PiusXII wobec Hitlera część2

background image

VI

ADOLF HITLER

Dziwnym historycznym przypadkiem lub może raczej dziełem Opatrz­
ności jest to, że Eugenio Pacelli przebywał w Monachium, kiedy roz­
poczynał się stopniowy wzrost znaczenia Adolfa Hitlera. Dzięki temu
mógł bardzo wcześnie poznać i właściwie ocenić swojego późniejszego
antagonistę. Początki historii partii nazistowskiej wyglądały zupełnie

inaczej, niż Hitler opisuje to w swojej książce Mein Kampf'lub jak
ukazywała to narodowo-socjalistyczna propaganda. Nieprawdą jest,
że kiedy Niemcy znajdowały się na dnie, Hitler „postanowił zostać
politykiem" i natychmiast zgromadził wokół siebie swoich wiernych
zwolenników. Raczej został praktycznie z ulicy zwerbowany przez już

istniejącą polityczną organizację.

W czasach cesarstwa doszło do utworzenia neopogańskiego Zako­

nu Germańskiego (Germanenorden), którego zadeklarowanym celem
było oczyszczenie niemieckiej kultury z wszelkich „rasowo obcych"

wpływów żydowskich oraz chrześcijańskich. To z niego wywodzi się

powstałe w Monachium w roku 1917 Thule-Gesellschaft, stworzone
przez ambitnego politycznego poszukiwacza przygód i hochsztaplera

Rudolfa Glauera, który przyjął imię barona von SebotendorfFa. Już
rok po założeniu, do tej l u d o w e j loży, nazwanej na pamiątkę mi­
tycznej „praojczyzny aryjczyków" na dalekiej Północy, należało ponad

1,5 tysiąca, w większości zamożnych, członków. Odpowiednio do stanu

organizowali oni spotkania w reprezentacyjnej sali monachijskiego ho­
telu Cztery Pory Roku i planowali „walkę przeciwko Żydostwu i Rzy-

- 7 4 -

mowi". Zgodnie z nauką loży Germanie byli „rasą panów ludzkości",
którą osłabia wyłącznie „sączący się jad" chrześcijaństwa, wstrzyknięty

przez „wroga świata", „Żyda". Działało to jak balsam na dusze wie­
lu Niemców, którzy czuli się upokorzeni przez klęskę w wojnie oraz
traktat wersalski, a teraz usilnie poszukiwali kozła ofiarnego i marzyli

o zmartwychwstaniu znajdującego się na samym dnie narodu. Po prze­

jęciu władzy w Monachium przez socjalistów loża stała się ogniskiem

prawicowego, nacjonalistycznego oporu. Dzięki pieniądzom członków
Glauer kupił broń, aby móc w odpowiednim momencie uderzyć, oraz

gazetę „Münchener Beobachter", wkrótce przemianowaną na „Völki­
scher Beobachter", by propagować swoją antysemicką ideologię. Pierw­
sza próba puczu, zaplanowane porwanie Kurta Eisnera, nie powiodła
się. Również człowiek, który dokonał zamachu na Eisnera, hrabia Ar-
co-Valley, wywodził się z kręgu Thule-Gesellschaft. Gdy odmówiono
mu członkostwa w tej organizacji, ponieważ jego matka była Żydówką,

właśnie przez swój czyn pragnął zasłużyć sobie na przyjęcie do loży.

Natomiast kiedy ogłoszono powstanie Republiki Rad, to właśnie Se-

bottendorff wystawił i uzbroił Freikorps Oberland, który dnia 1 maja

1919 roku wkroczył do stolicy Bawarii.

Już w styczniu 1919 roku Glauer zlecił dwóm braciom z loży zało­

żenie partii politycznej, która przyjęła nazwę Niemiecka Partia Robot­
nicza (Deutsche Arbeiterpartei, DAP), by zyskać sobie także poparcie
mas. Aby działać bliżej ludu, partia obradowała teraz nie w ekskluzyw­
nym hotelu Cztery Pory Roku, lecz w monachijskich gospodach. Jej

znakiem była swastyka, znak rozpoznawczy Thule-Gesellschaft, a po­
zdrowieniem dobrze brzmiące Sieg Heil!, wywodzące się z pozdrowienia
członków tego Towarzystwa Heil und Sieg („Sława i zwycięstwo").

Adolf Hitler (1889-1945) był w tym okresie człowiekiem przegra­

nym. Syn cholerycznego austriackiego urzędnika celnego oraz jego
dużo młodszej siostrzenicy wzrastał w bardzo trudnych warunkach,

wewnętrznie rozdarty pomiędzy katolicyzmem matki a antykleryka-
lizmem ojca „wolnomyśliciela", zastraszony przez przemoc domowe­
go tyrana, pozbawiony korzeni przez ciągłe przeprowadzki. W szkole

- 7 5 -

background image

zawiódł, uciekał zatem w pompatyczną germańską romantykę Ryszarda
Wagnera i już wkrótce sam poczuł powołanie do roli artysty. Akade­

mia Sztuk Pięknych w Wiedniu nie przyjęła go jednak, ponieważ nie
potrafił rysować ludzi. Dzieła, które tam przedstawił, ukazywały mon­
strualne, puste budynki. Egzaminatorzy zalecili mu podjęcie studiów
na wydziale architektury, jednak nie mógł tego zrobić, ponieważ nie
zdał matury.

Tak więc młody Hitler przez całe lata snuł się po Wiedniu, żył z zy­

sków pochodzących ze spadku po niedawno zmarłej matce i próbował
swych sił jako malarz pocztówek. Zainteresował się bardzo wówczas

popularną ludową ezoteryką, działalnością a r i o z o f ó w i n e o -
t e m p l a r i u s z y , wprost połykał ich publikacje i wymyślał jezuitom,
jednak nie demonstrował jeszcze swojego antysemityzmu. Następnie
zażądał wypłaty części spadku i nadal poszukując spełnienia jako arty­
sta, wyjechał do Monachium, które wydawało mu się „czystsze" i „bar­
dziej niemieckie" niż wielokulturowy Wiedeń nazywany przez niego

„rasową wieżą Babel". Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, był

wręcz upojony entuzjazmem, miał nadzieję na „początek wyzwolenia

narodu niemieckiego" i zgłosił się na ochotnika do wojska. Wśród
towarzyszy broni uważany był za dziwaka i oryginała, potrafiącego
wygłaszać niekończące się monologi na temat przyczyn wojny oraz tak­
tycznych błędów popełnionych przez generałów, jednak jednocześnie
był obowiązkowy i odważny. Ostatnie dni wojny spędził w lazarecie
w Pasewalk; miał ponoć stracić wzrok podczas brytyjskiego kontrnatar-
cia. W rzeczywistości lekarze zdiagnozowali u niego ślepotę o podłożu
histerycznym, wywołaną traumą wojenną oraz rozpaczą spowodowaną
klęską Niemiec. Po kilku dniach odzyskał wzrok i wierzył, że był to
prawdziwy cud.

Po powrocie do Monachium był jednym z setek tysięcy wojennych

repatriantów, którzy rozpaczliwie poszukiwali pracy oraz nowego sensu
życia. Pozostał żołnierzem w stopniu starszego szeregowego i przez swój
sztab generalny został zatrudniony jako szpieg, aby meldować o wywro­
towych działaniach socjalistów. Jego oficer prowadzący, kapitan Karl

- 7 6 -

Mayr, wysłał go na uniwersytet w Monachium w ramach szkolenia

politycznego. Jeden z instruktorów zwrócił uwagę kapitana na fakt, że
jego podopieczny dysponuje niezwykłym talentem retorycznym. Kie­

dy Mayr, sam będący członkiem Thule-Gesellschaft, dowiedział się, że

I )AP poszukuje dobrego mówcy-werbownika, wysłał Hitlera we wrześ­

niu 1919 roku na zebranie partii. Ponieważ uznano, że nadaje się do tej
roli, nawet Ludendorff we własnej osobie poparł jego kandydaturę. Aż

do 31 marca 1920 roku Hitler otrzymywał za swoją pracę w partii ty­
godniowy żołd w wysokości 20 złotych marek, wypłacany przez Reich-
swerę. Następnie wypłatę regularnych „honorariów dla mówcy" wzięła
na siebie partia, która wtedy nosiła już nazwę Narodowosocjalistycznej

Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP). Kiedy kilka miesięcy póź­
niej Hitler przesłuchiwany był przez policyjną służbę wywiadowczą, po­

dał jako swój zawód „kupiec i zawodowy mówca-werbownik". Bardzo
powoli jego protektorzy stworzyli z niego przywódcę i ikonę NSDAP
On sam zaś już od tak dawna i całkowicie wrósł w swoją rolę, że wresz­
cie całkowicie identyfikował się z pełnioną misją. Dzięki niemu partia
dotarła do mas, którym po doświadczeniach związanych z Republiką

Rad i jej protagonistami nietrudno było uwierzyć w „żydowsko-bolsze-

wicki spisek", o którego istnieniu zapewniał Hitler. „Nieuleczeni jeszcze
z traumy monachijczycy czuli się utwierdzeni w swojej nieufności wo­
bec o b c o k r a j o w c ó w i bardziej niż kiedykolwiek skłaniali się ku
temu, by winą za przeżyte i przyszłe cierpienia obarczyć jakiekolwiek,

byle będące w zasięgu ręki, kozły ofiarne", trafnie stwierdza historyk
David Clay Large w książce Hitlers München {Monachium Hitlera).

Podczas gdy Pacelli w sierpniu 1921 roku wzywał naród niemiecki

do wewnętrznego i zewnętrznego pokoju („Bodaj jeszcze nigdy świat
nie potrzebował pokoju tak bardzo jak obecnie. Prawdopodobnie nigdy

jeszcze tak żarliwie nie pragnął pokoju społecznego"), Hitler szykował
się do walki. W odległości ledwie kilku kilometrów od nuncjatury,
w sali balowej monachijskiego Hofbräuhaus (czy istniała bardziej god­
na oprawa?), w dniu 24 lutego 1920 roku, przed publicznością liczącą
ponad 2 tysiące osób ogłosił swój liczący 25 punktów program partii.

background image

Żądał nowych kolonii, zerwania traktatów pokojowych, wprowadzenia
cenzury prasy, zniesienia prawa rzymskiego, „stworzenia silnej władzy

centralnej", wyłączenia Żydów ze „wspólnoty narodowej" oraz „bez­
względnej walki" przeciwko „przestępcom narodowym".

Im dotkliwiej Niemcy cierpiały z powodu obciążeń nałożonych przez

postanowienia traktatu wersalskiego, im bardziej w narodzie narastała
wściekłość na sprawców zawieszenia broni i im gwałtowniej galopo­
wała inflacja, tym większą popularnością cieszył się brunatny łowca
szczurów. Ludzie obawiali się powstania, wojny domowej lub przeję­

cia władzy przez komunistów, zaś w rękach prawicy, która obiecywała
spokój, porządek i chwalebną przyszłość, czuli się bezpieczni. Dzięki
wsparciu bogatych dobrodziejów, kierownictwu popleczników z sze­

regów Thule-Gesellschaft oraz niemieckich nacjonalistów z otoczenia
generała Ludendorffa dawny agitator z piwiarni wyrósł na znaczącą
lokalną figurę, niekoronowanego „króla Monachium". Już od jakiegoś
czasu przemawiał przed 6 tysiącami słuchaczy w Cyrku Korona, do

którego zawoził go rzucający się w oczy, czerwony mercedes kabriolet.
Dysponował prywatną armią, zwaną SA lub Schutzabteilung (Oddziały
Ochronne), składającą się z byłych członków Freikorps. Ich komendant

Ernst Rohm był następcą byłego przełożonego Hitlera, kapitana Karla
Mayra. Wkrótce dołączył do niego as lotnictwa Hermann Góring, nato­

miast Alfred Rosenberg, Rudolf Hess i Hans Frank, wszyscy trzej będący
członkami Thule-Gesellschaft, wstąpili do partii już wcześniej.

Podczas swoich publicznych wystąpień Hitler, zaopatrzony w szpic­

rutę, wysokie buty oraz trencz, starał się prezentować wojowniczą po­

stawę. Jego przemowom towarzyszyły zawsze te same rytuały: kapele
grały dynamiczne melodie, podobnie jak podczas rzymskiego pochodu

triumfalnego członkowie SA wnosili flagi i sztandary z napisem „Niem­
cy przebudźcie się", skandowali Sieg Heil! i unosili prawe ramiona
w geście „niemieckiego pozdrowienia". Dopiero potem szybkim kro­

kiem wkraczał na scenę przyszły Juhrer, ze sztywno uniesioną prawicą,
z wąską i bladą twarzą, jak gdyby ściągniętą przez szaloną zawziętość,
aby wykrzyczeć w twarz tłumowi wypowiadane bez ładu słowa niena-

- 7 8 -

wiści i pseudo religijnego patosu. Przy okazji głoszenia swojego prze­
słania o wybawieniu Hitler zupełnie świadomie posługiwał się niemal
biblijnym językiem: „Ludzie nie powinni spać, lecz powinni wiedzieć,
że zbliża się burza. Pragniemy uniknąć tego, że nasze Niemcy będą
musiały ponieść śmierć ukrzyżowane! Może jesteśmy nieludzcy! Ale
kiedy ratujemy Niemcy, znaczy to, że udało nam się, dokonaliśmy
największego czynu na świecie! Niech Bóg rozsądzi! Amen!". Tłum był

zachwycony tą pierwotną siłą, wielu ludzi sądziło, że mają przed sobą

proroka, a nawet niemieckiego mesjasza.

Pacelli, który nienawidził wszystkiego, co głośne, butne i chełpliwe,

pogardzał tym narcystycznym karierowiczem od pierwszej chwili, nie
tylko z powodu prostackiego nadużywania przez niego pojęć chrześ­
cijańskich, lecz przede wszystkim z racji nieskrywanej nienawiści do
„Żydów i jezuitów".

W rok po Marszu na Rzym Mussoliniego Hitler poczuł, że nadeszła

jego wielka chwila. Rok 1923 rozpoczął się dramatycznie. Kiedy Niemcy

nie nadążały z dostawami węgla, do których były zobowiązane zgodnie

z traktatem wersalskim, Francja z siłami 60 tysięcy ciężkozbrojnych
żołnierzy natychmiast zajęła Zagłębie Ruhry. Niemcy zareagowali na
to pogwałcenie prawa międzynarodowego biernym oporem, bojkotami
i strajkami. Kiedy papież potępił postępowanie Francuzów i zażądał
mniej dotkliwych sankcji na zajętych przez nich terenach, Francja zarzu­
ciła mu, że sprzyja Niemcom. Na zjeździe partyjnym NSDAP, w stycz­
niu 1923 roku w Monachium, Hitler zażądał uznania traktatu wersal­

skiego za nieważny. Odpowiedzialnych za niemiecką kapitulację określił

mianem „listopadowych zbrodniarzy", w których ślady miał pójść rów­
nież rząd Republiki Weimarskiej. Planował powstanie przeciwko niemu

i zabiegał o sojuszników. Podczas gdy niemiecka gospodarka w wyniku
kryzysu związanego z Zagłębiem Ruhry stanęła latem w obliczu zapaści,

a inflacja osiągnęła punkt szczytowy, rósł lęk przed wojną domową. Rze­
szę czekała próba rozłamu. W Bawarii rząd krajowy ogłosił stan wojenny
i udzielił pełnomocnictw dyktatora byłemu monarchistycznemu pre­
mierowi Gustawowi von Kahrowi, występującemu odtąd w charakterze

- 7 9 -

background image

generalnego komisarza państwowego. Wszystkie stacjonujące tam od­
działy Reichswery zostały zmuszone do posłuszeństwa krajowi związ­
kowemu zamiast państwu. Ich komendant Otto von Lossow planował

marsz na Berlin oraz ogłoszenie narodowej dyktatury - ale bez udziału
nazistów. Kiedy Hitler dowiedział się, że w dniu 8 listopada puczyści
in spe

planują zebranie w Bürgerbräukeller, postanowił zorganizować

zbrojną napaść na ich szeregi. Wraz z sześciuset uzbrojonymi członkami
SA wdarł się na salę, wystrzelił w powietrze i ogłosił narodową rewolucję
za rozpoczętą. Następnie, pod groźbą użycia broni, rozkazał odprowa­

dzić Kahra i Lossowa do bocznej sali, gdzie postawił ich przed wyborem:
albo dadzą się zastrzelić, albo wraz z nim utworzą nowy rząd. Jednak
dopiero kiedy kazał wezwać generała Ludendorffa, niekoronowanego

króla prawicy, obaj puczyści, nie mając innego wyjścia, wyrazili zgodę.

Podczas gdy Hitler, przejęty doniosłością chwili oraz swoją własną

rolą, rozpoczął nocną wędrówkę, dopiero co szantażowani czynili stara­
nia, by jak najbardziej ograniczyć ewentualne szkody. Następnego ran­
ka po publicznej proklamacji, której dzięki zaalarmowaniu policji uda­

ło się nadać większe znaczenie, niż miała w rzeczywistości, piwiamiany

pucz skończył się równie szybko i niespodziewanie, jak się rozpoczął.

Ludendorff i Hitler podjęli rozpaczliwą próbę odwrócenia sytuacji

na swoją korzyść i pospiesznie zorganizowali marsz demonstracyjny ku
centrum miasta. Byli gotowi postawić wszystko na jedną kartę. Jednak
już na wysokości mauzoleum Feldherrnhalle policji udało się rozproszyć
tłum demonstrantów. Kiedy kilku z nich otworzyło ogień, policjanci
odpowiedzieli tym samym i szesnastu członków NSDAP straciło życie.

Idący z podniesioną głową generał Ludendorff, z nieznośną wprost za­
rozumiałością, w świeżo wyprasowanym mundurze, zacisnął ciasno pod
brodą rzemień pikielhauby i kipiąc z gniewu, parł uparcie do przodu, aż

został aresztowany. Za to Hitler, którego obleciał strach, uciekł za mia­
sto. W wiejskim domu swoich przyjaciół nad Staffelsee przez dwa dni

lizał rany, aż wreszcie sam oddał się w ręce policji. W wyniku procesu
został skazany na pięć lat pobytu w twierdzy z perspektywą zamiany na
karę w zawieszeniu po sześciu miesiącach więzienia. Ten zbyt łaskawy

- 8 0 -

wyrok uczynił z Hitlera prawdziwego męczennika. Po sześciomiesięcz­
nym uwięzieniu, w czasie którego dyktował swoje programowe dzieło
Mein Kampf,

był już znany w całych Niemczech. Jego walka o władzę

mogła toczyć się dalej.

Jeszcze w noc puczu, rankiem o 3:50, nuncjusz Pacelli wysłał do

przebywającego w Rzymie Gasparriego zaszyfrowany raport dotyczący
tych wypadków, który okazał się niemal proroczy:

Nr 443. Ubiegłej nocy Hitler wraz z uzbrojoną bandą ogłosił, że rząd
Bawarii został obalony, aresztował byłego premiera oraz innych mini­
strów i powołał nowy rząd narodowy z Ludendorffem na czele armii.

Jak mnie poinformowano, generalny komisarz Kahr wziął udział w tej

akcji wyłącznie dla zachowania pozorów, aby zapewnić sobie swobodę
działania i dzięki temu móc przedsięwziąć środki zapobiegawcze; przy­
puszcza się, że sytuacja szybko ulegnie stabilizacji, jednak najprawdo­
podobniej nie bez rozlewu krwi.

