Courtney Brown
Kosmiczna podróż
(Cosmic Voyage / wyd. orygin. 1996)
„Chociaż nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z ich obecności,
to istoty pozaziemskie niejednokrotnie w historii pomagały nam.
Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to,
czy potrafimy spojrzeć poza siebie i okazać współczucie
innym istotom potrzebującym pomocy.
Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim spotkaniu
międzygwiezdnym, które zdarza się raz na tysiąclecia,
w tym wielkim akcie pomocy innym gatunkom
zmagającym się z ewolucyjnymi trudnościami?”
Spis treści:
O autorze
Podziękowania
Prolog
Część I: Sprawy wstępne
Rozdział 1: Krótka historia programu militarnego Stanów Zjednoczonych, dotyczącego
wojny psychologicznej
Rozdział 2: Teleobserwacja
Rozdział 3: Podróż przez Akaszę
Część II: Tam, gdzie ludzki umysł jeszcze nie dotarł
Rozdział 4: Moja pierwsza wizyta na Marsie
Rozdział 5: Teleobserwacja porwań przez UFO
Rozdział 6: Ocaleni Marsjanie
Rozdział 7: Szczyt cywilizacji Marsjan
Rozdział 8: Pomocnicy z subprzestrzeni
Rozdział 9: Strzał z nieba
Rozdział 10: Federacja Galaktyczna
Rozdział 11: Umysłowość Szarych
Rozdział 12: Przechowalnia ludzi
Rozdział 13: Sprawdzian wiarygodności 1
Rozdział 14: Przełom dyplomatyczny
Rozdział 15: Jezus
Rozdział 16: Przyczyna upadku wczesnej cywilizacji Szarych
Rozdział 17: Star Trek a transformacja ludzkiej kultury
Rozdział 18: Powrót do Jezusa
Rozdział 19: Nie wszyscy Szarzy są równi
Rozdział 20: Adam i Ewa
Rozdział 21: Guru Dev
Rozdział 22: Bóg
Rozdział 23: Kapłaństwo Marsjan
Rozdział 24: Incydent w Roswell
Rozdział 25: Przyszłe środowisko na Ziemi
Rozdział 26: Organizacja Szarych w ramach Federacji
Rozdział 27: Budda
Rozdział 28: Kultura Marsjan na Ziemi
Rozdział 29: Sprawdzian wiarygodności 2
Rozdział 30: Santa Fe Baldy
Rozdział 31: Oficjalne spotkanie z Marsjanami
Rozdział 32: Niższe formy życia na Ziemi
Rozdział 33: Wydarzenie, które zniszczyło Marsa
Rozdział 34: Przyszła kultura na Ziemi
Część III: Uczestnictwo ludzi w polityce galaktycznej
Rozdział 35: Szkolenie dyplomatów
Rozdział 36: Zaangażowanie ludzkiego rządu
Słowniczek niektórych wyrażeń
O autorze
Wykorzystując „naukową teleobserwację” (SRV), stanowiącą
współczesną wersję techniki opracowanej przez armię amerykańską do
odbierania oddalonych w czasie i przestrzeni danych, Courtney Brown
znalazł dowody istnienia inteligentnego życia pozaziemskiego.
Ta rewolucyjna książka odpowiada na zasadnicze pytania dotyczące ET
i zjawiska „porwań”. Dowiadujemy się na przykład, że starożytną
cywilizację na Marsie zniszczyła katastrofa planetarna. Wysoko rozwinięte
istoty zwane „Szarymi” (często wzmiankowane w literaturze na temat
porwań) uratowały Marsjan i przesiedliły ich na dzisiejszą Ziemię. Wspólnym wysiłkiem,
marsjańscy uchodźcy i Szarzy pomogą nam przygotować się do pozytywnej współpracy z innymi
sąsiadami galaktycznymi – będzie to ogromny krok w naszej ewolucji.
Teleobserwacja dostarcza również wstrząsającego wglądu w ludzką egzystencję. SRV działa na
zasadzie bezpośredniej, kontrolowanej łączności z najgłębszą częścią umysłu. To ogniwo z
„niefizyczną” jaźnią stanowi pierwszy, dający się uchwycić dowód istnienia ludzkiej duszy.
Poszerzająca horyzonty i inspirująca w swoim przesłaniu „Kosmiczna podróż” stanowi
doskonałą lekturę dla wszystkich zainteresowanych literaturą UFO i New Age'u. Jednocześnie
szeroki wachlarz poruszonych w niej zagadnień sprawia, że książka ta wykracza poza ramy obydwu
gatunków.
Czytelnicy mogą skontaktować się z autorem wysyłając listy pod podanym niżej adresem. Jeżeli
ktoś pragnie dowiedzieć się czegoś więcej na temat profesjonalnego szkolenia w zakresie SRV,
powinien zwrócić się bezpośrednio do Instytutu Telepatii, który mieści się pod tym samym
adresem.
Courtney Brown
The Farsight Institute
P.O. Box 49243
Atlanta, GA 30359
Podziękowania
Książka taka jak ta nie mogłaby powstać bez pomocy wielu ludzi. Bez wsparcia i porady moich
nauczycieli, którzy poprowadzili mnie po zupełnie nie znanych mi ścieżkach świadomości, w ogóle
nie zacząłbym swoich badań. Pokierowali oni moim rozwojem, ukazując wiele ważnych aspektów
istnienia, na które przedtem pozostawałem całkiem ślepy. Moja świadomość, kim jestem i kim
wszyscy jesteśmy, bardzo dojrzała od tamtego okresu kompletnej niewiedzy.
Specjalne podziękowania należą się mojej agentce i przyjaciółce, Sandrze Martin. Zaofiarowała
się wylansować moją książkę, kiedy ta pozostawała jeszcze w sferze zamysłów, i wspierała moje
wysiłki w niepewnym, trudnym okresie przed jej ukończeniem. Wierzyła we mnie, a jej wiara
dodawała mi odwagi, by skończyć przedsięwzięcie, które, jak mogłem się spodziewać, wywoła
lawinę krytyki ze strony mych akademickich kolegów.
Jestem wdzięczny mojemu wydawcy z Penguin USA, Edwardowi Stacklerowi za to, że
zaryzykował publikację książki, kiedy inni wydawcy nie chcieli o niej słyszeć. Doceniam też jego
cenne wskazówki, by porzucić akademicki styl na rzecz prostoty i jasności. Robert Durant, Jo
Lenore Jordan i Dale Stevens również udzielili mi wielu cennych rad.
Moja żona i syn pomogli mi na swój własny sposób. Od kiedy zaczęło się to wszystko,
prowadzenie prostego, „normalnego” życia okazało się niemożliwe. Mimo to moja żona wspierała
mnie dzielnie przez cały ten czas. Co do syna, to pomógł mi dostrzec prawdziwy sens życiowych
wysiłków, co pozwoliło mi osadzić moje badania w szerszym kontekście. Podziękowanie jestem
winien również istotom pozaziemskim. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie zebrałbym
danych ani nie napisał książki, gdyby ET nie współpracowali ze mną i na swój sposób nie popierali
moich wysiłków badawczych. Właściwie, książka ta jest w równym stopniu ich dziełem, co moim.
Przynajmniej w tym sensie, że opowiada ich prawdziwą historię.
Na koniec pragnę z góry podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy zrozumieją i docenią to,
co zrobiłem. Zawsze będą osoby gotowe do krytyki nowatorskich badań – postaram się jakoś znieść
ich krytykę. Jest dla mnie wielką niewiadomą, jak wielu ludzi przyjmie tę książkę ciepło i uzna ją
za użyteczną. Możecie być jednak pewni, że bez względu na to, ilu Was będzie, pozostanę Wam
głęboko wdzięczny. Jeżeli Wasze życie w jakikolwiek sposób wzbogaci się dzięki temu, co tu
napisałem, mój wysiłek warty był zachodu.
Prolog
„Kosmiczna podróż” to książka opisująca dwa społeczeństwa znanego inteligentnego życia
pozaziemskiego. Praca ta jest wynikiem całych lat obserwacji obcych kultur, które w wyraźny
sposób zaznaczyły na Ziemi swoją działalność. Przedstawia historię dwóch innych światów, które
przeżyły katastrofę i zdołały ocalić swą cywilizację po przybyciu na Ziemię. Pozostali przy życiu,
mają ogromne potrzeby i wymagają pomocy. Ale okazuje się, że wymagamy jej również my –
ludzie, a nasze trzy rasy dzielą wspólne przeznaczenie. Łączy nas wspólnota doświadczeń –
podobnie jak istoty pozaziemskie, my również doznamy wkrótce ekologicznej katastrofy na skalę
planetarną. To od ET nauczymy się, jak przetrwać na zniszczonej planecie kurzu.
Badania przedstawione w tej książce prowadzone były przy użyciu rygorystycznych,
precyzyjnych protokołów teleobserwacji, opracowanych dla celów wywiadu armii Stanów
Zjednoczonych. Dane uzyskane tą metodą dokładnie odzwierciedlają rzeczywistość, a nie, jak
niektórzy mogą sądzić, wyobrażenia czy obrazy alegoryczne. Obrane przeze mnie metody są
nowymi, ale wyjątkowo wiarygodnymi narzędziami badawczymi, niezależnie od tego, czy inni
naukowcy uznają je czy nie.
W niniejszej pracy opisuję to, czego dowiedziałem się o istotach pozaziemskich w trakcie
mojego szkolenia i w miesiącach, które nastąpiły potem. W części I książki przedstawiam
zagadnienie i historię teleobserwacji. Opisuję również własne przeżycia, związane z rozległym
programem szkoleniowym w zakresie teleobserwacji i innych zaawansowanych technik poszerzania
świadomości. Sedno książki zawarte jest w części II, gdzie podaję szczegóły wszystkich zebranych
przez siebie danych i analiz dotyczących istot pozaziemskich. Postanowiłem ująć materiał
chronologicznie, żeby Czytelnik mógł przynajmniej częściowo dzielić ze mną dreszczyk emocji
związany z odkrywaniem nowych rzeczy. W części III książki dokonuję analizy sytuacji rodzaju
ludzkiego na tle szerszej społeczności galaktycznej. Przedstawiam pewne propozycje odnośnie
naszego uczestnictwa w międzygatunkowej dyplomacji, w tym kurs dla dyplomatów, którzy będą
reprezentować ludzi w Federacji – kolektywnej organizacji galaktycznej. Życie pozaziemskie
istnieje, i to w dużej różnorodności. Książka ta udostępnia szerokim kręgom naszą obecną wiedzę
na temat dwóch cywilizacji pozaziemskich, które odwiedzają Ziemię. Nie są to spekulacje, lecz jak
najbardziej miarodajne fakty. Przedstawiam tu wyniki badań w tej dziedzinie, opatrzone moją
interpretacją.
Jest rzeczą naturalną, że nowatorskie badania nie trafiają do przekonania skostniałych umysłów.
Szerokie uznanie przychodzi z czasem; co do tego nie mam wątpliwości. Wkrótce wyrośnie nowe
pokolenie uczonych, którzy będą w stanie świeżym spojrzeniem ogarnąć poruszane tu zagadnienia.
W tak zwanym międzyczasie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stosować nowo odkryte metody, o
ile tylko korzysta się z nich zgodnie z rygorami naukowych norm.
Metody używane do zbierania danych w tej książce były kontrolowane tak samo rygorystycznie,
jak w przypadku każdego innego badania naukowego. Nie chcę przez to powiedzieć, że ściśle
przestrzegano tych samych zasad naukowych w procedurach zbierania danych. Jak później
wyjaśnię, odnosi się to zwłaszcza do zasady odtwarzalności wyników.
Ludzie odznaczają się zadziwiającą zdolnością odrzucania informacji, które nie pasują do ich
wcześniej wyrobionych pojęć na temat rzeczywistości. Ponieważ naukowcy są ludźmi, cierpią z
powodu tej samej sztywności umysłu, co każdy inny. W niektórych kręgach owe z góry powzięte
poglądy na temat świata znane są jako obowiązujące paradygmaty. Są to wzorce informacyjne, coś
w rodzaju szablonów, według których ocenia się wszelkie informacje z zewnątrz. Informacje te
mogą pochodzić z gazety, od przyjaciela, wykładowcy na uniwersytecie, z książki, czy z jakiegoś
innego źródła. Jeśli nie pasują one do przyjętego wzorca informacyjnego, ludzie po prostu nie dają
im wiary. Można nawet odnieść wrażenie, że dobra jest każda wymówka, o ile tylko spełnia swój
cel: utrzymanie w mocy raz przyjętego paradygmatu.
Z powodu tego zjawiska w społeczeństwie ludzkim mnożą się sprzeczności. Znajdziecie na
przykład bardzo wielu fizyków, twierdzących, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tezy, iż
telepatia jest możliwa. Z drugiej strony, równie łatwo ustalić, że ci sami fizycy regularnie,
przynajmniej raz na tydzień, uczęszczają ze swoimi rodzinami do miejsc kultu, właśnie po to, by
nawiązać telepatyczną łączność z istotami niefizycznymi. W rzeczywistości, a stanie się to dla Was
jasne po przeczytaniu tej książki, ogromna większość naukowców, którzy nie uznają takich zjawisk
jak telepatia czy teleobserwacja za realne, w najlepszym wypadku jest po prostu źle poinformowana
lub, co bardziej prawdopodobne, zbyt uprzedzona, żeby spojrzeć na zagadnienie w sposób
obiektywny.
Ale żeby nie było żadnych nieporozumień w tym względzie: przedstawiciele konserwatywnej
społeczności naukowej są w pełni świadomi istnienia przynajmniej niektórych zjawisk
telepatycznych. Można podać wiele przykładów ich naukowej weryfikacji. W 1994 roku, w
styczniowym wydaniu Biuletynu Psychologicznego ukazał się szczególnie godny uwagi raport
dwóch psychologów, Daryla J. Berna i Charlesa Honortona, na temat komunikacji telepatycznej,
jaką zaobserwowano między ludźmi w serii ściśle kontrolowanych eksperymentów. Oczywiście
wielu naukowców pozostaje sceptycznych. Jednak nie ma wątpliwości co do ostatecznego wyniku
debaty. Wraz z upływem czasu coraz więcej uczonych zacznie „odkrywać” szeroki zakres zjawisk
telepatycznych.
Wielki fizyk, Max Planck zauważył kiedyś, że największy postęp w nauce ma miejsce nie
dlatego, że ktoś dokonuje ważnego odkrycia, a wszyscy pozostali ochoczo przyjmują nowe
koncepcje. To raczej zmiana w myśleniu całego pokolenia przyczynia się do postępu nauki.
Starsi naukowcy na ogół trzymają się intelektualnych paradygmatów, które obowiązywały w
czasie, gdy oni sami prowadzili badania i robili kariery. Społeczeństwo czeka więc, aż tych starych
uczonych zastąpi nowa generacja badaczy, którym przełamanie schematów myślowych przyjdzie
znacznie łatwiej, bowiem od początku swojej naukowej drogi są zaznajomieni z pewnymi nowymi
koncepcjami.
W ciągu ostatnich piętnastu lat, naukowe rozumienie teleobserwacji – zdolności dokładnego
odbioru informacji z dużych odległości, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie – zrobiło ogromny
postęp, chociaż szerokie rzesze naukowców nie wyraziły jeszcze swojej pozytywnej oceny. W
historii ludzkości raz po raz zdarzały się jednostki obdarzone specyficznym darem widzenia na
odległość. Osoba taka potrafiła na przykład „oczami umysłu” zobaczyć dom znajdujący się po
drugiej stronie globu. Zjawiska tego typu kwestionowane są tylko dlatego, że nauka nie potrafi
wyjaśnić, dlaczego przytrafiają się jedynie niektórym „utalentowanym” osobom. Obecnie jednak
wszystko uległo zmianie. Okazało się, że nie musimy już polegać na uzdolnionych jednostkach.
Najbardziej znaczącym odkryciem ostatnich piętnastu lat jest to, że telepatii można się nauczyć, a
następnie z powodzeniem zastosować ją w różnych badaniach, uzyskując określone wyniki. Co
więcej, wiarygodność wyszkolonych osób jest na ogół dużo większa niż wiarygodność najlepszego
telepaty naturalnego. Kompetentnie przeprowadzone badania mogą dać odtwarzalne wyniki,
gwarantujące niemal stuprocentową dokładność.
Tej formy teleobserwacji nauczyli się oficerowie wywiadu i członkowie prestiżowej jednostki do
zadań specjalnych w armii amerykańskiej. Pierwotnym celem szkolenia tych „telepatycznych
wojowników” było szpiegowanie domniemanych wrogów Stanów Zjednoczonych. Jednakże po
zakończeniu szkolenia, teleobserwatorzy zaczęli badać cele, które na ogół były bardziej interesujące
niż, powiedzmy, silosy z pociskami czy spotkania w murach Kremla. Członkowie grupy poddawali
teleobserwacji niezidentyfikowane obiekty latające, próbując rozwiązać zagadkę istot
pozaziemskich.
Moja współpraca z nimi zaczęła się, kiedy już odeszli z wojska, w nadziei szerszego
wykorzystania nowo nabytych umiejętności badawczych. W trakcie ich badań nad UFO uderzyło
mnie, jak bardzo koncentrowali się oni na istotach pilotujących statki. Moim zdaniem powinni byli
raczej skierować wysiłki na zrozumienie społeczeństw, które te statki wysyłały. Zaoferowałem im
swoje usługi jako socjolog, w nadziei, że będę w stanie przyczynić się do uzyskania odpowiedzi na
szerszy zestaw pytań związanych ze strukturą życia w naszej galaktyce. Taka była geneza tej
książki.
Aż do teraz, niewielu ludzi znało historię tego, co na temat zjawiska UFO odkryto dzięki
teleobserwacji. Książka ta stanowi próbę złożenia układanki na podstawie dostępnej obecnie
wiedzy. Nie jest to książka tylko i wyłącznie o UFO czy istotach pozaziemskich (ET). Jest to raczej
próba podjęcia badań przy użyciu nowego zestawu narzędzi do zbierania danych. Można się
spodziewać, że inni badacze, wykorzystujący te same narzędzia, dokonają dalszych odkryć, oraz że
nasze rozumienie życia ET będzie coraz lepsze i pełniejsze.
Wybór gatunków
Książka ta bada społeczeństwa i światy dwóch cywilizacji pozaziemskich. Jedna z nich –
starożytna cywilizacja, która kwitła na Marsie w czasie, gdy po Ziemi chodziły dinozaury, obecnie
jest populacją mocno zdziesiątkowaną; druga to grupa istot nazywanych Szarymi. Ich wybór do
prezentacji w niniejszej książce nie został podyktowany tym, że teleobserwatorzy nie znaleźli
żadnych innych form życia. Owszem, znaleźliśmy. Skupiam się na tych dwóch cywilizacjach
dlatego, bo odgrywają one szczególnie doniosłą rolę w ewolucji naszego gatunku na Ziemi.
Również pewne kwestie praktyczne przemawiają za tym, że Marsjanie oraz cywilizacja Szarych
stanowią obecnie odpowiednie cele do badania. Mars fizycznie znajduje się niedaleko nas i ludzie
w naturalny sposób interesują się historią tej planety. W najbliższej przyszłości będziemy mogli
odwiedzić Marsa. Pozwoli nam to dokładnie zbadać archeologiczne ruiny tej cywilizacji, co
dostarczy fizycznych dowodów potwierdzających przedstawione tu dane z teleobserwacji. Jeśli
chodzi o Szarych, to od dłuższego czasu są oni ściśle związani zarówno z Marsjanami, jak i z
ludźmi.
Ta książka oparta jest na faktach, nie na fikcji. Wielokrotnie sprawdzałem dokładność swoich
obserwacji w różnorodnych warunkach zbierania danych, a w połowie 1995 roku inni wyszkoleni
teleobserwatorzy niezależnie potwierdzili wiele, być może nawet większość moich podstawowych
odkryć. Tak więc, odtwarzalność stanowi ważny element poczynionych przeze mnie twierdzeń.
Nadal pracuję z teleobserwatorami, żeby uzyskać dalsze potwierdzenie danych.
Każda zdrowa na umyśle osoba może obecnie odbyć szkolenie, konieczne do niezależnego
odtworzenia moich wyników (szczegółowo opisuję ten program szkoleniowy w Rozdziale 35).
Odtwarzalność stanowi podstawowe kryterium wszelkiej nauki. Naukowiec dokonujący odkrycia
musi jasno wytłumaczyć procedury, jakich użył podczas badania, po czym inni badacze powinni
dokładnie powtórzyć te procedury w celu zweryfikowania osiągniętych rezultatów. Żadna krytyka
uzyskanych wyników nie ma racji bytu, o ile nie została podjęta próba powielenia pierwotnych
doświadczeń. Odnosi się to do moich badań w równym stopniu, co do badań fizyka, który twierdzi,
że odkrył nową subatomową cząstkę przy użyciu akceleratora cząstek.
To, co odkryłem w trakcie sesji teleobserwacji, okazało się bardziej niezwykłe niż fabuła
jakiejkolwiek powieści science fiction. Nigdy nie wymyśliłbym równie niesamowitej historii, jak
to, co dane mi było zobaczyć. Ta nowa wiedza postawiła pod znakiem zapytania wszystkie moje
wcześniejsze zapatrywania. Musiałem zmienić wiele swoich poglądów na temat tego, co mnie
otacza, a proces ten wcale nie był łatwy.
Publikując te materiały nie jestem naiwny. Doskonale zdaję sobie sprawę z ostrzału krytyki, jaki
z pewnością dosięgnie mnie po opublikowaniu tych odkryć. Co więcej, moja pozycja na
uniwersytecie może zostać przez to mocno nadszarpnięta. Cieszę się godną pozazdroszczenia,
zasłużoną reputacją z racji twórczych badań, w których stosuję skomplikowane nielinearne
matematyczne modele zjawisk społecznych. Bynajmniej nie chcę stracić tej reputacji, ale osoba
prawdziwie oddana nauce musi przyjąć odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Praca badacza nie
polega na głoszeniu tego, co popularne czy, jak to teraz modnie ujmują, „politycznie poprawne”.
Naukowiec musi zdawać relację z prawdy, jakakolwiek by ona nie była, a potencjalna reakcja
innych na tę prawdę nie powinna wpływać na jego decyzję o opublikowaniu bądź nie
opublikowaniu w pełni weryfikowalnych wyników kompetentnie przeprowadzonych badań.
Gatunek ludzki znajduje się na rozdrożu swej historii. Niedługo mamy wejść do sfery życia
galaktycznego jako pełnoprawni członkowie społeczności światów. Wobec tak wielkiej sprawy,
osobista kariera jakiegokolwiek naukowca nie ma większego znaczenia.
Wierzę, że badania będą trwać nadal. Inni uczeni dorzucą swoje cegiełki do moich odkryć i
poprawią popełnione przeze mnie błędy. Jestem jednak pewien, że zasadnicze aspekty mojej analizy
zostaną podtrzymane, a ci, co ośmielą się posłać swe umysły tam gdzie ja, odnajdą prawdę, która
broni się sama.
Rozdział 1
Krótka historia programu militarnego Stanów Zjednoczonych, dotyczącego
wojny psychologicznej
Książka ta opowiada o dwóch cywilizacjach pozaziemskich, które wkrótce wywrą ogromny
wpływ na życie ludzi na Ziemi. Nie jest to praca na temat naukowej teleobserwacji, ale ponieważ
przedstawione tu dane uzyskano właśnie tą metodą, wydaje mi się właściwym, aby pokrótce
naszkicować historię zagadnienia. W ten sposób Czytelnicy będą mogli lepiej zrozumieć techniki
zastosowane w tych badaniach (Pełniejszy opis wydarzeń zarysowanych w tym rozdziale można
znaleźć w książce Jima Marrsa pod tytułem „Tajemne akta: prawdziwa historia amerykańskiego
programu psychicznych działań wojennych”, Harmony 1995).
Zainteresowanie rządu Stanów Zjednoczonych parapsychologią wynikło z potrzeby zbierania
informacji na temat wrogów państwa. Pierwotne zainteresowanie tematem zrodziło się w CIA w
latach siedemdziesiątych ale ogromną część badań przeprowadzał wywiad armii amerykańskiej,
poczynając od ściśle tajnego projektu, którego celem było wyszkolenie najlepszych oficerów.
Poważny problem, wynikający ze zbierania danych przez wywiad wojskowy stanowiło ryzyko,
jakie ponosili jego agenci w związku z trudnościami przekazywania informacji do kwatery głównej.
Urządzenia techniczne, nawet najlepszej jakości, mogły być w każdej chwili odkryte, a życie agenta
jak i sama informacja narażone na niebezpieczeństwo. Potrzebny był nowy sposób komunikacji z
Waszyngtonem – funkcjonujący bez pomocy urządzeń fizycznych.
Zrodził się zatem pomysł opracowania jakiegoś telepatycznego nadajnika, który mógłby
przekazywać informacje do Pentagonu z dużej odległości, powiedzmy z Moskwy. Agentowi
powierzano by zadanie zdobycia podstawowej informacji, którą można by wyrazić odpowiedzią tak
lub nie. Załóżmy, że wojsko amerykańskie chce wiedzieć, czy Sowieci mają nowy typ broni. Szpieg
dysponujący takim telepatycznym nadajnikiem ma wszelkie szansę, by doskonale wywiązać się z
zadania, gdyż nawet w przypadku śledzenia go przez KGB trudno zdobyć dowód, że przekazuje on
informacje.
Kolejnym bodźcem do badań w tym kierunku była obawa wojska amerykańskiego, że Sowieci
dysponują już psychiczną bronią militarną. Amerykanie nie chcieli pozostawać w tyle i w ten
sposób narodziła się zimna wojna psychologiczna.
Ciekawe jest to, że Rosjanie faktycznie dysponowali już programem psychicznych działań
wojennych. Obrali jednak inną metodę działania – zrezygnowali z tworzenia odpowiedniego
programu szkoleniowego w tym względzie, a zaczęli testować ludność w celu wyłowienia
jednostek o największym potencjale zdolności telepatycznych. Kiedy jednak udało im się zebrać
odpowiednią drużynę, natrafili na te same problemy, które trapiły armię amerykańską – mianowicie
na opór najwyższych rangą urzędników. Po obydwu stronach starano się nie dopuścić do badania
pewnych szczególnych celów, takich jak UFO. Z drugiej strony problem miał również szerszy
charakter – sprzeciwiano się samej metodzie zbierania danych.
Wielu dowódców, tak po stronie amerykańskiej jak i rosyjskiej, reprezentuje konserwatywny
system wartości, często natury religijnej. Nawet niereligijne sprzeciwy nie pozostawiały
wątpliwości, że wielu ludzi uznaje wykorzystanie takich możliwości technicznych za
niedopuszczalne. Opór wyszedł poza dziedzinę wojskowości i objął szerokie kręgi. Sam słyszałem
o pewnym wysoko postawionym polityku cywilnym, podlegającym bezpośrednio ministerstwu
obrony, który zawzięcie protestował podczas poufnej odprawy na temat UFO, gdzie podnoszono
kwestie techniki pozaziemskiej i informacji uzyskiwanych na drodze telepatii. Urzędnik ten
twierdził, iż wiedzę taką posiądziemy po śmierci, w chwili dostania się do nieba, a do tego czasu
nie należy zgłębiać tego typu zagadnień. Najwyraźniej u Rosjan sytuacja wyglądała podobnie.
Urzędnicy bali się tematu niczym zjawy i projekt nie zyskał odpowiedniego poparcia.
Początkowe zaangażowanie CIA w sprawy przekazu na drodze telepatycznej zaczęło się od
pracy z naturalnymi telepatami. Z chwilą, gdy tajne zaminowanie portów nikaraguańskich przez
CIA zwróciło uwagę amerykańskiego Kongresu, agencja dokonała czystki we wszystkich
jednostkach i projektach, mogących prowadzić do dalszych skandali politycznych. Na tym
skończyło się zainteresowanie CIA wojną psychologiczną.
Chociaż program opracowania telepatycznego nadajnika nigdy się nie powiódł, wysiłki do niego
zmierzające zaowocowały badaniem zastosowań technik parapsychologicznych w pracy wywiadu.
Szczególnie godne uwagi są tutaj dwa przedsięwzięcia. Pierwsze z nich to praca profesora Roberta
Jahna z laboratorium Uniwersytetu w Princeton (PEAR), która, choć nie dotowana przez wojsko
czy wywiad, wzbudziła spore zainteresowanie w kręgach tego ostatniego. Jednakże największą
uwagę armii zwróciły badania w Laboratorium Teleobserwacji w Międzynarodowym Instytucie
Badawczym Stanforda pod kierownictwem dr. Harolda Puthoffa.
Armii amerykańskiej nie nękały takie troski jak CIA. Dla wojska liczy się jedynie wykonanie
zadania. Podczas gdy CIA uwikłała się w problemy parapsychologiczne, wojsko zaczęło tworzyć
ukryte, czyli „czarne” jednostki, które miały pomóc w rozwiązaniu niektórych trudnych problemów
wywiadowczych.
Jedna z tych jednostek specjalnych nosiła kryptonim Oddział G (od nazwy „Płomień Grilla”) i
nie figurowała na żadnym schemacie organizacyjnym wojska. Pierwotnym zadaniem Oddziału G
było badanie zastosowań technik telepatycznych w celu penetracji najbardziej tajnych planów
wrogów Stanów Zjednoczonych.
Ze względu na niezwykły charakter owej jednostki, zebrane przez nią informacje docierały
jedynie do najwyższych rangą oficerów i polityków. Wkrótce stało się jasne, że przedsięwzięcie
dostarcza potrzebnych informacji. Żeby dojrzeć, projekt musiałby jednak wyjść poza ustalone
granice. Problem z rozszerzeniem projektu polegał na tym, że zjawisko teleobserwacji nie zostało
uznane przez naukę. Wojsko musiało znaleźć jakiś sposób nadania mu większej wiarygodności
naukowej, dzięki której wzrosłyby fundusze na ten cel. Zaczęto więc sponsorować doświadczenia
naukowe, zmierzające do uwiarygodnienia zjawiska.
Owe wczesne badania naukowe nie obejmowały teleobserwacji w jej dzisiejszej postaci.
Polegały one zwykle na tym, że telepata leżał na łóżku z przyłożonymi do głowy i stóp elektrodami.
Używano sprzętu elektronicznego w celu wykazania, że biegunowość napięcia ciała badanego
przesunęła się o 180 stopni, co zwykle wskazywało na osiągnięcie przezeń odmiennego stanu
świadomości. Inna osoba w pokoju, zwana „monitorem”, miała za zadanie nakierować telepatę na
cel i notować jego spostrzeżenia.
Jakkolwiek eksperymenty te dostarczały cennych informacji, dane zbierane w ten sposób nie
zawsze pokrywały się z innymi sesjami czy informacjami dostarczanymi przez innych badaczy.
Żeby nabrać przekonania do wartości materiałów, wojsko potrzebowało większego stopnia
wiarygodności.
W 1982 roku naturalny telepata Ingo Swann dokonał wielkiego przełomu w teleobserwacji
poprzez opracowanie protokołów potwierdzających zbieranie wiarygodnego wywiadu. Swann
dokonywał swoich odkryć przez wiele lat, kiedy uczestniczył w szerokich eksperymentach
przeprowadzanych w różnych instytutach naukowych, w tym w Badawczym Instytucie Stanforda
(Swann 1991, str. 92-94). Opracował on formę teleobserwacji, opartą na zastosowaniu
współrzędnych geograficznych. Forma ta znana jest pod nazwą „teleobserwacji współrzędnej”.
(Innym naturalnym telepatą, który pracował z SRI Intemational jest Joseph McMoneagle. Pan
McMoneagle opublikował ostatnio bardzo poczytną książkę na temat teleobserwacji. Praca ta, pt.
„Wędrujący umysł” zawiera rozdział opisujący jego własne obserwacje przeszłej cywilizacji na
Marsie. Moje własne badania prowadzone w kontrolowanych warunkach potwierdzają wiele
spostrzeżeń McMoneagle'a dotyczących starożytnej cywilizacji marsjańskiej.)
Potem Swann dostał kontrakt na przeszkolenie w tych technikach ponad tuzina ludzi – niektórzy
z nich byli wojskowymi, inni – cywilami. Pierwotne szkolenie trwało rok. Aby wprowadzić
kursantów w temat zmienionej świadomości, wysyłano ich do Instytutu Monroe'a w Wirginii, gdzie
szkolili się w osiąganiu stanów wychodzenia z ciała.
Waszyngton nie byłby Waszyngtonem, gdyby raz na jakiś czas nie wybuchł w nim skandal
przyciągający uwagę prawników i prasy. Za każdym razem po większym skandalu czynniki
decyzyjne podejmują działania by uniknąć takich incydentów w przyszłości. W czasie fiaska
operacji Iran-Nikaragua – Oliver North, minister obrony wszczął wśród podległych sobie wojsk
poszukiwania wtyczki lub organizacji, które ze względu na brak właściwej kontroli mogłyby
okazać się politycznie kompromitujące dla prezydenta. Znalazł oddział teleobserwacji i nakazał
inspektorowi generalnemu przeprowadzić śledztwo. Ponieważ zespół teleobserwacyjny miał być
jednostką badawczą, cywilni inspektorzy uznali jego działalność za „normalną”.
Od tego momentu sprawy operacyjne przybierały coraz gorszy obrót dla najlepiej wyszkolonych
teleobserwatorów. Ich wpływy w Waszyngtonie, które nigdy nie były zbyt silne, malały coraz
bardziej.
Jednak wszyscy członkowie zespołu wiedzieli już wtedy, że są obdarzeni niezwykłym darem –
darem widzenia, który pociągał za sobą odpowiedzialność wykraczającą poza kwestie narodowe.
Świadomość tego faktu i potrzeba służenia większej sprawie sprawiły, iż ludzie ci zwrócili swe
wewnętrzne wejrzenie ku górze, w kierunku gwiazd. Kiedy cała ta historia zaczęła się w latach
osiemdziesiątych, nikt z nich nie przypuszczał, że jest to droga do misji, która może zmienić
ewolucyjny bieg samej ludzkości.
Rozdział 2
Teleobserwacja
Historia
Najlepszym źródłem informacji na temat historycznych początków teleobserwacji (tzn. samych
protokołów, a nie wojskowego programu ich użycia) wydaje się być książka napisana przez Ingo
Swanna, człowieka, który opracował pierwszą wersję aktualnych protokołów teleobserwacji,
używanych przez armię amerykańską. W książce tej, pt. „Ponad umysł i zmysły”, Swann opisuje
teoretyczne podstawy działania teleobserwacji. Należy zaznaczyć, że poglądy Swanna to jedynie
hipoteza czy też teoria teleobserwacji. Swann jest artystą (malarzem) i niezwykle utalentowanym
naturalnym telepatą, ale nie jest naukowcem. Nie umniejsza to jednak wartości jego poglądów,
stanowiących zbiór intuicyjnie zebranych pomysłów w tej materii.
Czytelnicy powinni zrozumieć na wstępie, że teleobserwacja (w takim znaczeniu, w jakim
używa się jej tutaj) nie przypomina w niczym komercyjnych pokazów medialnych. Jest to
wymagająca dyscyplina, która obejmuje ściśle określony zbiór protokołów; wykorzystywać ją do
celów zbierania danych może jedynie osoba przeszkolona przez kompetentnego nauczyciela.
Czytelnikom radzę by, przynajmniej chwilowo, powstrzymali się od opinii (za lub przeciw),
opartych na swojej wcześniejszej wiedzy czy doświadczeniach z naturalnymi telepatami. Książka
niniejsza, zarówno pod względem metodologii jak i treści, zawiera informacje, które dla
przytłaczającej większości Czytelników, stanowić będą całkowitą nowość.
Naukowa teleobserwacja
W wyniku postępu i udoskonaleń teleobserwacja ewoluowała od sztuki do nauki; i na odwrót –
rozwój teleobserwacji przyczynił się do usprawnień w technice i do wyjaśnienia pewnych zjawisk.
W latach osiemdziesiątych do procedur teleobserwacyjnych wprowadzono innowację, która
polegała na wyeliminowaniu potrzeby użycia współrzędnych geograficznych. Stosując nowoczesną
wojskową wersję teleobserwacji, można zebrać więcej danych, które jakościowo przewyższają dane
zbierane metodą wyznaczania współrzędnych.
Interesujące jest to, że prywatne firmy stosują procedury opracowane w wojsku. Co więcej,
procedury te są różnie nazywane, w zależności od tego, kto je wykorzystuje. Nawet mój nauczyciel
zmienił nazwę. Jednak z tego co wiem, owe różnie nazywane procedury są identyczne bądź prawie
identyczne z tymi, które zostały opracowane i do dziś pozostają w użyciu armii amerykańskiej.
Formę teleobserwacji, jaką wykorzystałem do przeprowadzenia badań dla celów tej książki,
nazwałem „naukową teleobserwacja”. Naukowa teleobserwacja (SRV) to również technika
wywodząca się z procedur opracowanych w wojsku. Różnią się one jednak sposobem i celem, do
jakiego są używane. SRV pokrywa się z nowoczesnymi technikami wojskowymi pod względem
struktury, jednakże sięga znacznie dalej, umożliwiając dwustronną komunikację pomiędzy
teleobserwatorem a istotami zdolnymi do odbioru telepatycznego. Wojskowa wersja teleobserwacji
polegała zawsze na technice biernego pozyskiwania danych – nigdy nie wykorzystano jej do
porozumiewania się. Tym niemniej, w poniższym omówieniu będę opisywał strukturę
teleobserwacji, nie zaś jej użycie. Tak więc, odwołując się do struktur SRV, będę zarazem robił
bardziej ogólne odniesienia do nowoczesnych technik, opracowanych w wojsku.
SRV stanowi zbiór protokołów czy też procedur pozwalających „nieświadomemu umysłowi”,
jak go się często określa, na komunikację z umysłem świadomym, dzięki czemu następuje przekaz
cennych informacji z jednego poziomu świadomości do drugiego. Informacje pochodzące z umysłu
nieświadomego uważa się na ogół za intuicję, czyli odczucie w stosunku do spraw na, których
temat nie mamy żadnej określonej wiedzy. Typowy przykład stanowi matka, która po prostu wie, że
jej dzieci znajdują się w poważnych kłopotach. Czuje to niejako w kościach, nawet jeżeli nie ma
żadnych konkretnych podstaw, żeby tak sądzić. Intuicja działa w czasie i przestrzeni bez pomocy
jakiegokolwiek fizycznego środka przekazu informacji. SRV systematyzuje odczytywanie intuicji i
pozwala na jej dokładne przełożenie na papier, w celu późniejszej analizy.
SRV pozwala na rejestrację informacji pochodzących z nieświadomości, zanim zostaną one
zakłócone przez normalne procesy intelektualne stanu czuwania, takie jak racjonalizacja czy
wyobraźnia. Niektóre z tych protokołów przypominają obrazy odległych przedmiotów, opisanych w
ocalałych źródłach historycznych (zobacz Swann, str. 73-114). Istotnie, obrazy rysunkowe stanowią
podstawowy komponent pierwszej i trzeciej fazy SRV, a teleobserwatorzy szkoleni są w kierunku
ich odszyfrowywania, co pozwala na zdobycie podstawowych informacji na dany temat (tzn. na
temat obiektu poddanego teleobserwacji).
Zasadniczo informacje na temat obiektu napływają do wyszkolonych jednostek poprzez ich
nieświadome umysły. W trakcie sesji teleobserwatorzy szybko je zapisują, trzymając się cały czas
ścisłej procedury protokołów. Zasady SRV umożliwiają teleobserwatorowi oderwanie się od
intelektualnych procesów świadomego umysłu do czasu zakończenia sesji. Nawet nieznaczne
odstępstwo od protokołów może spowodować ingerencję świadomego umysłu. Postępowanie takie
mogłoby okazać się fatalne w skutkach, jako że świadomy umysł próbowałby od razu interpretować
dane, pobudzając w ten sposób wyobraźnię umysłu. Z doświadczeń wynika, iż tego rodzaju
praktyki mają duży wpływ na dokładność danych – to właśnie dlatego niewyszkoleni telepaci na
ogół nie są wiarygodni jako jasnowidze.
Naczelna zasada SRV to nieanalizowanie danych przed ich zebraniem. W przypadku jej
nieprzestrzegania teleobserwacja niewiele różni się od fantazji na jawie. (Dodatkowe informacje na
temat roli nieświadomości w przekazie informacji Czytelnicy znajdą w pracy Targa i Puthoffa z
1977 roku, Wilbcra z 1977 i Mavromatisa z 1987 roku.)
Kolejny punkt, który chcę poruszyć, jest bardzo ważny. Nie proszę nikogo, aby wierzył w to, co
opisuję w niniejszej książce, tak jak wierzy się w zbiór prawd religijnych. Książka ta stanowi
relację z moich badań. Jak każde inne badanie naukowe, moje również podlega odtworzeniu i
sprawdzeniu przez każdego, kto przeszedł przeszkolenie w zakresie protokołów SRV. Zatem inni
naukowcy mogą potwierdzić wszystko, co zostało tu napisane. Poza tym, zadałem sobie dużo trudu
zbierając i potwierdzając wszystkie przytoczone tu informacje. Sposób, w jaki to robiłem,
przedstawię w dalszej części rozdziału, natomiast w tym miejscu pragnę mocno podkreślić, że w
badaniu naukowym nie ma miejsca dla wiary. Jedyne, co się tutaj liczy, to dane oraz ich inteligentna
interpretacja. W swej książce przedstawiam i interpretuję duży zasób danych, które z łatwością
mogą potwierdzić inni naukowcy, o ile tylko znane im są protokoły SRV.
Współrzędne celu
Naukowa teleobserwacja zawsze obiera sobie jakiś cel. Cel ten stanowić może jakakolwiek rzecz
bądź osoba, o której chcemy się czegoś dowiedzieć. Na ogół są to miejsca, wydarzenia i ludzie, ale
można się również pokusić o trudniejsze cele, takie jak ludzkie sny czy nawet Bóg. Nieświadomość
dostarcza potrzebnych informacji w taki sposób, aby zrozumiał je umysł świadomy.
Sesja SRV zaczyna się od przeprowadzenia kilku procedur przy użyciu współrzędnych celu. Na
ogół są to dwie wybrane na chybił trafił czterocyfrowe liczby przydzielone celowi, przy czym
teleobserwator nie musi wiedzieć jaki cel one reprezentują. Do współrzędnych wygodnie jest
używać liczb, ale mogą być również litery. Oczywiście współrzędne te nie wskazują geograficznego
położenia celu. Same liczby nie mają żadnego znaczenia dla świadomego umysłu teleobserwatora.
Użycie liczb zamiast nazwy celu pomaga świadomemu umysłowi i wyobraźni oderwać się od
procesu zbierania danych, dzięki czemu utrudnione jest zgadywanie, czy inne formy zaśmiecania
danych. Co więcej, jak się okazało, nieświadomy umysł natychmiast rozpoznaje cel, nawet gdy zna
tylko jego liczby współrzędne. Niepotrzebne są żadne dodatkowe informacje. Na podstawie tych
danych teleobserwator stosuje następnie protokoły SRV w celu uzyskania informacji na temat celu,
przy czym tożsamość tego ostatniego pozostaje dla niego nie znana aż do czasu zakończenia sesji.
Stosując współrzędne celu, teleobserwator przez cały czas trwania sesji przestrzega protokołów
SRV. Umysłowa łączność z celem tworzy coś w rodzaju sygnału. Teleobserwator informacje
pochodzące od celu jest w stanie odróżnić od szumów (takich jak wyobraźnia) na zasadzie
rozpoznania mentalnego „tonu” informacji.
Pod koniec każdej sesji przedstawia się teleobserwatorowi faktyczny opis obserwowanego
obiektu w celu porównania go z danymi uzyskanymi na drodze teleobserwacji. W ten sposób
kontroluje się proces zbierania danych.
Protokoły SRV
Protokoły SRV mają siedem charakterystycznych etapów. W każdym stadium uzyskuje się różne
rodzaje informacji na temat celu. Poszczególne fazy wprowadzane są do sesji SRV w kolejności od
1 do 7, aczkolwiek często sesja kończy się na wcześniejszym etapie, o ile tylko zostały zebrane
potrzebne informacje.
Siedem faz protokołów SRV przedstawia się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 noszą nazwę „wstępnych”, a celem ich jest ustanowienie wstępnego
kontaktu z miejscem. Dane o celu uzyskane w Fazie 1 – na przykład czy z miejscem celu wiąże się
jakaś struktura ludzka – są niekompletne.
• Faza 2: Faza ta zwiększa kontakt z miejscem. Informacje z tej fazy obejmują kolory, fakturę
powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki związane z celem.
• Faza 3: Faza ta dostarcza wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: Na tym etapie kontakt z celem jest całkiem bliski. W Fazie 4 nieświadomość cieszy się
pełną władzą w „rozwiązywaniu problemu”. Pozwala się jej kierować przepływem informacji do
świadomego umysłu.
• Faza 5: Tutaj uzyskuje się szczegóły dotyczące poszczególnych struktur, takie jak na przykład
meble w pokoju. Fazę tę zwykle pomija się w sesjach SRV, chyba że potrzebne są szczegółowe
informacje na temat celu.
• Faza 6: Na tym etapie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania miejsca.
Może on sobie pozwolić na pewną, ograniczoną aktywność intelektualną w celu pokierowania
nieświadomością w wypełnianiu określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresu czasu i
położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również zaawansowane szkice.
• Faza 7: Ten etap dostarcza informacji słuchowych związanych z miejscem, takich jak np. jego
nazwa.
Kategorie danych teleobserwacji
Nie wszystkie dane z teleobserwacji są tego samego rodzaju. Faktycznie istnieją różne typy
danych, uzyskiwanych w bardzo różnych warunkach. Teleobserwacja w żadnych warunkach nie jest
łatwym zadaniem. Nie polega ona na tym, że zamyka się oczy i nagle „widzi się” cel. Sesja trwa
około godziny, a żeby dobrze określić obiekty, istoty, poglądy i inne dane dotyczące celu, trzeba na
ogół przeprowadzić wiele sesji.
Występuje sześć różnych typów danych teleobserwacyjnych. Cechą wyróżniającą różne typy jest
ilość informacji, jaką teleobserwator ma na temat celu przed rozpoczęciem sesji. Inną podstawową
cechę charakterystyczną stanowi to, czy teleobserwator pracuje z osobą zwaną monitorem, co za
chwilę bliżej wyjaśnię.
W zależności od celu sesji, może być, powiedzmy, sześćset rzeczy do zrobienia – jedna po
drugiej – obejmujących do siedmiu faz protokołów. Podstawowym założeniem, kryjącym się za
tymi wszystkimi zadaniami jest możliwie jak najszybsze zarejestrowanie (na papierze) informacji o
celu, zanim analityczna część umysłu zdąży je zniekształcić, zinterpretować czy w inny sposób
zanieczyścić. Pod koniec sesji teleobserwator ma około dwudziestu kartek papieru z różnymi
formami danych, które następnie są odszyfrowywane, interpretowane i streszczane. Kontakt z
celem podczas SRV ma czasami charakter intymny. Często zdarza się, że mniej więcej w połowie
sesji teleobserwator zaczyna doświadczać bilokacji, tzn. czuje, że znajduje się w dwóch miejscach
na raz. W tym punkcie dane otrzymywane na drodze sygnału telepatycznego napływają bardzo
szybko i teleobserwator musi zanotować możliwie jak najwięcej w stosunkowo krótkim przedziale
czasu.
Dane Typu 1
Kiedy teleobserwator sam przeprowadza sesję, warunki zbierania danych określa się mianem
50/0. Natomiast dane otrzymane podczas sesji solo, w której teleobserwator wybiera cel
(dysponując w ten sposób wcześniejszą wiedzą) nazywane są danymi Typu 1.
Posiadanie uprzedniej wiedzy na temat celu określa się mianem wstępnego naładowania.
Wstępne wprowadzanie danych jest często konieczne; niekiedy teleobserwator po prostu musi
wiedzieć coś na temat celu. Problem związany z tego typu sesją (dotykający głównie nowicjuszy)
polega na tym, że wyobraźnia teleobserwatora może łatwo zniekształcić dane o celu, na którego
temat ma on już być może z góry wyrobiony pogląd. Dlatego niezwykle ważne jest dokładne
przestrzeganie procedury protokołów teleobserwacji, co pozwala na ograniczenie tego typu
zniekształceń. Ryzyko zanieczyszczenia danych zmniejsza się znacznie w miarę nabywania
doświadczenia i ścisłego trzymania się protokołów.
Dane Typu 2
W przypadku początkującego teleobserwatora, ryzyko zniekształceń ogranicza Drugi Typ
danych. Na sesji tego typu teleobserwator pracuje solo, ale nie wybiera konkretnego celu. Cel
wybierany jest przez komputer na chybił trafił z wcześniej ustalonej listy celów; komputer podaje
teleobserwatorowi same współrzędne. Teleobserwator może być zaznajomiony z listą celów (a
nawet uczestniczyć w ich wyborze), ale tylko komputer wie, jakie współrzędne ma dany cel.
Ponieważ świadomy umysł teleobserwatora nie posiada tej wiedzy, w celu zdobycia wszelkich
informacji o badanym obiekcie musi on wykorzystywać swą nieświadomość. Mówi się wtedy, że
teleobserwator przeprowadza sesję w ciemno, co oznacza, iż nie ma on żadnej wiedzy na temat
celu.
Dane Typu 3
W przypadku danych Typu 3 mamy do czynienia z jeszcze innym rodzajem solowej sesji w
ciemno. Tutaj nie teleobserwator określa cel, lecz ktoś z zewnątrz. Na przykład agencja
teleobserwacyjna może ze swej kwatery głównej rozesłać wiadomość dotyczącą współrzędnych
celu do grupy wyszkolonych teleobserwatorów, mieszkających w różnych częściach Stanów
Zjednoczonych. Kierownictwo zna cel, ale poszczególni teleobserwatorzy nie mają o nim pojęcia.
Nie utrzymują oni ze sobą żadnego kontaktu. Mogą otrzymać tylko pewne skąpe informacje na
temat celu – na przykład czy jest to miejsce, czy wydarzenie. Teleobserwatorzy ci przeprowadzają
sesje wykorzystując jedynie współrzędne, a wyniki przesyłają następnie faksem do kwatery
głównej. Doświadczenie uczy, że informacje potwierdzone przez wielu teleobserwatorów wykazują
zwykle sto procent dokładności. Co więcej, ponieważ teleobserwatorzy mogą „wpadać na cel” w
różnych punktach czasu czy przestrzeni, różne sesje mogą odsłonić komplementarne aspekty celu,
co pozwala na uzyskanie poszerzonego obrazu.
Jednak przeprowadzanie sesji solo ma swoje wady. Kiedy teleobserwatorzy sami przeprowadzają
sesje, protokoły uniemożliwiają im pełne wykorzystanie analitycznej części umysłu. W ten sposób
mogą oni widzieć cel i nie wiedzieć, co robić dalej. Sesje solo dostarczają cennych informacji na
temat celu, lecz informacje bardziej szczegółowe i dogłębne można uzyskać, kiedy ktoś inny
prowadzi nawigację. Drugą osobę nazywa się wtedy pomocnikiem czyli monitorem, zaś sesja
monitorowana może stanowić niezwykle interesujące wydarzenie.
Dane Typu 4
Istnieją trzy typy monitorowanych sesji SRV. Kiedy monitor zna cel, ale teleobserwatorowi
podaje jedynie jego współrzędne, mamy do czynienia z danymi Typu 4. Sesje tego typu są
wykorzystywane w dużym stopniu podczas szkolenia. Dane Typu 4 mogą być bardzo pomocne z
perspektywy badań, jako że monitor posiada maksymalną ilość informacji, za pomocą których
kieruje teleobserwatorem. Na sesjach tych monitor mówi teleobserwatorowi, co ma robić, gdzie
patrzeć, dokąd iść, a nawet o co pytać, w przypadku nawiązania kontaktu z istotą posługującą się
telepatią. Pozwala to teleobserwatorowi na prawie całkowite nieangażowanie zdolności
umysłowych, podczas gdy monitor przeprowadza całą analizę.
Monitor i teleobserwator nie muszą znajdować się w tym samym pokoju podczas sesji. W celu
umożliwienia komunikacji słownej często używa się słuchawek. Dzięki temu monitorowana sesja
może się odbyć nawet wtedy, gdy monitor i teleobserwator znajdują się w całkiem różnych
miejscach, oddalonych od siebie o tysiące mil. Niekiedy podczas takich sesji można
teleobserwatorowi przesłać faksem dane diagramowe w celu zapewnienia kontroli nad przepływem
informacji. Sytuacje takie określa się mianem sesji monitorowanych na odległość. Wiele
zamieszczonych w tej książce informacji pochodzi z takiego właśnie źródła.
Dane Typu 5
W sytuacjach szczególnie krytycznych badacze mogą życzyć sobie danych zebranych bez
pomocy monitora.
W przypadkach tych zarówno teleobserwator jak i monitor działają po omacku, a współrzędne
celu są im dane z zewnątrz przez agencję bądź wybiera je program komputerowy z listy celów (Nie
ma znaczenia czy monitor i teleobserwator znają zawartość listy, o ile jest ona długa.
Doświadczenie uczy, że jeżeli lista jest odpowiednio długa, świadomy umysł porzuca wszelkie
próby zgadywania tożsamości celu). Dane zebrane w ten sposób określa się mianem danych Typu 5.
Sesje przeprowadzane w tych warunkach cechuje wysoki stopień wiarygodności. Natomiast ich
wada polega na tym, że pochłaniają więcej czasu niż inne typy teleobserwacji i nie pozwalają
monitorowi na wybranie najbardziej użytecznych informacji podczas sesji. To tak jakby prosić
nawigatora lotu o rozpoczęcie pracy po wystartowaniu samolotu. Lot będzie prawdopodobnie
przebiegał mniej burzliwie, jeżeli jego ogólny plan ustali się przed startem. Tym niemniej, dane
Typu 5 są niezwykle użyteczne w niektórych sytuacjach i mogą przydać wiarygodności ogólnym
wynikom.
Dane Typu 6
Ostatni rodzaj danych – dane Typu 6 pochodzą z sesji, na których zarówno monitor jak i
teleobserwator są wstępnie „naładowani informacjami” na temat celu. Ten typ sesji przeprowadza
się jeśli teleobserwator musi zebrać więcej informacji na temat konkretnego celu, ale nie
odpowiadają mu sesje solo. W takim przypadku monitor przejmuje kontrolę nawigacyjną, jednak
wcześniej porozumiewa się z teleobserwatorem co do celów sesji.
Streszczenie typów danych
W skrócie kategorie teleobserwacji przedstawiają się następująco:
• Typ 1: Solo, wstępne podanie danych, cel wybierany przez teleobserwatora.
• Typ 2: Solo, w ciemno, cel wybierany przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z
góry.
• Typ 3: Solo, w ciemno, cel określany przez kogoś z zewnątrz.
• Typ 4: Sesja monitorowana, teleobserwator nie zna danych, monitor ma podane dane wstępne.
• Typ 5: Sesja monitorowana, ani teleobserwator, ani monitor nie znają danych, cel wybierany
przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 6: Sesja monitorowana, zarówno monitor jak i teleobserwator mają wstępnie podane dane.
Żaden typ danych nie jest lepszy od innych, a każdy z nich ma swoje zalety i wady.
Lista celów
Ogromna większość sesji SRV, które dostarczyły danych do tej książki, została przeprowadzona
w warunkach Typu 4. Oznacza to, że ja – teleobserwator, działałem w ciemno, podczas gdy mój
monitor znał cel. Większość celów została wybrana na chybił trafił z listy czterdziestu pozycji,
które opracowaliśmy wspólnie z monitorem. W trakcie badań poprosiłem monitora o dodanie
piętnastu innych pozycji i nieinformowanie mnie na ich temat. Monitor mój nie udzielił mi żadnej
wskazówki co do tego, czy cel, z jakim miałem nawiązać łączność telepatyczną pochodził z listy
pierwotnej, czy tej uzupełnionej o nowe, nie znane mi pozycje.
Po rozpoczęciu sesji, celowo nie chciałem zaglądać na listę czterdziestu celów; pragnąłem
uniknąć śledzenia listy. A zatem zbieranie danych w ciemno nie oznacza, że nigdy nie widziałem
listy celów. Oznacza jedynie, że nie miałem pojęcia, z jakim celem będę miał do czynienia w
trakcie danej sesji.
Z punktu widzenia protokołów SRV chodzi o to, by z góry przekonać świadomy umysł, że próby
odgadywania informacji na temat celu są pozbawione sensu. W ten sposób zmusza się go do tego,
by całkowicie polegał na danych dostarczanych przez umysł nieświadomy. Kroki te nie są
konieczne w przypadku doświadczonych teleobserwatorów, biegłych w przekazywaniu tylko tych
informacji, których dostarcza nieświadomość, niezależnie od typu danych. Zważywszy jednak na
kontrowersyjną naturę przedmiotu tej książki, w celu uzyskania jak największej wiarygodności,
postanowiłem we wstępnym etapie badań w miarę możliwości oprzeć się na danych Typu 4.
Krytycyzm zrodzony z niewiedzy
Krytycy teleobserwacji skupiają się zwykle na monitorowanych danych, twierdząc, że dane takie
(typy od 4 do 6) mogą być zniekształcane przez uprzedzenia i interpretacje samego monitora. W
szczególności wysuwają oni zastrzeżenia co do sytuacji, w której monitor prowadzi teleobserwatora
w sposób bardzo zbliżony do tego, w jaki ruchy ręki terapeuty, celowo bądź bezwiednie, prowadzą
do porozumienia dzieci autystycznych. Krytyka tego rodzaju służy najczęściej do całkowitego
zdyskredytowania danych zbieranych na drodze SRV. Oskarżenia te są jednak bardzo płytkie.
Należy pamiętać, że większość danych SRV, wykorzystujących cele ziemskie, może zostać
potwierdzona w sposób niezależny, co zresztą miało miejsce na szeroką skalę w trakcie
opracowywania protokołów. Tak więc nie mamy tutaj do czynienia z kwestiami wiary bądź
niewiary. Dane po prostu są dokładne albo niedokładne. Jeżeli informacji na temat celu nie sposób
sprawdzić środkami fizycznymi, zawsze można poprosić kilku innych teleobserwatorów o
przeprowadzenie niezależnych sesji solo i w ciemno (dane Typu 3), które potwierdzą lub nie
prawdziwość zebranych danych. Prawdopodobieństwo uzyskania przez wielu teleobserwatorów
tych samych informacji w warunkach danych Typu 3 jest nieskończenie małe i znacznie przewyższa
statystyczne wymagania, przyjmowane zwyczajowo w naukowych badaniach empirycznych.
Cóż, krytycyzm zawsze towarzyszy odkrywcom nowych zjawisk. Weźmy na przykład Jamesa
Bruce'a – jednego z pierwszych europejskich badaczy, którzy wkroczyli na teren Afryki znany
obecnie jako Etiopia. Jego odkrycia miały miejsce w drugiej połowie osiemnastego wieku i
obejmowały doświadczenia, w które współcześni mu Brytyjczycy po prostu nie mogli uwierzyć.
Ludzie nazywali go kłamcą twierdząc, że to niemożliwe, by istniało tak dziwne miejsce. Nie
zmieniło to faktu, że Etiopia była Etiopią, a późniejsi badacze natrafili dokładnie na to samo, na co
natknął się James Bruce (patrz Hibbert 1982, str. 21-52). Chociaż było to pozbawione sensu, ludzie
jednak nadal nazywali Bruce'a kłamcą, nie mając żadnych ku temu podstaw prócz własnego
przeświadczenia, nie opartego na żadnym doświadczeniu. Jedynym sensownym krokiem w tej
sytuacji byłoby sprawdzenie tego, co mówił Bruce.
Niewiara tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w bezpośrednim badaniu jest powszechnym
zjawiskiem, które towarzyszy nam od zawsze. Spieranie się, czy coś jest możliwe czy nie,
argumentacja w obronie jakiegoś doświadczenia, co do którego są wątpliwości, nie ma większego
sensu. Najlepsze, co można uczynić w takiej sytuacji to poddać owo doświadczenie sprawdzeniu.
Ograniczenia SRV
Naukowa teleobserwacja ma swoje ograniczenia. Niektóre z nich zdają się wynikać z natury
samego celu. Na przykład, wyszkolony teleobserwator może oczami umysłu zobaczyć książkę i
mieć pewne pojęcie na temat jej treści, ale czytanie jej może okazać się niemożliwe. Ja osobiście
widziałem insygnia na mundurze ET. Udało mi się stwierdzić, że mundur jest biały, ale żeby
zobaczyć dokładny zarys symbolu na emblemacie, musiałem poświęcić sporo czasu. Podobnie
trudno jest odczytać znaki drogowe i nazwy ulic, chociaż teleobserwator o wysokim stopniu
wyszkolenia jest w stanie tego dokonać.
Kolejne ograniczenie teleobserwacji wiąże się z określeniem miejsca w stosunku do jakiegoś
znanego punktu. Na przykład łatwo jest namierzyć drogę do ojczyzny cywilizacji istot
pozaziemskich, ale trudno ją określić w stosunku do naszego systemu słonecznego. Teleobserwator
może śledzić statek ET z Ziemi do ojczyzny ET, nie znając dokładnej drogi, jaką ten się posuwa.
Ograniczenia tego typu można pokonać, ale „cena” informacji (w kategoriach czasu, wysiłku i
nakładów) jest ogromna. Podam jeszcze inny przykład. W trakcie naszych badań ustaliliśmy, że
jedna grupa ET ma podziemną bazę na Ziemi, usytuowaną pod okrągłą górą. Dzięki wspólnemu
wysiłkowi wielu teleobserwatorów, w końcu ustaliliśmy prawdopodobne miejsce bazy, ale było to
zadanie niełatwe.
Przy odpowiedniej ilości czasu, wysiłku i nakładów, można przezwyciężyć większość
ograniczeń SRV. Ale do niedawna musieliśmy znosić ograniczenia całkiem odmiennej natury.
Czasami teleobserwatorowi zabraniano z zewnątrz nawiązywania łączności telepatycznej z jakimś
celem. Na przykład w literaturze na temat UFO niektóre istoty pozaziemskie określane są mianem
„Szarych”. Istoty te są niskie, szczupłe, mają poszarzałą cerę i według doniesień często
przeprowadzają badania medyczne i dokonują operacji ginekologicznych na istotach ludzkich,
zabieranych na pokład statku kosmicznego. U wyszkolonych teleobserwatorów, którzy próbowali
przeniknąć do statków Szarych, następowała „blokada” widzenia, a dokładniej, podsuwana im była
wizja zastępcza.
Zwykle łatwo jest wykryć oszukańczy sygnał. Na przykład, kiedy Szarzy wytwarzają zastępczą
wizję, wielu teleobserwatorów otrzyma, o ile w ogóle się to stanie, bardzo niewielkie potwierdzenie
danych; nic nie będzie się pokrywać. (Ostatnio, co wyjaśnię w rozdziale 14, cofnięty został nawet
zakaz telepatycznego wywiadu na temat porwań przez UFO).
Ostatnie ograniczenie, o którym warto wspomnieć to problem rozumienia. Teleobserwatorzy
przychodzą na sesję „tak jak są”. Przypomina to bardzo sytuację kogoś, kto mając zawiązane oczy
trafia do zupełnie obcego miasta. Ściąga opaskę i rozgląda się dokoła. Nie ma pojęcia, gdzie jest,
ale zauważa budynki, ludzi, słyszy obce języki i doznaje wielu odczuć fizycznych. Może wszystko
postrzegać, ale niczego nie rozumieć.
Żeby było jasne, wszystkie dane uzyskane na podstawie teleobserwacji muszą się mieścić w
zasięgu intelektualnego doświadczenia teleobserwatora. Podczas gdy nieświadomy umysł próbuje
uczynić informację zrozumiałą dla umysłu świadomego, praca przebiega łatwiej, jeśli świadomy
umysł rozumie już podstawowe pojęcia związane z tymi danymi. Na przykład, ja nie przydałbym
się na wiele, próbując dotrzeć do szczegółów nowoczesnej techniki pozaziemskiej. Po prostu nie
wiedziałbym na co patrzę. Przy największych wysiłkach, mój nieświadomy umysł prawdopodobnie
nie byłby w stanie przekazać memu umysłowi świadomemu nic więcej ponad podstawowe
informacje na temat techniki. Natomiast wyszkolony inżynier mógłby objąć myślą wszelkie ważne
informacje, włącznie ze szczegółami technicznymi. Techniczne wykształcenie inżyniera pomogłoby
mu w zrozumieniu postrzeganej rzeczywistości. Z drugiej strony, ponieważ jestem socjologiem,
mogę być bardzo pomocny w badaniu pozaziemskich społeczeństw. Łatwiej będzie mi zrozumieć,
w jaki sposób organizują się i sprawują rządy. To znaczy, mój świadomy umysł bez trudu zrozumie
to, co ukaże mu umysł nieświadomy, a ja będę w stanie wytłumaczyć to innym. Podsumowując,
nieświadomy umysł może postrzegać dosłownie wszystko, ale żeby zrozumieć to, co się postrzega,
trzeba oprzeć się na umyśle świadomym.
Ogółem biorąc, ograniczeń teleobserwacji jest stosunkowo niewiele, a ponieważ są one
konsekwencją naszych umiejętności i wyszkolenia, prawdopodobnie nie będą stanowić problemu
dla przyszłych pokoleń lepiej wyszkolonych teleobserwatorów. Jeśli chodzi o ograniczenia
narzucane nam przez istoty pozaziemskie, należy stwierdzić, że występują one sporadycznie, a ich
celem wydaje się być niedopuszczenie do ingerencji w ich życie, a także ochrona nas – Ziemian
przed czymś, na co nie jesteśmy w pełni przygotowani. Myślę, że nawet te ograniczenia zostaną
pokonane, gdyż rodzaj ludzki powoli dojrzewa do tego, by stanąć w obliczu czegoś, co według
naszej dzisiejszej wiedzy stanowi dość silną społeczność galaktyczną.
Uprzedzenia występujące w obszernej literaturze na temat UFO
W porównaniu z obecnym stanem naszej wiedzy o działalności istot pozaziemskich na Ziemi
bądź w jej pobliżu, rozległa literatura na temat UFO zawiera liczne nie poparte naukowo
uprzedzenia. Wiele fałszywych wniosków, jakie można znaleźć w owej literaturze, nie wynika
bynajmniej z niekompetencji. W trakcie prowadzenia badań przedstawionych w niniejszej pracy,
czytałem książki i rozmawiałem z piszącymi je inteligentnymi ludźmi, którzy naprawdę próbują
rozwiązać niezwykle zawikłany problem. Zagadkę UFO trudno zrozumieć, nawet jeżeli dysponuje
się danymi zebranymi na drodze SRV. Natomiast bez tych danych w ogóle nie sposób jej zgłębić.
Jedyne dostępne publicznie źródła informacji opierają się na naocznych relacjach obserwacji UFO,
raportach z porwań – uzyskiwanych zazwyczaj od osób zahipnotyzowanych – bądź na informacjach
pochodzących z channelingu, w którym przyjaźni kosmici rozmawiają z popierającymi ich istotami
ludzkimi, przy czym te ostatnie znajdują się w stanie podobnym do transu.
Jeżeli chodzi o naoczne zeznania z obserwacji UFO, raporty te po prostu nie zawierają
odpowiedniej liczby informacji, żeby mogły być użyteczne z naukowego punktu widzenia. Co
można bowiem powiedzieć o takim zeznaniu prócz tego, że zauważono niezwykły latający obiekt?
