Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
ARCYDZIEŁA KLASYKI LITERATURY
Horacy
Wybór pieśni
Wybór
Warszawa 2012
Spis treści
Księga pierwsza
1. O ty, którego niegdyś królami
były przodki...
2. Dosyć już śniegów zesłał Bóg tej
ziemi...
3. Niech cię prowadzi Cypru
bogini...
4. Puściły lody, miłą wiatr
sprowadził wiosnę...
5. Co za chłopiec w róż wieńcu,
wysmukłej postaci...
6. Niech Warius, dziedzic
Homerowej lutni...
7. Rodos lub Mitylenę niech inni
sławią wymownie...
8. Lidio! Na bogi wieczne...
10. Merkury, wnuku Atlanta
wymowny...
11. Nie pytaj próżno, bo nikt się
nie dowie...
12. Jakiegoż męża, herosa,
uświetni...
13. Gdy przy mnie głosisz
pochwałę...
15. Gdy pasterz wiarołomny po
morskiej głębinie...
18. Nim inne drzewa, pierwej
ścięty szczep winnicy...
19. Sroga matko Kupidyna...
23. Jako sarenka za matką
trwożną...
24. Ani się wstydzi, ani nie zna
końca...
25. Coraz to rzadziej młodzieńcy
bezczelni...
28. Lądy-ś zmierzył, Archyto, i
głębiny morza...
5/166
29. Więc ci, mój Ikcy, spać nie da-
je złoto...
30. O Wenus, Knidu i Pafu...
31. Czegóż ma żądać wieszcz...
32. Jeżelim kiedy z tobą...
33. Porzuć, Albiusie...
34. Rozumkowania uwiedziony...
35. Bogini, która Ancjum...
37. Teraz należy wina...
Księga druga
1. Burdy domowej wszczętej...
2. Nie świeci srebro...
3. Pomnij zachować umysł...
5. Jeszcze nie zdoła...
6. Choć wiem, Septymie...
7. Więc żeś powrócił...
8. Gdybyś ty mogła...
9. Druhu Walgiusie, nie zawsze...
11. Nie staraj się odgadnąć...
12. Nie chciej, bym wojnę...
14. Mkną chyże lata...
6/166
20. Niezwykłe i potężne uniosą...
Księga trzecia
1. Precz motłoch ciemny...
4. O Kaliopo! Zstąp...
5. Wierzyliśmy, że Jowisz...
7. Czemuż Asterio, po...
8. Pytasz, co oto czynię...
9. Dopóki, Lidio, twą...
10. Choćbyś, o Lice...
13. O źródło banduzyjskie...
14. Cezary, o ludu, co...
18. Faunie, kochanku rusałek...
19. Prawisz nam o Inachu...
21. Co nam przyniesiesz...
22. Gór opiekunko, mrocznych...
23. Gdy z nowiu wschodem...
24. Choćby miał skarby...
26. Do dziewcząt dawniej...
28. W dzień świąteczny...
29. Tyrreńskich królów szczepie...
30. Stawiłem sobie pomnik...
7/166
Księga czwarta
1. Wenus, więc wojny...
2. Kto by z Pindarem...
4. Jak orzeł mocny...
5. Potomku naszych bogów...
8. Mym przyjaciołom rad...
9. Abyś nie myślał...
12. Już ten wiosny towarzysz...
15. Kiedym chciał niegdyś...
Metryczka książki
8/166
Księga pierwsza
1. O ty, którego niegdyś królami
były przodki...
(Maecenas atavis edite regibus)
O ty, którego niegdyś królami były
przodki,
Mecenasie, mój skarbie, mój opiekunie
słodki!
Bywa, że człek niejeden żywi jeno
pragnienie,
By rozniecać kurzawę w olimpijskiej
arenie,
A jeżeli osiągnie metą powózka chyża,
Mniema, iż go ku bogom palma zwycięst-
wa zbliża.
Inny znowu się wspina do kurulnych
zaszczytów,
Zabiegając o względy tłumu zmiennych
Kwirytów.
Tamten zaś opatruje zbożem własne
spiżarnie
Licząc, wiele też korcy z rynków libijskich
zgarnie.
Ów zaś z zamiłowaniem ziemię pługiem
obrabia;
Nigdy w myśl mu nie przyjdzie siąść
na pokład korabia
I ze strachem żeglować przez cieśninę
myrtojską:
Ponad skarby Attala woli zagrodę
swojską.
Kupiec, gdy go na morzu groźny nęka
huragan,
Chwali włości swe ciche, zyskom nie
szczędzi nagan,
Lecz niebawem w świat płynie
na skołatanej łodzi,
10/166
Boć niełatwo z dochodem niepokaźnym
się zgodzi.
Niejeden zaś wytrawny pieczeniarz, biesi-
ad wyga,
Przed kielichem starego Massyku się nie
wzdryga,
Wśród łąki, co drzew cieniem i nurtem
wody chłodnie,
Na gnuśnych wczasach całe przepędza
popołudnie.
Wielu obóz pociąga i dźwięki trąb
i surem,
Które przeczuciem wojny napełniają
ponurem
Serca matek. Myśliwy w kniei przepędza
noce,
A gdy warchlak marsyjski w sidłach mu
się szamoce,
Lub gdy wierne ogary wpadną na trop
jelonka,
Zapomina, że w domu płacze za nim
małżonka.
11/166
Ja, gdy czoło uczone w święte przystroję
bluszcze,
Bogom czuję się bratem, nie dbam o ludzi
tłuszcze.
W chłodnym gaju, gdzie tańczą z Nimf or-
szakiem Satyry
Polihymnia mi chętnie nastraja struny
liry,
Euterpe mi wtóruje na swej sielskiej
piszczałce,
A ja sobie i Muzom pieśń tę eolską
kształcę.
Jeśli na miano wieszcza zasłużyłem z twej
strony,
Wierzę, iż sławą moją uderzę
w nieboskłony.
(Tłum. Józef Birkenmajer)
2. Dosyć już śniegów zesłał Bóg tej
ziemi...
(Iam satis terris nivis atque dirae)
12/166
Dosyć już śniegów zesłał Bóg tej ziemi,
Dość ją gradami srogimi poraził
I w grody święte bijąc gromy swemi
Miasto przeraził.
Przeraził ludy, że się po raz wtóry
Wróci wiek Pyrry, i płacz, i zniszczenie,
Kiedy to Proteus wiódł w wysokie góry
Morskie stworzenie,
A ryby w drzewach więzły, gdzie gołębie
Płochliwe dotąd miewały mieszkanie,
Kiedy pływały przez rozlane głębie
Strwożone łanie.
Widzielim przecie, jako Tyber płowy
Od morza zwrócił wstecz się i w głębinie
Biegł swej pogrążyć i gród pałacowy,
Westy świątynie,
Zbyt skory mściciel Ilii, łzawej dziewy
13/166
Czuły małżonek, bez Jowisza zgody
Iście się srożył, pędząc przez brzeg lewy
Wartkie swe wody.
Młódź z swych nieliczna winy rodzicieli
Posłyszy: miecze ostrzyli na siebie
Rzymianie, z których lec wrogowie mieli
W krwawej potrzebie.
Jakiegoż boga w pomoc lud przywoła,
Aby odwrócił od nas zguby groźby?
Czym święta dziewa Westę zbłagać zdoła,
Głuchą na prośby?
Komu więc odda Jowisz w swym wyroku
Zbrodni zmazanie? Owo zzejdź nam ninie
Wieszczy, w przejasnym zakryty obłoku,
O Apollinie.
Lub, jeśli wolisz, Erycyno jasna,
Zzejdź z Kupidynem do naszego grodu,
14/166
Lub ty, gdy miła tobie krew twa własna,
Ojcze narodu,
Cożeś już syty dość i krwi, i znoju,
Który miłujesz miecze i zgiełk srogi,
I Rzymianina, co w zaciętym boju
Zmaga się z wrogi.
Albo ty, zmienion w kształtnego
młodziana,
Na ziemski przebyt boski objawiciel,
Skrzydlaty Mai syn i godny miana:
Cezara mściciel.
A jeśliś ty to, szczęsne zrządź nam losy,
Rad pośród ludu przebywaj Kwiryna,
Niech cię zbyt szybko nie kusi w niebiosy
Nasza przewina.
Zrządź nam tryumfy, złam zastępy wraże,
Bądź ty nam ojcem i bądź nam ostoją,
15/166
Niech huf nasz Medów rozgromi,
Cezarze,
Pod wodzą twoją.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
3. Niech cię prowadzi Cypru
bogini...
(Sic te diva potens Cypri)
Niech cię prowadzi Cypru bogini,
Święcą Heleny bracia, dwie gwiazdy;
Eol niech wiatry więżąc w jaskini
Dmucha Japigiem w ciągu twej jazdy.
Okręcie! Grzbiet twój drogi skarb bierze,
Mego Wirgila zdrowie i głowę;
Tam, na attyckie nieś go wybrzeże,
Ochraniaj duszy mojej połowę.
Potrójną miedzią pierś miał okutą,
Kto się odważył najpierwszy pływać
16/166
Kruchą po morskich odmętach szkutą,
Do walki sprzeczne z sobą wyzywać
Wichry afryckie z wichrem północnym:
Kto o Hyady nie pytał wcale,
Gardził na Adrii Notem wszechmocnym,
Co jak chce, głaszcze lub wzdyma fale.
Taki czy śmierci jakiej się zlęknie,
Jeśli suchymi patrzy oczyma
W potwory morskie, w bałwan gdy pęknie
Lub w epirockich skalisk olbrzyma?
Na próżno Bóg sam w mądrości swojej
Oceanami lądy przegradza:
Bezbożność nasza nic się nie boi,
Człowiek po wodach łodziami chadza.
Ród nasz praw bożych nieprzyjacielem;
Ile w ślepocie zgładził ich, nie wie:
Syn Jafetowy chytrym fortelem
17/166
Wynosi z nieba ognia zarzewie.
Po tej kradzieży w niebieskich progach
Spadły na ziemię złych chorób roje
I śmierć, tak niegdyś leniwa w nogach
Konno wyprawia się na rozboje.
Dedal skrzydłami w powietrze rwie się,
Choć – ludzie – pierzem nie porastamy...
I tyś do piekieł szedł, Herkulesie,
Acherontowe rozwalać bramy.
Śmiertelnikowi wszystko dostępne,
Głupstwem do nieba szturmować gotów;
Lecz na zapędy takie występne,
Jowisz ma dosyć gromów i grzmotów.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
4. Puściły lody, miłą wiatr
sprowadził wiosnę...
18/166
(Solvitur acris hiems grata vice veris et
Favoni)
Puściły lody, miłą wiatr sprowadził
wiosnę;
Na falach zakołysał się statek spuszczony.
Już na świeżą ruń bydło wybiegło
radosne,
Oracz z pługiem wyruszył, pól nie srebrzą
szrony.
A skoro księżyc wzejdzie, wodzi swoje
chóry
Wenus, Gracje z Nimfami śnieżystymi
stopy
W krąg pospołem pląsają rade, gdy
ponury
Wulkanus zwiedza groty, gdzie kują
Cyklopy.
Teraz skronie nam owić w mirtowe
zielenie
19/166
Albo w zwolonej ziemi pierwsze kwiecie
świeże,
Teraz-że nam dla Fauna w lubych gajów
cienie
Zanieść owcę lub kozia we winnej ofierze.
Jedna Śmierć i nędzarzom rozwiera
wierzeje,
I w zamki królów wkracza. A choć żeś
szczęśliwy,
Życie krótkie nam wzbrania długą śnić
nadzieję.
I ciebie noc ogarnie, i zejdziesz na niwy,
Sestyusie, Plutona. A kto raz tam
wchodzi,
Nie rzuca już śród biesiad o pierwszeńst-
wo kości,
O Licydasa nie dba tak miłego młodzi,
Do którego wraz dziewki rozpłoną
w miłości.
20/166
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
5. Co za chłopiec w róż wieńcu, wys-
mukłej postaci...
(Quis multa gracilis te puer in rosa)
Co za chłopiec w róż wieńcu, wysmukłej
postaci,
Wonnym zroszon kadzidłem głowę dla cię
traci
W ustroni twej uroczej?
Dla kogo puszczasz włos płowych
warkoczy,
Prosta w stroju? Hej, stokroć opłacze
odmianę
Wiary twojej i przysiąg, jak na rozhukane
Wichurą morskie wały
Poglądać na cię będzie on zdumiały.
21/166
Z tobą rozkoszując się łatwowiernie
mniema,
Że naprawdę innego w sercu twoim nie
ma,
Ufa w twoje kochanie,
Nie wie o złudnej pogody odmianie.
Biedny, kto z dobrą wiarą bierze twe
ponęty!
Świadczy obraz wotywny, co chram zdobi
święty,
Żem szatę, jak rozbitki,
Mórz bogu ofiarował przemokłą do nitki.
(Tłum. Lucjan Rydel)
6. Niech Warius, dziedzic
Homerowej lutni...
(Scriberis Vario fortis et hostium)
Niech Warius, dziedzic Homerowej lutni,
Sławi twe boje rymami ze stali,
22/166
Niech powie w gromkiej pieśni, jak
okrutni
Żołnierze twoi wrogów zwyciężali.
Moja, Agryppo, muza się nie waży,
Skromna, zaciekłość opiewać Pelidy,
Podróż Ulissa o dwuznacznej twarzy
I dom zbrodniczy krwawego Atrydy.
Lękliwej lirze mej nie pozwoliły
Muzy twe wielkie opowiadać czyny,
Gdyż nie zdołają słabe moje siły
Twe i Cezara pomnożyć wawrzyny.
Marsa stalową któż opisze zbroję?
Czyja nam lutnia opowie natchniona
Równego bogom Dyomeda boje,
Pyłem trojańskim czarnego Meriona?
Ja śpiewam uczty wpośród druhów
grona,
23/166
Dziewcząt z chłopcami zatargi
niekrwawe,
Zawsze lekkoduch: czy z miłości kona
Serce, czy Cypru bóstwo mi łaskawe.
(Tłum. Józef Czarnowski)
7. Rodos lub Mitylenę niech inni
sławią wymownie...
