COURTNEY BROWN
KOSMICZNA PODRÓŻ
(Cosmic Voyage / wyd. orygin. 1996)
"Chociaż nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę
z ich obecności, to istoty pozaziemskie
niejednokrotnie w historii pomagały nam.
Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to,
czy potrafimy spojrzeć poza siebie i okazać
współczucie innym istotom potrzebującym
pomocy.
Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim
spotkaniu międzygwiezdnym, które zdarza się
raz na tysiąclecia, w tym wielkim akcie pomocy
innym gatunkom zmagającym się z ewolucyjnymi
trudnościami?"
O AUTORZE
Wykorzystując “naukową teleobserwację" (SRV),
stanowiącą współczesną wersję techniki opracowanej przez
armię amerykańską do odbierania oddalonych w czasie i
przestrzeni danych, Courtney Brown znalazł dowody
istnienia inteligentnego życia pozaziemskiego.
Ta rewolucyjna książka odpowiada na zasadnicze
pytania dotyczące ET i zjawiska “porwań". Dowiadujemy się
na przykład, że starożytną cywilizację na Marsie zniszczyła
katastrofa planetarna. Wysoko rozwinięte istoty zwane
“Szarymi" (często wzmiankowane w literaturze na temat
porwań) uratowały Marsjan i przesiedliły ich na dzisiejszą
Ziemię. Wspólnym wysiłkiem, marsjańscy uchodźcy i Szarzy
pomogą nam przygotować się do pozytywnej współpracy z
innymi sąsiadami galaktycznymi – będzie to ogromny krok w naszej ewolucji.
Teleobserwacja dostarcza również wstrząsającego wglądu w ludzką egzystencję. SRV działa na
zasadzie bezpośredniej, kontrolowanej łączności z najgłębszą częścią umysłu. To ogniwo z
“niefizyczną" jaźnią stanowi pierwszy, dający się uchwycić dowód istnienia ludzkiej duszy.
Poszerzająca horyzonty i inspirująca w swoim przesłaniu Kosmiczna podróż stanowi doskonałą
lekturę dla wszystkich zainteresowanych literaturą UFO i New Agę'u. Jednocześnie szeroki wachlarz
poruszonych w niej zagadnień sprawia, że książka ta wykracza poza ramy obydwu gatunków.
Czytelnicy mogą skontaktować się z autorem wysyłając listy pod podanym niżej adresem. Jeżeli
ktoś pragnie dowiedzieć się czegoś więcej na temat profesjonalnego szkolenia w zakresie SRV,
powinien zwrócić się bezpośrednio do Instytutu Telepatii, który mieści się pod tym samym adresem.
COURTNEY BROWN
The Farsight Institute
P.O. Box 49243
Atlanta, GA 30359
PODZIĘKOWANIA
Książka taka jak ta nie mogłaby powstać bez pomocy wielu ludzi. Bez wsparcia i porady moich
nauczycieli, którzy poprowadzili mnie po zupełnie nieznanych mi ścieżkach świadomości, w ogóle nie
zacząłbym swoich badań. Pokierowali oni moim rozwojem, ukazując wiele ważnych aspektów
istnienia, na które przedtem pozostawałem całkiem ślepy. Moja świadomość, kim jestem i kim
wszyscy jesteśmy, bardzo dojrzała od tamtego okresu kompletnej niewiedzy.
Specjalne podziękowania należą się mojej agentce i przyjaciółce, Sandrze Martin. Zaofiarowała się
wylansować moją książkę, kiedy ta pozostawała jeszcze w sferze zamysłów, i wspierała moje wysiłki
w niepewnym, trudnym okresie przed jej ukończeniem. Wierzyła we mnie, a jej wiara dodawała mi
odwagi, by skończyć przedsięwzięcie, które, jak mogłem się spodziewać, wywoła lawinę krytyki ze
strony mych akademickich kolegów.
Jestem wdzięczny mojemu wydawcy z Penguin USA, Edwardowi Stacklerowi za to, że
zaryzykował publikację książki, kiedy inni wydawcy nie chcieli o niej słyszeć. Doceniam też jego cenne
wskazówki, by porzucić akademicki styl na rzecz prostoty i jasności. Robert Durant, Jo Lenore Jordan
i Dale Stevens również udzielili mi wielu cennych rad.
Moja żona i syn pomogli mi na swój własny sposób. Od kiedy zaczęło się to wszystko,
prowadzenie prostego, “normalnego" życia okazało się niemożliwe. Mimo to moja żona wspierała
mnie dzielnie przez cały ten czas. Co do syna, to pomógł mi dostrzec prawdziwy sens życiowych
wysiłków, co pozwoliło mi osadzić moje badania w szerszym kontekście. Podziękowanie jestem winien
również istotom pozaziemskim. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie zebrałbym danych ani nie
napisał książki, gdyby ET nie współpracowali ze mną i na swój sposób nie popierali moich wysiłków
badawczych. Właściwie, książka ta jest w równym stopniu ich dziełem, co moim. Przynajmniej w tym
sensie, że opowiada ich prawdziwą historię.
Na koniec pragnę z góry podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy zrozumieją i docenią to, co
zrobiłem. Zawsze będą osoby gotowe do krytyki nowatorskich badań – postaram się jakoś znieść ich
krytykę. Jest dla mnie wielką niewiadomą, jak wielu ludzi przyjmie tę książkę ciepło i uzna ją za
użyteczną. Możecie być jednak pewni, że bez względu na to, ilu Was będzie, pozostanę Warn głęboko
wdzięczny. Jeżeli Wasze życie w jakikolwiek sposób wzbogaci się dzięki temu, co tu napisałem, mój
wysiłek warty był zachodu.
PROLOG
Kosmiczna podróż to książka opisująca dwa społeczeństwa znanego inteligentnego życia
pozaziemskiego. Praca ta jest wynikiem całych lat obserwacji obcych kultur, które w wyraźny sposób
zaznaczyły na Ziemi swoją działalność. Przedstawia historię dwóch innych światów, które przeżyły
katastrofę i zdołały ocalić swą cywilizację po przybyciu na Ziemię. Pozostali przy życiu mają ogromne
potrzeby i wymagają pomocy. Ale okazuje się, że wymagamy jej również my – ludzie, a nasze trzy
rasy dzielą wspólne przeznaczenie. Łączy nas wspólnota doświadczeń – podobnie jak istoty
pozaziemskie, my również doznamy wkrótce ekologicznej katastrofy na skalę planetarną. To od ET
nauczymy się, jak przetrwać na zniszczonej planecie kurzu.
Badania przedstawione w tej książce prowadzone były przy użyciu rygorystycznych, precyzyjnych
protokołów teleobserwacji, opracowanych dla celów wywiadu armii Stanów Zjednoczonych. Dane
uzyskane tą metodą dokładnie odzwierciedlają rzeczywistość, a nie, jak niektórzy mogą sądzić,
wyobrażenia czy obrazy alegoryczne. Obrane przeze mnie metody są nowymi, ale wyjątkowo
wiarygodnymi narzędziami badawczymi, niezależnie od tego, czy inni naukowcy uznają je czy nie.
W niniejszej pracy opisuję to, czego dowiedziałem się o istotach pozaziemskich w trakcie mojego
szkolenia i w miesiącach, które nastąpiły potem. W części I książki przedstawiam zagadnienie i
historię teleobserwacji. Opisuję również własne przeżycia, związane z rozległym programem
szkoleniowym w zakresie teleobserwacji i innych zaawansowanych technik poszerzania świadomości.
Sedno książki zawarte jest w części II, gdzie podaję szczegóły wszystkich zebranych przez siebie
danych i analiz dotyczących istot pozaziemskich. Postanowiłem ująć materiał chronologicznie, żeby
Czytelnik mógł przynajmniej częściowo dzielić ze mną dreszczyk emocji związany z odkrywaniem
nowych rzeczy. W części III książki dokonuję analizy sytuacji rodzaju ludzkiego na tle szerszej
społeczności galaktycznej. Przedstawiam pewne propozycje odnośnie naszego uczestnictwa w
międzygatunkowej dyplomacji, w tym kurs dla dyplomatów, którzy będą reprezentować ludzi w
Federacji – kolektywnej organizacji galaktycznej. Życie pozaziemskie istnieje, i to w dużej
różnorodności. Książka ta udostępnia szerokim kręgom naszą obecną wiedzę na temat dwóch
cywilizacji pozaziemskich, które odwiedzają Ziemię. Nie są to spekulacje, lecz jak najbardziej
miarodajne fakty. Przedstawiam tu wyniki badań w tej dziedzinie, opatrzone moją interpretacją.
Jest rzeczą naturalną, że nowatorskie badania nie trafiają do przekonania skostniałych umysłów.
Szerokie uznanie przychodzi z czasem; co do tego nie mam wątpliwości. Wkrótce wyrośnie nowe
pokolenie uczonych, którzy będą w stanie świeżym spojrzeniem ogarnąć poruszane tu zagadnienia. W
tak zwanym międzyczasie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stosować nowo odkryte metody, o ile
tylko korzysta się z nich zgodnie z rygorami naukowych norm.
Metody używane do zbierania danych w tej książce były kontrolowane tak samo rygorystycznie, jak
w przypadku każdego innego badania naukowego. Nie chcę przez to powiedzieć, że ściśle
przestrzegano tych samych zasad naukowych w procedurach zbierania danych. Jak później wyjaśnię,
odnosi się to zwłaszcza do zasady odtwarzalności wyników.
Ludzie odznaczają się zadziwiającą zdolnością odrzucania informacji, które nie pasują do ich
wcześniej wyrobionych pojęć na temat rzeczywistości. Ponieważ naukowcy są ludźmi, cierpią z
powodu tej samej sztywności umysłu, co każdy inny. W niektórych kręgach owe z góry powzięte
poglądy na temat świata znane są jako obowiązujące paradygmaty. Są to wzorce informacyjne, coś w
rodzaju szablonów, według których ocenia się wszelkie informacje z zewnątrz. Informacje te mogą
pochodzić z gazety, od przyjaciela, wykładowcy na uniwersytecie, z książki, czy z jakiegoś innego
źródła. Jeśli nie pasują one do przyjętego wzorca informacyjnego, ludzie po prostu nie dają im wiary.
Można nawet odnieść wrażenie, że dobra jest każda wymówka, o ile tylko spełnia swój cel: utrzymanie
w mocy raz przyjętego paradygmatu.
Z powodu tego zjawiska w społeczeństwie ludzkim mnożą się sprzeczności. Znajdziecie na
przykład bardzo wielu fizyków, twierdzących, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tezy, iż
telepatia jest możliwa. Z drugiej strony, równie łatwo ustalić, że ci sami fizycy regularnie, przynajmniej
raz na tydzień, uczęszczają ze swoimi rodzinami do miejsc kultu, właśnie po to, by nawiązać
telepatyczną łączność z istotami niefizycznymi. W rzeczywistości, a stanie się to dla Was jasne po
przeczytaniu tej książki, ogromna większość naukowców, którzy nie uznają takich zjawisk jak telepatia
czy teleobserwacja za realne, w najlepszym wypadku jest po prostu źle poinformowana lub, co
bardziej prawdopodobne, zbyt uprzedzona, żeby spojrzeć na zagadnienie w sposób obiektywny.
Ale żeby nie było żadnych nieporozumień w tym względzie: przedstawiciele konserwatywnej
społeczności naukowej są w pełni świadomi istnienia przynajmniej niektórych zjawisk telepatycznych.
Można podać wiele przykładów ich naukowej weryfikacji. W 1994 roku, w styczniowym wydaniu
Biuletynu Psychologicznego ukazał się szczególnie godny uwagi raport dwóch psychologów, Daryla J.
Berna i Charlesa Honortona, na temat komunikacji telepatycznej, jaką zaobserwowano między ludźmi
w serii ściśle kontrolowanych eksperymentów. Oczywiście wielu naukowców pozostaje sceptycznych.
Jednak nie ma wątpliwości co do ostatecznego wyniku debaty. Wraz z upływem czasu coraz więcej
uczonych zacznie “odkrywać" szeroki zakres zjawisk telepatycznych.
Wielki fizyk, Max Pianek zauważył kiedyś, że największy postęp w nauce ma miejsce nie dlatego,
że ktoś dokonuje ważnego odkrycia, a wszyscy pozostali ochoczo przyjmują nowe koncepcje. To
raczej zmiana w myśleniu całego pokolenia przyczynia się do postępu nauki.
Starsi naukowcy na ogół trzymają się intelektualnych paradygmatów, które obowiązywały w czasie,
gdy oni sami prowadzili badania i robili kariery. Społeczeństwo czeka więc, aż tych starych uczonych
zastąpi nowa generacja badaczy, którym przełamanie schematów myślowych przyjdzie znacznie
łatwiej, bowiem od początku swojej naukowej drogi są zaznajomieni z pewnymi nowymi koncepcjami.
W ciągu ostatnich piętnastu lat, naukowe rozumienie teleobserwacji – zdolności dokładnego
odbioru informacji z dużych odległości, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie – zrobiło ogromny
postęp, chociaż szerokie rzesze naukowców nie wyraziły jeszcze swojej pozytywnej oceny. W historii
ludzkości raz po raz zdarzały się jednostki obdarzone specyficznym darem widzenia na odległość.
Osoba taka potrafiła na przykład “oczami umysłu" zobaczyć dom znajdujący się po drugiej stronie
globu. Zjawiska tego typu kwestionowane są tylko dlatego, że nauka nie potrafi wyjaśnić, dlaczego
przytrafiają się jedynie niektórym “utalentowanym" osobom. Obecnie jednak wszystko uległo zmianie.
Okazało się, że nie musimy już polegać na uzdolnionych jednostkach. Najbardziej znaczącym
odkryciem ostatnich piętnastu lat jest to, że telepatii można się nauczyć, a następnie z powodzeniem
zastosować ją w różnych badaniach, uzyskując określone wyniki. Co więcej, wiarygodność
wyszkolonych osób jest na ogół dużo większa niż wiarygodność najlepszego telepaty naturalnego.
Kompetentnie przeprowadzone badania mogą dać odtwarzalne wyniki, gwarantujące niemal
stuprocentową dokładność.
Tej formy teleobserwacji nauczyli się oficerowie wywiadu i członkowie prestiżowej jednostki do
zadań specjalnych w armii amerykańskiej. Pierwotnym celem szkolenia tych “telepatycznych
wojowników" było szpiegowanie domniemanych wrogów Stanów Zjednoczonych. Jednakże po
zakończeniu szkolenia, teleobserwatorzy zaczęli badać cele, które na ogół były bardziej interesujące
niż, powiedzmy, silosy z pociskami czy spotkania w murach Kremla. Członkowie grupy poddawali
teleobserwacji niezidentyfikowane obiekty latające, próbując rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich.
Moja współpraca z nimi zaczęła się, kiedy już odeszli z wojska, w nadziei szerszego wykorzystania
nowo nabytych umiejętności badawczych. W trakcie ich badań nad UFO uderzyło mnie, jak bardzo
koncentrowali się oni na istotach pilotujących statki. Moim zdaniem powinni byli raczej skierować
wysiłki na zrozumienie społeczeństw, które te statki wysyłały. Zaoferowałem im swoje usługi jako
socjolog, w nadziei, że będę w stanie przyczynić się do uzyskania odpowiedzi na szerszy zestaw
pytań związanych ze strukturą życia w naszej galaktyce. Taka była geneza tej książki.
Aż do teraz, niewielu ludzi znało historię tego, co na temat zjawiska UFO odkryto dzięki
teleobserwacji. Książka ta stanowi próbę złożenia układanki na podstawie dostępnej obecnie wiedzy.
Nie jest to książka tylko i wyłącznie o UFO czy istotach pozaziemskich (ET). Jest to raczej próba
podjęcia badań przy użyciu nowego zestawu narzędzi do zbierania danych. Można się spodziewać, że
inni badacze, wykorzystujący te same narzędzia, dokonają dalszych odkryć, oraz że nasze rozumienie
życia ET będzie coraz lepsze i pełniejsze.
Wybór gatunków
Książka ta bada społeczeństwa i światy dwóch cywilizacji pozaziemskich. Jedna z nich –
starożytna cywilizacja, która kwitła na Marsie w czasie, gdy po Ziemi chodziły dinozaury, obecnie jest
populacją mocno zdziesiątkowaną; druga to grupa istot nazywanych Szarymi. Ich wybór do prezentacji
w niniejszej książce nie został podyktowany tym, że teleobserwatorzy nie znaleźli żadnych innych form
życia. Owszem, znaleźliśmy. Skupiam się na tych dwóch cywilizacjach dlatego, bo odgrywają one
szczególnie doniosłą rolę w ewolucji naszego gatunku na Ziemi.
Również pewne kwestie praktyczne przemawiają za tym, że Marsjanie oraz cywilizacja Szarych
stanowią obecnie odpowiednie cele do badania. Mars fizycznie znajduje się niedaleko nas i ludzie w
naturalny sposób interesują się historią tej planety. W najbliższej przyszłości będziemy mogli
odwiedzić Marsa. Pozwoli nam to dokładnie zbadać archeologiczne ruiny tej cywilizacji, co dostarczy
fizycznych dowodów potwierdzających przedstawione tu dane z teleobserwacji. Jeśli chodzi o
Szarych, to od dłuższego czasu są oni ściśle związani zarówno z Marsjanami, jak i z ludźmi.
Ta książka oparta jest na faktach, nie na fikcji. Wielokrotnie sprawdzałem dokładność swoich
obserwacji w różnorodnych warunkach zbierania danych, a w połowie 1995 roku inni wyszkoleni
teleobserwatorzy niezależnie potwierdzili wiele, być może nawet większość moich podstawowych
odkryć. Tak więc, odtwarzalność stanowi ważny element poczynionych przeze mnie twierdzeń. Nadal
pracuję z teleobserwatorami, żeby uzyskać dalsze potwierdzenie danych.
Każda zdrowa na umyśle osoba może obecnie odbyć szkolenie, konieczne do niezależnego
odtworzenia moich wyników (szczegółowo opisuję ten program szkoleniowy w Rozdziale 35).
Odtwarzalność stanowi podstawowe kryterium wszelkiej nauki. Naukowiec dokonujący odkrycia musi
jasno wytłumaczyć procedury, jakich użył podczas badania, po czym inni badacze powinni dokładnie
powtórzyć te procedury w celu zweryfikowania osiągniętych rezultatów. Żadna krytyka uzyskanych
wyników nie ma racji bytu, o ile nie została podjęta próba powielenia pierwotnych doświadczeń.
Odnosi się to do moich badań w równym stopniu, co do badań fizyka, który twierdzi, że odkrył nową
subatomową cząstkę przy użyciu akceleratora cząstek.
To, co odkryłem w trakcie sesji teleobserwacji, okazało się bardziej niezwykłe niż fabuła
jakiejkolwiek powieści science fiction. Nigdy nie wymyśliłbym równie niesamowitej historii, jak to, co
dane mi było zobaczyć. Ta nowa wiedza postawiła pod znakiem zapytania wszystkie moje
wcześniejsze zapatrywania. Musiałem zmienić wiele swoich poglądów na temat tego, co mnie otacza,
a proces ten wcale nie był łatwy.
Publikując te materiały nie jestem naiwny. Doskonale zdaję sobie sprawę z ostrzału krytyki, jaki z
pewnością dosięgnie mnie po opublikowaniu tych odkryć. Co więcej, moja pozycja na uniwersytecie
może zostać przez to mocno nadszarpnięta. Cieszę się godną pozazdroszczenia, zasłużoną reputacją
z racji twórczych badań, w których stosuję skomplikowane nielinearne matematyczne modele zjawisk
społecznych. Bynajmniej nie chcę stracić tej reputacji, ale osoba prawdziwie oddana nauce musi
przyjąć odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Praca badacza nie polega na głoszeniu tego, co
popularne czy, jak to teraz modnie ujmują, “politycznie poprawne". Naukowiec musi zdawać relację z
prawdy, jakakolwiek by ona nie była, a potencjalna reakcja innych na tę prawdę nie powinna wpływać
na jego decyzję o opublikowaniu bądź nie opublikowaniu w pełni weryfikowalnych wyników
kompetentnie przeprowadzonych badań.
Gatunek ludzki znajduje się na rozdrożu swej historii. Niedługo mamy wejść do sfery życia
galaktycznego jako pełnoprawni członkowie społeczności światów. Wobec tak wielkiej sprawy,
osobista kariera jakiegokolwiek naukowca nie ma większego znaczenia.
Wierzę, że badania będą trwać nadal. Inni uczeni dorzucą swoje cegiełki do moich odkryć i
poprawią popełnione przeze mnie błędy. Jestem jednak pewien, że zasadnicze aspekty mojej analizy
zostaną podtrzymane, a ci, co ośmielą się posłać swe umysły tam gdzie ja, odnajdą prawdę, która
broni się sama.
ROZDZIAŁ 1:
Krótka Historia Programu Militarnego Stanów Zjednoczonych,
Dotyczącego Wojny Psychologicznej
Książka ta opowiada o dwóch cywilizacjach pozaziemskich, które wkrótce wywrą ogromny wpływ
na życie ludzi na Ziemi. Nie jest to praca na temat naukowej teleobserwacji, ale ponieważ
przedstawione tu dane uzyskano właśnie tą metodą, wydaje mi się właściwym, aby pokrótce
naszkicować historię zagadnienia. W ten sposób Czytelnicy będą mogli lepiej zrozumieć techniki
zastosowane w tych badaniach (Pełniejszy opis wydarzeń zarysowanych w tym rozdziale można
znaleźć w książce Jima Marrsa pod tytułem 'Tajemne akta: prawdziwa historia amerykańskiego
programu psychicznych działań wojennych' Harmony 1995).
Zainteresowanie rządu Stanów Zjednoczonych parapsychologią wynikło z potrzeby zbierania
informacji na temat wrogów państwa. Pierwotne zainteresowanie tematem zrodziło się w CIA w latach
siedemdziesiątych, ale ogromną część badań przeprowadzał wywiad armii amerykańskiej, poczynając
od ściśle tajnego projektu, którego celem było wyszkolenie najlepszych oficerów.
Poważny problem, wynikający ze zbierania danych przez wywiad wojskowy stanowiło ryzyko, jakie
ponosili jego agenci w związku z trudnościami przekazywania informacji do kwatery głównej.
Urządzenia techniczne, nawet najlepszej jakości, mogły być w każdej chwili odkryte, a życie agenta
jak i sama informacja narażone na niebezpieczeństwo. Potrzebny był nowy sposób komunikacji z
Waszyngtonem – funkcjonujący bez pomocy urządzeń fizycznych.
Zrodził się zatem pomysł opracowania jakiegoś telepatycznego nadajnika, który mógłby
przekazywać informacje do Pentagonu z dużej odległości, powiedzmy z Moskwy. Agentowi
powierzano by zadanie zdobycia podstawowej informacji, którą można by wyrazić odpowiedzią tak lub
nie. Załóżmy, że wojsko amerykańskie chce wiedzieć, czy Sowieci mają nowy typ broni. Szpieg
dysponujący takim telepatycznym nadajnikiem ma wszelkie szansę, by doskonale wywiązać się z
zadania, gdyż nawet w przypadku śledzenia go przez KGB trudno zdobyć dowód, że przekazuje on
informacje.
Kolejnym bodźcem do badań w tym kierunku była obawa wojska amerykańskiego, że Sowieci
dysponują już psychiczną bronią militarną. Amerykanie nie chcieli pozostawać w tyle i w ten sposób
narodziła się zimna wojna psychologiczna.
Ciekawe jest to, że Rosjanie faktycznie dysponowali już programem psychicznych działań
wojennych. Obrali jednak inną metodę działania – zrezygnowali z tworzenia odpowiedniego programu
szkoleniowego w tym względzie, a zaczęli testować ludność w celu wyłowienia jednostek o
największym potencjale zdolności telepatycznych. Kiedy jednak udało im się zebrać odpowiednią
drużynę, natrafili na te same problemy, które trapiły armię amerykańską – mianowicie na opór
najwyższych rangą urzędników. Po obydwu stronach starano się nie dopuścić do badania pewnych
szczególnych celów, takich jak UFO. Z drugiej strony problem miał również szerszy charakter –
sprzeciwiano się samej metodzie zbierania danych.
Wielu dowódców, tak po stronie amerykańskiej jak i rosyjskiej, reprezentuje konserwatywny system
wartości, często natury religijnej. Nawet niereligijne sprzeciwy nie pozostawiały wątpliwości, że wielu
ludzi uznaje wykorzystanie takich możliwości technicznych za niedopuszczalne. Opór wyszedł poza
dziedzinę wojskowości i objął szerokie kręgi. Sam słyszałem o pewnym wysoko postawionym polityku
cywilnym, podlegającym bezpośrednio ministerstwu obrony, który zawzięcie protestował podczas
poufnej odprawy na temat UFO, gdzie podnoszono kwestie techniki pozaziemskiej i informacji
uzyskiwanych na drodze telepatii. Urzędnik ten twierdził, iż wiedzę taką posiądziemy po śmierci w
chwili dostania się do nieba, a do tego czasu nie należy zgłębiać tego typu zagadnień. Najwyraźniej u
Rosjan sytuacja wyglądała podobnie. Urzędnicy bali się tematu niczym zjawy i projekt nie zyskał
odpowiedniego poparcia.
Początkowe zaangażowanie CIA w sprawy przekazu na drodze telepatycznej zaczęło się od pracy
z naturalnymi telepatami. Z chwilą, gdy tajne zaminowanie portów nikaraguańskich przez CIA zwróciło
uwagę amerykańskiego Kongresu, agencja dokonała czystki we wszystkich jednostkach i projektach,
mogących prowadzić do dalszych skandali politycznych. Na tym skończyło się zainteresowanie CIA
wojną psychologiczną.
Chociaż program opracowania telepatycznego nadajnika nigdy się nie powiódł, wysiłki do niego
zmierzające zaowocowały badaniem zastosowań technik parapsychologicznych w pracy wywiadu.
Szczególnie godne uwagi są tutaj dwa przedsięwzięcia. Pierwsze z nich to praca profesora Roberta
Jahna z laboratorium Uniwersytetu w Princeton (PEAR), która, choć niedotowana przez wojsko czy
wywiad, wzbudziła spore zainteresowanie w kręgach tego ostatniego. Jednakże największą uwagę
armii zwróciły badania w Laboratorium Teleobserwacji w Międzynarodowym Instytucie Badawczym
Stanforda pod kierownictwem drą Harolda Puthoffa.
Armii amerykańskiej nie nękały takie troski jak CIA. Dla wojska liczy się jedynie wykonanie
zadania. Podczas gdy CIA uwikłała się w problemy parapsychologiczne, wojsko zaczęło tworzyć
ukryte, czyli “czarne" jednostki, które miały pomóc w rozwiązaniu niektórych trudnych problemów
wywiadowczych.
Jedna z tych jednostek specjalnych nosiła kryptonim Oddział G (od nazwy “Płomień Grilla") i nie
figurowała na żadnym schemacie organizacyjnym wojska. Pierwotnym zadaniem Oddziału G było
badanie zastosowań technik telepatycznych w celu penetracji najbardziej tajnych planów wrogów
Stanów Zjednoczonych.
Ze względu na niezwykły charakter owej jednostki, zebrane przez nią informacje docierały jedynie
do najwyższych rangą oficerów i polityków. Wkrótce stało się jasne, że przedsięwzięcie dostarcza
potrzebnych informacji. Żeby dojrzeć, projekt musiałby jednak wyjść poza ustalone granice. Problem z
rozszerzeniem projektu polegał na tym, że zjawisko teleobserwacji nie zostało uznane przez naukę.
Wojsko musiało znaleźć jakiś sposób nadania mu większej wiarygodności naukowej, dzięki której
wzrosłyby fundusze na ten cel. Zaczęto więc sponsorować doświadczenia naukowe, zmierzające do
uwiarygodnienia zjawiska.
Owe wczesne badania naukowe nie obejmowały teleobserwacji w jej dzisiejszej postaci. Polegały
one zwykle na tym, że telepata leżał na łóżku z przyłożonymi do głowy i stóp elektrodami. Używano
sprzętu elektronicznego w celu wykazania, że biegunowość napięcia ciała badanego przesunęła się o
180 stopni, co zwykle wskazywało na osiągnięcie przezeń odmiennego stanu świadomości. Inna
osoba w pokoju, zwana “monitorem", miała za zadanie nakierować telepatę na cel i notować jego
spostrzeżenia.
Jakkolwiek eksperymenty te dostarczały cennych informacji, dane zbierane w ten sposób nie
zawsze pokrywały się z innymi sesjami czy informacjami dostarczanymi przez innych badaczy. Żeby
nabrać przekonania do wartości materiałów, wojsko potrzebowało większego stopnia wiarygodności.
W 1982 roku naturalny telepata Ingo Swann dokonał wielkiego przełomu w teleobserwacji poprzez
opracowanie protokołów potwierdzających zbieranie wiarygodnego wywiadu. Swann dokonywał
swoich odkryć przez wiele lat, kiedy uczestniczył w szerokich eksperymentach przeprowadzanych w
różnych instytutach naukowych, w tym w Badawczym Instytucie Stanforda (Swann 1991, str. 92-94).
Opracował on formę teleobserwacji, opartą na zastosowaniu współrzędnych geograficznych. Forma ta
znana jest pod nazwą “teleobserwacji współrzędnej" (Innym naturalnym telepatą, który pracował z SRI
Intemational jest Joseph McMoneagle. Pan McMoneagle opublikował ostatnio bardzo poczytną
książkę na temat teleobserwacji. Praca ta, pt. 'Wędrujący umysł' zawiera rozdział opisujący jego
własne obserwacje przeszłe) cywilizacji na Marsie. Moje własne badania prowadzone w
kontrolowanych warunkach potwierdzają wiele spostrzeżeń McMoneagle'a dotyczących starożytnej
cywilizacji marsjańskiej).
Potem Swann dostał kontrakt na przeszkolenie w tych technikach ponad tuzina ludzi – niektórzy z
nich byli wojskowymi, inni – cywilami. Pierwotne szkolenie trwało rok. Aby wprowadzić kursantów w
temat zmienionej świadomości, wysyłano ich do Instytutu Monroe'a w Wirginii, gdzie szkolili się w
osiąganiu stanów wychodzenia z ciała.
Waszyngton nie byłby Waszyngtonem, gdyby raz na jakiś czas nie wybuchł w nim skandal
przyciągający uwagę prawników i prasy. Za każdym razem po większym skandalu czynniki decyzyjne
podejmują działania by uniknąć takich incydentów w przyszłości. W czasie fiaska operacji Iran-
Nikaragua-Oliver North, minister obrony wszczął wśród podległych sobie wojsk poszukiwania wtyczki
lub organizacji, które ze względu na brak właściwej kontroli mogłyby okazać się politycznie
kompromitujące dla prezydenta. Znalazł oddział teleobserwacji i nakazał inspektorowi generalnemu
przeprowadzić śledztwo. Ponieważ zespół teleobserwacyjny miał być jednostką badawczą, cywilni
inspektorzy uznali jego działalność za “normalną".
Od tego momentu sprawy operacyjne przybierały coraz gorszy obrót dla najlepiej wyszkolonych
teleobserwatorów. Ich wpływy w Waszyngtonie, które nigdy nie były zbyt silne, malały coraz bardziej.
Jednak wszyscy członkowie zespołu wiedzieli już wtedy, że są obdarzeni niezwykłym darem – darem
widzenia, który pociągał za sobą odpowiedzialność wykraczającą poza kwestie narodowe.
Świadomość tego faktu i potrzeba służenia większej sprawie sprawiły, iż ludzie ci zwrócili swe
wewnętrzne wejrzenie ku górze, w kierunku gwiazd. Kiedy cała ta historia zaczęła się w latach
osiemdziesiątych, nikt z nich nie przypuszczał, że jest to droga do misji, która może zmienić
ewolucyjny bieg samej ludzkości.
ROZDZIAŁ 2:
TELEOBSERWACJA
HISTORIA
Najlepszym źródłem informacji na temat historycznych początków teleobserwacji (tzn. samych
protokołów, a nie wojskowego programu ich użycia) wydaje się być książka napisana przez Ingo
Swanna, człowieka, który opracował pierwszą wersję aktualnych protokołów teleobserwacji,
używanych przez armię amerykańską. W książce tej, pt. Ponad umysł i zmysły, Swann opisuje
teoretyczne podstawy działania teleobserwacji. Należy zaznaczyć, że poglądy Swanna to jedynie
hipoteza czy też teoria teleobserwacji. Swann jest artystą (malarzem) i niezwykle utalentowanym
naturalnym telepatą, ale nie jest naukowcem. Nie umniejsza to jednak wartości jego poglądów,
stanowiących zbiór intuicyjnie zebranych pomysłów w tej materii.
Czytelnicy powinni zrozumieć na wstępie, że teleobserwacja (w takim znaczeniu, w jakim używa
się jej tutaj) nie przypomina w niczym komercyjnych pokazów medialnych. Jest to wymagająca
dyscyplina, która obejmuje ściśle określony zbiór protokołów; wykorzystywać ją do celów zbierania
danych może jedynie osoba przeszkolona przez kompetentnego nauczyciela. Czytelnikom radzę by,
przynajmniej chwilowo, powstrzymali się od opinii (za lub przeciw), opartych na swojej wcześniejszej
wiedzy czy doświadczeniach z naturalnymi telepatami. Książka niniejsza, zarówno pod względem
metodologii jak i treści, zawiera informacje, które dla przytłaczającej większości Czytelników, stanowić
będą całkowitą nowość.
NAUKOWA TELEOBSERWACJA
W wyniku postępu i udoskonaleń teleobserwacja ewoluowała od sztuki do nauki; i na odwrót –
rozwój teleobserwacji przyczynił się do usprawnień w technice i do wyjaśnienia pewnych zjawisk.
W latach osiemdziesiątych do procedur teleobserwacyjnych wprowadzono innowację, która
polegała na wyeliminowaniu potrzeby użycia współrzędnych geograficznych. Stosując nowoczesną
wojskową wersję teleobserwacji, można zebrać więcej danych, które jakościowo przewyższają dane
zbierane metodą wyznaczania współrzędnych.
Interesujące jest to, że prywatne firmy stosują procedury opracowane w wojsku. Co więcej,
procedury te są różnie nazywane, w zależności od tego, kto je wykorzystuje. Nawet mój nauczyciel
zmienił nazwę. Jednak z tego, co wiem, owe różnie nazywane procedury są identyczne bądź prawie
identyczne z tymi, które zostały opracowane i do dziś pozostają w użyciu armii amerykańskiej.
Formę teleobserwacji, jaką wykorzystałem do przeprowadzenia badań dla celów tej książki,
nazwałem “naukową teleobserwacją". Naukowa teleobserwacja (SRV) to również technika
wywodząca się z procedur opracowanych w wojsku. Różnią się one jednak sposobem i celem, do
jakiego są używane. SRV pokrywa się z nowoczesnymi technikami wojskowymi pod względem
struktury, jednakże sięga znacznie dalej, umożliwiając dwustronną komunikację pomiędzy
teleobserwatorem a istotami zdolnymi do odbioru telepatycznego. Wojskowa wersja teleobserwacji
polegała zawsze na technice biernego pozyskiwania danych – nigdy nie wykorzystano jej do
porozumiewania się. Tym niemniej, w poniższym omówieniu będę opisywał strukturę teleobserwacji,
nie zaś jej użycie. Tak więc, odwołując się do struktur SRV, będę zarazem robił bardziej ogólne
odniesienia do nowoczesnych technik, opracowanych w wojsku.
SRV stanowi zbiór protokołów czy też procedur pozwalających “nieświadomemu umysłowi", jak go
się często określa, na komunikację z umysłem świadomym, dzięki czemu następuje przekaz cennych
informacji z jednego poziomu świadomości do drugiego. Informacje pochodzące z umysłu
nieświadomego uważa się na ogół za intuicję, czyli odczucie w stosunku do spraw, na których temat
nie mamy żadnej określonej wiedzy. Typowy przykład stanowi matka, która po prostu wie, że jej dzieci
znajdują się w poważnych kłopotach. Czuje to niejako w kościach, nawet jeżeli nie ma żadnych
konkretnych podstaw, żeby tak sądzić. Intuicja działa w czasie i przestrzeni bez pomocy
jakiegokolwiek fizycznego środka przekazu informacji. SRV systematyzuje odczytywanie intuicji i
pozwala na jej dokładne przełożenie na papier, w celu późniejszej analizy.
SRV pozwala na rejestrację informacji pochodzących z nieświadomości, zanim zostaną one
zakłócone przez normalne procesy intelektualne stanu czuwania, takie jak racjonalizacja czy
wyobraźnia. Niektóre z tych protokołów przypominają obrazy odległych przedmiotów, opisanych w
ocalałych źródłach historycznych (zobacz Swann, str. 73-114). Istotnie, obrazy rysunkowe stanowią
podstawowy komponent pierwszej i trzeciej fazy SRV, a teleobserwatorzy szkoleni są w kierunku ich
odszyfrowywania, co pozwala na zdobycie podstawowych informacji na dany temat (tzn. na temat
obiektu poddanego teleobserwacji).
Zasadniczo informacje na temat obiektu napływają do wyszkolonych jednostek poprzez ich
nieświadome umysły. W trakcie sesji teleobserwatorzy szybko je zapisują, trzymając się cały czas
ścisłej procedury protokołów. Zasady SRV umożliwiają teleobserwatorowi oderwanie się od
intelektualnych procesów świadomego umysłu do czasu zakończenia sesji. Nawet nieznaczne
odstępstwo od protokołów może spowodować ingerencję świadomego umysłu. Postępowanie takie
mogłoby okazać się fatalne w skutkach, jako że świadomy umysł próbowałby od razu interpretować
dane, pobudzając w ten sposób wyobraźnię umysłu. Z doświadczeń wynika, iż tego rodzaju praktyki
mają duży wpływ na dokładność danych – to właśnie dlatego niewyszkoleni telepaci na ogół nie są
wiarygodni jako jasnowidze.
Naczelna zasada SRV to nie analizowanie danych przed ich zebraniem. W przypadku jej
nieprzestrzegania teleobserwacja niewiele różni się od fantazji na jawie (Dodatkowe informacje na
temat roli nieświadomości w przekazie informacji Czytelnicy znajdą w pracy Targa i Puthoffa z 1977
roku, Wilbcra z 1977 i Mavromatisa z 1987 roku).
Kolejny punkt, który chcę poruszyć, jest bardzo ważny. Nie proszę nikogo, aby wierzył w to, co
opisuję w niniejszej książce, tak jak wierzy się w zbiór prawd religijnych. Książka ta stanowi relację z
moich badań. Jak każde inne badanie naukowe, moje również podlega odtworzeniu i sprawdzeniu
przez każdego, kto przeszedł przeszkolenie w zakresie protokołów SRV. Zatem inni naukowcy mogą
potwierdzić wszystko, co zostało tu napisane. Poza tym, zadałem sobie dużo trudu zbierając i
potwierdzając wszystkie przytoczone tu informacje. Sposób, w jaki to robiłem, przedstawię w dalszej
części rozdziału, natomiast w tym miejscu pragnę mocno podkreślić, że w badaniu naukowym nie ma
miejsca dla wiary. Jedyne, co się tutaj liczy, to dane oraz ich inteligentna interpretacja. W swej książce
przedstawiam i interpretuję duży zasób danych, które z łatwością mogą potwierdzić inni naukowcy, o
ile tylko znane im są protokoły SRV.
WSPÓŁRZĘDNE CELU
Naukowa teleobserwacja zawsze obiera sobie jakiś cel. Cel ten stanowić może jakakolwiek rzecz
bądź osoba, o której chcemy się czegoś dowiedzieć. Na ogół są to miejsca, wydarzenia i ludzie, ale
można się również pokusić o trudniejsze cele, takie jak ludzkie sny czy nawet Bóg. Nieświadomość
dostarcza potrzebnych informacji w taki sposób, aby zrozumiał je umysł świadomy.
Sesja SRV zaczyna się od przeprowadzenia kilku procedur przy użyciu współrzędnych celu. Na
ogół są to dwie wybrane na chybił trafił czterocyfrowe liczby przydzielone celowi, przy czym
teleobserwator nie musi wiedzieć, jaki cel one reprezentują. Do współrzędnych wygodnie jest używać
liczb, ale mogą być również litery. Oczywiście współrzędne te nie wskazują geograficznego położenia
celu. Same liczby nie mają żadnego znaczenia dla świadomego umysłu teleobserwatora.
Użycie liczb zamiast nazwy celu pomaga świadomemu umysłowi i wyobraźni oderwać się od
procesu zbierania danych, dzięki czemu utrudnione jest zgadywanie, czy inne formy zaśmiecania
danych. Co więcej, jak się okazało, nieświadomy umysł natychmiast rozpoznaje cel, nawet gdy zna
tylko jego liczby współrzędne. Niepotrzebne są żadne dodatkowe informacje. Na podstawie tych
danych teleobserwator stosuje następnie protokoły SRV w celu uzyskania informacji na temat celu,
przy czym tożsamość tego ostatniego pozostaje dla niego nieznana aż do czasu zakończenia sesji.
Stosując współrzędne celu, teleobserwator przez cały czas trwania sesji przestrzega protokołów
SRV. Umysłowa łączność z celem tworzy coś w rodzaju sygnału. Teleobserwator informacje
pochodzące od celu jest w stanie odróżnić od szumów (takich jak wyobraźnia) na zasadzie
rozpoznania mentalnego “tonu" informacji.
Pod koniec każdej sesji przedstawia się teleobserwatorowi faktyczny opis obserwowanego obiektu
w celu porównania go z danymi uzyskanymi na drodze teleobserwacji. W ten sposób kontroluje się
proces zbierania danych.
PROTOKOŁY SRV
Protokoły SRV mają siedem charakterystycznych etapów. W każdym stadium uzyskuje się różne
rodzaje informacji na temat celu. Poszczególne fazy wprowadzane są do sesji SRV w kolejności od 1
do 7, aczkolwiek często sesja kończy się na wcześniejszym etapie, o ile tylko zostały zebrane
potrzebne informacje.
Siedem faz protokołów SRV przedstawia się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 noszą nazwę “wstępnych", a celem ich jest ustanowienie wstępnego kontaktu
z miejscem. Dane o celu uzyskane w Fazie 1 – na przykład czy z miejscem celu wiąże się jakaś
struktura ludzka – są niekompletne.
• Faza 2: Faza ta zwiększa kontakt z miejscem. Informacje z tej fazy obejmują kolory, fakturę
powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki związane z celem.
• Faza 3: Faza ta dostarcza wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: Na tym etapie kontakt z celem jest całkiem bliski. W Fazie 4 nieświadomość cieszy się
pełną władzą w “rozwiązywaniu problemu". Pozwala się jej kierować przepływem informacji do
świadomego umysłu.
• Faza 5: Tutaj uzyskuje się szczegóły dotyczące poszczególnych struktur, takie jak na przykład
meble w pokoju. Fazę tę zwykle pomija się w sesjach SRV, chyba, że potrzebne są szczegółowe
informacje na temat celu.
• Faza 6: Na tym etapie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania miejsca. Może
on sobie pozwolić na pewną, ograniczoną aktywność intelektualną w celu pokierowania
nieświadomością w wypełnianiu określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresu czasu i
położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również zaawansowane szkice.
• Faza 7: Ten etap dostarcza informacji słuchowych związanych z miejscem, takich jak np. jego
nazwa.
Kategorie danych teleobserwacji
Nie wszystkie dane z teleobserwacji są tego samego rodzaju. Faktycznie istnieją różne typy
danych, uzyskiwanych w bardzo różnych warunkach. Teleobserwacja w żadnych warunkach nie jest
łatwym zadaniem. Nie polega ona na tym, że zamyka się oczy i nagle “widzi się" cel. Sesja trwa około
godziny, a żeby dobrze określić obiekty, istoty, poglądy i inne dane dotyczące celu, trzeba na ogół
przeprowadzić wiele sesji.
Występuje sześć różnych typów danych teleobserwacyjnych. Cechą wyróżniającą różne typy jest
ilość informacji, jaką teleobserwator ma na temat celu przed rozpoczęciem sesji. Inną podstawową
cechę charakterystyczną stanowi to, czy teleobserwator pracuje z osobą zwaną monitorem, co za
chwilę bliżej wyjaśnię.
W zależności od celu sesji, może być, powiedzmy, sześćset rzeczy do zrobienia – jedna po drugiej
– obejmujących do siedmiu faz protokołów. Podstawowym założeniem, kryjącym się za tymi
wszystkimi zadaniami jest możliwie jak najszybsze zarejestrowanie (na papierze) informacji o celu,
zanim analityczna część umysłu zdąży je zniekształcić, zinterpretować czy w inny sposób
zanieczyścić. Pod koniec sesji teleobserwator ma około dwudziestu kartek papieru z różnymi formami
danych, które następnie są odszyfrowywane, interpretowane i streszczane. Kontakt z celem podczas
SRV ma czasami charakter intymny. Często zdarza się, że mniej więcej w połowie sesji
teleobserwator zaczyna doświadczać bilokacji, tzn. czuje, że znajduje się w dwóch miejscach na raz.
W tym punkcie dane otrzymywane na drodze sygnału telepatycznego napływają bardzo szybko i
teleobserwator musi zanotować możliwie jak najwięcej w stosunkowo krótkim przedziale czasu.
Dane Typu 1
Kiedy teleobserwator sam przeprowadza sesję, warunki zbierania danych określa się mianem 50/0.
Natomiast dane otrzymane podczas sesji solo, w której teleobserwator wybiera cel (dysponując w ten
sposób wcześniejszą wiedzą) nazywane są danymi Typu 1.
Posiadanie uprzedniej wiedzy na temat celu określa się mianem wstępnego naładowania. Wstępne
wprowadzanie danych jest często konieczne; niekiedy teleobserwator po prostu musi wiedzieć coś na
temat celu. Problem związany z tego typu sesją (dotykający głównie nowicjuszy) polega na tym, że
wyobraźnia teleobserwatora może łatwo zniekształcić dane o celu, na którego temat ma on już być
może z góry wyrobiony pogląd. Dlatego niezwykle ważne jest dokładne przestrzeganie procedury
protokołów teleobserwacji, co pozwala na ograniczenie tego typu zniekształceń. Ryzyko
zanieczyszczenia danych zmniejsza się znacznie w miarę nabywania doświadczenia i ścisłego
trzymania się protokołów.
Dane Typu 2
W przypadku początkującego teleobserwatora, ryzyko zniekształceń ogranicza Drugi Typ danych.
Na sesji tego typu teleobserwator pracuje solo, ale nie wybiera konkretnego celu. Cel wybierany jest
przez komputer na chybił trafił z wcześniej ustalonej listy celów; komputer podaje teleobserwatorowi
same współrzędne. Teleobserwator może być zaznajomiony z listą celów (a nawet uczestniczyć w ich
wyborze), ale tylko komputer wie, jakie współrzędne ma dany cel. Ponieważ świadomy umysł
teleobserwatora nie posiada tej wiedzy, w celu zdobycia wszelkich informacji o badanym obiekcie
musi on wykorzystywać swą nieświadomość. Mówi się wtedy, że teleobserwator przeprowadza sesję
w ciemno, co oznacza, iż nie ma on żadnej wiedzy na temat celu.
Dane Typu 3
W przypadku danych Typu 3 mamy do czynienia z jeszcze innym rodzajem solowej sesji w ciemno.
Tutaj nie teleobserwator określa cel, lecz ktoś z zewnątrz. Na przykład agencja teleobserwacyjna
może ze swej kwatery głównej rozesłać wiadomość dotyczącą współrzędnych celu do grupy
wyszkolonych teleobserwatorów, mieszkających w różnych częściach Stanów Zjednoczonych.
Kierownictwo zna cel, ale poszczególni teleobserwatorzy nie mają o nim pojęcia. Nie utrzymują oni ze
sobą żadnego kontaktu. Mogą otrzymać tylko pewne skąpe informacje na temat celu – na przykład
czy jest to miejsce, czy wydarzenie. Teleobserwatorzy ci przeprowadzają sesje wykorzystując jedynie
współrzędne, a wyniki przesyłają następnie faksem do kwatery głównej. Doświadczenie uczy, że
informacje potwierdzone przez wielu teleobserwatorów wykazują zwykle sto procent dokładności. Co
więcej, ponieważ teleobserwatorzy mogą “wpadać na cel" w różnych punktach czasu czy przestrzeni,
różne sesje mogą odsłonić komplementarne aspekty celu, co pozwala na uzyskanie poszerzonego
obrazu.
Jednak przeprowadzanie sesji solo ma swoje wady. Kiedy teleobserwatorzy sami przeprowadzają
sesje, protokoły uniemożliwiają im pełne wykorzystanie analitycznej części umysłu. W ten sposób
mogą oni widzieć cel i nie wiedzieć, co robić dalej. Sesje solo dostarczają cennych informacji na temat
celu, lecz informacje bardziej szczegółowe i dogłębne można uzyskać, kiedy ktoś inny prowadzi
nawigację. Drugą osobę nazywa się wtedy pomocnikiem, czyli monitorem, zaś sesja monitorowana
może stanowić niezwykle interesujące wydarzenie.
Dane Typu 4
Istnieją trzy typy monitorowanych sesji SRV. Kiedy monitor zna cel, ale teleobserwatorowi podaje
jedynie jego współrzędne, mamy do czynienia z danymi Typu 4. Sesje tego typu są wykorzystywane w
dużym stopniu podczas szkolenia. Dane Typu 4 mogą być bardzo pomocne z perspektywy badań,
jako że monitor posiada maksymalną ilość informacji, za pomocą których kieruje teleobserwatorem.
Na sesjach tych monitor mówi teleobserwatorowi, co ma robić, gdzie patrzeć, dokąd iść, a nawet o co
pytać, w przypadku nawiązania kontaktu z istotą posługującą się telepatią. Pozwala to
teleobserwatorowi na prawie całkowite nieangażowanie zdolności umysłowych, podczas gdy monitor
przeprowadza całą analizę.
Monitor i teleobserwator nie muszą znajdować się w tym samym pokoju podczas sesji. W celu
umożliwienia komunikacji słownej często używa się słuchawek. Dzięki temu monitorowana sesja może
się odbyć nawet wtedy, gdy monitor i teleobserwator znajdują się w całkiem różnych miejscach,
oddalonych od siebie o tysiące mil. Niekiedy podczas takich sesji można teleobserwatorowi przesłać
faksem dane diagramowe w celu zapewnienia kontroli nad przepływem informacji. Sytuacje takie
określa się mianem sesji monitorowanych na odległość. Wiele zamieszczonych w tej książce
informacji pochodzi z takiego właśnie źródła.
Dane Typu 5
W sytuacjach szczególnie krytycznych badacze mogą życzyć sobie danych zebranych bez pomocy
monitora.
W przypadkach tych zarówno teleobserwator jak i monitor działają po omacku, a współrzędne celu
są im dane z zewnątrz przez agencję bądź wybiera je program komputerowy z listy celów (Nie ma
znaczenia czy monitor i teleobserwator znają zawartość listy, o ile jest ona długa. Doświadczenie
uczy, że jeżeli lista jest odpowiednio długa, świadomy umysł porzuca wszelkie próby zgadywania
tożsamości celu). Dane zebrane w ten sposób określa się mianem danych Typu 5. Sesje
przeprowadzane w tych warunkach cechuje wysoki stopień wiarygodności. Natomiast ich wada polega
na tym, że pochłaniają więcej czasu niż inne typy teleobserwacji i nie pozwalają monitorowi na
wybranie najbardziej użytecznych informacji podczas sesji. To tak jakby prosić nawigatora lotu o
rozpoczęcie pracy po wystartowaniu samolotu. Lot będzie prawdopodobnie przebiegał mniej burzliwie,
jeżeli jego ogólny plan ustali się przed startem. Tym niemniej, dane Typu 5 są niezwykle użyteczne w
niektórych sytuacjach i mogą przydać wiarygodności ogólnym wynikom.
Dane Typu 6
Ostatni rodzaj danych – dane Typu 6 pochodzą z sesji, na których zarówno monitor jak i
teleobserwator są wstępnie “naładowani informacjami" na temat celu. Ten typ sesji przeprowadza się,
jeśli teleobserwator musi zebrać więcej informacji na temat konkretnego celu, ale nie odpowiadają mu
sesje solo. W takim przypadku monitor przejmuje kontrolę nawigacyjną, jednak wcześniej
porozumiewa się z teleobserwatorem co do celów sesji.
STRESZCZENIE TYPÓW DANYCH
W skrócie kategorie teleobserwacji przedstawiają się następująco:
• Typ 1: Solo, wstępne podanie danych, cel wybierany przez teleobserwatora.
• Typ 2: Solo, w ciemno, cel wybierany przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 3: Solo, w ciemno, cel określany przez kogoś z zewnątrz.
• Typ 4: Sesja monitorowana, teleobserwator nie zna danych, monitor ma podane dane wstępne.
• Typ 5: Sesja monitorowana, ani teleobserwator, ani monitor nie znają danych, cel wybierany
przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 6: Sesja monitorowana, zarówno monitor jak i teleobserwator mają wstępnie podane dane.
Żaden typ danych nie jest lepszy od innych, a każdy z nich ma swoje zalety i wady.
LISTA CELÓW
Ogromna większość sesji SRV, które dostarczyły danych do tej książki, została przeprowadzona w
warunkach Typu 4. Oznacza to, że ja – teleobserwator, działałem w ciemno, podczas gdy mój monitor
znał cel. Większość celów została wybrana na chybił trafił z listy czterdziestu pozycji, które
opracowaliśmy wspólnie z monitorem. W trakcie badań poprosiłem monitora o dodanie piętnastu
innych pozycji i nieinformowanie mnie na ich temat. Monitor mój nie udzielił mi żadnej wskazówki co
do tego, czy cel, z jakim miałem nawiązać łączność telepatyczną pochodził z listy pierwotnej, czy tej
uzupełnionej o nowe, nie znane mi pozycje.
Po rozpoczęciu sesji, celowo nie chciałem zaglądać na listę czterdziestu celów; pragnąłem uniknąć
śledzenia listy. A zatem zbieranie danych w ciemno nie oznacza, że nigdy nie widziałem listy celów.
Oznacza jedynie, że nie miałem pojęcia, z jakim celem będę miał do czynienia w trakcie danej sesji.
Z punktu widzenia protokołów SRV chodzi o to, by z góry przekonać świadomy umysł, że próby
odgadywania informacji na temat celu są pozbawione sensu. W ten sposób zmusza się go do tego, by
całkowicie polegał na danych dostarczanych przez umysł nieświadomy. Kroki te nie są konieczne w
przypadku doświadczonych teleobserwatorów, biegłych w przekazywaniu tylko tych informacji, których
dostarcza nieświadomość, niezależnie od typu danych. Zważywszy jednak na kontrowersyjną naturę
przedmiotu tej książki, w celu uzyskania jak największej wiarygodności, postanowiłem we wstępnym
etapie badań w miarę możliwości oprzeć się na danych Typu 4.
KRYTYCYZM ZRODZONY Z NIEWIEDZY
Krytycy teleobserwacji skupiają się zwykle na monitorowanych danych, twierdząc, że dane takie
(typy od 4 do 6) mogą być zniekształcane przez uprzedzenia i interpretacje samego monitora. W
szczególności wysuwają oni zastrzeżenia co do sytuacji, w której monitor prowadzi teleobserwatora w
sposób bardzo zbliżony do tego, w jaki ruchy ręki terapeuty, celowo bądź bezwiednie, prowadzą do
porozumienia dzieci autystycznych. Krytyka tego rodzaju służy najczęściej do całkowitego
zdyskredytowania danych zbieranych na drodze SRV. Oskarżenia te są jednak bardzo płytkie.
Należy pamiętać, że większość danych SRV, wykorzystujących cele ziemskie, może zostać
potwierdzona w sposób niezależny, co zresztą miało miejsce na szeroką skalę w trakcie
opracowywania protokołów. Tak więc nie mamy tutaj do czynienia z kwestiami wiary bądź niewiary.
Dane po prostu są dokładne albo niedokładne. Jeżeli informacji na temat celu nie sposób sprawdzić
środkami fizycznymi, zawsze można poprosić kilku innych teleobserwatorów o przeprowadzenie
niezależnych sesji solo i w ciemno (dane Typu 3), które potwierdzą lub nie prawdziwość zebranych
danych. Prawdopodobieństwo uzyskania przez wielu teleobserwatorów tych samych informacji w
warunkach danych Typu 3 jest nieskończenie małe i znacznie przewyższa statystyczne wymagania,
przyjmowane zwyczajowo w naukowych badaniach empirycznych.
Cóż, krytycyzm zawsze towarzyszy odkrywcom nowych zjawisk. Weźmy na przykład Jamesa
Bruce'a - jednego z pierwszych europejskich badaczy, którzy wkroczyli na teren Afryki znany obecnie
jako Etiopia. Jego odkrycia miały miejsce w drugiej połowie osiemnastego wieku i obejmowały
doświadczenia, w które współcześni mu Brytyjczycy po prostu nie mogli uwierzyć. Ludzie nazywali go
kłamcą twierdząc, że to niemożliwe, by istniało tak dziwne miejsce. Nie zmieniło to faktu, że Etiopia
była Etiopią, a późniejsi badacze natrafili dokładnie na to samo, na co natknął się James Bruce (patrz
Hibbert 1982, str. 21-52). Chociaż było to pozbawione sensu, ludzie jednak nadal nazywali Bruce'a
kłamcą, nie mając żadnych ku temu podstaw prócz własnego przeświadczenia, nie opartego na
żadnym doświadczeniu. Jedynym sensownym krokiem w tej sytuacji byłoby sprawdzenie tego, co
mówił Bruce.
Niewiara tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w bezpośrednim badaniu jest powszechnym
zjawiskiem, które towarzyszy nam od zawsze. Spieranie się, czy coś jest możliwe czy nie,
argumentacja w obronie jakiegoś doświadczenia, co do którego są wątpliwości, nie ma większego
sensu. Najlepsze, co można uczynić w takiej sytuacji to poddać owo doświadczenie sprawdzeniu.
OGRANICZENIA SRV
Naukowa teleobserwacja ma swoje ograniczenia. Niektóre z nich zdają się wynikać z natury
samego celu. Na przykład, wyszkolony teleobserwator może oczami umysłu zobaczyć książkę i mieć
pewne pojęcie na temat jej treści, ale czytanie jej może okazać się niemożliwe. Ja osobiście widziałem
insygnia na mundurze ET. Udało mi się stwierdzić, że mundur jest biały, ale żeby zobaczyć dokładny
zarys symbolu na emblemacie, musiałem poświęcić sporo czasu. Podobnie trudno jest odczytać znaki
drogowe i nazwy ulic, chociaż teleobserwator o wysokim stopniu wyszkolenia jest w stanie tego
dokonać.
Kolejne ograniczenie teleobserwacji wiąże się z określeniem miejsca w stosunku do jakiegoś
znanego punktu, Na przykład łatwo jest namierzyć drogę do ojczyzny cywilizacji istot pozaziemskich,
ale trudno ją określić w stosunku do naszego systemu słonecznego. Teleobserwator może śledzić
statek ET z Ziemi do ojczyzny ET, nie znając dokładnej drogi, jaką ten się posuwa. Ograniczenia tego
typu można pokonać, ale “cena" informacji (w kategoriach czasu, wysiłku i nakładów) jest ogromna.
Podam jeszcze inny przykład. W trakcie naszych badań ustaliliśmy, że jedna grupa ET ma podziemną
bazę na Ziemi, usytuowaną pod okrągłą górą. Dzięki wspólnemu wysiłkowi wielu teleobserwatorów, w
końcu ustaliliśmy prawdopodobne miejsce bazy, ale było to zadanie niełatwe.
Przy odpowiedniej ilości czasu, wysiłku i nakładów, można przezwyciężyć większość ograniczeń
SRV. Ale do niedawna musieliśmy znosić ograniczenia całkiem odmiennej natury. Czasami
teleobserwatorowi zabraniano z zewnątrz nawiązywania łączności telepatycznej z jakimś celem. Na
przykład w literaturze na temat UFO niektóre istoty pozaziemskie określane są mianem “Szarych".
Istoty te są niskie, szczupłe, mają poszarzałą cerę i według doniesień często przeprowadzają badania
medyczne i dokonują operacji ginekologicznych na istotach ludzkich, zabieranych na pokład statku
kosmicznego. U wyszkolonych teleobserwatorów, którzy próbowali przeniknąć do statków Szarych,
następowała “blokada" widzenia, a dokładniej, podsuwana im była wizja zastępcza.
Zwykle łatwo jest wykryć oszukańczy sygnał. Na przykład, kiedy Szarzy wytwarzają zastępczą
wizję, wielu teleobserwatorów otrzyma, o ile w ogóle się to stanie, bardzo niewielkie potwierdzenie
danych; nic nie będzie się pokrywać. (Ostatnio, co wyjaśnię w rozdziale 14, cofnięty został nawet
zakaz telepatycznego wywiadu na temat porwań przez UFO).
Ostatnie ograniczenie, o którym warto wspomnieć to problem rozumienia. Teleobserwatorzy
przychodzą na sesję “tak jak są". Przypomina to bardzo sytuację kogoś, kto mając zawiązane oczy
trafia do zupełnie obcego miasta. Ściąga opaskę i rozgląda się dokoła. Nie ma pojęcia, gdzie jest, ale
zauważa budynki, ludzi, słyszy obce języki i doznaje wielu odczuć fizycznych. Może wszystko
postrzegać, ale niczego nie rozumieć.
Żeby było jasne, wszystkie dane uzyskane na podstawie teleobserwacji muszą się mieścić w
zasięgu intelektualnego doświadczenia teleobserwatora. Podczas gdy nieświadomy umysł próbuje
uczynić informację zrozumiałą dla umysłu świadomego, praca przebiega łatwiej, jeśli świadomy umysł
rozumie już podstawowe pojęcia związane z tymi danymi. Na przykład, ja nie przydałbym się na wiele,
próbując dotrzeć do szczegółów nowoczesnej techniki pozaziemskiej. Po prostu nie wiedziałbym na
co patrzę. Przy największych wysiłkach, mój nieświadomy umysł prawdopodobnie nie byłby w stanie
przekazać memu umysłowi świadomemu nic więcej ponad podstawowe informacje na temat techniki.
Natomiast wyszkolony inżynier mógłby objąć myślą wszelkie ważne informacje, włącznie ze
szczegółami technicznymi. Techniczne wykształcenie inżyniera pomogłoby mu w zrozumieniu
postrzeganej rzeczywistości. Z drugiej strony, ponieważ jestem socjologiem, mogę być bardzo
pomocny w badaniu pozaziemskich społeczeństw. Łatwiej będzie mi zrozumieć, w jaki sposób
organizują się i sprawują rządy. To znaczy, mój świadomy umysł bez trudu zrozumie to, co ukaże mu
umysł nieświadomy, a ja będę w stanie wytłumaczyć to innym. Podsumowując, nieświadomy umysł
może postrzegać dosłownie wszystko, ale żeby zrozumieć to, co się postrzega, trzeba oprzeć się na
umyśle świadomym.
Ogółem biorąc, ograniczeń teleobserwacji jest stosunkowo niewiele, a ponieważ są one
konsekwencją naszych umiejętności i wyszkolenia, prawdopodobnie nie będą stanowić problemu dla
przyszłych pokoleń lepiej wyszkolonych teleobserwatorów. Jeśli chodzi o ograniczenia narzucane nam
przez istoty pozaziemskie, należy stwierdzić, że występują one sporadycznie, a ich celem wydaje się
być niedopuszczenie do ingerencji w ich życie, a także ochrona nas – Ziemian przed czymś, na co nie
jesteśmy w pełni przygotowani. Myślę, że nawet te ograniczenia zostaną pokonane, gdyż rodzaj ludzki
powoli dojrzewa do tego, by stanąć w obliczu czegoś, co według naszej dzisiejszej wiedzy stanowi
dość silną społeczność galaktyczną.
Uprzedzenia Występujące w Obszernej Literaturze na Temat UFO
W porównaniu z obecnym stanem naszej wiedzy o działalności istot pozaziemskich na Ziemi bądź
w jej pobliżu, rozległa literatura na temat UFO zawiera liczne nie poparte naukowo uprzedzenia. Wiele
fałszywych wniosków, jakie można znaleźć w owej literaturze, nie wynika bynajmniej z niekompetencji.
W trakcie prowadzenia badań przedstawionych w niniejszej pracy, czytałem książki i rozmawiałem z
piszącymi je inteligentnymi ludźmi, którzy naprawdę próbują rozwiązać niezwykle zawikłany problem.
Zagadkę UFO trudno zrozumieć, nawet, jeżeli dysponuje się danymi zebranymi na drodze SRV.
Natomiast bez tych danych w ogóle nie sposób jej zgłębić. Jedyne dostępne publicznie źródła
informacji opierają się na naocznych relacjach obserwacji UFO, raportach z porwań – uzyskiwanych
zazwyczaj od osób zahipnotyzowanych – bądź na informacjach pochodzących z channelingu, w
którym przyjaźni kosmici rozmawiają z popierającymi ich istotami ludzkimi, przy czym te ostatnie
znajdują się w stanie podobnym do transu.
Jeżeli chodzi o naoczne zeznania z obserwacji UFO, raporty te po prostu nie zawierają
odpowiedniej liczby informacji, żeby mogły być użyteczne z naukowego punktu widzenia. Co można
bowiem powiedzieć o takim zeznaniu prócz tego, że zauważono niezwykły latający obiekt? Nadal nie
mamy żadnych informacji na temat użytkowników statku; nie wiemy też nic o społeczeństwach, z
których oni pochodzą.
Problemy związane z relacjami porwań są znacznie bardziej skomplikowane i wymagają szerszego
omówienia. Nie ma wątpliwości, że ludziom, którzy twierdzą, iż zostali porwani przez UFO i zabrani na
pokład ich statku, przydarzyło się to naprawdę. Obecnie dysponujemy danymi SRV, potwierdzającymi
wiele relacjonowanych wydarzeń.
Głównym wątkiem przewijającym się w tych relacjach jest to, iż ludzie są porywani i wbrew swojej
woli wykorzystywani jako inkubatory w czasie trzech pierwszych miesięcy ciąży genetycznie
spreparowanego potomstwa, które w części jest ludzkie, w części zaś kosmiczne. Literatura sugeruje
jakoby Szarzy, niezadowoleni ze swej obecnej postaci, poszukiwali dla siebie nowych ciał. W
ogromnej większości przypadków porwań u porwanego występuje pewien stopień amnezji, którą
dobry terapeuta może pokonać na drodze hipnozy. Usystematyzowane raporty na temat tego zjawiska
można znaleźć w pracach dwóch naukowców: w Porwaniu napisanym przez harwardzkiego profesora
Johna E. Macka (1994) oraz w pracy profesora z Tempie University – Davida Jacobsa pod tytułem
Sekretne życie: udokumentowane relacje z pierwszej ręki na temat porwań przez UFO (1992).
Dr Mack, profesor psychiatrii na Harwardzkiej Akademii Medycznej, zasugerował – opierając się na
spisach ludności – że ponad milion Amerykanów mogło być porwanych co najmniej raz w życiu
(Jacobs 1992, str. 9), a doświadczenia takie nie ograniczają się do mieszkańców Stanów
Zjednoczonych. Niektóre osoby, usiłują poradzić sobie z emocjonalnym szokiem, szukając pomocy –
zwykle w formie poradnictwa psychologicznego. Liczba tych ludzi jest stosunkowo niewielka, ale
powiedziano mi, że według nieformalnych szacunków niektórych terapeutów sięga ona około
czterdziestu pięciu tysięcy w samych Stanach Zjednoczonych. Nie wiem, na ile liczby te są dokładne.