Nadal nie mamy żadnych informacji na temat użytkowników statku; nie wiemy też nic o
społeczeństwach, z których oni pochodzą.
Problemy związane z relacjami porwań są znacznie bardziej skomplikowane i wymagają
szerszego omówienia. Nie ma wątpliwości, że ludziom, którzy twierdzą, iż zostali porwani przez
UFO i zabrani na pokład ich statku, przydarzyło się to naprawdę. Obecnie dysponujemy danymi
SRV, potwierdzającymi wiele relacjonowanych wydarzeń.
Głównym wątkiem przewijającym się w tych relacjach jest to, iż ludzie są porywani i wbrew
swojej woli wykorzystywani jako inkubatory w czasie trzech pierwszych miesięcy ciąży
genetycznie spreparowanego potomstwa, które w części jest ludzkie, w części zaś kosmiczne.
Literatura sugeruje jakoby Szarzy, niezadowoleni ze swej obecnej postaci, poszukiwali dla siebie
nowych ciał. W ogromnej większości przypadków porwań u porwanego występuje pewien stopień
amnezji, którą dobry terapeuta może pokonać na drodze hipnozy. Usystematyzowane raporty na
temat tego zjawiska można znaleźć w pracach dwóch naukowców: w „Porwaniu” napisanym przez
harwardzkiego profesora Johna E. Macka (1994) oraz w pracy profesora z Tempie University –
Davida Jacobsa pod tytułem „Sekretne życie: udokumentowane relacje z pierwszej ręki na temat
porwań przez UFO” (1992).
Dr Mack, profesor psychiatrii na Harwardzkiej Akademii Medycznej, zasugerował – opierając
się na spisach ludności – że ponad milion Amerykanów mogło być porwanych co najmniej raz w
życiu (Jacobs 1992, str. 9), a doświadczenia takie nie ograniczają się do mieszkańców Stanów
Zjednoczonych. Niektóre osoby, usiłują poradzić sobie z emocjonalnym szokiem, szukając pomocy
– zwykle w formie poradnictwa psychologicznego. Liczba tych ludzi jest stosunkowo niewielka, ale
powiedziano mi, że według nieformalnych szacunków niektórych terapeutów sięga ona około
czterdziestu pięciu tysięcy w samych Stanach Zjednoczonych. Nie wiem, na ile liczby te są
dokładne.
Wydaje się całkiem możliwe, a nawet prawdopodobne, że ludzie szukający porady to przede
wszystkim ci, którzy w szczególny sposób zostali poruszeni spotkaniem z istotami pozaziemskimi
(Kwestia ta została podniesiona również przez Whitleya Striebera (1995) w książce zatytułowanej
„Przełom: następny krok”). Mogło się tak zdarzyć, gdyż niektóre ze spotkań istot ludzkich z
pozaziemskimi z niewiadomych przyczyn nie przebiegają gładko, choć zdecydowana ich większość
nie ma charakteru traumatycznego. Jeżeli tak jest, literatura na temat porwań nie może być
nastawiona życzliwie do mieszkańców kosmosu. To pierwsze z pięciu głównych uprzedzeń, jakie
znajduję w opracowaniach na temat UFO. Literatura ta, wykorzystując niereprezentatywne
przypadki porwań, nagina wyniki badań w kierunku interpretacji pełnych strachu urazów. Jak
można przewidzieć, lwią część takich dzieł (wyłączając pracę Macka) wypełniają ostrzeżenia przed
złymi kosmitami, którzy porywają dorosłych i, niczym naziści, wyrywają płody w celu
przeprowadzania genetycznych eksperymentów. Nie chodzi o to, czy tak jest czy nie, ale o to, że nie
da się określić prawdziwego charakteru istot pozaziemskich, opierając się jedynie na relacjach
tendencyjnie wybranych jednostek, które doznały szoku. Bardziej wyważony wybór przypadków
obejmowałby te z nich, w których wzajemne relacje między ludźmi a przybyszami przebiegały
gładko. Jednakże podobne przypadki nie są znane terapeutom, gdyż osoby takie nie szukają porad
specjalisty.
Kolejne uprzedzenia w literaturze dotyczącej porwań nagromadziły się wokół kwestii
wykorzystywania hipnozy. Nie mam wątpliwości, że hipnoza jest bardzo pomocna porwanym w
ożywianiu wspomnień. Jeżeli jednak Szarzy posiadają zdolność wywierania tak głębokiego wpływu
na wywoływanie wspomnień, co sugeruje się w tego typu literaturze, istnieje duże
prawdopodobieństwo, iż owe wspomnienia również są niereprezentatywne. Co więcej, na wierzch
wypływają najprawdopodobniej wspomnienia, które zawierały największy ładunek emocjonalny,
czyli te związane z momentem szoku.
Tak więc mamy sytuację, w której niereprezentatywną próbkę wspomnień ożywia się w
umysłach niereprezentatywnej grupy porwanych. Na podstawie takich danych, nawet jeżeli są one
dokładne, nie sposób wyciągnąć ogólnych wniosków w stosunku do intencji istot pozaziemskich.
To tak jakby przybysze z kosmosu próbowali dowiedzieć się czegoś na temat ludzi jedynie na
podstawie wywiadów z ofiarami wypadków samochodowych. Wyniki takiego badania
wskazywałyby, że ludzie to istoty nieuważne, często pijane, sadystyczne, zły gatunek, któremu
sprawia radość przysparzanie sobie cierpień. Sytuacje takie mogą się zdarzyć, jednak uznanie
cierpienia jako reprezentatywnego dla całej kultury ludzkiej byłoby w najwyższym stopniu mylące.
Trzecie uprzedzenie w literaturze na temat porwań ma związek z punktem widzenia samych
naukowców. Łatwo jest sympatyzować z osobami, które uważają się za ofiary porwania i
nadużycia. Jesteśmy gatunkiem wysoce uczuciowym, który identyfikuje się z ofiarami
traumatycznych wydarzeń. Nienawidzimy łajdaków i szukamy zemsty. Badacze, kiedy prowadzą
sesję hipnozy i przywołują ukryte wspomnienia, znajdują się jak gdyby w emocjonalnej zupie wraz
z ofiarami, a niewielu z nich ma odpowiednie przygotowanie (wyłączywszy oczywiście Macka), by
utrzymać uczuciowy dystans w stosunku do relacji swoich pacjentów. Jedynie dobrze wyszkoleni
fachowcy w dziedzinie poradnictwa psychologicznego potrafią w sposób kompetentny pracować z
tego typu stłumionymi wspomnieniami, zachowując przy tym postawę obiektywną. Emocje są
prawdziwe i należy się z nimi obchodzić w sposób jak najbardziej kontrolowany i profesjonalny.
Jest to wskazane nie tylko ze względu na zdrowie pacjentów, ale i z punktu widzenia interpretacji
ich przeżyć. Wyciąganie wniosków na podstawie danych zebranych przez osoby nie posiadające
odpowiednich kwalifikacji terapeutycznych stanowi jedynie zaproszenie dla licznych
nieporozumień.
Kolejne uprzedzenie ma związek z klimatem kulturowym w którym rodzą się wzmiankowane
relacje. Jesteśmy społeczeństwem uwielbiającym przemoc. Widać to wyraźnie w naszych
codziennych programach informacyjnych. Rzadko można tam usłyszeć o spokojnych, emocjonalnie
zdrowych wydarzeniach. W wiadomościach dominują doniesienia o gwałtach, morderstwach i
wszelkiego rodzaju zbrodniach. Ofiary przedstawiane są zwykle w sposób patetyczny, natomiast
prawie nigdy nie wzmiankuje się o okolicznościach usprawiedliwiających sprawcę przestępstwa.
Na przykład o tym, że dana osoba stała się psychicznie niestabilna po przeżytym w dzieciństwie
wykorzystaniu seksualnym, czy też po tym, jak została ofiarą zbiorowego gwałtu, dokonanego
przez gang pośród slumsów. Rzadko pytamy dlaczego wydarzyła się zbrodnia. Zadajemy raczej
pytanie, jak karać tych, którzy ją popełnili, w niedojrzały sposób odmawiając sobie wyrobienia
bardziej wyważonego punktu widzenia na temat zawiłych ścieżek życia.
W dodatku, kultura nasza znajduje przyjemność w rozwodzeniu się nad szczegółami zbrodni,
zarówno prawdziwej jak i wyimaginowanej. Przemoc to jeden z najbardziej kasowych produktów
przemysłu filmowego w Hollywood. Przenika do ogromnej ilości ekranowych hitów. Jeżeli
kiedykolwiek dojrzejemy jako społeczeństwo, umiłowanie przemocy będzie jedną z pierwszych
rzeczy, jakim będziemy musieli stawić czoło. Nie chcę przez to powiedzieć, że porwani nie
doświadczyli tego, co postrzegają jako nadużycie dokonane na swej osobie. Być może jednak
istnieje druga strona tej historii, którą przeoczyliśmy, skupiając się tylko na relacjach o nadużyciu i
rozdmuchując je do najwyższych granic, podczas gdy nigdy nie zadajemy pytania, czy może istniał
jakiś powód dla którego stało się tak a nie inaczej. Pozwolę sobie użyć porównania. Podobnie jak
dzieci nieuchronnie czują, że naruszona została ich nietykalność osobista, kiedy są zabierane do
lekarza na szczepienia, tak my – istoty ludzkie możemy się czuć wykorzystani przez istoty
pozaziemskie, jeżeli nie rozumiemy szerszego tła na jakim dokonują się pewne czynności.
Powtórzę raz jeszcze – nie jest moim zamiarem pomniejszanie doświadczeń porwanych osób.
Nawołuję jedynie do przerwania nawałnicy strachu i nienawiści w celu wypracowania bardziej
wyważonego poglądu, który uchroni nas od wyciągania pochopnych wniosków co do rzekomych
ataków kosmitów.
Ostatnie uprzedzenie, o jakim chcę wspomnieć jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjne
i wielu ludzi może emocjonalnie zareagować na moje poglądy. Uprzedzenie to dotyczy stereotypów
rasowych. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że porwane osoby są rasistami.
Problem stanowi to, jak społeczeństwo widzi istoty, które są inne od nas samych.
Według pokaźnej części literatury na temat porwań, istoty pozaziemskie zamieszane w tę
działalność są dosłownie całkiem szare. Są małe, chude, mają duże zaokrąglone oczy, skórę twardą
jak podeszwa i na dodatek brakuje im uczuciowej głębi. Nie są wysokimi blondynami o niebieskich
oczach. Moim zdaniem, te zauważalne różnice wyzwoliły w naszych umysłach automatyczny
proces stereotypizacji w stosunku do istot pozaziemskich. Nie podnosiłbym tej kwestii, gdyby
nasze społeczeństwo było wyzbyte rasizmu. Jeżeli jednak mamy być uczciwi w stosunku do
samych siebie, musimy przyznać, że ludzkie społeczeństwo dręczy nieustanny problem
niesprawiedliwych zasad traktowania, opartych na rasizmie. Jeżeli prawdą jest, że traktujemy źle
innych przedstawicieli naszego gatunku, jakiej reakcji możemy spodziewać się w stosunku do istot
nie będących ludźmi?
Porwane osoby przynależą do naszej kultury, która zwykle nie postrzega innych istot w
pozytywnym świetle. Trudno się więc dziwić, że istoty te przedstawiane są jako uosobienie zła. Z
tej perspektywy istnieje duże prawdopodobieństwo, że my, ludzie, zabarwiamy otrzymywane dane
swoimi kulturowymi uprzedzeniami. Jeżeli mamy odgrywać poważną rolę w społeczeństwie
galaktycznym, będziemy prawdopodobnie musieli uczciwie rozprawić się z własnymi problemami
psychologicznymi oraz nauczyć się patrzeć na inne kultury przez pryzmat większego
obiektywizmu.
Pozwólcie, że podam typowy przykład rodzajów stereotypizacji, jakie nieustannie pojawiają się
w literaturze, a które świadczą o tym, że rasizm stanowi poważny problem w naszym postrzeganiu
wszechświata. Przykładem tym nie chcę wyróżniać negatywnie jednego konkretnego pisarza. Nie
stanowi on wyjątku, a jego nazwisko przytaczam jedynie w celu nakreślenia bardziej ogólnego
problemu. Przykład pochodzi z niedawno opublikowanej książki C. Andrewsa. Autor przedstawia
relację porwanego pisząc, że inni porwani potwierdzają wiele jego spostrzeżeń. Twierdzi on, że
Szarzy kontaktowali się z Hitlerem, że produkują pożywienie z wydzielin gruczołów okaleczonych
zwierząt, pracowali z CIA i nazistami w celu wyodrębnienia wirusa HIV i robili wiele innych złych
rzeczy. Natomiast ich wrogowie (to jest dobrzy przedstawiciele istot pozaziemskich) mają
szwedzką urodę „wysokich blondynów”. Istoty te są na ogół piękne i przystojne, niczym
bohaterowie westernów. Blondyni denerwują się na ludzi, ponieważ nasze rządy współpracują z
Szarymi, ich złymi, śmiertelnymi wrogami (Andrews, 1993, str. 41-64).
Tego typu uprzedzenia rasowe i stereotypowe uogólnienia są szczególnie nieprzydatne, jeżeli
chcemy dobrze zrozumieć zjawisko istot pozaziemskich. Jeszcze raz powtórzę: jedyne co się liczy
to uzyskanie dokładnych danych i ich inteligentne odczytanie. Do tej pory otrzymywaliśmy na ogół
dane pełne uprzedzeń, których interpretacja została poważnie zniekształcona przez praktyki
badawcze i nasze własne problemy kulturowe. Żeby rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich,
musimy porzucić uprzedzenia i wypracować bardziej kompletny obraz zjawiska.
Ostatnią metodą zbierania danych, o której wspomniałem, jest channeling, przez niektórych
uznawany za alternatywę w stosunku do teleobserwacji. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego tak
nie jest. Channeling ma miejsce wtedy, gdy osoba popada w stan podobny do transu, w czasie
którego porozumiewa się telepatycznie z obcą istotą. Czasami twierdzi się, że aby osiągnąć
porozumienie, istota ta chwilowo „przejmuje kontrolę” nad ciałem i umysłem osoby w transie.
Poza paroma wyjątkami, nie stwierdziłem aby channeling dorównywał dokładnością danym
uzyskanym na drodze SRV. Na ogół, telepaci channelingowi przedstawiają ludzi ich pozaziemskim
siostrom i braciom, którzy mieniąc się dobrymi, ostrzegają przed złymi przedstawicielami swego
gatunku. Istoty, z którymi nawiązano łączność, udzielają następnie różnorodnych informacji
dotyczących przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, opatrzonych ostrzeżeniami i napomnieniami.
Jednakże materiał taki na ogół nie zgadza się ani z informacjami uzyskanymi przez innych
telepatów channelingowych, ani z wynikami otrzymanymi przez teleobserwatorów. Za pomocą
teleobserwacji, badacze mogą kontrolować zarówno obiekt obserwacji jak i wyszkolenie
obserwatora oraz warunki, w jakich uzyskuje się dane. Za pomocą precyzyjnego ekranowania i
procedur sprawdzających można wyizolować i odrzucić niedokładne dane. Channeling nie pozwala
na żadną z tych rzeczy. Po prostu wierzy się telepacie lub nie, a wierzenia nie są zadowalającym
substytutem obiektywnej obserwacji, która podlega niezależnej weryfikacji.
Rozdział 3
Podróż przez Akaszę
Moja praca w zakresie teleobserwacji istot pozaziemskich właściwie zaczęła się w styczniu 1992
roku, aczkolwiek wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Od tamtego czasu doświadczyłem wielu
spotkań z całym szeregiem istot pozaziemskich. Na ogół nawiązywałem kontakt na drodze
teleobserwacji. Nie sądzę jednak, bym zbliżył się do istot pozaziemskich w sposób niezależny, bez
ich wiedzy. Tak naprawdę żywię silne podejrzenie (chociaż nie mam na to dowodu), że pewne
sugestie zostały mi podsunięte, a ja początkowo nie zdawałem sobie sprawy, że moje
zainteresowanie sprawami świadomości ostatecznie doprowadzi mnie do ET. Nie jestem pewien,
kto mógł to zrobić, ale intuicja wyraźnie podpowiada mi (a przemawia za tym sporo dowodów
pośrednich), że byłem kierowany czy też popychany w tym kierunku.
Moje badanie ludzkiej świadomości obejmowało trzy fazy szkolenia. Zacząłem od nauczenia się
zaawansowanej wersji Medytacji Transcendentalnej zwanej Sidhis. Drugi etap szkolenia stanowił
tygodniowy kurs w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Kolejnym krokiem było szkolenie w
zakresie teleobserwacji. Każdy etap miał bezpośredni związek z moimi badaniami dotyczącymi
istot pozaziemskich, co wyjaśniam poniżej.
Sidhis
W 1991 roku zacząłem szkolenie w Programie Medytacji Transcendentalnej (MT) Sidhis.
Podobnie jak Medytacji Transcendentalnej, Sidhis nauczają nauczyciele wyszkoleni przez
Maharashiego Mahesh Yogi. Omawiam tu swoje doświadczenia medytacyjne z dwóch powodów.
Po pierwsze, w trakcie badania istot pozaziemskich, natknąłem się na grupy kosmitów, które
najwyraźniej praktykują coś w rodzaju medytacji Sidhis. Po drugie, w trakcie sesji teleobserwacji
raz po raz doświadczałem świadomości pewnej grupy istot pozaziemskich, która posiada zbiorową
umysłowość. Owa grupowa świadomość kosmitów – można by ją nazwać „zbiorowym umysłem” –
przeżywa subiektywne doświadczenie zbliżone do tego, jakiego ludzie doznają w czasie ćwiczeń
Programu Medytacji Transcendentalnej Sidhis.
Moje początkowe zainteresowanie tym programem korespondowało z publikacją niezwykłego
raportu w prestiżowym czasopiśmie naukowym. W 1988 roku, w grudniowym numerze Dziennika
Rozwiązywania Konfliktów ukazał się artykuł, w którym twierdzono, że grupy praktykujące
Medytację Transcendentalną, a zwłaszcza program Sidhis, mogą mieć wpływ na poziom konfliktów
w otaczającym ich terenie (Orme-Johnson i inni, 1988). Zjawisko to nazwano „efektem
Maharashiego” na cześć Maharashiego Mahesha. W chwili jego opublikowania, artykuł uważano za
kontrowersyjny. Z reakcji ludzi wynika, że nadal wzbudza on dużo emocji.
Po ukazaniu się artykułu na temat Efektu Maharashiego, z całą otwartością swego umysłu
zdecydowałem się zbadać, czy medytacja rzeczywiście może przyczynić się do zmniejszenia
konfliktów w świecie. W tym celu zwróciłem się do Uniwersytetu Emory o dotację na badania.
Poprzez nauczenie się programu Sidhis chciałem zbadać efekt Maharashiego. Przyznano mi dotację
i wkrótce potem zostałem Sidhą (zaawansowanym medytującym).
Na samym początku pragnę wyraźnie podkreślić, że z ruchem Medytacji Transcendentalnej nie
łączy mnie żadna formalna więź. W żaden sposób go nie reprezentuję. Nigdy nie otrzymałem od
ruchu żadnych pieniędzy czy innych dóbr materialnych. W niniejszej książce prezentuję wyniki
jako niezależny socjolog, prowadzący badania na własną rękę. Wszystkie moje komentarze
odnośnie medytacji stanowią odzwierciedlenie moich własnych myśli i doświadczeń, jako że
dotyczą one moich badań nad cywilizacjami pozaziemskimi. Żeby zrozumieć, o co tutaj chodzi,
opierałem się jedynie na własnych umiejętnościach naukowca i wyszkolonego obserwatora.
Subiektywne doświadczenia z Programem MT-Sidhis
W normalnej świadomości czuwania, umysł zalewany jest przez dane wejściowe pochodzące z
pięciu zmysłów fizycznych: wzroku, słuchu, zapachu, smaku i dotyku. Nasza aktywność umysłowa
w większości wykorzystuje informacje z tych zmysłów. Surowe dane wejściowe uzyskiwane przez
zmysły, karmią aktywność intelektualną podobnie jak logika czy wyobraźnia. Jednak w trakcie
medytacji, natężenie owych doznań zmysłowych stopniowo zmniejsza się w umyśle, aż do
całkowitego ich wyciszenia. W tym punkcie ustają również logika i wyobraźnia. To co zostaje, nie
jest pustym umysłem. Naprawdę jest to połączenie umysłu z czymś, co medytujący nazywają
„polem świadomości”, które może pulsować aktywnością. Z subiektywnego punktu widzenia
wydaje się, że pole to zarówno zawiera, jak i odzwierciedla wewnętrzną świadomość wszystkich
ludzi. W stanie głębokiej medytacji ludzie w sposób bezpośredni doświadczają tego pola.
Empiryczny kontakt z nim przesłaniają zwykle sygnały pochodzące zarówno z pięciu fizycznych
zmysłów, jak i z myśli, wspomnień i emocji. Trzeba więc „przekroczyć” świadome przetwarzanie
wrażeń zmysłowych przez odwrócenie uwagi świadomości od zmysłów i skierowanie jej w stronę
tego, co niefizyczne. To, co niefizyczne jest oczywiście z definicji pozbawione cech fizycznych,
tym niemniej posiada pewną obiektywną rzeczywistość, którą można dokładnie zobaczyć, o ile
tylko ma się odpowiednio wrażliwy system nerwowy. Spostrzeżenia takie nie są wytworem
wyobraźni osoby uprawiającej medytację.
Ostatecznym celem medytacji jest ćwiczenie umiejętności odczuwania pola świadomości, aż do
osiągnięcia zwiększonej percepcji tego, co niefizyczne. Po ukończeniu tego procesu, nie ma
potrzeby dalszej medytacji. Osoba taka ma wysoce rozwiniętą świadomość i doznała
samorealizacji. Oznacza to, iż nie prowadzi ona już podwójnego życia, w którym normalna
świadomość ograniczona jest do postrzegania zewnętrznych zmysłów fizycznych, a nie sięga jaźni
wewnętrznej. Człowiek, który osiągnął samorealizację ma tylko jedną połączoną (to jest wzajemnie
połączoną) świadomość. Ponieważ pole świadomości łączy wszystkie aspekty życia, postrzeganie
pięciu fizycznych zmysłów jest zabarwione tym, co człowiek widzi z szerszego poziomu. Bez tego
rozumienie wszelkiego życia jest upośledzone. Medytacja wtapia poczucie wewnętrznego istnienia
w codzienną, normalną świadomość. W trakcie swoich badań odkryłem ważną rzecz, mianowicie,
że podstawową cechą, która odróżnia typowe istoty ludzkie od wysoko rozwiniętych istot
pozaziemskich jest to, iż kosmici w większej swej części osiągnęli samorealizację, podczas gdy u
ludzi zdarza się to nader rzadko.
W pełni zrealizowana osoba szybko uświadamia sobie różnorodność współistniejącego z naszym
życia niefizycznego. Wszelkie życie, zarówno fizyczne jak i niefizyczne, zamieszkuje pewną
przestrzeń. Niestety, angielskie określenie space – przestrzeń (tak jak outer space – w przestrzeni
zewnętrznej) ogranicza się do tego, co fizyczne. Szerszy termin definiujący przestrzeń, obejmujący
swym znaczeniem tak życie fizyczne jak i niefizyczne, znajdujemy w sanskrycie – to słowo akasza.
Wszyscy istniejemy w akasha i wszystkie nasze podróże zawierają się w akasha, niezależnie od
tego czy podróżujemy statkiem kosmicznym czy przy pomocy wyszkolonej świadomości. Tak
naprawdę, starożytni jasnowidze byli pierwszymi wielkimi astronautami, ponieważ przy pomocy
swoich umysłów nieomal dosłownie wędrowali po niebiosach. Na ogół osoby zaawansowane w
medytacji, podobnie jak istoty pozaziemskie, patrzą na naszą egzystencję z szerszej perspektywy
życia w akaszy.
Moje pierwsze doświadczenia z Programem MT-Sidhis w dużej grupie nastąpiły podczas
medytacji na Międzynarodowym Uniwersytecie Maharashiego w pierwszym tygodniu 1992 roku.
Zebrało się tam wtedy ponad dwa tysiące medytujących osób. Wszyscy ćwiczyliśmy Program MT-
Sidhis.
Obecny Program MT-Sidhis jest dość zagmatwany i nie ma potrzeby, żeby w tym miejscu
wdawać się w dokładny opis poszczególnych jego procedur. Powszechnie wiadomo, że część
programu obejmuje tak zwane „latanie jogina”. Odbyło się wiele publicznych pokazów tego
zjawiska, a niektóre z nich były nawet transmitowane w telewizji. Na poziomie powierzchniowym,
latający jogini wyglądają, jak gdyby podskakiwali po całym pokoju w pozycji kwiatu lotosu,
niejako przypominając żabę. Jednak nie chodzi tutaj o uprawianie gimnastyki, a o to, by uprawiając
specjalny typ aktywności pozostawać w stanie medytacji ściśle związanym z polem świadomości.
W trakcie „nielatających” części tych medytacyjnych eksperymentów doznawałem szczególnych
odczuć, takich jak uspokojenie, zatapianie się, przemieszczanie świadomości. Moja własna
świadomość zdawała się gdzieś wędrować, bez jakiegokolwiek wysiłku z mej strony. Rzeczywiście,
jednym z najważniejszych aspektów właściwej medytacji jest to, że nie może się ona odbywać w
atmosferze wysiłku. Wysiłek bowiem uaktywnia związane ze stanem czuwania czynności
przetwarzania informacji, które z kolei przytłumiają postrzeganie jakiegokolwiek sygnału z pola
świadomości. Po osiągnięciu tego nowego stanu, następowało charakterystyczne postrzeganie
różnicy między stanem świadomości medytacyjnej a normalnym stanem czuwania świadomości.
Opisywanie wszystkich aspektów tej różnicy wykraczałoby poza potrzeby niniejszej pracy, ale kilka
uwag na pewno się przyda.
W stanie świadomości medytacyjnej miałem wyraźne poczucie mojej własnej jaźni, która była
czymś różnym od moich myśli. Pojawiały się w tym stanie myśli, ale było ich niewiele. Co więcej,
myśli jawiły się jako coś obcego mojej zasadniczej jaźni. W rzeczywistości, dominującym
aspektem percepcji było poczucie rozszerzonej świadomości. Z perspektywy osoby trzeciej, moja
świadomość nie tyle myślała myślami, ile po prostu była świadoma siebie.
Jednakże ten stan poszerzonej świadomości nie pozostawał bezczynny. Wyraźnie doświadczałem
jakiegoś miejsca, a moja własna świadomość nie była jedyną, która dzieliła owo doznanie.
Doświadczenie to nie było też chwilowe. W rzeczywistości, trwało dobrych parę minut zanim
program przeszedł do następnego punktu, to jest do „latania jogina”.
Panuje opinia, że z punktu widzenia stanu normalnego czuwania świadomości, stan
świadomości, którego doświadcza się w trakcie medytacji, jest bardzo subtelny. Moje osobiste
doświadczenia wydają się to potwierdzać. Jednak z perspektywy stanu poszerzonej świadomości
czynności w polu świadomości nie zawsze są subtelne. Właśnie podczas „latania” pierwszy raz
dostrzegłem coś, co można by nazwać „falą świadomości” i muszę przyznać, że uderzyło mnie to
niczym tona cegieł.
Fala świadomości powstaje, kiedy osoby medytujące w jednym miejscu manipulują polem
świadomości w taki sposób, że wszyscy medytujący postrzegają falę wpływu w tym samym czasie.
Doświadczenie to trudno ująć w słowa. Mogę jedynie stwierdzić, że przypomina ono wielki
przypływ energii.
Oczywiście nie wyszkolony uczestnik eksperymentu może odrzucić takie subiektywne
obserwacje. Ja jednak jestem wykształcony w zakresie obserwacji ludzkich zachowań i pozostaję w
wysokim stopniu uwrażliwiony na potrzebę odróżniania rzeczy zmyślonych od rzeczywistych.
Jestem głęboko przekonany, że w budynkach Uniwersytetu Maharashiego działo się coś
obiektywnego. Nie będę utrzymywał, że rozumiem fizykę owego eksperymentu, ale był on dla mnie
tak realny, jak gdybym dostał pięścią w twarz (przy czym oczywiście, o wiele przyjemniejszy).
Dokładnie pamiętam swą początkową reakcję po pierwszym doświadczeniu medytacji w dużej
grupie. Żałowałem, że w budynkach tych nie byli obecni naukowcy z całego świata wraz z całym
możliwym zestawem narzędzi laboratoryjnych. Uważałem, że nauka powinna zainteresować się
zjawiskiem, które mnie tak poruszyło. Nie było ono fizyczne, ale jak najbardziej prawdziwe i miało
wpływ na obiekty fizyczne (na przykład na mnie). Wówczas byłem przekonany, że coś tak silnego
nie może umknąć naukowemu badaniu. Jednak nie potrafiłem znaleźć żadnej odpowiedzi na
pytanie: co się właściwie stało? Mój umysł zdawał się przemieszczać na subtelny poziom
świadomości, z którego czułem wielką aktywność i potężne fale energii.
Instytut Monroe'a
W dwadzieścia jeden miesięcy po tym, jak ukończyłem kurs Programu MT-Sidhis, tuż przed
rozpoczęciem szkolenia w zakresie SRV, uczęszczałem na tygodniowy kurs programu „Wędrówki
przez Bramę” w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Program ten uczy osiągania odmiennych
stanów świadomości poprzez technikę ładowania fal mózgowych. Zanim zapisałem się na ten kurs,
spotkałem osobę, która miała uczyć mnie teleobserwacji i zostać moim monitorem w trakcie
relacjonowanych tu badań. Otóż osoba ta powiedziała mi, że kurs w Instytucie Monroe'a stanowi
warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji dla celów wojskowych. Chcąc powielić znaną drogę
wojskowego programu szkoleniowego, zapisałem się też na kurs programu „Wędrówki przez
Bramę”. Przedstawię ten kurs pokrótce. Ludzie w Instytucie Monroe'a wynaleźli nieinwazyjny
sposób wytwarzania fizycznych zmian w mózgowych sygnałach elektrochemicznych. Ich technika
oparta jest na wykorzystaniu dźwięków w celu spowodowania różnych częstotliwości rezonansu
między prawą a lewą półkulą mózgową. Robert Monroe nazwał swą opatentowaną technikę Hemi-
Sync. Polega ona na tym, że umieszcza się jeden ton w jednym uchu (na przykład ton 100-hercowy)
i drugi ton o częstotliwości tylko nieznacznie różnej od tonu pierwszego w drugim uchu
(powiedzmy, ton 104-hercowy). W wyniku tego powstaje wibracja o bardzo niskiej częstotliwości,
którą nazywa się częstotliwością uderzenia (w tym przypadku 4 herce). Częstotliwości uderzeń
właściwie nie słyszy się w uszach, ale umysł może je rozpoznać. Sam mózg tworzy je na drodze
mieszania osobnych częstotliwości audio. W ten sposób używa się dźwięku do wywołania
elektrochemicznych zmian w mózgu, który rezonuje przy częstotliwości niewykrywalnej dla
ludzkiego ucha (z racji swej niskiej częstotliwości).
Naukowcy z Instytutu Monroe'a opracowali szereg wymyślnych mieszanek dźwięków Hemi-
Sync, które są niezwykle użyteczne w osiąganiu odmiennych stanów świadomości przez słuchające
ich osoby. Sporządzili oni „mapy” elektrochemicznej aktywności fal mózgowych wielu osób,
zdolnych do osiągania odmiennych stanów świadomości. Dopasowując mapy do zmian, jakie
zachodzą w technice Hemi-Sync, mogą oni, dosłownie za pomocą naciśnięcia guzika, spowodować
taki mechaniczny rezonans umysłu, jaki występuje u wielkiego jasnowidza czy mistyka, który
badaniu granic świadomości poświęcił całe swoje życie. Najbardziej interesujące osiągnięcie
Instytutu Monroe'a stanowi odkrycie zestawu częstotliwości, pozwalającego postrzegać pełną
bujnego życia sferę egzystencji niefizycznej.
Używam słowa, które być może słyszeliście w telewizyjnym serialu Star Trek oraz w innych
filmach opisujących to miejsce: „subprzestrzeń”. Jakaś część każdego z nas, podobnie jak w
przypadku innych istot, istnieje w subprzestrzeni. Ludzie, którzy nie zamieszkują już naszej
przestrzeni fizycznej „żyją” w subprzestrzeni. Określanie więc zmarłych mianem „martwych” czy
„nieżyjących” jest z gruntu niewłaściwe.
Na kursie „Bramy” w Instytucie Monroe'a podstawowy stan świadomości, pozwalający na
wejście do subprzestrzeni, nazywany jest stanem skupienia Focus 21. W tym stanie świadomości
można głęboko wniknąć w subprzestrzeń i porozumieć się z przebywającymi tam istotami. W
trakcie mojego drugiego doświadczenia ze stanem skupienia Focus 21, wydarzyła się niezwykła
rzecz, która zmieniła moje poglądy na temat istot pozaziemskich.
Leżałem na plecach w małym pokoju z łóżkiem i niezbędnym sprzętem elektronicznym,
słuchając przez słuchawki dźwięków Focus 21. Doznałem subiektywnego doświadczenia
umysłowego przeniesienia w jakieś miejsce. Wykorzystywana technika nie wymaga ze strony
słuchacza żadnego wysiłku wyobraźni. Umysł automatycznie dostraja się do częstotliwości
generowanej przez tony i przenosi się „tam”. Po kilku minutach wydawało mi się, że przybyłem w
jakieś miejsce, które miało wejście, coś w rodzaju drzwi. Rozkład obrazów nie był doskonały, ale
mogłem odczuć, co się działo. Znajdowałem się u jakichś bram.
Przeszedłem przez wejście i znalazłem się w pokoju, który sprawiał wrażenie, jakby brakowało
w nim jednej ściany. Wszędzie było światło, jasne światło. Rozejrzałem się dookoła i po swojej
lewej stronie zobaczyłem jakąś istotę. Jej ciało sprawiało wrażenie fluoryzującego i lekko
przezroczystego. Wydawało się, że osobnik ten mnie obserwuje, tak jakby nadzorował moją wizytę.
Wszedłem do pokoju i, ku swojemu niezmiernemu zdziwieniu, spotkałem trzech innych znanych mi
ludzi. Byli tam mój dziadek, babcia i babcia stryjeczna (siostra babci).
Na poziomie emocjonalnym, nie posiadałem się z radości. Wszyscy okazywali zadowolenie, że
mnie widzą. Mojego szczęścia nie da się wyrazić słowami. Miałem niejasne poczucie, iż z mojego
ciała fizycznego wydobywają się łzy, ale świadomość pozostawała z krewnymi. Niedawno zmarła
moja inna ciotka (druga siostra babci), więc rozejrzałem się wokół siebie, pytając gdzie jest.
Dokładnie pamiętam swoje pełne troski pytanie: „Ale gdzie jest Elsie?”
W tym momencie poczułem, jak jakaś inna – najwidoczniej potężna – subprzestrzeń pokrywa
mnie ciemną osłoną. Następnie zostałem podniesiony i przeniesiony w inne miejsce. W trakcie tej
wycieczki zapytałem, dlaczego nie mogę zobaczyć tego, co jest na zewnątrz. (Zadałem to pytanie
po prostu przez pomyślenie.) W momencie w którym je zadałem, podniósł się róg osłony i ujrzałem
najjaśniejsze światło, jakie kiedykolwiek dane mi było widzieć. To przypominało patrzenie prosto
w słońce. Co więcej, czułem przemożne pragnienie rozpłynięcia się w tym świetle. Wtedy
ponownie opadła zasłona i zrozumiałem. Chroniono mnie przed światłem. Odniosłem wrażenie, że
wystawienie na bezpośrednie działanie światła mogłoby być dla mnie szkodliwe, ponieważ nadal
prowadziłem życie fizyczne.
Wkrótce potem, podróż w subprzestrzeni skończyła się i zasłona została podniesiona. Moim
oczom ukazało się coś, co przypominało setki tysięcy Szarych. Były to istoty pozaziemskie, a żyły
w subprzestrzeni tak jak ludzie. Przybliżyłem się i wyciągnąłem rękę w ich kierunku. (W jakiś
sposób wydawało mi się, że jest to właściwe w tym momencie.) To, czego doznałem, przyprawiło
mnie o zawrót głowy. Odczułem intensywny ból, psychiczny i uczuciowy – nie fizyczny. Cofnąłem
się szybko z powrotem do na wpół otwartej zasłony. Jednak nie chciałem przepuścić takiej okazji,
więc spróbowałem ponownie. Tym razem, zamiast odbierać nowe wrażenia swymi ludzkimi
zmysłami zrobiłem wysiłek, żeby odczuć świadomość Szarych, tak jak odczuwali ją oni. Ku mojej
uldze, doznanie było teraz inne.
Poczułem spokój, bezruch, milczenie. Czułem też, że moją świadomość w tym momencie można
by przyrównać jedynie do umysłowości dr. Spocka ze Star Trek. To było tak, jakby nie istniały
żadne powierzchowne emocje, a tylko sama głębia. Wtedy zdałem sobie sprawę, że moje pierwsze
wrażenie bólu ukazywało, jak czułby się mój umysł, gdyby był zmuszony żyć w świadomości
Szarych. Proces przejściowy był zbyt ostry. Nadal czułem głęboki ból, ale jeszcze nie wiedziałem,
czy pochodził on od Szarych, czy ode mnie samego. Odnosiłem niejasne wrażenie, że zarówno od
jednego jak i od drugiego, ale wtedy nie byłem w stanie tego określić.
Wówczas usłyszałem głos i już wiedziałem, kto przyprowadził mnie do Szarych. Głos
powiedział: „Tam są stworzenia, którym chcesz pomóc”. Był to głos cioci Elsie.
Jeden z Szarych zbliżył się do mnie i zapytał, czy przyszedłem, aby im pomóc. Nie wiedziałem
co powiedzieć. Czułem, że mają problemy, ale początkowo odnosiłem wrażenie, iż problemy te leżą
daleko poza granicami moich możliwości pomocy.
Odpowiedziałem, że nie wiem. Zacząłem coś mamrotać. Wspomniałem, że może spróbuję.
Może będę mógł wrócić. Nie wiedziałem, jakie zadanie mam do wykonania. Cokolwiek jednak to
było, czułem się przytłoczony. Kurczyłem się i odczuwałem smutek, głęboki smutek. Ale czułem
też, że nie jest to czas na niesienie pomocy i że muszę opuścić Szarych.
Znowu okryła mnie zasłona i zostałem odstawiony do drzwi wejściowych, gdzie czekali na mnie
krewni. Właściwie w ogóle nie zobaczyłem ciotki, ale już tego nie potrzebowałem. Pożegnałem się
i udałem do wejścia, gdzie nadal stała samotna istota subprzestrzenna, którą widziałem na samym
początku. Potem, ku swojemu zdziwieniu, ujrzałem około dwudziestu ludzi trzymających się za
ręce; ludzie ci minęli mnie i weszli przez drzwi do czegoś na kształt tunelu prowadzącego w dół.
Uznałem to za dziwne, ale nie rozmyślałem wtedy na ten temat.
W moim umyśle zaczęły się zmieniać sygnały dźwiękowe. Opuszczałem Focus 21. Po powrocie,
którego nie zakłóciły już żadne wypadki, usłyszałem przyjemny głos z budki kontrolnej.
„Witamy z powrotem! Jesteś teraz całkowicie rozbudzony i czujny. Prosimy, dołącz do nas w
sali odpraw”.
Wkrótce potem grupa biorąca udział w kursie „Bramy” spotkała się w dużej sali instytutu, w
celu omówienia swych doświadczeń. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się w dyskusji było to, że
wielu uczestników zdecydowało się przejść przez doświadczenie jako grupa, niejako trzymając się
za ręce. Opowiadali o swych podróżach i powrocie przez bramę i już wiedziałem, kogo ujrzałem
przy wejściu do tunelu.
Jeśli chodzi o mnie, byłem zbyt odrętwiały żeby cokolwiek mówić. Po prostu słuchałem,
zastanawiając się, co się jeszcze wydarzy.
Moje szkolenie w zakresie teleobserwacji
Z racji kontrowersyjnego charakteru moich badań i natury szczegółów dotyczących wojskowych
operacji teleobserwacyjnych, zdecydowałem się utrzymać w sekrecie tożsamość mojego
nauczyciela. Być może w pewnym momencie człowiek ten sam zechce ogłosić, że był moim
nauczycielem i monitorem w trakcie tych badań, ale będzie to jego decyzja. Póki co, będę nazywał
go „moim nauczycielem” lub „monitorem”. W przypadkach, gdy formy językowe zmuszą mnie do
użycia zaimka osobowego, będę używał określenia „jego” czy „jemu” jedynie dla wygody, nie
należy więc wyciągać z tego żadnych wniosków co do płci mego nauczyciela.
Człowieka, który miał zostać moim nauczycielem teleobserwacji (były członek wojskowej
jednostki teleobserwacyjnej) spotkałem po raz pierwszy na konferencji. Długo z nim rozmawiałem,
dałem mu swą wizytówkę i błagałem, aby wziął mnie na przeszkolenie w teleobserwacji.
Powiedział mi, że w obecnej chwili jest to niemożliwe. Nie miał też większej nadziei na
rozpoczęcie nowego programu szkolenia. Szkolenie organizowano nadal według początkowych
wzorów, opracowanych przez Ingo Swanna dla kursantów wojskowych. Mówiąc krótko,
kosztowało to za dużo pieniędzy, czasu i potencjału ludzkiego. Brakowało nauczycieli.
Mimo wszystko zachowałem numer telefonu tego człowieka, chociaż wiedziałem, że wkrótce się
zmieni ze względu na jego przeprowadzkę. Ale powiedział mi dokąd zamierza się przenieść. Nie
licząc literatury, jaką przysłał mi parę tygodni po konferencji, nie miałem od niego wiadomości
przez ponad rok.
Uczestniczyłem w tamtej konferencji tylko przez jeden pełny dzień, aż do lunchu dnia
następnego. Moja żona była w tym czasie w ciąży i żeby jej nie niepokoić, zdecydowałem się nie
mówić, że idę na spotkanie fachowców zainteresowanych istotami pozaziemskimi i UFO. Nie
pamiętam dokładnie, co jej w końcu powiedziałem, ale było to coś o konferencji związanej z moimi
badaniami.
Kiedy po konferencyjnym lunchu wróciłem do domu, zastałem swoją żonę bardzo czymś
poruszoną. Chciała koniecznie wiedzieć, co robiłem. Powiedziała mi, że podczas mojej
nieobecności miała gościa. Intuicyjnie czuła, że jego wizyta związana była z moją działalnością,
cokolwiek by to było. Opowiedziała mi jak siedziała sobie na ławce na dworze, gdy nagle poczuła
za swoimi plecami czyjąś obecność. Moja żona jest Sidhą i nauczycielką Medytacji
Transcendentalnej, więc wiedziałem, że posiada wysoce rozwinięte zdolności dokładnego
postrzegania. Stałem zatem spokojnie i słuchałem jej relacji.
Powiedziała mi następnie, że istota ta próbowała ją uśpić, żeby móc na nią popatrzeć. Czuła, że
to zainteresowanie wzbudziła jej ciąża, co jej się bardzo nie spodobało. Oparła się przemożnej chęci
spania i zamiast tego zaczęła obracać się w kierunku owej istoty. W tym momencie istota ta
pojawiła się przed moją żoną, tak że zdążyła ją zobaczyć. Po chwili pomknęła szybko za pobliskie
drzewo i najwyraźniej zniknęła. Opis istoty, jaki podała moja żona, pasował do obrazu typowego
Szarego. Należy zaznaczyć, że nigdy wcześniej nie rozmawiałem z nią na te tematy.
Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było, że niektóre istoty pozaziemskie są w stanie
kontrolować rozmowy między ludźmi. Mogłem się jedynie domyślać, że ktoś słuchał mojej
rozmowy na konferencji, w której wspominałem, że chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o
istotach pozaziemskich, a dokładniej, pragnę napisać książkę o nich i ich cywilizacji.
Podsłuchawszy rozmowę, istota pozaziemska przyszła dowiedzieć się czegoś więcej na mój temat.
Powiedziałem żonie wszystko o spotkaniach, na które chodziłem.
W jakieś piętnaście miesięcy po konferencji, medytowałem w swoim nowym mieszkaniu w Ann
Arbor, w Michigan. Zazwyczaj każdego lata jeżdżę na Uniwersytet w Michigan, żeby prowadzić
kurs matematyki nielinearnej dla socjologów, którzy przyjeżdżają tam z różnych krajów. W trakcie
mojego porannego programu medytacyjnego miałem wyraźne odczucie, jakby ktoś kazał mi
posłuchać jednej z taśm Instytutu Monroe'a zaraz po zakończeniu medytacji. Miałem wrażenie, że
powinna to być taśmy wykorzystująca stan skupienia Focus 12. Uznawałem ją za szczególnie
użyteczną w ułatwianiu łączności telepatycznej, bowiem pozwalała ona na jednoczesne utrzymanie
ścisłego kontaktu z rzeczywistością, w przeciwieństwie do Focus 21, gdzie świadomość nieomal
całkowicie przemieszcza się do sfery niefizycznej. Zaraz po skończeniu medytacji, poszedłem do
sypialni i cicho (żeby nie przeszkadzać śpiącej żonie) wyjąłem taśmę i wróciłem do pokoju
gościnnego. Nastawiłem taśmę w przenośnym magnetofonie, założyłem słuchawki, nacisnąłem
guzik i oparłem się, żeby posłuchać i wypocząć.
Zaraz po tym, jak skończył się wstęp, zacząłem dostrzegać mentalny obraz świetlanej istoty. Był
to osobnik płci męskiej, ubrany w białą szatę. Miał dla mnie wiadomość. Powiedział mi, że teraz
nadszedł odpowiedni czas na skontaktowanie się z moim znajomym teleobserwatorem wojskowym
i na odbycie przeszkolenia w zakresie SRV. Podkreślił, że powinienem zrobić to teraz. Taśma się
skończyła, a ja zastanawiałem się, co począć.
Po zajęciach porannych, poszedłem do swego biura, żeby skontaktować się z teleobserwatorem,
którego tak dawno nie widziałem. Poprzednio, ile razy dzwoniłem, nigdy nie udawało mi się z nim
porozmawiać, gdyż zawsze natrafiałem na automatyczną sekretarkę. Zresztą nic dziwnego –
uprzedził mnie, że często nie ma go w biurze. Nie miałem jego nowego adresu w mieście, pod który
miał się przeprowadzić i nawet nie wiedziałem, czy faktycznie się tam przeniósł. Nie mając innego
wyboru, zdecydowałem się zadzwonić do informacji telefonicznej. Ku mojemu zdumieniu, mieli na
liście jego numer. Zadzwoniłem więc, usłyszałem jego głos na sekretarce, zostawiłem swój numer i
zacząłem przygotowywać wykład na następne zajęcia.
Wkrótce zadzwonił. Powiedziałem mu, jak bardzo jestem szczęśliwy, że mogę z nim rozmawiać
i spytałem, czy jest jakaś szansa, żeby teraz uczył mnie teleobserwacji. Wspomniałem o swym
pragnieniu napisania książki na temat zjawiska istot pozaziemskich oraz o tym, że potrzebuję
teleobserwacji jako narzędzia zbierania danych. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu oznajmił, że
właśnie skończył aktualizować program szkolenia w teleobserwacji, dzięki czemu będzie mógł
nauczyć mnie podstaw w trakcie siedmiodniowego intensywnego kursu, po sześć godzin dziennie.
Mogłem być drugim uczniem na jego nowym kursie, który miał się zacząć za około siedem
tygodni. Podał cenę i oznajmił, że będzie mnie uczył. Fakt, że to on będzie moim nauczycielem,
miał dla mnie duże znaczenie, bo w jego towarzystwie dobrze się czułem. Powiedziałem, żeby mnie
zapisał i ustalił kwestie finansowe. Po odwieszeniu słuchawki pomyślałem o świetlistej istocie,
która telepatycznie zbliżyła się do mnie podczas mej porannej sesji z taśmą Monroe'a. Odnosiłem
wrażenie, że to jeszcze nie koniec niespodzianek i powiedziałem sobie, że lepiej się do tego
przyzwyczaić.
Czas na szkolenie w teleobserwacji był doskonały. W czasie tygodni przed szkoleniem mogłem
uczęszczać na jednotygodniowy intensywny program „Wędrówki przez Bramę” w Instytucie
Monroe'a. Tamtego lata udało mi się również zrobić oferowany przez instytut domowy kurs o
nazwie „Doznanie Otwarcia Wrót”. Jest to kurs wykorzystujący niektóre z taśm używanych w
trakcie tygodniowego kursu stacjonarnego. Tamtego lata spędziłem więc dużo czasu słuchając taśm
Focus 12. Domowy kurs bardzo wzbogacił moje doznania w okresie jednotygodniowego programu
stacjonarnego. Całe doświadczenie jakie zdobyłem w Instytucie Monroe'a pomogło mi przygotować
się na to, co miałem zobaczyć podczas kursu teleobserwacji.
Moje szkolenie odbywało się w skromnym otoczeniu. Pokój szkoleniowy byt zasadniczo szary,
podobnie jak budynek, w którym się mieścił. W zasięgu wzroku kursanta nie było żadnych jasnych
kolorów. Nauczyciel nosił ubrania w naturalnych, stonowanych barwach, żeby uniknąć pobudzania
wyobraźni wizualnej swego ucznia, co prowadziłoby do zniekształcania danych.
Ode mnie wymagano, abym w trakcie szkolenia był wypoczęty i nie głodny. Jest to bardzo
ważne, ponieważ teleobserwacja wykorzystuje niektóre aspekty autonomicznego systemu
nerwowego. Wszystko, co wpływa negatywnie na ten system (na przykład głód) może pogorszyć
ogólną jakość danych.
Mój nauczyciel był niezwykle cierpliwą osobą. Ważne jest, aby budować u ucznia pewność
siebie, pozwalającą mu nabrać na tyle zaufania do zbieranych danych, aby przed przeniesieniem ich
na papier nie uległy zmianie bądź nie zostały odrzucone przez jego wątpiący, świadomy umysł.
Byłem więc szczególnie wdzięczny za troskę, z jaką instruktor mój prowadził szkolenie podczas
tych pierwszych trudnych dni.
Stwierdziłem, że to, co dzieje się w trakcie teleobserwacji, jest ściśle związane z doznaniami w
trakcie Medytacji Transcendentalnej, a nawet z wrażeniami uzyskiwanymi pod wpływem procesów
dźwiękowych Hemi-Sync w Instytucie Monroe'a. W świadomości umysłowej przebija się i uzyskuje
przewagę ta część umysłu, która podczas normalnego stanu czuwania nie jest wykorzystywana. W
rzeczywistości, dla medytującego Sidhy SRV to tylko sposób dokładnego zapisu informacji –
protokół zapisu.
Organizacja części drugiej
W tym miejscu należy skreślić parę stów na temat sposobu, jaki wybrałem, aby przedstawić
materiał w niniejszej książce. W drugiej części relacjonuję wyniki wielu sesji SRV
przeprowadzonych w okresie dwóch lat. Aby ułatwić prezentację materiału, wyniki te
przedstawione są w formie przypominającej zapisy. Nie zamieszczam opisów licznych procedur
(stosowanych zarówno przy pomocy umysłu jak i pióra i papieru), które wykonywałem w czasie
sesji zgodnie z protokołami SRV. Procedury te byłyby niejasne dla niewyszkolonych osób, a
omawianie ich w tym miejscu utrudniałoby zrozumienie sesji.
Ponieważ niewyszkolone osoby mogą nie rozumieć, w jaki sposób jakieś procedury miałyby
wpływać na dostęp do informacji, niektóre z nich być może uznają je za czysty wymysł i same
zechcą sprawdzić dokładność moich relacji. Proszę, zrozumcie, że jedynym powodem dla którego
inni ludzie nie mogą ujrzeć tych rzeczy jest fakt, iż nie przeszli odpowiedniego przeszkolenia.
Należy pamiętać, że szkolenie SRV, chociaż publicznie dostępne, nie jest ani łatwe ani tanie. Ja
zainwestowałem sporo czasu, wysiłku i pieniędzy, żeby nauczyć się jak dokonywać tego, co tu
prezentuję. Nikt nie powinien oczekiwać, że moje doświadczenia staną się jego udziałem, o ile nie
osiągnął podobnego do mojego stopnia wyszkolenia.
Druga część tej książki przedstawia ogrom danych i zaproponowanych przeze mnie ich
interpretacji. Miałem do wyboru, ułożyć książkę tematycznie według kategorii istot pozaziemskich,
albo w sposób chronologiczny, uwzględniający mój proces odkrywania. Wybrałem podejście
chronologiczne, jako że daje ono Czytelnikowi pewną namiastkę dreszczyku emocji, jaki sam
odczuwałem.
Kosztem tego podejścia rozdziały są cokolwiek chaotyczne z tematycznego punktu widzenia. Z
perspektywy czasu jednak wydaje mi się to łatwe do zaakceptowania; może denerwować jedynie
tych, którzy posiedli już dokładną wiedzę w kwestii istot pozaziemskich i ich związku z naszą
planetą. Tematyczna organizacja książki tego typu będzie miała sens dopiero za kilka lat, kiedy
ludzie zrozumieją podstawowe dane.
Zanim Czytelnik przystąpi do dalszego czytania, proponuję by przejrzał krótką listę terminów
SRV i innych słów, pomieszczonych w słowniczku na końcu książki. Terminy te pojawiają się w
opisach i analizach sesji SRV przedstawionych w drugiej części mojej pracy.
Rozdział 4
Moja pierwsza wizyta na Marsie
Znajduję się w biurze, które mój nauczyciel wykorzystuje do szkolenia w teleobserwacji. Jest tu
bardzo niewiele rzeczy, które mogłyby odciągnąć moją uwagę. Dominującym kolorem jest szary.
Na stoliku przede mną leży tylko pióro i ryza papieru. Pogoda jest wyśmienita. Kurs przebiega
dobrze. Mój ostatni cel stanowił most nad rzeką w Wietnamie podczas wojny. Wybór celów jest
urozmaicany po to, by mój umysł uniknął zgadywania. Za każdym razem aż do zakończenia sesji
nie wiem co i gdzie będę obserwował.
Mój nauczyciel rozpoczyna dzisiejszą sesję, podobnie jak inne. Siedzi naprzeciwko mnie przy
stoliku szkoleniowym. Pyta mnie czy jest mi wygodnie i czeka na moment, kiedy trzymane przeze
mnie pióro znajdzie się na kartce papieru. Mówię mu, że jestem gotowy, a on podaje mi
współrzędne celu.
Data: 29 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5987/9221
Zapisuję współrzędne na papierze, po czym przesuwam pióro na prawo od numerów. W tym
punkcie, mój autonomiczny system nerwowy zaczyna poruszać moją ręką i natychmiast zaczynam
szkicować rysunek. Rysunek ten jest następnie analizowany. Wszystko to wchodzi w skład
Pierwszej Fazy protokołów SRV.
Przechodząc do Fazy Drugiej protokołów, zaczynam zbierać informacje dotyczące kolorów,
faktury powierzchni, dźwięków, temperatury, smaków i zapachów związanych z celem. Procedury
Pierwszej i Drugiej Fazy pomagają mi ustalić umysłowy „klucz” do sygnału celu. Na razie jestem
nowicjuszem, więc wydzielenie sygnału pochłania mi trochę czasu. W końcu, po jedenastu stronach
danych wstępnych zaczynam doznawać bilokacji.
COURTNEY BROWN: Wydaje się, że jest tu coś w rodzaju góry. Otaczający ląd stanowi
płaski, piaszczysty obszar. W miejscu tym wyczuwa się pewne poczucie wielkości. W tej chwili nie
widzę żadnych ludzi. Wygląda na to, że na płaskim obszarze znajduje się budowla wzniesiona przez
człowieka.
MONITOR: W porządku. Zrób szkic Trzeciej Fazy. Zapisz to wszystko i przejdź do Fazy 4.
C.B.: W porządku. Jestem w matrycy... Wszystko tu jest brązowe i piaszczyste. Widzę dom. Co
tu robi piramida? Pozwól, że wpiszę piramidę do kolumny AOL. To na pewno moja wyobraźnia.
MONITOR: Niczego nie oceniaj. Po prostu zapisz AOL.
C.B.: Dom jest długi i wąski. Chyba jest zrobiony z drewna. Przykro mi, ale znowu widzę tę
piramidę. Jest naprawdę ogromna.
MONITOR: Notuj dalej dane. Zapisz to wszystko w wyraźnych kolumnach. Co jeszcze
widzisz? Nadal trzymaj się matrycy.
C.B.: Oho, teraz są ludzie. Mnóstwo ludzi. I zwierząt. Ludzie i zwierzęta... zapisuję wszystko na
matrycy. Ta piramida związana jest z jakimś rodzajem kultu. To chyba nieuchwytne, co?
MONITOR: Tak. Kontynuuj.
C.B.: Piramida jest wysoka, kamienna, twarda. Wokoło jest piasek i wieje wiatr. Piramida
sprawia wrażenie solidnej, ale jest spróchniała. O rany, ależ ona jest wysoka.
MONITOR: OK. Wykonamy operację przeniesienia. Przygotuj pióro. W środku piramidy
powinno coś być.
C.B.: Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, piaszczyste, kamienne. Jest chłodno, ale
nie zimno. Znajduję się w środku pokoju. Co my tu mamy? Podłoga, kamienne ściany. Jakiś stolik,
a na nim szklany kształt.
MONITOR: Zapisz to wszystko we właściwych kolumnach.
C.B.: Cel tego miejsca ma jakiś ponury charakter. Daje się odczuć determinację, wynikłą z
konieczności. Hmm. Widzę tunele. Przede mną znajduje się tunel.
MONITOR: Idź wzdłuż tunelu.
C.B.: Wszędzie na podłodze jest brud. Tunel jest ciemny. Prowadzi na zewnątrz. Jestem teraz na
zewnątrz, na powierzchni budowli. Widzę drogę otoczoną piaskiem. Znowu odnoszę wrażenie, że
cel tej konstrukcji jest jakiś mroczny.
Widzę teraz dużo ludzi. Wyraźnie czuję, że budowla ta albo coś w jej pobliżu miało związek z
wielkim budowlanym przedsięwzięciem, wymagającym pomocy i wielu nakładów. W trakcie
budowy musiało zginąć wielu ludzi.
W pobliżu jest miasto. O Boże. Widzę też górę, z której wylewa się lawa. Co się tam dzieje? Nic
mi nie wiadomo o wulkanach w pobliżu piramidy. Wygląda to jak Pompeje, ale koło Pompei nie ma
przecież piramid.
MONITOR: Nie analizuj. Po prostu notuj, co widzisz. Idź dalej.
C.B.: Dużo ludzi umarło i nadal umiera. Panuje zamieszanie. Ludzie biegają chaotycznie w
różnych kierunkach. Dominuje poczucie beznadziejności. To jest okropne!
(Zaczynam rysować szkic sceny. Wulkan znajduje się chyba na wschód od miasta, a większość
ludzi biegnie na północ.)
Przemieściłem się trochę w czasie. Ci, którzy przeżyli budują w pobliżu miasteczko. Nie
otrzymali znikąd pomocy. Panuje przeraźliwa nędza. Są tu chaty i namioty. To naprawdę okropne.
Hmm. Teraz widzę jakichś nowych ludzi odbudowujących miasto. Nie wyglądają na tubylców.
Chyba odbudowują miasto dla nowej grupy ludzi. Nadchodzą inni. Ci nowi ludzie przybyli z
bardzo daleka i sprawiają wrażenie, jakby za wszelką cenę chcieli pomóc poprzednim mieszkańcom
miasta. Z punktu widzenia tubylców ta akcja przybyszy przypomina kandydowanie na posła w
nieznanym okręgu wyborczym.
MONITOR: W porządku. Na razie wystarczy. Zapisz godzinę i zakończymy sesję.
C.B.: Gdzie to mogło być? (Mój nauczyciel podsuwa mi folder. Otwieram go i wyciągam
zrobione przez satelitę zdjęcie Cydonii na Marsie. Jak na dłoni, widnieje tam piramida. Na prawo
(wschód) od piramidy widoczne są oznaki aktywności wulkanicznej.) Chyba żartujesz. Wysłałeś
mnie poza Ziemię? Na Marsa?
MONITOR: Czemu by nie? Lubię tam wysyłać uczniów. To utrzymuje ich w czujności.
Komentarz
Wtedy po raz pierwszy dopuściłem myśl, że Mars rzeczywiście mógł kiedyś być zamieszkany.
Przedtem był to temat, który zaliczałem do science fiction. Przez resztę dnia i cały wieczór
próbowałem przyzwyczaić się do tego, że byłem świadkiem prawdziwego fragmentu historii
Marsjan.
Rozdział 5
Teleobserwacja porwań przez UFO
Nauczyciel mój wspominał przy wielu okazjach, że teleobserwatorom na ogół nie udawało się
zobaczyć przypadków porwań ludzi przez UFO. Z nielicznymi wyjątkami, za każdym razem, kiedy
tego próbowali, zamiast danych o porwaniu otrzymywali sygnały zastępcze. Często dane te można
było odczytać jedynie w sposób symboliczny. Teleobserwator widział coś, ale nie był to cel.
Na dobrą sprawę zebrane informacje mogły w ogóle nie przypominać celu. Gdy inni
teleobserwatorzy próbowali zobaczyć ten sam cel, w wynikach występowały rażące rozbieżności.
W paru przypadkach nie uzyskano żadnych danych.
Rozdział ten przedstawia relację z sesji, w której obiektem teleobserwacji było porwanie ludzi
przez istoty pozaziemskie. Incydent stanowiący cel zaczerpnięty został z książki Jacobsa pod
tytułem „Tajemne życie”.
Chociaż mój nauczyciel nigdy nie dawał teleobserwatorom takiego celu, był przekonany, że
zamiast porwania zostanę uraczony fałszywym sygnałem. Tymczasem otrzymałem sygnał, dający
symbolicznie do zrozumienia, że istoty pozaziemskie pragną, abym je zrozumiał. Być może
myślały, że samo porwanie zostałoby źle odebrane, przekazały więc symbole wskazujące na cel i
znaczenie kryjące się za porwaniem.
Oczywiście nie zostałem poinformowany co do charakteru faktycznego celu aż do czasu
zakończenia sesji.
Data: 30 września 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 2864/0576
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie.
C.B.: Występują tutaj kolory ziemskie. Brązy, biele, kolor dębu. Jest ciepło. Jak na pustyni.
MONITOR: Przejdź do szkicu w Fazie 3.
C.B.: Widzę budynek, płot i coś w rodzaju linii kolejowej. (Zrobiłem rysunek. Mój nauczyciel
kazał mi następnie wykonać trzy operacje przemieszczenia, żebym zobaczył miejsce z różnych
perspektyw.) To sprawia wrażenie obiektu, w którym się coś przechowuje. Jest tu płot.
(Narysowałem nieco zakrzywiony plot.)
MONITOR: W porządku. Przejdź do matrycy w punkcie 4.
C.B.: Tak, z całą pewnością jest tutaj płot. To płaski, brudny obszar. Jakieś miejsce pracy. Za
ogrodzeniem znajdują się zwierzęta i kilkoro ludzi. To biali ludzie. Sprawiają wrażenie zajętych
robotą. Jeśli chodzi o zwierzęta, to widzę konie. To na pewno jest środowisko pracy, a ci ludzie
wykonują powierzone im zadania. Są przekonani, że muszą wykonać tę pracę. Daje się odczuć silną
determinację. Przychodzi mi na myśl walka byków.
MONITOR: Zapisz to jako AOL linii sygnału: „jak walka byków”. Nie interpretuj. Po prostu
zapisz dane.
C.B.: Na zagrodzonym terenie są też ludzie. Odnoszę wrażenie, jakby popełniono jakieś
nadużycie. Ale są tu również rzędy ławek i widzowie. Ludzie patrzą na okrągły plac otoczony
płotem. Bardzo mi się to nie podoba.
MONITOR: OK, Courtney. Zrób sobie przerwę.
Po przerwie.
C.B.: W porządku. Jestem z powrotem w tym miejscu. Słychać wrzaski, krzyki, ale też śmiechy.
Ludzie na widowni to nowocześni, zwykli ludzie. Otacza ich aura rozrywki. Dla nich to jakby
rozgrywki sportowe w sobotni wieczór.
(Nauczyciel każe mi wykonać operację przemieszczenia na wysokości pięciu tysięcy stóp nad
tym miejscem.)
Nie do wiary, tutaj jest inaczej. Srebrne i metalowe przedmioty. Szybki ruch. Odbieram silne
AOL statków kosmicznych ET. Co mam robić dalej? Zdaje się, że tam są pojazdy.
(Mój nauczyciel poleca mi wykonać technikę śledzenia miejsca. Wykorzystując ją, mogę
podążyć za pojazdami aż do punktu, z którego wyruszyły.)
Statki przypominają samoloty, błyszczące, metalowe samoloty. Wygląda na to, że ich załoga ma
jakąś misję do spełnienia. W porządku, namierzyłem dwóch ludzi na pokładzie. Sprawiają wrażenie
nieprzystępnych. Punktem startowym jest miasto. W mieście jest dużo ludzi. Najwyraźniej ludzie z
samolotu w jakiś sposób krzywdzą ludzi z miasta. Tubylcy stanowią cel i wcale im się to nie
podoba. Jest tu również dużo budynków. Mokro i chłodno. Widzę lotnisko, z którego startują
samoloty.
Wróciłem do pierwszego miejsca. Zwierzęta wyraźnie czują się zagrożone. Wygląda na to, że
ludzie bawią się zwierzętami, które sprawiają wrażenie spanikowanych. Teraz czuję wyraźnie, że
ludzie za ogrodzeniem nie chcą skrzywdzić zwierząt. Są one dla nich źródłem pewnego rodzaju
rozrywki.
MONITOR: Skup się na celu, jaki przyświeca tym ludziom.
C.B.: Oni próbują sprawować nad zwierzętami kontrolę, tak jakby je wypasali. To obóz
szkoleniowy. Trenują zwierzęta do jakichś celów.
MONITOR: Przenieś się trochę w czasie.
C.B.: Zwierzęta już nie panikują. Trenerzy je karmią i kochają.
MONITOR: OK. Zakończmy sesję. Oto twój cel.
Komentarz
Najlepsze, co mogę uczynić, to przedstawić moją własną interpretację tej sesji SRV. Być może
Czytelnicy zechcą inaczej odczytać moje doświadczenie. Tego typu sesja odbyła się tylko w dwóch
znanych mi sytuacjach. Pierwsza dotyczyła porwań przez UFO. Druga miała miejsce wtedy, gdy
teleobserwatorzy wojskowi usiłowali zaobserwować urządzenie z niebezpieczną energią. W
obydwu przypadkach ktoś podstawił fałszywy sygnał, najwidoczniej nie chcąc, by ludzie uzyskali
dostęp do pewnych informacji.
Wydaje się, że w tej sesji zwierzęta symbolizowały ludzi. Osoby za ogrodzeniem to istoty
pozaziemskie, które pracują z ludźmi, żeby przeszkolić ich do jakiegoś celu. Natomiast ludzie w
ławkach na widowni to być może widzowie z galaktyki. Samoloty przedstawiają statki kosmitów,
które prawdopodobnie mają związek z działalnością trenerów za ogrodzeniem. Możliwe, że załoga
statków wspiera tych, którzy działają na lądzie.