(Laudabunt alii claram Rhodon aut
Mytilenen)
Rodos lub Mitylenę niech inni sławią
wymownie,
Albo dwumorską Koryntu warownię,
Albo Teby, gdzie Bakchos, Delfy, gdzie
władnie Apollin,
Efez lub Tempe, królową wszech dolin.
Inny zasię jedynie miasto dziewiczej Min-
er wy
Będzie pieśniami wysławiał bez przerwy,
24/166
Rwąc oliwne gałązki, by nimi zdobić swe
skronie.
Wielu zaś, hołdy składając Junonie,
Wielbi bogate Mykeny i Argos, gdzie
słynie chów źrebców.
Ja nie zaliczam się do tych pochlebców.
Nad bogatą Laryssę, nad Spartę inny
mam wybór,
Bo mię lesisty zachwyca Tibur,
Gdzie Albunei źródła, Anienu grzmią
wodospady,
Gdzie nad zdrojami zielenią się sady.
Planku! Nie zawsze słoty w morskim
przychodzą nam wietrze:
Czasem też z niebios i chmury on zetrze.
Takoż i ty, mój mędrcze, we własne zad-
umy zasłuchan,
25/166
Przestań się smucić! Niech wina
roztruchan
Znoje żywota osłodzi, zarówno w obozie,
gdy chrzęsty
Słyszysz oręża, czy wnijdziesz w cień
gęsty
Gajów swego Tiburu. Gdy Teukr gniew
ściągnął ojcowski
I z Salaminy uchodził, swe troski
Topiąc w winie, z gałązek wieńce na sk-
ronie swe uwił
I do strapionych tak druhów przemówił:
„Gdzie los, od ojca łaskawszy, powiedzie,
gdzie szczęście dopisze,
Pójdziem, wierni, tam wraz, towarzysze!
Nie rozpaczać! Teukr wodzeni i Teukr
wróżbitą wam będzie.
Febus dał bowiem niemylne orędzie,
26/166
Że Salamina druga w nowej powstanie
ziemicy.
Wszakżeście ze mną wraz, wojownicy,
Gorsze już losy przeżyli. Więc smutek
utopmy dziś w winie.
Jutro – znów pomkniem po morskiej
głębinie!”
(Tłum. Józef Birkenmajer)
8. Lidio! Na bogi wieczne...
(Lydia, dic per omnes)
Lidio! Na bogi wieczne
Powiedz, czemu miłością swą
Chcesz Sybarysa zgubić?
Czemu rzucił słoneczne
Pole ćwiczeń, gdzie w znoju zwykł
Siłą się męską chlubić?
Czemu to dziś mu zbrzydła
27/166
Jazda konna i zbrojny szyk?
Czemu gallijskich koni
Nie chce w twarde wędzidła
Kiełzać? Czemu się boi tknąć
Mętnej Tybrowej toni?
Czemuż oliwy płynnej
Tak się brzydzi, jak jadu żmij?
Czemu to nie ujawni
Swojej zręczności słynnej –
On, co rzucał za metę dysk,
Bronią się parał dawniej?
Czemuś go nam ukryła,
Jako morskiej Tetydy syn
W głuchej gdzieś żył kryjówce,
Żeby rycerska siła
Nie poniosła go w krwawy bój,
28/166
Między trojańskie hufce?
(Tłum. Józef Birkenmajer)
10. Merkury, wnuku Atlanta
wymowny...
(Mercuri, facunde nepos Atlantis)
Merkury, wnuku Atlanta wymowny,
Coś pierwszych ludzi obyczaj surowy
Zmiękczył przez zacnej palestry ćwiczenia
I przez dar mowy!
Gończe Jowisza i bogów, rodzicu
Lutni wygiętej! Chcę dziś śpiewać ciebie,
Coś wszelką zdobycz skryć zręcznym
fortelem
Umiał w potrzebie.
Gdy groźnym głosem straszył cię Apollo,
Żeś nie chciał oddać ukradzione woły,
29/166
Skradłszy mu kołczan boga gniew
zmieniłeś
W uśmiech wesoły.
Pod twoją wodzą opuściwszy Troję
Atrydów Pryam oszukał bogaty,
Omylił wrogów i bez szkody minął
Tessalskie czaty.
Tłum lekkich duchów rózgą karcisz złotą
I dusze zbożne w szczęsne wiedziesz
progi,
Mile cię widzą i bóstwa podziemne,
I górne bogi.
(Tłum. Józef Czarnowski)
11. Nie pytaj próżno, bo nikt się nie
dowie...
(Tu ne quaesieris, scire nefas, quem
mihi, quem tibi)
30/166
Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie,
Jaki nam koniec gotują bogowie,
I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.
Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się
zdarzy.
A czy z rozkazu Jowisza ta zima,
Co teraz wichrem wełny morskie
wzdyma,
Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy
Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży,
Nie troszcz się o to i... klaruj swe wina.
Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.
Więc łap dzień każdy, a nie wierz ni
trochę
W złudnej przyszłości obietnice płoche.
(Tłum. Henryk Sienkiewicz)
12. Jakiegoż męża, herosa,
uświetni...
(Quem virum aut heroa lyra vel acri)
31/166
Jakiegoż męża, herosa, uświetni
Pieśń twoja, Klio, przy lirze czy fletni?
Jakiegoż boga? I czyjąż to sławę
Echo ciekawe
Helikonowi przekaże chłodnemu
Lub szczytom Pindu, albo śniegom
Hemu,
Skąd wiódł za sobą lasy – acz bez
przewag –
Orfeusz śpiewak,
Który, swej matki darami wspomagan,
Umiał powstrzymać nurt wód i huragan
I umiał rzeszę oczarować drzewną
Lutnią swą śpiewną?
Nad ojca bogów kogóż w mojej pieśni
Zwykłą pochwałą wysławić mam
wcześniej?
On stale rządzi, w każdej zmiennej porze,
32/166
Lądy i morze.
Nie masz, kto byłby ponad niego wyższy,
Nikt i w podobnej chwale nie zasiada.
Lecz przecie po nim zaszczyt niech
najbliższy
Bierze Pallada,
Śmiała do boju. Potem wspomnę ciebie,
Bakchu, i łowów dziewiczą boginię,
I twoje imię, strzałą groźny Febie,
Sławnym uczynię.
Wspomnę Alcydę i dwóch synów Ledy:
Jeden z nich pięściarz, a drugi – mistrz
jazdy:
Kiedy zaś błysną ich promienne gwiazdy
Żeglarzom, wtedy
Opada fala, co biła o głazy,
33/166
Wichry ucichną, tłum chmur się
rozpierzchnie,
I wygładzają bóstw jasnych rozkazy
Morską powierzchnię.
A po nich co wpierw opiewać?
Czy ciche Numy królestwo? Tarkwiniusza
pychę?
Czy Romulusa? Czy też śmierć Katona,
Co tak wsławiona?
I oto w pieśni rozgłoszę zaszczytnej
Czyn Regulusa i Skaurów ród bitny,
I Paula, który życie oddał hojnie
W punickiej wojnie.
Też Fabrycjusza i Kamilla wspomnę
I brodatego Kuriusza, przez skromne
Życie na roli i trud nie bez znoju
Zdatnych do boju.
34/166
Jak drzewo, w wieki zamierzchłe się pleni
Sława Marcellów: błyszczy nad
wszystkiemi
Gwiazda Juliuszów, jak śród gwiazd
tysiąca
Światło miesiąca.
Ojcze i stróżu gromady człowieczej,
Synu Saturna! Wszak zlecon twej pieczy
Jest los Cezara! Rządź nas, twoje sługi,
A Cezar drugi!
Czy to w tryumfie powiedzie, jak
brańców,
Partów, tych naszych ciemięzców
przebiegłych,
Czy Indyjczyków i Serów, od krańców
Wschodu odległych,
On będzie świata władcą – opiekunem
Drugim po tobie. Ty, zbrojny piorunem,
35/166
Wjedziesz na Olimp, ku złych ludzi
grozie,
Na wielkim wozie.
(Tłum. Józef Birkenmajer)
13. Gdy przy mnie głosisz
pochwałę...
(Cum tu, Lydia Telephi)
Gdy przy mnie głosisz pochwałę,
Lidio, że Telef różaną ma szyję,
Telef ramiona ma białe,
Biada! Żółć wzbiera i do trzew mi bije,
Blednę, staję nieprzytomnie
I łza ukradkiem spływa mi po twarzy;
Łza ta niechaj świadczy o mnie,
Jak na samą myśl żar mnie wolny praży,
Iż wśród pijatyk – zatargi
Skaziły może blask twych ramion śnieżny,
Albo że zębem ci wargi
36/166
Naznaczył w szale młokos ten lubieżny.
Jeśli posłuchasz przestrogi,
W stałość nie ufaj dzikiego przechery,
Co pocałunek twój błogi
Skrwawił, nektarem zaprawny Wenery.
Trzykroć i stokroć szczęśliwi,
Którzy niezłomnym węzłem się złączyli.
Gorzkich niesnasek nie żywi
Miłość, co przetrwa do ostatniej chwili.
(Tłum. Lucjan Rydel)
15. Gdy pasterz wiarołomny
po morskiej głębinie...
(Pastor cum traheret per freta navibus)
Gdy pasterz wiarołomny po morskiej
głębinie
Na łodziach mknął idejskich z Heleną
porwaną
37/166
Wówczas, gdy w jej pałacu przebywał
w gościnie,
Nereus ciszę sprowadził nieoczekiwaną
I straszne głosił wróżby: „Pod złymi ty
znaki
Wiedziesz w gród swój niewiastę,
po którą wyruszy
Złączona Grecja z wojów mnogimi
orszaki
I śluby twe wraz z tronem Pryamowym
skruszy...
Hej, jakiż znój tam czeka i mężów,
i konie,
Jak sroga grozi Troi przez ciebie zagłada!
Oto rydwan i puklerz, i szyszak
na skronie
Gotuje – i wojenny szał wznieca Pallada.
Próżno ty, ufny w pomoc Wenery i siłę,
38/166
Trefić będziesz swe pukle i przy lutni
dźwięku
Zawodzić słodkie pienia, białogłowom
miłe;
Próżno unikać będziesz wojennego
szczęku,
Kretyjskich strzał i włóczni, w komnatach
ukryty;
Próżno będziesz uchodził przed szybką
pogonią
Ajasa, bo choć późno, biada ci, zabity
Legniesz w zbroczonym prochu rozpust-
niczą skronią.
Nie przeczuwasz Odyssa, który grób
zgotuje
Twej ojczyźnie, nie widzisz z Pylos
bohatera?
Oto cię salamiński śmiało atakuje
Teucer, oto Stenelus na ciebie napiera,
39/166
Wojownik doświadczony, a także
w potrzebie
Do kierowania końmi ochoczy woźnica.
Poznasz także Meriona, a oto znów ciebie
Dopaść chce Dyomedes, lepszy
od rodzica.
Jak jeleń rzuca paszę i zmyka
z pośpiechem,
Gdy wilka z drugiej strony zobaczy
w parowie,
Tak ty przed owym umkniesz z zapartym
oddechem,
Lubo nie tak przyrzekłeś swojej
białogłowie.
Gniew Achillesa Troi opóźni ruinę
I niewiastom frygijskim odwlecze dzień
skonu,
40/166
Lecz gdy Los przeznaczoną wybije
godzinę,
Zniszczy grecka pożoga potęgę Ilionu”.
(Tłum. Józef Zawirowski)
18. Nim inne drzewa, pierwej ścięty
szczep winnicy...
(Nullam, Vare, sacra vite prius severis
arborem)
Nim inne drzewa, pierwej ścięty szczep
winnicy
Zasadź tu, w tyburyńskiej wdzięcznej
okolicy,
Pod murami Katyla. Trzeźwych Pan Bóg
karze,
Że mają myśli chmurne. Ty pijąc, mój
Warze,
Zbędziesz zgryzot. Bo kto z nas napiwszy
się wina
41/166
O nędzach i o klęskach bitw nie
zapomina?
Komu nie milszy Bachus lub cudna
Wenera?
Lecz, że często człek miarę w libacjach
przebiera,
Przestrogą niech mu będzie ów bój, kiedy
spity
Centaur za łby się wodził z pjanymi
Lapity;
Przestrogą Ewius, wiecznie Sytońcom
niechętny,
Których gdy szał pijaństwa porwie
namiętny,
Tracą miarę i gwałcą świętości zakazu.
Nie chcę cię, Bassareju, obrazić ni razu,
Byłeś wstrzymał wrzask kotłów i fry-
gijskich rogów.
Za nimi wielomówstwo, pycha, rój
nałogów
Idą; za nimi zdrada święte tajemnice
42/166
Jak szkło przejrzyste robi, wywraca
na nice.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
19. Sroga matko Kupidyna...
(Mater saeva Cupidinum)
Sroga matko Kupidyna
I ty, synu Semeli, waszać to jest wina,
Że w mej lubieżności krewkiej
Znów mnie gnacie z powrotem do tej
ślicznej dziewki.
Do Glicery wdzięków płonę,
Co są jakby z paryjskich marmurów
toczone,
Płonę do pysznej urody,
Do twarzy, w którą patrzeć nie można bez
szkody.
Rzuciwszy Cypru wybrzeża
43/166
Wenus na mnie wszystkimi siłami
uderza,
O Scytach mi śpiewać broni,
O Partach, co wojują nawróciwszy koni,
O czym bądź... Tu darnie świeże,
Różdżek, chłopcy, kadzidła dać mi
ku ofierze,
Dwuletniego wina w czarze.
Obiatę dam – chętliwsza może się okaże.
(Tłum. Lucjan Rydel)
23. Jako sarenka za matką
trwożną...
(Vitas inuleo me similis, Chloe)
Jako sarenka za matką trwożną
Uciekasz, Chloe, przede mną w bór,
Za matką, na lada szelest ostrożną,
Na lada wiatru szumiący wtór.
44/166
Matce, czy wietrzyk w wiosenny dzień
Zaszumi liściem, czyli to w krzach
Jaszczurka trawki pochyli pień,
Już bije serce, zdejmie ją strach.
Jam ci nie tygrys przecie ni lew,
Mojej się, dziewko, nie bój pogoni!
Odejdź już matki, bo ci już krew
Liczko dojrzałe dla męża płoni.
(Tłum. Włodzimierz Tetmajer)
24. Ani się wstydzi, ani nie zna
końca...
