http://autonom.edu.pl/
Janusz Korwin-Mikke, 1982,
Wizerunki ludzi myĞlących. Wyd. 2 poszerzone, Wyd.
Radia i Telewizji, Warszawa, s. 187-215.
Człowiek i maszyna
Marian Mazur
Urodzony w Radomiu, w 1909 roku. Studia wy
Īsze ukoĔczył na Wydziale Elektrycznym
Politechniki Warszawskiej w 1934 r. Na tej
Īe uczelni doktoryzował siĊ w 1951 r. W 1954 r.
otrzymał nominacj
Ċ profesorską.
Przed wojn
ą pracował w PaĔstwowym Instytucie Telekomunikacyjnym (1935-1939), po
wojnie – w Instytucie Elektrotechniki (1948-1967), wykładaj
ąc jednoczeĞnie na
Politechnice Warszawskiej. Od 1967 r. pracował w Zakładzie Prakseologii Polskiej
Akademii Nauk jako kierownik Pracowni Cybernetyki
1)
.
W 1974 r. przeniesiony do nowo powstałego Instytutu Polityki Naukowej, Post
Ċpu
Technicznego i Szkolnictwa Wy
Īszego, w którym pracował do 1979 r., tj. do przejĞcia na
emerytur
Ċ.
Przewodnicz
ący Centralnej Komisji Słownictwa Elektrycznego Stowarzyszenia Elektryków
Polskich (1955-1963); współzało
Īyciel i przewodniczący Polskiego Komitetu Elektrotermii
(1960-1962); przewodnicz
ący 27 Komitetu Studiów MiĊdzynarodowej Organizacji
Elektrotechnicznej (1960-1971); przewodnicz
ący Komisji Instytutów Resortowych Związku
Nauczycielstwa Polskiego; prezes Oddziału Zwi
ązku Nauczycielstwa Polskiego przy
Polskiej Akademii Nauk (1969-1972); członek Komitetu Naukoznawstwa Polskiej Akademii
Nauk (1970-1981).
W roku akademickim 1974/75 wykładał cybernetyk
Ċ w Ecole des Hautes Etudes en
Sciences Sociales w Pary
Īu (Sorbona). W 1977 r. był konsultantem w Rice University w
Houston w USA, w zagadnieniach sztucznej inteligencji. W 1981 r. w ramach Wszechnicy
Polskiej Akademii Nauk wygłosił cykl wykładów pt. „Cybernetyka człowieka i
społecze
Ĕstwa”.
Opublikował ok. 200 prac naukowych, w tym dwie oryginalne teorie: Cybernetyczna teoria
układów samodzielnych (1966) oraz JakoĞciowa teoria informacji (1970), wydana równieĪ
1)
W rzeczywistoĞci była to Pracownia Epistemologii – uwaga M. R.
Strona 2 z 23
w j
Ċzyku rosyjskim w ZSRR (1974) i w jĊzyku francuskim w Belgii (1976). Jest autorem
Historii naturalnej polskiego naukowca (1970) oraz opublikowanej w 1976 r. ksi
ąĪki
Cybernetyka i charakter.
JKM: Zanim został Pan, Panie Profesorze, prekursorem polskiej my
Ğli cybernetycznej, i to
jeszcze w czasach, gdy o tej dyscyplinie do
Ğü głucho było na Ğwiecie – był Pan
przedtem in
Īynierem elektrykiem, rozpoczynającym staĪ naukowy na krótko przed
wojn
ą. Jakie były, na podstawie Pana osobistych doĞwiadczeĔ, warunki tego startu?
Mam na my
Ğli moĪliwoĞci inicjatywy i samodzielnoĞci działania młodego naukowca.
Strona 3 z 23
MM: Jestem chyba jednym z najmniej odpowiednich ludzi do opowiadania o swojej
przeszło
Ğci, mam bowiem zwichniĊte proporcje odczuwania czasu. Dziesiątki lat
minionych wydaj
ą mi siĊ okresem krótkim, niemal niegodnym rozpamiĊtywania,
natomiast czas nadchodz
ący widzĊ zawsze jako napĊczniały szczegółami nurtujących
mnie problemów i mo
ĪliwoĞci ich rozwiązaĔ. SiĊganie pamiĊcią w przeszłoĞü idzie mi
wi
Ċc opornie, jak płyniĊcie pod prąd.
Przymuszana do takiej powrotnej podró
Īy wyobraĨnia przywraca mi obraz pewnego
pa
Ĩdziernikowego dnia z 1935 roku. Z mgły wspomnieĔ wyłaniają siĊ twarze tych,
którym zawdzi
Ċczam dobry start zawodowy. Oto profesor TrechciĔski, który ĞwieĪo
upieczonego
in
Īyniera
zarekomendował
do
Pa
Ĕstwowego
Instytutu
Telekomunikacyjnego. Oto wicedyrektor Instytutu, Konstanty Dobrski, anga
Īujący mnie
na stanowisko kierownika laboratorium pomiarów elektrycznych. Pokra
Ğniałem
wówczas na d
ĨwiĊk słowa „kierownik”, aby siĊ za chwilĊ dowiedzieü, Īe zostałem
kierownikiem... niczego! Bo laboratorium nie istniało, to ja miałem dopiero je stworzy
ü.
W ci
ągu roku!
A jednak miałem słuszne powody do satysfakcji, byłem bowiem, jak ka
Īdy kierownik
działu, drugim ogniwem w hierarchii słu
Ībowej Instytutu. Formalnie trzecim, jeĞli braü
pod uwag
Ċ dyrektora, którym był załoĪyciel Instytutu, profesor Groszkowski. Ale podział
kompetencji dyrekcji był taki,
Īe pewne działy podlegały roboczo dyrektorowi, inne
wicedyrektorowi.
Na temat budowy laboratorium rozmawiałem z wicedyrektorem, jako praktycznie
jedynym moim zwierzchnikiem, trzykrotnie. Pierwszy raz przy przyjmowaniu mnie do
pracy, o czym ju
Ī wspominałem. Drugi raz, gdy mijając mnie na schodach, w kilka
miesi
Ċcy póĨniej, zapytał, jak mi idzie praca nad laboratorium, na co odpowiedziałem,
Īe dobrze. Trzeci raz, gdy oĞwiadczyłem, Īe zadanie moje uwaĪam za skoĔczone.
Nigdy nie
Īądano ode mnie przedkładania Īadnych projektów ani sprawozdaĔ. A
jednak, mimo zaledwie dwudziestu pi
Ċciu lat i braku jakiegokolwiek doĞwiadczenia
zawodowego, stworzyłem laboratorium wyposa
Īone równie dobrze, jak kaĪde inne w
Instytucie.
JKM: Domy
Ğlam siĊ, Īe taką swobodĊ działania zawdziĊczał Pan uznaniu dla swoich
uzdolnie
Ĕ...
MM: Sk
ądĪe znowu! Cała kadra naukowa miała tam taką samą swobodĊ i byli to ludzie, z
wyj
ątkiem obu dyrektorów, zresztą bynajmniej niestarych, w wieku 25-35 lat. Po prostu,
taka była doktryna profesora Groszkowskiego w kierowaniu Instytutem. A miał ów
Instytut osi
ągniĊcia nie byle jakie, i to w skali nie tylko krajowej. AtmosferĊ pracy
Strona 4 z 23
panuj
ącą w Instytucie, postaram siĊ zilustrowaü cytatem z Historii naturalnej polskiego
naukowca, ksi
ąĪki, którą napisałem w trzydzieĞci piĊü lat póĨniej:
„W pierwszych latach mojej pracy zawodowej, któr
ą rozpoczynałem w jednym z
instytutów, opracowanie metody pewnego pomiaru zaj
Ċło mi kilka miesiĊcy pracy od
rana do nocy. Nawet podczas restauracyjnych obiadów zapisywałem stosy bibułkowych
serwetek rozmaitymi schematami. Byłem bliski rezygnacji z kontynuowania daremnych
wysiłków. Nieoczekiwanie znalazłem rozwi
ązanie póĨnym wieczorem w jakiejĞ kawiarni.
Nie widziałem w tym nic dziwnego. Nikt mnie nie prosił,
Īebym siĊ tym zajmował całymi
dniami. Nikt mi za to nie dzi
Ċkował ani podziĊkowaĔ nie oczekiwałem. Zresztą nikomu
si
Ċ nie zwierzałem. Tego rysu charakteru naukowców nie rozumieją dzisiaj rozmaici
»organizatorzy nauki«, którzy za
Ğrodek mający pobudzaü naukowców do pracy
uwa
Īają dyscyplinĊ ich przebywania w budynku Instytutu w okreĞlonych godzinach, z
listami obecno
Ğci, a nawet – co za potwornoĞü! – z automatycznymi zegarami
kontrolnymi. Kontrola organu do my
Ğlenia utoĪsamiła im siĊ z kontrolą organu do
siedzenia”.
