COURTNEY BROWN
KOSMICZNA PODRÓŻ
(Cosmic Voyage / wyd. orygin. 1996)
"Chociaż nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z ich obecności,
to istoty pozaziemskie niejednokrotnie w historii pomagały nam.
Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to,
czy potrafimy spojrzeć poza siebie i okazać współczucie
innym istotom potrzebującym pomocy.
Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim spotkaniu
międzygwiezdnym, które zdarza się raz na tysiąclecia,
w tym wielkim akcie pomocy innym gatunkom
zmagającym się z ewolucyjnymi trudnościami?"
O AUTORZE.
Wykorzystując “naukową teleobserwację" (SRV), stanowiącą współczesną wersję techniki opracowanej
przez armię amerykańską do odbierania oddalonych w czasie i przestrzeni danych, Courtney Brown znalazł
dowody istnienia inteligentnego życia pozaziemskiego.
Ta rewolucyjna książka odpowiada na zasadnicze pytania dotyczące ET i zjawiska “porwań". Dowiadujemy
się na przykład, że starożytną cywilizację na Marsie zniszczyła katastrofa planetarna. Wysoko rozwinięte
istoty zwane “Szarymi" (często wzmiankowane w literaturze na temat porwań) uratowały Marsjan i
przesiedliły ich na dzisiejszą Ziemię. Wspólnym wysiłkiem, marsjańscy uchodźcy i Szarzy pomogą nam
przygotować się do pozytywnej współpracy z innymi sąsiadami galaktycznymi – będzie to ogromny krok w
naszej ewolucji.
Teleobserwacja dostarcza również wstrząsającego wglądu w ludzką egzystencję. SRV działa na zasadzie
bezpośredniej, kontrolowanej łączności z najgłębszą częścią umysłu. To ogniwo z “niefizyczną" jaźnią
stanowi pierwszy, dający się uchwycić dowód istnienia ludzkiej duszy.
Poszerzająca horyzonty i inspirująca w swoim przesłaniu Kosmiczna podróż stanowi doskonałą lekturę dla
wszystkich zainteresowanych literaturą UFO i New Agę'u. Jednocześnie szeroki wachlarz poruszonych w
niej zagadnień sprawia, że książka ta wykracza poza ramy obydwu gatunków.
Czytelnicy mogą skontaktować się z autorem wysyłając listy pod podanym niżej adresem. Jeżeli ktoś
pragnie dowiedzieć się czegoś więcej na temat profesjonalnego szkolenia w zakresie SRV, powinien
zwrócić się bezpośrednio do Instytutu Telepatii, który mieści się pod tym samym adresem.
COURTNEY BROWN
The Farsight Institute
P.O. Box 49243
Atlanta, GA 30359
PODZIĘKOWANIA.
Książka taka jak ta nie mogłaby powstać bez pomocy wielu ludzi. Bez wsparcia i porady moich nauczycieli,
którzy poprowadzili mnie po zupełnie nie znanych mi ścieżkach świadomości, w ogóle nie zacząłbym
swoich badań. Pokierowali oni moim rozwojem, ukazując wiele ważnych aspektów istnienia, na które
przedtem pozostawałem całkiem ślepy. Moja świadomość, kim jestem i kim wszyscy jesteśmy, bardzo
dojrzała od tamtego okresu kompletnej niewiedzy.
Specjalne podziękowania należą się mojej agentce i przyjaciółce, Sandrze Martin. Zaofiarowała się
wylansować moją książkę, kiedy ta pozostawała jeszcze w sferze zamysłów, i wspierała moje wysiłki w
niepewnym, trudnym okresie przed jej ukończeniem. Wierzyła we mnie, a jej wiara dodawała mi odwagi,
by skończyć przedsięwzięcie, które, jak mogłem się spodziewać, wywoła lawinę krytyki ze strony mych
akademickich kolegów.
Jestem wdzięczny mojemu wydawcy z Penguin USA, Edwardowi Stacklerowi za to, że zaryzykował
publikację książki, kiedy inni wydawcy nie chcieli o niej słyszeć. Doceniam też jego cenne wskazówki, by
porzucić akademicki styl na rzecz prostoty i jasności. Robert Durant, Jo Lenore Jordan i Dale Stevens
również udzielili mi wielu cennych rad.
Moja żona i syn pomogli mi na swój własny sposób. Od kiedy zaczęło się to wszystko, prowadzenie
prostego, “normalnego" życia okazało się niemożliwe. Mimo to moja żona wspierała mnie dzielnie przez
cały ten czas. Co do syna, to pomógł mi dostrzec prawdziwy sens życiowych wysiłków, co pozwoliło mi
osadzić moje badania w szerszym kontekście. Podziękowanie jestem winien również istotom
pozaziemskim. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie zebrałbym danych ani nie napisał książki,
gdyby ET nie współpracowali ze mną i na swój sposób nie popierali moich wysiłków badawczych.
Właściwie, książka ta jest w równym stopniu ich dziełem, co moim. Przynajmniej w tym sensie, że
opowiada ich prawdziwą historię.
Na koniec pragnę z góry podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy zrozumieją i docenią to, co zrobiłem.
Zawsze będą osoby gotowe do krytyki nowatorskich badań – postaram się jakoś znieść ich krytykę. Jest
dla mnie wielką niewiadomą, jak wielu ludzi przyjmie tę książkę ciepło i uzna ją za użyteczną. Możecie być
jednak pewni, że bez względu na to, ilu Was będzie, pozostanę Warn głęboko wdzięczny. Jeżeli Wasze
życie w jakikolwiek sposób wzbogaci się dzięki temu, co tu napisałem, mój wysiłek warty był zachodu.
PROLOG.
Kosmiczna podróż to książka opisująca dwa społeczeństwa znanego inteligentnego życia pozaziemskiego.
Praca ta jest wynikiem całych lat obserwacji obcych kultur, które w wyraźny sposób zaznaczyły na Ziemi
swoją działalność. Przedstawia historię dwóch innych światów, które przeżyły katastrofę i zdołały ocalić
swą cywilizację po przybyciu na Ziemię. Pozostali przy życiu mają ogromne potrzeby i wymagają pomocy.
Ale okazuje się, że wymagamy jej również my – ludzie, a nasze trzy rasy dzielą wspólne przeznaczenie.
Łączy nas wspólnota doświadczeń – podobnie jak istoty pozaziemskie, my również doznamy wkrótce
ekologicznej katastrofy na skalę planetarną. To od ET nauczymy się, jak przetrwać na zniszczonej planecie
kurzu.
Badania przedstawione w tej książce prowadzone były przy użyciu rygorystycznych, precyzyjnych
protokołów teleobserwacji, opracowanych dla celów wywiadu armii Stanów Zjednoczonych. Dane uzyskane
tą metodą dokładnie odzwierciedlają rzeczywistość, a nie, jak niektórzy mogą sądzić, wyobrażenia czy
obrazy alegoryczne. Obrane przeze mnie metody są nowymi, ale wyjątkowo wiarygodnymi narzędziami
badawczymi, niezależnie od tego, czy inni naukowcy uznają je czy nie.
W niniejszej pracy opisuję to, czego dowiedziałem się o istotach pozaziemskich w trakcie mojego szkolenia
i w miesiącach, które nastąpiły potem. W części I książki przedstawiam zagadnienie i historię
teleobserwacji. Opisuję również własne przeżycia, związane z rozległym programem szkoleniowym w
zakresie teleobserwacji i innych zaawansowanych technik poszerzania świadomości. Sedno książki zawarte
jest w części II, gdzie podaję szczegóły wszystkich zebranych przez siebie danych i analiz dotyczących
istot pozaziemskich. Postanowiłem ująć materiał chronologicznie, żeby Czytelnik mógł przynajmniej
częściowo dzielić ze mną dreszczyk emocji związany z odkrywaniem nowych rzeczy. W części III książki
dokonuję analizy sytuacji rodzaju ludzkiego na tle szerszej społeczności galaktycznej. Przedstawiam
pewne propozycje odnośnie naszego uczestnictwa w międzygatunkowej dyplomacji, w tym kurs dla
dyplomatów, którzy będą reprezentować ludzi w Federacji – kolektywnej organizacji galaktycznej. Życie
pozaziemskie istnieje, i to w dużej różnorodności. Książka ta udostępnia szerokim kręgom naszą obecną
wiedzę na temat dwóch cywilizacji pozaziemskich, które odwiedzają Ziemię. Nie są to spekulacje, lecz jak
najbardziej miarodajne fakty. Przedstawiam tu wyniki badań w tej dziedzinie, opatrzone moją
interpretacją.
Jest rzeczą naturalną, że nowatorskie badania nie trafiają do przekonania skostniałych umysłów. Szerokie
uznanie przychodzi z czasem; co do tego nie mam wątpliwości. Wkrótce wyrośnie nowe pokolenie
uczonych, którzy będą w stanie świeżym spojrzeniem ogarnąć poruszane tu zagadnienia. W tak zwanym
międzyczasie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby stosować nowo odkryte metody, o ile tylko korzysta się z
nich zgodnie z rygorami naukowych norm.
Metody używane do zbierania danych w tej książce były kontrolowane tak samo rygorystycznie, jak w
przypadku każdego innego badania naukowego. Nie chcę przez to powiedzieć, że ściśle przestrzegano tych
samych zasad naukowych w procedurach zbierania danych. Jak później wyjaśnię, odnosi się to zwłaszcza
do zasady odtwarzalności wyników.
Ludzie odznaczają się zadziwiającą zdolnością odrzucania informacji, które nie pasują do ich wcześniej
wyrobionych pojęć na temat rzeczywistości. Ponieważ naukowcy są ludźmi, cierpią z powodu tej samej
sztywności umysłu, co każdy inny. W niektórych kręgach owe z góry powzięte poglądy na temat świata
znane są jako obowiązujące paradygmaty. Są to wzorce informacyjne, coś w rodzaju szablonów, według
których ocenia się wszelkie informacje z zewnątrz. Informacje te mogą pochodzić z gazety, od przyjaciela,
wykładowcy na uniwersytecie, z książki, czy z jakiegoś innego źródła. Jeśli nie pasują one do przyjętego
wzorca informacyjnego, ludzie po prostu nie dają im wiary. Można nawet odnieść wrażenie, że dobra jest
każda wymówka, o ile tylko spełnia swój cel: utrzymanie w mocy raz przyjętego paradygmatu.
Z powodu tego zjawiska w społeczeństwie ludzkim mnożą się sprzeczności. Znajdziecie na przykład bardzo
wielu fizyków, twierdzących, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tezy, iż telepatia jest możliwa. Z
drugiej strony, równie łatwo ustalić, że ci sami fizycy regularnie, przynajmniej raz na tydzień, uczęszczają
ze swoimi rodzinami do miejsc kultu, właśnie po to, by nawiązać telepatyczną łączność z istotami
niefizycznymi. W rzeczywistości, a stanie się to dla Was jasne po przeczytaniu tej książki, ogromna
większość naukowców, którzy nie uznają takich zjawisk jak telepatia czy teleobserwacja za realne, w
najlepszym wypadku jest po prostu źle poinformowana lub, co bardziej prawdopodobne, zbyt uprzedzona,
żeby spojrzeć na zagadnienie w sposób obiektywny.
Ale żeby nie było żadnych nieporozumień w tym względzie: przedstawiciele konserwatywnej społeczności
naukowej są w pełni świadomi istnienia przynajmniej niektórych zjawisk telepatycznych. Można podać
wiele przykładów ich naukowej weryfikacji. W 1994 roku, w styczniowym wydaniu Biuletynu
Psychologicznego ukazał się szczególnie godny uwagi raport dwóch psychologów, Daryla J. Berna i
Charlesa Honortona, na temat komunikacji telepatycznej, jaką zaobserwowano między ludźmi w serii
ściśle kontrolowanych eksperymentów. Oczywiście wielu naukowców pozostaje sceptycznych. Jednak nie
ma wątpliwości co do ostatecznego wyniku debaty. Wraz z upływem czasu coraz więcej uczonych zacznie
“odkrywać" szeroki zakres zjawisk telepatycznych.
Wielki fizyk, Max Pianek zauważył kiedyś, że największy postęp w nauce ma miejsce nie dlatego, że ktoś
dokonuje ważnego odkrycia, a wszyscy pozostali ochoczo przyjmują nowe koncepcje. To raczej zmiana w
myśleniu całego pokolenia przyczynia się do postępu nauki.
Starsi naukowcy na ogół trzymają się intelektualnych paradygmatów, które obowiązywały w czasie, gdy
oni sami prowadzili badania i robili kariery. Społeczeństwo czeka więc, aż tych starych uczonych zastąpi
nowa generacja badaczy, którym przełamanie schematów myślowych przyjdzie znacznie łatwiej, bowiem
od początku swojej naukowej drogi są zaznajomieni z pewnymi nowymi koncepcjami.
W ciągu ostatnich piętnastu lat, naukowe rozumienie teleobserwacji – zdolności dokładnego odbioru
informacji z dużych odległości, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie – zrobiło ogromny postęp, chociaż
szerokie rzesze naukowców nie wyraziły jeszcze swojej pozytywnej oceny. W historii ludzkości raz po raz
zdarzały się jednostki obdarzone specyficznym darem widzenia na odległość. Osoba taka potrafiła na
przykład “oczami umysłu" zobaczyć dom znajdujący się po drugiej stronie globu. Zjawiska tego typu
kwestionowane są tylko dlatego, że nauka nie potrafi wyjaśnić, dlaczego przytrafiają się jedynie niektórym
“utalentowanym" osobom. Obecnie jednak wszystko uległo zmianie. Okazało się, że nie musimy już
polegać na uzdolnionych jednostkach. Najbardziej znaczącym odkryciem ostatnich piętnastu lat jest to, że
telepatii można się nauczyć, a następnie z powodzeniem zastosować ją w różnych badaniach, uzyskując
określone wyniki. Co więcej, wiarygodność wyszkolonych osób jest na ogół dużo większa niż wiarygodność
najlepszego telepaty naturalnego. Kompetentnie przeprowadzone badania mogą dać odtwarzalne wyniki,
gwarantujące niemal stuprocentową dokładność.
Tej formy teleobserwacji nauczyli się oficerowie wywiadu i członkowie prestiżowej jednostki do zadań
specjalnych w armii amerykańskiej. Pierwotnym celem szkolenia tych “telepatycznych wojowników" było
szpiegowanie domniemanych wrogów Stanów Zjednoczonych. Jednakże po zakończeniu szkolenia,
teleobserwatorzy zaczęli badać cele, które na ogół były bardziej interesujące niż, powiedzmy, silosy z
pociskami czy spotkania w murach Kremla. Członkowie grupy poddawali teleobserwacji niezidentyfikowane
obiekty latające, próbując rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich.
Moja współpraca z nimi zaczęła się, kiedy już odeszli z wojska, w nadziei szerszego wykorzystania nowo
nabytych umiejętności badawczych. W trakcie ich badań nad UFO uderzyło mnie, jak bardzo koncentrowali
się oni na istotach pilotujących statki. Moim zdaniem powinni byli raczej skierować wysiłki na zrozumienie
społeczeństw, które te statki wysyłały. Zaoferowałem im swoje usługi jako socjolog, w nadziei, że będę w
stanie przyczynić się do uzyskania odpowiedzi na szerszy zestaw pytań związanych ze strukturą życia w
naszej galaktyce. Taka była geneza tej książki.
Aż do teraz, niewielu ludzi znało historię tego, co na temat zjawiska UFO odkryto dzięki teleobserwacji.
Książka ta stanowi próbę złożenia układanki na podstawie dostępnej obecnie wiedzy. Nie jest to książka
tylko i wyłącznie o UFO czy istotach pozaziemskich (ET). Jest to raczej próba podjęcia badań przy użyciu
nowego zestawu narzędzi do zbierania danych. Można się spodziewać, że inni badacze, wykorzystujący te
same narzędzia, dokonają dalszych odkryć, oraz że nasze rozumienie życia ET będzie coraz lepsze i
pełniejsze.
Wybór gatunków.
Książka ta bada społeczeństwa i światy dwóch cywilizacji pozaziemskich. Jedna z nich – starożytna
cywilizacja, która kwitła na Marsie w czasie, gdy po Ziemi chodziły dinozaury, obecnie jest populacją
mocno zdziesiątkowaną; druga to grupa istot nazywanych Szarymi. Ich wybór do prezentacji w niniejszej
książce nie został podyktowany tym, że teleobserwatorzy nie znaleźli żadnych innych form życia. Owszem,
znaleźliśmy. Skupiam się na tych dwóch cywilizacjach dlatego, bo odgrywają one szczególnie doniosłą rolę
w ewolucji naszego gatunku na Ziemi.
Również pewne kwestie praktyczne przemawiają za tym, że Marsjanie oraz cywilizacja Szarych stanowią
obecnie odpowiednie cele do badania. Mars fizycznie znajduje się niedaleko nas i ludzie w naturalny
sposób interesują się historią tej planety. W najbliższej przyszłości będziemy mogli odwiedzić Marsa.
Pozwoli nam to dokładnie zbadać archeologiczne ruiny tej cywilizacji, co dostarczy fizycznych dowodów
potwierdzających przedstawione tu dane z teleobserwacji. Jeśli chodzi o Szarych, to od dłuższego czasu są
oni ściśle związani zarówno z Marsjanami, jak i z ludźmi.
Ta książka oparta jest na faktach, nie na fikcji. Wielokrotnie sprawdzałem dokładność swoich obserwacji w
różnorodnych warunkach zbierania danych, a w połowie 1995 roku inni wyszkoleni teleobserwatorzy
niezależnie potwierdzili wiele, być może nawet większość moich podstawowych odkryć. Tak więc,
odtwarzalność stanowi ważny element poczynionych przeze mnie twierdzeń. Nadal pracuję z
teleobserwatorami, żeby uzyskać dalsze potwierdzenie danych.
Każda zdrowa na umyśle osoba może obecnie odbyć szkolenie, konieczne do niezależnego odtworzenia
moich wyników (szczegółowo opisuję ten program szkoleniowy w Rozdziale 35). Odtwarzalność stanowi
podstawowe kryterium wszelkiej nauki. Naukowiec dokonujący odkrycia musi jasno wytłumaczyć
procedury, jakich użył podczas badania, po czym inni badacze powinni dokładnie powtórzyć te procedury
w celu zweryfikowania osiągniętych rezultatów. Żadna krytyka uzyskanych wyników nie ma racji bytu, o
ile nie została podjęta próba powielenia pierwotnych doświadczeń. Odnosi się to do moich badań w
równym stopniu, co do badań fizyka, który twierdzi, że odkrył nową subatomową cząstkę przy użyciu
akceleratora cząstek.
To, co odkryłem w trakcie sesji teleobserwacji, okazało się bardziej niezwykłe niż fabuła jakiejkolwiek
powieści science fiction. Nigdy nie wymyśliłbym równie niesamowitej historii, jak to, co dane mi było
zobaczyć. Ta nowa wiedza postawiła pod znakiem zapytania wszystkie moje wcześniejsze zapatrywania.
Musiałem zmienić wiele swoich poglądów na temat tego, co mnie otacza, a proces ten wcale nie był łatwy.
Publikując te materiały nie jestem naiwny. Doskonale zdaję sobie sprawę z ostrzału krytyki, jaki z
pewnością dosięgnie mnie po opublikowaniu tych odkryć. Co więcej, moja pozycja na uniwersytecie może
zostać przez to mocno nadszarpnięta. Cieszę się godną pozazdroszczenia, zasłużoną reputacją z racji
twórczych badań, w których stosuję skomplikowane nielinearne matematyczne modele zjawisk
społecznych. Bynajmniej nie chcę stracić tej reputacji, ale osoba prawdziwie oddana nauce musi przyjąć
odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Praca badacza nie polega na głoszeniu tego, co popularne czy, jak
to teraz modnie ujmują, “politycznie poprawne". Naukowiec musi zdawać relację z prawdy, jakakolwiek by
ona nie była, a potencjalna reakcja innych na tę prawdę nie powinna wpływać na jego decyzję o
opublikowaniu bądź nie opublikowaniu w pełni weryfikowalnych wyników kompetentnie przeprowadzonych
badań.
Gatunek ludzki znajduje się na rozdrożu swej historii. Niedługo mamy wejść do sfery życia galaktycznego
jako pełnoprawni członkowie społeczności światów. Wobec tak wielkiej sprawy, osobista kariera
jakiegokolwiek naukowca nie ma większego znaczenia.
Wierzę, że badania będą trwać nadal. Inni uczeni dorzucą swoje cegiełki do moich odkryć i poprawią
popełnione przeze mnie błędy. Jestem jednak pewien, że zasadnicze aspekty mojej analizy zostaną
podtrzymane, a ci, co ośmielą się posłać swe umysły tam gdzie ja, odnajdą prawdę, która broni się sama.
ROZDZIAŁ 1: KRÓTKA HISTORIA PROGRAMU MILITARNEGO STANÓW ZJEDNOCZONYCH,
DOTYCZĄCEGO WOJNY PSYCHOLOGICZNEJ.
Książka ta opowiada o dwóch cywilizacjach pozaziemskich, które wkrótce wywrą ogromny wpływ na życie
ludzi na Ziemi. Nie jest to praca na temat naukowej teleobserwacji, ale ponieważ przedstawione tu dane
uzyskano właśnie tą metodą, wydaje mi się właściwym, aby pokrótce naszkicować historię zagadnienia. W
ten sposób Czytelnicy będą mogli lepiej zrozumieć techniki zastosowane w tych badaniach (Pełniejszy opis
wydarzeń zarysowanych w tym rozdziale można znaleźć w książce Jima Marrsa pod tytułem 'Tajemne
akta: prawdziwa historia amerykańskiego programu psychicznych działań wojennych' Harmony 1995).
Zainteresowanie rządu Stanów Zjednoczonych parapsychologią wynikło z potrzeby zbierania informacji na
temat wrogów państwa. Pierwotne zainteresowanie tematem zrodziło się w CIA w latach
siedemdziesiątych ale ogromną część badań przeprowadzał wywiad armii amerykańskiej, poczynając od
ściśle tajnego projektu, którego celem było wyszkolenie najlepszych oficerów.
Poważny problem, wynikający ze zbierania danych przez wywiad wojskowy stanowiło ryzyko, jakie ponosili
jego agenci w związku z trudnościami przekazywania informacji do kwatery głównej. Urządzenia
techniczne, nawet najlepszej jakości, mogły być w każdej chwili odkryte, a życie agenta jak i sama
informacja narażone na niebezpieczeństwo. Potrzebny był nowy sposób komunikacji z Waszyngtonem –
funkcjonujący bez pomocy urządzeń fizycznych.
Zrodził się zatem pomysł opracowania jakiegoś telepatycznego nadajnika, który mógłby przekazywać
informacje do Pentagonu z dużej odległości, powiedzmy z Moskwy. Agentowi powierzano by zadanie
zdobycia podstawowej informacji, którą można by wyrazić odpowiedzią tak lub nie. Załóżmy, że wojsko
amerykańskie chce wiedzieć, czy Sowieci mają nowy typ broni. Szpieg dysponujący takim telepatycznym
nadajnikiem ma wszelkie szansę, by doskonale wywiązać się z zadania, gdyż nawet w przypadku śledzenia
go przez KGB trudno zdobyć dowód, że przekazuje on informacje.
Kolejnym bodźcem do badań w tym kierunku była obawa wojska amerykańskiego, że Sowieci dysponują
już psychiczną bronią militarną. Amerykanie nie chcieli pozostawać w tyle i w ten sposób narodziła się
zimna wojna psychologiczna.
Ciekawe jest to, że Rosjanie faktycznie dysponowali już programem psychicznych działań wojennych.
Obrali jednak inną metodę działania – zrezygnowali z tworzenia odpowiedniego programu szkoleniowego
w tym względzie, a zaczęli testować ludność w celu wyłowienia jednostek o największym potencjale
zdolności telepatycznych. Kiedy jednak udało im się zebrać odpowiednią drużynę, natrafili na te same
problemy, które trapiły armię amerykańską – mianowicie na opór najwyższych rangą urzędników. Po
obydwu stronach starano się nie dopuścić do badania pewnych szczególnych celów, takich jak UFO. Z
drugiej strony problem miał również szerszy charakter – sprzeciwiano się samej metodzie zbierania
danych.
Wielu dowódców, tak po stronie amerykańskiej jak i rosyjskiej, reprezentuje konserwatywny system
wartości, często natury religijnej. Nawet niereligijne sprzeciwy nie pozostawiały wątpliwości, że wielu ludzi
uznaje wykorzystanie takich możliwości technicznych za niedopuszczalne. Opór wyszedł poza dziedzinę
wojskowości i objął szerokie kręgi. Sam słyszałem o pewnym wysoko postawionym polityku cywilnym,
podlegającym bezpośrednio ministerstwu obrony, który zawzięcie protestował podczas poufnej odprawy
na temat UFO, gdzie podnoszono kwestie techniki pozaziemskiej i informacji uzyskiwanych na drodze
telepatii. Urzędnik ten twierdził, iż wiedzę taką posiądziemy po śmierci w chwili dostania się do nieba, a do
tego czasu nie należy zgłębiać tego typu zagadnień. Najwyraźniej u Rosjan sytuacja wyglądała podobnie.
Urzędnicy bali się tematu niczym zjawy i projekt nie zyskał odpowiedniego poparcia.
Początkowe zaangażowanie CIA w sprawy przekazu na drodze telepatycznej zaczęło się od pracy z
naturalnymi telepatami. Z chwilą, gdy tajne zaminowanie portów nikaraguańskich przez CIA zwróciło
uwagę amerykańskiego Kongresu, agencja dokonała czystki we wszystkich jednostkach i projektach,
mogących prowadzić do dalszych skandali politycznych. Na tym skończyło się zainteresowanie CIA wojną
psychologiczną.
Chociaż program opracowania telepatycznego nadajnika nigdy się nie powiódł, wysiłki do niego
zmierzające zaowocowały badaniem zastosowań technik parapsychologicznych w pracy wywiadu.
Szczególnie godne uwagi są tutaj dwa przedsięwzięcia. Pierwsze z nich to praca profesora Roberta Jahna z
laboratorium Uniwersytetu w Princeton (PEAR), która, choć nie dotowana przez wojsko czy wywiad,
wzbudziła spore zainteresowanie w kręgach tego ostatniego. Jednakże największą uwagę armii zwróciły
badania w Laboratorium Teleobserwacji w Międzynarodowym Instytucie Badawczym Stanforda pod
kierownictwem drą Harolda Puthoffa.
Armii amerykańskiej nie nękały takie troski jak CIA. Dla wojska liczy się jedynie wykonanie zadania.
Podczas gdy CIA uwikłała się w problemy parapsychologiczne, wojsko zaczęło tworzyć ukryte, czyli
“czarne" jednostki, które miały pomóc w rozwiązaniu niektórych trudnych problemów wywiadowczych.
Jedna z tych jednostek specjalnych nosiła kryptonim Oddział G (od nazwy “Płomień Grilla") i nie
figurowała na żadnym schemacie organizacyjnym wojska. Pierwotnym zadaniem Oddziału G było badanie
zastosowań technik telepatycznych w celu penetracji najbardziej tajnych planów wrogów Stanów
Zjednoczonych.
Ze względu na niezwykły charakter owej jednostki, zebrane przez nią informacje docierały jedynie do
najwyższych rangą oficerów i polityków. Wkrótce stało się jasne, że przedsięwzięcie dostarcza potrzebnych
informacji. Żeby dojrzeć, projekt musiałby jednak wyjść poza ustalone granice. Problem z rozszerzeniem
projektu polegał na tym, że zjawisko teleobserwacji nie zostało uznane przez naukę. Wojsko musiało
znaleźć jakiś sposób nadania mu większej wiarygodności naukowej, dzięki której wzrosłyby fundusze na
ten cel. Zaczęto więc sponsorować doświadczenia naukowe, zmierzające do uwiarygodnienia zjawiska.
Owe wczesne badania naukowe nie obejmowały teleobserwacji w jej dzisiejszej postaci. Polegały one
zwykle na tym, że telepata leżał na łóżku z przyłożonymi do głowy i stóp elektrodami. Używano sprzętu
elektronicznego w celu wykazania, że biegunowość napięcia ciała badanego przesunęła się o 180 stopni,
co zwykle wskazywało na osiągnięcie przezeń odmiennego stanu świadomości. Inna osoba w pokoju,
zwana “monitorem", miała za zadanie nakierować telepatę na cel i notować jego spostrzeżenia.
Jakkolwiek eksperymenty te dostarczały cennych informacji, dane zbierane w ten sposób nie zawsze
pokrywały się z innymi sesjami czy informacjami dostarczanymi przez innych badaczy. Żeby nabrać
przekonania do wartości materiałów, wojsko potrzebowało większego stopnia wiarygodności.
W 1982 roku naturalny telepata Ingo Swann dokonał wielkiego przełomu w teleobserwacji poprzez
opracowanie protokołów potwierdzających zbieranie wiarygodnego wywiadu. Swann dokonywał swoich
odkryć przez wiele lat, kiedy uczestniczył w szerokich eksperymentach przeprowadzanych w różnych
instytutach naukowych, w tym w Badawczym Instytucie Stanforda (Swann 1991, str. 92-94). Opracował
on formę tele-obserwacji, opartą na zastosowaniu współrzędnych geograficznych. Forma ta znana jest pod
nazwą “teleobserwacji współrzędnej"(Innym naturalnym telepatą, który pracował z SRI Intemational jest
Joseph McMoneagle. Pan McMoneagle opublikował ostatnio bardzo poczytną książkę na temat
teleobserwacji. Praca ta, pt. 'Wędrujący umysł' zawiera rozdział opisujący jego własne obserwacje
przeszłe) cywilizacji na Marsie. Moje własne badania prowadzone w kontrolowanych warunkach
potwierdzają wiele spostrzeżeń McMoneagle'a dotyczących starożytnej cywilizacji marsjańskiej).
Potem Swann dostał kontrakt na przeszkolenie w tych technikach ponad tuzina ludzi – niektórzy z nich byli
wojskowymi, inni – cywilami. Pierwotne szkolenie trwało rok. Aby wprowadzić kursantów w temat
zmienionej świadomości, wysyłano ich do Instytutu Monroe'a w Wirginii, gdzie szkolili się w osiąganiu
stanów wychodzenia z ciała.
Waszyngton nie byłby Waszyngtonem, gdyby raz na jakiś czas nie wybuchł w nim skandal przyciągający
uwagę prawników i prasy. Za każdym razem po większym skandalu czynniki decyzyjne podejmują
działania by uniknąć takich incydentów w przyszłości. W czasie fiaska operacji Iran-Nikaragua-Oliver
North, minister obrony wszczął wśród podległych sobie wojsk poszukiwania wtyczki lub organizacji, które
ze względu na brak właściwej kontroli mogłyby okazać się politycznie kompromitujące dla prezydenta.
Znalazł oddział teleobserwacji i nakazał inspektorowi generalnemu przeprowadzić śledztwo. Ponieważ
zespół teleobserwacyjny miał być jednostką badawczą, cywilni inspektorzy uznali jego działalność za
“normalną".
Od tego momentu sprawy operacyjne przybierały coraz gorszy obrót dla najlepiej wyszkolonych
teleobserwatorów. Ich wpływy w Waszyngtonie, które nigdy nie były zbyt silne, malały coraz bardziej.
Jednak wszyscy członkowie zespołu wiedzieli już wtedy, że są obdarzeni niezwykłym darem – darem
widzenia, który pociągał za sobą odpowiedzialność wykraczającą poza kwestie narodowe. Świadomość
tego faktu i potrzeba służenia większej sprawie sprawiły, iż ludzie ci zwrócili swe wewnętrzne wejrzenie ku
górze, w kierunku gwiazd. Kiedy cała ta historia zaczęła się w latach osiemdziesiątych, nikt z nich nie
przypuszczał, że jest to droga do misji, która może zmienić ewolucyjny bieg samej ludzkości.
ROZDZIAŁ 2: TELEOBSERWACJA.
HISTORIA.
Najlepszym źródłem informacji na temat historycznych początków teleobserwacji (tzn. samych
protokołów, a nie wojskowego programu ich użycia) wydaje się być książka napisana przez Ingo Swanna,
człowieka, który opracował pierwszą wersję aktualnych protokołów teleobserwacji, używanych przez armię
amerykańską. W książce tej, pt. Ponad umysł i zmysły, Swann opisuje teoretyczne podstawy działania
teleobserwacji. Należy zaznaczyć, że poglądy Swanna to jedynie hipoteza czy też teoria teleobserwacji.
Swann jest artystą (malarzem) i niezwykle utalentowanym naturalnym telepatą, ale nie jest naukowcem.
Nie umniejsza to jednak wartości jego poglądów, stanowiących zbiór intuicyjnie zebranych pomysłów w tej
materii.
Czytelnicy powinni zrozumieć na wstępie, że teleobserwacja (w takim znaczeniu, w jakim używa się jej
tutaj) nie przypomina w niczym komercyjnych pokazów medialnych. Jest to wymagająca dyscyplina, która
obejmuje ściśle określony zbiór protokołów; wykorzystywać ją do celów zbierania danych może jedynie
osoba przeszkolona przez kompetentnego nauczyciela. Czytelnikom radzę by, przynajmniej chwilowo,
powstrzymali się od opinii (za lub przeciw), opartych na swojej wcześniejszej wiedzy czy doświadczeniach
z naturalnymi telepatami. Książka niniejsza, zarówno pod względem metodologii jak i treści, zawiera
informacje, które dla przytłaczającej większości Czytelników, stanowić będą całkowitą nowość.
NAUKOWA TELEOBSERWACJA.
W wyniku postępu i udoskonaleń teleobserwacja ewoluowała od sztuki do nauki; i na odwrót – rozwój
teleobserwacji przyczynił się do usprawnień w technice i do wyjaśnienia pewnych zjawisk. W latach
osiemdziesiątych do procedur teleobserwacyjnych wprowadzono innowację, która polegała na
wyeliminowaniu potrzeby użycia współrzędnych geograficznych. Stosując nowoczesną wojskową wersję
teleobserwacji, można zebrać więcej danych, które jakościowo przewyższają dane zbierane metodą
wyznaczania współrzędnych.
Interesujące jest to, że prywatne firmy stosują procedury opracowane w wojsku. Co więcej, procedury te
są różnie nazywane, w zależności od tego, kto je wykorzystuje. Nawet mój nauczyciel zmienił nazwę.
Jednak z tego co wiem, owe różnie nazywane procedury są identyczne bądź prawie identyczne z tymi,
które zostały opracowane i do dziś pozostają w użyciu armii amerykańskiej.
Formę teleobserwacji, jaką wykorzystałem do przeprowadzenia badań dla celów tej książki, nazwałem
“naukową teleobserwacja". Naukowa teleobserwacja (SRV) to również technika wywodząca się z procedur
opracowanych w wojsku. Różnią się one jednak sposobem i celem, do jakiego są używane. SRV pokrywa
się z nowoczesnymi technikami wojskowymi pod względem struktury, jednakże sięga znacznie dalej,
umożliwiając dwustronną komunikację pomiędzy teleobserwatorem a istotami zdolnymi do odbioru
telepatycznego. Wojskowa wersja teleobserwacji polegała zawsze na technice biernego pozyskiwania
danych – nigdy nie wykorzystano jej do porozumiewania się. Tym niemniej, w poniższym omówieniu będę
opisywał strukturę teleobserwacji, nie zaś jej użycie. Tak więc, odwołując się do struktur SRV, będę
zarazem robił bardziej ogólne odniesienia do nowoczesnych technik, opracowanych w wojsku.
SRV stanowi zbiór protokołów czy też procedur pozwalających “nieświadomemu umysłowi", jak go się
często określa, na komunikację z umysłem świadomym, dzięki czemu następuje przekaz cennych
informacji z jednego poziomu świadomości do drugiego. Informacje pochodzące z umysłu nieświadomego
uważa się na ogół za intuicję, czyli odczucie w stosunku do spraw na których temat nie mamy żadnej
określonej wiedzy. Typowy przykład stanowi matka, która po prostu wie, że jej dzieci znajdują się w
poważnych kłopotach. Czuje to niejako w kościach, nawet jeżeli nie ma żadnych konkretnych podstaw,
żeby tak sądzić. Intuicja działa w czasie i przestrzeni bez pomocy jakiegokolwiek fizycznego środka
przekazu informacji. SRV systematyzuje odczytywanie intuicji i pozwala na jej dokładne przełożenie na
papier, w celu późniejszej analizy.
SRV pozwala na rejestrację informacji pochodzących z nieświadomości, zanim zostaną one zakłócone
przez normalne procesy intelektualne stanu czuwania, takie jak racjonalizacja czy wyobraźnia. Niektóre z
tych protokołów przypominają obrazy odległych przedmiotów, opisanych w ocalałych źródłach
historycznych (zobacz Swann, str. 73-114). Istotnie, obrazy rysunkowe stanowią podstawowy komponent
pierwszej i trzeciej fazy SRV, a teleobserwatorzy szkoleni są w kierunku ich odszyfrowywania, co pozwala
na zdobycie podstawowych informacji na dany temat (tzn. na temat obiektu poddanego teleobserwacji).
Zasadniczo informacje na temat obiektu napływają do wyszkolonych jednostek poprzez ich nieświadome
umysły. W trakcie sesji teleobserwatorzy szybko je zapisują, trzymając się cały czas ścisłej procedury
protokołów. Zasady SRV umożliwiają teleobserwatorowi oderwanie się od intelektualnych procesów
świadomego umysłu do czasu zakończenia sesji. Nawet nieznaczne odstępstwo od protokołów może
spowodować ingerencję świadomego umysłu. Postępowanie takie mogłoby okazać się fatalne w skutkach,
jako że świadomy umysł próbowałby od razu interpretować dane, pobudzając w ten sposób wyobraźnię
umysłu. Z doświadczeń wynika, iż tego rodzaju praktyki mają duży wpływ na dokładność danych – to
właśnie dlatego niewyszkoleni telepaci na ogół nie są wiarygodni jako jasnowidze.
Naczelna zasada SRV to nieanalizowanie danych przed ich zebraniem. W przypadku jej nieprzestrzegania
teleobserwacja niewiele różni się od fantazji na jawie (Dodatkowe informacje na temat roli nieświadomości
w przekazie informacji Czytelnicy znajdą w pracy Targa i Puthoffa z 1977 roku, Wilbcra z 1977 i
Mavromatisa z 1987 roku).
Kolejny punkt, który chcę poruszyć, jest bardzo ważny. Nie proszę nikogo, aby wierzył w to, co opisuję w
niniejszej książce, tak jak wierzy się w zbiór prawd religijnych. Książka ta stanowi relację z moich badań.
Jak każde inne badanie naukowe, moje również podlega odtworzeniu i sprawdzeniu przez każdego, kto
przeszedł przeszkolenie w zakresie protokołów SRV. Zatem inni naukowcy mogą potwierdzić wszystko, co
zostało tu napisane. Poza tym, zadałem sobie dużo trudu zbierając i potwierdzając wszystkie przytoczone
tu informacje. Sposób, w jaki to robiłem, przedstawię w dalszej części rozdziału, natomiast w tym miejscu
pragnę mocno podkreślić, że w badaniu naukowym nie ma miejsca dla wiary. Jedyne, co się tutaj liczy, to
dane oraz ich inteligentna interpretacja. W swej książce przedstawiam i interpretuję duży zasób danych,
które z łatwością mogą potwierdzić inni naukowcy, o ile tylko znane im są protokoły SRV.
WSPÓŁRZĘDNE CELU.
Naukowa teleobserwacja zawsze obiera sobie jakiś cel. Cel ten stanowić może jakakolwiek rzecz bądź
osoba, o której chcemy się czegoś dowiedzieć. Na ogół są to miejsca, wydarzenia i ludzie, ale można się
również pokusić o trudniejsze cele, takie jak ludzkie sny czy nawet Bóg. Nieświadomość dostarcza
potrzebnych informacji w taki sposób, aby zrozumiał je umysł świadomy.
Sesja SRV zaczyna się od przeprowadzenia kilku procedur przy użyciu współrzędnych celu. Na ogół są to
dwie wybrane na chybił trafił czterocyfrowe liczby przydzielone celowi, przy czym teleobserwator nie musi
wiedzieć jaki cel one reprezentują. Do współrzędnych wygodnie jest używać liczb, ale mogą być również
litery. Oczywiście współrzędne te nie wskazują geograficznego położenia celu. Same liczby nie mają
żadnego znaczenia dla świadomego umysłu teleobserwatora.
Użycie liczb zamiast nazwy celu pomaga świadomemu umysłowi i wyobraźni oderwać się od procesu
zbierania danych, dzięki czemu utrudnione jest zgadywanie, czy inne formy zaśmiecania danych. Co
więcej, jak się okazało, nieświadomy umysł natychmiast rozpoznaje cel, nawet gdy zna tylko jego liczby
współrzędne. Niepotrzebne są żadne dodatkowe informacje. Na podstawie tych danych teleobserwator
stosuje następnie protokoły SRV w celu uzyskania informacji na temat celu, przy czym tożsamość tego
ostatniego pozostaje dla niego nie znana aż do czasu zakończenia sesji.
Stosując współrzędne celu, teleobserwator przez cały czas trwania sesji przestrzega protokołów SRV.
Umysłowa łączność z celem tworzy coś w rodzaju sygnału. Teleobserwator informacje pochodzące od celu
jest w stanie odróżnić od szumów (takich jak wyobraźnia) na zasadzie rozpoznania mentalnego “tonu"
informacji.
Pod koniec każdej sesji przedstawia się teleobserwatorowi faktyczny opis obserwowanego obiektu w celu
porównania go z danymi uzyskanymi na drodze teleobserwacji. W ten sposób kontroluje się proces
zbierania danych.
PROTOKOŁY SRV.
Protokoły SRV mają siedem charakterystycznych etapów. W każdym stadium uzyskuje się różne rodzaje
informacji na temat celu. Poszczególne fazy wprowadzane są do sesji SRV w kolejności od 1 do 7,
aczkolwiek często sesja kończy się na wcześniejszym etapie, o ile tylko zostały zebrane potrzebne
informacje.
Siedem faz protokołów SRV przedstawia się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 noszą nazwę “wstępnych", a celem ich jest ustanowienie wstępnego kontaktu z
miejscem. Dane o celu uzyskane w Fazie 1 – na przykład czy z miejscem celu wiąże się jakaś
struktura ludzka – są niekompletne.
• Faza 2: Faza ta zwiększa kontakt z miejscem. Informacje z tej fazy obejmują kolory, fakturę
powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki związane z celem.
• Faza 3: Faza ta dostarcza wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: Na tym etapie kontakt z celem jest całkiem bliski. W Fazie 4 nieświadomość cieszy się
pełną władzą w “rozwiązywaniu problemu". Pozwala się jej kierować przepływem informacji do
świadomego umysłu.
• Faza 5: Tutaj uzyskuje się szczegóły dotyczące poszczególnych struktur, takie jak na przykład
meble w pokoju. Fazę tę zwykle pomija się w sesjach SRV, chyba że potrzebne są szczegółowe
informacje na temat celu.
• Faza 6: Na tym etapie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania miejsca. Może on
sobie pozwolić na pewną, ograniczoną aktywność intelektualną w celu pokierowania nieświadomością
w wypełnianiu określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresu czasu i położenia
geograficznego. W fazie tej rysowane są również zaawansowane szkice.
• Faza 7: Ten etap dostarcza informacji słuchowych związanych z miejscem, takich jak np. jego
nazwa.
Kategorie danych teleobserwacji.
Nie wszystkie dane z teleobserwacji są tego samego rodzaju. Faktycznie istnieją różne typy danych,
uzyskiwanych w bardzo różnych warunkach. Teleobserwacja w żadnych warunkach nie jest łatwym
zadaniem. Nie polega ona na tym, że zamyka się oczy i nagle “widzi się" cel. Sesja trwa około godziny, a
żeby dobrze określić obiekty, istoty, poglądy i inne dane dotyczące celu, trzeba na ogół przeprowadzić
wiele sesji.
Występuje sześć różnych typów danych teleobserwacyjnych. Cechą wyróżniającą różne typy jest ilość
informacji, jaką teleobserwator ma na temat celu przed rozpoczęciem sesji. Inną podstawową cechę
charakterystyczną stanowi to, czy teleobserwator pracuje z osobą zwaną monitorem, co za chwilę bliżej
wyjaśnię.
W zależności od celu sesji, może być, powiedzmy, sześćset rzeczy do zrobienia – jedna po drugiej –
obejmujących do siedmiu faz protokołów. Podstawowym założeniem, kryjącym się za tymi wszystkimi
zadaniami jest możliwie jak najszybsze zarejestrowanie (na papierze) informacji o celu, zanim analityczna
część umysłu zdąży je zniekształcić, zinterpretować czy w inny sposób zanieczyścić. Pod koniec sesji
teleobserwator ma około dwudziestu kartek papieru z różnymi formami danych, które następnie są
odszyfrowywane, interpretowane i streszczane. Kontakt z celem podczas SRV ma czasami charakter
intymny. Często zdarza się, że mniej więcej w połowie sesji teleobserwator zaczyna doświadczać bilokacji,
tzn. czuje, że znajduje się w dwóch miejscach na raz. W tym punkcie dane otrzymywane na drodze
sygnału telepatycznego napływają bardzo szybko i teleobserwator musi zanotować możliwie jak najwięcej
w stosunkowo krótkim przedziale czasu.
Dane Typu 1.
Kiedy teleobserwator sam przeprowadza sesję, warunki zbierania danych określa się mianem 50/0.
Natomiast dane otrzymane podczas sesji solo, w której teleobserwator wybiera cel (dysponując w ten
sposób wcześniejszą wiedzą) nazywane są danymi Typu 1.
Posiadanie uprzedniej wiedzy na temat celu określa się mianem wstępnego naładowania. Wstępne
wprowadzanie danych jest często konieczne; niekiedy teleobserwator po prostu musi wiedzieć coś na
temat celu. Problem związany z tego typu sesją (dotykający głównie nowicjuszy) polega na tym, że
wyobraźnia teleobserwatora może łatwo zniekształcić dane o celu, na którego temat ma on już być może z
góry wyrobiony pogląd. Dlatego niezwykle ważne jest dokładne przestrzeganie procedury protokołów
teleobserwacji, co pozwala na ograniczenie tego typu zniekształceń. Ryzyko zanieczyszczenia danych
zmniejsza się znacznie w miarę nabywania doświadczenia i ścisłego trzymania się protokołów.
Dane Typu 2.
W przypadku początkującego teleobserwatora, ryzyko zniekształceń ogranicza Drugi Typ danych. Na sesji
tego typu teleobserwator pracuje solo, ale nie wybiera konkretnego celu. Cel wybierany jest przez
komputer na chybił trafił z wcześniej ustalonej listy celów; komputer podaje teleobserwatorowi same
współrzędne. Teleobserwator może być zaznajomiony z listą celów (a nawet uczestniczyć w ich wyborze),
ale tylko komputer wie, jakie współrzędne ma dany cel. Ponieważ świadomy umysł teleobserwatora nie
posiada tej wiedzy, w celu zdobycia wszelkich informacji o badanym obiekcie musi on wykorzystywać swą
nieświadomość. Mówi się wtedy, że teleobserwator przeprowadza sesję w ciemno, co oznacza, iż nie ma
on żadnej wiedzy na temat celu.
Dane Typu 3.
W przypadku danych Typu 3 mamy do czynienia z jeszcze innym rodzajem solowej sesji w ciemno. Tutaj
nie teleobserwator określa cel, lecz ktoś z zewnątrz. Na przykład agencja teleobserwacyjna może ze swej
kwatery głównej rozesłać wiadomość dotyczącą współrzędnych celu do grupy wyszkolonych
teleobserwatorów, mieszkających w różnych częściach Stanów Zjednoczonych. Kierownictwo zna cel, ale
poszczególni teleobserwatorzy nie mają o nim pojęcia. Nie utrzymują oni ze sobą żadnego kontaktu. Mogą
otrzymać tylko pewne skąpe informacje na temat celu – na przykład czy jest to miejsce, czy wydarzenie.
Teleobserwatorzy ci przeprowadzają sesje wykorzystując jedynie współrzędne, a wyniki przesyłają
następnie faksem do kwatery głównej. Doświadczenie uczy, że informacje potwierdzone przez wielu
teleobserwatorów wykazują zwykle sto procent dokładności. Co więcej, ponieważ teleobserwatorzy mogą
“wpadać na cel" w różnych punktach czasu czy przestrzeni, różne sesje mogą odsłonić komplementarne
aspekty celu, co pozwala na uzyskanie poszerzonego obrazu.
Jednak przeprowadzanie sesji solo ma swoje wady. Kiedy teleobserwatorzy sami przeprowadzają sesje,
protokoły uniemożliwiają im pełne wykorzystanie analitycznej części umysłu. W ten sposób mogą oni
widzieć cel i nie wiedzieć, co robić dalej. Sesje solo dostarczają cennych informacji na temat celu, lecz
informacje bardziej szczegółowe i dogłębne można uzyskać, kiedy ktoś inny prowadzi nawigację. Drugą
osobę nazywa się wtedy pomocnikiem czyli monitorem, zaś sesja monitorowana może stanowić niezwykle
interesujące wydarzenie.
Dane Typu 4.
Istnieją trzy typy monitorowanych sesji SRV. Kiedy monitor zna cel, ale teleobserwatorowi podaje jedynie
jego współrzędne, mamy do czynienia z danymi Typu 4. Sesje tego typu są wykorzystywane w dużym
stopniu podczas szkolenia. Dane Typu 4 mogą być bardzo pomocne z perspektywy badań, jako że monitor
posiada maksymalną ilość informacji, za pomocą których kieruje teleobserwatorem. Na sesjach tych
monitor mówi teleobserwatorowi, co ma robić, gdzie patrzeć, dokąd iść, a nawet o co pytać, w przypadku
nawiązania kontaktu z istotą posługującą się telepatią. Pozwala to teleobserwatorowi na prawie całkowite
nieangażowanie zdolności umysłowych, podczas gdy monitor przeprowadza całą analizę.
Monitor i teleobserwator nie muszą znajdować się w tym samym pokoju podczas sesji. W celu
umożliwienia komunikacji słownej często używa się słuchawek. Dzięki temu monitorowana sesja może się
odbyć nawet wtedy, gdy monitor i teleobserwator znajdują się w całkiem różnych miejscach, oddalonych
od siebie o tysiące mil. Niekiedy podczas takich sesji można teleobserwatorowi przesłać faksem dane
diagramowe w celu zapewnienia kontroli nad przepływem informacji. Sytuacje takie określa się mianem
sesji monitorowanych na odległość. Wiele zamieszczonych w tej książce informacji pochodzi z takiego
właśnie źródła.
Dane Typu 5.
W sytuacjach szczególnie krytycznych badacze mogą życzyć sobie danych zebranych bez pomocy
monitora.
W przypadkach tych zarówno teleobserwator jak i monitor działają po omacku, a współrzędne celu są im
dane z zewnątrz przez agencję bądź wybiera je program komputerowy z listy celów (Nie ma znaczenia czy
monitor i teleobserwator znają zawartość listy, o ile jest ona długa. Doświadczenie uczy, że jeżeli lista jest
odpowiednio długa, świadomy umysł porzuca wszelkie próby zgadywania tożsamości celu). Dane zebrane
w ten sposób określa się mianem danych Typu 5. Sesje przeprowadzane w tych warunkach cechuje wysoki
stopień wiarygodności. Natomiast ich wada polega na tym, że pochłaniają więcej czasu niż inne typy
teleobserwacji i nie pozwalają monitorowi na wybranie najbardziej użytecznych informacji podczas sesji.
To tak jakby prosić nawigatora lotu o rozpoczęcie pracy po wystartowaniu samolotu. Lot będzie
prawdopodobnie przebiegał mniej burzliwie, jeżeli jego ogólny plan ustali się przed startem. Tym niemniej,
dane Typu 5 są niezwykle użyteczne w niektórych sytuacjach i mogą przydać wiarygodności ogólnym
wynikom.
Dane Typu 6.
Ostatni rodzaj danych – dane Typu 6 pochodzą z sesji, na których zarówno monitor jak i teleobserwator są
wstępnie “naładowani informacjami" na temat celu. Ten typ sesji przeprowadza się jeśli teleobserwator
musi zebrać więcej informacji na temat konkretnego celu, ale nie odpowiadają mu sesje solo. W takim
przypadku monitor przejmuje kontrolę nawigacyjną, jednak wcześniej porozumiewa się z
teleobserwatorem co do celów sesji.
STRESZCZENIE TYPÓW DANYCH.
W skrócie kategorie teleobserwacji przedstawiają się następująco:
• Typ 1: Solo, wstępne podanie danych, cel wybierany przez teleobserwatora.
• Typ 2: Solo, w ciemno, cel wybierany przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 3: Solo, w ciemno, cel określany przez kogoś z zewnątrz.
• Typ 4: Sesja monitorowana, teleobserwator nie zna danych, monitor ma podane dane wstępne.
• Typ 5: Sesja monitorowana, ani teleobserwator, ani monitor nie znają danych, cel wybierany przez
komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 6: Sesja monitorowana, zarówno monitor jak i teleobserwator mają wstępnie podane dane.
Żaden typ danych nie jest lepszy od innych, a każdy z nich ma swoje zalety i wady.
LISTA CELÓW.
Ogromna większość sesji SRV, które dostarczyły danych do tej książki, została przeprowadzona w
warunkach Typu 4. Oznacza to, że ja – teleobserwator, działałem w ciemno, podczas gdy mój monitor znał
cel. Większość celów została wybrana na chybił trafił z listy czterdziestu pozycji, które opracowaliśmy
wspólnie z monitorem. W trakcie badań poprosiłem monitora o dodanie piętnastu innych pozycji i
nieinformowanie mnie na ich temat. Monitor mój nie udzielił mi żadnej wskazówki co do tego, czy cel, z
jakim miałem nawiązać łączność telepatyczną pochodził z listy pierwotnej, czy tej uzupełnionej o nowe,
nie znane mi pozycje.
Po rozpoczęciu sesji, celowo nie chciałem zaglądać na listę czterdziestu celów; pragnąłem uniknąć
śledzenia listy. A zatem zbieranie danych w ciemno nie oznacza, że nigdy nie widziałem listy celów.
Oznacza jedynie, że nie miałem pojęcia, z jakim celem będę miał do czynienia w trakcie danej sesji.
Z punktu widzenia protokołów SRV chodzi o to, by z góry przekonać świadomy umysł, że próby
odgadywania informacji na temat celu są pozbawione sensu. W ten sposób zmusza się go do tego, by
całkowicie polegał na danych dostarczanych przez umysł nieświadomy. Kroki te nie są konieczne w
przypadku doświadczonych teleobserwatorów, biegłych w przekazywaniu tylko tych informacji, których
dostarcza nieświadomość, niezależnie od typu danych. Zważywszy jednak na kontrowersyjną naturę
przedmiotu tej książki, w celu uzyskania jak największej wiarygodności, postanowiłem we wstępnym
etapie badań w miarę możliwości oprzeć się na danych Typu 4.
KRYTYCYZM ZRODZONY Z NIEWIEDZY.
Krytycy teleobserwacji skupiają się zwykle na monitorowanych danych, twierdząc, że dane takie (typy od
4 do 6) mogą być zniekształcane przez uprzedzenia i interpretacje samego monitora. W szczególności
wysuwają oni zastrzeżenia co do sytuacji, w której monitor prowadzi teleobserwatora w sposób bardzo
zbliżony do tego, w jaki ruchy ręki terapeuty, celowo bądź bezwiednie, prowadzą do porozumienia dzieci
autystycznych. Krytyka tego rodzaju służy najczęściej do całkowitego zdyskredytowania danych
zbieranych na drodze SRV. Oskarżenia te są jednak bardzo płytkie.
Należy pamiętać, że większość danych SRV, wykorzystujących cele ziemskie, może zostać potwierdzona w
sposób niezależny, co zresztą miało miejsce na szeroką skalę w trakcie opracowywania protokołów. Tak
więc nie mamy tutaj do czynienia z kwestiami wiary bądź niewiary. Dane po prostu są dokładne albo
niedokładne. Jeżeli informacji na temat celu nie sposób sprawdzić środkami fizycznymi, zawsze można
poprosić kilku innych teleobserwatorów o przeprowadzenie niezależnych sesji solo i w ciemno (dane Typu
3), które potwierdzą lub nie prawdziwość zebranych danych. Prawdopodobieństwo uzyskania przez wielu
teleobserwatorów tych samych informacji w warunkach danych Typu 3 jest nieskończenie małe i znacznie
przewyższa statystyczne wymagania, przyjmowane zwyczajowo w naukowych badaniach empirycznych.
Cóż, krytycyzm zawsze towarzyszy odkrywcom nowych zjawisk. Weźmy na przykład Jamesa Bruce'a
-jednego z pierwszych europejskich badaczy, którzy wkroczyli na teren Afryki znany obecnie jako Etiopia.
Jego odkrycia miały miejsce w drugiej połowie osiemnastego wieku i obejmowały doświadczenia, w które
współcześni mu Brytyjczycy po prostu nie mogli uwierzyć. Ludzie
nazywali go kłamcą twierdząc, że to niemożliwe, by istniało tak dziwne miejsce. Nie zmieniło to faktu, że
Etiopia była Etiopią, a późniejsi badacze natrafili dokładnie na to samo, na co natknął się James Bruce
(patrz Hibbert 1982, str. 21-52). Chociaż było to pozbawione sensu, ludzie jednak nadal nazywali Bruce'a
kłamcą, nie mając żadnych ku temu podstaw prócz własnego przeświadczenia, nie opartego na żadnym
doświadczeniu. Jedynym sensownym krokiem w tej sytuacji byłoby sprawdzenie tego, co mówił Bruce.
Niewiara tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w bezpośrednim badaniu jest powszechnym zjawiskiem,
które towarzyszy nam od zawsze. Spieranie się, czy coś jest możliwe czy nie, argumentacja w obronie
jakiegoś doświadczenia, co do którego są wątpliwości, nie ma większego sensu. Najlepsze, co można
uczynić w takiej sytuacji to poddać owo doświadczenie sprawdzeniu.
OGRANICZENIA SRV.
Naukowa teleobserwacja ma swoje ograniczenia. Niektóre z nich zdają się wynikać z natury samego celu.
Na przykład, wyszkolony teleobserwator może oczami umysłu zobaczyć książkę i mieć pewne pojęcie na
temat jej treści, ale czytanie jej może okazać się niemożliwe. Ja osobiście widziałem insygnia na
mundurze ET. Udało mi się stwierdzić, że mundur jest biały, ale żeby zobaczyć dokładny zarys symbolu na
emblemacie, musiałem poświęcić sporo czasu. Podobnie trudno jest odczytać znaki drogowe i nazwy ulic,
chociaż teleobserwator o wysokim stopniu wyszkolenia jest w stanie tego dokonać.
Kolejne ograniczenie teleobserwacji wiąże się z określeniem miejsca w stosunku do jakiegoś znanego
punktu, Na przykład łatwo jest namierzyć drogę do ojczyzny cywilizacji istot pozaziemskich, ale trudno ją
określić w stosunku do naszego systemu słonecznego. Teleobserwator może śledzić statek ET z Ziemi do
ojczyzny ET, nie znając dokładnej drogi, jaką ten się posuwa. Ograniczenia tego typu można pokonać, ale
“cena" informacji (w kategoriach czasu, wysiłku i nakładów) jest ogromna. Podam jeszcze inny przykład.
W trakcie naszych badań ustaliliśmy, że jedna grupa ET ma podziemną bazę na Ziemi, usytuowaną pod
okrągłą górą. Dzięki wspólnemu wysiłkowi wielu teleobserwatorów, w końcu ustaliliśmy prawdopodobne
miejsce bazy, ale było to zadanie niełatwe.
Przy odpowiedniej ilości czasu, wysiłku i nakładów, można przezwyciężyć większość ograniczeń SRV. Ale
do niedawna musieliśmy znosić ograniczenia całkiem odmiennej natury. Czasami teleobserwatorowi
zabraniano z zewnątrz nawiązywania łączności telepatycznej z jakimś celem. Na przykład w literaturze na
temat UFO niektóre istoty pozaziemskie określane są mianem “Szarych". Istoty te są niskie, szczupłe,
mają poszarzałą cerę i według doniesień często przeprowadzają badania medyczne i dokonują operacji
ginekologicznych na istotach ludzkich, zabieranych na pokład statku kosmicznego. U wyszkolonych
teleobserwatorów, którzy próbowali przeniknąć do statków Szarych, następowała “blokada" widzenia, a
dokładniej, podsuwana im była wizja zastępcza.
Zwykle łatwo jest wykryć oszukańczy sygnał. Na przykład, kiedy Szarzy wytwarzają zastępczą wizję, wielu
teleobserwatorów otrzyma, o ile w ogóle się to stanie, bardzo niewielkie potwierdzenie danych; nic nie
będzie się pokrywać. (Ostatnio, co wyjaśnię w rozdziale 14, cofnięty został nawet zakaz telepatycznego
wywiadu na temat porwań przez UFO).
Ostatnie ograniczenie, o którym warto wspomnieć to problem rozumienia. Teleobserwatorzy przychodzą
na sesję “tak jak są". Przypomina to bardzo sytuację kogoś, kto mając zawiązane oczy trafia do zupełnie
obcego miasta. Ściąga opaskę i rozgląda się dokoła. Nie ma pojęcia, gdzie jest, ale zauważa budynki,
ludzi, słyszy obce języki i doznaje wielu odczuć fizycznych. Może wszystko postrzegać, ale niczego nie
rozumieć.
Żeby było jasne, wszystkie dane uzyskane na podstawie teleobserwacji muszą się mieścić w zasięgu
intelektualnego doświadczenia teleobserwatora. Podczas gdy nieświadomy umysł próbuje uczynić
informację zrozumiałą dla umysłu świadomego, praca przebiega łatwiej, jeśli świadomy umysł rozumie już
podstawowe pojęcia związane z tymi danymi. Na przykład, ja nie przydałbym się na wiele, próbując
dotrzeć do szczegółów nowoczesnej techniki pozaziemskiej. Po prostu nie wiedziałbym na co patrzę. Przy
największych wysiłkach, mój nieświadomy umysł prawdopodobnie nie byłby w stanie przekazać memu
umysłowi świadomemu nic więcej ponad podstawowe informacje na temat techniki. Natomiast wyszkolony
inżynier mógłby objąć myślą wszelkie ważne informacje, włącznie ze szczegółami technicznymi.
Techniczne wykształcenie inżyniera pomogłoby mu w zrozumieniu postrzeganej rzeczywistości. Z drugiej
strony, ponieważ jestem socjologiem, mogę być bardzo pomocny w badaniu pozaziemskich społeczeństw.
Łatwiej będzie mi zrozumieć, w jaki sposób organizują się i sprawują rządy. To znaczy, mój świadomy
umysł bez trudu zrozumie to, co ukaże mu umysł nieświadomy, a ja będę w stanie wytłumaczyć to innym.
Podsumowując, nieświadomy umysł może postrzegać dosłownie wszystko, ale żeby zrozumieć to, co się
postrzega, trzeba oprzeć się na umyśle świadomym.
Ogółem biorąc, ograniczeń teleobserwacji jest stosunkowo niewiele, a ponieważ są one konsekwencją
naszych umiejętności i wyszkolenia, prawdopodobnie nie będą stanowić problemu dla przyszłych pokoleń
lepiej wyszkolonych teleobserwatorów. Jeśli chodzi o ograniczenia narzucane nam przez istoty
pozaziemskie, należy stwierdzić, że występują one sporadycznie, a ich celem wydaje się być
niedopuszczenie do ingerencji w ich życie, a także ochrona nas – Ziemian przed czymś, na co nie jesteśmy
w pełni przygotowani. Myślę, że nawet te ograniczenia zostaną pokonane, gdyż rodzaj ludzki powoli
dojrzewa do tego, by stanąć w obliczu czegoś, co według naszej dzisiejszej wiedzy stanowi dość silną
społeczność galaktyczną.
UPRZEDZENIA WYSTĘPUJĄCE W OBSZERNEJ LITERATURZE NA TEMAT UFO.
W porównaniu z obecnym stanem naszej wiedzy o działalności istot pozaziemskich na Ziemi bądź w jej
pobliżu, rozległa literatura na temat UFO zawiera liczne nie poparte naukowo uprzedzenia. Wiele
fałszywych wniosków, jakie można znaleźć w owej literaturze, nie wynika bynajmniej z niekompetencji. W
trakcie prowadzenia badań przedstawionych w niniejszej pracy, czytałem książki i rozmawiałem z
piszącymi je inteligentnymi ludźmi, którzy naprawdę próbują rozwiązać niezwykle zawikłany problem.
Zagadkę UFO trudno zrozumieć, nawet jeżeli dysponuje się danymi zebranymi na drodze SRV. Natomiast
bez tych danych w ogóle nie sposób jej zgłębić. Jedyne dostępne publicznie źródła informacji opierają się
na naocznych relacjach obserwacji UFO, raportach z porwań – uzyskiwanych zazwyczaj od osób
zahipnotyzowanych – bądź na informacjach pochodzących z channelingu, w którym przyjaźni kosmici
rozmawiają z popierającymi ich istotami ludzkimi, przy czym te ostatnie znajdują się w stanie podobnym
do transu.
Jeżeli chodzi o naoczne zeznania z obserwacji UFO, raporty te po prostu nie zawierają odpowiedniej liczby
informacji, żeby mogły być użyteczne z naukowego punktu widzenia. Co można bowiem powiedzieć o
takim zeznaniu prócz tego, że zauważono niezwykły latający obiekt? Nadal nie mamy żadnych informacji
na temat użytkowników statku; nie wiemy też nic o społeczeństwach, z których oni pochodzą.
Problemy związane z relacjami porwań są znacznie bardziej skomplikowane i wymagają szerszego
omówienia. Nie ma wątpliwości, że ludziom, którzy twierdzą, iż zostali porwani przez UFO i zabrani na
pokład ich statku, przydarzyło się to naprawdę. Obecnie dysponujemy danymi SRV, potwierdzającymi
wiele relacjonowanych wydarzeń.
Głównym wątkiem przewijającym się w tych relacjach jest to, iż ludzie są porywani i wbrew swojej woli
wykorzystywani jako inkubatory w czasie trzech pierwszych miesięcy ciąży genetycznie spreparowanego
potomstwa, które w części jest ludzkie, w części zaś kosmiczne. Literatura sugeruje jakoby Szarzy,
niezadowoleni ze swej obecnej postaci, poszukiwali dla siebie nowych ciał. W ogromnej większości
przypadków porwań u porwanego występuje pewien stopień amnezji, którą dobry terapeuta może
pokonać na drodze hipnozy. Usystematyzowane raporty na temat tego zjawiska można znaleźć w pracach
dwóch naukowców: w Porwaniu napisanym przez harwardzkiego profesora Johna E. Macka (1994) oraz w
pracy profesora z Tempie University – Davida Jacobsa pod tytułem Sekretne życie: udokumentowane
relacje z pierwszej ręki na temat porwań przez UFO (1992).
Dr Mack, profesor psychiatrii na Harwardzkiej Akademii Medycznej, zasugerował – opierając się na spisach
ludności – że ponad milion Amerykanów mogło być porwanych co najmniej raz w życiu (Jacobs 1992, str.
9), a doświadczenia takie nie ograniczają się do mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Niektóre osoby,
usiłują poradzić sobie z emocjonalnym szokiem, szukając pomocy – zwykle w formie poradnictwa
psychologicznego. Liczba tych ludzi jest stosunkowo niewielka, ale powiedziano mi, że według
nieformalnych szacunków niektórych terapeutów sięga ona około czterdziestu pięciu tysięcy w samych
Stanach Zjednoczonych. Nie wiem, na ile liczby te są dokładne.
Wydaje się całkiem możliwe, a nawet prawdopodobne, że ludzie szukający porady to przede wszystkim ci,
którzy w szczególny sposób zostali poruszeni spotkaniem z istotami pozaziemskim
5
(Kwestia ta została
podniesiona również przez Whitleya Striebera (1995) w książce zatytułowanej Przełom: następny krok).
Mogło się tak zdarzyć, gdyż niektóre ze spotkań istot ludzkich z pozaziemskimi z niewiadomych przyczyn
nie przebiegają gładko, choć zdecydowana ich większość nie ma charakteru traumatycznego. Jeżeli tak
jest, literatura na temat porwań nie może być nastawiona życzliwie do mieszkańców kosmosu. To pierwsze
z pięciu głównych uprzedzeń, jakie znajduję w opracowaniach na temat UFO. Literatura ta, wykorzystując
niereprezentatywne przypadki porwań, nagina wyniki badań w kierunku interpretacji pełnych strachu
urazów. Jak można przewidzieć, lwią część takich dzieł (wyłączając pracę Macka) wypełniają ostrzeżenia
przed złymi kosmitami, którzy porywają dorosłych i, niczym naziści, wyrywają płody w celu
przeprowadzania genetycznych eksperymentów. Nie chodzi o to, czy tak jest czy nie, ale o to, że nie da
się określić prawdziwego charakteru istot pozaziemskich, opierając się jedynie na relacjach tendencyjnie
wybranych jednostek, które doznały szoku. Bardziej wyważony wybór przypadków obejmowałby te z nich,
w których wzajemne relacje między ludźmi a przybyszami przebiegały gładko. Jednakże podobne
przypadki nie są znane terapeutom, gdyż osoby takie nie szukają porad specjalisty.
Kolejne uprzedzenia w literaturze dotyczącej porwań nagromadziły się wokół kwestii wykorzystywania
hipnozy. Nie mam wątpliwości, że hipnoza jest bardzo pomocna porwanym w ożywianiu wspomnień. Jeżeli
jednak Szarzy posiadają zdolność wywierania tak głębokiego wpływu na wywoływanie wspomnień, co
sugeruje się w tego typu literaturze, istnieje duże prawdopodobieństwo, iż owe wspomnienia również są
niereprezentatywne. Co więcej, na wierzch wypływają najprawdopodobniej wspomnienia, które zawierały
największy ładunek emocjonalny, czyli te związane z momentem szoku.
