„O zgubnych skutkach niesłuchania mamy”
Edyta Grabowska-Gwardiak
Święta Wielkanocne były coraz bliżej i chociaż kojarzyły się one z wiosną, to zima
wcale nie zamierzała jeszcze odchodzid. Dni były co prawda coraz dłuższe i promienie
słoneczne coraz częściej budziły nas rankiem zaglądając do okien, jednak gdzieniegdzie
ziemię pokrywały resztki śniegu, trawa nie zdążyła się zazielenid i powietrze nadal było
zimne.
Wraz z nastaniem pierwszych słonecznych dni bliźniacy natychmiast przestali nosid
czapki, szaliki i rękawiczki. Nie pomogły argumenty taty, że początki wiosny bywają zazwyczaj
zdradliwe i że mogą się przeziębid. Codziennie rano mama toczyła z nimi bitwę o szalik lub
czapkę, ale chłopcy byli uparci i mama w koocu się poddała. Tato z pobłażliwym uśmiechem
powiedział - Zosiu, daj im spokój, my będziemy świętowad
Wielkanoc, a oni będą kichad.
- Na pewno nie! - oburzyli się bracia jednocześnie - Jesteśmy przecież silni i zahartowani! -
dodali pewnym siebie głosem.
Jak się później niestety okazało, bardzo się pomylili.
Tymczasem do świąt zostało zaledwie kilka dni i przygotowania do nich były coraz
intensywniejsze. W starannie wysprzątanym domu pachniało już pięknie wielkanocnym
mazurkiem i babką. Tato wkładał do wazonu pierwsze świeżo rozkwitłe bazie, a Ela z babcią
gotowały w kuchni łuski cebuli potrzebne do zrobienia kolorowych pisanek, gdy rozległo się
pierwsze nieśmiałe „apsik”! Doszło ono oczywiście z pokoju chłopców.
A nie mówiłam… - odezwała się mama krojąca marchewkę do świątecznej sałatki. - Przecież
ostrzegałam - dodała.
Potem było coraz gorzej. Jasiek i Stasiek kichali często i głośno, mieli błyszczące oczy i
zaczerwienione policzki, a termometry, które wręczyła im mama wskazywały prawie 38
stopni.
Gratulacje! - powiedział tato przynosząc synom ciepłe mleko z miodem. - Ja zupełnie inaczej
wyobrażałem sobie siłę i zahartowanie - dodał z kpiącym uśmiechem.
I tak zamiast malowania pisanek, dekorowania świątecznego koszyka i wspólnego spaceru
bliźniacy mieli leżącą Wielkanoc pełną kataru, kaszlu, syropu i pigułek. Kiedy reszta rodziny
zajadała z apetytem świąteczne przysmaki, chłopcy dziwili się, że mazurek jest w tym roku
dziwny, sałatka niedoprawiona, a baranek z cukru niesłodki. Tato uśmiechał się pod nosem,
babcia kiwała współczująco głową, a mama podając im kolejną paczkę chusteczek
stwierdziła, że tak bywa gdy jajko próbuje byd mądrzejsze od kury. Nie wiedziałem co miała
na myśli, ale Ela wytłumaczyła mi później, że tak się mówi kiedy dzieci nie słuchają rodziców
i chcąc robid po swojemu zazwyczaj wpadają w tarapaty.
W lany poniedziałek moja przyjaciółka, zgodnie z tradycją, wkroczyła wczesnym rankiem
do pokoju Jaśka i Staśka, ale widok, który tam zastała zniechęcił ją do zwyczajowego oblania
ich wodą na szczęście.
Chyba dam wam dzisiaj spokój - powiedziała obdarzając czułym siostrzanym uśmiechem
znękanych chorowaniem braci. - Ale w przyszłym roku urządzę wam podwójny śmigus-
dyngus!
- My także - powiedzieli zgodnie rodzice pojawiając się w pokoju chłopców z kubkami
gorącego mleka. Humor przeziębionym znacznie poprawiła babcia przynosząc późnym
popołudniem swój słynny sernik i wszyscy zauważyliśmy, że przy czwartym kawałku ciasta
wrócił im normalny smak i apetyt.
Przez całe święta bacznie obserwowałem bliźniaków i byłem pewien, że z jednej strony
było im przykro, iż mimo troskliwej opieki musieli spędzid tę Wielkanoc w łóżkach, a z drugiej
wstydzili się, że byli tak uparci i nierozsądni nie słuchając mamy. Jak zwykle się nie myliłem,
bo kiedy bracia wyzdrowieli i po krótkiej przerwie znów zaczęli chodzid do szkoły, postanowili
się poprawid. Pewnego dnia, gdy rodzice wrócili z pracy, znaleźli w kuchni bukiet pierwszych
wiosennych tulipanów i kartkę z napisem „Przepraszamy, kochamy Was bardzo i teraz
polubimy szaliki, nawet
wiosną!”