(Quis desiderio sit pudor aut modus)
Ani się wstydzi, ani nie zna końca
Żałość za druhem zmarłym bolejąca.
Owo mi, słodkogłosa Melpomeno,
Płacz zanuć jeno.
Więc Kwintiliusa pojął sen niezbyty,
45/166
Choć był on cnotą, sławą znamienity,
Chociaż nie dorósł nikt mu w równej
mierze
W prawdzie i wierze?
Żałobą ciężką wszyscy się okryli,
Najboleśniejszą snadź o ty, Wergili,
A próżnoć prosić, aby los on srogi
Zmieniły bogi.
Byś go przyzywał pieśni dźwięczniejszemi
Niżeli Orfeusz, nie wrócisz go ziemi.
Krew już nie wróci żywa na oblicze
Cienia zwodnicze,
Gdy go Merkury dotknie różdżką rączy
I do orszaku cichych dusz dołączy.
Żeśmy bezsilni, znieść spokojnie trzeba,
Co dały nieba.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
46/166
25. Coraz to rzadziej młodzieńcy
bezczelni...
(Parcius iunctas quatiunt fenestras)
Coraz to rzadziej młodzieńcy bezczelni
Budząc cię ze snu w okna twe łomocą.
Drzwi twe do progu dziś o wiele szczelniej
Przywarły nocą.
A dawniej luźno chodziły wrzeciądze!
I coraz rzadziej słyszysz to śpiewanie:
Lidio!
Gdy ja tu sam w noc długą błądzę,
Ty śpisz, kochanie?
W zamian – zapłaczesz na młokosów
dumnych,
Jako staruszka, w zaułków pustkowiu,
Gdy szaleć będzie sfora wichrów
szumnych
Nocą na nowiu.
47/166
A wtedy żądza tobą miotać zacznie,
Szalona, niczym chuć ciężarnych kobył.
Nie stłumisz jęku, który nieobacznie
Z serca się dobył:
Że młódź wesoła więcej ma korzyści
Z zielonych bluszczów i mirt płowy ceni;
Nie dba, iż lecą chmary zeschłych liści
Z wichrem jesieni.
(Tłum. Józef Birkenmajer)
28. Lądy-ś zmierzył, Archyto,
i głębiny morza...
(Te maris et terrae numeroque carentis
harenae)
Lądy-ś zmierzył, Archyto, i głębiny morza
I niezliczonych piasków suche łoża;
Za to garść marną ziemi masz, maleńkie
myto,
48/166
Tu pod Matynem. I cóż stąd, Archyto.
Żeś strop zbadał niebieski i świat
przebrnął duchem?
I tak paść miałeś pod śmierci obuchem!
I Pelopsa zmarł ojciec, gość na ucztach
bogów,
I Tyton wzięty do niebieskich progów,
I Jowisza powiernik, Minos. Wszedł
w podziemie
Nawet Pytagor, Pantoosa plemię,
Po raz wtóry, choć tarczą, co pomni
Trojany,
Świadcząc się, zdjętą ze świątyni ściany,
Nic czarnej nie dał śmierci prócz ciała
i skóry,
Badacz sumienny prawdy i natury.
Wszystkich wspólna noc czeka, nikogo
nie minie
49/166
Droga ostatnia ku śmierci krainie.
Junaka szał na Marsa igrzysko pogania,
Żeglarza morze łakome pochłania;
Mrą starcy, mrą młodzieńcy, śmierć
o wiek nie pyta,
Wszystkich okrutna Prozerpina chwyta.
I mnie wściekły w illirskiej Not pogrążył
toni,
Co za zniżonym Oryonem goni:
Żeglarzu, nie skąp piasku i garścią choć
małą
Lotnych ziarenek przysyp moje ciało!
Za to Eur, miast grozić hesperyjskiej fali,
Las wenuzyjski rozburzy i zwali,
Ty zdrów będziesz i Jowisz sprawiedliwy
za to
Pewnie cię hojną nagrodzi zapłatą
50/166
I Neptun, co w opiece ma Tarent, gród
święty.
Czy nie wiesz, człecze, że twój grzech
przeklęty
Na biednych kiedyś dziatkach odbije się
srogo
I ty sam jeszcze zapłacisz zań drogo
W podobnym memu razie? Klątwa to ma
sprawi
I nic cię, żadna ofiara nie zbawi.
Śpieszno ci? Za tę chwilę niebo się nie
zwali:
Rzuć piaskiem trzykroć – i płyń sobie
dalej!
(Tłum. Jan Czubek)
29. Więc ci, mój Ikcy, spać nie daje
złoto...
(Icci, beatis nunc Arabum invides)
51/166
Więc ci, mój Ikcy, spać nie daje złoto
Szczęsnych Arabów i pałasz ochotą
Tłuc nieugiętych Sabów pany
I groźnym Medom kuć kajdany?
Już widzę brankę, jak w niewolnej szacie
Kornie ci służy po kochanka stracie,
Jak z lśniącym włosem cud-pacholę
Wino nalewa przy twym stole,
Co na ojcowskim łuku wprzód umiało
Napinać strzałę. Dziś już twierdzę śmiało,
Że potok w górę po dolinie,
Że żółty Tyber wstecz popłynie,
Gdy ty Paneta zakupione księgi,
Cały Sokrata kram, owoc mordęgi,
Chcesz na hiberskie mieniać blachy.
Gdzież to dziś górne twe rozmachy?
(Tłum. Jan Czubek)
52/166
30. O Wenus, Knidu i Pafu...
(O Venus regina Cnidi Paphique)
O Wenus, Knidu i Pafu królowo,
Porzuć Cypr ulubiony i zstąp do świątyni,
Gdzie Glycera, zwąc ciebie, z kadzideł
wciąż nową
Ofiarę czyni.
Niech spieszy z tobą i syn z strzałą
w ręku,
I Gracje z rozwianymi przepaski, nimf
chóry,
I Młodość, co bez ciebie pozbawiona
wdzięku,
I sam Merkury.
(Tłum. Adam Asnyk)
31. Czegóż ma żądać wieszcz...
(Quid dedicatum poscit Apollinem)
53/166
Czegóż ma żądać wieszcz od Apollina
W dniu poświęcenia mu chramu;
O co się modlić, kiedy czaszę wina
Wylawszy, ofiarę da mu?
Wzdy nie o żniwa ze sardyńskich włości
Nie o kalabryjskie trzody,
Ni złoto Indów i słoniowe kości,
Lub smugi, gdzie Liru wody
Cieką leniwo. Niech tam nożem krzywym
Obrzyna grona winnicy,
Kto się dziedzicem winnic zwie
szczęśliwym;
Niech kupiec w złotej szklanicy
Łyka sok winny, co go za towary
Syryjskie dostał, i częściej
Niż trzykroć w roku atlanckie obszary
Opływa, a Bóg mu szczęści.
54/166
Dla mnie oliwki, sałata, ślaz lekki,
Wystarczą aż nadto, byle
Swej mi Apollo nie skąpił opieki
I chował w zdrowiu i sile.
Synu Latony, pozwól mi wesoło
Żyć na tej, co mam, chudobie,
Daj starość znośną i pogodne czoło
I lutnię o każdej dobie.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
32. Jeżelim kiedy z tobą...
(Poscimur: si quid vacui sub umbra)
Jeżelim kiedy z tobą w cieniu drzewa
Nucił piosenki, co nie pomrą wcześnie,
Niech mi twa struna teraz we wtór śpiewa
Łacińskiej pieśnie,
Lutnio ty wdzięczna, której pierwszy imał
55/166
Mąż z Lesbos sławny, co śród szczęku
broni,
Albo gdy pewny port mu flotę strzymał
Na cichej toni,
Śpiewał Bakchusa i Muzy ochoczy,
Dźwięcznymi Wenus z synem śpiewał
głosy,
Śpiewał Likusa, co miał czarne oczy
I czarne włosy.
Ozdobo Feba i wszem bogom w niebie
Miła, co znoje osładzasz łagodnie,
Bywaj mi, lutnio, ilekroć ja ciebie
Przywołam godnie.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
33. Porzuć, Albiusie...
(Albi, ne doleas plus nimio memor)
Porzuć, Albiusie, żałość swą przesmutną,
56/166
Porzuć elegie łzawe na okrutną
Glicery zdradą, iże wziął ci młodszy
Twój skarb najsłodszy.
Próżno Likoris płacze pięknoczoła,
Cyrusa w sobie rozkochać nie zdoła.
Foloi pragnie on, lecz wpierw się stanie,
Że z wilkiem łanie
Zlegną, nim jego Foloe pokocha.
Taka-ć jest Wenus, co umyślnie, płocha,
Pod jarzmo różne i ciała, i dusze
Śle na katusze.
Lepsza mnie miłość wołała: kajdany
Przecie Mirtali słodkimi-m skowany,
Co sroższa niźli morze, co uderza
W Kalabrii brzeża.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
34. Rozumkowania uwiedziony...
57/166
(Parcus deorum cultor et injrequens)
Rozumkowania uwiedziony szałem,
Jam wypowiedział służbę moim bogom;
Dziś błąd poznawszy, żagle pozwijałem
I znowu wracam ku dawniejszym
drogom.
Bo Diespiter, co zwykle ognistym
Gromem rozcina obłoków całuny,
Przebiegł w tej chwili po błękicie czystym
W wozie, niesionym przez grzmiące
tabuny.
Od tego huku zatrząsł się ląd stały,
Zadrżały w łożach rzeki swawolnice,
Styks i Tenaru wstręt budzące skały,
I Atlas, światu dany za granice.
Dumne wielkoście Bóg poniża czasem,
A w górę dźwiga proch upokorzony:
Jednym Fortuna z niezmiernym hałasem
58/166
Zrywa, a drugim rozdaje korony.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
35. Bogini, która Ancjum...
(O diva, gratum quae regis Antium)
Bogini, która Ancjum trzymasz w pieczy,
Która z najniższych głębin los człowieczy
Możesz podźwignąć albo dumne dźwięki
Tryumfu zmienić w pogrzebowe jęki!
Ubogi rolnik modli się w pokorze
Do ciebie, oraz żeglarz, gdy przez Morze
Egejskie nawą bityńską żegluje,
Bo i na morzu twa władza panuje.
Ciebie Scyt płochy i Daki zacięte,
Miasta, narody, Lacjum nieugięte,
Ciebie się matki dzikich władców boją
A dumny tyran drży przed mocą twoją,
59/166
Byś nie skruszyła potężnej kolumny
Swawolną stopą oraz by lud tłumny
Do broni gnuśnych nie wezwał, do broni,
I berła z groźnej nie wytrącił dłoni.
Przed tobą sroga Konieczność wciąż
bieży,
Która w spiżowej dłoni kliny dzierży,
Gwoździe belkowe i hak zaostrzony,
A także ołów niesie roztopiony.
Czci cię Nadzieja i tak rzadka ninie
W białej sukience Wierność w twej
drużynie
Przebywa nieraz, choć zmieniwszy szatę,
Gniewna opuszczasz pałace bogate.
Lecz tłum fałszywy, kochanka niegodna
I przyjaciele chytrzy, gdy już do dna
Wypili dzbany, pierzchają co prędzej,
Aby nie dźwigać wspólnie jarzma nędzy.
60/166
Ocal w pochodzie po brytańskiej ziemi
Cezara razem z kohorty dzielnemi
Młodzi, co całą wschodnią świata stronę
Trwogą napełnia po Morze Czerwone.
O, wstyd nam braci, wstyd tych blizn
i zbrodni!
Bo przed czym-śmy się cofnęli niegodni?
Czego się nie tknął nasz ród
zatwardziały?
Od czego ręce młodych się wstrzymały
Z trwogi przed bóstwem? Jakież
oszczędzono
Ołtarze? Obyś na nowo stępioną
Broń poostrzyła i zwróciła groty
Na Massagetów i Arabów roty.
(Tłum. Józef Zawirowski)
37. Teraz należy wina...
61/166
(Nunc est bibendum, nunc pede libero)
Teraz należy wina wychylać puchary,
Teraz pląsać swobodnie wolno nam,
druhowie.
Teraz czas przyszedł, aby salijskie ofiary
Zastawić, ozdabiając nimi bóstw
wezgłowie.
Przedtem się nie godziło dobywać Cekuba
Z ojcowskich piwnic, kiedy ojczyźnie
groziła
Oraz Kapitelowi ruina i zguba,
Którą królowa pełna szału przynosiła
Z tłumem mężów, mających oszpecone
ciała.
Oszołomiona bowiem wskutek
powodzenia
Nadziei swoich w karby ująć nie umiała.
Ale się wnet zuchwałe rozwiały marzenia,
62/166
Gdy ledwie jeden okręt ocalał z pożogi,
A umysł, mareockim nektarem pijany,
Otrzeźwił wreszcie Cezar i nabawił
trwogi,
Kiedy, fatalną stworę chcąc zakuć
w kajdany,
Za zmykającą śpiesznie od italskich
brzegów
W pogoń się na okrętach puścił; tak
napada
Myśliwiec na zająca wśród hemońskich
śniegów
Lub jastrząb na gołębi bojaźliwe stada.
Ale ona szlachetniej zakończyć chcąc
życie
Ani zwyczajem niewiast nie drżała
w obawie
Na widok dobytego miecza, ni też skrycie
63/166
Nie uciekła w daleki świat na szybkiej
nawie,
Lecz ważyła się patrzeć z pogodnym
obliczem
Na swój upadający pałac oraz śmiało
W dłoń wzięła straszne węże, nieulękła
niczem,
Aby zabójczym jadem zatruły jej ciało.
Tym jest śmielsza, że sama śmierć sobie
obrała,
Bowiem tryumfalnego, dumnego
pochodu
I wrogich liburnijskich naw zdobić nie
chciała
Jako branka, niewiasta nie z lichego
rodu.
(Tłum. Józef Zawirowski)
64/166
Księga druga
1. Burdy domowej wszczętej...
(Motum ex Metello consule civicum)
Burdy domowej wszczętej za Metella
dzieje,
Jej najgłębsze przyczyny, błędy i koleje,
Losu szyderstwo i złowieszcze
Związki możnych i mokre jeszcze
Miecze od krwi, co dotąd pomsty w niebo
krzyczy
Trud bierzesz na się, pełen hazardu,
zwodniczy:
Stąpasz po wierzchu, a tam dołem
Żary pod zdradnym tlą popiołem.