Pięć dni później nadszedł obszerny raport spisany na papierze listo­

wym nuncjatury. Wciąż jeszcze znajduje się on w Tajnych Archiwach
Watykanu, w skrzyni z napisem Baviera, i właściwie każdy, nawet nie­
zbyt dokładnie badający źródła biograf Piusa XII miał do niego dostęp.
Oczywiście nie ma o nim wzmianki w liczącym 560 stron dziele Corn-
wella - na pewno nie z powodu braku miejsca. Jest to bardzo poważny
i z pewnością demaskatorski raport. Pokazuje on, że Pacelli już w 1923
roku nie miał najmniejszych złudzeń co do ruchu rozwijającego się pod

wodzą Hitlera. Już tylko z tego powodu zasługuje on na to, by w tym

miejscu zacytować go w całości:

O antykatolickim charakterze rozruchów
nazistowskich w Monachium

Monachium, 14 listopada 1923

Czcigodny Eminencjo,
szczegóły narodowo-socjalistycznych rozruchów, które w ostatnich
dniach wstrząsnęły Monachium (patrz wiadomości 443, 444, 445), są

- 8 1 -

background image

już pewnie znane Waszej Eminencji choćby z prasy włoskiej; dlatego

nie muszę ich powtarzać w tym szacownym sprawozdaniu. Jednak za
stosowne uważam, by przekazać Waszej Eminencji dalsze szczegóły co
do punktu, o którym wspomniałem już w wiadomości nr 444, czyli
na temat antykatolickich demonstracji, które towarzyszą rozruchom,
a które dla tych wszystkich, którzy uważnie śledzili publikację organów

prawicowych radykałów takich jak Völkischer Beobachter czy Heima­

tland,

nic są żadnym zaskoczeniem.

Charakter ten zaznaczył się szczególnie w regularnym podżeganiu
przeciwko katolickiemu klerowi, przy pomocy którego zwolennicy
HITLERA i LUDENDORFFA, największych spośród ulicznych
mówców, agitują ludność i wystawiają w ten sposób duchownych na
obelgi i pośmiewisko.
Szczególnym celem ich ataków stał się uczony i sumienny arcybis­
kup, który w swoim kazaniu w katedrze 4 bieżącego miesiąca oraz
w liście skierowanym do Pana kanclerza Rzeszy, który został opubli­

kowany 7 tego miesiąca przez Agencję Wolff, potępił prześladowania
Żydów. Do tego dochodzi nieuzasadniona i absurdalna plotka, którą
prawdopodobnie celowo rozpowszechniono w mieście, jakoby to Jego
Eminencja był tym, który skłonił Pana von Kahra do zmiany zdania,
po tym jak najpierw w celu uniknięcia przemocy w Bürgerbräukeller
publicznie poparł ukartowany przez Hitlera i Ludendorffa plan stwo­

rzenia Rzeszy, potem jednak opowiedział się przeciwko niemu. Doszło
nawet do tego, że podczas zamieszek w ubiegłą sobotę po południu
duża grupa demonstrantów ustawiła się w szyku bojowym pod pała­

cem arcybiskupim i krzyczała: 'Precz z kardynałem!'.

Na szczęście Jego Eminencja był wtedy poza Monachium, ponieważ
w tym właśnie dniu poświęcał nowy kościół w Mühldorf. Jednakże gdy
wieczorem po tych wydarzeniach wracał samochodem do siebie, wsz­
częto kolejną wrogą demonstrację. Te antykatolickie odczucia znalazły
wyraz również w burzliwych wiecach studentów, do których doszło
przedwczoraj na uniwersytecie, a na których obcy (nawet nie bawarski)
element wmieszał się w tłum i w końcu zmusił rektora do zamknięcia

uniwersytetu aż do odwołania.
Również w Ateneum, które w ostatnim czasie wielokrotnie było przed­
miotem starań Ojca Świętego, podżegano przeciwko papieżowi, czci­
godnemu arcybiskupowi, Kościołowi katolickiemu, klerowi, jezuitom,

- 8 2 -

„białym internacjonalistom" oraz przeciwko Panu von Kahr, który,
mimo że jest protestantem, został okteślony przez jednego z mówców

jako honorowy członek jezuitów [wyróżnienia zgodnie z oryginałem -

przyp. tłum.].

Rzeczywiście od tej chwili generał Ludendorff, który wraz z Hitle­

rem zasiadał na ławie oskarżonych, przypisywał winę za porażkę puczu
„Żydom i jezuitom". I to również narodowosocjalistyczne bojówki
były tymi, które tak długo uniemożliwiały podpisanie bawarskiego

konkordatu, jak donosił Pacelli w dniu 5 kwietnia 1924 roku w liście
do Rzymu:

Bawarski konkordat został uroczyście podpisany minionego 29 marca.
Konieczne jest jeszcze tylko jego zatwierdzenie przez Landtag, co po

nowych wyborach i w obliczu silnego antykatolickiego wiatru, który

wieje z kierunku partii nazistowskiej, a któremu towarzyszą gwałtowne
ataki skierowane przeciwko Stolicy Apostolskiej, przeciwko arcybis­
kupowi itd., może okazać się bardzo trudne. Cała sytuacja w Niem­
czech jest, ogólnie rzecz biorąc, bardzo trudna i niezwykle niepokojąca
z uwagi na przyrost, jaki obecnie jest udziałem antykatolickiej partii
nazistowskiej.

Już dzień wcześniej Pacelli skarżył się na „wulgarną i brutalną kam­

panię", jaką zwolennicy Hitlera prowadzili w swoich organach pra­
sowych „przeciwko katolikom i Żydom". W dniu 1 maja 1924 roku,

w swoim sprawozdaniu dla kardynała sekretarza stanu Gasparriego,
dotyczącym procesu przeciwko generałowi Ludendorffowi, papieski
nuncjusz określił nazizm mianem „prawdopodobnie najgorszej herezji
(błędnej nauki) naszej epoki". Bardziej druzgoczącej opinii z ust czło­

wieka Kościoła nie można sobie wyobrazić.

Faktycznie konkordat z Bawarią został przyjęty przez Landtag

w styczniu 1925 roku większością 72 do 53 głosów. Głosy przeciwne
pochodziły z szeregów komunistów, socjaldemokratów i oczywiście
narodowych socjalistów.

background image

VII

BERLIN

N i e jesteśmy w stanie stwierdzić, czy arcybiskup Pacelli chciał od razu
przeprowadzić się do Berlina. Zbyt dobrze czuł się w katolickiej Bawa­

rii, zbyt niepewny wydawał mu się jego wpływ na protestanckie Prusy.
Do Monachium już się przyzwyczaił, udało mu się stworzyć z nuncja­
tury wyspę pokoju, którą chętnie odwiedzali politycy, intelektualiści
oraz duchowni. Szczególnie kardynał Faulhaber oraz Konrad hrabia
von Preysing, podówczas proboszcz katedralny monachijskiego Frauen­

kirche, a później biskup Berlina, byli regularnymi, chętnie widzianymi
gośćmi, z którymi Pacelli prowadził długie narady. Wówczas nuncjusz
mówił już ph/nnie po niemiecku, korzystał bowiem z regularnych lek­
cji, zaś w bawarskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych mówiono, że
spośród wszystkich dyplomatów posługiwał się językiem najlepiej i naj­
bardziej zrozumiale. Swoich współpracowników zaskakiwał regularnie
kilkoma wyrazami w dialekcie bawarskim, które zasłyszał gdzieś na uli­
cy. Jego ciepłe poczucie humoru zjednywało mu wszystkich wokół, jego
zaangażowanie na rzecz ubogich budziło powszechny podziw. Dzięki

temu szybko wybaczano mu jego pedanterię, perfekcjonizm oraz zapa­
miętanie w pracy, ponieważ najwyższe wymagania stawiał wciąż same­
mu sobie. Chociaż niektórzy biografowie Piusa XII mogą uważać go
za purytanina i osobę nietowarzyską tylko dlatego, że lubił samotność
i z pewnością nie można było zaliczyć go do smakoszy (obiad był dla
niego przykrą koniecznością, której poświęcał możliwie jak najmniej
czasu), ludzie z jego najbliższego otoczenia opisywali przyszłego papie-

- 8 4 -

ia

w dużo sympatyczniejszy sposób: „Jego zawsze niezmienna pogoda

ducha sprawiała radość całemu jego otoczeniu", pisała w swoich wspo­

mnieniach siostra Pascalina. „Potrafił serdecznie się śmiać, kiedy komuś
udał się żart, zachęcał również do wesołości. Nigdy nie brał za złe żartu

/ dobrym zamiarem".

I tak jego współpracownicy stali się przyjaciółmi i towarzyszami na

przyszłej drodze życia. Siostra Pascalina, którą zawsze, udając zdumienie,
witał swoim „A siostra wciąż jeszcze tu jest?", pojechała z nim do Berli­
na, a następnie do Rzymu, podobnie jak polityk Partii Centrum i prałat
I ,udwig Kaas, którego Niemiecka Konferencja Biskupów przysłała mu
w charakterze pośrednika w kwestiach konkordatowych, czy ojciec jezui­
ta Robert Leiber, który został oddelegowany przez zakon jako wsparcie

dla Pacellego w trakcie rokowań konkordatowych. Tylko furtian nun­
cjatury, brat Andreas, sumienny Bawarczyk z krwi i kości, benedyktyn
z klasztoru Scheyern, został w Monachium, nie omieszkawszy wyjaśnić
w typowy dla siebie sposób: „Ekscelencjo, do Prusów w ogóle nie pasuję
i stary też już jestem. Zatem lepiej będzie, jak wrócę do swojego klaszto­
ru (...) zobaczy Ekscelencja, że poradzicie sobie beze mnie". Od tej pory
arcybiskup i zakonnik prowadzili regularną korespondencję.

„Bawaria, jej wznoszące się ku niebu góry, jej jeziora i lasy stały się

dla mnie drugą ojczyzną", przyznał Pacelli w trakcie pożegnalnego przy­

jęcia zorganizowanego w dniu 14 lipca 1925 roku w sali monachijskiego

Odeonu, na które zaprosił go premier dr Held. I rzeczywiście tak było.
Możemy to też odnaleźć w aktach bawarskiej policji, które miał okazję

przejrzeć biograf Piusa Konstanty książę Bawarii: „Podczas krótszych
i dłuższych pobytów nuncjusza w Górnej Bawarii lokalne władze wciąż
powracają do kwestii policyjnej ochrony. Jednak nuncjusz Pacelli zawsze

odrzuca takie propozycje. Jak wyjaśnia - wśród narodu niemieckiego
czuje się dobrze i pewnie oraz raduje się zawsze, kiedy przebywając
na wsi, nierozpoznany przez nikogo, witany jest przez dzieci słowami
»Szczęść Boże, proszę księdza«".

Mamy też wskazówki mówiące o charytatywnej działalności nun­

cjusza: „Poza papieską akcją pomocy Pacelli usilnie prosi o podanie

- 8 5 -

background image

nazwisk osób szczególnie pokrzywdzonych w wyniku wojny, którym
pragnie pomóc z własnej kieszeni. Przy okazji niedawno zorganizo­
wanych mikołajek dla potrzebujących dzieci w Schwabing wyłącznie
dzięki perswazji obecnych urzędników służby bezpieczeństwa udało się
odwieść go od pomysłu, by osobiście odegrać rolę Świętego Mikołaja".

W dniu 18 sierpnia 1925 roku Pacelli wsiadł do pociągu jadącego

do stolicy Rzeszy. Siostra Pascalina zajęła się tam wszystkim już wcześ­

niej. Na polecenie nuncjusza, którego niewiele zajmowały sprawy życia
codziennego, wyszukała odpowiednią siedzibę dla nuncjatury w domu
przy Rauchstrasse 21, wynajęła go i przygotowała w taki sposób, żeby
zaraz po tym, jak przyszły papież odprawi pierwszą mszę św. w prywat­

nej kaplicy, natychmiast mógł rozpocząć pracę. Był to reprezentacyjny
budynek, otoczony przypominającym park ogrodem, ale jednocześnie
„skromny i prosty, tak jak lubił nuncjusz" (słowa siostry Pascaliny).
I rzeczywiście pomyślała o wszystkim, przede wszystkim zaś o drob­
nych przyzwyczajeniach Pacellego. W swoich wspomnieniach z dumą
wyznaje, że otoczenie domu było nie tylko spokojne i piękne, ale przede
wszystkim znajdował się on w pobliżu Tiergarten, „który znakomicie

nadawał się na poobiedni spacer". Po pierwszym obchodzie Pacelli
okazał uznanie tej tak pilnej zakonnicy, która urządziła mu gościnny
dom na następne cztery lata.

W rocznicę koronacji papieża, w dniu 12 lutego, wszyscy człon­

kowie tządu oraz cały korpus dyplomatyczny zostali zaproszeni na

Rauchstrasse. Wysoki nuncjusz zamienił z każdym uprzejme słowo:

zawsze poprawne, gładkie, z pointą. Długo rozmawiał z kanclerzem
Wilhelmem Marksem. Wspaniała zastawa stołowa, której użyto w ttak-
cie przyjęcia, była prezentem powitalnym od ptezydenta Rzeszy Paula
von Hindeburga. Stół udekorowano białymi i żółtymi tulipanami, czyli

kolorami Stolicy Apostolskiej. Stary generał, weteran wojny światowej,

nigdy nie zapomniał, że Pacelli, działając w imieniu papieża, zapobiegł
postawieniu go przed sądem wojennym we Francji. Całe życie mówił,

że ma wobec niego dług. Później prezydent Rzeszy był równie częstym
gościem Pacellego jak jego poprzednik Friedrich Ebert czy minister

- 8 6 -

spraw zagranicznych Gustav Sttesemann. Pacelli uchodził za doskona­
łego gospodarza, cenionego z powodu mądrości, dowcipu oraz ciętego
języka, ale również z uwagi na umiejętność prowadzenia rozmowy

w dziewięciu językach. Przez wielu, między innymi przez brytyjskiego
ambasadora lorda DAbernona oraz amerykańską dziennikarkę Doro­

thy Thompson, uważany był za „najlepiej poinformowanego dyploma­
tę w Berlinie".

Jako Doyen (najwyższy rangą) w korpusie dyplomatycznym brał

oczywiście udział we wszystkich oficjalnych wydarzeniach w stolicy.
W trakcie wielkiego przyjęcia wydanego z okazji osiemdziesiątych uro­
dzin Hindenburga w dniu 2 października 1927 roku spotkał repor­
terkę rubryki towarzyskiej Belle Fromm, która później zanotowała

w swoim pamiętniku: „Tam, gdzie pojawia się jego wysoka postać
odziana w szatę ze szkarłatnego i purpurowego adamaszku, natych­
miast przyciąga ku sobie wzrok wszystkich zgromadzonych. Twarz ma

ascetyczną, o ostrych rysach przypominających starą gemmę, z rzadka
tylko pojawia się na niej cień uśmiechu. Zachwycił mnie jego spokój.
Porozmawialiśmy przez chwilę, co bardzo mnie ucieszyło. Ucałowa­

łam jego pierścień z prawdziwą przyjemnością". Oczywiście Pacelli
doskonale wiedział, że była Żydówką. Fotografia ukazująca nuncjusza
opuszczającego rezydencję Hindeburga w białym płaszczu stała się tytu­

łowym motywem biografii Johna Cornwella pod tytułem Hitler's Pope.

Brytyjczyk wziął bowiem straż honorową, która nosiła stalowe hełmy
Reichswery, za nazistów i umieszczając zdjęcie w oryginalnym wydaniu

swojej książki, datował je na rok 1939.

Podczas pobytu w Berlinie Pacelli odkrył również na nowo swoją

dawną pasję - jazdę konną. Jeśli tylko miał chwilę wolnego czasu - co
zdarzało się niezmiernie rzadko - odwiedzał swoich nowych przyjaciół

w majątku Eberswalde, aby przemierzać wraz z nimi rozległe okoliczne
lasy na końskim grzbiecie. Był tak wielkim miłośnikiem konnej jazdy,
że przyjaciele podarowali mu elektrycznie napędzanego konia, którego

jednak użył dosłownie kilka razy, ponieważ wydawało mu się, że wy­
gląda na nim niedorzecznie.

- 8 7 -

background image

Pacelli nie poprzestał jednak wyłącznie na tym, że poruszał się

w dyplomatycznych i politycznych kręgach stolicy Rzeszy. Pragnął

prowadzić działalność duszpasterską, interesował się życiem kościel­
nym i społecznym w Niemczech. W okresie powojennym nie było
ani jednego Dnia Katolika, na którym by go zabrakło, i za każdym

razem wygłaszał doniosłą, programową przemowę, którą wierni gorąco
oklaskiwali — czy to we Frankfurcie (1921), Monachium (1922), Ha­

nowerze (1924), Stuttgarcie (1925), Wrocławiu (1926), Dortmundzie
(1927), Magdeburgu (1928) czy Fryburgu (1928). Jej tematem był
zawsze pokój. Pacelli apelował do ludzi słowami: „Proszę was: Nie

rozchodźcie się, nie rzuciwszy wcześniej głośno i dobitnie słów pokoju
i miłości w świat chrześcijański. Nie zamykajcie narad, zanim nie oka­
żecie silnej woli współpracy w celu odbudowania waszej ojczyzny na
drodze pokojowej pracy". Inne wydarzenia wiodły go do Hamburga,

Paderborn, Moguncji, Trewiru, Spiry, Fuldy i Rottenburga. Jednak
zawsze obowiązywała zasada, którą w kilku słowach ujął duszpasterz
robotników i studentów dr Carl Sonnenschein, jego były kolega z Gre-
gorianum: „ N a j w a ż n i e j s z y m wydarzeniem była przemowa Pa-

cellego". Był bardziej popularny niż jakikolwiek niemiecki biskup.
W samym tylko Dortmundzie ponad 80 tysięcy ludzi wzięło udział
w celebrowanej przez niego pod gołym niebem mszy św. Jego robiąca
ogromne wrażenie postać, jego czysto brzmiący głos i oszczędny dobór

słów nigdy nie chybiały celu. Przy tym mówił całkowicie swobodnie

i bez żadnych notatek; tekstu swojej mowy uczył się zwykle poprzedniej
nocy na pamięć.

„Raczej rzadko papieski nuncjusz staje się tak bliski narodowi jak

Pacelli", napisał jego biograf Alphons M. Rathgeber. Przebywając

w Gelsenkirchen, przyszły papież złożył wizytę w stalowni i w kopalni.

Ponieważ chciał wiedzieć, jak i w jakich warunkach pracują górnicy,
założył robocze ubranie i pojechał wraz z nimi pod ziemię. Pragnął
spotykać się z ludźmi z ludu, poznać ich troski i problemy oraz ostrzec

ich przed szczurołapami z prawicy i z lewicy, którzy wyciągali już ręce
po ich dusze: „Wiele sił walczy dziś o młodzież. Wiele sztandarów

- 8 8 -

łopocze przed ich oczami i poszukuje zwolenników. Wielu fałszywych
proroków głosi nową Ewangelię. W tym chaosie poglądów stoi Kościół
Chrystusa... świadomy swojej misji, zwalczany, ale nigdy nie pokona­
ny, obrzucany obelgami, ale nigdy nie obalony, powstrzymywany, ale
nigdy nie zniechęcony, kroczy nieustępliwie drogą, jaką wskazuje mu
Bóg", wyjaśniał nuncjusz w dniu 12 lutego 1929 roku. Każdy wiedział,

że mówił o sztandarach ze swastyką, a mówiąc o „fałszywych proro­

kach", miał na myśli Hitlera i jego zwolenników.

