Agnieszka Kołakowska Brygady politycznej poprawności

background image

Brygady politycznej poprawności

Autor: Agnieszka Kołakowska

15.07.2007.

Zmieniony 16.07.2007.

Brygady politycznej poprawności Agnieszka Kołakowska

Dotarła do mnie z Polski przygnębiająca wiadomość. Okazuje się mianowicie, że na Uniwersytecie

Warszawskim istnieje wydział o nazwie "Gender Studies". O jego istnieniu dowiedziałam się z artykułu

Bożeny Umińskiej "Naród z natury egzystencjalny, płeć z natury metafizyczna", w lipcowo-sierpniowym

numerze miesięcznika "Res Publica Nowa" z 1999 roku.

Smutna to rzecz i niepokojąca; świadczy bowiem (jak zresztą sama treść artykułu) o tym, że po Polsce

krąży groźna amerykańska choroba, z trudem uleczalna, zwana polityczną poprawnością. Choroba ta

atakuje mózg, powodując całkowitą i definitywną utratę zdrowego rozsądku, zdolności do racjonalnego

myślenia i - co może najsmutniejsze - poczucia humoru. U pani Umińskiej objawia się ona w formie

feminizmu. W Stanach Zjednoczonych, po blisko dwudziestu latach szaleństwa, zjawisko politycznej

poprawności, od dawna wyśmiewane, zaczyna już wymierać; w Polsce zaś, gdzie modne ideologie

zachodnie docierają z opóźnieniem, dopiero od niedawna się rozwija.

Nie będę wdawać się w analizę artykułu pani Umińskiej - jeśli seria dowolnie wybranych cytatów,

poprzeplatanych okrzykami oburzenia, na taką nazwę zasługuje. Na część pierwszą, o antysemityzmie,

odpowiedziała już rozsądnie Agata Bielik-Robson ("RPN", listopad-grudzień 1999, a ostatnio, w nieco

zmienionej wersji, w "Życiu" z 17.01.2000). Część druga, o zjawisku, dziwacznie określanym przez panią

Umińską jako "antyfeminizm", składa się prawie wyłącznie z okrzyków oburzenia, a z okrzykami

oburzenia trudno dyskutować. Obie części są mało oryginalne i niezwykle nużące. Cóż można

odpowiedzieć osobie, którą oburza urocza historyjka Oscara Wilde'a (niesłusznie chyba przypisana

Churchillowi) o pociechach pijaństwa; którą oburza Wajda (ponieważ "obsesyjnie poniża kobiety"); którą

oburza Beckett (ponieważ uważa ona, na podstawie czyjejś absurdalnej tezy, że Beckett "utożsamia

kobiety z jej funkcjami rozrodczymi"); którą oburza właściwie wszystko?

Jest w Ameryce stara, wytarta seria dowcipów "żarówkowych" - dowcipów, wyśmiewających po kolei

wszystkie możliwe ugrupowania, narodowości, pochodzenia, rasy i zawody. Pośród najbardziej

popularnych jest taki: "Ile potrzeba feministek, żeby wkręcić żarówkę?". Odpowiedź: "To wcale nie jest

śmieszne!". Ten wariant ma już brodę do pasa, co najmniej dwudziestoletnią; wątpię jednak, by był

znany paniom z wydziału "Gender Studies", a gdyby go usłyszały, ich reakcja byłaby zapewne świetnym

dowodem jego trafności. Bożena Umińska robi wrażenie postaci karykaturalnej - wiecznie oburzonej,

wiecznie obrażonej, śmiertelnie poważnej feministki z dowcipu o żarówkach; podejrzewałam momentami,

że czytam złośliwą parodię. Z karykaturą nie sposób rozmawiać, a z parodii można tylko się śmiać -

reakcja, która pani Umińskiej jest wyraźnie obca. Zwracam jedynie uwagę, że między mizoginizmem i

antyfeminizmem jest istotna różnica, której pani Umińska, bezdyskryminacyjnie oskarżając, kogo się da,

o jedno i o drugie, zdaje się nie dostrzegać: mizoginizm jest niechęcią do kobiet; antyfeminizm jest

niechęcią do feminizmu i feministek. Pierwsze zakłada drugie, drugie jednak bynajmniej nie zakłada

pierwszego. Dla mnie, na przykład, osoby płci żeńskiej, konsekwentne wyznawanie mizoginizmu byłoby

trudne; antyfeminizm natomiast, zwłaszcza w obliczu ideologicznego feminizmu w jego bardziej

szaleńczych wydaniach, przychodzi mi, przyznaję, z największą łatwością. No, ale pani Umińska posiada

rzadki talent, którego nie należy lekceważyć; wolno sądzić, że osoba zdolna do podejrzewania Henryka

Krzeczkowskiego o antysemityzm okazałaby się nie mniej zdolna do wykrywania mizoginizmu u kobiet.

