Mikołaj Kozubowski
W grupie desantowej na tyłach wroga
Pierwsze zrzuty partyzantów polskich i radzieckich na tereny Puszczy
Nadnoteckiej zostały dokonane w sierpniu 1944 roku. W okolicach Wronek
wylądowała szesnastoosobowa grupa partyzantów pod moim dowództwem, a w
okolicach Sierakowa druga grupa szesnastoosobowa pod dowództwem
Kasenki. W krótkim czasie po wylądowaniu obie grupy połączyły się i działały
wspólnie we wszystkich akcjach przeciwko okupantowi na terenie Puszczy
Nadnoteckiej. Łączność utrzymywano z dowództwem partyzanckim za frontem
za pomocą czterech radiostacji nadawczo-odbiorczych, będących w posiadaniu
naszych grup.
We wrześniu 1944 roku na moją osobistą prośbę została zrzucona
następna szesnastoosobowa grupa pod dowództwem Szłykowa w miejscowości
Rzecin, która jednak podczas lądowania została prawie całkowicie zniszczona
przez Niemców. We wrześniu zrzucono również jedenastoosobową grupę
desantową w okolicach Czarnkowa pod dowództwem Sergiusza Iliaszewicza,
która połączyła się z nami dopiero w listopadzie 1944 roku na terenie powiatu
konińskiego.
W skład naszych grup wchodzili partyzanci ochotnicy posiadający
paroletnią już praktykę walki z okupantem na jego tyłach, na terenach
wschodnich za Bugiem. Aktywna działalność partyzancka naszych grup na
terenach od Sierakowa aż do Nakła w województwie bydgoskim i częste
potyczki z Niemcami spowodowały powstanie legendy wśród miejscowego
społeczeństwa polskiego i Niemców, że w Puszczy Nadnoteckiej działa około
dwóch tysięcy partyzantów. Niejednokrotne zaś występowanie naszych
partyzantów w mundurach żołnierzy niemieckich dawało podstawę miejscowej
ludności do przyjęcia wersji, iż w Puszczy Nadnoteckiej działają i istnieją
również dezerterzy z armii niemieckiej.
Żadnej komendantury okręgu partyzanckiego w Sierakowie nie było i
nigdy nie podlegały takiej komendanturze oddziały partyzanckie działające w
Puszczy Nadnoteckiej.
W końcu września 1944 roku okupant obsadził oddziałami wojska i
policji wszystkie okoliczne wioski w rejonie naszych działań i wszczął przy
pomocy tych oddziałów walkę z partyzantami. Nierówność sił i brak amunicji
zmusiły nas do wycofania się w okolice Nakła, a stamtąd po kilkudniowych
ciężkich walkach z Niemcami na teren powiatów wrzesińskiego i konińskiego.
W listopadzie i grudniu 1944 roku na teren powiatu wrzesińskiego zostały
zrzucone dalsze dwie grupy partyzantów: dwunastoosobowa pod dowództwem
Owidiusza Gorczakowa i dwunastoosobowa pod dowództwem Konstantyna
Ostrowskiego. Grupy te przyłączyły się do nas i działaliśmy na terenie
wymienionych powiatów aż do ich wyzwolenia przez Armię Czerwoną.
Podkreślić należy, że w latach 1943-1945 w Puszczy Nadnoteckiej, tzn.
na terenie północno-zachodniej części Wielkopolski oraz w lasach powiatów
konińskiego i wrzesińskiego nie było żadnych leśnych zbrojnych oddziałów
partyzanckich, które by prowadziły zorganizowaną walkę z okupantem. Duże
zagęszczenie w tej części Wielkopolski ludności niemieckiej współpracującej z
hitlerowcami i duże wyniszczenie biologiczne ludności polskiej nie sprzyjały
rozwojowi ruchu partyzanckiego.
Resztki nie wyniszczonej i nie wysiedlonej stąd ludności polskiej były
pod stałą obserwacją miejscowych Niemców. Każdy nie wytłumaczony przed
Niemcami pobyt Polaka poza swoim domem lub miejscem pracy groził
wysłaniem do obozu koncentracyjnego lub wysiedleniem całej rodziny.
Prawdą natomiast jest, że przez Puszczę Nadnotecką i inne tereny
województwa poznańskiego przedostawały się na wschodnie tereny Polski
pojedyncze osoby oraz grupy uciekinierów z niemieckich obozów jenieckich i z
przymusowych robót w Trzeciej Rzeszy.
