James Clifford, Kłopoty z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak,
J. Iracka, E. Klekot, M. Krupa, S. Sikora, M. Sznajderman, Warszawa 2000
[…]Współczesna „etnografia” okoliczności, bez przerwy przemieszczająca się pomiędzy kulturami,
nie aspiruje, jak antropologia —jej zachodnie alter ego — do badań nad całościowym ujęciem zróżnicowania
ludzkości czy jej rozwoju. Etnografia bezustannie się przemieszcza; skupiona jednocześnie na lokalnej
specyfice, a zarazem na szeroką skalę porównawcza; jest równocześnie formą zamieszkiwania i podróży,
w świecie, w którym te dwa doświadczenia coraz mniej różnią się od siebie.
(s. 16)
Tożsamość jednostki pojawia się jako złożony problem kulturowy w części poświęconej dwóm uchodźcom-
poliglotom: Josephowi Conradowi i Bronisławowi Malinowskiemu, polskim rozbitkom na wybrzeżach Anglii
i angielszczyzny. Obaj byli autorami brzemiennych w skutki rozważań nad miejscowymi wyobrażeniami
o życiu zbiorowym i, choć w różnym stopniu ironiczni, obaj stworzyli wizję człowieka opartą na akceptacji
ograniczonych rzeczywistości i form ekspresji. Pisali oni, przyjmując tę serio traktowaną fikcję, jaką jest
„kultura”, w chwili, gdy ta etnograficzna (relatywistyczna i pluralistyczna) idea zaczynała być używana
we współczesny sposób. W tym miejscu, i w całej książce, próbuję nadać temu użyciu wymiar historyczny
i spojrzeć poza nie, szukając pojęcia, które potrafiłoby zachować różnicujące funkcje kultury, jednocześnie
przedstawiając tożsamość zbiorową jako hybrydyczny, często nieciągły proces tworzenia. Kultura jest mocno
skompromitowaną ideą, bez której jeszcze nie potrafię się obejść.
[…]
Wkraczając w świat, gdzie wszystko jest ze sobą powiązane, jest się zawsze, choć w różnym stopniu,
„nieautentycznym”: pochwyconym między jakieś kultury, wplątanym w inne. Ponieważ dyskurs w globalnych
systemach władzy tworzony jest vis-á-vis, poczucie inności czy odmienności nigdy nie może leżeć jedynie
w ciągłości jakiejś kultury albo tradycji. Tożsamość zależy od okoliczności, a nie od esencji.
(ss. 17-18)
Obecne stulecie było świadkiem dramatycznego wzrostu ludzkiej ruchliwości, na którą składa się turystyka,
migracje zarobkowe, imigracja, rozrastanie się miast. Coraz więcej ludzi „zamieszkuje” z pomocą środków
masowej komunikacji, samochodów, samolotów. W miastach na sześciu kontynentach osiedlają się
społeczności obcokrajowców i wtapiają się w otoczenie, choć często tylko częściowo, w specyficzny sposób.
„Egzotyka
”
jest niesłychanie bliska. I odwrotnie — wydaje się, że na ziemi nie ma już odległych krain, gdzie
nie odczuwałoby się obecności „nowoczesnych” produktów, mediów i władzy. Obowiązująca dawniej
topograf
i
a i doświadczenie podróży uległy rozsadzeniu. Już nie opuszcza się domu, ufając, że znajdzie się coś
absolutnie nowego, inny czas, inną przestrzeń. Odmienność spotyka się w sąsiedniej dzielnicy, a to, co znane,
odkrywa na końcu świata. Ta dez-„orientacja” znalazła odbicie na kartach książki. Na przykład
dwudziestowieczna etnografia akademicka nie jawi się jako całościowa praktyka interpretowania odmiennych
sposobów życia, lecz jako cykl odrębnych dialogów, dyktatów i pomysłów. Różnica „kulturowa” nie oznacza
już ustalonej, egzotycznej inności, stosunki ja—inny są bardziej kwestią władzy i retoryki niż esencji. Cała
struktura oczekiwań, jeśli chodzi o autentyczność kultury i sztuki, zostaje podana w wątpliwość.
(s. 21)