Prawdopodobnie profesor Groszkowski, maj
ący tak wielu uczniów, nie zalicza mnie do
nich, gdy
Ī bezpoĞrednio mną siĊ nie zajmował, a przy tym – po wojnie – nie powróciłem
do telekomunikacji. Ale ja sam uwa
Īam siĊ za ucznia profesora pamiĊtając, gdzie siĊ
nauczyłem, co to jest uprawianie nauki i jak powinna by
ü zorganizowana placówka
naukowo-badawcza.
Owe czasy wzbogaciły mnie jeszcze o jedno, ale ju
Ī czysto osobiste doĞwiadczenie.
Oto po uruchomieniu laboratorium u
Ğwiadomiłem sobie, nie bez zdziwienia, wyraĨny
spadek zainteresowania dla dalszych jego losów. Robi
ü coĞ nowego to rzecz
pasjonuj
ąca, ale pilnowaü jedynie, Īeby coĞ prawidłowo działało? Jak siĊ miało okazaü,
pogo
Ĕ za nowymi problemami, nawet gdyby to wymagało przeskoków miĊdzy odległymi
od siebie dyscyplinami, pozostała moj
ą cechą do dziĞ.
Pierwszym krokiem tego rodzaju było przej
Ğcie do działu automatyki, gdzie moim
zadaniem było opracowanie automatyzacji mi
Ċdzymiastowych połączeĔ telefonicznych
– na trasie Warszawa – Katowice – problem wówczas pionierski w skali
Ğwiatowej.
Wystarczy bowiem wzi
ąü pod uwagĊ, Īe dopiero teraz działają u nas urządzenia
automatyczne do takich celów, zreszt
ą skonstruowane na podstawie nowszych Ğrodków
technicznych. Prac
Ċ tĊ zdąĪyłem doprowadziü do modelu laboratoryjnego. Praktyczną
jej realizacj
Ċ uniemoĪliwiła wojna. OsobiĞcie uwaĪam za istotne, Īe automatyka stała
si
Ċ dla mnie przedsionkiem do cybernetyki.
Strona 5 z 23
JKM: A jaka droga bezpo
Ğrednio doprowadziła Pana do cybernetyki?
MM: Było to troch
Ċ tak, jak z Molierowskim panem Jourdain, który nie wiedział, Īe przez
całe
Īycie mówił prozą. OczywiĞcie, nie przez całe Īycie zajmujĊ siĊ tym, co dzisiaj
nazywamy cybernetyk
ą. Stało siĊ to przedmiotem moich zainteresowaĔ dopiero w kilka
lat po rozpocz
Ċciu pracy zawodowej, ale i wtedy nie znałem nazwy tej dziedziny ani nie
wiedziałem, czy to jest w ogóle dziedzina. Co prawda, nikt tego wtedy nie wiedział, jako
Īe dopiero w 1948 roku ukazała siĊ ksiąĪka Wienera, której tytuł Cybernetyka czyli
sterowanie i komunikacja w zwierzĊciu i maszynie był w istocie propozycją
wyodr
Ċbnienia dziedziny nauki zajmującej siĊ sterowaniem i nazwania jej cybernetyką.
Doniosło
Ğü tego wydarzenia nie na tym jednak polegała, Īe powstała jedna dyscyplina
naukowa wi
Ċcej, lecz na tym, Īe była to nauka interdyscyplinarna. Mówi siĊ w niej
ogólnie o sterowaniu systemów bez wzgl
Ċdu na to, czy systemem jest w konkretnych
przypadkach maszyna, organizm lub społeczno
Ğü.
Oczywi
Ğcie, w czasach, gdy krystalizowały siĊ moje zainteresowania naukowe, było do
zrozumienia tych spraw jeszcze daleko.
Podczas wojny byłem odci
Ċty od uprawiania nauki w sposób zinstytucjonalizowany. Ale
ta okoliczno
Ğü wyszła mi o tyle na dobre, Īe miałem za to zupełną swobodĊ w doborze
problematyki naukowych poszukiwa
Ĕ. Zainteresowała mnie wtedy idea zastosowania
poj
Ċü automatyki do procesów psychicznych. Jak siĊ póĨniej dowiedziałem, nie byłem
jedynym, któremu co
Ğ podobnego przyszło na myĞl. Niemniej wprowadziło mnie to
w sfer
Ċ zagadnieĔ interdyscyplinarnych.
Za swój oryginalny wkład z tamtych czasów uwa
Īam wysuniĊcie koncepcji układu
samodzielnego; nawiasem mówi
ąc, dziĞ uĪywam raczej nazwy: system autonomiczny,
zgodnie z obecnymi tendencjami terminologicznymi. Chodzi o system steruj
ący siĊ we
własnym interesie, czyli taki, który ma nie tylko zdolno
Ğü sterowania, lecz ponadto
zdolno
Ğü utrzymywania swojej zdolnoĞci sterowania. Pierwszą z tych właĞciwoĞci mają
zarówno organizmy, jak i automaty, drug
ą – przynajmniej dotychczas – tylko organizmy,
dzi
Ċki procesom regulującym zwanym homeostazą. Zadaniem ich jest utrzymywanie
systemu w bezpiecznych dla niego granicach, a wi
Ċc to, co potocznie nazywa siĊ
zdolno
Ğcią do samoobrony.
Znalezienie wspólnej aparatury poj
Ċciowej dla organizmu i maszyny ma doniosłe
konsekwencje, pozwala bowiem, poprzez wiedz
Ċ o maszynach, lepiej zrozumieü
funkcjonowanie człowieka, a poprzez wiedz
Ċ o organizmach – wskazuje na moĪliwoĞü
konstruowania maszyn „autonomów”, które sterowałyby si
Ċ we własnym interesie. Nie
s
ą to Īadne fantastyczne rojenia. W przyszłoĞci, byü moĪe niedalekiej, maszyny takie
Strona 6 z 23
b
Ċdą budowane i eksploatowane na podobnej zasadzie, na jakiej obecnie eksploatuje
si
Ċ zwierzĊta domowe, bĊdące przecieĪ systemami sterującymi siĊ we własnym
interesie.
Zabieraj
ąc siĊ do tej problematyki nie miałem złudzeĔ, Īe na rozszyfrowanie psychiki
człowieka pojmowanego jak maszyna, to znaczy za pomoc
ą takich pojĊü fizycznych, jak
energia, potencjał, przewodno
Ğü itp., bĊdĊ potrzebował kilku lat. W rzeczywistoĞci
zaj
Ċło mi to üwierü stulecia!
JKM: Nic dziwnego, przecie
Ī przez kilka lat cybernetyka była u nas w niełasce.
MM: Zanim za
Ğwiecono u nas zielone Ğwiatło dla cybernetyki, podstawą mojej działalnoĞci
zawodowej były nadal nauki techniczne, w których z natury rzeczy mogłem uwzgl
Ċdniaü
koncepcje cybernetyczne jedynie w ograniczonym zakresie, i unikaj
ąc nazywania ich
„cybernetycznymi”. Podj
ąwszy w 1948 roku pracĊ w Instytucie Elektrotechniki,
skierowałem moje zainteresowania ku elektrotermii, dyscyplinie wówczas jeszcze do
Ğü
młodej, a zarazem nastr
Ċczającej wiele problemów dotyczących sterowania – i dlatego
dla mnie atrakcyjnej. W niej te
Ī zdobyłem doktorskie ostrogi w 1951 roku i nominacjĊ
profesorsk
ą w 1954 roku.
Z czasem proporcje moich zaj
Ċü zmieniały siĊ coraz bardziej na korzyĞü cybernetyki, a
gdy w roku 1967 przeszedłem do Zakładu Prakseologii Polskiej Akademii Nauk,
mogłem całkowicie po
ĞwiĊciü siĊ badaniom interdyscyplinarnym, a cybernetyce w
szczególno
Ğci.
JKM: Znalazło to wyraz w ukazaniu si
Ċ Cybernetycznej teorii układów samodzielnych.
Chyba najbardziej frapuj
ąca w niej jest teoria cybernetycznej klasyfikacji ludzkich
charakterów. W jaki sposób doszedł Pan do tych odkrywczych obserwacji?
MM: Głównym problemem, jaki przed sob
ą postawiłem, traktując człowieka jako system
autonomiczny, było wyja
Ğnienie, dlaczego poszczególni ludzie zachowują siĊ –
sterowanie! – w tych samych sytuacjach w ró
Īny sposób. Mówiąc proĞciej: dlaczego
ludzie ró
Īnią siĊ charakterem?