„Z czterdziestu czterech mów, które Pacelli wygłosił w latach 1917-

-1929 na niemieckiej ziemi, przynajmniej czterdzieści można uznać

za obronę przed narodowym socjalizmem", stwierdził włoski biograf

papieża Nazareno Padellaro:

Nieustannie, z całą dobitnością, przeciwstawia hasła głoszone przez

Hitlera hasłom apostolskim. Hitler mówi o Germanach, Pacelli o ludz­

kości; Hitler mówi o nienawiści rasowej, Pacelli odpowiada na to
miłością braterską; fuhrer budzi ducha walki, nuncjusz nieustannie

głosi pokój i nawołuje do pokoju. Narodowi socjaliści coraz uważniej
wsłuchują się w słowa Pacellego. Jego ataki są coraz pewniejsze, aż

wreszcie następuje decydujące uderzenie... „Trudne, nieskończenie
wielkie są zadania i zmagania Kościoła w dzisiejszych czasach. Konflikt
pomiędzy Chrystusem a antychrystem przybiera ogromne rozmiary".

To jego słowa z 30 sierpnia 1927 roku. Dla wszystkich jasne było,
kogo nazwał antychrystem, ale to dopiero arcybiskup Sardes nauczył
ich wymawiać to imię.

We wrześniu 1928 roku w Magdeburgu Pacelli przywołał i świa­

domie przewartościował słowa fuhrer oraz Weltanschauung (światopo­
gląd), które do tej pory zdawały się być zarezerwowane wyłącznie dla
Hitlera i Goebbelsa: „Ale [Kościół katolicki] pragnie jednego i musi to

osiągnąć: dać katolickiemu narodowi fiihrerów, którzy wszędzie tam,
gdzie kultura, gospodarka i polityka stykają się z płaszczyzną religii
i obyczajów, jasno i zdecydowanie staliby na gruncie katolickiego Wel­

tanschauung'.

- 8 9 -

background image

Również za jego sprawą naziści spotkali się ze sprzeciwem Rzymu.

Bowiem Kościół katolicki od zawsze miał zwyczaj modlić się za Żydów,
którzy byli depozytariuszami Bożych Obietnic aż do przyjścia Jezusa
Chrystusa, mimo ślepoty tego narodu. Co więcej, Kościół czynił tak

właśnie ze względu na tę ślepotę. Stolica Apostolska powodowana tym
samym miłosierdziem broniła ich przed niesprawiedliwymi atakami

i tak jak występuje przeciwko wszelkiej wrogości między narodami, tak
również bezapelacyjnie potępia nienawiść do ludu niegdyś wybranego
przez Boga - tę nienawiść, którą przyjęło się dziś powszechnie określać
mianem antysemityzmu

- czytamy w urzędowym Dekrecie Świętego Oficjum - obecnie Kon­
gregacji Nauki Wiary - z dnia 25 marca 1928 roku. Był to jedno­
znaczny sygnał w kierunku Niemiec, mówiący o tym, że narodowego
socjalizmu nie da się pogodzić z wiarą katolicką. Arcybiskup Pacelli, jak
wykazuje histotyk ojciec Robert Graham SJ, zdecydowanie opowiadał
się za tym, by Stolica Apostolska poprzez „jasne i jednoznaczne zajęcie
stanowiska położyła kres antysemickiej bigoterii". Francuski periodyk
..Nouvelle Revue Théologique" określił ten dekret mianem „jednego
z najbardziej jednoznacznych aż po dziś dzień aktów potępienia antyse­
mityzmu". Jednak Cornwell nie wspomina w swojej biografii Piusa XII
ni słowem, ani o nim, ani tym bardziej o jego twórcy.

Wiosną 1929 roku wreszcie zakończyły się negocjacje konkorda­

towe z Prusami. Już w pierwszym zdaniu konkordat otaczał ochroną
prawną „wolność wyznawania oraz praktykowania religii katolickiej".
Paderborn i Wrocław zostały wyniesione do rangi arcybiskupstw,
Berlin został biskupstwem. Kandydaci na biskupów mieli odtąd być

proponowani przez kapituły katedralne, ale ustanawiani przez Stolicę

Apostolską. Tylko w szczególnych przypadkach państwo miało prawo
weta. Duchownym umożliwiono studia w Rzymie. W ramach odszko­
dowania za dobra kościelne zagarnięte w trakcie sekularyzacji uchwa­
lono państwową dotację. Tylko w kwestii szkolnictwa Pacelli musiał
dokonać wyraźnych ustępstw. Kiedy w dniu 13 sierpnia 1929 roku

- 9 0 -

pruski Landtag zgodził się na umowę, dobiegł wreszcie końca trwający
całe stulecia konflikt pomiędzy państwem a Kościołem, który osiągnął
punkt kulminacyjny w pruskiej Kulturkampf.

Kiedy po tym doniosłym wydarzeniu Pacelli przez cztery tygodnie

odpoczywał w domu zakonnym w Rorschach, dotarła do niego poczta
z Rzymu. Papież go potrzebował. Siedemdziesięciosiedmioletni już
sekretarz stanu kardynał Gasparri z powodów zdrowotnych wręczył
Ojcu Świętemu swoją rezygnację i to właśnie Pacelli miał zostać jego

następcą. W trakcie najbliższego konsystorza miano mu nałożyć kape­
lusz kardynalski. Nuncjusz był przygnębiony; dużo bardziej wolałby
otrzymać diecezję i poświęcić się duszpastetstwu.

Jednak teraz nadszedł czas, by się pożegnać.

Moja niemiecka misja jest zakończona. Zaczyna się donioślejsza, ob­
szerniejsza związana z duchowym i nadprzyrodzonym punktem za­
palnym uniwersalnego Kościoła. Wracam tam, skąd przyszedłem. Do
grobu człowieka-opoki pod kopułą Michała Anioła, do żywego Pio­
tra w Watykanie. Być blisko św. Piotra oznacza być blisko Chrystusa

(...). Może myśli Pan w tej chwili o purpurze, która niezasłużenie ma

ozdobić moje ramiona. Oczyma duszy widzę przed sobą upominającą
i pobudzającą myśl, że ciężar krzyża nie będzie mniejszy, lecz większy

- wyjaśniał podczas przyjęcia pożegnalnego, które na jego cześć wydał

prezydent Hindenburg w dniu 9 grudnia 1929 roku. Słowa te miały
okazać się prorocze.

Już następnego dnia Pacelli wyjechał. Jednak do ostatniej chwili pra­

cował jeszcze z poczuciem obowiązku właściwym pruskiemu urzędni­
kowi. Nie zauważył, że dom powoli otaczały tłumy ludzi. Kiedy zapadł
zmrok, rozległy się dźwięki orkiestry dętej. Pod dom zajechał rządowy
kabriolet, który miał zabrać nuncjusza, wśród zgromadzonych zaczęto

rozdawać pochodnie. Zapłonęły ich tysiące i rozległ się ogłuszający
aplauz, gdy Pacelli pojawił się w drzwiach w długim płaszczu. Pożegna­
nie, jakie zgotowały mu katolickie stowarzyszenia Berlina, nie mogło
być bardziej spektakularne. Ich członkowie wypełnili ulice prowadzące

- 9 1 -

background image

na dworzec i utworzyli szpaler płonących pochodni. Powiewały chorą­
gwie, śpiewano pieśni kościelne, jedna z czekających przed dworcem
orkiestr dętych odegrała papieski hymn. Od czasów cesarza stolica nie
przeżyła takiego spektaklu.

Również dla Pacellego było to trudne pożegnanie. Kochał ten kraj

i jego mieszkańców, których mentalność była mu tak bliska. Jeszcze

w roku 1945, po wszystkich okropnościach wojny, jakie Niemcy zgoto­
wały światu, Pius XII, stosując przyjętą podówczas liczbę mnogą, wyjaś­

niał: „Ponad dwanaście lat, najlepszych lat naszego życia, spędziliśmy

wśród narodu niemieckiego. Dzięki temu mieliśmy możliwość poznać
wspaniałe cechy tego narodu". Towarzysze z tego okresu stali się jego

najbliższymi zaufanymi na jego dalszej drodze życia: ojciec Leiber, prałat
Kaas, siostra Pascalina. „Papież żyje na niemieckiej wyspie", stwierdził
włoski korespondent przy Watykanie. Żaden papież XX wieku nie był
tak mocno związany z tym krajem i z jego mieszkańcami.

Tym większa była jego troska, kiedy opuszczał swój urząd. „Jakże do­

kładnie już wtedy przejrzał Hitlera i nieustannie zwracał uwagę na prze­
rażające niebezpieczeństwo, które groziło niemieckiemu narodowi. Nie
chciano mu wierzyć", napisała siostra Pascalina w swoich wspomnieniach.

Kiedyś zapytałam nuncjusza, czy ten człowiek [Hitler] nie mógłby mieć

w sobie choć odrobiny dobra. Wtedy ekscelencja potrząsnął przecząco
głową i powiedział: „Musiałbym się bardzo, bardzo pomylić, jeśli to tutaj

mogłoby się dobrze skończyć. Ten człowiek jest całkowicie opętany sa­
mym sobą, odrzuca to, co mu nie służy, a wszystko co mówi i pisze nosi
piętno jego egoizmu. Ten człowiek idzie po trupach i depcze wszystko,
co staje mu na drodze - nie potrafię tylko zrozumieć, że nawet tak wielu
najmędrszych ludzi w Niemczech nie dostrzega tego lub przynajmniej
nie wyciąga nauki z tego, co on pisze i mówi. - Kto z nich wszystkich
w ogóle przeczytał tę jeżącą włos na głowie książkę Mein KampfT

Rok 1929 był pomyślny dla ruchu brunatnych koszul. O ile NSDAP

była dotychczas jedynie frakcją, Czarny Piątek, krach na giełdzie
z 25 października 1929 roku oraz kryzys gospodarczy, który był ich

- 9 2 -

następstwem, pomogły się jej przebić. Już w trakcie wyborów do Land­
tagu w Turyngii, w dniu 8 grudnia, udział głosów partii nazistowskiej

wzrósł z 4,6% do 11,3%. Rok później, w trakcie wyborów do parla­

mentu, 14 września 1930 roku, podniósł się z 2,6% do 18,3%, czyniąc

z NSDAP drugą co do wielkości po SPD siłę polityczną.

Dla Hitlera nadeszła pora, by wytyczyć fronty. W Monachium,

mieście, w którym jego ruch wziął swój początek, dzięki wspaniało­
myślnej pożyczce od Fritza Thyssena, zakupiono obszerny pałac na
nową centralę partii. B r u n a t n y d o m, jak od tej pory go nazywa­

no, mieścił się przy ulicy Brienner, dokładnie naprzeciwko nuncjatury,

dawnej rezydencji Pacellego. „Brunatny dom i nuncjatura są tuż obok
siebie jak dwa statki w Latającym Holendrze - wyjaśniał Hitler swoje­
mu partyjnemu koledze i późniejszemu ministrowi sprawiedliwości dr
Hansowi Frankowi - my przewozimy żywych, ci z drugiej strony umar­

łych". Nie zdradził jednak, że podróż „umarłych" wiedzie ku życiu, jego
zaś ku śmierci...

background image

VIII

KONKORDAT

Idol

Hitlera, przywódca faszystów Benito Mussolini (1883-1945) właś­

nie zawarł w Rzymie pokój z Kościołem. Duce, jak nazywali go jego
zwolennicy, był człowiekiem zupełnie innego kalibru niż fuhrer. Nie
był niewolnikiem własnych przekonań, który zagalopowałby się w jakąś
pogmatwaną i brutalną ideologię, lecz człowiekiem władzy o lodowatej
krwi. Jego kariera rozpoczęła się jeszcze przed pierwszą wojną światową
w szeregach socjalistów, zanim został wykluczony z partii, ponieważ

opowiadał się za przystąpieniem Włoch do wojny. Zaraz po wojnie
zmienił obóz polityczny i organizował prawicowe bojówki, które ofe­

rowały swoje usługi przy ochronie fabryk i majątków ziemskich przed
lewicowymi rewolucjonistami. Ich symbolem były rózgi (fasces) 1 i k -
t o r ó w starożytnego Rzymu, oznaka władzy wykonawczej, z powodu
których już wkrótce zaczęto nazywać ich fascisti. Wraz z nimi w marcu

1919 roku Mussolini założył swoją partię, choć nie miał całkowitej

pewności co do tego, jakie cele pragnął osiągnąć przy jej pomocy. Na
samym wstępie zaszokował wszystkich swoim antymonarchistycznym,
antykapitalistycznym i antyklerykalnym programem, któremu nadał

narodowy podtekst. Kiedy jednak zauważył, że nie zdobędzie w ten
sposób głosów wyborców, obrał kurs na elektorat mieszczański. Nagle
zaczął propagować pojednanie z królem, kapitałem i Kościołem oraz
walkę przeciwko lewicy. W politycznie niestabilnych czasach ukazał
siebie jako wybawcę z opresji, który czeka wyłącznie na to, by przy­
nieść Włochom pokój. Kiedy w roku 1922 lewica wezwała do strajku
generalnego, poczuł, że wybiła jego godzina. Faszyści nie tylko zerwali

- 9 4 -

strajk, lecz również zajęli, jedno po drugim, północnowłoskie miasta,
aby przywrócić w nich „porządek". Kiedy Mussolini dał znak do Mar­
szu na Rzym, premier Luigi Facta chciał w pierwszej chwili wyjść mu

naprzeciw na czele sił rządowych. Jednak król Wiktor Emanuel III

odwołał go i właśnie duce zlecił misję stworzenia nowego rządu. Cztery
lata później działalność wszelkich opozycyjnych partii była już zakaza­
na. Demokracja we Włoszech przestała istnieć, na jej miejscu pojawiło
się państwo totalitarne, dla którego wzorcem był starożytny Rzym.

Aby zdobyć serca w większości przecież katolickich Włochów, Mus­

solini zarządził ustalenie nowych reguł rządzących relacjami pomiędzy
państwem a Kościołem. Najpierw powołano specjalną komisję, co
spotkało się z interwencją papieża: jego zdaniem żaden mąż stanu nie

ma prawa decydować o kwestiach kościelnych bez zgody i prawa do

głosu następcy św. Piotra. Następnie, podczas uroczystości 700. rocz­

nicy śmierci św. Franciszka z Asyżu we wrześniu 1926 roku, doszło do
spotkania faszystowskiego ministra edukacji Pietra Fedele oraz papie­

skiego legata i byłego kardynała sekretarza stanu Merry'ego del Val,
którzy podjęli dyskusję o tym, w jaki sposób mogłoby wyglądać pojed­

nanie pomiędzy Włochami a Stolicą Apostolską. Jeszcze tego samego
wieczora Mussolini został poinformowany o postępie rozmów. A kiedy

wreszcie udało się też złamać opór wrogiego Kościołowi króla, mogły

rozpocząć się rokowania z papieskim Sekretariatem Stanu.

To właśnie brat Eugenia Pacellego, Francesco, który jako papieski

adwokat poszedł w ślady swojego ojca, otrzymał od Piusa XI pole­
cenie reprezentowania interesów Kościoła w trakcie opracowywania
szczegółów umowy. Przez trzydzieści miesięcy on oraz włoski znawca
prawa Domenico Barone szlifowali jej tekst, formułując i odrzucając
w tym czasie około dwudziestu wersji, aż wreszcie uzyskali uregulowa­
nie możliwe do zaakceptowania przez obie strony. W dniu 11 lutego

1929 roku Francesco Pacelli stał w ogromnej sali pałacu na Lateranie

pomiędzy kardynałem sekretarzem stanu Gasparrim, przedstawicielem
papieża, a Mussolinim. Najpierw podał szesnastostronicowy, obej­
mujący 27 artykułów Trattato fra la Santa Sede e l'Italia do podpisu

- 9 5 -

background image

kardynałowi, a następnie duce. Dzień później w całym Rzymie zgodnie
powiewały obok siebie biało-żółte flagi nowo utworzonego Państwa

Kościelnego i zielono-biało-czerwone flagi Włoch. 40 tysięcy wiernych
zgromadziło się na mszy św. w Bazylice św. Piotra. Na placu Św. Piotra

tłumy czekały w strugach deszczu na błogosławieństwo papieża, który
po raz pierwszy od pięćdziesięciu dziewięciu lat nie był już „więźniem
Watykanu", lecz suwerenem niewielkiego ale niezależnego państwa,
Stato della Citta del Vaticano, dosłownie: Państwa Miasta Watykan.
Jednak Mussolini uczcił to wydarzenie na swój sposób. Jako symbol

pojednania kazał wybudować nowy most przez Tyber i rozebrać całe
rzędy kamienic, aby Watykan ze swoją stolicą połączyć reprezentacyjną
via de Conciliazione.

Traktaty laterańskie, do których należy również konkordat regu­

lujący pozycję Kościoła we Włoszech oraz odszkodowania względem
Stolicy Apostolskiej za szkody majątkowe z roku 1870, rzeczywiście

przyczyniły się do wzrostu prestiżu Mussoliniego na arenie międzynaro­
dowej. Jednak prawdziwym zwycięzcą był papież. O ile włoski faszyzm

pojmowany był wcześniej jako nowa pogańska religia polityczna, dzięki

konkordatowi katolicyzm stał się religią państwową, zaś nauka religii
katolickiej stała się przedmiotem obowiązkowym w szkole. Wreszcie
Kościół doczekał się gwarancji ochrony swojej niezależności ze strony
prawa międzynarodowego, również w przypadku ewentualnej zmiany
kursu reżimu. „Jeśli chodziłoby o ratowanie kilku dusz lub zapobie­
gnięcie większemu złu, mielibyśmy odwagę paktować nawet z diabłem
we własnej osobie", wyjaśniał Pius Xl w dniu 12 marca 1929 roku stu­

dentom teologii. Już dwa lata później doszło do pierwszego poważnego
sporu pomiędzy Kurią a faszystami, kiedy Mussolini próbował roz­
wiązać ruch katolików świeckich Azione Cattolica (Akcja Katolicka).

Faszystowskie pretensje związane z totalnością państwa, które pragnęło
mieć wpływ również na życie duchowe obywateli, były według słów
Piusa XI „absurdem"; jednak jeszcze większą „okropnością" byłoby,
gdyby miały one być wprowadzone w życie. Na reakcję faszystów nie

trzeba było długo czekać. Bojówki partii wtargnęły do seminarium

- 9 6 -

SantAppolinare oraz papieskiej bazyliki św. Wawrzyńca znajdującej się
tuż przed murami Rzymu, skandując „Śmierć papieżowi". Pius XI gro­
ził zerwaniem stosunków dyplomatycznych z państwem włoskim. Gas-
parri, mimo że przebywający już na emeryturze, jako kontrasygnujący
11 aktaty laterańskie próbował pertraktować pomiędzy stronami; uważał
rozpoczęcie ewentualnego długotrwałego Kulturkampfu z rządem Mus­

soliniego za decyzję wielce nieodpowiedzialną i niebezpieczną. Sporo
wysiłku kosztowało Piusa XI zawrócenie duce ponownie na „właściwy
kurs". Mimo to spór zakończył się pół roku później porażką Kościoła,
który musiał zobowiązać się do tego, by swoim stowarzyszeniom zezwa­
lać na aktywność jedynie religijną.

Po podpisaniu konkordatu papież wiedział, że w swojej roli głowy

państwa potrzebuje nowego, pełnego sił kardynała sekretarza stanu,
a Gasparri, któremu walka o traktaty laterańskie dała się mocno we

znaki, zgodził się pełnić tę funkcję raczej z konieczności. Tym samym
wybiła godzina Eugenia Pacellego. W dniu 19 grudnia 1929 roku,
w trakcie uroczystej ceremonii, przyjął on z rąk papieża kapelusz kardy­
nalski, następnie zaś pierścień - symbol wierności. Jako motto wybrał

słowa św. Augustyna: „Niech prawda będzie moim światłem, miłość
moją królową, celem ostatecznym wieczność". W dniu 7 lutego 1930
roku wręczono mu własnoręcznie spisany przez papieża akt nominacji
na nowego kardynała sekretarza stanu.

