DonnaLeon
ZgubneŚrodki
(FatalRemedies)
Przełożyła:MałgorzataŻbikowska
Diquestotradimento
Chimaisaral’autor?
Tejzdrady
Ktomógłsiędopuścić?
LibrettooperyLaclemenzadiTitoMozarta
Rozdział1
Kobietaweszłanacichy,pustyplac.Polewejstroniemiałazakratowaneokna
banku,pustegoipogrążonegowgłębokimśnie,jakzwyklewewczesnych
godzinachrannych.Zatrzymałasięnaśrodkuplacu,przyżelaznychłańcuchach
otaczającychpomnikDanieleManina,któryoddałżyciezawolnośćmiasta.Jakże
stosowne–pomyślała.
Odwróciłasię,słysząchałaszlewej,leczbyłtotylkostróżnocnyzowczarkiem
niemieckim.Pieswyglądałnazbytmłodegoiprzyjacielskousposobionego,by
uchodzićzapostrachzłodziei.Nawetjeżelistróżazdziwiłaobecnośćkobiety
wśrednimwiekunaplacuotrzeciejpiętnaścienadranem,towcaletegonieokazał.
Obszedłdrzwiwszystkichsklepów,wtykającpodżaluzjeiwzamkipomarańczowe
karteczkinadowód,żeczuwałizastałlokalewnienaruszonymstanie.
Kiedystróżipiessięoddalili,kobietapodeszładowielkiejszklanejwitrynyna
końcuplacu.Przezchwilęstudiowałaprzyklejonedoniejplakaty,informujące
oofertachspecjalnychiotym,żemożnatupłacićkartamiMasterCard,Visa
iAmericanExpress.Zlewegoramieniazdjęłaniebieskąpłóciennątorbę,postawiła
jąnaziemi,poczymschyliłasięiprawąrękąsięgnęładośrodka.Zanimzdążyła
cośwyjąć,usłyszałazaplecamikroki.Cofnęłagwałtownierękęiwyprostowała
się.Bylitopasażerowietramwajuwodnegonumerjeden,któryzatrzymywałsię
przymościeRialtootrzeciejpiętnaście.Czterejmężczyźniikobietaprzeszliprzez
plac,kierującsiędoinnejczęścimiasta.Ichkrokipowolicichły,apotemzastukały
namościewychodzącymnaCalledellaMandola.
Kobietaznówpochyliłasięnadtorbąitymrazemwyjęłazniejsporych
rozmiarówkamień,jedenztych,któreleżałyodlatnabiurkuwjejgabinecie.
PrzywiozłagozwakacjispędzonychnaplażywMaineprzedzgórądziesięciu
laty.Miałwielkośćgrejpfrutaidoskonalesięmieściłwobciągniętejrękawiczką
dłoni.Utkwiwszywnimwzrok,podrzuciłagokilkarazyjaktenisistkaszykująca
siędoserwu.Przeniosłaspojrzeniezkamienianawitrynę,apotemznów
popatrzyłanakamieńicofnęłasięokrok.Odwitrynydzieliłojąokołodwóch
metrów.Stanęładoniejbokiem,lecztak,byniespuszczaćjejzoczu.Uniosła
kamieńnawysokośćgłowy,apotemodchyliłateżdrugąrękę,przypominając
sobie,czegouczyłjąpewnegolatasyn,chcącpokazać,jakrzucająchłopcy.Zdała
sobiesprawę,żeprzynajmniejczęśćjejżyciarozpadniesięnaskutektego,coza
chwilezrobi,zarazjednakodsunęłatęmyśl,uznającjązamelodramatyczną
iegoistyczną.
Wyrzuciłaramięprzedsiebiepłynnymruchem,wkładającwtocałąswojąsiłę,
iwypuściłakamieńzdłoni,poczymzrobiłakrokwprzóddlautrzymania
równowagi.Tozmusiłojądopochyleniagłowy,dziękiczemukawałki
rozpryskującegosięszkłazatrzymałysięwewłosach,nieraniąctwarzy.
Kamieńmusiałtrafićnajakąśskazęwszkle,bozamiastwybićdziurępodobnej
jakonwielkości,utworzyłtrójkątowysokościdwóchmetrówiprawietakiejsamej
podstawie.Odczekała,aższkłoprzestaniesięsypać,jednakwtejsamejchwili
wpomieszczeniunatyłachbiurawłączyłsięalarm,przerywającciszęnocną
ostrym,płaczliwymsygnałem.Kobietawyprostowałasię,powyjmowałakawałki
szkła,którewbiłysięwmateriałpłaszcza,ipotrząsnęłamocnogłową,nawypadek
gdybyitamutkwiłyodłamki.Potemzarzuciłatorbęnaramięinaglepoczuła,że
kolanasiępodniąuginają.Przysiadławięcnajednymzesłupkówpołączonych
żelaznymiłańcuchami.
Dopieroterazuzmysłowiłasobie,jakwielkąwybiładziurę.Natyledużą,by
mógłprzejśćprzezniączłowiek.Rozbiegałysięodniejdrobne,przypominające
pajęczynępęknięcia.Szkłowokółotworustraciłoprzejrzystośćiwyglądałojak
mleczne,leczostre,wygiętedowewnątrzkońcówkiniestałysięprzeztomniej
groźne.
Zaplecamikobiety,wmieszkaniunagórze,nalewoodbanku,zapaliłosię
światło,apotemrozjaśniłosięoknotużnadciąglewyjącymalarmem.Mijały
minuty,leczkobietaprzyjmowałatozdziwnąobojętnością.Cobędzie,tobędzie,
prędzejczypóźniejzjawisiętupolicja.Martwiłjątylkohałas,któryzakłócał
spokójnocny.Leczotoprzecieżchodziło–ozburzeniespokoju.
Rozwarłysięokienniceipojawiłysięwnichtrzygłowy,bypochwilizniknąć.
Wkolejnychoknachrozbłysłyświatła.Niesposóbbyłospać,gdyzawodzącyalarm
ogłaszał,żewmieściepopełnionoprzestępstwo.Pojakichśdziesięciuminutachna
placwbieglidwajpolicjanci,jedenzpistoletemwręku.Tenuzbrojonyzatrzymał
sięprzywybitejwszybiedziurze.
–Ktokolwiekjestwśrodku,wychodzić!–zawołał.–Policja!
Nicsięniestało.Alarmnadalwył.Policjantpowtórzyłwezwanie,akiedynie
otrzymałodpowiedzi,zwróciłsiędopartnera,którywzruszyłramionamiipokręcił
głową.Policjantschowałbrońizbliżyłsiędowitryny.Piętrowyżejotworzyłosię
okno.
–Niemożeciewyłączyćtegocholerstwa?–zapytałgniewnygłos.–Chciałbym
jeszczepospać.
Drugipolicjantpodszedłdokolegiiobajzajrzeliprzezdziurę.Potemten
pierwszykopnąłostrekawałkiszkła,stercząceniebezpiecznieudołuwitryny.Obaj
weszlidośrodkaizniknęliwciemności.Mijałyminutyinicsięniedziało.Po
pewnymczasiealarmnatyłachucichł.
Policjanciwrócilidopomieszczeniaodfrontu.Jedenznichoświetlałsobie
drogęlatarką.Rozejrzelisiępobiurze,bysprawdzić,czynicniezginęłoiczy
czegośniezniszczono,potemwyszliprzezdziuręnaplac.Dopierowówczas
spostrzeglisiedzącąnakamiennymsłupkukobietę.
Podszedłdoniejten,którywyciągnąłbroń.
–Signora,widziałapani,cotusięstało?
–Tak.
–Ktotozrobił?
Słyszącpytaniakolegi,drugipolicjantpodszedłdonich,zadowolony,żetak
łatwoznaleźliświadkazdarzenia.Dziękitemuniebędąmusielichodzićoddrzwi
dodrzwi,zadawaćpytańanispisywaćzeznań.Zamiaststaćnazimnie,wrócądo
cieplejkomendyinapisząraport.
–Ktotobył?–powtórzyłpytaniepierwszypolicjant.
–Ktośrzuciłkamieniemwwitrynę–odpowiedziałakobieta.
–Jakwyglądałtenczłowiek?
–Toniebyłmężczyzna.
–Kobieta?–zdziwiłsiędrugi.
Miałaochotęspytać,czyjestjeszczejakaśinnamożliwość,leczsię
powstrzymała.Żadnychżartów,dopókiniezałatwiwszystkiegodokońca.
–Tak,kobieta.
Pierwszyzmierzyłdrugiegoostrymspojrzeniemikontynuowałprzesłuchanie.
–Jakonawyglądała?
–Okołoczterdziestulat,jasnewłosydoramion.
Kobietamiałachustkęnagłowie,policjantniewidziałwięckolorujejwłosów.
–Jakbyłaubrana?–spytał.
–Brązowypłaszcz,brązowebuty.
Popatrzyłnajejpłaszczibuty.
–Toniesążarty,signora.Chcemywiedzieć,jakonawyglądała.
Spojrzałamuprostowoczy.Wświetleulicznychlamppolicjantdostrzegłbłysk
gniewu.
–Jawcalenieżartuję.Jużpowiedziałam,jakonawyglądała.
–Alepaniopisałasiebie,signora.
Porazkolejnywewnętrznygłospowstrzymałjąprzedmelodramatyczną
odpowiedziąwrodzaju:„Sampantoprzyznał”.Zamiasttegoskinęłajedynie
głową.
–Panitozrobiła?–spytałpierwszyznieskrywanymzdumieniemwgłosie.
Ponowniekiwnęłagłową.
–Rzuciłapanikamieniemwwitrynę?–chciałsięupewnićdrugi.
Skinęłagłowąporaztrzeci.
Policjanciodeszlinabok,takbyichniesłyszała,leczniespuszczalizniejoczu.
Nachylilisiękusobieichwilęrozmawialiprzyciszonymigłosami,poczymjeden
znichwyciągnąłtelefonkomórkowyipołączyłsięzkomendą.Wtymmomencie
nadichgłowamiotworzyłosięokno,ktośprzezniewyjrzał,leczzarazzniknął,
aoknozamknęłosięztrzaskiem.
Funkcjonariuszrozmawiałkilkaminutprzeztelefon,zdającrelację
iinformując,żemająjużsprawcęzdarzenia.Kiedyoficerdyżurnypowiedział,
żebyprzyprowadziligonakomendę,policjantniesprostowałpolecenia.Wyłączył
telefonischowałdokieszenimunduru.
–Danielikazałmijąprzyprowadzić–poinformowałkolegę.
–Toznaczy,żejamamtuzostać?–spytałdrugi,niekryjącirytacji,żebędzie
musiałsterczećnazimnie.
–Możeszzaczekaćwśrodku.Danielidzwoniwłaśniedowłaściciela.Chyba
gdzieśtumieszkaniedaleko.–Podałkoledzetelefonkomórkowy.–Zadzwoń,
jeżelisięniepokaże.
Policjantwziąłkomórkę,rezygnujączdalszychprotestów.
–Dobrze,zaczekamtu.Alenastępnymrazemtojadoprowadzam
zatrzymanego.
Jegopartneruśmiechnąłsięikiwnąłgłową.Wpełnejzgodziepodeszlido
kobiety,któraprzezcałyczassiedziałanakamiennymsłupku,wpatrującsię
wrozbitąwitrynęirozsypanewokółkawałkiszkła.
–Proszęiśćzemną–powiedziałpierwszypolicjant.Bezsłowawstałaze
słupkairuszyławstronęwąskiejuliczki,biegnącejnalewoodrozbitejwitryny.
Żadenzpolicjantówniezwróciłuwaginato,żewiedziała,którędyprowadzi
najkrótszadrogadokomendy.
Dotarciedoniejzajęłoimdziesięćminut.Wtymczasieniezamienilizesobą
anijednegosłowa.MinęliuśpionyPiazzaSanMarcoiskręciliwzaułek
prowadzącynabulwarSanLorenzo.Gdybynapotkanipodrodzenieliczni
przechodnieprzyjrzelisięimuważniej,zobaczylibyatrakcyjną,eleganckąkobietę
wtowarzystwiepolicjanta.Ichobecnośćnaulicyoczwartejnadranemmogła
wydawaćsiędziwna–możeokradzionojejmieszkanielubwezwanojądo
komendyzpowodudziecka,którecośprzeskrobało.
Niktnanichnieczekałprzeddrzwiami,policjantmusiałwięckilkarazy
zadzwonić.Wkońcuwokniedyżurkipojawiłasięzaspanatwarzmłodego
policjanta.Dyżurnycofnąłsięnaichwidok,leczzarazpodbiegłdodrzwi,
wkładającpodrodzemundur.
–Niktmnienieuprzedził,żeprzyjdziesz,Ruberti–powiedziałtonem
przeprosin.
Tenzbyłgomilczeniemiodesłałzpowrotemdołóżka.Pamiętał,jaktojestbyć
nowymnasłużbieizostaćwyrwanymzgłębokiegosnu.
Poprowadziłkobietęnapierwszepiętrodopokojumundurowych.Otworzył
przedniądrzwi,zaczekał,ażwejdzie,poczymsamwszedłizająłmiejsceza
biurkiem.Otworzyłjednązszuflad,wyjąłgrubyblokzkwestionariuszami,cisnął
gonablat,wreszciedałznakkobiecie,byusiadła.
Rozpięłapłaszczizajęłamiejscenawprostniego.Tymczasempolicjantwziął
siędowypełnianiaformularza:odnotowałdatę,godzinę,swojenazwiskoistopień.
Kiedydotarłdorubryki„przestępstwo”,zawahałsięiwpisał„wandalizm”.
Uniósłwzrokiporazpierwszyprzyjrzałsięuważniekobiecie.Zaskoczyłogo
to,cozobaczył;jejubiór,włosy,nawetsposóbsiedzenia–wszystkotoświadczyło
opewnościsiebie,jakądająpieniądze,itoduże.Obytoniebyławariatka–
pomyślał.
–Czymapanijakiśdowódtożsamości,signora?
Kiwnęłagłowąisięgnęładotorby.Nawetmuprzezmyślnieprzeszło,że
kobieta,którąwłaśniearesztował,możewyciągnąćjakiśniebezpiecznyprzedmiot.
Pochwiliwyjęłazeskórzanegoportfelabeżowydowódosobisty,otworzyłago
ipołożyłanabiurkuprzedpolicjantem.
Popatrzyłnazdjęcie,pomyślał,żezrobionojepewniedawno,gdybyła
prawdziwąpięknością,poczymodczytałnazwisko.
–PaolaBrunetti?–spytałznieukrywanymzaskoczeniem.
Skinęłagłową.
–Chryste,panijestżonąBrunettiego!
Rozdział2
Telefonzadzwonił,gdyBrunettileżałnaplaży,osłaniającrękąoczyprzed
piaskiemwzbijanymprzeztańczącehipopotamy.Oczywiściedziałosięto
wkrainiesnów:plażabyławynikiemgwałtownejkłótni,doktórejdoszłomiędzy
nimaPaoląkilkagodzintemu,hipopotamyzapewnemiałypowstrzymaćgoprzed
ucieczkądosalonu,gdzieChiaraoglądaładrugiepizodFantazji.
DopieroposzóstymsygnaleBrunettizorientowałsię,cotozadźwięk,isięgnął
posłuchawkę.
–Tak?–spytałniezbytprzytomnie.Spałniespokojnie,cozdarzałosięzawsze,
gdypokłóciłsięzPaolą.
–CommissarioBrunetti?–spytałmęskigłos.
–Unmomento–powiedział.
Odłożyłsłuchawkę,zapaliłświatło,przekręciłsięnaplecy,nasunąłkołdręna
ramię,poczymsprawdził,czynieściągnąłjejzPaoli,leczmiejsceżonybyło
puste.Pewnieposzładołazienkilubzeszładokuchninapićsięwodyczygorącego
mlekazmiodem,jeżeliichkłótniawciążtkwiłajejwgłowietakjakjemu.
Przeprosiją,gdywrócidosypialni,zato,copowiedział,izatentelefon,chociaż
jejnieobudził.
Ponowniesięgnąłposłuchawkę.
–Tak,ocochodzi?–spytał,opadającnapoduszkiznadzieją,żetoniektoś
zkomendyzinformacjąonowejzbrodni.
–Mamypańskążonę,commissario.
Poczułnaglezupełnąpustkęwgłowie.Takzwyklemówiliporywacze,leczco
znaczyłzwrotcommissario?
–Słucham?–powiedział,gdymózgznowuzacząłfunkcjonować.
–Mamypańskążonę–powtórzyłgłos.
–Ktomówi?–zapytałniecierpliwymtonem.
–Ruberti,commissario.Jestemwkomendzie.–Zapadłacisza,poczym
mężczyznadodał:–MiałemnocnydyżurzBellinim.
–Cośmówiłeśomojejżonie?–spytałBrunetti,któregonieobchodziło,gdzie
onisąaniktomanocnydyżur.
–Tak,commissario.Toznaczyjajestemwkomendzie,aBellininaCampo
Manin.
Brunettizamknąłoczyiwsłuchałsięwodgłosydomu.Panowałakompletna
cisza.
–Coonatamrobi,Ruberti?
–Aresztowaliśmyją–odpowiedziałRubertipodłuższejprzerwie.–Toznaczy
przyprowadziłempańskążonętutaj–dodał,gdyBrunettimilczał.–Niezostała
jeszczearesztowana.
–Dajmijądotelefonu–poleciłBrunetti.
Trochęodczekał,zanimusłyszałgłosPaoli.
–Ciao,Guido.
–Naprawdęjesteśwkomendzie?–spytał.
–Tak.
–Więczrobiłaśto?
–Mówiłamci,żezrobię–odparłaPaola.
Brunettizamknąłoczyinerwowowyprostowałramię.Pochwiliznów
przyłożyłsłuchawkędoucha.
–Powiedzmu,żebędętamzapiętnaścieminut.Pozatymnicniemów
iniczegoniepodpisuj.
Nieczekającnaodpowiedź,odłożyłsłuchawkęiwstałzłóżka.
Ubrałsię,zszedłdokuchniizostawiłdzieciomkartkęzinformacją,żemusieli
zmatkąwyjśćiwkrótcewrócą.Opuściłmieszkanie,zamknąłcichodrzwi
iostrożnieniczymzłodziejzszedłposchodach.
Naulicyskręciłwprawoiruszyłniemalbiegiem,czując,jakpłonąwnimzłość
istrach.Zewzrokiemwbitymwziemięminąłpustyrynekiprzeszedłprzezmost
Rialto.Przypomniałsobiejejgniewipasję,zjakąuderzyładłoniąwstół,
wprawiającwdrżenietalerzeiprzewracającbutelkęzczerwonymwinem.Patrzył,
jakwinowsiąkawobrus,izastanawiałsię,czemutasprawatakjąrozwścieczyła.
Zarównowtedy,jakiterazmiałpewność,żecokolwiekzrobiła,działałapod
wpływemtegowłaśniegniewu.Dziwiłsięwszakżetakgwałtownejreakcjinacoś,
cowydarzyłosiędalekostąd.Wciąguwielulatmałżeństwazdążyłprzywyknąćdo
jejwybuchówwściekłościiprzekonaćsię,żekażdaniesprawiedliwość,urzędnicza,
politycznaczyteżspołeczna,byławstanieprzyprawićjąoatakgniewu.Nigdy
jednakniepotrafiłprzewidzieć,kiedyposuniesiętakdaleko,żeniebędziemogła
nadsobązapanować.
IdącprzezCampoSantaMariaFormosa,przypomniałsobie,cowówczas
powiedziała,niezważającnaostrzeżenia,żedziecisłuchają,iniebaczącna
zaskoczenie,malującesięnajegotwarzy.
–Todlatego,żejesteśmężczyzną–syknęłazezłością.–Trzebasprawić,żeby
drogozatozapłacili–dodała.–Wprzeciwnymraziedalejbędątakrobić.Nie
dbamoto,czytojestlegalne,czynie–oznajmiłanakoniec.–To,corobią,jestzłe
iktośmusiichpowstrzymać.
JakzwyklewtakichwypadkachBrunettizlekceważyłjejwybuchgniewu,
apotemzapowiedź–amożegroźbę–żesamasiętymzajmie.Noiproszę,trzydni
późniejskręcałnabulwarSanLorenzo,zmierzającdokomendy,gdziesiedziała
Paola,aresztowanazaprzestępstwo,októrymuprzedzała.
Wpuściłgomłodypolicjant,salutującsłużbiście.Brunettiniezwróciłnaniego
uwagi,tylkoszybkowszedłnaschody.Pokonywałpodwastopnienaraz,aż
wreszcieotworzyłdrzwidopokojumundurowych.Rubertisiedziałzabiurkiem,
aPaolanawprostniego.
Rubertiwstałizasalutował.BrunettiskinąłgłowąispojrzałnaPaolę.Ichoczy
sięspotkały,leczkomisarznieodezwałsięsłowem,DałznakRubertiemu,by
usiadł,poczymkazałmuopowiedzieć,cozaszło.
–Przedgodzinąotrzymaliśmywezwanie.NaCampoManinwłączyłsięalarm,
poszliśmywięczBellinimtosprawdzić.
–Napiechotę?
–Tak.
Rubertizamilkł,więcBrunettidatznak,żebykontynuował.
–Kiedytamdotarliśmy,zobaczyliśmy,żewitrynajestrozbita,aalarmwyjejak
szalony.
–Skąddochodził?–spytałkomisarz,chociażwiedział.
–Zpokojunazapleczu.
–Tak,alecotamjest?
–Biuropodróży,commissario.
RubertiponownieumilkłiBrunettimusiałgoponaglić.
–Cobyłopotem?
–Weszliśmydośrodkaiwyłączyliśmyprąd.Byalarmprzestałwyć–wyjaśnił
niepotrzebnie.–Kiedystamtądwyszliśmy,zobaczyliśmykobietę,którajakbyna
nasczekała.Zapytaliśmyją,czywie,cotusięstało.–Spojrzałnabiurko,następnie
przeniósłwzroknaBrunettiego,apotemnaPaolę.Ponieważżadneznichsięnie
odezwało,podjąłrelację:–Powiedziała,żewie,ktotozrobił,akiedypoprosiliśmy,
żebygoopisała,oznajmiła,żetobyłakobieta.
Umilkł,popatrzyłnanich,leczobojenadalmilczeli.
–Potem,gdypoprosiliśmy,żebyopisałatękobietę,opisałasiebie,akiedy
zwróciłemnatouwagę,odparła,żeonatozrobiła.Rozbiłaszybę.Właściwieto
tegoniepowiedziała–dodałpochwilinamysłu.–Leczskinęłagłową,gdy
spytałem,czytozrobiła.
BrunettiusiadłnakrześleobokPaoliizłożyłręcenabiurku.
–GdziejestBellini?–spytał.
–Zostałtam.Czekanawłaściciela.
–Jakdługojużtamjest?
Rubertispojrzałnazegarek.
–Ponadpólgodziny.
–Maprzysobietelefon?
–Tak.
–Tozadzwońdoniego–poleciłkomisarz.
Rubertiprzysunąłsobietelefon,leczzanimzdążyłwystukaćnumer,usłyszeli
krokinaschodachidopokojuwszedłBellini.ZasalutowałnawidokBrunettiego,
leczniebyłwstanieukryćzdziwienia,żewidzigootakniezwykłejporze.
–Buondi,Bellini–powiedziałBrunetti.
–Buondi,commissario–odrzekłpolicjantispojrzałnaRubertiego,jakby
pytał,ocotuchodzi.
Rubertinieznaczniewzruszyłramionami.
Brunettisięgnąłpoblokzformularzami.ZobaczyłschludnepismoRubertiego,
datęiczaspopełnieniaprzestępstwa,nazwiskofunkcjonariuszaiokreślenie
przestępstwa.Nicwięcejniebyłozapisane,aniwmiejscu,gdziepowinnosię
znaleźćnazwiskoaresztowanego,aniteżwrubryce„przesłuchanie”.
–Copowiedziałamojażona?
–Jużmówiłem,żewłaściwieniczegoniepowiedziała.Tylkoskinęłagłową,
kiedyspytałem,czyonatozrobiła–wyjaśniłRuberti,poczymdodałcommissario,
żebystłumićcichegwizdnięcie,jakiewydobyłosięzustpartnera.
–Musieliścieźlejązrozumieć,Ruberti–podsumowałBrunetti.
Paolapochyliłasięwprzód,jakbychciałacośpowiedzieć,leczonpołożyłdłoń
naformularzuizmiąłgowciasnąkulkę.
Rubertiprzypomniałsobieswojepoczątki,gdyjakomłodyfunkcjonariusz
padałzniewyspaniaipociłsięzestrachu,akomisarzprzymykałokonabłędy
ichwilesłabościnowicjusza.
–Tak,commissario,możliwe,żeźlepaniązrozumiałem–odpowiedział,po
czymspojrzałnaBelliniego,którykiwnąłgłową,niebardzorozumiejąc,oco
chodzi,wiedzącjednak,copowinienzrobić.
–Dobrze–rzekiBrunettiiwstał.Zmiętąkulkępapieruwsunąłdokieszeni
płaszcza.–Zabioręterazżonędodomu.
RubertirównieżwstałipodszedłdoBelliniego.
–Namiejscujestterazwłaściciel,commissario–poinformowałBellini.
–Powiedziałeśmucoś?–spytałBrunetti.
–Nie.Tylkoto,żeRubertiposzedłdokomendy.
Brunettikiwnąłgłową.DałznakPaoli,nawetjejniedotykając.Wstałazfotela,
leczniepodeszładomęża.
–Wtakimraziedobranoc,panowie.Zobaczymysięrano.
Obajfunkcjonariuszezasalutowali.Brunettimachnąłręką,poczymcofnąłsię,
byprzepuścićPaolę.Wyszłapierwsza,onzanią.Zamknąłdrzwiiobojezeszli,
jednozadrugim,poschodach.Dyżurnypolicjantotworzyłimdrzwi.SkinąłPaoli
głową,chociażniemiałpojęcia,kimjest,izasalutowałprzełożonemu.
Rozdział3
ZadrzwiamikomendyBrunettiskręciłwlewo,wpierwsząprzecznicę.Tu
przystanął,zaczekałnaPaolęirazemwmilczeniuruszylipustąuliczką.Nogi
automatycznieniosłyichwstronędomu.
KiedyskręciliwSalizzadaSanLio,komisarzzdołałwreszciewydobyćzsiebie
głos.
–Zostawiłemdzieciomwiadomość–powiedział.–Nawypadekgdybysię
obudziły.
Paolakiwnęłagłową,leczonunikałjejwzroku,więctegoniezauważył.
–Niechciałem,żebyChiarasięmartwiła–dodał.Uświadomiłsobie,żemógł
zrobićprzykrośćPaoli,leczwcalesięnieprzejął.
–Niepomyślałamotym–stwierdziła.
PrzejściempodziemnymdotarlinaCampoSanBartolomeozpomnikiem
uśmiechniętegoGoldoniego.Uśmiechposąguwydawałsięzupełnienienamiejscu.
Brunettispojrzałnazegar.Dochodziłapiąta:zbytpóźno,bysiępołożyć,leczzbyt
wcześnie,byiśćdopracy.Czymwypełnićtenczas?Spojrzałwlewo,alewszystkie
barybyłyjeszczezamknięte.Rozpaczliwietęskniłzakawą,którapozwoliłaby
oderwaćmyśliodtejsprawy.
ZamostemRialtoskręciliwlewo,potemwprawo,doprzejściapodziemnego
biegnącegowzdłużRugadegliOrefici.Wpołowiedroginapotkaliotwartybar
iweszlidośrodka.Naladziepiętrzyłsięstosświeżychdrożdżówek,owiniętych
jeszczewpapier.Brunettizamówiłdwiekawyzekspresuizignorowałbułeczki.
Paolanawetichniezauważyła.
Kiedybarmanpostawiłprzedniminapełnionefiliżanki,komisarzwsypałdo
nichcukieripodsunąłjednąPaoli.Barmanprzeszedłnadrugikoniecbaruizaczął
układaćdrożdżówkiwoszklonejgablocie.
–Nowięc?–spytałBrunetti.
Paolaupiłałykkawyidosypałajeszczepółłyżeczkicukru.
–Mówiłamci,żetozrobię.
–Nietaktobrzmiało.
–Ajak?
–Powiedziałaś,żekażdypowinientozrobić.
–Bokażdypowinientozrobić–odpowiedziała,leczwjejgłosieniebyłojuż
dawnegogniewu.
–Niesądziłem,żemówiłaśwłaśnieotym.
Brunettizrobiłrękąobszernygest,obejmującytowszystko,cosięstało,zanim
tuweszli.
Paolaodstawiłafiliżankęnaspodeczekiporazpierwszyspojrzałamuwoczy.
–Guido,możemyporozmawiać?
Chciałpowiedzieć,żeprzecieżtorobią,leczdomyślającsięjejreakcji,skinął
tylkogłową.
–Trzydnitemuuświadomiłamci,coonirobią.Atyodpowiedziałeś,żeniema
wtymniczegonielegalnego–dodała,zanimzdążyłjejprzerwać.–Żejakobiuro
podróżymajądotegoprawo.
Brunettikiwnąłgłową,akiedypodszedłdonichbarman,dałznakręką,żechce
jeszczedwiekawy.
–Aletoniejestwporządku–ciągnęłaPaola,gdybarmanwróciłdoekspresu.–
Obojeotymwiemy.Organizowaniedlabogatychiśredniozamożnychmężczyzn
wyjazdówdoTajlandiiinaFilipiny,bymoglitamgwałcićdziesięcioletnie
dziewczynki,toodrażającyproceder.–Uniosładłoń,zanimzdążyłcośpowiedzieć.
–Wiem,żeterazjestzabroniony.Aleczykogośzatoaresztowanoalboskazano?
Doskonalewiesz,żewystarczyzmienićtreśćreklam,byinteresstałsięlegalny.
„Dyskretnaobsługahotelowa.Miłetowarzystwo”.Niemówmi,żeniewiesz,co
sięzatymkryje.Chodziwciążotosamo.Itowłaśniejestodrażające.
Brunettimilczał.Kelnerprzyniósłkolejnedwiekawyizabrałpustefiliżanki.
Drzwibaruotworzyłysięiweszłodwóchkrzepkichmężczyzn,wpuszczającdo
środkapodmuchwilgotnegopowietrza.Barmannatychmiastdonichpodszedł.
–Powiedziałamciwtedy,żetoniejestwporządkuitrzebaichpowstrzymać–
zakończyłaPaola.
–Myślisz,żemożeszichpowstrzymać?–spytałBrunetti.
–Tak.Niejajedna–dodałaprędko–inietylkotu,wWenecji,rozbijając
szybębiurapodróżynaCampoManin.LeczgdybywszystkiekobietyweWłoszech
wyszływnocyzkamieniamiirozbiłyszybywszystkichbiurpodróży,które
organizujątakiewycieczki,tojużwkrótceniktbyichnieorganizował,prawda?
–Czytopytanieretoryczne,czyoczekujesznanieodpowiedzi?
–Oczekujęodpowiedzi.
Tymrazemtoonawsypałacukierdofiliżanek.
Brunettiwypiłnajpierwkawę.
–Niemożesztegorobić,Paolo–powiedział.–Niemożeszrozbijaćszyb
wbiurachlubsklepach,którerobiącoś,czegotwoimzdaniemrobićniepowinny,
lubsprzedającoś,cobudzitwójprotest.Pamiętasz,jakKościółchciałzakazać
sprzedażyśrodkówantykoncepcyjnych?–spytał,zanimzdążyłasięodezwać.–
Pamiętasz,jakwówczaszareagowałaś?Jeżelinie,tociprzypomnę:taksamojak
teraz.Rozpoczęłaśkrucjatęprzeciwzłu.Tymrazemjednakstanęłaśpodrugiej
stronie,przeciwludziom,którzy,jaksamamówisz,mająprawotorobić,ichcesz
ichpowstrzymaćprzedrobieniemtego,cowedługciebiejestzłe.
Poczułnarastającygniew,któryogarnąłgozarazpoprzebudzeniu,szedłznim
przezmiastoitowarzyszyłmuwtymcichymbarze.
–Ciągletosamo–podjąłnanowo.–Uznajesz,nieliczącsięznikim
izniczym,żecośjestzłe,apotemuzurpujeszsobieprawodobyciajedyną
sprawiedliwą,którajestwstaniesiętemuprzeciwstawić,botylkoonaznaprawdę.
Sądził,żePaolasięterazodezwie,leczonauparciemilczała.
–Itojestnajlepszyprzykład–ciągnąłdalej.–Czegotychcesz?Zdjęciana
pierwszejstronie„Gazzettino”wgloriiobrończynidzieci?
Siląwolipowstrzymałsięprzeddalsząprzemową,sięgnąłdokieszeni,podszedł
dokelneraizapłaciłzakawę.Potemotworzyłdrzwibaruizaczekałnażonę.
NaulicyPaolaskręciławlewo,leczzatrzymałasiępokilkukrokach
izaczekałananiego.
–Czynaprawdętaktowidzisz?Żechcęjedynieprzyciągnąćuwagęipokazać,
jakajestemważna?
Minąłją,nieodpowiadającnapytanie.
–Naprawdętakmyślisz,Guido?!–zawołałazanim,porazpierwszy
podnoszącglos.
Przystanąłiodwróciłsiędoniej.Zajejplecamizauważyłczłowiekazwózkiem
wypełnionymgazetamiipismami.Zaczekał,ażichminie.
–Częściowo–odparł.
–Toznaczy?
–Niewiem.Nieumiemtegookreślić.
–Uważasz,żedlategotorobię?
Irytacjapchnęłagodoudzieleniaodpowiedzi.
–Dlaczegotyzewszystkiegorobisztakąsprawę,Paolo?Dlaczegowszystko,
corobisz,czytaszczymówisz,anawetnosiszijesz,musimiećtakieznaczenie?
Przezdłuższyczaspatrzyłananiegowmilczeniu,poczymspuściłagłowę
iruszyławstronędomu.Dogoniłją.
–Cotonibymiałoznaczyć?
–Cotakiego?
–Tospojrzenie.
Zatrzymałasięipopatrzyłananiego.
–Czasamirozmyślam,gdziesiępodziałmężczyzna,któregopoślubiłam.
–Acotozkoleimaznaczyć?
–Toznaczy,żekiedywychodziłamzaciebie,wierzyłeśwewszystkiete
rzeczy,zktórychsięterazwyśmiewasz.Takiejaksprawiedliwośćicojest
właściwe,ijakdecydować,cojestwłaściwe.
–Nadalwniewierzę–zaprotestował.
–Terazwierzyszwprawo,Guido–odrzekłałagodnymtonem,jakbymówiła
dodziecka.
–Iotowłaśniechodzi!–Podniósłgłos,ignorującmijającychichludzi.
Zbliżałasięgodzinaotwarciaprzystani.–Zrobiłaścoś,corzeczywiścieuważamza
głupieczyhaniebne.Nalitośćboską,jestemprzecieżpolicjantem!Cóżjeszcze
mamrobićpozaprzestrzeganiemiegzekwowaniemprawa?
Całyażgotowałsięzwściekłości,byłbowiemprzekonany,żeonaumniejsza
ilekceważyjegopracę.
–TodlaczegookłamałeśRubertiego?–spytała.
Gniewsięulotnił.
–Nieokłamałemgo.
–Powiedziałeśmu,żezaszłonieporozumienie,żeźlemniezrozumiał,Leczon
wieitywiesz,ija,itendrugipolicjant,comiałamnamyśliicozrobiłam.–
Milczał,więcprzysunęłasiębliżej.–Złamałamprawo,Guido.Rozbiłamtęszybę
iznowutozrobię.Dotądbędęrozbijaćszyby,ażtwojeprawo,toszlachetneprawo,
zktóregojesteśtakidumny,jakośzareaguje.Boniepozwolę,byoninadalrobili
to,corobią.
Wiedzionyimpulsem,chwyciłjązaramiona,lecznieprzyciągnąłdosiebie,
tylkozrobiłkrokwprzód,objąłiwtuliłjejtwarzwzagłębienieszyi.Potem
pocałowałwczubekgłowyizanurzyłtwarzwewłosach.Zarazjednakcofnąłsię
gwałtownie,przyciskającpalcedoust.
–Cosięstało?–spytała,wyraźnieprzestraszona.
Brunettiodsunąłdłońizobaczyłnaniejkrew.Ponowniedotknąłwargiipoczuł
cośtwardegoiostrego.
–Daj,jatozrobię–powiedziałaPaola,dotykającjegopoliczkaipochylającsię
kuniemu.Zdjęłarękawiczkęiprzyłożyładwapalcedojegowargi.
–Cotojest?–spytał.
–Kawałekszkła.
Poczułukłuciebólu,azarazpotemwargiPaolinaswoich.
Rozdział4
Wdrodzedodomuweszlidocukierniikupilicałątacędrożdżówek,
przekonującsiebie,żetodladzieci,wiedzącjednak,żetonacześćzawartego
pokoju,choćbynawetmiałsięokazaćnietrwały.GdytylkoBrunettiwszedłdo
mieszkania,natychmiastusunąłkartkęzkuchennegostołuiwepchnąłjąnasamo
dnokoszanaśmieci,stojącegopodzlewem.Potempocichu,byniebudzićdzieci,
przeszedłkorytarzemdołazienki.Wziąłdługiprysznic,mającnadzieję,żezmyje
kłopoty,którespadłynaniegotaknieoczekiwanieiotakwczesnejporze.
Wczasiegdysięgoliłiubierał,Paolaprzebrałasięwpiżamęiflanelowy
szlafrokwkratkę.Miałagoodtakdawna,żeżadneznichjużniepamiętało,od
kogogodostała.
Siedziałaprzystole,czytającczasopismoimoczącdrożdżówkęwwielkim
kubkukawyzmlekiem.Wyglądała,jakbywłaśniewstałapodługim,spokojnym
śnie.
–Czymamciępocałowaćwpoliczekipowiedzieć:„Buongiomo,cara,dobrze
spałaś”?–zapytał,wchodzącdokuchni,leczwjegogłosieniebyłosarkazmuinie
chciał,bytaktozabrzmiało.Jeżelijuż,topragnąłodgrodzićichodtychnocnych
wydarzeń,chociażdoskonalewiedział,żetoniemożliwe.Przynajmniejodwlec
nieuniknionekonsekwencjeczynuPaoli,nawetgdybymiałysięograniczyćdo
kolejnejwymianyargumentów,zgóryskazanejnaniepowodzenie,bożadneznich
niezamierzałoustąpić.
Paolauniosławzrokiuśmiechnęłasię,dająctymdozrozumienia,żeonateż
chętnieodczeka.
–Wróciszdodomunaobiad?–spytała,podnoszącsięzkrzesła,bynalaćmu
kawydoszerokiejfiliżanki.Dopełniłajągorącymmlekiemipostawiłanastole
wmiejscu,gdziezwyklesiadał.
Brunettiuświadomiłsobiedziwacznośćsytuacji,którąpodkreślałjeszczefakt,
żeobojejązaakceptowali.Czytałkiedyś,żepodczaspierwszejwojnyświatowej,
wokopachnazachodnimfroncie,doszłodospontanicznegozawieszeniabronina
BożeNarodzenie.Niemcyprzechodzilinaprzeciwnąstronę,byzapalićpapierosy,
częstowalinimiAnglików,aBrytyjczycyuśmiechalisięimachalidonich.Kres
temupołożyłymasowebombardowania.Brunettisięspodziewał,żezawieszenie
bronizżonąrównieżniepotrwadługo.Korzystałwięczniego,pókimógł.Dlatego
posłodziłkawę,wziąłdrożdżówkęiodpowiedział:
–Nie,muszęjechaćdoTrevisoiporozmawiaćzjednymzeświadków
zeszłotygodniowegonapadunabanknaCampoSanLuca.
NapadnabankbyłwWenecjiwyjątkowymzdarzeniem,toteżkomisarz
skwapliwiezmieniłtematrozmowyiopowiedziałPaoli,comuotejsprawie
wiadomo.Coprawda,pisałyoniejwszystkiegazety,leczfaktówbyłoniewiele.
Przedtrzemadniamidobankuwszedłuzbrojonymłodymężczyzna,zażądał
pieniędzy,poczymwyszedłzłupemwjednejręceibroniąwdrugiej,oddalającsię
spokojniewstronęmostuRialto.Ukrytawsuficiekamerazarejestrowała
niewyraźnyobraz,którypozwoliłpolicjiwstępniezidentyfikowaćnapastnika.
OkazałsięnimbratmieszkańcaWenecji,posądzanegoobliskiekontaktyzmafią.
Bandyta,wchodzącdobanku,naciągnąłchustkęnaustainos,leczzdjąłjąpo
wyjściu,dziękiczemupewienmężczyznazobaczyłjegotwarz.
Tymświadkiembyłpizzaiolo,piekarzzpizzeriiwTreviso,któryszedłdo
bankuopłacićkolejnąratępożyczkiidobrzesięprzypatrzyłrabusiowi.Brunetti
miałnadzieję,żepoobejrzeniupolicyjnychfotografiipodejrzanychpiekarzwskaże
sprawcę.Towystarczy,byaresztowaćwinnegoisporządzićaktoskarżenia.Do
tegowłaśnieświadkawybierałsięBrunettidziśrano.
Gdzieśwgłębimieszkaniaskrzypnęłydrzwiipochwiliusłyszeliznajome
ciężkiekrokiRaffiego,świadcząceotym,żejeszczesięnadobrenieobudził.
Brunettiwziąłkolejnądrożdżówkę,dziwiącsię,żejestgłodnyotakwczesnej
porze.Zwykleśniadaniebyłodlaniegoczymśzbędnyminiegodnymuwagi.Dziś,
nasłuchującodgłosówbudzącegosiężycia,obojezPaolądelektowalisię
bułeczkamiikawą.
Właśniekończyliśniadanie,gdyznowuskrzypnęłydrzwiichwilępóźniej
whallurozbrzmiałyniepewnekrokiChiary.Weszładokuchni,przecierającoczy,
jakbychciałapomócimsięotworzyć.Szurającbosymistopamipopodłodze,
podeszładoojca,usiadłamunakolanach,objęłazaszyjęioparłagłowęnajego
barku.
Brunettiotoczyłjąramionamiipocałowałwczubekgłowy.
–Takidzieszdziśdoszkoły?–spytałlekkimtonem,studiującwzórnapiżamie.
–Bardzoładnystrój.Twoimkoleżankomzpewnościąsięspodoba.Balony,bardzo
gustowne.Powiedziałbymnawet,żeszykowne.Takiejkreacjibędącizazdrościć
wszystkiedwunastolatki.
Paolaspuściławzrokiwróciładolekturyczasopisma.
Chiarauniosłagłowę,bypopatrzećnapiżamę.Zanimjednakzdążyłacoś
powiedzieć,wkuchnizjawiłsięRaffi,pocałowałmatkę,poczympodszedłdo
ekspresuinalałsobiekawy.Dopełniłjągorącymmlekiemiusiadłprzystole.
–Chybaniemasz,tato,nicprzeciwtemu,żeskorzystałemztwojejmaszynki
dogolenia?
–Apoco?–spytałaChiara.–Byobciąćpaznokcie?Bonatwojejtwarzynie
manic,comógłbyśgolićmaszynką.
Tomówiąc,przysunęłasiębliżejojcawobawieprzedgniewemRaffiego.
Brunettilekkimuściskiemdałjejdozrozumienia,żeniepochwalatakiej
uszczypliwości.
Raffiwychyliłsiękusiostrze,leczzrobiłtobezprzekonania.Zatrzymałrękę
nadtalerzemzbułeczkami,poczymwziąłjedną,umoczyłwkawieiugryzł
potężnykęs.
–Skądtedrożdżówki?–spytał.–Tywychodziłeś?–zwróciłsiędoojca,kiedy
niktnieodpowiedział.
Brunettikiwnąłgłową,puściłChiaręiwstał.
–Gazetyteżkupiłeś?–zapytałRafiizpełnymiustami.
–Nie–odpowiedziałBrunetti,idącwstronędrzwi.
–Jakto?
–Zapomniałem–skłamał,wyszedłdohallu,włożyłpłaszcziopuścił
mieszkanie.
SkręciłwstronęmostuRialtoiruszyłznanąmuodlattrasądokomendy,
Zazwyczajcieszyłgojakiśdrobnyelementwychwyconypodrodze:wyjątkowo
absurdalnynagłówekwgazecie,błądortograficznywnadrukunatanich
podkoszulkach,którymiobwieszonebyłystraganynarynku,widokdługo
wyczekiwanegoowocuczywarzywa.Dziśjednak,idącprzeztarg,nanicnie
patrzyłiniczegoniedostrzegał.Zszedłzmostuiskręciłwjednązwąskichuliczek
prowadzącychdokomendy.
CałyczasmyślałoRubertimiBellinim,zastanawiającsię,czylojalnośćwobec
przełożonego,którytraktowałichprzyzwoicie,będzienatylesilna,bywziąćgórę
nadprzysięgąlojalnościzłożonąpaństwu.Przypuszczał,żetak,kiedyjednak
uświadomiłsobie,jakpodejrzaniebliskiebyłotozasadomwyznawanymprzez
Paolę,odsunąłodsiebietemyśli.Skupiłsięnaczekającymgozebraniu,
dziewiątymzcykluconvocationsdupersonnel,którewprowadziłjegobezpośredni
przełożony,zastępcakomendanta,GiuseppePatta,popowrociezeszkolenia
organizowanegoprzezInterpolwLyonie.
Pattamiałtamokazjęzapoznaćsięzproduktamiróżnychnarodówtworzących
zjednoczonąEuropę:zfrancuskimszampanemitruflami,duńskąszynką,
angielskimpiwemijakąśbardzostarąhiszpańskąbrandy,atakżezrozmaitymi
formamizarządzania,przedstawionymiprzezurzędnikówposzczególnychkrajów.
WróciłdoWłochzwalizkamipełnymiwędzonegołososiaiirlandzkiegopiwaoraz
głowąnaszpikowanąnowymipomysłami.Pierwszymznich–ijakdotądjedynym
ujawnionympracownikomkomendy–byłycotygodnioweciągnącesię
wnieskończonośćodprawypodnazwąconvocationsdupersonnel,naktórych
przedstawianosprawywyjątkowobłaheimałoważnecelemichprzedyskutowania
izanalizowania,cospotykałosięzpowszechnąobojętnościąilekceważeniem.
Brunettipoczątkowopodzielałopinięwiększości,żetezebraniaprzetrwają
najwyżejtydzieńlubdwa,leczminęłyjużdwamiesiąceinicniewskazywało,by
miałysięskończyć.PodrugimBrunettizacząłprzynosićzesobągazetę,lecz
musiałzniejzrezygnować,gdyżporucznikScarpa,osobistyasystentPatty,pytałza
każdymrazem,czytakmałointeresujągosprawymiasta,żeczytawtrakcie
zebrania.Szkoda,żeniedałosięznaleźćksiążkitakmałej,byukryćjąwdłoniach.
Zpomocą,jakczęstosięostatniozdarzało,przyszłasignorinaElettra.Rano,na
dziesięćminutprzedpiątąodprawą,zjawiłasięwjegopokojuibezżadnych
wyjaśnieńpoprosiłaodziesięćtysięcylirów.Wręczyłżądanąsumę,awówczas
otrzymałdwadzieściapięćsetlirowychmonet.Kiedyspojrzałnaniąpytająco,
podałamukartę,trochęwiększąodpudełkanapłytykompaktowe.Kartabyła
podzielonanadwadzieściapięćrównychkwadratówzwydrukowanymwśrodku
słowemlubzwrotem.Literybyłytakmałe,żemusiałprzybliżyćkartonikdooczu,
żebycokolwiekodczytać.Zobaczyłtakiesłowajak„maksymalizować”,
„priorytet”,„źródłazewnętrzne”,„powiązania”,„interaktywny”,„emisja”
imnóstwoinnychmodnychsformułowań,któretrafiłyostatniodojęzyka.
–Cotojest?–spytał.
–Bingo–wyjaśniłasignorinaElettra,poczymdodała:–Mojamatkakiedyś
wtograła.Wystarczyzaczekać,ażktośwypowiejednozesłówzpańskiejkarty,
awówczasprzykrywajepanmonetą.Wygrywaten,ktozakryjepięćsłówwjednej
linii.
–Cowygrywa?
–Pieniądzeinnychgraczy.
–Jakichinnychgraczy?
–Zobaczypan–zdążyłajedyniepowiedzieć,bowezwanoichnaodprawę.
Odtegodniazebraniastałysięznośne,przynajmniejdlatych,którzymieli
karty.Początkowowgrzeuczestniczyłytylkotrzyosoby–Brunetti,signorina
ElettraipanikomisarzMarinoni,któraniedawnowróciładopracypourlopie
macierzyńskim.Potemkartypojawiałysięnakolanachczywnotesachcoraz
większejliczbyosóbiBrunettiegowrównymstopniuinteresowałoto,ktoma
kartę,jakiwygraniepartii.Słowanakartachcotydzieńsięzmieniały,zwykle
zgodniezwzoremlubtematykąprzemówieńPatty.Niekiedyuwzględniałychęć
zabłyśnięciadobrymimanieramiiwielokulturowością–tosłoworównieżsię
pojawiło–jakrównieżsporadycznepróbywykorzystywaniasłówzaczerpniętych
zjęzyków,którychnieznał,jak„ekonomiawudu”,„systempiramidy”
i„WirtschaftlicherAufschwung”.
Brunettiprzyszedłdokomendynapółgodzinyprzedzebraniem.Ani
Rubertiego,aniBelliniegoniebyłonasłużbie,toteżksięgęraportówzostatniej
nocywręczyłmuinnyfunkcjonariusz.Komisarzprzejrzałjązpozornymbrakiem
zainteresowania.WłamaniedodomunaDorsoduro,któregowłaścicielewyjechali
naurlop.BójkawbarzenaSantaMartamiędzydwomamarynarzamiztureckiego
frachtowcaidwomaczłonkamizałogigreckiegostatkuwycieczkowego;trzech
zabranonaprontosoccorsodoszpitalaGiustiniana,aczwartymiałzłamanąrękę.
Niewniesionojednakżadnychskarg,chociażobastatkimiaływypłynąćjeszcze
tegopopołudnia.RozbitoszybęwbiurzepodróżynaCampoManin,lecznikogo
niearesztowanoiniebyłożadnychświadkówzdarzenia.Otwarto,prawdopodobnie
śrubokrętem,automatześrodkamiprzeciwbólowymiprzyaptecenaCannaregio
iwedługobliczeńwłaścicielazabranosiedemnaścietysięcylirówiszesnaście
paczekzlekami.
Odprawanieprzyniosłażadnychniespodzianek.Napoczątkudrugiejgodziny
Pattaogłosił,żenależysprawdzić,czyorganizacjeniekomercyjnedziałające
wmieścieniepiorąbrudnychpieniędzy.Wzwiązkuztympolicjazwrócisię
ozgodęnadostępdoichprogramówcelemweryfikacjiprzezpolicyjnekomputery.
WtymmomenciesignorinaElettrazrobiłanieznacznyruchręką,spojrzałana
Vianella,uśmiechnęłasięipowiedziałacicho:„Bingo”.
–Słucham,signorina?
Pattazdawałsobiesprawę,żecośsiędzieje,leczniemiałpojęciaco.
–Dingo,paniekomendancie–odpowiedziałasignorinaElettrazuśmiechem.
–Dingo?–powtórzył,patrzącnaniąznadokularów,którewkładałnate
zebrania.
–Obrońcyzwierząt,ci,którzyustawiająpuszkiwsklepach,żebyzbierać
pieniądzenaschroniskadlabezpańskichzwierzaków.Toteżjestorganizacja
niekomercyjna,więcpowinniśmysięzniąskontaktować.
–Naprawdę?–Pattaniewyglądałnaprzekonanego.
–Chciałamoniejtylkoprzypomnieć–wyjaśniła.
Pattawróciłdoleżącychprzednimkartekizebraniepotoczyłosiędalej.
Brunettizrękąpodbrodąobserwował,jaksześćinnychosóbukładaprzedsobą
stosikimonet.PorucznikScarpaprzyglądałsięimzuwagą,leczkartyukryteza
zasłonązrąk,notesówikubkówzkawązdążyłyzniknąć.Pozostałyjedynie
pieniądze.Zebranieciągnęłosięprzeznastępnepółgodziny.
Wchwiligdyjużmiałowybuchnąćpowstanie–większośćuczestników
odprawynosiłabowiembroń–Pattazdjąłokularyizmęczonymgestemodłożyłje
nastół.
–Czyktośchciałbyzabraćglos?–spytał.
Ktoś,ktozamierzałtozrobić,powstrzymałsię,zapewnewobawieprzedtą
bronią,izebraniedobiegłokońca.Patta,azanimScarpaopuścilisalę.Małestosy
monetzostałyprzesuniętezobustronstołukusignorinieElettrze.Zebrałajeze
zwinnościąkrupiera,poczymwstała,dającznak,żezebranierzeczywiściesię
skończyło.
Brunettitowarzyszyłjejwdrodzenagórę,dziwnierozbawionydźwiękiem
monet,brzęczącychwkieszeniżakietuzszaregojedwabiu.
–Dostęp?–zapytał.
–Tojestkomputeroweokreślenie,paniekomisarzu–wyjaśniła.–Poangielsku
accessed.
–Toterazzrobionoztegoczasowniktoaccess?
–Chybatak.
–Alekiedyśniebyłotakiegoczasownika,jedynierzeczownik.
–Zdajesię,żeAmerykaniemogąrobićtakierzeczyzesłowami.
–Tworzyćnoweczasownikilubrzeczowniki,jakimsiępodoba?
–Tak,paniekomisarzu.
–Aha–mruknął.
Napierwszympiętrzepożegnałjąkiwnięciemgłowy.Onaskręciładoswojego
małegobiuraprzygabineciePatty,Brunettizaśposzedłwyżej,rozmyślającotym,
jaktoniektórzyswobodnietraktująjęzyk,niczymPaolaprawo.
Zamknąłzasobądrzwiizacząłprzeglądaćleżącenabiurkupapiery.Wciąż
jednakmyślałoPaoliinocnychwypadkach.Nieuwolniąsięodnichinierozwiążą
problemu,dopókionimnieporozmawiają.Jednakjużsamamyśloczynie,jakiego
siędopuściła,wywoływaławnimtakigniew,żewątpił,czybędziewstanie
spokojniezniąrozmawiać.
Spojrzałwokno,zastanawiającsięnadprawdziwympowodemjejgniewu.
PostępekPaoli,którymzadręczałsobieumysł,mógłzagrozićjegopracyikarierze.
GdybyniepomocRubertiegoiBelliniego,gazetywkrótcerozpisywałybysięotym
zdarzeniu.Wieludziennikarzy–Brunettizrobiłwmyślachichlistę–zrozkoszą
opisałobyhistorięwystępnejżonykomisarzapolicji.Wyobraziłsobietozdanie
jakonagłówekwypisanywielkimiliterami.
