syna i synowej tak ją jednak wzruszyły, że przebywała w
Courtney Place aż do narodzenia ich drugiego dziecka trzy lata
później. Wtedy już nie zdołano jej przekonać do pozostania w
pięknej posiadłości przodków, w której pod wieloma
względami czuła się tak, jakby nadal była panią domu.

Nigdy jednak nie pożałowała dokonanego wyboru. Bath

bardzo jej odpowiadało. Nawiązała tam wiele przyjaźni i teraz

background image

18

z niecierpliwością czekała, kiedy wreszcie wróci do swego
wygodnego domu przy Camden Place.

Wiele naturalnie zależało od biegu spraw w najbliższych

tygodniach. Lady Exmouth nie zamierzała bowiem pozwolić
swemu synowi na samotny powrót do rodowej siedziby z
końcem lata i dalsze rozpamiętywanie straty uroczej Clarissy.
Gdyby oznaczało to dla niej zwłokę w powrocie do Bath i
konieczność dotrzymania towarzystwa Danielowi, to trudno,
niech tak będzie! Mimo wszystko nie mogła jednak nie żywić
nadziei, że wszystko ułoży się dużo lepiej, a jej syn wkrótce
będzie dzielił domostwo z zupełnie inną kobietą.

Oderwawszy oczy od widoków, lady Exmouth zerknęła na

swoją towarzyszkę podróży eleganckim,

resorowanym

powozem. Młoda kobieta siedziała w milczeniu z głową
zwróconą ku pejzażom po drugiej stronie drogi i wydawało się,
ż

e jest głęboko pochłonięta własnymi myślami.

Daniel, demon spostrzegawczości, nie mylił się ani trochę,

gdy powiedział, że stało się coś, co zburzyło spokój umysłu
panny Robiny Perceval. Niewątpliwie tak właśnie było! Jeśli
Daniel słusznie odgadł, że córka pastora jeszcze waha się, czy
chce wejść do znakomitego rodu Courtneyów, to byłoby
doprawdy wyjątkową niegodziwością naciskać na tę przemiłą
pannę, by podjęła właśnie taką decyzję w ciągu nadchodzących
tygodni.

Trudno dociec, jakie postępowanie w takiej sytuacji byłoby

najlepsze, pomyślała lady Exmouth, machinalnie przesuwając
tam i z powrotem dłoń po fałdzie spódnicy. Nie chciała
mieszać się do cudzych spraw delikatnej i osobistej natury,
jednak nie zamierzała też pozwolić, by jej syn wszedł w wiek
ś

redni jako samotny żałobnik, podczas gdy na wyciągnięcie

reki jest panna, która może wnieść do jego życia radość, nawet
jeśli nieco odbiega od ideału.

Naturalnie lady Exmouth była rozsądną kobietą i ani przez

chwilę nie przypuszczała, że panna Robina Perceval zajmie w

background image

19

sercu Daniela miejsce pięknej Clarissy. Takie nadzieje byłyby
znacznie przesadzone. Niezaprzeczalnie jednak Daniel
dostrzegł w córce pastora coś, co do niego przemawiało, była
ona bowiem jedyną osobą płci żeńskiej, która wzbudziła jego
zainteresowanie przez prawie cały okres pobytu w stolicy.

Jeszcze raz zerknęła ukradkiem w przeciwległy kąt. Tym

razem przekonała się, że patrzy na nią para niebieskich oczu
przypominających

odcieniem

oczy

zmarłej

baronowej

Exmouth, lecz zarazem nieporównanie bystrzejszych.

- Już myślałam, że zasnęłaś - Cóż innego można było

powiedzieć? - W ogóle cię nie słychać.

- Nie, milady. Z zachwytu zapomniałam o całym świecie.

Nigdy nie byłam tak daleko na południu kraju i wszystko
wydaje mi się nowe i ciekawe.

Chociaż biedaczka najpewniej przeżywała niemałą rozterkę

w związku z pobytem w Brighton, nie pozwalała, by
niepokojące myśli zaszkodziły jej manierom. Zauważywszy to,
lady Exmouth dodała jeszcze jedną pozycję do długiej listy
zalet panny Robiny Perceval.

- Pamiętam, moje drogie dziecko, wcale nie takie dawne

czasy, kiedy wielu musiało rezygnować z podróży w pół drogi
do małej rybackiej wioski Brighton. Ostatnio weszło w modę
narzekanie na regenta, ale gdyby nie kupił tego „małego
wiejskiego domku” na wybrzeżu, to obawiam się, że i ten, i
inne trakty w okolicy na długo pozostałyby błotnistymi,
nierównymi drogami, często nie do przejechania. Czy ty wiesz,
ile tu stało porzuconych powozów?

Najwidoczniej Robinę zainteresował ten wywód, bo na jej

ładnej twarzy odmalował się wyraz głębokiej zadumy.

- Rzeczywiście, łatwo zapominamy, że jeszcze nie tak

dawno podróże po kraju były niebezpieczne. W dodatku drogę,
która kiedyś zajmowała wiele godzin, teraz przebywa się
znacznie szybciej.

background image

20

- I znacznie wygodniej - dodała lady Exmouth. -

Resorowane powozy mniej rzucają, a podczas podróży można
przystanąć na odpoczynek w licznych zajazdach,

Chwilę później jak na zamówienie ujrzały przy drodze

zajazd i ich powóz stanął na dziedzińcu bardzo eleganckiej
stacji pocztowej. Służba otworzyła drzwi i przystawiła schodki,
a jego lordowska mość stanął na posterunku, by pomóc swoim
damom w wysiadaniu.

- Jak to jest, mamo - spytał, prowadząc je do wnętrza

zajazdu - że dwie damy mogą przejechać tę samą drogę jednym
powozem, a mimo to jedna wygląda tak samo jak przed
wyjazdem, natomiast druga bardziej przypomina nastroszoną
kurę, która przez cały dzień obijała się po podwórzu.

- Paskudny chłopiec! Nie muszę nawet pytać, która z nas

powinna twoim zdaniem zadbać o swój wygląd. - Starsza pani
próbowała udać urażoną, ale wypadło to mało przekonująco. -
Gdzie ta zgrzana kura może się trochę odświeżyć?

Daniel przyzwał gestem służącą, a Robina, która z

najwyższym trudem zachowała powagę, udała się w
towarzystwie lady Exmouth do pokoju na górę, żeby zadbać
również o swój wygląd i dokonać niezbędnych poprawek.

Naturalnie

nie

pierwszy

raz

słyszała

Daniela

wypowiadającego prowokującą uwagę. Lady Exmouth zawsze
brała docinki syna za dobrą monetę i Robina była nawet nieco
zazdrosna o szczególną więź łączącą matkę z synem. Nigdy nie
odważyłaby się podobnie odezwać do żadnego z rodziców, a
na pewno nie do matki, która w odróżnieniu od lady Exmouth
była całkiem pozbawiona poczucia humoru.

Pewnie właśnie dlatego starsza dama tak przypadła jej do

serca. Lady Exmouth cechowała się wyjątkową poczciwością,
uwielbiała żart i śmiech, lecz nie miała w sobie ani odrobiny
niefrasobliwości, aczkolwiek należało podejrzewać ją o to, że
niekiedy celowo usiłuje sprawić wrażenie osoby niezbyt
rozumnej.

background image

21

Znalazły wspólny język prawie natychmiast, toteż Robina

była pewna, że towarzystwo lady Exmouth w najbliższych
tygodniach dałoby jej wiele przyjemności, gdyby nie myśl o
tym, że dama przeżyje przykre rozczarowanie, jeśli pobyt w
Brighton nie zakończy się ogłoszeniem zaręczyn jej syna z
córką pastora z Abbot Quincey.

W zasadzie powinno jej schlebiać to, że interesuje się nią

baron Exmouth, i może nawet tak by było, gdyby Robina
sądziła, że udało jej się zdobyć uczucie tego mężczyzny.
Wolała jednak nie ulegać bezsensownym złudzeniom. Raczej
nie było nadziei na to, by ktokolwiek zajął w jego sercu
miejsce zmarłej żony.

Zdjąwszy czepek, przez chwilę studiowała swoje odbicie w

lustrze, a przy okazji poprawiła zabłąkany kosmyk. Wyglądała
całkiem nie najgorzej. Zapewniono ją zresztą, że choć za
piękność uważać się nie może, to swą urodą jest w stanie
zawrócić w głowie niejednemu. Panien o wybitnej urodzie było
podczas tegorocznego sezonu wystarczająco dużo, na przykład
jej dobra przyjaciółka Sophia Cleeve. Wydawało się zatem
dość dziwne, że lord Exmouth wykazał mało zainteresowania
tymi pannami, bo przecież powszechnie uważano go za znawcę
piękna.

- Czy coś cię dręczy, dziecko?
Wyrwana z zadumy Robina stwierdziła, że skupiło się na

niej badawcze spojrzenie oszukańczo sennych piwnych oczu.

- Nie, właściwie nie, milady. Myślałam o pewnych

osobach, które poznałam podczas sezonu w Londynie.
Ciekawa jestem, ile z nich pojedzie do Brighton tak jak my.

Robina uspokoiła swoje sumienie tłumaczeniem, że

przecież nie całkiem skłamała, a lady Exmouth na szczęście nie
próbowała kwestionować odpowiedzi.

- Nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało się, że całkiem

dużo. Na pewno cały krąg Carlton House, w którym, jak
zapewne wiesz, obraca się najlepszy przyjaciel mojego syna,

background image

22

Montague Merrell. Najlepiej spytajmy Daniela, kto jeszcze
zamierza pobyć nad morzem. On bez wątpienia oświeci nas w
tej materii.

Okazało się jednak, że Daniel nie może lub po prostu nie

chce tego zrobić. Gdy obie panie spotkały go kilka minut
później w prywatnym saloniku zajazdu, stwierdził:

- Dobrze wiesz, mamo, że nie należę do otoczenia

regenta. Nie powiem też, żebym był choć trochę
zainteresowany tym, kto będzie w jego świcie tego lata.

- Jak na młodego człowieka uważanego przez całe

dorosłe życie za jednego z dyktatorów mody w towarzystwie,
wykazujesz zaskakująco mało zainteresowania tym, co dzieje
się w elitarnych kręgach - zauważyła jego matka, z uznaniem
mierząc wzrokiem obfity posiłek przygotowany dla nich.

Daniel niezwłocznie dostrzegł pożądliwy błysk w jej

oczach i elegancko odsunął krzesło, by mogła usiąść. Jak
daleko sięgał pamięcią, matka zawsze miała zdrowy apetyt.
Wcale zresztą nie uważał tego za niepożądaną cechę, póki
jedzenie nie stawało się dla kogoś nieposkromioną
namiętnością.

Z nie mniejszą bystrością dostrzegł również, że od chwili

wejścia do saloniku panna Perceval ani razu nie otworzyła
swoich kształtnych i zachęcających do pocałunków ust. Poza
tym ostatnio wydawała się mocno skrępowana jego
towarzystwem. Ten godzien pożałowania stan rzeczy należało
jak najszybciej zmienić!

- Proszę pozwolić, że nałożę pani kurczaka, panno

Perceval. - Nie dał jej okazji do sprzeciwu. - Musi pani być
głodna po tylu godzinach jazdy. Podróże na większe odległości
często rozbudzają apetyt.

- Mój na pewno - włączyła się do rozmowy lady

Exmouth.

- To się rozumie samo przez się, mamo.

background image

23

- Niegrzeczny chłopiec! - skarciła go z uśmiechem. -

Twój drogi papa stanowczo za mało bił cię w dzieciństwie.

Daniel zauważył, że uroczy, spontaniczny uśmiech panny

Perceval, wywołany tą żartobliwą wymianą zdań, szybko zgasł.
Liczył jednak na to, że przywracanie Robinie spokoju ducha
nie będzie trudne. Miał nawet nadzieję na pogłębienie
znajomości, i to jeszcze tego samego dnia. Odważnie postawił
sobie nowy cel.

- Chyba masz rację, mamo. Pozwól mi jednak wspomnieć

o wybornym pasztecie z dziczyzny przy twoim prawym łokciu,
ponieważ dotąd umknął twojej uwagi.

- Dziękuję, mój drogi. - Porozumiewawczy uśmiech

jednoznacznie dał mu do zrozumienia, że matka wie, o co
chodzi. Wyglądało zresztą na to, że cel został osiągnięty, bo
panna Perceval bez dalszych zachęt zaczęła częstować się
rozmaitymi potrawami.

- Muszę powiedzieć, mój drogi chłopcze, że przeszedłeś

samego siebie. To jest najlepsza przekąska, jaką zdarzyło ci się
kiedykolwiek zamówić. Może zadowolić najwybredniejsze
gusta.

- To nie moja zasługa. - Daniel zaskoczył damy tym

wynurzeniem. - Jeśli chcesz wyrazić swoje uznanie, podziękuj
Kendallowi, mamo. To on zamówił ten późny lunch w
prywatnym saloniku, kiedy przed dwoma dniami załatwiał
stajnię dla moich gniadoszy.

- Czy zostało nam jeszcze dużo drogi do przejechania,

milordzie? - spytała Robina, uznawszy, że powinna wreszcie
wnieść jakiś wkład do rozmowy.

- Mamy przed sobą najwyżej godzinę jazdy. Moje nowo

kupione konie poradzą sobie bez wysiłku.

- Dumny jesteś, synu, z tego zakupu, czyż nie?
- Bardzo, matko! - przyznał, zadowolony z siebie. - To

wielka przyjemność uprzedzić samego księcia. Dostałem
informację z wiarygodnego źródła, że Sharnbrook był bardzo

background image

24

poważnie nimi zainteresowany - wyjaśnił w odpowiedzi na
pytające spojrzenia. - Ale za długo się zastanawiał. Może miał
na głowie ważniejsze sprawy, na przykład zaręczyny z
przyjaciółką panny Perceval.

- Prawdę mówiąc, dość bezbarwne przyjęcie w

Sharnbrook było dla mnie niespodzianką - zauważyła lady
Exmouth. - Zupełnie nie rozumiem, czemu zaproszono tak
mało gości. Bądź co bądź, książę ma reputację jednego z
najbogatszych ludzi w Anglii. Nie wierzę, żeby nie mógł sobie
pozwolić na nic bardziej wystawnego. Przyjaciel twojego papy,
Robino, też podobno do biednych nie należy, więc doprawdy
nie pojmuję, czemu nie uświetniono tych zaręczyn bardziej
okazale.

- Tak sobie życzyli Sophia i Benedykt - wytłumaczyła

Robina. - Zresztą mimo że nie zjechało tam wielu gości,
przyjęcie było bardzo udane.

- Ja również jestem zwolennikiem poglądu, że bardzo

osobiste uroczystości powinny być możliwie skromne i
nieoficjalne - oznajmił Daniel ku zaskoczeniu matki. - Omal
nie poczułem przed chwilą wyrzutów sumienia z powodu
pozbawienia Sharnbrooka tych gniadoszy, mam bowiem
wrażenie, że wiele nas łączy. To, że ktoś jest dobrze
sytuowany, nie oznacza, że ma obnosić się ze swoim
bogactwem.

- Zaskakujesz mnie, synu. Na przyjęcie z okazji swoich

zaręczyn z Clarissą uparłeś się zaprosić połowę hrabstwa.

Lady Exmouth nie przemyślała tej wypowiedzi, ale prawie

natychmiast przeklęła w duchu swoją głupotę. Publicznie
rzadko zdarzało jej się wspominać imię niedawno zmarłej
synowej, a już na pewno nie powinna tego robić w obecności
panny Perceval, która siedziała przy stole w milczeniu i
zdawała się całkowicie pochłonięta jedzeniem.

- Święta prawda, mamo - szybko przerwał niezręczną

ciszę baron, nie zdradzając bynajmniej zakłopotania drażliwym

background image

25

tematem. - Z wiekiem upodobania się zmieniają. Kiedyś nie
przyszłoby mi do głowy przejechać otwartym powozem więcej
niż kilka mil, a dziś sprawiło mi to dużą przyjemność.

Skierował spojrzenie na Robinę.
- Może uda mi się panią namówić, panno Perceval, do

dotrzymania mi towarzystwa przez pozostałą część podróży.
Ś

wieże powietrze wydaje mi się zdrowsze niż duchota w pudle

powozu. Poza tym mama będzie mogła zgodnie ze swym
zwyczajem uciąć sobie popołudniową drzemkę, nie naruszając
zasad dobrego wychowania.

Robina zawahała się, ale trwało to tylko chwilę. W gruncie

rzeczy nie było sposobu na uniknięcie towarzystwa lorda
Exmoutha przez nadchodzące tygodnie, równie dobrze mogła
więc wykazać rozsądek i już teraz zacząć przyzwyczajać się do
jego obecności.

- Przyjmuję zaproszenie, milordzie, ja też myślę, że kilka

łyków świeżego powietrza dobrze mi zrobi. - Obdarzyła go
uśmiechem, w którym wstydliwość mieszała się, o dziwo, z
szelmostwem. – Wprawdzie mogę dojechać do celu nieco
potargana, ale mam nadzieję, że nie będę przypominać
oszalałej kury.

Donośny śmiech lorda Exmoutha pomógł jej poczuć się

swobodniej do tego stopnia, że gdy później zajęła miejsce obok
niego w kolasce, była bardzo zadowolona z jego towarzystwa.
Nie niepokoiło jej nawet to, że oddała swoje bezpieczeństwo w
ręce człowieka, który podobno właśnie przez ryzykowne
powożenie zabił ukochaną żonę.

Dopiero gdy po przejechaniu ponad mili za ciężkim

powozem, w którym podróżowała lady Exmouth, Daniel
skręcił w znacznie węższą drogę i zatrzymał dziarskie
gniadosze w cieniu przydrożnych drzew, Robina doświadczyła
kolejnego ataku paniki, dobrze jej znanej z ostatnich dni.

- Panno Perceval, miałem pewien szczególny powód,

prosząc o dotrzymanie mi towarzystwa w tej części podróży -

background image

26

oznajmił, wpatrując się w pustą drogę przed nimi, a
jednocześnie bez większego wysiłku utrzymując w ryzach
ogniste konie. - Jeśli moja matka będzie sumiennie wypełniać
obowiązki przyzwoitki, nie znajdziemy wielu okazji do
pozostania sam na sam, a chciałbym pani coś powiedzieć,
zanim rozpoczniemy pobyt w Brighton, który, jak ufam, sprawi
nam obojgu wiele przyjemności.

Gdyby Robina nie miała w tej chwili takiego wrażenia,

jakby powoli zaciskano jej pętlę na szyi, to chętnie wyraziłaby
swoje uczucia głośnym, przeciągłym jękiem. Naturalnie już
wcześniej pogodziła się z tym, że prędzej czy później zostanie
podniesiona kwestia małżeństwa, miała jednak nadzieję, że
nastąpi to później, co pozwoli jej nacieszyć się bez przeszkód
przynajmniej częścią pobytu w Brighton. Tymczasem jego
lordowska mość odezwał się znowu, zmuszając ją tym do
skupienia uwagi.

- Oboje wiemy, dlaczego nasze matki chciały, żebyśmy

spędzili lato razem. I jedna, i druga żywi nadzieję, że, mówiąc
współczesnym i mało eleganckim językiem, zatańczę tak, jak
mi zagrają. Chcę więc zapewnić panią, że w obecnej chwili nie
mam najmniejszego zamiaru prosić o jej rękę.

Odwróciwszy głowę, Daniel dostrzegł na uroczej twarzy

Robiny wyraz tak bezgranicznego zdumienia, ze tylko wielką
siłą woli zdołał się powstrzymać przed wzięciem jej w ramiona
i obsypaniem zapierającymi dech w piersiach pocałunkami.

- Wydaje się pani nieco zdziwiona, panno Perceval. -

Było to nader oględnie powiedziane. Biedaczka wyglądała tak,
jakby zaraz miała zemdleć. -Bardzo przepraszam, jeśli
uraziłem panią tak otwartym postawieniem sprawy.

- Nic się nie stało, sir - odpowiedziała tak cicho, że ledwo

mógł rozróżnić słowa.

- Myślę jednak, że będzie nam łatwiej pielęgnować tę

znajomość, jeśli wyjaśnimy sobie to i owo na samym początku.
- Znów musiał bardzo uważać, tym razem jednak dlatego, że

background image

27

omal nie wybuchnął śmiechem. Panna Perceval przyglądała mu
się tak, jak bezbronny królik patrzy na atakującego węża. -
Zapewne zdaje sobie pani sprawę z tego, że podczas pobytu w
Londynie bardzo polubiłem jej towarzystwo. Bardzo
chciałbym, żebyśmy się zaprzyjaźnili.

- Hm, tak - odpowiedziała ostrożnie.
- A skoro tak, to chyba możemy pozwolić sobie na

wzajemną szczerość, nie powodując tym urazy.

- To bardzo... bardzo krzepiące przekonanie, z pewnością.

- Głos Robiny brzmiał stopniowo coraz mocniej, choć przez
cały czas pobrzmiewała w nim nieufność.

- Jak pani już zapewne odkryła, moja droga matka i

większość moich przyjaciół uważa, że najwyższy czas, abym
zastanowił się nad powtórnym ożenkiem.

Tym razem nie doczekał się odpowiedzi, więc mówił dalej.
- O ile wiem, panuje dość powszechna zgoda co do tego,

ż

e jest pani dla mnie idealną kandydatką na żonę.

Znowu nie było odpowiedzi.
- Możliwe, że to słuszny pogląd, ale zastrzegam sobie

prawo zdecydowania o tym samodzielnie. Naturalnie również
pani zasługuje na to, by dać jej szansę wyrobienia sobie zdania
na mój temat w spokoju i bez żadnych nacisków. W obecnych
okolicznościach może to być trudne, gdyż pewna osoba
obserwuje każdy nasz ruch i z zapartym tchem czeka na
ogłoszenie zaręczyn, pozostaje nam więc współpraca, by tę
sytuację obrócić na naszą korzyść.

- A jak mielibyśmy współpracować, milordzie? -Robina

wydawała się mocno zdezorientowana.

- Po prostu być sobą i robić to, na co przyjdzie nam

ochota. Głupio byłoby celowo się unikać, skoro mamy
mieszkać pod jednym dachem, nie sądzi pani?

- Stanowczo tak.
- Proponuję więc, żebyśmy dali światu do myślenia i

często pokazywali się razem, a jednocześnie nie odmawiali

background image

28

sobie przyjemności dostępnych innym ludziom. Jeśli pod
koniec lata, gdy dużo lepiej się poznamy, dojdziemy do
wniosku, że pasujemy do siebie, to dobrze, a jeśli nie...

Ujął ją za rękę i poczuł, że smukłe palce w jego uścisku

lekko drżą.

- Tak czy owak, dziecko, chcę, żeby decyzja w tej

sprawie należała do nas, do pani i do mnie. Nie do mojej matki,
nie wyłącznie do mnie i nie do kogo innego. Czy pani to
rozumie?

Wymagało to od Robiny wielkiego wysiłku woli, udało jej

się jednak wytrzymać łagodne spojrzenie Daniela. Przy okazji
dokonała dość zaskakującego odkrycia. Jego oczy w ciepłym
odcieniu brązu były upstrzone urzekającymi złocistymi
plamkami.

- Tak, milordzie, rozumiem... I dziękuję - powiedziała

cicho, całkiem nieświadoma tego, ile kosztowało go
wypowiedzenie tych słów. W rzeczywistości bowiem był jak
najdalszy od osłabiania u niej poczucia, że jej obowiązkiem
jest go poślubić.

- Za co? - Uniósł brwi. - Za zaproponowanie czegoś, co

przyniesie korzyść nam obojgu? Jeśli naprawdę chcesz
pokazać, że odpowiada ci ta propozycja, możesz przestać
tytułować mnie milordem. Mam na imię Daniel.

- Och, nie mogłabym tak się do pana zwracać. -Wydawała

się wstrząśnięta tym pomysłem. - Mama za nic by się na to nie
zgodziła.

- Zdanie mamy w tej sprawie mało mnie interesuje -

odparł bezceremonialnie. - Przez następne kilka tygodni będzie
pani mieszkać pod moim dachem, więc w dobrze pojętym
własnym interesie proszę robić tak, jak jej mówię.

Roześmiała się niepewnie. Uchodził za łagodnego i

opiekuńczego człowieka, a jednak wewnętrzny głos -
odpowiadał jej, że lord Exmouth ma również mniej pozytywne
cechy, które mogą się ujawnić, jeśli ktoś postępuje wbrew jego

background image

29

woli. Z pewnością nie obawiał się mówić tego, co myśli, bo o
tym już się przekonała. Bardzo ją intrygowało, jakich odkryć
dotyczących jego charakteru dokona jeszcze tego dnia.

- No dobrze, jaskółeczko, zawrzyjmy kompromis.

Prywatnie będziesz nazywać mnie Danielem, a publicznie
możesz zwracać się do mnie, jak chcesz. - Białe zęby zabłysły
w uśmiechu. - Naturalnie pod warunkiem, że będzie to zgodne
z zasadami dobrego wychowania.

Uścisnął jej rękę i znów skupił uwagę na swoich

gniadoszach.

- A teraz lepiej gońmy moją drogą matkę, bo inaczej

gotowa uznać, że razem zbiegliśmy, by potajemnie wziąć ślub.

- Och, to niezmiernie romantyczny pomysł! -wykrzyknęła

bez zastanowienia Robina i natychmiast spłonęła rumieńcem,
przekonała się bowiem, że lord Exmouth zmierzył ją
zdziwionym spojrzeniem.

- Powiedziałbym raczej, że niezmiernie kłopotliwy -

sprzeciwił się i powściągnął konie, zbliżali się bowiem do
wioski. - Zwłaszcza gdyby podczas ucieczki kolaską nagle
spadł deszcz.

- Zakochani nie zwracają uwagi na tak przyziemne

sprawy, jak pogoda, kiedy planują potajemną ucieczkę -
zwróciła mu uwagę Robina. Droczenie się z lordem
Exmouthem było całkiem przyjemne, a najbardziej podobał jej
się szelmowski błysk, który wtedy pojawiał się w jego oczach.

- Ja tam zwróciłbym uwagę - stwierdził. - Ale to dlatego,

ż

e jestem z natury praktycznym człowiekiem i obce mi są

szalone pomysły. Poza tym osiągnąwszy szacowny wiek blisko
trzydziestu sześciu lat, zdążyłem polubić wygodę i jestem o
wiele za stary na to, by gnać na złamanie karku Bóg wie gdzie.
Mogę więc z góry powiedzieć, że nie przyszłoby mi do głowy
dokądkolwiek z panią uciekać.

- W takim razie postąpił pan bardzo rozsądnie, decydując

się zaczekać z oświadczynami - poinformowała go

background image

30

prowokująco, choć jeszcze pół godziny temu za nic nie
odezwałaby się do niego w ten sposób. Teraz jednak miała
poczucie, że są bliscy nawiązania prawdziwej przyjaźni. - Jest
dla mnie oczywiste, że byśmy do siebie nie pasowali. Wiem na
pewno, że bardzo podobałby mi się dżentelmen, który chciałby
pognać ze mną na złamanie karku Bóg wie gdzie.

- Wcale nie powiedziałem, że zdecydowałem się

zaczekać z oświadczynami, moja panno - poprawił ją. -
Powiedziałem tylko... A to co, u diabła!?

Panna Perceval ze zdumieniem zatrzymała wzrok na

potężnym mężczyźnie, który okładał sękatą laską osła i
wydawał się bardzo zadowolony z siebie, podczas gdy kobieta
i dwoje dzieci kurczowo trzymających się jej spódnicy na
przemian krzyczeli i błagali mężczyznę, by przestał.

Robina machinalnie ujęła wodze, które rzucił jej lord

Exmouth, i patrzyła, co będzie dalej. On tymczasem podszedł
do mężczyzny, wyrwał mu łaskę, kilka razy grzmotnął go po
szerokich barkach, a w końcu celnie wymierzonym w szczękę
ciosem pięści powalił na ziemię.

Ze sporej odległości nie słyszała wyraźnie wymiany zdań,

ale widziała żywą gestykulację. Potem przewrócony osiłek
zaczął, zdaje się, głośno przeklinać, a Daniel spokojnie wyjął
jakiś przedmiot z prawego buta. Zaraz potem sterta garnków i
patelni posypała się z grzbietu osła na ziemię. Tymczasem
wybuchła gwałtowna kłótnia między osiłkiem a kobietą, ale
Daniel znowu interweniował.

Robinie trudno było bacznie obserwować całe zdarzenie,

musiała bowiem przez, cały czas uspokajać konie, spłoszone
głośnym

brzękiem

naczyń.

Zanim

opanowała

konie,

mężczyzna oddalał się wiejską drogą, dźwigając na plecach
swój dobytek; dwoje dzieci, które przestały płakać, szło z
osłem do zagrody, a Daniel odprowadzał kobietę do chaty.

background image

31

Kilka minut później pojawił się z powrotem na dworze.

Kobieta dreptała za nim, z wysiłkiem starając się dotrzymać
mu kroku, i wylewnie dziękowała.

- Nie ma za co, dobra kobieto. Cieszę się, że mogłem

pomóc - usłyszała Robina. W końcu lord Exmouth uchylił
kapelusza i szybko wrócił do kolaski.

- Serdecznie przepraszam, moja panno! -Wyraźnie był

zatroskany powstałą sytuacją. Szybko wskoczył na kozioł i
wziął od niej wodze. - Zapewne myśli pani o mnie jak
najgorzej, ponieważ zostawiłem ją w takich okolicznościach.
Mam jednak nadzieję, że konie nie były trudne do
opanowania?

- Skądże znowu - zapewniła go. - Kiedy jestem w domu,

często powożę jednokonnym gigiem papy. - Zauważyła, że
kąciki ust podejrzanie mu się unoszą, nie dociekała jednak, co
go rozbawiło, tylko poprosiła o wyjaśnienie zajścia.

- Ze wstydem muszę stwierdzić, że właściwie wszystko

pani widziała, ale, niestety, niewiele mogłem zrobić, żeby jej
tego oszczędzić. - Szarpnął wodze i gniadosze ruszyły, znowu
prowadzone pewną ręką. - Nie jestem z natury gwałtowny, ale
przyznam, że odczuwam niemal patologiczną nienawiść do
ludzi, którzy przejawiają niczym nieuzasadnione okrucieństwo.
Nie dość było temu bydlakowi, że codziennie mijał obejście
poprzednich właścicieli, którzy dawniej dbali o osła, to jeszcze
dręczył dzieci, znęcając się przy nich nad ich ulubieńcem.

- To straszne! Bardzo się cieszę, że położył pan temu

kres. Rozumiem, że osioł wrócił do poprzednich właścicieli.

- Niezupełnie. - Uśmiechnął się smutno. – Teraz należy

do mnie. Po rozważeniu sytuacji uznałem, że takie wyjście jest
najlepsze.

Robina zdołała zachować powagę, ale nie było to łatwe.

Najnowszy nabytek najwidoczniej nie zachwycił lorda
Exmoutha, nie mogła więc się powstrzymać, by trochę mu nie
podokuczać.

background image

32

- W Londynie podczas sezonu zaobserwowałam, że są

dżentelmeni, których naturę można by nazwać ekscentryczną, i
właśnie oni pozwalają sobie od czasu do czasu na dość
dziwaczne zachowania. Wnoszę, że nagle odkrył pan u siebie
potrzebę posiadania jucznego zwierzęcia.

- Widzę u pani silną potrzebę żartowania z innych, moja

panno. - W spojrzeniu, którym ją zmierzył, można było
zauważyć i rozbawienie, i lekką irytację. - Ale mylisz się, ty
prowokująca istoto! Takie stworzenie nie jest mi do niczego
potrzebne. Jeśli ośmieli się pani opowiedzieć komuś o tym
zdarzeniu, to marny jej los! Stałbym się pośmiewiskiem i w
klubach przez długie tygodnie wytykano by mnie palcami.

Wcale nie sądziła, by przywiązywał wagę do tego, co mówi

o nim świat, ale uroczyście złożyła obietnicę milczenia.
Dopiero potem spytała, po co dokonał tak niezwykłego zakupu.

- Ponieważ dowiedziałem się, że osła sprzedał mąż

obibok tej nieszczęsnej kobiety, i zaraz potem zniknął,
zostawiając ją z dziećmi na łasce losu. Kobieta od tej pory go
nie widziała i już nie spodziewa się zobaczyć. Zawsze jednak
istnieje możliwość, że mąż w końcu wróci i historia się
powtórzy. Kobieta znowu nie będzie miała jak wozić towarów
na targ, a dzieci stracą ulubieńca. Dla zapobieżenia temu
niebezpieczeństwu

wystawiłem

dokument,

w

którym

stwierdzam, że jako właściciel zezwalam kobiecie na używanie
osła do dowożenia towarów na miejscowy targ, zabraniam
jednak sprzedaży zwierzęcia bez mojej pisemnej zgody.

Jaki to dobry i wrażliwy człowiek, pomyślała Robina, gdy

wrócili na główny trakt, a w oddali pojawił się zarys powozu
lady Exmouth. Jej towarzysz okazał wielką szczodrość wobec
trojga zupełnie obcych ludzi.

Odkąd zaproponował jej przyjaźń, znowu mogła cieszyć się

nadchodzącymi tygodniami bez lęku o to, że po ich upływie
będzie musiała mu to wynagrodzić.

background image

33

Zastanawiało ją tylko, dlaczego nie czuje się szczęśliwa. I

skąd właściwie wzięło się w jej sercu nagłe uczucie pustki?


ROZDZIAŁ TRZECI

Robina,

wciąż

bardzo

podekscytowana

nowym

doświadczeniem, jakim było dla niej codzienne układanie
fryzury przez zręczną służącą lady Exmouth, siedziała
nieruchomo przed toaletką i dumała, jak bardzo zmieniło się jej
ż

ycie, odkąd wyjechała z hrabstwa Northampton w pewien

chłodny dzień na początku marca.

Jak na dziewczynę ze wsi, przyzwyczajoną bardziej do

wygody niż luksusu i do długich okresów samotności,
poświęcanych na rozmyślania lub na różne użyteczne zajęcia
służące dobru bliźnich, z zaskakującą łatwością przywykła do
wyczerpującego życia towarzyskiego, w którym z zasady
każdy troszczył się jedynie o własne przyjemności. Rzecz
jasna, podczas pobytu w Londynie obecność matki nieco
Robinę ograniczała. Od przyjazdu do Brighton nikt jednak
niczym już jej nie krępował. Przeciwnie, poczciwa lady
Exmouth rozpuszczała ją na każdym kroku, a sekundował jej w
tym syn. Ona zaś, o wstydzie, cieszyła się każdą chwilą tej
rozpusty.

- Tak nie można, trzeba z tym skończyć! - oznajmiła z

determinacją, nawet nie wiedząc, że głośno dała wyraz swoim
niepokojom. Dopiero gdy podniosła głowę, dostrzegła w
lustrze dość zdziwioną minę służącej, kobiety w średnim
wieku.

- Co się stało, panienko? Czy już nie podoba się panience

taki sposób układania włosów? Jeśli panienka woli, zawsze
możemy spróbować czegoś innego.

background image

34

- Nie, nie, Pinner. Nie mam nic przeciwko temu, jak

układasz mi włosy - pośpiesznie zapewniła ją Robina

- Dzięki Bogu, panienko! - Sumienna i bardzo

kompetentna służąca omal nie wydała westchnienia ulgi. -
Przez chwilę bałam się, że panienka poprosi mnie o obcięcie
włosów. A tego nie chciałabym zrobić - oznajmiła, z
nabożeństwem przesuwając szczotką po długich, lśniących
pasmach. - Są piękne. Uwielbiam je układać. Zresztą figury też
można panience pozazdrościć. Dla służącej to prawdziwa
gratka zajmować się kimś takim, panno Robino. Panienka
wyglądałaby pięknie nawet w kuchennym fartuchu!

- To wyłącznie twoja zasługa, a nie moja - odparła

Robina, desperacko broniąc się przed ogarniającym ją
poczuciem dumy.

Jej ojciec, wielebny William Perceval, zawsze uważał

próżność za jeden z najcięższych grzechów, więc na plebanii w
Abbot Quincey rzadko słyszano komplementy. Mimo to
Robina, którą nauczono, że wewnętrzne piękno należy cenić
najwyżej, ponad to, co powierzchowne i złudne, nie umiała
jakoś oprzeć się sile pochwały.

- To na nic, Pinner - oświadczyła i wstała, gdy ostatnie

kosmyki zostały przytrzymane szpilkami. - Muszę spojrzeć
prawdzie w oczy. Jeżeli nie będę bardziej powściągliwa, to
ulegnę pod tym dachem całkowitemu zepsuciu i po powrocie
do Abbot Quincey nie przydam się już żadnej żywej istocie,
ani dwu-, ani czworonożnej. Do tej pory zawsze bez ociągania
cerowałam sobie suknie i układałam włosy, teraz nawet nie
myślę o takich zajęciach, tylko siedzę i czekam, aż inni zrobią
to za mnie. Jestem tu rozpieszczana ponad wszelką miarę, a co
gorsza, bardzo mi się to podoba. Co powiedziałby mój papa?

W sypialni rozległ się radosny chichot Pinner, a Robina

pomyślała, że śmiech to zdrowie, ale problem jest bardzo
poważny.

Przystosowała

się

do

beztroskiego

ż

ycia,

wypełnionego jedynie przyjemnościami, zupełnie jakby była

background image

35

do niego stworzona, ale to nie miało nic wspólnego z
rzeczywistością. Chociaż naturalnie na plebanii nie harowała
jak wół, wymagano od niej jednak wykonywania różnych
lżejszych prac, do których należało zajmowanie się trzema
młodszymi siostrami i dawanie im dobrego przykładu, żeby nie
wpadły w tarapaty.

Ale dałaby im teraz dobry przykład! Na wargach pojawił jej

się smutny półuśmiech. Niezaprzeczalnie dobroduszna i trochę
zgnuśniała lady Exmouth wywierała na nią jak najgorszy
wpływ. Naturalnie z czystej uczciwości Robina musiała
przyznać, że to przede wszystkim ona ponosi winę, nie
wykazała bowiem dostatecznej siły charakteru, by uchronić się
przed upadkiem w gorszącą otchłań rozpusty. Częściowo
usprawiedliwiało ją to, że przez ostatnie dni stawiała czoło
przeważającym siłom. Lord Daniel również namawiał ją do
robienia tego, co sprawia jej przyjemność.

Chociaż Exmouth z góry określił swoje oczekiwania i

oświadczył wprost, że liczy jedynie na przyjaźń, to odkąd
przyjechała do Brighton, zachowywał się wobec niej bardzo
opiekuńczo i starał się odgadywać wszystkie jej potrzeby.
Bardzo ją to wzruszało.

Przystanęła u podnóża schodów i zapatrzyła się na drzwi

pokoju śniadaniowego. Nawet nie zdawała sobie sprawy z
tego, że wciąż się uśmiecha.

Sugestię Daniela przyjęła entuzjastycznie, ale ku własnemu

niedowierzaniu z czasem przekonała się, że wcale nie będzie
jej łatwo traktować go jak przyjaciela. Było to tym
dziwniejsze, że gdy rozmawiali, nawet jeszcze w Londynie,
nigdy nie odczuwała najmniejszego skrępowania.

Szczególne powołanie jej ojca sprawiło, że przez całe życie

regularnie stykała się z ludźmi pogrążonymi w żałobie. Dzięki
temu potrafiła znaleźć odpowiednie słowa dla Exmoutha, nie
groziło im więc krępujące milczenie. Nie oznaczało to jednak,

background image

36

ż

e z równą swobodą będzie myślała o nawiązaniu choćby

odrobinę bliższej znajomości.

Los nie obdarzył jej braćmi, miała więc poczucie, że w

zasadzie nic nie wie o płci przeciwnej. I chociaż częstymi
gośćmi na plebanii bywali jej kuzyni, Hugo i Lowell, to od
ż

adnego z nich nie dowiedziała się dużo o działaniu męskiego

umysłu. W dzieciństwie traktowała dziesięć lat starszego od
niej Hugona jak istotę wyższą: wyrafinowaną i dość
nieprzystępną. Lowell, mający sześć lat mniej niż brat, jeszcze
teraz wydawał jej się po prostu uroczym nicponiem, zawsze
gotowym do najwymyślniejszych figli. Z tego powodu
mieszkanie pod jednym dachem z lordem Exmouthem było
kształcące.

Szybko odkryła, że Daniel ma wspaniałe poczucie humoru.

Bardzo lubił się przekomarzać i cenił sobie błyskotliwe riposty
w rozmowie, lecz mimo to w niczym nie przypominał
uczniaka. Przeciwnie! Był w każdym calu dżentelmenem,
imponującym obyciem i ogładą, aczkolwiek wcale nie sprawiał
wrażenia człowieka, który patrzy na wszystkich z góry.
Prawdopodobnie dlatego pozbyła się w końcu resztek
zakłopotania i poczuła w jego obecności całkiem swobodnie,
nawet bardziej niż w towarzystwie własnego ojca.

Jednak gdy weszła do pokoju śniadaniowego i zgodnie z

przewidywaniami zastała Daniela przy stole, nikt nie
domyśliłby się, że tak bardzo poważa swojego nowego
przyjaciela. Na pewno nie zgadłby tego sam Daniel, który
szybko zauważył dość zakłopotany wyraz pięknych niebieskich
oczu.

- Co się stało, ptaszyno? - Jako wzorowy dżentelmen

wstał i poczekał, aż Robina zajmie miejsce. - Czy miała pani
kłopoty ze snem ostatniej nocy?

- Jak mogłabym mieć kłopoty ze snem, Danielu, skoro

dostałam bez wątpienia najwygodniejsze łóżko w całym domu?
- Nie okazując najmniejszego onieśmielenia, Robina nalała

background image

37

sobie kawy i wzięła ciepłą bułeczkę z masłem. - I właśnie to
mnie martwi. Jeśli nie będę ostrożna, to prawdopodobnie pan i
pańska matka przyczynicie się do mojego upadku.

- Bardzo kusząca myśl- mruknął, zanim zdążył się

powstrzymać. Na szczęście jednak Robina chyba tego nie
usłyszała. - Z jakiego właściwie powodu wypadliśmy z mamą z
łask?

- Oboje rozpieszczacie mnie ponad wszelkie granice.

Proszę nie zaprzeczać - zastrzegła, widząc budzący się protest.
- Pan poświęca mi mnóstwo czasu i dba, żebym się nie nudziła.
A co do pańskiej matki... Och, Danielu! Wczoraj wieczorem
pańska matka przyszła do mojego pokoju i przyniosła mi swój
ś

liczny naszyjnik z granatów, a do tego jeszcze kolczyki. - W

jej głosie było słychać poruszenie. -Uparła się, że da mi je w
prezencie, tymczasem w mojej sytuacji odmowa przyjęcia
wyglądałaby jak wielka niewdzięczność. A ja przecież nie
jestem niewdzięczna, słowo daję! Ale lady Exmouth naprawdę
nie powinna mi dawać takich prezentów.

- Podzielam pani zdanie - oznajmił i tym ją nieco

zaskoczył, zwłaszcza że wydawał się poirytowany.

- Czy to znaczy, że porozmawia pan o mnie z mamą? -

Miała

nadzieję,

ż

e

nie

sprowokuje

w

ten

sposób

nieporozumienia między synem a matką. - Czy da jej pan
delikatnie do zrozumienia, że nie powinna tak mnie
obdarowywać?

- Na pewno, dziecinko. Może pani na mnie polegać -

powiedział i zmarszczył czoło, bo nagle otworzyły się drzwi. -
O proszę, kujmy żelazo, póki gorące - dodał, widząc lady
Exmouth, która tego dnia zeszła na śniadanie wyjątkowo
wcześnie. - Co ja słyszę, mamo! - odezwał się natychmiast,
gdy zasiadła naprzeciwko niego przy stole. - Czy mogę spytać,
dlaczego podarowałaś Robinie sznur granatów?