Tak więc mamy sytuację, w której niereprezentatywną próbkę wspomnień ożywia się w umysłach
niereprezentatywnej grupy porwanych. Na podstawie takich danych, nawet jeżeli są one dokładne, nie
sposób wyciągnąć ogólnych wniosków w stosunku do intencji istot pozaziemskich. To tak jakby przybysze
z kosmosu próbowali dowiedzieć się czegoś na temat ludzi jedynie na podstawie wywiadów z ofiarami
wypadków samochodowych. Wyniki takiego badania wskazywałyby, że ludzie to istoty nieuważne, często
pijane, sadystyczne, zły gatunek, któremu sprawia radość przysparzanie sobie cierpień. Sytuacje takie
mogą się zdarzyć, jednak uznanie cierpienia jako reprezentatywnego dla całej kultury ludzkiej byłoby w
najwyższym stopniu mylące.
Trzecie uprzedzenie w literaturze na temat porwań ma związek z punktem widzenia samych naukowców.
Łatwo jest sympatyzować z osobami, które uważają się za ofiary porwania i nadużycia. Jesteśmy
gatunkiem wysoce uczuciowym, który identyfikuje się z ofiarami traumatycznych wydarzeń. Nienawidzimy
łajdaków i szukamy zemsty. Badacze, kiedy prowadzą sesję hipnozy i przywołują ukryte wspomnienia,
znajdują się jak gdyby w emocjonalnej zupie wraz z ofiarami, a niewielu z nich ma odpowiednie
przygotowanie (wyłączywszy oczywiście Macka), by utrzymać uczuciowy dystans w stosunku do relacji
swoich pacjentów. Jedynie dobrze wyszkoleni fachowcy w dziedzinie poradnictwa psychologicznego
potrafią w sposób kompetentny pracować z tego typu stłumionymi wspomnieniami, zachowując przy tym
postawę obiektywną. Emocje są prawdziwe i należy się z nimi obchodzić w sposób jak najbardziej
kontrolowany i profesjonalny. Jest to wskazane nie tylko ze względu na zdrowie pacjentów, ale i z punktu
widzenia interpretacji ich przeżyć. Wyciąganie wniosków na podstawie danych zebranych przez osoby nie
posiadające odpowiednich kwalifikacji terapeutycznych stanowi jedynie zaproszenie dla licznych
nieporozumień.
Kolejne uprzedzenie ma związek z klimatem kulturowym w którym rodzą się wzmiankowane relacje.
Jesteśmy społeczeństwem uwielbiającym przemoc. Widać to wyraźnie w naszych codziennych programach
informacyjnych. Rzadko można tam usłyszeć o spokojnych, emocjonalnie zdrowych wydarzeniach. W
wiadomościach dominują doniesienia o gwałtach, morderstwach i wszelkiego rodzaju zbrodniach. Ofiary
przedstawiane są zwykle w sposób patetyczny, natomiast prawie nigdy nie wzmiankuje się o
okolicznościach usprawiedliwiających sprawcę przestępstwa. Na przykład o tym, że dana osoba stała się
psychicznie niestabilna po przeżytym w dzieciństwie wykorzystaniu seksualnym, czy też po tym, jak
została ofiarą zbiorowego gwałtu, dokonanego przez gang pośród slumsów. Rzadko pytamy dlaczego
wydarzyła się zbrodnia. Zadajemy raczej pytanie, jak karać tych, którzy ją popełnili, w niedojrzały sposób
odmawiając sobie wyrobienia bardziej wyważonego punktu widzenia na temat zawiłych ścieżek życia.
W dodatku, kultura nasza znajduje przyjemność w rozwodzeniu się nad szczegółami zbrodni, zarówno
prawdziwej jak i wyimaginowanej. Przemoc to jeden z najbardziej kasowych produktów przemysłu
filmowego w Hollywood. Przenika do ogromnej ilości ekranowych hitów. Jeżeli kiedykolwiek dojrzejemy
jako społeczeństwo, umiłowanie przemocy będzie jedną z pierwszych rzeczy, jakim będziemy musieli
stawić czoło. Nie chcę przez to powiedzieć, że porwani nie doświadczyli tego, co postrzegają jako
nadużycie dokonane na swej osobie. Być może jednak istnieje druga strona tej historii, którą
przeoczyliśmy, skupiając się tylko na relacjach o nadużyciu i rozdmuchując je do najwyższych granic,
podczas gdy nigdy nie zadajemy pytania, czy może istniał jakiś powód dla którego stało się tak a nie
inaczej. Pozwolę sobie użyć porównania. Podobnie jak dzieci nieuchronnie czują, te naruszona została ich
nietykalność osobista, kiedy są zabierane do lekarza na szczepienia, tak my – istoty ludzkie możemy się
czuć wykorzystani przez istoty pozaziemskie, jeżeli nie rozumiemy szerszego tła na jakim dokonują się
pewne czynności. Powtórzę raz jeszcze – nie jest moim zamiarem pomniejszanie doświadczeń porwanych
osób. Nawołuję jedynie do przerwania nawałnicy strachu i nienawiści w celu wypracowania bardziej
wyważonego poglądu, który uchroni nas od wyciągania pochopnych wniosków co do rzekomych ataków
kosmitów.
Ostatnie uprzedzenie, o jakim chcę wspomnieć jest prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjne i wielu
ludzi może emocjonalnie zareagować na moje poglądy. Uprzedzenie to dotyczy stereotypów rasowych.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że porwane osoby są rasistami. Problem stanowi to, jak
społeczeństwo widzi istoty, które są inne od nas samych.
Według pokaźnej części literatury na temat porwań, istoty pozaziemskie zamieszane w tę działalność są
dosłownie całkiem szare. Są małe, chude, mają duże zaokrąglone oczy, skórę twardą jak podeszwa i na
dodatek brakuje im uczuciowej głębi. Nie są wysokimi blondynami o niebieskich oczach. Moim zdaniem, te
zauważalne różnice wyzwoliły w naszych umysłach automatyczny proces stereotypizacji w stosunku do
istot pozaziemskich. Nie podnosiłbym tej kwestii, gdyby nasze społeczeństwo było wyzbyte rasizmu. Jeżeli
jednak mamy być uczciwi w stosunku do samych siebie, musimy przyznać, że ludzkie społeczeństwo
dręczy nieustanny problem niesprawiedliwych zasad traktowania, opartych na rasizmie. Jeżeli prawdą jest,
że traktujemy źle innych przedstawicieli naszego gatunku, jakiej reakcji możemy spodziewać się w
stosunku do istot nie będących ludźmi?
Porwane osoby przynależą do naszej kultury, która zwykle nie postrzega innych istot w pozytywnym
świetle. Trudno się więc dziwić, że istoty te przedstawiane są jako uosobienie zła. Z tej perspektywy
istnieje duże prawdopodobieństwo, że my, ludzie, zabarwiamy otrzymywane dane swoimi kulturowymi
uprzedzeniami. Jeżeli mamy odgrywać poważną rolę w społeczeństwie galaktycznym, będziemy
prawdopodobnie musieli uczciwie rozprawić się z własnymi problemami psychologicznymi oraz nauczyć się
patrzeć na inne kultury przez pryzmat większego obiektywizmu.
Pozwólcie, że podam typowy przykład rodzajów stereotypizacji, jakie nieustannie pojawiają się w
literaturze, a które świadczą o tym, że rasizm stanowi poważny problem w naszym postrzeganiu
wszechświata. Przykładem tym nie chcę wyróżniać negatywnie jednego konkretnego pisarza. Nie stanowi
on wyjątku, a jego nazwisko przytaczam jedynie w celu nakreślenia bardziej ogólnego problemu. Przykład
pochodzi z niedawno opublikowanej książki C. Andrewsa. Autor przedstawia relację porwanego pisząc, że
inni porwani potwierdzają wiele jego spostrzeżeń. Twierdzi on, że Szarzy kontaktowali się z Hitlerem, że
produkują pożywienie z wydzielin gruczołów okaleczonych zwierząt, pracowali z CIA i nazistami w celu
wyodrębnienia wirusa HIV i robili wiele innych złych rzeczy. Natomiast ich wrogowie (to jest dobrzy
przedstawiciele istot pozaziemskich) mają szwedzką urodę “wysokich blondynów". Istoty te są na ogół
piękne i przystojne, niczym bohaterowie westernów. Blondyni denerwują się na ludzi, ponieważ nasze
rządy współpracują z Szarymi, ich złymi, śmiertelnymi wrogami (Andrews, 1993, str. 41-64).
Tego typu uprzedzenia rasowe i stereotypowe uogólnienia są szczególnie nieprzydatne, jeżeli chcemy
dobrze zrozumieć zjawisko istot pozaziemskich. Jeszcze raz powtórzę: jedyne co się liczy to uzyskanie
dokładnych danych i ich inteligentne odczytanie. Do tej pory otrzymywaliśmy na ogół dane pełne
uprzedzeń, których interpretacja została poważnie zniekształcona przez praktyki badawcze i nasze własne
problemy kulturowe. Żeby rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich, musimy porzucić uprzedzenia i
wypracować bardziej kompletny obraz zjawiska.
Ostatnią metodą zbierania danych, o której wspomniałem, jest channeling, przez niektórych uznawany za
alternatywę w stosunku do teleobserwacji. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego tak nie jest. Channeling
ma miejsce wtedy, gdy osoba popada w stan podobny do transu, w czasie którego porozumiewa się
telepatycznie z obcą istotą. Czasami twierdzi się, że aby osiągnąć porozumienie, istota ta chwilowo
“przejmuje kontrolę" nad ciałem i umysłem osoby w transie.
Poza paroma wyjątkami, nie stwierdziłem aby channeling dorównywał dokładnością danym uzyskanym na
drodze SRV. Na ogół, telepaci channelingowi przedstawiają ludzi ich pozaziemskim siostrom i braciom,
którzy mieniąc się dobrymi, ostrzegają przed złymi przedstawicielami swego gatunku. Istoty z którymi
nawiązano łączność, udzielają następnie różnorodnych informacji dotyczących przeszłości, teraźniejszości i
przyszłości, opatrzonych ostrzeżeniami i napomnieniami. Jednakże materiał taki na ogół nie zgadza się ani
z informacjami uzyskanymi przez innych telepatów channelingowych, ani z wynikami otrzymanymi przez
teleobser-watorów. Za pomocą teleobserwacji, badacze mogą kontrolować zarówno obiekt obserwacji jak i
wyszkolenie obserwatora oraz warunki, w jakich uzyskuje się dane. Za pomocą precyzyjnego ekranowania
i procedur sprawdzających można wyizolować i odrzucić niedokładne dane. Channeling nie pozwala na
żadną z tych rzeczy. Po prostu wierzy się telepacie lub nie, a wierzenia nie są zadowalającym substytutem
obiektywnej obserwacji, która podlega niezależnej weryfikacji.
ROZDZIAŁ 3: PODRÓŻ PRZEZ AKASZĘ.
Moja praca w zakresie teleobserwacji istot pozaziemskich właściwie zaczęła się w styczniu 1992 roku,
aczkolwiek wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Od tamtego czasu doświadczyłem wielu spotkań z
całym szeregiem istot pozaziemskich. Na ogół nawiązywałem kontakt na drodze teleobserwacji. Nie sądzę
jednak, bym zbliżył się do istot pozaziemskich w sposób niezależny, bez ich wiedzy. Tak naprawdę żywię
silne podejrzenie (chociaż nie mam na to dowodu), że pewne sugestie zostały mi podsunięte, a ja
początkowo nie zdawałem sobie sprawy, że moje zainteresowanie sprawami świadomości ostatecznie
doprowadzi mnie do ET. Nie jestem pewien, kto mógł to zrobić, ale intuicja wyraźnie podpowiada mi (a
przemawia za tym sporo dowodów pośrednich), że byłem kierowany czy też popychany w tym kierunku.
Moje badanie ludzkiej świadomości obejmowało trzy fazy szkolenia. Zacząłem od nauczenia się
zaawansowanej wersji Medytacji Transcendentalnej zwanej Sidhis. Drugi etap szkolenia stanowił
tygodniowy kurs w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Kolejnym krokiem było szkolenie w zakresie
teleobserwacji. Każdy etap miał bezpośredni związek z moimi badaniami dotyczącymi istot pozaziemskich,
co wyjaśniam poniżej.
SIDHIS.
W 1991 roku zacząłem szkolenie w Programie Medytacji Transcendentalnej (MT) Sidhis. Podobnie jak
Medytacji Transcendentalnej, Sidhis nauczają nauczyciele wyszkoleni przez Maharashiego Mahesh Yogi.
Omawiam tu swoje doświadczenia medytacyjne z dwóch powodów. Po pierwsze, w trakcie badania istot
pozaziemskich, natknąłem się na grupy kosmitów, które najwyraźniej praktykują coś w rodzaju medytacji
Sidhis. Po drugie, w trakcie sesji teleobserwacji raz po raz doświadczałem świadomości pewnej grupy istot
pozaziemskich, która posiada zbiorową umysłowość. Owa grupowa świadomość kosmitów – można by ją
nazwać “zbiorowym umysłem" – przeżywa subiektywne doświadczenie zbliżone do tego, jakiego ludzie
doznają w czasie ćwiczeń Programu Medytacji Transcendentalnej Sidhis.
Moje początkowe zainteresowanie tym programem korespondowało z publikacją niezwykłego raportu w
prestiżowym czasopiśmie naukowym. W 1988 roku, w grudniowym numerze Dziennika Rozwiązywania
Konfliktów ukazał się artykuł, w którym twierdzono, że grupy praktykujące Medytację Transcendentalną, a
zwłaszcza program Sidhis, mogą mieć wpływ na poziom konfliktów w otaczającym ich terenie (Orme-
Johnson i inni, 1988). Zjawisko to nazwano “efektem Maharashiego" na cześć Maharashiego Mahesha. W
chwili jego opublikowania, artykuł uważano za kontrowersyjny. Z reakcji ludzi wynika, że nadal wzbudza
on dużo emocji.
Po ukazaniu się artykułu na temat Efektu Maharashiego, z całą otwartością swego umysłu zdecydowałem
się zbadać, czy medytacja rzeczywiście może przyczynić się do zmniejszenia konfliktów w świecie. W tym
celu zwróciłem się do Uniwersytetu Emory o dotację na badania. Poprzez nauczenie się programu Sidhis
chciałem zbadać efekt Maharashiego. Przyznano mi dotację i wkrótce potem zostałem Sidhą
(zaawansowanym medytującym).
Na samym początku pragnę wyraźnie podkreślić, że z ruchem Medytacji Transcendentalnej nie łączy mnie
żadna formalna więź. W żaden sposób go nie reprezentuję. Nigdy nie otrzymałem od ruchu żadnych
pieniędzy czy innych dóbr materialnych. W niniejszej książce prezentuję wyniki jako niezależny socjolog,
prowadzący badania na własną rękę. Wszystkie moje komentarze odnośnie medytacji stanowią
odzwierciedlenie moich własnych myśli i doświadczeń, jako że dotyczą one moich badań nad cywilizacjami
pozaziemskimi. Żeby zrozumieć, o co tutaj chodzi, opierałem się jedynie na własnych umiejętnościach
naukowca i wyszkolonego obserwatora.
SUBIEKTYWNE DOŚWIADCZENIA Z PROGRAMEM MT-SIDHIS.
W normalnej świadomości czuwania, umysł zalewany jest przez dane wejściowe pochodzące z pięciu
zmysłów fizycznych: wzroku, słuchu, zapachu, smaku i dotyku. Nasza aktywność umysłowa w większości
wykorzystuje informacje z tych zmysłów. Surowe dane wejściowe uzyskiwane przez zmysły, karmią
aktywność intelektualną podobnie jak logika czy wyobraźnia. Jednak w trakcie medytacji, natężenie owych
doznań zmysłowych stopniowo zmniejsza się w umyśle, aż do całkowitego ich wyciszenia. W tym punkcie
ustają również logika i wyobraźnia. To co zostaje, nie jest pustym umysłem. Naprawdę jest to połączenie
umysłu z czymś, co medytujący nazywają “polem świadomości", które może pulsować aktywnością. Z
subiektywnego punktu widzenia wydaje się, że pole to zarówno zawiera jak i odzwierciedla wewnętrzną
świadomość wszystkich ludzi. W stanie głębokiej medytacji ludzie w sposób bezpośredni doświadczają
tego pola. Empiryczny kontakt z nim przesłaniają zwykle sygnały pochodzące zarówno z pięciu fizycznych
zmysłów, jak i z myśli, wspomnień i emocji. Trzeba więc “przekroczyć" świadome przetwarzanie wrażeń
zmysłowych przez odwrócenie uwagi świadomości od zmysłów i skierowanie jej w stronę tego, co nie-
fizyczne. To, co niefizyczne jest oczywiście z definicji pozbawione cech fizycznych, tym niemniej posiada
pewną obiektywną rzeczywistość, którą można dokładnie zobaczyć, o ile tylko ma się odpowiednio
wrażliwy system nerwowy. Spostrzeżenia takie nie są wytworem wyobraźni osoby uprawiającej medytację.
Ostatecznym celem medytacji jest ćwiczenie umiejętności odczuwania pola świadomości, aż do osiągnięcia
zwiększonej percepcji tego, co niefizyczne. Po ukończeniu tego procesu, nie ma potrzeby dalszej
medytacji. Osoba taka ma wysoce rozwiniętą świadomość i doznała samorealizacji. Oznacza to, iż nie
prowadzi ona już podwójnego życia, w którym normalna świadomość ograniczona jest do postrzegania
zewnętrznych zmysłów fizycznych, a nie sięga jaźni wewnętrznej. Człowiek, który osiągnął samorealizację
ma tylko jedną połączoną (to jest wzajemnie połączoną) świadomość. Ponieważ pole świadomości łączy
wszystkie aspekty życia, postrzeganie pięciu fizycznych zmysłów jest zabarwione tym, co człowiek widzi z
szerszego poziomu. Bez tego rozumienie wszelkiego życia jest upośledzone. Medytacja wtapia poczucie
wewnętrznego istnienia w codzienną, normalną świadomość. W trakcie swoich badań odkryłem ważną
rzecz, mianowicie, że podstawową cechą, która odróżnia typowe istoty ludzkie od wysoko rozwiniętych
istot pozaziemskich jest to, iż kosmici w większej swej części osiągnęli samorealizację, podczas gdy u ludzi
zdarza się to nader rzadko.
W pełni zrealizowana osoba szybko uświadamia sobie różnorodność współistniejącego z naszym życia
niefizycznego. Wszelkie życie, zarówno fizyczne jak i niefizyczne, zamieszkuje pewną przestrzeń. Niestety,
angielskie określenie “space" – przestrzeń (tak jak “outer space" – w przestrzeni zewnętrznej) ogranicza
się do tego, co fizyczne. Szerszy termin definiujący przestrzeń, obejmujący swym znaczeniem tak życie
fizyczne jak i niefizyczne, znajdujemy w sanskrycie – to słowo skoszą. Wszyscy istniejemy w akasha i
wszystkie nasze podróże zawierają się w akasha, niezależnie od tego czy podróżujemy statkiem
kosmicznym czy przy pomocy wyszkolonej świadomości. Tak naprawdę, starożytni jasnowidze byli
pierwszymi wielkimi astronautami, ponieważ przy pomocy swoich umysłów nieomal dosłownie wędrowali
po niebiosach. Na ogół osoby zaawansowane w medytacji, podobnie jak istoty pozaziemskie, patrzą na
naszą egzystencję z szerszej perspektywy życia w akaszy.
Moje pierwsze doświadczenia z Programem MT-Sidhis w dużej grupie nastąpiły podczas medytacji na
Międzynarodowym Uniwersytecie Maharashiego w pierwszym tygodniu 1992 roku. Zebrało się tam wtedy
ponad dwa tysiące medytujących osób. Wszyscy ćwiczyliśmy program MT-Sidhis.
Obecny program MT-Sidhis jest dość zagmatwany i nie ma potrzeby, żeby w tym miejscu wdawać się w
dokładny opis poszczególnych jego procedur. Powszechnie wiadomo, że część programu obejmuje tak
zwane “latanie jogina". Odbyło się wiele publicznych pokazów tego zjawiska, a niektóre z nich były nawet
transmitowane w telewizji. Na poziomie powierzchniowym, latający jogini wyglądają jak gdyby
podskakiwali po całym pokoju w pozycji kwiatu lotosu, niejako przypominając żabę. Jednak nie chodzi
tutaj o uprawianie gimnastyki, a o to, by uprawiając specjalny typ aktywności pozostawać w stanie
medytacji ściśle związanym z polem świadomości.
W trakcie “nielatających" części tych medytacyjnych eksperymentów doznawałem szczególnych odczuć,
takich jak uspokojenie, zatapianie się, przemieszczanie świadomości. Moja własna świadomość zdawała
się gdzieś wędrować, bez jakiegokolwiek wysiłku z mej strony. Rzeczywiście, jednym z najważniejszych
aspektów właściwej medytacji jest to, że nie może się ona odbywać w atmosferze wysiłku. Wysiłek
bowiem uaktywnia związane ze stanem czuwania czynności przetwarzania informacji, które z kolei
przytłumiają postrzeganie jakiegokolwiek sygnału z pola świadomości. Po osiągnięciu tego nowego stanu,
następowało charakterystyczne postrzeganie różnicy między stanem świadomości medytacyjnej a
normalnym stanem czuwania świadomości. Opisywanie wszystkich aspektów tej różnicy wykraczałoby
poza potrzeby niniejszej pracy, ale kilka uwag na pewno się przyda.
W stanie świadomości medytacyjnej miałem wyraźne poczucie mojej własnej jaźni, która była czymś
różnym od moich myśli. Pojawiały się w tym stanie myśli, ale było ich niewiele. Co więcej, myśli jawiły się
jako coś obcego mojej zasadniczej jaźni. W rzeczywistości, dominującym aspektem percepcji było
poczucie rozszerzonej świadomości. Z perspektywy osoby trzeciej, moja świadomość nie tyle myślała
myślami, ile po prostu była świadoma siebie.
Jednakże ten stan poszerzonej świadomości nie pozostawał bezczynny. Wyraźnie doświadczałem jakiegoś
miejsca, a moja własna świadomość nie była jedyną, która dzieliła owo doznanie. Doświadczenie to nie
było też chwilowe. W rzeczywistości, trwało dobrych parę minut zanim program przeszedł do następnego
punktu, to jest do “latania jogina".
Panuje opinia, że z punktu widzenia stanu normalnego czuwania świadomości, stan świadomości, którego
doświadcza się w trakcie medytacji, jest bardzo subtelny. Moje osobiste doświadczenia wydają się to
potwierdzać. Jednak z perspektywy stanu poszerzonej świadomości czynności w polu świadomości nie
zawsze są subtelne. Właśnie podczas “latania" pierwszy raz dostrzegłem coś, co można by nazwać “falą
świadomości" i muszę przyznać, że uderzyło mnie to niczym tona cegieł.
Fala świadomości powstaje, kiedy osoby medytujące w jednym miejscu manipulują polem świadomości w
taki sposób, że wszyscy medytujący postrzegają falę wpływu w tym samym czasie. Doświadczenie to
trudno ująć w słowa. Mogę jedynie stwierdzić, że przypomina ono wielki przypływ energii.
Oczywiście nie wyszkolony uczestnik eksperymentu może odrzucić takie subiektywne obserwacje. Ja
jednak jestem wykształcony w zakresie obserwacji ludzkich zachowań i pozostaję w wysokim stopniu
uwrażliwiony na potrzebę odróżniania rzeczy zmyślonych od rzeczywistych. Jestem głęboko przekonany,
że w budynkach Uniwersytetu Maharashiego działo się coś obiektywnego. Nie będę utrzymywał, że
rozumiem fizykę owego eksperymentu, ale był on dla mnie tak realny, jak gdybym dostał pięścią w twarz
(przy czym oczywiście, o wiele przyjemniejszy).
Dokładnie pamiętam swą początkową reakcję po pierwszym doświadczeniu medytacji w dużej grupie.
Żałowałem, że w budynkach tych nie byli obecni naukowcy z całego świata wraz z całym możliwym
zestawem narzędzi laboratoryjnych. Uważałem, że nauka powinna zainteresować się zjawiskiem, które
mnie tak poruszyło. Nie było ono fizyczne, ale jak najbardziej prawdziwe i miało wpływ na obiekty fizyczne
(na przykład na mnie). Wówczas byłem przekonany, że coś tak silnego nie może umknąć naukowemu
badaniu. Jednak nie potrafiłem znaleźć żadnej odpowiedzi na pytanie: co się właściwie stało? Mój umysł
zdawał się przemieszczać na subtelny poziom świadomości, z którego czułem wielką aktywność i potężne
fale energii.
INSTYTUT MONROE'A.
W dwadzieścia jeden miesięcy po tym, jak ukończyłem kurs programu MT-Sidhis, tuż przed rozpoczęciem
szkolenia w zakresie SRV, uczęszczałem na tygodniowy kurs programu “Wędrówki przez Bramę" w
Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Program ten uczy osiągania odmiennych stanów świadomości
poprzez technikę ładowania fal mózgowych. Zanim zapisałem się na ten kurs, spotkałem osobę, która
miała uczyć mnie teleobserwacji i zostać moim monitorem w trakcie relacjonowanych tu badań. Otóż
osoba ta powiedziała mi, że kurs w Instytucie Monroe'a stanowi warunek wstępny szkolenia w
teleobserwacji dla celów wojskowych. Chcąc powielić znaną drogę wojskowego programu szkoleniowego,
zapisałem się też na kurs programu “Wędrówki przez Bramę". Przedstawię ten kurs pokrótce. Ludzie w
Instytucie Monroe'a wynaleźli nieinwazyjny sposób wytwarzania fizycznych zmian w mózgowych sygnałach
elektrochemicznych. Ich technika oparta jest na wykorzystaniu dźwięków w celu spowodowania różnych
częstotliwości rezonansu między prawą a lewą półkulą mózgową. Robert Monroe nazwał swą
opatentowaną technikę “Hemi-Sync". Polega ona na tym, że umieszcza się jeden ton w jednym uchu (na
przykład ton 100-hercowy) i drugi ton o częstotliwości tylko nieznacznie różnej od tonu pierwszego w
drugim uchu (powiedzmy, ton 104– -hercowy). W wyniku tego powstaje wibracja o bardzo niskiej
częstotliwości, którą nazywa się częstotliwością uderzenia (w tym przypadku 4 herce). Częstotliwości
uderzeń właściwie nie słyszy się w uszach, ale umysł może je rozpoznać. Sam mózg tworzy je na drodze
mieszania osobnych częstotliwości audio. W ten sposób używa się dźwięku do wywołania
elektrochemicznych zmian w mózgu, który rezonuje przy częstotliwości nie-wykrywalnej dla ludzkiego
ucha (z racji swej niskiej częstotliwości).
Naukowcy z Instytutu Monroe'a opracowali szereg wymyślnych mieszanek dźwięków Hemi-Sync, które są
niezwykle użyteczne w osiąganiu odmiennych stanów świadomości przez słuchające ich osoby. Sporządzili
oni “mapy" elektrochemicznej aktywności fal mózgowych wielu osób, zdolnych do osiągania odmiennych
stanów świadomości. Dopasowując mapy do zmian, jakie zachodzą w technice Hemi-Sync, mogą oni,
dosłownie za pomocą naciśnięcia guzika, spowodować taki mechaniczny rezonans umysłu, jaki występuje
u wielkiego jasnowidza czy mistyka, który badaniu granic świadomości
poświęcił całe swoje życie. Najbardziej interesujące osiągnięcie Instytutu Monroe'a stanowi odkrycie
zestawu częstotliwości, pozwalającego postrzegać pełną bujnego życia sferę egzystencji niefizycznej.
Używam słowa, które być może słyszeliście w telewizyjnym serialu Star Trek oraz w innych filmach
opisujących to miejsce: “subprzestrzeń". Jakaś część każdego z nas, podobnie jak w przypadku innych
istot, istnieje w subprzestrzeni. Ludzie, którzy nie zamieszkują już naszej przestrzeni fizycznej “żyją" w
subprzestrzeni. Określanie więc zmarłych mianem “martwych" czy “nieżyjących" jest z gruntu
niewłaściwe.
Na kursie “Bramy" w Instytucie Monroe'a podstawowy stan świadomości, pozwalający na wejście do
subprzestrzeni, nazywany jest stanem skupienia Focus 21. W tym stanie świadomości można głęboko
wniknąć w subprzestrzeń i porozumieć się z przebywającymi tam istotami. W trakcie mojego drugiego
doświadczenia ze stanem skupienia Focus 21, wydarzyła się niezwykła rzecz, która zmieniła moje poglądy
na temat istot pozaziemskich.
Leżałem na plecach w małym pokoju z łóżkiem i niezbędnym sprzętem elektronicznym, słuchając przez
słuchawki dźwięków Focus 21. Doznałem subiektywnego doświadczenia umysłowego przeniesienia w
jakieś miejsce. Wykorzystywana technika nie wymaga ze strony słuchacza żadnego wysiłku wyobraźni.
Umysł automatycznie dostraja się do częstotliwości generowanej przez tony i przenosi się “tam". Po kilku
minutach wydawało mi się, że przybyłem w jakieś miejsce, które miało wejście, coś w rodzaju drzwi.
Rozkład obrazów nie był doskonały, ale mogłem odczuć, co się działo. Znajdowałem się u jakichś bram.
Przeszedłem przez wejście i znalazłem się w pokoju, który sprawiał wrażenie, jakby brakowało w nim
jednej ściany. Wszędzie było światło, jasne światło. Rozejrzałem się dookoła i po swojej lewej stronie
zobaczyłem jakąś istotę. Jej ciało sprawiało wrażenie fluoryzującego i lekko przezroczystego. Wydawało
się, że osobnik ten mnie obserwuje, tak jakby nadzorował moją wizytę. Wszedłem do pokoju i, ku
swojemu niezmiernemu zdziwieniu, spotkałem trzech innych znanych mi ludzi. Byli tam mój dziadek,
babcia i babcia stryjeczna (siostra babci).
Na poziomie emocjonalnym, nie posiadałem się z radości. Wszyscy okazywali zadowolenie, że mnie widzą.
Mojego szczęścia nie da się wyrazić słowami. Miałem niejasne poczucie, iż z mojego ciała fizycznego
wydobywają się łzy, ale świadomość pozostawała z krewnymi. Niedawno zmarła moja inna ciotka (druga
siostra babci), więc rozejrzałem się wokół siebie, pytając gdzie jest. Dokładnie pamiętam swoje pełne
troski pytanie: “Ale gdzie jest Elsie?"
W tym momencie poczułem, jak jakaś inna – najwidoczniej potężna – subprzestrzeń pokrywa mnie
ciemną osłoną. Następnie zostałem podniesiony i przeniesiony w inne miejsce. W trakcie tej wycieczki
zapytałem, dlaczego nie mogę zobaczyć tego, co jest na zewnątrz. (Zadałem to pytanie po prostu przez
pomyślenie). W momencie w którym je zadałem, podniósł się róg osłony i ujrzałem najjaśniejsze światło,
jakie kiedykolwiek dane mi było widzieć. To przypominało patrzenie prosto w słońce. Co więcej, czułem
przemożne pragnienie rozpłynięcia się w tym świetle. Wtedy ponownie opadła zasłona i zrozumiałem.
Chroniono mnie przed światłem. Odniosłem wrażenie, że wystawienie na bezpośrednie działanie światła
mogłoby być dla mnie szkodliwe, ponieważ nadal prowadziłem życie fizyczne.
Wkrótce potem, podróż w subprzestrzeni skończyła się i zasłona została podniesiona. Moim oczom ukazało
się coś, co przypominało setki tysięcy Szarych. Były to istoty pozaziemskie, a żyły w subprzestrzeni tak
jak ludzie. Przybliżyłem się i wyciągnąłem rękę w ich kierunku. (W jakiś sposób wydawało mi się, że jest
to właściwe w tym momencie). To, czego doznałem, przyprawiło mnie o zawrót głowy. Odczułem
intensywny ból, psychiczny i uczuciowy – nie fizyczny. Cofnąłem się szybko z powrotem do na wpół
otwartej zasłony. Jednak nie chciałem przepuścić takiej okazji, więc spróbowałem ponownie. Tym razem,
zamiast odbierać nowe wrażenia swymi ludzkimi zmysłami zrobiłem wysiłek, żeby odczuć świadomość
Szarych, tak jak odczuwali ją oni. Ku mojej uldze, doznanie było teraz inne.
Poczułem spokój, bezruch, milczenie. Czułem też, że moją świadomość w tym momencie można by
przyrównać jedynie do umysłowości drą Spocka ze Star Trek. To było tak, jakby nie istniały żadne
powierzchowne emocje, a tylko sama głębia. Wtedy zdałem sobie sprawę, że moje pierwsze wrażenie bólu
ukazywało, jak czułby się mój umysł, gdyby był zmuszony żyć w świadomości Szarych. Proces przejściowy
był zbyt ostry. Nadal czułem głęboki ból, ale jeszcze nie wiedziałem, czy pochodził on od Szarych, czy ode
mnie samego. Odnosiłem niejasne wrażenie, że zarówno od jednego jak i od drugiego, ale wtedy nie
byłem w stanie tego określić.
Wówczas usłyszałem głos i już wiedziałem, kto przyprowadził mnie do Szarych. Głos powiedział: “Tam są
stworzenia, którym chcesz pomóc". Był to głos cioci Elsie.
Jeden z Szarych zbliżył się do mnie i zapytał, czy przyszedłem, aby im pomóc. Nie wiedziałem co
powiedzieć. Czułem, że mają problemy, ale początkowo odnosiłem wrażenie, iż problemy te leżą daleko
poza granicami moich możliwości pomocy.
Odpowiedziałem, że nie wiem. Zacząłem coś mamrotać. Wspomniałem, że może spróbuję. Może będę
mógł wrócić. Nie wiedziałem jakie zadanie mam do wykonania. Cokolwiek jednak to było, czułem się
przytłoczony. Kurczyłem się i odczuwałem smutek, głęboki smutek. Ale czułem też, że nie jest to czas na
niesienie pomocy i że muszę opuścić Szarych.
Znowu okryła mnie zasłona i zostałem odstawiony do drzwi wejściowych, gdzie czekali na mnie krewni.
Właściwie w ogóle nie zobaczyłem ciotki, ale już tego nie potrzebowałem. Pożegnałem się i udałem do
wejścia, gdzie nadal stała samotna istota subprzestrzenna, którą widziałem na samym początku. Potem,
ku swojemu zdziwieniu, ujrzałem około dwudziestu ludzi trzymających się za ręce; ludzie ci minęli mnie i
weszli przez drzwi do czegoś na kształt tunelu prowadzącego w dół. Uznałem to za dziwne, ale nie
rozmyślałem wtedy na ten temat.
W moim umyśle zaczęły się zmieniać sygnały dźwiękowe. Opuszczałem Focus 21. Po powrocie, którego nie
zakłóciły już żadne wypadki, usłyszałem przyjemny głos z budki kontrolnej.
“Witamy z powrotem! Jesteś teraz całkowicie rozbudzony i czujny. Prosimy, dołącz do nas w sali odpraw".
Wkrótce potem grupa biorąca udział w kursie “Bramy" spotkała się w dużej sali instytutu, w celu
omówienia swych doświadczeń. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się w dyskusji było to, że wielu
uczestników zdecydowało się przejść przez doświadczenie jako grupa, niejako trzymając się za ręce.
Opowiadali o swych podróżach i powrocie przez bramę i już wiedziałem, kogo ujrzałem przy wejściu do
tunelu.
Jeśli chodzi o mnie, byłem zbyt odrętwiały żeby cokolwiek mówić. Po prostu słuchałem, zastanawiając się,
co się jeszcze wydarzy.
MOJE SZKOLENIE W ZAKRESIE TELEOBSERWACJI.
Z racji kontrowersyjnego charakteru moich badań i natury szczegółów dotyczących wojskowych operacji
teleobserwacyjnych, zdecydowałem się utrzymać w sekrecie tożsamość mojego nauczyciela. Być może w
pewnym momencie człowiek ten sam zechce ogłosić, że był moim nauczycielem i monitorem w trakcie
tych badań, ale będzie to jego decyzja. Póki co, będę nazywał go “moim nauczycielem" lub “monitorem".
W przypadkach, gdy formy językowe zmuszą mnie do użycia zaimka osobowego, będę używał określenia
“jego" czy “jemu" jedynie dla wygody, nie należy więc wyciągać z tego żadnych wniosków co do płci mego
nauczyciela.
Człowieka, który miał zostać moim nauczycielem teleobserwacji (były członek wojskowej jednostki
teleobserwacyjnej) spotkałem po raz pierwszy na konferencji. Długo z nim rozmawiałem, dałem mu swą
wizytówkę i błagałem, aby wziął mnie na przeszkolenie w teleobserwacji. Powiedział mi, że w obecnej
chwili jest to niemożliwe. Nie miał też większej nadziei na rozpoczęcie nowego programu szkolenia.
Szkolenie organizowano nadal według początkowych wzorów, opracowanych przez Ingo Swanna dla
kursantów wojskowych. Mówiąc krótko, kosztowało to za dużo pieniędzy, czasu i potencjału ludzkiego.
Brakowało nauczycieli.
Mimo wszystko zachowałem numer telefonu tego człowieka, chociaż wiedziałem, że wkrótce się zmieni ze
względu na jego przeprowadzkę. Ale powiedział mi dokąd zamierza się przenieść. Nie licząc literatury, jaką
przysłał mi parę tygodni po konferencji, nie miałem od niego wiadomości przez ponad rok.
Uczestniczyłem w tamtej konferencji tylko przez jeden pełny dzień, aż do lunchu dnia następnego. Moja
żona była w tym czasie w ciąży i żeby jej nie niepokoić, zdecydowałem się nie mówić, że idę na spotkanie
fachowców zainteresowanych istotami pozaziemskimi i UFO. Nie pamiętam dokładnie, co jej w końcu
powiedziałem, ale było to coś o konferencji związanej z moimi badaniami.
Kiedy po konferencyjnym lunchu wróciłem do domu, zastałem swoją żonę bardzo czymś poruszoną.
Chciała koniecznie wiedzieć, co robiłem. Powiedziała mi, że podczas mojej nieobecności miała gościa.
Intuicyjnie czuła, że jego wizyta związana była z moją działalnością, cokolwiek by to było. Opowiedziała mi
jak siedziała sobie na ławce na dworze, gdy nagle poczuła za swoimi plecami czyjąś obecność. Moja żona
jest Sidhą i nauczycielką Medytacji Transcendentalnej, więc wiedziałem, że posiada wysoce rozwinięte
zdolności dokładnego postrzegania. Stałem zatem spokojnie i słuchałem jej relacji.
Powiedziała mi następnie, że istota ta próbowała ją uśpić, żeby móc na nią popatrzeć. Czuła, że to
zainteresowanie wzbudziła jej ciąża, co jej się bardzo nie spodobało. Oparła się przemożnej chęci spania i
zamiast tego zaczęła obracać się w kierunku owej istoty. W tym momencie istota ta pojawiła się przed
moją żoną, tak że zdążyła ją zobaczyć. Po chwili pomknęła szybko za pobliskie drzewo i najwyraźniej
zniknęła. Opis istoty, jaki podała moja żona, pasował do obrazu typowego Szarego. Należy zaznaczyć, że
nigdy wcześniej nie rozmawiałem z nią na te tematy.
Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było, że niektóre istoty pozaziemskie są w stanie kontrolować
rozmowy między ludźmi. Mogłem się jedynie domyślać, że ktoś słuchał mojej rozmowy na konferencji, w
której wspominałem, że chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o istotach pozaziemskich, a dokładniej,
pragnę napisać książkę o nich i ich cywilizacji. Podsłuchawszy rozmowę, istota pozaziemska przyszła
dowiedzieć się czegoś więcej na mój temat. Powiedziałem żonie wszystko o spotkaniach, na które
chodziłem.
W jakieś piętnaście miesięcy po konferencji, medytowałem w swoim nowym mieszkaniu w Ann Arbor, w
Michigan. Zazwyczaj każdego lata jeżdżę na Uniwersytet w Michigan, żeby prowadzić kurs matematyki
nie-linearnej dla socjologów, którzy przyjeżdżają tam z różnych krajów. W trakcie mojego porannego
programu medytacyjnego miałem wyraźne odczucie, jakby ktoś kazał mi posłuchać jednej z taśm
Instytutu Monroe'a zaraz po zakończeniu medytacji. Miałem wrażenie, że powinna to być taśmy
wykorzystująca stan skupienia Focus 12. Uznawałem ją za szczególnie użyteczną w ułatwianiu łączności
telepatycznej, bowiem pozwalała ona na jednoczesne utrzymanie ścisłego kontaktu z rzeczywistością, w
przeciwieństwie do Focus 21, gdzie świadomość nieomal całkowicie przemieszcza się do sfery niefizycznej.
Zaraz po skończeniu medytacji, poszedłem do sypialni i cicho (żeby nie przeszkadzać śpiącej żonie)
wyjąłem taśmę i wróciłem do pokoju gościnnego. Nastawiłem taśmę w przenośnym magnetofonie,
założyłem słuchawki, nacisnąłem guzik i oparłem się, żeby posłuchać i wypocząć.
Zaraz po tym, jak skończył się wstęp, zacząłem dostrzegać mentalny obraz świetlanej istoty. Był to
osobnik płci męskiej, ubrany w białą szatę. Miał dla mnie wiadomość. Powiedział mi, że teraz nadszedł
odpowiedni czas na skontaktowanie się z moim znajomym teleobserwatorem wojskowym i na odbycie
przeszkolenia w zakresie SRV. Podkreślił, że powinienem zrobić to teraz. Taśma się skończyła, a ja
zastanawiałem się, co począć.
Po zajęciach porannych, poszedłem do swego biura, żeby skontaktować się z teleobserwatorem, którego
tak dawno nie widziałem. Poprzednio, ile razy dzwoniłem, nigdy nie udawało mi się z nim porozmawiać,
gdyż zawsze natrafiałem na automatyczną sekretarkę. Zresztą nic dziwnego – uprzedził mnie, że często
nie ma go w biurze. Nie miałem jego nowego adresu w mieście, pod który miał się przeprowadzić i nawet
nie wiedziałem, czy faktycznie się tam przeniósł. Nie mając innego wyboru, zdecydowałem się zadzwonić
do informacji telefonicznej. Ku mojemu zdumieniu, mieli na liście jego numer. Zadzwoniłem więc,
usłyszałem jego glos na sekretarce, zostawiłem swój numer i zacząłem przygotowywać wykład na
następne zajęcia.
Wkrótce zadzwonił. Powiedziałem mu, jak bardzo jestem szczęśliwy, że mogę z nim rozmawiać i spytałem,
czy jest jakaś szansa, żeby teraz uczył mnie teleobserwacji. Wspomniałem o swym pragnieniu napisania
książki na temat zjawiska istot pozaziemskich oraz o tym, że potrzebuję teleobserwacji jako narzędzia
zbierania danych. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu oznajmił, że właśnie skończył aktualizować
program szkolenia w teleobserwacji, dzięki czemu będzie mógł nauczyć mnie podstaw w trakcie
siedmiodniowego intensywnego kursu, po sześć godzin dziennie. Mogłem być drugim uczniem na jego
nowym kursie, który miał się zacząć za około siedem tygodni. Podał cenę i oznajmił, że będzie mnie uczył.
Fakt, że to on będzie moim nauczycielem, miał dla mnie duże znaczenie, bo w jego towarzystwie dobrze
się czułem. Powiedziałem, żeby mnie zapisał i ustalił kwestie finansowe. Po odwieszeniu słuchawki
pomyślałem o świetlistej istocie, która telepatycznie zbliżyła się do mnie podczas mej porannej sesji z
taśmą Monroe'a. Odnosiłem wrażenie, że to jeszcze nie koniec niespodzianek i powiedziałem sobie, że
lepiej się do tego przyzwyczaić.
Czas na szkolenie w teleobserwacji był doskonały. W czasie tygodni przed szkoleniem mogłem uczęszczać
na jednotygodniowy intensywny program “Wędrówki przez Bramę" w Instytucie Monroe'a. Tamtego lata
udało mi się również zrobić oferowany przez instytut domowy kurs o nazwie “Doznanie Otwarcia Wrót".
Jest to kurs wykorzystujący niektóre z taśm używanych w trakcie tygodniowego kursu stacjonarnego.
Tamtego lata spędziłem więc dużo czasu słuchając taśm Focus 12. Domowy kurs bardzo wzbogacił moje
doznania w okresie jednotygodniowego programu stacjonarnego. Całe doświadczenie jakie zdobyłem w
Instytucie Monroe'a pomogło mi przygotować się na to, co miałem zobaczyć podczas kursu teleobserwacji.
Moje szkolenie odbywało się w skromnym otoczeniu. Pokój szkoleniowy byt zasadniczo szary, podobnie jak
budynek, w którym się mieścił. W zasięgu wzroku kursanta nie było żadnych jasnych kolorów. Nauczyciel
nosił ubrania w naturalnych, stonowanych barwach, żeby uniknąć pobudzania wyobraźni wizualnej swego
ucznia, co prowadziłoby do zniekształcania danych.
Ode mnie wymagano, abym w trakcie szkolenia był wypoczęty i nie głodny. Jest to bardzo ważne,
ponieważ teleobserwacja wykorzystuje niektóre aspekty autonomicznego systemu nerwowego. Wszystko,
co wpływa negatywnie na ten system (na przykład głód) może pogorszyć ogólną jakość danych.
Mój nauczyciel był niezwykle cierpliwą osobą. Ważne jest, aby budować u ucznia pewność siebie,
pozwalającą mu nabrać na tyle zaufania do zbieranych danych, aby przed przeniesieniem ich na papier nie
uległy zmianie bądź nie zostały odrzucone przez jego wątpiący, świadomy umysł. Byłem więc szczególnie
wdzięczny za troskę, z jaką instruktor mój prowadził szkolenie podczas tych pierwszych trudnych dni.
Stwierdziłem, że to, co dzieje się w trakcie teleobserwacji jest ściśle związane z doznaniami w trakcie
Medytacji Transcendentalnej, a nawet z wrażeniami uzyskiwanymi pod wpływem procesów dźwiękowych
Hemi-Sync w Instytucie Monroe'a. W świadomości umysłowej przebija się i uzyskuje przewagę ta część
umysłu, która podczas normalnego stanu czuwania nie jest wykorzystywana. W rzeczywistości, dla
medytującego Sidhy SRV to tylko sposób dokładnego zapisu informacji – protokół zapisu.
ORGANIZACJA CZĘŚCI DRUGIEJ.
W tym miejscu należy skreślić parę stów na temat sposobu, jaki wybrałem, aby przedstawić materiał w
niniejszej książce. W drugiej części relacjonuję wyniki wielu sesji SRV przeprowadzonych w okresie dwóch
lat. Aby ułatwić prezentację materiału, wyniki te przedstawione są w formie przypominającej zapisy. Nie
zamieszczam opisów licznych procedur (stosowanych zarówno przy pomocy umysłu jak i pióra i papieru),
które wykonywałem w czasie sesji zgodnie z protokołami SRV. Procedury te byłyby niejasne dla
niewyszkolonych osób, a omawianie ich w tym miejscu utrudniałoby zrozumienie sesji.
Ponieważ niewyszkolone osoby mogą nie rozumieć, w jaki sposób jakieś procedury miałyby wpływać na
dostęp do informacji, niektóre z nich być może uznają je za czysty wymysł i same zechcą sprawdzić
dokładność moich relacji. Proszę zrozumcie, że jedynym powodem dla którego inni ludzie nie mogą ujrzeć
tych rzeczy jest fakt, iż nie przeszli odpowiedniego przeszkolenia. Należy pamiętać, że szkolenie SRV,
chociaż publicznie dostępne, nie jest ani łatwe ani tanie. Ja zainwestowałem sporo czasu, wysiłku i
pieniędzy, żeby nauczyć się jak dokonywać tego, co tu prezentuję. Nikt nie powinien oczekiwać, że moje
doświadczenia staną się jego udziałem, o ile nie osiągnął podobnego do mojego stopnia wyszkolenia.
Druga część tej książki przedstawia ogrom danych i zaproponowanych przeze mnie ich interpretacji.
Miałem do wyboru, ułożyć książkę tematycznie według kategorii istot pozaziemskich, albo w sposób
chronologiczny, uwzględniający mój proces odkrywania. Wybrałem podejście chronologiczne, jako że daje
ono Czytelnikowi pewną namiastkę dreszczyku emocji, jaki sam odczuwałem.
Kosztem tego podejścia rozdziały są cokolwiek chaotyczne z tematycznego punktu widzenia. Z
perspektywy czasu jednak wydaje mi się to łatwe do zaakceptowania; może denerwować jedynie tych,
którzy posiedli już dokładną wiedzę w kwestii istot pozaziemskich i ich związku z naszą planetą.
Tematyczna organizacja książki tego typu będzie miała sens dopiero za kilka lat, kiedy ludzie zrozumieją
podstawowe dane.
Zanim Czytelnik przystąpi do dalszego czytania, proponuję by przejrzał krótką listę terminów SRV i innych
słów, pomieszczonych w słowniczku na końcu książki. Terminy te pojawiają się w opisach i analizach sesji
SRV przedstawionych w drugiej części mojej pracy.
ROZDZIAŁ 4: MOJA PIERWSZA WIZYTA NA MARSIE.
Znajduję się w biurze, które mój nauczyciel wykorzystuje do szkolenia w teleobserwacji. Jest tu bardzo
niewiele rzeczy, które mogłyby odciągnąć moją uwagę. Dominującym kolorem jest szary. Na stoliku
przede mną leży tylko pióro i ryza papieru. Pogoda jest wyśmienita. Kurs przebiega dobrze. Mój ostatni cel
stanowił most nad rzeką w Wietnamie podczas wojny. Wybór celów jest urozmaicany po to, by mój umysł
uniknął zgadywania. Za każdym razem aż do zakończenia sesji nie wiem co i gdzie będę obserwował.
Mój nauczyciel rozpoczyna dzisiejszą sesję, podobnie jak inne. Siedzi naprzeciwko mnie przy stoliku
szkoleniowym. Pyta mnie czy jest mi wygodnie i czeka na moment, kiedy trzymane przeze mnie pióro
znajdzie się na kartce papieru. Mówię mu, że jestem gotowy, a on podaje mi współrzędne celu.
Data: 29 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5987/9221
Zapisuję współrzędne na papierze, po czym przesuwam pióro na prawo od numerów. W tym punkcie, mój
autonomiczny system nerwowy zaczyna poruszać moją ręką i natychmiast zaczynam szkicować rysunek.
Rysunek ten jest następnie analizowany. Wszystko to wchodzi w skład Pierwszej Fazy protokołów SRV.
Przechodząc do Fazy Drugiej protokołów, zaczynam zbierać informacje dotyczące kolorów, faktury
powierzchni, dźwięków, temperatury, smaków i zapachów związanych z celem. Procedury Pierwszej i
Drugiej Fazy pomagają mi ustalić umysłowy “klucz" do sygnału celu. Na razie jestem nowicjuszem, więc
wydzielenie sygnału pochłania mi trochę czasu. W końcu, po jedenastu stronach danych wstępnych
zaczynam doznawać bilokacji.
COURTNEY BROWN: “Wydaje się, że jest tu coś w rodzaju góry. Otaczający ląd stanowi płaski,
piaszczysty obszar. W miejscu tym wyczuwa się pewne poczucie wielkości. W tej chwili nie widzę żadnych
ludzi. Wygląda na to, że na płaskim obszarze znajduje się budowla wzniesiona przez człowieka".
MONITOR: “W porządku. Zrób szkic Trzeciej Fazy. Zapisz to wszystko i przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Jestem w matrycy... Wszystko tu jest brązowe i piaszczyste. Widzę
dom. Co tu robi piramida? Pozwól, że wpiszę piramidę do kolumny AOL. To na pewno moja wyobraźnia".
MONITOR: “Niczego nie oceniaj. Po prostu zapisz AOL".
COURTNEY BROWN: “Dom jest długi i wąski. Chyba jest zrobiony z drewna. Przykro mi, ale znowu widzę
tę piramidę. Jest naprawdę ogromna".
MONITOR: “Notuj dalej dane. Zapisz to wszystko w wyraźnych kolumnach. Co jeszcze widzisz? Nadal
trzymaj się matrycy".
COURTNEY BROWN: “Oho, teraz są ludzie. Mnóstwo ludzi. I zwierząt. Ludzie i zwierzęta... zapisuję
wszystko na matrycy. Ta piramida związana jest z jakimś rodzajem kultu. To chyba nieuchwytne, co?"
MONITOR: “Tak. Kontynuuj".
COURTNEY BROWN: “Piramida jest wysoka, kamienna, twarda. Wokoło jest piasek i wieje wiatr.
Piramida sprawia wrażenie solidnej, ale jest spróchniała. O rany, ależ ona jest wysoka".
MONITOR: “OK. Wykonamy operację przeniesienia. Przygotuj pióro. W środku piramidy powinno coś
być".
COURTNEY BROWN: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, piaszczyste, kamienne. Jest
chłodno, ale nie zimno. Znajduję się w środku pokoju. Co my tu mamy? Podłoga, kamienne ściany. Jakiś
stolik, a na nim szklany kształt".
MONITOR: “Zapisz to wszystko we właściwych kolumnach".
COURTNEY BROWN: “Cel tego miejsca ma jakiś ponury charakter. Daje się odczuć determinację, wynikłą
z konieczności. Hmm. Widzę tunele. Przede mną znajduje się tunel".
MONITOR: “Idź wzdłuż tunelu".
COURTNEY BROWN: “Wszędzie na podłodze jest brud. Tunel jest ciemny. Prowadzi na zewnątrz. Jestem
teraz na zewnątrz, na powierzchni budowli. Widzę drogę otoczoną piaskiem. Znowu odnoszę wrażenie, że
cel tej konstrukcji jest jakiś mroczny".
“Widzę teraz dużo ludzi. Wyraźnie czuję, że budowla ta albo coś w jej pobliżu miało związek z wielkim
budowlanym przedsięwzięciem, wymagającym pomocy i wielu nakładów. W trakcie budowy musiało zginąć
wielu ludzi."
“W pobliżu jest miasto. O Boże. Widzę też górę, z której wylewa się lawa. Co się tam dzieje? Nic mi nie
wiadomo o wulkanach w pobliżu piramidy. Wygląda to jak Pompeje, ale koło Pompei nie ma przecież
piramid."
MONITOR: “Nie analizuj. Po prostu notuj, co widzisz. Idź dalej".
COURTNEY BROWN: “Dużo ludzi umarło i nadal umiera. Panuje zamieszanie. Ludzie biegają chaotycznie
w różnych kierunkach. Dominuje poczucie beznadziejności. To jest okropne!"
Zaczynam rysować szkic sceny. Wulkan znajduje się chyba na wschód od miasta, a większość ludzi biegnie
na północ.
“Przemieściłem się trochę w czasie. Ci, którzy przeżyli budują w pobliżu miasteczko. Nie otrzymali znikąd
pomocy. Panuje przeraźliwa nędza. Są tu chaty i namioty. To naprawdę okropne."
“Hmm. Teraz widzę jakichś nowych ludzi odbudowujących miasto. Nie wyglądają na tubylców. Chyba
odbudowują miasto dla nowej grupy ludzi. Nadchodzą inni. Ci nowi ludzie przybyli z bardzo daleka i
sprawiają wrażenie, jakby za wszelką cenę chcieli pomóc poprzednim mieszkańcom miasta. Z punktu
widzenia tubylców ta akcja przybyszy przypomina kandydowanie na posła w nieznanym okręgu
wyborczym."
MONITOR: “W porządku. Na razie wystarczy. Zapisz godzinę i zakończymy sesję".
COURTNEY BROWN: “Gdzie to mogło być?" Mój nauczyciel podsuwa mi folder. Otwieram go i wyciągam
zrobione przez satelitę zdjęcie Cydonii na Marsie. Jak na dłoni, widnieje tam piramida. Na prawo (wschód)
od piramidy widoczne są oznaki aktywności wulkanicznej. “Chyba żartujesz. Wysłałeś mnie poza Ziemię?
Na Marsa?"
MONITOR: “Czemu by nie? Lubię tam wysyłać uczniów. To utrzymuje ich w czujności".
Komentarz.
Wtedy po raz pierwszy dopuściłem myśl, że Mars rzeczywiście mógł kiedyś być zamieszkany. Przedtem był
to temat, który zaliczałem do science fiction. Przez resztę dnia i cały wieczór próbowałem przyzwyczaić się
do tego, że byłem świadkiem prawdziwego fragmentu historii Marsjan.
ROZDZIAŁ 5: TELEOBSERWACJA PORWAŃ PRZEZ UFO.
.Nauczyciel mój wspominał przy wielu okazjach, że teleobserwatorom na ogół nie udawało się zobaczyć
przypadków porwań ludzi przez UFO. Z nielicznymi wyjątkami, za każdym razem, kiedy tego próbowali,
zamiast danych o porwaniu otrzymywali sygnały zastępcze. Często dane te można było odczytać jedynie w
sposób symboliczny. Teleobserwator widział coś, ale nie był to cel.
Na dobrą sprawę zebrane informacje mogły w ogóle nie przypominać celu. Gdy inni teleobserwatorzy
próbowali zobaczyć ten sam cel, w wynikach występowały rażące rozbieżności. W paru przypadkach nie
uzyskano żadnych danych.
Rozdział ten przedstawia relację z sesji, w której obiektem teleobserwacji było porwanie ludzi przez istoty
pozaziemskie. Incydent stanowiący cel zaczerpnięty został z książki Jacobsa pod tytułem Tajemne życie.
Chociaż mój nauczyciel nigdy nie dawał teleobserwatorom takiego celu, był przekonany, że zamiast
porwania zostanę uraczony fałszywym sygnałem. Tymczasem otrzymałem sygnał, dający symbolicznie do
zrozumienia, że istoty pozaziemskie pragną, abym je zrozumiał. Być może myślały, że samo porwanie
zostałoby źle odebrane, przekazały więc symbole wskazujące na cel i znaczenie kryjące się za porwaniem.
Oczywiście nie zostałem poinformowany co do charakteru faktycznego celu aż do czasu zakończenia sesji.
Data: 30 września 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 2864/0576
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie.
COURTNEY BROWN: “Występują tutaj kolory ziemskie. Brązy, biele, kolor dębu. Jest ciepło. Jak na
pustyni".
MONITOR: “Przejdź do szkicu w Fazie 3".
COURTNEY BROWN: “Widzę budynek, płot i coś w rodzaju linii kolejowej".
Zrobiłem rysunek. Mój nauczyciel kazał mi następnie wykonać trzy operacje przemieszczenia, żebym
zobaczył miejsce z różnych perspektyw.
“To sprawia wrażenie obiektu, w którym się coś przechowuje. Jest tu płot". Narysowałem nieco
zakrzywiony plot.
MONITOR: “W porządku. Przejdź do matrycy w punkcie 4".
COURTNEY BROWN: “Tak, z całą pewnością jest tutaj płot. To płaski, brudny obszar. Jakieś miejsce
pracy. Za ogrodzeniem znajdują się zwierzęta i kilkoro ludzi. To biali ludzie. Sprawiają wrażenie zajętych
robotą. Jeśli chodzi o zwierzęta, to widzę konie".
“To na pewno jest środowisko pracy, a ci ludzie wykonują powierzone im zadania. Są przekonani, że
muszą wykonać tę pracę. Daje się odczuć silną determinację. Przychodzi mi na myśl walka byków."
MONITOR: “Zapisz to jako AOL linii sygnału: 'jak walka byków'. Nie interpretuj. Po prostu zapisz dane".
COURTNEY BROWN: “Na zagrodzonym terenie są też ludzie. Odnoszę wrażenie, jakby popełniono jakieś
nadużycie. Ale są tu również rzędy ławek i widzowie. Ludzie patrzą na okrągły plac otoczony płotem.
Bardzo mi się to nie podoba".
MONITOR: “OK, Courtney. Zrób sobie przerwę".
Po przerwie.
COURTNEY BROWN: “W porządku. Jestem z powrotem w tym miejscu. Słychać wrzaski, krzyki, ale też
śmiechy. Ludzie na widowni to nowocześni, zwykli ludzie. Otacza ich aura rozrywki. Dla nich to jakby
rozgrywki sportowe w sobotni wieczór".
Nauczyciel każe mi wykonać operację przemieszczenia na wysokości pięciu tysięcy stóp nad tym
miejscem.
“Nie do wiary, tutaj jest inaczej. Srebrne i metalowe przedmioty. Szybki ruch. Odbieram silne AOL statków
kosmicznych ET. Co mam robić dalej? Zdaje się, że tam są pojazdy."
Mój nauczyciel poleca mi wykonać technikę siedzenia miejsca. Wykorzystując ją, mogę podążyć za
pojazdami aż do punktu, z którego wyruszyły.
“Statki przypominają samoloty, błyszczące, metalowe samoloty. Wygląda na to, że ich załoga ma jakąś
misję do spełnienia. W porządku, namierzyłem dwóch ludzi na pokładzie. Sprawiają wrażenie
nieprzystępnych. Punktem startowym jest miasto."
“W mieście jest dużo ludzi. Najwyraźniej ludzie z samolotu w jakiś sposób krzywdzą ludzi z miasta.
Tubylcy stanowią cel i wcale im się to nie podoba. Jest tu również dużo budynków. Mokro i chłodno. Widzę
lotnisko, z którego startują samoloty."
“Wróciłem do pierwszego miejsca. Zwierzęta wyraźnie czują się zagrożone. Wygląda na to, że ludzie bawią
się zwierzętami, które sprawiają wrażenie spanikowanych. Teraz czuję wyraźnie, że ludzie za ogrodzeniem
nie chcą skrzywdzić zwierząt. Są one dla nich źródłem pewnego rodzaju rozrywki."
MONITOR: “Skup się na celu, jaki przyświeca tym ludziom".
COURTNEY BROWN: “Oni próbują sprawować nad zwierzętami kontrolę, tak jakby je wypasali. To obóz
szkoleniowy. Trenują zwierzęta do jakichś celów".
MONITOR: “Przenieś się trochę w czasie".
COURTNEY BROWN: “Zwierzęta już nie panikują. Trenerzy je karmią i kochają".
MONITOR: “OK. Zakończmy sesję. Oto twój cel".
Komentarz.
Najlepsze, co mogę uczynić, to przedstawić moją własną interpretację tej sesji SRV. Być może Czytelnicy
zechcą inaczej odczytać moje doświadczenie. Tego typu sesja odbyła się tylko w dwóch znanych mi
sytuacjach. Pierwsza dotyczyła porwań przez UFO. Druga miała miejsce wtedy, gdy teleobserwatorzy
wojskowi usiłowali zaobserwować urządzenie z niebezpieczną energią. W obydwu przypadkach ktoś
podstawił fałszywy sygnał, najwidoczniej nie chcąc, by ludzie uzyskali dostęp do pewnych informacji.
Wydaje się, że w tej sesji zwierzęta symbolizowały ludzi. Osoby za ogrodzeniem to istoty pozaziemskie,
które pracują z ludźmi, żeby przeszkolić ich do jakiegoś celu. Natomiast ludzie w ławkach na widowni to
być może widzowie z galaktyki. Samoloty przedstawiają statki kosmitów, które prawdopodobnie mają
związek z działalnością trenerów za ogrodzeniem. Możliwe, że załoga statków wspiera tych, którzy działają
na lądzie.
Jest to jedyny cel tego typu, jaki przedstawiam w niniejszej książce. Wszystkie inne cele stanowią
faktyczne obserwacje, które można poddać bezpośredniej analizie, bez uciekania się do symboli.
Wiem teraz, że niektóre istoty pozaziemskie mogą tworzyć sygnał zastępczy, dostosowując go do umysłu
danego teleobserwatora w taki sposób, że przekaz staje się dlań bardziej zrozumiały. Jednak przypadki
takie są bardzo rzadkie.
ROZDZIAŁ 6: OCALENI MARSJANIE.
\V dalszym ciągu przechodzę szkolenie. Siadam na krześle. Mój nauczyciel trzyma zamknięty plik,
zawierający nowy cel. Nadal kusi mnie, żeby zgadywać co stanowi cel, ale powstrzymuję się. Nauczyciel
wyjaśnia, że wkrótce, w miarę jak mój umysł przyzwyczai się do tego, że otrzymuje bezpośrednie
informacje, moja chęć zgadywania zaniknie w sposób naturalny. Przypuszczam, że cierpliwość to cnota
wyuczona. Wczoraj rano kazał mi obserwować dziwaczną wystawę w muzeum, gdzie ze ściany wystawał
widelec. Żartuję sobie, zastanawiając się czy zamierza mnie wysłać do oczyszczalni ścieków w Fort Meade,
w Maryland, o której niekiedy wspomina. Siada po przeciwnej strome stolika i pyta mnie, czy jestem
gotowy. “Jestem gotowy. Mów."
Data: 1 października 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5664/1821
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z górą.
COURTNEY BROWN: “Widzę brązy i zielenie. Wieje wiatr i jest zimno. Słyszę jakieś świsty i furczenie.
Czuję zapach drzew. Hmm. Coś się tam dzieje".
MONITOR: “W porządku, Courtney, przejdź do szkicu Fazy 3".
Na czystej kartce papieru rysuję okrągłą górę. Wierzchołek góry jest łysy, ale trochę niżej widać drzewa.
Szczyt góry smaga wiatr. Przechodzę do Fazy 4.
COURTNEY BROWN: “Idę teraz według matrycy. Hmm. Są tu ludzie. Biali ludzie. Mam jakieś przeczucie.
Widzę ubrania tych ludzi. Znowu ta góra, i wiatr. O rany! Wyczuwam silny strach, podniecenie i ulgę.
Wygląda na to, że kłębią się tu różne emocje, różni ludzie doznają różnych uczuć. Dostrzegam coś w
rodzaju pojazdów przewiezionych drogą lotniczą. Jakąś szaleńczą działalność".
MONITOR: “Wykonasz teraz operację przemieszczenia. Przygotuj się. Z wysokości tysiąca stóp nad górą
powinno być coś widać".
Wykonuję polecenie.
COURTNEY BROWN: “Odbywa się tu jakaś działalność, bardzo aktywna działalność. Trudno wyczuć, o co
chodzi".
MONITOR: “W porządku. Wracaj do ludzi. Co widzisz?"
COURTNEY BROWN: “Znowu jakieś zamieszanie, ale tym razem to ludzie się ruszają. Są bardzo
podnieceni. Hmm. Zaangażowani są w jakąś działalność, możliwe, że nie oni ją zaplanowali. Znowu widzę
górę. Ci ludzie naprawdę realizują jakiś plan, chociaż nadal nie wiem czy plan ten jest ich własnym
wymysłem. Są tam pojazdy. Widzę około dziesięciu ludzi".
MONITOR: “Przemieść się jeszcze raz". Instruuje mnie, jak dostać się na szczyt góry.
COURTNEY BROWN: “Dostrzegam ruch pętlowy, bardzo szybki. Schodzi na szczyt góry. To rodzaj ruchu
spiralnego. Przypomina liść opadający na wietrze albo ptaki krążące w porywistym wietrze w trakcie
obniżania lotu. O rany! Lepiej zapiszę to jako AOL. Natrafiłem na statek kosmitów. Metalowy, błyszczący i
ciepły".
MONITOR: “Zapisz to i przejdź do szkicu w Fazie 6".
COURTNEY BROWN: “Widzę teraz dużo gór. Wiele z nich jest okrągłych. Otaczają szczyt, na którym się
teraz znajduję. Po jednej stronie widać płaski obszar, dolinę oddzielającą mój szczyt od innych gór. Na
wschód rozciągają się płaskowyże, a wokół mnie, zwłaszcza na północ i południe, wszędzie widzę góry".
MONITOR: “Kolejna operacja przemieszczenia. Wewnątrz obiektu powinieneś coś zobaczyć".
COURTNEY BROWN: “W porządku. To przypomina lustro. Jest błyszczące i wypolerowane. Jest tu dużo
świateł. Ciepło. Czuję jakiś słodki, mdły zapach. Znowu pojawia się dźwięk furczenia. No nie, to się rusza!"
MONITOR: “Szkic Fazy 6".
COURTNEY BROWN: “To coś idzie wprost na górę! Przelatuje na wylot! Co to jest?!"
MONITOR: “Trzymaj się procedury. Po prostu notuj dane. Zapisz wszystko. Przejdź do matrycy Fazy 6".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Widzę istoty na statku. Nie wszystkie są tego samego rodzaju. Są tu
ściany. Urządzenia. Odbieram coś z umysłów tych stworzeń. To wyprawa po zapasy. Nic wielkiego.
Wykonują rutynową misję. Istoty te przypominają laborantów. Wygląda na to, że każda z nich nosi
uniform".
“Jestem teraz w środku jakiejś jaskini czy dziury wewnątrz góry. Statek wylądował na środku. To chyba
hangar lub coś w tym rodzaju. Nie wiedzą, że tu jestem. Zdaje się, że niosą jakiś cenny płyn. Wygląda
obrzydliwie, jak szlam. Ten płyn ma jakieś znaczenie biologiczne. Jest dla nich bardzo ważny.
Konsystencją przypomina olej silnikowy."
“Rozglądam się dokoła. Pracuje tu dużo istot. Czuję, że mężczyźni wykonują ważną pracę, która ma
związek z przeprowadzaniem tych operacji. Istoty płci żeńskiej nie wykonują prac technicznych. Spełniają
chyba jakąś inną, mniej ważną funkcję. Są otoczone opieką przez istoty męskie."
