Komisarz Brunetti 04 Smierc i sad Leon Donna

background image
background image

DONNALEON

ŚMIERĆISĄD

(Przełożyła:JulitaWroniak)

NOIRSURBLANC

background image

1999

ToniSepedzie

background image

iCraigowiManleyowi

Questoeifindichifamal;

Ede’perfidilamorte

Allavitaesempreugual.

Takikoniecłotrówspotyka;

Nikczemnaśmierćzłoczyńcy

Zawszezjegożywotawynika.

librettooperyDonGiovanniMozarta

Rozdział1

Wostatniwtorekwrześnia,ponadmiesiącwcześniejniżmożnabyłooczekiwać,
w

górach oddzielających północne Włochy od Austrii spadł śnieg. Ciężkie chmury
nadciągnęły

nie wiadomo skąd i bez żadnego ostrzeżenia; śnieżyca rozpętała się nagle.
Wystarczyłopół

godziny, aby drogi wiodące do przełęczy nad Tarvisio stały się śliskie i
śmiertelnie

niebezpieczne. Od miesiąca nie padał deszcz, toteż pierwszy śnieg pokrył
nawierzchnię

lśniącąodolejuismarów.

Połączenietookazałosiękatastrofalnedlaszesnastokołowegotirazrumuńskimi

tablicami

rejestracyjnymi,

według

listy

przewozowej

transportującego

dziewięćdziesiąt

background image

metrów sześciennych sosnowych desek. Tuż na północ od Tarvsio, na zakręcie
przywjeździe

naautostradęprowadzącąwcieplejsze,bezpieczniejszerejonyWłoch,kierowca
zahamował

zbyt gwałtownie i stracił panowanie nad ogromnym pojazdem. Ciężarówka
zjechałazszosyz

prędkościąpięćdziesięciukilometrównagodzinę,żłobiącgłębokiekoleinywnie

zamarzniętej jeszcze glebie, obijając się o drzewa i kładąc pokotem te, które
znalazłysięna

jej drodze. Dotarła na samo dno wąwozu, gdzie roztrzaskała się o skałę u
podstawypotężnej

góry.Towaryzrozbitejskrzynirozsypałysięwokółszerokimłukiem.

Pierwsinamiejscuwypadkubylikierowcyinnychtirów,którzyzatrzymalisię

natychmiast, aby pomóc jednemu ze swoich. Rzucili się do szoferki, ale dla
kierowcyniebyło

już ratunku: z czaszką wgnieciona przez konar wisiał bezwładnie na zapiętym
pasie,do

połowy wychylony przez otwór po drzwiach wyrwanych z zawiasów przez ten
samkonar.

kiedy ciężarówka zahaczyła o niego w swoim szaleńczym pędzie w dół zbocza.
Mężczyzna

wiozącytransportświńdowłoskiejrzeźniwspiąłsięnapogruchotanąmaskętira,
żeby

sprawdzić, w jakim stanie jest drugi kierowca. Fotel pasażera był pusty, co
oznaczało,że

drugikierowcawypadłwchwilizderzenia.

background image

Czterechmężczyzn,ślizgającsię,rozeszłosiępozboczu,żebyzbadaćteren;piąty

wróciłnagórę, abyustawićna szosieświatłaostrzegawcze izawiadomićprzez
krótkofalówkę

polizia stradale. Śnieg pasał gęsto, więc dopiero po dłuższym czasie ktoś
zauważyłskręcone

ciało leżące bliżej tira niż drogi. Dwóch mężczyzn puściło się biegiem, mając
nadzieję,że

przynajmniejjedenkierowcaprzeżyłkatastrofę.

Potykając się w pośpiechu, czasem nawet osuwając na kolana, z trudem
pokonywalitę

samązaśnieżonatrasę,którąogromnypojazdprzebyłztakąłatwością.Pierwszyz
mężczyzn

uklęknął przy nieruchomej postaci i zaczął strzepywać cienką warstwę bieli;
chciałsię

przekonać, czy leżący wciąż oddycha. Nagle jego palce zaplątały się w długie
włosy,akiedy

odgarnąłśniegztwarzy,ujrzałdrobne,niewątpliwiekobiecerysy.

Wtem usłyszał za sobą wołanie. Odwrócił się szybko i przez padający śnieg
dojrzał

sylwetkękolegi,którywłaśnieschylałsięnadczymś,coleżałokilkametrówna
lewood

koleinpozostawionychprzezpędzącegotira.

-Cotammasz?-zawołał,przykładającpalcedoszyidziwnieskręconejpostaci.

-Tokobieta!-odkrzyknąłtamten.

Iakuratkiedypierwszykierowcazdałsobiesprawę,żeniewyczuwapodpalcami

background image

tętna,tamtenznówzawołał:

-Nieżyje!

Mężczyzna, który pierwszy znalazł się przy rozbitej skrzyni tira, powiedział
później,

żekiedyjeujrzał,przyszłomudogłowy,żeciężarówkawiozłamanekiny,wiecie,
takie

plastikowe figury, które ubiera się w ciuchy i stawia w sklepowych witrynach.
Widziałich

przynajmniej sześć; leżały rozsypane na zaśnieżonym zboczu za wyłamanymi
tylnymi

drzwiami pojazdu. Jedna dostała się jakoś pomiędzy deski stanowiące jego
ładunek;leżała

przysamychdrzwiach,znogamiprzygwożdżonymidodnaskrzyniprzezstos

popaczkowanych desek, związanych tak solidnie, że nawet wstrząs wywołany
zderzeniemtira

ze skałą nie zdołał zerwać sznurów. Ale dlaczego wszystkie manekiny mają na
sobiepalta?-

przemknęłomężczyźnieprzezmyśl.Iskądteczerwoneplamynaśniegu?