Niejednokrotnie pomiędzy uciekinierami a Niemcami z Volkssturmu i
policji hitlerowskiej dochodziło do walk w wyniku zorganizowanych przeciwko
nim zasadzek i obław. Walki te jednak nie miały charakteru zorganizowanej
działalności partyzanckiej i uciekinierzy nie byli partyzantami do czasu
przyłączenia się do oddziałów partyzanckich lub do grup desantowych
posiadających stałe dowództwo i stałą łączność z ośrodkiem za frontem,
kierującym ruchem partyzanckim.
Przerzut partyzantów z grup Mikołaja Kasenki, Szłykowa, Owidiusza
Gorczakowa i mojej został dokonany z terenów wschodnich Polski i ZSRR na
teren województwa poznańskiego przy pomocy Naczelnego Dowództwa Armii
Radzieckiej. Grupy zaś Sergiusza Iliaszewicza i Konstantyna Ostrowskiego
zostały przerzucone przy pomocy dowództwa sztabu I Frontu Białoruskiego.
Stąd też historycy nasi w archiwach Wojska Polskiego i w archiwach Sztabu
Partyzanckiego zorganizowanego w kwietniu 1944 roku przy Naczelnym
Dowództwie Wojska Polskiego nie mogą znaleźć żadnych danych dotyczących
pobytu i działalności naszej na terenie województwa poznańskiego.
Jedynym dowodem tej działalności są relacje członków grup
desantowych, relacje osób współpracujących z partyzantami, wspomnienia
mieszkańców okolic, w których przebywaliśmy i działaliśmy oraz mogiły
poległych partyzantów w Rzecinie, w Wyszynach powiat chodzieski, w
Studzienkach koło Nakła nad Notecią, w Czeszewie powiat wrzesiński, w
Królikowie i koło Zagórowa w powiecie konińskim. W związku z tym pragnę
podać do wiadomości nieco więcej szczegółów z tego odcinka walki z
okupantem na terenie województwa poznańskiego.
Moja grupa w liczbie szesnastu osób została zrzucona w nocy z 15 na 16
sierpnia 1944 roku w okolicy wsi Klempicz na północny wschód od Wronek. W
składzie tej grupy były dwie kobiety i czternastu mężczyzn, ochotników
zwerbowanych w polsko-radzieckiej brygadzie partyzanckiej Jana
Burzyńskiego – Stefana Kapłuna (zgrupowanie Antona Bryńskiego), działającej
ostatnio w okolicach Małoryty koło Brześcia nad Bugiem.
Połowa członków naszej grupy posiadała średnie wykształcenie, a jeden
niepełne wyższe. Cztery osoby znały dobrze język niemiecki i rosyjski a
pozostali jedynie język polski i rosyjski. Jeden był rodem z Leszna w
województwie poznańskim, jeden pochodził z okolic Warszawy, kilka osób z
okolic Brześcia nad Bugiem, dwóch z okolic Stolina na Polesiu, a pozostali z
innych terenów ZSRR.
W dniu odlotu z lotniska w Kobryniu nasza grupa desantowa została
zaopatrzona w 30 pistoletów maszynowych różnego typu, w tym 14
zapasowych, 16 pistoletów zwykłych różnych typów, około 50 kg amunicji do
posiadanej broni, dwie radiostacje, łódź gumową i zapas żywności na okres
dwóch tygodni.
Zadaniem grupy było prowadzenie rozpoznania ruchów wojsk
hitlerowskich na liniach kolejowych Krzyż-Poznań, Krzyż-Piła i Piła-Nakło-
Bydgoszcz oraz zebranie innych danych dotyczących zaplecza hitlerowskich
wojsk frontowych.
Zrzut grupy został zauważony przez osadników niemieckich, którzy
zawiadomili władze niemieckie we Wronkach i niezwłocznie przy współudziale
policji oraz Volkssturmu zorganizowali obławę, w wyniku której zagarnęli
nasze spadochrony, zapasową broń i amunicję do niej oraz zapasy żywności.
Ponadto w czasie lądowania utraciliśmy jednego partyzanta władającego
biegle językiem niemieckim (nie zgłosił się na ustalonym miejscu zbiórki po
wylądowaniu).