PrzynajmniejnaraziezdołałpowstrzymaćPaolę.Przypomniałsobie,jakdrżała
zestrachu,gdyjąobejmował.Możetenaktagresji,którywłaściwiebyłatakiemna
czyjąśwłasność,zadowolijejpoczuciesprawiedliwości.MożegdyPaolasię
zastanowi,zrozumie,żeswoimpostępowaniemzagrażajegokarierzezawodowej.
Spojrzałnazegarek.Pozostałomuakurattyleczasu,byzdążyćnapociągdo
Treviso.Namyślotym,żemasięzająćczymśtaknieskomplikowanymjaknapad
nabank,poczułprawdziwąulgę.
Rozdział5
WracającpopołudniudoWenecji,Brunettinieczułsatysfakcji,chociaż
świadekrozpoznałnafotografiimężczyznę,któregozdaniempolicjizarejestrowała
kamerawideo,izgodziłsięzeznawaćprzeciwniemu.Brunettipoczułsię
wobowiązkuwyjaśnić,kimjestpodejrzany,iuprzedzićomożliwychzagrożeniach
wynikającychzeskładaniazeznańnajegoniekorzyść.Kuzaskoczeniukomisarza
signorIacovantuono,którypracowałjakopiekarzwpizzerii,wcalesiętymnie
przejął,anawetsprawiałwrażenie,jakbygotowogólenieinteresowało.Był
świadkiempopełnieniaprzestępstwa,rozpoznałnafotografiimężczyznę
podejrzanegoodokonanietegoczynuizeznawanieprzeciwkryminaliścieuważał
zaswójobowiązekobywatelski,bezwzględunagrożącejemulubjegorodzinie
niebezpieczeństwo.Wydawałsięzaskoczonywielokrotnymizapewnieniami
Brunettiego,żeotrzymaochronępolicji.Byłototymbardziejniepokojące,że
signorIacovantuonopochodziłzSalerno,czylinależałdopodatnychna
przestępcządziałalnośćpołudniowców,którychobecnośćnapółnocyniszczyła,
wedługpowszechnejopinii,społecznąstrukturęnarodu.
–Ależ,commissario–powiedziałzciężkimpołudniowymakcentem–jeżeli
niezrobimyczegośztymiludźmi,tojakieżyciebędąmiałynaszedzieci?
EchotychsłówwciążbrzmiałoBrunettiemuwuszach.Zacząłsięobawiać,że
będągoodtądścigaćmoralnepsygończe,spuszczonezesmyczyprzezpostępek
Paoli.DlaciemnowłosegopizzaiolozSalernowszystkobyłoproste:popełniono
złoijegoobowiązkiemjestdopilnować,byzostałoukarane.Nawetuprzedzony
ogrożącymniebezpieczeństwietrwałwprzekonaniu,żemusizrobićto,couważa
zasłuszne.
PatrzącnaprzesuwającesięzaoknemsennepolanaprzedmieściachWenecji,
Brunettizastanawiałsię,dlaczegodlasignoraIacovantuonabyłototakieproste,
adlaniegotakskomplikowane.Możesprawęułatwiałfakt,żeokradaniebanków
uważanozaprzestępstwo.Wszyscysięcodotegozgadzali,Natomiastżadneprawo
niezabraniałosprzedażybiletówdoTajlandiilubnaFilipinyaniichkupowania.
Prawa,wkażdymrazietego,któreobowiązywałoweWłoszech,nieinteresowało
również,codanaosobabędzietamrobić.Podobnierzeczsięmiała
zbluźnierstwem.Przyjętezasadytkwiływpróżni,boniebyłodowodównajego
istnienie.
Przezostatniekilkamiesięcy,anawetdłużej,wogólnokrajowychgazetach
iczasopismachpojawiałysięartykuły,wktórychróżnieksperciwypowiadalisię
natematmiędzynarodowejseksturystyki,analizującjąodstronystatystycznej,
psychologicznejisocjologicznej.Byłytotrzyulubioneprzezprasęaspekty
przedstawianiagorącegotematu.Czytałkilkatakichartykułów,anawetzapamiętał
zdjęciepracownicdomupublicznegowKambodży–kilkunastoletnich
dziewczynekznieukształtowanymipiersiami,będącymiobraządlajegooczu,
izamazanymitwarzyczkami.
CzytałrównieżraportyInterpolu,szacująceliczbęzaangażowanychwten
procederosóbnamniejwięcejpółmiliona,zarównoklientów,jaki–nieumiał
znaleźćinnegosłowa–ofiar.Przeglądałtedaneijakośpodświadomiezawsze
wybierałnajniższązpodawanychliczb.Poczułbysięzbrukany,gdybyuwierzył
wnajwyższą.
Właśnienajnowszyartykuł,zamieszczony–oilesobieprzypominał–
w„Panoramie”,spowodowałwściekłośćPaoli.Pierwszywybuchnastąpiłprzed
dwomatygodniami.Zgłębimieszkaniarozległsięokrzyk:Bastardi!,który
zniszczyłspokójniedzielnegopopołudniaiwywołałcoś,czegoBrunettibardzosię
obawiał.
Niemusiałiśćdojejgabinetu,bowpadładosalonu,zezwiniętympismem
wręku.
–Posłuchajtego,Guido–oznajmiłabezwstępów.
Rozwinęłapismo,wygładziłajenakolanieizaczęłaczytać:
–„Pedofil,jaksamanazwawskazuje,toktoś,ktokochadzieci”.
Urwałaipopatrzyłananiego.
–Agwałcicieltopewniektośtaki,ktokochakobiety–rzuciłBrunetti.
–Wyobrażaszsobie?–spytałaPaola,ignorującjegouwagę.–
Najpopularniejszepismowkrajudrukuje,jedenBógwiedlaczego,takiegówno!–
Popatrzyłanaartykułidodała:–Itenczłowiekwykładasocjologię!Boże,czyżoni
niemająsumienia?Kiedyktośwtymodrażającympaństwiepowiewreszcie,żeto
myjesteśmyodpowiedzialnizanaszezachowanie,zamiastobwiniaćspołeczeństwo
lubofiary?
Brunettinigdynieodpowiadałnatakiepytaniaiterazteżtegoniezrobił.
Zapytałjedynie,cojeszczepisząwartykule.
Opowiedziałamu,leczjejgniewwcalesięprzeztoniezmniejszył.Jak
przystałonaświatowca,napoczątkuautorwymieniałwszystkieznanemiejscana
świecie:PhnomPenh,Bangkok,Manilę,bypotemprzenieśćsiębliżej,opisującto,
coostatniozdarzyłosięwBelgiiiweWłoszech.Lecztogłównietonartykułu
wywołałwściekłośćPaoli,ajego–comusiałprzyznać–napełniłobrzydzeniem.
Zaczynającodzaskakującegostwierdzenia,żepedofilekochajądzieci,
współpracującyzpismemsocjologwyjaśniałdalej,iżtospołeczeństwoprowokuje
mężczyzndorobieniatakichrzeczy.Jednymzpowodówowegostanu–głosiłten
mędrzec–jesttkwiącawdzieciachogromnauwodzicielskasiła.
Gniewniepozwoliłjejdalejczytać.
–Seksturystyka–mruknęła,zaciskajączębytakmocno,żeażnaprężyłysię
ścięgnanaszyi.–Ipomyśleć,żeonimogązapisaćsięnawycieczkę,kupićbilet
ijechaćgwałcićdziesięciolatki.
Rzuciłapismonakanapęiwróciładogabinetu,leczzpomysłemna
powstrzymanietegoprocederuwystąpiładopierowieczorempokolacji.
Brunettipoczątkowomyślał,żeżartuje,iteraz,gdysięnadtymzastanawiał,
doszedłdowniosku,żepowodem,dlaktóregoodgniewuprzeszładoczynu,była
właśniejegopostawa.Zamiastpotraktowaćjąpoważnie,spytałwtedy
protekcjonalnymtonem,czysamazamierzaztymwalczyć.
–Ajeżelitojestnielegalne?–dodał.
–Cojestnielegalne?
–Rzucaniekamieniamiwwitryny.
–Alegalnejestgwałceniedziesięciolatek?
Niechciałciągnąćtejdyskusji,bo–jakterazniechętnieprzyznawał–nie
potrafiłnatoodpowiedzieć.Wpewnychkrajachtobyłolegalne,lecztu,
wWenecji,weWłoszech,zanielegalneuważanorzucaniekamieniamiwwitryny,
itoonmiałobowiązekdopilnować,byludzietegonierobili,ajeżelizrobią–by
trafilidoaresztu.
Pociągwjechałnastację.Wieluwysiadającychniosłoowiniętewpapier
naręczakwiatów,coprzypomniałoBrunettiemu,żetopierwszydzieńlistopada,
ŚwiętoZmarłych,iwiększośćludziodwiedzidziśswoichbliskichnacmentarzu,
kładącnaichgrobachkwiaty.Musiałnaprawdębyćwrozpaczy,skoromyśl
ozmarłychkrewnychuznałzaprzyjemnąodmianę.Niepójdzienacmentarz;
zresztąrzadkotamchodził.
Postanowiłiśćdodomuiniewracaćjużdokomendy.Ruszyłprzezmiasto,
głuchyiślepynajegouroki,rozpamiętującrozmowyikłótnie,którewywołał
wybuchgniewuPaoli.
Jednymzjejdziwactwbyłochodzeniepodomuzeszczoteczkądozębów
wustach.Częstokrążyłapomieszkaniulubwchodziładosypialni,myjączęby.Nie
zdziwiłsięwięc,gdytrzydnitemustanęławdrzwiachsypialnizeszczoteczką
wrękuioznajmiłabezwstępów:
–Zamierzamtozrobić.
Wiedział,comanamyśli,leczjejnieuwierzył.Spojrzałnaniątylkoikiwnął
głową.Inatymsprawasięskończyła,ażdotejnocy,gdytelefonodRubertiego
wyrwałgozesnuizburzyłspokój.
Podrodzewstąpiłdocukierniwichdomuikupiłtorbęfave,okrągłychciastek
migdałowych,któremożnabyłodostaćtylkootejporzeroku.Chiarajeuwielbiała.
Tonasunęłomupytanie,cowłaściwiejestnajistotniejszewżyciu,iporaz
pierwszytegodniapoczuł,żeopuszczagonapięcie.
Wmieszkaniupanowałspokój,lecztojeszczeniczegoniedowodziło.Na
wieszakuprzydrzwiachwisiałypłaszczePaoliiChiary,anapodłodzeleżał
czerwonywełnianyszalik.Podniósłgoipowiesiłnapłaszczucórki,poczymobok
powiesiłteżwłasnypłaszcz.Zupełniejaktrzymisie:mamamisiowa,tatamiś
imałemisiątko.
Otworzyłtorbęzciastkamiiwysypałkilkanadłoń.Włożyłjednodoust,potem
drugie,następniejeszczedwa.Przypomniałsobie,jakprzedlatykupowałteciastka
Paoli,gdybylijeszczestudentamiiwłaśniesięwsobiezakochali.„Niemaszdość
ludzi,którzywspominająProustazakażdymrazem,gdyjedząciastko?”–spytał,
jakbymiałdostępdojejmyśli.
–Czyjateżmogędostać,tatusiu?–zabrzmiałztyługłoscórki,budzącgo
zzamyślenia.
–Kupiłemjedlaciebie,aniołku–odpowiedział,podająctorbę.
–Czymogęzjeśćtezczekoladą?
Kiwnąłgłową.
–Czytwojamatkajestwgabinecie?
–Będzieciesiękłócić?–odpowiedziałapytaniem,sięgającrękądotorby.
–Czemutakuważasz?
–Bozawsze,gdymówiszomamusi„twojamatka”,zamierzaszsięzniąkłócić.
–Tak,chybatak–przyznał.–Jestusiebie?
–Mhm–odparła.–Czytobędziedługakłótnia?
Wzruszyłramionami.Niemiałpojęcia.
–Tolepiejzjemwszystkie,nawypadekgdybybyładługa.
–Dlaczego?
–Bowtedykolacjabędziepóźno.Zawszetakjest.
Sięgnąłdotorbyiwyjąłkilkaciastek,uważając,byzostawićczekoladowe.
–Wtakimraziepostaramsięniedopuścićdokłótni.
–Dobrze.
Odwróciłasięiposzłaztorbądoswojegopokoju.Brunettizatrzymałsięprzed
drzwiamigabinetuPaoliizapukał.
–Avanti!–zawołała.
Zastałjąjakzwykłeprzybiurkunadstosempapierów,zokularaminaczubku
nosa.Uniosłagłowę,uśmiechnęłasięizdjęłaokulary.
–JakbyłowTreviso?–spytała.
–Nietak,jakprzewidywałem–odpowiedziałiusiadłnastarejkanapie,stojącej
podścianązprawejstronybiurka.
–Będziezeznawał?
–Zochotą.Rozpoznałsprawcęnazdjęciuijutroprzyjeżdża,bygo
zidentyfikować,alejestpewny,żetoon.PochodzizSalerno–dodał,odpowiadając
najejzdziwionespojrzenie.
–Ichcezeznawać?–Nieukrywałazaskoczenia.–Opowiedzmionim–
poprosiła,gdyBrunettikiwnąłgłową.
–Jestmałymczłowieczkiem,okołoczterdziestki,utrzymujeżonęidwoje
dzieci,pracujejakopiekarzwpizzeriiwTreviso.Mieszkatuoddwudziestulat,
leczcorokujeździnapołudnienawakacje.Kiedytylkomożesobienato
pozwolić.
–Czyjegożonapracuje?–spytałaPaola.
–Jestsprzątaczkąwszkolepodstawowej.
–AcoonrobiłwbankuwWenecji?
–PłaciłratęzamieszkaniewTreviso.Bank,którydałmupożyczkę,został
przejętyprzeztutejszybank,więctenczłowiekcorokuprzyjeżdżadoWenecji,
żebyosobiściewpłacićkolejnąratę.GdybychciałtorobićprzezbankwTreviso,
kosztowałobygotodwieścietysięcylirów.DlategoprzyjeżdżadoWenecji,gdyma
wolnydzień,isamdokonujewpłaty.
–Itrafiłwsamśrodeknapadu.
Brunettikiwnąłgłową.
–Tonadzwyczajne,żezgodziłsięzeznawać–stwierdziłaPaola.–Mówiłeś,że
człowiek,któregoaresztowano,mapowiązaniazmafią.
–Jegobrat.–WedługBrunettiegooznaczałoto,żeobajmajątakiepowiązania.
–AczytenczłowiekzTrevisootymwie?
–Tak,powiedziałemmu.
–Inadalchcezeznawać?–Brunettiponowniekiwnąłgłową.–Wtakimrazie
jestjeszczenadziejadlanaswszystkich–stwierdziła.
Brunettiwzruszyłramionami.Czuł,żezachowujesięnielojalnie,niemówiąc
Paoli,coIacovantuonopowiedziałoodwadzedladobranaszychdzieci.Zsunąłsię
niżej,wyciągnąłnogiiskrzyżowałjeprzedsobą.
–Czyjużztymskończyłaś?–spytał,wiedząc,żeonazrozumie.
–Niesądzę–odparłazwahaniemiżalemwgłosie.
–Dlaczego?
–Bojeżeligazetynapisząotym,cosięstało,nazwątobezmyślnymaktem
wandalizmu,jakprzewróceniepojemnikanaśmiecilubpocięciesiedzeń
wpociągu.
Brunettiegokusiło,żebycośpowiedzieć,leczzaczekał,ażonaskończy.
–Toniebyłbezmyślnyakt,Guido,itoniebyłwandalizm.–Spuściłagłowę
iukryłająwramionach.Głosdochodziłterazjakbyzgłębi.–Opiniapubliczna
musizrozumieć,dlaczegotorobię.Chcępokazać,żeciludziepostępująohydnie
iniemoralnieiżetrzebaichprzedtympowstrzymać.
–Apomyślałaśokonsekwencjach?–spytałniskimgłosem.
Popatrzyłananiego.
–Niemogłabymbyćżonąpolicjantaoddwudziestulatiniemyśleć
okonsekwencjach.
–Jakietobiegrożą?
–Oczywiście.
–Imnie?
–Tak.
–Iniebędzieszżałować?
–Oczywiście,żebędę.Niechcęstracićpracyiniechcę,żebyucierpiałanatym
twojakariera.
–Ale...?
–Wiem,Guido,żeuważaszmniezastrasznąpozerkę–zaczęła.–Toprawda–
dodała,zanimzdążyłcośpowiedzieć–lecztylkoczasami.Towcaleniejesttak.
Nierobiętego,żebyznaleźćsięwgazetach.Jeślimambyćszczera,tobojęsię
kłopotów,któremogąnanasspaść,leczmuszętozrobić.–Znowuniepozwoliła
mudojśćdosłowa.–Ktośtomusizrobićalbo,żebyużyćstronybiernej,którejtak
nieznosisz,tomusizostaćzrobione.–Zaśmiałasię.–Wysłuchamtego,comasz
midopowiedzenia,niesądzęjednak,bymzmieniłazdanie.
Brunettiprzełożyłlewąnogęnaprawąiprzechyliłsięlekkonabok.
–Niemcyzmieniliprawo.Mogąterazoskarżaćswoichobywatelioto,co
zrobiliwinnychkrajach.
–Wiem,czytałamtenartykuł–rzuciłaostrymtonem.
–I?
–Skazanojednegoczłowiekanakilkalatwięzienia.JakmówiąAmerykanie:
„Wielkiemirzeczy”.Setkitysięcyludzitrafiajątamcoroku.Wsadzeniejednego
dowięzienia,gdziemożeoglądaćtelewizjęirazwtygodniuwidziećsięzżoną,nie
powstrzymaludziprzedwyjazdamidotajlandzkichdomówpublicznych.
–Icochceszprzeztoosiągnąć?
–Jeżelisamolotyniebędątamlatały,jeżeliniktniebidziechciałorganizować
takichwyjazdów,zpokojamihotelowymi,posiłkamiiprzewodnikamiwożącymi
doburdeli,wtedymniejludzipojedzie.Wiem,żetoniewiele,leczzawszecoś.
–Będąjeździćprywatnie.
–Alenieażtylu.
–Nadaljednakbędzietosporaliczba.
–Pewnietak.
–Więcpocotorobić?
Pokręciłagniewniegłową.
–Możetodlatego,żejesteśmężczyzną–powiedziała.
Porazpierwszyodchwiliwejściadogabinetupoczułzłość.
–Cotomaznaczyć?
–Ato,żemężczyźniikobietypatrząnatęsprawyinaczej,izawszetakbędzie.
–Dlaczego?–spytałobojętnymtonem,choćobojeczuli,żedoichrozmowy
wkradłsięgniew.
–Ponieważbezwzględunato,jakbardzobędzieszstarałsięzrozumieć,zawsze
pozostanietodlaciebiejedyniekwestiąwyobraźni.Tobietosięnigdyniezdarzy.
Jesteśduży,silnyioddzieciństwaprzyzwyczajonydopewnegorodzajuprzemocy:
piłkanożna,walkizinnymichłopcami,równieżpracawpolicji.
Zauważyła,żetracizainteresowanierozmową.Jużtosłyszałinigdywtonie
wierzył.Jejzdaniemniechciałwierzyć,leczwolałategoniemówić.
–Znami,kobietami,jestinaczej–ciągnęła.–Jesteśmyzmuszanedotego,żeby
baćsięprzemocyiciąglemyśleć,jakjejunikać.Mimotokażdaznaswie,żeto,co
dziejesięztymidziewczynkamiwKambodży,TajlandiiczynaFilipinach,mogło
równieżprzydarzyćsięnam,iwciążmoże.Toproste,Guido,wyjesteściesilni,
amysłabe.
Milczał,mówiławięcdalej.
–Odlatotymrozmawiamyinigdynieosiągnęliśmyporozumienia.Terazteż
nie.Wysłuchaszjeszczedwóchspraw,apotemjabędęcięsłuchać?–spytałapo
chwili.
Chciał,byjegogłosbrzmiałprzyjaźnie,otwarcie,zgodnie,chciałpowiedzieć:
„Oczywiście”,leczzdobyłsięjedynienakrótkie:„Tak”.
–Pomyślotymnędznymartykulewczasopiśmie.Tojednozgłównychźródeł
informacjiwnaszymkraju.Iotojakiśsocjolog–niewiem,gdzieonwykłada,lecz
napewnonajednymzwiodącychuniwersytetów,dlategouważasięzaeksperta
iludziewierząwto,copisze–twierdzi,żepedofilekochajądzieci.Twierdziteż,
żemężczyznomjestwygodniej,bywszyscytakuważali.Amężczyźnirządzą
krajem...Niejestempewna,czymatocośwspólnegoztym,oczymmówimy–
ciągnęłapochwiliprzerwy.–Myślęjednak,żedrugasprawa,któranasdzieli,nie
ciebieimnie,leczkobietyimężczyzn,toobawa,żetylkodlakobietseksbywa
nieprzyjemnymprzeżyciem,bodlamężczyznjesttozupełnieniezrozumiałe.–
Kiedyzobaczyła,żechcezaprotestować,dodała:–Guido,nieznajdzieszkobiety,
którauważałaby,żepedofilekochajądzieci.Oniichpożądająlubchcąnadnimi
dominować,lecztoniemanicwspólnegozmiłością.Zauważyła,żeniepodnosi
głowy.
–Tojesttadrugarzecz,októrejchciałampowiedzieć,drogiGuido,którego
kochamzcałejduszy.Takwłaśniepostrzegatowiększośćkobiet:żemiłośćtonie
pożądanieidominacja.–Umilkła,spuściławzrokizaczęłaszarpaćskórkę
sterczącąprzypaznokciukciuka.–Tochybawszystko.Konieckazania.
Zapadłacisza,którąwkońcuprzerwałBrunetti.
–Czywedługciebiewszyscymężczyźnitakmyślą,czytylkopewnaczęść?–
spytał.
–Chybapewnaczęść.Cidobrzy,tacyjakty,takniemyślą.–Niedałamudojść
dosłowa.–Alenawetoniniemyślątakjakmy,kobiety.Niesądzę,bytraktowanie
miłościjakopożądania,przemocyipróbysiłuważalizacośobcego,takjakmy.
–Wszystkiekobietyuważajątozacośobcego?
-
Chciałabym,żebytakbyło.Nie,niewszystkie.
Popatrzyłnanią.
–Osiągnęliśmywięcporozumienie?
–Niewiem.Alechcę,żebyświedział,jakpoważnietotraktuję.
–Agdybymciępoprosił,żebyśniczegowięcejnierobiła?
Zacisnęławargiwdobrzeznanymmugeścieipokręciłagłową.
–Czytoznaczy,żenieprzestaniesz,czyniechcesz,żebymcięotoprosił?
–Jednoidrugie.
–Będęcięprosiłiterazproszę.–Zanimzdążyłaodpowiedzieć,uniósłrękę.–
Nie,Paolo,nicniemów,bowiem,copowiesz,ajaniechcętegosłuchać.Pamiętaj
jednak,żeprosiłem,żebyśtegonierobiła.Niezewzględunamnieczynamoją
karierę,cokolwiektooznacza,leczponieważuważam,żeto,corobiszico
uważasz,żenależyzrobić,jestzłe.
–Wiem–odparłaipodniosłasięzmiejsca.
–Jateżciękochamzcałejduszy–dodał,zanimwyszłazzabiurka.–Izawsze
będę,
–Miłomitosłyszeć.–Wjejgłosiezabrzmiałaulga.Zdoświadczeniawiedział,
żeteraznastąpijakaśżartobliwakonkluzja,inierozczarowałsię.–Awięcmożna
bezobawpodaćnożedokolacji.
Rozdział6
RanoBrunettinieposzedłstałątrasądokomendy,leczzmostuRialtoskręcił
wprawo,„RosaSalva”wedługpowszechnejopiniibyłajednymznajlepszych
barówwmieście.Brunettiszczególnietamlubiłciastkaricottazseremzowczego
mleka.Wpadłwięcnakawęiciastka,wymieniającżartobliweuwagizkilkoma
znajomymiiukłonyztymi,którychjedynieznałzwidzenia.
PowyjściuzbaruposzedłCalledellaMandoladoCampoSanStefanodrogą,
któramiałagozaprowadzićnaPiazzaSanMarco.TrasawiodłaprzezCampo
Manin,gdzieczterechrobotnikówwynosiłowłaśniezłodziwielkąszklanąpłytę,
byustawićjąnadrewnianymwózku,apotemprzewieźćdobiurapodróży.
Brunettidołączyłdoinnychgapiów,obserwującychtransportszybydomiejsca
przeznaczenia.Byłazabezpieczonamiękkimiszmatami,bytrzymającejąwpionie
drewnianeobramowanienieporysowałogładkiejpowierzchni.
Kiedyrobotnicyprzejechaliprzezplac,ludziezaczęliwymieniaćuwagi.
–TosprawkaCyganów.
–Nie,ktoś,ktotamkiedyśpracował,wróciłzbroniąwręku.
–Słyszałem,żetowłaścicielwybiłszybę,bydostaćpieniądzezubezpieczenia.
–Cozabzdura!Wszybętrafiłpiorun.
Jakzwyklekażdyzopiniodawcówbyłprzekonanyosłusznościswojejwersji
izlekceważeniemodnosiłsiędoinnychmożliwości.
Kiedydrewnianywózekdotarłdookna,Brunettizostawiłgapiówiruszył
wdalsządrogę.
Wkomendzieudałsięnajpierwdopokoju,wktórymurzędowalimundurowi,
ipoprosiłoksięgęraportówzminionejnocy.Niewielesięzdarzyło,ajużnic,co
bygointeresowało.Potemposzedłnagórędoswojegopokojuiprawiecałyranek
spędziłnaprzekładaniupapierówzjednegokońcabiurkanadrugi.Jegobankier
poinformowałgokiedyś,żewszystkiekopietransakcjifinansowych,bezwzględu
naichwagę,należyprzechowywaćprzezdziesięćlat.Dopierowtedymożnaje
zniszczyć.
Uniósłwzrokznadstrony,którąwłaśnieczytał,iwyobraziłsobie,jakcałe
Włochypokrywająsiępokostkipapierami,raportami,fotokopiami,rachunkami
zbarów,sklepówiaptek.IwtymmorzupapierówlistdoRzymuidziedwa
tygodnie.
TenpotokmyśliprzerwałowejściesierżantaVianella,któryprzyszedł
zwiadomością,żezorganizowałspotkaniezjednymzdrobnychkryminalistów,
przekazującychimodczasudoczasuinformacje.Ówczłowiekpowiedział
Vianellowi,żemacośinteresującegodosprzedania.Bałsięjednak,żemożego
ktośzobaczyćwtowarzystwiepolicjanta,izaproponował,żebyBrunettispotkałsię
znimwbarzewMestre,cooznaczało,żepoobiedziebędziemusiałjechać
pociągiemdoMestre,apotemautobusemdobaru,bożadentaksówkarzbygotam
niezawiózł.
Spotkanieniedałożadnychrezultatów,czegozresztąBrunettisięspodziewał.
Młodyczłowiek,zachęconypodawanymiprzezgazetyinformacjamiomilionach
wypłacanychprzezrządtym,którzyzdecydowalisięzeznawaćprzeciwmafii,
chciał,abyBrunettizapłaciłmuzgórypięćmilionówlirów.Pomysłbył
absurdalny,apopołudniezmarnowane,leczprzynajmniejmiałcorobićdo
czwartej.
WkomendzieczekałjużnaniegopodekscytowanyVianello.
–Cosięstało?–spytałBrunetti,widzącwyrazjegotwarzy.
–TenczłowiekzTreviso.
–Iacovantuono?
–Tak.
–Coznim?Postanowiłnieprzyjeżdżać?
–Jegożonanieżyje.
–Cosięstało?
–Spadłazeschodówwdomu,wktórymmieszkali,izłamałakark.
–Ilemiałalat?–spytałBrunetti.
–Trzydzieścipięć.
–Jakieśkłopotyzezdrowiem?
–Żadnych.
–Świadkowie?
Vianellopokręciłprzeczącogłową.
–Ktojąznalazł?
–Sąsiad.Wróciłdodomunaobiad.
–Widziałcoś?
Vianelloznowuzaprzeczył.
–Kiedytosięstało?
–Tużprzedpierwszą.Tenczłowiekpowiedział,żemogłajeszczeżyć,gdyją
znalazł,leczniemacodotegopewności.
–Czycośpowiedziała?
–Zadzwoniłpodstotrzynaście,alegdykaretkaprzyjechała,onajużnieżyła.
–Rozmawializsąsiadami?
–Kto?–spytałVianello.
–PolicjazTreviso.
–Znikimnierozmawiali.Niesądzę,byzamierzalizkimśrozmawiać.
–Czemu,nalitośćboską?
–Uznalitozawypadek.
–Oczywiście,żetomiałowyglądaćnawypadek!–wybuchnąłBrunetti.–Czy
ktośrozmawiałzmężem?–spytał,gdyVianellonieodpowiedział.
–Byłwpracy,kiedytosięstało.
–Alektośchybaznimrozmawiał.
–Niesądzę,paniekomisarzu.Pewniepoinformowaligotylkootym,cosię
stało.
–Czymożemydostaćsamochód?–spytałBrunetti.
Vianellopodniósłsłuchawkę,wcisnąłnumerwewnętrznyirozmawiałprzez
chwilę.
–BędzienanasczekałnaPiazzaleRomaowpółdoszóstej–powiedział.
–Muszęzatelefonowaćdożony–oznajmiłBrunetti.
Paoliniebyłowdomu,powiedziałwięccórce,żemusijechaćdoTreviso
iwrócipóźno.
WciąguprzeszłodwudziestulatpracywpolicjiBrunettirozwinąłinstynkt,
któryzwyklegoniemyliłipozwalałprzewidziećfiasko,jeszczezanimsammógł
sięotymprzekonać.Jużterazwiedział,żeichpodróżdoTrevisojestskazanana
niepowodzenieiszansa,żeIacovantuonobędziezeznawał,rozwiałasięwrazze
śmierciąjegożony.
Zrobiłasięsiódma,gdydotarlinamiejsce,ósma,gdynamówiliIacovantuona
byznimiporozmawiał,dziesiąta,gdywkońcuzaakceptowalijegooświadczenie,
żeniechcemiećnicwspólnegozpolicją.Jedyne,coprzyniosłoBrunettiemu
satysfakcję,topowstrzymaniesięprzedzadaniemświadkowiretorycznegopytania,
cosięstaniezdziećmi,jeżeliniebędziezeznawał.Odpowiedźbyłabowiemzbyt
oczywista,aprzynajmniejtaksądziłBrunetti:piekarzijegodziecipozostanąprzy
życiu.Czującsięjakgłupiec,dałzapłakanemupizzaioloswojąwizytówkę,apotem
wsiadłzVianellemdosamochodu.
Kierowcabyłzły,żemusiałtyleczasunanichczekać,więcBrunetti
zaproponował,byzjedlicośpodrodze,chociażwiedział,żeprzeztowrócido
domudobrzepopółnocy.DotarlinaPiazzaleRomatużprzedpierwszą.Brunetti
byłtakzmęczony,żepostanowiłwrócićdodomutramwajemwodnym.Zaczekali
więcnavaporetto,skracającsobieczasluźnąrozmową,którąkontynuowalipo
zejściudokabiny,gdytramwajsunąłmajestatycznienajpiękniejszymkanałemna
świecie.
BrunettiwysiadłnaprzystankuSanSilvestro,niezwracającuwaginaurok
księżycowejnocy.Pragnąłjedynieznaleźćsięwłóżkuobokżonyizapomnieć
osmutnym,wielemówiącymspojrzeniuIacovantuona.
Wszedłdomieszkania,powiesiłpłaszcz.Wpokojachdziecibyłociemno,mimo
tosprawdził,czyobojeśpią.
Następnieotworzyłcichodrzwidosypialni,mającnadzieje,żerozbierzesię
przywpadającymzprzedpokojuświetleinieobudziPaoli.Zupełnieniepotrzebnie,
bookazałosię,żełóżkojestpuste.Wjejgabinecietakżebyłociemno,zajrzał
jednakdośrodka.Choćwszędziepanowałyciemności,poszedłjeszczedosalonu,
łudzącsię,żeznajdziejąśpiącąnakanapie.
Jedynymświatłemwtejczęścimieszkaniabyłamigającanaczerwonolampka
automatycznejsekretarki.Miałtrzywiadomości.Pierwszapochodziłaodniego:
zadzwoniłodziesiątejzTreviso,byuprzedzićPaolę,żewrócijeszczepóźniej.Przy
drugiejktośodłożyłsłuchawkę,atrzecia,jakprzypuszczałiobawiałsię,byłaod
funkcjonariuszaPucettiegozkomendy,któryprosił,bycommissariozadzwoniłdo
niego,jaktylkowrócidodomu.
Wystukałbezpośredninumerdopokojumundurowych.Słuchawkępodniesiono
podrugimsygnale.
–TuBrunetti.Ocochodzi?
–Lepiej,żebypantuprzyszedł,commissario–powiedziałPucetti.
–Ocochodzi,Pucetti?–powtórzyłkomisarzzmęczonymgłosem.
–Opańskążonę.
–Cosięstało?
–Aresztowaliśmyją.
–Rozumiem.Możeszmipowiedziećcoświęcej?
–Chybalepiej,żebypantuprzyszedł.
–Czymogęzniąporozmawiać?–spytałBrunetti.
–Oczywiście–odparłPucettizulgąwgłosie.
PochwiliwsłuchawcezabrzmiałgłosPaoli.
–Tak?
Poczułnagłyprzypływgniewu.Zostałaaresztowana,azachowujesięjak
primadonna.
–Zaraztambędę,Paolo.Znowutozrobiłaś?
–Tak.–Inicwięcej.
Odłożyłsłuchawkę.Nastolewkuchnizostawiłwiadomośćdladzieciinie
gaszącświatła,zciężkimsercemruszyłdokomendy.
Zacząłpadaćdeszczyk,bardziejprzypominającyskroplonąparę.Brunetti
podniósłkołnierzpłaszcza.
Pokwadransiedotarłdokomendy.Przydrzwiachstałpolicjant.Miał
wystraszonespojrzenie.Zasalutowałzenergią,któraotejporzewydawałasię
zupełnienienamiejscu.Brunettikiwnąłgłową–niemógłsobieprzypomnieć
imieniapolicjanta–iruszyłschodaminapierwszepiętro.
Pucettiwstałizasalutował,kiedykomisarzwszedłdopokoju.Paolaspojrzała
namęża,leczsięnieuśmiechnęła.Brunettiusiadłobokniej,sięgnąłpoleżącyna
biurkuformularziuważniegoprzeczytał.
–ZastałeśjąnaCampoManin?–spytałBrunetti.
–Tak,commissario–odpowiedziałPucetti,stojąc.
Brunettidałmuznak,byusiadł,couczyniłzwyraźnymoporem.
–Czyktośbyłztobą?
–Tak,Landi.
Toprzesądzasprawę–pomyślałBrunettiiodłożyłformularznabiurko.
–Cozrobiłeś?
–Przyszliśmytutajipoprosiliśmyją,toznaczypańskążonę,odowód
tożsamości.Kiedyzobaczyliśmy,kimjest,LandizadzwoniłdoporucznikaScarpy.
Brunettiwiedział,żeLandimusiałtozrobić.
–Dlaczegoobajwróciliściedokomendy?Czemujedenzwastamniezostał?
–Stróżnocnyusłyszałalarm.Zostawiliśmygopodsklepem.Mazaczekać,póki
niezjawisięwłaściciel.
–Rozumiem–powiedziałBrunetti,poczymspytał:–Czybyłtuporucznik
Scarpa?
–Nie,commissario.RozmawiałtylkozLandimprzeztelefon,leczniewydał
żadnychrozkazów.Zostawiłtonam,więcpotraktowaliśmysprawęrutynowo.
Brunettichciałpowiedzieć,żetrudnomówićorutyniewwypadkuaresztowania
żonykomisarza,lecztylkowstałispojrzałnaPaolę.
–Możemyjużiść–powiedział.
Wstałabezsłowa.
–Zabieramjądodomu,Pucetti.Wrócimyturano.GdybyporucznikScarpa
zadawałjakieśpytania,przekażmuto,dobrze?
–Oczywiście,commissario–odparłPucetti.
Chciałcośpowiedzieć,leczBrunettipowstrzymałgogestemdłoni.
–Wszystkowporządku,Pucetti.Niemiałeśinnegowyjścia.–Popatrzyłna
Paolę.–Pozatymprędzejczypóźniejitakbydotegodoszło.–Zmusiłsiędo
uśmiechu.
Kiedyzeszlizeschodów,młodypolicjantotworzyłprzednimidrzwi.Brunetti
przepuściłPaolę,uniósłrękęiwyszedł.Otuliłoichwilgotnepowietrze.Szliobok
siebie,atkwiącymiędzynimimieczniezgodybyłtakwyraźny,jakwyraźnebyły
obłoczkiparywydobywającesięzichust.
Rozdział7
Żadneznichnieodezwałosięsłowemwdrodzedodomu,żadneteżniespało
przezresztęnocy,jeżelinieliczyćkrótkichchwil,wczasiektórychdręczyłyich
koszmary.Kiedyodpływaliwnieświadomość,ciałazbliżałysiędosiebie,lecznie
czulidawnejbliskości.Wprostprzeciwnie,zachowywalisięjakobcyludzie
inatychmiastsięodsiebieodsuwali.Mielijednaknatyleprzyzwoitości,bynie
robićgwałtownychruchów,niereagowaćszokiemczyprzerażeniemnadotyk
obcego,któryznalazłsięwichmałżeńskimłożu.Byłobyuczciwiejpozwolićciału
przejąćkontrolęnadumysłem,leczstaralisiępanowaćnadtymimpulsem,kierując
siędziwnąlojalnościąwobecwspomnieńczyłączącegoichuczucia;wobawie,że
jezniszczylilubzmienili.
Brunettiwytrwałdosiódmej,kiedytowSanPoloodezwałysiędzwony,lecz
zanimprzebrzmiały,byłjużwłaziencepodprysznicem,zmywajączsiebie
wydarzeniaostatniejnocyimyślioLandim,Scarpieiotym,cogoczekawpracy.
Wiedziałrównież,żeprzedwyjściembędziemusiałpowiedziećcośPaoli,lecznie
miałpojęciaco.Postanowiłuzależnićtoodjejzachowania.Kiedyjednakwyszedł
złazienki,okazałosię,żeżonyniemajużwsypialni.Posłyszałodgłoslecącej
wodywkuchni,szumekspresudokawy,przesuwaniekrzesłapopodłodze.Poszedł
dokuchni,wiążącpodrodzekrawat.Paolasiedziałanaswoimmiejscuprzystole,
naktórymstałydwiefiliżanki.Skończyłwiązaćkrawat,pochyliłsięipocałował
jawczubekgłowy.
–Dlaczegotozrobiłeś?–spytała,objęłagozaudoiprzyciągnęładosiebie.
Oparłsięonią,leczjejniedotknął.
–Chybazprzyzwyczajenia.
–Zprzyzwyczajenia?–powtórzyłaurażonymtonem.
–Przyzwyczaiłemsię,żeciękocham.
–Aha–zdołałatylkopowiedzieć,bowtymmomencierozległsięsykekspresu.
Nalałakawędofiliżanek,dodałagorącegomlekaiwsypałacukier.Nieusiadł
przystole,piłnastojąco.
–Coterazbędzie?–spytałapopierwszymłyku.
–Totwojepierwszeprzewinienie,więcpewnieczekacięgrzywna.
–Tylko?
–Toażnadto–odpowiedział.
–Acoztobą?
–Tozależyodtego,conapiszągazety.Jestparudziennikarzy,którzyodlat
czekająnacośtakiego.
–Wiem,wiem–powiedziała,zanimzdążyłwymyślićkilkaprzypuszczalnych
nagłówków.
–Alerówniedobrzemogązciebiezrobićbohaterkę,RóżęLuksemburg
przemysłuerotycznego.
Obojesięuśmiechnęli.
–Nieotomichodzi,Guido,przecieżwiesz.Chcępoprostuichpowstrzymać–
dodała,zanimzdążyłocokolwiekzapytać.–Chcę,byzaczęlisięwstydzić
izrezygnowaliztego,corobią.
–Kto,biurapodróży?
–Oneteż–odpowiedziałaiprzezchwilępiłakawę.–Alechciałabym,żebyoni
wszyscysiętegowstydzili–dodała,kiedyprawieskończyłswoją.
–Ci,którzyuczestnicząwtakichwycieczkach?
–Tak,wszyscy.
–Przecieżsamawiesz,żedotegoniedojdzie,Paolo,cokolwiekbyśzrobiła.
–Wiem.
Dopiłakawęiwstała,byzaparzyćnastępną.
–Nie–powiedziałBrunetti.–Wpadnędobaruwdrodzedopracy.
–Jestjeszczewcześnie.
–Zawszektóryśbędzieotwarty.
–Tak.
Ibył.Wypiłdrugąkawę,niespieszącsiędokomendy.Kupił„Gazzettino”,
chociażwiedział,żejestzbytwcześnie,bycośwniejznalazł.Przejrzałjednak
pierwsząstronę,potemdrugą,naktórejzwyklezamieszczanolokalnenowiny.
Przydrzwiachkomendystałinnymundurowy.Niebyłojeszczeósmej,więc
musiałjekomisarzowispecjalnieotworzyć.Uporawszysięztym,zasalutował.
–CzyVianellojużjest?–spytałBrunetti.
–Nie,commissario,niewidziałemgo.
–Kiedyprzyjdzie,powiedzciemu,żebydomniezajrzał,dobrze?
–Takjest–odpowiedziałfunkcjonariusziponowniezasalutował.
Brunettiwszedłnagórętylnymischodami.Podrodzespotkałkomisarz
Marinoni.Powiedziałatylko,żesłyszałaotymczłowiekuzTrevisoiżebardzojej
przykro.
Kiedyznalazłsięwswoimpokoju,odwiesiłpłaszcz,usiadłzabiurkiem
irozłożyłgazetę.Niezawierałaniczegonowego:sędziowieprowadzili
dochodzeniewsprawieinnychsędziów,byliministrowieoskarżaliinnychbyłych
ministrów,zamieszkiwstolicyAlbanii,ministerzdrowiadomagasięwszczęcia
dochodzeniawsprawienielegalnejfabrykiprodukującejpodrabianelekidlakrajów
TrzeciegoŚwiata.
NatrzeciejstronieznalazłinformacjęośmiercipaniIacovantuono.Casalinga
muorecadendoperlescale.Gospodynidomowazmarłapoupadkuzeschodów.
Oczywiście.
Przezcaływczorajszydzieńoniczyminnymniesłyszał:kobietaspadaze
schodów,znajdujejąsąsiad,pogotowiestwierdzazgon.Pogrzebodbędziesięjutro.
Właśnieskończyłczytaćnotatkę,kiedyktośzapukałdodrzwi.Wszedł
Vianello.Brunettirzuciłmukrótkiespojrzenie.
–Comówią?–zapytał.
–Landisięrozgadał,jaktylkoludziezaczęliprzychodzićdopracy,leczRuberti
iBellininiepisnęlisłowa.Raportujeszczeniezażądano.
–Scarpa?–spytałBrunetti.
–Jeszczegoniema.
–AcomówiLandi?
–Żeprzyprowadziłpańskążonęnakomendę,ponieważrozbiłaszybęwbiurze
podróżynaCampoManin.Apotemprzyszedłpanizabrałjądodomu,nie
wypełniającżadnychformularzy.Bawisięwprokuratora,mówiąc,żepańskażona
praktycznieuciekłaprzedwymiaremsprawiedliwości.
Brunettizłożyłgazetęnapół,potemjeszczenapół.Pamiętał,jakmówił
Pucettiemu,żeranoprzyprowadziżonę,lecznieuważał,żejejnieobecnośćnależy
traktowaćjakucieczkęprzedwymiaremsprawiedliwości.
–Rozumiem–powiedział.Milczałprzezdłuższyczas.–Iluludziwie
opierwszymincydencie?–spytał.
Vianellozastanawiałsięprzezchwilę.
–Oficjalnienikt–odpowiedział.–Oficjalnienicsięniezdarzyło.
–Nieotopytałem.
–Niesądzę,bywiedziałotymktoś,ktoniepowinienwiedzieć–odparł
Vianello,najwyraźniejniechcącnicwięcejwyjaśniać.
Brunettiniewiedział,czypowinienpodziękowaćzatosierżantowi,czy
RubertiemuiBelliniemu.
–SąjakieświadomościzkomendywTreviso?–spytałzamiasttego.
–Iacovantuonoprzyszedłdonichdziśranoioświadczył,żemawątpliwościco
doczłowieka,któregorozpoznałwzeszłymtygodniu.Sądzi,żemógłsiępomylić,
bobyłbardzowystraszony.Aterazjestpewny,żezłodziejmiałrudewłosy.Już
wcześniejotymwiedział,leczjakośniemiałokazjiwspomniećotympolicji.
–Dopieroteraz,jakżonamuzmarła–stwierdziłBrunetti.
–Copanbyzrobił,commissario?–spytałVianellopokrótkimzastanowieniu.
–Zczym?
–Gdybypanbyłnajegomiejscu?
–Pewnieteżprzypomniałbymsobieorudychwłosach.
Vianellowcisnąłdłoniedokieszenimunduruiskinąłgłową.
–Pewniewszyscybyśmytakzrobili,zwłaszczaci,którzymająrodziny.
Odezwałsiębrzęczyktelefonuwewnętrznego.
–Tak?–spytałBrunetti.Słuchałprzezchwilę,poczymodłożyłsłuchawkę
iwstał.–Vice-questorechcemniewidzieć.
Vianelloodsunąłrękawmunduruispojrzałnazegarek.
–Piętnaściepodziewiątej.Towyjaśnia,gdziebyłporucznikScarpa.
Brunettipołożyłgazetępośrodkubiurkaiwyszedłzpokoju.Przeddrzwiami
gabinetuPattysiedziałaprzykomputerzesignorinaElettra,leczekranmonitombył
ciemny.GdywszedłBrunetti,zagryzładolnąwargęiuniosłabrwi.Mogłoto
oznaczaćzdziwienie,leczrównieżrodzajwsparcia,jakiejedenuczeńdaje
drugiemu,któregowezwanododyrektora.
Brunettiprzymknąłoczyizacisnąłzęby.Niepowiedziałnic,zapukałdodrzwi
gabinetuiotworzyłje,gdyusłyszałokrzyk:Avanti!
Spodziewałsię,żezastępcakomendantabędziesam,toteżniezdołałukryć
zdziwienianawidokczterechosób.ObokPattyujrzałporucznikaScarpę
siedzącegopolewejstronieprzełożonego,dokładnietakjakJudasznawszystkich
obrazachprzedstawiającychOstatniąWieczerzę.Prócznichwpokojubylijeszcze
dwajmężczyźni,jedenokołopięćdziesiątki,drugiodziesięćlatmłodszy.Brunetti
niemiałczasusięimprzyjrzeć,zdołałjedyniezauważyć,żestarszywyglądana
szefa,amłodszynapodwładnego.
–CommissarioBrunetti,tojestdottorPaoloMitri–oznajmiłPattabez
wstępów,wdzięcznymruchemwskazującstarszegozmężczyzn.–Atojego
adwokat,GiulianoZambino.Wezwaliśmypana,byomówićwydarzeniaostatniej
nocy.
Brunettikiwnąłgłowąobupanom.
–Możepankomisarzdonasdołączy–zaproponowałdottorMitri,wskazując
piąte,pustekrzesło.
PattaskinąłprzyzwalającoiBrunettiusiadł.
–Zapewnedomyślasiępan,dlaczegopanawezwałem–powiedziałPatta.
–Chciałbymtousłyszeć–odrzekłBrunetti.
Pattadałznakporucznikowi.
–Wczorajokołopółnocy–zacząłScarpa–otrzymałemwiadomośćodjednego
zmoichludzi,żeoknowbiurzepodróżynaCampoManin,któregowłaścicielem
jestdottorMitri–wskazałwymienionegogłową–znowuzostałozniszczoneprzez
wandali.Poinformowanomnie,żepodejrzanegozabranodokomendyiżetym
podejrzanymjestżonakomisarzaBrunettiego.
–Czytoprawda?–wtrąciłPatta,zwracającsiędoBrunettiego.
–Niemampojęcia,coposterunkowyLandipowiedziałporucznikowi–odparł
spokojnieBrunetti.
–Nietomiałemnamyśli–wyjaśniłpospieszniePatta.–Czytobyłatwoja
żona?
–Wraporcie,któryprzeczytałemwczorajszejnocy–zacząłBrunetti–
posterunkowyLandiwymieniłjejnazwiskoiadresistwierdził,żeprzyznałasiędo
zbiciaszyby.
–Apoprzednimrazem?–spytałScarpa.
–Copoprzednimrazem?
–Czytoteżbyłapańskażona?
–Będziepanmusiałzapytaćotomojążonę,poruczniku.
–Zapytam–odrzekłScarpa.–Możepanbyćtegopewny.
DottorMitrichrząknął,przykrywającustadłonią.
–Czymógłbym,Pippo,wtymmiejscuwłączyćsiędorozmowy?–zwróciłsię
doPatty.
Zastępcakomendantakiwnąłgłową,najwyraźniejczującsięzaszczyconytaką
poufałościązestronygościa.
MitripopatrzyłnaBrunettiego.
–Paniekomisarzu,myślę,żebyłobydobrze,gdybyśmydoszliwtejsprawiedo
porozumienia.–Brunettizwróciłtwarzwjegostronę,lecznicniepowiedział.–
Szkodyponiesioneprzezbiurosąznaczne:wymianapierwszegooknakosztowała
prawieczterymilionylirów.Przypuszczam,żetymrazembędziepodobnie.
Dochodząjeszczestraty,jakieponiosłobiurozpowoduzamknięcianaczas
wymianyszyby.
Umilkł,jakbyczekał,copowieBrunetti,leczkomisarzmilczał.
–Ponieważnieznalezionosprawcypierwszegoprzestępstwa–ciągnąłMitri–
przypuszczam,żefirmaubezpieczeniowazapłacizawyrządzoneszkody,amoże
nawetpokryjeczęśćponiesionychprzezbiurostrat.Oczywiścietrochętopotrwa,
aleniewątpię,żedojdziemydougody.Jużrozmawiałemzmoimagentem,aon
zapewnił,żetakwłaśniebędzie.
Brunettiobserwowałmówiącegoisłyszałzdecydowaniewjegogłosie.Byłto
człowiekprzyzwyczajonydotego,bygosłuchano.Niemalczułosięemanującą
zniegopewnośćsiebie.Równieżwyglądzatymprzemawiał;krótkoostrzyżone
włosy,nawettrochękrótszeodobowiązującejmody,lekkaopalenizna,zadbane
dłonieipaznokcie,jasnobrązoweoczyzbliżonekoloremdobursztynuiujmujący
głosoniemaluwodzicielskimbrzmieniu.Siedział,więcBrunettiniepotrafił
określićjegowzrostu,alewyglądałnawysokiego,miałdługieręceinogibiegacza.
Przezcałytenczasprawnikprzysłuchiwałsięzuwagąsłowomklienta,lecz
samsięnieodzywał.
–Czypanmniesłucha,commissario?–spytałMitri,czując,żejest
przedmiotemobserwacji,cozapewnemusięniepodobało.
–Tak.
–Drugiprzypadekjestibędzieinny.Skoropańskażonaprzyznałasiędo
rozbiciaszyby,tobędziemusiałazaniązapłacić.Dlategochciałemzpanem
porozmawiać.
–Tak?
–Pomyślałem,żepanijamożemydojśćwtejsprawiedougody.
–Obawiamsię,żenierozumiem–powiedziałBrunetti,zastanawiającsię,jak
dalekomożesięposunąćicobędzie,jeżeliprzekroczygranicę.
–Czegopannierozumie,commissario?
–Dlaczegochciałpanzemnąporozmawiać.
WgłosieMitriegozabrzmiałonapięcie,lecznadalbyłswobodny.
–Pragnąłemzałatwićtęsprawępodżentelmeńsku.–Kiwnąłgłowąwstronę
Patty.–Mamzaszczytpozostawaćwprzyjaźnizvice-questoreiwolałbymnie
sprawiaćpolicjikłopotu.
Towyjaśniamilczenieprasy–pomyślałBrunetti.
–Uznałem,żemoglibyśmyzałatwićtęsprawępocichu,bezniepotrzebnych
komplikacji.
BrunettispojrzałnaScarpę.
–CzymojażonawyjaśniławczorajLandiemu,dlaczegotozrobiła?
Porucznik,zaskoczony,spojrzałnaMitriego.
–Toniematerazznaczenia–odezwałsięMitri,zanimporucznikzdążyłcoś
powiedzieć.–Najważniejsze,żeprzyznałasiędopopełnieniaprzestępstwa.–
OdwróciłsiędoPatty.–Myślę,żezałatwienietejsprawyleżywinteresienas
wszystkich.Chybasięztymzgadzasz,Pippo.
Pattapozwoliłsobienaostre„oczywiście”.
MitriznówzwróciłsiędoBrunettiego.
–Jeżelizgadzasiępanzemną,przejdźmydorzeczy.Jeżelinie,obawiamsię,
żetracętylkoczas.
–Nadalniebardzowiem,zczymmamsięzgodzić.
–Chcę,żebypansięzgodziłnato,bypańskażonazapłaciłazazniszczoneokno
ipokryłastratyponiesioneprzezbiurowtrakciewstawianiaszyby.
–Niemogętegozrobić–odpowiedziałBrunetti.
–Atodlaczego?–spytałMitri,tracąccierpliwość.
–Toniemojasprawa.Jeżelichcepanporozmawiaćnatentematzmojążoną,
proszębardzo.Leczjaniemogępodejmowaćzaniądecyzji.
Brunettiżywiłnadzieję,żejegogłosbrzmirównierozsądniejakto,comiałdo
powiedzenia.
–Cozpanazaczłowiek?!–spytałgniewnieMitri.
BrunettispojrzałnaPattę.
–Czymapandomniejeszczejakąśsprawę,comandante?
Pattabyłzbytzaskoczonylubzły,byodpowiedzieć,więcBrunettiwstał
ipospieszniewyszedłzgabinetu.
Rozdział8
WodpowiedzinauniesionebrwiiwydęteustasignorinyElettrykomisarz
pokręciłgłową,dającdozrozumienia,żepóźniejwszystkowyjaśni.Wróciłdo
swojegopokojuizacząłsięzastanawiaćnadkonsekwencjamitego,cozaszło.
Mitri,którychwaliłsięprzyjaźniązPattą,bezwątpieniaprzyczyniłsiędotego,
żetakwybuchowahistorianietrafiładogazet.Byłowniejwszystko,czego
poszukiwalireporterzy:seks,przemocizamieszanawsprawępolicja.Gdyby
jeszczeodkryli,żezatuszowanopierwszywybrykPaoli,dostarczylibyczytelnikom
takichkwiatkówjakkorupcjawpolicjiinadużywaniewładzy.