Ale przedtem musiałem sobie odpowiedzie
ü na pytanie: co to jest charakter
z cybernetycznego punktu widzenia? Rzecz w tym,
Īe o cybernetycznym ujmowaniu
psychiki nie mo
Īe byü mowy, dopóki choü jedno z uĪytych w nim pojĊü pozostaje bez
interpretacji fizycznej. Na przykład, kiedy si
Ċ mówi, Īe postĊpowanie człowieka zaleĪy
od jego wra
ĪeĔ, wyobraĪeĔ i myĞli, wydaje siĊ to oczywiste. Ale co to są wraĪenia i
wyobra
Īenia, co to jest myĞlenie jako zjawisko fizyczne? Psychologia pozostawia takie
pytania bez odpowiedzi. Nie mo
Īe jednak tego robiü cybernetyka, gdyĪ jest nauką
Strona 7 z 23
ogólniejsz
ą od psychologii, i dlatego musiałem te odpowiedzi znaleĨü. Są to sprawy
do
Ğü skomplikowane, postaram siĊ jednak objaĞniü przynajmniej samą zasadĊ.
Ka
Īdy system autonomiczny, a wiĊc równieĪ organizm ludzki, jest naraĪony na
zagra
Īające jego egzystencji rozmaite zakłócenia, które musi usuwaü. SłuĪy do tego
współdziałanie wielu obiegów regulacyjnych, na którym polega wspomniana ju
Ī
homeostaza. To wła
Ğnie dziĊki niemu organizm zachowuje stałoĞü temperatury,
wilgotno
Ğci, ciĞnienia itp., jak tego dowiódł Cannon. NasunĊło mi to ideĊ, Īe charakter
ludzki polega na indywidualnych ró
Īnicach regulacji procesów pobierania i wydawania
energii, istotnych przecie
Ī dla utrzymania egzystencji systemu. ZdolnoĞü do regulacji
tych procesów nazwałem „dynamizmem”.
Przy regulacji zapewniaj
ącej przewagĊ wydawania energii nad jej pobieraniem system
autonomiczny b
Ċdzie siĊ zachowywał tak, jak gdyby miał nadmiar energii, niezaleĪnie
od tego, czy naprawd
Ċ tak jest, i bĊdzie ją rozpraszał – dynamizm dodatni,
„egzodynamizm”. Odpowiada to charakterowi ludzi lekkomy
Ğlnie trwoniących siły i
pieni
ądze, poszukujących silnych wraĪeĔ, Īądnych przygód, interesujących siĊ przede
wszystkim własn
ą osobą.
Natomiast przy regulacji zapewniaj
ącej przewagĊ pobierania energii nad jej
wydawaniem system autonomiczny b
Ċdzie zachowywał siĊ tak, jak gdyby mu energii
ci
ągle brakowało, toteĪ bĊdzie dąĪył do zdobywania jej w otoczeniu – dynamizm
ujemny, „endodynamizm”. Odpowiada to charakterowi ludzi d
ąĪących do zdobywania
władzy i pieni
Ċdzy, przewidujących na daleką metĊ, wyĪywających siĊ w tworzeniu
du
Īych organizacji i kierowaniu nimi.
Po
Ğredni rodzaj stanowi regulacja nie zapewniająca przewagi pobierania ani wydawania
energii – dynamizm zerowy, „statyzm”. Charakter taki maj
ą ludzie, u których wszystko
si
Ċ równowaĪy, wydatki odpowiadają zarobkom, winie towarzyszy kara, zasłudze –
nagroda itp.
Oczywi
Ğcie, wymieniłem tu tylko charaktery wyraziste. W rzeczywistoĞci mamy do
czynienia z ci
ągłą skalą charakterów, na której kaĪdy człowiek ma swoje miejsce.
Na podstawie rozwa
ĪaĔ teoretycznych wykazałem ponadto, Īe charakter musi siĊ
zmienia
ü z upływem czasu, i to w kierunku od rozpraszania energii do jej gromadzenia,
czyli od egzodynamizmu poprzez statyzm do endodynamizmu. Nietrudno stwierdzi
ü, Īe
tak jest rzeczywi
Ğcie. Dzieci są przecieĪ lekkomyĞlne, z dojrzewaniem pojawia siĊ
stateczno
Ğü, a na staroĞü człowiek staje siĊ zapobiegliwy. JakoĞ nikt przedtem nie
zwrócił uwagi na nielogiczno
Ğü takiego stanu rzeczy – to raczej dzieci, mając całe Īycie
przed sob
ą, powinny byü zapobiegliwe, aby je sobie naleĪycie zorganizowaü. Natomiast
Strona 8 z 23
starcy, zamiast post
Ċpowaü jak przysłowiowy dziadek sadzący jabłonie, z których na
pewno nie zd
ąĪy spoĪyü ani jednego jabłka, powinni by intensywnie uĪywaü Īycia,
którego im niewiele pozostało. Sprawa staje si
Ċ dopiero zrozumiała, gdy wziąü pod
uwag
Ċ kierunek zmian regulacji w organizmie, które – co udowodniłem – muszą
zachodzi
ü w kaĪdym systemie autonomicznym z upływem czasu.
Przebieg tych zmian zale
Īy od dynamizmu początkowego. JeĪeli dziecko ma niewielki
egzodynamizm, to ju
Ī pod koniec dojrzewania pojawia siĊ statyzm, a w wieku dojrzałym
endodynamizm, coraz bardziej zaostrzaj
ący siĊ na staroĞü. Natomiast jeĪeli dziecko ma
ostry egzodynamizm, to jeszcze w wieku dojrzałym widoczne s
ą cechy
egzodynamiczne, a w staro
Ğci pojawia siĊ zaledwie statyzm. Na pojawienie siĊ
endodynamizmu u takich osobników
Īycie moĪe okazaü siĊ juĪ za krótkie.
Jednak
Īe z naukowego punktu widzenia najbardziej mnie w tym pasjonowała strona
metodologiczna, a mianowicie okazanie,
Īe – zamiast na podstawie obserwacji typów
ludzkich, jak to robiono dotychczas – mo
Īliwe jest ujĊcie ludzkiego charakteru w drodze
dedukcji teoretycznej, i to bez odwoływania si
Ċ do psychologii. PrzecieĪ przedmiotem
mojej teorii jest charakter systemu autonomicznego. Człowiek jest tylko jednym z
systemów autonomicznych. Gdyby zbudowa
ü maszynĊ autonomiczną, wyposaĪoną
w regulatory omówionych rodzajów, miałaby ona charakter i przejawiałaby odmiany
dynamizmu takiego samego rodzaju jak u człowieka.
JKM: Wcale bym si
Ċ nie zdziwił, Panie Profesorze, gdyby ta teoria wywołała w kołach
naukowych do
Ğü gwałtowne sprzeciwy.
MM: To zale
Īy, w jakich. Do oponentów naleĪą, jak moĪna siĊ było spodziewaü,
psychologowie starszego pokolenia. Zreszt
ą nie mam do nich pretensji, rozumiejąc, Īe
nikt nie lubi rezygnowa
ü z tego, co poprzez lata stało siĊ dlaĔ zakorzenioną tradycją, i
przestawia
ü siĊ na inną aparaturĊ pojĊciową. Natomiast mogĊ powiedzieü, Īe najlepiej
mi si
Ċ na te tematy dyskutuje z naukowcami młodymi i wobec tego nie mającymi
tradycyjnych obci
ąĪeĔ, z naukowcami uprawiającymi młode dyscypliny, jak na przykład
nauka o organizacji, oraz z naukowcami obdarzonymi intelektem „wiecznie młodym”,
cho
üby w czĊĞci takim, jakim najbardziej wszystkich zadziwia profesor KotarbiĔski.
Jeszcze przed opublikowaniem mojej teorii konfrontowałem j
ą na kongresach
mi
Ċdzynarodowych oraz na zebraniach róĪnych towarzystw naukowych. O samej tylko
cybernetycznej teorii my
Ğlenia wygłosiłem kilkadziesiąt odczytów – równieĪ za granicą:
w NRD, w Holandii, na W
Ċgrzech i we Francji – które z reguły koĔczyły siĊ
kilkugodzinnymi dyskusjami. Głównym, rzecz jasna, tematem rozmów była sprawa
porównywania człowieka do maszyny. Jest charakterystyczne,
Īe wielu jeszcze ludziom
Strona 9 z 23
interpretowanie psychiki za pomoc
ą pojĊü odnoszących siĊ do maszyn wydaje siĊ
niemal degradacj
ą człowieka. NiegdyĞ porównywanie człowieka do zwierzĊcia w teorii
ewolucji budziło podobnie gwałtowne sprzeciwy.
JKM: A jak
ą jeszcze inną pracĊ ceni sobie Pan Profesor najbardziej w swoim dorobku i
dlaczego?