Jest to jedyny cel tego typu, jaki przedstawiam w niniejszej książce. Wszystkie inne cele
stanowią faktyczne obserwacje, które można poddać bezpośredniej analizie, bez uciekania się do
symboli.
Wiem teraz, że niektóre istoty pozaziemskie mogą tworzyć sygnał zastępczy, dostosowując go
do umysłu danego teleobserwatora w taki sposób, że przekaz staje się dlań bardziej zrozumiały.
Jednak przypadki takie są bardzo rzadkie.
Rozdział 6
Ocaleni Marsjanie
W dalszym ciągu przechodzę szkolenie. Siadam na krześle. Mój nauczyciel trzyma zamknięty
plik, zawierający nowy cel. Nadal kusi mnie, żeby zgadywać co stanowi cel, ale powstrzymuję się.
Nauczyciel wyjaśnia, że wkrótce, w miarę jak mój umysł przyzwyczai się do tego, że otrzymuje
bezpośrednie informacje, moja chęć zgadywania zaniknie w sposób naturalny. Przypuszczam, że
cierpliwość to cnota wyuczona. Wczoraj rano kazał mi obserwować dziwaczną wystawę w
muzeum, gdzie ze ściany wystawał widelec. Żartuję sobie, zastanawiając się czy zamierza mnie
wysłać do oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w Maryland, o której niekiedy wspomina. Siada po
przeciwnej strome stolika i pyta mnie, czy jestem gotowy. „Jestem gotowy. Mów”.
Data: 1 października 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5664/1821
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z górą.
C.B.: Widzę brązy i zielenie. Wieje wiatr i jest zimno. Słyszę jakieś świsty i furczenie. Czuję
zapach drzew. Hmm. Coś się tam dzieje.
MONITOR: W porządku, Courtney, przejdź do szkicu Fazy 3.
Na czystej kartce papieru rysuję okrągłą górę. Wierzchołek góry jest łysy, ale trochę niżej widać
drzewa. Szczyt góry smaga wiatr. Przechodzę do Fazy 4.
C.B.: Idę teraz według matrycy. Hmm. Są tu ludzie. Biali ludzie. Mam jakieś przeczucie. Widzę
ubrania tych ludzi. Znowu ta góra, i wiatr. O rany! Wyczuwam silny strach, podniecenie i ulgę.
Wygląda na to, że kłębią się tu różne emocje, różni ludzie doznają różnych uczuć. Dostrzegam coś
w rodzaju pojazdów przewiezionych drogą lotniczą. Jakąś szaleńczą działalność.
MONITOR: Wykonasz teraz operację przemieszczenia. Przygotuj się. Z wysokości tysiąca stóp
nad górą powinno być coś widać.
Wykonuję polecenie.
C.B.: Odbywa się tu jakaś działalność, bardzo aktywna działalność. Trudno wyczuć, o co
chodzi.
MONITOR: W porządku. Wracaj do ludzi. Co widzisz?
C.B.: Znowu jakieś zamieszanie, ale tym razem to ludzie się ruszają. Są bardzo podnieceni.
Hmm. Zaangażowani są w jakąś działalność, możliwe, że nie oni ją zaplanowali. Znowu widzę
górę. Ci ludzie naprawdę realizują jakiś plan, chociaż nadal nie wiem czy plan ten jest ich własnym
wymysłem. Są tam pojazdy. Widzę około dziesięciu ludzi.
MONITOR: Przemieść się jeszcze raz. Instruuje mnie, jak dostać się na szczyt góry.
C.B.: Dostrzegam ruch pętlowy, bardzo szybki. Schodzi na szczyt góry. To rodzaj ruchu
spiralnego. Przypomina liść opadający na wietrze albo ptaki krążące w porywistym wietrze w
trakcie obniżania lotu. O rany! Lepiej zapiszę to jako AOL. Natrafiłem na statek kosmitów.
Metalowy, błyszczący i ciepły.
MONITOR: Zapisz to i przejdź do szkicu w Fazie 6.
C.B.: Widzę teraz dużo gór. Wiele z nich jest okrągłych. Otaczają szczyt, na którym się teraz
znajduję. Po jednej stronie widać płaski obszar, dolinę oddzielającą mój szczyt od innych gór. Na
wschód rozciągają się płaskowyże, a wokół mnie, zwłaszcza na północ i południe, wszędzie widzę
góry.
MONITOR: Kolejna operacja przemieszczenia. Wewnątrz obiektu powinieneś coś zobaczyć.
C.B.: W porządku. To przypomina lustro. Jest błyszczące i wypolerowane. Jest tu dużo świateł.
Ciepło. Czuję jakiś słodki, mdły zapach. Znowu pojawia się dźwięk furczenia. No nie, to się rusza!
MONITOR: Szkic Fazy 6.
C.B.: To coś idzie wprost na górę! Przelatuje na wylot! Co to jest?!
MONITOR: Trzymaj się procedury. Po prostu notuj dane. Zapisz wszystko. Przejdź do matrycy
Fazy 6.
C.B.: W porządku. Widzę istoty na statku. Nie wszystkie są tego samego rodzaju. Są tu ściany.
Urządzenia. Odbieram coś z umysłów tych stworzeń. To wyprawa po zapasy. Nic wielkiego.
Wykonują rutynową misję. Istoty te przypominają laborantów. Wygląda na to, że każda z nich nosi
uniform.
Jestem teraz w środku jakiejś jaskini czy dziury wewnątrz góry. Statek wylądował na środku. To
chyba hangar lub coś w tym rodzaju. Nie wiedzą, że tu jestem. Zdaje się, że niosą jakiś cenny płyn.
Wygląda obrzydliwie, jak szlam. Ten płyn ma jakieś znaczenie biologiczne. Jest dla nich bardzo
ważny. Konsystencją przypomina olej silnikowy.
Rozglądam się dokoła. Pracuje tu dużo istot. Czuję, że mężczyźni wykonują ważną pracę, która
ma związek z przeprowadzaniem tych operacji. Istoty płci żeńskiej nie wykonują prac
technicznych. Spełniają chyba jakąś inną, mniej ważną funkcję. Są otoczone opieką przez istoty
męskie.
Nadal się przemieszczam. Widzę dzieci. Są chore, bardzo chore. Kobiety panikują. Siedzą cicho,
ale są strasznie zdenerwowane. Bardzo przestraszone. Znowu widzę mężczyzn. Wiesz, to chyba
jakaś kultura naznaczona seksizmem.
MONITOR: Zróbmy sobie przerwę, Courtney. Zapisz godzinę.
Dalszy ciąg sesji po lunchu.
C.B.: Wróciłem do kobiet w żłobku. Dzieci nic nie mówią. Są przygnębione, senne albo
nieszczęśliwe. Coś tu nie gra. Widzę grupę młodych chłopców i dziewcząt. Wydaje się, że z
młodzieżą wszystko jest w porządku. Ale nie jest jej dużo. O wiele więcej jest dzieci, chorych
dzieci. Młodzi ludzie są nieświadomi problemu. Ale matki chyba wiedzą, co się dzieje.
Istoty te sprawiają wrażenie, jakby musiały uciekać od swojej kultury czy więzi społecznych;
jakby zostały zamknięte w więzieniu. Sytuacja wymaga jakiegoś nowego elementu czy składnika.
Odnoszę wrażenie, że pomóc mógłby tu czynnik ludzki.
(Nauczyciel mój koncentruje się następnie na rozwiązywaniu problemu.)
To problem genetyczny. Zdaje się, że nadal dokonywane są zmiany genetyczne w ich ciałach.
Wydaje mi się, że istoty te to Marsjanie – ci, którzy przeżyli. Nie mogą ustalić swojego
genetycznego wzorca. To stanowi ich wielki problem. Panuje ogólna desperacja.
Ich zasoby i sprzęt nie są wystarczająco nowoczesne, żeby rozwiązać ten problem bez pomocy z
zewnątrz. Jeżeli chodzi o kobiety, to wydaje się, że utraciły już nadzieję. Po prostu siedzą czekając,
aż rozwiązanie znajdą mężczyźni. Mężczyźni natomiast ograniczają się do swych prac. Są
rozzłoszczeni i zawzięci. Chodzi o przetrwanie. Boże, te istoty są zrozpaczone!
MONITOR: Courtney, dowiedz się czegoś więcej na temat płynu.
C.B.: Płyn pochodzi z Marsa. Może powinienem to zapisać jako AOL. Nie wiadomo, kim ci
ludzie naprawdę są. Po prostu kojarzę ich z Marsem.
MONITOR: Trzymaj się procedury. Po prostu zapisz. Nie analizuj.
C.B.: Płyn jest brzydki. Brzydko pachnie i jest tłusty. Ale dla tych ludzi ma taką wartość jak dla
nas nasza krew. Płyn znajduje się w dużych cysternach. Pilnują go specjalne oddziały.
MONITOR: Zobacz, gdzie produkują ten płyn.
C.B.: O rany! Gdzie ja jestem? Katapultowałem się dokądś. To było jak trzaśniecie z bicza, jak
gdyby ktoś wystrzelił mnie niczym pocisk. To miejsce jest czerwone, piaszczyste. Znajduje się tu
jakaś budowla. Chyba widzę zaplombowane drzwi. Czy mam wejść do środka?
MONITOR: Najpierw powiedz mi coś więcej o otoczeniu budynku.
C.B.: To pustynia. Nic tu nie rośnie. Goło i zimno. Budynek sprawia wrażenie domu z cegły. W
środku znajdują się metalowe i plastikowe powierzchnie. Wszystko się błyszczy. To zakład
produkcyjny.
MONITOR: Teraz się przemieścisz. (Pauza.) Pięć kilometrów na wschód od budynku
produkcyjnego powinno być coś widać.
C.B.: Hej, znowu jeden z tych statków. Przy obniżaniu lotu wykonuje jakieś szalone ruchy –
spirale i pętle. Wylądował dokładnie na szczycie budynku. Przeleciał przez dach!
MONITOR: Wróć do budynku i śledź pojazd. Dokąd on zmierza?
C.B.: Jestem już w budynku. Hmm. Statek wylądował. Pod budynkiem jest dużo podziemnych
pomieszczeń. Istoty na statku nie lubią wychodzić na zewnątrz budowli. Tam na pewno jest dużo
czerwieni i brązu. Nadal mam wrażenie, że to Mars.
MONITOR: Wejdź do podziemnych pomieszczeń.
C.B.: Miejsce jest nowoczesne, ale nie supernowoczesne. Widzę mężczyzn, jednak żadnych
kobiet. To pracownicy. Nie panują tu najlepsze warunki pracy. Ludzie ci są tutaj po godzinach.
Schodzę jeszcze niżej.
Oni tu mieszkają. To jakby miasto. Widać dużo jaskiń i tuneli. Tutaj jest wygodniej niż w
jaskiniach pracy powyżej. Można tu żyć w spokoju. Wyczuwam jednak strach związany z
opuszczeniem tego miejsca.
MONITOR: Dokąd oni wyjeżdżają?
C.B.: Nie ma tu dla nich przyszłości. To miejsce jest wymarłe.
MONITOR: Opisz jak wyglądają ludzie.
C.B.: Widzę teraz mężczyzn. Mają twarze podobne do ludzkich, ale są pozbawieni włosów. Nie
wyglądają jak zwykli ludzie. Sprawiają wrażenie innej rasy. Wydaje mi się też, że posiadają coś w
rodzaju urządzeń, które w jakiś sposób są podłączone do ich świadomości. Nad tymi urządzeniami
sprawują kontrolę za pomocą swoich umysłów. Same istoty mają jasną skórę; w porównaniu z
ludźmi wydają się dość kruche.
MONITOR: OK. Kończymy sesję. Na razie wystarczy.
C.B.: Fiu! Długo to trwało. Dobra, powiedz mi teraz gdzie byłem?
MONITOR: W oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w Maryland.
C.B.: Co?
MONITOR: Żartowałem. Oto teczka. Rzuć okiem.
Otwieram teczkę i wyciągam kartkę papieru z takimi słowami: „Ocaleni Marsjanie”. Następuje
długa pauza.
MONITOR: Dobrze się czujesz?
Komentarz
Trochę później tego samego dnia omawialiśmy szczegółowo kwestię Marsjan. Mój nauczyciel
wyjawił mi, że ma pewną koncepcję co do położenia góry, opartą na opisach jakich dostarczyłem
mu ja i inni teleobserwatorzy. Zasugerował, żebym przyjrzał się zdjęciom pewnych gór niedaleko
Santa Fe, w Nowym Meksyku. Kiedy to uczyniłem, doznałem wewnętrznego olśnienia. Kolejne
sesje SRV, przeprowadzone przez innych teleobserwatorów zdawały się potwierdzać to
przypuszczenie. Materiały SRV wskazują mianowicie, że góra, o którą chodzi, to Santa Fe Baldy,
położona wewnątrz parku narodowego, niedaleko Santa Fe w Nowym Meksyku.
Marsjanie są na Ziemi, ale zanim naciśniemy guzik alarmowy, należy pomyśleć o implikacjach
takiego czynu. Marsjanie ci są zrozpaczeni. Najwidoczniej na Marsie panują bardzo surowe
warunki życia. Nie mogą żyć na powierzchni. Ich dzieci nie mają żadnej przyszłości na Czerwonej
Planecie. Ich dom jest zrujnowany; to planeta kurzu. W ostatnim rozdziale tej książki przedstawiam
swoje poglądy na temat pomocy, jakiej my, ludzie, moglibyśmy udzielić Marsjanom w momencie,
kiedy jej tak potrzebują.
Rozdział 7
Szczyt cywilizacji Marsjan
Szkolenie przebiegało znakomicie. Wczorajszego popołudnia mój nauczyciel kazał mi
obserwować Zatokę Monterey w Kalifornii, co zakończyło się podglądaniem żaglówki. Jednak tego
ranka sesja ma inny charakter. Mamy przeprowadzić sesję w warunkach Typu 6, w której zarówno
monitor jak i teleobserwator dysponują pewnymi wstępnymi informacjami na temat celu.
Ponieważ miałem znać cel z góry, wybrałem czas i miejsce, które pragnąłem zobaczyć:
cywilizację Marsjan u szczytu jej rozkwitu. Chciałem się dowiedzieć, jakiego rodzaju było to
społeczeństwo, zanim się rozpadło. (W jednym z kolejnych rozdziałów opisuję katastrofę, która
spowodowała ten upadek.)
To, co nastąpiło w trakcie sesji, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Jedną z wielu nauk, jaką
miałem wynieść z owej sesji było to, jak ważną osobą jest doświadczony monitor, kiedy
przytrafiają się takie niespodzianki!
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 6
Współrzędne celu: 8567/7258
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: Widzę brązy i czerwienie. Jest tu piasek i wieje wiatr. Występują wahania temperatury: od
ciepła do chłodu. Słyszę głosy, muzykę, rozmowy. Słychać też gwar i jakieś bębnienie. Atmosferą
miejsce to przypomina nieco Stare Miasto Mombassy, starożytne miasto portowe Swahili na
wschodnim wybrzeżu Kenii.
MONITOR: Przejdź do szkicu Fazy 3.
C.B.: Mamy tu drogę, z budynkami po jednej stronie. Jakaś osoba stoi koło okrągłej budowli,
która sprawia wrażenie małego amfiteatru.
MONITOR: W porządku. Zapisz to na razie jako AOL: „jak amfiteatr”. Przejdź do Fazy 4.
C.B.: Natrafiłem teraz na ludzi, sporą grupę ludzi. Na razie widzę samych mężczyzn. Skupiam
się na ich twarzach. Nie mają włosów, a ich oczy są większe od naszych. Ich skóra jest jasna.
Dostrzegam domy. Wydają się być zrobione z gliny lub wypalonej cegły. Ludzie ci są biedni
według naszych ziemskich norm, ale sprawiają wrażenie szczęśliwych. Ogólnie, jest to chyba
ciężkie miejsce do życia. Wszędzie tu pełno wody. Ci ludzie chyba lubią wodę. Dysponują
podstawowymi narzędziami. Ich sposób porozumiewania się wydaje się być dosyć prosty.
Przypomina mi to Afrykę.
MONITOR: Zapisz w kolumnie AOL: „jak Afryka”.
C.B.: Skupiam się teraz na ich umysłach. Ci ludzie mają pewne zdolności telepatyczne.
Zlokalizowałem kobiety i dzieci. Większość kobiet przebywa w domach. Nie wychodzą zbyt często
z dziećmi.
MONITOR: Możesz powiedzieć coś na temat ich kultury?
C.B.: Chyba organizują jakieś spotkania, coś w rodzaju wiejskich zebrań. Przyjrzę się jeszcze
mężczyznom.
MONITOR: Zróbmy przerwę.
Dalszy ciąg sesji pół godziny później.
C.B.: Widzę teraz domy. Wchodzę do jednego z nich. Są tu trzy pokoje. Toaleta. Tutejsi ludzie
uważają to za wygodne życie. Widać naczynia, filiżanki. Mieszka tu rodzina. W porządku, mam
czworo ludzi, mężczyzn i kobiety. Odnoszę wrażenie, że panuje tu poligamia.
MONITOR: Sprawdź, czy nie ma jakichś symboli.
C.B.: Co się stało? Przeniosłem się w czasie. Zostałem przerzucony do innego okresu. To było
jak trzaśniecie z bicza. Co się dzieje?
MONITOR: Nie analizuj. Zapisuj dane. Co widzisz?
C.B.: Patrzę na insygnia. Wokoło są błyszczące białe powierzchnie, metal, oraz w powietrzu
czarny i szary dym. W porównaniu z miejscem, w którym byłem wcześniej, nastąpił tu niezwykle
szybki postęp techniczny.
Teraz widzę inne istoty. Są mniejsze, niższe. Sprawiają wrażenie pracowników, wypełniających
jakąś misję. O rany, ależ oni mają motywację. Z jakiegoś powodu odczuwają przemożną potrzebę
szybkiego działania. Te inne istoty dysponują statkami, statkami kosmicznymi. Noszą mundury z
insygniami. Niektóre z nich są pilotami. Nie widzę teraz żadnych Marsjan.
MONITOR: Spróbuj się dowiedzieć, gdzie są Marsjanie.
C.B.: Otóż to. Marsjanie zniknęli. Ich domy opustoszały. Nadal jestem na Marsie, ale nie licząc
tych niskich, rozwiniętych istot, to wymarłe miasto. Niskie istoty zbudowały swoje domy. Są
nowoczesne, przypominają pudełka. W ich wnętrzach znajdują się jakieś urządzenia techniczne.
Widzę pokoje, też nowoczesne.
MONITOR: Skup się na celu, jaki przyświeca niskim istotom.
C.B.: Ich pobyt tutaj związany jest z pierwszą fazą większego przedsięwzięcia.
MONITOR: W porządku. Przejdźmy do wykresu czasu w Fazie 6. Zaznacz na linii szczyt ery.
(Pauza.) Teraz zaznacz punkt przybycia innych.
Okres szczytowy umieszczam po lewej stronie linii, a czas przybycia innych w połowie strony
na prawo. Na polecenie mojego nauczyciela spędzam sporo czasu na rysowaniu insygniów
widniejących na mundurach niskich istot. Mają one kształt serca walentynkowego ze zwiniętym w
środku wężem. Obramowanie serca jest złote, wewnętrzne tło – białe, a głowa węża – czerwona.
MONITOR: Dobrze. Teraz przejdź do matrycy Fazy 6.
C.B.: Wyczuwam dwa różne typy istot. Sami Marsjanie uważali tych ludzi za inne marsjańskie
plemię, a nie przybyszów z kosmosu. Kiedy przybyły małe istoty, zapanowała panika i rozpacz.
Marsjanie postrzegali je jako bogów. Widzę czerwony płyn. Małe istoty wykorzystują go w jakiś
sposób. Tak czy inaczej Marsjanie pakują się, przygotowując na jakąś zmianę. To dziwne. Wygląda
na to, że małe istoty planują dokonać jakichś fizycznych zmian w ciałach Marsjan i w tym celu na
pewien czas umieszczają ich w zimnej przechowalni. Te małe, niskie istoty wyglądają jak Szarzy.
MONITOR: W porządku, Courtney. Kończymy sesję. Zapisz czas zakończenia.
Komentarz
Wskazówka, jakiej udzielił mi mój nauczyciel, abym poszukał symbolu, zaprowadziła mnie –
poprzez czas – w zupełnie niespodziewanym kierunku, do insygniów na mundurach Szarych. Od
tamtej pory miałem wiele takich doznań. Uczucie to przypomina gwałtowny ruch fizyczny, ale w
istocie jest to całkiem co innego. Czuje się nagłe przyspieszenie, po którym następuje spokój i
chwilowe poczucie dezorientacji.
U szczytu swego rozwoju społeczeństwo Marsjan dorównywało pod względem technicznym
starożytnemu Egiptowi. Byli to ludzie, którzy egzystowali w ciężkich warunkach. Ale potrafili
wyżywić swoje rodziny, żyli w miastach, tworzyli społeczności. Kobiety i mężczyźni pełnili
odmienne funkcje w społeczeństwie. Nie było ono egalitarne. Kobiety na ogół pozostawały w
domach z dziećmi. Co ciekawe, wydaje się, że ten aspekt ich kultury pozostał nie zmieniony do
dnia dzisiejszego.
Społeczeństwo Marsjan doświadczyło jakiejś wielkiej katastrofy. Wielu Marsjan umarło, a
niektórych uratowano, chociaż nie jestem pewny, czy warunki owego ocalenia przypadły im do
gustu.
Wybawcami były istoty, które znamy jako Szarych. Przybyli oni w ostatnich chwilach upadku
cywilizacji Marsjan. W jakiś sposób udało im się zachować genetyczną strukturę ginącego gatunku.
Wszystko to wydarzyło się miliony lat temu. Po tej sesji, zastanawialiśmy się z moim
nauczycielem, w jaki sposób Marsjanie przybyli na Ziemię. Bowiem wszystkie dane z
teleobserwacji wskazują, że Marsjan poddano genetycznej „przebudowie” właśnie w celu
umożliwienia im życia w cięższej grawitacji i innych warunkach na naszej planecie.
Rozważaliśmy też postęp techniczny Marsjan. Dzisiejsi Marsjanie dysponują nowoczesną
techniką, ale nie dorównuje ona technice Szarych. Obecnie wiemy, że Szarzy posiadają technikę,
umożliwiającą ich statkom przekraczanie czasu i ogromnych odległości, to znaczy, odległości na
skalę galaktyczną. Marsjanie nie mają takich statków – gdyby tak było, wróciliby na swoją planetę,
cofając się do czasu przed katastrofą. Ich statki wykorzystują nowoczesną technikę napędową, która
umożliwia im przenikanie przez materię stałą.
Z tamtej sesji wyciągnęliśmy parę wstępnych wniosków:
(1) Marsjanie zostali uratowani przed całkowitym wyginięciem przez Szarych.
(2) Marsjanie zostali odtransportowani do czasów współczesnych po dokonaniu w ich
organizmach zmian genetycznych, okazały się one jednak niedoskonałe, powodując śmierć wielu
ich dzieci.
(3) Marsjanie zostali wyposażeni w technikę, która wyprzedza naszą o jakieś 150 lat.
(4) Obecnie Marsjanie poza Ziemią nie mają innego miejsca schronienia.
W tym punkcie moich badań zacząłem się zastanawiać, czy istnieje powód, dla którego
Marsjanie mają nad nami pewną przewagę techniczną. Można odnieść wrażenie, że ktoś celowo tak
zaaranżował sytuację, aby pomiędzy ludźmi a Marsjanami nastąpiła współpraca. Bowiem
wzajemnie siebie potrzebujemy.
Przypomnijmy, że Szarzy przyszli Marsjanom na ratunek dopiero w ostatniej chwili. Jeżeli
mielibyśmy przepowiadać przyszłość, opierając się na danych z przeszłości, można by przewidzieć
katastroficzny kryzys na Ziemi. Kryzys taki zmusiłby ludzi do wyciągnięcia ręki po pomoc,
skądkolwiek by miała nadejść. W takiej sytuacji technika Marsjan mogłaby stać się naszym
ratunkiem.
Rozdział 8
Pomocnicy z subprzestrzeni
Tego samego dnia, 1.30 po południu. Właśnie wróciliśmy z moim nauczycielem z lunchu.
Odwiedziliśmy wyśmienitą, niedrogą restaurację chińską ze zdrowym jedzeniem wegetariańskim.
Był to dobry sposób na oderwanie myśli od intensywnej sesji z Marsjanami, jaką odbyliśmy rano.
Zacząłem sobie zdawać sprawę, że sytuacja istot pozaziemskich była dużo bardziej skomplikowana
niż początkowo sądziłem. Nie była to już tylko kwestia kosmitów, krążących wokół Ziemi.
Wiedziałem, że przynajmniej niektórzy Marsjanie doświadczali niemałych trudności.
Zastanawialiśmy się jak im pomóc. Przez długi czas mieszkali pod ziemią, uciekając od ciężkich
warunków swojego nowego naturalnego środowiska i ludzkiej wrogości. Marsjanie nie mieli
środków na poprawę swojej sytuacji, ale żaden z nas nie potrafił określić, czego dokładnie
potrzebowali – wiedzieliśmy tylko, że potrzebowali szybkiej pomocy.
Ten rozdział przedstawia sesję SRV, w której mój nauczyciel wybierał cel, a ja działałem na
ślepo.
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 8976/6643
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest ze złożonymi budowlami, wzniesionymi przez
człowieka.
C.B.: W porządku. Widzę dużo kolorów. Niebieski, czerwony; podstawowe kolory, przeważnie
odcienie czarnego i zielonego. Powierzchnie fakturą przypominają farbę. Są gładkie,
wypolerowane, błyszczące. Słyszę przemieszczające się powietrze. Jest tu ciepło, wygodnie. Hmm.
To miejsce sprawia wrażenie cywilizowanego. Jest dla mnie całkiem nowe i czuję się trochę
niezręcznie, tak jakbym tu miał i zarazem nie miał być.
MONITOR: Przejdź do szkicu Fazy 3.
C.B.: W porządku. Rozejrzyjmy się. Widzę coś czarnego i prostokątnego. Ruch na górze. Dużo
prostokątnych przedmiotów. Kurczę, tu jest jak w mieście.
MONITOR: Zapisz to w kolumnie AOL „jak miasto”. Przejdź do Fazy 4.
C.B.: Widzę rozliczne budowle. Wszędzie są budynki. Dominuje tu jakby poczucie celu.
Wyczuwam też podniecenie pochodzące od czegoś lub od kogoś. I... to jest dziwne.
MONITOR: Nie analizuj, tylko wypełnij matrycę. Zapisz swoje dane.
C.B.: Ale właśnie odbieram sygnały, że cel ma dla mnie jakieś szczególne znaczenie. Nigdy
przedtem tego nie było. Wyczuwam czyjąś obecność, jakiejś istoty bezcielesnej.
MONITOR: OK, zróbmy teraz krótką przerwę. Zapisz godzinę.
Po pięciu minutach.
C.B.: Jestem znowu w pobliżu budynków. Są tu inne istoty. Wyczuwam u nich determinację w
dążeniu do jakiegoś celu.
MONITOR: Jak sądzisz, gdzie powinieneś być?
C.B.: Czuję, że najpierw powinienem skierować się w stronę budynków.
MONITOR: W porządku. Zacznij od budynków. Trzymaj się matrycy.
C.B.: Jestem przy budynkach. Czuję, że miejsce to ma coś wspólnego z ratowaniem. To jakby
stacja ratownicza. Chyba powinienem wejść do środka.
MONITOR: W takim razie wejdź do środka. Nadal trzymaj się matrycy. Wszystko zapisuj.
C.B.: No nie! Tu naprawdę są jakieś istoty. To nie są istoty ludzkie. Można widzieć przez nie na
wylot. Co to za miejsce?
MONITOR: Zostań w matrycy. Nie analizuj. Szybko przeleć wzrokiem kolumny danych. Idź
dalej.
C.B.: No cóż, jestem w pokoju. Są tu ściany, a przez ściany przedostaje się światło. Białe
światło. Teraz wydaje mi się, że już tu byłem, ale nie wiem kiedy. Oho. Robią mi powitanie. Te
istoty wiedzą, że tu jestem. Patrzą prosto na mnie. Bardzo się tym denerwuję.
MONITOR: Zostań w strukturze. Trzymaj się matrycy.
C.B.: Widzę drzwi. Oni tu mieszkają. Pracują. W pokoju znajduje się stół.
MONITOR: A co jest na zewnątrz budynku? Co widzisz?
C.B.: Miasto. Są tu ulice, dużo ulic. Na zewnątrz jest głośno.
MONITOR: Wróć do pokoju. Czym zajmują się te istoty?
C.B.: Promieniuje od nich jakieś podniecenie, być może z powodu mojego przybycia. Tak, jakby
spodziewali się, że przyjdę. Jeden z nich ma wielką ochotę odpowiedzieć na moje pytanie. Wydaje
się, że pracują z ludźmi. Ojej! Mówią mi, że pracują z duszami. To istoty o wysokim stopniu
rozwoju. Daje się odczuć duże podniecenie. Spotkanie z takimi istotami to chyba nie lada gratka dla
teleobserwatora.
MONITOR: Trzymaj się struktury. Co to za praca?
C.B.: Pełno tu światła. Oni nie używają narzędzi fizycznych. Mówią mi, że ich celem jest iść
naprzód, rozwijać się w sensie ewolucyjnym.
MONITOR: W porządku. Zróbmy na chwilę przerwę. Wstań i rozprostuj kości. Możemy wyjść
na powietrze.
Po dwudziestu minutach.
MONITOR: Dowiedz się czegoś więcej na temat ich przedsięwzięć.
C.B.: Wygląda na to, że w przeszłości nazywano ich aniołami, ale to nie są anioły. Jestem
kierowany do korytarza i innych pomieszczeń. Znajdują się tu inne istoty. Ale są też ludzkie ciała
eteryczne czy też ciała subprzestrzenne.
MONITOR: Dowiedz się, co zamierzają robić w przyszłości?
C.B.: Wygląda na to, że są tutaj nie z własnej woli. Hmm. Mówią mi, że nadchodzą złe czasy,
okres wielkiej walki. W tym czasie technika będzie się rozwijać powoli. Ludzie wrócą do rzeczy
podstawowych, ale nie prymitywnych.
MONITOR: Zapytaj o Marsjan.
C.B.: Mówią mi, że ludzie spotkają się z Marsjanami niedaleko siedziby tych ostatnich – w
pobliżu jaskiń Nowego Meksyku. Marsjanie odczuwają wielki strach. My, ludzie, musimy pomóc
im wyjść z jaskiń. Istoty te mówią mi, że uwalniając Marsjan, musimy być asertywni, a
jednocześnie bierni. Należy postępować bardzo ostrożnie. To trudne zadanie. Marsjanie nie chcą
wyjść. Obawiają się agresji. Najwyraźniej z ich punktu widzenia nie jesteśmy całkiem
cywilizowani. Jednak musimy z nimi rozmawiać, negocjować.
W porządku, rozmawiają ze mną bardzo bezpośrednio. Konieczne będą oficjalne rozmowy z
Marsjanami.
MONITOR: Gdzie odbędą się te rozmowy?
C.B.: W domu, w domu należącym do ludzi. Ludzie wejdą do jaskiń dopiero wtedy, kiedy
Marsjanie będą gotowi do wyjścia, nie wcześniej. Mówią mi, że sami musimy tworzyć asertywne
kontakty. Musimy próbować je zbudować. Nie wolno nam ustawać w wysiłkach. Jednak należy
poruszać się małymi krokami. Wyraźnie dają mi do zrozumienia, że Marsjanie w żaden sposób nam
nie zagrażają. To my mamy do nich przyjść, a nie oczekiwać, że oni przyjdą do nas.
MONITOR: Jak mamy postępować?
C.B.: Mamy zacząć od szkolenia większej liczby ludzi. Wygląda na to, że szkolenie jest bardzo
ważne. Teleobserwacja stanowi jego część, ale to nie wszystko.
MONITOR: Na razie wystarczy. Podziękuj im. Zakończmy tę sesję. Możesz teraz popatrzeć na
cel.
Przysuwa mi kopertę. Otwieram ją i wyciągam kartkę papieru. „Midwayerowie” – czytam ze
zdumieniem.
C.B.: Kim u diabła są „Midwayerowie”?
MONITOR: To długa historia. Może zaczniemy od początku?
Komentarz
Przy obiedzie mój nauczyciel powiedział mi o początkach swoich kontaktów z Midwayerami. W
pierwszych latach wojskowych badań nad teleobserwacją, niektórzy członkowie grupy
teleobserwacyjnej chcieli zbadać pewne niefizyczne cele, z których jeden pochodził z Księgi
Urantii, książki na temat odkryć w dziedzinie duchowości. Grupa ta obrała sobie za cel istoty z
subprzestrzeni, zwane „Midwayerami”. Chociaż według Księgi Urantii gęstość tych istot zbliżona
jest do gęstości ludzi, nigdy nie przybierają one formy fizycznej, a ich ciała znajdują się poza
zasięgiem naszego postrzegania. Owi „Midwayerowie” przypisani są Ziemi, żeby towarzyszyć
ludziom w sprawach dotyczących ludzkiej ewolucji duchowej.
Odkrycie, że Midwayerowie istnieją naprawdę stanowiło szok, który odbijał się na świadomości
wojskowej grupy SRV przez kilka lat. Z jednej strony, informacje na temat ich istnienia były
niewiarygodnie ważkie. Z drugiej jednak strony, nie było wiadomo, jak wytłumaczyć to wszystko
generałom, których bardziej obchodziło obliczanie ostrych naboi w silosach pociskowych.
Samych Midwayerów nie można zaliczyć do istot pozaziemskich, jako że ich stałą siedzibę
stanowi Ziemia. Ale nie są też ludźmi, ani nie przyjmują ludzkiej postaci w sensie fizycznym. Są to
istoty subprzestrzenne, które żyją i pracują w ludzkim środowisku.
Midwayerowie pracują na Ziemi, ale ich dowództwo nie pochodzi z tej planety. Jak się wydaje,
stanowią oni jedną z wielu grup subprzestrzennych, które mają wiele zadań do wypełnienia.
Midwayerowie pracują razem jako jednostka na wzór drużyny wojskowej. Nie są jednak
militarystami. Współpracują z subprzestrzennymi postaciami ludzi, żeby pobudzać ich potencjalny
rozwój ewolucyjny. W bardzo realnym sensie wydają się spełniać „dobre uczynki”, a ja w żadnej
mierze nie mogę pojąć, jaką mają motywację, aby nam pomagać. Wygląda na to, że pracują dla
wspólnego celu, ważnego tak dla nich samych jak i dla innych, włącznie z ludźmi.
Upłynęło trochę czasu, zanim udało nam się wymyśleć, w jaki sposób moglibyśmy pomóc
Marsjanom wyjść z jaskiń. Skłonienie ich do oficjalnych rozmów z ludźmi wydaje się wielką
sztuką. Midwayerowie wyraźnie dali do zrozumienia, że w sprawie Marsjan powinniśmy działać w
sposób asertywny, a zarazem im nie zagrażający, co zakrawa na sprzeczność samą w sobie. Po kilku
tygodniach mojego szkolenia w SRV, przyszło mi na myśl, że jednym ze sposobów zdopingowania
Marsjan do bezpośredniej współpracy z ludźmi byłoby rozpowszechnienie wiedzy na temat ich
działalności, m.in. ujawnienie geograficznego położenia ich domów w jaskiniach, w których
chowają się przed ludźmi. Rozumowałem następująco: jeżeli ludzie mieliby dowiedzieć się
czegokolwiek na temat Marsjan i gdyby za każdym razem mogli ich zlokalizować oraz śledzić ich
ruchy, Marsjanie nie mieliby już powodu dłużej się ukrywać. Rzeczywiście, w takich
okolicznościach jedynym rozsądnym wyborem działania byłoby rozpoczęcie negocjacji z ludźmi.
Jedną rzeczą jest jednak nakłonić Marsjan do rozmów z ludźmi, a całkiem inną namówić ludzi
do tego, by współpracowali z Marsjanami. Obydwaj z moim nauczycielem obawialiśmy się, że ten
ostatni problem będzie o wiele trudniejszy. Czuliśmy, że potrzebujemy pomocy w rozwiązywaniu
„ludzkiej strony” tego równania. Ale głęboko na poziomie intuicyjnym byliśmy spokojni i
przekonani, że wyjście się znajdzie. W jakiś sposób odnosiliśmy wrażenie, że istnieje ktoś, kto
obserwuje nasze poczynania i kiedy nadejdzie właściwy czas, udostępni nam odpowiednie środki.
Na razie, mogliśmy jedynie posuwać się naprzód, a posuwanie się do przodu oznaczało wówczas
zbieranie danych i układanie planu książki na ten temat.
Rozdział 9
Strzał z nieba
21 sierpnia 1993 roku wystrzelona przez NASA sonda kosmiczna zbliżała się do Marsa, gdy
nagle między nią a kontrolą naziemną zanikł kontakt (New York Times, 24 sierpnia 1993). Sonda o
nazwie Mars Observer („Obserwator Marsa”) przeznaczona była do robienia szczegółowych zdjęć
dużej, niemal całej powierzchni Marsa, w tym również obszarów, gdzie poprzednie zdjęcia
satelitarne ukazywały twory na powierzchni, w których można się było dopatrzeć budowli w
kształcie piramid i geologicznych rzeźb, przypominających twarze. Naukowcy i inżynierowie z
NASA nie potrafili wytłumaczyć niespodziewanego zerwania łączności z satelitą, który do tej pory
funkcjonował bez zarzutu.
Parę dni po tym wydarzeniu, New York Times donosił, że niektórzy ludzie z NASA zastanawiali
się wręcz, dlaczego Mars przynosi pecha. Pośród innych tajemniczych wypadków dotyczących
Marsa, można by wspomnieć radzieckiego satelitę, który zamilkł w podobnych okolicznościach, w
czasie zbliżania się do jednego z księżyców planety. Niektórzy ludzie w agencji snuli podejrzenia –
i nie był to do końca żart – że za serią niezwykłych awarii technicznych w związku z Marsem kryją
się istoty pozaziemskie. Po miesiącach badań, agencja ogłosiła, że sonda prawdopodobnie
eksplodowała na skutek jakiejś awarii w związku z paliwem. Badacze jednak nie byli pewni swej
diagnozy i nie mieli żadnych danych na poparcie postawionej tezy. Sprawa pozostała w sferze
domysłów, ale w tamtym czasie nie można było zrobić nic więcej.
Niniejszy rozdział wyjaśnia, co naprawdę stało się z Mars Observerem. Pragnę przypomnieć
Czytelnikom, że nie otrzymałem z góry żadnej informacji na temat natury celu, ani przed sesją ani
w jej trakcie. Co więcej, dane zostały zebrane podczas sesji monitorowanej na odległość. Znaczy to,
że sesja była monitorowana przez mojego nauczyciela, który przebywał u siebie w domu, podczas
gdy ja siedziałem w swoim biurze na Uniwersytecie Emory w Atlancie, w Georgii. Monitorowanie
takie wiąże się zarówno ze słowem, jak i z obrazem. Po obydwu stronach używa się słuchawek,
żeby utrzymać stały kontakt między monitorem a teleobserwatorem. Ponadto, w trakcie sesji
przesyła się faksem wyniki pośrednie (włącznie ze szkicami i surowymi danymi), natomiast po jej
zakończeniu wyniki końcowe. Tak jak w przypadku wszystkich danych Typu 4, informacje na temat
celu zostają udostępnione teleobserwatorowi dopiero po skończonej sesji.
Data: 7 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6421/9054
Moje dane z Fazy 1 wskazywały na zbudowaną przez człowieka konstrukcję, z którą wiązał się
jakiś ruch.
C.B.: Panuje tutaj duży ruch. Coś pędzi z ogromną prędkością. Hmm. Chyba widzę dwa obiekty
naraz. Jeden jest mały, twardy, solidny. Porusza się bardzo szybko. Drugi to duży, bardziej złożony
obiekt o nieregularnym kształcie. To dziwne. Zdaje się, że pod żadnym z nich nie ma ziemi. Nie
wiem dlaczego nie widać ziemi.
MONITOR: Przejdź do matrycy Fazy 6 i zrób szkic. Zaznacz położenie obiektów za pomocą X.
Prześledź ruchy obiektów.
C.B.: Mały obiekt wyłonił się z boku. Podążam teraz za nim do punktu wyjścia.
MONITOR: Co masz? Trzymaj się struktury. Wejdź do matrycy.
C.B.: To statek. Mały obiekt pochodzi ze statku pozaziemskiego. Najwyraźniej został
wystrzelony ze statku jak pocisk i uderzył w inny, większy cel, ten o nieregularnym kształcie. Po co
oni mieliby to robić?
MONITOR: Nie analizuj, tylko zbieraj dane. Co widzisz?
C.B.: Wchodzę teraz do środka statku. Hmm. Widzę jakieś istoty. Są łyse, chyba wszystkie są
łyse. Mają oczy. Szkicuję teraz ich twarze. Cały statek wygląda jak wielka metalowa budowla.
Znajduję się w pokoju. Są tu jakieś przedmioty, dużo przedmiotów, to akcesoria techniczne. Oprócz
tego krzesła, stoły, terminale komputerowe, i kilka istot.
MONITOR: W porządku. Teraz zrobimy przerwę. Zapisz godzinę, prześlij mi faksem
dotychczasowe wyniki i zadzwoń do mnie. Na razie.
C.B.: Dobra. Daj mi kilka minut.
Po przerwie.
MONITOR: Courtney, wróć do swojego szkicu w Fazie 6. Chcę, żebyś prześledził ruch statku z
powrotem do jego punktu wyjścia.
C.B.: OK. Mam punkt wyjścia. To dziura w ziemi, jaskinia. W jaskini znajduje się metalowy
pojazd. Te istoty wsiadają i wysiadają z pojazdu.
MONITOR: Wyjdź na powierzchnię. Co widzisz?
C.B.: Wychodzę. Są tu czerwone piaszczyste powierzchnie, nierówny teren. Wygląda, że to
Mars.
MONITOR: Zapisz to jako AOL. Przejdź przez matrycę. Notuj same dane. Wróć do jaskini.
C.B.: W tej jaskini są istoty, dużo istot. Wyglądają na Szarych. Pracują.
MONITOR: Courtney, chcę, żebyś wybrał którąś z tych istot i wniknął do jej umysłu. Masz
coś?
C.B.: W porządku. Mam jednego z nich. O rany!
MONITOR: Zapisz to jako wrażenie estetyczne – AI. Kontynuuj. Dowiedz się czegoś na ich
temat. Dowiedz się, czy oni śpią.
C.B.: A niech to. Teraz widzę wyraźnie. Szary wie, że tutaj jestem. Chyba nie ma nic przeciwko
temu. Możliwe, że nie śpi w taki sposób jak my. Dzieje się coś innego. Można by to porównać do
bardzo głębokiego cofania się świadomości. Nie jestem pewien, co to oznacza. Czy mam śledzić
jego świadomość?
MONITOR: Tak. Trzymaj się matrycy.
C.B.: Uuuu. To bardzo, bardzo daleko. To próżnia – pustka, przestrzeń. Nie jest źle, ale nie wiem
co tu robić. Co mi radzisz?
MONITOR: Cofaj się w czasie razem z nim aż do punktu narodzin. Skąd on pochodzi?
C.B.: Teraz go mam. W pojemniku przypominającym kanister leży niemowlę. Znajduję się teraz
w nowym miejscu. Nie wiem gdzie to jest, ale wygląda jak laboratorium.
MONITOR: Wyjdź na zewnątrz. Co widzisz?
C.B.: To świat bez atmosfery. Widzę gwiazdy, kratery, skały. Lepiej zapiszę to jako AOL – to
wygląda jak Księżyc. Światło jest nieprawdopodobnie jaskrawe. Dużo gwiazd – bardzo jasnych!
Wszystko jest tu niesamowicie wyraźne. Rozglądam się. Na niebie jest jakaś planeta. Wygląda, że
to Ziemia. Widzę nawet chmury i wodę. Planeta jest niebieska. Dobra, zapiszę w kolumnie AOL
„jak Ziemia”.
MONITOR: Wróć do niemowlęcia w pojemniku. Co dokładnie znajduje się w pojemniku?
C.B.: Po prostu niemowlę, wyglądające na duży płód i gęsty płyn. Płyn jest zielony.
MONITOR: Spróbuj tego płynu. Jak on smakuje?
C.B.: Fuj. Okropny, jak ropa.
MONITOR: W porządku. Wróć z powrotem do istoty w jaskini, tam gdzie był statek. Dowiedz
się czegoś więcej na temat pracy i osobowości tej istoty.
C.B.: Ten Szary – będę go nazywał Szarym, bo na takiego wygląda – według naszych norm nie
jest szczęśliwy. Pracuje. Wnikam teraz do jego umysłu. Wydaje się beznamiętny. Odnoszę
wrażenie, jakby ktoś skrzywdził go psychicznie. Nie mam dobrego odczucia w stosunku do tej
istoty. Coś tu nie gra.
MONITOR: Naszkicuj go.
C.B.: OK. Skórę ma białą i twardą. Pomimo chudości, wydaje się całkiem silny. Odczuwam dla
niego dziwne współczucie. Znalazł się w przykrej sytuacji. Czuję to.
MONITOR: W porządku. Musimy teraz zakończyć sesję. Zaczynasz wczuwać się w tę istotę, a
to może zniekształcić nam dane. Ale do tej pory było bardzo dobrze. Zapisz godzinę zakończenia.
C.B.: No cóż, ta sesja jest dla mnie prawdziwą zagadką. Nie mam pojęcia, jaki mógł być cel.
MONITOR: To był Mars Observer, zaginiony w 1993 roku.
C.B.: Żartujesz?
MONITOR: Nie. To był Obserwator.
C.B.: A więc to był ten obiekt o nieregularnym kształcie. Został trafiony przez pocisk. Ale po co,
u diabła, mieliby to robić?
MONITOR: Dobre pytanie. Najwyraźniej nie chcieli, żeby satelita krążył i robił zdjęcia. Nie
wiem czego. Użycie urządzenia podobnego do armaty może wydawać się dziwne w dobie laserów
itd... Ale nie zapominaj, że radziecka sonda również zamilkła w tajemniczych okolicznościach, a
ostatnią telemetryczną informacją przesłaną przez nią był obraz zbliżającego się obiektu, czy też
źródła energii. Wydaje mi się, że istoty pozaziemskie nie chciały dopuścić do przecieku danych,
więc fizycznie usunęły intruza. Zrobiono to tak, by ludzie mogli podejrzewać uderzenie meteoru.
C.B.: Wciąż jestem trochę odrętwiały. Trudno w to uwierzyć, ale wszystko pasuje.
MONITOR: Dobra sesja.
C.B.: Tak. Pozwól, że teraz chwilę odpocznę. Pogadamy później. Po prostu wciąż nie mogę
przejść nad tym do porządku dziennego.
MONITOR: OK. Czekam na twój faks. Do usłyszenia wieczorem. Trzymaj się.
Komentarz
Ta sesja przyniosła mnóstwo informacji. Mars Observer został zniszczony przez pocisk
wystrzelony z urządzenia znajdującego się w pobliżu statku ET. Statek powrócił do podziemnego
hangaru, najprawdopodobniej na Marsie. W hangarze były jakieś istoty, zajmowały się czymś
aktywnie. Niektóre z nich (choć nie wszystkie) przypominały typ małych Szarych. „Śledziłem”
jednego z nich do czasu jego narodzin i przekonałem się, że „urodził się” w laboratorium. Być
może stworzono go po to, by pracował. Trudno powiedzieć, czy on sam czuje się wykorzystywany i
zniewolony. Podczas okresów pozornego snu (w takim znaczeniu, jak rozumieją to Szarzy) ich
świadomość przebywa w jakimś pustym miejscu, próżni przypominającej kosmos. Wydaje się, że
istota, którą obserwowałem, nie doznawała żadnych marzeń sennych. Laboratorium, gdzie się
urodziła, znajduje się chyba na naszym Księżycu, w podziemnej budowli, stanowiącej bazę.
Przypominające płód niemowlę, jest odżywiane składnikami zanurzonymi w zielonej cieczy o
konsystencji oleju.
Ta sesja postawiła tyle samo pytań, co dała odpowiedzi. Wiemy już, co stało się z sondą, którą
NASA wysłała na Marsa. Wciąż jednak nie wiemy, dlaczego ET nie chcieli, żeby satelita coś odkrył
czy sfotografował. Nie jest jasne, czy Szarzy z bazy na Marsie współpracowali w innym miejscu z
innymi Szarymi. Z obserwacji zdawało się wynikać, że Szarzy są pracownikami, a inne
humanoidalne istoty sprawują nad nimi kontrolę. Niestety, nie udało mi się stwierdzić, co to za
stworzenia.
Rozdział 10
Federacja galaktyczna
Rozległa literatura na temat UFO, oparta na relacjach porwań, nawiązuje często do
pozaziemskiej organizacji, nazywanej „Federacją Galaktyczną”. Uważa się, że jest to organizacja
przypominająca ONZ, tyle że swym zasięgiem obejmuje całą galaktykę. Ta sesja teleobserwacji
miała nam dostarczyć więcej danych na ten temat. Jej wyniki były dla nas takim zaskoczeniem, że
przedstawiam je tutaj bez wstępnych komentarzy. Sesja opierała się o dane Typu 4, co oznacza, że
aż do jej zakończenia nie wiedziałem, że badam Federację.
Dane: 9 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3114/0029
Dane wstępne sugerowały, że cel związany jest ze sztuczną konstrukcją, ruchem i dużym
natężeniem energii.
C.B.: Wyczuwam tu dużo energii. Sygnał ten wydaje się szczególnie silny. Widać bardzo dużo
jasnych świateł – żółtych, białych, niebieskich. Miejsce robi wrażenie gładkiego, a nawet
puszystego. Panują zarówno wysokie jak i niskie temperatury; daje się odczuć ekspansywną,
promieniującą energię.
MONITOR: W porządku. Przejdź do szkicu Fazy 3.
C.B.: Rysuję coś twardego i okrągłego w środku, otoczonego przez jasne światło – żółte,
niebieskie i białe. Wokół światła unosi się coś puszystego, jakby chmury. Ta rzecz w środku jest
metalowa albo ma w sobie, bądź na sobie, coś metalowego. Cały ten obiekt przywodzi mi na myśl
tornado, bo wokół twardego jądra wyczuwam jakieś zawirowania. To chyba wir energetyczny.
Niesamowita energia.
MONITOR: W porządku. Zapisz „tornado” w kolumnie AOL i przejdź do Fazy 4.
C.B.: Znowu widzę dużo światła. Coś okrągłego. Odbieram też świadomość. Jakąś istność
duchową.
MONITOR: Zapisz to wszystko w matrycy, a potem zrobimy przerwę. Prześlij mi faksem
dotychczasowe dane i zadzwoń.
C.B.: W porządku. Pogadamy za kilka minut.
Po przerwie.
MONITOR: Courtney, przenieś się na powierzchnię twardego obiektu, a potem kontynuuj
matrycę Fazy 4.
C.B.: Wykonuję... O rany! Muszę zapisać to wszystko na AOL. Bardzo silna energia.
MONITOR: Dobrze. Poczekaj aż minie to wrażenie i kontynuuj.
C.B.: Znowu widzę ulotne światło, niebieskie i białe. Znowu dużo energii. Znajduję się teraz na
powierzchni. W jakimś miejscu. Być może tamten okrągły obiekt był planetą. Wszystko spowija
mgła. Światło znajduje się powyżej. Na powierzchni panuje chłód. Wyczuwam w powietrzu gorzki
smak amoniaku. Widzę rzeczy, które unoszą się do góry. Niech no przyjrzę się bliżej... Jestem teraz
koło czegoś, co jest twarde i metalowe. To budynek albo jakaś inna konstrukcja. Spełnia szczególny
cel. Widzę wejście, może to drzwi. Czy mam tam wejść?
MONITOR: Zanim to zrobisz, cofnij się trochę żebyś mógł ogarnąć wzrokiem całą konstrukcję.
C.B.: Już to robię... Ta budowla naprawdę jest bardzo duża, powiedziałbym niebotyczna.
Wykonano ją chyba z metalu. Nie widzę w pobliżu innych budynków.
MONITOR: W porządku. Teraz wejdź do budowli.
C.B.: Jestem z powrotem przy wejściu. Wchodzę do środka... OK, są tu jakieś istoty, dużo istot.
To dziwne miejsce. Oni wszyscy są łysi.
MONITOR: Trzymaj się struktury. Uważaj z AOL. Wypełnij matrycę.
C.B.: Wszystkie te istoty noszą białe szaty przypominające szlafroki. Mają bardzo gładką skórę,
a cerę białą lub kremową. Mam wrażenie, że to ważne miejsce.
MONITOR: Naszkicuj twarz jednego z nich.
C.B.: Dobra... Te istoty są podobne do ludzi, a miejsce przypomina mi klasztor Zen.
MONITOR: Zapisz to w odpowiedniej rubryce: „jak klasztor Zen”. Idź dalej.
C.B.: Oni porozumiewają się telepatycznie i słownie. Czuję wyraźnie, że to jakiś rodzaj rady,
która ma scentralizowaną strukturę. Wydają się nie wiedzieć, że ich obserwuję. Są chyba
zaprzątnięci sprawami państwa czy rządu.
Skupiam się teraz bardziej na członkach rady. Ci ludzie dobrowolnie wykonują swoją pracę. To
bardzo prestiżowa praca, którą niełatwo otrzymać.
Teraz odkryłem, że jest tu przewodniczący, który kieruje całą radą. Inni go popierają. Można by
go nazwać prezydentem, przewodniczącym lub premierem.
MONITOR: Co się dzieje?
C.B.: Wygląda na to, że myliłem się, sądząc, że oni nie zdają sobie sprawy z mojej obecności.
Witają mnie. Cieszą się, że przybyliśmy. Mówią mi, że od tej chwili stajemy się pełnoprawnymi
członkami rady. Prowadzą mnie do przewodniczącego. Patrzy mi prosto w twarz. Siedzi na krześle i
ma na sobie biały czy może niebieskawo-biały szlafrok. Sprawia wrażenie trochę ociężałego.
MONITOR: Jesteś teraz sam, Courtney. Po prostu trzymaj się struktury. Notuj wszystko.
C.B.: Ten gość jest poważny, ale gdzieś w środku wyczuwam u niego poczucie humoru. Nie
zagraża mi w najmniejszym stopniu. Wiesz, to tak jakbyś miał spotkanie z mistrzem duchowym,
takim jak Budda.
MONITOR: Zapisz to w kolumnie AOL. Słuchaj jego wskazówek.
C.B.: On mnie wita w swoim umyśle. Chce, żebym wniknął do jego umysłu, ponieważ jest to
najłatwiejszy sposób porozumiewania się. Co mam robić?
MONITOR: Wejdź do jego umysłu. Skup się na pojęciu „przewodnictwa” i zobacz, co on zrobi.
C.B.: Jak tylko wniknąłem do jego umysłu, ponownie znalazłem się w przestrzeni. Znajduję się
poza Mleczną Drogą i spoglądam na nią z zewnątrz. Nad obrazem narysowane są kropkowane linie,
które dzielą galaktykę. Dowiaduję się, że potrzebują pomocy. Potrzebują nas. Odnoszę wrażenie, że
potrzebują nas w jakimś galaktycznym sensie, ale chyba to do mnie nie trafia. Oni są o wiele
potężniejsi od ludzi; nie mam pojęcia, dlaczego mieliby nas potrzebować.
Przywódca wyczuwa mój opór i kieruje mnie z powrotem na Ziemię. Mówi mi, że w przyszłości
ludzie opuszczą swoją planetę. Teraz tłumaczę gesty na słowa. Wynika z nich jasno, że ludzie na
Ziemi są obecnie zbyt niepohamowani i przykrzy. Wymagają „obróbki”. Nie ulega wątpliwości, że
zanim opuścimy Ziemię, musimy się zmienić.
MONITOR: Zapytaj, czy mają jakieś praktyczne sugestie co do tego, jak możemy im pomóc.
C.B.: Mówią mi, że mam bezwzględnie ukończyć książkę. Inni zrobią resztę. Zaangażowanych
w ten plan jest wielu ludzi. Wiele gatunków, przedstawicieli, grup.
MONITOR: Zapytaj, z kim jeszcze powinniśmy się spotkać przy pomocy teleobserwacji lub
innej techniki?
C.B.: Tylko z Marsjanami. Mówią mi, że nasz kontakt z istotami pozaziemskimi ograniczy się
na razie tylko do Marsjan, przynajmniej w najbliższej przyszłości.
MONITOR: Zapytaj, czy są jakieś nowe informacje, coś, o czym powinniśmy wiedzieć, a czego
jeszcze nie wiemy?
C.B.: Ten gość jest bardzo cierpliwy. Wie, że to dla mnie trudne. Mówi, iż czeka nas wiele
problemów. Z całą pewnością wydarzy się katastrofa planetarna, a może powinienem powiedzieć
katastrofy. Nastąpi chaos, niepokoje, koniec obecnego porządku politycznego. Będąc takimi, jakimi
jesteśmy obecnie, nie poradzimy sobie z tą nową rzeczywistością. Mówi wręcz, że jeżeli chcemy
posunąć się naprzód, w centrum naszego zainteresowania winna znaleźć się świadomość.
On teraz podsłuchuje twoje (mojego monitora) myśli. To tak jakby cię namierzał, czy coś w tym
rodzaju. Twierdzi, że ty spełniasz w tym wszystkim bardzo ważną rolę. Musimy tu wrócić – do ich
świata – w późniejszym terminie. Będziemy przedstawicielami ludzi, wybranymi z racji naszej
świadomości. To świadomość zdecydowała o naszym przybyciu do nich w tym punkcie. I jeszcze
coś. Nie jesteśmy zbawcami, a tylko wstępnymi reprezentantami. Chce, żeby co do tego nie było
wątpliwości.
Zależy mu na tym, abyśmy zrozumieli, że ponosimy odpowiedzialność za godne
reprezentowanie naszego gatunku. Nie należy zwlekać. To nasze zadanie na teraz. Każdy z nas ma
jakąś rolę do spełnienia. Do mnie na przykład należy zapisywanie wszystkiego, co tu doświadczam.
Podoba mu się twoje poczucie humoru. Mówi, że w przyszłości będzie okazja do podobnych
spotkań. Na razie jednak musimy skupić się na książce. Książka jest ważna, bo oni ją wykorzystają.
MONITOR: Podziękuj mu. Musimy teraz kończyć.
C.B.: Podziękowałem. On już zresztą wiedział, że czas na mnie.
MONITOR: Zapisz godzinę zakończenia, Courtney.
Długa pauza.
C.B.: Mógłbyś mi już powiedzieć, jaki był cel.
MONITOR: (Śmieje się nerwowo.) Federacja.
C.B.: Rozumiem.
Komentarz
Implikacje tej sesji sięgają sfery praktycznej, lecz także wzniośle filozoficznej. Czytelnicy sami
zdecydują, jak ocenić moją interpretację.
Istnieje galaktyczna organizacja rządowa. Nie wiem, jak zhierarchizowana czy scentralizowana
jest jej władza, ani ile gatunków czy kultur planetarnych ją reprezentuje. Nie wiem też, czy jakieś
grupy lub kultury zdecydowały się nie wstąpić do organizacji, ani czy komuś odmówiono
członkostwa. Czuję jednak wyraźnie, że ludzie z Ziemi przygotowywani są do dołączenia do niej.
Wygląda na to, że moje pierwsze wystąpienie w radzie zostało odczytane jako pozytywne. Być
może jedną z dróg prowadzących do członkostwa jest świadome poszukiwanie tej organizacji przy
pomocy odpowiednich środków. Rzeczywiście, na podstawie tego, co powiedziałem, ludzie mogą
już w jakimś sensie uważać się za przedstawicieli Federacji, chociaż wątpię, żebyśmy – mój
monitor czy ja – czuli się szczególnie dobrze, reprezentując kogoś więcej niż samych siebie.
Członkowie Federacji odznaczają się bardzo wysokim poziomem świadomości. Znaczy to, że
całkowicie rozumieją świadomość – zarówno w jej aspekcie fizycznym jak i subprzestrzennym.
Uważają oni, iż ogólne podniesienie ludzkiego rozumienia świadomości jest niezbędnym
warunkiem naszego uczestnictwa w życiu galaktyki. Jeszcze raz pragnę podkreślić, jak ważne było
w czasie obecnej sesji poczucie rozwiniętego rozumienia świadomości. Niewykluczone, że to
właśnie mój wzrost świadomości pozwolił mi dotrzeć do rady, ale nie dysponuję żadnym
obiektywnym miernikiem, aby ocenić, na ile jest to prawdą. Nie ulega jednak wątpliwości, że
według członków Federacji, rozwój świadomości stanowi cel, do którego wszyscy powinniśmy
dążyć. To najpilniejsza potrzeba i wymóg, jakiemu musimy sprostać. Co więcej, wygląda na to, że
ludzie powinni zacząć badać świadomość z bardziej praktycznej i naukowej perspektywy, a nie
patrzeć na nią przez zniekształcające dwuogniskowe soczewki intelektu, które oddzielają nasze
rozumienie rzeczywistości fizycznej od niefizycznej. Moim zdaniem, dopóki nie wyrośniemy z
krótkowzroczności w tej kwestii, pozostaniemy najprawdopodobniej dość prymitywnym
społeczeństwem, a z punktu widzenia planetarno-kulturalnego – „galaktycznym wstecznikiem”.
Literatura dotycząca porwań przez UFO pełna jest relacji spotkań ET i ludzi, w których
przedmiot rozmowy stanowią przyszłe katastrofy planetarne na Ziemi. Przyczyny katastrof są
zwykle natury ekologicznej lub nuklearnej, a częstotliwość, z jaką te ostrzeżenia się pojawiają,
budzi wątpliwości. Ta sesja dostarczyła mi z bezpośredniego źródła wskazówki, że takie problemy
istotnie mogą wystąpić. Jednak w tym punkcie moich badań nie byłem w stanie określić, w jaki
sposób łączyły się one z ewentualnym opuszczeniem Ziemi przez ludzi.
Pod koniec sesji, pierwszą rzeczą, co do której zgodziliśmy się z moim monitorem było to, że
aby zrozumieć tę coraz bardziej komplikującą się sytuację, potrzebujemy więcej danych.
Dziwiliśmy się, jak mogliśmy być tak naiwni, gdy zaczynaliśmy nasze badania. Pomysł
zidentyfikowania latających w spodkach ET wydawał się teraz bardzo płytki.
Rozdział 11
Umysłowość Szarych
Żeby poznać sposób myślenia Szarych, zdecydowaliśmy się dokonać teleobserwacji ich
świadomości, co wymagało z mojej strony wniknięcia do umysłu przynajmniej jednego z nich.
Przygotowując się do monitorowanej sesji (Typ 4), postanowiłem najpierw sam zbadać pojęcie
zbiorowej świadomości Szarych. Proszę pamiętać, że przy danych Typu 4, monitor nie informuje
teleobserwatora na temat celu aż do czasu zakończenia sesji. Może to być cel wybrany na chybił
trafił z opracowanej wcześniej listy, bądź całkiem inny, wybrany przez monitora cel, o którym
teleobserwator nie ma najmniejszego pojęcia.
Jednak przy danych Typu 1, pracuję sam i z góry wiem, jaki jest cel. W czasie takiej sesji solo,
kiedy podane są wstępne warunki związane z Typem 1, bardzo ważne jest, aby ściśle trzymać się
procedury protokołów SRV. Narzuca to pewne ograniczenia na to, co mogę robić po zlokalizowaniu
celu.
W tym rozdziale przytaczam wyniki dwóch sesji – w trakcie jednej z nich sam obserwowałem
cel – „zbiorowy umysł Szarych”, druga sesja była monitorowana, a cel niemal identyczny. Materiał
z sesji solo przedstawiam w formie dialogu wewnętrznego.
Data: 27 listopada 1993
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 7119/5108
Piętnaście minut danych wstępnych wskazywało na duży ruch i energię.
Dostrzegam kolory szary i biały. Powierzchnie są błyszczące, przypominają stal. Odczuwa się
tutaj intensywne ciepło. Słyszę dziwny ćwierkający dźwięk.
Co do wymiarów, wyczuwam coś bardzo szerokiego i/lub otwartego. Wydaje się to
nieskończone, czy może ekspansywne, uniwersalne albo po prostu ogromne. Odnoszę nieodparte
wrażenie, że to coś, cokolwiek to jest, trwa i trwa. To coś nieskończonego, nieograniczonego.
Dostrzegam ruch. Wygląda to tak, jakby przedmioty i/lub energia wchodziła i wychodziła z
centralnego miejsca.
Teraz odbieram coś, co trudno przełożyć na słowa. Można by użyć określeń miłość i troska, ale
pojęcia te, tak jak je na ogół rozumiemy, w żaden sposób nie oddają tego szczególnego,
niepomiernie bardziej wszechogarniającego doznania. Wyczuwa się obecność opiekuna, matki lub
właściciela czegoś cennego. Jest to swego rodzaju dom, dom przekraczający wymiary, w którym
panuje poczucie nieskończonej wolności.
Posuwając się dalej, odkrywam również troskę o bezpieczeństwo. Coś jest nie w porządku.
Panuje tu strach, i to dosyć silny. Coś się dusi. Dostrzegam ruch statków, bardzo nowoczesnych
statków. I znowu czuję strach i troskę o bezpieczeństwo innych.
Odnoszę wrażenie, że Szarzy ugrzęźli. Przypomina to narodziny, podczas których dziecko
utknęło w kanale rodnym. Strach związany jest z tym stanem uwięzienia. Poczucie strachu otacza
jednak płaszcz spokoju.
Komentarz
Zbiorowa świadomość Szarych ochrania ich i odżywia. Jednocześnie, od wewnątrz paraliżuje
ich głęboki strach, który wiąże się z poczuciem uwięzienia. To tak jakby Szarzy bezskutecznie
usiłowali wyłonić się z jakiegoś stanu. Cisza otaczająca strach w jakiś sposób stabilizuje zbiorowy
intelekt (umożliwiając przetrwanie fizyczne) i pozwala na mniej straszną codzienną egzystencję.
Poczucie miłości i ochrony dobywające się z ich umysłu jest nieomal przytłaczające z ludzkiego
punktu widzenia. Ja osobiście zareagowałem na nie smutkiem i chyba współczuciem.
W dwa i pół miesiąca po tej sesji mój monitor postanowił, że będę pracował nad celem w
ciemno. Jak Czytelnicy będą mieli okazję zaobserwować, pod koniec tej sesji zmienił on pewien
szczegół dotyczący celu, zachęcając mnie w ten sposób do nieco innego podejścia do sprawy. Po
podłączeniu się do słuchawek, gawędziliśmy sobie jak zwykle (to znaczy gadaliśmy o wszystkim,
poczynając od nowego kawału, który usłyszał mój monitor, do perspektyw znalezienia wydawcy
dla mojej książki), a potem zaczęliśmy sesję.
Data: 11 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4 sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4384/8296
Dane wstępne wskazywały na poczucie płynności i ruch.
C.B.: OK. Widzę kolory w rodzaju turkusu i niebieskiego. Dużo płynu. Powierzchnie skaliste i
gładkie. Odczuwam zarówno ciepło, jak i chłód. Czuję smak czegoś słonego i jakby zapach ryb.
Cokolwiek to jest, robi wrażenie szerokiego i ogromnego, bardzo głębokiego. Wyczuwam też
energię.