Żadenwydawcaniezrezygnowałbyzpodobnejokazji.Żadnagazetanie
odmówiłabysobieprzyjemnościwydrukowaniarówniesensacyjnegomateriału.
WdodatkuPaolabyłacórkąhrabiegoOraziaFaliera,jednegoznajbardziej
znanychinajbogatszychludziwmieście.
Tooznaczało,żewydawcylubwydawcomnależałobyjakośzrekompensować
poniesionestraty.Lubteżwładzom,którezapobiegłyprzedostaniusięhistoriido
gazet–dodałpochwilizastanowienia.Możnabyłorównieżprzypisaćjejwiększe
znaczenieiuznaćzasprawęwagipaństwowej,cooznaczałozakazpublikacji.Mitri
niewyglądałnakogoś,ktomiałbytakąwładzę,lecztooniczymnieświadczyło.
Brunettiprzypomniałsobiebyłegopolityka,przeciwktóremutoczyłsięwłaśnie
procesozwiązkizmafią.Jegowyglądodlatbyłprzedmiotemniezliczonych
żartów.Niktniepodejrzewał,żeczłowiekorównieniewinnejaparycjimiałtakie
wpływy,leczBrunettiniewątpił,żejednomrugnięcietychjasnozielonychoczu
mogłozniszczyćkażdego,ktomusięsprzeciwił,nawetwmałoznaczącysposób.
WoświadczeniuBrunettiego,żeniemożedecydowaćzaPaolę,byłotyleż
brawurycoprawdy.Jednakpogłębszymzastanowieniudoszedłdowniosku,że
naprawdętakuważa.
MitriprzyszedłdoPattywtowarzystwieznanegoadwokata.Przypominałsobie
mgliście,żeZambinospecjalizowałsięwprawiehandlowymipracowałdla
wielkichprzedsiębiorstwnastałymlądzie.MieszkałwWenecji,leczpozostałotu
takniewielefirm,żemusiałszukaćpracypozaobrębemmiasta.
PocoMitriściągnąładwokataodprawahandlowegonaspotkaniewkomendzie
policji?Przecieżtowykroczeniepodlegałokodeksowikarnemu.Zambinomiał
opinięniezwykleskutecznegoobrońcy,tymczasemnieodezwałsięsłowem.
BrunettipołączyłsięzpokojemmundurowychiwezwałdosiebieVianella.
Kiedysierżantprzyszedł,komisarzwskazałmurękąkrzesło.
–CowieszoniejakimPaoluMitrimiadwokacieGiulianieZambinie?
Vianellomusiałichznać,boodpowiedźbyłanatychmiastowa.
–ZambinomieszkawDorsoduro,niedalekokościołaSantaMariadellaSalute.
Masporemieszkanie,jakieśtrzystametrów.Specjalizujesięwprawie
korporacyjnymihandlowym.Większośćjegoklientówmaswojefirmynastałym
lądzie;zakładychemiczneipetrochemiczne,farmaceutyczneifabrykaprodukująca
koparki.Jednazfirmchemicznych,dlaktórejpracuje,zostałaprzedtrzemalaty
przyłapananawylewaniuarszenikudolaguny.Dziękijegointerwencjiskończyło
sięnagrzywniewwysokościtrzechmilionówlirówiobietnicy,żewięcejtegonie
zrobią.
Brunettisłuchał,zastanawiającsię,czytosignorinaElettrajestźródłemtych
informacji.
–AMitri?
Brunettiwyczul,żeVianellobardzosięstaraukryćdumęztego,żetakszybko
zebrałwszystkieteinformacje.
–Poukończeniustudiównauniwersyteciepodjąłpracęwfirmie
farmaceutycznej–oznajmiłzochotąsierżant.–Skończyłchemię,leczprzestał
pracowaćwswoimzawodzie,gdyprzejąłpierwsząfabrykę,apotemdwie
następne.Wciąguostatnichkilkulatrozszerzyłzakresdziałania,jakrównież
liczbęfabryk.Jestwłaścicielembiurapodróży,dwóchagencjinieruchomości
ipodobnogłównymudziałowcemsiecibarówszybkiejobsługiotwartejwzeszłym
roku.
–Czyktóraśztychfirmmajakieśkłopoty?
–Nie–odpowiedziałVianello.–Żadna.
–Czymógłbytobyćwynikniedopatrzenia?
–Zczyjejstrony?
–Naszej.
Sierżantzastanawiałsięprzezchwilę.
–Możliwe.Jestichsporo.
–Moglibyśmytrochęposzperać?
–SignorinaElettrajużrozmawiazbankami.
–Rozmawia?
Vianelloporuszyłpalcami,naśladującpisanienakomputerze.
–OdjakdawnaMitrijestwłaścicielemtegobiurapodróży?–spytałBrunetti.
–Chybaodpięciuczysześciulat.
–Ciekawe,odkiedyorganizujątewyjazdy–powiedziałBrunetti.
–Pamiętam,żekilkalattemuwidziałemplakatyreklamującetakiewycieczki
wbiurzewCastello.Zdziwiłomnie,żetydzieńwTajlandiimożetakmało
kosztować.ZapytałemNadię,aonamiwszystkowyjaśniła.Odtegoczasumam
okonaplakatywbiurachpodróży.
Vianelloniewyjaśniłpowoduswojejciekawości,aBrunettiotoniespytał.
–Jakiemiejscaproponują?
–Wramachtychwycieczek?
–Tak.
–ZwykleTajlandię,lecztakżeFilipinyiKubę.Ostatniozaczęliorganizować
wycieczkidoBirmyiKambodży.
–Jakonijereklamują?–spytałBrunetti,którynigdysiętymnieinteresował.
–Zwyklemówiliwprost:„Wsamymsercudzielnicyczerwonychlatarni,miłe
towarzystwo,możliwośćspełnieniawszystkichmarzeń”,cośwtymrodzaju.Lecz
odkądprawosięzmieniło,używająszyfru:„Obsługahotelowabezuprzedzeń,
bliskiesąsiedztwonocnychklubów,przyjaznehostessy”.Chodziotosamo,tylko
żedziwkisątamzbytleniwe,byczekaćnaklientównaulicy.
Brunettiniemiałpojęcia,skądPaolazdobyłateinformacjeiilewieobiurze
podróżyMitriego.
–CzyagencjaMitriegopodobniesięreklamuje?
Vianellowzruszyłramionami.
–Przypuszczam,żetak.Ci,którzysiętymzajmują,używająpodobnegojęzyka.
Możnasięgoszybkonauczyć.Leczwiększośćbiurorganizujeteżlegalne
wycieczkinaMalediwyczySeszele,gdziemożnasiętaniozabawićizażyćkąpieli
słonecznych.
PrzezchwilęBrunettisięobawiał,żeVianello,któremuprzedkilkomalaty
usuniętozplecównarośliodtegoczasustałsięwrogiemopalania,wskoczyna
swojegoulubionegokonika.Tymczasemsierżantpowiedział:
–Pytałemoniegousiebiewpokoju.Bysprawdzić,czychłopcycośonim
wiedzą.
–I?
Pokręciłprzeczącogłową.
–Nic.Jakbywogólenieistniał.
–Wtym,corobi,niemaniczegoniezgodnegozprawem–stwierdziłBrunetti.
–Wiem,żetojestlegalne–odparłVianello–leczpowinnobyćzabronione.
Wiem,żetoniemyuchwalamyprawainiedonasnależyichkwestionowanie,ale
nikomuniepowinnosiępozwalaćnaorganizowaniewycieczekdladorosłych
mężczyzn,którymmarzysięseksznieletnimi.
Trudnobyłosięztymniezgodzić.Jednakzpunktuwidzeniaprawabiuro
podróżyjedyniezałatwiałobilety,byludziemoglipodróżowaćdoróżnychkrajów,
irezerwowałohotele,bymielisięgdziezatrzymać.To,cowycieczkowiczerobili
poprzyjeździe,byłowyłącznieichsprawą.Brunettiprzypomniałsobiewykłady
zlogikiwczasiestudiówijejmatematycznąniemalprostotę.Wszyscyludziesą
śmiertelni.Giovannijestczłowiekiem,dlategoGiovannijestśmiertelny.Pamiętał,
żeistniałyschematypoprawnegownioskowania;byłyterminywiększyiśredni:
musiałysięznajdowaćwokreślonychmiejscachitylkonielicznemogłybyć
przeczące.
Wszystkieteszczegóływyparowałyzpamięci,mieszającsięzinnymi,
statystykąipierwszymizasadami,któreposzływzapomnienie,gdyzdałkońcowe
egzaminyizostałdoktoremprawa.Lecznawetpotylulatachpamiętałtopotężne
wrażeniepewności,gdyprzekonałsię,żeniektórezasadyprawnesłużąwykazaniu
poprawnościwnioskowania,żedziękinimmożnadowieśćjegoprawdziwości.
Następnelatazniszczyłytępewność.Terazprawdazdawałasięleżećpostronie
tych,którzypotrafiągłośniejkrzyczećlubwynająćlepszychadwokatów.Żaden
schematwnioskowanianiebyłteżwstanieoprzećsięargumentowibroniani
innymformomprzemocy,zktórymiBrunettimiałdoczynieniawswoimżyciu
zawodowym.
Odsunąłnabokterozważaniaiwróciłdoteraźniejszości.Vianellowłaśniego
ocośpytał.
–Przepraszam,aleniedosłyszałem.
–Zastanawiałemsię,czymyślałpanjużowynajęciuadwokata.
OpuszczającgabinetPatty,komisarzwiedział,żeniechceodpowiadać
wimieniużonyiniezamierzaniczegoplanowaćwkwestiiprawnychkonsekwencji
jejpostępku.Znałwiększośćadwokatówwmieścieibyłznimiwstosunkowo
dobrychkontaktach,jednakograniczałysięonewyłączniedosferyzawodowej.
Przebiegłwmyślilistęnazwisk,usiłującprzypomniećsobieobrońcę,któryprzed
dwomalatywygrałsprawęomorderstwo.Natychmiastjednakodrzuciłtenpomysł.
–Mojażonabędziemusiałasiętymzająć–odpowiedział.
Vianellokiwnąłgłową,wstałiwyszedłzpokoju.
Brunettirównieżpodniósłsięzeswegomiejscaizacząłchodzićtam
izpowrotemmiędzyszafąaoknem.Rozmyślałotychdwóchmężczyznach,którzy
zgłosilijedyniepopełnienieprzestępstwaizaproponowaliugodękorzystnądla
osobyniemalszczycącejsiętym,żedokonałaaktuwandalizmu.Poszkodowany
ijegoadwokaciprzyszlidokomendy,żebyratowaćsprawczynięprzedprawnymi
konsekwencjamijejczynu.Tymczasemonsiedziałbezczynnie,godzącsięnato,
bysignorinaElettrasprawdzałaichfinansewsposóbprawdopodobnierównie
nielegalnyjakprzestępstwo,któregojedenznichpadłofiarą.
NiemiałbowiemżadnychwątpliwościcodonielegalnościpostępkuPaoli.
Nagleprzyszłomudogłowy,żeonanigdynietwierdziła,żetojestzgodne
zprawem.Poprostunieprzejmowałasiętym.Całeżyciebroniłprawa,aonana
nienapluła,jakbytobyłjakiśgłupikonwenans,którywżadensposóbjejnie
ograniczał.Poczuł,żesercezaczynamuszybciejbić.Oburzeniezmieniłosię
wgniew.Uległakaprysowi,kierującsięosobistądefinicjąwłaściwego
postępowania,aonmiałpoprostuprzyglądaćsiętemuzrozdziawionymiustami,
podziwiającszlachetnośćjejczynu,gdytymczasemjegokarierawisiałanawłosku.
Zorientowałsię,żezaczynaużalaćsięnadsobąizastanawiać,jaktasprawa
możesięodbićnajegopozycjiwśródkolegówinapoczuciuwłasnejgodności.
Wtymmiejscubyłzmuszonypowtórzyćsobieto,copowiedziałMitriemu:nie
odpowiadazazachowanieżony.
Takiewyjaśnienienieuśmierzyłojednakpłonącegownimgniewu.Znów
zacząłchodzićpopokoju,leczgdyitoniepomogło,zszedłnadółdosignoriny
Elettry.
Uśmiechnęłasięnajegowidok.
–Vice-questorewyszedłnaobiad–poinformowała.
Wolałasięwięcejnieodzywać,czekając,coonpowie.
–Czytamciposzlirazemznim?
Kiwnęłatwierdzącogłową.
–Signorina...–zacząłiurwał,jakbysięzastanawiałnaddoboremsłów.–Nie
musipanidalejsprawdzaćtychpanów.
Jużchciałazaprotestować,leczniedałjejdojśćdosłowa.
–Nieciążynanichżadnepodejrzenie,dlategouważam,żebyłobyniewskazane
prowadzenieprzeciwnimdochodzenia.Zwłaszczawtychokolicznościach.
Pozostawiłjejwyobraźni,jakieokolicznościmiałnamyśli.Skinęłagłową.
–Rozumiem,commissario.
–Niepytałem,czypanirozumie.Proszętylko,żebypaniniesprawdzałaich
finansów.
–Tak,commissario–odrzekła,poczymodwróciłasięiutkwiławzrokwekran
monitora.
–Signorina...–powtórzyłbeznamiętnymtonem,akiedyspojrzałananiego,
powiedział:–Mówiłempoważnie.Niechcę,bypanizadawałajakiekolwiek
pytanianaichtemat.
–Więcniebędępytać–odpowiedziałazpromiennymuśmiechemnatwarzy.
Położyłałokcienastole,splotłapalceioparłananichbrodę,zupełniejaksubretka
ztaniejkomedii.–Czytowszystko,commissario,czymapandlamniejeszcze
jakieśpolecenia?
Odwróciłsiębezsłowairuszyłkuschodom,leczpochwilirozmyśliłsię
iwyszedłzkomendy.Znabrzeżaprowadzącegodokościołagreckiegoskręciłna
most,poczymwstąpiłdonajbliższegobaru.
–Buongiorno,commissario–powitałgobarman.–Cosadesidera?
Brunettispojrzałnazegarek.Zupełniestraciłpoczucieczasuizezdziwieniem
skonstatował,żejestjużprawiepołudnie.
–Un’ombra–powiedział.
Kiedybarmanpostawiłprzednimkieliszekbiałegowina,wypiłgojednym
haustem.Niepomogło.Wiedział,żedrugiteżbyniepomógł.Rzuciłnaladętysiąc
lirówiwróciłdokomendy.Nierozmawiałznikim,poszedłdoswojegopokoju,
wziąłpłaszcziudałsiędodomu.
Paolamusiałaopowiedziećowszystkimdzieciom,boChiarapatrzyłanamatkę
zwyraźnymzakłopotaniem,natomiastRafiizzainteresowaniem,anawetpewną
ciekawością.Niktnieporuszyłtegotematu,więcobiadupłynąłstosunkowo
spokojnie.NormalnieBrunettidelektowałbysięmakaronemtagliatelle
zwieprzowiną,dziśjednakledwoczułsmakpotrawy.Niecieszyłagoteżpotrawka
wsosiepomidorowymanismażonebakłażany.PoobiedzieChiaraposzłanalekcję
fortepianu,aRafiidokolegi–uczyćsięmatematyki.
PaolaiBrunettipozostaliprzystole,naktórympiętrzyłysiętalerzeimiski.Pili
kawę;on–zdodatkiemgrappy,ona–czarnąisłodką.
–Zamierzaszwynająćadwokata?–spytał.
–Rozmawiałamdziśranozojcem.
–Icopowiedział?
–Kiedy?Zanimnamnienawrzeszczałczypotem?
Brunettiuśmiechnąłsięmimowolnie.Trudnomubyłosobiewyobrazić,byteść
mógłnaniąnawrzeszczeć.Rozbawiłagoniestosownośćtegookreślenia.
–Raczejpotem.
–Powiedział,żejestemgłupia.
Brunettiprzypomniałsobie,żehrabiaużyłtegosamegookreśleniaprzed
dwudziestulaty,gdyPaolaoznajmiła,żezamierzawyjśćzaniegozamąż.
–Apotem?
–Powiedział,żebymzatrudniłaSenna.
Byłtonajlepszywmieścieadwokatspecjalizującysięwsprawachkarnych.
–Lekkaprzesada.
–Dlaczego?
–Sennojestświetnyjakoobrońcagwałcicieliimorderców,chłopców
zzamożnychrodzin,którzypobiliswojedziewczyny,zarabiającenanarkotyki
sprzedażąheroiny.Niesądzę,byśmieściłasięwtejkategorii.
–Czymamtopotraktowaćjakokomplement?
Wzruszyłramionami,Niepotrafiłjejodpowiedzieć.
–Wynajmieszgo?–spytał,gdymilczeniePaolisięprzedłużało.
–Niewynajęłabymtakiegoczłowieka.
Brunettipodsunąłsobiebutelkęzgrappą,wlałtrochędopustejfiliżanki,
zamieszałiwypiłjednymhaustem.
–Kogowięcwynajmiesz?–zapytał,ignorującjejuwagę.
Wzruszyłaramionami.
–Zaczekam,ażmnieoskarżą.Wtedyzdecyduję.
Przezchwilęzastanawiałsię,czyniedolaćsobiejeszczegrappy,leczdoszedł
downiosku,żeniemananiąochoty.Wstałiodsunąłkrzesło,nieproponując
pomocyprzyzmywaniuczychoćbyprzysprzątaniuzestołu.Spojrzałnazegarek,
dziwiącsię,żejesttakwcześnie.Nieminęłajeszczedruga.
–Chybapołożęsięnachwilę.
Kiwnęłagłowąizaczęłaskładaćtalerzenastos.
Poszedłdosypialni,zdjąłbutyiusiadłnabrzegułóżka,czując,jakijest
zmęczony.Położyłsięnawznak,zrękamipodgłową,izamknąłoczy.Zkuchni
dobiegałszumwody,brzęktalerzy,stukaniegarnków.Wyjąłjednąrękęspod
głowyizasłoniłramieniemoczy.Kiedyjakouczeńwracałdodomuzezłymi
stopniami,chowałsięwswoimpokojuikładłnałóżku,bojącsięgniewuojcainie
chcącrozczarowaćmatki.
Zalałagofalawspomnień,unoszączesobą.Wpewnymmomenciepoczułjakiś
ruchobokiciepłonapiersi,apotemzapachjejwłosów–dobrzemuznaną
mieszaninęmydłaizdrowia.Nieotwierającoczu,otoczyłjąramionamiisplótł
dłonienajejplecach.
Wkrótceobojeusnęli,agdysięobudzili,wszystkobyłojakprzedtem.
Rozdział9
Następnydzieńminąłspokojnie,jakjedenzwieluwkomendzie.Pattazażądał
sprowadzeniaIacovantuonadoWenecjiiprzesłuchaniagowsprawieodmowy
zeznań.Brunettiminąłsięznimnaschodach.Piekarzszedłeskortowanyprzez
dwóchpolicjantówzkarabinami.ZauważyłBrunettiego,leczniepokazałposobie,
żegorozpoznaje.Najegotwarzyzastygłwyrazobojętności,zjakąWłositraktują
urzędnikówpaństwowych.
Spoglądającwjegosmutneoczy,Brunettizastanawiałsię,czybyłobyinaczej,
gdybywiedział,conaprawdęsięzdarzyło.Bezwzględunato,czymafia
rzeczywiściezamordowałamużonę,czyteżontakuważał,Iacovantuonobył
przekonany,żepaństwoijegoinstytucjeniesąwstanieobronićgoprzedznacznie
potężniejsząsiłą.
WszystkietemyśliprzemknęłyBrunettiemuprzezgłowę,byłyjednakzbyt
zagmatwane,byubraćjewsłowa,toteżzdobyłsiętylkonakiwnieciegłową,gdy
mijałpiekarza,któryprzydwóchrosłychpolicjantachwydawałsięjeszczeniższy.
BrunettiprzypomniałsobiemitoOrfeuszuiEurydyce,omężczyźnie,który
straciłżonę,oglądającsięzasiebie,bysprawdzić,czyzanimidzie.Złamałwten
sposóbpoleceniebogówiskazałżonęnapozostaniewHadesie.Bogowierządzący
ItaliązabroniliIacovantuonowinacośpatrzeć,agdynieposłuchał,odebralimu
żonę.
NaszczęścieVianelloczekałjużnaszczycieschodówiBrunettinatychmiast
zapomniałoswoichrefleksjach.
–Commissario,mieliśmytelefonodkobietyzTreviso–oznajmiłsierżant.–
Powiedziała,żemieszkawtymsamymdomucopaństwoIacovantuono,lecz
ztego,comówiła,wynika,żemieszkaraczejwtymsamymbloku.
Brunettiminąłsierżanta,dającznakgłową,byposzedłzanim.Poprowadziłgo
doswojegopokoju.
–Copowiedziała?–spytał,wieszającpłaszcznawieszaku.
–Żesiękłócili.
–Mnóstwoludzisiękłóci–odparł,myślącoswoimmałżeństwie.
–Onjąbił.
–Skądtakobietaotymwie?–spytałBrunettiznagłymzaciekawieniem.
–Powiedziała,żejegożonaprzychodziładoniejsięwypłakiwać.
–Czykiedykolwiekwezwałapolicję?
–Kto?
–Żona.SignoraIacovantuono.
–Niewiem.Właśnieskończyłemrozmawiaćztąkobietą–wyjaśniłVianello,
spoglądającnakartkę,którątrzymałwręku.–Odłożyłemsłuchawkętużprzed
panaprzyjściem.NazywasięGrassi.Powiedziała,żeonbyłznanywtymbloku.
–Zczego?
–Zdręczeniasąsiadów.Wciążkrzyczałnaichdzieci.
–Atasprawazżoną?–spytałBrunetti,siadajączabiurkiem.Przysunąłsobie
stosikpapierówilistów,leczniezacząłichprzeglądać.
–Niewiem.Niebyłoczasuznikimporozmawiać.
–Tonienaszrejon.
–Owszem,alePucettimówił,żedziśranogotuprzywieźli.Marozmawiać
zwicekomendantemonapadzienabank.
–Tak.Widziałemgo.
Brunettipopatrzyłzroztargnieniemnależącąprzednimkopertę
zprzyklejonymznaczkiem.Początkowojegowzrokzarejestrowałjedynie
jasnozielonyprostokąt,dopieropóźniejwyłoniłsięobrazek:galijskiżołnierz
zmieczemtkwiącymwciele,aujegostópumierającażona.Zjednejstrony
widniałnapis:„RomaMuseoNazionaleRomano”,zdrugiej:„GalateaSuicida”,
awdoleliczba„750”.
–Czybyłaubezpieczona?–spytał.
–Niewiem.Dopierocoodebrałemtentelefon.
Brunettiwstałzzabiurka.
–Pójdęgozapytać–oznajmił,poczymwyszedłzpokoju.
Wsekretariacieniebyłonikogo,aprzezekranmonitoraprzepływałymalutkie
wizerunkitosterów.BrunettizapukałdodrzwigabinetuPattyiusłyszał,żemoże
wejść.
Wewnątrzujrzałdobrzemuznanąscenę:Pattasiedziałzapustymbiurkiem,
któreonieśmielałoswoimwyglądem,aIacovantuononawprostPatty,zrękami
zaciśniętyminapodłokietnikach.
Zastępcakomendantaspojrzałnakomisarzazkamiennymwyrazemtwarzy.
–Tak?–zapytał.–Ocochodzi?
–ChciałbymocośspytaćsignoraIacovantuona–odpowiedziałBrunetti.
–Stracipantylkoczas–stwierdziłPatta.–Takjakjateraztracę–dodał
podniesionymtonem.–SignorIacovantuononajwyraźniejzapomniał,cosięstało
przedbankiem.–Pattapochyliłsię,awłaściwierzuciłnabiurko,uderzającwnie
pięściąnatylemocno,byrozprostowaćpalceiwycelowaćnimiwIacovantuona.
Piekarzmilczał,aPattapopatrzyłnaBrunettiego.
–Ocopanchcegozapytać,commissario?CzywidziałStefanaGentilego
wbanku?Czypamięta,jaknamgoopisałijakrozpoznałnazdjęciu?–Patta
odchyliłsięnaoparciefotela,zrękąwycelowanąwIacovantuona.–Nie,niesądzę,
bycośztegopamiętał.Dlategoniemasensutracićczasunapytania.
–Nieotochciałemgozapytać–odparłBrunettiłagodnymtonem,który
zabrzmiałjakdysonansprzyteatralnymgniewiePatty.
Iacovantuonozwróciłkuniemutwarz.
–Aoco?–spytałPatta.
–Chciałemsiędowiedzieć–zacząłBrunetti,kierującpytaniedopiekarza–czy
pańskażonabyłaubezpieczona.
OczyIacovantuonarozszerzyłysięzezdumienia.
–Ubezpieczona?–powtórzył.
–Czymiałaubezpieczenienażycie–wyjaśniłBrunetti.Iacovantuonoprzeniósł
wzroknaPattę,lecznieznalazłszywnimpomocy,znówpopatrzyłnaBrunettiego.
–Niewiem–odpowiedział.
–Dziękuję–odrzekłBrunettiiodwróciłsię,zamierzającwyjść.
–Towszystko?–spytałgniewnymtonemPatta.
–Tak,comandante–powiedziałBrunetti,odwracającsięwstronęszefa,lecz
patrzącnapiekarza.Tenwciążsiedziałnabrzegukrzesła,ręcetrzymałsplecione
nakolanach.Głowęmiałspuszczoną,jakbyprzyglądałsięswoimdłoniom.
Brunettiodwróciłsięiwyszedłzgabinetu.Tosterykontynuowałyswoją
wędrówkęiginęłyzprawejstronyekranu.
WpokojuczekałnaniegoVianello.Stałprzyoknie,patrzącnaogródpo
drugiejstroniekanałuinafasadękościołaSanLorenzo.Odwróciłsię,gdyusłyszał
skrzypienieotwieranychdrzwi.
–Noi?–zapytał,gdyBrunettiwszedłdopokoju.
–Zagadnąłemgooubezpieczenie.
–I?–powtórzyłVianello.
–Niewiedział.CzyNadiamapolisęubezpieczeniową?–spytałBrunetti,gdy
Vianellomilczał.
–Nie.Przynajmniejtakmisięwydaje–odparłsierżantpokrótkimwahaniu.–
Copanzrobi?–dodałpochwili.
–Jedyne,comogęzrobić,topowiedziećludziomzTreviso.–Naglecośmu
przyszłodogłowy.–Dlaczegoonadonaszatelefonowała?–spytał,odwracającsię
wstronęVianella.
–Nierozumiem.
–DlaczegosąsiadkamiałabytelefonowaćnapolicjęwWenecji?Przecieżta
kobietazmarławTreviso.
Brunettipoczuł,żesięczerwieni.No,naturalnie!Chodziłooto,byzepsuć
piekarzowireputacjęwWenecji.Gdybyzdecydowałsięzeznawać,towłaśnietu.
Czyżbytakwytrwalegoobserwowali,żezauważyli,jakpolicjaponiego
przyjechała?Amożewiedzieli,kiedymaprzyjechać.
–Gesubambino!–wyszeptał.–Jakiepodałanazwisko?
–Grassi–odpowiedziałVianello.
Brunettipodniósłsłuchawkę.KiedyuzyskałpołączeniezpolicjąwTreviso,
przedstawiłsięipoprosiłdotelefonuosobę,któraprowadziśledztwowsprawie
śmiercipaniIacovantuono.Dopieropokilkuminutachpoinformowanogo,że
zdarzenieuznanozanieszczęśliwywypadek.
–Czymacienazwiskoczłowieka,któryznalazłciało?
Funkcjonariuszodłożyłnachwilęsłuchawkę.
–Zanetti–poinformował.–WalterZanetti.
–Ktojeszczemieszkawtymbloku?–spytałBrunetti.
–Tylkodwierodziny.PaństwoIacovantuononagórze,arodzinaZanettichna
dole.
–CzymieszkatamktośonazwiskuGrassi?
–Nie.Tylkotedwierodziny.Dlaczegopanpyta?
–Tonictakiego.Mieliśmymałezamieszaniewraportachiniemogliśmy
znaleźćnazwiskaZanettiego.Dziękujęzapomoc.
–Niemazaco,commissario–odparłpolicjantiodłożyłsłuchawkę.
–Onanieistnieje?–spytałVianello,zanimBrunettizdążyłwyjaśnić.
–Jeżelinawet,toniemieszkawtymdomu.
Vianellomilczałprzezchwil?.
–Coztymzrobimy,commissario?–spytał.
–PoinformujemyTreviso.
–Myślipan,żetounich?
–Przeciek?–spytałBrunetti,chociażwiedział,żeVianellowłaśnietomiałna
myśli.
Sierżantskinąłgłową.
–Tamlubtu.Niemaznaczeniagdzie.Dość,żebył.
–Towcalenieznaczy,żeoniwiedzieli,żeIacovantuonomadziśprzyjechać.
–Wtakimraziepocobydzwonili?
–Taknawszelkiwypadek.
Brunettipokręciłgłową.
–Zbieżnośćwczasiejestzbytdokładna.Przecieżonwłaśniewchodziłdo
komendy,gdyodebrałeśtentelefon.–Zawahałsię,poczymspytał:–Kogo
poprosili?
–Telefonistapowiedział,żechcielirozmawiaćzosobą,którapojechałado
Treviso.Pewnieprzełączyłdopanapokoju,askoropananiezastał,przełączyłdo
nas.Pucettiprzekazałsprawęmnie,botylkojabyłemzpanemwTreviso.
–Jakimiałagłos?
Vianellowróciłmyślamidorozmowy.
–Zmartwiony,jakbyniechciałasprawićmukłopotu.Powiedziałarazczydwa,
żedośćsięjużwycierpiał,aleonamusinasotympoinformować.
–Cóżzaobywatelskapostawa!
–Tak.
Brunettipodszedłdookna,popatrzyłnakanałinalodziepolicyjne,
zacumowaneprzedkomendą.PrzypomniałsobiewyraztwarzyIacovantuona,gdy
zapytałgooubezpieczenie,ipoczuł,żeznowusięczerwieni.Zareagowałjak
dzieckonawidoknowejzabawki,zamiastchwilępomyślećlubsprawdzić
otrzymanąinformację.Wiedział,żewwypadkunagłejśmierciżonypodejrzenie
padanajpierwnamałżonka,leczpowinienzaufaćinstynktowiiprzypomniećsobie
urywanygłospiekarza,jegopanicznystrachodzieci.Powinientemuzaufać,
zamiastoskarżaćgoprzypierwszejsposobności.
Niemógłprzeprosićpiekarza,bokażdewyjaśnieniewzmogłobytylkowłasne
poczuciewinyizakłopotanie.
–Czymożnajakośsprawdzić,skąddzwoniono?–spytał.
–Wtlesłychaćbyłojakiśhałas,chybadochodzącyzulicy.Podejrzewam,że
dzwonionozbudki–odparłVianello.
Skorobylinatylesprytni,byzatelefonowaćnakomendę–albodobrze
poinformowani,podpowiedziałBrunettiemuwewnętrznygłos–tobylirównieżna
tyleostrożni,żebyzrobićtozbudki.
–Wtakimrazietochybawszystko.
Opadłnakrzesło,czującsięnaglebardzozmęczony.Vianellowyszedł
zpokoju,aBrunettizająłsiępapieramileżącyminabiurku.
PrzeczytałfaksodkolegizAmsterdamu,któryprosił,żebyprzyspieszył
załatwienieprośbyholenderskiejpolicjioinformacjenatematWłocha
aresztowanegoprzeznichzazabicieprostytutki.Ponieważmężczyznamiał
wpisanąwpaszporcieWenecjęjakomiejscestałegozameldowania,władze
holenderskiewysłałylistdowładzmiastazpytaniem,czytenczłowiekbyłjuż
karany.Prośbaoinformacjezostałaprzekazanaponadmiesiąctemuidotądnie
byłożadnejodpowiedzi.
Brunettisięgałwłaśnieposłuchawkę,bysprawdzić,czytenczłowiekjest
unichnotowany,gdyzadzwoniłtelefoni...zaczęłosię.
Wiedział,żedotegodojdzie,starałsięnawetobmyślićjakąśstrategię
postępowaniazprasą,leczitaknieuniknąłzaskoczenia.
Najpierwzadzwoniłznanymudziennikarzz„Gazzettino”,pytając,czyto
prawda,żekomisarzBrunettirezygnujezpracywpolicji.Kiedyodpowiedział,że
nicmuotymniewiadomo,żenigdyniemyślałorezygnacji,dziennikarz,Piero
Lembo,zapytał,jakwtakimraziezapatrujesięnaaresztowanieżonyikonflikty,
któremogąztegowyniknąćzracjijegopozycjizawodowej.
Brunettiodpowiedział,żeniejestwżadensposóbzamieszanywtęsprawę,nie
widziwięcpowodudojakiegokolwiekkonfliktu.
–Aleprzecieżmapanprzyjaciółwkomendzie–zauważyłLembo,chociażton
jegogłosuświadczył,żeraczejwtowątpi.–Przyjaciółwsądownictwie.Czytonie
wpłynienaichopinięlubdecyzje,jakiepodejmą?
–Tomałoprawdopodobne–odrzekłBrunetti.–Pozatymniebędzieżadnego
procesu.
–Dlaczego?–spytałLembo.
–Proceszazwyczajorzekaoczyjejświnielubniewinności.Wtymprzypadku
niewchodzitowgrę.Sądzę,żeskończysięnagrzywnie.
–Acopotem?
–Niebardzorozumiempańskiepytanie,signorLembo–odparłBrunetti,
patrzącnagołębia,którywłaśniewylądowałnadachudomupodrugiejstronie
kanału.
–Cobędzie,kiedyzostaniewyznaczonagrzywna?
–Niepotrafięodpowiedziećnatopytanie.
–Dlaczego?
–Botagrzywnazostanienałożonanamojążonę,nienamnie.–Ciekawe,ile
razybędzietomusiałpowtarzać.
–Ajakajestpańskaopinianatematpostępkupańskiejżony?
–Niemamżadnejopinii.–Wkażdymrazietakiej,któranadawałabysiędla
prasy.
–Uważamtozadziwne–stwierdziłLemboidodałcommissario,jakbyto
jednosłowomiałorozwiązaćBrunettiemujęzyk.
–Pańskawola–odrzekłBrunetti.–Jeżeliniemapandalszychpytań,życzę
miłegopopołudnia.–Iodłożyłsłuchawkę.Zaczekał,ażpołączeniezostanie
przerwane,iwykręciłnumercentrali.–Proszęmniedziśjużznikimniełączyć–
powiedziałiodłożyłsłuchawkę.
Potemzadzwoniłdodziałuarchiwów,podałnazwiskoWłochazAmsterdamu
ipoprosiłosprawdzenie,czyjestnotowany,ajeżelitak,tożebynatychmiast
przefaksowalijegoaktaholenderskiejpolicji.Oczekiwał,żeusłyszy,iletomają
roboty,lecznictakiegosięniestało.Powiedzieli,żewyśląjepopołudniu,
oczywiściejeżelitenczłowiekfigurujewichkartotece.
PrzezresztęprzedpołudniaBrunettiodpowiadałnalistyipisałraportyzdwóch
dochodzeń,któreprowadził.
Kilkaminutpopierwszejwstałzzabiurkaiprzygotowałsiędowyjścia.Zszedł
poschodach.Przydrzwiachniebyłostrażnika,lecztogoniezdziwiło,bowczasie
przerwyobiadowejzamykanowszystkiebiurainiewpuszczanonikogodo
budynku.Brunettiwcisnąłprzyciskzwalniającywielkieoszklonedrzwiipchnął
jednozeskrzydeł.Dohalluwdarłosięchłodnepowietrze,podniósłwięckołnierz
płaszcza,wsunąłgłębiejbrodęizespuszczonągłowąwyszedłnazewnątrz.
Najpierwoślepiłgobłyskświatła,potemkolejnyijeszczejeden.Spuściłwzrok
izobaczyłzbliżającesięszybkostopy,którezablokowałymudrogę.Musiałsię
zatrzymaćipodnieśćgłowę.
Otaczałogopięciumężczyznzmikrofonamiwdłoniach.Ztyluzanimi
tańczyłokolejnychtrzech,celującwniegoobiektywamikamer.
–Commissario,czytoprawda,żemusiałpanaresztowaćżonę?
–Czybędzieproces?Czypańskażonawynajęłaadwokata?
–Acozrozwodem?Czytoprawda,żesięrozwodzicie?
Mikrofonyprzesunęłymusięprzednosem.Najchętniejbyjeodepchnął.Wobec
wyraźnegozaskoczeniamalującegosięnajegotwarzygłosyreporterówwzbiłysię
wgóręzzachłannągwałtownością,wyrzucającpytaniajednozadrugim.Słyszał
tylkoichfragmenty:„teść”,„Mitri”,„wolnainicjatywa”,„utrudnianiepracy
sądom”.
Wsunąłdłoniedokieszenipłaszcza,spuściłgłowęiruszyłprzedsiebie.
Napotkałopórludzkiegociała,leczszedłdalej,dwarazynadeptująckomuśna
stopę.„Niemożepantakodejść”,„obowiązek”,„mamyprawowiedzieć...”
Znowuktośzastąpiłmudrogę,leczBrunettiparłnaprzódzewzrokiemwbitym
wziemię,unikająctymrazemkontaktuzobcymistopami.Kiedydoszedłdorogu,
skręciłwlewo,wstronęSantaMariaFormosa,całyczasidącwtymsamym
tempie.Czyjaśrękachwyciłagozaramie,leczjąstrzasnął.Ztrudemsięopanował,
byniewyrwaćjejzciałainiepchnąćreporteranaścianę.
Szlizanimprzezkilkaminut,leczonaninieprzyspieszył,anisięnieobejrzał.
Nagleskręciłwprawowwąskąuliczkę.
Musielisięwystraszyćpanującejwzaułkuciemności,bowreszciegozostawili.
Doszedłdokońcauliczki,skręciłwlewoiruszyłwzdłużkanału,jużwolnyod
reporterów.
ZCampoSantaMarinazatelefonowałdodomuidowiedziałsięodPaoli,że
przedichdomemstojąkamerzyści,atrzechreporterówbezskutecznieusiłowałoją
zatrzymaćizadaćkilkapytań.
–Wtakimraziezjemobiadwmieście–zdecydował.
–Przepraszam,Guido–odpowiedziała.–Janie...–urwała,leczonmilczał.
Rzeczywiście,niepomyślałaokonsekwencjachswojegoczynu,coprzyjej
inteligencjiwydałomusiędziwne.
–Cobędzieszrobił?–spytała.
–Wrócępopołudniu.Aty?
–Dopieropojutrzemamwykłady.
–Paolo,niemożeszzamykaćsięwdomu.
–Boże,totakjakwwięzieniu,prawda?
–Wwiezieniujestgorzej.
–Wróciszdodomupopracy?
–Oczywiście.
–Naprawdę?
Zamierzałpowiedzieć,żeniemadokądpójść,leczpomyślał,żemogłabytoźle
zrozumieć.
–Niechcęiśćgdzieindziej–odrzekłzamiasttego.
–Och,Guido–usłyszał.–Ciao,amore–dodałaiodłożyłasłuchawkę.
Rozdział10
Tesentymentyniewielejednakznaczyływobectłumu,któryczekałnaniego
przedkomendą.Niczymstadokruków,sępówiharpii–pomyślał,kiedyzszedł
zPontedeiGreciiruszyłkugrupiereporterów.Brakowałojedyniepadliny,by
dopełnićobrazu.
Jedenznich–zapewnezdrajca–zobaczyłBrunettiegowcześniejinicnikomu
niemówiąc,podszedłdoniegozmikrofonem,któryściskałwdłoniniczymkijdo
poganianiabydła.
–Commissario–zacząłjużzodległościjednegometra–czydottorMitri
postanowiłwnieśćoskarżenieprzeciwpańskiejżonie?
Brunettizatrzymałsięzuśmiechemnatwarzy.
–MusipanotozapytaćdottoraMitriego.
Wtymmomenciezobaczył,żegrupareporterówwyczułabrakkolegiizwróciła
sięwstronędochodzącychjągłosów.Wjednejchwiliwszyscyrzucilisięwjego
kierunkuzwyciągniętymimikrofonami,jakbychcielipochwycićchociażjedno
słowo,unoszącesięjeszczewpowietrzu.Wpowstałymzamieszaniuktóryś
zkamerzystówpotknąłsięokabeliupadłnaziemię,rozbijająckamerę.Zjej
wnętrzawypadłysoczewkiipotoczyłysiępochodnikuwstronękanału.Tłum
zatrzymałsięzaskoczony,patrząc,jakszkiełkatocząsiękuschodom,zsuwają
znichizcichympluskiemznikająwzielonychwodachkanału.
Brunettiskorzystałzchwilizamętuiruszyłkudrzwiomkomendy,lecz
reporterzyoprzytomnielirównieszybkoirzucilisiękuniemu.
–Czyzłożypanrezygnację?
–Czytoprawda,żepańskażonamapoprzedniprotokółzatrzymania?
–...zataiłaprzedsądem?
SzedłdalejzuśmiechemprzyklejonymdotwarzyNieodpychałnatrętów,lecz
jednocześnieniepozwalał,bygozatrzymali.Kiedydotarłdocelu,drzwisię
otworzyłyistanęliwnichVianelloiPucetti,powstrzymującreporterówprzed
wtargnięciemdośrodka.
Brunettiwszedł,azanimVianelloiPucetti.
–Bandadzikusów–stwierdziłVianello,stojąctyłemdodrzwi.
BrunettinieodwróciłsiętakjakOrfeusz,tylkoruszyłschodamidoswojego
pokoju.Kiedyusłyszałzasobąkroki,obejrzałsięizobaczyłVianella,
przeskakującegopodwastopnienaraz.
–Chcepanawidzieć.
Niezdejmującpłaszcza,BrunettiskierowałsiędogabinetuPatty.Signorina
Elettrasiedziałaprzybiurkuiprzeglądała„Gazzettino”.Zerknąłnapierwsząstronę
izobaczyłswojezdjęciesprzedkilkulatizdjęciePaolizdowoduosobistego.
–Jeżelistaniesiępanjeszczesławniejszy,będęmusiałabłagaćoautograf–
stwierdziłasignorinaElettra.
–Czytegowłaśniechceszef?–spytałzuśmiechem.
–Nie,raczejpańskiejgłowy.
–Takmyślałem–rzekłizapukałdodrzwigabinetu.
OdpowiedziałmugłosPatty,wktórympobrzmiewałyzłowieszczetony.Oile
byłobyłatwiej,gdybyskończyłwreszcieztymmelodramatem–pomyślałBrunetti.
NagleprzyszłamudogłowyfrazazoperyDonizettiegoAnnaBolena:„Jeżelici,
którzymniesądzą,jużwydalinamniewyrok,toniemamszans”.DobryBoże,
iktotomówiomelodramacie?
–Chciałpansięzemnąwidzieć?–spytałpowejściudogabinetu.
Pattasiedziałzabiurkiem.Miałkamiennywyraztwarzy.Brakowałomutylko
czarnegoberetu,jakiangielscysędziowiewkładalinaperuki,gdyskazywali
więźnianaśmierć.
–Tak,Brunetti.Nie,niesiadaj.To,comamdopowiedzenia,niezabierzedużo
czasu.Rozmawiałemzkomendantemiuznaliśmy,żepowinieneśpójśćnaurlop
administracyjny,pókisprawaniezostaniewyjaśniona.
–Cotoznaczy?
–Toznaczy,żedopókitasprawasięniewyjaśni,niemusiszprzychodzićdo
pracy.
–Wyjaśni?
–Dopókisądniewydawyroku,atwojażonaniezapłacigrzywnylubnie
wynagrodzistrat,najakienaraziładottoraMitriego.
–Zakładając,żezostanieoskarżonaiskazana–powiedziałBrunetti,wiedząc,
żetomożliwe.–Aletomożepotrwaćwielelat–dodał.
–Wątpię–stwierdziłPatta.
–Comandante,mamwaktachsprawy,któreodpięciulatczekająna
wyznaczeniedatyprocesu.Powtarzam:tomożepotrwaćwielelat.
–Tozależyoddecyzjitwojejżony.DottorMitriwykazałdalekoidącą
uprzejmość,proponującrozwiązanieproblemu.Lecztwojażonanajwidoczniej
postanowiłanieprzyjmowaćjegopropozycji.Będziewięcmusiałaponieść
wszelkiekonsekwencje.
–Zcałymszacunkiem,comandante,aletoniedokońcaprawda–powiedział
BrunettiizanimPattazdążyłzaprotestować,dodał:–DottorMitriprzekazałswoją
propozycjęmnie,niemojejżonie.Wyjaśniłemjuż,żeniemogępodejmowaćzanią
decyzji.Gdybytojejzłożyłtępropozycjęigdybyodmówiła,wówczasbyłabyto
prawda.
–Niepowiedziałeśjej?–spytał,niekryjączaskoczenia,Patta.
–Nie.
–Dlaczego?
–Boto,jaksądzę,sprawadottoraMitriego.
Pattazastanawiałsięprzezchwilę.
–Wspomnęmuotym–oznajmił.
Brunettikiwnąłgłową,lecztrudnopowiedzieć,czybyłatoforma
podziękowania,czyjedynieprzyjąłtodowiadomości.
–Towszystko,comandante?–spytał.
–Tak.Leczniezapominaj,żejesteśnaurlopieadministracyjnym.
–Takjest–odparłBrunetti,chociażniemiałpojęcia,cotenterminoznacza.
Jasnebyłotylko,żeprzestałbyćpolicjantemistraciłpracę.Odwróciłsiębezsłowa
iwyszedłzgabinetu.
SignorinaElettranadalsiedziałazabiurkiem,leczskończyłajużczytać
„Gazzettino”iprzeglądałaterazjakieśczasopismo.NawidokBrunettiegouniosła
głowę.
–Ktopoinformowałprasę?
Pokręciłagłową.
–Niemampojęcia.Pewnieporucznik.–SpojrzałanadrzwigabinetuPatty.
–Urlopadministracyjny.
–Nigdyoczymśtakimniesłyszałam–stwierdziła.–Pewniewymyślonogona
takąokazję.Copanzrobi,commissario?
–Wrócędodomuibędęczytał–odpowiedziałinaglezapragnąłzrealizować
tenpomysł.Musiałjedynieprzedrzećsięprzezkordonreporterówstojącychprzed
komendą,uciecprzedichkameramiipytaniami.Wtedybędziemógłwrócićdo
domuiczytać,dopókiPaolaniepodejmiedecyzjilubsprawaniezostanie
załatwiona.Dziękiksiążkomznajdziesiędalekoodkomendy,odWenecji,odtego
nędznegostulecia,wktórymkrólowałytanisentymentalizmiżądzakrwi–
wświecie,gdziezaznaukojenia.
SignorinaElettrauśmiechnęłasię,traktującjegoodpowiedźjakożart,iwróciła
dolekturypisma.
Niewstąpiłjużdoswojegopokoju,leczposzedłprostodowyjścia.Stwierdził
zezdziwieniem,żedziennikarzezniknęli,pozostałyponichjedyniekawałki
plastikuiułamanarączkaodkamery.
Rozdział11
Podswoimdomemzastałniedobitkireporterów,wtymtrójkętych,którzy
usiłowaliwyciągnąćcośzniegoprzedkomendą.Niezareagowałnawykrzykiwane
pytania,przepchnąłsiędoszerokiejbramyiwyjąłklucz.Naglektośchwyciłgoza
ramięipociągnąłdotyłu.
Brunettiobróciłsięzwielkimpękiemkluczywdłoni.Reportercofnąłsięna
widokwyrazutwarzykomisarzaiuniósłrękęwpojednawczymgeście.
–Przepraszam,commissario–powiedział,uśmiechającsięfałszywie.
Pozostaliusłyszeliwjegogłosiestrachiznieruchomieli.Brunettipowiódł
wzrokiempoichobliczach.Niebłysnąłżadenflesz,niktniepodniósłkamery.
Komisarzwsunąłkluczdozamka,przekręcił,wszedłdohallu,zamknąłbramę
ioparłsięoniąplecami.Byłcałyzlanypotem,trząsłsięzwściekłości,aserce
waliłomujakoszalałe.Rozpiąłpłaszcz,byorzeźwiłogochłodnepowietrze,
odepchnąłsięplecamiodbramyiruszyłschodaminagórę.
Paolamusiałasłyszeć,jakwchodzi,bootworzyładrzwi,gdydotarłnagórny
podest.Zaczekała,ażwejdzie,poczymwzięłaodniegopłaszczipowiesiłana
wieszaku.Pocałowałjąwpoliczek,chłonącwnozdrzajejzapach.
–Noi?–spytała.
–Urlopadministracyjny.Wynalezionogopewniespecjalnienatęokazję.
–Cotoznaczy?–spytała,idączanimdosalonu.
Klapnąłnasofę,wyciągnąłprzedsiebienogi.
–Toznaczy,żemamzostaćwdomuizająćsięczytaniem,dopókityiMitrinie
dojdzieciedoporozumienia.
–Porozumienia?–powtórzyła,siadającobokniegonabrzegusofy.
–Pattazdajesięuważa,żepowinnaśzapłacićMitriemuzarozbiteokno
iprzeprosić.Albotylkozapłacićzaokno–poprawiłsię.
–Zajednoczyzadwa?–spytała.
–Acozaróżnica?
Spuściławzrokiwygładziłastopąbrzegdywanubiegnącywzdłużkanapy.
–Właściwietożadna,boitakniezapłacęmunawetlira.
–Niezapłaciszczyniechceszzapłacić?
–Niechcę.
–WtakimraziebędęmógłwreszcieprzeczytaćGibbona.
–Cochceszprzeztopowiedzieć?
–Żeposiedzęwdomu,dopókisprawaniezostaniewyjaśniona,nadrodze
porozumienialuburzędowo.
–Jeżelizasądzągrzywnę,zapłacę–powiedziałajakcnotliwaobywatelka,
wywołująctymuśmiechnatwarzyBrunettiego.
–Zdajesię,żetoWolterpowiedział:„Niepodobająmisiętwojepoglądy,lecz
dośmiercibędębroniłprawadoichwyrażania”–zacytowałzpamięci,nie
przestającsięuśmiechać.
–Powiedziałwieleładniebrzmiącychzdań.Miałdonichtalent.
–Czyżbyśmiaławątpliwości?
Wzruszyłaramionami.
–Zawszepodejrzliwiepodchodzędotakichszlachetnychmądrości.
-
Zwłaszczajeśliwyszłyzustmężczyzny.
Pochyliłasiękuniemuiprzykryładłoniąjegodłoń.
–Tytopowiedziałeś,nieja.
–Niemniejtoprawda.
Ponowniewzruszyłaramionami.
–NaprawdęzamierzaszczytaćGibbona?
–Zawszechciałemgoprzeczytać.Alewtłumaczeniu.Jegostyljestdlamnie
zbytwyszukany.
–Wtymcałyurok.
–Mamdośćwyszukanegosłownictwawgazetach.Niepotrzebujęgowksiążce
historycznej.
–Gazetybędąmiałyniezłązabawę–zauważyłaPaola.
–NiktniechcearesztowaćAndreottiego,musząwięcoczymśpisać.
–Chybatak.–Wstała.–Przynieśćcicoś?
–Kanapkęikieliszekdolcetta–powiedział,jakożeniezbytsmakowałmu
obiad.Pochyliłsię,byrozwiązaćsznurowadła.–IpierwszytomGibbona–dodał,
gdyPaolaruszyładodrzwi.
Wróciłapodziesięciuminutach,aonbezwstydniewyciągnąłsięnakanapie,
postawiłkieliszekwinanastolikuobok,talerzykzkanapkąnapiersi,otworzył
książkęizacząłczytać.Kanapkabyłazboczkiem,pomidoremigrubymi
kawałkamiseraowczego.PokilkuminutachprzyszłaPaolaipodłożyłamu
serwetkępodbrodę,wchwiligdyzkanapkizsunąłsiękawałekpomidora.Brunetti
odłożyłbułkęnatalerzyk,sięgnąłpokieliszekiupiłłykwina.Wziąłksiążkę
iprzeczytałnapuszonyrozdziałwprowadzający,którybyłniepoprawnym
polityczniehymnemnacześćImperiumRomanum.
KiedyGibbonwyjaśniałzasadytolerancji,zjakąpoliteistapatrzynawszystkie
religie,weszłaPaola,dolaławinadokieliszka,zabrałapustytalerzyk,serwetkę
iwróciładokuchni.Gibbonmiałzapewnecośdopowiedzenianatematuległości
dobrejrzymskiejżonyiBrunettijużsięcieszyłnatenfragment.
NastępnegodniadzieliłlekturęGibbonazkrajowąilokalnąprasą,którą
przyniosłydodomudzieci.„Gazzettino”,którejreporterzłapałgozarękę,
grzmiałaonadużywaniusiłyprzezwładze,oodmowiewspółpracyzprasą
iłamaniuprawadoinformacji,oarogancjiiskłonnościdoprzemocy.Dowiedzieli
sięjakimśsposobemomotywachdziałaniaPaoliizcałązawziętościąpotępiliten
szkodliwywswejobywatelskiejwymowieczyn,przedstawiającjąjakokobietę
szukającąpoklasku,conielicowałozpozycjąnauczycielaakademickiego.Nie
wspomnielijednakotym,żeniktniezwróciłsiędoniejzprośbąoudzielenie
wywiadu.
Większegazetybyłymniejwybuchowe,chociażioneprzedstawiałycałe
wydarzeniejakoprzykładgroźnegoprecedensu,potępiającobywatela,który
pomijaorganypaństwowewposzukiwaniuźlepojmowanej„sprawiedliwości”,
pisanejwcudzysłowie,conadawałojejpogardliwywydźwięk.
PoprzeczytaniugazetBrunettipowróciłdolekturyksiążkiiniewychodził
zdomu.Paolawiększośćdniaspędziławgabinecie,czytającpracędoktorską
studenta,którypodjejkierunkiemprzygotowywałsiędoobrony.Dzieci,chociaż
uprzedzoneowszystkimprzezrodziców,wychodziłyzdomuiwracałyprzez
nikogonienagabywane,robiłysprawunki,kupowałygazetyizachowywałysięna
ogółbardzodobrzewnowejdlanichsytuacji.
DrugiegodniaBrunettiuciąłsobiedługądrzemkępoobiedzie.Nawetpołożył
siędołóżka,zamiastpoprostuprzespaćsięnakanapie.Popołudniukilkarazy
słyszał,żedzwonitelefon,leczzostawiłtoPaoli.Jeżelichciałsięznim
skontaktowaćMitrilubjegoadwokat,itakmuotympowie.Amożenie?
Telefonodezwałsiętużpośniadaniutrzeciegodnia,gdyBrunettizaczynał
traktowaćpobytwdomujakodosobnienie.Pokilkuminutachdosalonuweszła
Paolazinformacją,żetodoniego.Sięgnąłposłuchawkę,niespuszczającnawet
nógzkanapy.
–Tak?
–TuVianello,commissario.Czydzwonilijużdopana?