Wydaje się całkiem możliwe, a nawet prawdopodobne, że ludzie szukający porady to przede
wszystkim ci, którzy w szczególny sposób zostali poruszeni spotkaniem z istotami pozaziemskim
5
(Kwestia ta została podniesiona również przez Whitleya Striebera (1995) w książce zatytułowanej
Przełom: następny krok). Mogło się tak zdarzyć, gdyż niektóre ze spotkań istot ludzkich z
pozaziemskimi z niewiadomych przyczyn nie przebiegają gładko, choć zdecydowana ich większość
nie ma charakteru traumatycznego. Jeżeli tak jest, literatura na temat porwań nie może być
nastawiona życzliwie do mieszkańców kosmosu. To pierwsze z pięciu głównych uprzedzeń, jakie
znajduję w opracowaniach na temat UFO. Literatura ta, wykorzystując niereprezentatywne przypadki
porwań, nagina wyniki badań w kierunku interpretacji pełnych strachu urazów. Jak można przewidzieć,
lwią część takich dzieł (wyłączając pracę Macka) wypełniają ostrzeżenia przed złymi kosmitami, którzy
porywają dorosłych i, niczym naziści, wyrywają płody w celu przeprowadzania genetycznych
eksperymentów. Nie chodzi o to, czy tak jest czy nie, ale o to, że nie da się określić prawdziwego
charakteru istot pozaziemskich, opierając się jedynie na relacjach tendencyjnie wybranych jednostek,
które doznały szoku. Bardziej wyważony wybór przypadków obejmowałby te z nich, w których
wzajemne relacje między ludźmi a przybyszami przebiegały gładko. Jednakże podobne przypadki nie
są znane terapeutom, gdyż osoby takie nie szukają porad specjalisty.
Kolejne uprzedzenia w literaturze dotyczącej porwań nagromadziły się wokół kwestii
wykorzystywania hipnozy. Nie mam wątpliwości, że hipnoza jest bardzo pomocna porwanym w
ożywianiu wspomnień. Jeżeli jednak Szarzy posiadają zdolność wywierania tak głębokiego wpływu na
wywoływanie wspomnień, co sugeruje się w tego typu literaturze, istnieje duże prawdopodobieństwo,
iż owe wspomnienia również są niereprezentatywne. Co więcej, na wierzch wypływają
najprawdopodobniej wspomnienia, które zawierały największy ładunek emocjonalny, czyli te związane
z momentem szoku.
Tak więc mamy sytuację, w której niereprezentatywną próbkę wspomnień ożywia się w umysłach
niereprezentatywnej grupy porwanych. Na podstawie takich danych, nawet jeżeli są one dokładne, nie
sposób wyciągnąć ogólnych wniosków w stosunku do intencji istot pozaziemskich. To tak jakby
przybysze z kosmosu próbowali dowiedzieć się czegoś na temat ludzi jedynie na podstawie wywiadów
z ofiarami wypadków samochodowych. Wyniki takiego badania wskazywałyby, że ludzie to istoty
nieuważne, często pijane, sadystyczne, zły gatunek, któremu sprawia radość przysparzanie sobie
cierpień. Sytuacje takie mogą się zdarzyć, jednak uznanie cierpienia jako reprezentatywnego dla całej
kultury ludzkiej byłoby w najwyższym stopniu mylące.
Trzecie uprzedzenie w literaturze na temat porwań ma związek z punktem widzenia samych
naukowców. Łatwo jest sympatyzować z osobami, które uważają się za ofiary porwania i nadużycia.
Jesteśmy gatunkiem wysoce uczuciowym, który identyfikuje się z ofiarami traumatycznych wydarzeń.
Nienawidzimy łajdaków i szukamy zemsty. Badacze, kiedy prowadzą sesję hipnozy i przywołują ukryte
wspomnienia, znajdują się jak gdyby w emocjonalnej zupie wraz z ofiarami, a niewielu z nich ma
odpowiednie przygotowanie (wyłączywszy oczywiście Macka), by utrzymać uczuciowy dystans w
stosunku do relacji swoich pacjentów. Jedynie dobrze wyszkoleni fachowcy w dziedzinie poradnictwa
psychologicznego potrafią w sposób kompetentny pracować z tego typu stłumionymi wspomnieniami,
zachowując przy tym postawę obiektywną. Emocje są prawdziwe i należy się z nimi obchodzić w
sposób jak najbardziej kontrolowany i profesjonalny. Jest to wskazane nie tylko ze względu na zdrowie
pacjentów, ale i z punktu widzenia interpretacji ich przeżyć. Wyciąganie wniosków na podstawie
danych zebranych przez osoby nieposiadające odpowiednich kwalifikacji terapeutycznych stanowi
jedynie zaproszenie dla licznych nieporozumień.
Kolejne uprzedzenie ma związek z klimatem kulturowym, w którym rodzą się wzmiankowane
relacje. Jesteśmy społeczeństwem uwielbiającym przemoc. Widać to wyraźnie w naszych
codziennych programach informacyjnych. Rzadko można tam usłyszeć o spokojnych, emocjonalnie
zdrowych wydarzeniach. W wiadomościach dominują doniesienia o gwałtach, morderstwach i
wszelkiego rodzaju zbrodniach. Ofiary przedstawiane są zwykle w sposób patetyczny, natomiast
prawie nigdy nie wzmiankuje się o okolicznościach usprawiedliwiających sprawcę przestępstwa. Na
przykład o tym, że dana osoba stała się psychicznie niestabilna po przeżytym w dzieciństwie
wykorzystaniu seksualnym, czy też po tym, jak została ofiarą zbiorowego gwałtu, dokonanego przez
gang pośród slumsów. Rzadko pytamy, dlaczego wydarzyła się zbrodnia. Zadajemy raczej pytanie, jak
karać tych, którzy ją popełnili, w niedojrzały sposób odmawiając sobie wyrobienia bardziej
wyważonego punktu widzenia na temat zawiłych ścieżek życia.
W dodatku, kultura nasza znajduje przyjemność w rozwodzeniu się nad szczegółami zbrodni,
zarówno prawdziwej jak i wyimaginowanej. Przemoc to jeden z najbardziej kasowych produktów
przemysłu filmowego w Hollywood. Przenika do ogromnej ilości ekranowych hitów. Jeżeli kiedykolwiek
dojrzejemy jako społeczeństwo, umiłowanie przemocy będzie jedną z pierwszych rzeczy, jakim
będziemy musieli stawić czoło. Nie chcę przez to powiedzieć, że porwani nie doświadczyli tego, co
postrzegają jako nadużycie dokonane na swej osobie. Być może jednak istnieje druga strona tej
historii, którą przeoczyliśmy, skupiając się tylko na relacjach o nadużyciu i rozdmuchując je do
najwyższych granic, podczas gdy nigdy nie zadajemy pytania, czy może istniał jakiś powód, dla
którego stało się tak a nie inaczej. Pozwolę sobie użyć porównania. Podobnie jak dzieci nieuchronnie
czują, te naruszona została ich nietykalność osobista, kiedy są zabierane do lekarza na szczepienia,
tak my – istoty ludzkie możemy się czuć wykorzystani przez istoty pozaziemskie, jeżeli nie rozumiemy
szerszego tła, na jakim dokonują się pewne czynności. Powtórzę raz jeszcze – nie jest moim
zamiarem pomniejszanie doświadczeń porwanych osób. Nawołuję jedynie do przerwania nawałnicy
strachu i nienawiści w celu wypracowania bardziej wyważonego poglądu, który uchroni nas od
wyciągania pochopnych wniosków, co do rzekomych ataków kosmitów.
Ostatnie uprzedzenie, o jakim chcę wspomnieć jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjne i
wielu ludzi może emocjonalnie zareagować na moje poglądy. Uprzedzenie to dotyczy stereotypów
rasowych. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że porwane osoby są rasistami. Problem
stanowi to, jak społeczeństwo widzi istoty, które są inne od nas samych.
Według pokaźnej części literatury na temat porwań, istoty pozaziemskie zamieszane w tę
działalność są dosłownie całkiem szare. Są małe, chude, mają duże zaokrąglone oczy, skórę twardą
jak podeszwa i na dodatek brakuje im uczuciowej głębi. Nie są wysokimi blondynami o niebieskich
oczach. Moim zdaniem, te zauważalne różnice wyzwoliły w naszych umysłach automatyczny proces
stereotypizacji w stosunku do istot pozaziemskich. Nie podnosiłbym tej kwestii, gdyby nasze
społeczeństwo było wyzbyte rasizmu. Jeżeli jednak mamy być uczciwi w stosunku do samych siebie,
musimy przyznać, że ludzkie społeczeństwo dręczy nieustanny problem niesprawiedliwych zasad
traktowania, opartych na rasizmie. Jeżeli prawdą jest, że traktujemy źle innych przedstawicieli
naszego gatunku, jakiej reakcji możemy spodziewać się w stosunku do istot niebędących ludźmi?
Porwane osoby przynależą do naszej kultury, która zwykle nie postrzega innych istot w
pozytywnym świetle. Trudno się więc dziwić, że istoty te przedstawiane są jako uosobienie zła. Z tej
perspektywy istnieje duże prawdopodobieństwo, że my, ludzie, zabarwiamy otrzymywane dane
swoimi kulturowymi uprzedzeniami. Jeżeli mamy odgrywać poważną rolę w społeczeństwie
galaktycznym, będziemy prawdopodobnie musieli uczciwie rozprawić się z własnymi problemami
psychologicznymi oraz nauczyć się patrzeć na inne kultury przez pryzmat większego obiektywizmu.
Pozwólcie, że podam typowy przykład rodzajów stereotypizacji, jakie nieustannie pojawiają się w
literaturze, a które świadczą o tym, że rasizm stanowi poważny problem w naszym postrzeganiu
wszechświata. Przykładem tym nie chcę wyróżniać negatywnie jednego konkretnego pisarza. Nie
stanowi on wyjątku, a jego nazwisko przytaczam jedynie w celu nakreślenia bardziej ogólnego
problemu. Przykład pochodzi z niedawno opublikowanej książki C. Andrewsa. Autor przedstawia
relację porwanego pisząc, że inni porwani potwierdzają wiele jego spostrzeżeń. Twierdzi on, że
Szarzy kontaktowali się z Hitlerem, że produkują pożywienie z wydzielin gruczołów okaleczonych
zwierząt, pracowali z CIA i nazistami w celu wyodrębnienia wirusa HIV i robili wiele innych złych
rzeczy. Natomiast ich wrogowie (to jest dobrzy przedstawiciele istot pozaziemskich) mają szwedzką
urodę “wysokich blondynów". Istoty te są na ogół piękne i przystojne, niczym bohaterowie westernów.
Blondyni denerwują się na ludzi, ponieważ nasze rządy współpracują z Szarymi, ich złymi,
śmiertelnymi wrogami (Andrews, 1993, str. 41-64).
Tego typu uprzedzenia rasowe i stereotypowe uogólnienia są szczególnie nieprzydatne, jeżeli
chcemy dobrze zrozumieć zjawisko istot pozaziemskich. Jeszcze raz powtórzę: jedyne, co się liczy to
uzyskanie dokładnych danych i ich inteligentne odczytanie. Do tej pory otrzymywaliśmy na ogół dane
pełne uprzedzeń, których interpretacja została poważnie zniekształcona przez praktyki badawcze i
nasze własne problemy kulturowe. Żeby rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich, musimy porzucić
uprzedzenia i wypracować bardziej kompletny obraz zjawiska.
Ostatnią metodą zbierania danych, o której wspomniałem, jest channeling, przez niektórych
uznawany za alternatywę w stosunku do teleobserwacji. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego tak nie
jest. Channeling ma miejsce wtedy, gdy osoba popada w stan podobny do transu, w czasie którego
porozumiewa się telepatycznie z obcą istotą. Czasami twierdzi się, że aby osiągnąć porozumienie,
istota ta chwilowo “przejmuje kontrolę" nad ciałem i umysłem osoby w transie.
Poza paroma wyjątkami, nie stwierdziłem, aby channeling dorównywał dokładnością danym
uzyskanym na drodze SRV. Na ogół, telepaci channelingowi przedstawiają ludzi ich pozaziemskim
siostrom i braciom, którzy mieniąc się dobrymi, ostrzegają przed złymi przedstawicielami swego
gatunku. Istoty, z którymi nawiązano łączność, udzielają następnie różnorodnych informacji
dotyczących przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, opatrzonych ostrzeżeniami i napomnieniami.
Jednakże materiał taki na ogół nie zgadza się ani z informacjami uzyskanymi przez innych telepatów
channelingowych, ani z wynikami otrzymanymi przez teleobserwatorów. Za pomocą teleobserwacji,
badacze mogą kontrolować zarówno obiekt obserwacji jak i wyszkolenie obserwatora oraz warunki, w
jakich uzyskuje się dane. Za pomocą precyzyjnego ekranowania i procedur sprawdzających można
wyizolować i odrzucić niedokładne dane. Channeling nie pozwala na żadną z tych rzeczy. Po prostu
wierzy się telepacie lub nie, a wierzenia nie są zadowalającym substytutem obiektywnej obserwacji,
która podlega niezależnej weryfikacji.
ROZDZIAŁ 3:
Podróż przez Akaszę
Moja praca w zakresie teleobserwacji istot pozaziemskich właściwie zaczęła się w styczniu 1992
roku, aczkolwiek wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Od tamtego czasu doświadczyłem wielu
spotkań z całym szeregiem istot pozaziemskich. Na ogół nawiązywałem kontakt na drodze
teleobserwacji. Nie sądzę jednak, bym zbliżył się do istot pozaziemskich w sposób niezależny, bez ich
wiedzy. Tak naprawdę żywię silne podejrzenie (chociaż nie mam na to dowodu), że pewne sugestie
zostały mi podsunięte, a ja początkowo nie zdawałem sobie sprawy, że moje zainteresowanie
sprawami świadomości ostatecznie doprowadzi mnie do ET. Nie jestem pewien, kto mógł to zrobić,
ale intuicja wyraźnie podpowiada mi (a przemawia za tym sporo dowodów pośrednich), że byłem
kierowany czy też popychany w tym kierunku.
Moje badanie ludzkiej świadomości obejmowało trzy fazy szkolenia. Zacząłem od nauczenia się
zaawansowanej wersji Medytacji Transcendentalnej zwanej Sidhis. Drugi etap szkolenia stanowił
tygodniowy kurs w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Kolejnym krokiem było szkolenie w
zakresie teleobserwacji. Każdy etap miał bezpośredni związek z moimi badaniami dotyczącymi istot
pozaziemskich, co wyjaśniam poniżej.
SIDHIS
W 1991 roku zacząłem szkolenie w Programie Medytacji Transcendentalnej (MT) Sidhis. Podobnie
jak Medytacji Transcendentalnej, Sidhis nauczają nauczyciele wyszkoleni przez Maharashiego
Mahesh Yogi. Omawiam tu swoje doświadczenia medytacyjne z dwóch powodów. Po pierwsze, w
trakcie badania istot pozaziemskich, natknąłem się na grupy kosmitów, które najwyraźniej praktykują
coś w rodzaju medytacji Sidhis. Po drugie, w trakcie sesji teleobserwacji raz po raz doświadczałem
świadomości pewnej grupy istot pozaziemskich, która posiada zbiorową umysłowość. Owa grupowa
świadomość kosmitów – można by ją nazwać “zbiorowym umysłem" – przeżywa subiektywne
doświadczenie zbliżone do tego, jakiego ludzie doznają w czasie ćwiczeń Programu Medytacji
Transcendentalnej Sidhis.
Moje początkowe zainteresowanie tym programem korespondowało z publikacją niezwykłego
raportu w prestiżowym czasopiśmie naukowym. W 1988 roku, w grudniowym numerze Dziennika
Rozwiązywania Konfliktów ukazał się artykuł, w którym twierdzono, że grupy praktykujące Medytację
Transcendentalną, a zwłaszcza program Sidhis, mogą mieć wpływ na poziom konfliktów w
otaczającym ich terenie (Orme-Johnson i inni, 1988). Zjawisko to nazwano “efektem Maharashiego"
na cześć Maharashiego Mahesha. W chwili jego opublikowania, artykuł uważano za kontrowersyjny. Z
reakcji ludzi wynika, że nadal wzbudza on dużo emocji.
Po ukazaniu się artykułu na temat Efektu Maharashiego, z całą otwartością swego umysłu
zdecydowałem się zbadać, czy medytacja rzeczywiście może przyczynić się do zmniejszenia
konfliktów w świecie. W tym celu zwróciłem się do Uniwersytetu Emory o dotację na badania. Poprzez
nauczenie się programu Sidhis chciałem zbadać efekt Maharashiego. Przyznano mi dotację i wkrótce
potem zostałem Sidhą (zaawansowanym medytującym).
Na samym początku pragnę wyraźnie podkreślić, że z ruchem Medytacji Transcendentalnej nie
łączy mnie żadna formalna więź. W żaden sposób go nie reprezentuję. Nigdy nie otrzymałem od ruchu
żadnych pieniędzy czy innych dóbr materialnych. W niniejszej książce prezentuję wyniki jako
niezależny socjolog, prowadzący badania na własną rękę. Wszystkie moje komentarze odnośnie
medytacji stanowią odzwierciedlenie moich własnych myśli i doświadczeń, jako że dotyczą one moich
badań nad cywilizacjami pozaziemskimi. Żeby zrozumieć, o co tutaj chodzi, opierałem się jedynie na
własnych umiejętnościach naukowca i wyszkolonego obserwatora.
SUBIEKTYWNE DOŚWIADCZENIA Z PROGRAMEM MT-SIDHIS
W normalnej świadomości czuwania, umysł zalewany jest przez dane wejściowe pochodzące z
pięciu zmysłów fizycznych: wzroku, słuchu, zapachu, smaku i dotyku. Nasza aktywność umysłowa w
większości wykorzystuje informacje z tych zmysłów. Surowe dane wejściowe uzyskiwane przez
zmysły, karmią aktywność intelektualną podobnie jak logika czy wyobraźnia. Jednak w trakcie
medytacji, natężenie owych doznań zmysłowych stopniowo zmniejsza się w umyśle, aż do
całkowitego ich wyciszenia. W tym punkcie ustają również logika i wyobraźnia. To, co zostaje, nie jest
pustym umysłem. Naprawdę jest to połączenie umysłu z czymś, co medytujący nazywają “polem
świadomości", które może pulsować aktywnością. Z subiektywnego punktu widzenia wydaje się, że
pole to zarówno zawiera jak i odzwierciedla wewnętrzną świadomość wszystkich ludzi. W stanie
głębokiej medytacji ludzie w sposób bezpośredni doświadczają tego pola. Empiryczny kontakt z nim
przesłaniają zwykle sygnały pochodzące zarówno z pięciu fizycznych zmysłów, jak i z myśli,
wspomnień i emocji. Trzeba więc “przekroczyć" świadome przetwarzanie wrażeń zmysłowych przez
odwrócenie uwagi świadomości od zmysłów i skierowanie jej w stronę tego, co niefizyczne. To, co
niefizyczne jest oczywiście z definicji pozbawione cech fizycznych, tym niemniej posiada pewną
obiektywną rzeczywistość, którą można dokładnie zobaczyć, o ile tylko ma się odpowiednio wrażliwy
system nerwowy. Spostrzeżenia takie nie są wytworem wyobraźni osoby uprawiającej medytację.
Ostatecznym celem medytacji jest ćwiczenie umiejętności odczuwania pola świadomości, aż do
osiągnięcia zwiększonej percepcji tego, co niefizyczne. Po ukończeniu tego procesu, nie ma potrzeby
dalszej medytacji. Osoba taka ma wysoce rozwiniętą świadomość i doznała samorealizacji. Oznacza
to, iż nie prowadzi ona już podwójnego życia, w którym normalna świadomość ograniczona jest do
postrzegania zewnętrznych zmysłów fizycznych, a nie sięga jaźni wewnętrznej. Człowiek, który
osiągnął samorealizację ma tylko jedną połączoną (to jest wzajemnie połączoną) świadomość.
Ponieważ pole świadomości łączy wszystkie aspekty życia, postrzeganie pięciu fizycznych zmysłów
jest zabarwione tym, co człowiek widzi z szerszego poziomu. Bez tego rozumienie wszelkiego życia
jest upośledzone. Medytacja wtapia poczucie wewnętrznego istnienia w codzienną, normalną
świadomość. W trakcie swoich badań odkryłem ważną rzecz, mianowicie, że podstawową cechą,
która odróżnia typowe istoty ludzkie od wysoko rozwiniętych istot pozaziemskich jest to, iż kosmici w
większej swej części osiągnęli samorealizację, podczas gdy u ludzi zdarza się to nader rzadko.
W pełni zrealizowana osoba szybko uświadamia sobie różnorodność współistniejącego z naszym
życia niefizycznego. Wszelkie życie, zarówno fizyczne jak i niefizyczne, zamieszkuje pewną
przestrzeń. Niestety, angielskie określenie “space" – przestrzeń (tak jak “outer space" – w przestrzeni
zewnętrznej) ogranicza się do tego, co fizyczne. Szerszy termin definiujący przestrzeń, obejmujący
swym znaczeniem tak życie fizyczne jak i niefizyczne, znajdujemy w sanskrycie – to słowo skoszą.
Wszyscy istniejemy w akasha i wszystkie nasze podróże zawierają się w akasha, niezależnie od tego
czy podróżujemy statkiem kosmicznym czy przy pomocy wyszkolonej świadomości. Tak naprawdę,
starożytni jasnowidze byli pierwszymi wielkimi astronautami, ponieważ przy pomocy swoich umysłów
nieomal dosłownie wędrowali po niebiosach. Na ogół osoby zaawansowane w medytacji, podobnie jak
istoty pozaziemskie, patrzą na naszą egzystencję z szerszej perspektywy życia w akaszy.
Moje pierwsze doświadczenia z Programem MT-Sidhis w dużej grupie nastąpiły podczas medytacji
na Międzynarodowym Uniwersytecie Maharashiego w pierwszym tygodniu 1992 roku. Zebrało się tam
wtedy ponad dwa tysiące medytujących osób. Wszyscy ćwiczyliśmy program MT-Sidhis.
Obecny program MT-Sidhis jest dość zagmatwany i nie ma potrzeby, żeby w tym miejscu wdawać
się w dokładny opis poszczególnych jego procedur. Powszechnie wiadomo, że część programu
obejmuje tak zwane “latanie jogina". Odbyło się wiele publicznych pokazów tego zjawiska, a niektóre z
nich były nawet transmitowane w telewizji. Na poziomie powierzchniowym, latający jogini wyglądają
jak gdyby podskakiwali po całym pokoju w pozycji kwiatu lotosu, niejako przypominając żabę. Jednak
nie chodzi tutaj o uprawianie gimnastyki, a o to, by uprawiając specjalny typ aktywności pozostawać w
stanie medytacji ściśle związanym z polem świadomości.
W trakcie “nielatających" części tych medytacyjnych eksperymentów doznawałem szczególnych
odczuć, takich jak uspokojenie, zatapianie się, przemieszczanie świadomości. Moja własna
świadomość zdawała się gdzieś wędrować, bez jakiegokolwiek wysiłku z mej strony. Rzeczywiście,
jednym z najważniejszych aspektów właściwej medytacji jest to, że nie może się ona odbywać w
atmosferze wysiłku. Wysiłek bowiem uaktywnia związane ze stanem czuwania czynności
przetwarzania informacji, które z kolei przytłumiają postrzeganie jakiegokolwiek sygnału z pola
świadomości. Po osiągnięciu tego nowego stanu, następowało charakterystyczne postrzeganie
różnicy między stanem świadomości medytacyjnej a normalnym stanem czuwania świadomości.
Opisywanie wszystkich aspektów tej różnicy wykraczałoby poza potrzeby niniejszej pracy, ale kilka
uwag na pewno się przyda.
W stanie świadomości medytacyjnej miałem wyraźne poczucie mojej własnej jaźni, która była
czymś różnym od moich myśli. Pojawiały się w tym stanie myśli, ale było ich niewiele. Co więcej, myśli
jawiły się jako coś obcego mojej zasadniczej jaźni. W rzeczywistości, dominującym aspektem
percepcji było poczucie rozszerzonej świadomości. Z perspektywy osoby trzeciej, moja świadomość
nie tyle myślała myślami, ile po prostu była świadoma siebie.
Jednakże ten stan poszerzonej świadomości nie pozostawał bezczynny. Wyraźnie doświadczałem
jakiegoś miejsca, a moja własna świadomość nie była jedyną, która dzieliła owo doznanie.
Doświadczenie to nie było też chwilowe. W rzeczywistości, trwało dobrych parę minut zanim program
przeszedł do następnego punktu, to jest do “latania jogina".
Panuje opinia, że z punktu widzenia stanu normalnego czuwania świadomości, stan świadomości,
którego doświadcza się w trakcie medytacji, jest bardzo subtelny. Moje osobiste doświadczenia
wydają się to potwierdzać. Jednak z perspektywy stanu poszerzonej świadomości czynności w polu
świadomości nie zawsze są subtelne. Właśnie podczas “latania" pierwszy raz dostrzegłem coś, co
można by nazwać “falą świadomości" i muszę przyznać, że uderzyło mnie to niczym tona cegieł.
Fala świadomości powstaje, kiedy osoby medytujące w jednym miejscu manipulują polem
świadomości w taki sposób, że wszyscy medytujący postrzegają falę wpływu w tym samym czasie.
Doświadczenie to trudno ująć w słowa. Mogę jedynie stwierdzić, że przypomina ono wielki przypływ
energii.
Oczywiście niewyszkolony uczestnik eksperymentu może odrzucić takie subiektywne obserwacje.
Ja jednak jestem wykształcony w zakresie obserwacji ludzkich zachowań i pozostaję w wysokim
stopniu uwrażliwiony na potrzebę odróżniania rzeczy zmyślonych od rzeczywistych. Jestem głęboko
przekonany, że w budynkach Uniwersytetu Maharashiego działo się coś obiektywnego. Nie będę
utrzymywał, że rozumiem fizykę owego eksperymentu, ale był on dla mnie tak realny, jak gdybym
dostał pięścią w twarz (przy czym oczywiście, o wiele przyjemniejszy).
Dokładnie pamiętam swą początkową reakcję po pierwszym doświadczeniu medytacji w dużej
grupie. Żałowałem, że w budynkach tych nie byli obecni naukowcy z całego świata wraz z całym
możliwym zestawem narzędzi laboratoryjnych. Uważałem, że nauka powinna zainteresować się
zjawiskiem, które mnie tak poruszyło. Nie było ono fizyczne, ale jak najbardziej prawdziwe i miało
wpływ na obiekty fizyczne (na przykład na mnie). Wówczas byłem przekonany, że coś tak silnego nie
może umknąć naukowemu badaniu. Jednak nie potrafiłem znaleźć żadnej odpowiedzi na pytanie: co
się właściwie stało? Mój umysł zdawał się przemieszczać na subtelny poziom świadomości, z którego
czułem wielką aktywność i potężne fale energii.
INSTYTUT MONROE'A
W dwadzieścia jeden miesięcy po tym, jak ukończyłem kurs programu MT-Sidhis, tuż przed
rozpoczęciem szkolenia w zakresie SRV, uczęszczałem na tygodniowy kurs programu “Wędrówki
przez Bramę" w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Program ten uczy osiągania odmiennych
stanów świadomości poprzez technikę ładowania fal mózgowych. Zanim zapisałem się na ten kurs,
spotkałem osobę, która miała uczyć mnie teleobserwacji i zostać moim monitorem w trakcie
relacjonowanych tu badań. Otóż osoba ta powiedziała mi, że kurs w Instytucie Monroe'a stanowi
warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji dla celów wojskowych. Chcąc powielić znaną drogę
wojskowego programu szkoleniowego, zapisałem się też na kurs programu “Wędrówki przez Bramę".
Przedstawię ten kurs pokrótce. Ludzie w Instytucie Monroe'a wynaleźli nieinwazyjny sposób
wytwarzania fizycznych zmian w mózgowych sygnałach elektrochemicznych. Ich technika oparta jest
na wykorzystaniu dźwięków w celu spowodowania różnych częstotliwości rezonansu między prawą a
lewą półkulą mózgową. Robert Monroe nazwał swą opatentowaną technikę “Hemi-Sync". Polega ona
na tym, że umieszcza się jeden ton w jednym uchu (na przykład ton 100-hercowy) i drugi ton o
częstotliwości tylko nieznacznie różnej od tonu pierwszego w drugim uchu (powiedzmy, ton 104
hercowy). W wyniku tego powstaje wibracja o bardzo niskiej częstotliwości, którą nazywa się
częstotliwością uderzenia (w tym przypadku 4 herce). Częstotliwości uderzeń właściwie nie słyszy się
w uszach, ale umysł może je rozpoznać. Sam mózg tworzy je na drodze mieszania osobnych
częstotliwości audio. W ten sposób używa się dźwięku do wywołania elektrochemicznych zmian w
mózgu, który rezonuje przy częstotliwości niewykrywalnej dla ludzkiego ucha (z racji swej niskiej
częstotliwości).
Naukowcy z Instytutu Monroe'a opracowali szereg wymyślnych mieszanek dźwięków Hemi-Sync,
które są niezwykle użyteczne w osiąganiu odmiennych stanów świadomości przez słuchające ich
osoby. Sporządzili oni “mapy" elektrochemicznej aktywności fal mózgowych wielu osób, zdolnych do
osiągania odmiennych stanów świadomości. Dopasowując mapy do zmian, jakie zachodzą w technice
Hemi-Sync, mogą oni, dosłownie za pomocą naciśnięcia guzika, spowodować taki mechaniczny
rezonans umysłu, jaki występuje u wielkiego jasnowidza czy mistyka, który badaniu granic
świadomości poświęcił całe swoje życie. Najbardziej interesujące osiągnięcie Instytutu Monroe'a
stanowi odkrycie zestawu częstotliwości, pozwalającego postrzegać pełną bujnego życia sferę
egzystencji niefizycznej.
Używam słowa, które być może słyszeliście w telewizyjnym serialu Star Trek oraz w innych filmach
opisujących to miejsce: “subprzestrzeń". Jakaś część każdego z nas, podobnie jak w przypadku
innych istot, istnieje w subprzestrzeni. Ludzie, którzy nie zamieszkują już naszej przestrzeni fizycznej
“żyją" w subprzestrzeni. Określanie więc zmarłych mianem “martwych" czy “nieżyjących" jest z gruntu
niewłaściwe.
Na kursie “Bramy" w Instytucie Monroe'a podstawowy stan świadomości, pozwalający na wejście
do subprzestrzeni, nazywany jest stanem skupienia Focus 21. W tym stanie świadomości można
głęboko wniknąć w subprzestrzeń i porozumieć się z przebywającymi tam istotami. W trakcie mojego
drugiego doświadczenia ze stanem skupienia Focus 21, wydarzyła się niezwykła rzecz, która zmieniła
moje poglądy na temat istot pozaziemskich.
Leżałem na plecach w małym pokoju z łóżkiem i niezbędnym sprzętem elektronicznym, słuchając
przez słuchawki dźwięków Focus 21. Doznałem subiektywnego doświadczenia umysłowego
przeniesienia w jakieś miejsce. Wykorzystywana technika nie wymaga ze strony słuchacza żadnego
wysiłku wyobraźni. Umysł automatycznie dostraja się do częstotliwości generowanej przez tony i
przenosi się “tam". Po kilku minutach wydawało mi się, że przybyłem w jakieś miejsce, które miało
wejście, coś w rodzaju drzwi. Rozkład obrazów nie był doskonały, ale mogłem odczuć, co się działo.
Znajdowałem się u jakichś bram.
Przeszedłem przez wejście i znalazłem się w pokoju, który sprawiał wrażenie, jakby brakowało w
nim jednej ściany. Wszędzie było światło, jasne światło. Rozejrzałem się dookoła i po swojej lewej
stronie zobaczyłem jakąś istotę. Jej ciało sprawiało wrażenie fluoryzującego i lekko przezroczystego.
Wydawało się, że osobnik ten mnie obserwuje, tak jakby nadzorował moją wizytę. Wszedłem do
pokoju i, ku swojemu niezmiernemu zdziwieniu, spotkałem trzech innych znanych mi ludzi. Byli tam
mój dziadek, babcia i babcia stryjeczna (siostra babci).
Na poziomie emocjonalnym, nie posiadałem się z radości. Wszyscy okazywali zadowolenie, że
mnie widzą. Mojego szczęścia nie da się wyrazić słowami. Miałem niejasne poczucie, iż z mojego
ciała fizycznego wydobywają się łzy, ale świadomość pozostawała z krewnymi. Niedawno zmarła moja
inna ciotka (druga siostra babci), więc rozejrzałem się wokół siebie, pytając gdzie jest. Dokładnie
pamiętam swoje pełne troski pytanie: “Ale gdzie jest Elsie?"
W tym momencie poczułem, jak jakaś inna – najwidoczniej potężna – subprzestrzeń pokrywa mnie
ciemną osłoną. Następnie zostałem podniesiony i przeniesiony w inne miejsce. W trakcie tej wycieczki
zapytałem, dlaczego nie mogę zobaczyć tego, co jest na zewnątrz. (Zadałem to pytanie po prostu
przez pomyślenie). W momencie, w którym je zadałem, podniósł się róg osłony i ujrzałem
najjaśniejsze światło, jakie kiedykolwiek dane mi było widzieć. To przypominało patrzenie prosto w
słońce. Co więcej, czułem przemożne pragnienie rozpłynięcia się w tym świetle. Wtedy ponownie
opadła zasłona i zrozumiałem. Chroniono mnie przed światłem. Odniosłem wrażenie, że wystawienie
na bezpośrednie działanie światła mogłoby być dla mnie szkodliwe, ponieważ nadal prowadziłem
życie fizyczne.
Wkrótce potem, podróż w subprzestrzeni skończyła się i zasłona została podniesiona. Moim oczom
ukazało się coś, co przypominało setki tysięcy Szarych. Były to istoty pozaziemskie, a żyły w
subprzestrzeni tak jak ludzie. Przybliżyłem się i wyciągnąłem rękę w ich kierunku. (W jakiś sposób
wydawało mi się, że jest to właściwe w tym momencie). To, czego doznałem, przyprawiło mnie o
zawrót głowy. Odczułem intensywny ból, psychiczny i uczuciowy – nie fizyczny. Cofnąłem się szybko z
powrotem do na wpół otwartej zasłony. Jednak nie chciałem przepuścić takiej okazji, więc
spróbowałem ponownie. Tym razem, zamiast odbierać nowe wrażenia swymi ludzkimi zmysłami
zrobiłem wysiłek, żeby odczuć świadomość Szarych, tak jak odczuwali ją oni. Ku mojej uldze,
doznanie było teraz inne.
Poczułem spokój, bezruch, milczenie. Czułem też, że moją świadomość w tym momencie można
by przyrównać jedynie do umysłowości dr Spocka ze Star Trek. To było tak, jakby nie istniały żadne
powierzchowne emocje, a tylko sama głębia. Wtedy zdałem sobie sprawę, że moje pierwsze wrażenie
bólu ukazywało, jak czułby się mój umysł, gdyby był zmuszony żyć w świadomości Szarych. Proces
przejściowy był zbyt ostry. Nadal czułem głęboki ból, ale jeszcze nie wiedziałem, czy pochodził on od
Szarych, czy ode mnie samego. Odnosiłem niejasne wrażenie, że zarówno od jednego jak i od
drugiego, ale wtedy nie byłem w stanie tego określić.
Wówczas usłyszałem głos i już wiedziałem, kto przyprowadził mnie do Szarych. Głos powiedział:
“Tam są stworzenia, którym chcesz pomóc". Był to głos cioci Elsie.
Jeden z Szarych zbliżył się do mnie i zapytał, czy przyszedłem, aby im pomóc. Nie wiedziałem, co
powiedzieć. Czułem, że mają problemy, ale początkowo odnosiłem wrażenie, iż problemy te leżą
daleko poza granicami moich możliwości pomocy.
Odpowiedziałem, że nie wiem. Zacząłem coś mamrotać. Wspomniałem, że może spróbuję. Może
będę mógł wrócić. Nie wiedziałem, jakie zadanie mam do wykonania. Cokolwiek jednak to było,
czułem się przytłoczony. Kurczyłem się i odczuwałem smutek, głęboki smutek. Ale czułem też, że nie
jest to czas na niesienie pomocy i że muszę opuścić Szarych.
Znowu okryła mnie zasłona i zostałem odstawiony do drzwi wejściowych, gdzie czekali na mnie
krewni. Właściwie w ogóle nie zobaczyłem ciotki, ale już tego nie potrzebowałem. Pożegnałem się i
udałem do wejścia, gdzie nadal stała samotna istota subprzestrzenna, którą widziałem na samym
początku. Potem, ku swojemu zdziwieniu, ujrzałem około dwudziestu ludzi trzymających się za ręce;
ludzie ci minęli mnie i weszli przez drzwi do czegoś na kształt tunelu prowadzącego w dół. Uznałem to
za dziwne, ale nie rozmyślałem wtedy na ten temat.
W moim umyśle zaczęły się zmieniać sygnały dźwiękowe. Opuszczałem Focus 21. Po powrocie,
którego nie zakłóciły już żadne wypadki, usłyszałem przyjemny głos z budki kontrolnej.
“Witamy z powrotem! Jesteś teraz całkowicie rozbudzony i czujny. Prosimy, dołącz do nas w sali
odpraw".
Wkrótce potem grupa biorąca udział w kursie “Bramy" spotkała się w dużej sali instytutu, w celu
omówienia swych doświadczeń. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się w dyskusji było to, że wielu
uczestników zdecydowało się przejść przez doświadczenie jako grupa, niejako trzymając się za ręce.
Opowiadali o swych podróżach i powrocie przez bramę i już wiedziałem, kogo ujrzałem przy wejściu
do tunelu.
Jeśli chodzi o mnie, byłem zbyt odrętwiały żeby cokolwiek mówić. Po prostu słuchałem,
zastanawiając się, co się jeszcze wydarzy.
MOJE SZKOLENIE W ZAKRESIE TELEOBSERWACJI
Z racji kontrowersyjnego charakteru moich badań i natury szczegółów dotyczących wojskowych
operacji teleobserwacyjnych, zdecydowałem się utrzymać w sekrecie tożsamość mojego nauczyciela.
Być może w pewnym momencie człowiek ten sam zechce ogłosić, że był moim nauczycielem i
monitorem w trakcie tych badań, ale będzie to jego decyzja. Póki co, będę nazywał go “moim
nauczycielem" lub “monitorem". W przypadkach, gdy formy językowe zmuszą mnie do użycia zaimka
osobowego, będę używał określenia “jego" czy “jemu" jedynie dla wygody, nie należy więc wyciągać z
tego żadnych wniosków co do płci mego nauczyciela.
Człowieka, który miał zostać moim nauczycielem teleobserwacji (były członek wojskowej jednostki
teleobserwacyjnej) spotkałem po raz pierwszy na konferencji. Długo z nim rozmawiałem, dałem mu
swą wizytówkę i błagałem, aby wziął mnie na przeszkolenie w teleobserwacji. Powiedział mi, że w
obecnej chwili jest to niemożliwe. Nie miał też większej nadziei na rozpoczęcie nowego programu
szkolenia. Szkolenie organizowano nadal według początkowych wzorów, opracowanych przez Ingo
Swanna dla kursantów wojskowych. Mówiąc krótko, kosztowało to za dużo pieniędzy, czasu i
potencjału ludzkiego. Brakowało nauczycieli.
Mimo wszystko zachowałem numer telefonu tego człowieka, chociaż wiedziałem, że wkrótce się
zmieni ze względu na jego przeprowadzkę. Ale powiedział mi, dokąd zamierza się przenieść. Nie
licząc literatury, jaką przysłał mi parę tygodni po konferencji, nie miałem od niego wiadomości przez
ponad rok.
Uczestniczyłem w tamtej konferencji tylko przez jeden pełny dzień, aż do lunchu dnia następnego.
Moja żona była w tym czasie w ciąży i żeby jej nie niepokoić, zdecydowałem się nie mówić, że idę na
spotkanie fachowców zainteresowanych istotami pozaziemskimi i UFO. Nie pamiętam dokładnie, co
jej w końcu powiedziałem, ale było to coś o konferencji związanej z moimi badaniami.
Kiedy po konferencyjnym lunchu wróciłem do domu, zastałem swoją żonę bardzo czymś
poruszoną. Chciała koniecznie wiedzieć, co robiłem. Powiedziała mi, że podczas mojej nieobecności
miała gościa. Intuicyjnie czuła, że jego wizyta związana była z moją działalnością, cokolwiek by to
było. Opowiedziała mi jak siedziała sobie na ławce na dworze, gdy nagle poczuła za swoimi plecami
czyjąś obecność. Moja żona jest Sidhą i nauczycielką Medytacji Transcendentalnej, więc wiedziałem,
że posiada wysoce rozwinięte zdolności dokładnego postrzegania. Stałem zatem spokojnie i
słuchałem jej relacji.
Powiedziała mi następnie, że istota ta próbowała ją uśpić, żeby móc na nią popatrzeć. Czuła, że to
zainteresowanie wzbudziła jej ciąża, co jej się bardzo nie spodobało. Oparła się przemożnej chęci
spania i zamiast tego zaczęła obracać się w kierunku owej istoty. W tym momencie istota ta pojawiła
się przed moją żoną, tak że zdążyła ją zobaczyć. Po chwili pomknęła szybko za pobliskie drzewo i
najwyraźniej zniknęła. Opis istoty, jaki podała moja żona, pasował do obrazu typowego Szarego.
Należy zaznaczyć, że nigdy wcześniej nie rozmawiałem z nią na te tematy.
Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy było, że niektóre istoty pozaziemskie są w stanie
kontrolować rozmowy między ludźmi. Mogłem się jedynie domyślać, że ktoś słuchał mojej rozmowy na
konferencji, w której wspominałem, że chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o istotach
pozaziemskich, a dokładniej, pragnę napisać książkę o nich i ich cywilizacji. Podsłuchawszy rozmowę,
istota pozaziemska przyszła dowiedzieć się czegoś więcej na mój temat. Powiedziałem żonie
wszystko o spotkaniach, na które chodziłem.
W jakieś piętnaście miesięcy po konferencji, medytowałem w swoim nowym mieszkaniu w Ann
Arbor, w Michigan. Zazwyczaj każdego lata jeżdżę na Uniwersytet w Michigan, żeby prowadzić kurs
matematyki nielinearnej dla socjologów, którzy przyjeżdżają tam z różnych krajów. W trakcie mojego
porannego programu medytacyjnego miałem wyraźne odczucie, jakby ktoś kazał mi posłuchać jednej
z taśm Instytutu Monroe'a zaraz po zakończeniu medytacji. Miałem wrażenie, że powinna to być
taśma wykorzystująca stan skupienia Focus 12. Uznawałem ją za szczególnie użyteczną w ułatwianiu
łączności telepatycznej, bowiem pozwalała ona na jednoczesne utrzymanie ścisłego kontaktu z
rzeczywistością, w przeciwieństwie do Focus 21, gdzie świadomość nieomal całkowicie przemieszcza
się do sfery niefizycznej. Zaraz po skończeniu medytacji, poszedłem do sypialni i cicho (żeby nie
przeszkadzać śpiącej żonie) wyjąłem taśmę i wróciłem do pokoju gościnnego. Nastawiłem taśmę w
przenośnym magnetofonie, założyłem słuchawki, nacisnąłem guzik i oparłem się, żeby posłuchać i
wypocząć.
Zaraz po tym, jak skończył się wstęp, zacząłem dostrzegać mentalny obraz świetlanej istoty. Był to
osobnik płci męskiej, ubrany w białą szatę. Miał dla mnie wiadomość. Powiedział mi, że teraz nadszedł
odpowiedni czas na skontaktowanie się z moim znajomym teleobserwatorem wojskowym i na odbycie
przeszkolenia w zakresie SRV. Podkreślił, że powinienem zrobić to teraz. Taśma się skończyła, a ja
zastanawiałem się, co począć.
Po zajęciach porannych, poszedłem do swego biura, żeby skontaktować się z teleobserwatorem,
którego tak dawno nie widziałem. Poprzednio, ile razy dzwoniłem, nigdy nie udawało mi się z nim
porozmawiać, gdyż zawsze natrafiałem na automatyczną sekretarkę. Zresztą nic dziwnego – uprzedził
mnie, że często nie ma go w biurze. Nie miałem jego nowego adresu w mieście, pod który miał się
przeprowadzić i nawet nie wiedziałem, czy faktycznie się tam przeniósł. Nie mając innego wyboru,
zdecydowałem się zadzwonić do informacji telefonicznej. Ku mojemu zdumieniu, mieli na liście jego
numer. Zadzwoniłem więc, usłyszałem jego glos na sekretarce, zostawiłem swój numer i zacząłem
przygotowywać wykład na następne zajęcia.
Wkrótce zadzwonił. Powiedziałem mu, jak bardzo jestem szczęśliwy, że mogę z nim rozmawiać i
spytałem, czy jest jakaś szansa, żeby teraz uczył mnie teleobserwacji. Wspomniałem o swym
pragnieniu napisania książki na temat zjawiska istot pozaziemskich oraz o tym, że potrzebuję
teleobserwacji jako narzędzia zbierania danych. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu oznajmił, że
właśnie skończył aktualizować program szkolenia w teleobserwacji, dzięki czemu będzie mógł
nauczyć mnie podstaw w trakcie siedmiodniowego intensywnego kursu, po sześć godzin dziennie.
Mogłem być drugim uczniem na jego nowym kursie, który miał się zacząć za około siedem tygodni.
Podał cenę i oznajmił, że będzie mnie uczył. Fakt, że to on będzie moim nauczycielem, miał dla mnie
duże znaczenie, bo w jego towarzystwie dobrze się czułem. Powiedziałem, żeby mnie zapisał i ustalił
kwestie finansowe. Po odwieszeniu słuchawki pomyślałem o świetlistej istocie, która telepatycznie
zbliżyła się do mnie podczas mej porannej sesji z taśmą Monroe'a. Odnosiłem wrażenie, że to jeszcze
nie koniec niespodzianek i powiedziałem sobie, że lepiej się do tego przyzwyczaić.
Czas na szkolenie w teleobserwacji był doskonały. W czasie tygodni przed szkoleniem mogłem
uczęszczać na jednotygodniowy intensywny program “Wędrówki przez Bramę" w Instytucie Monroe'a.
Tamtego lata udało mi się również zrobić oferowany przez instytut domowy kurs o nazwie “Doznanie
Otwarcia Wrót". Jest to kurs wykorzystujący niektóre z taśm używanych w trakcie tygodniowego kursu
stacjonarnego. Tamtego lata spędziłem więc dużo czasu słuchając taśm Focus 12. Domowy kurs
bardzo wzbogacił moje doznania w okresie jednotygodniowego programu stacjonarnego. Całe
doświadczenie, jakie zdobyłem w Instytucie Monroe'a pomogło mi przygotować się na to, co miałem
zobaczyć podczas kursu teleobserwacji.
Moje szkolenie odbywało się w skromnym otoczeniu. Pokój szkoleniowy był zasadniczo szary,
podobnie jak budynek, w którym się mieścił. W zasięgu wzroku kursanta nie było żadnych jasnych
kolorów. Nauczyciel nosił ubrania w naturalnych, stonowanych barwach, żeby uniknąć pobudzania
wyobraźni wizualnej swego ucznia, co prowadziłoby do zniekształcania danych.
Ode mnie wymagano, abym w trakcie szkolenia był wypoczęty i nie głodny. Jest to bardzo ważne,
ponieważ teleobserwacja wykorzystuje niektóre aspekty autonomicznego systemu nerwowego.
Wszystko, co wpływa negatywnie na ten system (na przykład głód) może pogorszyć ogólną jakość
danych.
Mój nauczyciel był niezwykle cierpliwą osobą. Ważne jest, aby budować u ucznia pewność siebie,
pozwalającą mu nabrać na tyle zaufania do zbieranych danych, aby przed przeniesieniem ich na
papier nie uległy zmianie bądź nie zostały odrzucone przez jego wątpiący, świadomy umysł. Byłem
więc szczególnie wdzięczny za troskę, z jaką instruktor mój prowadził szkolenie podczas tych
pierwszych trudnych dni.
Stwierdziłem, że to, co dzieje się w trakcie teleobserwacji jest ściśle związane z doznaniami w
trakcie Medytacji Transcendentalnej, a nawet z wrażeniami uzyskiwanymi pod wpływem procesów
dźwiękowych Hemi-Sync w Instytucie Monroe'a. W świadomości umysłowej przebija się i uzyskuje
przewagę ta część umysłu, która podczas normalnego stanu czuwania nie jest wykorzystywana. W
rzeczywistości, dla medytującego Sidhy SRV to tylko sposób dokładnego zapisu informacji – protokół
zapisu.
ORGANIZACJA CZĘŚCI DRUGIEJ
W tym miejscu należy skreślić parę stów na temat sposobu, jaki wybrałem, aby przedstawić
materiał w niniejszej książce. W drugiej części relacjonuję wyniki wielu sesji SRV przeprowadzonych w
okresie dwóch lat. Aby ułatwić prezentację materiału, wyniki te przedstawione są w formie
przypominającej zapisy. Nie zamieszczam opisów licznych procedur (stosowanych zarówno przy
pomocy umysłu jak i pióra i papieru), które wykonywałem w czasie sesji zgodnie z protokołami SRV.
Procedury te byłyby niejasne dla niewyszkolonych osób, a omawianie ich w tym miejscu utrudniałoby
zrozumienie sesji.
Ponieważ niewyszkolone osoby mogą nie rozumieć, w jaki sposób jakieś procedury miałyby
wpływać na dostęp do informacji, niektóre z nich być może uznają je za czysty wymysł i same zechcą
sprawdzić dokładność moich relacji. Proszę zrozumcie, że jedynym powodem, dla którego inni ludzie
nie mogą ujrzeć tych rzeczy jest fakt, iż nie przeszli odpowiedniego przeszkolenia. Należy pamiętać,
że szkolenie SRV, chociaż publicznie dostępne, nie jest ani łatwe ani tanie. Ja zainwestowałem sporo
czasu, wysiłku i pieniędzy, żeby nauczyć się jak dokonywać tego, co tu prezentuję. Nikt nie powinien
oczekiwać, że moje doświadczenia staną się jego udziałem, o ile nie osiągnął podobnego do mojego
stopnia wyszkolenia.
Druga część tej książki przedstawia ogrom danych i zaproponowanych przeze mnie ich
interpretacji. Miałem do wyboru, ułożyć książkę tematycznie według kategorii istot pozaziemskich, albo
w sposób chronologiczny, uwzględniający mój proces odkrywania. Wybrałem podejście
chronologiczne, jako że daje ono Czytelnikowi pewną namiastkę dreszczyku emocji, jaki sam
odczuwałem.
Kosztem tego podejścia rozdziały są cokolwiek chaotyczne z tematycznego punktu widzenia. Z
perspektywy czasu jednak wydaje mi się to łatwe do zaakceptowania; może denerwować jedynie tych,
którzy posiedli już dokładną wiedzę w kwestii istot pozaziemskich i ich związku z naszą planetą.
Tematyczna organizacja książki tego typu będzie miała sens dopiero za kilka lat, kiedy ludzie
zrozumieją podstawowe dane.
Zanim Czytelnik przystąpi do dalszego czytania, proponuję by przejrzał krótką listę terminów SRV i
innych słów, pomieszczonych w słowniczku na końcu książki. Terminy te pojawiają się w opisach i
analizach sesji SRV przedstawionych w drugiej części mojej pracy.
ROZDZIAŁ 4:
Moja Pierwsza Wizyta na Marsie
Znajduję się w biurze, które mój nauczyciel wykorzystuje do szkolenia w teleobserwacji. Jest tu
bardzo niewiele rzeczy, które mogłyby odciągnąć moją uwagę. Dominującym kolorem jest szary. Na
stoliku przede mną leży tylko pióro i ryza papieru. Pogoda jest wyśmienita. Kurs przebiega dobrze.
Mój ostatni cel stanowił most nad rzeką w Wietnamie podczas wojny. Wybór celów jest urozmaicany
po to, by mój umysł uniknął zgadywania. Za każdym razem aż do zakończenia sesji nie wiem, co i
gdzie będę obserwował.
Mój nauczyciel rozpoczyna dzisiejszą sesję, podobnie jak inne. Siedzi naprzeciwko mnie przy
stoliku szkoleniowym. Pyta mnie czy jest mi wygodnie i czeka na moment, kiedy trzymane przeze
mnie pióro znajdzie się na kartce papieru. Mówię mu, że jestem gotowy, a on podaje mi współrzędne
celu.
Data: 29 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5987/9221
Zapisuję współrzędne na papierze, po czym przesuwam pióro na prawo od numerów. W tym
punkcie, mój autonomiczny system nerwowy zaczyna poruszać moją ręką i natychmiast zaczynam
szkicować rysunek. Rysunek ten jest następnie analizowany. Wszystko to wchodzi w skład Pierwszej
Fazy protokołów SRV.
Przechodząc do Fazy Drugiej protokołów, zaczynam zbierać informacje dotyczące kolorów, faktury
powierzchni, dźwięków, temperatury, smaków i zapachów związanych z celem. Procedury Pierwszej i
Drugiej Fazy pomagają mi ustalić umysłowy “klucz" do sygnału celu. Na razie jestem nowicjuszem,
więc wydzielenie sygnału pochłania mi trochę czasu. W końcu, po jedenastu stronach danych
wstępnych zaczynam doznawać bilokacji.
COURTNEY BROWN: “Wydaje się, że jest tu coś w rodzaju góry. Otaczający ląd stanowi płaski,
piaszczysty obszar. W miejscu tym wyczuwa się pewne poczucie wielkości. W tej chwili nie widzę
żadnych ludzi. Wygląda na to, że na płaskim obszarze znajduje się budowla wzniesiona przez
człowieka".
MONITOR: “W porządku. Zrób szkic Trzeciej Fazy. Zapisz to wszystko i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem w matrycy... Wszystko tu jest brązowe i piaszczyste. Widzę dom. Co tu
robi piramida? Pozwól, że wpiszę piramidę do kolumny AOL. To na pewno moja wyobraźnia".
MONITOR: “Niczego nie oceniaj. Po prostu zapisz AOL".
C.B.: “Dom jest długi i wąski. Chyba jest zrobiony z drewna. Przykro mi, ale znowu widzę tę
piramidę. Jest naprawdę ogromna".
MONITOR: “Notuj dalej dane. Zapisz to wszystko w wyraźnych kolumnach. Co jeszcze widzisz?
Nadal trzymaj się matrycy".
C.B.: “Oho, teraz są ludzie. Mnóstwo ludzi. I zwierząt. Ludzie i zwierzęta... zapisuję wszystko na
matrycy. Ta piramida związana jest z jakimś rodzajem kultu. To chyba nieuchwytne, co?"
MONITOR: “Tak. Kontynuuj".
C.B.: “Piramida jest wysoka, kamienna, twarda. Wokoło jest piasek i wieje wiatr. Piramida sprawia
wrażenie solidnej, ale jest spróchniała. O rany, ależ ona jest wysoka".
MONITOR: “OK. Wykonamy operację przeniesienia. Przygotuj pióro. W środku piramidy powinno
coś być".
C.B.: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, piaszczyste, kamienne. Jest chłodno, ale
nie zimno. Znajduję się w środku pokoju. Co my tu mamy? Podłoga, kamienne ściany. Jakiś stolik, a
na nim szklany kształt".
MONITOR: “Zapisz to wszystko we właściwych kolumnach".
C.B.: “Cel tego miejsca ma jakiś ponury charakter. Daje się odczuć determinację, wynikłą z
konieczności. Hmm. Widzę tunele. Przede mną znajduje się tunel".
MONITOR: “Idź wzdłuż tunelu".
C.B.: “Wszędzie na podłodze jest brud. Tunel jest ciemny. Prowadzi na zewnątrz. Jestem teraz na
zewnątrz, na powierzchni budowli. Widzę drogę otoczoną piaskiem. Znowu odnoszę wrażenie, że cel
tej konstrukcji jest jakiś mroczny".
“Widzę teraz dużo ludzi. Wyraźnie czuję, że budowla ta albo coś w jej pobliżu miało związek z
wielkim budowlanym przedsięwzięciem, wymagającym pomocy i wielu nakładów. W trakcie budowy
musiało zginąć wielu ludzi."
“W pobliżu jest miasto. O Boże. Widzę też górę, z której wylewa się lawa. Co się tam dzieje? Nic
mi nie wiadomo o wulkanach w pobliżu piramidy. Wygląda to jak Pompeje, ale koło Pompei nie ma
przecież piramid."
MONITOR: “Nie analizuj. Po prostu notuj, co widzisz. Idź dalej".
C.B.: “Dużo ludzi umarło i nadal umiera. Panuje zamieszanie. Ludzie biegają chaotycznie w
różnych kierunkach. Dominuje poczucie beznadziejności. To jest okropne!"
Zaczynam rysować szkic sceny. Wulkan znajduje się chyba na wschód od miasta, a większość
ludzi biegnie na północ.
“Przemieściłem się trochę w czasie. Ci, którzy przeżyli budują w pobliżu miasteczko. Nie otrzymali
znikąd pomocy. Panuje przeraźliwa nędza. Są tu chaty i namioty. To naprawdę okropne."
“Hmm. Teraz widzę jakichś nowych ludzi odbudowujących miasto. Nie wyglądają na tubylców.
Chyba odbudowują miasto dla nowej grupy ludzi. Nadchodzą inni. Ci nowi ludzie przybyli z bardzo
daleka i sprawiają wrażenie, jakby za wszelką cenę chcieli pomóc poprzednim mieszkańcom miasta. Z
punktu widzenia tubylców ta akcja przybyszy przypomina kandydowanie na posła w nieznanym
okręgu wyborczym."
MONITOR: “W porządku. Na razie wystarczy. Zapisz godzinę i zakończymy sesję".
C.B.: “Gdzie to mogło być?" Mój nauczyciel podsuwa mi folder. Otwieram go i wyciągam zrobione
przez satelitę zdjęcie Cydonii na Marsie. Jak na dłoni, widnieje tam piramida. Na prawo (wschód) od
piramidy widoczne są oznaki aktywności wulkanicznej. “Chyba żartujesz. Wysłałeś mnie poza Ziemię?
Na Marsa?"
MONITOR: “Czemu by nie? Lubię tam wysyłać uczniów. To utrzymuje ich w czujności".
Komentarz
Wtedy po raz pierwszy dopuściłem myśl, że Mars rzeczywiście mógł kiedyś być zamieszkany.
Przedtem był to temat, który zaliczałem do science fiction. Przez resztę dnia i cały wieczór
próbowałem przyzwyczaić się do tego, że byłem świadkiem prawdziwego fragmentu historii Marsjan.
ROZDZIAŁ 5:
Teleobserwacja Porwań Przez UFO
Nauczyciel mój wspominał przy wielu okazjach, że teleobserwatorom na ogół nie udawało się
zobaczyć przypadków porwań ludzi przez UFO. Z nielicznymi wyjątkami, za każdym razem, kiedy tego
próbowali, zamiast danych o porwaniu otrzymywali sygnały zastępcze. Często dane te można było
odczytać jedynie w sposób symboliczny. Teleobserwator widział coś, ale nie był to cel.
Na dobrą sprawę zebrane informacje mogły w ogóle nie przypominać celu. Gdy inni
teleobserwatorzy próbowali zobaczyć ten sam cel, w wynikach występowały rażące rozbieżności. W
paru przypadkach nie uzyskano żadnych danych.
Rozdział ten przedstawia relację z sesji, w której obiektem teleobserwacji było porwanie ludzi przez
istoty pozaziemskie. Incydent stanowiący cel zaczerpnięty został z książki Jacobsa pod tytułem
Tajemne życie.
Chociaż mój nauczyciel nigdy nie dawał teleobserwatorom takiego celu, był przekonany, że
zamiast porwania zostanę uraczony fałszywym sygnałem. Tymczasem otrzymałem sygnał, dający
symbolicznie do zrozumienia, że istoty pozaziemskie pragną, abym je zrozumiał. Być może myślały,
że samo porwanie zostałoby źle odebrane, przekazały więc symbole wskazujące na cel i znaczenie
kryjące się za porwaniem.
Oczywiście nie zostałem poinformowany co do charakteru faktycznego celu aż do czasu
zakończenia sesji.
Data: 30 września 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 2864/0576
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie.
C.B.: “Występują tutaj kolory ziemskie. Brązy, biele, kolor dębu. Jest ciepło. Jak na pustyni".
MONITOR: “Przejdź do szkicu w Fazie 3".
C.B.: “Widzę budynek, płot i coś w rodzaju linii kolejowej".
Zrobiłem rysunek. Mój nauczyciel kazał mi następnie wykonać trzy operacje przemieszczenia,
żebym zobaczył miejsce z różnych perspektyw.
“To sprawia wrażenie obiektu, w którym się coś przechowuje. Jest tu płot". Narysowałem nieco
zakrzywiony plot.
MONITOR: “W porządku. Przejdź do matrycy w punkcie 4".
C.B.: “Tak, z całą pewnością jest tutaj płot. To płaski, brudny obszar. Jakieś miejsce pracy. Za
ogrodzeniem znajdują się zwierzęta i kilkoro ludzi. To biali ludzie. Sprawiają wrażenie zajętych robotą.
Jeśli chodzi o zwierzęta, to widzę konie".
“To na pewno jest środowisko pracy, a ci ludzie wykonują powierzone im zadania. Są przekonani,
że muszą wykonać tę pracę. Daje się odczuć silną determinację. Przychodzi mi na myśl walka
byków."
MONITOR: “Zapisz to jako AOL linii sygnału: 'jak walka byków'. Nie interpretuj. Po prostu zapisz
dane".
C.B.: “Na zagrodzonym terenie są też ludzie. Odnoszę wrażenie, jakby popełniono jakieś
nadużycie. Ale są tu również rzędy ławek i widzowie. Ludzie patrzą na okrągły plac otoczony płotem.
Bardzo mi się to nie podoba".
MONITOR: “OK, Courtney. Zrób sobie przerwę".
Po przerwie.
C.B.: “W porządku. Jestem z powrotem w tym miejscu. Słychać wrzaski, krzyki, ale też śmiechy.
Ludzie na widowni to nowocześni, zwykli ludzie. Otacza ich aura rozrywki. Dla nich to jakby rozgrywki
sportowe w sobotni wieczór".
Nauczyciel każe mi wykonać operację przemieszczenia na wysokości pięciu tysięcy stóp nad tym
miejscem.
“Nie do wiary, tutaj jest inaczej. Srebrne i metalowe przedmioty. Szybki ruch. Odbieram silne AOL
statków kosmicznych ET. Co mam robić dalej? Zdaje się, że tam są pojazdy."
Mój nauczyciel poleca mi wykonać technikę śledzenia miejsca. Wykorzystując ją, mogę podążyć za
pojazdami aż do punktu, z którego wyruszyły.
“Statki przypominają samoloty, błyszczące, metalowe samoloty. Wygląda na to, że ich załoga ma
jakąś misję do spełnienia. W porządku, namierzyłem dwóch ludzi na pokładzie. Sprawiają wrażenie
nieprzystępnych. Punktem startowym jest miasto."
“W mieście jest dużo ludzi. Najwyraźniej ludzie z samolotu w jakiś sposób krzywdzą ludzi z miasta.
Tubylcy stanowią cel i wcale im się to nie podoba. Jest tu również dużo budynków. Mokro i chłodno.
Widzę lotnisko, z którego startują samoloty."
“Wróciłem do pierwszego miejsca. Zwierzęta wyraźnie czują się zagrożone. Wygląda na to, że
ludzie bawią się zwierzętami, które sprawiają wrażenie spanikowanych. Teraz czuję wyraźnie, że
ludzie za ogrodzeniem nie chcą skrzywdzić zwierząt. Są one dla nich źródłem pewnego rodzaju
rozrywki."
MONITOR: “Skup się na celu, jaki przyświeca tym ludziom".
C.B.: “Oni próbują sprawować nad zwierzętami kontrolę, tak jakby je wypasali. To obóz
szkoleniowy. Trenują zwierzęta do jakichś celów".
MONITOR: “Przenieś się trochę w czasie".
C.B.: “Zwierzęta już nie panikują. Trenerzy je karmią i kochają".
MONITOR: “OK. Zakończmy sesję. Oto twój cel".
Komentarz
Najlepsze, co mogę uczynić, to przedstawić moją własną interpretację tej sesji SRV. Być może
Czytelnicy zechcą inaczej odczytać moje doświadczenie. Tego typu sesja odbyła się tylko w dwóch
znanych mi sytuacjach. Pierwsza dotyczyła porwań przez UFO. Druga miała miejsce wtedy, gdy
teleobserwatorzy wojskowi usiłowali zaobserwować urządzenie z niebezpieczną energią. W obydwu
przypadkach ktoś podstawił fałszywy sygnał, najwidoczniej nie chcąc, by ludzie uzyskali dostęp do
pewnych informacji.
Wydaje się, że w tej sesji zwierzęta symbolizowały ludzi. Osoby za ogrodzeniem to istoty
pozaziemskie, które pracują z ludźmi, żeby przeszkolić ich do jakiegoś celu. Natomiast ludzie w
ławkach na widowni to być może widzowie z galaktyki. Samoloty przedstawiają statki kosmitów, które
prawdopodobnie mają związek z działalnością trenerów za ogrodzeniem. Możliwe, że załoga statków
wspiera tych, którzy działają na lądzie.
Jest to jedyny cel tego typu, jaki przedstawiam w niniejszej książce. Wszystkie inne cele stanowią
faktyczne obserwacje, które można poddać bezpośredniej analizie, bez uciekania się do symboli.
Wiem teraz, że niektóre istoty pozaziemskie mogą tworzyć sygnał zastępczy, dostosowując go do
umysłu danego teleobserwatora w taki sposób, że przekaz staje się dlań bardziej zrozumiały. Jednak
przypadki takie są bardzo rzadkie.
ROZDZIAŁ 6:
Ocaleni Marsjanie
W dalszym ciągu przechodzę szkolenie. Siadam na krześle. Mój nauczyciel trzyma zamknięty plik,
zawierający nowy cel. Nadal kusi mnie, żeby zgadywać, co stanowi cel, ale powstrzymuję się.
Nauczyciel wyjaśnia, że wkrótce, w miarę jak mój umysł przyzwyczai się do tego, że otrzymuje
bezpośrednie informacje, moja chęć zgadywania zaniknie w sposób naturalny. Przypuszczam, że
cierpliwość to cnota wyuczona. Wczoraj rano kazał mi obserwować dziwaczną wystawę w muzeum,
gdzie ze ściany wystawał widelec. Żartuję sobie, zastanawiając się czy zamierza mnie wysłać do
oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w Maryland, o której niekiedy wspomina. Siada po przeciwnej
stronie stolika i pyta mnie, czy jestem gotowy. “Jestem gotowy. Mów."
Data: 1 października 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5664/1821
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z górą.