Czas niejaki w teatrze ustaną zabawy
Surowej Muzy; potem, gdy ojczyste
sprawy
Opiszesz, wielkie znów zadanie,
Koturn przed tobą grecki stanie
I ta co winnych broni, w senatorskim
gronie
Zdumiewa twa wymowa, drogi Pollijonie,
Któremu wieniec wiecznej chwały
Tryumf dalmacki dał wspaniały.
Hej, już słyszę, jak trąby, towarzyszki
trwogi,
Brzmią pobudką bojową, krzywe grają
rogi,
Błysk oręży płoszy rumaki,
Strach na mężne pada junaki.
Ducha wielcy szeregom dodają hetmani,
66/166
Kurzawą i zaszczytnym prochem
ubrukani;
Padł w proch okrąg świata ogromny,
Karku Katon nie zgiął niezłomny.
Bezsilna w pomście Juno z przyjaznymi
bogi
Opuściła Afrykę w dniach klęski i trwogi;
Dziś zwycięzców wnuki za karę
Daje Jugurcie na ofiarę.
Na łanach, krwią latyńską użyźnionych
hojnie,
Groby smutno tej świadczą bratobójczej
wojnie;
Huk rozwalonej w proch i w gruzy
Hesperii dotarł aż do Suzy.
Któryż strumień nie widział, który nurt
głęboki
67/166
Tych bojów opłakanych? Których mórz
zatoki
Nie zrumieniły nasze rany,
Który kąt naszą krwią nie zlany?
Lecz dość, Muzo swawolna; nie tobie
zuchwale
Słabym tchem ciężkie nucić Symonida
żale.
W dionejskiej cieniu pieczary
Lżejszy dobywaj ton z cytary!
(Tłum. Jan Czubek)
2. Nie świeci srebro...
(Nullus argento color est avaris)
Nie świeci srebro w skąpej skryte ziemi,
Kryspie, coś wrogiem marnego dobytku,
Chyba że blaski jaśnieje godnemi
W mądrym użytku.
68/166
Żyć Prokulejus będzie w długie lata,
Znany ze swojej miłości do braci;
Wieczna go sława unosi skrzydlata,
Co piór nie traci.
Kiedy swą żądzę powściągniesz sam
w sobie,
Większy-ś jest władca, niż gdyby-ć
przydana
Libia i Gades, i Kartagi obie
Słychały-ć pana.
Wodna puchlina, gdy jej człek pobłaża,
Roście, pragnienie nie zgaśnie, aż cała
Chorość wodnista, co żyły zaraża,
Nie ujdzie z ciała.
Przywróconego na tron Cyrusowy
Cnota nie mieni szczęsnym w blaskach
dumy
Snadź Fraatesa, oduczając mowy
69/166
Fałszywej tłumy,
A temu daje i berło, i trony,
Temu jedynie słuszny wawrzyn w chwale,
Co stos mijając złota niezmierzony
Nie baczy wcale.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
3. Pomnij zachować umysł...
(Aequam memento rebus in arduis)
Pomnij zachować umysł niezachwiany
Pośród złych przygód i od animuszu
Zbyt zuchwałego wśród pomyślnej
zmiany
Chroń się, gdyż umrzesz, Deliuszu.
Umrzesz, czy smutny przeżyjesz wiek
cały,
Czy na trawniku zacisznym zasiądziesz
Na dni świąteczne i z piwnic wystały
70/166
Swój Falern zapijać będziesz.
Gdzie biała topol z sosną rozrośniętą
Chętnie swe cienie gościnnie zespala,
Gdzie wstrząsać brzegu kotliną wygiętą
Pierzchliwa sili się fala,
Tam rozkaż przynieść i wina, i wonie,
I kwiaty róży, tak krótkiej trwałości,
Póki wiek, mienie i trzech prządek dłonie
Tej ci dozwolą radości.
Ziem skupowanych ustąpisz i domu,
I willi, którą żółty Tyber myje;
Ustąpisz: bogactw spiętrzonych ogromu
Dziedzic twój potem użyje.
Czyś bogacz, plemię Inachusa stare,
Czyś biedak, wyszły z warstw najniższych
łona,
Nie ma różnicy: pójdziesz na ofiarę
71/166
Bezlitosnego Plutona.
Wszyscy zdążamy tamże: wszystkim
z urny,
Prędzej czy później, jeden los wychodzi:
I w kraj wiecznego wygnania pochmurny
Na smutnej wyśle nas łodzi.
(Tłum. Adam Asnyk)
5. Jeszcze nie zdoła...
(Nondum subacta ferre iugum valet)
Jeszcze nie zdoła jarzma zdźwignąć
przecie
Na zgiętym karku ani orce zdzierży,
Jeszcze ciężaru nie strzyma na grzbiecie
Stadnika, który z chucią na nią bieży.
Jałoszka twoja na zielonej łące
Lubi pohasać, lubi chłodne wody,
Kędy pragnienie gasi w dni gorące,
72/166
Lubi igraszki psotne młodej trzody.
Zbądź się twej żądzy: nie dojrzały-ć
grona;
Ale czas przyjdzie, że w krasnej jesieni
Dojdą owoce i dzisiaj zielona
W czerwoną źrałość się jagoda zmieni.
Sama cię zechce. Bo czas płynie chyży
I ile-ć ujmie, tyle lat jej doda.
Owo już śmiało dziewczę się przybliży,
Męża poszuka wraz Lalage młoda.
A będzie ona miłowana więcej
Niżeli płocha Foloe zwodnica,
I droższa będzie od Chloris dziewczęcej,
Choć plecy bielsze jej niż blask księżyca,
Droższa niż Giges; jego jeśli w chóry
Dziewcząt pomieszasz, chytrzy się nie
ważą
73/166
Rzec goście, iże jest tu chłopiec który
Z puszczonym włosem i dziewczęcą
twarzą.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
6. Choć wiem, Septymie...
(Septimi, Gades aditure mecum et)
Choć wiem, Septymie, że ze mną
na końce
Świata byś poszedł, na krwawe wyprawy,
Żeby nas razem przez morze szumiące
Poniosły nawy,
Przecie – w Tyburze wolą zostać raczej
Na cichą starość. Nadto był mi znojny
Żywot i dość już doli mam tułaczej,
I dosyć wojny.
A jeśli Parki tam mi pobyć wzbronią,
Wtedy pójść chciałbym nad Galezu wody,
74/166
Gdzie się nad jego słodką pasą tonią
Rumiane trzody.
Miłe mi ono ustronie przedziwne,
A są tam słodsze niż z Hymettos miody,
Z Wenafrem nawet drzewo tam oliwne
Stanie w zawody.
Wiosna tam długa swoich kras nie skąpi,
Zimy tam ciepłe są, a winne grono
W wonnej dolinie w niczym nie ustąpi
Z Falernos pono.
Nas-że to kraj ten przyzywa wesoły,
Tam być mi z tobą; stamtąd nad toń Lety
Zzejść. Tam niech twoja łza zrosi popioły
Druha poety.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
7. Więc żeś powrócił...
75/166
(O saepe mecum tempus in ultimum)
Więc żeś powrócił, druhu ty mój miły,
Cośmy tylekroć w oczy zaglądali
Śmierci, gdy Brutus wiódł swe zbrojne
siły.
Któż nam cię wrócił, Pompejusie z dali,
Któż cię Kwirytem oddał naszej ziemi?
Czy ty pamiętasz, jak nieraz dni całe,
Skronie wiankami owiwszy wonnemi,
Piliśmy wino słodkie i dostałe?
Wszak pod Filippi stalim obok siebie,
Gdziem tarczy odbiegł w ucieczce
z pogromu,
Gdy męstwo w krwawej uległo potrzebie
I groźni – twarzą padli na ziem sromu.
Lecz mnie przez zbrojnych nieprzyjaciół
szyki
Uniósł Merkury skrytego w obłoku;
76/166
Ciebie poniosła między wojowniki
Zachłanna fala rwącego potoku.
Więc teraz bogom winne złóż ofiary
I długą wojną znużony w mym sadzie
Cichym zażywaj wczasu. Oto czary
Gotowe stoją, pełne wina kadzie.
Spełniaj puchary: w moim słodkim winie
Śpi zapomnienie. Dobądź szczodrze
z kruży
Wonności. Ty zaś, chłopcze, bieżaj ninie
Wianki nam uwić z mirtu albo róży.
Wraz o pierwszeństwo w uczcie rzekną
kości
Rzucone. A ja szaleć jako Traki
Będę, gdy radość taka u mnie gości,
Kiedy dziś w dom mój powrócił druh taki.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
77/166
8. Gdybyś ty mogła...
(Ulla si iuris tibi peierati)
Gdybyś ty mogła karę jakąś z góry
Za wiarołomstwa swoje ściągnąć na się,
Gdyby ząb sczerniał, czy paznokieć który
Zbrzydł w swojej krasie,
Wierzyłbym tobie. Lecz choć na twej
główce
Przewrotnej przysiąg złamanych jak
włosów,
Piękniejszaś coraz i jawnie już hufce
Ściągasz młokosów.
Bezkarnie możesz popioły swej matki,
Niebo i gwiazdy milczące na niebie,
I nieśmiertelnych brać bogów na świadki
Kłamiąc w potrzebie.
Śmieje się Wenus, rzekłbym, że z pustoty,
78/166
Śmieją się z tego Nimfy, skromne trusie,
I Amor, ostrząc wciąż ogniste groty
Na krwawym brusie.
Co więcej, dla cię młódź podrasta mnoga
–
To niewolnicy nowo ci przedani;
Starsi, acz grożą, nie opuszczą proga
Okrutnej pani.
Ciebie się matki dla swych synów boją
I skąpi starce, i te biedne żony
Zamężne świeżo, by mąż krasą twoją
Nie zbiegł skuszony.
(Tłum. Lucjan Rydel)
9. Druhu Walgiusie, nie zawsze...
(Non semper imbres nubibus hispidos)
Druhu Walgiusie, nie zawsze się chmurzy
79/166
Niebo, ni zawżdy deszcz z chmur czar-
nych płynie.
Nie zawsze Morze Kaspijskie od burzy
Wzdyma się, ani w armeńskiej krainie
Śnieg twardy leży przez wszystkie
miesiące,
Ani z gniewnymi zawsze akwilony
Walczą dąbrowy Garganu szumiące,
Ani listowie tracą wżdy jesiony.
Twój płacz się jeden ukoić nie może,
Ból za Mystesem; i ani tęsknoty
Miłosnej zbywasz, kiedy płoną zorze,
Ani gdy gwiazdy gasi Febus złoty.
Przecie on starzec, co trzy pokolenia
Przeżył, nie płakał wiecznie Antylocha,
Za Troilusem, gdy zszedł w państwo
cienia,
80/166
Frygijska siostra zawsze wszak nie
szlocha.
A więc płacz porzuć łzawy i niemęskie
Twe narzekania: raczej ze mną nowe
Śpiewaj Augusta Cezara zwycięskie
Chwały i mroźne szczyty Nifatowe,
I rzekę Medów, co ludom poddanym
Przydana mniejsze dziś już toczy fale,
Gelonów, którzy hasają w przyznanym
Kraju po polach jeno szczupłych wcale.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
11. Nie staraj się odgadnąć...
(Quid bellicosus Cantaber et Scythes)
Nie staraj się odgadnąć, co zamierza
skrycie
Kantaber, co tam Scyta gdzieś za morzem
knuje.
81/166
Nie troszcz się, Hirpinusie, zbytnio o to
życie,
Gdy do szczęścia tak mało człowiek
potrzebuje.
Tymczasem mija piękność i młodość
wesoła.
Spiesz się zatem, gdy bowiem przyjdzie
wiek zgrzybiały
I zmarszczkami pokryje pochylone czoła,
Sen lekki i miłosne zginą wnet zapały.
Księżyc nie zawsze równym światłem
rozpromienia
Ziemię i kwiat wiosenny zwiędnąć prze-
cież musi.
Rozwiązywać przedwieczne bytu
zagadnienia
Czemuż duch nieudolny na próżno się
kusi?
82/166
Ot, lepiej pod wysokim spocznijmy
platanem
Lub sosną i różami uwieńczywszy skronie
Rozpraszajmy tęsknotę pełnym wina
dzbanem
Na srebrne głowy lejąc asyryjskie wonie.
Bachus troski rozpędzi. Chłopiec niech
ochłodzi
W strumieniu nam Falerna. Ty zaś
opuszczoną
Samotną sprowadź Lidię. Z lirą niech
przychodzi,
Z kosą prosto, na modłę spartańską
trefioną.
(Tłum. Józef Czarnowski)
12. Nie chciej, bym wojnę...
(Nolis longa ferae bella Numantiae)
83/166
Nie chciej, bym wojnę numantyńską,
długą,
Ni Annibala dzikiego sztandary,
Ni morze puńskiej krwi zbroczone strugą
Śpiewał na miękkich strunach mej cytary.
Ani Lapitów, ani pijanicę
Hyleja, z całą czeredą olbrzymów,
Których zgniótł Herkul, gdy się na stolicę
Darli Saturna, nie chcę do mych rymów.
Ty sam, Meceno, lepiej powiesz w prozie
O Cezarowych tryumfach rozlicznych:
Jak skute króle przy zwycięskim wozie
Prowadził nieraz śród tłumów ulicznych.
Mnie każe Muza śpiewać twoją Panię
Licymnię: ócz jej promienie i żary,
Głosik czarowny, śpiewy, szczebiotanie,
Serce, co stałej dotrzymuje wiary.
84/166
Jak w tańcu nóżką wywija ochoczo,
Żarcik po żarcie sypie nieustanny,
Jak z wieńcem dziewcząt, kiedy ją otoczą,
Splata swe ręce w uroczystość Dianny.
Czyżbyś za wszystkie Achmenowe trzosy
I za Mygdona frygijskiego zbiory
Oddał Licymnii swojej śliczne włosy
Lub za Arabii napchane komory,
Ten czar, gdy szyjkę do pocałowania
Skłoni lub umknie, kapryśna pokusa,
Abyś jej porwał chciwiej, co zabrania,
A ona wzajem skradła ci całusa.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
14. Mkną chyże lata...
(Eheu jugaces, Postume, Postume)
Mkną chyże lata, Postumie, Postumie,
85/166
Z modlitwy naszej drwi śmierć
niepobożna.