Można jednak zastanowić się nad zjawiskiem, którego artykuł ten jest przykładem. Chciałabym więc

powiedzieć kilka słów, w charakterze przestrogi, o politycznej poprawności i jej niebezpieczeństwach.

Zacznijmy od "Gender Studies" - wydział, na którym pani Umińska indoktrynuje nowe pokolenie polskich

humanistów.

Oba człony samej nazwy tej dziedziny są podejrzane. Słowo "studies" powinno wzbudzić naszą czujność,

ponieważ cechuje ono niechybnie pseudodziedziny, powstałe w celach propagandowych, z nauką niewiele

mających wspólnego. Tradycyjne dziedziny mają nazwy proste i przezroczyste, budzące zaufanie:

Fundacja Kobiety dla Kobiet

http://www.femina.org.pl

Kreator PDF

Utworzono 8 March, 2011, 07:43

background image

"Matematyka", "Historia", "Geografia", "Fizyka". Wiemy mniej więcej, co się w nich dzieje. W dziedzinach

"studies" natomiast mieliśmy już "Peace Studies" (gdzie uczyliśmy się, że jednostronne rozbrojenie

uratuje nas przed wstrętnym amerykańskim imperializmem), "African-American Studies" (gdzie uczymy

się, że kultura Zulusów jest o wiele więcej warta od zachodniej, że Beethoven był czarny, że starożytni

Grecy to naprawdę Egipcjanie, którzy byli czarni, i że wszystko jest względne), "Women's Studies" (które

niewiele się różnią od "Gender Studies", i gdzie uczymy się, że Szekspir był ohydnym mizoginistą i

żałosnym wyrazem społecznych energii swojej epoki, a także, że wszystko jest względne), "Cultural

Studies" (gdzie uczymy się przede wszystkim, że wszystko jest względne, a wartości i osiągnięcia

zachodniej cywilizacji, zwanej niegdyś judeochrześcijańską, najwzględniejsze), i tak dalej.

Słowo "gender" też powinno wzbudzać naszą czujność, ponieważ jest ono terminem gramatycznym,

odnoszącym się nie do płci, a do rodzaju; jego użycie w tym pierwszym znaczeniu jest dobrym

przykładem sposobu, jakim feministki, i inne grupy chcące zmienić świat przez ideologiczną indoktrynację

na uniwersytetach, gwałcą i na siłę przywłaszczają sobie język. (Choć świadczy także, a może głównie, o

ich braku wykształcenia.) Manipulacja języka jest, jak dobrze wiemy, znamienną, a może i najgroźniejszą

cechą prób manipulacji społeczeństwa; pani Umińska też wykazuje skłonności do takiej manipulacji.

Nie wiem dokładnie, jakie zajęcia odbywają się na warszawskim wydziale "Gender Studies"; na

wszystkich jednak wydziałach o tej nazwie, jakie znam, polegają one, po pierwsze, na pełnym oburzenia

oskarżaniu kultury zachodniej, w tym nauk ścisłych, o systematyczne, zakodowane nawet w języku,

jakim się posługujemy, poniżanie, wykluczanie, zniewalanie, lekceważenie i prześladowanie kobiet; po

drugie, na próbach zmieniania języka przez fiat, by dopasować go do ideologii "nowego oświecenia"; po

trzecie, na wykładaniu postmodernistycznej feministycznej teorii literackiej, która z kolei polega na

reinterpretacji ludzkich działań według tezy, że płeć tłumaczy wszystko. Skutki tego pierwszego widzimy

chociażby w stylu wypowiedzi pani Umińskiej; skutki drugiego i trzeciego, równie żałosne, lecz o wiele

groźniejsze, widać na wszystkich amerykańskich uniwersytetach. Nie jest przesadą powiedzieć, że są one

orwellowskie. Na amerykańskich wyższych uczelniach od blisko piętnastu lat panuje terror: terror

feminizmu, antyrasizmu, antyseksizmu, antyelitaryzmu, i wszystkich innych możliwych tego rodzaju