“Nadal się przemieszczam. Widzę dzieci. Są chore, bardzo chore. Kobiety panikują. Siedzą cicho, ale są
strasznie zdenerwowane. Bardzo przestraszone. Znowu widzę mężczyzn. Wiesz, to chyba jakaś kultura
naznaczona seksizmem."
MONITOR: “Zróbmy sobie przerwę, Courtney. Zapisz godzinę".
Dalszy ciąg sesji po lunchu.
COURTNEY BROWN: “Wróciłem do kobiet w żłobku. Dzieci nic nie mówią. Są przygnębione, senne albo
nieszczęśliwe. Coś tu nie gra. Widzę grupę młodych chłopców i dziewcząt. Wydaje się, że z młodzieżą
wszystko jest w porządku. Ale nie jest jej dużo. O wiele więcej jest dzieci, chorych dzieci. Młodzi ludzie są
nieświadomi problemu. Ale matki chyba wiedzą, co się dzieje".
“Istoty te sprawiają wrażenie, jakby musiały uciekać od swojej kultury czy więzi społecznych; jakby
zostały zamknięte w więzieniu. Sytuacja wymaga jakiegoś nowego elementu czy składnika. Odnoszę
wrażenie, że pomóc mógłby tu czynnik ludzki."
Nauczyciel mój koncentruje się następnie na rozwiązywaniu problemu.
“To problem genetyczny. Zdaje się, że nadal dokonywane są zmiany genetyczne w ich ciałach. Wydaje mi
się, że istoty te to Marsjanie – ci, którzy przeżyli. Nie mogą ustalić swojego genetycznego wzorca. To
stanowi ich wielki problem. Panuje ogólna desperacja."
“Ich zasoby i sprzęt nie są wystarczająco nowoczesne, żeby rozwiązać ten problem bez pomocy z
zewnątrz. Jeżeli chodzi o kobiety, to wydaje się, że utraciły już nadzieję. Po prostu siedzą czekając, aż
rozwiązanie znajdą mężczyźni. Mężczyźni natomiast ograniczają się do swych prac. Są rozzłoszczeni i
zawzięci. Chodzi o przetrwanie. Boże, te istoty są zrozpaczone!"
MONITOR: “Courtney, dowiedz się czegoś więcej na temat płynu".
COURTNEY BROWN: “Płyn pochodzi z Marsa. Może powinienem to zapisać jako AOL. Nie wiadomo, kim
ci ludzie naprawdę są. Po prostu kojarzę ich z Marsem".
MONITOR: “Trzymaj się procedury. Po prostu zapisz. Nie analizuj".
COURTNEY BROWN: “Płyn jest brzydki. Brzydko pachnie i jest tłusty. Ale dla tych ludzi ma taką wartość
jak dla nas nasza krew. Płyn znajduje się w dużych cysternach. Pilnują go specjalne oddziały".
MONITOR: “Zobacz gdzie produkują ten płyn".
COURTNEY BROWN: “O rany! Gdzie ja jestem? Katapultowałem się dokądś. To było jak trzaśniecie z
bicza, jak gdyby ktoś wystrzelił mnie niczym pocisk".
“To miejsce jest czerwone, piaszczyste. Znajduje się tu jakaś budowla. Chyba widzę zaplombowane drzwi.
Czy mam wejść do środka?"
MONITOR: “Najpierw powiedz mi coś więcej o otoczeniu budynku".
COURTNEY BROWN: “To pustynia. Nic tu nie rośnie. Goło i zimno. Budynek sprawia wrażenie domu z
cegły. W środku znajdują się metalowe i plastikowe powierzchnie. Wszystko się błyszczy. To zakład
produkcyjny".
MONITOR: “Teraz się przemieścisz". Pauza. “Pięć kilometrów na wschód od budynku produkcyjnego
powinno być coś widać."
COURTNEY BROWN: “Hej, znowu jeden z tych statków. Przy obniżaniu lotu wykonuje jakieś szalone
ruchy – spirale i pętle. Wylądował dokładnie na szczycie budynku. Przeleciał przez dach!"
MONITOR: “Wróć do budynku i śledź pojazd. Dokąd on zmierza?"
COURTNEY BROWN: “Jestem już w budynku. Hmm. Statek wylądował. Pod budynkiem jest dużo
podziemnych pomieszczeń. Istoty na statku nie lubią wychodzić na zewnątrz budowli. Tam na pewno jest
dużo czerwieni i brązu. Nadal mam wrażenie, że to Mars".
MONITOR: “Wejdź do podziemnych pomieszczeń".
COURTNEY BROWN: “Miejsce jest nowoczesne, ale nie supernowoczesne. Widzę mężczyzn, jednak
żadnych kobiet. To pracownicy. Nie panują tu najlepsze warunki pracy. Ludzie ci są tutaj po godzinach.
Schodzę jeszcze niżej".
“Oni tu mieszkają. To jakby miasto. Widać dużo jaskiń i tuneli. Tutaj jest wygodniej niż w jaskiniach pracy
powyżej. Można tu żyć w spokoju. Wyczuwam jednak strach związany z opuszczeniem tego miejsca."
MONITOR: “Dokąd oni wyjeżdżają?"
COURTNEY BROWN: “Nie ma tu dla nich przyszłości. To miejsce jest wymarłe".
MONITOR: “Opisz jak wyglądają ludzie".
COURTNEY BROWN: “Widzę teraz mężczyzn. Mają twarze podobne do ludzkich, ale są pozbawieni
włosów. Nie wyglądają jak zwykli ludzie. Sprawiają wrażenie innej rasy. Wydaje mi się też, że posiadają
coś w rodzaju urządzeń, które w jakiś sposób są podłączone do ich świadomości. Nad tymi urządzeniami
sprawują kontrolę za pomocą swoich umysłów. Same istoty mają jasną skórę; w porównaniu z ludźmi
wydają się dość kruche".
MONITOR: “OK. Kończymy sesję. Na razie wystarczy".
COURTNEY BROWN: “Ph! Długo to trwało. Dobra, powiedz mi teraz gdzie byłem?"
MONITOR: “W oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w Maryland".
COURTNEY BROWN: “Co?"
MONITOR: “Żartowałem. Oto teczka. Rzuć okiem". Otwieram teczkę i wyciągam kartkę papieru z takimi
słowami: ..Ocaleni Marsjanie" Następuje długa pauza.
MONITOR: “Dobrze się czujesz?"
Komentarz.
Trochę później tego samego dnia omawialiśmy szczegółowo kwestię Marsjan. Mój nauczyciel wyjawił mi,
że ma pewną koncepcję co do położenia góry, opartą na opisach jakich dostarczyłem mu ja i inni
teleobserwatorzy. Zasugerował, żebym przyjrzał się zdjęciom pewnych gór niedaleko Santa Fe, w Nowym
Meksyku. Kiedy to uczyniłem, doznałem wewnętrznego olśnienia. Kolejne
sesje SRV, przeprowadzone przez innych teleobserwatorów zdawały się potwierdzać to przypuszczenie.
Materiały SRV wskazują mianowicie, że góra, o którą chodzi, to Santa Fe Baldy, położona wewnątrz parku
narodowego, niedaleko Santa Fe w Nowym Meksyku.
Marsjanie są na Ziemi, ale zanim naciśniemy guzik alarmowy, należy pomyśleć o implikacjach takiego
czynu. Marsjanie ci są zrozpaczeni. Najwidoczniej na Marsie panują bardzo surowe warunki życia. Nie
mogą żyć na powierzchni. Ich dzieci nie mają żadnej przyszłości na Czerwonej Planecie. Ich dom jest
zrujnowany; to planeta kurzu. W ostatnim rozdziale tej książki przedstawiam swoje poglądy na temat
pomocy, jakiej my -ludzie moglibyśmy udzielić Marsjanom w momencie, kiedy jej tak potrzebują.
ROZDZIAŁ 7: SZCZYT CYWILIZACJI MARSJAN.
Szkolenie przebiegało znakomicie. Wczorajszego popołudnia mój nauczyciel kazał mi obserwować Zatokę
Monterey w Kalifornii, co zakończyło się podglądaniem żaglówki. Jednak tego ranka sesja ma inny
charakter. Mamy przeprowadzić sesję w warunkach Typu 6, w której zarówno monitor jak i teleobserwator
dysponują pewnymi wstępnymi informacjami na temat celu.
Ponieważ miałem znać cel z góry, wybrałem czas i miejsce, które pragnąłem zobaczyć: cywilizację Marsjan
u szczytu jej rozkwitu. Chciałem się dowiedzieć, jakiego rodzaju było to społeczeństwo, zanim się
rozpadło. (W jednym z kolejnych rozdziałów opisuję katastrofę, która spowodowała ten upadek.)
To, co nastąpiło w trakcie sesji, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Jedną z wielu nauk, jaką miałem
wynieść z owej sesji było to, jak ważną osobą jest doświadczony monitor, kiedy przytrafiają się takie
niespodzianki!
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 6
Współrzędne celu: 8567/7258
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
COURTNEY BROWN: “Widzę brązy i czerwienie. Jest tu piasek i wieje wiatr. Występują wahania
temperatury: od ciepła do chłodu. Słyszę głosy, muzykę, rozmowy. Słychać też gwar i jakieś bębnienie.
Atmosferą miejsce to przypomina nieco Stare Miasto Mombassy, starożytne miasto portowe Swahili na
wschodnim wybrzeżu Kenii".
MONITOR: “Przejdź do szkicu Fazy 3".
COURTNEY BROWN: “Mamy tu drogę, z budynkami po jednej stronie. Jakaś osoba stoi koło okrągłej
budowli, która sprawia wrażenie małego amfiteatru".
MONITOR: “W porządku. Zapisz to na razie jako AOL: 'jak amfiteatr'. Przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “Natrafiłem teraz na ludzi, sporą grupę ludzi. Na razie widzę samych mężczyzn.
Skupiam się na ich twarzach. Nie mają włosów, a ich oczy są większe od naszych. Ich skóra jest jasna.
Dostrzegam domy. Wydają się być zrobione z gliny lub wypalonej cegły. Ludzie ci są biedni według
naszych ziemskich norm, ale sprawiają wrażenie szczęśliwych. Ogólnie, jest to chyba ciężkie miejsce do
życia".
“Wszędzie tu pełno wody. Ci ludzie chyba lubią wodę. Dysponują podstawowymi narzędziami. Ich sposób
porozumiewania się wydaje się być dosyć prosty. Przypomina mi to Afrykę".
MONITOR: “Zapisz w kolumnie AOL: 'jak Afryka'".
COURTNEY BROWN: “Skupiam się teraz na ich umysłach. Ci ludzie mają pewne zdolności telepatyczne.
Zlokalizowałem kobiety i dzieci. Większość kobiet przebywa w domach. Nie wychodzą zbyt często z
dziećmi".
MONITOR: “Możesz powiedzieć coś na temat ich kultury?"
COURTNEY BROWN: “Chyba organizują jakieś spotkania, coś w rodzaju wiejskich zebrań. Przyjrzę się
jeszcze mężczyznom".
MONITOR: “Zróbmy przerwę". Dalszy ciąg sesji pól godziny później.
COURTNEY BROWN: “Widzę teraz domy. Wchodzę do jednego z nich. Są tu trzy pokoje. Toaleta. Tutejsi
ludzie uważają to za wygodne życie. Widać naczynia, filiżanki. Mieszka tu rodzina. W porządku, mam
czworo ludzi, mężczyzn i kobiety. Odnoszę wrażenie, że panuje tu poligamia".
MONITOR: “Sprawdź, czy nie ma jakichś symboli".
COURTNEY BROWN: “Co się stało? Przeniosłem się w czasie. Zostałem przerzucony do innego okresu. To
było jak trzaśniecie z bicza. Co się dzieje?"
MONITOR: “Nie analizuj. Zapisuj dane. Co widzisz?"
COURTNEY BROWN: “Patrzę na insygnia. Wokoło są błyszczące białe powierzchnie, metal, oraz w
powietrzu czarny i szary dym. W porównaniu z miejscem, w którym byłem wcześniej, nastąpił tu
niezwykle szybki postęp techniczny".
“Teraz widzę inne istoty. Są mniejsze, niższe. Sprawiają wrażenie pracowników wypełniających jakąś
misję. O rany, ależ oni mają motywację. Z jakiegoś powodu odczuwają przemożną potrzebę szybkiego
działania."
“Te inne istoty dysponują statkami, statkami kosmicznymi. Noszą mundury z insygniami. Niektóre z nich
są pilotami. Nie widzę teraz żadnych Marsjan."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć, gdzie są Marsjanie".
COURTNEY BROWN: “Otóż to. Marsjanie zniknęli. Ich domy opustoszały. Nadal jestem na Marsie, ale nie
licząc tych niskich, rozwiniętych istot, to wymarłe miasto".
“Niskie istoty zbudowały swoje domy. Są nowoczesne, przypominają pudełka. W ich wnętrzach znajdują
się jakieś urządzenia techniczne. Widzę pokoje, też nowoczesne."
MONITOR: “Skup się na celu jaki przyświeca niskim istotom".
COURTNEY BROWN: “Ich pobyt tutaj związany jest z pierwszą fazą większego przedsięwzięcia".
MONITOR: “W porządku. Przejdźmy do wykresu czasu w Fazie 6. Zaznacz na linii szczyt ery". Pauza.
“Teraz zaznacz punkt przybycia innych."
Okres szczytowy umieszczam po lewej stronie linii, a czas przybycia innych w połowie strony na prawo. Na
polecenie mojego nauczyciela spędzam sporo czasu na rysowaniu insygniów widniejących na mundurach
niskich istot. Mają one kształt serca walentynkowego ze zwiniętym w środku wężem. Obramowanie serca
jest złote, wewnętrzne tło – białe, a głowa węża – czerwona.
MONITOR: “Dobrze. Teraz przejdź do matrycy Fazy 6".
COURTNEY BROWN: “Wyczuwam dwa różne typy istot. Sami Marsjanie uważali tych ludzi za inne
marsjańskie plemię, a nie przybyszów z kosmosu".
“Kiedy przybyły małe istoty, zapanowała panika i rozpacz. Marsjanie postrzegali je jako bogów. Widzę
czerwony płyn. Małe istoty wykorzystują go w jakiś sposób. Tak czy inaczej Marsjanie pakują się,
przygotowując na jakąś zmianę. To dziwne. Wygląda na to, że małe istoty planują dokonać jakichś
fizycznych zmian w ciałach Marsjan i w tym celu na pewien czas umieszczają ich w zimnej przechowalni."
“Te małe, niskie istoty wyglądają jak Szarzy."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Kończymy sesję. Zapisz czas zakończenia".
Komentarz.
Wskazówka, jakiej udzielił mi mój nauczyciel, abym poszukał symbolu, zaprowadziła mnie – poprzez czas
– w zupełnie niespodziewanym kierunku, do insygniów na mundurach Szarych. Od tamtej pory miałem
wiele takich doznań. Uczucie to przypomina gwałtowny ruch fizyczny, ale w istocie jest to całkiem co
innego. Czuje się nagłe przyspieszenie, po którym następuje spokój i chwilowe poczucie dezorientacji.
U szczytu swego rozwoju społeczeństwo Marsjan dorównywało pod względem technicznym starożytnemu
Egiptowi. Byli to ludzie, którzy egzystowali w ciężkich warunkach. Ale potrafili wyżywić swoje rodziny, żyli
w miastach, tworzyli społeczności. Kobiety i mężczyźni pełnili odmienne funkcje w społeczeństwie. Nie
było ono egalitarne. Kobiety na ogół pozostawały w domach z dziećmi. Co ciekawe, wydaje się, że ten
aspekt ich kultury pozostał nie zmieniony do dnia dzisiejszego.
Społeczeństwo Marsjan doświadczyło jakiejś wielkiej katastrofy. Wielu Marsjan umarło, a niektórych
uratowano, chociaż nie jestem pewny, czy warunki owego ocalenia przypadły im do gustu.
Wybawcami były istoty, które znamy jako Szarych. Przybyli oni w ostatnich chwilach upadku cywilizacji
Marsjan. W jakiś sposób udało im się zachować genetyczną strukturę ginącego gatunku.
Wszystko to wydarzyło się miliony lat temu. Po tej sesji, zastanawialiśmy się z moim nauczycielem, w jaki
sposób Marsjanie przybyli na Ziemię. Bowiem wszystkie dane z teleobserwacji wskazują, że Marsjan
poddano genetycznej “przebudowie" właśnie w celu umożliwienia im życia w cięższej grawitacji i innych
warunkach na naszej planecie.
Rozważaliśmy też postęp techniczny Marsjan. Dzisiejsi Marsjanie dysponują nowoczesną techniką, ale nie
dorównuje ona technice Szarych. Obecnie wiemy, że Szarzy posiadają technikę, umożliwiającą ich statkom
przekraczanie czasu i ogromnych odległości, to znaczy, odległości na skalę galaktyczną. Marsjanie nie
mają takich statków – gdyby tak było, wróciliby na swoją planetę, cofając się do czasu przed katastrofą.
Ich statki wykorzystują nowoczesną technikę napędową, która umożliwia im przenikanie przez materię
stałą.
Z tamtej sesji wyciągnęliśmy parę wstępnych wniosków:
(1) Marsjanie zostali uratowani przed całkowitym wyginięciem przez Szarych.
(2) Marsjanie zostali odtransportowani do czasów współczesnych po dokonaniu w ich organizmach zmian
genetycznych, okazały się one jednak niedoskonałe, powodując śmierć wielu ich dzieci.
(3) Marsjanie zostali wyposażeni w technikę, która wyprzedza naszą o jakieś 150 lat.
(4) Obecnie, Marsjanie poza Ziemią nie mają innego miejsca schronienia.
W tym punkcie moich badań zacząłem się zastanawiać, czy istnieje powód, dla którego Marsjanie mają
nad nami pewną przewagę techniczną. Można odnieść wrażenie, że ktoś celowo tak zaaranżował sytuację,
aby pomiędzy ludźmi a Marsjanami nastąpiła współpraca. Bowiem wzajemnie siebie potrzebujemy.
Przypomnijmy, że Szarzy przyszli Marsjanom na ratunek dopiero w ostatniej chwili. Jeżeli mielibyśmy
przepowiadać przyszłość, opierając się na danych z przeszłości, można by przewidzieć katastroficzny
kryzys na Ziemi. Kryzys taki zmusiłby ludzi do wyciągnięcia ręki po pomoc, skądkolwiek by miała nadejść.
W takiej sytuacji technika Marsjan mogłaby stać się naszym ratunkiem.
ROZDZIAŁ 8: POMOCNICY Z SUBPRZESTRZENI.
Tego samego dnia, 1.30 po południu. Właśnie wróciliśmy z moim nauczycielem z lunchu. Odwiedziliśmy
wyśmienitą, niedrogą restaurację chińską ze zdrowym jedzeniem wegetariańskim. Był to dobry sposób na
oderwanie myśli od intensywnej sesji z Marsjanami, jaką odbyliśmy rano. Zacząłem sobie zdawać sprawę,
że sytuacja istot pozaziemskich była dużo bardziej skomplikowana niż początkowo sądziłem. Nie była to
już tylko kwestia kosmitów, krążących wokół Ziemi. Wiedziałem, że przynajmniej niektórzy Marsjanie
doświadczali niemałych trudności.
Zastanawialiśmy się jak im pomóc. Przez długi czas mieszkali pod ziemią, uciekając od ciężkich warunków
swojego nowego naturalnego środowiska i ludzkiej wrogości. Marsjanie nie mieli środków na poprawę
swojej sytuacji, ale żaden z nas nie potrafił określić, czego dokładnie potrzebowali – wiedzieliśmy tylko, że
potrzebowali szybkiej pomocy.
Ten rozdział przedstawia sesję SRV, w której mój nauczyciel wybierał cel, a ja działałem na ślepo.
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 8976 / 6643
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest ze złożonymi budowlami, wzniesionymi przez człowieka.
COURTNEY BROWN: “W porządku. Widzę dużo kolorów. Niebieski, czerwony; podstawowe kolory,
przeważnie odcienie czarnego i zielonego. Powierzchnie fakturą przypominają farbę. Są gładkie,
wypolerowane, błyszczące. Słyszę przemieszczające się powietrze. Jest tu ciepło, wygodnie. Hmm. To
miejsce sprawia wrażenie cywilizowanego. Jest dla mnie całkiem nowe i czuję się trochę niezręcznie, tak
jakbym tu miał i zarazem nie miał być".
MONITOR: “Przejdź do szkicu Fazy 3".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Rozejrzyjmy się. Widzę coś czarnego i prostokątnego. Ruch na górze.
Dużo prostokątnych przedmiotów. Kurczę, tu jest jak w mieście".
MONITOR: “Zapisz to w kolumnie AOL 'jak miasto'. Przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “Widzę rozliczne budowle. Wszędzie są budynki. Dominuje tu jakby poczucie celu.
Wyczuwam też podniecenie pochodzące od czegoś lub od kogoś. I... to jest dziwne".
MONITOR: “Nie analizuj, tylko wypełnij matrycę. Zapisz swoje dane".
COURTNEY BROWN: “Ale właśnie odbieram sygnały, że cel ma dla mnie jakieś szczególne znaczenie.
Nigdy przedtem tego nie było. Wyczuwam czyjąś obecność, jakiejś istoty bezcielesnej".
MONITOR: “OK, zróbmy teraz krótką przerwę. Zapisz godzinę".
Po pięciu minutach.
COURTNEY BROWN: “Jestem znowu w pobliżu budynków. Są tu inne istoty. Wyczuwam u nich
determinację w dążeniu do jakiegoś celu".
MONITOR: “Jak sądzisz, gdzie powinieneś być?"
COURTNEY BROWN: “Czuję, że najpierw powinienem skierować się w stronę budynków".
MONITOR: “W porządku. Zacznij od budynków. Trzymaj się matrycy".
COURTNEY BROWN: “Jestem przy budynkach. Czuję, że miejsce to ma coś wspólnego z ratowaniem. To
jakby stacja ratownicza. Chyba powinienem wejść do środka".
MONITOR: “W takim razie wejdź do środka. Nadal trzymaj się matrycy. Wszystko zapisuj".
COURTNEY BROWN: “No nie! Tu naprawdę są jakieś istoty. To nie są istoty ludzkie. Można widzieć przez
nie na wylot. Co to za miejsce?"
MONITOR: “Zostań w matrycy. Nie analizuj. Szybko przeleć wzrokiem kolumny danych. Idź dalej".
COURTNEY BROWN: “No cóż, jestem w pokoju. Są tu ściany, a przez ściany przedostaje się światło.
Białe światło. Teraz wydaje mi się, że już tu byłem, ale nie wiem kiedy".
“Oho. Robią mi powitanie. Te istoty wiedzą, że tu jestem. Patrzą prosto na mnie. Bardzo się tym
denerwuję."
MONITOR: “Zostań w strukturze. Trzymaj się matrycy".
COURTNEY BROWN: “Widzę drzwi. Oni tu mieszkają. Pracują. W pokoju znajduje się stół".
MONITOR: “A co jest na zewnątrz budynku? Co widzisz?"
COURTNEY BROWN: “Miasto. Są tu ulice, dużo ulic. Na zewnątrz jest głośno".
MONITOR: “Wróć do pokoju. Czym zajmują się te istoty?"
COURTNEY BROWN: “Promieniuje od nich jakieś podniecenie, być może z powodu mojego przybycia.
Tak, jakby spodziewali się, że przyjdę. Jeden z nich ma wielką ochotę odpowiedzieć na moje pytanie.
Wydaje się, że pracują z ludźmi. Ojej! Mówią mi, że pracują z duszami. To istoty o wysokim stopniu
rozwoju. Daje się odczuć duże podniecenie. Spotkanie z takimi istotami to chyba nie lada gratka dla
teleobserwatora".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Co to za praca?"
COURTNEY BROWN: Pełno tu światła. Oni nie używają narzędzi fizycznych. Mówią mi, że ich celem jest
iść naprzód, rozwijać się w sensie ewolucyjnym".
MONITOR: “W porządku. Zróbmy na chwilę przerwę. Wstań i rozprostuj kości. Możemy wyjść na
powietrze".
Po dwudziestu minutach.
MONITOR: “Dowiedz się czegoś więcej na temat ich przedsięwzięć".
COURTNEY BROWN: “Wygląda na to, że w przeszłości nazywano ich aniołami, ale to nie są anioły.
Jestem kierowany do korytarza i innych pomieszczeń. Znajdują się tu inne istoty. Ale są też ludzkie ciała
eteryczne czy też ciała subprzestrzenne".
MONITOR: “Dowiedz się, co zamierzają robić w przyszłości?"
COURTNEY BROWN: “Wygląda na to, że są tutaj nie z własnej woli. Hmm. Mówią mi, że nadchodzą złe
czasy, okres wielkiej walki. W tym czasie technika będzie się rozwijać powoli. Ludzie wrócą do rzeczy
podstawowych, ale nie prymitywnych".
MONITOR: “Zapytaj o Marsjan".
COURTNEY BROWN: “Mówią mi, że ludzie spotkają się z Marsjanami niedaleko siedziby tych ostatnich –
w pobliżu jaskiń Nowego Meksyku. Marsjanie odczuwają wielki strach. My, ludzie, musimy pomóc im wyjść
z jaskiń".
“Istoty te mówią mi, że uwalniając Marsjan musimy być asertywni, a jednocześnie bierni. Należy
postępować bardzo ostrożnie. To trudne zadanie. Marsjanie nie chcą wyjść. Obawiają się agresji.
Najwyraźniej z ich punktu widzenia nie jesteśmy całkiem cywilizowani. Jednak musimy z nimi rozmawiać,
negocjować."
“W porządku, rozmawiają ze mną bardzo bezpośrednio. Konieczne będą oficjalne rozmowy z Marsjanami."
MONITOR: “Gdzie odbędą się te rozmowy?"
COURTNEY BROWN: “W domu, w domu należącym do ludzi. Ludzie wejdą do jaskiń dopiero wtedy, kiedy
Marsjanie będą gotowi do wyjścia, nie wcześniej. Mówią mi, że sami musimy tworzyć asertywne kontakty.
Musimy próbować je zbudować. Nie wolno nam ustawać w wysiłkach. Jednak należy poruszać się małymi
krokami. Wyraźnie dają mi do zrozumienia, że Marsjanie w żaden sposób nam nie zagrażają. To my mamy
do nich przyjść, a nie oczekiwać, że oni przyjdą do nas".
MONITOR: “Jak mamy postępować?"
COURTNEY BROWN: “Mamy zacząć od szkolenia większej liczby ludzi. Wygląda na to, że szkolenie jest
bardzo ważne. Teleobserwacja stanowi jego część, ale to nie wszystko".
MONITOR: “Na razie wystarczy. Podziękuj im. Zakończmy tę sesję. Możesz teraz popatrzeć na cel".
Przysuwa mi kopertę. Otwieram ją i wyciągam kartkę papieru. “Midwayerowie" – czytam ze zdumieniem.
COURTNEY BROWN: “Kim u diabła są 'Midwayerowie'?"
MONITOR: “To długa historia. Może zaczniemy od początku?
Komentarz.
Przy obiedzie mój nauczyciel powiedział mi o początkach swoich kontaktów z Midwayerami. W pierwszych
latach wojskowych badań nad teleobserwacją, niektórzy członkowie grupy teleobserwacyjnej chcieli
zbadać pewne niefizyczne cele, z których jeden pochodził z Księgi Urantii, książki na temat odkryć w
dziedzinie duchowości. Grupa ta obrała sobie za cel istoty z subprzestrzeni, zwane “Midwayerami". Chociaż
według Księgi Urantii gęstość tych istot zbliżona jest do gęstości ludzi, nigdy nie przybierają one formy
fizycznej, a ich ciała znajdują się poza zasięgiem naszego postrzegania. Owi “Midwayerowie" przypisani są
Ziemi, żeby towarzyszyć ludziom w sprawach dotyczących ludzkiej ewolucji duchowej.
Odkrycie, że Midwayerowie istnieją naprawdę stanowiło szok, który odbijał się na świadomości wojskowej
grupy SRV przez kilka lat. Z jednej strony, informacje na temat ich istnienia były niewiarygodnie ważkie. Z
drugiej jednak strony, nie było wiadomo, jak wytłumaczyć to wszystko generałom, których bardziej
obchodziło obliczanie ostrych naboi w silosach pociskowych.
Samych Midwayerów nie można zaliczyć do istot pozaziemskich, jako że ich stałą siedzibę stanowi Ziemia.
Ale nie są też ludźmi, ani nie przyjmują ludzkiej postaci w sensie fizycznym. Są to istoty subprzestrzenne,
które żyją i pracują w ludzkim środowisku.
Midwayerowie pracują na Ziemi, ale ich dowództwo nie pochodzi z tej planety. Jak się wydaje, stanowią
oni jedną z wielu grup subprzestrzennych, które mają wiele zadań do wypełnienia. Midwayerowie pracują
razem jako jednostka na wzór drużyny wojskowej. Nie są jednak militarystami. Współpracują z
subprzestrzennymi postaciami ludzi, żeby pobudzać ich potencjalny rozwój ewolucyjny. W bardzo realnym
sensie wydają się spełniać “dobre uczynki", a ja w żadnej mierze nie mogę pojąć, jaką mają motywację,
aby nam pomagać. Wygląda na to, że pracują dla wspólnego celu, ważnego tak dla nich samych jak i dla
innych, włącznie z ludźmi.
Upłynęło trochę czasu, zanim udało nam się wymyśleć, w jaki sposób moglibyśmy pomóc Marsjanom
wyjść z jaskiń. Skłonienie ich do oficjalnych rozmów z ludźmi wydaje się wielką sztuką. Midwayerowie
wyraźnie dali do zrozumienia, że w sprawie Marsjan powinniśmy działać w sposób asertywny, a zarazem
im nie zagrażający, co zakrawa na sprzeczność samą w sobie. Po kilku tygodniach mojego szkolenia w
SRV, przyszło mi na myśl, że jednym ze sposobów zdopingowania Marsjan do bezpośredniej współpracy z
ludźmi byłoby rozpowszechnienie wiedzy na temat ich działalności, m.in. ujawnienie geograficznego
położenia ich domów w jaskiniach, w których chowają się przed ludźmi. Rozumowałem następująco: jeżeli
ludzie mieliby dowiedzieć się czegokolwiek na temat Marsjan i gdyby za każdym razem mogli ich
zlokalizować oraz śledzić ich ruchy, Marsjanie nie mieliby już powodu dłużej się ukrywać. Rzeczywiście, w
takich okolicznościach jedynym rozsądnym wyborem działania byłoby rozpoczęcie negocjacji z ludźmi.
Jedną rzeczą jest jednak nakłonić Marsjan do rozmów z ludźmi, a całkiem inną namówić ludzi do tego, by
współpracowali z Marsjanami. Obydwaj z moim nauczycielem obawialiśmy się, że ten ostatni problem
będzie o wiele trudniejszy. Czuliśmy, że potrzebujemy pomocy w rozwiązywaniu “ludzkiej strony" tego
równania. Ale głęboko na poziomie intuicyjnym byliśmy spokojni i przekonani, że wyjście się znajdzie. W
jakiś sposób odnosiliśmy wrażenie, że istnieje ktoś, kto obserwuje nasze poczynania i kiedy nadejdzie
właściwy czas, udostępni nam odpowiednie środki. Na razie, mogliśmy jedynie posuwać się naprzód, a
posuwanie się do przodu oznaczało wówczas zbieranie danych i układanie planu książki na ten temat.
ROZDZIAŁ 9: STRZAŁ Z NIEBA.
21 sierpnia 1993 roku wystrzelona przez NASA sonda kosmiczna zbliżała się do Marsa, gdy nagle między
nią a kontrolą naziemną zanikł kontakt (New York Times, 24 sierpnia 1993). Sonda o nazwie Obserwator
Marsa przeznaczona była do robienia szczegółowych zdjęć dużej, niemal całej powierzchni Marsa, w tym
również obszarów, gdzie poprzednie zdjęcia satelitarne ukazywały twory na powierzchni, w których można
się było dopatrzeć budowli w kształcie piramid i geologicznych rzeźb, przypominających twarze. Naukowcy
i inżynierowie z NASA nie potrafili wytłumaczyć niespodziewanego zerwania łączności z satelitą, który do
tej pory funkcjonował bez zarzutu.
Parę dni po tym wydarzeniu, New York Times donosił, że niektórzy ludzie z NASA zastanawiali się wręcz,
dlaczego Mars przynosi pecha. Pośród innych tajemniczych wypadków dotyczących Marsa, można by
wspomnieć radzieckiego satelitę, który zamilkł w podobnych okolicznościach, w czasie zbliżania się do
jednego z księżyców planety. Niektórzy ludzie w agencji snuli podejrzenia – i nie był to do końca żart – że
za serią niezwykłych awarii technicznych w związku z Marsem kryją się istoty pozaziemskie. Po miesiącach
badań agencja ogłosiła, że sonda prawdopodobnie eksplodowała na skutek jakiejś awarii w związku z
paliwem. Badacze jednak nie byli pewni swej diagnozy i nie mieli żadnych danych na poparcie postawionej
tezy. Sprawa pozostała w sferze domysłów, ale w tamtym czasie nie można było zrobić nic więcej.
Niniejszy rozdział wyjaśnia, co naprawdę stało się z Obserwatorem Marsa. Pragnę przypomnieć
Czytelnikom, że nie otrzymałem z góry żadnej informacji na temat natury celu, ani przed sesją ani w jej
trakcie. Co więcej, dane zostały zebrane podczas sesji monitorowanej na odległość. Znaczy to, że sesja
była monitorowana przez mojego nauczyciela, który przebywał u siebie w domu, podczas gdy ja
siedziałem w swoim biurze na Uniwersytecie Emory w Atlancie, w Georgii. Monitorowanie takie wiąże się
zarówno ze słowem, jak i z obrazem. Po obydwu stronach używa się słuchawek, żeby utrzymać stały
kontakt między monitorem a teleobserwatorem. Ponadto, w trakcie sesji przesyła się faksem wyniki
pośrednie (włącznie ze szkicami i surowymi danymi), natomiast po jej zakończeniu wyniki końcowe. Tak
jak w przypadku wszystkich danych Typu 4, informacje na temat celu zostają udostępnione
teleobserwatorowi dopiero po skończonej sesji.
Data: 7 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6421/9054
Moje dane z Fazy 1 wskazywały na zbudowaną przez człowieka konstrukcję, z którą wiązał się jakiś ruch.
COURTNEY BROWN: “Panuje tutaj duży ruch. Coś pędzi z ogromną prędkością. Hmm. Chyba widzę dwa
obiekty naraz. Jeden jest mały, twardy, solidny. Porusza się bardzo szybko. Drugi to duży, bardziej złożony
obiekt o nieregularnym kształcie".
“To dziwne. Zdaje się, że pod żadnym z nich nie ma ziemi. Nie wiem dlaczego nie widać ziemi."
MONITOR: “Przejdź do matrycy Fazy 6 i zrób szkic. Zaznacz położenie obiektów za pomocą X. Prześledź
ruchy obiektów".
COURTNEY BROWN: “Mały obiekt wyłonił się z boku. Podążam teraz za nim do punktu wyjścia".
MONITOR: “Co masz? Trzymaj się struktury. Wejdź do matrycy".
COURTNEY BROWN: “To statek. Mały obiekt pochodzi ze statku pozaziemskiego. Najwyraźniej został
wystrzelony ze statku jak pocisk i uderzył w inny, większy cel, ten o nieregularnym kształcie. Po co oni
mieliby to robić?"
MONITOR: “Nie analizuj, tylko zbieraj dane. Co widzisz?"
COURTNEY BROWN: “Wchodzę teraz do środka statku. Hmm. Widzę jakieś istoty. Są łyse, chyba
wszystkie są łyse. Mają oczy. Szkicuję teraz ich twarze".
“Cały statek wygląda jak wielka metalowa budowla. Znajduję się w pokoju. Są tu jakieś przedmioty, dużo
przedmiotów, to akcesoria techniczne. Oprócz tego krzesła, stoły, terminale komputerowe, i kilka istot."
MONITOR: “W porządku. Teraz zrobimy przerwę. Zapisz godzinę, prześlij mi faksem dotychczasowe
wyniki i zadzwoń do mnie. Na razie".
COURTNEY BROWN: “Dobra. Daj mi kilka minut". Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, wróć do swojego szkicu w Fazie 6. Chcę, żebyś prześledził ruch statku z powrotem
do jego punktu wyjścia".
COURTNEY BROWN: “OK. Mam punkt wyjścia. To dziura w ziemi, jaskinia. W jaskini znajduje się
metalowy pojazd. Te istoty wsiadają i wysiadają z pojazdu".
MONITOR: “Wyjdź na powierzchnię. Co widzisz?"
COURTNEY BROWN: “Wychodzę. Są tu czerwone piaszczyste powierzchnie, nierówny teren. Wygląda, że
to Mars".
MONITOR: “Zapisz to jako AOL. Przejdź przez matrycę. Notuj same dane. Wróć do jaskini".
COURTNEY BROWN: “W tej jaskini są istoty, dużo istot. Wyglądają na Szarych. Pracują".
MONITOR: “Courtney, chcę, żebyś wybrał którąś z tych istot i wniknął do jej umysłu. Masz coś?"
COURTNEY BROWN: “W porządku. Mam jednego z nich. O rany!"
MONITOR: “Zapisz to jako wrażenie estetyczne – AI. Kontynuuj. Dowiedz się czegoś na ich temat.
Dowiedz się, czy oni śpią".
COURTNEY BROWN: “A niech to. Teraz widzę wyraźnie. Szary wie, że tutaj jestem. Chyba nie ma nic
przeciwko temu. Możliwe, że nie śpi w taki sposób jak my. Dzieje się coś innego. Można by to porównać do
bardzo głębokiego cofania się świadomości. Nie jestem pewien, co to oznacza. Czy mam śledzić jego
świadomość?"
MONITOR: “Tak. Trzymaj się matrycy".
COURTNEY BROWN: “Uuuu. To bardzo, bardzo daleko. To próżnia – pustka, przestrzeń. Nie jest źle, ale
nie wiem co tu robić. Co mi radzisz?"
MONITOR: “Cofaj się w czasie razem z nim aż do punktu narodzin. Skąd on pochodzi?"
COURTNEY BROWN: “Teraz go mam. W pojemniku przypominającym kanister leży niemowlę. Znajduję
się teraz w nowym miejscu. Nie wiem gdzie to jest, ale wygląda jak laboratorium".
MONITOR: “Wyjdź na zewnątrz. Co widzisz?"
C.B. “To świat bez atmosfery. Widzę gwiazdy, kratery, skały. Lepiej zapiszę to jako AOL – to wygląda jak
Księżyc. Światło jest nieprawdopodobnie jaskrawe. Dużo gwiazd – bardzo jasnych! Wszystko jest tu
niesamowicie wyraźne. Rozglądam się. Na niebie jest jakaś planeta. Wygląda, że to Ziemia. Widzę nawet
chmury i wodę. Planeta jest niebieska. Dobra, zapiszę w kolumnie AOL 'jak Ziemia'".
MONITOR: “Wróć do niemowlęcia w pojemniku. Co dokładnie znajduje się w pojemniku?"
COURTNEY BROWN: “Po prostu niemowlę, wyglądające na duży płód i gęsty płyn. Płyn jest zielony".
MONITOR: “Spróbuj tego płynu. Jak on smakuje?"
COURTNEY BROWN: “Fuj. Okropny, jak ropa".
MONITOR: “W porządku. Wróć z powrotem do istoty w jaskini, tam gdzie był statek. Dowiedz się czegoś
więcej na temat pracy i osobowości tej istoty".
COURTNEY BROWN: “Ten Szary – będę go nazywał Szarym, bo na takiego wygląda – według naszych
norm nie jest szczęśliwy. Pracuje".
“Wnikam teraz do jego umysłu. Wydaje się beznamiętny. Odnoszę wrażenie, jakby ktoś skrzywdził go
psychicznie."
“Nie mam dobrego odczucia w stosunku do tej istoty. Coś tu nie gra."
MONITOR: “Naszkicuj go".
COURTNEY BROWN: “OK. Skórę ma białą i twardą. Pomimo chudości, wydaje się całkiem silny.
Odczuwam dla niego dziwne współczucie. Znalazł się w przykrej sytuacji. Czuję to".
MONITOR: “W porządku. Musimy teraz zakończyć sesję. Zaczynasz wczuwać się w tę istotę, a to może
zniekształcić nam dane. Ale do tej pory było bardzo dobrze. Zapisz godzinę zakończenia".
COURTNEY BROWN: “No cóż, ta sesja jest dla mnie prawdziwą zagadką. Nie mam pojęcia, jaki mógł być
cel".
MONITOR: “To był Obserwator Marsa, zaginiony w 1993 roku".
COURTNEY BROWN: “Żartujesz?"
MONITOR: “Nie. To był Obserwator".
COURTNEY BROWN: “A więc to był ten obiekt o nieregularnym kształcie. Został trafiony przez pocisk.
Ale po co, u diabła, mieliby to robić?"
MONITOR: “Dobre pytanie. Najwyraźniej nie chcieli, żeby satelita krążył i robił zdjęcia. Nie wiem czego.
Użycie urządzenia podobnego do armaty może wydawać się dziwne w dobie laserów itd... Ale nie
zapominaj, że radziecka sonda również zamilkła w tajemniczych okolicznościach, a ostatni telemetryczną
informacją przesłaną przez nią był obraz zbliżającego się obiektu, czy też źródła energii. Wydaje mi się, że
istoty pozaziemskie nie chciały dopuścić do przecieku danych, więc fizycznie usunęły intruza. Zrobiono to
tak, by ludzie mogli podejrzewać uderzenie meteoru".
COURTNEY BROWN: “Wciąż jestem trochę odrętwiały. Trudno w to uwierzyć, ale wszystko pasuje".
MONITOR: “Dobra sesja".
COURTNEY BROWN: “Tak. Pozwól, że teraz chwilę odpocznę. Pogadamy później. Po prostu wciąż nie
mogę przejść nad tym do porządku dziennego".
MONITOR: “OK. Czekam na twój faks. Do usłyszenia wieczorem. Trzymaj się".
Komentarz.
Ta sesja przyniosła mnóstwo informacji. Obserwator Marsa został zniszczony przez pocisk wystrzelony z
urządzenia znajdującego się w pobliżu statku ET. Statek powrócił do podziemnego hangaru,
najprawdopodobniej na Marsie. W hangarze były jakieś istoty, zajmowały się czymś aktywnie. Niektóre z
nich (choć nie wszystkie) przypominały typ małych Szarych. “Śledziłem" jednego z nich do czasu jego
narodzin i przekonałem się, że “urodził się" w laboratorium. Być może stworzono go po to, by pracował.
Trudno powiedzieć, czy on sam czuje się wykorzystywany i zniewolony. Podczas okresów pozornego snu
(w takim znaczeniu, jak rozumieją to Szarzy) ich świadomość przebywa w jakimś pustym miejscu, próżni
przypominającej kosmos. Wydaje się, że istota, którą obserwowałem, nie doznawała żadnych marzeń
sennych. Laboratorium, gdzie się urodziła, znajduje się chyba na naszym Księżycu w podziemnej budowli
stanowiącej bazę. Przypominające płód niemowlę jest odżywiane składnikami zanurzonymi w zielonej
cieczy o konsystencji oleju.
Ta sesja postawiła tyle samo pytań, co dała odpowiedzi. Wiemy już, co stało się z sondą, którą NASA
wysłała na Marsa. Wciąż jednak nie wiemy, dlaczego ET nie chcieli, żeby satelita coś odkrył czy
sfotografował. Nie jest jasne, czy Szarzy z bazy na Marsie współpracowali w innym miejscu z innymi
Szarymi. Z obserwacji zdawało się wynikać, że Szarzy są pracownikami, a inne humanoidalne istoty
sprawują nad nimi kontrolę. Niestety, nie udało mi się stwierdzić, co to za stworzenia.
ROZDZIAŁ 10: FEDERACJA GALAKTYCZNA.
Rozległa literatura na temat UFO, oparta na relacjach porwań, nawiązuje często do pozaziemskiej
organizacji, nazywanej “Federacją Galaktyczną". Uważa się, że jest to organizacja przypominająca ONZ,
tyle że swym zasięgiem obejmuje całą galaktykę. Ta sesja teleobserwacji miała nam dostarczyć więcej
danych na ten temat. Jej wyniki były dla nas takim zaskoczeniem, że przedstawiam je tutaj bez
wstępnych komentarzy. Sesja opierała się o dane Typu 4, co oznacza, że aż do jej zakończenia nie
wiedziałem, że badam Federację.
Dane: 9 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3114/0029
Dane wstępne sugerowały, że cel związany jest ze sztuczną konstrukcją, ruchem i dużym natężeniem
energii.
COURTNEY BROWN: “Wyczuwam tu dużo energii. Sygnał ten wydaje się szczególnie silny. Widać bardzo
dużo jasnych świateł – żółtych, białych, niebieskich. Miejsce robi wrażenie gładkiego, a nawet puszystego.
Panują zarówno wysokie jak i niskie temperatury; daje się odczuć ekspansywną, promieniującą energię".
MONITOR: “W porządku. Przejdź do szkicu Fazy 3".
COURTNEY BROWN: “Rysuję coś twardego i okrągłego w środku, otoczonego przez jasne światło – żółte,
niebieskie i białe. Wokół światła unosi się coś puszystego, jakby chmury. Ta rzecz w środku jest metalowa
albo ma w sobie, bądź na sobie, coś metalowego. Cały ten obiekt przywodzi mi na myśl tornado, bo wokół
twardego jądra wyczuwam jakieś zawirowania. To chyba wir energetyczny. Niesamowita energia".
MONITOR: “W porządku. Zapisz 'tornado' w kolumnie AOL i przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “Znowu widzę dużo światła. Coś okrągłego. Odbieram też świadomość. Jakąś
istność duchową".
MONITOR: “Zapisz to wszystko w matrycy, a potem zrobimy przerwę. Prześlij mi faksem dotychczasowe
dane i zadzwoń".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Pogadamy za kilka minut".
Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, przenieś się na powierzchnię twardego obiektu, a potem kontynuuj matrycę Fazy
4".
COURTNEY BROWN: Wykonuję... O rany! Muszę zapisać to wszystko na AOL. Bardzo silna energia".
MONITOR: “Dobrze. Poczekaj aż minie to wrażenie i kontynuuj".
COURTNEY BROWN: “Znowu widzę ulotne światło, niebieskie i białe. Znowu dużo energii. Znajduję się
teraz na powierzchni. W jakimś miejscu. Być może tamten okrągły obiekt był planetą. Wszystko spowija
mgła. Światło znajduje się powyżej. Na powierzchni panuje chłód. Wyczuwam w powietrzu gorzki smak
amoniaku".
“Widzę rzeczy, które unoszą się do góry. Niech no przyjrzę się bliżej... Jestem teraz koło czegoś, co jest
twarde i metalowe. To budynek albo jakaś inna konstrukcja. Spełnia szczególny cel. Widzę wejście, może
to drzwi. Czy mam tam wejść?"
MONITOR: “Zanim to zrobisz, cofnij się trochę żebyś mógł ogarnąć wzrokiem całą konstrukcję".
COURTNEY BROWN: “Już to robię... Ta budowla naprawdę jest bardzo duża, powiedziałbym niebotyczna.
Wykonano ją chyba z metalu. Nie widzę w pobliżu innych budynków".
MONITOR: “W porządku. Teraz wejdź do budowli".
COURTNEY BROWN: “Jestem z powrotem przy wejściu. Wchodzę do środka... OK, są tu jakieś istoty,
dużo istot. To dziwne miejsce. Oni wszyscy są łysi".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Uważaj z AOL. Wypełnij matrycę".
COURTNEY BROWN: “Wszystkie te istoty noszą białe szaty przypominające szlafroki. Mają bardzo gładką
skórę, a cerę białą lub kremową. Mam wrażenie, że to ważne miejsce"
MONITOR: “Naszkicuj twarz jednego z nich".
COURTNEY BROWN: “Dobra... Te istoty są podobne do ludzi, a miejsce przypomina mi klasztor Zeń".
MONITOR: “Zapisz to w odpowiedniej rubryce: 'jak klasztor Zeń'. Idź dalej".
COURTNEY BROWN: “Oni porozumiewają się telepatycznie i słownie. Czuję wyraźnie, że to jakiś rodzaj
rady, która ma scentralizowaną strukturę. Wydają się nie wiedzieć, że ich obserwuję. Są chyba
zaprzątnięci sprawami państwa czy rządu".
“Skupiam się teraz bardziej na członkach rady. Ci ludzie dobrowolnie wykonują swoją pracę. To bardzo
prestiżowa praca, którą niełatwo otrzymać."
“Teraz odkryłem, że jest tu przewodniczący, który kieruje całą radą. Inni go popierają. Można by go
nazwać prezydentem, przewodniczącym lub premierem".
MONITOR: “Co się dzieje?"
COURTNEY BROWN: “Wygląda na to, że myliłem się, sądząc, że oni nie zdają sobie sprawy z mojej
obecności. Witają mnie. Cieszą się, że przybyliśmy. Mówią mi, że od tej chwili stajemy się pełnoprawnymi
członkami rady".
“Prowadzą mnie do przewodniczącego. Patrzy mi prosto w twarz. Siedzi na krześle i ma na sobie biały czy
może niebieskawo-biały szlafrok. Sprawia wrażenie trochę ociężałego."
MONITOR: “Jesteś teraz sam, Courtney. Po prostu trzymaj się struktury. Notuj wszystko".
COURTNEY BROWN: “Ten gość jest poważny, ale gdzieś w środku wyczuwam u niego poczucie humoru.
Nie zagraża mi w najmniejszym stopniu. Wiesz, to tak jakbyś miał spotkanie z mistrzem duchowym, takim
jak Budda".
MONITOR: “Zapisz to w kolumnie AOL. Słuchaj jego wskazówek".
COURTNEY BROWN: “On mnie wita w swoim umyśle. Chce, żebym wniknął do jego umysłu, ponieważ
jest to najłatwiejszy sposób porozumiewania się. Co mam robić?"
MONITOR: “Wejdź do jego umysłu. Skup się na pojęciu 'przewodnictwa' i zobacz, co on zrobi".
COURTNEY BROWN: “Jak tylko wniknąłem do jego umysłu, ponownie znalazłem się w przestrzeni.
Znajduję się poza Mleczną Drogą i spoglądam na nią z zewnątrz. Nad obrazem narysowane są
kropkowane linie, które dzielą galaktykę."
“Dowiaduję się, że potrzebują pomocy. Potrzebują nas. Odnoszę wrażenie, że potrzebują nas w jakimś
galaktycznym sensie, ale chyba to do mnie nie trafia. Oni są o wiele potężniejsi od ludzi; nie mam pojęcia,
dlaczego mieliby nas potrzebować."
“Przywódca wyczuwa mój opór i kieruje mnie z powrotem na Ziemię. Mówi mi, że w przyszłości ludzie
opuszczą swoją planetę. Teraz tłumaczę gestalty na słowa. Wynika z nich jasno, że ludzie na Ziemi są
obecnie zbyt niepohamowani i przykrzy. Wymagają 'obróbki'. Nie ulega wątpliwości, że zanim opuścimy
Ziemię musimy się zmienić."
MONITOR: “Zapytaj, czy mają jakieś praktyczne sugestie co do tego, jak możemy im pomóc".
COURTNEY BROWN: “Mówią mi, że mam bezwzględnie ukończyć książkę. Inni zrobią resztę.
Zaangażowanych w ten plan jest wielu ludzi. Wiele gatunków, przedstawicieli, grup".
MONITOR: “Zapytaj, z kim jeszcze powinniśmy się spotkać przy pomocy teleobserwacji lub innej
techniki?"
COURTNEY BROWN: “Tylko z Marsjanami. Mówią mi, że nasz kontakt z istotami pozaziemskimi ograniczy
się na razie tylko do Marsjan, przynajmniej w najbliższej przyszłości".
MONITOR: “Zapytaj, czy są jakieś nowe informacje, coś, o czym powinniśmy wiedzieć, a czego jeszcze
nie wiemy?"
COURTNEY BROWN: “Ten gość jest bardzo cierpliwy. Wie, że to dla mnie trudne. Mówi, iż czeka nas
wiele problemów. Z całą pewnością wydarzy się katastrofa planetarna, a może powinienem powiedzieć
katastrofy. Nastąpi chaos, niepokoje, koniec obecnego porządku politycznego. Będąc takimi, jakimi
jesteśmy obecnie, nie poradzimy sobie z tą nową rzeczywistością. Mówi wręcz, że jeżeli chcemy posunąć
się naprzód, w centrum naszego zainteresowania winna znaleźć się świadomość".
“On teraz podsłuchuje twoje (mojego monitora) myśli. To tak jakby cię namierzał, czy coś w tym rodzaju.
Twierdzi, że ty spełniasz w tym wszystkim bardzo ważną rolę. Musimy tu wrócić – do ich świata – w
późniejszym terminie. Będziemy przedstawicielami ludzi, wybranymi z racji naszej świadomości. To
świadomość zdecydowała o naszym przybyciu do nich w tym punkcie. I jeszcze coś. Nie jesteśmy
zbawcami, a tylko wstępnymi reprezentantami. Chce, żeby co do tego nie było wątpliwości."
“Zależy mu na tym, abyśmy zrozumieli, że ponosimy odpowiedzialność za godne reprezentowanie naszego
gatunku. Nie należy zwlekać. To nasze zadanie na teraz. Każdy z nas ma jakąś rolę do spełnienia. Do mnie
na przykład należy zapisywanie wszystkiego, co tu doświadczam."
“Podoba mu się twoje poczucie humoru. Mówi, że w przyszłości będzie okazja do podobnych spotkań. Na
razie jednak musimy skupić się na książce. Książka jest ważna, bo oni ją wykorzystają."
MONITOR: “Podziękuj mu. Musimy teraz kończyć".
COURTNEY BROWN: “Podziękowałem. On już zresztą wiedział, że czas na mnie".
MONITOR: “Zapisz godzinę zakończenia, Courtney".
Długa pauza.
COURTNEY BROWN: “Mógłbyś mi już powiedzieć jaki był cel".
MONITOR: Śmieje się nerwowo. “Federacja".
COURTNEY BROWN: “Rozumiem".
Komentarz.
Implikacje tej sesji sięgają sfery praktycznej, lecz także wzniosie filozoficznej. Czytelnicy sami zdecydują,
jak ocenić moją interpretację.
Istnieje galaktyczna organizacja rządowa. Nie wiem, jak zhierarchizowana czy scentralizowana jest jej
władza, ani ile gatunków czy kultur planetarnych ją reprezentuje. Nie wiem też, czy jakieś grupy lub
kultury zdecydowały się nie wstąpić do organizacji ani czy komuś odmówiono członkostwa. Czuję jednak
wyraźnie, że ludzie z Ziemi przygotowywani są do dołączenia do niej. Wygląda na to, że moje pierwsze
wystąpienie w radzie zostało odczytane jako pozytywne. Być może jedną z dróg prowadzących do
członkostwa jest świadome poszukiwanie tej organizacji przy pomocy odpowiednich środków.
Rzeczywiście, na podstawie tego, co powiedziałem, ludzie mogą już w jakimś sensie uważać się za
przedstawicieli Federacji, chociaż wątpię, żebyśmy – mój monitor czy ja – czuli się szczególnie dobrze,
reprezentując kogoś więcej niż samych siebie.
Członkowie Federacji odznaczają się bardzo wysokim poziomem świadomości. Znaczy to, że całkowicie
rozumieją świadomość – zarówno w jej aspekcie fizycznym jak i subprzestrzennym. Uważają oni, iż ogólne
podniesienie ludzkiego rozumienia świadomości jest niezbędnym warunkiem naszego uczestnictwa w życiu
galaktyki. Jeszcze raz pragnę podkreślić, jak ważne było w czasie obecnej sesji poczucie rozwiniętego
rozumienia świadomości. Niewykluczone, że to właśnie mój wzrost świadomości pozwolił mi dotrzeć do
rady, ale nie dysponuję żadnym obiektywnym miernikiem, aby ocenić, na ile jest to prawdą. Nie ulega
jednak wątpliwości, że według członków Federacji, rozwój świadomości stanowi cel, do którego wszyscy
powinniśmy dążyć. To najpilniejsza
potrzeba i wymóg, jakiemu musimy sprostać. Co więcej, wygląda na to, że ludzie powinni zacząć badać
świadomość z bardziej praktycznej i naukowej perspektywy, a nie patrzeć na nią przez zniekształcające
dwuogniskowe soczewki intelektu, które oddzielają nasze rozumienie rzeczywistości fizycznej od
niefizycznej. Moim zdaniem, dopóki nie wyrośniemy z krótkowzroczności w tej kwestii, pozostaniemy
najprawdopodobniej dość prymitywnym społeczeństwem, a z punktu widzenia planetarno-kulturalnego –
“galaktycznym wstecznikiem".
Literatura dotycząca porwań przez UFO pełna jest relacji spotkań ET i ludzi, w których przedmiot rozmowy
stanowią przyszłe katastrofy planetarne na Ziemi. Przyczyny katastrof są zwykle natury ekologicznej lub
nuklearnej, a częstotliwość, z jaką te ostrzeżenia się pojawiają, budzi wątpliwości. Ta sesja dostarczyła mi
z bezpośredniego źródła wskazówki, że takie problemy istotnie mogą wystąpić. Jednak w tym punkcie
moich badań nie byłem w stanie określić, w jaki sposób łączyły się one z ewentualnym opuszczeniem
Ziemi przez ludzi.
Pod koniec sesji, pierwszą rzeczą, co do której zgodziliśmy się z moim monitorem było to, że aby
zrozumieć tę coraz bardziej komplikującą się sytuację, potrzebujemy więcej danych. Dziwiliśmy się, jak
mogliśmy być tak naiwni, gdy zaczynaliśmy nasze badania. Pomysł zidentyfikowania latających w
spodkach ET wydawał się teraz bardzo płytki.
ROZDZIAŁ 11: UMYSŁOWOŚĆ SZARYCH.
Żeby poznać sposób myślenia Szarych, zdecydowaliśmy się dokonać teleobserwacji ich świadomości, co
wymagało z mojej strony wniknięcia do umysłu przynajmniej jednego z nich. Przygotowując się do
monitorowanej sesji (Typ 4), postanowiłem najpierw sam zbadać pojęcie zbiorowej świadomości Szarych.
Proszę pamiętać, że przy danych Typu 4, monitor nie informuje teleobserwatora na temat celu aż do czasu
zakończenia sesji. Może to być cel wybrany na chybił trafił z opracowanej wcześniej listy, bądź całkiem
inny, wybrany przez monitora cel, o którym teleobserwator nie ma najmniejszego pojęcia.
Jednak przy danych Typu 1, pracuję sam i z góry wiem, jaki jest cel. W czasie takiej sesji solo, kiedy
podane są wstępne warunki związane z Typem 1, bardzo ważne jest, aby ściśle trzymać się procedury
protokołów SRV. Narzuca to pewne ograniczenia na to, co mogę robić po zlokalizowaniu celu.
W tym rozdziale przytaczam wyniki dwóch sesji – w trakcie jednej z nich sam obserwowałem cel –
“zbiorowy umysł Szarych", druga sesja była monitorowana, a cel niemal identyczny. Materiał z sesji solo
przedstawiam w formie dialogu wewnętrznego.
Data: 27 listopada 1993
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 7119/5108
Piętnaście minut danych wstępnych wskazywało na duży ruch i energię.
Dostrzegam kolory szary i biały. Powierzchnie są błyszczące, przypominają stal. Odczuwa się tutaj
intensywne ciepło. Słyszę dziwny ćwierkający dźwięk.
Co do wymiarów, wyczuwam coś bardzo szerokiego i/lub otwartego. Wydaje się to nieskończone, czy
może ekspansywne, uniwersalne albo po prostu ogromne. Odnoszę nieodparte wrażenie, że to coś,
cokolwiek to jest, trwa i trwa. To coś nieskończonego, nieograniczonego.
Dostrzegam ruch. Wygląda to tak, jakby przedmioty i/lub energia wchodziła i wychodziła z centralnego
miejsca.
Teraz odbieram coś, co trudno przełożyć na słowa. Można by użyć określeń miłość i troska, ale pojęcia te,
tak jak je na ogół rozumiemy, w żaden sposób nie oddają tego szczególnego, niepomiernie bardziej
wszechogarniającego doznania. Wyczuwa się obecność opiekuna, matki lub właściciela czegoś cennego.
Jest to swego rodzaju dom, dom przekraczający wymiary, w którym panuje poczucie nieskończonej
wolności.
Posuwając się dalej, odkrywam również troskę o bezpieczeństwo. Coś jest nie w porządku. Panuje tu
strach, i to dosyć silny. Coś się dusi. Dostrzegam ruch statków, bardzo nowoczesnych statków. I znowu
czuję strach i troskę o bezpieczeństwo innych.
Odnoszę wrażenie, że Szarzy ugrzęźli. Przypomina to narodziny, podczas których dziecko utknęło w kanale
rodnym. Strach związany jest z tym stanem uwięzienia. Poczucie strachu otacza jednak płaszcz spokoju.
Komentarz.
Zbiorowa świadomość Szarych ochrania ich i odżywia. Jednocześnie, od wewnątrz paraliżuje ich głęboki
strach, który wiąże się z poczuciem uwięzienia. To tak jakby Szarzy bezskutecznie usiłowali wyłonić się z
jakiegoś stanu. Cisza otaczająca strach w jakiś sposób stabilizuje zbiorowy intelekt (umożliwiając
przetrwanie fizyczne) i pozwala na mniej straszną codzienną egzystencję. Poczucie miłości i ochrony
dobywające się z ich umysłu jest nieomal przytłaczające z ludzkiego punktu widzenia. Ja osobiście
zareagowałem na nie smutkiem i chyba współczuciem.
W dwa i pół miesiąca po tej sesji mój monitor postanowił, że będę pracował nad celem w ciemno. Jak
Czytelnicy będą mieli okazję zaobserwować, pod koniec tej sesji zmienił on pewien szczegół dotyczący
celu, zachęcając mnie w ten sposób do nieco innego podejścia do sprawy. Po podłączeniu się do
słuchawek, gawędziliśmy sobie jak zwykle (to znaczy gadaliśmy o wszystkim, poczynając od nowego
kawału, który usłyszał mój monitor, do perspektyw znalezienia wydawcy dla mojej książki), a potem
zaczęliśmy sesję.
Data: 11 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4 sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4384/8296
Dane wstępne wskazywały na poczucie płynności i ruch.
COURTNEY BROWN: “OK. Widzę kolory w rodzaju turkusu i niebieskiego. Dużo płynu. Powierzchnie
skaliste i gładkie. Odczuwam zarówno ciepło, jak i chłód. Czuję smak czegoś słonego i jakby zapach ryb.
Cokolwiek to jest, robi wrażenie szerokiego i ogromnego, bardzo głębokiego. Wyczuwam też energię".
MONITOR: “Faza 3".
COURTNEY BROWN: “Robię rysunek... Naszkicowałem linię poziomą w poprzek kartki. W rubryce AOL
zapisuję 'ryba i ocean".
MONITOR: “W porządku. Zapisz AOL. Faza Czwarta".
COURTNEY BROWN: “Widzę płyn. Dużo płynu. Ten płyn to żywe środowisko. Odnoszę wrażenie, że jest
to miejsce narodzin. Tutaj jest życie. Organizmy. To miejsce podlega ochronie".
“Poniżej płynu widzę jakiś pokój. To chyba laboratorium. Zapiszę to jako AOL."
“W porządku. W pokoju jest Szary. Wpatruje się we mnie. Szkicuję teraz jego twarz. Wygląda na osobnika
męskiego. Czuję, że powinienem wejść do jego umysłu. Co mam robić?"
MONITOR: “Pozwól, żeby ten problem rozwiązała twoja nieświadomość".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Wchodzę... O rany!"
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Zostań w matrycy. Co widzisz? Zapisz to".
COURTNEY BROWN: “Panuje tutaj pustka. Głęboka pustka. Ale jednocześnie umysł przepełnia wielka
świadomość, powiedziałbym nawet uczucie totalnej świadomości, czymkolwiek ona jest. Ten gość ma do
wykonania zadanie. Jest pochłonięty pracą. Nie odczuwam tu obecności żadnych powierzchownych uczuć
charakterystycznych dla ludzi. Kiedy myślę o jakimś porównaniu, przychodzi mi na myśl Stan Skupienia
Focus 15 w Instytucie Monroe'a".
MONITOR: “Czy wyczuwasz jakąś wyższą istotę?"
COURTNEY BROWN: “Sam umysł jest zwierzchnikiem. To zbiorowa umysłowość. Zbiorowa umysłowość
pełni funkcję kontrolującą. Żaden umysł nie jest ważniejszy od innych. Wszyscy Szarzy mają ten sam
umysł. Są jednym i wszystkim".
MONITOR: “Czy mają jakiś cel?"
COURTNEY BROWN: “Podstawowy cel to przetrwanie i ewolucja. To jeden zbiorowy organizm, więc
przetrwanie stanowi dla niego wartość nadrzędną, tak jak w przypadku każdego organizmu. Nie istnieją
żadne różnice między poszczególnymi osobnikami".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Zrób wykres. .Zaznacz linię czasu w miejscu, w którym teraz jesteś z tą
istotą. Potem zaznacz punkt rozpoczęcia tej sesji. Umieść na linii czasu ważne punkty, a następnie przejdź
do matrycy Fazy 6".
COURTNEY BROWN: “W porządku..." Pauza. “Jestem teraz w matrycy. Odnoszę wrażenie, że znajduje
się tu zbiorowość wielu Szarych. Teraz czuję bardzo silne oddziaływanie. Tak jakby chcieli uwolnić się od
swoich fizycznych dal. To desperackie dążenie które oznacza dla nich życie lub śmierć. Sprawa absolutnie
najwyższej wagi dla przetrwania ich umysłu ...organizmu. Umysł jest teraz zamknięty. Bezwzględnie musi
uciekać. Gdzieś bardzo głęboko zbiorowość ta odczuwa panikę, ale nie jest to panika w naszym
rozumieniu tego słowa".
“Szarzy pracują z ludźmi i innymi na rzecz ucieczki. To przypomina wydostawanie się z tonącego statku. Z
całą pewnością towarzyszy temu panika."
MONITOR: “Jakie środowisko spełniałoby ich potrzeby?"
COURTNEY BROWN: “Będą mieć swoją planetę. Nie Ziemię. Oni mają zdolność tworzenia planet i
podróżowania w każde miejsce. Nie wyrzucą ludzi z Ziemi. Wszechświat jest na to za duży".
MONITOR: “A co z ich współpracą z Federacją?"
COURTNEY BROWN: “Szarzy są cieszącymi się dużym poważaniem członkami Federacji. Uczestniczą w
wielu przedsięwzięciach. Na swój sposób są dumni ze swej umiejętności współpracy z wieloma gatunkami
Federacji".
MONITOR: “Czy ludzie mogą pomóc w ewolucji Szarych?"
COURTNEY BROWN: “Nie technicznie. Konieczna pomoc leży w zakresie genetyki. Widzę również, że
istnieją inne sposoby pomocy, ale Szarzy nie są ich świadomi".
MONITOR: “Czy Szarzy znają pojęcie wolnego czasu?"
COURTNEY BROWN: “Nie rozumieją oni pojęcia wolnego czasu tak jak my. Dla Szarych czas stanowi
kontinuum. Czas wolny nawiązuje do potrzeby odpoczynku. W tym względzie dysponują oni czymś
innym".
MONITOR: “Jaka jest długość ich życia według naszych norm?"
COURTNEY BROWN: “Szarzy mają pełną świadomość tego, że nie umierają. Ich ciała fizyczne są przez
nich postrzegane jak ubranie albo skorupa. Śmierć nie jest dla nich tak znaczącym pojęciem, jak dla nas".
MONITOR: “Jak długo żyje zatem ciało typowego Szarego?"
COURTNEY BROWN: “To zależy. Za. średnią można jednak uznać dwieście lat życia na Ziemi".
MONITOR: “Skup się raz jeszcze na idealnym środowisku dla Szarych".
COURTNEY BROWN: “Cóż, nie jest to fizyczna planeta – taką mogliby mieć w każdej chwili. Idealne
środowisko to ewolucyjnie nowy zestaw indywidualnych ciał. Szarzy przechodzą proces powtórnych
narodzin. Przygotowują się do wyjścia ze zbiorowej tożsamości, którą zastąpią połączone ze sobą, lecz
indywidualne istoty".
“Wchodzę teraz głębiej... To interesujące. Oni odczuwają strach i zdziwienie w związku z tym, że ludzie
istnieją i prosperują jako indywidualne jednostki. Wiedzą coś na ten temat i potrzebują tego, ale
jednocześnie są przerażeni."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć czegoś na temat fizycznych spotkań Szarych z ludźmi".
COURTNEY BROWN: “Odbywa się obecnie wiele takich spotkań, ale na ogół ludzie nie uczestniczą w nich
świadomie".
MONITOR: “Jakie są warunki takiego spotkania, dotyczące miejsca i wymagań?"
COURTNEY BROWN: “Nawet Szarzy nie mają jasności w tej sprawie. Wiedzą, że spotkanie jest
konieczne, ale nie wiedzą, co zrobić, żeby do niego doszło. Na swój sposób obawiają się obcowania z
ludźmi-barbarzyńcami. Nie cha zrezygnować z poczucia kontroli czy też władzy. Zdają sobie jednak
sprawę, że potrzebują pomocy, bo utknęli w martwym punkcie".
“Właśnie mnie zapytali, czy nie wiem, jak taka pomoc powinna wyglądać. Co im odpowiedzieć?"
MONITOR: “Powiedz, że nad tym popracujemy".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Powiedziałem. Na swój sposób to doceniają".
MONITOR: “Zapytaj, czy w tę pomoc powinni też zaangażować się Marsjanie?"