MM: Jest to ksi
ąĪka JakoĞciowa teoria informacji wydana w 1970 roku. Za szczególne
osi
ągniĊcie uwaĪam w niej fizyczne wyjaĞnienie tego, co siĊ potocznie okreĞla jako
„rozumienie” informacji, „sens”, „znaczenie”, „tre
Ğü” itp., a co w sporach na temat
porównywalno
Ğci człowieka do maszyny było wysuwane jako atrybut właĞciwy jedynie
człowiekowi. Wyja
Ğnienie to opiera siĊ m.in. na fizycznej interpretacji pamiĊci
2)
.
Wszelkie zjawiska, a wi
Ċc równieĪ informacyjne, wymagają przepływu energii. IloĞü
przepływaj
ącej energii zaleĪy od przewodnoĞci drogi przepływu. Aby nadal istniała
informacja o jakim
Ğ bodĨcu, musi on pozostawiü po sobie Ğlad – jest nim zwiĊkszenie
przewodno
Ğci drogi przepływu energii wywołanego w mózgu przez ten bodziec. DziĊki
podobnym procesom pami
Ċü mogą mieü równieĪ maszyny.
Poza podobie
Ĕstwami miĊdzy człowiekiem a maszyną wystĊpują jednak istotne róĪnice.
Przede wszystkim maszyna cyfrowa zapami
Ċtuje informacje od razu i juĪ ich nie
zapomina, je
Ğli nie zastosowaü odpowiednich zabiegów. Tymczasem w mózgu
zapami
Ċtywanie odbywa siĊ wolniej niĪ w maszynach, przy czym po kaĪdym bodĨcu
rozpoczyna si
Ċ zapominanie, ale powtórne bodĨce powodują przypominanie. DziĊki
temu człowiek zapami
Ċtuje bodĨce najsilniejsze, najczĊstsze i najĞwieĪsze, a zapomina
bod
Ĩce najsłabsze, najrzadsze i najdawniejsze, czyli – w odróĪnieniu od maszyny –
potrafi odró
Īniaü bodĨce dla siebie waĪne od niewaĪnych.
Z innych ró
Īnic warto wskazaü, Īe pojemnoĞü mózgu ludzkiego ocenia siĊ na około
pi
ĊtnaĞcie miliardów elementów informacyjnych, podczas gdy w nowoczesnych
maszynach cyfrowych liczba ta wynosi zaledwie około jednego miliona, a na przykład
u owadów – kilkana
Ğcie tysiĊcy.
Doktrynalne opory wobec traktowania procesów informacyjnych u człowieka na takich
samych zasadach jak w innych organizmach i maszynach słabn
ą coraz bardziej.
Jednak ci
ągle jeszcze wystĊpuje tendencja do przypisywania człowiekowi jakichĞ
wyj
ątkowych właĞciwoĞci nie dających siĊ objąü tymi zasadami, chociaĪ w Ğwietle
wspomnianych powy
Īej rozwaĪaĔ nie ma do tego podstaw.
2)
Zdanie zrekonstruowane na podstawie pierwszego wydania ksiąĪki. W oryginalnym artykule z powodu błĊdu
redakcyjnego w jednej linii tekstu zdanie to brzmi: „WyjaĞnienie wodami, naukowiec odrzuca poglądy, Stwierdziwszy
pamiĊci”. – uwaga M. R.
Strona 10 z 23
JKM: A z jakim przyj
Ċciem spotykają siĊ Pana idee w zakresie teorii informacji?
MM: Z wiadomo
Ğci, jakie dotarły do mnie na ten temat, mógłbym wymieniü na przykład
recenzj
Ċ w „Mathematical Reviews”, gdzie okreĞlono tĊ pracĊ jako „nową i oryginalną
teori
Ċ”. W radzieckim czasopiĞmie „Nauczno-Techniczeskaja Informacja” ukazał siĊ
artykuł, w którym moja teoria została wykorzystana do analizy bł
Ċdów logicznych
w procesach informacyjnych. A ostatnio – bo w sierpniu 1972 roku na
Mi
Ċdzynarodowym Kongresie Cybernetyki w Oxfordzie, gdzie wygłosiłem referat
„Fizyczna natura inteligencji” – kilkunastu specjalistów z ró
Īnych krajów zwróciło siĊ do
mnie o udost
Ċpnienie im tekstu referatu przed jego opublikowaniem w ksiĊdze
kongresowej, jak równie
Ī o egzemplarz tej ksiąĪki.
JKM: W jakich okoliczno
Ğciach narodziła siĊ Historia naturalna polskiego naukowca, która
stała si
Ċ prawdziwym bestsellerem publicystyki polskiej i została nagrodzona przez
redakcj
Ċ „Kultury”?
MM: S
ądzĊ, Īe stało siĊ to moĪliwe dziĊki doĞwiadczeniu, jakiego nabywałem jako
badacz, wykładowca i działacz – jako przewodnicz
ący Komisji Instytutów Resortowych
w Zwi
ązku Nauczycielstwa Polskiego, póĨniej zaĞ jako prezes Oddziału Związku
Nauczycielstwa Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk – a tak
Īe pod wpływem
zapotrzebowania społecznego w zakresie usprawniania organizacji naszej nauki.
Spraw
ą podstawową dla wyraĪonych tam przeze mnie poglądów jest pojmowanie
zawodu naukowca. Ogólnie bior
ąc, do pracy skłaniają ludzi wielorakie motywy, jak na
przykład ch
Ċü uĪytecznoĞci, potrzeba aktywnoĞci, pragnienie uznania, poczucie
obowi
ązku, chĊü zarobku.
W zale
ĪnoĞci od indywidualnego natĊĪenia poszczególnych motywów moĪna wiĊc
pobudza
ü ludzi do pracy na przykład ukazując im doniosłoĞü celów, stwarzając szersze
pole do działania, rozdaj
ąc awanse i odznaczenia, odwołując siĊ do poczucia
obowi
ązku czy teĪ zwiĊkszając wynagrodzenie.
Jednak
Īe odwoływanie siĊ do motywów tego rodzaju traci wiele na znaczeniu w
zawodach wymagaj
ących wyraĨnego talentu. U ludzi utalentowanych naczelnym
motywem staje si
Ċ bowiem zamiłowanie, czyli pragnienie rozwijania posiadanego
talentu. To, co robi
ą z zamiłowania, robią najchĊtniej, nie ma wiĊc potrzeby nakłaniaü
ich do tego.
Nie ulega w
ątpliwoĞci, Īe talentu wymaga równieĪ zawód naukowca. Ogólnie moĪna
powiedzie
ü, Īe charakteryzuje siĊ on takimi cechami, jak wnikliwoĞü w rozróĪnieniu
rzeczy na pozór jednakowych, zdolno
Ğü kojarzenia rzeczy na pozór ze sobą nie
zwi
ązanych oraz krytycyzm w rozpoznawaniu prawd i fałszów, mających pozory prawd.
Strona 11 z 23
Zamiłowanie towarzysz
ące takiemu talentowi przejawia siĊ jako pasja badawcza, na
któr
ą składają siĊ: niepokój wobec niewiadomego oraz pragnienie uzyskania
najtrafniejszych odpowiedzi i najracjonalniejszych rozwi
ązaĔ.
W razie zgodno
Ğci innych motywów z pasją badawczą odwoływanie siĊ do nich jest
zb
Ċdne, a w razie niezgodnoĞci – nieskuteczne. Dlatego teĪ właĞciwą polityką w
stosunku do naukowców jest nie pouczanie ich, czym si
Ċ powinni kierowaü, lecz
wyszukiwanie i kształcenie do tego zawodu odpowiednio uzdolnionej młodzie
Īy oraz
stworzenie odpowiednich warunków do pracy zawodowej.
Było i jest dla mnie oczywiste,
Īe do charakteru pracy naukowej powinna byü
dostosowana struktura organizacyjna placówek naukowych.
Jest prawdziwym nieszcz
ĊĞciem, Īe struktura instytutów naukowo-badawczych została
oparta na strukturze instytucji administracyjnych.
Jest to struktura „piramidy” zarz
ądzania – wywodzi siĊ ona z napoleoĔskiej struktury
wojskowej, maj
ącej zapewniü centralizacjĊ rozkazodawstwa.
Koncepcja podobnej piramidy została zastosowana do administracji pa
Ĕstwowej i
przetrwała do dzisiaj we wszystkich chyba krajach: kilka referatów – to wydział, kilka
wydziałów – to departament, kilka departamentów podlega jednemu wiceministrowi, a
na czele stoi minister.
Dokładn
ą kopią tego jest u nas struktura instytutów resortowych: kilku pracowników
naukowych – to pracownia, kilka pracowni – to zakład, kilka zakładów – to instytut z
dyrektorem na czele.