- A dlaczego miałam tego nie zrobić, mój drogi? -

odrzekła lady Exmouth, bynajmniej niezrażona dyktatorskim

background image

38

tonem syna. - Były moje, więc mogłam nimi dysponować
według woli, a na młodym ciele naszyjnik wygląda dużo
ładniej. - Zauważyła łobuzerski błysk w oczach Daniela. - Co
się stało, synu? Czyżbyś nie pochwalał mojego prezentu dla
Robiny?

- Właśnie. Dlaczego nie dałaś jej rubinów? -Z trudem

powstrzymał wybuch śmiechu, bo Robina głośno upuściła nóż
na stół. - Zawsze uważałem, że granaty to zwykłe świecidełka.

- Mój drogi, nie mogę jej podarować rubinów, chyba

wiesz - broniła się lady Exmouth. - To są klejnoty rodzinne,
ukryte bezpiecznie w Courtney Place. Poza tym nie należą do
mnie, więc nie mogę nimi rozporządzać.

Ignorując

mordercze

spojrzenie

pewnej

bardzo

rozzłoszczonej osoby, Daniel rozparł się na krześle i przybrał
taką minę, jakby pracowicie rozważał argument matki.

- Po zastanowieniu nie sądzę, żebym chciał dać naszej

Robinie rubiny, chyba że wyjątkowo przypadłyby jej do serca.
Nie, przy takiej delikatnej cerze wolałbym obejrzeć ją w
szafirach. Jak sądzisz, mamo?

- Na miły Bóg! - Robina ukryła twarz w dłoniach, nie

wiedząc, czy się roześmiać, czy wybuchnąć płaczem.- Poddaję
się!

- Może masz rację, mój drogi - przyznała lady Exmouth,

w ogóle nie zwracając uwagi na ten okrzyk. - Szafiry
podkreślają błękit oczu i jasną cerę. Chociaż nie spisywałabym
na straty rubinów. Do takich pięknych, ciemnych włosów
również będą znakomicie pasować.

Lord Daniel, który znakomicie bawił się kosztem swego

miłego gościa, przełknął ostatni kęs śniadania, po czym sięgnął
po gazetę.

- Nawiasem mówiąc, mamo, nasza droga panna Robina

ma odczucie, że jest przez nas rozpieszczana i psuta, ponieważ
odnosimy się do niej stanowczo zbyt uprzejmie. Postanowiłem

background image

39

ukrócić nasze karygodne zachowanie i w tym celu dziś po
ś

niadaniu wezmę pannę Robinę na przejażdżkę kolaską.

Przelotne spojrzenie wystarczyło lady Exmouth, by

zorientować się, że panna rozumie z tego przemówienia nie
więcej niż ona.

- Niewątpliwie brakuje mi bystrości umysłu, ale nie

umiem pojąć, w jaki sposób przejażdżka otwartym powozikiem
po mieście może zażegnać ten kłopot, mój synu - powiedziała.

- Spacerowaliśmy wczoraj z Robiną po mieście i w

pewnej chwili naszą uwagę zwrócił widok śmiało poczynającej
sobie lady Claudii Melrose, która znowu zrobiła z siebie
widowisko. Siedziała wysoko na koźle i powoziła faetonem.
Młoda, tu obecna dama bynajmniej nie zgorszyła się jednak
tym widokiem, lecz wręcz przeciwnie, wyraziła podziw dla
zręczności i odwagi lady Melrose. Przy okazji wspomniała, że
sama chciałaby tak wprawnie kierować wyścigowym
powozem. Po przemyśleniu tego zdarzenia postanowiłem dać
pannie Perceval możliwość skorzystania z moich niemałych
doświadczeń w tej materii i udzielić jej instruktażu.

Robina natychmiast zapomniała o swoich niepokojach i

wydała pisk zachwytu.

- Naprawdę? Nauczy mnie pan?
- Tak, dziecinko, ale tylko dlatego, że będę miał przy tym

doskonałą okazję bezlitośnie panią złajać. I biada jej, jeśli moje
drogocenne gniadosze poniosą jakikolwiek...

Nagle urwał, bo co innego zaprzątnęło jego uwagę. Przez

dłuższą chwilę studiował gazetę. Potem podał ją Robinie,
wypielęgnowanym palcem wskazując artykuł.

- Czy dobrze mi się wydaje, że markiz Sywell rozsławił

pani rodzinne strony?

Robina raptownie zmieniła się na twarzy. Trudno jej było

uwierzyć w to, co przeczytała, toteż zwróciła się do Exmoutha,
szukając u niego potwierdzenia.

- Wielkie nieba! Czy pana zdaniem to może być prawda?

background image

40

- Często bywam bardzo sceptycznie nastawiony do

doniesień w gazetach, a zwłaszcza w kolumnach towarzyskich.
Ale tym razem bardzo wątpię, czy tak szczegółowy opis
mógłby ukazać się w druku, gdyby nie był prawdziwy.

- Co się stało, na Boga? - zainteresowała się lady

Exmouth.

- Markiz Sywell nie żyje. Służący znalazł go martwego w

sypialni, morderca posłużył się brzytwą markiza. Wszędzie
było pełno krwi. Okropność!

Robinę zastanowiło, że nie ma w niej ani cienia

współczucia.

Niezaprzeczalnie markiz był okrutnym i egoistycznym

człowiekiem, który przez całe życie brał, co chciał, nie dbając
o uczucia i potrzeby innych. Wśród mieszkańców wsi
otaczających opactwo Steepwood nazwisko Sywella stało się
synonimem rozpusty. Wielu łudzi pogardzało markizem, a nie
lubił go nikt. Ale ani jej, ani nikomu z bliskiej rodziny markiz
nie wyrządził krzywdy. Powinna więc przynajmniej trochę
ż

ałować tego człowieka, tymczasem pozostała całkowicie

obojętna na jego los. Czyżby kilka tygodni spędzonych w
Londynie zmieniło ją do tego stopnia, że przestała ją obchodzić
tragedia bliźniego, który zakończył życie w tak przerażających
okolicznościach?

Exmouth, nie spuszczający z niej oka, szybko zauważył jej

zmieszanie.

- Znałaś go, dziecinko?
- Nie. - Pokręciła głową. - Wstyd mi to mówić - dodała,

zanim zdążyła dobrze się nad tym zastanowić - ale sądzę, że
ś

wiat będzie lepszy bez markiza. Jeśli miałabym komuś

współczuć, to raczej sprawcy tego czynu. Musiał wiele
wycierpieć z rąk Sywella, skoro zdecydował się z zemsty
popełnić tak okrutną zbrodnię.

- To prawda - poparła ją bardzo poruszona lady Exmouth.

- Prawdopodobnie podejrzanych nie zabraknie.

background image

41

- Nie wiedziałem, że tak dobrze go znałaś, mamo.
- Znaliśmy się tylko trochę, Danielu - sprostowała. -

Spotkaliśmy się raz czy dwa wiele lat temu. Już wtedy Sywell
miał zszarganą reputację. Niezaprzeczalnie był zresztą bardzo
konfliktowym człowiekiem, który przez całe życie tylko
przysparzał sobie wrogów. Obawiam się, że jest ich więcej, niż
było żałobników na pogrzebie.

- Możliwe - przyznał Daniel i wstał. - Co do mnie jednak,

nie zamierzam snuć domysłów, który z jego licznych wrogów
popełnił zbrodnię, jeśli rzeczywiście była to zbrodnia. Mam
dużo ważniejszą sprawę na głowie. Muszę wymyślić, jak
ugłaskać Kendalla, bo czeka go niemały wysiłek. Pewnie o tym
nie wiesz, mamo - ciągnął, odnotowawszy jej zdziwione
spojrzenie

-

ale

mój

najwierniejszy

służący

jest

zdeklarowanym kawalerem, ma przeto ustalone poglądy na
płeć piękną. Wprawdzie nie można go uznać za absolutnego
mizogina, bo raz kiedyś podsłuchano, jak wygłosił dyskretną
pochwałę pewnej amazonki, niemniej jednak jest dostatecznie
staroświecki, by ubolewać nad modnym ostatnio wśród dam
upodobaniem do powożenia.

- Czemu po prostu nie zostawisz go w domu, wybierając

się z Robiną na przejażdżkę? - spytała lady Exmouth, nie
pojmując, dlaczego syn stwarza zbędne problemy.

- Ponieważ - odrzekł z kpiącą miną - wprawdzie ty,

mamo, odkąd jesteśmy w Brighton przykładasz się do
obowiązków przyzwoitki wyjątkowo mało, ja jednak
stanowczo nie życzę sobie, żeby nieposzlakowana reputacja
panny Perceval została narażona na szwank w oczach łatwo
gorszącego się towarzystwa, gdyby ktoś przypadkiem
zauważył ją wyjeżdżającą poza granice miasta tylko w moim
towarzystwie.

Chociaż to wyjaśnienie zdawało się satysfakcjonować lady

Exmouth, Robina nie była pewna, czy całkiem rozumie
powody ścisłego trzymania się zasad etykiety. Nie mogła

background image

42

rozstrzygnąć, czyją reputację stara się w ten sposób chronić -jej
czy własną. Czy chodziło mu o to, by za wszelką cenę uniknąć
sytuacji, w której małżeństwo stałoby się dla niej przymusem?
A może raczej obawiał się, że gdyby zrodziły się plotki o ich
częstym przebywaniu razem, dla uchronienia jej przed
skandalem musiałby dać jej swoje nazwisko? Najgorsze, że na
myśl o drugiej z tych możliwości znowu ogarnęło ją znajome i
bardzo przykre uczucie pustki.

Zanim jeszcze tego samego przedpołudnia Robina zajęła

miejsce w kolasce, wyraźnie skłaniała się ku przeświadczeniu,
ż

e Daniel upierał się przy obecności osoby trzeciej, mając na

względzie przede wszystkim jej dobro. Skłaniała się, owszem,
ale nie była całkiem przekonana. Postanowiła jednak, że nie
pozwoli, by resztki wątpliwości zepsuły jej emocjonujące
przeżycie, jakim miała być nauka powożenia parą wspaniałych
koni.


Liczne prace, które wykonywała w domu pod czujnym

okiem matki, dobrze przygotowały ją do obecnej sytuacji, więc
gdy dojechali na obrzeża miasta i zobaczyli przed sobą
zachęcający wiejski krajobraz, z entuzjazmem przejęła wodze
od Daniela. W pewnym momencie swojego młodego życia
nauczyła się ignorować obawy, niepowodzenia i nawet
krytyczne opinie osób znających się na rzeczy, jeśli
przeszkadzało jej to w dążeniu do czegoś nowego. Dlatego i
tym razem udało jej się skupić na swoim zadaniu, mimo że
zawczasu ją ostrzeżono przed małym, chuderlawym typem,
który przycupnął na siedzeniu za jej plecami. Bez wątpienia
ś

ledził każdy ruch, tylko czekając na pretekst do wyrażenia

swojego zdania o wielkich paniach, którym wydaje się, że
potrafią powozić, i skwitowania każdego niepowodzenia
pogardliwym parsknięciem.

Na szczęście żadnego takiego odgłosu nie usłyszała. Co

więcej, zanim została poproszona o zatrzymanie kolaski w

background image

43

odpowiednio szerokim miejscu na drodze, gdzie mogły się
wyminąć dwa pojazdy, jej nauczyciel tylko raz skorygował
niewielki błąd. Nie umiała jednak powiedzieć, dlaczego gdy
Daniel na chwilę ujął ją przy tej okazji za ręce, serce nagle
zabiło jej znacznie szybciej.

- To była bardzo udana próba jak na kogoś, kto przedtem

powoził tylko jednokonnym gigiem - oznajmił Daniel,
wydawało się, że szczerze. - Co ty na to, Kendall?

Po chwili złowieszczej ciszy rozległ się wyrok:
- Muszę przyznać, milordzie, że panna Perceval ma dobrą

rękę do koni.

- No, to ci dopiero pochwała! - mruknął Daniel tak, żeby

tylko Robina usłyszała. A potem dodał głośniej: - Czy chce
pani powozić dalej, czy teraz kolej na mnie?

Chociaż postępy, jakie uczyniła, sprawiły jej niemałą

satysfakcję,

podobnie

jak

pochwały,

a

zwłaszcza

powściągliwie wyrażone uznanie służącego lorda Exmoutha, to
znała granice swoich, możliwości. Ramiona jej ciążyły, a od
wytężania uwagi rozbolała ją głowa. Chętnie oddała więc
wodze w ręce swego nauczyciela.

- Czy chce pani wrócić do domu, czy może raczej jeszcze

rozejrzeć się po okolicy?

Naturalnie chętnie obejrzałaby coś więcej, czuła jednak, że

nie powinna nadużywać wielkoduszności gospodarza i dłużej
zajmować jego czasu, wyraziła więc swoje wątpliwości głośno.

- Zapewniam, że wcale mi się pani nie narzuca -

zaprotestował. - Gdybym sam nie miał na to ochoty, nigdy bym
tego pani nie zaproponował.

W jego oczach pojawił się błysk, który u dziecka mógłby

zwiastować jakiś figiel.

- Zdaje się, że przejęła pani, ptaszyno, bardzo

niewłaściwy pogląd na mój charakter, zapewne od mojej
drogiej

mamy.

Warto

pamiętać,

ż

e

rodzice,

którzy

rozpieszczają dziecko, często nie chcą dostrzegać jego wad.

background image

44

- Czyżby, milordzie? - odrzekła dość oschle Robina. - W

takim razie mogę tylko powiedzieć, że miał pan wyjątkowe
szczęście, bo moja mama, choć okazuje mi wiele miłości i
troski, nigdy też nie straci okazji, by wypomnieć mi liczne
wady.

Ponieważ w Londynie Daniel nieraz spotkał bardzo

pryncypialną lady Elizabeth, a przez lata stał się
kompetentnym sędzią charakterów, wcale nie zdziwił się tym
niewinnym zwierzeniem, wolał go jednak nie komentować.

- Tak czy owak, mam również inny ważny powód, by

zaspokajać każde pani życzenie i każdy kaprys. Spodziewam
się, że wyświadczy mi pani w zamian wielką łaskę.

Dostrzegł nieznaczne uniesienie delikatnych brwi.
- Bo widzi pani, napisałem list do panny Halliwell,

guwernantki moich córek. Zażyczyłem sobie, by przerwały
podróż po okolicach Lyme Regis i spędziły z nami kilka dni w
Brighton. Moje córki, Hanna i Lizzie, co roku latem spędzają
miesiąc w Dorset, u ich ciotecznej babki, Agaty. To jest
najmłodsza siostra mojego ojca, która rozpieszcza je na
wszystkie możliwe sposoby.

Uroczy, spontaniczny uśmiech, który zawsze odbijał się

również w oczach i od razu zwrócił uwagę Daniela na Robinę,
dodał teraz wdzięku jej kształtnym ustom.

- Jakże się cieszę! W głębi duszy żywiłam nadzieję, że

będę miała okazję poznać pańskie córki osobiście. Lady
Exmouth opowiadała mi o nich tak wiele, że mam wrażenie,
jakbym już je trochę znała.

Daniel uśmiechnął się pod nosem, przypomniał sobie

bowiem drugą myśl dotyczącą Robiny, zapamiętaną z
Londynu. Ta panna zawsze wiedziała, co należy powiedzieć w
danej chwili. Doprawdy urocza istota!

- Bardzo miło mi to słyszeć, ponieważ miałem nadzieję,

ż

e pomoże mi pani znajdować zajęcia dla córek, póki tutaj

będą. Lizzie, niestety, łatwo poddaje się znudzeniu. Może

background image

45

popełniłem gruby błąd, ale od czasu śmierci ich matki
okazywałem im obu wiele pobłażania. No, i Lizzie niekiedy
wystawia opiekunów na ciężką próbę.

Robina wiedziała już od lady Exmouth, że Daniel jest

kochającym i wyrozumiałym ojcem. Po raz pierwszy
wspomniał o nieżyjącej żonie w jej obecności. Najbardziej
zdumiało ją, że w niskim, dźwięcznym głosie Exmoutha nie
było śladu smutku.

Ukradkiem przyjrzała się jego męskiemu profilowi i

stwierdziła, że chociaż nie można powiedzieć, by się
uśmiechał, to nie widać też oznak, by wspomnienie żony
wytrąciło go z równowagi.

- Sama mam trzy młodsze siostry, więc dobrze wiem, jak

psotne potrafią być młode dziewczęta. Dlatego chętnie
pomogę, milordzie - zapewniła go. Okazało się jednak, że
obietnica pomocy nie zrobiła na nim większego wrażenia. Lord
Exmouth wydawał się nawet poirytowany.

Powód jego nagłego rozdrażnienia wkrótce się ujawnił.
- Zdawało mi się, Robino, że mamy umowę i nie

trzymamy się oficjalnych form, kiedy jesteśmy sami.

- Umowę mamy - przyznała - ale jeśli wolno mi

przypomnieć, nie jesteśmy tu sami. Towarzyszy nam Kendall.

Na jedną krótką chwilę Daniel oderwał wzrok od drogi i

przesłał jej taksujące spojrzenie spod przymrużonych powiek.

- Zaczynam rozumieć, że po przyjeździe córek będę miał

więcej niż jedną niesforną pannę pod swoim dachem. Dzięki
Bogu, że przynajmniej Hanna zawsze jest grzeczna.

Robina serdecznie się roześmiała. W dzieciństwie słyszała

o sobie niejedno, a najlepiej zapamiętała, że jest śliczną,
posłuszną dziewczynką. W ostatnich latach to określenie coraz
bardziej ją jednak irytowało. Wywoływało u niej takie
wrażenie, jakby była potulną, tępą i bezwolną istotą. Dlatego
uwagę Daniela potraktowała jak komplement, a nie krytykę,

background image

46

choć prawdę mówiąc, bardzo wątpiła, czy jest to zgodne z
intencją Exmoutha.

Osiągnąwszy stan dogłębnego zadowolenia, ostatnio u niej

częsty, usiadła wygodniej i zaczęła z zainteresowaniem
oglądać nieznane krajobrazy. Nie odważyła się na to, dopóki
sama powoziła kolaską, teraz jednak lord Daniel zdawał się
łączyć jedno z drugim bez najmniejszego kłopotu. Musiał mieć
wiele doświadczenia w powożeniu, bo nie pozwalał ognistym
gniadoszom na najmniejszą samowolę.

Wcześniej już kilka razy miała okazję siedzieć obok niego

na koźle, zdążyła się więc przekonać, że Exmouth nie zwykł
popisywać się swoimi umiejętnościami. Nie próbował o włos
ominąć przeszkody ani wjechać kolaską - między dwa inne
powozy. Wprawdzie ani przez chwilę nie wątpiła, że potrafiłby
to zrobić, ale nie wyobrażała sobie, żeby chciał narażać
pasażerów albo konie. Chyba że zdarzyłoby się coś
nieprzewidywalnego. W ten sposób znów wróciła myślami do
tragicznego wypadku, w którym mniej więcej półtora roku
temu zginęła jego żona.

Nie była taka naiwna, by sądzić, że wypadki spotykają

tylko niefrasobliwych zawadiaków. Konie są nieobliczalne,
więc do wypadku może dojść właściwie zawsze. Przecież jej
dobra przyjaciółka Sophia Cleeve, doskonała amazonka, też
kiedyś spadła z konia. Nie ominęło to nawet kuzyna Hugona,
któremu w jeździeckim rzemiośle mało kto mógł dorównać.

Krótko mówiąc, w tarapaty wpadali nawet najlepsi Ale i tak

trudno jej było uwierzyć w to, że śmierć żony Daniela była
wynikiem jego chwilowej nieuwagi lub, co gorsza,
zaniedbania.

Wnet skarciła się ostro za te rozmyślania, nie miało

bowiem sensu zgadywać, co wtedy zaszło. Wiedziała, że
szczegółów tego zdarzenia nie pozna nigdy, choć gdy teraz się
nad nim zastanawiała, wydawało jej się ono dziwne. Lady
Exmouth wprost uwielbiała swojego syna i nigdy nie trzeba jej

background image

47

było zachęcać do snucia opowieści na jego temat. Czasem przy
okazji wymykało jej się coś mimo woli. Z takich półsłówek
wynikało, że lubiła również swoją synową. Nie sposób było
jednak odgadnąć, czy sama nie wszystko wiedziała, czy też
ś

mierć pięknej Clarissy wydawała jej się zbyt bolesnym

tematem do rozmowy. W każdym razie nigdy nie próbowała go
podjąć. Robinie i to wydawało się dziwne.

Ocknąwszy się nagłe z zadumy, stwierdziła, że opuścili

wąską, krętą drogę i znowu jadą traktem, a poruszają się
znacznie szybciej niż poprzednio. Z położenia słońca należało
wnosić, że Daniel postanowił wrócić do Brighton na lunch.
Robina też zaczynała już odczuwać zainteresowanie tym, co
kucharka dla nich przygotowała, gdy nagle zauważyła z przodu
duże zbiegowisko przy drodze.

- Co tam się dzieje, jak pan sądzi?
- Pewnie koński jarmark, jeden z tych, które odbywają się

w tej okolicy co roku. Najważniejszy jest w sierpniu. -
Exmouth dostrzegł wyraz zainteresowania w niebieskich
oczach Robiny. - Czy chce pani zatrzymać się i popatrzeć? Na
pewno są również dodatkowe atrakcje.

Robina wprost uwielbiała doroczny jarmark na gruntach

Perceval Hall, majątku jej wuja w hrabstwie Northampton. W
tym roku nie miała szans go obejrzeć, zawsze bowiem odbywał
się w lipcu, dlatego uznała, że należy jej się jakaś
rekompensata. Ponieważ jednak zawsze liczyła się z
potrzebami innych, wyraziła wątpliwość, czy mogą sprawić
zawód kucharce spóźnieniem na jej wyborny posiłek.

- Tym nie musi się pani kłopotać - uspokoił ją Exmouth,

zręcznie zjechawszy z drogi. Zaraz potem zatrzymał kolaskę
pod drzewami. - Przed wyjazdem wyraźnie zapowiedziałem, że
trudno przewidzieć, o której godzinie wrócimy.

- A co z Kendallem? - spytała Robina, bez ociągania

zsiadłszy z kozła, korzystając z pomocy lorda Exmoutha.

background image

48

Zwróciła się do służącego, który stał przy koniach. - Nie
chcecie przyjrzeć się jarmarkowi?

- Nie, dziękuję... panno Robino. Z przyjemnością

posiedzę tu w cieniu i zapalę fajkę.

Daniel zmierzył wzrokiem swojego totumfackiego, a potem

zdecydowanym ruchem położył dłoń Robiny na swoim
przedramieniu i poprowadził ją do pierwszej atrakcji
towarzyszącej jarmarkowi. Najprawdopodobniej Robina nie
zdawała sobie sprawy z tego, że poufałe zachowanie Kendalla
wcale nie świadczy o braku szacunku, lecz wręcz przeciwnie.
Służący bez wątpienia patrzył na nią z coraz większym
uznaniem.

- Zdaje mi się, że pani powożenie dziś rano zrobiło na

Kendallu znacznie większe wrażenie, niż chciałby się do tego
przyznać - powiedział. A poza tym zawojowała go liczeniem
się z uczuciami innych ludzi, dodał już w myśli.

- Muszę wyznać, że ja też byłam z siebie dość

zadowolona. - Uśmiechnęła się nieznacznie, przyszło jej
bowiem do głowy, że gdyby słuchał jej w tej chwili ojciec,
zapewne pochwaliłby ją za szczerość, lecz jednocześnie
skwitowałby groźnym zmarszczeniem czoła taki przejaw
pychy.

Exmouth nie wydawał się jednak dostrzegać u niej

zarozumialstwa, bo odpowiedział jej ciepłym uśmiechem
wyrozumiałego wujka. A uśmiech miał ujmujący, wiedziała o
tym od pierwszej chwili ich znajomości. Lubiła patrzyć na
uroczy dołek w mocnym podbródku i bruzdki przy kącikach
piwnych oczu.

- Och, co tam - powiedziała po chwili zaskoczona

kierunkiem, w którym zabłądziły jej myśli. Mimo wszystko
miała nadzieję, że rumieniec zalewający jej policzki można
będzie przypisać ciepłu pogodnego dnia. - Doskonale wiem, że
jeszcze wiele muszę się nauczyć. Powożenie jednokonnym

background image

49

gigiem papy, ciągniętym przez starą, poczciwą Bessie, to
zupełnie co innego niż prowadzenie pary narowistych koni.

Podczas gdy rozmawiali, bacznie obserwowała liczne

towary wystawione w kramach na sprzedaż. Nagle przez twarz
przemknął jej grymas niechęci. Daniel zerknął w tę samą
stronę, by sprawdzić, co wywołało taką reakcję, i dostrzegł
jaskrawy szyld zapraszający ludzi do wejścia za parawan i
obejrzenia dwugłowego cielęcia, trzynogiej gęsi oraz kilku
innych kuriozów.

- Widzę, że pani nie lubi takich widowisk.
- Wydają mi się obrzydliwe. Poza tym jest to

niepotrzebne okrucieństwo. Niewiele z tych nieszczęsnych
stworzeń ma przed sobą długie życie. Byłoby o wiele bardziej
przyzwoicie skrócić ich cierpienia od razu przy urodzeniu.
Chociaż - westchnęła - czy mam prawo krytykować? Nigdy nie
zaznałam głodu. Nie mogę potępiać biedaka za to, że chce
zapewnić jedzenie swoim dzieciom, bez względu na to jak
obrzydliwych sposobów się ima.

Uśmiech szybko jednak wrócił jej na twarz przy następnej

atrakcji: drewnianej budzie, w której - jeśli wierzyć szyldowi -
znajdowała się najgrubsza kobieta świata. Zza parawanu
wyszło nagle dwóch wieśniaków. Wyglądało na to, że widok
zrobił na nich niewielkie wrażenie.

- Ta, którą mieli w zeszłym roku, była grubsza -

zauważył donośnym głosem wyższy, dodawszy sobie
animuszu potężnym haustem z trzymanego kufla.

- Ajuści - przyznał drugi. - Nie była nawet tak gruba jak

twoja żona.

- Nie była i już. Tak samiutko myślałem... Ej, co ty

gadasz? - Do wyższego dotarły nagle słowa kompana. -
Zapamiętaj sobie, że Betsy wcale nie jest graba, tylko po prostu
przy kości. - Chwycił drugiego za koszulę, przy okazji
rozlewając piwo. - Odszczekaj to, co powiedziałeś!

background image

50

Daniel szybko odciągnął swoją rozbawioną towarzyszkę,

zanim wieśniacy wzięli się do nieuniknionej bitki, spojrzał na
jej roześmianą twarz i pomyślał, że Robina ma bardzo
przewrotne poczucie humoru. Podejrzewał to zresztą od
samego początku.

Był również przekonany, że lady Elizabeth Perceval

zaszczepiła swej najstarszej córce bardzo ścisłe reguły
zachowania, co zresztą uważał za osiągnięcie godne pochwały.
Z doświadczenia wiedział, że dzieci trzeba trzymać pod
kontrolą i uczyć manier, byle nie przesadzać z dyscypliną, bo
to groziło zabiciem naturalnej żywiołowości dziecka.
Oczywiście nie posunąłby się aż do twierdzenia, że właśnie to
spotkało

Robinę,

ż

ywił

jednak

coraz

mocniejsze

przeświadczenie, że Robinę wychowano w taki sposób, by
doskonale panowała nad swoimi uczuciami i skłonnościami.
Naturalnie ślad tego musiał pozostać na zawsze, a jednak od
przyjazdu do Brighton Robina wyraźnie się zmieniła.
Sprawiała wrażenie swobodniejszej i bardziej otwartej. Daniela
ciekawiło, ile jeszcze intrygujących stron jej charakteru ujawni
się w najbliższych tygodniach.

Dalej oglądali kramy i różne występy, ale ani żadna z

atrakcji, ani żaden z towarów nie był dotąd dla Robiny
dostateczną pokusą, by sięgnęła po sakiewkę i rozstała się z
drobną sumą pieniędzy, którą niewątpliwie miała przy sobie.
Dopiero gdy podeszli do jaskrawo pomalowanego wozu, na
którym znajdował się szyld zachęcający do poznania swojej
przyszłości z ust jasnowidzącej madame Carlotty, Robina
zawahała się, a na jej twarzy pojawił się na chwilę wyraz
rozmarzenia. Szybko jednak opanowała słabość i chciała się
oddalić.

- Niech pani wejdzie - odezwał się Exmouth. -Czemu nie,

jeśli ma pani ochotę?

background image

51

- Nie, nie powinnam. Papa nigdy by się na to nie zgodził.

On uważa, że wszystkie wróżki przepowiadające przyszłość to
szarlatanki.

- Bez wątpienia przynajmniej niektóre są szarlatankami -

zgodził się Daniel, wciąż delikatnie, lecz zdecydowanie
zatrzymując Robinę przed wozem. -Ale ojciec, który uczy
córkę łaciny i greki - tu odwołał się do zaskakującego
odkrycia, jakiego dokonał już w Brighton - musi uważać ją za
dostatecznie rozsądną, by sama mogła wyrobić sobie pogląd na
różne sprawy. Dlatego z pewnością nie odebrałby pani żadnej
okazji do wykazania się tą umiejętnością.

Argument okazał się przekonujący, bo Robina zaczęła się

wahać.

- Przecież to nikomu nie szkodzi. Niech pani tam

wejdzie, dziecinko - namawiał dalej i Robina wreszcie uległa
pokusie. Znalazła się za zasłoną, zanim Exmouth zdążył
sięgnąć do kieszeni i zapłacić za jej niewinny kaprys.

Najwidoczniej Cyganka była profesjonalistką w każdym

calu i przepowiadała przyszłość z szybkością błyskawicy, bo
wkrótce Robina znów ukazała się na schodkach wozu. Minę
miała nietęgą.

- Niech będzie to dla mnie lekcja, by w przyszłości

słuchać ojca - oznajmiła, gdy podeszła do Exmoutha i sama z
siebie ujęła go pod ramię. - Papa miał absolutną rację, jak
zwykle. Głupiec z pieniędzmi szybko się rozstaje.

- Proszę pozwolić, że zapłacę. Przecież to ja panią

namówiłem.

- Co to, to nie! - Zdecydowanym ruchem przytrzymała go

za ramię, żeby nie mógł sięgnąć po sakiewkę. - Dostałam
nauczkę, żeby w przyszłości nie grzeszyć naiwnością.

- Z pani słów wnoszę, że nie jest zadowolona z tego, co ją

czeka.

- Przeciwnie, gdybym miała uwierzyć w to, co właśnie

usłyszałam, to mam przed sobą pozazdroszczenia godną

background image

52

egzystencję. Madame Carlotta przepowiedziała mi dokładnie
to, co każda panna chciałaby usłyszeć.

- Czyli co? - Nie był w stanie powstrzymać uśmiechu,

słysząc jej cyniczny ton.

- Och, same nieprawdopodobne zdarzenia. Wkrótce

poznam wysokiego, przystojnego mężczyznę. Czekają mnie
przygody i niebezpieczeństwo, cokolwiek by to miało znaczyć.
Nie wiadomo czemu, madame Carlotta nie chciała ujawnić
ż

adnych szczegółów. Zaraz, co ona jeszcze mi powiedziała? -

Ś

ciągnęła brwi. - Ach, tak! Za niewiele tygodni zostanę żoną

mężczyzny, o jakim marzę. Co więcej, w ciągu roku urodzę
pierwszego z trzech synów, których będziemy mieli w naszym
długim i szczęśliwym pożyciu.

Daniel odwrócił głowę, żeby ukryć wyraz zachwytu

malujący mu się na twarzy. Trzech synów, na Boga, to jest coś!
Chętnie zadowoliłby nawet jednym.


ROZDZIAŁ CZWARTY

Chociaż Robina nieraz wyrzucała sobie, że zachowała się

wyjątkowo naiwnie, marnując cząstkę swojego skromnego
dochodu na wróżbę, to pod koniec drugiego tygodnia pobytu w
Brighton zaczęła powoli zmieniać zdanie i nawet zdarzało jej
się zastanawiać, czy madame Carlotta naprawdę nie ma
rzadkiego daru jasnowidzenia.

Pierwszy tydzień okazał się dla niej bardzo męczący, w

kurorcie zjawiło się bowiem wielu nowych przyjezdnych i
liczba

gości

składających

wizyty

znacznie

wzrosła.

Przynoszono również niezliczone zaproszenia, a w środku
tygodnia lady Exmouth zorganizowała pierwszy z kilku
planowanych na lato wieczorków.

background image

53

Dama miała już swoje lata, dowiodła jednak, że mimo to

jest au courant, dopilnowała bowiem, by trio muzyków
wynajętych na wieczorek zagrało również wiązankę walców.

Chociaż taniec ten nie zyskał jeszcze powszechnego

uznania, to na prywatnych spotkaniach wykonywano go coraz
częściej. Rzecz jasna, biada debiutantce, która w Londynie
odważyłaby się wirować w ramionach dżentelmena na balu.
Groziłoby jej uznanie za osobę występną, a w następstwie tego
towarzyski ostracyzm.

Robina

była

jednak

przekonana,

ż

e

jej

to

niebezpieczeństwo nie grozi. Przez cały sezon w Londynie
uchodziła za wzór wszelkich cnót, a jej szanse na ponowne
pojawienie się w stolicy były minimalne, chyba że udałoby jej
się dobrze wyjść za mąż. Dlatego nie obawiała się, że
zatańczenie tego ryzykownego tańca na prywatnym przyjęciu
może zaszkodzić jej reputacji.

Mimo to dobrze wiedziała, że jej matka, znacznie mniej

elastyczna i postępowa niż niepoprawna lady Exmouth, surowo
skarciłaby ją za ten postępek. O dziwo jednak, wcale jej to nie
zniechęciło. Po krótkiej walce z sumieniem przyjęła
zaproszenie Daniela, dżentelmena, który - jak zdążyła już
zauważyć - miał wrodzoną umiejętność przekonywania jej do
robienia tego, czego w swoim przekonaniu stanowczo nie
powinna robić.

W chwili gdy położył kształtną dłoń na jej talii, a drugą

delikatnie ujął ją za palce, Robinie przypomniał się ranek, gdy
odwiedzała na Berkeley Square swoją przyjaciółkę, lady
Sophię Cleeve. Tam pierwszy raz widziała, jak tańczy się
walca. Sophia zamierzała poprosić brata, żeby pokazał jej
kroki. Niestety, lord Angmering niespodziewanie wyjechał z
miasta, dlatego Sophia, która nigdy łatwo się nie poddawała,
bez wahania zapewniła sobie pomoc osobistego stajennego.

Robinę nawiedziło podejrzenie, że wbrew staraniom o

zachowanie pozorów przyjaciółka wcale nie jest obojętna na

background image

54

wdzięki mężczyzny, z którym wiruje po eleganckim salonie, i
ż

e w rzeczywistości jest na najlepszej drodze do zakochania się

po uszy. O tym, że służący okazał się księciem Sharnbrook,
wiedzieli tylko nieliczni, a chociaż ich niezwykle szybkie
zaręczyny wywołały w towarzystwie duże zdziwienie, to ci,
którzy brali udział w niewielkim przyjęciu dla wybranych
gości w rodowej siedzibie Sharnbrooka, nie wątpili ani przez
chwilę w miłość łączącą tych dwoje.

W duchu Robina musiała jednak przyznać, że wszystko to

ma niewiele wspólnego z przedziwnym doznaniem, jakie
nawiedziło ją, gdy wirowała w objęciach Daniela po salonie.
Niby powinna była już trochę się przyzwyczaić do fizycznego
kontaktu ich ciał, bo lord Exmouth nigdy nie tracił okazji, by
podać jej rękę przy wsiadaniu do powozu i wysiadaniu. Ale to
doświadczenie wydawało jej się jednak całkiem nowe.

Zanim nadszedł piątkowy wieczór i znowu należało zająć

miejsce w wygodnym, dobrze resorowanym powozie, Robina
zdołała sobie wytłumaczyć, że dziwne trzepotanie serca w
piersi i przyspieszone tętno, jakie czuła ostatnio na parkiecie,
były skutkiem naturalnego zdenerwowania pierwszym walcem
tańczonym przez nią publicznie, a nie długotrwałej styczności
z bardzo męskim partnerem.

To

wyjaśnienie

wydawało

się

znośne,

ale

nie

wytrzymywało naporu faktów. Gdy bowiem wkrótce potem
poprosił Robinę do walca inny bardzo elegancki i pełen uroku
mężczyzna, nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia.
Wołała jednak nie rozważać zbyt długo tego dziwnego
zjawiska i na szczęście udało jej się wyrzucić je z pamięci.

Tego wieczoru oczekiwała ż dużą niecierpliwością.

Spodziewała się dobrej zabawy nie tylko dlatego, że mogła
zacieśnić stosunki z kilkoma osobami znanymi jej z Londynu,
lecz również ze względu na lady Exmouth, która miała po
ponad dwóch dekadach spotkać się z panią domu, niegdyś jej
wypróbowaną przyjaciółką.

background image

55

- Czy dobrze mi się zdaje, że lady Phelps ma tylko

jednego syna, podobnie jak pani? - spytała Robina, gdy
rozmowa na chwilę ucichła.

- Tak, moja droga. To jedno z wielu podobieństw w

naszych kolejach losu. - Rozsiadła się wygodniej i zaczęła
wspominać. - Wyszłyśmy za mąż w odstępie niecałego
miesiąca. Obie poślubiłyśmy znacznie starszych mężczyzn i
obie straciłyśmy ich prawie w tym samym czasie. Los dał nam
tylko po jednym dziecku, z tym że Augusta musiała na nie
czekać znacznie dłużej niż ja. Nigdy nie miałam okazji poznać
jej syna Simona, ale słyszałam z wiarygodnych źródeł, że lady
Phelps go rozpieszcza.

- Szczęśliwy Simon - kwaśno zauważył Daniel. - Ja

byłem w niewiele lepszej sytuacji niż biedna, zaniedbana
sierota niekochana przez nikogo.

- Tak, i obawiam się, że to widać - zripostowała Robina,

z najwyższym wysiłkiem zachowując powagę. Tymczasem
lady Exmouth skwitowała wysoce niestosowną uwagę syna
równie niestosownym parsknięciem.

- Byłeś do cna zepsuty. Twój drogi papa folgował ci we

wszystkim. A ja przedwcześnie posiwiałam z twojego powodu,
mój chłopcze! Zawsze trzymały się ciebie tylko figle i psoty -
oświadczyła. - Ale i tak wolę, że jesteś, jaki jesteś, niż miałbyś
przypominać syna Augusty. Wnoszę, że jest on słabym,
chorobliwym dzieckiem, zawsze cierpiącym na tę czy inną
dolegliwość. To zapewne było jedną z przyczyn, dla których
już się z Augustą nie widziałyśmy po jego urodzeniu. To, i
naturalnie jej małżeństwo z irlandzkim parem, które sprawiło,
ż

e Augusta rzadko bywała w Anglii.

- To wszystko i jeszcze brak pieniędzy .- dodał Daniel,

nie

pierwszy

raz

w

obecności

Robiny

wykazując

bezkompromisową szczerość. - Powszechnie wiadomo, że
niedawno zmarły lord Phelps był notorycznym graczem. Tylko

background image

56

małżeństwo z twoją przyjaciółką, Augustą Davenport,
uratowało go od ruiny.

- Słusznie mówisz - musiała przyznać lady Exmouth. - Z

listów, które wymieniałyśmy z Augustą przez lata, wynika
jednak, że jej syn na szczęście nie odziedziczył po ojcu tej
słabości. O ile wiem, większość czasu spędza na malowaniu i
pisaniu wierszy.

Na Danielu nie zrobiło to wrażenia, czemu zresztą

natychmiast dał wyraz.

- To w dużej mierze zasługa Byrona. Od czasów

publikacji Wędrówek Childe Harolda każdy domorosły
rymopis uważa, że jest wielkim poetą. Przypomnij sobie
deklamację tych banialuków, które musieliśmy znosić u lady
Tufnell. W życiu nie słyszałem tylu niedorzeczności w ciągu
jednego wieczoru.

- Nie było aż tak źle, Danielu - zaprotestowała lady

Exmouth. - Kłopot w tym, że całkowicie brak ci romantyzmu.
Jedna czy dwie deklamacje były bardzo poruszające, czyż nie,
Robino?

- Niestety, proszę pani, nie mogę wyrazić zdania na ten

temat. - Kącik jej ust uniósł się prawie niezauważalnie. - Jeśli
pamięć mi służy, siedziałam wtedy obok pani syna i przez cały
wieczór nie mogłam się skupić, musiałam bowiem pilnować,
ż

eby nie zasnął.

Odpowiedzią na ten przytyk był grzmiący śmiech Daniela,

ostatnio słyszany coraz częściej, a na lady Exmouth działający
jak najpiękniejsza muzyka.

Była bardzo zadowolona, że zdobyła się na niemały

wysiłek

i

wbrew

swym

naturalnym

odruchom

nie

przeszkadzała w rozwoju znajomości między Danielem a
Robiną. Pochłonięta tą myślą, odwróciła się do okna.

Ktoś obserwujący tych dwoje razem, mógłby powziąć

przypuszczenie, że połączyła ich piękna więź przyjaźni. To
zresztą istotnie się stało. Łatwo było dostrzec, że oboje

background image

57

szczerze się lubią, nie było za to między nimi ani śladu
poufałości typowej dla zakochanych. Daniel traktował Robinę
tak, jak mógłby traktować młodszą siostrę, a lady Exmouth
podejrzewała, że z kolei Robina zaczyna patrzeć na Daniela jak
na brata, którego nie dane jej było mieć.

Uśmiechnęła się pod nosem. Jej syn, zgodnie z własną

naturą, wykazywał się wielką cierpliwością i wyrozumiałością
i bardzo, bardzo ostrożnie starał się o zdobycie względów
kobiety, którą pragnął poślubić. Lady Exmouth nie miała już
wątpliwości, że syn naprawdę chce pojąć za żonę tę córkę
duchownego, chociaż nie do końca rozumiała powody jego
zdecydowania.

W odróżnieniu od jego pierwszej żony Robina była bardzo

cichą panną, która zawsze wydawała się zadowolona, gdy
mogła posiedzieć z Danielem w salonie lub bibliotece, czytając
książkę. Była również bystra i nie obawiała się wyrażać
poglądów w różnych istotnych sprawach. Przez ostatnie dwa
tygodnie lady Exmouth kilkakrotnie zastała tych dwoje
podczas rozmowy na różne kontrowersyjne tematy. Nie
przypominała sobie, by coś takiego zdarzało się Danielowi z
pierwszą żoną.

Tak, pomyślała, nie ulega wątpliwości, że ci dwoje

znakomicie do siebie pasują. Była również pewna, że Daniel
ukrywa głębię swoich uczuć, chociaż nie umiała ocenić, czy
doszło aż do tego, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu
znowu się zakochał.

Powóz przystanął, kładąc tym samym kres przyjemnym

rozważaniom lady Exmouth. Dama bez ociągania wysiadła i
szybko ruszyła ku drzwiom domu, który jej dawno niewidziana
przyjaciółka wynajęła na okres pobytu w Brighton. Z dużą
radością oczekiwała ponownego spotkania i naturalnie
przypuszczała, że zobaczy zupełnie inną osobę niż ta, którą
zapamiętała.

background image

58

Okazało się jednak, że to wcale nie widok lady Phelps,

bladej, wychudzonej i w każdym calu wyglądającej na swoje
pięćdziesiąt pięć lat, lecz widok jasnowłosego adonisa
wyprostowanego obok niej niczym żołnierz na warcie omal nie
sprawił, że lady Exmouth stanęła w drodze do salonu jak
wryta.

Nie miała jeszcze tylu lat, by nie poznać się na zaletach

wybitnego przedstawiciela rodzaju męskiego. Spotkała w życiu
wielu przystojnych dżentelmenów, ale nie przypominała sobie
takiego, który mógłby dorównać młodzieńcowi pochylającemu
się właśnie nad jej wyciągniętą ręką z niewymuszonym
wdziękiem.

Miał doskonałe proporcje ciała i rysy twarzy, które

mogłyby należeć do greckiego posągu. Doprawdy niewiele
brakowało mu do tego, by można było nazwać go pięknym.