Kroków starości wstrzymać nikt nie umie
I zmarszczek z czoła usunąć nie można.
Bowiem nad nikim Pluton się nie
wzrusza,
Choćbyś mu co dzień wołów składał
trzysta.
Nawet wielkiego Geriona, Titiusza
Na wieki fala uwięziła mglista.
Tak, przyjacielu! Przez nurty tej strugi
My wszyscy, którzy chleb jemy
powszedni,
Śmiertelnej musim podjąć się żeglugi,
Czyśmy królowie, czy kmiotkowie biedni.
Próżno od krwawych wojen będziem
stronić,
Od Adriatyku rozhukanej głębi:
86/166
Próżno przed wiatrem będziemy się
chronić,
Który jesienią ciała nasze ziębi.
Kiedyś porzucisz żywot swój obecny,
Ujrzysz płynący wśród mętnych
odramień
Kokyt, obaczysz ród Danaid niecny
I Syzyfowy trud – złowrogi kamień.
Porzucisz dom swój, ziemię, żonę młodą,
A z drzew, co dziś je sadzisz w swym
ogródku,
Żadne do grobu ciebie nie powiodą –
Chyba cyprysy jedne, drzewa smutku.
Przywłaszczy sobie piwnic twoich klucze
Godniejszy dziedzic; nie żałując dzbanów,
Posadzki winem cekubijskim spłucze
Lepszym, niż bywa na ucztach kapłanów.
(Tłum. Józef Birkenmajer)
87/166
20. Niezwykłe i potężne uniosą...
(Non usitata nec tenui ferar)
Niezwykłe i potężne uniosą mnie
skrzydła,
Mnie, poetę-łabędzia w powietrzne
przestworze.
Już mnie na tym padole nic wstrzymać
nie może,
Lecz porwany, gdzie zawiść nie sięga
obrzydła,
Porzucę ziemskie grody. Bo wiedz, że ja
wcale,
Chociaż jestem z ubogich ojców
urodzony,
A twą przyjaźnią, Mecenasie,
wywyższony,
Nie umrę i Styksowe nie skryją mnie fale.
Oto już chropowata porasta mi skóra
88/166
Na goleniach, już z wierzchu jawią się
znamiona
Śnieżnego ptaka, już mi palce i ramiona
Zaczynają ocieniać delikatne pióra.
Pewniejszym niźli Ikar, syn Dedala, lotem
Wzbiję się, śpiewny łabędź, ponad Syrt
głębiny,
Obaczę lud Getulów, północne równiny
I brzegi, w które Bosfor uderza
z łoskotem.
Usłyszą o mnie Kolchy i Daków narody,
Które przed kohortami Marsów trwogę
tają,
I Gelony najdalsze, me pienia poznają
Hiszpan i lud pijący Rodanowe wody.
Niechaj więc płacz i skargi oraz przykre
żale
Nie towarzyszą pozornemu pogrzebowi;
89/166
Wstrzymaj też pożegnalny okrzyk
i grobowi
Mojemu czci nadmiernej nie okazuj
wcale.
(Tłum. Józef Zawirowski)
90/166
Księga trzecia
1. Precz motłoch ciemny...
(Odi profanum vulgus et arceo)
Precz, motłoch ciemny! Cóż mię on
obchodzi?
A wy słuchajcie milcząc Muz kapłana!
Pieśń nigdy dotąd nie śpiewana
Z mych ust niech Rzymskiej się święci
Młodzi!
Królowie w grozie rządzą ludy swymi,
Króle zaś Jowisz w silnej dłoni gniecie,
On, co Giganty zmógł, co przecie
Zmarszczeniem brwi sprawia drżenie
ziemi.
Ktoś posiadłości rad by mieć olbrzymie
Jak nikt, a drugi, co go kusi sława,
W Marsowym polu walczyć stawa,
Innemu dość jest mieć czyste imię,
Innego nęci liczna druhów rzesza;
Każdego jednak na śmierć w jednej
mierze
Konieczność z urny wspólnej bierze,
Małych z wielkimi gdy razem zmięsza.
Miej nad bezbożną głową miecz,
na cienkiej
Nici zwieszony – uczt najrzadszy zbytek
W smak ci nie pójdzie ni w pożytek,
Ni cię śpiew ptaków, ni liry dźwięki
Nie ukołyszą. Sen zaś rad wśród cienia
Na smugach drzemie albo gościć raczy
U skromnej strzechy gdzieś wieśniaczej,
92/166
W Tempe, gdzie słodkie igrają tchnienia.
Kto rad swej doli, tego nie dotyka
Gwałt mórz burzliwych, ni się on obawia
W Arkturze zgasłych gwiazd bezprawia,
Ni świtających też klęsk Woźnika,
Ni że w winnice grad mu z nagła chłośnie
Lub rola chybi lub sad zgnoją deszcze
Lub sprażą wpływy gwiazd złowieszcze
Zasiew lub zmrożą go nielitośnie.
Już w morzach rybom coraz ciaśniej, jeśli
Bywa, że nieraz, mając nadmiar ziemi,
Przemożny Pan z pachołki swemi
Zjeżdża, wśród wody by gmach mu
wznieśli.
Niemniej Strach mroczny, niemniej
Troska blada
W ślad za nim idzie i z nim nawet siedzi
93/166
Na nawie zbrojnej w pancerz z miedzi,
Nawet na konia poza nim wsiada.
Jeśli więc ani kamień lśniący tęczą,
Ni trosk gwiaździsty szkarłat nie
rozprasza,
Ni je zaleje pełna czasza,
Ni wonie wschodnie ich nie odstręczą,
To czemuż miałbym, budząc zazdrość
czyją,
Wspaniałych komnat wznosić gdzieś
przepychy,
Mieniając za mój domek cichy
Byt, w którym ludzie mozolnie żyją?
(Tłum. Felicjan Faleński)
4. O Kaliopo! Zstąp...
(Descende caelo et dic age tibia)
O Kaliopo! Zstąp z nieba, Królowo,
94/166
I zechciej fletu dotknąć się twojego,
Lub niech po lutni palce twe pobiega,
Aby nas pieśnią udarować nową.
Czyli słyszycie, czy też mi się zdaje
W słodkim zachwycie, że słyszę jej
śpiewy,
Żem nagle w święte przeniesiony gaje,
Gdzie jasne wody, gdzie wonne powiewy?
Toć będąc jeszcze pacholęciem małem,
W pobliżu granic Apulii rodzonej
Gdy raz po Górach Wulturskich biegałem
I wreszciem zasnął, igraszką znużony,
Zniosły gołębie, niebiescy posłance,
Świeżych sennemu gałązek na czoło.
Więc się też wielce lud dziwował wkoło –
I Acheroncji wyniosłej mieszkance,
I z Bantyńskiego wąwozu górale,
95/166
I co na żyznej Forentu nizinie
Siedzą wieśniacy – że się też chłopczynie
W tak dzikim miejscu nic nie stało wcale:
Że i od żmii pozostał nie tknięty,
I od niedźwiedzi, żem spał pod ochroną
Lauru i mirtu, z woli bogów świętej
Nieulękłemu dziecięciu zdarzoną.
Wasz jestem, muzy, wasz, gdziekolwiek
kroki
Moje obrócę: czym w Sabińskich Górach,
Czyli w Tyburze, czy w Prenesty murach,
Czy też u Bajów rozkosznej zatoki.
Źródeł i chórów waszych zwolennika
Szczędzi w pogromie Mars pod Filippami,
Drzewo go nagle zwalone nie tyka,
Burza groźnymi nie chwyta falami.
Byleście ze mną, waszej pewien łaski
96/166
Żeglarz, Bosforu szalonego prądów
Bać się nie będę; wędrowiec wśród lądów,
Pójdę przez Syrii rozpalone piaski
I śmiało między nieludzkie Bretony,
Między Konkany krew pijące końską
I kołczaniaste udam się Gelony,
Bez szwanku zwiedzę równinę
naddońską.
W waszej, boginie, grocie rad przebywa
I wielki Cezar, gdy w krwawych
pochodach
Znużone legie rozmieści po grodach
I sam po pracy spoczynku zażywa.
Wyście z pomysłów dobroczynnych rade
Przez was natchnionych. Słyszeliśmy
o tem,
Jako bezbożnych Tytanów gromadę
Raził ciskając z nieba grot za grotem
97/166
Ten, co bezwładną ziemię i burzliwe
Morza sprawuje, co nad posępnemi
Piekły, nad bogi i nad śmiertelnemi
Tłumami rządy trzyma sprawiedliwe.
Choć straszne było dla Jowisza tronu
Srogie a ufne w moc swych barków
plemię,
Chociaż dźwignęło ogrom Pelijonu,
By na wierzch Ossy zwane jego brzemię,
Lecz próżno Mimas groźny ze swej mocy,
Próżno Porfirion olbrzym dokazywał
I Enceladus z korzeńmi wyrywał
Odwieczne drzewa i miotał jak z procy.
Nic rozjuszona tłuszcza nie wskórała,
Gdy przy Jowiszu walczyła Pallada,
I zwinny Wulkan, i Juno wspaniała,
I który nigdy łuku z plec nie składa,
98/166
Boski opiekun Delos i Patary,
Apollo, w źródle kastalskim myjący
Piękne swe włosy i przyszłość głoszący
W licyjskim gaju i z Delfów pieczary.
Próżna rozmysłu pod własnym się łamie
Siła ciężarem; władza bogów wspiera
Siłę stateczną, lecz kruszy ich ramię
Siłę, co w niecnych myślach się wywiera.
Niechaj tę prawdę zaświadczy dowodnie
Sturęki Gyas tylu wiekom znany
I Orion, czystej napastnik Dyjany,
Dziewiczą strzałą skarany za zbrodnie.
Strąconych w ciemne przepaście Tartaru
Potwornych synów bolejąc przywala
Matka ich, Ziemia, i Etny ciężaru
Z ich paszcz zionący ogień nie przepala;
99/166
I wciąż w Tytiusa wnętrznościach dziób
krwawić
Sęp nie przestaje, kat niecnoty wieczny,
I Pirytous próżno by wszeteczny
Chciał się z swych więzów potrójnych
wybawić.
(Tłum. Aleksander Krajewski)
5. Wierzyliśmy, że Jowisz...
(Caelo tonantem credidimus Iovem)
Wierzyliśmy, że Jowisz, co miota
na ziemię
Gromy, królem jest niebios, lecz teraz
zostanie
Bogiem nam August, który Persów wraże
plemię
I Brytanów pod nasze oddał panowanie.
Więc to żołnierz Krassusa, pojąwszy
za żonę
100/166
Niewiastę barbarzyńską, żył na wrogów
ziemi?
O, na senat i ojców zwyczaje skażone!
Więc Marsus i Apulczyk, wraz z teściami
swemi
Walcząc pod królem Medów starości
dożyli
I o swoim imieniu, todze, wiecznej
Weście
I świętych tarczach Marsa pamięć
zatracili,
Gdy tutaj chram Jowisza stoi w wiecznym
mieście?
Zapobiegł temu Reguł, pełen
przezorności,
Który się na hańbiące warunki nie
zgodził,
Bo skutki, przynoszące zło dla
potomności,
101/166
Od jednego przykładu zgubnego
wywodził,
Gdyby bez łez żałoby nie pomarli męże,
Pojmani do niewoli. Więc tymi rzekł
słowy:
„Widziałem ja wydarte żołnierzom oręże
Bez oporu i sztandar niejeden wojskowy
Zawieszony na świątyń kartagińskich
ścianach.
Bramy grodu otwarte, naszych zaś
widziałem
Ziomków, jak ręce noszą zakute
w kajdanach,
A kraj wojną zniszczony dźwiga się
z zapałem.
Myślicie, że z niewoli wykupiony złotem
Żołnierz mężniejszym wróci? Szkodę
dodajecie
102/166
Do hańby. Bo jak runo farbione
z powrotem
Straconych barw już nigdy nie odzyska
przecie,
Tak i dzielność prawdziwa, gdy już raz
zamarła,
Nie powraca zwyczajnie do spodlonej
duszy.
Jak opór stawi łania, która się wydarła
Z gęstych sideł, tak męstwo w owym się
poruszy,
Który nieprzyjaciołom swe życie
powierzył,
I tak kartagińskiego będzie gromił wroga,
Kto raz już na związanych rękach pęta
dzierżył
I nędzna go przed śmiercią ogarnęła
trwoga.
103/166
Wszak ten żołnierz, nie wiedząc, jak ży-
wot ocali,
Wolał zamienić wojnę na pokój. O,
wstydzie!
O wielka Kartagino, większa od Italii,
Która się do ruiny stoczyła w ohydzie”.
I mówią, że jak gdyby praw był
pozbawiony,
Odsunął precz od siebie dzieciny swe
małe
I nie chcąc pocałunków swej cnotliwej
żony
Ku ziemi dzierżył wzrok i lica śmiałe,
Aż nareszcie przełamał senatu wahanie,
Taką podawszy radę, jak nigdy nikt drugi:
A potem bohatersko poszedł na wygnanie
Opuściwszy strapionych druhów orszak
długi.
104/166
I chociaż wiedział, jaką kaźń mu
przyrządzono
Przez katów barbarzyńskich, nie inaczej
zgoła
Usunął wstrzymujących go przyjaciół
grono
I lud, co mu nie dając wracać, stał dokoła,
Jak gdyby ukończywszy przewlekłe
zajęcie
I swojej klienteli rozsądziwszy spory,
Powracać miał do domu w lakońskim
Tarencie
Albo na wenafryjskie pośpieszał ugory.
(Tłum. Józef Zawirowski)
7. Czemuż Asterio, po...
(Quid fles, Asterie, quem tibi candidi)
Czemuż, Asterio, po młodym Gigesie,
105/166
Stałym w miłości, tak szlochasz bez
miary?
Wszak ci go wietrzyk wiosenny przyniesie
Wzbogaconego tyńskimi towary.
On do Oryku wichrem zapędzony,
Gdy z Kozy wschodem nastał czas
burzliwy,
Wśród zimnych nocy niespaniem
dręczony,
Łzy tam obfite leje nieszczęśliwy.