–Kto?
–Ci,comieliwczorajdyżur.
–Nie.Dlaczego?
Vianellocośpowiedział,leczjegosłowautonęływhałasiegłośnychrozmów.
–Gdziejesteś,Vianello?
–Wbarzeprzymoście.
–Cosięstało?
–Mitrizostałzamordowanywczorajwnocy.
Brunettiusiadłispuściłnoginapodłogę.
–Jak?Gdzie?
–Wswoimdomu.Uduszony,wkażdymrazienatowygląda.Ktośmusiałzajść
goodtyłuizarzucićmucośnaszyję.Cokolwiektobyło,zabrałzesobą.Ale...–
urwałiodczekał,ażgwarsięzmniejszy.
–Co?–spytałBrunetti,gdymoglijużrozmawiać.
–Przyzwłokachznaleźlilist.Niewidziałemgo,alePucettimówił,żejest
wnimcośopedofilachiludziach,którzyimpomagają.Icośosprawiedliwości.
–Gesubambino!–wyszeptałBrunetti.–Ktogoznalazł?
–CorviiAlvise.
–Aktodonichzadzwonił?
–Jegożona.Wróciłazkolacjiuprzyjaciółiznalazłagoleżącegonapodłodze
wkuchni.
–Zkimjadłakolację?
–Niewiem,commissario.Wiemtyle,ilemógłmipowiedziećPucetti,aon
dowiedziałsiędziśranoodCorviego,którykończyłwłaśniedyżur.
–Komuprzydzielonotęsprawę?
–PorucznikScarpaposzedłobejrzećciało,gdyCorvigozawiadomił.
Brunettinicniepowiedział,chociażzastanawiałsię,dlaczegoasystentPatty
miałbydostaćtęsprawę,
–Czyvice-questorejużjest?
–Niebyłogo,gdywychodziłem,aleScarpadzwoniłdoniegododomu
iopowiedziałowszystkim.
–Zaraztambędę–powiedziałBrunetti,szukającbutów.
–Tak.Lepiej,żebypanprzyszedł–stwierdziłVianellopochwili
zastanowienia.
–Zadwadzieściaminut–dodałBrunettiiodłożyłsłuchawkę.
ZawiązałbutyiposzedłdogabinetuPaoli.Drzwibyłyotwarte,jakbynaniego
czekała.
–DzwoniłVianello–poinformował.
Uniosławzrok,poczymodsunęłastronę,którączytała,zakręciłapióro
ipołożyłajenabiurku.
–Copowiedział?
–Mitrizostałzamordowanytejnocy.
Cofnęłasięnaoparciefotela,jakbyusuwałasięprzedciosem.
–Nie.
–Pucettipowiedział,żeznalezionoprzynimkartkę,naktórejbyłocoś
opedofilachisprawiedliwości.
Twarzjejstężała,adłońpowędrowaładoust.
–Och,MadonnaSanta!Jak?
–Uduszony.
Pokręciłagłowąizamknęłaoczy.
–OmójBoże!
Brunettiwiedział,żeterazjestczasnatopytanie.
–Paolo,czyzanimtozrobiłaś,zkimśotymrozmawiałaś?Czymożektościę
dotegozachęcał?
–Comasznamyśli?
–Czydziałałaśsama?
Patrzył,jakjejtęczówkigwałtowniesiękurczą.
–Pytasz,czyktoś,kogoznam,jakiśfanatyk,wiedział,żezamierzamrozbić
szybę?Apotemposzedłigozabił?
–Paolo–zaczął,starającsięniepodnosićgłosu.–Spytałemcię,bywykluczyć
takąewentualność,zanimktośinnypołączytesprawyizapytaotosamo.
–Tuniemaczegołączyć–odparłabezchwiliwahania.Ostatniesłowo
wymówiłazwyraźnymsarkazmem.
–Awięcniebyłonikogoinnego?
–Nie.Nigdyznikimotymnierozmawiałam.Tobyławyłączniemojadecyzja.
Wcaleniełatwa.
Skinąłgłową.Jeżelidziałałasama,wtakimrazietoprasamusiałakogośdo
tegoskłonićlubzachęcić.Boże,zaczynamysięzachowywaćjakAmerykanie.Tam
wystarczywzmiankaozbrodni,bynatychmiastznaleźlisięnaśladowcy.
–Zajmęsiętym–powiedział.–Niewiem,kiedywrócę.
Skinęłagłową,leczniewstałazzabiurka.
Brunettiwziąłpłaszcziwyszedłzdomu.Niktnieczekałnazewnątrz,wiedział
jednak,żetokrótkotrwałezawieszeniebroni.
Rozdział12
Skończyłosięprzedkomendą,którejdrzwiblokowałytrzyrzędydziennikarzy.
Wpierwszymstalisprawozdawcyznotatnikamiwrękach,zanimici
zmikrofonami,anajbliżejdrzwiustawilisiękamerzyści.Byłynawetdwiekamery
nastatywachireflektory.
JedenzoperatorówzobaczyłBrunettiegoiskierowałnaniegoobiektyw.
Komisarzjednakzignorowałcałyotaczającygotłum,ażadenzreporterównie
zwróciłsiędoniegozpytaniem.Wyciągnęlitylkomikrofonywjegokierunku
ipatrzyliwmilczeniu,jakniczymMojżeszidziewśródrozstępującychsięwódich
ciekawościwstronęwejściadokomendy.
Wewnątrzpowitaligo,salutując,AlviseiRiverre.Alviseniepotrafiłukryć
zdziwienia.
–Buondi,commissario–powiedziałRiverreakolegazawtórowałmujakecho.
Brunettitylkoimsięukłonił,wiedząc,żestraciłbyczas,wypytującAlvisego,
iposzedłprostodogabinetuPatty.
SignorinaElettrasiedziałaprzybiurkuirozmawiałaprzeztelefon.Kiwnęła
Brunettiemugłową,nieokazującnajegowidoknajmniejszegonawetzdziwienia,
iuniosłarękęnaznak,byzaczekał.
–Chciałabymtomiećdopołudnia–powiedziała.Słuchałajeszczechwilę
rozmówcy,poczympożegnałasięiodłożyłasłuchawkę.–Witamzpowrotem,
commissario.
–Czyrzeczywiście?
Rzuciłamupytającespojrzenie.
–Jestemmilewidziany–wyjaśnił.
–Przezemniezcałąpewnością.Niewiem,conatovice-questore,alepytałjuż
opana.
–Comupanipowiedziała?
–Żewkrótcesiępanaspodziewam.
–I?
–Przyjąłtozwyraźnąulgą.
–Todobrze.–Brunettirównieżwyglądał,jakbymuulżyło.–Aco
zporucznikiemScarpą?
–Jestuvice-questore,odkądwróciłzmiejscazbrodni.
–Któratobyłagodzina?
–TelefonodsignoryMitriprzyjętoodwudziestejdrugiejdwadzieściasiedem.
Corvidzwoniłodwudziestejtrzeciejzerotrzy.–Spojrzałanakartkęleżącąna
biurku.–PorucznikScarpazadzwoniłkwadranspodwudziestejtrzeciej
inatychmiastpojechałdodomuMitriego,Wróciłdopieroopierwszej.
–Ijesttam?–spytałBrunetti,wskazującbrodąnadrzwigabinetu.
–Odósmejtrzydzieści.
–Niemanacoczekać–rzekłBrunettibardziejdosiebieniżdosekretarki
izapukał.
OdpowiedziałmugłosPatty.
Brunettiotworzyłdrzwiiwszedłdośrodka.Pattajakzwyklesiedziałza
biurkiem.Strumieńświatłazzaplecówvice-questoreodbijałsięwgładkiej
powierzchniiwoczachkażdego,ktousiadłnawprostniego.
PrzyszefiestałporucznikScarpa,wyprostowanyniczymstrunaiwmundurze
wyprasowanymtakidealnie,żewyglądałjakMaximilianSchellwpopisowejroli
niemieckiegooficera.
Pattapowitałkomisarzaskinieniemgłowyiwskazałstojąceprzedbiurkiem
krzesło.Brunettiprzesunąłjewbok,takżebycieńrzucanyprzezScarpęzłagodził
niecoblaskpolitury.Porucznikprzeniósłciężarciałazjednejnoginadrugą
ipostąpiłkrokwprawo.Brunettiwodpowiedziprzesunąłsięwlewoizwrócił
lekkowtęstronę.
–Dzieńdobry,vice-questore–powiedziałBrunetti,poczymkiwnąłgłową
Scarpie.
–Awięcjużwiesz–odrzekłPatta.
–Wiemtylko,żegozamordowano.Pozatymnic.
PattaspojrzałnaScarpę.
–Proszęmuopowiedzieć,poruczniku.
ScarpazerknąłnaBrunettiego,następnieprzeniósłwzroknaPattęinieznacznie
skinąłgłową.
–Zcałymszacunkiem,comandante–powiedział–alemyślałem,żepan
komisarzjestnaurlopieadministracyjnym.–Pattamilczał.–Niewiedziałem,że
zostanieprzydzielonydotejsprawy–ciągnął.–Jeślimógłbymcośzasugerować,
toprasamożezacząćsiędziwić,żejądostał.
Brunettiegozaciekawiło,żeScarpałączyzesobąobietesprawy.Czyżby
uważał,żePaolajestwjakiśsposóbzamieszanawmorderstwo?
–Jadecyduję,cokomuprzydzielić,poruczniku–odparłPattabeznamiętnym
tonem.–Proszęopowiedziećowszystkimkomisarzowi.Toterazjegoproblem.
–Takjest.–Scarpawyprostowałsięizacząłmówić.–Corvizadzwoniłdo
mniekilkaminutpodwudziestejtrzeciej.Natychmiastudałemsiędodomu
Mitriego.Znalazłemgoleżącegonapodłodzewkuchni.Znakinaszyi
wskazywały,żezostałuduszony,lecznarzędziazbrodniniebyło.–Umilkł
ispojrzałnaBrunettiego.Komisarzmilczał.–Dokonałemoględzinciała–mówił
dalejScarpa–potemzadzwoniłempodoktoraRizzardiego,któryprzybyłpół
godzinypóźniej.Potwierdziłmojąopinięnatematprzyczynyśmierci.
–Czyprzedstawiłmożejakieśhipotezydotyczącetego,czymofiarazostała
uduszona?–spytałBrunetti.
–Nie.
Komisarzzauważył,żeScarpapominąłjegostanowiskosłużbowe,leczdał
spokój.Niemusiałsięnawetdomyślać,jakporucznikpotraktowałRizzardiego,nie
zdziwiłogowięc,żetenniemiałochotydzielićsięznimswoimi
przypuszczeniaminatematewentualnegonarzędziazbrodni.
–Asekcjazwłok?–spytałBrunetti.
–Dziś,jeślitobędziemożliwe.
BrunettipostanowiłzadzwonićdoRizzardiego.Tonapewnobędziemożliwe.
–Czymogęmówićdalej,comandante?–zwróciłsięScarpadoPatty.
PattapopatrzyłwymownienaBrunettiego,jakbychciałzapytać,czymajeszcze
jakieśpytania,komisarzjednakzignorowałjegospojrzenie,zwróciłsięwięcdo
Scarpy.
–Oczywiście.
–Tegowieczorubyłwdomusam.Żonajadłakolacjęzprzyjaciółmi.
–DlaczegoMitrizniąnieposzedł?
ScarpazerknąłnaPattę,jakbypytał,czymaudzielićkomisarzowiodpowiedzi.
Pattaskinąłgłową.
–Żonapowiedziała,żetobylijejstarzyprzyjaciele,jeszczezczasów
przedmałżeńskich,iMitrirzadkobywałunichnakolacjach–wyjaśniłporucznik.
–Dzieci?–spytałBrunetti.
–Córka,mieszkawRzymie.
–Służący?
–Wszystkojestwraporcie–odparłzrozdrażnieniemScarpa,patrzącnaPattę,
nienakomisarza.
–Służący?–powtórzyłBrunetti.
Scarpasięzawahał.
–Niema–odpowiedział.–Wkażdymrazietakich,którzymieszkajątamna
stałe.Dwarazywtygodniuprzychodzikobietadosprzątania.
Brunettiwstałzkrzesła.
–Gdziejestterazżona?–spytałScarpę.
–Kiedywychodziłem,byławdomu.
–Dziękuję,poruczniku–odpowiedziałBrunetti.–Chciałbymdostaćkopię
pańskiegoraportu.
Scarpaskinąłwmilczeniugłową.
–Muszęporozmawiaćzżonądenata–oznajmiłBrunettiPatcie.–Będębardzo
ostrożny–dodał,zanimvice-questorezdążyłcośpowiedzieć.
–Atwojażona?–spytałPatta.
Topytaniemogłomiećwieleznaczeń,leczBrunettiwybrałnajbardziej
oczywiste.
–Przezcaływieczórbyłazemnąidziećmi.Żadneznasniewychodziło
zdomupodwudziestejtrzydzieści,kiedysynwróciłodkolegi,zktórymrazemsię
uczyli.
Zatrzymałsię,czekającnanastępnepytaniePatty,agdytenmilczał–wyszedł
zgabinetu.
SignorinaElettrauniosłagłowęznadleżącychnabiurkupapierów.
–Noi?–spytała,niekryjącciekawości.
–Jestmoja–odparłBrunetti.
–Aletoszaleństwo!–wyrwałosięjej,zanimzdążyłapomyśleć,więc
pospieszniedodała:–Prasaoszaleje,kiedysiędowie.
Brunettiwzruszyłramionami.Niewielemógłzrobić,bypowściągnąćentuzjazm
dziennikarzy.
–Czyzdobyłapanitedokumenty,którymimiałasiępaniniezajmować?–
spytał.
Obserwował,jaksięzastanawia,doczegotopytaniemożeprowadzić:do
zarzutunieposłuszeństwa,niesubordynacji,niewykonaniapoleceniaprzełożonego,
dozwolnienia,dozniszczeniajejkariery.
–Oczywiście,commissario–odpowiedziała.
–Mogędostaćichkopię?
–Topotrwakilkaminut.Mamjeukrytetutaj.–Wskazałarękąwstronę
monitora.
–Toznaczygdzie?
–Wpliku,doktóregoniktpróczmnieniemadostępu.
–Nikt?
–Och,musiałbybyćtakdobryjakja–odparłazdumą.
–Czytomożliwe?
–Nietutaj.
–Dobrze.Zechcejepaniprzynieśćnagórę?
–Oczywiście,commissario.
Machnąłrękąnapożegnanieiposzedłdoswojegopokoju.
NatychmiastzadzwoniłdoRizzardiego.Zastałpatologawjegogabinecie
wszpitalu.
–MówiBrunetti.Maszjużwyniki?
–Nie.Zacznędopierozajakąśgodzinę.Najpierwmamsamobójstwo.Młoda
dziewczyna,zaledwieszesnastoletnia.Chłopakjąrzucił,połknęławszystkie
tabletkinasennematki.
Rizzardipóźnosięożeniłimiałdwiedorastającecórki.
–Biednadziewczyna–powiedziałBrunetti.
–Tak.–Rizzardimilczałchwilę.–Niesądzę,bymmiałtujakieśwątpliwości–
rzekłwkońcu.–Tomógłbyćcienkiprzewód,prawdopodobniewizolacji.
–Naprzykładkabelelektryczny?
–Bardzomożliwe.Będęwiedział,jaksiębliżejprzyjrzę.Tomógłteżbyćtaki
podwójnyprzewód,jakiegosięużywadołączeniagłośnikówstereofonicznych.
Jestdrugiślad,biegnącyrównolegledopierwszego.Leczrówniedobrzemogłobyć
tak,żemordercarozluźniłnachwilęuchwyt,bymocniejścisnąć.Będęwięcej
wiedziałpooględzinachpodmikroskopem.
–Mężczyznaczykobieta?–spytałBrunetti.
–Powiedziałbym,żealboon,alboona.Każdymógłtozrobić.Jeżeli
podejdzieszdokogośodtyłuzesznurem,toofiaraniemaszans.Nietrzebanawet
dużejsiły.Alezazwyczajdusząmężczyźni.Kobietyniemająpewności,czy
starczyimsił.
–DziękiBoguprzynajmniejzato–powiedziałBrunetti.
–Imożecośbyćpodpaznokciamilewejręki.
–Coś?
–Jeżelibędziemymieliszczęście,tonaskórek.Albomateriałzubrania
mordercy.Dowiemsiępodokładniejszymzbadaniu.
–Czytowystarczydozidentyfikowaniamordercy?
–Jeżeliznajdziesztocoś,totak.
Brunettizastanawiałsięchwilę.
–Godzina?–spytał.
–Będęwiedziałdopieroposekcji.Ależonawidziałagoodziewiętnastej
trzydzieści,kiedywychodziła,aznalazłatużpodwudziestejdrugiejpopowrocie
dodomu.Niewielepozostajemiejscanawątpliwościinieznajdęniczego,co
określiłobyczasjeszczedokładniej.–Rizzardiprzerwał,przykryłsłuchawkędłonią
iprzezchwilęzkimśrozmawiał.–Muszęiść.Mająjużjąnastole.Prześlęci
wynikijutro.–Rozłączyłsię,zanimBrunettizdążyłmupodziękować.
KomisarzchciałjaknajszybciejporozmawiaćzżonąMitriego,leczzmusiłsię,
byzaczekać,ażsignorinaElettraprzyniesieinformacjeoMitrimiZambinie.
Zjawiłasiępopięciuminutach.Weszła,zapukawszy,ipołożyłamunabiurku
dwieteczki.
–Ileztegojestpowszechnieznane?–spytałBrunetti.
–Większośćtoinformacjezgazet–odpowiedziała.–Aleczęśćznichto
wyciągibankoweikopiedokumentówrejestracyjnychróżnychfirm.
–Jakpanitozdobyła?–Niemógłsiępowstrzymać,żebyniezadaćtego
pytania.
Słyszącwjegogłosiejedynieciekawość,niepodziw,nieuśmiechnęłasiędo
niego.
–Mamznajomych,którzypracująwurzędziemiejskimiwbankach.Mogęich
odczasudoczasupoprosićozdobycieinformacji.
–Ajakimsiępanirewanżuje?–wypowiedziałnagłospytanie,któreodlatgo
prześladowało.
–Większośćtychinformacjiprędzejczypóźniejbędziepowszechniedostępna,
paniekomisarzu.
–Toniejestodpowiedź,signorina.
–Nigdynieprzekazałaminformacjipolicyjnychnikomu,ktoniemiałbydo
nichprawa.
–Ustawowegoczymoralnego?
Przezdłuższyczasniespuszczałazniegowzroku.
–Ustawowego–odpowiedziała.
Brunettiniewątpił,żejedynącenązainformacjesąinneinformacje,dlatego
drążyłdalej.
–Więcjakpanitowszystkozdobyła?
Zawahałasię.
–Doradzamznajomym,jakskuteczniepozyskiwaćinformacje.
–Awnormalnymjęzyku?
–Uczęich,jakmyszkowaćigdziezaglądać.Lecznigdy,aletonigdynie
przekazałampoufnychinformacjianimoimprzyjaciołom,anitym,którzyniesą
moimiprzyjaciółmi,leczzktórymiwymieniaminformacje.Chciałabym,żebypan
wtouwierzył,commissario.
Kiwnąłgłowąnaznak,żewierzy,chociażmiałwielkąochotęzapytać,czy
nigdynikomuniezdradziła,jakzdobyćinformacjepolicyjne.Zamiasttego
postukałpalcemwteczki.
–Czybędzieichwięcej?
–MożedłuższalistaklientówZambina,niesądzęjednak,bybyłocoświęcejna
tematMitriego.
Oczywiście,żejest–pomyślałBrunetti.Musiałistniećjakiśpowód,dlaktórego
ktośzarzuciłmukabelnaszyjęiściskałdotąd,ażMitriprzestałoddychać.
–Wtakimrazieprzejrzęto,comamy–powiedział.
–Myślę,żewszystkojestjasne.Proszęjednakpytać,gdybybyłyjakieś
problemy.
–Czyktoświe,żepanimitodała?
–Ależskąd!–odparłaiwyszłazpokoju.
Zdecydowałsięprzejrzećnajpierwcieńsząteczkę,dotyczącąadwokata.
ZambinourodziłsięwModenie,studiowałwCaFoscari,azacząłpraktykować
wWenecjijakieśdwadzieścialattemu.Specjalizowałsięwprawiekorporacyjnym
iwyrobiłsobiedobrąmarkęwmieście.SignorinaElettradołączyłalistęjego
ważniejszychklientów.Niedobierałichwedługjakiegośkonkretnegowzoru,ajuż
napewnoniepracowałwyłączniedlapieniędzy.Naliściebyłotylesamokelnerów
isprzedawców,colekarzyibankierów.Chociażmiałnakonciekilkaspraw
karnych,jegogłównymźródłemdochodu–zgodnieztym,comówiłVianello–
byłapracadlafirm.Żonatyoddwudziestupięciulatznauczycielką,czworodzieci.
Żadneznichnieweszłonigdywkonfliktzprawem.Niebyłteżbogatym
człowiekiem.Jeżelimiałjakiśmajątek,tonapewnonieweWłoszech.
NieszczęsnebiuropodróżynaCampoManinbyłowłasnościąMitriegood
sześciulat,chociażonsamniemiałnicwspólnegozbieżącądziałalnościąfirmy.
Wszystkimisprawamizajmowałsięczłowiek,którywydzierżawiłodniegoprawo
doprowadzeniabiura,izapewnetoonorganizowałwycieczki,które
sprowokowałyreakcjęPaoli,acozatymidzie–doprowadziłydośmierciMitriego.
Brunettizanotowałsobienazwiskokierownikaiczytałdalej.
ŻonaMitriegorównieżbyławenecjanką,młodsząodniegoodwalata.Chociaż
mielitylkojednodziecko,tonigdyniepracowałazawodowoaninieudzielałasię
winstytucjachcharytatywnych.Mitrimiałjeszczebrata,siostręikuzyna.Brat,
takżechemikzwykształcenia,mieszkałniedalekoPadwy,siostrawWeronie,
akuzynwArgentynie.
Następnedokumentyzawierałynumerytrzechkontwróżnychbankach
wWenecjiorazlistęobligacjipaństwowychiakcjinasumęponadmiliardalirów.
Itobyłowszystko.Mitriegonigdyonicnieoskarżono,nigdyteżnieinteresowała
sięnimpolicja.
Zatostałsięobiektemzainteresowaniaosoby,która–Brunettibardzostarałsię
odrzucićtęewentualność,jednakbezpowodzenia–myślałatakjakPaolaitakjak
onapostanowiłazastosowaćśrodkiprzemocy,bywyrazićsprzeciwwobec
wycieczekorganizowanychprzezbiuro.Whistoriiniejednokrotnieusuwanoludzi,
którzykomuśzawadzali.SyncesarzaWilhelma,Fryderyk,przeżyłojcazaledwie
okilkamiesięcy,pozostawiającsukcesjęswojemusynowi,WilhelmowiII,co
otworzyłodrogędopierwszejwojnyświatowej.ŚmierćGermanikarównież
wystawiłasukcesjęnaniebezpieczeństwoiwefekciedoprowadziładorządów
Nerona.Nateprzypadkimiałyjednakwpływloslubhistoria,podczasgdyMitri
stałsięofiarąrozmyślnejselekcji,którejnarzędziembyłmordercazkablem,
BrunettizadzwoniłdoVianella.Sierżantpodniósłsłuchawkępodrugim
sygnale.
–Czylaboratoriumuporałosięjużztymlistem?–zapytałbezwstępów
komisarz.
–Pewnietak.Mamdonichzejśćispytać?
–Tak.Iprzynieśwynikinagórę,jeśliłaska.
CzekającnaVianella,Brunettijeszczerazprzejrzałkrótkąlistęklientów
Zambinaoskarżonychwsprawachkarnych.Jednaznichdotyczyłazabójstwa.
Sprawcęuznanozawinnego,leczskazanojedynienasiedemlat,boZambino
sprowadziłkilkakobiet,któremieszkaływtymsamymdomuizeznały,żeofiara
odlatznieważałajewwindzieinaklatceschodowej.Zambinoprzekonałsąd,że
wczasiekłótniwbarzejegoklientbroniłhonorużony.Dwiepodejrzaneokradzież
osobyzwolnionozbrakudowodów:Zambinoutrzymywał,żearesztowanojetylko
dlatego,żebyłyAlbańczykami.
Lekturęprzerwałomupukaniedodrzwi.DopokojuwszedłVianello.Wręku
trzymałdużąplastikowąkopertę.
–Właśnieskończyli–oznajmił.–Aniśladu.LavataconPerlana–dodał,
nawiązującdonajpopularniejszegosloganuostatniegodziesięciolecia.To,co
wypranewPerlanie,jestidealnieczyste.
Zwyjątkiemkartkipozostawionejnamiejscumorderstwa,znalezionej
izbadanejprzezpolicję–pomyślałBrunetti.
Vianellopołożyłkopertęnabiurkuprzedkomisarzem,oparłręcenablacie
irazemprzyjrzelisiękartce.
Słowa,jakprzypuszczałBrunetti,wyciętoz„LaNuova”,najbardziej
sensacyjnegoinajohydniejszegobrukowcawmieście.Technicytopotwierdzili.
Naklejonojenakartkęliniowanegopapieru.„Brudnipederaściipedofile.Wszyscy
takskończycie”.
Brunettiująłkopertęzarógiprzewróciłnadrugąstronę.Byłynaniejtesame
linieiplamykleju,którezabarwiłypapiernaszaro.Jeszczerazprzeczytałkartkę.
–Cośmituniepasuje–stwierdził.
–Oględniemówiąc–przyznałVianello.
CoprawdaPaolawyjaśniłapolicjantom,którzyjąaresztowali,dlaczegorozbiła
szybę,lecznigdyniemówiłanicdziennikarzom,zwyjątkiemmożekilkusłów
wypowiedzianychpodprzymusem,wszelkiewięcopisywaneprzeznichmotywy
jejpostępowaniamusiałypochodzićodkogośinnego.Prawdopodobnieod
porucznikaScarpy.Artykuły,któreczytałBrunetti,dawałydozrozumienia,że
zrobiłatozpobudekfeministycznych.Wspominanorównieżowycieczkach
organizowanychprzezbiuro,leczjegoszefwobszernymwywiadzie
opublikowanymw„Gazzettino”kategoryczniezaprzeczył,jakobybyłato
seksturystyka.Stwierdził,żewiększośćpanów,którzykupilibiletydoBangkoku,
zabrałazesobążony.Zwróciłteżuwagęnato,żeseksturystykajestweWłoszech
zabroniona,dlategożadnelegalniedziałającebiuropodróżyniemożebraćudziału
worganizowaniupodobnychwyjazdów.
SympatiaprasybyławięcniepostroniePaoli,histerycznej„feministki”,lecz
postronieszanującegoprawokierownikaizamordowanegoMitriego.Dlategoten,
ktowpadłnapomysłz„pedofilem”,popełniłwielkibłąd.
–Myślę,żeczasporozmawiaćzkilkomaosobami–stwierdziłBrunetti,wstając
zmiejsca.–Zaczniemyodkierownikabiura.Chciałbymusłyszeć,comado
powiedzeniaotychżonach,którejeżdżądoBangkoku.–Spojrzałnazegarek.
Dochodziładruga.–CzysignorinaElettrajestjeszczeusiebie?
–Tak,commissario–odparłVianello.–Gdyszedłemnagórę,jeszczebyła.
–Todobrze.Chciałbymzamienićzniąsłówko,apotemskoczylibyśmycoś
zjeść.
Vianelloskinąłgłowąiposzedłzaswoimzwierzchnikiemdopokoikusignoriny
Elettry.Stojącwdrzwiach,patrzył,jakBrunettipochylasięicośdoniejmówi,na
cosekretarkaodpowiadaśmiechem,kiwagłowąiodwracasiędokomputera.
BrunettidołączyłdosierżantaiobajposzlidobaruprzyPontedeiGreci.
Prowadzącluźnąkonwersację,zamówiliwinoitramezzini.Brunettinajwyraźniej
sięniespieszył,wzięliwięcnastępnekanapkiipokieliszkuwina.
PółgodzinypóźniejdobaruweszłasignorinaElettra,powitanauśmiechem
przezbarmanaipropozycjąwypiciakawyzestronydwóchmężczyznstojących
przybarze.Mimożedokomendybyłostądniedaleko,miałanasobieocieplany
płaszczzczarnegojedwabiu,sięgającykostek.Pokręciłauprzejmiegłową,
odmawiająckawy,podeszładopolicjantówiwyjęłazkieszenikilkaarkuszy
papieru.
–Dziecinnieproste–powiedziałazudanąirytacją.–Tobyłozbytłatwe.
–Oczywiście.–Brunettisięuśmiechnąłizapłaciłzalunch.
Rozdział13
BrunettiiVianellozjawilisięwbiurzepodróżytużpojegoponownym
otwarciuopiętnastejtrzydzieściipoprosiliospotkaniezszefem.Komisarz
spojrzałnaoknowychodzącenaplacizauważył,żeszybajesttakprzejrzysta,
jakbybyłaniewidzialna.Siedzącaprzybiurkublondynkaspytałaichonazwiska,
wcisnęłaprzyciskwtelefonieichwilępóźniejdrzwizlewejstronybiurka
otworzyłysięistanąłwnichsignorDorandi.
ByłtrochęniższyodBrunettiegoizaczynałsiwieć,chociażniemógłmieć
więcejniżtrzydzieścilat.KiedyzobaczyłmundurVianella,podszedłzwyciągniętą
rękąiszerokimuśmiechemnatwarzy.
–Ach,policja.Miłomi,żepanowieprzyszli.
Brunettipowiedziałtylkodzieńdobry,uznając,żemundurVianellawystarczy
zaprezentację.Zapytał,czyniemoglibyporozmawiaćwbiurzekierownika.
Dorandiodwróciłsię,przytrzymałimdrzwiizaproponowałkawę.Obajodmówili.
Ścianygabinetu,obwieszoneplakatamiprzedstawiającymiplaże,świątynie
ipałace,dowodziły,żezłasytuacjaekonomicznainiekończącasięgadanina
okryzysiefinansowymniepowstrzymywałyWłochówprzedpodróżowaniem.
Dorandiusadowiłsięzabiurkiem,odsunąłnabokjakieśpapieryipopatrzyłna
Brunettiego,którypowiesiłpłaszcznaoparciukrzesła,poczymusiadł.Vianello
zająłdrugiekrzesło.
Dorandimiałnasobiegarnitur,leczcośznimbyłonietak.Brunettiusiłował
dojśćco:możenieodpowiednirozmiar,aleuznał,żeniewtymrzecz.Dwurzędową
marynarkęuszytozjakiegośgrubegoniebieskiegomateriału,wyglądającegona
wełnę,leczrówniedobrzemogłatobyćtapeta,zewzględunaidealnągładkość.
ZtwarząDorandiegoteżbyłocośnietak,komisarzniewiedziałjednakco.Wtedy
zauważyłwąsy.Dorandizgoliłichgórnąpołowę.Powstaływtensposóbwąski
pasektworzyłprostąliniępodnosemiznikałwgęstejbrodzie.Chociażzrobiony
zniezwykłąstarannością,zakłócałproporcjeiwrezultaciewyglądałjak
przyklejony,sprawiającnienaturalnewrażenie.
–Czymmogępanomsłużyć?–zapytałzuśmiechemgospodarz,splatającprzed
sobądłonie.
–Chciałbym,żebypowiedziałpankilkasłównatematpanaMitriegoibiura,
jeśliłaska–zwróciłsiędoniegoBrunetti.
–Atak,zochotą.–Dorandiwahałsięprzezchwilę,jakbysięzastanawiał,od
czegozacząć.–Znamgoodlat,odkądzacząłemtupracować.
–Kiedytobyło?–spytałBrunetti.
Vianellowyjąłzkieszeninotes.
Dorandipopatrzyłnaplakat,jakbyszukałodpowiedziwRio.Potemspojrzałna
Brunettiego.
–Wstyczniuminiedokładniesześćlat–odparł.
–Ajakiestanowiskopiastowałpannapoczątku?–spytałBrunetti.
–Tosamocoteraz:kierownika.
–Aleniejestpanwłaścicielembiura?
Dorandiuśmiechnąłsię.
–Nibyjestem,choćfirmaniejestmoja.Prowadzęteninteres,lecztodottor
Mitrimalicencję.
–Cotodokładnieznaczy?
Dorandiponowniezwróciłsięopomocdowiszącegonaścianieplakatu,po
czymskierowałwzrokkuBrunettiemu.
–Toznaczy,żejadecyduję,kogoprzyjąć,akogozwolnić,jaksięreklamować,
jakieprzedstawićoferty.Mamteżznacznyudziałwzyskach.
–Toznaczyjaki?
–Siedemdziesiątpięćprocent.
–AresztęotrzymujedottorMitri?
–Tak.Jakrównieżopłatęzadzierżawę.
–Ilewynosi?
–Dzierżawa?–spytałDorandi.
–Tak.
–Trzymilionylirówmiesięcznie.
–Azyski?
–Pocochcepantowiedzieć?–zdziwiłsięDorandi.
–Wtejchwili,signore,niewiemjeszcze,copowinienemwiedzieć,aczego
nie.PoprostustaramsięzebraćtyleinformacjinatematpanaMitriegoijego
spraw,ilezdołam.
–Wjakimcelu?
–Bylepiejzrozumieć,dlaczegogozamordowano,
–Myślałem,żewyjaśniłtolist,któryprzynimznaleźliście–odpowiedziałbez
chwiliwahaniaDorandi.
Brunettiuniósłdłoń,jakbyprzyznawałmurację.
–Mimowszystkouważam,żepowinniśmyzebraćonimjaknajwięcej
informacji.
–Aleznaleźliścielist,prawda?–upewniłsięDorandi.
–Skądpanonimwie,signorDorandi?
–Czytałemwgazetach,chybawdwóch.
Brunettiskinąłgłową.
–Tak,znaleźliśmylist.
–Czybyłownimto,copodałaprasa?
Brunetticzytałgazety,skinąłwięcgłową.
–Ależtoabsurd!–stwierdziłDorandi,podnoszącgłos,jakbytoBrunetti
napisałtenlist.–Przecieżniematużadnychpedofilów,mynieświadczymyusług
pederastom.Towszystkojestniedorzeczne.
–Czydomyślasiępan,dlaczegoktośtonapisał?
–Pewniezpowodutejwariatki–odparłDorandi,niekryjącgniewuiniechęci.
–Ojakiejwariatcepanmówi?–spytałBrunetti.
Dorandiprzyglądałsięprzezchwilękomisarzowi,jakbyszukałwjegopytaniu
jakiegośpodstępu,wkońcujednakodpowiedział.
–Otejkobiecie,którarzuciłakamieniem.Towszystkoprzeznią.Gdybynie
wyskoczyłaztymiszalonymioskarżeniami,zresztąbezpodstawnymi,nicbysięnie
stało.
–Czyrzeczywiściebyłybezpodstawne,signorDorandi?
–Jakpanśmieotopytać?!–rozgniewałsiękierownik,podnoszącgłos.–
Oczywiście,żetokłamstwa.Niemamynicwspólnegozpedofilamiani
zpederastami.
–Mówipanotym,cobyłowliście,signorDorandi.
–Acotozaróżnica?
–Chodziodwaróżneoskarżenia,signore.Staramsięzrozumieć,dlaczegoktoś,
ktotonapisał,mógłprzypuszczać,żebiuromacośwspólnegozpederastią
ipedofilią.
–Powiedziałemjużdlaczego–odparłzirytacjąDorandi.–Przeztękobietę.
Poszładowszystkichgazet,zniesławiłamnie,zniesławiłabiuro,twierdząc,że
zajmujemysięseksturystyką.
–Leczniepowiedziałanicopederastiiipedofilii–wtrąciłBrunetti.
–Acóżtodlaniejzaróżnica?Ważne,żekojarzysięzseksem.
–Więcwycieczkiorganizowaneprzezbiuromającośwspólnegozseksem?
–Tegoniepowiedziałem!–krzyknąłDorandi.Gdyzorientowałsię,żepodniósł
głos,zamknąłnachwilęoczy,rozplótłisplótłpalceijużnormalnymgłosem
powtórzył:–Tegoniepowiedziałem.
–Musiałemźlezrozumieć.–Brunettiwzruszyłramionami.–Aledlaczegota
wariatka,jakjąpannazywa,mówitakierzeczy?Dlaczegowogólektośmiałby
otymmówić?
–Tonieporozumienie.–Dorandiznówsięuśmiechał.–Wiepan,jaktojest
zludźmi:widząto,cochcąwidzieć,przedstawiająrzeczywzłymświetlepoto,by
jezniszczyć.
–Adokładnie?–spytałuprzejmieBrunetti.
–Mamnamyślito,cozrobiłatakobieta.Zobaczyłanaszeplakatyreklamujące
wycieczkidoegzotycznychmiejsc:doTajlandii,naKubę,doSriLanki,apotem
przeczytaławjednymzpismkobiecychjakiśhisterycznyartykułodziecięcej
prostytucjiwtychkrajachiobiurachpodróży,któreorganizujątamwyjazdy
wwiadomychcelach.Połączyłatedwierzeczyzesobą,apotemprzyszławnocy
irozbiłamiszybę.
–Czytoniewydajesięprzesadnąreakcją,wdodatkuniepopartążadnym
dowodem?-spytałBrunettipełnymsłodyczygłosem.
–Dlategonazywasiętakichludziszaleńcami–odpowiedziałzsarkazmem
wgłosieDorandi.–Bopopełniająszaleństwa.Oczywiście,żejesttoprzesadna
reakcja.Izupełniebezpodstawna.
Brunettimilczałprzezjakiśczas.
–Wwywiadziedla„Gazzettino”powiedziałpan,żedoBangkokujeździtyle
samokobietcomężczyzn.Toznaczy,żepanowie,którzykupująbiletydo
Bangkoku,zabierajązesobążony.
Dorandiutkwiłwzrokwsplecionychdłoniach.Brunettisięgnąłdokieszeni
marynarkiiwyjąłzniejwydruki,któreprzekazałamusignorinaElettra.
–Czymógłbypancoświęcejnatentematpowiedzieć,signorDorandi?–
spytał,patrzącnakartki.
–Natematczego?
–Liczbymężczyzn,którzypojechalidoBangkokuzżonami.Powiedzmy,
wzeszłymroku.
–Niewiem,oczympanmówi.
Brunettinawetsięnieuśmiechnął.
–SignorDorandi,przypominampanu,żejesttośledztwowsprawie
omorderstwo,atoznaczy,żemamyprawoprosićlubżądać,jeżelibędziemydo
tegozmuszeni,pewnychinformacjiodludziwtozamieszanych.
–Cotoznaczy„zamieszanych”?–żachnąłsięDorandi.
–Topowinnobyćdlapanajasne–odpowiedziałspokojnieBrunetti.–Pańskie
biuropodróżysprzedajebiletyiorganizujewyjazdydo,jakpantonazwał,
„egzotycznychmiejsc”.Krążąpogłoski,żeichcelemjestseksturystyka,która,jak
panzapewnewie,zostałaunaszabroniona.Zamordowanowłaścicielabiura
podróży,aznalezionyprzynimlistsugeruje,żemotywemzbrodnimogąbyćte
wycieczki.Sampanstwierdził,żeistniejetujakiśzwiązek.Dlategobiuropodróży
jestwtęsprawęzamieszaneipanjakojegoszefrównież.Czyjasnosięwyraziłem?
–Tak–odparłponurymtonemDorandi.
–Wtakimrazieczyzechciałbypanpowiedzieć,jakdokładnejestpańskie
twierdzenie...lubjeżelimogęmówićotwarcie:wjakimstopniuprawdziwejest
pańskietwierdzenie,żewiększośćmężczyzn,którzywyjechalidoBangkoku,
zabrałazesobążony?
–Oczywiście,żejestprawdziwe–powtórzyłzuporemDorandi,przesuwając
sięnalewąstronękrzesłaipozostawiającjednąrękęnabiurku.
–Leczniezgodnezdanymiosprzedanychbiletach,signorDorandi.
–Zczym?
–Zdanymi,które,oczympanmusiwiedzieć,figurująwcentralnejewidencji
komputerowej.–Brunettispojrzałnarejestr.–Większośćbiletów,sprzedanych
przezpańskiebiurowciąguostatnichsześciumiesięcy,kupilisamotnimężczyźni.
–Żonyprzyjechałypóźniej–odparowałDorandi,zanimzdążyłpomyśleć.–
Byłytopodróżewinteresach,ażonydołączyłypóźniej.
–Czykupiłybiletywpańskimbiurze?
–Askądmamwiedzieć?
Brunettipołożyłwydrukinabiurku–takbyDorandimógłsięimprzyjrzeć,
gdybyzechciał–izaczerpnąłgłębokopowietrza.
–SignorDorandi,czymamyzaczynaćodpoczątku?Powtórzępytanie,lecz
tymrazemproszępomyśleć,zanimpanodpowie.Czymężczyźni,którzykupili
biletydoBangkokuwpańskimbiurze,podróżowalizkobietamiczynie?
Dorandidługosięzastanawiał.
–Nie–odpowiedziałzwięźle.
–Aczytewyjazdy,zpobytamiwhotelachodogodnejlokalizacji
itolerancyjnejobsłudze–głosBrunettiegobyłneutralny,pozbawionywszelkich
emocji–miałynaceluseks?
–Niewtem,coonirobilipoprzyjeździenamiejsce–upierałsięprzyswoim
Dorandi.-Toniemojasprawa.–Zgarbiłsięispuściłgłowęjakżółwbroniącysię
przedatakiem.
–Czywiepan,wjakiegorodzajuhotelachcituryścisięzatrzymywali?
Brunettipołożyłłokcienabiurku,oparłbrodęnadłoniipopatrzyłnalistę.
–Ztolerancyjnąobsługą–odpowiedziałDorandi.
–Czytoznaczy,żepozwalająpracowaćtamprostytutkom,amożenawetje
sprowadzają?
–Niewykluczone–odparłDorandizewzruszeniemramion.
–Dziewczęta.Niekobiety.
Dorandipopatrzyłnakomisarza.
–Nicniewiemotychhotelach.Znamtylkoceny.Conasikliencitamrobią,to
jużniemojasprawa.
–Dziewczęta?–powtórzyłBrunetti.
Dorandimachnąłgniewnieręką.
–Jużmówiłem,toniemojasprawa.
–Aletoteraznaszasprawa,signorDorandi,wolałbymwięc,żebypan
odpowiedział.
Dorandispojrzałnaścianę,lecznieznalazłtamrozwiązania.
–Tak–odparł.
–Czydlategopanjewybrał?
–Wybrałemje,boproponowałynajkorzystniejszącenę.Jeżelimężczyźni,
którzytamprzyjeżdżają,sprowadzająprostytutkidopokoi,toichsprawa.–Niebył
wstanieukryćgniewu.–Sprzedajęwycieczki.Niegłoszękazańomoralności.
Sprawdziłemzmoimprawnikiemkażdesłowowreklamachiniemawnichnic,co
byłobyniezgodnezprawem.Niełamieprawa.
–Jestemtegopewny.–Brunettiniemógłsiępowstrzymać,żebytegonie
powiedzieć.Naglezapragnąłwyjśćstądjaknajszybciej.Wstał.–Obawiamsię,że
zajęliśmypanuzbytdużoczasu,signorDorandi.Teraztowszystko,alemożliwe,
żebędziemychcieliponowniezpanemporozmawiać.
Dorandinieraczyłnawetodpowiedziećiniepodniósłsięzkrzesła,gdy
BrunettiiVianellowyszlizpokoju.
Rozdział14
IdącprzezCampoManin,wiedzieli,żezanimwrócądokomendy,pójdąjeszcze
porozmawiaćzwdową.PaństwoMitrimieszkalinaCampodelGhettoNuovo,
VianelloiBrunettiwróciliwięcdomostuRialtoiwsiedlidotramwajuwodnego
numerjeden.
Postanowilinieschodzićdokabinypasażerskiej,gdziepanowałwilgotny
zaduch,tylkozostaćnapokładziewchłodnympowietrzu.Brunettizaczekał,aż
przepłynąpodmostemRialto.
–Noi?–spytał.
–Sprzedałbywłasnąmatkęzastolirów–odparłznieukrywanąpogardą
Vianello.Milczałprzezdłuższyczas,poczymzapytał:–Czymyślipan,żeto
telewizja?
–Żecotelewizja?–niezrozumiałBrunetti.
–Sprawia,żejesteśmyobojętninazło.–Spostrzegł,żeBrunettigosłucha,
mówiłwięcdalej:–Gdywidzimyjenaekranie,wydajesięprawdziwe,aletak
naprawdęniejest.Oglądamytyluludzizastrzelonychipobitychipatrzymynanas.
–Tuprzerwałiuśmiechnąłsię.–Toznaczynapolicję–wyjaśnił.–Patrzymy,jak
odkrywamytewszystkiestrasznerzeczy.Aleglinyniesąprawdziweiterzeczy
też.Jeżeliwięctylesięichnaoglądamy,toprawdziwepotwornościteżbędąsię
wydawałynieprawdziwe.
Brunettipoczułwgłowielekkizamęt,leczmiałwrażenie,żerozumiesens
wypowiedziVianella,iprzyznawałmurację.
–Jakdalekosątedziewczęta,októrychonnicniewie?–zapytał.–Piętnaście
tysięcykilometrówstąd?Dwadzieścia?Przypuszczam,żenajłatwiejjestmuuznać
to,cosięznimidzieje,zanierealne–ajeżelijuż,toitakniematodlaniego
znaczenia.
Vianelloskinąłgłową.
–Myślipan,żeświatidziekugorszemu?
Brunettiwzruszyłramionami.
–Sądni,kiedymyślę,żejestcorazgorzej,itakie,kiedywiem,żetakjest.Lecz
potemwychodzisłońceizmieniamzdanie.
Vianellokiwnąłgłowąimruknął:„Mhm”.
–Aty?–spytałBrunetti.
–Myślę,żeidziekugorszemu–odparłbezwahania.–Jednaktakjakpanmam
dni,kiedywszystkosięukłada:dzieciskacząkołomnie,gdywracamdodomu,
alboNadiajestszczęśliwa,coimniesięudziela.Leczogólniebiorąc,światidzie
kugorszemu.
–Aleniemamywyboru,co?–spytałBrunetti,chcącpoprawićdziwnynastrój
sierżanta.
Vianellomiałnatyleprzyzwoitości,bysięroześmiać.
–Nie,chybanie.Musimytużyć,czychcemytego,czynie.–Urwałipatrzył
przezchwilęnapałac,wktórymmieściłosiękasyno.–Możemywidzimyto
inaczej,bomamydzieci.
–Dlaczego?–spytałBrunetti.
–Bomożemyprzewidzieć,wjakimświeciebędążyć,iporównaćgoztym,
wktórymmydorastaliśmy.
Brunetti,miłośnikhistorii,pamiętał,jakstarożytniRzymianiegrzmieli,
twierdząc,żeczasyichmłodościlubmłodościrodzicówbyłypodkażdym
względemlepszeodtych,wktórychprzyszłoimobecnieżyć.Przypomniałsobie
namiętnetyradyoobojętnościmłodych,ichlenistwie,ignorancji,brakuszacunku
dlastarszychibardzogotorozbawiło.Jeżeliwkażdymstuleciuludziemyślą
podobnie,tomożewszyscysięmyląiwcaleniejesttakźle,jaksięwydaje.Nie
wiedział,jaktowytłumaczyćsierżantowi,aniechciałcytowaćPliniusza,
obawiającsię,żeVianellogonieznaipewniepoczułbysięzakłopotany,gdyby
musiałsiędotegoprzyznać.Dlategopoklepałtylkosierżantaporamieniu.
TramwajprzybiłdoprzystankuSanMarcuola.Wysiedliiruszyligęsiegowąską
uliczką,ustępującmiejscaludziomspieszącymnaembarcadero.
–Nicnatonieporadzimy–podsumowałVianello,gdyznaleźlisięnaszerszej
ulicyzakościołemimoglijużiśćoboksiebie.
–Wątpię,bymożnabyłocośnatoporadzić–stwierdziłBrunetti,zdającsobie
sprawę,jakmglistajesttaodpowiedźijakmałosatysfakcjonująca,nawetdlajego
własnychuszu.
–Czymogęocośzapytać,commissario?–odezwałsięVianello.–Chodzi
opańskążonę.
ZtonujegogłosuBrunettisiędomyślił,czegopytaniebędziedotyczyć.
–Tak?
–Czypowiedziałapanu,czemutozrobiła?–Vianellopatrzyłprzedsiebie,
chociażniktjużnieutrudniałimmarszu.
Brunettidotrzymywałsierżantowikroku.
–Tojestwraporciezzatrzymania–odparł,patrzącnaVianella.
–Ach–odparłsierżant.–Niewiedziałem.
–Nieczytałeśgo?
VianelloprzystanąłispojrzałnaBrunettiego.
–Todotyczyłopańskiejżony,dlategouznałem,żeniepowinienemgoczytać.
VianellobyłznanyzlojalnościwobecBrunettiego,więcLandi,człowiek
Scarpy,pewnieniezdradziłmużadnychszczegółów,atoonaresztowałPaolę
ispisałjejzeznanie.
Ruszylidalej.
–Powiedziała,żeorganizowanietakichwycieczekjestzłeiktośmusiich
powstrzymać–wyjaśniłBrunetti.Spodziewałsię,żeVianellozadamukolejne
pytanie,kiedyjednaksierżantmilczał,dodał:–Oświadczyła,żeskoroprawonic
ztymniemożezrobić,toonazrobi.
Umilkł,czekającnareakcjęVianella.
–Czyzapierwszym,razemtoteżbyłapańskażona?
–Tak–odpowiedziałBrunettibezwahania.
Szlichwilęwmilczeniu,stawiającstopywrównejlinii.
–Bardzodobrze–odezwałsięwkońcuVianello.
Brunettipopatrzyłnasierżanta,leczzobaczyłtylkojegoprofilidługinos.
–Numersześćsetsiedempowinienbyćzarazzarogiem–powiedziałVianello,
zanimBrunettizdążyłocośzapytać.
PochwilistanęliprzeddomemMitriego.
Brunettiwcisnąłgórnyztrzechprzyciskówprzybramie,zaczekał,poczym
powtórzyłczynność.
Wgłośnikurozległsięgrobowobrzmiącygłos,leczniewiadomo,czy
zpowodusmutku,czyteżzniekształcenia.
–Ktotam?
–KomisarzBrunetti.ChciałbymporozmawiaćzsignorąMitri.
Długoniebyłoodpowiedzi,ażwkońcugłosrzekł:„Chwileczkę”,izaległa
cisza.
Pominuciedrzwizostałyodblokowane.Brunettipchnąłjeiweszlinaobszerne
podwórzezdwiemawielkimipalmamirosnącymipobokachokrągłejfontanny,
oświetlonejpromieniamisłońca.Ruszylikorytarzemkuschodomnatyłach
budynku.TakjakwdomuBrunettiego,ituześcianodpadałafarba,cobyło
skutkiemdziałaniasoliprzenikającejzkanału.Kawałkitynkuwielkości
stulirowychmonetleżałynaschodach,odsłaniającceglanymur.Kiedyweszlina
pierwszypodest,zobaczylilinięznaczącąpoziomwilgoci.Wyżejfarbajużnie
odłaziła,aścianybyłygładkieibiałe.
Brunettiprzypomniałsobieokosztorysieosuszeniabudynku,przedstawionym
siedmiuwłaścicielommieszkańwjegodomu,iogromnejsumie,najakąopiewał.
Naszczycieschodów,zauchylonymidrzwiami,staładziewczynkamniej
więcejwwiekuChiary.
–KomisarzBrunetti,atojestsierżantVianello–powiedziałBrunetti.–
ChcielibyśmyporozmawiaćzsignorąMitri.
Dziewczynkanieporuszyłasię.
–Babcianieczujesiędobrze–oznajmiłabeznamiętnymtonem.
–Przykromitosłyszeć–odparłBrunetti.–Iprzykromizpowodutwojego
dziadka.Właśniedlategotujestem.Chcielibyśmycośzrobićwtejsprawie.
–Babciamówi,żenicjużniemożnazrobić.
–Możeudałobysięnamznaleźćtego,ktopopełniłzbrodnię.
Dziewczynkazastanawiałasięprzezchwile.ByławzrostuChiary,miała
sięgająceramionkasztanowewłosyzprzedziałkiempośrodku.Niewyrośniena
piękność–pomyślałBrunetti,choćzauważyłregularnerysy,wielkieoczy
ikształtneusta.Jejtwarz,spokojnaiobojętna,wyglądałajednakniczym
pozbawionauczućmaska.Jakbydziewczynkanieprzejmowałasiętym,comówi,
iwpewnymsensiewogólenieuczestniczyławrozmowie.
–Możemywejść?–spytałBrunetti,robiąckrokwprzód,bywtensposób
ułatwićjejpodjęciedecyzji.
Nieodpowiedziała,leczcofnęłasięiotworzyłaszerzejdrzwi.Mężczyźni
weszlizaniądomieszkania.
Długikorytarzprowadziłdoczterechgotyckichokien.Zmysłorientacji
podpowiedziałBrunettiemu,żemusząwychodzićnaRiodiSanGirolamo,
zwłaszczażewidoczneprzezniebudynkibyłybardzoodległe.Takszerokimógł
byćjedyniekanał.
Dziewczynkawprowadziłaichdopierwszegopokojupoprawejstronie–
obszernegosalonuzkominkiemmiędzydwomaoknami,któremiałyponaddwa
metrywysokości.Wskazałarękąnastojącąprzedkominkiemkanapę,leczżaden
zmężczyznnieusiadł.
–Czyzechciałabyśpowiedziećbabci,żeprzyszliśmy?–spytałBrunetti.
Skinęłagłową.
–Niesądzę,bychciałazkimkolwiekrozmawiać–oznajmiła.
–Proszęjejpowiedzieć,żetobardzoważne–nalegałBrunetti.
Pragnącjakośzasygnalizować,żezamierzazostać,zdjąłpłaszcz,przewiesiłgo
przezoparciefotela,poczymusiadłnabrzegukanapy.Dałznaksierżantowi,by
zrobiłtosamo.VianellopołożyłpłaszcznaokryciuBrunettiego,poczymusiadłna
drugimkońcukanapy.Zkieszeniwyjąłnotes,wsuwającdługopiszapierwszą
stronę.
Dziewczynkawyszła,akomisarzzsierżantemskorzystalizokazji,bysię
rozejrzećposalonie.Nadstołemwisiałowielkiepozłacanelustro,wktórym
odbijałysięolbrzymieczerwonemieczyki,stojącenablacie.Wydawałosię,że
wypełniającałypokój.Przedkominkiemleżałjedwabnydywan,zapewnenain,
ikażdy,ktousiadłnakanapie,musiałpostawićnanimnogi.Podprzeciwległą
ścianąstaładębowaskrzynia,ananiejmosiężnataca,zszarzałazestarości.