Jednak zanim mógł objąć nowy urząd, został wplątany w domowy

dramat. Zaraz po swoim przyjeździe do Rzymu mieszkał najpierw
w domu swojego brata Francesca, który wcześniej stracił żonę i sam zaj­
mował się wychowaniem czterech synów. Dopiero pół roku po miano­

waniu na kardynała sekretarza stanu Eugenio Pacelli mógł wprowadzić

się do obszernego mieszkania służbowego w Watykanie, znajdującego
się nad loggiami Pałacu Apostolskiego. Podobnie jak wcześniej w Ber­
linie, tak i tym razem zlecił siostrze Pascalinie zajęcie się urządzeniem
mieszkania. Jednak przybycie zakonnicy wzbudziło gniew siostry Pacel­

lego Elisabetty, która - mimo że była już mężatką i matką głuchej córki

- wyobrażała sobie swoją przyszłość w charakterze gospodyni brata.

- 9 7 -

background image

Ponoć jej nienawiść do Pascaliny trwała przez całe życie. Nawet kiedy
przesłuchiwano ją w ramach procesu beatyfikacyjnego Piusa XII, wciąż

jeszcze twierdziła, że bawarska zakonnica podstępnie odebrała jej stano­
wisko, bez żadnego ostrzeżenia i bez zgody swojego zakonu pojawiając

się w Rzymie i wijąc sobie gniazdko najpierw u niej w domu, a następ­
nie u jej brata, który nigdy nie był w stanie się przemóc i odesłać tę
„wyniosłą" i „niezwykle przebiegłą" osobę z powrotem do domu. John
Cornwell, nieustannie poszukując skandali i zgorszenia, poświęca tej
domowej aferze całe trzy strony. Dopiero Marcie Schad udało się zreha­
bilitować zniesławioną zakonnicę w poświęconej jej biografii. Autorka

natknęła się bowiem w macierzystym klasztorze Pascaliny w Menzin-
gen na korespondencję Pacellego z matką przełożoną. Wśród listów
znalazła jeden z roku 1929, w którym przyszły kardynał wyraźnie prosi
o to, by Pascalina i dwie pozostałe siostry nadal mogły pozostać na jego
służbie i by zezwolono im na wyjazd wraz z nim do Rzymu.

Również tym razem zakonnica nie zawiodła jego zaufania. Kie­

dy niemieccy biskupi konsultowali się z nią w sprawie pożegnalnego
prezentu dla ustępującego z utzędu nuncjusza i nosili się z zamiarem
podarowania mu pięknego pektorału, ona przedstawiła im inny, bar­
dziej praktyczny pomysł: z pewnością dużo większą radość sprawiliby

mu, urządzając jego gabinet. A ponieważ biskupom nie przypadł do

gustu pomysł „pustych szaf", dostarczyła im natychmiast listę książek,
jakich jeszcze brakowało w bibliotece Pacellego. Również wyposażenie
przeznaczone do sypialni, garderoby, jadalni i kuchni zakupiła Pas­
calina w Niemczech i kazała przetransportować meble samochodami
do Rzymu. Po dziś dzień można podziwiać te przykłady prawdziwego
niemieckiego rzemiosła w Watykanie. Najwięcej radości sprawiły Pa-
cellemu jego nowe książki.

Jednak była to jedyna dobra wiadomość, jaką w tych dniach przy­

szły papież otrzymał z Niemiec. Bardzo martwił go bowiem groźny
wzrost poparcia dla NSDAP. Dlatego zainicjował kampanię przeciwko

nazistom. Rozpoczęła się od tego, że w dniu 11 października 1930
roku w ..L'Osservatore Romano", będącym organem Stolicy Apostol-

- 9 8 -

skiej, w artykule wstępnym przygotowanym z inicjatywy Pacellego,
wyjaśniano, że członkostwa w NSDAP „nie da się pogodzić z katolic­

kim sumieniem". Miesiąc później, w dniu 19 listopada, monachijski

arcybiskup Michael katdynał von Faulhaber, z którym Pacelli utrzymy­
wał ścisły kontakt od czasów swojej posługi nuncjusza, potwierdził to

słowami: „Narodowy socjalizm jest herezją (błędną nauką) i jest nie do
pogodzenia z chrześcijańskim poglądem na świat". Niemal równocześ­
nie przewodniczący Niemieckiej Konferencji Biskupów, wrocławski

arcybiskup Adolf kardynał Bertram, opowiedział się przeciwko „religii
rasowej" oraz „chimerze narodowej wspólnoty religijnej". Katolic­
kim duchownym „surowo zabroniono" jakiejkolwiek formy udziału

w ruchu narodowych socjalistów. Po szeregu podobnie brzmiących
deklaracji i zaleceń w różnych biskupstwach i ordynariatach Niemiecka
Konferencja Biskupów obradująca w Fuldzie w sierpniu 1932 roku

uchwaliła jednorodne dyrektywy regulujące relacje Kościoła wobec

narodowego socjalizmu. Potępiała ona „herezje" pojawiające się w pro­

gramie partii w tym samym stopniu co „wrogi wobec wiary charak­
ter" nazistowskich manifestów i przepowiadała „najgorsze widoki na
przyszłość", w razie gdyby NSDAP udało się zdobyć „upragnioną

wyłączność władzy w Niemczech". „Przynależność do partii" uznano

za „niedozwoloną". Zaś katolicy, którzy działali wbrew temu zakazowi,
byli od tej pory pozbawieni możliwości korzystania z sakramentów,

czyli ekskomunikowani. Katolicyzm i narodowy socjalizm były nie do
pogodzenia.

Próba przekonania Watykanu, że rzecz ma się całkowicie odwrot­

nie, podjęta przez Hermanna Göringa zakończyła się kompletnym

fiaskiem. Kiedy w marcu 1931 roku pulchny nazista osobiście udał

się do Rzymu, aby porozmawiać z Pacellim, ten kazał go odprawić już

w przedpokoju Sekretariatu Stanu; wolno mu było jedynie złożyć zaża­
lenie do protokołu w biurze podsekretarza stanu Giuseppe'a Pizzarda.

Pięć miesięcy później w podróż do Rzymu wybrał się niemiecki

kanclerz Heinrich Brüning, katolik i członek Partii Centrum, w towa­
rzystwie swojego ministra spraw zagranicznych Juliusa Curtiusa (DVP).

- 9 9 -

background image

Mimo tego, że spotkał się z Pacellim oraz papieżem, audiencja nie
odbyła się pod dobrą gwiazdą. Brüning, który najwyraźniej czuł się

nadmiernie obciążony swoją funkcją, już na samym wstępie poskar­
żył się kardynałowi sekretarzowi stanu na czasochłonny protokół
oraz „niekończące się korytarze" Pałacu Apostolskiego, które musiał
przemierzyć, co nie było „bez znaczenia dla będących w ciągłym pośpie­
chu polityków", którzy „muszą wykorzystać każdą godzinę". W swoich
wspomnieniach, wydanych dopiero po jego śmierci w roku 1970,

twierdził, jakoby Pacelli namawiał go do współpracy z nazistami w celu
doprowadzenia do podpisania konkordatu z Rzeszą. Kiedy Brüning
odpowiedział, że to „rozpętałoby furorprotestantkus, a z drugiej strony
spotkałoby się z całkowitym niezrozumieniem lewicy", Pacelli miał
ponoć dostać prawdziwego ataku wściekłości: w takich okolicznościach

podobno zażądał, by jego przyjaciel Ludwig Kaas zrezygnował ze stano­
wiska przewodniczącego Partii Centrum. W odpowiedzi Brüning miał
przypomnieć przypadki łamania traktatów laterańskich przez Musso-
liniego oraz ostrzec przed tym, że po kimś takim jak Hitler nie można
spodziewać się nic lepszego.

Oczywiście temu podobne twierdzenia były „nie lada gratką" dla

Cornwella, który poświęca Brüningowi aż szesnaście stron swojej książ­
ki. Jednakże wspomnienia Brüninga budzą duże kontrowersje jako
źródło historyczne. Zbyt mocno bowiem zniesławiony wcześniej jako
„głodowy kanclerz" oraz „grabarz Republiki Weimarskiej" polityk stara
się w nich o swoją pośmiertną rehabilitację. Nieustannie ukazuje siebie
jako niezrozumianego geniusza politycznego, potencjalnego zbawcę
Niemiec, którego przywiodły do upadku wyłącznie intrygi. Jednak jego

próba opromienienia siebie chwałą ma niewiele wspólnego z rzeczywi­
stością. Nawet podróżujący wraz z nim minister spraw zagranicznych
nic nie wiedział o rzekomych radach Pacellego, również niemiecki
ambasador przy Stolicy Apostolskiej,' Diego van Bergen, zaświadczył
wobec kardynała sekretarza stanu, że „usilnie dąży" do tego, by „unik­

nąć pozoru ingerencji (mieszania się) do wewnętrznej polityki Niemiec
lub stronniczości". Całkowicie niewiarygodne jest dokonane przez

- 1 0 0 -

Briininga ostrzegawcze porównanie Hitlera z Mussolinim, bowiem

kanclerz Rzeszy przybył do Rzymu specjalnie po to, by złożyć duce

swoje uszanowanie. Po powrocie do Berlina opisywał go jako „cytują­
cego Goethego i wzdychającego pod ciężarem odpowiedzialności pięk­
noducha". A poza tym to właśnie Brüning w okresie od października

1930 roku do lutego 1931 roku rozważał udział NSDAP w tworzeniu

rządu i prowadził długotrwałe negocjacje z Hitlerem. Jednak również

to przemilcza w swoich określanych mianem Wspomnień historycz­
nych bredni.

Jakie rzeczywiście było stanowisko Watykanu wobec współpracy

Centrum z narodowymi socjalistami, o tym przekonał się bawarski wy­
słannik von Ritter zu Groenesteyn, kiedy w grudniu 1931 roku został

przyjęty na audiencji przez Piusa Xl. Ponieważ naziści nie skorzystali
z okazji i nie porozumieli się z niemieckimi biskupami, należało ich
„traktować jako wrogów Kościoła". Dlatego współpraca z nimi była

dla katolickiego Centrum „bardzo trudna, jeśli nie niemożliwa", gdy­
by nie chodziło o to, „by zapobiec jeszcze większemu złu". Co myślał
kardynał sekretarz stanu na temat Centrum, wyraźnie pokazuje jego
list skierowany do podsekretarza stanu Pizzarda: „Z tego co widzę,

pomimo wszelkich swoich niedociągnięć Centrum pozostaje nadal

jedyną partią, na którą można z całą pewnością liczyć w przypadku
spraw związanych z Kościołem". Nie ma tu zatem ani śladu rzekomej
niechęci Pacellego wobec partii. Bo jaki miałby być jej powód? Przecież
dopiero co udało mu się dzięki wsparciu Centrum podpisać w Baden

swój trzeci niemiecki konkordat.

Skuteczność kościelnej kampanii skierowanej przeciwko nazistom

pokazały wyniki wyborów z 31 lipca 1932 roku. Były to pierwsze wy­
bory, z których NSDAP wyszła z wynikiem 37,3% jako najsilniejsze
ugrupowanie. Jednak niemal we wazystkich okręgach kraju, w których

ludność była w większości katolicka, naziści uzyskali poniżej 30% gło­
sów, podczas gdy wśród protestantów udało im się zebrać nawet ponad
50% głosów. Z około 21 milionów katolików w kraju, czyli jednej

trzeciej całej ludności, tylko 15% oddało głos na Hitlera.

- 101 -

background image

Mimo to Republika Weimarska już od dłuższego czasu skazana była

na upadek. Brüning, „głodowy kanclerz", poniósł porażkę, stosując
rygorystyczną politykę oszczędnościową, podobnie jak jego następca
Franz von Papen, wprowadzając wrogi wobec pracobiorców program
reform swojego G a b i n e t u B a r o n ó w . Na ulicach panował chaos,
ponieważ gdy komuniści i naziści regularnie wdawali się w bójki, pań­
stwu groziło bankructwo, zaś milionowej armii robotników obcięcie
świadczeń socjalnych.

Nie można było również zlekceważyć zagrożenia ze strony lewicy.

Uzyskawszy 14,3% głosów, komuniści tworzyli trzecią co do wielkości
frakcję w Reichstagu i również, na ulicach dawało się dostrzec wzrost
liczby ich zwolenników. Kręgi mieszczańskie miały zaś jeszcze dobrze
w pamięci Republikę Rad z czasów powojennych oraz terror Czerwonej
Gwardii.

Człowiekiem, który dopomógł Hitlerowi sięgnąć po władzę, okazał

się przegrany kanclerz Rzeszy Franz von Papen, który od czasu wystą­
pienia z Partii Centrum działał jako polityk bezpartyjny. Tego syna
westfalskiego posiadacza ziemskiego najlepiej charakteryzują słowa

Golo Manna: „Papen był elegancki i odważny, nie był zły, w grun­
cie rzeczy nie miał złych zamiarów, ale był lekkomyślny, próżny, był
intrygantem i osobą do bólu powierzchowną". Jego katolicyzm był
równie udawany i nieprawdziwy jak opowiedzenie się za Republiką
Weimarską, obie sprawy były jedynie środkiem do zaspokojenia niemal

niepohamowanej chęci wzbudzania podziwu.

Dość wcześnie zdobył sobie przyjaźń Hindenbutga, którego nakło­

nił do zdymisjonowania nielubianego „kolegi partyjnego" Brüninga

wyłącznie po to, by samemu objąć urząd kanclerza Rzeszy. Kiedy Partia

Centrum, która napiętnowała go jako zdtajcę, odmówiła mu swoje­
go poparcia, wystąpił z partii i spoufalił się z nazistami. Jednak jego
ptóba pozyskania Hitlera na stanowisko wicekanclerza nie powiodła
się, tym samym nie był już w stanie zjednoczyć wokół siebie parla­
mentarnej większości. Jego następca generał von Schleicher, któremu

Hindenburg zlecił zadanie utworzenia nowego tządu, chciał ogłosić

- 1 0 2 -

stan wyjątkowy i zakazać działalności KPD oraz NSDAP. Jednak Papen
przekonał prezydenta, że także jako kanclerz Hitler dałby się utrzymać
w ryzach z pomocą Reichwehry i konserwatywnej większości w gabi­

necie. W konfrontacji z rzec7.ywistościąfiihrer bardzo szybko straciłby

bowiem swój nimb „zbawcy". Wreszcie wojenny generał, który zawsze
pogardzał „czeskim gefrajtrem", z ciężkim sercem skapitulował. Tym
samym w dniu 30 stycznia 1933 roku Adolf Hitler osiągnął swój cel.

Teraz czekał wyłącznie na odpowiedni pretekst, któtym mógłby uspra­
wiedliwić pozbawienie władzy wszystkich demokratycznych instytucji.

Sytuacja taka nastąpiła już cztery tygodnie później, kiedy Reich­

stag stanął w płomieniach. Policja szybko ujęła obszarpanego młodego
Holendra, Marinusa van der Lübbe, który zeznał na przesłuchaniu, że
podłożył ogień w ramach „protestu". Pomimo że Hitler i jego pomoc­
nicy usilnie starali się o ukazanie tego czynu jako elementu komuni­
stycznego spisku, nic nie przemawiało za tym, że sprawca miał jakichś

wspólników, a przynajmniej że rekrutowali się oni spośród komuni­
stów. Bardzo możliwe, że wcześniej został on poddany praniu mózgu
przez samych nazistów, prawdopodobnie z pomocą odpowiednio wy­
szkolonego hipnotyzera.

Wykorzystując pożar Reichstagu jako pretekst, Hitler rozkazał jesz­

cze tej samej nocy aresztować ponad 5 tysięcy czołowych opozycjoni­
stów, w większości komunistów. Dzień później w specjalnym dekrecie
pozbawił mocy obowiązującej część konstytucji Republiki Weimarskiej.
Powstały pierwsze obozy koncentracyjne. Podczas ostatnich wolnych

wyborów do Reichstagu, w dniu 5 marca 1933 roku, kiedy naród wciąż
jeszcze przeżywał traumę związaną z berlińskim „aktem terroru", udało
mu się zdobyć dla NSDAP 43,9% głosów, dzięki czemu prawicowa
koalicja uzyskała większość pozwalającą na utworzenie rządu.

Eugenio Pacelli był przerażony, kiedy dowiedział się o mianowaniu

Hitlera kanclerzem. Decyzja ta, jak wyjaśniał ojcu Leiberowi, była „bar­

dziej fatalna (...) niż zwycięstwo socjalistycznej lewicy". Konrad von
Preysing, związany z nim jeszcze za czasów nuncjatury, a później biskup
Eichstätt, stwierdził: „Znajdujemy się w rękach zbrodniarzy i błaznów".

- 1 0 3 -

background image

Jednak Hitler w tych dniach czynił wszelkie starania, by rozwiać

wątpliwości swoich przeciwników. W dniu 23 marca 1933 roku,
w swoim programowym przemówieniu przed obradującym tymczaso­
wo w berlińskiej Krolloper Reichstagiem demonstracyjnie wyciągnął

rękę ku Kościołom w geście pojednania:

Ponieważ rząd jest zdecydowany przeprowadzić polityczne i moralne
odtruwanie naszego życia publicznego, stwarza on i zapewnia warunki
dla prawdziwie głębokiego rozwoju życia religijnego (...). Rząd na­
rodowy dostrzega w obu chrześcijańskich wyznaniach najważniejsze
czynniki służące utrzymaniu naszej tożsamości narodowej. Będzie on

respektował traktaty zawarte między nimi i innymi państwami. Ich
prawa mają być nienaruszalne (...). Rząd będzie troszczył się o zgodne
współistnienie Kościoła i państwa (...). Prawa Kościołów nie będą
uszczuplane, zaś ich pozycja względem państwa nie ulegnie zmianie.

Te piękne słowa służyły określonemu celowi, ponieważ jeszcze tego

samego dnia przegłosowano „nadzwyczajne pełnomocnictwa" Hitlera,
które unieważniały postanowienia konstytucji weimarskiej i przyzna­
wały mu uprawnienia dyktatora. W tym celu potrzebował większości

dwóch trzecich głosów, był więc uzależniony od Partii Centrum. Aby
sobie zapewnić jej poparcie, spotkał się wcześniej z przewodniczącym
drem Kaasem oraz dwoma innymi posłami. Istnieją dwie różne wer­
sje treści tych rozmów. Jedna z nich pochodzi od byłego kanclerza
Briininga i została chętnie podchwycona przez przeciwników Piusa XII.
Zgodnie z nią fuhrer kupił sobie głosy Centrum, obiecując Kassowi
podpisanie konkordatu z Watykanem. Jednakże Briining, zadeklaro­
wany przeciwnik Kaasa, nie był obecny w trakcie tych rozmów. W rze­
czywistości ani w notatkach samego prałata, ani żadnego z jego dwóch
towarzyszy czy jakiegokolwiek innego polityka Centrum nie znajduje­
my żadnej choćby najmniejszej wzmianki mówiącej o tym, że w tym
czasie mogły już toczyć się rozmowy w sprawie konkordatu z Rzeszą.
Według innej wersji, którą potwierdzili wszyscy bezpośredni uczestnicy

rozmów, Hitler miał jedynie zapewnić Kaasa o swojej wierności wobec

- 104 -

postanowień konstytucji; bo, jak mówił, może być „w każdej chwili
odwołany" ze stanowiska, jeśli będzie działał wbrew woli prezydenta
Rzeszy. W fałszywym przekonaniu, że fuhrer dotrzyma swoich obiet­
nic, zastraszony groźbami ze strony innych znaczących nazistów (na
przykład Góring chciał odwołać wszystkich urzędników wywodzących
się z Centrum), na najbliższym posiedzeniu swojej partii Kaas podał
do protokołu następujące oświadczenie: „Z jednej strony należałoby
chronić nasze dusze, z drugiej jednak w przypadku odrzucenia nad­
zwyczajnych pełnomocnictw frakcję i partię czekałyby nieprzyjem­
ne następstwa. Pozostaje tylko jedno wyjście, czyli zabezpieczenie się
przed najgorszym. Gdyby uzyskanie większości dwóch trzecich głosów
okazało się niemożliwe, i tak rząd zrealizowałby swoje plany w inny
sposób". A zatem z całą pewnością w tym czasie nie było jeszcze mowy
o konkordacie.