MONITOR: Faza 3.
C.B.: Robię rysunek... Naszkicowałem linię poziomą w poprzek kartki. W rubryce AOL zapisuję
„ryba i ocean”.
MONITOR: W porządku. Zapisz AOL. Faza Czwarta.
C.B.: Widzę płyn. Dużo płynu. Ten płyn to żywe środowisko. Odnoszę wrażenie, że jest to
miejsce narodzin. Tutaj jest życie. Organizmy. To miejsce podlega ochronie.
Poniżej płynu widzę jakiś pokój. To chyba laboratorium. Zapiszę to jako AOL.
W porządku. W pokoju jest Szary. Wpatruje się we mnie. Szkicuję teraz jego twarz. Wygląda na
osobnika męskiego. Czuję, że powinienem wejść do jego umysłu. Co mam robić?
MONITOR: Pozwól, żeby ten problem rozwiązała twoja nieświadomość.
C.B.: W porządku. Wchodzę... O rany!
MONITOR: Trzymaj się struktury. Zostań w matrycy. Co widzisz? Zapisz to.
C.B.: Panuje tutaj pustka. Głęboka pustka. Ale jednocześnie umysł przepełnia wielka
świadomość, powiedziałbym nawet uczucie totalnej świadomości, czymkolwiek ona jest. Ten gość
ma do wykonania zadanie. Jest pochłonięty pracą. Nie odczuwam tu obecności żadnych
powierzchownych uczuć charakterystycznych dla ludzi. Kiedy myślę o jakimś porównaniu,
przychodzi mi na myśl Stan Skupienia Focus 15 w Instytucie Monroe'a.
MONITOR: Czy wyczuwasz jakąś wyższą istotę?
C.B.: Sam umysł jest zwierzchnikiem. To zbiorowa umysłowość. Zbiorowa umysłowość pełni
funkcję kontrolującą. Żaden umysł nie jest ważniejszy od innych. Wszyscy Szarzy mają ten sam
umysł. Są jednym i wszystkim.
MONITOR: Czy mają jakiś cel?
C.B.: Podstawowy cel to przetrwanie i ewolucja. To jeden zbiorowy organizm, więc przetrwanie
stanowi dla niego wartość nadrzędną, tak jak w przypadku każdego organizmu. Nie istnieją żadne
różnice między poszczególnymi osobnikami.
MONITOR: Przejdź do Fazy 6. Zrób wykres. Zaznacz linię czasu w miejscu, w którym teraz
jesteś z tą istotą. Potem zaznacz punkt rozpoczęcia tej sesji. Umieść na linii czasu ważne punkty, a
następnie przejdź do matrycy Fazy 6.
C.B.: W porządku... (Pauza.) Jestem teraz w matrycy. Odnoszę wrażenie, że znajduje się tu
zbiorowość wielu Szarych. Teraz czuję bardzo silne oddziaływanie. Tak jakby chcieli uwolnić się
od swoich fizycznych ciał. To desperackie dążenie które oznacza dla nich życie lub śmierć. Sprawa
absolutnie najwyższej wagi dla przetrwania ich umysłu ...organizmu. Umysł jest teraz zamknięty.
Bezwzględnie musi uciekać. Gdzieś bardzo głęboko zbiorowość ta odczuwa panikę, ale nie jest to
panika w naszym rozumieniu tego słowa.
Szarzy pracują z ludźmi i innymi na rzecz ucieczki. To przypomina wydostawanie się z tonącego
statku. Z całą pewnością towarzyszy temu panika.
MONITOR: Jakie środowisko spełniałoby ich potrzeby?
C.B.: Będą mieć swoją planetę. Nie Ziemię. Oni mają zdolność tworzenia planet i podróżowania
w każde miejsce. Nie wyrzucą ludzi z Ziemi. Wszechświat jest na to za duży.
MONITOR: A co z ich współpracą z Federacją?
C.B.: Szarzy są cieszącymi się dużym poważaniem członkami Federacji. Uczestniczą w wielu
przedsięwzięciach. Na swój sposób są dumni ze swej umiejętności współpracy z wieloma
gatunkami Federacji.
MONITOR: Czy ludzie mogą pomóc w ewolucji Szarych?
C.B.: Nie technicznie. Konieczna pomoc leży w zakresie genetyki. Widzę również, że istnieją
inne sposoby pomocy, ale Szarzy nie są ich świadomi.
MONITOR: Czy Szarzy znają pojęcie wolnego czasu?
C.B.: Nie rozumieją oni pojęcia wolnego czasu tak jak my. Dla Szarych czas stanowi continuum.
Czas wolny nawiązuje do potrzeby odpoczynku. W tym względzie dysponują oni czymś innym.
MONITOR: Jaka jest długość ich życia według naszych norm?
C.B.: Szarzy mają pełną świadomość tego, że nie umierają. Ich ciała fizyczne są przez nich
postrzegane jak ubranie albo skorupa. Śmierć nie jest dla nich tak znaczącym pojęciem, jak dla nas.
MONITOR: Jak długo żyje zatem ciało typowego Szarego?
C.B.: To zależy. Za średnią można jednak uznać dwieście lat życia na Ziemi.
MONITOR: Skup się raz jeszcze na idealnym środowisku dla Szarych.
C.B.: Cóż, nie jest to fizyczna planeta – taką mogliby mieć w każdej chwili. Idealne środowisko
to ewolucyjnie nowy zestaw indywidualnych ciał. Szarzy przechodzą proces powtórnych narodzin.
Przygotowują się do wyjścia ze zbiorowej tożsamości, którą zastąpią połączone ze sobą, lecz
indywidualne istoty.
Wchodzę teraz głębiej... To interesujące. Oni odczuwają strach i zdziwienie w związku z tym, że
ludzie istnieją i prosperują jako indywidualne jednostki. Wiedzą coś na ten temat i potrzebują tego,
ale jednocześnie są przerażeni.
MONITOR: Spróbuj się dowiedzieć czegoś na temat fizycznych spotkań Szarych z ludźmi.
C.B.: Odbywa się obecnie wiele takich spotkań, ale na ogół ludzie nie uczestniczą w nich
świadomie.
MONITOR: Jakie są warunki takiego spotkania, dotyczące miejsca i wymagań?
C.B.: Nawet Szarzy nie mają jasności w tej sprawie. Wiedzą, że spotkanie jest konieczne, ale nie
wiedzą, co zrobić, żeby do niego doszło. Na swój sposób obawiają się obcowania z ludźmi-
barbarzyńcami. Nie cha zrezygnować z poczucia kontroli czy też władzy. Zdają sobie jednak
sprawę, że potrzebują pomocy, bo utknęli w martwym punkcie.
Właśnie mnie zapytali, czy nie wiem, jak taka pomoc powinna wyglądać. Co im odpowiedzieć?
MONITOR: Powiedz, że nad tym popracujemy.
C.B.: W porządku. Powiedziałem. Na swój sposób to doceniają.
MONITOR: Zapytaj, czy w tę pomoc powinni też zaangażować się Marsjanie?
C.B.: Z ich strony nie może nadejść żadna pomoc, gdyż Marsjanie muszą uporać się z własnymi
problemami. Są chorzy i mają za mało czasu i środków, aby pomóc w tak skomplikowanym
przedsięwzięciu.
Właśnie zaproponowałem Szarym spotkanie na neutralnym gruncie, ale moja propozycja została
odrzucona.
MONITOR: Zapytaj, czy wobec tego nie zechcieliby spotkać się z nami na warunkach, które
sami by określili.
C.B.: Przystali na ten pomysł. Z entuzjazmem. Powiedzieli, że od razu zabiorą się za
opracowywanie planu.
MONITOR: Dobra, Courtney. Czas uciekać. Zapisz końcowy czas.
C.B.: Fiu! To było coś. Będę potrzebował chwili wytchnienia po tej sesji. Dobra, możesz mi
teraz powiedzieć, jaki był cel?
MONITOR: Świadomość Szarych.
C.B.: Nie jestem zaskoczony.
MONITOR: Tak. Musimy to przemyśleć.
C.B.: Pozwól, że zrobię sobie przerwę i zadzwonię później. Zaraz prześlę ci dane faksem.
Wkrótce pogadamy.
Komentarz
Chociaż nie rozumiem dlaczego, wydaje się, że planeta, na której wylądowałem na początku
sesji, ma duże znaczenie dla Szarych. Faktycznie, pod wieloma względami przypomina ona świat
Szarych, zwłaszcza jeśli chodzi o oceny. Nie wiem jednak, czy to naprawdę to samo miejsce.
Odnoszę również wrażenie, że planeta ta jest w jakiś sposób połączona ze świadomością tych istot,
ale nie wiem na jakiej zasadzie.
W oparciu o własne badania teleobserwacyjne, jak również na podstawie licznych relacji porwań
przez UFO twierdzę, że Szarzy porozumiewają się telepatycznie. Z grupami Szarych często
utożsamia się poczucie zbiorowego umysłu czy zbiorowej świadomości. O ile kiedykolwiek mamy
współpracować z Szarymi, musimy postarać się zrozumieć ich mentalność. Jeżeli Szarzy naprawdę
są zaangażowani w program inżynierii genetycznej, obejmujący zarówno ludzi jak i inne gatunki,
być może potrzebują ludzkiej pomocy podczas tego szczególnie trudnego okresu swej ewolucji.
Dlatego musimy mieć otwarte umysły i pozbyć się w tym względzie wszelkich uprzedzeń.
Tak jak z całą pewnością twierdzę, że świadomość Szarych ma charakter mentalności zbiorowej,
widzę też wyraźnie, że muszą oni ewoluować i przejść do nowego etapu. Zbiorowy intelekt Szarych
ma wiele aspektów pozytywnych. Najwyraźniej poszczególni członkowie ich społeczności nie
rywalizują ze sobą w ewolucyjnej, darwinowskiej batalii o przewagę. Po prostu toną albo płyną
razem. Ludzie mogliby się tego od nich nauczyć.
Biorąc pod uwagę sposób, w jaki literatura (patrz Jacobs, 1992 i Mack, 1994) opisuje spotkania
ludzi z Szarymi, trudno się dziwić, że działalność tych ostatnich z punktu widzenia Ziemian może
być odbierana jako wroga. Równie dobrze może się jednak okazać, że Szarzy bardziej
przypominają uciekającą kawalerię niż nacierającą armię. Być może robią rzeczy, których nie
rozumiemy, bądź nam się nie podobają, ale nie są źli – tego jestem pewien. Po prostu, jak na razie
nie rozumiemy tego gatunku.
Moje doświadczenia w zakresie teleobserwacji w żaden sposób nie wskazują na to, jakoby
Szarzy byli do nas wrogo usposobieni. Być może obawiają się ludzi i tego, co reprezentujemy, ale
tak samo nas potrzebują, zarówno w sensie duchowym, jak i fizycznym. Jeśli nie osądzimy ich zbyt
pochopnie, być może pomogą nam w naszym ewolucyjnym przetrwaniu.
Krótko mówiąc, musimy dowiedzieć się znacznie więcej o nich, o sobie i o roli, jaką mamy do
odegrania w tym interesującym dramacie. Myślę, że postąpimy mądrze nie osądzając innych ras
przynajmniej do czasu, gdy zapoznamy się z całą galaktyczną społecznością istot rozumnych.
Rozdział 12
Przechowalnia ludzi
Zarówno ja, jak i mój monitor słyszeliśmy wiele relacji porwanych osób, które utrzymywały, że
przynajmniej część istot pozaziemskich pochodzi z gwiazdozbioru Plejad. Nie wiedzieliśmy, skąd
wzięła się ta informacja, o ile w ogóle była to informacja, nie zaś nie poparta niczym pogłoska. W
ramach testu, zdecydowaliśmy się więc dokonać teleobserwacji gwiazdozbioru Plejad w
poszukiwaniu zdolnego do odczuwania życia. Jak się okazało, był to wysiłek warty zachodu.
Data: 10 marca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 2805/2070
Dane wstępne wskazywały na silną energię i solidne, sztuczne konstrukcje.
C.B.: Widzę bardzo jasne światło. Ostrą biel i żółć. Panują wysokie temperatury. Czuję smak
spalenizny i zapach dymu. Słyszę też jakiś płacz. Gdziekolwiek jestem, miejsce to wydaje się
olbrzymie, przestronne, obdarzone dużą energią, promienne i okrągłe. W jakiś sposób jest ważne i...
dziwne.
MONITOR: Faza 3.
C.B.: Szkicuję horyzont; coś pali się na ziemi, a niebo jaśnieje dziwnym blaskiem.
MONITOR: Przejdź do Fazy 4.
C.B.: W porządku. Jestem w matrycy. Nadal odbieram światło, spaleniznę i wysokie
temperatury. To coś na niebie jest okrągłe i ogniste. Jestem teraz na ziemi. Wypatrzyłem dwa typy
istot. Jeden typ znajduje się na ziemi, a drugi w powietrzu, prawdopodobnie w jakimś pojeździe.
Teraz odbywa się tu jakaś intensywna praca. Istoty w powietrzu, blisko światła, są bardziej
rozwinięte niż te na ziemi. Ależ to światło jest jasne! Nie mogę wykoncypować, co oni tam robią.
Być może są w jakimś pojeździe, ale za każdym razem gdy spoglądam w górę, poraża mnie światło.
Skupiam się teraz na ziemi; jest tu kurz, trawa i ludzie noszący zwykłe amerykańskie ubrania.
Pozwól, że to sprawdzę. Tak. Spodnie, skarpety, buty... Ludzie są dość wzburzeni. Wyczuwa się
strach i słychać płacz. Ludzie sprawiają wrażenie oślepionych i przerażonych świecącym na niebie
obiektem.
Nadal jestem z ludźmi na ziemi. Wygląda na to, że tworzą rodzinę – kobieta, mężczyzna i
dziecko. Dziecko płacze.
Patrzę teraz w górę i śledzę inne istoty... Znajdują się w obiekcie, nie w tym świecącym czymś.
Wchodzę teraz do środka. Obiekt ma okrągłe wnętrze. Widzę istoty i przybliżam się, żeby im się
przyjrzeć. Przypominają Szarych.
MONITOR: Courtney, przejdź do Fazy 6. Zrób wykres czasu. Zaznacz czas celu na linii, a
potem nanieś czas bieżący. (Pauza.) Teraz zaznacz rok 2000. (Zaznaczam rok 2000 nieco później
niż czas celu.) Wejdź do matrycy. Teraz skoncentruj się na jakichś ważnych wydarzeniach
dotyczących ludzi.
C.B.: Wygląda na to, że ludzie tu wyemigrowali.
MONITOR: A co z tym płaczem?
C.B.: Płacz mogło wywołać pojawienie się obiektu świetlnego. W każdym razie, kiedy ludzie
patrzą w górę, są zdenerwowani. Chociaż niewykluczone, że denerwuje ich pojazd Szarych.
Cokolwiek by to nie było, jest związane z czymś na niebie.
MONITOR: Opisz ludzi.
C.B.: Mają białą skórę. Wyglądają na farmerów, ale nie są prymitywni. Jest im wygodnie, być
może mieszkają tu lub odwiedzają pobliskie miasto czy wioskę. Naprawdę przypominają
przeciętnych Amerykanów.
MONITOR: Wróć do tego, co jest na niebie.
C.B.: Jest to albo jeden bardzo jasny pojazd, chociaż to mało prawdopodobne, albo dwa
oddzielne obiekty, z których jeden jest pojazdem, a drugi czymś bardzo jasnym. Trudno stwierdzić,
ponieważ to coś góruje nad wszystkim. Cokolwiek to jest, pojazd jest zawieszony ponad ludźmi na
lądzie, a istoty nim kierujące, nie zamierzają nikogo krzywdzić.
MONITOR: Spróbuj poznać zamiary istot w pojeździe.
C.B.: One spełniają tu jakąś misję. To dla nich rutynowa praca. Czy mam wrócić do wnętrza
pojazdu?
MONITOR: Zamiast tego skup się na zadaniu „odwiedzanie innych miejsc i czasów”.
C.B.: W porządku... O rany! Odrzuciło mnie na dużą odległość. Tak jakby ktoś pociągnął mnie
za sznurek. Jestem teraz tysiące mil od powierzchni planety typu Ziemia. Są tu chmury, woda,
oceany i ląd. Nie do wiary! Pierwszy i drugi cel wydają sią być oddzielone od siebie czasem,
przestrzenią, wszystkim.
MONITOR: Na diagramie Fazy 6 za pomocą małego kółka zaznacz położenie tej planety.
Potem postaw kółko na papierze w miejscu, gdzie, jak ci się wydaje, znajduje się cel pierwotny.
(Przerywa, podczas gdy ja rysuję.) Teraz zbadaj piórem, w którym miejscu na kole znajduje się
nowa planeta i powiedz mi, ile ma słońc.
C.B.: Tylko jedno.
MONITOR: W porządku. Teraz zbadaj, gdzie znajduje się pierwotny cel i powiedz, ile on ma
słońc.
C.B.: Do licha. Ma dwa słońca, jedno duże, żółte, i mniejsze, białe, karłowate. Jak to możliwe?
MONITOR: Nie analizuj. Trzymaj się struktury. Courtney, wróć do swojego diagramu z Fazy 3,
na którym miałeś jasny obiekt na niebie. Zbadaj ten obiekt i wrzuć dane do matrycy Fazy 6.
C.B.: Poczekaj... Kiedy spoglądam w górę, wygląda to jak meteor. Emituje dużo energii. To jest
jasne, jaśniejsze od naszego słońca.
MONITOR: Zróbmy sobie przerwę. Prześlij mi faksem dotychczasowe dane, a potem zadzwoń.
C.B.: W porządku. Zadzwonię za parę minut.
Po przerwie.
MONITOR: Courtney, chcę żebyś zdobył więcej informacji na temat ludzi na lądzie.
C.B.: W porządku... Znów jestem z ludźmi. Oni nie dostrzegają mojej obecności. To rodzina:
mężczyzna, kobieta i dziecko. Dziecko znowu płacze. Wyglądają i odczuwają tak samo jak ludzie, a
nawet Amerykanie. Mężczyzna ma brodę, długą, kędzierzawą brodę. Kobieta ma blond włosy.
Noszą kolorowe ubrania. Panuje tu przyjemna temperatura, jest ciepło. Mężczyzna jest teraz
zdezorientowany. Naprawdę nie rozumie, co się dzieje.
MONITOR: Dobrze. Teraz skup się na istotach w obiekcie.
C.B.: To są Szarzy. Oczywiście wiedzą o ludziach. Hmmm. To dziwne. Szarzy wiedzą, że tutaj
jestem. Właśnie zwrócili na mnie uwagę. Próbują przekazać mi jakieś informacje. Jak dla mnie,
trochę za szybko.
Szarzy są odrobinę zdezorientowani. Tak jakby coś innego zajęło ich uwagę. Wygląda na to, że
się w czymś nie zgadzają. Być może usiłują wymyśleć jakiś sposób przekazania mi informacji.
Wszystko się wyjaśniło. Ci ludzie pochodzą z Ziemi. Przesiedlili ich tutaj Szarzy. Ludzie nie
wiedzą wszystkiego. Nie wiedzą nawet, gdzie się znajdują.
MONITOR: Jaki jest powód przesiedlenia?
C.B.: Stawką jest przetrwanie gatunku. Po katastrofach klimatycznych potrzebne będzie nowe
miejsce do życia.
MONITOR: Badaj dalej. Dowiedz się czegoś więcej.
C.B.: W punkcie czasowym celu nadal odbywa się przesiedlanie, ale w naszym czasie bieżącym
jeszcze do niego nie doszło. Obecnie trwają tylko przygotowania. Czekając, aż ludzie sami się
zniszczą, Szarzy przygotowują planetę klasy M.
MONITOR: Co jeszcze jest przesiedlane?
C.B.: Dominuje materiał genetyczny. Potrzebują zróżnicowanego materiału genetycznego, żeby
zapewnić przetrwanie bardziej rozwiniętego banku genów.
MONITOR: Idź za wskazówką „konieczne zmiany genetyczne”.
C.B.: Musi nastąpić silniejsza łączność pomiędzy duchem a ciałem. Obecnie istniejące geny
pomniejszają tę więź. Taka struktura genów była konieczna do przetrwania w przeszłości, ale na
obecnym etapie wzrostu i przetrwania potrzebne będą nowe lub zmodyfikowane geny.
MONITOR: W porządku, Courtney, zakończymy w tym miejscu. Zapisz czas zakończenia.
C.B.: Zrobione. No dobra, co to było?
MONITOR: To był gwiazdozbiór i kultury Plejad.
Tu nastąpiła długa przerwa w naszej rozmowie.
C.B.: Nie żartujesz?
MONITOR: Słowo. To były Plejady.
C.B.: Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?
MONITOR: Courtney, jestem w tym biznesie na tyle długo, że nic mnie już nie dziwi. Ale to
jest naprawdę coś.
Komentarz
Cel tej sesji doprowadził nas do planety klasy M, okrążającej podwójne słońce około roku 2000.
Przed tą sesją miałem wątpliwości, czy w zasięgu podwójnej gwiazdy może istnieć życie.
Niewykluczone, że Szarzy umieścili jakiś rodzaj ochrony środowiskowej na planecie lub w jej
pobliżu, tak aby można ją było zamieszkiwać.
W bliskiej przyszłości na planecie tej znajdą się ludzie, przesiedleni tam z Ziemi przez Szarych.
Nie wiem, czy inni mieszkańcy Ziemi będą tego świadomi w trakcie lub po tym wydarzeniu. Może
się to odbyć po cichu, a wtedy jedynym źródłem informacji na temat tego nowego świata może
okazać się teleobserwacja. W badanym przez nas punkcie czasowym ludzie byli przestraszeni,
zdezonentowani i nie wiedzieli gdzie się znajdują.
Celem przesiedlenia jest zachowanie banku genów ludzi, to znaczy utrzymanie możliwie
największego zasobu genetycznego. W późniejszym okresie konieczna będzie pewna manipulacja
genetyczna, by u przyszłej rasy ludzkiej nastąpiło wzmocnienie łączności pomiędzy ciałem a
umysłem. Ten brak łączności jest prawdopodobnie skutkiem naszych obecnych tendencji
destrukcyjnych, tendencji, które prowadzą całą ludzkość do ekologicznych i klimatycznych
katastrof na skalę całej planety. Wygląda więc na to, że niektórzy wybrani znajdą bezpieczne
schronienie w kosmosie, podczas gdy reszta ludzkości dopełni żywota w bratobójczych walkach na
Ziemi.
To był pierwszy raz, gdy od jednego z Szarych otrzymałem informacje na temat naszych
przyszłych problemów, niestety nadal nie znam dat zagrażających ludzkości katastrof. Mój monitor
zapoznał mnie z innymi danymi teleobserwacyjnymi, potwierdzającymi, że Szarzy zaopatrują się
także w próbki ziemskich roślin i zwierząt. Jeżeli to prawda, należy sądzić, iż dokonują
biologicznej adaptacji planety w systemie Plejad.
Zachodzę w głowę, ile gatunków w naszej galaktyce skorzysta z takich międzygwiezdnych
akuszerek jak Szarzy. I co stanie się z ludźmi, którzy pozostaną na Ziemi? Czy zginą, czy będą
ewoluować w inny sposób niż przesiedleni na Plejady ich bracia i siostry?
Rozdział 13
Sprawdzian wiarygodności 1
Dotychczas opisałem wyniki dziesięciu sesji SRV. (Dwie sesje zostały zaprezentowane w
rozdziale na temat umysłowości Szarych). Przedstawiłem tak wiele nowych koncepcji i odkryć, że
Czytelnicy zapewne zastanawiają się, czy to wszystko nie jest przypadkiem wytworem mojej
fantazji. Również teleobserwatorzy są zaskoczeni. W odpowiedzi na ewentualne zarzuty tego typu
obraliśmy cel, który nazywamy „skalowaniem celu”. To coś, co można z łatwością sprawdzić i
służy przede wszystkim jako miernik wiarygodności protokołów SRV.
Postanowiliśmy z moim monitorem poddać analizie kilka celów skalujących. Obecna sesja
zawiera dane Typu 4, co oznacza, że nie miałem żadnej informacji na temat celu, ani przed, ani w
trakcie sesji. Sesja była monitorowania na odległość, a trwała około dwudziestu pięciu minut.
Data: 1 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4933/4876
Dane wstępne wskazywały na złożoną budowlę, wzniesioną przez człowieka.
C.B.: Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, jak cement. Jest ciepło. Dostrzegam coś
masywnego, ciężkiego, nawet ogromnego. Domyślam się, że to miasto, więc pozwól, że zapiszę to
jako AOL.
MONITOR: Faza 3.
C.B.: W porządku. Mam diagram, który wygląda jak plan miasta. W środku znajduje się główna
budowla, a dwie inne po bokach.
MONITOR: Dobra. Znajdź budowlę celu i wykonaj operację przemieszczenia.
Długa pauza.
C.B.: Dostrzegam teraz kolory – szary i biały. Powierzchnie są gładkie i błyszczące. Panuje
przyjemne ciepło. Słyszę jakieś dźwięki – furkotania albo bzyczenia. Figury są różne: niskie,
szerokie, wąskie, a nawet pękate.
MONITOR: Faza 3.
C.B.: Właśnie zrobiłem szkic kwadratu. To może być wszystko, poczynając od pokoju, na
pudełku kończąc.
MONITOR: Faza 4.
C.B.: Wypełniam teraz matrycę. Widzę rzeczy przypominające papier. Jest tu coś płaskiego i
poziomego. Wygląda na biuro.
MONITOR: Idź za wskazówką „działalność”.
C.B.: W porządku. W pobliżu chodzą ludzie. Mają na sobie ubrania biznesmenów. Tak
mężczyźni jak i kobiety noszą marynarki i spodnie. W pokoju znajduje się biuro. Zdaje się, że na
nim leży jakaś księga. Przy biurku siedzi mężczyzna. O rany! To ważny gość.
MONITOR: Wpisz to „o rany” do kolumny AOL i idź dalej.
C.B.: Tak, lepiej zapiszę to jako AOL. Gapię się na prezydenta Clintona. Patrzę mu prosto w
twarz, kiedy tak siedzi przy swoim biurku.
MONITOR: Przerywamy sesję. Celem był „Gabinet Owalny – Biały Dom, Waszyngton”.
Chichot po obu stronach słuchawki.
C.B.: To by było na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie tajemnic państwowych.
MONITOR: Mogłem kazać ci wniknąć do umysłu prezydenta, ale byłoby to naruszenie
prywatności. Poza tym, wypełniliśmy właściwy cel tej sesji.
C.B.: Materiał zaraz prześlę ci faksem.
MONITOR: Świetnie. Doskonała sesja, Courtney. Trzymaj się.
Komentarz
Implikacje tej sesji w sprawach dotyczących utrzymania tajemnic państwowych są oczywiste.
Ale jest i inna kwestia. Teraz powinno być jasne, skąd ET wiedzą o nas tak dużo, a my na ich temat
tak niewiele.
Trudno o coś bardziej zakłócającego spokój agencji rządowych niż fakt, że cały nasz obecny
tajny aparat jest przestarzały. Podejrzewam, że istoty pozaziemskie chcą, byśmy doznali niepokoju
w tym względzie. Niepokojąc nas, zwracają naszą uwagę na coś, co jest bardzo ważne dla naszego
rozwoju. Jeżeli rzeczywiście mają taki plan, mogę tylko stwierdzić, że wydaje się on w najwyższym
stopniu sprytny w swoim zamyśle. Zastanawiam się, nie bez nadziei, jakie są szansę jego
powodzenia.
Rozdział 14
Przełom dyplomatyczny
Pewnego dnia mój monitor doniósł mi, że w trakcie sesji SRV pewnej kobiecie udało się dotrzeć
do własnego porwania. (Najwidoczniej została porwana przez UFO, wiele lat wcześniej, w
klasyczny sposób.) Sesja, do której nawiązywał mój monitor, została przeprowadzona w ściśle
kontrolowanych warunkach danych Typu 4 (teleobserwator nic nie wie, monitor zna wstępne dane).
Niezwykłe w tej sesji było to, że w ogóle udało się zaobserwować porwanie przez UFO.
(Poprzednio nie było to możliwe, gdyż za każdym razem otrzymywano fałszywy sygnał.) Wówczas
nie wyciągaliśmy jeszcze żadnych wniosków z tego wydarzenia. Kilka dni po naszej rozmowie,
dowiedzieliśmy się, dlaczego stało się to możliwe.
Data: 31 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3701/5475
Dane wstępne wskazywały na cel związany z suchym lodem i budowlą wzniesioną przez
człowieka.
C.B.: Widzę odcienie brązu, nierówne, drewniane powierzchnie. Przyjemnie ciepło. Czuję
zapach jakby terpentyny, dochodzący z zewnątrz, od strony lasu. Zapiszę to na AOL jako „las”.
MONITOR: Przejdź do Fazy 3, a potem do Czwartej.
C.B.: Widzę drewnianą budowlę, coś jakby dom. Wchodzę do środka. Jest tu drewniany stół, nie
pierwszej młodości. Wewnątrz miejsce to przypomina kwadrat, no, może prostokąt. To bardzo
proste mieszkanie.
MONITOR: Przejdź do Fazy 6. Wykonaj operację przemieszczenia.
Przenoszę się na wysokość 500 metrów nad budynkiem.
C.B.: Niedaleko budowli znajduje się góra i droga. W pobliżu jest również rzeka i wodospad.
Chcesz, żebym to zbadał?
Monitor nakazuje mi wykonać różne procedury, mające na celu określenie położenia budowli
względem pobliskich punktów orientacyjnych.
MONITOR: Courtney, wróć do Fazy 4 i wejdź do budowli. Pozwól rozwiązać ten problem
nieświadomości.
C.B.: Daj mi sekundę. Dobra, wewnątrz domu czuję silny strach. Jest noc; doznałem małego
przemieszczenia w czasie. Wyczuwam działalność ET – chodzi o porwanie. Zapisuję to jako AOL,
ale z linii sygnału.
MONITOR: Trzymaj się struktury. Kontynuuj.
C.B.: Nadal widzę stół i drewnianą podłogę. Ale teraz pełno tu Szarych. Niektórzy z nich
wydają się unosić w powietrzu. Noszą uniformy i przemieszczają się szybko, tak jakby mieli do
wykonania jakiś plan, który wypełniają w wielkim pośpiechu.
Dostrzegłem teraz kobietę. Wygląda na to, że znajduje się w centrum ich zainteresowania.
Lewitują ją przez okno. Nie wydaje mi się żeby okno było otwarte. Ona przez nie przeniknęła!
Wychodzę na zewnątrz za nią i za Szarymi. Świeci tu bardzo jasne światło. Rozglądam się. Szarzy
zabierają kobietę na duży statek ET. Szkicuję teraz statek. Rysuję też scenę, jaka rozegrała się
wewnątrz domu.
MONITOR: Przeniknij do umysłu jednego z Szarych. Dowiedz się, co zamierzają.
C.B.: Poczekaj. To projekt przetrwania, to ich praca. Oni z tego żyją.
MONITOR: Teraz wejdź do umysłu kobiety. Zostań w matrycy Fazy 4.
C.B.: Ona przeżywa tę sytuację na kilku poziomach. Na zewnątrz wydaje się spokojna. W głębi
jest przerażona. Dalej w głąb, na poziomie podświadomości, jest szczęśliwa, można nawet
powiedzieć, że nie posiada się z radości.
MONITOR: Jakie są kryteria selekcji?
C.B.: Ona sama siebie wybrała. Zgłosiła się na ochotnika.
MONITOR: Wejdź na pokład statku. Zostań w Fazie 4.
C.B.: Wchodzę. O rany!
MONITOR: Wrzuć wrażenia estetyczne do matrycy i idź dalej.
C.B.: Pełno tu Szarych. Widzę dużo stołów operacyjnych. To rozległe miejsce, o dużej
aktywności. Wszyscy Szarzy są bardzo zajęci. Na pokładzie znajdują się inni ludzie, najwyraźniej
wszyscy zostali przywiezieni przez Szarych.
MONITOR: Czy na pokładzie są jakieś inne rodzaje istot pozaziemskich?
C.B.: Na tym statku są tylko ludzie i Szarzy. Kobieta z drewnianego domu leży teraz na stole.
Krzyczy. Wysoki Szary zagląda jej między nogi. Badają ją i coś robią.
Wygląda na to, że zostałem zauważony. Ktoś chce żebym zobaczył pewne rzeczy. Czuję się tak,
jakby mnie przepychano przez przejście lub przez drzwi. Mam wrażenie, że ktoś usilnie chce,
żebym coś zobaczył.
Znajduję się teraz w macicy kobiety. Jest tu płód. Wyczuwam światło, być może sztuczne, które
oświetla to miejsce. Płód znajduje się u wylotu. Przyglądam się usuwaniu płodu. Płód jest już poza
ciałem kobiety. Ona jest bardzo spokojna, wyczerpana, być może bezradna. Możliwe, że zemdlała.
Płód zostaje szybko umieszczony w czystym zbiorniku z płynem.
MONITOR: Jak długo płód przebywa w zbiorniku?
C.B.: W tym konkretnym przypadku krótko. Informuje mnie o tym Szary, który wciąż stoi obok
mnie. Spełnia chyba funkcję pielęgniarki albo akuszerki – swego rodzaju stróża. Szary mówi mi, że
dzieci są wyciągane, kiedy dojrzeją. Potem idą do wielkiego zbiornika i pozostają tam aż do chwili,
gdy są całkowicie gotowe. Ostatecznie, wyjęcie przypomina normalny poród.
MONITOR: Od jak dawna to trwa?
C.B.: Dowiaduję się, że ostatnio nastąpił wielki przełom w stosunkach z ludźmi. Podjęto
decyzję, żeby wyjaśnić ludziom (to znaczy nam) całe przedsięwzięcie. Szarzy nie będą już
przeszkadzać w naszych próbach teleobserwacji. Możemy teraz do woli oglądać tak zwane
porwania. Oni mają nadzieję na zmianę stosunków między ludźmi a Szarymi i ze swojej strony
robią to wielkie ustępstwo (chociaż może nie jest to najlepsze słowo). Chcą współpracować z
Ziemianami. Ich obecna wzmożona działalność wiąże się z nową operacją. Przedsięwzięcie
przyjęło nowy kierunek, który pozwoli Szarym i ludziom na samostanowienie. Najwidoczniej
zmiana ta została podyktowana nowymi decyzjami Federacji. Od Szarych wymaga się niesienia
pomocy ludziom. Panuje absolutne poczucie wdzięczności za to, co ludzie – dobrowolnie – zrobili
dla Szarych.
MONITOR: W porządku, na razie wystarczy. Kończ sesję.
C.B.: Trochę to trwało. Jestem wyczerpany. Dobra, powiedz mi, jaki był cel.
MONITOR: Federacja – obecnie operacja na Ziemi.
C.B.: Hmm. Zdaje się, że wszystko od tej pory będzie wyglądało inaczej.
Komentarz
Należy zauważyć, że sesja ta odbyła się zaledwie w parę tygodni po wypuszczeniu na rynek
książki Johna Macka na temat zjawiska porwań przez ET. W obszernej literaturze tego typu
podejście Macka wyróżnia się przychylnym nastawieniem do Szarych. Być może Szarzy
zdecydowali się na zmianę taktyki w stosunku do teleobserwacji, ponieważ doszli do wniosku, że
jesteśmy już w stanie zrozumieć zjawisko porwań bez strachu, tak typowego dla naszych
poprzednich reakcji na ich działalność. Może też stwierdzili, że nie da się ukryć ich działalności
przed teleobserwatorami wziąwszy pod uwagę fakt, że tak dużo informacji zostało już odkrytych
przy pomocy podstawowego narzędzia badawczego, jakim jest hipnoza. Pozostaje jednak
możliwość, że Szarzy pozwolą nam śledzić swoje poczynania dzięki pozytywnemu wydźwiękowi
książki Macka, w przekonaniu, że mogą teraz liczyć na uczciwą ocenę swoich działań.
Po tej sesji mój monitor współpracował z wieloma teleobserwatorami, którzy badali porwania
przez ET w ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4. Wynika z nich, że w maju 1994 roku Szarzy
zmienili swoje podejście do współpracy z ludźmi, co stanowi bardzo ważny akt, świadczący o
ewolucyjnej zmianie w ich sposobie myślenia o ludziach. Teraz w większym stopniu uważają nas za
równych sobie, przynajmniej w tym sensie, że możemy dowolnie obserwować ich działalność.
Podejrzewam, że jest to zwiastun dużo bardziej rozbudowanej współpracy w przyszłości.
Być może najważniejsze w tej całej sesji było to, że przynajmniej jedna porwana osoba poddała
się porwaniu dobrowolnie. W skomplikowanej strukturze świadomości tej kobiety można było
wyróżnić kilka warstw. Na głębokim poziomie zdawała sobie sprawę z porwania i chciała w nim
uczestniczyć. Jednak jej świadomy umysł nie pamiętał żadnej uprzedniej zgody na takie
uczestnictwo, ani nie chciał brać udziału w dalszym ciągu tego, co wydawało się jej okropne.
Biorąc pod uwagę wielowarstwową strukturę ludzkiej świadomości, jestem w stanie zrozumieć
pewną dezorientację Szarych i to, że ich sposób dokonywania porwań może nam się wydawać
bezduszny. Możliwe, że Szarzy nie przejmują się ludzką paniką, ponieważ pozostają świadomi
pierwotnej zgody danej osoby na uczestnictwo (która mogła mieć miejsce jeszcze przed
narodzinami fizycznymi). Prawdopodobnie zakładają, że zostanie im to wybaczone, jak tylko umrze
fizyczne ciało porwanego, a jego osobowość uwolni się od poplątanego wpływu świadomości
fizycznej.
Wygląda na to, że ostatnie działania ludzi zachęciły Szarych do zmiany w zachowaniu. Jeżeli
Szarzy naprawdę starają się pomóc ludziom tak samo jak sobie, mogą dużo zyskać, traktując nas
jak aktywnych partnerów w swoim przedsięwzięciu.
Rozdział 15
Jezus
W miarę jak nasze badania posuwały się naprzód, coraz bardziej stawało się dla mnie jasne, że
ich implikacje będą fundamentalne dosłownie dla całej ludzkości. Postanowiłem więc dodać do
naszej listy parę nowych celów. Cele te stanowiły osoby, które prowadziły ludzkość w krytycznych
momentach naszej historii – nauczyciele, do których wielu zwracało się o radę. Jedną z takich osób
był bez wątpienia Jezus.
Na początku mój monitor wahał się, czy należy to uczynić. Myślę, że miał ku temu kilka
powodów. Podchodziłbym do celu w ciemno, w tym sensie, że znałbym jedynie numery
współrzędne sesji, mogłoby się więc wydawać, że nie jest to najwłaściwszy sposób zwracania się
do Jezusa. Najbardziej jednak obawialiśmy się tego, że Jezus mógłby nie zechcieć wziąć udziału w
naszych badaniach i że zignorowałby naszą prośbę o rozmowę. Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy
co może się wydarzyć.
Problem jeszcze bardziej komplikował fakt, że rozszerzyliśmy cel SRV w stosunku do jego
pierwotnej struktury. Pierwotnym celem SRV było uzyskanie opisowej informacji na temat miejsca
fizycznego poprzez bierny akt obserwacji. Z chwilą, gdy zaczęliśmy poddawać teleobserwacji
istoty myślące, świadomie staraliśmy się z nimi porozumieć. Nie było powodu, żeby przypuszczać,
że nie da się tego dokonać, ponieważ byliśmy w stanie nawiązać kontakt z istotami niefizycznymi,
na które przypadkowo natknęliśmy się podczas teleobserwacji. Jednak nigdy przedtem dialog nie
stanowił celu sesji. Zatem sesja ta pomogła dokonać znaczącego postępu w rozwoju SRV. Obecnie
wiemy z całą pewnością, że naukowej teleobserwacji można z powodzeniem użyć jako
wiarygodnego środka komunikacji.
Rozdział ten obejmuje dane z dwóch sesji, w których naszym celem był Jezus. Prawdę mówiąc,
druga sesja okazała się konieczna, ponieważ mój monitor pod koniec sesji stracił głowę. Zanim
zdążyłem zadać Jezusowi choćby jedno pytanie – przerwaliśmy doświadczenie. Gdy potem podał
mi identyfikację celu, ja również byłem zaskoczony. Nie mogliśmy się nadziwić, że Jezus nie ma
nic przeciwko temu, że zwracamy się do niego o radę w ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4.
Zainteresowało nas również to, że chętnie przystał na rolę nauczyciela w ramach protokołów SRV,
w tym sensie, że zanim spotkaliśmy się z nim twarzą w twarz, urządził dla nas swego rodzaju
pokaz.
Data: 2 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8863/8473
Dane wstępne początkowo wskazywały, że cel związany jest z mocną budowlą, wzniesioną
przez człowieka.
C.B.: Słyszę jakąś maszynerię. Jest ciepło, czuć gorzki smak i zapach dymu. Wyczuwam tutaj
dużo energii i aktywności, skupionych w jednym miejscu. Zapisuję to na AOL jako „miejsce
budowy”. Przechodzę do szkicu Fazy 3. Rysuję scenerię z budowlami. dymem, pojazdami i czymś
w rodzaju szybu.
MONITOR: Zapisz to jako własne wnioski i przejdź do Fazy 4.
C.B.: W porządku. Czuję dym, spaleniznę, smród. Miejsce wydaje się zatłoczone. Odbywa się tu
jakaś działalność. Jeśli chodzi o atmosferę emocjonalną, odczuwam gorączkowy niepokój.
Widzę teraz co najmniej jeden pojazd. W środku są jakieś istoty. Noszą ubrania – robocze rzeczy,
dżinsy. Na głowach mają kapelusze. Co do emocji, to znowu odbieram panikę związaną z tym
miejscem. Nadal wydaje mi się, że jest to miejsce budowy. Zapiszę to jako AOL linii sygnału.
MONITOR: Skup się na budowli.
C.B.: Poczekaj... Ci ludzie coś robią. Budowlani się spieszą. Przenoszę się teraz w czasie do
przodu... Widzę duży, błyszczący budynek. Odbieram silne AOL linii sygnału. To wygląda jak ta
nowa przychodnia, którą budują tutaj w Uniwersytecie Emory.
MONITOR: Wejdź do budynku i przeniknij do umysłów ludzi, których tam spotkasz.
C.B.: Mają tu ważki problem zdrowotny, zmartwienie na skalę planety. Wydaje się, że istnieje
jakieś połączenie między umysłami tych ludzi a Centrum Kontroli Chorób. Doznaję bardzo silnego
AOL. Znam ten budynek. To nowy szpital, który jest w budowie w Emory, zaraz obok CDC.
MONITOR: Możesz to zapisać jako AOL. Potem zajmij się problemem zdrowia.
C.B.: Jest wiele problemów w wielu miejscach świata. To połączenie głodu z chorobą.
Rozwinęły się nowe choroby, nowe formy bakterii, nowe wirusy, nawet mutacje popromienne.
Ludzie w szpitalu usiłują wymyśleć jakieś sposoby opanowania sytuacji, która wymyka im się spod
kontroli.
MONITOR: Skup się na motywie przewodnictwa/pomocy.
C.B.: OK. Poczekaj. Ludzie muszą wrócić do podstaw życia. Wychodzi na to, że doraźna pomoc
techniczna na nic się nie przyda.
Poczekaj, coś się dzieje. Teraz widzę, że informacje z całej sesji pochodzą od jakiejś istoty.
Podchodzę do niej. Hmm. Jest półprzeźroczysta. Ma na sobie szatę, a jej włosy sprawiają wrażenie
utkanych ze światła. Czuję potężną obecność duchową. Ten człowiek to chyba Jezus. Zapiszę to
jako AOL linii sygnału. Odczuwam teraz wielką miłość, promieniującą od tej postaci. Mówi mi, że
sytuacja została tak zaaranżowana, by nie istniało żadne rozwiązanie problemu. Chodzi o to, żeby
wyrwać ludzi z ich fizycznej matni i w ten sposób ocalić rasę.
Komentarz
W tym punkcie sesji dało się zauważyć zmianę w głosie mojego monitora. Wydawał się
zdenerwowany i szybko zdecydował o zakończeniu sesji. Zapytałem go, jaki był cel, a on po chwili
odpowiedział: „Jezus”.
Wciąż jeszcze będąc w stanie bilokacji, odparłem:
„Jezus? Nie żartujesz? Tym celem naprawdę był Jezus? Co on tam robił?”
Mój monitor powiedział mi tylko, że to wielka chwila w jego życiu i w rozwoju teleobserwacji,
oraz że musi przerwać rozmowę telefoniczną i przemyśleć następstwa tego wydarzenia.
Zanim odłożył słuchawkę, wypaliłem: „Ale ten człowiek wydawał się raczej przyjazny i
wyczułem u niego poczucie humoru. Miałem też wrażenie, że chciałby się ze mną spotkać
ponownie. Przecież nie zdążyłem Go zapytać ani o Marsjan, ani o Szarych!”
Mój monitor chciał się wyłączyć i przemyśleć to wszystko, więc się wycofałem. Kiedy
powróciłem ze stanu bilokacji, zacząłem sobie zdawać sprawę z doniosłości tej sesji. Po pierwsze
pokazała, że można z powodzeniem obrać za cel osobę, która kiedyś istniała fizycznie i umarła. Po
drugie okazało się, że SRV to świetny sposób porozumiewania się między dwoma istotami (to
znaczy między teleobserwatorami i kimś innym). Po trzecie stało się oczywiste, że obierana za cel
osoba może czasami kontrolować przepływ informacji jakie docierają do teleobserwatora. W tym
konkretnym przypadku, Jezus, zanim się ujawnił, zabrał mnie w podróż ukazującą zdrowotne
problemy planety. Chciał nauczyć nas czegoś przy pomocy doświadczenia, a nie wykładu,
zaaranżował więc pouczającą sytuację. Zdawałem sobie sprawę, że również inne osobistości, które
dodaliśmy do listy mogą zdecydować się na zastosowanie podobnych technik porozumiewania się.
Nie miałem pojęcia, kiedy mój monitor zaskoczy mnie nowymi celami, ale byłem pewny, że mogę
oczekiwać kolejnej niespodzianki.
Zaprezentowana nam lekcja sama w sobie ma ogromne znaczenie. Najwyraźniej istnieje jakiś
związek pomiędzy problemami zdrowotnymi, jakim ludziom przyjdzie stawić czoło, a działalnością
na Ziemi ET. Wydawało się, że ktoś rozpisał już role w tym skomplikowanym przedstawieniu
obejmującym wiele postaci i grup. A chodzi o to, by zmusić ludzi do zmiany zachowania i podejścia
do pewnych spraw, aby potem wprowadzić ich do szerszej społeczności galaktycznej i wdrożyć do
obowiązków obywateli galaktyki. Ale wówczas były to jedynie spekulacje. Żeby wyciągnąć
ostateczne wnioski, musiałem dowiedzieć się czegoś więcej.
W około dwa tygodnie po pierwszej, monitorowanej sesji, której celem był Jezus, zdecydowałem
się ją powtórzyć, tym razem w warunkach danych Typu 1 (solo i w oparciu o dane wstępne). W tym
czasie już dość biegle posługiwałem się protokołami SRV, a moje umiejętności uzyskania
dokładnych danych Typu 1 nie pozostawiały wątpliwości. Tak jak podczas innych sesji
wykorzystujących dane Typu 1, przedstawiam informacje w formie narracji.
Data: 14 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Moje początkowe wrażenia wiązały się z kolorami: niebieskim, białym i żółtym. Miejsce było
przestronne. Wyczułem coś rozległego i łukowatego. W późniejszych etapach sesji odbierałem
ogromną energię, której towarzyszyło niezwykłe poczucie spokoju. Początkowy obraz stanowiło
duże okrągłe ciało, tworzące świetlną i promieniującą energią poświatę. Podążyłem za sygnałem do
światła.
Niedługo potem, zacząłem dostrzegać istoty i wyraźnie zrozumiałem, że na mnie czekają.
Znowu owładnęło mną panujące wokół poczucie spokoju. Czułem się, jakbym przebywał w jakiejś
strefie chronionej, miejscu zdrowienia (z czego, nie wiem).
Idąc dalej za sygnałem, zbliżyłem się do twarzy przypominającej ludzką. Było tam pięć innych
istot. Wszystkie nosiły białe, prześwitujące szaty, przez które wszystko można było zobaczyć.
Namierzyłem centralną postać i zadałem pytanie, czego ode mnie chcą. Dali mi do zrozumienia, że
chcą mnie gdzieś zabrać i żebym poszedł za nimi.
Udaliśmy się do dużego pomieszczenia o półprzeźroczystych ścianach. Było tam wiele innych
istot. W tym momencie doznałem silnego AOL, że była to kwatera główna Federacji, którą
odwiedziłem wcześniej. Zdałem sobie sprawę, że obraz, jaki pojawił się na początku sesji w formie
dużego, okrągłego, promieniującego energią ciała przypominał ciało, które dostrzegłem, zbliżając
się do kwatery głównej w poprzedniej sesji. Wszyscy w pokoju nosili takie same półprzeźroczyste
szaty jak owe pięć istot, które spotkałem wcześniej.
W tym momencie doznałem dwóch silnych impulsów typu AOL. Po pierwsze, wydawało mi się,
że była to jakaś główna sala dowodzenia. Po drugie, odniosłem nieodparte wrażenie, że była to
kwatera główna typu wojskowego, w której wydawano rozkazy i sprawowano kontrolę nad
różnymi działaniami. W sali były też stoły i krzesła.
Stanąłem twarzą w twarz z tym samym ociężałym człowiekiem, przypominającym Buddę, z
którym miałem do czynienia w czasie mojej poprzedniej wizyty w kwaterze głównej Federacji.
Odniosłem wrażenie, że w jakiś sposób zarządzał tym miejscem. Kazał mi przeniknąć do swego
umysłu, co zaraz uczyniłem.
Po wejściu do jego umysłu, znalazłem się jednocześnie w innym wymiarze czy innej sferze. To
było tak, jakby jeden wymiar znajdował się za drugim. W tym innym miejscu skupiłem się na
pojęciu przewodnictwa, gdyż to właśnie ono doprowadziło moją nieświadomość do Jezusa w
trakcie poprzedniej sesji. Wtedy ujrzałem jego twarz. Czułem wyraźnie, że był zadowolony, iż sam
wróciłem, żeby się z nim spotkać (to znaczy w sesji solo).
Żeby uzyskać informacje od Jezusa w ramach struktury protokołów SRV, skupiłem się na
stosunkach ludzi z Szarymi. Odpowiedź, jaką otrzymałem, była bardzo wyraźna, a nawet
autorytatywna. Powiedział, że wszelkie spotkania ludzi z innymi istotami leżą w jego planie.
Następnie stwierdził, że mamy pomóc jego dzieciom, kiedy do nas przyjdą.
Nie rozumiałem, co Jezus miał na myśli, mówiąc o „swoim planie” czy „swoich dzieciach”. Być
może użył słów zrozumiałych dla szerszego grona, z którego część uważa go za postać religijną.
Podejrzewam, że znaczenie jego słów nie było takie proste czy dosłowne. Czytelnicy mogą je
różnie interpretować.
Jezus powiedział następnie, że my – ludzie jesteśmy obdarzeni wolną wolą i umiejętnością
wyboru, która sprawi, że będziemy wiedzieć, jak postąpić z Szarymi. Odniosłem jednak wyraźne
wrażenie, że wybory, jakich dokonamy, w dużym stopniu określą naszą przyszłość.
Skoncentrowałem się następnie na naszych relacjach z Marsjanami i uzyskałem podobną
odpowiedź, jak w przypadku Szarych.
Potem skupiłem uwagę na pojęciu umysł i Sidhis. Jezus dał na to bardzo jasną odpowiedź.
Powiedział, że istnieją niezliczone sposoby doprowadzania ducha do źródła. Przypomina to rzekę i
jej dopływy. Nie ma jednej drogi, a praktykowanie Sidhis nie stanowi jedynego sposobu duchowej
ewolucji człowieka. Dodał jednak, że medytacja jest korzystna dla ludzkiego umysłu, aczkolwiek
niektóre jego typy widzą niefizyczną rzeczywistość bez uciekania się do ćwiczeń typu Sidhis.
Metoda Sidhis jest zdecydowanie pożyteczna dla ludzi, natomiast nie dowiedziałem się, czy ma ona
zastosowanie w układach pozaludzkich.
Skierowałem teraz nieświadomość na niebezpieczeństwa i otrzymałem odpowiedź, że chciwość
jest śmiercią dla człowieka. Nie idzie w parze z pozostałymi sferami życia. Miłość i chciwość są jak
olej i woda – nigdy się ze sobą nie zmieszają. Nie odniosłem wrażenia, jakoby Jezus moralizował.
To było zwykłe stwierdzenie życiowej prawdy.
Jeżeli chodzi o ekologię, Jezus powiedział, że Bóg może tworzyć i odtwarzać życie. Celem życia
jest ewolucja. Podążając tym tropem, zapytałem o Federację Galaktyczną. Jezus odrzekł, że istoty
zaangażowane w Federację stoją na wyższym poziomie ewolucyjnym niż ludzie. Pracują one nad
podniesieniem własnej ewolucji, a działalność ich jest tak samo ważna jak nasza. Co więcej,
podkreślił, że nie pracują one specjalnie dla niego. Pracują dla siebie, dla swojego wzrostu. Jednak
w większym stopniu niż ludzie postrzegają swój postęp jako drogę prowadzącą do przeznaczenia
boskiego.
Zapytałem następnie Jezusa, dlaczego znalazłem do niego drogę poprzez istoty z Federacji.
Odparł, że stało się tak z powodu książki, którą piszę. Chciał mi w tym pomóc, ponieważ stanowi
ona mój wkład w ewolucję. Poczułem, że jest to mały czyn, który może pomóc wielu innym. Nikt
nie może posunąć się do przodu, o ile nie pomoże innym, którzy chwilowo pozostają w tyle. To
prawo ewolucji; egoizm i chciwość są jego przeciwieństwem.
Zapytałem następnie, czy ludzie powinni współczuć Szarym i Marsjanom. Odpowiedź brzmiała:
tak. To idea pomocy innym. Chęć niesienia pomocy nie powinna znać żadnych granic. To jedno z
najbardziej podstawowych przykazań. Uprzedzenia – rasowe, gatunkowe czy jakiekolwiek inne –
po prostu nie mają prawa bytu u bardziej rozwiniętych form. Oto wyzwanie dla ludzi: wyrosnąć
ponad własne intelektualne ograniczenia i nawyki przeszłości, które w ostatecznym rozrachunku
okaleczają naszą wolność.
W tym momencie podziękowałem Jezusowi i zakończyłem sesję. W moich notatkach z sesji
podkreśliłem, że ogólny jej wydźwięk miał przełożenie praktyczne.
Komentarz
Jezus jest mocno zatroskany ewolucyjnym wzrostem ludzi. Co więcej, gotów jest bezpośrednio
uczestniczyć przynajmniej w niektórych ludzkich przedsięwzięciach, mających na celu
ustanowienie kontaktu.
Z racji tego, że jest on ważną postacią historyczną, posługując się SRV, zasięgnąłem jego opinii
co do doniosłych wydarzeń naszych czasów. Z odpowiedzi, jakiej mi udzielił, wynikało, że nic
wielkiego się nie dokonało, a wyniki, które uzyskałem, w żaden sposób nie stanowią wyzwania dla
istniejących koncepcji religijnych. Na przykład, nie trzeba koniecznie wierzyć, że Jezus stanowi
chrześcijańską koncepcję Boga, żeby uznać jego poglądy za interesujące. Wiara taka niczego tu nie
zmienia. Jezus istniał kiedyś na Ziemi jako istota fizyczna, a jego postać subprzestrzenna nadal żyje
i ma się dobrze. Zjawisko to dotyczy zresztą każdego z nas – nasze subprzestrzenne postacie
przeżyją swoje fizyczne ciała.
Następne rozdziały przedstawiają dane dotyczące spotkań z takimi postaciami, jak Budda i Guru
Dev. Mój stosunek do nich wynika częściowo z szacunku dla roli, jaką odegrali w rozwoju ludzkiej
kultury na przestrzeni wieków. Przede wszystkim jednak uważam, że mądrze jest pytać o radę
światłych ludzi.
W dalszych rozdziałach kontynuuję wątek rad, jakich udzielił nam Jezus odnośnie ET i sposobu,
w jaki możemy wpływać na własną ewolucję. Na razie niech wystarczy, jeśli powiem, że nie milczy
w tej sprawie. Pragnie, abyśmy współpracowali z Szarymi i Marsjanami, przy czym nie powiedział
mi, że to jest po prostu dobry pomysł. Otrzymałem bardzo wyraźne przesłanie, którego nie sposób
porównać do żadnych przekazów, jakie do tej pory udało mi się uzyskać w trakcie teleobserwacji.
Rzecz nie w tym, że powinniśmy współpracować z ET. My musimy to robić.
Rozdział 16
Przyczyna upadku wczesnej cywilizacji Szarych
Jednym z podstawowych celów moich badań jest zrozumienie wczesnej cywilizacji Szarych.
Chciałem dowiedzieć się czegoś o ich świecie, najważniejszych wydarzeniach w ich historii i
największych wyzwaniach, jakie stanęły przed nimi jako kulturą.
Rozdział ten prezentuje dane z trzech oddzielnych sesji. Pierwsza z nich była monitorowaną
sesją w ciemno (dane Typu 4), w której hasło brzmiało „Szarzy – wczesna cywilizacja”. Dwie
pozostałe sesje zostały przeprowadzone solo w ramach danych Typu 1. Druga sesja, którą
relacjonuję, była w zasadzie pierwsza w kolejności – miała miejsce około sześć miesięcy przed
sesją w ciemno, którą odbyłem z monitorem.
Data: 16 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4923/8216
Dane wstępne wskazywały na złożony cel, na który składał się suchy ląd, ciało płynne i sztuczne
budowle.
C.B.: Widzę kolory niebieski i czarny. Powierzchnie są mokre i błotniste. Chłodno. Czuję smak
soli. Unosi się zapach ryb i słychać odgłosy rozbryzgującej się wody. Na płaskiej powierzchni
znajduje się jakaś budowla. Rysuję ją w szkicu Fazy 3. Powierzchnia wydaje się mokra; to chyba
zbiornik wody. Budowla jest mocna. (Monitor każe mi się przemieścić na szczyt budowli.) Pod
budowlą wyczuwam silną spiralną energię. Jakby przewód wentylacyjny.
Rysuję kolejny szkic Fazy 3, przedstawiający konstrukcję na powierzchni wody. Pod konstrukcją
widać duży wir spiralnej wody, przypominający wir wodny. Woda wokół konstrukcji (na zewnątrz
wiru) jest bardzo wzburzona.
MONITOR: Courtney, przejdź do Fazy 4.
C.B.: W porządku. Jestem teraz w matrycy. Nie ma wątpliwości. To jest wir. Pełno tu wody i
dużo mocy. Są tu również jakieś istoty. Odnoszę wrażenie, że wykonują określoną robotę związaną
z przystosowaniem środowiska. Posuwam się w kierunku wiru. Uwalnia się tu ogromna energia
spowodowana olbrzymią objętością wody. Wir zasysa w dół.
Te istoty przypominają ludzi. Wchodzę teraz na konstrukcję. To jakiś obiekt ET, może statek, ale
niekoniecznie kosmiczny. Wracam do istot. Ich praca związana jest z oceanami. Dotyczy
zróżnicowania ryb w zależności od środowiska oceanicznego. Chodzi o uratowanie lub
przechowanie czegoś, albo przygotowanie się do jakiejś zmiany. Wyczuwam pewien niepokój
związany z niszczeniem środowiska biologicznego.
Jestem teraz w budowli, przyglądam się jej od wewnątrz. Znajduje się tu komputer czy tablice
kontrolne, ale nie tak skomplikowane jak na innych statkach ET. Wygląda na to, że wnętrze statku
jest gościnne i sterylne. Pachnie czystością.
Przyglądam się teraz istotom. To z całą pewnością humanoidzi. Przybliżam się. Przypominają
Szarych, chociaż w ich wyglądzie jest jakaś różnica. Nie mają takich dużych oczu, ale to na pewno
Szarzy. Ich oczy są zapadnięte.
Chyba mnie zauważyli. Wydają się zaskoczeni moją obecnością. To niezwykle. Nigdy przedtem
nie dziwiłem żadnego Szarego. Mam wrażenie, że odnoszą się do mojej wizyty z szacunkiem i że
zostali pouczeni przez zwierzchników, żeby ze mną współpracować.
MONITOR: Co możesz powiedzieć na temat ich ubrania? Co oni noszą?
C.B.: Mają na sobie uniformy, a nawet insygnia. Szkicuję je teraz. Hmm. Takie same insygnia
widziałem na mundurach Szarych, którzy uratowali Marsjan na Marsie. Coś o kształcie serca z
wężem w środku. Insygnia te są symbolem ich jednostki albo korpusu.
Wnikam teraz do ich umysłów. Czuję jakąś pustkę, tak jakby moje rozumienie nie pasowało do
ich mentalności. Ale to poczucie pustki nie jest tak silne jak w przypadku Szarych, z którymi
miałem do czynienia wcześniej.
MONITOR: Spróbuj wydobyć od nich informację, gdzie przebywają.
C.B.: W porządku... Są trochę zaniepokojeni. Obawiają się, że taka informacja mogłaby
spowodować jakieś zamieszanie i być może przysporzyłaby im kłopotów. Nie naciskam, ale czuję,
że mógłbym to zrobić. W każdym razie nie jest to Ziemia.
(Monitor każe mi się przemieścić do macierzystego portu statku.)
Mam coś na kształt miasta, o dużych przestrzeniach, które widać z mojej obecnej perspektywy.
Są tu budynki, gładkie i błyszczące. Wiele budynków kończy się szpicem, jak wieże. Unosi się
cierpki zapach sadzy. Odbieram silne AOL, że to jest dom Szarych.
MONITOR: Courtney, zbadaj znaczenie insygniów na mundurach.
C.B.: Insygnia stanowią symbol korpusu ratowniczego. Wydarzyła się jakaś katastrofa/klęska i
ta jednostka próbuje coś uratować. Wyczuwam wyraźnie, że ta konkretna jednostka lub korpus ma
swoje początki w okresie upadku wczesnej cywilizacji Szarych.
MONITOR: Zbadaj ten upadek.
C.B.: Poczekaj. Czuję zapach spalenizny, ostry i śmierdzący. Tu następuje jakieś ogromne
zanieczyszczenie środowiska.
MONITOR: A co z ich przewodnictwem?
C.B.: To społeczeństwo Szarych ma orientację bardzo egoistyczną. Zinstytucjonalizowało pogoń
za zyskiem. Panuje przekonanie, że to normalne brać, czego się pragnie, nie zważając w ogóle na
dobro ogółu. Odbieram dziwne AOL. Wydaje mi się, że w subprzestrzeni nastąpił jakiś bunt.
Zapiszę to jako AOL linii sygnału, „coś podobnego do Buntu Lucyfera”.
Niektórzy teleobserwatorzy uzyskali dane, z których wynika, że Lucyfer i Szatan są (a może
byli) dwiema prawdziwymi, oddzielnymi istotami zamieszanymi w wojnę w subprzestrzeni, co nie
wyszło im na dobre. Wcześni mistycy najwyraźniej widzieli niektóre z tych wydarzeń i odnotowali
je w swoich pismach. Później włączono je do wierzeń religijnych.
MONITOR: Po prostu to zapisz. Nie próbuj niczego interpretować. Idź dalej. Zbadaj pojęcie
klęski/ratunku/wyzdrowienia.
C.B.: Społeczeństwo same zmobilizowało korpus ratowniczy. To ci, którzy nosili insygnia.
Poczekaj, coś się zmienia... Złapałem teraz bezpośredni kontakt z Szarym, który ma za zadanie
pomóc mi zrozumieć, co się dzieje. Spostrzegł, że jestem trochę zdezorientowany w tej sesji i
uważa, że Szarzy powinni wyjaśnić mi najważniejsze sprawy. Znowu widzę budynki. Robię teraz
lepszy szkic tego miejsca.
Podążając za sygnałem, skupiam się na upadku środowiska. Ma tu miejsce totalne
zanieczyszczenie. Te istoty dosłownie pływają w swoich odchodach. Cała ich świadomość
skierowana jest na samozadowolenie.
Badam teraz kwestię seksu. Wygląda na to, że ma on dla nich znaczenie podstawowe.
Teraz jedzenie. Jedzenie produkuje się masowo. Dużo istot trzeba wyżywić, dosłownie biliony. Z
czasem jedzenie na skutek stosowania nowoczesnych technologii zaczęło odbiegać od pożywienia
naturalnego. Pierwotnie źródłem pożywienia były oceany. Wydaje mi się, że oni jedzą ryby.
Znowu podążam za sygnałem. Czuję, że te istoty uległy demoralizacji z powodu jakiejś
subprzestrzennej wojny. Tak jakby uwiódł je jakiś arogancki, buntowniczy i bardzo potężny
przywódca. Potem poczuli się zdradzeni, ale zniszczenie posunęło się już za daleko. Sami musieli
leczyć się z ran.
MONITOR: W porządku, Courtney. Zakończmy sesję.
C.B.: A celem było...?
MONITOR: Szarzy – wczesna cywilizacja.
Przedstawione powyżej dane zostały potwierdzone w sesji solo (dane Typu 1), którą
przeprowadziłem, nagrałem sześć miesięcy później, 3 grudnia 1993 roku. Podczas poprzedniej sesji
widziałem bardzo przeludnione i zanieczyszczone miasto. Panująca w świecie Szarych atmosfera
wydawała się przykra, według norm ziemskich nawet zgryźliwa i to było nienaturalne.
Jeśli chodzi o samych Szarych, to w ich wczesnym społeczeństwie odnotowałem pewne
wyrażenia dźwiękowe. Z ich ust wydobywały się ciekawe, szczebiocące dźwięki. Odniosłem też
wrażenie, że psychika Szarych tamtej ery była bardziej zbliżona do psychiki ludzkiej.
Wcześniejsi Szarzy mieli oczy mniejsze niż Szarzy działający obecnie na Ziemi. Ich skóra była
jasna i gładka, i marszczyła się pod wpływem dotyku. Nie zauważyłem u nich żadnych włosów. Co
do seksualności, wcześni Szarzy odznaczali się bardzo silnym temperamentem, co zawężało ich
wrażliwość na inne sfery życia.
W trakcie poprzedniej sesji zobaczyłem też, że dzieci Szarych mają kłopoty zdrowotne w
wyniku zanieczyszczeń środowiska. Szarzy zaczęli odczuwać problemy związane z prokreacją.
Rodzili, lecz z wielką trudnością. Poza tym, nie zdawali sobie dokładnie sprawy z sytuacji, w jakiej
się znaleźli, ponieważ stanowili społeczeństwo dość naiwne, jeśli idzie o świadomość własnych
problemów (podobnie jak ludzie dzisiaj).
Po monitorowanej sesji, zdecydowałem się już po raz trzeci obrać ten sam cel, aby uzupełnić
parę istotnych szczegółów, które umknęły mi wcześniej. Tak więc, w warunkach Typu 1, 20
czerwca 1994 roku ponownie namierzyłem cel „Szarzy – wczesna cywilizacja”.