Lady

Exmouth

próbowała

ocenić

reakcję

swojej

protegowanej na tak niezwykły okaz, ale poza szerszym niż
zwykle otwarciem przejrzystych, błękitnych oczu po Robinie
nie było widać innych oznak tego, by młodzieniec poruszył jej
serce.

Przyjazd następnych gości skrócił wymianę uprzejmości do

niezbędnego minimum, wkrótce więc Daniel, kwaśno
uśmiechając się pod nosem, zaprowadził towarzyszące mu
damy w głąb salonu.

- Wprawdzie pozory często mylą, ale nie przy-szłoby mi

do głowy, że nasz młody gospodarz niewymownie cierpi z
powodu licznych dolegliwości.

- Mnie też nie - zgodziła się z nim matka. -Wręcz

przeciwnie, sądziłabym raczej, że tryska zdrowiem, w
odróżnieniu od swojej matki. Lata nie były łaskawe dla biednej
Augusty. Tak schudła i zmarniała! - Zwróciła się do Robiny. -
A tobie jak się zdaje, moja droga? Czy lord Phelps nie wydaje
ci się niezwykle przystojny?

background image

59

- Och, tak. Poza tym zauważyłam, że nie jest

zarozumiały, i to mi się podoba.

Lady Exmouth skinęła głową, w duchu zadowolona z tej

odpowiedzi. Powinna była wiedzieć, że rozsądna panna, taka
jak Robina, nie będzie się kierować w ocenie tylko wyglądem
zewnętrznym.

- A co ty sądzisz o tym młodym człowieku, Danielu?
- Obawiam się, mamo, że jestem złym sędzią męskich

wdzięków. Albo ich braku, co też się zdarza - stwierdził,
rozglądając się dookoła. - Ha! Widzę wśród gości twojego
wiernego adoratora. Przepraszam bardzo...

Czyżby w jego głosie zabrzmiała nuta zniecierpliwienia?

Robina zastanawiała się nad tym, obserwując Exmoutha
idącego przez salon. Była przekonana, że - jak każdy - również
on bywa czasem zniecierpliwiony lub wręcz zły, chociaż w
okresie

ich

znajomości

miała

niewiele

okazji,

by

zaobserwować u niego takie stany.

Na chwilę skupiła uwagę na tęgawym baronecie, którego

towarzystwa szukał Daniel. Dobry przyjaciel regenta i
długoletni członek tak zwanego kręgu Carl-ton House, sir
Percy Lovell, przed wieloma laty był ponoć poważnym
kandydatem do ręki lady Exmouth i pozostał jej wiernym
przyjacielem.

Robina spotkała go kilkakrotnie w Londynie, a ostatnio

również wśród gości obecnych na środowym wieczorku u lady
Exmouth. Całkiem go lubiła, nie zmartwiła się więc,
stwierdziwszy, że właśnie sir Percy jest jej sąsiadem przy suto
zastawionym stole, do którego zasiadło kilkanaścioro
uprzywilejowanych gości, zaproszonych na kolację jeszcze
przed oficjalnym rozpoczęciem przyjęcia.

- Muszę powiedzieć - odezwał się, nakładając sobie na

talerz solidne porcje kilku smakowitych dań, które podano - że
Augusta bardzo się postarała o bogaty i ciekawy jadłospis.
Może zresztą to jej wyśmienita kucharka chciała się pochwalić

background image

60

swoimi umiejętnościami. - Zerknął w stronę pani domu. - Jeśli
sądzić po wyglądzie poczciwej Gussie, to jedzenie już mało ją
interesuje. Przeżyłem dzisiaj prawdziwy wstrząs na jej widok.
Zaiste trudno uwierzyć, że w młodości była pulchnym
kurczaczkiem. Ale cóż, z czasem wszyscy się zmieniają.

Robinie trudno było powstrzymać uśmiech. Z zasłyszanych

opowieści wiedziała, że również sir Percy przez lata bardzo się
zmienił. Podobno w młodości należał do bardzo przystojnych
mężczyzn. Niestety, już nie można było tego o nim
powiedzieć. Beztroska egzystencja kawalera i niewątpliwa
słabość

do

uroków

ż

ycia

zostawiły

ś

lad

na

jego

powierzchowności. Jeśli wierzyć lady Exmouth, brzuch urósł
mu przynajmniej dwukrotnie, a rumieniec na twarzy świadczył
o upodobaniu do dobrego porto i brandy.

- Zdaje mi się, że również lady Exmouth była poruszona

wyglądem lady Phelps - wyjawiła. - Ale jak sam pan
powiedział, dwadzieścia lat to dość czasu, by się zmienić.

- Lavinia nie zmieniła się tak bardzo. Tyle że w ostatnich

latach trochę przytyła. - Zerknął na swój pokaźny brzuch. - Ale
kto nie przytył? - Skierował spojrzenie bystrych oczu, których
uwagi nie umykało chyba prawie nic, ku znacznie smuklejszej
postaci, siedzącej u szczytu stołu. - Młody Phelps też mnie
trochę zaskoczył. Nie spodziewałbym się, że Augusta, która
nawet w młodych latach nie była pięknością, i niedawno
zmarły lord Phelps mogą postarać się o tak przystojnego
potomka.

W odróżnieniu od wielu innych obecnych tu młodych dam

Robina nie spoglądała dotąd zbyt często ku szczytowi stołu,
zrobiła to jednak teraz.

- Bez wątpienia tak przystojnego mężczyzny jeszcze nie

widziałam - przekazała swoje pierwsze wrażenie. - Na sam
jego widok każdej pannie serce zaczyna bić dwa razy szybciej.
Naturalnie jest jeszcze bardzo młody. O ile pamiętam, lady
Exmouth mówiła, że ma dopiero dwadzieścia cztery lata.

background image

61

Prawdopodobnie gdy zacznie rozglądać się za żoną, nie będzie
narzekał na brak kandydatek.

- Hm - zabrzmiało w odpowiedzi, po czym sir Percy upił

łyk wina z kieliszka.

- Nie zgadza się pan ze mną?
- Zastanawiam się tylko, czy następna lady Phelps

zostanie wybrana wyłącznie przez niego.

Robina natychmiast zrozumiała ukryte znaczenie. Chociaż

lady Phelps powitała ją bardzo ciepło, to ze zmatowiałych oczu
taksujących gości można było odczytać pewne wyrachowanie.
Niewykluczone więc, że dość ospałe zachowanie lady Phelps
było tak samo zwodnicze jak zdziwione, niemal dziecięce
spojrzenia sir Percy'ego.

- Czyżby jakimś trafem sugerował pan, że lord Phelps

może czuć się w obowiązku uzyskać zgodę matki, zanim włoży
zaręczynowy pierścionek na palec swojej wybranki?

Sir Percy popatrzył na nią z uznaniem.
- Od pierwszej chwili podejrzewałem, że bystra z pani

dziewczyna - stwierdził. - Słusznie spostrzeżenie. Właśnie to
chciałem powiedzieć. Myślę również, że lady Phelps nie będzie
się śpieszyć z wyrażeniem zgody.

Robinie nie było dane powiedzieć nic więcej na ten temat,

ponieważ jej uwagę zajął sąsiad z drugiej strony, niejaki sir
Frederick Ainsley, którego poznała tego wieczoru.

Okazało się, że pan Ainsley liczy na zrobienie kariery w

kościele, bez trudu znaleźli więc temat do konwersacji i sporo
czasu minęło, nim Robina znów zwróciła się do życzliwego
baroneta, który akurat ze smakiem pałaszował świeżutką bezę
truskawkową, obficie polaną gęstym kremem.

- Exmouth wydaje się dość przygaszony dziś wieczorem -

zauważył. Zaskoczona przeniosła wzrok na Daniela i
przekonała się, że patrzy prosto na nią.

background image

62

Uśmiechnęła się, ale pierwszy raz jej uśmiech nie został

odwzajemniony. Zaraz potem Daniel odwrócił głowę i zajął się
energiczną sąsiadką z lewej strony.

- Wcześniej zachowywał się całkiem zwyczajnie,

powiedziałabym nawet, że jowialnie. - Przypomniała sobie ich
rozmowę podczas podróży powozem. - Przypuszczam jednak,
ż

e czasem ogarniają go przykre wspomnienia, zwłaszcza przy

takich okazjach jak ta, bo przecież na przyjęciach bez
wątpienia towarzyszyła mu żona. Nie sądzę, żeby można było
całkiem się otrząsnąć po takim ciosie, nawet jeśli ktoś bardzo
się stara.

- Może i nie - przyznał sir Percy, który właśnie rozprawił

się z ostatnim kawałkiem smakowitej bezy i z godną podziwu
powściągliwością powstrzymał się przed wzięciem sobie
dokładki. - W każdym razie Clarissa była bardzo towarzyską
istotą, znacznie bardziej niż Exmouth. Ona uwielbiała chodzić
na bale i przyjęcia, natomiast Daniel jest najszczęśliwszy w
domu, kiedy może zajmować się gospodarstwem.

Sir Percy urwał na chwilę, by pociągnąć wzmacniający łyk

z kieliszka, po czym podjął te interesujące wynurzenia.

- O ile pamiętam, pod koniec życia Clarissa coraz

częściej bywała w Londynie, składała wizyty przyjaciółkom
albo ściągała do Brighton, a Daniela zostawiała w Courtney
Place, żeby później do niej dołączył. Z pozorów jednak ich
małżeństwo było szczęśliwe.

Czyżby w jego głosie usłyszała powątpiewanie? Nie, to

niemożliwe!

- Rozumiem, że pan dobrze znał niedawno zmarłą panią

baronową.

- Jestem przyjacielem Exmouthów od wielu lat, moja

droga, więc owszem, znałem ją dobrze. To był diament czystej
wody! - Spojrzał na powierzchnię płynu pozostającego w
kieliszku i nieznacznie zmarszczył siwe brwi. - Nie mogę
jednak pozbyć się wrażenia, że Exmouth porzucił kawalerski

background image

63

stan zdecydowanie zbyt młodo. Miał dwadzieścia trzy lata, a
chociaż zawsze był bardzo zrównoważonym młodym
człowiekiem, dojrzałym ponad swój wiek, to przecież z czasem
zmieniamy się wszyscy, nie tylko fizycznie, i od tego nie da się
uciec. Clarissa była niepospolitą pięknością. Temu nie
zaprzeczyłby nikt. Podbiłaby serce każdego młodego
człowieka. Ale z dziełem sztuki jest tak, że właściwie nie ma z
niego wielkiego pożytku... można tylko na nie z podziwem
patrzeć, jeśli rozumie pani, o co mi chodzi. Nie chcę przez to
powiedzieć, że Clarissa była głupia - zastrzegł się skwapliwie.
- Skłamałbym podle. Powiedziałbym, że jej zainteresowania
były dość ograniczone. Mimo wszystko - wzruszył ramionami
- wyglądało jednak na to, że młody Exmouth jest całkiem
zadowolony z małżeństwa.

Robina próbowała ogarnąć to, co przed chwilą usłyszała.

Tymczasem sir Percy kontynuował:

- A potem zdarzył się wypadek. Wielka tragedia, jak

sama pani zauważyła, moja droga. Ale coś w tym wszystkim
zawsze mnie zastanawiało... coś mi nie pasowało.

Robina natychmiast odzyskała zainteresowanie wywodem.
- Czy pan chce powiedzieć, że był świadkiem wypadku?
- Och, nie! Przebywałem w pobliżu, gościłem bowiem u

sąsiada Exmoutha. Kiedy dotarła do nas wiadomość,
wskoczyliśmy do powozu i szybko pojechaliśmy do Courtney
Place. Dowiedzieliśmy się, że Clarissa nie żyje, a młody John
Travers, który przyjechał w odwiedziny do niedaleko
mieszkającej ciotki, odniósł ciężkie rany. Zresztą biedak nie
odzyskał przytomności i zmarł następnego ranka.

Robina upiła łyk ze swojego kieliszka i ukradkiem zerknęła

na Daniela. Teraz znowu miał na twarzy uśmiech, ten sam,
którym często ją urzekał, i z zapałem prowadził konwersację z
lady Smethurst.

Gdy pierwszy raz spotkała Daniela w Londynie,

wiadomość o jego żałobie naturalnie ją zasmuciła na tyle, na

background image

64

ile może zasmucić tragiczna wiadomość dotycząca obcego
człowieka. Teraz jednak Daniel nie był już obcym, lecz drogim
jej, wspaniałym towarzyszem, którego przyjaźń szybko zaczęła
cenić ponad wszystko inne. Sama myśl, że Daniel może
cierpieć, sprawiała jej niewysłowiony ból.

- Kiedy dotarliśmy do Courtney Place, Daniela nie było. -

Sir Percy powrócił do swojej opowieści, najwidoczniej wciąż
tkwiąc w świecie wspomnień. -Powiedziano nam, że
znajdziemy go na miejscu wypadku, więc pojechaliśmy
sprawdzić, czy możemy w czymś pomóc. - Pokręcił głową. -
To był przerażający widok. Powóz Clarissy, ten, który Daniel
kupił jej rok wcześniej do prywatnego użytku, leżał rozbity na
dnie wąwozu, a obok konie. Daniel musiał je dobić, żeby nie
cierpiały.

- Co konkretnie zwróciło pańską uwagę w tym wypadku,

sir Percy? - spytała Robina, gdy znów zamilkł.

- Miejsce, moja droga - odrzekł bez wahania. -Wypadek

zdarzył się na przewężeniu znanym w okolicy pod nazwą
Przełęczy Węża. Bardzo jest tam malowniczo, ale drogi używa
się rzadko, odkąd zbudowano nową. Jeszcze jeżdżą tamtędy
miejscowi gospodarze, no i przybysze szukający pięknych
widoków, ale tylko latem. Zimą drogę przez Przełęcz Węża
trudno pokonać. Jest wąska, kręta i spadzista, stąd zresztą
nazwa.

- I co z tą przełęczą? - przynagliła, by zachęcić sir

Percy'ego do jaśniejszego sformułowania myśli.

- Widzi pani, moja droga... Nieustannie zadaję sobie

pytanie, dlaczego trzeźwo myślący człowiek, jakim jest Daniel,
wiózł żonę taką niebezpieczną drogą. Poza tym dowiedziałem
się w swoim czasie, że wrócił z Londynu zaledwie godzinę czy
dwie przed wypadkiem. Rozważny człowiek nie wybiera się na
przejażdżkę, w dodatku po wertepach, kiedy jest zmęczony
podróżą z Londynu. I jeszcze w dodatku miałby podziwiać
widoki? - ciągnął sir Percy zniżonym głosem, bo nie chciał, by

background image

65

ich podsłuchano. - Czy zdrowy na umyśle człowiek wybierze
na to paskudny dzień w końcu października? Niech pani sama
powie! Dobrze pamiętam, że przez cały ranek siąpił deszcz, a
chociaż po południu przestało padać, to dalej było szaro,
wilgotno i okropnie. Daniel powiedział mi, że to był pomysł
młodego Traversa. Ponoć młodzieniec chciał jak najwięcej
obejrzeć przed powrotem do hrabstwa Derby. No, może i takie
wyjaśnienie ujdzie - przyznał. - Ale do tej pory nie mogę
uwierzyć w to, że Daniel przyjął zakład.

- Zakład? - powtórzyła Robina zdziwiona.
- Młody Travers podobno powiedział, że jeśli ktoś dobrze

powozi, to potrafi rozpędzić konie przy każdej pogodzie.
Exmouthowi naturalnie nie brak umiejętności powożenia, sama
pani wie. - Wzruszył ramionami. - Nie chcę przez to
powiedzieć, że nigdy nie przyjąłby zakładu. Dżentelmenom
czasem się to zdarza. Jednak jestem przekonany, że nie
naraziłby życia koni, a tym bardziej żony, wybierając taką
niebezpieczną trasę. To mi wygląda bardzo podejrzanie.

Rzeczywiście, przyznała w myśli Robina. Daniel nie

dopuściłby się takiej lekkomyślności, a już na pewno nie dla
wygrania zakładu. Sir Percy się nie mylił, ta wersja wydarzeń
wydawała się mało prawdopodobna.

Tego samego wieczoru po położeniu się do łóżka Robina

zadumała się nad rozmową z sir Percym. Była to bardzo
interesująca wymiana zdań i dostarczyła jej wiele materiału do
przemyśleń.

Naturalnie nie tylko ta część wieczoru była przyjemna,

przypomniała sobie, otulając się prześcieradłem. Dobrze czuła
się również w towarzystwie pana Fredericka Ainsleya, z
którym dwukrotnie tańczyła. Drobne rozczarowanie przeżyła
jedynie z powodu Daniela, który ani razu nie zaprosił jej do
tańca. Natomiast zrobił to niezwykle przystojny lord Phelps,
budząc tym zazdrość zaproszonych panien w salonie i
ś

ciągając na nią spojrzenia wszystkich gości.

background image

66

Nagle zmarszczyła czoło, porażona niespodziewaną myślą.

Cyganka na jarmarku przepowiedziała jej spotkanie z
przystojnym młodym człowiekiem w najbliższej przyszłości. I
tak właśnie się stało! Najdziwniejsze, że gdy tańczyła z lordem
Phelpsem, w ogóle nie robiło to na niej wrażenia. Czuła się
zupełnie inaczej niż dwa wieczory wcześniej, gdy wirowała w
walcu w objęciach Daniela.

Było to bardzo dziwne!

ROZDZIAŁ PIĄTY


Następnego ranka Robinie wydawało się, że kołatka w

ogóle nie milknie. Pierwszym gościem był pan Frederick
Ainsley, który przyszedł wyłącznie w tym celu, by
zaproponować spacer po parku. Normalnie przyjęłaby takie
zaproszenie z radością, ale ponieważ była już umówiona z
Danielem na przejażdżkę kolaską, a takiej atrakcji nie
wyrzekłaby się łatwo bez ważnej przyczyny, uprzejmie
odmówiła panu Ainsleyowi, acz w zamian za to z ochotą
przyjęła

propozycję

wspólnej

przechadzki

następnego

popołudnia.

Gdy tylko przemiły pan Ainsley zakończył wizytę, przyszła

gospodyni poprzedniego wieczoru wraz z synem. Okrutne
ś

wiatło dnia bynajmniej nie polepszyło zmęczonego wyglądu

lady Phelps, zgoła inaczej rzecz przedstawiała się natomiast z
jej jedynakiem. Gdy usiadł na kanapie obok Robiny,
przypominał złotowłosego Apolla, a wrażenie potęgowały
promienie słońca, wlewające się przez okno do pokoju.

Daniel, który wkrótce po śniadaniu wycofał się do

biblioteki z zamiarem napisania obszernej odpowiedzi na list
rządcy, widocznie usłyszał tym razem dźwięk kołatki, bo na
chwilę zawitał do gości. Konwersacja zeszła na współczesne

background image

67

mody w malarstwie i sztuce w ogóle, który to temat, co Robina
odkryła poprzedniego wieczora, bardzo odpowiadał lordowi
Phelpsowi, mającemu w tej materii głęboką wiedzę. Przy
pierwszej nadarzającej się sposobności Daniel spytał jednak
swego młodego gościa, czy chciałby obejrzeć interesujący
pejzaż, wiszący w bibliotece nad kominkiem. Zaproszenie
zostało przyjęte ze skwapliwością, chociaż Robina nie miała
pewności, czy było to spowodowane szczerą chęcią obejrzenia
obrazu, czy może raczej wzmianką Daniela o czymś
mocniejszym niż herbata, którą właśnie podał kamerdyner.

Lady Exmouth bystro zauważyła ukradkowy uśmiech

igrający na uroczej twarzy panny, którą już wkrótce miała
nadzieję zwać synową, toteż bardzo się zainteresowała, co też
lęgnie się w tej główce. Milady była w każdym calu realistką i
ś

wietnie zdawała sobie sprawę z tego, że nieoczekiwane

wejście na scenę tak przystojnego młodzieńca może
spowodować nieoczekiwane kłopoty. Przeżyła jednak niemałą
satysfakcję, widząc, że jej młoda protegowana nie wydaje się
w najmniejszym stopniu zasmucona nagłym usunięciem tego
adonisa ze sfery jej wpływów.

W odróżnieniu od Robiny lady Phelps odprowadziła

dżentelmenów wzrokiem, a gdy tylko drzwi za nimi
ostatecznie się zamknęły, zwróciła się do przyjaciółki i złożyła
jej kondolencje z powodu odejścia żony Daniela.

- Co za przerażająca tragedia. Clarissa była taką piękną

niewiastą! Pamiętam, ile było w niej życia.

- To prawda - przyznała lady Exmouth, podając gościowi

herbatę w porcelanowej filiżance. - Na szczęście Daniel powoli
dochodzi do siebie. Czas spędzony w Londynie bardzo dobrze
mu zrobił.

Lady Phelps zerknęła znacząco w stronę Robiny.
- Miło mi to słyszeć. Daniel wciąż jest stosunkowo

młodym człowiekiem, bo jeśli pamięć mnie nie myli, nie

background image

68

skończył jeszcze trzydziestu sześciu lat. Nie można mu
pozwolić, by na zawsze pogrążył się w żałobie.

Znów spojrzała na Robinę, tym razem znacznie bardziej

bezpośrednio.

- A ty, moja droga, czy jesteś zadowolona z pobytu w

Brighton?

- Bardzo, proszę pani. Lady Exmouth i jej syn są dla mnie

wyjątkowo uprzejmi.

- Niedorzeczność, dziecko! To raczej dla mnie twój pobyt

jest wielką radością. Obecność mężczyzn bywa bardzo
użyteczna, ale i tak potrzebne jest również towarzystwo osób
tej samej płci. Robina jest najstarszą córką lady Elizabeth
Finedon i Williama Percevala, Augusto - wyjaśniła lady
Exmouth, zakończywszy rozdzielanie herbaty.

- Ach, tak! Naturalnie. Twój papa jest duchownym,

prawda, moja droga?

- Tak, proszę pani. Pastorem w Abbot Quincey.
- Jestem przekonana, że zacny z niego człowiek. Dobrze

pamiętam twoją mamę. Masz zapewne młodsze rodzeństwo,
jak wnoszę.

- Trzy siostry.
- Jakże szczęśliwi są twoi rodzice! Mnie Bóg

pobłogosławił tylko jednym dzieckiem. - Zwróciła się do
przyjaciółki. - Za to mamy naprawdę dobre dzieci, czyż nie,
Lavinio?

- Bardzo. A Simon jest w dodatku bardzo przystojny,

Augusto.

Lady Phelps pozwoliła sobie na wątły uśmiech.
- Niestety, choć przystojny, to słabej konstytucji.
Po

tym

stwierdzeniu

kącik

ust

lady

Exmouth

niebezpiecznie drgnął, co nie uszło uwagi Robiny. Jej
opiekunka bez wątpienia dzieliła z nią opinię na temat lorda
Phelpsa i uważała go za okaz zdrowia, na co zresztą

background image

69

wskazywały jego gładka cera, skrzące się oczy i masa
lśniących, bardzo jasnych pukli.

Chociaż lady Exmouth z pewnością nie przyznałaby tego

wprost, Robina odniosła nieodparte wrażenie, że spotkanie po
latach nie całkiem spełniło jej oczekiwania. Z półsłówek
wychwyconych przez Robinę podczas jazdy powozem do
domu

poprzedniego

wieczoru

wynikało

zupełnie

jednoznacznie, że zdaniem lady Exmouth jej dawna
przyjaciółka zmieniła się pod wieloma względami nie do
poznania, i to bynajmniej nie na lepsze. Robina pamiętała też
wyraz twarzy matki Daniela, jaki zauważyła, gdy ta siedziała z
lady Phelps przy deserze, po wybornej kolacji podanej
poprzedniego wieczoru. W oczach damy majaczył ślad
zniecierpliwienia i chyba znudzenia.

Teraz jednak lady Exmouth nie wydawała się znudzona, z

trudem bowiem powściągała wesołość.

- Wszystkie dzieci chorują od czasu do czasu -

powiedziała. - Nie da się tego uniknąć, Augusto. Ponadto
jestem pewna, że ostatnio nie masz powodów do troski o
Simona. Wygląda bardzo zdrowo.

- Och, moja droga, pozory często mylą. On wcale nie jest

taki krzepki, jak się zdaje. Poza tym musi udźwignąć na swoich
młodych ramionach niemałą odpowiedzialność. Nie jest
tajemnicą, że majątek przeszedł na jego nazwisko w
opłakanym stanie. Na szczęście Simon nie odziedziczył
słabości swojego ojca i sytuacja znacznie się polepszyła. -
Frasobliwa mina damy została jeszcze zaakcentowana. - Wciąż
jednak dobry ożenek jest dla Simona koniecznością.

- W takim razie, Augusto - odrzekła bezceremonialnie

lady Exmouth - nie pojmuję, co, u licha, sprowadziło was tutaj,
do Brighton. Naprawdę dobre partie można znaleźć tylko
podczas sezonu w Londynie.

Dźwięczny śmiech lady Phelps zabrzmiał w bardzo

wymuszony sposób.

background image

70

- Och, nie, moja droga! Nie przyjechaliśmy tutaj z

nadzieją znalezienia Simonowi stosownej żony. On wciąż
jeszcze jest bardzo młody i tymczasem nie zamierza zakładać
rodziny. Naturalnie gdyby spotkał odpowiednią pannę i ją
pokochał, byłby to szczęśliwy traf, ale w grancie rzeczy
przyjechaliśmy tutaj poszukać trochę odmiany, a przy okazji
odetchnąć świeżym nadmorskim powietrzem.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa tak właśnie było,

bo gdyby sądzić po wyglądzie, wdowa, w odróżnieniu od syna,
powinna podreperować zdrowie w kurorcie. Nawet jednak jeśli
doskwierała jej słabość fizyczna, to Robina ani przez chwilę
nie odniosła wrażenia, by damie brakowało ambicji lub, na
przykład, sprytu. Siłą rzeczy zastanawiała się więc, czy lady
Phelps dopuściłaby do tego, by przeciekła jej przez chciwe,
kościste palce wyśmienita okazja zapewnienia synowi bogatej
ż

ony, gdyby - rzecz jasna - odpowiednia dziedziczka zawitała

do Brighton podczas ich pobytu.

Czy Simon Phelps aprobował te plany co do swojej

przyszłości? Robina naturalnie nie mogła tego wiedzieć.
Jednak w miarę jak mijały dni i często spotykała go w
towarzystwie - co w takim miasteczku jak Brighton było
nieuniknione, na wszystkie przyjęcia i bale zapraszano tu
bowiem tych samych ludzi - wyrobiła sobie pogląd, że jest to
nader beztroski młodzieniec, przejawiający niewiele ambicji i
zainteresowań, które nie dotyczyłyby poezji i sztuki.

Nigdy

nie

wykazywał

chęci

uczestniczenia

w

jakichkolwiek męskich rozrywkach na świeżym powietrzu i
wydawał się całkiem zadowolony z możliwości towarzyszenia
matce wszędzie, gdzie tylko sobie życzyła. Wieczorami
pokazywali się więc w salonach, a za dnia składali w
miasteczku wizyty jej przyjaciołom. Ponieważ zaś byli
regularnymi gośćmi również w domu lorda Exmoutha, Robina
nie potrzebowała długich obserwacji, by nabrać przekonania,

background image

71

ż

e ich wizyta zazwyczaj zbiegała się w czasie z opuszczeniem

domu przez Daniela.

W następstwie tego zaczęła widywać Daniela dużo rzadziej

niż do tej pory. Niewątpliwie winę za to ponosiły właśnie
częste odwiedziny lady Phelps. Z nadejściem lipca do Brighton
zjechała następna grupa gości, a wśród nich również dobrzy
znajomi Robiny z hrabstwa Northampton, Olivia Roade Burton
i jej siostra Beatrice z poślubionym przez nią niedawno
czarującym lordem Ravensdenem. Wizyty u Ravensdenów i
zacieśniająca się przyjaźń z panem Frederickiem Ainsleyem,
który w odróżnieniu od lorda Phelpsa nie stronił od świeżego
powietrza i spacerów, sprawiły, że i Robina często przebywała
poza domem.

Do Brighton przybył również przyjaciel Daniela, Montague

Merrell, toteż naturalną koleją rzeczy Daniel chętnie spędzał z
nim czas i poświęcał go typowo męskim sprawom. Łatwo
zrozumieć, że z tego powodu wieczorami nie zawsze mógł
towarzyszyć matce i Robinie. Nie stanowiło to szczególnego
problemu, tyle że Robina zaczęła tęsknić za Danielem. Nie
chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, póki nie została
postawiona w przymusowej sytuacji, gdy pewnego ranka przy
ś

niadaniu Daniel oznajmił, iż przeprowadzi się na pewien

okres do domu Merrella.

- Wielkie nieba, Danielu, po co? - spytała lady Exmouth,

zwięźle wyrażając w ten sposób również myśl Robiny.

- Może wyleciało ci to z pamięci, mamo, ale dziś mają

przyjechać twoje wnuczki.

- I co z tego? Mamy dość miejsca w domu, by wszystkim

było wygodnie. Absolutnie nie widzę takiej konieczności,
ż

ebyś się wyprowadzał.

- Może rzeczywiście - przyznał, zerkając na Robinę, która

przez cały czas pilnie czytała list, położony przy talerzu - ale
wszystkim wam będzie dużo wygodniej, jeśli jednak się
przeniosę. Poza tym stanowczo nie zgadzam się na

background image

72

przydzielenie pannie Halliwell pokoju na strychu. Ona
nieustannie służy pocieszeniem i wsparciem dziewczętom,
odkąd zmarła ich matka, nie pozwolę więc traktować jej jak
służącej. Hanna z Lizzie mogą zamieszkać w moim pokoju, a
panna Halliwell w sąsiednim.

Najwidoczniej lady Exmouth w pełni podzielała względy

Daniela dla guwernantki jego córek, gdyż po chwilowym
zastanowieniu skinęła głową na znak zgody.

- Dobrze. Czyli wszystko ustaliliśmy - stwierdził Daniel,

uznawszy sprawę za zamkniętą, po czym zwrócił się do
Robiny, która nadal w zadumie śledziła treść listu. - Jest pani
dzisiaj bardzo milcząca. Ufam, że nie otrzymała pani złych
wiadomości z domu.

- Słucham... ? Ach, nie, skądże. Tylko trochę plotek i

ploteczek. Moja rodzina niecierpliwie oczekuje przybycia
kuzynki. Tymczasem zresztą kuzynka już zapewne przybyła.

Robina zmusiła się do spojrzenia na Daniela z nadzieją, że

nie widać po niej wielkiego rozczarowania, jakie odczuła na
wiadomość o jego rychłej wyprowadzce z domu.

- Być może pamięta pan, jak opowiadałam mu, że mama

zaproponowała dach nad głową kuzynce Deborze po tym, jak
mama kuzynki, a moja ciotka Frances, zmarła w ubiegłym
roku. Ośmielę się wyrazić przypuszczenie, że plebania
nieodwracalnie się zmieni, gdy tylko kuzynka rzeczywiście
tam zamieszka. Droga Debora zbyt często staje się ofiarą
nieszczęśliwych wypadków. - Zajrzała do listu. - Poza tym
jednak mama pisze tylko, że tymczasem jeszcze nikogo nie
oskarżono o zamordowanie markiza Sywell.

- Równie dobrze może się okazać, że jest to jedna ze

spraw, które nigdy nie zostają rozwiązane - wyraził
przekonanie Daniel po chwili namysłu. – Chociaż z tego, co
niedawno powiedział mi Merrell, wynika, że regent bardzo
chciałby wyjaśnić tę historię. Lady Exmouth zmarszczyła
czoło.

background image

73

- Dlaczego, twoim zdaniem? Mam nadzieję, że Sywell

nigdy nie był przyjacielem regenta.

- O ile wiem, markiz nie był niczyim przyjacielem -

odrzekł Daniel, dając upust swemu sarkastycznemu poczuciu
humoru. - Nie w tym rzecz. Po prostu regent nie jest
zadowolony, gdy dowiaduje się, że jeden z parów został, hm,
zgładzony. Dość było w ostatnich latach podobnych
incydentów po drugiej stronie Kanału. Nasz przyszły król nie
ż

yczy sobie nic podobnego u nas i prawdę mówiąc, trudno go o

to winić. Po co nam bandy rewolucjonistów podrzynające
gardła arystokratom? Zawsze mogłaby wtedy przyjść kolej i na
mnie!

- Jestem jedyną osobą, która mogłaby cię zamordować, a

to dlatego że opuszczasz mnie w taki sposób! - odpowiedziała
jego matka, - Dzięki Bogu, że wciąż mam drogą Robinę do
towarzystwa. Poważnie zastanawiam się nad tym, żeby po
zakończeniu sezonu namówić ją na wspólny powrót do Bath.
Mogłaby zamieszkać tam na stałe. Jestem przekonana, że ona
nigdy by mnie nie opuściła!

- Jeśli nie będziesz bardzo ostrożna, mamo -ostrzegł ją

Daniel, którego uśmiech powoli topniał, a spojrzenie stawało
się wyjątkowo skupione - możesz przypadkiem osiągnąć
całkiem odwrotny skutek.


Ponieważ Daniel był zajęty przenoszeniem części swojego

osobistego dobytku do domu przyjaciela, Robina musiała z
konieczności zrezygnować z lekcji powożenia kolaską.
Pozostała więc w domu i razem z lady Exmouth przyjmowała
gości, którzy przez ostatnie przedpołudnia niezmiennie
napływali szerokim strumieniem. Po lunchu postanowiła
jednak zaczerpnąć świeżego powietrza, bardzo się więc
ucieszyła, gdy akurat w najodpowiedniejszej chwili pojawił się
pan Frederick Ainsley i zaproponował jej swoje towarzystwo.

background image

74

Pan Ainsley był ledwie średniego wzrostu i poza parą

czystych, bardzo bystrych, szarych oczu nie miał w swym
wyglądzie niczego, co zwracałoby na niego uwagę, dlatego z
pewnością nie odpowiadał gustom dam. W odróżnieniu od
lorda

Simona

Phelpsa,

który

budził

powszechne

zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawił, pan Ainsley mógł
nawet być obecny na przyjęciu, a większość gości i tak o tym
nie wiedziała. Mimo to Robina zdecydowanie przedkładała
jego towarzystwo nad towarzystwo przystojnego, młodego
lorda.

Uważała, że liczne zalety pana Ainsleya rekompensują jego

niepozorność. Był on pod każdym względem dżentelmenem,
eleganckim i troskliwym. Umiał ciekawie prowadzić rozmowę
w odróżnieniu od Simona Phelpsa, który raz po raz zdawał się
odpływać w swój własny świat, pozostawiając Robinę z
mocnym przeświadczeniem, że nie słyszał ani jednego jej
słowa.

Robina przekonała się, że ilekroć dotrzymuje jej

towarzystwa pan Ainsley, czas upływa podejrzanie szybko.
Ten spacer nie był wyjątkiem, wróciła więc do domu później,
niż zamierzała, i weszła do sieni akurat w chwili, gdy
kamerdyner dowodził roznoszeniem mnóstwa pozostawionych
tam bagaży. Pod wpływem tego widoku zrezygnowała z
pójścia na górę, aby zdjąć czepek i uczesać włosy, i skierowała
się prosto do głównego salonu, gdzie zgodnie z oczekiwaniami
zastała córki Daniela, siedzące razem z babką na kanapie, oraz
kobietę w prostej, szarej sukni, zajmującą fotel obok.

Obecny był również sam Daniel. Natychmiast po wejściu

Robiny wstał z fotela i powitał ją okrzykiem:

- Ha, w końcu wraca nasz wędrowiec!
Można to było odebrać także jako łagodną przyganę. Ale

jeśli nawet taki miał cel, to złagodził wymowę swoich słów
ciepłym uśmiechem i przyjaznym gestem zaprosił Robinę
bliżej.

background image

75

- Panno Perceval, proszę pozwolić, że przedstawię moje

córki, Hannę i Elizabeth.

Robina i jej trzy siostry nie wyglądały naturalnie

jednakowo, mimo to na pierwszy rzut oka było widać, że są
spokrewnione. Nie powiedziałoby się tego o dwóch
dziewczętach, które stanęły teraz przed Robina i dygnęły.
Nawet ich dygi różniły się między sobą zręcznością i
elegancją. Ciemnowłosa Hanna miała łagodne, piwne oczy i
przypominała

z

urody

ojca.

Lizzie

prawdopodobnie

przypominała swą piękną matkę, miała bowiem jasną karnację,
niesamowicie niebieskie oczy i mnóstwo blond loczków.

Szybko okazało się, że różnice dotyczą także charakteru.

Hanna wydawała się dorosła jak na swoje dwanaście lat, była
cicha i dbała o maniery. Lizzie, czego nie dało się ukryć, miała
niewyczerpaną energię dziewięcioletniego dziecka i była w
ruchu praktycznie bez przerwy. Chcąc przedstawić pannę
Halliwell, ojciec zdołał ją jednak bez trudu namówić, żeby
jeszcze na chwilę usiadła przy babci.

Robina miała dotąd nieliczne kontakty z guwernantkami.

Jej rodziców nie było stać na luksus zatrudnienia prywatnego
nauczyciela, więc ona i siostry zdobywały wykształcenie na
plebanii, uczone przez rodziców, którzy byli oczytani i dużo
wiedzieli. We wsi przez te wszystkie lata może ze dwie
guwernantki zostały zatrudnione, a przyjaciółka Robiny, lady
Sophia Cleeve, naturalnie pobierała nauki u prywatnych
nauczycielek, z których wszystkie - jak Robina sięgała
pamięcią - były dość podobne: chuderlawe, w średnim wieku i
nosiły okulary. Panna Halliwell nie pasowała do tego
stereotypu, na pewno nie skończyła jeszcze bowiem trzydziestu
lat i miała smukłą, kształtną, bardzo atrakcyjną figurę.

- Zanim pani do nas dołączyła - zwrócił się Daniel do

Robiny, gdy oboje usiedli - rozmawialiśmy o tym, co
moglibyśmy wymyślić na jutro, żeby dziewczęta się nie
nudziły. Czy ma pani jakiś pomysł?

background image

76

- Jeśli utrzyma się ładna pogoda - odrzekła po chwili

zastanowienia - a wszystko wskazuje na to, że tak, moglibyśmy
wybrać się gdzieś na piknik.

Propozycja

zyskała

natychmiastową

aprobatę

obu

dziewcząt, a zwłaszcza Hanny, która bardzo chciała wziąć
szkicownik i utrwalić na papierze jakiś widok z okolicy.

- A zatem to mamy ustalone - powiedział dobrotliwie

Daniel. - Musimy tylko wybrać miejsce pikniku. Czy w tej
kwestii coś się pani nasuwa, panno Perceval?

Robina wiedziała, że oblała się rumieńcem, takie wrażenie

wywarł na niej uśmiech Daniela. Pozostała jej nadzieja, że te
kolory na twarzy będzie można przypisać skutkom
przechadzki, z której właśnie wróciła.

- Kiedy dawał mi pan pierwszą lekcję powożenia kolaską,

mijaliśmy bardzo ładny las. Niedaleko tego miejsca, gdzie
odbywa się targ - wyjaśniła, gdy Daniel zmarszczył czoło. - O
ile pamiętam, powiedział pan, że w pobliżu są ruiny klasztoru,
a to, jak sądzę, jest doskonały obiekt do szkicowania.

- A, tak! Już wiem, co ma pani na myśli. Jeśli dobrze

pamiętam, po rzeczce zawsze pływa tam kilka par łabędzi. -
Została nagrodzona kolejnym ciepłym uśmiechem. - Mądra z
pani osóbka, panno Perceval. Wymyśliła pani idealne miejsce.
Jest tam dość cienia dla mamy, w razie gdyby zrobiło się
gorąco, i las dla tych spośród nas, którzy będą mieli dość
energii na spacer.

- Uczysz pannę Perceval powozić kolaską, papo? - spytała

Hanna. Gdy zmarszczyła czoło, jej podobieństwo do ojca
jeszcze się uwidoczniło. – Mamy nigdy nie uczyłeś.

- Mama

nigdy

nie

wyrażała

najmniejszego

zainteresowania taką możliwością, w odróżnieniu od panny
Perceval, która nieustannie zaskakuje mnie licznymi
zainteresowaniami.

- A mnie też nauczysz, papo? - spytała pełna entuzjazmu

Lizzie.

background image

77

- Może. Ale musisz być trochę starsza i potrafić

spokojnie siedzieć przez przynajmniej dwie minuty -
zażartował i wstał, bo do pokoju weszła pokojówka z tacą z
herbatą. - Tymczasem zostawimy babcię, żeby mogła wypić
herbatę, a my wyjdziemy na dwór i tam dostaniemy lody z
lemoniadą.

- Czy dobrze mi się zdaje, że pani pochodzi z tej części

kraju, panno Halliwell? - spytała lady Exmouth, gdy jej syn z
córkami opuścili pokój.

- Tak, proszę pani, to prawda - odpowiedziała z

nieskazitelną poprawnością.

- Wspominała pani, zdaje się, o krewnych wciąż

mieszkających w okolicy.

- Tak, milady. Mieszka tu mój brat z rodziną. On uczy w

szkole znajdującej się około pięciu mil od Brighton.

- W takim razie, moja droga, powinnaś skorzystać z

okazji i złożyć mu wizytę. Może nawet wybierzesz się tam na
cały dzień właśnie jutro? - podsunęła. -Mój syn na pewno nie
będzie miał nic przeciwko temu, żebyś wzięła mniejszy powóz.
Nam będzie wygodniej podróżować w większym. Poza tym
Daniel pewnie zechce pojechać kolaską.

Uszczęśliwiona mina panny Halliwell dowodziła, że ta

wielkoduszna propozycja została przyjęta z wdzięcznością. Nie
ulegało jednak wątpliwości, że guwernantka nie zwykła
zaniedbywać swych obowiązków, powiedziała bowiem:

- Ale przecież jutro będę z pewnością potrzebna, żeby

zająć się dziewczętami podczas pikniku.

- Jestem pewna, że sobie poradzimy. Panna Perceval ma

trzy młodsze siostry, więc dobrze umie zabawiać młode damy.
Zatem wszystko ustalone.

Lady Exmouth uśmiechnęła się do Robiny i poprosiła ją o

nalanie herbaty, a potem znowu zwróciła się do guwernantki.

background image

78

- Powiem ci przy okazji, moja droga, że łączy was z

panną Perceval znacznie więcej niż tylko umiejętność opieki
nad dziewczętami. Jej ojciec też jest duchownym.

Konwersacja w naturalny sposób zeszła na pracowite, lecz

przyjemne życie na wiejskiej plebanii. Okazało się, że panna
Halliwell w dzieciństwie straciła matkę i musiała wziąć na
siebie obowiązek prowadzenia domu. Gdy jej starszy brat się
wyprowadził, przyjąwszy posadę nauczyciela, została przy
ojcu i mieszkała z nim aż do jego śmierci przed czterema laty.
Wtedy niemal z dnia na dzień parafia przeszła w inne ręce, a
ona została bez dachu nad głową. Postanowiła więc iść w ślady
brata, a że sprzyjało jej szczęście, wkrótce znalazła
zatrudnienie u rodziny Exmouthów.

Po wysłuchaniu tej niedługiej opowieści o losach panny

Halliwell Robina zaczęła chyba pierwszy raz w pełni zdawać
sobie sprawę z tego, jak często uważała, że coś należy jej się
od życia, podczas gdy w rzeczywistości była bardzo
uprzywilejowana w porównaniu z wieloma innymi dziećmi
duchownych. W odróżnieniu od niedawno zmarłego pana
Halliwella, jej ojca było stać na zatrudnienie służby do
wykonywania cięższych prac domowych. Nikt nie kazał jej
sprzątać, gotować ani rozpalać ognia. Nie miała obowiązku
uprawiać warzywnika, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy.

Musiała też postawić sobie pytanie, ile córek duchownych

mogło się poszczycić sezonem w Londynie. Ilu spośród nich
zdarzyło się tak jak jej teraz siedzieć w wytwornym salonie i
częstować obecnych herbatą, jakby były paniami domu i miały
wszelkie prawo to robić?