Dlaczego taka struktura instytutów miałaby by
ü zła?
Dlatego,
Īe o co innego chodzi w administracji, a o co innego w nauce.
W administracji chodzi o podejmowanie decyzji, w zwi
ązku z czym musi byü wyraĨnie
okre
Ğlone, kto komu ma prawo rozkazywaü i kto czyje rozkazy jest obowiązany
wykonywa
ü.
W nauce natomiast chodzi o rozwi
ązywanie zagadnieĔ, czyli o poszukiwanie
odpowiedzi na pytania, na które dotychczas nie odpowiedziano. O trafno
Ğci znalezionej
odpowiedzi nie przes
ądza przecieĪ prawo decydowania, lecz przeprowadzenie dowodu.
Min
Ċły juĪ na szczĊĞcie czasy inkwizycji, która dyktowała Galileuszowi, jakie
twierdzenia s
ą słuszne.
Poza tym w obecnej piramidzie zarz
ądzania w instytutach wystĊpuje zasadnicza
sprzeczno
Ğü polegająca na tym, Īe w kierunku od dołu ku górze zakres władzy wzrasta,
a znajomo
Ğü rzeczy maleje.
Strona 12 z 23
W obecnej strukturze instytutów naukowcy w pracowniach naukowych s
ą w zasadzie
jedynymi pracownikami uprawiaj
ącymi zawód naukowca, oni mają najwiĊkszą wiedzĊ w
zakresie rozwi
ązywanych przez siebie zagadnieĔ, tylko ich praca nadaje instytutom
sens istnienia – i ci wła
Ğnie ludzie są najniĪej wynagradzani. W sprawie zmian w
instytucie nikt nie zasi
Ċga ich zdania, o zapadłych postanowieniach, i nie o wszystkich,
dowiaduj
ą siĊ ostatni, są zawsze obiektem cudzych decyzji, sami nie decydują
o niczym. W „schemacie organizacyjnym” instytutu pracownie naukowe figuruj
ą na
szarym ko
Ĕcu lub wcale, a kierownik pracowni nawet listu urzĊdowego nie ma prawa
wysła
ü z własnym podpisem.
Czy jest do pomy
Ğlenia wiĊkszy absurd?
Wiele te
Ī uwagi poĞwiĊciłem stosunkom administracja – nauka oraz administracyjnym
obci
ąĪeniom naukowców, ukazując, Īe:
„(...) administracja po
Īera ponad połowĊ czasu wszystkich pracowników zatrudnionych
w instytutach naukowych. Nic dziwnego,
Īe działalnoĞü naukowa stała siĊ w nich
spraw
ą marginesową. To naukowcy są tam przy administracji, zamiast na odwrót. Czy
w tym stanie mo
Īna od nich oczekiwaü »wielkiego zrywu«, strumienia nowych idei i
pomysłów, walki o post
Ċp? To tak, jak gdyby Īądaü rekordów szybkoĞci od biegaczy w
ołowianych butach.
Wyr
ĊkĊ i usługi personelu urzĊdniczego oraz wygodniejsze, nawet komfortowe warunki
pracy zapewnia awans, ale awans administracyjny, nigdy naukowy.
Mo
Īna nie byü nawet magistrem, ale bĊdąc kierownikiem zakładu ma siĊ gabinet
z dywanami, fotelami, kwiatami, sekretariatem, mo
Īna zaĪądaü samochodu na wyjazd
na konferencj
Ċ, a jeĪeli siĊ jest dyrektorem instytutu, to nawet na codzienne przejazdy z
domu do instytutu i z powrotem. A mo
Īna byü docentem lub profesorem w pracowni
naukowej i cieszy
ü siĊ, Īe dostało siĊ do pracy pokoik na dwie osoby, a nie na cztery,
oraz szaf
Ċ na ksiąĪki, cieszyü siĊ, moknąc lub marznąü na przystanku, Īe po
dwudziestominutowym oczekiwaniu widzi si
Ċ nadjeĪdĪający tramwaj”.
Istnieje problem zrozumienia roli naukowców, o czym wypowiedziałem si
Ċ na jednej z
narad gospodarczych.
„Nie trzeba zapomina
ü, Īe dla rewolucji naukowo-technicznej liczą siĊ nie naukowcy w
ogóle, lecz naukowcy-badacze. Trzeba wi
Ċc badaczy wyeksponowaü, uczyniü ich
partnerami decydentów, wła
Ğnie ich – badaczy, a nie administratorów tych badaczy,
trzeba da
ü im pomocników, aby ich uwolniü od zajĊü jałowych, nienaukowych, no i
wreszcie trzeba ich wynagradza
ü tak, Īeby mogli całkowicie poĞwiĊciü siĊ pracy
badawczej. Do zrozumienia tych postulatów jest ci
ągle u nas daleko, a bez ich
Strona 13 z 23
spełnienia społecze
Ĕstwo bĊdzie nadal ponosiü ogromne straty, wielokrotnie wiĊksze
od wszelkich kosztów poprawy warunków pracy i
Īycia badaczy.
Nie wydobyta tona w
Ċgla to strata, ale na pocieszenie moĪna by dodaü, Īe ta tona nie
przepadła, jest ona w ziemi, b
Ċdzie mogła byü wydobyta póĨniej. Tymczasem nie
wypracowany pomysł, nie znalezione rozwi
ązanie problemu, nie wysuniĊta nowa idea,
bo energia i czas badacza zostały w znacznej cz
ĊĞci zuĪyte na jałowe prace urzĊdnicze
i na zabieganie o dodatkowe niezb
Ċdne Ğrodki utrzymania – to strata absolutna.
Dotyczy bowiem dobra, które przepada bezpowrotnie wraz z upływaj
ącym czasem
Īycia badacza”.
JKM: Pogl
ądy te spotkały siĊ chyba z powszechną aprobatą?
MM: Niezupełnie. Oprócz gor
ącego przyjĊcia, a nawet entuzjazmu, głównie w krĊgach
naukowych, nie brakło te
Ī i przejawów wyraĨnej niechĊci ze strony Ğrodowiska
administracyjnego. Łagodnie mówi
ąc, uwaĪam je za nieporozumienie. Moim Īywiołem
jest dyskusja, przy czym jestem zdania,
Īe dyskutowaü naleĪy na zasadach
sportowych, to znaczy nie uwa
Īaü, Īe krytyka poglądów oponenta to przejaw wrogoĞci
wobec niego. Przecie
Ī w nauce linia frontu przebiega nie miĊdzy jednym dyskutantem
a drugim, lecz mi
Ċdzy dyskutantami a zaatakowanym problemem. Niestety,
zrozumienie tego bywa cz
ĊĞciej wyjątkiem niĪ regułą. NiemoĪliwa jest teĪ dyskusja, gdy
jeden z dyskutantów jest uzbrojony w szabl
Ċ, której wydobycie uwaĪa za rozstrzygający
argument. A ju
Ī za patologiczną postawĊ uwaĪam unikanie dyskusji i „strzelanie w
plecy”, zwłaszcza, gdy pociskami s
ą nie tylko słowa...
JKM: Słyszałem,
Īe tematem Pana obecnych badaĔ są zagadnienia optymalizacji. Na
czym polega nowatorstwo i doniosło
Ğü tej problematyki?
MM: Ma ona ju
Ī obszerną literaturĊ, mnie jednak interesuje optymalizacja zupełna, to jest
nie tylko optymalne rozwi
ązywanie problemów decyzyjnych, lecz takĪe optymalne ich
stawianie. Chodzi o to,
Īe poszukiwanie decyzji optymalnej bĊdzie bezwartoĞciowe,
je
Īeli postawienie problemu nie zostało zoptymalizowane. Jest zrozumiałe, Īe straty
spowodowane bł
Ċdami tego rodzaju bĊdą tym wiĊksze, im wiĊkszy system podlega
optymalizacji. Przykładowo: na nic si
Ċ nie zda opracowanie metod nauczania, jeĞli
zadania szkoły s
ą błĊdnie okreĞlone. Podobnie mało przydatny okaĪe siĊ program
rozbudowy miast, je
Ğli bĊdzie oparty na fałszywych załoĪeniach wywodzących siĊ z
tradycyjnego typu miasta. Tym ostatnim sprawom po
ĞwiĊciłem bardzo wiele uwagi,
poniewa
Ī straty spowodowane brakiem optymalizacji w naszej urbanistyce, zresztą nie
tylko w naszej, si
Ċgają miliardów złotych.
Strona 14 z 23
Optymalizacja nale
Īy równieĪ do nauki interdyscyplinarnej, poniewaĪ dotyczy kaĪdej
dziedziny. I chyba nie przesadz
Ċ, jeĞli powiem, Īe losy cywilizacji bĊdą zaleĪały głównie
od rozwoju optymalizacji.