Na początku sesji ponownie zlokalizowałem wir w oceanie, który widziałem w czasie sesji
monitorowanej. Bardziej szczegółowe badanie ujawniło, że było to urządzenie do produkcji
pożywienia. Skupiając się na Szarych w budowli, stwierdziłem, że według ziemskich norm, mają
dość małe genitalia. Zarówno mężczyźni jak i kobiety pracowali razem, na, jak się wydawało,
partnerskich układach. Prowadzili co najmniej ożywione życie seksualne. Rzeczywiście, aktywność
seksualna ludzi zdecydowanie blednie wobec seksu Szarych, tak pod względem częstotliwości
współżycia, jak i ilości partnerów. Szarzy mieli znakomicie rozwiniętą telepatię, co znacznie
wzbogacało akt seksualny.
Co do samego świata, w którym żyli, zauważyłem, że została skażona atmosfera. Zdrowie
Szarych było wystawione na duże niebezpieczeństwo, nie tylko z powodu zanieczyszczenia, lecz
również wskutek promieniowania.
W tym punkcie sesji solo, zacząłem badać przyczynę problemów Szarych ze środowiskiem.
Było jasne, że zaszła jakaś pomyłka ewolucyjna. Skupienie się na jaźni w celu osiągnięcia
samozadowolenia, doprowadziło do dysfunkcji w zachowaniu ogromnej większości Szarych.
Wydaje się, że nie istniało nic, co mogłoby zrównoważyć pęd w kierunku fizycznej przyjemności,
jaki dominował w ich psychice.
Podążając dalej za sygnałem, skupiłem się na duchowości. W tym momencie sesja uległa
zmianie. Zacząłem dostrzegać świetlaną istotę z subprzestrzeni. Czułem, że ta bezpostaciowa istota
była bardzo potężna w jakiś nie znany mi sposób. Początkowo dostrzegałem w niej zarówno ciemne
jak i jasne miejsca, przy czym sama istota nie wydawała się życzliwa.
Następnie skoncentrowałem się na czynnikach zewnętrznych, odpowiedzialnych za problemy
Szarych i doznałem przemieszczenia. Znalazłem się w miejscu, które potrafię opisać jedynie jako
warstwę życia subprzestrzeni, w którym przebywały tłumy istot niefizycznych. W tej warstwie
życia panował ogromny ruch, przypominający scenę z Grand Central Station na Manhattanie w
godzinie szczytu. Ogrom tej aktywności i chaos, jaki panował w tej warstwie życia, był
przytłaczający. Badając związek między tymi subprzestrzennymi istotami a Szarymi, doszedłem do
wniosku, że istoty owe były Szarymi przed ich narodzinami w ciałach fizycznych.
Odkryłem strukturę organizacyjną wśród istot zamieszkujących subprzestrzeń i podążając w tym
kierunku, odkryłem, że panuje u nich sztywny i hierarchiczny porządek społeczny. Kontrola ich
życia w ramach tej hierarchii miała nieomal charakter wojskowy. Otrzymywali rozkazy i wypełniali
je. Co dziwne, nakazywano im pobłażanie samym sobie i unicestwienie (zarówno w subprzestrzeni
jak i po narodzinach fizycznych).
Idąc dalej za sygnałem, natrafiłem na przywództwo organizacji. Znalazłem się w centrum
dowodzenia i kontroli subprzestrzeni. W tym czasie było tam około dziesięciu istot. Wydawało się,
że cztery lub pięć z nich sprawuje większą władzę niż pozostałe. Wewnętrzny układ budynku
zorganizowany był na podobieństwo biura i stało się jeszcze bardziej oczywiste, że dominuje tu
sztywny wojskowy dryg. Podążałem dalej za sygnałem, aż dotarłem do przywódcy organizacji.
Była to ta sama bezpostaciowa istota o jasnych i ciemnych cechach, którą widziałem wcześniej.
Wniknąłem do jej umysłu i stwierdziłem, że jest on niewiarygodnie mroczny. Coś tu nie grało.
Tak jakby istota ta była psychicznie chora.
Zacznę od tego, że patologicznie bała się śmierci. W swoim sposobie myślenia uważała, że
walka militarna i podbój są koniecznymi elementami przetrwania. Wiedziała, że zostały popełnione
błędy i bała się kary. Przywódca ten zdawał się być niezdolny do obmyślenia planu pojednania,
bowiem na przeszkodzie stał jego strach. Potem stało się dla mnie jasne, że był on terrorystą.
Badając dalej umysł subprzestrzennego terrorysty dowiedziałem się, że miał zamiar zniszczyć
świat Szarych. Jego celem było zaszczepienie strachu w innych częściach królestwa, co osłabiłoby
siły opozycji. Strach był jego kluczową bronią. Intencje przywódcy można by wyrazić, porównując
dusze Szarych do zakładników, przetrzymywanych w czasie kryzysu. Ów ciemny umysł chciał
wynegocjować układ, dający mu prawo do zachowania osobowości, a jednocześnie dokonywania w
niej dowolnych zmian. Sprawowałby kontrolę nad swą własną dominacją. Chciał uczynić się
władcą – absolutnym dyktatorem.
Naprawdę przywódca pragnął uwielbienia swojej osoby. Potrzeba ta wiązała się ze słabością w
strukturze jego osobowości. Potrzebował uwielbienia, żeby dopomóc swej rozdartej osobowości.
Miał problemy z niską samooceną.
Gdy dokonywałem obserwacji, poczułem, jak istota ta zwraca na mnie swą uwagę. Żeby mnie
odnaleźć, musiała przenieść się w czasie i przestrzeni. Potem poczułem jak „zstępuje” do mojego
biura, niczym ciemna plama i otacza mnie siedzącego przy biurku.
Ku swojemu zaskoczeniu, nie czułem żadnego strachu. Po prostu ją badałem, a ona badała mnie.
Po paru sekundach obserwacji (może po trzydziestu) odeszła. Byłem dla niej byle kim, istotką bez
znaczenia, która nie zagraża jej działalności czy rządom. Krótko mówiąc byłem dla niej chwastem.
Komentarz
Upadek cywilizacji Szarych ma najwyraźniej związek z subprzestrzenią. Chociaż nie rozumiem
wszystkich wydarzeń, które doprowadziły do upadku, nie mam wątpliwości, że to Szarzy „zabili”
swoją planetę. Potem musieli obmyśleć strategię przetrwania. Ponieważ ich obecny wygląd
fizyczny różni się od tego we wcześniejszym okresie, należy przypuszczać, że za tę metamorfozę są
odpowiedzialne późniejsze doświadczenia. Wzrost wielkości ich oczu sugeruje, że zaczęli żyć w
ciemniejszym środowisku, np. pod ziemią, co wydaje się logiczne, zważywszy, że środowisko na
powierzchni ich świata znajdowało się w stanie rozkładu.
Obecny brak aktywności seksualnej Szarych sugeruje, iż pozbyli się oni tego fizjologicznego
procesu. Rzeczywiście, sprawiają wrażenie genetycznie wykastrowanych. Być może powodem tego
była konieczność kontrolowania populacji. Jednakże oznacza to również, że rozwinęli inne sposoby
prokreacji, wykorzystując najróżniejsze środki podtrzymywania płodu. Koncepcja ta koresponduje
z relacjami o dzieciach z probówek i płodach w inkubatorach, które pojawiają się ciągle w
literaturze na temat porwań przez UFO (patrz Mack, 1993 i Jacobs, 1992).
Być może jednak skreślili oni seksualność z innego powodu. Bo nie tylko przestali rozmnażać
się seksualnie, ale także wykorzenili psychiczny popęd, który kazałby im angażować się w
działalność seksualną. Według mnie, doświadczenia Szarych w czasie upadku ich wczesnej
cywilizacji zmusiły ich do przemyślenia, co kryło się za tą dysfunkcyjnością. Prawdopodobnie
uznali, że był to nadmierny popęd seksualny, że to on doprowadził do tych kłopotów. Projekt
manipulacji genami – początkowo mający na celu szybką adaptację do nowego, trudniejszego
środowiska – mógł zostać rozszerzony na seksualne funkcjonowanie ich umysłów.
Na koniec pragnę zauważyć, że niektóre z moich obserwacji i analiz korespondują z
koncepcjami Royala i Priesta (1992), którzy oparli swe badania na danych z channelingu.
Pozostaje wiele pytań związanych z upadkiem wczesnej cywilizacji Szarych. Mało wiemy na
temat przywódcy buntu, który, jak się wydaje, układał scenariusz upadku. Wygląda na to, że sam
upadek był aktem terroru. Ale przeciwko komu walczył przywódca buntu? Jakie popełniono błędy,
że szukał on sposobu przetrwania właśnie w buncie? Pozostaje również niejasne, w jaki sposób
aktywność subprzestrzeni uległa przełożeniu na świat fizyczny. Możliwe, że fizjologia wczesnych
Szarych pozwalała na bardziej swobodne przenikanie z jednego wymiaru do drugiego.
Trudno również stwierdzić, kim były istoty, które wykonywały rozkazy terrorysty. Formą
przypominały nieco ludzi, ale nie da się tego powiedzieć o samym przywódcy buntu. Czy
bezpostaciowa forma w większym stopniu umożliwiała przywódcy szerzenie terroru?
Po prostu nie znam odpowiedzi na te pytania. Ale jedna rzecz jest pewna. Upadek wczesnej
cywilizacji Szarych nie był procesem prostym. Złożyły się nań zarówno aspekty fizyczne jak i
subprzestrzenne. A my postąpilibyśmy mądrze, gdybyśmy przez wzgląd na własne przetrwanie,
wyciągnęli lekcje z wszystkich ich błędów. W obydwu wymiarach.
Rozdział 17
Star Trek a transformacja ludzkiej kultury
Podczas ostatnich dwóch lat, w czasie których prowadziłem badania do tej książki, często
uderzały mnie podobieństwa między wieloma koncepcjami, prezentowanymi w telewizyjnym
serialu Star Trek: następne pokolenie a danymi o działalności prawdziwych ET, uzyskanymi na
drodze teleobserwacji. Po telewizyjnej transmisji ostatniego odcinka wiosną 1994 roku, poprosiłem
mojego monitora o wpisanie na naszą listę nowego celu, który pomógłby rozwiązać kwestię
wpływu ET na serial Star Trek.
Moim pierwotnym zamiarem było dowiedzieć się, czy ET w jakiś sposób manipulują umysłami
pisarzy, podsuwając im pomysły. Przypuszczałem, że istoty pozaziemskie pragną, by ludzka kultura
stała się bardziej otwarta na zawiłości życia galaktyki, a popularny telewizyjny hit był jednym ze
sposobów, w jaki mogły one pośrednio kształtować zbiorową mentalność szerszej publiczności w
tym względzie. Oglądany przez tak wielu młodych ludzi Star Trek był filmem, który świetnie się do
tego nadawał. Pojawiające się w nim koncepcje trafiały do przekonania i w jakiś sposób
kształtowały świadomość ludzi. Jak się okazało, mój monitor podejrzewał tego typu manipulację
ET na hollywoodzkich produkcjach już od dłuższego czasu, a niektórzy członkowie wojskowej
grupy teleobserwatorów podzielali jego zdanie.
Rozdział niniejszy przedstawia wyniki dwóch sesji teleobserwacji. Pierwsza z nich to
monitorowana sesja w ciemno, w której w warunkach Typu 4 wyznaczono mi cel związany ze Star
Trek. Druga to sesja solo, przeprowadzona w układzie Typu 1. Przeprowadziłem ją, żeby uzyskać
odpowiedzi na parę ważnych pytań, które wynikły podczas pierwszej sesji.
Data: 1 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8074/7435
Dane wstępne (tym razem aż do początku Fazy 4) wskazywały, że są dwa miejsca bezpośrednio
związane z celem. Jednym z nich był świat Szarych. Monitor polecił mi najpierw skierować uwagę
na drugie miejsce.
C.B.: Widzę kolory: czarny, szary i brązowy. Powierzchnie są nierówne i gładkie, niektóre
płaskie, inne o bogatym ulistnieniu. Jest ciepło, a w niektórych miejscach chłodno. Czuję lekki
smak soli i zapach kurzu.
(Szkicuję scenę z konstrukcją przypominającą budynek oraz jakieś ulistnienie, a następnie
przechodzę do Fazy 4, żeby uzyskać bardziej szczegółowe dane.)
W porządku. Mamy tu drzewa. Jakiś lasek, nieduży. Jest tu również woda, przypominająca rzekę
lub strumień. Nurt jest dość silny. Widzę też jakąś budowlę. Wchodzę do niej. Widzę jakieś istoty.
Dużo istot. To ludzie. Wszyscy noszą modne garnitury biznesmenów. Hmm. Rozszerzam teraz
świadomość, gdyż zauważyłem, że w pokoju znajduje się też wiele istot niefizycznych. O rany, ile
tu aktywności subprzestrzennej. Czuję, że niefizyczne istoty wiedzą, że się tu znajduję, ale nie
jestem w centrum ich zainteresowania. Są zajęte pracą z ludźmi. Wygląda na to, że istoty
subprzestrzenne interesują się nie tyle znajdującymi się w budowli ludźmi, co czynnościami, które
oni wykonują. W jakiś sposób działalność ta wiąże się ze zmianami na Ziemi, zarówno na lepsze
jak i na gorsze.
MONITOR: Ile jest istot subprzestrzennych?
C.B.: Dużo. Może dziesięć lub więcej. Wyglądem przypominają ludzi. Noszą białe, świecące
szaty.
Monitor nakazuje mi przenieść się do drugiego miejsca, wskazanego we wstępnych procedurach
sesji. To miejsce również znajduje się w świecie Szarych. Docierając tam, doznaję przemieszczenia
w czasie. Czytelnikom pragnę przypomnieć, że w subprzestrzeni czas jest symultaniczny i
wydarzenia z przeszłości lub przyszłości w jednym miejscu mogą bez trudu oddziaływać na
teraźniejszość w miejscu zupełnie innym. W Fazie 6, zaczynam badać, co łączyło świat Szarych z
istotami niefizycznymi i ludźmi w budowli na Ziemi.
C.B.: Istoty niefizyczne znajdujące się w budowli były kiedyś ludźmi. Widzę, że ściśle
współpracują z Szarymi w przedsięwzięciu dotyczącym fizycznych ludzi na Ziemi.
Ze świata Szarych widzę ogromną ilość subprzestrzennej energii, jaką wyzwala się w celu
wsparcia przedsięwzięcia. Wiąże się z tym dużo białego światła. Nie mam pojęcia, co to wszystko
znaczy.
Poczekaj, te subprzestrzenne istoty w pomieszczeniu zwróciły teraz uwagę na mnie. Wszystko
się zmienia. Ktoś kazał im poinformować mnie, co się tutaj dzieje. Są naprawdę zajęci i odnoszę
wrażenie, że zmagają się z trudnym zadaniem. Nie mają ochoty porzucić tego co robią, ale
przekazano im, że najpierw muszą mnie oświecić. Reszta może poczekać.
Dobra, wiem już co się dzieje. Mówią mi, że w najbliższej przyszłości Ziemia nie będzie dobrym
miejscem do ewolucji, jeżeli nie zostanie naprawione środowisko biologiczne – w szerokim
znaczeniu tego słowa. Musimy pilnie współpracować z Szarymi, aby skierować ludzką świadomość
na stojące przed nami problemy planety i naszego społeczeństwa.
MONITOR: Skup się na sprawie ludzkiej świadomości.
C.B.: Najważniejszym elementem w tej przyspieszonej transformacji ludzkiej kultury jest
rozbudzenie świadomości życia niefizycznego. Właśnie się dowiedziałem, że strona fizyczna
istnieje po to, by pomóc w ewolucji subprzestrzeni, a nie na odwrót.
Teraz zajmę się kwestią energii w świecie Szarych. Wydaje się, że maszyneria potrzebna do
obsługi takiej ilości energii dostępna jest jedynie w świecie Szarych. Statki ET nie są
wykorzystywane do generowania energii o takiej mocy. Do przenoszenia energii ze świata Szarych
na Ziemię wykorzystuje się skomplikowaną technikę; po to, by mogli jej użyć ludzie niefizyczni.
Energia przekazywana jest swego rodzaju rurociągiem czy kanałem do sfery subprzestrzeni ludzi.
Między dwoma grupami zachodzi aktywna współpraca. Szarzy w krótkim czasie potrafią
wyprodukować energię potrzebną do transformacji całej planety.
Energia wykorzystywana jest dosłownie do kąpania całej Ziemi w subprzestrzennej poświacie.
Można powiedzieć, że nasza planeta jest napromieniowywana energią subprzestrzenną, co ma na
celu zwiększenie intuicji u ludzi fizycznych, aby mogli odbierać więcej informacji ze swych
niefizycznych jaźni. Chodzi o to, że ludzie fizyczni nie są w stanie rozpoznawać własnych
subprzestrzennych jaźni, a udzielana im energia wzmacnia ich bardzo słabą łączność pomiędzy
ciałem a umysłem.
Poczekaj, właśnie dostałem dziwną informację. Wygląda na to, że ludzie w jakiś sposób zostali
zdeprawowani przez tę słabość. To brzmi dziwnie, ale czuję, że w subprzestrzeni były jakieś
zakłócenia i ludzie zeszli ze swojej ścieżki ewolucji. Odbieram coś w rodzaju buntu albo Incydentu
z Lucyferem jako AOL linii sygnału.
MONITOR: Wróć do ludzi w budowli.
C.B.: Ci ludzie to prawdziwe szychy. Są do szpiku zepsuci. Żyją w fałszywym świecie
samozadowolenia. Wygląda na to, że przysparzają innym sporo problemów. Istoty w subprzestrzeni
niepokoją się ich przyszłością, ale nie ma to teraz pierwszoplanowego znaczenia. Oni (fizyczni
ludzie w budowli) mogą się zabić, jeśli chcą, ale nie wolno im niszczyć innych. To wszystko jest
konsekwencją czegoś, co można by określić Buntem Lucyfera. Nie proś mnie o wyjaśnienie; po
prostu to czuję. Ci ludzie są bardzo podobni do Szarych sprzed upadku ich wczesnej cywilizacji,
kiedy na skutek chaosu w subprzestrzeni ich świat się zawalił.
MONITOR: Courtney, skup się na wpływie, jaki istoty z subprzestrzeni wywierają na
fizycznych ludzi przebywających w budowli.
C.B.: Chodzi o to, by uzyskać zmianę paru ich decyzji. Istoty z subprzestrzeni wprowadzają
pewne myśli w podstępne, chytre i złe umysły ludzi fizycznych. Zaszczepione idee będą żyły
bardzo krótko, tylko w czasie tego spotkania. Wkrótce znów zatriumfuje egoizm, ale przynajmniej
ludzie podejmą kilka ważnych i słusznych decyzji, nie wiedząc nawet, czemu tak zrobili.
Istoty z subprzestrzeni wykonują wiele różnych zadań. Nasycenie planety subprzestrzennym
światłem to również ich działalność. Całe przedsięwzięcie polega na tym, by poprzez zwiększanie
środowiska subprzestrzeni oddziaływać pozytywnie na jak największą liczbę ludzi, a jednocześnie
uniemożliwiać złym jednostkom podejmowanie decyzji, które mogłyby zniewalać i niszczyć
innych.
MONITOR: Dobra, Courtney. Zakończmy sesję. Oto twój cel „Star Trek – geneza pomysłu”.
Komentarz
Zaraz po sesji zrobiłem streszczenie z interpretacji otrzymanych danych. Zrobiłem to od razu,
kiedy sesję miałem jeszcze świeżo w pamięci. W streszczeniu tym i komentarzach
interpretacyjnych zanotowałem, że nasycanie Ziemi pochodzącym ze świata Szarych światłem
subprzestrzennym zmierza do tego, by ludność (a zatem i widownia) w większym stopniu umiała
odbierać idee Star Treku i im podobne. O tym, jaki zafundować show, decydują grube ryby. Mój
monitor zauważył po sesji, że ludzie mający głos w branży rozrywkowej często spotykają się na
osobności i w miejscowościach turystycznych, gdzie podejmują decyzje. Bez widoków na zysk,
żaden show nie dostanie funduszy na produkcję. Decydenci nie mają żadnego powodu, by wspierać
programy takie jak Star Trek, jeżeli nie wyjdą na tym dobrze i nie nabiją kasy.
Opisaną wyżej sesję należy interpretować ściśle w kategoriach konkretnego celu. Chodzi tu
raczej o oddziaływanie całego serialu, a nie pojedynczych jego odcinków. Wydaje mi się, że istoty
pozaziemskie wymyśliły serial Star Trek po to, by w jakiś sposób wpłynąć na zmianę mentalności
rodzaju ludzkiego. Jednocześnie zadbały o to, by swoim pomysłom nadać ciekawą, trafiającą do
przekonania formę, która zapewniłaby pozytywny oddźwięk u szerokiej widowni.
Być może niektórzy Czytelnicy sprzeciwią się mojej analizie, twierdząc, że serial Star Trek nie
był oglądany przez całą planetę, a więc nie mógł mieć znaczącego wpływu na transformację i
rozwój kultury ludzkiej. Moim zdaniem, założenie, że Star Trek stanowi jedyny przejaw wpływu
ET, czy innych istot subprzestrzeni, jest błędne. Wyniki tej sesji należy potraktować jako analizę
zaledwie jednego z prawdopodobnie wielu sposobów manipulowania naszą kulturą.
Moja sesja nie wyjaśniła, czy i jak istoty pozaziemskie bezpośrednio wpływają na konkretne
treści programów telewizyjnych takich jak Star Trek, które ukazują się regularnie w formie
odcinków. Postanowiłem uzyskać dokładniejsze dane i przeprowadziłem dodatkową sesję solo. Tak
więc obrany przeze mnie cel brzmiał „Star Trek: następne pokolenie – geneza pomysłu”.
Data: 11 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3850/3054
Kierując się danymi wstępnymi SRV, zacząłem dostrzegać odcienie brązu. Powierzchnie były z
drewna i z cementu. Było ciepło i unosił się jakiś cierpki zapach. Odniosłem wrażenie, że znalazłem
się w płaskim i rozległym miejscu. Mój szkic z Fazy 3 przypominał rozbudowane miasto.
W Fazie 4 ujrzałem przeludnione miasto i doznałem silnego AOL, że to Los Angeles, a
konkretnie Hollywood. Wykonałem operację przemieszczenia do miejsca znajdującego się trzy
stopy za celem i znalazłem się w sypialni obok śpiącego białego mężczyzny. Wykonałem jego
szkic.
Kiedy wniknąłem do umysłu tego człowieka, przekonałem się, że śni. W jego mózgu odkryłem
wszczepiony obiekt i zacząłem go badać uważniej. Próbowałem określić, w jaki sposób obiekt ten
znalazł się w mózgu mężczyzny. Kiedy cofnąłem się w czasie udało mi się stwierdzić, że został on
tam umieszczony przez Szarego, przy użyciu długiej igły chirurgicznej w trakcie porwania przez
UFO.
Powróciwszy do śpiącego mężczyzny, ponownie wniknąłem do jego umysłu i obserwowałem
stan jego snu. Był kontrolowany, w tym sensie, że dominowały w nim informacje pochodzące od
wszczepionego obiektu. Urządzenie to regularnie emitowało różne myśli, przy czym większa część
jego aktywności przypadała na czas snu. Człowiek ów nie wiedział, skąd bierze się u niego
natchnienie, nie miał też najmniejszego pojęcia o urządzeniu w swoim mózgu.
Po przebudzeniu mężczyzna ten czuł zawsze ożywienie w związku z nowymi pomysłami.
Zasługi przypisywał oczywiście własnym zdolnościom twórczym.
Przemieściłem się następnie do miejsca, które znajdowało się tysiąc stóp od punktu wyjścia
transmisji, przekazywanych do umysłu człowieka. Znalazłem się blisko jakiegoś jasnego, okrągłego
światła. Na początku myślałem, że jest to światło na statku ET, jako że miało wyraźną linię
sygnalną nowoczesnego urządzenia pozaziemskiego. Jednak po dokładniejszym zbadaniu
zobaczyłem, że jest to raczej małe (jak na statek ET) urządzenie mechaniczne, nie do zobaczenia w
normalnym sensie fizycznym. Urządzenie było zbudowane z materii o gęstości niezauważalnej dla
ludzkiego oka. Odznaczało się zdolnością szybkiego poruszania i miało dostęp do imponującej
ilości energii.
Kiedy wniknąłem w nie swoim umysłem, wyczułem wyraźnie obecną tam świadomość. W
urządzeniu nie było żadnych istot, ale ono samo działało na zasadzie korytarza transmitującego
świadomość (czy też może myśli). Był to swego rodzaju aparat przekaźnikowy.
Przechodząc do Fazy 6, śledziłem transmisje nadawane z okrągłego, świecącego jasno
urządzenia do śniącego umysłu śpiącego mężczyzny. Prześledziłem drogę powrotną do urządzenia,
a następnie podążyłem za przepływem transmisji do punktu wyjścia.
Na tym etapie znalazłem się w budowli na jakiejś planecie. Były tam istoty, zarówno Szarzy jak i
inni humanoidzi, przy czym niektórzy z nich całkiem przypominali ludzi z Ziemi. Podczas gdy
Szarzy wyglądali na zbudowanych z materii, większość tych innych stanowiły różne świetlne istoty,
co oznaczało, iż generalnie pochodziły one z subprzestrzeni. Nie będący Szarymi humanoidzi mieli
na sobie białe szaty. Odniosłem wrażenie, że odbywa się tu jakaś operacja Federacji. Udało mi się
ustalić, że operacja ta była wspólnym przedsięwzięciem wielu gatunków.
Badając dalej, ustaliłem, że samo miejsce było formalnie związane z władzami Federacji.
Rzeczywiście, istoty zaangażowane w przedsięwzięcie zdawały relację bezpośrednio do kwatery
głównej Federacji. Czułem wyraźnie, że faktycznie znajduję się w kwaterze głównej, tyle że w
innym pokoju, niż kiedyś w przeszłości.
Skierowałem uwagę na treść samej transmisji i ustaliłem, że przekaz zawiera ogromną liczbę
szczegółów. Transmisja obejmowała pomysły na fabułę, postaci, konkretne sceny, wyobrażenia
planet, statków i istot. Zawartość stanowiły dane, które później trafiały do pisanego przez ludzi
scenariusza konkretnego odcinka Star Trek: następne pokolenie. Nie chodziło o to, by ukazać ET w
postaci, w której faktycznie występują, ale by po prostu przyzwyczaić ludzi do różnorodności
kosmicznych form i kultur.
Komentarz
Pragnę wyraźnie podkreślić, że nie mam pojęcia, kim była obserwowana przeze mnie osoba z
implantem w mózgu. Nie wiem, czy człowiek ten jest scenarzystą czy kimś innym, związanym z
procesem produkcyjnym serialu Star Trek: następne pokolenie. Mógł on być nawet przyjacielem
lub małżonkiem kogoś związanego z tworzeniem fabuły. To też pozwalałoby sugerować fabułę i
inne pomysły ludziom bezpośrednio tworzącym serial. Nie wiem, do którego odcinka odnosiła się
ta sesja SRV. Mogła dotyczyć jednego lub wielu odcinków. Nie badałem dokładniej tej kwestii.
ET z całą pewnością są zaangażowani w kształtowanie opinii publicznej na Ziemi w taki sposób,
który ułatwi uznanie przez nas życia pozaziemskiego i skłoni do współpracy. Żywię silne
przekonanie, że serial Star Trek to jeden z wielu przekazów, zaaranżowanych przez ET. Pragną oni
pomóc ludziom przyzwyczaić się do myśli, iż nie jesteśmy sami we wszechświecie i zrozumieć, że
wraz z innymi tworzymy wielkie społeczeństwo galaktyczne.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że w związku z tym przedsięwzięciem nie zauważyłem żadnych
drastycznych prób kontroli umysłu. ET wsłuchiwali się raczej w koncepcje rodzące się w umyśle
pisarza i podczas snu niejako karmili go nowymi pomysłami. Autor nie był w żaden sposób
zmuszany do akceptowania owych pomysłów. Mając wolną wolę, mógł je przyjąć, bądź odrzucić,
ale dobrowolnie decydował się je wykorzystać ze względu na zainteresowanie widowni. W
rzeczywistości nie posiadał się z radości, gdy po przebudzeniu miał gotową koncepcję scenariusza.
Nie podejrzewał nawet, że pomysły zostały mu podsunięte.
Trudno mi określić, w jakim stopniu ET ingerują w ludzką kulturę. Na podstawie własnych
obserwacji mogę stwierdzić, że prawdopodobnie istnieje znacznie więcej przypadków angażowania
się istot pozaziemskich w sprawy telewizji czy produkcji filmów science fiction. Zbadanie tej
kwestii mogłoby stanowić wyzwanie dla następnego pokolenia uczonych – teleobserwatorów.
Rozdział 18
Powrót do Jezusa
Na tym etapie moich badań, Szarzy wprowadzili mnie w dezorientację. Mogłem zrozumieć, że
ich program genetyczny służy różnorodnym ważnym celom. Ale wszystkie moje wysiłki zbadania
sprawy na drodze teleobserwacji wskazywały, że uzyskanie różnych
elektrycznych/chemicznych/mechanicznych form związane było z czymś więcej niż tylko z dobrą
zabawą. Tak naprawdę, kiedy obserwowałem umysłowość Szarych, przekonałem się że jest
dotknięta paniką. Jakby chodziło o sprawę życia lub śmierci.
Pragnąłem teraz bezpośredniej rozmowy na temat tego, co przygotowywali Szarzy.
Potrzebowałem pomocy w interpretacji niektórych danych z moich poprzednich sesji. Chciałem
otrzymać jakąś mądrą radę. Dowiedzieć się, na czym tak naprawdę zależy Szarym? Przygotowując
się do tej sesji, opracowałem listę pytań, które pomogłyby mi zrozumieć sens rozwijania
partnerskich układów pomiędzy ludźmi a Szarymi. Zasadniczo chciałem wiedzieć, czy ludzie
powinni pomagać Szarym. Mówiąc bez ogródek, jaki ludzkość ma w tym interes?
Żeby uzyskać odpowiedzi na te pytania, postanowiłem raz jeszcze zwrócić się do Jezusa.
Ponieważ już wcześniej miałem kontakt z celem, zdecydowałem, że będzie to sesja solo, w
warunkach Typu 1. Kiedy ostatnio rozmawiałem z Jezusem, nie zadałem pytań, na które teraz
potrzebowałem odpowiedzi. Czułem, że jest to istotny moment w moich badaniach. Potrzebowałem
porady, która z ostatnio uzyskanych informacji na temat Szarych, pomogłaby mi złożyć jakąś
całość.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że musiałem sformułować pytania przed sesją, ponieważ w trakcie
sesji SRV nie można angażować świadomego umysłu w takim stopniu, jaki byłby wymagany do
natychmiastowego ułożenia pytań, bez narażania jakości danych. Tak więc rozpocząłem sesję
poszukując odpowiedzi na pytania z listy. Nie miałem żadnych oczekiwań co do wyniku sesji. Jak
przystało na prawdziwą sesję SRV, byłem gotowy przyjąć dane każdego rodzaju, analizę odkładając
na potem.
Data: 11 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 8863/8473
Tym razem dane wstępne wskazywały, że spotkam Jezusa w odległej przeszłości. W Fazie 4
zobaczyłem go jako świetlaną istotę, ale wydawał się być otoczony ludźmi fizycznymi. Jak się
okazało, prowadził czy też obserwował w tym czasie jakieś spotkanie. Wyszedł ze spotkania i
spojrzał prosto w moją subprzestrzenną twarz. Czułem wyraźnie, że wiedział o moich pytaniach i
gotów był na nie odpowiedzieć.
Zacząłem od pytania, czy Jezus chce, abyśmy [my – ludzie] brali udział w genetycznym
przedsięwzięciu Szarych. Jego odpowiedź zabrzmiała jak rozkaz. Kategorycznie stwierdził, że
musimy z nimi współpracować. Oni są dziećmi Boga tak samo jak my, ludzie.
Zapytałem go, czy przedsięwzięcie Szarych ma coś wspólnego z większym celem ewolucyjnym,
jak połączenie się z Bogiem. Odpowiedział twierdząco. Program ma umożliwić im odzyskanie
fizyczno-umysłowej równowagi, niezbędnej do indywidualnego rozwoju osobowości. Rozwój taki
jest konieczny, by osiągnąć świadomość Boga, aczkolwiek, na swój sposób. Szarzy są już blisko
Jezusa i Boga.
Czując, że za tą odpowiedzią coś się kryje, zapytałem, czy osiągnięcie pełni indywidualnego
rozwoju osobowości jest warunkiem ewolucji Szarych w kierunku Boga. Odpowiedź na to
brzmiała: tak i nie. Bóg ich kocha i będzie się o nich troszczył. Dokonali wyboru ewolucji, żeby być
blisko Niego. Bóg nie pozwoli im zginąć. Ale wybrali drogę indywidualizacji osobowości.
Zaimponowało im życie indywidualności, z którymi mieli do czynienia i dla siebie pragną takiej
samej drogi spełnienia. Koniecznie chciałem zrozumieć, co dokładnie oznacza „połączenie się z
Bogiem”. Zadałem Jezusowi pytanie, jak to jest połączyć się z Bogiem. Odparł mi, że nie wiąże się
to z żadną natychmiastową zmianą osobowości. Podstawowa różnica tkwi w stopniu rozszerzenia
percepcji człowieka.
Zapytałem, czy stopienie się z Bogiem to to samo, co osiągnięcie boskiej świadomości czy też
świadomości Boga jako siły odczuwającej życie we wszystkich jego przejawach. Jezus powiedział
na to, że świadomość Boga jest jedna, nieważne w jaki sposób osiągnięta. Albo się Boga postrzega,
albo nie. Nie można postrzegać Boga, nie będąc połączonym z Bogiem.
Zapytałem, czy medytacja może prowadzić do stopienia się z Bogiem. Odparł, że medytacja
prowadzi do celu, ale nie stanowi jedynego, a nawet pierwszego sposobu, w jaki go można
osiągnąć. Normalna droga obejmuje wiele doświadczeń życiowych i wymaga długiego czasu.
Medytacja jest wartościowa tylko w tym sensie, że skraca ów proces. Dotyczy to zarówno ludzi, jak
i innych istot.
Powracając do tematu Szarych, zapytałem, czy oni w pełni połączyli się z Bogiem. Jezus odparł,
że jeszcze nie. Nie osiągnęli odpowiedniego stopnia rozwoju osobowości, by w pełni dzielić
doświadczenie Boga. Muszą odmienić swoją sytuację, żeby w pełni złączyć się z Bogiem.
Powiedziałem następnie Jezusowi, że tak do końca nie rozumiem czym jest chrześcijaństwo. Czy
nie-chrześcijanie muszą wierzyć w Jezusa, aby w pełni się rozwinąć? Jego odpowiedź wskazywała
na rozdrażnienie, a był to jedyny raz, gdy widziałem go tak zdenerwowanego. Dość gwałtownie
stwierdził, że nazwa nic nie znaczy. Wszystko zależy od rozwoju osobowości, na który składa się
zdolność głębokiego postrzegania i miłości. Pod tym względem Sidhis są wartościowi, a przecież
nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem. Liczy się rozumienie i miłość Boga. To one są
motorem ewolucji.
W tym momencie czuję, że powinienem dodać, iż Jezus nie powiedział mi dokładnie, jak
dochodzi się do miłości Boga, ani nawet kim lub czym Bóg jest. Czułem jednak wyraźny przekaz
od Niego, że twierdzenie, iż jest On cudowny, nie ma nic wspólnego z tym, o czym Jezus mówi.
Niestety, przed rozpoczęciem sesji nie przyszło mi do głowy zapytać o te rzeczy, w związku z czym
nie byłem w stanie wymyśleć ich na poczekaniu, w trakcie sesji (z powodu strukturalnych
ograniczeń SRV).
Zapytałem potem, czy Bóg chce połączenia z Szarymi, a Jezus stwierdził, że to Szarzy go
pragną. Jest to największy akt ich wolnej woli. Bóg oferuje możliwość pojednania, ale Szarzy
dobrowolnie dokonali takiego wyboru. Następnie Jezus stwierdził z naciskiem, że przeznaczenie
Szarych jest jasne: oni połączą się z Bogiem. (Używane przeze mnie określenia, takie jak
„połączenie” czy „stopienie się” (z Bogiem) nie są ścisłe i wynikają przede wszystkim z ograniczeń
językowych. Gdy robię takie odniesienia, mam na myśli zdolność postrzegania i produktywnego
obcowania z wszystkimi poziomami życia, nawet z tymi, które nie mieszczą się w sferze istnienia
fizycznego i subprzestrzennego.)
Rozdział 19
Nie wszyscy Szarzy są równi
Kolejna sesja była nie planowana, w tym sensie, że cel nie znajdował się na liście celów. Mój
monitor postanowił, że będzie to sesja w ciemno, monitorowana, przeprowadzana w warunkach
Typu 4, gdyż intuicja podpowiadała mu, że powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat
porwań. Ciekawa rzecz, kiedy stało się jasne, że możemy już bez przeszkód przeprowadzać
teleobserwację porwań przez UFO, zainteresowanie tego typu celem znacznie spadło tak u niego,
jak i u mnie. Być może działo się tak dlatego, że mój monitor pragnął zrozumieć głębsze pobudki
kryjące się za porwaniami. Moja własna nieświadomość podeszła do celu w sposób, który odsłonił
nam nowy, nieznany wcześniej aspekt społeczności Szarych. Sesja ta dała coś więcej niż tylko
zrozumienie zjawiska porwań. Pomogła pełniej zrozumieć niektóre zawiłości społeczeństwa
Szarych i odkryć, dlaczego istnieje tak szerokie spektrum doświadczeń związanych z porwaniami.
Data: 13 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7646/1231
Dane wstępne wskazywały wyraźnie, że znajduję się na planecie z dużym oceanem słonej wody.
Moim początkowym miejscem była powierzchnia wody. W zasięgu wzroku nie było żadnego lądu.
Postępując zgodnie ze wstępnymi procedurami sesji, odkryłem istoty pracujące pod powierzchnią
wody. Potem natknąłem się na podwodną budowlę.
C.B.: To jakaś budowla. Jest metalowa i wygląda jak komora. Wewnątrz są rury i podłoga. Na
widok tego miejsca przechodzą mnie ciarki. Jest naprawdę dziwne. Lepiej zapiszę to jako wrażenie
estetyczne (A i L). Cała konstrukcja przypomina łódź podwodną. Właściwie jest to całkiem silne
AOL linii sygnału.
Mam teraz więcej szczegółów... Powierzchnie w środku są głównie metalowe, ale występuje też
jakiś materiał skórzany. Wewnątrz budowli przebywają cztery istoty. To chyba ludzie. Badam teraz
ich ubrania. Mają ubrania robocze; podkoszulki bez rękawów, zwykłe spodnie itp.... Z całą
pewnością wykonują jakąś ciężką pracę; pocą się.
MONITOR: Skup się na ich działalności. Na czym polega ich zajęcie?
C.B.: Poczekaj... Ryby. To ma coś wspólnego z rybami. Wszyscy pracownicy są mężczyznami.
Właściwie tak naprawdę nie rozumieją nic z tego, co robią, czy w co są zaangażowani. To bardzo
skomplikowane. Oni pracują jak roboty. Nie są nawet świadomi swego otoczenia.
Monitor nakazuje mi przejść do Fazy 6, gdzie badam czas, w którym się to dzieje. Wcześniej na
linii czasu napotykam na jednostki o normalnym stanie umysłu. Potem cofam się w czasie i
namierzam je przed narodzinami w ciałach fizycznych. Następnie wnikam do umysłów ludzi w
budowli, żeby uzyskać bardziej wyraźny obraz ich stanu umysłowego.
C.B.: Ryby znajdują się na zewnątrz budowli, a ludzie się nimi zajmują. Ale wyczuwa się w tym
jakiś fałsz. Oni myślą, że opiekują się rybami, lecz prawdziwy cel ich działalności jest inny. Nie ma
bezpośredniego związku pomiędzy rybami a ludźmi. Ludzie ci mogą być jeńcami. Ich własne
umysły nie kontrolują ciał. Nie sprawują kontroli ani nad sobą, ani nad swym otoczeniem. Ich
umysły sprawiają wrażenie pogrążonych w transie. Pracują gorączkowo, ale ich świadomość o tym
nie wie. Są wykorzystywani. Przypominają niewolników, chociaż może lepszym określeniem
byłyby świnki morskie.
W porządku, poszerzam teraz widzenie. Wyczuwam obecność istot pozaziemskich. Jest tu
bardzo duży statek ET, mający związek z tymi ludźmi. Istoty pozaziemskie to Szarzy. Statek jest
bardzo nowoczesny i ma wiele technicznych gadżetów. Właściwie technika jest nieco dziwna, w
tym sensie, że nie jest aż tak nowoczesna, by ludzie mieli problemy ze zrozumieniem
oprzyrządowania. Nie zawsze odnosiłem takie wrażenie w przypadku statków Szarych. Tak czy
owak, kontrola znajduje się na statku.
MONITOR: Courtney, skup się na pierwszych kontaktach między Szarymi a ludźmi.
C.B.: Było to porwanie, przynajmniej w przypadku jednego z tych ludzi. Był on wtedy bardzo
młody. Tak samo mogło to wyglądać w przypadku innych, ale teraz skupiam uwagę na tym jednym.
Wygląda na to, że Szarzy mieli do czynienia z tym człowiekiem, kiedy był on jeszcze w fazie
prenatalnej. Idąc za sygnałem, znalazłem jego matkę. Jestem teraz w miejscu, które
prawdopodobnie znajduje się na Ziemi, niedaleko wybrzeża. Szarzy umieszczają płód w łonie.
Hmm. To stosunkowo prymitywni Szarzy. Fizycznie włożyli płód do łona. Do jego wszczepienia
nie użyli żadnych skomplikowanych narzędzi. Była to raczej prymitywna operacja ginekologiczna,
jaką ludzie mogli przeprowadzać w odległej przeszłości.
Ci Szarzy wydają się stać na niższym szczeblu ewolucji. Mają tendencję do popełniania błędów
w stosunkach z ludźmi, bezwiednie ich raniąc. Oni po prostu nie rozumieją. W jakiś sposób są
pozbawieni ludzkiego współczucia.
MONITOR: Skieruj nieświadomość na koncepcję DNA.
C.B.: Hmm. Wygląda na to, że eksperymentują z ludzkim genotypem. Ich DNA jest prawie w
stu procentach pochodzenia ludzkiego, ale część jest inna, prawdopodobnie pochodzi od Szarych.
Poczekaj. Szarzy uświadomili sobie teraz moją obecność. Dziwne, jak długo to trwało.
Badam dalej Szarych... Pracują nad niewielkimi zmianami w strukturze genetycznej ludzi. Nowe
geny niekoniecznie pochodzą od Szarych. Równie dobrze mogą być skądkolwiek. Ale zmiany są
naprawdę małe i wybiórcze. To ten sam program genetyczny, który widzieliśmy już wcześniej, ale
przeprowadzany na bardziej prymitywnym poziomie. Być może są to ich próby wstępne.
MONITOR: Chcesz powiedzieć, że są różne grupy Szarych?
C.B.: Nie do końca chodzi o frakcje, ale są różni. Ta grupa jest najbardziej prymitywna spośród
wszystkich grup pracujących z ludźmi. Wykorzystują ludzi jak świnki morskie, żeby obserwować,
jak przebiegają owe małe zmiany genetyczne. Te zmiany są bezpośrednio zorientowane na kontrolę
umysłu i/lub porozumiewanie telepatyczne.
MONITOR: Po co oni to robią?
C.B.: Żeby zmodyfikować ludzki genotyp tak, by na dłuższą metę pomógł im wyprodukować
nowy nośnik Szarych. Właściwie, słowo nośnik ma większy sens niż słowo ciało. Wygląda na to, że
Szarych przede wszystkim interesuje rozwijanie świadomości grupowej w ludzkich genach, tak
jakby zakładali olbrzymi ludzki telefon towarzyski. To wydaje się stanowić bezwzględny priorytet.
MONITOR: W porządku, zakończmy sesję. Cel brzmi „natalna/prenatalna łączność między
ludźmi a Szarymi”.
C.B.: Huh. Skąd się wziął taki cel?
MONITOR: To była jedna z moich niespodzianek, żebyś pozostawał czujny.
Komentarz
Dane z tej sesji wskazały na dwa fascynujące elementy w zjawisku porwań. Po pierwsze,
niektóre porwania nie są tak łagodne jak inne. Nie mam żadnych danych dowodzących złośliwości
ze strony Szarych. Łatwo pomylić niekompetencję ze złośliwością; osoby porwane mogą czuć, że
ich spotkanie z Szarymi jest po prostu złe, dla tych ostatnich zaś może to być bez znaczenia.
Wydaje się, że niekompetencja niektórych Szarych stanowi powód nie najlepszych stosunków, jakie
mają oni z ludźmi. Oni nie robią krzywdy świadomie; rzecz w tym, że przynajmniej niektórzy
Szarzy nie umieją obcować z emocjonalnie złożonymi istotami, jakimi są ludzie. Prawdopodobnie
nie widzą niczego złego w swoich działaniach, które nam kojarzą się z łapaniem do niewoli i
eksperymentowaniem na świnkach morskich. Biorąc pod uwagę, że Szarzy, jakich obserwowałem,
odznaczają się pewnym brakiem emocjonalnej elastyczności, należy przyjąć, iż traktują oni ludzi
mniej więcej tak samo jak traktują samych siebie. Czytelnicy zechcą sobie przypomnieć, że pojęcie
jednostkowego samookreślenia jest im zupełnie obce.
Drugi fascynujący element, jaki wyłonił się z tej sesji to fakt, że najwidoczniej istnieją różne
kategorie Szarych obcujących z ludźmi. Moglibyśmy wymienić kategorię (1) prymitywną, (2)
rozwiniętą i (3) superrozwiniętą. (Do czasu tej sesji nie zaobserwowałem jeszcze żadnych
superrozwiniętych Szarych, ale natknąłem się na nich w sesji późniejszej.) Szarzy w tej sesji
sprawiali wrażenie prymitywnych, ale nie należy ich mylić z bardzo wczesną odmianą Szarych,
którzy żyli we własnym, pierwotnym świecie przed upadkiem swej cywilizacji. Z tego, co wiem, ci
bardzo wcześni Szarzy w ogóle nie mieli do czynienia z ludźmi.
Czy wszystkie trzy podstawowe typy Szarych obcują ze sobą? Jak się organizują? Kiedy się ma
do czynienia z istotami, które bez najmniejszych trudności technicznych podróżują w czasie, aż
korci, aby wyobrazić sobie ich wszystkich w jednym miejscu. Mogę tylko zgadywać, że ET, którzy
osiągnęli wysoki poziom techniczny, są przyzwyczajeni do takich sytuacji i w końcu ustalą robocze
protokoły wzajemnego porozumienia.
Zakończyłem tę sesję w głębokim przekonaniu, jak wiele, my – ludzie, musimy się jeszcze
dowiedzieć na temat złożoności życia galaktycznego. Nie chodzi tylko o to, by poznać inne
społeczeństwa, rozsiane po całej galaktyce. Musimy również zrozumieć, w jaki sposób różne
gatunki i kultury oddziaływują na siebie na przestrzeni czasu.
Rozdział 20
Adam i Ewa
We wcześniejszym rozdziale relacjonowałem monitorowaną sesję, w której celem byli
Midwayerowie. W czasach wojskowej teleobserwacji, pomysł namierzenia Midwayerów brzmiał
jak dobry żart. Ktoś przeczytał Księgę Urantii, zapis domniemanych rewelacji na temat organizacji
życia w subprzestrzeni, i postanowił przeprowadzić test. W Księdze Urantii Midwayerowie
stanowią grupę istot subprzestrzennych, które żyją i pracują na Ziemi. Nikt w wojsku nie wiedział,
czy pomysł ten traktować poważnie. Ale ku zaskoczeniu wszystkich, wielokrotne próby
przeprowadzone w warunkach danych Typu 4 potwierdziły te informacje. Okazało się, że
subprzestrzenne istoty naprawdę istnieją. Odkrycie tych stworzeń wśród wyższego rangą personelu
wojskowego doprowadziło do szeregu problemów związanych z wiarygodnością. Ludziom pokroju
generałów i admirałów było już wystarczająco ciężko wytłumaczyć, że wyszkoleni w SRV telepaci
potrafią policzyć pociski w silosie. Ale przekonać ich, że istnieje grupa niewidzialnych, acz
przyjacielskich ludzików, które chcą pomagać ludziom w ich ewolucji – to przekraczało możliwości
perswazyjne teleobserwatorów.
Pragnę wyraźnie zaznaczyć, że w żaden sposób nie podpisuję się pod Księgą Urantii. Nie wiem,
na ile jest ona prawdziwa. Moje własne badania w tej kwestii wskazują, że duża część zawartych w
niej informacji się potwierdza, choć nie wszystkie. Książka wydaje się zawierać informacje
fałszywe poprzetykane prawdziwymi, a jedne od drugich trudno oddzielić bez rozległych badań
teleobserwacyjnych. Przykładowo, autor rozpisuje się, zaprzeczając możliwości przeszłego życia,
co według danych SRV (nie zamieszczonych tutaj) absolutnie nie jest prawdą.
Tym niemniej, ponieważ dyskusja nad Adamem i Ewą w Księdze Urantii wyraźnie wskazuje na
działalność ET, postanowiliśmy z moim monitorem wciągnąć tę słynną parę na naszą listę celów.
Jeżeli książka nie myliła się w swoich sądach na temat Adama i Ewy, wyjaśniłoby to długofalową
interwencję ET w sprawy ewolucji na Ziemi, a namierzenie takiego celu okazałoby się co najmniej
warte zachodu. Był to ryzykowny strzał w ciemno, w tym sensie, że dysponowaliśmy
ograniczonym czasem i zmarnowanie sesji na jakąś oszukańczą historię byłoby nieodżałowane. Jak
się jednak okazało, historia Adama i Ewy w Księdze Urantii ukazana jest zgodnie z prawdą.
Przytaczam tutaj dwie sesje, w których cel stanowili Adam i Ewa. Jedna z nich została
przeprowadzona w warunkach danych Typu 4, a druga w warunkach Typu 1. Drugą sesję
przeprowadziliśmy po to, by znaleźć odpowiedzi na kilka pytań, jakie nasunęły wcześniejsze dane.
Niektórzy Czytelnicy mogą się zastanawiać, czemuż to religijne postaci Adama i Ewy stanowią
przedmiot badań w książce na temat cywilizacji pozaziemskich. Główny powód mojego
zainteresowania tym tematem zasadza się na hipotezie, że wiele ludzkich mitów może mieć
podstawy w historii. Nie chodzi o to, że mity ściśle odpowiadają faktycznemu biegowi wydarzeń,
ale że zawierają pewne dane na temat ludzi i wydarzeń, o których wczesne cywilizacje miały nikłe
pojęcie. Badanie mitów przy użyciu teleobserwacji może czasami wyjaśnić subtelne zależności
pomiędzy faktyczną przeszłością a historiami na jej temat, które przekazywano na przestrzeni
wieków. Księga Urantii potwierdza to na przykładzie Adama i Ewy. Było moim pragnieniem
znaleźć taką analogię pomiędzy mitem a rzeczywistością, która mogłaby pomóc wyjaśnić niektóre
kwestie podniesione w literaturze naukowej na temat nagłych zmian w ewolucyjnej ścieżce
ludzkości.
Nie zakładam, że Czytelnikom znana jest historia Adama i Ewy z Księgi Urantii. Nie uważam
też, aby było to konieczne. Wspominam o książce tylko w celu określenia źródła mojego
pierwotnego pytania.
Data: 14 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5328/6080
Dane wstępne aż do szkicu w Fazie 3 wskazywały, że początkowo cel wiązał się z zalesionym
obszarem w pobliżu góry. Nad górą znajdowała się szybko poruszająca się konstrukcja.
C.B.: Dostrzegam jakiś obiekt, który ma związek z energią. Jest szybki i okrągły. Porusza się po
zakrzywionym torze z góry na dół, zmierzając do czegoś, co wygląda jak częściowo zalesiona góra.
Widzę jodłę. Odbieram AOL linii sygnału, że może to być miejsce koło Santa Fe Baldy w Nowym
Meksyku. Sam obiekt jest sztuczną konstrukcją. Mocną i estetyczną. Są tu okna i tarasy widokowe.
Widzę teraz pilotów w środku. To nie są Szarzy. Poczekaj. Nie są to również Marsjanie.
Przypominają ludzi, ale nie współczesnych.
MONITOR: Skup się na płci.
C.B.: To są zarówno kobiety jak i mężczyźni. Mają na sobie mundury. Zapiszę „rozwinięte istoty
ludzkie” jako AOL linii sygnału. To chyba ludzie z przyszłości.
MONITOR: Skoncentruj się na celu.
C.B.: Ci ludzie są tu dla celów obserwacyjnych. W żaden sposób nie interweniują ani nie
kontaktują się z ludźmi. Zdają raporty bezpośrednio przed Federacją. Nie są też świadomi tego, że
ich obserwuję.
MONITOR: Co jeszcze widzisz w związku ze statkiem?
C.B.: Statek wypełnia głównie aparatura umożliwiająca lot. Jedyny sprzęt medyczny, jaki się tu
znajduje trzymają na wypadek, gdyby coś się stało.
MONITOR: Wróć do ludzi. Dowiedz się, dlaczego tam są i jak żyją.
C.B.: Ci ludzie znajdują się na wysokim stopniu rozwoju, ale nie różnią się aż tak bardzo od nas.
Najwyraźniej są wegetarianami. Zaopatrzyli statek w jedzenie w swojej bazie. Żywność pochodzi z
organicznych źródeł wegetatywnych, z ogrodów w przestrzeni kosmicznej i na planetach oraz ze
znajdujących się tam magazynów. Zdobycie jedzenia na Ziemi przedstawia dużo problemów.
Kłopoty wynikają z chorób.
Monitor każe mi przejść do Fazy 6, gdzie na linii czasu umieszczam punkt czasowy celu.
Obecny czas sesji jest bardzo bliski czasowi celu. Zaczynam badać pojęcie czasu w odniesieniu do
tych istot.
C.B.: Oni nie dysponują możliwością podróżowania w czasie. Nie są tacy jak Szarzy. Odbywają
regularne wizyty obserwacyjne na Ziemi, jednak w porównaniu z Szarymi, nie zajmują się tym
regularnie.
MONITOR: Zaznacz na linii czasu ich pierwszą wizytę.
C.B.: Poczekaj. O rany! To dopiero AI! Dostaję mocne AOL linii sygnału Adama i Ewy. Te
istoty bywają na Ziemi i obserwują nas od dłuższego czasu.
MONITOR: Skup się na ich pierwotnym kontakcie z Ziemią.
C.B.: Początkowo ludzie ci byli bardzo naiwni, niewyszkoleni. Mieli niewielkie doświadczenie.
Właściwie, ich poprzednie ludzkie ciała nie różnią się wiele od tych które mają obecnie. Wydaje
się, że nastąpiły nieznaczne zmiany ewolucyjne. Naprawdę czuję, że to naukowi menadżerowie
albo jacyś inżynierowie.
Mój umysł wędruje teraz w stronę konkretnej pary. Doznaję bardzo silnego AOL linii sygnalnej
Adama i Ewy. Nie wiem, czy mogę kontynuować sesję przy tak silnym AOL.
MONITOR: W porządku. Możemy zakończyć sesję. Oto cel: „Adam i Ewa”.
Parę minut później wciąż czułem, że potrzebuję więcej informacji na temat Adama i Ewy.
Chciałem wiedzieć, kim byli i co robili? Przeprowadziłem więc sesję solo w warunkach danych
Typu 1, której celem był „Adam i Ewa – pierwotna działalność na Ziemi”.
Data: 16 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 6957/4096
Dane wstępne wskazywały, że z celem związane jest znaczne przemieszczenie w czasie, stały ląd
i parę budowli, wzniesionych przez człowieka. Temperatury dość wysokie. Towarzyszył mi zapach
ludzi. Słyszałem dźwięk głosów.
Podążając za danymi wstępnymi, zauważyłem, że klimat był przyjemny i zasadniczo suchy.
Miejsce przypominało Bliski Wschód, basen śródziemnomorski. Zauważyłem dwa typy ludzi, o
jasnej i ciemnej skórze.
Niedługo potem poczułem, że w pobliżu miejsca celu znajduje się potężne źródło ogromnej
energii. AOL linii sygnału wskazywało na reaktor nuklearny.
Wraz z myślą o skoncentrowanej energii, pojawiło się poczucie, że niektóre z istot koło tego
miejsca być może nie są szczęśliwe. Otrzymałem AOL linii sygnału o obozie niewolników i
represjach. Nie podążyłem za tą myślą, a AOL nie wróciło już do końca sesji.
Wokół miejsca znajdowały się jakieś niewielkie maszyny, kamienie i budynki. Większość
mieszkańców wydawała się wieść spokojne życie. Nie odczuwało się żadnego kryzysu. Wszystko
toczyło się spokojnie, ale w powietrzu wisiało jakieś napięcie.
Skupiłem się na tym napięciu i zlokalizowałem świetlaną istotę związaną z tym miejscem. Ten
ktoś wyglądał na przywódcę wojskowego. W pobliżu były też inne istoty subprzestrzenne.
Z przywódcą wiązała się myśl, że ostatnio nastąpił rozłam. Z linii sygnału odebrałem AOL
wojny. Wybuchł jakiś gorący spór i wielu ludzi opowiedziało się po jednej ze stron.
Planeta znajdowała się bardzo daleko od cywilizacji, jaką znały owe istoty. Jedna strona
uważała, że sami powinni o sobie stanowić, lekceważąc odległą władzę. Utworzyły się dwa obozy.
Obóz mniejszościowy pozostawał lojalny w stosunku do dalekich władz i wykazał się znaczną
dzielnością w stosunkach z drugą stroną konfliktu. Nastąpił długi okres rezerwy, jako że obie strony
zerwały ze sobą kontakty.
Wykonałem następnie operację przemieszczenia, która umieściła mnie trzy stopy od konkretnego
celu. Znalazłem się na czymś, co przypominało plażę nad morzem. Byli tam kobieta i mężczyzna.
Trochę dalej ujrzałem cały szereg innych rozwiniętych i, jak się wydawało, miłych istot.
Skierowałem myśli na umysł mężczyzny. W jakiś sposób czuł się odizolowany. Był samotny,
zakochany, ale nie na sposób szczenięcy. Cechowała go dojrzałość. Gdy skupiłem się na umyśle
kobiety, dowiedziałem się, że spełniała funkcję jakby menedżera. Była bardzo dobrym
pracownikiem, a zarazem oddaną żoną. Z drugiej jednak strony, odczuwała silną potrzebę
popychania męża do robienia większej kariery; uważała, że nie posuwa się naprzód wystarczająco
szybko.
Następnie skupiłem się na sytuacyjnym problemie w tym miejscu. Nastąpiło jakieś zakłócenie
subprzestrzeni. Znajdowali się tam desperaci, którzy czuli potrzebę przerwania sprawnego
przebiegu operacji. Kiedy zbadałem pojęcie przywództwa, wyczułem strukturę militarną, a AOL
linii sygnału wskazywało na Bunt Lucyfera. Nie poszedłem za tą myślą, ale miałem wyraźne
poczucie, iż miejsce to jest odległe od centrum władz, a bunt ma przede wszystkim charakter
oportunistyczny. Kierując uwagę z powrotem na kobietę i mężczyznę na plaży, dostrzegłem, że
obydwoje byli wyszkoleni i zorganizowani. Idąc za tym sygnałem, odkryłem, że pracują z
miejscowymi humanoidami. Uczyli przedmiotów związanych z zachowaniem prokreacyjnym i
dobieraniem się w pary. Nauczali też praktycznych umiejętności, głównie po to, by wzbudzić
zainteresowanie lekcjami na temat prokreacji. Mieli dobre intencje jako nauczyciele, w tym sensie,
że nie przejawiali żadnej złośliwości, ale ich celem było wychowywanie w innym porządku niż
naturalny.
Skoncentrowałem się na celu ich działalności i odkryłem, że chcieli wykreować nową, unikalną
rasę. Nie mogli po prostu złożyć w banku swoich własnych genów. Planowali raczej przyspieszenie
procesów naturalnych bez wymuszania nadmiernej kontroli nad ewolucją; jednym pociągnięciem
chcieli uzyskać wynik wielu naturalnych mutacji i selekcji.
Problem polegał na tym, że program wymknął się spod kontroli. Przedsięwzięcie od początku
zostało źle zaplanowane. Był to wysiłek o niewielkim nakładzie i bardzo małym lub żadnym
nadzorze. Pokładano zbyt dużo zaufania w jednostkowej lojalności i zdrowym rozsądku. Ludzie
zostali ulokowani na prowincji i stracili intelektualną orientację.
Kiedy skupiłem się na celu programu, odniosłem wyraźne wrażenie, że istoty te bawiły się w
Boga. Chciały w pośpiechu zmienić rzeczy według własnych upodobań. Ale głęboko w ich
umysłach czaił się również strach.
Bały się, że Bóg, pozostawiony sam sobie, może stworzyć istoty od nich większe. W projekcie
ich przedsięwzięcia tkwiła pewna pompatyczność. Napięcie, które potem eksplodowało miało
swoją przyczynę w rysie na pierwotnym planie. Motywacja, leżąca u podstaw przyspieszenia
ewolucji była błędna. Spowodowało to kryzys w zbiorowej świadomości owych istot, tak że pewna
ich część wpadła w prawdziwy nałóg produkowania rozwiniętych istot czujących. Istoty te uległy
chorobie i zepsuciu, mijając się z pierwotnym celem ewolucji. W jakimś sensie chore jednostki
chciały przekonać tak siebie, jak i innych o swojej wartości przez forsowanie ewolucji innych ras w
podobnym kierunku. Uważały siebie za końcowy produkt ewolucji.
Adam i Ewa byli po stronie mniejszości, która pozostała lojalna wobec odległej władzy. Bunt był
krótkotrwały.
Komentarz
Adam i Ewa byli menadżerami przedsięwzięcia w programie genetycznej korekty ludzi na
Ziemi. Nie byli nagimi, biegającymi po lesie prostaczkami. Mity, które ich otaczają zrodziły się z
przeczuć jasnowidzów, którzy posiadali naturalne zdolności widzenia na odległość, lecz nie
potrafili zrozumieć „działalności pierwszej pary”. Świat poznał ich jako założycieli ludzkiej rasy.
Myślę, że w pewnym sensie odpowiada to prawdzie, bowiem ostatecznie byli oni zaangażowani w
przedsięwzięcie przebudowy ludzkiego zasobu genetycznego.
Adam i Ewa nadal żyją, zarówno w subprzestrzeni jak i fizycznie. Prawdopodobnie nie ingerują
w działalność Szarych z powodu zasad Federacji. Przejawiają jednak głębokie zainteresowanie
wynikiem naszej obecnej drogi genetycznej. Oczywiście ich ciała nie wyglądają tak samo jak
kiedyś. Ciekawe jednak, że nie odnotowałem znaczącego postępu ewolucyjnego ich fizycznych
form.
Wyraźnie czułem, że coś z nimi jest nie tak, chociaż nie jestem pewien, czy by się ze mną
zgodzili.
W każdym razie jedno jest pewne. Genetyczna manipulacja gatunkiem ludzkim nie stanowi
novum. Trwa od bardzo dawna. Co więcej, być może jest jednym z najważniejszych powodów
zjawiska, określanego przez biologów mianem ewolucji przerywanej, w której tor ewolucji dość
niespodziewanie obiera nowy kierunek. Należy przeprowadzić znacznie więcej badań
(wykorzystując zarówno teleobserwację, jak i tradycyjne metody naukowe) w celu potwierdzenia
tej wstępnej hipotezy.
Rozdział 21:
Guru Dev
W trakcie naszych badań, obydwaj z moim monitorem zaczynaliśmy nabierać przekonania, że w
przedsięwzięciu tym chodziło o coś więcej niż tylko o dochodzenie, kto lata w spodkach. Do lata
1994 roku otrzymaliśmy metodą SRV potwierdzenie zjawiska porwań, i już dość dobrze
poznaliśmy zasadnicze założenia programu genetycznego Szarych oraz problemy, wobec których
stanęli Marsjanie. Po długich dyskusjach zgodziliśmy się dołączyć kolejne cele. Na naszej liście
obok Jezusa znalazły się inne mądre osoby, mogące dopomóc nam w interpretacji danych. Rozdział
ten jest wynikiem spotkania z jedną z takich postaci, w trakcie przeprowadzonej przeze mnie sesji
solo w układzie Typu 1.
Guru Dev był nauczycielem medytacji Maharashiego Mahesh Yogi. Podczas wielu miesięcy
moich badań w zakresie SRV czułem wyraźnie, że muszę zadać Guru Devowi parę pytań. Inni
teleobserwatorzy namierzyli grupę Marsjan, którą nazwali „duchowieństwem”. Wydawało się, że
Marsjanie ci praktykowali podróże poza ciało i posiadali zdolności telepatycznego porozumiewania
się, a mój monitor uważał, że być może uprawiają oni Sidhis. Marsjańskie kapłaństwo znajdowało
się na naszej długiej liście celów i wiedziałem, że wcześniej czy później dostanę ten cel do
zbadania. Zanim to jednak nastąpi, chciałem zdobyć trochę informacji na ich temat. Jeżeli uprawiali
Sidhis, musiałem o tym wiedzieć, i to szybko. Tak więc, pewnego ranka latem 1994 roku w Ann
Arbor, w stanie Michigan, obrałem za cel Guru Deva. Jako że była to sesja solo, relacjonuję ją w
formie narracji, omijając w ten sposób niemal cały żargon protokołów SRV.
Data: 24 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3745/4021
Dane wstępne wskazywały na energię, ląd i coś, co zostało wykonane przez człowieka.
Najpierw zarejestrowałem kolory: niebieski, biały i brązowy. Powierzchnie były przestronne. I
znowu, podobnie jak we wszystkich rodzajach sesji, niezależnie od typu danych, nie miałem
pojęcia, jak dotrę do Guru Deva czy w jakim znajdę go otoczeniu. Protokoły SRV ustanowiono po
to, by zmusić do podejmowania decyzji nieświadomość. Można powiedzieć, że mój świadomy
umysł, biernie uczestniczył w tej przejażdżce.
Panowała przyjemna temperatura. Zacząłem odczuwać słodki smak i słyszeć dźwięki muzyki
hinduskiej, zwanej Gandarvą. W „powietrzu” subprzestrzeni unosił się delikatny zapach kadzidła.
Zacząłem chichotać pod nosem: wyglądało na to, że Guru Dev przygotowuje scenę.
W miarę jak posuwałem się z protokołami, znalazłem się w miejscu, które przypominało
bardziej subprzestrzeń niż wymiar fizyczny. Topografia sprawiała wrażenie regularnie
ukształtowanej, z pochyleniami i dziurami, niczym baseny odpływowe wzdłuż plaż Afryki
Wschodniej. Ale nie było wody. Nad głową ujrzałem niebo.
Nieco z boku mojego pola widzenia, patrzyła na mnie świetlana istota. Zobaczyłem, że jest to
mój cel i przybliżyłem się. Czułem, że to naprawdę jest Guru Dev. Czekał na mnie.
Zanim wdałem się z nim w rozmowę, rozejrzałem się dookoła. Uważnie obserwowałem
otaczające mnie środowisko. Było dosyć kolorowe i złapałem się na tym, że to miejsce wydaje mi
się dziwne. Ogólna atmosfera była bardzo przyjemna, ale nigdy przedtem nie wyobrażałem sobie
miejsca, które byłoby tak fizyczne i subprzestrzenne zarazem. Z całą pewnością było to miejsce o
specjalnym znaczeniu, chociaż do dzisiaj nie wiem, gdzie się znajdowało.