C.B.: “Widzę brązy i zielenie. Wieje wiatr i jest zimno. Słyszę jakieś świsty i furczenie. Czuję
zapach drzew. Hmm. Coś się tam dzieje".
MONITOR: “W porządku, Courtney, przejdź do szkicu Fazy 3".
Na czystej kartce papieru rysuję okrągłą górę. Wierzchołek góry jest łysy, ale trochę niżej widać
drzewa. Szczyt góry smaga wiatr. Przechodzę do Fazy 4.
C.B.: “Idę teraz według matrycy. Hmm. Są tu ludzie. Biali ludzie. Mam jakieś przeczucie. Widzę
ubrania tych ludzi. Znowu ta góra, i wiatr. O rany! Wyczuwam silny strach, podniecenie i ulgę.
Wygląda na to, że kłębią się tu różne emocje, różni ludzie doznają różnych uczuć. Dostrzegam coś w
rodzaju pojazdów przewiezionych drogą lotniczą. Jakąś szaleńczą działalność".
MONITOR: “Wykonasz teraz operację przemieszczenia. Przygotuj się. Z wysokości tysiąca stóp
nad górą powinno być coś widać".
Wykonuję polecenie.
C.B.: “Odbywa się tu jakaś działalność, bardzo aktywna działalność. Trudno wyczuć, o co chodzi".
MONITOR: “W porządku. Wracaj do ludzi. Co widzisz?"
C.B.: “Znowu jakieś zamieszanie, ale tym razem to ludzie się ruszają. Są bardzo podnieceni.
Hmm. Zaangażowani są w jakąś działalność, możliwe, że nie oni ją zaplanowali. Znowu widzę górę. Ci
ludzie naprawdę realizują jakiś plan, chociaż nadal nie wiem czy plan ten jest ich własnym wymysłem.
Są tam pojazdy. Widzę około dziesięciu ludzi".
MONITOR: “Przemieść się jeszcze raz". Instruuje mnie, jak dostać się na szczyt góry.
C.B.: “Dostrzegam ruch pętlowy, bardzo szybki. Schodzi na szczyt góry. To rodzaj ruchu
spiralnego. Przypomina liść opadający na wietrze albo ptaki krążące w porywistym wietrze w trakcie
obniżania lotu. O rany! Lepiej zapiszę to jako AOL. Natrafiłem na statek kosmitów. Metalowy,
błyszczący i ciepły".
MONITOR: “Zapisz to i przejdź do szkicu w Fazie 6".
C.B.: “Widzę teraz dużo gór. Wiele z nich jest okrągłych. Otaczają szczyt, na którym się teraz
znajduję. Po jednej stronie widać płaski obszar, dolinę oddzielającą mój szczyt od innych gór. Na
wschód rozciągają się płaskowyże, a wokół mnie, zwłaszcza na północ i południe, wszędzie widzę
góry".
MONITOR: “Kolejna operacja przemieszczenia. Wewnątrz obiektu powinieneś coś zobaczyć".
C.B.: “W porządku. To przypomina lustro. Jest błyszczące i wypolerowane. Jest tu dużo świateł.
Ciepło. Czuję jakiś słodki, mdły zapach. Znowu pojawia się dźwięk furczenia. No nie, to się rusza!"
MONITOR: “Szkic Fazy 6".
C.B.: “To coś idzie wprost na górę! Przelatuje na wylot! Co to jest?!"
MONITOR: “Trzymaj się procedury. Po prostu notuj dane. Zapisz wszystko. Przejdź do matrycy
Fazy 6".
C.B.: “W porządku. Widzę istoty na statku. Nie wszystkie są tego samego rodzaju. Są tu ściany.
Urządzenia. Odbieram coś z umysłów tych stworzeń. To wyprawa po zapasy. Nic wielkiego. Wykonują
rutynową misję. Istoty te przypominają laborantów. Wygląda na to, że każda z nich nosi uniform".
“Jestem teraz w środku jakiejś jaskini czy dziury wewnątrz góry. Statek wylądował na środku. To
chyba hangar lub coś w tym rodzaju. Nie wiedzą, że tu jestem. Zdaje się, że niosą jakiś cenny płyn.
Wygląda obrzydliwie, jak szlam. Ten płyn ma jakieś znaczenie biologiczne. Jest dla nich bardzo
ważny. Konsystencją przypomina olej silnikowy."
“Rozglądam się dokoła. Pracuje tu dużo istot. Czuję, że mężczyźni wykonują ważną pracę, która
ma związek z przeprowadzaniem tych operacji. Istoty płci żeńskiej nie wykonują prac technicznych.
Spełniają chyba jakąś inną, mniej ważną funkcję. Są otoczone opieką przez istoty męskie."
“Nadal się przemieszczam. Widzę dzieci. Są chore, bardzo chore. Kobiety panikują. Siedzą cicho,
ale są strasznie zdenerwowane. Bardzo przestraszone. Znowu widzę mężczyzn. Wiesz, to chyba
jakaś kultura naznaczona seksizmem."
MONITOR: “Zróbmy sobie przerwę, Courtney. Zapisz godzinę".
Dalszy ciąg sesji po lunchu.
C.B.: “Wróciłem do kobiet w żłobku. Dzieci nic nie mówią. Są przygnębione, senne albo
nieszczęśliwe. Coś tu nie gra. Widzę grupę młodych chłopców i dziewcząt. Wydaje się, że z młodzieżą
wszystko jest w porządku. Ale nie jest jej dużo. O wiele więcej jest dzieci, chorych dzieci. Młodzi ludzie
są nieświadomi problemu. Ale matki chyba wiedzą, co się dzieje".
“Istoty te sprawiają wrażenie, jakby musiały uciekać od swojej kultury czy więzi społecznych; jakby
zostały zamknięte w więzieniu. Sytuacja wymaga jakiegoś nowego elementu czy składnika. Odnoszę
wrażenie, że pomóc mógłby tu czynnik ludzki."
Nauczyciel mój koncentruje się następnie na rozwiązywaniu problemu.
“To problem genetyczny. Zdaje się, że nadal dokonywane są zmiany genetyczne w ich ciałach.
Wydaje mi się, że istoty te to Marsjanie – ci, którzy przeżyli. Nie mogą ustalić swojego genetycznego
wzorca. To stanowi ich wielki problem. Panuje ogólna desperacja."
“Ich zasoby i sprzęt nie są wystarczająco nowoczesne, żeby rozwiązać ten problem bez pomocy z
zewnątrz. Jeżeli chodzi o kobiety, to wydaje się, że utraciły już nadzieję. Po prostu siedzą czekając, aż
rozwiązanie znajdą mężczyźni. Mężczyźni natomiast ograniczają się do swych prac. Są rozzłoszczeni
i zawzięci. Chodzi o przetrwanie. Boże, te istoty są zrozpaczone!"
MONITOR: “Courtney, dowiedz się czegoś więcej na temat płynu".
C.B.: “Płyn pochodzi z Marsa. Może powinienem to zapisać jako AOL. Nie wiadomo, kim ci ludzie
naprawdę są. Po prostu kojarzę ich z Marsem".
MONITOR: “Trzymaj się procedury. Po prostu zapisz. Nie analizuj".
C.B.: “Płyn jest brzydki. Brzydko pachnie i jest tłusty. Ale dla tych ludzi ma taką wartość jak dla nas
nasza krew. Płyn znajduje się w dużych cysternach. Pilnują go specjalne oddziały".
MONITOR: “Zobacz gdzie produkują ten płyn".
C.B.: “O rany! Gdzie ja jestem? Katapultowałem się dokądś. To było jak trzaśniecie z bicza, jak
gdyby ktoś wystrzelił mnie niczym pocisk".
“To miejsce jest czerwone, piaszczyste. Znajduje się tu jakaś budowla. Chyba widzę
zaplombowane drzwi. Czy mam wejść do środka?"
MONITOR: “Najpierw powiedz mi coś więcej o otoczeniu budynku".
C.B.: “To pustynia. Nic tu nie rośnie. Goło i zimno. Budynek sprawia wrażenie domu z cegły. W
środku znajdują się metalowe i plastikowe powierzchnie. Wszystko się błyszczy. To zakład
produkcyjny".
MONITOR: “Teraz się przemieścisz". Pauza. “Pięć kilometrów na wschód od budynku
produkcyjnego powinno być coś widać."
C.B.: “Hej, znowu jeden z tych statków. Przy obniżaniu lotu wykonuje jakieś szalone ruchy –
spirale i pętle. Wylądował dokładnie na szczycie budynku. Przeleciał przez dach!"
MONITOR: “Wróć do budynku i śledź pojazd. Dokąd on zmierza?"
C.B.: “Jestem już w budynku. Hmm. Statek wylądował. Pod budynkiem jest dużo podziemnych
pomieszczeń. Istoty na statku nie lubią wychodzić na zewnątrz budowli. Tam na pewno jest dużo
czerwieni i brązu. Nadal mam wrażenie, że to Mars".
MONITOR: “Wejdź do podziemnych pomieszczeń".
C.B.: “Miejsce jest nowoczesne, ale nie supernowoczesne. Widzę mężczyzn, jednak żadnych
kobiet. To pracownicy. Nie panują tu najlepsze warunki pracy. Ludzie ci są tutaj po godzinach.
Schodzę jeszcze niżej".
“Oni tu mieszkają. To jakby miasto. Widać dużo jaskiń i tuneli. Tutaj jest wygodniej niż w jaskiniach
pracy powyżej. Można tu żyć w spokoju. Wyczuwam jednak strach związany z opuszczeniem tego
miejsca."
MONITOR: “Dokąd oni wyjeżdżają?"
C.B.: “Nie ma tu dla nich przyszłości. To miejsce jest wymarłe".
MONITOR: “Opisz jak wyglądają ludzie".
C.B.: “Widzę teraz mężczyzn. Mają twarze podobne do ludzkich, ale są pozbawieni włosów. Nie
wyglądają jak zwykli ludzie. Sprawiają wrażenie innej rasy. Wydaje mi się też, że posiadają coś w
rodzaju urządzeń, które w jakiś sposób są podłączone do ich świadomości. Nad tymi urządzeniami
sprawują kontrolę za pomocą swoich umysłów. Same istoty mają jasną skórę; w porównaniu z ludźmi
wydają się dość kruche".
MONITOR: “OK. Kończymy sesję. Na razie wystarczy".
C.B.: “Ph! Długo to trwało. Dobra, powiedz mi teraz gdzie byłem?"
MONITOR: “W oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w Maryland".
C.B.: “Co?"
MONITOR: “Żartowałem. Oto teczka. Rzuć okiem". Otwieram teczkę i wyciągam kartkę papieru z
takimi słowami: ..Ocaleni Marsjanie" Następuje długa pauza.
MONITOR: “Dobrze się czujesz?"
Komentarz
Trochę później tego samego dnia omawialiśmy szczegółowo kwestię Marsjan. Mój nauczyciel
wyjawił mi, że ma pewną koncepcję co do położenia góry, opartą na opisach jakich dostarczyłem mu
ja i inni teleobserwatorzy. Zasugerował, żebym przyjrzał się zdjęciom pewnych gór niedaleko Santa
Fe, w Nowym Meksyku. Kiedy to uczyniłem, doznałem wewnętrznego olśnienia. Kolejne sesje SRV,
przeprowadzone przez innych teleobserwatorów zdawały się potwierdzać to przypuszczenie. Materiały
SRV wskazują mianowicie, że góra, o którą chodzi, to Santa Fe Baldy, położona wewnątrz parku
narodowego, niedaleko Santa Fe w Nowym Meksyku.
Marsjanie są na Ziemi, ale zanim naciśniemy guzik alarmowy, należy pomyśleć o implikacjach takiego
czynu. Marsjanie ci są zrozpaczeni. Najwidoczniej na Marsie panują bardzo surowe warunki życia. Nie
mogą żyć na powierzchni. Ich dzieci nie mają żadnej przyszłości na Czerwonej Planecie. Ich dom jest
zrujnowany; to planeta kurzu. W ostatnim rozdziale tej książki przedstawiam swoje poglądy na temat
pomocy, jakiej my - ludzie moglibyśmy udzielić Marsjanom w momencie, kiedy jej tak potrzebują.
ROZDZIAŁ 7:
Szczyt Cywilizacji Marsjan
Szkolenie przebiegało znakomicie. Wczorajszego popołudnia mój nauczyciel kazał mi obserwować
Zatokę Monterey w Kalifornii, co zakończyło się podglądaniem żaglówki. Jednak tego ranka sesja ma
inny charakter. Mamy przeprowadzić sesję w warunkach Typu 6, w której zarówno monitor jak i
teleobserwator dysponują pewnymi wstępnymi informacjami na temat celu.
Ponieważ miałem znać cel z góry, wybrałem czas i miejsce, które pragnąłem zobaczyć: cywilizację
Marsjan u szczytu jej rozkwitu. Chciałem się dowiedzieć, jakiego rodzaju było to społeczeństwo, zanim
się rozpadło. (W jednym z kolejnych rozdziałów opisuję katastrofę, która spowodowała ten upadek.)
To, co nastąpiło w trakcie sesji, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Jedną z wielu nauk, jaką
miałem wynieść z owej sesji było to, jak ważną osobą jest doświadczony monitor, kiedy przytrafiają się
takie niespodzianki!
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 6
Współrzędne celu: 8567/7258
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Widzę brązy i czerwienie. Jest tu piasek i wieje wiatr. Występują wahania temperatury: od
ciepła do chłodu. Słyszę głosy, muzykę, rozmowy. Słychać też gwar i jakieś bębnienie. Atmosferą
miejsce to przypomina nieco Stare Miasto Mombassy, starożytne miasto portowe Swahili na
wschodnim wybrzeżu Kenii".
MONITOR: “Przejdź do szkicu Fazy 3".
C.B.: “Mamy tu drogę, z budynkami po jednej stronie. Jakaś osoba stoi koło okrągłej budowli, która
sprawia wrażenie małego amfiteatru".
MONITOR: “W porządku. Zapisz to na razie jako AOL: 'jak amfiteatr'. Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Natrafiłem teraz na ludzi, sporą grupę ludzi. Na razie widzę samych mężczyzn. Skupiam się
na ich twarzach. Nie mają włosów, a ich oczy są większe od naszych. Ich skóra jest jasna.
Dostrzegam domy. Wydają się być zrobione z gliny lub wypalonej cegły. Ludzie ci są biedni według
naszych ziemskich norm, ale sprawiają wrażenie szczęśliwych. Ogólnie, jest to chyba ciężkie miejsce
do życia".
“Wszędzie tu pełno wody. Ci ludzie chyba lubią wodę. Dysponują podstawowymi narzędziami. Ich
sposób porozumiewania się wydaje się być dosyć prosty. Przypomina mi to Afrykę".
MONITOR: “Zapisz w kolumnie AOL: 'jak Afryka'".
C.B.: “Skupiam się teraz na ich umysłach. Ci ludzie mają pewne zdolności telepatyczne.
Zlokalizowałem kobiety i dzieci. Większość kobiet przebywa w domach. Nie wychodzą zbyt często z
dziećmi".
MONITOR: “Możesz powiedzieć coś na temat ich kultury?"
C.B.: “Chyba organizują jakieś spotkania, coś w rodzaju wiejskich zebrań. Przyjrzę się jeszcze
mężczyznom".
MONITOR: “Zróbmy przerwę". Dalszy ciąg sesji pól godziny później.
C.B.: “Widzę teraz domy. Wchodzę do jednego z nich. Są tu trzy pokoje. Toaleta. Tutejsi ludzie
uważają to za wygodne życie. Widać naczynia, filiżanki. Mieszka tu rodzina. W porządku, mam czworo
ludzi, mężczyzn i kobiety. Odnoszę wrażenie, że panuje tu poligamia".
MONITOR: “Sprawdź, czy nie ma jakichś symboli".
C.B.: “Co się stało? Przeniosłem się w czasie. Zostałem przerzucony do innego okresu. To było jak
trzaśniecie z bicza. Co się dzieje?"
MONITOR: “Nie analizuj. Zapisuj dane. Co widzisz?"
C.B.: “Patrzę na insygnia. Wokoło są błyszczące białe powierzchnie, metal, oraz w powietrzu
czarny i szary dym. W porównaniu z miejscem, w którym byłem wcześniej, nastąpił tu niezwykle
szybki postęp techniczny".
“Teraz widzę inne istoty. Są mniejsze, niższe. Sprawiają wrażenie pracowników wypełniających
jakąś misję. O rany, ależ oni mają motywację. Z jakiegoś powodu odczuwają przemożną potrzebę
szybkiego działania."
“Te inne istoty dysponują statkami, statkami kosmicznymi. Noszą mundury z insygniami. Niektóre z
nich są pilotami. Nie widzę teraz żadnych Marsjan."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć, gdzie są Marsjanie".
C.B.: “Otóż to. Marsjanie zniknęli. Ich domy opustoszały. Nadal jestem na Marsie, ale nie licząc
tych niskich, rozwiniętych istot, to wymarłe miasto".
“Niskie istoty zbudowały swoje domy. Są nowoczesne, przypominają pudełka. W ich wnętrzach
znajdują się jakieś urządzenia techniczne. Widzę pokoje, też nowoczesne."
MONITOR: “Skup się na celu, jaki przyświeca niskim istotom".
C.B.: “Ich pobyt tutaj związany jest z pierwszą fazą większego przedsięwzięcia".
MONITOR: “W porządku. Przejdźmy do wykresu czasu w Fazie 6. Zaznacz na linii szczyt ery".
Pauza. “Teraz zaznacz punkt przybycia innych."
Okres szczytowy umieszczam po lewej stronie linii, a czas przybycia innych w połowie strony na
prawo. Na polecenie mojego nauczyciela spędzam sporo czasu na rysowaniu insygniów widniejących
na mundurach niskich istot. Mają one kształt serca walentynkowego ze zwiniętym w środku wężem.
Obramowanie serca jest złote, wewnętrzne tło – białe, a głowa węża – czerwona.
MONITOR: “Dobrze. Teraz przejdź do matrycy Fazy 6".
C.B.: “Wyczuwam dwa różne typy istot. Sami Marsjanie uważali tych ludzi za inne marsjańskie
plemię, a nie przybyszów z kosmosu".
“Kiedy przybyły małe istoty, zapanowała panika i rozpacz. Marsjanie postrzegali je jako bogów.
Widzę czerwony płyn. Małe istoty wykorzystują go w jakiś sposób. Tak czy inaczej Marsjanie pakują
się, przygotowując na jakąś zmianę. To dziwne. Wygląda na to, że małe istoty planują dokonać jakichś
fizycznych zmian w ciałach Marsjan i w tym celu na pewien czas umieszczają ich w zimnej
przechowalni."
“Te małe, niskie istoty wyglądają jak Szarzy."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Kończymy sesję. Zapisz czas zakończenia".
Komentarz
Wskazówka, jakiej udzielił mi mój nauczyciel, abym poszukał symbolu, zaprowadziła mnie –
poprzez czas – w zupełnie niespodziewanym kierunku, do insygniów na mundurach Szarych. Od
tamtej pory miałem wiele takich doznań. Uczucie to przypomina gwałtowny ruch fizyczny, ale w istocie
jest to całkiem co innego. Czuje się nagłe przyspieszenie, po którym następuje spokój i chwilowe
poczucie dezorientacji.
U szczytu swego rozwoju społeczeństwo Marsjan dorównywało pod względem technicznym
starożytnemu Egiptowi. Byli to ludzie, którzy egzystowali w ciężkich warunkach. Ale potrafili wyżywić
swoje rodziny, żyli w miastach, tworzyli społeczności. Kobiety i mężczyźni pełnili odmienne funkcje w
społeczeństwie. Nie było ono egalitarne. Kobiety na ogół pozostawały w domach z dziećmi. Co
ciekawe, wydaje się, że ten aspekt ich kultury pozostał nie zmieniony do dnia dzisiejszego.
Społeczeństwo Marsjan doświadczyło jakiejś wielkiej katastrofy. Wielu Marsjan umarło, a
niektórych uratowano, chociaż nie jestem pewny, czy warunki owego ocalenia przypadły im do gustu.
Wybawcami były istoty, które znamy jako Szarych. Przybyli oni w ostatnich chwilach upadku
cywilizacji Marsjan. W jakiś sposób udało im się zachować genetyczną strukturę ginącego gatunku.
Wszystko to wydarzyło się miliony lat temu. Po tej sesji, zastanawialiśmy się z moim nauczycielem,
w jaki sposób Marsjanie przybyli na Ziemię. Bowiem wszystkie dane z teleobserwacji wskazują, że
Marsjan poddano genetycznej “przebudowie" właśnie w celu umożliwienia im życia w cięższej
grawitacji i innych warunkach na naszej planecie.
Rozważaliśmy też postęp techniczny Marsjan. Dzisiejsi Marsjanie dysponują nowoczesną techniką,
ale nie dorównuje ona technice Szarych. Obecnie wiemy, że Szarzy posiadają technikę, umożliwiającą
ich statkom przekraczanie czasu i ogromnych odległości, to znaczy, odległości na skalę galaktyczną.
Marsjanie nie mają takich statków – gdyby tak było, wróciliby na swoją planetę, cofając się do czasu
przed katastrofą. Ich statki wykorzystują nowoczesną technikę napędową, która umożliwia im
przenikanie przez materię stałą.
Z tamtej sesji wyciągnęliśmy parę wstępnych wniosków:
(1) Marsjanie zostali uratowani przed całkowitym wyginięciem przez Szarych.
(2) Marsjanie zostali odtransportowani do czasów współczesnych po dokonaniu w ich organizmach
zmian genetycznych, okazały się one jednak niedoskonałe, powodując śmierć wielu ich dzieci.
(3) Marsjanie zostali wyposażeni w technikę, która wyprzedza naszą o jakieś 150 lat.
(4) Obecnie, Marsjanie poza Ziemią nie mają innego miejsca schronienia.
W tym punkcie moich badań zacząłem się zastanawiać, czy istnieje powód, dla którego Marsjanie
mają nad nami pewną przewagę techniczną. Można odnieść wrażenie, że ktoś celowo tak
zaaranżował sytuację, aby pomiędzy ludźmi a Marsjanami nastąpiła współpraca. Bowiem wzajemnie
siebie potrzebujemy.
Przypomnijmy, że Szarzy przyszli Marsjanom na ratunek dopiero w ostatniej chwili. Jeżeli mielibyśmy
przepowiadać przyszłość, opierając się na danych z przeszłości, można by przewidzieć katastroficzny
kryzys na Ziemi. Kryzys taki zmusiłby ludzi do wyciągnięcia ręki po pomoc, skądkolwiek by miała
nadejść. W takiej sytuacji technika Marsjan mogłaby stać się naszym ratunkiem.
ROZDZIAŁ 8:
Pomocnicy z Subprzestrzeni
Tego samego dnia, 1.30 po południu. Właśnie wróciliśmy z moim nauczycielem z lunchu.
Odwiedziliśmy wyśmienitą, niedrogą restaurację chińską ze zdrowym jedzeniem wegetariańskim. Był
to dobry sposób na oderwanie myśli od intensywnej sesji z Marsjanami, jaką odbyliśmy rano.
Zacząłem sobie zdawać sprawę, że sytuacja istot pozaziemskich była dużo bardziej skomplikowana
niż początkowo sądziłem. Nie była to już tylko kwestia kosmitów, krążących wokół Ziemi. Wiedziałem,
że przynajmniej niektórzy Marsjanie doświadczali niemałych trudności.
Zastanawialiśmy się jak im pomóc. Przez długi czas mieszkali pod ziemią, uciekając od ciężkich
warunków swojego nowego naturalnego środowiska i ludzkiej wrogości. Marsjanie nie mieli środków
na poprawę swojej sytuacji, ale żaden z nas nie potrafił określić, czego dokładnie potrzebowali –
wiedzieliśmy tylko, że potrzebowali szybkiej pomocy.
Ten rozdział przedstawia sesję SRV, w której mój nauczyciel wybierał cel, a ja działałem na ślepo.
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 8976 / 6643
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest ze złożonymi budowlami, wzniesionymi przez
człowieka.
C.B.: “W porządku. Widzę dużo kolorów. Niebieski, czerwony; podstawowe kolory, przeważnie
odcienie czarnego i zielonego. Powierzchnie fakturą przypominają farbę. Są gładkie, wypolerowane,
błyszczące. Słyszę przemieszczające się powietrze. Jest tu ciepło, wygodnie. Hmm. To miejsce
sprawia wrażenie cywilizowanego. Jest dla mnie całkiem nowe i czuję się trochę niezręcznie, tak
jakbym tu miał i zarazem nie miał być".
MONITOR: “Przejdź do szkicu Fazy 3".
C.B.: “W porządku. Rozejrzyjmy się. Widzę coś czarnego i prostokątnego. Ruch na górze. Dużo
prostokątnych przedmiotów. Kurczę, tu jest jak w mieście".
MONITOR: “Zapisz to w kolumnie AOL 'jak miasto'. Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Widzę rozliczne budowle. Wszędzie są budynki. Dominuje tu jakby poczucie celu.
Wyczuwam też podniecenie pochodzące od czegoś lub od kogoś. I... to jest dziwne".
MONITOR: “Nie analizuj, tylko wypełnij matrycę. Zapisz swoje dane".
C.B.: “Ale właśnie odbieram sygnały, że cel ma dla mnie jakieś szczególne znaczenie. Nigdy
przedtem tego nie było. Wyczuwam czyjąś obecność, jakiejś istoty bezcielesnej".
MONITOR: “OK, zróbmy teraz krótką przerwę. Zapisz godzinę".
Po pięciu minutach.
C.B.: “Jestem znowu w pobliżu budynków. Są tu inne istoty. Wyczuwam u nich determinację w
dążeniu do jakiegoś celu".
MONITOR: “Jak sądzisz, gdzie powinieneś być?"
C.B.: “Czuję, że najpierw powinienem skierować się w stronę budynków".
MONITOR: “W porządku. Zacznij od budynków. Trzymaj się matrycy".
C.B.: “Jestem przy budynkach. Czuję, że miejsce to ma coś wspólnego z ratowaniem. To jakby
stacja ratownicza. Chyba powinienem wejść do środka".
MONITOR: “W takim razie wejdź do środka. Nadal trzymaj się matrycy. Wszystko zapisuj".
C.B.: “No nie! Tu naprawdę są jakieś istoty. To nie są istoty ludzkie. Można widzieć przez nie na
wylot. Co to za miejsce?"
MONITOR: “Zostań w matrycy. Nie analizuj. Szybko przeleć wzrokiem kolumny danych. Idź dalej".
C.B.: “No cóż, jestem w pokoju. Są tu ściany, a przez ściany przedostaje się światło. Białe światło.
Teraz wydaje mi się, że już tu byłem, ale nie wiem kiedy".
“Oho. Robią mi powitanie. Te istoty wiedzą, że tu jestem. Patrzą prosto na mnie. Bardzo się tym
denerwuję."
MONITOR: “Zostań w strukturze. Trzymaj się matrycy".
C.B.: “Widzę drzwi. Oni tu mieszkają. Pracują. W pokoju znajduje się stół".
MONITOR: “A co jest na zewnątrz budynku? Co widzisz?"
C.B.: “Miasto. Są tu ulice, dużo ulic. Na zewnątrz jest głośno".
MONITOR: “Wróć do pokoju. Czym zajmują się te istoty?"
C.B.: “Promieniuje od nich jakieś podniecenie, być może z powodu mojego przybycia. Tak, jakby
spodziewali się, że przyjdę. Jeden z nich ma wielką ochotę odpowiedzieć na moje pytanie. Wydaje
się, że pracują z ludźmi. Ojej! Mówią mi, że pracują z duszami. To istoty o wysokim stopniu rozwoju.
Daje się odczuć duże podniecenie. Spotkanie z takimi istotami to chyba nie lada gratka dla
teleobserwatora".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Co to za praca?"
C.B.: Pełno tu światła. Oni nie używają narzędzi fizycznych. Mówią mi, że ich celem jest iść
naprzód, rozwijać się w sensie ewolucyjnym".
MONITOR: “W porządku. Zróbmy na chwilę przerwę. Wstań i rozprostuj kości. Możemy wyjść na
powietrze".
Po dwudziestu minutach.
MONITOR: “Dowiedz się czegoś więcej na temat ich przedsięwzięć".
C.B.: “Wygląda na to, że w przeszłości nazywano ich aniołami, ale to nie są anioły. Jestem
kierowany do korytarza i innych pomieszczeń. Znajdują się tu inne istoty. Ale są też ludzkie ciała
eteryczne czy też ciała subprzestrzenne".
MONITOR: “Dowiedz się, co zamierzają robić w przyszłości?"
C.B.: “Wygląda na to, że są tutaj nie z własnej woli. Hmm. Mówią mi, że nadchodzą złe czasy,
okres wielkiej walki. W tym czasie technika będzie się rozwijać powoli. Ludzie wrócą do rzeczy
podstawowych, ale nie prymitywnych".
MONITOR: “Zapytaj o Marsjan".
C.B.: “Mówią mi, że ludzie spotkają się z Marsjanami niedaleko siedziby tych ostatnich – w pobliżu
jaskiń Nowego Meksyku. Marsjanie odczuwają wielki strach. My, ludzie, musimy pomóc im wyjść z
jaskiń".
“Istoty te mówią mi, że uwalniając Marsjan musimy być asertywni, a jednocześnie bierni. Należy
postępować bardzo ostrożnie. To trudne zadanie. Marsjanie nie chcą wyjść. Obawiają się agresji.
Najwyraźniej z ich punktu widzenia nie jesteśmy całkiem cywilizowani. Jednak musimy z nimi
rozmawiać, negocjować."
“W porządku, rozmawiają ze mną bardzo bezpośrednio. Konieczne będą oficjalne rozmowy z
Marsjanami."
MONITOR: “Gdzie odbędą się te rozmowy?"
C.B.: “W domu, w domu należącym do ludzi. Ludzie wejdą do jaskiń dopiero wtedy, kiedy
Marsjanie będą gotowi do wyjścia, nie wcześniej. Mówią mi, że sami musimy tworzyć asertywne
kontakty. Musimy próbować je zbudować. Nie wolno nam ustawać w wysiłkach. Jednak należy
poruszać się małymi krokami. Wyraźnie dają mi do zrozumienia, że Marsjanie w żaden sposób nam
nie zagrażają. To my mamy do nich przyjść, a nie oczekiwać, że oni przyjdą do nas".
MONITOR: “Jak mamy postępować?"
C.B.: “Mamy zacząć od szkolenia większej liczby ludzi. Wygląda na to, że szkolenie jest bardzo
ważne. Teleobserwacja stanowi jego część, ale to nie wszystko".
MONITOR: “Na razie wystarczy. Podziękuj im. Zakończmy tę sesję. Możesz teraz popatrzeć na
cel". Przysuwa mi kopertę. Otwieram ją i wyciągam kartkę papieru. “Midwayerowie" – czytam ze
zdumieniem.
C.B.: “Kim u diabła są 'Midwayerowie'?"
MONITOR: “To długa historia. Może zaczniemy od początku?
Komentarz
Przy obiedzie mój nauczyciel powiedział mi o początkach swoich kontaktów z Midwayerami. W
pierwszych latach wojskowych badań nad teleobserwacją, niektórzy członkowie grupy
teleobserwacyjnej chcieli zbadać pewne niefizyczne cele, z których jeden pochodził z Księgi Urantii,
książki na temat odkryć w dziedzinie duchowości. Grupa ta obrała sobie za cel istoty z subprzestrzeni,
zwane “Midwayerami". Chociaż według Księgi Urantii gęstość tych istot zbliżona jest do gęstości ludzi,
nigdy nie przybierają one formy fizycznej, a ich ciała znajdują się poza zasięgiem naszego
postrzegania. Owi “Midwayerowie" przypisani są Ziemi, żeby towarzyszyć ludziom w sprawach
dotyczących ludzkiej ewolucji duchowej.
Odkrycie, że Midwayerowie istnieją naprawdę stanowiło szok, który odbijał się na świadomości
wojskowej grupy SRV przez kilka lat. Z jednej strony, informacje na temat ich istnienia były
niewiarygodnie ważkie. Z drugiej jednak strony, nie było wiadomo, jak wytłumaczyć to wszystko
generałom, których bardziej obchodziło obliczanie ostrych naboi w silosach pociskowych.
Samych Midwayerów nie można zaliczyć do istot pozaziemskich, jako że ich stałą siedzibę stanowi
Ziemia. Ale nie są też ludźmi, ani nie przyjmują ludzkiej postaci w sensie fizycznym. Są to istoty
subprzestrzenne, które żyją i pracują w ludzkim środowisku.
Midwayerowie pracują na Ziemi, ale ich dowództwo nie pochodzi z tej planety. Jak się wydaje,
stanowią oni jedną z wielu grup subprzestrzennych, które mają wiele zadań do wypełnienia.
Midwayerowie pracują razem jako jednostka na wzór drużyny wojskowej. Nie są jednak militarystami.
Współpracują z subprzestrzennymi postaciami ludzi, żeby pobudzać ich potencjalny rozwój
ewolucyjny. W bardzo realnym sensie wydają się spełniać “dobre uczynki", a ja w żadnej mierze nie
mogę pojąć, jaką mają motywację, aby nam pomagać. Wygląda na to, że pracują dla wspólnego celu,
ważnego tak dla nich samych jak i dla innych, włącznie z ludźmi.
Upłynęło trochę czasu, zanim udało nam się wymyśleć, w jaki sposób moglibyśmy pomóc
Marsjanom wyjść z jaskiń. Skłonienie ich do oficjalnych rozmów z ludźmi wydaje się wielką sztuką.
Midwayerowie wyraźnie dali do zrozumienia, że w sprawie Marsjan powinniśmy działać w sposób
asertywny, a zarazem im niezagrażający, co zakrawa na sprzeczność samą w sobie. Po kilku
tygodniach mojego szkolenia w SRV, przyszło mi na myśl, że jednym ze sposobów zdopingowania
Marsjan do bezpośredniej współpracy z ludźmi byłoby rozpowszechnienie wiedzy na temat ich
działalności, m.in. ujawnienie geograficznego położenia ich domów w jaskiniach, w których chowają
się przed ludźmi. Rozumowałem następująco: jeżeli ludzie mieliby dowiedzieć się czegokolwiek na
temat Marsjan i gdyby za każdym razem mogli ich zlokalizować oraz śledzić ich ruchy, Marsjanie nie
mieliby już powodu dłużej się ukrywać. Rzeczywiście, w takich okolicznościach jedynym rozsądnym
wyborem działania byłoby rozpoczęcie negocjacji z ludźmi.
Jedną rzeczą jest jednak nakłonić Marsjan do rozmów z ludźmi, a całkiem inną namówić ludzi do tego,
by współpracowali z Marsjanami. Obydwaj z moim nauczycielem obawialiśmy się, że ten ostatni
problem będzie o wiele trudniejszy. Czuliśmy, że potrzebujemy pomocy w rozwiązywaniu “ludzkiej
strony" tego równania. Ale głęboko na poziomie intuicyjnym byliśmy spokojni i przekonani, że wyjście
się znajdzie. W jakiś sposób odnosiliśmy wrażenie, że istnieje ktoś, kto obserwuje nasze poczynania i
kiedy nadejdzie właściwy czas, udostępni nam odpowiednie środki. Na razie, mogliśmy jedynie
posuwać się naprzód, a posuwanie się do przodu oznaczało wówczas zbieranie danych i układanie
planu książki na ten temat.
ROZDZIAŁ 9:
Strzał z Nieba
21 sierpnia 1993 roku wystrzelona przez NASA sonda kosmiczna zbliżała się do Marsa, gdy nagle
między nią a kontrolą naziemną zanikł kontakt (New York Times, 24 sierpnia 1993). Sonda o nazwie
Obserwator Marsa przeznaczona była do robienia szczegółowych zdjęć dużej, niemal całej
powierzchni Marsa, w tym również obszarów, gdzie poprzednie zdjęcia satelitarne ukazywały twory na
powierzchni, w których można się było dopatrzyć budowli w kształcie piramid i geologicznych rzeźb,
przypominających twarze. Naukowcy i inżynierowie z NASA nie potrafili wytłumaczyć
niespodziewanego zerwania łączności z satelitą, który do tej pory funkcjonował bez zarzutu.
Parę dni po tym wydarzeniu, New York Times donosił, że niektórzy ludzie z NASA zastanawiali się
wręcz, dlaczego Mars przynosi pecha. Pośród innych tajemniczych wypadków dotyczących Marsa,
można by wspomnieć radzieckiego satelitę, który zamilkł w podobnych okolicznościach, w czasie
zbliżania się do jednego z księżyców planety. Niektórzy ludzie w agencji snuli podejrzenia – i nie był to
do końca żart – że za serią niezwykłych awarii technicznych w związku z Marsem kryją się istoty
pozaziemskie. Po miesiącach badań agencja ogłosiła, że sonda prawdopodobnie eksplodowała na
skutek jakiejś awarii w związku z paliwem. Badacze jednak nie byli pewni swej diagnozy i nie mieli
żadnych danych na poparcie postawionej tezy. Sprawa pozostała w sferze domysłów, ale w tamtym
czasie nie można było zrobić nic więcej.
Niniejszy rozdział wyjaśnia, co naprawdę stało się z Obserwatorem Marsa. Pragnę przypomnieć
Czytelnikom, że nie otrzymałem z góry żadnej informacji na temat natury celu, ani przed sesją ani w
jej trakcie. Co więcej, dane zostały zebrane podczas sesji monitorowanej na odległość. Znaczy to, że
sesja była monitorowana przez mojego nauczyciela, który przebywał u siebie w domu, podczas gdy ja
siedziałem w swoim biurze na Uniwersytecie Emory w Atlancie, w Georgii. Monitorowanie takie wiąże
się zarówno ze słowem, jak i z obrazem. Po obydwu stronach używa się słuchawek, żeby utrzymać
stały kontakt między monitorem a teleobserwatorem. Ponadto, w trakcie sesji przesyła się faksem
wyniki pośrednie (włącznie ze szkicami i surowymi danymi), natomiast po jej zakończeniu wyniki
końcowe. Tak jak w przypadku wszystkich danych Typu 4, informacje na temat celu zostają
udostępnione teleobserwatorowi dopiero po skończonej sesji.
Data: 7 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6421/9054
Moje dane z Fazy 1 wskazywały na zbudowaną przez człowieka konstrukcję, z którą wiązał się jakiś
ruch.
C.B.: “Panuje tutaj duży ruch. Coś pędzi z ogromną prędkością. Hmm. Chyba widzę dwa obiekty
naraz. Jeden jest mały, twardy, solidny. Porusza się bardzo szybko. Drugi to duży, bardziej złożony
obiekt o nieregularnym kształcie".
“To dziwne. Zdaje się, że pod żadnym z nich nie ma ziemi. Nie wiem dlaczego nie widać ziemi."
MONITOR: “Przejdź do matrycy Fazy 6 i zrób szkic. Zaznacz położenie obiektów za pomocą X.
Prześledź ruchy obiektów".
C.B.: “Mały obiekt wyłonił się z boku. Podążam teraz za nim do punktu wyjścia".
MONITOR: “Co masz? Trzymaj się struktury. Wejdź do matrycy".
C.B.: “To statek. Mały obiekt pochodzi ze statku pozaziemskiego. Najwyraźniej został wystrzelony
ze statku jak pocisk i uderzył w inny, większy cel, ten o nieregularnym kształcie. Po co oni mieliby to
robić?"
MONITOR: “Nie analizuj, tylko zbieraj dane. Co widzisz?"
C.B.: “Wchodzę teraz do środka statku. Hmm. Widzę jakieś istoty. Są łyse, chyba wszystkie są
łyse. Mają oczy. Szkicuję teraz ich twarze".
“Cały statek wygląda jak wielka metalowa budowla. Znajduję się w pokoju. Są tu jakieś przedmioty,
dużo przedmiotów, to akcesoria techniczne. Oprócz tego krzesła, stoły, terminale komputerowe, i kilka
istot."
MONITOR: “W porządku. Teraz zrobimy przerwę. Zapisz godzinę, prześlij mi faksem
dotychczasowe wyniki i zadzwoń do mnie. Na razie".
C.B.: “Dobra. Daj mi kilka minut". Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, wróć do swojego szkicu w Fazie 6. Chcę, żebyś prześledził ruch statku z
powrotem do jego punktu wyjścia".
C.B.: “OK. Mam punkt wyjścia. To dziura w ziemi, jaskinia. W jaskini znajduje się metalowy pojazd.
Te istoty wsiadają i wysiadają z pojazdu".
MONITOR: “Wyjdź na powierzchnię. Co widzisz?"
C.B.: “Wychodzę. Są tu czerwone piaszczyste powierzchnie, nierówny teren. Wygląda, że to
Mars".
MONITOR: “Zapisz to jako AOL. Przejdź przez matrycę. Notuj same dane. Wróć do jaskini".
C.B.: “W tej jaskini są istoty, dużo istot. Wyglądają na Szarych. Pracują".
MONITOR: “Courtney, chcę, żebyś wybrał którąś z tych istot i wniknął do jej umysłu. Masz coś?"
C.B.: “W porządku. Mam jednego z nich. O rany!"
MONITOR: “Zapisz to jako wrażenie estetyczne – AI. Kontynuuj. Dowiedz się czegoś na ich temat.
Dowiedz się, czy oni śpią".
C.B.: “A niech to. Teraz widzę wyraźnie. Szary wie, że tutaj jestem. Chyba nie ma nic przeciwko
temu. Możliwe, że nie śpi w taki sposób jak my. Dzieje się coś innego. Można by to porównać do
bardzo głębokiego cofania się świadomości. Nie jestem pewien, co to oznacza. Czy mam śledzić jego
świadomość?"
MONITOR: “Tak. Trzymaj się matrycy".
C.B.: “Uuuu. To bardzo, bardzo daleko. To próżnia – pustka, przestrzeń. Nie jest źle, ale nie wiem,
co tu robić. Co mi radzisz?"
MONITOR: “Cofaj się w czasie razem z nim aż do punktu narodzin. Skąd on pochodzi?"
C.B.: “Teraz go mam. W pojemniku przypominającym kanister leży niemowlę. Znajduję się teraz w
nowym miejscu. Nie wiem gdzie to jest, ale wygląda jak laboratorium".
MONITOR: “Wyjdź na zewnątrz. Co widzisz?"
C.B. “To świat bez atmosfery. Widzę gwiazdy, kratery, skały. Lepiej zapiszę to jako AOL – to
wygląda jak Księżyc. Światło jest nieprawdopodobnie jaskrawe. Dużo gwiazd – bardzo jasnych!
Wszystko jest tu niesamowicie wyraźne. Rozglądam się. Na niebie jest jakaś planeta. Wygląda, że to
Ziemia. Widzę nawet chmury i wodę. Planeta jest niebieska. Dobra, zapiszę w kolumnie AOL 'jak
Ziemia'".
MONITOR: “Wróć do niemowlęcia w pojemniku. Co dokładnie znajduje się w pojemniku?"
C.B.: “Po prostu niemowlę, wyglądające na duży płód i gęsty płyn. Płyn jest zielony".
MONITOR: “Spróbuj tego płynu. Jak on smakuje?"
C.B.: “Fuj. Okropny, jak ropa".
MONITOR: “W porządku. Wróć z powrotem do istoty w jaskini, tam gdzie był statek. Dowiedz się
czegoś więcej na temat pracy i osobowości tej istoty".
C.B.: “Ten Szary – będę go nazywał Szarym, bo na takiego wygląda – według naszych norm nie
jest szczęśliwy. Pracuje".
“Wnikam teraz do jego umysłu. Wydaje się beznamiętny. Odnoszę wrażenie, jakby ktoś skrzywdził
go psychicznie."
“Nie mam dobrego odczucia w stosunku do tej istoty. Coś tu nie gra."
MONITOR: “Naszkicuj go".
C.B.: “OK. Skórę ma białą i twardą. Pomimo chudości, wydaje się całkiem silny. Odczuwam dla
niego dziwne współczucie. Znalazł się w przykrej sytuacji. Czuję to".
MONITOR: “W porządku. Musimy teraz zakończyć sesję. Zaczynasz wczuwać się w tę istotę, a to
może zniekształcić nam dane. Ale do tej pory było bardzo dobrze. Zapisz godzinę zakończenia".
C.B.: “No cóż, ta sesja jest dla mnie prawdziwą zagadką. Nie mam pojęcia, jaki mógł być cel".
MONITOR: “To był Obserwator Marsa, zaginiony w 1993 roku".
C.B.: “Żartujesz?"
MONITOR: “Nie. To był Obserwator".
C.B.: “A więc to był ten obiekt o nieregularnym kształcie. Został trafiony przez pocisk. Ale po co, u
diabła, mieliby to robić?"
MONITOR: “Dobre pytanie. Najwyraźniej nie chcieli, żeby satelita krążył i robił zdjęcia. Nie wiem
czego. Użycie urządzenia podobnego do armaty może wydawać się dziwne w dobie laserów itd... Ale
nie zapominaj, że radziecka sonda również zamilkła w tajemniczych okolicznościach, a ostatni
telemetryczną informacją przesłaną przez nią był obraz zbliżającego się obiektu, czy też źródła
energii. Wydaje mi się, że istoty pozaziemskie nie chciały dopuścić do przecieku danych, więc
fizycznie usunęły intruza. Zrobiono to tak, by ludzie mogli podejrzewać uderzenie meteoru".
C.B.: “Wciąż jestem trochę odrętwiały. Trudno w to uwierzyć, ale wszystko pasuje".
MONITOR: “Dobra sesja".
C.B.: “Tak. Pozwól, że teraz chwilę odpocznę. Pogadamy później. Po prostu wciąż nie mogę
przejść nad tym do porządku dziennego".
MONITOR: “OK. Czekam na twój faks. Do usłyszenia wieczorem. Trzymaj się".
Komentarz
Ta sesja przyniosła mnóstwo informacji. Obserwator Marsa został zniszczony przez pocisk
wystrzelony z urządzenia znajdującego się w pobliżu statku ET. Statek powrócił do podziemnego
hangaru, najprawdopodobniej na Marsie. W hangarze były jakieś istoty, zajmowały się czymś
aktywnie. Niektóre z nich (choć nie wszystkie) przypominały typ małych Szarych. “Śledziłem" jednego
z nich do czasu jego narodzin i przekonałem się, że “urodził się" w laboratorium. Być może stworzono
go po to, by pracował. Trudno powiedzieć, czy on sam czuje się wykorzystywany i zniewolony.
Podczas okresów pozornego snu (w takim znaczeniu, jak rozumieją to Szarzy) ich świadomość
przebywa w jakimś pustym miejscu, próżni przypominającej kosmos. Wydaje się, że istota, którą
obserwowałem, nie doznawała żadnych marzeń sennych. Laboratorium, gdzie się urodziła, znajduje
się chyba na naszym Księżycu w podziemnej budowli stanowiącej bazę. Przypominające płód
niemowlę jest odżywiane składnikami zanurzonymi w zielonej cieczy o konsystencji oleju.
Ta sesja postawiła tyle samo pytań, co dała odpowiedzi. Wiemy już, co stało się z sondą, którą NASA
wysłała na Marsa. Wciąż jednak nie wiemy, dlaczego ET nie chcieli, żeby satelita coś odkrył czy
sfotografował. Nie jest jasne, czy Szarzy z bazy na Marsie współpracowali w innym miejscu z innymi
Szarymi. Z obserwacji zdawało się wynikać, że Szarzy są pracownikami, a inne humanoidalne istoty
sprawują nad nimi kontrolę. Niestety, nie udało mi się stwierdzić, co to za stworzenia.
ROZDZIAŁ 10:
Federacja Galaktyczna
Rozległa literatura na temat UFO, oparta na relacjach porwań, nawiązuje często do pozaziemskiej
organizacji, nazywanej “Federacją Galaktyczną". Uważa się, że jest to organizacja przypominająca
ONZ, tyle, że swym zasięgiem obejmuje całą galaktykę. Ta sesja teleobserwacji miała nam dostarczyć
więcej danych na ten temat. Jej wyniki były dla nas takim zaskoczeniem, że przedstawiam je tutaj bez
wstępnych komentarzy. Sesja opierała się o dane Typu 4, co oznacza, że aż do jej zakończenia nie
wiedziałem, że badam Federację.
Dane: 9 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3114/0029
Dane wstępne sugerowały, że cel związany jest ze sztuczną konstrukcją, ruchem i dużym natężeniem
energii.
C.B.: “Wyczuwam tu dużo energii. Sygnał ten wydaje się szczególnie silny. Widać bardzo dużo
jasnych świateł – żółtych, białych, niebieskich. Miejsce robi wrażenie gładkiego, a nawet puszystego.
Panują zarówno wysokie jak i niskie temperatury; daje się odczuć ekspansywną, promieniującą
energię".
MONITOR: “W porządku. Przejdź do szkicu Fazy 3".
C.B.: “Rysuję coś twardego i okrągłego w środku, otoczonego przez jasne światło – żółte,
niebieskie i białe. Wokół światła unosi się coś puszystego, jakby chmury. Ta rzecz w środku jest
metalowa albo ma w sobie, bądź na sobie, coś metalowego. Cały ten obiekt przywodzi mi na myśl
tornado, bo wokół twardego jądra wyczuwam jakieś zawirowania. To chyba wir energetyczny.
Niesamowita energia".
MONITOR: “W porządku. Zapisz 'tornado' w kolumnie AOL i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Znowu widzę dużo światła. Coś okrągłego. Odbieram też świadomość. Jakąś istność
duchową".
MONITOR: “Zapisz to wszystko w matrycy, a potem zrobimy przerwę. Prześlij mi faksem
dotychczasowe dane i zadzwoń".
C.B.: “W porządku. Pogadamy za kilka minut".
Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, przenieś się na powierzchnię twardego obiektu, a potem kontynuuj matrycę
Fazy 4".
C.B.: Wykonuję... O rany! Muszę zapisać to wszystko na AOL. Bardzo silna energia".
MONITOR: “Dobrze. Poczekaj aż minie to wrażenie i kontynuuj".
C.B.: “Znowu widzę ulotne światło, niebieskie i białe. Znowu dużo energii. Znajduję się teraz na
powierzchni. W jakimś miejscu. Być może tamten okrągły obiekt był planetą. Wszystko spowija mgła.
Światło znajduje się powyżej. Na powierzchni panuje chłód. Wyczuwam w powietrzu gorzki smak
amoniaku".
“Widzę rzeczy, które unoszą się do góry. Niech no przyjrzę się bliżej... Jestem teraz koło czegoś,
co jest twarde i metalowe. To budynek albo jakaś inna konstrukcja. Spełnia szczególny cel. Widzę
wejście, może to drzwi. Czy mam tam wejść?"
MONITOR: “Zanim to zrobisz, cofnij się trochę żebyś mógł ogarnąć wzrokiem całą konstrukcję".
C.B.: “Już to robię... Ta budowla naprawdę jest bardzo duża, powiedziałbym niebotyczna.
Wykonano ją chyba z metalu. Nie widzę w pobliżu innych budynków".
MONITOR: “W porządku. Teraz wejdź do budowli".
C.B.: “Jestem z powrotem przy wejściu. Wchodzę do środka... OK, są tu jakieś istoty, dużo istot.
To dziwne miejsce. Oni wszyscy są łysi".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Uważaj z AOL. Wypełnij matrycę".
C.B.: “Wszystkie te istoty noszą białe szaty przypominające szlafroki. Mają bardzo gładką skórę, a
cerę białą lub kremową. Mam wrażenie, że to ważne miejsce"
MONITOR: “Naszkicuj twarz jednego z nich".
C.B.: “Dobra... Te istoty są podobne do ludzi, a miejsce przypomina mi klasztor Zen".
MONITOR: “Zapisz to w odpowiedniej rubryce: 'jak klasztor Zen'. Idź dalej".
C.B.: “Oni porozumiewają się telepatycznie i słownie. Czuję wyraźnie, że to jakiś rodzaj rady, która
ma scentralizowaną strukturę. Wydają się nie wiedzieć, że ich obserwuję. Są chyba zaprzątnięci
sprawami państwa czy rządu".
“Skupiam się teraz bardziej na członkach rady. Ci ludzie dobrowolnie wykonują swoją pracę. To
bardzo prestiżowa praca, którą niełatwo otrzymać."
“Teraz odkryłem, że jest tu przewodniczący, który kieruje całą radą. Inni go popierają. Można by go
nazwać prezydentem, przewodniczącym lub premierem".
MONITOR: “Co się dzieje?"
C.B.: “Wygląda na to, że myliłem się, sądząc, że oni nie zdają sobie sprawy z mojej obecności.
Witają mnie. Cieszą się, że przybyliśmy. Mówią mi, że od tej chwili stajemy się pełnoprawnymi
członkami rady".
“Prowadzą mnie do przewodniczącego. Patrzy mi prosto w twarz. Siedzi na krześle i ma na sobie
biały czy może niebieskawo-biały szlafrok. Sprawia wrażenie trochę ociężałego."
MONITOR: “Jesteś teraz sam, Courtney. Po prostu trzymaj się struktury. Notuj wszystko".
C.B.: “Ten gość jest poważny, ale gdzieś w środku wyczuwam u niego poczucie humoru. Nie
zagraża mi w najmniejszym stopniu. Wiesz, to tak jakbyś miał spotkanie z mistrzem duchowym, takim
jak Budda".
MONITOR: “Zapisz to w kolumnie AOL. Słuchaj jego wskazówek".
C.B.: “On mnie wita w swoim umyśle. Chce, żebym wniknął do jego umysłu, ponieważ jest to
najłatwiejszy sposób porozumiewania się. Co mam robić?"
MONITOR: “Wejdź do jego umysłu. Skup się na pojęciu 'przewodnictwa' i zobacz, co on zrobi".
C.B.: “Jak tylko wniknąłem do jego umysłu, ponownie znalazłem się w przestrzeni. Znajduję się
poza Mleczną Drogą i spoglądam na nią z zewnątrz. Nad obrazem narysowane są kropkowane linie,
które dzielą galaktykę."
“Dowiaduję się, że potrzebują pomocy. Potrzebują nas. Odnoszę wrażenie, że potrzebują nas w
jakimś galaktycznym sensie, ale chyba to do mnie nie trafia. Oni są o wiele potężniejsi od ludzi; nie
mam pojęcia, dlaczego mieliby nas potrzebować."
“Przywódca wyczuwa mój opór i kieruje mnie z powrotem na Ziemię. Mówi mi, że w przyszłości
ludzie opuszczą swoją planetę. Teraz tłumaczę gestalty na słowa. Wynika z nich jasno, że ludzie na
Ziemi są obecnie zbyt niepohamowani i przykrzy. Wymagają 'obróbki'. Nie ulega wątpliwości, że zanim
opuścimy Ziemię musimy się zmienić."
MONITOR: “Zapytaj, czy mają jakieś praktyczne sugestie co do tego, jak możemy im pomóc".
C.B.: “Mówią mi, że mam bezwzględnie ukończyć książkę. Inni zrobią resztę. Zaangażowanych w
ten plan jest wielu ludzi. Wiele gatunków, przedstawicieli, grup".
MONITOR: “Zapytaj, z kim jeszcze powinniśmy się spotkać przy pomocy teleobserwacji lub innej
techniki?"
C.B.: “Tylko z Marsjanami. Mówią mi, że nasz kontakt z istotami pozaziemskimi ograniczy się na
razie tylko do Marsjan, przynajmniej w najbliższej przyszłości".
MONITOR: “Zapytaj, czy są jakieś nowe informacje, coś, o czym powinniśmy wiedzieć, a czego
jeszcze nie wiemy?"
C.B.: “Ten gość jest bardzo cierpliwy. Wie, że to dla mnie trudne. Mówi, iż czeka nas wiele
problemów. Z całą pewnością wydarzy się katastrofa planetarna, a może powinienem powiedzieć
katastrofy. Nastąpi chaos, niepokoje, koniec obecnego porządku politycznego. Będąc takimi, jakimi
jesteśmy obecnie, nie poradzimy sobie z tą nową rzeczywistością. Mówi wręcz, że jeżeli chcemy
posunąć się naprzód, w centrum naszego zainteresowania winna znaleźć się świadomość".
“On teraz podsłuchuje twoje (mojego monitora) myśli. To tak jakby cię namierzał, czy coś w tym
rodzaju. Twierdzi, że ty spełniasz w tym wszystkim bardzo ważną rolę. Musimy tu wrócić – do ich
świata – w późniejszym terminie. Będziemy przedstawicielami ludzi, wybranymi z racji naszej
świadomości. To świadomość zdecydowała o naszym przybyciu do nich w tym punkcie. I jeszcze coś.
Nie jesteśmy zbawcami, a tylko wstępnymi reprezentantami. Chce, żeby co do tego nie było
wątpliwości."
“Zależy mu na tym, abyśmy zrozumieli, że ponosimy odpowiedzialność za godne reprezentowanie
naszego gatunku. Nie należy zwlekać. To nasze zadanie na teraz. Każdy z nas ma jakąś rolę do
spełnienia. Do mnie na przykład należy zapisywanie wszystkiego, co tu doświadczam."
“Podoba mu się twoje poczucie humoru. Mówi, że w przyszłości będzie okazja do podobnych
spotkań. Na razie jednak musimy skupić się na książce. Książka jest ważna, bo oni ją wykorzystają."
MONITOR: “Podziękuj mu. Musimy teraz kończyć".
C.B.: “Podziękowałem. On już zresztą wiedział, że czas na mnie".
MONITOR: “Zapisz godzinę zakończenia, Courtney".
Długa pauza.
C.B.: “Mógłbyś mi już powiedzieć, jaki był cel".
MONITOR: Śmieje się nerwowo. “Federacja".
C.B.: “Rozumiem".
Komentarz
Implikacje tej sesji sięgają sfery praktycznej, lecz także wzniośle filozoficznej. Czytelnicy sami
zdecydują, jak ocenić moją interpretację.
Istnieje galaktyczna organizacja rządowa. Nie wiem, jak zhierarchizowana czy scentralizowana jest
jej władza, ani ile gatunków czy kultur planetarnych ją reprezentuje. Nie wiem też, czy jakieś grupy lub
kultury zdecydowały się nie wstąpić do organizacji ani czy komuś odmówiono członkostwa. Czuję
jednak wyraźnie, że ludzie z Ziemi przygotowywani są do dołączenia do niej. Wygląda na to, że moje
pierwsze wystąpienie w radzie zostało odczytane jako pozytywne. Być może jedną z dróg
prowadzących do członkostwa jest świadome poszukiwanie tej organizacji przy pomocy odpowiednich
środków. Rzeczywiście, na podstawie tego, co powiedziałem, ludzie mogą już w jakimś sensie uważać
się za przedstawicieli Federacji, chociaż wątpię, żebyśmy – mój monitor czy ja – czuli się szczególnie
dobrze, reprezentując kogoś więcej niż samych siebie.
Członkowie Federacji odznaczają się bardzo wysokim poziomem świadomości. Znaczy to, że
całkowicie rozumieją świadomość – zarówno w jej aspekcie fizycznym jak i subprzestrzennym.
Uważają oni, iż ogólne podniesienie ludzkiego rozumienia świadomości jest niezbędnym warunkiem
naszego uczestnictwa w życiu galaktyki. Jeszcze raz pragnę podkreślić, jak ważne było w czasie
obecnej sesji poczucie rozwiniętego rozumienia świadomości. Niewykluczone, że to właśnie mój
wzrost świadomości pozwolił mi dotrzeć do rady, ale nie dysponuję żadnym obiektywnym miernikiem,
aby ocenić, na ile jest to prawdą. Nie ulega jednak wątpliwości, że według członków Federacji, rozwój
świadomości stanowi cel, do którego wszyscy powinniśmy dążyć. To najpilniejsza potrzeba i wymóg,
jakiemu musimy sprostać. Co więcej, wygląda na to, że ludzie powinni zacząć badać świadomość z
bardziej praktycznej i naukowej perspektywy, a nie patrzeć na nią przez zniekształcające
dwuogniskowe soczewki intelektu, które oddzielają nasze rozumienie rzeczywistości fizycznej od
niefizycznej. Moim zdaniem, dopóki nie wyrośniemy z krótkowzroczności w tej kwestii, pozostaniemy
najprawdopodobniej dość prymitywnym społeczeństwem, a z punktu widzenia planetarno-kulturalnego
– “galaktycznym wstecznikiem".
Literatura dotycząca porwań przez UFO pełna jest relacji spotkań ET i ludzi, w których przedmiot
rozmowy stanowią przyszłe katastrofy planetarne na Ziemi. Przyczyny katastrof są zwykle natury
ekologicznej lub nuklearnej, a częstotliwość, z jaką te ostrzeżenia się pojawiają, budzi wątpliwości. Ta
sesja dostarczyła mi z bezpośredniego źródła wskazówki, że takie problemy istotnie mogą wystąpić.
Jednak w tym punkcie moich badań nie byłem w stanie określić, w jaki sposób łączyły się one z
ewentualnym opuszczeniem Ziemi przez ludzi.
Pod koniec sesji, pierwszą rzeczą, co do której zgodziliśmy się z moim monitorem było to, że aby
zrozumieć tę coraz bardziej komplikującą się sytuację, potrzebujemy więcej danych. Dziwiliśmy się,
jak mogliśmy być tak naiwni, gdy zaczynaliśmy nasze badania. Pomysł zidentyfikowania latających w
spodkach ET wydawał się teraz bardzo płytki.
ROZDZIAŁ 11:
Umysłowość Szarych
Żeby poznać sposób myślenia Szarych, zdecydowaliśmy się dokonać teleobserwacji ich
świadomości, co wymagało z mojej strony wniknięcia do umysłu przynajmniej jednego z nich.
Przygotowując się do monitorowanej sesji (Typ 4), postanowiłem najpierw sam zbadać pojęcie
zbiorowej świadomości Szarych. Proszę pamiętać, że przy danych Typu 4, monitor nie informuje
teleobserwatora na temat celu aż do czasu zakończenia sesji. Może to być cel wybrany na chybił trafił
z opracowanej wcześniej listy, bądź całkiem inny, wybrany przez monitora cel, o którym
teleobserwator nie ma najmniejszego pojęcia.
Jednak przy danych Typu 1, pracuję sam i z góry wiem, jaki jest cel. W czasie takiej sesji solo,
kiedy podane są wstępne warunki związane z Typem 1, bardzo ważne jest, aby ściśle trzymać się
procedury protokołów SRV. Narzuca to pewne ograniczenia na to, co mogę robić po zlokalizowaniu
celu.
W tym rozdziale przytaczam wyniki dwóch sesji – w trakcie jednej z nich sam obserwowałem cel –
“zbiorowy umysł Szarych", druga sesja była monitorowana, a cel niemal identyczny. Materiał z sesji
solo przedstawiam w formie dialogu wewnętrznego.
Data: 27 listopada 1993
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 7119/5108
Piętnaście minut danych wstępnych wskazywało na duży ruch i energię.
Dostrzegam kolory szary i biały. Powierzchnie są błyszczące, przypominają stal. Odczuwa się tutaj
intensywne ciepło. Słyszę dziwny ćwierkający dźwięk.
Co do wymiarów, wyczuwam coś bardzo szerokiego i/lub otwartego. Wydaje się to nieskończone,
czy może ekspansywne, uniwersalne albo po prostu ogromne. Odnoszę nieodparte wrażenie, że to
coś, cokolwiek to jest, trwa i trwa. To coś nieskończonego, nieograniczonego.
Dostrzegam ruch. Wygląda to tak, jakby przedmioty i/lub energia wchodziła i wychodziła z
centralnego miejsca.
Teraz odbieram coś, co trudno przełożyć na słowa. Można by użyć określeń miłość i troska, ale
pojęcia te, tak jak je na ogół rozumiemy, w żaden sposób nie oddają tego szczególnego, niepomiernie
bardziej wszechogarniającego doznania. Wyczuwa się obecność opiekuna, matki lub właściciela
czegoś cennego. Jest to swego rodzaju dom, dom przekraczający wymiary, w którym panuje poczucie
nieskończonej wolności.
Posuwając się dalej, odkrywam również troskę o bezpieczeństwo. Coś jest nie w porządku. Panuje
tu strach, i to dosyć silny. Coś się dusi. Dostrzegam ruch statków, bardzo nowoczesnych statków. I
znowu czuję strach i troskę o bezpieczeństwo innych.
Odnoszę wrażenie, że Szarzy ugrzęźli. Przypomina to narodziny, podczas których dziecko utknęło
w kanale rodnym. Strach związany jest z tym stanem uwięzienia. Poczucie strachu otacza jednak
płaszcz spokoju.
Komentarz
Zbiorowa świadomość Szarych ochrania ich i odżywia. Jednocześnie, od wewnątrz paraliżuje ich
głęboki strach, który wiąże się z poczuciem uwięzienia. To tak jakby Szarzy bezskutecznie usiłowali
wyłonić się z jakiegoś stanu. Cisza otaczająca strach w jakiś sposób stabilizuje zbiorowy intelekt
(umożliwiając przetrwanie fizyczne) i pozwala na mniej straszną codzienną egzystencję. Poczucie
miłości i ochrony dobywające się z ich umysłu jest nieomal przytłaczające z ludzkiego punktu
widzenia. Ja osobiście zareagowałem na nie smutkiem i chyba współczuciem.
W dwa i pół miesiąca po tej sesji mój monitor postanowił, że będę pracował nad celem w ciemno.
Jak Czytelnicy będą mieli okazję zaobserwować, pod koniec tej sesji zmienił on pewien szczegół
dotyczący celu, zachęcając mnie w ten sposób do nieco innego podejścia do sprawy. Po podłączeniu
się do słuchawek, gawędziliśmy sobie jak zwykle (to znaczy gadaliśmy o wszystkim, poczynając od
nowego kawału, który usłyszał mój monitor, do perspektyw znalezienia wydawcy dla mojej książki), a
potem zaczęliśmy sesję.
Data: 11 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4 sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4384/8296
Dane wstępne wskazywały na poczucie płynności i ruch.
C.B.: “OK. Widzę kolory w rodzaju turkusu i niebieskiego. Dużo płynu. Powierzchnie skaliste i
gładkie. Odczuwam zarówno ciepło, jak i chłód. Czuję smak czegoś słonego i jakby zapach ryb.
Cokolwiek to jest, robi wrażenie szerokiego i ogromnego, bardzo głębokiego. Wyczuwam też energię".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “Robię rysunek... Naszkicowałem linię poziomą w poprzek kartki. W rubryce AOL zapisuję
'ryba i ocean".
MONITOR: “W porządku. Zapisz AOL. Faza Czwarta".
C.B.: “Widzę płyn. Dużo płynu. Ten płyn to żywe środowisko. Odnoszę wrażenie, że jest to miejsce
narodzin. Tutaj jest życie. Organizmy. To miejsce podlega ochronie".
“Poniżej płynu widzę jakiś pokój. To chyba laboratorium. Zapiszę to jako AOL."
“W porządku. W pokoju jest Szary. Wpatruje się we mnie. Szkicuję teraz jego twarz. Wygląda na
osobnika męskiego. Czuję, że powinienem wejść do jego umysłu. Co mam robić?"
MONITOR: “Pozwól, żeby ten problem rozwiązała twoja nieświadomość".
C.B.: “W porządku. Wchodzę... O rany!"
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Zostań w matrycy. Co widzisz? Zapisz to".