Wnętrzetchnęłozamożnościąidobrobytem,jednakwdyskretnymstylu.
Zanimzdążylicośpowiedzieć,dosalonuweszłakobietapopięćdziesiątce,
otęgiejsylwetce,ubranawszarąwełnianąsukienkę,zakrywającąkolana.Miała
grubekostkiimałestopy,wciśniętewbardzowąskiebuty.Fryzuraimakijaż
sprawiaływrażenieniezwyklestarannych,wymagającychwieleczasuiwysiłku.
Oczymiałajaśniejszeodoczuwnuczki,arysytwarzygrubsze.Trudnobyło
doszukaćsięmiędzynimipodobieństwa,zwyjątkiemmożetegodziwnegospokoju
wzachowaniu.
Obajpanowienatychmiastwstali,aBrunettizrobiłkrokwjejkierunku.
–SignoraMitri?–spytał.
Bezsłowaskinęłagłową.
–KomisarzBrunetti,atojestsierżantVianello.Chcielibyśmyporozmawiać
chwilęopanimężuiotejstrasznejrzeczy,któragospotkała.
Wodpowiedzizamknęłaoczy,lecznadalsięnieodzywała.Jejtwarz,podobnie
jaktwarzwnuczki,byłazupełniepozbawionażycia.Brunettizacząłsię
zastanawiać,czymieszkającawRzymiecórkamarównienieruchomeoblicze.
–Copanchcewiedzieć?–spytałasignoraMitri.
Jejgłosbrzmiałpiskliwie,jakuwielukobietpomenopauzie.Brunettiwiedział,
żejestwenecjanką,leczzdecydowałasięmówićpowłosku,takjakon.Odsunąłsię
odkanapyiwskazałnamiejsce,gdziewcześniejsiedział.Usiadłaautomatycznie.
Dopierowówczaspanowieposzliwjejślady:Vianellousadowiłsięnakanapie,
aBrunettiwobitympluszemfotelu,stojącymnawprostokna.
–Signora,chciałbymwiedzieć,czymążmówiłkiedykolwiekowrogachlub
kimś,ktochciałbyzrobićmukrzywdę.
Zaczęłakręcićgłową,jeszczezanimBrunettiskończyłmówić,lecznie
odpowiedziała,pozwalając,bytengestwystarczyłzasłowa.
–Nigdyniewspominałonieporozumieniachzludźmi,zktórymiłączyłygo
interesy?Możemiałjakieśkłopotyzumowąlubkontraktem.
–Nie–odpowiedziała.
–Możewtakimrazienagruncieprywatnym.Czymiałjakieśkłopoty
zsąsiadamilubzprzyjacielem?
Ponowniezaprzeczyłaruchemgłowy.
–Signora,proszęwybaczyć,leczprawienicniewiemopanimężu.Czy
mogłabymipanipowiedzieć,gdziepracował?
Wyglądałanazdziwioną,jakbyBrunettisugerował,żejejmążpracowałosiem
godzinwfabryce.
–Chodzimioto,wktórejzeswoichfabrykmiałbiurolubgdziespędzał
większośćczasu–wyjaśnił.
–BiuromawfabrycelekówwMargherze.
Brunettikiwnąłgłową,leczniezapytałoadres.Łatwobędzietoustalić.
–Czywiepani,jakbardzobyłzaangażowanywkierowaniefabrykamiiinnymi
firmami,którychbyłwłaścicielem?
–Zaangażowany?
–Bezpośrednionimikierując,dzieńpodniu.
–Będziepanmusiałspytaćjegosekretarkę–odparła.
–WMargherze?
Kiwnęłagłową.
Słuchająctychkrótkichodpowiedzi,Brunettiszukałoznakzdenerwowania
iżałoby,lecznicniemógłwyczytaćzpozbawionejwyrazutwarzy.Wydałomusię
jednak,żedostrzegaśladysmutku,aleniewtoniegłosuaniwsłowach,tylko
wtym,żestalepatrzyłanaswojesplecionedłonie.
–Jakdługobyliściepaństwomałżeństwem?
–Trzydzieścipięćlat–odparłabezwahania.
–Czytopaniwnuczkaotworzyłanamdrzwi?
–Tak.–Nanieruchomejtwarzypojawiłsięcieńuśmiechu.–Giovanna.Moja
córkamieszkawRzymie,aleGiovannapowiedziała,żechceprzyjechać
izamieszkaćzemną.Najakiśczas.
Brunettikiwnąłzezrozumieniemgłową,leczwobecchłodnegozachowania
kobietytroskawnuczkijeszczebardziejgozdziwiła.
–Todlapaniwielkapociecha,żemożejąpanimiećprzysobie.
–Tak–przyznałaitymrazemjejtwarzrozjaśniłprawdziwyuśmiech.–
Samotnośćbyłabystraszna.
Brunettiskłoniłgłowęimilczałprzezparęsekund.
–Jeszczetylkokilkapytań,signora–powiedział,podnoszącwzrok–ibędzie
panimogławrócićdownuczki.Czypanijestspadkobierczyniąmęża?
Wjejoczachpojawiłosięwyraźnezaskoczenie.Porazpierwszycośją
poruszyło.
–Tak,chybatak–odparłabezwahania.
–Czymążmajakąśrodzinę?
–Brata,siostręikuzyna,leczonwyemigrowałprzedlatydoArgentyny.
–Nikogowięcej?
–Nie,nikogozbliższejrodziny.
–CzysignorZambmojestprzyjacielempanimęża?
–Kto?
–AvvocatoGiulianoZambino.
–Ztego,cowiem,tonie.
–Zdajesię,żebyładwokatempanimęża.
–Obawiamsię,żeniewielewiemointeresachmęża–odpowiedziała.
Odilukobiettojużsłyszał?Tylkonielicznemówiłyprawdę,nigdywięcnie
dawałwiarytakimoświadczeniom.Czasamiczułsięnieswojo,mającświadomość,
żePaolatylewieojegopracy,znadaneosobowegwałcicieli,wyniki
makabrycznychautopsjiinazwiskapodejrzanych,którzypojawialisięwgazetach
jako„GiovanniS.,lat39,kierowcaautobusuzMestre”albo„FedericoG.,lat59,
murarzzSanDonadiPiave”.Wmałżeńskimłożuniewieledawałosięukryć,
dlategoBrunettiwątpił,bysignoraMitrinicniewiedziałaointeresachmęża.
Mimotoniezakwestionowałjejsłów.
Mielijużnazwiskaosób,zktórymijadłakolacjętejnocy,gdydokonano
morderstwa,niebyłowięcpotrzebyterazsiętymzajmować.
–Czydostrzegłapanijakieśzmianywzachowaniumężawciąguostatnich
tygodnilubdni?–zapytał.
Pokręciłaenergiczniegłową.
–Nie,byłtakijakzawsze.
Brunettimiałochotęzapytać:„Toznaczyjaki?”,leczpowstrzymałsięiwstał
zfotela.
–Dziękuję,signora,zapoświęconynamczasiokazanąpomoc.Obawiamsię,
żebędęmusiałznowuzpaniąporozmawiać,kiedyzbierzemywięcejinformacji.
Wcalejejtonieucieszyło,leczniezaprotestowała.
–Mamnadzieję,żetarozmowaniebyładlapanibolesnaiznajdziepanidość
siły,bytoznieść–dodałBrunetti.
Uśmiechnęłasię,słyszącserdecznośćwjegogłosie,ijeszczerazmiałokazję
zobaczyć,jakimiłymauśmiech.
Wstali,włożylipłaszczeiskierowalisiędodrzwi.SignoraMitriodprowadziła
ichdowyjścia.Tujązostawiliizeszliposchodachnawewnętrznepodwórze,
gdzienadalkwitłypalmy.
Rozdział15
Szliprzezjakiśczas,milcząc,wkierunkunabrzeża.Doprzystaniprzybił
właśnietramwajwodnynumerosiemdziesiątdwa,weszliwięcnapokład,wiedząc,
żepłynieCanaleGrandedoprzystankuSanZaccaria,skądjużniedalekodo
komendy.
Ochłodziłosię,toteżzajęlimiejscawprzedniejczęścikabiny.Przednimi
siedziałydwiestarszekobiety,którerozmawiaływweneckimdialekcieonagłej
zmianiepogody.
–Zambino?–spytałVianello.
Brunettiskinąłgłową.
–Chciałbymsiędowiedzieć,dlaczegoMitriwziąłzesobąadwokata,kiedy
przyszedłdoPatty.
–Itotakiego,któryczasamibierzesprawykarne–dodałniepotrzebnie
Vianello.–Chybaniedlatego,żemiałcośnasumieniu?
–Możechciałsięporadzić,jakiegorodzajupozewcywilnymawnieśćprzeciw
mojejżonie,gdybyporazdrugiudałomisięzapobiecoskarżeniujejprzezpolicję.
–Niebyłonatoszans,prawda?–spytałzżalemwgłosieVianello.
–Nie,skoroLandiiScarpawtymuczestniczyli.
Sierżantmruknąłcośniezrozumialepodnosem,leczBrunettiniepoprosiłgo,
bypowtórzył.
–Niewiem,coterazbędzie.
–Zczym?
–Zesprawą.Mitrinieżyje,więcmałoprawdopodobne,byjegospadkobierca
wniósłoskarżenieprzeciwPaoli.Aletenkierownikmoże.
–Aco...–Vianellourwał,jakbysięzastanawiał,jaknazwaćpolicję–...z
naszymikolegami?–zdecydowałwkońcu.
–Tozależyodsędziego.
–Ktoprowadzitęsprawę?Wiepan?
–ChybaPagano.
Vianelloprzebiegłwmyślachlataprzepracowanedlategosędziego,starszego
mężczyzny,którykończyłjużswojąkarieręzawodową.
–Onchybaniewniesieoskarżenia,prawda?
–Teżtaksądzę.Nigdynieżyłdobrzezvice-questore,więcmało
prawdopodobne,bydałsięprzekonaćlubuległpochlebstwom.
–No,tocobędzie?Grzywna?–Brunettiwzruszyłramionami,więcVianello
zmieniłtemat.–Coteraz?–spytał.
–Sprawdzę,czyniewypłynęłocośnowego,apotemporozmawiam
zZambinem.
Sierżantspojrzałnazegarek.
–Czyabyzdążymy?
Brunettijakzwyklestraciłpoczucieczasuizezdziwieniemstwierdził,żejest
jużposzóstej.
–Nie,chybanie.Właściwietoniemasensuwracaćdokomendy,prawda?
Vianellouśmiechnąłsię,zwłaszczażetramwajnadalstałprzycumowanyprzy
mościeRialto.Wstaliiruszylidowyjścia.Wtejsamejchwiliusłyszeliwarkot
silnikówizobaczyli,żepomocnikzdejmujecumęzesłupaimocujejądołodzi.
–Chwileczkę!–zawołałVianello.
Pomocniknawetnaniegoniespojrzał,asilnikizaczęłypracowaćjeszcze
głośniej.
–Chwileczkę!–krzyknąłznowu,leczbezrezultatu.Przepchnąłsięmiędzy
ludźminapokładzieipołożyłdłońnaramieniupomocnika.
–Toja,Marco–powiedziałnormalnymgłosem.
Mężczyznapodniósłwzrok,zobaczyłmundur,rozpoznałtwarzidałznak
kapitanowi,którypatrzyłnanichprzezszklaneoknokabiny.
Pomocnikponowniemachnąłrękąitramwajgwałtowniesięcofnął.Kilkoro
pasażerównapokładziezachwiałosię,usiłującutrzymaćrównowagę.Jakaśkobieta
wpadłanaBrunettiego,któryobjąłjąramieniemipodtrzymał.Niemiałochoty
odpowiadaćpóźniejzabrutalnośćpolicji,gdybycośsięstało,leczzłapałją,jeszcze
zanimotympomyślał,ikiedyjąpuścił,zzadowoleniemstwierdził,żeuśmiecha
siędoniegozwdzięcznością.
Tramwajcofnąłsięwolnodonabrzeża.PomocnikotworzyłbramkęiVianello
zBrunettimweszlinadrewnianypodest.Sierżantmachnąłrękąwpodzięceiłódź
odpłynęła.
–Dlaczegowysiadłeś?–spytałBrunetti.
Tobyłjegoprzystanek,aVianellomiałpłynąćdalejiwysiąśćdopierona
przystankuCastello.
–Zaczekamnanastępny.CozZambinem?
–Jutrorano–odpowiedziałBrunetti.–Najpierwjednakchciałbym,żeby
signorinaElettrasprawdziła,czymożedowiedziećsięonimczegoświęcej.
Vianellozaprobatąkiwnąłgłową.
–Onajestprawdziwymskarbem.GdybymdobrzeznałporucznikaScarpę,
powiedziałbym,żesięjejboi.
–Jaznamgodobrzeionsięjejboi–odparłBrunetti.–Boonasięgonieboi,
itojakojednaznielicznychwkomendzie.–OniVianellorównieżdonich
należeli,więcmógłtopowiedzieć.–AletoczyniScarpębardzoniebezpiecznym.
Usiłowałemjąostrzec,leczonagolekceważy.
–Niepowinna–stwierdziłVianello.
Doprzystaniprzybiłnastępnytramwaj.Kiedywszyscypasażerowiewysiedli,
sierżantwszedłnapokład.
–Adomani,capo–powiedział.
Brunettimachnąłrękąiodszedł,zaniminnipasażerowiezdążyliwsiąśćdo
łodzi.Zatrzymałsięprzynajbliższejbudcetelefonicznejiwykręciłnumergabinetu
Rizzardiegowszpitalu.Patologjużwyszedł,leczzostawiłwiadomośćasystentowi,
nawypadekgdybyzadzwoniłkomisarzBrunetti.Wszystkobyłotak,jak
przewidywał.Morderstwopopełnionokablemwizolacji,grubościokołosześciu
milimetrów.Nicwięcej.Brunettipodziękowałasystentowiiruszyłdodomu.
Odchodzącydzieńzabrałzesobącałeciepło.Brunettiżałował,żeniewłożył
ranoszalika.Podniósłkołnierzpłaszczaiwcisnąłszyjęwramiona.Przeszedł
szybkoprzezmostiskręciłwlewo,decydującsięiśćnadwodą,zwabiony
światłamiprzenikającymizlicznychrestauracjiusytuowanychwzdłużwybrzeża.
SkręciłwprawoiprzejściempodziemnymwyszedłnaCampoSanSilvestro,potem
wlewoijużprostododomu.WkwiaciarniprzyBiancatzobaczyłirysy,lecz
przypomniałsobie,żepokłóciłsięzPaolą,iposzedłdalej.Pochwilijednakwrócił,
wszedłdokwiaciarniikupiłtuzinfioletowychkwiatów.
Paolawystawiłagłowęzkuchni,bysprawdzić,ktoprzyszedł,mążczyktóreś
zdzieci.Zobaczyłapakunekwjegorękachizmokrąścierkąwdłoniwyszłana
korytarz.
–Cojestwtympapierze,Guido?–spytałazaciekawiona.
–Odwińizobacz–powiedział,wręczającjejkwiaty.
Zarzuciłaścierkęnaramięiprzyjęłaprezent.Brunettiodwróciłsię,zdjął
płaszczipowiesiłgodoszafy,słyszącszelestrozwijanegopapieru.Naglezapadła
cisza,spojrzałwięcwstronęPaoli,zaniepokojony,żezrobiłcośzłego.
–Cosięstało?–spytał,widzącjejzaskoczonywzrok.
Przytuliłabukietdopiersiicośpowiedziała,leczsłowazagłuszyłszelest
gniecionegopapieru.
–Słucham?–Pochyliłsiękuniej,ponieważspuściłagłowę,kryjąctwarz
wkwiatach.
–Niemogęznieśćmyśli,żeswoimpostępkiemdoprowadziłamdośmierci
człowieka.–Głosjejsięzałamał.–Przepraszam,Guido.Przepraszamzatocałe
zamieszanie,którewywołałam.Narobiłamcikłopotów,atyprzynosiszmikwiaty.
Rozpłakałasięztwarząwpłatkachirysów.
Wziąłodniejkwiatyirozejrzałsię,gdziejeodłożyć.Wkońcupołożyłjena
podłodzeiobjąłżonę.Łkałazgłowąwtulonąwjegopierś,zgwałtownością,jakiej
niewidziałnawetucórki,gdybyłamalutka.Trzymałjąmocno,jakbysięobawiał,
żerozpadniesięodszlochu.Pocałowałwczubekgłowy,chłonącjejzapach
ipatrząc,jakwłosyrozdzielająsięnadwapasmaupodstawyczaszki.Tuliłjądo
siebie,kołysząclekkonabokiirazporazwypowiadającjejimię.Nigdyniekochał
żonybardziejniżwtymmomencie.Odczułsatysfakcję,lecznaglezaczerwieniłsię
zewstydu.
Siłąwolistłumiłwsobiegłosrozsądkuidumyzezwycięstwa,pozostawiając
jedyniemiejscenarozpaczzpowodubólu,jakiegodoświadczałaPaola.Ponownie
zanurzyłustawjejwłosachizorientowałsię,żepłaczpowolisłabnie.Odsunął
żonęodsiebie,lecznadaltrzymałjąwramionach.
–Jużcilepiej?–spytał.
Kiwnęłagłową,kryjącprzednimtwarz.
Sięgnąłdokieszenispodniiwyjąłchusteczkę.Niebyłapierwszejczystości,
leczniemiałotoznaczenia.OsuszyłPaolimiejscapodoczamiipodnosem,po
czymwłożyłjejchustkędoręki.Wytarłaniąresztętwarzy,głośnowydmuchała
nosiprzycisnęłajądooczu,nadalniepodnoszącgłowy.
–Paolo–powiedziałwmiaręnormalnymgłosem–to,cozrobiłaś,jestgodne
szacunku.Niepodobamisięto,leczpostąpiłaśhonorowo.
Przezchwilęmyślał,żeznowusięrozpłacze,leczodsunęłachusteczkęod
twarzyispojrzałananiegozaczerwienionymioczyma.
–Gdybymwiedziała...–zaczęła,leczonprzerwałjej,unoszącdłoń.
–Nieteraz,Paolo.Możepóźniej,gdybędziemywstanieotymmówić.Teraz
chodźmydokuchniiposzukajmyczegośdopicia.
–Idojedzenia–dodałabezwahania,uśmiechającsięzulgą.
Rozdział16
NastępnegodniaBrunettizjawiłsięwkomendzieozwykłejporze,kupującpo
drodzetrzygazety.„Gazzettino”nadalpoświęcałacałestronymorderstwu
Mitriego,opłakującponiesionąprzezmiastostratę,tylkoniewyjaśniającjaką,lecz
ogólnokrajowedziennikinajwyraźniejstraciłyzainteresowanie,botylkojeden
zamieściłkrótkiartykułnatentemat.
NabiurkuleżałprotokółRizzardiego.PodwójnyznaknaszyiMitriego,codo
tegopatologniemiałwątpliwości,był„oznakąwahania”zestronymordercy,który
prawdopodobnierozluźniłkabel,bynatychmiastzacisnąćmocniej.Przesunąłgo
przytymnieznacznie,copozostawiłodrugiśladnaszyiofiary.Materiałpod
paznokciamiMitriegorzeczywiścieokazałsięludzkąskórą,akilka
ciemnobrązowychnitekpochodziłoprawdopodobniezmarynarkilubpłaszcza
napastnika.Śladyteświadczyłyodesperackiej,leczbezskutecznejobronieofiary
przedatakiem.„Znajdźmipodejrzanego,adostarczęcidowodów”–napisał
Rizzardinamarginesie.
OdziewiątejBrunettiuznał,żemożejużzadzwonićdoteścia,hrabiegoOrazia
Faliera.Wystukałnumerdojegobiura,podałswojenazwiskoinatychmiast
uzyskałpołączenie.
–Buondi,Guido–powiedziałhrabia.–Chepasticcio,eh?
–Rzeczywiście,niezłypasztet.Właśniewtejsprawiedzwonię.–Brunetti
urwał,leczniedoczekawszysiękomentarzahrabiego,spytał:–Czywieszjużcoś,
amożetwójadwokatcoświe?Niemamnawetpojęcia,czytwójadwokatjestwto
zaangażowany–dodałpochwili.
–Nie,jeszczenie–odparłhrabia.–Czekamnapostanowieniesądu.Pozatym
niewiem,coPaolazamierzazrobić.Wieszcośnatentemat?
–Rozmawialiśmyotymwczorajwieczorem–zacząłBrunettiiusłyszał,jak
teśćszepcze:„Todobrze”.–Powiedziała,żezapłacigrzywnęipokryjekoszty
wymianyszyby.
–Acozinnymioskarżeniami?
–Niepytałemjejoto.Uznałem,żewystarczy,jeślizdołamjąprzekonać,by
zgodziłasięprzynajmniejzapłacićgrzywnęipokryćszkody.Tymsposobem,
gdybychodziłoocoświęcejniżokno,mogłabyrównieżzapłacićizato.
–Bardzodobrze.Tomożesięudać.
Brunettiegozirytowałoprzypuszczeniehrabiego,żeuczestnicząwjakimś
spisku,mającymnaceluprzechytrzenielubpodejściePaoli.Bezwzględunato,jak
uczciwebyłyichmotywyijakbardzowierzyliwto,żepragnątylkojejdobra,nie
zamierzałciągnąćtegowątku.
–Dzwonięzinnegopowodu.Chciałbym,żebyśmipowiedział,cowiesz
oMitrimluboadwokacieZambinie.
–Giulianie?
–Tak.
–Zambinojestczystyjakłza.
–ReprezentowałManola–odparowałBrunetti,mającnamyślizabójcę
mafijnego,któregoZambinowybroniłprzedtrzemalaty.
–ManolaporwanoweFrancjiisprowadzononiezgodniezprawemnaproces.
Byłarównieżinnawersja:Manolomieszkałwefrancuskimmiasteczkutużprzy
włoskiejgranicyikażdegowieczorujeździłdoMonakograćwkasynie.Kobieta,
którąpoznałprzybakaracie,zaproponowała,żebypojechalidoniejdoWłochna
drinka.Manolaaresztowano,gdyprzekroczyłgranicę.Zrobiłatotawłaśnie
kobieta,będącafunkcjonariuszkąpolicjiwrandzepułkownika.Zambinoprzekonał
sąd,żejegoklientbyłofiarązasadzkizorganizowanejprzezpolicjęiporwania.
Brunettidałjednaktemuspokój.
–Czyondlaciebiepracował?–spytałhrabiego.
–Razczydwa.Stądgoznam.Znajągorównieżmoiznajomi,którym
prowadziłsprawy.Jestdobry.Wywęszywszystko,żebyobronićklienta.Alejest
uczciwy.–Hrabiamilczałprzezchwilę,jakbysięzastanawiał,czymożepowierzyć
Brunettiemutęinformację.–Wzeszłymrokukrążyłaplotka,żenieoszukuje
wzeznaniachpodatkowych.Słyszałemodkogoś,żezadeklarowałdochód
wwysokościpięciusetmilionówlirówczycośkołotego.
–Myślisz,żetylewłaśniezarobił?
–Tak–odpowiedziałhrabiatonem,jakimzwyklemówisięocudzie.
–Acootymmyśląinniprawnicy?
–Możeszsiętegodomyślić,Gnido.Mająkłopot,gdyktośdeklarujetaki
dochód,aonipodają,żezarobilidwieściemilionówczynawetmniej.Totylko
wzbudzapodejrzeniacodoprawdziwościichoświadczeń.
–Torzeczywiściemusibyćdlanichkłopotliwe.
–Tak.On...–zacząłhrabia,leczurwał,bodotarłydoniegotongłosuisłowa
zięcia.–JeślichodzioMitriego–powiedziałbezwstępów–tomyślę,żemógłbyś
musiębliżejprzyjrzeć.Cośtammożebyć.
–Zczym,zbiuramipodróży?
–Właściwietoniconimniewiem,zwyjątkiemtego,cousłyszałemodkilku
osóbpojegośmierci.Nowiesz,takietamrzeczy,któresięmówi,gdyktośpada
ofiarązbrodni.
Brunettiwiedział.Słyszałtegorodzajuplotkioludziachzastrzelonychwczasie
napadunabankioofiarachporwań.Zwyklezadawanosobiepytanie,dlaczego
znaleźlisiętamdokładniewtymmomencie,dlaczegotoonizginęli,aniektoś
inny,icoichłączyłozprzestępcami.WeWłoszechnicniemogłobyćproste.
Zawsze,bezwzględunato,jakniewinnewydawałysięokoliczności,znalazłsię
ktoś,ktostwierdził,żewtymmusibyćjakieśdrugiedno,żekażdymaswojącenę
iswójudziałinicniejesttakie,najakiewygląda.
–Cosłyszałeś?–spytał.
–Nickonkretnego.Wszyscyoczywiściewyrażalizaskoczeniezpowodutego,
cosięstało,leczgdzieśwpodtekściesugerowali,żemyślącoinnego.
–Ktotaki?
–Guido–wgłosiehrabiegozabrzmiałchłód–nawetgdybymwiedział,itak
bymniepowiedział.Lecztaksięskłada,żeniepamiętam.Toniebyłonic
szczególnego,jedyniesugestia,żeto,cosięstało,niejestniespodzianką.Niemogę
wyrazićsięjużjaśniej.
–Znalezionoprzynimlist–powiedziałBrunetti.Towystarczałoza
usprawiedliwieniedomysłów,żeMitriniebezpowoduzginąłgwałtownąśmiercią.
–Tak,wiem.Tomożewszystkowyjaśniać–odrzekłhrabia.–Cootym
myślisz?
–Dlaczegopytasz?
–Boniechcę,bymojacórkadokońcaswoichdniżyławprzekonaniu,że
przyczyniłasiędośmierciczłowieka.
Brunettiteżmiałtakąnadzieję.
–Coonaotymmówi?–spytałhrabia.
–Wczorajwieczorempowiedziała,żejejprzykro,żezaczęłatowszystko.
–Myślisz,żeonatozaczęła?
–Niewiem–odparłBrunetti.–Mnóstwoszaleńcówkręcisiędziśpoświecie.
–Trzebabyćszalonym,żebyzabićkogośtylkodlatego,żejestwłaścicielem
biuraturystycznegoiorganizujewycieczki.
–Seksturystykę–sprecyzowałBrunetti.
–Seksturystykę,wycieczkidopiramid–odparowałhrabia.–Przecieżnie
mordujesięludziztegopowodu.
Brunettimiałochotępowiedzieć,żezwykleludzienierzucająkamieniami
wokna,leczugryzłsięwjęzyk.
–Ludzierobiąróżnedziwnerzeczyznajróżniejszychpowodów–powiedział.–
Niesądzęwięc,bymożnabyłowykluczyćitakąewentualność.
–Aletywtoniewierzysz?–spytałhrabia.
ZtonujegogłosuBrunettidomyśliłsię,ilemusiałogokosztowaćtopytanie.
–Mówiłemjuż,żeniechcęwtowierzyć–powtórzyłBrunetti.–Niemam
pewności,czytotosamo,aleniejestemjeszczeprzygotowany,bywtouwierzyć,
chybażeznaleźlibyśmyjakieśsolidnedowody.
–Naprzykładjakie?
–Podejrzanego.
Naraziejedynąpodejrzanąwsprawiebyłajegowłasnażona,którawchwili
morderstwasiedziaławdomuprzystole.Wgręwchodziłwięcktoś,ktozabił
zpowoduorganizowanychprzezbiurowycieczeklubteżzinnegopowodu.Trzeba
znaleźćipowód,iosobę.
–Daszmiznać,jeżelidowieszsięczegośkonkretnego?–spytałBrunetti.–Nie
musiszmówić,ktocitopowiedział–dodał,zanimteśćzdążyłpostawićwarunki.
–Dobrze–zgodziłsięhrabia.–Atydaszmiznać,jaksięczujePaola?
–Powinieneśdoniejzadzwonić.Zabierzjąnaobiad,zróbcoś,coją
uszczęśliwi.
–Dzięki,Guido,takzrobię.
Brunettisądził,żeteśćodłożyłsłuchawkę,bozaległadługacisza,leczznowu
posłyszałjegogłos.
–Mamnadzieję,żeznajdziesztego,ktotozrobił.Pomogęciwmiaręswoich
możliwości.
–Dziękuję–powiedziałBrunetti.
Tymrazemhrabiasięrozłączył.
Brunettiotworzyłszufladęiwyjąłfotokopięlistu,któryznalezionoprzy
Mitrim.Skądtooskarżenieopedofilię?Ikogooskarżano,Mitriegoosobiścieczy
Mitriegojakowłaścicielabiuraturystycznego,którejątolerowało?Jeżelimorderca
byłszaleńcemizabiłzpowodówpodanychwliście,czyMitriwpuściłbygodo
mieszkania?Brunettimiałświadomość,żejesttoarchaicznyprzesąd,leczuważał,
aszaleńcyzwykledajądowodytego,żesąszaleni.Jaknaprzykładci,których
widywałwczesnymrankiemwokolicyPalazzoBoldu.
TymczasemtenczłowiekwszedłdomieszkaniaMitriego.Pozatymudałomu
się–lubjej,pomyślał,lecztaknaprawdęwtoniewierzył,cobyłojeszczejednym
przesądem–natyleuspokoićofiarę,żepozwoliłazajśćsięodtyłuizarzucićsobie
naszyjęsznurczykabel,czycokolwiektobyło.Iwyszedł,takjakprzyszedł,
całkiemniezauważony.Niktwdomu–awszystkichprzesłuchano–niespostrzegł
owegowieczoruniczegodziwnego.Większośćlokatorówbyławswoich
mieszkaniachizorientowałasię,żecośsiędzieje,dopierowówczas,gdysignora
Mitriwybiegłazkrzykiemnakorytarz.
Nie,toniewyglądałonadziałanieszaleńcaanikogoś,ktonapisałbycośrównie
bezsensownego.Zupełnymparadoksemwydałamusiętakżesytuacja,wktórej
ktoś,ktowystępujeprzeciwniesprawiedliwości–itujakoprzykładstanęłamu
przedoczamiPaola–popełniazbrodnię,byteniesprawiedliwośćnaprawić.
Poszedłdalejtymtorem,odrzucającwszelkiejmaściszaleńcówifanatyków.
Wtensposóbdotarłdopytania,którestawianopodczaskażdegośledztwa:Cui
bono?Tojeszczebardziejoddalałomożliwość,żeśmierćMitriegomazwiązek
zdziałalnościąbiurapodróży,ponieważtazbrodnianiczegoniezmieniała.Ludzie
wkrótceprzestanąsięniąinteresować,asignorDorandimożenawetnatym
zyskać,bonazwajegobiurautrwalisięwpamięcipotencjalnychklientów.
Skorzystałjużzzamieszaniawywołanegomorderstwemwłaściciela,by
zareklamowaćsięwprasie,udającszokioburzenienasamąmyśloseksturystyce.
Wtakimraziechodziłoocośinnego.Brunettiponownieprzyjrzałsięleżącej
przednimkopiitekstu,sporządzonegozpowycinanychliter.
–Seksalbopieniądze–powiedziałnagłosiusłyszał,jaksignorinaElettra
gwałtowniewciągapowietrzewpłuca.
Weszładopokojuniepostrzeżenieistałaprzedjegobiurkiem,zteczkąwręku.
Popatrzyłnasekretarkęzuśmiechem.
–Ztegopowoduzginął,signorina.Sekslubpieniądze.
Wlotpojęłajegomyśl.
–Niezwyklegustownepołączenie–stwierdziłaipołożyłaprzednimteczkę.–
Todotyczywłaśniepieniędzy.
–Czyich?
–Obu.–Przezjejtwarzprzemknęłoniezadowolenie.–Nieznajdujęwtych
cyfrachżadnegosensu.
–Podjakimwzględem?–spytałBrunetti,wiedząc,żejeżelisignorinaElettra
tegonierozumie,toontymbardziej.
–Mitribyłbardzobogaty.
Brunettikiwnąłgłową.
–Leczfabrykiiinnefirmy,którychjestwłaścicielem,nieprzynosząwielkiego
dochodu.
Tobyłodośćpowszechnezjawisko.Jeżeliwziąćpoduwagęwysokość
płaconychpodatków,tonikomuweWłoszechniestarczałonażycie.Bylinarodem
biedaków,którzyoszczędzali,wywracająckołnierzykinalewąstronę,noszącbuty
ażdozdarciaiżywiącsięodpadkamiipokrzywami.Mimotorestauracjepełne
byłydobrzeubranychludzi,każdymiałnowysamochód,alotniskawciąż
odprawiałysamolotywypełnioneszczęśliwymiturystami.Dobre,co?–jakzwykł
mawiaćjegoamerykańskiprzyjaciel.
–Ipaniątodziwi?–spytałBrunetti.
–Nie.Wszyscyoszukujemywpodatkach.Aleprzestudiowałamraportyzjego
firmiwygląda,żesąwporządku.Żadnanieprzynosimuwięcejniżdwadzieścia
milionówrocznie.
–Awsumie?
–Okołodwustumilionówrocznie.
–Dochodu?
–Tylezadeklarował.Poodliczeniupodatkówzostajemuniespełnapołowa.
Tobyłoznaczniewięcej,niżBrunettizarabiałwciąguroku,anieuważałsięza
ubogiego.
–Askądpaniwątpliwości?–spytał.
–Bosprawdziłamrównieżwyciągizjegokartkredytowych.–Wskazałagłową
nateczkę.–Toniesąwydatkikogoś,ktotakmałozarabia.
–Aileonwydaje?–spytałBrunetti,niebardzowiedząc,jakmarozumiećto
„mało”,idałznak,byusiadła.
Zebrałamateriałdługiejspódnicyiprzysiadłanabrzegukrzesła,niedotykając
plecamioparcia.
–Niepamiętamdokładnejsumy,aletobyłogdzieśponadpięćdziesiąt
milionów.Jeżeliwięcdodapandotegokosztyprowadzeniadomuiwydatkina
życie,toniesposóbwytłumaczyć,skądsięwzięłoprawiemiliardlirównakoncie
iwakcjach.
–Możewygrałnaloterii–podsunąłzuśmiechemBrunetti.
–Niktniewygrywanaloterii–odparłazpowagą.
–Pocomiałbytrzymaćtylepieniędzywbanku?–spytałkomisarz.
–Zapewneniespodziewałsię,żeumrze.Aleobracałtymipieniędzmi.Przez
ostatniroksporoichzniknęło.
–Gdzie?
Wzruszyłaramionami.
–Pewnietam,gdziezwykleznikająpieniądze:wSzwajcarii,wLuksemburgu,
naWyspachNormandzkich.
–Ile?
–Okołopółmiliarda.
Brunettipopatrzyłnateczkę,leczjejnieotworzył.
–Czymożetopanisprawdzić?–spytał,podnoszącwzrok.
–Jeszczeniezaczęłamszukać,paniekomisarzu.Toznaczyzaczęłamsię
dopierorozglądać,lecznieotworzyłamjeszczeszufladinieprzejrzałamjego
prywatnychdokumentów.
–Czyznalazłabypaniczas,bytozrobić?
Brunettiniepamiętał,kiedyostatnirazdałdzieckucukierka,leczpamiętał
mgliścieuśmiechpodobnydotego,jakimobdarzyłagosignorinaElettra.
–Nicniesprawimiwiększejprzyjemności–oznajmiła,zaskakującgojedynie
retoryką,nieodpowiedzią.
Wstałazkrzesła,zamierzającwyjść.
–AZambino?
–Nic.Nigdyniewidziałam,byktośmiałrównieczystei...–urwała,szukając
właściwegookreślenia–...równieuczciweakta–dokończyła,niekryjąc
zdumienia.–Nigdy.
–Czywiepanicośnajegotemat?
–Osobiście?
Brunettikiwnąłgłową.
–Czemupanchcewiedzieć?
–Bezpowodu–odparł,zaciekawionyjejniechęcią.–Wiepanicoś?
–JestpacjentemBarbary.
BrunettiznałsignorinęElettręnatyle,bywiedzieć,żenigdynieujawniłaby
czegoś,couznałabyzasekretrodzinny.Ajejsiostrazwiązanabyłaprzecież
tajemnicąlekarską.Dałwięcspokój.
–Azawodowo?
–Moiprzyjacielekorzystalizjegopomocy.
–Jakoadwokata?
–Tak.
–Wjakiejsprawie?
–Pamiętapan,jaknapadniętoLily?
Pamiętałuczuciebezsilnejwściekłości,dojakiejdoprowadziłagotasprawa.
TrzylatatemuLilyVitale,architektka,zostałanapadniętawdrodzezoperydo
domu.Zpoczątkuwyglądałotonanapadrabunkowy,leczskończyłosięna
dotkliwympobiciutwarzyizłamaniunosa.Ludzie,którzywybieglizdomu,
słyszącjejkrzyki,znaleźlileżącąoboktorebkę,nietkniętą.Napastnikaaresztowano
jeszczetejnocy.Okazałosię,żetotensammężczyzna,którypróbowałzgwałcić
conajmniejtrzyinnekobietywmieście.Nigdyjednakniczegonieukradł,
wdodatkuniebyłzdolnydogwałtu,dostałwięctylkotrzymiesiącedomowego
aresztu,bomatkaidziewczynazaświadczyływsądzieojegoprawości,wierności
iuczciwości.
–Lilywniosłaprzeciwniemuskargęzpowództwacywilnegoodoznane
szkodyiwłaśnieZambinoreprezentowałjąwsadzie.
Brunettinicotymniewiedział.
–I?
–Przegrała.
–Dlaczego?
–Botamtenniepróbowałjejokraść.Złamałtylkonos,asędziauznał,żetonie
jestrówniepoważnewykroczeniejakkradzieżtorebki.Niewyznaczyłnawet
odszkodowaniazadoznanekrzywdy.Orzekł,żearesztdomowyjestwystarczającą
karą.
–ALily?
SignorinaElettrawzruszyłaramionami.
–Niewychodzijużzdomusama,więcrzadziejgdzieśbywa.
Młodyczłowieksiedziałobecniewwięzieniuzazaatakowanienożemswojej
dziewczyny,leczBrunettiniesadził,bymiałotojakieśznaczeniedlaLilylub
cokolwiekzmieniło.
–JakZambinozareagowałnaprzegraną?
–Niewiem.Lilynigdyotymniemówiła.–Wstałazkrzesła.–Pójdę
poszperaćwkomputerze–oznajmiła,przypominając,żezajmująsięMitrim,anie
kobietą,którastraciłaodwagę.
–Tak,dziękujepani.Chybazłożęterazwizytęmecenasowi.
–Jakpansobieżyczy,commissario.–Odwróciłasięwstronędrzwi.–Ale
jeżeliktośjestczysty,towłaśnieon.
Brunettipostanowiłjednakzająćsięterazadwokatem,zamiastmyśleć
oszaleńcachsprzedPalazzoBoldu.
Rozdział17
Chcącnadaćwizycieuadwokatamniejoficjalnycharakter,postanowiłniebrać
zesobąVianella,chociażwątpił,bynatakdoświadczonymprawnikujakZambino
widokmunduruzrobiłjakiekolwiekwrażenie.Przypomniałsobiecytatczęsto
powtarzanyprzezPaolę,aopisującyPrawnika,jednegozpielgrzymówChaucera:
„Wydajesiębardziejzajęty,niżjest”.Dlategouznał,żepostąpimądrzej,jeśli
najpierwzadzwoniizapowieswojąwizytę,zamiastczekać,ażzostanieprzyjęty.
Kobieta,któraodebrałatelefon,zapewnesekretarka,powiedziała,żemecenas
będziewolnyzapółgodzinyiporozmawiazkomisarzem.
BiuromieściłosięnaCampoSanPolo,niedalekodomukomisarza,
zatelefonowałwięcdoPaoli,żewróciwcześniejnaobiad.Potemzszedłdopokoju
mundurowych.Vianellosiedziałprzybiurkuiczytał.Kiedyusłyszałkroki,
podniósłwzrokizłożyłporannągazetę.
–Jestcośdzisiaj?–spytałBrunetti.–Niemiałemczasuprzejrzećprasy.
–Nie.Corazmniejotympiszą,pewniedlatego,żeniemająoczym.Dopóki
kogośniearesztujemy.
Vianellojużpodnosiłsięzmiejsca,leczBrunettigopowstrzymał.
–Niewstawaj.SampójdędoZambina.SignorinaElettrapowiedziała,że
zamierzaprzyjrzećsięfinansomMitriego–dodał.–Pomyślałem,żemoże
chciałbyśzobaczyć,jakonatorobi.
Vianellowykazywałostatniowielkiezainteresowaniemetodamipozyskiwania
informacjizapomocąkomputera.Żadnegranice,państwoweczyjęzykowe,nie
krępowałydostępudodanych,cennychrównieżdlapolicji.Brunettiniezdołał
zgłębićtajnikówtegosystemu,dlategocieszyłgoentuzjazmVianella.Chciał,żeby
ktośjeszczeumiałrobićto,cosignorinaElettra,aprzynajmniejrozumiał,jakona
torobi,wraziegdybykiedyśmusielisięobejśćbezjejpomocy.Nawszelki
wypadekwypowiedziałwmyślachzaklęciechroniąceprzedtakąewentualnością.
Vianelloodłożyłgazetęnabiurko.
–Bardzochętnie.SignorinaElettrasporojużmipokazała,leczzawszeznajdzie
sięjakiśinnysposób,jeżelitradycyjnezawodzą.Dzieciakisązabawne–dodał.–
Kiedyśoszukiwałymnie,wykorzystującto,żenierozumiałem,oczymmówią,
aterazprzychodząipytająmnie,gdymająkłopotyzdostępem.
Nieświadomieużyłfachowegookreślenia,którymonisignorinaElettra
posługiwalisięprzypozyskiwaniuinformacji.
Potejrozmowie,wychodzączkomendy,komisarzczułsiędziwnieniepewnie.
Nazewnątrzstałjedenkamerzysta,leczakuratsięodwróciłizapalałpapierosa,
toteżBrunettiwymknąłsięniezauważony.KiedydotarłnadCanaleGrande,ze
względunasilnywiatrzrezygnowałzprzejażdżkipromemiprzeszedłprzezmost
Rialto.Idąc,niezwracałuwaginaotaczającegopiękno,myślącotym,ocozapyta
mecenasaZambina.Raztylkozapomniałocelupodróży,gdynajednymze
straganówzobaczyłborowiki.Miałnadzieję,żePaolateżjezauważyimożepoda
zpolentąnaobiad.
PrzeszedłszybkouliczkąRughetta,minąłzaułek,przyktórymmieszkał,
iprzejściempodziemnymdotarłnaplac.Drzewastraciłyjużliścieiszerokiplac
wydawałsiędziwnienagiiodsłonięty.
BiuroadwokatamieściłosięnapierwszympiętrzePalazzoSoranzo.Ku
zaskoczeniuBrunettiegodrzwiotworzyłmusamZambino.
–Ach,komisarzBrunetti,bardzomimiło–powiedziaładwokat,wyciągając
rękęnapowitanieienergicznieniąpotrząsając.–Niemogępowiedzieć,żemiłomi
panapoznać,bojużsiępoznaliśmy,leczmilomi,żeprzyszedłpanzemną
porozmawiać.
PodczasichpierwszegospotkaniaBrunettipatrzyłgłównienaMitriegoinie
zwracałuwaginaadwokata.Zambinobyłniskiikrępy,osylwetcewskazującejna
to,żelubisobiedogodzić,leczmałoćwiczy.Branettiemuwydałosię,żemana
sobietensamgarniturcopoprzednio,aleniebyłtegopewny.Rzednącewłosy
pokrywałyzaskakującokrągłągłowę,takarównieżbyłatwarzipoliczki.Miał
typowokobieceoczy–omigdałowymkształcie,ciemnoniebieskiejbarwie
igęstychrzęsach.
–Dziękuję–odpowiedziałBrunetti,rozglądającsiępobiurze.
Byłobardzoskromneiprzypominałopoczekalnięulekarza,którydopieroco
skończyłstudiairozpocząłswąpierwsząpraktykę.Krzesłabyłymetalowe,
zsiedzeniamiioparciamizformikiimitującejdrewno.Pośrodkupokojustałniski
stółzkilkomastarymipismami.
Adwokatpoprowadziłgościawstronęotwartychdrzwidopomieszczenia,które
zapewnebyłojegogabinetem.Wzdłużścianstałytampółkizksiążkami
prawniczymi,relacjamisądowymiikodeksamicywilnymikarnym.Sięgałyod
podłogiażdosufitu.CzteryczypięćtomówleżałootwartychnabiurkuZambina.
KiedyBrunettiusiadłnajednymztrzechkrzesełprzedbiurkiem,Zambinozajął
miejscewfoteluizamknąłksiążki,wsuwającwniekarteczkiiukładającwmały
stos.
–Niebędętraciłczasuipowiem,żepewnieprzyszedłpantuzpowodupana
Mitriego–odezwałsięZambino,aBrunettiprzytaknął.–Dobrze.Jeżelipowiemi
pan,cochciałbywiedzieć,postaramsiępomóc,oilebędęmógł.
–Toniezwykleuprzejmiezpańskiejstrony–zacząłBrunettiodzwyczajowej
formułki.
–Toniejestżadnauprzejmość,commissario,tomójobowiązekjakoobywatela
imojepragnienieprzyczynieniasiędoschwytaniamordercydottoraMitriego.
–Nienazywagopanpoimieniu,mecenasie?
–Kogo,Mitriego?–spytałZambino.
Brunettikiwnąłgłową.
–Nie–odpowiedziałprawnik.–DottorMitribyłmoimklientem,nie
przyjacielem.
–Czyistniejejakiśpowód,dlaktóregoniebyłpańskimprzyjacielem?
Zambinomiałzbytdużedoświadczenie,dlategoniezdziwiłogotopytanie.
–Nie,niemażadnego–odpowiedziałspokojnie.–Poznaliśmysiędopiero,gdy
zadzwoniłdomnieporadęwsprawietegoincydentuwbiurzepodróży.
–Czysądzipan,żemoglibyściezostaćprzyjaciółmi?–spytałBrunetti.
–Niepotrafięnatoodpowiedzieć,commissario.Rozmawiałemznimprzez
telefon,byłrazwmoimbiurze,apotemtowarzyszyłemmuuvice-questore.Na
tymnaszekontaktysięskończyły,niemogęwięcpowiedzieć,czyzostałbymjego
przyjacielem,czynie.
–Rozumiem–odrzekłBrunetti.–Czymógłbymipanzdradzić,cozdecydował
wsprawietego,jakpantonazwał,incydentuwbiurzepodróży?
–Chodzipanuowniesienieskargi?
–Tak.
–Porozmowiezpanem,apotemzvice-questore,zasugerowałem,byzażądał
odszkodowaniazaoknoistratyponiesioneprzezbiuro.Miałudziałwzyskach,
leczzaoknoodpowiadałjakowłaściciellokaluzajmowanegoprzezagencję.
–Czytrudnobyłogodotegoprzekonać,mecenasie?
–Nie,wcalenie–odpowiedziałZambino,jakbyspodziewałsiętegopytania.–
Właściwietopodjąłdecyzjęjeszczeprzedrozmowązemnąichciałtylko
zasięgnąćradyprawnika.
–Czywiepan,dlaczegowybrałwłaśniepana?–spytałBrunetti.
Znaczniemniejcenionyadwokatzapewneokazałbyzdziwienie,żewogóle
możnaotopytać.
–Niemampojęcia–odpowiedziałZambino.–Niebyłopowodu,by
przychodziłdokogośtakiegojakja.
–Czytooznaczakogoś,ktozajmujesięgłównieprawemhandlowym,czyteż
kogoś,ktomapozycjętakwysokąjakpańska?
ZambinouśmiechnąłsięiBrunettinatychmiastpoczułdoniegosympatię.
–Bardzozręczniepowiedziane,commissario.Niepozostajeminicinnego,jak
tylkośpiewaćpochwałynawłasnącześć.–Brunettiuśmiechnąłsięwodpowiedzi.
–Niemampojęcia–ciągnąłZambino.–Możeporadziłsięjakiegośznajomego
albowybrałmojenazwiskonachybiłtrafiłzksiążkitelefonicznej.Chociażnie
sądzę,bydottorMitrinależałdotegotypuludzi–dodał,zanimBrunettizdążyłcoś
powiedzieć.
–Czyspędziłpanznimdośćczasu,bywyrobićsobieopinię,jakimbył
człowiekiem,mecenasie?
Zambinozastanawiałsięnadtymprzezdłuższąchwilę.
–Odniosłemwrażenie,żebyłbardzobystrymbiznesmenem,nastawionymna
sukces.
–Niezdziwiłopana,żetakłatwozrezygnowałzwniesieniaskargidosądu
przeciwmojejżonie?–spytałkomisarz.Zambinonieodpowiedział,mówiłwięc
dalej:–Przecieżwyrokbyłbynajegokorzyść.Przyznałasię,żejestzato
odpowiedzialna.–Brunetticelowonieużyłsłowa„winna”,conieuszłouwagi
Zambina.–Powiedziałatofunkcjonariuszowi,któryjąaresztował.DottorMitri
mógłwięcsiędomagaćkażdejsumyzaoszczerstwo,cierpienie,czycotamby
podałwpozwie,iprawdopodobniewygrałbysprawę.
–Amimotozdecydowałinaczej–powiedziałZambino.
–Jakpansądzi,dlaczego?
–Możeniechciałsięmścić.
–Czytakpanpomyślał?
Zambinozastanawiałsięprzezchwilę.
–Nie,myślę,żejednakchciałsięzemścić.Byłbardzozłyzpowodutego,co
sięstało.Ibyłzłynietylkonapańskążonę,leczrównieżnakierownikabiura,
któremuprzekazałścisłeinstrukcje,byzawszelkącenęunikałtegorodzaju
turystyki.
–Toznaczyseksturystyki?
–Tak.Pokazałmikopięlistuikontrakt,któryprzedtrzemalatywysłałdo
signoraDorandiego,dającmujasnodozrozumienia,żemasięniemieszaćwtego
typusprawy.Wprzeciwnymraziecofniemupozwolenienadzierżawęipozbawi
kierownictwa.Niewiem,jaktowyglądałoodstronyprawnej,bonieczytałemtego
kontraktu,alemyślę,żeMitrinieżartował.
–Sądzipan,żezrobiłtozpobudekmoralnych?
Zambinodługonieodpowiadał,jakbyzastanawiałsię,czyzobowiązaniawobec
zmarłegoklientanatopozwalają.
–Nie.Chybapoprostuuznał,żezaszkodzitojegointeresom.Wtakimmieście
jakWenecjaopiniapublicznamożezniszczyćbiuropodróży.Nie,niesądzę,żeby
brałpoduwagęmoralnyaspektsprawy.Wgręwchodziłwyłącznieinteres.
–Aczypan,mecenasie,bierzepoduwagęmoralnyaspektsprawy?
–Tak–odpowiedziaładwokatbezwahania.
–Czywiepan,jakzamierzałpostąpićzDorandim?–spytałBrunetti,
przechodzącdokolejnegowątku.
–Wiem,żenapisałlist,przypominającmuokontrakcieiproszącowyjaśnienie
wsprawiewycieczek,przeciwktórymzaprotestowałapańskażona.
–Czywysłałtenlist?
–Przesłałgofaksem,akopiępoleconym.
Brunettipomyślał,żejeżelipoglądyPaolimożnabyłouznaćzamotyw
morderstwa,toutratadzierżawylukratywnegointeresubyłapowodemrównie
ważnym.
–Jednaknadalmniedziwi,żeMitrizwróciłsięwłaśniedopana,mecenasie.
–Ludzierobiąróżnedziwnerzeczy,commissario.–Adwokatuśmiechnąłsię.–
Zwłaszczagdymajądoczynieniazprawem.
–Proszęwybaczyć,jeżelijestemzbytobcesowy,alebiznesmenirzadkowydają
pieniądzenakosztownerzeczy–powiedziałBrunettiizanimZambinozdążył
zaprotestować,dodał:–Wtejsprawieadwokatwogólebyłniepotrzebny.
Wystarczyłotelefonicznielublistownieskontaktowaćsięzvice-questore
iprzedstawićmuswojewarunki,których,nawiasemmówiąc,niktnie
zakwestionował.AjednakMitriwynająładwokata.
–Itozaznacznąsumę–wtrąciłZambino.
–Właśnie.Rozumiepanto?
Prawnikodchyliłsięnaoparciefotelaizałożyłręcezagłowę,odsłaniając
wydatnybrzuch.
–Myślę,żetojestto,coAmerykanienazywająprzesadą–odpowiedział
ipatrzącwsufit,kontynuował:–Możechciałmiećpewność,żejegożądaniadotrą
doadresata,żepańskażonazaakceptujewarunkiiżesprawazostaniezakończona.
–Zakończona?
–Tak.–Adwokatpochyliłsięwprzódioparłręcenabiurku.–Jestem
przekonany,żezawszelkącenępragnąłuniknąćrozgłosu.Wpewnymmomencie
zapytałemgo,cozrobi,jeżelipańskażona,którejpostępowaniebyłoraczej
niekonwencjonalne,odmówizapłaceniazaszkody,czywtedywniesieprzeciwniej
pozewzpowództwacywilnego?Powiedział,żenie,itwardoprzytymobstawał.
Zapewniłemgo,żenieprzegrałbytejsprawy,aleonpowtórzył,żeniezrobitego
inawetniebędziesięnadtymzastanawiał.
–Gdybywięcmojażonaniezgodziłasięzapłacić,niewszcząłbyprzeciwniej
żadnychkrokówprawnych.
–Właśnie.
–Ipanmitomówi,wiedząc,żemożejeszczezmienićzdanieiodmówić
zapłaceniazawyrządzoneszkody?
Zambinoporazpierwszyokazałzdziwienie.
–Oczywiście.
–Wiedząc,żemogęprzekazaćjejpostanowienieMitriegoiwtensposób
wpłynąćnadecyzję?
Zambinoponowniesięuśmiechnął.
–Commissario,zakładam,żezanimpandomnieprzyszedł,sporoczasu
poświęciłpannazebranieinformacjiomnieimojejpozycjiwmieście.Zrobiłemto
samo–dodał,zanimBrunettizdążyłprzytaknąćlubzaprzeczyć.–Iztego,czego
siędowiedziałem,wynika,żemogęczućsięzupełniebezpieczny,boniepowiepan
otymżonieaniniebędziepróbowałwpłynąćnajejdecyzję.
ZakłopotanieniepozwoliłoBrunettiemuprzyznać,żetoprawda.Skinąłjedynie
głowąipowróciłdopytań.
–Czynieciekawiłopana,dlaczegotakbardzozależymunauniknięciu
rozgłosu?
Zambinopokręciłgłowa.
–Owszem,leczniemiałemobowiązkugowypytywać.Nanicbymisiętonie
przydałojakojegoprawnikowi.Ztegowłaśniepowodumniewynajął.
–Alezastanawiałsiępannadtym?–spytałBrunetti.
Adwokatponowniesięuśmiechnął.