COURTNEY BROWN: “Z ich strony nie może nadejść żadna pomoc, gdyż Marsjanie muszą uporać się z
własnymi problemami. Są chorzy i mają za mało czasu i środków, aby pomóc w tak skomplikowanym
przedsięwzięciu".
“Właśnie zaproponowałem Szarym spotkanie na neutralnym gruncie, ale moja propozycja została
odrzucona".
MONITOR: “Zapytaj, czy wobec tego nie zechcieliby spotkać się z nami na warunkach, które sami by
określili".
COURTNEY BROWN: “Przystali na ten pomysł. Z entuzjazmem. Powiedzieli, że od razu zabiorą się za
opracowywanie planu".
MONITOR: “Dobra, Courtney. Czas uciekać. Zapisz końcowy czas".
COURTNEY BROWN: “Fiu! To było coś. Będę potrzebował chwili wytchnienia po tej sesji. Dobra, możesz
mi teraz powiedzieć, jaki był cel?"
MONITOR: “Świadomość Szarych".
COURTNEY BROWN: “Nie jestem zaskoczony".
MONITOR: “Tak. Musimy to przemyśleć".
COURTNEY BROWN: “Pozwól, że zrobię sobie przerwę i zadzwonię później. Zaraz prześlę ci dane
faksem. Wkrótce pogadamy".
Komentarz.
Chociaż nie rozumiem dlaczego, wydaje się, że planeta, na której wylądowałem na początku sesji, ma
duże znaczenie dla Szarych. Faktycznie, pod wieloma względami przypomina ona świat Szarych, zwłaszcza
jeśli chodzi o oceny. Nie wiem jednak, czy to naprawdę to samo miejsce. Odnoszę również wrażenie, że
planeta ta jest w jakiś sposób połączona ze świadomością tych
istot, ale nie wiem na jakiej zasadzie.
W oparciu o własne badania teleobserwacyjne, jak również na podstawie licznych relacji porwań przez
UFO twierdzę, że Szarzy porozumiewają się telepatycznie. Z grupami Szarych często utożsamia się
poczucie zbiorowego umysłu czy zbiorowej świadomości. O ile kiedykolwiek mamy współpracować z
Szarymi, musimy postarać się zrozumieć ich mentalność. Jeżeli Szarzy naprawdę są zaangażowani w
program inżynierii genetycznej, obejmujący zarówno ludzi jak i inne gatunki, być może potrzebują ludzkiej
pomocy podczas tego szczególnie trudnego okresu swej ewolucji. Dlatego musimy mieć otwarte umysły i
pozbyć się w tym względzie wszelkich uprzedzeń.
Tak jak z całą pewnością twierdzę, że świadomość Szarych ma charakter mentalności zbiorowej, widzę też
wyraźnie, że muszą oni ewoluować i przejść do nowego etapu. Zbiorowy intelekt Szarych ma wiele
aspektów pozytywnych. Najwyraźniej poszczególni członkowie ich społeczności nie rywalizują ze sobą w
ewolucyjnej, darwinowskiej batalii o przewagę. Po prostu toną albo płyną razem. Ludzie mogliby się tego
od nich nauczyć.
Biorąc pod uwagę sposób, w jaki literatura (patrz Jacobs 1992 i Mack 1994) opisuje spotkania ludzi z
Szarymi, trudno się dziwić, że działalność tych ostatnich z punktu widzenia Ziemian może być odbierana
jako wroga. Równie dobrze może się jednak okazać, że Szarzy bardziej przypominają uciekającą kawalerię
niż nacierającą armię. Być może robią rzeczy, których nie rozumiemy bądź nam się nie podobają, ale nie
są źli – tego jestem pewien. Po prostu, jak na razie nie rozumiemy tego gatunku.
Moje doświadczenia w zakresie teleobserwacji w żaden sposób nie wskazują na to, jakoby Szarzy byli do
nas wrogo usposobieni. Być może obawiają się ludzi i tego co reprezentujemy, ale tak samo nas
potrzebują, zarówno w sensie duchowym, jak i fizycznym. Jeśli nie osądzimy ich zbyt pochopnie, być
może pomogą nam w naszym ewolucyjnym przetrwaniu.
Krótko mówiąc, musimy dowiedzieć się znacznie więcej o nich, o sobie i o roli, jaką mamy do odegrania w
tym interesującym dramacie. Myślę, że postąpimy mądrze nie osądzając innych ras przynajmniej do
czasu, gdy zapoznamy się z całą galaktyczną społecznością istot rozumnych.
ROZDZIAŁ 11: UMYSŁOWOŚĆ SZARYCH
Żeby poznać sposób myślenia Szarych, zdecydowaliśmy się dokonać teleobserwacji ich świadomości, co
wymagało z mojej strony wniknięcia do umysłu przynajmniej jednego z nich. Przygotowując się do
monitorowanej sesji (Typ 4), postanowiłem najpierw sam zbadać pojęcie zbiorowej świadomości Szarych.
Proszę pamiętać, że przy danych Typu 4, monitor nie informuje teleobserwatora na temat celu aż do czasu
zakończenia sesji. Może to być cel wybrany na chybił trafił z opracowanej wcześniej listy, bądź całkiem
inny, wybrany przez monitora cel, o którym teleobserwator nie ma najmniejszego pojęcia.
Jednak przy danych Typu 1, pracuję sam i z góry wiem, jaki jest cel. W czasie takiej sesji solo, kiedy
podane są wstępne warunki związane z Typem 1, bardzo ważne jest, aby ściśle trzymać się procedury
protokołów SRV. Narzuca to pewne ograniczenia na to, co mogę robić po zlokalizowaniu celu.
W tym rozdziale przytaczam wyniki dwóch sesji – w trakcie jednej z nich sam obserwowałem cel –
“zbiorowy umysł Szarych", druga sesja była monitorowana, a cel niemal identyczny. Materiał z sesji solo
przedstawiam w formie dialogu wewnętrznego.
Data: 27 listopada 1993
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 7119/5108
Piętnaście minut danych wstępnych wskazywało na duży ruch i energię.
Dostrzegam kolory szary i biały. Powierzchnie są błyszczące, przypominają stal. Odczuwa się tutaj
intensywne ciepło. Słyszę dziwny ćwierkający dźwięk.
Co do wymiarów, wyczuwam coś bardzo szerokiego i/lub otwartego. Wydaje się to nieskończone, czy
może ekspansywne, uniwersalne albo po prostu ogromne. Odnoszę nieodparte wrażenie, że to coś,
cokolwiek to jest, trwa i trwa. To coś nieskończonego, nieograniczonego.
Dostrzegam ruch. Wygląda to tak, jakby przedmioty i/lub energia wchodziła i wychodziła z centralnego
miejsca.
Teraz odbieram coś, co trudno przełożyć na słowa. Można by użyć określeń miłość i troska, ale pojęcia te,
tak jak je na ogół rozumiemy, w żaden sposób nie oddają tego szczególnego, niepomiernie bardziej
wszechogarniającego doznania. Wyczuwa się obecność opiekuna, matki lub właściciela czegoś cennego.
Jest to swego rodzaju dom, dom przekraczający wymiary, w którym panuje poczucie nieskończonej
wolności.
Posuwając się dalej, odkrywam również troskę o bezpieczeństwo. Coś jest nie w porządku. Panuje tu
strach, i to dosyć silny. Coś się dusi. Dostrzegam ruch statków, bardzo nowoczesnych statków. I znowu
czuję strach i troskę o bezpieczeństwo innych.
Odnoszę wrażenie, że Szarzy ugrzęźli. Przypomina to narodziny, podczas których dziecko utknęło w kanale
rodnym. Strach związany jest z tym stanem uwięzienia. Poczucie strachu otacza jednak płaszcz spokoju.
Komentarz.
Zbiorowa świadomość Szarych ochrania ich i odżywia. Jednocześnie, od wewnątrz paraliżuje ich głęboki
strach, który wiąże się z poczuciem uwięzienia. To tak jakby Szarzy bezskutecznie usiłowali wyłonić się z
jakiegoś stanu. Cisza otaczająca strach w jakiś sposób stabilizuje zbiorowy intelekt (umożliwiając
przetrwanie fizyczne) i pozwala na mniej straszną codzienną egzystencję. Poczucie miłości i ochrony
dobywające się z ich umysłu jest nieomal przytłaczające z ludzkiego punktu widzenia. Ja osobiście
zareagowałem na nie smutkiem i chyba współczuciem.
W dwa i pół miesiąca po tej sesji mój monitor postanowił, że będę pracował nad celem w ciemno. Jak
Czytelnicy będą mieli okazję zaobserwować, pod koniec tej sesji zmienił on pewien szczegół dotyczący
celu, zachęcając mnie w ten sposób do nieco innego podejścia do sprawy. Po podłączeniu się do
słuchawek, gawędziliśmy sobie jak zwykle (to znaczy gadaliśmy o wszystkim, poczynając od nowego
kawału, który usłyszał mój monitor, do perspektyw znalezienia wydawcy dla mojej książki), a potem
zaczęliśmy sesję.
Data: 11 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4 sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4384/8296
Dane wstępne wskazywały na poczucie płynności i ruch.
COURTNEY BROWN: “OK. Widzę kolory w rodzaju turkusu i niebieskiego. Dużo płynu. Powierzchnie
skaliste i gładkie. Odczuwam zarówno ciepło, jak i chłód. Czuję smak czegoś słonego i jakby zapach ryb.
Cokolwiek to jest, robi wrażenie szerokiego i ogromnego, bardzo głębokiego. Wyczuwam też energię".
MONITOR: “Faza 3".
COURTNEY BROWN: “Robię rysunek... Naszkicowałem linię poziomą w poprzek kartki. W rubryce AOL
zapisuję 'ryba i ocean".
MONITOR: “W porządku. Zapisz AOL. Faza Czwarta".
COURTNEY BROWN: “Widzę płyn. Dużo płynu. Ten płyn to żywe środowisko. Odnoszę wrażenie, że jest
to miejsce narodzin. Tutaj jest życie. Organizmy. To miejsce podlega ochronie".
“Poniżej płynu widzę jakiś pokój. To chyba laboratorium. Zapiszę to jako AOL."
“W porządku. W pokoju jest Szary. Wpatruje się we mnie. Szkicuję teraz jego twarz. Wygląda na osobnika
męskiego. Czuję, że powinienem wejść do jego umysłu. Co mam robić?"
MONITOR: “Pozwól, żeby ten problem rozwiązała twoja nieświadomość".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Wchodzę... O rany!"
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Zostań w matrycy. Co widzisz? Zapisz to".
COURTNEY BROWN: “Panuje tutaj pustka. Głęboka pustka. Ale jednocześnie umysł przepełnia wielka
świadomość, powiedziałbym nawet uczucie totalnej świadomości, czymkolwiek ona jest. Ten gość ma do
wykonania zadanie. Jest pochłonięty pracą. Nie odczuwam tu obecności żadnych powierzchownych uczuć
charakterystycznych dla ludzi. Kiedy myślę o jakimś porównaniu, przychodzi mi na myśl Stan Skupienia
Focus 15 w Instytucie Monroe'a".
MONITOR: “Czy wyczuwasz jakąś wyższą istotę?"
COURTNEY BROWN: “Sam umysł jest zwierzchnikiem. To zbiorowa umysłowość. Zbiorowa umysłowość
pełni funkcję kontrolującą. Żaden umysł nie jest ważniejszy od innych. Wszyscy Szarzy mają ten sam
umysł. Są jednym i wszystkim".
MONITOR: “Czy mają jakiś cel?"
COURTNEY BROWN: “Podstawowy cel to przetrwanie i ewolucja. To jeden zbiorowy organizm, więc
przetrwanie stanowi dla niego wartość nadrzędną, tak jak w przypadku każdego organizmu. Nie istnieją
żadne różnice między poszczególnymi osobnikami".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Zrób wykres. .Zaznacz linię czasu w miejscu, w którym teraz jesteś z tą
istotą. Potem zaznacz punkt rozpoczęcia tej sesji. Umieść na linii czasu ważne punkty, a następnie przejdź
do matrycy Fazy 6".
COURTNEY BROWN: “W porządku..." Pauza. “Jestem teraz w matrycy. Odnoszę wrażenie, że znajduje
się tu zbiorowość wielu Szarych. Teraz czuję bardzo silne oddziaływanie. Tak jakby chcieli uwolnić się od
swoich fizycznych dal. To desperackie dążenie które oznacza dla nich życie lub śmierć. Sprawa absolutnie
najwyższej wagi dla przetrwania ich umysłu ...organizmu. Umysł jest teraz zamknięty. Bezwzględnie musi
uciekać. Gdzieś bardzo głęboko zbiorowość ta odczuwa panikę, ale nie jest to panika w naszym
rozumieniu tego słowa".
“Szarzy pracują z ludźmi i innymi na rzecz ucieczki. To przypomina wydostawanie się z tonącego statku. Z
całą pewnością towarzyszy temu panika."
MONITOR: “Jakie środowisko spełniałoby ich potrzeby?"
COURTNEY BROWN: “Będą mieć swoją planetę. Nie Ziemię. Oni mają zdolność tworzenia planet i
podróżowania w każde miejsce. Nie wyrzucą ludzi z Ziemi. Wszechświat jest na to za duży".
MONITOR: “A co z ich współpracą z Federacją?"
COURTNEY BROWN: “Szarzy są cieszącymi się dużym poważaniem członkami Federacji. Uczestniczą w
wielu przedsięwzięciach. Na swój sposób są dumni ze swej umiejętności współpracy z wieloma gatunkami
Federacji".
MONITOR: “Czy ludzie mogą pomóc w ewolucji Szarych?"
COURTNEY BROWN: “Nie technicznie. Konieczna pomoc leży w zakresie genetyki. Widzę również, że
istnieją inne sposoby pomocy, ale Szarzy nie są ich świadomi".
MONITOR: “Czy Szarzy znają pojęcie wolnego czasu?"
COURTNEY BROWN: “Nie rozumieją oni pojęcia wolnego czasu tak jak my. Dla Szarych czas stanowi
kontinuum. Czas wolny nawiązuje do potrzeby odpoczynku. W tym względzie dysponują oni czymś
innym".
MONITOR: “Jaka jest długość ich życia według naszych norm?"
COURTNEY BROWN: “Szarzy mają pełną świadomość tego, że nie umierają. Ich ciała fizyczne są przez
nich postrzegane jak ubranie albo skorupa. Śmierć nie jest dla nich tak znaczącym pojęciem, jak dla nas".
MONITOR: “Jak długo żyje zatem ciało typowego Szarego?"
COURTNEY BROWN: “To zależy. Za. średnią można jednak uznać dwieście lat życia na Ziemi".
MONITOR: “Skup się raz jeszcze na idealnym środowisku dla Szarych".
COURTNEY BROWN: “Cóż, nie jest to fizyczna planeta – taką mogliby mieć w każdej chwili. Idealne
środowisko to ewolucyjnie nowy zestaw indywidualnych ciał. Szarzy przechodzą proces powtórnych
narodzin. Przygotowują się do wyjścia ze zbiorowej tożsamości, którą zastąpią połączone ze sobą, lecz
indywidualne istoty".
“Wchodzę teraz głębiej... To interesujące. Oni odczuwają strach i zdziwienie w związku z tym, że ludzie
istnieją i prosperują jako indywidualne jednostki. Wiedzą coś na ten temat i potrzebują tego, ale
jednocześnie są przerażeni."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć czegoś na temat fizycznych spotkań Szarych z ludźmi".
COURTNEY BROWN: “Odbywa się obecnie wiele takich spotkań, ale na ogół ludzie nie uczestniczą w nich
świadomie".
MONITOR: “Jakie są warunki takiego spotkania, dotyczące miejsca i wymagań?"
COURTNEY BROWN: “Nawet Szarzy nie mają jasności w tej sprawie. Wiedzą, że spotkanie jest
konieczne, ale nie wiedzą, co zrobić, żeby do niego doszło. Na swój sposób obawiają się obcowania z
ludźmi-barbarzyńcami. Nie cha zrezygnować z poczucia kontroli czy też władzy. Zdają sobie jednak
sprawę, że potrzebują pomocy, bo utknęli w martwym punkcie".
“Właśnie mnie zapytali, czy nie wiem, jak taka pomoc powinna wyglądać. Co im odpowiedzieć?"
MONITOR: “Powiedz, że nad tym popracujemy".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Powiedziałem. Na swój sposób to doceniają".
MONITOR: “Zapytaj, czy w tę pomoc powinni też zaangażować się Marsjanie?"
COURTNEY BROWN: “Z ich strony nie może nadejść żadna pomoc, gdyż Marsjanie muszą uporać się z
własnymi problemami. Są chorzy i mają za mało czasu i środków, aby pomóc w tak skomplikowanym
przedsięwzięciu".
“Właśnie zaproponowałem Szarym spotkanie na neutralnym gruncie, ale moja propozycja została
odrzucona".
MONITOR: “Zapytaj, czy wobec tego nie zechcieliby spotkać się z nami na warunkach, które sami by
określili".
COURTNEY BROWN: “Przystali na ten pomysł. Z entuzjazmem. Powiedzieli, że od razu zabiorą się za
opracowywanie planu".
MONITOR: “Dobra, Courtney. Czas uciekać. Zapisz końcowy czas".
COURTNEY BROWN: “Fiu! To było coś. Będę potrzebował chwili wytchnienia po tej sesji. Dobra, możesz
mi teraz powiedzieć, jaki był cel?"
MONITOR: “Świadomość Szarych".
COURTNEY BROWN: “Nie jestem zaskoczony".
MONITOR: “Tak. Musimy to przemyśleć".
COURTNEY BROWN: “Pozwól, że zrobię sobie przerwę i zadzwonię później. Zaraz prześlę ci dane
faksem. Wkrótce pogadamy".
Komentarz.
Chociaż nie rozumiem dlaczego, wydaje się, że planeta, na której wylądowałem na początku sesji, ma
duże znaczenie dla Szarych. Faktycznie, pod wieloma względami przypomina ona świat Szarych, zwłaszcza
jeśli chodzi o oceny. Nie wiem jednak, czy to naprawdę to samo miejsce. Odnoszę również wrażenie, że
planeta ta jest w jakiś sposób połączona ze świadomością tych
istot, ale nie wiem na jakiej zasadzie.
W oparciu o własne badania teleobserwacyjne, jak również na podstawie licznych relacji porwań przez
UFO twierdzę, że Szarzy porozumiewają się telepatycznie. Z grupami Szarych często utożsamia się
poczucie zbiorowego umysłu czy zbiorowej świadomości. O ile kiedykolwiek mamy współpracować z
Szarymi, musimy postarać się zrozumieć ich mentalność. Jeżeli Szarzy naprawdę są zaangażowani w
program inżynierii genetycznej, obejmujący zarówno ludzi jak i inne gatunki, być może potrzebują ludzkiej
pomocy podczas tego szczególnie trudnego okresu swej ewolucji. Dlatego musimy mieć otwarte umysły i
pozbyć się w tym względzie wszelkich uprzedzeń.
Tak jak z całą pewnością twierdzę, że świadomość Szarych ma charakter mentalności zbiorowej, widzę też
wyraźnie, że muszą oni ewoluować i przejść do nowego etapu. Zbiorowy intelekt Szarych ma wiele
aspektów pozytywnych. Najwyraźniej poszczególni członkowie ich społeczności nie rywalizują ze sobą w
ewolucyjnej, darwinowskiej batalii o przewagę. Po prostu toną albo płyną razem. Ludzie mogliby się tego
od nich nauczyć.
Biorąc pod uwagę sposób, w jaki literatura (patrz Jacobs 1992 i Mack 1994) opisuje spotkania ludzi z
Szarymi, trudno się dziwić, że działalność tych ostatnich z punktu widzenia Ziemian może być odbierana
jako wroga. Równie dobrze może się jednak okazać, że Szarzy bardziej przypominają uciekającą kawalerię
niż nacierającą armię. Być może robią rzeczy, których nie rozumiemy bądź nam się nie podobają, ale nie
są źli – tego jestem pewien. Po prostu, jak na razie nie rozumiemy tego gatunku.
Moje doświadczenia w zakresie teleobserwacji w żaden sposób nie wskazują na to, jakoby Szarzy byli do
nas wrogo usposobieni. Być może obawiają się ludzi i tego co reprezentujemy, ale tak samo nas
potrzebują, zarówno w sensie duchowym, jak i fizycznym. Jeśli nie osądzimy ich zbyt pochopnie, być
może pomogą nam w naszym ewolucyjnym przetrwaniu.
Krótko mówiąc, musimy dowiedzieć się znacznie więcej o nich, o sobie i o roli, jaką mamy do odegrania w
tym interesującym dramacie. Myślę, że postąpimy mądrze nie osądzając innych ras przynajmniej do
czasu, gdy zapoznamy się z całą galaktyczną społecznością istot rozumnych.
ROZDZIAŁ 12: PRZECHOWALNIA LUDZI.
Zarówno ja, jak i mój monitor słyszeliśmy wiele relacji porwanych osób, które utrzymywały, że
przynajmniej część istot pozaziemskich pochodzi z gwiazdozbioru Plejad. Nie wiedzieliśmy, skąd wzięła się
ta informacja, o ile w ogóle była to informacja, nie zaś nie poparta niczym pogłoska. W ramach testu,
zdecydowaliśmy się więc dokonać teleobserwacji gwiazdozbioru Plejad w poszukiwaniu zdolnego do
odczuwania życia. Jak się okazało, był to wysiłek warty zachodu.
Data: 10 marca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 2805/2070
Dane wstępne wskazywały na silną energię i solidne, sztuczne konstrukcje.
COURTNEY BROWN: “Widzę bardzo jasne światło. Ostrą biel i żółć. Panują wysokie temperatury. Czuję
smak spalenizny i zapach dymu. Słyszę też jakiś płacz. Gdziekolwiek jestem, miejsce to wydaje się
olbrzymie, przestronne, obdarzone dużą energią, promienne i okrągłe. W jakiś sposób jest ważne i...
dziwne".
MONITOR: “Faza 3"
COURTNEY BROWN: “Szkicuję horyzont; coś pali się na ziemi, a niebo jaśnieje dziwnym blaskiem".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Jestem w matrycy. Nadal odbieram światło, spaleniznę i wysokie
temperatury. To coś na niebie jest okrągłe i ogniste. Jestem teraz na ziemi. Wypatrzyłem dwa typy istot.
Jeden typ znajduje się na ziemi, a drugi w powietrzu, prawdopodobnie w jakimś pojeździe".
“Teraz odbywa się tu jakaś intensywna praca. Istoty w powietrzu, blisko światła, są bardziej rozwinięte niż
te na ziemi. Ależ to światło jest jasne! Nie mogę wykoncypować, co oni tam robią. Być może są w jakimś
pojeździe, ale za każdym razem gdy spoglądam w górę, poraża mnie światło."
“Skupiam się teraz na ziemi; jest tu kurz, trawa i ludzie noszący zwykłe amerykańskie ubrania. Pozwól, że
to sprawdzę. Tak. Spodnie, skarpety, buty... Ludzie są dość wzburzeni. Wyczuwa się strach i słychać plącz.
Ludzie sprawiają wrażenie oślepionych i przerażonych świecącym na niebie obiektem."
“Nadal jestem z ludźmi na ziemi. Wygląda na to, że tworzą rodzinę – kobieta, mężczyzna i dziecko.
Dziecko płacze."
“Patrzę teraz w górę i śledzę inne istoty... Znajdują się w obiekcie, nie w tym świecącym czymś. Wchodzę
teraz do środka. Obiekt ma okrągłe wnętrze. Widzę istoty i przybliżam się, żeby im się przyjrzeć.
Przypominają Szarych."
MONITOR: “Courtney, przejdź do Fazy 6. Zrób wykres czasu. Zaznacz czas celu na linii, a potem nanieś
czas bieżący". Pauza. “Teraz zaznacz rok 2000." Zaznaczam rok 2000 nieco później niż czas celu. “Wejdź
do matrycy. Teraz skoncentruj się na jakichś ważnych wydarzeniach dotyczących ludzi."
COURTNEY BROWN: “Wygląda na to, że ludzie tu wyemigrowali".
MONITOR: “A co z tym płaczem?"
COURTNEY BROWN: “Płacz mogło wywołać pojawienie się obiektu świetlnego. W każdym razie, kiedy
ludzie patrzą w górę, są zdenerwowani. Chociaż niewykluczone, że denerwuje ich pojazd Szarych.
Cokolwiek by to nie było, jest związane z czymś na niebie".
MONITOR: “Opisz ludzi".
COURTNEY BROWN: “Mają białą skórę. Wyglądają na farmerów, ale nie są prymitywni. Jest im
wygodnie, być może mieszkają tu lub odwiedzają pobliskie miasto czy wioskę. Naprawdę przypominają
przeciętnych Amerykanów".
MONITOR: “Wróć do tego, co jest na niebie".
COURTNEY BROWN: “Jest to albo jeden bardzo jasny pojazd, chociaż to mało prawdopodobne, albo dwa
oddzielne obiekty, z których jeden jest pojazdem, a drugi czymś bardzo jasnym. Trudno stwierdzić,
ponieważ to coś góruje nad wszystkim. Cokolwiek to jest, pojazd jest zawieszony ponad ludźmi na lądzie,
a istoty nim kierujące nie zamierzają nikogo krzywdzić".
MONITOR: “Spróbuj poznać zamiary istot w pojeździe".
COURTNEY BROWN: “One spełniają tu jakąś misję. To dla nich rutynowa praca. Czy mam wrócić do
wnętrza pojazdu?"
MONITOR: “Zamiast tego skup się na zadaniu 'odwiedzanie innych miejsc i czasów'".
COURTNEY BROWN: “W porządku... O rany! Odrzuciło mnie na dużą odległość. Tak jakby ktoś pociągnął
mnie za sznurek. Jestem teraz tysiące mil od powierzchni planety typu Ziemia. Są tu chmury, woda,
oceany i ląd. Nie do wiary! Pierwszy i drugi cel wydają sią być oddzielone od siebie czasem, przestrzenią,
wszystkim".
MONITOR: “Na diagramie Fazy 6 za pomocą małego kółka zaznacz położenie tej planety. Potem postaw
kółko na papierze w miejscu, gdzie, jak ci się wydaje, znajduje się cel pierwotny". Przerywa, podczas gdy
ja rysuję. “Teraz zbadaj piórem, w którym miejscu na kole znajduje się nowa planeta i powiedz mi, ile ma
słońc."
COURTNEY BROWN: “Tylko jedno".
MONITOR: “W porządku. Teraz zbadaj, gdzie znajduje się pierwotny cel i powiedz, ile on ma słońc".
COURTNEY BROWN: “Do licha. Ma dwa słońca, jedno duże, żółte, i mniejsze, białe, karłowate. Jak to
możliwe?"
MONITOR: “Nie analizuj. Trzymaj się struktury. Courtney, wróć do swojego diagramu z Fazy 3, na którym
miałeś jasny obiekt na niebie. Zbadaj ten obiekt i wrzuć dane do matrycy Fazy 6".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj... Kiedy spoglądam w górę, wygląda to jak meteor. Emituje dużo energii.
To jest jasne, jaśniejsze od naszego słońca".
MONITOR: “Zróbmy sobie przerwę. Prześlij mi faksem dotychczasowe dane, a potem zadzwoń".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Zadzwonię za parę minut".
Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, chcę żebyś zdobył więcej informacji na temat ludzi na lądzie".
COURTNEY BROWN: “W porządku... Znów jestem z ludźmi. Oni nie dostrzegają mojej obecności. To
rodzina: mężczyzna, kobieta i dziecko. Dziecko znowu płacze. Wyglądają i odczuwają tak samo jak ludzie,
a nawet Amerykanie. Mężczyzna ma brodę, długą, kędzierzawą brodę. Kobieta ma blond włosy. Noszą
kolorowe ubrania. Panuje tu przyjemna temperatura, jest ciepło. Mężczyzna jest teraz zdezorientowany.
Naprawdę nie rozumie, co się dzieje".
MONITOR: “Dobrze. Teraz skup się na istotach w obiekcie".
COURTNEY BROWN: “To są Szarzy. Oczywiście wiedzą o ludziach. Hmmm. To dziwne. Szarzy wiedzą, że
tutaj jestem. Właśnie zwrócili na mnie uwagę. Próbują przekazać mi jakieś informacje. Jak dla mnie,
trochę za szybko".
“Szarzy są odrobinę zdezorientowani. Tak jakby coś innego zajęło ich uwagę. Wygląda na to, że się w
czymś nie zgadzają. Być może usiłują wymyśleć jakiś sposób przekazania mi informacji."
“Wszystko się wyjaśniło. Ci ludzie pochodzą z Ziemi. Przesiedlili ich tutaj Szarzy. Ludzie nie wiedzą
wszystkiego. Nie wiedzą nawet, gdzie się znajdują."
MONITOR: “Jaki jest powód przesiedlenia?"
COURTNEY BROWN: “Stawką jest przetrwanie gatunku. Po katastrofach klimatycznych potrzebne będzie
nowe miejsce do życia".
MONITOR: “Badaj dalej. Dowiedz się czegoś więcej".
COURTNEY BROWN: “W punkcie czasowym celu nadal odbywa się przesiedlanie, ale w naszym czasie
bieżącym jeszcze do niego nie doszło. Obecnie trwają tylko przygotowania. Czekając, aż ludzie sami się
zniszczą. Szarzy przygotowują planetę klasy M".
MONITOR: “Co jeszcze jest przesiedlane?"
COURTNEY BROWN: “Dominuje materiał genetyczny. Potrzebują zróżnicowanego materiału
genetycznego, żeby zapewnić przetrwanie bardziej rozwiniętego banku genów".
MONITOR: “Idź za wskazówką 'konieczne zmiany genetyczne'".
COURTNEY BROWN: “Musi nastąpić silniejsza łączność pomiędzy duchem a ciałem. Obecnie istniejące
geny pomniejszają tę więź. Taka struktura genów była konieczna do przetrwania w przeszłości, ale na
obecnym etapie wzrostu i przetrwania potrzebne będą nowe lub zmodyfikowane geny".
MONITOR: “W porządku, Courtney, zakończymy w tym miejscu. Zapisz czas zakończenia".
COURTNEY BROWN: “Zrobione. No dobra, co to było?"
MONITOR: “To był gwiazdozbiór i kultury Plejad".
Tu nastąpiła długa przerwa w naszej rozmowie.
COURTNEY BROWN: “Nie żartujesz?"
MONITOR: “Słowo. To były Plejady".
COURTNEY BROWN: “Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?"
MONITOR: “Courtney, jestem w tym biznesie na tyle długo, że nic mnie już nie dziwi. Ale to jest
naprawdę coś".
Komentarz.
Cel tej sesji doprowadził nas do planety klasy M, okrążającej podwójne słońce około roku 2000. Przed tą
sesją miałem wątpliwości, czy w zasięgu podwójnej gwiazdy może istnieć życie. Niewykluczone, że Szarzy
umieścili jakiś rodzaj ochrony środowiskowej na planecie lub w jej pobliżu, tak aby można ją było
zamieszkiwać.
W bliskiej przyszłości na planecie tej znajdą się ludzie, przesiedleni tam z Ziemi przez Szarych. Nie wiem,
czy inni mieszkańcy Ziemi będą tego świadomi w trakcie lub po tym wydarzeniu. Może się to odbyć po
cichu, a wtedy jedynym źródłem informacji na temat tego nowego świata może okazać się teleobserwacja.
W badanym przez nas punkcie czasowym ludzie byli przestraszeni, zdezonentowani i nie wiedzieli gdzie się
znajdują.
Celem przesiedlenia jest zachowanie banku genów ludzi, to znaczy utrzymanie możliwie największego
zasobu genetycznego. W późniejszym okresie konieczna będzie pewna manipulacja genetyczna, by u
przyszłej rasy ludzkiej nastąpiło wzmocnienie łączności pomiędzy ciałem a umysłem. Ten brak łączności
jest prawdopodobnie skutkiem naszych obecnych tendencji destrukcyjnych, tendencji które prowadzą całą
ludzkość do ekologicznych i klimatycznych katastrof na skalę całej planety. Wygląda więc na to, że
niektórzy wybrani znajdą bezpieczne schronienie w kosmosie, podczas gdy reszta ludzkości dopełni
żywota w bratobójczych walkach na Ziemi.
To był pierwszy raz, gdy od jednego z Szarych otrzymałem informacje na temat naszych przyszłych
problemów, niestety nadal nie znam dat zagrażających ludzkości katastrof. Mój monitor zapoznał mnie z
innymi danymi teleobserwacyjnymi, potwierdzającymi, że Szarzy zaopatrują się także w próbki ziemskich
roślin i zwierząt. Jeżeli to prawda, należy sądzić, iż dokonują biologicznej adaptacji planety w systemie
Plejad.
Zachodzę w głowę, ile gatunków w naszej galaktyce skorzysta z takich międzygwiezdnych akuszerek jak
Szarzy. I co stanie się z ludźmi, którzy pozostaną na Ziemi? Czy zginą, czy będą ewoluować w inny sposób
niż przesiedleni na Plejady ich bracia i siostry?
ROZDZIAŁ 13: SPRAWDZIAN WIARYGODNOŚCI #1.
Dotychczas opisałem wyniki dziesięciu sesji SRV. (Dwie sesje zostały zaprezentowane w rozdziale na
temat umysłowości Szarych). Przedstawiłem tak wiele nowych koncepcji i odkryć, że Czytelnicy zapewne
zastanawiają się, czy to wszystko nie jest przypadkiem wytworem mojej fantazji. Również
teleobserwatorzy są zaskoczeni. W odpowiedzi na ewentualne zarzuty tego typu obraliśmy cel, który
nazywamy “skalowaniem celu". To coś, co można z łatwością sprawdzić i służy przede wszystkim jako
miernik wiarygodności protokołów SRV.
Postanowiliśmy z moim monitorem poddać analizie kilka celów skalujących. Obecna sesja zawiera dane
Typu 4, co oznacza, że nie miałem żadnej informacji na temat celu, ani przed, ani w trakcie sesji. Sesja
była monitorowania na odległość, a trwała około dwudziestu pięciu minut.
Data: 1 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4933/4876
Dane wstępne wskazywały na złożoną budowlę, wzniesioną przez człowieka.
COURTNEY BROWN: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, jak cement. Jest ciepło.
Dostrzegam coś masywnego, ciężkiego, nawet ogromnego. Domyślam się, że to miasto, więc pozwól, że
zapiszę to jako AOL".
MONITOR: “Faza 3".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Mam diagram, który wygląda jak plan miasta. W środku znajduje się
główna budowla, a dwie inne po bokach".
MONITOR: “Dobra. Znajdź budowlę celu i wykonaj operację przemieszczenia".
Długa pauza.
COURTNEY BROWN: “Dostrzegam teraz kolory – szary i biały. Powierzchnie są gładkie i błyszczące.
Panuje przyjemne ciepło. Słyszę jakieś dźwięki – furkotania albo bzyczenia. Figury są różne: niskie,
szerokie, wąskie, a nawet pękate".
MONITOR: “Faza 3".
COURTNEY BROWN: “Właśnie zrobiłem szkic kwadratu. To może być wszystko, poczynając od pokoju, na
pudełku kończąc".
MONITOR: “Faza 4".
COURTNEY BROWN: “Wypełniam teraz matrycę. Widzę rzeczy przypominające papier. Jest tu coś
płaskiego i poziomego. Wygląda na biuro".
MONITOR: “Idź za wskazówką 'działalność'".
COURTNEY BROWN: “W porządku. W pobliżu chodzą ludzie. Mają na sobie ubrania biznesmenów. Tak
mężczyźni jak i kobiety noszą marynarki i spodnie. W pokoju znajduje się biuro. Zdaje się, że na nim leży
jakaś księga".
“Przy biurku siedzi mężczyzna. O rany! To ważny gość".
MONITOR: “Wpisz to 'o rany' do kolumny AOL i idź dalej".
COURTNEY BROWN: “Tak, lepiej zapiszę to jako AOL. Gapię się na prezydenta Clintona. Patrzę mu
prosto w twarz, kiedy tak siedzi przy swoim biurku".
MONITOR: “Przerywamy sesję. Celem był 'Gabinet Owalny / Biały Dom, Waszyngton'".
Chichot po obu stronach słuchawki.
COURTNEY BROWN: “To by było na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie tajemnic państwowych".
MONITOR: “Mogłem kazać ci wniknąć do umysłu prezydenta, ale byłoby to naruszenie prywatności. Poza
tym, wypełniliśmy właściwy cel tej sesji".
COURTNEY BROWN: “Materiał zaraz prześlę ci faksem".
MONITOR: “Świetnie. Doskonała sesja, Courtney. Trzymaj się".
Komentarz.
Implikacje tej sesji w sprawach dotyczących utrzymania tajemnic państwowych są oczywiste. Ale jest i
inna kwestia. Teraz powinno być jasne, skąd ET wiedzą o nas tak dużo, a my na ich temat tak niewiele.
Trudno o coś bardziej zakłócającego spokój agencji rządowych niż fakt, że cały nasz obecny tajny aparat
jest przestarzały. Podejrzewam, że istoty pozaziemskie chcą, byśmy doznali niepokoju w tym względzie.
Niepokojąc nas, zwracają naszą uwagę na coś, co jest bardzo ważne dla naszego rozwoju. Jeżeli
rzeczywiście mają taki plan, mogę tylko stwierdzić, że wydaje się on w najwyższym stopniu sprytny w
swoim zamyśle. Zastanawiam się, nie bez nadziei, jakie są szansę jego powodzenia.
ROZDZIAŁ 14: PRZEŁOM DYPLOMATYCZNY.
Pewnego dnia mój monitor doniósł mi, że w trakcie sesji SRV pewnej kobiecie udało się dotrzeć do
własnego porwania. (Najwidoczniej została porwana przez UFO, wiele lat wcześniej, w klasyczny sposób.
Sesja, do której nawiązywał mój monitor, została przeprowadzona w ściśle kontrolowanych warunkach
danych Typu 4 (teleobserwator nic nie wie, monitor zna wstępne dane). Niezwykłe w tej sesji było to, że w
ogóle udało się zaobserwować porwanie przez UFO. (Poprzednio nie było to możliwe, gdyż za każdym
razem otrzymywano fałszywy sygnał.) Wówczas nie wyciągaliśmy jeszcze żadnych wniosków z tego
wydarzenia. Kilka dni po naszej rozmowie, dowiedzieliśmy się, dlaczego stało się to możliwe.
Data: 31 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3701/5475
Dane wstępne wskazywały na cel związany z suchym lodem i budowlą wzniesioną przez człowieka.
COURTNEY BROWN: “Widzę odcienie brązu, nierówne, drewniane powierzchnie. Przyjemnie ciepło. Czuję
zapach jakby terpentyny, dochodzący z zewnątrz, od strony lasu. Zapiszę to na AOL jako 'las'".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 3, a potem do Czwartej".
COURTNEY BROWN: “Widzę drewnianą budowlę, coś jakby dom. Wchodzę do środka. Jest tu drewniany
stół, nie pierwszej młodości. Wewnątrz miejsce to przypomina kwadrat, no, może prostokąt. To bardzo
proste mieszkanie".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Wykonaj operację przemieszczenia". Przenoszę się na wysokość 500
metrów nad budynkiem.
COURTNEY BROWN: “Niedaleko budowli znajduje się góra i droga. W pobliżu jest również rzeka i
wodospad. Chcesz, żebym to zbadał?" Monitor nakazuje mi wykonać różne procedury, mające na celu
określenie położenia budowli względem pobliskich punktów orientacyjnych.
MONITOR: “Courtney, wróć do Fazy 4 i wejdź do budowli. Pozwól rozwiązać ten problem
nieświadomości".
COURTNEY BROWN: “Daj mi sekundę. Dobra, wewnątrz domu czuję silny strach. Jest noc; doznałem
małego przemieszczenia w czasie. Wyczuwam działalność ET – chodzi o porwanie. Zapisuję to jako AOL,
ale z linii sygnału".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Kontynuuj".
COURTNEY BROWN: “Nadal widzę stół i drewnianą podłogę. Ale teraz pełno tu Szarych. Niektórzy z nich
wydają się unosić w powietrzu. Noszą uniformy i przemieszczają się szybko, tak jakby mieli do wykonania
jakiś plan, który wypełniają w wielkim pośpiechu".
“Dostrzegłem teraz kobietę. Wygląda na to, że znajduje się w centrum ich zainteresowania. Lewitują ją
przez okno. Nie wydaje mi się żeby okno było otwarte. Ona przez nie przeniknęła! Wychodzę na zewnątrz
za nią i za Szarymi."
“Świeci tu bardzo jasne światło. Rozglądam się. Szarzy zabierają kobietę na duży statek ET. Szkicuję teraz
statek. Rysuję też scenę jaka rozegrała się wewnątrz domu."
MONITOR: “Przeniknij do umysłu jednego z Szarych. Dowiedz się, co zamierzają".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj. To projekt przetrwania, to ich praca. Oni z tego żyją".
MONITOR: “Teraz wejdź do umysłu kobiety. Zostań w matrycy Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “Ona przeżywa tę sytuację na kilku poziomach. Na zewnątrz wydaje się spokojna.
W głębi jest przerażona. Dalej w głąb, na poziomie podświadomości, jest szczęśliwa, można nawet
powiedzieć, że nie posiada się z radości".
MONITOR: “Jakie są kryteria selekcji?"
COURTNEY BROWN: “Ona sama siebie wybrała. Zgłosiła się na ochotnika".
MONITOR: “Wejdź na pokład statku. Zostań w Fazie 4".
COURTNEY BROWN: “Wchodzę. O rany!"
MONITOR: “Wrzuć wrażenia estetyczne do matrycy i idź dalej".
COURTNEY BROWN: “Pełno tu Szarych. Widzę dużo stołów operacyjnych. To rozległe miejsce, o dużej
aktywności. Wszyscy Szarzy są bardzo zajęci. Na pokładzie znajdują się inni ludzie, najwyraźniej wszyscy
zostali przywiezieni przez Szarych".
MONITOR: “Czy na pokładzie są jakieś inne rodzaje istot pozaziemskich?"
COURTNEY BROWN: “Na tym statku są tylko ludzie i Szarzy. Kobieta z drewnianego domu leży teraz na
stole. Krzyczy. Wysoki Szary zagląda jej między nogi. Badają ją i coś robią".
“Wygląda na to, że zostałem zauważony. Ktoś chce żebym zobaczył pewne rzeczy. Czuję się tak, jakby
mnie przepychano przez przejście lub przez drzwi. Mam wrażenie, że ktoś usilnie chce, żebym coś
zobaczył."
“Znajduję się teraz w macicy kobiety. Jest tu płód. Wyczuwam światło, być może sztuczne, które oświetla
to miejsce. Płód znajduje się u wylotu. Przyglądam się usuwaniu płodu. Płód jest już poza ciałem kobiety.
Ona jest bardzo spokojna, wyczerpana, być może bezradna. Możliwe, że zemdlała. Płód zostaje szybko
umieszczony w czystym zbiorniku z płynem".
MONITOR: “Jak długo płód przebywa w zbiorniku?"
COURTNEY BROWN: “W tym konkretnym przypadku krótko. Informuje mnie o tym Szary, który wciąż
stoi obok mnie. Spełnia chyba funkcję pielęgniarki albo akuszerki – swego rodzaju stróża. Szary mówi mi,
że dzieci są wyciągane, kiedy dojrzeją. Potem idą do wielkiego zbiornika i pozostają tam aż do chwili, gdy
są całkowicie gotowe. Ostatecznie, wyjęcie przypomina normalny poród".
MONITOR: “Od jak dawna to trwa?"
COURTNEY BROWN: “Dowiaduję się, że ostatnio nastąpił wielki przełom w stosunkach z ludźmi. Podjęto
decyzję, żeby wyjaśnić ludziom (to znaczy nam) całe przedsięwzięcie. Szarzy nie będą już przeszkadzać w
naszych próbach teleobserwacji. Możemy teraz do woli oglądać tak zwane porwania. Oni mają nadzieję na
zmianę stosunków między ludźmi a Szarymi i ze swojej strony robią to wielkie ustępstwo (chociaż może
nie jest to najlepsze słowo). Chcą współpracować z Ziemianami".
“Ich obecna wzmożona działalność wiąże się z nową operacją. Przedsięwzięcie przyjęło nowy kierunek,
który pozwoli Szarym i ludziom na samostanowienie."
“Najwidoczniej zmiana ta została podyktowana nowymi decyzjami Federacji. Od Szarych wymaga się
niesienia pomocy ludziom. Panuje absolutne poczucie wdzięczności za to, co ludzie – dobrowolnie – zrobili
dla Szarych."
MONITOR: “W porządku, na razie wystarczy. Kończ sesję".
COURTNEY BROWN: “Trochę to trwało. Jestem wyczerpany. Dobra, powiedz mi, jaki był cel".
MONITOR: “Federacja / obecnie operacja na Ziemi".
COURTNEY BROWN: “Hmm. Zdaje się, że wszystko od tej pory będzie wyglądało inaczej".
Komentarz.
Należy zauważyć, że sesja ta odbyła się zaledwie w parę tygodni po wypuszczeniu na rynek książki Johna
Macka na temat zjawiska porwań przez ET. W obszernej literaturze tego typu podejście Macka wyróżnia
się przychylnym nastawieniem do Szarych. Być może Szarzy zdecydowali się na zmianę taktyki w
stosunku do teleobserwacji, ponieważ doszli do wniosku, że jesteśmy już w stanie zrozumieć zjawisko
porwań bez strachu, tak typowego dla naszych poprzednich reakcji na ich działalność. Może też stwierdzili,
że nie da się ukryć ich działalności przed teleobserwatorami wziąwszy pod uwagę fakt, że tak dużo
informacji zostało już odkrytych przy pomocy podstawowego narzędzia badawczego, jakim jest hipnoza.
Pozostaje jednak możliwość, że Szarzy pozwolą nam śledzić swoje poczynania dzięki pozytywnemu
wydźwiękowi książki Macka, w przekonaniu, że mogą teraz liczyć na uczciwą ocenę swoich działań.
Po tej sesji mój monitor współpracował z wieloma teleobserwatorami, którzy badali porwania przez ET w
ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4. Wynika z nich, że w maju 1994 roku Szarzy zmienili swoje
podejście do współpracy z ludźmi, co stanowi bardzo ważny akt, świadczący o ewolucyjnej zmianie w ich
sposobie myślenia o ludziach. Teraz w większym stopniu uważają nas za równych sobie, przynajmniej w
tym sensie, że możemy dowolnie obserwować ich działalność. Podejrzewam, że jest to zwiastun dużo
bardziej rozbudowanej współpracy w przyszłości.
Być może najważniejsze w tej całej sesji było to, że przynajmniej jedna porwana osoba poddała się
porwaniu dobrowolnie. W skomplikowanej strukturze świadomości tej kobiety można było wyróżnić kilka
warstw. Na głębokim poziomie zdawała sobie sprawę z porwania i chciała w nim uczestniczyć. Jednak jej
świadomy umysł nie pamiętał żadnej uprzedniej zgody na takie uczestnictwo, ani nie chciał brać udziału w
dalszym ciągu tego, co wydawało się jej okropne.
Biorąc pod uwagę wielowarstwową strukturę ludzkiej świadomości, jestem w stanie zrozumieć pewną
dezorientację Szarych i to, że ich sposób dokonywania porwań może nam się wydawać bezduszny.
Możliwe, że Szarzy nie przejmują się ludzką paniką, ponieważ pozostają świadomi pierwotnej zgody danej
osoby na uczestnictwo (która mogła mieć miejsce jeszcze przed narodzinami fizycznymi). Prawdopodobnie
zakładają, że zostanie im to wybaczone, jak tylko umrze fizyczne ciało porwanego, a jego osobowość
uwolni się od poplątanego wpływu świadomości fizycznej.
Wygląda na to, że ostatnie działania ludzi zachęciły Szarych do zmiany w zachowaniu. Jeżeli Szarzy
naprawdę starają się pomóc ludziom tak samo jak sobie, mogą dużo zyskać, traktując nas jak aktywnych
partnerów w swoim przedsięwzięciu.
ROZDZIAŁ 15: JEZUS.
W miarę jak nasze badania posuwały się naprzód, coraz bardziej stawało się dla mnie jasne, że ich
implikacje będą fundamentalne dosłownie dla całej ludzkości. Postanowiłem więc dodać do naszej listy
parę nowych celów. Cele te stanowiły osoby, które prowadziły ludzkość w krytycznych momentach naszej
historii – nauczyciele, do których wielu zwracało się o radę. Jedną z takich osób był bez wątpienia Jezus.
Na początku mój monitor wahał się, czy należy to uczynić. Myślę, że miał ku temu kilka powodów.
Podchodziłbym do celu w ciemno, w tym sensie, że znałbym jedynie numery współrzędne sesji, mogłoby
się więc wydawać, że nie jest to najwłaściwszy sposób zwracania się do Jezusa. Najbardziej jednak
obawialiśmy się tego, że Jezus mógłby nie zechcieć wziąć udziału w naszych badaniach i że zignorowałby
naszą prośbę o rozmowę. Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy co może się wydarzyć.
Problem jeszcze bardziej komplikował fakt, że rozszerzyliśmy cel SRV w stosunku do jego pierwotnej
struktury. Pierwotnym celem SRV było uzyskanie opisowej informacji na temat miejsca fizycznego poprzez
bierny akt obserwacji. Z chwilą, gdy zaczęliśmy poddawać teleobserwacji istoty myślące, świadomie
staraliśmy się z nimi porozumieć. Nie było powodu, żeby przypuszczać, że nie da się tego dokonać,
ponieważ byliśmy w stanie nawiązać kontakt z istotami niefizycznymi, na które przypadkowo natknęliśmy
się podczas teleobserwacji. Jednak nigdy przedtem dialog nie stanowił celu sesji. Zatem sesja ta pomogła
dokonać znaczącego postępu w rozwoju SRV. Obecnie wiemy z całą pewnością, że naukowej
teleobserwacji można z powodzeniem użyć jako wiarygodnego środka komunikacji.
Rozdział ten obejmuje dane z dwóch sesji, w których naszym celem był Jezus. Prawdę mówiąc, druga
sesja okazała się konieczna, ponieważ mój monitor pod koniec sesji stracił głowę. Zanim zdążyłem zadać
Jezusowi choćby jedno pytanie – przerwaliśmy doświadczenie. Gdy potem podał mi identyfikację celu, ja
również byłem zaskoczony. Nie mogliśmy się nadziwić, że Jezus nie ma nic przeciwko temu, że zwracamy
się do niego o radę w ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4. Zainteresowało nas również to, że chętnie
przystał na rolę nauczyciela w ramach protokołów SRV, w tym sensie, że zanim spotkaliśmy się z nim
twarzą w twarz, urządził dla nas swego rodzaju pokaz.
Data: 2 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8863/8473
Dane wstępne początkowo wskazywały, że cel związany jest z mocną budowlą, wzniesioną przez
człowieka.
COURTNEY BROWN: “Słyszę jakąś maszynerię. Jest ciepło, czuć gorzki smak i zapach dymu. Wyczuwam
tutaj dużo energii i aktywności, skupionych w jednym miejscu. Zapisuję to na AOL jako 'miejsce budowy'".
Przechodzę do szkicu Fazy 3. Rysuję scenerię z budowlami. dymem, pojazdami i czymś w rodzaju szybu".
MONITOR: “Zapisz to jako własne wnioski i przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Czuję dym, spaleniznę, smród. Miejsce wydaje się zatłoczone.
Odbywa się tu jakaś działalność. Jeśli chodzi o atmosferę emocjonalną, odczuwam gorączkowy niepokój".
“Widzę teraz co najmniej jeden pojazd. W środku są jakieś istoty. Noszą ubrania – robocze rzeczy, dżinsy.
Na głowach mają kapelusze. Co do emocji, to znowu odbieram panikę związaną z tym miejscem. Nadal
wydaje mi się, że jest to miejsce budowy. Zapiszę to jako AOL linii sygnału."
MONITOR: “Skup się na budowli".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj... Ci ludzie coś robią. Budowlani się spieszą. Przenoszę się teraz w czasie
do przodu... Widzę duży, błyszczący budynek. Odbieram silne AOL linii sygnału. To wygląda jak ta nowa
przychodnia, którą budują tutaj w Uniwersytecie Emory".
MONITOR: “Wejdź do budynku i przeniknij do umysłów ludzi, których tam spotkasz".
COURTNEY BROWN: “Mają tu ważki problem zdrowotny, zmartwienie na skalę planety. Wydaje się, że
istnieje jakieś połączenie między umysłami tych ludzi a Centrum Kontroli Chorób. Doznaję bardzo silnego
AOL. Znam ten budynek. To nowy szpital, który jest w budowie w Emory, zaraz obok CDC".
MONITOR: “Możesz to zapisać jako AOL. Potem zajmij się problemem zdrowia".
COURTNEY BROWN: “Jest wiele problemów w wielu miejscach świata. To połączenie głodu z chorobą.
Rozwinęły się nowe choroby, nowe formy bakterii, nowe wirusy, nawet mutacje popromienne. Ludzie w
szpitalu usiłują wymyśleć jakieś sposoby opanowania sytuacji, która wymyka im się spod kontroli".
MONITOR: “Skup się na motywie przewodnictwa / pomocy".
COURTNEY BROWN: “OK. Poczekaj. Ludzie muszą wrócić do podstaw życia. Wychodzi na to, że doraźna
pomoc techniczna na nic się nie przyda".
“Poczekaj, coś się dzieje. Teraz widzę, że informacje z całej sesji pochodzą od jakiejś istoty. Podchodzę do
niej. Hmm. Jest półprzeźroczysta. Ma na sobie szatę, a jej włosy sprawiają wrażenie utkanych ze światła.
Czuję potężną obecność duchową. Ten człowiek to chyba Jezus. Zapiszę to jako AOL linii sygnału.
Odczuwam teraz wielką miłość, promieniującą od tej postaci."
“Mówi mi, że sytuacja została tak zaaranżowana, by nie istniało żadne rozwiązanie problemu. Chodzi o to,
żeby wyrwać ludzi z ich fizycznej matni i w ten sposób ocalić rasę."
Komentarz.
W tym punkcie sesji dało się zauważyć zmianę w głosie mojego monitora. Wydawał się zdenerwowany i
szybko zdecydował o zakończeniu sesji. Zapytałem go, jaki był cel, a on po chwili odpowiedział: “Jezus".
Wciąż jeszcze będąc w stanie bilokacji, odparłem:
“Jezus? Nie żartujesz? Tym celem naprawdę był Jezus? Co on tam robił?"
Mój monitor powiedział mi tylko, że to wielka chwila w jego życiu i w rozwoju teleobserwacji, oraz że musi
przerwać rozmowę telefoniczną i przemyśleć następstwa tego wydarzenia.
Zanim odłożył słuchawkę, wypaliłem: “Ale ten człowiek wydawał się raczej przyjazny i wyczułem u niego
poczucie humoru. Miałem też wrażenie, że chciałby się ze mną spotkać ponownie. Przecież nie zdążyłem
Go zapytać ani o Marsjan, ani o Szarych!"
Mój monitor chciał się wyłączyć i przemyśleć to wszystko, więc się wycofałem. Kiedy powróciłem ze stanu
bilokacji, zacząłem sobie zdawać sprawę z doniosłości tej sesji. Po pierwsze pokazała, że można z
powodzeniem obrać za cel osobę, która kiedyś istniała fizycznie i umarła. Po drugie okazało się, że SRV to
świetny sposób porozumiewania się między dwoma istotami (to znaczy między teleobserwatorami i kimś
innym). Po trzecie stało się oczywiste, że obierana za ceł osoba może czasami kontrolować przepływ
informacji jakie docierają do teleobserwatora. W tym konkretnym przypadku, Jezus, zanim się ujawnił,
zabrał mnie w podróż ukazującą zdrowotne problemy planety. Chciał nauczyć nas czegoś przy pomocy
doświadczenia, a nie wykładu, zaaranżował więc pouczającą sytuację. Zdawałem sobie sprawę, że również
inne osobistości, które dodaliśmy do listy mogą zdecydować się na zastosowanie podobnych technik
porozumiewania się. Nie miałem pojęcia, kiedy mój monitor zaskoczy mnie nowymi celami, ale byłem
pewny, że mogę oczekiwać kolejnej niespodzianki.
Zaprezentowana nam lekcja sama w sobie ma ogromne znaczenie. Najwyraźniej istnieje jakiś związek
pomiędzy problemami zdrowotnymi, jakim ludziom przyjdzie stawić czoło, a działalnością na Ziemi ET.
Wydawało się, że ktoś rozpisał już role w tym skomplikowanym przedstawieniu obejmującym wiele postaci
i grup. A chodzi o to, by zmusić ludzi do zmiany zachowania i podejścia do pewnych spraw, aby potem
wprowadzić ich do szerszej społeczności galaktycznej i wdrożyć do obowiązków obywateli galaktyki. Ale
wówczas były to jedynie spekulacje. Żeby wyciągnąć ostateczne wnioski, musiałem dowiedzieć się czegoś
więcej.
W około dwa tygodnie po pierwszej, monitorowanej sesji, której celem był Jezus, zdecydowałem sieją
powtórzyć, tym razem w warunkach danych Typu 1 (solo i w oparciu o dane wstępne). W tym czasie już
dość biegle posługiwałem się protokołami SRV, a moje umiejętności uzyskania dokładnych danych Typu 1
nie pozostawiały wątpliwości. Tak jak podczas innych sesji wykorzystujących dane Typu 1, przedstawiam
informacje w formie narracji.
Data: 14 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Moje początkowe wrażenia wiązały się z kolorami: niebieskim, białym i żółtym. Miejsce było przestronne.
Wyczułem coś rozległego i łukowatego. W późniejszych etapach sesji odbierałem ogromną energię, której
towarzyszyło niezwykłe poczucie spokoju. Początkowy obraz stanowiło duże okrągłe ciało, tworzące
świetlną i promieniującą energią poświatę. Podążyłem za sygnałem do światła.
Niedługo potem, zacząłem dostrzegać istoty i wyraźnie zrozumiałem, że na mnie czekają. Znowu
owładnęło mną panujące wokół poczucie spokoju. Czułem się, jakbym przebywał w jakiejś strefie
chronionej, miejscu zdrowienia (z czego, nie wiem).
Idąc dalej za sygnałem, zbliżyłem się do twarzy przypominającej ludzką. Było tam pięć innych istot.
Wszystkie nosiły białe, prześwitujące szaty, przez które wszystko można było zobaczyć. Namierzyłem
centralną postać i zadałem pytanie, czego ode mnie chcą. Dali mi do zrozumienia, że chcą mnie gdzieś
zabrać i żebym poszedł za nimi.
Udaliśmy się do dużego pomieszczenia o półprzeźroczystych ścianach. Było tam wiele innych istot. W tym
momencie doznałem silnego AOL, że była to kwatera główna Federacji, którą odwiedziłem wcześniej.
Zdałem sobie sprawę, że obraz, jaki pojawił się na początku sesji w formie dużego, okrągłego,
promieniującego energią ciała przypominał ciało, które dostrzegłem, zbliżając się do kwatery głównej w
poprzedniej sesji. Wszyscy w pokoju nosili takie same półprzeźroczyste szaty jak owe pięć istot, które
spotkałem wcześniej.
W tym momencie doznałem dwóch silnych impulsów typu AOL. Po pierwsze, wydawało mi się, że była to
jakaś główna sala dowodzenia. Po drugie, odniosłem nieodparte wrażenie, że była to kwatera główna typu
wojskowego, w której wydawano rozkazy i sprawowano kontrolę nad różnymi działaniami. W sali były też
stoły i krzesła.
Stanąłem twarzą w twarz z tym samym ociężałym człowiekiem, przypominającym Buddę, z którym
miałem do czynienia w czasie mojej poprzedniej wizyty w kwaterze głównej Federacji. Odniosłem
wrażenie, że w jakiś sposób zarządzał tym miejscem. Kazał mi przeniknąć do swego umysłu, co zaraz
uczyniłem.
Po wejściu do jego umysłu, znalazłem się jednocześnie w innym wymiarze czy innej sferze. To było tak,
jakby jeden wymiar znajdował się za drugim. W tym innym miejscu skupiłem się na pojęciu
przewodnictwa, gdyż to właśnie ono doprowadziło moją nieświadomość do Jezusa w trakcie poprzedniej
sesji. Wtedy ujrzałem jego twarz. Czułem wyraźnie, że był zadowolony, iż sam wróciłem, żeby się z nim
spotkać (to znaczy w sesji solo).
Żeby uzyskać informacje od Jezusa w ramach struktury protokołów SRV, skupiłem się na stosunkach ludzi
z Szarymi. Odpowiedź, jaką otrzymałem, była bardzo wyraźna, a nawet autorytatywna. Powiedział, że
wszelkie spotkania ludzi z innymi istotami leżą w jego planie. Następnie stwierdził, że mamy pomóc jego
dzieciom, kiedy do nas przyjdą.
Nie rozumiałem, co Jezus miał na myśli, mówiąc o “swoim planie" czy “swoich dzieciach". Być może użył
słów zrozumiałych dla szerszego grona, z którego część uważa go za postać religijną. Podejrzewam, że
znaczenie jego słów nie było takie proste czy dosłowne. Czytelnicy mogą je różnie interpretować.
Jezus powiedział następnie, że my – ludzie jesteśmy obdarzeni wolną wolą i umiejętnością wyboru, która
sprawi, że będziemy wiedzieć, jak postąpić z Szarymi. Odniosłem jednak wyraźne wrażenie, że wybory,
jakich dokonamy, w dużym stopniu określą naszą przyszłość. Skoncentrowałem się następnie na naszych
relacjach z Marsjanami i uzyskałem podobną odpowiedź, jak w przypadku Szarych.
Potem skupiłem uwagę na pojęciu umysł i Sidhis. Jezus dał na to bardzo jasną odpowiedź. Powiedział, że
istnieją niezliczone sposoby doprowadzania ducha do źródła. Przypomina to rzekę i jej dopływy. Nie ma
jednej drogi, a praktykowanie Sidhis nie stanowi jedynego sposobu duchowej ewolucji człowieka. Dodał
jednak, że medytacja jest korzystna dla ludzkiego umysłu, aczkolwiek niektóre jego typy widzą
niefizyczną rzeczywistość bez uciekania się do ćwiczeń typu Sidhis. Metoda Sidhis jest zdecydowanie
pożyteczna dla ludzi, natomiast nie dowiedziałem się, czy ma ona zastosowanie w układach pozaludzkich.
Skierowałem teraz nieświadomość na niebezpieczeństwa i otrzymałem odpowiedź, że chciwość jest
śmiercią dla człowieka. Nie idzie w parze z pozostałymi sferami życia. Miłość i chciwość są jak olej i woda
– nigdy się ze sobą nie zmieszają. Nie odniosłem wrażenia, jakoby Jezus moralizował. To było zwykłe
stwierdzenie życiowej prawdy.
Jeżeli chodzi o ekologię, Jezus powiedział, że Bóg może tworzyć i odtwarzać życie. Celem życia jest
ewolucja. Podążając tym tropem, zapytałem o Federację Galaktyczną. Jezus odrzekł, że istoty
zaangażowane w Federację stoją na wyższym poziomie ewolucyjnym niż ludzie. Pracują one nad
podniesieniem własnej ewolucji, a działalność ich jest tak samo ważna jak nasza. Co więcej, podkreślił, że
nie pracują one specjalnie dla niego. Pracują dla siebie, dla swojego wzrostu. Jednak w większym stopniu
niż ludzie postrzegają swój postęp jako drogę prowadzącą do przeznaczenia boskiego.
Zapytałem następnie Jezusa, dlaczego znalazłem do niego drogę poprzez istoty z Federacji. Odparł, że
stało się tak z powodu książki, którą piszę. Chciał mi w tym pomóc, ponieważ stanowi ona mój wkład w
ewolucję. Poczułem, że jest to maty czyn, który może pomóc wielu innym. Nikt nie może posunąć się do
przodu, o ile nie pomoże innym, którzy chwilowo pozostają w tyle. To prawo ewolucji; egoizm i chciwość
są jego przeciwieństwem.
Zapytałem następnie, czy ludzie powinni współczuć Szarym i Marsjanom. Odpowiedź brzmiała: tak. To
idea pomocy innym. Chęć niesienia pomocy nie powinna znać żadnych granic. To jedno z najbardziej
podstawowych przykazań. Uprzedzenia – rasowe, gatunkowe czy jakiekolwiek inne – po prostu nie mają
prawa bytu u bardziej rozwiniętych form. Oto wyzwanie dla ludzi:
wyrosnąć ponad własne intelektualne ograniczenia i nawyki przeszłości, które w ostatecznym rozrachunku
okaleczają naszą wolność.
W tym momencie podziękowałem Jezusowi i zakończyłem sesję. W moich notatkach z sesji podkreśliłem,
że ogólny jej wydźwięk miał przełożenie praktyczne.
Komentarz.
Jezus jest mocno zatroskany ewolucyjnym wzrostem ludzi. Co więcej, gotów jest bezpośrednio
uczestniczyć przynajmniej w niektórych ludzkich przedsięwzięciach, mających na celu ustanowienie
kontaktu.
Z racji tego, że jest on ważną postacią historyczną, posługując się SRV, zasięgnąłem jego opinii co do
doniosłych wydarzeń naszych czasów. Z odpowiedzi, jakiej mi udzielił, wynikało, że nic wielkiego się nie
dokonało, a wyniki, które uzyskałem, w żaden sposób nie stanowią wyzwania dla istniejących koncepcji
religijnych. Na przykład, nie trzeba koniecznie wierzyć, że Jezus stanowi chrześcijańską koncepcję Boga,
żeby uznać jego poglądy za interesujące. Wiara taka niczego tu nie zmienia. Jezus istniał kiedyś na Ziemi
jako istota fizyczna, a jego postać subprzestrzenna nadal żyje i ma się dobrze. Zjawisko to dotyczy
zresztą każdego z nas – nasze subprzestrzenne postacie przeżyją swoje fizyczne ciała.
Następne rozdziały przedstawiają dane dotyczące spotkań z takimi postaciami, jak Budda i Guru Dev. Mój
stosunek do nich wynika częściowo z szacunku dla roli, jaką odegrali w rozwoju ludzkiej kultury na
przestrzeni wieków. Przede wszystkim jednak uważam, że mądrze jest pytać o radę światłych ludzi.
W dalszych rozdziałach kontynuuję wątek rad, jakich udzielił nam Jezus odnośnie ET i sposobu, w jaki
możemy wpływać na własną ewolucję. Na razie niech wystarczy, jeśli powiem, że nie milczy w tej sprawie.
Pragnie, abyśmy współpracowali z Szarymi i Marsjanami, przy czym nie powiedział mi, że to jest po prostu
dobry pomysł. Otrzymałem bardzo wyraźne przesłanie, którego nie sposób porównać do żadnych
przekazów, jakie do tej pory udało mi się uzyskać w trakcie teleobserwacji. Rzecz nie w tym, że
powinniśmy współpracować z ET. My musimy to robić.
ROZDZIAŁ 16: PRZYCZYNA UPADKU WCZESNEJ CYWILIZACJI SZARYCH.
Jednym z podstawowych celów moich badań jest zrozumienie wczesnej cywilizacji Szarych. Chciałem
dowiedzieć się czegoś o ich świecie, najważniejszych wydarzeniach w ich historii i największych
wyzwaniach, jakie stanęły przed nimi jako kulturą.
Rozdział ten prezentuje dane z trzech oddzielnych sesji. Pierwsza z nich była monitorowaną sesją w
ciemno (dane Typu 4), w której hasło brzmiało “Szarzy / wczesna cywilizacja". Dwie pozostałe sesje
zostały przeprowadzone solo w ramach danych Typu 1. Druga sesja, którą relacjonuję, była w zasadzie
pierwsza w kolejności – miała miejsce około sześć miesięcy przed sesją w ciemno, którą odbyłem z
monitorem.
Data: 16 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4923/8216
Dane wstępne wskazywały na złożony cel, na który składał się suchy ląd, ciało płynne i sztuczne budowle.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory niebieski i czarny. Powierzchnie są mokre i błotniste. Chłodno. Czuję
smak soli. Unosi się zapach ryb i słychać odgłosy rozbryzgującej się wody".
“Na płaskiej powierzchni znajduje się jakaś budowla. Rysuję ją w szkicu Fazy 3. Powierzchnia wydaje się
mokra; to chyba zbiornik wody. Budowla jest mocna."
Monitor każe mi się przemieścić na szczyt budowli.
“Pod budowlą wyczuwam silną spiralną energię. Jakby przewód wentylacyjny."
Rysuję kolejny szkic Fazy 3, przedstawiający konstrukcję na powierzchni wody. Pod konstrukcją widać
duży wir spiralnej wody, przypominający wir wodny. Woda wokół konstrukcji (na zewnątrz wiru) jest
bardzo wzburzona.
MONITOR: “Courtney, przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Jestem teraz w matrycy. Nie ma wątpliwości. To jest wir. Pełno tu
wody i dużo mocy. Są tu również jakieś istoty. Odnoszę wrażenie, że wykonują określoną robotę związaną
z przystosowaniem środowiska".
“Posuwam się w kierunku wiru. Uwalnia się tu ogromna energia spowodowana olbrzymią objętością wody.
Wir zasysa w dół."
“Te istoty przypominają ludzi. Wchodzę teraz na konstrukcję. To jakiś obiekt ET, może statek, ale
niekoniecznie kosmiczny. Wracam do istot. Ich praca związana jest z oceanami. Dotyczy zróżnicowania ryb
w zależności od środowiska oceanicznego. Chodzi o uratowanie lub przechowanie czegoś, albo
przygotowanie się do jakiejś zmiany. Wyczuwam pewien niepokój związany z niszczeniem środowiska
biologicznego."
“Jestem teraz w budowli, przyglądam się jej od wewnątrz. Znajduje się tu komputer czy tablice kontrolne,
ale nie tak skomplikowane jak na innych statkach ET. Wygląda na to, że wnętrze statku jest gościnne i
sterylne. Pachnie czystością."