Przystosowała się do tego uprzywilejowanego życia z taką

łatwością, jakby urodziła się artystokratką. W gruncie rzeczy
przez ostatnie kilka miesięcy po prostu żyła jak w bajce, był
więc najwyższy czas skończyć z głupimi rojeniami i spojrzeć
prawdzie w oczy. Przecież jeśli nie otrzyma następnych
propozycji małżeństwa i wróci do Abbot Quincey, to w niezbyt

background image

79

odległej przyszłości sama może być zmuszona do szukania
posady u jakiejś arystokratycznej rodziny. Wszak nie mogła
wymagać od rodziców, by bez końca ją utrzymywali, a to
oznaczało, że zapewne któregoś dnia zostanie guwernantką.
Panna Halliwell, trzeba powiedzieć, wydawała się całkiem
zadowolona ze swego losu. Ale ile guwernantek miało
szczęście znaleźć zatrudnienie w domu tak życzliwego i
opiekuńczego dżentelmena, jak lord Exmouth? Robina
podejrzewała, że bardzo niewiele.


ROZDZIAŁ SZÓSTY


Następnego ranka w sieni zebrała się niewielka, lecz bardzo

wesoła grupa amatorów pikniku. Panna Halliwell, przy pełnym
poparciu lorda Exmoutha, wyruszyła godzinę wcześniej, by
spędzić dzień z bratem i jego rodziną. Robina, która już
zdążyła zaskarbić sobie sympatię córek Daniela, a zwłaszcza
Lizzie, powoli dochodzącej do przekonania, że w pannie
Perceval odnalazła pokrewną duszę, z powodzeniem
rozweselała dziewczynki, opowiadając im o kolejnym ze
swoich niezbyt chlubnych dziecięcych wyczynów, gdy drzwi
wejściowe się otworzyły i do domu wszedł Daniel. Ku
zaskoczeniu zebranych tuż za nim dziarskim krokiem
wmaszerował do środka sir Percy Lovell w słomkowym
kapeluszu na głowie, ubrany w krzykliwą kamizelkę w
ż

ółtozielone paski, z dziwacznie wyglądającą wiązanką

kwiatów przy klapie surduta.

- Wielkie nieba! - zawołała lady Exmouth, spoglądając to

na kamizelkę, to na kwiaty. - Cóż pana do nas sprowadza,
Percy? Chyba nie chce pan przyłączyć się do naszego
towarzystwa?

background image

80


- Wręcz przeciwnie - zapewnił. - Wczoraj wieczorem,

kiedy spotkałem Exmoutha, wspomniał o małej przejażdżce.
Uznałem, że takiej okazji nie mogę stracić, więc się wprosiłem.

Niewątpliwie ani Hanna, ani Lizzie, nie miały nic

przeciwko jego obecności, o czym świadczyło entuzjastyczne
powitanie. Sir Percy, rozpromieniony niczym wyrozumiały
wujek, natychmiast wręczył Hannie bukiet i powiedział jej, że
wyrasta na diabelnie urodziwą pannę, po czym powiadomił
Lizzie, że jest nieznośnym kociakiem, którego powinno się
prowadzać na szelkach, co przyprawiło małą o chichot i
spowodowało, że zaczęła jeszcze bardziej obskakiwać sir
Percy'ego.

- Ma pan fatalny wpływ na dzieci, Percy - oświadczyła

lady Exmouth i zerknęła karcąco w stronę innej osoby. -
Niewątpliwie jednak nie jest pan w tym odosobniony.

Daniel, który polecił lokajowi zmienić zabrudzony

chodniczek w kolasce, odwrócił się w porę, by usłyszeć tę
uwagę.

- Czyżby?! - Z ukosa zerknął na winowajczynię.
W odpowiedzi otrzymał jedynie prowokacyjne spojrzenie

niebieskich oczu, które natychmiast wywołało na jego twarzy
tak czuły uśmiech, że sir Percy stanął jak wryty i tylko
zamrugał powiekami ze zdumienia.

Pełne znaczenie zdarzenia, którego był świadkiem, zostało

przezeń w lot zrozumiane. Dobrze wiedział, gdzie, a ściślej
mówiąc z kim, zdaniem jego dobrej przyjaciółki lady Exmouth
jej syn ma szukać w przyszłości szczęścia. Do tej chwili nie
zdawał sobie jednak sprawy z tego, że zabiegi damy odnoszą
bardzo dobre skutki. Zerknął w jej kierunku, szukając
potwierdzenia swojego wniosku, i zobaczył wspaniałą scenę
poszukiwania czegoś w torebce. Jednak niezaprzeczalną
satysfakcję lady Exmouth zdradzały jej uniesione kąciki ust.

background image

81

- Na Jowisza! Tak... no tak. Czy nie powinniśmy już

wyruszyć? - Zgłosiwszy tę propozycję, jako pierwszy
skierował się do wyjścia.

Obie dziewczynki, co zrozumiałe, chciały jechać kolaską z

ojcem. Gdy ten był zajęty lokowaniem ich na siedzeniu, jego
uwagę niespodziewanie zaprzątnął zbliżający się kłusem
samotny jeździec.

W spojrzeniu, którym Daniel obdarzył Robinę, nie było

tym razem ani krzty czułości. Robina jednakże wydawała się
zaskoczona widokiem przybysza nie mniej niż inni, a lady
Exmouth czym prędzej przejęła inicjatywę, aby jej syn pod
wpływem

widocznego

rozdrażnienia

nie

powiedział

przypadkiem czegoś, czego mógłby potem żałować.

- O, dzień dobry, lordzie Phelps - powitała przybysza,

który w końcu zbliżył się do niewielkiego orszaku. - Ufam, że
nie zamierzał pan złożyć nam porannej wizyty, bo jak pan z
pewnością zauważył, właśnie wyruszamy na małą włóczęgę po
okolicy.

- Wiem, milady. Liczyłem na to, że uda mi się zdążyć

jeszcze przed wyjazdem. Dowiedziałem się wcześniej od
matki, że ma się odbyć plener dla miłośników szkicowania, i
postanowiłem wziąć w nim udział. Naturalnie jeśli nie ma pani
nic przeciwko temu

- Nie, skądże - oznajmiła lady Exmouth, usiłując

wykrzesać z siebie jak najwięcej entuzjazmu. Na wszelki
wypadek nieco podniosła głos, mając nadzieję, że zagłuszy tym
niechętnie mruczącego coś pod nosem sir Percy'ego. -
Kucharka z pewnością przygotowała dostatecznie obfity
prowiant.

- Co panią, u licha, opętało, Lavinio, że pozwoliła pani

temu osobnikowi zabrać się z nami? - spytał stanowczym
głosem sir Percy, gdy wspiął się do powozu za damami i
ostentacyjnie zatrzasnął drzwi, żeby ostatniemu przybyszowi
nie wpadło do głowy zrezygnować z wierzchowca i zażyczyć

background image

82

sobie miejsca w pojeździe. - To doprawdy impertynencja
pojawiać się bez zapowiedzi i w taki sposób wpraszać.

- Ucieszne, że akurat od pana to słyszę, Percy -odparła.-

Pan zrobił dokładnie to samo.

- Pozwolę sobie jednak dostrzec dużą różnicę. Jestem od

dawna przyjacielem rodziny. Wiedziałem, że nie będziecie
mieli obiekcji przeciwko mojemu towarzystwu.

- A co skłania pana do przypuszczenia, że mam obiekcje

przeciwko obecności lorda Phelpsa, który postąpił dokładnie
tak samo?

- Pomyślałbym raczej, że to dość oczywiste, moja droga -

odrzekł, przesyłając znaczące spojrzenie jedynej osobie,
zajmującej miejsce na siedzeniu naprzeciwko. Ta, od chwili
gdy powóz ruszył, niezmiennie wyglądała przez okno. - Daniel
nie był zachwycony powiększeniem naszej kompanii.
Zauważyłby to nawet głupiec.

- Och, nie sądzę, żeby poważnie się temu sprzeciwiał -

odparła lady Exmouth, bynajmniej nie starając się zniżyć
głosu. - Zresztą dlaczego miałby to robić, na miłość boską?
Lord Phelps jest całkiem nieszkodliwy, sam pan wie.

- Może i nieszkodliwy - przyznał, po czym dodał

półgłosem: - Ale piekielnie przystojny.

- Temu nie można zaprzeczyć. - Lady Exmouth

postanowiła jednak dowieść swojemu wypróbowanemu
przyjacielowi, że jego niepokój jest całkowicie bezpodstawny,
zwróciła się więc do Robiny: - Moja droga, czy zauważyłaś
minę Hanny, gdy nadjeżdżał lord Phelps?

Robina nie umiała powściągnąć uśmiechu.
- Owszem, proszę pani, i doprawdy chciałabym dostawać

złotą gwineę za każdym razem, gdy widzę u kogoś tę minę. Od
czasu gdy młody lord przyjechał do Brighton, byłabym już
bogatą kobietą!

background image

83

- Ale nie przypominam sobie, abyś ty przypatrywała się

lordowi w ten sposób chociaż raz, odkąd zostaliście sobie
przedstawieni.

W oczach Robiny błysnęły wesołe ogniki.
- To dlatego, że zostałam zawczasu ostrzeżona. Cyganka,

jak się okazało, trafnie przepowiedziała mi, że poznam
przystojnego mężczyznę.

- Wielkie nieba! - Lady Exmouth objawiła szczere

zdziwienie i niemałe zainteresowanie. - Nie wiedziałam, że
byłaś u wróżki, dziecko. Kiedy? Czy niedawno?

- Tak. Kiedy lord Exmouth wziął mnie na pierwszą lekcję

powożenia kolaską, natknęliśmy się na koński targ i
postanowiliśmy obejrzeć go z bliska. Wróżka była jedną z
miejscowych atrakcji.

- To niezwykle ciekawe, moje dziecko! I czego jeszcze

się od niej dowiedziałaś?

Robina uświadomiła sobie, że ostatnio podejrzanie dużo

zastanawia się nad słowami Cyganki. Najprawdopodobniej w
głębi serca miała nadzieję, że niejedna z jej przepowiedni się
sprawdzi. Myśl o tym, że oczekuje ją beztroskie i szczęśliwe
ż

ycie, była bardzo krzepiąca, naturalnie jednak Robina ze

wszystkich sił starała się zachować rozsądny dystans wobec
tych nadziei.

- Niewiele, proszę pani. - Wzruszyła ramionami. - Nie

należy traktować cygańskich wróżb zbyt poważnie.

- Co do przystojnego mężczyzny z pewnością miała rację.

Czy przypadkiem nie przepowiedziała ci małżeństwa?

- Phi! - niezbyt grzecznie przerwał te dociekania sir

Percy, czym zasłużył sobie na zniecierpliwione spojrzenie
przyjaciółki. - Sama dobrze pani wie, że to tylko czcza
gadanina. A jeśli nawet Cyganka przepowiedziała obecnej tu
pannie Robinie małżeństwo, to mam wielką nadzieję, że nie z
tym bufonem, który jedzie obok.

background image

84

Lady Exmouth z największym wysiłkiem zdołała

powstrzymać wybuch śmiechu.

- Jest pan nieuprzejmy, Percy. Wprawdzie nie twierdzę,

ż

e lord Phelps to wybitnie zajmujący rozmówca, ale z

pewnością nie można uznać go za prostaka.

- Na mnie sprawia właśnie takie wrażenie. Czy

kiedykolwiek próbowała pani prowadzić konwersację z
półgłówkiem? Taki z byle powodu zamyka się w swoim
ś

wiecie i już go nie ma. - Wzruszył ramionami. -

Przypuszczam zresztą, że był zmuszony do przyjęcia takiej
taktyki, żeby odciąć się od swojej matki, choćby tylko
duchowo - ciągnął, starając się zachować fair wobec lorda. -
Ona nie odstępuje syna na krok. Ciąga go ze sobą wszędzie.

- Owszem, też to zauważyłam - musiała przyznać lady

Exmouth.

- I powiem pani coś jeszcze - mówił coraz bardziej

zaaferowany sir Percy. - Nie wolno dać się oszukać tym
zamglonym oczom Augusty. Ona jest chytra jak lisica. A do
tego bezwzględna niczym lichwiarz! Słyszałem z dobrego
ź

ródła, że przyjechała do Brighton wyłącznie dlatego, że nie

musiała z własnej sakiewki opłacić pobytu. Dom wynajęła
początkowo jej siostra, ale późną wiosną zaniemogła i wtedy
zaproponowała go Auguście. A ta naturalnie skorzystała z
okazji. I bez wątpienia nie zapłaciła siostrze ani pensa
odstępnego!

Lady Exmouth nie słyszała tej plotki, ale wcale nie

zdziwiłaby się, gdyby prawda istotnie tak wyglądała.

- Augusta, niestety, bardzo się zmieniła. To już nie jest

przyjaciółka, jaką pamiętam z dawnych łat.

- Święta prawda. Dlatego musi pani uważać, moja droga -

ostrzegł ją sir Percy. - Słyszałem również pogłoskę, że Augusta
zamierza zostać w Anglii aż do przyszłego roku. Jej rodzina
nie ma już posiadłości w naszym kraju, więc nie wykluczam,
ż

e lady Phelps postanowiła żerować na dawnych przyjaźniach.

background image

85

Jeśli nie zachowa pani ostrożności, wprosi się na jesień do
Bath i będzie pani skazana na jej towarzystwo.

- Jeśli spróbuje, to spotka ją srogi zawód - oznajmiła

dama. - Tymczasem jeszcze nie jestem zdecydowana.
Wprawdzie chciałabym z końcem lata wrócić do Bath, ale jest
też taka możliwość, że pojadę z Danielem do Courtney Place.

Sir Percy nawet nie starał się ukryć zaskoczenia.
- Po co, u licha? Daniel już całkiem ozdrawiał. W tak

dobrej dyspozycji nie widziałem go od lat.

- Naprawdę tak pan sądzi? - Lady Exmouth bardzo

wysoko ceniła opinię sir Percy'ego na wszystkie tematy. -
Może wobec tego wcale nie muszę zastanawiać się nad
pobytem w Kencie.

- Stanowczo nie - zapewnił ją rozmówca. - Po wypadku

była inna sytuacja. Wtedy sam uważałem, że pani wsparcie
byłoby mu bardzo potrzebne. Właśnie dlatego pozwoliłem
sobie przyjechać po panią do Bath.

- Jestem panu za to dozgonnie wdzięczna, Percy -

odpowiedziała, przesyłając mu ciepły uśmiech.

- Och, to nie był dla mnie żaden kłopot. - Pokręcił głową,

bo obrazy tamtych dni wciąż składały się w jego umyśle na
ż

ywe, plastyczne wspomnienie. - Uważam, że Exmouth już

odzyskał siły i może sam decydować o swojej przyszłości,
więc jeśli chcesz skorzystać z mojej rady, droga Lavinio,
pozwól mu na trochę samodzielności. Będzie ci za to
wdzięczny

-

dodał,

mierząc

przyjaciółkę

znaczącym

spojrzeniem.

Robina, która w milczeniu przysłuchiwała się tej rozmowie,

podzielała zdanie sir Percy'ego. Wprawdzie nie była tak pewna
jak on, czy Daniel już doszedł do siebie po stracie żony, ale
uważała, że jest w stanie zająć się własnymi sprawami bez
pomocy matki, mimo że lady Exmouth miała jak najlepsze
intencje.

background image

86

Na szczęście Daniel dobrze orientował się w terenie i bez

trudu znalazł zakątek zaproponowany przez Robinę. Skręcił z
głównego traktu, by zatrzymać kolaskę w cieniu potężnego
cisu.

Podczas gdy Robina i lady Exmouth zastanawiały się nad

wyborem odpowiedniego miejsca na rozłożenie rzeczy, Daniel
zorganizował wynoszenie z powozu koców i koszyków z
prowiantem. Po rozstawieniu jedzenia na trawie w powietrzu
uniósł się smakowity zapach pieczonych kurcząt, co
natychmiast obudziło apetyt sir Percy'ego, który bez ociągania
wyraził pogląd, że należy przystąpić do badania zawartości
koszyków, zanim szampan niestosownie się ogrzeje.

Ponieważ nikt nie zgłosił sprzeciwu, lady Exmouth poleciła

służbie podać jedzenie i napoje. Wszyscy z wyjątkiem lorda
Phelpsa, bardzo powściągliwego w zaspokajaniu głodu, z
dużym entuzjazmem kosztowali kolejne dania przygotowane
na tę okazję przez kucharkę. Dlatego nikt nie czuł potem
zbytku energii i gra w krykieta, zaproponowana wcześniej
przez Daniela dla sprawienia przyjemności Lizzie, została
odłożona na czas potrzebny żołądkom, aby poradzić sobie z
obfitym posiłkiem.

Hanna, zachęcona przykładem lorda Phelpsa, postanowiła

szkicować. Uznano, że najbardziej malowniczy widok ruin
klasztoru rozciąga się od strony dużego lasu, zasłaniającego
znaczną część horyzontu. Skrajem lasu płynęła zakolami rzeka,
a ruiny znajdowały się wśród drzew na drugim jej brzegu.

Po rozłożeniu koca na bujnej trawie, o kilka jardów od

stanowiska lorda Phelpsa, Robina usiadła między dwiema
dziewczynkami. Hannę, zręczną rysowniczkę, bardzo szybko
pochłonął temat, natomiast jej siostra jeszcze szybciej straciła
zainteresowanie szkicowaniem, uległa jednak perswazjom i
zgodziła się wytrwać przy pracy do czasu, aż przyjdzie ojciec.
Daniel przystanął, by zerknąć przez ramię lordowi Phelpsowi i
odniósł wystarczająco korzystne wrażenie, by kilka razy z

background image

87

uznaniem skinąć głową. Potem odwrócił się i wolno ruszył ku
dziewczętom.

- Phelps niezaprzeczalnie ma talent – zauważył

półgłosem, gdy podszedł do koca.

Umiejętności swojej starszej córki również szczodrze

wychwalał. Zdołał nawet powiedzieć coś pochlebnego o
pośpiesznie nagryzmolonym szkicu Lizzie, w który autorka
włożyła niezbyt wiele serca. W końcu stanął przy Robinie.

- Zastanawiam się, co powiedzieć o tym rysunku -

odezwał się w końcu, przyjrzawszy się z uwagą ostatniemu
dziełu.

Robina zdołała zapanować nad sobą i dalej rysowała ze

skupioną miną, jakby to nie jej praca była właśnie poddawana
ocenie. Szkicowanie zawsze było jej ulubionym zajęciem i
miłym sposobem na spędzenie czasu w smutne, deszczowe dni,
gdy nie mogła wyjść z domu. Wielu ludzi, w tym nawet matka,
należąca do surowych krytyków tak zwanych kobiecych zajęć,
mówiło jej, że ma niezaprzeczalny talent. Robina znała granice
swoich zdolności, wiedziała jednak również, że służące jej do
rysunków modele można rozpoznać na pierwszy rzut oka, była
więc przygotowana na odparowanie z humorem wszelkich
ż

artobliwych uwag.

- Ten... hm... obiekt pośrodku jest zapewne klasztorem...

Tak - mruknął, zwracając głowę w bok - jeśli spojrzy się na
niego pod tym kątem, rzeczywiście przypomina budynek.. .w
każdym razie do pewnego stopnia.

- Och, papo! Jesteś wyjątkowo niesprawiedliwy, jeśli

stroisz sobie takie żarty - oburzyła się Hanna. - Chciałabym
umieć szkicować choćby w połowie tak zręcznie jak Robina.

Uniósł brwi.
- Robina?
- Uhm... Robina pozwoliła mi mówić do siebie po

imieniu.

background image

88

- I mnie też, papo - poinformowała go Lizzie, zrywając

się z koca od bezpowrotnie porzuconego rysunku. - Czy wiesz,
ż

e ona ma trzy siostry, a papa dał im wszystkim chłopięce

imiona, bo chciał, żeby były chłopcami?

- Wcale tego nie zrobił, głuptasie - poprawiła ją starsza

siostra. - On wybierał imiona dla chłopców i zmieniał je, kiedy
okazywało się, że ma dziewczynki.

- Ale i tak chciał mieć chłopca. Robina tak powiedziała -

zaprotestowała Lizzie, po czym obdarzyła ojca pytającym
spojrzeniem. - Papo, czy ty też chciałeś, żebyśmy były
chłopcami?

- Nie, kochanie. Byłem bardzo szczęśliwy z powodu

waszego przyjścia na świat.

Tą dyplomatyczną odpowiedzią zaskarbił sobie promienny

uśmiech młodszej latorośli, która mocno chwyciła go za rękę.

- Chodź, papo. Zobaczymy, co jest w lesie.
- Dobrze, Lizzie. Zaraz z tobą pójdę - odrzekł, delikatnie

uwalniając rękę z uścisku. - Ale najpierw muszę dowiedzieć
się, czy twoja babcia albo sir Percy nie chcieliby nam
towarzyszyć. Nie odchodź nigdzie beze mnie - ostrzegł.

Lizzie najwyraźniej niezbyt zadowolona, że musi jeszcze

posiedzieć w oczekiwaniu na powrót ojca, postanowiła
wykorzystać zwalone drzewo, by poćwiczyć równowagę,
chodząc tam i z powrotem po pniu, a Hannie i Robinie dać
możliwość dalszego szkicowania w spokoju.

- Myślę, że papa zachował się bardzo niegrzecznie,

oceniając twój rysunek - oświadczyła Hanna, gdy lord
Exmouth oddalił się poza zasięg głosu. - Nigdy nie słyszałam,
ż

eby tak krytykował rysunki mamy, a twój jest o niebo lepszy

od nich wszystkich. - Nagle zmarszczyła czoło. - Mama nie
lubiła, kiedy ludzie źle oceniali jej rysunki.

Nawet te nieliczne wzmianki o matce, które Robina dotąd

usłyszała od dziewcząt, przekonały ją, że obie darzyły zmarłą
ż

onę Daniela głębokim uczuciem, a zwłaszcza Hanna, która

background image

89

pamiętała ją lepiej niż Lizzie, była bowiem o trzy lata starsza.
Obie radziły sobie nadspodziewanie dobrze ze stratą, jakiej
doznały. I obie były wzruszająco przywiązane do ojca.

Robinie nawet nie przyszło do głowy, że ostatnia uwaga

Hanny mogła być w zamierzeniu negatywną oceną charakteru
matki. Najwyraźniej jednak albo zmarła lady Exmouth nie
ceniła sobie krytycznych uwag, albo nie lubiła, kiedy się z nią
przekomarzano. Robina była przyzwyczajona i do jednego, i do
drugiego, więc wcale nie wzięła sobie do serca niepochlebnej
opinii Daniela o szkicu.

- Twój papa bardzo lubi żartować. Z pewnością

dokuczanie mi dla zabawy sprawia mu przyjemność.

- Lizzie i mnie papa też dokucza. - Hanna znowu

sposępniała. - Nie pamiętam, żeby dokuczał w ten sposób
mamie. - Zerknęła na lorda Phelpsa, który wciąż w milczeniu
oddawał się pracy. - On jest bardzo przystojny, prawda?

- Bardzo - przyznała Robina i pomyślała, że ostatnimi

czasy dziewczęta zadziwiająco szybko dorastają. Nie
przypominała sobie, by w wieku Hanny zwracała uwagę na to,
czy jakiś dżentelmen jest przystojny. Pamiętała jednak, że
oddalała się bez pozwolenia, chociaż stanowczo jej tego
zabraniano, i wyglądało na to, że ta mała małpka Lizzie
właśnie zrobiła to samo.

- Widzę, że twoja siostra postanowiła jednak nie czekać

na powrót ojca - powiedziała, ostrożnie odkładając szkicownik
na koc. - Lepiej pójdę jej poszukać, żeby nie napytała sobie
biedy.

- Ona zawsze to robi - zrzędliwie stwierdziła Hanna. -

Pójdę z tobą. Lizzie prędzej czy później zgubi się w lesie i
wtedy dopiero pożałuje!

Weszły między drzewa, ale nigdzie nie było ani śladu

dziewczynki. Hanna, znająca upodobania siostry, wyraziła
przypuszczenie, że Lizzie mogła wybrać się nad rzekę.

background image

90

- To do niej podobne, bo papa bardzo wyraźnie mówił, że

tego nie wolno jej robić pod żadnym pozorem.

Robina z trudem powściągnęła uśmiech. Rozumiała

zawstydzenie starszej córki Daniela. Sama miała przecież trzy
młodsze siostry i dobrze wiedziała, jak czasem potrafią zaleźć
za skórę, lecz mimo to nigdy nie nęciła jej rola skarżypyty. Nie
wątpiła, że pod tym względem Hanna jest do niej podobna.

- Wobec tego poszukajmy najpierw tam - zdecydowała

Robina i pierwsza ruszyła przez zarośla.

Wysoka trawa i paprocie ocierały jej się o spódnice, ale nie

było sposobu na uratowanie ich przed zaplamieniem. Zresztą
Robina bardziej troszczyła się w tej chwili o Lizzie niż o swój
wygląd.

Doszły nad brzeg rzeki, gdzie nie znalazły winowajczyni,

na szczęście jednak Robina usłyszała chichot, który rozległ się
w odpowiedzi na wołanie Hanny.

- Jest

nad

rzeką,

tylko

dalej

-

powiedziała,

zlokalizowawszy źródło wątłego odgłosu.

Zachowując bezpieczną odległość od śliskiego, spadzistego

brzegu, dalej przedzierały się przez nadbrzeżne krzaki i
wreszcie dostrzegły małą. Wisiała niczym małpka na
wysuniętej nad wodę gałęzi drzewa, która niebezpiecznie się
chyliła pod jej ciężarem.

- Natychmiast wracaj, Lizzie! - zakomenderowała

przestraszona Hanna. - Wracaj natychmiast, słyszysz? Bo jak
nie, to zawołam papę!

- No dobrze - odburknęła, najwyraźniej potraktowawszy

groźbę siostry poważnie, i już miała powoli przesunąć się w
stronę pnia, gdy nagle rozległ się głośny trzask. Lizzie z
pluskiem znikła w mętnej toni.

Hanna krzyknęła, ale Robina wiedziała, że nie wolno jej

wpaść w panikę. Natychmiast wysłała dziewczynkę po ojca.
Lizzie wpadła do wody kilka jardów od brzegu. Nie było na co

background image

91

czekać. Robina, nie wahając się dłużej, zdjęła czepek i
trzewiki.

Nie dalej jak tego ranka zabawiała córki lorda Exmoutha

opowiadaniami o własnych wybrykach z dziecięcych lat, wśród
których, jak teraz mogła stwierdzić, część zdecydowanie nie
stanowiła powodu do dumy. Nigdy jednak nie żałowała, że
podczas swoich sekretnych eskapad w młodości zdobyła
umiejętność pływania.

Jej dobra przyjaciółka, lady Sophia Cleeve, nauczyła się

tego od swego starszego brata lorda Angmeringa i naturalnie
zapragnęła podzielić się rzadką wśród dam sprawnością z
zaprzyjaźnioną córką pastora. Jezioro na terenie obszernego
majątku rodziny Cleeve'ów było idealnym miejscem do nauki,
a Robina po przezwyciężeniu początkowej niepewności
przestała bać się wody i zaskakująco szybko doszła do
godnych uwagi wyników. Nigdy nie cieszyła się bardziej z
posiadania tej umiejętności niż właśnie teraz, bo w chwili, gdy
wskoczyła do wody, potwierdziły się jej najgorsze przeczucia.

Rzeka wydawała się spokojna, nurt miała leniwy, ale pod

powierzchnią czyhały na nieostrożnych zdradliwe prądy, a, co
gorsza, plątanina trzcin i innych roślin wodnych stanowiła
pułapkę, która nie spodziewającej się niczego ofierze groziła
ś

miertelnym niebezpieczeństwem. Robina raz po raz czuła

dotyk zielonych macek, ocierających się jej o spódnice, gdy
płynąc, gorączkowo szukała dziewczynki, która chwilę
wcześniej ukazała się na powierzchni, krztusząc się i parskając,
a teraz znów znikła bez śladu. Na szczęście kilka jardów dalej
Robina dostrzegła duże zagęszczenie bąbelków powietrza,
mignęło jej też coś niebieskiego.

Błyskawicznie dotarła do tego miejsca. W mętnej,

zawiesistej wodzie nic nie było widać, ale gdy zanurkowała,
natrafiła dłonią na tkaninę. Mocno trzymając rękaw niebieskiej
sukienki Lizzie, wyciągnęła dziewczynkę na powierzchnię.

background image

92


Kaszląca, przerażona Lizzie kurczowo zacisnęła ręce na

szyi wybawicielki. przez co omal nie wciągnęła ich obu
ponownie pod wodę. W ostatniej chwili Robina zdołała
uwolnić się z uścisku i chwycić dziewczynkę tak, by móc ją
doholować do brzegu.

Walka z prądem i szarpiącą się Lizzie sprawiła, że Robina

osiągnęła cel półżywa. Nawet przy samym brzegu nie miała
jednak gruntu pod nogami, a śliski, spadzisty teren
uniemożliwiał jej wydostanie się z koryta rzeki. Brakowało jej
zresztą siły, by tego spróbować. Pozostało tylko kurczowo
chwycić się sterczącego z ziemi korzenia i modlić, by pomoc
przyszła w porę.

Niebiosa wysłuchały jej modlitwy. Już, już wydawało jej

się, że nie utrzyma Lizzie ani chwili dłużej, gdy tuż nad nią
rozległ się krzepiący męski głos i mocne ramię uwolniło ją od
ciężaru, który udało jej się ocalić przed niechybną śmiercią.

Chwilę potem sama została wyciągnięta z wody. Z całej

siły przywarła do muskularnego męskiego torsu, a ramionami
oplotła wybawicielowi szyję, bardzo podobnie jak kilka minut
wcześniej uwiesiła się na niej Lizzie. Jej wybawca zdawał się
nie mieć nic przeciwko temu, bo wcale nie próbował się
uwolnić, wręcz przeciwnie, szeptał kojące słowa, których i tak
nie była w stanie zrozumieć, bo pękała jej głowa i wciąż nie
mogła złapać tchu.

Dopiero gdy nieco wyrównała oddech i poczuła, że może

ustać na własnych nogach bez pomocy, oswobodziła się z
uścisku. Zaraz potem pojawiła się lady Exmouth z kocem, a za
nią zasapany sir Percy. Dama bez chwili zwłoki owinęła
wełnianym kocem przerażoną, rozszlochaną Lizzie, zerknęła
na Robinę i wydała okrzyk przerażenia.

- Na Jowisza! - mruknął sir Percy, spoglądając w tę samą

stronę, po czym szybko włożył do oka monokl.

background image

93

- Danielu, daj swój surdut... szybko - zakomenderowała

lady Exmouth słabnącym głosem. - Biedaczce na pewno jest
zimno.

Jedno spojrzenie na Robinę wystarczyło Danielowi, by

pojąć ogrom matczynej trwogi, i zrozumieć, dlaczego w
spojrzeniu sir Percy'ego było tyle męskiego entuzjazmu dla
piękna. Mokra suknia Robiny przylgnęła do ciała jak druga
skóra, zdradzając każdy szczegół kobiecej urody i nie
pozostawiając wyobraźni patrzącego żadnego poła do popisu.

Powściągając chęć nasycenia się tym widokiem i ignorując

protesty Robiny, która nie chciała przyjąć okrycia, Daniel
narzucił jej surdut na ramiona, po czym nie tracąc czasu, zajął
się winowajczynią całego zajścia, które omal nie skończyło się
tragicznie.

Wziął Lizzie na ręce i pierwszy wyszedł z lasu,

zostawiwszy Robinę pod troskliwą opieką matki. Zanim dama
ze swą podopieczną również wyłoniły się spomiędzy drzew,
Robina zdążyła zapewnić lady Exmouth, że mimo tej przygody
nic jej nie jest poza kilkoma siniakami, zadrapaniem na prawej
ręce i lekkim przemarznięciem.

- Przynajmniej z rozgrzaniem pani nie będziemy mieli

kłopotu - stwierdził sir Percy i wielkimi krokami przemierzył
łąkę do miejsca, gdzie siedział lord Phelps.

- Panna Perceval bardziej potrzebuje tego niż pan - orzekł

zdecydowanie i wyciągnął koc spod zaskoczonego młodzieńca.

- Wielkie nieba! - powiedział osłupiały Phelps,

zatrzymując wzrok na Robinie.

Jak na kogoś, kto najczęściej zdawał się bujać w obłokach,

wykazał

się

tym

razem

zadziwiająco

taksującym

i

przenikliwym spojrzeniem.

- Czyżby doszło do wypadku? - spytał, dowodząc tym, że

od czasu, gdy rozsiadł się na trawie, nie interesowało go nic
oprócz szkicu. - Czy pani wpadła do rzeki, panno Perceval?

Sir Percy ostentacyjnie zasłonił sobie oczy.

background image

94

- Wielki Boże, miej nas w swojej opiece! - mruknął i nie

siląc się na wyjaśnienie, odprowadził dość rozbawione damy
do powozu.

Później, po zdjęciu przemoczonej i ubłoconej sukni, Robina

mogła wygrzać obolałe ręce i nogi w aromatycznej kąpieli.
Pinner, która zawsze zdradzała wielką słabość do panienki,
zrzędziła jak matką kwoka. Robina przyjmowała te przejawy
nadopiekuńczości bez protestów, ale gdy Pinner, pomógłszy
odzyskać nieskazitelny wygląd bohaterce dnia, oznajmiła, że
wezwano doktora i wkrótce należy się spodziewać jego wizyty,
Robina uznała, że jak na jeden dzień wystarczy tej
troskliwości.

- Nie chcę doktora, Pinner. Poza tym oprócz skaleczenia

ręki nic mi nie dolega, więc nie warto marnować jego cennego
czasu z powodu takiego drobiazgu.

- Pan nalegał, panienko.
Pierwszy raz Pinner miała okazję zobaczyć w łagodnych

oczach Robiny błysk złości. Jeśli nawet zwykle bardzo
zrównoważona córka pastora zamierzała powiedzieć coś
niestosownego, to w porę ugryzła się w język, bo drzwi się
otworzyły i do pokoju wszedł pulchny niski mężczyzna ze
skórzaną torbą.

Uśmiechając się jak dobrotliwy wujek, doktor wysłuchał

cierpliwie zapewnień Robiny, że nic jej nie jest, po czym
szybko zrobił, co należało, by po krótkim badaniu potwierdzić,
ż

e zdrowie pacjentki jest w jak najlepszym stanie. Obiecał też

wkrótce przysłać pomocnika ze słoiczkiem maści do
smarowania skaleczonej ręki.

- Czy miał pan już okazję zbadać pannę Lizzie, doktorze?
- Tak, panienko. Nic jej się nie stało. - Cmoknął. -

Naturalnie zawsze była bardzo pobudliwym dzieckiem. Tak jak
jej droga mama... nieustannie w napięciu. Zostawiłem środek
uspokajający, żeby łatwiej jej było zasnąć dziś wieczorem, a

background image

95

jutro z rana jeszcze ją odwiedzę, ale nie przewiduję żadnych
komplikacji po tej niefortunnej przygodzie.

- Jego lordowska mość bardzo się na nią gniewał -

wyjawiła Pinner, gdy doktor opuścił pokój. - Podobno srodze
ją złajał i kazał leżeć w łóżku do końca dnia. Zagroził też, że
jeśli go nie usłucha, to natychmiast odeśle ją do Courtney
Place.

- Och, nie - jęknęła Robina, trochę współczując

dziewczynce, ale Pinner pozostała surowa.

- Jeśli chce panienka znać moje zdanie, to i tak o wiele za

długo jej pobłażano. Nie mówię, że nie należało jej się trochę
mniej surowości po śmierci matki, ale panienka Lizzie zawsze
lubiła być niegrzeczna. Teraz pan chyba wreszcie zrozumiał, że
musi ją krócej trzymać, żeby nie wyrosła na całkiem zepsute
dziecko. Podsłuchałam, jak pan mówił do starszej pani, że
gdyby panna Robina nie wyciągnęła panienki z rzeki, to on
przybiegłby za późno. - Oczy służącej zrobiły się podejrzanie
wilgotne. - Panna Robina jest prawdziwą bohaterką.

Bardzo zakłopotana tą niezasłużoną pochwałą Robina

usiłowała przekonać służącą, że w tym, co zrobiła, nie było nic
bohaterskiego, i każdy na jej miejscu zachowałby się podobnie,
ale Pinner w ogóle nie chciała jej słuchać. Z jej punktu
widzenia córka pastora była niepospolitą istotą namaszczoną
przez samego Boga, kimś niezwykłym i godnym najwyższego
szacunku, toteż żaden argument Robiny po prostu nie mógł do
niej trafić.

Uznawszy, że jedynie upływ czasu może przywrócić

służącej nieco większą trzeźwość sądu, Robina poszła do
pokoju dziewcząt sprawdzić, jak się miewa Lizzie.
Dziewczynka,

przestraszona

wypadkiem,

była

bardzo

przygaszona przez całą drogę powrotną do domu. Robina nie
sądziła jednak, by tak niezwykły dla Lizzie letargiczny stan
mógł długo trwać. Nie zdziwiła się więc, odkrywszy, że mała

background image

96

siedzi w łóżku i z wielkim zainteresowaniem słucha bajki,
czytanej jej przez siostrę.

Wejście Robiny wywołało dwie zgoła różne reakcje. Hanna

zerwała się z krzesła przy łóżku i szeroko uśmiechnęła,
zachwycona jej widokiem. Lizzie, przesławszy wybawicielce
spojrzenie pełne winy, pochyliła głowę i nagle bardzo
zainteresowała się wzorem na pościeli.

Dzięki swojej wiedzy o postępowaniu z dziewczętami w

tym wieku Robina natychmiast zrozumiała przyczynę tego
mało entuzjastycznego powitania ze strony młodszej siostry.

- Nie przyszłam tu, żeby cię łajać - powiedziała.
Tym zapewnieniem wywołała natychmiastowy odzew:

dziecko szelmowsko się uśmiechnęło i zachichotało.

- Czy nie było to podniecające, Robino? Przeżyłyśmy

dzisiaj prawdziwą przygodę!

- Podniecające? - Hanna zerknęła na siostrę z irytacją. -

Mogłaś umrzeć, głupia! Wiesz, co papa powiedział. Gdyby nie
Robina, już by cię tutaj nie było.

- Eee... wiem — z ociąganiem przyznała Lizzie. -Ale

Robina mnie uratowała, więc wszystko jest w porządku,
prawda?

Hanna, ku rozbawieniu Robiny, wyciągnęła błagalnie

ramiona w stronę sufitu.

- Poddaję

się!

Jesteś

beznadziejna...

Zupełnie

beznadziejna. Przecież wiesz, co zrobi z tobą papa, jeśli jeszcze
raz będziesz niegrzeczna - przypomniała jej. - A mówił
poważnie, bo był bardzo zły.

- Wiem - bąknęła Lizzie, nerwowo skubiąc pościel. -

Obiecałam mu, że już tak nie postąpię. Nie będę zbliżać się do
rzeki, dopóki papa nie nauczy nas pływać. - Spojrzała z
podnieceniem na Robinę, która stanęła przy łóżku. - Papa
obiecał, że kiedy jesienią wróci do domu, nauczy pływać i
mnie, i Hannę. Czy ciebie też papa nauczył pływać?

background image

97

- Hm... niezupełnie - wyznała, zastanawiając się, jak

zareagowałby jej ojciec, gdyby miał kiedykolwiek dowiedzieć
się o tej niezwykłej umiejętności córki. Bardzo wątpiła, czy
wykazałby tyle samo entuzjazmu, co lord Exmouth. - Nie.
Nauczyłam się od przyjaciółki.

- Papa mówi, że dziewczynki nie powinny być gorsze od

chłopców, i sam nie rozumie, dlaczego wcześniej nie przyszło
mu do głowy, żeby nauczyć nas pływać - oznajmiła Hanna,
która wydawała się mniej rozentuzjazmowana tą perspektywą
niż młodsza siostra. - Ja nie miałabym nic przeciwko tej nauce
gdyby... no, gdybyś to ty mnie uczyła, Robino - wyznała, lekko
się rumieniąc. - Bądź co bądź, to nie jest zbyt stosowne,
prawda?

- Nie bądź głupia! - parsknęła Lizzie, gdy Robina z

pełnym zrozumieniem dla skromności starszej dziewczynki
zamierzała podsunąć jej mysi, że gdyby panna Halliwell
umiała pływać, to pewnie udałoby się ją namówić na takie
lekcje. - Przecież papa w ogóle nie patrzył na Robinę, kiedy
wyciągnął ją z rzeki -ciągnęła mała, niefrasobliwie ignorując
ostrzegawcze spojrzenie siostry. - A ona wyglądała wtedy tak,
jakby nic na sobie nie miała.

- Lizzie, jak możesz!- skarciła ją surowo Hanna, ale

szkoda już się stała. Biedna Robina okryła się pąsem, dobrze
bowiem wiedziała, że Lizzie powiedziała najprawdziwszą
prawdę.

Owszem, zauważyła wyraz nieukrywanego zachwytu na

twarzy sir Percy'ego, wtedy jednak sądziła, że jest to; pochwała
za jej dzielność w ratowaniu córki Daniela. Ależ była naiwna!
Powinna pomyśleć, że cienka muślinowa suknia, choć skromna
i jak najbardziej stosowna dla młodej damy, po przemoczeniu
staje się całkiem przezroczysta.

Przypomniała sobie również co innego. Jak mocno tulił ją

do siebie Daniel po wyciągnięciu z rzeki i jak sama lgnęła do
niego w tej cudownej chwili, gdy czuła się bezpieczna,

background image

98

chroniona i doceniona. Czyżby trzymając ją w ten sposób,
chciał jedynie ukryć nieskromny stan jej garderoby? To
przypuszczenie, przecież całkiem prawdopodobne, o dziwo,
zakłopotało ją znacznie bardziej niż odkrycie, że nieświadomie
wystawiła

swoje

wdzięki

na

widok

publiczny

ku

niewątpliwemu zadowoleniu mężczyzn.

Nagle uświadomiła sobie, że jest pod ostrzałem dwóch par

dziecięcych oczu, postarała się więc zbagatelizować problem i
szybko zmieniła temat, roztaczając przed dziewczynkami plany
różnych atrakcji, którymi można by wypełnić ich czas w
Brighton. Może nawet udałoby jej się całkiem wyrzucić z
pamięci ten kompromitujący epizod, gdyby nie to, że kilka
minut później, gdy po opuszczeniu dziecięcego pokoju znalazła
się na schodach, stanęła oko w oko z Danielem.

Nie było sposobu na uniknięcie spotkania. Gdyby

odwróciła się do niego plecami i uciekła na górę szukać azylu
w swoim pokoju, bez wątpienia wzbudziłaby u niego wręcz
haniebne domniemania. Dużo lepiej było już stanąć do
konfrontacji i po prostu nie przywiązywać nadmiernej wagi do
wcześniejszej przygody.

- Właśnie zajrzałam do pańskiej syrenki, żeby sprawdzić,

jak się czuje. Zdaje mi się, że kąpiel ani trochę jej nie
zaszkodziła.

- A pani? - Zatrzymał się o dwa stopnie niżej i

odchyliwszy głowę, spojrzał prosto w jej twarz.

- Ja też czuję się dobrze. W hrabstwie Northampton

mieszkają zdrowi ludzie - powiedziała z wdziękiem. -
Wszystkie panny są krzepkie.

- I odważne - dodał Daniel Ujął jej prawą rękę, lekko

drżącą w tym uścisku, i zaczął oglądać połamane paznokcie i
zadrapania na wierzchu dłoni. Ani przez chwilę nie wątpił, że
taka skromna panna jak Robina wolałaby raczej zapomnieć o
tym, co stało się wcześniej. Musiała być czymś zakłopotana, bo
unikała jego spojrzenia, uznał więc, że nie należy przeciągać

background image

99

tego spotkania, i rzekł: - Nie mam sposobu, aby odpowiednio
wyrazić pani wdzięczność i nawet nie będę próbował. Powiem
tylko, że chylę czoło przed pani odwagą, ptaszyno.