Kiedy ponownie skierowałem swoją uwagę na Guru Deva, zauważyłem, że owinięty jest białym
materiałem. Właściwie nie był to idealnie biały kolor. W rzeczywistości, szata mieniła się wieloma
odcieniami świetlnych barw. Telepatycznie przekazałem mu, że mam parę pytań. Wydawał się o
tym wiedzieć i dał mi do zrozumienia, że mogę zaczynać.
Pozostając w granicach protokołów SRV, zapytałem Guru Deva, czy istnieje kapłaństwo
Marsjan. Odpowiedź była jasna: tak, istnieje. Zapytałem następnie, czy ich kapłani uprawiają
Sidhis. Najwyraźniej nie. Natychmiast zadałem pytanie, jaki kult uprawiają. Interesująca rzecz.
Guru Dev zasugerował, że powinienem dowiedzieć się tego od nich samych. Uważał, że
powinienem doświadczyć tego bezpośrednio.
Zapytałem potem Guru Deva, czy członkowie rady Federacji uprawiają Sidhis. Wyczułem, że w
tym momencie spoważniał i poinformował mnie, że robią coś podobnego, ale niezupełnie jest to
Sidhis. Praktykują coś, co odpowiada ich poziomowi i doświadczeniu.
Kontynuując, zapytałem Guru Deva, czy medytacja Sidhis przydałaby się w kursie dyplomacji
dla ludzkich przedstawicieli rady Federacji. Na to pytanie otrzymałem jednoznaczną odpowiedź.
Guru Dev z naciskiem odparł: tak. Rzeczywiście, ćwiczenie Sidhis bardzo pomoże ludziom w ich
kontaktach z członkami rady Federacji. Otrzymałem coś w rodzaju ostrzeżenia, że nie powinniśmy
zawracać głowy Federacji, przysyłając do kwatery głównej byle kogo. To tak jakby Stany
Zjednoczone wysłały niewyszkoloną osobę, aby została ambasadorem w Moskwie. Nikt nie brałby
takiego człowieka serio, a Rosjanie zaczęliby się w końcu zastanawiać, czy Amerykanie są
poważnym narodem. Do izb Federacji ludzie muszą wysłać reprezentantów, aktywnie
zaangażowanych w swój własny przyspieszony rozwój świadomości. Dojrzali i szybko ewoluujący
przedstawiciele ludzkości będą w stanie godnie przemówić w imieniu obywateli Ziemi.
Zapytałem następnie Guru Deva, czy widzi on jakieś problemy związane z wykorzystywaniem
SRV jako sposobu porozumiewania między reprezentantami a radą Federacji. Odparł, że ta metoda
komunikacji nie jest optymalna i zmieni się, w miarę dojrzewania ludzkiego społeczeństwa. Na
razie jednak to jedyny możliwy sposób.
W tym momencie zabrakło mi pytań. Po prostu spojrzałem na niego i zapytałem, czy ma dalsze
uwagi. On również spojrzał na mnie, a właściwie we mnie. Był spokojny, bardzo, bardzo spokojny.
Podziękowałem mu i zakończyłem sesję.
Komentarz
Po tej sesji nabrałem pewności, że jestem w stanie opracować ogólny kurs dla dyplomatów,
którzy będą reprezentować w Federacji ludzkie interesy. Ludzie nie są jeszcze pełnymi członkami
Federacji, ale mając dobrze wyszkolonych dyplomatów moglibyśmy pokusić się wkrótce o
utworzeniu oficjalnego przedstawicielstwa. Opracowany przez siebie kurs dyplomacji galaktycznej
nakreśliłem w ogólnych zarysach w jednym z kolejnych rozdziałów.
Rozdział 22
Bóg
Muszę coś wyznać moim Czytelnikom: ani ja, ani mój monitor nie potrafiliśmy ominąć tego
tematu. Przez długi czas staraliśmy się trzymać z dala od zagadnień religijnych. Ale gdzie byśmy
nie spojrzeli, pojawiała się idea ewolucji w kierunku pewnego centralnego punktu. Co więcej,
motywy religijne nakładały się na to co, jak myśleliśmy, stanowiło tylko zagadnienie ET.
Wcześniej, monitor mój nie miał odwagi, by za cel sesji SRV obrać Boga. W końcu jednak
nabrał śmiałości i w ciemno dał mi zestaw liczb współrzędnych i monitorował sesję, której cel
stanowił Bóg.
Okazało się jednak, że pojęcie Boga jest tak złożone i szerokie, że bezpośrednie informacje na
Jego temat nieświadomość może przekazać naszemu świadomemu rozumieniu jedynie za pomocą
metafor i przykładów. Najwyraźniej Bóg nie jest starcem z długą białą brodą siedzącym na tronie w
pałacu. Zachęcam Czytelników, aby wykazali cierpliwość zapoznając się z wynikami jakie
otrzymaliśmy. Inni teleobserwatorzy będą pracować nad tym celem w niedalekiej przyszłości i
nasza wiedza o Nim zapewne wzrośnie. Na razie jednak wszystko co mamy to sesja, którą
prezentuję poniżej.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3590/6110
Dane wstępne wskazywały, że początkowo cel związany był ze sztucznymi konstrukcjami i
płynem.
C.B.: Widzę kolory: brązowy, niebieski i biały. Jest błotniste, brudno i miękko. Ciepło. Czuję
smak soli. Unosi się zapach spalenizny, gryzący, podobny do dymu. Słyszę jakąś maszynerię.
Naszkicowałem konstrukcję koło zbiornika wody.
MONITOR: Przejdź do Fazy 4.
Przez pozostałą część sesji mówił bardzo niewiele.
C.B.: W porządku. Dostrzegam Szarego – a właściwie wielu Szarych. Tutaj dzieje się coś
niezwykłego. Ci Szarzy to chyba wcześni Szarzy. Ich oczy są nieco mniejsze, a skóra na twarzy
trochę dziobowata. Mają genitalia. Pracują.
O rany. Właśnie uchwyciłem wrażenie emocjonalne. Oni są w rozpaczy. Panuje ogromny strach i
poczucie desperacji. Odbieram od nich mieszaninę emocji. Są przekonani, że „świat się wali”.
Czuję wyraźnie, że ten moment swej historii uważają za koniec swojego świata. Nie ma
wątpliwości, że nastąpiła tu katastrofa.
O Boże, żal mi tych istot. Zapisuję to jako własne wrażenie estetyczne i idę dalej.
O rany, tutaj panuje prawdziwe piekło. Następuje gwałtowny rozpad ekosystemu ich planety, a
oni nie potrafią sobie z tym poradzić. Toczy się powszechna walka. Tak, toczą się jakieś wojny. Nie
takie jak u ludzi, ale jednak wojny.
Trwa wojna biologiczna. Odbieram poczucie pustki.
Właśnie doznałem nagiego przemieszczenia w czasie. Do przodu. Nie wiem dlaczego.
Kontynuuję.
Jestem teraz w opuszczonym świecie. Wydaje się, że w pobliżu było trochę wody, ale wyschła.
Znajduję się na lądzie. Szarzy odeszli z powierzchni planety. Są tu podziemne mieszkania. Szarzy
przenieśli się do podziemi. Walki ustały, a wojujące strony ogłosiły rozejm. Teraz w gorączkowym
tempie chcą ulepszyć technikę. Ostatecznie pragną przenieść całą planetę.
O rany. Na swoim poziomie cywilizacyjnym oni są pozbawieni możliwości rozwoju. Badają swą
zasadniczą naturę. To właśnie wtedy zaczęli modyfikować strukturę swoich genów. Poznali nowe
sposoby generowania energii, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej. Są również bliscy
wynalezienia subprzestrzennego transportu. Szukają jakiejś ucieczki z tej sytuacji i świata, w jakim
się znajdują.
Szarzy żyją teraz pod ziemią i odczuwają ogromną chęć ujrzenia światła. Tu na dole nie ma
żadnego naturalnego źródła światła, więc naukowcy badają „światło wewnętrzne”. Odkrywają
nowy wszechświat w subprzestrzeni, czysty i pierwotny, gdzie, jak się wydaje, cywilizacje są lepsze
i bardziej zrównoważone niż ich własna. Są przekonani, że poprzez ucieczkę do tego innego
wymiaru, uda im się pozbyć swych fizycznych bolączek. Że nie dotkną ich wcześniejsze kłopoty.
Popełnili błąd, sądząc iż ich podstawowy problem leży w ich fizycznym istnieniu i inne wymiary
uwolnią ich od wszelkich trosk. Odnoszę wrażenie, że oni chcą uciec do subprzestrzennego nieba.
W porządku. Coś nowego. Obserwuje mnie teraz ten sam stary, mądry Szary, który pojawiał się
w wielu moich sesjach. Ale nie uczestniczy czynnie w sesji. Po prostu patrzy.
Skupiani się teraz na planie ucieczki. OK. Początkowo panuje euforia. Widać tu wielki postęp
duchowy. Ale oni zabrnęli w ślepą uliczkę. Przypominają kulturystę, który ćwiczy mięśnie tylko
jednej nogi czy ręki, podczas gdy druga jest w atrofii. Istoty te są teraz nieszczęśliwe. Widzą u
innych rozwiniętych istot szczęście i spełnienie, którego im brakuje. Uważają, że nie ma dla nich
innego wyboru jak ruszyć w długą i niebezpieczną (z ich punktu widzenia) podróż do własnej
przeszłości. Ale zobowiązują się nie wracać do swego poprzedniego stanu. Boją się przeszłości. Nie
dadzą się już złapać w ewolucyjną pułapkę.
Mam wrażenie, że genetyczne przedsięwzięcie tych istot stanowi nowy rodzaj bardzo długiego
exodusu. Przypominają mi się Izraelici na pustyni podczas długoletniej ucieczki z Egiptu.
Skupiam się teraz na pojęciu rasy/przeznaczenia. (Jednosekundowa przerwa.) Właśnie
przeniosłem się w czasie do przodu. O rany! Co to jest? Poczekaj. Jakie piękne istoty! Nie do
wiary! Całe to miejsce przepełnia mnie mnóstwem wrażeń estetycznych. To niesamowite! Ci
Szarzy z przyszłości wyglądają prawie tak jak ludzie, a jednocześnie są inni od wszystkich ludzi,
jakich kiedykolwiek spotkałem. Oni mają zdolności telepatyczne. Ale to nie wszystko. Nauczyli się
kochać. To podstawowe uczucie na jakie kładli nacisk w swoim genetycznym przedsięwzięciu.
Istoty te wypełnia przytłaczająca miłość. Tę ich potrzebę spełnia teraz elektrochemiczna
maszyneria.
Odbieram AOL Jezusa. Nie w takim sensie, że Jezus jest tu obecny, ale tak jakby cała planeta
była pełna Jezusów. Główna różnica polega na tym, że kiedy dokonywałem teleobserwacji Jezusa,
miał on poczucie panowania czy władzy, podczas gdy ci Szarzy po prostu emanują miłością, bez
tego dodatkowego elementu.
Widzę tu mężczyzn i kobiety. Nie są pozbawieni płciowości. Są bardzo zdrowi, a kobiety rodzą
same (to znaczy nie ma narodzin w zbiornikach). Ludzie ci stoją na wysokim szczeblu rozwoju
ewolucyjnego i są duchowo zjednoczeni.
MONITOR: W porządku, Courtney, możesz teraz zakończyć sesję. Tak na marginesie, to jedna
z najpiękniejszych sesji, jakie słyszałem w twoim wydaniu. Przeprowadzona z niesamowitą werwą.
Co o tym myślisz?
C.B.: Prawdę mówiąc było bardzo ciekawie. Ale nie mam pojęcia, co mogło być celem. Nie
wyglądało to na żaden cel z naszej pierwotnej listy. Co to było?
MONITOR: Oczyszczalnia ścieków w Fort Meade, w Maryland.
C.B.: Dobra, dobra. Co to było?
MONITOR: Bóg.
C.B.: Co?
MONITOR: Bóg. Taki był cel.
Komentarz
Moim zdaniem, Bóg może mieć wiele postaci, które, na swój sposób, możemy tylko częściowo
poznać w danym czasie. Nasza zdolność rozumienia każdej postaci Boga zależy od poziomu
ewolucji w kierunku tego, co niektórzy nazywają „świadomością Boga”.
Wydaje się, że Bóg jest istotą czującą i że dosłownie istnieje w każdej formie ewoluującego
życia i w każdym innym miejscu. Tak jakby czerpał On radość z tworzenia materii i życia z własnej
substancji, a potem przeżywania tego życia poprzez doświadczenia różnych gatunków. Sesja ta
pozostawia otwartą kwestię, w jaki sposób Bóg stworzył sam siebie w pierwszej chwili kreacji.
Jedną z charakterystycznych cech Boga wydaje się być objawiająca się na różne sposoby
inteligencja. Inteligencja może być świadoma, w sensie myślenia, ale też, z naszego punktu
widzenia jako obserwatorów, automatyczna, co przejawia się w automatycznej naturze naszego
systemu odpornościowego czy w kosmicznym tańcu gwiazd.
Inteligencja ta wyłania się w formie fragmentarycznej w postaci żywych i myślących istot.
Kiedy już się to stanie, żywe stworzenia, po osiągnięciu pewnego progu samoświadomości,
zaczynają odczuwać pragnienie połączenia się ze swoim źródłem. Dziwną rzeczą jest to, że owe
żywe istoty początkowo wydają się być zupełnie nieświadome, że dosłownie powstały z substancji
źródła. Tak więc mniej rozwinięte stworzenia wydają się nie rozumieć, że bać się Boga znaczy tyle
samo, co bać się samego siebie. Jednak ewolucję istot czujących ostatecznie określa się w
kategoriach ich zdolności do odkrywania związku między pierwotnym źródłem Boga a własną
jaźnią. Kiedy to następuje, motywem przewodnim staje się miłość. Można kochać samego siebie i
wszystkich pozostałych, ponieważ wszystko inne utkane jest z tego samego materiału. W jakiś
sposób, miłość jest motywem Boga, klejem, który spaja wszechświat. Ale tylko wysoko rozwinięte
istoty zdają sobie sprawę z pełnego zasięgu rzeczywistości.
Nie twierdzę, że wiem, dlaczego miłość jest spoiwem wszechświata. O miłości jesteśmy skłonni
myśleć jak o uczuciu bzdurnym. Z moich sesji SRV, dotyczących wysoko rozwiniętych istot,
wynika, że ludzkie pojęcie miłości jest bardzo prymitywne, ale naprawdę nie znam żadnego innego
słowa, które mogłoby oddać to, co odczuwam. Cokolwiek oznacza miłość dla tych rozwiniętych
istot, nie jest ona bzdurna. Idzie w parze z jasnym myśleniem i efektywnymi czynami. Można im
tylko pozazdrościć wspaniałego życia.
Ponieważ miłość jest przyjemna, uważam, że mamy dużo szczęścia. Z moim ograniczonym
rozumieniem egzystencji, nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego Bóg nie miałby
odczuwać innych emocji – nawet nienawiści – jako uniwersalnej stałej, poza tym, że mogłoby się to
skończyć samozagładą istnienia. Jestem pewien, że istnieje ważny powód dominacji miłości. Po
prostu go nie znam. Ale mam pewną wskazówkę.
Wydaje się, że Bóg doświadcza istnienia poprzez swoją kreację. Ponieważ wszystko powstaje z
substancji Boga, nasze uczucia i doświadczenia są jego udziałem. W jakimś prymitywnym sensie,
jesteśmy niczym komórki w nieskończenie wielkim ciele, a owo nieskończenie wielkie ciało
doświadcza wszystkich aspektów istnienia każdej komórki. Miłość jest przewodnim motywem
wszechświata, ponieważ dla Boga jest naturalną rzeczą kochać samego siebie (cokolwiek to
znaczy), nie na zły, lecz zdrowy, konstruktywny i ekspansywny sposób.
Proszę zauważyć, że w trakcie mojej sesji Szarzy okazali się wysoko rozwiniętymi istotami,
przepełnionymi uczuciem miłości, co było dla mnie nieco przytłaczające. Ale zwróćcie, proszę,
uwagę, że Szarzy nie rozpłynęli się na powrót w swoim źródle ani nie przestali istnieć, kiedy zdali
sobie sprawę, iż stanowią część większej istoty. Stali się raczej podobni Bogu w jego najskrytszej
naturze i nadal przejawiali się we wszechświecie jako oddzielne jego fragmenty.
Wnioskuję z tego, że Bóg nie nosi się z zamiarem zniszczenia różnorodności, naturalnej przy
jego rozległej jaźni. Wydaje się raczej, że plan Boga zakłada dalszą ekspansję wszechświata,
pełnego małych oczyszczonych cząstek Boga.
Co więcej, proces ewolucyjny może nie mieć końca. Dlaczego miałby się skończyć? Jeżeli
wszystko stanowi cząstkową manifestację Boga, czemu Bóg miałby chcieć przerwać ekspansję
własnego istnienia? Czyż nie ma większego sensu stwierdzenie, że będzie On chciał wzrastać w
swej różnorodności przez całą wieczność?
Są to jedynie spekulacje. Ale opierając się na wszystkich swoich obserwacjach SRV, nie
dostrzegam we wszechświecie niczego, co miałoby wskazywać, iż Bóg planuje zakończyć swą
działalność. Ostatecznie najbardziej rozwinięte istoty wiedziałyby coś na ten temat.
Doprowadziłoby to do ogólnej frustracji i prób przeciwstawienia się planowi Boga. Byłoby to jak
rak, prowadzący do ogólnych tendencji samobójczych.
Nigdzie jednak nie widzę oznak takiego zjawiska. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę istoty
usiłujące się doskonalić, znaleźć znaczenie istnienia. I zawsze napotykam rozwinięte istoty, których
życie opromienia intuicyjne poczucie miłości, a nie panika, będąca nieuniknioną konsekwencją
strachu przed śmiercią.
Myślę, że Bóg ma zamiar zatrzymać nas na zawsze. Wniosek ten opieram na swych
obserwacjach. Dostrzegam, że my sami stanowimy przejaw Boga w bardzo realnym sensie. Być
może obecnie jesteśmy prymitywni w porównaniu z niektórymi bardziej rozwiniętymi istotami we
wszechświecie, ale znajdujemy się na ścieżce prowadzącej w górę, a nasza walka na śmierć i życie
w fizycznej egzystencji wytwarza w nas silne pragnienie zrozumienia istoty swej natury, kierując
tym samym naszą uwagę w kierunku źródła, a ostatecznie w kierunku naszych jaźni w kosmicznym
lustrze.
Szczerze mówiąc, nie dowiedziałem się dużo więcej na temat Boga. Podejrzewam, że z radością
będę podejmował próby zgłębienia tego problemu w najbliższej przyszłości. Żywię szczerą
nadzieję, że tajemnice Boga są nieskończone, bo gdybym czuł, że wiem wszystko o Bogu, a zatem i
o sobie, jaki sens miałoby dalsze życie? Teraz jednak przypominam sobie, że naprawdę nie mam
pojęcia, jakie niespodzianki przyniesie dzień jutrzejszy.
Rozdział 23
Kapłaństwo Marsjan
Dawno temu, kiedy wojskowi teleobserwatorzy zaczęli śledzić tor statków marsjańskich
przylatujących z Czerwonej Planety na Ziemię, zauważyli grupę Marsjan, która odgrywała
wyjątkową rolę w marsjańskim społeczeństwie. Wyglądali na lekarzy albo szamanów. Cieszyli się
ogromnym szacunkiem i, co mogło wydać się dość złowrogie, zdawali się posiadać zdolność
odrywania swej subprzestrzennej postaci od ciała fizycznego, pozwalającą im uczestniczyć w
zebraniach podobnych im istot. Prawdę mówiąc, wystraszyło to armię amerykańską.
W końcu zbadałem te tajemnicze istoty, które w kręgach teleobserwatorów uzyskały przydomek
marsjańskich kapłanów. (Guru Dev powiedział mi, że nie uprawiają oni Sidhis, ale poza tym nie
wiedziałem nic na ich temat.) Sesja ta była monitorowana w normalnych warunkach Typu 4.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8711/3454
Dane wstępne sugerowały, że cel znajduje się na suchym lądzie i w sztucznych budowlach.
C.B.: Widzę czerwienie i brązy. Teren wydaje się piaszczysty i kamienisty. Jest zimno, zimno,
zimno. Wygląda to na Marsa. Pozwól, że zapiszę to jako AOL.
Jestem w szkicu Fazy 3. Widzę jakieś niskie pagórki, niewielkie obniżenie terenu z przodu i z
mojej prawej strony oraz jakiś kanał przebiegający ukośnie przez środek. Może koryto rzeki lub coś
w tym stylu. Czy mam sprawdzić wodę?
MONITOR: Po prostu przejdź do Fazy 4.
C.B.: W porządku. Jestem teraz w matrycy. Widzę dużo skał, czerwonych skał. To zasadniczo
płaski obszar, to znaczy nie ma stromych gór. Nie ma tu powietrza. Na ogołoconej powierzchni
brak oznak jakiegokolwiek życia. To bardzo surowe środowisko. Właściwie czuję teraz trochę
powietrza. Jest bardzo rzadkie i suche. Muszę dodać, że miejsce to jest surowe i bardzo piękne, ale
raczej dla wycieczkowicza.
Dostrzegam teraz jakieś istoty. To nie są Szarzy. Prędzej Marsjanie. Zapisuję to jako AOL linii
sygnału. Widzę kobiety i mężczyzn. Są bardzo chudzi, drobni i mają trochę wiotkich włosów.
Spróbuję teraz ustalić ich miejsce. Poczekaj.
Są w pomieszczeniach. Znajduję się teraz w jednym z nich. Miejsce to nie jest zbyt nowoczesne.
Widać tu rzeczy niezbędne do przetrwania. Te mieszkania znajdują się pod ziemią. Co mam robić?
MONITOR: Skup się na władzy.
C.B.: W porządku. Te istoty mają prymitywną strukturę organizacyjną. Nie uczestniczą na
szeroką skalę w polityce. Panuje tu chyba hierarchia klanowa. Starsi cieszą się szacunkiem i
sprawują władzę. Warunki przetrwania nie pozwalają na tworzenie mechanizmów demokracji. To
hierarchiczna, apodyktyczna struktura. Szczebel sprawowanej władzy uzależniony jest od
zdobytego doświadczenia oraz głosowania wśród starszej elity.
MONITOR: Spróbuj dowiedzieć się czegoś na temat ich religii.
C.B.: Odbywają się tu praktyki religijne. Cementują one społeczeństwo, zważywszy na trudne
warunki fizycznej egzystencji. Dzieci potrzebują religii, podobnie matki. Jednak starszyzna nie jest
do niej przekonana. Ale wypowiadają frazesy, żeby wspierać innych, a także w nadziei, że pomoże
to podtrzymać tradycje. Tak więc religia w jakimś stopniu pomaga każdemu, tyle że na różnym
poziomie.
Skupiam się teraz na kwestii przywództwa religijnego, gdyż czuję sygnał z tego kierunku. Oni
przypominają księży lub zakonników. Stoją na szczycie społecznego słupa totemicznego. Czuję, że
używają symboli i magii. Mają prymitywne, lecz prawdziwe rozumienie, że istnieje coś więcej niż
sfera fizyczna. Odnoszę wrażenie, że pod pewnymi względami przypominają irańskich mułłów,
zwłaszcza jeżeli chodzi o organizację wewnętrzną. Mają wpływ zarówno na rząd, jak i na
społeczeństwo. Ale wydają się być bardziej szamanami aniżeli rozwiniętymi duchowo istotami.
Podążam za kwestią ich magii. Poczekaj. Są tu przedmioty, jak totemy czy fetysze. Tak,
wyglądają jak totemy z Afryki Zachodniej. Praktykują również wychodzenie z ciała, co wydaje się
wzmacniać ich wierzenia religijne. Wygląda na to, że jeden z takich księży właśnie zorientował się,
że go obserwuję.
MONITOR: Zlokalizuj przywództwo religijne.
C.B.: Oni są wszędzie, lecz pozostają w ukryciu. Spełniają również rolę aparatu bezpieczeństwa.
Przy użyciu własnego wywiadu szpiegują innych, by utrzymać kontrolę nad masami. To ciekawe.
Pozwól, że sprawdzę granice kontroli tego przywództwa. Czekaj... Istnieją dwie warstwy społeczne.
Przywódcy religijni sprawują kontrolę nad niższą z nich. Biurokratyczno-techniczna hierarchia
toleruje ich, gdyż nie ma obecnie żadnej innej zastępczej struktury wiary dla mas.
Jeżeli chodzi o ich miejsce pobytu, są również na Ziemi. Poczekaj... to interesujące. W czasie
przeprowadzki z Marsa na Ziemię wywiązuje się walka. Na Ziemi Marsjanie mogą całkowicie
opuścić swoich przywódców religijnych. To autentyczna walka o utrzymanie marsjańskich tradycji.
Oni obawiają się zniszczenia tradycji, która powoduje, że są tym kim są, to znaczy Marsjanami.
MONITOR: Dowiedz się, co dla przeciętnego kapłana oznacza wyjście poza ciało.
C.B.: Dobra, daj mi chwilę... Podobnie jak ludzie, mają trudności z działaniem między dwoma
poziomami, fizycznym i subprzestrzennym. Subprzestrzeń używana jest do porozumiewania się,
chociaż kapłani porozumiewają się też fizycznie. Stan wyjścia poza ciało służy wzmacnianiu
jedności stanu kapłańskiego oraz utrzymywaniu pospólstwa w bojaźni. Pomaga również wzmocnić
poczucie odrębności w odniesieniu do tradycji ludzkich. Zdaje się, nauczają, że stan ten jest
specyficzną zdolnością ich gatunku. Wiedzą, że to nieprawda, ale pozwala im to kontrolować masy.
MONITOR: A co z symbolami przywództwa?
C.B.: Widzę je teraz. Zrobię rysunek... Zabawne, to chyba ten sam symbol, co na mundurach
Szarych, którzy dawno temu przyszli na ratunek Marsjanom. Ciekawe, skąd to mają?
MONITOR: Skup się na spotkaniach ludzi i Marsjan.
C.B.: Kapłaństwo Marsjan jest raczej prymitywne. Chyba nie lubią nas – ludzi. Chcą
odizolować swoją ludność na Ziemi. Hmm. Wygląda na to, że są zdenerwowani przebiegiem
wydarzeń, nad którymi tracą kontrolę.
W porządku, mam coś. Spotkanie nastąpi wkrótce. Będzie to spotkanie z biurokratyczno-
techniczną hierarchią, a nie z duchowieństwem. Odnoszę wyraźne wrażenie, że ta hierarchia nie
chce, abyśmy mieli do czynienia z kapłanami, gdyż nie sprzyjałoby to dobrym stosunkom między
ludźmi a Marsjanami. Dla ludzi kontakt z duchowieństwem marsjańskim oznaczałby tyle, co
spotkanie Marsjan z papieżem, zamiast z ONZ.
MONITOR: W porządku, Courtney, dobra robota. Zakończ sesję.
C.B.: A celem było...?
MONITOR: Marsjańskie duchowieństwo.
Komentarz
Sesja ta dostarczyła odpowiedzi na szereg pytań, które od jakiegoś czasu nurtowały
teleobserwatorów. Po pierwsze, duchowieństwo nie stanowi oficjalnego aparatu władzy w
społeczeństwie Marsjan. Nie wiem, w jakim stopniu konkurencyjne w stosunku do siebie
duchowieństwo i świecka biurokracja podzieliły społeczeństwo. Intuicyjnie czuję, że wpływy wśród
mas przechylają się bardziej w kierunku przywódców świeckich, ale ci ostatni nadal nie mogą
ignorować duchowieństwa.
W tym punkcie moich badań, dysponuję jedynie tym szkicem podwójnej władzy w
społeczeństwie Marsjan. Jednak wydaje się oczywiste, że istnieją dwa odrębne poziomy mas oraz
że dominująca strefa wpływów duchowieństwa sięga warstwy niższej. Pozostaje dla mnie niejasne,
co określa obydwie warstwy. Nie wygląda na to, by kryterium stanowiło bogactwo. Jest to jakiś
inny czynnik. Mógłbym w tym miejscu spekulować, że o przynależności do danej warstwy
decyduje wykształcenie, ale mogę się mylić, jako że nie ma powodu, by Marsjanie odmawiali
równego prawa do wykształcenia wszystkim członkom swojego społeczeństwa, zważywszy na
konieczność przygotowania wszystkich do ostatecznej (przynajmniej teoretycznie) migracji na
Ziemię.
Rozdział 24
Incydent w Roswell
Doniesienia w środkach masowego przekazu sugerowały, jakoby w okolicach Roswell, w
Nowym Meksyku, doszło w 1947 roku do katastrofy latającego spodka, którego pasażerowie –
kosmici zostali wzięci do niewoli przez armię amerykańską. Niektórzy twierdzili, że co najmniej
jeden przybysz, zanim zmarł z niewyjaśnionych przyczyn, przez długi czas przetrzymywany był
jako więzień w bazie wojskowej, oraz że przynajmniej jeden statek przewieziono do laboratoriów
wojskowych w celu dokonania jego badań.
Będąc w wojsku, mój monitor próbował kiedyś dowiedzieć się z wojskowych źródeł, czy
Incydent w Roswell rzeczywiście miał miejsce. Największy problem polegał na tym, że nie można
było znaleźć ciał kosmitów ani ich statku. Jednak bardzo wielu ludzi na terenie Nowego Meksyku,
a także niektórzy wojskowi wydawali się całkiem szczerzy, przywołując na pamięć ów incydent. To
go zaintrygowało.
W końcu, wojskowym teleobserwatorom przydzielono zadanie zbadania Incydentu w Roswell.
Początkowo nie wszystko szło dobrze. Kiedy teleobserwatorzy badali wydarzenie, zobaczyli nie
statki, lecz świetlne kule, krążące nisko po niebie. Dało się jednak odczuć obecność istot
pozaziemskich, co sugerowało, że w jakiś sposób były one w incydent zamieszane.
Po przełomie, jaki nastąpił w przypadku porwań, postanowiliśmy z moim monitorem dodać do
naszej długiej listy celów Incydent w Roswell. Logika podpowiadała, że skoro istoty pozaziemskie
zmieniły zdanie, pozwalając nam zobaczyć, co działo się podczas porwań, zapewne zmieniły też
zdanie co do innych rzeczy.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7633/4128
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z płaskim, suchym lądem i sztucznymi
budowlami.
C.B.: Widzę głównie odcienie brązu. Powierzchnie są piaszczyste, zalesione. Wieje wiatr.
Ciepło. Gdziekolwiek się znajduję, to miejsce jest piękne. Naszkicuję je teraz w Fazie 3. (Mój
monitor każe mi się przemieścić na pozycję pięciuset stóp nad celem.) W porządku, to miejsce jest
piaszczyste i skaliste, całkiem suche, ciepłe i gorące. Narysuję jeszcze jeden rysunek w Fazie 3.
(Szkicuję rysunek konstrukcji w powietrzu oraz innej konstrukcji na ziemi. Szkicuję też niektóre
ważniejsze cechy topograficzne. Monitor każe mi wykonać operację przemieszczenia, przenoszącą
mnie do konstrukcji, która znajduje się w powietrzu.)
Dominują kolory czarny i zielony oraz lśniące i czyste, wypolerowane, gładkie powierzchnie.
Słyszę głosy. Toczy się rozmowa, ale nie wiem o czym. Miejsce wydaje się bardzo ruchliwe.
Bardzo gęsto zorganizowane na małej powierzchni, ciasno upakowane. (Rysuję kolejny szkic
wnętrza konstrukcji, potem monitor sugeruje, żebym przeszedł do Fazy 4 protokołów SRV.) Hmm.
Są tu jakieś pokoje. Z całą pewnością zamieszkują je istoty. Pracują i to gorączkowo, nie panikują,
ale są tego bliscy. Odbieram silne AOL, że to Incydent w Roswell.
MONITOR: Trzymaj się struktury. Daj to na matrycę jako AOL i idź dalej.
C.B.: Widzę tu cztery istoty. Są naprawdę przerażone. Coś się stało. Zepsuły się maszyny. To
Szarzy i mam nieodparte wrażenie, że chodzi o Incydent w Roswell.
W tym momencie wydaje się, że moja nieświadomość nie pozwoli na dalszy przebieg sesji, o ile
nie dostanie potwierdzenia, że celem jest rzeczywiście Incydent w Roswell. Ponieważ doświadczam
już bilokacji, nie ma żadnej innej możliwości, jak potwierdzić rzecz oczywistą.
MONITOR: Tak, to Incydent w Roswell. Trzymaj się struktury. Przejdź szybko przez Fazę 4.
Wrzuć szkic do matrycy wnętrza statku.
C.B.: W porządku. (W słuchawkach na chwilę zalega cisza, podczas gdy ja szkicuję tak szybko,
jak tylko potrafię.) Spodek zachowuje się nieprawidłowo. Tracą kontrolę. Odczuwają strach.
Wiedzą, że nie można ich uratować.
MONITOR: Wrzuć to do matrycy i przejdź do Fazy 6. W swoich notatkach z Fazy 6 narysuj na
środku strony małe kółko o średnicy jednego cala. Zaznacz je jako punkt wyjścia misji. Następnie
narysuj strzałkę w kierunku punktu przeznaczenia. Zbadaj to, a potem wrzuć to co masz do
matrycy.
C.B.: W porządku. Badam punkt wyjścia. To skaliste miejsce, kratery. Znowu mam silny sygnał
potwierdzający AOL. To jest Księżyc. Jestem tam teraz i spoglądam w górę. Ziemia znajduje się na
niebie. W porządku. Podążam teraz torem do punktu przeznaczenia. Wiem tylko, że była to misja na
Ziemi.
MONITOR: Skup się na celu misji.
C.B.: Poczekaj. To dziwne. Wydaje się, jakby misją miała być katastrofa. Przeznaczeniem była
Ziemia, a cel stanowiło rozbicie się statku i skłonienie ludzi do podjęcia badań nad istotami
pozaziemskimi. Nie mogę wprost w to uwierzyć.
MONITOR: Nie analizuj. Wrzuć to do kolumny wrażeń estetycznych: „Wprost trudno
uwierzyć”. Idź dalej.
C.B.: Ideą misji było pokazać, że ET są po pierwsze: istotami fizycznymi, po drugie: podatne na
zranienie, po trzecie: naprawdę nie różnią się od ludzi i po czwarte: mogą popchnąć błędy. Znali
przyszłość, a więc wiedzieli, że się rozbiją. Ale wiedza na temat przyszłości niekoniecznie zmienia
bieg niepomyślnych wydarzeń. Maszyna zepsuła się naprawdę, a ET naprawdę panikowali, rozbili
się i fizycznie umarli.
MONITOR: Przenieś się w czasie do przodu i zapisz, co widzisz.
C.B.: Teraz mam ludzi na ziemi. To wojskowi. Sprawiają wrażenie bliskich paniki. Jeden z nich
dosłownie biega dookoła i zbiera każdy kawałek rozbitego statku. Wkładają te rzeczy do pudeł i
toreb.
Panuje przekonanie, że jest to sprawa najwyższej wagi. Ludzie na stanowiskach robią wszystko,
żeby utrzymać wydarzenie w sekrecie. Mam wrażenie, że opracowują plany zatuszowania całej
sprawy. Sięga to najwyższych kręgów wojskowych. Wydaje mi się, że ustnie poinformowano też
prezydenta.
MONITOR: W notatkach z Fazy 6 narysuj linię czasu z trzema punktami: A, B i C. Punkt A
zaznacz tam, gdzie ET panikowali, punkt B to moment katastrofy, a punkt C nanieś w miejscu,
kiedy na ziemi nie było już żadnych szczątków. Potem wykonasz operację przemieszczenia.
Przenoszę się do punktu C na wykresie czasu, tysiąc stóp nad celem.
C.B.: Czuję palące się ciało. Słyszę silniki. Nad ziemią błądzą pojazdy. Wojskowe pojazdy.
Odkryłem również w powietrzu pojedynczy statek ET. Zapisuję to na szkicu Fazy 3.
Przenoszę się do statku. Wydaje się, że jego załoga nie potrafi bądź nie chce interweniować.
Statek porusza się bez zakłóceń. Jego pasażerowie wpadli w panikę z powodu tego, co dzieje się na
dole. Odnoszę wrażenie, że obserwują jak „barbarzyńcy” zabierają ich kolegów.
Komentarz
Przez pozostałą część sesji monitor kazał mi badać koncepcję zakładającą, że ET być może
manipulowali czasem wydarzenia. Po sesji wyjaśnił mi, że wojskowi nie mieli żadnych fizycznych
dowodów katastrofy. Zasugerował jakoby ET znając przyszłość pozwolili, by wypadek obył się bez
interwencji. Ale potem, kiedy to się stało, wrócili w czasie, by zapobiec katastrofie i wyeliminować
wydarzenie.
Ostro protestowałem przeciwko tej hipotezie, gdyż przeprowadziłem teleobserwację wydarzenia
i widziałem to, co widziałem. Jednak nauczyciel mój nadal twierdził, że mogły istnieć dwa
wymiary czasu, jeden, w którym wydarzenie miało miejsce i dzięki temu mogłem je zobaczyć, oraz
drugi, w którym wydarzenie nie nastąpiło i w związku z tym nie było żadnych dowodów
rzeczowych.
Znowu zaprotestowałem, że nie mogło tak być, bo przecież ludzie wciąż żywo pamiętają
incydent, tak jakby wydarzył się w ich własnym życiu. Na to mój monitor odparł, iż niefizyczne
postaci tych ludzi mogły doświadczyć obydwu wymiarów czasowych, jeden po drugim, i w ten
sposób zapamiętać wydarzenie. Byłoby to raczej zjawisko deja vu niż wyraźne wspomnienie.
Nadal nie zgadzałem się z tą hipotezą, ale musiałem przyznać, że istoty pozaziemskie, ze swoją
znajomością podróży w czasie, były w stanie tego dokonać. Pomyślałem, że jest bardziej
prawdopodobne, iż ET potajemnie odzyskali później resztki pozostałe po katastrofie, wraz z ciałami
poległych kolegów. Jeżeli mogli potajemnie porywać ludzi w środku nocy, z całą pewnością mogli
też odzyskać rozbity statek, gdziekolwiek nie byłby on przechowywany.
Pozostało wiele pytań, ale ani ja, ani mój monitor nie planowaliśmy pracować nad tym
problemem w celu włączenia go do książki. Chcieliśmy po prostu sprawdzić, czy wydarzenie w
ogóle miało miejsce. Miało. ET mogą popełniać błędy i się rozbić, a Incydent w Roswell był
prawdziwy.
Mój monitor poinformował mnie również, że ostatnio dwaj inni teleobserwatorzy dokładnie
namierzyli Incydent w Roswell, potwierdzając uzyskany przeze mnie materiał. W jaki sposób
„wymazano” wydarzenie i dlaczego nie ma po nim żadnego fizycznego śladu, pozostaje dla nas
zagadką. Moglibyśmy iść tropem wydarzenia, ale szczerze mówiąc, wydaje się ono raczej mało
istotne w porównaniu z innymi kwestiami, które próbujemy zbadać. Jestem pewien, że pewnego
dnia historycy teleobserwacji odnotują wszystkie szczegóły wypadku w Roswell. Z biegiem czasu i
wysiłku, teleobserwatorzy znajdą też odpowiedź na pytanie, czy ET manipulowali czasem w celu
„zlikwidowania” wydarzenia, czy ukryli dowody katastrofy w jakiś mniej drastyczny sposób.
Postscriptum do Incydentu w Roswell
Na pierwszej stronie krajowego wydania New York Times,a z 18 września 1994 roku został
opisany Incydent w Roswell. W artykule przytacza się źródła rządowe, które twierdzą, że teraz
mogą ujawnić prawdę na temat tego tajemniczego wydarzenia. Utrzymują, iż pierwotna, oficjalna
wersja wydarzenia, jakoby była to katastrofa balonu była oszustwem, ale prawdą jest, że kraksę
spowodował inny rodzaj balonu, który wykorzystywano w tajnym planie obrony o nazwie Mogul.
Dalej artykuł opisuje, jak to naukowcy zaangażowani w projekt, przez całe lata musieli milczeć na
temat swej działalności, co spowodowało, iż zaczęły mnożyć się i rozkwitać historie o rzekomym
latającym spodku. W końcu jednak nie można było dłużej ukrywać prawdy.
Nie twierdzę, że projekt obrony Mogul nigdy nie istniał. Nie twierdzę też, że balon rządowy się
nie rozbił. Istnieje jednak duża różnica pomiędzy nie wiem jak skomplikowanym balonem a obcym
statkiem kosmicznym z żywymi czy martwymi istotami pozaziemskimi. Nie jest możliwe, aby ktoś
pomylił przypominającego człowieka ET z fragmentem balonu.
Rozdział 25
Przyszłe środowisko na Ziemi
Niemal w każdej poważnej dyskusji na temat istot pozaziemskich, pojawia się temat zniszczenia
środowiska ziemskiego przez ludzi. Jest to główna cecha pochodzących od ET informacji w
„Porwaniu” Johna Macka (1994). Jest to również jeden z powodów, dla których zdecydowałem się
dokonać teleobserwacji.
Kilka lat wstecz paru teleobserwatorów wzięło udział w prywatnie sponsorowanym
przedsięwzięciu, które badało długofalowy wpływ na nasze życie powiększającej się dziury
ozonowej. W trakcie przedsięwzięcia, teleobserwatorzy byli świadkami radykalnej przemiany życia
na planecie oraz wydatnego zmniejszenia populacji ludzkiej. Donosili również o dużych kopułach,
ulokowanych w środowiskach pustynnych, które chroniły pozostałych przy życiu przedstawicieli
Homo sapiens. Szczegóły projektu nadal są utajnione, a jego fundatorzy nie udostępnili ich opinii
publicznej. Wzmiankuję o tym, by Czytelnicy zrozumieli pobudki, jakie popychały nas do badania
długofalowej przyszłości naszego środowiska.
Jak zwykle w przypadku danych Typu 4, nie otrzymałem z góry żadnej wskazówki. Nie
wiedziałem, że celem sesji jest przyszły ekosystem naszej planety.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6121/6026
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i sztucznymi budowlami.
C.B.: Widzę kolory czarny i biały. Powierzchnia przypomina chodnik. Wahania temperatur: od
chłodu do mrozu. Czuję jakby smak smoły i zapach spalenizny. Słyszę też odgłosy ognia. Moje
wstępne odczucia krążą wokół energii i szybkiego ruchu. Muszę to zapisać jako wrażenie
estetyczne: nie podoba mi się atmosfera tego miejsca. Na AOL zapisuję „atmosfera śmierci”.
MONITOR: Faza 3.
C.B.: Robię rysunek. Mam dwie ukośne strzałki biegnące ostro w dół do czegoś okrągłego lub w
kształcie elipsy. Na AOL odbieram „koniec Ziemi”.
MONITOR: Zapisz to jako AOL i przejdź do Fazy 4.
C.B.: W porządku. Na początek, badam strzałki z Fazy 3. Mam coś w matrycy Fazy 4. To coś
jest szybkie, błyszczące, szare, jakby ze stali. W konstrukcji znajdują się jakieś istoty,
pomieszczenia. Wygląda to na zbiornik. Gwałtownie uderza w powierzchnię. Zaraz po zderzeniu
następuje pożar. Istoty przeżyły, ale cierpią.
MONITOR: Przejdź do Fazy 6 i zbuduj wykres czasu. Nanieś na nim bieżący czas, a potem
zaznacz wydarzenie, które widzisz. Przy użyciu metody przyrostu oszacuj różnicę czasu.
Długa przerwa.
C.B.: Wydarzenie nastąpi za około 290 lat od chwili obecnej.
Monitor każe mi się przenieść do okresu, który stanowi jedną czwartą drogi między
teraźniejszością a czasem wydarzenia. Zaznaczamy to jako punkt A na linii czasu. Potem daje mi
kolejne polecenie przemieszczenia; tym razem do czasu wydarzenia, w miejsce znajdujące się nad
celem, co pozwoli mi opisać wrażenia zmysłowe.
C.B.: To miejsce śmierdzi. Teraz jest inaczej. Naprawdę odbieram silny sygnał AOL, że to Los
Angeles. Jest bardzo zanieczyszczone, czuć smak spalenizny, słychać dźwięki silników, klaksonów,
hałas miejski. To środowisko miejskie, które niczym pajęczyna cały czas się rozrasta. Mam
odczucie wielkiego marnotrawstwa.
MONITOR: Przesuń się dalej na linii czasu, do połowy drogi między czasem tej sesji a czasem
kryzysu. Zaznacz to jako punkt B. Wrażenia zmysłowe z tego punktu wrzuć do matrycy.
C.B.: Powierzchnia przypomina błoto, jest czarna. Temperatury dość wysokie: od ciepła do
gorąca. Czuję smak spalenizny i amoniaku. Śmierdzi tu jak w piekle. Nie widzę oznak życia. To
opuszczone, wymarłe miejsce.
MONITOR: Wróć do punktu A na linii czasu i skup się na pięciu głównych przyczynach
zmiany, która nastąpi od czasu obecnego do punktu A. Wykonaj to tak szybko, jak tylko potrafisz.
Utrzymaj tempo.
C.B.: W porządku. Skupiam się na pierwszej przyczynie. Wnioskuję, że to Los Angeles; w
każdym razie jest to na pewno miejsce na Ziemi. Widzę dużo ludzi, ruch. To bardzo ruchliwe
miasto. Teraz przyczyna numer dwa. Jest za dużo ludzi – system nie może temu podołać. Występują
problemy zdrowotne, wysoki poziom zachorowań; choroby rozwinęły się wskutek zanieczyszczeń,
ludzie cierpią na całkiem nowe schorzenia. Przyczyna numer trzy: problem z żywnością. Wygląda
na to, że nie ma wystarczająco dużo surowców, żeby wyżywić ludzi i zapewnić im mieszkania.
Przyczyna numer cztery: problem promieniowania. Rośliny i zwierzęta nie rozwijają się
prawidłowo. Wiele miejsc zamienia się w pustynie. Szerzy się niszczenie drzew, glonów, planktonu,
ryb, całego łańcucha pokarmowego. Przyczyna numer pięć: problemy z energią. Stwarza to sytuację
przypominającą „paragraf 22”. Im gorsze są inne problemy, tym więcej potrzeba energii do ich
rozwiązania, co z kolei stwarza dalsze problemy. Największy problem stanowi ludzka pogarda dla
każdej innej formy życia, innej niż własna. Wszędzie załamuje się ekosystem, a ludzie nadal
próbują podtrzymać wadliwy układ.
MONITOR: Spróbuj zlokalizować jakieś sanktuarium, które może istnieć w punkcie A na linii
czasu.
Od razu czuję silny zryw w kierunku nowego sygnału.
C.B.: Widzę kolor beżowy, cementową powierzchnię. Temperatury są zróżnicowane: od chłodu
do ciepła, słyszę odgłos furkotania. Co do wymiarów, to występują kształty kwadratowe, kanciaste i
bardzo duże.
Następnie monitor poleca mi przenieść się do miejsca położonego tysiąc stóp nad sanktuarium. Z
tej perspektywy robię szkic jakiejś ogrodzonej murem budowli czy kompleksu. Wydaje się on
rozciągać głęboko pod ziemią i łączyć z licznymi tunelami. Konstrukcja ta ma jakby pokrywę.
Przechodzę następnie do wyszczególniającej fazy SRV i zaczynam wrzucać dane szczegółowe.
C.B.: To bardzo złożona konstrukcja. Sprawia wrażenie świeżo zbudowanego podziemnego
miasta. Jest otoczona murem. Mur służy do ochrony mieszkańców przed najeźdźcami. Na linii
sygnału AOL mam scenariusz „Szalonego Maksa”. Zapisuję to. Miejsce to wybudowano w celu
ochrony mieszkańców przed włóczącymi się gangami.
Zauważam u siebie dziwną reakcję. Czuję, że w jakiś sposób nie podoba mi się ten plan. Zapiszę
to jako wrażenie estetyczne. Idę dalej... O tym, kto zamieszkał w budowli, zdecydowała elita.
Wygląda na to, że Szarzy mieli swój udział w planie budowli i/lub wyborze mieszkańców.
Rozważali kwestię z genetycznego punktu widzenia. Z kolei ludzie decydowali, kto ma żyć w
sanktuarium. Inni, na zewnątrz, zdani na samych siebie musieli sobie jakoś radzić.
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję, gdyż wzywały go jego własne sprawy.
Powiedział mi, że celem był „Ekosystem Ziemi w bliskiej przyszłości”. Ponieważ jednak
osiągnąłem już stan bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo. Pozostałe dane dotyczące celu
zostały zebrane w warunkach sesji solo.
Powróciłem do kompleksu, który znalazłem w punkcie A na linii czasu. Stwierdziłem, że
wybudowano go niedawno. Został wzniesiony, by umożliwić długofalowe przetrwanie wybranej
grupie ludzi. W związku z tym ogarnęło mnie przykre uczucie kontroli sprawowanej przez elitę. To,
że jednych wybrano, a drugich nie, prawdopodobnie było związane z zamożnością i wpływami tych
pierwszych.
Wróciłem do swego początkowego szkicu strzałek i do elipsy, wskazującej na jakąś katastrofę.
Musiałem się dowiedzieć, co działo się w tym punkcie czasu – sam fakt, że odkryła go moja
nieświadomość, świadczył o tym, że był on ważny.
Badając kształt elipsy, który pojawił się w szkicu Fazy 3, odkryłem pomieszczenia i salę
dowodzenia. Niektórzy mieszkańcy nosili mundury, była tam też broń i jakieś bunkry.
Badając dwie ukośne strzałki skierowane na elipsę, natknąłem się na pojazd, właściwie statek
kosmiczny, znajdujący się na torze kolizyjnym z salą dowodzenia. Wewnątrz pojazdu panowała
atmosfera desperacji.
Przemieszczając się z powrotem do kompleksu w punkcie kryzysu, stwierdziłem, że urządzenie
było stare, a ludność rozważała wyjście na powierzchnię planety. Strzałki w kierunku elipsy nie
oznaczały ataku, lecz nieudaną próbę lądowania. Nie było żadnego poczucia wrogości. Katastrofa
miała miejsce na górze lub w pobliżu kompleksu. Załoga statku pochodziła z grupy w kompleksie.
Punkt katastrofy na wykresie czasu (za 290 lat od teraz, czyli 1994 roku) to moment wyjścia
mieszkańców sanktuarium na powierzchnię planety. Skupiłem się na misji statku przed próbą
lądowania i stwierdziłem, że członkowie załogi zajmowali się obserwacją stanu biosfery planety. Z
orbitalnego statku dokonywali pomiarów warunków powierzchniowych, odczytów
atmosferycznych, poziomu napromieniowania i czystości wód. Najwyraźniej kraksa nie zniszczyła
kompleksu w poważnym stopniu. Przemieszczając się nieco w czasie do przodu, zauważyłem, że
kompleks został nie zmieniony, a mieszkańcy zajęci byli zwykłymi, codziennymi sprawami.
Komentarz
Sesja ta miała dla mnie ogromne znaczenie. Pół godziny później odpoczywałem na łóżku, będąc
jeszcze w stanie lekkiej bilokacji. Miałem wrażenie, że Marsjanie i Szarzy nauczą nas jak przetrwać
pod ziemią. Ale faktycznie żyć pod ziemią będziemy z Marsjanami.
Implikacje tej sesji, jeśli chodzi o mój pogląd na ewolucję ludzkości, były ogromne. Wydaje się,
że naprawdę zmierzamy ku ciężkim czasom. Wykorzystując metodę przyrostu w SRV, mogę
oszacować, że punkt A na linii czasu nastąpi za około siedemdziesiąt dwa lata. Oznaczałoby to, że
około roku 2065 sytuacja pogorszy się do tego stopnia, że konieczne okaże się zbudowanie
sanktuarium. W kolejnym stuleciu nastąpi seria katastrof, jedna po drugiej. Do 2150 roku zapanuje
chaos. Nie wiem, co ostatecznie zmniejszy liczbę ludności; najpewniej wojna, choroby i głód. Ale
wydaje się jasne, że populacja ludzka nie utrzyma się na swoim obecnym wysokim poziomie. Za
trzysta lat ludzie ponownie pojawią się na powierzchni Ziemi, żeby rozpocząć odbudowę biosfery.
Niektórzy teleobserwatorzy widzieli Szarych, jak zbierali dużą i być może kompletną kolekcję
próbek biologicznych z całej planety. Mogę się jedynie domyślać i mieć nadzieję, że materiał ten
zostanie wykorzystany do wskrzeszenia życia na całym globie.
Ciekawe czy długi okres życia pod ziemią przyzwyczai ludzi do tego typu środowiska
mieszkalnego. Robert Monroe donosi, że podczas jednej ze swoich wędrówek poza ciało widział
ludzi (a dotyczy to okresu za tysiąc lat) nie mieszkających na powierzchni Ziemi (Monroe, 1994 i
1985). Według relacji Monroe'a, mieszkali oni w podziemiu, odwiedzając regularnie powierzchnię,
gdzie istniało pierwotne, naturalne środowisko życia. W tej chwili nie wiem, na ile okaże się to
prawdą. Nie przeprowadzałem jeszcze teleobserwacji w tak odległym czasie.
To smutne, że ludzie będą musieli zapłacić taką cenę, zanim nauczą się cenić inne formy życia.
Nie zrozumcie mnie źle. Jestem w pełni świadomy faktu, że ludzie są mocno zaniepokojeni
sposobem traktowania środowiska. Niektórzy próbują aktywnie wpływać na bieg naszych spraw,
żeby uniknąć przyszłości, która, jak intuicyjnie czują, nieuchronnie się zbliża. Ale takich
wrażliwych ludzi jest niewielu, a ich wysiłki nie są wystarczające, zważywszy na zasięg zjawiska.
Naprawdę, nie widzę nic, co mogłoby zmienić nieszczęsną wizję naszej bliskiej przyszłości.
Wydaje się, że ciężkie doświadczenia są przeznaczeniem naszej rasy, że jest ona skazana na
zniszczenie swego świata po to, by zrozumieć jego wartość.
Cudownie będzie doczekać dnia, kiedy ludzie zapomną o chciwości i walkach w imię egoizmu, a
zaczną poszukiwać innego sensu życia, który połączy nas z resztą stworzenia. Moment ten
zwiastować będzie jaśniejszą przyszłość naszego gatunku. Z pewnością nie ominie nas cierpienie,
ale zmiana zbiorowej świadomości, jaka się dzięki temu dokona, doprowadzi nas do lepszej
egzystencji, wypełnionej sensem istnienia wszelkiego życia. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Rozdział 26
Organizacja Szarych w ramach Federacji
Jak ukaże to niniejszy rozdział, Szarzy mają złożoną strukturę organizacyjną. Jestem
socjologiem i analiza jakiejkolwiek grupy jednostek z punktu widzenia ich zbiorowych działań nie
jest mi obca. Typowe problemy socjologiczne dotyczą istot, które porozumiewają się za pomocą
telefonu, gazet, telewizji i radia. Rządzenie w takich okolicznościach jest stosunkowo proste.
Społeczeństwo tworzy pewną instytucję, taką jak parlament, którą uznaje się za ciało rządzące, a
socjolog pragnący badać takie społeczeństwo rozpoczyna swe zadanie od obserwacji rządu. Zbiera
dane przez normalne kanały komunikacyjne, takie jak publikacje i wywiady z przywódcami rządu,
a potem bada też analizy głosowania ludności.
W przypadku Szarych sytuacja nie jest jednak tak prosta. Ponieważ nie wiedziałem za bardzo, od
czego zacząć, postanowiłem dodać do naszej listy ogólny cel, mający pomóc w rozpoznaniu
podstawowych aspektów organizacji społeczeństwa Szarych. Cel ten brzmiał „Szarzy – obecna
organizacja rządów”. Nie miałem żadnych oczekiwań i nie wiedziałem, jak zacząć analizę
otrzymanych danych. Na szczęście, a jest to charakterystyczna cecha teleobserwacji, moja
nieświadomość ułożyła materiał w taki sposób, że ostatecznie nabrał on sensu również w moim
świadomym umyśle.
Sesja ta była monitorowana i jak zwykle w tego typu przypadkach nie otrzymałem żadnych
wstępnych informacji na temat celu. Przedstawione tu dane są na tyle złożone, że Czytelnicy z
łatwością zrozumieją, jak użyteczne jest monitorowanie w przypadku takich ogólnych celów.
Podczas sesji nieświadomość przeniosła mnie do właściwego miejsca, ale do zebrania wszystkich
potrzebnych szczegółów, potrzebna okazała się pomoc monitora, który w prowadzenie mnie włożył
sporo wysiłku.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1443/7114
Dane wstępne od razu wskazywały, że cel znajduje się w innym czasie lub wymiarze. Z celem
związane było niebieskie i białe światło, a także pojęcie ekspansywności i nieskończoności.
W szkicu Fazy 3 rysuję światło. Wydaje mi się, że jestem w pobliżu kwatery głównej Federacji.
Dostaję polecenie wykonania operacji przemieszczenia, która przenosi mnie do środka celu.
Przechodzę do Fazy 4.
C.B.: Jestem w dużej budowli i wszystko wydaje się znajome. Odbieram silne AOL linii
sygnału, że to kwatera główna Federacji. Jestem teraz wewnątrz budynku. Stoję przed
wyglądającym na Buddę Szarym, z którym miałem wcześniej do czynienia. On z całą pewnością
wie, że tutaj jestem.
MONITOR: Skup się na związku między Federacją a Szarymi.
C.B.: Mówi mi, że nie powinienem tak bardzo wątpić w to, co mówią Szarzy. Wydaje się być
szczęśliwy, ale również nieco rozdrażniony naszym powolnym postępem.
W tym momencie wyrażam swoją irytację. Uważam, że posuwam się całkiem szybko,
zważywszy na moje inne obowiązki. Wygląda na to, że „Budda” nie zwraca uwagi na mój wybuch.
MONITOR: Skup się na formacji władzy.
C.B.: W porządku. Szarzy są członkami Federacji. Faktycznie cieszą się dużym respektem. Cała
Federacja zaangażowana jest obecnie w akcję pomocy Szarym. Z nawiązką spłacili swoje długi.
Zasługują na szansę. Ogromnie pomogli ludziom, zarówno teraz, w niezmiernie ważnej kwestii
ewolucji duchowej, jak i w przeszłości. To bardzo dobrze zachowujący się gatunek, który ewoluuje
na pięknych i jeszcze bardziej wartościowych członków i przywódców Federacji.
(Przechodzę do Fazy 6 SRV.)
Ten stary mądry Szary, z który pracowałem wcześniej, właśnie włączył się do rozmowy.
Stosuję zaawansowaną technikę SRV, w której badam strukturę organizacji Szarych względem
Federacji (zobacz rysunek 1.). Na szkicu przedstawiam strukturę rządów trzech oddzielnych grup
Szarych, wszystkie w relacji do Federacji. Górne szczeble owych trzech grup Szarych to władze,
odpowiednio reprezentujące swoje populacje. Ogólnie, Szarych, którzy obecnie mają do czynienia z
ludźmi, można sklasyfikować jako prymitywnych, nowoczesnych i rozwiniętych. Każda grupa
współpracuje z Federacją niezależnie od dwóch pozostałych.
Rysunek 1: Struktura organizacji Szarych, w ramach Federacji
C.B.: Odnoszę wrażenie, że jest jeszcze parę mniejszych grup renegatów, które w
przeciwieństwie do trzech dużych grup Szarych, nie pracują z Federacją. Wydaje mi się również, że
te trzy podstawowe grupy Szarych oddzielają poziomy ewolucyjne. To znaczy są to ci sami Szarzy,
ale pochodzą z różnych punktów w czasie. Jednak wszystkie trzy populacje działają symultanicznie
tutaj, na Ziemi.
MONITOR: Courtney, zbadaj populację Szarych oznaczoną numerem jeden.
C.B.: O rany! To na pewno jest AI (wrażenie estetyczne)! Pozwól, że zapiszę to w matrycy. W
tej kategorii mieści się największa liczba Szarych. Są stosunkowo prymitywni. Mają duże oczy i
odczuwają bardzo powierzchowne emocje. Odznaczają się mentalnością mrówek. Obsługują bardzo
duże statki i bardzo niewielu z nich pozostaje we własnym świecie.
MONITOR: Zbadaj rządy w tej populacji.
C.B.: Właściwie mają rządy hierarchiczne. Postrzegam tu wyższych i niższych rangą.
MONITOR: Zbadaj populację numer dwa.
C.B.: Tych też jest bardzo dużo. Różnią się fizycznie od pierwszej grupy. Ci Szarzy czasami
pracują z ludźmi i innymi stworzeniami, czego nie można powiedzieć o grupie pierwszej.
MONITOR: Zbadaj ich sposób rządzenia.
C.B.: Rządy są „pełniejsze” niż w przypadku pierwszej grupy. We wszystkich sprawach istnieje
porozumienie telepatyczne. Osiąga się consensus. Nadal nie ma pojęcia indywidualnych opinii,
wymagających głosowania. Jednak i tu występuje hierarchia, tak jak w grupie numer jeden.
MONITOR: Zbadaj populację Szarych numer trzy.
C.B.: Jest ich wielu, ale nie tak dużo jak w pierwszej czy drugiej grupie. Od innych grup różnią
się także pod względem charakteru. Zdobyli bądź odzyskali pewną elastyczność emocjonalną. Nie
są tacy jak ludzie, ale bardzo im bliscy.
MONITOR: Zbadaj rządy tej populacji.
C.B.: Ich indywidualność jest na tyle rozwinięta, iż mają zróżnicowane opinie i ciekawe
osobowości. Głosują w pewien telepatyczny sposób, ale ogólne tendencje zmierzają do consensusu.
MONITOR: Zbadaj obowiązki i wymogi członkostwa Federacji w przypadku pierwszej
populacji Szarych.
C.B.: Postarali się o członkostwo. Najpierw nadano im status tymczasowy. Pracowali przez
bardzo długi czas, pomagając w wielu akcjach. Zwrócili się o pomoc w swoim własnym
przedsięwzięciu. Zaczęli od obserwacji innych, bardziej rozwiniętych gatunków Federacji.
Zobaczyli możliwość uzyskania zdolności, umiejętności i potencjalnego rozwoju, jakimi cieszą się
inne istoty. Ale pragnęli czegoś wyjątkowego. Cenią się i czują, że pewna korekta genów pomoże
im stworzyć biologiczną maszynę, która okaże się przydatna tak dla nich samych, jak i dla innych.
Federacja zgodziła się na ich plan. Na główny bank genów wybrano Ziemię.
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję i zająć się innymi sprawami. Ponieważ
znajdowałem się już w stanie bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo.
Wróciłem przed oblicze gościa z Federacji, który przypominał Buddę i próbowałem uzyskać
informacje dotyczące struktury rządów Federacji. Powiedział mi, że to skomplikowana organizacja.
Odbywają się realne fizyczne spotkania. Nie takie jak w przypadku Narodów Zjednoczonych na
Ziemi. Nie jest to silna władza centralna, lecz zorganizowana współpraca gatunków, światów, grup
itd... Wpływy Federacji nie sięgają całej galaktyki. Istnieją inne organizacje galaktyczne, ale
kontakt z nimi jest ograniczony. Sytuacja przypomina tę znaną ze Star Trek: następne pokolenie.
Federacja powoli się rozwija. Członkowie Federacji pragną, by w jej szeregach znaleźli się
Ziemianie. Taki jest cel. Żeby tak się jednak stało, Ziemia musi mieć światowy rząd. Jest to
najważniejsze kryterium członkostwa w Federacji. Federacja nie chce mieć do czynienia z
planetarnymi odłamami. Jest to wbrew zasadom Federacji, chyba że owe odłamy – tak jak u
Szarych – istnieją w różnym czasie.
Chciałem teraz dowiedzieć się czegoś na temat przywództwa. Szary o wyglądzie Buddy
powiedział mi, że sytuacja jest nagląca. Wykształceni ludzie muszą nauczać na temat Federacji. Już
niedługo wydarzenia na Ziemi potoczą się w szybkim tempie. Podstawowe więzi z Federacją należy
zadzierzgnąć teraz, tak by można było utrzymać kontakt w latach walki, śmierci i chaosu. Zostałem
z naciskiem poinformowany, że Federacja nie rozwiąże naszych problemów, ale udzieli nam rady,
jeśli o nią poprosimy.
Idąc dalej za sygnałem zrozumiałem wyraźnie, że musimy wkrótce ubiegać się o członkostwo w
Federacji. Starania można zacząć na wiele sposobów. Światowy rząd musi po prostu podjąć w myśli
decyzję, że chce członkostwa w Federacji, a Federacja zajmie się całą resztą. Federacja zacznie
wtedy działać otwarcie.
Podziękowałem podobnemu do Buddy Szaremu i zakończyłem sesję.
Później tego dnia zadzwoniłem do mojego monitora i dowiedziałem się, że celem byli „Szarzy –
obecna organizacja rządowa”.
Komentarz
Kluczem do zrozumienia społecznej struktury Szarych jest uznanie faktu, że w subprzestrzeni
nie ma czasu linearnego. Czas linearny stanowi jedną z wielu postaci naszej egzystencji we
wszechświecie fizycznym. Ale ma on sens tylko w obrębie struktury fizycznej. Rozległa
teleobserwacja, praktykowana na przestrzeni lat przez wielu teleobserwatorów pokazała, że czas
linearny nie istnieje poza światem fizycznym. Wszystkie wydarzenia toczą się jednocześnie.
Koncepcja taka jest dla większości z nas trudna do przyjęcia, bowiem na Ziemi czas ma charakter
ciągły.
Teleobserwatorzy mogą przenikać czas równie łatwo jak przestrzeń, a obserwowanie wydarzeń
w różnych punktach czasowych daje odczucie faktycznego bycia w danym miejscu i w danym
czasie. W rzeczywistości teleobserwator może się stać częścią wydarzenia, zaś inny teleobserwator
oglądający to samo wydarzenie, może dostrzegać subprzestrzenną postać pierwszego
teleobserwatora, bowiem on również ogląda to wydarzenie.
Wiemy teraz, że Szarzy od dawna dysponują technicznymi możliwościami przemieszczania w
czasie swych statków oraz ciał. Nie rozumiem jak się to odbywa, ale możliwe, że chodzi o
tymczasowe przesunięcie obecności z przestrzeni fizycznej do subprzestrzeni, wykonanie ruchu
zarówno w czasie jak i w przestrzeni, i ostateczne pojawienie się w nowym czasie i miejscu
fizycznego wszechświata. Teleobserwatorzy nie dysponują żadnymi danymi, które sugerowałyby,
że ET mają zdolności pokonywania ograniczeń prędkością światła w fizycznym wszechświecie bez
uprzedniego opuszczenia tego ostatniego. Zatem, z czysto fizycznej perspektywy, napotykają na te
same relatywistyczne prawa co my.
Ponieważ społeczeństwo Szarych, rozumiane w sposób linearny, ma techniczne możliwości
poruszania się w czasie, nie jest pozbawiona sensu teoria, iż odwiedzają nas grupy Szarych z
różnych przedziałów czasowych. Co jest jednak najbardziej interesujące to to, że ewolucja czy
oddzielenie w czasie wydaje się działać na istoty fizyczne podobnie jak oddzielenie geograficzne.
Wygląda na to, że stosunkowo prymitywni Szarzy nie są zachwyceni współpracą z Szarymi
nowoczesnymi, a żadna z dwu wcześniejszych grup Szarych nie współpracuje z grupą rozwiniętą.