“Przyglądam się teraz istotom. To z całą pewnością humanoidzi. Przybliżam się. Przypominają Szarych,
chociaż w ich wyglądzie jest jakaś różnica. Nie mają takich dużych oczu, ale to na pewno Szarzy. Ich oczy
są zapadnięte."
“Chyba mnie zauważyli. Wydają się zaskoczeni moją obecnością. To niezwykle. Nigdy przedtem nie
dziwiłem żadnego Szarego."
“Mam wrażenie, że odnoszą się do mojej wizyty z szacunkiem i że zostali pouczeni przez zwierzchników,
żeby ze mną współpracować."
MONITOR: “Co możesz powiedzieć na temat ich ubrania? Co oni noszą?"
COURTNEY BROWN: “Mają na sobie uniformy, a nawet insygnia. Szkicuję je teraz. Hmm. Takie same
insygnia widziałem na mundurach Szarych, którzy uratowali Marsjan na Marsie. Coś o kształcie serca z
wężem w środku. Insygnia te są symbolem ich jednostki albo korpusu".
“Wnikam teraz do ich umysłów. Czuję jakąś pustkę, tak jakby moje rozumienie nie pasowało do ich
mentalności. Ale to poczucie pustki nie jest tak silne jak w przypadku Szarych, z którymi miałem do
czynienia wcześniej."
MONITOR: “Spróbuj wydobyć od nich informację, gdzie przebywają".
COURTNEY BROWN: “W porządku... Są trochę zaniepokojeni. Obawiają się, że taka informacja mogłaby
spowodować jakieś zamieszanie i być może przysporzyłaby im kłopotów. Nie naciskam, ale czuję, że
mógłbym to zrobić. W każdym razie nie jest to Ziemia".
Monitor każe mi się przemieścić do macierzystego portu statku.
“Mam coś na kształt miasta, o dużych przestrzeniach, które widać z mojej obecnej perspektywy. Są tu
budynki, gładkie i błyszczące. Wiele budynków kończy się szpicem, jak wieże. Unosi się cierpki zapach
sadzy. Odbieram silne AOL, że to jest dom Szarych."
MONITOR: “Courtney, zbadaj znaczenie insygniów na mundurach".
COURTNEY BROWN: “Insygnia stanowią symbol korpusu ratowniczego. Wydarzyła się jakaś
katastrofa/klęska i ta jednostka próbuje coś uratować. Wyczuwam wyraźnie, że ta konkretna jednostka
lub korpus ma swoje początki w okresie upadku wczesnej cywilizacji Szarych".
MONITOR: “Zbadaj ten upadek".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj. Czuję zapach spalenizny, ostry i śmierdzący. Tu następuje jakieś
ogromne zanieczyszczenie środowiska".
MONITOR: “A co z ich przewodnictwem?"
COURTNEY BROWN: “To społeczeństwo Szarych ma orientację bardzo egoistyczną. Zinstytucjonalizowało
pogoń za zyskiem. Panuje przekonanie, że to normalne brać, czego się pragnie, nie zważając w ogóle na
dobro ogółu. Odbieram dziwne AOL. Wydaje mi się, że w subprzestrzeni nastąpił jakiś bunt. Zapiszę to
jako AOL linii sygnału, 'coś podobnego do Buntu Lucyfera'"(Niektórzy teleobserwatorzy uzyskali dane, z
których wynika, że Lucyfer i Szatan są (a może byli) dwiema prawdziwymi, oddzielnymi istotami
zamieszanymi w wojnę w subprzestrzeni, co nie wyszło im na dobre. Wcześni mistycy najwyraźniej
widzieli niektóre z tych wydarzeń i odnotowali je w swoich pismach. Później włączono je do wierzeń
religijnych).
MONITOR: “Po prostu to zapisz. Nie próbuj niczego interpretować. Idź dalej. Zbadaj pojęcie klęski /
ratunku / wyzdrowienia".
COURTNEY BROWN: “Społeczeństwo same zmobilizowało korpus ratowniczy. To ci, którzy nosili insygnia.
Poczekaj, coś się zmienia... Złapałem teraz bezpośredni kontakt z Szarym, który ma za zadanie pomóc mi
zrozumieć, co się dzieje. Spostrzegł, że jestem trochę zdezorientowany w tej sesji i uważa, że Szarzy
powinni wyjaśnić mi najważniejsze sprawy. Znowu widzę budynki. Robię teraz lepszy szkic tego miejsca".
“Podążając za sygnałem, skupiam się na upadku środowiska. Ma tu miejsce totalne zanieczyszczenie. Te
istoty dosłownie pływają w swoich odchodach. Cała ich świadomość skierowana jest na samozadowolenie."
“Badam teraz kwestię seksu. Wygląda na to, że ma on dla nich znaczenie podstawowe."
“Teraz jedzenie. Jedzenie produkuje się masowo. Dużo istot trzeba wyżywić, dosłownie biliony. Z czasem
jedzenie na skutek stosowania nowoczesnych technologii zaczęło odbiegać od pożywienia naturalnego.
Pierwotnie źródłem pożywienia były oceany. Wydaje mi się, że oni jedzą ryby."
“Znowu podążam za sygnałem. Czuję, że te istoty uległy demoralizacji z powodu jakiejś subprzestrzennej
wojny. Tak jakby uwiódł je jakiś arogancki, buntowniczy i bardzo potężny przywódca. Potem poczuli się
zdradzeni, ale zniszczenie posunęło się już za daleko. Sami musieli leczyć się z ran."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Zakończmy sesję".
COURTNEY BROWN: “A celem było...?"
MONITOR: “Szarzy / wczesna cywilizacja".
Przedstawione powyżej dane zostały potwierdzone w sesji solo (dane Typu 1), którą przeprowadziłem,
nagrałem sześć miesięcy później, 3 grudnia 1993 roku. Podczas poprzedniej sesji widziałem bardzo
przeludnione i zanieczyszczone miasto. Panująca w świecie Szarych atmosfera wydawała się przykra,
według norm ziemskich nawet zgryźliwa i to było nienaturalne.
Jeśli chodzi o samych Szarych, to w ich wczesnym społeczeństwie odnotowałem pewne wyrażenia
dźwiękowe. Z ich ust wydobywały się ciekawe, szczebiocące dźwięki. Odniosłem też wrażenie, że psychika
Szarych tamtej ery była bardziej zbliżona do psychiki ludzkiej.
Wcześniejsi Szarzy mieli oczy mniejsze niż Szarzy działający obecnie na Ziemi. Ich skóra była jasna i
gładka, i marszczyła się pod wpływem dotyku. Nie zauważyłem u nich żadnych włosów. Co do
seksualności, wcześni Szarzy odznaczali się bardzo silnym temperamentem, co zawężało ich wrażliwość na
inne sfery życia.
W trakcie poprzedniej sesji zobaczyłem też, że dzieci Szarych mają kłopoty zdrowotne w wyniku
zanieczyszczeń środowiska. Szarzy zaczęli odczuwać problemy związane z prokreacją. Rodzili, lecz z
wielką trudnością. Poza tym, nie zdawali sobie dokładnie sprawy z sytuacji, w jakiej się znaleźli, ponieważ
stanowili społeczeństwo dość naiwne, jeśli idzie o świadomość własnych problemów (podobnie jak ludzie
dzisiaj).
Po monitorowanej sesji, zdecydowałem się już po raz trzeci obrać ten sam cel, aby uzupełnić parę
istotnych szczegółów, które umknęły mi wcześniej. Tak więc, w warunkach Typu 1, 20 czerwca 1994 roku
ponownie namierzyłem cel “Szarzy / wczesna cywilizacja".
Na początku sesji ponownie zlokalizowałem wir w oceanie, który widziałem w czasie sesji monitorowanej.
Bardziej szczegółowe badanie ujawniło, że było to urządzenie do produkcji pożywienia. Skupiając się na
Szarych w budowli, stwierdziłem, że według ziemskich norm, mają dość małe genitalia. Zarówno
mężczyźni jak i kobiety pracowali razem, na, jak się wydawało, partnerskich układach. Prowadzili co
najmniej ożywione życie seksualne. Rzeczywiście, aktywność seksualna ludzi zdecydowanie blednie wobec
seksu Szarych, tak pod względem częstotliwości współżycia, jak i ilości partnerów. Szarzy mieli
znakomicie rozwiniętą telepatię, co znacznie wzbogacało akt seksualny.
Co do samego świata, w którym żyli, zauważyłem, że została skażona atmosfera. Zdrowie Szarych było
wystawione na duże niebezpieczeństwo, nie tylko z powodu zanieczyszczenia, lecz również wskutek
promieniowania.
W tym punkcie sesji solo, zacząłem badać przyczynę problemów Szarych ze środowiskiem. Było jasne, że
zaszła jakaś pomyłka ewolucyjna. Skupienie się na jaźni w celu osiągnięcia samozadowolenia
doprowadziło do dysfunkcji w zachowaniu ogromnej większości Szarych. Wydaje się, że nie istniało nic, co
mogłoby zrównoważyć pęd w kierunku fizycznej przyjemności, jaki dominował w ich psychice.
Podążając dalej za sygnałem, skupiłem się na duchowości. W tym momencie sesja uległa zmianie.
Zacząłem dostrzegać świetlaną istotę z subprzestrzeni. Czułem, że ta bezpostaciowa istota była bardzo
potężna w jakiś nie znany mi sposób. Początkowo dostrzegałem w niej zarówno ciemne jak i jasne
miejsca, przy czym sama istota nie wydawała się życzliwa.
Następnie skoncentrowałem się na czynnikach zewnętrznych, odpowiedzialnych za problemy Szarych i
doznałem przemieszczenia. Znalazłem się w miejscu, które potrafię opisać jedynie jako warstwę życia
subprzestrzeni, w którym przebywały tłumy istot niefizycznych. W tej warstwie życia panował ogromny
ruch, przypominający scenę z Grand Central Station na Manhattanie w godzinie szczytu. Ogrom tej
aktywności i chaos, jaki panował w tej warstwie życia, był przytłaczający. Badając związek między tymi
subprzestrzennymi istotami a Szarymi, doszedłem do wniosku, że istoty owe były Szarymi przed ich
narodzinami w ciałach fizycznych.
Odkryłem strukturę organizacyjną wśród istot zamieszkujących subprzestrzeń i podążając w tym kierunku,
odkryłem, że panuje u nich sztywny i hierarchiczny porządek społeczny. Kontrola ich życia w ramach tej
hierarchii miała nieomal charakter wojskowy. Otrzymywali rozkazy i wypełniali je. Co dziwne, nakazywano
im pobłażanie samym sobie i unicestwienie (zarówno w subprzestrzeni jak i po narodzinach fizycznych).
Idąc dalej za sygnałem, natrafiłem na przywództwo organizacji. Znalazłem się w centrum, dowodzenia i
kontroli subprzestrzeni. W tym czasie było tam około dziesięciu istot. Wydawało się, że cztery lub pięć z
nich sprawuje większą władzę niż pozostałe. Wewnętrzny układ budynku zorganizowany był na
podobieństwo biura i stało się jeszcze bardziej oczywiste, że dominuje tu sztywny wojskowy dryg.
Podążałem dalej za sygnałem, aż dotarłem do przywódcy organizacji. Była to ta sama bezpostaciowa
istota o jasnych i ciemnych cechach, którą widziałem wcześniej.
Wniknąłem do jej umysłu i stwierdziłem, że jest on niewiarygodnie mroczny. Coś tu nie grało. Tak jakby
istota ta była psychicznie chora.
Zacznę od tego, że patologicznie bała się śmierci. W swoim sposobie myślenia uważała, że walka militarna
i podbój są koniecznymi elementami przetrwania. Wiedziała, że zostały popełnione błędy i bała się kary.
Przywódca ten zdawał się być niezdolny do obmyślenia planu pojednania, bowiem na przeszkodzie stał
jego strach. Potem stało się dla mnie jasne, że był on terrorystą.
Badając dalej umysł subprzestrzennego terrorysty dowiedziałem się, że miał zamiar zniszczyć świat
Szarych. Jego celem było zaszczepienie strachu w innych częściach królestwa, co osłabiłoby siły opozycji.
Strach był jego kluczową bronią. Intencje przywódcy można by wyrazić, porównując dusze Szarych do
zakładników, przetrzymywanych w czasie kryzysu. Ów ciemny umysł chciał wynegocjować układ, dający
mu prawo do zachowania osobowości, a jednocześnie dokonywania w niej dowolnych zmian. Sprawowałby
kontrolę nad swą własną dominacją. Chciał uczynić się władcą – absolutnym dyktatorem.
Naprawdę przywódca pragnął uwielbienia swojej osoby. Potrzeba ta wiązała się ze słabością w strukturze
jego osobowości. Potrzebował uwielbienia, żeby dopomóc swej rozdartej osobowości. Miał problemy z
niską samooceną.
Gdy dokonywałem obserwacji, poczułem, jak istota ta zwraca na mnie swą uwagę. Żeby mnie odnaleźć,
musiała przenieść się w czasie i przestrzeni. Potem poczułem jak “zstępuje" do mojego biura, niczym
ciemna plama i otacza mnie siedzącego przy biurku.
Ku swojemu zaskoczeniu, nie czułem żadnego strachu. Po prostu ją badałem, a ona badała mnie. Po paru
sekundach obserwacji (może po trzydziestu) odeszła. Byłem dla niej byle kim, istotką bez znaczenia, która
nie zagraża jej działalności czy rządom. Krótko mówiąc byłem dla niej chwastem.
Komentarz.
Upadek cywilizacji Szarych ma najwyraźniej związek z subprzestrzenią. Chociaż nie rozumiem wszystkich
wydarzeń, które doprowadziły do upadku, nie mam wątpliwości, że to Szarzy “zabili" swoją planetę. Potem
musieli obmyśleć strategię przetrwania. Ponieważ ich obecny wygląd fizyczny różni się od tego we
wcześniejszym okresie, należy przypuszczać, że za tę metamorfozę są odpowiedzialne późniejsze
doświadczenia. Wzrost wielkości ich oczu sugeruje, że zaczęli żyć w ciemniejszym środowisku, np. pod
ziemią, co wydaje się logiczne, zważywszy, że środowisko na powierzchni ich świata znajdowało się w
stanie rozkładu.
Obecny brak aktywności seksualnej Szarych sugeruje, iż pozbyli się oni tego fizjologicznego procesu.
Rzeczywiście, sprawiają wrażenie genetycznie wykastrowanych. Być może powodem tego była
konieczność kontrolowania populacji. Jednakże oznacza to również, że rozwinęli inne sposoby prokreacji,
wykorzystując najróżniejsze środki podtrzymywania płodu. Koncepcja ta koresponduje z relacjami o
dzieciach z probówek i płodach w inkubatorach, które pojawiają się ciągle w literaturze na temat porwań
przez UFO (patrz Mack 1993 i Jacobs 1992).
Być może jednak skreślili oni seksualność z innego powodu. Bo nie tylko przestali rozmnażać się
seksualnie, ale także wykorzenili psychiczny popęd, który kazałby im angażować się w działalność
seksualną. Według mnie, doświadczenia Szarych w czasie upadku ich wczesnej cywilizacji zmusiły ich do
przemyślenia, co kryło się za tą dysfunkcyjnością. Prawdopodobnie uznali, że był to nadmierny popęd
seksualny, że to on doprowadził do tych kłopotów. Projekt manipulacji genami – początkowo mający na
celu szybką adaptację do nowego, trudniejszego środowiska – mógł zostać rozszerzony na seksualne
funkcjonowanie ich umysłów.
Na koniec pragnę zauważyć, że niektóre z moich obserwacji i analiz korespondują z koncepcjami Royala i
Priesta (1992), którzy oparli swe badania na danych z channelingu.
Pozostaje wiele pytań związanych z upadkiem wczesnej cywilizacji Szarych. Mało wiemy na temat
przywódcy buntu, który, jak się wydaje, układał scenariusz upadku. Wygląda na to, że sam upadek był
aktem terroru. Ale przeciwko komu walczył przywódca buntu? Jakie popełniono błędy, że szukał on
sposobu przetrwania właśnie w buncie? Pozostaje również niejasne, w jaki sposób aktywność
subprzestrzeni uległa przełożeniu na świat fizyczny. Możliwe, że fizjologia wczesnych Szarych pozwalała na
bardziej swobodne przenikanie z jednego wymiaru do drugiego.
Trudno również stwierdzić, kim były istoty, które wykonywały rozkazy terrorysty? Formą przypominały
nieco ludzi, ale nie da się tego powiedzieć o samym przywódcy buntu. Czy bezpostaciowa forma w
większym stopniu umożliwiała przywódcy szerzenie terroru?
Po prostu nie znam odpowiedzi na te pytania. Ale jedna rzecz jest pewna. Upadek wczesnej cywilizacji
Szarych nie był procesem prostym. Złożyły się nań zarówno aspekty fizyczne jak i subprzestrzenne. A my
postąpilibyśmy mądrze, gdybyśmy przez wzgląd na własne przetrwanie, wyciągnęli lekcje z wszystkich ich
błędów. W obydwu wymiarach.
ROZDZIAŁ 17: STAR TREK A TRANSFORMACJA LUDZKIEJ KULTURY.
Podczas ostatnich dwóch lat, w czasie których prowadziłem badania do tej książki, często uderzały mnie
podobieństwa między wieloma koncepcjami, prezentowanymi w telewizyjnym serialu Star Trek: następne
pokolenie a danymi o działalności prawdziwych ET, uzyskanymi na drodze teleobserwacji. Po telewizyjnej
transmisji ostatniego odcinka wiosną 1994 roku, poprosiłem mojego monitora o wpisanie na naszą listę
nowego celu, który pomógłby rozwiązać kwestię wpływu ET na serial Star Trek.
Moim pierwotnym zamiarem było dowiedzieć się, czy ET w jakiś sposób manipulują umysłami pisarzy,
podsuwając im pomysły. Przypuszczałem, że istoty pozaziemskie pragną, by ludzka kultura stała się
bardziej otwarta na zawiłości życia galaktyki, a popularny telewizyjny hit był jednym ze sposobów, w jaki
mogły one pośrednio kształtować zbiorową mentalność szerszej publiczności w tym względzie. Oglądany
przez tak wielu młodych ludzi Star Trek był filmem, który świetnie się do tego nadawał. Pojawiające się w
nim koncepcje trafiały do przekonania i w jakiś sposób kształtowały świadomość ludzi. Jak się okazało,
mój monitor podejrzewał tego typu manipulację ET na hollywoodzkich produkcjach już od dłuższego
czasu, a niektórzy członkowie wojskowej grupy teleobserwatorów podzielali jego zdanie.
Rozdział niniejszy przedstawia wyniki dwóch sesji teleobserwacji. Pierwsza z nich to monitorowana sesja w
ciemno, w której w warunkach Typu 4 wyznaczono mi cel związany ze Star Trek. Druga to sesja solo,
przeprowadzona w układzie Typu 1. Przeprowadziłem ją, żeby uzyskać odpowiedzi na parę ważnych pytań,
które wynikły podczas pierwszej sesji.
Data: 1 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8074/7435
Dane wstępne (tym razem aż do początku Fazy 4) wskazywały, że są dwa miejsca bezpośrednio związane
z celem. Jednym z nich był świat Szarych. Monitor polecił mi najpierw skierować uwagę na drugie miejsce.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory: czarny, szary i brązowy. Powierzchnie są nierówne i gładkie,
niektóre płaskie, inne o bogatym ulistnieniu. Jest ciepło, a w niektórych miejscach chłodno. Czuję lekki
smak soli i zapach kurzu".
Szkicuję scenę z konstrukcją przypominającą budynek oraz jakieś ulistnienie, a następnie przechodzę do
Fazy 4, żeby uzyskać bardziej szczegółowe dane.
“W porządku. Mamy tu drzewa. Jakiś lasek, nieduży. Jest tu również woda, przypominająca rzekę lub
strumień. Nurt jest dość silny."
“Widzę też jakąś budowlę. Wchodzę do niej. Widzę jakieś istoty. Dużo istot. To ludzie. Wszyscy noszą
modne garnitury biznesmenów. Hmm. Rozszerzam teraz świadomość, gdyż zauważyłem, że w pokoju
znajduje się też wiele istot niefizycznych. O rany, ile tu aktywności subprzestrzennej. Czuję, że niefizyczne
istoty wiedzą, że się tu znajduję, ale nie jestem w centrum ich zainteresowania. Są zajęte pracą z ludźmi."
“Wygląda na to, że istoty subprzestrzenne interesują się nie tyle znajdującymi się w budowli ludźmi, co
czynnościami, które oni wykonują. W jakiś sposób działalność ta wiąże się ze zmianami na Ziemi, zarówno
na lepsze jak i na gorsze."
MONITOR: “Ile jest istot subprzestrzennych?"
COURTNEY BROWN: “Dużo. Może dziesięć lub więcej. Wyglądem przypominają ludzi. Noszą białe,
świecące szaty".
Monitor nakazuje mi przenieść się do drugiego miejsca, wskazanego we wstępnych procedurach sesji. To
miejsce również znajduje się w świecie Szarych. Docierając tam, doznaję przemieszczenia w czasie.
Czytelnikom pragnę przypomnieć, że w subprzestrzeni czas jest symultaniczny i wydarzenia z przeszłości
lub przyszłości w jednym miejscu mogą bez trudu oddziaływać na teraźniejszość w miejscu zupełnie
innym.
W Fazie 6, zaczynam badać, co łączyło świat Szarych z istotami niefizycznymi i ludźmi w budowli na
Ziemi.
“Istoty niefizyczne znajdujące się w budowli były kiedyś ludźmi. Widzę, że ściśle współpracują z Szarymi w
przedsięwzięciu dotyczącym fizycznych ludzi na Ziemi."
“Ze świata Szarych widzę ogromną ilość subprzestrzennej energii, jaką wyzwala się w celu wsparcia
przedsięwzięcia. Wiąże się z tym dużo białego światła. Nie mam pojęcia, co to wszystko znaczy."
“Poczekaj, te subprzestrzenne istoty w pomieszczeniu zwróciły teraz uwagę na mnie. Wszystko się
zmienia. Ktoś kazał im poinformować mnie, co się tutaj dzieje. Są naprawdę zajęci i odnoszę wrażenie, że
zmagają się z trudnym zadaniem. Nie mają ochoty porzucić tego co robią, ale przekazano im, że najpierw
muszą mnie oświecić. Reszta może poczekać."
“Dobra, wiem już co się dzieje. Mówią mi, że w najbliższej przyszłości Ziemia nie będzie dobrym miejscem
do ewolucji, jeżeli nie zostanie naprawione środowisko biologiczne – w szerokim znaczeniu tego słowa.
Musimy pilnie współpracować z Szarymi, aby skierować ludzką świadomość na stojące przed nami
problemy planety i naszego społeczeństwa."
MONITOR: “Skup się na sprawie ludzkiej świadomości".
COURTNEY BROWN: “Najważniejszym elementem w tej przyspieszonej transformacji ludzkiej kultury
jest rozbudzenie świadomości życia niefizycznego. Właśnie się dowiedziałem, że strona fizyczna istnieje po
to, by pomóc w ewolucji subprzestrzeni, a nie na odwrót".
“Teraz zajmę się kwestią energii w świecie Szarych. Wydaje się, że maszyneria potrzebna do obsługi takiej
ilości energii dostępna jest jedynie w świecie Szarych. Statki ET nie są wykorzystywane do generowania
energii o takiej mocy."
“Do przenoszenia energii ze świata Szarych na Ziemię wykorzystuje się skomplikowaną technikę; po to, by
mogli jej użyć ludzie niefizyczni. Energia przekazywana jest swego rodzaju rurociągiem czy kanałem do
sfery subprzestrzeni ludzi. Między dwoma grupami zachodzi aktywna współpraca. Szarzy w krótkim czasie
potrafią wyprodukować energię potrzebną do transformacji całej planety."
“Energia wykorzystywana jest dosłownie do kąpania całej Ziemi w subprzestrzennej poświacie. Można
powiedzieć, że nasza planeta jest napromieniowywana energią subprzestrzenną, co ma na celu
zwiększenie intuicji u ludzi fizycznych, aby mogli odbierać więcej informacji ze swych niefizycznych jaźni."
“Chodzi o to, że ludzie fizyczni nie są w stanie rozpoznawać własnych subprzestrzennych jaźni, a udzielana
im energia wzmacnia ich bardzo słabą łączność pomiędzy ciałem a umysłem."
“Poczekaj, właśnie dostałem dziwną informację. Wygląda na to, że ludzie w jakiś sposób zostali
zdeprawowani przez tę słabość. To brzmi dziwnie, ale czuję, że w subprzestrzeni były jakieś zakłócenia i
ludzie zeszli ze swojej ścieżki ewolucji. Odbieram coś w rodzaju buntu albo Incydentu z Lucyferem jako
AOL linii sygnału."
MONITOR: “Wróć do ludzi w budowli".
COURTNEY BROWN: “Ci ludzie to prawdziwe szychy. Są do szpiku zepsuci. Żyją w fałszywym świecie
samozadowolenia. Wygląda na to, że przysparzają innym sporo problemów. Istoty w subprzestrzeni
niepokoją się ich przyszłością, ale nie ma to teraz pierwszoplanowego znaczenia. Oni (fizyczni ludzie w
budowli) mogą się zabić, jeśli chcą, ale nie wolno im niszczyć innych".
“To wszystko jest konsekwencją czegoś, co można by określić Buntem Lucyfera. Nie proś mnie o
wyjaśnienie; po prostu to czuję. Ci ludzie są bardzo podobni do Szarych sprzed upadku ich wczesnej
cywilizacji, kiedy na skutek chaosu w subprzestrzeni ich świat się zawalił."
MONITOR: “Courtney, skup się na wpływie, jaki istoty z subprzestrzeni wywierają na fizycznych ludzi
przebywających w budowli".
COURTNEY BROWN: “Chodzi o to, by uzyskać zmianę paru ich decyzji. Istoty z subprzestrzeni
wprowadzają pewne myśli w podstępne, chytre i złe umysły ludzi fizycznych".
“Zaszczepione idee będą żyły bardzo krótko, tylko w czasie tego spotkania. Wkrótce znów zatriumfuje
egoizm, ale przynajmniej ludzie podejmą kilka ważnych i słusznych decyzji, nie wiedząc nawet, czemu tak
zrobili."
“Istoty z subprzestrzeni wykonują wiele różnych zadań. Nasycenie planety subprzestrzennym światłem to
również ich działalność. Całe przedsięwzięcie polega na tym, by poprzez zwiększanie środowiska
subprzestrzeni oddziaływać pozytywnie na jak największą liczbę ludzi, a jednocześnie uniemożliwiać złym
jednostkom podejmowanie decyzji, które mogłyby zniewalać i niszczyć innych."
MONITOR: “Dobra, Courtney. Zakończmy sesję. Oto twój cel 'Star Trek /geneza pomysłu'".
Komentarz.
Zaraz po sesji zrobiłem streszczenie z interpretacji otrzymanych danych. Zrobiłem to od razu, kiedy sesję
miałem jeszcze świeżo w pamięci. W streszczeniu tym i komentarzach interpretacyjnych zanotowałem, że
nasycanie Ziemi pochodzącym ze świata Szarych światłem subprzestrzennym zmierza do tego, by ludność
(a zatem i widownia) w większym stopniu umiała odbierać idee Star Treku i im podobne. O tym, jaki
zafundować show, decydują grube ryby. Mój monitor zauważył po sesji, że ludzie mający głos w branży
rozrywkowej często spotykają się na osobności i w miejscowościach turystycznych, gdzie podejmują
decyzje. Bez widoków na zysk, żaden show nie dostanie funduszy na produkcję. Decydenci nie mają
żadnego powodu, by wspierać programy takie jak Star Trek, jeżeli nie wyjdą na tym dobrze i nie nabiją
kasy.
Opisaną wyżej sesję należy interpretować ściśle w kategoriach konkretnego celu. Chodzi tu raczej o
oddziaływanie całego serialu, a nie pojedynczych jego odcinków. Wydaje mi się, że istoty pozaziemskie
wymyśliły serial Star Trek po to, by w jakiś sposób wpłynąć na zmianę mentalności rodzaju ludzkiego.
Jednocześnie zadbały o to, by swoim pomysłom nadać ciekawą, trafiającą do przekonania formę, która
zapewniłaby pozytywny oddźwięk u szerokiej widowni.
Być może niektórzy Czytelnicy sprzeciwią się mojej analizie, twierdząc, że serial Star Trek nie był oglądany
przez cala planetę, a więc nie mógł mieć znaczącego wpływu na transformację i rozwój kultury ludzkiej.
Moim zdaniem, założenie, że Star Trek stanowi jedyny przejaw wpływu ET, czy innych istot subprzestrzeni,
jest błędne. Wyniki tej sesji należy potraktować jako analizę zaledwie jednego z prawdopodobnie wielu
sposobów manipulowania naszą kulturą.
Moja sesja nie wyjaśniła, czy i jak istoty pozaziemskie bezpośrednio wpływają na konkretne treści
programów telewizyjnych takich jak Star Trek, które ukazują się regularnie w formie odcinków.
Postanowiłem uzyskać dokładniejsze dane i przeprowadziłem dodatkową sesję solo. Tak więc obrany
przeze mnie cel brzmiał “Star Trek: następne pokolenie/ geneza pomysłu".
Data: 11 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3850/3054
Kierując się danymi wstępnymi SRV, zacząłem dostrzegać odcienie brązu. Powierzchnie byty z drewna i z
cementu. Było ciepło i unosił się jakiś cierpki zapach. Odniosłem wrażenie, że znalazłem się w płaskim i
rozległym miejscu. Mój szkic z Fazy 3 przypominał rozbudowane miasto.
W Fazie 4 ujrzałem przeludnione miasto i doznałem silnego AOL, że to Los Angeles, a konkretnie
Hollywood. Wykonałem operację przemieszczenia do miejsca znajdującego się trzy stopy za celem i
znalazłem się w sypialni obok śpiącego białego mężczyzny. Wykonałem jego szkic.
Kiedy wniknąłem do umysłu tego człowieka, przekonałem się, że śni. W jego mózgu odkryłem
wszczepiony obiekt i zacząłem go badać uważniej. Próbowałem określić, w jaki sposób obiekt ten znalazł
się w mózgu mężczyzny. Kiedy cofnąłem się w czasie udało mi się stwierdzić, że został on tam
umieszczony przez Szarego, przy użyciu długiej igły chirurgicznej w trakcie porwania przez UFO.
Powróciwszy do śpiącego mężczyzny, ponownie wniknąłem do jego umysłu i obserwowałem stan jego snu.
Był kontrolowany, w tym sensie, że dominowały w nim informacje pochodzące od wszczepionego obiektu.
Urządzenie to regularnie emitowało różne myśli, przy czym większa część jego aktywności przypadała na
czas snu. Człowiek ów nie wiedział, skąd bierze się u niego natchnienie, nie miał też najmniejszego
pojęcia o urządzeniu w swoim mózgu.
Po przebudzeniu mężczyzna ten czuł zawsze ożywienie w związku z nowymi pomysłami. Zasługi
przypisywał oczywiście własnym zdolnościom twórczym.
Przemieściłem się następnie do miejsca, które znajdowało się tysiąc stóp od punktu wyjścia transmisji,
przekazywanych do umysłu człowieka. Znalazłem się blisko jakiegoś jasnego, okrągłego światła. Na
początku myślałem, że jest to światło na statku ET, jako że miało wyraźną linię sygnalną nowoczesnego
urządzenia pozaziemskiego. Jednak po dokładniejszym zbadaniu zobaczyłem, że jest to raczej małe (jak
na statek ET) urządzenie mechaniczne, nie do zobaczenia w normalnym sensie fizycznym. Urządzenie było
zbudowane z materii o gęstości niezauważalnej dla ludzkiego oka. Odznaczało się zdolnością szybkiego
poruszania i miało dostęp do imponującej ilości energii.
Kiedy wniknąłem w nie swoim umysłem, wyczułem wyraźnie obecną tam świadomość. W urządzeniu nie
było żadnych istot, ale ono samo działało na zasadzie korytarza transmitującego świadomość (czy też
może myśli). Był to swego rodzaju aparat przekaźnikowy.
Przechodząc do Fazy 6, śledziłem transmisje nadawane z okrągłego, świecącego jasno urządzenia do
śniącego umysłu śpiącego mężczyzny. Prześledziłem drogę powrotną do urządzenia, a następnie
podążyłem za przepływem transmisji do punktu wyjścia.
Na tym etapie znalazłem się w budowli na jakiejś planecie. Były tam istoty, zarówno Szarzy jak i inni
humanoidzi, przy czym niektórzy z nich całkiem przypominali ludzi z Ziemi. Podczas gdy Szarzy wyglądali
na zbudowanych z materii, większość tych innych stanowiły różne świetlne istoty, co oznaczało, iż
generalnie pochodziły one z subprzestrzeni. Nie będący Szarymi humanoidzi mieli na sobie białe szaty.
Odniosłem wrażenie, że odbywa się tu jakaś operacja Federacji. Udało mi się ustalić, że operacja ta była
wspólnym przedsięwzięciem wielu gatunków.
Badając dalej, ustaliłem, że samo miejsce było formalnie związane z władzami Federacji. Rzeczywiście,
istoty zaangażowane w przedsięwzięcie zdawały relację bezpośrednio do kwatery głównej Federacji.
Czułem wyraźnie, że faktycznie znajduję się w kwaterze głównej, tyle że w innym pokoju, niż kiedyś w
przeszłości.
Skierowałem uwagę na treść samej transmisji i ustaliłem, że przekaz zawiera ogromną liczbę szczegółów.
Transmisja obejmowała pomysły na fabułę, postaci, konkretne sceny, wyobrażenia planet, statków i istot.
Zawartość stanowiły dane, które później trafiały do pisanego przez ludzi scenariusza konkretnego odcinka
Star Trek: następne pokolenie. Nie chodziło o to, by ukazać ET w postaci, w której faktycznie występują,
ale by po prostu przyzwyczaić ludzi do różnorodności kosmicznych form i kultur.
Komentarz.
Pragnę wyraźnie podkreślić, że nie mam pojęcia, kim była obserwowana przeze mnie osoba z implantem
w mózgu. Nie wiem, czy człowiek ten jest scenarzystą czy kimś innym, związanym z procesem
produkcyjnym serialu Star Trek: następne pokolenie. Mógł on być nawet przyjacielem lub małżonkiem
kogoś związanego z tworzeniem fabuły. To też pozwalałoby sugerować fabułę i inne pomysły ludziom
bezpośrednio tworzącym serial. Nie wiem, do którego odcinka odnosiła się ta sesja SRV. Mogła dotyczyć
jednego lub wielu odcinków. Nie badałem dokładniej tej kwestii.
ET z całą pewnością są zaangażowani w kształtowanie opinii publicznej na Ziemi w taki sposób, który
ułatwi uznanie przez nas życia pozaziemskiego i skłoni do współpracy. Żywię silne przekonanie, że serial
Star Trek to jeden z wielu przekazów, zaaranżowanych przez ET. Pragną oni pomóc ludziom przyzwyczaić
się do myśli, iż nie jesteśmy sami we wszechświecie i zrozumieć, że wraz z innymi tworzymy wielkie
społeczeństwo galaktyczne.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że w związku z tym przedsięwzięciem nie zauważyłem żadnych drastycznych
prób kontroli umysłu. ET wsłuchiwali się raczej w koncepcje rodzące się w umyśle pisarza i podczas snu
niejako karmili go nowymi pomysłami. Autor nie był w żaden sposób zmuszany do akceptowania owych
pomysłów. Mając wolną wolę, mógł je przyjąć bądź odrzucić, ale dobrowolnie decydował się je
wykorzystać ze względu na zainteresowanie widowni. W rzeczywistości nie posiadał się z radości, gdy po
przebudzeniu miał gotową koncepcję scenariusza. Nie podejrzewał nawet, że pomysły zostały mu
podsunięte.
Trudno mi określić, w jakim stopniu ET ingerują w ludzką kulturę. Na podstawie własnych obserwacji
mogę stwierdzić, że prawdopodobnie istnieje znacznie więcej przypadków angażowania się istot
pozaziemskich w sprawy telewizji czy produkcji filmów science fiction. Zbadanie tej kwestii mogłoby
stanowić wyzwanie dla następnego pokolenia uczonych – teleobserwatorów.
ROZDZIAŁ 18: POWRÓT DO JEZUSA.
Na tym etapie moich badań, Szarzy wprowadzili mnie w dezorientację. Mogłem zrozumieć, że ich program
genetyczny służy różnorodnym ważnym celom. Ale wszystkie moje wysiłki zbadania sprawy na drodze
teleobserwacji wskazywały, że uzyskanie różnych elektrycznych / chemicznych / mechanicznych form
związane było z czymś więcej niż tylko z dobrą zabawą. Tak naprawdę, kiedy obserwowałem umysłowość
Szarych, przekonałem się że jest dotknięta paniką. Jakby chodziło o sprawę życia lub śmierci.
Pragnąłem teraz bezpośredniej rozmowy na temat tego, co przygotowywali Szarzy. Potrzebowałem
pomocy w interpretacji niektórych danych z moich poprzednich sesji. Chciałem otrzymać jakąś mądrą
radę. Dowiedzieć się, na czym tak naprawdę zależy Szarym? Przygotowując się do tej sesji, opracowałem
listę pytań, które pomogłyby mi zrozumieć sens rozwijania partnerskich układów pomiędzy ludźmi a
Szarymi. Zasadniczo chciałem wiedzieć, czy ludzie powinni pomagać Szarym. Mówiąc bez ogródek, jaki
ludzkość ma w tym interes?
Żeby uzyskać odpowiedzi na te pytania, postanowiłem raz jeszcze zwrócić się do Jezusa. Ponieważ już
wcześniej miałem kontakt z celem, zdecydowałem, że będzie to sesja solo, w warunkach Typu 1. Kiedy
ostatnio rozmawiałem z Jezusem, nie zadałem pytań, na które teraz potrzebowałem odpowiedzi. Czułem,
że jest to istotny moment w moich badaniach. Potrzebowałem porady, która z ostatnio uzyskanych
informacji na temat Szarych, pomogłaby mi złożyć jakąś całość.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że musiałem sformułować pytania przed sesją, ponieważ w trakcie sesji SRV
nie można angażować świadomego umysłu w takim stopniu, jaki byłby wymagany do natychmiastowego
ułożenia pytań, bez narażania jakości danych. Tak więc rozpocząłem sesję poszukując odpowiedzi na
pytania z listy. Nie miałem żadnych oczekiwań co do wyniku sesji. Jak przystało na prawdziwą sesję SRV,
byłem gotowy przyjąć dane każdego rodzaju, analizę odkładając na potem.
Data: 11 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 8863/8473
Tym razem dane wstępne wskazywały, że spotkam Jezusa w odległej przeszłości. W Fazie 4 zobaczyłem
go jako świetlaną istotę, ale wydawał się być otoczony ludźmi fizycznymi. Jak się okazało, prowadził czy
też obserwował w tym czasie jakieś spotkanie. Wyszedł ze spotkania i spojrzał prosto w moją
subprzestrzenną twarz. Czułem wyraźnie, że wiedział o moich pytaniach i gotów był na nie odpowiedzieć.
Zacząłem od pytania, czy Jezus chce, abyśmy [my – ludzie] brali udział w genetycznym przedsięwzięciu
Szarych. Jego odpowiedź zabrzmiała jak rozkaz. Kategorycznie stwierdził, że musimy z nimi
współpracować. Oni są dziećmi Boga tak samo jak my, ludzie.
Zapytałem go, czy przedsięwzięcie Szarych ma coś wspólnego z większym celem ewolucyjnym, jak
połączenie się z Bogiem. Odpowiedział twierdząco. Program ma umożliwić im odzyskanie fizyczno-
umysłowej równowagi, niezbędnej do indywidualnego rozwoju osobowości. Rozwój taki jest konieczny, by
osiągnąć świadomość Boga, aczkolwiek, na swój sposób. Szarzy są już blisko Jezusa i Boga.
Czując, że za tą odpowiedzią coś się kryje, zapytałem, czy osiągnięcie pełni indywidualnego rozwoju
osobowości jest warunkiem ewolucji Szarych w kierunku Boga. Odpowiedź na to brzmiała: tak i nie. Bóg
ich kocha i będzie się o nich troszczył. Dokonali wyboru ewolucji, żeby być blisko Niego. Bóg nie pozwoli
im zginąć. Ale wybrali drogę indywidualizacji osobowości. Zaimponowało im życie indywidualności, z
którymi mieli do czynienia i dla siebie pragną takiej samej drogi spełnienia. Koniecznie chciałem
zrozumieć, co dokładnie oznacza “połączenie się z Bogiem". Zadałem Jezusowi pytanie, jak to jest
połączyć się z Bogiem. Odparł mi, że nie wiąże się to z żadną natychmiastową zmianą osobowości.
Podstawowa różnica tkwi w stopniu rozszerzenia percepcji człowieka.
Zapytałem, czy stopienie się z Bogiem to to samo, co osiągnięcie boskiej świadomości czy też
świadomości Boga jako siły odczuwającej życie we wszystkich jego przejawach. Jezus powiedział na to, że
świadomość Boga jest jedna, nieważne w jaki sposób osiągnięta. Albo się Boga postrzega, albo nie. Nie
można postrzegać Boga, nie będąc połączonym z Bogiem.
Zapytałem, czy medytacja może prowadzić do stopienia się z Bogiem. Odparł, że medytacja prowadzi do
celu, ale nie stanowi jedynego, a nawet pierwszego sposobu, w jaki go można osiągnąć. Normalna droga
obejmuje wiele doświadczeń życiowych i wymaga długiego czasu. Medytacja jest wartościowa tylko w tym
sensie, że skraca ów proces. Dotyczy to zarówno ludzi, jak i innych istot.
Powracając do tematu Szarych, zapytałem, czy oni w pełni połączyli się z Bogiem. Jezus odparł, że jeszcze
nie. Nie osiągnęli odpowiedniego stopnia rozwoju osobowości, by w pełni dzielić doświadczenie Boga.
Muszą odmienić swoją sytuację, żeby w pełni złączyć się z Bogiem.
Powiedziałem następnie Jezusowi, że tak do końca nie rozumiem czym jest chrześcijaństwo. Czy nie-
chrześcijanie muszą wierzyć w Jezusa, aby w pełni się rozwinąć? Jego odpowiedź wskazywała na
rozdrażnienie, a był to jedyny raz, gdy widziałem go tak zdenerwowanego. Dość gwałtownie stwierdził, że
nazwa nic nie znaczy. Wszystko zależy od rozwoju osobowości, na który składa się zdolność głębokiego
postrzegania i miłości. Pod tym względem Sidhis są wartościowi, a przecież nie mają nic wspólnego z
chrześcijaństwem. Liczy się rozumienie i miłość Boga. To one są motorem ewolucji.
W tym momencie czuję, że powinienem dodać, iż Jezus nie powiedział mi dokładnie, jak dochodzi się do
miłości Boga, ani nawet kim lub czym Bóg jest. Czułem jednak wyraźny przekaz od Niego, że twierdzenie,
iż jest On cudowny, nie ma nic wspólnego z tym, o czym Jezus mówi. Niestety, przed rozpoczęciem sesji
nie przyszło mi do głowy zapytać o te rzeczy, w związku z czym nie byłem w stanie wymyśleć ich na
poczekaniu, w trakcie sesji (z powodu strukturalnych ograniczeń SRV).
Zapytałem potem, czy Bóg chce połączenia z Szarymi, a Jezus stwierdził, że to Szarzy go pragną. Jest to
największy akt ich wolnej woli. Bóg oferuje możliwość pojednania, ale Szarzy dobrowolnie dokonali
takiego wyboru. Następnie Jezus stwierdził z naciskiem, że przeznaczenie Szarych jest jasne: oni połączą
się z Bogiem (Używane przeze mnie określenia, takie jak “połączenie" czy “stopienie się" (z Bogiem) nie
są ścisłe i wynikają przede wszystkim z ograniczeń językowych. Gdy robię takie odniesienia, mam na
myśli zdolność postrzegania i produktywnego obcowania z wszystkimi poziomami życia, nawet z tymi,
które nie mieszczą się w sferze istnienia fizycznego i subprzestrzennego).
ROZDZIAŁ 19: NIE WSZYSCY SZARZY SĄ RÓWNI.
Kolejna sesja była nie planowana, w tym sensie, że cel nie znajdował się na liście celów. Mój monitor
postanowił, że będzie to sesja w ciemno, monitorowana, przeprowadzana w warunkach Typu 4, gdyż
intuicja podpowiadała mu, że powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej na temat porwań. Ciekawa rzecz,
kiedy stało się jasne, że możemy już bez przeszkód przeprowadzać teleobserwację porwań przez UFO,
zainteresowanie tego typu celem znacznie spadło tak u niego, jak i u mnie. Być może działo się tak
dlatego, że mój monitor pragnął zrozumieć głębsze pobudki kryjące się za porwaniami. Moja własna
nieświadomość podeszła do celu w sposób, który odsłonił nam nowy, nieznany wcześniej aspekt
społeczności Szarych. Sesja ta dała coś więcej niż tylko zrozumienie zjawiska porwań. Pomogła pełniej
zrozumieć niektóre zawiłości społeczeństwa Szarych i odkryć, dlaczego istnieje tak szerokie spektrum
doświadczeń związanych z porwaniami.
Data: 13 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7646/1231
Dane wstępne wskazywały wyraźnie, że znajduję się na planecie z dużym oceanem słonej wody. Moim
początkowym miejscem była powierzchnia wody. W zasięgu wzroku nie było żadnego lądu. Postępując
zgodnie ze wstępnymi procedurami sesji, odkryłem istoty pracujące pod powierzchnią wody. Potem
natknąłem się na podwodną budowlę.
COURTNEY BROWN: “To jakaś budowla. Jest metalowa i wygląda jak komora. Wewnątrz są rury i
podłoga. Na widok tego miejsca przechodzą mnie ciarki. Jest naprawdę dziwne. Lepiej zapiszę to jako
wrażenie estetyczne (A i L). Cała konstrukcja przypomina łódź podwodną. Właściwie jest to całkiem silne
AOL linii sygnału".
“Mam teraz więcej szczegółów... Powierzchnie w środku są głównie metalowe, ale występuje też jakiś
materiał skórzany."
“Wewnątrz budowli przebywają cztery istoty. To chyba ludzie. Badam teraz ich ubrania. Mają ubrania
robocze; podkoszulki bez rękawów, zwykłe spodnie itp.... Z całą pewnością wykonują jakąś ciężką pracę;
pocą się."
MONITOR: “Skup się na ich działalności. Na czym polega ich zajęcie?"
COURTNEY BROWN: “Poczekaj... Ryby. To ma coś wspólnego z rybami. Wszyscy pracownicy są
mężczyznami. Właściwie tak naprawdę nie rozumieją nic z tego, co robią, czy w co są zaangażowani. To
bardzo skomplikowane. Oni pracują jak roboty. Nie są nawet świadomi swego otoczenia".
Monitor nakazuje mi przejść do Fazy 6, gdzie badam czas, w którym się to dzieje. Wcześniej na linii czasu
napotykam na jednostki o normalnym stanie umysłu. Potem cofam się w czasie i namierzam je przed
narodzinami w ciałach fizycznych. Następnie wnikam do umysłów ludzi w budowli, żeby uzyskać bardziej
wyraźny obraz ich stanu umysłowego.
“Ryby znajdują się na zewnątrz budowli, a ludzie się nimi zajmują. Ale wyczuwa się w tym jakiś fałsz. Oni
myślą, że opiekują się rybami, lecz prawdziwy cel ich działalności jest inny. Nie ma bezpośredniego
związku pomiędzy rybami a ludźmi."
“Ludzie ci mogą być jeńcami. Ich własne umysły nie kontrolują ciał. Nie sprawują kontroli ani nad sobą,
ani nad swym otoczeniem."
“Ich umysły sprawiają wrażenie pogrążonych w transie. Pracują gorączkowo, ale ich świadomość o tym nie
wie. Są wykorzystywani. Przypominają niewolników, chociaż może lepszym określeniem byłyby świnki
morskie."
“W porządku, poszerzam teraz widzenie. Wyczuwam obecność istot pozaziemskich. Jest tu bardzo duży
statek ET, mający związek z tymi ludźmi. Istoty pozaziemskie to Szarzy. Statek jest bardzo nowoczesny i
ma wiele technicznych gadżetów. Właściwie technika jest nieco dziwna, w tym sensie, że nie jest aż tak
nowoczesna, by ludzie mieli problemy ze zrozumieniem oprzyrządowania. Nie zawsze odnosiłem takie
wrażenie w przypadku statków Szarych. Tak czy owak, kontrola znajduje się na statku."
MONITOR: “Courtney, skup się na pierwszych kontaktach między Szarymi a ludźmi".
COURTNEY BROWN: “Było to porwanie, przynajmniej w przypadku jednego z tych ludzi. Był on wtedy
bardzo młody. Tak samo mogło to wyglądać w przypadku innych, ale teraz skupiam uwagę na tym
jednym".
“Wygląda na to, że Szarzy mieli do czynienia z tym człowiekiem, kiedy był on jeszcze w fazie prenatalnej.
Idąc za sygnałem, znalazłem jego matkę. Jestem teraz w miejscu, które prawdopodobnie znajduje się na
Ziemi, niedaleko wybrzeża. Szarzy umieszczają płód w łonie. Hmm. To stosunkowo prymitywni Szarzy.
Fizycznie włożyli płód do łona. Do jego wszczepienia nie użyli żadnych skomplikowanych narzędzi. Była to
raczej prymitywna operacja ginekologiczna, jaką ludzie mogli przeprowadzać w odległej przeszłości."
“Ci Szarzy wydają się stać na niższym szczeblu ewolucji. Mają tendencję do popełniania błędów w
stosunkach z ludźmi, bezwiednie ich raniąc. Oni po prostu nie rozumieją. W jakiś sposób są pozbawieni
ludzkiego współczucia."
MONITOR: “Skieruj nieświadomość na koncepcję DNA".
COURTNEY BROWN: “Hmm. Wygląda na to, że eksperymentują z ludzkim genotypem. Ich DNA jest
prawie w stu procentach pochodzenia ludzkiego, ale część jest inna, prawdopodobnie pochodzi od
Szarych".
“Poczekaj. Szarzy uświadomili sobie teraz moją obecność. Dziwne, jak długo to trwało."
“Badam dalej Szarych... Pracują nad niewielkimi zmianami w strukturze genetycznej ludzi. Nowe geny
niekoniecznie pochodzą od Szarych. Równie dobrze mogą być skądkolwiek. Ale zmiany są naprawdę małe i
wybiórcze. To ten sam program genetyczny, który widzieliśmy już wcześniej, ale przeprowadzany na
bardziej prymitywnym poziomie. Być może są to ich próby wstępne."
MONITOR: “Chcesz powiedzieć, że są różne grupy Szarych?"
COURTNEY BROWN: “Nie do końca chodzi o frakcje, ale są różni. Ta grupa jest najbardziej prymitywna
spośród wszystkich grup pracujących z ludźmi. Wykorzystują ludzi jak świnki morskie, żeby obserwować,
jak przebiegają owe małe zmiany genetyczne. Te zmiany są bezpośrednio zorientowane na kontrolę
umysłu i/lub porozumiewanie telepatyczne".
MONITOR: “Po co oni to robią?"
COURTNEY BROWN: “Żeby zmodyfikować ludzki genotyp tak, by na dłuższą metę pomógł im
wyprodukować nowy nośnik Szarych. Właściwie, słowo nośnik ma większy sens niż słowo ciało. Wygląda
na to, że Szarych przede wszystkim interesuje rozwijanie świadomości grupowej w ludzkich genach, tak
jakby zakładali olbrzymi ludzki telefon towarzyski. To wydaje się stanowić bezwzględny priorytet".
MONITOR: “W porządku, zakończmy sesję. Cel brzmi 'natalna / prenatalna łączność między ludźmi a
Szarymi'".
COURTNEY BROWN: “Huh. Skąd się wziął taki cel?"
MONITOR: “To była jedna z moich niespodzianek, żebyś pozostawał czujny".
Komentarz.
Dane z tej sesji wskazały na dwa fascynujące elementy w zjawisku porwań. Po pierwsze, niektóre
porwania nie są tak łagodne jak inne. Nie mam żadnych danych dowodzących złośliwości ze strony
Szarych. Łatwo pomylić niekompetencję ze złośliwością; osoby porwane mogą czuć, że ich spotkanie z
Szarymi jest po prostu złe, dla tych ostatnich zaś może to być bez znaczenia. Wydaje się, że
niekompetencja niektórych Szarych stanowi powód nie najlepszych stosunków, jakie mają oni z ludźmi.
Oni nie robią krzywdy świadomie; rzecz w tym, że przynajmniej niektórzy Szarzy nie umieją obcować z
emocjonalnie złożonymi istotami, jakimi są ludzie. Prawdopodobnie nie widzą niczego złego w swoich
działaniach, które nam kojarzą się z łapaniem do niewoli i eksperymentowaniem na świnkach morskich.
Biorąc pod uwagę, że Szarzy, jakich obserwowałem, odznaczają się pewnym brakiem emocjonalnej
elastyczności, należy przyjąć, iż traktują oni ludzi mniej więcej tak samo jak traktują samych siebie.
Czytelnicy zechcą sobie przypomnieć, że pojęcie jednostkowego samookreślenia jest im zupełnie obce.
Drugi fascynujący element, jaki wyłonił się z tej sesji to fakt, że najwidoczniej istnieją różne kategorie
Szarych obcujących z ludźmi. Moglibyśmy wymienić kategorię (1) prymitywną, (2) rozwiniętą i (3)
superrozwiniętą. (Do czasu tej sesji nie zaobserwowałem jeszcze żadnych superrozwiniętych Szarych, ale
natknąłem się na nich w sesji późniejszej). Szarzy w tej sesji sprawiali wrażenie prymitywnych, ale nie
należy ich mylić z bardzo wczesną odmianą Szarych, którzy żyli we własnym, pierwotnym świecie przed
upadkiem swej cywilizacji. Z tego, co wiem, ci bardzo wcześni Szarzy w ogóle nie mieli do czynienia z
ludźmi.
Czy wszystkie trzy podstawowe typy Szarych obcują ze sobą? Jak się organizują? Kiedy się ma do
czynienia z istotami, które bez najmniejszych trudności technicznych podróżują w czasie, aż korci, aby
wyobrazić sobie ich wszystkich w jednym miejscu. Mogę tylko zgadywać. że ET, którzy osiągnęli wysoki
poziom techniczny, są przyzwyczajeni do takich sytuacji i w końcu ustalą robocze protokoły wzajemnego
porozumienia.
Zakończyłem tę sesję w głębokim przekonaniu, jak wiele, my – ludzie, musimy się jeszcze dowiedzieć na
temat złożoności życia galaktycznego. Nie chodzi tylko o to, by poznać inne społeczeństwa, rozsiane po
całej galaktyce. Musimy również zrozumieć, w jaki sposób różne gatunki i kultury oddziaływują na siebie
na przestrzeni czasu.
ROZDZIAŁ 20: ADAM I EWA.
We wcześniejszym rozdziale relacjonowałem monitorowaną sesję, w której celem byli Midwayerowie. W
czasach wojskowej teleobserwacji, pomysł namierzenia Midwayerów brzmiał jak dobry żart. Ktoś
przeczytał Księgę Urantii, zapis domniemanych rewelacji na temat organizacji życia w subprzestrzeni, i
postanowił przeprowadzić test. W Księdze Urantii Midwayerowie stanowią grupę istot subprzestrzennych,
które żyją i pracują na Ziemi. Nikt w wojsku nie wiedział, czy pomysł ten traktować poważnie. Ale ku
zaskoczeniu wszystkich, wielokrotne próby przeprowadzone w warunkach danych Typu 4 potwierdziły te
informacje. Okazało się, że subprzestrzenne istoty naprawdę istnieją. Odkrycie tych stworzeń wśród
wyższego rangą personelu wojskowego doprowadziło do szeregu problemów związanych z wiarygodnością.
Ludziom pokroju generałów i admirałów było już wystarczająco ciężko wytłumaczyć, że wyszkoleni w SRV
telepaci potrafią policzyć pociski w silosie. Ale przekonać ich, że istnieje grupa niewidzialnych, acz
przyjacielskich ludzików, które chcą pomagać ludziom w ich ewolucji – to przekraczało możliwości
perswazyjne teleobserwatorów.
Pragnę wyraźnie zaznaczyć, że w żaden sposób nie podpisuję się pod Księgą Urantii. Nie wiem, na ile jest
ona prawdziwa. Moje własne badania w tej kwestii wskazują, że duża część zawartych w niej informacji się
potwierdza, choć nie wszystkie. Książka wydaje się zawierać informacje fałszywe poprzetykane
prawdziwymi, a jedne od drugich trudno oddzielić bez rozległych badań teleobserwacyjnych. Przykładowo,
autor rozpisuje się, zaprzeczając możliwości przeszłego życia, co według danych SRV (nie zamieszczonych
tutaj) absolutnie nie jest prawdą.
Tym niemniej, ponieważ dyskusja nad Adamem i Ewą w Księdze Urantii wyraźnie wskazuje na działalność
ET, postanowiliśmy z moim monitorem wciągnąć tę słynną parę na naszą listę celów. Jeżeli książka nie
myliła się w swoich sądach na temat Adama i Ewy, wyjaśniłoby to długofalową interwencję ET w sprawy
ewolucji na Ziemi, a namierzenie takiego celu okazałoby się co najmniej warte zachodu. Był to ryzykowny
strzał w ciemno, w tym sensie, że dysponowaliśmy ograniczonym czasem i zmarnowanie sesji na jakąś
oszukańczą historię byłoby nieodżałowane. Jak się jednak okazało, historia Adama i Ewy w Księdze Urantii
ukazana jest zgodnie z prawdą. Przytaczam tutaj dwie sesje, w których cel stanowili Adam i Ewa. Jedna z
nich została przeprowadzona w warunkach danych Typu 4, a druga w warunkach Typu 1. Drugą sesję
przeprowadziliśmy po to, by znaleźć odpowiedzi na kilka pytań, jakie nasunęły wcześniejsze dane.
Niektórzy Czytelnicy mogą się zastanawiać, czemuż to religijne postaci Adama i Ewy stanowią przedmiot
badań w książce na temat cywilizacji pozaziemskich. Główny powód mojego zainteresowania tym
tematem zasadza się na hipotezie, że wiele ludzkich mitów może mieć podstawy w historii. Nie chodzi o
to, że mity ściśle odpowiadają faktycznemu biegowi wydarzeń, ale że zawierają pewne dane na temat
ludzi i wydarzeń, o których wczesne cywilizacje miały nikłe pojęcie. Badanie mitów przy użyciu
teleobserwacji może czasami wyjaśnić subtelne zależności pomiędzy faktyczną przeszłością a historiami na
jej temat, które przekazywano na przestrzeni wieków. Księga Urantii potwierdza to na przykładzie Adama i
Ewy. Było moim pragnieniem znaleźć taką analogię pomiędzy mitem a rzeczywistością, która mogłaby
pomóc wyjaśnić niektóre kwestie podniesione w literaturze naukowej na temat nagłych zmian w
ewolucyjnej ścieżce ludzkości.
Nie zakładam, że Czytelnikom znana jest historia Adama i Ewy z Księgi Urantii. Nie uważam też, aby było
to konieczne. Wspominam o książce tylko w celu określenia źródła mojego pierwotnego pytania.
Data: 14 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5328/6080
Dane wstępne aż do szkicu w Fazie 3 wskazywały, że początkowo cel wiązał się z zalesionym obszarem w
pobliżu góry. Nad górą znajdowała się szybko poruszająca się konstrukcja.
COURTNEY BROWN: “Dostrzegam jakiś obiekt, który ma związek z energią. Jest szybki i okrągły.
Porusza się po zakrzywionym torze z góry na dół, zmierzając do czegoś, co wygląda jak częściowo
zalesiona góra. Widzę jodłę. Odbieram AOL linii sygnału, że może to być miejsce koło Santa Fe Baldy w
Nowym Meksyku".
“Sam obiekt jest sztuczną konstrukcją. Mocną i estetyczną. Są tu okna i tarasy widokowe. Widzę teraz
pilotów w środku."
“To nie są Szarzy. Poczekaj. Nie są to również Marsjanie. Przypominają ludzi, ale nie współczesnych."
MONITOR: “Skup się na płci".
COURTNEY BROWN: “To są zarówno kobiety jak i mężczyźni. Mają na sobie mundury. Zapiszę
'rozwinięte istoty ludzkie' jako AOL linii sygnału. To chyba ludzie z przyszłości".
MONITOR: “Skoncentruj się na celu".
COURTNEY BROWN: “Ci ludzie są tu dla celów obserwacyjnych. W żaden sposób nie interweniują ani nie
kontaktują się z ludźmi. Zdają raporty bezpośrednio przed Federacją. Nie są też świadomi tego, że ich
obserwuję".
MONITOR: “Co jeszcze widzisz w związku ze statkiem?"
COURTNEY BROWN: “Statek wypełnia głównie aparatura umożliwiająca lot. Jedyny sprzęt medyczny,
jaki się tu znajduje trzymają na wypadek, gdyby coś się stało".
MONITOR: “Wróć do ludzi. Dowiedz się, dlaczego tam są i jak żyją".
COURTNEY BROWN: “Ci ludzie znajdują się na wysokim stopniu rozwoju, ale nie różnią się aż tak bardzo
od nas. Najwyraźniej są wegetarianami. Zaopatrzyli statek w jedzenie w swojej bazie. Żywność pochodzi z
organicznych źródeł wegetatywnych, z ogrodów w przestrzeni kosmicznej i na planetach oraz ze
znajdujących się tam magazynów. Zdobycie jedzenia na Ziemi przedstawia dużo problemów. Kłopoty
wynikają z chorób".
Monitor każe mi przejść do Fazy 6, gdzie na linii czasu umieszczam punkt czasowy celu. Obecny czas sesji
jest bardzo bliski czasowi celu. Zaczynam badać pojęcie czasu w odniesieniu do tych istot.
“Oni nie dysponują możliwością podróżowania w czasie. Nie są tacy jak Szarzy. Odbywają regularne
wizyty obserwacyjne na Ziemi, jednak w porównaniu z Szarymi, nie zajmują się tym regularnie."
MONITOR: “Zaznacz na linii czasu ich pierwszą wizytę".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj. O rany! To dopiero AI! Dostaję mocne AOL linii sygnału Adama i Ewy. Te
istoty bywają na Ziemi i obserwują nas od dłuższego czasu".
MONITOR: “Skup się na ich pierwotnym kontakcie z Ziemią".
COURTNEY BROWN: “Początkowo ludzie ci byli bardzo naiwni, nie-wyszkoleni. Mieli niewielkie
doświadczenie. Właściwie, ich poprzednie ludzkie ciała nie różnią się wiele od tych które mają obecnie.
Wydaje się, że nastąpiły nieznaczne zmiany ewolucyjne. Naprawdę czuję, że to naukowi menadżerowie
albo jacyś inżynierowie".
“Mój umysł wędruje teraz w stronę konkretnej pary. Doznaję bardzo silnego AOL linii sygnalnej Adama i
Ewy. Nie wiem, czy mogę kontynuować sesję przy tak silnym AOL."
MONITOR: “W porządku. Możemy zakończyć sesję. Oto cel: 'Adam i Ewa'".
Parę minut później wciąż czułem, że potrzebuję więcej informacji na temat Adama i Ewy. Chciałem
wiedzieć, kim byli i co robili? Przeprowadziłem więc sesję solo w warunkach danych Typu 1, której celem
był “Adam i Ewa / pierwotna działalność na Ziemi".
Data: 16 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 6957/4096
Dane wstępne wskazywały, że z celem związane jest znaczne przemieszczenie w czasie, stały ląd i parę
budowli, wzniesionych przez człowieka. Temperatury dość wysokie. Towarzyszył mi zapach ludzi.
Słyszałem dźwięk głosów,
Podążając za danymi wstępnymi, zauważyłem, że klimat był przyjemny i zasadniczo suchy. Miejsce
przypominało Bliski Wschód, basen śródziemnomorski. Zauważyłem dwa typy ludzi, o jasnej i ciemnej
skórze.
Niedługo potem poczułem, że w pobliżu miejsca celu znajduje się potężne źródło ogromnej energii. AOL
linii sygnału wskazywało na reaktor nuklearny.
Wraz z myślą o skoncentrowanej energii, pojawiło się poczucie, że niektóre z istot koło tego miejsca być
może nie są szczęśliwe. Otrzymałem AOL linii sygnału o obozie niewolników i represjach. Nie podążyłem
za tą myślą, a AOL nie wróciło już do końca sesji.
Wokół miejsca znajdowały się jakieś niewielkie maszyny, kamienie i budynki. Większość mieszkańców
wydawała się wieść spokojne życie. Nie odczuwało się żadnego kryzysu. Wszystko toczyło się spokojnie,
ale w powietrzu wisiało jakieś napięcie.
Skupiłem się na tym napięciu i zlokalizowałem świetlaną istotę związaną z tym miejscem. Ten ktoś
wyglądał na przywódcę wojskowego. W pobliżu były też inne istoty subprzestrzenne.
Z przywódcą wiązała się myśl, że ostatnio nastąpił rozłam. Z linii sygnału odebrałem AOL wojny. Wybuchł
jakiś gorący spór i wielu ludzi opowiedziało się po jednej ze stron.
Planeta znajdowała się bardzo daleko od cywilizacji, jaką znały owe istoty. Jedna strona uważała, że sami
powinni o sobie stanowić, lekceważąc odległą władzę. Utworzyły się dwa obozy. Obóz mniejszościowy
pozostawał lojalny w stosunku do dalekich władz i wykazał się znaczną dzielnością w stosunkach z drugą
stroną konfliktu. Nastąpił długi okres rezerwy, jako że obie strony zerwały ze sobą kontakty.
Wykonałem następnie operację przemieszczenia, która umieściła mnie trzy stopy od konkretnego celu.
Znalazłem się na czymś, co przypominało plażę nad morzem. Byli tam kobieta i mężczyzna. Trochę dalej
ujrzałem cały szereg innych rozwiniętych i, jak się wydawało, miłych istot.
Skierowałem myśli na umysł mężczyzny. W jakiś sposób czuł się odizolowany. Był samotny, zakochany, ale
nie na sposób szczenięcy. Cechowała go dojrzałość. Gdy skupiłem się na umyśle kobiety, dowiedziałem
się, że spełniała funkcję jakby menedżera. Była bardzo dobrym pracownikiem, a zarazem oddaną żoną. Z
drugiej jednak strony, odczuwała silną potrzebę popychania męża do robienia większej kariery; uważała,
że nie posuwa się naprzód wystarczająco szybko.
Następnie skupiłem się na sytuacyjnym problemie w tym miejscu. Nastąpiło jakieś zakłócenie
subprzestrzeni. Znajdowali się tam desperaci, którzy czuli potrzebę przerwania sprawnego przebiegu
operacji. Kiedy zbadałem pojęcie przywództwa, wyczułem strukturę militarną, a AOL linii sygnału
wskazywało na Bunt Lucyfera. Nie poszedłem za tą myślą, ale miałem wyraźne poczucie, iż miejsce to jest
odległe od centrum władz, a bunt ma przede wszystkim charakter oportunistyczny. Kierując uwagę z
powrotem na kobietę i mężczyznę na plaży, dostrzegłem, że obydwoje byli wyszkoleni i zorganizowani.
Idąc za tym sygnałem, odkryłem, że pracują z miejscowymi humanoidami. Uczyli przedmiotów związanych
z zachowaniem prokreacyjnym i dobieraniem się w pary. Nauczali też praktycznych umiejętności, głównie
po to, by wzbudzić zainteresowanie lekcjami na temat prokreacji. Mieli dobre intencje jako nauczyciele, w
tym sensie, że nie przejawiali żadnej złośliwości, ale ich celem było wychowywanie w innym porządku niż
naturalny.
Skoncentrowałem się na celu ich działalności i odkryłem, że chcieli wykreować nową, unikalną rasę. Nie
mogli po prostu złożyć w banku swoich własnych genów. Planowali raczej przyspieszenie procesów
naturalnych bez wymuszania nadmiernej kontroli nad ewolucją; jednym pociągnięciem chcieli uzyskać
wynik wielu naturalnych mutacji i selekcji.
Problem polegał na tym, że program wymknął się spod kontroli. Przedsięwzięcie od początku zostało źle
zaplanowane. Był to wysiłek o niewielkim nakładzie i bardzo małym lub żadnym nadzorze. Pokładano zbyt
dużo zaufania w jednostkowej lojalności i zdrowym rozsądku. Ludzie zostali ulokowani na prowincji i
stracili intelektualną orientację.
Kiedy skupiłem się na celu programu, odniosłem wyraźne wrażenie, że istoty te bawiły się w Boga. Chciały
w pośpiechu zmienić rzeczy według własnych upodobań. Ale głęboko w ich umysłach czaił się również
strach.
Bały się, że Bóg, pozostawiony sam sobie, może stworzyć istoty od nich większe. W projekcie ich
przedsięwzięcia tkwiła pewna pompatyczność. Napięcie, które potem eksplodowało miało swoją przyczynę
w rysie na pierwotnym planie. Motywacja, leżąca u podstaw przyspieszenia ewolucji była błędna.
Spowodowało to kryzys w zbiorowej świadomości owych istot, tak że pewna ich część wpadła w prawdziwy
nałóg produkowania rozwiniętych istot czujących. Istoty te uległy chorobie i zepsuciu, mijając się z
pierwotnym celem ewolucji. W jakimś sensie chore jednostki chciały przekonać tak siebie, jak i innych o
swojej wartości przez forsowanie ewolucji innych ras w podobnym kierunku. Uważały siebie za końcowy
produkt ewolucji.