Bo zakochanej powiernik gosposi,
Kusząc go chytrze sposobów tysiącem,
Mówi, że Chloe westchnienia doń wznosi
I; jak ty, sercem pała miłującem.
Powiada, jak to wiarołomna żona
Przed łatwowiernym Projtem oczerniała
Nie znającego żądz Bellerofona
I zgubą śpieszną zgotować mu chciała.
106/166
Mówi, że omal w Tartaru ciemności
Nie poszedł Peleus, gdy stronił cnotliwy
Przed Hippolitą – i różne, zdrożności
Uczące bajki prawi mu fałszywy.
Lecz próżno, bo on słucha głosów
wszelkich
Głuchszy od skały i nic go nie wzruszy.
Ty bacz jednakże, by żarów zbyt wielkich
Sąsiad Enipeus nie zatlił w twej duszy.
Lubo nie ujrzysz, żeby z taką wprawą,
Jak on, ktoś drugi na Marsa równinie
Ujeżdżał konia, albo jak on żwawo
Potrafił pływać po Tybru głębinie,
Zaraz z wieczora miej bramę zamkniętą
I na ulicę nie wyglądaj wcale,
Gdy jęknie fletnia, lecz bądź nieugiętą,
Choćby na srogość twą wywodził żale.
107/166
(Tłum. Józef Zawirowski)
8. Pytasz, co oto czynię...
(Martiis caelebs quid agam Kalendis)
Pytasz, co oto czynię, nieżonaty,
W dniu pierwszym marca? Co znaczą te
kwiaty
I te kadzidła i węgiel, co leży
Na darni świeżej?
Mężu, co biegle mowy znasz obiedwie!
Bakchowi sprawiam ucztę, pełniąc śluby
Za to, żem – drzewem przywalon –
zaledwie
Uniknął zguby.
Oto w ofierze kozieł padł już biały
Przy uroczystej dnia tego rocznicy
I korek zdejmę z amfory omszałej
W głębi piwnicy.
108/166
Za ocalenie druha, Mecenasie,
Wnieś sto toastów! Niech pochodni blaski
Płoną do świtu! Precz od nas w tym czasie
Gniewy i wrzaski!
O Rzym dziś nie miej trosk
obywatelskich:
Dziś Medów trapią rozterki domowe,
Daka Kotysa huf nieprzyjacielski
Zbito na głowę.
Ów bicz Hiszpanii, Kantaber straszliwy,
Ugiął się – wreszcie przyszła nań niewola.
Scytowie, łuków zerwawszy cięciwy,
Uchodzą z pola.
Wolny od trudów, nie czyń dziś skweresu,
Że przyszłość ześle na lud nową plagę.
Dary bieżącej chwili chwytaj wesół,
Odrzuć powagę.
109/166
(Tłum. Józef Birkenmajer)
9. Dopóki, Lidio, twą...
(Donec gratus eram tibi)
Dopóki, Lidio, twą wzajemność miałem,
Póki nikt inny, prócz twego pieśniarza,
Nie szukał pieszczot na twem łonie
białem
Szczęśliwszy byłem od Persji mocarza.
Pókiś mnie jednę jeszcze kochał stale,
Dopókiś Lidią nie wzgardził dla Chloi –
Niżeli Ilia w całej swojej chwale
Szczęśliwszą byłam ja w miłości swojej.
Dzisiaj mnie Chloe wzięła w swe okowy,
Wdzięczna śpiewaczka, czarodziejka
miła.
Dla niej jam umrzeć z ochotą gotowy,
Gdyby kochanka swego zgon przeżyła.
110/166
Tak mnie Kalais pociąga ku sobie,
Odkąd mnie oczu jego grot uderzył!
Dwakroć dla niego ległabym dziś grobie,
Gdyby on tylko kochanki zgon przeżył.
Cóż, gdyby dawna miłość się ocknęła
I rozłączonych w nowe więzy wzięła?
Gdybym się wyrwał znów spod czaru
Chloi
Stając, jak dawniej, u Lidii podwoi?
Choć on piękniejszy niźli ranne zorze,
A ty burzliwszy niźli Adrii morze,
Chociaż puch ciebie przeważyłby sobą –
Rozkoszą dla mnie żyć i umrzeć z tobą!
(Tłum. Marian Gawalewicz)
10. Choćbyś, o Lice...
(Extremum Tanain si biberes, Lyce)
111/166
Choćbyś, o Lice, żyła gdzie nad Donem
W jarzmie dzikiego chłopa, a ja w ciemną
Noc drżał przed progiem smagan
Akwilonem,
Miałabyś litość nade mną.
Słyszysz, jak burza w drzwi tłucze, jak
w lasku
Dwór mój zdobiącym wierzchołki drzew
zgina,
Jak Jowisz świeżo śnieg spadły, o brzasku
Porannym, lodami ścina.
Spuść z pychy; grzech ten u bóstw by ci
szkodził,
Spuść, zanim sama wpadniesz w sidła
płoche.
Ojciec Tyrreńczyk przecież cię nie
spłodził
Na Penelopę-świętochę.
112/166
Jeśli błagania, dary, bladość sina
Twych wielbicieli zmiękczyć cię nie mogą,
Ni mąż, którego więzi jakaś inna,
To dla mnie przestań być srogą.
Ty jak dąb twarda, nie ugięta w burzy,
Gorsza niż wężów mauretańskich krocie,
Patrz! Biedne ciało nierade już dłużej
Leżeć pod progiem, na słocie.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
13. O źródło banduzyjskie...
(O fons Bandusiae, splendidior vitro)
O źródło banduzyjskie, jak kryształ
przeźrocze,
Godneś ty wina; ciebie kwiatami otoczę,
Jutro weźmiesz w udziele
Kozła, co rogi pierwsze ma na czele.
113/166
Próżno do gzów miłosnych i do walk się
stroi,
Wrychle on bowiem chłodne brzegi twe
napoi
Strugą swej krwi czerwonej,
Młodziaczek w trzodzie lubieżnej
spłodzony.
Ciebie nawet w dniach skwarnych nie
tkną swą pożogą
Najgorętsze upały, ty ochłodą błogą
Woły w pługu mdlejące
I bydło krzepisz, co chadza po łące.
I ty do sławnych krynic będziesz
policzone,
Gdy w moim wierszu wierzbę rosnącą
wspomionę
Na skalistym wieszarze,
Skąd wody twe tryskają szemrzące
w rozgwarze.
114/166
(Tłum. Lucjan Rydel)
14. Cezary, o ludu, co...
(Herculis ritu modo dictus, o plebs)
Cezar, o ludu, co jak Herkul dawny
Sięgnął po laury, które się zdobywa
Śmiercią, z Hiszpanii zwycięstwami
sławny
W dom już przybywa.
Żona, co jednym małżonkiem się cieszy,
Złożywszy dary bóstwu życzliwemu,
Niechaj ze siostrą wodza razem śpieszy
Naprzeciw niemu.
Wy też w świętalnych wieńcach, dziewic
matki
I ocalonej młodzi, wraz pośpieszcie!
Wy, chłopcy, dziewki i młode mężatki,
Złych słów się strzeżcie!
115/166
Dzień ten i dla mnie naprawdę
świąteczny
Rozprószy troski, bo gdy Cezar władnie,
Ni gwałtu człek się nie lęka bezpieczny,
Ni bunt się wkradnie.
Przynieś więc, chłopcze, pachnidła
i wianek,
I krużę wina z czasu Marsów wojny,
Gdy przed Spartaka bandą jaki dzbanek
Skrył się spokojny.
Idź też, Neerze powiedz szczebiotliwej,
Niech w węzeł raźno wonne pukle
zbierze:
Lecz wracaj, gdyby stróż cię opryskliwy
Nie puszczał w dźwierze.
Włos mój sproszony siwizną złagodził
Umysł do waśni i do sporów chętny,
116/166
Bo tak za Pianka nie byłbym się zgodził –
Młodzik namiętny.
(Tłum. Józef Zawirowski)
18. Faunie, kochanku rusałek...
(Faune, nympharum fugientium
amator)
Faunie, kochanku rusałek nadobnych,
Przychodź łaskawie w me słoneczne niwy,
A na odchodnym bądź dla trzód mych
drobnych
Zawsze życzliwy.
Pomnij o hojnie szafowanym winie,
O zabijanych ci w ofierze capach
I o mym starym ołtarzu, skąd płynie
Kadzielny zapach.
Co rok, gdy przyjdzie twój dzień, piąty
grudnia,
117/166
Bydło tu igra śród pastwisk wesoło:
Żadną się wtedy pracą nie zatrudnia
Odświętne sioło.
Wilk błądzi między owcami śmiałemi,
Las swoje liście ku twej stopie strząsa;
Oracz po żmudnie uprawionej ziemi
Radośnie pląsa.
(Tłum. Józef Birkenmajer)
19. Prawisz nam o Inachu...
(Quantum distet ab Inacho)
Prawisz nam o Inachu, o Kodrusie, który
Ojczyźnie się nie wahał oddać życie
swoje,
Co zdziałał ród Eaka, jak Ilionu mury
Widziały z Trojanami krwawe Greków
boje.
118/166
Lecz nic o tym nie mówisz, gdzie się
dzisiaj schronię
Przed chłodem pelignejskim. Kto nam
zmiesza wino?
Gdzie pijąc wino chijskie uwieńczymy
skronie
Różami? Kto i kiedy służy dziś gościną?
Ten puchar na cześć nocy, ten zaś –
nowiu. Żwawo!
Wypij do dna, ostatni za zdrowie Mureny.
Trzy lub dziewięć pucharów spełniać każe
prawo.
Wieszcz natchniony, co z źródła pije
Hipokreny,
Ten muzy dziewięcioma uczci pucharami.
(Ponad liczbę święconą pić dalej zabrania
Gracja skromna z nagimi swymi
siostrzycami,
119/166
Nadmierne bowiem picie do bójki
nakłania).
Dalej pijmy wesoło! Czemu milkną tony
Wdzięcznej fletni frygijskiej? Przecz się
nie odzywa
Głos fujarki pastuszej miękki
i pieszczony?
Czemu bezczynnie lira na ścianie
spoczywa?
Stół zasyp nam różami! Próżnujących
dłoni
Nie lubię. Hej, ochoczo spełniajmy
puchary!
Wrzawa nasza szalona z łoża niech
wygoni
Likusa i sąsiadkę, której Likus stary
Nie zdobędzie. Śpiewajmy kochanie. Ty,
z cery
120/166
Do jasnego wieczoru podobny
wdziękami,
Oczarowałeś Rhode. Mnie mojej Glycery
Gorąca miłość trawi wolnymi ogniami.
(Tłum. Józef Czarnowski)
21. Co nam przyniesiesz...
(O nata mecum consule Manlio)
Co nam przyniesiesz, mój poczciwy
dzbanie,
Zrodzony ze mną za Manlia konsula?
Czy szał miłosny? Czy żart? Czy
wzdychanie?
Czy spór nas zwaśni? Czy sen poutula?
W jakim cię kolwiek lepił ktoś zamiarze,
Dość, że wyborne wino w ciebie scedził.
Dobyć cię z piwnic gościnność mi każe –
Dzień dziś radosny: Korwin mnie
odwiedził.
121/166
On, choć mądrości ma wzór w Sokratesie,
Na stary Massyk nie będzie się gniewał;
I stary Kato nieraz (jak wieść niesie)
Omszałym winem cnotę swą zagrzewał.
Nieraz za sprawą twą trudności prysły,
Którymi głowa zmęczona się biedzi;
Mędrców zgryzoty i tajne zamysły
Nieraz, psotniku, zdradziłeś gawiedzi.
Ty w sercu zgasłą ożywiasz nadzieję,
W nędzarzu wzniecasz myśl hardą
i chytrą,
Iz gdy cię weźmie, wtedy nie truchleje
Przed hufcem wojska ni królewską mitrą.
Sączyć cię będziem wśród rozmów
swawolnych
I w towarzystwie Gracyj i Wenery
122/166
Przez całą nockę, przy łuczywach
smolnych,
Aż Febus gwiazdy spędzi z niebios sfery.
(Tłum. Józef Birkenmajer)
22. Gór opiekunko, mrocznych...
(Montium custos nemorumque virgo)
Gór opiekunko, mrocznych lasów pani,
Ty, co, potrójnie wezwana, dziewczęta
W porodzie zbawiasz z grobowej otchłani,
Potrójnie święta!
Sosnę, nad domem sterczącą wysoko,
Tobie za lata szczęsnego żywota
Ślubuję, z wieprza onego posoką,
Co kłami miota.
(Tłum. Lucjan Rydel)
23. Gdy z nowiu wschodem...
123/166
(Caelo supinas si tuleris manus)
Gdy z nowiu wschodem dłonie podnosisz
wzwyż
I bóstwa swoje, wiejska Fidylo, czcisz,
Gdy w darze składasz im latosie
Plony, kadzidło i tłuste prosię –
Zaraza żadna twych nie wyniszczy zbóż
Ni twoich winnic przemoc gwałtownych
burz,
Ni od jesiennej niepogody
Twoje wełniste nie zginą trzody.
Ofiarne bydło, które śród śnieżnych gór
Algidu hasa, strojnych w dębowy bór
Lub pasie się śród łąk albańskich,
Padnie pod ciosem siekier kapłańskich.
Lecz ty nie musisz pod ofiarny nóż
Wieść tłumu jagniąt. Skromnym Pena-
tom złóż
124/166
W ofierze mirtu kruche wiązki
I w rozmarynu ich wieńcz gałązki!
Bo gdy ołtarza dotknie niewinna dłoń,
Kosztownych darów zgoła nie niosąc doń,
To bóg przebłagać się pozwoli
Garstką jęczmienia i szczyptą soli!
(Tłum. Józef Birkenmajer)
24. Choćby miał skarby...
(Intactis opulentior)
Choćbyś miał skarby większe, niż je
w ziemi
Arabia, India mieć może,
Choćbyś oprawił mury warownemi
Apulskie, Tyrreńskie morze,
Twarda konieczność, jeśli diamentowy
Klin wbije komu do głowy,
Wewnętrzna trwoga spokój mu zabije
I w potrzask śmierci da szyję.