C.B.: “Panuje tutaj pustka. Głęboka pustka. Ale jednocześnie umysł przepełnia wielka
świadomość, powiedziałbym nawet uczucie totalnej świadomości, czymkolwiek ona jest. Ten gość ma
do wykonania zadanie. Jest pochłonięty pracą. Nie odczuwam tu obecności żadnych
powierzchownych uczuć charakterystycznych dla ludzi. Kiedy myślę o jakimś porównaniu, przychodzi
mi na myśl Stan Skupienia Focus 15 w Instytucie Monroe'a".
MONITOR: “Czy wyczuwasz jakąś wyższą istotę?"
C.B.: “Sam umysł jest zwierzchnikiem. To zbiorowa umysłowość. Zbiorowa umysłowość pełni
funkcję kontrolującą. Żaden umysł nie jest ważniejszy od innych. Wszyscy Szarzy mają ten sam
umysł. Są jednym i wszystkim".
MONITOR: “Czy mają jakiś cel?"
C.B.: “Podstawowy cel to przetrwanie i ewolucja. To jeden zbiorowy organizm, więc przetrwanie
stanowi dla niego wartość nadrzędną, tak jak w przypadku każdego organizmu. Nie istnieją żadne
różnice między poszczególnymi osobnikami".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Zrób wykres. .Zaznacz linię czasu w miejscu, w którym teraz jesteś
z tą istotą. Potem zaznacz punkt rozpoczęcia tej sesji. Umieść na linii czasu ważne punkty, a
następnie przejdź do matrycy Fazy 6".
C.B.: “W porządku..." Pauza. “Jestem teraz w matrycy. Odnoszę wrażenie, że znajduje się tu
zbiorowość wielu Szarych. Teraz czuję bardzo silne oddziaływanie. Tak jakby chcieli uwolnić się od
swoich fizycznych ciał. To desperackie dążenie, które oznacza dla nich życie lub śmierć. Sprawa
absolutnie najwyższej wagi dla przetrwania ich umysłu ...organizmu. Umysł jest teraz zamknięty.
Bezwzględnie musi uciekać. Gdzieś bardzo głęboko zbiorowość ta odczuwa panikę, ale nie jest to
panika w naszym rozumieniu tego słowa".
“Szarzy pracują z ludźmi i innymi na rzecz ucieczki. To przypomina wydostawanie się z tonącego
statku. Z całą pewnością towarzyszy temu panika."
MONITOR: “Jakie środowisko spełniałoby ich potrzeby?"
C.B.: “Będą mieć swoją planetę. Nie Ziemię. Oni mają zdolność tworzenia planet i podróżowania w
każde miejsce. Nie wyrzucą ludzi z Ziemi. Wszechświat jest na to za duży".
MONITOR: “A co z ich współpracą z Federacją?"
C.B.: “Szarzy są cieszącymi się dużym poważaniem członkami Federacji. Uczestniczą w wielu
przedsięwzięciach. Na swój sposób są dumni ze swej umiejętności współpracy z wieloma gatunkami
Federacji".
MONITOR: “Czy ludzie mogą pomóc w ewolucji Szarych?"
C.B.: “Nie technicznie. Konieczna pomoc leży w zakresie genetyki. Widzę również, że istnieją inne
sposoby pomocy, ale Szarzy nie są ich świadomi".
MONITOR: “Czy Szarzy znają pojęcie wolnego czasu?"
C.B.: “Nie rozumieją oni pojęcia wolnego czasu tak jak my. Dla Szarych czas stanowi kontinuum.
Czas wolny nawiązuje do potrzeby odpoczynku. W tym względzie dysponują oni czymś innym".
MONITOR: “Jaka jest długość ich życia według naszych norm?"
C.B.: “Szarzy mają pełną świadomość tego, że nie umierają. Ich ciała fizyczne są przez nich
postrzegane jak ubranie albo skorupa. Śmierć nie jest dla nich tak znaczącym pojęciem, jak dla nas".
MONITOR: “Jak długo żyje zatem ciało typowego Szarego?"
C.B.: “To zależy. Za średnią można jednak uznać dwieście lat życia na Ziemi".
MONITOR: “Skup się raz jeszcze na idealnym środowisku dla Szarych".
C.B.: “Cóż, nie jest to fizyczna planeta – taką mogliby mieć w każdej chwili. Idealne środowisko to
ewolucyjnie nowy zestaw indywidualnych ciał. Szarzy przechodzą proces powtórnych narodzin.
Przygotowują się do wyjścia ze zbiorowej tożsamości, którą zastąpią połączone ze sobą, lecz
indywidualne istoty".
“Wchodzę teraz głębiej... To interesujące. Oni odczuwają strach i zdziwienie w związku z tym, że
ludzie istnieją i prosperują jako indywidualne jednostki. Wiedzą coś na ten temat i potrzebują tego, ale
jednocześnie są przerażeni."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć czegoś na temat fizycznych spotkań Szarych z ludźmi".
C.B.: “Odbywa się obecnie wiele takich spotkań, ale na ogół ludzie nie uczestniczą w nich
świadomie".
MONITOR: “Jakie są warunki takiego spotkania, dotyczące miejsca i wymagań?"
C.B.: “Nawet Szarzy nie mają jasności w tej sprawie. Wiedzą, że spotkanie jest konieczne, ale nie
wiedzą, co zrobić, żeby do niego doszło. Na swój sposób obawiają się obcowania z ludźmi-
barbarzyńcami. Nie chcą zrezygnować z poczucia kontroli czy też władzy. Zdają sobie jednak sprawę,
że potrzebują pomocy, bo utknęli w martwym punkcie".
“Właśnie mnie zapytali, czy nie wiem, jak taka pomoc powinna wyglądać. Co im odpowiedzieć?"
MONITOR: “Powiedz, że nad tym popracujemy".
C.B.: “W porządku. Powiedziałem. Na swój sposób to doceniają".
MONITOR: “Zapytaj, czy w tę pomoc powinni też zaangażować się Marsjanie?"
C.B.: “Z ich strony nie może nadejść żadna pomoc, gdyż Marsjanie muszą uporać się z własnymi
problemami. Są chorzy i mają za mało czasu i środków, aby pomóc w tak skomplikowanym
przedsięwzięciu".
“Właśnie zaproponowałem Szarym spotkanie na neutralnym gruncie, ale moja propozycja została
odrzucona".
MONITOR: “Zapytaj, czy wobec tego nie zechcieliby spotkać się z nami na warunkach, które sami
by określili".
C.B.: “Przystali na ten pomysł. Z entuzjazmem. Powiedzieli, że od razu zabiorą się za
opracowywanie planu".
MONITOR: “Dobra, Courtney. Czas uciekać. Zapisz końcowy czas".
C.B.: “Fiu! To było coś. Będę potrzebował chwili wytchnienia po tej sesji. Dobra, możesz mi teraz
powiedzieć, jaki był cel?"
MONITOR: “Świadomość Szarych".
C.B.: “Nie jestem zaskoczony".
MONITOR: “Tak. Musimy to przemyśleć".
C.B.: “Pozwól, że zrobię sobie przerwę i zadzwonię później. Zaraz prześlę ci dane faksem.
Wkrótce pogadamy".
Komentarz
Chociaż nie rozumiem dlaczego, wydaje się, że planeta, na której wylądowałem na początku sesji,
ma duże znaczenie dla Szarych. Faktycznie, pod wieloma względami przypomina ona świat Szarych,
zwłaszcza, jeśli chodzi o oceny. Nie wiem jednak, czy to naprawdę to samo miejsce. Odnoszę również
wrażenie, że planeta ta jest w jakiś sposób połączona ze świadomością tych istot, ale nie wiem na
jakiej zasadzie.
W oparciu o własne badania teleobserwacyjne, jak również na podstawie licznych relacji porwań
przez UFO twierdzę, że Szarzy porozumiewają się telepatycznie. Z grupami Szarych często
utożsamia się poczucie zbiorowego umysłu czy zbiorowej świadomości. O ile kiedykolwiek mamy
współpracować z Szarymi, musimy postarać się zrozumieć ich mentalność. Jeżeli Szarzy naprawdę
są zaangażowani w program inżynierii genetycznej, obejmujący zarówno ludzi jak i inne gatunki, być
może potrzebują ludzkiej pomocy podczas tego szczególnie trudnego okresu swej ewolucji. Dlatego
musimy mieć otwarte umysły i pozbyć się w tym względzie wszelkich uprzedzeń.
Tak jak z całą pewnością twierdzę, że świadomość Szarych ma charakter mentalności zbiorowej,
widzę też wyraźnie, że muszą oni ewoluować i przejść do nowego etapu. Zbiorowy intelekt Szarych
ma wiele aspektów pozytywnych. Najwyraźniej poszczególni członkowie ich społeczności nie
rywalizują ze sobą w ewolucyjnej, darwinowskiej batalii o przewagę. Po prostu toną albo płyną razem.
Ludzie mogliby się tego od nich nauczyć.
Biorąc pod uwagę sposób, w jaki literatura (patrz Jacobs 1992 i Mack 1994) opisuje spotkania ludzi
z Szarymi, trudno się dziwić, że działalność tych ostatnich z punktu widzenia Ziemian może być
odbierana jako wroga. Równie dobrze może się jednak okazać, że Szarzy bardziej przypominają
uciekającą kawalerię niż nacierającą armię. Być może robią rzeczy, których nie rozumiemy bądź nam
się nie podobają, ale nie są źli – tego jestem pewien. Po prostu, jak na razie nie rozumiemy tego
gatunku.
Moje doświadczenia w zakresie teleobserwacji w żaden sposób nie wskazują na to, jakoby Szarzy
byli do nas wrogo usposobieni. Być może obawiają się ludzi i tego, co reprezentujemy, ale tak samo
nas potrzebują, zarówno w sensie duchowym, jak i fizycznym. Jeśli nie osądzimy ich zbyt pochopnie,
być może pomogą nam w naszym ewolucyjnym przetrwaniu.
Krótko mówiąc, musimy dowiedzieć się znacznie więcej o nich, o sobie i o roli, jaką mamy do
odegrania w tym interesującym dramacie. Myślę, że postąpimy mądrze nie osądzając innych ras
przynajmniej do czasu, gdy zapoznamy się z całą galaktyczną społecznością istot rozumnych.
ROZDZIAŁ 12:
Przechowalnia Ludzi
Zarówno ja, jak i mój monitor słyszeliśmy wiele relacji porwanych osób, które utrzymywały, że
przynajmniej część istot pozaziemskich pochodzi z gwiazdozbioru Plejad. Nie wiedzieliśmy, skąd
wzięła się ta informacja, o ile w ogóle była to informacja, nie zaś nie poparta niczym pogłoska. W
ramach testu, zdecydowaliśmy się więc dokonać teleobserwacji gwiazdozbioru Plejad w poszukiwaniu
zdolnego do odczuwania życia. Jak się okazało, był to wysiłek warty zachodu.
Data: 10 marca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 2805/2070
Dane wstępne wskazywały na silną energię i solidne, sztuczne konstrukcje.
C.B.: “Widzę bardzo jasne światło. Ostrą biel i żółć. Panują wysokie temperatury. Czuję smak
spalenizny i zapach dymu. Słyszę też jakiś płacz. Gdziekolwiek jestem, miejsce to wydaje się
olbrzymie, przestronne, obdarzone dużą energią, promienne i okrągłe. W jakiś sposób jest ważne i...
dziwne".
MONITOR: “Faza 3"
C.B.: “Szkicuję horyzont; coś pali się na ziemi, a niebo jaśnieje dziwnym blaskiem".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem w matrycy. Nadal odbieram światło, spaleniznę i wysokie temperatury.
To coś na niebie jest okrągłe i ogniste. Jestem teraz na ziemi. Wypatrzyłem dwa typy istot. Jeden typ
znajduje się na ziemi, a drugi w powietrzu, prawdopodobnie w jakimś pojeździe".
“Teraz odbywa się tu jakaś intensywna praca. Istoty w powietrzu, blisko światła, są bardziej
rozwinięte niż te na ziemi. Ależ to światło jest jasne! Nie mogę wykoncypować, co oni tam robią. Być
może są w jakimś pojeździe, ale za każdym razem, gdy spoglądam w górę, poraża mnie światło."
“Skupiam się teraz na ziemi; jest tu kurz, trawa i ludzie noszący zwykłe amerykańskie ubrania.
Pozwól, że to sprawdzę. Tak. Spodnie, skarpety, buty... Ludzie są dość wzburzeni. Wyczuwa się
strach i słychać płacz. Ludzie sprawiają wrażenie oślepionych i przerażonych świecącym na niebie
obiektem."
“Nadal jestem z ludźmi na ziemi. Wygląda na to, że tworzą rodzinę – kobieta, mężczyzna i dziecko.
Dziecko płacze."
“Patrzę teraz w górę i śledzę inne istoty... Znajdują się w obiekcie, nie w tym świecącym czymś.
Wchodzę teraz do środka. Obiekt ma okrągłe wnętrze. Widzę istoty i przybliżam się, żeby im się
przyjrzeć. Przypominają Szarych."
MONITOR: “Courtney, przejdź do Fazy 6. Zrób wykres czasu. Zaznacz czas celu na linii, a potem
nanieś czas bieżący". Pauza. “Teraz zaznacz rok 2000." Zaznaczam rok 2000 nieco później niż czas
celu. “Wejdź do matrycy. Teraz skoncentruj się na jakichś ważnych wydarzeniach dotyczących ludzi."
C.B.: “Wygląda na to, że ludzie tu wyemigrowali".
MONITOR: “A co z tym płaczem?"
C.B.: “Płacz mogło wywołać pojawienie się obiektu świetlnego. W każdym razie, kiedy ludzie
patrzą w górę, są zdenerwowani. Chociaż niewykluczone, że denerwuje ich pojazd Szarych.
Cokolwiek by to nie było, jest związane z czymś na niebie".
MONITOR: “Opisz ludzi".
C.B.: “Mają białą skórę. Wyglądają na farmerów, ale nie są prymitywni. Jest im wygodnie, być
może mieszkają tu lub odwiedzają pobliskie miasto czy wioskę. Naprawdę przypominają przeciętnych
Amerykanów".
MONITOR: “Wróć do tego, co jest na niebie".
C.B.: “Jest to albo jeden bardzo jasny pojazd, chociaż to mało prawdopodobne, albo dwa
oddzielne obiekty, z których jeden jest pojazdem, a drugi czymś bardzo jasnym. Trudno stwierdzić,
ponieważ to coś góruje nad wszystkim. Cokolwiek to jest, pojazd jest zawieszony ponad ludźmi na
lądzie, a istoty nim kierujące nie zamierzają nikogo krzywdzić".
MONITOR: “Spróbuj poznać zamiary istot w pojeździe".
C.B.: “One spełniają tu jakąś misję. To dla nich rutynowa praca. Czy mam wrócić do wnętrza
pojazdu?"
MONITOR: “Zamiast tego skup się na zadaniu 'odwiedzanie innych miejsc i czasów'".
C.B.: “W porządku... O rany! Odrzuciło mnie na dużą odległość. Tak jakby ktoś pociągnął mnie za
sznurek. Jestem teraz tysiące mil od powierzchni planety typu Ziemia. Są tu chmury, woda, oceany i
ląd. Nie do wiary! Pierwszy i drugi cel wydają się być oddzielone od siebie czasem, przestrzenią,
wszystkim".
MONITOR: “Na diagramie Fazy 6 za pomocą małego kółka zaznacz położenie tej planety. Potem
postaw kółko na papierze w miejscu, gdzie, jak ci się wydaje, znajduje się cel pierwotny". Przerywa,
podczas gdy ja rysuję. “Teraz zbadaj piórem, w którym miejscu na kole znajduje się nowa planeta i
powiedz mi, ile ma słońc."
C.B.: “Tylko jedno".
MONITOR: “W porządku. Teraz zbadaj, gdzie znajduje się pierwotny cel i powiedz, ile on ma
słońc".
C.B.: “Do licha. Ma dwa słońca, jedno duże, żółte, i mniejsze, białe, karłowate. Jak to możliwe?"
MONITOR: “Nie analizuj. Trzymaj się struktury. Courtney, wróć do swojego diagramu z Fazy 3, na
którym miałeś jasny obiekt na niebie. Zbadaj ten obiekt i wrzuć dane do matrycy Fazy 6".
C.B.: “Poczekaj... Kiedy spoglądam w górę, wygląda to jak meteor. Emituje dużo energii. To jest
jasne, jaśniejsze od naszego słońca".
MONITOR: “Zróbmy sobie przerwę. Prześlij mi faksem dotychczasowe dane, a potem zadzwoń".
C.B.: “W porządku. Zadzwonię za parę minut".
Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, chcę żebyś zdobył więcej informacji na temat ludzi na lądzie".
C.B.: “W porządku... Znów jestem z ludźmi. Oni nie dostrzegają mojej obecności. To rodzina:
mężczyzna, kobieta i dziecko. Dziecko znowu płacze. Wyglądają i odczuwają tak samo jak ludzie, a
nawet Amerykanie. Mężczyzna ma brodę, długą, kędzierzawą brodę. Kobieta ma blond włosy. Noszą
kolorowe ubrania. Panuje tu przyjemna temperatura, jest ciepło. Mężczyzna jest teraz
zdezorientowany. Naprawdę nie rozumie, co się dzieje".
MONITOR: “Dobrze. Teraz skup się na istotach w obiekcie".
C.B.: “To są Szarzy. Oczywiście wiedzą o ludziach. Hmmm. To dziwne. Szarzy wiedzą, że tutaj
jestem. Właśnie zwrócili na mnie uwagę. Próbują przekazać mi jakieś informacje. Jak dla mnie, trochę
za szybko".
“Szarzy są odrobinę zdezorientowani. Tak jakby coś innego zajęło ich uwagę. Wygląda na to, że
się w czymś nie zgadzają. Być może usiłują wymyśleć jakiś sposób przekazania mi informacji."
“Wszystko się wyjaśniło. Ci ludzie pochodzą z Ziemi. Przesiedlili ich tutaj Szarzy. Ludzie nie wiedzą
wszystkiego. Nie wiedzą nawet, gdzie się znajdują."
MONITOR: “Jaki jest powód przesiedlenia?"
C.B.: “Stawką jest przetrwanie gatunku. Po katastrofach klimatycznych potrzebne będzie nowe
miejsce do życia".
MONITOR: “Badaj dalej. Dowiedz się czegoś więcej".
C.B.: “W punkcie czasowym celu nadal odbywa się przesiedlanie, ale w naszym czasie bieżącym
jeszcze do niego nie doszło. Obecnie trwają tylko przygotowania. Czekając, aż ludzie sami się
zniszczą. Szarzy przygotowują planetę klasy M".
MONITOR: “Co jeszcze jest przesiedlane?"
C.B.: “Dominuje materiał genetyczny. Potrzebują zróżnicowanego materiału genetycznego, żeby
zapewnić przetrwanie bardziej rozwiniętego banku genów".
MONITOR: “Idź za wskazówką 'konieczne zmiany genetyczne'".
C.B.: “Musi nastąpić silniejsza łączność pomiędzy duchem a ciałem. Obecnie istniejące geny
pomniejszają tę więź. Taka struktura genów była konieczna do przetrwania w przeszłości, ale na
obecnym etapie wzrostu i przetrwania potrzebne będą nowe lub zmodyfikowane geny".
MONITOR: “W porządku, Courtney, zakończymy w tym miejscu. Zapisz czas zakończenia".
C.B.: “Zrobione. No dobra, co to było?"
MONITOR: “To był gwiazdozbiór i kultury Plejad".
Tu nastąpiła długa przerwa w naszej rozmowie.
C.B.: “Nie żartujesz?"
MONITOR: “Słowo. To były Plejady".
C.B.: “Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?"
MONITOR: “Courtney, jestem w tym biznesie na tyle długo, że nic mnie już nie dziwi. Ale to jest
naprawdę coś".
Komentarz
Cel tej sesji doprowadził nas do planety klasy M, okrążającej podwójne słońce około roku 2000.
Przed tą sesją miałem wątpliwości, czy w zasięgu podwójnej gwiazdy może istnieć życie.
Niewykluczone, że Szarzy umieścili jakiś rodzaj ochrony środowiskowej na planecie lub w jej pobliżu,
tak, aby można ją było zamieszkiwać.
W bliskiej przyszłości na planecie tej znajdą się ludzie, przesiedleni tam z Ziemi przez Szarych. Nie
wiem, czy inni mieszkańcy Ziemi będą tego świadomi w trakcie lub po tym wydarzeniu. Może się to
odbyć po cichu, a wtedy jedynym źródłem informacji na temat tego nowego świata może okazać się
teleobserwacja. W badanym przez nas punkcie czasowym ludzie byli przestraszeni, zdezorientowani i
nie wiedzieli gdzie się znajdują.
Celem przesiedlenia jest zachowanie banku genów ludzi, to znaczy utrzymanie możliwie
największego zasobu genetycznego. W późniejszym okresie konieczna będzie pewna manipulacja
genetyczna, by u przyszłej rasy ludzkiej nastąpiło wzmocnienie łączności pomiędzy ciałem a umysłem.
Ten brak łączności jest prawdopodobnie skutkiem naszych obecnych tendencji destrukcyjnych,
tendencji, które prowadzą całą ludzkość do ekologicznych i klimatycznych katastrof na skalę całej
planety. Wygląda więc na to, że niektórzy wybrani znajdą bezpieczne schronienie w kosmosie,
podczas gdy reszta ludzkości dopełni żywota w bratobójczych walkach na Ziemi.
To był pierwszy raz, gdy od jednego z Szarych otrzymałem informacje na temat naszych
przyszłych problemów, niestety nadal nie znam dat zagrażających ludzkości katastrof. Mój monitor
zapoznał mnie z innymi danymi teleobserwacyjnymi, potwierdzającymi, że Szarzy zaopatrują się także
w próbki ziemskich roślin i zwierząt. Jeżeli to prawda, należy sądzić, iż dokonują biologicznej adaptacji
planety w systemie Plejad.
Zachodzę w głowę, ile gatunków w naszej galaktyce skorzysta z takich międzygwiezdnych akuszerek
jak Szarzy. I co stanie się z ludźmi, którzy pozostaną na Ziemi? Czy zginą, czy będą ewoluować w
inny sposób niż przesiedleni na Plejady ich bracia i siostry?
ROZDZIAŁ 13:
Sprawdzian Wiarygodności #1
Dotychczas opisałem wyniki dziesięciu sesji SRV. (Dwie sesje zostały zaprezentowane w rozdziale
na temat umysłowości Szarych). Przedstawiłem tak wiele nowych koncepcji i odkryć, że Czytelnicy
zapewne zastanawiają się, czy to wszystko nie jest przypadkiem wytworem mojej fantazji. Również
teleobserwatorzy są zaskoczeni. W odpowiedzi na ewentualne zarzuty tego typu obraliśmy cel, który
nazywamy “skalowaniem celu". To coś, co można z łatwością sprawdzić i służy przede wszystkim jako
miernik wiarygodności protokołów SRV.
Postanowiliśmy z moim monitorem poddać analizie kilka celów skalujących. Obecna sesja zawiera
dane Typu 4, co oznacza, że nie miałem żadnej informacji na temat celu, ani przed, ani w trakcie sesji.
Sesja była monitorowania na odległość, a trwała około dwudziestu pięciu minut.
Data: 1 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4933/4876
Dane wstępne wskazywały na złożoną budowlę, wzniesioną przez człowieka.
C.B.: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, jak cement. Jest ciepło. Dostrzegam coś
masywnego, ciężkiego, nawet ogromnego. Domyślam się, że to miasto, więc pozwól, że zapiszę to
jako AOL".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “W porządku. Mam diagram, który wygląda jak plan miasta. W środku znajduje się główna
budowla, a dwie inne po bokach".
MONITOR: “Dobra. Znajdź budowlę celu i wykonaj operację przemieszczenia".
Długa pauza.
C.B.: “Dostrzegam teraz kolory – szary i biały. Powierzchnie są gładkie i błyszczące. Panuje
przyjemne ciepło. Słyszę jakieś dźwięki – furkotania albo bzyczenia. Figury są różne: niskie, szerokie,
wąskie, a nawet pękate".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “Właśnie zrobiłem szkic kwadratu. To może być wszystko, poczynając od pokoju, na pudełku
kończąc".
MONITOR: “Faza 4".
C.B.: “Wypełniam teraz matrycę. Widzę rzeczy przypominające papier. Jest tu coś płaskiego i
poziomego. Wygląda na biuro".
MONITOR: “Idź za wskazówką 'działalność'".
C.B.: “W porządku. W pobliżu chodzą ludzie. Mają na sobie ubrania biznesmenów. Tak mężczyźni
jak i kobiety noszą marynarki i spodnie. W pokoju znajduje się biuro. Zdaje się, że na nim leży jakaś
księga".
“Przy biurku siedzi mężczyzna. O rany! To ważny gość".
MONITOR: “Wpisz to 'o rany' do kolumny AOL i idź dalej".
C.B.: “Tak, lepiej zapiszę to jako AOL. Gapię się na prezydenta Clintona. Patrzę mu prosto w
twarz, kiedy tak siedzi przy swoim biurku".
MONITOR: “Przerywamy sesję. Celem był 'Gabinet Owalny / Biały Dom, Waszyngton'".
Chichot po obu stronach słuchawki.
C.B.: “To by było na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie tajemnic państwowych".
MONITOR: “Mogłem kazać ci wniknąć do umysłu prezydenta, ale byłoby to naruszenie
prywatności. Poza tym, wypełniliśmy właściwy cel tej sesji".
C.B.: “Materiał zaraz prześlę ci faksem".
MONITOR: “Świetnie. Doskonała sesja, Courtney. Trzymaj się".
Komentarz
Implikacje tej sesji w sprawach dotyczących utrzymania tajemnic państwowych są oczywiste. Ale
jest i inna kwestia. Teraz powinno być jasne, skąd ET wiedzą o nas tak dużo, a my na ich temat tak
niewiele.
Trudno o coś bardziej zakłócającego spokój agencji rządowych niż fakt, że cały nasz obecny tajny
aparat jest przestarzały. Podejrzewam, że istoty pozaziemskie chcą, byśmy doznali niepokoju w tym
względzie. Niepokojąc nas, zwracają naszą uwagę na coś, co jest bardzo ważne dla naszego rozwoju.
Jeżeli rzeczywiście mają taki plan, mogę tylko stwierdzić, że wydaje się on w najwyższym stopniu
sprytny w swoim zamyśle. Zastanawiam się, nie bez nadziei, jakie są szansę jego powodzenia.
ROZDZIAŁ 14:
Przełom Dyplomatyczny
Pewnego dnia mój monitor doniósł mi, że w trakcie sesji SRV pewnej kobiecie udało się dotrzeć do
własnego porwania. (Najwidoczniej została porwana przez UFO, wiele lat wcześniej, w klasyczny
sposób. Sesja, do której nawiązywał mój monitor, została przeprowadzona w ściśle kontrolowanych
warunkach danych Typu 4 (teleobserwator nic nie wie, monitor zna wstępne dane). Niezwykłe w tej
sesji było to, że w ogóle udało się zaobserwować porwanie przez UFO. (Poprzednio nie było to
możliwe, gdyż za każdym razem otrzymywano fałszywy sygnał.) Wówczas nie wyciągaliśmy jeszcze
żadnych wniosków z tego wydarzenia. Kilka dni po naszej rozmowie, dowiedzieliśmy się, dlaczego
stało się to możliwe.
Data: 31 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3701/5475
Dane wstępne wskazywały na cel związany z suchym lodem i budowlą wzniesioną przez człowieka.
C.B.: “Widzę odcienie brązu, nierówne, drewniane powierzchnie. Przyjemnie ciepło. Czuję zapach
jakby terpentyny, dochodzący z zewnątrz, od strony lasu. Zapiszę to na AOL jako 'las'".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 3, a potem do Czwartej".
C.B.: “Widzę drewnianą budowlę, coś jakby dom. Wchodzę do środka. Jest tu drewniany stół, nie
pierwszej młodości. Wewnątrz miejsce to przypomina kwadrat, no, może prostokąt. To bardzo proste
mieszkanie".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Wykonaj operację przemieszczenia". Przenoszę się na wysokość
500 metrów nad budynkiem.
C.B.: “Niedaleko budowli znajduje się góra i droga. W pobliżu jest również rzeka i wodospad.
Chcesz, żebym to zbadał?" Monitor nakazuje mi wykonać różne procedury, mające na celu określenie
położenia budowli względem pobliskich punktów orientacyjnych.
MONITOR: “Courtney, wróć do Fazy 4 i wejdź do budowli. Pozwól rozwiązać ten problem
nieświadomości".
C.B.: “Daj mi sekundę. Dobra, wewnątrz domu czuję silny strach. Jest noc; doznałem małego
przemieszczenia w czasie. Wyczuwam działalność ET – chodzi o porwanie. Zapisuję to jako AOL, ale
z linii sygnału".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Kontynuuj".
C.B.: “Nadal widzę stół i drewnianą podłogę. Ale teraz pełno tu Szarych. Niektórzy z nich wydają
się unosić w powietrzu. Noszą uniformy i przemieszczają się szybko, tak jakby mieli do wykonania
jakiś plan, który wypełniają w wielkim pośpiechu".
“Dostrzegłem teraz kobietę. Wygląda na to, że znajduje się w centrum ich zainteresowania.
Lewitują ją przez okno. Nie wydaje mi się żeby okno było otwarte. Ona przez nie przeniknęła!
Wychodzę na zewnątrz za nią i za Szarymi."
“Świeci tu bardzo jasne światło. Rozglądam się. Szarzy zabierają kobietę na duży statek ET.
Szkicuję teraz statek. Rysuję też scenę, jaka rozegrała się wewnątrz domu."
MONITOR: “Przeniknij do umysłu jednego z Szarych. Dowiedz się, co zamierzają".
C.B.: “Poczekaj. To projekt przetrwania, to ich praca. Oni z tego żyją".
MONITOR: “Teraz wejdź do umysłu kobiety. Zostań w matrycy Fazy 4".
C.B.: “Ona przeżywa tę sytuację na kilku poziomach. Na zewnątrz wydaje się spokojna. W głębi
jest przerażona. Dalej w głąb, na poziomie podświadomości, jest szczęśliwa, można nawet
powiedzieć, że nie posiada się z radości".
MONITOR: “Jakie są kryteria selekcji?"
C.B.: “Ona sama siebie wybrała. Zgłosiła się na ochotnika".
MONITOR: “Wejdź na pokład statku. Zostań w Fazie 4".
C.B.: “Wchodzę. O rany!"
MONITOR: “Wrzuć wrażenia estetyczne do matrycy i idź dalej".
C.B.: “Pełno tu Szarych. Widzę dużo stołów operacyjnych. To rozległe miejsce, o dużej
aktywności. Wszyscy Szarzy są bardzo zajęci. Na pokładzie znajdują się inni ludzie, najwyraźniej
wszyscy zostali przywiezieni przez Szarych".
MONITOR: “Czy na pokładzie są jakieś inne rodzaje istot pozaziemskich?"
C.B.: “Na tym statku są tylko ludzie i Szarzy. Kobieta z drewnianego domu leży teraz na stole.
Krzyczy. Wysoki Szary zagląda jej między nogi. Badają ją i coś robią".
“Wygląda na to, że zostałem zauważony. Ktoś chce żebym zobaczył pewne rzeczy. Czuję się tak,
jakby mnie przepychano przez przejście lub przez drzwi. Mam wrażenie, że ktoś usilnie chce, żebym
coś zobaczył."
“Znajduję się teraz w macicy kobiety. Jest tu płód. Wyczuwam światło, być może sztuczne, które
oświetla to miejsce. Płód znajduje się u wylotu. Przyglądam się usuwaniu płodu. Płód jest już poza
ciałem kobiety. Ona jest bardzo spokojna, wyczerpana, być może bezradna. Możliwe, że zemdlała.
Płód zostaje szybko umieszczony w czystym zbiorniku z płynem".
MONITOR: “Jak długo płód przebywa w zbiorniku?"
C.B.: “W tym konkretnym przypadku krótko. Informuje mnie o tym Szary, który wciąż stoi obok
mnie. Spełnia chyba funkcję pielęgniarki albo akuszerki – swego rodzaju stróża. Szary mówi mi, że
dzieci są wyciągane, kiedy dojrzeją. Potem idą do wielkiego zbiornika i pozostają tam aż do chwili, gdy
są całkowicie gotowe. Ostatecznie, wyjęcie przypomina normalny poród".
MONITOR: “Od jak dawna to trwa?"
C.B.: “Dowiaduję się, że ostatnio nastąpił wielki przełom w stosunkach z ludźmi. Podjęto decyzję,
żeby wyjaśnić ludziom (to znaczy nam) całe przedsięwzięcie. Szarzy nie będą już przeszkadzać w
naszych próbach teleobserwacji. Możemy teraz do woli oglądać tak zwane porwania. Oni mają
nadzieję na zmianę stosunków między ludźmi a Szarymi i ze swojej strony robią to wielkie ustępstwo
(chociaż może nie jest to najlepsze słowo). Chcą współpracować z Ziemianami".
“Ich obecna wzmożona działalność wiąże się z nową operacją. Przedsięwzięcie przyjęło nowy
kierunek, który pozwoli Szarym i ludziom na samostanowienie."
“Najwidoczniej zmiana ta została podyktowana nowymi decyzjami Federacji. Od Szarych wymaga
się niesienia pomocy ludziom. Panuje absolutne poczucie wdzięczności za to, co ludzie – dobrowolnie
– zrobili dla Szarych."
MONITOR: “W porządku, na razie wystarczy. Kończ sesję".
C.B.: “Trochę to trwało. Jestem wyczerpany. Dobra, powiedz mi, jaki był cel".
MONITOR: “Federacja / obecnie operacja na Ziemi".
C.B.: “Hmm. Zdaje się, że wszystko od tej pory będzie wyglądało inaczej".
Komentarz
Należy zauważyć, że sesja ta odbyła się zaledwie w parę tygodni po wypuszczeniu na rynek
książki Johna Macka na temat zjawiska porwań przez ET. W obszernej literaturze tego typu podejście
Macka wyróżnia się przychylnym nastawieniem do Szarych. Być może Szarzy zdecydowali się na
zmianę taktyki w stosunku do teleobserwacji, ponieważ doszli do wniosku, że jesteśmy już w stanie
zrozumieć zjawisko porwań bez strachu, tak typowego dla naszych poprzednich reakcji na ich
działalność. Może też stwierdzili, że nie da się ukryć ich działalności przed teleobserwatorami
wziąwszy pod uwagę fakt, że tak dużo informacji zostało już odkrytych przy pomocy podstawowego
narzędzia badawczego, jakim jest hipnoza. Pozostaje jednak możliwość, że Szarzy pozwolą nam
śledzić swoje poczynania dzięki pozytywnemu wydźwiękowi książki Macka, w przekonaniu, że mogą
teraz liczyć na uczciwą ocenę swoich działań.
Po tej sesji mój monitor współpracował z wieloma teleobserwatorami, którzy badali porwania przez
ET w ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4. Wynika z nich, że w maju 1994 roku Szarzy zmienili
swoje podejście do współpracy z ludźmi, co stanowi bardzo ważny akt, świadczący o ewolucyjnej
zmianie w ich sposobie myślenia o ludziach. Teraz w większym stopniu uważają nas za równych
sobie, przynajmniej w tym sensie, że możemy dowolnie obserwować ich działalność. Podejrzewam, że
jest to zwiastun dużo bardziej rozbudowanej współpracy w przyszłości.
Być może najważniejsze w tej całej sesji było to, że przynajmniej jedna porwana osoba poddała się
porwaniu dobrowolnie. W skomplikowanej strukturze świadomości tej kobiety można było wyróżnić
kilka warstw. Na głębokim poziomie zdawała sobie sprawę z porwania i chciała w nim uczestniczyć.
Jednak jej świadomy umysł nie pamiętał żadnej uprzedniej zgody na takie uczestnictwo, ani nie chciał
brać udziału w dalszym ciągu tego, co wydawało się jej okropne.
Biorąc pod uwagę wielowarstwową strukturę ludzkiej świadomości, jestem w stanie zrozumieć
pewną dezorientację Szarych i to, że ich sposób dokonywania porwań może nam się wydawać
bezduszny. Możliwe, że Szarzy nie przejmują się ludzką paniką, ponieważ pozostają świadomi
pierwotnej zgody danej osoby na uczestnictwo (która mogła mieć miejsce jeszcze przed narodzinami
fizycznymi). Prawdopodobnie zakładają, że zostanie im to wybaczone, jak tylko umrze fizyczne ciało
porwanego, a jego osobowość uwolni się od poplątanego wpływu świadomości fizycznej.
Wygląda na to, że ostatnie działania ludzi zachęciły Szarych do zmiany w zachowaniu. Jeżeli Szarzy
naprawdę starają się pomóc ludziom tak samo jak sobie, mogą dużo zyskać, traktując nas jak
aktywnych partnerów w swoim przedsięwzięciu.
ROZDZIAŁ 15:
JEZUS
W miarę jak nasze badania posuwały się naprzód, coraz bardziej stawało się dla mnie jasne, że ich
implikacje będą fundamentalne dosłownie dla całej ludzkości. Postanowiłem więc dodać do naszej
listy parę nowych celów. Cele te stanowiły osoby, które prowadziły ludzkość w krytycznych
momentach naszej historii – nauczyciele, do których wielu zwracało się o radę. Jedną z takich osób
był bez wątpienia Jezus.
Na początku mój monitor wahał się, czy należy to uczynić. Myślę, że miał ku temu kilka powodów.
Podchodziłbym do celu w ciemno, w tym sensie, że znałbym jedynie numery współrzędne sesji,
mogłoby się więc wydawać, że nie jest to najwłaściwszy sposób zwracania się do Jezusa. Najbardziej
jednak obawialiśmy się tego, że Jezus mógłby nie zechcieć wziąć udziału w naszych badaniach i że
zignorowałby naszą prośbę o rozmowę. Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy, co może się wydarzyć.
Problem jeszcze bardziej komplikował fakt, że rozszerzyliśmy cel SRV w stosunku do jego
pierwotnej struktury. Pierwotnym celem SRV było uzyskanie opisowej informacji na temat miejsca
fizycznego poprzez bierny akt obserwacji. Z chwilą, gdy zaczęliśmy poddawać teleobserwacji istoty
myślące, świadomie staraliśmy się z nimi porozumieć. Nie było powodu, żeby przypuszczać, że nie da
się tego dokonać, ponieważ byliśmy w stanie nawiązać kontakt z istotami niefizycznymi, na które
przypadkowo natknęliśmy się podczas teleobserwacji. Jednak nigdy przedtem dialog nie stanowił celu
sesji. Zatem sesja ta pomogła dokonać znaczącego postępu w rozwoju SRV. Obecnie wiemy z całą
pewnością, że naukowej teleobserwacji można z powodzeniem użyć jako wiarygodnego środka
komunikacji.
Rozdział ten obejmuje dane z dwóch sesji, w których naszym celem był Jezus. Prawdę mówiąc,
druga sesja okazała się konieczna, ponieważ mój monitor pod koniec sesji stracił głowę. Zanim
zdążyłem zadać Jezusowi choćby jedno pytanie – przerwaliśmy doświadczenie. Gdy potem podał mi
identyfikację celu, ja również byłem zaskoczony. Nie mogliśmy się nadziwić, że Jezus nie ma nic
przeciwko temu, że zwracamy się do niego o radę w ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4.
Zainteresowało nas również to, że chętnie przystał na rolę nauczyciela w ramach protokołów SRV, w
tym sensie, że zanim spotkaliśmy się z nim twarzą w twarz, urządził dla nas swego rodzaju pokaz.
Data: 2 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8863/8473
Dane wstępne początkowo wskazywały, że cel związany jest z mocną budowlą, wzniesioną przez
człowieka.
C.B.: “Słyszę jakąś maszynerię. Jest ciepło, czuć gorzki smak i zapach dymu. Wyczuwam tutaj
dużo energii i aktywności, skupionych w jednym miejscu. Zapisuję to na AOL jako 'miejsce budowy'".
Przechodzę do szkicu Fazy 3. Rysuję scenerię z budowlami, dymem, pojazdami i czymś w rodzaju
szybu".
MONITOR: “Zapisz to jako własne wnioski i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Czuję dym, spaleniznę, smród. Miejsce wydaje się zatłoczone. Odbywa się tu
jakaś działalność. Jeśli chodzi o atmosferę emocjonalną, odczuwam gorączkowy niepokój".
“Widzę teraz co najmniej jeden pojazd. W środku są jakieś istoty. Noszą ubrania – robocze rzeczy,
dżinsy. Na głowach mają kapelusze. Co do emocji, to znowu odbieram panikę związaną z tym
miejscem. Nadal wydaje mi się, że jest to miejsce budowy. Zapiszę to jako AOL linii sygnału."
MONITOR: “Skup się na budowli".
C.B.: “Poczekaj... Ci ludzie coś robią. Budowlani się spieszą. Przenoszę się teraz w czasie do
przodu... Widzę duży, błyszczący budynek. Odbieram silne AOL linii sygnału. To wygląda jak ta nowa
przychodnia, którą budują tutaj w Uniwersytecie Emory".
MONITOR: “Wejdź do budynku i przeniknij do umysłów ludzi, których tam spotkasz".
C.B.: “Mają tu ważki problem zdrowotny, zmartwienie na skalę planety. Wydaje się, że istnieje
jakieś połączenie między umysłami tych ludzi a Centrum Kontroli Chorób. Doznaję bardzo silnego
AOL. Znam ten budynek. To nowy szpital, który jest w budowie w Emory, zaraz obok CDC".
MONITOR: “Możesz to zapisać jako AOL. Potem zajmij się problemem zdrowia".
C.B.: “Jest wiele problemów w wielu miejscach świata. To połączenie głodu z chorobą. Rozwinęły
się nowe choroby, nowe formy bakterii, nowe wirusy, nawet mutacje popromienne. Ludzie w szpitalu
usiłują wymyśleć jakieś sposoby opanowania sytuacji, która wymyka im się spod kontroli".
MONITOR: “Skup się na motywie przewodnictwa / pomocy".
C.B.: “OK. Poczekaj. Ludzie muszą wrócić do podstaw życia. Wychodzi na to, że doraźna pomoc
techniczna na nic się nie przyda".
“Poczekaj, coś się dzieje. Teraz widzę, że informacje z całej sesji pochodzą od jakiejś istoty.
Podchodzę do niej. Hmm. Jest półprzeźroczysta. Ma na sobie szatę, a jej włosy sprawiają wrażenie
utkanych ze światła. Czuję potężną obecność duchową. Ten człowiek to chyba Jezus. Zapiszę to jako
AOL linii sygnału. Odczuwam teraz wielką miłość, promieniującą od tej postaci."
“Mówi mi, że sytuacja została tak zaaranżowana, by nie istniało żadne rozwiązanie problemu.
Chodzi o to, żeby wyrwać ludzi z ich fizycznej matni i w ten sposób ocalić rasę."
Komentarz
W tym punkcie sesji dało się zauważyć zmianę w głosie mojego monitora. Wydawał się
zdenerwowany i szybko zdecydował o zakończeniu sesji. Zapytałem go, jaki był cel, a on po chwili
odpowiedział: “Jezus".
Wciąż jeszcze będąc w stanie bilokacji, odparłem:
“Jezus? Nie żartujesz? Tym celem naprawdę był Jezus? Co on tam robił?"
Mój monitor powiedział mi tylko, że to wielka chwila w jego życiu i w rozwoju teleobserwacji, oraz
że musi przerwać rozmowę telefoniczną i przemyśleć następstwa tego wydarzenia.
Zanim odłożył słuchawkę, wypaliłem: “Ale ten człowiek wydawał się raczej przyjazny i wyczułem u
niego poczucie humoru. Miałem też wrażenie, że chciałby się ze mną spotkać ponownie. Przecież nie
zdążyłem Go zapytać ani o Marsjan, ani o Szarych!"
Mój monitor chciał się wyłączyć i przemyśleć to wszystko, więc się wycofałem. Kiedy powróciłem
ze stanu bilokacji, zacząłem sobie zdawać sprawę z doniosłości tej sesji. Po pierwsze pokazała, że
można z powodzeniem obrać za cel osobę, która kiedyś istniała fizycznie i umarła. Po drugie okazało
się, że SRV to świetny sposób porozumiewania się między dwoma istotami (to znaczy między
teleobserwatorami i kimś innym). Po trzecie stało się oczywiste, że obierana za cel osoba może
czasami kontrolować przepływ informacji jakie docierają do teleobserwatora. W tym konkretnym
przypadku, Jezus, zanim się ujawnił, zabrał mnie w podróż ukazującą zdrowotne problemy planety.
Chciał nauczyć nas czegoś przy pomocy doświadczenia, a nie wykładu, zaaranżował więc pouczającą
sytuację. Zdawałem sobie sprawę, że również inne osobistości, które dodaliśmy do listy mogą
zdecydować się na zastosowanie podobnych technik porozumiewania się. Nie miałem pojęcia, kiedy
mój monitor zaskoczy mnie nowymi celami, ale byłem pewny, że mogę oczekiwać kolejnej
niespodzianki.
Zaprezentowana nam lekcja sama w sobie ma ogromne znaczenie. Najwyraźniej istnieje jakiś
związek pomiędzy problemami zdrowotnymi, jakim ludziom przyjdzie stawić czoło, a działalnością na
Ziemi ET. Wydawało się, że ktoś rozpisał już role w tym skomplikowanym przedstawieniu
obejmującym wiele postaci i grup. A chodzi o to, by zmusić ludzi do zmiany zachowania i podejścia do
pewnych spraw, aby potem wprowadzić ich do szerszej społeczności galaktycznej i wdrożyć do
obowiązków obywateli galaktyki. Ale wówczas były to jedynie spekulacje. Żeby wyciągnąć ostateczne
wnioski, musiałem dowiedzieć się czegoś więcej.
W około dwa tygodnie po pierwszej, monitorowanej sesji, której celem był Jezus, zdecydowałem
się ją powtórzyć, tym razem w warunkach danych Typu 1 (solo i w oparciu o dane wstępne). W tym
czasie już dość biegle posługiwałem się protokołami SRV, a moje umiejętności uzyskania dokładnych
danych Typu 1 nie pozostawiały wątpliwości. Tak jak podczas innych sesji wykorzystujących dane
Typu 1, przedstawiam informacje w formie narracji.
Data: 14 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Moje początkowe wrażenia wiązały się z kolorami: niebieskim, białym i żółtym. Miejsce było
przestronne. Wyczułem coś rozległego i łukowatego. W późniejszych etapach sesji odbierałem
ogromną energię, której towarzyszyło niezwykłe poczucie spokoju. Początkowy obraz stanowiło duże
okrągłe ciało, tworzące świetlną i promieniującą energią poświatę. Podążyłem za sygnałem do światła.
Niedługo potem, zacząłem dostrzegać istoty i wyraźnie zrozumiałem, że na mnie czekają. Znowu
owładnęło mną panujące wokół poczucie spokoju. Czułem się, jakbym przebywał w jakiejś strefie
chronionej, miejscu zdrowienia (z czego, nie wiem).
Idąc dalej za sygnałem, zbliżyłem się do twarzy przypominającej ludzką. Było tam pięć innych istot.
Wszystkie nosiły białe, prześwitujące szaty, przez które wszystko można było zobaczyć. Namierzyłem
centralną postać i zadałem pytanie, czego ode mnie chcą. Dali mi do zrozumienia, że chcą mnie
gdzieś zabrać i żebym poszedł za nimi.
Udaliśmy się do dużego pomieszczenia o półprzeźroczystych ścianach. Było tam wiele innych istot.
W tym momencie doznałem silnego AOL, że była to kwatera główna Federacji, którą odwiedziłem
wcześniej. Zdałem sobie sprawę, że obraz, jaki pojawił się na początku sesji w formie dużego,
okrągłego, promieniującego energią ciała przypominał ciało, które dostrzegłem, zbliżając się do
kwatery głównej w poprzedniej sesji. Wszyscy w pokoju nosili takie same półprzeźroczyste szaty jak
owe pięć istot, które spotkałem wcześniej.
W tym momencie doznałem dwóch silnych impulsów typu AOL. Po pierwsze, wydawało mi się, że
była to jakaś główna sala dowodzenia. Po drugie, odniosłem nieodparte wrażenie, że była to kwatera
główna typu wojskowego, w której wydawano rozkazy i sprawowano kontrolę nad różnymi działaniami.
W sali były też stoły i krzesła.
Stanąłem twarzą w twarz z tym samym ociężałym człowiekiem, przypominającym Buddę, z którym
miałem do czynienia w czasie mojej poprzedniej wizyty w kwaterze głównej Federacji. Odniosłem
wrażenie, że w jakiś sposób zarządzał tym miejscem. Kazał mi przeniknąć do swego umysłu, co zaraz
uczyniłem.
Po wejściu do jego umysłu, znalazłem się jednocześnie w innym wymiarze czy innej sferze. To
było tak, jakby jeden wymiar znajdował się za drugim. W tym innym miejscu skupiłem się na pojęciu
przewodnictwa, gdyż to właśnie ono doprowadziło moją nieświadomość do Jezusa w trakcie
poprzedniej sesji. Wtedy ujrzałem jego twarz. Czułem wyraźnie, że był zadowolony, iż sam wróciłem,
żeby się z nim spotkać (to znaczy w sesji solo).
Żeby uzyskać informacje od Jezusa w ramach struktury protokołów SRV, skupiłem się na
stosunkach ludzi z Szarymi. Odpowiedź, jaką otrzymałem, była bardzo wyraźna, a nawet
autorytatywna. Powiedział, że wszelkie spotkania ludzi z innymi istotami leżą w jego planie. Następnie
stwierdził, że mamy pomóc jego dzieciom, kiedy do nas przyjdą.
Nie rozumiałem, co Jezus miał na myśli, mówiąc o “swoim planie" czy “swoich dzieciach". Być
może użył słów zrozumiałych dla szerszego grona, z którego część uważa go za postać religijną.
Podejrzewam, że znaczenie jego słów nie było takie proste czy dosłowne. Czytelnicy mogą je różnie
interpretować.
Jezus powiedział następnie, że my – ludzie jesteśmy obdarzeni wolną wolą i umiejętnością wyboru,
która sprawi, że będziemy wiedzieć, jak postąpić z Szarymi. Odniosłem jednak wyraźne wrażenie, że
wybory, jakich dokonamy, w dużym stopniu określą naszą przyszłość. Skoncentrowałem się następnie
na naszych relacjach z Marsjanami i uzyskałem podobną odpowiedź, jak w przypadku Szarych.
Potem skupiłem uwagę na pojęciu umysł i Sidhis. Jezus dał na to bardzo jasną odpowiedź.
Powiedział, że istnieją niezliczone sposoby doprowadzania ducha do źródła. Przypomina to rzekę i jej
dopływy. Nie ma jednej drogi, a praktykowanie Sidhis nie stanowi jedynego sposobu duchowej
ewolucji człowieka. Dodał jednak, że medytacja jest korzystna dla ludzkiego umysłu, aczkolwiek
niektóre jego typy widzą niefizyczną rzeczywistość bez uciekania się do ćwiczeń typu Sidhis. Metoda
Sidhis jest zdecydowanie pożyteczna dla ludzi, natomiast nie dowiedziałem się, czy ma ona
zastosowanie w układach pozaludzkich.
Skierowałem teraz nieświadomość na niebezpieczeństwa i otrzymałem odpowiedź, że chciwość
jest śmiercią dla człowieka. Nie idzie w parze z pozostałymi sferami życia. Miłość i chciwość są jak olej
i woda – nigdy się ze sobą nie zmieszają. Nie odniosłem wrażenia, jakoby Jezus moralizował. To było
zwykłe stwierdzenie życiowej prawdy.
Jeżeli chodzi o ekologię, Jezus powiedział, że Bóg może tworzyć i odtwarzać życie. Celem życia
jest ewolucja. Podążając tym tropem, zapytałem o Federację Galaktyczną. Jezus odrzekł, że istoty
zaangażowane w Federację stoją na wyższym poziomie ewolucyjnym niż ludzie. Pracują one nad
podniesieniem własnej ewolucji, a działalność ich jest tak samo ważna jak nasza. Co więcej,
podkreślił, że nie pracują one specjalnie dla niego. Pracują dla siebie, dla swojego wzrostu. Jednak w
większym stopniu niż ludzie postrzegają swój postęp jako drogę prowadzącą do przeznaczenia
boskiego.
Zapytałem następnie Jezusa, dlaczego znalazłem do niego drogę poprzez istoty z Federacji.
Odparł, że stało się tak z powodu książki, którą piszę. Chciał mi w tym pomóc, ponieważ stanowi ona
mój wkład w ewolucję. Poczułem, że jest to mały czyn, który może pomóc wielu innym. Nikt nie może
posunąć się do przodu, o ile nie pomoże innym, którzy chwilowo pozostają w tyle. To prawo ewolucji;
egoizm i chciwość są jego przeciwieństwem.
Zapytałem następnie, czy ludzie powinni współczuć Szarym i Marsjanom. Odpowiedź brzmiała:
tak. To idea pomocy innym. Chęć niesienia pomocy nie powinna znać żadnych granic. To jedno z
najbardziej podstawowych przykazań. Uprzedzenia – rasowe, gatunkowe czy jakiekolwiek inne – po
prostu nie mają prawa bytu u bardziej rozwiniętych form. Oto wyzwanie dla ludzi: wyrosnąć ponad
własne intelektualne ograniczenia i nawyki przeszłości, które w ostatecznym rozrachunku okaleczają
naszą wolność.
W tym momencie podziękowałem Jezusowi i zakończyłem sesję. W moich notatkach z sesji
podkreśliłem, że ogólny jej wydźwięk miał przełożenie praktyczne.
Komentarz
Jezus jest mocno zatroskany ewolucyjnym wzrostem ludzi. Co więcej, gotów jest bezpośrednio
uczestniczyć przynajmniej w niektórych ludzkich przedsięwzięciach, mających na celu ustanowienie
kontaktu.
Z racji tego, że jest on ważną postacią historyczną, posługując się SRV, zasięgnąłem jego opinii co
do doniosłych wydarzeń naszych czasów. Z odpowiedzi, jakiej mi udzielił, wynikało, że nic wielkiego
się nie dokonało, a wyniki, które uzyskałem, w żaden sposób nie stanowią wyzwania dla istniejących
koncepcji religijnych. Na przykład, nie trzeba koniecznie wierzyć, że Jezus stanowi chrześcijańską
koncepcję Boga, żeby uznać jego poglądy za interesujące. Wiara taka niczego tu nie zmienia. Jezus
istniał kiedyś na Ziemi jako istota fizyczna, a jego postać subprzestrzenna nadal żyje i ma się dobrze.
Zjawisko to dotyczy zresztą każdego z nas – nasze subprzestrzenne postacie przeżyją swoje fizyczne
ciała.
Następne rozdziały przedstawiają dane dotyczące spotkań z takimi postaciami, jak Budda i Guru
Dev. Mój stosunek do nich wynika częściowo z szacunku dla roli, jaką odegrali w rozwoju ludzkiej
kultury na przestrzeni wieków. Przede wszystkim jednak uważam, że mądrze jest pytać o radę
światłych ludzi.
W dalszych rozdziałach kontynuuję wątek rad, jakich udzielił nam Jezus odnośnie ET i sposobu, w jaki
możemy wpływać na własną ewolucję. Na razie niech wystarczy, jeśli powiem, że nie milczy w tej
sprawie. Pragnie, abyśmy współpracowali z Szarymi i Marsjanami, przy czym nie powiedział mi, że to
jest po prostu dobry pomysł. Otrzymałem bardzo wyraźne przesłanie, którego nie sposób porównać do
żadnych przekazów, jakie do tej pory udało mi się uzyskać w trakcie teleobserwacji. Rzecz nie w tym,
że powinniśmy współpracować z ET. My musimy to robić.
ROZDZIAŁ 16:
Przyczyna Upadku Wczesnej Cywilizacji Szarych
Jednym z podstawowych celów moich badań jest zrozumienie wczesnej cywilizacji Szarych.
Chciałem dowiedzieć się czegoś o ich świecie, najważniejszych wydarzeniach w ich historii i
największych wyzwaniach, jakie stanęły przed nimi jako kulturą.
Rozdział ten prezentuje dane z trzech oddzielnych sesji. Pierwsza z nich była monitorowaną sesją
w ciemno (dane Typu 4), w której hasło brzmiało “Szarzy / wczesna cywilizacja". Dwie pozostałe sesje
zostały przeprowadzone solo w ramach danych Typu 1. Druga sesja, którą relacjonuję, była w
zasadzie pierwsza w kolejności – miała miejsce około sześć miesięcy przed sesją w ciemno, którą
odbyłem z monitorem.
Data: 16 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4923/8216
Dane wstępne wskazywały na złożony cel, na który składał się suchy ląd, ciało płynne i sztuczne
budowle.
C.B.: “Widzę kolory niebieski i czarny. Powierzchnie są mokre i błotniste. Chłodno. Czuję smak
soli. Unosi się zapach ryb i słychać odgłosy rozbryzgującej się wody".
“Na płaskiej powierzchni znajduje się jakaś budowla. Rysuję ją w szkicu Fazy 3. Powierzchnia
wydaje się mokra; to chyba zbiornik wody. Budowla jest mocna."
Monitor każe mi się przemieścić na szczyt budowli.
“Pod budowlą wyczuwam silną spiralną energię. Jakby przewód wentylacyjny."
Rysuję kolejny szkic Fazy 3, przedstawiający konstrukcję na powierzchni wody. Pod konstrukcją
widać duży wir spiralnej wody, przypominający wir wodny. Woda wokół konstrukcji (na zewnątrz wiru)
jest bardzo wzburzona.
MONITOR: “Courtney, przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem teraz w matrycy. Nie ma wątpliwości. To jest wir. Pełno tu wody i dużo
mocy. Są tu również jakieś istoty. Odnoszę wrażenie, że wykonują określoną robotę związaną z
przystosowaniem środowiska".
“Posuwam się w kierunku wiru. Uwalnia się tu ogromna energia spowodowana olbrzymią
objętością wody. Wir zasysa w dół."
“Te istoty przypominają ludzi. Wchodzę teraz na konstrukcję. To jakiś obiekt ET, może statek, ale
niekoniecznie kosmiczny. Wracam do istot. Ich praca związana jest z oceanami. Dotyczy
zróżnicowania ryb w zależności od środowiska oceanicznego. Chodzi o uratowanie lub przechowanie
czegoś, albo przygotowanie się do jakiejś zmiany. Wyczuwam pewien niepokój związany z
niszczeniem środowiska biologicznego."
“Jestem teraz w budowli, przyglądam się jej od wewnątrz. Znajduje się tu komputer czy tablice
kontrolne, ale nie tak skomplikowane jak na innych statkach ET. Wygląda na to, że wnętrze statku jest
gościnne i sterylne. Pachnie czystością."
“Przyglądam się teraz istotom. To z całą pewnością humanoidzi. Przybliżam się. Przypominają
Szarych, chociaż w ich wyglądzie jest jakaś różnica. Nie mają takich dużych oczu, ale to na pewno
Szarzy. Ich oczy są zapadnięte."
“Chyba mnie zauważyli. Wydają się zaskoczeni moją obecnością. To niezwykle. Nigdy przedtem
nie dziwiłem żadnego Szarego."
“Mam wrażenie, że odnoszą się do mojej wizyty z szacunkiem i że zostali pouczeni przez
zwierzchników, żeby ze mną współpracować."
MONITOR: “Co możesz powiedzieć na temat ich ubrania? Co oni noszą?"
C.B.: “Mają na sobie uniformy, a nawet insygnia. Szkicuję je teraz. Hmm. Takie same insygnia
widziałem na mundurach Szarych, którzy uratowali Marsjan na Marsie. Coś o kształcie serca z wężem
w środku. Insygnia te są symbolem ich jednostki albo korpusu".
“Wnikam teraz do ich umysłów. Czuję jakąś pustkę, tak jakby moje rozumienie nie pasowało do ich
mentalności. Ale to poczucie pustki nie jest tak silne jak w przypadku Szarych, z którymi miałem do
czynienia wcześniej."
MONITOR: “Spróbuj wydobyć od nich informację, gdzie przebywają".
C.B.: “W porządku... Są trochę zaniepokojeni. Obawiają się, że taka informacja mogłaby
spowodować jakieś zamieszanie i być może przysporzyłaby im kłopotów. Nie naciskam, ale czuję, że
mógłbym to zrobić. W każdym razie nie jest to Ziemia".
Monitor każe mi się przemieścić do macierzystego portu statku.
“Mam coś na kształt miasta, o dużych przestrzeniach, które widać z mojej obecnej perspektywy. Są
tu budynki, gładkie i błyszczące. Wiele budynków kończy się szpicem, jak wieże. Unosi się cierpki
zapach sadzy. Odbieram silne AOL, że to jest dom Szarych."
MONITOR: “Courtney, zbadaj znaczenie insygniów na mundurach".
C.B.: “Insygnia stanowią symbol korpusu ratowniczego. Wydarzyła się jakaś katastrofa/klęska i ta
jednostka próbuje coś uratować. Wyczuwam wyraźnie, że ta konkretna jednostka lub korpus ma swoje
początki w okresie upadku wczesnej cywilizacji Szarych".
MONITOR: “Zbadaj ten upadek".
C.B.: “Poczekaj. Czuję zapach spalenizny, ostry i śmierdzący. Tu następuje jakieś ogromne
zanieczyszczenie środowiska".
MONITOR: “A co z ich przewodnictwem?"
C.B.: “To społeczeństwo Szarych ma orientację bardzo egoistyczną. Zinstytucjonalizowało pogoń
za zyskiem. Panuje przekonanie, że to normalne brać, czego się pragnie, nie zważając w ogóle na
dobro ogółu. Odbieram dziwne AOL. Wydaje mi się, że w subprzestrzeni nastąpił jakiś bunt. Zapiszę
to jako AOL linii sygnału, 'coś podobnego do Buntu Lucyfera'"(Niektórzy teleobserwatorzy uzyskali
dane, z których wynika, że Lucyfer i Szatan są (a może byli) dwiema prawdziwymi, oddzielnymi
istotami zamieszanymi w wojnę w subprzestrzeni, co nie wyszło im na dobre. Wcześni mistycy
najwyraźniej widzieli niektóre z tych wydarzeń i odnotowali je w swoich pismach. Później włączono je
do wierzeń religijnych).
MONITOR: “Po prostu to zapisz. Nie próbuj niczego interpretować. Idź dalej. Zbadaj pojęcie klęski
/ ratunku / wyzdrowienia".
C.B.: “Społeczeństwo same zmobilizowało korpus ratowniczy. To ci, którzy nosili insygnia.
Poczekaj, coś się zmienia... Złapałem teraz bezpośredni kontakt z Szarym, który ma za zadanie
pomóc mi zrozumieć, co się dzieje. Spostrzegł, że jestem trochę zdezorientowany w tej sesji i uważa,
że Szarzy powinni wyjaśnić mi najważniejsze sprawy. Znowu widzę budynki. Robię teraz lepszy szkic
tego miejsca".
“Podążając za sygnałem, skupiam się na upadku środowiska. Ma tu miejsce totalne
zanieczyszczenie. Te istoty dosłownie pływają w swoich odchodach. Cała ich świadomość skierowana
jest na samozadowolenie."
“Badam teraz kwestię seksu. Wygląda na to, że ma on dla nich znaczenie podstawowe."
“Teraz jedzenie. Jedzenie produkuje się masowo. Dużo istot trzeba wyżywić, dosłownie biliony. Z
czasem jedzenie na skutek stosowania nowoczesnych technologii zaczęło odbiegać od pożywienia
naturalnego. Pierwotnie źródłem pożywienia były oceany. Wydaje mi się, że oni jedzą ryby."
“Znowu podążam za sygnałem. Czuję, że te istoty uległy demoralizacji z powodu jakiejś
subprzestrzennej wojny. Tak jakby uwiódł je jakiś arogancki, buntowniczy i bardzo potężny przywódca.
Potem poczuli się zdradzeni, ale zniszczenie posunęło się już za daleko. Sami musieli leczyć się z
ran."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Zakończmy sesję".
C.B.: “A celem było...?"
MONITOR: “Szarzy / wczesna cywilizacja".
Przedstawione powyżej dane zostały potwierdzone w sesji solo (dane Typu 1), którą
przeprowadziłem, nagrałem sześć miesięcy później, 3 grudnia 1993 roku. Podczas poprzedniej sesji
widziałem bardzo przeludnione i zanieczyszczone miasto. Panująca w świecie Szarych atmosfera
wydawała się przykra, według norm ziemskich nawet zgryźliwa i to było nienaturalne.
Jeśli chodzi o samych Szarych, to w ich wczesnym społeczeństwie odnotowałem pewne wyrażenia
dźwiękowe. Z ich ust wydobywały się ciekawe, szczebiocące dźwięki. Odniosłem też wrażenie, że
psychika Szarych tamtej ery była bardziej zbliżona do psychiki ludzkiej.
Wcześniejsi Szarzy mieli oczy mniejsze niż Szarzy działający obecnie na Ziemi. Ich skóra była
jasna i gładka, i marszczyła się pod wpływem dotyku. Nie zauważyłem u nich żadnych włosów. Co do
seksualności, wcześni Szarzy odznaczali się bardzo silnym temperamentem, co zawężało ich
wrażliwość na inne sfery życia.
W trakcie poprzedniej sesji zobaczyłem też, że dzieci Szarych mają kłopoty zdrowotne w wyniku
zanieczyszczeń środowiska. Szarzy zaczęli odczuwać problemy związane z prokreacją. Rodzili, lecz z
wielką trudnością. Poza tym, nie zdawali sobie dokładnie sprawy z sytuacji, w jakiej się znaleźli,
ponieważ stanowili społeczeństwo dość naiwne, jeśli idzie o świadomość własnych problemów
(podobnie jak ludzie dzisiaj).
Po monitorowanej sesji, zdecydowałem się już po raz trzeci obrać ten sam cel, aby uzupełnić parę
istotnych szczegółów, które umknęły mi wcześniej. Tak więc, w warunkach Typu 1, 20 czerwca 1994
roku ponownie namierzyłem cel “Szarzy / wczesna cywilizacja".
Na początku sesji ponownie zlokalizowałem wir w oceanie, który widziałem w czasie sesji
monitorowanej. Bardziej szczegółowe badanie ujawniło, że było to urządzenie do produkcji
pożywienia. Skupiając się na Szarych w budowli, stwierdziłem, że według ziemskich norm, mają dość
małe genitalia. Zarówno mężczyźni jak i kobiety pracowali razem, na, jak się wydawało, partnerskich
układach. Prowadzili co najmniej ożywione życie seksualne. Rzeczywiście, aktywność seksualna ludzi
zdecydowanie blednie wobec seksu Szarych, tak pod względem częstotliwości współżycia, jak i ilości
partnerów. Szarzy mieli znakomicie rozwiniętą telepatię, co znacznie wzbogacało akt seksualny.
Co do samego świata, w którym żyli, zauważyłem, że została skażona atmosfera. Zdrowie Szarych
było wystawione na duże niebezpieczeństwo, nie tylko z powodu zanieczyszczenia, lecz również
wskutek promieniowania.
W tym punkcie sesji solo, zacząłem badać przyczynę problemów Szarych ze środowiskiem. Było
jasne, że zaszła jakaś pomyłka ewolucyjna. Skupienie się na jaźni w celu osiągnięcia
samozadowolenia doprowadziło do dysfunkcji w zachowaniu ogromnej większości Szarych. Wydaje
się, że nie istniało nic, co mogłoby zrównoważyć pęd w kierunku fizycznej przyjemności, jaki
dominował w ich psychice.