Musnął wargami wierzch jej dłoni, po czym wyminął

Robinę i poszedł na górę. Drugi raz tego dnia zostawił ją bez
tchu, we władzy jakiejś tajemniczej, wielkiej siły, która
zmusiła ją do wsparcia się na poręczy schodów.


ROZDZIAŁ SIÓDMY

Robinie w ogóle nie przyszło do głowy, że jakikolwiek jej

czyn może wywołać takie poruszenie. Szybko przekonała się,
ż

e służba ją rozpieszcza i okazuje jej wprost niezwykły

szacunek. W jadłospisie częściej pojawiały się jej ulubione
dania, a Stebbings i Pinner nieustannie przekazywali jej, że
kucharka chce przygotować jakiś specjał, żeby panna Perceval
mogła go skosztować.

Co gorsza, te niespodziewane wyrazy uznania spotykały ją

nie tylko ze strony domowników. Wiadomość o wypadku nad
rzeką, rozpowszechniona prawdopodobnie przez sir Percy'ego,
szybko rozeszła się w towarzystwie i od tej pory dzień w dzień
w domu zjawiały się tłumy ciekawskich, którzy postanowili
osobiście sprawdzić, czy w plotkach krążących o bohaterskim
czynie panny Robiny Perceval jest choć ziarno prawdy.

We wszystkich pokojach stały wazony pełne kwiatów, w

tym olbrzymi bukiet pachnących białych lilii, przysłany przez
lorda Phelpsa i jego matkę. Ilekroć Daniel przechodził przez
sień i mijał ten bukiet, marszczył czoło, choć nikt nie był
pewien, czy przeszkadza mu silny zapach kwiatów, czy to, że
przysłał je Simon Phelps.

background image

100

Robina pocieszała się świadomością, że w końcu przestanie

ś

ciągać na siebie powszechną uwagę, bo towarzystwo z czasem

znajdzie sobie nowy obiekt zainteresowania. Na szczęście wraz
opuszczeniem przez Hannę i Lizzie Brighton i ich wyjazdem w
dalszą drogę do Dorset jej przewidywania się sprawdziły.

Robinie przykro było żegnać się z siostrami, szczerze je

bowiem polubiła, wynagradzała sobie jednak żal przyjemną
myślą, że za to lord Exmouth wróci teraz do domu. Wprawdzie
przebywanie w towarzystwie Hanny i Lizzie sprawiało jej
przyjemność, nie mogła jednak zaprzeczyć, że brakuje jej
czasu wspólnie spędzanego z Danielem, gdy siedzieli obok
siebie i czytali albo grali w karty.

Niestety, Daniel wcale nie zdradzał chęci rychłego powrotu

do domu i przynajmniej na razie wydawał się całkowicie
zadowolony z pobytu u przyjaciela, Montague Merrella. Co
jeszcze dziwniejsze, lady Exmouth nie była szczególnie
zaniepokojona

ociąganiem

się

syna.

Zresztą

zanadto

podniecało ją otrzymane zaproszenie na kolację w Pawilonie,
by zajmowała myśli czymkolwiek innym.

Przyjazd regenta do Brighton spowodował dalszy napływ

gości do miasteczka i znaczne wzbogacenie kalendarza
towarzyskiego.

Każdego

wieczoru

Robina

spędzała

przynajmniej godzinę w swoim pokoju, by przygotować się do
kolejnego przyjęcia, a w dniu kolacji w Pawilonie Pinner z
wyjątkową starannością ułożyła jej włosy i ubrała ją w uroczą
turkusową jedwabną suknię, którą wcześniej Robina miała na
sobie tylko raz, podczas zaręczynowego przyjęcia Sophii
Cleeve.

Daniel uprzejmie zgodził się towarzyszyć im na kolację i

przez całą, niedługą zresztą podróż powozem utrzymywał
Robinę w stanie rozbawienia, pozwalając sobie na dość
lekceważące

uwagi

o

niegustownych

upodobaniach

architektonicznych regenta i żałosnych przeróbkach, którym

background image

101

Jego Królewska mość wciąż poddaje swój „mały domek” nad
morzem.

Mimo podniecenia perspektywą zjedzenia kolacji w

Pawilonie Robina nie mogła nie zgodzić się z Danielem.
Wszystkie sale, przez które przechodziła w słynnej budowli,
miały ozdobny wystrój i kosztowne umeblowanie, na które nie
szczędzono pieniędzy. Charakter wnętrz jednak nie pasował do
wszystkich gustów, a na pewno nie do upodobań Robiny.
Wydawało się, że w słowniku regenta nie ma w ogóle takich
słów, jak prostota i powściągliwość. Wszędzie dookoła, a
zwłaszcza w jadalni, gdzie na stole ustawiono zadziwiającą
liczbę

efektownie

przybranych

dań,

były

widoczne

najrozmaitsze ekstrawagancje.

W miarę upływu czasu i przybywania kolejnych gości w

sali bankietowej, gdzie tańczono, panowała coraz większa
duchota. Robina zdołała znaleźć nieco chłodniejsze miejsce w
kącie i próbowała się ukryć za ustawioną tam rozłożystą palmą
w donicy. Stąd przyglądała się tłumowi tańczących, ubranych z
niezwykłą elegancją w stroje mieniące się od klejnotów.

Niestety, jej myśli, jak to często ostatnio bywało, zbłądziły

i zaczęła dumać, co przyniesie jej przyszłość po opuszczeniu
Brighton i rozstaniu z wszystkimi tutejszymi wspaniałościami.
Zajęta tym nie zauważyła zbliżającego się wysokiego,
postawnego mężczyzny.

- A to co takiego? - Na dźwięk znajomego, bardzo

przyjemnego głosu, aż podskoczyła. - Chowanie się po kątach
jest do ciebie niepodobne.

- Wcale nie chowam się po kątach, jak pan to nazwał -

odparła, zastanawiając się, jak długo była obserwowana. - Po
prostu staram się nie zwracać na siebie uwagi. Jest bardzo
gorąco, Danielu. Nie chciałam ryzykować dalszej obecności na
parkiecie, więc stanęłam z boku, żeby nie poproszono mnie do
tańca.

Wydał się usatysfakcjonowany tym tłumaczeniem.

background image

102

- Tu rzeczywiście jest duszno. Może przejdziemy do

oranżerii? Tam powietrze powinno być trochę przyjemniejsze.

Tego nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. Wsparta na

jego ramieniu pozwoliła się zaprowadzić do wielkiego
przeszklonego pomieszczenia, gdzie było wyraźnie chłodniej i
mniej tłoczno, chociaż wśród zieleni kryło się kilka par.

- O czym myślisz? - spytał, gdy doszli do końca drogi

przez oranżerię i usiedli na dwóch wiklinowych krzesłach. -
Wydajesz się całkiem pogrążona w swoim świecie. Czyżby nie
podobał ci się królewski przepych?

- Bardzo mi się podoba, choć jest nieco przytłaczający.
Odpowiedź padła szybko, ale ponieważ Daniel był już

ekspertem w dziedzinie nastrojów panny Perceval, uznał, że
zostało to powiedziane zbyt machinalnie, jakby rozmówczyni
błądziła myślami gdzie indziej.

- Czy coś cię trapi? - spytał łagodnie, ale tym razem nie

doczekał się odpowiedzi. - Nie krępuj się, ptaszyno, przecież
jesteśmy przyjaciółmi, czyż nie? A prawdziwi przyjaciele nie
powinni obawiać się zwierzeń.

Przyjaciele? Kiedyś takie określenie byłoby dla niej bardzo

krzepiące, ale teraz.

- Myślałam o tym, jak przyjemny jest dla mnie pobyt w

Brighton. Dziwne, ale czuję się tu o wiele lepiej niż w stolicy.

Na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie.
- Wybacz mi, że to mówię, ale jeszcze kilka minut temu

wcale nie wyglądałaś na zadowoloną.

Nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc tak szybką i szczerą

odpowiedź.

- To dlatego, że myślałam również, ile stracę, wracając

do Abbot Quincey. - Mimo woli westchnęła. - Stanowczo za
bardzo przyzwyczajam się do luksusu, Danielu. Martwi mnie
to.

Przyglądał jej się w milczeniu, jego twarz przybrała

całkiem nieprzenikniony wyraz.

background image

103

- Co każe ci sądzić, że musisz zrezygnować z takiego

ż

ycia? Jeśli nie podoba ci się perspektywa powrotu do

hrabstwa Northampton, z pewnością możesz rozważyć inne
możliwości.

- Na przykład?
- Małżeństwo. - W spojrzeniu, które jej przesłał, było

znacznie więcej niż szczypta cynizmu. - Przecież właśnie z
zamiarem znalezienia sobie męża opuściłaś Abbot Quincey.

Nie poczuła się tym urażona. Daniel z pewnością nie

chciałby celowo sprawić jej przykrości, z zasady mówił bez
ogródek, toteż przyzwyczaiła się już, że niekiedy jego uwagi
bywają dość bezceremonialne.

- W pańskich ustach brzmi to jak coś małostkowego -

stwierdziła, ale nie próbowała mu zaprzeczyć. - Naturalnie ma
pan rację. Większość młodych kobiet przyjeżdża na sezon do
Londynu właśnie w tym celu. Ja miałam więcej szczęścia niż
wiele spośród nich. Dostałam dwie propozycje małżeństwa,
obie jednak bez żalu odrzuciłam.

Nie dodała, że stało się to z pełną aprobatą jej matki, która

kierowała się nadzieją na trzecie, znacznie bardziej korzystne
oświadczyny.

- Obaj dżentelmeni byli wielkiej zacności, ale nie

zaskarbili sobie moich uczuć.

I znów spoczęło na niej przenikliwe spojrzenie piwnych

oczu.

- A czy naprawdę żaden odpowiedni dżentelmen nie

wzbudził pani zainteresowania już po przyjeździe do Brighton?
Na przykład pan Frederick Ainsley? Przez ostatnie tygodnie
najwyraźniej darzy panią względami, a pani również zdaje się
nie unikać jego towarzystwa.

Niewątpliwie nie miała nic przeciwko spotykaniu pana

Ainsleya. Całkiem go lubiła, i to od pierwszej chwili. Czy
jednak byłaby zadowolona, mając spędzić z nim resztę życia?
To już było inne pytanie.

background image

104

Dziwne, ale Robina nigdy poważnie nie rozważała

możliwości związania się z Frederickiem Ainsleyem. Ani przez
chwilę nie wątpiła, że pan Ainsley jest kandydatem na
troskliwego i kochającego męża. Pod wieloma względami
przypominał jej ojca. Obaj byli inteligentni, obaj szczerze
oddani swojemu powołaniu. Ale chyba właśnie to było
przyczyną, że Robina nie zamierzała dopuścić do zacieśnienia
znajomości z panem Ainsleyem.

Nigdy nie ukrywała, że w Abbot Quincey spędziła bardzo

szczęśliwe dzieciństwo. Mimo to nie miała najmniejszej ochoty
zmienić w swoim życiu jedynie plebanii.

Coraz bardziej przyzwyczajała się do zupełnie innego stylu

ż

ycia. I to jej się podobało! Naturalnie wcale nie wiązała

swojej przyszłości wyłącznie z przyjęciami i innymi atrakcjami
towarzyskimi. W tym nie widziałaby nic pociągającego.
Chciała wyjść za mąż i mieć dzieci. Ale najważniejsze było dla
niej, by poślubić mężczyznę, którego mogłaby kochać i
szanować. Jej ideał gdzieś już na nią czekał, tego była pewna, a
mimo to nie umiała go sobie wyobrazić. Obraz tego człowieka,
jaki miała w głowie, wciąż był zamazany.

- Tak, chciałabym wyjść za mąż, Danielu. Zdecyduję się

na to dopiero wtedy, kiedy spotkam mężczyznę, którego
pokocham. - A więc zdradziła swoje najskrytsze myśli. - Nigdy
nie zawarłabym małżeństwa tylko dla poczucia bezpieczeństwa
albo tylko po to, by mieć własny dom.

Roześmiała się dźwięcznie, trochę zakłopotana.
- Och, sama nie wiem, Danielu. Może za wiele wymagam

od życia. To prawda, że miałam więcej szczęścia niż wiele
innych panien. Tylko że... – Jak to wytłumaczyć? - W moim
ż

yciu nigdy nie zdarzyło się nic naprawdę ekscytującego.

Każda panna marzy o spotkaniu rycerza z bajki, dzielnego
Galahada, który ocali ją przed niebezpieczeństwem, a potem
beznadziejnie się w niej zakocha. Pan może się śmiać -
ciągnęła, gdy po tym wyznaniu usłyszała głośny wybuch

background image

105

ś

miechu. - Pan jest mężczyzną i bez wątpienia miał niejedno

ekscytujące doświadczenie. Tymczasem moje życie jeszcze
kilka tygodni temu było zupełnie bezbarwne.

Daniel nadal się uśmiechał, ale gdy się odezwał, nie ulegało

wątpliwości, że mówi szczerze i bez ironii.

- Wydaje mi się, że to rozumiem, ptaszyno. Coś

ekscytującego od czasu do czasu na pewno nikomu nie
zaszkodzi. A więc masz nadzieję spotkać swojego sir
Lancelota.

- Galahada - poprawiła go zawstydzona, że przyznała się

do tak dziecinnego marzenia. - Ponieważ jednak ziszczenie się
tej nadziei jest mało prawdopodobne, próbuję przyzwyczaić się
do myśli, że będę wiodła życie guwernantki.

- Wielkie nieba! To jednak dużo skromniejszy plan niż

ż

ycie u boku dzielnego rycerza.

- Owszem - przyznała - ale za to więcej w nim realizmu.
Daniel wyjął jej z ręki wachlarz, rozłożył go i zaczął się

przyglądać delikatnemu rysunkowi przedstawiającemu kwiaty.

- Czy zapomniała już pani, że mama proponowała jej

pobyt w Bath w charakterze damy do towarzystwa?

Robina dobrze pamiętała tę rozmowę, ale nie potraktowała

słów lady Exmouth poważnie.

- Pańska matka z pewnością tylko żartowała.
- Nie sądzę. Ona bardzo panią lubi. Wyglądał tak, jakby

chciał powiedzieć coś jeszcze, ale najwyraźniej zmienił zdanie.
Szybko oddał jej wachlarz, po czym wstał.

- Ma pani dość czasu, aby rozważyć propozycję mojej

matki. Sezon w Brighton trwa dość długo. Tymczasem
możemy wrócić na salę i dalej się weselić.

Byli w pół drogi przez oszkloną budowlę, gdy zauważyli,

ż

e przy drzwiach zaczynają gromadzić się ludzie. Grupka nagle

się rozstąpiła i do oranżerii wszedł wypróbowany przyjaciel
Daniela, Montague Merrell, w towarzystwie nie kogo innego, a
samego regenta, Robina naturalnie wiedziała, że przyjaciel

background image

106

Daniela pozostaje w przyjaźni z przyszłym królem. Tuż przed
kolacją widziała, jak pan Merrell wchodzi na salę w grupce
osób otaczającej regenta. Wtedy nie miała szansy zostać
przedstawiona monarsze, za to teraz nie mogła tego uniknąć.
Regent potoczył wzrokiem po oranżerii i jego nalana twarz
rozjaśniła się na widok znajomej postaci.

- Exmouth, stary druhu! - Jak na dżentelmena o tak

obfitych kształtach poruszał się z zaskakującą lekkością. - Tu
obecny Monty poinformował mnie, że znajdujesz się wśród
gości. Jak to dobrze znowu zobaczyć cię w towarzystwie!

- Dziękuję, sir. - Daniel zauważył, że spojrzenie

przyszłego monarchy kieruje się na Robinę, więc szybko ją
przedstawił.

Z gracją dygnęła i poczuła, jak jej dłoń otaczają ciepłe,

pulchne palce.

- Pyszności! Pyszności! - rozpromienił się regent, z

uznaniem mierząc ją wzrokiem. Robina poczuła się jak
wyjątkowo smakowity kąsek podany mu na talerzu.

- Panna Perceval przebywa razem z nami w Brighton.

Jest pod opieką mojej matki - wyjaśnił szybko Daniel na
wypadek, gdyby władca miał jeszcze jakieś wątpliwości co do
reputacji Robiny.

- Wspaniale! - Przyszły król ostatni raz uścisnął smukłe

palce Robiny i uwolnił jej dłoń..- A jak się miewa twoja droga
matka, Exmouth? Ufam, że zdrowie jej dopisuje.

- O, tak, sir. Jak zawsze.
- Wspaniale! Wspaniale! - powiedział znowu i zwrócił się

do Merrella. - Zostawmy, Monty, Exmoutha, niech odprowadzi
tę pyszną pannę pod opiekuńcze skrzydła matki, a my chodźmy
poszukać Wilmingtona. O ile pamiętam, mówiłeś, że i on tu
dziś będzie.

- Zaiste jest - potwierdził pan Merrell i szelmowsko

mrugnąwszy okiem do Daniela, wrócił z regentem do sali
bankietowej.

background image

107

Daniel i Robina ruszyli za nimi w stosownej odległości i po

chwili znaleźli lady Exmouth wśród osób zgromadzonych w
drugim końcu sali.

- Nie kto inny jak regent we własnej osobie polecił mi

odprowadzić Robinę pod twoją opiekę - oznajmił Daniel,
wywabiwszy matkę z kręgu. - Ponieważ nie śmiałbym
przeciwstawić się woli króla, oto panna Perceval.

- Na Boga, gdzieś ty była, moje dziecko? Ostatnio gdy

cię widziałam, tańczyłaś z lordem Farleyem.

- Och, Robina tymczasem awansowała w hierarchii

społecznej, mamo - odrzekł Daniel, zanim Robina zdążyła
powiedzieć cokolwiek na temat swojej długiej nieobecności. -
Zawarła znajomość z jego królewską mością.

- Naprawdę? - Lady Exmouth spoglądała podniecona to

na jedno, to na drugie. - Poznałaś regenta, dziecko? Czy
przedstawiłeś ją, Danielu? Miałam nadzieję, że uda się to
zrobić. Co sądzisz o naszym przyszłym królu?

- Dość przytłaczający, proszę pani.
- Chcesz chyba powiedzieć, że ma nadwagę - poprawiła

ją lady Exmouth.

- Ostrożnie, mamo - zwrócił jej uwagę syn. – Są tacy,

którzy popadli w niełaskę za drobniejsze przewinienia.

Lady Exmouth zamierzała powiedzieć, że wcale nie minęła

się z prawdą, gdy do jej uszu dobiegł niegodny damy pisk.
Obróciwszy się, zobaczyła zmierzającą ku nim żywiołową
niewiastę, ubraną w suknię koloru bursztynowego.

- Wielkie nieba! - zawołała starsza pani i serdecznie

uściskała sprawczynię pisku. - Co ty tu robisz, dziecko?

- Sądzę, że to samo co ty, ciociu Lavinio.
Uwolniwszy się z czułego uścisku, nowo przybyła

niewiasta zwróciła się do Daniela i bezwstydnie głośno
cmoknęła go w policzek.

- Nie spodziewałam się, że tu na ciebie wpadnę, drogi

kuzynie - przyznała, spoglądając na niego ciemnymi oczami, w

background image

108

których skrzyły się diabelskie ogniki. - Zawsze myślałam, że
masz więcej smaku. Ho, ho, aleś się zmienił!

- A ty najwyraźniej nie, zuchwała kobieto! - odparł z

uśmiechem. - I bądź grzeczna przez chwilę, to przedstawię ci
pannę Robinę Perceval. To jest moja kuzynka, lady Arabella
Tolliver, przekleństwo mojego życia.

- O ty paskudniku! - Lady Arabella Tolliver ze śmiechem

chwyciła dłoń Robiny i uścisnęła ją oburącz. - Jest mi bardzo
miło, że możemy się poznać, panno Perceval. Słyszałam już
plotki, że ciotka Lavinia wzięła pod swe opiekuńcze skrzydła
bardzo urodziwą pannę.

- Zanim ulegniesz pokusie ujawnienia następnych plotek

- przerwała jej starsza pani - powinnyśmy chyba znaleźć sobie
jakiś zaciszny kąt, najlepiej taki, gdzie można usiąść.

Zwróciła się do syna i zdążyła jeszcze dostrzec błysk

rozbawienia w jego oczach, więc na wszelki wypadek szybko
poprosiła go o przyniesienie napojów. Potem bez dalszych
ceregieli zaprowadziła swoje młode podopieczne w najdalszy
kąt sali, gdzie stały trzy wolne krzesła.

- No dobrze, Arabello - odezwała się, gdy wszystkie

zajęły miejsca - opowiadaj, co cię sprowadza do Brighton. W
ostatnim Uście nie wspominałaś, że zamierzasz tu przyjechać.

- Och, ciociu Lavinio, powinnaś znać mnie lepiej i

wiedzieć, że nigdy niczego nie planuję. Wszystko robię pod
wpływem impulsu. Poza tym dlaczego miałoby mnie tutaj nie
być? Moja żałoba dobiegła końca wiele tygodni temu. -
Spojrzała z rozmarzeniem na spódnice swojej uroczej
bursztynowej sukni. - Nawet szkoda... Było mi bardzo do
twarzy w kirze.

- Doprawdy, Arabello! - skarciła ją ciotka, uważając,

ż

eby się nie roześmiać. - Co sobie ludzie pomyślą, gdy

będziesz opowiadać takie rzeczy?

Potem zwróciła się do Robiny, która również przygryzała

wargi, żeby nie roześmiać się z gadaniny lady Tolliver.

background image

109

- Jeśli jeszcze nie zgadłaś, moja droga, ta zuchwała młoda

kobieta jest moją siostrzenicą, jedyną córką drogiej Emily,
niech jej ziemia lekką będzie. Moja siostra zmarła przy drugim
porodzie, wydając na świat martwe dziecko, dlatego Arabella
spędziła wiele czasu w Courtney Place. Myślę, że traktuje to
miejsce jak swój drugi dom, a Daniela jak brata.

- Z pewnością traktuję Courtney Place jak swój dom,

ciociu, ale czy kiedykolwiek uważałam Daniela za brata - to
zupełnie inna kwestia.

Robina wychwyciła ironiczną nutę w tonie lady Tolliver.

Trudno było jednak ocenić, czy starsza pani odniosła podobne
wrażenie, bo zaraz potem jej uwagę przykuł Daniel wracający
z lokajem, który niósł na srebrnej tacy cztery kieliszki
szampana. Gdy wszyscy skosztowali już trunku, Daniel
zwrócił się do kuzynki i spytał, gdzie się zatrzymała.

- Drogi Roderick wynajął dom na całe lato. Biedak nawet

nie chciał słyszeć o zostawieniu mnie na łasce losu, kiedy
fatalnie się przeziębiłam i nie mogłam potem dojść do siebie.
Zamierzaliśmy ściągnąć tu w połowie czerwca, ale udało nam
się wyjechać z Devonu dopiero przed kilkoma dniami.

- Ufam, że już w pełni odzyskałaś zdrowie.
- Tak, kuzynie, i spieszno mi do nadrobienia straconego

czasu. - Na jej szerokich ustach niespodziewanie wykwitł
uśmiech. - O, jest mój drogi Roddy - oznajmiła, spoglądając ku
drzwiom. - Idź do niego, proszę, i uratuj go ze szponów lorda
Crawforda. Nie chcę, żeby dał się skusić temu niepoprawnemu
hazardziście. Roddy nie ma pojęcia o grze w karty, więc nie
chciałabym się rano przekonać, że zdążył przegrać cały
rodzinny majątek.

Parsknęła śmiechem, a kuzyn posłusznie poszedł spełnić

jej życzenie.

- To bardzo zabawne mieć pasierba, który jest prawie

rówieśnikiem. Większość ludzi, widząc nas razem, myśli, że
jesteśmy mężem i żoną.

background image

110

Robina zobaczyła, jak Daniel ściska dłoń jasnowłosemu

dżentelmenowi średniego wzrostu. Wcale jej nie zdziwiło, że
obcy biorą lady Tolliver i sir Rodericka za małżeństwo. Bardzo
chciała się dowiedzieć czegoś więcej o żywiołowej kuzynce
Daniela, ale tego wieczoru nie udało jej się już zdobyć żadnych
nowych informacji, ponieważ do kręgu przyłączyły się
znajome lady Exmouth, a wkrótce potem lady Tolliver oddaliła
się do innej grupki.

Przez resztę wieczoru Robina widziała ją jeszcze tylko

trzykrotnie. Za każdym razem Arabella była zaborczo
uczepiona ramienia Daniela, który wydawał się nie mieć nic
przeciwko temu. Nawet więcej, sprawiał wrażenie wyjątkowo
zadowolonego. Robina pomyślała, że radość Daniela z
towarzystwa kuzynki powinna jej sprawić przyjemność, było
jednak wręcz przeciwnie. Późnym wieczorem opuszczała
królewski Pawilon w zdecydowanie kiepskim nastroju.


ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego ranka Robina dostała list od rodziny, a w nim

potwierdzenie zaskakującej nowiny znalezionej przez nią dwa
tygodnie wcześniej w gazecie, a dotyczącej zaręczyn kuzynki
Hester z lordem Dungarranem.

Pokręciła głową, wciąż bowiem trudno jej było w to

uwierzyć.

- A jednak to prawda - zwróciła się do lady Exmouth,

która siedziała naprzeciwko niej przy śniadaniu i z pogodną
miną zjadała drugą pyszną bułeczkę z masłem. - Nie przestaję
się dziwić. Hester nigdy nie przejawiała najmniejszego
zainteresowania małżeństwem. Jej pierwszy sezon w Londynie

background image

111

zakończył się fiaskiem i całkowicie wybił jej z głowy myśli o
zamążpójściu.

- Jak widać nie całkowicie - odparła starsza pani. -

Widocznie lord Dungarran skłonił ją do zmiany zdania,
chociaż muszę przyznać, że nie przypominam sobie, by twoja
kuzynka zainteresowała się jakimkolwiek dżentelmenem, gdy
widywałam ją w Londynie. Niektóre młode damy po prostu
lepiej skrywają swoje uczucia niż inne, nie sądzisz? - Po chwili
zastanowienia lady Exmouth uległa pokusie i sięgnęła po
trzecią bułeczkę. - Czy twoja matka ujawniła w liście inne
szczegóły związane z zaręczynami?

Robina przebiegła wzrokiem kartkę pokrytą równym,

starannym pismem matki.

- Tylko tyle, że ogłoszono je w dniu jarmarku. Jaka

szkoda, że nie mogłam ich świętować razem z rodziną! Wuj
James i ciotka Eleanor muszą być zachwyceni. - Pokręciła
głową i uśmiechnęła się, coś bowiem przyszło jej nagle do
głowy. - Czy pani wie, że zanim jeszcze opuściłyśmy
Northampton - my, czyli lady Sophia Cleeve, Hester i ja -
nawet nie przyszłoby mi do głowy, że jako jedyna wrócę do
domu niezaręczona? Szczerze mówiąc, sądziłabym coś wręcz
przeciwnego. Zdawało mi się, że tylko dla mnie jednej sezon
skończy się zaręczynami.

Lady Exmouth zatrzymała dłoń trzymającą filiżankę w pół

drogi do ust.

- Masz jeszcze przed sobą mnóstwo czasu, moja droga.

Przecież według planu wracasz do domu dopiero jesienią.

- Dokładnie to samo mówił Daniel - odrzekła Robina i

dopiero wtedy zorientowała się, co powiedziała. Natychmiast
dostrzegła wyraz żywego zainteresowania na twarzy lady
Exmouth.

Swoboda i niefrasobliwość tej damy były bardzo

zwodnicze. Można było nabrać przekonania, że starsza pani
zazwyczaj szczęśliwie przebywa we własnym świecie i

background image

112

pozwala, by przyziemne sprawy toczyły się swoją drogą.
Tymczasem w rzeczywistości bardzo niewiele umykało jej
uwagi.

- A tak, bo wspomniałam mu wczoraj wieczorem -

pośpiesznie dodała Robina - że nigdy nie zawarłabym
małżeństwa tylko po to, by poczuć się bezpiecznie i mieć
własny dom.

- Czy naprawdę powiedziałaś coś takiego mojemu

synowi? - Lady Exmouth wydawała się szczerze poruszona. -
Dobrze, dziecko.

Robina spojrzała na damę, dość zaskoczona jej reakcją.

Przecież gdyby lady Exmouth nadal żywiła nadzieję na
małżeństwo jej syna z córką pastora z Abbot Quincey, to z
pewnością nie powinna jej ucieszyć wiadomość, że panna,
którą uważała za idealną kandydatkę na synową, nie pozwoli
się przekonać do małżeństwa z rozsądku i skusić bogactwem
ani tytułem. Może po przyjeździe do Brighton lady Exmouth
doszła do wniosku, że jej syn i córka pastora po prostu do
siebie nie pasują, więc zmieniła zdanie? Robina całkiem
niespodziewanie doznała przykrego rozczarowania. Na wszelki
wypadek zmieniła temat i zapytała, czy należy się spodziewać
wizyty lady Tolliver.

- Wielkie nieba! Nawet nie próbowałabym przewidywać,

co ta moja postrzelona siostrzenica może wymyślić. Ona
zawsze robi wszystko według własnego widzimisię.

Rozczarowanie Robiny szybko przekształciło się w

niechęć, ni stąd, ni zowąd bowiem wyobraźnia podsunęła jej
obraz lady Tolliver uczepionej ramienia Daniela.

- Daniel dał mi wyraźnie do zrozumienia, że bardzo lubi

swoją kuzynkę, proszę pani - stwierdziła obojętnym tonem,
starając się zapanować nad emocjami. - Oni są jak brat i
siostra... prawda? Tak, zdaje się, pani mówiła?

- Zawsze tak mi się zdawało, ale... Nie wiem, moja droga.

- Lady Exmouth uśmiechnęła się do jakiegoś swojego

background image

113

wspomnienia. - Kiedyś chyba sądziłam, że mogą być dobraną
parą. Arabella nie grzeszy urodą, ale ma wiele innych zalet,
którymi to nadrabia. Jest inteligentna, dowcipna i pełna
wigoru. - Pokręciła głową, a uśmiech szybko znikł jej z twarzy.
-Obawiam się jednak, że nijak nie mogłaby dorównać
Clarissie, w każdym razie urodą. To zresztą dotyczy
większości kobiet.

O dziwo, ta informacja wcale nie poprawiła samopoczucia

Robiny. Z niewyjaśnionego powodu nadal nie umiała
zapanować nad uczuciem niechęci. Co więcej, zdawało się ono
nasilać i obejmowało teraz już nie tylko lady Tolliver, lecz
również niedawno zmarłą Clarissę.

- To dziwne, ale Arabella należała do nielicznych osób,

które uważały, że Daniel popełnia błąd, decydując się na
małżeństwo z Clarissą - wyjawiła lady Exmouth i Robina
natychmiast ponownie skupiła uwagę na jej słowach. - Nie
przypuszczam, żeby wyznawała taki pogląd z zazdrości.
Wydawała się szczerze przekonana, że oni nie będą do siebie
pasować. Naturalnie znaleźli się też inni sceptycy, na przykład
mój przyjaciel sir Percy. Oni również wyrażali niepokój, ale
ich obiekcje dotyczyły przede wszystkim zbyt młodego wieku
Daniela.

- A na czym polegały zastrzeżenia pani siostrzenicy? -

zapytała Robina, gdy dama znowu zamilkła i odbiegła myślami
daleko. - Czy kiedykolwiek wyjaśniła to wprost?

- Nie przypominam sobie tego, moja droga. W

dzieciństwie Arabella dużo bawiła się z Clarissą, więc dobrze
ją znała. - Wzruszyła ramionami. - Może moja siostrzenica
dostrzegła w naturze Clarissy coś, co ją raziło. Przecież nikt nie
jest doskonały. Wszyscy mamy swoje słabości i dziwactwa,
które innych irytują.

Była to niewątpliwie prawda. Robina szczerze kochała

swoje siostry, nie znaczyło to jednak, że jest ślepa na ich wady,
drażniące ją w najwyższym stopniu.

background image

114

Byłoby interesujące dowiedzieć się, co Arabella zarzucała

zmarłej żonie Daniela, ale ponieważ jego matka zdawała się
tego nie wiedzieć, nie było sensu drążyć tematu. Robina znowu
zmieniła więc bieg rozmowy.

- Ze słów lady Tolliver odniosłam wczoraj wrażenie, że

jej mąż był od niej dużo starszy.

- Owszem, moja droga. To widocznie musi być

dziedziczne, że kobiety w mojej rodzinie wolą starszych
mężczyzn. Chyba już ci wspominałam, że ojciec Daniela miał
znacznie więcej lat niż ja. Ojciec Arabelli również był znacznie
starszy od mojej siostry, no i Arabella też poślubiła
dżentelmena, który mógłby być jej ojcem. - Z uśmiechem
pokręciła głową. - Muszę wyznać, że zdziwiłam się, gdy
siostrzenica zdecydowała się przyjąć oświadczyny sir
Henry'ego. Zawsze była pełna życia, wciąż w ruchu, więc
sądziłam,

ż

e

wybierze

sobie

młodego,

przystojnego

młodzieńca. Ale nie, zdecydowała się na bardzo spokojnego i
zacnego sir Henry'ego, którego jedyny syn był od niej kilka
miesięcy starszy. O dziwo, Arabella bardzo szybko przywykła
do małżeńskiego życia i osiadła w hrabstwie Devon.
Niezależnie od tego, jakie wrażenie mogła wywrzeć wczoraj
wieczorem, była oddana sir Henry'emu i bardzo przeżyła jego
ś

mierć. Naturalnie wciąż jest stosunkowo młodą kobietą, więc

być może któregoś dnia ponownie wyjdzie za mąż i urodzi
dzieci. Ale wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby tak się nie stało.
- Niespodziewanie parsknęła chrapliwym śmiechem. - Nie
wydaje mi się prawdopodobne, żeby wielu dżentelmenów
miało ochotę godzić się na szaleństwa mojej siostrzenicy.

Może nie było ich wielu, pomyślała Robina, starając się

zagłuszyć dużym łykiem kawy smak goryczy, który nagle
poczuła, ale jeden dżentelmen wyraźnie pokazał poprzedniego
wieczoru, że chętnie by tego spróbował.

W

ramach

pokonywania

nieoczekiwanego

napadu

melancholii, jednego z tych, które dręczyły ją ostatnio coraz

background image

115

częściej, Robina postanowiła złożyć wizytę swojej przyjaciółce
Olivii. Najchętniej wybrałaby się do niej sama, ponieważ
jednak wiedziała, że takie zachowanie wywołałoby głębokie
ubolewanie lady Exmouth, która mimo swej życzliwości nie
aprobowała chodzenia przez młode damy samopas po ulicach,
poprosiła, służącą Nancy, żeby jej towarzyszyła.

Weszła do modnego domu, wynajętego przez świeżo

upieczonego szwagra Olivii na okres pobytu rodziny w
Brighton, przekonała się jednak, że przyjaciółka wpadła na
podobny pomysł jak ona i wyszła na przechadzkę. Była za to w
domu siostra Olivii, Beatrice, i ucieszona niespodziewaną
wizytą natychmiast poleciła podać przekąskę do frontowego
salonu

Przez

pewien

czas

rozmawiały

o

zaskakujących

wydarzeniach, jakie w ostatnich tygodniach miały miejsce w
hrabstwie Northampton, po czym zajęły się aktualniejszymi
sprawami, czyli zaręczynami kilku ich wspólnych znajomych,
między innymi dość niespodziewaną nowiną o zaręczynach
Hester Perceval. Beatrice podsumowała tę rozmowę żartobliwą
uwagą, że zapewne wkrótce również jej miły gość stwierdzi, że
wpadł w małżeńskie sidła, którą to sugestią przyprawiła
Robinę o bolesne ukłucie w sercu.

Szybko zapewniła gościnną panią domu, że jak dotąd nie

ma żadnych zobowiązań, więc prawdopodobnie należy się
najpierw spodziewać zaręczyn Olivii, co natychmiast
wywołało zatroskaną minę na twarzy Beatrice, od niedawna
lady Ravensden.

Robina wiedziała, że Beatrice jest bystra i prawdopodobnie

wie równie dobrze jak Robina, że Olivia wykazuje
zainteresowanie

pewnym

kapitanem

nazwiskiem

Jack

Denning.

Ponieważ Robina miała już okazję kilkakrotnie spotkać

tego dżentelmena, wyrobiła sobie przekonanie, że kapitan jest
interesującym mężczyzną. Bez wątpienia był przystojny i na

background image

116

pewno spełniał dziewczęce marzenia o nieustraszonym
bohaterze rodem z książki. To nawet skłoniło ją do krótkiej
refleksji nad tym, dlaczego ona, Robina, w odróżnieniu od
swojej przyjaciółki Olivii w ogóle nie czuje pociągu do tego
człowieka.

Niezaprzeczalnie kapitan roztaczał melancholijną aurę.

Mówiono o nim, że niekiedy bywa porywczy, a w pewnych
kręgach krążyły również plotki dotyczące rozdźwięku
pomiędzy nim a resztą rodziny, co naturalnie mogło
przysporzyć trosk Beatrice, jeśli sądziła, że jej młodsza siostra
obdarzyła tego człowieka uczuciem.

Mimo że Robina uważała się za przyjaciółkę rodziny

Roade'ów, nie była to jej sprawa, dlatego nie miała zamiaru
dawać upustu wścibstwu ani angażować się w sprawy, które jej
nie dotyczą. Taktownie skierowała rozmowę na mniej osobiste
tematy, a chwilę później powiedziała, że musi już iść.

Chociaż odrzuciła uprzejme zaproszenie Beatrice, by

jeszcze posiedzieć i poczekać na powrót Olivii, to nie wróciła
prosto do domu, lecz poszła naokoło, przez centrum miasta, co
bardzo ucieszyło młodą służącą.

Szybko wyszło na jaw, że Nancy niczego nie lubi tak

bardzo jak oglądania sklepowych wystaw. Szeroko otwartymi,
pełnymi podziwu oczami wpatrywała się w pięknie zdobione
suknie i kunsztowne czepki. Robinie trudno było jednak
wykrzesać z siebie entuzjazm dla tych widoków i właśnie
usiłowała przekonać swoją ociągającą się towarzyszkę do
przyśpieszenia kroku, gdy usłyszała, że ktoś woła ją radosnym,
wibrującym energią głosem. Zaskoczona stwierdziła, że
zaledwie kilka jardów przed nią zatrzymuje się bardzo
elegancki odkryty powozik.

- Dzień dobry, panno Perceval - powitała ją jedyna w

swoim rodzaju i natychmiast rozpoznawalna osoba siedząca w
ś

rodku. - Czy uda mi się namówić panią na wspólną

przejażdżkę po mieście? I tak zamierzałam odwiedzić ciotkę

background image

117

Lavinię, więc mogę potem bezpiecznie odwieźć panią do
domu.

Odmowa mogłaby wydać się niegrzeczna. Ponadto lady

Tolliver sprawiała wrażenie szczerze uradowanej spotkaniem.
Robina żałowała, że nie może odwzajemnić się tym samym, bo
przecież kuzynka Daniela nie dała jej żadnego powodu do
okazywania niechęci.

Zaczęło dokuczać jej sumienie, zdawała sobie bowiem

sprawę z tego, że pastor byłby bardzo rozczarowany swoją
najstarszą córką, gdyby przyszło mu do głowy, że może ona
darzyć kogoś antypatią bez widomego powodu.

- Z chęcią przyjmuję zaproszenie - odrzekła, bardzo

starając się, aby ta deklaracja zabrzmiała szczerze, po czym
zwróciła się do młodej służącej, która powiedziała, że pójdzie
dalej pieszo, jeśli panienka nie ma nic przeciwko temu.

- Zupełnie jak moje służące - stwierdziła Arabella,

poleciwszy stangretowi ruszyć. - Wszystkie zdają się czerpać
wielką przyjemność z gapienia się na wystawy. To zresztą
chyba jest zrozumiałe! Większość kobiet lubi przyglądać się
fatałaszkom i falbankom. - Nagle zmrużyła powieki i
zmierzyła swą towarzyszkę taksującym spojrzeniem. - Ale
pani, zdaje się, to nie dotyczy.

Robina odwzajemniła jej spojrzenie i nagle uświadomiła

sobie, że lady Tolliver łączy ze starszą panią Exmouth znacznie
więcej niż tylko rodzinne podobieństwo. Obie damy wydawały
się niezwykle spostrzegawcze.

Uznawszy,

ż

e

rozsądnie

będzie

nie

zaprzeczać,

powiedziała:

- Napatrzyłam się już na wystawy w Londynie. -

Wzruszyła ramionami. - Jest bardzo miło mieć i nosić ładne
stroje, ale obawiam się, że należę do osób, dla których
posiadanie rzeczy nie jest najważniejsze, lady Tolliver.

- Doprawdy niezwykła z pani kobieta - odrzekła Arabella,

po czym zaproponowała rozluźnienie etykiety. - Mam nadzieję,

background image

118

ż

e zechcesz mówić do mnie po imieniu, bo co do mnie.

zdecydowanie mam zamiar nazywać cię Robiną. Nie znoszę
zbędnych ceregieli, więc możemy rozmawiać z sobą tak,
jakbyśmy zamierzały się zaprzyjaźnić, nie sądzisz?

Wziąwszy milczenie Robiny za przyzwolenie, Arabella z

zainteresowaniem rozejrzała się dookoła.

- Wielkie nieba! - zawołała, dostrzegając znajomą postać

w mijającym je powozie. - Czyż to nie lady Milverton? Ale
fikuśny kapelusz! - Szelmowsko zachichotała i znów skupiła
uwagę na Robinie. - I jak ci się podoba w Brighton?

- Bardzo. Daniel i jego matka są dla mnie niezwykle mili,

poświęcają mi wiele czasu, abym się nie nudziła. Daniel zadał
sobie nawet trud nauczenia mnie, jak się powozi.

Arabella wydawała się pod wrażeniem.
- Ho, ho, nigdy dość zaskoczeń na tym świecie. Daniel

musi doprawdy mieć o tobie bardzo wysokie mniemanie, moja
droga, jeśli pozwolił ci powozić swoimi bezcennymi końmi. W
przeszłości jechałam z nim wiele razy i nigdy nie chciał dać mi
wodzy do ręki. Jestem również pewna, że nigdy nie wyróżnił
tym swojej żony. Naturalnie Clarissa wcale nie zamierzała
nauczyć się panowania nad tymi dzikimi stworzeniami -
dodała. - Obawiam się, że miała dość ograniczone
zainteresowania.

W głosie Arabelli zabrzmiała złośliwa nuta. Niby mówiła o

faktach, a jednak coś podszeptywało Robinie, że starsza pani
Exmouth miała rację, gdy posądzała Arabellę o niezbyt
pochlebną opinię na temat zmarłej Clarissy. Było całkiem
możliwe, że lady Tolliver w skrytości żywiła nadzieję na
poślubienie Daniela, więc nienawidziła kobiety, która
zniweczyła jej ambitny zamiar.

- Rozumiem, że dobrze znałaś zmarłą żonę Daniela -

zaryzykowała, licząc na dowiedzenie się czegoś więcej.

- Ha! Droga ciocia Lavinia rozmawiała z tobą na mój

temat, prawda? - odrzekła Arabella, wyginając pełne wargi w

background image

119

lekko ironicznym uśmiechu. - To do niej podobne. Owszem,
Clarissę znałam bardzo dobrze. Często składałam jej wizyty,
ilekroć zatrzymywałam się w Courtney Place. Wyjątkowo
dobrze czułyśmy się w swoim towarzystwie, zważywszy na to,
jak mało miałyśmy ze sobą wspólnego. Ja byłam chłopczycą,
która uwielbia wspinać się po drzewach i ściągać na siebie
wszystkie możliwe nieszczęścia, podczas gdy droga Clarissa
była przede wszystkim wyniosłą młodą damą, której
przyjemność sprawiało spędzanie wolnego czasu na szyciu,
rysowaniu lub grze na fortepianie.