Adam i Ewa byli po stronie mniejszości, która pozostała lojalna wobec odległej władzy. Bunt był
krótkotrwały.
Komentarz.
Adam i Ewa byli menadżerami przedsięwzięcia w programie genetycznej korekty ludzi na Ziemi. Nie byli
nagimi, biegającymi po lesie prostaczkami. Mity, które ich otaczają zrodziły się z przeczuć jasnowidzów,
którzy posiadali naturalne zdolności widzenia na odległość, lecz nie potrafili zrozumieć “działalności
pierwszej pary". Świat poznał ich jako założycieli ludzkiej rasy. Myślę, że w pewnym sensie odpowiada to
prawdzie, bowiem ostatecznie byli oni zaangażowani w przedsięwzięcie przebudowy ludzkiego zasobu
genetycznego.
Adam i Ewa nadal żyją, zarówno w subprzestrzeni jak i fizycznie. Prawdopodobnie nie ingerują w
działalność Szarych z powodu zasad Federacji. Przejawiają jednak głębokie zainteresowanie wynikiem
naszej obecnej drogi genetycznej. Oczywiście ich ciała nie wyglądają tak samo jak kiedyś. Ciekawe
jednak, że nie odnotowałem znaczącego postępu ewolucyjnego ich fizycznych form.
Wyraźnie czułem, że coś z nimi jest nie tak, chociaż nie jestem pewien, czy by się ze mną zgodzili.
W każdym razie jedno jest pewne. Genetyczna manipulacja gatunkiem ludzkim nie stanowi novum. Trwa
od bardzo dawna. Co więcej, być może jest jednym z najważniejszych powodów zjawiska, określanego
przez biologów mianem ewolucji przerywanej, w której tor ewolucji dość niespodziewanie obiera nowy
kierunek. Należy przeprowadzić znacznie więcej badań (wykorzystując zarówno teleobserwację, jak i
tradycyjne metody naukowe) w celu potwierdzenia tej wstępnej hipotezy.
ROZDZIAŁ 21: GURU DEV.
W trakcie naszych badań, obydwaj z moim monitorem zaczynaliśmy nabierać przekonania, że w
przedsięwzięciu tym chodziło o coś więcej niż tylko o dochodzenie, kto lata w spodkach. Do lata 1994 roku
otrzymaliśmy metodą SRV potwierdzenie zjawiska porwań, i już dość dobrze poznaliśmy zasadnicze
założenia programu genetycznego Szarych oraz problemy, wobec których stanęli Marsjanie. Po długich
dyskusjach zgodziliśmy się dołączyć kolejne cele. Na naszej liście obok Jezusa znalazły się inne mądre
osoby, mogące dopomóc nam w interpretacji danych. Rozdział ten jest wynikiem spotkania z jedną z
takich postaci, w trakcie przeprowadzonej przeze mnie sesji solo w układzie Typu 1.
Guru Dev był nauczycielem medytacji Maharashiego Mahesh Yogi. Podczas wielu miesięcy moich badań w
zakresie SRV czułem wyraźnie, że muszę zadać Guru Devowi parę pytań. Inni teleobserwatorzy namierzyli
grupę Marsjan, którą nazwali “duchowieństwem". Wydawało się, że Marsjanie ci praktykowali podróże
poza ciało i posiadali zdolności telepatycznego porozumiewania się, a mój monitor uważał, że być może
uprawiają oni Sidhis. Marsjańskie kapłaństwo znajdowało się na naszej długiej liście celów i wiedziałem, że
wcześniej czy później dostanę ten cel do zbadania. Zanim to jednak nastąpi, chciałem zdobyć trochę
informacji na ich temat. Jeżeli uprawiali Sidhis, musiałem o tym wiedzieć, i to szybko. Tak więc, pewnego
ranka latem 1994 roku w Ann Arbor, w stanie Michigan, obrałem za cel Guru Deva. Jako że była to sesja
solo, relacjonuję ją w formie narracji, omijając w ten sposób niemal cały żargon protokołów SRV.
Data: 24 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3745/4021
Dane wstępne wskazywały na energię, ląd i coś, co zostało wykonane przez człowieka.
Najpierw zarejestrowałem kolory: niebieski, biały i brązowy. Powierzchnie były przestronne. I znowu,
podobnie jak we wszystkich rodzajach sesji, niezależnie od typu danych, nie miałem pojęcia, jak dotrę do
Guru Deva czy w jakim znajdę go otoczeniu. Protokoły SRV ustanowiono po to, by zmusić do
podejmowania decyzji nieświadomość. Można powiedzieć, że mój świadomy umysł, biernie uczestniczył w
tej przejażdżce.
Panowała przyjemna temperatura. Zacząłem odczuwać słodki smak i słyszeć dźwięki muzyki hinduskiej,
zwanej Gandarvą. W “powietrzu" subprzestrzeni unosił się delikatny zapach kadzidła. Zacząłem chichotać
pod nosem: wyglądało na to, że Guru Dev przygotowuje scenę.
W miarę jak posuwałem się z protokołami, znalazłem się w miejscu, które przypominało bardziej
subprzestrzeń niż wymiar fizyczny. Topografia sprawiała wrażenie regularnie ukształtowanej, z
pochyleniami i dziurami, niczym baseny odpływowe wzdłuż plaż Afryki Wschodniej. Ale nie było wody. Nad
głową ujrzałem niebo.
Nieco z boku mojego pola widzenia, patrzyła na mnie świetlana istota. Zobaczyłem, że jest to mój cel i
przybliżyłem się. Czułem, że to naprawdę jest Guru Dev. Czekał na mnie.
Zanim wdałem się z nim w rozmowę, rozejrzałem się dookoła. Uważnie obserwowałem otaczające mnie
środowisko. Było dosyć kolorowe i złapałem się na tym, że to miejsce wydaje mi się dziwne. Ogólna
atmosfera była bardzo przyjemna, ale nigdy przedtem nie wyobrażałem sobie miejsca, które byłoby tak
fizyczne i subprzestrzenne zarazem. Z całą pewnością było to miejsce o specjalnym znaczeniu, chociaż do
dzisiaj nie wiem, gdzie się znajdowało.
Kiedy ponownie skierowałem swoją uwagę na Guru Deva, zauważyłem, że owinięty jest białym
materiałem. Właściwie nie był to idealnie biały kolor. W rzeczywistości, szata mieniła się wieloma
odcieniami świetlnych barw. Telepatycznie przekazałem mu, że mam parę pytań. Wydawał się o tym
wiedzieć i dał mi do zrozumienia, że mogę zaczynać.
Pozostając w granicach protokołów SRV, zapytałem Guru Deva, czy istnieje kapłaństwo Marsjan.
Odpowiedź była jasna: tak, istnieje. Zapytałem następnie, czy ich kapłani uprawiają Sidhis. Najwyraźniej
nie. Natychmiast zadałem pytanie, jaki kult uprawiają. Interesująca rzecz. Guru Dev zasugerował, że
powinienem dowiedzieć się tego od nich samych. Uważał, że powinienem doświadczyć tego bezpośrednio.
Zapytałem potem Guru Deva, czy członkowie rady Federacji uprawiają Sidhis. Wyczułem, że w tym
momencie spoważniał i poinformował mnie, że robią coś podobnego, ale niezupełnie jest to Sidhis.
Praktykują coś, co odpowiada ich poziomowi i doświadczeniu.
Kontynuując, zapytałem Guru Deva, czy medytacja Sidhis przydałaby się w kursie dyplomacji dla ludzkich
przedstawicieli rady Federacji. Na to pytanie otrzymałem jednoznaczną odpowiedź. Guru Dev z naciskiem
odparł:
tak. Rzeczywiście, ćwiczenie Sidhis bardzo pomoże ludziom w ich kontaktach z członkami rady Federacji.
Otrzymałem coś w rodzaju ostrzeżenia, że nie powinniśmy zawracać głowy Federacji, przysyłając do
kwatery głównej byle kogo. To tak jakby Stany Zjednoczone wysłały niewyszkoloną osobę, aby została
ambasadorem w Moskwie. Nikt nie brałby takiego człowieka serio, a Rosjanie zaczęliby się w końcu
zastanawiać, czy Amerykanie są poważnym narodem. Do izb Federacji ludzie muszą wysłać
reprezentantów, aktywnie zaangażowanych w swój własny przyspieszony rozwój świadomości. Dojrzali i
szybko ewoluujący przedstawiciele ludzkości będą w stanie godnie przemówić w imieniu obywateli Ziemi.
Zapytałem następnie Guru Deva, czy widzi on jakieś problemy związane z wykorzystywaniem SRV jako
sposobu porozumiewania między reprezentantami a radą Federacji. Odparł, że ta metoda komunikacji nie
jest optymalna i zmieni się, w miarę dojrzewania ludzkiego społeczeństwa. Na razie jednak to jedyny
możliwy sposób.
W tym momencie zabrakło mi pytań. Po prostu spojrzałem na niego i zapytałem, czy ma dalsze uwagi. On
również spojrzał na mnie, a właściwie we mnie. Był spokojny, bardzo, bardzo spokojny. Podziękowałem
mu i zakończyłem sesję.
Komentarz.
Po tej sesji nabrałem pewności, że jestem w stanie opracować ogólny kurs dla dyplomatów, którzy będą
reprezentować w Federacji ludzkie interesy. Ludzie nie są jeszcze pełnymi członkami Federacji, ale mając
dobrze wyszkolonych dyplomatów moglibyśmy pokusić się wkrótce o utworzeniu oficjalnego
przedstawicielstwa. Opracowany przez siebie kurs dyplomacji galaktycznej nakreśliłem w ogólnych
zarysach w jednym z kolejnych rozdziałów.
ROZDZIAŁ 22: BÓG.
Muszę coś wyznać moim Czytelnikom: ani ja, ani mój monitor nie potrafiliśmy ominąć tego tematu. Przez
długi czas staraliśmy się trzymać z dala od zagadnień religijnych. Ale gdzie byśmy nie spojrzeli, pojawiała
się idea ewolucji w kierunku pewnego centralnego punktu. Co więcej, motywy religijne nakładały się na to
co, jak myśleliśmy, stanowiło tylko zagadnienie ET.
Wcześniej, monitor mój nie miał odwagi, by za cel sesji SRV obrać Boga. W końcu jednak nabrał śmiałości
i w ciemno dał mi zestaw liczb współrzędnych i monitorował sesję, której cel stanowił Bóg.
Okazało się jednak, że pojęcie Boga jest tak złożone i szerokie, że bezpośrednie informacje na Jego temat
nieświadomość może przekazać naszemu świadomemu rozumieniu jedynie za pomocą metafor i
przykładów. Najwyraźniej Bóg nie jest starcem z długą białą brodą siedzącym na tronie w pałacu.
Zachęcam Czytelników, aby wykazali cierpliwość zapoznając się z wynikami jakie otrzymaliśmy. Inni
teleobserwatorzy będą pracować nad tym celem w niedalekiej przyszłości i nasza wiedza o Nim zapewne
wzrośnie. Na razie jednak wszystko co mamy to sesja, którą prezentuję poniżej.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3590/6110
Dane wstępne wskazywały, że początkowo cel związany był ze sztucznymi konstrukcjami i płynem.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory: brązowy, niebieski i biały. Jest błotniste, brudno i miękko. Ciepło.
Czuję smak soli. Unosi się zapach spalenizny, gryzący, podobny do dymu. Słyszę jakąś maszynerię".
Naszkicowałem konstrukcję koło zbiornika wody.
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4". (Przez pozostałą część sesji mówił bardzo niewiele.)
COURTNEY BROWN: “W porządku. Dostrzegam Szarego – a właściwie wielu Szarych. Tutaj dzieje się coś
niezwykłego. Ci Szarzy to chyba wcześni Szarzy. Ich oczy są nieco mniejsze, a skóra na twarzy trochę
dziobowata. Mają genitalia. Pracują".
“O rany. Właśnie uchwyciłem wrażenie emocjonalne. Oni są w rozpaczy. Panuje ogromny strach i poczucie
desperacji. Odbieram od nich mieszaninę emocji. Są przekonani, że “świat się wali". Czuję wyraźnie, że
ten moment swej historii uważają za koniec swojego świata. Nie ma wątpliwości, że nastąpiła tu
katastrofa."
“O Boże, żal mi tych istot. Zapisuję to jako własne wrażenie estetyczne i idę dalej."
“O rany, tutaj panuje prawdziwe piekło. Następuje gwałtowny rozpad ekosystemu ich planety, a oni nie
potrafią sobie z tym poradzić. Toczy się powszechna walka. Tak, toczą się jakieś wojny. Nie takie jak u
ludzi, ale jednak wojny."
“Trwa wojna biologiczna. Odbieram poczucie pustki."
“Właśnie doznałem nagiego przemieszczenia w czasie. Do przodu. Nie wiem dlaczego. Kontynuuję."
“Jestem teraz w opuszczonym świecie. Wydaje się, że w pobliżu było trochę wody, ale wyschła. Znajduję
się na lądzie. Szarzy odeszli z powierzchni planety. Są tu podziemne mieszkania. Szarzy przenieśli się do
podziemi. Walki ustały, a wojujące strony ogłosiły rozejm. Teraz w gorączkowym tempie chcą ulepszyć
technikę. Ostatecznie pragną przenieść całą planetę."
“O rany. Na swoim poziomie cywilizacyjnym oni są pozbawieni możliwości rozwoju. Badają swą zasadniczą
naturę. To właśnie wtedy zaczęli modyfikować strukturę swoich genów."
“Poznali nowe sposoby generowania energii, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej. Są również bliscy
wynalezienia subprzestrzennego transportu. Szukają jakiejś ucieczki z tej sytuacji i świata, w jakim się
znajdują."
“Szarzy żyją teraz pod ziemią i odczuwają ogromną chęć ujrzenia światła. Tu na dole nie ma żadnego
naturalnego źródła światła, więc naukowcy badają 'światło wewnętrzne'. Odkrywają nowy wszechświat w
subprzestrzeni, czysty i pierwotny, gdzie, jak się wydaje, cywilizacje są lepsze i bardziej zrównoważone niż
ich własna. Są przekonani, że poprzez ucieczkę do tego innego wymiaru, uda im się pozbyć swych
fizycznych bolączek. Że nie dotkną ich wcześniejsze kłopoty. Popełnili błąd, sądząc iż ich podstawowy
problem leży w ich fizycznym istnieniu i inne wymiary uwolnią ich od wszelkich trosk. Odnoszę wrażenie,
że oni chcą uciec do subprzestrzennego nieba."
“W porządku. Coś nowego. Obserwuje mnie teraz ten sam stary, mądry Szary, który pojawiał się w wielu
moich sesjach. Ale nie uczestniczy czynnie w sesji. Po prostu patrzy."
“Skupiani się teraz na planie ucieczki. OK. Początkowo panuje euforia. Widać tu wielki postęp duchowy.
Ale oni zabrnęli w ślepą uliczkę. Przypominają kulturystę, który ćwiczy mięśnie tylko jednej nogi czy ręki,
podczas gdy druga jest w atrofii."
“Istoty te są teraz nieszczęśliwe. Widzą u innych rozwiniętych istot szczęście i spełnienie, którego im
brakuje. Uważają, że nie ma dla nich innego wyboru jak ruszyć w długą i niebezpieczną (z ich punktu
widzenia) podróż do własnej przeszłości. Ale zobowiązują się nie wracać do swego poprzedniego stanu.
Boją się przeszłości . Nie dadzą się już złapać w ewolucyjną pułapkę."
“Mam wrażenie, że genetyczne przedsięwzięcie tych istot stanowi nowy rodzaj bardzo długiego exodusu.
Przypominają mi się Izraelici na pustyni podczas długoletniej ucieczki z Egiptu."
“Skupiam się teraz na pojęciu rasy / przeznaczenia." Jednosekundowa przerwa. “Właśnie przeniosłem się
w czasie do przodu. O rany! Co to jest?"
“Poczekaj. Jakie piękne istoty! Nie do wiary! Całe to miejsce przepełnia mnie mnóstwem wrażeń
estetycznych. To niesamowite! Ci Szarzy z przyszłości wyglądają prawie tak jak ludzie, a jednocześnie są
inni od wszystkich ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem."
“Oni mają zdolności telepatyczne. Ale to nie wszystko. Nauczyli się kochać. To podstawowe uczucie na
jakie kładli nacisk w swoim genetycznym przedsięwzięciu. Istoty te wypełnia przytłaczająca miłość. Tę ich
potrzebę spełnia teraz elektrochemiczna maszyneria."
“Odbieram AOL Jezusa. Nie w takim sensie, że Jezus jest tu obecny, ale tak jakby cała planeta była pełna
Jezusów. Główna różnica polega na tym, że kiedy dokonywałem teleobserwacji Jezusa, miał on poczucie
panowania czy władzy, podczas gdy ci Szarzy po prostu emanują miłością, bez tego dodatkowego
elementu."
“Widzę tu mężczyzn i kobiety. Nie są pozbawieni płciowości. Są bardzo zdrowi, a kobiety rodzą same (to
znaczy nie ma narodzin w zbiornikach). Ludzie ci stoją na wysokim szczeblu rozwoju ewolucyjnego i są
duchowo zjednoczeni."
MONITOR: “W porządku, Courtney, możesz teraz zakończyć sesję. Tak na marginesie, to jedna z
najpiękniejszych sesji, jakie słyszałem w twoim wydaniu. Przeprowadzona z niesamowitą werwą. Co o tym
myślisz?"
COURTNEY BROWN: “Prawdę mówiąc było bardzo ciekawie. Ale nie mam pojęcia, co mogło być celem.
Nie wyglądało to na żaden cel z naszej pierwotnej listy. Co to było?"
MONITOR: “Oczyszczalnia ścieków w Fort Meade, w Maryland".
COURTNEY BROWN: “Dobra, dobra. Co to było?"
MONITOR: “Bóg".
COURTNEY BROWN: “Co?"
MONITOR: “Bóg. Taki był cel".
Komentarz.
Moim zdaniem, Bóg może mieć wiele postaci, które, na swój sposób, możemy tylko częściowo poznać w
danym czasie. Nasza zdolność rozumienia każdej postaci Boga zależy od poziomu ewolucji w kierunku
tego, co niektórzy nazywają “świadomością Boga".
Wydaje się, że Bóg jest istotą czującą i że dosłownie istnieje w każdej formie ewoluującego życia i w
każdym innym miejscu. Tak jakby czerpał On radość z tworzenia materii i życia z własnej substancji, a
potem przeżywania tego życia poprzez doświadczenia różnych gatunków. Sesja ta pozostawia otwartą
kwestię, w jaki sposób Bóg stworzył sam siebie w pierwszej chwili kreacji.
Jedną z charakterystycznych cech Boga wydaje się być objawiająca się na różne sposoby inteligencja.
Inteligencja może być świadoma, w sensie myślenia, ale też, z naszego punktu widzenia jako
obserwatorów, automatyczna, co przejawia się w automatycznej naturze naszego systemu
odpornościowego czy w kosmicznym tańcu gwiazd.
Inteligencja ta wyłania się w formie fragmentarycznej w postaci żywych i myślących istot. Kiedy już się to
stanie, żywe stworzenia, po osiągnięciu pewnego progu samoświadomości, zaczynają odczuwać pragnienie
połączenia się ze swoim źródłem. Dziwną rzeczą jest to, że owe żywe istoty początkowo wydają się być
zupełnie nieświadome, że dosłownie powstały z substancji źródła. Tak więc mniej rozwinięte stworzenia
wydają się nie rozumieć, że bać się Boga znaczy tyle samo, co bać się samego siebie. Jednak ewolucję
istot czujących ostatecznie określa się w kategoriach ich zdolności do odkrywania związku między
pierwotnym źródłem Boga a własną jaźnią. Kiedy to następuje, motywem przewodnim staje się miłość.
Można kochać samego siebie i wszystkich pozostałych, ponieważ wszystko inne utkane jest z tego samego
materiału. W jakiś sposób, miłość jest motywem Boga, klejem, który spaja wszechświat. Ale tylko wysoko
rozwinięte istoty zdają sobie sprawę z pełnego zasięgu rzeczywistości.
Nie twierdzę, że wiem, dlaczego miłość jest spoiwem wszechświata. O miłości jesteśmy skłonni myśleć jak
o uczuciu bzdurnym. Z moich sesji SRV, dotyczących wysoko rozwiniętych istot, wynika, że ludzkie pojęcie
miłości jest bardzo prymitywne, ale naprawdę nie znam żadnego innego słowa, które mogłoby oddać to,
co odczuwam. Cokolwiek oznacza miłość dla tych rozwiniętych istot, nie jest ona bzdurna. Idzie w parze z
jasnym myśleniem i efektywnymi czynami. Można im tylko pozazdrościć wspaniałego życia.
Ponieważ miłość jest przyjemna, uważam, że mamy dużo szczęścia. Z moim ograniczonym rozumieniem
egzystencji, nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego Bóg nie miałby odczuwać innych emocji –
nawet nienawiści – jako uniwersalnej stałej, poza tym, że mogłoby się to skończyć samozagładą istnienia.
Jestem pewien, że istnieje ważny powód dominacji miłości. Po prostu go nie znam. Ale mam pewną
wskazówkę.
Wydaje się, że Bóg doświadcza istnienia poprzez swoją kreację. Ponieważ wszystko powstaje z substancji
Boga, nasze uczucia i doświadczenia są jego udziałem. W jakimś prymitywnym sensie, jesteśmy niczym
komórki w nieskończenie wielkim ciele, a owo nieskończenie wielkie ciało doświadcza wszystkich aspektów
istnienia każdej komórki. Miłość jest przewodnim motywem wszechświata, ponieważ dla Boga jest
naturalną rzeczą kochać samego siebie (cokolwiek to znaczy), nie na zły, lecz zdrowy, konstruktywny i
ekspansywny sposób.
Proszę zauważyć, że w trakcie mojej sesji Szarzy okazali się wysoko rozwiniętymi istotami, przepełnionymi
uczuciem miłości, co było dla mnie nieco przytłaczające. Ale zwróćcie, proszę, uwagę, że Szarzy nie
rozpłynęli się na powrót w swoim źródle ani nie przestali istnieć, kiedy zdali sobie sprawę, iż stanowią
część większej istoty. Stali się raczej podobni Bogu w jego najskrytszej natu-rae i nadal przejawiali się we
wszechświecie jako oddzielne jego fragmenty.
Wnioskuję z tego, że Bóg nie nosi się z zamiarem zniszczenia różnorodności, naturalnej przy jego rozległej
jaźni. Wydaje się raczej, że plan Boga zakłada dalszą ekspansję wszechświata, pełnego małych
oczyszczonych cząstek Boga.
Co więcej, proces ewolucyjny może nie mieć końca. Dlaczego miałby się skończyć? Jeżeli wszystko
stanowi cząstkową manifestację Boga, czemu Bóg miałby chcieć przerwać ekspansję własnego istnienia?
Czyż nie ma większego sensu stwierdzenie, że będzie On chciał wzrastać w swej różnorodności przez cala
wieczność?
Są to jedynie spekulacje. Ale opierając się na wszystkich swoich obserwacjach SRV, nie dostrzegam we
wszechświecie niczego, co miałoby wskazywać, iż Bóg planuje zakończyć swą działalność. Ostatecznie
najbardziej rozwinięte istoty wiedziałyby coś na ten temat. Doprowadziłoby to do ogólnej frustracji i prób
przeciwstawienia się planowi Boga. Byłoby to jak rak, prowadzący do ogólnych tendencji samobójczych.
Nigdzie jednak nie widzę oznak takiego zjawiska. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę istoty usiłujące się
doskonalić, znaleźć znaczenie istnienia. I zawsze napotykam rozwinięte istoty, których życie opromienia
intuicyjne poczucie miłości, a nie panika, będąca nieuniknioną konsekwencją strachu przed śmiercią.
Myślę, że Bóg ma zamiar zatrzymać nas na zawsze. Wniosek ten opieram na swych obserwacjach.
Dostrzegam, że my sami stanowimy przejaw Boga w bardzo realnym sensie. Być może obecnie jesteśmy
prymitywni w porównaniu z niektórymi bardziej rozwiniętymi istotami we wszechświecie, ale znajdujemy
się na ścieżce prowadzącej w górę, a nasza walka na śmierć i życie w fizycznej egzystencji wytwarza w
nas silne pragnienie zrozumienia istoty swej natury, kierując tym samym naszą uwagę w kierunku źródła,
a ostatecznie w kierunku naszych jaźni w kosmicznym lustrze.
Szczerze mówiąc, nie dowiedziałem się dużo więcej na temat Boga. Podejrzewam, że z radością będę
podejmował próby zgłębienia tego problemu w najbliższej przyszłości. Żywię szczerą nadzieję, że
tajemnice Boga są nieskończone, bo gdybym czuł, że wiem wszystko o Bogu, a zatem i o sobie, jaki sens
miałoby dalsze życie? Teraz jednak przypominam sobie, że naprawdę nie mam pojęcia, jakie niespodzianki
przyniesie dzień jutrzejszy.
ROZDZIAŁ 23: KAPŁAŃSTWO MARSJAN.
Dawno temu, kiedy wojskowi teleobserwatorzy zaczęli śledzić tor statków marsjańskich przylatujących z
Czerwonej Planety na Ziemię, zauważyli grupę Marsjan, która odgrywała wyjątkową rolę w marsjańskim
społeczeństwie. Wyglądali na lekarzy albo szamanów. Cieszyli się ogromnym szacunkiem i, co mogło
wydać się dość złowrogie, zdawali się posiadać zdolność odrywania swej subprzestrzennej postaci od ciała
fizycznego, pozwalającą im uczestniczyć w zebraniach podobnych im istot. Prawdę mówiąc, wystraszyło to
armię amerykańską.
W końcu zbadałem te tajemnicze istoty, które w kręgach teleobserwatorów uzyskały przydomek
marsjańskich kapłanów. (Guru Dev powiedział mi, że nie uprawiają oni Sidhis, ale poza tym nie
wiedziałem nic na ich temat.) Sesja ta była monitorowana w normalnych warunkach Typu 4.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8711/3454
Dane wstępne sugerowały, że cel znajduje się na suchym lądzie i w sztucznych budowlach.
COURTNEY BROWN: “Widzę czerwienie i brązy. Teren wydaje się piaszczysty i kamienisty. Jest zimno,
zimno, zimno. Wygląda to na Marsa. Pozwól, że zapiszę to jako AOL".
“Jestem w szkicu Fazy 3. Widzę jakieś niskie pagórki, niewielkie obniżenie terenu z przodu i z mojej
prawej strony oraz jakiś kanał przebiegający ukośnie przez środek. Może koryto rzeki lub coś w tym stylu.
Czy mam sprawdzić wodę?"
MONITOR: “Po prostu przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Jestem teraz w matrycy. Widzę dużo skał, czerwonych skał. To
zasadniczo płaski obszar, to znaczy nie ma stromych gór. Nie ma tu powietrza. Na ogołoconej powierzchni
brak oznak jakiegokolwiek życia. To bardzo surowe środowisko. Właściwie czuję teraz trochę powietrza.
Jest bardzo rzadkie i suche".
“Muszę dodać, że miejsce to jest surowe i bardzo piękne, ale raczej dla wycieczkowicza."
“Dostrzegam teraz jakieś istoty. To nie są Szarzy. Prędzej Marsjanie. Zapisuję to jako AOL linii sygnału.
Widzę kobiety i mężczyzn. Są bardzo chudzi, drobni i mają trochę wiotkich włosów. Spróbuję teraz ustalić
ich miejsce. Poczekaj."
“Są w pomieszczeniach. Znajduję się teraz w jednym z nich. Miejsce to nie jest zbyt nowoczesne. Widać tu
rzeczy niezbędne do przetrwania. Te mieszkania znajdują się pod ziania. Co mam robić?"
MONITOR: “Skup się na władzy".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Te istoty mają prymitywną strukturę organizacyjną. Nie uczestniczą
na szeroką skalę w polityce. Panuje tu chyba hierarchia klanowa. Starsi cieszą się szacunkiem i sprawują
władzę. Warunki przetrwania nie pozwalają na tworzenie mechanizmów demokracji. To hierarchiczna,
apodyktyczna struktura. Szczebel sprawowanej władzy uzależniony jest od zdobytego doświadczenia oraz
głosowania wśród starszej elity".
MONITOR: “Spróbuj dowiedzieć się czegoś na temat ich religii".
COURTNEY BROWN: “Odbywają się tu praktyki religijne. Cementują one społeczeństwo, zważywszy na
trudne warunki fizycznej egzystencji. Dzieci potrzebują religii, podobnie matki. Jednak starszyzna nie jest
do niej przekonana. Ale wypowiadają frazesy, żeby wspierać innych, a także w nadziej, że pomoże to
podtrzymać tradycje. Tak więc religia w jakimś stopniu pomaga każdemu, tyle że na różnym poziomie".
“Skupiam się teraz na kwestii przywództwa religijnego, gdyż czuję sygnał z tego kierunku. Oni
przypominają księży lub zakonników. Stoją na szczycie społecznego słupa totemicznego. Czuję, że
używają symboli i magii. Mają prymitywne, lecz prawdziwe rozumienie, że istnieje coś więcej niż sfera
fizyczna. Odnoszę wrażenie, że pod pewnymi względami przypominają irańskich mułłów, zwłaszcza jeżeli
chodzi o organizację wewnętrzną. Mają wpływ zarówno na rząd, jak i na społeczeństwo.
Ale wydają się być bardziej szamanami aniżeli rozwiniętymi duchowo istotami."
“Podążam za kwestią ich magii. Poczekaj. Są tu przedmioty, jak totemy czy fetysze. Tak, wyglądają jak
totemy z Afryki Zachodniej. Praktykują również wychodzenie z ciała, co wydaje się wzmacniać ich
wierzenia religijne. Wygląda na to, że jeden z takich księży właśnie zorientował się, że go obserwuję."
MONITOR: “Zlokalizuj przywództwo religijne".
COURTNEY BROWN: “Oni są wszędzie, lecz pozostają w ukryciu. Spełniają również rolę aparatu
bezpieczeństwa. Przy użyciu własnego wywiadu szpiegują innych, by utrzymać kontrolę nad masami".
“To ciekawe. Pozwól, że sprawdzę granice kontroli tego przywództwa. Czekaj... Istnieją dwie warstwy
społeczne. Przywódcy religijni sprawują kontrolę nad niższą z nich. Biurokratyczno-techniczna hierarchia
toleruje ich, gdyż nie ma obecnie żadnej innej zastępczej struktury wiary dla mas."
“Jeżeli chodzi o ich miejsce pobytu, są również na Ziemi. Poczekaj... to interesujące. W czasie
przeprowadzki z Marsa na Ziemię wywiązuje się walka. Na Ziemi Marsjanie mogą całkowicie opuścić
swoich przywódców religijnych."
“To autentyczna walka o utrzymanie marsjańskich tradycji. Oni obawiają się zniszczenia tradycji, która
powoduje, że są tym kim są, to znaczy Marsjanami."
MONITOR: “Dowiedz się, co dla przeciętnego kapłana oznacza wyjście poza ciało".
COURTNEY BROWN: “Dobra, daj mi chwilę... Podobnie jak ludzie, mają trudności z działaniem między
dwoma poziomami, fizycznym i subprzestrzennym. Subprzestrzeń używana jest do porozumiewania się,
chociaż kapłani porozumiewają się też fizycznie. Stan wyjścia poza ciało służy wzmacnianiu jedności stanu
kapłańskiego oraz utrzymywaniu pospólstwa w bojaźni. Pomaga również wzmocnić poczucie odrębności w
odniesieniu do tradycji ludzkich. Zdaje się nauczają, że stan ten jest specyficzną zdolnością ich gatunku.
Wiedzą, że to nieprawda, ale pozwala im to kontrolować masy".
MONITOR: “A co z symbolami przywództwa?"
COURTNEY BROWN: “Widzę je teraz. Zrobię rysunek... Zabawne, to chyba ten sam symbol, co na
mundurach Szarych, którzy dawno temu przyszli na ratunek Marsjanom. Ciekawe, skąd to mają?"
MONITOR: “Skup się na spotkaniach ludzi i Marsjan".
COURTNEY BROWN: “Kapłaństwo Marsjan jest raczej prymitywne. Chyba nie lubią nas – ludzi. Chcą
odizolować swoją ludność na Ziemi. Hmm. Wygląda na to, że są zdenerwowani przebiegiem wydarzeń,
nad którymi tracą kontrolę".
“W porządku, mam coś. Spotkanie nastąpi wkrótce. Będzie to spotkanie z biurokratyczno-techniczną
hierarchią, a nie z duchowieństwem. Odnoszę wyraźne wrażenie, że ta hierarchia nie chce, abyśmy mieli
do czynienia z kapłanami, gdyż nie sprzyjałoby to dobrym stosunkom między ludźmi a Marsjanami. Dla
luda kontakt z duchowieństwem marsjańskim oznaczałby tyle, co spotkanie Marsjan z papieżem, zamiast
z ONZ."
MONITOR: “W porządku, Courtney, dobra robota. Zakończ sesję".
COURTNEY BROWN: “A celem było...?"
MONITOR: “Marsjańskie duchowieństwo".
Komentarz.
Sesja ta dostarczyła odpowiedzi na szereg pytań, które od jakiegoś czasu nurtowały teleobserwatorów. Po
pierwsze, duchowieństwo nie stanowi oficjalnego aparatu władzy w społeczeństwie Marsjan. Nie wiem, w
jakim stopniu konkurencyjne w stosunku do siebie duchowieństwo i świecka biurokracja podzieliły
społeczeństwo. Intuicyjnie czuję, że wpływy wśród mas przechylają się bardziej w kierunku przywódców
świeckich, ale ci ostatni nadal nie mogą ignorować duchowieństwa.
W tym punkcie moich badań, dysponuję jedynie tym szkicem podwójnej władzy w społeczeństwie
Marsjan. Jednak wydaje się oczywiste, że istnieją dwa odrębne poziomy mas oraz że dominująca strefa
wpływów duchowieństwa sięga warstwy niższej. Pozostaje dla mnie niejasne, co określa obydwie warstwy.
Nie wygląda na to, by kryterium stanowiło bogactwo. Jest to jakiś inny czynnik. Mógłbym w tym miejscu
spekulować, że o przynależności do danej warstwy decyduje wykształcenie, ale mogę się mylić, jako że
nie ma powodu, by Marsjanie odmawiali równego prawa do wykształcenia wszystkim członkom swojego
społeczeństwa, zważywszy na konieczność przygotowania wszystkich do ostatecznej (przynajmniej
teoretycznie) migracji na Ziemię.
ROZDZIAŁ 24: INCYDENT W ROSWELL.
Doniesienia w środkach masowego przekazu sugerowały, jakoby w okolicach Roswell, w Nowym Meksyku,
doszło w 1947 roku do katastrofy latającego spodka, którego pasażerowie – kosmici zostali wzięci do
niewoli przez armię amerykańską. Niektórzy twierdzili, że co najmniej jeden przybysz, zanim zmarł z
niewyjaśnionych przyczyn, przez długi czas przetrzymywany był jako więzień w bazie wojskowej, oraz że
przynajmniej jeden statek przewieziono do laboratoriów wojskowych w celu dokonania jego badań.
Będąc w wojsku, mój monitor próbował kiedyś dowiedzieć się z wojskowych źródeł, czy Incydent w
Roswell rzeczywiście miał miejsce. Największy problem polegał na tym, że nie można było znaleźć ciał
kosmitów ani ich statku. Jednak bardzo wielu ludzi na terenie Nowego Meksyku, a także niektórzy
wojskowi wydawali się całkiem szczerzy, przywołując na pamięć ów incydent. To go zaintrygowało.
W końcu, wojskowym teleobserwatorom przydzielono zadanie zbadania Incydentu w Roswell. Początkowo
nie wszystko szło dobrze. Kiedy teleobserwatorzy badali wydarzenie, zobaczyli nie statki, lecz świetlne
kule, krążące nisko po niebie. Dało się jednak odczuć obecność istot pozaziemskich, co sugerowało, że w
jakiś sposób były one w incydent zamieszane.
Po przełomie, jaki nastąpił w przypadku porwań, postanowiliśmy z moim monitorem dodać do naszej
długiej listy celów Incydent w Roswell. Logika podpowiadała, że skoro istoty pozaziemskie zmieniły zdanie,
pozwalając nam zobaczyć, co działo się podczas porwań, zapewne zmieniły też zdanie co do innych rzeczy.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7633/4128
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z płaskim, suchym lądem i sztucznymi budowlami.
COURTNEY BROWN: “Widzę głównie odcienie brązu. Powierzchnie są piaszczyste, zalesione. Wieje wiatr.
Ciepło. Gdziekolwiek się znajduję, to miejsce jest piękne. Naszkicuję je teraz w Fazie 3". Mój monitor każe
mi się przemieścić na pozycję pięciuset stóp nad celem.
“W porządku, to miejsce jest piaszczyste i skaliste, całkiem suche, ciepłe i gorące. Narysuję jeszcze jeden
rysunek w Fazie 3."
Szkicuję rysunek konstrukcji w powietrzu oraz innej konstrukcji na ziemi. Szkicuję też niektóre ważniejsze
cechy topograficzne. Monitor każe mi wykonać operację przemieszczenia, przenoszącą mnie do
konstrukcji, która znajduje się w powietrzu.
“Dominują kolory czarny i zielony oraz lśniące i czyste, wypolerowane, gładkie powierzchnie. Słyszę glosy.
Toczy się rozmowa, ale nie wiem o czym. Miejsce wydaje się bardzo ruchliwe. Bardzo gęsto zorganizowane
na małej powierzchni, ciasno upakowane."
Rysuję kolejny szkic wnętrza konstrukcji, potem monitor sugeruje, żebym przeszedł do Fazy 4 protokołów
SRV. “Hmm. Są tu jakieś pokoje. Z całą pewnością zamieszkują je istoty. Pracują i to gorączkowo, nie
panikują, ale są tego bliscy. Odbieram silne AOL, że to Incydent w Roswell."
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Daj to na matrycę jako AOL i idź dalej".
COURTNEY BROWN: “Widzę tu cztery istoty. Są naprawdę przerażone. Coś się stało. Zepsuły się
maszyny. To Szarzy i mam nieodparte wrażenie, że chodzi o Incydent w Roswell".
W tym momencie wydaje się, że moja nieświadomość nie pozwoli na dalszy przebieg sesji, o ile nie
dostanie potwierdzenia, że celem jest rzeczywiście Incydent w Roswell. Ponieważ doświadczam już
bilokacji, nie ma żadnej innej możliwości, jak potwierdzić rzecz oczywistą.
MONITOR: “Tak, to Incydent w Roswell. Trzymaj się struktury. Przejdź szybko przez Fazę 4. Wrzuć szkic
do matrycy wnętrza statku".
COURTNEY BROWN: “W porządku". W słuchawkach na chwilę zalega cisza, podczas gdy ja szkicuję tak
szybko, jak tylko potrafię.
“Spodek zachowuje się nieprawidłowo. Tracą kontrolę. Odczuwają strach. Wiedzą, że nie można ich
uratować."
MONITOR: “Wrzuć to do matrycy i przejdź do Fazy 6. W swoich notatkach z Fazy 6 narysuj na środku
strony małe kółko o średnicy jednego cala. Zaznacz je jako punkt wyjścia misji. Następnie narysuj strzałkę
w kierunku punktu przeznaczenia. Zbadaj to, a potem wrzuć to co masz do matrycy".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Badam punkt wyjścia. To skaliste miejsce, kratery. Znowu mam silny
sygnał potwierdzający AOL. To jest Księżyc. Jestem tam teraz i spoglądam w górę. Ziemia znajduje się na
niebie. W porządku. Podążam teraz torem do punktu przeznaczenia. Wiem tylko, że była to misja na
Ziemi".
MONITOR: “Skup się na celu misji".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj. To dziwne. Wydaje się, jakby misją miała być katastrofa.
Przeznaczeniem była Ziemia, a cel stanowiło rozbicie się statku i skłonienie ludzi do podjęcia badań nad
istotami pozaziemskimi. Nie mogę wprost w to uwierzyć".
MONITOR: “Nie analizuj. Wrzuć to do kolumny wrażeń estetycznych: 'Wprost trudno uwierzyć.' Idź
dalej".
COURTNEY BROWN: “Ideą misji było pokazać, że ET są po pierwsze: istotami fizycznymi, po drugie:
podatne na zranienie, po trzecie: naprawdę nie różnią się od ludzi i po czwarte: mogą popchnąć błędy.
Znali przyszłość, a więc wiedzieli, że się rozbiją. Ale wiedza na temat przyszłości niekoniecznie zmienia
bieg niepomyślnych wydarzeń. Maszyna zepsuła się naprawdę, a ET naprawdę panikowali, rozbili się i
fizycznie umarli".
MONITOR: “Przenieś się w czasie do przodu i zapisz, co widzisz".
COURTNEY BROWN: “Teraz mam ludzi na ziemi. To wojskowi. Sprawiają wrażenie bliskich paniki. Jeden
z nich dosłownie biega dookoła i zbiera każdy kawałek rozbitego statku. Wkładają te rzeczy do pudeł i
toreb".
“Panuje przekonanie, że jest to sprawa najwyższej wagi. Ludzie na stanowiskach robią wszystko, żeby
utrzymać wydarzenie w sekrecie. Mam wrażenie, że opracowują plany zatuszowania całej sprawy. Sięga to
najwyższych kręgów wojskowych. Wydaje mi się, że ustnie poinformowano też prezydenta."
MONITOR: “W notatkach z Fazy 6 narysuj linię czasu z trzema punktami: A, B i C. Punkt A zaznacz tam,
gdzie ET panikowali, punkt B to moment katastrofy, a punkt C nanieś w miejscu, kiedy na ziemi nie było
już żadnych szczątków. Potem wykonasz operację przemieszczenia". Przenoszę się do punktu C na
wykresie czasu, tysiąc stóp nad celem.
COURTNEY BROWN: “Czuję palące się ciało. Słyszę silniki. Nad ziemią' błądzą pojazdy. Wojskowe
pojazdy. Odkryłem również w powietrzu pojedynczy statek ET. Zapisuję to na szkicu Fazy 3".
“Przenoszę się do statku. Wydaje się, że jego załoga nie potrafi bądź nie chce interweniować. Statek
porusza się bez zakłóceń. Jego pasażerowie wpadli w panikę z powodu tego, co dzieje się na dole.
Odnoszę wrażenie, że obserwują jak 'barbarzyńcy' zabierają ich kolegów."
Komentarz
Przez pozostałą część sesji monitor kazał mi badać koncepcję zakładającą, że ET być może manipulowali
czasem wydarzenia. Po sesji wyjaśnił mi, że wojskowi nie mieli żadnych fizycznych dowodów katastrofy.
Zasugerował jakoby ET znając przyszłość pozwolili, by wypadek obył się bez interwencji. Ale potem, kiedy
to się stało, wrócili w czasie, by zapobiec katastrofie i wyeliminować wydarzenie.
Ostro protestowałem przeciwko tej hipotezie, gdyż przeprowadziłem teleobserwację wydarzenia i
widziałem to, co widziałem. Jednak nauczyciel mój nadal twierdził, że mogły istnieć dwa wymiary czasu,
jeden, w którym wydarzenie miało miejsce i dzięki temu mogłem je zobaczyć, oraz drugi, w którym
wydarzenie nie nastąpiło i w związku z tym nie było żadnych dowodów rzeczowych.
Znowu zaprotestowałem, że nie mogło tak być, bo przecież ludzie wciąż żywo pamiętają incydent, tak
jakby wydarzył się w ich własnym życiu. Na to mój monitor odparł, iż niefizyczne postaci tych ludzi mogły
doświadczyć obydwu wymiarów czasowych, jeden po drugim, i w ten sposób zapamiętać wydarzenie.
Byłoby to raczej zjawisko deja vu niż wyraźne wspomnienie.
Nadal nie zgadzałem się z tą hipotezą, ale musiałem przyznać, że istoty pozaziemskie, ze swoją
znajomością podróży w czasie, były w stanie tego dokonać. Pomyślałem, że jest bardziej prawdopodobne,
iż ET potajemnie odzyskali później resztki pozostałe po katastrofie, wraz z ciałami poległych kolegów.
Jeżeli mogli potajemnie porywać ludzi w środku nocy, z całą pewnością mogli też odzyskać rozbity statek,
gdziekolwiek nie byłby on przechowywany.
Pozostało wiele pytań, ale ani ja, ani mój monitor nie planowaliśmy pracować nad tym problemem w celu
włączenia go do książki. Chcieliśmy po prostu sprawdzić czy wydarzenie w ogóle miało miejsce. Miało. ET
mogą popełniać błędy i się rozbić, a Incydent w Roswell był prawdziwy.
Mój monitor poinformował mnie również, że ostatnio dwaj inni teleobserwatorzy dokładnie namierzyli
Incydent w Roswell, potwierdzając uzyskany przeze mnie materiał. W jaki sposób “wymazano" wydarzenie
i dlaczego nie ma po nim żadnego fizycznego śladu, pozostaje dla nas zagadką. Moglibyśmy iść tropem
wydarzenia, ale szczerze mówiąc, wydaje się ono raczej mało istotne w porównaniu z innymi kwestiami,
które próbujemy zbadać. Jestem pewien, że pewnego dnia historycy teleobserwacji odnotują wszystkie
szczegóły wypadku w Roswell. Z biegiem czasu i wysiłku, teleobserwatorzy znajdą też odpowiedź na
pytanie, czy ET manipulowali czasem w celu “zlikwidowania" wydarzenia, czy ukryli dowody katastrofy w
jakiś mniej drastyczny sposób.
Postscriptum do Incydentu w Roswell.
Na pierwszej stronie krajowego wydania New York 77-mesa z 18 września 1994 roku został opisany
Incydent w Roswell. W artykule przytacza się źródła rządowe, które twierdzą, że teraz mogą ujawnić
prawdę na temat tego tajemniczego wydarzenia. Utrzymują, iż pierwotna, oficjalna wersja wydarzenia,
jakoby była to katastrofa balonu była oszustwem, ale prawdą jest, że kraksę spowodował inny rodzaj
balonu, który wykorzystywano w tajnym planie obrony o nazwie Mogul. Dalej artykuł opisuje, jak to
naukowcy zaangażowani w projekt, przez całe lata musieli milczeć na temat swej działalności, co
spowodowało, iż zaczęły mnożyć się i rozkwitać historie o rzekomym latającym spodku. W końcu jednak
nie można było dłużej ukrywać prawdy.
Nie twierdzę, że projekt obrony Mogul nigdy nie istniał. Nie twierdzę też, że balon rządowy się nie rozbił.
Istnieje jednak duża różnica pomiędzy nie wiem jak skomplikowanym balonem a obcym statkiem
kosmicznym z żywymi czy martwymi istotami pozaziemskimi. Nie jest możliwe aby ktoś pomylił
przypominającego człowieka ET z fragmentem balonu.
ROZDZIAŁ 25: PRZYSZŁE ŚRODOWISKO NA ZIEMI.
Niemal w każdej poważnej dyskusji na temat istot pozaziemskich, pojawia się temat zniszczenia
środowiska ziemskiego przez ludzi. Jest to główna cecha pochodzących od ET informacji w Porwaniu Johna
Macka (1994). Jest to również jeden z powodów, dla których zdecydowałem się dokonać teleobserwacji.
Kilka lat wstecz paru teleobserwatorów wzięło udział w prywatnie sponsorowanym przedsięwzięciu, które
badało długofalowy wpływ na nasze życie powiększającej się dziury ozonowej. W trakcie przedsięwzięcia,
teleobserwatorzy byli świadkami radykalnej przemiany życia na planecie oraz wydatnego zmniejszenia
populacji ludzkiej. Donosili również o dużych kopułach, ulokowanych w środowiskach pustynnych, które
chroniły pozostałych przy życiu przedstawicieli Homo sapiens. Szczegóły projektu nadal są utajnione, a
jego fundatorzy nie udostępnili ich opinii publicznej. Wzmiankuję o tym, by Czytelnicy zrozumieli pobudki,
jakie popychały nas do badania długofalowej przyszłości naszego środowiska;
Jak zwykle w przypadku danych Typu 4, nie otrzymałem z góry żadnej wskazówki. Nie wiedziałem, że
celem sesji jest przyszły ekosystem naszej planety.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6121/6026
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i sztucznymi budowlami.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory czarny i biały. Powierzchnia przypomina chodnik. Wahania
temperatur: od chłodu do mrozu. Czuję jakby smak smoły i zapach spalenizny. Słyszę też odgłosy ognia.
Moje wstępne odczucia krążą wokół energii i szybkiego ruchu. Muszę to zapisać jako wrażenie estetyczne:
nie podoba mi się atmosfera tego miejsca. Na AOL zapisuję 'atmosfera śmierci'".
MONITOR: “Faza 3".
COURTNEY BROWN: “Robię rysunek. Mam dwie ukośne strzałki biegnące ostro w dół do czegoś
okrągłego lub w kształcie elipsy. Na AOL odbieram 'koniec Ziemi'".
MONITOR: “Zapisz to jako AOL i przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Na początek, badam strzałki z Fazy 3. Mam coś w matrycy Fazy 4. To
coś jest szybkie, błyszczące, szare, jakby ze stal»?^W konstrukcji znajdują się jakieś istoty,
pomieszczenia. Wygląda to na zbiornik. Gwałtownie uderza w powierzchnię. Zaraz po zderzeniu następuje
pożar. Istoty przeżyły, ale cierpią".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6 i zbuduj wykres czasu. Nanieś na nim bieżący czas, a potem zaznacz
wydarzenie, które widzisz. Przy użyciu metody przyrostu oszacuj różnicę czasu".
Długa przerwa.
COURTNEY BROWN: “Wydarzenie nastąpi za około 290 lat od chwili obecnej".
Monitor każe mi się przenieść do okresu, który stanowi jedną czwartą drogi między teraźniejszością a
czasem wydarzenia. Zaznaczamy to jako punkt A na linii czasu. Potem daje mi kolejne polecenie
przemieszczenia; tym razem do czasu wydarzenia, w miejsce znajdujące się nad celem, co pozwoli mi
opisać wrażenia zmysłowe.
“To miejsce śmierdzi. Teraz jest inaczej. Naprawdę odbieram silny sygnał AOL, że to Los Angeles. Jest
bardzo zanieczyszczone, czuć smak spalenizny, słychać dźwięki silników, klaksonów, hałas miejski. To
środowisko miejskie, które niczym pajęczyna cały czas się rozrasta. Mam odczucie wielkiego
marnotrawstwa."
MONITOR: “Przesuń się dalej na linii czasu, do połowy drogi między czasem tej sesji a czasem kryzysu.
Zaznacz to jako punkt B. Wrażenia zmysłowe z tego punktu wrzuć do matrycy".
COURTNEY BROWN: “Powierzchnia przypomina błoto, jest czarna. Temperatury dość wysokie: od ciepła
do gorąca. Czuję smak spalenizny i amoniaku. Śmierdzi tu jak w piekle. Nie widzę oznak życia. To
opuszczone, wymarłe miejsce".
MONITOR: “Wróć do punktu A na linii czasu i skup się na pięciu głównych przyczynach zmiany, która
nastąpi od czasu obecnego do punktu A. Wykonaj to tak szybko, jak tylko potrafisz. Utrzymaj tempo".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Skupiam się na pierwszej przyczynie. Wnioskuję, że to Los Angeles;
w każdym razie jest to na pewno miejsce na Ziemi. Widzę dużo ludzi, ruch. To bardzo ruchliwe miasto.
Teraz przyczyna numer dwa. Jest za dużo ludzi – system nie może temu podołać. Występują problemy
zdrowotne, wysoki poziom zachorowań; choroby rozwinęły się wskutek zanieczyszczeń, ludzie cierpią na
całkiem nowe schorzenia. Przyczyna numer trzy: problem z żywnością. Wygląda na to, że nie ma
wystarczająco dużo surowców, żeby wyżywić ludzi i zapewnić im mieszkania. Przyczyna numer cztery:
problem promieniowania. Rośliny i zwierzęta nie rozwijają się prawidłowo. Wiele miejsc zamienia się w
pustynie. Szerzy się niszczenie drzew, glonów, planktonu, ryb, całego łańcucha pokarmowego. Przyczyna
numer pięć: problemy z energią. Stwarza to sytuację przypominającą 'paragraf 22'. Im gorsze są inne
problemy, tym więcej potrzeba energii do ich rozwiązania, co z kolei stwarza dalsze problemy. Największy
problem stanowi ludzka pogarda dla każdej innej formy życia, innej niż własna. Wszędzie załamuje się
ekosystem, a ludzie nadal próbują podtrzymać wadliwy układ".
MONITOR: “Spróbuj zlokalizować jakieś sanktuarium, które może istnieć w punkcie A na linii czasu".
Od razu czuję silny zryw w kierunku nowego sygnału.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolor beżowy, cementową powierzchnię. Temperatury są zróżnicowane: od
chłodu do ciepła, słyszę odgłos furkotania. Co do wymiarów, to występują kształty kwadratowe, kanciaste
i bardzo duże".
Następnie monitor poleca mi przenieść się do miejsca położonego tysiąc stóp nad sanktuarium. Z tej
perspektywy robię szkic jakiejś ogrodzonej murem budowli czy kompleksu. Wydaje się on rozciągać
głęboko pod ziemią i łączyć z licznymi tunelami. Konstrukcja ta ma jakby pokrywę. Przechodzę następnie
do wyszczególniającej fazy SRV i zaczynam wrzucać dane szczegółowe.
“To bardzo złożona konstrukcja. Sprawia wrażenie świeżo zbudowanego podziemnego miasta. Jest
otoczona murem. Mur służy do ochrony mieszkańców przed najeźdźcami. Na linii sygnału AOL mam
scenariusz Szalonego Maksa. Zapisuję to. Miejsce to wybudowano w celu ochrony mieszkańców przed
włóczącymi się gangami."
“Zauważam u siebie dziwną reakcję. Czuję, że w jakiś sposób nie podoba mi się ten plan. Zapiszę to jako
wrażenie estetyczne. Idę dalej... O tym, kto zamieszkał w budowli, zdecydowała elita. Wygląda na to, że
Szarzy mieli swój udział w planie budowli i / lub wyborze mieszkańców. Rozważali kwestię z genetycznego
punktu widzenia. Z kolei ludzie decydowali, kto ma żyć w sanktuarium. Inni, na zewnątrz, zdani na
samych siebie musieli sobie jakoś radzić."
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję, gdyż wzywały go jego własne sprawy. Powiedział
mi, że celem był “Ekosystem Ziemi w bliskiej przyszłości". Ponieważ jednak osiągnąłem już stan bilokacji,
postanowiłem kontynuować sesję solo. Pozostałe dane dotyczące celu zostały zebrane w warunkach sesji
solo.
Powróciłem do kompleksu, który znalazłem w punkcie A na linii czasu. Stwierdziłem, że wybudowano go
niedawno. Został wzniesiony, by umożliwić długofalowe przetrwanie wybranej grupie ludzi. W związku z
tym ogarnęło mnie przykre uczucie kontroli sprawowanej przez elitę. To, że jednych wybrano, a drugich
nie, prawdopodobnie było związane z zamożnością i wpływami tych pierwszych.
Wróciłem do swego początkowego szkicu strzałek i do elipsy, wskazującej na jakąś katastrofę. Musiałem
się dowiedzieć, co działo się w tym punkcie czasu – sam fakt, że odkryła go moja nieświadomość,
świadczył o tym, że był on ważny.
Badając kształt elipsy, który pojawił się w szkicu Fazy 3, odkryłem pomieszczenia i salę dowodzenia.
Niektórzy mieszkańcy nosili mundury, była tam też broń i jakieś bunkry.
Badając dwie ukośne strzałki skierowane na elipsę, natknąłem się na pojazd, właściwie statek kosmiczny,
znajdujący się na torze kolizyjnym z salą dowodzenia. Wewnątrz pojazdu panowała atmosfera desperacji.
Przemieszczając się z powrotem do kompleksu w punkcie kryzysu, stwierdziłem, że urządzenie było stare,
a ludność rozważała wyjście na powierzchnię planety. Strzałki w kierunku elipsy nie oznaczały ataku, lecz
nieudaną próbę lądowania. Nie było żadnego poczucia wrogości. Katastrofa miała miejsce na górze lub w
pobliżu kompleksu. Załoga statku pochodziła z grupy w kompleksie.
Punkt katastrofy na wykresie czasu (za 290 lat od teraz, czyli 1994 roku) to moment wyjścia mieszkańców
sanktuarium na powierzchnię planety. Skupiłem się na misji statku przed próbą lądowania i stwierdziłem,
że członkowie załogi zajmowali się obserwacją stanu biosfery planety. Z orbitalnego statku dokonywali
pomiarów warunków powierzchniowych, odczytów atmosferycznych, poziomu napromieniowania i
czystości wód. Najwyraźniej kraksa nie zniszczyła kompleksu w poważnym stopniu. Przemieszczając się
nieco w czasie do przodu, zauważyłem, że kompleks został nie zmieniony, a mieszkańcy zajęci byli
zwykłymi, codziennymi sprawami.
Komentarz.
Sesja ta miała dla mnie ogromne znaczenie. Pół godziny później odpoczywałem na łóżku, będąc jeszcze w
stanie lekkiej bilokacji. Miałem wrażenie, że Marsjanie i Szarzy nauczą nas jak przetrwać pod ziemią. Ale
faktycznie żyć pod ziemią będziemy z Marsjanami.
Implikacje tej sesji, jeśli chodzi o mój pogląd na ewolucję ludzkości, były ogromne. Wydaje się, że
naprawdę zmierzamy ku ciężkim czasom. Wykorzystując metodę przyrostu w SRV, mogę oszacować, że
punkt A na linii czasu nastąpi za około siedemdziesiąt dwa lata. Oznaczałoby to, że około roku 2065
sytuacja pogorszy się do tego stopnia, że konieczne okaże się zbudowanie sanktuarium. W kolejnym
stuleciu nastąpi seria katastrof, jedna po drugiej. Do 2150 roku zapanuje chaos. Nie wiem, co ostatecznie
zmniejszy liczbę ludności; najpewniej wojna, choroby i głód. Ale wydaje się jasne, że populacja ludzka nie
utrzyma się na swoim obecnym wysokim poziomie. Za trzysta lat ludzie ponownie pojawią się na
powierzchni Ziemi, żeby rozpocząć odbudowę biosfery. Niektórzy teleobserwatorzy widzieli Szarych, jak
zbierali dużą i być może kompletną kolekcję próbek biologicznych z całej planety. Mogę się jedynie
domyślać i mieć nadzieję, że materiał ten zostanie wykorzystany do wskrzeszenia życia na całym globie.
Ciekawe czy długi okres życia pod ziemią przyzwyczai ludzi do tego typu środowiska mieszkalnego. Robert
Monroe donosi, że podczas jednej ze swoich wędrówek poza ciało widział ludzi (a dotyczy to okresu za
tysiąc lat) nie mieszkających na powierzchni Ziemi (Monroe 1994 i 1985). Według relacji Monroe'a,
mieszkali oni w podziemiu, odwiedzając regularnie powierzchnię, gdzie istniało pierwotne, naturalne
środowisko życia. W tej chwili nie wiem, na ile okaże się to prawdą. Nie przeprowadzałem jeszcze
teleobserwacji w tak odległym czasie.
To smutne, że ludzie będą musieli zapłacić taką cenę, zanim nauczą się cenić inne formy życia. Nie
zrozumcie mnie źle. Jestem w pełni świadomy faktu, że ludzie są mocno zaniepokojeni sposobem
traktowania środowiska. Niektórzy próbują aktywnie wpływać na bieg naszych spraw, żeby uniknąć
przyszłości, która, jak intuicyjnie czują, nieuchronnie się zbliża. Ale takich wrażliwych ludzi jest niewielu, a
ich wysiłki nie są wystarczające, zważywszy na zasięg zjawiska. Naprawdę, nie widzę nic, co mogłoby
zmienić nieszczęsną wizję naszej bliskiej przyszłości. Wydaje się, że ciężkie doświadczenia są
przeznaczeniem naszej rasy, że jest ona skazana na zniszczenie swego świata po to, by zrozumieć jego
wartość.
Cudownie będzie doczekać dnia, kiedy ludzie zapomną o chciwości i walkach w imię egoizmu, a zaczną
poszukiwać innego sensu życia, który połączy nas z resztą stworzenia. Moment ten zwiastować będzie
jaśniejszą przyszłość naszego gatunku. Z pewnością nie ominie nas cierpienie, ale zmiana zbiorowej
świadomości, jaka się dzięki temu dokona, doprowadzi nas do lepszej egzystencji, wypełnionej sensem
istnienia wszelkiego życia. Przynajmniej taką mam nadzieję.
ROZDZIAŁ 26: ORGANIZACJA SZARYCH W RAMACH FEDERACJI.
Jak ukaże to niniejszy rozdział, Szarzy mają złożoną strukturę organizacyjną. Jestem socjologiem i analiza
jakiejkolwiek grupy jednostek z punktu widzenia ich zbiorowych działań nie jest mi obca. Typowe
problemy socjologiczne dotyczą istot, które porozumiewają się za pomocą telefonu, gazet, telewizji i radia.
Rządzenie w takich okolicznościach jest stosunkowo proste. Społeczeństwo tworzy pewną instytucję, taką
jak parlament, która uznaje się za ciało rządzące, a socjolog pragnący badać takie społeczeństwo
rozpoczyna swe zadanie od obserwacji rządu. Zbiera dane przez normalne kanały komunikacyjne, takie
jak publikacje i wywiady z przywódcami rządu, a potem bada też analizy głosowania ludności.
W przypadku Szarych sytuacja nie jest jednak tak prosta. Ponieważ nie wiedziałem za bardzo, od czego
zacząć, postanowiłem dodać do naszej listy ogólny cel, mający pomóc w rozpoznaniu podstawowych
aspektów organizacji społeczeństwa Szarych. Cel ten brzmiał “Szarzy / obecna organizacja rządów". Nie
miałem żadnych oczekiwań i nie wiedziałem, jak zacząć analizę otrzymanych danych. Na szczęście, a jest
to charakterystyczna cecha teleobserwacji, moja nieświadomość ułożyła materiał w taki sposób, że
ostatecznie nabrał on sensu również w moim świadomym umyśle.
Sesja ta była monitorowana i jak zwykle w tego typu przypadkach nie otrzymałem żadnych wstępnych
informacji na temat celu. Przedstawione tu dane są na tyle złożone, że Czytelnicy z łatwością zrozumieją,
jak użyteczne jest monitorowanie w przypadku takich ogólnych celów. Podczas sesji nieświadomość
przeniosła mnie do właściwego miejsca, ale do zebrania wszystkich potrzebnych szczegółów, potrzebna
okazała się pomoc monitora, który w prowadzenie mnie włożył sporo wysiłku.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1443/7114
Dane wstępne od razu wskazywały, że cel znajduje się w innym czasie lub wymiarze. Z celem związane
było niebieskie i białe światło, a także pojęcie ekspansywności i nieskończoności.
W szkicu Fazy 3 rysuję światło. Wydaje mi się, że jestem w pobliżu kwatery głównej Federacji. Dostaję
polecenie wykonania operacji przemieszczenia, która przenosi mnie do środka celu. Przechodzę do Fazy 4.
COURTNEY BROWN: “Jestem w dużej budowli i wszystko wydaje się znajome. Odbieram silne AOL linii
sygnału, że to kwatera główna Federacji. Jestem teraz wewnątrz budynku".
“Stoję przed wyglądającym na Buddę Szarym, z którym miałem wcześniej do czynienia. On z cala
pewnością wie, że tutaj jestem."
MONITOR: “Skup się na związku między Federacją a Szarymi".
COURTNEY BROWN: “Mówi mi, że nie powinienem tak bardzo wątpić w to, co mówią Szarzy. Wydaje się
być szczęśliwy, ale również nieco rozdrażniony naszym powolnym postępem". W tym momencie wyrażam
swoją irytację. Uważam, że posuwam się całkiem szybko, zważywszy na moje inne obowiązki. Wygląda na
to, że ..Budda" nie zwraca uwagi na mój wybuch.
MONITOR: “Skup się na formacji władzy".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Szarzy są członkami Federacji. Faktycznie cieszą się dużym
respektem. Cała Federacja zaangażowana jest obecnie w akcję pomocy Szarym. Z nawiązką spłacili swoje
długi. Zasługują na szansę. Ogromnie pomogli ludziom, zarówno teraz, w niezmiernie ważnej kwestii
ewolucji duchowej, jak i w przeszłości. To bardzo dobrze zachowujący się gatunek, który ewoluuje na
pięknych i jeszcze bardziej wartościowych członków i przywódców Federacji".
Przechodzę do Fazy 6 SRV.
“Ten stary mądry Szary, z który pracowałem wcześniej, właśnie włączył się do rozmowy."
Stosuję zaawansowaną technikę SRV, w której badam strukturę organizacji Szarych względem Federacji
(zobacz rysunek 1.). Na szkicu przedstawiam strukturę rządów trzech oddzielnych grup Szarych,
wszystkie w relacji do Federacji. Górne szczeble owych trzech grup Szarych to władze, odpowiednio
reprezentujące swoje populacje. Ogólnie, Szarych, którzy obecnie mają do czynienia z ludźmi, można
sklasyfikować jako prymitywnych, nowoczesnych i rozwiniętych. Każda grupa współpracuje z Federacją
niezależnie od dwóch pozostałych.
Rysunek 1 Struktura organizacji Szarych, w ramach Federacji
“Odnoszę wrażenie, że jest jeszcze parę mniejszych grup renegatów, które w przeciwieństwie do trzech
dużych grup Szarych, nie pracują z Federacją."
“Wydaje mi się również, że te trzy podstawowe grupy Szarych oddzielają poziomy ewolucyjne. To znaczy
są to ci sami Szarzy, ale pochodzą z różnych punktów w czasie. Jednak wszystkie trzy populacje działają
symultanicznie tutaj, na Ziemi."
MONITOR: “Courtney, zbadaj populację Szarych oznaczoną numerem jeden".
COURTNEY BROWN: “O rany! To na pewno jest AI (wrażenie estetyczne)! Pozwól, że zapiszę to w
matrycy. W tej kategorii mieści się największa liczba Szarych. Są stosunkowo prymitywni. Mają duże oczy
i odczuwają bardzo powierzchowne emocje. Odznaczają się mentalnością mrówek. Obsługują bardzo duże
statki i bardzo niewielu z nich pozostaje we własnym świecie".
MONITOR: “Zbadaj rządy w tej populacji".
COURTNEY BROWN: “Właściwie mają rządy hierarchiczne. Postrzegam tu wyższych i niższych rangą".
MONITOR: “Zbadaj populację numer dwa".
COURTNEY BROWN: “Tych też jest bardzo dużo. Różnią się fizycznie od pierwszej grupy. Ci Szarzy
czasami pracują z ludźmi i innymi stworzeniami, czego nie można powiedzieć o grupie pierwszej".
MONITOR: “Zbadaj ich sposób rządzenia".
COURTNEY BROWN: “Rządy są 'pełniejsze' niż w przypadku pierwszej grupy. We wszystkich sprawach
istnieje porozumienie telepatyczne. Osiąga się consensus. Nadal nie ma pojęcia indywidualnych opinii,
wymagających głosowania. Jednak i tu występuje hierarchia, tak jak w grupie numer jeden".
MONITOR: “Zbadaj populację Szarych numer trzy".
COURTNEY BROWN: “Jest ich wielu, ale nie tak dużo jak w pierwszej czy drugiej grupie. Od innych grup
różnią się także pod względem charakteru. Zdobyli bądź odzyskali pewną elastyczność emocjonalną. Nie
są tacy jak ludzie, ale bardzo im bliscy".
MONITOR: “Zbadaj rządy tej populacji".
COURTNEY BROWN: “Ich indywidualność jest na tyle rozwinięta, iż mają zróżnicowane opinie i ciekawe
osobowości. Głosują w pewien telepatyczny sposób, ale ogólne tendencje zmierzają do consensusu".
MONITOR: “Zbadaj obowiązki i wymogi członkostwa Federacji w przypadku pierwszej populacji Szarych".
COURTNEY BROWN: “Postarali się o członkostwo. Najpierw nadano im status tymczasowy. Pracowali
przez bardzo długi czas, pomagając w wielu akcjach. Zwrócili się o pomoc w swoim własnym
przedsięwzięciu. Zaczęli od obserwacji innych, bardziej rozwiniętych gatunków Federacji. Zobaczyli
możliwość uzyskania zdolności, umiejętności i potencjalnego rozwoju, jakimi cieszą się inne istoty. Ale
pragnęli czegoś wyjątkowego. Cenią się i czują, że pewna korekta genów pomoże im stworzyć biologiczną
maszynę, która okaże się przydatna tak dla nich samych, jak i dla innych. Federacja zgodziła się na ich
plan. Na główny bank genów wybrano Ziemię".
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję i zająć się innymi sprawami. Ponieważ znajdowałem
się już w stanie bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo.
Wróciłem przed oblicze gościa z Federacji, który przypominał Buddę i próbowałem uzyskać informacje
dotyczące struktury rządów Federacji. Powiedział mi, że to skomplikowana organizacja. Odbywają się
realne fizyczne spotkania. Nie takie jak w przypadku Narodów Zjednoczonych na Ziemi. Nie jest to silna
władza centralna, lecz zorganizowana współpraca gatunków, światów, grup itd... Wpływy Federacji nie
sięgają całej galaktyki. Istnieją inne organizacje galaktyczne, ale kontakt z nimi jest ograniczony. Sytuacja
przypomina tę znaną ze Star Trek: następne pokolenie.
Federacja powoli się rozwija. Członkowie Federacji pragną, by w jej szeregach znaleźli się Ziemianie. Taki
jest cel. Żeby tak się jednak stało. Ziemia musi mieć światowy rząd. Jest to najważniejsze kryterium
członkostwa w Federacji. Federacja nie chce mieć do czynienia z planetarnymi odłamami. Jest to wbrew
zasadom Federacji, chyba że owe odłamy – tak jak u Szarych – istnieją w różnym czasie.