Dopiero cztery lata później wydawana przez dra Josepha Goebbelsa

gazeta „Der Angriff" stwierdziła, jakoby Centrum uzależniło swoją
zgodę na nadzwyczajne pełnomocnictwa od rozpoczęcia rokowań kon­
kordatowych. Briining, protestancki apologeta Klaus Scholder oraz
oczywiście Cornwell z wdzięcznością przyjęli tę wersję. Jednakże na
podstawie obecnego stanu badań nie ma ona już racji bytu. „Kto jeszcze
dzisiaj głosi takie twierdzenia, lekkomyślnie naraża się na niebezpie­
czeństwo uznania za głosiciela nazistowskiej propagandy i tym samym
chce zniesławić papieską Kurię jako grabarza pierwszej parlamentarnej
demokracji w Niemczech", kategorycznie stwierdza renomowany histo­
ryk Michael Feldkamp.

Również niemieccy biskupi dali się zaślepić przemówieniu Hitlera

wygłoszonemu w Krolloper i we wspólnym liście pasterskim znieśli
automatyczną ekskomunikę członków NSDAP, nie przestając jednak
krytykować samego reżimu i jego ideologii. Musieli przecież dotrzymać
kroku swoim owieczkom, które - jak relacjonował w swoim liście do
Rzymu z dnia 22 marca 1933 roku nowy nuncjusz w Berlinie, arcybis­
kup Cesare Orsenigo — „z nielicznymi wyjątkami powitały nowy reżim
z entuzjazmem". Nawet papież Pius XI nie brał tego wtedy Hitlerowi za

- 1 0 5 -

background image

złe, uznając, że przynajmniej publicznie ostrzegł przed groźbą bolszewi-
zmu. A może był tylko kimś w rodzaju drugiego Mussoliniego, z którym

można się w jakiś sposób porozumieć? Wielu ludzi wówczas tak myślało,
z wyjątkiem Pacellego, który stanowczo doradzał „ostrożność i rezerwę".
Zarzucał on niemieckim biskupom, że wycofali się ze swoich pozycji,
nie żądając w zamian gwarancji bezpieczeństwa prawnego dla Kościoła.
Przecież wzywając do oporu wobec rządu, który doszedł do władzy cał­
kowicie legalnie i zgodnie z konstytucją, doprowadzili do ogromnych
wyrzutów sumienia u większości katolików. Czy istniała możliwość, by

Hitler wcale nie pojawił się na scenie politycznej? Hanspeter Oschwald
twierdzi w swojej biografii Piusa XII, że byłoby to prawdopodobne
dzięki koalicji pomiędzy Centrum a SPD, do jakiej dążył Brüning.

Jednak ten renomowany dziennikarz zapomina o tym, że Brüning nie

został obalony przez naciski ze strony Kościoła, lecz poprzez intrygi von

Papena, który, mimo że sam był katolikiem, reprezentował w tym czasie
interesy protestanckich junkrów pruskich. Nie powiódł się również plan
generała von Schleichera, by uratować demokrację weimarską poprzez

wprowadzenie stanu wyjątkowego, głównie z powodu ogromnego wpły­
wu, jaki mefistofeliczny baron miał na Hindenburga.

Również pomysł konkordatu z Rzeszą należy przypisać wicekancle­

rzowi Hitlera i jego wiernemu pomocnikowi von Papenowi. Podobnie

jak Mussolini dzięki traktatom latetańskim zapewnił sobie poważanie

na świecie, tak i Hitler mógł jedynie zyskać na podpisaniu konkor­
datu z Watykanem. Nagle uzyskałby możliwość zawierania traktatów
międzynarodowych, zachwyciłby katolickich wyborców i jednocześnie
byłby w stanie pozbyć się Centrum, stojąc na stanowisku wyraźnego
rozdziału między Kościołem i polityką.

W dniu 7 kwietnia 1933 roku Ludwig Kaas pojechał pociągiem

do Rzymu. Po głosowaniu nad nadzwyczajnymi pełnomocnictwami
złożył dymisję ze stanowiska przewodniczącego partii. Nie chciał dalej
żyć w narodowosocjalistycznych Niemczech. Kardynał Pacelli zapropo­
nował mu stanowisko w Watykanie, w administracji Bazyliki św. Piot­

ra, której archiprezbiterem został właśnie mianowany. Jednak kiedy

- 1 0 6 -

następnego ranka w wagonie restauracyjnym Kaas przypadkowo spo­
tkał wicekanclerza von Papena, polityka wciągnęła go na nowo. Obaj
mężczyźni zaczęli rozmowę i Papen zdradził powód swojej podróży: na
polecenie rządu Rzeszy pragnie prowadzić pertraktacje konkordatowe
ze Stolicą Apostolską.

W rzymskiej Kurii pojawiły się trzy różne reakcje na propozycję

z Berlina: powinna zostać „zasadniczo odrzucona", należy stworzyć
„pozytywne gwarancje bezpieczeństwa dla dorobku intelektualnego
katolicyzmu" lub trzeba „prowadzić negocjacje stopniowo". Pacelli wy­
brał drogę pośrednią pod warunkiem, że w Rzeszy zakończą się wszelkie

nadużycia względem katolików. Był wprawdzie przekonany o tym, że
naziści „zawodowo zrywają układy" i że uchybienia wobec postanowień
konkordatu są wręcz nieuniknione, jednak każda wzmianka o zerwaniu
umowy umożliwiłaby w przyszłości ustawienie nazistowskich Niemiec
pod pręgierzem, zaś wypowiedzenie umowy mogłoby zadać reżimowi
„jeszcze silniejszy cios" niż pryncypialna odmowa jej podpisania.

Pertraktacje trwały niecałe trzy i pół miesiąca. Kiedy wreszcie

Göring został przyjęty przez Piusa XI, przekornie pożegnał się z nim,
używając hitlerowskiego pozdrowienia, papież zaś z ojcowską łagodnoś­
cią przymknął oko na ten nietakt.

Te trzy i pół miesiąca pozwoliły Kościołowi zorientować się, co

czekałoby go, gdyby nie zgodził się na podpisanie konkordatu. W Mo­
nachium awanturujący się naziści zakłócili wiec młodzieży ze Stowa­
rzyszenia Kolpinga, kilka grup młodych ludzi zostało napadniętych
i pobitych pałkami przez członków SA, jednak policja nie interwe­
niowała. W Eichstätt doszło do zajęcia katolickiego domu młodzieży,

w Würzburgu SA przypuściło szturm na rezydencję krytykującego
reżim biskupa Ehrenfrieda, do aresztu trafiło czterdziestu duchownych.
W Königsbach wyciągnięto proboszcza z plebanii i pobito go brutalnie

na ulicy. W całej Rzeszy organy policji przeszukiwały biura w poszuki­

waniu katolickich związków i stowarzyszeń.

W trakcie negocjacji Pacelli w „swojej ostrej tyradzie" zwrócił uwagę

na terror narodowych socjalistów, jak relacjonował prawnik Rudolf

- 1 0 7 -

background image

Buttmann z niemieckiej delegacji: „W tej chwili występuje Pacelli

z ogólną skargą na prześladowania, przedstawia ich dowody w listach

i coraz bardziej unosi się gniewem". Również Pius XI zaprotestował, że
nie do zniesienia jest sytuacja, kiedy „tutaj się negocjuje, a tam prze­
śladuje". Żądał od von Papena gwarancji, „że dzięki temu definitywnie
zaprowadzony zostanie pokój i zbadane zostaną nadużycia podwład­
nych". Gwarancję taką otrzymał. Wreszcie również niemieccy biskupi
wyrazili zgodę na projekt umowy, który został im przedstawiony do
oceny przez Pacellego. Byli „zgodni co do tego, że najlepiej byłoby,
gdyby konkordat został podpisany jak najszybciej", ponieważ w prze­
ciwnym razie istnieje groźba kolejnego Kulturkampfu, jak stwierdził
w swoim liście do Rzymu fryburski arcybiskup Konrad Gröber. Rów­

nież wiernym bardzo trudno byłoby wytłumaczyć, z jakiego powodu
Stolica Apostolska odrzuciła propozycję pokojowego uregulowania
relacji pomiędzy Kościołem a państwem.

Ceną, jakiej Hitler zażądał w zamian za zabezpieczenie praw Koś­

cioła, była rezygnacja z politycznej aktywności katolickiego kleru oraz
drastyczne zredukowanie tak przecież wcześniej bogatego życia katolic­

kich stowarzyszeń. Od tej pory dozwolona była wyłącznie działalność
„organizacji i stowarzyszeń, które służyły jedynie celom religijnym,
czysto kulturalnym lub charytatywnym". Jednakże obstawanie przy ich
utrzymaniu niewiele by dało. Katolicki ruch robotniczy, podobnie jak

wszystkie stowarzyszenia pracownicze w Rzeszy, został już dużo wcześ­

niej wchłonięty przez Niemiecki Front Pracy, zaś Partia Centrum sama
rozwiązała się 5 lipca, kiedy stanęła w obliczu alternatywy: „współpraca
z nazistami" lub „likwidacja przy użyciu przemocy". Jak utrzymuje oj­
ciec Leiber, Pacelli był tym faktem mocno oburzony. Wprawdzie nawet
on zdawał sobie sprawę, że partia ta nie miała już żadnych szans na
przeżycie, ale „już sam fakt jej istnienia" dawał pewną przewagę podczas
pertraktacji. Tym bardziej niedorzeczny wydaje się zarzut Cornwella,
który, powołując się na Brüninga, twierdzi, jakoby polecenie rozwią­
zania partii nadeszło z Rzymu. Przecież nikt nie pozbywa się atutów,

dopóki gra nie jest zakończona.

- 108 -

Dwa tygodnie później, 20 lipca 1933 roku, Pacelli w imieniu Stoli­

cy Apostolskiej oraz Papen reprezentujący rząd Rzeszy podpisali w Wa­
tykanie konkordar. Fotografia zrobiona podczas tej ceremonii ukazuje
uczestników spiętych i z poważnym wyrazem twarzy. Jeszcze tego same­
go dnia w specjalnym rozporządzeniu Hitler uchylił wszystkie zarządze­
nia przymusowe względem katolickich organizacji oraz duchownych.

Jednak kiedy jego propaganda wysławiała konkordat jako „uznanie

narodowosocjalistycznego państwa przez Kościół katolicki", Pacelli
poskromił tę radość. Stolica Apostolska pertraktuje „z państwami jako
takimi, aby zapewnić prawa i wolność Kościoła", brzmiały słowa za­
mieszczone następnego dnia na łamach „LOsservatore Romano". Przy
tej okazji unika „wszelkiej oceny drugiej strony". Innymi słowy: kiedy

zostaną wytyczone linie obrony, jest to akt ostrożności, a nie przyjaźni.

Już w cztery tygodnie po podpisaniu konkordatu kardynał Pacelli

przyjął brytyjskiego wysłannika przy Stolicy Apostolskiej, Ivone'a Kirk-
patricka, na poufnej rozmowie. Wyjaśnił dyplomacie, że musi mu
wytłumaczyć, „jak doszło do tego, że dopuścił do podpisania konkor­
datu z takimi ludźmi". Jak wynika z późniejszej relacji Kirkpatricka
przekazanej brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, człowiek,
który miał zostać zniesławiony jako „papież Hitlera", wcale nie ukrywał
„swojej odrazy" wobec nazistów oraz „czynów rządu Hitlera". Szczegól­
nie zaś Pacelli potępiał „prześladowanie Żydów, działania skierowane
przeciwko wrogom politycznym, wszechobecny terror, któremu pod­
dany jest cały naród". Jednak „usprawiedliwiał się" tym, że „nie miał
innego wyjścia". Hitler „przystawił mu pistolet do głowy" i pozostawił
tylko jedno wyjście: „zgodzić się na propozycje lub dosłownie wystawić
Kościół katolicki w Rzeszy na ryzyko całkowitej likwidacji. (...) Gra
toczyła się o duchowe życie 20 milionów katolików w Niemczech, i to

było jego najważniejszy i w rzeczywistości jedyny motyw działania".

Hitler niby plugawy gangsterski boss złożył Pacellemu ofertę, której

ten nie był w stanie odrzucić, nie rezygnując przy tym z niemieckich
katolików. Jednak przyszły papież zdawał sobie również sprawę z tego,

że dzięki temu miał teraz w ręce broń, z pomocą której wprawdzie nie

- 1 0 9 -

background image

uda mu się pokonać dyktatora, ale ptzynaj mniej będzie mógł trzymać
go w ryzach przez jakiś czas.

Konkordat, jak stwierdza boński historyk Konrad Repgen, był „uję­

tą w traktat formą nieprzystosowania się Kościoła katolickiego do Trze­
ciej Rzeszy".

Okazało się, że dobrze funkcjonował przynajmniej w charakterze

środka nacisku. Chociaż w normalnych okolicznościach Stolica Apo­
stolska nie miała ptawa mieszać się w wewnętrzne sprawy suwerennego

państwa, teraz wolno jej było przynajmniej protestować.

Już dnia 10 września 1933 roku, kiedy konkordat został oficjalnie

ratyfikowany, Pacelli zaprotestował w długiej oficjalnej nocie. Skarżył
się na „liczne ataki oraz konfiskaty dóbr należących do katolickich
stowarzyszeń", zniesławienie katolickich organizacji oraz naciski, jakie
wywierano na ich członków. Do roku 1937 miał wysłać do Berlina

aż pięćdziesiąt pięć podobnych not protestacyjnych, z których nawet
połowa nie doczekała się odpowiedzi. Później zaś sytuacja stała się na

tyle nie do zniesienia, że Watykan za pośrednictwem Diega von Berge-
na zawiadomił, że zmuszony jest wystąpić z publicznym oskarżeniem

przeciwko rządowi Rzeszy.

Jednak kiedy francuski ambasador François Charles-Roux zapytał

Pacellego, czy nie żałuje tego, że prowadził rokowania z Hitlerem, ten
odpowiedział: „W żadnym wypadku. Ponieważ gdybyśmy nie mieli

tego konkordatu, nie posiadalibyśmy żadnej prawnej podstawy dla
naszych protestów".

IX

TRANSATLANTYCKI

KARDYNAŁ

D n i a 24 września 1934 roku w całej Genui panował świąteczny na­

strój. Dzwoniły wszystkie dzwony kościelne, na placach powiewały
biało-żółte i zielono-biało-czerwone flagi, na ulicach stały tysiące ga­
piów, a w porcie grzmiącą muzykę marszową grała orkiestra dęta. Jed­

nakże zaszczyt ten dotyczył nie papieża, a jego kardynała sekretarza sta­
nu. Eugenio Pacelli przybył do rodzinnego miasta Krzysztofa Kolumba,
by samemu wypłynąć w morze. Jego celem był Nowy Świat. Wyruszył
na luksusowym, włoskim statku Conte Grandę, żeby na zlecenie Piu­

sa XI uczestniczyć w 31. Kongresie Eucharystycznym w Argentynie.

Statek płynął pod niemiecką banderą i stał się „pływającą katedrą".

Od 6:00 do 10:00 rano przebywający na nim księża odprawiali msze
Św., o 18:30 spotykano się na wieczornej adoracji, a o zachodzie słońca
odmawiano wspólnie różaniec. Kardynał Pacelli dysponował także wa­
tykańskim Sekretariatem Stanu w miniaturze: w swoim przestronnym

gabinecie miał podręczną bibliotekę i duże biurko, dzięki telefonowi
i radiu był w stałym kontakcie z Rzymem. W urządzonej specjalnie do
tego celu kaplicy codziennie rano sam odprawiał mszę św.

Kiedy dwa tygodnie później nad Argentyną wzeszedł jasny dzień,

Conte Grandę wpłynął do zatoki w Buenos Aires. Pacellego powitał ze

wszystkimi należnymi honorami prezydent państwa, generał Pedro

Justo. „Papieski wysłannik przybywa dziś do nas jak Jezus do bram
Jerozolimy. Ale Buenos Aires rozpozna Mesjasza Bożego". Końcowa
podróż Pacellego do katedry w stolicy stała się procesją. Argentyńczycy

- 111 -

background image

pozdrawiali kolumnę pojazdów kardynała sekretarza stanu gromkim
aplauzem i deszczem kwiatów. Kiedy wkroczył on do katedry, niczym

przepowiednia z niebios rozległy się dźwięki hymnu papieskiego Tu es
Petrus

(„Ty jesteś Piotr").

Następnego dnia rano kongres został uroczyście otwarty. Monsignore

Kaas, należący do najbliższych współpracowników Pacellego, odczy­
tał papieskie pozdrowienie, a następnie, po przemówieniu arcybisku­
pa Buenos Aires, w pięknym katalońskim hiszpańskim głos zabrał
kardynał sekretarz stanu. Tematem jego wystąpienia było Królestwo

Chrystusa i pokój między narodami. Wielu słuchających miało łzy
w oczach. Kiedy cztery dni później Pacelli odprawiał mszę Św. na za­
kończenie kongresu w jednym z największych parków świata, Palermo

Park w Buenos Aires, zebrał się tam ponad milion ludzi. „Jeszcze nigdy
nie widziałem całego narodu — rządzących i rządzonych — klęczących
w postawie tak pokornej pobożności przed Tym, który powiedział: je­
stem Królem (...), ale Królestwo moje nie jest z tego świata" -

powiedział

później poruszony kardynał.

Przed odjazdem Pacelli wyraził jeszcze życzenie, aby jego samolot

krążył nad miastem. Najpierw zaproszono go do dużej stabilnej ma­
szyny, wspólnie ze świeckimi dygnitarzami i członkami jego wyprawy.

Dał on jednak wyraz swojemu rozczarowaniu, mówiąc: „Ten samolot
przypomina autobus". Był zadowolony dopiero wtedy, kiedy następne­

go dnia wzbił się w powietrze tylko w towarzystwie pilota na pokładzie
samolotu wojskowego. Prędkość, samotność i możliwość obserwowania

nieskończoności nieba były tym, co najbardziej mu odpowiadało.

Kiedy jego współpracownik musiał go obudzić w nocy z powodu

pilnej wiadomości z Rzymu, zastał Pacellego śpiącego na podłodze. Po
tryumfalnym przyjęciu i licznych wyrazach szacunku w tych dniach nie
chciał stracić „przyczepności", lecz - jak wyjaśnił - „pozostać świado­

mym swojej nicości".

Argentyńczycy odprowadzili go do portu w procesji z pochodniami.