Na pełnych wargach Arabelli znów pojawił się uśmiech.
- Oczywiście przerastała mnie o głowę we wszystkich tak

zwanych kobiecych zajęciach - przyznała bez zakłopotania. -
Ale wykazywała też niezwykle mało entuzjazmu do
czegokolwiek innego, może z wyjątkiem życia towarzyskiego.
Clarissa uwielbiała znajdować się w centrum uwagi. Trzeba
oddać jej sprawiedliwość, że nie była próżna, ale ponieważ los
obdarzył ją wielką urodą, z czasem zapewne przyzwyczaiła się
do tego, że jest obiektem zachwytu wszystkich dżentelmenów.

Westchnęła i po chwili dodała:
- Może dobrze się stało, że wtedy umarła. Z czasem jej

uroda niewątpliwie zbladłaby i obawiam się, że Clarissa
zamieniłaby się w jedną z przekwitłych piękności, które
spędzają cały swój czas, leżąc na kanapie i wyobrażając sobie
wszelkie możliwe dolegliwości, a przyjemność czerpią z bycia
obskakiwaną przez głupawą damę do towarzystwa.

Nagle wybuchnęła tak zaraźliwym śmiechem, że Robina ku

swemu zdumieniu również zachichotała.

- Ojej, ależ jadowicie to zabrzmiało. Każdy, kto by mnie

słuchał, mógłby pomyśleć, że nie lubiłam Clarissy, a trudno
bardziej minąć się z prawdą. Ona była miła i życzliwa, i
naturalnie śliczna. Wcale mnie nie zdziwiło, że zauroczyła
Daniela. Większość dżentelmenów natychmiast ulegała jej
czarowi. Ale bardzo mnie zaskoczyło, że postanowił ją

background image

120

poślubić... Ciekawa jestem, ile czasu potrzebował, by
zrozumieć swój błąd.

Robina wlepiła w nią osłupiałe spojrzenie. Na szczęście

uwagę Arabelli znowu zaprzątnęła znajoma, machająca do niej
z przejeżdżającego powozu, a gdy lady Tolliver z powrotem się
odwróciła, Robina zdążyła się opanować.

- Muszę przyznać, że przyjemnie znowu zobaczyć

Daniela cieszącego się życiem. Nie byłam w stanie przyjechać
na pogrzeb Clarissy - wyjawiła Arabella, zerkając na swoją
złotą bransoletkę. – Drogi Henry gasł wtedy w oczach. Nigdy
nie zdołał w pełni odzyskać sił po ostatnim ataku i zmarł
zaledwie kilka miesięcy po Clarissie. Daniel był na jego
pogrzebie. Wstrząsnęła mną zmiana, jaka w nim zaszła. Teraz
jednak wydaje się zupełnie innym człowiekiem. Tak
szczęśliwego nie widziałam go od lat i cieszę się z tego,
chociaż nie rozumiem, dlaczego właściwie ten paskudnik
miałby jeszcze mnie obchodzić!

Ciemne, figlarnie skrzące się oczy znów zwróciły się ku

Robinie.

- Pojutrze ma zamiar wyciągnąć mojego drogiego

Rodericka na oglądanie jakiejś ohydnej walki bokserskiej i
zostawia mnie całkiem bez opieki. Ponieważ stanowczo nie
zamierzam czekać w domu na ich powrót, postanowiłam
urządzić śniadanie pod gołym niebem w jakimś malowniczym
zakątku. Obiecaj, proszę, że przyłączysz się do towarzystwa.
Wiem na pewno, że chcę lepiej cię poznać i się z tobą
zaprzyjaźnić.

Robina nie była przekonana, czy kiedykolwiek uda im się

osiągnąć taką zażyłość, a poza tym czuła, że byłoby rozsądnie
zachować pewien dystans wobec lady Tolliver, mimo że
niezaprzeczalnie była ona przemiłą kobietą, której wrodzoną
uczciwość Robina mogła tylko podziwiać.

Tego wieczoru, ponownie zobaczywszy Arabellę podczas

przyjęcia u jednej z dobrych znajomych lady Exmouth, Robina

background image

121

jeszcze bardziej straciła chęć na nawiązanie bliższych
stosunków z żywiołową wdówką.

Kiedy lady Exmouth tuż przed wyjazdem na przyjęcie

wspomniała o liściku, który przysłał jej syn, by przeprosić, że
nie może im towarzyszyć tego wieczoru, Robina uznała to za
dziwne zdarzenie, od dawna bowiem uważała Daniela za
bardzo słownego człowieka, który zawsze dotrzymuje
wcześniejszych obietnic.

Po wejściu do stylowego salonu lady Maitland Robina

natychmiast jednak zrozumiała, dlaczego tym razem Daniel
postanowił złamać przyrzeczenie. Odprężony i zadowolony
stał w grupce otaczającej jego energiczną kuzynkę. Ponieważ
wśród gości nie było ani śladu sir Rodericka, Robina doszła do
wniosku, że Arabella poprosiła kuzyna o przysługę, ten zaś
podjął się towarzyszenia - jej na przyjęciu, zapewne z wielką
ochotą.

Robina poczuła się bezsilna wobec małostkowej niechęci,

która ponownie się w niej obudziła, i to jeszcze gwałtowniej
niż poprzednio. Wiedziała, że reaguje jak rozpieszczone
dziecko, bo nie powinna żywić urazy do Daniela, który mógł
przecież towarzyszyć podczas przyjęcia, komu tylko chciał.
Miała również przykrą świadomość, że zazdroszcząc kuzynce
spędzanego z nim czasu, przejawia skrajny egoizm, ale z
trudnego do wytłumaczenia powodu nic nie mogła na to
poradzić.

Starała się ze wszystkich sił okazać zadowolenie, gdy

Daniel wreszcie zauważył ich obecność i podszedł je powitać,
ale było widać, że jest to wymuszona grzeczność. Lord
Exmouth natychmiast wykrył fałszywą nutę w jej głosie i
spytał wprost, czy nie czuje się niedysponowana.

- To prawda, moja droga, masz takie rumieńce -włączyła

się do rozmowy lady Exmouth, zanim Robina zdążyła go
zapewnić, że wszystko jest w najlepszym porządku. - Chyba
nie zaraziłaś się gorączką od lady Phelps, Ta Augusta zrobiła

background image

122

się doprawdy nieznośna! Składa wizyty, chociaż nieustannie
kicha, a do tego kapie jej z oczu i z nosa! Wcale nie
zdziwiłabym się, gdybyśmy obie musiały w najbliższych
dniach położyć się do łóżek.

Robina zdawała sobie sprawę z tego, że pozostając przy

lady Exmouth, może głupio zdradzić się z uczuciami, których
nie umie opanować, gorączkowo zaczęła więc rozglądać się po
salonie w poszukiwaniu drogi ucieczki i na szczęście ją
znalazła.

- O, jest Olivia Roade Burton z siostrą. Złożyłam im rano

wizytę, ale niestety nie zastałam Olivii w domu. Bardzo
przepraszam, ale chciałabym z nią zamienić kilka słów. Czy
można? Dawno jej nie widziałam.

- Czy jesteś pewna, mamo, że nic jej nie jest? -spytał

Daniel, gdy tylko Robina się oddaliła. - Wydaje mi się trochę
spięta.

- Jeśli masz rację, znaczy to, że w sprawach dotyczących

panny Perceval wykazujesz dużo większą spostrzegawczość
ode mnie, synu - odpowiedziała, promieniejąc z satysfakcji. -
Wcześniej na pewno nic jej nie było. Rano wyszła do miasta,
zgodnie z tym, co mówiła, a potem przywiozła ją do domu
nasza droga Arabella. Nic niepożądanego dzisiaj się nie
zdarzyło, mogę cię zapewnić.

Daniela to nie przekonało. Zbyt dobrze poznał Robinę

przez ostatnie tygodnie, by nie być pewnym, że zaszło coś, co
zburzyło spokój jej umysłu. I o ile słusznie mu się zdawało,
Robina postanowiła za wszelką cenę zachować to dla siebie.

Pozostawiwszy matkę w trakcie ożywionej rozmowy ze

znajomymi, poszedł do pokoju przeznaczonego dla graczy w
karty i wybrał stolik przy drzwiach, od którego mógł
obserwować, co dzieje się w salonie.

Robinie, z racji jej urody, nigdy nie brakowało zaproszeń

do tańca, więc i ten wieczór nie stanowił wyjątku. Ilekroć
Daniel podnosił wzrok znad wachlarzyka kart, widział, jak

background image

123

Robina porusza się z wdziękiem po parkiecie. Pozornie
wydawało się, że jest bardzo rozbawiona, jego jednak nie
zwiodła. Zauważył, że jej uśmiechom brakuje spontaniczności
i ciepła, a kształtne ramiona wydawały się bardziej
usztywnione niż zwykle.

Odrzuciwszy propozycję rozegrania następnej partii, wrócił

do salonu. Partner Robiny odprowadził ją akurat pod opiekę
lady Exmouth.

- Mam nadzieję, że zaszczyci mnie pani ostatnim tańcem

przed kolacją? - Podszedł do niej niepostrzeżenie, więc aż się
wzdrygnęła zaskoczona. - I naturalnie pozwoli się potem
zaprowadzić na małą przekąskę.

Robina uczyniła niemały wysiłek, by ukryć zachwyt.

Daniel, choć jak na człowieka swojej postury tańczył
znakomicie i zaskakująco lekko się poruszał, pojawiał się na
parkiecie rzadko, twierdził bowiem, że skoro osiągnął już
poważny wiek trzydziestu sześciu lat, powinien poprzestać na
przyglądaniu

się

zabawie,

zamiast

samemu

w

niej

uczestniczyć.

To, że postanowił wziąć na kolację ją, Robinę, a nie swoją

kuzynkę, natychmiast poprawiło jej nastrój. Miała nadzieję, że
zaproszenie było wyrazem tęsknoty za jej towarzystwem, a nie
rekompensatą za to, że zawiódł ją i nie przyszedł z nią na
przyjęcie.

Obdarzyła Daniela spontanicznym uśmiechem, okazał się

on jednak niedostatecznie przekonujący, by zatrzymać go na
dłużej. Wkrótce Daniel przyłączył się do grupki swoich
przyjaciół zbierających się koło drzwi.


Później tego wieczoru Robina kilkakrotnie złapała go na

tym, że spogląda w jej kierunku, ale więcej nie próbował już
podejść. Zbliżał się czas ostatniego tańca przed kolacją,
tymczasem Daniela nawet nie było w pobliżu.

background image

124

- Czy nie wie pani przypadkiem, gdzie ukrywa się

Daniel? - skierowała pytanie do lady Exmouth, gdy na próżno
omiotła wzrokiem cały salon w poszukiwaniu jego wysokiej,
muskularnej sylwetki.

- Nie, moja droga. Nie mam pojęcia, może jest na dworze

z Arabellą. Zdaje mi się, że nieco wcześniej widziałam, jak
wychodzili na taras.

Robina zawahała się, ale tylko na chwilę. Bądź co bądź, nic

jej nie szkodziło iść go poszukać. Tak w każdym razie
przekonywała samą siebie, wychodząc na zewnątrz przez
oszklone drzwi, które przewidująca pani domu poleciła
zostawić szeroko otwarte, żeby zapewnić stały dopływ
ś

wieżego powietrza do wnętrza domu.

Zaskoczyło ją, że taras jest pusty. Już miała z powrotem

wejść do środka, gdy z wonnego ogrodu dobiegł ją perlisty
kobiecy śmiech.

Była w miękkich pantofelkach, więc bezszelestnie

przemierzyła taras i po czterech kamiennych schodkach zeszła
na rozległy trawnik. Dwie blisko siebie stojące postaci,
rysujące się w świetle księżyca zaledwie kilkanaście jardów od
niej, wydawały się całkiem obojętne na jej obecność. Mimo
półmroku bez większego trudu poznała obie, i to jeszcze zanim
bardzo charakterystyczny kobiecy głos, irytująco czysty i
donośny, oznajmił:

- Och, Danielu! Nie potrafię ci powiedzieć, jak bardzo

jestem szczęśliwa! I pomyśleć, że po tylu latach wreszcie
nabrałeś rozumu. Mam nadzieję, że tym razem dokonałeś
słusznego wyboru.

Robina zmartwiała, przejęta lodowatym chłodem. Może się

przesłyszała? Ale gdy spojrzała i zobaczyła Arabellę
obejmującą Daniela, który czule zamknął ją w uścisku,
zrozumiała, że nie wolno jej dłużej ulegać złudzeniom.

Jeszcze nigdy Robina nie była tak wdzięczna matce za to,

ż

e zawsze wymagała od niej opanowania. Tego, co

background image

125

wszczepiono jej w dzieciństwie, nie dało się łatwo zapomnieć,
i właśnie dzięki temu udało jej się stłumić okrzyk i w
milczeniu odejść z wysoko podniesioną głową. Nie płakała,
tylko większa niż zwykle bladość wskazywała, że jej
samopoczucie jest dalekie od dobrego.

Brak rumieńców nie uszedł jednak uwagi lady Exmouth,

gdy w końcu znów przy niej stanęła.

- Moja droga, czy jesteś całkiem pewna, że dobrze się

czujesz? Wyglądasz bardzo blado.

- Nie czuję się najlepiej, proszę pani - odpowiedziała,

zdziwiona, że zabrzmiało to tak naturalnie, chociaż słowa
ledwie przeszły jej przez gardło. -Bardzo boli mnie głowa i
chyba powinnam jak najszybciej wrócić do domu.

Lady Exmouth natychmiast podchwyciła tę sugestię. Ale

gdy kilka minut później Robina, uniknąwszy spotkania z
Danielem, usiadła obok starszej pani w powozie, miała bardzo
bolesną świadomość, że nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda
jej się uciec przed dręczącym ją poczuciem beznadziejności.


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Jestem ci wdzięczny za wspaniałomyślną gościnność i

niezrównane męskie towarzystwo, ale myślę, że przyszedł czas
na powrót do domu – oznajmił nagle Daniel przyjacielowi, gdy
zatrzymali się podczas przechadzki po mieście, by obejrzeć
grupę kilkunastu łodzi rybackich, wypływających w morze.

Jaśnie wielmożny sir Montague Merrell nie próbował

skłonić Daniela do zmiany zdania.

- Prawdę mówiąc, sądziłem, że to zrobisz już kilka dni

temu. Od dość dawna widzę, że zakochałeś się po uszy w tej

background image

126

gołąbeczce. Panna Perceval jest doprawdy urocza i nie
rozumiem, czemu tak długo zwlekałeś z przenosinami.

- Ty lepiej niż kto inny powinieneś wiedzieć, skąd moja

ostrożność, Monty. Już kiedyś się zakochałem, pamiętasz?

Pan Merrell bez trudu wykrył w miłym, dźwięcznym głosie

Daniela nutę goryczy i przesłał przyjacielowi współczujące
spojrzenie. Ruszyli dalej przed siebie.

- Byłeś wtedy bardzo młody, Danielu – zwrócił uwagę. -

Wprawdzie należałem w owym czasie do nielicznych, którzy
odradzali ci małżeństwo, ale wyłącznie dlatego, że wydawało
mi się rozsądne, abyś poczekał jeszcze rok lub dwa lata. Gdy
patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, nie przypominam sobie
ani jednego mężczyzny, który oparłby się czarowi Clarissy.
Możesz mi wierzyć, że i ja nie byłem w tym wyjątkiem.

- Może nie... Ale ty, mój drogi przyjacielu, przynajmniej

miałeś dość rozsądku, by odróżnić zauroczenie od miłości,
natomiast ja. ...

Daniel nie próbował dokończyć tego zdania. Nie było

potrzeby, ponieważ Montague był jego jedynym powiernikiem.
I on jeden oprócz Kendalla znał niechlubne fakty związane z
przedwczesnym i nieoczekiwanym odejściem Clarissy.

Machinalnie wyrównał krok z przyjacielem, gdy skręcili w

jedną z licznych bocznych uliczek Brighton, na której nigdy
przedtem nie był. Wróciło do niego wspomnienie pewnego
wieczoru sprzed prawie dwóch lat, wkrótce po pogrzebie.
Siedział wtedy w bibliotece w Courtney Place z Montague
Merrellem i poczuł, że musi z siebie wszystko wyrzucić.
Pierwszy raz w życiu opowiedział komuś, że jego małżeństwo
wcale nie było tak bardzo udane, jak sądzono. Kiedy
zrelacjonował

Merrellowi

szczegóły

ś

mierci

Clarissy,

przyjaciel wydawał się wstrząśnięty. W swoim czasie miał
zastrzeżenia co do tego małżeństwa, ale potem, podobnie jak
wszyscy, uważał, że jest ono szczęśliwe.

Skręcili w następną nieznaną uliczkę.

background image

127

- Nie krępuj się, Monty. Czemu nie powiesz „A nie

mówiłem”? Przecież właśnie to chodzi ci teraz po głowie.

- Wcale nie! - odparł Merrell, a w kącikach jego ust

pojawił się smutny uśmieszek. - W gruncie rzeczy myślałem
tylko o tym, do jakiej wprawy doszedłeś przez te lata w
ukrywaniu swoich prawdziwych uczuć. Nie sądzę, żeby było w
tej chwili w Brighton więcej niż dziesięć osób, które
podejrzewają, że twoja znajomość z panną Robiną Perceval to
coś więcej niż zwykła przyjaźń.

- Owszem, w tym jestem dobry - przyznał Daniel z

niemałą satysfakcją.

Montague przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu.

Wreszcie spytał:

- Chyba nie masz żadnych wątpliwości, co? Panna

Robina Perceval jest absolutnie urocza. Już dawno temu w
Londynie mówiłem ci, że idealnie nadaje się na twoją żonę.

- O ile pamiętam, bardzo się starałeś, żeby mieć okazję

do wyrobienia sobie takiego poglądu - odparował Daniel,
nieraz

bowiem

spotkał

w

Londynie

przyjaciela

rozmawiającego z Robiną w jakimś odludnym zaciszu. -
Gdybym nie był całkiem pewien, że taki zaprzysięgły stary
kawaler nie stanowi zagrożenia, mógłbym nawet wpaść z
twojego powodu w szał zazdrości.

- Z tego, co zaobserwowałem przez ostatnie tygodnie,

nikt inny również nie stanowi zagrożenia. -Montague kpiąco
spojrzał na niego z ukosa. - Dlaczego więc celowo
powstrzymujesz się z wyrażeniem swoich zamiarów wprost?

- Ponieważ, mój drogi ciekawski przyjacielu, uważałem,

ż

e nie nadszedł jeszcze na to stosowny czas, a kilka tygodni

zwłoki niczemu nie zaszkodzi. Nie dla własnego dobra -
ciągnął - postanowiłem poślubić Robinę na długo przed tym,
nim opuściliśmy stolicę.

Znów na jego ustach pojawił, się smutny uśmiech.

background image

128

- Gdy pod koniec zeszłego roku pierwszy raz zacząłem

rozważać sugestię części rodziny i wielu przyjaciół, między
innymi twoją, że powinienem się ponownie ożenić, myślałem
jedynie o moich córkach, a nie o sobie. W końcu doszedłem do
wniosku, że jeśli uda mi się znaleźć szlachetnie urodzoną,
dobrze wychowaną kobietę, która troskliwie zajmie się
dziewczynkami i odpowiednio poprowadzi dom, to poważnie
zastanowię się nad powtórnym ożenkiem. Nie muszę dodawać,
ż

e o miłości nawet nie pomyślałem. A potem pojechałem do

Londynu i poznałem córkę pastora z Abbot Quincey.

- I natychmiast wszystko się zmieniło - podchwycił

Montague, ale Daniel, zawsze prawdomówny do przesady,
pokręcił głową.

- Nie. Nie natychmiast. W każdym razie nie przez

pierwsze kilka tygodni - wyjawił ku zaskoczeniu przyjaciela. -
Owszem, polubiłem ją od razu. Spełniała wszystkie warunki,
które postawiłem, była ładna, nie zepsuta kaprysami i pogodna.
Poza tym miała trzy młodsze siostry, umiałaby więc
zaopiekować się dziewczynkami. Postanowiłem lepiej ją
poznać i z czasem ku swemu zaskoczeniu przekonałem się, że
zaszło coś nieprzewidywalnego. Polubiłem ją znacznie
bardziej... - Skrzywił się. - Nie, bądźmy całkiem szczerzy... Ze
zdumieniem

odkryłem,

ż

e

wbrew

wszelkiemu

prawdopodobieństwu zakochałem się w pannie Robinie
Perceval. Tym razem ujęła mnie nie tylko miła twarz.
Naturalnie byłem świadom, że chociaż moja matka bardzo
sprzyja naszemu związkowi i robi wszystko co może, żeby do
niego doprowadzić, podobnie zresztą jak matka Robiny, to
sama panna...

- Nie żartuj. Ta panna cię po prostu uwielbia -zapewnił

go Montague, a ton jego głosu dowodził, że nie żywi
najmniejszych

wątpliwości.

-

Ta

urocza

twarzyczka

promienieje, ilekroć jesteś w pobliżu.

background image

129

Danielowi złagodniały rysy, w ciemnych oczach pojawił się

ciepły blask.

- Ostatnio zacząłem dochodzić do przekonania, że być

może Robina widzi we mnie jednak kogoś więcej niż tylko
przyjaciela.

- Na pewno masz rację. Cóż więc cię wstrzymuje, na

miłość boską?

- Sam nie wiem. - Daniel zdjął kapelusz i ze

zniecierpliwieniem przeczesał włosy, a przy okazji pierwszy
raz względnie przytomnie potoczył wzrokiem dookoła. - Gdzie
my, u diabła, jesteśmy? - Zatrzymał wzrok na gospodzie u
wylotu wąskiej uliczki. - Wejdźmy tam. Po takiej
bezsensownej włóczędze człowiekowi strasznie chce się pić.

Montague skrzywił się z niechęcią i z rezygnacją poszedł za

towarzyszem. Gospoda nie była na poziomie, do jakiego
przywykł, ale piwo miejscowego warzenia okazało się znośne,
więc uznał, że może spędzić tu trochę czasu i zaspokoić
pragnienie.

Usiadłszy obok Daniela na surowej drewnianej ławie,

szybko wrócił do tematu ich wcześniejszej rozmowy.

- Jak długo będziesz jeszcze zwlekał z oświadczynami?
- Wścibski jesteś! - skarcił go Daniel, ale bez urazy. Jak

można było mieć pretensje o ciekawość do kogoś, kto tak
dobrze życzy, pozostaje wzruszająco lojalny i niezmiennie
służy wsparciem, gdy tylko jest ono potrzebne?

- Jeśli chcesz wiedzieć, to chciałem się oświadczyć

wczoraj wieczorem. - Nagle na czole pojawił mu się mars. -
Tyle że moja matka, niespodziewanie dla mnie, postanowiła
wcześniej opuścić przyjęcie. Spędziłem trochę czasu w
ogrodzie z kuzynką Arabellą, a gdy wróciłem do salonu, pani
domu powiadomiła mnie, że panna Perceval nie czuła się
najlepiej i moja matka postanowiła odwieźć ją do domu. Dziś
rano zajrzałem do nich, ale Robina siedziała w swoim pokoju.
Matka uważa, że to jakaś gorączka, ale ja nie jestem tego taki

background image

130

pewien. - Wzruszył ramionami. -Wczoraj wieczorem Robina
zachowywała się dziwnie, ale nie powiedziałbym, że jest
chora.

- Pewnie ma jakąś kobiecą niedyspozycję - podsunął

Montague. - Przypuszczalnie szybko jej to minie.

Daniel przesłał mu lekko kpiące spojrzenie.
- Pozwolę sobie spytać, co zaprzysięgły stary kawaler

może wiedzieć o kobiecych niedyspozycjach.

- Znacznie więcej, niż sądzisz, staruszku - odparł

Montague, uśmiechając się pod nosem. - Wprawdzie
szczęśliwie uniknąłem małżeństwa, ale mnichem też nie
jestem. Status kawalera dobrze mi służy, za to tobie,
przyjacielu, nie. I dlatego zrób coś z tym! Takie
niezdecydowanie jest zupełnie do ciebie niepodobne.

- Nie wątpię w głębokość swoich uczuć, Monty -zapewnił

go Daniel po dłuższym namyśle. - Wciąż jednak się
zastanawiam, czy jestem właściwym człowiekiem dla mojej
ptaszyny, czy mogę dać jej szczęście. Wielki Boże, Człowieku!
- wykrzyknął, słysząc pogardliwe parsknięcie Montague. - Ona
jest bliższa wiekiem mojej córce Hannie niż mnie.

- No i co z tego? — odrzekł Montague, któremu różnica

wieku

nie

wydawała

się

przeszkodą.

-

Jesteś

w

najpiękniejszym okresie życia, zdrowy, krzepki i przystojny. -
Zerknął dość krytycznie na swój zaokrąglający się brzuch. -
Muszę przyznać, że wyglądasz dużo lepiej ode mnie.

- Możliwe, ale to nie zmienia faktu, że wchodzę w wiek

ś

redni. Lubię spokojne życie, więc jak dla Robiny mogę być

nieco zbyt nieruchawy i przywiązany do swoich zwyczajów.
Pod pewnymi względami jesteśmy podobni albo się
uzupełniamy; wygląda na to, że dzielimy wiele upodobań. Ale
to nie zmienia faktu, że ona jest dużo młodsza ode mnie. Ma
młode serce, któremu potrzeba od czasu do czasu jakichś
podniet. Możesz mi wierzyć, że tak jest - podkreślił, gdy
przyjaciel przybrał sceptyczną minę. - Z pozoru wydaje się

background image

131

bardzo skromną, doskonale wychowaną młodą damą, ale za tą
fasadą kryją się wręcz zadziwiające cechy. Ona jest niezwykle
odważna, czego dowiodła, ratując moją córkę przed
utonięciem, za co zresztą pozostanę jej dozgonnym
dłużnikiem. Zawsze jest chętna do nauki, czym bardzo różni
się od większości młodych kobiet szlachetnego urodzenia,
które zadowalają się siedzeniem w salonie przy robótce.

Urwał na chwilę, przypomniał sobie bowiem pewną

rozmowę z Robiną w wieczór przyjęcia w Pawilonie.

- Chociaż spędziła na plebanii całkiem szczęśliwe

dzieciństwo, to brakowało jej tam emocjonujących przeżyć,
dlatego ma w sobie tęsknotę za poznaniem mężczyzny, który
mógłby zrekompensować jej ten brak w życiu.

- Dlaczego więc nie będziesz nim ty? - spytał Monty.
- A jak, u diabła, miałoby to wyglądać? - odparł

zniecierpliwiony Daniel, trochę zanadto podnosząc przy tym
głos. - Nie jestem typem zawadiaki. Nie jestem też rycerzem z
bajki, który śpieszyłby damie na pomoc z drugiego końca
ś

wiata, nawet gdyby była taka potrzeba, w co zresztą szczerze

wątpię.

- Nie sugeruję wcale, żebyś czekał na okazję dowiedzenia

swojej męskości, tylko żebyś trochę pomógł losowi.

- Moim zdaniem - odparł Daniel, obrzucając przyjaciela

zniecierpliwionym spojrzeniem - to piwo domowej roboty
poszło ci do głowy.

- Dobre sobie! - Montague wybuchnął śmiechem. - Nie

musisz się nawet wysilać. Każ komuś uprowadzić Robinę, a
potem po rycersku wybaw ją z rąk przestępcy. Jutro jest ku
temu znakomita okazja. - Montague wyraźnie zapalił się do
swojego pomysłu, - Jeśli pamięć mnie nie myli, Robina będzie
wśród gości uczestniczących w pikniku wydanym przez twoją
kuzynkę w przyklasztornym lesie. Będziesz mógł wykazać się
rycerskością.

background image

132

- W życiu nie słyszałem głupszego pomysłu! -rzekł bez

ogródek Daniel. - Gdybym nawet poważnie potraktował to, co
mówisz, czego nie zrobię, chyba nie sądzisz, że wziąłbym
udział w takiej awanturze?

- O człowieku zajęczego serca!
- Poza tym - ciągnął Daniel, ignorując krytykę Montague

- jest bardzo prawdopodobne, że Robina wymówi się od
udziału w pikniku. A nawet jeśli tam pojedzie, to nie ma
sposobu, żebym do tej pory zdołał zorganizować jej porwanie.
Zresztą nie jestem na tyle głupi, by zastanawiać się nad taką
niedorzecznością. - Wstał. - Chodźmy stąd. Ufam, że świeże
powietrze pomoże ci odzyskać jasność myślenia.

Daniel obrócił się do drzwi i wpadł na krępego osobnika,

który dotąd popijał piwo przy sąsiednim stole. Przeszył
nieznajomego wzrokiem.

- Bardzo przepraszam waszą miłość - bąknął tamten i

szybko usunął się z drogi. - Nie zauważyłem. Proszę się nie
gniewać.

- Nic się nie stało. To była również moja wina -odrzekł

po dżentelmeńsku Daniel.

Dopiero później, po powrocie do domu Merrella, zauważył

brak zegarka z dewizką.

Starając się nie rozpamiętywać utraty cennego przedmiotu,

ostatniego prezentu otrzymanego od chorego już ojca, Daniel
udał się z przyjacielem w pewne miejsce, gdzie gra o wysokie
stawki była na porządku dziennym.

Pan Merrell, w odróżnieniu od Daniela, nie znał większej

przyjemności, niż zasiąść w towarzystwie podobnych sobie
ludzi przy zielonym stoliku, ze szklaneczką dobrej, starej
brandy pod ręką i wachlarzykiem kart w dłoni. Zważywszy na
to, że miał zwyczaj grywać ostro, było nawet dość dziwne, że
dotąd fortuna go nie opuściła. Owszem, nieraz zdarzyło mu się
przegrać duże sumy, ale nigdy się tym szczególnie nie martwił,

background image

133

wiedział bowiem, że prędzej czy później kapryśna pani losu
znów się do niego uśmiechnie.

Daniel przez pewien czas stał za krzesłem przyjaciela i

przyglądał się grze, a potem odszedł zagrać ze znajomym kilka
rozdań pikiety. Zdecydowanie brakowało mu jednak wiary w
opiekuńczą siłę fortuny, która cechowała Montague, dlatego po
półgodzinie zrezygnował z hazardu i postanowił poszukać
matki, która zamierzała tego wieczoru pojawić się na przyjęciu
w sąsiedztwie.

Pani domu, wieloletnia przyjaciółka rodziny, przyjęła jego

niespodziewane nadejście z zachwytem. Po krótkiej wymianie
uprzejmości Daniel niezwłocznie przystąpił do szukania matki,
ale ku swemu głębokiemu rozczarowaniu stwierdził, że
przyszła na przyjęcie sama.

- Chociaż Robina upierała się, że nie ma potrzeby

wzywać doktora, to nie czuła się na siłach towarzyszyć mi
dzisiaj wieczorem - powiedziała lady Exmouth. - Wydaje mi
się jednak, że ma ochotę wybrać się jutro rano na piknik.

- Jeśli będzie dobrze się czuła, to naturalnie niech jedzie,

ale w innym przypadku nie wahaj się wezwać doktora.

Lady Exmouth wychwyciła znajomą stanowczą nutę w

głosie syna. Daniel, podobnie jak jego ojciec, był uroczym,
zrównoważonym człowiekiem, ale umiał być bardzo
zdecydowany i władczy, jeśli zachodziła taka potrzeba.
Uśmiechnęła się.

- A czy na pewno jutro do nas wrócisz, mój drogi?
- Tak. Wydałem już polecenie, żeby podczas mojej

nieobecności przewieziono z powrotem rzeczy. Jak wiesz,
umówiłem się na jutro z Roderickiem. Spodziewam się wrócić
do Brighton wczesnym wieczorem.

Pozwoliwszy matce ponownie zająć miejsce w gronie

przyjaciółek, Daniel obszedł salon, kilka razy przystanął, by
porozmawiać ze znajomymi, ale nieobecność Robiny
oznaczała, że nic go tu nie zatrzymuje, wkrótce więc wyszedł.

background image

134

Uznał, że najlepiej będzie wkrótce położyć się spać i wcześnie
wstać nazajutrz.

Odrzuciwszy propozycję lokaja, który chciał poszukać dla

niego powozu, niedługą drogę do domu Montague Merrella
pokonał spacerem. Stanął u drzwi akurat w chwili, gdy zegar
na odległej wieży wybijał godzinę. Czekając na pojawienie się
kamerdynera, odniósł wrażenie, że widzi postać kryjącą się w
mroku po drugiej stronie ulicy. Zlekceważył to jednak i
natychmiast po otwarciu drzwi skierował się do biblioteki, by
przed snem wypić łyczek brandy.

Ledwo zdążył sobie nalać szklaneczkę trunku, gdy w sieni

rozległo się stukanie kołatki. Była to dość niezwykła pora na
składanie wizyty, nie starał się więc ukryć zdziwienia, gdy
chwilę potem wszedł służący z wiadomością, że pewien
człowiek czeka przy drzwiach i chce się z nim zobaczyć.

- Jaki człowiek?
Układny kamerdyner pana Merrella głośno parsknął.
- Bardzo - zwyczajny, milordzie. Był tu już wcześniej,

podczas pańskiej nieobecności. Bez wahania odesłałbym go
tam, skąd przyszedł, ale powiadomił mnie, że jest w posiadaniu
pańskiej własności.

- Naprawdę? - Daniel machinalnie skierował myśli ku

utraconemu zegarkowi..

- Według mojej wiedzy tak. Wprawdzie tłumaczyłem mu,

ż

e może bezpiecznie zostawić ten przedmiot u mnie, ale on

uparcie odmawiał. Twierdził, że albo odda to panu osobiście,
albo nie odda w ogóle.

- W takim razie lepiej go wprowadź - zgodził się Daniel i

chwilę potem do pokoju wszedł krępy człowieczek w
znoszonym surducie, mnący w dłoniach dość sfatygowany
kapelusz.

Daniel miał dobrą pamięć do twarzy, natychmiast więc

poznał mężczyznę, z którym po południu zderzył się w
gospodzie.

background image

135

- A więc spotykamy się znowu, panie...?
- Higgins, milordzie. Honest* Hector Higgins do usług.
- Mam nadzieję, Higgins, że zasługuje pan na swoje imię-

stwierdził ironicznie Daniel, spoglądając na sękate, spracowane
ręce, które wydawały się niezgrabne, miały jednak dość
zręczności, by niepostrzeżenie wyciągnąć coś z cudzej
kieszeni. - Jak rozumiem, jest pan w posiadaniu przedmiotu
stanowiącego moją własność.

- To prawda, sir. - Higgins sięgnął do kieszeni, wydobył z

niej zegarek i położył go na wyciągniętej dłoni Daniela.

Ten obejrzał szybko przedmiot i z ulgą stwierdził, że jest

nieuszkodzony.

- Wygląda na to, Higgins, że jestem pańskim dłużnikiem.

A przynajmniej byłbym, gdybym nie miał pewności, że
zręcznie wyciągnął mi pan ten zegarek z kieszeni kamizelki
podczas naszego krótkiego, hm, spotkania w tawernie.

Na ogorzałej twarzy tamtego pojawił się natychmiast wyraz

najwyższej ostrożności.

- Jak to, wasza miłość? Gdybym zwinął ten zegarek, to

przecież nie oddawałbym go teraz, prawda?

- Mógłby pan to zrobić z nadzieją osiągnięcia większej

korzyści z nagrody niż ze sprzedaży tego przedmiotu, co
wydaje się tym logiczniejsze, że na kopercie jest
wygrawerowane moje imię i nazwisko.

- Phi! Łatwo można je zdrapać i koniec - odparł Higgins,

który najwidoczniej postanowił, że nie pozwoli zbić się z
pantałyku. - Poza tym nie przyniosłem go tutaj dla nagrody.
Jestem uczciwym człowiekiem. Nie zawsze byłem, wstyd mi
przyznać, ale teraz jestem, odkąd poznałem moją Dorę.

Daniel nie mógł się nie uśmiechnąć, słysząc to niezgrabne

wyznanie. Był już nawet skłonny okazać mężczyźnie
wielkoduszność i pozwolić sobie na zwątpienie w słuszność
swojego przekonania o sposobie utraty zegarka.

* Honest (j. ang.) - uczciwy, prawy

background image

136

- Skoro tak, Higgins, skoro nie chce pan przyjąć nagrody,

to mogę przynajmniej panu zaproponować drinka dla
wynagrodzenia kłopotu. - Odwrócił się do karafek stojących na
tacy. - Czy może być brandy?

- Wasza miłość jest bardzo gościnny. Może być, może.
Uśmiechając się mimo przeczucia, że w zamian za zwrot

zegarka Higgins zażąda jakiejś rekompensaty, Daniel napełnił
szklaneczkę i podał trunek niespodziewanemu gościowi.

- Niech pan usiądzie, Higgins, i opowie mi o sobie. Z

czego pan żyje?

- Jestem woźnicą, proszę pana. Od dziesięciu lat jeżdżę

własnym powozem. - Pociągnął nosem i wytarł go wierzchem
dłoni. - Ech, rozklekotała się ta drynda, a i moja stara szkapa
nie jest taka jak dawniej. - Ze smutkiem pokręcił głową. -
Blisko jej już do rzeźni.

- To bardzo przykre - przyznał lord Exmouth,

zastanawiając się, co go opętało, że pozwolił temu osobnikowi
się rozgościć.

- O, tak, proszę pana. Nie jest łatwo być uczciwym

człowiekiem. Panowie nie lubią pokazywać się w odrapanym
powozie, takim jak mój, a jeśli nie ma się wielu pasażerów w
ciągu dnia, nie ma pieniędzy na naprawy.

- Współczuję

panu,

Higgins

-

odrzekł

Daniel,

zastanawiając się, kiedy zdesperowany woźnica odkryje
prawdziwy powód swojej wizyty.

- Wiedziałem, że pan będzie mi współczuł. - Nie

odrywając wzroku od twarzy Daniela, przełknął jednym
haustem zawartość szklaneczki. - Ja też mam miękkie serce i
dlatego współczuję panu.

Daniel upił łyk brandy.
- Przykro mi bardzo, Higgins, ale nie rozumiem.
- Nieodżałowana miłość, proszę pana, może zrobić

straszne rzeczy z człowiekiem.

background image

137

- Jestem pewien, że ma pan rację - odrzekł Daniel,

dzielnie powściągając chichot. - Chodziło panu chyba o
nieodwzajemnioną miłość.

- O, tak. Ale proszę się nie martwić. Hector Higgins

ś

pieszy waszej miłości na pomoc.

Daniel uznał, że się przesłyszał.
- Przepraszam,

Higgins,

ale

znowu

niezupełnie

rozumiem. Nie potrzebuję niczyjej pomocy.

- No, no, nie musi pan się wstydzić swoich uczuć. To się

zdarza każdemu. Mnie się zdarzyło kiedyś, a panu teraz. Rzecz
jasna, nie chcę się wtrącać, ale niechcący podsłuchałem pana
rozmowę z przyjacielem Pod Koroną i wiem, że jestem właśnie
człowiekiem, jakiego pan szuka.

- A czym niby może mi pan służyć, Higgins? -spytał

Daniel z widocznym znużeniem.

- Jak to? Naturalnie mogę porwać pannę! Znam tę okolicę

jak własną kieszeń. Nie ma nic prostszego! Schowam się jutro
w lesie i poczekam na okazję, potem złapię pannę i wsadzę do
swojego powozu. Wtedy pan nadjedzie, wymachując
pistoletem, na wszelki wypadek rozładowanym - ciągnął ze
ś

miertelną powagą. - Jeszcze by pan wystraszył moją szkapę, a

ona już ma swoje lata. Mogłaby tego nie wytrzymać. -
Przerwał i omiótł spojrzeniem pełnym nadziei swą pustą
szklaneczkę. - I co, wasza miłość?

Daniel przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu tak,

jakby patrzył na niedorozwinięte dziecko.

- Myślę, Higgins, że postradał pan zmysły. Nawet gdyby

pański plan nie był w najwyższym stopniu niedorzeczny, to
nigdy

nie

popełniłbym

tak

haniebnego

czynu,

jak

uprowadzenie i śmiertelne wystraszenie młodej kobiety. Co
więcej, mój przyjaciel, którego podsłuchał pan dziś wieczorem,
ma naturę żartownisia i właśnie ta część jego natury wzięła
górę w tawernie. Nie znaczy to jednak, że jego bezsensowny

background image

138

pomysł można traktować poważnie. Osobiście mam znacznie
lepszy plan, a mianowicie obaj powinniśmy iść spać.

Jednym zręcznym ruchem Daniel wstał i wyjął bardzo

rozczarowanemu przybyszowi pustą szklaneczkę z ręki.

- śyczę dobrej nocy, Higgins... I niech pan się cieszy, że

postanowiłem nie interesować się więcej sprawą celowego
przywłaszczenia mojego zegarka.

Lady Exmouth dobrze wiedziała, że nieodłączną częścią

charakteru jej syna, ujawniającą się od czasu do czasu, jest
niezłomny upór. Stało się to jasne właśnie teraz. Higgins
otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uznał widocznie, że nie
byłoby to rozsądne, bo niepocieszony odszedł do drzwi.

- Proszę się nie gniewać, wasza miłość – bąknął przez

ramię, a potem dzielnie opierając się pokusie zdzielenia
kamerdynera w żałosny, długi nos, bez ociągania opuścił dom.

ś

ycie bywa okrutne, uznał, wlokąc się w stronę domu. Oto

on, przyzwoity człowiek, tydzień w tydzień, rok w rok
wykonuje uczciwą pracę. I po co? Ledwie może związać
koniec z końcem. Znacznie lepiej prosperowałby, gdyby wrócił
do dawnej specjalności... Ale nie, obiecał Dorze, że kradzieże
raz na zawsze się skończyły. Odciął się od tamtego życia, gdy
wyjechał z Londynu, i tak naprawdę wcale nie chciał znowu
wejść na drogę przestępstwa.

Naturalnie mógłby, gdyby naszła go taka głupia chęć. Palce

wciąż miał sprawne i bez trudu potrafił wyjąć zegarek z
kieszonki cudzej kamizelki. Pomyślał o tym z ponurą
satysfakcją. Rzecz jasna, wcale nie zamierzał zatrzymać tego
zegarka. To w ogóle nie przyszło mu do głowy. Ale skoro
sprawy potoczyły się w taki sposób, może rozsądniej byłoby
jednak zachować cenny przedmiot. Bądź co bądź, co mu po
dobrych chęciach? Nic, po prostu nic!

- Niech to - mruknął pod nosem, przechodząc przez ulicę

do tawerny.. Zostało mu przynajmniej tyle drobnych w
kieszeni, by mógł utopić smutki w solidnym kuflu piwa.

background image

139

„Pod Koroną” było tego wieczoru wyjątkowo cicho i

spokojnie, co pasowało do podłego nastroju Higginsa. Łatwo
znalazł wolny stół w kącie, gdzie mógł dalej posępnie i bez
przeszkód rozmyślać nad niewdzięcznością losu, ten jednak
nawet tu nie był dość łaskawy, by zapewnić mu krótki okres
wytęsknionej samotności. Ledwie bowiem Higgins zajął
miejsce na ławie, gdy naprzeciwko niego rozsiedli się bez
zaproszenia

mężczyzna

o

ostrych

rysach,

noszący

jaskrawoczerwoną chustkę nieudolnie zawiązaną na szyi, i
niechlujna, gruba kobieta w głęboko wyciętej sukni.

- Co z tobą, Hectorze, mój stary przyjacielu? To do ciebie

niepodobne, żeby chować się po kątach. Miałeś zły dzień, co? -
Mężczyzna rozciągnął cienkie wargi w nieprzyjemnym
uśmiechu, który odsłonił popsute zęby. - Ja tam nie narzekam,
mój był dobry. Mówiłem ci już nieraz, stary przyjacielu, że
powinniśmy połączyć siły.

- A ja mówiłem ci nieraz, Jack, że dawno zerwałem z

takim życiem.

- I co z tego masz? - Mężczyzna znów zaprezentował

zepsute zęby. - Tylko pracujesz od rana do nocy? Założę się, że
nawet ci nie starczy na drugi kufel piwa.

Była to prawda, ale Higgins nie zamierzał tego potwierdzić,

a zwłaszcza nie przed pozbawionym skrupułów drobnym
złodziejaszkiem Jackiem Sharpe'em, któremu było zupełnie
wszystko jedno, w jaki sposób położy swoje łapska na
pieniądzach. Kiedy przychodziła posucha, nie wstydził się
wysyłać swojej przyjaciółki na ulicę i żyć z jej zarobków.