Pierwszą walkę z Niemcami grupa stoczyła o trzeciej w nocy po
wylądowaniu w pobliżu stacji kolejowej Obrzycko. Zbliżając się do
umówionego uprzednio miejsca spotkania z pracownikami kolejowymi,
wpadliśmy w zasadzkę zorganizowaną przez dużą grupę niemieckiej policji.
Atak Niemców został jednak odparty huraganowym ogniem z pistoletów
maszynowych i strat w ludziach nie mieliśmy.
Niemcy pilnie śledzili ruchy naszej grupy i nękali nas codziennymi
obławami. Do walki z nami zaangażowano większe oddziały policji, uzbrojone
w broń maszynową i moździerze, a nadto sprowadzono piętnastoosobowy
patrol kawaleryjski. Wszystkie blisko nas położone wioski zostały obsadzone
oddziałami policji, która codziennie poszukiwała w okolicznych lasach miejsca
naszego postoju, a nocami urządzała zasadzki w pobliżu chłopskich zagród, aby
pozbawić nas możliwości zaopatrzenia w żywność.
Między 20 a 23 września 1944 roku w celu wzmocnienia naszych sił i
uzupełnienia naszych zapasów broni oraz amunicji został dokonany następny
zrzut szesnastoosobowej grupy desantowej, która jednak z nieznanych mi
przyczyn wylądowała nie na zapalone przez nas ogniska-sygnały, lecz na
wioskę i obóz policji niemieckiej.
Z grupy tej ocalał tylko jeden człowiek, który wydostał się z okrążenia i
przybył do nas, a pozostali zginęli od kul Niemców już w czasie lądowania.
Nadmienić należy również, że przed przybyciem mojej grupy na tereny
województwa poznańskiego, w dniach pomiędzy 10 a 12 sierpnia 1944 roku
parę kilometrów na zachód od stacji kolejowej Miały (odcinek drogowy
Wronki-Krzyż) wylądowała szesnastoosobowa radziecka grupa desantowa pod
dowództwem Kasenki. Moja grupa współdziałała z grupą Kasenki do dnia 2
listopada 1944 roku i odbyliśmy wspólnie drogę z okolic Wronek do Puszczy
Nadnoteckiej. W drodze tej podczas potyczki z Niemcami we wsi Wyszyny w
powiecie chodzieskim zginęli od kul niemieckich Teodor Makarow i Mikołaj
Tkaczenko – żołnierze naszych grup. W tym też miejscu do naszej grupy został
przyjęty Józef Wojtkowicz, robotnik rolny narodowości polskiej rodem z okolic
Czarnkowa.
Jedną z dłuższych walk z Niemcami stoczyły nasze grupy (moja i
Kasenki) w dniach 28-30 października 1944 roku w Puszczy Noteckiej, a
mianowicie pod mostem kolejowym i na szosie w połowie linii kolejowej i
szosy łączącej miejscowości Kcynia-Nakło. W walce tej grupa moja straciła
pięciu ludzi, w tym trzech zabitych bezpośrednio w walce, a dwóch
zaginionych. Utraciliśmy też radiostacje i wskutek tego została przerwana
łączność z dowództwem frontowym.
Po tych walkach grupa Kasenki udała się w okolice Solca Kujawskiego
koło Torunia z zamiarem przedostania się na drugi brzeg Wisły. Tam jednak –
jak później ustaliłem – została okrążona przez Niemców i prawie całkowicie
wybita. Z okrążenia wydostał się jedynie dowódca grupy, Kasenko, z jednym
partyzantem, którzy następnie przedostali się w okolice Włocławka i tam
przyłączyli do jednego z polskich oddziałów partyzanckich, w składzie którego
działali do wyzwolenia tych terenów przez wojska frontowe.
Po odłączeniu się grupy Kasenki podjąłem w tę samą noc decyzję
przedostania się z resztką moich ludzi na lewy brzeg Warty w lasy położone
pomiędzy Jarocinem a Koninem, by kontynuować stamtąd pracę wywiadowczą,
a jednocześnie rozwijać działalność partyzancką wśród ludności polskiej. W
dniach 2-5 listopada 1944 roku przechodząc obok Żnina, Gniezna, Wrześni i
przez Lądek nad Wartą dotarliśmy na lewy brzeg Warty. Tę drogę przebyliśmy
pieszo i mieliśmy tylko jedno starcie z policją w okolicach Gniezna, lecz bez
strat w ludziach po naszej stronie.