Podążając dalej za sygnałem, skupiłem się na duchowości. W tym momencie sesja uległa zmianie.
Zacząłem dostrzegać świetlaną istotę z subprzestrzeni. Czułem, że ta bezpostaciowa istota była
bardzo potężna w jakiś nie znany mi sposób. Początkowo dostrzegałem w niej zarówno ciemne jak i
jasne miejsca, przy czym sama istota nie wydawała się życzliwa.
Następnie skoncentrowałem się na czynnikach zewnętrznych, odpowiedzialnych za problemy
Szarych i doznałem przemieszczenia. Znalazłem się w miejscu, które potrafię opisać jedynie jako
warstwę życia subprzestrzeni, w którym przebywały tłumy istot niefizycznych. W tej warstwie życia
panował ogromny ruch, przypominający scenę z Grand Central Station na Manhattanie w godzinie
szczytu. Ogrom tej aktywności i chaos, jaki panował w tej warstwie życia, był przytłaczający. Badając
związek między tymi subprzestrzennymi istotami a Szarymi, doszedłem do wniosku, że istoty owe były
Szarymi przed ich narodzinami w ciałach fizycznych.
Odkryłem strukturę organizacyjną wśród istot zamieszkujących subprzestrzeń i podążając w tym
kierunku, odkryłem, że panuje u nich sztywny i hierarchiczny porządek społeczny. Kontrola ich życia w
ramach tej hierarchii miała nieomal charakter wojskowy. Otrzymywali rozkazy i wypełniali je. Co
dziwne, nakazywano im pobłażanie samym sobie i unicestwienie (zarówno w subprzestrzeni jak i po
narodzinach fizycznych).
Idąc dalej za sygnałem, natrafiłem na przywództwo organizacji. Znalazłem się w centrum,
dowodzenia i kontroli subprzestrzeni. W tym czasie było tam około dziesięciu istot. Wydawało się, że
cztery lub pięć z nich sprawuje większą władzę niż pozostałe. Wewnętrzny układ budynku
zorganizowany był na podobieństwo biura i stało się jeszcze bardziej oczywiste, że dominuje tu
sztywny wojskowy dryg. Podążałem dalej za sygnałem, aż dotarłem do przywódcy organizacji. Była to
ta sama bezpostaciowa istota o jasnych i ciemnych cechach, którą widziałem wcześniej.
Wniknąłem do jej umysłu i stwierdziłem, że jest on niewiarygodnie mroczny. Coś tu nie grało. Tak
jakby istota ta była psychicznie chora.
Zacznę od tego, że patologicznie bała się śmierci. W swoim sposobie myślenia uważała, że walka
militarna i podbój są koniecznymi elementami przetrwania. Wiedziała, że zostały popełnione błędy i
bała się kary. Przywódca ten zdawał się być niezdolny do obmyślenia planu pojednania, bowiem na
przeszkodzie stał jego strach. Potem stało się dla mnie jasne, że był on terrorystą.
Badając dalej umysł subprzestrzennego terrorysty dowiedziałem się, że miał zamiar zniszczyć
świat Szarych. Jego celem było zaszczepienie strachu w innych częściach królestwa, co osłabiłoby
siły opozycji. Strach był jego kluczową bronią. Intencje przywódcy można by wyrazić, porównując
dusze Szarych do zakładników, przetrzymywanych w czasie kryzysu. Ów ciemny umysł chciał
wynegocjować układ, dający mu prawo do zachowania osobowości, a jednocześnie dokonywania w
niej dowolnych zmian. Sprawowałby kontrolę nad swą własną dominacją. Chciał uczynić się władcą –
absolutnym dyktatorem.
Naprawdę przywódca pragnął uwielbienia swojej osoby. Potrzeba ta wiązała się ze słabością w
strukturze jego osobowości. Potrzebował uwielbienia, żeby dopomóc swej rozdartej osobowości. Miał
problemy z niską samooceną.
Gdy dokonywałem obserwacji, poczułem, jak istota ta zwraca na mnie swą uwagę. Żeby mnie
odnaleźć, musiała przenieść się w czasie i przestrzeni. Potem poczułem jak “zstępuje" do mojego
biura, niczym ciemna plama i otacza mnie siedzącego przy biurku.
Ku swojemu zaskoczeniu, nie czułem żadnego strachu. Po prostu ją badałem, a ona badała mnie.
Po paru sekundach obserwacji (może po trzydziestu) odeszła. Byłem dla niej byle kim, istotką bez
znaczenia, która nie zagraża jej działalności czy rządom. Krótko mówiąc byłem dla niej chwastem.
Komentarz
Upadek cywilizacji Szarych ma najwyraźniej związek z subprzestrzenią. Chociaż nie rozumiem
wszystkich wydarzeń, które doprowadziły do upadku, nie mam wątpliwości, że to Szarzy “zabili" swoją
planetę. Potem musieli obmyśleć strategię przetrwania. Ponieważ ich obecny wygląd fizyczny różni się
od tego we wcześniejszym okresie, należy przypuszczać, że za tę metamorfozę są odpowiedzialne
późniejsze doświadczenia. Wzrost wielkości ich oczu sugeruje, że zaczęli żyć w ciemniejszym
środowisku, np. pod ziemią, co wydaje się logiczne, zważywszy, że środowisko na powierzchni ich
świata znajdowało się w stanie rozkładu.
Obecny brak aktywności seksualnej Szarych sugeruje, iż pozbyli się oni tego fizjologicznego
procesu. Rzeczywiście, sprawiają wrażenie genetycznie wykastrowanych. Być może powodem tego
była konieczność kontrolowania populacji. Jednakże oznacza to również, że rozwinęli inne sposoby
prokreacji, wykorzystując najróżniejsze środki podtrzymywania płodu. Koncepcja ta koresponduje z
relacjami o dzieciach z probówek i płodach w inkubatorach, które pojawiają się ciągle w literaturze na
temat porwań przez UFO (patrz Mack 1993 i Jacobs 1992).
Być może jednak skreślili oni seksualność z innego powodu. Bo nie tylko przestali rozmnażać się
seksualnie, ale także wykorzenili psychiczny popęd, który kazałby im angażować się w działalność
seksualną. Według mnie, doświadczenia Szarych w czasie upadku ich wczesnej cywilizacji zmusiły ich
do przemyślenia, co kryło się za tą dysfunkcyjnością. Prawdopodobnie uznali, że był to nadmierny
popęd seksualny, że to on doprowadził do tych kłopotów. Projekt manipulacji genami – początkowo
mający na celu szybką adaptację do nowego, trudniejszego środowiska – mógł zostać rozszerzony na
seksualne funkcjonowanie ich umysłów.
Na koniec pragnę zauważyć, że niektóre z moich obserwacji i analiz korespondują z koncepcjami
Royala i Priesta (1992), którzy oparli swe badania na danych z channelingu.
Pozostaje wiele pytań związanych z upadkiem wczesnej cywilizacji Szarych. Mało wiemy na temat
przywódcy buntu, który, jak się wydaje, układał scenariusz upadku. Wygląda na to, że sam upadek był
aktem terroru. Ale przeciwko komu walczył przywódca buntu? Jakie popełniono błędy, że szukał on
sposobu przetrwania właśnie w buncie? Pozostaje również niejasne, w jaki sposób aktywność
subprzestrzeni uległa przełożeniu na świat fizyczny. Możliwe, że fizjologia wczesnych Szarych
pozwalała na bardziej swobodne przenikanie z jednego wymiaru do drugiego.
Trudno również stwierdzić, kim były istoty, które wykonywały rozkazy terrorysty? Formą
przypominały nieco ludzi, ale nie da się tego powiedzieć o samym przywódcy buntu. Czy
bezpostaciowa forma w większym stopniu umożliwiała przywódcy szerzenie terroru?
Po prostu nie znam odpowiedzi na te pytania. Ale jedna rzecz jest pewna. Upadek wczesnej
cywilizacji Szarych nie był procesem prostym. Złożyły się nań zarówno aspekty fizyczne jak i
subprzestrzenne. A my postąpilibyśmy mądrze, gdybyśmy przez wzgląd na własne przetrwanie,
wyciągnęli lekcje z wszystkich ich błędów. W obydwu wymiarach.
ROZDZIAŁ 17:
Star Trek a Transformacja Ludzkiej Kultury
Podczas ostatnich dwóch lat, w czasie których prowadziłem badania do tej książki, często uderzały
mnie podobieństwa między wieloma koncepcjami, prezentowanymi w telewizyjnym serialu Star Trek:
następne pokolenie a danymi o działalności prawdziwych ET, uzyskanymi na drodze teleobserwacji.
Po telewizyjnej transmisji ostatniego odcinka wiosną 1994 roku, poprosiłem mojego monitora o
wpisanie na naszą listę nowego celu, który pomógłby rozwiązać kwestię wpływu ET na serial Star
Trek.
Moim pierwotnym zamiarem było dowiedzieć się, czy ET w jakiś sposób manipulują umysłami
pisarzy, podsuwając im pomysły. Przypuszczałem, że istoty pozaziemskie pragną, by ludzka kultura
stała się bardziej otwarta na zawiłości życia galaktyki, a popularny telewizyjny hit był jednym ze
sposobów, w jaki mogły one pośrednio kształtować zbiorową mentalność szerszej publiczności w tym
względzie. Oglądany przez tak wielu młodych ludzi Star Trek był filmem, który świetnie się do tego
nadawał. Pojawiające się w nim koncepcje trafiały do przekonania i w jakiś sposób kształtowały
świadomość ludzi. Jak się okazało, mój monitor podejrzewał tego typu manipulację ET na
hollywoodzkich produkcjach już od dłuższego czasu, a niektórzy członkowie wojskowej grupy
teleobserwatorów podzielali jego zdanie.
Rozdział niniejszy przedstawia wyniki dwóch sesji teleobserwacji. Pierwsza z nich to monitorowana
sesja w ciemno, w której w warunkach Typu 4 wyznaczono mi cel związany ze Star Trek. Druga to
sesja solo, przeprowadzona w układzie Typu 1. Przeprowadziłem ją, żeby uzyskać odpowiedzi na
parę ważnych pytań, które wynikły podczas pierwszej sesji.
Data: 1 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8074/7435
Dane wstępne (tym razem aż do początku Fazy 4) wskazywały, że są dwa miejsca bezpośrednio
związane z celem. Jednym z nich był świat Szarych. Monitor polecił mi najpierw skierować uwagę na
drugie miejsce.
C.B.: “Widzę kolory: czarny, szary i brązowy. Powierzchnie są nierówne i gładkie, niektóre płaskie,
inne o bogatym ulistnieniu. Jest ciepło, a w niektórych miejscach chłodno. Czuję lekki smak soli i
zapach kurzu".
Szkicuję scenę z konstrukcją przypominającą budynek oraz jakieś ulistnienie, a następnie
przechodzę do Fazy 4, żeby uzyskać bardziej szczegółowe dane.
“W porządku. Mamy tu drzewa. Jakiś lasek, nieduży. Jest tu również woda, przypominająca rzekę
lub strumień. Nurt jest dość silny."
“Widzę też jakąś budowlę. Wchodzę do niej. Widzę jakieś istoty. Dużo istot. To ludzie. Wszyscy
noszą modne garnitury biznesmenów. Hmm. Rozszerzam teraz świadomość, gdyż zauważyłem, że w
pokoju znajduje się też wiele istot niefizycznych. O rany, ile tu aktywności subprzestrzennej. Czuję, że
niefizyczne istoty wiedzą, że się tu znajduję, ale nie jestem w centrum ich zainteresowania. Są zajęte
pracą z ludźmi."
“Wygląda na to, że istoty subprzestrzenne interesują się nie tyle znajdującymi się w budowli
ludźmi, co czynnościami, które oni wykonują. W jakiś sposób działalność ta wiąże się ze zmianami na
Ziemi, zarówno na lepsze jak i na gorsze."
MONITOR: “Ile jest istot subprzestrzennych?"
C.B.: “Dużo. Może dziesięć lub więcej. Wyglądem przypominają ludzi. Noszą białe, świecące
szaty".
Monitor nakazuje mi przenieść się do drugiego miejsca, wskazanego we wstępnych procedurach
sesji. To miejsce również znajduje się w świecie Szarych. Docierając tam, doznaję przemieszczenia w
czasie. Czytelnikom pragnę przypomnieć, że w subprzestrzeni czas jest symultaniczny i wydarzenia z
przeszłości lub przyszłości w jednym miejscu mogą bez trudu oddziaływać na teraźniejszość w
miejscu zupełnie innym.
W Fazie 6, zaczynam badać, co łączyło świat Szarych z istotami niefizycznymi i ludźmi w budowli
na Ziemi.
“Istoty niefizyczne znajdujące się w budowli były kiedyś ludźmi. Widzę, że ściśle współpracują z
Szarymi w przedsięwzięciu dotyczącym fizycznych ludzi na Ziemi."
“Ze świata Szarych widzę ogromną ilość subprzestrzennej energii, jaką wyzwala się w celu
wsparcia przedsięwzięcia. Wiąże się z tym dużo białego światła. Nie mam pojęcia, co to wszystko
znaczy."
“Poczekaj, te subprzestrzenne istoty w pomieszczeniu zwróciły teraz uwagę na mnie. Wszystko się
zmienia. Ktoś kazał im poinformować mnie, co się tutaj dzieje. Są naprawdę zajęci i odnoszę
wrażenie, że zmagają się z trudnym zadaniem. Nie mają ochoty porzucić tego co robią, ale
przekazano im, że najpierw muszą mnie oświecić. Reszta może poczekać."
“Dobra, wiem już co się dzieje. Mówią mi, że w najbliższej przyszłości Ziemia nie będzie dobrym
miejscem do ewolucji, jeżeli nie zostanie naprawione środowisko biologiczne – w szerokim znaczeniu
tego słowa. Musimy pilnie współpracować z Szarymi, aby skierować ludzką świadomość na stojące
przed nami problemy planety i naszego społeczeństwa."
MONITOR: “Skup się na sprawie ludzkiej świadomości".
C.B.: “Najważniejszym elementem w tej przyspieszonej transformacji ludzkiej kultury jest
rozbudzenie świadomości życia niefizycznego. Właśnie się dowiedziałem, że strona fizyczna istnieje
po to, by pomóc w ewolucji subprzestrzeni, a nie na odwrót".
“Teraz zajmę się kwestią energii w świecie Szarych. Wydaje się, że maszyneria potrzebna do
obsługi takiej ilości energii dostępna jest jedynie w świecie Szarych. Statki ET nie są wykorzystywane
do generowania energii o takiej mocy."
“Do przenoszenia energii ze świata Szarych na Ziemię wykorzystuje się skomplikowaną technikę;
po to, by mogli jej użyć ludzie niefizyczni. Energia przekazywana jest swego rodzaju rurociągiem czy
kanałem do sfery subprzestrzeni ludzi. Między dwoma grupami zachodzi aktywna współpraca. Szarzy
w krótkim czasie potrafią wyprodukować energię potrzebną do transformacji całej planety."
“Energia wykorzystywana jest dosłownie do kąpania całej Ziemi w subprzestrzennej poświacie.
Można powiedzieć, że nasza planeta jest napromieniowywana energią subprzestrzenną, co ma na
celu zwiększenie intuicji u ludzi fizycznych, aby mogli odbierać więcej informacji ze swych
niefizycznych jaźni."
“Chodzi o to, że ludzie fizyczni nie są w stanie rozpoznawać własnych subprzestrzennych jaźni, a
udzielana im energia wzmacnia ich bardzo słabą łączność pomiędzy ciałem a umysłem."
“Poczekaj, właśnie dostałem dziwną informację. Wygląda na to, że ludzie w jakiś sposób zostali
zdeprawowani przez tę słabość. To brzmi dziwnie, ale czuję, że w subprzestrzeni były jakieś
zakłócenia i ludzie zeszli ze swojej ścieżki ewolucji. Odbieram coś w rodzaju buntu albo Incydentu z
Lucyferem jako AOL linii sygnału."
MONITOR: “Wróć do ludzi w budowli".
C.B.: “Ci ludzie to prawdziwe szychy. Są do szpiku zepsuci. Żyją w fałszywym świecie
samozadowolenia. Wygląda na to, że przysparzają innym sporo problemów. Istoty w subprzestrzeni
niepokoją się ich przyszłością, ale nie ma to teraz pierwszoplanowego znaczenia. Oni (fizyczni ludzie
w budowli) mogą się zabić, jeśli chcą, ale nie wolno im niszczyć innych".
“To wszystko jest konsekwencją czegoś, co można by określić Buntem Lucyfera. Nie proś mnie o
wyjaśnienie; po prostu to czuję. Ci ludzie są bardzo podobni do Szarych sprzed upadku ich wczesnej
cywilizacji, kiedy na skutek chaosu w subprzestrzeni ich świat się zawalił."
MONITOR: “Courtney, skup się na wpływie, jaki istoty z subprzestrzeni wywierają na fizycznych
ludzi przebywających w budowli".
C.B.: “Chodzi o to, by uzyskać zmianę paru ich decyzji. Istoty z subprzestrzeni wprowadzają
pewne myśli w podstępne, chytre i złe umysły ludzi fizycznych".
“Zaszczepione idee będą żyły bardzo krótko, tylko w czasie tego spotkania. Wkrótce znów
zatriumfuje egoizm, ale przynajmniej ludzie podejmą kilka ważnych i słusznych decyzji, nie wiedząc
nawet, czemu tak zrobili."
“Istoty z subprzestrzeni wykonują wiele różnych zadań. Nasycenie planety subprzestrzennym
światłem to również ich działalność. Całe przedsięwzięcie polega na tym, by poprzez zwiększanie
środowiska subprzestrzeni oddziaływać pozytywnie na jak największą liczbę ludzi, a jednocześnie
uniemożliwiać złym jednostkom podejmowanie decyzji, które mogłyby zniewalać i niszczyć innych."
MONITOR: “Dobra, Courtney. Zakończmy sesję. Oto twój cel 'Star Trek /geneza pomysłu'".
Komentarz
Zaraz po sesji zrobiłem streszczenie z interpretacji otrzymanych danych. Zrobiłem to od razu, kiedy
sesję miałem jeszcze świeżo w pamięci. W streszczeniu tym i komentarzach interpretacyjnych
zanotowałem, że nasycanie Ziemi pochodzącym ze świata Szarych światłem subprzestrzennym
zmierza do tego, by ludność (a zatem i widownia) w większym stopniu umiała odbierać idee Star
Treku i im podobne. O tym, jaki zafundować show, decydują grube ryby. Mój monitor zauważył po
sesji, że ludzie mający głos w branży rozrywkowej często spotykają się na osobności i w
miejscowościach turystycznych, gdzie podejmują decyzje. Bez widoków na zysk, żaden show nie
dostanie funduszy na produkcję. Decydenci nie mają żadnego powodu, by wspierać programy takie
jak Star Trek, jeżeli nie wyjdą na tym dobrze i nie nabiją kasy.
Opisaną wyżej sesję należy interpretować ściśle w kategoriach konkretnego celu. Chodzi tu raczej
o oddziaływanie całego serialu, a nie pojedynczych jego odcinków. Wydaje mi się, że istoty
pozaziemskie wymyśliły serial Star Trek po to, by w jakiś sposób wpłynąć na zmianę mentalności
rodzaju ludzkiego. Jednocześnie zadbały o to, by swoim pomysłom nadać ciekawą, trafiającą do
przekonania formę, która zapewniłaby pozytywny oddźwięk u szerokiej widowni.
Być może niektórzy Czytelnicy sprzeciwią się mojej analizie, twierdząc, że serial Star Trek nie był
oglądany przez cala planetę, a więc nie mógł mieć znaczącego wpływu na transformację i rozwój
kultury ludzkiej. Moim zdaniem, założenie, że Star Trek stanowi jedyny przejaw wpływu ET, czy innych
istot subprzestrzeni, jest błędne. Wyniki tej sesji należy potraktować jako analizę zaledwie jednego z
prawdopodobnie wielu sposobów manipulowania naszą kulturą.
Moja sesja nie wyjaśniła, czy i jak istoty pozaziemskie bezpośrednio wpływają na konkretne treści
programów telewizyjnych takich jak Star Trek, które ukazują się regularnie w formie odcinków.
Postanowiłem uzyskać dokładniejsze dane i przeprowadziłem dodatkową sesję solo. Tak więc obrany
przeze mnie cel brzmiał “Star Trek: następne pokolenie/ geneza pomysłu".
Data: 11 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3850/3054
Kierując się danymi wstępnymi SRV, zacząłem dostrzegać odcienie brązu. Powierzchnie były z
drewna i z cementu. Było ciepło i unosił się jakiś cierpki zapach. Odniosłem wrażenie, że znalazłem
się w płaskim i rozległym miejscu. Mój szkic z Fazy 3 przypominał rozbudowane miasto.
W Fazie 4 ujrzałem przeludnione miasto i doznałem silnego AOL, że to Los Angeles, a konkretnie
Hollywood. Wykonałem operację przemieszczenia do miejsca znajdującego się trzy stopy za celem i
znalazłem się w sypialni obok śpiącego białego mężczyzny. Wykonałem jego szkic.
Kiedy wniknąłem do umysłu tego człowieka, przekonałem się, że śni. W jego mózgu odkryłem
wszczepiony obiekt i zacząłem go badać uważniej. Próbowałem określić, w jaki sposób obiekt ten
znalazł się w mózgu mężczyzny. Kiedy cofnąłem się w czasie udało mi się stwierdzić, że został on tam
umieszczony przez Szarego, przy użyciu długiej igły chirurgicznej w trakcie porwania przez UFO.
Powróciwszy do śpiącego mężczyzny, ponownie wniknąłem do jego umysłu i obserwowałem stan
jego snu. Był kontrolowany, w tym sensie, że dominowały w nim informacje pochodzące od
wszczepionego obiektu. Urządzenie to regularnie emitowało różne myśli, przy czym większa część
jego aktywności przypadała na czas snu. Człowiek ów nie wiedział, skąd bierze się u niego
natchnienie, nie miał też najmniejszego pojęcia o urządzeniu w swoim mózgu.
Po przebudzeniu mężczyzna ten czuł zawsze ożywienie w związku z nowymi pomysłami. Zasługi
przypisywał oczywiście własnym zdolnościom twórczym.
Przemieściłem się następnie do miejsca, które znajdowało się tysiąc stóp od punktu wyjścia
transmisji, przekazywanych do umysłu człowieka. Znalazłem się blisko jakiegoś jasnego, okrągłego
światła. Na początku myślałem, że jest to światło na statku ET, jako że miało wyraźną linię sygnalną
nowoczesnego urządzenia pozaziemskiego. Jednak po dokładniejszym zbadaniu zobaczyłem, że jest
to raczej małe (jak na statek ET) urządzenie mechaniczne, nie do zobaczenia w normalnym sensie
fizycznym. Urządzenie było zbudowane z materii o gęstości niezauważalnej dla ludzkiego oka.
Odznaczało się zdolnością szybkiego poruszania i miało dostęp do imponującej ilości energii.
Kiedy wniknąłem w nie swoim umysłem, wyczułem wyraźnie obecną tam świadomość. W
urządzeniu nie było żadnych istot, ale ono samo działało na zasadzie korytarza transmitującego
świadomość (czy też może myśli). Był to swego rodzaju aparat przekaźnikowy.
Przechodząc do Fazy 6, śledziłem transmisje nadawane z okrągłego, świecącego jasno
urządzenia do śniącego umysłu śpiącego mężczyzny. Prześledziłem drogę powrotną do urządzenia, a
następnie podążyłem za przepływem transmisji do punktu wyjścia.
Na tym etapie znalazłem się w budowli na jakiejś planecie. Były tam istoty, zarówno Szarzy jak i
inni humanoidzi, przy czym niektórzy z nich całkiem przypominali ludzi z Ziemi. Podczas gdy Szarzy
wyglądali na zbudowanych z materii, większość tych innych stanowiły różne świetlne istoty, co
oznaczało, iż generalnie pochodziły one z subprzestrzeni. Niebędący Szarymi humanoidzi mieli na
sobie białe szaty. Odniosłem wrażenie, że odbywa się tu jakaś operacja Federacji. Udało mi się
ustalić, że operacja ta była wspólnym przedsięwzięciem wielu gatunków.
Badając dalej, ustaliłem, że samo miejsce było formalnie związane z władzami Federacji.
Rzeczywiście, istoty zaangażowane w przedsięwzięcie zdawały relację bezpośrednio do kwatery
głównej Federacji. Czułem wyraźnie, że faktycznie znajduję się w kwaterze głównej, tyle, że w innym
pokoju, niż kiedyś w przeszłości.
Skierowałem uwagę na treść samej transmisji i ustaliłem, że przekaz zawiera ogromną liczbę
szczegółów. Transmisja obejmowała pomysły na fabułę, postaci, konkretne sceny, wyobrażenia
planet, statków i istot. Zawartość stanowiły dane, które później trafiały do pisanego przez ludzi
scenariusza konkretnego odcinka Star Trek: następne pokolenie. Nie chodziło o to, by ukazać ET w
postaci, w której faktycznie występują, ale by po prostu przyzwyczaić ludzi do różnorodności
kosmicznych form i kultur.
Komentarz
Pragnę wyraźnie podkreślić, że nie mam pojęcia, kim była obserwowana przeze mnie osoba z
implantem w mózgu. Nie wiem, czy człowiek ten jest scenarzystą czy kimś innym, związanym z
procesem produkcyjnym serialu Star Trek: następne pokolenie. Mógł on być nawet przyjacielem lub
małżonkiem kogoś związanego z tworzeniem fabuły. To też pozwalałoby sugerować fabułę i inne
pomysły ludziom bezpośrednio tworzącym serial. Nie wiem, do którego odcinka odnosiła się ta sesja
SRV. Mogła dotyczyć jednego lub wielu odcinków. Nie badałem dokładniej tej kwestii.
ET z całą pewnością są zaangażowani w kształtowanie opinii publicznej na Ziemi w taki sposób,
który ułatwi uznanie przez nas życia pozaziemskiego i skłoni do współpracy. Żywię silne przekonanie,
że serial Star Trek to jeden z wielu przekazów, zaaranżowanych przez ET. Pragną oni pomóc ludziom
przyzwyczaić się do myśli, iż nie jesteśmy sami we wszechświecie i zrozumieć, że wraz z innymi
tworzymy wielkie społeczeństwo galaktyczne.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że w związku z tym przedsięwzięciem nie zauważyłem żadnych
drastycznych prób kontroli umysłu. ET wsłuchiwali się raczej w koncepcje rodzące się w umyśle
pisarza i podczas snu niejako karmili go nowymi pomysłami. Autor nie był w żaden sposób zmuszany
do akceptowania owych pomysłów. Mając wolną wolę, mógł je przyjąć bądź odrzucić, ale dobrowolnie
decydował się je wykorzystać ze względu na zainteresowanie widowni. W rzeczywistości nie posiadał
się z radości, gdy po przebudzeniu miał gotową koncepcję scenariusza. Nie podejrzewał nawet, że
pomysły zostały mu podsunięte.
Trudno mi określić, w jakim stopniu ET ingerują w ludzką kulturę. Na podstawie własnych obserwacji
mogę stwierdzić, że prawdopodobnie istnieje znacznie więcej przypadków angażowania się istot
pozaziemskich w sprawy telewizji czy produkcji filmów science fiction. Zbadanie tej kwestii mogłoby
stanowić wyzwanie dla następnego pokolenia uczonych – teleobserwatorów.
ROZDZIAŁ 18:
Powrót do Jezusa
Na tym etapie moich badań, Szarzy wprowadzili mnie w dezorientację. Mogłem zrozumieć, że ich
program genetyczny służy różnorodnym ważnym celom. Ale wszystkie moje wysiłki zbadania sprawy
na
drodze teleobserwacji wskazywały, że uzyskanie różnych
elektrycznych/chemicznych/mechanicznych form związane było z czymś więcej niż tylko z dobrą
zabawą. Tak naprawdę, kiedy obserwowałem umysłowość Szarych, przekonałem się, że jest
dotknięta paniką. Jakby chodziło o sprawę życia lub śmierci.
Pragnąłem teraz bezpośredniej rozmowy na temat tego, co przygotowywali Szarzy.
Potrzebowałem pomocy w interpretacji niektórych danych z moich poprzednich sesji. Chciałem
otrzymać jakąś mądrą radę. Dowiedzieć się, na czym tak naprawdę zależy Szarym? Przygotowując
się do tej sesji, opracowałem listę pytań, które pomogłyby mi zrozumieć sens rozwijania partnerskich
układów pomiędzy ludźmi a Szarymi. Zasadniczo chciałem wiedzieć, czy ludzie powinni pomagać
Szarym. Mówiąc bez ogródek, jaki ludzkość ma w tym interes?
Żeby uzyskać odpowiedzi na te pytania, postanowiłem raz jeszcze zwrócić się do Jezusa.
Ponieważ już wcześniej miałem kontakt z celem, zdecydowałem, że będzie to sesja solo, w
warunkach Typu 1. Kiedy ostatnio rozmawiałem z Jezusem, nie zadałem pytań, na które teraz
potrzebowałem odpowiedzi. Czułem, że jest to istotny moment w moich badaniach. Potrzebowałem
porady, która z ostatnio uzyskanych informacji na temat Szarych, pomogłaby mi złożyć jakąś całość.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że musiałem sformułować pytania przed sesją, ponieważ w trakcie
sesji SRV nie można angażować świadomego umysłu w takim stopniu, jaki byłby wymagany do
natychmiastowego ułożenia pytań, bez narażania jakości danych. Tak więc rozpocząłem sesję
poszukując odpowiedzi na pytania z listy. Nie miałem żadnych oczekiwań co do wyniku sesji. Jak
przystało na prawdziwą sesję SRV, byłem gotowy przyjąć dane każdego rodzaju, analizę odkładając
na potem.
Data: 11 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 8863/8473
Tym razem dane wstępne wskazywały, że spotkam Jezusa w odległej przeszłości. W Fazie 4
zobaczyłem go jako świetlaną istotę, ale wydawał się być otoczony ludźmi fizycznymi. Jak się okazało,
prowadził czy też obserwował w tym czasie jakieś spotkanie. Wyszedł ze spotkania i spojrzał prosto w
moją subprzestrzenną twarz. Czułem wyraźnie, że wiedział o moich pytaniach i gotów był na nie
odpowiedzieć.
Zacząłem od pytania, czy Jezus chce, abyśmy [my – ludzie] brali udział w genetycznym
przedsięwzięciu Szarych. Jego odpowiedź zabrzmiała jak rozkaz. Kategorycznie stwierdził, że musimy
z nimi współpracować. Oni są dziećmi Boga tak samo jak my, ludzie.
Zapytałem go, czy przedsięwzięcie Szarych ma coś wspólnego z większym celem ewolucyjnym,
jak połączenie się z Bogiem. Odpowiedział twierdząco. Program ma umożliwić im odzyskanie
fizyczno-umysłowej równowagi, niezbędnej do indywidualnego rozwoju osobowości. Rozwój taki jest
konieczny, by osiągnąć świadomość Boga, aczkolwiek, na swój sposób, Szarzy są już blisko Jezusa i
Boga.
Czując, że za tą odpowiedzią coś się kryje, zapytałem, czy osiągnięcie pełni indywidualnego
rozwoju osobowości jest warunkiem ewolucji Szarych w kierunku Boga. Odpowiedź na to brzmiała: tak
i nie. Bóg ich kocha i będzie się o nich troszczył. Dokonali wyboru ewolucji, żeby być blisko Niego.
Bóg nie pozwoli im zginąć. Ale wybrali drogę indywidualizacji osobowości. Zaimponowało im życie
indywidualności, z którymi mieli do czynienia i dla siebie pragną takiej samej drogi spełnienia.
Koniecznie chciałem zrozumieć, co dokładnie oznacza “połączenie się z Bogiem". Zadałem Jezusowi
pytanie, jak to jest połączyć się z Bogiem. Odparł mi, że nie wiąże się to z żadną natychmiastową
zmianą osobowości. Podstawowa różnica tkwi w stopniu rozszerzenia percepcji człowieka.
Zapytałem, czy stopienie się z Bogiem to to samo, co osiągnięcie boskiej świadomości czy też
świadomości Boga jako siły odczuwającej życie we wszystkich jego przejawach. Jezus powiedział na
to, że świadomość Boga jest jedna, nieważne, w jaki sposób osiągnięta. Albo się Boga postrzega,
albo nie. Nie można postrzegać Boga, nie będąc połączonym z Bogiem.
Zapytałem, czy medytacja może prowadzić do stopienia się z Bogiem. Odparł, że medytacja
prowadzi do celu, ale nie stanowi jedynego, a nawet pierwszego sposobu, w jaki go można osiągnąć.
Normalna droga obejmuje wiele doświadczeń życiowych i wymaga długiego czasu. Medytacja jest
wartościowa tylko w tym sensie, że skraca ów proces. Dotyczy to zarówno ludzi, jak i innych istot.
Powracając do tematu Szarych, zapytałem, czy oni w pełni połączyli się z Bogiem. Jezus odparł, że
jeszcze nie. Nie osiągnęli odpowiedniego stopnia rozwoju osobowości, by w pełni dzielić
doświadczenie Boga. Muszą odmienić swoją sytuację, żeby w pełni złączyć się z Bogiem.
Powiedziałem następnie Jezusowi, że tak do końca nie rozumiem czym jest chrześcijaństwo. Czy
nie-chrześcijanie muszą wierzyć w Jezusa, aby w pełni się rozwinąć? Jego odpowiedź wskazywała na
rozdrażnienie, a był to jedyny raz, gdy widziałem go tak zdenerwowanego. Dość gwałtownie stwierdził,
że nazwa nic nie znaczy. Wszystko zależy od rozwoju osobowości, na który składa się zdolność
głębokiego postrzegania i miłości. Pod tym względem Sidhis są wartościowi, a przecież nie mają nic
wspólnego z chrześcijaństwem. Liczy się rozumienie i miłość Boga. To one są motorem ewolucji.
W tym momencie czuję, że powinienem dodać, iż Jezus nie powiedział mi dokładnie, jak dochodzi
się do miłości Boga, ani nawet kim lub czym Bóg jest. Czułem jednak wyraźny przekaz od Niego, że
twierdzenie, iż jest On cudowny, nie ma nic wspólnego z tym, o czym Jezus mówi. Niestety, przed
rozpoczęciem sesji nie przyszło mi do głowy zapytać o te rzeczy, w związku z czym nie byłem w
stanie wymyśleć ich na poczekaniu, w trakcie sesji (z powodu strukturalnych ograniczeń SRV).
Zapytałem potem, czy Bóg chce połączenia z Szarymi, a Jezus stwierdził, że to Szarzy go pragną.
Jest to największy akt ich wolnej woli. Bóg oferuje możliwość pojednania, ale Szarzy dobrowolnie
dokonali takiego wyboru. Następnie Jezus stwierdził z naciskiem, że przeznaczenie Szarych jest
jasne: oni połączą się z Bogiem (Używane przeze mnie określenia, takie jak “połączenie" czy
“stopienie się" (z Bogiem) nie są ścisłe i wynikają przede wszystkim z ograniczeń językowych. Gdy
robię takie odniesienia, mam na myśli zdolność postrzegania i produktywnego obcowania z wszystkimi
poziomami życia, nawet z tymi, które nie mieszczą się w sferze istnienia fizycznego i
subprzestrzennego).
ROZDZIAŁ 19:
Nie Wszyscy Szarzy są Równi
Kolejna sesja była nie planowana, w tym sensie, że cel nie znajdował się na liście celów. Mój
monitor postanowił, że będzie to sesja w ciemno, monitorowana, przeprowadzana w warunkach Typu
4, gdyż intuicja podpowiadała mu, że powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat porwań.
Ciekawa rzecz, kiedy stało się jasne, że możemy już bez przeszkód przeprowadzać teleobserwację
porwań przez UFO, zainteresowanie tego typu celem znacznie spadło tak u niego, jak i u mnie. Być
może działo się tak dlatego, że mój monitor pragnął zrozumieć głębsze pobudki kryjące się za
porwaniami. Moja własna nieświadomość podeszła do celu w sposób, który odsłonił nam nowy,
nieznany wcześniej aspekt społeczności Szarych. Sesja ta dała coś więcej niż tylko zrozumienie
zjawiska porwań. Pomogła pełniej zrozumieć niektóre zawiłości społeczeństwa Szarych i odkryć,
dlaczego istnieje tak szerokie spektrum doświadczeń związanych z porwaniami.
Data: 13 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7646/1231
Dane wstępne wskazywały wyraźnie, że znajduję się na planecie z dużym oceanem słonej wody.
Moim początkowym miejscem była powierzchnia wody. W zasięgu wzroku nie było żadnego lądu.
Postępując zgodnie ze wstępnymi procedurami sesji, odkryłem istoty pracujące pod powierzchnią
wody. Potem natknąłem się na podwodną budowlę.
C.B.: “To jakaś budowla. Jest metalowa i wygląda jak komora. Wewnątrz są rury i podłoga. Na
widok tego miejsca przechodzą mnie ciarki. Jest naprawdę dziwne. Lepiej zapiszę to jako wrażenie
estetyczne (A i L). Cała konstrukcja przypomina łódź podwodną. Właściwie jest to całkiem silne AOL
linii sygnału".
“Mam teraz więcej szczegółów... Powierzchnie w środku są głównie metalowe, ale występuje też
jakiś materiał skórzany."
“Wewnątrz budowli przebywają cztery istoty. To chyba ludzie. Badam teraz ich ubrania. Mają
ubrania robocze; podkoszulki bez rękawów, zwykłe spodnie itp.... Z całą pewnością wykonują jakąś
ciężką pracę; pocą się."
MONITOR: “Skup się na ich działalności. Na czym polega ich zajęcie?"
C.B.: “Poczekaj... Ryby. To ma coś wspólnego z rybami. Wszyscy pracownicy są mężczyznami.
Właściwie tak naprawdę nie rozumieją nic z tego, co robią, czy w co są zaangażowani. To bardzo
skomplikowane. Oni pracują jak roboty. Nie są nawet świadomi swego otoczenia".
Monitor nakazuje mi przejść do Fazy 6, gdzie badam czas, w którym się to dzieje. Wcześniej na
linii czasu napotykam na jednostki o normalnym stanie umysłu. Potem cofam się w czasie i
namierzam je przed narodzinami w ciałach fizycznych. Następnie wnikam do umysłów ludzi w budowli,
żeby uzyskać bardziej wyraźny obraz ich stanu umysłowego.
“Ryby znajdują się na zewnątrz budowli, a ludzie się nimi zajmują. Ale wyczuwa się w tym jakiś
fałsz. Oni myślą, że opiekują się rybami, lecz prawdziwy cel ich działalności jest inny. Nie ma
bezpośredniego związku pomiędzy rybami a ludźmi."
“Ludzie ci mogą być jeńcami. Ich własne umysły nie kontrolują ciał. Nie sprawują kontroli ani nad
sobą, ani nad swym otoczeniem."
“Ich umysły sprawiają wrażenie pogrążonych w transie. Pracują gorączkowo, ale ich świadomość o
tym nie wie. Są wykorzystywani. Przypominają niewolników, chociaż może lepszym określeniem
byłyby świnki morskie."
“W porządku, poszerzam teraz widzenie. Wyczuwam obecność istot pozaziemskich. Jest tu bardzo
duży statek ET, mający związek z tymi ludźmi. Istoty pozaziemskie to Szarzy. Statek jest bardzo
nowoczesny i ma wiele technicznych gadżetów. Właściwie technika jest nieco dziwna, w tym sensie,
że nie jest aż tak nowoczesna, by ludzie mieli problemy ze zrozumieniem oprzyrządowania. Nie
zawsze odnosiłem takie wrażenie w przypadku statków Szarych. Tak czy owak, kontrola znajduje się
na statku."
MONITOR: “Courtney, skup się na pierwszych kontaktach między Szarymi a ludźmi".
C.B.: “Było to porwanie, przynajmniej w przypadku jednego z tych ludzi. Był on wtedy bardzo
młody. Tak samo mogło to wyglądać w przypadku innych, ale teraz skupiam uwagę na tym jednym".
“Wygląda na to, że Szarzy mieli do czynienia z tym człowiekiem, kiedy był on jeszcze w fazie
prenatalnej. Idąc za sygnałem, znalazłem jego matkę. Jestem teraz w miejscu, które prawdopodobnie
znajduje się na Ziemi, niedaleko wybrzeża. Szarzy umieszczają płód w łonie. Hmm. To stosunkowo
prymitywni Szarzy. Fizycznie włożyli płód do łona. Do jego wszczepienia nie użyli żadnych
skomplikowanych narzędzi. Była to raczej prymitywna operacja ginekologiczna, jaką ludzie mogli
przeprowadzać w odległej przeszłości."
“Ci Szarzy wydają się stać na niższym szczeblu ewolucji. Mają tendencję do popełniania błędów w
stosunkach z ludźmi, bezwiednie ich raniąc. Oni po prostu nie rozumieją. W jakiś sposób są
pozbawieni ludzkiego współczucia."
MONITOR: “Skieruj nieświadomość na koncepcję DNA".
C.B.: “Hmm. Wygląda na to, że eksperymentują z ludzkim genotypem. Ich DNA jest prawie w stu
procentach pochodzenia ludzkiego, ale część jest inna, prawdopodobnie pochodzi od Szarych".
“Poczekaj. Szarzy uświadomili sobie teraz moją obecność. Dziwne, jak długo to trwało."
“Badam dalej Szarych... Pracują nad niewielkimi zmianami w strukturze genetycznej ludzi. Nowe
geny niekoniecznie pochodzą od Szarych. Równie dobrze mogą być skądkolwiek. Ale zmiany są
naprawdę małe i wybiórcze. To ten sam program genetyczny, który widzieliśmy już wcześniej, ale
przeprowadzany na bardziej prymitywnym poziomie. Być może są to ich próby wstępne."
MONITOR: “Chcesz powiedzieć, że są różne grupy Szarych?"
C.B.: “Nie do końca chodzi o frakcje, ale są różni. Ta grupa jest najbardziej prymitywna spośród
wszystkich grup pracujących z ludźmi. Wykorzystują ludzi jak świnki morskie, żeby obserwować, jak
przebiegają owe małe zmiany genetyczne. Te zmiany są bezpośrednio zorientowane na kontrolę
umysłu i/lub porozumiewanie telepatyczne".
MONITOR: “Po co oni to robią?"
C.B.: “Żeby zmodyfikować ludzki genotyp tak, by na dłuższą metę pomógł im wyprodukować nowy
nośnik Szarych. Właściwie, słowo nośnik ma większy sens niż słowo ciało. Wygląda na to, że Szarych
przede wszystkim interesuje rozwijanie świadomości grupowej w ludzkich genach, tak jakby zakładali
olbrzymi ludzki telefon towarzyski. To wydaje się stanowić bezwzględny priorytet".
MONITOR: “W porządku, zakończmy sesję. Cel brzmi 'natalna / prenatalna łączność między
ludźmi a Szarymi'".
C.B.: “Huh. Skąd się wziął taki cel?"
MONITOR: “To była jedna z moich niespodzianek, żebyś pozostawał czujny".
Komentarz
Dane z tej sesji wskazały na dwa fascynujące elementy w zjawisku porwań. Po pierwsze, niektóre
porwania nie są tak łagodne jak inne. Nie mam żadnych danych dowodzących złośliwości ze strony
Szarych. Łatwo pomylić niekompetencję ze złośliwością; osoby porwane mogą czuć, że ich spotkanie
z Szarymi jest po prostu złe, dla tych ostatnich zaś może to być bez znaczenia. Wydaje się, że
niekompetencja niektórych Szarych stanowi powód nie najlepszych stosunków, jakie mają oni z
ludźmi. Oni nie robią krzywdy świadomie; rzecz w tym, że przynajmniej niektórzy Szarzy nie umieją
obcować z emocjonalnie złożonymi istotami, jakimi są ludzie. Prawdopodobnie nie widzą niczego
złego w swoich działaniach, które nam kojarzą się z łapaniem do niewoli i eksperymentowaniem na
świnkach morskich. Biorąc pod uwagę, że Szarzy, jakich obserwowałem, odznaczają się pewnym
brakiem emocjonalnej elastyczności, należy przyjąć, iż traktują oni ludzi mniej więcej tak samo jak
traktują samych siebie. Czytelnicy zechcą sobie przypomnieć, że pojęcie jednostkowego
samookreślenia jest im zupełnie obce.
Drugi fascynujący element, jaki wyłonił się z tej sesji to fakt, że najwidoczniej istnieją różne
kategorie Szarych obcujących z ludźmi. Moglibyśmy wymienić kategorię (1) prymitywną, (2) rozwiniętą
i (3) superrozwiniętą. (Do czasu tej sesji nie zaobserwowałem jeszcze żadnych superrozwiniętych
Szarych, ale natknąłem się na nich w sesji późniejszej). Szarzy w tej sesji sprawiali wrażenie
prymitywnych, ale nie należy ich mylić z bardzo wczesną odmianą Szarych, którzy żyli we własnym,
pierwotnym świecie przed upadkiem swej cywilizacji. Z tego, co wiem, ci bardzo wcześni Szarzy w
ogóle nie mieli do czynienia z ludźmi.
Czy wszystkie trzy podstawowe typy Szarych obcują ze sobą? Jak się organizują? Kiedy się ma do
czynienia z istotami, które bez najmniejszych trudności technicznych podróżują w czasie, aż korci, aby
wyobrazić sobie ich wszystkich w jednym miejscu. Mogę tylko zgadywać, że ET, którzy osiągnęli
wysoki poziom techniczny, są przyzwyczajeni do takich sytuacji i w końcu ustalą robocze protokoły
wzajemnego porozumienia.
Zakończyłem tę sesję w głębokim przekonaniu, jak wiele, my – ludzie, musimy się jeszcze dowiedzieć
na temat złożoności życia galaktycznego. Nie chodzi tylko o to, by poznać inne społeczeństwa,
rozsiane po całej galaktyce. Musimy również zrozumieć, w jaki sposób różne gatunki i kultury
oddziaływają na siebie na przestrzeni czasu.
ROZDZIAŁ 20:
Adam i Ewa
We wcześniejszym rozdziale relacjonowałem monitorowaną sesję, w której celem byli
Midwayerowie. W czasach wojskowej teleobserwacji, pomysł namierzenia Midwayerów brzmiał jak
dobry żart. Ktoś przeczytał Księgę Urantii, zapis domniemanych rewelacji na temat organizacji życia w
subprzestrzeni, i postanowił przeprowadzić test. W Księdze Urantii Midwayerowie stanowią grupę istot
subprzestrzennych, które żyją i pracują na Ziemi. Nikt w wojsku nie wiedział, czy pomysł ten traktować
poważnie. Ale ku zaskoczeniu wszystkich, wielokrotne próby przeprowadzone w warunkach danych
Typu 4 potwierdziły te informacje. Okazało się, że subprzestrzenne istoty naprawdę istnieją. Odkrycie
tych stworzeń wśród wyższego rangą personelu wojskowego doprowadziło do szeregu problemów
związanych z wiarygodnością. Ludziom pokroju generałów i admirałów było już wystarczająco ciężko
wytłumaczyć, że wyszkoleni w SRV telepaci potrafią policzyć pociski w silosie. Ale przekonać ich, że
istnieje grupa niewidzialnych, acz przyjacielskich ludzików, które chcą pomagać ludziom w ich ewolucji
– to przekraczało możliwości perswazyjne teleobserwatorów.
Pragnę wyraźnie zaznaczyć, że w żaden sposób nie podpisuję się pod Księgą Urantii. Nie wiem,
na ile jest ona prawdziwa. Moje własne badania w tej kwestii wskazują, że duża część zawartych w
niej informacji się potwierdza, choć nie wszystkie. Książka wydaje się zawierać informacje fałszywe
poprzetykane prawdziwymi, a jedne od drugich trudno oddzielić bez rozległych badań
teleobserwacyjnych. Przykładowo, autor rozpisuje się, zaprzeczając możliwości przeszłego życia, co
według danych SRV (niezamieszczonych tutaj) absolutnie nie jest prawdą.
Tym niemniej, ponieważ dyskusja nad Adamem i Ewą w Księdze Urantii wyraźnie wskazuje na
działalność ET, postanowiliśmy z moim monitorem wciągnąć tę słynną parę na naszą listę celów.
Jeżeli książka nie myliła się w swoich sądach na temat Adama i Ewy, wyjaśniłoby to długofalową
interwencję ET w sprawy ewolucji na Ziemi, a namierzenie takiego celu okazałoby się co najmniej
warte zachodu. Był to ryzykowny strzał w ciemno, w tym sensie, że dysponowaliśmy ograniczonym
czasem i zmarnowanie sesji na jakąś oszukańczą historię byłoby nieodżałowane. Jak się jednak
okazało, historia Adama i Ewy w Księdze Urantii ukazana jest zgodnie z prawdą. Przytaczam tutaj
dwie sesje, w których cel stanowili Adam i Ewa. Jedna z nich została przeprowadzona w warunkach
danych Typu 4, a druga w warunkach Typu 1. Drugą sesję przeprowadziliśmy po to, by znaleźć
odpowiedzi na kilka pytań, jakie nasunęły wcześniejsze dane.
Niektórzy Czytelnicy mogą się zastanawiać, czemuż to religijne postaci Adama i Ewy stanowią
przedmiot badań w książce na temat cywilizacji pozaziemskich. Główny powód mojego
zainteresowania tym tematem zasadza się na hipotezie, że wiele ludzkich mitów może mieć podstawy
w historii. Nie chodzi o to, że mity ściśle odpowiadają faktycznemu biegowi wydarzeń, ale że zawierają
pewne dane na temat ludzi i wydarzeń, o których wczesne cywilizacje miały nikłe pojęcie. Badanie
mitów przy użyciu teleobserwacji może czasami wyjaśnić subtelne zależności pomiędzy faktyczną
przeszłością a historiami na jej temat, które przekazywano na przestrzeni wieków. Księga Urantii
potwierdza to na przykładzie Adama i Ewy. Było moim pragnieniem znaleźć taką analogię pomiędzy
mitem a rzeczywistością, która mogłaby pomóc wyjaśnić niektóre kwestie podniesione w literaturze
naukowej na temat nagłych zmian w ewolucyjnej ścieżce ludzkości.
Nie zakładam, że Czytelnikom znana jest historia Adama i Ewy z Księgi Urantii. Nie uważam też,
aby było to konieczne. Wspominam o książce tylko w celu określenia źródła mojego pierwotnego
pytania.
Data: 14 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5328/6080
Dane wstępne aż do szkicu w Fazie 3 wskazywały, że początkowo cel wiązał się z zalesionym
obszarem w pobliżu góry. Nad górą znajdowała się szybko poruszająca się konstrukcja.
C.B.: “Dostrzegam jakiś obiekt, który ma związek z energią. Jest szybki i okrągły. Porusza się po
zakrzywionym torze z góry na dół, zmierzając do czegoś, co wygląda jak częściowo zalesiona góra.
Widzę jodłę. Odbieram AOL linii sygnału, że może to być miejsce koło Santa Fe Baldy w Nowym
Meksyku".
“Sam obiekt jest sztuczną konstrukcją. Mocną i estetyczną. Są tu okna i tarasy widokowe. Widzę
teraz pilotów w środku."
“To nie są Szarzy. Poczekaj. Nie są to również Marsjanie. Przypominają ludzi, ale nie
współczesnych."
MONITOR: “Skup się na płci".
C.B.: “To są zarówno kobiety jak i mężczyźni. Mają na sobie mundury. Zapiszę "rozwinięte istoty
ludzkie" jako AOL linii sygnału. To chyba ludzie z przyszłości".
MONITOR: “Skoncentruj się na celu".
C.B.: “Ci ludzie są tu dla celów obserwacyjnych. W żaden sposób nie interweniują ani nie
kontaktują się z ludźmi. Zdają raporty bezpośrednio przed Federacją. Nie są też świadomi tego, że ich
obserwuję".
MONITOR: “Co jeszcze widzisz w związku ze statkiem?"
C.B.: “Statek wypełnia głównie aparatura umożliwiająca lot. Jedyny sprzęt medyczny, jaki się tu
znajduje trzymają na wypadek, gdyby coś się stało".
MONITOR: “Wróć do ludzi. Dowiedz się, dlaczego tam są i jak żyją".
C.B.: “Ci ludzie znajdują się na wysokim stopniu rozwoju, ale nie różnią się aż tak bardzo od nas.
Najwyraźniej są wegetarianami. Zaopatrzyli statek w jedzenie w swojej bazie. Żywność pochodzi z
organicznych źródeł wegetatywnych, z ogrodów w przestrzeni kosmicznej i na planetach oraz ze
znajdujących się tam magazynów. Zdobycie jedzenia na Ziemi przedstawia dużo problemów. Kłopoty
wynikają z chorób".
Monitor każe mi przejść do Fazy 6, gdzie na linii czasu umieszczam punkt czasowy celu. Obecny
czas sesji jest bardzo bliski czasowi celu. Zaczynam badać pojęcie czasu w odniesieniu do tych istot.
“Oni nie dysponują możliwością podróżowania w czasie. Nie są tacy jak Szarzy. Odbywają
regularne wizyty obserwacyjne na Ziemi, jednak w porównaniu z Szarymi, nie zajmują się tym
regularnie."
MONITOR: “Zaznacz na linii czasu ich pierwszą wizytę".
C.B.: “Poczekaj. O rany! To dopiero AI! Dostaję mocne AOL linii sygnału Adama i Ewy. Te istoty
bywają na Ziemi i obserwują nas od dłuższego czasu".
MONITOR: “Skup się na ich pierwotnym kontakcie z Ziemią".
C.B.: “Początkowo ludzie ci byli bardzo naiwni, niewyszkoleni. Mieli niewielkie doświadczenie.
Właściwie, ich poprzednie ludzkie ciała nie różnią się wiele od tych, które mają obecnie. Wydaje się,
że nastąpiły nieznaczne zmiany ewolucyjne. Naprawdę czuję, że to naukowi menadżerowie albo jacyś
inżynierowie".
“Mój umysł wędruje teraz w stronę konkretnej pary. Doznaję bardzo silnego AOL linii sygnalnej
Adama i Ewy. Nie wiem, czy mogę kontynuować sesję przy tak silnym AOL."
MONITOR: “W porządku. Możemy zakończyć sesję. Oto cel: 'Adam i Ewa'".
Parę minut później wciąż czułem, że potrzebuję więcej informacji na temat Adama i Ewy. Chciałem
wiedzieć, kim byli i co robili? Przeprowadziłem więc sesję solo w warunkach danych Typu 1, której
celem był “Adam i Ewa / pierwotna działalność na Ziemi".
Data: 16 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 6957/4096
Dane wstępne wskazywały, że z celem związane jest znaczne przemieszczenie w czasie, stały ląd i
parę budowli, wzniesionych przez człowieka. Temperatury dość wysokie. Towarzyszył mi zapach
ludzi. Słyszałem dźwięk głosów,
Podążając za danymi wstępnymi, zauważyłem, że klimat był przyjemny i zasadniczo suchy.
Miejsce przypominało Bliski Wschód, basen śródziemnomorski. Zauważyłem dwa typy ludzi, o jasnej i
ciemnej skórze.
Niedługo potem poczułem, że w pobliżu miejsca celu znajduje się potężne źródło ogromnej energii.
AOL linii sygnału wskazywało na reaktor nuklearny.
Wraz z myślą o skoncentrowanej energii, pojawiło się poczucie, że niektóre z istot koło tego
miejsca być może nie są szczęśliwe. Otrzymałem AOL linii sygnału o obozie niewolników i represjach.
Nie podążyłem za tą myślą, a AOL nie wróciło już do końca sesji.
Wokół miejsca znajdowały się jakieś niewielkie maszyny, kamienie i budynki. Większość
mieszkańców wydawała się wieść spokojne życie. Nie odczuwało się żadnego kryzysu. Wszystko
toczyło się spokojnie, ale w powietrzu wisiało jakieś napięcie.
Skupiłem się na tym napięciu i zlokalizowałem świetlaną istotę związaną z tym miejscem. Ten ktoś
wyglądał na przywódcę wojskowego. W pobliżu były też inne istoty subprzestrzenne.
Z przywódcą wiązała się myśl, że ostatnio nastąpił rozłam. Z linii sygnału odebrałem AOL wojny.
Wybuchł jakiś gorący spór i wielu ludzi opowiedziało się po jednej ze stron.
Planeta znajdowała się bardzo daleko od cywilizacji, jaką znały owe istoty. Jedna strona uważała,
że sami powinni o sobie stanowić, lekceważąc odległą władzę. Utworzyły się dwa obozy. Obóz
mniejszościowy pozostawał lojalny w stosunku do dalekich władz i wykazał się znaczną dzielnością w
stosunkach z drugą stroną konfliktu. Nastąpił długi okres rezerwy, jako że obie strony zerwały ze sobą
kontakty.
Wykonałem następnie operację przemieszczenia, która umieściła mnie trzy stopy od konkretnego
celu. Znalazłem się na czymś, co przypominało plażę nad morzem. Byli tam kobieta i mężczyzna.
Trochę dalej ujrzałem cały szereg innych rozwiniętych i, jak się wydawało, miłych istot.
Skierowałem myśli na umysł mężczyzny. W jakiś sposób czuł się odizolowany. Był samotny,
zakochany, ale nie na sposób szczenięcy. Cechowała go dojrzałość. Gdy skupiłem się na umyśle
kobiety, dowiedziałem się, że spełniała funkcję jakby menedżera. Była bardzo dobrym pracownikiem,
a zarazem oddaną żoną. Z drugiej jednak strony, odczuwała silną potrzebę popychania męża do
robienia większej kariery; uważała, że nie posuwa się naprzód wystarczająco szybko.
Następnie skupiłem się na sytuacyjnym problemie w tym miejscu. Nastąpiło jakieś zakłócenie
subprzestrzeni. Znajdowali się tam desperaci, którzy czuli potrzebę przerwania sprawnego przebiegu
operacji. Kiedy zbadałem pojęcie przywództwa, wyczułem strukturę militarną, a AOL linii sygnału
wskazywało na Bunt Lucyfera. Nie poszedłem za tą myślą, ale miałem wyraźne poczucie, iż miejsce to
jest odległe od centrum władz, a bunt ma przede wszystkim charakter oportunistyczny. Kierując
uwagę z powrotem na kobietę i mężczyznę na plaży, dostrzegłem, że obydwoje byli wyszkoleni i
zorganizowani. Idąc za tym sygnałem, odkryłem, że pracują z miejscowymi humanoidami. Uczyli
przedmiotów związanych z zachowaniem prokreacyjnym i dobieraniem się w pary. Nauczali też
praktycznych umiejętności, głównie po to, by wzbudzić zainteresowanie lekcjami na temat prokreacji.
Mieli dobre intencje jako nauczyciele, w tym sensie, że nie przejawiali żadnej złośliwości, ale ich celem
było wychowywanie w innym porządku niż naturalny.
Skoncentrowałem się na celu ich działalności i odkryłem, że chcieli wykreować nową, unikalną
rasę. Nie mogli po prostu złożyć w banku swoich własnych genów. Planowali raczej przyspieszenie
procesów naturalnych bez wymuszania nadmiernej kontroli nad ewolucją; jednym pociągnięciem
chcieli uzyskać wynik wielu naturalnych mutacji i selekcji.
Problem polegał na tym, że program wymknął się spod kontroli. Przedsięwzięcie od początku
zostało źle zaplanowane. Był to wysiłek o niewielkim nakładzie i bardzo małym lub żadnym nadzorze.
Pokładano zbyt dużo zaufania w jednostkowej lojalności i zdrowym rozsądku. Ludzie zostali ulokowani
na prowincji i stracili intelektualną orientację.
Kiedy skupiłem się na celu programu, odniosłem wyraźne wrażenie, że istoty te bawiły się w Boga.
Chciały w pośpiechu zmienić rzeczy według własnych upodobań. Ale głęboko w ich umysłach czaił się
również strach.
Bały się, że Bóg, pozostawiony sam sobie, może stworzyć istoty od nich większe. W projekcie ich
przedsięwzięcia tkwiła pewna pompatyczność. Napięcie, które potem eksplodowało miało swoją
przyczynę w rysie na pierwotnym planie. Motywacja, leżąca u podstaw przyspieszenia ewolucji była
błędna. Spowodowało to kryzys w zbiorowej świadomości owych istot, tak że pewna ich część wpadła
w prawdziwy nałóg produkowania rozwiniętych istot czujących. Istoty te uległy chorobie i zepsuciu,
mijając się z pierwotnym celem ewolucji. W jakimś sensie chore jednostki chciały przekonać tak
siebie, jak i innych o swojej wartości przez forsowanie ewolucji innych ras w podobnym kierunku.
Uważały siebie za końcowy produkt ewolucji.
Adam i Ewa byli po stronie mniejszości, która pozostała lojalna wobec odległej władzy. Bunt był
krótkotrwały.
Komentarz
Adam i Ewa byli menadżerami przedsięwzięcia w programie genetycznej korekty ludzi na Ziemi.
Nie byli nagimi, biegającymi po lesie prostaczkami. Mity, które ich otaczają zrodziły się z przeczuć
jasnowidzów, którzy posiadali naturalne zdolności widzenia na odległość, lecz nie potrafili zrozumieć
“działalności pierwszej pary". Świat poznał ich jako założycieli ludzkiej rasy. Myślę, że w pewnym
sensie odpowiada to prawdzie, bowiem ostatecznie byli oni zaangażowani w przedsięwzięcie
przebudowy ludzkiego zasobu genetycznego.
Adam i Ewa nadal żyją, zarówno w subprzestrzeni jak i fizycznie. Prawdopodobnie nie ingerują w
działalność Szarych z powodu zasad Federacji. Przejawiają jednak głębokie zainteresowanie
wynikiem naszej obecnej drogi genetycznej. Oczywiście ich ciała nie wyglądają tak samo jak kiedyś.
Ciekawe jednak, że nie odnotowałem znaczącego postępu ewolucyjnego ich fizycznych form.
Wyraźnie czułem, że coś z nimi jest nie tak, chociaż nie jestem pewien, czy by się ze mną zgodzili.
W każdym razie jedno jest pewne. Genetyczna manipulacja gatunkiem ludzkim nie stanowi novum.
Trwa od bardzo dawna. Co więcej, być może jest jednym z najważniejszych powodów zjawiska,
określanego przez biologów mianem ewolucji przerywanej, w której tor ewolucji dość niespodziewanie
obiera nowy kierunek. Należy przeprowadzić znacznie więcej badań (wykorzystując zarówno
teleobserwację, jak i tradycyjne metody naukowe) w celu potwierdzenia tej wstępnej hipotezy.
ROZDZIAŁ 21:
Guru Dev
W trakcie naszych badań, obydwaj z moim monitorem zaczynaliśmy nabierać przekonania, że w
przedsięwzięciu tym chodziło o coś więcej niż tylko o dochodzenie, kto lata w spodkach. Do lata 1994
roku otrzymaliśmy metodą SRV potwierdzenie zjawiska porwań, i już dość dobrze poznaliśmy
zasadnicze założenia programu genetycznego Szarych oraz problemy, wobec których stanęli
Marsjanie. Po długich dyskusjach zgodziliśmy się dołączyć kolejne cele. Na naszej liście obok Jezusa
znalazły się inne mądre osoby, mogące dopomóc nam w interpretacji danych. Rozdział ten jest
wynikiem spotkania z jedną z takich postaci, w trakcie przeprowadzonej przeze mnie sesji solo w
układzie Typu 1.
Guru Dev był nauczycielem medytacji Maharashiego Mahesh Yogi. Podczas wielu miesięcy moich
badań w zakresie SRV czułem wyraźnie, że muszę zadać Guru Devowi parę pytań. Inni
teleobserwatorzy namierzyli grupę Marsjan, którą nazwali “duchowieństwem". Wydawało się, że
Marsjanie ci praktykowali podróże poza ciało i posiadali zdolności telepatycznego porozumiewania się,
a mój monitor uważał, że być może uprawiają oni Sidhis. Marsjańskie kapłaństwo znajdowało się na
naszej długiej liście celów i wiedziałem, że wcześniej czy później dostanę ten cel do zbadania. Zanim
to jednak nastąpi, chciałem zdobyć trochę informacji na ich temat. Jeżeli uprawiali Sidhis, musiałem o
tym wiedzieć, i to szybko. Tak więc, pewnego ranka latem 1994 roku w Ann Arbor, w stanie Michigan,
obrałem za cel Guru Deva. Jako że była to sesja solo, relacjonuję ją w formie narracji, omijając w ten
sposób niemal cały żargon protokołów SRV.
Data: 24 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3745/4021
Dane wstępne wskazywały na energię, ląd i coś, co zostało wykonane przez człowieka.
Najpierw zarejestrowałem kolory: niebieski, biały i brązowy. Powierzchnie były przestronne. I
znowu, podobnie jak we wszystkich rodzajach sesji, niezależnie od typu danych, nie miałem pojęcia,
jak dotrę do Guru Deva czy w jakim znajdę go otoczeniu. Protokoły SRV ustanowiono po to, by zmusić
do podejmowania decyzji nieświadomość. Można powiedzieć, że mój świadomy umysł, biernie
uczestniczył w tej przejażdżce.
Panowała przyjemna temperatura. Zacząłem odczuwać słodki smak i słyszeć dźwięki muzyki
hinduskiej, zwanej Gandarvą. W “powietrzu" subprzestrzeni unosił się delikatny zapach kadzidła.
Zacząłem chichotać pod nosem: wyglądało na to, że Guru Dev przygotowuje scenę.
W miarę jak posuwałem się z protokołami, znalazłem się w miejscu, które przypominało bardziej
subprzestrzeń niż wymiar fizyczny. Topografia sprawiała wrażenie regularnie ukształtowanej, z
pochyleniami i dziurami, niczym baseny odpływowe wzdłuż plaż Afryki Wschodniej. Ale nie było wody.
Nad głową ujrzałem niebo.
Nieco z boku mojego pola widzenia, patrzyła na mnie świetlana istota. Zobaczyłem, że jest to mój
cel i przybliżyłem się. Czułem, że to naprawdę jest Guru Dev. Czekał na mnie.
Zanim wdałem się z nim w rozmowę, rozejrzałem się dookoła. Uważnie obserwowałem otaczające
mnie środowisko. Było dosyć kolorowe i złapałem się na tym, że to miejsce wydaje mi się dziwne.
Ogólna atmosfera była bardzo przyjemna, ale nigdy przedtem nie wyobrażałem sobie miejsca, które
byłoby tak fizyczne i subprzestrzenne zarazem. Z całą pewnością było to miejsce o specjalnym
znaczeniu, chociaż do dzisiaj nie wiem, gdzie się znajdowało.
Kiedy ponownie skierowałem swoją uwagę na Guru Deva, zauważyłem, że owinięty jest białym
materiałem. Właściwie nie był to idealnie biały kolor. W rzeczywistości, szata mieniła się wieloma
odcieniami świetlnych barw. Telepatycznie przekazałem mu, że mam parę pytań. Wydawał się o tym
wiedzieć i dał mi do zrozumienia, że mogę zaczynać.
Pozostając w granicach protokołów SRV, zapytałem Guru Deva, czy istnieje kapłaństwo Marsjan.
Odpowiedź była jasna: tak, istnieje. Zapytałem następnie, czy ich kapłani uprawiają Sidhis.