- Właściwie nie wiem, dlaczego jeszcze chcę z tobą

gadać; - odezwał się znowu Jack. - Niewiele już mi po tobie.
Jesteś stary i niezdarny.

- Też coś! - Higgins tym razem pozwolił się

sprowokować. - Wiedz, że właśnie dzisiaj zwinąłem fikuśny
kieszonkowy zegarek. Przeskoczył z kamizelki wielkiego pana
do mojej kieszeni, a on nic nie zauważył.

background image

140

- Aha! - Jack wyraźnie mu nie dowierzał. -A gdzie jest

ten zegarek? Pokaż.

- Już go nie mam - bąknął Higgins i trochę się

zaczerwienił. - Zwróciłem.

- Co takiego?! - Sharpe i jego towarzyszka ryknęli

ś

miechem, co jeszcze bardziej zakłopotało Higginsa.

Rozejrzał się bardzo niepewnie dookoła.
- Ciszej! - syknął. - Nie chcę, żeby wszyscy to usłyszeli.
- Boisz się, że żoneczka byłaby zła, gdyby dowiedziała

się, jak próbujesz starych sztuczek? – drażniła się z nim
kobieta, a Higgins spojrzał na nią z niechęcią.

- Zamknij się, Molly! - nakazał jej Jack już zupełnie

poważnie. - To jest dawny Hector, on nie kantuje. On
naprawdę zwinął ten zegarek. Nie kapuję tylko, dlaczego go
zwrócił.

Zmieszany Higgins zaczął niezbornie tłumaczyć swoje

zamierzenia. Opowiedział więc o podsłuchanej rozmowie i
tym, co zaszło potem.

Jack chłonął każdy szczegół.
- Czyli poszedłeś do tego lorda Exmoutha i miałeś

nadzieję, że zgodzi się na twój plan, a on cię wyrzucił na zbity
pysk, tak?

- Nie od razu - odparł Higgins. - Powiedziałem ci, że

najpierw byłem w jego domu i dowiedziałem się od
pomywaczki, że on tam nie mieszka, tylko jego matka i ta
panna, która mu się podoba. A on zatrzymał się u przyjaciela.
No, więc poszedłem tam i za drugim razem był i mnie przyjął.

- Szkoda, że propozycja go nie zainteresowała -zauważył

Jack ku wielkiemu rozbawieniu jego towarzyszki.

- Mnie to nie dziwi! - parsknęła. - Jeśli temu wielkiemu

panu dziewczyna podoba się tak, jak mówi Hector, to nigdy się
nie zgodzi, żeby ktoś ją porwał jakąś rozklekotaną dryndą.
Sama kiedyś jechałam tym klekotem, więc wiem, jak to jest.

background image

141

Wróciłam z pogrzebu szwagierki cała poobijana. Siniak na
siniaku.

- Zamknij się, kobieto - burknął Jack. - Idź i przynieś nam

jeszcze coś do picia. - Rzucił jej monetę i poczekał, aż
odejdzie, po czym zwrócił się znowu do Hectora: - I mówisz,
ż

e ta panna, co podoba się lordowi Exmouthowi, będzie jutro w

lesie koło klasztoru?

- Już to mówiłem, nie? - Higgins spojrzał podejrzliwie na

rozmówcę. - A czemu tak cię to interesuje?

- Bez specjalnego powodu. Szkoda, że temu wielkiemu

panu nie spodobał się twój pomysł. Może mógłbym ci pomóc.

Jak dla Higginsa tego dnia zdarzyło się już wystarczająco

dużo, a poza tym miał dość obecnego towarzystwa, więc
szybko dopił piwo i wstał.

- Dzięki, ale obejdę się bez twojej pomocy, Jack.
- O! Hector poszedł? - zdziwiła się Molly, gdy wróciła z

napitkami. - Co tam, zaraz wypiję jego dżin. Niewdzięczny
kundel.

- Nic nie będziesz piła! - Jack wyrwał jej naczynie z ręki.

- Musisz być rano świeża i dobrze kojarzyć. Mam dla ciebie
robotę.

- Tak? - Zerknęła na niego nieufnie. - Jaką?
- Staniesz na czujce pod domem tego Exmoutha. Jeśli

panna pojedzie do lasu, chcę o tym wiedzieć.

- Ale ja nawet nie wiem, jak ona wygląda - zwróciła mu

uwagę Molly, mało zachwycona perspektywą wczesnego
wstawania. -I nie wiem, gdzie mieszka.

- Łatwo się dowiesz. - Przez chwilę dumał. - Słyszałaś, co

powiedział Higgins. Poza służbą w domu jest tylko stara matka
Exmoutha i ta panna. Poczekasz na czujce przed domem.

- I co dalej?
- Twój brat mieszka przy lesie, niedaleko ruin klasztoru,

nie?

- Ano mieszka. I co z tego?

background image

142

Jack rozparł się na ławie.
- Powiem ci rano, kiedy wszystko domyśle sobie do

końca.


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Lady Exmouth promieniała z radości, przyglądając się

Robinie, która schodziła po schodach. W niebieskiej sukni
spacerowej i dopasowanej kolorystycznie pelerynie panna
wyglądała wprost urzekająco. Szkoda tylko, że Danie! nie
mógł obejrzeć tego ujmującego występu. Delikatna twarz w
modnym czepku, z szaroniebieskimi tasiemkami tworzącymi
figlarną kokardę pod uroczym, drobnym podbródkiem mogła
zmiękczyć serce najtwardszego mężczyzny.

Naturalnie nie wydawało jej się dłużej, by Daniel

potrzebował dodatkowych namów do uznania Robiny za
idealną kandydatkę na żonę. Jeśli jej pogląd na tę kwestię nie
był całkowicie błędny, to ten wstrętny chłopiec podjął
ostateczną decyzję już przed kilkoma tygodniami, mimo że
bardzo starał się to ukryć. A gdyby potrzebowała dalszych
ś

wiadectw określających stan jego umysłu, to zdradził się

poprzedniego wieczoru. Lady Exmouth myślała z niemałą
satysfakcją o tym, że nawet obecność Arabelli nie skłoniła go
do pozostania na przyjęciu. Gdyby była tam Robina, sprawy
przedstawiałyby się zgoła inaczej!

- Gzy jesteś całkiem pewna, moja droga, że masz ochotę

jechać dzisiaj na piknik? - spytała, gdy Robina do niej
podeszła. Wprawdzie panna wydawała się w pełni sił, była
jednak odrobinę bledsza, niżby życzyła sobie lady Exmouth. -
Jeszcze nie jest za późno na zmianę zdania - zapewniła ją. -
Arabella to zrozumie.

background image

143

- Nie, nie. Całkiem dobrze się czuję. - Robina skupiła się

na wygładzaniu fałdy na jednej z rękawiczek. - Nie mam
pojęcia, co mnie naszło. Rzadko zapadam na migrenę.

- Cieszmy się, że nie było to nic gorszego niż uporczywy

ból głowy, który nie chciał minąć. Gdybyś zaraziła się
gorączką od lady Phelps, mogłabyś trafić do łóżka na wiele
dni. O ile wiem, biedna Augusta wciąż jeszcze nie wstaje. Co
naturalnie oznacza, że będziemy pozbawieni towarzystwa jej
syna podczas dzisiejszego śniadania.

Robina usłyszała nutę ulgi w głosie lady Exmouth, ale

doszła do wniosku, że nie należy o tym mówić, spytała więc
tylko, kto jeszcze jedzie tego ranka do lasu.

- Nie do końca wiem, moja droga. Na pewno kilkoro

naszych wspólnych znajomych. Arabella zaprosiła sir
Percy'ego Lovella, ale miał już inne zobowiązania. Zdaje się,
ż

e zaprosiła również sir Fredericka Ainsleya, lecz i on był

zmuszony odmówić. Dzisiaj nie ma go w mieście, bo wyjechał
w odwiedziny do chorego kuzyna. - Pokręciła głowę. - Trudno
jest zorganizować piknik z takim małym wyprzedzeniem, ale
jestem pewna, że Arabella namówi przynajmniej kilka osób. -
Lady Exmouth uniosła rękę, odzianą w fioletową rękawiczkę. -
Oho! Zdaje się, że o wilku mowa.

Jak się okazało, słuch jej nie mylił. Gdy lokaj otworzył

drzwi, zobaczyły Arabellę wysiadającą z eleganckiego
odkrytego powozu Tolliverów, który właśnie zajechał przed
dom.

- Nie musisz zadawać sobie tyle trudu – zawołała lady

Exmouth, schodząc na ulicę, by przywitać kuzynkę. - Jesteśmy
gotowi, możemy więc zaraz wyruszyć, jeśli nie masz nic
przeciwko temu.

- Wspaniale! Zawsze ceniłam punktualność! - oznajmiła

Arabella i wróciła do powozu. - O, jest Robina! Cieszę się, że
czujesz się na siłach dotrzymać nam towarzystwa. Obawiam
się, że jesteśmy najmłodsze w tej kompanii, musimy trzymać

background image

144

się razem - dodała, gdy Robina podeszła do powozu. - Trochę
mnie dziwi, że tak niewielu młodych ludzi zgodziło się przyjąć
moje zaproszenie. Wygląda na to, że śniadanie na trawie jest
atrakcyjne raczej dla starszego pokolenia.

- Prawdę mówiąc, przypuszczałam, że zorganizowanie

pikniku w takim pośpiechu może sprawić ci nieco kłopotów -
powiedziała lady Exmouth, sadowiąc się na ławie obok
siostrzenicy. - Ostatnio ludzie mają zwyczaj planować zajęcia z
dużym wyprzedzeniem. Zwłaszcza na wieczór trudno jest
zebrać towarzystwo. Nawet przyjaciele wymawiają się
wcześniej podjętymi zobowiązaniami.

- Właśnie z tego powodu postanowiłam nie wydawać

proszonej kolacji - odrzekła Arabella, a jej uwagę zwróciła
nagle samotna postać po drugiej stronie ulicy.

- Co za brak wychowania! - stwierdziła. - Odkąd tu

przyjechałam, ta młoda kobieta bez przerwy patrzy w naszą
stronę. - Szybko jednak odzyskała poczucie humoru i
wybuchnęła śmiechem. - Mam nadzieję, że nie czeka na
Daniela. Musiałaby tam stać jeszcze bardzo długo.

Lady Exmouth zerknęła na drugą stronę ulicy i głośno

parsknęła.

- Muszę ci powiedzieć, że mój syn nie zadaje się z

osobami tego... tego pokroju.

- Nie bądź naiwna, ciociu! - W oczach Arabelli znów

pojawił się figlarny błysk. - Clarissa nie żyje prawie od dwóch
lat... Chociaż rzeczywiście się nie mylisz - podjęła po namyśle.
- Daniel ma za dobry gust, żeby zadawać się z osobą tak
podłego stanu. Może zresztą po prostu dba o zdrowie.

Lekko poklepała stangreta parasolką po ramieniu, dając mu

znak do odjazdu, i powóz potoczył się po ulicy. Uwagi Robiny
nie uszło, że nieznajoma kobieta bacznie obserwuje ich odjazd
ze swojego miejsca.


background image

145

Robina nie była aż tak naiwna, by nie zrozumieć aluzji lady

Tolliver. Podczas pobytu w stolicy szybko odkryła, że
dżentelmeni - zarówno owdowiali, jak i żonaci - często
utrzymują również kochanki. Nie wiedziała, czy Daniel
postępuje podobnie, ale w gruncie rzeczy jakie to mogło mieć
dla niej znaczenie? Przecież to nie jej sprawa, powtarzała sobie
uparcie. Owszem, interesowałoby ją to na miejscu Arabelli, ale
przyszła żona Daniela wydawała się całkowicie nie
przywiązywać do tego wagi. Dziwne!

- Jesteś dzisiaj małomówna.
Niespodziewana uwaga wyrwała Robinę z zamyślenia.

Stwierdziła, że lady Tolliver przygląda jej się z uwagą.

- Mam nadzieję, że nie jedziesz dzisiaj z nami tylko z

powodu namów cioci?

- Och, nie! - zapewniła ją Robina, siląc się na uśmiech. -

Po prostu myślałam o niebieskich migdałach.

Nie była jednak w stanie znieść przenikliwego spojrzenia

ciemnych oczu, zbyt przypominających oczy Daniela, zerknęła
więc do góry i przekonała się, że niebo jest zupełnie
bezchmurne.

- Zdaje się, że pogoda ci sprzyja. Zapowiada się następny

piękny dzień.

- To prawda - przyznała Arabella. - Mam nadzieję, że nie

będzie również zbyt ciepło. Mniejsza o to. - Wzruszyła
ramionami. - W przyklasztornym lesie i tak jest dużo cienia.

- Szkoda, że nie urządziłaś pikniku gdzie indziej -

włączyła się do rozmowy lady Exmouth. - Mam złe
wspomnienia związane z tym sielskim miejscem.

Arabella roześmiała się serdecznie.
- Och, wiem. Daniel mi o tym opowiedział. Co za małpka

z tej Lizzie! Zupełnie niepodobna do matki. Pewnie więcej
odziedziczyła po naszych przodkach.

background image

146

Lady Exmouth cmoknęła kilka razy i zmierzyła swoją

ulubioną

siostrzenicę

karcącym

spojrzeniem,

Arabella

postarała się więc przybrać bardzo skruszoną minę.

- Masz

rację,

ciociu.

Zachowałam

się

bardzo

nietaktownie, żartując z poważnej sprawy. Daniel, jak wiem,
był bardzo poruszony tym zdarzeniem. - Znowu spojrzała na
Robinę. - I jest ci dozgonnie wdzięczny, moja droga. Nie kryje,
ż

e ma wobec ciebie dług nie do spłacenia.

Może Arabella nie zauważyła smutku, który zagościł przez

chwilę nieuwagi w niebieskich oczach Robiny, dojrzała go
jednak lady Exmouth, a spostrzeżenie to wzbudziło w niej
wątpliwość, czy jej protegowana czuje się całkiem zdrowa, czy
tylko stara się stworzyć takie pozory. Arabella była przemiła,
ale zdarzało jej się niekiedy wykazać brakiem taktu, no i mogła
czasem być dość przytłaczająca, zwłaszcza dla tych, którzy nie
dorównywali jej wigorem.

Celowo zajęła więc siostrzenicę konwersacją, pytając,

czego należy się spodziewać w jadłospisie śniadania. Robina
starała się od czasu do czasu włączyć do rozmowy, ale lady
Exmouth wyczuwała, że robi to bez przekonania. Coraz
bardziej dochodziła do wniosku, że Robina wolałaby pozostać
w domu.

Na szczęście, gdy dotarły na znajome miejsce, gdzie zaczęli

się już gromadzić pozostali goście, napięcie Robiny, związane
ze staraniami, by zachowywać się jak najswobodniej, zelżało.
Poza tym wreszcie udało jej się bez zwracania na siebie uwagi
uwolnić się od towarzystwa Arabelli. Dzięki temu zdołała się
nawet zmusić do zjedzenia kilku smakołyków przygotowanych
przez znakomitą kucharkę lady Tolliver. Przy pierwszej
nadarzającej się okazji oddaliła się jednak od tej nielicznej
części grupy, która nie zapadła w drzemkę, znużona upałem i
skutkami picia schłodzonego szampana. Wreszcie mogła
poszukać wytęsknionej samotności.

background image

147

Upewniwszy się, że nikt inny nie wziął z niej przykładu i

nie podąża za nią na przechadzkę, Robina weszła głębiej
między drzewa. Wiedziała, że dalej w lewo płynie rzeka, ale
nie zamierzała tam skręcać. Obraz tamtego dnia, o wiele
szczęśliwszego niż obecny, zbyt mocno wrył jej się w pamięć.

Szyderczy głos podszeptywał, że wkrótce nie zostanie jej

nic więcej oprócz wspomnień i bolesnej świadomości, że
wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby przez tyle tygodni
nie pozostała obojętna na skłonności swego serca.

Rozwiązała kokardę i zdjąwszy czepek, zaczęła nim

bezmyślnie kołysać. Wciąż zagłębiała się w las, nie chciała
bowiem zbyt szybko pożegnać się z samotnością.

Naturalnie gdy wyrażała zgodę, aby towarzyszyć lady

Exmouth na pikniku, wiedziała, że obecność Arabelli będzie
dla niej trudna do zniesienia. Nie wiedziała jednak, że aż tak
trudna. Ale jaki miała wybór? Nie mogła bez końca ukrywać
się w sypialni i płakać, gdy tylko była pewna, że nikt akurat jej
nie przeszkodzi. Poza tym tego wieczoru miał wrócić do domu
Daniel i prędzej czy później musiała stanąć z nim twarzą w
twarz, chociaż mogło się to okazać niezwykle nieprzyjemne.

Nie, pomyślała zasmucona, nie ma dla niej łatwych

rozwiązań. Następne dni, zanim uda jej się znaleźć pretekst,
aby wrócić do hrabstwa Northampton, będą bolesne. Już ten
dzień dostarczył jej przykrych przeżyć. Uprzejme traktowanie
kogoś, do kogo czuje się urazę, stanowi nie lada zadanie,
jednak wiedziała, że nie mogłaby się zdobyć na prawdziwą
nienawiść czy nawet niechęć do Arabelli. Jak mogła mieć do
lady Tolliver pretensje o jej uczucie do Daniela? Przecież
każda kobieta chciałaby poślubić takiego wspaniałego
mężczyznę.

Dziwne wydawało jej się tylko to, że nikt nie mówi głośno

o zbliżającym się ślubie. Ze zmarszczonym czołem zaczęła
rozważać ten problem. Naturalnie mogły być powody, dla
których Arabella i Daniel nie podawali swoich zaręczyn do

background image

148

wiadomości publicznej, na przykład jeśli Daniel chciał
najpierw powiedzieć o swoim zamiarze córkom i czekał na ich
powrót z Dorset. Utrzymywanie sekretu przed lady Exmouth
wydawało się mimo wszystko bardzo dziwne. Robina była
przekonana, że matka Daniela nic nie wie o jego zamiarze
rychłego ożenku. Co więcej, po Arabelli też nie było widać,
aby oczekiwała wkrótce tak radosnego wydarzenia. Robina nic
z tego wszystkiego nie rozumiała.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. A więc jednak ktoś

za nią poszedł. Odwróciła się, żeby sprawdzić, kogo z gości
lady Tolliver będzie miała za towarzysza przechadzki.


Odłożywszy książkę, Daniel zerknął na zegarek i przekonał

się, że brakuje kilku minut do siódmej. Śniadanie na trawie
zajęło matce i Robinie podejrzanie dużo czasu. Uważał zresztą,
ż

e nazwa „śniadanie” dla posiłku jedzonego wczesnym

popołudniem jest absurdalna. Wsunął zegarek z powrotem do
kieszonki i znowu wziął się do czytania.

Otworzyły się drzwi i wszedł kamerdyner z karafką i

kieliszkiem, które ustawił tuż obok łokcia lorda Exmoutha.

- Czy wasza lordowska mość jeszcze sobie czegoś życzy?
- Nie sądzę. Dziękuję, Stebbings... Albo poczekaj. -

Służący przystanął w pół drogi do drzwi. -O której godzinie
milady wyjechała z domu?

- Niedługo przed południem, sir.
- Czy wspominała, że może późno wrócić?
- Nie, milordzie. Czy mam polecić, żeby kolację podać

później?

- Tak, to chyba rozsądny pomysł. Powiedz kucharce, że

zjemy o dziewiątej.

Maszcząc czoło, Daniel sięgnął po burgunda i nalał sobie

kieliszek. To było zupełnie niepodobne do jego matki, żeby nie
uprzedzić służby o możliwości późnego powrotu. Co ją, u
licha, zatrzymało? Nawet jeśli straciła rachubę czasu, to

background image

149

przecież w śniadaniu uczestniczyli również inni goście, którzy
mogli ją przywrócić do rzeczywistości, a zwłaszcza Robina. W
odróżnieniu od innych znanych mu kobiet, była bardzo
punktualna.

Uśmiechając się pod nosem, rozsiadł się wygodniej i dalej

sączył wino, kontemplując połysk swoich butów z cholewami.
Dobrze było znaleźć się znowu w domu. Owszem, bardzo mu
było przyjemnie w towarzystwie Monty'ego, ale brakowało mu
Robiny, jego ptaszyny, brakowało mu jej nawet bardziej, niżby
chciał się do tego przyznać.

Robina była doprawdy niezwykłą kobietą! Nigdy nie

podejrzewałby, że córka wiejskiego pastora, która - jak sama
przyznała

-

odebrała

dość

ograniczoną

i

bardzo

konwencjonalną edukację, stanie się wybranką jego serca.

Bardzo go zdziwiło odkrycie, jak wiele mają ze sobą

wspólnego. Na wargach znów pojawił mu się mimowolny
uśmiech. I pomyśleć, że gdy pierwszy raz rozważał pomysł
ponownego ożenku, za jedyny cel stawiał sobie znalezienie
odpowiedniej matki dla córek, a tymczasem los dał mu
towarzyszkę życia, bez której teraz trudno już byłoby mu się
obejść.

Nagłe zamieszanie w sieni przerwało mu zadumę. Do

pokoju wpadła matka, zupełnie nie dbająca o godny krok, za
nią zaś kuzynka Arabella, która wydawała się podejrzanie
blada, a w oczach nie miała ani śladu figlarnych ogników.

- Och, Danielu, dzięki Bogu, że jesteś! - Lady Exmouth

prawie rzuciła mu się w ramiona. - To wszystko przeze mnie.
Przyjmuję na siebie całą winę. Nie powinnam była brać jej z
sobą. Jak tylko wyjechałyśmy, od razu wiedziałam, że to
biedne dziecko nie powinno nigdzie ruszać się z domu. -
Spokojnie, ciociu Lavinio. Nie wolno ci się tak gorączkować. -
Arabella objęła ją i zaprowadziła na kanapę. - Jestem pewna,
ż

e znajdzie się zupełnie zwyczajne wyjaśnienie tej sytuacji -

background image

150

powiedziała tonem, w którym zdaniem Daniela zdecydowanie
brakowało przekonania.

- Gdzie jest Robina? - spytał.
- Właśnie w tym rzecz, Danielu. Nie wiemy - odrzekła,

siląc się na spokój Arabella. - Robina znikła.

Przeniósł wzrok ze szlochającej matki na kuzynkę, starając

się nie zdradzić z niepokojem.

- Chyba powinnyście mi wytłumaczyć, co tam zaszło.
- Ciocia Lavinia powiedziała świętą prawdę - zaczęła

Arabella. - Robina wydawała się dzisiaj wyjątkowo zasępiona.
- Wzruszyła ramionami. - Myślałam, że może brakuje jej
rówieśników na pikniku i trochę się nudzi. To zresztą nie
byłoby dziwne. Gdy większość gości po posiłku zdecydowała
się na drzemkę, sama pożałowałam, że urządziłam to śniadanie.
Bardzo mnie kusiło, żeby pójść za Robiną, kiedy zauważyłam,
ż

e znika w lesie. - Zerknęła na lekko zgnieciony czepek z

niebieskim wykończeniem, trzymany przez siebie w dłoni. -
Teraz naturalnie nie mogę sobie wybaczyć, że tak nie
postąpiłam.

- Zatem Robina nie wróciła, a wy naturalnie zaczęłyście

jej szukać.

Arabella przyjrzała się, jak Daniel spokojnie sięga po

kieliszek wina. Sprawiał takie wrażenie, jakby to wszystko nic
go nie obchodziło. Znała go zbyt dobrze, by pozwolić się
zwieść, podziwiała jednak jego opanowanie, którym w
trudnych chwilach zawsze imponował.

- Początkowo myślałam, że po prostu straciła poczucie

czasu. W dzieciństwie uwielbiałam chodzić po lesie w
okolicach Courtney Place i też często spóźniałam się na
posiłki. Dopiero kiedy goście zaczęli się rozjeżdżać, ogarnął
mnie niepokój. Kilkoro spośród nich zaofiarowało się, że
zostanie i pomoże w poszukiwaniach, ale zapewniłam ich, że
nie ma takiej potrzeby. - Przez chwilę przyglądała się
Danielowi w milczeniu. - Pomyślałam sobie, że z twojego

background image

151

punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby o zniknięciu Robiny nie
wiedziano w całym Brighton. Spojrzał na nią z uznaniem.

- Postąpiłaś bardzo rozsądnie, Bello. Rzeczywiście,

wolałbym, żeby miłośniczki plotek nie ostrzyły sobie na niej
języków.

- Tak też sądziłam. Dlatego po odjeździe wszystkich

kazałam służbie dokładnie przeczesać las. Mój lokaj znalazł to.

Podała mu czepek z oderwaną tasiemką i częściowym

odciskiem podeszwy.

- Przyszło mi do głowy, że może zdarzył jej się jakiś

wypadek, na przykład skręciła nogę. Wysłałam lokaja również
do pobliskiej wsi, żeby spytał, czy nikt nie szukał tam pomocy,
ale…

Spojrzała na niego z głęboką troską.
- Och, Danielu, nie uważam się za osobę przesadnie

ulegającą panice, ale jestem bliska myśli, że Robinę porwano.

Lady Exmouth, która do tej pory panowała nad sobą,

raptownie podniosła głowę.

- To niedorzeczność, Arabello! Kto, u licha, chciałby

porwać takie słodkie, kochane dziecko? Poza tym kto oprócz
zaproszonych gości mógł wiedzieć, że wybieramy się dzisiaj
do lasu?

- No właśnie kto? - podchwycił Daniel, mrużąc oczy.
Nagle obrócił się na pięcie i wielkimi krokami podszedł do

drzwi.

- Stebbings! - zawołał. - Niech w stajni natychmiast

przygotują mi kolaskę!







background image

152

ROZDZIAŁ JEDENASTY



Robina spojrzała w brudne okienko i stwierdziła, że na

dworze szybko zapada zmierzch. Jak długo już leżała,
związana jak kurczak do pieczenia? Przede wszystkim zaś po
co porwano ją i uwięziono w tej brudnej i ciasnej graciarni?

Wszystko stało się tak szybko. Szła przez las, myśląc o

swoich sprawach, i nagle napadło ją dwóch obcych mężczyzn.
Nie zdążyła nawet krzyknąć, bo jeden chwycił ją za ramiona i
związał jej ręce za plecami, a drugi wepchnął do ust ohydną
szmatę. Potem nasadzili jej na głowę cuchnącą siatkę i jeden z
nich miał czelność przerzucić ją sobie przez ramię, jakby była
workiem, by wkrótce potem bez ceregieli zwalić ją na wózek.

Jeśli sądzić po wstrząsach, jakie musiała ścierpieć, jechali

bardzo nierównym traktem. Zdawało jej się, że trwa to wieki,
choć prawdopodobnie pokonali nie więcej niż trzy mile. Potem
wniesiono ją w ten sam haniebny sposób po dwóch biegach
schodów i przywiązano do pryczy w zatęchłej klitce.
Marszcząc czoło, rozejrzała się dookoła. Co to, u licha, za
miejsce? Gdzie ją przetrzymywano? I po co?

Głosy i stukot kroków na schodach przerwały jej

niepokojące rozmyślania. Chwilę później rozległ się trzask
odsuwanego rygla, drzwi się otworzyły i na stryszek weszli
dwaj porywacze, a za nimi niechlujna kobieta, którą Robina
bez wątpienia gdzieś już widziała.

- Na miłość boską, Jack! - wykrzyknęła kobieta,

przesyłając Robinie współczujące spojrzenie. - Po coś ją tak
związał? - Odstawiwszy tacę na drewnianą skrzynię przy
pryczy, zaczęła rozplątywać sznur krępujący Robinie nogi w
kostkach. - Jak, u diabła, ona ma stąd waszym zdaniem uciec?

- To nie ja - odburknął niższy z mężczyzn. - Tę robotę

zostawiłem twojemu bratu.

background image

153

Kobieta zerknęła zniecierpliwiona na drugiego mężczyznę,

który stał oparty o ścianę i patrzył na łóżko z lubieżnym
błyskiem w oczach.

- Ona nie jest ptakiem, Ben. Nie wyfrunie przez okno.
- Nie chciałem ryzykować. Smakowity kąsek nie może

nam się wyślizgnąć z rąk. — Lubieżny uśmiech stał się
bardziej ostentacyjny. - Nieczęsto mam okazję pogłaskać taką
elegancką panienkę.

- Trzymaj swoje brudne łapska przy sobie, Ben -ostrzegła

kobieta, zdająca sobie doskonale sprawę z tego, w jakim
kierunku zmierzają myśli brata. -Włos jej nie może spaść z
głowy. Tak się umówiliśmy.

- To prawda - przyszedł jej w sukurs Jack, podchodząc do

pryczy, by rozplatać więzy na nadgarstkach Robiny. - Mamy
dostać pieniądze i tyle.

Robina, wysłuchawszy tej krótkiej wymiany zdań, mogła

wreszcie usiąść i wyjąć z ust szmatę. A więc trzymano ją tu dla
okupu. Ale dlaczego właśnie ją? Czy padła ofiarą
niefortunnego zbiegu okoliczności, czy może porywacze
wybrali właśnie ją celowo?

Mężczyzn z pewnością nie znała, ale kobiecie przyjrzała się

uważniej. Podobnie jak Daniel miała dobrą pamięć do twarzy,
szybko więc przypomniała sobie, gdzie ją wcześniej widziała.

- Pani stała dzisiaj rano na ulicy i obserwowała dom.
Kobieta nie próbowała zaprzeczyć.
- Pewnie. Musiałam dopilnować, żeby ucapić kogo

trzeba, wiesz, kochaniutka. Myślę, że lord Exmouth dobrze
zapłaci za twój bezpieczny powrót.

- A dlaczego miałby zapłacić? - spytała ostrożnie Robina.

Skoro chodziło im o okup, to z pewnością postąpiliby
rozsądniej, gdyby porwali lady Exmouth.

- Nie próbuj z nami sztuczek. - Mężczyzna, zwany

Jackiem, roześmiał się pogardliwie. - I tak wiemy, że ten
bogaty pan chce się z tobą ożenić.

background image

154

A więc tu był pies pogrzebany! Gdyby jej pozycja nie była

tak rozpaczliwa, może nawet uznałaby tę sytuację za zabawną.
Głupcy uprowadzili nie tę kobietę, którą należało. Powinni byli
wybrać Arabellę. Naturalnie mimo to nie wątpiła, że Daniel
spełni żądania tych łotrów, byle tylko zapewnić jej bezpieczny
powrót do domu.

Wbrew rozsądkowi to jednak rozzłościło ją jeszcze

bardziej. Po co Daniel miał rezygnować z, być może, całkiem
pokaźnej sumy pieniędzy tylko dlatego, że nierozsądnie
zachciało jej się spacerować po lesie? Gdyby nie zachowała się
lekkomyślnie, nie wpadłaby w tarapaty. Skoro jednak sama
była sobie winna, do niej należało znalezienie drogi wyjścia.
Niestety, nie było to łatwe.

Przez chwilę przyglądała się każdemu z porywaczy po

kolei. Odrobinę dłużej zatrzymała wzrok na mężczyźnie z
lubieżnym błyskiem w głęboko osadzonych oczach.

- Pewnie ma pan rację - powiedziała w końcu,

powstrzymując wybuch złości. - Naturalnie pod warunkiem, że
nic mi się nie stanie... zupełnie nic.

Kobieta bez trudu zrozumiała, o co chodzi. Rozciągnęła

wargi w pogardliwym uśmiechu.

- Ty nic się nie martw moim bratem, kochaniutka. On

będzie grzeczny... póki i ty będziesz grzeczna. Zjedz teraz
swoją kolację jak należy i zostawimy cię samą do rana.

Robina zerknęła na gęsty rosół z wielkim okami tłuszczu na

powierzchni i uznała, że lepiej spróbuje chleba, który, choć
nieco zakalcowaty, przynajmniej był świeżo upieczony.

- A co zamierzacie zrobić ze mną jutro, jeśli wolno

spytać?

- O, pannica jest ciekawska - stwierdził Jack. -Napiszesz

list do swojego lorda. Jeśli wszystko pójdzie gładko, to jutro
wieczorem będziesz z powrotem leżeć w swoim ślicznym
łóżeczku.

background image

155

- Albo w łóżeczku jego lordowskiej mości - zarechotał

ten drugi, po czym zwrócił się do siostry: -Nie rozumiem,
dlaczego nie możemy tego załatwić dziś wieczorem. Mówiłem
ci już, Moll, że nie podoba mi się pomysł z trzymaniem jej
tutaj.

- Nie rozumiem, co ci to przeszkadza? - Siostra spojrzała

na niego gniewnie. - Przecież nikt tu nie przychodzi. I nic
dziwnego. Po śmierci Betsy doprowadziłeś dom do kompletnej
ruiny, Ben. - Wprawdzie Molly nie była wzorem czystości, ale
nawet ona czuła odrazę do brudu panującego dookoła. - Poza
tym powiedziałam ci już, że nie zamierzam tłuc się po nocy do
miasta. Jeśli jego lordowska mość poczeka, to może chętniej
rozstanie się z pieniędzmi. Niech się trochę podręczy.

Zadowolona z siebie zwróciła się do Robiny.
- Wrąbałaś wszystko, kochaniutka? To dobrze. Teraz

Jack zwiąże ci ręce. Ale nóg nie trzeba. Nie sądzę, żebyś
próbowała uciec przez okno. W dół można spadać i spadać.

Posłusznie założywszy ręce na plecy, Robina gorączkowo

rozmyślała. Jeśli zamierzała uciec, musiała to zrobić przed
ś

witem.

- Skoro... skoro mam tu zostać całą noc, to czy nie

mogłabym przynajmniej dostać świecy? Niedługo zapadnie
zmrok, a przysięgłabym, że wcześniej widziałam, jak coś
wystawia głowę z tej dziury w kącie.

- Ha! - szczeknął Jack, bezlitośnie krępując jej

nadgarstki. - Mogłaś widzieć, to pewne. Tu jest mnóstwo
szczurów. - Zawahał się. - Ale świecę możemy jej dać. Co ty
na to, Molly?

Molly tylko wzruszyła ramionami, po czym zabrała tacę i

wyszła z poddasza. Jej brat omiótł kształtną figurę Robiny
jeszcze jednym natarczywym spojrzeniem i wziął przykład z
siostry. Jack również wyszedł, ale po chwili wrócił z zapaloną
ś

wiecą, którą postawił na skrzyni obok pryczy. Nie odezwał się

background image

156

więcej i szybko znikł, starannie zamykając za sobą drzwi.
Robina usłyszała odgłos zasuwanego rygla.

Uznała, że przynajmniej ma trochę czasu na obmyślenie

planu ucieczki. Była zdecydowana nie poddawać się rozpaczy i
nie załamywać w trudnym położeniu. Rozsądek nakazywał
poczekać w bezruchu przynajmniej godzinę. Wszyscy w domu
musieli zasnąć. Zresztą sądząc po silnym zapachu dżinu,
sączącym się na stryszek, należało się tego spodziewać
znacznie wcześniej. Tymczasem należało jedynie pokonać
znużenie i ból nadgarstków, sznur bowiem dotkliwie ocierał jej
skórę.

Spojrzała w brudne okienko i przeciągle westchnęła. Która

mogła być godzina? Dziewiąta, może dziesiąta. Długo już
siedziała uwięziona. Mimo woli zaczęła się zastanawiać, co w
tym czasie robią pewne znane jej osoby.

Biedna lady Exmouth na pewno odchodziła od zmysłów ze

zmartwienia.

Do

tej

pory

niewątpliwie

zakończono

poszukiwania. Nie należało wykluczyć, że lady Exmouth
zawiadomiła władze, chociaż bardziej prawdopodobne było, że
wróciła do Brighton szukać pomocy u Daniela.

On na pewno jak zwykle wykaże się rozsądkiem i zapanuje

nad sytuacją. Zawiadomi władze, jeśli nie zrobiła tego jego
matka, a o świcie zorganizuje dalsze poszukiwania w lesie i
okolicy. Tymczasem jednak.

Oczy zaszły jej mgłą od łez, które usiłowała powstrzymać.

Potoczyła wzrokiem po stryszku pełnym kurzu, przed oczami
miała jednak bibliotekę w Brighton i Daniela, który zamartwia
się o jej bezpieczeństwo, ale zachowuje pozory spokoju i jak
zwykle siedzi w swoim ulubionym fotelu.


Byłoby dla Robiny niemałym zaskoczeniem, gdyby

wiedziała, że dokładnie w tej -samej chwili Daniel bynajmniej
nie siedział wygodnie wśród półek z książkami, lecz z zaciętą
twarzą poganiał na złamanie karku konie ciągnące jego

background image

157

kolaskę. Gnał przez miasto z zamiarem odszukania pewnego
woźnicy.

Kendall, zajmujący miejsce obok niego, zerkał na pana z

troską. Nigdy jeszcze nie widział jego lordowskiej mości w
takim gniewie, nawet tamtego strasznego dnia przed prawie
dwoma laty, kiedy pan również pędził jak szalony traktem po
zboczu

wzgórza,

niedaleko

Courtney

Place.

Służący

zreflektował się. Tylko on sam i najbliższy przyjaciel lorda
Exmoutha wiedzieli, co zaszło w dniu śmierci milady. Niektóre
osoby być może domyślały się, ale o ile Kendallowi było
wiadomo, żadna z nich nie zdradziła jego lordowskiej mości i
nie puściła pary z ust.

- Czy milord na pewno nie chce, żebym przejął wodze? -

spytał z niepokojem, gdy Daniel bardzo ryzykownie
wyprzedził wolniej jadący powóz.

Rozbawił Daniela.
- Boisz się, Kendall? Myślałem, że masz znacznie więcej

zaufania do moich umiejętności. Popatrz, do zdrapania farby z
tamtego pudła sporo mi jeszcze brakowało.

- Nie o to chodzi - skwapliwie zapewnił go totumfacki. -

Ale chciałbym, żeby było ze mnie więcej pożytku.

Kendall doskonale wiedział, jaki jest cel ich nocnej

wyprawy ulicami Brighton, i tak jak wszyscy bardzo się
martwił niespodziewanym zniknięciem panny Perceval.

- Nie mam pojęcia, jak wygląda ten woźnica i jego

powóz. Gdybym przejął wodze, pan mógłby spokojnie
rozejrzeć się za tym człowiekiem.

- Dziękuję za propozycję, Kendall, ale sam widzę, że

szukam wiatru w polu. Rozsądniej było poczekać ,,Pod
Koroną”. Może w końcu tam go zastanę albo przynajmniej uda
mi się porozmawiać z karczmarzem.

Z tymi słowami skręcił w następną przecznicę i znów

skierował się do gospody, którą odwiedzili już wcześniej.

background image

158

- Ciekawe, jakie ciemne interesy zajmują teraz tego

szelmę karczmarza, że zostawił gospodę w rękach brata?

Daniel zerknął kpiąco na służącego.
- A jak sądzisz, człowieku? Jeśli tylko na czymś się

znam, to karczmarz troszczy się o uzupełnienie zapasów
brandy i rumu z zaufanego źródła.

- Ma pan na myśli przemyt?
- Wcale by mnie to nie zdziwiło. Na wybrzeżu mnóstwo

ludzi zajmuje się przemytem. Straż stoi na straconej pozycji i
moim zdaniem będzie tak dopóty, dopóki nie zmieni się prawo.

Tymczasem dotarli „Pod Koronę”. Daniel bez ociągania

oddał wodze Kendallowi i wszedł do gospody, by przekonać
się, że właściciel jeszcze nie wrócił. Zrozumiał, że dalsze
wypytywanie brata o cokolwiek po prostu nie ma sensu.
Mężczyzna oświadczył stanowczo, że w gospodzie pomaga
rzadko i niektórych miejscowych zna jedynie z twarzy, dlatego
nie potrafi powiedzieć, czy był już tego wieczoru ktoś o
nazwisku Higgins.

Daniel szybko zdecydował, że pozostaje mu tylko poczekać

na powrót właściciela i mieć nadzieję, że ten dobrze zna
woźnicę. Zamówił kufel piwa i właśnie niósł go do stołu w
kącie, gdy drzwi gospody się otworzyły i do środka spokojnie
wszedł poszukiwany przez niego człowiek.

W pierwszym odruchu chciał skoczyć woźnicy do gardła,

ale się powstrzymał. Higgins nie wyglądał na kogoś, kto
wkrótce spodziewa się otrzymania pokaźnej sumy pieniędzy.
Przeciwnie, minę miał ponurą i wydawał się głęboko
rozczarowany życiem. Co więcej, czekając przy szynkwasie na
nalanie piwa, rozejrzał się po gospodzie i na widok swego
niedoszłego pracodawcy wcale nie okazał strachu, lecz raczej
zaskoczenie.

Daniel zaczął się zastanawiać, czy to możliwe, że pomylił

się w ocenie Higginsa. Czyżby mężczyzna niczego nie
wiedział o zniknięciu Robiny ? No cóż, byłby to bardzo

background image

159

dziwny zbieg okoliczności, gdyby akurat dzień po tym, jak
Higgins proponował jej porwanie, panna znikła z całkiem
innego powodu. Tymczasem woźnica podszedł uśmiechnięty
do jego stołu.

- Witam waszą miłość! Nie spodziewałem się spotkać tu

pana znowu. Zasmakowało tutejsze piwo, hę? Nie ma w tym
nic złego. Tu rzeczywiście dobrze je warzą.

- Owszem. Usiądzie pan, Higgins?
Woźnica bez wahania skorzystał z zaproszenia, co tylko

umocniło Daniela w przeświadczeniu, że człowiek ten jest
zupełnie niewinny. Musiał jednak zdobyć pewność.

- A więc co sprowadza waszą miłość z powrotem na taki

koniec świata? - Higgins wydawał się całkiem spokojny. -
Ludzie wysokiego stanu nie bywają w tej karczmie często.
Naturalnie każdy może tu przyjść, czemu nie? I zawsze miło
spotkać kogoś życzliwego.

Daniel oparł się wygodnie, zmierzył wzrokiem zawartość

kufla i w końcu powiedział:

- W gruncie rzeczy przyszedłem, żeby z panem

porozmawiać, Higgins.

Zdumienie woźnicy nie mogło być udawane.
- Ze mną? Po co, wasza miłość? - spytał, po chwili zaś na

jego zniszczonej, ogorzałej twarzy pojawił się wyraz wątłej
nadziei. - Czyżby pan przemyślał sprawę, o której mówiliśmy
poprzedniego wieczoru?

Uśmiech Daniela nie był przyjacielski.
- Proszę mi wierzyć, Higgins, że od kilku godzin nie

myślę o niczym innym. - Pochylił się i przeszył rozmówcę
spojrzeniem. - Bo widzi pan, pannę Perceval naprawdę
porwano, a w każdym razie jej tajemnicze zniknięcie nosi
wszelkie cechy porwania.

Daniel patrzył, jak twarz pokryta szczeciniastym zarostem

przybiera wyraz niedowierzania. Woźnica wytrzeszczył na
niego oczy. Albo był wyjątkowo utalentowanym aktorem, albo

background image

160

naprawdę o niczym nie wiedział. Daniel musiał teraz
zdecydować, którą z tych wersji uznać za prawdziwą.

- Niech pan posłucha, Higgins - podjął, wpatrując się w

niego uważnie. - Bardzo niewiele osób wiedziało, że panna
Perceval będzie na pikniku w lesie przy ruinach klasztoru.
Należy do nich dama, która urządziła piknik, moja matka, ja
sam... No, i pan.

Woźnica od razu zrozumiał, o co chodzi.
- Chyba wasza miłość nie sądzi, że mam coś wspólnego

ze zniknięciem tej panny?

- Właśnie staram się to ustalić - gładko odpowiedział

Daniel.

- Przysięgam na życie mojej Dory, wasza miłość, że

nigdy w życiu nawet nie spojrzałem na tę dziewkę... chciałem
powiedzieć „na tę damę”. Poza tym cały dzień byłem w
mieście. Mnóstwo ludzi może o tym zaświadczyć.