125/166
Scyta na stepach ma tam lepsze życie
Wożąc się z domem w teledze,
Toż i Get dziki, któremu obficie
Z pól nieporżniętych na miedze
Ceres plon sypie, skrapian jego potem,
Rok tylko jeden, a potem
Już ma spoczynek: wyręcza go druga
Część pracowników u pługa.
O, tam się nigdy nie znęca macocha
Nad pasierbami swojemi;
Posażna żona męża stale kocha
I nie gamraci z innemi.
Wielkim posagiem są rodziców cnoty,
Niewiast ozdobą wstyd złoty,
Małżeńskich węzłów zrywać się nie ważą,
Bo za to gardłem je karzą.
Ty, co wytępić chcesz harde zbytniki,
Wojen domowych znieść szały,
126/166
Jako ojczyzny zbawca mieć pomniki,
I do potomnej przejść chwały,
Hamuj swawolę nie znającą granic,
Bo świat zawistny ma za nic
Żyjącą cnotę, tylko by hołdował
Tej, co ją dawno pochował.
Cóż tam pomogą na to gorzkie żale,
Gdy zbrodzień uchodzi kary?
Cóż i statuta pomogą? Nic wcale
Bez obyczajów i wiary.
Jeśli i ziemi zapadły zakątek,
Gdzie słońce parzy jak wrzątek,
Jeśli lód z śniegiem w gnieździe Boreaszy
Chciwego kupca nie straszy;
Jeśli wzburzone nie odstrasza morze
Flisa, a hańbą jest komu
Znosić ubóstwo i woli bezdroże
Występku obrać bez sromu –
To znieśmy perły, złoto i klejnoty,
127/166
Te źródła naszej niecnoty,
Tu, na Kapitol, lub rzućmy w mórz tonie,
A lud przyklaśnie nam w dłonie.
Byle się poddać szczerej tylko skrusze,
Wydrzem rozpustę z korzeniem
I zniewieściałe zahartujem dusze
Surowym w cnocie ćwiczeniem.
Taki dziś panicz zrodzon w stanie
wolnym
Do czegóż może być zdolnym,
Kiedy ni konia dosiędzie, ni w lasy
Pójdzie ze zwierzem w zapasy.
Za to gracz: umie puszczać cygę grecką
I w zakazane grać kości,
Kiedy pan ojciec okrada zdradziecko
Swoich spólników i gości,
Aby synkowi, co się tak wychował,
Czym prędzej trzos naładował.
128/166
Lecz choć fortuna rośnie z krzywdą
cudzą,
Czegoś im brak – że się nudzą.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
26. Do dziewcząt dawniej...
(Vixi puellis nuper idoneus)
Do dziewcząt dawniej brać się umiałem –
hej!
W zapasach takich nieraz wodziłem rej.
A teraz broń i skołatane
Struny mej lutni niech zdobią ścianę!
Niech się tym łupem szczyci nadmorskiej
chram
Wenery! Hejże, łuk mój zanieście tam,
I żagwie smolne, i te drągi,
Dźwierzom opornym tak groźne ongi.
O ty, co dzierżysz Cypru szczęśliwy brzeg
129/166
I Memfis, kędy nigdy nie pada śnieg!
Bogini! Niechże krnąbrnej Chloi
Bicz twój porządnie raz kurtę skroi!
(Tłum. Józef Birkenmajer)
28. W dzień świąteczny...
(Festo quid potius die)
W dzień świąteczny Neptuna cóż pocznę
lepszego?
Lyde, moja gosposiu, przynieś nam
amforę
Cekuba w mej piwnicy skrzętnie
schowanego.
Niechaj wino rozproszy trosk gryzących
zmorę.
Już południe się zbliża, a ty, jakby lotny
Dzień mógł się wstrzymać w biegu, wa-
hasz się dać dzbany
130/166
Konsula Bibulusa, choć czekam
markotny.
Popijając będziemy śpiewać
na przemiany
Chwałę Neptuna, włosy Nereid zielone.
Potem, wziąwszy twą lirę, Cyntii bystrej
strzały
Śpiewać będziesz i boską jej matkę
Latonę,
Zaś najwyższej dostąpi w pieśniach
naszych chwały
Knidosu, Cyklad słonecznych władczyni,
Co w zaprzęgu z łabędzi na swój Pafos
boski
Podąża. Potem każdy należne uczyni
Pochwały Nocy. Dzisiaj przejdzie tak bez
troski.
(Tłum. Józef Czarnowski)
131/166
29. Tyrreńskich królów szczepie...
(Tyrrhena regum progenies, tibi)
Tyrreńskich królów szczepie, Mecenasie,
Słodkie me wino czeka na twe gości
W nietkniętej kadzi, róże w wonnej krasie
I narządzone na twój włos wonności.
Nie czekaj dłużej, zarzuć wszystkie
zwłoki,
Rzuć Tibur wodą ruczajów zraszany,
Porzuć Efuli onej strome stoki
I Telegona ojcobójcy łany.
Porzuć obmierzłe bogactwa, pałace,
Co dosięgnęły chmur swymi ogromy.
Przestań podziwiać kurzawę i pracę,
Złociste dachy i zgiełk wielkiej Romy.
Zmiana bogaczom nieraz cieszy serce;
Skromną wieczerzą swoją wiejskie sioło,
132/166
Chociaż mu obce dziergane kobierce,
Nieraz zachmurzone rozjaśniło czoło.
Oto już jasny rodzic Andromedy
Płomień swój nieci, już i Procjon
wschodzi
Wraz z szalonego i lwa gwiazdą, kiedy
Słońce upalne suche dni przywodzi.
Pasterz znużony z swą mdlejącą trzodą
Już rzeki szuka, a ciernistych krzewów
Sylwana ani zarośli nad wodą
Wiatr już nie ruszy tchnieniem swych
powiewów.
Ty się o państwo troskasz niespokojnie,
Czyli kto miastu zguby nie gotuje,
Zali Serowie nam nie grożą w wojnie,
Co w Cyrusowej stolicy się knuje.
Niezbytą nocą mądry wyrok boży
133/166
Przyszłość nam zakrył i drwiąco się
śmieje,
Gdy kto o przyszłość lęka się i trwoży.
Dzisiaj wesoło żyć nam. A nadzieje
I trwogi jutra – próżne. Przyszłość cała
Jak rzeka bieży, co raz w swoim łożu
Spokojnie płynie i cicho omdlała
Fale swe zwierza Etruskiemu Morzu,
Zaś kiedy powódź rozsroży jej wody,
Głazy wyrywa fal swych wściekłych
tłumem,
Ponosi drzewa i chaty, i trzody
Z głośnym gór jękiem i lasów poszumem.
Ten ze śmiertelnych włada sam nad sobą,
Ten szczęśliw żyje, co rzec co dzień może:
„Przeżyłem życie”. Niech jutrzejszą dobą
Bóg niebo zasłoni przez chmur czarnych
morze.
134/166
Albo rozjaśni słońcem – już nie zdoła
Mi udaremnić czasu, co raz minął,
Nie unicestwi tego, ni odwoła,
Co nam pierzchliwą raz dał los godziną.
Los srogiej swojej swawoli niesyty
Wieczyście igra naszymi tu sprawy;
Mieni niestałe śmiertelnych zaszczyty,
Dzisiaj mnie, jutro innemu łaskawy.
Jak długo ze mną przebywa, go chwalę,
Lecz kiedy skrzydłem ruszy na odloty
Płoche, darów się jego zrzekam wcale,
Szukam ubóstwa mego i mej cnoty.
Za to nie moim zwyczajem, gdy zguby
Burza nam wieści, żagle rwąc do błagań
Nędznych uciekać, układać się śluby,
By z Cypru skarby i z Tyru śród zmagań
135/166
Na łup nie poszły niesytej otchłani.
Mnie bezpiecznego wonczas w małej łodzi
Polluks z swym bratem, dobry wiatr śląc
w dani,
Z otmętów morskiej wywiodą powodzi.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
30. Stawiłem sobie pomnik...
(Exegi monumentum aere perennius)
Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż
ze spiży,
Od królewskich piramid sięgający wyżej;
Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony
Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony
Szereg, ni czas lecący w wieczności
otchłanie.
Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu
zostanie
136/166
Poza grobem. Potomną sławą zawsze
młody,
Róść ja dopóty będę, dopóki na schody
Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.
Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany
toczy,
Gdzie Daunus w suchym kraju rządził
polne ludy,
Tam o mnie mówić będą, że ja, niski
wprzódy,
Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł
pierwszy
Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.
Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi
rośnie,
I delfickim wawrzynem wieńcz mi włos
radośnie.
(Tłum. Lucjan Rydel)
137/166
Księga czwarta
1. Wenus, więc wojny...
(Intermissa, Venus, diu)
Wenus, więc wojny ty nowe
Wszczynasz? O oszczędź, jam stary,
Nie wrócą lata mi owe
Pod władzą dobrej Cynary.
Kupidynowa macierzy!
Nie dla mnie słodkie twe groźby;
Lat mi pięćdziesiąt już bieży,
Idź, gdzie wzywają cię prośby.
W dom Maksymusa Paulusa
Niech raczej wiozą-ć łabędzie,
Jeżeli-ć naszła pokusa
Wziąć serce w pewne orędzie.
Równy swym sławnym pradziadom
I piękny on ci, i młody,
Wymowny i setki sztuk świadom
I pewnie słodkie zawody
Zwycięży. A wtedy w dniu owym
Ponad jeziorem Albano
Ciebie pod stropem cedrowym
Stawi w marmurze kowaną.
Tam na twą chwałę ci wonne
Kadzidła spalić pospieszą,
Berecyntyjskie cię dzwonne
Lutnie i fletnie ucieszą.
Tam dwakroć w dzień na twą chwałę
Dziewczęta i chłopcy ochotnie
W pląs pójdą, stopy ich białe
139/166
O ziem uderzą trzykrotnie.
Ale mnie nic już nie nęci,
Ni chłopiec, ani dziewczyna.
Miłość nie budzi mej chęci;
Ni kwiecia nie chcę, ni wina.
Lecz czemu, o Ligurynie,
Łza pod powieką mi wzbiera?
Przecz milknę w mowie i ninie
Słowo mi w gardle zamiera?
I sny mię dręczą kuszące,
We śnie cię dzierżę przy łonie
Lub gonię ciebie po łące
Albo przez wartkich fal tonie.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
2. Kto by z Pindarem...
(Pindarum quisquis studet aemulari)
140/166
Kto by z Pindarem pragnął iść w zawody,
Ten wzlata, Jullu, skrzydłem
woskowanem
Dedala sztuką, aby morskie wody
Nazwać swym mianem.
Bo Pindar jest jak strumień, co z gór
płynie,
Który, gdy nurty jego słota wzniesie
Nad brzeg, w bezdennej szalejąc głębinie
Potężnie rwie się.
Więc Apollina laury on zdobywa,
Czyli zuchwale w dytyrambu pieśni
Nowy zwrot tworzy, czyli się wyrywa
Z wszelkich praw cieśni,
Wiążąc swe rytmy, czyli wielbi bogi,
Czy z krwi ich królów, których dłoń
zadała
Zgubę Centaurom i Chimerze srogiej,
141/166
Choć ogniem ziała;
Czyli wysławia i darzy wspanialej
Od stu posągów jeźdźca lub szermierza,
Który z elejską palmą, jak bóg, w chwale
Do domu zmierza;
Czy łka za chłopcem wydartym dziewicy,
Czy piękne cnoty i pełne dzielności
Dusze pod gwiazdy wynosząc, ciemnicy
Piekieł zazdrości:
Silne powiewy Dyrcejskiego ptaka
Niosą, ilekroć wzbija się pod chmury.
Ja zaś, Antoni, niby pszczółka jaka
Z matyńskiej góry,
Z trudem czerpiąca słodycz! z ziół
powolnie,
Na brzegach krynic i wśród gajów cienia,
W Tyburze, skromny poeta, mozolnie
142/166
Tworzę swe pienia.
Przy donioślejszej, wieszczu, lutni wtórze
Wysław Cezara, gdy naród zuchwały
Sygambrów będzie wiódł na święte
wzgórze
We wieńcu chwały.
Nic wspanialszego, nic odeń lepszego
Los i łaskawość bóstw ziemiom nie dała
I nie da, choćby znów wieku złotego
Świetność nastała.
Wspomnij, że gdy nam wrócił upragniony
August, gród huczał od zabaw ludowych
I w dniach wesela rynek był zwolniony
Od spraw sądowych.
Ja też dołączę wówczas głos mój cały,
Jeśli zaśpiewać coś godnego zdołam,
I: „Słońce piękne, słońce pełne chwały!”
143/166
Szczęśliw zawołam,
Iż Cezar wrócił. W pochodzie krzykniemy
Nieraz: „Zwycięzcy cześć!”, a gród nasz
stary
Powtórzy okrzyk i bóstwom zniesiemy
Z kadzideł dary.
Dziesięciu byczków i krów trzeba tobie,
By spełnić ślub. Mnie starczy na ofiarę
Trawę bez matki skubiące tam sobie
Cielę niestare,
Które na czole ma już rożki małe,
Jak księżyc, kiedy wzejdzie po raz trzeci,
Calutkie płowe, tylko jak śnieg białe
Znamię mu świeci.
(Tłum. Józef Zawirowski)
4. Jak orzeł mocny...
144/166
(Qualem ministrum fulminis alitem)
Jak orzeł mocny, któremu król bogów
Oddał nad ptactwem lotnym rząd,
w nagrody,
Iże mu przyniósł do niebieskich progów
Ganimedesa przedziwnej urody,
Którego młodość i siły płomienne
Z gniazda wywiodły do pierwszych
podbojów,
A wyuczyły wiatry go wiosenne
I lotów śmiałych, i zuchwałych znojów,
Że wkrótce głodny walki i krwi chciwy
Z góry uderzy i szponami sięże
Po owce z trzody lub runie gniewliwy
Na napastnikom się broniące węże,
Lub jako lwiątko, które od macierzy
Wymion odbiegłszy, na kozę uderza,
Owa zaś widzi, że już nie odbieży
145/166
Śmierci pod kłami zjuszonego zwierza –
Tako spadł Druzus popod Alp opoką
Na Windelików wiodąc wojska swoje.