Najwyraźniej nie. Natychmiast zadałem pytanie, jaki kult uprawiają. Interesująca rzecz. Guru Dev
zasugerował, że powinienem dowiedzieć się tego od nich samych. Uważał, że powinienem
doświadczyć tego bezpośrednio.
Zapytałem potem Guru Deva, czy członkowie rady Federacji uprawiają Sidhis. Wyczułem, że w tym
momencie spoważniał i poinformował mnie, że robią coś podobnego, ale niezupełnie jest to Sidhis.
Praktykują coś, co odpowiada ich poziomowi i doświadczeniu.
Kontynuując, zapytałem Guru Deva, czy medytacja Sidhis przydałaby się w kursie dyplomacji dla
ludzkich przedstawicieli rady Federacji. Na to pytanie otrzymałem jednoznaczną odpowiedź. Guru Dev
z naciskiem odparł: tak. Rzeczywiście, ćwiczenie Sidhis bardzo pomoże ludziom w ich kontaktach z
członkami rady Federacji. Otrzymałem coś w rodzaju ostrzeżenia, że nie powinniśmy zawracać głowy
Federacji, przysyłając do kwatery głównej byle kogo. To tak jakby Stany Zjednoczone wysłały
niewyszkoloną osobę, aby została ambasadorem w Moskwie. Nikt nie brałby takiego człowieka serio,
a Rosjanie zaczęliby się w końcu zastanawiać, czy Amerykanie są poważnym narodem. Do izb
Federacji ludzie muszą wysłać reprezentantów, aktywnie zaangażowanych w swój własny
przyspieszony rozwój świadomości. Dojrzali i szybko ewoluujący przedstawiciele ludzkości będą w
stanie godnie przemówić w imieniu obywateli Ziemi.
Zapytałem następnie Guru Deva, czy widzi on jakieś problemy związane z wykorzystywaniem SRV
jako sposobu porozumiewania między reprezentantami a radą Federacji. Odparł, że ta metoda
komunikacji nie jest optymalna i zmieni się, w miarę dojrzewania ludzkiego społeczeństwa. Na razie
jednak to jedyny możliwy sposób.
W tym momencie zabrakło mi pytań. Po prostu spojrzałem na niego i zapytałem, czy ma dalsze
uwagi. On również spojrzał na mnie, a właściwie we mnie. Był spokojny, bardzo, bardzo spokojny.
Podziękowałem mu i zakończyłem sesję.
Komentarz
Po tej sesji nabrałem pewności, że jestem w stanie opracować ogólny kurs dla dyplomatów, którzy
będą reprezentować w Federacji ludzkie interesy. Ludzie nie są jeszcze pełnymi członkami Federacji,
ale mając dobrze wyszkolonych dyplomatów moglibyśmy pokusić się wkrótce o utworzeniu oficjalnego
przedstawicielstwa. Opracowany przez siebie kurs dyplomacji galaktycznej nakreśliłem w ogólnych
zarysach w jednym z kolejnych rozdziałów.
ROZDZIAŁ 22:
BÓG
Muszę coś wyznać moim Czytelnikom: ani ja, ani mój monitor nie potrafiliśmy ominąć tego tematu.
Przez długi czas staraliśmy się trzymać z dala od zagadnień religijnych. Ale gdzie byśmy nie spojrzeli,
pojawiała się idea ewolucji w kierunku pewnego centralnego punktu. Co więcej, motywy religijne
nakładały się na to co, jak myśleliśmy, stanowiło tylko zagadnienie ET.
Wcześniej, monitor mój nie miał odwagi, by za cel sesji SRV obrać Boga. W końcu jednak nabrał
śmiałości i w ciemno dał mi zestaw liczb współrzędnych i monitorował sesję, której cel stanowił Bóg.
Okazało się jednak, że pojęcie Boga jest tak złożone i szerokie, że bezpośrednie informacje na
Jego temat nieświadomość może przekazać naszemu świadomemu rozumieniu jedynie za pomocą
metafor i przykładów. Najwyraźniej Bóg nie jest starcem z długą białą brodą siedzącym na tronie w
pałacu. Zachęcam Czytelników, aby wykazali cierpliwość zapoznając się z wynikami jakie
otrzymaliśmy. Inni teleobserwatorzy będą pracować nad tym celem w niedalekiej przyszłości i nasza
wiedza o Nim zapewne wzrośnie. Na razie jednak wszystko co mamy to sesja, którą prezentuję
poniżej.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3590/6110
Dane wstępne wskazywały, że początkowo cel związany był ze sztucznymi konstrukcjami i płynem.
C.B.: “Widzę kolory: brązowy, niebieski i biały. Jest błotniście, brudno i miękko. Ciepło. Czuję smak
soli. Unosi się zapach spalenizny, gryzący, podobny do dymu. Słyszę jakąś maszynerię".
Naszkicowałem konstrukcję koło zbiornika wody.
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4". (Przez pozostałą część sesji mówił bardzo niewiele.)
C.B.: “W porządku. Dostrzegam Szarego – a właściwie wielu Szarych. Tutaj dzieje się coś
niezwykłego. Ci Szarzy to chyba wcześni Szarzy. Ich oczy są nieco mniejsze, a skóra na twarzy
trochę dziobowata. Mają genitalia. Pracują".
“O rany. Właśnie uchwyciłem wrażenie emocjonalne. Oni są w rozpaczy. Panuje ogromny strach i
poczucie desperacji. Odbieram od nich mieszaninę emocji. Są przekonani, że “świat się wali". Czuję
wyraźnie, że ten moment swej historii uważają za koniec swojego świata. Nie ma wątpliwości, że
nastąpiła tu katastrofa."
“O Boże, żal mi tych istot. Zapisuję to jako własne wrażenie estetyczne i idę dalej."
“O rany, tutaj panuje prawdziwe piekło. Następuje gwałtowny rozpad ekosystemu ich planety, a oni
nie potrafią sobie z tym poradzić. Toczy się powszechna walka. Tak, toczą się jakieś wojny. Nie takie
jak u ludzi, ale jednak wojny."
“Trwa wojna biologiczna. Odbieram poczucie pustki."
“Właśnie doznałem nagiego przemieszczenia w czasie. Do przodu. Nie wiem dlaczego.
Kontynuuję."
“Jestem teraz w opuszczonym świecie. Wydaje się, że w pobliżu było trochę wody, ale wyschła.
Znajduję się na lądzie. Szarzy odeszli z powierzchni planety. Są tu podziemne mieszkania. Szarzy
przenieśli się do podziemi. Walki ustały, a wojujące strony ogłosiły rozejm. Teraz w gorączkowym
tempie chcą ulepszyć technikę. Ostatecznie pragną przenieść całą planetę."
“O rany. Na swoim poziomie cywilizacyjnym oni są pozbawieni możliwości rozwoju. Badają swą
zasadniczą naturę. To właśnie wtedy zaczęli modyfikować strukturę swoich genów."
“Poznali nowe sposoby generowania energii, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej. Są również
bliscy wynalezienia subprzestrzennego transportu. Szukają jakiejś ucieczki z tej sytuacji i świata, w
jakim się znajdują."
“Szarzy żyją teraz pod ziemią i odczuwają ogromną chęć ujrzenia światła. Tu na dole nie ma
żadnego naturalnego źródła światła, więc naukowcy badają 'światło wewnętrzne'. Odkrywają nowy
wszechświat w subprzestrzeni, czysty i pierwotny, gdzie, jak się wydaje, cywilizacje są lepsze i
bardziej zrównoważone niż ich własna. Są przekonani, że poprzez ucieczkę do tego innego wymiaru,
uda im się pozbyć swych fizycznych bolączek. Że nie dotkną ich wcześniejsze kłopoty. Popełnili błąd,
sądząc, iż ich podstawowy problem leży w ich fizycznym istnieniu i inne wymiary uwolnią ich od
wszelkich trosk. Odnoszę wrażenie, że oni chcą uciec do subprzestrzennego nieba."
“W porządku. Coś nowego. Obserwuje mnie teraz ten sam stary, mądry Szary, który pojawiał się w
wielu moich sesjach. Ale nie uczestniczy czynnie w sesji. Po prostu patrzy."
“Skupiani się teraz na planie ucieczki. OK. Początkowo panuje euforia. Widać tu wielki postęp
duchowy. Ale oni zabrnęli w ślepą uliczkę. Przypominają kulturystę, który ćwiczy mięśnie tylko jednej
nogi czy ręki, podczas gdy druga jest w atrofii."
“Istoty te są teraz nieszczęśliwe. Widzą u innych rozwiniętych istot szczęście i spełnienie, którego
im brakuje. Uważają, że nie ma dla nich innego wyboru jak ruszyć w długą i niebezpieczną (z ich
punktu widzenia) podróż do własnej przeszłości. Ale zobowiązują się nie wracać do swego
poprzedniego stanu. Boją się przeszłości . Nie dadzą się już złapać w ewolucyjną pułapkę."
“Mam wrażenie, że genetyczne przedsięwzięcie tych istot stanowi nowy rodzaj bardzo długiego
exodusu. Przypominają mi się Izraelici na pustyni podczas długoletniej ucieczki z Egiptu."
“Skupiam się teraz na pojęciu rasy/przeznaczenia." Jednosekundowa przerwa. “Właśnie
przeniosłem się w czasie do przodu. O rany! Co to jest?"
“Poczekaj. Jakie piękne istoty! Nie do wiary! Całe to miejsce przepełnia mnie mnóstwem wrażeń
estetycznych. To niesamowite! Ci Szarzy z przyszłości wyglądają prawie tak jak ludzie, a jednocześnie
są inni od wszystkich ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem."
“Oni mają zdolności telepatyczne. Ale to nie wszystko. Nauczyli się kochać. To podstawowe
uczucie, na jakie kładli nacisk w swoim genetycznym przedsięwzięciu. Istoty te wypełnia
przytłaczająca miłość. Tę ich potrzebę spełnia teraz elektrochemiczna maszyneria."
“Odbieram AOL Jezusa. Nie w takim sensie, że Jezus jest tu obecny, ale tak jakby cała planeta
była pełna Jezusów. Główna różnica polega na tym, że kiedy dokonywałem teleobserwacji Jezusa,
miał on poczucie panowania czy władzy, podczas gdy ci Szarzy po prostu emanują miłością, bez tego
dodatkowego elementu."
“Widzę tu mężczyzn i kobiety. Nie są pozbawieni płciowości. Są bardzo zdrowi, a kobiety rodzą
same (to znaczy nie ma narodzin w zbiornikach). Ludzie ci stoją na wysokim szczeblu rozwoju
ewolucyjnego i są duchowo zjednoczeni."
MONITOR: “W porządku, Courtney, możesz teraz zakończyć sesję. Tak na marginesie, to jedna z
najpiękniejszych sesji, jakie słyszałem w twoim wydaniu. Przeprowadzona z niesamowitą werwą. Co o
tym myślisz?"
C.B.: “Prawdę mówiąc było bardzo ciekawie. Ale nie mam pojęcia, co mogło być celem. Nie
wyglądało to na żaden cel z naszej pierwotnej listy. Co to było?"
MONITOR: “Oczyszczalnia ścieków w Fort Meade, w Maryland".
C.B.: “Dobra, dobra. Co to było?"
MONITOR: “Bóg".
C.B.: “Co?"
MONITOR: “Bóg. Taki był cel".
Komentarz
Moim zdaniem, Bóg może mieć wiele postaci, które, na swój sposób, możemy tylko częściowo
poznać w danym czasie. Nasza zdolność rozumienia każdej postaci Boga zależy od poziomu ewolucji
w kierunku tego, co niektórzy nazywają “świadomością Boga".
Wydaje się, że Bóg jest istotą czującą i że dosłownie istnieje w każdej formie ewoluującego życia i
w każdym innym miejscu. Tak jakby czerpał On radość z tworzenia materii i życia z własnej substancji,
a potem przeżywania tego życia poprzez doświadczenia różnych gatunków. Sesja ta pozostawia
otwartą kwestię, w jaki sposób Bóg stworzył sam siebie w pierwszej chwili kreacji.
Jedną z charakterystycznych cech Boga wydaje się być objawiająca się na różne sposoby
inteligencja. Inteligencja może być świadoma, w sensie myślenia, ale też, z naszego punktu widzenia
jako obserwatorów, automatyczna, co przejawia się w automatycznej naturze naszego systemu
odpornościowego czy w kosmicznym tańcu gwiazd.
Inteligencja ta wyłania się w formie fragmentarycznej w postaci żywych i myślących istot. Kiedy już
się to stanie, żywe stworzenia, po osiągnięciu pewnego progu samoświadomości, zaczynają
odczuwać pragnienie połączenia się ze swoim źródłem. Dziwną rzeczą jest to, że owe żywe istoty
początkowo wydają się być zupełnie nieświadome, że dosłownie powstały z substancji źródła. Tak
więc mniej rozwinięte stworzenia wydają się nie rozumieć, że bać się Boga znaczy tyle samo, co bać
się samego siebie. Jednak ewolucję istot czujących ostatecznie określa się w kategoriach ich
zdolności do odkrywania związku między pierwotnym źródłem Boga a własną jaźnią. Kiedy to
następuje, motywem przewodnim staje się miłość. Można kochać samego siebie i wszystkich
pozostałych, ponieważ wszystko inne utkane jest z tego samego materiału. W jakiś sposób, miłość
jest motywem Boga, klejem, który spaja wszechświat. Ale tylko wysoko rozwinięte istoty zdają sobie
sprawę z pełnego zasięgu rzeczywistości.
Nie twierdzę, że wiem, dlaczego miłość jest spoiwem wszechświata. O miłości jesteśmy skłonni
myśleć jak o uczuciu bzdurnym. Z moich sesji SRV, dotyczących wysoko rozwiniętych istot, wynika, że
ludzkie pojęcie miłości jest bardzo prymitywne, ale naprawdę nie znam żadnego innego słowa, które
mogłoby oddać to, co odczuwam. Cokolwiek oznacza miłość dla tych rozwiniętych istot, nie jest ona
bzdurna. Idzie w parze z jasnym myśleniem i efektywnymi czynami. Można im tylko pozazdrościć
wspaniałego życia.
Ponieważ miłość jest przyjemna, uważam, że mamy dużo szczęścia. Z moim ograniczonym
rozumieniem egzystencji, nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego Bóg nie miałby
odczuwać innych emocji – nawet nienawiści – jako uniwersalnej stałej, poza tym, że mogłoby się to
skończyć samozagładą istnienia. Jestem pewien, że istnieje ważny powód dominacji miłości. Po
prostu go nie znam. Ale mam pewną wskazówkę.
Wydaje się, że Bóg doświadcza istnienia poprzez swoją kreację. Ponieważ wszystko powstaje z
substancji Boga, nasze uczucia i doświadczenia są jego udziałem. W jakimś prymitywnym sensie,
jesteśmy niczym komórki w nieskończenie wielkim ciele, a owo nieskończenie wielkie ciało
doświadcza wszystkich aspektów istnienia każdej komórki. Miłość jest przewodnim motywem
wszechświata, ponieważ dla Boga jest naturalną rzeczą kochać samego siebie (cokolwiek to znaczy),
nie na zły, lecz zdrowy, konstruktywny i ekspansywny sposób.
Proszę zauważyć, że w trakcie mojej sesji Szarzy okazali się wysoko rozwiniętymi istotami,
przepełnionymi uczuciem miłości, co było dla mnie nieco przytłaczające. Ale zwróćcie, proszę, uwagę,
że Szarzy nie rozpłynęli się na powrót w swoim źródle ani nie przestali istnieć, kiedy zdali sobie
sprawę, iż stanowią część większej istoty. Stali się raczej podobni Bogu w jego najskrytszej naturze i
nadal przejawiali się we wszechświecie jako oddzielne jego fragmenty.
Wnioskuję z tego, że Bóg nie nosi się z zamiarem zniszczenia różnorodności, naturalnej przy jego
rozległej jaźni. Wydaje się raczej, że plan Boga zakłada dalszą ekspansję wszechświata, pełnego
małych oczyszczonych cząstek Boga.
Co więcej, proces ewolucyjny może nie mieć końca. Dlaczego miałby się skończyć? Jeżeli
wszystko stanowi cząstkową manifestację Boga, czemu Bóg miałby chcieć przerwać ekspansję
własnego istnienia? Czyż nie ma większego sensu stwierdzenie, że będzie On chciał wzrastać w swej
różnorodności przez całą wieczność?
Są to jedynie spekulacje. Ale opierając się na wszystkich swoich obserwacjach SRV, nie
dostrzegam we wszechświecie niczego, co miałoby wskazywać, iż Bóg planuje zakończyć swą
działalność. Ostatecznie najbardziej rozwinięte istoty wiedziałyby coś na ten temat. Doprowadziłoby to
do ogólnej frustracji i prób przeciwstawienia się planowi Boga. Byłoby to jak rak, prowadzący do
ogólnych tendencji samobójczych.
Nigdzie jednak nie widzę oznak takiego zjawiska. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę istoty usiłujące
się doskonalić, znaleźć znaczenie istnienia. I zawsze napotykam rozwinięte istoty, których życie
opromienia intuicyjne poczucie miłości, a nie panika, będąca nieuniknioną konsekwencją strachu
przed śmiercią.
Myślę, że Bóg ma zamiar zatrzymać nas na zawsze. Wniosek ten opieram na swych
obserwacjach. Dostrzegam, że my sami stanowimy przejaw Boga w bardzo realnym sensie. Być może
obecnie jesteśmy prymitywni w porównaniu z niektórymi bardziej rozwiniętymi istotami we
wszechświecie, ale znajdujemy się na ścieżce prowadzącej w górę, a nasza walka na śmierć i życie w
fizycznej egzystencji wytwarza w nas silne pragnienie zrozumienia istoty swej natury, kierując tym
samym naszą uwagę w kierunku źródła, a ostatecznie w kierunku naszych jaźni w kosmicznym
lustrze.
Szczerze mówiąc, nie dowiedziałem się dużo więcej na temat Boga. Podejrzewam, że z radością
będę podejmował próby zgłębienia tego problemu w najbliższej przyszłości. Żywię szczerą nadzieję,
że tajemnice Boga są nieskończone, bo gdybym czuł, że wiem wszystko o Bogu, a zatem i o sobie,
jaki sens miałoby dalsze życie? Teraz jednak przypominam sobie, że naprawdę nie mam pojęcia, jakie
niespodzianki przyniesie dzień jutrzejszy.
ROZDZIAŁ 23:
Kapłaństwo Marsjan
Dawno temu, kiedy wojskowi teleobserwatorzy zaczęli śledzić tor statków marsjańskich
przylatujących z Czerwonej Planety na Ziemię, zauważyli grupę Marsjan, która odgrywała wyjątkową
rolę w marsjańskim społeczeństwie. Wyglądali na lekarzy albo szamanów. Cieszyli się ogromnym
szacunkiem i, co mogło wydać się dość złowrogie, zdawali się posiadać zdolność odrywania swej
subprzestrzennej postaci od ciała fizycznego, pozwalającą im uczestniczyć w zebraniach podobnych
im istot. Prawdę mówiąc, wystraszyło to armię amerykańską.
W końcu zbadałem te tajemnicze istoty, które w kręgach teleobserwatorów uzyskały przydomek
marsjańskich kapłanów. (Guru Dev powiedział mi, że nie uprawiają oni Sidhis, ale poza tym nie
wiedziałem nic na ich temat.) Sesja ta była monitorowana w normalnych warunkach Typu 4.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8711/3454
Dane wstępne sugerowały, że cel znajduje się na suchym lądzie i w sztucznych budowlach.
C.B.: “Widzę czerwienie i brązy. Teren wydaje się piaszczysty i kamienisty. Jest zimno, zimno,
zimno. Wygląda to na Marsa. Pozwól, że zapiszę to jako AOL".
“Jestem w szkicu Fazy 3. Widzę jakieś niskie pagórki, niewielkie obniżenie terenu z przodu i z
mojej prawej strony oraz jakiś kanał przebiegający ukośnie przez środek. Może koryto rzeki lub coś w
tym stylu. Czy mam sprawdzić wodę?"
MONITOR: “Po prostu przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem teraz w matrycy. Widzę dużo skał, czerwonych skał. To zasadniczo
płaski obszar, to znaczy nie ma stromych gór. Nie ma tu powietrza. Na ogołoconej powierzchni brak
oznak jakiegokolwiek życia. To bardzo surowe środowisko. Właściwie czuję teraz trochę powietrza.
Jest bardzo rzadkie i suche".
“Muszę dodać, że miejsce to jest surowe i bardzo piękne, ale raczej dla wycieczkowicza."
“Dostrzegam teraz jakieś istoty. To nie są Szarzy. Prędzej Marsjanie. Zapisuję to jako AOL linii
sygnału. Widzę kobiety i mężczyzn. Są bardzo chudzi, drobni i mają trochę wiotkich włosów. Spróbuję
teraz ustalić ich miejsce. Poczekaj."
“Są w pomieszczeniach. Znajduję się teraz w jednym z nich. Miejsce to nie jest zbyt nowoczesne.
Widać tu rzeczy niezbędne do przetrwania. Te mieszkania znajdują się pod ziemią. Co mam robić?"
MONITOR: “Skup się na władzy".
C.B.: “W porządku. Te istoty mają prymitywną strukturę organizacyjną. Nie uczestniczą na szeroką
skalę w polityce. Panuje tu chyba hierarchia klanowa. Starsi cieszą się szacunkiem i sprawują władzę.
Warunki przetrwania nie pozwalają na tworzenie mechanizmów demokracji. To hierarchiczna,
apodyktyczna struktura. Szczebel sprawowanej władzy uzależniony jest od zdobytego doświadczenia
oraz głosowania wśród starszej elity".
MONITOR: “Spróbuj dowiedzieć się czegoś na temat ich religii".
C.B.: “Odbywają się tu praktyki religijne. Cementują one społeczeństwo, zważywszy na trudne
warunki fizycznej egzystencji. Dzieci potrzebują religii, podobnie matki. Jednak starszyzna nie jest do
niej przekonana. Ale wypowiadają frazesy, żeby wspierać innych, a także w nadziej, że pomoże to
podtrzymać tradycje. Tak więc religia w jakimś stopniu pomaga każdemu, tyle że na różnym
poziomie".
“Skupiam się teraz na kwestii przywództwa religijnego, gdyż czuję sygnał z tego kierunku. Oni
przypominają księży lub zakonników. Stoją na szczycie społecznego słupa totemicznego. Czuję, że
używają symboli i magii. Mają prymitywne, lecz prawdziwe rozumienie, że istnieje coś więcej niż sfera
fizyczna. Odnoszę wrażenie, że pod pewnymi względami przypominają irańskich mułłów, zwłaszcza
jeżeli chodzi o organizację wewnętrzną. Mają wpływ zarówno na rząd, jak i na społeczeństwo.
Ale wydają się być bardziej szamanami aniżeli rozwiniętymi duchowo istotami."
“Podążam za kwestią ich magii. Poczekaj. Są tu przedmioty, jak totemy czy fetysze. Tak,
wyglądają jak totemy z Afryki Zachodniej. Praktykują również wychodzenie z ciała, co wydaje się
wzmacniać ich wierzenia religijne. Wygląda na to, że jeden z takich księży właśnie zorientował się, że
go obserwuję."
MONITOR: “Zlokalizuj przywództwo religijne".
C.B.: “Oni są wszędzie, lecz pozostają w ukryciu. Spełniają również rolę aparatu bezpieczeństwa.
Przy użyciu własnego wywiadu szpiegują innych, by utrzymać kontrolę nad masami".
“To ciekawe. Pozwól, że sprawdzę granice kontroli tego przywództwa. Czekaj... Istnieją dwie
warstwy społeczne. Przywódcy religijni sprawują kontrolę nad niższą z nich. Biurokratyczno-
techniczna hierarchia toleruje ich, gdyż nie ma obecnie żadnej innej zastępczej struktury wiary dla
mas."
“Jeżeli chodzi o ich miejsce pobytu, są również na Ziemi. Poczekaj... to interesujące. W czasie
przeprowadzki z Marsa na Ziemię wywiązuje się walka. Na Ziemi Marsjanie mogą całkowicie opuścić
swoich przywódców religijnych."
“To autentyczna walka o utrzymanie marsjańskich tradycji. Oni obawiają się zniszczenia tradycji,
która powoduje, że są tym, kim są, to znaczy Marsjanami."
MONITOR: “Dowiedz się, co dla przeciętnego kapłana oznacza wyjście poza ciało".
C.B.: “Dobra, daj mi chwilę... Podobnie jak ludzie, mają trudności z działaniem między dwoma
poziomami, fizycznym i subprzestrzennym. Subprzestrzeń używana jest do porozumiewania się,
chociaż kapłani porozumiewają się też fizycznie. Stan wyjścia poza ciało służy wzmacnianiu jedności
stanu kapłańskiego oraz utrzymywaniu pospólstwa w bojaźni. Pomaga również wzmocnić poczucie
odrębności w odniesieniu do tradycji ludzkich. Zdaje się nauczają, że stan ten jest specyficzną
zdolnością ich gatunku. Wiedzą, że to nieprawda, ale pozwala im to kontrolować masy".
MONITOR: “A co z symbolami przywództwa?"
C.B.: “Widzę je teraz. Zrobię rysunek... Zabawne, to chyba ten sam symbol, co na mundurach
Szarych, którzy dawno temu przyszli na ratunek Marsjanom. Ciekawe, skąd to mają?"
MONITOR: “Skup się na spotkaniach ludzi i Marsjan".
C.B.: “Kapłaństwo Marsjan jest raczej prymitywne. Chyba nie lubią nas – ludzi. Chcą odizolować
swoją ludność na Ziemi. Hmm. Wygląda na to, że są zdenerwowani przebiegiem wydarzeń, nad
którymi tracą kontrolę".
“W porządku, mam coś. Spotkanie nastąpi wkrótce. Będzie to spotkanie z biurokratyczno-
techniczną hierarchią, a nie z duchowieństwem. Odnoszę wyraźne wrażenie, że ta hierarchia nie
chce, abyśmy mieli do czynienia z kapłanami, gdyż nie sprzyjałoby to dobrym stosunkom między
ludźmi a Marsjanami. Dla ludzi kontakt z duchowieństwem marsjańskim oznaczałby tyle, co spotkanie
Marsjan z papieżem, zamiast z ONZ."
MONITOR: “W porządku, Courtney, dobra robota. Zakończ sesję".
C.B.: “A celem było...?"
MONITOR: “Marsjańskie duchowieństwo".
Komentarz
Sesja ta dostarczyła odpowiedzi na szereg pytań, które od jakiegoś czasu nurtowały
teleobserwatorów. Po pierwsze, duchowieństwo nie stanowi oficjalnego aparatu władzy w
społeczeństwie Marsjan. Nie wiem, w jakim stopniu konkurencyjne w stosunku do siebie
duchowieństwo i świecka biurokracja podzieliły społeczeństwo. Intuicyjnie czuję, że wpływy wśród
mas przechylają się bardziej w kierunku przywódców świeckich, ale ci ostatni nadal nie mogą
ignorować duchowieństwa.
W tym punkcie moich badań, dysponuję jedynie tym szkicem podwójnej władzy w społeczeństwie
Marsjan. Jednak wydaje się oczywiste, że istnieją dwa odrębne poziomy mas oraz że dominująca
strefa wpływów duchowieństwa sięga warstwy niższej. Pozostaje dla mnie niejasne, co określa
obydwie warstwy. Nie wygląda na to, by kryterium stanowiło bogactwo. Jest to jakiś inny czynnik.
Mógłbym w tym miejscu spekulować, że o przynależności do danej warstwy decyduje wykształcenie,
ale mogę się mylić, jako że nie ma powodu, by Marsjanie odmawiali równego prawa do wykształcenia
wszystkim członkom swojego społeczeństwa, zważywszy na konieczność przygotowania wszystkich
do ostatecznej (przynajmniej teoretycznie) migracji na Ziemię.
ROZDZIAŁ 24:
Incydent w Roswell
Doniesienia w środkach masowego przekazu sugerowały, jakoby w okolicach Roswell, w Nowym
Meksyku, doszło w 1947 roku do katastrofy latającego spodka, którego pasażerowie – kosmici zostali
wzięci do niewoli przez armię amerykańską. Niektórzy twierdzili, że co najmniej jeden przybysz, zanim
zmarł z niewyjaśnionych przyczyn, przez długi czas przetrzymywany był jako więzień w bazie
wojskowej, oraz że przynajmniej jeden statek przewieziono do laboratoriów wojskowych w celu
dokonania jego badań.
Będąc w wojsku, mój monitor próbował kiedyś dowiedzieć się z wojskowych źródeł, czy Incydent w
Roswell rzeczywiście miał miejsce. Największy problem polegał na tym, że nie można było znaleźć
ciał kosmitów ani ich statku. Jednak bardzo wielu ludzi na terenie Nowego Meksyku, a także niektórzy
wojskowi wydawali się całkiem szczerzy, przywołując na pamięć ów incydent. To go zaintrygowało.
W końcu, wojskowym teleobserwatorom przydzielono zadanie zbadania Incydentu w Roswell.
Początkowo nie wszystko szło dobrze. Kiedy teleobserwatorzy badali wydarzenie, zobaczyli nie statki,
lecz świetlne kule, krążące nisko po niebie. Dało się jednak odczuć obecność istot pozaziemskich, co
sugerowało, że w jakiś sposób były one w incydent zamieszane.
Po przełomie, jaki nastąpił w przypadku porwań, postanowiliśmy z moim monitorem dodać do
naszej długiej listy celów Incydent w Roswell. Logika podpowiadała, że skoro istoty pozaziemskie
zmieniły zdanie, pozwalając nam zobaczyć, co działo się podczas porwań, zapewne zmieniły też
zdanie co do innych rzeczy.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7633/4128
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z płaskim, suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Widzę głównie odcienie brązu. Powierzchnie są piaszczyste, zalesione. Wieje wiatr. Ciepło.
Gdziekolwiek się znajduję, to miejsce jest piękne. Naszkicuję je teraz w Fazie 3". Mój monitor każe mi
się przemieścić na pozycję pięciuset stóp nad celem.
“W porządku, to miejsce jest piaszczyste i skaliste, całkiem suche, ciepłe i gorące. Narysuję
jeszcze jeden rysunek w Fazie 3."
Szkicuję rysunek konstrukcji w powietrzu oraz innej konstrukcji na ziemi. Szkicuję też niektóre
ważniejsze cechy topograficzne. Monitor każe mi wykonać operację przemieszczenia, przenoszącą
mnie do konstrukcji, która znajduje się w powietrzu.
“Dominują kolory czarny i zielony oraz lśniące i czyste, wypolerowane, gładkie powierzchnie.
Słyszę glosy. Toczy się rozmowa, ale nie wiem, o czym. Miejsce wydaje się bardzo ruchliwe. Bardzo
gęsto zorganizowane na małej powierzchni, ciasno upakowane."
Rysuję kolejny szkic wnętrza konstrukcji, potem monitor sugeruje, żebym przeszedł do Fazy 4
protokołów SRV. “Hmm. Są tu jakieś pokoje. Z całą pewnością zamieszkują je istoty. Pracują i to
gorączkowo, nie panikują, ale są tego bliscy. Odbieram silne AOL, że to Incydent w Roswell."
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Daj to na matrycę jako AOL i idź dalej".
C.B.: “Widzę tu cztery istoty. Są naprawdę przerażone. Coś się stało. Zepsuły się maszyny. To
Szarzy i mam nieodparte wrażenie, że chodzi o Incydent w Roswell".
W tym momencie wydaje się, że moja nieświadomość nie pozwoli na dalszy przebieg sesji, o ile
nie dostanie potwierdzenia, że celem jest rzeczywiście Incydent w Roswell. Ponieważ doświadczam
już bilokacji, nie ma żadnej innej możliwości, jak potwierdzić rzecz oczywistą.
MONITOR: “Tak, to Incydent w Roswell. Trzymaj się struktury. Przejdź szybko przez Fazę 4.
Wrzuć szkic do matrycy wnętrza statku".
C.B.: “W porządku". W słuchawkach na chwilę zalega cisza, podczas gdy ja szkicuję tak szybko,
jak tylko potrafię.
“Spodek zachowuje się nieprawidłowo. Tracą kontrolę. Odczuwają strach. Wiedzą, że nie można
ich uratować."
MONITOR: “Wrzuć to do matrycy i przejdź do Fazy 6. W swoich notatkach z Fazy 6 narysuj na
środku strony małe kółko o średnicy jednego cala. Zaznacz je jako punkt wyjścia misji. Następnie
narysuj strzałkę w kierunku punktu przeznaczenia. Zbadaj to, a potem wrzuć to, co masz do matrycy".
C.B.: “W porządku. Badam punkt wyjścia. To skaliste miejsce, kratery. Znowu mam silny sygnał
potwierdzający AOL. To jest Księżyc. Jestem tam teraz i spoglądam w górę. Ziemia znajduje się na
niebie. W porządku. Podążam teraz torem do punktu przeznaczenia. Wiem tylko, że była to misja na
Ziemi".
MONITOR: “Skup się na celu misji".
C.B.: “Poczekaj. To dziwne. Wydaje się, jakby misją miała być katastrofa. Przeznaczeniem była
Ziemia, a cel stanowiło rozbicie się statku i skłonienie ludzi do podjęcia badań nad istotami
pozaziemskimi. Nie mogę wprost w to uwierzyć".
MONITOR: “Nie analizuj. Wrzuć to do kolumny wrażeń estetycznych: 'Wprost trudno uwierzyć.' Idź
dalej".
C.B.: “Ideą misji było pokazać, że ET są po pierwsze: istotami fizycznymi, po drugie: podatne na
zranienie, po trzecie: naprawdę nie różnią się od ludzi i po czwarte: mogą popełniać błędy. Znali
przyszłość, a więc wiedzieli, że się rozbiją. Ale wiedza na temat przyszłości niekoniecznie zmienia
bieg niepomyślnych wydarzeń. Maszyna zepsuła się naprawdę, a ET naprawdę panikowali, rozbili się i
fizycznie umarli".
MONITOR: “Przenieś się w czasie do przodu i zapisz, co widzisz".
C.B.: “Teraz mam ludzi na ziemi. To wojskowi. Sprawiają wrażenie bliskich paniki. Jeden z nich
dosłownie biega dookoła i zbiera każdy kawałek rozbitego statku. Wkładają te rzeczy do pudeł i toreb".
“Panuje przekonanie, że jest to sprawa najwyższej wagi. Ludzie na stanowiskach robią wszystko,
żeby utrzymać wydarzenie w sekrecie. Mam wrażenie, że opracowują plany zatuszowania całej
sprawy. Sięga to najwyższych kręgów wojskowych. Wydaje mi się, że ustnie poinformowano też
prezydenta."
MONITOR: “W notatkach z Fazy 6 narysuj linię czasu z trzema punktami: A, B i C. Punkt A
zaznacz tam, gdzie ET panikowali, punkt B to moment katastrofy, a punkt C nanieś w miejscu, kiedy
na ziemi nie było już żadnych szczątków. Potem wykonasz operację przemieszczenia". Przenoszę się
do punktu C na wykresie czasu, tysiąc stóp nad celem.
C.B.: “Czuję palące się ciało. Słyszę silniki. Nad ziemią' błądzą pojazdy. Wojskowe pojazdy.
Odkryłem również w powietrzu pojedynczy statek ET. Zapisuję to na szkicu Fazy 3".
“Przenoszę się do statku. Wydaje się, że jego załoga nie potrafi bądź nie chce interweniować.
Statek porusza się bez zakłóceń. Jego pasażerowie wpadli w panikę z powodu tego, co dzieje się na
dole. Odnoszę wrażenie, że obserwują jak 'barbarzyńcy' zabierają ich kolegów."
Komentarz
Przez pozostałą część sesji monitor kazał mi badać koncepcję zakładającą, że ET być może
manipulowali czasem wydarzenia. Po sesji wyjaśnił mi, że wojskowi nie mieli żadnych fizycznych
dowodów katastrofy. Zasugerował jakoby ET znając przyszłość pozwolili, by wypadek obył się bez
interwencji. Ale potem, kiedy to się stało, wrócili w czasie, by zapobiec katastrofie i wyeliminować
wydarzenie.
Ostro protestowałem przeciwko tej hipotezie, gdyż przeprowadziłem teleobserwację wydarzenia i
widziałem to, co widziałem. Jednak nauczyciel mój nadal twierdził, że mogły istnieć dwa wymiary
czasu, jeden, w którym wydarzenie miało miejsce i dzięki temu mogłem je zobaczyć, oraz drugi, w
którym wydarzenie nie nastąpiło i w związku z tym nie było żadnych dowodów rzeczowych.
Znowu zaprotestowałem, że nie mogło tak być, bo przecież ludzie wciąż żywo pamiętają incydent,
tak jakby wydarzył się w ich własnym życiu. Na to mój monitor odparł, iż niefizyczne postaci tych ludzi
mogły doświadczyć obydwu wymiarów czasowych, jeden po drugim, i w ten sposób zapamiętać
wydarzenie. Byłoby to raczej zjawisko deja vu niż wyraźne wspomnienie.
Nadal nie zgadzałem się z tą hipotezą, ale musiałem przyznać, że istoty pozaziemskie, ze swoją
znajomością podróży w czasie, były w stanie tego dokonać. Pomyślałem, że jest bardziej
prawdopodobne, iż ET potajemnie odzyskali później resztki pozostałe po katastrofie, wraz z ciałami
poległych kolegów. Jeżeli mogli potajemnie porywać ludzi w środku nocy, z całą pewnością mogli też
odzyskać rozbity statek, gdziekolwiek nie byłby on przechowywany.
Pozostało wiele pytań, ale ani ja, ani mój monitor nie planowaliśmy pracować nad tym problemem
w celu włączenia go do książki. Chcieliśmy po prostu sprawdzić czy wydarzenie w ogóle miało
miejsce. Miało. ET mogą popełniać błędy i się rozbić, a Incydent w Roswell był prawdziwy.
Mój monitor poinformował mnie również, że ostatnio dwaj inni teleobserwatorzy dokładnie
namierzyli Incydent w Roswell, potwierdzając uzyskany przeze mnie materiał. W jaki sposób
“wymazano" wydarzenie i dlaczego nie ma po nim żadnego fizycznego śladu, pozostaje dla nas
zagadką. Moglibyśmy iść tropem wydarzenia, ale szczerze mówiąc, wydaje się ono raczej mało
istotne w porównaniu z innymi kwestiami, które próbujemy zbadać. Jestem pewien, że pewnego dnia
historycy teleobserwacji odnotują wszystkie szczegóły wypadku w Roswell. Z biegiem czasu i wysiłku,
teleobserwatorzy znajdą też odpowiedź na pytanie, czy ET manipulowali czasem w celu
“zlikwidowania" wydarzenia, czy ukryli dowody katastrofy w jakiś mniej drastyczny sposób.
Postscriptum do Incydentu w Roswell
Na pierwszej stronie krajowego wydania New York Timesa z 18 września 1994 roku został opisany
Incydent w Roswell. W artykule przytacza się źródła rządowe, które twierdzą, że teraz mogą ujawnić
prawdę na temat tego tajemniczego wydarzenia. Utrzymują, iż pierwotna, oficjalna wersja wydarzenia,
jakoby była to katastrofa balonu była oszustwem, ale prawdą jest, że kraksę spowodował inny rodzaj
balonu, który wykorzystywano w tajnym planie obrony o nazwie Mogul. Dalej artykuł opisuje, jak to
naukowcy zaangażowani w projekt, przez całe lata musieli milczeć na temat swej działalności, co
spowodowało, iż zaczęły mnożyć się i rozkwitać historie o rzekomym latającym spodku. W końcu
jednak nie można było dłużej ukrywać prawdy.
Nie twierdzę, że projekt obrony Mogul nigdy nie istniał. Nie twierdzę też, że balon rządowy się nie
rozbił. Istnieje jednak duża różnica pomiędzy nie wiem jak skomplikowanym balonem a obcym
statkiem kosmicznym z żywymi czy martwymi istotami pozaziemskimi. Nie jest możliwe, aby ktoś
pomylił przypominającego człowieka ET z fragmentem balonu.
ROZDZIAŁ 25:
Przyszłe Środowisko na Ziemi
Niemal w każdej poważnej dyskusji na temat istot pozaziemskich, pojawia się temat zniszczenia
środowiska ziemskiego przez ludzi. Jest to główna cecha pochodzących od ET informacji w Porwaniu
Johna Macka (1994). Jest to również jeden z powodów, dla których zdecydowałem się dokonać
teleobserwacji.
Kilka lat wstecz paru teleobserwatorów wzięło udział w prywatnie sponsorowanym przedsięwzięciu,
które badało długofalowy wpływ na nasze życie powiększającej się dziury ozonowej. W trakcie
przedsięwzięcia, teleobserwatorzy byli świadkami radykalnej przemiany życia na planecie oraz
wydatnego zmniejszenia populacji ludzkiej. Donosili również o dużych kopułach, ulokowanych w
środowiskach pustynnych, które chroniły pozostałych przy życiu przedstawicieli Homo sapiens.
Szczegóły projektu nadal są utajnione, a jego fundatorzy nie udostępnili ich opinii publicznej.
Wzmiankuję o tym, by Czytelnicy zrozumieli pobudki, jakie popychały nas do badania długofalowej
przyszłości naszego środowiska;
Jak zwykle w przypadku danych Typu 4, nie otrzymałem z góry żadnej wskazówki. Nie wiedziałem,
że celem sesji jest przyszły ekosystem naszej planety.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6121/6026
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Widzę kolory czarny i biały. Powierzchnia przypomina chodnik. Wahania temperatur: od
chłodu do mrozu. Czuję jakby smak smoły i zapach spalenizny. Słyszę też odgłosy ognia. Moje
wstępne odczucia krążą wokół energii i szybkiego ruchu. Muszę to zapisać jako wrażenie estetyczne:
nie podoba mi się atmosfera tego miejsca. Na AOL zapisuję 'atmosfera śmierci'".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “Robię rysunek. Mam dwie ukośne strzałki biegnące ostro w dół do czegoś okrągłego lub w
kształcie elipsy. Na AOL odbieram 'koniec Ziemi'".
MONITOR: “Zapisz to jako AOL i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Na początek, badam strzałki z Fazy 3. Mam coś w matrycy Fazy 4. To coś jest
szybkie, błyszczące, szare, jakby ze stali? W konstrukcji znajdują się jakieś istoty, pomieszczenia.
Wygląda to na zbiornik. Gwałtownie uderza w powierzchnię. Zaraz po zderzeniu następuje pożar.
Istoty przeżyły, ale cierpią".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6 i zbuduj wykres czasu. Nanieś na nim bieżący czas, a potem
zaznacz wydarzenie, które widzisz. Przy użyciu metody przyrostu oszacuj różnicę czasu".
Długa przerwa.
C.B.: “Wydarzenie nastąpi za około 290 lat od chwili obecnej".
Monitor każe mi się przenieść do okresu, który stanowi jedną czwartą drogi między
teraźniejszością a czasem wydarzenia. Zaznaczamy to jako punkt A na linii czasu. Potem daje mi
kolejne polecenie przemieszczenia; tym razem do czasu wydarzenia, w miejsce znajdujące się nad
celem, co pozwoli mi opisać wrażenia zmysłowe.
“To miejsce śmierdzi. Teraz jest inaczej. Naprawdę odbieram silny sygnał AOL, że to Los Angeles.
Jest bardzo zanieczyszczone, czuć smak spalenizny, słychać dźwięki silników, klaksonów, hałas
miejski. To środowisko miejskie, które niczym pajęczyna cały czas się rozrasta. Mam odczucie
wielkiego marnotrawstwa."
MONITOR: “Przesuń się dalej na linii czasu, do połowy drogi między czasem tej sesji a czasem
kryzysu. Zaznacz to jako punkt B. Wrażenia zmysłowe z tego punktu wrzuć do matrycy".
C.B.: “Powierzchnia przypomina błoto, jest czarna. Temperatury dość wysokie: od ciepła do
gorąca. Czuję smak spalenizny i amoniaku. Śmierdzi tu jak w piekle. Nie widzę oznak życia. To
opuszczone, wymarłe miejsce".
MONITOR: “Wróć do punktu A na linii czasu i skup się na pięciu głównych przyczynach zmiany,
która nastąpi od czasu obecnego do punktu A. Wykonaj to tak szybko, jak tylko potrafisz. Utrzymaj
tempo".
C.B.: “W porządku. Skupiam się na pierwszej przyczynie. Wnioskuję, że to Los Angeles; w każdym
razie jest to na pewno miejsce na Ziemi. Widzę dużo ludzi, ruch. To bardzo ruchliwe miasto. Teraz
przyczyna numer dwa. Jest za dużo ludzi – system nie może temu podołać. Występują problemy
zdrowotne, wysoki poziom zachorowań; choroby rozwinęły się wskutek zanieczyszczeń, ludzie cierpią
na całkiem nowe schorzenia. Przyczyna numer trzy: problem z żywnością. Wygląda na to, że nie ma
wystarczająco dużo surowców, żeby wyżywić ludzi i zapewnić im mieszkania. Przyczyna numer
cztery: problem promieniowania. Rośliny i zwierzęta nie rozwijają się prawidłowo. Wiele miejsc
zamienia się w pustynie. Szerzy się niszczenie drzew, glonów, planktonu, ryb, całego łańcucha
pokarmowego. Przyczyna numer pięć: problemy z energią. Stwarza to sytuację przypominającą
'paragraf 22'. Im gorsze są inne problemy, tym więcej potrzeba energii do ich rozwiązania, co z kolei
stwarza dalsze problemy. Największy problem stanowi ludzka pogarda dla każdej innej formy życia,
innej niż własna. Wszędzie załamuje się ekosystem, a ludzie nadal próbują podtrzymać wadliwy
układ".
MONITOR: “Spróbuj zlokalizować jakieś sanktuarium, które może istnieć w punkcie A na linii
czasu".
Od razu czuję silny zryw w kierunku nowego sygnału.
C.B.: “Widzę kolor beżowy, cementową powierzchnię. Temperatury są zróżnicowane: od chłodu do
ciepła, słyszę odgłos furkotania. Co do wymiarów, to występują kształty kwadratowe, kanciaste i
bardzo duże".
Następnie monitor poleca mi przenieść się do miejsca położonego tysiąc stóp nad sanktuarium. Z
tej perspektywy robię szkic jakiejś ogrodzonej murem budowli czy kompleksu. Wydaje się on
rozciągać głęboko pod ziemią i łączyć z licznymi tunelami. Konstrukcja ta ma jakby pokrywę.
Przechodzę następnie do wyszczególniającej fazy SRV i zaczynam wrzucać dane szczegółowe.
“To bardzo złożona konstrukcja. Sprawia wrażenie świeżo zbudowanego podziemnego miasta.
Jest otoczona murem. Mur służy do ochrony mieszkańców przed najeźdźcami. Na linii sygnału AOL
mam scenariusz Szalonego Maksa. Zapisuję to. Miejsce to wybudowano w celu ochrony mieszkańców
przed włóczącymi się gangami."
“Zauważam u siebie dziwną reakcję. Czuję, że w jakiś sposób nie podoba mi się ten plan. Zapiszę
to jako wrażenie estetyczne. Idę dalej... O tym, kto zamieszkał w budowli, zdecydowała elita. Wygląda
na to, że Szarzy mieli swój udział w planie budowli i / lub wyborze mieszkańców. Rozważali kwestię z
genetycznego punktu widzenia. Z kolei ludzie decydowali, kto ma żyć w sanktuarium. Inni, na
zewnątrz, zdani na samych siebie musieli sobie jakoś radzić."
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję, gdyż wzywały go jego własne sprawy.
Powiedział mi, że celem był “Ekosystem Ziemi w bliskiej przyszłości". Ponieważ jednak osiągnąłem już
stan bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo. Pozostałe dane dotyczące celu zostały zebrane
w warunkach sesji solo.
Powróciłem do kompleksu, który znalazłem w punkcie A na linii czasu. Stwierdziłem, że
wybudowano go niedawno. Został wzniesiony, by umożliwić długofalowe przetrwanie wybranej grupie
ludzi. W związku z tym ogarnęło mnie przykre uczucie kontroli sprawowanej przez elitę. To, że
jednych wybrano, a drugich nie, prawdopodobnie było związane z zamożnością i wpływami tych
pierwszych.
Wróciłem do swego początkowego szkicu strzałek i do elipsy, wskazującej na jakąś katastrofę.
Musiałem się dowiedzieć, co działo się w tym punkcie czasu – sam fakt, że odkryła go moja
nieświadomość, świadczył o tym, że był on ważny.
Badając kształt elipsy, który pojawił się w szkicu Fazy 3, odkryłem pomieszczenia i salę
dowodzenia. Niektórzy mieszkańcy nosili mundury, była tam też broń i jakieś bunkry.
Badając dwie ukośne strzałki skierowane na elipsę, natknąłem się na pojazd, właściwie statek
kosmiczny, znajdujący się na torze kolizyjnym z salą dowodzenia. Wewnątrz pojazdu panowała
atmosfera desperacji.
Przemieszczając się z powrotem do kompleksu w punkcie kryzysu, stwierdziłem, że urządzenie
było stare, a ludność rozważała wyjście na powierzchnię planety. Strzałki w kierunku elipsy nie
oznaczały ataku, lecz nieudaną próbę lądowania. Nie było żadnego poczucia wrogości. Katastrofa
miała miejsce na górze lub w pobliżu kompleksu. Załoga statku pochodziła z grupy w kompleksie.
Punkt katastrofy na wykresie czasu (za 290 lat od teraz, czyli 1994 roku) to moment wyjścia
mieszkańców sanktuarium na powierzchnię planety. Skupiłem się na misji statku przed próbą
lądowania i stwierdziłem, że członkowie załogi zajmowali się obserwacją stanu biosfery planety. Z
orbitalnego statku dokonywali pomiarów warunków powierzchniowych, odczytów atmosferycznych,
poziomu napromieniowania i czystości wód. Najwyraźniej kraksa nie zniszczyła kompleksu w
poważnym stopniu. Przemieszczając się nieco w czasie do przodu, zauważyłem, że kompleks został
niezmieniony, a mieszkańcy zajęci byli zwykłymi, codziennymi sprawami.
Komentarz
Sesja ta miała dla mnie ogromne znaczenie. Pół godziny później odpoczywałem na łóżku, będąc
jeszcze w stanie lekkiej bilokacji. Miałem wrażenie, że Marsjanie i Szarzy nauczą nas jak przetrwać
pod ziemią. Ale faktycznie żyć pod ziemią będziemy z Marsjanami.
Implikacje tej sesji, jeśli chodzi o mój pogląd na ewolucję ludzkości, były ogromne. Wydaje się, że
naprawdę zmierzamy ku ciężkim czasom. Wykorzystując metodę przyrostu w SRV, mogę oszacować,
że punkt A na linii czasu nastąpi za około siedemdziesiąt dwa lata. Oznaczałoby to, że około roku
2065 sytuacja pogorszy się do tego stopnia, że konieczne okaże się zbudowanie sanktuarium. W
kolejnym stuleciu nastąpi seria katastrof, jedna po drugiej. Do 2150 roku zapanuje chaos. Nie wiem,
co ostatecznie zmniejszy liczbę ludności; najpewniej wojna, choroby i głód. Ale wydaje się jasne, że
populacja ludzka nie utrzyma się na swoim obecnym wysokim poziomie. Za trzysta lat ludzie
ponownie pojawią się na powierzchni Ziemi, żeby rozpocząć odbudowę biosfery. Niektórzy
teleobserwatorzy widzieli Szarych, jak zbierali dużą i być może kompletną kolekcję próbek
biologicznych z całej planety. Mogę się jedynie domyślać i mieć nadzieję, że materiał ten zostanie
wykorzystany do wskrzeszenia życia na całym globie.
Ciekawe czy długi okres życia pod ziemią przyzwyczai ludzi do tego typu środowiska
mieszkalnego. Robert Monroe donosi, że podczas jednej ze swoich wędrówek poza ciało widział ludzi
(a dotyczy to okresu za tysiąc lat) niemieszkających na powierzchni Ziemi (Monroe 1994 i 1985).
Według relacji Monroe'a, mieszkali oni w podziemiu, odwiedzając regularnie powierzchnię, gdzie
istniało pierwotne, naturalne środowisko życia. W tej chwili nie wiem, na ile okaże się to prawdą. Nie
przeprowadzałem jeszcze teleobserwacji w tak odległym czasie.
To smutne, że ludzie będą musieli zapłacić taką cenę, zanim nauczą się cenić inne formy życia.
Nie zrozumcie mnie źle. Jestem w pełni świadomy faktu, że ludzie są mocno zaniepokojeni sposobem
traktowania środowiska. Niektórzy próbują aktywnie wpływać na bieg naszych spraw, żeby uniknąć
przyszłości, która, jak intuicyjnie czują, nieuchronnie się zbliża. Ale takich wrażliwych ludzi jest
niewielu, a ich wysiłki nie są wystarczające, zważywszy na zasięg zjawiska. Naprawdę, nie widzę nic,
co mogłoby zmienić nieszczęsną wizję naszej bliskiej przyszłości. Wydaje się, że ciężkie
doświadczenia są przeznaczeniem naszej rasy, że jest ona skazana na zniszczenie swego świata po
to, by zrozumieć jego wartość.
Cudownie będzie doczekać dnia, kiedy ludzie zapomną o chciwości i walkach w imię egoizmu, a
zaczną poszukiwać innego sensu życia, który połączy nas z resztą stworzenia. Moment ten
zwiastować będzie jaśniejszą przyszłość naszego gatunku. Z pewnością nie ominie nas cierpienie, ale
zmiana zbiorowej świadomości, jaka się dzięki temu dokona, doprowadzi nas do lepszej egzystencji,
wypełnionej sensem istnienia wszelkiego życia. Przynajmniej taką mam nadzieję.
ROZDZIAŁ 26:
Organizacja Szarych w Ramach Federacji
Jak ukaże to niniejszy rozdział, Szarzy mają złożoną strukturę organizacyjną. Jestem socjologiem i
analiza jakiejkolwiek grupy jednostek z punktu widzenia ich zbiorowych działań nie jest mi obca.
Typowe problemy socjologiczne dotyczą istot, które porozumiewają się za pomocą telefonu, gazet,
telewizji i radia. Rządzenie w takich okolicznościach jest stosunkowo proste. Społeczeństwo tworzy
pewną instytucję, taką jak parlament, która uznaje się za ciało rządzące, a socjolog pragnący badać
takie społeczeństwo rozpoczyna swe zadanie od obserwacji rządu. Zbiera dane przez normalne
kanały komunikacyjne, takie jak publikacje i wywiady z przywódcami rządu, a potem bada też analizy
głosowania ludności.
W przypadku Szarych sytuacja nie jest jednak tak prosta. Ponieważ nie wiedziałem za bardzo, od
czego zacząć, postanowiłem dodać do naszej listy ogólny cel, mający pomóc w rozpoznaniu
podstawowych aspektów organizacji społeczeństwa Szarych. Cel ten brzmiał “Szarzy - obecna
organizacja rządów". Nie miałem żadnych oczekiwań i nie wiedziałem, jak zacząć analizę
otrzymanych danych. Na szczęście, a jest to charakterystyczna cecha teleobserwacji, moja
nieświadomość ułożyła materiał w taki sposób, że ostatecznie nabrał on sensu również w moim
świadomym umyśle.
Sesja ta była monitorowana i jak zwykle w tego typu przypadkach nie otrzymałem żadnych
wstępnych informacji na temat celu. Przedstawione tu dane są na tyle złożone, że Czytelnicy z
łatwością zrozumieją, jak użyteczne jest monitorowanie w przypadku takich ogólnych celów. Podczas
sesji nieświadomość przeniosła mnie do właściwego miejsca, ale do zebrania wszystkich potrzebnych
szczegółów, potrzebna okazała się pomoc monitora, który w prowadzenie mnie włożył sporo wysiłku.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1443/7114
Dane wstępne od razu wskazywały, że cel znajduje się w innym czasie lub wymiarze. Z celem
związane było niebieskie i białe światło, a także pojęcie ekspansywności i nieskończoności.
W szkicu Fazy 3 rysuję światło. Wydaje mi się, że jestem w pobliżu kwatery głównej Federacji.
Dostaję polecenie wykonania operacji przemieszczenia, która przenosi mnie do środka celu.
Przechodzę do Fazy 4.
C.B.: “Jestem w dużej budowli i wszystko wydaje się znajome. Odbieram silne AOL linii sygnału,
że to kwatera główna Federacji. Jestem teraz wewnątrz budynku".
“Stoję przed wyglądającym na Buddę Szarym, z którym miałem wcześniej do czynienia. On z całą
pewnością wie, że tutaj jestem."
MONITOR: “Skup się na związku między Federacją a Szarymi".
C.B.: “Mówi mi, że nie powinienem tak bardzo wątpić w to, co mówią Szarzy. Wydaje się być
szczęśliwy, ale również nieco rozdrażniony naszym powolnym postępem". W tym momencie wyrażam
swoją irytację. Uważam, że posuwam się całkiem szybko, zważywszy na moje inne obowiązki.
Wygląda na to, że "Budda" nie zwraca uwagi na mój wybuch.
MONITOR: “Skup się na formacji władzy".
C.B.: “W porządku. Szarzy są członkami Federacji. Faktycznie cieszą się dużym respektem. Cała
Federacja zaangażowana jest obecnie w akcję pomocy Szarym. Z nawiązką spłacili swoje długi.
Zasługują na szansę. Ogromnie pomogli ludziom, zarówno teraz, w niezmiernie ważnej kwestii
ewolucji duchowej, jak i w przeszłości. To bardzo dobrze zachowujący się gatunek, który ewoluuje na
pięknych i jeszcze bardziej wartościowych członków i przywódców Federacji".
Przechodzę do Fazy 6 SRV.
“Ten stary mądry Szary, z którym pracowałem wcześniej, właśnie włączył się do rozmowy."
Stosuję zaawansowaną technikę SRV, w której badam strukturę organizacji Szarych względem
Federacji (zobacz rysunek 1.). Na szkicu przedstawiam strukturę rządów trzech oddzielnych grup
Szarych, wszystkie w relacji do Federacji. Górne szczeble owych trzech grup Szarych to władze,
odpowiednio reprezentujące swoje populacje. Ogólnie, Szarych, którzy obecnie mają do czynienia z
ludźmi, można sklasyfikować jako prymitywnych, nowoczesnych i rozwiniętych. Każda grupa
współpracuje z Federacją niezależnie od dwóch pozostałych.
Rysunek 1.
Struktura organizacji Szarych w ramach Federacji
“Odnoszę wrażenie, że jest jeszcze parę mniejszych grup renegatów, które w przeciwieństwie do
trzech dużych grup Szarych, nie pracują z Federacją."
“Wydaje mi się również, że te trzy podstawowe grupy Szarych oddzielają poziomy ewolucyjne. To
znaczy są to ci sami Szarzy, ale pochodzą z różnych punktów w czasie. Jednak wszystkie trzy
populacje działają symultanicznie tutaj, na Ziemi."
MONITOR: “Courtney, zbadaj populację Szarych oznaczoną numerem jeden".
C.B.: “O rany! To na pewno jest AI (wrażenie estetyczne)! Pozwól, że zapiszę to w matrycy. W tej
kategorii mieści się największa liczba Szarych. Są stosunkowo prymitywni. Mają duże oczy i
odczuwają bardzo powierzchowne emocje. Odznaczają się mentalnością mrówek. Obsługują bardzo
duże statki i bardzo niewielu z nich pozostaje we własnym świecie".
MONITOR: “Zbadaj rządy w tej populacji".
C.B.: “Właściwie mają rządy hierarchiczne. Postrzegam tu wyższych i niższych rangą".
MONITOR: “Zbadaj populację numer dwa".
C.B.: “Tych też jest bardzo dużo. Różnią się fizycznie od pierwszej grupy. Ci Szarzy czasami
pracują z ludźmi i innymi stworzeniami, czego nie można powiedzieć o grupie pierwszej".
MONITOR: “Zbadaj ich sposób rządzenia".
C.B.: “Rządy są 'pełniejsze' niż w przypadku pierwszej grupy. We wszystkich sprawach istnieje
porozumienie telepatyczne. Osiąga się consensus. Nadal nie ma pojęcia indywidualnych opinii,
wymagających głosowania. Jednak i tu występuje hierarchia, tak jak w grupie numer jeden".
MONITOR: “Zbadaj populację Szarych numer trzy".
C.B.: “Jest ich wielu, ale nie tak dużo jak w pierwszej czy drugiej grupie. Od innych grup różnią się
także pod względem charakteru. Zdobyli bądź odzyskali pewną elastyczność emocjonalną. Nie są
tacy jak ludzie, ale bardzo im bliscy".
MONITOR: “Zbadaj rządy tej populacji".
C.B.: “Ich indywidualność jest na tyle rozwinięta, iż mają zróżnicowane opinie i ciekawe
osobowości. Głosują w pewien telepatyczny sposób, ale ogólne tendencje zmierzają do consensusu".
MONITOR: “Zbadaj obowiązki i wymogi członkostwa Federacji w przypadku pierwszej populacji
Szarych".
C.B.: “Postarali się o członkostwo. Najpierw nadano im status tymczasowy. Pracowali przez
bardzo długi czas, pomagając w wielu akcjach. Zwrócili się o pomoc w swoim własnym
przedsięwzięciu. Zaczęli od obserwacji innych, bardziej rozwiniętych gatunków Federacji. Zobaczyli
możliwość uzyskania zdolności, umiejętności i potencjalnego rozwoju, jakimi cieszą się inne istoty. Ale
pragnęli czegoś wyjątkowego. Cenią się i czują, że pewna korekta genów pomoże im stworzyć
biologiczną maszynę, która okaże się przydatna tak dla nich samych, jak i dla innych. Federacja
zgodziła się na ich plan. Na główny bank genów wybrano Ziemię".
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję i zająć się innymi sprawami. Ponieważ
znajdowałem się już w stanie bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo.
Wróciłem przed oblicze gościa z Federacji, który przypominał Buddę i próbowałem uzyskać
informacje dotyczące struktury rządów Federacji. Powiedział mi, że to skomplikowana organizacja.
Odbywają się realne fizyczne spotkania. Nie takie jak w przypadku Narodów Zjednoczonych na Ziemi.
Nie jest to silna władza centralna, lecz zorganizowana współpraca gatunków, światów, grup itd...
Wpływy Federacji nie sięgają całej galaktyki. Istnieją inne organizacje galaktyczne, ale kontakt z nimi
jest ograniczony. Sytuacja przypomina tę znaną ze Star Trek: następne pokolenie.
Federacja powoli się rozwija. Członkowie Federacji pragną, by w jej szeregach znaleźli się
Ziemianie. Taki jest cel. Żeby tak się jednak stało. Ziemia musi mieć światowy rząd. Jest to
najważniejsze kryterium członkostwa w Federacji. Federacja nie chce mieć do czynienia z
planetarnymi odłamami. Jest to wbrew zasadom Federacji, chyba że owe odłamy – tak jak u Szarych
– istnieją w różnym czasie.
Chciałem teraz dowiedzieć się czegoś na temat przywództwa. Szary o wyglądzie Buddy powiedział
mi, że sytuacja jest nagląca. Wykształceni ludzie muszą nauczać na temat Federacji. Już niedługo
wydarzenia na Ziemi potoczą się w szybkim tempie. Podstawowe więzi z Federacją należy
zadzierzgnąć teraz, tak by można było utrzymać kontakt w latach walki, śmierci i chaosu. Zostałem z
naciskiem poinformowany, że Federacja nie rozwiąże naszych problemów, ale udzieli nam rady, jeśli o
nią poprosimy.
Idąc dalej za sygnałem zrozumiałem wyraźnie, że musimy wkrótce ubiegać się o członkostwo w
Federacji. Starania można zacząć na wiele sposobów. Światowy rząd musi po prostu podjąć w myśli
decyzję, że chce członkostwa w Federacji, a Federacja zajmie się całą resztą. Federacja zacznie
wtedy działać otwarcie.
Podziękowałem podobnemu do Buddy Szaremu i zakończyłem sesję.
Później tego dnia zadzwoniłem do mojego monitora i dowiedziałem się, że celem byli “Szarzy -
obecna organizacja rządowa".
Komentarz
Kluczem do zrozumienia społecznej struktury Szarych jest uznanie faktu, że w subprzestrzeni nie
ma czasu linearnego. Czas linearny stanowi jedną z wielu postaci naszej egzystencji we
wszechświecie fizycznym. Ale ma on sens tylko w obrębie struktury fizycznej. Rozległa
teleobserwacja, praktykowana na przestrzeni lat przez wielu teleobserwatorów pokazała, że czas
linearny nie istnieje poza światem fizycznym. Wszystkie wydarzenia toczą się jednocześnie.
Koncepcja taka jest dla większości z nas trudna do przyjęcia, bowiem na Ziemi czas ma charakter
ciągły.
Teleobserwatorzy mogą przenikać czas równie łatwo jak przestrzeń, a obserwowanie wydarzeń w
różnych punktach czasowych daje odczucie faktycznego bycia w danym miejscu i w danym czasie. W
rzeczywistości teleobserwator może się stać częścią wydarzenia, zaś inny teleobserwator oglądający
to samo wydarzenie, może dostrzegać subprzestrzenną postać pierwszego teleobserwatora, bowiem
on również ogląda to wydarzenie.
Wiemy teraz, że Szarzy od dawna dysponują technicznymi możliwościami przemieszczania w
czasie swych statków oraz ciał. Nie rozumiem jak się to odbywa, ale możliwe, że chodzi o
tymczasowe przesunięcie obecności z przestrzeni fizycznej do subprzestrzeni, wykonanie ruchu
zarówno w czasie jak i w przestrzeni, i ostateczne pojawienie się w nowym czasie i miejscu fizycznego
wszechświata. Teleobserwatorzy nie dysponują żadnymi danymi, które sugerowałyby, że ET mają
zdolności pokonywania ograniczeń prędkością światła w fizycznym wszechświecie bez uprzedniego
opuszczenia tego ostatniego. Zatem, z czysto fizycznej perspektywy, napotykają na te same
relatywistyczne prawa, co my.
Ponieważ społeczeństwo Szarych, rozumiane w sposób linearny, ma techniczne możliwości
poruszania się w czasie, nie jest pozbawiona sensu teoria, iż odwiedzają nas grupy Szarych z różnych
przedziałów czasowych. Co jest jednak najbardziej interesujące to to, że ewolucja czy oddzielenie w
czasie wydaje się działać na istoty fizyczne podobnie jak oddzielenie geograficzne. Wygląda na to, że
stosunkowo prymitywni Szarzy nie są zachwyceni współpracą z Szarymi nowoczesnymi, a żadna z
dwu wcześniejszych grup Szarych nie współpracuje z grupą rozwiniętą. Generalnie, trzy poziomy
Szarych przypominają do złudzenia różne narodowości pośród ludzi. Często stwierdzamy, że nasze
wspólne doświadczenia narodowe pozostają niezrozumiałe dla innych nacji. Występują różnice
językowe i zwyczajowe, a czasami po prostu inaczej patrzymy na świat niż bliźni po drugiej stronie
granicy. Podobnie Szarzy z jednego czasu nie rozumieją w pełni Szarych z innego okresu, a kiedy
spotykają się w tym samym punkcie czasowym, tak jak obecnie na Ziemi, zachowują między sobą
dystans.