Generalnie, trzy poziomy Szarych przypominają do złudzenia różne narodowości pośród ludzi.
Często stwierdzamy, że nasze wspólne doświadczenia narodowe pozostają niezrozumiałe dla
innych nacji. Występują różnice językowe i zwyczajowe, a czasami po prostu inaczej patrzymy na
świat niż bliźni po drugiej stronie granicy. Podobnie Szarzy z jednego czasu nie rozumieją w pełni
Szarych z innego okresu, a kiedy spotykają się w tym samym punkcie czasowym, tak jak obecnie
na Ziemi, zachowują między sobą dystans.
Spróbuję osadzić to zjawisko w szerszej perspektywie, która przyda naszej dyskusji nieco
jasności. Teleobserwatorzy wiedzą obecnie, że Ziemię odwiedzają też inni goście. Są to
prawdopodobnie ludzie z przyszłości, którzy również posiedli techniczne możliwości podróżowania
w czasie. Zatem jest całkiem możliwe, że żyjący teraz ludzie mogą być świadkami lotu statku,
pilotowanego przez późniejszą wersję samych siebie. Gdyby taki statek miał wylądować na moim
podwórku, a z jego luku miałaby się wyłonić moja przyszła jaźń, nie jestem pewien, czy
wiedziałbym, co robić. W zależności od tego, z jak dalekiej przyszłości pochodziłaby moja przyszła
jaźń, nie wiem, na ile dobrze bym się czuł, obcując z nim lub nią.
Nie ulega wątpliwości, że należy przeprowadzić więcej badań na tym polu. Powoli zaczynamy
sobie uświadamiać, jak złożone są nasze kontakty z Szarymi i z Federacją. Musimy teraz poszerzyć
swą wiedzę na temat kultur oddzielonych od nas nie tylko przestrzenią, ale i czasem. Zrozumienie
czasowej symultaniczności kontaktów galaktycznych może okazać się naszym największym
wyzwaniem intelektualnym.
Rozdział 27
Budda
We wczesnym okresie naszych badań nad zagadką ET, w tym samym czasie, kiedy
zaproponowałem mojemu monitorowi przeprowadzenie przy pomocy SRV wywiadu z Jezusem,
postanowiliśmy dołączyć do listy celów Guru Deva i Buddę. Sam Budda był mi nie znany. Prawdę
mówiąc, chciałem go wpisać na listę, ponieważ interesowały mnie rozmowy z największymi
przywódcami duchowymi. Nie znaczy to jednak, że cokolwiek o nim wiedziałem. Chociaż
przeczytałem kilka książek na temat Buddy i buddyzmu, nie oświeciły mnie one w kwestii roli, jaką
odegrał on na Ziemi. Mówiąc krótko, był mi nie znany i chciałem mieć go na liście celów jedynie z
uwagi na Jego reputację wybitnego przywódcy duchowego. (Czuję się nieco zażenowany tym, że
moje pierwotne pobudki były tak płytkie.)
Budda nie wydawał się jednak urażony moim brakiem wiedzy co do jego osoby. Co więcej, z
tego co wiem, wielu buddystów może uznać, iż mój kontakt z nim nie był przypadkowy. W moim
rozumieniu zawsze stanowił on jakąś tajemniczą osobę. W trakcie sesji, którą przedstawiam w
niniejszym rozdziale, pozostaje taką osobą, lecz jednocześnie uczy o znaczeniu istnienia więcej, niż
mógłbym nauczyć się sam w ciągu całego swego życia. Słowem sesja SRV, na której oparty jest ten
rozdział, była najpiękniejszym doświadczeniem, jakiego doznałem w czasie teleobserwacji.
Była to sesja w ciemno. Jak Czytelnicy zauważą, mój monitor był na początku nieco zaskoczony.
Budda to prawdziwy mistrz. Byliśmy kompletnie nie przygotowani na to, co wydarzyło się pewnej
letniej nocy w Michigan.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1842/3355
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się w miejscu bardzo gorącym.
C.B.: Widzę kolory: czarny, biały i beżowy. Cokolwiek to jest, wydaje się płaskie, szerokie,
okrągłe i bardzo rozległe. (Rysuję prosty szkic w Fazie 3, na który składa się duży owal.)
Przechodzę do Fazy Czwartej. Mam czerń i biel, gorąco i zimno, dużo kontrastu w świetle i
temperaturze. To jest okrągłe, szybkie, energiczne, a teraz dostrzegam, że wiruje. Czuję jakąś
spaleniznę, jakby dym. Ale ten dym jest w wirze. To może być coś innego niż dym, ale to jest w
wirze. Przynajmniej tak to odbieram.
MONITOR: Skup się na wirze i na tym, co jest w środku.
C.B.: W porządku. O RANY! Jakie wrażenie estetyczne! Odbieram coś, o czym słyszałem
dawno temu – rozszerzanie się świadomości Buddy do wielkich rozmiarów, a potem gwałtowne jej
kurczenie się do rozmiarów molekuł. Czuję, że moja świadomość naprawdę się rozszerza, to znaczy
jest rozciągnięta tak, jak świadomość Buddy. Odbieram też bardzo silną energię.
Mam wrażenie, że znajduję się na bardzo dużym obszarze, prawie tak dużym jak galaktyka, a
dookoła wirują jakieś małe cząstki. Czuję się jakbym był rozciągnięty, ale nie jest to niewygodne.
Odnoszę wrażenie, że ten obraz dany mi jest po to, żebym coś zrozumiał. Doznaję również czegoś
na kształt alegorycznego AOL. Mam wstępny obraz Szarego z kwatery głównej Federacji, który
przypominał Buddę. Obecna sytuacja przypomina mi, jak wniknąłem w jego umysł, a on pokazał
mi obraz galaktyki.
Ale to obecne odczucie nie dotyczy galaktyki. To bardzo dziwne. Wiąże się raczej ze
stwarzaniem. Nie ma jeszcze życia. Obecna jest istota życia, ale samo życie jeszcze się nie
pojawiło. Nastąpi to wkrótce. Co mam teraz robić?
MONITOR: Sam nie wiem. Masz jakiś pomysł?
C.B.: Zapytam mojej nieświadomości. Skupię się na pojęciu sugestii w matrycy.
MONITOR: Idź za głosem intuicji. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy.
C.B.: Chyba należałoby skupić się na Bogu. Tak zrobię. Poczekaj... Odnoszę teraz wrażenie, że
idę do osobistości, którą znam, do Jezusa. Kieruję nieświadomość na Jezusa. W porządku. Mam
Jezusa. Skupiam się na tym, gdzie się obecnie znajduje. Sygnał jest wyraźny. Jestem w punkcie, w
którym zaczęło się życie. Spróbuję się dowiedzieć, dlaczego tu jestem.
Poinformowano mnie, że muszę poznać pierwotną przyczynę życia. To bardzo silny sygnał.
Skupiam się teraz na pytaniu, co powinienem robić.
Jezus mówi mi, że powinienem się wyzwolić. Powinienem wejść w wir. Dobrze, że cię
poznałem, bracie. Wchodzę do środka. O Boże. Co za wrażenie estetyczne! Jestem teraz w środku.
Bóg spędził całą wieczność w samotności. Jego ewolucja sięgnęła takiego pułapu, w którym nie
mógł już znieść odosobnienia. Ostatnią deską ratunku było stworzyć siebie na nowo,
zapoczątkowując tym samym tworzenie nowych bogów, nowych własnych jaźni, istot, które by o
Niego dbały i o które On by się troszczył. Kocha nas, ponieważ przerwaliśmy jego samotność,
której wprost nie sposób opisać słowami.
Temu, co stworzył nigdy nie pozwoli zginąć, gdyż wróciłby tym samym do swojej przeszłości, a
to oznacza więzienie. Przyszłość jest skazana na wieczną ekspansję.
O rany. To zwala z nóg! Właśnie doświadczyłem gwałtownego przemieszczenia. Są tu galaktyki,
nieskończona różnorodność, wszystko się rozszerza. Panuje ogromna radość, radość w nowym
istnieniu Boga. Wielka radość!
Pytam teraz, czy jeszcze coś powinienem wiedzieć. Jestem wstrząśnięty. Nie wiem, czy
powinienem kontynuować. Jezus mówi mi, że to koniec. Mogę teraz odpocząć. Żegna się. Dokąd
mnie posłałeś tym razem?
MONITOR: ,Courtney, to nie ja cię posłałem. Celem był Budda.
C.B.: Budda?!
Zaraz po zakończeniu monitorowanej sesji, kontynuowałem krótką sesję solo. Skupiłem się na
facecie z Federacji, który przypominał Buddę. Odczuwałem bijące od niego ciepło.
Trzymając się protokołów SRV, zapytałem go, czy jest Buddą. Pozostawił to bez odpowiedzi.
Powiedział mi, że nie ma sensu udzielenie konkretnej odpowiedzi, bo każdy powinien odnaleźć go
sam na swój własny sposób. Lecz mój świadomy umysł miał w tym względzie jasność. To był
Budda, a ja obcowałem z nim od dawna, zupełnie o tym nie wiedząc.
Spytałem go, czy powinienem zamieścić o nim informację w swojej książce. Odparł, że sam
powinienem zdecydować. Włączyłem więc ten wątek, chociaż nigdy nie będę w stanie oddać
słowami błogości, jakiej doznałem w trakcie tamtej pamiętnej sesji.
Komentarz
Budda nie chciał powiedzieć mi wprost, kim Jest; chciał, bym doświadczył odpowiedzi na swoje
pytanie. Chociaż może się to wydać nieprawdopodobne, Budda zasiada w radzie Federacji, która
pomaga kontrolować sprawy ludzi na Ziemi. Do dnia dzisiejszego sprawuje nad nami pieczę.
Budda chciał, żebym się sam wyzwolił, tak bym mógł się rozwijać i doświadczać esencji Boga,
jaką jest tworzenie i moment tworzenia. To ta intymna wiedza oparta na doświadczeniu przekonała
mnie, że Budda i mój nauczyciel/przyjaciel z Federacji to jedna i ta sama osoba. Dzięki niemu
uświadomiłem sobie pewną ogólną zasadę: Objawienie się to infantylna droga do wiedzy. Drogą
dojrzałą jest doświadczenie.
Najwyraźniej Budda czuł, że muszę znać przyczynę samego życia. Przesłanie zawarte w tym
rozdziale stanowi odpowiednik przesłania z rozdziału na temat Boga. Dowiedziałem się, że życie
istnieje, ponieważ Bóg pragnął je stworzyć, by w ten sposób zakończyć swą samotność. Poczucie
samotności, jakiego doświadczyłem w trakcie tej sesji, było niewypowiedzianie głębokie i
przejmujące; było to doznanie, którego nigdy wcześniej nie potrafiłbym sobie wyobrazić.
Natomiast radość, jaką odczuwał Bóg, gdy stwarzał czas, materię fizyczną i nas, przypominała
najczystszą, najbardziej cudowną radość, jaka może istnieć.
Teraz rozumiem, co znaczą słowa, że jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga. Nie oznacza to,
że Bóg ma ręce i stopy. Znaczy to, że odczuwa tak jak my odczuwamy, albo raczej my odczuwamy
tak jak On. Uczucie, bogata krew doświadczenia, pochodzi od Boga. Teraz można zrozumieć,
dlaczego Szarzy tak bardzo chcą ewoluować, jeśli idzie o ich ciała fizyczne i mózgi – pragną
doświadczać emocji, zwłaszcza miłości. Chcą posunąć się w kierunku swego ostatecznego
przeznaczenia – zjednoczenia z Bogiem.
Na podstawie wszystkich moich doświadczeń w teleobserwacji, mogę z całym przekonaniem
stwierdzić, że Szarzy wiedzą dużo na temat faktycznej, „naukowej” struktury Boga. Ale wiedza to
nie wszystko. Ci sami Szarzy pragną i potrzebują doświadczać Boga, a tego nie udało im się jeszcze
dokonać.
Jakże inaczej patrzę teraz na ewolucyjne wysiłki Szarych, zmierzające do rozwoju. Mają
technikę, która jest cudem galaktyki, a jednak ich nie zadowala. Posiedli zdolność przemieszczania
się w czasie i przestrzeni, ale podróże te ich nie cieszą. Potrafią doskonale porozumiewać się za
pomocą telepatii, lecz od swoich umysłów oczekują czegoś więcej. Mają wszystko, co wprawia nas
w pełne obawy zdumienie, a poruszyliby niebo i ziemię, aby posiąść pewną naszą cząstkę. Oni
znowu pragną czuć. A Bóg znowu pragnie czuć poprzez nich.
Teraz jest to dla mnie bardziej zrozumiałe niż kiedykolwiek przedtem. My i wszelkie życie
zostaliśmy stworzeni jakby z ciała Boga. Ponieważ jesteśmy cząstkami Boga, doświadcza On życia
poprzez nas, a my doświadczamy życia, bo taka jest natura Boga. Kiedyś bałem się, że pewnego
dnia Bóg zechce cofnąć się do swego pierwotnego stanu i że wtedy moja egzystencja
subprzestrzenna na zawsze się skończy. Mój strach oparty był na przekonaniu, że nieskończoność to
wystarczająco długi czas, by mogło się wydarzyć dosłownie wszystko.
Teraz już się tego nie boję. Bóg nie cofnie się do punktu wyjścia, ponieważ wróciłby wtedy do
swej samotności, którą cierpiał całą wieczność. Ponieważ ja nie chciałem tracić swego istnienia.
Bóg również tego nie chciał. Bóg nie wróciłby dobrowolnie do własnego piekła.
Przyszłością Boga jest raczej wieczna ekspansja, ciągłe przejawianie swej złożoności poprzez
nieskończoność. Bóg będzie rozwijał się w miarę jak my się rozwijamy i być może to stanowi
odpowiedź na pytanie, dlaczego nas – ludzi pociąga bardziej rozwój niż stagnacja. Naturą Boga jest
rosnąć i rozszerzać się w swej ewolucji. Ponieważ jesteśmy stworzeni z Jego ciała, jest to również
udziałem naszej natury. Głęboko w naszej świadomości tkwi ten sam strach przed izolacją i
samotnością, która jest przeciwieństwem wzrostu, kreacji i ekspansji. Jesteśmy, całkiem dosłownie,
wykapanymi dziećmi Boga. Jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Postępujemy tak jak
On postępuje. Poszukujemy jeszcze nie znanych możliwości istnienia. W rzeczywistości, nasza
walka o przetrwanie jest walką Boga o to, by być.
Rozdział 28
Kultura Marsjan na Ziemi
Jako socjolog interesuję się kulturą. Jedną z pierwszych rzeczy, o jakich wspomniałem mojemu
monitorowi, kiedy się z nim poznałem, było to, że w moim przekonaniu teleobserwację mogliby
wykorzystać socjolodzy do badania innych kultur. Odnosiłem wówczas wrażenie, że militarna
orientacja mojego nauczyciela zawęziła nieco jego horyzonty. Wojskowi teleobserwatorzy
wydawali się bardziej zainteresowani logistyką operacji ET – kto co pilotował, gdzie i jak – niż
społeczeństwami, które te operacje przeprowadzały.
Kierując się swymi naturalnymi zainteresowaniami socjologicznymi, jako jeden z pierwszych
celów na naszej liście umieściłem współczesną kulturę Marsjan. Chciałem się dowiedzieć, jak
obecnie wygląda społeczeństwo Marsjan. Wiedzieliśmy, że Marsjanie pilotują statki kosmiczne,
czyli osiągnęli wysoki poziom rozwoju technicznego. Ale np. Stany Zjednoczone również
dysponują rozwiniętą techniką, co jednak komuś z zewnątrz niewiele mówi na temat życia ludzi w
miastach Ameryki. Tak więc potrzebowałem więcej informacji. Pragnąłem też dowiedzieć się
czegoś więcej na temat zwykłych ludzi – kim są, gdzie mieszkają, co robią?
Pod koniec lipca 1994 roku, mój monitor wyznaczył mi kulturę Marsjan jako cel. Oczywiście
była to sesja w ciemno. Chodziło o to abym rozpoczął sesję bez przewodnika, nieświadomy tego, że
cel miał cokolwiek wspólnego z kulturą Marsjan.
Po zakończeniu tej sesji monitor powiedział mi, że inni pracujący z nim teleobserwatorzy
potwierdzili uzyskane przeze mnie dane. Następnie podał mi wiele szczegółów dotyczących
sposobu wspierania obserwowanych przeze mnie Marsjan i zakończyliśmy sesję miłym
stwierdzeniem jak to dobrze współpracuje się ekspertowi logistyki z socjologiem.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4731/8279
Dane wstępne wskazywały, że z celem związany jest ruch i solidna sztuczna budowla.
C.B.: Kolory szary i stalowy. Błyszczące powierzchnie. Panuje bardzo wysoka temperatura.
Widzę coś, co się szybko porusza; odbieram też pojęcie linearności – być może ruch – i silną
energię.
(W szkicu Fazy 3 rysuję coś, co wygląda na szybko poruszający się statek ET. Przechodzę do
Fazy 4, gdzie zbieram niewielką, lecz wystarczającą liczbę danych potwierdzających, iż konstrukcja
znajduje się na statku ET. Wykonuję operację przemieszczenia, w wyniku której trafiam
pięćdziesiąt stóp powyżej punktu docelowego statku.)
Pod sobą mam jakąś złożoną konstrukcję. Przeważają brązy i odcienie czerwieni. Powierzchnie
są zarówno gładkie, jak i chropowate. Ciepło. Czuję, że coś się pali; dym. Panuje tu dość duży
hałas. Jeśli chodzi o ogólne odczucia, to jest tu szeroko i płasko. Pode mną widać dużo krzywych
linii.
(Robię nowy szkic Fazy 3. Wygląda to na kompleks jednopiętrowych domków, ulokowanych w
sąsiedztwie pustego obszaru.)
Przechodzę znowu do Fazy 4. Odnoszę wrażenie, że miejsce to jest jakieś surowe, a nawet
prymitywne. Jest tu dużo istot, a z linii sygnału odbieram AOL wskazujące na starą wioskę z
dawnych czasów. Nie twierdzę jednak, że dzieje się to w przeszłości. Po prostu takie sprawia
wrażenie. Budowle to domy mieszkalne o drewnopodobnej fakturze. Przybliżam się. Tak, to
stosunkowo prymitywne domy mieszkalne.
Z samymi istotami wszystko wydaje się w porządku, to znaczy są spokojne. Życie toczy się tu
wolno i bez zakłóceń – nie ma żadnego bezpośredniego zagrożenia.
Z perspektywy, miejsce to wygląda na umiarkowanie duże miasto, zamieszkane przez
przypominające ludzi istoty. Jednak gdy przyjrzeć im się uważniej, widać, że nie są to zwykli
ludzie. Jest coś dziwnego – poczekaj... Oni są jakby niżsi, ale to nie wszystko.
(Wykonuję kolejną operację przemieszczenia, dzięki której jestem teraz na wysokości dwustu
stóp nad tym, co okazuje się być miastem. Znowu wracam do Fazy 4, gdzie wchodzę do środka
jednej z budowli. Pozwalam, by nieświadomość sama zadecydowała, do którego budynku mam
wejść.)
Jestem teraz w dużym pokoju. Być może jest to budynek o jednym dużym pomieszczeniu.
Przynajmniej ten pokój dominuje nad całą resztą. To jakiś magazyn. Przechowuje się tu drewniane
pudła. Pudła mają skoble. Badam jedno z nich. Czy mam zajrzeć do środka?
MONITOR: Spróbuj.
C.B.: Są tu lekarstwa, przybory medyczne, tego typu rzeczy. Ktoś je tu przywiózł w ramach
akcji pomocy. Jest to coś w rodzaju amerykańskiego wsparcia dla Somalii.
(Monitor każe mi wrócić do szkicu Fazy 3 i zbadać, co znajduje się we wnętrzach kilku innych
jednostek mieszkalnych.)
W budynkach tych mieszkają ludzie, którzy wiodą bardzo proste życie. Mają rodziny, dzieci.
Gotują. Środki medyczne w pierwszej budowli pochodzą prawdopodobnie od bardziej rozwiniętej
kultury.
(Przechodzę do Fazy 6, gdzie rysuję schematyczne wyobrażenie lotu pierwotnego statku ET od
jego startu do punktu przeznaczenia. Następnie podążam za statkiem z powrotem do punktu
wyjścia.)
To bardzo nowoczesne urządzenie. Są tu jakieś istoty, które noszą mundury. Urządzenia
przypominają te, których używali ocaleni Marsjanie w jaskiniach Nowego Meksyku.
(Wracam do punktu docelowego statku, lokując się tysiąc stóp ponad obserwowanym terenem.)
Jest tu dużo roślinności, prawie jak w dżungli. W pobliżu widać góry, być może stary wulkan.
Jest też dużo polanek. Wygląda to na obszar w pobliżu lasu tropikalnego. Domy mieszkalne są
niskie i proste. Położone są w zalesionym, odizolowanym od ludzi środowisku. Odbieram silne
AOL linii sygnału, że jest to obóz marsjańskich uchodźców. Położony jest chyba gdzieś na
południu, może w Ameryce Łacińskiej.
MONITOR: Umieść to wszystko w odpowiednim miejscu w matrycy i kontynuuj. Pamiętaj, że
jesteś w Fazie 4. Niech twoja nieświadomość rozwiąże ten problem.
C.B.: Badam koncepcję obozu/wioski. Tak, to uchodźcy. Są trochę zaniepokojeni, ale wiedzą, że
wszystko idzie jak najlepiej, przynajmniej na razie. Wiedzą kim są, ale chyba nie wiedzą
wszystkiego. Możliwe, że celowo wymazano im część pamięci, aby mogli lepiej przystosować się
do otoczenia.
Z rysów twarzy przypominają Indian południowoamerykańskich. Domy mieszkalne wzniesiono
po to, by zamaskować przedsięwzięcie. W pewnym momencie w ich umysłach coś się wyzwoli i
ich wspomnienia wrócą z całą siłą. To naprawdę fascynujące: noszą swą kulturę ukrytą głęboko w
umysłach i nie znają jej.
W tym punkcie, mój monitor był prawie gotów zakończyć sesję. Kazał mi przejść do notatek
Fazy 6, gdzie narysowałem flagę kraju, w którym znajduje się wioska. Potem zakończył sesję i
powiedział mi, że celem byli „Marsjanie – obecna kultura”.
Komentarz
Monitor powiedział mi, że sesje SRV przeprowadzone przez innych teleobserwatorów, zarówno
monitorowane jak i solo, dostarczyły takich samych danych. Właściwie moja sesja potwierdziła to,
co już wiedzieliśmy: jakie jest ogólne położenie wioski.
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że cała rasa ludzi zamieszkująca Amerykę Łacińską to
Marsjanie. Jest to raczej mała grupka (może paręset istot) pozostająca w sprytnie przygotowanym
ukryciu i zintegrowana z większą populacją ludzi.
Moją pierwszą reakcją po sesji było iść do biura podróży, zakupić bilet i od razu tam lecieć. Ale
przypomniano mi w czas, że trwały tam akurat polityczne zamieszki. Zagrożenie stanowili też
dobrze zorganizowani i uzbrojeni handlarze narkotyków, którym trudno byłoby wytłumaczyć, że
podróżujemy po ich terytorium w poszukiwaniu Marsjan. Przypomniałem sobie, że mam rodzinę i
postanowiliśmy poczekać na inną okazję, kiedy będziemy mogli odwiedzić społeczność Marsjan
bez narażania życia. Jedno było pewne. Marsjanie wybrali doskonałe miejsce. Nie zagrażali im
turyści, nawet ci, którzy wiedzieli kim są i gdzie przebywają. Nie mogliśmy do nich dotrzeć,
chociaż żyli na naszej planecie.
Marsjanie, których obserwowałem w południowo-amerykańskiej wiosce nie są jedynymi
żyjącymi przedstawicielami swej rasy. Wygląda na to, że są oni wspierani przez innych, bardziej
technicznie zorientowanych rodaków. Moja własna analiza wskazuje, że Marsjanie z wioski są
ochotnikami w akcji podjętej w celu ocalenia pierwotnej marsjańskiej kultury. Początki tej kultury
prawdopodobnie sięgają zniszczenia ekosystemu Marsa i ratunku udzielonego im przez Szarych.
Ich pełne dziedzictwo kulturowe zachowane jest w umysłach, a oni sami czekają na sygnał, który
uwolni te wspomnienia.
Plan jest zadziwiająco dobrze skonstruowany. Marsjanie muszą przetrwać. Ale co dokładnie
wymaga ocalenia? Wydaje się, że nie ma powodu, dla którego subprzestrzenne postaci Marsjan nie
mogłyby się ponownie narodzić jako ludzie. Ale wtedy byliby ludźmi, a wszystko, co pierwotnie
marsjańskie, by przepadło. To, co wymaga ocalenia to wspomnienia Marsjan. Musi zostać
zachowana pierwotna kultura Marsjan oraz niektóre aspekty ich genetyki. Niestety, ich ciała na
Ziemi zaadaptowały się już do nowych warunków. Spowodowała to panująca tu większa
grawitacja. Co do kultury, ta miała szansę przetrwać w mniej więcej nienaruszonym stanie w
ukrytych wspomnieniach, do których nie miałoby dostępu silne środowisko ludzkie.
Ulokowanie tych Marsjan, powiedzmy, w środku Nowego Jorku spowodowałoby
prawdopodobnie taką lawinę nowych bodźców psychologicznych, że wszelki plan wskrzeszenia ich
marsjańskiej tożsamości spaliłby z pewnością na panewce. Natomiast wioska rolnicza, w której
kontakty z ludźmi są w naturalny sposób ograniczone, stanowiła świetne miejsce dla uchodźców.
Osobiście uważam tę wioskę za skansen kultury Marsjan.
Wygląda więc na to, że marsjański plan emigracji na Ziemię jest dość złożony. Z jednej strony,
zainstalowano tu bank kultury, historii i tożsamości, mający służyć zachowaniu wiedzy o tym, kim
byli Marsjanie i skąd się wywodzili. Z drugiej strony wiemy, że są inni Marsjanie, zaangażowani w
inne rodzaje migracji. To ci, którzy latają supernowoczesnymi statkami i zajmują się
rozwiązywaniem problemów genetycznych.
Należy przypomnieć, że według danych z innej sesji SRV, pewnego dnia duża flotylla statków
marsjańskich wyląduje z uchodźcami z Marsa na Ziemi. Wielu z tych Marsjan przebywa obecnie w
podziemnych schronach na Marsie i ochoczo wyczekuje sygnału podróży. Wielu z nich nie
osiągnęło wysokiego poziomu technicznego. Ich ulubiony styl życia (włączając upragniony klimat)
przypomina do złudzenia życie w wiosce marsjańskiej na Ziemi, które obserwowałem w trakcie tej
sesji.
Tak więc można chyba założyć, że przebudzenie kulturowe Marsjan z wioski nastąpi tuż przed
przybyciem ich rodaków z Marsa. Osiadli na Ziemi Marsjanie będą świetnymi nauczycielami dla
nowo przybyłych ziomków. Będą w stanie przekazać im, jak przetrwać na tej planecie. Będą
stanowić kulturową oazę w obcym świecie.
Postanowiłem nie podawać do publicznej wiadomości, gdzie znajduje się owa wioska. Sytuacja
bowiem jest tam całkiem różna od sytuacji Marsjan, mających bazę w Nowym Meksyku, w
podziemiach góry Santa Fe Baldy. W przypadku bazy, żywię nadzieję, że ujawnienie jej położenia
zachęci Marsjan do poszukiwania otwartego dialogu z rządowymi przywódcami. Inaczej rzecz się
ma w przypadku Marsjan z wioski. Nie chciałbym narażać na szwank ich działalności. Publiczne
ujawnienie położenia wioski mogłoby poważnie zagrozić bezpieczeństwu jej mieszkańców. Poza
tym, podstawową racją jej istnienia jest zachowanie kultury marsjańskiej. Gromada ludzi
wkraczających w tę misternie przygotowaną przystań jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują.
Sytuacja taka mogłaby uniemożliwić technicznie wyszkolonym Marsjanom udzielenie wiosce
koniecznej pomocy.
Żywię nadzieję, iż pewnego dnia będę w stanie wyperswadować ważnym politykom ze Stanów
Zjednoczonych lub z innych krajów, że dyskretna wizyta w marsjańskiej wiosce może okazać się
pomocna w nawiązaniu dyplomatycznych kontaktów pomiędzy ludźmi a Marsjanami. Uzyskanie
zgody na taką wizytę od technicznie rozwiniętych Marsjan z Santa Fe nie powinno przedstawiać
większego problemu.
Rozdział 29
Sprawdzian wiarygodności 2
Rozdział ten opisuje drugą z dwu sesji SRV, w której wykorzystałem cel skalowania. Celem
pierwszej takiej sesji był Gabinet Owalny w Białym Domu. Przypominam, że celów skalowania
używa się po to, by sprawdzić dokładność protokołów SRV. Cele takie podlegają łatwej weryfikacji,
a sesje SRV w tych warunkach spełniają funkcję dostrajania teleobserwacji.
Był to jeden z ostatnich celów, nad którymi pracowałem w trakcie pobytu w Ann Arbor, w
Michigan podczas lata 1994. W czasie dwóch tygodni poprzedzających tę sesję przeprowadziłem
dużo sesji teleobserwacji, doświadczając wszystkiego – od radości ostatecznego przybycia Marsjan,
gdy ich flotylla kierowała się ku Ziemi, do intensywnej miłości Boga, kiedy stwarzał wszechświat.
Mój system nerwowy wchłonął ogromną ilość danych z nieświadomości. Teraz nadszedł czas
odpoczynku.
Mój monitor powiedział, że ma prosty cel. Jedyną informacją, jakiej mi udzielił było to, że rzecz
dotyczy przeszłości. Nie powiedział mi, czy jest to miejsce, wydarzenie, osoba czy coś innego.
Czekała mnie niespodzianka, a sama sesja powiedziała nam wiele na temat współpracy pomiędzy
stanem czuwania świadomości a umysłem nieświadomym.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3102/2137
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie. Na lądzie były sztuczne
obiekty, ale nie wyglądały na budynki.
C.B.: Widzę kolory beżowy i brązowy. Powierzchnie są brudne, suche, ale jest też coś mokrego.
Ciepło.
(W Fazie 3 rysuję szkic dużej, otwartej przestrzeni z przecinającym ją ruchem. Wykonuję
operację przemieszczenia, żeby dostać się do środka miejsca celu.)
Widzę te same kolory i powierzchnie, co przedtem, ale teraz słyszę też głosy.
(Na wysokości tysiąca stóp nad celem, robię podobny do poprzedniego szkic Fazy 3 i
przechodzę do Fazy 4.)
Dostrzegam ludzi. Odbieram jakieś AOL linii sygnału, ale nie może się przebić. Przypomina mi
się gra w piłkę nożną, ale wiem, że nie o to chodzi, więc po prostu zapiszę to jako AOL. Jest tu coś
dziwnego. Schodzę na powierzchnię tego miejsca. Są tu ludzie. Noszą jakieś mundury. Widzę dużo
kolorów. Uprawia się tu również jakąś działalność. Nie wyczuwam u tych ludzi żadnych emocji.
Kompletna pustka. Tak jakby byli kompletnie wyprani z uczuć. Biegają w kółko, próbując zaradzić
jakimś kłopotom.
Czuję teraz, że coś się pali. Czuję też smak potu i słyszę krzyki. Tu na dole panuje ogromne
zamieszanie i dezorientacja. Nie ma jednego spójnego sygnału. Wielu ludzi wykonuje jakieś dziwne
rzeczy, ale nie dzieje się nic konstruktywnego. Odbieram teraz silne AOL linii sygnału, że to jakaś
bitwa.
(W tym punkcie mój monitor sugeruje, żebym zbadał coś innego.)
No cóż, nadal widzę ludzi w jakichś kostiumach. Są tu wszystkie kolory. Nadal panuje ogólna
dezorientacja i napięcie. Kłopot w tym, że ci ludzie nie wiedzą, co tu właściwie robią. Następuje
jakiś konflikt i walka. Wszystko jest pomieszane. Trwa ogólny chaos.
Zbadam teraz cel tej aktywności. Odnoszę wrażenie, że nastąpił jakiś wybuch. Pomimo
trudności ludzie usiłują coś zmienić. Czuję, że wielu z nich poniesie klęskę. Ale oni tego nie widzą.
Przypomina mi to sytuację, kiedy oszukiwane jednostki wierzą, iż wydarzy się jakiś cud. Ale cud
nie następuje.
Mój umysł opiera się, odmawia przyjęcia tych danych. Cokolwiek to jest, nie chce tego oglądać.
Przesuwam się nieco do przodu w czasie, żeby wyrwać się z tego zamieszania. Poczekaj... To była
bitwa. Ilu martwych! Są wszędzie. Ciała na polu, broń, mundury.
Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to związane z Konfederacją. To była najważniejsza
bitwa wojny. Znam tę scenę. To największa bitwa Wojny Domowej, w której zginęło więcej ludzi
niż w jakiejkolwiek innej bitwie. To Getysburg!
MONITOR: W porządku, Courtney. Zakończ sesję. Cel brzmiał „Bitwa pod Getysburgiem”.
Komentarz
Poza tym, że z powodzeniem zidentyfikowałem cel skalowania, w sesji tej mój nieświadomy
umysł współpracował z umysłem świadomym, by ochronić mnie przed bezpośrednimi doznaniami
z pola bitwy. Ciekawe, że nie potrafiłem dokładnie zidentyfikować sceny aż do czasu, gdy bitwa się
zakończyła, a emocje opadły. Dopiero wtedy mój nieświadomy i świadomy umysł na tyle otwarły
się na dialog, że mogłem zobaczyć i odczuć wszystko, co działo się na miejscu. Mówiąc krótko, nie
byłem przygotowany na to, co zaistniało na początku sesji i musiałem poczekać, aż mój umysł
znajdzie takie położenie w czasie i przestrzeni, które pozwoli przekazać potrzebne informacje, a
jednocześnie nie przeciąży mojego systemu nerwowego. Należy podkreślić, że wszystko to działo
się automatycznie, bez podejmowania jakichkolwiek świadomych decyzji z mojej strony.
Ostatnia rzecz dla historyków. Rzeczywista bitwa pod Getysburgiem była dużo gorsza od
wyobrażenia o niej. Była to naprawdę straszna rzeź, którą trudno wyrazić słowami. Szczerze
mówiąc, żeby ją zrozumieć, należałoby tam być. Osobiście uważam, że historycy mogliby pokusić
się o ponowne zbadanie tego strasznego wydarzenia przy pomocy SRV.
Rozdział 30
Santa Fe Baldy
Pod Santa Fe Baldy, górą w Nowym Meksyku, niedaleko Santa Fe znajduje się baza Marsjan,
która służy za centrum ich operacji planetarnych. W poprzednich rozdziałach przedstawiłem dużo
danych na poparcie tej tezy. Żeby to jednak udowodnić, postanowiłem zrobić coś specjalnego.
Dodałem mianowicie do listy cel, który identyfikował samą górę, a nie tylko Marsjan. Miało to
wyeliminować możliwość, że ja i inni patrzymy na coś, co wygląda bardzo podobnie, ale w
rzeczywistości nie jest górą Santa Fe Baldy.
Przeprowadziliśmy sesję w ciemno, w warunkach Typu 4. Oceniając te dane, należy pamiętać, że
nieświadomość jest bardzo inteligentna. Nie wykonuje tylko poleceń dotyczących danych; wie
dobrze, czego potrzebuje teleobserwator. Zawsze nakieruje go na właściwą odpowiedź, nawet jeżeli
świadomy umysł nie uważa jej za prawidłową. W tym konkretnym przypadku, chciałem wiedzieć,
czy Santa Fe Baldy faktycznie jest górą, pod którą znajduje się baza. Tymczasem nieświadomość
doprowadziła mnie do tej informacji na drodze fascynującego strumienia danych, który wyszedł
poza wąskie ramy geograficznej precyzji i niespodziewanie odsłonił przed nami związaną z bazą,
szeroko pojętą działalność ludzi i Marsjan.
Data: 2 sierpnia 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4471/3621
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: Dostrzegam kolory: czerwony, brązowy i beżowy. Powierzchnie są chropowate, a niektóre
gładkie. Jest chłodno. Nie czuję na razie żadnego zapachu.
(Mój szkic z Fazy 3 przedstawia obszar, który wydaje się być pokryty szeregiem budowli.
Przemieszczam się następnie na wysokość stu stóp nad cel.)
Znajduję się nad budynkiem o okrągłym kształcie.
(W kolejnym szkicu Fazy 3 rysuję zarys budynku, który wielu teleobserwatorów łączyło z
Marsjanami. [Inne, nie przytaczane tu sesje, wskazywały, iż w budynku tym odbędą się rozmowy
na wysokim szczeblu pomiędzy ludźmi a Marsjanami.] Monitor każe mi następnie przejść
bezpośrednio do Fazy 6, gdzie rysuję małą podobiznę budynku na środku kartki papieru. Następnie
badam miejsce wokół budynku, żeby zorientować się w otaczającym środowisku. W pobliżu
okrągłej budowli znajdują się inne, mniejsze budynki. Kilka mil na wschód od grupy budynków
natrafiam na las i górę. Centrum mieszkalne leży na zachód. Góra wydaje się być ściśle związana z
okrągłą budowlą.)
Wchodzę teraz do dużego okrągłego budynku. Wewnątrz znajduję urządzone na wzór biura
przestronne pomieszczenie. Ściany biura, tak jak cały budynek, są zakrzywione. W pokoju są drzwi,
które prowadzą do korytarza, mieszczącego dużo małych biur. Po powrocie do dużej sali,
zauważam, że znajduje się tu miejsce na prezentacje, tak jakby przód audytorium. Są też rzędy
pochyłych krzeseł.
Skupiam teraz uwagę na ludziach w pokoju. Noszą zwykłe garnitury biznesmenów. Sam
budynek wydaje się być związany z jakąś produkcją. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej część
prowadzonej tu działalności związana jest z oprogramowaniem komputerowym.
Na linii czasu zaznaczam dzień dzisiejszy i cztery ważne punkty w przyszłości. Badając
oddzielne punkty czasu, w drugim punkcie (około dwa lata od chwili obecnej) pod konstrukcją w
pobliżu okrągłego budynku znajduję dużą, nowoczesną prostokątną budowlę. Niektóre mniejsze
budynki zostały rozebrane, żeby zrobić miejsce dla tej nowej większej budowli. We wszystkich
dalszych punktach na linii czasu, prostokątna budowla wyraźnie dominuje nad otoczeniem.
Wracając do teraźniejszości, zauważam plan konstrukcji większego budynku.
MONITOR: Courtney, wróć jeszcze raz do dużej budowli w przyszłości i dowiedz się, co robią
w niej ludzie.
C.B.: Dobra. Poczekaj... Jestem teraz w dużym prostokątnym budynku. W środku znajdują się
terminale komputerowe, stoły laboratoryjne, przewody i sprzęt laboratoryjny. To laboratorium
naukowe. Mam wrażenie, że przedmiot badań obejmuje genetykę i biotechnologię.
Monitor każe mi śledzić jednego z pracowników, gdy ten wychodzi z budynku pod koniec
dniówki. Musi przejść przez frontową bramę dużego kompleksu, przy której stoi strażnik. Podążam
za pracownikiem, kiedy jedzie do domu, położonego na zachodzie, w dużym centrum mieszkalnym.
Krajobraz wzdłuż drogi daje mi silne AOL linii sygnału, że miejsce to znajduje się niedaleko Santa
Fe.
MONITOR: Wróć jeszcze raz do dużej budowli i dowiedz się, co znajduje się na każdym z
pięter.
C.B.: Moja nieświadomość ciągnie mnie do podziemia.
MONITOR: OK.
C.B.: O rany. Dużo tu martwych ciał, skąpo odzianych w kolorowe ubrania. To nie jest dobre
miejsce. Śmierć tych ludzi ma pozostać w sekrecie. Zginęli, wypełniając swoje obowiązki. Inni
musieli składować ciała, żeby szybko usunąć je z drogi. To oni ostatecznie zdecydują, co zrobić z
ciałami. Problem stanowi tutaj kwestia bezpieczeństwa.
MONITOR: Co masz na myśli mówiąc „zginęli wypełniając obowiązki”?
C.B.: To byli naukowcy. Zabiła ich praca.
MONITOR: Co robili?
C.B.: Zajmowali się jakimiś niebezpiecznymi eksperymentami naukowymi. Znali ryzyko, ale to
ich nie powstrzymało. Nie byli nadzorowani przez nikogo z zewnątrz. Tę działalność prowadzono
w zaciszu, nawet w sekrecie.
MONITOR: Co to była za działalność?
C.B.: Badania obejmowały promieniowanie i genetyczne mutacje organizmów. Tych ludzi zabiły
produkty lub produkty uboczne z ich własnych laboratoriów. Wygląda na to, że brakowało im
właściwego BHP. Mój umysł ciągnie mnie teraz na wschód, do góry.
MONITOR: A więc idź tam.
C.B.: Jestem teraz w górze. Są tu jaskinie, a w jaskiniach jakieś istoty. To baza Marsjan, ale
widzę zmiany. Teraz w jaskiniach znajdują się pojazdy na kołach. Miejsce jest nowoczesne, ale nie
supernowoczesne. W tej chwili nie ma tu statków ET. Widzę tunel. Prowadzi na zachód i łączy się z
powierzchnią, a na zewnątrz jest zamaskowany. Na razie tunel wykorzystywany jest jako otwór
odpowietrzający, ale jest bardzo duży. Bez problemu przejechałyby przez niego pojazdy.
Jest tu dużo pracowników. Wyglądają prawie tak jak ludzie. Właściwie oni są ludźmi! Mają na
sobie jednoczęściowe białe uniformy.
O rany, to ciekawe. Zapiszę to jako AI. Wydaje się, że suterena ze zmarłymi połączona jest z
pomieszczeniami na górze. To miejsce jest bardziej aktywne, niż kiedykolwiek przedtem. Jest tu
dużo budowli. Wygląda na to, że pracownicy je rozbudowują.
Przemieszczam się teraz w czasie do przodu. W bliskiej przyszłości budowa zostaje zakończona,
lecz nikt tam nie mieszka, jeśli nie liczyć nadzorujących. Jeszcze dalej w przyszłość jest pełna
Marsjan – uchodźców. Niektórzy z nich są brudni. Słychać dużo głosów, prawdziwa paplanina,
tumult, coś się dzieje. Marsjanie zapełniają pomieszczenie dziećmi i dorosłymi, którymi targają
silne emocje – strach, podniecenie, ale i nadzieja. Marsjanie chcą wydostać się na powierzchnię. Są
naprawdę szczęśliwi i podekscytowani!
MONITOR: Courtney, wróć do obecnego czasu i zobacz, czy ludzie w okrągłej budowli wiedzą
coś na temat tego, co ma się wydarzyć. Potem przenieś się do przyszłości i zbadaj, kiedy nastąpi
świadomość zmiany.
C.B.: Obecnie ludzie w okrągłej budowli nie wiedzą nic. W drugim punkcie na linii czasu, rząd
podjął decyzję umieszczenia osiedla niedaleko Santa Fe. W tym czasie napływają spore ilości
pieniędzy. Rodzi się pomysł, by wykorzystać rozbudowaną podziemną bazę Marsjan jako ośrodek
przyjmowania nowych Marsjan.
MONITOR: W porządku, Courtney. Wystarczy. Zakończmy sesję. Celem był ostatni wieczór
kawalerski Hugh Hefhera...
C.B.: Daj spokój...
MONITOR: Cel brzmiał „Santa Fe Baldy (Ocaleni Marsjanie – jaskinie w Nowym Meksyku”.
Komentarz
Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, gdzie przybędą uchodźcy marsjańscy i jak baza Marsjan pod
Santa Fe Baldy zostanie przekształcona w imigracyjny ośrodek przyjęć. Wielu z tych Marsjan
wyglądało na całkiem zwyczajnych. Ogólnie, nie były to typy stojące na wysokim szczeblu rozwoju
technicznego – matki, dzieci, przeciętni dorośli Marsjanie i tak dalej. Właściwie odniosłem
wrażenie, że ich imigracja do Stanów Zjednoczonych pod wieloma względami nie różni się wiele
od imigracji innych grup etnicznych. Jestem pewien, że kiedy ludzie przywykną do sytuacji i
przestanie być ona nowością, Marsjanie mają wszelkie szansę, by traktowano ich jak przyjaznych
sąsiadów.
Rozdział 31
Oficjalne spotkanie z Marsjanami
W umyśle Czytelnika rodzi się zapewne pytanie, w jaki sposób zaczniemy porozumiewać się z
Marsjanami. Jak już wspominałem, ludzie nawiążą oficjalne kontakty z Marsjanami wcześniej niż z
Szarymi, chociaż nie jestem w stanie określić, ile czasu upłynie między jednym a drugim
wydarzeniem. Otwarta propozycja Narodów Zjednoczonych, by spotkać się z Szarymi, mogłaby
wszystko przyspieszyć. Jednak spotkanie z Marsjanami nastąpi jako pierwsze, a to znacznie
przyczyni się do zwrócenia ludzkiej świadomości w kierunku gwiazd.
Pierwotnym zamierzeniem sesji, na której opiera się niniejszy rozdział było dowiedzieć się, w
jakim stopniu Marsjanom udało się zintegrować z kulturą ludzką. Nie tylko dostarcza ona
odpowiedzi na to pytanie, ale, jak w przypadku wielu doświadczeń teleobserwacyjnych, odsłania
całe bogactwo innych ważnych informacji. Te dodatkowe dane zawierają wskazówki, jak powinny
(lub będą) wyglądać pierwsze kroki w oficjalnym spotkaniu Marsjan z ludźmi.
Sesja prowadzona była w ciemno, w warunkach Typu 4, a miała miejsce po dłuższej przerwie w
monitorowanej obserwacji, która była mi potrzebna, by odpocząć. Teraz, wracając do
teleobserwacji, czułem się naładowany nową energią i byłem ciekaw, co też niezwykłego tym
razem wyciągnie na światło dzienne moja nieświadomość.
Data: 26 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6068/0004
Dane wstępne wskazywały, że z celem związana jest wzniesiona przez człowieka budowla na
suchym lądzie.
C.B.: Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są z drewna i cementu. Ciepło, naprawdę bardzo
ciepło. Czuję smak potu i słyszę ludzkie głosy. W miejscu celu dostrzegam coś okrągłego i
płaskiego.
Przechodzę do Fazy 3, żeby zrobić szybki szkic czegoś, co wygląda na okrągłą budowlę z
płaskim dachem.
MONITOR: Przejdź do Fazy 4.
C.B.: Jestem teraz w matrycy. Dokładnie widzę budynek. Słyszę głosy w budynku, więc
wchodzę. Toczy się tu rozmowa. Rozmawiają ludzie. Budynek jest okrągły i mam wrażenie, że już
go kiedyś widziałem. Na chwilę przenoszę się na zewnątrz. Wokół budynku rosną drzewa. Już
jestem z powrotem.
O rany! Jakie wrażenie estetyczne! Właśnie skupiłem uwagę na ludziach rozmawiających w
budynku – to bardzo wpływowa grupa. Odbywa się tu spotkanie na najwyższym szczeblu. Pozwól,
że przeniknę do ich umysłów. Poczekaj... Oni mówią o istotach pozaziemskich.
Ci ludzie mają na sobie mundury wojskowe. Są to generałowie, admirałowie, elita wojskowa;
jest również cywil. Wygląda jak prezydent Stanów Zjednoczonych. Pozwól, że znowu napiszę „O
RANY!” w kolumnie AI.
MONITOR: Dobra. Wrzuć to do kolumny AI i kontynuuj. Utrzymaj szybkie tempo. Dobrze ci
idzie.
Monitor każe mi przejść od razu do Fazy 6. Wydaje mi polecenie zastosowania techniki SRV,
która oddziela pierwotne elementy tematu od obserwowanej rozmowy.
C.B.: Dyskusja toczy się na bardzo praktycznym poziomie. W centrum uwagi znajduje się
kwestia, jak nawiązać kontakt z ET. Ludzie wiedzą, że można tego dokonać za pomocą
świadomości, ale chcą czegoś bardziej fizycznego. Cała zabawa zaczęła się od kontaktu
świadomości, ale teraz potrzebują czegoś innego. Pada między innymi propozycja użycia radia.
Próbują wymyśleć, jak to zrobić.
Przedmiotem rozmowy nie są Szarzy. Ci ludzie mówią o Marsjanach. To prawdziwy problem
komunikacji międzyplanetarnej. Teraz skupiają się na radiu.
(Konstruuję linię czasu Fazy 6, za pomocą której mogę zbadać naukowe punkty w przyszłości.)
W porządku, znalazłem punkt, w którym ludzie zaczęli rozmawiać z Marsjanami. Nazwę go
punktem komunikacji. Wydaje się, że używają radioteleskopów – nie jednego, lecz wielu. Są one na
całym świecie. Ludzie zaczynają od nastawienia radioteleskopów na Marsa i nasłuchiwania.
Wygląda na to, że usłyszeli niewiele. Potem zmieniają taktykę i zaczynają nadawać. Istnieje wiele
kwestii, które wymagają rozwiązania. Podstawowa kwestia to w jakim języku się porozumiewać.
Potem trzeba opracować protokoły komunikacji.
Szarzy obserwują to wszystko, ale nie uczestniczą aktywnie. Sprawiają wrażenie
zainteresowanych, ale w sposób bierny. Ludzie próbują również nadawać do baz ET na Księżycu.
Jednak większość wysiłków kierują na Marsa. ET na Księżycu milczą.
Początkowo Marsjanie na Marsie też milczą. Czują, że zostali odkryci i zastanawiają się, co
robić i jaka będzie reakcja ludzi. Zawsze wiedzieli, że w końcu nastąpi taki dzień. Czują się nieco
zagubieni.
Przesuwając się w czasie do przodu, widzę, że Marsjanie postanawiają podjąć dialog. Przesyłają
sygnał, głośny i wyraźny. Wykorzystują chyba te same protokoły radiowe, które zapoczątkowali
ludzie. Jestem trochę wstrząśnięty wyglądem tych Marsjan. Podążyłem za sygnałem radiowym na
Marsa i teraz jestem tutaj. Marsjanie są humanoidami i w tej chwili bardzo przypominają ludzi.
Mają nawet włosy. Ci konkretni Marsjanie to w przeważającej części osobnicy płci męskiej. Noszą
jakieś mundury, ale nie stanowią żadnej walczącej grupy militarnej. Agresja nie leży w ich naturze.
Cała ich obrona wydaje się być zbudowana wokół ukrywania się, a nie walki. Ich skóra jest jasna.
W sensie subprzestrzennym Marsjanie ci nie różnią się chyba od swoich przodków, ale mają ciała
porównywalne z ciałami ludzi na Ziemi.
MONITOR: Przesuń się w czasie do przodu. Gdzie są Marsjanie?
C.B.: Poczekaj... Są na Ziemi. Pracują ze swoimi tubylczymi grupami, tymi, które migrowały
wcześniej. Dostają wsparcie od rządu ludzi, po to by mogli kontynuować swą pracę. Pracują teraz
na zewnątrz, na otwartym powietrzu. A niech to! Oni naprawdę wyglądają jak ludzie.
MONITOR: Gdzie są Szarzy?
C.B.: Szarzy zajmują się własnymi sprawami. W tym punkcie czasu w przyszłości ich
przedsięwzięcie genetyczne jest już wykonane lub bliskie końca. Zostały tylko drobne poprawki.
Jeszcze nie komunikują się z ludźmi bezpośrednio.
MONITOR: OK, Courtney. Mamy to, czego potrzebowaliśmy. Celem byli „Marsjanie –
przyszła kultura”.
Komentarz
Marsjanie, z którymi przyjdzie nam obcować w przyszłości będą do nas bardzo podobni, być
może nawet nie do odróżnienia. Prawdziwe różnice w porównaniu z ludźmi mieszkającymi na
Ziemi ujawnią się w technice i kulturze. Jeżeli zależy nam na udanych kontaktach z Marsjanami,
będziemy musieli zrozumieć ich potrzeby. Ale oni nie przyjdą do nas jako „małe zielone ludziki”.
Nie musimy obawiać się pierwszego spotkania z kulturą pozaziemską, przynajmniej pod tym
jednym fizycznym kątem. Istoty pozaziemskie będą wyglądać tak jak my.
Rozdział 32
Niższe formy życia na Ziemi
Poniższą sesję przeprowadziłem bez żadnej wcześniejszej wiedzy na temat celu, który tym
razem stanowiły „Formy elementarne”. Był to jeden z kompletnie nie znanych mi celów spoza listy,
które mój monitor wyznaczał mi dosyć często. Nigdy nawet nie omawiał ze mną ogólnego tematu.
Powodem, dla którego tak robił było dodatkowe zabezpieczenie danych przez powstrzymywanie
mnie od prób zgadywania cech celu, co mogłoby prowadzić do mylnego AOL. W praktyce jednak
mój własny poziom dyscypliny umysłowej w trakcie teleobserwacji jest już na tyle wysoki, że mój
monitor rzadko martwi się o jakość zdobytych przeze mnie danych. Tym niemniej woli się
zabezpieczyć, a jego praktyka podrzucania mi niespodziewanych celów faktycznie utrzymuje mnie
w stanie czujności podczas sesji.
Monitor obrał dla mnie taki cel, ponieważ od dawna frapowało go, co dzieje się z pozostałą
częścią życia subprzestrzennego, w czasie, gdy ludzie tak bardzo niszczą środowisko fizyczne.
Wszystkie nasze wysiłki w SRV skierowane były na istoty przypominające człowieka. Ale mojego
monitora obchodził też los wielu innych, niehumanoidalnych subprzestrzennych stworzeń, które
osobiście widział podczas własnych sesji teleobserwacji. Jemu jawiły się one jako „Formy
elementarne”. To określenie, jakiego używa w odniesieniu do większości stworzeń
niehumanoidalnych. Większość tych istot jest mniejsza od ludzi, a ich zachowanie często odznacza
się nieprzewidywalnością. Nie wiedział, czy stworzenia te mają odpowiedniki fizyczne ani czy
same występowały kiedyś w postaci fizycznej (co może oznaczać jedno i to samo). Wiedział tylko,
że żyją wokół nas i zastanawiał się, czy ludzka działalność w jakikolwiek sposób im szkodzi.
Krótko mówiąc, czy ludzka destruktywność w stosunku do środowiska fizycznego wpływa
negatywnie na większą społeczność życia w subprzestrzeni. Mój monitor martwił się, że jeżeli
okazałoby się to prawdą, mógłby to być zaledwie czubek góry lodowej, kryjącej ogrom zniszczenia
planety, dokonującego się tak obecnie, jak i w przyszłości.
Oczywiście, sesja ta została przeprowadzona w warunkach Typu 4. Zaraz po danych wstępnych,
zdałem sobie sprawę, że jest to cel całkowicie niespodziewany. Nie wiedziałem, że nie figuruje na
liście celów. Po prostu zauważyłem, że nie miałem żadnych wcześniejszych oczekiwań co do tego,
gdzie kieruje mnie nieświadomość. Cokolwiek to było, poczułem od razu, że zobaczę coś, czego
nigdy wcześniej nie widziałem.
Data: 28 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3660/1161
Dane wstępne wskazywały, że cel obejmuje powierzchnię pomiędzy suchym lądem a cieczą.
C.B.: Widzę kolory niebieski i biały. Powierzchnie są błotniste i mokre. Dość zimno. Czuję
jakby smak ryby i zapach wody morskiej. Gdziekolwiek jestem, to miejsce jest szerokie, rozległe,
płaskie i bardzo głębokie.
(Rysuję następnie szkic Fazy 3, który wydaje się przedstawiać suchy kawałek lądu obok dużego
zbiornika płynu. Zaczynam też dostrzegać i rysować coś, co wygląda na rodzaj sztucznej,
podwodnej budowli.)
Przechodzę do Fazy 4 i wciąż widzę dużo cieczy. To wygląda jak wielki ocean. No cóż, mogę
przynajmniej powiedzieć, że znajduję się na jakiejś planecie. Ta planeta wydaje mi się znajoma, ale
nie odwiedzałem jej wcześniej w tym punkcie czasowym. Ten płyn to chyba woda, bardzo głęboka.
W pobliżu znajduje się suchy kawałek lądu. Udaję się tam. Badam ...Ziemia jest jałowa. Nic na
niej nie rośnie. Jest naturalna, ale odnosi się wrażenie, że znajduje się pod silnym wpływem jakiejś
cywilizacji. Miejsce jest jałowe niczym Mars, ale to nie Mars. Występują inne kolory i jest
atmosfera.
Wracam teraz do wody. W wodzie znajduje się chyba jakaś konstrukcja. Jest naprawdę wielka.
Wchodzę do wody, żeby ją zbadać. Poczekaj...
Konstrukcja jest dość nowoczesna, ale nie według norm ET. Zbudowana jest przede wszystkim z
metalu i chyba ze stali nierdzewnej. Widać nowoczesną technikę, bardziej zaawansowaną niż
obecnie na Ziemi, ale nie jest to poziom najwyższy.
W budowli znajdują się istoty. Wchodzę do środka, żeby im się lepiej przyjrzeć. Hmm. Oni mają
na sobie zwykłe ludzkie ubrania. Skupiam teraz uwagę na samych istotach. Mają ludzkie twarze,
zarówno mężczyźni jak i kobiety. Oczy są małe, jak u ludzi. Wygląda na to, że to są ludzie, ale nie
rozumiem scenerii. Nie znam miejsca tego typu, w którym przebywaliby ludzie.
W budowli jest wiele pięter. Znajdują się tu podobne do wind kanały do pionowego ruchu w
budowli. Są też duże otwory, prowadzące na zewnątrz do wody.
MONITOR: Powstrzymaj się od analizy. Po prostu umieść dane w matrycy i idź dalej.
C.B.: Ludzie się martwią, odczuwają strach. Ta budowla przypomina wielką łódź podwodną o
śmiesznym kształcie. Skupiam się teraz na czynnościach ludzi. Wydaje się, że nie są szczęśliwi,
robiąc to, co robią. To harówka, związana ze zdobywaniem i przetwarzaniem jedzenia, żeby
przetrwać. Pracują, bo nie mają wyboru, a jeśli już, to jest on ograniczony. Ich praca z całą
pewnością związana jest z przetrwaniem.
Wydaje się, że istnieje wyższy cel ich działalności. Kłopot polega na tym, że ludzie ci mogą nie
dożyć czasów, gdy zostanie on osiągnięty. Ich sytuacja jest raczej beznadziejna. Pracują dla
następnej generacji, swoich dzieci i dzieci ich dzieci.
MONITOR: Wróć na ląd. Co widzisz?
C.B.: W porządku. Ziemia nie może podtrzymać życia. Jest to wynikiem zagłady. Jest jałowa, po
prostu sam kurz i kamienie. Powierzchnia jest naturalna, ale nosi znamiona sztucznej ingerencji.
Moja nieświadomość popycha mnie z powrotem ku budowli w wodzie.
MONITOR: Więc idź tam.
C.B.: Na zewnątrz konstrukcji nie widzę żadnego życia. Woda jest tak jałowa jak ląd. Nie ma tu
nic, zupełnie nic. Czuję, że powinienem przenieść się w czasie do przodu.
Hmm. Teraz to miejsce roi się od życia, przynajmniej w wodzie. To ciekawe. Występuje tu
zarówno subprzestrzeń, jak i życie fizyczne. Sprawdzam jeszcze raz w pierwotnym czasie. Nie było
ani subprzestrzeni, ani życia fizycznego. Dziwne. Tam gdzie nie ma życia fizycznego, nie ma też
subprzestrzeni. Tak jakby te dwa światy istniały równolegle, współpracowały ze sobą. Jeden nie
istnieje bez drugiego, albo przynajmniej życie subprzestrzenne nie pojawia się, jeśli nie ma życia
fizycznego.
MONITOR: Co masz na myśli mówiąc „życie w subprzestrzeni”? Jakiego rodzaju życie?
C.B.: Wszędzie są małe zwierzęta subprzestrzenne. Wyglądają jak duchy ryb. To duchy ryb czy
też ich subprzestrzennych postaci. Między zwierzętami fizycznymi a ich subprzestrzennymi
postaciami istnieje silny związek. To tak jakby należały do jednego stada albo trzody, w zależności
od zwierzęcia. Kiedy zostało zniszczone środowisko fizyczne, ucierpiało zarówno życie fizyczne
jak i subprzestrzenne. Gdy środowisko doszło do siebie, obydwa światy znów mają się dobrze.
Wydaje się również, że działalność ludzi w budowli miała coś wspólnego z uzdrawianiem
środowiska. Nie zdołali zrobić wszystkiego, ale mieli swój udział w szczęśliwym zakończeniu.
MONITOR: W porządku. Courtney, celem były „Formy elementarne”.
C.B.: Co? Przecież tego nie ma na liście! Co to są formy elementarne? Wiesz, że nie mam już
czasu na takie ciekawostki. Książka musi być wkrótce złożona u wydawcy i... Co to są formy
elementarne?
MONITOR: Wytłumaczą ci, Courtney. To bardzo ważne, byśmy rozumieli formy elementarne.
Ja widzę je od lat. One występują wszędzie i nie można ich ignorować tylko dlatego, że nie są
humanoidami.
Mój monitor przechodzi do wyjaśnienia, czym są formy elementarne i dlaczego się nimi
interesuje. Pochłania mi to pozostałą część dnia, ale w końcu uświadamiam sobie, że jego troska
jest uzasadniona, oraz że muszę wspomnieć o tych formach życia w mojej książce. Uzyskałem
również dane SRV, które sugerują, że wiele istot pozaziemskich w równym stopniu troszczy się o te
inne formy życia, co o nas.
Komentarz
Literatura na temat porwań przez UFO ciągle donosi, jakoby Szarzy mówili ludziom, że nie
mogą bezczynnie przyglądać się, jak niszczymy życie fizyczne i toczące się obok, związane z nim
życie „w innym wymiarze”. Szczerze mówiąc, dotychczas nie rozumiałem, co to oznacza. Wydaje
się, że ludzie są ogólnie nieświadomi tego szerokiego spektrum niższego poziomu życia
niefizycznego i pozostają całkiem ślepi na subtelną więź, jaka istnieje między fizycznymi i
niefizycznymi postaciami tego życia.
Po części, ludzka niewiedza wynika z problemów, jakie sprawia nam postrzeganie
subprzestrzennego (lub niefizycznego) życia w ogóle. W wielu kręgach kwestia, czy ludzie mają
dusze czy nie, pozostaje kontrowersyjna. Większość ludzi, gdy ich o to zapytać, odpowiada, że
dusza istnieje, ale naukowcy rzadko próbowali ją zbadać. Przy takim wysokim stopniu
dezorientacji, jaki panuje wśród elity naukowej w kwestii naszych ludzkich postaci
subprzestrzennych, nie należy się dziwić, że nawet nie zaczęliśmy zadawać pytania, czy inne formy
życia mają niefizyczne odpowiedniki.
Ludzie ogólnie nie postrzegają samych siebie jako strażników życia na tej planecie; skłonni są
raczej uważać się za właścicieli ogrodu, który mają do dyspozycji. Nic dziwnego, że przy takich
poglądach na inne życie, kwestia istnienia subprzestrzeni całego życia, tak ludzkiego jak i
nieludzkiego, jest rzadko podnoszona. Ale teraz wiem, że pytanie to jest na tyle ważne, by je
zadawać. Poznałem też na nie odpowiedź.
Całe życie subprzestrzenne zależy od życia fizycznego. Nie znam wszystkich aspektów tej
zależności, ale wiem, że ona istnieje. Gdy niszczymy nasze środowisko fizyczne, gdy niszczymy
gatunki, utrudniamy życie lub zadajemy ból innym niż ludzka formom istnienia, hamujemy
zdolność subprzestrzennego życia do ewoluowania. Życie fizyczne i niefizyczne przebiegają
równolegle; jedno nie toczy się bez drugiego. Jeżeli my – ludzie mamy stać się prawdziwymi
obywatelami galaktyki, będziemy musieli zmienić swoje poglądy na inne życie, na całe życie. A
może się to okazać trudniejsze do zaakceptowania niż fakt, że istnieją istoty pozaziemskie.
Rozdział 33
Wydarzenie, które zniszczyło Marsa
Jeżeli na Marsie istniał kiedyś ekosystem, to co go zniszczyło? Dane SRV z okresu
poprzedzającego jego zagładę nie wskazują na to, że Marsjanie posiadali technikę zdolną zniszczyć
całe swoje środowisko, nie mówiąc już o atmosferze planety. Opierając się na danych
przedstawionych w poprzednich rozdziałach, wiemy już, że Szarzy zniszczyli swój świat przez
nierozważne działania, oraz że ludzie najwyraźniej idą podobną drogą. Ale Mars to co innego. Jak
wydaje się od samego początku naszych badań, upadek środowiska tej planety związany jest z jakąś
katastrofą naturalną. Wielu różnych teleobserwatorów doszło do wniosku, że katastrofa nastąpiła po
jakimś astronomicznym wydarzeniu, związanym być może z kometą lub asteroidem.
Obraliśmy zatem cel, który miał zidentyfikować przyczynę upadku cywilizacji Marsjan. Jak się
okazało, ta sesja SRV była jedną z dwu ostatnich, które przewidzieliśmy dla celów tej książki.
Przypomnę Czytelnikom, że po opracowaniu wstępnej listy celów wiele miesięcy wcześniej,
skrupulatnie unikałem zaglądania na listę, żeby nie pobudzać swego świadomego umysłu do
formułowania opinii przed faktycznymi sesjami. Nasza skłonność do ciągłego powiększania listy
przez dodawanie celów ad hoc była jednak na tyle silna, że nigdy nie kusiło mnie, by myśleć o
celach, które nie zostały mi jeszcze przydzielone. Ale kiedy nadszedł czas przedostatniej sesji,
pamiętałem, że jeszcze nie korzystałem z celu identyfikującego upadek cywilizacji Marsjan
(sytuacja, która nie zdarzyła mi się przy żadnym innym celu). Kiedy sesja się zaczęła, wstępny
sygnał od celu wskazywał, że celem sesji faktycznie byli Marsjanie. Tak więc, sesja ta, która
zaczęła się w warunkach Typu 4, faktycznie przeprowadzona została w warunkach mieszanych
Typu 4 i Typu 6.
Data: 29 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5966/2695
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i twardym, naturalnym lądem.
C.B.: Dostrzegam kolory brązowy i beżowy. Powierzchnie są kamieniste, a temperatura bardzo
niska. Słyszę niesamowite odgłosy wiatru, jakby huraganu. Dostrzegam też coś okrągłego i na AOL
odbieram katastrofę na Marsie.
MONITOR: Po prostu trzymaj się struktury i przejdź do Fazy 3.
Mój szkic Fazy 3 jest prostym wyobrażeniem dwu okrągłych obiektów.
C.B.: Przechodzę do Fazy 4. Wydaje się, że przynajmniej jeden z okrągłych obiektów jest
planetą. Nadal widzę brązy, kamieniste powierzchnie i wyczuwam coś zimnego. Odczuwam też
silne zaburzenia atmosferyczne, zwłaszcza ruch wirowy. Z planetą tą związani są ludzie, którzy
obecnie znajdują się w stanie panicznego przerażenia. Tu na dole panuje niesamowite poruszenie.
Odbieram na AOL dwie rzeczy, obydwie z linii sygnału. Jedna z nich przypomina księżyc lub
asteroid, a druga to Mars.
MONITOR: Courtney, przejdź od razu do Fazy 6. Masz właściwy cel. To katastrofa na Marsie.