I hordy owe, co dotąd szeroko
I długo wiodły zwycięskie swe boje,
By Amazonki toporami zawdy
Zbrojne – nie chciałem badać, skąd
wybrana
Broń ta jest przez nie, nie zawsze nam
prawdy
Dojść wolno – świetnym pomysłem
młodziana
Pobite, przecie zaznały, jak śmiała
Zdolność zwycięża, wyrosła wśród
tronom
Szczęście wróżących komnat i co zdziała
Miłość Augusta ku młodym Neronom.
146/166
Dzielni się jeno z dzielnych ojców rodzą:
Mają i byki, i rumaki żywe
Przodków przymioty ani się wywodzą
Od śmiałych orłów gołębie lękliwe.
Ale nauka przyrodzone siły
Kształci i cnota hartuje cne serce.
Gdy jej nie stało, nieraz się okryły
Hańbą szlachetne rody w żądz rozterce.
Ile-ś ty, Rzymie, winien swym Neronom,
Świadczy Metaurus rzeka i swą klęską
Hazdrubal, świadczy dzień on,
co zasłonom
Mroku się wydarł i spłonął zwycięską
Chwałą, dla Lacjum pierwszy zorzy
promień,
Odkąd przez łany Italii i grody
Szedł Afrykańczyk jak niszczący płomień,
Jak Eurus, rwący sycylijskie wody.
147/166
Odtąd w pomyślnych zawsze krwawych
znojach
Rosła młódź rzymska. I gdy wreszcie
wrogi
Punickie zwalił miecz, po długich bojach
Świątynie dawne otrzymały bogi.
I rzekł Hannibal zdradny: „Bój nas
trwoni:
My jak jelenie, łupy wilkom śmiałym,
Prożno walczymy, gdy ujście pogoni
Albo podejście – tryumfem niemałym.
Ród, co z płomiennej Ilionu pożogi
Dzieci i ojce wywiódł, przez głębiny
Morskie przepłynął i ojczyste bogi
Szczęśliwie przeniósł w auzońskie krainy,
Jak dąb twardymi ciosany topory,
W Algidu leśnej wyrosły pomroce,
148/166
Wśród klęsk i rzezi hartuje się skory
I z miecza wrogów czerpie swoje moce.
Sroższy od hydry, co z ran w siły
wschodzi,
Z którą Herkules stawał do potrzeby:
Stworu takiego Kolchis nie urodzi,
Echijonejskie nie wydadzą Teby.
W toni go pogrąż – dzielniejszy wypłynie,
Walcz z nim – zwycięzcę świeżego on
zwali
I nową chwałą bojową zasłynie,
A nas niewiasta wdowia się użali.
Owo mi nie słać do Kartagi grodu
Dumnych zwiastunów. W kurzawie się
wala
Nadzieja wszystka, szczęście mego rodu,
Odkąd nie stało nam już Hazdrubala.
149/166
Czegoż nie sprawią Klaudiuszowe dłonie,
Kiedy i Jowisz dzierży je w swej pieczy,
I duch je czujny przez wszelakie tonie
Bezpiecznie wiedzie i śród krwawych
mieczy”.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
5. Potomku naszych bogów...
(Divis orte bonis, optume Romulae)
Potomku naszych bogów, rzymskiego
narodu
Stróżu najlepszy! Kiedyż koniec twej
podróży?
Przyrzekłeś radzie ojców, że rychło
do Grodu
Powrócisz: nie zwlekaj dłużej!
Dobry wodzu! Tyś ciągłą ojczyzny
potrzebą.
150/166
Jako ożywcza wiosna jest twoje
spojrzenie;
Gdy zabłyśnie ludowi, wnet jaśniejsze
niebo,
Cieplejsze słońca promienie.
Ach, cierpi serce matki za synem
tęskniące,
Co po morzach wędruje, wiatrami
miotany.
Dnie płyną i tygodnie, i długie miesiące;
Nie powraca ukochany.
Biedna składa ofiary, modli się gorliwie
I na kręty brzeg morza ustawnie
spogląda.
Nie mniej tęskni ojczyzna: równie
niecierpliwa
Swojego Cezara żąda.
151/166
Z nim pokój i pomyślność, w pełnych
kłosach zboże,
Spokojnie po pastwiskach liczne chodzą
stada;
Śmiało puszcza się żeglarz na bezpieczne
morze,
Pokazać boi się Zdrada.
Czystości naszych domów rozpusta nie
plami,
Przemogła obyczajów i ustaw potęga.
Dobre matki dobrymi darzą nas synami,
Zbrodnię wnet kara dosięga.
Przy Cezarze Partowie nie są nam
strasznemi,
I Scyty, i Germany daremnie się srożą.
Nawet krwawe rozruchy w iberyjskiej
ziemi
Bynajmniej nas nie zatrwożą.
152/166
Każdy w swoim zakącie cichy żywot
wiedzie,
Winnicami wzgórzyste zasadza obszary
I tobie, w liczbie bogów, przy każdym
obiedzie
Ofiaruje z pełnej czary.
W tobie Rzym czcić już przywykł swe
bóstwo domowe.
Składa pobożne wota i modły zasyła.
Tak właśnie Grecja sławne Dioskury owe
I Alcyda ubóstwiła.
Oby cię dla nas długo zachowały nieba!
Tak mówię na czczo z rana ujrzawszy
świtanie,
Toż z pełną głową pod noc, gdy już
gwiazda Feba
Zanurzy się w Oceanie.
(Tłum. Aleksander Krajewski)
153/166
8. Mym przyjaciołom rad...
(Donarem pateras grataque commodus)
Mym przyjaciołom rad bym, Censorynie,
Rozdawać brązy, ofiarne naczynie
Lub mężnych Greków nagrodą, trójnogi.
I twój dział pewnie byłby nieubogi,
Gdybym w mym zbiorze te twory
posiadał,
Którym Parrhazjus lub Skopas wdzięk
nadał,
Ów kolorami, ten dłutem mistrzowsko
Tworząc człowieka albo postać boską.
Nie stać mię na to: takich kosztowności
Dom twój nie pragnie, umysł nie
zazdrości.
Lecz pieśni lubisz – jam ci je dać gotów,
I opowiedzieć wartość ich przymiotów.
Wszak przez pisane publiczne pomniki
Z grobów nie wstają wielkie wojowniki,
Bo ni ucieczka, ni Annibalowe
Groźby, na jego odwrócone głowę,
154/166
Ani pogorzel bezbożnej Kartagi,
Nie dały sławie Scypiona tej wagi,
Ni go podniosło wyżej owe miano
Afrykańskiego, jakie mu nadano
Nad to, co o nim wieszcz kalabrski
śpiewa.
O kim pieśń milczy, niech się nie
spodziewa
Cnót swych nagrodę zyskać. Nie wiem,
czyli
I Romul z Marsa urodzon i z Ilii,
Raz zapomniany, mógłby w wieki płynąć?
I Eakowi nie dały też zginąć
W Styksie, na wyspy wiodąc go fortunne,
Wieszczów cudowne słowa i piorunne.
Pieśń cnych wyrywa ze śmierci objęcia;
Ona im daje takie wniebowzięcia,
Że Herkul z bogi zasiada do stołu,
A z wzburzonego aż do dna żywiołu
Kastor z Polluksem ratują żeglarzy,
Śląc im promyki opiekuńczych twarzy.
155/166
Również i Liber w wianku z wonnych
liści,
Kto się doń uda, modły jego ziści.
(Tłum. Lucjan Siemieński)
9. Abyś nie myślał...
(Ne forte credas interitura quae)
Abyś nie myślał, że przebrzmią me słowa
Bez echa, które-m, zrodzon nad
szumiącym
Aufidem, śpiewał, że zginie pieśń nowa,
Do wtóru lutniom składana dzwoniącym,
Bacz, że choć Homer pierwsze miejsce
dzierży,
Przecie Pindara nie skryły pomroki,
Ni pieśń Alceusa zapomniana leży,
Ni Stezychora pojął cień głęboki,
Ani z lat biegiem w niepamięci tonie
156/166
Anakreonta zeszły dźwięczne śpiewy,
Że dotąd jeszcze żywa miłość płonie
Eolskiej, lutni zawierzona, dziewy.
Wszakże nie jedną laceńską Helenę
Zwiódł włos trefiony i dziergane szaty
Złotem, nie jedna podziwiała cenę
Strojów królewskich i orszak bogaty.
Nie pierwszy Teucer miotał z łuku strzały,
I nie raz Ilion się krwawiło w znoju,
Nie jeden walczył Idomeneus śmiały,
Ani Stenelus nie sam stawał w boju
Godnym Muz pieśni. Ani pierwszy srogi
Jeno on Hektor, ni Dejfobus dzielny
Za żony swoje i dziatki, i bogi
Od wroga w boju wzięli cios śmiertelny.
Żyli snadź mężni przed Agamemnonem,
Lecz nie płakani wszyscy i nieznani.
157/166
Noc ciężka zdjęła ich wieczystym zgonem,
Pieśń ich z śmiertelnej nie wiodła
otchłani.
Nie różna gnuśność w grobie od cnej
chwały
Nieznanej. Owo ciebie pieśni moje
Pochwalą, owo nie ścierpię, by cały
Prawy twój żywot i wszystkie twe znoje
Bezkarnie wzięło chciwe zapomnienie.
Tyś, o Loliusie, mądry i sumienny
Zarówno w szczęściu, jak i kiedy cienie
Zwykłym swym biegiem los rozsnuwa
zmienny.
Mściciel tyś chciwych zdrad i gardzisz
złotem,
Co wszystko teraz przyciąga do siebie.
Nie raz tyś konsul, aleś z lat nawrotem
Kilkakroć stawał w zaszczytnej potrzebie.
158/166
Sędzia, przeniosłeś nad korzystne –
dobre
I z dumnym czołem odrzuciłeś drogie
Przekupne dary, żeś jakoby chrobre
Zwycięzce kroczył przez zastępy wrogie.
Nie ten szczęśliwy, co ma złota wiele,
Nie – ten szczęśliwy jeno w mojej mowie,
Co umie darów używać, w udziele
Które mu dali łaskawi bogowie,
Co umie nędzę znieść i twarde znoje,
Którego hańba bardziej niż śmierć rani.
Ten się nie lęka mrzeć za druhy swoje
Albo ojczyźnie nieść swe życie w dani.
(Tłum. Tadeusz Feliks Hahn)
12. Już ten wiosny towarzysz...
159/166
(Iam veris comites, quae mare
temperant)
Już ten wiosny towarzysz, wiatr,
co z Tracji wionie,
Igrając z morską falą dmie w płótna
żaglowe;
Już mróz ziemi nie ścina, nie huczą rzek
tonie,
Wezbrane przez śniegi zimowe.
Już kwiląc za Itysem, gniazdko sobie
kładzie
Biedna ptaszyna, domu Kekropsa zakała,
Co na barbarzyńskiego króla mszcząc się
zdradzie
Bezbożnie go za nią skarała.
Pasterze tłustych owiec na murawie
młodej
Radośnie wygrywają na fujarkach pienia
I bożka zachwycają, który kocha trzody
160/166
I ciemne Arkadii wzniesienia.
Z porą roku ochota do picia przychodzi.
Lecz gdy pragniesz kaleńskim zapijać się
płynem,
Mój Wergili, szlachetnej przyjacielu
młodzi,
Za balsam otrzymasz dzban z winem.
Pachnideł onyksowy słoik dzban poruszy,
Co w lochu sulpicyjskim spoczywa
spokojnie;
Ten dzban gorycze zmartwień skutecznie
rozprószy
I nową nadzieję da hojnie.
Jeśli pragniesz tych uciech, ze swoim
towarem
Żwawo do mnie przybywaj, gdyż tak bez
opłaty
161/166
Nie mam zamiaru raczyć cię pełnym
pucharem,
Jak człowiek, co dwór ma bogaty.
Nie odwlekaj! Już porzuć korzyści
pragnienie
I z powagą śmiech pusty pomieszaj
na chwilę,
Póki możesz, pamiętny na stosu
płomienie,
Bo w porę poszaleć jest mile.
(Tłum. Józef Zawirowski)
15. Kiedym chciał niegdyś...
(Phoebus volentem proelia me loqui)
Kiedym chciał niegdyś krwawe opisywać
Bitwy i szturmy, zgromiony zostałem
Przez Apollina, bym po morzu pływać
Ani się ważył w mojem czółnie małem.
162/166
Cezar sprowadza dawne urodzaje
Na nasze pola długo nie orane,
A Jowiszowi na powrót oddaje
Orły legionów zuchwałym wyrwane
Partom, co nimi zdobili swe bramy.
Cezar świątynię zamknął Janusową,
Luźnej swywoli popokładał tamy
I dobre rządy wprowadził na nowo.
Złe się wytępia, dawne cnoty kwitną,
Którymi imię łacińskie i siły
Wzrosły i sławę zyskały zaszczytną,
I panowanie nad światem zdobyły.
Znów się nad całą ziemią rozpościera
Majestat Rzymu podniesiony godnie
Od owych krańców, gdzie łoże Hespera,
Aż po dalekie gdzieś krainy wschodnie.
Gdy Cezar rządzi, już wojen domowych
163/166
Gwałty nie wydrą cichej nam swobody,
Ani podmuchy namiętności owych,
Co ostrzą miecze, zakłócają grody.
Edykta jego czczą ludy pokorne,
I z głębokiego co piją Dunaju,
I dzikie Gety, i Persy niesforne,
I koczownicy naddońskiego kraju.
My też, czy święty, czy zwykły dzień
świeci,
Gdy nam śle Bachus wesoły swe dary,
Przy boku matron, pośród grona dzieci,
Uczciwszy bogi, jak zwyczaj chce stary,
Śpiewajmy wodzów naszych boje śmiałe;
Przy wtórze fletu, niechaj nasze usta
Głoszą cześć Troi, Eneasza chwałę
I dobrodziejstwa boskiego Augusta!
(Tłum. Aleksander Krajewski)
164/166
ISBN 978-83-268-0401-4
Wydanie elektroniczne 2012
Na okładce wykorzystano fragment obrazu
„Гораций читает свои сатиры меценату” Fi-
odora Bronnikowa (1827–1902).
WYDAWCA
Agora SA
ul. Czerska 8/10
00-732 Warszawa
Konwersja i edycja publikacji
@Created by