Spróbuję osadzić to zjawisko w szerszej perspektywie, która przyda naszej dyskusji nieco jasności.
Teleobserwatorzy wiedzą obecnie, że Ziemię odwiedzają też inni goście. Są to prawdopodobnie ludzie
z przyszłości, którzy również posiedli techniczne możliwości podróżowania w czasie. Zatem jest
całkiem możliwe, że żyjący teraz ludzie mogą być świadkami lotu statku, pilotowanego przez
późniejszą wersję samych siebie. Gdyby taki statek miał wylądować na moim podwórku, a z jego luku
miałaby się wyłonić moja przyszła jaźń, nie jestem pewien, czy wiedziałbym, co robić. W zależności od
tego, z jak dalekiej przyszłości pochodziłaby moja przyszła jaźń, nie wiem, na ile dobrze bym się czuł,
obcując z nim lub nią.
Nie ulega wątpliwości, że należy przeprowadzić więcej badań na tym polu. Powoli zaczynamy sobie
uświadamiać, jak złożone są nasze kontakty z Szarymi i z Federacją. Musimy teraz poszerzyć swą
wiedzę na temat kultur oddzielonych od nas nie tylko przestrzenią, ale i czasem. Zrozumienie
czasowej symultaniczności kontaktów galaktycznych może okazać się naszym największym
wyzwaniem intelektualnym.
ROZDZIAŁ 27:
BUDDA
We wczesnym okresie naszych badań nad zagadką ET, w tym samym czasie, kiedy
zaproponowałem mojemu monitorowi przeprowadzenie przy pomocy SRV wywiadu z Jezusem,
postanowiliśmy dołączyć do listy celów Guru Deva i Buddę. Sam Budda był mi nieznany. Prawdę
mówiąc, chciałem go wpisać na listę, ponieważ interesowały mnie rozmowy z największymi
przywódcami duchowymi. Nie znaczy to jednak, że cokolwiek o nim wiedziałem. Chociaż
przeczytałem kilka książek na temat Buddy i buddyzmu, nie oświeciły mnie one w kwestii roli, jaką
odegrał on na Ziemi. Mówiąc krótko, był mi nieznany i chciałem mieć go na liście celów jedynie z
uwagi na Jego reputację wybitnego przywódcy duchowego. (Czuję się nieco zażenowany tym, że
moje pierwotne pobudki były tak płytkie.)
Budda nie wydawał się jednak urażony moim brakiem wiedzy, co do jego osoby. Co więcej, z tego
co wiem, wielu buddystów może uznać, iż mój kontakt z nim nie był przypadkowy. W moim rozumieniu
zawsze stanowił on jakąś tajemniczą osobę. W trakcie sesji, którą przedstawiam w niniejszym
rozdziale, pozostaje taką osobą, lecz jednocześnie uczy o znaczeniu istnienia więcej, niż mógłbym
nauczyć się sam w ciągu całego swego życia. Słowem sesja SRV, na której oparty jest ten rozdział,
była najpiękniejszym doświadczeniem, jakiego doznałem w czasie teleobserwacji.
Była to sesja w ciemno. Jak Czytelnicy zauważą, mój monitor był na początku nieco zaskoczony.
Budda to prawdziwy mistrz. Byliśmy kompletnie nie przygotowani na to, co wydarzyło się pewnej
letniej nocy w Michigan.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1842/3355
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się w miejscu bardzo gorącym.
C.B.: “Widzę kolory: czarny, biały i beżowy. Cokolwiek to jest, wydaje się płaskie, szerokie, okrągłe
i bardzo rozległe". Rysuję prosty szkic w Fazie 3, na który składa się duży owal. “Przechodzę do Fazy
Czwartej. Mam czerń i biel, gorąco i zimno, dużo kontrastu w świetle i temperaturze. To jest okrągłe,
szybkie, energiczne, a teraz dostrzegam, że wiruje. Czuję jakąś spaleniznę, jakby dym. Ale ten dym
jest w wirze. To może być coś innego niż dym, ale to jest w wirze. Przynajmniej tak to odbieram."
MONITOR: “Skup się na wirze i na tym, co jest w środku".
C.B.: “W porządku. O RANY! Jakie wrażenie estetyczne! Odbieram coś, o czym słyszałem dawno
temu – rozszerzanie się świadomości Buddy do wielkich rozmiarów, a potem gwałtowne jej kurczenie
się do rozmiarów molekuł. Czuję, że moja świadomość naprawdę się rozszerza, to znaczy jest
rozciągnięta tak, jak świadomość Buddy. Odbieram też bardzo silną energię".
“Mam wrażenie, że znajduję się na bardzo dużym obszarze, prawie tak dużym jak galaktyka, a
dookoła wirują jakieś małe cząstki. Czuję się jakbym był rozciągnięty, ale nie jest to niewygodne.
Odnoszę wrażenie, że ten obraz dany mi jest po to, żebym coś zrozumiał. Doznaję również czegoś na
kształt alegorycznego AOL. Mam wstępny obraz Szarego z kwatery głównej Federacji, który
przypominał Buddę. Obecna sytuacja przypomina mi, jak wniknąłem w jego umysł, a on pokazał mi
obraz galaktyki."
“Ale to obecne odczucie nie dotyczy galaktyki. To bardzo dziwne. Wiąże się raczej ze stwarzaniem.
Nie ma jeszcze życia. Obecna jest istota życia, ale samo życie jeszcze się nie pojawiło. Nastąpi to
wkrótce." “Co mam teraz robić?"
MONITOR: “Sam nie wiem. Masz jakiś pomysł"
C.B.: “Zapytam mojej nieświadomości. Skupię się na pojęciu sugestii w matrycy".
MONITOR: “Idź za głosem intuicji. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy".
C.B.: “Chyba należałoby skupić się na Bogu. Tak zrobię. Poczekaj... Odnoszę teraz wrażenie, że
idę do osobistości, którą znam, do Jezusa. Kieruję nieświadomość na Jezusa. W porządku. Mam
Jezusa. Skupiam się na tym, gdzie się obecnie znajduje".
“Sygnał jest wyraźny. Jestem w punkcie, w którym zaczęło się życie. Spróbuję się dowiedzieć,
dlaczego tu jestem."
“Poinformowano mnie, że muszę poznać pierwotną przyczynę życia. To bardzo silny sygnał.
Skupiam się teraz na pytaniu, co powinienem robić."
“Jezus mówi mi, że powinienem się wyzwolić. Powinienem wejść w wir. Dobrze, że cię poznałem,
bracie. Wchodzę do środka."
“O Boże. Co za wrażenie estetyczne! Jestem teraz w środku. Bóg spędził całą wieczność w
samotności. Jego ewolucja sięgnęła takiego pułapu, w którym nie mógł już znieść odosobnienia.
Ostatnią deską ratunku było stworzyć siebie na nowo, zapoczątkowując tym samym tworzenie nowych
bogów, nowych własnych jaźni, istot, które by o Niego dbały i o które On by się troszczył. Kocha nas,
ponieważ przerwaliśmy jego samotność, której wprost nie sposób opisać słowami."
“Temu, co stworzył nigdy nie pozwoli zginąć, gdyż wróciłby tym samym do swojej przeszłości, a to
oznacza więzienie. Przyszłość jest skazana na wieczną ekspansję."
“O rany. To zwala z nóg! Właśnie doświadczyłem gwałtownego przemieszczenia. Są tu galaktyki,
nieskończona różnorodność, wszystko się rozszerza. Panuje ogromna radość, radość w nowym
istnieniu Boga. Wielka radość!"
“Pytam teraz, czy jeszcze coś powinienem wiedzieć. Jestem wstrząśnięty. Nie wiem, czy
powinienem kontynuować."
“Jezus mówi mi, że to koniec. Mogę teraz odpocząć. Żegna się. Dokąd mnie posłałeś tym razem?"
MONITOR: ,“Courtney, to nie ja cię posłałem. Celem był Budda".
C.B.: “Budda?!"
Zaraz po zakończeniu monitorowanej sesji, kontynuowałem krótką sesję solo. Skupiłem się na
facecie z Federacji, który przypominał Buddę. Odczuwałem bijące od niego ciepło.
Trzymając się protokołów SRV, zapytałem go czy jest Buddą. Pozostawił to bez odpowiedzi.
Powiedział mi, że nie ma sensu udzielenie konkretnej odpowiedzi, bo każdy powinien odnaleźć go
sam na swój własny sposób. Lecz mój świadomy umysł miał w tym względzie jasność. To był Budda,
a ja obcowałem z nim od dawna, zupełnie o tym nie wiedząc.
“Spytałem go, czy powinienem zamieścić o nim informację w swojej książce. Odparł, że sam
powinienem zdecydować. Włączyłem więc ten wątek, chociaż nigdy nie będę w stanie oddać słowami
błogości, jakiej doznałem w trakcie tamtej pamiętnej sesji.
Komentarz
Budda nie chciał powiedzieć mi wprost, kim Jest; chciał, bym doświadczył odpowiedzi na swoje
pytanie. Chociaż może się to wydać nieprawdopodobne, Budda zasiada w radzie Federacji, która
pomaga kontrolować sprawy ludzi na Ziemi. Do dnia dzisiejszego sprawuje nad nami pieczę.
Budda chciał, żebym się sam wyzwolił, tak bym mógł się rozwijać i doświadczać esencji Boga, jaką
jest tworzenie i moment tworzenia. To ta intymna wiedza oparta na doświadczeniu przekonała mnie,
że Budda i mój nauczyciel/przyjaciel z Federacji to jedna i ta sama osoba. Dzięki niemu uświadomiłem
sobie pewną ogólną zasadę: Objawienie się to infantylna droga do wiedzy. Drogą dojrzałą jest
doświadczenie.
Najwyraźniej Budda czuł, że muszę znać przyczynę samego życia. Przesłanie zawarte w tym
rozdziale stanowi odpowiednik przesłania z rozdziału na temat Boga. Dowiedziałem się, że życie
istnieje, ponieważ Bóg pragnął je stworzyć, by w ten sposób zakończyć swą samotność. Poczucie
samotności, jakiego doświadczyłem w trakcie tej sesji, było niewypowiedzianie głębokie i przejmujące;
było to doznanie, którego nigdy wcześniej nie potrafiłbym sobie wyobrazić. Natomiast radość, jaką
odczuwał Bóg, gdy stwarzał czas, materię fizyczną i nas przypominała najczystszą, najbardziej
cudowną radość, jaka może istnieć.
Teraz rozumiem, co znaczą słowa, że jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga. Nie oznacza to,
że Bóg ma ręce i stopy. Znaczy to, że odczuwa tak jak my odczuwamy, albo raczej my odczuwamy
tak jak On. Uczucie, bogata krew doświadczenia, pochodzi od Boga. Teraz można zrozumieć,
dlaczego Szarzy tak bardzo chcą ewoluować, jeśli idzie o ich ciała fizyczne i mózgi – pragną
doświadczać emocji, zwłaszcza miłości. Chcą posunąć się w kierunku swego ostatecznego
przeznaczenia – zjednoczenia z Bogiem.
Na podstawie wszystkich moich doświadczeń w teleobserwacji, mogę z całym przekonaniem
stwierdzić, że Szarzy wiedzą dużo na temat faktycznej, “naukowej" struktury Boga. Ale wiedza to nie
wszystko. Ci sami Szarzy pragną i potrzebują doświadczać Boga, a tego nie udało im się jeszcze
dokonać.
Jakże inaczej patrzę teraz na ewolucyjne wysiłki Szarych, zmierzające do rozwoju. Mają technikę,
która jest cudem galaktyki, a jednak ich nie zadowala. Posiedli zdolność przemieszczania się w czasie
i przestrzeni, ale podróże te ich nie cieszą. Potrafią doskonale porozumiewać się za pomocą telepatii,
lecz od swoich umysłów oczekują czegoś więcej. Mają wszystko, co wprawia nas w pełne obawy
zdumienie, a poruszyliby niebo i ziemię, aby posiąść pewną naszą cząstkę. Oni znowu pragną czuć. A
Bóg znowu pragnie czuć poprzez nich.
Teraz jest to dla mnie bardziej zrozumiałe niż kiedykolwiek przedtem. My i wszelkie życie
zostaliśmy stworzeni jakby z ciała Boga. Ponieważ jesteśmy cząstkami Boga, doświadcza On życia
poprzez nas, a my doświadczamy życia, bo taka jest natura Boga. Kiedyś bałem się, że pewnego dnia
Bóg zechce cofnąć się do swego pierwotnego stanu i że wtedy moja egzystencja subprzestrzenna na
zawsze się skończy. Mój strach oparty był na przekonaniu, że nieskończoność to wystarczająco długi
czas, by mogło się wydarzyć dosłownie wszystko.
Teraz już się tego nie boję. Bóg nie cofnie się do punktu wyjścia, ponieważ wróciłby wtedy do swej
samotności, którą cierpiał całą wieczność. Ponieważ ja nie chciałem tracić swego istnienia. Bóg
również tego nie chciał. Bóg nie wróciłby dobrowolnie do własnego piekła.
Przyszłością Boga jest raczej wieczna ekspansja, ciągłe przejawianie swej złożoności poprzez
nieskończoność. Bóg będzie rozwijał się w miarę jak my się rozwijamy i być może to stanowi
odpowiedź na pytanie, dlaczego nas – ludzi pociąga bardziej rozwój niż stagnacja. Naturą Boga jest
rosnąć i rozszerzać się w swej ewolucji. Ponieważ jesteśmy stworzeni z Jego ciała, jest to również
udziałem naszej natury. Głęboko w naszej świadomości tkwi ten sam strach przed izolacją i
samotnością, która jest przeciwieństwem wzrostu, kreacji i ekspansji. Jesteśmy, całkiem dosłownie,
wykapanymi dziećmi Boga. Jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Postępujemy tak jak
On postępuje. Poszukujemy jeszcze nieznanych możliwości istnienia. W rzeczywistości, nasza walka
o przetrwanie jest walką Boga o to, by być.
ROZDZIAŁ 28:
Kultura Marsjan na Ziemi
Jako socjolog interesuję się kulturą. Jedną z pierwszych rzeczy, o jakich wspomniałem mojemu
monitorowi, kiedy się z nim poznałem, było to, że w moim przekonaniu teleobserwację mogliby
wykorzystać socjolodzy do badania innych kultur. Odnosiłem wówczas wrażenie, że militarna
orientacja mojego nauczyciela zawęziła nieco jego horyzonty. Wojskowi teleobserwatorzy wydawali
się bardziej zainteresowani logistyką operacji ET – kto co pilotował, gdzie i jak – niż społeczeństwami,
które te operacje przeprowadzały.
Kierując się swymi naturalnymi zainteresowaniami socjologicznymi, jako jeden z pierwszych celów
na naszej liście umieściłem współczesną kulturę Marsjan. Chciałem się dowiedzieć, jak obecnie
wygląda społeczeństwo Marsjan. Wiedzieliśmy, że Marsjanie pilotują statki kosmiczne, czyli osiągnęli
wysoki poziom rozwoju technicznego. Ale np. Stany Zjednoczone również dysponują rozwiniętą
techniką, co jednak komuś z zewnątrz niewiele mówi na temat życia ludzi w miastach Ameryki. Tak
więc potrzebowałem więcej informacji. Pragnąłem też dowiedzieć się czegoś więcej na temat
zwykłych ludzi – kim są, gdzie mieszkają, co robią?
Pod koniec lipca 1994 roku, mój monitor wyznaczył mi kulturę Marsjan jako cel. Oczywiście była to
sesja w ciemno. Chodziło o to abym rozpoczął sesję bez przewodnika, nieświadomy tego, że cel miał
cokolwiek wspólnego z kulturą Marsjan.
Po zakończeniu tej sesji monitor powiedział mi, że inni pracujący z nim teleobserwatorzy
potwierdzili uzyskane przeze mnie dane. Następnie podał mi wiele szczegółów dotyczących sposobu
wspierania obserwowanych przeze mnie Marsjan i zakończyliśmy sesję miłym stwierdzeniem jak to
dobrze współpracuje się ekspertowi logistyki z socjologiem.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4731/8279
Dane wstępne wskazywały, że z celem związany jest ruch i solidna sztuczna budowla.
C.B.: “Kolory szary i stalowy. Błyszczące powierzchnie. Panuje bardzo wysoka temperatura. Widzę
coś, co się szybko porusza; odbieram też pojęcie linearności – być może ruch – i silną energię".
W szkicu Fazy 3 rysuję coś, co wygląda na szybko poruszający się statek ET. Przechodzę do Fazy
4, gdzie zbieram niewielką, lecz wystarczającą liczbę danych potwierdzających, iż konstrukcja
znajduje się na statku ET.
Wykonuję operację przemieszczenia, w wyniku której trafiam pięćdziesiąt stóp powyżej punktu
docelowego statku.
“Pod sobą mam jakąś złożoną konstrukcję. Przeważają brązy i odcienie czerwieni. Powierzchnie
są zarówno gładkie, jak i chropowate. Ciepło. Czuję, że coś się pali; dym. Panuje tu dość duży hałas.
Jeśli chodzi o ogólne odczucia, to jest tu szeroko i płasko. Pode mną widać dużo krzywych linii."
Robię nowy szkic Fazy 3. Wygląda to na kompleks jednopiętrowych domków, ulokowanych w
sąsiedztwie pustego obszaru.
“Przechodzę znowu do Fazy 4. Odnoszę wrażenie, że miejsce to jest jakieś surowe, a nawet
prymitywne. Jest tu dużo istot, a z linii sygnału odbieram AOL wskazujące na starą wioskę z dawnych
czasów. Nie twierdzę jednak, że dzieje się to w przeszłości. Po prostu takie sprawia wrażenie.
Budowle to domy mieszkalne o drewnopodobnej fakturze. Przybliżam się. Tak, to stosunkowo
prymitywne domy mieszkalne."
“Z samymi istotami wszystko wydaje się w porządku, to znaczy są spokojne. Życie toczy się tu
wolno i bez zakłóceń – nie ma żadnego bezpośredniego zagrożenia."
“Z perspektywy, miejsce to wygląda na umiarkowanie duże miasto, zamieszkane przez
przypominające ludzi istoty. Jednak, gdy przyjrzeć im się uważniej, widać, że nie są to zwykli ludzie.
Jest coś dziwnego – poczekaj... Oni są jakby niżsi, ale to nie wszystko."
Wykonuję kolejną operację przemieszczenia, dzięki której jestem teraz na wysokości dwustu stóp
nad tym, co okazuje się być miastem. Znowu wracam do Fazy 4, gdzie wchodzę do środka jednej z
budowli. Pozwalam, by nieświadomość sama zadecydowała, do którego budynku mam wejść.
“Jestem teraz w dużym pokoju. Być może jest to budynek o jednym dużym pomieszczeniu.
Przynajmniej ten pokój dominuje nad całą resztą. To jakiś magazyn. Przechowuje się tu drewniane
pudła. Pudła mają skoble. Badam jedno z nich. Czy mam zajrzeć do środka?"
MONITOR: “Spróbuj".
C.B.: “Są tu lekarstwa, przybory medyczne, tego typu rzeczy. Ktoś je tu przywiózł w ramach akcji
pomocy. Jest to coś w rodzaju amerykańskiego wsparcia dla Somalii". Monitor każe mi wrócić do
szkicu Fazy 3 i zbadać, co znajduje się we wnętrzach kilku innych jednostek mieszkalnych.
“W budynkach tych mieszkają ludzie, którzy wiodą bardzo proste życie. Mają rodziny, dzieci.
Gotują. Środki medyczne w pierwszej budowli pochodzą prawdopodobnie od bardziej rozwiniętej
kultury."
Przechodzę do Fazy 6, gdzie rysuję schematyczne wyobrażenie lotu pierwotnego statku ET od
jego startu do punktu przeznaczenia. Następnie podążam za statkiem z powrotem do punktu wyjścia.
“To bardzo nowoczesne urządzenie. Są tu jakieś istoty, które noszą mundury. Urządzenia
przypominają te, których używali ocaleni Marsjanie w jaskiniach Nowego Meksyku."
Wracam do punktu docelowego statku, lokując się tysiąc stóp ponad obserwowanym terenem.
“Jest tu dużo roślinności, prawie jak w dżungli. W pobliżu widać góry, być może stary wulkan. Jest
też dużo polanek. Wygląda to na obszar w pobliżu lasu tropikalnego."
“Domy mieszkalne są niskie i proste. Położone są w zalesionym, odizolowanym od ludzi
środowisku. Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to obóz marsjańskich uchodźców. Położony jest
chyba gdzieś na południu, może w Ameryce Łacińskiej."
MONITOR: “Umieść to wszystko w odpowiednim miejscu w matrycy i kontynuuj. Pamiętaj, że
jesteś w Fazie 4. Niech twoja nieświadomość rozwiąże ten problem".
C.B.: “Badam koncepcję obozu/wioski. Tak, to uchodźcy. Są trochę zaniepokojeni, ale wiedzą, że
wszystko idzie jak najlepiej, przynajmniej na razie. Wiedzą kim są, ale chyba nie wiedzą wszystkiego.
Możliwe, że celowo wymazano im część pamięci, aby mogli lepiej przystosować się do otoczenia".
“Z rysów twarzy przypominają Indian południowoamerykańskich. Domy mieszkalne wzniesiono po
to, by zamaskować przedsięwzięcie. W pewnym momencie w ich umysłach coś się wyzwoli i ich
wspomnienia wrócą z całą siłą. To naprawdę fascynujące: noszą swą kulturę ukrytą głęboko w
umysłach i nie znają jej."
W tym punkcie, mój monitor był prawie gotów zakończyć sesję. Kazał mi przejść do notatek Fazy
6, gdzie narysowałem flagę kraju, w którym znajduje się wioska. Potem zakończył sesję i powiedział
mi, że celem byli “Marsjanie / obecna kultura".
Komentarz
Monitor powiedział mi, że sesje SRV przeprowadzone przez innych teleobserwatorów, zarówno
monitorowane jak i solo, dostarczyły takich samych danych. Właściwie moja sesja potwierdziła to, co
już wiedzieliśmy: jakie jest ogólne położenie wioski.
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że cała rasa ludzi zamieszkująca Amerykę Łacińską to Marsjanie.
Jest to raczej mała grupka (może paręset istot) pozostająca w sprytnie przygotowanym ukryciu i
zintegrowana z większą populacją ludzi.
Moją pierwszą reakcją po sesji było iść do biura podróży, zakupić bilet i od razu tam lecieć. Ale
przypomniano mi w czas, że trwały tam akurat polityczne zamieszki. Zagrożenie stanowili też dobrze
zorganizowani i uzbrojeni handlarze narkotyków, którym trudno byłoby wytłumaczyć, że podróżujemy
po ich terytorium w poszukiwaniu Marsjan. Przypomniałem sobie, że mam rodzinę i postanowiliśmy
poczekać na inną okazję, kiedy będziemy mogli odwiedzić społeczność Marsjan bez narażania życia.
Jedno było pewne. Marsjanie wybrali doskonałe miejsce. Nie zagrażali im turyści, nawet ci, którzy
wiedzieli kim są i gdzie przebywają. Nie mogliśmy do nich dotrzeć, chociaż żyli na naszej planecie.
Marsjanie, których obserwowałem w południowo-amerykańskiej wiosce nie są jedynymi żyjącymi
przedstawicielami swej rasy. Wygląda na to, że są oni wspierani przez innych, bardziej technicznie
zorientowanych rodaków. Moja własna analiza wskazuje, że Marsjanie z wioski są ochotnikami w akcji
podjętej w celu ocalenia pierwotnej marsjańskiej kultury. Początki tej kultury prawdopodobnie sięgają
zniszczenia ekosystemu Marsa i ratunku udzielonego im przez Szarych. Ich pełne dziedzictwo
kulturowe zachowane jest w umysłach, a oni sami czekają na sygnał, który uwolni te wspomnienia.
Plan jest zadziwiająco dobrze skonstruowany. Marsjanie muszą przetrwać. Ale co dokładnie
wymaga ocalenia? Wydaje się, że nie ma powodu, dla którego subprzestrzenne postaci Marsjan nie
mogłyby się ponownie narodzić jako ludzie. Ale wtedy byliby ludźmi, a wszystko, co pierwotnie
marsjańskie, by przepadło. To, co wymaga ocalenia to wspomnienia Marsjan. Musi zostać zachowana
pierwotna kultura Marsjan oraz niektóre aspekty ich genetyki. Niestety, ich ciała na Ziemi
zaadaptowały się już do nowych warunków. Spowodowała to panująca tu większa grawitacja. Co do
kultury, ta miała szansę przetrwać w mniej więcej nienaruszonym stanie w ukrytych wspomnieniach,
do których nie miałoby dostępu silne środowisko ludzkie.
Ulokowanie tych Marsjan, powiedzmy, w środku Nowego Jorku spowodowałoby prawdopodobnie
taką lawinę nowych bodźców psychologicznych, że wszelki plan wskrzeszenia ich marsjańskiej
tożsamości spaliłby z pewnością na panewce. Natomiast wioska rolnicza, w której kontakty z ludźmi
są w naturalny sposób ograniczone, stanowiła świetne miejsce dla uchodźców. Osobiście uważam tę
wioskę za skansen kultury Marsjan.
Wygląda więc na to, że marsjański plan emigracji na Ziemię jest dość złożony. Z jednej strony,
zainstalowano tu bank kultury, historii i tożsamości, mający służyć zachowaniu wiedzy o tym, kim byli
Marsjanie i skąd się wywodzili. Z drugiej strony wiemy, że są inni Marsjanie, zaangażowani w inne
rodzaje migracji. To ci, którzy latają supernowoczesnymi statkami i zajmują się rozwiązywaniem
problemów genetycznych.
Należy przypomnieć, że według danych z innej sesji SRV, pewnego dnia duża flotylla statków
marsjańskich wyląduje z uchodźcami z Marsa na Ziemi. Wielu z tych Marsjan przebywa obecnie w
podziemnych schronach na Marsie i ochoczo wyczekuje sygnału podróży. Wielu z nich nie osiągnęło
wysokiego poziomu technicznego. Ich ulubiony styl życia (włączając upragniony klimat) przypomina do
złudzenia życie w wiosce marsjańskiej na Ziemi, które obserwowałem w trakcie tej sesji.
Tak więc można chyba założyć, że przebudzenie kulturowe Marsjan z wioski nastąpi tuż przed
przybyciem ich rodaków z Marsa. Osiadli na Ziemi Marsjanie będą świetnymi nauczycielami dla nowo
przybyłych ziomków. Będą w stanie przekazać im, jak przetrwać na tej planecie. Będą stanowić
kulturową oazę w obcym świecie.
Postanowiłem nie podawać do publicznej wiadomości, gdzie znajduje się owa wioska. Sytuacja
bowiem jest tam całkiem różna od sytuacji Marsjan, mających bazę w Nowym Meksyku, w
podziemiach góry Santa Fe Baldy. W przypadku bazy, żywię nadzieję, że ujawnienie jej położenia
zachęci Marsjan do poszukiwania otwartego dialogu z rządowymi przywódcami. Inaczej rzecz się ma
w przypadku Marsjan z wioski. Nie chciałbym narażać na szwank ich działalności. Publiczne
ujawnienie położenia wioski mogłoby poważnie zagrozić bezpieczeństwu jej mieszkańców. Poza tym,
podstawową racją jej istnienia jest zachowanie kultury marsjańskiej. Gromada ludzi wkraczających w
tę misternie przygotowaną przystań jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują. Sytuacja taka mogłaby
uniemożliwić technicznie wyszkolonym Marsjanom udzielenie wiosce koniecznej pomocy.
Żywię nadzieję, iż pewnego dnia będę w stanie wyperswadować ważnym politykom ze Stanów
Zjednoczonych lub z innych krajów, że dyskretna wizyta w marsjańskiej wiosce może okazać się
pomocna w nawiązaniu dyplomatycznych kontaktów pomiędzy ludźmi a Marsjanami. Uzyskanie zgody
na taką wizytę od technicznie rozwiniętych Marsjan z Santa Fe nie powinno przedstawiać większego
problemu.
ROZDZIAŁ 29:
Sprawdzian Wiarygodności #2
Rozdział ten opisuje drugą z dwu sesji SRV, w której wykorzystałem cel skalowania. Celem
pierwszej takiej sesji był Gabinet Owalny w Białym Domu. Przypominam, że celów skalowania używa
się po to, by sprawdzić dokładność protokołów SRV. Cele takie podlegają łatwej weryfikacji, a sesje
SRV w tych warunkach spełniają funkcję dostrajania teleobserwacji.
Był to jeden z ostatnich celów, nad którymi pracowałem w trakcie pobytu w Ann Arbor, w Michigan
podczas lata 1994. W czasie dwóch tygodni poprzedzających tę sesję przeprowadziłem dużo sesji
teleobserwacji, doświadczając wszystkiego – od radości ostatecznego przybycia Marsjan, gdy ich
flotylla kierowała się ku Ziemi, do intensywnej miłości Boga, kiedy stwarzał wszechświat. Mój system
nerwowy wchłonął ogromną ilość danych z nieświadomości. Teraz nadszedł czas odpoczynku.
Mój monitor powiedział, że ma prosty cel. Jedyną informacją, jakiej mi udzielił było to, że rzecz
dotyczy przeszłości. Nie powiedział mi, czy jest to miejsce, wydarzenie, osoba czy coś innego.
Czekała mnie niespodzianka, a sama sesja powiedziała nam wiele na temat współpracy pomiędzy
stanem czuwania świadomości a umysłem nieświadomym.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3102/2137
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie. Na lądzie były sztuczne obiekty, ale
nie wyglądały na budynki.
C.B.: “Widzę kolory beżowy i brązowy. Powierzchnie są brudne, suche, ale jest też coś mokrego.
Ciepło".
W Fazie 3 rysuje szkic dużej, otwartej przestrzeni z przecinającym ją ruchem. Wykonuję operację
przemieszczenia, żeby dostać się do środka miejsca celu.
“Widzę te same kolory i powierzchnie, co przedtem, ale teraz słyszę też głosy."
Na wysokości tysiąca stóp nad celem, robię podobny do poprzedniego szkic Fazy 3 i przechodzę
do Fazy 4.
“Dostrzegam ludzi. Odbieram jakieś AOL linii sygnału, ale nie może się przebić. Przypomina mi się
gra w piłkę nożną, ale wiem, że nie o to chodzi, więc po prostu zapiszę to jako AOL. Jest tu coś
dziwnego."
“Schodzę na powierzchnię tego miejsca. Są tu ludzie. Noszą jakieś mundury. Widzę dużo kolorów.
Uprawia się tu również jakąś działalność. Nie wyczuwam u tych ludzi żadnych emocji. Kompletna
pustka. Tak jakby byli kompletnie wyprani z uczuć. Biegają w kółko, próbując zaradzić jakimś
kłopotom."
“Czuję teraz, że coś się pali. Czuję też smak potu i słyszę krzyki. Tu na dole panuje ogromne
zamieszanie i dezorientacja. Nie ma jednego spójnego sygnału. Wielu ludzi wykonuje jakieś dziwne
rzeczy, ale nie dzieje się nic konstruktywnego. Odbieram teraz silne AOL linii sygnału, że to jakaś
bitwa."
W tym punkcie mój monitor sugeruje, żebym zbadał coś innego.
“No cóż, nadal widzę ludzi w jakichś kostiumach. Są tu wszystkie kolory. Nadal panuje ogólna
dezorientacja i napięcie. Kłopot w tym, że ci ludzie nie wiedzą, co tu właściwie robią. Następuje jakiś
konflikt i walka. Wszystko jest pomieszane. Trwa ogólny chaos."
“Zbadam teraz cel tej aktywności. Odnoszę wrażenie, że nastąpił jakiś wybuch. Pomimo trudności
ludzie usiłują coś zmienić. Czuję, że wielu z nich poniesie klęskę. Ale oni tego nie widzą. Przypomina
mi to sytuację, kiedy oszukiwane jednostki wierzą, iż wydarzy się jakiś cud. Ale cud nie następuje."
“Mój umysł opiera się, odmawia przyjęcia tych danych. Cokolwiek to jest, nie chce tego oglądać.
Przesuwam się nieco do przodu w czasie, żeby wyrwać się z tego zamieszania. Poczekaj... To była
bitwa. Ilu martwych! Są wszędzie. Ciała na polu, broń, mundury."
“Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to związane z Konfederacją. To była najważniejsza bitwa
wojny. Znam tę scenę. To największa bitwa Wojny Domowej, w której zginęło więcej ludzi niż w
jakiejkolwiek innej bitwie. To Getysburg!"
MONITOR: “W porządku, Courtney. Zakończ sesję. Cel brzmiał 'Bitwa pod Getysburgiem'.
Komentarz
Poza tym, że z powodzeniem zidentyfikowałem cel skalowania, w sesji tej mój nieświadomy umysł
współpracował z umysłem świadomym, by ochronić mnie przed bezpośrednimi doznaniami z pola
bitwy. Ciekawe, że nie potrafiłem dokładnie zidentyfikować sceny aż do czasu, gdy bitwa się
zakończyła, a emocje opadły. Dopiero wtedy mój nieświadomy i świadomy umysł na tyle otwarły się
na dialog, że mogłem zobaczyć i odczuć wszystko, co działo się na miejscu. Mówiąc krótko, nie byłem
przygotowany na to, co zaistniało na początku sesji i musiałem poczekać, aż mój umysł znajdzie takie
położenie w czasie i przestrzeni, które pozwoli przekazać potrzebne informacje, a jednocześnie nie
przeciąży mojego systemu nerwowego. Należy podkreślić, że wszystko to działo się automatycznie,
bez podejmowania jakichkolwiek świadomych decyzji z mojej strony.
Ostatnia rzecz dla historyków. Rzeczywista bitwa pod Getysburgiem była dużo gorsza od wyobrażenia
o niej. Była to naprawdę straszna rzeź, którą trudno wyrazić słowami. Szczerze mówiąc, żeby ją
zrozumieć, należałoby tam być. Osobiście uważam, że historycy mogliby pokusić się o ponowne
zbadanie tego strasznego wydarzenia przy pomocy SRV.
ROZDZIAŁ 30:
Santa fe Baldy
Pod Santa Fe Baldy, górą w Nowym Meksyku, niedaleko Santa Fe znajduje się baza Marsjan,
która służy za centrum ich operacji planetarnych. W poprzednich rozdziałach przedstawiłem dużo
danych na poparcie tej tezy. Żeby to jednak udowodnić, postanowiłem zrobić coś specjalnego.
Dodałem mianowicie do listy cel, który identyfikował samą górę, a nie tylko Marsjan. Miało to
wyeliminować możliwość, że ja i inni patrzymy na coś, co wygląda bardzo podobnie, ale w
rzeczywistości nie jest górą Santa Fe Baldy.
Przeprowadziliśmy sesję w ciemno, w warunkach Typu 4. Oceniając te dane, należy pamiętać, że
nieświadomość jest bardzo inteligentna. Nie wykonuje tylko poleceń dotyczących danych; wie dobrze,
czego potrzebuje teleobserwator. Zawsze nakieruje go na właściwą odpowiedź, nawet, jeżeli
świadomy umysł nie uważa jej za prawidłową. W tym konkretnym przypadku, chciałem wiedzieć, czy
Santa Fe Baldy faktycznie jest górą, pod którą znajduje się baza. Tymczasem nieświadomość
doprowadziła mnie do tej informacji na drodze fascynującego strumienia danych, który wyszedł poza
wąskie ramy geograficznej precyzji i niespodziewanie odsłonił przed nami związaną z bazą, szeroko
pojętą działalność ludzi i Marsjan.
Data: 2 sierpnia 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4471/3621
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Dostrzegam kolory: czerwony, brązowy i beżowy. Powierzchnie są chropowate, a niektóre
gładkie. Jest chłodno. Nie czuję na razie żadnego zapachu".
Mój szkic z Fazy 3 przedstawia obszar, który wydaje się być pokryty szeregiem budowli.
Przemieszczam się następnie na wysokość stu stóp nad cel.
“Znajduję się nad budynkiem o okrągłym kształcie."
W kolejnym szkicu Fazy 3 rysuję zarys budynku, który wielu teleobserwatorów łączyło z
Marsjanami. (Inne, nieprzytaczane tu sesje, wskazywały, iż w budynku tym odbędą się rozmowy na
wysokim szczeblu pomiędzy ludźmi a Marsjanami.)
Monitor każe mi następnie przejść bezpośrednio do Fazy 6, gdzie rysuję małą podobiznę budynku
na środku kartki papieru. Następnie badam miejsce wokół budynku, żeby zorientować się w
otaczającym środowisku. W pobliżu okrągłej budowli znajdują się inne, mniejsze budynki. Kilka mil na
wschód od grupy budynków natrafiam na las i górę. Centrum mieszkalne leży na zachód. Góra wydaje
się być ściśle związana z okrągłą budowlą.
“Wchodzę teraz do dużego okrągłego budynku. Wewnątrz znajduję urządzone na wzór biura
przestronne pomieszczenie. Ściany biura, tak jak cały budynek, są zakrzywione. W pokoju są drzwi,
które prowadzą do korytarza, mieszczącego dużo małych biur. Po powrocie do dużej sali, zauważam,
że znajduje się tu miejsce na prezentacje, tak jakby przód audytorium. Są też rzędy pochyłych
krzeseł."
“Skupiam teraz uwagę na ludziach w pokoju. Noszą zwykłe garnitury biznesmenów. Sam budynek
wydaje się być związany z jakąś produkcją. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej część prowadzonej tu
działalności związana jest z oprogramowaniem komputerowym."
Na linii czasu zaznaczam dzień dzisiejszy i cztery ważne punkty w przyszłości. Badając oddzielne
punkty czasu, w drugim punkcie (około dwa lata od chwili obecnej) pod konstrukcją w pobliżu
okrągłego budynku znajduję dużą, nowoczesną prostokątną budowlę. Niektóre mniejsze budynki
zostały rozebrane, żeby zrobić miejsce dla tej nowej większej budowli. We wszystkich dalszych
punktach na linii czasu, prostokątna budowla wyraźnie dominuje nad otoczeniem.
Wracając do teraźniejszości, zauważam plan konstrukcji większego budynku.
MONITOR: “Courtney, wróć jeszcze raz do dużej budowli w przyszłości i dowiedz się, co robią w
niej ludzie".
C.B.: “Dobra. Poczekaj... Jestem teraz w dużym prostokątnym budynku. W środku znajdują się
terminale komputerowe, stoły laboratoryjne, przewody i sprzęt laboratoryjny. To laboratorium
naukowe. Mam wrażenie, że przedmiot badań obejmuje genetykę i biotechnologię".
Monitor każe mi śledzić jednego z pracowników, gdy ten wychodzi z budynku pod koniec dniówki.
Musi przejść przez frontową bramę dużego kompleksu, przy której stoi strażnik. Podążam za
pracownikiem, kiedy jedzie do domu, położonego na zachodzie, w dużym centrum mieszkalnym.
Krajobraz wzdłuż drogi daje mi silne AOL linii sygnału, że miejsce to znajduje się niedaleko Santa Fe.
MONITOR: “Wróć jeszcze raz do dużej budowli i dowiedz się, co znajduje się na każdym z pięter".
C.B.: “Moja nieświadomość ciągnie mnie do podziemia".
MONITOR: “OK".
C.B.: “O rany. Dużo tu martwych ciał, skąpo odzianych w kolorowe ubrania. To nie jest dobre
miejsce. Śmierć tych ludzi ma pozostać w sekrecie. Zginęli, wypełniając swoje obowiązki. Inni musieli
składować ciała, żeby szybko usunąć je z drogi. To oni ostatecznie zdecydują, co zrobić z ciałami.
Problem stanowi tutaj kwestia bezpieczeństwa".
MONITOR: “Co masz na myśli mówiąc 'zginęli wypełniając obowiązki'?"
C.B.: “To byli naukowcy. Zabiła ich praca".
MONITOR: “Co robili?"
C.B.: “Zajmowali się jakimiś niebezpiecznymi eksperymentami naukowymi. Znali ryzyko, ale to ich
nie powstrzymało. Nie byli nadzorowani przez nikogo z zewnątrz. Tę działalność prowadzono w
zaciszu, nawet w sekrecie".
MONITOR: “Co to była za działalność?"
C.B.: “Badania obejmowały promieniowanie i genetyczne mutacje organizmów. Tych ludzi zabiły
produkty lub produkty uboczne z ich własnych laboratoriów. Wygląda na to, że brakowało im
właściwego BHP". “Mój umysł ciągnie mnie teraz na wschód, do góry."
MONITOR: “A więc idź tam".
C.B.: “Jestem teraz w górze. Są tu jaskinie, a w jaskiniach jakieś istoty. To baza Marsjan, ale widzę
zmiany. Teraz w jaskiniach znajdują się pojazdy na kołach. Miejsce jest nowoczesne, ale nie
supernowoczesne. W tej chwili nie ma tu statków ET. Widzę tunel. Prowadzi na zachód i łączy się z
powierzchnią, a na zewnątrz jest zamaskowany. Na razie tunel wykorzystywany jest jako otwór
odpowietrzający, ale jest bardzo duży. Bez problemu przejechałyby przez niego pojazdy".
“Jest tu dużo pracowników. Wyglądają prawie tak jak ludzie. Właściwie oni są ludźmi! Mają na
sobie jednoczęściowe białe uniformy."
“O rany, to ciekawe. Zapiszę to jako AI. Wydaje się, że suterena ze zmarłymi połączona jest z
pomieszczeniami na górze."
“To miejsce jest bardziej aktywne, niż kiedykolwiek przedtem. Jest tu dużo budowli. Wygląda na to,
że pracownicy je rozbudowują."
“Przemieszczam się teraz w czasie do przodu. W bliskiej przyszłości budowa zostaje zakończona,
lecz nikt tam nie mieszka, jeśli nie liczyć nadzorujących. Jeszcze dalej w przyszłość jest pełna Marsjan
– uchodźców. Niektórzy z nich są brudni. Słychać dużo głosów, prawdziwa paplanina, tumult, coś się
dzieje. Marsjanie zapełniają pomieszczenie dziećmi i dorosłymi, którymi targają silne emocje – strach,
podniecenie, ale i nadzieja."
“Marsjanie chcą wydostać się na powierzchnię. Są naprawdę szczęśliwi i podekscytowani!"
MONITOR: “Courtney, wróć do obecnego czasu i zobacz, czy ludzie w okrągłej budowli wiedzą coś
na temat tego, co ma się wydarzyć. Potem przenieś się do przyszłości i zbadaj, kiedy nastąpi
świadomość zmiany".
C.B.: “Obecnie ludzie w okrągłej budowli nie wiedzą nic. W drugim punkcie na linii czasu, rząd
podjął decyzję umieszczenia osiedla niedaleko Santa Fe. W tym czasie napływają spore ilości
pieniędzy. Rodzi się pomysł, by wykorzystać rozbudowaną podziemną bazę Marsjan jako ośrodek
przyjmowania nowych Marsjan".
MONITOR: “W porządku, Courtney. Wystarczy. Zakończmy sesję. Celem był ostatni wieczór
kawalerski Hugh Hefhera..."
C.B.: “Daj spokój..."
MONITOR: “Cel brzmiał 'Santa Fe Baldy (Ocaleni Marsjanie / jaskinie w Nowym Meksyku'".
Komentarz
Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, gdzie przybędą uchodźcy marsjańscy i jak baza Marsjan pod Santa
Fe Baldy zostanie przekształcona w imigracyjny ośrodek przyjęć. Wielu z tych Marsjan wyglądało na
całkiem zwyczajnych. Ogólnie, nie były to typy stojące na wysokim szczeblu rozwoju technicznego –
matki, dzieci, przeciętni dorośli Marsjanie i tak dalej. Właściwie odniosłem wrażenie, że ich imigracja
do Stanów Zjednoczonych pod wieloma względami nie różni się wiele od imigracji innych grup
etnicznych. Jestem pewien, że kiedy ludzie przywykną do sytuacji i przestanie być ona nowością,
Marsjanie mają wszelkie szansę, by traktowano ich jak przyjaznych sąsiadów.
ROZDZIAŁ 31:
Oficjalne Spotkanie z Marsjanami
W umyśle Czytelnika rodzi się zapewne pytanie, w jaki sposób zaczniemy porozumiewać się z
Marsjanami. Jak już wspominałem, ludzie nawiążą oficjalne kontakty z Marsjanami wcześniej niż z
Szarymi, chociaż nie jestem w stanie określić, ile czasu upłynie między jednym a drugim
wydarzeniem. Otwarta propozycja Narodów Zjednoczonych, by spotkać się z Szarymi, mogłaby
wszystko przyspieszyć. Jednak spotkanie z Marsjanami nastąpi jako pierwsze, a to znacznie przyczyni
się do zwrócenia ludzkiej świadomości w kierunku gwiazd.
Pierwotnym zamierzeniem sesji, na której opiera się niniejszy rozdział było dowiedzieć się, w jakim
stopniu Marsjanom udało się zintegrować z kulturą ludzką. Nie tylko dostarcza ona odpowiedzi na to
pytanie, ale, jak w przypadku wielu doświadczeń teleobserwacyjnych, odsłania całe bogactwo innych
ważnych informacji. Te dodatkowe dane zawierają wskazówki, jak powinny (lub będą) wyglądać
pierwsze kroki w oficjalnym spotkaniu Marsjan z ludźmi.
Sesja prowadzona była w ciemno, w warunkach Typu 4, a miała miejsce po dłuższej przerwie w
monitorowanej obserwacji, która była mi potrzebna, by odpocząć. Teraz, wracając do teleobserwacji,
czułem się naładowany nową energią i byłem ciekaw, co też niezwykłego tym razem wyciągnie na
światło dzienne moja nieświadomość.
Data: 26 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6068/0004
Dane wstępne wskazywały, że z celem związana jest wzniesiona przez człowieka budowla na suchym
lądzie.
C.B.: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są z drewna i cementu. Ciepło, naprawdę bardzo
ciepło. Czuję smak potu i słyszę ludzkie głosy. W miejscu celu dostrzegam coś okrągłego i płaskiego".
Przechodzę do Fazy 3, żeby zrobić szybki szkic czegoś, co wygląda na okrągłą budowlę z płaskim
dachem.
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Jestem teraz w matrycy. Dokładnie widzę budynek. Słyszę głosy w budynku, więc wchodzę.
Toczy się tu rozmowa. Rozmawiają ludzie. Budynek jest okrągły i mam wrażenie, że już go kiedyś
widziałem. Na chwilę przenoszę się na zewnątrz. Wokół budynku rosną drzewa. Już jestem z
powrotem".
“O rany! Jakie wrażenie estetyczne! Właśnie skupiłem uwagę na ludziach rozmawiających w
budynku – to bardzo wpływowa grupa. Odbywa się tu spotkanie na najwyższym szczeblu. Pozwól, że
przeniknę do ich umysłów. Poczekaj... Oni mówią o istotach pozaziemskich."
“Ci ludzie mają na sobie mundury wojskowe. Są to generałowie, admirałowie, elita wojskowa; jest
również cywil. Wygląda jak prezydent Stanów Zjednoczonych. Pozwól, że znowu napiszę 'O RANY!' w
kolumnie AL"
MONITOR: “Dobra. Wrzuć to do kolumny AI i kontynuuj. Utrzymaj szybkie tempo. Dobrze ci idzie".
Monitor każe mi przejść od razu do Fazy 6. Wydaje mi polecenie zastosowania techniki SRV, która
oddziela pierwotne elementy tematu od obserwowanej rozmowy.
C.B.: “Dyskusja toczy się na bardzo praktycznym poziomie. W centrum uwagi znajduje się kwestia,
jak nawiązać kontakt z ET. Ludzie wiedzą, że można tego dokonać za pomocą świadomości, ale chcą
czegoś bardziej fizycznego. Cała zabawa zaczęła się od kontaktu świadomości, ale teraz potrzebują
czegoś innego. Pada między innymi propozycja użycia radia. Próbują wymyśleć, jak to zrobić".
“Przedmiotem rozmowy nie są Szarzy. Ci ludzie mówią o Marsjanach. To prawdziwy problem
komunikacji międzyplanetarnej. Teraz skupiają się na radiu."
Konstruuję linię czasu Fazy 6, za pomocą której mogę zbadać naukowe punkty w przyszłości.
“W porządku, znalazłem punkt, w którym ludzie zaczęli rozmawiać z Marsjanami. Nazwę go
punktem komunikacji. Wydaje się, że używają radioteleskopów – nie jednego, lecz wielu. Są one na
całym świecie."
“Ludzie zaczynają od nastawienia radioteleskopów na Marsa i nasłuchiwania. Wygląda na to, że
usłyszeli niewiele. Potem zmieniają taktykę i zaczynają nadawać. Istnieje wiele kwestii, które
wymagają rozwiązania. Podstawowa kwestia to, w jakim języku się porozumiewać. Potem trzeba
opracować protokoły komunikacji."
“Szarzy obserwują to wszystko, ale nie uczestniczą aktywnie. Sprawiają wrażenie
zainteresowanych, ale w sposób bierny."
“Ludzie próbują również nadawać do baz ET na Księżycu. Jednak większość wysiłków kierują na
Marsa. ET na Księżycu milczą."
“Początkowo Marsjanie na Marsie też milczą. Czują, że zostali odkryci i zastanawiają się, co robić i
jaka będzie reakcja ludzi. Zawsze wiedzieli, że w końcu nastąpi taki dzień. Czują się nieco zagubieni."
“Przesuwając się w czasie do przodu, widzę, że Marsjanie postanawiają podjąć dialog. Przesyłają
sygnał, głośny i wyraźny. Wykorzystują chyba te same protokoły radiowe, które zapoczątkowali
ludzie."
“Jestem trochę wstrząśnięty wyglądem tych Marsjan. Podążyłem za sygnałem radiowym na Marsa
i teraz jestem tutaj. Marsjanie są humanoidami i w tej chwili bardzo przypominają ludzi. Mają nawet
włosy. Ci konkretni Marsjanie to w przeważającej części osobnicy płci męskiej. Noszą jakieś mundury,
ale nie stanowią żadnej walczącej grupy militarnej. Agresja nie leży w ich naturze. Cała ich obrona
wydaje się być zbudowana wokół ukrywania się, a nie walki. Ich skóra jest jasna."
“W sensie subprzestrzennym Marsjanie ci nie różnią się chyba od swoich przodków, ale mają ciała
porównywalne z ciałami ludzi na Ziemi."
MONITOR: “Przesuń się w czasie do przodu. Gdzie są Marsjanie?"
C.B.: “Poczekaj... Są na Ziemi. Pracują ze swoimi tubylczymi grupami, tymi, które migrowały
wcześniej. Dostają wsparcie od rządu ludzi, po to by mogli kontynuować swą pracę. Pracują teraz na
zewnątrz, na otwartym powietrzu. A niech to! Oni naprawdę wyglądają jak ludzie".
MONITOR: “Gdzie są Szarzy?"
C.B.: “Szarzy zajmują się własnymi sprawami. W tym punkcie czasu w przyszłości ich
przedsięwzięcie genetyczne jest już wykonane lub bliskie końca. Zostały tylko drobne poprawki.
Jeszcze nie komunikują się z ludźmi bezpośrednio".
MONITOR: “OK, Courtney. Mamy to, czego potrzebowaliśmy. Celem byli 'Marsjanie / przyszła
kultura'".
Komentarz
Marsjanie, z którymi przyjdzie nam obcować w przyszłości będą do nas bardzo podobni, być może
nawet nie do odróżnienia. Prawdziwe różnice w porównaniu z ludźmi mieszkającymi na Ziemi ujawnią
się w technice i kulturze. Jeżeli zależy nam na udanych kontaktach z Marsjanami, będziemy musieli
zrozumieć ich potrzeby. Ale oni nie przyjdą do nas jako “małe zielone ludziki". Nie musimy obawiać się
pierwszego spotkania z kulturą pozaziemską, przynajmniej pod tym jednym fizycznym kątem. Istoty
pozaziemskie będą wyglądać tak jak my.
ROZDZIAŁ 32:
Niższe Formy
Ż
ycia na Ziemi
Poniższą sesję przeprowadziłem bez żadnej wcześniejszej wiedzy na temat celu, który tym razem
stanowiły “Formy elementarne". Był to jeden z kompletnie nieznanych mi celów spoza listy, które mój
monitor wyznaczał mi dosyć często. Nigdy nawet nie omawiał ze mną ogólnego tematu. Powodem,
dla którego tak robił było dodatkowe zabezpieczenie danych przez powstrzymywanie mnie od prób
zgadywania cech celu, co mogłoby prowadzić do mylnego AOL. W praktyce jednak mój własny
poziom dyscypliny umysłowej w trakcie teleobserwacji jest już na tyle wysoki, że mój monitor rzadko
martwi się o jakość zdobytych przeze mnie danych. Tym niemniej woli się zabezpieczyć, a jego
praktyka podrzucania mi niespodziewanych celów faktycznie utrzymuje mnie w stanie czujności
podczas sesji.
Monitor obrał dla mnie taki cel, ponieważ od dawna frapowało go, co dzieje się z pozostałą częścią
życia subprzestrzennego, w czasie, gdy ludzie tak bardzo niszczą środowisko fizyczne. Wszystkie
nasze wysiłki w SRV skierowane były na istoty przypominające człowieka. Ale mojego monitora
obchodził też los wielu innych, niehumanoidalnych subprzestrzennych stworzeń, które osobiście
widział podczas własnych sesji teleobserwacji. Jemu jawiły się one jako “Formy elementarne". To
określenie, jakiego używa w odniesieniu do większości stworzeń niehumanoidalnych. Większość tych
istot jest mniejsza od ludzi, a ich zachowanie często odznacza się nieprzewidywalnością. Nie wiedział,
czy stworzenia te mają odpowiedniki fizyczne ani czy same występowały kiedyś w postaci fizycznej
(co może oznaczać jedno i to samo). Wiedział tylko, że żyją wokół nas i zastanawiał się, czy ludzka
działalność w jakikolwiek sposób im szkodzi. Krótko mówiąc, czy ludzka destruktywność w stosunku
do środowiska fizycznego wpływa negatywnie na większą społeczność życia w subprzestrzeni? Mój
monitor martwił się, że jeżeli okazałoby się to prawdą, mógłby to być zaledwie czubek góry lodowej,
kryjącej ogrom zniszczenia planety, dokonującego się tak obecnie, jak i w przyszłości.
Oczywiście, sesja ta została przeprowadzona w warunkach Typu 4. Zaraz po danych wstępnych,
zdałem sobie sprawę, że jest to cel całkowicie niespodziewany. Nie wiedziałem, że nie figuruje na
liście celów. Po prostu zauważyłem, że nie miałem żadnych wcześniejszych oczekiwań co do tego,
gdzie kieruje mnie nieświadomość. Cokolwiek to było, poczułem od razu, że zobaczę coś, czego nigdy
wcześniej nie widziałem.
Data: 28 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3660/1161
Dane wstępne wskazywały, że cel obejmuje powierzchnię pomiędzy suchym lądem a cieczą.
C.B.: “Widzę kolory niebieski i biały. Powierzchnie są błotniste i mokre. Dość zimno. Czuję jakby
smak ryby i zapach wody morskiej. Gdziekolwiek jestem, to miejsce jest szerokie, rozległe, płaskie i
bardzo głębokie".
Rysuję następnie szkic Fazy 3, który wydaje się przedstawiać suchy kawałek lądu obok dużego
zbiornika płynu. Zaczynam też dostrzegać i rysować coś, co wygląda na rodzaj sztucznej, podwodnej
budowli.
“Przechodzę do Fazy 4 i wciąż widzę dużo cieczy. To wygląda jak wielki ocean. No cóż, mogę
przynajmniej powiedzieć, że znajduję się na jakiejś planecie. Ta planeta wydaje mi się znajoma, ale
nie odwiedzałem jej wcześniej w tym punkcie czasowym. Ten płyn to chyba woda, bardzo głęboka."
“W pobliżu znajduje się suchy kawałek lądu. Udaję się tam. Badam ...ziemia jest jałowa. Nic na niej
nie rośnie. Jest naturalna, ale odnosi się wrażenie, że znajduje się pod silnym wpływem jakiejś
cywilizacji. Miejsce jest jałowe niczym Mars, ale to nie Mars. Występują inne kolory i jest atmosfera."
“Wracam teraz do wody. W wodzie znajduje się chyba jakaś konstrukcja. Jest naprawdę wielka.
Wchodzę do wody, żeby ją zbadać. Poczekaj..."
“Konstrukcja jest dość nowoczesna, ale nie według norm ET. Zbudowana jest przede wszystkim z
metalu i chyba ze stali nierdzewnej. Widać nowoczesną technikę, bardziej zaawansowaną niż obecnie
na Ziemi, ale nie jest to poziom najwyższy."
“W budowli znajdują się istoty. Wchodzę do środka, żeby im się lepiej przyjrzeć. Hmm. Oni mają na
sobie zwykłe ludzkie ubrania. Skupiam teraz uwagę na samych istotach. Mają ludzkie twarze, zarówno
mężczyźni jak i kobiety. Oczy są małe, jak u ludzi. Wygląda na to, że to są ludzie, ale nie rozumiem
scenerii. Nie znam miejsca tego typu, w którym przebywaliby ludzie."
“W budowli jest wiele pięter. Znajdują się tu podobne do wind kanały, do pionowego ruchu w
budowli. Są też duże otwory, prowadzące na zewnątrz do wody."
MONITOR: “Powstrzymaj się od analizy. Po prostu umieść dane w matrycy i idź dalej".
C.B.: “Ludzie się martwią, odczuwają strach. Ta budowla przypomina wielką łódź podwodną o
śmiesznym kształcie. Skupiam się teraz na czynnościach ludzi. Wydaje się, że nie są szczęśliwi,
robiąc to, co robią. To harówka, związana ze zdobywaniem i przetwarzaniem jedzenia, żeby
przetrwać. Pracują, bo nie mają wyboru, a jeśli już, to jest on ograniczony. Ich praca z całą pewnością
związana jest z przetrwaniem".
“Wydaje się, że istnieje wyższy cel ich działalności. Kłopot polega na tym, że ludzie ci mogą nie
dożyć czasów, gdy zostanie on osiągnięty. Ich sytuacja jest raczej beznadziejna. Pracują dla
następnej generacji, swoich dzieci i dzieci ich dzieci."
MONITOR: “Wróć na ląd. Co widzisz?"
C.B.: “W porządku. Ziemia nie może podtrzymać życia. Jest to wynikiem zagłady. Jest jałowa, po
prostu sam kurz i kamienie. Powierzchnia jest naturalna, ale nosi znamiona sztucznej ingerencji. Moja
nieświadomość popycha mnie z powrotem ku budowli w wodzie".
MONITOR: “Więc idź tam".
C.B.: “Na zewnątrz konstrukcji nie widzę żadnego życia. Woda jest tak jałowa jak ląd. Nie ma tu
nic, zupełnie nic. Czuję, że powinienem przenieść się w czasie do przodu".
“Hmm. Teraz to miejsce roi się od życia, przynajmniej w wodzie. To ciekawe. Występuje tu
zarówno subprzestrzeń, jak i życie fizyczne. Sprawdzam jeszcze raz w pierwotnym czasie. Nie było
ani subprzestrzeni, ani życia fizycznego. Dziwne. Tam gdzie nie ma życia fizycznego, nie ma też
subprzestrzeni. Tak jakby te dwa światy istniały równolegle, współpracowały ze sobą. Jeden nie
istnieje bez drugiego, albo przynajmniej życie subprzestrzenne nie pojawia się, jeśli nie ma życia
fizycznego."
MONITOR: “Co masz na myśli mówiąc 'życie w subprzestrzeni'? Jakiego rodzaju życie?"
C.B.: “Wszędzie są małe zwierzęta subprzestrzenne. Wyglądają jak duchy ryb. To duchy ryb czy
też ich subprzestrzennych postaci. Między zwierzętami fizycznymi a ich subprzestrzennymi postaciami
istnieje silny związek. To tak jakby należały do jednego stada albo trzody, w zależności od zwierzęcia.
Kiedy zostało zniszczone środowisko fizyczne, ucierpiało zarówno życie fizyczne jak i
subprzestrzenne. Gdy środowisko doszło do siebie, obydwa światy znów mają się dobrze. Wydaje się
również, że działalność ludzi w budowli miała coś wspólnego z uzdrawianiem środowiska. Nie zdołali
zrobić wszystkiego, ale mieli swój udział w szczęśliwym zakończeniu".
MONITOR: “W porządku. Courtney, celem były 'Formy elementarne'".
C.B.: “Co? Przecież tego nie ma na liście! Co to są formy elementarne? Wiesz, że nie mam już
czasu na takie ciekawostki. Książka musi być wkrótce złożona u wydawcy i... Co to są formy
elementarne?"
MONITOR: “Wytłumaczę ci, Courtney. To bardzo ważne, byśmy rozumieli formy elementarne. Ja
widzę je od lat. One występują wszędzie i nie można ich ignorować tylko dlatego, że nie są
humanoidami". Mój monitor przechodzi do wyjaśnienia, czym są formy elementarne i dlaczego się
nimi interesuje. Pochłania mi to pozostałą część dnia, ale w końcu uświadamiam sobie, że jego troska
jest uzasadniona, oraz że muszę wspomnieć o tych formach życia w mojej książce. Uzyskałem
również dane SRV, które sugerują, że wiele istot pozaziemskich w równym stopniu troszczy się o te
inne formy życia, co o nas.
Komentarz
Literatura na temat porwań przez UFO ciągle donosi, jakoby Szarzy mówili ludziom, że nie mogą
bezczynnie przyglądać się, jak niszczymy życie fizyczne i toczące się obok, związane z nim życie “w
innym wymiarze". Szczerze mówiąc, dotychczas nie rozumiałem, co to oznacza. Wydaje się, że ludzie
są ogólnie nieświadomi tego szerokiego spektrum niższego poziomu życia niefizycznego i pozostają
całkiem ślepi na subtelną więź, jaka istnieje między fizycznymi i niefizycznymi postaciami tego życia.
Po części, ludzka niewiedza wynika z problemów, jakie sprawia nam postrzeganie
subprzestrzennego (lub niefizycznego) życia w ogóle. W wielu kręgach kwestia, czy ludzie mają dusze
czy nie, pozostaje kontrowersyjna. Większość ludzi, gdy ich o to zapytać, odpowiada, że dusza
istnieje, ale naukowcy rzadko próbowali ją zbadać. Przy takim wysokim stopniu dezorientacji, jaki
panuje wśród elity naukowej w kwestii naszych ludzkich postaci subprzestrzennych, nie należy się
dziwić, że nawet nie zaczęliśmy zadawać pytania, czy inne formy życia mają niefizyczne odpowiedniki.
Ludzie ogólnie nie postrzegają samych siebie jako strażników życia na tej planecie; skłonni są
raczej uważać się za właścicieli ogrodu, który mają do dyspozycji. Nic dziwnego, że przy takich
poglądach na inne życie, kwestia istnienia subprzestrzeni całego życia, tak ludzkiego jak i
nieludzkiego, jest rzadko podnoszona. Ale teraz wiem, że pytanie to jest na tyle ważne, by je
zadawać. Poznałem też na nie odpowiedź.
Całe życie subprzestrzenne zależy od życia fizycznego. Nie znam wszystkich aspektów tej zależności,
ale wiem, że ona istnieje. Gdy niszczymy nasze środowisko fizyczne, gdy niszczymy gatunki,
utrudniamy życie lub zadajemy ból innym niż ludzka formom istnienia, hamujemy zdolność
subprzestrzennego życia do ewoluowania. Życie fizyczne i niefizyczne przebiegają równolegle; jedno
nie toczy się bez drugiego. Jeżeli my – ludzie mamy stać się prawdziwymi obywatelami galaktyki,
będziemy musieli zmienić swoje poglądy na inne życie, na całe życie. A może się to okazać
trudniejsze do zaakceptowania niż fakt, że istnieją istoty pozaziemskie.
ROZDZIAŁ 33:
Wydarzenie, Które Zniszczyło Marsa
Jeżeli na Marsie istniał kiedyś ekosystem, to co go zniszczyło? Dane SRV z okresu
poprzedzającego jego zagładę nie wskazują na to, że Marsjanie posiadali technikę zdolną zniszczyć
całe swoje środowisko, nie mówiąc już o atmosferze planety. Opierając się na danych
przedstawionych w poprzednich rozdziałach, wiemy już, że Szarzy zniszczyli swój świat przez
nierozważne działania, oraz że ludzie najwyraźniej idą podobną drogą. Ale Mars to co innego. Jak
wydaje się od samego początku naszych badań, upadek środowiska tej planety związany jest z jakąś
katastrofą naturalną. Wielu różnych teleobserwatorów doszło do wniosku, że katastrofa nastąpiła po
jakimś astronomicznym wydarzeniu, związanym być może z kometą lub asteroidem.
Obraliśmy zatem cel, który miał zidentyfikować przyczynę upadku cywilizacji Marsjan. Jak się
okazało, ta sesja SRV była jedną z dwu ostatnich, które przewidzieliśmy dla celów tej książki.
Przypomnę Czytelnikom, że po opracowaniu wstępnej listy celów wiele miesięcy wcześniej,
skrupulatnie unikałem zaglądania na listę, żeby nie pobudzać swego świadomego umysłu do
formułowania opinii przed faktycznymi sesjami. Nasza skłonność do ciągłego powiększania listy przez
dodawanie celów ad hoc była jednak na tyle silna, że nigdy nie kusiło mnie, by myśleć o celach, które
nie zostały mi jeszcze przydzielone. Ale kiedy nadszedł czas przedostatniej sesji, pamiętałem, że
jeszcze nie korzystałem z celu identyfikującego upadek cywilizacji Marsjan (sytuacja, która nie
zdarzyła mi się przy żadnym innym celu). Kiedy sesja się zaczęła, wstępny sygnał od celu wskazywał,
że celem sesji faktycznie byli Marsjanie. Tak więc, sesja ta, która zaczęła się w warunkach Typu 4,
faktycznie przeprowadzona została w warunkach mieszanych Typu 4 i Typu 6.
Data: 29 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5966/2695
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i twardym, naturalnym lądem.
C.B.: “Dostrzegam kolory brązowy i beżowy. Powierzchnie są kamieniste, a temperatura bardzo
niska. Słyszę niesamowite odgłosy wiatru, jakby huraganu. Dostrzegam też coś okrągłego i na AOL
odbieram katastrofę na Marsie".
MONITOR: “Po prostu trzymaj się struktury i przejdź do Fazy 3".
Mój szkic Fazy 3 jest prostym wyobrażeniem dwu okrągłych obiektów.
C.B.: “Przechodzę do Fazy 4. Wydaje się, że przynajmniej jeden z okrągłych obiektów jest planetą.
Nadal widzę brązy, kamieniste powierzchnie i wyczuwam coś zimnego. Odczuwam też silne
zaburzenia atmosferyczne, zwłaszcza ruch wirowy. Z planetą tą związani są ludzie, którzy obecnie
znajdują się w stanie panicznego przerażenia. Tu na dole panuje niesamowite poruszenie. Odbieram
na AOL dwie rzeczy, obydwie z linii sygnału. Jedna z nich przypomina księżyc lub asteroid, a druga to
Mars".
MONITOR: “Courtney, przejdź od razu do Fazy 6. Masz właściwy cel. To katastrofa na Marsie. Po
prostu zostań w strukturze i kontynuuj".