JKM: Jak wynika z Pana pogl
ądów na Ğwiat, jest Pan Profesorem nie tylko optymalistą w
teorii naukowej, lecz i w
Īyciu społecznym. Przy takiej postawie musi Pan chyba czĊsto
prze
Īywaü rozczarowania?
MM: Je
Īeli wyłączyü jakieĞ nieudane próby rozwiązaĔ, zmuszające do dalszych
poszukiwa
Ĕ – co przecieĪ naleĪy do urody pracy naukowej – to mógłbym wymieniü tylko
jedno rozczarowanie, ale za to dotkliwe. Przez lata całe s
ądziłem naiwnie, Īe gdy jest
Ĩle, to wystarczy wskazaü dlaczego jest Ĩle i co trzeba robiü, Īeby było dobrze.
Przeceniałem skuteczno
Ğü oddziaływania nauki. Co mnie jeszcze bardziej utwierdza
w prze
Ğwiadczeniu o koniecznoĞci jej uprawiania.
Strona 15 z 23
O MARIANIE MAZURZE
mówią:
ZENON URBA
ēSKI – b. sekretarz Polskiego Towarzystwa Cybernetycznego
Droga naukowa profesora Mazura nie była ani prosta, ani typowa. Jak wiadomo, do drugiej
połowy lat pi
Ċüdziesiątych cybernetyka była u nas wiedzą tajemną, a w tych właĞnie
czasach dojrzewały jego teorie naukowe. Zwi
ązany był wówczas z instytutami resortowymi,
gdzie pracował wprawdzie jako wybitny specjalista w zakresie elektrotechniki, natomiast
Īmudne i długotrwałe dociekania cybernetyczne prowadził w całkowitym osamotnieniu. Była
to jakby druga, intymna strona jego
Īycia naukowego w oderwaniu od zajĊü dydaktycznych.
Swoim pogl
ądom naukowym najpełniej dał wyraz w ksiąĪce Cybernetyczna teoria układów
samodzielnych. Ukazuje tam w sposób
Ğmiały wielorakie związki istniejące miĊdzy
człowiekiem a maszyn
ą, wywołując niekiedy doĞü wyraĨne sprzeciwy zarówno w krĊgach
techników jak i humanistów.
Z jeszcze wi
Ċkszym rezonansem spotkały siĊ artykuły Profesora drukowane w „Kulturze”, a
nast
Ċpnie wydane w ksiąĪce Historia naturalna polskiego naukowca. Był to prawdziwy
bestseller roku 1970, spełniaj
ący rolĊ przysłowiowego „kija w mrowisku”. Nawet najwiĊksi
antagoni
Ğci Mariana Mazura nie mogli jego argumentom odmówiü słusznoĞci, poniewaĪ
praca ta była napisana z gruntown
ą znajomoĞcią rzeczy i z prawdziwym poczuciem
odpowiedzialno
Ğci.
Red. MARIA DANECKA – publicysta działu naukowego tygodnika „Kultura”
Erudycja Profesora sprawia,
Īe nie tyle interesuje go opis zjawisk, ile odkrywanie ich
mechanizmów, które w sprawach nieraz bardzo odległych okazuj
ą siĊ wspólne. Tak
w ka
Īdym razie pojmuje profesor Mazur cybernetykĊ, teoriĊ systemów, teoriĊ informacji.
Jest on człowiekiem, który posiadł w ci
ągu swoich samotnych medytacji niezwykle rozległą
wiedz
Ċ, począwszy od inĪynieryjnej, poprzez historyczną, literacką, koĔcząc na
psychologicznej, i wi
ąĪe ją w szerokie syntezy. W ujĊciu Profesora te syntezy wyglądają
jasno, logicznie, prosto, mo
Īe zbyt prosto. I dlatego specjaliĞci od tych czy innych dyscyplin
nie zawsze godz
ą siĊ z jego teoriami. Ale nie da siĊ zaprzeczyü, Īe w Ğrodowisku
naukowym ka
Īdy, kto jest niekonwencjonalny w sposobie myĞlenia, budzi protest. Tym
bardziej, je
Ğli jest tak bezceremonialny, tak agresywny w formułowaniu swoich myĞli,
obdarzony takim temperamentem pisarskim, jak wła
Ğnie profesor Mazur.
Strona 16 z 23
Rozmowa po dziesiĊciu latach
JKM: Znaczna cz
ĊĞü naszej poprzedniej rozmowy dotyczyła roli nauki w organizacji Īycia
publicznego. Ostatnie lata nie wpłyn
Ċły zapewne na zmianĊ PaĔskich poglądów?
MM: O nie, przeciwnie. Mo
Īe rozpocznĊ od kilku doĞwiadczeĔ osobistych. W kwietniu
1971 roku zostałem powołany do grupy ekspertów, maj
ącej obradowaü co miesiąc nad
usprawnieniem organizacji nauki. W maju odbyła si
Ċ dyskusja, w której, po
wypowiedzeniu si
Ċ wszystkich, zabrałem głos jako ostatni: „Wysłuchałem tej dyskusji z
najwi
Ċkszą uwagą i, szczerze mówiąc, jestem jej przebiegiem zdeprymowany,
poniewa
Ī wszystkie wypowiedzi były słuszne, to zaĞ oznacza, Īe wypowiadano prawdy
banalne”. W tym miejscu odezwał si
Ċ przewodniczący: „Bo my je mówimy od lat, ale
robimy to ci
ągle we własnym gronie”. „WłaĞnie – odparłem – czym wiĊc od takiego
grona ró
Īni siĊ ta grupa ekspertów? Dlaczego nie ma tu ministra do słuchania krytyki i
udzielania wyja
ĞnieĔ?” NastĊpne zebranie, w czerwcu, nie odbyło siĊ. Ani nigdy wiĊcej.
JKM: Po có
Ī wiĊc tworzono grupy ekspertów?
MM: Powtarza Pan moje pytanie. Dla wzbogacenia obrazu dodam jeszcze jeden incydent.
Na ko
Ĕcowym zebraniu licznej grupy ekspertów, która opracowywała obszerny
memoriał w sprawie „udoskonalenia zarz
ądzania paĔstwem”, zabrał głos ówczesny
Numer Jeden, wyra
Īając ekspertom podziĊkowanie za włoĪony trud. ZakoĔczył je
słowami: „Dokument ten przestudiujemy, a co uznamy za słuszne – zastosujemy”.
Rozległy si
Ċ brawa, ale ja nie klaskałem, poniewaĪ była to wypowiedĨ Ğwiadcząca, Īe
ekspertów nie uwa
Īa siĊ za partnerów, których racje mogą byü niepodwaĪalne i wobec
tego – obowi
ązujące.
JKM: Bywaj
ą jednak sytuacje, kiedy równieĪ eksperci mogą nie mieü racji. Czasem
zdrowy instynkt wystarcza, aby to stwierdzi
ü.
MM: To prawda. Ale wła
Ğnie dlatego polityk, który chce skorzystaü z ekspertyzy, musi
wiedzie
ü, jak siĊ to robi. Czytając ekspertyzĊ, powinien rozróĪniü: z czym siĊ zgadza, z
czym nie wie, czy si
Ċ zgodziü, a z czym siĊ nie zgadza. Pierwsza grupa spraw jest
bezdyskusyjna. Co do drugiej grupy, trzeba si
Ċ zwróciü do ekspertów o uzupełniające
wyja
Ğnienia, po których grupa ta przestanie istnieü, gdyĪ czĊĞciowo zostanie zaliczona
do grupy pierwszej, a cz
ĊĞciowo do trzeciej. Trzecia grupa wymaga dyskusji
z ekspertami, w której po wymianie argumentów i kontrargumentów oka
Īe siĊ, co
przejdzie do grupy pierwszej, a co pozostanie w trzeciej, tym razem za obopóln
ą zgodą.
To chyba jasne. Którzy politycy tak u nas post
Ċpowali?
Strona 17 z 23
JKM: Mo
Īe w ogóle nie mieli zamiaru korzystaü z pomocy ekspertów, a powoływali ich
tylko w poszukiwaniu wsparcia dla podj
Ċtych z góry decyzji?
MM: Ja równie
Ī doszedłem do takiego wniosku. Na szczĊĞcie, nie byłem juĪ wiĊcej
powoływany na eksperta.
JKM: I od tego czasu przestał Pan zajmowa
ü siĊ zagadnieniami organizacji nauki?
MM: O nie, bynajmniej. Ale były to ju
Ī prace czysto naukowe. Nawet w mojej nastĊpnej
ksi
ąĪce Cybernetyka i charakter, wydanej w 1976 roku, poĞwiĊciłem sporo miejsca
problematyce uprawiania nauki. Mo
Īe zacytujĊ fragment tej ksiąĪki dotyczący róĪnic
mi
Ċdzy naukowcami a doktrynerami:
„Naukowców interesuje rzeczywisto
Ğü, jaka jest. Doktrynerów interesuje rzeczywistoĞü,
jaka powinna by
ü.