- Nie twierdzę, że pan osobiście brał udział w porwaniu,

Higgins - zapewnił go Daniel, który pozbył się już wszelkich
wątpliwości. - Chcę się teraz dowiedzieć, czy wspominał pan
komuś o pikniku, na którym miała być panna Perceval?

- Nie. Po co, u diabła, miałbym...? - Nagłe zamilknięcie i

głęboki namysł woźnicy były nader wymowne.

- A więc komuś pan o tym wspomniał - ponaglił Daniel

Higginsa, który zapatrzył się w swój kufel.

- No tak. Na to wygląda - przyznał w końcu. - Brat Molly

Turpin mieszka na skraju tego lasu. Wiozłem ją tam parę
miesięcy temu, kiedy umarła jej szwagierka. Bardzo ją
rozzłościło, że nie została dla niej nawet perłowa broszka,
która zawsze jej się podobała. Ale to nic dziwnego. Brat Molly
na pewno dawno już sprzedał tę broszkę i wydał pieniądze na
dżin - dodał po chwili zastanowienia. - Ben Turpin to zły
człowiek. Zrobiłby prawie wszystko za dżin i pieniądze.

background image

161

- Nawet porwał młodą kobietę i przetrzymywał ją dla

okupu? - podsunął Daniel, a Higgins spojrzał na niego z
powagą.

- Nie powiem „tak” i nie powiem „nie”, ale to

podejrzane, że opowiedziałem Molly i temu jej oberwanemu
przyjacielowi o tym, jak byłem u waszej miłości, a zaraz
następnego dnia panna znikła. - Wydawał się bardzo
zawstydzony. - Nie chciałbym, żeby przez mój długi język
stała się pannie jakaś krzywda.

Daniel wolał nawet nie dopuszczać do siebie takiej myśli.
- Czy pan wie, gdzie znaleźć tych ludzi? To znaczy Molly

i jej przyjaciela? Czy mieszkają tu w okolicy?

- Niedaleko mnie. - Higgins nagle się ożywił. Wychylił

duszkiem resztę piwa i energicznie wstał od stołu. - Jeśli
można, pójdę z milordem. Znam tych ludzi i znacznie łatwiej
mi będzie czegoś się od nich dowiedzieć.

Daniel skwapliwie przyjął propozycję pomocy. Szybko

wrócił do kolaski i wkrótce znalazł się w ciasno zabudowanym
rejonie. Zaczął rozumieć, dlaczego człowiek, siedzący obok
niego na ławie, tak rozpaczliwie szuka możliwości zarobku i
polepszenia sobie bytu. Dzielnicę, w której mieszkał woźnica,
zajmowała biedota.

Higgins polecił zatrzymać kolaskę przed wyjątkowo

nędznym domostwem, zeskoczył z siedzenia i znikł w wąskiej
uliczce. Parę minut później wrócił z bardzo poważną miną.

- Jacka ani Molly nie ma. Nikt ich nie widział od rana, a

to niezwykłe. Jack Sharpe... hm, można powiedzieć, że ma
najwięcej pracy nocą, więc za dnia siedzi albo w gospodzie,
albo w domu.

- Rozumiem - odrzekł Daniel, pojąwszy natychmiast, jaką

profesję uprawia Jack Sharpe. Opadły go jak najgorsze obawy.
Ś

wiadomość, że Robina mogła wpaść w ręce bezwzględnego

rabusia i jego kochanki, była dlań przerażająca, ale jak zwykle
trudno byłoby się tego domyślić z wyrazu jego twarzy. -

background image

162

Wygląda na to, że muszę złożyć wizytę temu Turpinowi. Czy
pan wie, gdzie on mieszka, Higgins?

- Byłem tam tylko raz, tak jak mówiłem, ale na pewno

trafię, nawet po ciemku. Mogę pojechać z milordem i pokazać
drogę. Tylko proszę zaczekać, żebym mógł wpaść na chwilę do
domu i powiedzieć mojej Dorze, że mam jeszcze robotę, bo
inaczej będzie się martwiła.

Poczekawszy, aż woźnica wejdzie do domu, który z

zewnątrz wyglądał nieco lepiej niż pozostałe w okolicy, Daniel
zwrócił się do swojego totumfackiego, siedzącego z tyłu
kolaski.

- Chcę, żebyś wrócił do domu. Powiadom lady Exmouth,

ż

e wyjechałem z miasta. Do mojego powrotu niech nie

podejmuje żadnych kroków. Mogę wrócić nawet dopiero rano.

Chociaż Kendall posłusznie zeskoczył z kozła, wydawał się

zaniepokojony.

- Czy na pewno milord nie chce, żebym z nim pojechał?

Wygląda na to, że szubrawców może być kilku. - Zerknął przez
ramię. - Czy na pewno można zaufać temu woźnicy,
milordzie?

Daniel uśmiechnął się, wzruszony troską o jego

bezpieczeństwo.

- Przyznaję, Kendall, że jeśli chodzi o mojego osobistego

służącego, zdarzało mi się popełniać błędy w ocenie, ale w
ostatnich latach moje sądy osiągnęły znacznie większą
doskonałość. I jestem pewien, że również moje zaufanie do
pana Higginsa nie okaże się pomyłką.


W świetle coraz krótszej świecy Robina obejrzała

poparzone nadgarstki. Przepaliła więzy, ale pieczenie, które
musiała teraz znieść, wydawało jej się dość wysoką ceną za to
osiągnięcie. Udało jej się też otworzyć okno. Gdyby mogła
przynajmniej zejść na dół po bluszczu porastającym ścianę, jej

background image

163

sytuacja byłaby znacznie lepsza. Mimo wszystko nie traciła
jednak nadziei

Postanowiła jeszcze raz ocenić możliwość ucieczki przez

okno za mniej więcej godzinę, gdy zbliżający się świt zapewni
jej dość światła. Bluszcz wydawał się całkiem solidny, ale
musiała się upewnić, czy wytrzyma jej ciężar. Ze zwichniętą
kostką nie zaszłaby daleko.

Poza tym, naturalnie, mogła próbować jedynie ucieczki

normalną drogą, czyli drzwiami. Zerknęła na solidne polano,
które znalazła pod pryczą i odłożyła na skrzynię, żeby mieć je
pod ręką. Fizyczna przemoc w każdej postaci wydawała jej się
odrażająca, ale w obecnej sytuacji nie wolno jej było okazywać
słabości

ducha.

W

razie

konieczności

musiała

być

przygotowana do użycia tego oręża, należało jednak poczekać,
aż ktoś odrygluje drzwi z zewnątrz. Tymczasem i tak miała
zajęcie.

Znów usiadła na nierównym materacu i oderwawszy dwa

wąskie paski koronki z halki, zaczęła bandażować sobie
nadgarstek. Nagle usłyszała pod oknem szelest, a potem coś
jakby chrząknięcie. Chwilę potem ku swemu przerażeniu
ujrzała na parapecie dwie mocne dłonie.

Stłumiła krzyk i skoczyła ku oknu.
- Kto tam?! - spytała, obawiając się, że może to być

obleśny właściciel domu, który postanowił złożyć jej wizytę,
korzystając ze snu towarzyszy. Poważnie zastanawiała się, czy
nie przytrzasnąć tych rąk oknem, gdy usłyszała rozbawiony,
znajomy i jakże miły jej sercu głos:

- A kogo, u licha, się spodziewasz, najmilsza? Sir

Galahad przyszedł cię ocalić... Co więcej, sir Galahad jest już
stanowczo za stary na takie wyczyny.

Gdy tylko Daniel znalazł się na stryszku, Robina wydała

zduszony okrzyk, a może szloch, i rzuciła mu się w ramiona, a
on przytulił ją i zaczął szeptać kojące słowa. Serce biło mu jak

background image

164

szalone, oddychał chrapliwie, ale nie było to spowodowane
jedynie wysiłkiem, jaki musiał włożyć we wspinaczkę.

- Niech no na ciebie popatrzę. - Odsunął ją od siebie,

pogłaskał po ramionach i ujął jej dłonie. Zauważył, że drgnęła.

- Co się stało? Czy jesteś ranna?
- To

tylko

nadgarstki.

Właśnie

chciałam

je

zabandażować. - Nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc
stłumione przekleństwo Daniela. - Nie martw się, sama to
sobie zrobiłam. Musiałam przepalić sznurek, którym mnie
związali - wyjaśniła cicho.

- Te dranie cię związały? - Bez dalszych komentarzy

sięgnął po drugi pasek koronki i z zaskakującą łagodnością
opatrzył jej rękę. - Czy wiesz, ilu ich jest?

- Troje... To znaczy ja widziałam troje - poprawiła się. -

Kobietę i dwóch mężczyzn.

Daniel sprawnie zawiązał improwizowany bandaż, a

Robina wciąż nie mogła uwierzyć, że jest przy niej.

- Danielu, jak udało ci się mnie odnaleźć?
- To długa i skomplikowana historia, najmilsza -odrzekł z

uśmiechem.

- I dlatego nie opowiesz mi jej teraz. Rozumiem.
Wyjrzała ostrożnie przez okno. Wyglądało na to, że do

ziemi jest daleko. Znów musiała sobie powtórzyć, że to nie
czas na strach. Zresztą jeśli Danielowi udało się tędy wspiąć, to
z pewnością zejście też było możliwe.

- Kto schodzi pierwszy, ja czy ty? - spytała, cofnąwszy

głowę. W odpowiedzi ujrzała przeczący gest Daniela.

- Ani jedno, ani drugie, moja droga. - Daniel podszedł do

drzwi i naparł na nie ramieniem, żeby sprawdzić siłę rygla. -
Obawiam się, że podczas wspinaczki zniszczyłem dużą część
tego pnącza. To cud, że w ogóle do ciebie dotarłem - wyznał z
brutalną szczerością. - Schodzenia już bym nie zaryzykował.

Rozczarowana, lecz nie załamana Robina popatrzyła na

drzwi.

background image

165

- To znaczy, że musimy zastosować mój plan numer dwa.
Daniel, oczarowany tym rzeczowym podejściem do

zagadnienia, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Cóż za niezwykła
kobieta! Większość dam uległaby atakowi histerii, gdyby
musiała przejść choć połowę tego, co stało się tego dnia
udziałem Robiny. Porwano ją, związano, zamknięto na wiele
godzin na obskurnym stryszku. A tymczasem oprócz tego, że
była brudna, rozczochrana i miała poparzone ręce, sprawiała
wrażenie osoby w całkiem dobrej kondycji.

- Widzę, że już rozważałaś możliwości ucieczki.
- Owszem - przyznała ostrożnie - chociaż nie doszłam do

najlepszych wyników. - Zerknęła na skrzynię. - Przynajmniej
znalazłam coś, co nadaje się na broń.

- I naprawdę chciałaś jej użyć? - spytał, nagle

zmarszczywszy czoło.

- Mogłabym być zmuszona.
Nie usłyszała odpowiedzi, więc podniosła głowę i

stwierdziła, że Daniel przygląda jej się zamyślony. Wydawał
się czymś bardzo zatroskany.

- Co się stało, Danielu?
- Nic... Zupełnie nic - odrzekł nieprzekonująco.
Nagle podszedł do okna i znów ją zaskoczył, wyjął bowiem

z kieszeni chustkę do nosa i kilka razy nią machnął.

- Komu dajesz sygnały? Czy jest z tobą Kendall?
- Nie, moja droga. Zostawiłem kolaskę wraz z parą koni

pod opieką niejakiego Hectora Higginsa, o którym wkrótce ci
opowiem. Tymczasem jednak chciałbym wiedzieć, czy cała ta
trójka zbirów jest jeszcze w domu.

- Tak sądzę, ale nie mogę być tego pewna. Od dłuższego

czasu nie słyszałam żadnych odgłosów na dole, więc pewnie
zasnęli... albo są pijani.

- To możliwe. W każdym razie mam nadzieję, że do rana

nie odkryją mojej obecności.

background image

166

Najwidoczniej Daniel miał swoje powody, chociaż Robina

nie mogła ich pojąć.

- A czy ten pan Higgins nie może zaalarmować władz i

powiedzieć, gdzie jesteśmy?

- Naturalnie mógłby, ale zdecydowanie wolę, żeby został

tutaj z kolaską i czekał na dalsze instrukcje. Tak mu zresztą
poleciłem, dając sygnał chustką. -Dostrzegł jej zdziwioną
minę. - Muszę dbać o twoje dobre imię, moja droga. Im mniej
ludzi wie o tej eskapadzie, tym lepiej.

Uśmiechnęła się do niego, widział jednak, że wciąż coś ją

intryguje.

- Zaufaj mi, ptaszynko. Uwierz, że mam na względzie

wyłącznie twoje dobro.

Robina uświadomiła sobie, że chcąc natychmiast uciekać,

zachowuje się bardzo samolubnie, i przestała nalegać. Daniel
odszukał ją, nadstawiając karku, i był gotów do dalszych
poświęceń. Czego jeszcze mogłaby od niego żądać?

Nagle poczuła, że nie jest w stanie dłużej wytrzymać

spojrzenia tych zatroskanych piwnych oczu, więc odwróciła
głowę. Dlaczego od razu nie poznała się na Danielu? Dlaczego
potrzebowała aż tyle czasu, by zrozumieć, że ten życzliwy,
zrównoważony mężczyzna jest wcieleniem jej marzeń? Dostała
swoją szansę i... lekkomyślnie ją odrzuciła. A teraz było już za
późno!

- Myślę, że powinniśmy się usadowić tak, by było nam

jak najwygodniej doczekać rana.

Ta praktyczna sugestia przerwała, przynajmniej na razie,

sercowe rozterki Robiny. Spojrzała na Daniela, który
obmacywał materac i krzywił się niemiłosiernie na jego
nierówności.

- Chodź... Chodź, usiądź obok mnie, to opowiem ci

wszystko o moim nowym przyjacielu, Honeście Hectorze
Higginsie. - Daniel wyciągnął ku niej rękę, a Robina po
krótkim wahaniu skorzystała z zaproszenia.

background image

167

Daniel celowo rozwlekał swoją opowieść, aż wreszcie z

zadowoleniem stwierdził, że Robinie kleją się oczy. Chwilę
potem szepnęła do niego sennie:

- Nie

rozumiem

tylko,

dlaczego

pan

Merrell

zaproponował, żebyś mnie porwał.

Daniel uśmiechnął się pod nosem i objął smukłe ramiona

Robiny, która przytuliła się do niego.

- Myślę, że byłoby rozsądnie poczekać z wyjaśnieniem

tego do rana, najmilsza.


ROZDZIAŁ DWUNASTY

Daniel zerknął w okno. Nastał ranek, a on wciąż nie

wiedział, czy podjął słuszną decyzję, postanawiając spędzić
noc w tym miejscu. Było jednak za późno, by cokolwiek
zmienić. Z tą myślą przeniósł wzrok na istotę, która skazała go
na wiele godzin duchowych rozterek.

Robina nadal smacznie spała, opierając się na jego

ramieniu. On za to, dręczony wyrzutami sumienia, prawie nie
zmrużył oka.

Byłoby dużo prościej spróbować ucieczki w nocy. Mógł

wybrać inny sygnał i polecić Higginsowi, by zostawił kolaskę.
Woźnica bez trudu włamałby się do domu, wykorzystując
umiejętności nabyte w młodych latach. Wszedłby na stryszek,
odryglował drzwi, po czym, przy odrobinie szczęścia, wszyscy
troje opuściliby ten dom niezauważeni przez szubrawców. Ale
nie, pomyślał Daniel. Pokusa okazała się zbyt silna,
zdecydował więc inaczej.

W chwili gdy Robina wspomniała, że jest gotowa poczekać

z ucieczką do rana, przyszło mu do głowy, że jeśli spędzą tu
razem noc, może potem uda mu się namówić ją do małżeństwa.

background image

168

Dżentelmen nie powinien stosować takich podstępów, to
musiał przyznać, ale przynajmniej powstrzymał się przed
zastosowaniem tak haniebnego środka, jak uwiedzenie Robiny,
a w ciągu ostatnich godzin zastanawiał się nad tym wiele razy.

Nawet go dziwiło, że zdołał wykazać tyle opanowania.

Tuląc do siebie smukłe, zgrabne ciało, czując przez koszulę
dotyk jędrnych, młodych piersi, zadawał sobie rozkoszne
cierpienie, ale konsekwencje niespełnienia wydawały mu się
zbyt wielką karą. Wyrok losu, pomyślał. Gdyby nie był
absolutnie pewny, że zaznają z Robiną wielkiego szczęścia w
małżeństwie, może nie posunąłby się aż tak daleko, żeby ją
przekonać.

Robina widocznie intuicyjnie wyczuła jego myśli i chciała

go ukarać za podstępny zamiar jeszcze większym cierpieniem,
bo przesunęła mu dłoń po torsie i zatrzymała ją na brzuchu.

- Tylko spokojnie - mruknął do siebie Daniel i

przytrzymał dłoń, broniąc się przed niewinnym, lecz jakże
urzekającym ruchem palców.

Krótki kontakt ich rąk zakłócił spokój Robiny. Poruszyła

powiekami, a Daniel z zachwytem popatrzył na jej długie
rzęsy, których delikatne muśnięcia niepokoiły go przez całą
noc.

- Wszystko w porządku, Danielu. Trzymam je - szepnęła

nieoczekiwanie.

- Słucham, najdroższa?
Powieki jej się uniosły i Robina spojrzała na niego z

uśmiechem,

- Konie, Danielu. Bo... - Zamrugała jeszcze kilka razy i

nagle wyprostowała się bardzo zmieszana.

- Śniło mi się, że jedziemy kolaską. - Rozejrzała się

dookoła. Wyraz zmieszania znikł, a jego miejsce zajęło
zdziwienie. - Wielkie nieba, już rano!

background image

169

- Spałaś w moich ramionach całą noc, ptaszyno. - Jakiś

diabeł podszepnął mu te słowa, gdy nieco się od niego
odsunęła.

- Dobry Boże! - Zarumieniła się tak uroczo, że Daniel

musiał bardzo się starać, by znowu nie pochwycić jej w
ramiona. - Ostatnie, co pamiętam, to jak opowiadał mi pan...
opowiadał mi pan o swoim znajomym, niejakim Higginsie. Nie
było w tym za wiele sensu, chociaż obawiam się, że ze
zmęczenia nie mogłam odpowiednio się skupić.

- To możliwe. - Rozprostował obolałe plecy i wstał. -

Niestety, nie ma teraz czasu na dalsze wyjaśnienia. Muszę
wykorzystać szansę bezpiecznego dowiezienia pani do domu,
zanim całe towarzystwo obecne w Brighton zacznie
spacerować po ulicach.

- Która jest godzina? - Spojrzała na Daniela, próbującego

doprowadzić się do porządku po całej nocy spędzonej w
niewygodnej pozie.

- Zostawiłem zegarek pod opieką Higginsa, mogę więc

tylko zgadywać, ale sądzę, że około szóstej.

- W takim razie nasi znajomi z dołu na pewno jeszcze nie

wstali - stwierdziła Robina. - A przynajmniej - dodała po
chwili nasłuchiwania -nie dają znaku życia.

- Na pewno niedługo się zbudzą. - Z wyrazem

determinacji na twarzy Daniel chwycił za sękate polano i
zaczął nim walić w drzwi. - Niech pani pokrzyczy trochę,
najmilsza. Nie chcę, żeby zbyt szybko dowiedzieli się o mojej
obecności.

Robina machinalnie spełniła polecenie. Wzięła od niego

polano i dalej bębniła nim w drzwi, krzycząc wniebogłosy.
Wreszcie usłyszeli na schodach ciężkie kroki.

- O co chodzi? Po co ten rwetes? - dobiegł ich ochrypły,

zirytowany głos. Musiał należeć do obleśnego brata Molly,
który przyszedł zbadać sytuację.

background image

170

Robina zerknęła na Daniela, który ustawił się pod ścianą

tak, by wchodzący zbir go nie zobaczył. Intuicyjnie odgadła, co
ma dalej robić.

- Wypuśćcie

mnie

stąd

natychmiast,

słyszycie?!

Wypuśćcie mnie albo ogłuchniecie od moich wrzasków! -
Musiało to zabrzmieć przekonująco, bo rygiel został odsunięty,
drzwi się otworzyły i odrażający właściciel zaniedbanego
domu wszedł na stryszek. Robina na wszelki wypadek cofnęła
się kilka kroków, przez cały czas trzymając polano w
pogotowiu.

- Kto cię rozwiązał?! -burknął tamten, zbliżył się o krok i

wyciągnął tłustą dłoń, żeby odebrać jej broń. - Ej, lepiej mi to
daj.

- Obawiam się, że nic z tego. Ale masz tu coś, co ci się

należy - odezwał się Daniel, a gdy Ben się odwrócił,
wymierzył mu solidny cios w obwisłą szczękę. Siła uderzenia
powaliła Bena na podłogę.

- Chodź, najmilsza, nie ma czasu do stracenia! -

Chwyciwszy zaskoczoną Robinę za rękę, Daniel wyciągnął ją
na korytarz i zaryglował za sobą drzwi. - Przepraszam, że
musiałaś być świadkiem takiej sceny.

- Och, Danielu, nie musisz mnie przepraszać. Zresztą już

widziałam cię w podobnej sytuacji - przypomniała mu z
błyskiem w oczach.

- Ależ z ciebie groźna kobieta. Nigdy nie przestaniesz

mnie zaskakiwać. Teraz szybko! Musimy zniknąć z tego
okropnego miejsca.

Bardzo zadowolona z nieoczekiwanych komplementów

Robina ruszyła za nim zatęchłym korytarzykiem do wąskich
schodów. W obszernych spódnicach nie bardzo mogła
nadążyć, tymczasem Daniel pokonywał już następny odcinek
korytarzyka, gdzie zwolnił i zaczął posuwać się naprzód z dużą
ostrożnością. Wtem za jego plecami uchyliły się drzwi. Zanim
Robina zdążyła wydać ostrzegawczy okrzyk, wypadła z nich

background image

171

Molly i jak kocica rzuciła się na Daniela z pazurami, głośno
sycząc.

Wcześniej Robina zastanawiała się, czy miałaby odwagę

użyć swojego oręża. Teraz nadeszła chwila, by się o tym
przekonać. Nie dbając o własne bezpieczeństwo, pokonała
biegiem ostatnie schody, zamachnęła się i opuściła polano na
ramiona kobiety uczepionej Daniela. Rozległ się głośny
okrzyk, Molly puściła swoją ofiarę i upadła skulona przy
ś

cianie.

Z twarzą wykrzywioną z bólu trzymała się za ramię i

histerycznie szlochała. Daniel bez współczucia obejrzał się za
nią, a wtedy zagrodził im drogę trzeci porywacz. W ręce
trzymał nóż.

- Myślałeś, że uwolnisz dziewczynę, co? - zarechotał

Jack. Nie wydawał się szczególnie zainteresowany tym, kogo
ma przed sobą. Wystarczała mu świadomość, że obcy chciał go
pozbawić źródła łatwego dochodu.

Uniósł uzbrojoną rękę.
- Zobaczymy, co teraz zrobisz.
- Zobaczymy - odparł Daniel i szybkim ruchem

wyciągnął z kieszeni pistolet. Strzał padł, zanim Jack zdążył
zrobić dwa kroki. Robina, widząc nóż wysuwający się z nagle
zwiotczałej dłoni, pomyślała, że sama nie wie, który z czynów
Daniela budzi jej większy podziw. Czy to, że potrafił powalić
jednym ciosem krzepkiego, rosłego mężczyznę, czy to, że tak
celnie strzela. Ani przez chwilę nie podejrzewała, że chciał
zadać śmiertelną ranę opryszkowi imieniem Jack, który,
kuśtykając, w popłochu oddalał się korytarzykiem. Wyglądało
na to, że Daniel osiągnął cel. Już nikt nie stał im na drodze.

- Chodź, najmilsza. - Daniel znowu chwycił Robinę za

rękę, stanęła bowiem zapatrzona w niego z podziwem. -
Najwyższy czas wyjść z tej złodziejskiej nory.

background image

172

- Przecież... przecież nie możemy ich tak zostawić -

zaprotestowała, ale Daniel siłą pociągnął ją za sobą. Chwilę
potem owionęło ich rześkie powietrze poranka.

- Nie mam zamiaru więcej się nimi przejmować -

oświadczył beztroskim tonem, prowadząc ją zachwaszczoną
alejką. - Nikomu z tych opryszków nic się nie stało. Niech się
cieszą, że nie wniosę przeciwko nim oskarżenia.

Robina

zmierzyła

go

wzrokiem,

bynajmniej

nie-

przekonana, czy rozsądnie jest zostawić sprawy w takim stanie.
Nie była mściwa i najchętniej szybko zapomniałaby o
przykrych przeżyciach, ale nie mogła pozbyć się niepokoju.
Skoro Daniel zniweczył tamtym obwiesiom plan łatwego
zdobycia pieniędzy, to czy w bliższej lub dalszej przyszłości
nie będą próbowali się odegrać? Po chwili zastanowienia
głośno wyraziła tę wątpliwość.

- Niby mogliby, ale nie sądzę, żeby przyszło im to do

głowy. To nie są bezwzględni zbrodniarze, tylko drobne
złodziejaszki, których -jeśli sądzić po wyglądzie - fortuna nie
rozpieszcza. Poza tym nie chcę, żeby rozeszła się wiadomość o
twojej przygodzie. No i należy pamiętać o interesach innych
osób. Wprawdzie nie przypuszczam, żeby ta trójka jeszcze
próbowała sprawiać mi kłopoty, ale mój przyjaciel Higgins
mógłby mieć mniej szczęścia, gdyby wyszła na jaw jego rola w
tej sprawie.

Daniel doprowadził ją na polanę osłoniętą gęstymi

zaroślami.

- A oto i pan Higgins pilnujący kolaski. Tak jak obiecał.
Robina z radością zawarła nową znajomość. To przecież

właśnie ten człowiek umożliwił Danielowi dokonanie
prawdziwie romantycznego i bohaterskiego czynu. Wciąż tylko
nie rozumiała, dlaczego poczciwemu panu Higginsowi
zdawało się, że Daniel mógłby chcieć ją porwać.

Wkrótce kolaska toczyła się w stronę Brighton. Na

szczęście o tak wczesnej porze na trakcie było bardzo niewielu

background image

173

podróżnych. Robina mogła nieco doprowadzić do porządku
swój wygląd, a jednocześnie słuchała, jak Daniel składa
sprawozdanie panu Higginsowi, który chętnie ustąpił jej
swojego miejsca i usiadł z tyłu.

Jechali szybko do chwili, gdy Daniel niespodziewanie

zatrzymał kolaskę.

- Tu nasze drogi się rozchodzą - oznajmił, zwracając się

do Higginsa, który wprawdzie wydawał się nie mniej
zaskoczony tym zdarzeniem niż Robina, lecz posłusznie
zeskoczył na ziemię.

- Gromadzą się już pierwsi handlarze na końskim targu.

Za dwie godziny będzie tam tłoczno. Niech pan skorzysta z
wczesnego przyjazdu, Higgins, i dobrze przyjrzy się
zwierzętom przed dokonaniem wyboru. Cisnął woźnicy pękatą
sakiewkę.

- W środku znajdzie pan dość pieniędzy, żeby kupić

dobrego konia i naprawić powóz albo po prostu postarać się o
nowszy. Zanim się pożegnamy - Daniel uśmiechnął się, widząc
nabożny zachwyt na twarzy Higginsa - poproszę jeszcze o
zwrot mojego zegarka.

To przypomnienie otrzeźwiło woźnicę. Ze śmiechem oddał

Danielowi zegarek, serdecznie podziękował za szczodrość i
dziarsko oddalił się w stronę końskiego targu.

- Skoro zostaliśmy sami - odezwał się Daniel, gdy

gniadosze znowu ruszyły - to musimy ustalić kilka kwestii
przed powrotem do domu.

Robina instynktownie sięgnęła do włosów związanych

wstążką oderwaną od sukni.

- Wiem, że muszę wyglądać jak straszydło, ale niewiele

więcej mogę zrobić.

- Wygląd w ogóle mnie nie niepokoi - zapewnił ją Daniel.

- Za to martwię się o twoją reputację. Spędziłaś całą noc w
moim towarzystwie. Dla ochrony dobrego imienia mam więc
zaszczyt zaproponować małżeństwo.

background image

174

Zapadło długie milczenie.
- Nie!
Daniel nie spodziewał się, że jego oświadczyny zostaną

przyjęte z wielkim entuzjazmem, musiał też przyznać; że nie
ubrał ich w zgrabną formę, ale gwałtowność odmowy po prostu
go zdumiała.

Jeszcze raz powściągnął konie, a gdy zwrócił się do

Robiny, stwierdził, że patrzy prosto przed siebie i ma zaciętą
minę.

- Nie dąsaj się, najmilsza. Tak dobrze umiemy się

porozumieć. - Sięgnął po jej rękę i zatrzymał w dłoni, mimo że
Robina usiłowała ją uwolnić. - Nie rozumiem, dlaczego nie
podoba ci się myśl, że chcę cię poślubić - ciągnął, starając się
nie zdradzić z tym, jak głęboko uraziła go odmowa. Po prostu
nie mógł uwierzyć... za nic nie uwierzyłby, że jest kimś
zupełnie obojętnym dla Robiny. - Na pewno będziesz mogła
znieść takiego męża jak ja.

- Nawet gdybym mogła, nie jestem tak okrutna, żeby

wykradać cię Arabelli - szepnęła tak cicho, że Daniel nie był
pewien, czy się nie przesłyszał.

- Arabelli? Czy tak powiedziałaś? A co ona ma

wspólnego z tym wszystkim?

Robina odwróciła się do niego. Jej twarz wyrażała

jednocześnie oburzenie i zdumienie.

- Myślę, że bardzo dużo! Przecież to z nią w

rzeczywistości chcesz się ożenić!

- Ożenić się z Arabellą? - Tym razem Daniel zdumiał się

nie na żarty. - Skąd, na Boga, to przypuszczenie, że chcę
ożenić się z kuzynką?

- Podsłuchałam was w ogrodzie na przyjęciu u

Maitlandów.

Wyrwało jej się to, zanim zrozumiała, co mówi. Trudno,

stało się. Daniel zadumał się na chwilę, a potem spojrzał na
nią, wciąż jednak zdawał się widzieć przed oczami co innego.

background image

175

- Nie wiem, co zrozumiałaś z tej podsłuchanej rozmowy,

najmilsza, ale o ile dobrze pamiętam, tamtego wieczoru
zwierzyłem się Arabelli z zamiaru powtórnego ożenku. Co
więcej, planowałem tego samego wieczoru oświadczyć się
damie, która podbiła moje serce. Arabella bardzo się ucieszyła
i z całego serca poparła mój wybór. Niestety, moje plany
zniweczył nie kto inny, jak przyszła oblubienica we własnej
osobie. - Nagle zmienił ton i powiedział z łagodnym wyrzutem:
- Ze znanych tylko sobie powodów, które jednak mam nadzieję
kiedyś poznać, panna opuściła przyjęcie przed czasem i od tej
pory uparcie się przede mną ukrywała, pozbawiając mnie
zupełnie możliwości cieszenia się jej widokiem. I tak było aż
do ostatniej nocy.

Robina patrzyła na niego zachwycona. Czułość, którą

często widywała w jego oczach, znów tam zagościła i
potwierdzała szczerość każdego słowa. Wydawało się to
niewiarygodne, ale było widać, że Daniel kocha ją nie mniej
niż ona jego. W tej chwili olśniewającego szczęścia nie mogła
zebrać myśli, powiedziała więc tylko:

- Och.
Daniel jednakże wydawał się dokładnie wiedzieć, co robić

w tej sytuacji, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, które
mogłaby jeszcze żywić jego wybranka. Objął ją i zachłannie
pocałował.

To

pierwsze

doświadczenie

męskiej

namiętności

pozostawiło Robinę bez tchu, ale z entuzjastycznym
nastawieniem do dalszych prób. Oparła mu głowę na ramieniu.

- Ojej, Danielu, taka jestem głupia - wyznała. Nie umiała

zapanować nad łzami szczęścia, które potoczyły jej się po
policzkach. - Dopiero kiedy zaczęło mi się wydawać, że chcesz
poślubić Arabellę, zrozumiałam, jak bardzo cię kocham. Ale
nawet nie przemknęło mi przez myśl, że możesz odwzajemniać
to uczucie. - Przypadkowo musnęła rzęsami jego policzek i

background image

176

poczuła, że silne ramię obejmuje ją mocniej. - Bardzo dobrze
skrywałeś je przede mną.

- Był ku temu ważny powód - odrzekł z ociąganiem,

lekko ją odsunąwszy, by dobrze widzieć jej twarz. - Chociaż po
pobycie w Londynie zdecydowałem, że jesteś idealną
kandydatką na żonę, miałem poczucie, że byłoby z mojej
strony nieuczciwością skłaniać cię do przyjęcia niechcianych
oświadczyn. Wydawało mi się, że potrzebujesz czasu, aby
mnie lepiej poznać.

Bez wątpienia była to prawda, ale nawet teraz, po kilku

dniach rozpaczy, Robinie trudno było uwierzyć, że
kiedykolwiek mogła mieć wątpliwości, czy należy przyjąć
oświadczyny lorda Exmoutha.

- Zawsze cię lubiłam, Danielu, polubiłam od pierwszej

chwili. Szybko odkryłam, że wyjątkowo dobrze czuję się w
twoim towarzystwie. Tylko że... -Urwała, pełna wahań, czy
powinna mu wyjawić swoje początkowe obiekcje. Ale jeśli
chciała, żeby ją zrozumiał, musiała być z nim całkowicie
szczera. - Myślałam, że nigdy nie będziesz mógł mnie
pokochać. Ani mnie, ani żadnej innej kobiety... Po tym, co się
stało...

- To znaczy po śmierci Clarissy - dokończył za nią, gdy

zabrakło jej odwagi.

Zerknął na jej smukłą dłoń i ujął ją czule, przeklinając w

duchu swoją głupotę. Byli do siebie pod tyloma względami
podobni, a jednak okazał się prawdziwym głupcem. Nie
domyślił się, że jego droga Robina obawia się życia w cieniu
Clarissy.

- Powinienem był już dawno powiedzieć ci prawdę, ale -

wzruszył ramionami - jakoś nigdy nie było odpowiedniej
chwili. A prawda, najmilsza, jest taka, że o Clarissie zbyt
często ostatnio nie myślałem.

Uśmiechnął się, widząc wyraz jej niebieskich oczu.

background image

177

- Zaskoczona? Tak, naturalnie. Podobnie jak wszyscy,

sądziłaś, że kochałem żonę szaleńczo i po jej śmierci nie
mogłem otrząsnąć się z rozpaczy. Właśnie na tym mi zależało,
najmilsza. Z prawdą jednak niewiele to miało wspólnego.

Wciąż trzymając jej rękę, zaczął nerwowo przesuwać

kciukiem po gładkiej skórze, tam i z powrotem. Wbił wzrok w
pustą drogę przed nimi.

- Kiedy poślubiłem Clarissę, byłem bardzo młody i dość

uparty... może nawet arogancki. Od dnia śmierci ojca
zarządzałem majątkiem, powodziło mi się dobrze, uważałem
więc, że mam wszelkie prawo podejmować własne decyzje, nie
licząc się z opiniami innych. Pod wieloma względami byłem
chyba bardzo dojrzały jak na swoje lata: odpowiedzialny,
wiarygodny. Ale emocjonalnie pozostałem dużo młodszy.
Potem szybko zorientowałem się, że wziąłem zwykłe
zauroczenie za miłość.

To wyznanie było tak zaskakujące, że Robina zupełnie nie

wiedziała, co powiedzieć. Wydawało jej się jednak, że Daniel
oczekuje odpowiedzi.

- Chyba nie byłeś nieszczęśliwy w małżeństwie, Danielu?

- zapytała po chwili głębokiego namysłu.

- Nie, tak bym tego nie nazwał - zapewnił ją skwapliwie.

- Po urodzeniu Lizzie zrozumiałem, że się zmieniłem,
dojrzałem, jeśli wolisz, podczas gdy moja żona pozostała takim
samym dzieckiem jak przedtem. Po prostu mieliśmy ze sobą
niewiele wspólnego. W miarę Upływu lat różnice między nami
stawały się coraz wyraźniejsze, dlatego coraz bardziej
oddalaliśmy się od siebie. Nie aż tak, by rozpocząć życie w
separacji, ale niewątpliwie spędzaliśmy razem coraz mniej
czasu. Nie protestowałem, gdy Clarissa wybierała się do
Londynu albo do naszego domu tutaj, w Brighton - ciągnął. -
Nawet ją do tego zachęcałem. Nie myślałem o tym, że
pewnego dnia Clarissa może zwrócić się ku innemu w
poszukiwaniu komplementów i uwagi. Dżentelmen, którego

background image

178

zainteresowała swoją osobą, nazywał się John Travers. Pan
Travers miał ciotkę, starą pannę, która mieszkała niedaleko
Courtney Place, co naturalnie okazało się bardzo korzystne dla
nich obojga. Wydajesz się wstrząśnięta - stwierdził, gdy nagle
na nią spojrzał. - Tak, moja żona miała kochanka. I prawdę
mówiąc, najmilsza, długo podejrzewałem taki stan rzeczy, ale
nie zrobiłem niczego, by go zmienić. To chyba dostatecznie
ś

wiadczy o rozpadzie naszego związku. Któregoś dnia

wróciłem do naszego domu w Londynie i przekonałem się, że
jest prawie pusty. Córka jednego z moich dzierżawców brała
tego dnia ślub i Clarissa pozwoliła służbie wziąć udział w
uroczystości. Został tylko kamerdyner, który poinformował
mnie, że godzinę temu moja żona w towarzystwie pana
Traversa wyjechała z wizytą do jego ciotki. -Uśmiech Daniela
był bardzo cyniczny. - Clarissa regularnie odwiedzała tę damę,
więc nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia, póki Kendall,
towarzyszący mi w wojażach, nie powiedział, że stajenny,
który normalnie woził moją żonę, jest razem ze wszystkimi na
weselu, a koń pana Traversa został w stajni. To mnie
zaintrygowało. Skąd taki pośpiech, że Travers uznał za
stosowne samemu powozić, zamiast poczekać na powrót
stajennego?

- To znaczy, że wcale nie jesteś odpowiedzialny za

ś

mierć żony - szepnęła Robina.

- Nie powoziłem wtedy, to prawda. Na koźle siedział

Travers.

Głupiec

wybrał

drogę

zboczem

wzgórza

prawdopodobnie po to, by uniknąć spotkania ze mną. Ale i tak
czuję się częściowo winny temu, co się stało.

- Dlaczego, Danielu? - Robina nie mogła tego zrozumieć.

- Przecież wtedy nawet cię tam nie było.

Odpowiedział jej smutnym uśmiechem.
- Ale gdybym był, najmilsza, Clarissa żyłaby do dziś.

Gdybym poświęcał jej więcej czasu i nie zajmował się
wyłącznie swoimi sprawami, nie szukałaby pocieszenia u pana

background image

179

Johna Traversa. W każdym razie gdy pojechaliśmy z
Kendallem na miejsce wypadku i obejrzałem rozbity powóz,
natychmiast zrozumiałem, że Clarissa postanowiła mnie
opuścić. Poleciłem Kendallowi wrócić do domu z bagażem
mojej żony, by ludzie sądzili, że planowała tylko wizytę u
ciotki Traversa, chociaż sam ani przez chwilę nie miałem
wątpliwości co do jej rzeczywistych zamiarów. Poleciłem też
Kendallowi mówić, że wróciłem do domu jeszcze przed
wyjazdem Clarissy i że to ja powoziłem.

- Nie chciałeś, żeby ludzie dowiedzieli się prawdy -

zgadła Robina, gdy znowu zamilkł. - Chyba mogę to
zrozumieć, Danielu.

- Nie chodziło mi tak bardzo o siebie, najmilsza, chociaż

przyznaję, że moja duma bardzo ucierpiała, gdy przekonałem
się, że Clarissa woli Traversa niż mnie. Podejmując decyzję,
myślałem przede wszystkim o córkach. Nie chciałem, żeby
dobre imię Clarissy ucierpiało ani by dzieci dowiedziały się, że
mama zamierzała je opuścić. Wszyscy, nie wykluczając mojej
matki, uważali, że miałem bardzo udane małżeństwo, a ja
podtrzymywałem to przekonanie. Prawdę znali tylko Kendall,
mój kamerdyner, i mój przyjaciel Merrell, który tego dnia
przyjechał ze mną z Londynu... A teraz znasz ją jeszcze ty.

- I nikt nigdy jej ode mnie nie pozna - zapewniła,

szczęśliwa, że Daniel postanowił obdarzyć ją zaufaniem

- W to nie wątpię. - Znów spojrzał na Robinę z wielką

czułością i ją pocałował. - I pomyśleć, że w końcu za namową
przyjaciół postanowiłem dla dobra córek ożenić się ponownie.
Pojechałem do Londynu i znalazłem tam uroczą, posłuszną
pannę, córkę pastora z Abbot Quincey. No, może nie tak
bardzo posłuszną, skoro uważała, że o wyborze męża powinna
zdecydować ona sama, a nie jej matka - zażartował - ale w
każdym razie była to dla mnie wymarzona kandydatka.

background image

180

- Tak bardzo się cieszę, że mój przyszły mąż jest gotów

przyjąć mnie ze wszystkimi moimi wadami -odrzekła, starając
się utrzymać pogodny nastrój.

- Czy chcesz powiedzieć, że mnie poślubisz, i to

wkrótce?

- Tak szybko, jak tylko sobie życzysz, najmilszy. -

Roześmiała się wesoło. - Zobaczysz, jaka umiem być
posłuszna, kiedy chcę.

- Miejmy nadzieję, że po weselu też zechcesz mi tego

dowieść. - Nagle spoważniał. - Wiesz, Clarissa i ja mieliśmy
olbrzymie wesele w Londynie. Wolałbym tego nie powtarzać.
Wystarczy skromna uroczystość dla rodziny i przyjaciół, a ślub
moglibyśmy wziąć w kaplicy w Courtney Place. Gdyby twój
ojciec się zgodził, to mógłby poprowadzić ceremonię.

- Moim zdaniem to znakomity plan.
- Ślub odbędzie się szybko. Czy się na to zgadzasz?
- Tak szybko, jak sobie życzysz - zapewniła go jeszcze

raz.

- Wobec tego nie odwlekajmy przygotowań. Może

zapomniałaś już, co ci niedawno przepowiedziała Cyganka? -
Niechętnie puścił jej rękę i skoncentrował się na powożeniu. -
Nasze pierwsze dziecko ma się urodzić w ciągu roku. Zresztą
gdy pomyślę o tym, co czuję, wydaje mi się to bardzo
prawdopodobne. Teraz więc na wszelki wypadek oddam cię
szybko pod opiekuńcze skrzydła mojej matki.

Robina odsunęła się od niego na przyzwoitą odległość.
- W tej kwestii twoja niezbyt posłuszna przyszła żona

całkowicie się z tobą zgadza, najmilszy.



Koniec


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
107 Ashley Anne Podstęp lorda Exmoutha (Tajemnice Opactwa Steepwood 12)
Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha
Tajemnice opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha Ashley Anne
Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha
107 Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 12 Podstęp lorda Exmoutha
Ashley Anne Tajemniczy 01 Tajemniczy opiekun
Ashley Anne Powtórne oświadczyny
Ashley Anne Wyjątkowa dama
Herries Anne Narzeczone lorda Ravensdena (Dwie siostry)
Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 06 Zakazana miłość
Tajemniczy opiekun Ashley Anne
Ashley Anne Tajemniczy opiekun
Ashley Anne Tajemniczy opiekun
Ashley Anne Tajemniczy opiekun
095 Ashley Anne Zakazana miłość (Tajemnice Opactwa Steepwood 06)
Anne Ashley Tajemniczy opiekun
LIST DO ROMEA OD OJCA LAURENTEGO W KTÓRYM ZAKONNIK WYJAŚNIA SWÓJ PODSTĘP
PodstEle w8 id 369046 Nieznany

więcej podobnych podstron