"anty" i "izmów" (z wyjątkiem, oczywiście, antykomunizmu). Pracownicy uniwersytetów boją się tej fali

przeciwstawiać: wiedzą, że słowo krytyki "nowego oświecenia" grozi utratą pracy; wiedzą, że książki,

której język nie jest podporządkowany regułom politycznej poprawności, żadne wydawnictwo

uniwersyteckie nie tknie; wiedzą, że wyrażanie się pochlebnie o tak zwanej zachodniej cywilizacji,

wykładanie Platona, Arystotelesa, Kartezjusza, Szekspira, i wszystkich innych "zmarłych białych

mężczyzn", bez caveat, bez potępiania (wolno jednak, alternatywnie, przedstawiać ich jako modnych i

poprawnych postmodernistów), bez wspominania o niewspółmiernie większych literackich i filozoficznych

osiągnięciach Zulusów, jest nie do przyjęcia. Słowem, wiedzą, że próba nauczania czegokolwiek w

normalnym sensie tego słowa, na podstawie jakichkolwiek elementarnych dla naszej cywilizacji wartości,

jest oznaką faszyzmu, "elitaryzmu" i potwornego zwyrodnienia. Skutki te (bynajmniej nie ograniczone do

wydziałów filologii, literatury porównawczej, socjologii, psychologii i różnych rodzajów "studies", choć tam

są najsilniej odczuwalne) są nieuchronne; tak też będzie na Uniwersytecie Warszawskim. Atmosfera

psychologicznej presji może tylko gęstnieć. Już jest wyczuwalna; przepowiadam, że rychło stanie się

przytłaczająca.

Reinterpretacja świata według tezy, że płeć (jak niegdyś Freudowska podświadomość) tłumaczy

wszystko, wymaga założenia, że kryteria, według których budujemy własną wizję i ocenę świata, wolno

nam narzucać jako stosowne do oceny wszystkich wizji świata - założenie, które w artykule Bożeny

Umińskiej rzuca się w oczy w sposób jaskrawy. Założenie to opiera się na kolejnej, niewypowiedzianej

(ponieważ wewnętrznie sprzecznej) relatywistycznej metatezie, iż absolutnych wartości ani kryteriów do

oceny świata nie ma, a zatem nasze własne, prywatne obsesje są równie dobrą podstawą do analizy i

oceny ludzkich działań, jak wszystko inne. Abstrahując od nieuchronnego błędnego koła, w które

notorycznie wpadają wszystkie warianty relatywizmu, ideologia feministyczna, która zakłada, że płeć

tłumaczy wszystko, okazuje się zawierać w sobie zalążki własnego rozpadu. Jeśli bowiem przyjmujemy,

że wszystkie dziedziny ludzkich działań, z matematyką i fizyką włącznie, są uwarunkowane nie tylko

społecznie i historycznie, (co dawno już uświadomiły nam postmodernistyczne "teorie społeczne",

wykładane na rozmaitych innych wydziałach, których nazwy kończą się słowem "studies"), lecz także

biologicznie, to znaczy, płcią, przyjmujemy też, że umysł kobiety różni się w sposób zasadniczy od

umysłu mężczyzny. Tak właśnie piszą rozmaite feministki najbardziej radykalnego pokroju: czytałam już

teksty o wyższości umysłu kobiety, wynikającej z tego, iż kobieta jest w ściślejszym związku z "naturą",

wrażliwsza na oddziaływanie księżyca i zdolna do czerpania głębszego zrozumienia świata przez

filozoficzny wgląd w Byt, jaki daje menstruacja.

Założenie, że wszystkie ludzkie działania są uwarunkowane płcią - że wszystko, co robi kobieta (lub

Fundacja Kobiety dla Kobiet

http://www.femina.org.pl

Kreator PDF

Utworzono 8 March, 2011, 07:43

background image

mężczyzna), robi jako kobieta (lub mężczyzna) - tworzy między kobietą i mężczyzną przepaść, która jest

nie do pokonania (nie mówiąc o tym, że jest obraźliwe zarówno dla mężczyzn, jak dla kobiet). U

niektórych feministek występuje przekonanie, iż tylko kobiety mogą naprawdę zrozumieć literaturę,

napisaną przez kobiety, a zatem tylko one powinny ją wykładać. Do tej pory jednak nikt, o ile wiem, nie

wysunął tezy, która zdawałaby się logicznie z tej myśli wynikać, mianowicie, że tylko mężczyźni są zdolni

do wykładania literatury, napisanej przez mężczyzn.