Naukowcy chc
ą, Īeby ich poglądy pasowały do rzeczywistoĞci. Doktrynerzy chcą, Īeby
rzeczywisto
Ğü pasowała do ich poglądów.
Stwierdziwszy niezgodno
Ğü miĊdzy poglądami a dowodami naukowiec odrzuca
pogl
ądy. Stwierdziwszy niezgodnoĞü miĊdzy poglądami a dowodami, doktryner odrzuca
dowody.
3)
Naukowiec uwa
Īa naukĊ za zawód, do którego czujĊ on zamiłowanie. Doktryner uwaĪa
doktryn
Ċ za misjĊ, do której czuje on posłannictwo.
Naukowiec szuka »prawdy« i martwi si
Ċ trudnoĞciami w jej znajdowaniu. Doktryner zna
»prawd
Ċ« od początku i cieszy siĊ jej zupełnoĞcią.
Naukowiec ma mnóstwo w
ątpliwoĞci, czy jest »prawdą« to, co mówi nauka. Doktryner
nie ma najmniejszych w
ątpliwoĞci, Īe jest »prawdą« to, co mówi doktryna.
Naukowiec uwa
Īa to, co mówi nauka, za bardzo nietrwałe. Doktryner uwaĪa to, co
mówi doktryna, za wieczne.
Naukowcy d
ąĪą do uwydatniania róĪnic miĊdzy nauką a doktryną. Doktrynerzy dąĪą do
zacierania ró
Īnic miĊdzy nauką a doktryną.
Naukowiec nie chce,
Īeby mu przypisywano doktrynerstwo. Doktryner chce, Īeby mu
przypisywano naukowo
Ğü.
Naukowiec unika nawet pozorów doktrynerstwa. Doktryner zabiega cho
üby o pozory
naukowo
Ğci.
Naukowiec stara si
Ċ obalaü poglądy istniejące w nauce. Doktryner stara siĊ
przeciwdziała
ü obalaniu poglądów istniejących w doktrynie.
3)
Zdanie zrekonstruowane na podstawie pierwszego wydania ksiąĪki. W oryginalnym artykule z powodu błĊdu
redakcyjnego w jednej linii tekstu dwa ostatnie zdania brzmią: „Stwierdziwszy niezgodnoĞü miĊdzy poglądami a do- to
opiera siĊ miĊdzy innymi na fizycznej interpretacji niezgodnoĞü miĊdzy poglądami a dowodami, doktryner odrzuca
dowody”. – uwaga M. R.
Strona 18 z 23
Naukowiec popiera krytykuj
ących naukĊ. Doktryner zwalcza krytykujących doktrynĊ.
Naukowiec uwa
Īa twórcĊ odmiennych idei za nowatora. Doktryner uwaĪa twórcĊ
nowych idei za wroga.
Naukowiec uwa
Īa za postĊp, gdy ktoĞ oderwie siĊ od poglądów obowiązujących w
nauce. Doktryner uwa
Īa za zdradĊ, gdy ktoĞ oderwie siĊ od poglądów obowiązujących
w doktrynie.
Naukowiec uwa
Īa, Īe jeĪeli coĞ nie jest nowe, to nie jest wartoĞciowe dla nauki, a
wobec tego nie zasługuje na zainteresowanie. Doktryner uwa
Īa, Īe jeĪeli coĞ jest nowe,
to jest szkodliwe dla doktryny, a wobec tego zasługuje na pot
Ċpienie.
Naukowcy s
ą dumni z tego, Īe w nauce w ciągu tak krótkiego czasu tak wiele siĊ
zmieniło. Doktrynerzy s
ą dumni z tego, Īe w doktrynie w ciągu tak długiego czasu nic
si
Ċ nie zmieniło”.
JKM: A
Ī dziwne siĊ wydaje, Īe ksiąĪka ta znalazła siĊ na półkach ksiĊgarskich w tamtych
latach. Czy zajmuje si
Ċ Pan w niej równieĪ stosunkiem rządzących do rządzonych?
MM: Po
ĞwiĊciłem wiele miejsca problemom decyzyjnym, a jako reprezentatywne dla tej
problematyki mog
Ċ przytoczyü zdanie z tej ksiąĪki: „DziĞ jeszcze ogromna wiĊkszoĞü
decydentów pojmuje decydowanie arbitralne, jako przywilej i nagrod
Ċ za zasługi, a nie
jako jeden z rodzajów pracy polegaj
ący rozwiązywaniu problemów decyzyjnych (z
podaniem dowodu trafno
Ğci), nie gorszy, ale i nie lepszy od innych rodzajów pracy, a na
pewno wymagaj
ący odpowiednich kwalifikacji”.
Co za
Ğ siĊ tyczy stosunków miĊdzy rządzącymi a rządzonymi, to ograniczĊ siĊ tu do
zacytowania mojej nast
Ċpującej wypowiedzi:
„S
ą trzy sposoby postĊpowania jeĨdĨca z koniem: z góry, z boku, z dołu.
Sposób z góry: jeste
Ğ koniem i nic tego nie odmieni, zawsze bĊdĊ siedział ci na
grzbiecie, b
ądĨ wiĊc koniem posłusznym, bo w przeciwnym razie dostaniesz batem.
Sposób z boku: nie ma mi
Ċdzy nami róĪnicy, obaj dąĪymy w tym samym kierunku, i
tylko aby lepiej pilnowa
ü naszej wspólnej drogi, siedzĊ ci na grzbiecie.
Sposób z dołu:
Ğwiat naleĪy do koni, jam tylko twoim sługą, którego wybrałeĞ do
siedzenia ci na grzbiecie, nieprawda
Ī? Wprawdzie tego nie potwierdzasz, ale
wystarcza,
Īe ja to oĞwiadczam w twoim imieniu”.
JKM: Po Historii naturalnej polskiego naukowca jest to ju
Ī drugi bestseller Pana
Profesora?
MM: Usłyszałem wiele pochwał, ale i głosy krytyki...
Strona 19 z 23
JKM: Czy niech
Ċü starszych psychologów do Pana teorii – o czym wspominał Pan przed
dziesi
Ċciu laty – ustała?
MM: Nie, i nigdy to nie nast
ąpi, tyle Īe dziĞ juĪ rozumiem, dlaczego. Czy wie Pan, Īe Max
Planck, sam wielki Planck, którego teoria kwantów stanowi filar nowoczesnej fizyki, napisał
pod koniec
Īycia w swojej autobiografii, Īe jego teoria została odrzucona przez wszystkich
ówczesnych fizyków i
Īe nigdy nie zmienili oni swego zdania, a została przyjĊta dopiero
przez nast
Ċpne pokolenia?
JKM: Taka widocznie jest uroda naukowego pionierstwa.
MM: Przestała mnie ju
Ī wiĊc dziwiü postawa starszych psychologów wobec mojej teorii,
która tymczasem stała si
Ċ juĪ narzĊdziem badawczym w wielu pracach doktorskich, a
nawet magisterskich, oraz tematem referatów
Īywo dyskutowanym na miĊdzynarodowych
zjazdach naukowych.
Strona 20 z 23
Marian Mazur
SPOŁECZNE ZNACZENIE CYBERNETYKI
∗
∗
∗
∗
Homeostaza społeczna
Z decydowaniem w skali społecznej wi
ąĪe siĊ ĞciĞle homeostaza społeczna, zjawisko
cybernetyczne o naczelnej doniosło
Ğci. Homeostaza polega na współdziałaniu wielu
obwodów reguluj
ących, czego wynikiem jest niezwykle silne utrzymywanie siĊ równowagi
funkcjonalnej systemu, w którym obwody takie wyst
Ċpują.
Jako przykłady homeostazy organizmu mo
Īna wskazaü przeciwdziałanie przegrzaniu, np.
gro
Īącemu wskutek silnego promieniowania słonecznego. WystĊpuje tam współdziałanie
takich procesów regulacyjnych, jak np. wzmo
Īone działanie gruczołów potowych
(parowanie wody wydobywaj
ącej siĊ na powierzchniĊ skóry przyczynia siĊ do
odprowadzania nadmiaru ciepła z organizmu), pojawienie si
Ċ pigmentu w skórze
(opalenizna utrudnia wnikanie promieniowania słonecznego), wzmo
Īone pragnienie
(spo
Īywanie napojów wyrównuje ubytek wody w organizmie i umoĪliwia dalsze pocenie
si
Ċ), zanikanie apetytu (przeciwdziałanie spoĪywaniu produktów wysokokalorycznych). W
rezultacie temperatura ludzkiego ciała utrzymuje si
Ċ na niezmiennej wysokoĞci.