Po prostu zostań w strukturze i kontynuuj.
Monitor każe mi naszkicować planetę i mniejszy z obiektów. Zaznaczam Ziemię w stosunku do
tych dwóch obiektów i wykorzystuję technikę SRV, która pozwala mi zidentyfikować kierunek
ruchu mniejszego obiektu względem Marsa. Rysuję również linię czasu tego wydarzenia.
C.B.: Mniejszy obiekt ma nieregularny kształt, jest przechylony. Ma niezmiernie rzadką
atmosferę, mierzalną jedynie na poziomie molekularnym. Obiekt ten przeszedł przez krawędź
atmosfery większego obiektu. Atmosfera planety była stosunkowo gęsta i obiekt przebił się dalej
przez stratosferę. Obszar, gdzie obiekt przebił atmosferę będę nazywał obszarem przecięcia.
Badam teraz planetę. Początkowo nie było wielkiego zniszczenia atmosfery. Duże zaburzenia
występowały w pobliżu obszaru przecięcia. Gdzie indziej prawie nic się nie działo, występowało
jedynie drżenie atmosfery całej planety. W miarę zbliżania się do obszaru przecięcia, nasila się
poziom zaburzeń.
Po początkowej turbulencji, obiekt spowodował falowanie atmosfery, podobnie jak wrzucony do
wody kamień tworzy na niej rozbiegające się kręgi. Ta fala rozrosła się do atmosferycznej fali
pływowej.
Zaburzenia atmosferyczne początkowo nie miały większego wpływu na zjawiska
powierzchniowe. Nie przypominało to trzęsienia ziemi, w którym wszystko ulega zniszczeniu od
razu. Fala przeszła przez atmosferę i spotkała się z drugim swoim końcem. Odbiła się lub przeszła
przez samą siebie, a następnie wróciła do obszaru przecięcia i powtórzyła zjawisko odbicia czy
przejścia, wytwarzając wibrujące drganie. Wywołało to rezonans. Rezonans stał się podstawowym
motorem zmiany warunków atmosferycznych. Zagłuszył wszystkie inne źródła wpływu, takie jak
np. ciepło słoneczne. Najwyraźniej, grawitacja nie była na tyle silna, by szybko wytłumić drgania.
Tak więc trwały one przez długi czas.
Istoty na planecie były atakowane stopniowo. Zmieniły się wszystkie wzorce pogodowe.
Warunki na planecie zaczęły się powoli pogarszać. Wyżywienie stało się problemem, ponieważ nie
rosły żadne zboża. Problem przedstawiał też deszcz. Początkowo były zarówno powodzie jak i
susze.
Atmosfera przez długi czas była na tyle gęsta, że pozwalała na oddychanie, ale ciągłe falowanie
stopniowo rozrzedzało atmosferę. Siła przyciągania planety nie była w stanie przeciwdziałać
kinetycznej energii falowania.
MONITOR: W porządku, Courtney. Wystarczy. Cel brzmiał „Marsjanie – upadek cywilizacji
(wydarzenie)”. To fascynujące. Będzie to całkiem nowy obszar poszukiwań dla naukowców,
badających turbulencję i dynamikę cieczy w atmosferach planet.
Komentarz
Proces, którego byłem świadkiem, był absolutnie fascynujący. To coś po prostu nie mogłoby
wydarzyć się na Ziemi, ze względu na większą grawitację, jaka tutaj panuje. Grawitacja szybko
wytłumiłaby fale atmosferyczne, powstałe w wyniku przejścia asteroidu czy komety. Na Marsie
jednak, duże fale powstawały przez dłuższy czas, być może cale lata. Wystarczyło więc czasu, aby
Marsjanie zdali sobie sprawę, że z ich planetą dzieje się coś poważnego, a Federacja wysłała
złożoną z Szarych brygadę ratunkową.
Rozdział 34
Przyszła kultura na Ziemi
Poniższy rozdział prezentuje dane z ostatniej sesji, którą wykorzystaliśmy do naszych badań.
Chociaż cel znajdował się na pierwotnej liście celów, opracowanej przeze mnie i mojego monitora
w trakcie tej sesji, w przeciwieństwie do poprzedniej, dotyczącej Marsa, zupełnie o nim
zapomniałem. Wyniki sesji zaskoczyły mnie, jak się okazało, przyjemnie. Muszę przyznać, że do
czasu jej zakończenia miałem dość pesymistyczną wizję przyszłości ludzi na Ziemi. Zastanawiałem
się nawet, dlaczego istoty pozaziemskie wkładają tyle wysiłku w pomaganie nam, skoro jesteśmy
gatunkiem zmierzającym do samobójstwa. Na szczęście, wiem teraz, że istnieje powód ich
wysiłków.
Data: 30 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4395/0241
Dane wstępne do Fazy 2 wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem, płynem i
sztucznymi konstrukcjami. Od razu miałem też wrażenie przemieszczenia w czasie.
Mój szkic w Fazie 3 przypomina wirującą kulę. Wykonuję operację przemieszczenia SRV, która
przenosi mnie bezpośrednio na miejsce celu. Znajduję się w gęstym i skomplikowanym
środowisku.
C.B.: Mam poczucie złożonego ekosystemu. Są tu istoty, jacyś humanoidzi. To miejsce
przypomina dżunglę z obfitą roślinnością. Wszystko jest powiązane czy uzależnione od reszty, jak
w naczyniach połączonych lub w środowisku biologicznym dżungli. Odbieram AOL Ogrodu w
Edenie, ale nie jest to Ogród w Edenie. Po prostu sprawia takie wrażenie. Miejsce jest zadbane.
(Przechodzę do Fazy 6, gdzie konstruuję i badam linię czasu. Zaznaczam czas celu i trzy inne
ważne punkty pomiędzy czasem celu a dniem sesji.)
Wydaje się, jakby między chwilą obecną a czasem celu była różnica trzystu lat. W punkcie
czasowym celu widzę, że humanoidzi to z całą pewnością ludzie. Noszą zwykłe ubrania i zdaje się,
wykonują pracę związaną ze środowiskiem.
Pierwszy pośredni punkt w czasie wskazuje na poważną degenerację środowiska na szeroką
skalę. W punkcie trzecim następuje początek regeneracji środowiska. Poczekaj chwilę, sprawdzę
inne punkty...
W punkcie czasowym celu ekosystem zaczyna się umacniać, w tym sensie, że staje się
samowystarczalny. Wrażenie złożoności, jakie odniosłem na początku sesji związane było z
dosłowną złożonością roślinności w ekosystemie.
Nadal jestem w punkcie czasowym celu; nie wygląda na to, żeby ludzie mieli jakieś schrony na
powierzchni. Poruszają się bez pomocy pojazdów o napędzie benzynowym. Już nie dewastują
środowiska. Doglądają go. Ich mentalność zorientowana jest na przetrwanie, a nie eksploatację.
Mają głębokie poczucie, że przeszli przez najgorszy okres, a teraz mogą odbudować planetę.
Wcześniej zawsze istniały jakieś wątpliwości.
MONITOR: Skup się na różnorodności biologicznej.
C.B.: Nie ma tyle gatunków, co obecnie, ale powiedzmy tyle, ile było sto lat przed punktem
czasowym celu. Ludzie kierują swoje wysiłki głównie na stworzenie złożonego, interaktywnego
systemu planetarnego.
MONITOR: Skup się na kwestii Federacji – wzajemnego oddziaływania.
C.B.: Współdziałanie między tymi ludźmi a Federacją trwa przez cały okres od chwili obecnej
do punktu czasowego celu. Wygląda na to, że Federacja obserwuje i ofiarowuje swe
przewodnictwo, ale jeszcze nie pomaga ludziom wyjść z kłopotów. Ludzie muszą zrobić to sami.
MONITOR: Skup się na kwestii przedstawicielstwa.
C.B.: W punkcie czasowym celu, jak również wcześniej, istnieje subprzestrzenna reprezentacja
ludzi. Ale wkrótce po naszej obecnej sesji, nastąpi dialog pomiędzy fizycznymi ludźmi a Federacją.
W miarę upływu czasu, fizyczni ludzie staną się działaczami, przedstawicielami, czy może ścisłymi
współpracownikami Federacji. Mam wrażenie, że ludzie upodabniają się do pierwotnego Adama i
Ewy, menedżerów gatunków we wczesnym projekcie genetycznej ewolucji na Ziemi. Tym razem
jednak owi menedżerowie będą wywodzić się z naszej planety.
W punkcie czasowym celu, ludzie przestają być właścicielami Ziemi, a stają się jej strażnikami.
Jeszcze nie nastąpiła całkowita regeneracja planety, ale widać już ogrody, połacie kwitnącego życia,
które będą coraz większe. Ekosystemy są na ogół otwarte, ale tworzy się też enklawy dla jeszcze
nie wprowadzonych gatunków.
MONITOR: Skup się na środowiskach ludzkich.
C.B.: Poczekaj... W czasie obecnej sesji nie ma żadnych szczególnych środowisk. W pierwszym
punkcie pośrednim na linii czasu następują kłopoty, ale ludzie dopiero zaczynają myśleć o
stworzeniu specjalnych sanktuariów. W punkcie następnym zaczyna się scenariusz „Szalonego
Maksa”. Następuje krańcowe spustoszenie terenu. Nadal występuje życie, ale na ogół pustynne lub
w najlepszym wypadku w środowisku zbliżonym do sawanny. W punkcie trzecim pełną parą
działają specjalne ludzkie środowiska typu sanktuarium.
MONITOR: Skup się na ludzkich protokołach do dialogu z Federacją.
C.B.: W porządku. Kieruję nieświadomość na protokoły... Nic specjalnego. Federacja zna
angielski, podobnie jak inne języki. Nie oczekują niczego nadzwyczajnego. Federacja przygotuje
wszystkie ogniwa potrzebne do porozumienia. Ludzie muszą tylko zasygnalizować, że są gotowi.
MONITOR: Zbadaj bezpośrednio koncepcję pomocy ze strony Federacji.
C.B.: Oni udzielają jedynie nieformalnej pomocy. Ludzie sami muszą znaleźć wyjście z
zaistniałej sytuacji. Wkład Federacji jest bierny, w tym sensie, że ona jedynie obserwuje; ale i
czynny, bo jednocześnie ukazuje ludziom cel, do którego powinni dążyć. Nie uwolnią nas od
problemów wpłacając kaucję. Musimy być gatunkiem dojrzałym i pomocnym, a nie zależnym od
innych, dojrzałość zaś przychodzi wraz z doświadczeniem.
MONITOR: W porządku. Jeśli zechcemy poznać przeznaczenie będziemy chyba musieli
poczekać do następnego projektu. Zakończmy sesję. Courtney, znowu jest nadzieja. Celem była
„Ziemia – przyszła kultura”.
C.B.: Naprawdę? Całkiem o tym zapomniałem; upłynęło sporo czasu, od opracowywania listy
„Ziemia – przyszła kultura”... Wygląda na to, że moja nieświadomość wiedziała, co jeszcze będzie
mi potrzebne do książki. Ludzkość otrzyma drugą szansę. Dobra nasza!
Komentarz
Ludzie się zmienią. Będziemy świadkami zniszczenia naszej własnej planety – naszego domu.
Dla ludzkości nastąpi długi okres ciężkich doświadczeń. Jednak strata ta nie pójdzie na marne.
Wspólnie nauczymy się czegoś. Niektórzy Czytelnicy mogą nie przyjmować do wiadomości, że
Ziemia stanie się planetą kurzu, po czym, pod rządami ludzi mądrzejszych, odrodzi się niczym
Feniks z popiołów. Nie zmienia to jednak faktu, że dane SRV wyraźnie wskazują, iż taka faza
nastąpi, a gdyby rozpatrzeć sprawę z punktu widzenia logiki i wiedzy na temat ludzkiego umysłu,
wniosek musiałby być taki sam. Problem nie polega na tym, że na Ziemi żyje za dużo ludzi w
stosunku do jej ograniczonej powierzchni. Planeta mogłaby utrzymać o wiele większą populację niż
obecnie. Kłopot w tym, że z natury swej ludzie pragną życia co najmniej tak dobrego, jakim cieszą
się zamożne elity. Będziemy bez opamiętania eksploatować surowce naturalne, żeby zaspokoić
wyszukane pragnienia.
Nikła łączność pomiędzy naszym umysłem świadomym a jego subprzestrzenną postacią nie
pozostawia nam innego wyboru, jak gonić za szczęściem na drodze fizycznych zmysłów. Większa
część ludzkości będzie nadal walczyć, by w nieskończoność polepszać swój fizyczny dobrobyt, aż
w końcu nasza planeta odmówi nam posłuszeństwa, niszcząc dużą część ludzkości. Na szczęście
nie całą. To w tym momencie zacznie się tak zwany scenariusz „Szalonego Maksa”, a ludzie zaczną
rozważać swoje życie w kategoriach przetrwania.
Federacja nas nie uratuje. Jeżeli nie powstrzymała Szarych od autodestrukcji, dlaczego miałaby
robić to w przypadku ludzi? Ale spójrzmy na sprawę z innego punktu widzenia. Ile dobrego
wynikło z obecnego kierunku ewolucji Szarych, dzięki ich przeszłym doświadczeniom? Z takich
trudów rodzi się wielkość, która z całą pewnością jest też przeznaczeniem naszego gatunku.
Zdaję sobie sprawę, że większość Czytelników widzi czarno ten scenariusz najbliższej
przyszłości. Ale prawda jest taka, że nasza przyszłość, jako gatunku, jest świetlana. Ciężar
nadchodzących wyzwań nie powinien przesłonić wizji czekającej nas potem chwały. Niemal we
wszystkich sesjach SRV, jakie przedstawiłem w niniejszej książce, skupiałem uwagę na problemach
ściśle związanych z naszą obecną sytuacją. Problemy te obejmują kłopoty ze środowiskiem, słabość
więzi pomiędzy umysłem a ciałem u naszego gatunku oraz wzajemne relacje między ludźmi,
Federacją, Szarymi a Marsjanami. Rzeczywiście, wszystko, czego byłem świadkiem podczas sesji
SRV, wiąże się z ogólną ideą wielu gatunków, próbujących rozwiązać wspólne problemy. Było to
konieczne, acz chyba zrozumiałe, ograniczenie moich badań.
Jednakże obecna sesja każe nam spojrzeć dalej w przyszłość. Gdzieś około roku 2000 my –
ludzie w znacznym stopniu otrząśniemy się z problemów, jakie sobie sami stworzyliśmy. Jako
grupa lepiej sobie z nimi poradzimy; staniemy się dojrzalszym gatunkiem. Skierujemy uwagę na
otaczający nas wszechświat, i tak jak kiedyś, będziemy pomagać walczącemu życiu. Nauczymy się
też kochać w szerzej pojętym sensie tego słowa.
Ponieważ nie posłałem swego umysłu dalej niż trzysta lat od chwili obecnej, mogę tylko
przypuszczać, że taki nowy i mądrzejszy gatunek ludzki nie będzie siedział z założonymi rękami.
We wcześniejszych sesjach członkowie Federacji dali mi do zrozumienia, że pragną, by ludzie
dołączyli do szeregów organizacji jako jej pełnoprawni członkowie i pomagali Federacji w
zasiedlaniu galaktyki. U istot, które obserwowałem podczas ostatniej sesji, wyczułem świadomość,
która nie pasowała do wojowniczego typu badaczy galaktyki. Byli to raczej „czciciele” życia.
Kiedy przyszli ludzie staną się łagodnymi, ale nie biernymi istotami, a destruktywność nie będzie
już ich wiodącą cechą, nasza dobrowolna więź z Federacją stanie się pełnowartościowa.
Podejrzewam, że ludzie roku 2000 stanowią prototyp jeszcze bardziej rozwiniętych istot, które,
jak ufam, do 3000 roku osiągną szczyty rozwoju. Trudno wyobrazić sobie rolę, jaką przyjdzie nam
odgrywać w dramatach galaktycznych, które odsłonią się przed nami w miarę obcowania z innymi
gatunkami. Czuję się mały, kiedy pomyślę, w jak niewielu miejscach i czasach był mój umysł. Nie
mam pojęcia, w co my, ludzie, zaangażujemy się za dwa tysiące lat albo w jeszcze odleglejszej
przyszłości. Czy zostaniemy w końcu przywódcami Federacji? Czy pomożemy Federacji w
zasiedleniu pozostałej części Mlecznej Drogi? Czy ostatecznie sięgniemy po inne sfery naszego
wszechświata, które leżą w odległych i obcych galaktykach?
Wszystkie moje wysiłki w teleobserwacji przekonały mnie, nie pozostawiając co do tego cienia
wątpliwości, że naprawdę jesteśmy czymś więcej niż tylko ciałami fizycznymi. Nasze połączone
osobowości, fizyczna i subprzestrzenna, nigdy nie zakończą swego ewolucyjnego marszu.
Odczuwam czystą radość, gdy pomyślę o całym szeregu nieznanych jeszcze możliwości istnienia.
Gdy poradzimy sobie z wyzwaniami i trudami, czeka nas pełna cudów, bezkresna przyszłość.
Doprawdy, Bóg był hojny, dając ludziom w podarunku życie.
Za kilka lat nauczymy się żyć z Marsjanami. Potem zaczniemy otwarcie nawiązywać kontakty z
innymi gatunkami, nie wyłączając Szarych. W końcu, przy pomocy własnych statków odważymy
się opuścić Ziemię, przywróciwszy ją wcześniej do stanu kwitnącego zdrowia i pełni życia. Nie
wiem, co jeszcze będziemy robić. Ale będę tam, podobnie jak każdy z was, a pewnego dnia
wszyscy razem odkryjemy dalszą przyszłość. Na razie nadszedł czas, by uwolnić się od strachu i
niechęci i spojrzeć w kierunku Marsa. To następny krok w ewolucji naszego gatunku. (Być może
dane z teleobserwacji mogłyby pomóc w określeniu natury przyszłych wydarzeń. Wówczas
wystarczyłoby zmienić swoje zachowanie tak, by stworzyć nowy wymiar czasu, w którym
wydarzenia te nie doszłyby do skutku. Biorąc jednak pod uwagę obecną genetyczną
dysfunkcjonalność ludzi – zwłaszcza naszą słabą łączność pomiędzy ciałem a umysłem – wątpię,
abyśmy byli w stanie odsunąć ponure widmo katastrofy ekologicznej.) W ten sposób zbliżymy się
do wielkiej galaktycznej rodziny... Jak najszybciej podjąć dialog z Marsjanami – to nasze najbliższe
zadanie.
Rozdział 35
Szkolenie dyplomatów
Jeżeli ludzie kiedykolwiek mają wejść do sfery galaktycznej, kwestią o podstawowym znaczeniu
jest uznanie, że istnieją (co najmniej) dwie formy życia – fizyczna i subprzestrzenna. Jesteśmy
istotami mieszanymi. Nasze formy fizyczne zamieszkują formy życia subprzestrzeni. Fizyczne
formy życia to tymczasowe stworzenia, w tym sensie, że ostatecznie umierają. Subprzestrzenne
postaci tych form nie umierają nigdy. Nasze ludzkie „dusze” to po prostu subprzestrzenne jaźnie,
które żyją nadal, kiedy nasze fizyczne ciało ulegnie rozkładowi.
Zdolne do odczuwania, rozwinięte rasy rozumieją to wszystko i aktywnie porozumiewają się tak
w sferze fizycznej, jak i niefizycznej. Mogą one postrzegać obydwa światy równocześnie,
wykorzystując swe fizyczne i subprzestrzenne systemy nerwowe. Ludzie, być może na skutek
unikalnej struktury genetycznej, normalnie nie dysponują takimi zdolnościami, ale mogą wyrobić je
w sobie na drodze treningu. Kompetentne i profesjonalne szkolenie nie jest tanie, dlatego radzę
podejmować je tylko tym, którym przyda się ono do komunikacji i zbierania danych. Dyplomaci
galaktyczni są idealnymi kandydatami do takiego szkolenia. Naukowcy i historycy to kolejne grupy,
które mogłyby z niego skorzystać.
W rozdziale niniejszym przedstawiam zarys kursu wzajemnej komunikacji fizyczno-
subprzestrzennej. Kurs składa się z trzech oddzielnych części. Pierwsza z nich obejmuje naukę
specyficznej techniki medytacji i polecam ją jako wstępny, minimalny poziom szkolenia dla
każdego, kto pragnie sięgać dalej, poza zmysły fizyczne. W tym wstępnym szkoleniu nie są
potrzebne żadne środki ostrożności. Wydaje mi się nawet, że na tym etapie byłoby dobrze zacząć
szkolić dzieci. Być może doszłyby do wniosku, że jest to bardziej „klawe” niż pojedynkowanie się
za pomocą „laserowych strzelawek”.
Drugi poziom nauki polega na wprowadzaniu uczniów w odmienne stany świadomości. Armia
amerykańska uważała to za warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji. W zakres tego drugiego
etapu kursu wchodzi praca z opracowaną przez Instytut Monroe'a techniką Hemi-Sync.
Trzeci poziom szkolenia to formalny instruktaż w SRV.
Pragnę zwrócić uwagę Czytelników, że żadna z instytucji czy grup, które formalnie bądź
nieformalnie tutaj wymieniam, nie podpisuje się pod proponowanym przeze mnie programem. Nie
jest to również reklama ich produktów jako pomocnych w badaniu UFO i ET. Niniejszy program
szkoleniowy zrodził się w wyniku moich własnych badań. Żadna z firm czy grup nie szkoli ludzi na
galaktycznych dyplomatów. Mimo to doświadczenie wskazuje, że umiejętności, których uczą,
można połączyć, osiągając dobry efekt końcowy. Podkreślam jednak, że to moje opinie w tej
kwestii, a nie grup faktycznie prowadzących szkolenia.
Poszczególne części kursu, które przedstawiam poniżej, świetnie się uzupełniają, ale należy
praktykować je oddzielnie. Muszę też ostrzec Czytelników, że kompletny kurs może zawierać
pewne ryzyko. W przypadku niektórych jednostek zachodzi bowiem możliwość niedobrego
wpływu szkolenia, a nie wiem, na ile zjawisko to jest częste. Tak więc pełnemu kursowi powinny
poddawać się tylko osoby, mające wsparcie instytucji, które dają właściwy wgląd psychologiczny
we wszystkie sprawy związane z rozwojem ucznia. Szkolenie otwiera człowieka na takie rodzaje
doznań, które całkowicie odbiegają od standardowych doświadczeń w naszym życiu. Na przykład,
niektórzy studenci mogą przeżyć szok, gdy doświadczą telepatycznego odbioru myśli. Bez
właściwego przewodnictwa, uczeń może popaść w paranoję, podejrzewając, że wszystkie jego
myśli w rzeczywistości są manipulowane przez niewidzialne istoty. Ludzie muszą być na to
przygotowani, a po zakończeniu szkolenia, pozostawać pod uważną obserwacją, aby w szczególnie
trudnych chwilach mogli uzyskać właściwą poradę doświadczonych nauczycieli.
Poniższy opis programu proszę potraktować jak wzór na przyrządzenie prochu strzelniczego.
Wzór ten jest dostępny dla każdego, a wobec braku nadzoru, zawsze może trafić w ręce ludzi,
którzy będą go mieszać we własnej piwnicy i niechcący wysadzą się w powietrze. Encyklopedia, w
której wzór został podany, nie ponosi winy za ich nieszczęście, ponieważ w wolnym społeczeństwie
samej wiedzy nie można i nie należy ukrywać przed opinią publiczną. Podobnie każdy, kto odbywa
przedstawiany tu przeze mnie kurs, powinien mieć zapewniony odpowiedzialny nadzór. Każda
grupa, firma czy instytucja zachęcająca do tego kursu lub stawiająca go jako warunek zatrudnienia
musi po prostu wliczyć koszt nadzoru w ogólne koszty całego programu. Grupy, które faktycznie
przeprowadzają szkolenie, na ogół nie zapewniają nadzoru. Trenujący i pracodawcy muszą tego
dopilnować.
Wszystkie osoby podejmujące kurs, robią to na własne ryzyko. Nie jestem wyszkolonym
psychiatrą ani nie mam żadnego formalnego przeszkolenia w sprawach, które pozwoliłyby mi
dostrzec u kogoś cechy wskazujące, że kurs stanowi zagrożenie dla jego lub jej stanu umysłowego.
Tym niemniej, zaprojektowałem kurs w taki sposób, by był on jak najbardziej bezpieczny, a w
obecnej chwili nie znam nikogo na Ziemi, kto zbadał te kwestie bardziej dogłębnie niż ja.
Opracowałem ten kurs na własne ryzyko. Nie miałem żadnego psychiatry, który obserwowałby
moje postępy. Z drugiej jednak strony, byłem bardzo ostrożny, mając na uwadze własną
świadomość. Najpierw nauczyłem się Medytacji Transcendentalnej, która dała mi wgląd we własną
złożoność subprzestrzenną. Następnie przeszedłem przeszkolenie w programie MT-Sidhis, a dopiero
potem sięgnąłem po możliwości, jakie oferował Instytut Monroe'a. Na końcu opanowałem SRV.
Jednak pomimo tego stopniowania doświadczenia te wstrząsnęły mną do szpiku kości. W przeciągu
zaledwie dwóch lat, runęła cała fasada moich wyobrażeń na temat świata. Dotarło do mnie, że nie
jesteśmy sami we wszechświecie i że tę wymiarową rzeczywistość dzielą ze mną niefizyczne istoty.
Dowiedziałem się, że w niedalekim sąsiedztwie powstawały i upadały cywilizacje istot
pozaziemskich, a niektóre z nich podróżują w czasie z taką łatwością, jak ja przechodzę przez ulicę.
Musiałem na nowo zdefiniować swoje rozumienie Boga i całej religii. Nie sposób zrelacjonować,
jak bardzo musiałem się przystosować i rozwinąć, żeby stawić czoło otwierającej się przede mną
rzeczywistości.
Tak więc, mam konserwatywne podejście do rozwoju, a program pomyślany jest w taki sposób,
by pozwolić na stopniowe doświadczanie osobistego wzrostu. Ta bezpieczna droga jest również
drogą najbardziej efektywną. Kurs zaczyna się od bezpiecznego i bezpośredniego doświadczenia
własnej egzystencji niefizycznej, dalej rozwija świadomość w kierunku telepatii i wychodzenia z
ciała, a kończy się profesjonalnym programem SRV. Jeszcze ostatnia uwaga. Zaprojektowałem kurs
w sposób ciągły, gdzie po każdej części następuje kolejna, ale nie wiem, czy jest to absolutnie
konieczne. Jak sądzę, ważne jest, by studenci ukończyli wszystkie trzy części w rozsądnym okresie
czasu, nawet gdyby szkolenie w SRV wypadło jako pierwsze.
Kurs na galaktycznych dyplomatów
Część I
Zachęcam studentów, by nauczyli się Medytacji Transcendentalnej i programu MT-Sidhis.
Istnieje wiele form medytacji, ale tylko niektóre z nich faktycznie prowadzą do bezpośredniego
doznania własnej niefizycznej jaźni. Pewne czynności, określane mianem medytacji to po prostu
wyobrażenia mentalne lub, co gorsza, wywołujące stres praktyki, które mogą doprowadzić do
nieszczęścia. MT i jego zaawansowana wersja w postaci programu MT-Sidhis służą do
wprowadzania człowieka w stan bezpośredniej świadomości swojej własnej jaźni. Praktykowanie
tej medytacji jest naprawdę pozbawione stresu i daje szereg naukowo udokumentowanych
pozytywnych skutków ubocznych, takich jak poprawa równowagi umysłowej, większe zadowolenie
z życia, poprawa fizjologii i lepsza intuicja.
Nauczyciele MT są świetnie wyszkoleni, a kurs przebiega identycznie, bez względu na to, kto
jest nauczycielem, czy gdzie odbywa się nauka. Standaryzacja instruktażu i dostępność kursu to
elementy o podstawowym znaczeniu w każdym większym programie, w którym konsekwencja
stanowi podstawowy czynnik.
Organizacja MT może się nie podpisać pod moją propozycją wykorzystania MT do pomocy
osobom w ich stawaniu się obywatelami galaktyki. To raczej moje osobiste obserwacje wskazują,
że ludzie praktykujący MT osiągają świadomość bardzo zbliżoną do świadomości rozwiniętych
istot pozaziemskich i ludzi przyszłości. Na wykładach publicznych, wielu nauczycieli MT
tradycyjnie skupia uwagę na fizjologicznych korzyściach, płynących z uprawiania Medytacji
Transcendentalnej. Wynika to prawdopodobnie z ich doświadczeń, w których natrafiają na opór w
stosunku do niefizycznych aspektów oddziaływania medytacji. W naszym społeczeństwie łatwiej
jest powiedzieć ludziom, że uprawianie MT poprawi ich ciśnienie krwi niż oznajmić im, że wkrótce
staną się świadomi własnych dusz.
Tym niemniej, prace Maharashiego Mahesh Yogi nie pozostawiają wątpliwości w tym
względzie. Według Maharashiego, wszystkie istoty, fizyczne i niefizyczne, zamieszkują sferę życia
zwaną relatywną. W sferze tej istnieją różne poziomy. Przy takim założeniu, zarówno poziom
fizyczny, jak i subprzestrzenny, mieszczą się w obrębie sfery względnej. Maharashi wyróżnia
również pole, nazywane absolutem, z którego biorą początek wszystkie rzeczy na poziomach
względnych. Co więcej, konsekwentnie nawiązuje on do potrzeby połączenia dwóch oddzielnych
postaci (postaci względnej i absolutu) istnienia każdego człowieka. Jeżeli nauczyciele MT nie kładą
na to nacisku podczas instruktażu, nie jest to ich winą ani próbą ukrycia czegokolwiek. Każdy musi
poznać swą całkowitą jaźń przez bezpośrednie doświadczenie. MT to praktyka empiryczna.
Ponieważ zwykła percepcja większości z nas ogranicza się do fizycznych zmysłów, mówienie o
własnej subprzestrzeni i postaciach absolutu jest dla większości ludzi nie znających doświadczenia
medytacyjnego pozbawione sensu.
W MT każdy dzień zaczyna się i kończy dwudziestominutową medytacją. Chociaż medytacja
nie przedstawia większych trudności, bardzo ważne jest, aby nauczyć się jej od kompetentnego i
wykwalifikowanego nauczyciela. Poza tym, kurs MT obejmuje sesje powtórkowe, które
gwarantują, że wszystka odbywa się właściwie.
Przydarzyło mi się kiedyś, że jakaś kobieta zapytała mnie, dlaczego ma płacić za kurs medytacji,
skoro może to robić sama we własnym domu za darmo. Najpierw jej nie zrozumiałem. Myślałem,
że pyta mnie, dlaczego w ogóle należy płacić za instruktaż. Powiedziałem jej, że nauczyciele MT
zarabiają w ten sposób na życie i muszą się utrzymać, jak każdy inny. Ale potem zdałem sobie
sprawę, że pytanie miało na celu zupełnie coś innego. Kobieta ta zakładała, że medytacja to coś, co
można samemu wymyśleć przy pomocy swojej jaźni lub wyczytać w książce. Tak więc
odpowiedziałem jej nieprawidłowo.
Czytelnicy tej książki muszą zrozumieć, że właściwe uprawianie medytacji nie jest czymś, co
można samemu wykoncypować, ani czymś, czego można nauczyć się z książki. Kurs MT wyłonił
się z prób i błędów na przestrzeni całych stuleci. MT to prosta, lecz zarazem wysoce wyrafinowana
i subtelna praktyka. Ci, którzy usiłują opracować swoją własną procedurę, próbują na nowo
wymyśleć koło, kiedy dokoła jeżdżą sportowe samochody.
Czytelnicy muszą zrozumieć, że uprawianie MT i programu MT-Sidhis bardzo różni się od
teleobserwacji. W teleobserwacji uzyskuje się bezpośrednią wiedzę z innego miejsca i/lub czasu
przez wykorzystanie połączenia mentalnego między subprzestrzenią a danym miejscem. Można
tego dokonać jedynie dlatego, że jesteśmy również istotami niefizycznymi. Jednakże w MT i
programie MT-Sidhis nie wykorzystuje się tego połączenia. W trakcie medytacji, człowiek na bazie
własnego doświadczenia uczy się być świadomym swej całej jaźni, zarówno fizycznej jak i
subprzestrzennej. Zatem regularna medytacja prowadzi do rozwoju osobowości kompletnej, w tym
sensie, że staje się ona świadoma całego swojego zakresu. Ta empiryczna wiedza może dostarczyć
w życiu dużo osobistego zadowolenia, ponieważ nie trzeba już gonić za fizycznymi
przyjemnościami poprzez zmysł dotyku, wzroku, powonienia, słuchu czy smaku, by doświadczyć
wewnętrznego poczucia szczęścia, spełnienia i satysfakcji. Do sfery subprzestrzennej nie można
dotrzeć bezpośrednio przez zmysły, tak więc fizyczna pogoń ostatecznie ponosi klęskę.
Bezpośrednie doświadczanie własnej drugiej połowy dwa razy na dzień jest niezwykle
odprężającym uczuciem i może przyczynić się do tego, że następne doświadczenia fizyczne
przyniosą więcej zadowolenia, ponieważ nie będą już podszyte ukrytym pragnieniem kontaktu z
subprzestrzenią.
Dla celów kursu dyplomacji galaktycznej, uczniowie powinni przeszkolić się zarówno w MT,
jak i w programie MT-Sidhis. Kursy odbywają się w centrach MT (które ostatnio zostały
rozszerzone i przyjęły nazwę Wedyjskich Uniwersytetów Maharashiego) w większości dużych
miast w wielu stanach w całym kraju. Nauka odbywa się wieczorami lub w weekendy. Cały kurs
trwa około tygodnia, natomiast program MT-Sidhis zajmuje trochę więcej czasu.
Po nauce MT (nie trzeba czekać na ukończenie Sidhis) należy przeczytać dwie książki
Maharishiego. Pierwsza z nich to „Nauka bycia i sztuka życia”, dostępna we wszystkich ośrodkach
MT i w większości księgarń. Radzę czytać ją powoli, nie więcej niż dwadzieścia stron na dzień.
Ważne punkty w tej książce na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie nieistotnych, a szybkie
czytanie może przynieść tylko frustrację. Druga książka to tłumaczenie i komentarz Maharashiego
do pierwszych sześciu rozdziałów Bhagawad-Gity. Obydwie pozycje zawierają dużo informacji na
temat złożonej natury ludzkiej egzystencji.
Część II
Ta część składa się z dwóch etapów. Pierwszy to wysłuchanie w domu trzydziestu sześciu taśm
oferowanych przez Instytut Monroe'a, znajdujący się w Faber, w Wirginii. Taśmy noszą wspólną
nazwę „Otwieranie Bram”, a z mojego doświadczenia wynika, że stopniowo prowadzą one ucznia
poprzez wstępne doświadczenia telepatii do technik komunikacji subprzestrzennej i manipulowania
energią. Zalecam słuchanie każdej z taśm dwukrotnie, jeden raz rano, a drugi wieczorem. Pierwszą
naszą czynnością po przebudzeniu powinna być medytacja, ale słuchanie taśm w dogodnym czasie
po medytacji to dobry pomysł.
Przy założeniu, że przestrzegamy zasady codziennego słuchania dwa razy tej samej taśmy i
mamy czas na odpoczynek i nieprzewidziane okoliczności, kurs domowy winien zamknąć się w
okresie dwóch, trzech miesięcy. Potem proponuję wysłuchanie dwóch szczególnych taśm, każdą
jeden raz w ciągu dnia przez kolejne trzy do czterech tygodni. Między słuchaniem jednej i drugiej
taśmy powinna być przerwa kilku godzin, żeby umysł zdążył oczyścić się z jednego doświadczenia,
zanim wejdzie w następne. Zatem idealny rozkład zakłada słuchanie jednej taśmy rano, a drugiej po
południu (bądź wieczorem). Taśmy oznakowane są jako „Misja 12” i „Dalecy Wędrowcy”, i
obydwie znajdują się w zbiorze trzydziestu sześciu taśm domowego kursu „Otwierania Bram”.
Opierając się na własnym doświadczeniu mogę powiedzieć, że wielokrotne wysłuchanie taśmy
„Misja 12” pomaga rozwinąć zdolności telepatycznego porozumiewania się, a regularne słuchanie
„Dalekich Wędrowców” pomaga intuicyjnie zaznajomić się ze zmianą biegunowości, tak częstą w
odmiennych stanach świadomości.
Po miesiącu intensywnego poddawania się działaniu tych dwu taśm, radzę na stałe zaniechać ich
używania, żeby uniknąć wytworzenia się uzależnienia od nich. Również w przypadku pojawienia
się psychicznego stresu w trakcie ciągłego korzystania z taśm, należy natychmiast przerwać ich
słuchanie i zasięgnąć porady przed powzięciem decyzji, czy kontynuować pozostałą część kursu.
Druga faza szkolenia obejmuje faktyczne odwiedziny w Instytucie Monroe'a i odbycie kursu
„Wędrówka przez Bramę”. Wyższych poziomów świadomości, jakich naucza się na tym kursie, nie
można osiągnąć przy pomocy taśm kursu domowego. Doświadczanie tych stanów wymaga nadzoru
wyszkolonego personelu w instytucie. Całkowicie popieram tutaj zakaz sprzedaży tych taśm
szerokim kręgom. Wyższe poziomy świadomości zamieszkuje cały szereg istot niefizycznych. Nie
chodzi o to, że istoty te są niebezpieczne, ale że spotkanie z nimi może być dla niektórych
prawdziwym szokiem. Ogólnie rzecz biorąc, wyższe poziomy świadomości obejmują stany, których
normalnie doznaje się po śmierci fizycznej. Stacjonarny kurs w instytucie w bezpieczny sposób
uczy, jak doświadczać tych stanów na długo przed ostateczną podróżą w zaświaty.
Jeżeli chodzi o lekturę dodatkową, polecam trzy książki Roberta Monroe'a. Są to „Podróże poza
ciałem”, „Dalekie podróże” i „Najdalsza podróż” (wydane również w Polsce). Wszystkie trzy
książki można dostać w księgarniach lub zamówić w Instytucie Monroe'a.
Część III
Trzecia część tego kursu składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap obejmuje tygodniowy
intensywny kurs SRV, prowadzony przez wykwalifikowanego nauczyciela. Wielu teleobserwatorów
zatrudnionych wcześniej w wojsku, obecnie indywidualnie naucza wojskowej wersji
teleobserwacji. Również Instytut Telepatii, szkoła SRV w Atlancie, może z dobrym skutkiem
kształcić studentów. Instytut ten oferuje programy monitorowania i szkolenia nauczycieli.
Następnie, wykwalifikowany monitor pracuje z uczniem nad przeprowadzeniem własnego
projektu. Monitor pomaga uczniowi przejść przez co najmniej dziesięć do piętnastu
monitorowanych sesji. Nie ma znaczenia, czy sesja jest monitorowana na miejscu czy na odległość.
Doświadczenie pracy z monitorem przez większą liczbę sesji SRV pomaga osiągnąć poziom
profesjonalizmu, potrzebny w przyszłej naukowej i dyplomatycznej pracy.
Ostatni powód użycia całego programu
Przy namierzaniu łatwo rozpoznawalnych celów fizycznych (takich jak Gabinet Owalny w
Białym Domu), teleobserwacja dostarcza strumienia danych z rzeczywistości. Zbieranie informacji
o takich celach jest na ogół prostą sprawą. Nieświadomy umysł dociera na miejsce i widzi się, to, co
się widzi.
Jednak cele ET nie zawsze są równie łatwe. Dane SRV są prawdziwe, ale zdarza się, że cel
przedstawia głębsze pojęcie, które tylko nieświadomość potrafi zrozumieć. W takich przypadkach
nieświadomość często dostarcza danych, które stanowią odpowiedź na ukryty program, kryjący się
za określonym celem. Teleobserwator musi umieć spojrzeć na dane z większej perspektywy.
Ponieważ nieświadomość ma dostęp do wszystkich informacji, zarówno w świecie fizycznym jak i
nie fizycznym, uzyskane przez nią dane mogą wydać się tajemnicze, o ile teleobserwator nie
osiągnął poszerzonej świadomości. Owa poszerzona świadomość stanowi strukturę, do której
trafiają wszelkie informacje zdobyte na drodze teleobserwacji. Naiwnemu teleobserwatorowi dane
takie mogłyby się jawić jako symboliczne czy alegoryczne, podczas gdy w rzeczywistości
nieświadomość jest jak najbardziej dosłowna. Zatem, żeby zrozumieć dane, trzeba odznaczać się
rozwiniętą świadomością, i od tego wymogu naprawdę nie ma odwołania.
Rozdział 36
Zaangażowanie ludzkiego rządu
Jedną z najczęstszych skarg, jakie padają z ust ludzi zainteresowanych UFO jest milczenie rządu
w tej sprawie. Jedyną rzeczą, która wprawia ich w jeszcze większą wściekłość są próby rządu,
zmierzające do ośmieszenia, stłumienia bądź odrzucenia relacji o UFO. Ja też przeszedłem przez
etap, w którym uważałem, że rząd nie czyni swojej powinności, utrzymując informacje na ten temat
w tajemnicy przed ludźmi, którzy, bądź co bądź, przyczynili się do jego wyboru. Zmieniłem jednak
zdanie i może dobrze będzie, jeśli przedstawię swój punkt widzenia w tej materii.
Na początku pragnę przypomnieć Czytelnikom, że jestem profesorem nauk społecznych. Jedną z
moich specjalności w ramach tej dyscypliny stanowi opinia publiczna i zachowania mas, co
bezpośrednio wiąże się z niepokojem rządu w kwestii ET i UFO. Rząd z całą pewnością jest
świadomy działalności ET na Ziemi i w jej pobliżu. Zostało opublikowanych kilka książek, które
podają informacje odtajnione przez rząd amerykański na mocy Aktu Wolności Informacji (patrz np.
Good, 1987). Ale nie trzeba daleko sięgać, by uzyskać potwierdzenie, że władze zdają sobie sprawę
z faktu, że ET działają na naszej planecie.
Osobiście rozmawiałem z emerytowanymi wojskowymi, którzy bez ogródek twierdzili, że sami
byli zamieszani w prowadzoną na wysokim szczeblu tajną działalność zbierania danych na temat
UFO, oraz że rząd starał się jak mógł opanować cały ten bałagan – niestety bez powodzenia.
Rozmawiałem ponadto z członkami personelu lotniczego, którzy opowiedzieli mi, jak to za
odrzutowcami wielokrotnie pojawiało się UFO. W niektórych przypadkach, po wylądowaniu,
pilotów nachodzili wysoko postawieni agenci służb bezpieczeństwa. Wówczas na odprawach piloci
otrzymywali ścisłe wytyczne, by o tych sprawach z nikim nie rozmawiać. Niektórzy piloci nie
zastosowali się do takich rozkazów, ale inni to robili.
Rząd wie o istotach pozaziemskich, ale nie mówi o tym swoim obywatelom. Dlaczego miałby to
robić? Weźmy na przykład rząd w moim kraju. Uważnie rozważcie sytuację, w jakiej znaleźlibyście
się na miejscu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jesteście świadomi, że istoty pozaziemskie, nie
prosząc o pozwolenie, dowolnie najeżdżają wasze terytorium. Co więcej, przynajmniej niektóre z
nich robią waszym obywatelom coś, co nie bardzo im się podoba, a rząd – z całym swoim
wojskiem i aparatem bezpieczeństwa – nie może na to nic poradzić. Absolutnie nic. Co byście
zrobili? Czy wystąpilibyście w telewizji i ogłosili przybycie ET? Co jeszcze moglibyście dodać do
stwierdzenia: „Oni tutaj są, a wy możecie panikować według własnego uznania?”
Moglibyście ewentualnie ujawnić, jacy goście przybyli i powiedzieć, że rząd stara się nawiązać z
nimi otwarte stosunki dyplomatyczne. Ale jak długo można by się tym wykręcać, gdyby istoty
pozaziemskie nie podejmowały rozmów?
Być może nie była to właściwa strategia, ale pozwalała uniknąć rozdmuchania problemu do
czasu, gdy rząd będzie miał okazję uporać się z tą kwestią z większym powodzeniem. Żaden
przywódca państwowy nie chce ogłaszać klęski, o ile nie ma najmniejszej nadziei na sukces.
Nie wiem dokładnie, jak dużo wiedział rząd przez całe lata. Ale wiem, że przywódcy narodu nie
posiadają pełnych informacji, które udało nam się zebrać na drodze teleobserwacji. Zatem
informacje zawarte w tej książce mogą okazać się pomocne w ustanowieniu nowej fazy stosunków
między ludźmi a istotami pozaziemskimi. Nie widzę jednak żadnej korzyści w atakowaniu
obecnych i poprzednich urzędników państwowych z racji niegdysiejszej polityki w sprawie
zjawiska ET. Możliwe, że popełniano błędy, ale biorąc pod uwagę okoliczności, trudno doszukać
się tu jakiegoś idealnego wyjścia.
Z drugiej strony, mocno wierzę, że nadszedł czas, by poważnie rozważyć zmianę poprzedniej
polityki zaprzeczania. Historycznie rzecz biorąc, ludzie zawsze byli bierni w kontaktach z ET.
Obserwowaliśmy, jak przelatują ich statki, a niektórzy z nas zostali nawet porwani. Ale to ET
zawsze do nas przychodzili, a my tylko patrzyliśmy, co się dzieje. Teraz mamy możliwość przejść
do etapu działania w badaniu życia międzygwiezdnego. Wraz z tą nową możliwością musi przyjść
nowe pojmowanie naszej potrzeby odpowiedzialnego uczestnictwa w ramach większego
społeczeństwa. Tak jak istoty pozaziemskie badały nasze społeczeństwo, teraz my możemy zacząć
badać ich. Informowanie szerokich kręgów na temat ET stanowi pierwszy krok w kierunku
ustanowienia wzajemnych stosunków dyplomatycznych.
Marsjanie
Kolejny krok w kierunku aktywnego uczestnictwa ludzi w kontaktach z istotami pozaziemskimi
należeć musi do naszych przywódców rządowych. Wspomniałem już, że będzie to fizyczny kontakt
z ocalonymi Marsjanami, a nie z Szarymi. Kiedyś w przyszłości przyjdzie nam bezpośrednio
współpracować z Szarymi, na odpowiadających nam warunkach, ale dzień ten jeszcze nie nastał.
Obecnie natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nawiązać porozumienie z Marsjanami.
Po pierwsze należy zrozumieć, że jakikolwiek kontakt z Marsjanami musi być, przynajmniej
częściowo, usankcjonowany przez przywódców naszego planetarnego rządu, jak słaby by on w
danej chwili nie był. W sprawie tych kontaktów należy skonsultować się przynajmniej z ONZ. Co
więcej, żadna próba spotkania z Marsjanami się nie uda, o ile naród czy organizacja w nie
zaangażowana, nie będzie przekazywała relacji z porozumienia bezpośrednio do Rady
Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Skoro tylko spotkanie takie zostanie przedsięwzięte,
muszą być poinformowane o tym wszystkie państwa członkowskie.
Nie jest to moje widzimisię, lecz podstawowy warunek sukcesu. Marsjanie chcą przybyć na
Ziemię, ale nie przyznają się do swego istnienia, dopóki nie uzyskają pewności, że pracują z
przedstawicielami całej planety. Ich najlepszą obroną przed zmiennym i często gwałtownym
gatunkiem, do którego należy człowiek, zawsze było milczenie i tajność. Utrzymają tę linię obrony,
jeżeli nie będą widzieli szansy osiągnięcia swych celów poprzez akceptację większej części
ludzkości. Nie zechcą narażać swego przyszłego bytu na Ziemi przez sprawianie wrażenia, że
paktują tylko z jednym narodem lub z jedną frakcją.
Jednak przy wszystkim, co tu powiedzieliśmy, jest tylko jeden naród na Ziemi, mający
wystarczającą bazę polityczną i możliwości techniczne, aby nakłonić Marsjan do wyjścia z ukrycia.
Moim zdaniem narodem tym są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Dane z teleobserwacji
sugerują, że wstępny oficjalny kontakt z Marsjanami odbędzie się za pośrednictwem radia. Stany
Zjednoczone posiadają już potrzebny do takiego przedsięwzięcia sprzęt, a w razie potrzeby mogą
uzyskać pomoc innych narodów. Próbując nawiązać otwarty dialog z Marsjanami, można skierować
radioteleskopy zarówno na Marsa, jak i na Księżyc. Z moich danych wynika, że jeśli na Księżycu
mają bazę jakieś istoty pozaziemskie, to będą one milczeć; mimo to należy włączyć je do obwodu
transmisji, ponieważ Marsjanie na Marsie prawdopodobnie zechcą skontaktować się z nimi w
sprawie jakiejkolwiek transmisji z Ziemi.
Proponuję, by prezydent Stanów Zjednoczonych przygotował (przy aprobacie ONZ) apel do
Marsjan uwzględniający zaproszenie ich do bezpośrednich rozmów z ludźmi na Ziemi. W apelu
takim należy dać do zrozumienia, że ludzie ciepło przyjmą pomysł współdziałania z Marsjanami w
sprawach interesujących obie strony. Przesłanie winno też sugerować, że szybka odpowiedź
Marsjan potraktowana zostanie jako wyraz ich chęci podjęcia sąsiedzkiej współpracy z ludźmi, oraz
że byłoby to bardzo pomocne w przyszłych stosunkach pomiędzy dwiema planetarnymi kulturami.
Podejście takie można uznać za uprzejmy, dyplomatyczny sposób wykręcenia im rąk, ale nie mamy
dużego wyboru. W naturze Marsjan leży postawa tajności i trzeba ich przekonać, by się przełamali i
zaczęli współpracować z nami otwarcie.
Pozostaje kwestia, który prezydent ma przygotować apel. Czuję wyraźnie, że powinno to się
odbyć jak najprędzej, tak więc byłoby stosowne, by uczynił to aktualny prezydent Stanów
Zjednoczonych. Jednak niezależnie od tego, kto będzie urzędował w Białym Domu w czasie
transmisji apelu, jedno jest pewne. Przywódca, który zainicjuje udane porozumienie pomiędzy
ludźmi a Marsjanami wywrze wielki wpływ na rozwój ludzkiej kultury, a wpływ ten będzie trwać
przez tysiąclecia.
Nie ma wydarzenia, które bardziej wpłynęłoby na przyszłość ewolucji ludzi niż kontakt z
cywilizacją pozaziemską. Kto okaże się na tyle odważny, by zaryzykować tak niezwykłą rzecz jak
nadawanie na Marsa prośby o rozpoczęcie planetarnego dialogu, będzie długo pamiętany zarówno
na Ziemi, jak i w całej galaktyce. Akt ten ostatecznie da sygnał wyczekującej społeczności
galaktyki, że ludzie są już wystarczająco dojrzali, by stać się pełnoprawnymi członkami
galaktycznej społeczności. Członkostwa tego nie dostaje się w podarunku – trzeba na nie
zapracować, to znaczy wykazać zbiorową dojrzałość i przyjąć do wiadomości fakt, kim jesteśmy:
bardzo złożonymi istotami we wszechświecie wypełnionym życiem.
Po transmisji i ewentualnej odpowiedzi Marsjan, trzeba będzie pomyśleć o przyjęciu Marsjan,
których jeszcze na Ziemi nie ma. Proponuję, by zaoferować przekształcenie obecnej podziemnej
bazy Marsjan w Nowym Meksyku na ośrodek przyjęć. Jestem pewien, że marsjańska technika
medyczna stoi na wystarczająco wysokim poziomie, by zagwarantować, że w wyniku przyjazdu
Marsjan na Ziemię nie rozniosą się nowe choroby. Gdyby faktycznie miały wystąpić jakiekolwiek
problemy zdrowotne, już by to nastąpiło, jako że wielu Marsjan od dawna u nas mieszka. Nie
oznacza to jednak, że mamy pozostawać bierni. Nasi lekarze powinni być w pełni świadomi
zawiłości fizjologii i psychiki Marsjan. Zatem będziemy musieli przyjąć uchodźców marsjańskich
tak samo, jak przyjmujemy uchodźców z innych kultur na Ziemi.
Wystąpi kwestia obywatelstwa. Najpierw należy uznać, że wszystkie marsjańskie dzieci
urodzone na Ziemi powinny automatycznie uzyskać obywatelstwo kraju, w którym się urodziły. Na
przykład Marsjanie urodzeni w jaskiniach pod Santa Fe Baldy w Nowym Meksyku automatycznie
staliby się obywatelami Stanów Zjednoczonych. Ponadto, ich bezpośredni krewni (tacy jak np.
rodzice) mają prawo do przyspieszonego stałego zamieszkania w Stanach Zjednoczonych.
Podobnie Narody Zjednoczone muszą wywierać nacisk na inne rządy, by przyznawały
obywatelstwo Marsjanom urodzonym na ich terytorium i rozszerzały prawo stałego pobytu na
członków rodzin tychże Marsjan. ONZ stanie wobec kwestii wielu Marsjan – imigrantów, którzy
nie mają dzieci urodzonych na Ziemi, a nasze światowe rządy będą musiały wspólnie opracować
plan stałego lokowania i przyjmowania tych podróżników, ożywionych nadzieją znalezienia
nowego domu.
Należy z całą mocą podkreślić, że zachowanie ludzi na tym nowym etapie naszego życia na
Ziemi jest bardzo ważne. Dosłownie cała galaktyka będzie obserwować, jak my – ludzie
zachowamy się w stosunku do naszych planetarnych sąsiadów będących w potrzebie. Chociaż nie
zawsze zdawaliśmy sobie z tego sprawę, istoty pozaziemskie niejednokrotnie pomagały nam w
naszej historii. Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to, czy potrafimy spojrzeć poza siebie
i okazać współczucie innym istotom potrzebującym pomocy. Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w
wielkim spotkaniu międzygwiezdnym, które zdarza się raz na tysiąclecia, w tym wielkim akcie
pomocy innym gatunkom zmagającym się z ewolucyjnymi trudnościami?
Z przeprowadzonej przeze mnie teleobserwacji wynika, że obecnie jesteśmy w stanie osiągnąć
ten poziom altruistycznego zachowania. Z całego serca żywię nadzieję, że nie pomyliłem się w tej
delikatnej kwestii.
Szarzy
Moim zdaniem Szarzy nie są jeszcze gotowi, by fizycznie pracować z większą liczbą ludzi. Mają
niezwykle rozwinięte zdolności telepatyczne i trudno byłoby im przywyknąć do intensywności
naszych emocji. Poza tym, kiedy znajdujemy się w pobliżu Szarych, od razu jesteśmy skłonni
reagować niepohamowaną paniką, trudno się więc dziwić, że telepatycznie wrażliwe istoty, jakimi
są Szarzy, nie znajdują przyjemności w przebywaniu w naszym bliskim sąsiedztwie w nie
kontrolowanym środowisku.
Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy podejmować innych prób nawiązania kontaktu z
Szarymi. W rzeczywistości jak najszybszy kontakt wyjdzie na korzyść tak nam samym, jak i
Szarym. Jako sposób komunikacji z Szarymi polecam dyplomatom naukową teleobserwację.
Uważam, że ludzie powinni nawiązać kontakt zarówno z subprzestrzennymi, jak i fizycznymi
Szarymi spośród wszystkich ewolucyjnych typów, jakie działają dzisiaj w pobliżu Ziemi.
Z prowadzonych doświadczeń wynika, że Szarzy całkiem dobrze znoszą również kontakt z
subprzestrzennymi ludźmi. Oznacza to, że ludzie są w stanie „dogadać się” z Szarymi bezpośrednio
na drodze tego niefizycznego kontaktu. Byłoby to szczególnie użyteczne, bo jeżeli Szarzy mają
przerwać swój dawny zwyczaj potajemnej pracy z ludźmi, muszą się przekonać, że mają do
czynienia z istotami w pełni świadomymi. Szarzy potrzebują naszej pomocy tak samo, jak my ich,
przy czym oni w przeszłości wykazali już dobrą wolę i włożyli sporo wysiłku, by ulżyć naszym
kłopotom. Na wypadek gdybyśmy nie pamiętali ich zasług, pozwolę sobie przypomnieć, że
dysponujemy materiałami, zebranymi przez różnych teleobserwatorów, które świadczą o tym, iż
Szarzy dbają o utrzymanie tak skutecznie niszczonego przez nas środowiska, skrzętnie
przechowując próbki naszych roślin i zwierząt. W przyszłości, kiedy zaczniemy odbudowywać
naszą planetę, będziemy im bardzo wdzięczni za te depozyty. Związek pomiędzy ludźmi a Szarymi
jest bardzo złożony i wymaga dużo cierpliwości i wytrwałości z naszej strony, żeby doprowadzić do
otwartego porozumienia.
Być może najlepszym sposobem przyspieszenia komunikacji pomiędzy ludźmi a Szarymi jest
użycie naukowej teleobserwacji i zapytanie Szarych wprost, jak moglibyśmy im pomóc w
genetycznym przedsięwzięciu, związanym z ewolucją ich własnego gatunku. W przeszłości nie
było mowy o świadomej i dobrowolnej pomocy ze strony ludzi. Szarzy musieli pracować z ludźmi,
którzy w ogóle lub tylko w niewielkim stopniu rozumieli złożoność życia subprzestrzennego.
Podejrzewam, że takie próby porozumienia nie zaowocują natychmiastową odpowiedzią Szarych
– ich statki nie wylądują koło budynku ONZ w momencie, gdy usłyszą pytanie dyplomaty, czy
możemy im jakoś pomóc. Jednak wielokrotne próby mogą przynieść dobre efekty. W końcu Szarzy
już od długiego czasu czekają byśmy dojrzeli na tyle, aby spokojnie się z nimi porozumieć.
Federacja Galaktyczna
Tak jak w przypadku Szarych, będziemy musieli wykorzystać SRV do ustanowienia stałej
ludzkiej reprezentacji w Federacji Galaktyki. Istnieją fizyczne sposoby, za pomocą których ludzie
mogliby skontaktować się z władzami Federacji i jestem pewien, że środki te zostaną niedługo
użyte. Jednakże SRV jest niezbędne w tej chwili z jednego ważnego powodu: Federacja
Galaktyczna to przede wszystkim organizacja subprzestrzenna.
Jest wprost niemożliwe, by galaktyką rządziły istoty fizyczne, ponieważ są one jedynie
efemerycznymi stworzeniami, które uczestniczą w życiu fizycznego świata przez bardzo krótki
okres. Ponadto, dużą część życia tych fizycznych istot pochłania dzieciństwo i starość, i na dobrą
sprawę zaledwie parę lat dorosłości można uznać za naprawdę produktywne, nawet w przypadku
ludzi długowiecznych. Z drugiej strony, galaktyka ewoluuje w obrębie czasu, którego nie sposób
ogarnąć z perspektywy pojedynczego ludzkiego życia. Żeby kontrolować i pomagać w ewolucji
życia galaktyki, trzeba mieć aktywną pamięć, która obejmuje znacznie więcej niż, powiedzmy,
siedemdziesiąt lat. Dramaty ewolucji jednego tylko gatunku trwają na przestrzeni tysiącleci i jeżeli
Federacja angażuje się w pomoc gatunkom, to istoty biorące udział w tym przedsięwzięciu muszą
być aktywne przez bardzo długi czas. Leży to poza zasięgiem możliwości istot fizycznych.
Życie fizyczne to coś, w czym wszyscy bierzemy udział. Czasami nazywa się je szkołą, w której
istoty niefizyczne uczą się, jak stać się lepszymi pod jakimś względem. W rzeczywistości jednak
życie fizyczne to dużo więcej niż szkoła dla subprzestrzennych stworzeń. To bardzo realny wymiar
istnienia. Podstawowa różnica między egzystencją fizyczną a niefizyczną polega po prostu na tym,
że ta pierwsza jest jedynie chwilowa i każdy przeżywa ją w pośpiechu, by potem odejść z tego
świata. Tym niemniej jest to autentyczny sposób życia, niezależnie od tego, jak tymczasowy jest w
nim nasz udział.
Umieszczenie Federacji Galaktycznej w ramach fizycznego wszechświata byłoby samobójstwem
tak dla organizacji, jak i dla wielu gatunków. Zważywszy na kaprysy fizycznej ewolucji społecznej,
kto może przewidzieć jak zmienią się fizyczne społeczeństwa? Istoty fizyczne mogą szybko
zmienić zdanie, jeżeli, powiedzmy, któregoś roku ich gospodarka przestanie prawidłowo
funkcjonować. Galaktyką nie mogą rządzić tak niestałe osobowości. Rządzenie galaktyką wymaga
dłuższej perspektywy, a jedynymi istotami, które mogą to zapewnić dzięki swej długowieczności są
formy niefizyczne. Zatem nie jest przypadkiem, że Federacja Galaktyczna to organizacja
subprzestrzenna. Nie mogło być inaczej.
Nadejdzie czas, kiedy ludzie osiągną technikę, która przerzuci most między sferą fizyczną a
niefizyczną. Ale dopóki to nie nastąpi, do nawiązania kontaktu z władzami Federacji musi nam
wystarczyć nasz własny system nerwowy, przeszkolony w postrzeganiu sfery nie-fizycznej.
Właściwie można uznać, że nasza obecność w Federacji zaczęła się z chwilą, gdy do komunikacji z
nią zaczęliśmy wykorzystywać naszą ludzką świadomość. Obydwaj z moim monitorem byliśmy
jednymi z pierwszych uczestników w tym procesie. Teraz nadszedł czas, by fizyczne władze
formalnie autoryzowały takie przedstawicielstwo. Nastała chwila, by kosmiczni wędrowcy i
badacze, tacy jak ja i moi koledzy przeprowadzający teleobserwację, ustąpili miejsca wyszkolonym
przedstawicielom ludzkiego rządu planetarnego. Nadszedł czas, by Narody Zjednoczone formalnie
usankcjonowały oficjalne rozmowy pomiędzy ludźmi a Federacją.
Żeby nie było tu żadnej niejasności. Marsjanie, Szarzy ani władze Federacji nie zrobią nic, żeby
zmusić nas do dialogu. Czekają, aż wykonamy pierwszy krok. Nasza zdolność do uznania, kim
jesteśmy i wśród kogo żyjemy będzie sygnałem dla całej galaktyki, że jesteśmy gatunkiem
wystarczająco dojrzałym, by zasłużyć na formalny głos w społeczności światów. Nie jesteśmy już
dziećmi. Jesteśmy gatunkiem, który ma przeznaczenie. Przekroczmy dumnie tę nową granicę
naszego przeznaczenia. Porzućmy cynizm i strach. Przemówmy w końcu do tych, którzy tak długo i
cierpliwie na nas czekają.
Słowniczek niektórych wyrażeń
AOL linii sygnału (AOL/S) – AOL, które obserwator postrzega jako pochodzące bezpośrednio ze
strumienia danych, napływających w trakcie sesji teleobserwacji. Zwykle AOL tego typu niesie ze
sobą znaczenie w szczególny sposób powiązane z interpretacją celu. Bardzo często wskazuje ono na
cel właściwy.
Atmosfera emocjonalna (El) – termin ten odnosi się do emocji związanych z miejscem, które
mogą pochodzić od przebywających w nim istot. Zdarza się jednak, że atmosfera emocjonalna
wiąże się z przeszłym wydarzeniem, bądź z wydarzeniami, które dopiero nastąpią. El zwykle nie
odnosi się do emocji doświadczanych przez teleobserwatora. Te ostatnie określane są mianem
wrażeń estetycznych (AI).
Bilokacja – stan, osiągany w trakcie sesji SRV, w którym uwaga teleobserwatora jest tak mocno
skupiona na celu, że jego świadomość doznaje rozdwojenia i przebywa w dwóch miejscach
jednocześnie – w jego/jej miejscu fizycznym, oraz w miejscu celu.
Cel – obiekt, na którego temat chcemy uzyskać informacje przy pomocy SRV. Typowe cele sesji
SRV stanowią miejsca, wydarzenia i ludzie. Trudniejsze cele mogą obejmować fantazje jakiejś
osoby, przyczynę wydarzenia czy nawet Boga.
Energetyka – odczucie, że w miejscu celu wydzielana jest duża ilość energii. Może to być energia
każdego typu, na przykład kinetyczna (tak jak w przypadku szybko poruszającego się statku
kosmicznego), czy świetlna (pochodząca z jakiegoś źródła energii, na przykład słońca).
Fazy 1 do 7 – oddzielne fazy protokołów SRV. Konkretne fazy przedstawiają się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 określane są w tej książce mianem „wstępnych”, a ich zadaniem jest
ustalić wstępny kontakt z celem. Dane uzyskane w Fazie 1 mają charakter ogólny: mówią
na przykład, czy z celem związana jest budowla wzniesiona przez człowieka.
• Faza 2: Ta faza zwiększa kontakt z celem. Informacje uzyskane w Fazie 2 obejmują
kolory, fakturę powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki.
• Faza 3: W zakres tej fazy wchodzi rysowanie wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: W tej fazie kontakt z celem jest już dość bliski. Pełną władzą w „rozwiązywaniu
problemu” cieszy się nieświadomość. Pozwala się jej kierować przepływem informacji do
świadomego umysłu.
• Faza 5: Faza ta dostarcza szczegółów dotyczących poszczególnych struktur, np. mebli w
pokoju.
• Faza 6: W tej fazie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania celu. Może
on pozwolić sobie na pewną ograniczoną aktywność intelektualną, kierując
nieświadomością w celu wypełnienia pewnych określonych zadań. To tutaj dokonuje się
analizy wykresów czasu oraz położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również
bardziej złożone szkice.
• Faza 7: W fazie tej uzyskuje się informacje słuchowe związane z miejscem celu, takie
jak na przykład nazwa celu.
Matryca – zbiór oznakowanych rubryk na kartce papieru. W trakcie sesji wprowadza się dane do
odpowiednich kolumn.
Operacja przemieszczenia – procedura SRV przenosząca teleobserwatora do nowego położenia
względem współrzędnych celu.
Potwierdzenie AOL – silne AOL, wskazujące, że dokonano właściwego rozpoznania obrazu
mentalnego. Zdarza się to dosyć rzadko.
SRV – naukowa teleobserwacja.
Struktura – formalne procedury SRV. „Pozostawanie w strukturze” oznacza, że teleobserwator
ściśle trzyma się tych procedur w trakcie sesji SRV.
Sygnał/linia sygnału – strumień danych pochodzących z nieświadomego umysłu podczas sesji
SRV.
Warstwa analityczna (AOL) – wniosek, jaki nasuwa się w trakcie sesji SRV. Zazwyczaj wynika
on z „logicznej” analizy, która niekoniecznie musi być poprawna. Protokoły SRV wymagają, żeby
teleobserwator informował o wszystkich swoich wartwach analitycznych, co pozwala na
oczyszczenie z nich umysłu.
Wskazówka – jedno lub więcej słów używanych w różnych fazach sesji SRV w celu takiego
pokierowania nieświadomością, by uzyskała ona informacje dotyczące celu lub jakiegoś
konkretnego jego aspektu. Początkowo wskazówki wiążą się z numerami współrzędnymi, których
używa się w Fazie 1 protokołów SRV. Kolejne wskazówki wprowadza się do matrycy SRV w celu
udoskonalenia strumienia danych. Stosuje się je dopiero po osiągnięciu przez teleobserwatora stanu
bilokacji w miejscu celu. W niniejszym tłumaczeniu termin „iść za wskazówką” stosowany jest
zamiennie ze słowem „skupiać się”.
Wydarzenie – wskazówka używana do kierowania nieświadomości na miejsce celu podczas
zachodzenia jakiejś ważnej aktywności.