Z przekonaniem, że określa nas płeć, wiąże się inna, ogólniejsza teza, utrzymywana przez ogromną

większość feministek i wyznawców politycznej poprawności różnych odmian. Uważają oni mianowicie, że

określa nas też, i to w sposób podstawowy, nasza przynależność do grup mniejszościowych -

mniejszościowych etnicznie, rasowo czy seksualnie. (Kobiety traktujemy w tym kontekście jako

mniejszość, mimo że bynajmniej nią nie są, ponieważ są one prześladowane; doświadczenie

prześladowania zaś automatycznie nadaje nam status mniejszości i vice versa.) Przypuszczam, że na

podstawie tej właśnie tezy Bożena Umińska upodabnia zjawisko antysemityzmu do zjawiska

"antyfeminizmu". Jest to może najważniejsza, a zarazem najbardziej szokująca, obraźliwa i budząca

sprzeciw część jej artykułu.

Teza, że zjawiska antysemityzmu i mizoginizmu są w jakiś podstawowy sposób spokrewnione, opiera się

na założeniu, iż (a) przynależność do grupy mniejszościowej określa nas w sposób podstawowy; (b)

najważniejszym doświadczeniem takiej przynależności jest doświadczenie prześladowania; (c)

doświadczenie prześladowania - jak wynika z (a) i (b) - jest tym, co w podstawowy sposób określa i łączy

wszystkich członków wszystkich tych grup; (d) jedynie człowiek, który należy do (jakiejś) mniejszości,

może zrozumieć innego człowieka, który należy do (tej lub innej) mniejszości. Innymi słowy:

"Prześladowani wszystkich mniejszości, łączcie się!". Wszystko jedno, o jakiego rodzaju prześladowanie

chodzi: obowiązkiem prześladowanych, czyli mniejszości, jest solidarność wobec wszelkich innych

mniejszości, czyli prześladowanych. Założenie to jest obecne, w takiej czy innej formie, wypowiedzianej

lub nie, w prawie wszystkich nurtach amerykańskiej myśli lewicowo-liberalnej; jest też jedną z

niekwestionowalnych podstaw ideologii poprawności politycznej.

Ja zatem, jako (wiecznie prześladowana) kobieta, powinnam popierać wartości, dążenia i roszczenia

wszystkich innych prześladowanych, czyli mniejszości. Okazuje się jednak, że mniejszości nie tylko p o w

i n n y być między sobą solidarne, lecz po prostu takimi s ą , z samej swojej natury. (Niejasne jest, co

było założeniem, a co wnioskiem: czy powinny takie być, ponieważ takie są, czy też takie są, ponieważ

takie być powinny. W obu wypadkach logika wywodu jest, mówiąc delikatnie, wadliwa.) Członek

mniejszości, który nie solidaryzuje się wyraźnie z innymi "prześladowanymi" tego świata, który pozwala

sobie na kwestionowanie ich wartości, dążeń czy roszczeń, jest postrzegany jako perwersyjny,

zwyrodniały. Jeszcze krok podobnej logiki i już za powyższym (d) czyha (e): człowiek, który należy do

(jakiejś) mniejszości, n i e m o ż e n i e rozumieć człowieka należącego do (tej lub innej)

mniejszości. Tak też, pokrętną i logicznie dość zaskakującą drogą, można dojść do przekonania -

przekonania, którego pani Umińska w swoim artykule wprost nie wyraża, lecz które można u niej

podejrzewać - że kobieta w sposób aprioryczny n i e m o ż e być antysemitą.

Są pewne oznaki, że feminizm, przynajmniej w swoich najbardziej radykalnych formach, zaczyna

umierać naturalną śmiercią. Powodem może być fakt, że, zatoczywszy pełne koło, doprowadził do tezy

sprzecznej z tą, od której zaczął. Zaczął od dążenia do równości i oburzenia mizoginistycznym

"utożsamieniem kobiety z jej funkcjami rozrodczymi": sprowadzaniem jej, jak mówi pani Umińska, do

