Akwarium z piraniami czy zupa rybna?
Kinga Dunin
20.04.2010
Nie dam głowy, czy dobrze pamiętam, ale wydaje mi się, że w Kandydzie znajdujemy scenę, w
której ma on do wyboru, czy zostanie zasieczony kijami, czy ścięty, i Wolter pisze: „a on, chociaż
miał wolną wolę, nie chciał ani tego, ani tego”. I ja, chociaż mam wolną wolę, nie chcę ani PiS, ani
PO. Nie zamierzam zatem wybierać między „Komorowskim” a „Kaczyńskim”. (Niech tym razem
pozostaną oni symbolami w cudzysłowie, bo nie o szczegóły personalne tu chodzi.) Zresztą wcale
nie stajemy przed takim wyborem. Wybór jest taki: jeden wielki „Komorowski”, czyli jednowładza
PO, albo PO, której będzie przeszkadzał „Kaczyński”, stan wojny. To także nie jest dobry wybór i
do niego osobiście też nie zamierzam przyłożyć ręki, ale protestowałam i będę protestować
przeciwko szantażowaniu grozą „Kaczyńskiego”, grozą tak potworną, że wymusza na nas wybór
„Komorowskiego”. Wolałabym, żeby „Komorowski”, gdyby miał wygrać, wygrał głosami tych,
którzy go popierają, a nie tych, którzy nienawidzą „Kaczyńskiego”. Szczególnie że dokonując
wyboru przeciw, ludzie i tak zaczynają projektować swoje pragnienia na coś, co uważają za
mniejsze zło, a moim zdaniem jest tylko złem innym.
I tak
„maluje sobie na twarzy barwy wojenne polityki życia, rozumu,
modernizacji, tolerancji i rusza do boju” i… zamierza zagłosować na „Komorowskiego”. W imię
rozumu, modernizacji i tolerancji zagłosuje na krzyże i religię w szkołach, uległość wobec
Kościoła katolickiego, pogardę dla kobiet, zakaz aborcji, ograniczenia, jeśli chodzi o in vitro,
państwo pomiatające imigrantami i mniejszościami narodowymi, gadki o świętej rodzinie, w której
bez klapsa ani rusz, brak praw dla mniejszości seksualnych, narodowe i patriotyczne slogany. Tej
prawdy nie zmienią inne retoryczne zabiegi, mające zadowolić wszystkich
Jakąż to tolerancję i modernizację proponuje nam PO? Formalnie rzecz biorąc, taką samą jak PiS,
chociaż realnie większą. Bo główny przekaz PO brzmi: my jakoś to z grubsza urządzimy, tak
naprawdę nic nas nie obchodzi, co sobie myślicie i robicie, my się nie wtrącamy. Wszystko
sprywatyzujemy, zajmiemy się sobą, a wy też zajmijcie się sobą. A jak komuś się nie uda albo
czuje się skrzywdzony, to trudno, to nie nasza sprawa.
Jak lubił mawiać nieoceniony, jeśli chodzi o mawianie, Lech Wałęsa: łatwo jest przerobić
akwarium na zupę rybną, ale z zupy rybnej nie da się już zrobić akwarium. Dla mnie działania PO
są właśnie takim przerabianiem społeczeństwa na zupę rybna, a nie żadną jego modernizacją. Nie
ma w tym żadnego projektu: laickiego państwa, sensownej edukacji, włączania obywateli do
wspólnoty skonstruowanej inaczej niż na zasadach narodowo-religijnych. Będzie tylko zupa rybna,
z której PO będzie wybierać co tłustsze kąski.
Zdaję sobie sprawę, że chociaż PiS na to miejsce proponuje akwarium, to jest to akwarium z
piraniami - resentymentu, martyrologicznej polityki historycznej, nacjonalizmu, fundamentalizmu,
i jedną jedyną zaletą: wezwaniem do politycznego zaangażowania. Jak pokazały dotychczasowe
losy PiS, wezwanie to równie silnie działa na zwolenników tej formacji, jak i na przeciwników. I
naprawdę szkoda, żeby ta energia, kontrreakcja, została skanalizowana w głosowaniu na
„Komorowskiego”. Nie wierzę w konserwatywne polskie społeczeństwo, bo nie wierzę, że żyjemy
tylko w świecie symulakrów. Podejrzewam, że poza telewizorem, w ogóle pod publicznym
wyświechtanym dyskursem, jest jeszcze jakiś świat, inne życie, oraz potrafię liczyć, wiem więc, że
na uroczystościach żałobnych w Warszawie było mniej ludzi niż na koncercie Madonny.
Wolałabym pokonać piranie, wsadzić je do jakiegoś rezerwatu, niż zamienić w zupę rybną, z której
lewica nigdy nie będzie miała pożytku. Bo to właśnie zupa rybna daje się tak łatwo podgrzać do
temperatury żałoby i więcej tego widziałam w ostatnich dniach na ulicach niż
propisowskiego narodu.