Stało tam niezliczone mnóstwo oświetlonych pojazdów, tworzących
szpaler. Kiedy Conte Grandę znów wypłynął w morze, przez wiele mi-

- 1 1 2 -

nut wyły syreny wszystkich statków i fabryk. Następnie na nocnym
niebie dało się słyszeć szum skrzydeł białych gołębi, których pióra

pomalowano w kolorach barw narodowych Argentyny i Watykanu:
biało-niebieskim i biało-żółtym. Żaden ze świeckich panujących nie
był w Ameryce Południowej ani tak przyjmowany, ani tak żegnany jak
kardynał Pacelli. Tylko on sam nie rozumiał tego całego zamieszania

wokół swojej osoby: „Jestem tu dla Pana obecnego w tabernakulum

i dla Jego chwały!", zganił swoich gospodarzy.

Droga powrotna prowadziła przez Montevideo w Urugwaju oraz

Rio de Janeiro, gdzie po portugalsku Pacelli mówił o „sprawiedliwości
i pokoju", a także zwracał uwagę na przestrzeganie praw człowieka.

Następnego dnia kardynał sekretarz stanu otoczony setkami tysięcy
ludzi wszedł na górę Corcovando, gdzie znajduje się pomnik Chrystusa
Zbawiciela, gestem wyciągniętych do błogosławieństwa rąk ochraniają­

cy miasto i naród. Pacelli błogosławił pielgrzymów tym samym gestem

wyciągniętych a następnie złożonych rąk, podziwiając wspaniały widok
na jedną z najpiękniejszych zatok świata. Po świątecznym nabożeństwie
sprawowanym w parku św. Anny, przy dźwięku dzwonów i w deszczu
kwiatów został odprowadzony do portu i opuścił także ten kraj, aby
dnia 2 listopada znów znaleźć się w Genui.

Sześciotygodniowa podróż po Ameryce Południowej być może po­

zwoliła kardynałowi na chwilę zapomnieć o niebezpiecznej sytuacji
w Europie. Już niedługo po powrocie musiał znów poświęcić się na­
rodowi, o którym kanonik Johannes Neuhasler mówił: „Doprawdy,
Niemcy przysparzają mi więcej pracy niż reszta świata razem". W tym

czasie naziści zażądali wcielenia Młodzieży Katolickiej do Hitlerjugend.
„Musielibyśmy zwariować, aby rozwiązać nasze zrzeszenia młodzieży
i podporządkować ją organizacjom, na które wpływa ktoś taki jak
Rosenberg", wyjaśnił z niespotykaną ostrością kardynał niemieckiemu

negocjatorowi Rudolfowi Buttmannowi, który w lutym 1934 roku
przybył do Rzymu, aby rozmawiać o otwartych punktach konkordatu.

Alfred Rosenberg był twórcą ideologii NSDAP, jego książka pt. Mity

XX wieku,

która ukazała się w 1930 roku, uchodzi za „katechizm"

- 1 1 3 -

background image

narodowosocjalistycznych teorii. Cała historia ludzkości została tam
sprowadzona do manichejskiej ptawalki między światłem a ciemnością,
między równymi Bogu Aryjczykami i pochodzącymi od diabła Żyda­

mi, w której Jezus podobnie jak Hitler jest aryjskim rewolucjonistą
powołanym według Rosenberga do walki z Żydami. Dopiero faryzeusz
Paweł skonstruował z tego gwtftt-komunistyczną naukę i wezwał do

„wywyższenia niższych", aby zniszczyć cesarstwo rzymskie.

Cnoty chrześcijańskie, takie jak współczucie i miłość bliźniego, były

nie do pogodzenia z tym, co stanowi Aryjczyka, który z powodu dumy,
czci i odwagi czyni to, co niezbędne, i nie potrzebuje uświadamiać sobie
żadnej winy, ponieważ sam jest bogiem-człowiekiem. Nic dziwnego,
że wśród reprezentantów obu wyznań zabrzmiał krzyk oburzenia z po­
wodu ukazania się tego wprost antychrześcijańskiego dzieła. W samym

Rzymie zareagowano natychmiast i umieszczono tę „fanatyczną i pełną
przemocy, siejącą tylko nienawiść" („L'Osservatore Romano") książkę
na Indeksie. Było to uzasadnione, zarazem jednak dość nierozsądne,
doprowadziło bowiem do tego, że jej nakład znacznie wzrósł. Do grud­
nia 1946 roku sprzedano ponad pół miliona egzemplarzy. Oficjalnie

Hitler zdystansował się od treści książki i stwierdził, że ma ona jedynie
prywatny, a nie oficjalny, partyjny charakter. Mimo to w styczniu 1934

roku mianował Rosenberga szefem NSDAP, a wkrótce potem kierow­
nikiem do spraw szkolenia światopoglądowego w partii. Był on więc
odpowiedzialny za ideologiczny nadzór nad Hitlerjugend, które z każdą
chwilą działało coraz bardziej przeciwko chrześcijaństwu. Zakłócenia
przebiegu mszy Św. i czynne napaści na praktykujących katolików były

na porządku dziennym, a na wielu kościołach pisano: „Chrystus zdechł,
maszeruje Hitlerjugend!". Nie dziwi więc, że Pacelli chciał trzymać
chrześcijańską młodzież z daleka od nazistowskiej indoktrynacji.

Więcej musieli wycierpieć tylko Żydzi. Już dnia 1 kwietnia 1933

roku naziści nawoływali w całym kraju, do bojkotu żydowskich skle­
pów, tego samego dnia zwolniono wielu żydowskich urzędników,
a następnego nuncjusz apostolski w Berlinie, arcybiskup Orsenigo,
poinformował o incydentach, które ocenił jako „wstydliwe plamy na

- 1 1 4 -

pierwszych kartach historii pisanej przez narodowy socjalizm". Kardy­
nał Pacelli przypomniał swojemu następcy, że Stolica Apostolska „bę­
dzie kierowała do wszystkich ludzi, bez względu na wyznawaną przez
nich religię, uniwersalne przesłanie pokoju i miłosierdzia", i radził,

aby wezwał niemieckich biskupów do protestów. Ci jednak obawiali
się, że walka nazistów przeciwko Żydom mogłaby stać się także walką
przeciwko katolikom, jak określił to kardynał Faulhaber. Od połowy
kwietnia w Rzymie uważano też, że protest mógłby zaszkodzić posta­
nowieniom konkordatu i przez to osłabić pozycję Kościoła.

Tak więc list Żydów do katolików, napisany przez zakonnicę

dr Edytę Stein, którą potem kanonizował papież Jan Paweł II, do­
czekał się tylko urzędowej odpowiedzi. Na początku kwietnia 1933
roku Stein wezwała Piusa XI, aby otwarcie potępił ekscesy kierowane

przeciwko Żydom: „My wszyscy, któtzy jesteśmy wiernymi dziećmi
Kościoła i obserwujemy uważnie sytuację w Niemczech, obawiamy się,
najgorszego, jeśli chodzi o poważanie dla niego, jeśli milczenie potrwa

jeszcze dłużej".

Nie potrwało dłużej. Dnia 11 czerwca 1933 roku niemieccy biskupi

napisali list pasterski, w którym co prawda jeszcze ostrożnie, ale potępili
antysemityzm jako niesprawiedliwość, „która obciąża chrześcijańskie
sumienie". Mimo łagodnego sformułowania przesłanie zostało jednak

zrozumiane. Następnego dnia w londyńskim dzienniku „The Times"
ukazał się artykuł pt. Katolicy i naziści - biskupi w swym liście potępili dys­
kryminację rasową.

Dwaj przyjaciele kardynała Pacellego stali się odtąd

rzecznikami dającymi dowody chrześcijańskiej solidarności z Żydami.
Kardynał Faulhaber swe rozważania adwentowe zatytułował: Żydostwo

- Chrześcijaństwo - Imperium Germańskie,

co spowodowało, że przez na­

zistowską propagandę został nazwany „przyjacielem Żydów". „Powiesić
kardynała" i „Do Dachau z nim" - krzyczał brunatny motłoch, a rezy­
dencja hierarchy została nawet ostrzelana. Nowy biskup Monastyru Cle­
mens August graf von Galen znał Pacellego jeszcze z czasów berlińskich.

Teraz mówił o „szczególnych zadaniach narodu izraelskiego w historii
zbawienia" i nazywał „koniecznym chrześcijańskim obowiązkiem miłość

- 1 1 5 -

background image

bliźniego względem wszystkich ludzi". Także sam Pacelli wyraził się jas­
no: „absolutyzowanie idei rasy" to „zła droga, której szkodliwe skutki nie
każą na siebie sługo czekać", ostrzegał rząd Rzeszy dnia 14 maja 1934
roku. Jednakże kiedy wstawił się w sprawie Żydów w Ministerstwie
Spraw Wewnęttznych, rząd potraktował go chłodno i w nieformalnej
odpowiedzi stwierdził, że „kwestia żydowska" nie ma nic wspólnego ze
sptawami dotyczącymi wyznania i Kościół powinien trzymać się od niej
z daleka. W liście do arcybiskupa Kolonii z marca 1935 roku Pacelli
określił nazistów jako „dumnych jak Lucyfer fałszywych proroków".
Potem wykorzystał pewne wydarzenie, któremu towarzyszyła możliwie
duża liczba słuchaczy, aby wygłosić płomienny apel.

Pius XI na zakończenie świętego roku zbawienia świata (1933/1934)

ogłosił ttzydniowy okres modlitwy i ofiary, którego początek przypadał
na dzień 25 kwietnia 1935 roku w Lourdes - we francuskim miejscu
pielgrzymkowym. Jako że Pacelli wspaniale sprawdził się w Argentynie,
i tym razem papież poprosił swojego sekretatza stanu o godną reprezen­
tację w grocie Massabielle. Pacelli wyjechał z ciężkim sercem z powodu

niedawnej śmierci swojego brata Francesca. Pomimo wielkiej żałoby
musiał spełnić swój obowiązek, ufając, że w sanktuarium Matki Bożej
znajdzie pocieszenie.

Skoro tylko kardynał przekroczył granicę francuską między miej­

scowościami Ventimiglia i Nizza, powitano go jak powracającego bo­
hatera. Na każdej stacji na trasie przejazdu pociągu stali, tworząc liczne
grupy, wierzący, którzy okazywali swoją radość i czekali na jego błogo­
sławieństwo. Po powitaniu go przez reprezentanta francuskiego rządu
w Nizza, wydawało się, że wszelkie napięcia poszły w niepamięć. Pax\
Pokój był także pierwszym słowem wypowiedzianym przez Pacellego
w jego przemówieniu powitalnym w Lourdes, które zakończył słowami
modlitwy: Dona nobispacem! („Obdarz nas pokojem!").

W następnych dniach, w grocie, w której po raz pierwszy Matka

Boża ukazała się wiejskiej dziewczynce Bernadetcie Subirous, odpra­
wiono bez przerwy sto pięćdziesiąt mszy św. Ostatnią dla 350 tysięcy
pielgrzymów celebrował kardynał Pacelli dnia 28 kwietnia. Tutaj po raz

- 1 1 6 -

pierwszy oskarżył on nazistów, okteślając ich „nauczycielami błędu",
którzy „piją z zatrutych źródeł". „Nie ma wielkiego znaczenia, że maso­
wo gromadzą się pod sztandarem rewolucji społecznej, że są natchnieni
przez fałszywe wyobrażenie świata i życia oraz opętani przesądami na
temat rasy i krwi. Ich filozofia opiera się na założeniach całkowicie
sprzecznych z wiarą chrześcijańską, a Kościół nigdy, za żadną cenę, nie
będzie w dobrych stosunkach z nazistami". Następnie Pacelli otwarcie
nawoływał do oporu. „Kościół katakumb, męczenników i niezłomnych
bohaterskich biskupów już od dawna przestał należeć do przeszłości -
ostrzegał popleczników Hitlera - lecz jest on rzeczywistością" i potrafi
odważnie przeciwstawić się „smokowi piekielnemu", „szaleństwom
demona" i „mocy ciemności".

Nazis Warned At Lourdes [Naziści ostrzeżeni w Lourdes)

donosił na­

stępnego dnia „New York Times". Także to przesłanie zostało zrozu­
miane.

Osoby towarzyszące Pacellemu poinformowały, że pozostałą część

czasu w Loutdes spędził on na modlitwie, prawdopodobnie także w in­
tencji zmarłego brata. Pozwalał sobie na cztery godziny snu na dywanie.

By się umartwiać, wzbraniał się przed spaniem w łóżku.

Po powrocie z Lourdes musiał opowiedzieć papieżowi każdy szcze­

gół swojej wizyty. „Myślę, że Ojciec Święty nie pozwoli mi już więcej
wyjechać - zwietzył się potem siosttze Pascalinie - tak bardzo się cie­
szył, że znów tu jestem".

Pacelli tylko raz musiał stanowczo sprzeciwić się papieżowi. Po

śmierci brata zwolniła się posada w Radzie Państwa Watykańskiego

(Consigliere Generale della Città del Vaticano). Papież planował, że

stanowisko to przejmie syn zmarłego, Carlo Pacelli. „On jest na to za
młody. Będzie się mówić, że dostał tę posadę tylko ze względu na to,
że jest moim bratankiem", brzmiał zarzut kardynała sekretarza stanu.
„Ale to nie kardynał Pacelli dokonuje nominacji lecz papież", odrzekł
Pius XI przyjacielskim, lecz zdecydowanym tonem. Odtąd Pacelli za­
kazał bratankowi, aż do czasu swojej śmierci, zajmowania intratnych
i zaszczytnych stanowisk. Za wszelką cenę chciał bowiem uniknąć

- 1 1 7 -

background image

choćby pozoru nepotyzmu, który w przeszłości tak bardzo psuł repu­
tację papiestwa.

Żartobliwe papieskie zdenerwowanie na kardynała nie trwało dłu­

go, gdyż zwykle byli oni jak „papużki nierozłączki". Nikomu nie uda­
wało się tak dobrze pojąć i z tak wielką empatią wcielić w życie myśli,
życzeń i wyobrażeń tego zasiadającego na Stolicy Piotrowej uczonego,
jak właśnie kardynałowi Pacellemu. We wrześniu 1936 roku papież
poprosił go o przemówienie do Międzynarodowego Kongresu Dzien­

nikarzy, którzy starali się o audiencję. Kiedy kardynał w jego obecności
zupełnie swobodnie skierował swoje słowo do przedstawicieli prasy

w siedmiu językach, Pius XI miał łzy w oczach. Wzruszony dziękował

„swojemu ukochanemu kardynałowi, który nigdy nie był mu tak bliski

jak w tej chwili", a jego przemówienie określił jako „prawdziwy cud

Pięćdziesiątnicy".

Kiedy w tym samym roku Pacelli został mianowany kamerlingiem,

który w okresie sede vacante po śmierci papieża, a przed konklawe
zarządza sprawami Kościoła, zrozumiano także ten sygnał. Wkrótce
potem papież wyjaśnił go Domenicowi Tardiniemu, który został sekre­
tarzem stanu za pontyfikatu Jana XXIII. W swej książce o Piusie XII
Tardini zapisał słowa Piusa XI: „Deleguję go w podróże, aby poznał
świat a świat jego", a potem dodał: „(...) tym pewnym i uroczystym
tonem, który przyjmuje, gdy chodzi o rzeczy ważne - będzie dobrym
papieżem". Było to pierwsze spośród wielu spostrzeżeń kierowanych
pośrednio i bezpośrednio, poprzez które urzędujący papież wskazywał
swojego następcę.

Jesienią 1936 roku Pacelli, odpowiadając na zaproszenie swojego

przyjaciela, biskupa Francisa Josepha Spellmana, wyjechał do USA.
Spellman studiował kiedyś w Rzymie, pracując jednocześnie w waty­
kańskim Sekretariacie Stanu. W 1927 roku odwiedził on kardynała

w Berlinie i mieszkał przez kilka dni w nuncjaturze apostolskiej. Obaj

natychmiast znaleźli wspólny język i razem z siostrą Pascaliną postano­

wili odwiedzić żeński klasztor w Menzingen. Pięć lat później Pacelli nie

mógł nie skorzystać ze sposobności, aby osobiście nadać przyjacielowi

- 1 1 8 -

sakrę biskupią. W Bazylice Św. Piotra Spellman został mianowany bi­
skupem Bostonu i Massachusetts. Amerykanie okazali się dobroduszni,
serdeczni i wyjątkowo szczodrzy: o ilości prezentów przekazanych kar­
dynałowi i siostrze Pascalinie, a także licznych datkach przekazanych na
cele charytatywne można by napisać kilka tomów książek.

Kiedy rankiem dnia 8 października 1936 roku luksusowy statek

pasażerski Conte di Savoia przecinał wody Zatoki Hudson, rozwiewała
się poranna mgła, odsłaniając widok na drapacze chmur Manhattanu.

W ich szklanych oknach odbijało się światło wschodzącego słońca. Jak
wszystkie statki przybywające z Europy także ten zacumował w cie­

niu Statuy Wolności do czasu, aż reprezentanci komitetu powital­
nego, biskupi, księża, parlamentarzyści, jak też przedstawiciele prasy
amerykańskiej wysiedli na brzeg. Pacelli cierpliwie znosił błyski fleszy,
a następnie poprosił podróżującego wraz z nim kamerdynera papie­
skiego Enrica Galeazziego, aby ten wręczył dziennikarzom pisemny

komunikat dotyczący podróży do Ameryki.

Pacelli oznajmił, że jego wizyta ma charakter prywatny i wypoczyn­

kowy, a zarazem jest to spełnienie długo skrywanego marzenia, aby
poznać ten kraj i jego mieszkańców. „Wspaniały naród, który potrafi
połączyć wzniosłe i szlachetne poczucie dyscypliny z wprowadzaniem
w życie prawej, sprawiedliwej i uporządkowanej wolności". Naturalnie
nikt nie dał wiary tym pięknym, niezobowiązującym słowom, które
tylko jeszcze bardziej rozbudziły wyobraźnię dziennikarzy. Czy papieski

wysłannik chciał wezwać do wyprawy krzyżowej przeciwko szaleń­
stwom antykościelnego reżimu w Meksyku? Czy planował poprzeć
jednego z kandydatów na prezydenta? A może chciał upomnieć ka­
tolickiego kaznodzieję radiowego, ojca Coughlina, który już dawno
zagalopował się, prowadząc nagonkę na prezydenta Roosevelta i nie
stronił od antysemickich haseł?

Pacelli nie zaspokoił ich ciekawości. Jednak tylko jemu mogło przyjść

do głowy, aby swój bardzo obszerny program, jaki realizował w ciągu
następnych czterech tygodni, nazwać „podróżą w celach wypoczynko­
wych". W tym czasie przemierzył ponad 25 tysięcy km - pociągiem,

- 1 1 9 -

background image

często też samochodem, a przeważnie samolotem. Spotkał się z czterema
kardynałami i siedemdziesięciu dziewięcioma biskupami, przemawiał
na uniwersytetach (cztery z nich przyznały mu tytuł doktora honoris

causa).

Odwiedzał kościoły, seminaria duchowne, klasztory i instytuty,

szpitale, przytułki, dzielnice zamieszkane przez „kolorowych", rezerwaty
Indian oraz posiadłość rodziny Kennedych. Prasa nazwała go The Flying

Cardinal

(„latający kardynał"). W Nowym Jorku modlił się w katedrze

św. Patryka i wjechał na platformę dla zwiedzających w Empire State

Building, w San Francisco pobłogosławił most Golden Gate, a na grani­
cy z Kanadą przeleciał swoim prywatnym samolotem nad wodospadem
Niagara. W każdym z tych miejsc wygłaszał przemówienia, przygotowy­
wane własnoręcznie w samolocie z pomocą podróżnej maszyny do pisa­
nia. Następnie wygłaszał je z pamięci, posługując się prawie bezbłędną
angielszczyzną, zakłóconą jedynie przez jego włoski akcent i stosowanie
słów brytyjskich nieużywanych w Ameryce. Takie zdarzenie miało miej­
sce na uniwersytecie w Fordham, gdy Pacelli otrzymał pozwolenie rek­

tora, aby dał studentom dzień wolny od zajęć. Na zakończenie swojego
przemówienia ogłosił więc z miłym uśmiechem: „Daję Wam teraz jeden
dzień wakacji!". Słowo, którego użył, brzmiało: holiday - w a k a c j e ,
zaakcentował je jednak jako holy day - ś w i ę t o .