"biologicznych i kulturowych cech płci". Kończy na twierdzeniu, że kobieta jest wyższa od mężczyzny,

ponieważ tymi właśnie cechami jest uwarunkowana. Zaczął od tezy, że między kobietą a mężczyzną nie

ma różnicy; kończy na tezie, że różnica taka nie tylko jest, lecz jest kluczowa, i w podstawowy sposób

wpływa na wszystkie nasze działania, na naszą wizję świata, na nasze rozumowanie. Radykalny feminizm

wymiera nie tylko dlatego, że wszystkich już doszczętnie zanudził; wymiera także dlatego, że został

doprowadzony do reductio ad absurdum, i niektóre feministki zdały sobie z tego sprawę. W Polsce jednak

dopiero się zaczyna; przygotujmy się zatem na dwadzieścia lat nudnego absurdu - a także

rozszerzającego się stopniowo psychologicznego terroru i cenzury. Zakusy politycznej poprawności są

silne; jej największą ambicją jest utrwalenie się w prawie. W Stanach Zjednoczonych ambicję tę do

pewnego stopnia udało się spełnić - w regulaminach uniwersyteckich. Przytłaczająca jest ilość rzeczy,

których nie wolno nam mówić. Jeśli polityczna poprawność rozszerzy się w taki sposób w Polsce,

starszemu pokoleniu może się przypomnieć niezbyt miła, a nie tak dawna przeszłość tego kraju.

Nie chodzi o to, że mizoginiści mogą bezkarnie się wypowiadać i nikt nie piśnie słowa (piśnie chociażby, i

to dość przeraźliwie, pani Umińska); chodzi o to, że ideologiczna indoktrynacja może być bezkarnie

uprawiana, pod nazwą nauczania, na uniwersytetach. Chodzi o to, że uniwersytet, który symbolizuje

Fundacja Kobiety dla Kobiet

http://www.femina.org.pl

Kreator PDF

Utworzono 8 March, 2011, 07:43

background image

rozum i racjonalną dyskusję, pozwala na podważanie swoich podstawowych wartości. Tutaj właśnie

odbywa się prawdziwe "obniżanie poprzeczki". Nie w języku i zachowaniach, nad którymi pani Umińska

ubolewa, i które chciałaby kontrolować i manipulować, lecz na uniwersytetach, które uległy presji

poprawności politycznej i zdradzają swoich studentów. Nie ma bowiem innego słowa: to jest z d r a d a

. Nie tylko zdrada intelektualna wobec siebie samego - zdrada rozumu, rodzaj trahison des clercs, ze

strony tych, którzy polityczną poprawność wyznają; jest to także zdrada młodego pokolenia, ze strony

uniwersytetów, które godzą się na odrzucanie wartości, dzięki którym i dla których istnieją. Obrona przed

falą terroru, którą niesie polityczna poprawność, wymaga odwagi; miejmy nadzieję, że Uniwersytet

Warszawski się na nią zdobędzie. Jest to ostatnia chwila, by fali tej dać skuteczny opór.

Agnieszka Kołakowska, studiowała filozofię, lingwistykę i filologię klasyczną na uniwersytecie w Yale, na

studiach doktoranckich w Cambridge zajmowała się filozofią starożytną. Obecnie zajmuje się

tłumaczeniami (głównie na angielski) i publicystyką. Mieszka w Paryżu. Córka Leszka Kołakowskiego.

Rzeczpospolita - 2000.01.29

ZOBACZ POLEMIKĘ

Kazimiera Szczuka

"Uniwersytety znieść"! Wszystko zaczęło się od artykułu Bożeny Umińskiej zamieszczonego w "Res

Publice Nowej" (nr 7/8 1999).

Płeć, socjobiologia i gender studies [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz

Fundacja Kobiety dla Kobiet

http://www.femina.org.pl

Kreator PDF

Utworzono 8 March, 2011, 07:43


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
notatek pl polityczna poprawnosc opracowanie
Dylemat wielokulturowości i politycznej poprawności Szahaj
Zaliczenie polityka 1 poprawa, WOS - matura, Inne materiały, Pytania 2012
Politycznie poprawna Bajka o Czerwonym Kapturku
POLITYCZNA POPRAWA2
notatek pl polityczna poprawnosc opracowanie
Polityczna poprawność w służbie homoerotikus
Dylemat wielokulturowości i politycznej poprawności Szahaj
Politycznie poprawna Bajka o Czerowym Kapturku
2016 01 24 Polityczna poprawność jest trucizną
2019 06 04 Absurdy politycznej poprawności! Brytyjska scenarzystka narzeka na brak kolorowych aktoró
SWIAT Jak powstala polityczna poprawnosc W[1] S Lind
Ustroje polityczne poprawione
Sellin Polityczna poprawność ogranicza wolność słowa
Kto zabił Chrystusa Między Prawdą a polityczną poprawnością
Żuraw Polityczna poprawność na Wielkanoc
poprawa egzaminu zaćmińskiego z msp (1), stosunki międzynarodowe, międzynarodowe stosunki polityczne

więcej podobnych podstron