Chciałem teraz dowiedzieć się czegoś na temat przywództwa. Szary o wyglądzie Buddy powiedział mi, że
sytuacja jest nagląca. Wykształceni ludzie muszą nauczać na temat Federacji. Już niedługo wydarzenia na
Ziemi potoczą się w szybkim tempie. Podstawowe więzi z Federacją należy zadzierzgnąć teraz, tak by
można było utrzymać kontakt w latach walki, śmierci i chaosu. Zostałem z naciskiem poinformowany, że
Federacja nie rozwiąże naszych problemów, ale udzieli nam rady, jeśli o nią poprosimy.
Idąc dalej za sygnałem zrozumiałem wyraźnie, że musimy wkrótce ubiegać się o członkostwo w Federacji.
Starania można zacząć na wiele sposobów. Światowy rząd musi po prostu podjąć w myśli decyzję, że chce
członkostwa w Federacji, a Federacja zajmie się całą resztą. Federacja zacznie wtedy działać otwarcie.
Podziękowałem podobnemu do Buddy Szaremu i zakończyłem sesję.
Później tego dnia zadzwoniłem do mojego monitora i dowiedziałem się, że celem byli “Szarzy / obecna
organizacja rządowa".
Komentarz.
Kluczem do zrozumienia społecznej struktury Szarych jest uznanie faktu, że w subprzestrzeni nie ma
czasu linearnego. Czas linearny stanowi jedną z wielu postaci naszej egzystencji we wszechświecie
fizycznym. Ale ma on sens tylko w obrębie struktury fizycznej. Rozległa teleobserwacja, praktykowana na
przestrzeni lat przez wielu teleobserwatorów pokazała, że czas linearny nie istnieje poza światem
fizycznym. Wszystkie wydarzenia toczą się jednocześnie. Koncepcja taka jest dla większości z nas trudna
do przyjęcia, bowiem na Ziemi czas ma charakter ciągły.
Teleobserwatorzy mogą przenikać czas równie łatwo jak przestrzeń, a obserwowanie wydarzeń w różnych
punktach czasowych daje odczucie faktycznego bycia w danym miejscu i w danym czasie. W
rzeczywistości teleobserwator może się stać częścią wydarzenia, zaś inny teleobserwator oglądający to
samo wydarzenie, może dostrzegać subprzestrzenną postać pierwszego teleobserwatora, bowiem on
również ogląda to wydarzenie.
Wiemy teraz, że Szarzy od dawna dysponują technicznymi możliwościami przemieszczania w czasie swych
statków oraz ciał. Nie rozumiem jak się to odbywa, ale możliwe, że chodzi o tymczasowe przesunięcie
obecności z przestrzeni fizycznej do subprzestrzeni, wykonanie ruchu zarówno w czasie jak i w
przestrzeni, i ostateczne pojawienie się w nowym czasie i miejscu fizycznego wszechświata.
Teleobserwatorzy nie dysponują żadnymi danymi, które sugerowałyby, że ET mają zdolności pokonywania
ograniczeń prędkością światła w fizycznym wszechświecie bez uprzedniego opuszczenia tego ostatniego.
Zatem, z czysto fizycznej perspektywy, napotykają na te same relatywistyczne prawa co my.
Ponieważ społeczeństwo Szarych, rozumiane w sposób linearny, ma techniczne możliwości poruszania się
w czasie, nie jest pozbawiona sensu teoria, iż odwiedzają nas grupy Szarych z różnych przedziałów
czasowych. Co jest jednak najbardziej interesujące to to, że ewolucja czy oddzielenie w czasie wydaje się
działać na istoty fizyczne podobnie jak oddzielenie geograficzne. Wygląda na to, że stosunkowo
prymitywni Szarzy nie są zachwyceni współpracą z Szarymi nowoczesnymi, a żadna z dwu wcześniejszych
grup Szarych nie współpracuje z grupą rozwiniętą. Generalnie, trzy poziomy Szarych przypominają do
złudzenia różne narodowości pośród ludzi. Często stwierdzamy, że nasze wspólne doświadczenia narodowe
pozostają niezrozumiałe dla innych nacji. Występują różnice językowe i zwyczajowe, a czasami po prostu
inaczej patrzymy na świat niż bliźni po drugiej stronie granicy. Podobnie Szarzy z jednego czasu nie
rozumieją w pełni Szarych z innego okresu, a kiedy spotykają się w tym samym punkcie czasowym, tak
jak obecnie na Ziemi, zachowują między sobą dystans.
Spróbuję osadzić to zjawisko w szerszej perspektywie, która przyda naszej dyskusji nieco jasności.
Teleobserwatorzy wiedzą obecnie, że Ziemię odwiedzają też inni goście. Są to prawdopodobnie ludzie z
przyszłości, którzy również posiedli techniczne możliwości podróżowania w czasie. Zatem jest całkiem
możliwe, że żyjący teraz ludzie mogą być świadkami lotu statku, pilotowanego przez późniejszą wersję
samych siebie. Gdyby taki statek miał wylądować na moim podwórku, a z jego luku miałaby się wyłonić
moja przyszła jaźń, nie jestem pewien, czy wiedziałbym, co robić. W zależności od tego, z jak dalekiej
przyszłości pochodziłaby moja przyszła jaźń, nie wiem, na ile dobrze bym się czuł, obcując z nim lub nią.
Nie ulega wątpliwości, że należy przeprowadzić więcej badań na tym polu. Powoli zaczynamy sobie
uświadamiać, jak złożone są nasze kontakty z Szarymi i z Federacją. Musimy teraz poszerzyć swą wiedzę
na temat kultur oddzielonych od nas nie tylko przestrzenią, ale i czasem. Zrozumienie czasowej
symultaniczności kontaktów galaktycznych może okazać się naszym największym wyzwaniem
intelektualnym.
ROZDZIAŁ 27: BUDDA.
We wczesnym okresie naszych badań nad zagadką ET, w tym samym czasie, kiedy zaproponowałem
mojemu monitorowi przeprowadzenie przy pomocy SRV wywiadu z Jezusem, postanowiliśmy dołączyć do
listy celów Guru Deva i Buddę. Sam Budda był mi nie znany. Prawdę mówiąc, chciałem go wpisać na listę,
ponieważ interesowały mnie rozmowy z największymi przywódcami duchowymi. Nie znaczy to jednak, że
cokolwiek o nim wiedziałem. Chociaż przeczytałem kilka książek na temat Buddy i buddyzmu, nie
oświeciły mnie one w kwestii roli, jaką odegrał on na Ziemi. Mówiąc krótko, był mi nie znany i chciałem
mieć go na liście celów jedynie z uwagi na Jego reputację wybitnego przywódcy duchowego. (Czuję się
nieco zażenowany tym, że moje pierwotne pobudki były tak płytkie.)
Budda nie wydawał się jednak urażony moim brakiem wiedzy co do jego osoby. Co więcej, z tego co
wiem, wielu buddystów może uznać, iż mój kontakt z nim nie był przypadkowy. W moim rozumieniu
zawsze stanowił on jakąś tajemniczą osobę. W trakcie sesji, którą przedstawiam w niniejszym rozdziale,
pozostaje taką osobą, lecz jednocześnie uczy o znaczeniu istnienia więcej, niż mógłbym nauczyć się sam
w ciągu całego swego życia. Słowem sesja SRV, na której oparty jest ten rozdział, była najpiękniejszym
doświadczeniem, jakiego doznałem w czasie teleobserwacji.
Była to sesja w ciemno. Jak Czytelnicy zauważą, mój monitor był na początku nieco zaskoczony. Budda to
prawdziwy mistrz. Byliśmy kompletnie nie przygotowani na to, co wydarzyło się pewnej letniej nocy w
Michigan.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1842/3355
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się w miejscu bardzo gorącym.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory: czarny, biały i beżowy. Cokolwiek to jest, wydaje się płaskie,
szerokie, okrągłe i bardzo rozległe". Rysuję prosty szkic w Fazie 3, na który składa się duży owal.
“Przechodzę do Fazy Czwartej. Mam czerń i biel, gorąco i zimno, dużo kontrastu w świetle i temperaturze.
To jest okrągłe, szybkie, energiczne, a teraz dostrzegam, że wiruje. Czuję jakąś spaleniznę, jakby dym.
Ale ten dym jest w wirze. To może być coś innego niż dym, ale to jest w wirze. Przynajmniej tak to
odbieram."
MONITOR: “Skup się na wirze i na tym, co jest w środku".
COURTNEY BROWN: “W porządku. O RANY! Jakie wrażenie estetyczne! Odbieram coś, o czym słyszałem
dawno temu – rozszerzanie się świadomości Buddy do wielkich rozmiarów, a potem gwałtowne jej
kurczenie się do rozmiarów molekuł. Czuję, że moja świadomość naprawdę się rozszerza., to znaczy jest
rozciągnięta tak, jak świadomość Buddy. Odbieram też bardzo silną energię".
“Mam wrażenie, że znajduję się na bardzo dużym obszarze, prawie tak dużym jak galaktyka, a dookoła
wirują jakieś małe cząstki. Czuję się jakbym był rozciągnięty, ale nie jest to niewygodne. Odnoszę
wrażenie, że ten obraz dany mi jest po to, żebym coś zrozumiał. Doznaję również czegoś na kształt
alegorycznego AOL. Mam wstępny obraz Szarego z kwatery głównej Federacji, który przypominał Buddę.
Obecna sytuacja przypomina mi, jak wniknąłem w jego umysł, a on pokazał mi obraz galaktyki."
“Ale to obecne odczucie nie dotyczy galaktyki. To bardzo dziwne. Wiąże się raczej ze stwarzaniem. Nie ma
jeszcze życia. Obecna jest istota życia, ale samo życie jeszcze się nie pojawiło. Nastąpi to wkrótce." “Co
mam teraz robić?"
MONITOR: “Sam nie wiem. Masz jakiś pomysł"
COURTNEY BROWN: “Zapytam mojej nieświadomości. Skupię się na pojęciu sugestii w matrycy".
MONITOR: “Idź za głosem intuicji. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy".
COURTNEY BROWN: “Chyba należałoby skupić się na Boga. Tak zrobię. Poczekaj... Odnoszę teraz
wrażenie, że idę do osobistości, którą znam, do Jezusa. Kieruję nieświadomość na Jezusa. W porządku.
Mam Jezusa. Skupiam się na tym, gdzie się obecnie znajduje".
“Sygnał jest wyraźny. Jestem w punkcie, w którym zaczęło się życie. Spróbuję się dowiedzieć, dlaczego tu
jestem."
“Poinformowano mnie, że muszę poznać pierwotną przyczynę życia. To bardzo silny sygnał. Skupiam się
teraz na pytaniu, co powinienem robić."
“Jezus mówi mi, że powinienem się wyzwolić. Powinienem wejść w wir. Dobrze, że cię poznałem, bracie.
Wchodzę do środka."
“O Boże. Co za wrażenie estetyczne! Jestem teraz w środku. Bóg spędził całą wieczność w samotności.
Jego ewolucja sięgnęła takiego pułapu, w którym nie mógł już znieść odosobnienia. Ostatnią deską
ratunku było stworzyć siebie na nowo, zapoczątkowując tym samym tworzenie nowych bogów, nowych
własnych jaźni, istot, które by o Niego dbały i o które On by się troszczył. Kocha nas, ponieważ
przerwaliśmy jego samotność, której wprost nie sposób opisać słowami."
“Temu, co stworzył nigdy nie pozwoli zginąć, gdyż wróciłby tym samym do swojej przeszłości, a to
oznacza więzienie. Przyszłość jest skazana na wieczną ekspansję."
“O rany. To zwala z nóg! Właśnie doświadczyłem gwałtownego przemieszczenia. Są tu galaktyki,
nieskończona różnorodność, wszystko się rozszerza. Panuje ogromna radość, radość w nowym istnieniu
Boga. Wielka radość!"
“Pytam teraz, czy jeszcze coś powinienem wiedzieć. Jestem wstrząśnięty. Nie wiem, czy powinienem
kontynuować."
“Jezus mówi mi, że to koniec. Mogę teraz odpocząć. Żegna się. Dokąd mnie posłałeś tym razem?"
MONITOR: ,“Courtney, to nie ja cię posłałem. Celem był Budda".
COURTNEY BROWN: “Budda?!"
Zaraz po zakończeniu monitorowanej sesji, kontynuowałem krótką sesję solo. Skupiłem się na facecie z
Federacji, który przypominał Buddę. Odczuwałem bijące od niego ciepło.
Trzymając się protokołów SRV, zapytałem go czy jest Buddą. Pozostawił to bez odpowiedzi. Powiedział mi,
że nie ma sensu udzielenie konkretnej odpowiedzi, bo każdy powinien odnaleźć go sam na swój własny
sposób. Lecz mój świadomy umysł miał w tym względzie jasność. To był Budda, a ja obcowałem z nim od
dawna, zupełnie o tym nie wiedząc.
“Spytałem go, czy powinienem zamieścić o nim informację w swojej książce. Odparł, że sam powinienem
zdecydować. Włączyłem więc ten wątek, chociaż nigdy nie będę w stanie oddać słowami błogości, jakiej
doznałem w trakcie tamtej pamiętnej sesji.
Komentarz
Budda nie chciał powiedzieć mi wprost, kim Jest; chciał, bym doświadczył odpowiedzi na swoje pytanie.
Chociaż może się to wydać nieprawdopodobne, Budda zasiada w radzie Federacji, która pomaga
kontrolować sprawy ludzi na Ziemi. Do dnia dzisiejszego sprawuje nad nami pieczę.
Budda chciał, żebym się sam wyzwolił, tak bym mógł się rozwijać i doświadczać esencji Boga, jaką jest
tworzenie i moment tworzenia. To ta intymna wiedza oparta na doświadczeniu przekonała mnie, że Budda
i mój nauczyciel / przyjaciel z Federacji to jedna i ta sama osoba. Dzięki niemu uświadomiłem sobie
pewną ogólną zasadę: Objawienie się to infantylna droga do wiedzy. Drogą dojrzałą jest doświadczenie.
Najwyraźniej Budda czuł, że muszę znać przyczynę samego życia. Przesłanie zawarte w tym rozdziale
stanowi odpowiednik przesłania z rozdziału na temat Boga. Dowiedziałem się, że życie istnieje, ponieważ
Bóg pragnął je stworzyć, by w ten sposób zakończyć swą samotność. Poczucie samotności, jakiego
doświadczyłem w trakcie tej sesji, było niewypowiedzianie głębokie i przejmujące; było to doznanie,
którego nigdy wcześniej nie potrafiłbym sobie wyobrazić. Natomiast radość, jaką odczuwał Bóg, gdy
stwarzał czas, materię fizyczną i nas przypominała najczystszą, najbardziej cudowną radość, jaka może
istnieć.
Teraz rozumiem, co znaczą słowa, że jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga. Nie oznacza to, że Bóg
ma ręce i stopy. Znaczy to, że odczuwa tak jak my odczuwamy, albo raczej my odczuwamy tak jak On.
Uczucie, bogata krew doświadczenia, pochodzi od Boga. Teraz można zrozumieć, dlaczego Szarzy tak
bardzo chcą ewoluować, jeśli idzie o ich ciała fizyczne i mózgi – pragną doświadczać emocji, zwłaszcza
miłości. Chcą posunąć się w kierunku swego ostatecznego przeznaczenia – zjednoczenia z Bogiem.
Na podstawie wszystkich moich doświadczeń w teleobserwacji, mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że
Szarzy wiedzą dużo na temat faktycznej, “naukowej" struktury Boga. Ale wiedza to nie wszystko. Ci sami
Szarzy pragną i potrzebują doświadczać Boga, a tego nie udało im się jeszcze dokonać.
Jakże inaczej patrzę teraz na ewolucyjne wysiłki Szarych, zmierzające do rozwoju. Mają technikę, która
jest cudem galaktyki, a jednak ich nie zadowala. Posiedli zdolność przemieszczania się w czasie i
przestrzeni, ale podróże te ich nie cieszą. Potrafią doskonale porozumiewać się za pomocą telepatii, lecz
od swoich umysłów oczekują czegoś więcej. Mają wszystko, co wprawia nas w pełne obawy zdumienie, a
poruszyliby niebo i ziemię, aby posiąść pewną naszą cząstkę. Oni znowu pragną czuć. A Bóg znowu
pragnie czuć poprzez nich.
Teraz jest to dla mnie bardziej zrozumiałe niż kiedykolwiek przedtem. My i wszelkie życie zostaliśmy
stworzeni jakby z ciała Boga. Ponieważ jesteśmy cząstkami Boga, doświadcza On życia poprzez nas, a my
doświadczamy życia, bo taka jest natura Boga. Kiedyś bałem się, że pewnego dnia Bóg zechce cofnąć się
do swego pierwotnego stanu i że wtedy moja egzystencja subprzestrzenna na zawsze się skończy. Mój
strach oparty był na przekonaniu, że nieskończoność to wystarczająco długi czas, by mogło się wydarzyć
dosłownie wszystko.
Teraz już się tego nie boję. Bóg nie cofnie się do punktu wyjścia, ponieważ wróciłby wtedy do swej
samotności, którą cierpiał całą wieczność. Ponieważ ja nie chciałem tracić swego istnienia. Bóg również
tego nie chciał. Bóg nie wróciłby dobrowolnie do własnego piekła.
Przyszłością Boga jest raczej wieczna ekspansja, ciągłe przejawianie swej złożoności poprzez
nieskończoność. Bóg będzie rozwijał się w miarę jak my się rozwijamy i być może to stanowi odpowiedź
na pytanie, dlaczego nas – ludzi pociąga bardziej rozwój niż stagnacja. Naturą Boga jest rosnąć i
rozszerzać się w swej ewolucji. Ponieważ jesteśmy stworzeni z Jego ciała, jest to również udziałem naszej
natury. Głęboko w naszej świadomości tkwi ten sam strach przed izolacją i samotnością, która jest
przeciwieństwem wzrostu, kreacji i ekspansji. Jesteśmy, całkiem dosłownie, wykapanymi dziećmi Boga.
Jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. Postępujemy tak jak On postępuje. Poszukujemy
jeszcze nie znanych możliwości istnienia. W rzeczywistości, nasza walka o przetrwanie jest walką Boga o
to, by być.
ROZDZIAŁ 28: KULTURA MARSJAN NA ZIEMI.
Jako socjolog interesuję się kulturą. Jedną z pierwszych rzeczy, o jakich wspomniałem mojemu
monitorowi, kiedy się z nim poznałem, było to, że w moim przekonaniu teleobserwację mogliby
wykorzystać socjolodzy do badania innych kultur. Odnosiłem wówczas wrażenie, że militarna orientacja
mojego nauczyciela zawęziła nieco jego horyzonty. Wojskowi teleobserwatorzy wydawali się bardziej
zainteresowani logistyką operacji ET – kto co pilotował, gdzie i jak – niż społeczeństwami, które te
operacje przeprowadzały.
Kierując się swymi naturalnymi zainteresowaniami socjologicznymi, jako jeden z pierwszych celów na
naszej liście umieściłem współczesną kulturę Marsjan. Chciałem się dowiedzieć, jak obecnie wygląda
społeczeństwo Marsjan. Wiedzieliśmy, że Marsjanie pilotują statki kosmiczne, czyli osiągnęli wysoki
poziom rozwoju technicznego. Ale np. Stany Zjednoczone również dysponują rozwiniętą techniką, co
jednak komuś z zewnątrz niewiele mówi na temat życia ludzi w miastach Ameryki. Tak więc
potrzebowałem więcej informacji. Pragnąłem też dowiedzieć się czegoś więcej na temat zwykłych ludzi –
kim są, gdzie mieszkają, co robią?
Pod koniec lipca 1994 roku, mój monitor wyznaczył mi kulturę Marsjan jako cel. Oczywiście była to sesja
w ciemno. Chodziło o to abym rozpoczął sesję bez przewodnika, nieświadomy tego, że cel miał cokolwiek
wspólnego z kulturą Marsjan.
Po zakończeniu tej sesji monitor powiedział mi, że inni pracujący z nim teleobserwatorzy potwierdzili
uzyskane przeze mnie dane. Następnie podał mi wiele szczegółów dotyczących sposobu wspierania
obserwowanych przeze mnie Marsjan i zakończyliśmy sesję miłym stwierdzeniem jak to dobrze
współpracuje się ekspertowi logistyki z socjologiem.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4731/8279
Dane wstępne wskazywały, że z celem związany jest ruch i solidna sztuczna budowla.
COURTNEY BROWN: “Kolory szary i stalowy. Błyszczące powierzchnie. Panuje bardzo wysoka
temperatura. Widzę coś, co się szybko porusza; odbieram też pojęcie linearności – być może ruch – i silną
energię".
W szkicu Fazy 3 rysuję coś, co wygląda na szybko poruszający się statek ET. Przechodzę do Fazy 4, gdzie
zbieram niewielką, lecz wystarczającą liczbę danych potwierdzających, iż konstrukcja znajduje się na
statku ET.
Wykonuję operację przemieszczenia, w wyniku której trafiam pięćdziesiąt stóp powyżej punktu
docelowego statku.
“Pod sobą mam jakąś złożoną konstrukcję. Przeważają brązy i odcienie czerwiem. Powierzchnie są
zarówno gładkie, jak i chropowate. Ciepło. Czuję, że coś się pali; dym. Panuje tu dość duży hałas. Jeśli
chodzi o ogólne odczucia, to jest tu szeroko i płasko. Pode mną widać dużo krzywych linii."
Robię nowy szkic Fazy 3. Wygląda to na kompleks jednopiętrowych domków, ulokowanych w sąsiedztwie
pustego obszaru.
“Przechodzę znowu do Fazy 4. Odnoszę wrażenie, że miejsce to jest jakieś surowe, a nawet prymitywne.
Jest tu dużo istot, a z linii sygnału odbieram AOL wskazujące na starą wioskę z dawnych czasów. Nie
twierdzę jednak, że dzieje się to w przeszłości. Po prostu takie sprawia wrażenie. Budowle to domy
mieszkalne o drewnopodobnej fakturze. Przybliżam się. Tak, to stosunkowo prymitywne domy
mieszkalne."
“Z samymi istotami wszystko wydaje się w porządku, to znaczy są spokojne. Życie toczy się tu wolno i bez
zakłóceń – nie ma żadnego bezpośredniego zagrożenia."
“Z perspektywy, miejsce to wygląda na umiarkowanie duże miasto, zamieszkane przez przypominające
ludzi istoty. Jednak gdy przyjrzeć im się uważniej, widać, że nie są to zwykli ludzie. Jest coś dziwnego –
poczekaj... Oni są jakby niżsi, ale to nie wszystko."
Wykonuję kolejną operację przemieszczenia, dzięki której jestem teraz na wysokości dwustu stóp nad
tym, co okazuje się być miastem. Znowu wracam do Fazy 4, gdzie wchodzę do środka jednej z budowli.
Pozwalam, by nieświadomość sama zadecydowała, do którego budynku mam wejść.
“Jestem teraz w dużym pokoju. Być może jest to budynek o jednym dużym pomieszczeniu. Przynajmniej
ten pokój dominuje nad całą resztą. To jakiś magazyn. Przechowuje się tu drewniane pudła. Pudła mają
skoble. Badam jedno z nich. Czy mam zajrzeć do środka?"
MONITOR: “Spróbuj".
COURTNEY BROWN: “Są tu lekarstwa, przybory medyczne, tego typu rzeczy. Ktoś je tu przywiózł w
ramach akcji pomocy. Jest to coś w rodzaju amerykańskiego wsparcia dla Somalii". Monitor każe mi wrócić
do szkicu Fazy 3 i zbadać, co znajduje się we wnętrzach kilku innych jednostek mieszkalnych.
“W budynkach tych mieszkają ludzie, którzy wiodą bardzo proste życie. Mają rodziny, dzieci. Gotują.
Środki medyczne w pierwszej budowli pochodzą prawdopodobnie od bardziej rozwiniętej kultury."
Przechodzę do Fazy 6, gdzie rysuję schematyczne wyobrażenie lotu pierwotnego statku ET od jego startu
do punktu przeznaczenia. Następnie podążam za statkiem z powrotem do punktu wyjścia.
“To bardzo nowoczesne urządzenie. Są tu jakieś istoty, które noszą mundury. Urządzenia przypominają te,
których używali ocaleni Marsjanie w jaskiniach Nowego Meksyku."
Wracam do punktu docelowego statku, lokując się tysiąc stóp ponad obserwowanym terenem.
“Jest tu dużo roślinności, prawie jak w dżungli. W pobliżu widać góry, być może stary wulkan. Jest też
dużo polanek. Wygląda to na obszar w pobliżu lasu tropikalnego."
“Domy mieszkalne są niskie i proste. Położone są w zalesionym, odizolowanym od ludzi środowisku.
Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to obóz marsjańskich uchodźców. Położony jest chyba gdzieś na
południu, może w Ameryce Łacińskiej."
MONITOR: “Umieść to wszystko w odpowiednim miejscu w matrycy i kontynuuj. Pamiętaj, że jesteś w
Fazie 4. Niech twoja nieświadomość rozwiąże ten problem".
COURTNEY BROWN: “Badam koncepcję obozu / wioski. Tak, to uchodźcy. Są trochę zaniepokojeni, ale
wiedzą, że wszystko idzie jak najlepiej, przynajmniej na razie. Wiedzą kim są, ale chyba nie wiedzą
wszystkiego. Możliwe, że celowo wymazano im część pamięci, aby mogli lepiej przystosować się do
otoczenia".
“Z rysów twarzy przypominają Indian południowoamerykańskich. Domy mieszkalne wzniesiono po to, by
zamaskować przedsięwzięcie. W pewnym momencie w ich umysłach coś się wyzwoli i ich wspomnienia
wrócą z całą siłą. To naprawdę fascynujące: noszą swą kulturę ukrytą głęboko w umysłach i nie znają jej."
W tym punkcie, mój monitor był prawie gotów zakończyć sesję. Kazał mi przejść do notatek Fazy 6, gdzie
narysowałem flagę kraju, w którym znajduje się wioska. Potem zakończył sesję i powiedział mi, że celem
byli “Marsjanie / obecna kultura".
Komentarz.
Monitor powiedział mi, że sesje SRV przeprowadzone przez innych teleobserwatorów, zarówno
monitorowane jak i solo, dostarczyły takich samych danych. Właściwie moja sesja potwierdziła to, co już
wiedzieliśmy: jakie jest ogólne położenie wioski.
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że cała rasa ludzi zamieszkująca Amerykę Łacińską to Marsjanie. Jest to
raczej mała grupka (może paręset istot) pozostająca w sprytnie przygotowanym ukryciu i zintegrowana z
większą populacją ludzi.
Moją pierwszą reakcją po sesji było iść do biura podróży, zakupić bilet i od razu tam lecieć. Ale
przypomniano mi w czas, że trwały tam akurat polityczne zamieszki. Zagrożenie stanowili też dobrze
zorganizowani i uzbrojeni handlarze narkotyków, którym trudno byłoby wytłumaczyć, że podróżujemy po
ich terytorium w poszukiwaniu Marsjan. Przypomniałem sobie, że mam rodzinę i postanowiliśmy poczekać
na inną okazję, kiedy będziemy mogli odwiedzić społeczność Marsjan bez narażania życia. Jedno było
pewne. Marsjanie wybrali doskonałe miejsce. Nie zagrażali im turyści, nawet ci, którzy wiedzieli kim są i
gdzie przebywają. Nie mogliśmy do nich dotrzeć, chociaż żyli na naszej planecie.
Marsjanie, których obserwowałem w południowo-amerykańskiej wiosce nie są jedynymi żyjącymi
przedstawicielami swej rasy. Wygląda na to, że są oni wspierani przez innych, bardziej technicznie
zorientowanych rodaków. Moja własna analiza wskazuje, że Marsjanie z wioski są ochotnikami w akcji
podjętej w celu ocalenia pierwotnej marsjańskiej kultury. Początki tej kultury prawdopodobnie sięgają
zniszczenia ekosystemu Marsa i ratunku udzielonego im przez Szarych. Ich pełne dziedzictwo kulturowe
zachowane jest w umysłach, a oni sami czekają na sygnał, który uwolni te wspomnienia.
Plan jest zadziwiająco dobrze skonstruowany. Marsjanie muszą przetrwać. Ale co dokładnie wymaga
ocalenia? Wydaje się, że nie ma powodu, dla którego subprzestrzenne postaci Marsjan nie mogłyby się
ponownie narodzić jako ludzie. Ale wtedy byliby ludźmi, a wszystko, co pierwotnie marsjańskie, by
przepadło. To, co wymaga ocalenia to wspomnienia Marsjan. Musi zostać zachowana pierwotna kultura
Marsjan oraz niektóre aspekty ich genetyki. Niestety, ich ciała na Ziemi zaadaptowały się już do nowych
warunków. Spowodowała to panująca tu większa grawitacja. Co do kultury, ta miała szansę przetrwać w
mniej więcej nienaruszonym stanie w ukrytych wspomnieniach, do których nie miałoby dostępu silne
środowisko ludzkie.
Ulokowanie tych Marsjan, powiedzmy, w środku Nowego Jorku spowodowałoby prawdopodobnie taką
lawinę nowych bodźców psychologicznych, że wszelki plan wskrzeszenia ich marsjańskiej tożsamości
spaliłby z pewnością na panewce. Natomiast wioska rolnicza, w której kontakty z ludźmi są w naturalny
sposób ograniczone, stanowiła świetne miejsce dla uchodźców. Osobiście uważam tę wioskę za skansen
kultury Marsjan.
Wygląda więc na to, że marsjański plan emigracji na Ziemię jest dość złożony. Z jednej strony,
zainstalowano tu bank kultury, historii i tożsamości, mający służyć zachowaniu wiedzy o tym, kim byli
Marsjanie i skąd się wywodzili. Z drugiej strony wiemy, że są inni Marsjanie, zaangażowani w inne rodzaje
migracji. To ci, którzy latają supernowoczesnymi statkami i zajmują się rozwiązywaniem problemów
genetycznych.
Należy przypomnieć, że według danych z innej sesji SRV, pewnego dnia duża flotylla statków marsjańskich
wyląduje z uchodźcami z Marsa na Ziemi. Wielu z tych Marsjan przebywa obecnie w podziemnych
schronach na Marsie i ochoczo wyczekuje sygnału podróży. Wielu z nich nie osiągnęło wysokiego poziomu
technicznego. Ich ulubiony styl życia (włączając upragniony klimat) przypomina do złudzenia życie w
wiosce marsjańskiej na Ziemi, które obserwowałem w trakcie tej sesji.
Tak więc można chyba założyć, że przebudzenie kulturowe Marsjan z wioski nastąpi tuż przed przybyciem
ich rodaków z Marsa. Osiadli na Ziemi Marsjanie będą świetnymi nauczycielami dla nowo przybyłych
ziomków. Będą w stanie przekazać im, jak przetrwać na tej planecie. Będą stanowić kulturową oazę w
obcym świecie.
Postanowiłem nie podawać do publicznej wiadomości, gdzie znajduje się owa wioska. Sytuacja bowiem
jest tam całkiem różna od sytuacji Marsjan, mających bazę w Nowym Meksyku, w podziemiach góry Santa
Fe Baldy. W przypadku bazy, żywię nadzieję, że ujawnienie jej położenia zachęci Marsjan do poszukiwania
otwartego dialogu z rządowymi przywódcami. Inaczej rzecz się ma w przypadku Marsjan z wioski. Nie
chciałbym narażać aa szwank ich działalności. Publiczne ujawnienie
położenia wioski mogłoby poważnie zagrozić bezpieczeństwu jej mieszkańców. Poza tym, podstawową
racją jej istnienia jest zachowanie kultury marsjańskiej. Gromada ludzi wkraczających w tę misternie
przygotowaną przystań jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują. Sytuacja taka mogłaby uniemożliwić
technicznie wyszkolonym Marsjanom udzielenie wiosce koniecznej pomocy.
Żywię nadzieję, iż pewnego dnia będę w stanie wyperswadować ważnym politykom ze Stanów
Zjednoczonych lub z innych krajów, że dyskretna wizyta w marsjańskiej wiosce może okazać się pomocna
w nawiązaniu dyplomatycznych kontaktów pomiędzy ludźmi a Marsjanami. Uzyskanie zgody na taką
wizytę od technicznie rozwiniętych Marsjan z Santa Fe nie powinno przedstawiać większego problemu.
ROZDZIAŁ 29: SPRAWDZIAN WIARYGODNOŚCI #2.
Rozdział ten opisuje drugą z dwu sesji SRV, w której wykorzystałem cel skalowania. Celem pierwszej takiej
sesji był Gabinet Owalny w Białym Domu. Przypominam, że celów skalowania używa się po to, by
sprawdzić dokładność protokołów SRV. Cele takie podlegają łatwej weryfikacji, a sesje SRV w tych
warunkach spełniają funkcję dostrajania teleobserwacji.
Był to jeden z ostatnich celów, nad którymi pracowałem w trakcie pobytu w Ann Arbor, w Michigan
podczas lata 1994. W czasie dwóch tygodni poprzedzających tę sesję przeprowadziłem dużo sesji
teleobserwacji, doświadczając wszystkiego – od radości ostatecznego przybycia Marsjan, gdy ich flotylla
kierowała się ku Ziemi, do intensywnej miłości Boga, kiedy stwarzał wszechświat. Mój system nerwowy
wchłonął ogromną ilość danych z nieświadomości. Teraz nadszedł czas odpoczynku.
Mój monitor powiedział, że ma prosty cel. Jedyną informacją, jakiej mi udzielił było to, że rzecz dotyczy
przeszłości. Nie powiedział mi, czy jest to miejsce, wydarzenie, osoba czy coś innego. Czekała mnie
niespodzianka, a sama sesja powiedziała nam wiele na temat współpracy pomiędzy stanem czuwania
świadomości a umysłem nieświadomym.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3102/2137
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie. Na lądzie były sztuczne obiekty, ale nie
wyglądały na budynki.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory beżowy i brązowy. Powierzchnie są brudne, suche, ale jest też coś
mokrego. Ciepło".
W Fazie 3 rysuje szkic dużej, otwartej przestrzeni z przecinającym ją ruchem. Wykonuję operację
przemieszczenia, żeby dostać się do środka miejsca celu.
“Widzę te same kolory i powierzchnie, co przedtem, ale teraz słyszę też głosy."
Na wysokości tysiąca stóp nad celem, robię podobny do poprzedniego szkic Fazy 3 i przechodzę do Fazy 4.
“Dostrzegam ludzi. Odbieram jakieś AOL linii sygnału, ale nie może się przebić. Przypomina mi się gra w
piłkę nożną, ale wiem, że nie o to chodzi, więc po prostu zapiszę to jako AOL. Jest tu coś dziwnego."
“Schodzę na powierzchnię tego miejsca. Są tu ludzie. Noszą jakieś mundury. Widzę dużo kolorów. Uprawia
się tu również jakąś działalność. Nie wyczuwam u tych luda żadnych emocji. Kompletna pustka. Tak jakby
byli kompletnie wyprani z uczuć. Biegają w kółko, próbując zaradzić jakimś kłopotom."
“Czuję teraz, że coś się pali. Czuję też smak potu i słyszę krzyki. Tu na dole panuje ogromne zamieszanie i
dezorientacja. Nie ma jednego spójnego sygnału. Wielu ludzi wykonuje jakieś dziwne rzeczy, ale nie dzieje
się nic konstruktywnego. Odbieram teraz silne AOL linii sygnału, że to jakaś bitwa."
W tym punkcie mój monitor sugeruje, żebym zbadał cos innego.
“No cóż, nadal widzę ludzi w jakichś kostiumach. Są tu wszystkie kolory. Nadal panuje ogólna
dezorientacja i napięcie. Kłopot w tym, że ci ludzie nie wiedzą, co tu właściwie robią. Następuje jakiś
konflikt i walka. Wszystko jest pomieszane. Trwa ogólny chaos."
“Zbadam teraz cel tej aktywności. Odnoszę wrażenie, że nastąpił jakiś wybuch. Pomimo trudności ludzie
usiłują coś zmienić. Czuję, że wielu z nich poniesie klęskę. Ale oni tego nie widzą. Przypomina mi to
sytuację, kiedy oszukiwane jednostki wierzą, iż wydarzy się jakiś cud. Ale cud nie następuje."
“Mój umysł opiera się, odmawia przyjęcia tych danych. Cokolwiek to jest, nie chce tego oglądać.
Przesuwam się nieco do przodu w czasie, żeby wyrwać się z tego zamieszania. Poczekaj... To była bitwa.
Ilu martwych! Są wszędzie. Ciała na polu, broń, mundury."
“Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to związane z Konfederacją. To była najważniejsza– bitwa wojny.
Znam tę scenę. To największa bitwa Wojny Domowej, w której zginęło więcej ludzi niż w jakiejkolwiek
innej bitwie. To Getysburg!"
MONITOR: “W porządku, Courtney. Zakończ sesję. Cel brzmiał 'Bitwa pod Getysburgiem'".
Komentarz.
Poza tym, że z powodzeniem zidentyfikowałem cel skalowania, w sesji tej mój nieświadomy umysł
współpracował z umysłem świadomym, by ochronić mnie przed bezpośrednimi doznaniami z pola bitwy.
Ciekawe, że nie potrafiłem dokładnie zidentyfikować sceny aż do czasu, gdy bitwa się zakończyła, a
emocje opadły. Dopiero wtedy mój nieświadomy i świadomy umysł na tyle otwarły się na dialog, że
mogłem zobaczyć i odczuć wszystko, co działo się na miejscu. Mówiąc krótko, nie byłem przygotowany na
to, co zaistniało na początku sesji i musiałem poczekać, aż mój umysł znajdzie takie położenie w czasie i
przestrzeni, które pozwoli przekazać potrzebne informacje, a jednocześnie nie przeciąży mojego systemu
nerwowego. Należy podkreślić, że wszystko to działo się automatycznie, bez podejmowania jakichkolwiek
świadomych decyzji z mojej strony.
Ostatnia rzecz dla historyków. Rzeczywista bitwa pod Getysburgiem była dużo gorsza od wyobrażenia o
niej. Była to naprawdę straszna rzeź, którą trudno wyrazić słowami. Szczerze mówiąc, żeby ją zrozumieć,
należałoby tam być. Osobiście uważam, że historycy mogliby pokusić się o ponowne zbadanie tego
strasznego wydarzenia przy pomocy SRV.
ROZDZIAŁ 30: SANTA FE BALDY.
Pod Santa Fe Baldy, górą w Nowym Meksyku, niedaleko Santa Fe znajduje się baza Marsjan, która służy
za centrum ich operacji planetarnych. W poprzednich rozdziałach przedstawiłem dużo danych na poparcie
tej tezy. Żeby to jednak udowodnić, postanowiłem zrobić coś specjalnego. Dodałem mianowicie do listy
cel, który identyfikował samą górę, a nie tylko Marsjan. Miało to wyeliminować możliwość, że ja i inni
patrzymy na coś, co wygląda bardzo podobnie, ale w rzeczywistości nie jest górą Santa Fe Baldy.
Przeprowadziliśmy sesję w ciemno, w warunkach Typu 4. Oceniając te dane, należy pamiętać, że
nieświadomość jest bardzo inteligentna. Nie wykonuje tylko poleceń dotyczących danych; wie dobrze,
czego potrzebuje teleobserwator. Zawsze nakieruje go na właściwą odpowiedź, nawet jeżeli świadomy
umysł nie uważa jej za prawidłową. W tym konkretnym przypadku, chciałem wiedzieć, czy Santa Fe Baldy
faktycznie jest górą, pod którą znajduje się baza. Tymczasem nieświadomość doprowadziła mnie do tej
informacji na drodze fascynującego strumienia danych, który wyszedł poza wąskie ramy geograficznej
precyzji i niespodziewanie odsłonił przed nami związaną z bazą, szeroko pojętą działalność ludzi i Marsjan.
Data: 2 sierpnia 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4471/3621
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
COURTNEY BROWN: “Dostrzegam kolory: czerwony, brązowy i beżowy. Powierzchnie są chropowate, a
niektóre gładkie. Jest chłodno. Nie czuję na razie żadnego zapachu".
Mój szkic z Fazy 3 przedstawia obszar, który wydaje się być pokryty szeregiem budowli. Przemieszczam
się następnie na wysokość stu stóp nad cel.
“Znajduję się nad budynkiem o okrągłym kształcie."
W kolejnym szkicu Fazy 3 rysuję zarys budynku, który wielu teleobserwatorów łączyło z Marsjanami.
(Inne, nie przytaczane tu sesje, wskazywały, iż w budynku tym odbędą się rozmowy na wysokim szczeblu
pomiędzy ludźmi a Marsjanami.)
Monitor każe mi następnie przejść bezpośrednio do Fazy 6, gdzie rysuję małą podobiznę budynku na
środku kartki papieru. Następnie badam miejsce wokół budynku, żeby zorientować się w otaczającym
środowisku. W pobliżu okrągłej budowli znajdują się inne, mniejsze budynki. Kilka mil na wschód od grupy
budynków natrafiam na las i górę. Centrum mieszkalne leży na zachód. Góra wydaje się być ściśle
związana z okrągłą budowlą.
“Wchodzę teraz do dużego okrągłego budynku. Wewnątrz znajduję urządzone na wzór biura przestronne
pomieszczenie. Ściany biura, tak jak cały budynek, są zakrzywione. W pokoju są drzwi, które prowadzą do
korytarza, mieszczącego dużo małych biur. Po powrocie do dużej sali, zauważam, że znajduje się tu
miejsce na prezentacje, tak jakby przód audytorium. Są też rzędy pochyłych krzeseł."
“Skupiam teraz uwagę na ludziach w pokoju. Noszą zwykłe garnitury biznesmenów. Sam budynek wydaje
się być związany z jakąś produkcją. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej część prowadzonej tu działalności
związana jest z oprogramowaniem komputerowym."
Na linii czasu zaznaczam dzień dzisiejszy i cztery ważne punkty w przyszłości. Badając oddzielne punkty
czasu, w drugim punkcie (około dwa lata od chwili obecnej) pod konstrukcją w pobliżu okrągłego budynku
znajduję dużą, nowoczesną prostokątną budowlę. Niektóre mniejsze budynki zostały rozebrane, żeby
zrobić miejsce dla tej nowej większej budowli. We wszystkich dalszych punktach na linii czasu,
prostokątna budowla wyraźnie dominuje nad otoczeniem.
Wracając do teraźniejszości, zauważam plan konstrukcji większego budynku.
MONITOR: “Courtney, wróć jeszcze raz do dużej budowli w przyszłości i dowiedz się, co robią w niej
ludzie".
COURTNEY BROWN: “Dobra. Poczekaj... Jestem teraz w dużym prostokątnym budynku. W środku
znajdują się terminale komputerowe, stoły laboratoryjne, przewody i sprzęt laboratoryjny. To laboratorium
naukowe. Mam wrażenie, że przedmiot badań obejmuje genetykę i biotechnologię".
Monitor każe mi śledzić jednego z pracowników, gdy ten wychodzi z budynku pod koniec dniówki. Musi
przejść przez frontową bramę dużego kompleksu, przy której stoi strażnik. Podążam za pracownikiem,
kiedy jedzie do domu, położonego na zachodzie, w dużym centrum mieszkalnym. Krajobraz wzdłuż drogi
daje mi silne AOL linii sygnału, że miejsce to znajduje się niedaleko Santa Fe.
MONITOR: “Wróć jeszcze raz do dużej budowli i dowiedz się, co znajduje się na każdym z pięter".
COURTNEY BROWN: “Moja nieświadomość ciągnie mnie do podziemia".
MONITOR: “OK".
COURTNEY BROWN: “O rany. Dużo tu martwych ciał, skąpo odzianych w kolorowe ubrania. To nie jest
dobre miejsce. Śmierć tych ludzi ma pozostać w sekrecie. Zginęli, wypełniając swoje obowiązki. Inni
musieli składować ciała, żeby szybko usunąć je z drogi. To oni ostatecznie zdecydują, co zrobić z ciałami.
Problem stanowi tutaj kwestia bezpieczeństwa".
MONITOR: “Co masz na myśli mówiąc 'zginęli wypełniając obowiązki'?"
COURTNEY BROWN: “To byli naukowcy. Zabiła ich praca".
MONITOR: “Co robili?"
COURTNEY BROWN: “Zajmowali się jakimiś niebezpiecznymi eksperymentami naukowymi. Znali ryzyko,
ale to ich nie powstrzymało. Nie byli nadzorowani przez nikogo z zewnątrz. Tę działalność prowadzono w
zaciszu, nawet w sekrecie".
MONITOR: “Co to była za działalność?"
COURTNEY BROWN: “Badania obejmowały promieniowanie i genetyczne mutacje organizmów. Tych ludzi
zabiły produkty lub produkty uboczne z ich własnych laboratoriów. Wygląda na to, że brakowało im
właściwego BHP". “Mój umysł ciągnie mnie teraz na wschód, do góry."
MONITOR: “A więc idź tam".
COURTNEY BROWN: “Jestem teraz w górze. Są tu jaskinie, a w jaskiniach jakieś istoty. To baza Marsjan,
ale widzę zmiany. Teraz w jaskiniach znajdują się pojazdy na kołach. Miejsce jest nowoczesne, ale nie
supernowoczesne. W tej chwili nie ma tu statków ET. Widzę tunel. Prowadzi na zachód i łączy się z
powierzchnią, a na zewnątrz jest zamaskowany. Na razie tunel wykorzystywany jest jako otwór
odpowietrzający, ale jest bardzo duży. Bez problemu przejechałyby przez niego pojazdy".
“Jest tu dużo pracowników. Wyglądają prawie tak jak ludzie. Właściwie oni są ludźmi! Mają na sobie
jednoczęściowe białe uniformy."
“O rany, to ciekawe. Zapiszę to jako AI. Wydaje się, że suterena ze zmarłymi połączona jest z
pomieszczeniami na górze."
“To miejsce jest bardziej aktywne, niż kiedykolwiek przedtem. Jest tu dużo budowli. Wygląda na to, że
pracownicy je rozbudowują."
“Przemieszczam się teraz w czasie do przodu. W bliskiej przyszłości budowa zostaje zakończona, lecz nikt
tam nie mieszka, jeśli nie liczyć nadzorujących. Jeszcze dalej w przyszłość jest pełna Marsjan –
uchodźców. Niektórzy z nich są brudni. Słychać dużo głosów, prawdziwa paplanina, tumult, coś się dzieje.
Marsjanie zapełniają pomieszczenie dziećmi i dorosłymi, którymi targają silne emocje – strach,
podniecenie, ale i nadzieja."
“Marsjanie chcą wydostać się na powierzchnię. Są naprawdę szczęśliwi i podekscytowani!"
MONITOR: “Courtney, wróć do obecnego czasu i zobacz, czy ludzie w okrągłej budowli wiedzą coś na
temat tego, co ma się wydarzyć. Potem przenieś się do przyszłości i zbadaj, kiedy nastąpi świadomość
zmiany".
COURTNEY BROWN: “Obecnie ludzie w okrągłej budowli nie wiedzą nic. W drugim punkcie na linii czasu,
rząd podjął decyzję umieszczenia osiedla niedaleko Santa Fe. W tym czasie napływają spore ilości
pieniędzy. Rodzi się pomysł, by wykorzystać rozbudowaną podziemną bazę Marsjan jako ośrodek
przyjmowania nowych Marsjan".
MONITOR: “W porządku, Courtney. Wystarczy. Zakończmy sesję. Celem był ostatni wieczór kawalerski
Hugh Hefhera..."
COURTNEY BROWN: “Daj spokój..."
MONITOR: “Cel brzmiał 'Santa Fe Baldy (Ocaleni Marsjanie / jaskinie w Nowym Meksyku'".
Komentarz.
Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, gdzie przybędą uchodźcy marsjańscy i jak baza Marsjan pod Santa Fe
Baldy zostanie przekształcona w imigracyjny ośrodek przyjęć. Wielu z tych Marsjan wyglądało na całkiem
zwyczajnych. Ogólnie, nie były to typy stojące na wysokim szczeblu rozwoju technicznego – matki, dzieci,
przeciętni dorośli Marsjanie i tak dalej. Właściwie odniosłem wrażenie, że ich imigracja do Stanów
Zjednoczonych pod wieloma względami nie różni się wiele od imigracji innych grup etnicznych. Jestem
pewien, że kiedy ludzie przywykną do sytuacji i przestanie być ona nowością, Marsjanie mają wszelkie
szansę, by traktowano ich jak przyjaznych sąsiadów.
ROZDZIAŁ 31: OFICJALNE SPOTKANIE Z MARSJANAMI.
W umyśle Czytelnika rodzi się zapewne pytanie, w jaki sposób zaczniemy porozumiewać się z Marsjanami.
Jak już wspominałem, ludzie nawiążą oficjalne kontakty z Marsjanami wcześniej niż z Szarymi, chociaż nie
jestem w stanie określić, ile czasu upłynie między jednym a drugim wydarzeniem. Otwarta propozycja
Narodów Zjednoczonych, by spotkać się z Szarymi, mogłaby wszystko przyspieszyć. Jednak spotkanie z
Marsjanami nastąpi jako pierwsze, a to znacznie przyczyni się do zwrócenia ludzkiej świadomości w
kierunku gwiazd.
Pierwotnym zamierzeniem sesji, na której opiera się niniejszy rozdział było dowiedzieć się, w jakim
stopniu Marsjanom udało się zintegrować z kulturą ludzką. Nie tylko dostarcza ona odpowiedzi na to
pytanie, ale, jak w przypadku wielu doświadczeń teleobserwacyjnych, odsłania całe bogactwo innych
ważnych informacji. Te dodatkowe dane zawierają wskazówki, jak powinny (lub będą) wyglądać pierwsze
kroki w oficjalnym spotkaniu Marsjan z ludźmi.
Sesja prowadzona była w ciemno, w warunkach Typu 4, a miała miejsce po dłuższej przerwie w
monitorowanej obserwacji, która była mi potrzebna, by odpocząć. Teraz, wracając do teleobserwacji,
czułem się naładowany nową energią i byłem ciekaw, co też niezwykłego tym razem wyciągnie na światło
dzienne moja nieświadomość.
Data: 26 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6068/0004
Dane wstępne wskazywały, że z celem związana jest wzniesiona przez człowieka budowla na suchym
lądzie.
COURTNEY BROWN: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są z drewna i cementu. Ciepło, naprawdę
bardzo ciepło. Czuję smak potu i słyszę ludzkie głosy. W miejscu celu dostrzegam coś okrągłego i
płaskiego".
Przechodzę do Fazy 3, żeby zrobić szybki szkic czegoś, co wygląda na okrągłą budowlę z płaskim dachem.
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4".
COURTNEY BROWN: “Jestem teraz w matrycy. Dokładnie widzę budynek. Słyszę głosy w budynku, więc
wchodzę. Toczy się tu rozmowa. Rozmawiają ludzie. Budynek jest okrągły i mam wrażenie, że już go
kiedyś widziałem. Na chwilę przenoszę się na zewnątrz. Wokół budynku rosną drzewa. Już jestem z
powrotem".
“O rany! Jakie wrażenie estetyczne! Właśnie skupiłem uwagę na ludziach rozmawiających w budynku – to
bardzo wpływowa grupa. Odbywa się tu spotkanie na najwyższym szczeblu. Pozwól, że przeniknę do ich
umysłów. Poczekaj... Oni mówią o istotach pozaziemskich."
“Ci ludzie mają na sobie mundury wojskowe. Są to generałowie, admirałowie, elita wojskowa; jest również
cywil. Wygląda jak prezydent Stanów Zjednoczonych. Pozwól, że znowu napiszę 'O RANY!' w kolumnie AL"
MONITOR: “Dobra. Wrzuć to do kolumny AI i kontynuuj. Utrzymaj szybkie tempo. Dobrze ci idzie".
Monitor każe mi przejść od razu do Fazy 6. Wydaje mi polecenie zastosowania techniki SRV, która oddziela
pierwotne elementy tematu od obserwowanej rozmowy.
COURTNEY BROWN: “Dyskusja toczy się na bardzo praktycznym poziomie. W centrum uwagi znajduje
się kwestia, jak nawiązać kontakt z ET. Ludzie wiedzą, że można tego dokonać za pomocą świadomości,
ale chcą czegoś bardziej fizycznego. Cała zabawa zaczęła się od kontaktu świadomości, ale teraz
potrzebują czegoś innego. Pada między innymi propozycja użycia radia. Próbują wymyśleć, jak to zrobić".
“Przedmiotem rozmowy nie są Szarzy. Ci ludzie mówią o Marsjanach. To prawdziwy problem komunikacji
międzyplanetarnej. Teraz skupiają się na radiu."
Konstruuję linię czasu Fazy 6, za pomocą której mogę zbadać naukowe punkty w przyszłości.
“W porządku, znalazłem punkt, w którym ludzie zaczęli rozmawiać z Marsjanami. Nazwę go punktem
komunikacji. Wydaje się, że używają radioteleskopów – nie jednego, lecz wielu. Są one na całym świecie."
“Ludzie zaczynają od nastawienia radioteleskopów na Marsa i nasłuchiwania. Wygląda na to, że usłyszeli
niewiele. Potem zmieniają taktykę i zaczynają nadawać. Istnieje wiele kwestii, które wymagają
rozwiązania. Podstawowa kwestia to w jakim języku się porozumiewać. Potem trzeba opracować protokoły
komunikacji."
“Szarzy obserwują to wszystko, ale nie uczestniczą aktywnie. Sprawiają wrażenie zainteresowanych, ale w
sposób bierny."
“Ludzie próbują również nadawać do baz ET na Księżycu. Jednak większość wysiłków kierują na Marsa. ET
na Księżycu milczą."
“Początkowo Marsjanie na Marsie też milczą. Czują, że zostali odkryci i zastanawiają się, co robić i jaka
będzie reakcja ludzi. Zawsze wiedzieli, że w końcu nastąpi taki dzień. Czują się nieco zagubieni."
“Przesuwając się w czasie do przodu, widzę, że Marsjanie postanawiają podjąć dialog. Przesyłają sygnał,
głośny i wyraźny. Wykorzystują chyba te same protokoły radiowe, które zapoczątkowali ludzie."
“Jestem trochę wstrząśnięty wyglądem tych Marsjan. Podążyłem za sygnałem radiowym na Marsa i teraz
jestem tutaj. Marsjanie są humanoidami i w tej chwili bardzo przypominają ludzi. Mają nawet włosy. Ci
konkretni Marsjanie to w przeważającej części osobnicy płci męskiej. Noszą jakieś mundury, ale nie
stanowią żadnej walczącej grupy militarnej. Agresja nie leży w ich naturze. Cała ich obrona wydaje się być
zbudowana wokół ukrywania się, a nie walki. Ich skóra jest jasna."
“W sensie subprzestrzennym Marsjanie ci nie różnią się chyba od swoich przodków, ale mają ciała
porównywalne z ciałami ludzi na Ziemi."
MONITOR: “Przesuń się w czasie do przodu. Gdzie są Marsjanie?"
COURTNEY BROWN: “Poczekaj... Są na Ziemi. Pracują ze swoimi tubylczymi grupami, tymi, które
migrowały wcześniej. Dostają wsparcie od rządu ludzi, po to by mogli kontynuować swą pracę. Pracują
teraz na zewnątrz, na otwartym powietrzu. A niech to! Oni naprawdę wyglądają jak ludzie".
MONITOR: “Gdzie są Szarzy?"
COURTNEY BROWN: “Szarzy zajmują się własnymi sprawami. W tym punkcie czasu w przyszłości ich
przedsięwzięcie genetyczne jest już wykonane lub bliskie końca. Zostały tylko drobne poprawki. Jeszcze
nie komunikują się z ludźmi bezpośrednio".
MONITOR: “OK, Courtney. Mamy to, czego potrzebowaliśmy. Celem byli 'Marsjanie / przyszła kultura'".
Komentarz.
Marsjanie, z którymi przyjdzie nam obcować w przyszłości będą do nas bardzo podobni, być może nawet
nie do odróżnienia. Prawdziwe różnice w porównaniu z ludźmi mieszkającymi na Ziemi ujawnią się w
technice i kulturze. Jeżeli zależy nam na udanych kontaktach •z Marsjanami, będziemy musieli zrozumieć
ich potrzeby. Ale oni nie przyjdą do nas jako “małe zielone ludziki". Nie musimy obawiać się pierwszego
spotkania z kulturą pozaziemską, przynajmniej pod tym jednym fizycznym kątem. Istoty pozaziemskie
będą wyglądać tak jak my.
ROZDZIAŁ 32: NIŻSZE FORMY ŻYCIA NA ZIEMI.
Poniższą sesję przeprowadziłem bez żadnej wcześniejszej wiedzy na temat celu, który tym razem
stanowimy “Formy elementarne". Był to jeden z kompletnie nie znanych mi celów spoza listy, które mój
monitor wyznaczał mi dosyć często. Nigdy nawet nie omawiał ze mną ogólnego tematu. Powodem, dla
którego tak robił było dodatkowe zabezpieczenie danych przez powstrzymywanie mnie od prób
zgadywania cech celu, co mogłoby prowadzić do mylnego AOL. W praktyce jednak mój własny poziom
dyscypliny umysłowej w trakcie teleobserwacji jest już na tyle wysoki, że mój monitor rzadko martwi się o
jakość zdobytych przeze mnie danych. Tym niemniej woli się zabezpieczyć, a jego praktyka podrzucania
mi niespodziewanych celów faktycznie utrzymuje mnie w stanie czujności podczas sesji.
Monitor obrał dla mnie taki cel, ponieważ od dawna frapowało go, co dzieje się z pozostałą częścią życia
subprzestrzennego, w czasie gdy ludzie tak bardzo niszczą środowisko fizyczne. Wszystkie nasze wysiłki w
SRV skierowane były na istoty przypominające człowieka. Ale mojego monitora obchodził też los wielu
innych, niehumanoidalnych subprzestrzennych stworzeń, które osobiście widział podczas własnych sesji
teleobserwacji. Jemu jawiły się one jako “Formy elementarne". To określenie, jakiego używa w odniesieniu
do większości stworzeń niehumanoidalnych. Większość tych istot jest mniejsza od ludzi, a ich zachowanie
często odznacza się nieprzewidywalnością. Nie wiedział, czy stworzenia te mają odpowiedniki fizyczne ani
czy same występowały kiedyś w postaci fizycznej (co może oznaczać jedno i to samo). Wiedział tylko, że
żyją wokół nas i zastanawiał się, czy ludzka działalność w jakikolwiek sposób im szkodzi. Krótko mówiąc,
czy ludzka destruktywność w stosunku do środowiska fizycznego wpływa negatywnie na większą
społeczność życia w subprzestrzeni? Mój monitor martwił się, że jeżeli okazałoby się to prawdą, mógłby to
być zaledwie czubek góry lodowej, kryjącej ogrom zniszczenia planety, dokonującego się tak obecnie, jak i
w przyszłości.
Oczywiście, sesja ta została przeprowadzona w warunkach Typu 4. Zaraz po danych wstępnych, zdałem
sobie sprawę, że jest to cel całkowicie niespodziewany. Nie wiedziałem, że nie figuruje na liście celów. Po
prostu zauważyłem, że nie miałem żadnych wcześniejszych oczekiwań co do tego, gdzie kieruje mnie
nieświadomość. Cokolwiek to było, poczułem od razu, że zobaczę coś, czego nigdy wcześniej nie
widziałem.
Data: 28 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3660/1161
Dane wstępne wskazywały, że cel obejmuje powierzchnię pomiędzy suchym lądem a cieczą.
COURTNEY BROWN: “Widzę kolory niebieski i biały. Powierzchnie są błotniste i mokre. Dość zimno.
Czuję jakby smak ryby i zapach wody morskiej. Gdziekolwiek jestem, to miejsce jest szerokie, rozległe,
płaskie i bardzo głębokie".
Rysuję następnie szkic Fazy 3, który wydaje się przedstawiać suchy kawałek lądu obok dużego zbiornika
płynu. Zaczynam też dostrzegać i rysować coś. co wygląda na rodzaj sztucznej, podwodnej budowli.
“Przechodzę do Fazy 4 i wciąż widzę dużo cieczy. To wygląda jak wielki ocean. No cóż, mogę przynajmniej
powiedzieć, że znajduję się na jakiejś planecie. Ta planeta wydaje mi się znajoma, ale nie odwiedzałem jej
wcześniej w tym punkcie czasowym. Ten płyn to chyba woda, bardzo głęboka."
“W pobliżu znajduje się suchy kawałek lądu. Udaję się tam. Badam ...Ziemia jest jałowa. Nic na niej nie
rośnie. Jest naturalna, ale odnosi się wrażenie, że znajduje się pod silnym wpływem jakiejś cywilizacji.
Miejsce jest jałowe niczym Mars, ale to nie Mars. Występują inne kolory i jest atmosfera."
“Wracam teraz do wody. W wodzie znajduje się chyba jakaś konstrukcja. Jest naprawdę wielka. Wchodzę
do wody, żeby ją zbadać. Poczekaj..."
“Konstrukcja jest dość nowoczesna, ale nie według norm ET. Zbudowana jest przede wszystkim z metalu i
chyba ze stali nierdzewnej. Widać nowoczesną technikę, bardziej zaawansowaną niż obecnie na Ziemi, ale
nie jest to poziom najwyższy."
“W budowli znajdują się istoty. Wchodzę do środka, żeby im się lepiej przyjrzeć. Hmm. Oni mają na sobie
zwykłe ludzkie ubrania. Skupiam teraz uwagę na samych istotach. Mają ludzkie twarze, zarówno
mężczyźni jak i kobiety. Oczy są małe, jak u ludzi. Wygląda na to, że to są ludzie, ale nie rozumiem
scenerii. Nie znam miejsca tego typu, w którym przebywaliby ludzie."
“W budowli jest wiele pięter. Znajdują się tu podobne do wind kanały, do pionowego ruchu w budowli. Są
też duże otwory, prowadzące na zewnątrz do wody."
MONITOR: “Powstrzymaj się od analizy. Po prostu umieść dane w matrycy i idź dalej".
COURTNEY BROWN: “Ludzie się martwią, odczuwają strach. Ta budowla przypomina wielką łódź
podwodną o śmiesznym kształcie. Skupiam się teraz na czynnościach ludzi. Wydaje się, że nie są
szczęśliwi, robiąc to, co robią. To harówka, związana ze zdobywaniem i przetwarzaniem jedzenia, żeby
przetrwać. Pracują, bo nie mają wyboru, a jeśli już, to jest on ograniczony. Ich praca z całą pewnością
związana jest z przetrwaniem".
“Wydaje się, że istnieje wyższy cel ich działalności. Kłopot polega na tym, że ludzie ci mogą nie dożyć
czasów, gdy zostanie on osiągnięty. Ich sytuacja jest raczej beznadziejna. Pracują dla następnej generacji,
swoich dzieci i dzieci ich dzieci."
MONITOR: “Wróć na ląd. Co widzisz?"
COURTNEY BROWN: “W porządku. Ziemia nie może podtrzymać życia. Jest to wynikiem zagłady. Jest
jałowa, po prostu sam kurz i kamienie. Powierzchnia jest naturalna, ale nosi znamiona sztucznej
ingerencji. Moja nieświadomość popycha mnie z powrotem ku budowli w wodzie".
MONITOR: “Więc idź tam".
COURTNEY BROWN: “Na zewnątrz konstrukcji nie widzę żadnego życia. Woda jest tak jałowa jak ląd.
Nie ma tu nic, zupełnie nic. Czuję, że powinienem przenieść się w czasie do przodu".
“Hmm. Teraz to miejsce roi się od życia, przynajmniej w wodzie. To ciekawe. Występuje tu zarówno
subprzestrzeń, jak i życie fizyczne. Sprawdzam jeszcze raz w pierwotnym czasie. Nie było ani
subprzestrzeni, ani życia fizycznego. Dziwne. Tam gdzie nie ma życia fizycznego, nie ma też
subprzestrzeni. Tak jakby te dwa światy istniały równolegle, współpracowały ze sobą. Jeden nie istnieje
bez drugiego, albo przynajmniej życie subprzestrzenne nie pojawia się, jeśli nie ma życia fizycznego."
MONITOR: “Co masz na myśli mówiąc 'życie w subprzestrzeni'? Jakiego rodzaju życie?"
COURTNEY BROWN: “Wszędzie są małe zwierzęta subprzestrzenne. Wyglądają jak duchy ryb. To duchy
ryb czy też ich subprzestrzennych postaci. Między zwierzętami fizycznymi a ich subprzestrzennymi
postaciami istnieje silny związek. To tak jakby należały do jednego stada albo trzody, w zależności od
zwierzęcia. Kiedy zostało zniszczone środowisko fizyczne, ucierpiało zarówno życie fizyczne jak i
subprzestrzenne. Gdy środowisko doszło do siebie, obydwa światy znów mają się dobrze. Wydaje się
również, że działalność ludzi w budowli miała coś wspólnego z uzdrawianiem środowiska. Nie zdołali zrobić
wszystkiego, ale mieli swój udział w szczęśliwym zakończeniu".
MONITOR: “W porządku. Courtney, celem były 'Formy elementarne'".
COURTNEY BROWN: “Co? Przecież tego nie ma na liście! Co to są formy elementarne? Wiesz, że nie
mam już czasu na takie ciekawostki. Książka musi być wkrótce złożona u wydawcy i... Co to są formy
elementarne?"
MONITOR: “Wytłumaczą ci, Courtney. To bardzo ważne, byśmy rozumieli formy elementarne. Ja widzę je
od lat. One występują wszędzie i nie można ich ignorować tylko dlatego, że nie są humanoidami". Mój
monitor przechodzi do wyjaśnienia, czym są formy elementarne i dlaczego się nimi interesuje. Pochłania
mi to pozostałą część dnia, ale w końcu uświadamiam sobie, że jego troska jest uzasadniona, oraz że
muszę wspomnieć o tych formach życia w mojej książce. Uzyskałem również dane SRV, które sugerują, że
wiele istot pozaziemskich w równym stopniu troszczy się o te inne formy życia, co o nas.
Komentarz.
Literatura na temat porwań przez UFO ciągle donosi, jakoby Szarzy mówili ludziom, że nie mogą
bezczynnie przyglądać się, jak niszczymy życie fizyczne i toczące
się obok, związane z nim życie “w innym wymiarze". Szczerze mówiąc, dotychczas nie rozumiałem, co to
oznacza. Wydaje się, że ludzie są ogólnie nieświadomi tego szerokiego spektrum niższego poziomu życia
nie-fizycznego i pozostają całkiem ślepi na subtelną więź, jaka istnieje między fizycznymi i niefizycznymi
postaciami tego życia.
Po części, ludzka niewiedza wynika z problemów, jakie sprawia nam postrzeganie subprzestrzennego (lub
niefizycznego) życia w ogóle. W wielu kręgach kwestia, czy ludzie mają dusze czy nie, pozostaje
kontrowersyjna. Większość ludzi, gdy ich o to zapytać, odpowiada, że dusza istnieje, ale naukowcy rzadko
próbowali ją zbadać. Przy takim wysokim stopniu dezorientacji, jaki panuje wśród elity naukowej w kwestii
naszych ludzkich postaci subprzestrzennych, nie należy się dziwić, że nawet nie zaczęliśmy zadawać
pytania, czy inne formy życia mają niefizyczne odpowiedniki.
Ludzie ogólnie nie postrzegają samych siebie jako strażników życia na tej planecie; skłonni są raczej
uważać się za właścicieli ogrodu, który mają do dyspozycji. Nic dziwnego, że przy takich poglądach na
inne życie, kwestia istnienia subprzestrzeni całego życia, tak ludzkiego jak i nieludzkiego, jest rzadko
podnoszona. Ale teraz wiem, że pytanie to jest na tyle ważne, by je zadawać. Poznałem też na nie
odpowiedź.
Całe życie subprzestrzenne zależy od życia fizycznego. Nie znam wszystkich aspektów tej zależności, ale
wiem, że ona istnieje. Gdy niszczymy nasze środowisko fizyczne, gdy niszczymy gatunki, utrudniamy
życie lub zadajemy ból innym niż ludzka formom istnienia, hamujemy zdolność subprzestrzennego życia
do ewoluowania. Życie fizyczne i niefizyczne przebiegają równolegle; jedno nie toczy się bez drugiego.
Jeżeli my – ludzie mamy stać się prawdziwymi obywatelami galaktyki, będziemy musieli zmienić swoje
poglądy na inne życie, na całe życie. A może się to okazać trudniejsze do zaakceptowania niż fakt, że
istnieją istoty pozaziemskie.
ROZDZIAŁ 33: WYDARZENIE, KTÓRE ZNISZCZYŁO MARSA.
Jeżeli na Marsie istniał kiedyś ekosystem, to co go zniszczyło? Dane SRV z okresu poprzedzającego jego
zagładę nie wskazują na to, że Marsjanie posiadali technikę zdolną zniszczyć całe swoje środowisko, nie
mówiąc już o atmosferze planety. Opierając się na danych przedstawionych w poprzednich rozdziałach,
wiemy już, że Szarzy zniszczyli swój świat przez nierozważne działania, oraz że ludzie najwyraźniej idą
podobną drogą. Ale Mars to co innego. Jak wydaje się od samego początku naszych badań, upadek
środowiska tej planety związany jest z jakąś katastrofą naturalną. Wielu różnych teleobserwatorów doszło
do wniosku, że katastrofa nastąpiła po jakimś astronomicznym wydarzeniu, związanym być może z
kometą lub asteroidem.