–Oczywiście,żesięzastanawiałem,commissario.Tozupełnieniepasowałodo
człowieka,jakimbył:bogatego,ustosunkowanego,wpływowego.Tacyludzie
potrafiązazwyczajwszystkozatuszować,nawetnajgorszezło.Atoniebyła
przecieżjegowina,prawda?
Brunettipokiwałgłowąiczekałnadalszyciąg.
–Oznaczato,żemógłbyćczłowiekiemwrażliwymczykierującymsię
zasadamietyki,wedługktórychdziałalnośćbiurapodróżynależałouznaćza
niewłaściwą,lecztojużwykluczyłem.Wobectegoistniałjakiśinnypowód,
osobistylubzawodowy,dlaktóregodottorMitrichciałlubmusiałunikaćzłej
opiniiczyewentualnegośledztwa.
Brunettidoszedłdotakichsamychwniosków,toteżucieszyłogo,żepotwierdził
jektoś,ktoznałMitriego.
–Aczyzastanawiałsiępannadtym,cotobyłzapowód?–zapytał.
TymrazemZambinoroześmiałsięgłośno.Wyraźniebawiłagotagra.
–Gdybyśmyżyliwinnymwieku,powiedziałbym,żebałsięutratydobrego
imienia,skorojednakionostałosiętowarem,którymożnakupićnawolnym
rynku,myślę,żeobawiałsięśledztwa,któremogłowydobyćnaświatłodzienne
coś,czegoniechciałujawniać.
ToteżprzyszłoBrunettiemudogłowy.
–Naprzykładco?
Zambinodługosięwahał,zanimodpowiedział.
–Stawiamniepan,commissario,wkłopotliwejsytuacji.Chociażtenczłowiek
nieżyje,nadalobowiązujemnietajemnicazawodowa,niemogęwięcujawnić
policjiniczego,cowiemlubjedyniepodejrzewam.
TowzbudziłociekawośćBrunettiego.Natychmiastzacząłsięzastanawiać,co
adwokatmożewiedziećijaktozniegowydobyć.Zanimjednakzdążyłzadać
pytanie,Zambinogouprzedził.
–Jeżelitozaoszczędzipanuczas,topowiem,leczcałkiemnieoficjalnie,żenie
mampojęcia,ocomumogłochodzić.Nierozwodziłsięnatematswoich
interesów,toteżnieprzychodząmidogłowyżadnepowody,chociażpowtarzam:
gdybymjeznał,itakbymichpanuniezdradził.
Brunettiuśmiechnąłsię,rozmyślając,ileztego,cousłyszał,jestprawdą.
–Poświęciłmipandużoczasu,mecenasie,dlategoniebędędłużejpanu
przeszkadzał.–Powiedziawszyto,wstałiruszyłdodrzwi.
Zambinoposzedłzanim.
–Mamnadzieje,żerozwiążepantęzagadkę,commissario–rzekł,wychodząc
zgabinetu.
Podałmunapożegnanierękę,aBrunettiodpowiedziałciepłymuściskiem,
zastanawiającsięjednocześnie,czyZambinojestuczciwymczłowiekiem,czy
bardzozręcznymkłamcą.
–Jarównież,mecenasie–odpowiedział,poczymruszyłwdrogępowrotnądo
domuidożony.
Rozdział18
Przezcałydzieńgdzieśwzakamarkachpamięcikołatałasięmumyśl,żedziś
wieczoremwychodząnaproszonąkolację.Odczasuowejpamiętnejnocy,gdy
doszłodozdarzenia,któregoBrunettiniechciałnazywaćaresztowaniemżony,nie
przyjmowalizPaolążadnychzaproszeńinigdzieniebywali.Okolacjizokazji
dwudziestejpiątejrocznicyślubunajlepszegoprzyjacielaisojusznikaPaolina
uniwersyteciewiedzieliodmiesięcyiniebyłosposobu,bysięodtegowykręcić.
GiovanniMorosinidwarazyuratowałkarieręzawodowąPaoli:raz–niszcząclist
dojegomagnificencjirektora,wktórymnapisała,żejestniekompetentnyiżądny
władzy,adrugiraz–przekonującją,bynieskładałarezygnacjinaręcetegoż
rektora.
Giovanniwykładałnauniwersytecieliteraturęwłoską,ajegożonahistorię
sztukiwAkademiiSztukPięknych.Ponieważwiększośćswojegożycia
zawodowegospędzaliwśródksiążek,Brunetticzasamiczułsięwichtowarzystwie
niepewnie,przekonany,żesztukajestdlanichbardziejrealnaniżcodzienneżycie.
DarzylijednakPaolęszczerąprzyjaźnią,dlategozgodziłsięprzyjąćzaproszenie,
zwłaszczażeClaradałaimjasnodozrozumienia,żeniepójdądorestauracji,lecz
zjedząwdomu.Brunettiniechciałsiępokazywaćwmiejscachpublicznych,
przynajmniejdopókiniewyjaśnisięsytuacjaprawnaPaoli.
Paolaniewidziałapowodu,dlaktóregomiałabyprzestaćprowadzićzajęciana
uniwersytecie,wróciławięcdodomuopiątej.Dziękitemuzdążyłaprzygotować
dzieciomkolację,wziąćkąpieliubraćsię,zanimprzyszedłBrunetti.
–Jużjesteśgotowa?–zapytał,wchodzącdomieszkania.
Miałanasobiekrótkąsukienkę,którawyglądałajakzrobionaznajcieńszego
złota.
–Nigdywcześniejjejniewidziałem–dodał,odwieszającpłaszcz.
–I?–spytała.
–Ipodobamisię,zwłaszczafartuch.
Spojrzaławdół,zaskoczona.Zanimjednakokazałaniezadowolenieztego,że
dałasięnabrać,Brunettizniknąłwsypialni.Paolawróciładokuchni,gdziedopiero
terazwłożyłafartuch,onzaśprzebrałsięwciemnoniebieskigarnitur.Wsuwając
kołnierzykkoszulipodmarynarkę,przeszedłdokuchni.
–Októrejmamytambyć?
–Oósmej.
Odsunąłrękawispojrzałnazegarek.
–Wychodzimyzadziesięćminut?
Mruknęłacośwodpowiedzi,pochylonanadgarnkiem.Żałował,żeczasu
starczymujedynienawypiciekieliszkawina.
–Wiesz,ktojeszczetambędzie?–spytał.
–Nie.
Otworzyłlodówkęiwyjąłbutelkępinotgrigio.Napełniłkieliszek,pociągnął
łyk.
Paolanakryłagarnekprzykrywkąiwyłączyłagaz.
–Gotowe–oznajmiła.–Nieumrązgłodu.Martwiszsiętym?–spytała.
–Tym,żeniewiemy,ktozostałzaproszony?
–PamiętasztamtychAmerykanów?–spytaławodpowiedzi.
Westchnąłiwstawiłkieliszekdozlewu.PopatrzyłnaPaolęiobojewybuchnęli
śmiechem.ChodziłooparęprofesorówHarvardu,którychpaństwoMorosini
zaprosilinakolacjędwalatatemu.Byliasyriologamiiprzezcaływieczór
rozmawialiwyłączniezesobą,apotemupilisięitrzebaichbyłoodwozić
taksówką,zaktórąnastępnegodniaranoprzyszedłdoMorosinichrachunek.
–Pytałaś?–chciałwiedziećBrunetti.
–Ktobędzie?
–Tak.
–Niemogłam–odparłaPaola.–Tyteżbyśniemógł,Guido–dodała,widząc
jegominę.–Boconibymiałabymzrobić,gdybysięokazało,żetoktośokropny?
Powiedzieć,żejestemchora?
Wzruszyłramionami,wspominającwieczoryspędzonezkatolickimipoglądami
Morosinichiichróżnobarwnymiprzyjaciółmi.
Paolawłożyłapłaszcz,zanimzdążyłjejpomóc.Wyszlizbramyiruszyli
wkierunkuSanPolo.Minęliplac,przeszliprzezmostiskręciliwprawowwąską
calle.Najejkońcu,poprawejstronie,wcisnęlidzwonekdomieszkania
Morosinich.Drzwiotworzyłysięprawienatychmiast.Weszlinapianonobile,
gdzieczekałjużnanichGiovanni.Zajegoplecamisłychaćbyłogwarrozmów.
Gospodarz,potężniezbudowanymężczyzna,nadalnosiłbrodę,którązapuścił
jeszczejakostudentpodczasgwałtownychdemonstracjiwsześćdziesiątymósmym
roku.Posiwiałazupływemlat,aonczęstożartował,żetosamostałosięzjego
ideałamiizasadami.NiecowyższyigrubszyodBrunettiego,sprawiałwrażenie,
jakbywypełniałsobącałyotwórdrzwiowy.PrzywitałPaolędubeltowym
pocałunkiem,aBrunettiegogorącymuściskiemdłoni.
–Witamy,witamy.Wchodźcieinapijciesięczegoś–powiedział,wziąłodnich
płaszczeipowiesiłjewszafieprzydrzwiach.–Clarajestwkuchni,aleja
chciałbympoznaćwaszparomaosobami.
Brunettiegojakzwyklezaskoczyłkontrastmiędzypotężnąsylwetkąacichym
głosemgospodarza,zbliżonymniemaldoszeptu,jakbyjegowłaścicielbałsię,że
ktośgopodsłucha.
Morosinicofnąłsię,byichprzepuścić,ipoprowadziłkorytarzemdoobszernego
salonu,zktóregowchodziłosiędoinnychpokoi.Wrogusalonustałyczteryosoby.
Dwieznichwyglądałynaparę,leczpozostaładwójkawogóledosiebienie
pasowała.
Kiedygościeodwrócilisięwichstronę,Brunettizauważył,żeoczyjednej
zkobietrozbłysłynawidokPaoli,leczniebyłtoprzyjaznybłysk.
Morosinidokonałprezentacji.
–PaolaiGuidoBrunetti–oznajmił.–ChciałbymwamprzedstawićKlausa
Rotgeigera,naszegoprzyjaciela,którymieszkapodrugiejstronieplacu,ijegożonę
Bettinę.
Pierwszazparodstawiłakieliszkinastółiwyciągnęłaręcenapowitanie.
UściskibyłyserdeczneimocnejakuściskiMorosiniego.Nastąpiłazwyczajowa
wymianakomplementów,wypowiadanychzlekkimobcymakcentem.Brunettiego
zaskoczyłasmukłośćsylwetekNiemcówijasnabarwaoczu.
–Ato–ciągnąłMorosini–dottoressaFilomenaSantaLuciaijejmąż,Luigi
Bernardi.
Drugaparaodstawiłakieliszkiipodałaręce.Padłytesamesłowa.Tymrazem
spostrzegawczeokoBrunettiegozarejestrowałocośnakształtoporuprzed
dłuższymkontaktemzdłońminieznajomych.Zauważyłrównież,żekobieta
imężczyznapatrzągłownienaPaolę,chociażsłowakierujądonichobojga.
Kobietamiałaciemneoczyizachowywałasiętak,jakbybyłaprzekonana,żejest
znacznieładniejsza,niżnatowygląda.Mężczyznamówiłztylnojęzykowym„r”,
charakterystycznymdlamieszkańcówokolicMediolanu.
–Atavola,atavola,ragazzi–rozległsięzaichplecamigłosClaryiGiovanni
poprowadziłichdonastępnegopokoju,gdziewzdłużwysokichokienzwidokiem
nadrugąstronęplacustałdługiowalnystół.
Zkuchniwyszłapanidomu,niosącniczymdarwotywnyaromatycznąwazę.
Brunettipoczułbrokułyzanchoisiuświadomiłsobie,jakijestgłodny.
Początkoworozmawialinatematyogólne,jakzwykle,gdyzebraniprzystole
gościenieznająswoichpoglądówistarająsięustalić,cokogointeresuje.
Brunettiegozaskoczyło–coczęstomusięzdarzałowciąguostatnichlat–żenikt
nierozmawiaopolityce.Zastanawiałsię,czywynikatozbrakuzainteresowania
tematem,czyteżpoprostustałsięonzbytzapalny,byomawiaćgozobcymi.Bez
względunaprzyczynępolitykawrazzreligiąznalazłysięwczymśwrodzaju
obozuodosobnienia,doktóregoniktniemaodwagiwejść.
DottorRotgeigeropowiadałwjęzykuwłoskim,któryBrunettiuznałzacałkiem
poprawny,okłopotachwUfficioStranierizpozwoleniemnaprzedłużeniepobytu
wWenecjinanastępnyrok.Zakażdymrazem,gdytamprzychodził,obskakiwali
goludzie,nazywającysiebieagentami,którzyzaczepialistojącychwkolejce
interesantów,przekonując,żemogąprzyspieszyćzałatwieniesprawy.
Brunettiprzyjąłdokładkępastyinicniepowiedział.
Kiedynastolepojawiłasięryba–olbrzymichrozmiarówbranzino,chyba
półmetrowejdługości–rozmowaskoncentrowałasięwokółdottoressySantaLucii,
antropologabadającegokulturęróżnychnarodów.Powróciławłaśniezwyprawy
naukowejdoIndonezji,gdziespędziłarok,badająctamtejszestrukturyrodzinne.
Brunettizauważył,żechociażmówiładowszystkichsiedzącychprzystole,często
zatrzymywaławzroknaPaoli.
–Musząpaństwowiedzieć–oznajmiłazminąosoby,którazgłębiłatajniki
obcejkultury–żepodstawowymcelemrodzinyjestjejutrzymanie.Należyzrobić
wszystko,bysięnierozpadła,nawetkosztemnajmniejważnychczłonków.
–Aktodecyduje,ktojestważniejszy,aktomniejważny?–spytałaPaola,
wyjmujączustośćiodkładającjąostrożnienabrzegtalerza.
–Tobardzointeresującepytanie–stwierdziładottoressaSantaLuciatonem,
jakimzapewnezwracałasiędoswoichstudentów.–Sądzę,żejesttojeden
zniewielupunktów,wktórychocenyspołecznetejzłożonejiwyrafinowanej
kulturypokrywająsięznaszymi.
Urwała,czekając,byktośpoprosiłosprecyzowanietegostwierdzenia.
–Toznaczywjakimpunkcie?–spytałaBettinaRotgeiger.
–Ktojestnajmniejważnymczłonkiemspołeczeństwa?
Tudottoressaumilkłaiwidząc,żewszyscyczekająnaodpowiedź,pociągnęła
łykwina.
–Niechzgadnę–wtrąciłazuśmiechemPaola,opierającbrodęnaotwartejdłoni
izapominającorybie.–Dziewczęta?
–Oczywiście–odparładottoressapokrótkiejprzerwie,niezrażonatym,że
pozbawionojąefektuzaskoczenia.–Uważatopanizadziwne?
–Bynajmniej–odparłaPaola,uśmiechającsię,iwróciładojedzeniaryby.
–Tak–ciągnęłapaniantropolog.–Wpewnymsensiesąonezbędne,jeżeli
weźmiemypoduwagęfakt,żeprzychodziichnaświatwięcej,niżwiększość
rodzinjestwstanieutrzymać,ito,żechłopcówbardziejsięceni.–Rozejrzałasię
wokół,bysprawdzić,jaksłuchaczetoprzyjęli,poczymdodałapospiesznie,
najwyraźniejobawiającsię,żeuraziłaichuczucia.–Oczywiściewedług
tamtejszychnorm.Wkońcuktośmusiteżsięopiekowaćstarymirodzicami.
Brunettiwziąłbutelkęchardonnayipochyliłsięnadstołem.Napełniłkieliszek
żony,potemswój,wymienilispojrzenia;Paolauśmiechnęłasięlekkoiskinęła
nieznaczniegłową.
–Uważam,żepowinniśmyspojrzećnatęsprawęzichpunktuwidzenia,
spróbowaćpostawićsięnaichmiejscu,przynajmniejnatyle,nailepozwalająnam
własnekulturoweuprzedzenia–oświadczyładottoressaSantaLuciaiprzezkilka
minutrozwodziłasięnadkoniecznościąposzerzenianaszychhoryzontówwcelu
zrozumieniaróżnickulturowychiokazaniaimszacunku,najakizasługują.
Wciągustulecibowiemrozwinęłysięzasadyodpowiadającespecyficznemu
zapotrzebowaniutamtejszychspołeczności.
Pojakimśczasie,potrzebnymBrunettiemudoopróżnieniakieliszkaizjedzenia
gotowanychziemniaków,zakończyławykład,wzięładorękikieliszek
iuśmiechnęłasię,jakbyczekała,ażzachwycenisłuchaczepodejdądokatedry
iwyrażąswójpodziw.
PrzedłużającąsięciszęprzerwałaPaola.
–Claro,pomogęcizanieśćtalerzedokuchni–powiedziała.
Brunettiniebyłjedynąosobą,któraodetchnęłazulgą.
–Dlaczegopozwoliłaśjejmówić?–spytałBrunettiwdrodzepowrotnejdo
domu.
Paolawzruszyłaramionami.
–Aledlaczego,powiedz.
–Tobyłozbytproste–odparłalekceważąco.–Odsamegopoczątku
wiedziałam,żechcemniewciągnąćwdyskusjęotym,dlaczegotozrobiłam.Bopo
comówiłabytewszystkiebzduryozbędnychdziewczynkach?
BrunettiszedłobokPaoli,któratrzymałagopodrękę.
–Możeonawtowierzy–powiedział.–Niecierpiętakichkobiet–dodałpo
chwilinamysłu.
–Jakich?
–Którenielubiąkobiet.Domyślamsię,jakwyglądająjejwykłady.Jesttaka
pewnatego,comówi,jakbytylkoonaznałaprawdę.Wyobraźjąsobiewkomisji
egzaminacyjnej.Będzieszmiałainnezdanieniżona,astraciszszansęnaobronę
pracydoktorskiej.
–Niewiem,czywogólektośchciałbyrobićdoktoratzantropologii–
stwierdziłaPaola.
Zaśmiałsięgłośno,przyznającjejrację.Kiedyskręciliwuliczkę,zwolnił,po
czymzatrzymałsięizwróciłtwarządoPaoli.
–Dziękujęci–powiedział.
–Zaco?–spytałazniewinnąminką.
–Zato,żeniepodniosłaśrękawicy.
–Skończyłobysięnatym,żebymniezapytała,dlaczegodałamsięaresztować,
aniesądzę,bymakuratzniąchciałaotymrozmawiać.
–Głupiakrowa–mruknąłBrunetti.
–Tobyłaseksistowskauwaga–stwierdziłaPaola.
–Zgadzamsię.
Rozdział19
PoprzyjęciuuMorosinichstraciliochotęnabywanieinieprzyjmowali
żadnychzaproszeń.Irytowałaichkoniecznośćpozostawaniacowieczórwdomu,
cospotykałosięzironicznymikomentarzamiRaffiego,leczChiarazradością
przyjmowałaichobecność,namawiającnakarty,oglądanieprogramów
ozwierzętachiinicjującgręwmonopol,któramogłapotrwaćdoprzyszłegoroku.
KażdegodniaPaolaszłanauniwersytet,aBrunettidokomendy.Poraz
pierwszycieszyłyichstosypapierkowejroboty,jakiepiętrzyłoprzednimi
państwo.
ZewzględunaudziałPaoliwsprawieBrunettinieposzedłnapogrzeb
Mitriego,zczegowinnymprzypadkubyniezrezygnował.Dwadnipóźniej
postanowiłjeszczerazprzejrzećraportyzlaboratoriumimiejscazbrodni,atakże
czterostronicowyprotokółRizzardiegozsekcjizwłok.Zajęłomutoprawiecały
ranekizmusiłodozastanowieniasię,dlaczegojegozawodoweiosobisteżycie
polegałonaciągłympowtarzaniutychsamychczynności.Wczasieprzymusowego
urlopuskończyłczytaćGibbona,terazzabrałsiędoHerodota,awkolejceczekała
Iliada.Wszyscyopisywanitambohaterowieżylikrótkoiginęligwałtowną
śmiercią.
WziąłprotokółzautopsjiizszedłnadółdosignorinyElettry.Jejwygląd
uleczyłgozewszystkichponurychmyśli.Miałanasobieczerwonyżakietotak
intensywnymodcieniu,jakiegonigdydotądniewidział,ibiałąjedwabnąbluzkę,
rozpiętąpodszyjądodrugiegoguzika.Kujegozaskoczeniusiedziałaprzybiurku,
zpodbródkiemopartymnadłoni,ipatrzyłaprzezoknonawidocznywoddali
kościółSanLorenzo.
–Dobrzesiępaniczuje,signorina?–spytał.
Wyprostowałasięiuśmiechnęła.
–Oczywiście,commissario.Właśniemyślałamopewnymobrazie.
–Oobrazie?
–Mhm–odparłaiznówpodłożywszyrękępodbrodę,zapatrzyłasięwokno.
Brunettipodążyłzajejwzrokiem,mającnadzieję,żeznajdzieówobraz,lecz
zobaczyłtylkooknoikościół.
–Jakimobrazie?–spytał.
–ZMuseoCorrer.Tym,któryprzedstawiakurtyzanyzmałymipieskami.
Znałtenobraz,chociażnigdyniepotrafiłzapamiętać,ktogonamalował.Teraz
jużobojesprawialiwrażenienieobecnychiznudzonych,jakbynieobchodziłoich
toczącesięwokółżycie.
–Coztymobrazem?
–Zawszesięzastanawiałam,czytosąkurtyzany,czypoprostukobiety
znudzonebogactwem,któreniemającorobićprzezcałydzień,toteżsiedząipatrzą
wprzestrzeń.
–Czemupanionimpomyślała?
–Och,niewiem–odparła,wzruszającramionami.
–Nudzipaniątowszystko?–spytał,wskazującnabiuroispodziewającsię
przeczącejodpowiedzi.
Odwróciłagłowęwjegostronę.
–Żartujepan,commissario?
–Wcalenie.Czemupanipyta?
Popatrzyłananiegozuwagą.
–Wcalemnietonienudzi–odpowiedziała.–Wprostprzeciwnie.–Komisarza
ucieszyłyjejsłowa.–Chociażniemampewności,jakiejestmojestanowisko–
dodałapochwili.
Brunettiniebardzowiedział,comanamyśli.Oficjalniebyłasekretarką
zastępcykomendanta,miałarównieżpomagaćBrunettiemuiinnymkomisarzom,
lecznigdynienapisałaimanijednegolistuczynotatkisłużbowej.
–Przypuszczam,żemapaninamyśliswojąrzeczywistąfunkcję,
wprzeciwieństwiedooficjalnej–powiedział.
–Oczywiście.
Uniósłrękę,wktórejtrzymałprotokół.
–Jestpaninaszymioczami,naszymnosemiżywymwcieleniemnaszej
ciekawości,signorina.
Obdarzyłagopromiennymuśmiechem.
–Jakmiłobyłobytoprzeczytaćwzakresieobowiązków.
–Myślę,żelepiejdaćspokójtemuzakresowi–powiedziałBrunetti,wskazując
teczkągabinetPatty.
Uśmiechnęłasięjeszczecieplej.
–Iniezastanawiaćsięnadtym,jakokreślićpomoc,którejnampaniudziela.
Wyciągnęłarękępoteczkę.
–Możedałobysięsprawdzić,czyodnotowanojużwcześniejtakąmetodę
zabijania,ajeżelitak,toktojązastosowałinakim.
–Garotę?
–Tak.
Pokręciłagniewniegłową.
–Gdybymtaksięnadsobąnieużalała,jużwcześniejbymtosprawdziła.
WcałejEuropieczytylkoweWłoszech?Ioilelatmamsięcofnąć?
–ProszęzacząćodWłoch,ajeżeliniczegopaninieznajdzie,toproszęzająćsię
krajamipołudniowymi.–Wyglądałotonaśródziemnomorskąmetodę.–Najpierw
pięćlatwstecz,apotemdziesięć,jeżeliniczegopaninieznajdzie.
Odwróciłasięiobudziłakomputerdożycia.Brunettiuświadomiłsobie
zaskoczony,żeuważatemaszynęzaprzedłużeniejejumysłu.Uśmiechnąłsię
iwyszedłzpokoju.Czytobyłozjegostronyzachowanieseksistowskie,czyteż
obraziłją,traktującjakoczęśćkomputera?Zacząłsięśmiać,myślącotym,co
życiezfanatyczkąmożezrobićzczłowieka,leczwcalesiętymniezmartwił.
PrzedgabinetemczekałnaniegoVianello.
–Ocochodzi,sierżancie?
VianellowszedłzaBrunettimdopokoju.
–OIacovantuona,commissario.LudziezTrevisopopytalituitam.
–Oco?–spytałBrunettiiwskazałsierżantowikrzesło.
–Ojegoprzyjaciół.
–Iożonę?–dorzuciłkomisarz.ZapewnezjejpowoduVianellodoniego
przyszedł.
Sierżantkiwnąłgłową.
–I?
–Wyglądanato,żetakobieta,któratelefonowała,mówiłajednakprawdę.Oni
siękłócili.–Brunettisłuchałwmilczeniu.–Kobieta,któramieszkawdomuobok,
powiedziała,żeonjąbiłiżeraztrafiłanawetdoszpitala.
–Atrafiła?
–Tak.Upadławłazience,wkażdymrazietakmówiła.–Częstosłyszeliod
kobiettakiewyjaśnienie.
–Czysprawdziliczas?–spytał,wiedząc,żeniemusitłumaczyć,ocomu
chodzi.
–Sąsiadznalazłjąnaschodachzadwadzieściadwunasta.Iacovantuono
przyszedłdopracytużpojedenastej.Nie,niktniewie,jakdługoleżała–dodał
Vianello,zanimBrunettizdążyłzapytać.
–Ktoprowadziłprzesłuchanie?
–Ten,zktórymrozmawialiśmy,gdybyliśmytampierwszyraz.Negri.Kiedy
powiedziałemmuotelefonie,odparł,żejużzacząłpytaćsąsiadów.Todlanich
rutyna.Powiedziałem,żesądzimy,żetelefonbyłfałszywy.
–I?
Sierżantwzruszyłramionami.
–Niktniewidział,jakwychodziłdopracy.Niktniewie,októrejsiętamzjawił.
Tylerzeczyzdarzyłosięodczasu,gdyostatnirazwidziałpiekarza,pamiętał
jednakjegopociemniałezesmutkuoczy.
–Nicniemożemyzrobić–stwierdziłwkońcu.
–Wiem,alemyślałem,żechciałbypanotymwiedzieć.
BrunettipodziękowałskinieniemgłowyiVianellowróciłdopokoju
mundurowych.
PólgodzinypóźniejdodrzwizapukałasignorinaElettra.Wrękutrzymałakilka
kartekpapieru.
–Czytojestto,oczymmyślę?–spytał.
Skinęłagłową.
–Wciąguostatnichsześciulatbyłytrzypodobnemorderstwa.Dwapopełniła
mafia,wkażdymraziewszystkootymświadczy.–Podeszładobiurka,położyła
przedBrunettimdwiepierwszekartkiiwskazałanadwanazwiska.–Jedno
wPalermo,adrugiewReggioCalabria.
Brunettiprzyjrzałsięnazwiskomidatom.Jednegoczłowiekaznalezionona
plaży,drugiegowsamochodzie.Obydwuuduszonoczymścienkim,
prawdopodobniekablemwizolacji.Wokółszyiofiarniebyłożadnychnitek.
SignorinaElettrapołożyłanabiurkunastępnąkartkę.RoktemuwPadwie
zamordowanoDavideNarduzziego.Oskarżony,marokańskisprzedawcauliczny,
zniknąłjednak,zanimgoaresztowano.Raportstwierdzał,żeNarduzziego
zaatakowanoodtyłuiuduszono.Tensamopispasowałdodwóchpoprzednich
morderstwidoprzypadkuMitriego.
–AtenMarokańczyk?
–Przepadłbezśladu.
–Skądjaznamtonazwisko?–spytałBrunetti.
–Narduzzi?
–Tak.
SignonnaElettrapołożyłaprzednimostatniąkartkę.
–Narkotyki,kradzieżezbroniąwręku,pobicia,powiązaniazmafią
ipodejrzenieoszantaż–zacytowałalistęoskarżeń,którewniesionoprzeciw
Narduzziemuwczasiejegokrótkiegożycia.–Możnasobiewyobrazić,jakichmiał
przyjaciół.Nicdziwnego,żetenMarokańczykzniknął.
Brunettiprzeczytałszybkowszystkieinformacje.
–Jeżeliwogóleistniał.
–Co?
–Proszęspojrzeć.
Wskazałnajednoznazwiskzamieszczonychnaliście.Przeddwomalaty
NarduzziwdałsięwbójkęzRuggieremPalmierim,domniemanymczłonkiem
jednegoznajkrwawszychgangówwpółnocnychWłoszech.Palmieriwylądował
wszpitalu,leczniewniósłskargi.Brunettinatyleznałtychludzi,bywiedzieć,że
takiesprawyzałatwiająprywatnie.
–Palmieri?–spytałasignorinaElettra.–Nieznamtegonazwiska.
–Ibardzodobrze.Onnigdytuniepracował,jeżelimożnatakpowiedzieć.Na
szczęście.
–Znagopan?
–Zetknąłemsięznimraz,przedlaty.Tobardzozłyczłowiek.
–Mógłtozrobić?–spytała,stukającpalcemwkartki.
–Likwidowanieludzitojegopraca–odparłBrunetti.
–TodlaczegotenNarduzziznimzadarł?
Brunettipokręciłgłową.
–Niemampojęcia.–Ponownieprzeczytałtrzykrótkieraporty,poczymwstał.
–Sprawdźmy,comożepaniznaleźćoPalmierim–powiedziałizszedłrazemznią
dosekretariatu.
Niestety,niebyłotegodużo.Palmierizniknąłroktemu,gdyzostałrozpoznany
jakojedenztrzechnapastnikówbiorącychudziałwnapadzienaopancerzoną
furgonetkęprzewożącąpieniądze.Dwóchstrażnikówzostałorannych,lecz
bandytomnieudałosięzabraćponadośmiumiliardówlirówznajdującychsię
wewnątrz.
Czytającmiedzywierszami,Brunettidomyśliłsię,żepolicjaniewielewłożyła
energiiiśrodkówwposzukiwaniePalmieriego:niktprzecieżniezginął,niczego
niezabrano.Terazjednakmielidoczynieniazmorderstwem.
BrunettipodziękowałsignorinieElettrzeizszedłnadółdopokoju
mundurowych.Sierżantsiedziałnadstosempapierów,zczołemopartymna
dłoniach.Byłsamwpokoju,więcBrunettiobserwowałgoprzezchwilę,apotem
podszedłdobiurka.Vianellopodniósłwzrok.
–Chciałbymuzyskaćkilkainformacji–oznajmiłkomisarz.
–Odkogo?
–OdinformatorówzPadwy.
–Dobrychczyzłych?
–Itakich,itakich.Iluichznamy?
JeżeliVianelloczułsięmilepołechtanyliczbąmnogą,totegonieokazał.
–Podwóchkażdegorodzaju–odpowiedziałpochwilinamysłu.–Oco
będziemyichpytać?
–ChciałbymsięczegośdowiedziećnatematRuggieraPalmieriego.
Vianellozarejestrowałnazwiskowpamięciizacząłszukaćkogoś,ktomógłby
cośonimpowiedzieć.
–Jakichinformacjipanpotrzebuje?–spytał.
–Gdziebył,gdyzginęlicimężczyźni–odpowiedziałBrunetti,kładącna
biurkukartki,któredałamusignorinaElettra.–Ichciałbymwiedzieć,gdziebył
tegowieczoru,gdyzamordowanoMitriego.
Vianellouniósłpytającobrodę.
–Słyszałem,żejestpłatnymmordercą–wyjaśniłBrunetti.–Kilkalattemu
miałkłopotyzniejakimNarduzzim.
Vianellokiwnąłgłowąnaznak,żeznatonazwisko.
–Pamiętasz,cosięznimstało?–spytałBrunetti.
–Zginął,tylkoniepamiętamjak.
–Uduszony,prawdopodobniekablemelektrycznym.
–Acidwaj?–Vianellowskazałnawydrukikomputerowe.
–Taksamo.
Vianellopołożyłkartkinastosiewłasnychpapierówiuważnieje
przestudiował.
–Niesłyszałemożadnymznich.Narduzziegozamordowanozdajesięjakiś
roktemu.
–Tak.WPadwie.
–Tamtejszapolicjapewniebyłazadowolonaztego,żesięgopozbyła,
aśledztwoniesięgnęłoażdoWenecji.–Czyprzychodzicidogłowyktoś,kto
mógłbycośnatentematwiedzieć?
–Tenczłowiek,zktórympankiedyśpracował.
–DellaCorte.Myślałemonim.Pewnieznakilkuzłychludzi,którychmógłby
popytać.Alejamyślałemokimś,kogotyznasz.
–Dwóch–oznajmiłVianello,niczegoniewyjaśniając.
–Dobrze.Popytajich.
–Comogęimdaćwzamian?
Brunettizastanawiałsięprzezchwile,ocomógłbypoprosićpolicjantów,aco
sambyzdobył.
–Będęimwinnyprzysługę–powiedziałwkońcu.–Gdybymielijakieś
kłopotywPadwie,toniechsięzwrócądodellaCorte.
–Toniewiele–stwierdziłzpowątpiewaniemVianello.
–Tojedyne,comogądostać.
Rozdział20
NastępnagodzinaupłynęłaBrunettiemunarozmowachzkomendąpolicji
wPadwieikarabinieramioraznasubtelnychzabiegach,mającychnacelu
uzyskanieinformacjiwzamianzaprzysługi,jakieniegdyśoddałtamtejszym
kolegom.Większośćpołączeńuzyskałzapośrednictwemwłasnejcentrali,nie
ruszającsięzgabinetu.DellaCortezgodziłsiępopytaćtuitam,przyjmującofertę
Brunettiego.PotemkomisarzposzedłnaRivadegliSchiavoni,gdziestałrząd
budek,izapomocąkarttelefonicznychpopiętnaścietysięcylirówzadzwoniłdo
różnychdrobnychinietakdrobnychprzestępców,zktórymimiałdoczynienia
wprzeszłości.
Wiedział,jakzresztąwszyscyWłosi,żewieletychtelefonówmożebyć–
anawetjest–napodsłuchuiprowadzoneznichrozmowysąrejestrowaneprzez
różneagencjerządowe.Dlategoniepodawałswojegonazwiskaistarałsięmówić
bardzooględnie,informującjedynie,żepewnaosobawWenecjiinteresujesię
miejscempobytuRuggieraPalmieriego,leczabsolutnieniechcesięznimspotkać;
niechceteż,bysignorPalmieridowiedziałsię,żektośoniegopytał.Szóstyzkolei
rozmówca,dilernarkotykowy,powiedział,żezobaczy,codasięzrobić.Miał
wobecBrunettiegodługwdzięczności.Kilkalattemu,wdzieńpoogłoszeniu
wyroku,jegosynnapadłnakomisarza,lecztengoniearesztował.
–AjaktamLuigino?–spytałBrunetti,byokazać,żenieczujedoniegourazy.
–WysłałemgodoAmeryki,byuczyłsięprowadzićinteresy–wyjaśniłojciec,
zanimsięrozłączył.
Toprawdopodobnieoznaczało,żekomisarzbędziemusiałchłopaka
aresztować,gdyznowusięspotkają.Amoże,uzyskawszydyplomzzarządzaniana
jakimśrenomowanymamerykańskimuniwersytecie,zajdzietakwysoko
whierarchiiorganizacji,żeskromnycommissariodipoliziazWenecjiniebędzie
władnygoaresztować.
Wykorzystującostatniąkartę,wystukałnumertelefonuwdowypoMitrim.
PodobniejakmiałotomiejscenazajutrzpośmierciMitriego,usłyszałnagranąna
sekretarkęinformację,żepogrążonawsmutkurodzinanieprzyjmujeżadnych
telefonów.Przełożyłsłuchawkędodrugiejrękiiwygrzebałzkieszenikartkę
znumerembrataMitriego,lecztamrównieżodezwałasięsekretarka.Postanowił
więcpójśćdomieszkaniazamordowanegoisprawdzić,czyzastanietamkogoś
zrodziny.
Wsiadłdotramwajunumerosiemdziesiątdwa,płynącegodoSanMarcuola,
ibeztrudutrafiłpodwłaściwyadres.Wcisnąłdzwonekipochwiliwdomofonie
rozległsięmęskigłos.Brunettipowiedział,żejestzpolicji,podałstopień
inazwisko.Przezchwilępanowałacisza,apotempozwolonomuwejść.Sólnie
ustawaławswejniszczącejdziałalności,naschodachleżałykawałkifarbyitynku.
Przedotwartymidrzwiamiczekałnaniegomężczyzna.Byłwysokiiszczupły,
opociągłejtwarzyikrótkichciemnychwłosach,przyprószonychnaskroniach
siwizną.Cofnąłsię,wpuszczającBrunettiegodomieszkania,iwyciągnąłrękęna
powitanie.
–SandroBonaventura–powiedział.–JestemszwagremPaola.
Podobniejaksiostramówiłpowłosku,leczzwyraźnymweneckimakcentem.
Brunettiodwzajemniłuściskdłoni,leczniepodałnazwiska.Bonaventura
wprowadziłgododużegopokojunakońcukorytarza.Komisarzzauważył,że
podłogęwyłożonodębowąklepką,azasłonywpodwójnychoknachtoautentyczny
MarianoFortuny.
Bonaventurawskazałmukrzesło,poczymsamusiadłnaprzeciwBrunettiego.
–Siostryniema–odezwałsię.–Pojechałazwnuczkąnakilkadnidomojej
żony.
–Miałemnadzieję,żezniąporozmawiam–wyjaśniłBrunetti.–Wiepanmoże,
kiedywróci?
Bonaventurapokręciłgłową.
–Siostraiżonasąsobiebardzobliskie,dlategozaprosiliśmyjądosiebie,
kiedy...kiedytosięstało.–Popatrzyłnaręceipokręciłgłową,poczymspojrzałna
Brunettiego.–Niemogęuwierzyć,żedotegodoszło.DlaczegoPaolo?Przecież
niebyłożadnegopowodu.
–Zawszejestjakiśpowód,gdyzjawiasięzłodziejiwpadawpanikę.
–Uważapan,żetobyłowłamanie?Atenlist?–spytałBonaventura.
Brunettizawahałsię.
–Możliwe,żezłodziejwybrałgozewzględunaszum,jakisięzrobiłwokół
biurapodróży.Tękartkęmógłwziąćzesobą,zamierzajączostawićjąpo
dokonaniukradzieży.
–Alepoco?
Brunettiniemiałpojęciaiuważałtakąmożliwośćzaśmieszną.
–Żebytoniewyglądałonarobotęprofesjonalisty–wymyśliłnapoczekaniu.
–Toniemożliwe–odrzekłBonaventura.–Paolazamordowałjakiśfanatyk,
któryuważał,żejestonodpowiedzialnyzacoś,oczymniemiałpojęcia.Życie
mojejsiostryległowgruzach.Toabsurd.Niechpannieopowiadami
ozłodziejach,którzyprzychodzązkartkami,inietracinanichczasu.Powinien
panszukaćszaleńca.
–Czypańskiszwagiermiałwrogów?–spytałBrunetti.
–Nie,oczywiście,żenie.
–Uważamtozadziwne–stwierdziłBrunetti.
–Copanchceprzeztopowiedzieć?–spytałBonaventura,pochylającsięku
Brunettiemu.
–Niechciałempanaurazić,signorBonaventura.–Brunettiuniósłdłoń
wgeściepojednania.–Chodzimioto,żedottorMitribyłbiznesmenem,itotakim,
któryodnosisukcesy.Napewnoczęśćjegodecyzjiniepodobałasięludziom,
wywoływaławnichgniew.
–Ludzieniezabijajązpowoduniekorzystnychumów–odparłBonaventura.
Brunettipominąłjegosłowamilczeniem,chociażwiedział,jakczęstotosię
zdarza.
–Czyprzychodzipanudogłowyktoś,ktomiałbyprzeztokłopoty?–spytałpo
chwili.
–Nie–odpowiedziałBonaventurabezwahania.–Nikt–dodałpo
zastanowieniu.
–Rozumiem.Czyorientujesiępanwinteresachszwagra?Czypracowaliście
wspólnie?
–Nie.KierujęnasząfabrykąwCastelfrancoVeneto.NazywasięInterfon.
Należydomnie,leczjestzarejestrowanananazwiskomojejsiostry.Zewzględuna
podatki–dodał,widzącniezadowolonąminękomisarza.
Brunettikiwnąłgłowąniczymksiądz.Czasamiodnosiłwrażenie,żewe
Włoszechmożnabyłowybaczyćkażdąpotworność,jeżelitylkopopełnionoją
zprzyczynpodatkowych.Zniszczyćrodzinę,zastrzelićpsa,spalićsąsiadowidom–
dopókirobiłosiętozpowodówpodatkowych,żadensędzia,żadensądniewydałby
wyrokuskazującego.
–CzydottorMitrimiałjakiśudziałwtejfabryce?
–Nie,żadnego.
–Cotozafabryka,jeżelimogęspytać?
Bonaventuranieuznałtegopytaniazadziwne.
–Oczywiście,żemożepan.Wytwarzamylekarstwa.Aspirynę,insulinę,wiele
lekówhomeopatycznych.
–Czyjestpanfarmaceutą?Znasięnaprodukcjileków?
Bonaventurazawahałsię.
–Nie.Jestemtylkobiznesmenem.Dodajękolumnycyfr,słuchamnaukowców,
którzyprzygotowująreceptury,iopracowujęstrategiemarketingowe.
–Niepowinienpanznaćsięnafarmakologii?–spytałBrunetti,pamiętając,że
Mitribyłchemikiem.
–Nie.Tokwestiazarządzania.Produktniematuznaczenia,czybędątobuty,
statkiczylak.
–Rozumiem–odpowiedziałBrunetti.–Pańskiszwagierbyłzdajesię
chemikiem?
–Tak.Napoczątkuswojejkarieryzawodowej.
–Apóźniejnie?
–Nie.Oddawnaniepracowałjużwswoimzawodzie.
–Wtakimrazieczymsięzajmowałwswoichfabrykach?Ciekawe,czyteżbył
zwolennikiemstrategiimarketingowych.
Bonaventurapodniósłsięzeswegomiejsca.
–Niechcębyćniegrzeczny,paniekomisarzu,alemamtucośdoroboty,atosą
pytania,naktóreniepotrafięodpowiedzieć.Byłobylepiej,gdybypanporozmawiał
zdyrektoramifabrykPaola.Naprawdęnicniewiemojegointeresach.Przykromi.
Brunettiwstał.Tobrzmiałosensownie.Wykształceniechemiczneniebyło
koniecznedokierowaniafabryką.Teraznietrzebajużsięznaćnawytwarzanym
produkcie,żebykierowaćfirmą.NajlepszymprzykłademjesttuPatta–pomyślał
Brunetti.
–Dziękuję,żepoświęciłmipanczas–powiedział,wyciągającrękędo
Bonaventury.
Tenuścisnąłjąiodprowadziłkomisarzadodrzwi.Brunettiwróciłdokomendy
uliczkamiCannaregio,jegozdaniemnajpiękniejszymiwmieście,noioczywiście
naświecie.
Większośćkolegówwyszłanaobiad,zostawiłwięckartkęnabiurkusignoriny
Elettry,proszącjąozebranieinformacjioszwagrzeMitriego,Alessandrze
Bonaventurze.Kiedyodsuwałgórnąszufladę,zktórejpozwoliłsobiewyjąć
ołówek,pomyślał,żebardzochciałbyprzesłaćjejwiadomośćzapośrednictwem
Internetu.Niemiałpojęcia,jaktodziałaanicopowinienzrobić,leczogromnie
tegopragnął,choćbytylkopoto,byudowodnićjej,żeniejesttakim
elektronicznymneandertalczykiem,zajakiegogozapewneuważała.Vianellosię
nauczył,więconteżmógłby.Skończyłprzecieżprawo,atomusiałocośznaczyć.
Popatrzyłnacichyterazkomputericiemnyekran.Czytobardzotrudne?
Amoże,takjakMitri,bardziejsięnadawałdopracyzakulisaminiżprzy
maszynach.Itakuspokojonyposzedłdobaruprzymościezjeśćkanapkęiwypić
kieliszekwina,czekając,ażinniwrócązobiadu.
Zrobiłosiębliżejczwartejniżtrzeciej,leczBrunettijużdawnostraciłiluzjęco
dopracowitościswoichkolegów,toteżwcalemunieprzeszkadzało,żemusiał
siedziećwciszywłasnegogabinetuprzezponadgodzinęiczytaćgazetę.Sprawdził
nawetswójhoroskop:obiecywał,żespotkablondynkęiwkrótceotrzymadobre
wieści.Przydałybysię.
Tużpoczwartejzadzwoniłtelefon.Podniósłsłuchawkę,wiedząc,żetoPatta,
zdziwiony,żehoroskoptakszybkosięsprawdza,iciekaw,czegotovice-questore
możeodniegochcieć.
–Mógłbyśprzyjśćdomojegogabinetu?–spytałvice-questore,aBrunetti
odpowiedziałuprzejmie,żejużidzie.
ŻakietsignorinyElettrywisiałnaoparciukrzesła,anaekraniemonitora
widniałalistanazwiskischludnakolumnacyfr,leczjejsamejniebyłowpokoiku.
Komisarzzapukałdodrzwigabinetu,poczymwszedł.
PrzedbiurkiemPattysiedziałasignorinaElettrazezłączonyminogami,
notatnikiemnakolanachiwzniesionymołówkiem.Przerwałanotowaćwchwili,
gdyPattapowiedział:Avanti!,usłyszawszypukanieBrunettiego.
Vice-questoreledwiekiwnąłgłowąkomisarzowiipowróciłdodyktowania.
–Iproszęnapisać,żeniechcę...Nie,niechpaninapisze„niebędętolerował”.
Takbędziedobitniej,niesądzipani?
–Oczywiście,vice-questore–odpowiedziała,niespuszczającwzroku
znotatnika.
–Niebędętolerował–ciągnąłPatta–wykorzystywaniapolicyjnychłodzi
isamochodówdonieuzasadnionychpodróży.Jeżeliktośzpracowników...–Tu
przerwałidodałneutralnymtonem:–Czymogłabypanisprawdzić,signorina,kto
jestupoważnionydoużywaniałodziisamochodówidopisaćto?
–Oczywiście,vice-questore.
–...będziepotrzebowałpolicyjnegośrodkatransportu,powinien...Ocochodzi,
signorina?–spytałPatta,widzączmieszanienajejtwarzy.
–Możebyłobylepiejdodać:„taosoba”,vice-questore–zasugerowała.–Aby
uniknąćpodejrzeńofaworyzowaniemężczyzn.Inaczejwyjdzienato,żetylkooni
mogążądaćłodzi.
Spuściłagłowęiprzewróciłakartkęwnotatniku.
–Naturalnie,naturalnie,skorouważapani,żetakbędzierozsądniej–zgodził
sięPattaidyktowałdalej.–Taosobapowinnawypełnićodpowiedniformularz
iotrzymaćzgodęswoichzwierzchników.–Jegozachowaniezmieniłosię,
aztwarzyzniknąłwładczywyraz,jakbyPattanakazałbrodzie,byprzestała
naśladowaćMussoliniego.–Jeżelibyłabypanitakuprzejmaisprawdziła,ktojest
dotegoupoważniony,idopisałaichnazwiska...dobrze?
–Oczywiście,vice-questore–powiedziałaizanotowałakilkasłów,poczym
podniosławzrokiuśmiechnęłasię.–Czytowszystko?
–Tak–odrzekłPatta.
Brunettizauważył,żevice-questorepochyliłsięwprzód,kiedysekretarka
wstała,jakbytymprzyjaznymgestemchciałpomócjejsiępodnieść.
Kiedydoszładodrzwi,odwróciłasięiznówuśmiechnęła.
–Zrobiętojutrozsamegorana,vice-questore–powiedziała.
–Niemożepaniwcześniej?–spytałPatta.
–Obawiamsię,żenie.Muszęopracowaćbudżetwydatkównaszegobiurana
następnymiesiąc.
Uśmiechnęłasięzmieszaninążaluisurowości.
–Oczywiście.
Wyszłazgabinetu,zamykajączasobądrzwi.
–Brunetti–powiedziałPattabezwstępów–cosiędziejezesprawąMitriego?
–Rozmawiałemdziśzjegoszwagrem–zacząłkomisarz,ciekaw,czyPattajuż
otymwie.Zwyrazujegotwarzydomyśliłsię,żenie.–Dowiedziałemsięrównież
–ciągnął–żewciąguostatnichkilkulatpopełnionotrzyinnemorderstwaprzy
użyciukablawizolacji,prawdopodobnieelektrycznego,iwszystkieofiary
zaatakowanoodtyłu,takjakMitriego.
–Jakiegorodzajutobyłymorderstwa?–spytałPatta.–Podobnedotego?
–Nie,comandante.Wyglądanato,żebyłytoegzekucje,prawdopodobnie
mafijne.
–Wtakimrazieztymniemogąmiećnicwspólnego–stwierdziłPatta,
wykluczająctęewentualnośćmachnięciemręki.–Tojestrobotajakiegośszaleńca,
fanatykasprowokowanegodopopełnieniamorderstwaprzez...–Pattaurwałnagle,
jakbystraciłwąteklubuświadomiłsobie,dokogomówi.
–Chciałbymjednakiśćdalejtymtropem,comandante–powiedziałBrunetti,
udając,żetegoniesłyszał.
–Gdziezdarzyłysiętemorderstwa?
–JednowPalermo,jednowReggioCalabriainajnowszewPadwie.
–Ach!–westchnąłPatta,–Jeżeliistniejemiędzynimijakiśzwiązek,tobędzie
oznaczało,żesprawaniejestnasza,tylkopolicjiztamtychmiast,którapotraktuje
tomorderstwojakojednozserii.
–Tobardzoprawdopodobne,comandante–odparłBrunetti,niewspominając,
żetaksamomożepostąpićpolicjawWenecji.
–Wtakimraziepoinformujichotymidajmiznać,gdyotrzymaszodnich
odpowiedź.
Brunettimusiałprzyznać,żetogenialneposunięcie.Pattaprzekazałśledztwo
policjiztamtychmiast,cobyłozgodnezprzepisamiibardzokorzystne,
informującbowiemosprawieinnych,oficjalniewypełniałswójobowiązek,dzięki
czemuniktniemógłzakwestionowaćtejdecyzji.
Komisarzwstał.
–Oczywiście,comandante.Natychmiastsięznimiskontaktuję.
Pattaskinąłmuuprzejmiegłową.Rzadkosięzdarzało,byBrunetti,człowiek
upartyitrudny,dałsiętakłatwoprzekonać.
Rozdział21
KiedyBrunettiwyszedłzgabinetuPatty,signorinaElettrawkładaławłaśnie
żakiet.Torebkaitorbanazakupystałynabiurku,aobokleżałpłaszcz.
–Abudżet?–spytałBrunetti.
Prychnęłalekceważąco.
–Comiesiącjesttakisam.Wydrukowaniezajęłomipięćminut.Musiałam
jedyniezmienićnazwęmiesiąca.
–Czyktośgokiedykolwiekzakwestionował?–spytałBrunetti,myśląc
owydatkachnaświeżekwiaty.
–Vice-questorejakiśczastemu–odpowiedziała,sięgającpopłaszcz.
Brunettipomógłjejsięubrać.Żadneznichnieuznałozakoniecznezwrócić
uwaginato,żedokońcapracypozostałyjeszczetrzygodziny.
–Copowiedział?
–Zapytał,dlaczegocomiesiącwydajemywięcejpieniędzynakwiatyniżna
materiałybiurowe.
–Ijakmutopaniwytłumaczyła?
–Przeprosiłamipowiedziałam,żemusiałampomylićkolumnyiżetosię
więcejniepowtórzy.
Przewiesiładługieramiączkotorbyprzezramię.
–I?–Brunettiniemógłsiępowstrzymać.
–Isięniepowtórzyło.Topierwszarzecz,jakąrobię,gdysporządzamraport.
Zamieniammiejscamiwydatkinakwiatyimateriałybiurowe.Dziękitemuvice-
questorejestszczęśliwszy.
Wzięłatorbęnazakupy.–BottegaVeneta–iruszyładodrzwi.
–Signorina–zaczął,czującsięniezręcznie.–Atedane?
–Rano,commissario.Jutrosiętymzajmę–odpowiedziała,wskazując
podbródkiemnakomputer,bowjednejręcetrzymałatorbę,adrugąodsuwała
pasmowłosówztwarzy.
–Alejestwyłączony–zauważyłBrunetti.
Naułameksekundyzamknęłaoczy.
–Zapewniampana,żejutroranobędągotowe.–Zawahałsię,więcdodała:–
Proszępamiętać,żejestempańskimioczymaipańskimnosem,commissario.
Wszystko,codasięznaleźć,będziegotowejutrozsamegorana.
DrzwibyłyotwarteiBrunettistanąłprzynich,jakbypilnował,bybezpiecznie
wyszła.
–Arrivederci,signorina.Egrazie.
Uśmiechnęłasięnapożegnanie.
Przezchwilęzastanawiałsię,cozrobićzresztądnia.Zabrakłomuodwagi,by
pójśćzaprzykłademsignorinyElettry,wróciłwięcdoswojegopokoju.Nabiurku
znalazłkarteczkęzinformacją,żehrabiaOrazioFalierprosiokontakt.
–TuGuido–powiedział,słyszącgłoshrabiego.
–Dobrze,żedzwonisz.Możemyporozmawiać?
–ChodzioPaolę?–spytałBrunetti.
–Nie,otędrugąsprawę,októrąmnieprosiłeś.Rozmawiałemzkimś,zkim
łącząmniepewneinteresy,itenczłowiekpowiedział,żejakiśroktemunajedno
zzagranicznychkontMitriegowpłynęłaolbrzymiasumapieniędzy,którawkrótce
zostałazniegowycofana.Mówiłopięciumilionachfranków.
–Franków?–powtórzyłBrunetti.–Szwajcarskich?
–Przecieżniefrancuskich–odparłhrabia,jakbyfrankafrancuskiegostawiałna
równizlitewskimlitem.
Brunettiniezapytał,odkogoteśćmatęinformację,ibyłnatylemądry,byjej
zaufać.
–Czytojedynekonto?
–Tojedyne,októrymsiędowiedziałem–odrzekłhrabia.–Alepytałemkilka
innychosóbimogęmiećjakieświadomościpodkoniectygodnia.
–Czypowiedział,skądpochodzątepieniądze?
–Zróżnychkrajów.Zaczekajchwilę,zarazcipowiem.Mamgdzieśto
zapisane.–Odłożyłsłuchawkę,aBrunettiprzysunąłsobiekartkępapieru.–Mam–
odezwałsięhrabia.–Nigeria,Egipt,Kenia,Bangladesz,SriLankaiWybrzeże
KościSłoniowej.Próbowałemprzypisaćdonichróżnerzeczy–podjąłpochwili
milczenia–narkotyki,broń,kobiety,aleciąglecośmisięniezgadzało.