Po paru tygodniach pobytu w okolicach Pyzdr przybył także ze swoimi
ludźmi Sergiusz Iliaszewicz, który przyłączył się do nas i od tego czasu
działaliśmy wspólnie do dnia wyzwolenia.
Przerwana w Puszczy Noteckiej łączność radiowa z frontem została
ponownie nawiązana za pośrednictwem radiostacji Sergiusza Iliaszewicza.
Działalność naszych grup na terenie województwa poznańskiego była
przez cały czas aktywna i wielostronna. Niezbędne dla wykonania zadań
postawionych przez dowództwo informacje zbierane były w wyniku osobistych
obserwacji ruchu wojsk hitlerowskich na kolei i na szosach, uzyskaliśmy je
również od wywiadowców zwerbowanych wśród ludności polskiej. Działalność
nasza w okolicach Wronek i Krzyża oraz częste potyczki z Niemcami
spowodowały, że we wrześniu 1944 roku Niemcy rozpoczęli opuszczać swoje
gospodarstwa rolne położone w pobliżu lasów i przenosić się do wsi, w których
stacjonowała niemiecka policja. W okolicach zaś Grodźca i Pyzdr miejscowi
Niemcy zobowiązali się solennie, że docierające do nich wiadomości o
miejscach naszego postoju będą utrzymywali w tajemnicy przed policją.
Umożliwiło to nam nawiązanie szerokiej współpracy z miejscową ludnością
polską i przygotowanie jej do działalności partyzanckiej.
W tych okolicach w skład naszej grupy zostali przyjęci Bogumił Simon i
Mieczysław Hak, mieszkańcy wsi Zagoznica w powiecie konińskim oraz
Zygmunt Kowalski ze wsi Białobłoty. Ponadto wiele osób powiatu konińskiego
bezpośrednio współpracowało z nami, dostarczając żądanych informacji i
żywności. Szczególnie aktywną współpracę okazywali mieszkańcy gromady
Grodziec w powiecie konińskim: Maria Kopaczewska, Franciszek
Lewandowski, Jan i Józef Osmanowie, Witold Hak, Stefan Dudkiewicz i wielu
innych.
Na terenie tego powiatu grupa moja i Sergiusza Iliaszewicza zabiły około
40 żołnierzy niemieckich. Zdobytą broń przeznaczyliśmy na uzbrojenie
miejscowego społeczeństwa, tzn. ludności polskiej wyrażającej chęć wstąpienia
do oddziału partyzanckiego.
Ponadto na moje osobiste zapotrzebowanie miał być dokonany zrzut
większej ilości broni i amunicji, a termin zrzutu został ustalony na dzień 20
stycznia 1945 roku. Broń ta miała być przeznaczona wyłącznie na uzbrojenie
oddziału partyzanckiego składającego się z miejscowej ludności polskiej.
Jednak w dniu 19 stycznia 1945 roku odwołałem dostawę broni z uwagi na
pomyślne operacje na froncie i szybkie zbliżanie się Armii Radzieckiej do
miejsca naszego postoju.
W walkach z Niemcami w okolicach Grodźca poległ przyjęty do naszej
grupy Bogumił Simon, mieszkaniec wsi Zagoznica. Pochowaliśmy go w dniu
23 stycznia 1945 roku na cmentarzu wsi Królików w gromadzie Grodzieniec.
W dniu przybycia wojsk frontowych do Grodźca miejscowość ta była już
oczyszczona z Niemców przez miejscowych partyzantów i udekorowana
flagami narodów Polski i ZSRR. Mieszkańcy Grodźca masowo wylegli na ulicę
ze swych domów i z entuzjazmem witali wkraczające oddziały wojsk
radzieckich. Urządzono też miłe przyjęcie naszym grupom desantowym.
Nota o autorze:
Kozubowski Mikołaj, ur. w 1916 r. w powiecie kolskim; w czasie wojny na terenie ZSRR,
od lutego 1943 r. w szeregach Armii Radzieckiej; oficer Radziecko-Polskiej Brygady
Partyzanckiej pod dowództwem S. Kapłuna w rejonie Brześcia nad Bugiem; po wojnie
ukończył studia prawnicze na UAM; członek PPR i PZPR;
zmarł w Szczecinie w marcu 1968 roku.