Ku jego zdziwieniu studenci milczeli, nie rozległy się owacje. Pacelli

zauważył, że wyraził się niejasno. Nieco wystraszony podniósł rękę i po­
prawił się, wołając: free day - d z i e ń w o l n y . Zabrzmiało to jednak
jak threeday - t r z y d n i . Nic dziwnego, że okrzyki radości prawie

przewróciły wątłego i szczupłego kardynała. Aby zachować twarz, nie
pozostało mu nic innego, jak poprosić rektora, aby naprawdę dał stu­
dentom trzy dni wolnego. Rektor powiedział potem: „Był to przykład
wyjątkowego poczucia humoru, które czyniło kardynała panem każdej
sytuacji. Miał on niezwykle chłopięcą twarz, która rozpromieniała się,
gdy wybuchał śmiechem". Podbił on nie tylko serca studentów w Ford­
ham, ale w całym kraju.

Dopiero po wyborach prezydenckich, gdy Roosevelt został wybrany

na drugą kadencję, Pacelli przyjechał specjalnym pociągiem, aby złożyć

- 120 -

wizytę w Białym Domu w Waszyngtonie, stolicy kraju. Stary nowy pre­
zydent zaprosił go na uroczyste przyjęcie i poświęcił dzień, aby omówić
z kardynałem sekretarzem stanu sytuację na świecie.

Kiedy obaj panowie wreszcie znaleźli się na osobności w Gabinecie

Owalnym, biskup Rzymu wyraził najważniejszą prośbę dotyczącą jego
podróży. Chodziło o Niemcy. Zdaniem kardynała narodowy socjalizm
nic był tylko wewnętrzną sprawą tego kraju, lecz stanowił poważne

zagrożenie dla światowego pokoju. Było tylko kwestią czasu, aby Hit­
ler urzeczywistnił to, co właśnie zapowiedział w swojej książce Mein
Kampf,

tzn. że chce zapewnić Niemcom nowe kolonie i „przestrzeń

życiową na Wschodzie". Prezydent był równie zaskoczony, co nie­
pewny. Spytał kardynała, czy podczas pobytu w USA nie zauważył,

jak bardzo Amerykanie podziwiają Niemców. Pacelli pozostał jednak
przy swoim zdaniu. Zarzut Roosevelta, jakoby Hitler powstrzymywał

rozprzestrzenianie się komunizmu, nie wystarczył, aby go przekonać.
Prędzej czy później - i tu Pacelli okazał się prorokiem - Niemcy i Rosja

zawrą sojusz, aby podzielić kontynent między siebie. Tylko Ameryka

jest na tyle silna, aby to zatrzymać. „Kardynał sekretarz stanu próbował
stworzyć międzynarodową koalicję przeciwko narodowemu socjalizmo­
wi", podsumował znany monachijski historyk lhomas Brechenmacher

tajemniczy cel podróży Pacellego do Ameryki.

Człowiek z Rzymu musiał wywrzeć na Roosevelcie silne wrażenie.

Dotychczas USA nie utrzymywało stosunków dyplomatycznych ze

Stolicą Apostolską, jednakże wkrótce po tej wizycie prezydent wysłał
do Rzymu swojego przedstawiciela. Coughlin, bezczelny kaznodzieja
radiowy o antysemickich poglądach, najwyraźniej wycofał się ze swej

agitacji. Zarówno on, jak i prezydent oficjalnie zaprzeczali, że istnieje
związek między tym wydarzeniem a podróżą Pacellego do Amery­
ki. Dopiero po latach Coughlin przyznał, że to kardynał nakazał mu
milczenie.

Kiedy Pacelli rano dnia 7 listopada 1936 roku w nowojorskim

porcie ponownie wsiadał na pokład Conte di Savoia, jego wypowiedź
dla prasy znaczyła o wiele więcej niż wtedy, gdy przybywał, zwłaszcza

- 121 -

background image

dla kogoś, kto potrafi czytać między wierszami: „Niech potęga Sta­

nów Zjednoczonych wciąż służy wspieraniu pokoju". Tydzień później
Pius XI powitał go ponownie w Rzymie i podarował fotografię z wła­
snoręcznie napisaną dedykacją: „Dla mojego ukochanego transatlantyc­

kiego, panamerykańskiego kardynała Eugenia Pacellego".

X

MIT BRENNENDER SORGE

{Z PALĄCĄ TROSKĄ)

D n i a 17 stycznia 1937 roku pięciu niemieckich biskupów spotkało

się w pomieszczeniach watykańskiego Sekretariatu Stanu na tajnej
konferencji, którą zwołał sekretarz stanu kardynał Pacelli. Przybyli na
nią kardynałowie Adolf Bertram z Wrocławia, Michael von Faulhaber
z Monachium, Karol Józef Schulte z Kolonii otaz dwóch biskupów:
Konrad von Preysing, tymczasowo z Berlina, i Klemens August, hra­
bia Galen, z Münster. Tematem dyskusji była sytuacja Kościoła, która
w tamtym czasie stała się nieznośna, oraz dylematy, przed którymi
Kościół stanął.

Dnia 15 września 1935 roku naziści uchwalili Ustawę o ochronie

krwi niemieckiej i niemieckiej czci,

która miała przejść do historii jako

n o r y m b e r s k i e u s t a w y r a s o w e . Dotychczas Kościół milczał

w tej kwestii, aby nie zagrażać konkordatowi, któty zakazywał niemiec­
kiemu klerowi jakiejkolwiek działalności politycznej. W Watykanie
pracowano nad odpowiednią reakcją. Już dnia 21 marca 1934 roku

Pius XI zlecił Świętemu Oficjum, obecnej Kongregacji Nauki Wiary,
przygotowanie oficjalnego potępienia ideologii nazistowskiej. W tym

celu musiano zdefiniować i skonfrontować z doktryną katolicką pod­
stawowe tezy Hitlera, sformułowane przez niego w Mein Kampf, czyli:
„błędne zasady stanowiące podstawy (...) narodowego socjalizmu,
rasizmu i państwa totalitarnego". Plan polegał na sporządzeniu do przy­
szłej encykliki papieża Syllabusa błędów, podobnego do słynnego Syl-
labusa

papieża Piusa IX. Dzięki niemu miano zdemaskować ideologię

- 1 2 3 -

background image

nazistowską jako herezję, błędną naukę religijną. Przedsięwzięcie oka­
zało się raczej skomplikowane, ponieważ należało najpierw przeło­
żyć zawiły i subiektywny język Hitlera na precyzyjną łacinę Kościoła.

Jednak dnia 1 maja 1935 roku po ponadrocznej pracy pracownicy

Świętego Oficjum przedłożyli swoją „listę tez", która obejmowała nie
mniej niż 47 krytycznych punktów. Jak wyjaśniali, nazizm jest religią
polityczną, która podnosi państwo do rangi Boga, a tym samym jest

formą neopogaństwa. Podobnie potwierdzono niemal pseudoreligijny
charakter rasizmu nazistów. Jak stwierdzono, nie można tej „religii ra­
sowej" pogodzić z chrześcijaństwem. Ostatecznie już św. Paweł nauczał:
„Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby sta­

nowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy" (1 Kor 12,13). Niemalże
diabelski charakter wydawał się mieć hitlerowski program „uttzyma-
nia czystości" rasowej, który żądał nie tylko rozwiązania małżeństw
mieszanych, a tym samym zniesienia sakramentu nietykalnego dla
chrześcijan, lecz popierał również sterylizację, aborcję i eutanazję: „Jak
objaśniają papieże, to wszystko sprzeciwia się zarówno naturalnemu

prawu, jak i prawu Bożemu", ostrzegali teologowie. Odmówiono życiu

jego świętości, człowiekowi jego godności, pozbawiając go znaczenia

i transcendencji, redukując do „zwykłego instrumentu swoich rasi­
stowskich celów władzy". Tym samym nazizm nie był ani trochę lepszy
od komunizmu. Jak stwierdził Monsignore Domenico Tardini, któtego
Pius XI mianował swoim nowym „ministrem spraw zagranicznych",
oba systemy „zagrażają kulturze europejskiej i chrześcijańskiej. Oba są
materialistyczne, antyreligijne, totalitarne, okrutne i militarne".

To utożsamienie jest godne uwagi, ponieważ pojawiło się w mo­

mencie, w którym bolszewizm pokazywał swoje najbardziej odrażające
oblicze.

Na zwycięstwo skrajnie prawicowych falangistów w wyborach par­

lamentarnych 1933 roku lewica hiszpańska odpowiedziała strajkiem
generalnym i powstaniem górników w Asturii, podczas którego wy­
wieszono czerwoną flagę ZSRR. Kiedy w 1936 roku pod wpływem
nacisków wewnątrzpolitycznych rozwiązano parlament i przeprowa-

- 1 2 4 -

dzono nowe wybory, lewicowy Front Narodowy wyszedł z nich jako
mały zwycięzca. Kraj był podzielony na dwa obozy, dochodziło do
rozruchów, walk, powstań i interwencji. Spłonęło ponad sto sześć­
dziesiąt kościołów i klasztorów, kapłanów i zakonników wygnano na
ulice jak zwierzęta. W Madrycie motłoch zlinczował pięć zakonnic,
podczas gdy demonstranci z czerwonymi sztandarami wydzierali się

Viva Russia!

Międzynarodówka Komunistyczna (Komintern) posta­

nowiła wspierać lewicę w Hiszpanii za pomocą broni i ogromnych
nakładów pieniężnych. Do Madrytu wysłano doradców strategicznych
i politycznych. Rewolucja w Hiszpanii miała być przeprowadzona we­
dług wzoru rosyjskiej rewolucji październikowej, jako równie krwawa
i skuteczna. W ciągu następnych miesięcy zamordowano dziesięciu

hiszpańskich biskupów, około 5 tysięcy księży i zakonników. Stracono
ponad 300 tysięcy ludzi z powodu przekonań politycznych i religij­
nych. Dopiero zwycięstwo falangistów pod wodzą generalissimusa Fran­
cisca Franco położyło kres najkrwawszym prześladowaniom chrześcijan

w historii zachodniej Europy. W celu wsparcia Franco Hitler również
wysłał oddział bojowy i szwadron Luftwaffe. Surowy katolik, jakim był

generalissimus,

podziękował za pomoc i od tego momentu odwrócił

się od nazistów. Hiszpania pozostała neutralna w czasie drugiej wojny
światowej, co dla Hitlera było niewybaczalne; nie bez racji czynił za to
odpowiedzialnym Kościół katolicki.

W Niemczech fiihrer starał się jednak wykorzystać sytuację w Hisz­

panii do celów propagandowych, aby pokazać Kościołowi, co mu bez
niego grozi. Dzięki tej taktyce udało mu się osiągnąć sukces nawet

wśród niektórych biskupów, którzy uważali, że w Rzeszy Hitlera Ko­
ściół chroniony przez konkordat mógł przynajmniej przettwać i speł­

niać swoje religijne zadania. Na tym tle i tylko w ten sposób należy
rozumieć milczenie wobec norymberskich ustaw rasowych, ponieważ
Hitler znowu nie zostawił Kościołowi żadnego wyboru. Zapropono­

wał mu sojusz przeciwko bolszewizmowi pod warunkiem, że zanie­
cha walki przeciwko ustawodawstwu rasowemu. Jeśli nie będzie na
to gotowy, wszyscy przedstawiciele kleru mieli być ttaktowani jako

- 1 2 5 -

background image

wrogowie państwa. Jak zanotował w swoich pamiętnikach Goebbels:

„Albo z nami przeciwko bolszewikom albo walka z Kościołem (...).
Kościoły muszą zdecydowanie stanąć po naszej stronie, albo dojrzeją
do zagłady".

Jak poważna była to groźba, pokazały toczące się akurat procesy

przeciwko kapłanom i zakonnikom wszczęte z powodu rzekomych
przestępstw dewizowych i obyczajowych. Jak sformułował to jeden
z protokolantów, miały one stać się „tajną bronią Hitlera przeciwko
Watykanowi". Już w marcu 1935 roku doszło do spektakularnych

aresztowań prostych zakonnic i kapłanów, lecz również przełożonych
zakonów i biskupów, którzy bez oficjalnego zezwolenia dostarczali da­

rowizny do przeznaczonych miejsc oraz spłacali kredyty zagraniczne.
Na naiwności niektórych kleryków w obrocie pieniędzmi skonstruo­
wano przestępstwo. Został w to wplątany nawet następca Pacellego
w Monachium, arcybiskup Vassallo di Torregrossa. Po sprzecznym
z prawem przeszukaniu nuncjatury przez gestapo oskarżono przed­

stawiciela papieża, że wywiózł poza granice kraju 100 tysięcy marek.
Nuncjaturę zamknięto. Ostatecznie w toku sześćdziesięciu procesów

karnych doszło do kilku wyroków skazujących, co z przyjemnością
wykorzystała propaganda nazistowska.

W maju 1936 roku Kościół zalała kolejna fala oskarżeń. Tym razem

chodziło o rzekome przestępstwa obyczajowe duchownych. Podczas
przeszukiwań w związku z podejrzeniami o przestępstwa dewizowe
w 6 tysiącach przypadków natknięto się podobno na materiał obciąża­
jący. Hitler kazał początkowo wstrzymać procesy, aby w odpowiednim

momencie wyciągnąć je jako asa z rękawa. Nawet jeśli posądzenia były
niemal we wszystkich przypadkach bezpodstawne, to zawsze coś się do
kogoś dokleiło.

Raz jeszcze biskupi niemieccy dali się omamić. W swoim liście

pasterskim na Boże Narodzenie oddali potężną salwę przeciwko „woj­
skom moskiewskim" pod „czerwoną chorągwią". Jednakże jednym
tchem przypomnieli o prawach katolików przyznanych konkordatem.
To było dla nazistów za wiele - tak więc zakazano odczytywania listu.

- 1 2 6 -

Pacelli uznał, że to odpowiedni moment, aby publicznie zaprote­

stować. Ówczesny konsul USA Alfred Klieforth napisał w jednym ze
sprawozdań: „Jest on z zasady przeciwny jakiemukolwiek kompromi­
sowi z nazistami. Traktuje Hitlera nie tylko jako niegodnego zaufania

łotra, lecz również jako człowieka z gruntu złego". Kardynał wyjaśnił
też Josephowi P. Kennedy'emu, którego odwiedził podczas swojej po­
dróży do USA, a który wówczas był ambasadorem USA w Wielkiej
Brytanii, że polityczny kompromis z nazistami „nie wchodzi w ra­
chubę". Z inicjatywy kardynała sekretarza stanu na początku stycznia

w Fuldzie doszło do spotkania biskupów, którzy mieli sporządzić listę
siedemnastu naruszeń konkordatu. Trzech niemieckich kardynałów
pojechało z nią do Rzymu. Oprócz tego Pacelli zaprosił swoich starych
towarzyszy, Preysinga i von Galena, którzy okazali się najodważniejszy­
mi przeciwnikami narodowego socjalizmu. Nie wierzono już w iluzję:
„Dla Kościoła chodzi obecnie o życie lub śmierć: chce się jego bezpo­

średniego zniszczenia", tak czytamy w protokole tajnego „posiedzenia
kryzysowego" w Rzymie.

W tych dniach z Piusem XI było źle. Cierpiał on na cukrzycę, był

chory na serce i miał wrzody na nogach. Mimo to dnia 17 stycznia

1937 roku przyjął swoich niemieckich biskupów „blady niemal nie

do poznania, wychudły, z twarzą pooraną głębokimi zmarszczkami,
napuchniętymi i półprzymkniętymi oczami". Papież stwierdził, że pro­

pozycja, jaką Hitler złożył biskupom, była bezdyskusyjna. Oznaczała

jedynie, że chce się wypędzić diabła z pomocą Belzebuba: „Narodowy
socjalizm w swoich celach i metodach nie jest niczym innym jak bol-
szewizmem. Powiedziałbym to panu Hitlerowi". Papież zapowiedział
opublikowanie encykliki, która obala narodowy socjalizm we wszyst­

kich jego tezach. Mimo to uniknięto w niej ostatecznie jakiejkolwiek
polemiki i nie wymieniono bezpośrednio żadnego z oskarżonych, aby
nie ryzykować, że Hitler zerwie konkordat.

Zadanie zredagowania tekstu przypadło początkowo kardynałowi

Faulhaberowi. Jednak projekt, jaki przedłożył cztery dni później, nie
był dla Pacellego wystarczająco stanowczy. Kiedy ostatecznie dano

- 1 2 7 -

background image

papieżowi do podpisu gotową encyklikę, styl Pacellego był ewidentny,
zwłaszcza że została ona jako jedyna encyklika w historii Kościoła na­

pisana w języku niemieckim. Wstęp Faulhabera Z wielką troską Pacelli,
uwielbiający subtelny styl, zmienił na Zpalącą troską. Pod tym tytułem
encyklika weszła do historii. Do dziś uchodzi wśród historyków za „naj-
osttzejszy dokument, jaki kiedykolwiek w całej historii został skierowa­
ny przez Stolicę Apostolską przeciwko władzy politycznej" (Gumpel).

W ramach szeroko zakrojonej tajnej akcji biskupi niemieccy przy­

gotowali jej odczytywanie i rozpowszechnienie. Tekst dosłownie po­
tajemnie przeszmuglowano do Niemiec, a następnie wydrukowano
w dwunastu różnych drukarniach kościelnych. Stamtąd młodzi chłop­
cy, często wiele ryzykując, dostarczali tekst na rowerach do probostw.
Wielu z nich wybierało leśne i polne drogi, aby uniknąć ulic publicz­

nych. Droga pocztowa była zbyt niebezpieczna, ponieważ cała akcja
byłaby udaremniona, gdyby choćby jeden egzemplarz dostał się w ręce
nazistów. W niektórych kościołach wysłannicy przekazywali wydruko­
wane teksty proboszczom parafii w konfesjonałach, ci zaś przechowy­
wali je potem w tabernakulum. Plan się powiódł. W niedzielę palmo­
wą, dnia 21 marca 1937 roku, encyklika papieska została odczytana

niemal ze wszystkich niemieckich ambon. Jej tekst był ewidentnym
oskarżeniem wobec Hitleta.

Papież pisał, że choć rząd Rzeszy zaoferował mu podpisanie konkor­

datu, choć podpisał go „mimo wielu znaczących wątpliwości" jedynie
z „troski o wolność kościelnej misji zbawczej w Niemczech", „inni"
pogwałcili tę ofettę pokoju z powodu swej „zasadniczej wrogości wobec
Chrystusa". Po zaprotestowaniu przeciwko „otwartej jak i maskowanej
przemocy" tych, którzy zerwali umowę, Ojciec Święty przedstawił nie­
możność pogodzenia ideologii nazistowskiej, tego „agresywnego (...)

neopogaństwa" i brunatnego rasizmu z nauką Kościoła. Ostatecznie,
nie wymieniając Hitlera z nazwiska, określił go jako „szalonego proro­
ka", „co do którego mogą znaleźć zastosowanie słowa: »Śmieje się z nich
Ten, który mieszka w niebie!«". „Bóg w swej suwerenności dał swe przy­
kazania", tak kończy się tekst. „Obowiązują one niezależnie od czasu

- 128 -

i miejsca, kraju i rasy. Podobnie jako słońce Boga świeci nad wszystkimi

(...) tak samo Jego prawo nie zna przywilejów i wyjątków". Od 1933

roku nikt w Niemczech nie miał odwagi z tego rodzaju jasnością i mocą
zdemaskować oraz napiętnować szaleństwa brunatnego dyktatora.