Przynajmniejjednoztychpaństwniepasowałodoschematu.
–Przedewszystkimsąnatozbytbiedne–mruknąłBrunetti.
–Notak.Alewiększośćpieniędzypochodziwłaśniestamtąd,choćbyły
równieżmniejszewpłatyzkrajóweuropejskichijednazBrazylii.Sumy
przesyłanozawszewlokalnychwalutach,apotemczęśćodsyłano,leczwdolarach,
zawszewdolarach.
–Dotychsamychkrajów?
–Tak.
–Ilewracało?
–Niewiem.Towszystko,comiprzekazał–wyjaśniłhrabia,uprzedzając
kolejnepytanie.–Tylebyłmiwinny.
Brunettizrozumiał,Niebędzienicwięcej.
–Dziękuję–powiedział.
–Jaksądzisz,cotoznaczy?
–Niewiem.Muszęsięnadtymzastanowić.–Postanowiłpoprosićhrabiego
odalsząpomoc.–Jestjeszczektoś,kogomuszęznaleźć.
–Kto?
–NazywasięPalmieri,tozawodowyzabójca.
–CoonmawspólnegozPaolą?–chciałwiedziećhrabia.
–MógłmiećcośwspólnegozzamordowaniemMitriego.
–Palmieri?
–Tak,Ruggiero.Przypuszczam,żepochodzizPortogruaro,leczztego,co
wiemy,tomożebyćrównieżwPadwie.
–Znamwieluludzi,Guido.Zobaczę,cosiędazrobić.
Brunettichciałmupowiedzieć,żebybyłostrożny,leczzdałsobiesprawę,że
teśćdoniczegobywżyciuniedoszedł,gdybyniekierowałsięostrożnością.
–RozmawiałemwczorajzPaolą–powiedziałhrabia.–Wyglądanato,że
doszładosiebie.
–Tak.–Brunettinagleuświadomiłsobie,jakniepewnietozabrzmiało.–Jeżeli
to,cozaczynampodejrzewać,jestprawdą,toniemiałanicwspólnegoześmiercią
Mitriego.
–Oczywiście,żeniemiałanicwspólnegozjegośmiercią–padła
natychmiastowaodpowiedź.–Przecieżbyławówczasztobą.
–Myślałemotym,cozamierzałaosiągnąć–wyjaśniłspokojnieBrunetti,
tłumiącwsobiechęćostrejriposty.–Żeswympostępowaniemmogła
sprowokowaćkogośdopopełnieniamorderstwa.
–Nawetjeżelitakbyło...–zacząłhrabia,lecznaglestraciłzainteresowanie
dyskusjąnadhipotezamiispokojnymtonempowiedział:–Spróbujęsię
zorientować,coonmiałwspólnegoztymikrajami.
–Będęwdzięczny.
Brunettipożegnałsięuprzejmieiodłożyłsłuchawkę.
Kenia,EgiptiSriLankamiałyproblemyzterrorystami,lecznic,oczym
Brunetticzytał,niesugerowałojakichkolwiekpowiązań.Oskarżaneoataki
ugrupowaniagłosiłyzupełnieinnecele.Surowce?Niewieleonichwiedział,nie
mógłwięcstwierdzić,czybyływśródnichtakie,jakichpragnąłżarłocznyZachód.
Popatrzyłnazegarek.Minęłaszósta.Najwyższyczas,bykomisarz,zwłaszcza
taki,któryoficjalnienadalprzebywanaurlopieadministracyjnym,poszedłdo
domu.
Wdrodzewciążmyślałosprawie,araznawetprzystanął,wyjąłzkieszenilistę
państwiponowniesięjejprzyjrzał.Wszedłdo„AnticoDolo”,zamówiłkieliszek
białegowinaidwiemątwy,lecztakbyłzajętymyślami,żenieczułsmaku.
Wróciłprzedsiódmądopustegodomu.PoszedłdogabinetuPaoli,wyjąłatlas
świata,rozłożyłgosobienakolanachiprzestudiowałzuwagąkolorowemapy
różnychregionów.Potem,siedzącnastarejkanapie,zsunąłsięniżejipołożył
głowęnaoparciu.
KiedypółgodzinypóźniejPaolawróciładodomu,spałwnajlepsze.Wymówiła
jegoimięrazidrugi,leczobudziłsiędopiero,gdyprzynimusiadła.
Zdrzemkiwdzieńzawszebudziłsięotępiały,zniesmakiemwustach.
–Cotojest?–spytała,wskazującnaatlasicałującmężawucho.
–SriLanka.AtujestBangladesz,Egipt,Kenia,WybrzeżeKościSłoniowej
iNigeria–wyjaśnił,przewracającstrony.
–Niechzgadnę:toplanpodróżynaszegodrugiegomiesiącamiodowegopo
biednychstolicachświata.–Widzącjegouśmiech,dodała:–Ajabędęgrałarolę
dobrodziejki,którarzucabiedakompełnegarścimonet.
Brunettizamknąłatlas,leczpozostawiłgonakolanach.
–Tointeresujące,żewpierwszymodruchupomyślałaśobiedzie.
–Biedaalbozamieszki.Albotanieimodium–dodałapochwilizastanowienia.
–Cotakiego?
–Pamiętasz,jakbyliśmywEgipcieimusieliśmybraćimodium?
Dziesięćlattemu,podczaswycieczkidoEgiptu,dostaliostrejbiegunkiiprzez
dwadnijedlijedyniejogurt,ryżibraliimodium.
–Tak–odpowiedział,leczbezprzekonania.
–Żadnychrecept,żadnychpytańibardzo,bardzotanio.Gdybymmiałalistę
lekarstw,którezażywająmoineurotyczniznajomi,mogłabymnakupować
prezentównanastępnychpięćlat.–Zauważyła,żesięniezaśmiał,spojrzaławięc
naatlas.–Alecoztymikrajami?
–Mitriotrzymywałznichpieniądze,ogromnesumy.Amożenieon,tylkojego
firmy.Trudnotoustalić,bowpłatdokonywanonakontowSzwajcarii.
–Anietamtrafiająwszystkiepieniądze?–spytałazciężkimwestchnieniem.
Odsunąłodsiebiemyślioegzotycznychkrajachiodłożyłatlasnakanapę.
–Gdziedzieci?–spytał.
–Jedząkolacjęumoichrodziców.
–Czymyteżpowinniśmygdzieśpójść?
–Miałbyśochotęsięzemnąpokazać?–spytałalekkimtonem.
Niebyłpewny,czyżartuje,dlategoodpowiedziałtwierdząco.
–Gdzie?
–Gdziezechcesz.
Rozsiadłasięobokniegoiwyciągnęłaprzedsiebienogi.
–Niechcęiśćdaleko.Amożepizzaw„DueColonne”?
–Októrejwrócądzieci?–spytał,przykrywającdłoniąjejdłoń.
–Nieprzeddziesiątą–odparła,spoglądającnazegarek.
–Dobrze–powiedziałiuniósłjejrękędoust.
Rozdział22
KolejnydzieńinastępnyminęłybezżadnychwieścioPalmierim.
W„Gazzettino”ukazałsięartykułinformującyotym,żewsprawieMitriegonie
mażadnegopostępu,leczoPaoliniewspomniałsłowem,Brunettidoszedłwięcdo
wniosku,żeteśćrzeczywiściemusiałrozmawiaćzludźmi,którychznał.
Ogólnokrajowedziennikirównieżpomijałytentematmilczeniem.Akiedy
jedenaścieosóbzostałośmiertelniepoparzonychwpokojutlenowymwszpitalu
wMediolanie,sprawamorderstwaMitriegoustąpiłamiejscamiażdżącejkrytyce
systemuopiekizdrowotnej.
ZgodniezdanymsłowemsignorinaElettraprzekazałamutrzystrony
informacjioSandrzeBonaventurze.Miałdwojedziecistudiującychna
uniwersytecie,domwPadwieimieszkaniewCastelfrancoVeneto.Fabryka
Interfarbyłarzeczywiściezapisanananazwiskosiostry.Pieniądzenajejkupno
zostaływpłaconedzieńpodużejwypłaciezkontaMitriegowbankuweneckim.
Miałotomiejscepółtorarokutemu.
BonaventurapracowałnajpierwjakodyrektorwjednejzfabrykMitriego,
apotemzostałszefemInterfaru.Itobyłowszystko.Typowyżyciorys
przedstawicielaklasyśredniej,któremusiępowiodło.
Trzeciegodniazłapanoczłowieka,którynapadłnaoddziałpocztowynaCampo
SanPolo.Popięciugodzinachprzesłuchaniaprzyznałsięteżdonapadunabankna
CampoSanLuca.Byłtotensammężczyzna,któregoIacovantuonoprzedśmiercią
żonyrozpoznałnazdjęciu.WtrakcieprzesłuchaniaBrunettizszedłnadół
iprzyjrzałsiępodejrzanemuprzezspecjalnąszybęzainstalowanąwdrzwiach
pomieszczenia.Zobaczyłniskiego,krępegomężczyznęorzednących
kasztanowychwłosach.Człowiek,któregoIacovantuonoopisałzadrugimrazem,
miałrudewłosyibyłoconajmniejdwadzieściakilogramówszczuplejszy.
BrunettiwróciłdoswojegopokojuipoprosiłopołączeniezNegrim,który
prowadziłwTrevisodochodzeniewsprawieśmiercisignorinyIacovantuono,
ipoinformowałgo,żearesztowalisprawcęnapadunabankiżejegorysopisróżni
sięodprzedstawionegoprzezIacovantuonazadrugimrazem.
–Coonrobi?–spytałBrunettipoprzekazaniuinformacji.
–Chodzidopracy,wracadodomu,karmidzieci,potemidzienacmentarz,by
położyćświeżekwiatynagrobieżony–odpowiedziałNegri.
–Czyjestjakaśinnakobieta?
–Narazienie.
–Jeżelitozrobił,tojestdobry–stwierdziłBrunetti.
–Byłbardzoprzekonujący,kiedyznimrozmawiałem.Dzieńpojejśmierci
wysłałemnawetludzi,byichchroniliimieliokonadom.
–Zauważylicoś?
–Nie.
–Dajciemiznać,jeżelicośsięwydarzy–powiedziałBrunetti.
–Małoprawdopodobne,co?
–Mało.
InstynktzwykleostrzegałBrunettiego,gdyktośkłamałlubpróbowałcośukryć,
leczwwypadkuIacovantuonakomisarzniemiałżadnychprzeczuć,żadnych
podejrzeń.Zacząłsięzastanawiać,czychcebyćwporządku,czyteżpragnie,by
małypiekarzokazałsięmordercą.
Trzymałjeszczerękęnasłuchawce,gdyzadzwoniłtelefonioderwałgood
czczychrozmyślań.
–Guido,tudellaCorte.
MyśliBrunettiegoskoncentrowałysięnaPadwie,MitrimiPalmierim.
–Cojest?–spytał,zbytpodekscytowany,bybawićsięwuprzejmości.
NatychmiastzapomniałoIacovantuonie.
–Możemygoznaleźć.
–Palmieriego?
–Tak.
–Gdzie?
–Odnasnapółnoc.Prowadziciężarówkę.
–Ciężarówkę?–powtórzyłbezmyślnieBrunetti.Wydawałosiętozbytbanalne
jaknakogoś,ktoprawdopodobniezabiłczteryosoby.
–Używaterazinnegonazwiska:MicheleDeLuca.
–Jakgoznaleźliście?
–Jedenznaszychludzizwydziałunarkotykówpopytałtuitamidostał
wiadomośćodswoichchłopaczków.Gośćniebyłpewny,wysłaliśmywięckogoś
iwróciłzpotwierdzeniem.
–CzyPalmierimógłgowidzieć?
–Nie,facetjestdobry.Czychcesz,żebyśmyzgarnęliPalmieriego?–spytałpo
chwilidellaCorte.
–Niewiem,czytobędziełatwe.
–Wiemy,gdziemieszka.Możemywejśćwnocy.
–Gdzieonjest?
–WCastelfrancoVeneto.Prowadziciężarówkęnależącądofabryki
farmaceutycznejonazwieInterfar.
–Jadę.Chcęgodopaśćdziświeczorem.
ŻebyuczestniczyćwnalocienamieszkaniePalmieriego,okłamałPaolę.
Wczasieobiadupowiedziałjej,żepolicjawCastelfrancozatrzymałapodejrzanego
iprosi,abyprzyjechałgoprzesłuchać.Kiedyzapytała,dlaczegomusitamzostaćna
noc,wyjaśnił,żetegoczłowiekaprzywioząpóźnymwieczorem,apodziesiątejnie
złapiepowrotnegopociągu.Wrzeczywistościniebyłożadnegojużpopołudniu.
Kontrolerzylotuogłosiliwpołudniedzikistrajk,zamknęlilotniskoizmusili
samolotydolądowaniawBoloniilubTrieście,azwiązekzawodowymaszynistów,
solidaryzującsięzżądaniamikolegów,postanowiłogłosićakcjęprotestacyjną,
więcwszystkiekolejewregionieVenetorównieżstanęły.
–Wtakimrazieweźsamochód.
–Mogę,aletylkodoPadwy.NadłuższykursPattaniewydazgody.
–Toznaczy,żeniechce,żebyśtamjechał,tak?–spytała,patrzącnaniego
przezzastawionystół.Dzieciposzłyjużdoswoichpokoi,mogliwięcswobodnie
rozmawiać.–Alboniewie,żetamjedziesz.
–Poczęścitak–odpowiedział.Wziąłjabłkozkoszykaizacząłjeobierać.–
Smaczne–stwierdził,gdyodgryzłpierwszykawałek.
–Niewykręcajsię,Guido.Jakijestteninnypowód?
–Przesłuchaniemożedługopotrwać,więcniewiem,kiedywrócę.
–Iściągajątegoczłowiekatylkopoto,byśzmusiłgodomówienia?–spytała
zpowątpiewaniemwgłosie.
–MuszęzapytaćgooMitriego–wyjaśniłBrunetti.Byłtoraczejunikniż
kłamstwo.
–Czytoongozabił?–spytała.
–Możliwe.Mabyćbadanywsprawieconajmniejtrzechmorderstw.
–Badany?Cotoznaczy?
Brunetticzytałaktaiwiedział,żejestświadek,którywidziałPalmieriego
wtowarzystwiedrugiejofiarytegowieczoru,gdyzginęła.Ijeszczetabójka
zNarduzzim.Aterazbandziorpracowałjakokierowcawfabrycefarmaceutycznej
Bonaventury.
–Ciążąnanimpodejrzenia.
–Rozumiem–powiedziała,wyczuwającwjegogłosieniechęćdodalszych
wyjaśnień.–Więcwracaszjutrorano?
–Tak.
–Októrejwyjeżdżasz?–spytała.
–Oósmej.
–Wracaszdokomendy?
–Tak.
Chciałdodać,żemusijeszczesprawdzić,czytenczłowiekzostałformalnie
oskarżony,leczsiępowstrzymał.Nielubiłkłamać,zdrugiejstronyniechciał,by
Paolasiędenerwowała,żeniepotrzebnienarażasięnaniebezpieczeństwo.
Protestowałaby,mówiąc,żezarównowiek,jakirangapozwalająmutegouniknąć.
Niewiedział,czybędziespałtejnocyanigdzie,mimotoposzedłdosypialni
ispakowałtrochęrzeczydomałejtorby.Otworzyłleweskrzydłowielkiejszafy
zdrewnaorzechowego,którąhrabiaOraziopodarowałimwprezencieślubnym,
wyjąłzniejklucze,otworzyłjednymszufladę,adrugimmetaloweprostokątne
pudełko.Wyjąłzniegopistoletwkaburze,wsunąłbrońdokieszeni,poczym
staranniezamknąłpudełkoiszufladę.
PrzypomniałsobieIliadęiAchillesaprzywdziewającegozbrojęprzedwalką
zHektorem:wielkątarczę,nagolenniki,włócznię,mieczihełm.Jakżelichyimało
szlachetnywydawałsiętenmetalowyprzedmiotspoczywającywkieszeni!Paola
nazywałagoprzenośnympenisem.Ajednakjakszybkoprochpołożyłkres
szlachetnymzasadomwalki,wywodzącymsięodAchillesa!
Zatrzymałsięwdrzwiachiwróciłdorzeczywistości.Czekałogozadanie
wCastelfrancoimusiałsiępożegnaćzżoną.
NiewidziałdellaCortekilkalat,mimotorozpoznałgo,jaktylkowszedłdo
budynkukomendywPadwie.Tesameciemneoczyiniesfornewąsy.Brunetti
zawołałipolicjantodwróciłsięnadźwiękswojegonazwiska.
–Guido–powiedział.–Jakmilocięznowuwidzieć!Opowiadającotym,co
robiliprzeztekilkalat,poszlidogabinetudellaCorte.Tamprzykawie
kontynuowalirozmowęodawnychsprawach,apotemzaczęliomawiaćplanyna
dzisiejszywieczór.DellaCortezaproponował,żebywyjechalizPadwy
odwudziestejdrugiej.OdwudziestejtrzeciejbędąwCastelfranco,gdziespotkają
sięzmiejscowąpolicją,którawiedziałaoPalmierimiteżchciałauczestniczyć
wakcji.
KiedykilkaminutprzedjedenastądotarlidokomendywCastelfranco,czekali
jużtamnanichkomisarzBoninoidwóchpolicjantówwdżinsachiskórzanych
kurtkach.MieliprzygotowanąmapęterenuwokółmieszkaniaPalmieriego,
opracowanądoostatniegoszczegółu:parkingprzeddomem,rozmieszczenie
wszystkichdrzwiwbudynku,nawetplanlokalu.
–Jaktozdobyliście?–Brunettiniekryłpodziwu.
Boninowskazałnamłodszegozpolicjantów.
–Budynekmazaledwiepięćlat–wyjaśnił.–Wiedziałem,żejegoplanymuszą
byćwbiurzekatastralnym.Poszedłemtamdziśpopołudniuipoprosiłem
ozrobienieodbitkidrugiegopiętra.Onmieszkanatrzecim,alerozkładjesttaki
sam.
Wszyscyspojrzelinaodbitkę.
Planwydawałsięprosty:pojedynczeschodywiodłynakorytarz,mieszkanie
Palmieriegoznajdowałosięnajegokońcu.Musielizatempostawićdwóchludzi
podoknami,jedenmiałstaćprzyschodach,dwóchwejśćdośrodka,adwóch
zapewniaćubezpieczenienakorytarzu.Brunettichciałpowiedzieć,żesiedmiuto
zadużo,leczprzypomniałsobie,żePalmierijestpodejrzanyozabicieczterech
osób,ipowstrzymałsięodkomentarza.
Podjechalidwomasamochodami,którezaparkowalikilkasetmetrówza
budynkiem.Zdecydowano,żedwóchpolicjantówwdżinsachwejdziedo
mieszkaniazBrunettimidellaCorteitoondokonaaresztowania.Bonino
powiedział,żebędziepilnowałschodów.DwóchludzizPadwyzajęłomiejscapod
trzemagrubymisosnami,rosnącymimiędzybudynkiemaulicą–jedenmiał
obserwowaćwejście,drugityły.
Brunetti,dellaCorteidwajpolicjanciweszlinagórę.Tusięrozdzielili:młodzi
zostalinaklatce,ajedenznichprzytrzymałnogądrzwi.
ObajkomisarzepodeszlidodrzwimieszkaniaPalmieriego.Brunettinacisnął
klamkę,leczdrzwibyłyzamknięte.DellaCortezapukałcichodwarazy.
Odpowiedziałaimcisza.Zapukałjeszczeraz,głośniej.
–Ruggiero,toja!–zawołał.–Przysłalimniepociebie.Musiszuciekać.Policja
jużtujedzie.
Wśrodkucośspadłoirozbiłosię,prawdopodobnielampa.Niktjednaknie
podszedłdodrzwi.DellaCorteznowuzapukał.
–Ruggiero,perl’amordiDio,wychodźstamtąd.
Wmieszkaniuznowucośupadło,tymrazemcościężkiego,krzesłolubstół.
Zdołudobiegłykrzyki,prawdopodobnieinnychpolicjantów.Słyszącichgłosy,
BrunettiidellaCorteodsunęlisięoddrzwiioparliplecamiościanę.
Wsamąporę,bonajpierwjedna,potemdwieijeszczedwiekuletrafiły
wdrewnianąpłaszczyznędrzwi.Brunettipoczułostreukłuciewtwarzizobaczył
dwiekroplekrwinaprzedziepłaszcza.Dwajmłodzipolicjancipodbiegli
zpistoletamiwrękachiuklęklipoobustronachdrzwi.Jedenznichprzewróciłsię
zręcznienaplecy,przyciągnąłkolanadopiersiizsiłątaranauderzyłstopamitam,
gdziedrzwiłączyłysięzframugą.Przydrugimkopnięciuotworzyłysięzhukiem.
Jeszczezanimuderzyływwewnętrznąścianę,policjantzerwałsiębłyskawicznie
zpodłogiiwpadłdopokoju.
Brunettiniezdążyłunieśćbroni,kiedyrozległysiędwastrzałyipochwili
trzeci.Potemzaległacisza.
–Wporządku,możeciewejść–zabrzmiałgłospolicjanta.
Brunettiwsunąłsięprzezotwórdrzwiowy,azanimdellaCorte.Policjant
klęczałzaprzewróconąsofą,trzymającwrękupistolet.Zgłowąwsmudzeświatła
wpadającejzkorytarzależałczłowiek,wktórymBrunettirozpoznałRuggiera
Palmieriego.Jednąrękę,zpalcamiskierowanymiwstronędrzwiiczekającejza
nimiwolności,miałwyciągniętąwprzód,drugatkwiłagdzieśpodnim.Wmiejscu,
gdziepowinnobyćucho,widniałaczerwonadziura,pozostałośćpodrugiejkuli.
Rozdział23
Brunettizbytdługobyłpolicjantemiwidziałzbytwielenieudanychakcji,by
tracićczasnaroztrząsanie,coposzłonietaklubjakiplanbyłbylepszy.Innijednak
nieprzekonalisięjeszcze,żeniewielemożnasięnauczyćnabłędach,iniedarowali
sobiewywodów.Niebardzozwracałuwagęnato,comówią,leczzgadzałsięze
wszystkimiczekałnaprzyjazdtechników.
Kiedypolicjant,któryzastrzeliłPalmieriego,leżałnapodłodze,sprawdzając,
podjakimkątemwpadłdomieszkania,Brunettiposzedłdołazienki,zmoczył
chusteczkęwzimnejwodzieiwytarłdrobnąranęnapoliczku,wielkościguzikaod
koszuli,wmiejscu,gdziewbiłasięodpadającaoddrzwidrzazga.Zchusteczką
przytwarzyotworzyłapteczkę,liczącnaznalezieniewniejkawałkagazylub
czegośdozatamowaniakrwawienia,izobaczył,żejestwypełniona,tyleżenie
plastrami.
Gościeczasamizaglądajądoapteczek,gdykorzystajązłazienki,leczBrunetti
nigdytegonierobił.Toteżzdziwiłsiętym,cozobaczył:wśrodkustałytrzyrzędy
najróżniejszychlekarstw,conajmniejpięćdziesiątpudełekibuteleczekróżnej
wielkości,wszystkiejednakzcharakterystycznąnalepkązdziewięciocyfrowym
numeremMinisterstwaZdrowia.Nieznalazłjednakżadnychśrodków
opatrunkowych.Zamknąłszafkęiwróciłdopokoju,wktórymleżałPalmieri.
KiedyBrunettibyłwłazience,zjawilisiępozostalipolicjanci.Młodzizajęli
miejscaprzydrzwiachipowtarzaliscenęstrzelaninyzzapałem,zjakimzapewne
oglądalibyfilmakcji.Starsistaliwmilczeniuwróżnychkątachpokoju.Brunetti
podszedłdodellaCorte.
–Możemyzacząćprzeszukiwaćpokój?
–Nie,dopókiniezjawisięekipatechniczna.
Brunettikiwnąłgłową.Właściwieniemiałototerazznaczenia,moglitozrobić
później.Chciałtylko,byjaknajszybciejzabranostądciało.Starałsięunikaćjego
widoku,jednakwmiaręupływuczasuiwciszy,jakazaległa,gdymłodziskończyli
przedstawienie,stawałosiętocoraztrudniejsze.Podszedłwięcdooknaiwtej
chwiliusłyszałkrokinaschodach.Odwróciłsięizobaczyłwchodzącychdopokoju
technikówifotografów,posłańcówśmierci.
Spojrzałwoknoizacząłprzyglądaćsięsamochodomstojącymnaparkingu,
któryzapełniałsięmimopóźnejpory.MiałochotęzadzwonićdoPaoli,leczona
zapewnesądziła,żeśpibezpieczniewjakimśhotelu,wolałwięcniewyprowadzać
jejzbłędu.Nieodwróciłsię,gdybłysnąłfleszaparatufotograficznegoanigdy
przybyłlekarzsądowy.
Niebyłotużadnychsekretów.
Zrobiłtodopierowówczas,gdyusłyszałgłuchestuknięcienoszyoframugę
igniewnepomrukidwóchubranychnabiałopracownikówkostnicy.Podszedłdo
Bonina,któryrozmawiałzdellaCorte.
–Możemyzacząć?–spytał.
–Oczywiście–odparłkomisarz.–Przycieleznalezionojedynieportfel
zponaddwunastomamilionamilirówwnowychbanknotachpopięćsettysięcy
lirów.Sąwdrodzedolaboratorium,gdziezdejmąznichodciskipalców.
–Dobrze–odpowiedziałBrunetti,poczymzwróciłsiędodellaCorte:–
Zajmiemysięsypialnią?
Tenskinąłgłowąirazemprzeszlidodrugiegopokoju,pozostawiając
miejscowejpolicjiresztęmieszkania.
Nigdydotądnieprzeszukiwalirazempomieszczenia.DellaCortepodszedłdo
szafyizacząłprzeglądaćkieszeniewiszącychwniejspodniimarynarek.
Brunettizająłsiękomodą,nietroszczącsięoto,żeniemarękawiczek,
spostrzegłbowiemrozsypanywszędzieproszek,pozostawionyprzeztechników.
Otworzyłpierwsząszufladęizdziwiłsięnawidokschludnieułożonychrzeczy.
Zarazjednakzacząłsięzastanawiać,dlaczegosądził,żezabójcamusibyć
bałaganiarzem.Bieliznależałanadwóchkupkach,obokzaśzwinięteskarpetki,
ułożonewedługkolorów.
Wnastępnejznajdowałysięswetryicoś,cowyglądałonastrójgimnastyczny.
Dolnaszufladabyłapusta.Zamknąłjąnogąiodwróciłsięwstronęszafy.Wisiało
wniejniewielerzeczy:kurtka,kilkamarynarekispodniewplastikowychworkach
zpralni.
Nakomodziestałorzeźbionedrewnianepudełko.Technicypozostawilije
zamknięteigdyBrunettipodniósłwieko,wgóręwzbiłsięobłoczekszaregopyłu.
Wśrodkuznajdowałysiępapiery.Wyjąłje,położyłnakomodzieizacząłstarannie
przeglądać,odkładającpoprzeczytaniunabok.Byłytamrachunkizaelektryczność
igaz,obananazwiskoMicheleDeLuca.Nieznalazłrachunkuzatelefon,lecz
tłumaczyłatoleżącaobokpudełkakomórka.Podniądostrzegłkopertę
zaadresowanądoR.P.Wzdłużrozcięciabyłaszaraodczęstegodotykania.
Zawierałakartkęjasnoniebieskiegopapieruzdatąsprzedponadpięciulat
iwiadomościąnapisanąstarannymcharakterempisma:„Spotkamysięwrestauracji
jutrooósmej.Dotegoczasuuderzeniamojegosercabędąwyznaczaćwolno
upływająceminuty”.Listpodpisanoliterą„M”.Maria?–zastanawiałsięBrunetti.
Mariella?Monica?
Złożyłlist,wsunąłgozpowrotemdokopertyipołożyłnastosierachunków.
Nicwięcejwpudełkuniebyło.
Obejrzałsięnakolegę.
–Znalazłeścoś?
DellaCorteodwróciłsięodszafy.
–Tylkoto–odpowiedział,unoszącpękkluczy.–Dwasąodsamochodu.
–Alboodciężarówki–podsunąłBrunetti.
DellaCortekiwnąłgłową.
–Chodźmysprawdzić,cotamstoinaparkingu.
Wsalonienikogoniebyło,zatodwóchludziprzeszukiwałokuchnię.Lodówka
iwszystkieszafkistałyotworem.Właziencepaliłosięświatłoidochodziłyzniej
głosy,Brunettiwątpiłjednak,bycośtamznaleźli.
ZszedłzdellaCortenaparking.Kiedyobejrzałsię,zobaczył,żewwielu
oknachjestjasno.Jednoznich,nadmieszkaniemPalmieriego,naglesięotworzyło.
–Cosiędzieje?–zapytałmęskigłos.
–Policja!–odkrzyknąłdellaCorte.–Wszystkowporządku.
PrzezchwilęBrunettisądził,żemężczyznazażądawyjaśnieńwsprawie
strzałów,leczobawaWłochówprzedwładząprzeważyłaisąsiadzgóryzamknął
okno.
Zadomemstałozaparkowanychsiedempojazdów–pięćsamochodów
osobowychidwieciężarówki.DellaCortezacząłodpierwszej,pomalowanejna
szaro,znazwąsklepuzzabawkaminajednymzbokówimisiemsiedzącymnakiju
zgłowąkonika.Żadenzkluczydoniejniepasował.Dwamiejscadalejstałaszara
ciężarówka„Iveco”bezoznakowańfirmowych.Doniejrównieżniepasowałżaden
zkluczy.Podobniebyłozsamochodamiosobowymi.
Kiedyodwrócilisięzzamiarempowrotudomieszkania,zauważyliprzykońcu
parkingurządgaraży.Trochęczasuzajęłoimdopasowywaniekluczydo
pierwszychtrzechpardrzwi,leczprzyczwartychmieliszczęście.Jedenzkluczy
gładkowszedłwzamek.
DellaCorteotworzyłgaraż.Wśrodkustałabiałaciężarówka.
–Chybatrzebabędzieznowuwezwaćchłopcówzlaboratorium–powiedział.
Brunettispojrzałnazegarek.Minęładrugawnocy.DellaCortezrozumiał.
Wziąłjedenzkluczykówiwsunąłgowzamekodstronykierowcy.Przekręciłbez
truduiotworzyłdrzwi.Zprzedniejkieszenimarynarkiwyjąłdługopisiwłączył
nimlampkęnadsiedzeniem.Brunettiwziąłodniegokluczeiprzeszedłnadrugą
stronępojazdu,otworzyłdrzwi,potemzajrzałdoskrytkiwdescerozdzielczej.
Znalazłwniejplastikowątorebkęzubezpieczeniemidokumentamipojazdu.
Długopisemprzesunąłtorebkęwstronęświatła,takbyodczytaćlitery.Ciężarówka
byłazarejestrowananaInterfar.
Wsunąłdokumentynamiejsce,zamknąłskrytkęizatrzasnąłdrzwi.Przekręcił
kluczykwzamkuiprzeszedłdotylnychdrzwi.Otworzyłjepierwszymkluczem.
Ciężarówkawyładowanabyłaprawieposamdachwielkimitekturowymipudłami
zlogoInterfaru:czarnymiliterami„I”i„F”zczerwonymkaduceuszemwcentrum.
Przezśrodekbiegłypapierowenalepki,nadktórymiwidniałwydrukowany
czerwonączcionkąnapis:„AirFreight”.Wszystkiepudłazaklejonebyłytaśmą
iBrunettiniechciałichotwierać,dopókiniezajmąsięnimitechnicy
zlaboratorium.Stanąłjedynienazderzaku,wsunąłgłowędośrodkaiodczytał
tekstnanalepce:„TransLanka”,zadresemwKolombo.
Zeskoczyłnaziemięizamknąłtylnedrzwi.PotemwróciłzdellaCortedo
mieszkaniaPalmieriego.
Policjanciskończylijużrewizję.KiedyBrunettiidellaCorteweszlidośrodka,
jedenzmiejscowychfunkcjonariuszypokręciłgłową.
–Niczegoprzynimnieznaleźliśmy–poinformowałBonino.–Wmieszkaniu
również.Pierwszyrazspotykamsięzczymśtakim.
–Czywiadomo,jakdługoontumieszkał?–spytałBrunetti.
Odpowiedziudzieliłmuwyższyfunkcjonariusz,ten,któryniestrzelał.
–Rozmawiałemzsąsiadamizmieszkaniaobok.Powiedzieli,żewprowadziłsię
jakieśczterymiesiącetemu.Nigdyniesprawiałkłopotówinigdyniehałasował.
–Ażdodzisiejszejnocy–wtrąciłjegopartner,leczniktniezwróciłnaniego
uwagi.
–Nodobrze–powiedziałBonino.–Myślę,żemożemywracaćdodomu.
Opuścilimieszkanieiruszylischodamiwdół.
–Cozamierzaszrobić?–zwróciłsiędellaCortedoBrunettiego.–Odwieźćcię
doWenecji,jakbędziemyjechalidoPadwy?
Byłotozjegostronyniezwykleuprzejme,bopodróżnaPiazzaleRoma
ipowrótdoPadwyzajęłybyimdodatkowągodzinę.
–Dziękuję,alenie–odparłBrunetti.–Chcęjeszczeporozmawiaćzludźmi
wfabryce,niemawięcsensu,bymjechałztobą.Zachwilęmusiałbymwracać.
–Cozrobisz?
–Napewnoznajdziesięjakieśłóżkowkomendzie–odpowiedziałipodszedł
doBonina,byotozapytać.
Kiedyleżałwtymłóżku,zbytzmęczony,byzasnąć,usiłowałsobie
przypomnieć,kiedyostatniospałbezPaoliuboku.Przyszłamudogłowyjedynie
tanoc,którazburzyłacałeichdotychczasoweżycie.Potemusnął.
NastępnegodniaranoBoninodałmusamochódzkierowcąiodziewiątej
trzydzieściBrunettibyłjużwfabryceInterfar,mieszczącejsięwdużym,długim
budynkuwsamymcentrumparkuprzemysłowego,przyjednejzwieluautostrad
biegnącychzCastelfranco.Brzydkikompleks,wybudowanywodległościstu
metrówoddrogi,oblepionybyłzewszystkichstron,niczympadlinaprzezmrówki,
samochodamipracowników.
Brunettipoprosiłkierowcę,abyzatrzymałsięprzedbarem,izaproponowałmu
kawę.Spałmocno,leczzbytkrótkoiczułsięotępiałyipoirytowany.Dwie
filiżankikawypowinnytemuzaradzić,akofeinalubcukierzapewniąmuenergię
potrzebnąnanastępnegodziny.
TużpodziesiątejwszedłdobiuraInterfaruipoprosiłorozmowęzdyrektorem
Bonaventurą.Podałswojenazwiskoiczekałprzybiurku,ażsekretarkapowiadomi
szefa.Odpowiedźbyłanatychmiastowa.Kobietaodłożyłasłuchawkę,wstała
ipoprowadziłaBrunettiegokorytarzemwyłożonymjasnoszarąwykładziną
dywanową.
Zatrzymałasięprzeddrugimidrzwiamipoprawej,zapukałaicofnęłasię,by
przepuścićkomisarza.Bonaventurasiedziałzabiurkiemobłożonympapierami
ibroszurami.Wstał,gdyBrunettiwszedł,lecznieruszyłsięzmiejsca,uśmiechnął
jedynieiwyciągnąłnapowitanierękę.Obajpanowieusiedli.
–Jestpandalekooddomu–zauważyłprzyjaznymtonemBonaventura,
–Tak.Przyjechałemtuwinteresie.
–Domyślamsię,żewpolicyjnyminteresie.
–Tak.
–Czyjestemczęściątegointeresu?
–Taksądzę.
–Skorotak,tojesttonajbardziejzdumiewającarzecz,jakamisięzdarzyła.
–Nierozumiem–odpowiedziałBrunetti.
–Dopierocorozmawiałemzmoimbrygadzistąiwłaśniemiałemdzwonićna
policję.–Bonaventuraspojrzałnazegarek.–Minęłozaledwiepięćminutioto
zjawiasiępanumoichdrzwijakzadotknięciemróżdżki.
–Amogęspytać,wjakimceluchciałpandzwonićnapolicję?
–Byzgłosićkradzież.
–Czego?–spytałBrunetti,chociażznałodpowiedź.
–Jednaznaszychciężarówekzaginęła,akierowcaniezgłosiłsiędopracy.
–Towszystko?
–Nie.Mójbrygadzistamówi,żebrakujerównieżsporotowaru.
–Mniejwięcejtyle,ilezmieścisięwciężarówce?–spytałneutralnymtonem
Brunetti.
–Skorobrakujeciężarówkiikierowcy,tochybalogiczne.
Niewyglądałnarozgniewanego,leczBrunettimiałdośćczasu,by
wyprowadzićgozrównowagi.
–Jaksięnazywatenkierowca?
–MicheleDeLuca.
–Jakdługopracowałdlapana?
–Niewiem.Półrokuczycośkołotego.Niezajmujęsiętakimisprawami.
Wiemjedynie,żewidywałemgotuodkilkumiesięcy.Dziśranobrygadzista
powiedziałmi,żeniemajegociężarówki,aonsamniezjawiłsięwpracy.
–Abrakującytowar?
–DeLucawyjechałwczorajpopołudniuzpełnymładunkiemimiałodstawić
ciężarówkędofabrykiprzedpowrotemdodomu,adziśosiódmejmiałodbyć
następnykurs.Niewróciłinieodstawiłciężarówkinaparking.Brygadzista
telefonowałdoniego,leczjegokomórkanieodpowiada,postanowiłemwięc
zgłosićtopolicji.
Brunettiuznałtozazbytprzesadnąreakcjęnacoś,comożnabyłowytłumaczyć
niesumiennościąpracownika,pochwilijednakprzypomniałsobie,żeBonaventura
niezawiadomiłpolicji,czekałwięc,cobędziedalej.
–Tak,rozumiempańskądecyzję.Cotobyłzaładunek?
–Lekówoczywiście.Towłaśnietuprodukujemy.
–Adokądmiałypojechać?
–Niewiem.–Bonaventuraspojrzałnapapieryrozłożonenabiurku.–Gdzieś
tumiałemlistyprzewozowe.
–Czymożepanjeznaleźć?–spytałBrunetti,wskazującnadokumenty.
–Cozaróżnica,dokądmiałyjechać?–spytałBonaventura.–Najważniejszą
rzecząjestodnalezienietegoczłowiekaiodzyskanieciężarówkizładunkiem.
–Niemusisiępanoniegomartwić–powiedziałBrunetti,chociażpodejrzewał,
żeBonaventurawcaleniechceodzyskaćładunku.
–Cotomaznaczyć?
–Wczorajwnocyzostałzastrzelonyprzezpolicję.
–Zastrzelony?–powtórzyłzeszczerymzdziwieniemBonaventura.
–Policjanciprzyszligoprzesłuchać,aonotworzyłdonichogień.Zginął,gdy
wchodzilidojegomieszkania.Dokądmiałzawieźćładunek?–spytał.
Bonaventurazdezorientowanynagłązmianątematu,zawahałsięprzezmoment.
–Nalotnisko–powiedziałwkońcu.
–Lotniskobyłowczorajzamknięte.Strajkowalikontrolerzylotu–
poinformowałgoBrunetti,leczzwyrazujegotwarzydomyśliłsię,żeotymwie.–
Jakieotrzymałinstrukcje,jeżeliniemógłbydostarczyćładunku?
–Takiesamejakwszyscykierowcy;wrócićzciężarówkądofabrykiiwstawić
jądogarażu.
–Czymógłwstawićsamochóddowłasnegogarażu?
–Skądmamwiedzieć,cozrobił?–rzuciłgniewnieBonaventura.–Ciężarówka
zaginęłaiztego,copanpowiedział,wynika,żekierowcanieżyje.
–Ciężarówkaniezaginęła–powiedziałcichoBrunetti,niespuszczajączoka
Bonaventury.Zauważył,żepróbujeukryćzaskoczenie,potemzmienićwyraz
twarzy,leczzdobyłsięjedynienagroteskowąparodięulgi.
–Gdzieonajest?–spytałwkońcu.
–Wpolicyjnymgarażu.–Komisarzczekałnanastępnepytanie,leczdyrektor
milczał.–Razemzładunkiem.
Bonaventurabezskuteczniestarałsięukryćszok.
–NiewysłanogodoSriLanki–powiedziałBrunetti.–Czymógłbypan
znaleźćtelistyprzewozowe,signorBonaventura?
–Oczywiście.–Bonaventurazacząłprzekładaćpapieryzjednejstronybiurka
nadrugą,potemzebrałjenastosiprzejrzałkażdyzosobna.–Dziwne–stwierdził
ipodniósłwzroknaBrunettiego.–Niemogęichznaleźć.–Wstał.–Jeżelipan
zaczeka,poproszęsekretarkę,żebyjeprzyniosła.
Zanimzrobiłpierwszykrok,Brunettirównieżpodniósłsięzmiejsca.
–Możemógłbypandoniejzadzwonić–zaproponował.
Bonaventurauśmiechnąłsię.
–Właściwietomajebrygadzista,aonjestnarampieprzeładunkowej.
ChciałwyminąćBrunettiego,leczkomisarzpołożyłmudłońnaramieniu.
–Pójdęzpanem,signorBonaventura.
–Tonaprawdęniepotrzebne–odparłtamten,krzywiącwargi.
–Myślę,żejednaktak–stwierdziłBrunetti.
Niemiałpojęcia,jakiematuprawaiczymożezabronićczegośBonaventurze
lubiśćzanim.ByłpozaWenecją,nawetpozagranicamiprowincji,wdodatku
Bonaventuraniezostałonicoskarżony.LeczdlaBrunettiegoniemiałotożadnego
znaczenia.Pozwoliłdyrektorowiotworzyćdrzwigabinetu,apotemposzedłzanim
nadrugikoniecbudynkudodrzwi,którewychodziłynadługącementowąrampę.
Stałyprzyniejdwieciężarówki.Czterechludzipchałowózkiwyładowane
kartonowymipudłamiiwjeżdżałonimidownętrzawozów.Unieśligłowyna
widokdwóchzbliżającychsięmężczyzn,zarazjednakwrócilidoroboty.Nadole,
międzyciężarówkami,rozmawiałodwóchpracownikówzrękamiwkieszeniach
marynarek.
Bonaventurapodszedłdobrzegurampy.
–ZnalezionociężarówkęDeLuki–zwróciłsiędojednegoznich.–
Zładunkiem.Tenpolicjantchceprzejrzećlistyprzewozowe.
Nadźwięksłowa„policjant”wyższyzmężczyznsięgnąłrękądokieszeni
iwyjąłzniejpistolet.Brunettidostrzegłtenruch,dałnurazpowrotemwotwarte
drzwiiwyciągnąłbrońzkabury.
Nieusłyszałżadnegohałasu,żadnegostrzału,żadnegokrzyku,jedyniekroki,
trzaśnięciedrzwisamochodu,potemdrugieiwarkotciężarówki.Zamiastzobaczyć,
cosięstało,pobiegłkorytarzemdofrontowychdrzwibudynku,gdzieprzy
samochodziezwłączonymsilnikiemczekałjegokierowcaiczytał„Gazzettino
delloSport”.
Brunettiotworzyłdrzwiodstronypasażeraiwskoczyłdośrodka.Widoczny
woczachkierowcystrachzniknął,gdyrozpoznałkomisarza.
–Ciężarówkawyjeżdżatylnąbramą.Zawracajijedźzanią.
Kierowcarzuciłgazetęnatylnesiedzenieiwcisnąłgaz,skręcającnatyły
budynku,jeszczezanimBrunettizdążyłsięgnąćpotelefon.Zarogiemkierowca
skręciłostrowlewo,byominąćpudła,którewypadłyprzezotwartedrzwi
ciężarówki.Jednegonieudałomusięwyminąćinajechałnanielewymikołami.
Zrozerwanegokartonuwysypałysiębuteleczki.Kiedywyjechalizabramę,
Brunettizobaczył,żeciężarówkapędziautostradąwkierunkuPadwy,złomotem
otwartychtylnychdrzwi.
Resztabyłarównieprzewidywalnacotragiczna.TużzaResanąkarabinierzy
ustawiliblokadęzdwóchwozówpolicyjnych.Próbującjewyminąć,kierowca
ciężarówkiskręciłwprawonawyższąnitkęautostrady.Wtymsamymmomencie
małyfiat,prowadzonyprzezkobietę,którajechałapocórkędoprzedszkola,
zwolniłprzedblokadązdrugiejstrony.Rozpędzonaciężarówka,wracającna
drogę,uderzyłabokiemwsamochód,zabijająckobietęnamiejscu.Bonaventura
ikierowcamielizapiętepasy,więcnicimsięniestało,jedyniedoznaliszoku.
Zanimzdążyliuwolnićsięzpasów,ciężarówkęotoczylipolicjanci,wyciągnęliich
zwozuiustawilitwarzamidodrzwi.Czterechzkarabinamizostałoprzynich,
adwajpodbieglidofiata,leczzobaczyli,żenicsięjużniedazrobić.
SamochódBrunettiegozatrzymałsięikomisarzwysiadł.Wokółpanowała
absolutnacisza.Słyszałstukwłasnychkrokówpoasfalcieiciężkieoddechydwóch
policjantów.Jakaśmetalowaczęśćzbrzękiemupadłanaziemię.
–Wsadźcieichdosamochodu–poleciłsierżantowi.
Rozdział24
Nastąpiładrobnawymianazdań;dokądzawieźćzatrzymanychna
przesłuchanie:czydoCastelfranco,któremupodlegałtenobszar,czydoWenecji,
gdzieśledztwosięrozpoczęło?Brunettisłuchałprzezchwilępolicyjnejdyskusji,
poczymoznajmiłtonemnieznoszącymsprzeciwu:
–Powiedziałem:wsadźcieichdosamochodu.ZabieramyichdoCastelfranco.
Policjanciwymienilispojrzenia,leczżadenniezaprotestował.
WgabinecieBoninapoinformowanoBonaventurę,żemożezadzwonićdo
adwokata.Kiedydrugizatrzymanywyjawił,żenazywasięRobertoSandiijest
brygadzistąwfabryce,jemurównieżpowiedzianotosamo.Bonaventurawymienił
nazwiskoweneckiegoadwokataowielkimdoświadczeniuwsprawachkarnych
ispytał,czymożedoniegozadzwonić.
–Acozemną?–spytałbrygadzista,zwracającsiędoBonaventury.
Tengozignorował.
–Cozemną?–powtórzyłSandi.
Bonaventuramilczał.
Sandi,którymówiłzpiemonckimakcentem,popatrzyłnastojącegoobok
policjanta.
–Gdziejestwaszszef?–spytał.–Chcęrozmawiaćzwaszymszefem.
–Japrowadzętęsprawę–odezwałsięBrunetti,zanimfunkcjonariuszzdążył
cośpowiedzieć.
–Wtakimraziezpanemchcęrozmawiać–oznajmiłSandi.Wjegooczach
błyszczałazłość.
–Dajspokój,Roberto–odezwałsięnagleBonaventura,kładącmurękęna
ramieniu.–Wiesz,żemożeszskorzystaćzmojegoadwokata.Pogadamyznim,jak
tylkotuprzyjedzie.
Sandistrząsnąłjegorękęztłumionymprzekleństwem.
–Żadnegoadwokata.Inapewnonietwojego.Chcępogadaćzglinami.No,to
gdziemożemyporozmawiać?–zwróciłsiędoBrunettiego.
–Roberto–powiedziałBonaventuragroźnymtonera.–Chybaniechceszznim
rozmawiać.
–Niebędzieszmimówił,comamrobić–odparowałSandi.
Brunettiotworzyłdrzwiiwyprowadziłbrygadzistęnakorytarz.Jeden
zmundurowychwskazałimmałypokójprzesłuchań.Stałownimbiurkoicztery
krzesła.
Brunettiusiadłnajednymznichizaczekał,ażSandirównieżzajmiemiejsce.
–Nowięc?
–Nowięcco?–spytałSandi,nadalkipiącgniewem,którysprowokował
Bonaventura.
–Cochcemipanpowiedziećotychprzesyłkach?
–Ilepanjużwie?
–Ileosóbjestwtozamieszanych?–nalegałBrunetti,ignorującjegopytanie.
–Wco?
Komisarzoparłłokcienabiurkuisplótłdłonie.Trwałwtakiejpozycjiprawie
minutę,poczymspojrzałnaSandiegoipowtórzyłpytanie.
–Ileosóbjestwtozamieszanych?
–Wco?–spytałponownieSandi,uśmiechającsięjakuczeń,któryzadaje
pytanienauczycielowi,sądząc,żewprawigowzawstydzenie.
Brunettipodniósłgłowę,oparłsiędłońmioblatbiurkaiwstał.Bezsłowa
podszedłdodrzwiizapukał.Wzakratowanymokienkupojawiłasiętwarz
policjanta.Brunettiwyszedłnakorytarz,zamknąłdrzwiidałznaćpolicjantowi,by
pozostałnamiejscu.Potemzajrzałdopokoju,wktórymtrzymanoBonaventurę.
Byłsam.Komisarzprzezdziesięćminutobserwowałgozzaszyby.Bonaventura
siedziałbokiemdodrzwi,starającsięnanieniepatrzećaniniereagowaćnakroki
przechodzącychkorytarzemludzi.
WkońcuBrunettiwszedłdopokojubezpukania.Bonaventuraodwróciłgłowę
wjegostronę.
–Czegopanchce?–zapytał.
–Chcęporozmawiaćzpanemnatematprzesyłek.
–Jakichprzesyłek?
–Zlekarstwami.DoSriLanki,KeniiiBangladeszu.
–Nierozumiem.Sąabsolutnielegalne.Mamynaniedokumenty.
Brunettiwtoniewątpił.Stałprzydrzwiach,opierającsięonieplecami,
zrękomazałożonyminapiersi.
–SignorBonaventura,czybędziepanmówił,czymamwrócićdopańskiego
brygadzisty?–spytałBrunettizmęczonymilekkoznudzonymgłosem.
–Coonpowiedział?–niewytrzymałBonaventura.
Brunettiprzyglądałmusięprzezchwilę.
–Chcęporozmawiaćotychprzesyłkach–powtórzył.
Bonaventurapodjąłdecyzję.Skrzyżowałramiona,naśladującBrunettiego.
–Nicniepowiem,pókiniezobaczęsięzadwokatem.
Brunettiwyszedłzpokojuiwróciłdopomieszczenia,przyktórymstałstrażnik.
Policjantcofnąłsięiotworzyłmudrzwi.
Sandiuniósłgłowęnajegowidok.
–Wporządku–oznajmił.–Copanchcewiedzieć?
–Przesyłki,signorSandi.–Brunettiwymieniłjegonazwisko,byzarejestrowały
jezainstalowanewsuficiemikrofony,poczymusiadłnawprostniego.–Jakibył
ichcelprzeznaczenia?
–SriLanka,takjaktejzostatniejnocy.Kenia,Nigeria.Wieleróżnychmiejsc.
–Zawszebyłytolekarstwa?
–Tak.Takiejakte,któreznalazłpanwciężarówce.
–Cotozalekarstwa?
–Przeważnienanadciśnienie,trochęsyropunakaszelinapoprawienie
samopoczucia.SąbardzopopularnewTrzecimŚwiecie.Możnajekupowaćbez
recepty.Iantybiotyki.
–Ileznichjestdobrych?
Sandiwzruszyłramionami.
–Niemampojęcia.Większośćjestprzeterminowanalubwycofanazobiegu.
Toleki,którychniemożemysprzedawaćwEuropie,wkażdymrazienaZachodzie.
–Corobicie?Zmieniacienalepki?
–Niebardzowiem,niktmitegoniewyjaśniał.Jajedyniezajmowałemsię
wysyłką–powiedziałSandigłosemdoświadczonegokłamcy.
–Alemusiałsiępandomyślać–nieustępowałBrunetti,łagodząctongłosu,
jakbysugerował,żektośtakinteligentnyjakSandimusitowiedzieć.KiedySandi
nieodpowiedział,głosBrunettiegostałsięostrzejszy.–SignorSandi,czas,żeby
zacząłpanmówićprawdę.
SandizmierzyłBrunettiegowzrokiem.
–Chybatakwłaśniesiędzieje–odpowiedział,poczymkiwnąłgłowąwstronę
pokoju,wktórymtrzymanoBonaventurę.–Onmafirmęzajmującąsięzbieraniem
wyrzucanychprzezaptekileków.Miałybyćpalone.
–Ataknaprawdę?
–Palilipudełka.
–Zczym?
–Zmakulaturąalbopoprostupuste.Ważne,bymiałyodpowiedniciężar.
Dopókiwagasięzgadzała,nikogonieobchodziło,cojestwśrodku.
–Czyniktniesprawdzał,coonirobią?
Sandikiwnąłgłową.
–ByłprzytymczłowiekzMinisterstwaZdrowia.
–I?
–Zajętosięnim.
–Awięctelekarstwa,któreniezostałyspalone,wysyłanosamolotamido
krajówTrzeciegoŚwiata?
Sandikiwnąłgłową.
–Wysyłanoje?–spytałponownieBrunetti,bymiećodpowiedźSandiegona
nagraniuzprzesłuchania.
–Tak.
–Ipłaconozawysyłkę?
–Oczywiście.
–Aletelekibyłyprzecieżprzeterminowanelubwycofanezobiegu.
Sandipoczułsięurażony.
–Wieleztychlekarstwmadłuższyterminważnościniżpodawanyprzez
MinisterstwoZdrowia.Większośćjestwciążdobra.Możnajebraćznaczniedłużej,
niżnatowskazujenapisnaopakowaniu.
–Cojeszczewysyłaliście?
Sandipopatrzyłnaniego,lecznieodpowiedział.
–Imwięcejpowiemipanteraz,tymlepiejdlapana.
–Oilelepiej?
–Sędziowiebędąwiedzieli,żewspółpracowałpanznami,atoprzyniesiepanu
korzyść.
–Jakąmamgwarancję?
Brunettiwzruszyłramionami.
–Cojeszczewysyłaliście?–spytałpochwilimilczenia.
–Powieimpan,żewampomogłem?–upewniłsięSandi.
–Tak.
–Jakąbędęmiałgwarancję?
Brunettiznowuwzruszyłramionami.
Sandispuściłgłowę,nakreśliłjakiśwzórnablaciebiurka,poczymuniósł
wzrok.
–Częśćprzesyłanegotowarubyłabezwartościowa.Jedyniemąkalubcukier,
czyczegotamsięużywa,byzrobićplacebo.Ibarwionawodalubolej
wampułkach.
–Rozumiem–powiedziałBrunetti.–Gdzietowszystkosięrobiło?
–Tam.–Sandimachnąłrękąwkierunku,gdziewedługjegomniemania
znajdowałasięfabrykaBonaventury.–Przeważnienanocnejzmianie.Szykowali
towar,naklejalinalepkiipakowalidopudełek.Potemekspediowałosięjena
lotnisko.