Monitor każe mi naszkicować planetę i mniejszy z obiektów. Zaznaczam Ziemię w stosunku do
tych dwóch obiektów i wykorzystuję technikę SRV, która pozwala mi zidentyfikować kierunek ruchu
mniejszego obiektu względem Marsa. Rysuję również linię czasu tego wydarzenia.
C.B.: “Mniejszy obiekt ma nieregularny kształt, jest przechylony. Ma niezmiernie rzadką
atmosferę," mierzalną jedynie na poziomie molekularnym. Obiekt ten przeszedł przez krawędź
atmosfery większego obiektu. Atmosfera planety była stosunkowo gęsta i obiekt przebił się dalej przez
stratosferę. Obszar, gdzie obiekt przebił atmosferę będę nazywał obszarem przecięcia".
“Badam teraz planetę. Początkowo nie było wielkiego zniszczenia atmosfery. Duże zaburzenia
występowały w pobliżu obszaru przecięcia. Gdzie indziej prawie nic się nie działo, występowało
jedynie drżenie atmosfery całej planety. W miarę zbliżania się do obszaru przecięcia, nasila się
poziom zaburzeń."
“Po początkowej turbulencji, obiekt spowodował falowanie atmosfery, podobnie jak wrzucony do
wody kamień tworzy na niej rozbiegające się kręgi. Ta fala rozrosła się do atmosferycznej fali
pływowej."
“Zaburzenia atmosferyczne początkowo nie miały większego wpływu na zjawiska powierzchniowe.
Nie przypominało to trzęsienia ziemi, w którym wszystko ulega zniszczeniu od razu."
“Fala przeszła przez atmosferę i spotkała się z drugim swoim końcem. Odbiła się lub przeszła
przez samą siebie, a następnie wróciła do obszaru przecięcia i powtórzyła zjawisko odbicia czy
przejścia, wytwarzając wibrujące drganie. Wywołało to rezonans. Rezonans stał się podstawowym
motorem zmiany warunków atmosferycznych. Zagłuszył wszystkie inne źródła wpływu, takie jak np.
ciepło słoneczne. Najwyraźniej, grawitacja nie była na tyle silna, by szybko wytłumić drgania. Tak więc
trwały one przez długi czas."
“Istoty na planecie były atakowane stopniowo. Zmieniły się wszystkie wzorce pogodowe. Warunki
na planecie zaczęły się powoli pogarszać. Wyżywienie stało się problemem, ponieważ nie rosły żadne
zboża. Problem przedstawiał też deszcz. Początkowo były zarówno powodzie jak i susze."
“Atmosfera przez długi czas była na tyle gęsta, że pozwalała na oddychanie, ale ciągłe falowanie
stopniowo rozrzedzało atmosferę. Siła przyciągania planety nie była w stanie przeciwdziałać
kinetycznej energii falowania."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Wystarczy. Cel brzmiał 'Marsjanie / upadek cywilizacji
(wydarzenie)'. To fascynujące. Będzie to całkiem nowy obszar poszukiwań dla naukowców,
badających turbulencję i dynamikę cieczy w atmosferach planet".
Komentarz
Proces, którego byłem świadkiem, był absolutnie fascynujący. To coś po prostu nie mogłoby wydarzyć
się na Ziemi, ze względu na większą grawitację, jaka tutaj panuje. Grawitacja szybko wytłumiłaby fale
atmosferyczne, powstałe w wyniku przejścia asteroidu czy komety. Na Marsie jednak, duże fale
powstawały przez dłuższy czas, być może cale lata. Wystarczyło więc czasu, aby Marsjanie zdali
sobie sprawę, że z ich planetą dzieje się coś poważnego, a Federacja wysłała złożoną z Szarych
brygadę ratunkową.
ROZDZIAŁ 34:
Przyszła Kultura na Ziemi
Poniższy rozdział prezentuje dane z ostatniej sesji, którą wykorzystaliśmy do naszych badań.
Chociaż cel znajdował się na pierwotnej liście celów, opracowanej przeze mnie i mojego monitora w
trakcie tej sesji, w przeciwieństwie do poprzedniej, dotyczącej Marsa, zupełnie o nim zapomniałem.
Wyniki sesji zaskoczyły mnie, jak się okazało, przyjemnie. Muszę przyznać, że do czasu jej
zakończenia miałem dość pesymistyczną wizję przyszłości ludzi na Ziemi. Zastanawiałem się nawet,
dlaczego istoty pozaziemskie wkładają tyle wysiłku w pomaganie nam, skoro jesteśmy gatunkiem
zmierzającym do samobójstwa. Na szczęście, wiem teraz, że istnieje powód ich wysiłków.
Data: 30 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4395/0241
Dane wstępne do Fazy 2 wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem, płynem i sztucznymi
konstrukcjami. Od razu miałem też wrażenie przemieszczenia w czasie.
Mój szkic w Fazie 3 przypomina wirującą kulę. Wykonuję operację przemieszczenia SRV, która
przenosi mnie bezpośrednio na miejsce celu. Znajduję się w gęstym i skomplikowanym środowisku.
C.B.: “Mam poczucie złożonego ekosystemu. Są tu istoty, jacyś humanoidzi. To miejsce
przypomina dżunglę z obfitą roślinnością. Wszystko jest powiązane czy uzależnione od reszty, jak w
naczyniach połączonych lub w środowisku biologicznym dżungli. Odbieram AOL Ogrodu w Edenie, ale
nie jest to Ogród w Edenie. Po prostu sprawia takie wrażenie. Miejsce jest zadbane".
Przechodzę do Fazy 6, gdzie konstruuję i badam linię czasu. Zaznaczam czas celu i trzy inne
ważne punkty pomiędzy czasem celu a dniem sesji.
“Wydaje się, jakby między chwilą obecną a czasem celu była różnica trzystu lat. W punkcie
czasowym celu widzę, że humanoidzi to z całą pewnością ludzie. Noszą zwykłe ubrania i zdaje się,
wykonują pracę związaną ze środowiskiem."
“Pierwszy pośredni punkt w czasie wskazuje na poważną degenerację środowiska na szeroką
skalę. W punkcie trzecim następuje początek regeneracji środowiska. Poczekaj chwilę, sprawdzę inne
punkty..."
“W punkcie czasowym celu ekosystem zaczyna się umacniać, w tym sensie, że staje się
samowystarczalny. Wrażenie złożoności, jakie odniosłem na początku sesji związane było z dosłowną
złożonością roślinności w ekosystemie."
“Nadal jestem w punkcie czasowym celu; nie wygląda na to, żeby ludzie mieli jakieś schrony na
powierzchni.
Poruszają się bez pomocy pojazdów o napędzie benzynowym. Już nie dewastują środowiska.
Doglądają go. Ich mentalność zorientowana jest na przetrwanie, a nie eksploatację. Mają głębokie
poczucie, że przeszli przez najgorszy okres, a teraz mogą odbudować planetę. Wcześniej zawsze
istniały jakieś wątpliwości."
MONITOR: “Skup się na różnorodności biologicznej".
C.B.: “Nie ma tyle gatunków, co obecnie, ale powiedzmy, tyle, ile było sto lat przed punktem
czasowym celu. Ludzie kierują swoje wysiłki głównie na stworzenie złożonego, interaktywnego
systemu planetarnego".
MONITOR: “Skup się na kwestii Federacji / wzajemnego oddziaływania".
C.B.: “Współdziałanie między tymi ludźmi a Federacją trwa przez cały okres od chwili obecnej do
punktu czasowego celu. Wygląda na to, że Federacja obserwuje i ofiarowuje swe przewodnictwo, ale
jeszcze nie pomaga ludziom wyjść z kłopotów. Ludzie muszą zrobić to sami".
MONITOR: “Skup się na kwestii przedstawicielstwa".
C.B.: “W punkcie czasowym celu, jak również wcześniej, istnieje subprzestrzenna reprezentacja
ludzi. Ale wkrótce po naszej obecnej sesji, nastąpi dialog pomiędzy fizycznymi ludźmi a Federacją. W
miarę upływu czasu, fizyczni ludzie staną się działaczami, przedstawicielami, czy może ścisłymi
współpracownikami Federacji. Mam wrażenie, że ludzie upodabniają się do pierwotnego Adama i
Ewy, menedżerów gatunków we wczesnym projekcie genetycznej ewolucji na Ziemi. Tym razem
jednak owi menedżerowie będą wywodzić się z naszej planety".
“W punkcie czasowym celu, ludzie przestają być właścicielami Ziemi, a stają się jej strażnikami.
Jeszcze nie nastąpiła całkowita regeneracja planety, ale widać już ogrody, połacie kwitnącego życia,
które będą coraz większe."
“Ekosystemy są na ogół otwarte, ale tworzy się też enklawy dla jeszcze niewprowadzonych
gatunków."
MONITOR: “Skup się na środowiskach ludzkich".
C.B.: “Poczekaj... W czasie obecnej sesji nie ma żadnych szczególnych środowisk. W pierwszym
punkcie pośrednim na linii czasu następują kłopoty, ale ludzie dopiero zaczynają myśleć o stworzeniu
specjalnych sanktuariów. W punkcie następnym zaczyna się scenariusz Szalonego Maksa. Następuje
krańcowe spustoszenie terenu. Nadal występuje życie, ale na ogół pustynne lub w najlepszym
wypadku w środowisku zbliżonym do sawanny. W punkcie trzecim pełną parą działają specjalne
ludzkie środowiska typu sanktuarium".
MONITOR: “Skup się na ludzkich protokołach do dialogu z Federacją".
C.B.: “W porządku. Kieruję nieświadomość na protokoły... Nic specjalnego. Federacja zna
angielski, podobnie jak inne języki. Nie oczekują niczego nadzwyczajnego. Federacja przygotuje
wszystkie ogniwa potrzebne do porozumienia. Ludzie muszą tylko zasygnalizować, że są gotowi".
MONITOR: “Zbadaj bezpośrednio koncepcję pomocy ze strony Federacji".
C.B.: “Oni udzielają jedynie nieformalnej pomocy. Ludzie sami muszą znaleźć wyjście z zaistniałej
sytuacji. Wkład Federacji jest bierny, w tym sensie, że ona jedynie obserwuje; ale i czynny, bo
jednocześnie ukazuje ludziom cel, do którego powinni dążyć. Nie uwolnią nas od problemów
wpłacając kaucję. Musimy być gatunkiem dojrzałym i pomocnym, a nie zależnym od innych, dojrzałość
zaś przychodzi wraz z doświadczeniem".
MONITOR: “W porządku. Jeśli zechcemy poznać przeznaczenie będziemy chyba musieli
poczekać do następnego projektu. Zakończmy sesję. Courtney, znowu jest nadzieja. Celem była
'Ziemia / przyszła kultura'.
C.B.: “Naprawdę? Całkiem o tym zapomniałem; upłynęło sporo czasu, od opracowywania listy
'Ziemia / przyszła kultura'... Wygląda na to, że moja nieświadomość wiedziała, co jeszcze będzie mi
potrzebne do książki. Ludzkość otrzyma drugą szansę. Dobra nasza!"
Komentarz
Ludzie się zmienią. Będziemy świadkami zniszczenia naszej własnej planety – naszego domu. Dla
ludzkości nastąpi długi okres ciężkich doświadczeń. Jednak strata ta nie pójdzie na marne. Wspólnie
nauczymy się czegoś. Niektórzy Czytelnicy mogą nie przyjmować do wiadomości, że Ziemia stanie się
planetą kurzu, po czym, pod rządami ludzi mądrzejszych, odrodzi się niczym Feniks z popiołów. Nie
zmienia to jednak faktu, że dane SRV wyraźnie wskazują, iż taka faza nastąpi, a gdyby rozpatrzyć
sprawę z punktu widzenia logiki i wiedzy na temat ludzkiego umysłu, wniosek musiałby być taki sam.
Problem nie polega na tym, że na Ziemi żyje za dużo ludzi w stosunku do jej ograniczonej
powierzchni. Planeta mogłaby utrzymać o wiele większą populację niż obecnie. Kłopot w tym, że z
natury swej ludzie pragną życia co najmniej tak dobrego, jakim cieszą się zamożne elity. Będziemy
bez opamiętania eksploatować surowce naturalne, żeby zaspokoić wyszukane pragnienia. Nikła
łączność pomiędzy naszym umysłem świadomym a jego subprzestrzenną postacią nie pozostawia
nam innego wyboru, jak gonić za szczęściem na drodze fizycznych zmysłów. Większa część ludzkości
będzie nadal walczyć, by w nieskończoność polepszać swój fizyczny dobrobyt, aż w końcu nasza
planeta odmówi nam posłuszeństwa, niszcząc dużą część ludzkości. Na szczęście nie całą. To w tym
momencie zacznie się tak zwany scenariusz Szalonego Maksa, a ludzie zaczną rozważać swoje życie
w kategoriach przetrwania.
Federacja nas nie uratuje. Jeżeli nie powstrzymała Szarych od autodestrukcji, dlaczego miałaby
robić to w przypadku ludzi? Ale spójrzmy na sprawę z innego punktu widzenia. Ile dobrego wynikło z
obecnego kierunku ewolucji Szarych, dzięki ich przeszłym doświadczeniom? Z takich trudów rodzi się
wielkość, która z całą pewnością jest też przeznaczeniem naszego gatunku.
Zdaję sobie sprawę, że większość Czytelników widzi czarno ten scenariusz najbliższej przyszłości.
Ale prawda jest taka, że nasza przyszłość, jako gatunku, jest świetlana. Ciężar nadchodzących
wyzwań nie powinien przesłonić wizji czekającej nas potem chwały. Niemal we wszystkich sesjach
SRV, jakie przedstawiłem w niniejszej książce, skupiałem uwagę na problemach ściśle związanych z
naszą obecną sytuacją. Problemy te obejmują kłopoty ze środowiskiem, słabość więzi pomiędzy
umysłem a ciałem u naszego gatunku oraz wzajemne relacje między ludźmi. Federacją, Szarymi a
Marsjanami. Rzeczywiście, wszystko, czego byłem świadkiem podczas sesji SRV, wiąże się z ogólną
ideą wielu gatunków, próbujących rozwiązać wspólne problemy. Było to konieczne, acz chyba
zrozumiałe, ograniczenie moich badań.
Jednakże obecna sesja każe nam spojrzeć dalej w przyszłość. Gdzieś około roku 2000 my – ludzie
w znacznym stopniu otrząśniemy się z problemów, jakie sobie sami stworzyliśmy. Jako grupa lepiej
sobie z nimi poradzimy; staniemy się dojrzalszym gatunkiem. Skierujemy uwagę na otaczający nas
wszechświat, i tak jak kiedyś, będziemy pomagać walczącemu życiu. Nauczymy się też kochać w
szerzej pojętym sensie tego słowa.
Ponieważ nie posłałem swego umysłu dalej niż trzysta lat od chwili obecnej, mogę tylko
przypuszczać, że taki nowy i mądrzejszy gatunek ludzki nie będzie siedział z założonymi rękami. We
wcześniejszych sesjach członkowie Federacji dali mi do zrozumienia, że pragną, by ludzie dołączyli do
szeregów organizacji jako jej pełnoprawni członkowie i pomagali Federacji w zasiedlaniu galaktyki. U
istot, które obserwowałem podczas ostatniej sesji, wyczułem świadomość, która nie pasowała do
wojowniczego typu badaczy galaktyki. Byli to raczej “czciciele" życia. Kiedy przyszli ludzie staną się
łagodnymi, ale nie biernymi istotami, a destruktywność nie będzie już ich wiodącą cechą, nasza
dobrowolna więź z Federacją stanie się pełnowartościowa.
Podejrzewam, że ludzie roku 2000 stanowią prototyp jeszcze bardziej rozwiniętych istot, które, jak
ufam, do 3000 roku osiągną szczyty rozwoju. Trudno wyobrazić sobie rolę, jaką przyjdzie nam
odgrywać w dramatach galaktycznych, które odsłonią się przed nami w miarę obcowania z innymi
gatunkami. Czuję się mały, kiedy pomyślę, w jak niewielu miejscach i czasach był mój umysł. Nie mam
pojęcia, w co my, ludzie, zaangażujemy się za dwa tysiące lat albo w jeszcze odleglejszej przyszłości.
Czy zostaniemy w końcu przywódcami Federacji? Czy pomożemy Federacji w zasiedleniu pozostałej
części Mlecznej Drogi? Czy ostatecznie sięgniemy po inne sfery naszego wszechświata, które leżą w
odległych i obcych galaktykach?
Wszystkie moje wysiłki w teleobserwacji przekonały mnie, nie pozostawiając co do tego cienia
wątpliwości, że naprawdę jesteśmy czymś więcej niż tylko ciałami fizycznymi. Nasze połączone
osobowości, fizyczna i subprzestrzenna, nigdy nie zakończą swego ewolucyjnego marszu. Odczuwam
czystą radość, gdy pomyślę o całym szeregu nieznanych jeszcze możliwości istnienia. Gdy poradzimy
sobie z wyzwaniami i trudami, czeka nas pełna cudów, bezkresna przyszłość. Doprawdy, Bóg był
hojny, dając ludziom w podarunku życie.
Za kilka lat nauczymy się żyć z Marsjanami. Potem zaczniemy otwarcie nawiązywać kontakty z innymi
gatunkami, nie wyłączając Szarych. W końcu, przy pomocy własnych statków odważymy się opuścić
Ziemię, przywróciwszy ją wcześniej do stanu kwitnącego zdrowia i pełni życia. Nie wiem, co jeszcze
będziemy robić. Ale będę tam, podobnie jak każdy z was, a pewnego dnia wszyscy razem odkryjemy
dalszą przyszłość. Na razie nadszedł czas, by uwolnić się od strachu i niechęci i spojrzeć w kierunku
Marsa. To następny krok w ewolucji naszego gatunku (Być może dane z teleobserwacji mogłyby
pomóc w określeniu natury przyszłych wydarzeń. Wówczas wystarczyłoby zmienić swoje zachowanie
tak, by stworzyć nowy wymiar czasu, w którym wydarzenia te nie doszłyby do skutku. Biorąc jednak
pod uwagę obecną genetyczną dysfunkcjonalność ludzi – zwłaszcza naszą słabą łączność pomiędzy
ciałem a umysłem – wątpię, abyśmy byli w stanie odsunąć ponure widmo katastrofy ekologicznej). W
ten sposób zbliżymy się do wielkiej galaktycznej rodziny... Jak najszybciej podjąć dialog z Marsjanami
– to nasze najbliższe zadanie.
ROZDZIAŁ 35:
Szkolenie Dyplomatów
Jeżeli ludzie kiedykolwiek mają wejść do sfery galaktycznej, kwestią o podstawowym znaczeniu
jest uznanie, że istnieją (co najmniej) dwie formy życia – fizyczna i subprzestrzenna. Jesteśmy
istotami mieszanymi. Nasze formy fizyczne zamieszkują formy życia subprzestrzeni. Fizyczne formy
życia to tymczasowe stworzenia, w tym sensie, że ostatecznie umierają. Subprzestrzenne postaci tych
form nie umierają nigdy. Nasze ludzkie “dusze" to po prostu subprzestrzenne jaźnie, które żyją nadal,
kiedy nasze fizyczne ciało ulegnie rozkładowi.
Zdolne do odczuwania, rozwinięte rasy rozumieją to wszystko i aktywnie porozumiewają się tak w
sferze fizycznej, jak i niefizycznej. Mogą one postrzegać obydwa światy równocześnie, wykorzystując
swe fizyczne i subprzestrzenne systemy nerwowe. Ludzie, być może na skutek unikalnej struktury
genetycznej, normalnie nie dysponują takimi zdolnościami, ale mogą wyrobić je w sobie na drodze
treningu. Kompetentne i profesjonalne szkolenie nie jest tanie, dlatego radzę podejmować je tylko tym,
którym przyda się ono do komunikacji i zbierania danych. Dyplomaci galaktyczni są idealnymi
kandydatami do takiego szkolenia. Naukowcy i historycy to kolejne grupy, które mogłyby z niego
skorzystać.
W rozdziale niniejszym przedstawiam zarys kursu wzajemnej komunikacji fizyczno-
subprzestrzennej. Kurs składa się z trzech oddzielnych części. Pierwsza z nich obejmuje naukę
specyficznej techniki medytacji i polecam ją jako wstępny, minimalny poziom szkolenia dla każdego,
kto pragnie sięgać dalej, poza zmysły fizyczne. W tym wstępnym szkoleniu nie są potrzebne żadne
środki ostrożności. Wydaje mi się nawet, że na tym etapie byłoby dobrze zacząć szkolić dzieci. Być
może doszłyby do wniosku, że jest to bardziej “klawe" niż pojedynkowanie się za pomocą “laserowych
strzelawek".
Drugi poziom nauki polega na wprowadzaniu uczniów w odmienne stany świadomości. Armia
amerykańska uważała to za warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji. W zakres tego drugiego
etapu kursu wchodzi praca z opracowaną przez Instytut Monroe'a techniką Hemi-Sync.
Trzeci poziom szkolenia to formalny instruktaż w SRV.
Pragnę zwrócić uwagę Czytelników, że żadna z instytucji czy grup, które formalnie bądź
nieformalnie tutaj wymieniam, nie podpisuje się pod proponowanym przeze mnie programem. Nie jest
to również reklama ich produktów jako pomocnych w badaniu UFO i ET. Niniejszy program
szkoleniowy zrodził się w wyniku moich własnych badań. Żadna z firm czy grup nie szkoli ludzi na
galaktycznych dyplomatów. Mimo to doświadczenie wskazuje, że umiejętności, których uczą, można
połączyć, osiągając dobry efekt końcowy. Podkreślam jednak, że to moje opinie w tej kwestii, a nie
grup faktycznie prowadzących szkolenia.
Poszczególne części kursu, które przedstawiam poniżej, świetnie się uzupełniają, ale należy
praktykować je oddzielnie. Muszę też ostrzec Czytelników, że kompletny kurs może zawierać pewne
ryzyko. W przypadku niektórych jednostek zachodzi bowiem możliwość niedobrego wpływu szkolenia,
a nie wiem, na ile zjawisko to jest częste. Tak więc pełnemu kursowi powinny poddawać się tylko
osoby, mające wsparcie instytucji, które dają właściwy wgląd psychologiczny we wszystkie sprawy
związane z rozwojem ucznia. Szkolenie otwiera człowieka na takie rodzaje doznań, które całkowicie
odbiegają od standardowych doświadczeń w naszym życiu. Na przykład, niektórzy studenci mogą
przeżyć szok, gdy doświadczą telepatycznego odbioru myśli. Bez właściwego przewodnictwa, uczeń
może popaść w paranoję, podejrzewając, że wszystkie jego myśli w rzeczywistości są manipulowane
przez niewidzialne istoty. Ludzie muszą być na to przygotowani, a po zakończeniu szkolenia,
pozostawać pod uważną obserwacją, aby w szczególnie trudnych chwilach mogli uzyskać właściwą
poradę doświadczonych nauczycieli.
Poniższy opis programu proszę potraktować jak wzór na przyrządzenie prochu strzelniczego. Wzór
ten jest dostępny dla każdego, a wobec braku nadzoru, zawsze może trafić w ręce ludzi, którzy będą
go mieszać we własnej piwnicy i niechcący wysadzą się w powietrze. Encyklopedia, w której wzór
został podany, nie ponosi winy za ich nieszczęście, ponieważ w wolnym społeczeństwie samej wiedzy
nie można i nie należy ukrywać przed opinią publiczną. Podobnie, każdy, kto odbywa przedstawiany
tu przeze mnie kurs, powinien mieć zapewniony odpowiedzialny nadzór. Każda grupa, firma czy
instytucja zachęcająca do tego kursu lub stawiająca go jako warunek zatrudnienia musi po prostu
wliczyć koszt nadzoru w ogólne koszty całego programu. Grupy, które faktycznie przeprowadzają
szkolenie, na ogół nie zapewniają nadzoru. Trenujący i pracodawcy muszą tego dopilnować.
Wszystkie osoby podejmujące kurs, robią to na własne ryzyko. Nie jestem wyszkolonym psychiatrą
ani nie mam żadnego formalnego przeszkolenia w sprawach, które pozwoliłyby mi dostrzec u kogoś
cechy wskazujące, że kurs stanowi zagrożenie dla jego lub jej stanu umysłowego. Tym niemniej,
zaprojektowałem kurs w taki sposób, by był on jak najbardziej bezpieczny, a w obecnej chwili nie
znam nikogo na Ziemi, kto zbadał te kwestie bardziej dogłębnie niż ja.
Opracowałem ten kurs na własne ryzyko. Nie miałem żadnego psychiatry, który obserwowałby
moje postępy. Z drugiej jednak strony, byłem bardzo ostrożny, mając na uwadze własną świadomość.
Najpierw nauczyłem się Medytacji Transcendentalnej, która dała mi wgląd we własną złożoność
subprzestrzenną. Następnie przeszedłem przeszkolenie w programie MT-Sidhis, a dopiero potem
sięgnąłem po możliwości, jakie oferował Instytut Monroe'a. Na końcu opanowałem SRV. Jednak
pomimo tego stopniowania doświadczenia te wstrząsnęły mną do szpiku kości. W przeciągu zaledwie
dwóch lat, runęła cała fasada moich wyobrażeń na temat świata. Dotarło do mnie, że nie jesteśmy
sami we wszechświecie i że tę wymiarową rzeczywistość dzielą ze mną niefizyczne istoty.
Dowiedziałem się, że w niedalekim sąsiedztwie powstawały i upadały cywilizacje istot pozaziemskich,
a niektóre z nich podróżują w czasie z taką łatwością, jak ja przechodzę przez ulicę. Musiałem na
nowo zdefiniować swoje rozumienie Boga i całej religii. Nie sposób zrelacjonować, jak bardzo
musiałem się przystosować i rozwinąć, żeby stawić czoło otwierającej się przede mną rzeczywistości.
Tak więc, mam konserwatywne podejście do rozwoju, a program pomyślany jest w taki sposób, by
pozwolić na stopniowe doświadczanie osobistego wzrostu. Ta bezpieczna droga jest również drogą
najbardziej efektywną. Kurs zaczyna się od bezpiecznego i bezpośredniego doświadczenia własnej
egzystencji niefizycznej, dalej rozwija świadomość w kierunku telepatii i wychodzenia z ciała, a kończy
się profesjonalnym programem SRV. Jeszcze ostatnia uwaga. Zaprojektowałem kurs w sposób ciągły,
gdzie po każdej części następuje kolejna, ale nie wiem, czy jest to absolutnie konieczne. Jak sądzę,
ważne jest, by studenci ukończyli wszystkie trzy części w rozsądnym okresie czasu, nawet gdyby
szkolenie w SRV wypadło jako pierwsze.
Kurs na Galaktycznych Dyplomatów
Część I
Zachęcam studentów, by nauczyli się Medytacji Transcendentalnej i programu MT-Sidhis. Istnieje
wiele form medytacji, ale tylko niektóre z nich faktycznie prowadzą do bezpośredniego doznania
własnej niefizycznej jaźni. Pewne czynności, określane mianem medytacji to po prostu wyobrażenia
mentalne lub, co gorsza, wywołujące stres praktyki, które mogą doprowadzić do nieszczęścia. MT i
jego zaawansowana wersja w postaci programu MT-Sidhis służą do wprowadzania człowieka w stan
bezpośredniej świadomości swojej własnej jaźni. Praktykowanie tej medytacji jest naprawdę
pozbawione stresu i daje szereg naukowo udokumentowanych pozytywnych skutków ubocznych,
takich jak poprawa równowagi umysłowej, większe zadowolenie z życia, poprawa fizjologii i lepsza
intuicja.
Nauczyciele MT są świetnie wyszkoleni, a kurs przebiega identycznie, bez względu na to, kto jest
nauczycielem, czy gdzie odbywa się nauka. Standaryzacja instruktażu i dostępność kursu to elementy
o podstawowym znaczeniu w każdym większym programie, w którym konsekwencja stanowi
podstawowy czynnik.
Organizacja MT może się nie podpisać pod moją propozycją wykorzystania MT do pomocy
osobom w ich stawaniu się obywatelami galaktyki. To raczej moje osobiste obserwacje wskazują, że
ludzie praktykujący MT osiągają świadomość bardzo zbliżoną do świadomości rozwiniętych istot
pozaziemskich i ludzi przyszłości. Na wykładach publicznych, wielu nauczycieli MT tradycyjnie skupia
uwagę na fizjologicznych korzyściach, płynących z uprawiania Medytacji Transcendentalnej. Wynika
to prawdopodobnie z ich doświadczeń, w których natrafiają na opór w stosunku do niefizycznych
aspektów oddziaływania medytacji. W naszym społeczeństwie łatwiej jest powiedzieć ludziom, że
uprawianie MT poprawi ich ciśnienie krwi niż oznajmić im, że wkrótce staną się świadomi własnych
dusz.
Tym niemniej, prace Maharashiego Mahesh Yogi nie pozostawiają wątpliwości w tym względzie.
Według Maharashiego, wszystkie istoty, fizyczne i niefizyczne, zamieszkują sferę życia zwaną
relatywną. W sferze tej istnieją różne poziomy. Przy takim założeniu, zarówno poziom fizyczny, jak i
subprzestrzenny, mieszczą się w obrębie sfery względnej. Maharashi wyróżnia również pole,
nazywane absolutem, z którego biorą początek wszystkie rzeczy na poziomach względnych. Co
więcej, konsekwentnie nawiązuje on do potrzeby połączenia dwóch oddzielnych postaci (postaci
względnej i absolutu) istnienia każdego człowieka. Jeżeli nauczyciele MT nie kładą na to nacisku
podczas instruktażu, nie jest to ich winą ani próbą ukrycia czegokolwiek. Każdy musi poznać swą
całkowitą jaźń przez bezpośrednie doświadczenie. MT to praktyka empiryczna. Ponieważ zwykła
percepcja większości z nas ogranicza się do fizycznych zmysłów, mówienie o własnej subprzestrzeni i
postaciach absolutu jest dla większości ludzi nieznających doświadczenia medytacyjnego pozbawione
sensu.
W MT każdy dzień zaczyna się i kończy dwudziestominutową medytacją. Chociaż medytacja nie
przedstawia większych trudności, bardzo ważne jest, aby nauczyć się jej od kompetentnego i
wykwalifikowanego nauczyciela. Poza tym, kurs MT obejmuje sesje powtórkowe, które gwarantują, że
wszystka odbywa się właściwie.
Przydarzyło mi się kiedyś, że jakaś kobieta zapytała mnie, dlaczego ma płacić za kurs medytacji,
skoro może to robić sama we własnym domu za darmo. Najpierw jej nie zrozumiałem. Myślałem, że
pyta mnie, dlaczego w ogóle należy płacić za instruktaż. Powiedziałem jej, że nauczyciele MT
zarabiają w ten sposób na życie i muszą się utrzymać, jak każdy inny. Ale potem zdałem sobie
sprawę, że pytanie miało na celu zupełnie coś innego. Kobieta ta zakładała, że medytacja to coś, co
można samemu wymyśleć przy pomocy swojej jaźni lub wyczytać w książce. Tak więc
odpowiedziałem jej nieprawidłowo.
Czytelnicy tej książki muszą zrozumieć, że właściwe uprawianie medytacji nie jest czymś, co
można samemu wykoncypować, ani czymś, czego można nauczyć się z książki. Kurs MT wyłonił się z
prób i błędów na przestrzeni całych stuleci. MT to prosta, lecz zarazem wysoce wyrafinowana i
subtelna praktyka. Ci, którzy usiłują opracować swoją własną procedurę, próbują na nowo wymyśleć
koło, kiedy dokoła jeżdżą sportowe samochody.
Czytelnicy muszą zrozumieć, że uprawianie MT i programu MT-Sidhis bardzo różni się od
teleobserwacji. W teleobserwacji uzyskuje się bezpośrednią wiedzę z innego miejsca i/lub czasu przez
wykorzystanie połączenia mentalnego między subprzestrzenią a danym miejscem. Można tego
dokonać jedynie dlatego, że jesteśmy również istotami niefizycznymi. Jednakże w MT i programie MT-
Sidhis nie wykorzystuje się tego połączenia. W trakcie medytacji, człowiek na bazie własnego
doświadczenia uczy się być świadomym swej całej jaźni, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej.
Zatem regularna medytacja prowadzi do rozwoju osobowości kompletnej, w tym sensie, że staje się
ona świadoma całego swojego zakresu. Ta empiryczna wiedza może dostarczyć w życiu dużo
osobistego zadowolenia, ponieważ nie trzeba już gonić za fizycznymi przyjemnościami poprzez zmysł
dotyku, wzroku, powonienia, słuchu czy smaku, by doświadczyć wewnętrznego poczucia szczęścia,
spełnienia i satysfakcji. Do sfery subprzestrzennej nie można dotrzeć bezpośrednio przez zmysły, tak
więc fizyczna pogoń ostatecznie ponosi klęskę. Bezpośrednie doświadczanie własnej drugiej połowy
dwa razy na dzień jest niezwykle odprężającym uczuciem i może przyczynić się do tego, że następne
doświadczenia fizyczne przyniosą więcej zadowolenia, ponieważ nie będą już podszyte ukrytym
pragnieniem kontaktu z subprzestrzenią.
Dla celów kursu dyplomacji galaktycznej, uczniowie powinni przeszkolić się zarówno w MT, jak i w
programie MT-Sidhis. Kursy odbywają się w centrach MT (które ostatnio zostały rozszerzone i przyjęły
nazwę Wedyjskich Uniwersytetów Maharashiego) w większości dużych miast w wielu stanach w całym
kraju. Nauka odbywa się wieczorami lub w weekendy. Cały kurs trwa około tygodnia, natomiast
program MT-Sidhis zajmuje trochę więcej czasu.
Po nauce MT (nie trzeba czekać na ukończenie Sidhis) należy przeczytać dwie książki
Maharishiego. Pierwsza z nich to Nauka bycia i sztuka życia, dostępna we wszystkich ośrodkach MT i
w większości księgarń. Radzę czytać ją powoli, nie więcej niż dwadzieścia stron na dzień. Ważne
punkty w tej książce na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie nieistotnych, a szybkie czytanie może
przynieść tylko frustrację. Druga książka to tłumaczenie i komentarz Maharashiego do pierwszych
sześciu rozdziałów Bhagawad-Gity. Obydwie pozycje zawierają dużo informacji na temat złożonej
natury ludzkiej egzystencji.
Część II
Ta część składa się z dwóch etapów. Pierwszy to wysłuchanie w domu trzydziestu sześciu taśm
oferowanych przez Instytut Monroe'a, znajdujący się w Faber, w Wirginii. Taśmy noszą wspólną
nazwę “Otwieranie Bram", a z mojego doświadczenia wynika, że stopniowo prowadzą one ucznia
poprzez wstępne doświadczenia telepatii do technik komunikacji subprzestrzennej i manipulowania
energią. Zalecam słuchanie każdej z taśm dwukrotnie, jeden raz rano, a drugi wieczorem. Pierwszą
naszą czynnością po przebudzeniu powinna być medytacja, ale słuchanie taśm w dogodnym czasie
po medytacji to dobry pomysł.
Przy założeniu, że przestrzegamy zasady codziennego słuchania dwa razy tej samej taśmy i mamy
czas na odpoczynek i nieprzewidziane okoliczności, kurs domowy winien zamknąć się w okresie
dwóch, trzech miesięcy. Potem proponuję wysłuchanie dwóch szczególnych taśm, każdą jeden raz w
ciągu dnia przez kolejne trzy do czterech tygodni. Między słuchaniem jednej i drugiej taśmy powinna
być przerwa kilku godzin, żeby umysł zdążył oczyścić się z jednego doświadczenia, zanim wejdzie w
następne. Zatem idealny rozkład zakłada słuchanie jednej taśmy rano, a drugiej po południu (bądź
wieczorem). Taśmy oznakowane są jako “Misja 12" i “Dalecy Wędrowcy", i obydwie znajdują się w
zbiorze trzydziestu sześciu taśm domowego kursu “Otwierania Bram". Opierając się na własnym
doświadczeniu mogę powiedzieć, że wielokrotne wysłuchanie taśmy “Misja 12" pomaga rozwinąć
zdolności telepatycznego porozumiewania się, a regularne słuchanie “Dalekich Wędrowców" pomaga
intuicyjnie zaznajomić się ze zmianą biegunowości, tak częstą w odmiennych stanach świadomości.
Po miesiącu intensywnego poddawania się działaniu tych dwu taśm, radzę na stałe zaniechać ich
używania, żeby uniknąć wytworzenia się uzależnienia od nich. Również w przypadku pojawienia się
psychicznego stresu w trakcie ciągłego korzystania z taśm, należy natychmiast przerwać ich słuchanie
i zasięgnąć porady przed powzięciem decyzji, czy kontynuować pozostałą część kursu.
Druga faza szkolenia obejmuje faktyczne odwiedziny w Instytucie Monroe'a i odbycie kursu
“Wędrówka przez Bramę". Wyższych poziomów świadomości, jakich naucza się na tym kursie, nie
można osiągnąć przy pomocy taśm kursu domowego. Doświadczanie tych stanów wymaga nadzoru
wyszkolonego personelu w instytucie. Całkowicie popieram tutaj zakaz sprzedaży tych taśm szerokim
kręgom. Wyższe poziomy świadomości zamieszkuje cały szereg istot niefizycznych. Nie chodzi o to,
że istoty te są niebezpieczne, ale że spotkanie z nimi może być dla niektórych prawdziwym szokiem.
Ogólnie rzecz biorąc, wyższe poziomy świadomości obejmują stany, których normalnie doznaje się po
śmierci fizycznej. Stacjonarny kurs w instytucie w bezpieczny sposób uczy, jak doświadczać tych
stanów na długo przed ostateczną podróżą w zaświaty.
Jeżeli chodzi o lekturę dodatkową, polecam trzy książki Roberta Monroe'a. Są to Podróże poza
ciałem, Dalekie podróże i Najdalsza podróż (wydane również w Polsce). Wszystkie trzy książki można
dostać w księgarniach lub zamówić w Instytucie Monroe'a.
Część III
Trzecia część tego kursu składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap obejmuje tygodniowy
intensywny kurs SRV, prowadzony przez wykwalifikowanego nauczyciela. Wielu teleobserwatorów
zatrudnionych wcześniej w wojsku, obecnie indywidualnie naucza wojskowej wersji teleobserwacji.
Również Instytut Telepatii, szkoła SRV w Atlancie, może z dobrym skutkiem kształcić studentów.
Instytut ten oferuje programy monitorowania i szkolenia nauczycieli.
Następnie, wykwalifikowany monitor pracuje z uczniem nad przeprowadzeniem własnego projektu.
Monitor pomaga uczniowi przejść przez co najmniej dziesięć do piętnastu monitorowanych sesji. Nie
ma znaczenia, czy sesja jest monitorowana na miejscu czy na odległość. Doświadczenie pracy z
monitorem przez większą liczbę sesji SRV pomaga osiągnąć poziom profesjonalizmu, potrzebny w
przyszłej naukowej i dyplomatycznej pracy.
Ostatni powód użycia całego programu
Przy namierzaniu łatwo rozpoznawalnych celów fizycznych (takich jak Gabinet Owalny w Białym
Domu), teleobserwacja dostarcza strumienia danych z rzeczywistości. Zbieranie informacji o takich
celach jest na ogół prostą sprawą. Nieświadomy umysł dociera na miejsce i widzi się, to, co się widzi.
Jednak cele ET nie zawsze są równie łatwe. Dane SRV są prawdziwe, ale zdarza się, że cel
przedstawia głębsze pojęcie, które tylko nieświadomość potrafi zrozumieć. W takich przypadkach
nieświadomość często dostarcza danych, które stanowią odpowiedź na ukryty program, kryjący się za
określonym celem. Teleobserwator musi umieć spojrzeć na dane z większej perspektywy. Ponieważ
nieświadomość ma dostęp do wszystkich informacji, zarówno w świecie fizycznym jak i niefizycznym,
uzyskane przez nią dane mogą wydać się tajemnicze, o ile teleobserwator nie osiągnął poszerzonej
świadomości. Owa poszerzona świadomość stanowi strukturę, do której trafiają wszelkie informacje
zdobyte na drodze teleobserwacji. Naiwnemu teleobserwatorowi dane takie mogłyby się jawić jako
symboliczne czy alegoryczne, podczas gdy w rzeczywistości nieświadomość jest jak najbardziej
dosłowna. Zatem żeby zrozumieć dane, trzeba odznaczać się rozwiniętą świadomością, i od tego
wymogu naprawdę nie ma odwołania.
ROZDZIAŁ 36:
Zaangażowanie Ludzkiego Rządu
Jedną z najczęstszych skarg, jakie padają z ust ludzi zainteresowanych UFO jest milczenie rządu
w tej sprawie. Jedyną rzeczą, która wprawia ich w jeszcze większą wściekłość są próby rządu,
zmierzające do ośmieszenia, stłumienia bądź odrzucenia relacji o UFO. Ja też przeszedłem przez
etap, w którym uważałem, że rząd nie czyni swojej powinności, utrzymując informacje na ten temat w
tajemnicy przed ludźmi, którzy, bądź co bądź, przyczynili się do jego wyboru. Zmieniłem jednak zdanie
i może dobrze będzie, jeśli przedstawię swój punkt widzenia w tej materii.
Na początku pragnę przypomnieć Czytelnikom, że jestem profesorem nauk społecznych. Jedną z
moich specjalności w ramach tej dyscypliny stanowi opinia publiczna i zachowania mas, co
bezpośrednio wiąże się z niepokojem rządu w kwestii ET i UFO. Rząd z całą pewnością jest
świadomy działalności ET na Ziemi i w jej pobliżu. Zostało opublikowanych kilka książek, które podają
informacje odtajnione przez rząd amerykański na mocy Aktu Wolności Informacji (patrz np. Good
1987). Ale nie trzeba daleko sięgać, by uzyskać potwierdzenie, że władze zdają sobie sprawę z faktu,
że ET działają na naszej planecie.
Osobiście rozmawiałem z emerytowanymi wojskowymi, którzy bez ogródek twierdzili, że sami byli
zamieszani w prowadzoną na wysokim szczeblu tajną działalność zbierania danych na temat UFO,
oraz że rząd starał się jak mógł opanować cały ten bałagan – niestety bez powodzenia. Rozmawiałem
ponadto z członkami personelu lotniczego, którzy opowiedzieli mi, jak to za odrzutowcami wielokrotnie
pojawiało się UFO. W niektórych przypadkach, po wylądowaniu, pilotów nachodzili wysoko postawieni
agenci służb bezpieczeństwa. Wówczas na odprawach piloci otrzymywali ścisłe wytyczne, by o tych
sprawach z nikim nie rozmawiać. Niektórzy piloci nie zastosowali się do takich rozkazów, ale inni to
robili.
Rząd wie o istotach pozaziemskich, ale nie mówi o tym swoim obywatelom. Dlaczego miałby to
robić? Weźmy na przykład rząd w moim kraju. Uważnie rozważcie sytuację, w jakiej znaleźlibyście się
na miejscu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jesteście świadomi, że istoty pozaziemskie, nie
prosząc o pozwolenie, dowolnie najeżdżają wasze terytorium. Co więcej, przynajmniej niektóre z nich
robią waszym obywatelom coś, co nie bardzo im się podoba, a rząd – z całym swoim wojskiem i
aparatem bezpieczeństwa – nie może na to nic poradzić. Absolutnie nic. Co byście zrobili? Czy
wystąpilibyście w telewizji i ogłosili przybycie ET? Co jeszcze moglibyście dodać do stwierdzenia: “Oni
tutaj są, a wy możecie panikować według własnego uznania?"
Moglibyście ewentualnie ujawnić, jacy goście przybyli i powiedzieć, że rząd stara się nawiązać z
nimi otwarte stosunki dyplomatyczne. Ale jak długo można by się tym wykręcać, gdyby istoty
pozaziemskie nie podejmowały rozmów?
Być może nie była to właściwa strategia, ale pozwalała uniknąć rozdmuchania problemu do czasu,
gdy rząd będzie miał okazję uporać się z tą kwestią z większym powodzeniem. Żaden przywódca
państwowy nie chce ogłaszać klęski, o ile nie ma najmniejszej nadziei na sukces.
Nie wiem dokładnie, jak dużo wiedział rząd przez całe lata. Ale wiem, że przywódcy narodu nie
posiadają pełnych informacji, które udało nam się zebrać na drodze teleobserwacji. Zatem informacje
zawarte w tej książce mogą okazać się pomocne w ustanowieniu nowej fazy stosunków między ludźmi
a istotami pozaziemskimi. Nie widzę jednak żadnej korzyści w atakowaniu obecnych i poprzednich
urzędników państwowych z racji niegdysiejszej polityki w sprawie zjawiska ET. Możliwe, że popełniano
błędy, ale biorąc pod uwagę okoliczności, trudno doszukać się tu jakiegoś idealnego wyjścia.
Z drugiej strony, mocno wierzę, że nadszedł czas, by poważnie rozważyć zmianę poprzedniej
polityki zaprzeczania. Historycznie rzecz biorąc, ludzie zawsze byli bierni w kontaktach z ET.
Obserwowaliśmy, jak przelatują ich statki, a niektórzy z nas zostali nawet porwani. Ale to ET zawsze
do nas przychodzili, a my tylko patrzyliśmy, co się dzieje. Teraz mamy możliwość przejść do etapu
działania w badaniu życia międzygwiezdnego. Wraz z tą nową możliwością musi przyjść nowe
pojmowanie naszej potrzeby odpowiedzialnego uczestnictwa w ramach większego społeczeństwa.
Tak jak istoty pozaziemskie badały nasze społeczeństwo, teraz my możemy zacząć badać ich.
Informowanie szerokich kręgów na temat ET stanowi pierwszy krok w kierunku ustanowienia
wzajemnych stosunków dyplomatycznych.
Marsjanie
Kolejny krok w kierunku aktywnego uczestnictwa ludzi w kontaktach z istotami pozaziemskimi
należeć musi do naszych przywódców rządowych. Wspomniałem już, że będzie to fizyczny kontakt z
ocalonymi Marsjanami, a nie z Szarymi. Kiedyś w przyszłości przyjdzie nam bezpośrednio
współpracować z Szarymi, na odpowiadających nam warunkach, ale dzień ten jeszcze nie nastał.
Obecnie natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nawiązać porozumienie z Marsjanami.
Po pierwsze należy zrozumieć, że jakikolwiek kontakt z Marsjanami musi być, przynajmniej
częściowo, usankcjonowany przez przywódców naszego planetarnego rządu, jak słaby by on w danej
chwili nie był. W sprawie tych kontaktów należy skonsultować się przynajmniej z ONZ. Co więcej,
żadna próba spotkania z Marsjanami się nie uda, o ile naród czy organizacja w nie zaangażowana,
nie będzie przekazywała relacji z porozumienia bezpośrednio do Rady Bezpieczeństwa Narodów
Zjednoczonych. Skoro tylko spotkanie takie zostanie przedsięwzięte, muszą być poinformowane o tym
wszystkie państwa członkowskie.
Nie jest to moje widzimisię, lecz podstawowy warunek sukcesu. Marsjanie chcą przybyć na Ziemię,
ale nie przyznają się do swego istnienia, dopóki nie uzyskają pewności, że pracują z
przedstawicielami całej planety. Ich najlepszą obroną przed zmiennym i często gwałtownym
gatunkiem, do którego należy człowiek, zawsze było milczenie i tajność. Utrzymają tę linię obrony,
jeżeli nie będą widzieli szansy osiągnięcia swych celów poprzez akceptację większej części ludzkości.
Nie zechcą narażać swego przyszłego bytu na Ziemi przez sprawianie wrażenia, że paktują tylko z
jednym narodem lub z jedną frakcją.
Jednak przy wszystkim, co tu powiedzieliśmy, jest tylko jeden naród na Ziemi, mający
wystarczającą bazę polityczną i możliwości techniczne, aby nakłonić Marsjan do wyjścia z ukrycia.
Moim zdaniem narodem tym są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Dane z teleobserwacji
sugerują, że wstępny oficjalny kontakt z Marsjanami odbędzie się za pośrednictwem radia. Stany
Zjednoczone posiadają już potrzebny do takiego przedsięwzięcia sprzęt, a w razie potrzeby mogą
uzyskać pomoc innych narodów. Próbując nawiązać otwarty dialog z Marsjanami, można skierować
radioteleskopy zarówno na Marsa, jak i na Księżyc. Z moich danych wynika, że jeśli na Księżycu mają
bazę jakieś istoty pozaziemskie, to będą one milczeć; mimo to należy włączyć je do obwodu
transmisji, ponieważ Marsjanie na Marsie prawdopodobnie zechcą skontaktować się z nimi w sprawie
jakiejkolwiek transmisji z Ziemi.
Proponuję, by prezydent Stanów Zjednoczonych przygotował (przy aprobacie ONZ) apel do
Marsjan uwzględniający zaproszenie ich do bezpośrednich rozmów z ludźmi na Ziemi. W apelu takim
należy dać do zrozumienia, że ludzie ciepło przyjmą pomysł współdziałania z Marsjanami w sprawach
interesujących obie strony. Przesłanie winno też sugerować, że szybka odpowiedź Marsjan
potraktowana zostanie jako wyraz ich chęci podjęcia sąsiedzkiej współpracy z ludźmi, oraz że byłoby
to bardzo pomocne w przyszłych stosunkach pomiędzy dwiema planetarnymi kulturami. Podejście
takie można uznać za uprzejmy, dyplomatyczny sposób wykręcenia im rąk, ale nie mamy dużego
wyboru. W naturze Marsjan leży postawa tajności i trzeba ich przekonać, by się przełamali i zaczęli
współpracować z nami otwarcie.
Pozostaje kwestia, który prezydent ma przygotować apel. Czuję wyraźnie, że powinno to się odbyć
jak najprędzej, tak więc byłoby stosowne, by uczynił to aktualny prezydent Stanów Zjednoczonych.
Jednak niezależnie od tego, kto będzie urzędował w Białym Domu w czasie transmisji apelu, jedno
jest pewne. Przywódca, który zainicjuje udane porozumienie pomiędzy ludźmi a Marsjanami wywrze
wielki wpływ na rozwój ludzkiej kultury, a wpływ ten będzie trwać przez tysiąclecia.
Nie ma wydarzenia, które bardziej wpłynęłoby na przyszłość ewolucji ludzi niż kontakt z cywilizacją
pozaziemską. Kto okaże się na tyle odważny, by zaryzykować tak niezwykłą rzecz jak nadawanie na
Marsa prośby o rozpoczęcie planetarnego dialogu, będzie długo pamiętany zarówno na Ziemi, jak i w
całej galaktyce. Akt ten ostatecznie da sygnał wyczekującej społeczności galaktyki, że ludzie są już
wystarczająco dojrzali, by stać się pełnoprawnymi członkami galaktycznej społeczności. Członkostwa
tego nie dostaje się w podarunku – trzeba na nie zapracować, to znaczy wykazać zbiorową dojrzałość
i przyjąć do wiadomości fakt, kim jesteśmy bardzo złożonymi istotami we wszechświecie wypełnionym
życiem.
Po transmisji i ewentualnej odpowiedzi Marsjan, trzeba będzie pomyśleć o przyjęciu Marsjan,
których jeszcze na Ziemi nie ma. Proponuję, by zaoferować przekształcenie obecnej podziemnej bazy
Marsjan w Nowym Meksyku na ośrodek przyjęć. Jestem pewien, że marsjańska technika medyczna
stoi na wystarczająco wysokim poziomie, by zagwarantować, że w wyniku przyjazdu Marsjan na
Ziemię nie rozniosą się nowe choroby. Gdyby faktycznie miały wystąpić jakiekolwiek problemy
zdrowotne, już by to nastąpiło, jako że wielu Marsjan od dawna u nas mieszka. Nie oznacza to jednak,
że mamy pozostawać bierni. Nasi lekarze powinni być w pełni świadomi zawiłości fizjologii i psychiki
Marsjan. Zatem będziemy musieli przyjąć uchodźców marsjańskich tak samo, jak przyjmujemy
uchodźców z innych kultur na Ziemi.
Wystąpi kwestia obywatelstwa. Najpierw należy uznać, że wszystkie marsjańskie dzieci urodzone
na Ziemi powinny automatycznie uzyskać obywatelstwo kraju, w którym się urodziły. Na przykład
Marsjanie urodzeni w jaskiniach pod Santa Fe Baldy w Nowym Meksyku automatycznie staliby się
obywatelami Stanów Zjednoczonych. Ponadto, ich bezpośredni krewni (tacy jak np. rodzice) mają
prawo do przyspieszonego stałego zamieszkania w Stanach Zjednoczonych. Podobnie Narody
Zjednoczone muszą wywierać nacisk na inne rządy, by przyznawały obywatelstwo Marsjanom
urodzonym na ich terytorium i rozszerzały prawo stałego pobytu na członków rodzin tychże Marsjan.
ONZ stanie wobec kwestii wielu Marsjan – imigrantów, którzy nie mają dzieci urodzonych na Ziemi, a
nasze światowe rządy będą musiały wspólnie opracować plan stałego lokowania i przyjmowania tych
podróżników, ożywionych nadzieją znalezienia nowego domu.
Należy z całą mocą podkreślić, że zachowanie ludzi na tym nowym etapie naszego życia na Ziemi
jest bardzo ważne. Dosłownie cała galaktyka będzie obserwować, jak my – ludzie zachowamy się w
stosunku do naszych planetarnych sąsiadów będących w potrzebie. Chociaż nie zawsze zdawaliśmy
sobie z tego sprawę, istoty pozaziemskie niejednokrotnie pomagały nam w naszej historii.
Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to, czy potrafimy spojrzeć poza siebie i okazać
współczucie innym istotom potrzebującym pomocy. Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim
spotkaniu międzygwiezdnym, które zdarza się raz na tysiąclecia, w tym wielkim akcie pomocy innym
gatunkom zmagającym się z ewolucyjnymi trudnościami?
Z przeprowadzonej przeze mnie teleobserwacji wynika, że obecnie jesteśmy w stanie osiągnąć ten
poziom altruistycznego zachowania. Z całego serca żywię nadzieję, że nie pomyliłem się w tej
delikatnej kwestii.
Szarzy
Moim zdaniem Szarzy nie są jeszcze gotowi, by fizycznie pracować z większą liczbą ludzi. Mają
niezwykle rozwinięte zdolności telepatyczne i trudno byłoby im przywyknąć do intensywności naszych
emocji. Poza tym, kiedy znajdujemy się w pobliżu Szarych, od razu jesteśmy skłonni reagować
niepohamowaną paniką, trudno się więc dziwić, że telepatycznie wrażliwe istoty, jakimi są Szarzy, nie
znajdują przyjemności w przebywaniu w naszym bliskim sąsiedztwie w nie kontrolowanym
środowisku.
Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy podejmować innych prób nawiązania kontaktu z
Szarymi. W rzeczywistości jak najszybszy kontakt wyjdzie na korzyść tak nam samym, jak i Szarym.
Jako sposób komunikacji z Szarymi polecam dyplomatom naukową teleobserwację. Uważam, że
ludzie powinni nawiązać kontakt zarówno z subprzestrzennymi, jak i fizycznymi Szarymi spośród
wszystkich ewolucyjnych typów, jakie działają dzisiaj w pobliżu Ziemi.
Z prowadzonych doświadczeń wynika, że Szarzy całkiem dobrze znoszą również kontakt z
subprzestrzennymi ludźmi. Oznacza to, że ludzie są w stanie “dogadać się" z Szarymi bezpośrednio
na drodze tego niefizycznego kontaktu. Byłoby to szczególnie użyteczne, bo jeżeli Szarzy mają
przerwać swój dawny zwyczaj potajemnej pracy z ludźmi, muszą się przekonać, że mają do czynienia
z istotami w pełni świadomymi. Szarzy potrzebują naszej pomocy tak samo, jak my ich, przy czym oni
w przeszłości wykazali już dobrą wolę i włożyli sporo wysiłku, by ulżyć naszym kłopotom. Na wypadek
gdybyśmy nie pamiętali ich zasług, pozwolę sobie przypomnieć, że dysponujemy materiałami,
zebranymi przez różnych teleobserwatorów, które świadczą o tym, iż Szarzy dbają o utrzymanie tak
skutecznie niszczonego przez nas środowiska, skrzętnie przechowując próbki naszych roślin i
zwierząt. W przyszłości, kiedy zaczniemy odbudowywać naszą planetę, będziemy im bardzo
wdzięczni za te depozyty. Związek pomiędzy ludźmi a Szarymi jest bardzo złożony i wymaga dużo
cierpliwości i wytrwałości z naszej strony, żeby doprowadzić do otwartego porozumienia.
Być może najlepszym sposobem przyspieszenia komunikacji pomiędzy ludźmi a Szarymi jest
użycie naukowej teleobserwacji i zapytanie Szarych wprost, jak moglibyśmy im pomóc w genetycznym
przedsięwzięciu, związanym z ewolucją ich własnego gatunku. W przeszłości nie było mowy o
świadomej i dobrowolnej pomocy ze strony ludzi. Szarzy musieli pracować z ludźmi, którzy w ogóle
lub tylko w niewielkim stopniu rozumieli złożoność życia subprzestrzennego.
Podejrzewam, że takie próby porozumienia nie zaowocują natychmiastową odpowiedzią Szarych –
ich statki nie wylądują koło budynku ONZ w momencie, gdy usłyszą pytanie dyplomaty, czy możemy
im jakoś pomóc. Jednak wielokrotne próby mogą przynieść dobre efekty. W końcu Szarzy już od
długiego czasu czekają byśmy dojrzeli na tyle, aby spokojnie się z nimi porozumieć.
Federacja Galaktyczna
Tak jak w przypadku Szarych, będziemy musieli wykorzystać SRV do ustanowienia stałej ludzkiej
reprezentacji w Federacji Galaktyki. Istnieją fizyczne sposoby, za pomocą których ludzie mogliby
skontaktować się z władzami Federacji i jestem pewien, że środki te zostaną niedługo użyte.
Jednakże SRV jest niezbędne w tej chwili z jednego ważnego powodu: Federacja Galaktyczna to
przede wszystkim organizacja subprzestrzenna.
Jest wprost niemożliwe, by galaktyką rządziły istoty fizyczne, ponieważ są one jedynie
efemerycznymi stworzeniami, które uczestniczą w życiu fizycznego świata przez bardzo krótki okres.
Ponadto, dużą część życia tych fizycznych istot pochłania dzieciństwo i starość, i na dobrą sprawę
zaledwie parę lat dorosłości można uznać za naprawdę produktywne, nawet w przypadku ludzi
długowiecznych. Z drugiej strony, galaktyka ewoluuje w obrębie czasu, którego nie sposób ogarnąć z
perspektywy pojedynczego ludzkiego życia. Żeby kontrolować i pomagać w ewolucji życia galaktyki,
trzeba mieć aktywną pamięć, która obejmuje znacznie więcej niż, powiedzmy, siedemdziesiąt lat.
Dramaty ewolucji jednego tylko gatunku trwają na przestrzeni tysiącleci i jeżeli Federacja angażuje się
w pomoc gatunkom, to istoty biorące udział w tym przedsięwzięciu muszą być aktywne przez bardzo
długi czas. Leży to poza zasięgiem możliwości istot fizycznych.
Życie fizyczne to coś, w czym wszyscy bierzemy udział. Czasami nazywa się je szkołą, w której
istoty niefizyczne uczą się, jak stać się lepszymi pod jakimś względem. W rzeczywistości jednak życie
fizyczne to dużo więcej niż szkoła dla subprzestrzennych stworzeń. To bardzo realny wymiar istnienia.
Podstawowa różnica między egzystencją fizyczną a niefizyczną polega po prostu na tym, że ta
pierwsza jest jedynie chwilowa i każdy przeżywa ją w pośpiechu, by potem odejść z tego świata. Tym
niemniej jest to autentyczny sposób życia, niezależnie od tego, jak tymczasowy jest w nim nasz udział.
Umieszczenie Federacji Galaktycznej w ramach fizycznego wszechświata byłoby samobójstwem
tak dla organizacji, jak i dla wielu gatunków. Zważywszy na kaprysy fizycznej ewolucji społecznej, kto
może przewidzieć jak zmienią się fizyczne społeczeństwa? Istoty fizyczne mogą szybko zmienić
zdanie, jeżeli, powiedzmy, któregoś roku ich gospodarka przestanie prawidłowo funkcjonować.
Galaktyką nie mogą rządzić tak niestałe osobowości. Rządzenie galaktyką wymaga dłuższej
perspektywy, a jedynymi istotami, które mogą to zapewnić dzięki swej długowieczności są formy
niefizyczne. Zatem nie jest przypadkiem, że Federacja Galaktyczna to organizacja subprzestrzenna.
Nie mogło być inaczej.
Nadejdzie czas, kiedy ludzie osiągną technikę, która przerzuci most między sferą fizyczną a
niefizyczną. Ale dopóki to nie nastąpi, do nawiązania kontaktu z władzami Federacji musi nam
wystarczyć nasz własny system nerwowy, przeszkolony w postrzeganiu sfery niefizycznej. Właściwie
można uznać, że nasza obecność w Federacji zaczęła się z chwilą, gdy do komunikacji z nią
zaczęliśmy wykorzystywać naszą ludzką świadomość. Obydwaj z moim monitorem byliśmy jednymi z
pierwszych uczestników w tym procesie. Teraz nadszedł czas, by fizyczne władze formalnie
autoryzowały takie przedstawicielstwo. Nastała chwila, by kosmiczni wędrowcy i badacze, tacy jak ja i
moi koledzy przeprowadzający teleobserwację, ustąpili miejsca wyszkolonym przedstawicielom
ludzkiego rządu planetarnego. Nadszedł czas, by Narody Zjednoczone formalnie usankcjonowały
oficjalne rozmowy pomiędzy ludźmi a Federacją.
Żeby nie było tu żadnej niejasności. Marsjanie, Szarzy ani władze Federacji nie zrobią nic, żeby
zmusić nas do dialogu. Czekają, aż wykonamy pierwszy krok. Nasza zdolność do uznania, kim
jesteśmy i wśród kogo żyjemy będzie sygnałem dla całej galaktyki, że jesteśmy gatunkiem
wystarczająco dojrzałym, by zasłużyć na formalny głos w społeczności światów. Nie jesteśmy już
dziećmi. Jesteśmy gatunkiem, który ma przeznaczenie. Przekroczmy dumnie tę nową granicę
naszego przeznaczenia. Porzućmy cynizm i strach. Przemówmy w końcu do tych, którzy tak długo i
cierpliwie na nas czekają.
SŁOWNICZEK NIEKTÓRYCH WYRAŻEŃ
AOL linii sygnału (AOL/S) – AOL, które obserwator postrzega jako pochodzące bezpośrednio ze
strumienia danych, napływających w trakcie sesji teleobserwacji. Zwykle AOL tego typu niesie ze sobą
znaczenie w szczególny sposób powiązane z interpretacją celu. Bardzo często wskazuje ono na cel
właściwy.
Atmosfera emocjonalna (El) – termin ten odnosi się do emocji związanych z miejscem, które
mogą pochodzić od przebywających w nim istot. Zdarza się jednak, że atmosfera emocjonalna wiąże
się z przeszłym wydarzeniem, bądź z wydarzeniami, które dopiero nastąpią. El zwykle nie odnosi się
do emocji doświadczanych przez teleobserwatora. Te ostatnie określane są mianem wrażeń
estetycznych (AI).
Bilokacja – stan, osiągany w trakcie sesji SRV, w którym uwaga teleobserwatora jest tak mocno
skupiona na celu, że jego świadomość doznaje rozdwojenia i przebywa w dwóch miejscach
jednocześnie – w jego / jej miejscu fizycznym, oraz w miejscu celu.
Cel – obiekt, na którego temat chcemy uzyskać informacje przy pomocy SRV. Typowe cele sesji
SRV stanowią miejsca, wydarzenia i ludzie. Trudniejsze cele mogą obejmować fantazje jakiejś osoby,
przyczynę wydarzenia czy nawet Boga.
Energetyka – odczucie, że w miejscu celu wydzielana jest duża ilość energii. Może to być energia
każdego typu, na przykład kinetyczna (tak jak w przypadku szybko poruszającego się statku
kosmicznego), czy świetlna (pochodząca z jakiegoś źródła energii, na przykład słońca).
Fazy 1 do 7 – oddzielne fazy protokołów SRV. Konkretne fazy przedstawiają się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 określane są w tej książce mianem “wstępnych", a ich zadaniem jest ustalić
wstępny kontakt z celem. Dane uzyskane w Fazie 1 mają charakter ogólny: mówią na przykład, czy z
celem związana jest budowla wzniesiona przez człowieka.
• Faza 2: Ta faza zwiększa kontakt z celem. Informacje uzyskane w Fazie 2 obejmują kolory,
fakturę powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki.
• Faza 3: W zakres tej fazy wchodzi rysowanie wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: W tej fazie kontakt z celem jest już dość bliski. Pełną władzą w “rozwiązywaniu problemu"
cieszy się nieświadomość. Pozwala się jej kierować przepływem informacji do świadomego umysłu.
• Faza 5: Faza ta dostarcza szczegółów dotyczących poszczególnych struktur, np. mebli w pokoju.
• Faza 6: W tej fazie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania celu. Może on
pozwolić sobie na pewną ograniczoną aktywność intelektualną, kierując nieświadomością w celu
wypełnienia pewnych określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresów czasu oraz
położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również bardziej złożone szkice.
• Faza 7: W fazie tej uzyskuje się informacje słuchowe związane z miejscem celu, takie jak na
przykład nazwa celu.
Matryca – zbiór oznakowanych rubryk na kartce papieru. W trakcie sesji wprowadza się dane do
odpowiednich kolumn.
Operacja przemieszczenia – procedura SRV przenosząca teleobserwatora do nowego położenia
względem współrzędnych celu.
Potwierdzenie AOL – silne AOL, wskazujące, że dokonano właściwego rozpoznania obrazu
mentalnego. Zdarza się to dosyć rzadko.
SRV – naukowa teleobserwacja.
Struktura – formalne procedury SRV. “Pozostawanie w strukturze" oznacza, że teleobserwator
ściśle trzyma się tych procedur w trakcie sesji SRV.
Sygnał / linia sygnału – strumień danych pochodzących z nieświadomego umysłu podczas sesji
SRV.
Warstwa analityczna (AOL) – wniosek, jaki nasuwa się w trakcie sesji SRV. Zazwyczaj wynika on
z “logicznej" analizy, która niekoniecznie musi być poprawna. Protokoły SRV wymagają, żeby
teleobserwator informował o wszystkich swoich wartwach analitycznych, co pozwala na oczyszczenie
z nich umysłu.
Wskazówka – jedno lub więcej słów używanych w różnych fazach sesji SRV w celu takiego
pokierowania nieświadomością, by uzyskała ona informacje dotyczące celu lub jakiegoś konkretnego
jego aspektu. Początkowo wskazówki wiążą się z numerami współrzędnymi, których używa się w
Fazie 1 protokołów SRV. Kolejne wskazówki wprowadza się do matrycy SRV w celu udoskonalenia
strumienia danych. Stosuje się je dopiero po osiągnięciu przez teleobserwatora stanu bilokacji w
miejscu celu. W niniejszym tłumaczeniu termin “iść za wskazówką" stosowany jest zamiennie ze
słowem “skupiać się".
Wydarzenie – wskazówka używana do kierowania nieświadomości na miejsce celu podczas
zachodzenia jakiejś ważnej aktywności.