Obraliśmy zatem cel, który miał zidentyfikować przyczynę upadku cywilizacji Marsjan. Jak się okazało, ta
sesja SRV była jedną z dwu ostatnich, które przewidzieliśmy dla celów tej książki. Przypomnę
Czytelnikom, że po opracowaniu wstępnej listy celów wiele miesięcy wcześniej, skrupulatnie unikałem
zaglądania na listę, żeby nie pobudzać swego świadomego umysłu do formułowania opinii przed
faktycznymi sesjami. Nasza skłonność do ciągłego powiększania listy przez dodawanie celów ad hoc była
jednak na tyle silna, że nigdy nie kusiło mnie, by myśleć o celach, które nie zostały mi jeszcze
przydzielone. Ale kiedy nadszedł czas przedostatniej sesji, pamiętałem, że jeszcze nie korzystałem z celu
identyfikującego upadek cywilizacji Marsjan (sytuacja, która nie zdarzyła mi się przy żadnym innym celu).
Kiedy sesja się zaczęła, wstępny sygnał od celu wskazywał, że celem sesji faktycznie byli Marsjanie. Tak
więc, sesja ta, która zaczęła się w warunkach Typu 4, faktycznie przeprowadzona została w warunkach
mieszanych Typu 4 i Typu 6.
Data: 29 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5966/2695
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i twardym, naturalnym lądem.
COURTNEY BROWN: “Dostrzegam kolory brązowy i beżowy. Powierzchnie są kamieniste, a temperatura
bardzo niska. Słyszę niesamowite odgłosy wiatru, jakby huraganu. Dostrzegam też coś okrągłego i na AOL
odbieram katastrofę na Marsie".
MONITOR: “Po prostu trzymaj się struktury i przejdź do Fazy 3".
Mój szkic Fazy 3 jest prostym wyobrażeniem dwu okrągłych obiektów.
COURTNEY BROWN: “Przechodzę do Fazy 4. Wydaje się, że przynajmniej jeden z okrągłych obiektów
jest planetą. Nadal widzę brązy, kamieniste powierzchnie i wyczuwam coś zimnego. Odczuwam też silne
zaburzenia atmosferyczne, zwłaszcza ruch wirowy. Z planetą tą związani są ludzie, którzy obecnie
znajdują się w stanie panicznego przerażenia. Tu na dole panuje niesamowite poruszenie. Odbieram na
AOL dwie rzeczy, obydwie z linii sygnału. Jedna z nich przypomina księżyc lub asteroid, a druga to Mars".
MONITOR: “Courtney, przejdź od razu do Fazy 6. Masz właściwy cel. To katastrofa na Marsie. Po prostu
zostań w strukturze i kontynuuj".
Monitor każe mi naszkicować planetę i mniejszy z obiektów. Zaznaczam Ziemię w stosunku do tych dwóch
obiektów i wykorzystuję technikę SRV, która pozwala mi zidentyfikować kierunek ruchu mniejszego
obiektu względem Marsa. Rysuję również linię czasu tego wydarzenia.
COURTNEY BROWN: “Mniejszy obiekt ma nieregularny kształt, jest przechylony. Ma niezmiernie rzadką
atmosferę," mierzalną jedynie na poziomie molekularnym. Obiekt ten przeszedł przez krawędź atmosfery
większego obiektu. Atmosfera planety była stosunkowo gęsta i obiekt przebił się dalej przez stratosferę.
Obszar, gdzie obiekt przebił atmosferę będę nazywał obszarem przecięcia".
“Badam teraz planetę. Początkowo nie było wielkiego zniszczenia atmosfery. Duże zaburzenia występowały
w pobliżu obszaru przecięcia. Gdzie indziej prawie nic się nie działo, występowało jedynie drżenie
atmosfery całej planety. W miarę zbliżania się do obszaru przecięcia, nasila się poziom zaburzeń."
“Po początkowej turbulencji, obiekt spowodował falowanie atmosfery, podobnie jak wrzucony do wody
kamień tworzy na niej rozbiegające się kręgi. Ta fala rozrosła się do atmosferycznej fali pływowej."
“Zaburzenia atmosferyczne początkowo nie miały większego wpływu na zjawiska powierzchniowe. Nie
przypominało to trzęsienia ziemi, w którym wszystko ulega zniszczeniu od razu."
“Fala przeszła przez atmosferę i spotkała się z drugim swoim końcem. Odbiła się lub przeszła przez samą
siebie, a następnie wróciła do obszaru przecięcia i powtórzyła zjawisko odbicia czy przejścia, wytwarzając
wibrujące drganie. Wywołało to rezonans. Rezonans stał się podstawowym motorem zmiany warunków
atmosferycznych. Zagłuszył wszystkie inne źródła wpływu, takie jak np. ciepło słoneczne. Najwyraźniej,
grawitacja nie była na tyle silna, by szybko wytłumić drgania. Tak więc trwały one przez długi czas."
“Istoty na planecie były atakowane stopniowo. Zmieniły się wszystkie wzorce pogodowe. Warunki na
planecie zaczęły się powoli pogarszać. Wyżywienie stało się problemem, ponieważ nie rosły żadne zboża.
Problem przedstawiał też deszcz. Początkowo były zarówno powodzie jak i susze."
“Atmosfera przez długi czas była na tyle gęsta, że pozwalała na oddychanie, ale ciągłe falowanie
stopniowo rozrzedzało atmosferę. Siła przyciągania planety nie była w stanie przeciwdziałać kinetycznej
energii falowania."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Wystarczy. Cel brzmiał 'Marsjanie / upadek cywilizacji (wydarzenie)'.
To fascynujące. Będzie to całkiem nowy obszar poszukiwań dla naukowców, badających turbulencję i
dynamikę cieczy w atmosferach planet".
Komentarz.
Proces, którego byłem świadkiem, był absolutnie fascynujący. To coś po prostu nie mogłoby wydarzyć się
na Ziemi, ze względu na większą grawitację, jaka tutaj panuje. Grawitacja szybko wytłumiłaby fale
atmosferyczne, powstałe w wyniku przejścia asteroidu czy komety. Na Marsie jednak, duże fale
powstawały przez dłuższy czas, być może cale lata. Wystarczyło więc czasu, aby Marsjanie zdali sobie
sprawę, że z ich planetą dzieje się coś poważnego, a Federacja wysłała złożoną z Szarych brygadę
ratunkową.
ROZDZIAŁ 34: PRZYSZŁA KULTURA NA ZIEMI.
.Poniższy rozdział prezentuje dane z ostatniej sesji, którą wykorzystaliśmy do naszych badań. Chociaż cel
znajdował się na pierwotnej liście celów, opracowanej przeze mnie i mojego monitora w trakcie tej sesji, w
przeciwieństwie do poprzedniej, dotyczącej Marsa, zupełnie o nim zapomniałem. Wyniki sesji zaskoczyły
mnie, jak się okazało, przyjemnie. Muszę przyznać, że do czasu jej zakończenia miałem dość
pesymistyczną wizję przyszłości ludzi na Ziemi. Zastanawiałem się nawet, dlaczego istoty pozaziemskie
wkładają tyle Wysiłku w pomaganie nam, skoro jesteśmy gatunkiem zmierzającym do samobójstwa. Na
szczęście, wiem teraz, że istnieje powód ich wysiłków.
Data: 30 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4395/0241
Dane wstępne do Fazy 2 wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem, płynem i sztucznymi
konstrukcjami. Od razu miałem też wrażenie przemieszczenia w czasie.
Mój szkic w Fazie 3 przypomina wirującą kulę. Wykonuję operację przemieszczenia SRV, która przenosi
mnie bezpośrednio na miejsce celu. Znajduję się w gęstym i skomplikowanym środowisku.
COURTNEY BROWN: “Mam poczucie złożonego ekosystemu. Są tu istoty, jacyś humanoidzi. To miejsce
przypomina dżunglę z obfitą roślinnością. Wszystko jest powiązane czy uzależnione od reszty, jak w
naczyniach połączonych lub w środowisku biologicznym dżungli. Odbieram AOL Ogrodu w Edenie, ale nie
jest to Ogród w Edenie. Po prostu sprawia takie wrażenie. Miejsce jest zadbane".
Przechodzę do Fazy 6, gdzie konstruuję i badam linię czasu. Zaznaczam czas celu i trzy inne ważne punkty
pomiędzy czasem celu a dniem sesji.
“Wydaje się, jakby między chwilą obecną a czasem celu była różnica trzystu lat. W punkcie czasowym celu
widzę, że humanoidzi to z całą pewnością ludzie. Noszą zwykłe ubrania i zdaje się, wykonują pracę
związaną ze środowiskiem."
“Pierwszy pośredni punkt w czasie wskazuje na poważną degenerację środowiska na szeroką skalę. W
punkcie trzecim następuje początek regeneracji środowiska. Poczekaj chwilę, sprawdzę inne punkty..."
“W punkcie czasowym celu ekosystem zaczyna się umacniać, w tym sensie, że staje się
samowystarczalny. Wrażenie złożoności, jakie odniosłem na początku sesji związane było z dosłowną
złożonością roślinności w ekosystemie."
“Nadal jestem w punkcie czasowym celu; nie wygląda na to, żeby ludzie mieli jakieś schrony na
powierzchni.
Poruszają się bez pomocy pojazdów o napędzie benzynowym. Już nie dewastują środowiska. Doglądają
go. Ich mentalność zorientowana jest na przetrwanie, a nie eksploatację. Mają głębokie poczucie, że
przeszli przez najgorszy okres, a teraz mogą odbudować planetę. Wcześniej zawsze istniały jakieś
wątpliwości."
MONITOR: “Skup się na różnorodności biologicznej".
COURTNEY BROWN: “Nie ma tyle gatunków, co obecnie, ale powiedzmy, tyle, ile było sto lat przed
punktem czasowym celu. Ludzie kierują swoje wysiłki głównie na stworzenie złożonego, interaktywnego
systemu planetarnego".
MONITOR: “Skup się na kwestii Federacji / wzajemnego oddziaływania".
COURTNEY BROWN: “Współdziałanie między tymi ludźmi a Federacją trwa przez cały okres od chwili
obecnej do punktu czasowego celu. Wygląda na to, że Federacja obserwuje i ofiarowuje swe
przewodnictwo, ale jeszcze nie pomaga ludziom wyjść z kłopotów. Ludzie muszą zrobić to sami".
MONITOR: “Skup się na kwestii przedstawicielstwa".
COURTNEY BROWN: “W punkcie czasowym celu, jak również wcześniej, istnieje subprzestrzenna
reprezentacja ludzi. Ale wkrótce po naszej obecnej sesji, nastąpi dialog pomiędzy fizycznymi ludźmi a
Federacją. W miarę upływu czasu, fizyczni ludzie staną się działaczami, przedstawicielami, czy może
ścisłymi współpracownikami Federacji. Mam wrażenie, że ludzie upodabniają się do pierwotnego Adama i
Ewy, menedżerów gatunków we wczesnym projekcie genetycznej ewolucji na Ziemi. Tym razem jednak
owi menedżerowie będą wywodzić się z naszej planety".
“W punkcie czasowym celu, ludzie przestają być właścicielami Ziemi, a stają się jej strażnikami. Jeszcze
nie nastąpiła całkowita regeneracja planety, ale widać już ogrody, połacie kwitnącego życia, które będą
coraz większe."
“Ekosystemy są na ogół otwarte, ale tworzy się też enklawy dla jeszcze nie wprowadzonych gatunków."
MONITOR: “Skup się na środowiskach ludzkich".
COURTNEY BROWN: “Poczekaj... W czasie obecnej sesji nie ma żadnych szczególnych środowisk. W
pierwszym punkcie pośrednim na linii czasu następują kłopoty, ale ludzie dopiero zaczynają myśleć o
stworzeniu specjalnych sanktuariów. W punkcie następnym zaczyna się scenariusz Szalonego Maksa.
Następuje krańcowe spustoszenie terenu. Nadal występuje życie, ale na ogół pustynne lub w najlepszym
wypadku w środowisku zbliżonym do sawanny. W punkcie trzecim pełną parą działają specjalne ludzkie
środowiska typu sanktuarium".
MONITOR: “Skup się na ludzkich protokołach do dialogu z Federacją".
COURTNEY BROWN: “W porządku. Kieruję nieświadomość na protokoły... Nic specjalnego. Federacja zna
angielski, podobnie jak inne języki. Nie oczekują niczego nadzwyczajnego. Federacja przygotuje wszystkie
ogniwa potrzebne do porozumienia. Ludzie muszą tylko zasygnalizować, że są gotowi".
MONITOR: “Zbadaj bezpośrednio koncepcję pomocy ze strony Federacji".
COURTNEY BROWN: “Oni udzielają jedynie nieformalnej pomocy. Ludzie sami muszą znaleźć wyjście z
zaistniałej sytuacji. Wkład Federacji jest bierny, w tym sensie, że ona jedynie obserwuje; ale i czynny, bo
jednocześnie ukazuje ludziom cel, do którego powinni dążyć. Nie uwolnią nas od problemów wpłacając
kaucję. Musimy być gatunkiem dojrzałym i pomocnym, a nie zależnym od innych, dojrzałość zaś
przychodzi wraz z doświadczeniem".
MONITOR: “W porządku. Jeśli zechcemy poznać przeznaczenie będziemy chyba musieli poczekać do
następnego projektu. Zakończmy sesję. Courtney, znowu jest nadzieja. Celem była 'Ziemia / przyszła
kultura'".
COURTNEY BROWN: “Naprawdę? Całkiem o tym zapomniałem; upłynęło sporo czasu, od opracowywania
listy 'Ziemia / przyszła kultura'... Wygląda na to, że moja nieświadomość wiedziała, co jeszcze będzie mi
potrzebne do książki. Ludzkość otrzyma drugą szansę. Dobra nasza!"
Komentarz.
Ludzie się zmienią. Będziemy świadkami zniszczenia naszej własnej planety – naszego domu. Dla
ludzkości nastąpi długi okres ciężkich doświadczeń. Jednak strata ta nie pójdzie na marne. Wspólnie
nauczymy się czegoś Niektórzy Czytelnicy mogą nie przyjmować do wiadomości, że Ziemia stanie się
planetą kurzu, po czym, pod rządami ludzi mądrzejszych, odrodzi się niczym Feniks z popiołów. Nie
zmienia to jednak faktu, że dane SRV wyraźnie wskazują, iż taka faza nastąpi, a gdyby rozpatrzeć sprawę
z punktu widzenia logiki i wiedzy na temat ludzkiego umysłu, wniosek musiałby być taki sam. Problem nie
polega na tym, że na Ziemi żyje za dużo ludzi w stosunku do jej ograniczonej powierzchni. Planeta
mogłaby utrzymać o wiele większą populację niż obecnie. Kłopot w tym, że z natury swej ludzie pragną
życia co najmniej tak dobrego, jakim cieszą się zamożne elity. Będziemy bez opamiętania eksploatować
surowce naturalne, żeby zaspokoić wyszukane pragnienia. Nikła łączność pomiędzy naszym umysłem
świadomym a jego subprzestrzenną postacią nie pozostawia nam innego wyboru, jak gonić za szczęściem
na drodze fizycznych zmysłów. Większa część ludzkości będzie nadal walczyć, by w nieskończoność
polepszać swój fizyczny dobrobyt, aż w końcu nasza planeta odmówi nam posłuszeństwa, niszcząc dużą
część ludzkości. Na szczęście nie całą. To w tym momencie zacznie się tak zwany scenariusz Szalonego
Maksa, a ludzie zaczną rozważać swoje życie w kategoriach przetrwania.
Federacja nas nie uratuje. Jeżeli nie powstrzymała Szarych od autodestrukcji, dlaczego miałaby robić to w
przypadku ludzi? Ale spójrzmy na sprawę z innego punktu widzenia. Ile dobrego wynikło z obecnego
kierunku ewolucji Szarych, dzięki ich przeszłym doświadczeniom? Z takich trudów rodzi się wielkość, która
z całą pewnością jest też przeznaczeniem naszego gatunku.
Zdaję sobie sprawę, że większość Czytelników widzi czarno ten scenariusz najbliższej przyszłości. Ale
prawda jest taka, że nasza przyszłość, jako gatunku, jest świetlana. Ciężar nadchodzących wyzwań nie
powinien przesłonić wizji czekającej nas potem chwały. Niemal we wszystkich sesjach SRV, jakie
przedstawiłem w niniejszej książce, skupiałem uwagę na problemach ściśle związanych z naszą obecną
sytuacją. Problemy te obejmują kłopoty ze środowiskiem, słabość więzi pomiędzy umysłem a ciałem u
naszego gatunku oraz wzajemne relacje między ludźmi. Federacją, Szarymi a Marsjanami. Rzeczywiście,
wszystko, czego byłem świadkiem podczas sesji SRV, wiąże się z ogólną ideą wielu gatunków, próbujących
rozwiązać wspólne problemy. Było to konieczne, acz chyba zrozumiałe, ograniczenie moich badań.
Jednakże obecna sesja każe nam spojrzeć dalej w przyszłość. Gdzieś około roku 2000 my – ludzie w
znacznym stopniu otrząśniemy się z problemów, jakie sobie sami stworzyliśmy. Jako grupa lepiej sobie z
nimi poradzimy;
staniemy się dojrzalszym gatunkiem. Skierujemy uwagę na otaczający nas wszechświat, i tak jak kiedyś,
będziemy pomagać walczącemu życiu. Nauczymy się też kochać w szerzej pojętym sensie tego słowa.
Ponieważ nie posłałem swego umysłu dalej niż trzysta lat od chwili obecnej, mogę tylko przypuszczać, że
taki nowy i mądrzejszy gatunek ludzki nie będzie siedział z założonymi rękami. We wcześniejszych sesjach
członkowie Federacji dali mi do zrozumienia, że pragną, by ludzie dołączyli do szeregów organizacji jako
jej pełnoprawni członkowie i pomagali Federacji w zasiedlaniu galaktyki. U istot, które obserwowałem
podczas ostatniej sesji, wyczułem świadomość, która nie pasowała do wojowniczego typu badaczy
galaktyki. Byli to raczej “czciciele" życia. Kiedy przyszli ludzie staną się łagodnymi, ale nie biernymi
istotami, a destruktywność nie będzie już ich wiodącą cechą, nasza dobrowolna więź z Federacją stanie się
pełnowartościowa.
Podejrzewam, że ludzie roku 2000 stanowią prototyp jeszcze bardziej rozwiniętych istot, które, jak ufam,
do 3000 roku osiągną szczyty rozwoju. Trudno wyobrazić sobie rolę, jaką przyjdzie nam odgrywać w
dramatach galaktycznych, które odsłonią się przed nami w miarę obcowania z innymi gatunkami. Czuję
się mały, kiedy pomyślę, w jak niewielu miejscach i czasach był mój umysł. Nie mam pojęcia, w co my,
ludzie, zaangażujemy się za dwa tysiące lat albo w jeszcze odleglejszej przyszłości. Czy zostaniemy w
końcu przywódcami Federacji? Czy pomożemy Federacji w zasiedleniu pozostałej części Mlecznej Drogi?
Czy ostatecznie sięgniemy po inne sfery naszego wszechświata, które leżą w odległych i obcych
galaktykach?
Wszystkie moje wysiłki w teleobserwacji przekonały mnie, nie pozostawiając co do tego cienia wątpliwości,
że naprawdę jesteśmy czymś więcej niż tylko ciałami fizycznymi. Nasze połączone osobowości, fizyczna i
subprzestrzenna, nigdy nie zakończą swego ewolucyjnego marszu. Odczuwam czystą radość, gdy pomyślę
o całym szeregu nieznanych jeszcze możliwości istnienia. Gdy poradzimy sobie z wyzwaniami i trudami,
czeka nas pełna cudów, bezkresna przyszłość. Doprawdy, Bóg był hojny, dając ludziom w podarunku życie.
Za kilka lat nauczymy się żyć z Marsjanami. Potem zaczniemy otwarcie nawiązywać kontakty z innymi
gatunkami, nie wyłączając Szarych. W końcu, przy pomocy własnych statków odważymy się opuścić
Ziemię, przywróciwszy ją wcześniej do stanu kwitnącego zdrowia i pełni życia. Nie wiem, co jeszcze
będziemy robić. Ale będę tam, podobnie jak każdy z was, a pewnego dnia wszyscy razem odkryjemy
dalszą przyszłość. Na razie nadszedł czas, by uwolnić się od strachu i niechęci i spojrzeć w kierunku
Marsa. To następny krok w ewolucji naszego gatunku (Być może dane z teleobserwacji mogłyby pomóc w
określeniu natury przyszłych wydarzeń. Wówczas wystarczyłoby zmienić swoje zachowanie tak, by
stworzyć nowy wymiar czasu, w którym wydarzenia te nie doszłyby do skutku. Biorąc jednak pod uwagę
obecną genetyczną dysfunkcjonalność ludzi – zwłaszcza naszą słabą łączność pomiędzy ciałem a umysłem
– wątpię, abyśmy byli w stanie odsunąć ponure widmo katastrofy ekologicznej). W ten sposób zbliżymy
się do wielkiej galaktycznej rodziny... Jak najszybciej podjąć dialog z Marsjanami – to nasze najbliższe
zadanie.
ROZDZIAŁ 35: SZKOLENIE DYPLOMATÓW.
Jeżeli ludzie kiedykolwiek mają wejść do sfery galaktycznej, kwestią o podstawowym znaczeniu jest
uznanie, że istnieją (co najmniej) dwie formy życia – fizyczna i subprzestrzenna. Jesteśmy istotami
mieszanymi. Nasze formy fizyczne zamieszkują formy życia subprzestrzeni. Fizyczne formy życia to
tymczasowe stworzenia, w tym sensie, że ostatecznie umierają. Subprzestrzenne postaci tych form nie
umierają nigdy. Nasze ludzkie “dusze" to po prostu subprzestrzenne jaźnie, które żyją nadal, kiedy nasze
fizyczne ciało ulegnie rozkładowi.
Zdolne do odczuwania, rozwinięte rasy rozumieją to wszystko i aktywnie porozumiewają się tak w sferze
fizycznej, jak i niefizycznej. Mogą one postrzegać obydwa światy równocześnie, wykorzystując swe
fizyczne i subprzestrzenne systemy nerwowe. Ludzie, być może na skutek unikalnej struktury
genetycznej, normalnie nie dysponują takimi zdolnościami, ale mogą wyrobić je w sobie na drodze
treningu. Kompetentne i profesjonalne szkolenie nie jest tanie, dlatego radzę podejmować je tylko tym,
którym przyda się ono do komunikacji i zbierania danych. Dyplomaci galaktyczni są idealnymi
kandydatami do takiego szkolenia. Naukowcy i historycy to kolejne grupy, które mogłyby z niego
skorzystać.
W rozdziale niniejszym przedstawiam zarys kursu wzajemnej komunikacji fizyczno-subprzestrzennej. Kurs
składa się z trzech oddzielnych części. Pierwsza z nich obejmuje naukę specyficznej techniki medytacji i
polecam ją jako wstępny, minimalny poziom szkolenia dla każdego, kto pragnie sięgać dalej, poza zmysły
fizyczne. W tym wstępnym szkoleniu nie są potrzebne żadne środki ostrożności. Wydaje mi się nawet, że
na tym etapie byłoby dobrze zacząć szkolić dzieci. Być może do-szłyby do wniosku, że jest to bardziej
“klawe" niż pojedynkowanie się za pomocą “laserowych strzelawek".
Drugi poziom nauki polega na wprowadzaniu uczniów w odmienne stany świadomości. Armia
amerykańska uważała to za warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji. W zakres tego drugiego etapu
kursu wchodzi praca z opracowaną przez Instytut Monroe'a techniką Hemi-Sync.
Trzeci poziom szkolenia to formalny instruktaż w SRV.
Pragnę zwrócić uwagę Czytelników, że żadna z instytucji czy grup, które formalnie bądź nieformalnie tutaj
wymieniam, nie podpisuje się pod proponowanym przeze mnie programem. Nie jest to również reklama
ich produktów jako pomocnych w badaniu UFO i ET. Niniejszy program szkoleniowy zrodził się w wyniku
moich własnych badań. Żadna z firm czy grup nie szkoli ludzi na galaktycznych dyplomatów. Mimo to
doświadczenie wskazuje, że umiejętności, których uczą, można połączyć, osiągając dobry efekt końcowy.
Podkreślam jednak, że to moje opinie w tej kwestii, a nie grup faktycznie prowadzących szkolenia.
Poszczególne części kursu, które przedstawiam poniżej, świetnie się uzupełniają, ale należy praktykować
je oddzielnie. Muszę też ostrzec Czytelników, że kompletny kurs może zawierać pewne ryzyko. W
przypadku niektórych jednostek zachodzi bowiem możliwość niedobrego wpływu szkolenia, a nie wiem, na
ile zjawisko to jest częste. Tak więc pełnemu kursowi powinny poddawać się tylko osoby, mające wsparcie
instytucji, które dają właściwy wgląd psychologiczny we wszystkie sprawy związane z rozwojem ucznia.
Szkolenie otwiera człowieka na takie rodzaje doznań, które całkowicie odbiegają od standardowych
doświadczeń w naszym życiu. Na przykład, niektórzy studenci mogą przeżyć szok, gdy doświadczą
telepatycznego odbioru myśli. Bez właściwego przewodnictwa, uczeń może popaść w paranoję,
podejrzewając, że wszystkie jego myśli w rzeczywistości są manipulowane przez niewidzialne istoty.
Ludzie muszą być na to przygotowani, a po zakończeniu szkolenia, pozostawać pod uważną obserwacją,
aby w szczególnie trudnych chwilach mogli uzyskać właściwą poradę doświadczonych nauczycieli.
Poniższy opis programu proszę potraktować jak wzór na przyrządzenie prochu strzelniczego. Wzór ten jest
dostępny dla każdego, a wobec braku nadzoru, zawsze może trafić w ręce ludzi, którzy będą go mieszać
we własnej piwnicy i niechcący wysadzą się w powietrze. Encyklopedia, w której wzór został podany, nie
ponosi winy za ich nieszczęście, ponieważ w wolnym społeczeństwie samej wiedzy nie można i nie należy
ukrywać przed opinią publiczną. Podobnie, każdy, kto odbywa przedstawiany tu przeze mnie kurs,
powinien mieć zapewniony odpowiedzialny nadzór. Każda grupa, firma czy instytucja zachęcająca do tego
kursu lub stawiająca go jako warunek zatrudnienia musi po prostu wliczyć koszt nadzoru w ogólne koszty
całego programu. Grupy, które faktycznie przeprowadzają szkolenie, na ogół nie zapewniają nadzoru.
Trenujący i pracodawcy muszą tego dopilnować.
Wszystkie osoby podejmujące kurs, robią to na własne ryzyko. Nie jestem wyszkolonym psychiatrą ani nie
mam żadnego formalnego przeszkolenia w sprawach, które pozwoliłyby mi dostrzec u kogoś cechy
wskazujące, że kurs stanowi zagrożenie dla jego lub jej stanu umysłowego. Tym niemniej,
zaprojektowałem kurs w taki sposób, by był on jak najbardziej bezpieczny, a w obecnej chwili nie znam
nikogo na Ziemi, kto zbadał te kwestie bardziej dogłębnie niż ja.
Opracowałem ten kurs na własne ryzyko. Nie miałem żadnego psychiatry, który obserwowałby moje
postępy. Z drugiej jednak strony, byłem bardzo ostrożny, mając na uwadze własną świadomość. Najpierw
nauczyłem się Medytacji Transcendentalnej, która dała mi wgląd we własną złożoność subprzestrzenną.
Następnie przeszedłem przeszkolenie w programie MT-Sidhis, a dopiero potem sięgnąłem po możliwości,
jakie oferował Instytut Monroe'a. Na końcu opanowałem SRV. Jednak pomimo tego stopniowania
doświadczenia te wstrząsnęły mną do szpiku kości. W przeciągu zaledwie dwóch lat, runęła cała fasada
moich wyobrażeń na temat świata. Dotarło do mnie, że nie jesteśmy sami we wszechświecie i że tę
wymiarową rzeczywistość dzielą ze mną niefizyczne istoty. Dowiedziałem się, że w niedalekim sąsiedztwie
powstawały i upadały cywilizacje istot pozaziemskich, a niektóre z nich podróżują w czasie z taką
łatwością, jak ja przechodzę przez ulicę. Musiałem na nowo zdefiniować swoje rozumienie Boga i całej
religii. Nie sposób zrelacjonować, jak bardzo musiałem się przystosować i rozwinąć, żeby stawić czoło
otwierającej się przede mną rzeczywistości.
Tak więc, mam konserwatywne podejście do rozwoju, a program pomyślany jest w taki sposób, by
pozwolić na stopniowe doświadczanie osobistego wzrostu. Ta bezpieczna droga jest również drogą
najbardziej efektywną. Kurs zaczyna się od bezpiecznego i bezpośredniego doświadczenia własnej
egzystencji niefizycznej, dalej rozwija świadomość w kierunku telepatii i wychodzenia z ciała, a kończy się
profesjonalnym programem SRV. Jeszcze ostatnia uwaga. Zaprojektowałem kurs w sposób ciągły, gdzie po
każdej części następuje kolejna, ale nie wiem, czy jest to absolutnie konieczne. Jak sądzę, ważne jest, by
studenci ukończyli wszystkie trzy części w rozsądnym okresie czasu, nawet gdyby szkolenie w SRV
wypadło jako pierwsze.
KURS NA GALAKTYCZNYCH DYPLOMATÓW.
Część I.
Zachęcam studentów, by nauczyli się Medytacji Transcendentalnej i programu MT-Sidhis. Istnieje wiele
form medytacji, ale tylko niektóre z nich faktycznie prowadzą do bezpośredniego doznania własnej
niefizycznej jaźni. Pewne czynności, określane mianem medytacji to po prostu wyobrażenia mentalne lub,
co gorsza, wywołujące stres praktyki, które mogą doprowadzić do nieszczęścia. MT i jego zaawansowana
wersja w postaci programu MT-Sidhis służą do wprowadzania człowieka w stan bezpośredniej świadomości
swojej własnej jaźni. Praktykowanie tej medytacji jest naprawdę pozbawione stresu i daje szereg naukowo
udokumentowanych pozytywnych skutków ubocznych, takich jak poprawa równowagi umysłowej, większe
zadowolenie z życia, poprawa fizjologii i lepsza intuicja.
Nauczyciele MT są świetnie wyszkoleni, a kurs przebiega identycznie, bez względu na to, kto jest
nauczycielem, czy gdzie odbywa się nauka. Standaryzacja instruktażu i dostępność kursu to elementy o
podstawowym znaczeniu w każdym większym programie, w którym konsekwencja stanowi podstawowy
czynnik.
Organizacja MT może się nie podpisać pod moją propozycją wykorzystania MT do pomocy osobom w ich
stawaniu się obywatelami galaktyki. To raczej moje osobiste obserwacje wskazują, że ludzie praktykujący
MT osiągają świadomość bardzo zbliżoną do świadomości rozwiniętych istot pozaziemskich i ludzi
przyszłości. Na wykładach publicznych, wielu nauczycieli MT tradycyjnie skupia uwagę na fizjologicznych
korzyściach, płynących z uprawiania Medytacji Transcendentalnej. Wynika to prawdopodobnie z ich
doświadczeń, w których natrafiają na opór w stosunku do niefizycznych aspektów oddziaływania
medytacji. W naszym społeczeństwie łatwiej jest powiedzieć ludziom, że uprawianie MT poprawi ich
ciśnienie krwi niż oznajmić im, że wkrótce staną się świadomi własnych dusz.
Tym niemniej, prace Maharashiego Mahesh Yogi nie pozostawiają wątpliwości w tym względzie. Według
Maharashiego, wszystkie istoty, fizyczne i niefizyczne, zamieszkują sferę życia zwaną relatywną. W sferze
tej istnieją różne poziomy. Przy takim założeniu, zarówno poziom fizyczny, jak i subprzestrzenny, mieszczą
się w obrębie sfery względnej. Maharashi wyróżnia również pole, nazywane absolutem, z którego biorą
początek wszystkie rzeczy na poziomach względnych. Co więcej, konsekwentnie nawiązuje on do potrzeby
połączenia dwóch oddzielnych postaci (postaci względnej i absolutu) istnienia każdego człowieka. Jeżeli
nauczyciele MT nie kładą na to nacisku podczas instruktażu, nie jest to ich winą ani próbą ukrycia
czegokolwiek. Każdy musi poznać swą całkowitą jaźń przez bezpośrednie doświadczenie. MT to praktyka
empiryczna. Ponieważ zwykła percepcja większości z nas ogranicza się do fizycznych zmysłów, mówienie o
własnej subprzestrzeni i postaciach absolutu jest dla większości ludzi nie znających doświadczenia
medytacyjnego pozbawione sensu.
W MT każdy dzień zaczyna się i kończy dwudziesto-minutową medytacją. Chociaż medytacja nie
przedstawia większych trudności, bardzo ważne jest, aby nauczyć się jej od kompetentnego i
wykwalifikowanego nauczyciela. Poza tym, kurs MT obejmuje sesje powtórkowe, które gwarantują, że
wszystka odbywa się właściwie.
Przydarzyło mi się kiedyś, że jakaś kobieta zapytała mnie, dlaczego ma płacić za kurs medytacji, skoro
może to robić sama we własnym domu za darmo. Najpierw jej nie zrozumiałem. Myślałem, że pyta mnie,
dlaczego w ogóle należy płacić za instruktaż. Powiedziałem jej, że nauczyciele MT zarabiają w ten sposób
na życie i muszą się utrzymać, jak każdy inny. Ale potem zdałem sobie sprawę, że pytanie miało na celu
zupełnie coś innego. Kobieta ta zakładała, że medytacja to coś, co można samemu wymyśleć przy pomocy
swojej jaźni lub wyczytać w książce. Tak więc odpowiedziałem jej nieprawidłowo.
Czytelnicy tej książki muszą zrozumieć, że właściwe uprawianie medytacji nie jest czymś, co można
samemu wykoncypować, ani czymś, czego można nauczyć się z książki. Kurs MT wyłonił się z prób i
błędów na przestrzeni całych stuleci. MT to prosta, lecz zarazem wysoce wyrafinowana i subtelna
praktyka. Ci, którzy usiłują opracować swoją własną procedurę, próbują na nowo wymyśleć koło, kiedy
dokoła jeżdżą sportowe samochody.
Czytelnicy muszą zrozumieć, że uprawianie MT i programu MT-Sidhis bardzo różni się od teleobserwacji. W
teleobserwacji uzyskuje się bezpośrednią wiedzę z innego miejsca i / lub czasu przez wykorzystanie
połączenia mentalnego między subprzestrzenią a danym miejscem. Można tego dokonać jedynie dlatego,
że jesteśmy również istotami niefizycznymi. Jednakże w MT i programie MT-Sidhis nie wykorzystuje się
tego połączenia. W trakcie medytacji, człowiek na bazie własnego doświadczenia uczy się być świadomym
swej całej jaźni, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej. Zatem regularna medytacja prowadzi do
rozwoju osobowości kompletnej, w tym sensie, że staje się ona świadoma całego swojego zakresu. Ta
empiryczna wiedza może dostarczyć w życiu dużo osobistego zadowolenia, ponieważ nie trzeba już gonić
za fizycznymi przyjemnościami poprzez zmysł dotyku, wzroku, powonienia, słuchu czy smaku, by
doświadczyć wewnętrznego poczucia szczęścia, spełnienia i satysfakcji. Do sfery subprzestrzennej nie
można dotrzeć bezpośrednio przez zmysły, tak więc fizyczna pogoń ostatecznie ponosi klęskę.
Bezpośrednie doświadczanie własnej drugiej połowy dwa razy na dzień jest niezwykle odprężającym
uczuciem i może przyczynić się do tego, że następne doświadczenia fizyczne przyniosą więcej
zadowolenia, ponieważ nie będą już podszyte ukrytym pragnieniem kontaktu z subprzestrzenią.
Dla celów kursu dyplomacji galaktycznej, uczniowie powinni przeszkolić się zarówno w MT, jak i w
programie MT-Sidhis. Kursy odbywają się w centrach MT (które ostatnio zostały rozszerzone i przyjęły
nazwę Wedyjskich Uniwersytetów Maharashiego) w większości dużych miast w wielu stanach w całym
kraju. Nauka odbywa się wieczorami lub w weekendy. Cały kurs trwa około tygodnia, natomiast program
MT-Sidhis zajmuje trochę więcej czasu.
Po nauce MT (nie trzeba czekać na ukończenie Sidhis) należy przeczytać dwie książki Maharishiego.
Pierwsza z nich to Nauka bycia i sztuka życia, dostępna we wszystkich ośrodkach MT i w większości
księgarń. Radzę czytać ją powoli, nie więcej niż dwadzieścia stron na dzień. Ważne punkty w tej książce
na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie nieistotnych, a szybkie czytanie może przynieść tylko frustrację.
Druga książka to tłumaczenie i komentarz Maharashiego do pierwszych sześciu rozdziałów Bhagawad-Gity.
Obydwie pozycje zawierają dużo informacji na temat złożonej natury ludzkiej egzystencji.
Część II.
Ta część składa się z dwóch etapów. Pierwszy to wysłuchanie w domu trzydziestu sześciu taśm
oferowanych przez Instytut Monroe'a, znajdujący się w Faber, w Wirginii. Taśmy noszą wspólną nazwę
“Otwieranie Bram", a z mojego doświadczenia wynika, że stopniowo prowadzą one ucznia poprzez
wstępne doświadczenia telepatii do technik komunikacji subprzestrzennej i manipulowania energią.
Zalecam słuchanie każdej z taśm dwukrotnie, jeden raz rano, a drugi wieczorem. Pierwszą naszą
czynnością po przebudzeniu powinna być medytacja, ale słuchanie taśm w dogodnym czasie po medytacji
to dobry pomysł.
Przy założeniu, że przestrzegamy zasady codziennego słuchania dwa razy tej samej taśmy i mamy czas na
odpoczynek i nieprzewidziane okoliczności, kurs domowy winien zamknąć się w okresie dwóch, trzech
miesięcy. Potem proponuję wysłuchanie dwóch szczególnych taśm, każdą jeden raz w ciągu dnia przez
kolejne trzy do czterech tygodni. Między słuchaniem jednej i drugiej taśmy powinna być przerwa kilku
godzin, żeby umysł zdążył oczyścić się z jednego doświadczenia, zanim wejdzie w następne. Zatem
idealny rozkład zakłada słuchanie jednej taśmy rano, a drugiej po południu (bądź wieczorem). Taśmy
oznakowane są jako “Misja 12" i “Dalecy Wędrowcy", i obydwie znajdują się w zbiorze trzydziestu sześciu
taśm domowego kursu “Otwierania Bram". Opierając się na własnym doświadczeniu mogę powiedzieć, że
wielokrotne wysłuchanie taśmy “Misja 12" pomaga rozwinąć zdolności telepatycznego porozumiewania się,
a regularne słuchanie “Dalekich Wędrowców" pomaga intuicyjnie zaznajomić się ze zmianą biegunowości,
tak częstą w odmiennych stanach świadomości.
Po miesiącu intensywnego poddawania się działaniu tych dwu taśm, radzę na stałe zaniechać ich
używania, żeby uniknąć wytworzenia się uzależnienia od nich. Również w przypadku pojawienia się
psychicznego stresu w trakcie ciągłego korzystania z taśm, należy natychmiast przerwać ich słuchanie i
zasięgnąć porady przed powzięciem decyzji, czy kontynuować pozostałą część kursu.
Druga faza szkolenia obejmuje faktyczne odwiedziny w Instytucie Monroe'a i odbycie kursu “Wędrówka
przez Bramę". Wyższych poziomów świadomości, jakich naucza się na tym kursie, nie można osiągnąć
przy pomocy taśm kursu domowego. Doświadczanie tych stanów wymaga nadzoru wyszkolonego
personelu w instytucie. Całkowicie popieram tutaj zakaz sprzedaży tych taśm szerokim kręgom. Wyższe
poziomy świadomości zamieszkuje cały szereg istot niefizycznych. Nie chodzi o to, że istoty te są
niebezpieczne, ale że spotkanie z nimi może być dla niektórych prawdziwym szokiem. Ogólnie rzecz
biorąc, wyższe poziomy świadomości obejmują stany, których normalnie doznaje się po śmierci fizycznej.
Stacjonarny kurs w instytucie w bezpieczny sposób uczy, jak doświadczać tych stanów na długo przed
ostateczną podróżą w zaświaty.
Jeżeli chodzi o lekturę dodatkową, polecam trzy książki Roberta Monroe'a. Są to Podróże poza ciałem.
Dalekie podróże i Najdalsza podróż (wydane również w Polsce). Wszystkie trzy książki można dostać w
księgarniach lub zamówić w Instytucie Monroe'a.
Część III.
Trzecia część tego kursu składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap obejmuje tygodniowy intensywny kurs
SRV, prowadzony przez wykwalifikowanego nauczyciela. Wielu teleobserwatorów zatrudnionych wcześniej
w wojsku, obecnie indywidualnie naucza wojskowej wersji teleobserwacji. Również Instytut Telepatii,
szkoła SRV w Atlancie, może z dobrym skutkiem kształcić studentów. Instytut ten oferuje programy
monitorowania i szkolenia nauczycieli.
Następnie, wykwalifikowany monitor pracuje z uczniem nad przeprowadzeniem własnego projektu.
Monitor pomaga uczniowi przejść przez co najmniej dziesięć do piętnastu monitorowanych sesji. Nie ma
znaczenia, czy sesja jest monitorowana na miejscu czy na odległość. Doświadczenie pracy z monitorem
przez większą liczbę sesji SRV pomaga osiągnąć poziom profesjonalizmu, potrzebny w przyszłej naukowej
i dyplomatycznej pracy.
Ostatni powód użycia całego programu.
Przy namierzaniu łatwo rozpoznawalnych celów fizycznych (takich jak Gabinet Owalny w Białym Domu),
teleobserwacja dostarcza strumienia danych z rzeczywistości. Zbieranie informacji o takich celach jest na
ogół prostą sprawą. Nieświadomy umysł dociera na miejsce i widzi się, to, co się widzi.
Jednak cele ET nie zawsze są równie łatwe. Dane SRV są prawdziwe, ale zdarza się, że cel przedstawia
głębsze pojęcie, które tylko nieświadomość potrafi zrozumieć. W takich przypadkach nieświadomość
często dostarcza danych, które stanowią odpowiedź na ukryty program, kryjący się za określonym celem.
Teleobserwator musi umieć spojrzeć na dane z większej perspektywy. Ponieważ nieświadomość ma dostęp
do wszystkich informacji, zarówno w świecie fizycznym jak i nie-fizycznym, uzyskane przez nią dane mogą
wydać się tajemnicze, o ile teleobserwator nie osiągnął poszerzonej świadomości. Owa poszerzona
świadomość stanowi strukturę, do której trafiają wszelkie informacje zdobyte na drodze teleobserwacji.
Naiwnemu teleobserwatorowi dane takie mogłyby się jawić jako symboliczne czy alegoryczne, podczas
gdy w rzeczywistości nieświadomość jest jak najbardziej dosłowna. Zatem żeby zrozumieć dane, trzeba
odznaczać się rozwiniętą świadomością, i od tego wymogu naprawdę nie ma odwołania.
ROZDZIAŁ 36: ZAANGAŻOWANIE LUDZKIEGO RZĄDU.
Jedną z najczęstszych skarg, jakie padają z ust ludzi zainteresowanych UFO jest milczenie rządu w tej
sprawie. Jedyną rzeczą, która wprawia ich w jeszcze większą wściekłość są próby rządu, zmierzające do
ośmieszenia, stłumienia bądź odrzucenia relacji o UFO. Ja też przeszedłem przez etap, w którym
uważałem, że rząd nie czyni swojej powinności, utrzymując informacje na ten temat w tajemnicy przed
ludźmi, którzy, bądź co bądź, przyczynili się do jego wyboru. Zmieniłem jednak zdanie i może dobrze
będzie, jeśli przedstawię swój punkt widzenia w tej materii.
Na początku pragnę przypomnieć Czytelnikom, że jestem profesorem nauk społecznych. Jedną z moich
specjalności w ramach tej dyscypliny stanowi opinia publiczna i zachowania mas, co bezpośrednio wiąże
się z niepokojem rządu w kwestii ET i UFO. Rząd z całą pewnością jest świadomy działalności ET na Ziemi i
w jej pobliżu. Zostało opublikowanych kilka książek, które podają informacje odtajnione przez rząd
amerykański na mocy Aktu Wolności Informacji (patrz np. Good 1987). Ale nie trzeba daleko sięgać, by
uzyskać potwierdzenie, że władze zdają sobie sprawę z faktu, że ET działają na naszej planecie.
Osobiście rozmawiałem z emerytowanymi wojskowymi, którzy bez ogródek twierdzili, że sami byli
zamieszani w prowadzoną na wysokim szczeblu tajną działalność zbierania danych na temat UFO, oraz że
rząd starał się jak mógł opanować cały ten bałagan – niestety bez powodzenia. Rozmawiałem ponadto z
członkami personelu lotniczego, którzy opowiedzieli mi, jak to za odrzutowcami wielokrotnie pojawiało się
UFO. W niektórych przypadkach, po wylądowaniu, pilotów nachodzili wysoko postawieni agenci służb
bezpieczeństwa. Wówczas na odprawach piloci otrzymywali ścisłe wytyczne, by o tych sprawach z nikim
nie rozmawiać. Niektórzy piloci nie zastosowali się do takich rozkazów, ale inni to robili.
Rząd wie o istotach pozaziemskich, ale nie mówi o tym swoim obywatelom. Dlaczego miałby to robić?
Weźmy na przykład rząd w moim kraju. Uważnie rozważcie sytuację, w jakiej znaleźlibyście się na miejscu
prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jesteście świadomi, że istoty pozaziemskie, nie prosząc o pozwolenie,
dowolnie najeżdżają wasze terytorium. Co więcej, przynajmniej niektóre z nich robią waszym obywatelom
coś, co nie bardzo im się podoba, a rząd – z całym swoim wojskiem i aparatem bezpieczeństwa – nie
może na to nic poradzić. Absolutnie nic. Co byście zrobili? Czy wystąpilibyście w telewizji i ogłosili
przybycie ET? Co jeszcze moglibyście dodać do stwierdzenia: “Oni tutaj są, a wy możecie panikować
według własnego uznania?"
Moglibyście ewentualnie ujawnić, jacy goście przybyli i powiedzieć, że rząd stara się nawiązać z nimi
otwarte stosunki dyplomatyczne. Ale jak długo można by się tym wykręcać, gdyby istoty pozaziemskie nie
podejmowały rozmów?
Być może nie była to właściwa strategia, ale pozwalała uniknąć rozdmuchania problemu do czasu, gdy
rząd będzie miał okazję uporać się z tą kwestią z większym powodzeniem. Żaden przywódca państwowy
nie chce ogłaszać klęski, o ile nie ma najmniejszej nadziei na sukces.
Nie wiem dokładnie, jak dużo wiedział rząd przez całe lata. Ale wiem, że przywódcy narodu nie posiadają
pełnych informacji, które udało nam się zebrać na drodze teleobserwacji. Zatem informacje zawarte w tej
książce mogą okazać się pomocne w ustanowieniu nowej fazy stosunków między ludźmi a istotami
pozaziemskimi. Nie widzę jednak żadnej korzyści w atakowaniu obecnych i poprzednich urzędników
państwowych z racji niegdysiejszej polityki w sprawie zjawiska ET. Możliwe, że popełniano błędy, ale biorąc
pod uwagę okoliczności, trudno doszukać się tu jakiegoś idealnego wyjścia.
Z drugiej strony, mocno wierzę, że nadszedł czas, by poważnie rozważyć zmianę poprzedniej polityki
zaprzeczania. Historycznie rzecz biorąc, ludzie zawsze byli bierni w kontaktach z ET. Obserwowaliśmy, jak
przelatują ich statki, a niektórzy z nas zostali nawet porwani. Ale to ET zawsze do nas przychodzili, a my
tylko patrzyliśmy, co się dzieje. Teraz mamy możliwość przejść do etapu działania w badaniu życia
międzygwiezdnego. Wraz z tą nową możliwością musi przyjść nowe pojmowanie naszej potrzeby
odpowiedzialnego uczestnictwa w ramach większego społeczeństwa. Tak jak istoty pozaziemskie badały
nasze społeczeństwo, teraz my możemy zacząć badać ich. Informowanie szerokich kręgów na temat ET
stanowi pierwszy krok w kierunku ustanowienia wzajemnych stosunków dyplomatycznych.
Marsjanie.
Kolejny krok w kierunku aktywnego uczestnictwa ludzi w kontaktach z istotami pozaziemskimi należeć
musi do naszych przywódców rządowych. Wspomniałem już, że będzie to fizyczny kontakt z ocalonymi
Marsjanami, a nie z Szarymi. Kiedyś w przyszłości przyjdzie nam bezpośrednio współpracować z Szarymi,
na odpowiadających nam warunkach, ale dzień ten jeszcze nie nastał. Obecnie natomiast nic nie stoi na
przeszkodzie, żeby nawiązać porozumienie z Marsjanami.
Po pierwsze należy zrozumieć, że jakikolwiek kontakt z Marsjanami musi być, przynajmniej częściowo,
usankcjonowany przez przywódców naszego planetarnego rządu, jak słaby by on w danej chwili nie był. W
sprawie tych kontaktów należy skonsultować się przynajmniej z ONZ. Co więcej, żadna próba spotkania z
Marsjanami się nie uda, o ile naród czy organizacja w nie zaangażowana, nie będzie przekazywała relacji z
porozumienia bezpośrednio do Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Skoro tylko spotkanie takie
zostanie przedsięwzięte, muszą być poinformowane o tym wszystkie państwa członkowskie.
Nie jest to moje widzimisię, lecz podstawowy warunek sukcesu. Marsjanie chcą przybyć na Ziemię, ale nie
przyznają się do swego istnienia, dopóki nie uzyskają pewności, że pracują z przedstawicielami całej
planety. Ich najlepszą obroną przed zmiennym i często gwałtownym gatunkiem, do którego należy
człowiek, zawsze było milczenie i tajność. Utrzymają tę linię obrony, jeżeli nie będą widzieli szansy
osiągnięcia swych celów poprzez akceptację większej części ludzkości. Nie zechcą narażać swego
przyszłego bytu na Ziemi przez sprawianie wrażenia, że paktują tylko z jednym narodem lub z jedną
frakcją.
Jednak przy wszystkim, co tu powiedzieliśmy, jest tylko jeden naród na Ziemi, mający wystarczającą bazę
polityczną i możliwości techniczne, aby nakłonić Marsjan do wyjścia z ukrycia. Moim zdaniem narodem
tym są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Dane z teleobserwacji sugerują, że wstępny oficjalny
kontakt z Marsjanami odbędzie się za pośrednictwem radia. Stany Zjednoczone posiadają już potrzebny
do takiego przedsięwzięcia sprzęt, a w razie potrzeby mogą uzyskać pomoc innych narodów. Próbując
nawiązać otwarty dialog z Marsjanami, można skierować radioteleskopy zarówno na Marsa, jak i na
Księżyc. Z moich danych wynika, że jeśli na Księżycu mają bazę jakieś istoty pozaziemskie, to będą one
milczeć; mimo to należy włączyć je do obwodu transmisji, ponieważ Marsjanie na Marsie prawdopodobnie
zechcą skontaktować się z nimi w sprawie jakiejkolwiek transmisji z Ziemi.
Proponuję, by prezydent Stanów Zjednoczonych przygotował (przy aprobacie ONZ) apel do Marsjan
uwzględniający zaproszenie ich do bezpośrednich rozmów z ludźmi na Ziemi. W apelu takim należy dać do
zrozumienia, że ludzie ciepło przyjmą pomysł współdziałania z Marsjanami w sprawach interesujących obie
strony. Przesłanie winno też sugerować, że szybka odpowiedź Marsjan potraktowana zostanie jako wyraz
ich chęci podjęcia sąsiedzkiej współpracy z ludźmi, oraz że byłoby to bardzo pomocne w przyszłych
stosunkach pomiędzy dwiema planetarnymi kulturami. Podejście takie można uznać za uprzejmy,
dyplomatyczny sposób wykręcenia im rąk, ale nie mamy dużego wyboru. W naturze Marsjan leży postawa
tajności i trzeba ich przekonać, by się przełamali i zaczęli współpracować z nami otwarcie.
Pozostaje kwestia, który prezydent ma przygotować apel. Czuję wyraźnie, że powinno to się odbyć jak
najprędzej, tak więc byłoby stosowne, by uczynił to aktualny prezydent Stanów Zjednoczonych. Jednak
niezależnie od tego, kto będzie urzędował w Białym Domu w czasie transmisji apelu, jedno jest pewne.
Przywódca, który zainicjuje udane porozumienie pomiędzy ludźmi a Marsjanami wywrze wielki wpływ na
rozwój ludzkiej kultury, a wpływ ten będzie trwać przez tysiąclecia.
Nie ma wydarzenia, które bardziej wpłynęłoby na przyszłość ewolucji ludzi niż kontakt z cywilizacją
pozaziemską. Kto okaże się na tyle odważny, by zaryzykować tak niezwykłą rzecz jak nadawanie na Marsa
prośby o rozpoczęcie planetarnego dialogu, będzie długo pamiętany zarówno na Ziemi, jak i w całej
galaktyce. Akt ten ostatecznie da sygnał wyczekującej społeczności galaktyki, że ludzie są już
wystarczająco dojrzali, by stać się pełnoprawnymi członkami galaktycznej społeczności. Członkostwa tego
nie dostaje się w podarunku – trzeba na nie zapracować, to znaczy wykazać zbiorową dojrzałość i przyjąć
do wiadomości fakt, kim jesteśmy: bardzo złożonymi istotami we wszechświecie wypełnionym życiem.
Po transmisji i ewentualnej odpowiedzi Marsjan, trzeba będzie pomyśleć o przyjęciu Marsjan, których
jeszcze na Ziemi nie ma. Proponuję, by zaoferować przekształcenie obecnej podziemnej bazy Marsjan w
Nowym Meksyku na ośrodek przyjęć. Jestem pewien, że marsjańska technika medyczna stoi na
wystarczająco wysokim poziomie, by zagwarantować, że w wyniku przyjazdu Marsjan na Ziemię nie
rozniosą się nowe choroby. Gdyby faktycznie miały wystąpić jakiekolwiek problemy zdrowotne, już by to
nastąpiło, jako że wielu Marsjan od dawna u nas mieszka. Nie oznacza to jednak, że mamy pozostawać
bierni. Nasi lekarze powinni być w pełni świadomi zawiłości fizjologii i psychiki Marsjan. Zatem będziemy
musieli przyjąć uchodźców marsjańskich tak samo, jak przyjmujemy uchodźców z innych kultur na Ziemi.
Wystąpi kwestia obywatelstwa. Najpierw należy uznać, że wszystkie marsjańskie dzieci urodzone na Ziemi
powinny automatycznie uzyskać obywatelstwo kraju, w którym się urodziły. Na przykład Marsjanie
urodzeni w jaskiniach pod Santa Fe Baldy w Nowym Meksyku automatycznie staliby się obywatelami
Stanów Zjednoczonych. Ponadto, ich bezpośredni krewni (tacy jak np. rodzice) mają prawo do
przyspieszonego stałego zamieszkania w Stanach Zjednoczonych. Podobnie Narody Zjednoczone muszą
wywierać nacisk na inne rządy, by przyznawały obywatelstwo Marsjanom urodzonym na ich terytorium i
rozszerzały prawo stałego pobytu na członków rodzin tychże Marsjan. ONZ stanie wobec kwestii wielu
Marsjan – imigrantów, którzy nie mają dzieci urodzonych na Ziemi, a nasze światowe rządy będą musiały
wspólnie opracować plan stałego lokowania i przyjmowania tych podróżników, ożywionych nadzieją
znalezienia nowego domu.
Należy z całą mocą podkreślić, że zachowanie ludzi na tym nowym etapie naszego życia na Ziemi jest
bardzo ważne. Dosłownie cała galaktyka będzie obserwować, jak my – ludzie zachowamy się w stosunku
do naszych planetarnych sąsiadów będących w potrzebie. Chociaż nie zawsze zdawaliśmy sobie z tego
sprawę, istoty pozaziemskie niejednokrotnie pomagały nam w naszej historii. Prawdziwym testem naszej
dojrzałości będzie to, czy potrafimy spojrzeć poza siebie i okazać współczucie innym istotom
potrzebującym pomocy. Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim spotkaniu międzygwiezdnym, które
zdarza się raz na tysiąclecia, w tym wielkim akcie pomocy innym gatunkom zmagającym się z
ewolucyjnymi trudnościami?
Z przeprowadzonej przeze mnie teleobserwacji wynika, że obecnie jesteśmy w stanie osiągnąć ten poziom
altruistycznego zachowania. Z całego serca żywię nadzieję, że nie pomyliłem się w tej delikatnej kwestii.
Szarzy.
Moim zdaniem Szarzy nie są jeszcze gotowi, by fizycznie pracować z większą liczbą ludzi. Mają niezwykle
rozwinięte zdolności telepatyczne i trudno byłoby im przywyknąć do intensywności naszych emocji. Poza
tym, kiedy znajdujemy się w pobliżu Szarych, od razu jesteśmy skłonni reagować niepohamowaną paniką,
trudno się więc dziwić, że telepatycznie wrażliwe istoty, jakimi są Szarzy, nie znajdują przyjemności w
przebywaniu w naszym bliskim sąsiedztwie w nie kontrolowanym środowisku.
Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy podejmować innych prób nawiązania kontaktu z Szarymi. W
rzeczywistości jak najszybszy kontakt wyjdzie na korzyść tak nam samym, jak i Szarym. Jako sposób
komunikacji z Szarymi polecam dyplomatom naukową teleobserwację. Uważam, że ludzie powinni
nawiązać kontakt zarówno z subprzestrzennymi, jak i fizycznymi Szarymi spośród wszystkich
ewolucyjnych typów, jakie działają dzisiaj w pobliżu Ziemi.
Z prowadzonych doświadczeń wynika, że Szarzy całkiem dobrze znoszą również kontakt z
subprzestrzennymi ludźmi. Oznacza to, że ludzie są w stanie “dogadać się" z Szarymi bezpośrednio na
drodze tego niefizycznego kontaktu. Byłoby to szczególnie użyteczne, bo jeżeli Szarzy mają przerwać swój
dawny zwyczaj potajemnej pracy z ludźmi, muszą się przekonać, że mają do czynienia z istotami w pełni
świadomymi. Szarzy potrzebują naszej pomocy tak samo, jak my ich, przy czym oni w przeszłości
wykazali już dobrą wolę i włożyli sporo wysiłku, by ulżyć naszym kłopotom. Na wypadek gdybyśmy nie
pamiętali ich zasług, pozwolę sobie przypomnieć, że dysponujemy materiałami, zebranymi przez różnych
teleobserwatorów, które świadczą o tym, iż Szarzy dbają o utrzymanie tak skutecznie niszczonego przez
nas środowiska, skrzętnie przechowując próbki naszych roślin i zwierząt. W przyszłości, kiedy zaczniemy
odbudowywać naszą planetę, będziemy im bardzo wdzięczni za te depozyty. Związek pomiędzy ludźmi a
Szarymi jest bardzo złożony i wymaga dużo cierpliwości i wytrwałości z naszej strony, żeby doprowadzić
do otwartego porozumienia.
Być może najlepszym sposobem przyspieszenia komunikacji pomiędzy ludźmi a Szarymi jest użycie
naukowej teleobserwacji i zapytanie Szarych wprost, jak moglibyśmy im pomóc w genetycznym
przedsięwzięciu, związanym z ewolucją ich własnego gatunku. W przeszłości nie było mowy o świadomej i
dobrowolnej pomocy ze strony ludzi. Szarzy musieli pracować z ludźmi, którzy w ogóle lub tylko w
niewielkim stopniu rozumieli złożoność życia subprzestrzennego.
Podejrzewam, że takie próby porozumienia nie zaowocują natychmiastową odpowiedzią Szarych – ich
statki nie wylądują koło budynku ONZ w momencie, gdy usłyszą pytanie dyplomaty, czy możemy im jakoś
pomóc. Jednak wielokrotne próby mogą przynieść dobre efekty. W końcu Szarzy już od długiego czasu
czekają byśmy dojrzeli na tyle, aby spokojnie się z nimi porozumieć.
Federacja Galaktyczna.
Tak jak w przypadku Szarych, będziemy musieli wykorzystać SRV do ustanowienia stałej ludzkiej
reprezentacji w Federacji Galaktyki. Istnieją fizyczne sposoby, za pomocą których ludzie mogliby
skontaktować się z władzami Federacji i jestem pewien, że środki te zostaną niedługo użyte. Jednakże
SRV jest niezbędne w tej chwili z jednego ważnego powodu: Federacja Galaktyczna to przede wszystkim
organizacja subprzestrzenna.
Jest wprost niemożliwe, by galaktyką rządziły istoty fizyczne, ponieważ są one jedynie efemerycznymi
stworzeniami, które uczestniczą w życiu fizycznego świata przez bardzo krótki okres. Ponadto, dużą część
życia tych fizycznych istot pochłania dzieciństwo i starość, i na dobrą sprawę zaledwie parę lat dorosłości
można uznać za naprawdę produktywne, nawet w przypadku ludzi długowiecznych. Z drugiej strony,
galaktyka ewoluuje w obrębie czasu, którego nie sposób ogarnąć z perspektywy pojedynczego ludzkiego
życia. Żeby kontrolować i pomagać w ewolucji życia galaktyki, trzeba mieć aktywną pamięć, która
obejmuje znacznie więcej niż, powiedzmy, siedemdziesiąt lat. Dramaty ewolucji jednego tylko gatunku
trwają na przestrzeni tysiącleci i jeżeli Federacja angażuje się w pomoc gatunkom, to istoty biorące udział
w tym przedsięwzięciu muszą być aktywne przez bardzo długi czas. Leży to poza zasięgiem możliwości
istot fizycznych.
Życie fizyczne to coś, w czym wszyscy bierzemy udział. Czasami nazywa się je szkołą, w której istoty
niefizyczne uczą się, jak stać się lepszymi pod jakimś względem. W rzeczywistości jednak życie fizyczne to
dużo więcej niż szkoła dla subprzestrzennych stworzeń. To bardzo realny wymiar istnienia. Podstawowa
różnica między egzystencją fizyczną a niefizyczną polega po prostu na tym, że ta pierwsza jest jedynie
chwilowa i każdy przeżywa ją w pośpiechu, by potem odejść z tego świata. Tym niemniej jest to
autentyczny sposób życia, niezależnie od tego, jak tymczasowy jest w nim nasz udział.
Umieszczenie Federacji Galaktycznej w ramach fizycznego wszechświata byłoby samobójstwem tak dla
organizacji, jak i dla wielu gatunków. Zważywszy na kaprysy fizycznej ewolucji społecznej, kto może
przewidzieć jak zmienią się fizyczne społeczeństwa? Istoty fizyczne mogą szybko zmienić zdanie, jeżeli,
powiedzmy, któregoś roku ich gospodarka przestanie prawidłowo funkcjonować. Galaktyką nie mogą
rządzić tak niestałe osobowości. Rządzenie galaktyką wymaga dłuższej perspektywy, a jedynymi istotami,
które mogą to zapewnić dzięki swej długowieczności są formy niefizyczne. Zatem nie jest przypadkiem, że
Federacja Galaktyczna to organizacja subprzestrzenna. Nie mogło być inaczej.
Nadejdzie czas, kiedy ludzie osiągną technikę, która przerzuci most między sferą fizyczną a niefizyczną.
Ale dopóki to nie nastąpi, do nawiązania kontaktu z władzami Federacji musi nam wystarczyć nasz własny
system nerwowy, przeszkolony w postrzeganiu sfery nie-fizycznej. Właściwie można uznać, że nasza
obecność w Federacji zaczęła się z chwilą, gdy do komunikacji z nią zaczęliśmy wykorzystywać naszą
ludzką świadomość. Obydwaj z moim monitorem byliśmy jednymi z pierwszych uczestników w tym
procesie. Teraz nadszedł czas, by fizyczne władze formalnie autoryzowały takie przedstawicielstwo.
Nastała chwila, by kosmiczni wędrowcy i badacze, tacy jak ja i moi koledzy przeprowadzający
teleobserwację, ustąpili miejsca wyszkolonym przedstawicielom ludzkiego rządu planetarnego. Nadszedł
czas, by Narody Zjednoczone formalnie usankcjonowały oficjalne rozmowy pomiędzy ludźmi a Federacją.
Żeby nie było tu żadnej niejasności. Marsjanie, Szarzy ani władze Federacji nie zrobią nic, żeby zmusić
nas do dialogu. Czekają, aż wykonamy pierwszy krok. Nasza zdolność do uznania, kim jesteśmy i wśród
kogo żyjemy będzie sygnałem dla całej galaktyki, że jesteśmy gatunkiem wystarczająco dojrzałym, by
zasłużyć na formalny głos w społeczności światów. Nie jesteśmy już dziećmi. Jesteśmy gatunkiem, który
ma przeznaczenie. Przekroczmy dumnie tę nową granicę naszego przeznaczenia. Porzućmy cynizm i
strach. Przemówmy w końcu do tych, którzy tak długo i cierpliwie na nas czekają.
SŁOWNICZEK NIEKTÓRYCH WYRAŻEŃ.
AOL linii sygnału (AOL/S) – AOL, które obserwator postrzega jako pochodzące bezpośrednio ze
strumienia danych, napływających w trakcie sesji teleobserwacji. Zwykle AOL tego typu niesie ze sobą
znaczenie w szczególny sposób powiązane z interpretacją celu. Bardzo często wskazuje ono na cel
właściwy.
Atmosfera emocjonalna (El) – termin ten odnosi się do emocji związanych z miejscem, które mogą
pochodzić od przebywających w nim istot. Zdarza się jednak, że atmosfera emocjonalna wiąże się z
przeszłym wydarzeniem, bądź z wydarzeniami, które dopiero nastąpią. El zwykle nie odnosi się do emocji
doświadczanych przez teleobserwatora. Te ostatnie określane są mianem wrażeń estetycznych (AI).
Bilokacja – stan, osiągany w trakcie sesji SRV, w którym uwaga teleobserwatora jest tak mocno skupiona
na celu, że jego świadomość doznaje rozdwojenia i przebywa w dwóch miejscach jednocześnie – w jego /
jej miejscu fizycznym, oraz w miejscu celu.
Cel – obiekt, na którego temat chcemy uzyskać informacje przy pomocy SRV. Typowe cele sesji SRV
stanowią miejsca, wydarzenia i ludzie. Trudniejsze cele mogą obejmować fantazje jakiejś osoby, przyczynę
wydarzenia czy nawet Boga.
Energetyka – odczucie, że w miejscu celu wydzielana jest duża ilość energii. Może to być energia
każdego typu, na przykład kinetyczna (tak jak w przypadku szybko poruszającego się statku
kosmicznego), czy świetlna (pochodząca z jakiegoś źródła energii, na przykład słońca).
Fazy 1 do 7 – oddzielne fazy protokołów SRV. Konkretne fazy przedstawiają się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 określane są w tej książce mianem “wstępnych", a ich zadaniem jest ustalić
wstępny kontakt z celem. Dane uzyskane w Fazie 1 mają charakter ogólny: mówią na przykład, czy
z celem związana jest budowla wzniesiona przez człowieka.
• Faza 2: Ta faza zwiększa kontakt z celem. Informacje uzyskane w Fazie 2 obejmują kolory, fakturę
powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki.
• Faza 3: W zakres tej fazy wchodzi rysowanie wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: W tej fazie kontakt z celem jest już dość bliski. Pełną władzą w “rozwiązywaniu problemu"
cieszy się nieświadomość. Pozwala się jej kierować przepływem informacji do świadomego umysłu.
• Faza 5: Faza ta dostarcza szczegółów dotyczących poszczególnych struktur, np. mebli w pokoju.
• Faza 6: W tej fazie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania celu. Może on
pozwolić sobie na pewną ograniczoną aktywność intelektualną, kierując nieświadomością w celu
wypełnienia pewnych określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresów czasu oraz
położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również bardziej złożone szkice.
• Faza 7: W fazie tej uzyskuje się informacje słuchowe związane z miejscem celu, takie jak na
przykład nazwa celu.
Matryca – zbiór oznakowanych rubryk na kartce papieru. W trakcie sesji wprowadza się dane do
odpowiednich kolumn.
Operacja przemieszczenia – procedura SRV przenosząca teleobserwatora do nowego położenia
względem współrzędnych celu.
Potwierdzenie AOL – silne AOL, wskazujące, że dokonano właściwego rozpoznania obrazu mentalnego.
Zdarza się to dosyć rzadko.
SRV – naukowa teleobserwacja.
Struktura – formalne procedury SRV. “Pozostawanie w strukturze" oznacza, że teleobserwator ściśle
trzyma się tych procedur w trakcie sesji SRV.
Sygnał / linia sygnału – strumień danych pochodzących z nieświadomego umysłu podczas sesji SRV.
Warstwa analityczna (AOL) – wniosek, jaki nasuwa się w trakcie sesji SRV. Zazwyczaj wynika on z
“logicznej" analizy, która niekoniecznie musi być poprawna. Protokoły SRV wymagają, żeby teleobserwator
informował o wszystkich swoich wartwach analitycznych, co pozwala na oczyszczenie z nich umysłu.
Wskazówka – jedno lub więcej słów używanych w różnych fazach sesji SRV w celu takiego pokierowania
nieświadomością, by uzyskała ona informacje dotyczące celu lub jakiegoś konkretnego jego aspektu.
Początkowo wskazówki wiążą się z numerami współrzędnymi, których używa się w Fazie 1 protokołów
SRV. Kolejne wskazówki wprowadza się do matrycy SRV w celu udoskonalenia strumienia danych. Stosuje
się je dopiero po osiągnięciu przez teleobserwatora stanu bilokacji w miejscu celu. W niniejszym
tłumaczeniu termin “iść za wskazówką" stosowany jest zamiennie ze słowem “skupiać się".
Wydarzenie – wskazówka używana do kierowania nieświadomości na miejsce celu podczas zachodzenia
jakiejś ważnej aktywności.