–Dlaczego?–spytałBrunettiiwidząc,żeSandiniezrozumiałpytania,
wyjaśnił:–Dlaczegoplacebo?Dlaczegonieprawdziwelekarstwa?
–Lekinanadciśnieniesąbardzodrogie.I,oilewiem,niektórelekidla
diabetyków.Tozdajesiękwestiaskładu.Więcżebyobniżyćkoszty,robisię
placebo.Niechpanjegootozapyta–powiedział,wskazującgłowąsąsiednipokój.
–Analotnisku?
–Wszystkobyłotak,jakpowinnobyć.Ładowaliśmypudładosamolotów,
apotemtrafiałytam,gdzietrzeba.Nigdyniemieliśmyztymkłopotów.Wszystko
zostałozałatwione.
–Czybyłatosprzedażdlazysku,czyteżcześćlekówprzekazywaliście
bezpłatnie?–spytałBrunetti,boprzyszłamudogłowynowamyśl.
–Większośćsprzedawaliśmyorganizacjomcharytatywnym,jeżeliotopanu
chodziTympodpatronatemONZ.Udzielaliśmyimrabatu,aresztęodpisywaliśmy
sobieodpodatku.Jakodarowiznę.
Brunettistarałsięniereagowaćnato,comówiSandi.Okazałosię,żepotrafi
znaczniewięcejniżtylkoprowadzićciężarówkę.
–CzyktośzONZsprawdzałzawartośćprzesyłek?
Sandiprychnąłzlekceważeniem.
–Jedyne,naczymimzależało,tosfotografowaćsięwmomencie,gdy
odbierająlekiwobozachdlauchodźców.
–Czydoobozówwysyłaliścietesamelekicowregularnychtransportach?
–Nie.Główniebyłytolekiprzeciwbiegunceidyzenteriiwywołanejprzez
amebę.Idużosyropunakaszel.Jakludziesątacychudzi,tomusząchorowaćna
jednąztychchorób.
–Rozumiem–stwierdziłBrunetti.–Jakdługopansiętymzajmował?
–Rok.
–Wjakimcharakterze?
–Brygadzisty.NajpierwpracowałemdlaMitriego,wjegofabryce.Potem
przyszedłemtutaj.
Skrzywiłsię,jakbytowspomnieniewywołałownimbóllubuczucieżalu.
–CzyMitriteżsiętymzajmował?
Sandikiwnąłgłową.
–Dopókiniesprzedałfabryki.
–Dlaczegomiałbyjąsprzedawać?–spytałBrunetti.
Sandiwzruszyłramionami.
–Podobnootrzymałpropozycjęniedoodrzucenia.Toznaczy:niebezpiecznie
byłobyjąodrzucić.Podobnojakieśgruberybychciałykupićzakład.
Brunettidomyśliłsię,okogochodzi,izdziwił,żenawettutajSandiboisię
nazwaćpoimieniuorganizacjętychgrubychryb.
–Więcjąsprzedał?
Sandikiwnąłgłową.
–Alepoleciłmnieszwagrowi.WzmiankaoBonaventurzeprzywróciłago
chwiliobecnej.–Iprzeklinamdzień,wktórymzacząłemdlaniegopracować.
–Zpowodutego?–spytałBrunetti,wskazującnazimnewnętrze,wktórym
siedzieli.
Sandiprzytaknąłruchemgłowy.
–AcozMitrim?–spytałBrunetti.
Brygadzistaściągnąłbrwi,udajączakłopotanie.
–Czymiałcośwspólnegoztąfabryką?
–Zktórą?
Brunettiuderzyłpięściąwblatbiurka.Sandidrgnąłnerwowo.
–Niechpanniemarnujemojegoczasu,signorSandi!–krzyknąłkomisarz.–
Niechpanniemarnujemojegoczasugłupimipytaniami.–Pochyliłsiękuniemu.–
Rozumiepan?
Sandikiwnąłgłową.
–Dobrze.Więccoztąfabryką?CzyMitrimiałwniejudziały?
–Musiałmieć.
–Dlaczego?
–Przyjeżdżałtuczasami,byprzygotowaćrecepturęlubpowiedzieć,jakcoś
powinnowyglądać.Chciałmiećpewność,żeto,cotrafiadopojemników,
przypominadozłudzeniawłaściwylek.–PopatrzyłnaBrunettiego.–Wtedytego
nierozumiałem,alemyślę,żepotowłaśnieprzyjeżdżał.
–Jakczęsto?
–Raznamiesiąc,czasamiczęściej.
–Jakimsięwspółpracowało?–spytałBrunetti.–BonaventurzeiMitriemu–
dodałszybko,byuprzedzićpytanieSandiego.
Brygadzistazastanawiałsięnadtymprzezchwilę.
–Niezadobrze–odpowiedział.–Mitribyłmężemjegosiostry,musieliwięc
siędogadywać,lecznieprzepadalizasobą.
–AcozmorderstwemMitriego?Cośpanotymwie?
Sandipokręciłenergiczniegłową.
–Nic.Zupełnienic.
–Awfabrycecośnatentematmówiono?–spytałBrunettipochwiliprzerwy.
–Ludziezawszegadają.
–Natematmorderstwa,signorSandi.Czymówionocośnatematmorderstwa?
Sandimilczał,jakbyusiłowałsobieprzypomniećlubzastanawiałsięnad
odpowiedzią.
–Chodziłysłuchy,żeMitrichciałkupićfabrykę–zdecydowałsięwreszcie.
–Dlaczego?
–Dlaczegotakmówiono,czydlaczegochciałjąkupić?
Brunettiwziąłgłębokioddech.
–Dlaczegochciałjąkupić–wyjaśniłspokojnie.
–BobyłwtymlepszyodBonaventury.Tenrobiłstrasznybałagan.Niktnie
otrzymywałpieniędzynaczas.Organizacjaszwankowała.Nigdyniewiedziałem,
kiedytowarbędziegotowydowysyłki.
Sandizacisnąłwargiizdezaprobatąpokręciłgłową.Przypominałsumiennego
księgowego,któregowyprowadziłazrównowagifinansowanieodpowiedzialność.
–Twierdzipan,żejestbrygadzistąwfabryce.
Sandikiwnąłgłową.
–Wyglądanato,żewiedziałpanwięcejnatematzarządzanianiżwłaściciel.
Sandiponowniekiwnąłgłową,jakbyzsatysfakcją,żektośtodostrzegł.
Naglerozległosiępukaniedodrzwi,akiedysięuchyliły,Brunettizobaczył
dellaCorte,którydawałmuznaki,żebywyszedł.
–Jegożonajesttutaj–poinformował,kiedyBrunettipodszedłdoniego.
–Bonaventury?–spytałkomisarz.
–Nie,Mitriego.
Rozdział25
–Jakonasiętuznalazła?–spytałBrunetti.–Toznaczyskądwiedziała,że
powinnaprzyjść?–wyjaśnił,widzączakłopotanienatwarzydellaCorte.
–ByłazżonąBonaventuryiprzyszłatu,gdysiędowiedziała,żezostał
aresztowany.
ZpowoduporannychwydarzeńBrunettistraciłpoczucieczasuiterazstwierdził
zezdumieniem,żejestjużprawiedruga.Minęłokilkagodzin,odkądprzywieźli
zatrzymanychnaposterunek,leczonbyłzbytzajęty,bytozauważyć.Naglepoczuł
głódidelikatnedrżenieogarnęłocałeciało,jakbypłynąłprzeznieprąd
elektryczny.
WpierwszejchwilichciałpójśćdożonyMitriegoinatychmiastsięznią
rozmówić,wiedziałjednak,żenicdobregoztegoniewyjdzie,dopókiczegośnie
zjeiniepowstrzymadrżenia.Czybyłatooznakastarzeniasię,czystresu,czyteż
jakiejśchoroby,któramuzagrażała?
–Muszęcośzjeść–powiedział.
DellaCortepopatrzyłnaniegoznieukrywanymzdziwieniem.
–Zarogiemjestbar,gdziemożeszzjeśćkanapkę.
PoprowadziłBrunettiegododrzwi,pokazał,którędyiść,poczymoznajmił,że
musizadzwonićdoPadwy,iwróciłnaposterunek.
Brunettiznalazłbar,zamówiłkanapkęidwieszklankiwodymineralnej.Nie
zaspokoiłygłodu,aleprzynajmniejdrżenieustało.Mimotomartwiłagotaksilna
reakcjaorganizmu.
PopowrocienaposterunekpoprosiłonumerkomórkiPalmieriego.Kiedygo
dostał,zadzwoniłdosignorinyElettry,polecił,żebyzostawiłato,nadczymteraz
pracuje,ipostarałasięowykazwszystkichrozmów,jakieodbyłPalmieriwciągu
ostatnichdwóchtygodni,atakżetychłączonychzbiuridomówMitriego
iBonaveutury.Poprosił,żebynieodkładałasłuchawki,izapytałpolicjanta,który
pozwoliłmuskorzystaćztelefonu,dokądzabranociałoPalmieriego.Kiedysię
dowiedział,żedokostnicymiejscowegoszpitala,poleciłsekretarce,żeby
przekazałatoRizzardiemuipoprosiłaoprzysłaniekogośpopróbkitkanek
Palmieriego.Chciałjeporównaćztymi,któreznalezionopodpaznokciami
Mitriego.
PopierwszejrozmowiezpaniąMitrikomisarzuwierzył,żeonanicniewiena
tematśmiercimęża,niezamierzałwięcponowniejejprzesłuchiwać.Terazzaczął
wątpićwsłusznośćswojejdecyzji.
Umundurowanyfunkcjonariuszczekałnaniegoprzeddrzwiamiipoprowadził
korytarzemdopokojusąsiadującegoztym,wktórymtrzymanoBonaventurę.
–Terazrozmawiaznimadwokat–poinformowałpolicjant,wskazującnadrzwi
obok.–Atakobietajesttu–dodał.
–Czyoniprzyszlirazem?–spytałBrunetti.
–Nie,commissario.Adwokatprzyszedłzarazponiej,leczsięniewidzieli.
Brunettipodziękowałizajrzałdośrodkaprzezspecjalnąszybę.Prawnik
siedziałtwarządoBonaventury,leczplecamidodrzwi.Komisarzprzeszedłdo
następnegopomieszczeniaiobserwowałprzezchwilęczekającąwśrodkukobietę.
Dziśmiałanasobiewełnianągarsonkęzworkowatąspódnicą.Takiegarsonki
odlatcieszyłysiępopularnościąwśródkobietwjejwieku,opodobnejtuszy
ipozycji,ipewniedalejtakbędzie.PaniMitribyłalekkoumalowana,leczpo
szminceniezostałojużaniśladu.Zaokrąglonepoliczkiwyglądały,jakby
wydymałaje,byrozśmieszyćdziecko.
Siedziałazrękomazłożonyminazłączonychkolanachiwpatrywałasięwokno
wgórnejczęścidrzwi.Sprawiaławrażeniestarszejniżzapierwszymrazem,lecz
Brunettiniepotrafiłpowiedziećdlaczego.Ichoczysięspotkały.Przezchwilę
wydałomusię,żeonagowidzi,chociażwiedział,żetoniemożliwe.Nie
spuszczałazniegowzrokuitoonpierwszyuciekłspojrzeniemwbok.
Otworzyłdrzwiiwszedłdośrodka.
–Dzieńdobry,signora.
Podszedłiwyciągnąłrękęnapowitanie.Obrzuciłagouważnymspojrzeniem.
Niewstała,jedyniepodałamurękęiodpowiedziałalekkimuściskiem.Jejtwarz
pozostawałaobojętna.Brunettiusiadłnaprzeciwkowdowy.
–Przyszłapanizobaczyćsięzbratem,signora?
Popatrzyłananiegooczamizawstydzonejdziewczynkiioblizałanerwowo
wargi.
–Chciałamgozapytać...–zaczęła,leczurwała.
–Oco,signora?–pomógłjejBrunetti.
–Niewiem,czypowinnamtomówićpolicjantowi.
–Adlaczego?–Brunettipochyliłsięlekkowprzód.
–Bo...–urwała.–Jamuszęwiedzieć–dokończyła,jakbytowszystko
wyjaśniało.
–Copanimusiwiedzieć,signora?–spytałBrunetti.
Zacisnęłamocnowargi.Wyglądałaterazjakbezzębnastaruszka.
–Muszęwiedzieć,czyontozrobił–odpowiedziaławkońcu.–Lubpolecił
zrobić–dodałajakbypodwpływemnowejmyśli.
–Mapaninamyśliśmierćmęża,signora?
Kiwnęłagłową.
–Czysądzipani,żemógłbyćodpowiedzialnyzajegośmierć?–spytał
ponownieBrunetti,pamiętającoznajdującychsięwpokojumikrofonachitaśmie
utrwalającejprzebiegprzesłuchania.
–Janie...–zaczęła,leczzmieniłazdanie.–Tak–wyszeptałatakcicho,że
mikrofonymogłytegoniezarejestrować.
–Dlaczegopanisądzi,żejestwtozamieszany?–spytałBrunetti.
Poruszyłasięniespokojnienakrześleiwykonałaruch,któryobserwował
ukobietodponadczterdziestulat:uniosłasię,wygładziłaodspodufałdyspódnicy,
poczymusiadłaizłączyłakolanaikostki.
Przezchwilęmiałwrażenie,żeuznałatengestzawystarczającąodpowiedź,
dlategopowtórzyłpytanie.
–Dlaczegopanisądzi,żemożebyćwtozamieszany?
–Kłócilisię–odpowiedziała.
–Oco?
–Ointeresy.
–Czymogłabypanitosprecyzować,signora?Ojakieinteresy?
Pokręciłakilkarazygłową,dającwtensposóbdozrozumienia,żeniema
oniczympojęcia.
–Mążnigdynicminiemówiłointeresach–odrzekła.–Uważał,żeniemuszę
wiedzieć.
Brunettiponowniezadałsobiewmyślachpytanie,ilerazyjużtosłyszałiile
razytakaodpowiedźbyłajedyniepróbąwykręceniasięododpowiedzialności.
Wierzyłjednak,żetatęgakobietamówiprawdę,żemążrzeczywiścienieuważał
zawłaściwedzielićsięzniąsprawamizawodowymi.Przypomniałsobie,jak
rozmawiałznimwgabineciePatty:byłtoczłowiekelegancki,ładniesię
wysławiający,możnapowiedzieć:gładkiwkażdymcalu.Zupełnieniepasowałdo
tejkobietyoprzyprószonychsiwiznąwłosach,wciasnejgarsonce.Spojrzałnajej
nogiizauważył,żemapantofelkinagrubymobcasie,zboleśniewąskiminoskami.
Nalewejstopiewidniałowyraźnezgrubienieprzydużympalcu,wypychające
skórębuta.Czymałżeństworzeczywiściejestwielkąniewiadomą?
–Kiedysiępokłócili,signora?
–Całyczassiękłócili,azwłaszczawzeszłymmiesiącu.Chybamusiało
wydarzyćsięcoś,cowywołałogniewPaola.Nigdyzasobąnieprzepadali,leczze
względunarodzinęiinteresymusielisięjakośdogadywać.
–Czywzeszłymmiesiącuzdarzyłosięcośszczególnego?–spytał.
–Chybabyłajakaśostrakłótnia–odpowiedziałatakcicho,żeBrunettiznowu
pomyślałoprzyszłychsłuchaczachtaśmy.
–Kłótniamiędzypanimężemibratem?
–Tak–odparła,kiwającjednocześniegłową.
–Czemupanitakuważa,signora?
–Mielispotkanieunaswmieszkaniu.Tobyłonadwadniprzedowym
wieczorem.
–Przedjakimwieczorem,signora?
–Kiedy...kiedyzamordowanomojegomęża.
–Rozumiem.Azczegopaniwnioskuje,żedoszłodokłótni?Słyszałająpani?
–Och,nie–odparłapospiesznieipopatrzyłananiegozezdziwieniem,jakby
podniesionegłosywdomupaństwaMitrichbyłyczymśniedopuszczalnym.–
WywnioskowałamtozzachowaniaPaola,kiedyprzyszedłnagóręporozmowie
zbratem.
–Czycośpowiedział?
–Tylkoto,żejestniekompetentny.
–Czymiałnamyślibrata?
–Tak.
–Cośjeszcze?
–Powiedział,żeSandrorujnujefabrykęicałyinteres.
–Czywiepani,októrejfabrycemówił?
–Chybaotejtu,wCastelfranco.
–Adlaczegopanimężainteresowałatafabryka?
–Bozainwestowałwniąpieniądze.
–Swojepieniądze?
Pokręciłagłową.
–Nie.
–Aczyje,signora?
Przezchwilęzastanawiałasięnadodpowiedzią.
–Moje–wyjaśniławkońcu.
–Pani?
–Tak.Wniosłamdomałżeństwasporopieniędzy.Alebyłyzapisanenamoje
nazwisko.Takabyławolaojca–dodała,podkreślająctolekkimmachnięciemręki.
–Paolodoradzałmi,coznimizrobić.AkiedySandropowiedział,żechcekupić
fabrykę,obajzaproponowali,żebymwniązainwestowała.Tobyłoroktemu.
Amożedwa.–Urwała,widzączdziwionąminęBrunettiego.–Przepraszam,ale
nieprzywiązujęwagidotychspraw.Paolokazałmipodpisaćjakieśpapiery,
aurzędnikwbankuwyjaśnił,ocochodzi.Aleniebardzozrozumiałam,nacobyły
tepieniądze.–Umilkłaiprzesunęładłoniąpospódnicy.–Poszłynafabrykę
Sandra,aponieważnależałydomnie,Paolouważał,żesąrównieżjego.
–Czywiepani,ilezainwestowaławtęfabrykę?
Popatrzyłananiegojakuczennica,którazachwilęwybuchniepłaczem,bonie
możesobieprzypomniećnazwystolicyKanady.
–Skoropaniniewie,nieszkodzi–dodał.–Niemusimyznaćdokładnejsumy.
Moglitopóźniejsprawdzić.
–Chybatrzystalubczterystamilionówlirów–odpowiedziała.
–Rozumiem.Dziękuję.Czymążcośjeszczemówiłtegowieczorupo
rozmowiezpanibratem?
Zawahałasię,aBrunettipomyślał,żeusiłujesobieprzypomnieć.
–Powiedział,żefabrykatracipieniądze.Zesposobu,wjakitostwierdził,
wynikało,żezainwestowałwniąrównieżwłasnepieniądze.
–Opróczpani?
–Tak.Tylkonieoficjalnie.Myślę,żechciałmiećwiększąkontrolęnadtym,co
tamsiędzieje.
–Czypanimążwspomniałmoże,cozamierzazrobić?
–Och,nie.Najwyraźniejzaskoczyłojątopytanie.–Nigdyminiemówił
otakichrzeczach.
Ciekawe,ojakichrzeczachjejmówił?–pomyślałBrunetti,leczuznał,żelepiej
niepytać.
–Potemposzedłdoswojegopokojuinastępnegodniajużotymniewspominał,
wywnioskowałamwięc,żejakośsięzSandrempogodzili.
Brunettinatychmiastwychwyciłokreślenie„doswojegopokoju”,którenie
świadczyłooszczęśliwymzwiązku.Postarałsię,byjegogłosbrzmiałspokojnie.
–Proszęmiwybaczyć,signora,żeotopytam,leczczymogłabymipani
powiedzieć,jakiestosunkipanowałymiędzypaniąipanimężem?
–Stosunki?
–Powiedziałapani,żeposzedłdoswojegopokoju–wyjaśniłcichymgłosem.
–Ach!–wyrwałojejsięniechcący.
Brunetticzekał.
–Jegojużniema,signora,więcchybamożemipanipowiedzieć–odezwałsię
wkońcu.
Uniosławzrok.Brunettidostrzegłłzyzbierającesięwjejoczach.
–Byłyinnekobiety–wyszeptała.–Odlat.Kiedyśposzłamzanimiczekałam
podjejdomemwdeszczu.–Popoliczkachpłynęłyłzy,leczniezwróciłananie
uwagi.Zaczęłykapaćnabluzkę,zostawiającnamaterialedługieślady.–Raz
wynajęłamdetektywa,żebygośledził,Izaczęłamodsłuchiwaćjegorozmowy
telefoniczne.Czasamiprzegrywałamjeisłuchałam,jakrozmawiazinnymi
kobietamiimówitesamerzeczy,którekiedyśmówiłdomnie.–Łzyodebrałyjej
głos.Przezdłuższyczasmilczała,leczBrunettijejnieponaglał.–Kochałamgo
całymsercem–podjęłaprzerwanywątek.–Odpierwszegodnia,gdygoujrzałam.
JeżeliSandrotozrobił...Jejoczyponowniezaszłyłzami,leczotarłajewierzchem
dłoni.–Chcę,żebysiępantegodowiedział,ichcę,żebyponiósłkarę.Dlatego
zamierzałamznimporozmawiać.
Zamilkłaispuściławzrok.
–Czypowiemipan,coonpowiedział?–spytała,patrzącnaswojedłonie
spoczywającenakolanach.
–Niesądzę,bymmógłtoterazzrobić,signora.Alepotemoczywiście.
–Dziękuję–odrzekła,uniosłagłowęiznowująspuściła.
Naglewstałazmiejscairuszyładodrzwi.Brunettiznalazłsięprzynich
pierwszy,żebyjeprzedniąotworzyć.
–Wtakimraziewracamdodomu–oznajmiła,zanimzdążyłcośpowiedzieć,
iwyszłazpokoju.
Rozdział26
Wróciłdobiurkafunkcjonariusza,którypozwoliłmuskorzystaćztelefonu,
iniepytającozgodę,zadzwoniłdosignorinyElettry.Jaktylkousłyszałajegogłos,
poinformowała,żetechnikjestwdrodzedokostnicywCastelfranco,apotem
poprosiłaonumerfaksu.Kiedy–zazgodąsierżantadyżurnego–przekazałgo
sekretarce,przypomniałsobie,żeniezadzwoniłranodoPaoli,iwystukałnumer
domowy.Niktsięniezgłaszał,nagrałwięcwiadomość,żemusijeszczezostać
wCastelfrancoiwrócipopołudniu.
Potemukryłtwarzwdłoniach.Pochwiliusłyszał,żektośdoniegomówi.
–Przepraszam,commissario,aletowłaśnieprzyszło.
Uniósłgłowęizobaczyłmłodegopolicjanta,którystałprzedbiurkiem.Wręku
trzymałkilkazwojówpapieru.
Komisarzuśmiechnąłsięniepewniedomłodegoczłowiekaiwziąłodniego
papiery.Rozłożyłjenabiurkuirozprostował,jaktylkosiędało.Potemprzyjrzał
siękolumnom,zzadowoleniemstwierdzając,żesignorinaElettrazaznaczyła
gwiazdkąkażdąrozmowę,któraodbywałasięmiędzytrzemainteresującymigo
numerami,apotemrozdzieliłpapierynatrzykupki:Palmieri,BonaventuraiMitri.
WciągudziesięciudnipoprzedzającychmorderstwoMitriegoodnotowano
połączeniaztelefonukomórkowegoPalmieriegoztelefonemstacjonarnym
wInterfarze.Jednazrozmówtrwałasiedemminut.Dzieńprzedmorderstwem
odwudziestejpierwszejdwadzieściasiedemdzwonionoztelefonudomowego
BonaventurydoMitriego.Rozmowatrwaładwieminuty.Wwieczórmorderstwa,
omniejwięcejtejsamejporze,ktośzadzwoniłztelefonuMitriegodo
Bonaventury.Połączenietrwałopiętnaściesekund.Potembyłyjeszczetrzy
ztelefonufabrycznegozkomórkąPalmieriegoijednomiędzytelefonami
domowymiBonaventuryiMitriego.
Brunettizłożyłpapieryiwyszedłnakorytarz.Kiedyzostałwpuszczonydo
pokoju,wktórymtrzymanoBonaventurę,zastałtamrównieżciemnowłosego
mężczyznę.Nastoleprzednimleżałnotes,aobokstałamałaskórzanawalizka
wtymsamymodcieniu.Kiedygośćsięodwrócił,BrunettirozpoznałwnimPiera
CandianiegozPadwy,adwokataodsprawkarnych.Candianimiałnanosieokulary
bezoprawek.Spoglądającezzanichciemneoczyemanowałyzaskakującąjakna
adwokatakombinacjąinteligencjiiszczerości.
Candianiwstałiwyciągnąłrękę.
–Commissario–powiedział,ściskającmudłoń.
–Mecenasie.
Bonaventurze,którynieruszyłsięzmiejsca,Brunettikiwnąłgłową.
Candianiwysunąłwolnekrzesłoizaczekał,ażkomisarzzajmiemiejsce,
dopierowtedysamusiadł.
–Domyślamsię,żenaszarozmowajestnagrywana–powiedział,wskazując
rękąnasufit.
–Tak–przyznałBrunetti,poczym,bynietracićczasu,podałdatę,godzinę
inazwiskaobecnychwpokoju.
–Oilemiwiadomo,rozmawiałpanjużzmoimklientem–zacząłCandiani.
–Tak.Pytałemgootransportyleków,któreInterfarwysyłałdoróżnych
krajów.
–CzychodzioprzepisyEuropejskiejRadyEkonomicznej?–zapytałCandiani.
–Nie.
–Więcoco?
BrunettispojrzałnaBonaventurę,którysiedziałzeskrzyżowanyminogami
ijednąrękąnaoparciukrzesła.
–ChodzioprzesyłkidokrajówTrzeciegoŚwiata.
Candianizapisałcośwnotesie.
–Aczemupolicjęinteresująteprzesyłki?–spytaładwokat,niepodnosząc
głowy.
–Wszystkowskazujenato,żebyływnichlekarstwanienadającesiędoużytku,
toznaczyprzeterminowane,acześćznichzawierałasubstancjetakspreparowane,
bywyglądałyjakprawdziwelekarstwa.
–Rozumiem.–Candianiprzewróciłstronęwnotesie.–Ajakiemapannato
dowody?
–Wspólnika.
–Wspólnika?–spytaładwokatzlekkimsceptycyzmemwgłosie.–Amogę
wiedzieć,cotozawspólnik?–Tymrazemdałaosobieznaćwyraźnawątpliwość.
–Brygadzistazfabryki.
Candianispojrzałnaswojegoklienta,którywzruszyłramionamiwgeście
zakłopotaniaczyteżniewiedzy.
–IchciałbypanzapytaćotopanaBonaventurę?
–Tak.
–Czytylkooto?–Candianiuniósłwzrokznadnotesu.
–Nie.ChciałbymteżzapytaćpanaBonaventurę,cowienatematmorderstwa
swegoszwagra.
TymrazemnatwarzyBonaventurypojawiłosięcośnakształtzdumienia.
–Dlaczego?–Candianiznowupochyliłsięnadnotesem.
–Boprzypuszczamy,żemożebyćwjakiśsposóbzamieszanywmorderstwo
signoraMitriego.
–Toznaczywjaki?
–OtowłaśniechciałbymzapytaćpanaBonaventurę–wyjaśniłBrunetti.
Candianiznowupopatrzyłnaswojegoklienta.
–Czychciałbypanodpowiedziećnapytaniakomisarza?
–Niewiem,czypotrafię–odparłBonaventura.–Leczoczywiściepostaramsię
wmiaręmożliwości.
CandianispojrzałnaBrunettiego.
–Jeżelizamierzapanprzesłuchaćmojegoklienta,commissario,toproszę
bardzo.
–Chciałbymwiedzieć–zacząłBrunetti,zwracającsiębezpośredniodo
Bonaventury–copanałączyłozRuggieremPalmierimlubMicheleDeLucą,bo
podtakimnazwiskiempracowałdlapańskiejfirmy.
–Tymkierowcą?
–Tak.
–Jakjużpanumówiłem,commissario,widywałemgoodczasudoczasuna
tereniefabryki.Leczbyłtylkokierowcą.Mogłemznimrozmawiaćrazczydwa,
alenicpozatym.
Bonaventuraniezapytał,dlaczegoBrunettiegotointeresuje.
–Więcniemiałpanznimżadnychinteresówopróczsporadycznychkontaktów
wpracy?
–Nie–odparłBonaventura.–Mówiłempanu,byłjedyniekierowcą.
–Niedawałmupannigdyżadnychpieniędzy?–spytałBrunetti,mając
nadzieję,żenabanknotachznalezionychwportfeluPalmieriegoznajdąsięodciski
palcówBonaventury.
–Oczywiście,żenie.
–Iwidywałgopanlubrozmawiałznimtylkonatereniefabryki?
–Jużtomówiłem.–Bonaventuraniekryłirytacji.
BrunettizwróciłsiędoCandianiego.
–Myślę,żetonaraziewszystko,ocochciałbymspytaćpańskiegoklienta.
Obajpanowiebyliwyraźniezaskoczeni,leczadwokatzareagowałpierwszy.
Wstałizamknąłnotes.
–Wtakimraziemożemyjużiść?–zapytał,sięgającpowalizkę.
Gucci–pomyślałBrunetti.
–Obawiamsię,żenie.
–Słucham?–Candianizaprezentowałteatralnewprostzdziwienie,jakieczęsto
możnazobaczyćwczasieprocesówsądowych.–Adlaczegonie?
–Przypuszczam,żepolicjazCastelfrancozamierzapostawićpanu
Bonaventurzesporąlistęzarzutów.
–Naprzykładjakich?
–Ucieczkazaresztu,utrudnianieśledztwa,spowodowaniewypadku
samochodowegozeskutkiemśmiertelnym,żebywymienićtylkokilka.
–Toniejaprowadziłem–wtrąciłBonaventurazwściekłościąwgłosie.
BrunettipopatrzyłnaCandianiego.Oczyadwokatazwęziłysięlekko,niemiał
jednakpewności,czytozezdziwienia,czygniewu.
Candianiwstał,schowałnotesizamknąłwalizkę.
–Chciałbymsięjednakupewnić,commissario,żepolicjawCastelfranco
rzeczywiściezamierzatozrobić.Czystaformalność–dodał,jakbychciał
wyeliminowaćewentualnąwątpliwośćwynikającązjegosłów.
–Oczywiście–powiedziałBrunetti,równieżwstając.
Zapukałwszklanąszybę,bywezwaćczekającegonakorytarzustrażnika,
iwyszedłzadwokatem,pozostawiającBonaventuręsamego.Udalisięnarozmowę
zBoninem,którypotwierdziłsłowaBrunettiego,przyznając,żepolicja
wCastelfrancorzeczywiściezamierzapostawićBonaventurzekilkapoważnych
zarzutów.
Strażnikodprowadziładwokatadopokojuprzesłuchań,bymógłpoinformować
otymswojegoklienta,BrunettizaśpozostałzBoninem.
–Maciewszystko?–spytał.
Boninokiwnąłgłową.
–Mamysprzętnajnowszejgeneracji,rejestrujenajcichszyszept,nawetciężki
oddech.Tak,mamywszystko.
–Azanimtamwszedłem?
–Nie.Niemożemygowłączyć,dopókiwpokojunieznajdziesię
funkcjonariuszpolicji.Takajestprocedura.
–Naprawdę?–Brunettiniekryłzdziwienia.
–Naprawdę–powtórzyłBonino.–Wzeszłymrokuprzegraliśmysprawę,bo
obronadowiodła,żepodsłuchiwaliśmyto,copodejrzanymówiładwokatowi.
Komendantpoleciłwięc,żebynierobićżadnychwyjątków.Zawszeczekamyna
funkcjonariusza.
Brunettikiwnąłgłową.
–Weźmieciejegoodciskipalców,jaktylkowyjdzieadwokat?–zapytał.
–Byporównaćztyminabanknotach?
Brunettiprzytaknąłruchemgłowy.
–Jużtozrobiliśmy–odparłBoninozlekkimuśmiechem.–Zupełnie
nieoficjalnie.Ranopiłwodęmineralnązeszklankiikiedyskończył,zdjęliśmy
zniejtrzydobreodciski.
–I?
–Inaszczłowiekzlaboratoriummówi,żepasują.Przynajmniejdwaznich
wydająsięidentyczneztyminabanknotach.
–Sprawdzęrównieżjegokontowbanku–powiedziałBrunetti.–Tebanknoty
pięćsettysięcznewyglądająnanowe.Większośćludziniechceichbrać:ciężkoje
rozmienić.Niewiem,czybędąmielispisnumerów,jeślitak,to...
–Niechpanniezapomina,żeonmaCandianiego–powiedziałBonino.–Zna
gopan?
–WszyscywVenetogoznają.
–Alemamywykazrozmówzczłowiekiem,którego,jaktwierdzi,znasłabo,
imamyteodciski–upierałsięBrunetti.
–AonnadalbędziemiałCandianiego.
Rozdział27
PrzewidywaniaBoninaokazałysięprorocze.
BankwWenecjimiałspisnumerówbanknotówpięćsettysięcznych,wydanych
wdniu,wktórymBonaventurapodjąłpiętnaściemilionówwgotówce.Wśródnich
byłynumerybanknotówznalezionychwportfeluPalmieriego.Wątpliwość,żesąto
tesamebanknoty,rozwiałyznalezionenanichodciskipalcówBonaventury.
Candiani,występującywimieniuBonaventury,stwierdził,żeniemawtym
niczegodziwnego.Jegoklientpodjąłtepieniądze,byspłacićprywatnąpożyczkę
zaciągniętąuszwagra,PaolaMitriego,ioddałmująnastępnegodniapo
wypłaceniuzbanku,toznaczywdniumorderstwa.FragmentyskóryPalmieriego
podpaznokciamiMitriegowyjaśniałycałąsprawę:PalmieriokradłMitriego
izostawiłlist,byodciągnąćodsiebiepodejrzenia.ZabiłMitriegoprzezprzypadek
lubcelowo,dokonująckradzieży.
ZargumentemrozmówtelefonicznychCandianiszybkosięrozprawił,
wyjaśniając,żefabrykaInterfarmacentralęiwszystkiepołączeniasąrejestrowane
jakorozmowyznumerucentrali.Takwięckażdy,zkażdegotelefonuwfabryce,
mógłzadzwonićnakomórkęPalmieriego,podobniejakonsammógłzadzwonićdo
fabrykipototylko,bypoinformowaćozwłocewwysyłce.
Zapytanyopołączenie,zarejestrowanewwieczórmorderstwa,międzyjego
domowymnumerematelefonemwmieszkaniuMitriego,Bonaventurazeznał,że
todzwoniłMitri,byzaprosićjegoiżonęnakolacjęwprzyszłymtygodniu.Kiedy
zwróconomuuwagę,żerozmowatrwałazaledwiepiętnaściesekund,Bonaventura
przypomniałsobie,żeMitriprzerwałją,tłumacząc,żektośdzwonidodrzwi
mieszkania,izprzerażeniemuświadomiłsobie,żetomógłbyćmorderca.
Obajpanowiemieliczasnaspreparowaniehistoriiwyjaśniającejichucieczkę
zfabryki.Sandipowiedział,żeinformacjęBonaventuryopojawieniusiępolicji
odebrałjakopolecenieucieczkiiżetamtenpierwszypobiegłdociężarówki.
Bonaventurazkoleiupierałsięprzywersji,żeSandizagroziłmubroniąikazał
wsiąśćdosamochodu.Natomiasttrzeciobecnyprzytymmężczyznazeznał,że
niczegoniewidział.
WsprawielekówCandianiemunieudałosięprzekonaćorganów
sprawiedliwości.Sandipowtórzyłirozszerzyłswojezeznania,podającnazwiska
iadresypracownikównocnejzmiany,którychprzywożonodofabryki,bypakować
fałszyweleki.Ponieważpłaconoimgotówką,niebyłowyciągówbankowych
zwypłatamipoborów,leczSandiprzedstawiłkartyczasoweznazwiskami
ipodpisami.Przekazałrównieżpolicjibogatąlistęwcześniejwysłanych
transportów:zdatami,informacjamiozawartościimiejscuprzeznaczenia.
DodziałaniaprzystąpiłoMinisterstwoZdrowia.FabrykęInterfarzamknięto,
budynkiopieczętowano,ainspektorzypootwieralipudła,buteleczkiitubki.
Wszystkielekarstwawgłównejczęścifabrykiodpowiadałyinformacjomzawartym
naetykietkach,leczwjednymzsektorówmagazynustałyskrzyniezpudełkami
zawierającymisubstancje,któreposprawdzeniuokazałysięzupełnie
bezwartościowe.Wtrzechskrzyniachznajdowałysięplastikowebutelki,
oznaczonejakosyropnakaszel.Analizawykryła,żejesttomieszaninawody,
cukruisubstancjiprzeciwzamarzaniu,szkodliwa,anawetśmiertelnadlakogoś,
ktobyjązażył.
Winnychskrzyniachbyłysetkipudełekzlekami,któredawnostraciły
ważność,atakżepaczkigazyinicichirurgicznych,kruszącychsiępoddotykiem,
botakdługoleżałygdzieświnnychmagazynach.Sandiprzedstawiłrachunkiilisty
przewozowe,któremiałytowarzyszyćtymskrzyniomdomiejscprzeznaczenia
wkrajach,gdziepanowałygłód,wojnyiepidemie,atakżekosztorysdla
międzynarodowychorganizacjihumanitarnych,zniecierpliwościąoczekującychna
rozdzielenie„darów”wśródpotrzebujących.
OdsuniętyodśledztwanawyraźnepoleceniePatty,wykonującegozkolei
poleceniekogośzMinisterstwaZdrowia,Brunettiśledziłbiegsprawywgazetach.
Bonaventuraprzyznałsiędowspółudziałuwsprzedażyfałszywychleków,lecz
obstawałprzytwierdzeniu,żewszystkowymyśliłMitri.Tłumaczył,żekiedykupił
Interfar,zatrudniłwnimwiększośćpersoneluzfabryki,którąMitrimusiał
sprzedać.Razemznimiprzyszłocałezłoikorupcja,wobecktórychbyłbezsilny.
Zacząłprotestować,leczwówczasszwagierzagroziłwycofaniempożyczki
ipieniędzyżony,atodoprowadziłobyBonaventurędoruinyfinansowej.Własna
słabośćibezradnośćwobecprzewagiMitriegozmusiłagodokontynuowania
produkcjiisprzedażyfałszywychleków.Wprzeciwnymraziegroziłomu
bankructwoiwstyd.
Ztego,copisałygazety,Brunettiwywnioskował,żejeżelitasprawawogóle
znajdziesięwsądzie,Bonaventurazostanieskazanyjedynienagrzywnę,ito
niezbytwysoką,ponieważetykietyMinisterstwaZdrowianiezostałyzmienione
anisfałszowane.Brunettiniewiedział,cogrozizasprzedażprzeterminowanych
leków,zwłaszczadoinnegokraju.Napozórprostasprawafałszowanialekówtakże
siękomplikowałaprzezto,żeniesprzedawanoichweWłoszech.Uznałtojednak
zanicniewartespekulacje.Bonaventurapowinienodpowiadaćzamorderstwo,nie
zaoszustwo,zapozbawienieżyciaMitriegoiwszystkich,którzyzmarliwwyniku
zażywaniasprzedawanychprzezniegoleków.
Brunettibyłwtymprzekonaniuosamotniony.Gazetyuważały,żetoPalmieri
zabiłMitriego,chociażżadnaniewycofałasięzpoprzedniejkoncepcji,żezrobiłto
fanatykzachęconyprzezPaolę.Sądzadecydowałniewnosićprzeciwniej
oskarżeniaisprawatrafiładoarchiwum.
KilkadnipozwolnieniuBonaventurydodomuinałożeniunaniegoaresztu
domowego,gdyBrunettisiedziałwsalonie,czytającdziełoArrianaokampaniach
AleksandraWielkiego,zadzwoniłtelefon.Komisarzuniósłgłowę,czekając,aż
pracującawgabineciePaolapodniesiesłuchawkę.Potrzecimsygnalewróciłdo
lektury,aściślej–dożyczeniaAleksandra,żebyprzyjacieleoddawalimuboski
pokłon.Wkrótcezapomniał,gdziejest,iprzeniósłsięwodległeczasyimiejsce.
–Todociebie–powiedziałaPaola,stającwdrzwiach.–Kobieta.
–Hmm?–mruknąłBrunetti,podnoszącwzrok,leczniebardzozdającsobie
sprawę,gdziejest.
–Kobieta–powtórzyłaPaola.
–Jakakobieta?–spytałBrunetti,zaznaczającstronęzużytymbiletem
tramwajowym,iodłożyłksiążkęnakanapę.
–Niemampojęcia–odpowiedziałaPaola.–Niepodsłuchujętwoichrozmów.
Zamarłzgiętywpółjakstaryczłowiekmającykłopotyzkręgosłupem.
–MadrediDio!–wykrzyknął.PoderwałsięzkanapyipopatrzyłnaPaolę,
którastaławdrzwiach,zdziwnymwyrazemtwarzy.
–Cosięstało,Guido?Cośzkręgosłupem?
–Nie,nie,nicminiejest.Myślę,żewreszcieznalazłem.Tymrazemgomam.
Podszedłdoszafyiwyjąłzniejpłaszcz.
–Corobisz?–spytałaPaola.
–Wychodzę–odpowiedział,niepróbującniczegowyjaśnić.
–Comampowiedziećtejkobiecie?
–Powiedz,żemnieniema–odrzekłichwilępóźniejrzeczywiściegoniebyło.
DrzwiotworzyłamusignoraMitri,bezmakijażu,zsiwymiodroślami
wmiejscach,gdziewłosysięrozdzielały.Ubranabyławbezkształtnąbrązową
sukienkę,wktórejwyglądałajeszczegrubiej.Kiedypodszedł,bywymienićuścisk
dłoni,owionąłgolekkizapachczegośsłodkiego,wermutulubmarsali.
–Przyszedłmipanpowiedzieć?–spytała,gdyusiedliwsaloniepoobu
stronachniskiegostołu,naktórymstałytrzybrudnekieliszkiipustabutelka
wermutu.
–Nie,signora,niestety,niemampaninicdoprzekazania.
Wjejoczachbłysnęłorozczarowanie.Splotładłonieichwilęmilczała.
Wkońcupodniosłananiegowzrok.
–Miałamnadzieję–szepnęła.
–Czytałapanigazety,signora?
Niemusiałapytać,ocomuchodzi.Pokręciłagłową.
–Muszęocośpaniązapytać–powiedziałBrunetti.
–Oco?–spytałaneutralnymtonem,nieokazujączbytniegozainteresowania.
–Kiedyostatnirazrozmawialiśmy,powiedziałapani,żepodsłuchiwała
rozmowymęża.Zinnymikobietami–dodał,gdyniezareagowała.
Takjaksięobawiał,zaczęłapłakać.Łzyspływałyjejpopoliczkachispadałyna
grubymateriałsukienki.Kiwnęłagłową.
–Signora,czymożemipanipowiedzieć,jakpanitorobiła?
Popatrzyłananiego,jakbyniezrozumiałapytania.
–Jakpanipodsłuchiwałaterozmowy?
Pokręciłagłową.
–Jakpanitorobiła,signora?Toważne–dodał.–Muszętowiedzieć.
Najejtwarzypojawiłsięrumieniec.Brunetticzęstomówiłludziom,żejestjak
ksiądz,żeichsekretysąuniegobezpieczne.Wiedziałjednak,żewtymwypadku
byłobytokłamstwo,dlategoniepróbowałjejprzekonywać,tylkoczekał.
–Todetektyw–wyjaśniławkońcu.–Zamontowałcośdotelefonuwmoim
pokoju.
–Magnetofon?–spytałBrunetti.
Kiwnęłagłową,rumieniącsięjeszczemocniej.
–Czynadalgopanima?
Ponowniekiwnęłagłową.
–Czymożemigopaniprzynieść?–Niezareagowała,powtórzyłwięcpytanie.
–Możemigopaniprzynieść?Albopowiedzieć,gdziejest?
Przykryłaoczydłonią,leczłzywciążpłynęły.
Brunetticzekał.Wkońcuwolnąrękąwskazałazasiebie.
Komisarzwstałizanimzdążyłazmienićzdanie,wyszedłzsalonu.Ruszył
korytarzem,mijającpodrodzekuchnięijadalnię.Nakońcuzajrzałdopokojuze
stojakiemnagarnitury,apotemotworzyłdrzwidopokojupoprzeciwnejstronie
iznalazłsięwkrólestwienastolatki,zbiałymiszyfonowymifalbankami
zdobiącymidolnączęśćłóżkaitoaletką;jednąześcianpokrywałylustra.
Przyłóżkustałozdobnymosiężnytelefon.Słuchawkaspoczywałanadużym
kwadratowympudełkuzokrągłątarcząpamiętającądawneczasy.Podszedłdo
łóżka,ukląkłiodsunąłfalbanki.Dobazypodłączonebyłydwaprzewody:jeden
prowadziłdogniazdkatelefonu,adrugidomałegomagnetofonuwielkości
walkmana.Kiedyśkorzystałztakiejminiaturypodczasrozmowyzpodejrzanymi.
Byłotoniezwykleczułeurządzenie,ozadziwiającejczystościdźwięku.
Odłączyłmagnetofoniwróciłznimdosalonu.SignoraMitriwciąż
przykrywaładłoniąoczy,leczuniosłagłowę,gdyusłyszałajegokroki.
Brunettipostawiłmagnetofonnastoliku.
–Czytojesttourządzenie,signora?–zapytał.
Kiwnęłagłową.
–Czymogęprzesłuchaćtaśmę?
Oglądałkiedyśprogramwtelewizji,pokazujący,jakwężepotrafią
zahipnotyzowaćswojązdobycz.Kiedykobietaporuszyłagłowąwprzódiwtył,
niespuszczajączniegowzroku,przypomniałmusiętenprogramipoczułsię
nieswojo.
Kiwnęłagłowąnaznakzgodyipatrzyłamunaręce,gdywciskałklawisz
„rewind”.Kiedyposłyszałstuknięciekasety,oznaczające,żesięprzewinęła,
wcisnąłprzycisk„play”.
Różnegłosy,wtymjedennależącydonieżyjącegoczłowieka,wypełniłypokój.
Mitrigawędziłzeszkolnymkolegąiustalałterminwspólnejkolacji;signoraMitri
zamawiałanowezasłony;signorMitritelefonowałdokobietyizapewniał,żenie
możesięjużdoczekać,byjązobaczyć.WtymmiejscusignoraMitriodwróciłaze
wstydutwarziznowusięrozpłakała.
Następneminutyprzyniosłypodobnąmieszankęrozmów,równiebanalną
iniekonsekwentną.Jednakzupełniebezsensowny–wobecfaktu,żeMitrijużnie
żyłbyłjegogłosmówiącyopożądaniu.PotemzabrzmiałgłosBonaventury,
pytającyMitriego,czynieznalazłbyjutrowieczoremczasunaprzejrzenie
papierów.KiedyMitriwyraziłzgodę,Bonaventurapowiedział,żewpadnieokoło
dziewiątejlubprzyśleztymidokumentamikierowcę.Wtedywłaśnieusłyszał
rozmowę,októrąsięmodlił.Jednakbyła!Telefonzadzwoniłdwarazy.
Bonaventuraodebrałgoznerwowym:Si?iwówczasodezwałsięgłosdrugiego
nieżyjącegomężczyzny.
„Toja.Załatwione”.
„Napewno?”
„Tak.Nadaltujestem”.
Cisza,jakazaległa,świadczyłaozaskoczeniuBonaventurytakimbrakiem
rozwagi.
„Natychmiaststamtądwyjdź”.
,,Kiedysięzobaczymy?”
„Jutro.Umniewbiurze.Damciresztę”.
Rozległsiętrzaskodkładanejsłuchawki.
Potemzabrzmiałdrżącykobiecygłoswzywającypolicję.Brunettiwcisnął
klawisz„stop”.Kiedyspojrzałnasiedzącąprzednimkobietę,niedostrzegłjużna
jejtwarzyłezaniżadnychemocji.
–Topanibrat?
Byławstaniejedyniekiwnąćgłową.Wyglądałajakofiarabombardowania,
wpatrzonawniegoszerokootwartymioczyma.
Brunettiwstał,sięgnąłpomagnetofoniwsunąłgodokieszeni.
–Niepotrafięwyrazić,jakmiprzykro,signora–powiedział.
Rozdział28
Wracałdodomuzmałymmagnetofonem,któryciążyłmubardziejniżpistolet
czyinneśmiercionośnenarządzie.Ściągałgowdół,azapisanenaniminformacje
tłukłymusiępogłowie.ZjakąłatwościąBonaventuraprzygotowałswojego
szwagranaspotkanieześmiercią:wystarczyłjedentelefoniwiadomość,że
kierowcaprzywieziemudokumentydoprzejrzenia.Mitri,niczegonie
podejrzewając,wpuściłmordercę,prawdopodobniewziąłodniegodokumenty
iodwróciłsię,żebypołożyćjenastolelubbiurku.TodałoPalmieriemu
sposobnośćdozarzuceniamufatalnegokablanaszyję.
TaksilnyidoświadczonyzbrodniarzjakPalmieripotrzebowałnatozaledwie
chwili,anastępnieminuty,możeniecałej,byzacisnąćkońcówkikabla
iprzytrzymaćmocno,ażzdusiłwMitrimżycie.Śladyskórypodpaznokciami
ofiarydowodziły,żepróbowałasięopierać,leczbyłotobezskuteczneodmomentu,
gdyBonaventurazadzwoniłwsprawiepapierów,anawetjeszczewcześniej–gdy
zjakichśpowodówpostanowiłuwolnićsięodczłowieka,któryzagrażałjego
fabryceibrudnyminteresom.
Brunettiniepamiętałjuż,ilerazymówił,żeżadnazbrodnianiejestwstaniego
zaskoczyć,ajednakkażdenowemorderstwowprawiałogowosłupienie.Widział
ludzi,którzyzabijalidlakilkutysięcylirówidlakilkumilionówdolarów,lecz
nigdynieznajdowałwtymsensu,bozakażdymrazemwysokośćsumy,większa
lubmniejsza,wyznaczałacenęzaludzkieżycieistawiałaponadniebogactwo,
ategoniebyłwstaniezrozumieć.Niepotrafiłteżpojąć,jakktośmógłtozrobić.
Motywybyłyprosteiwielorakie:chciwość,żądza,zazdrość.Leczcoludzi
skłaniałodopopełnianiatakichczynów?Toprzekraczałomożliwościjego
wyobraźni.
Wróciłdodomu,czującchaoswgłowie.KiedyPaolagousłyszała,wyszła
zgabinetu.
–Zaparzęnamtisane–powiedziała,widzącwyrazjegotwarzy.
Odwiesiłpłaszcziposzedłdołazienki.Umyłręceitwarz,apotemspojrzał
wlustro.Jakonmógłwiedziećotakichrzeczachiniedostrzegaćichśladówna
swoimobliczu?Przypomniałsobiewiersz,któryczytałamukiedyśPaolaotym,
jakświatpatrzynatragedieiniedrżywposadach.Psy–pisałpoeta–pilnująpsich
interesów.Aonpilnowałswoich.
Nastolewkuchnistałimbryczeknależącyniegdyśdojegobabki,obokdwa
kubkiiwielkisłoikzmiodem.Brunettiusiadł,aPaolanalałamuaromatycznej
herbaty.
–Możebyćlipowy?–spytała,otwierającsłoikiwlewającmułyżeczkęmiodu
dokubka.
Kiwnąłgłową,kiedypodsunęłamukubekzłyżeczką.Zacząłmieszaćherbatę,
delektującsięzapachem.
–Wysłałkogoś,żebyzabiłMitriego–oznajmiłbezwstępów.–Akiedybyło
powszystkim,mordercazatelefonowałdozleceniodawcyzmieszkaniaofiary.
Paoladodałamiodudoswojegokubka,trochęmniejniżdomężowskiego,
izaczęłamieszaćłyżeczką.
–ŻonaMitriegonagrywałajegorozmowyzinnymikobietami–ciągnął
Brunetti.Zdmuchnąłparęznadkubkaiwypiłłyk.–Jestnagranietejrozmowy.
Bonaventuramówiwniejmordercy,żejutrodamuresztępieniędzy.
Paolanadalmieszała,jakbyzapomniała,żemawypićherbatę.
–Czytowystarczy?–spytała,kiedywyczuła,żeBrunettiniemajużnicwięcej
dopowiedzenia.–Żebygoskazać.
Skinąłgłową.
–Mamnadzieję.Taksądzę.Powinnabyćztegodobrapróbkagłosu.
Magnetofonjestbardzoczuły.
–Arozmowa?
–Trudnosięniedomyślić,oczymmówią.
–Mamnadzieję–powiedziała,nadalmieszającherbatę.
Brunettibyłciekaw,któreznichtopowie.Popatrzyłnażonę,najasnepasma
włosówokalającejejtwarzipoczułwzruszenie.
–Więcniemaszztymnicwspólnego.
Milczała.
–Absolutnienic–powtórzył.
Wzruszyłaramionami,lecznadalmilczała.
Sięgnąłprzezstół,wyjąłjejłyżeczkęzpalców,odłożyłnapodkładkęzmaty
iwziąłdłońżonywswoją.
–Paolo,niemaszztymnicwspólnego.Itakbygozabił.
–Alemutoułatwiłam.
–Chodziciotenlist?
–Tak.
–Wykorzystałbycośinnego.
–Alewykorzystałwłaśnieto–odparłazdecydowanie.–Gdybymniedałaim
okazji,możebyniezginął.
–Niemożesztegowiedzieć.
–Nie,inigdyniebędęwiedziała.Tegowłaśnieniemogęznieść.Izawszebędę
czułasięodpowiedzialna.
Nicniemówił,zbierającsięnaodwagę.
–Nadalchciałabyśtozrobić?–spytałwreszcie.Milczała,leczonmusiałto
wiedzieć.–Rzuciłabyśkamieniemwszybę?
Długonieodpowiadała.Jejdłońspoczywałanieruchomowjegodłoni.
–Gdybymwiedziałatylkotocowtedy,tak–odrzekła.–Nadalchciałabymto
zrobić.
Brunettimilczał.Odwróciładłoń,bylekkouścisnąćjegorękę.Spojrzałwdół,
poczymznowupopatrzyłnaPaolę.
–Nowięc?–spytała.
–Czychcesz,żebymtozaaprobował?–spytałneutralnymtonem.
Pokręciłagłową.
–Wiesz,żeniemogę–stwierdziłzodcieniemsmutku.–Zatomogęci
powiedzieć,żeniejesteśodpowiedzialnazato,cosięznimstało.
Zastanawiałasięnadtymprzezchwilę.
–Ach,Guido,chceszbraćnaswojebarkiwszystkiekłopotyświata.
Wziąłkubekwolnąrękąiuniósłgodoust.
–Niejestemwstanietegozrobić.
–Alechcesz,prawda?
Milczałprzezdłuższyczas.
–Tak–odpowiedziałwreszcie,jakbyprzyznawałsiędosłabości.
Uśmiechnęłasięiponownieścisnęłajegodłoń.
–Jużsamachęćwystarczy.