(...) przykładem skutków homeostazy społecznej jest znane w ekonomii zjawisko
samorzutnego wyrównywania si
Ċ cen takich samych towarów. Jest ono wynikiem
nastawienia nabywców do kupowania mo
Īliwie najtaniej. Wielką wagĊ dla polityki ma
zrozumienie,
Īe homeostaza społeczna zapewnia stabilizacjĊ o wiele dokładniej niĪ
ustawy i zarz
ądzenia, a przy tym robi to „za darmo”.
(...) Rozwa
Īając problematykĊ wykorzystania homeostazy w naszych warunkach
ustrojowych, zwró
ümy uwagĊ na to, Īe homeostaza społeczeĔstwa i homeostaza grupy
mog
ą byü ze sobą zgodne albo nie. Jedna i druga moĪe byü teĪ zgodna z prawem albo
nie. Stosuj
ąc metodĊ systemową analizy, otrzymuje siĊ piĊü nastĊpujących moĪliwoĞci:
1. Homeostaza społecze
Ĕstwa i homeostaza grupy są zgodne z sobą i z prawem. Znaczy
to,
Īe interes kaĪdego członka grupy jest taki sam jak interes kaĪdego obywatela i
pozostaje w granicach prawa. Jest to stan okre
Ğlany jako praworządnoĞü.
∗
Fragment artykułu opublikowanego w miesiĊczniku „Nowe Drogi” nr 5, 1980 r.
Strona 21 z 23
2. Homeostaza społecze
Ĕstwa i homeostaza grupy są zgodne z sobą, ale niezgodne z
prawem. Znaczy to,
Īe prawo nie odpowiada niczyim interesom (np. jest przestarzałe).
Jest ono okre
Ğlane jako nieĪyciowe.
3. Homeostaza społecze
Ĕstwa jest zgodna z prawem, ale niezgodna z homeostazą grupy.
Znaczy to,
Īe grupa przestĊpcza dąĪy do własnych korzyĞci ze szkodą dla społeczeĔstwa.
4. Homeostaza grupy jest zgodna z prawem, ale niezgodna z homeostaz
ą społeczeĔstwa.
Znaczy to,
Īe grupa podporządkowała sobie prawo dla własnych korzyĞci. Jest ona
okre
Ğlana jako klika rządząca.
5. Homeostaza społecze
Ĕstwa i homeostaza grupy są niezgodne z sobą, a ponadto kaĪda
z nich jest niezgodna z prawem. Znaczy to,
Īe interesy grup są niezgodne z interesem
społecze
Ĕstwa, a prawo nie znajduje poparcia u nikogo. Jest to okreĞlane jako anarchia.
Rzecz jasna, w
Īadnym społeczeĔstwie nie wystĊpuje wyłącznie jedna z tych sytuacji,
znajomo
Ğü tych sytuacji ułatwia jednak rozeznanie ich jako składników Īycia społecznego
oraz d
ąĪenie do zmian w poĪądanym kierunku.
Człowiek jako system autonomiczny
Je
Īeli spoĞród wszelkich systemów wyodrĊbniü systemy autonomiczne, czyli mające
zdolno
Ğü do sterowania siĊ, a ponadto zdolnoĞü do przeciwstawiania siĊ utracie zdolnoĞci
do sterowania si
Ċ, to moĪna dowieĞü, Īe człowiek jest jednym z systemów
autonomicznych.
Na
podstawie
analizy
wła
ĞciwoĞci
sterowniczych
systemu
autonomicznego mo
Īna wiĊc wnosiü o właĞciwoĞciach sterowniczych człowieka, czyli
o przyczynach ludzkiego zachowania.
W
Ğród nich moĪna rozróĪniü właĞciwoĞci elastyczne, na które moĪna w znacznym stopniu
wpływa
ü, oraz właĞciwoĞci sztywne, nie poddające siĊ Īadnym wpływom (perswazjom,
represjom). Zespół sztywnych wła
ĞciwoĞci sterowniczych człowieka stanowi jego
charakter.
Wynika st
ąd, Īe doprowadzenie do zgodnoĞci miĊdzy elastycznymi właĞciwoĞciami
jakiegokolwiek człowieka a jego sytuacj
ą Īyciową jest moĪliwe na dwóch drogach: przez
dostosowanie człowieka do sytuacji albo przez dostosowanie sytuacji do człowieka.
Natomiast w odniesieniu do sztywnych wła
ĞciwoĞci człowieka istnieje tylko jedna
mo
ĪliwoĞü: dostosowanie sytuacji do człowieka.
Wyja
Ğnia to błĊdnoĞü doĞü powszechnego mniemania, jakoby moĪliwe było
ukształtowanie psychiki człowieka w po
Īądany sposób za pomocą odpowiedniego
wychowania. Jest to mo
Īliwe tylko w odniesieniu do właĞciwoĞci elastycznych (np. przez
Strona 22 z 23
udost
Ċpnienie okreĞlonego wykształcenia), natomiast nie jest moĪliwe w odniesieniu do
wła
ĞciwoĞci sztywnych, czyli do charakteru człowieka. Do zamĊtu w tych sprawach
niemało przyczynia si
Ċ wadliwa terminologia widoczna w wyraĪeniu „kształtowanie
charakteru”, w którym poj
Ċcie „charakter” jest pomieszane z pojĊciem „osobowoĞü”,
obejmuj
ącym wszystkie właĞciwoĞci psychiczne człowieka: zarówno sztywne, jak i
elastyczne.
Jest oczywiste,
Īe dla kaĪdego człowieka podstawowe znaczenie ma rozeznanie
własnego charakteru, mo
Īe go to bowiem uwolniü od jałowych rozterek i daremnych
wysiłków w „poprawianiu” sobie charakteru. Zamiast tego powinien skoncentrowa
ü siĊ na
wykorzystywaniu swoich wła
ĞciwoĞci elastycznych.
Ponadto u
Īyteczne jest rozeznanie charakteru innych osób, aby wiedzieü, jak z nimi
post
Ċpowaü, a w kaĪdym razie powstrzymaü siĊ od skazanych z góry na niepowodzenie
prób „przerabiania” im charakteru.
Z cybernetycznego punktu widzenia mo
Īna wyróĪniü szeĞü podstawowych właĞciwoĞci
charakteru, w tym trzy informacyjne, oraz trzy energetyczne.
Do informacyjnych (intelektualnych) wła
ĞciwoĞci charakteru naleĪą:
– pojemno
Ğü informacyjna (okreĞlająca inteligencjĊ);
– rejestracyjno
Ğü (okreĞlająca pojĊtnoĞü);
– preferencja (okre
Ğlająca talent).
Do energetycznych wła
ĞciwoĞci charakteru naleĪą:
– dynamizm (okre
Ğlający postawy);
– tolerancja (okre
Ğlająca swobodną akceptacjĊ bodĨców);
– podatno
Ğü (okreĞlająca wymuszoną akceptacjĊ bodĨców).
Ramy niniejszego artykułu nie pozwalaj
ą na choüby pobieĪne omówienie roli tych
wła
ĞciwoĞci charakteru w ludzkich dąĪeniach, stosunkach miĊdzyludzkich, wyborze i
uprawianiu zawodu itp. (szerzej pisz
Ċ o tych sprawach w ksiąĪce: Cybernetyka i charakter,
Warszawa 1976 r.).
Tutaj ograniczymy si
Ċ do zaznaczenia, Īe człowiek – jak kaĪdy system autonomiczny –
jest wyposa
Īony w tor przepływu informacji i tor przepływu energii, a poniewaĪ kaĪdy z
tych torów ma wej
Ğcie i wyjĞcie, wiĊc wynikają stąd cztery rodzaje potrzeb ludzkich:
– mo
ĪnoĞü pobierania informacji;
– mo
ĪnoĞü wydawania informacji;
– mo
ĪnoĞü pobierania energii;
– mo
ĪnoĞü wydawania energii.
Strona 23 z 23
Nic dziwnego,
Īe juĪ od zamierzchłej przeszłoĞci jako Ğrodki ujarzmiania ludzi były
stosowane:
– ograniczanie wiadomo
Ğci;
– ograniczanie wypowiedzi i decyzji;
– ograniczanie konsumpcji;
– ograniczanie działalno
Ğci;
b
ądĨ teĪ:
– wmuszanie niechcianych wiadomo
Ğci;
– wymuszanie niechcianych wypowiedzi i decyzji;
– wmuszanie niechcianej konsumpcji;
– wymuszanie niechcianej działalno
Ğci.
Pierwsze cztery z tych
Ğrodków ludzie odczuwają jako naruszanie ich wolnoĞci, drugie zaĞ
jako naruszenie ich godno
Ğci.