Aby nie pozwolić sobie na zarzut politycznej jednostronności, papież

tylko dwa dni wcześniej nazwał w okólniku Divini redemptoris „ateis­
tyczny komunizm" „plagą szatańską".

Kiedy Hitler dowiedział się o odczytaniu encykliki, dostał ataku

wściekłości. Natychmiast wydał rozkaz skonfiskowania egzemplarzy
dokumentu kursujących poza Kościołem i poddać karze każde kolej­

ne jego rozpowszechnianie. Wszystkie dwanaście drukarń, w których
drukowano dokument, zostało wywłaszczonych bez odszkodowania,
ludzi odpowiedzialnych za druk aresztowało gestapo. Prasa partyjna
mówiła o „obrażaniu Niemiec". Rząd Rzeszy wysłał do Watykanu
oficjalną notę protestacyjną i zakazał ambasadorowi von Bergenowi
udziału w uroczystościach wielkanocnych w Rzymie. Następnie pod­

czas przemówienia dnia 1 maja 1937 roku sam dyktator odpowiedział
otwartą groźbą wobec Kościołów: „Jeśli spróbują poprzez jakiekolwiek
kroki zaradcze, pisma, encykliki itp. przywłaszczać sobie prawa, któ­
re przysługują jedynie państwu, zmusimy je z powrotem do stosow­
nej działalności religijno-duszpasterskiej. Nie należy też krytykować

z tej strony moralności państwa, jeśli ma się większy powód do troski
o własną moralność".

Hitler był wówczas gotowy otworzyć puszkę Pandory. Cztery ty­

godnie później, podczas masowej manifestacji w hali berlińskiej,
dr Goebbels zainicjował nagonkę na Kościół, opluwając z obłudnym
oburzeniem „skandale wołające o pomstę do nieba", „powszechną ko­
rupcję moralną" i „perwersyjnych gwałcicieli młodzieży", krótko mó­

wiąc: „zarazę seksualną", którą państwo nazistowskie jako „powołany
do tego opiekun młodzieży niemieckiej miało doszczętnie wytępić żela­
zną dyscypliną wobec demoralizatorów i trucicieli niemieckiej duszy".
Innymi słowy: ponownie wszczęto procesy kapłanów i zakonników
z powodu rzekomych przestępstw obyczajowych. Jednak podczas gdy

- 1 2 9 -

background image

propaganda mówiła o 6 czy nawet 7 tysiącach przypadków, doszło do
pięćdziesięciu ośmiu oskarżeń, które w trzydziestu sześciu przypadkach

doprowadziły do wyroków uniewinniających, a dwudziestu dwóch
skazanych już dawno opuściło swoje zakony. Mimo to szkody, jakie

poniósł wizerunek Kościoła, pozostały ogromne.

Kiedy biskupi niemieccy chcieli odpowiedzieć na ten krok wspól­

nym listem pasterskim SD (Służba Bezpieczeństwa) dowiedziała się
0 tym planie. Natychmiast przypuszczono szturm na wszystkie dru­
karnie kościelne mające swój udział w produkcji, skonfiskowano płyty
drukarskie, zakazano wydawania kościelnych dzienników urzędowych

1

przeszukano wiele biskupich wikariatów generalnych. Hitler zagroził,

że „każdy klecha, który okaże się być podżegaczem, zostanie zamknięty

i zastrzelony".

Jeśli w Rzymie wierzono jeszcze, że encyklika coś pomoże, to obec­

nie gorzko się rozczarowano. Otwartość papieża jedynie pogorszyła
sytuację Kościoła w Niemczech. W przyszłości można było liczyć się
z najgorszym.

Mimo to Pacelli nie dał się zastraszyć. W maju arcybiskup Chicago,

kardynał George William Mundelein, zaczął dyskusję na temat nazi­
stów. Jak wyjaśniał w obecności 5 tysięcy kapłanów, nie rozumiał, jak
to jest możliwe, „że naród składający się z 60 milionów inteligentnych

ludzi podporządkował się w strachu i z oddaniem cudzoziemcowi,
austriackiemu tapeciarzowi, i to do tego kiepskiemu". Naturalnie cała
amerykańska prasa podjęła polemikę.

Sześć dni później u Pacellego pojawił się ambasador von Bergen

z notą protestacyjną rządu Rzeszy. Kardynał sekretarz uważnie prze­
czytał tekst, następnie sięgnął do teczki, leżącej na biurku. Wyjął z niej

fragment „Völkischer Beobachter", karykaturę, która przedstawiała

jakiegoś biskupa jako świniopasa. Z tym rysunkiem zostawił dość za­

kłopotanego ambasadora. Dzień później nadeszła odpowiedź. Kardynał
pisał, że nie ma zwyczaju wypowiadać się na temat przemówień, któ­
rych tekstu oryginalnego mu nie dostarczono. Zanim jednak tak się
stanie, chciałby wiedzieć:

- 1 3 0 -

Co przedsięwziął niemiecki rząd i co zamierza podjąć w przyszłości wo­
bec niewybrednych zniewag i zniesławień, wobec haniebnych pogłosek,
które codziennie powtarza się w gazetach i czasopismach, w przemówie­
niach wybitnych osobistości wobec Kościoła, jego instytucji, papieża,
kardynałów, biskupów i kapłanów? Aby ewentualnie ułatwić Ekscelen­

cji zadanie, sam odpowiem na pierwszą część pytania: rząd niemiecki
nic z tym nie zrobił. Przeciwnie - sam ponosi za to odpowiedzialność.

Gdy chodzi o jego przyszłe postępowanie, oczekuje jednak „jasnej,

ostatecznej i satysfakcjonującej odpowiedzi".

Kiedy zamiast tego rząd Rzeszy zażądał od Mundeleina zdystanso­

wania się wobec Stolicy Apostolskiej, papież na własną rękę zwołał spe­
cjalne posiedzenie kardynałów w swojej letniej rezydencji Castel Gan-
dolfo. Jednak Pacelli chciał za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której
Kościół okazałby swoją słabość. Ostatecznie kazał przekazać niemiec­
kiemu ambasadorowi, że arcybiskup Chicago jest wolnym obywatelem

wolnego kraju, którego konstytucja gwarantuje mu swobodę, aby dał
wyraz własnej opinii na temat wydarzeń w Niemczech.

Kiedy Pius XI zastanawiał się nad zamknięciem nuncjatury w Ber­

linie, Pacelli mu to odradził. Nie można było wyświadczyć Hitlerowi
większej przysługi, niż uwolnić go od zobowiązań konkordatowych.
Kościołowi nie mogło zależeć na dalszej eskalacji konfliktu, z powodu
której cierpieliby jedynie niemieccy katolicy. Tak więc plany papieża

dotyczące ponownego potępienia rasizmu nazistów w drugiej ency­
klice czy nawet ekskomunikowania Hitlera znowu zostały zawieszone.
Papież poprzestał na pochwale przed amerykańskimi pielgrzymami
„wielkości ich znakomitego kardynała-arcybiskupa", który „z takim

zapałem broni praw Boga i Kościoła".

Wkrótce kardynał Pacelli udał się w podróż do Francji. Pius XI,

jako wielki czciciel Teresy od Dzieciątka Jezus, kanonizowanej przez

niego w roku 1925, zlecił mu poświęcenie nowej bazyliki, która została

wzniesiona ku jej czci w Lisieux. Jednak, inaczej niż dwa lata wcześniej
w przypadku Lourdes, było to coś więcej niż tylko pielgrzymka: była to

- 131 -

background image

wizyta państwowa. Mimo że rząd Francji składał się niemal wyłącznie
z socjalistów i wolnomularzy, tym razem nie omieszkał przyjąć przed­

stawiciela papieża ze wszystkimi honorami w Paryżu. „Kardynał przy­
pomina postać El Greco", pisała zachwycona prasa, kiedy ascetycznie
szczupły Pacelli celebrował z pełną godności powagą sumę pontyfikalną
odprawianą w gotyckiej katedrze Notre Dame, w niezwyczajnej obec­
ności członków rządu. Po kilkudziesięciu latach napięć doszło w końcu
ponownie do zbliżenia pomiędzy Francją a Stolicą Apostolską.

W swoim kazaniu w wyszlifowanym języku francuskim kardynał

przypomniał o wartościach chrześcijańskich i odrzucił wszystkich „fał­
szywych proroków", „którzy wprowadzili świat do nowej ery ciemno­
ści, jeszcze gorszej niż w epoce przedchrześcijańskiej". Następnego dnia
prasa w całym kraju donosiła, że zaatakował również „hitleryzm".

Według gazety „Humanitć" uzupełnił swój tekst uwagą dotyczącą

„tego szlachetnego i potężnego narodu, który przez złych pasterzy zo­
stał zwiedziony do absurdalnego bałwochwalstwa rasy". Odpowiednio
gwałtowna była reakcja ze strony Niemiec.

Prasa nazistowska zwymyślała go jako „przyjaciela Żydów" i „ko­

munistycznego kardynała". Jedna z karykatur gazety SS „Das Schwa-
rze Korps" ukazuje go flirtującego z pulchną Żydówką, trzymającą
w ręku „Humanitć", w „laboratorium chemicznym frontu narodowe­

go": „Piękna to ona nie jest, ale potrafi świetnie gotować", wyjaśnia
wymieniony z nazwiska Pacelli damie z „komuny".

W Lisieux kardynał błagał usilnie „małą Tereskę", aby ratowała du­

sze, jak niegdyś obiecała na łożu śmierci. Potem w historycznej audycji
radiowej - pierwszej tego rodzaju - zadźwięczał głos papieża, który
wspólnie ze swoim „ukochanym synem i kardynałem legatem" oraz
400 tysiącami zgromadzonych wiernych modlił się o pokój w „poplą­
tanym i skołatanym świecie".

Nowy rok 1938 rozpoczął się, zapowiadając nieszczęście zorzą po­

larną, która nocą 25 stycznia pokryła cały kontynent od Spitzbergenu
po Sycylię ognistoczerwonym światłem. Wyglądało to tak, jakby miasta
i wioski Starego Świata już wówczas płonęły. Sześć tygodni później,

- 132 -

dnia 12 marca, niemieckie oddziały rozpoczęły marsz od południowo-
wschodniej granicy Rzeszy, by zaanektować „do domu Rzeszy" Austrię.

Kiedy trzy tygodnie później Hitlet rezydował w hotelu wiedeńskim Im­

perial, by odbierać wiwaty od starych i młodych rodaków, arcybiskup
Wiednia kardynał Teodor Innitzer złożył mu kurtuazyjną wizytę. Po
kolejnych trzech dniach kardynał wraz z innymi biskupami austriac­
kimi podpisał ułożone przez gauleitera Burckela „uroczyste oświadcze­
nie" o anschlussie Austrii. Tylko Innitzer dołączył do swojego podpisu
odręczny zwrot „Heil Hitler". Naziści natychmiast wykorzystali to

w celach propagandowych i kazali wydrukować signum biskupa-„odsz-
czepieńca" na plakatach.

Kiedy łagodny zazwyczaj Pacelli dowiedział się o „zdradzie stanu"

Innitzera, nie posiadał się z wściekłości. Francuski wysłannik Charles-
-Roux, który właśnie przebywał w Sekretariacie Stanu z wizytą, musiał
tego dnia wysłuchać gorzkich słów z ust kardynała sekretarza. Innitzer

został wezwany niezwłocznie do Rzymu, jednak nie spieszył się, prze­
czuwając, co go tam może czekać. Dopiero gdy „L'Osservatore Roma­

no" na zlecenie papieża wyraźnie się zdystansował do słów arcybiskupa,
ten raczył udać się do Stolicy Apostolskiej. Papież wzbraniał się przed
przyjęciem go i początkowo wysłał do Pacellego, który zażądał od niego

podpisania oświadczenia o odwołaniu ze stanowiska. Kiedy po nie­
kończącym się czekaniu dopuszczono jednak Innitzera przed oblicze
Piusa XI, spadł nań pontyfikalny szturm. Zbity z tropu i najwidoczniej
„nawrócony" kardynał wrócił nad Dunaj i robił wszystko, aby zejść

w drogi reżimowi. Jego nadzieje na przyjazny dla Kościoła kurs ze stro­
ny nazistów spaliły tak czy inaczej na panewce. Zerwano konkordat
z Austrią, zakazano wydawania kościelnych gazet i działalności organi­
zacji kościelnych. Kiedy w październiku Innitzer wyjaśniał przed 9 ty­
siącami zgromadzonej młodzieży: „Chrystus jest naszym Wodzem!",
pojawiła się policja i gestapo, aby przerwać zgromadzenie. Niektórzy
chrześcijańscy aktywiści zostali aresztowani, a część z nich potem straco­
no. Krótko po tym grupa Hitlerjugend zaatakowała pałac arcybiskupi,

wybiła okna, zniszczyła obrazy i wyrzuciła meble na ulicę. Dopiero

- 1 3 3 -

background image

kiedy awanturnicy się ulotnili, pojawiła się policja. Innitzer nauczył się,
że prawdziwy pasterz nie zabiega o względy wrogów wiary, lecz musi
być gotowy wziąć na siebie ewentualne prześladowania i męczeństwo.

Na początku kwietnia francuski kardynał kurialny Eugene Tisse-

rant poinformował sekretarza stanu o projekcie ustawy, nad którym

w owych dniach dyskutowano w polskim parlamencie. Chodziło o za­
kaz rytualnego zabijania zwierząt praktykowanego przez żydowskich

rabinów, co miłośnicy zwierząt potępili jako bestialstwo. Całkiem nie
bez racji Tisserant domyślał się antysemickiego tła tej dyskusji. Pacelli
również wiedział, że Żydzi wskutek tego zakazu zostali ograniczeni

w swojej wolności kultu. Tak więc polecił na piśmie nuncjuszowi apo­
stolskiemu w Warszawie, arcybiskupowi Filippowi Cortesiemu, aby

natychmiast interweniował. Ostatecznie należy potępić „każdy akt
prześladowania i przemocy antysemickiej". Jednak zanim Cortesi mógł

wkroczyć do akcji, parlament zaniechał tej ustawy.

Dnia 13 kwietnia 1938 roku wyszła instrukcja papieża skierowana

do rektorów seminariów i uniwersytetów katolickich na całym świecie.
Ze względu na „ból z powodu ciężkich prześladowań (...), które doty­
kają Kościół katolicki w Niemczech", Pius XI postanowił opublikować
swój Syllabus błędów narodowego socjalizmu. Jednocześnie wezwał

naukowców i wykładowców wymienionych instytutów do skierowania
„całej swojej uwagi i wszystkich starań" na zwalczanie brunatnego ra­

sizmu. Chodziło tu o „niesłychane oszczerstwa i bardzo niebezpieczne
doktryny, które sprzedaje i rozpowszechnia się jako naukę, które jednak
deprawują umysły i pozbawiają korzeni prawdziwą religię".

W piśmie czytamy dalej o sporządzeniu listy ośmiu „absurdalnych

dogmatów" i „straszliwych teorii", które należałoby obalić, wśród nich
takich, że „należy za wszelką cenę chronić i zachowywać siłę rasy i czy­
stość krwi", że „z krwi, która decyduje o istocie rasy, wynikają moralne
cechy człowieka", że „głównym celem wychowania jest rozwijanie tych
cech rasy i napełnianie umysłów żarliwą miłością do własnej rasy jako
najwyższego dobra" oraz że „religia jest podporządkowana ustawie
rasowej".

- 134 -

Kiedy na początku maja 1938 roku Hitler odwiedził Rzym, papież

demonstracyjnie opuścił miasto i udał się do swojej letniej rezydencji
w Castel Gandolfo. Stamtąd wyraził ubolewanie z powodu „smutnego
faktu", że akurat w „uroczystość krzyża świętego" (3 maja) w mieście
męczenników i papieży zasadzono „symbol innego krzyża, który nie jest
krzyżem Chrystusa". „L'Osservatore Romano" nie wspomniał o wizycie
dyktatora ani słowem. Zamiast tego opublikował w pełnym brzmie­
niu instrukcję z dnia 13 kwietnia, czyli papieski Syllabus skierowany
przeciwko rasizmowi. Sekretarz stanu kardynał Pacelli, który również
opuścił Rzym, zakazał wszystkim biskupom włoskim udziału w powita­
niach fiihrera. Mimo to w przededniu wizyty doszło do rozmów pomię­
dzy nuncjuszem apostolskim w Rzymie a faszystowskim ministerstwem
spraw wewnętrznych. Z jednej strony nuncjusz krytykował „wszelkie
uroczystości ku czci człowieka, który obecnie jest największym prze­
śladowcą Kościoła", z drugiej strony dawał do zrozumienia, że Pius XI

jest gotowy na audiencję, „o ile fiihrer wydałby oświadczenie o zmianie

kursu, oczywiście zgodne z wcześniej ustalonym tekstem". Obaj oczy­
wiście wiedzieli, że nigdy do tego nie dojdzie.

Mimo że we Włoszech nigdy nie istaniał wyraźny antysemityzm,

Mussolini po wizycie Hitlera wprowadził coś w rodzaju kopii norym­
berskich ustaw rasowych. Reakcją papieża było wygłoszenie w lipcu,
przed studentami uniwersytetu jezuickiego Gregorianum, czterech
przemówień, w których potępił przesadny nacjonalizm i jakąkolwiek
formę rasizmu. Według relacji Mussolini szalał z wściekłości. Jednak
Pius XI nie dał się zastraszyć, ale podczas audiencji, w obecności grupy

pielgrzymów z Belgii, złożył najpiękniejsze wyznanie więzi pomiędzy
Żydami a chrześcijanami od czasów Listów św. Pawła. „Antysemityzm
jest odrażającym ruchem, w którym my, chrześcijanie, nie możemy
mieć jakiegokolwiek udziału", wołał. Podarowano mu stary modli­
tewnik, z którego na głos przeczytał błogosławieństwo Melchizedeka
dla Abrahama i jego potomstwa (Rdz 14,18-20), dodając: „W sensie
religijnym wszyscy jesteśmy semitami!".


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PiusXII wobec Hitlera część3
PiusXII wobec Hitlera część1
Kościół wobec hitleryzmu fakty
KOŚCIÓL WOBEC HITLERYZMU
Narrator bohater wobec doświadczeń w hitlerowskich obozach i sowieckich łagrach człowiek złagrowa
04 Hitlerowcy wobec kontroli urodzin w Polsce
DEPOPULACJA Współcześnie hitlerowska POlityka wobec narodu Polskiego
Religie wobec fenomenu Âmierci
ING Lojalność wobec klientów na podstawie ING Banku Śląskiego S A
Adolf Hitler
Pracownicy wobec pracy
Nauczyciel wobec współczesności nieustannego kryzysu
D Gulinska Grzeluszka Arteterapia wobec dziecka z trudnosciami w uczeniu sie
Hitler
Nauczyciele wobec agresji uczniowskiej
adolf hitler mein kampf (osloskop net) ZYE3G5GRRLG3LZFEKTQK5ONTMSA4RS4AODH356A

więcej podobnych podstron