Rozdział2

Upłynęło ponad pół godziny od wezwania, zanim polizia stradale przybyła na
miejsce

wypadku,

gdzie

musiała

się

zaraz

zająć

rozstawianiem

świateł

i

rozładowywaniemdwóch

kilometrowychkorków,ponieważnadjeżdżającyzobustronkierowcy,którzyitak
jechali

ostrożnie z powodu złych warunków atmosferycznych, teraz zwalniali jeszcze

background image

bardziej,aby

popatrzećprzezszerokąwyrwęwmetalowejbalustradzienależącywdolewrak
ciężarówki.

Ofiarniewidzieli.

Kiedytylkopierwszyfunkcjonariusz,któryniemógłzrozumieć,cowykrzykujądo

niego kierowcy, zszedł na dół i zobaczył leżące za tirem poskręcane ciała,
natychmiastwrócił

nagóręipołączyłsięprzezradiozkomendąwTarvisio.Minęłozaledwieparę
chwil,azator

na szosie powiększył się o kolejne dwa samochody, z których wysiadło sześciu
odzianychna

czarno carabinieri. Pozostawiwszy wozy na poboczu, zbiegli do ciężarówki.
Kiedy

zorientowali się, że kobieta z nogami przygwożdżonymi przez deski wciąż żyje,
wszelkie

myśliorozładowaniukorkanaszosiewyleciałyimzgłowy.

Zamieszanie,którenastąpiło,byłobykomiczne,gdybyokolicznościniebyłytak

groteskowe. Stosy desek przygniatające nogi kobiety mierzyły co najmniej dwa
metry

wysokości; mógłby je z łatwością usunąć dźwig, ale nie było jak sprowadzić
dźwiguwdół

zbocza. Mogliby je też pozrzucać ludzie, ale aby to zrobić, musieliby się na nie
wdrapać,tym

samymzwiększającnacisknaciałokobiety.

Monelli,najmłodszyfunkcjonariusz,klęczałprzytylnychdrzwiachciężarówki,

background image

dygoczączzimna,którestawałosięcorazbardziejdotkliwewmiaręnadciągania
alpejskiej

nocy.Jegoregulaminowapuchowakurtkadopołowyokrywałaprzygwożdżonądo
dnatira

kobietę.Dolnaczęśćciałabyłaniewidoczna,zdawałasięprzechodzićwsolidny
stosdesek,

zupełniejaknafantazyjnymobrazieMagritte’a.

Funkcjonariuszwidział,żekobietajestmłodaimablondwłosy;widziałteż,żez

każdąminutąstajesięcorazbledsza.Leżałanaboku,zpoliczkiemprzyciśniętym
do

blaszanejpowierzchni.Oczymiałazamknięte,alechybajeszczeoddychała.

Nagle usłyszał głośny łoskot i coś ciężkiego uderzyło w dno skrzyni. To
pozostałych

pięciukarabinierówzmagałosięzdeskami.Wspinalisięniczymmrówkinastos
równo

powiązanychpaczek,szamotaliznimi,usiłującjepoluzować,potemspychaliw
dół.

Następniesamizeskakiwalizestosu,podnosilipaczkęiwyrzucaliztira,mijając
podrodze

rannądziewczynęiMonellego.

Ilekroćprzechodziliobokmłodszegokolegi,widzieli,żekałużakrwisączącasię
spod

desek jest coraz bliżej jego kolan. Atakowali stos z szaleńczą energią, nie
zważającnato,iż

kaleczą sobie dłonie. Kiedy Monelli zakrył kurtką twarz dziewczyny i podniósł
sięzklęczek,

background image

trzej funkcjonariusze przerwali pracę, ale dwaj pozostali nadal z furią
wyszarpywalideskii

ciskalijewgęstniejącymrok.Uspokoilisiędopierowtedy,gdypodszedłdonich
sierżanti

położeniem ręki na ramieniu dał znać, że mogą zaniechać dalszych wysiłków.
Wtedy

zostawili dziewczynę, której już nic nie mogło pomóc, i zaczęli przeprowadzać
rutynowe

oględzinymiejscawypadku.ZanimskończyliizadzwonilidoTravisiopokaretki.
żeby

przyjechały zabrać zwłoki, wszystko pokryła znacznie grubsza warstwa śniegu,
zapadłanoc,a

ruchnaautostradziebyłzablokowanyażdoaustriackiejgranicy.

Tego dnia nic więcej nie można było zrobić, więc carabinieri oddalili się;
najpierw

jednak, wiedząc, że ludzi fascynują miejsca, w których nastąpiła śmierć, i
obawiającsię,że

ślady zostaną zatarte, a materiał dowodowy zniszczony lub rozkradziony, jeśli
wraknie

będziepilnowany,postawiliprzynimdwóchstrażników.

Jak to się często zdarza o tej porze roku. nazajutrz nastał różowy świt, a do
godziny

dziesiątej śnieg był już tylko wspomnieniem. Ale pozostał rozbity tir oraz
wiodącedoniego

głębokiekoleiny.Wciągudniapojazdrozładowano,ustawiającdeskiwniskich
stosach

background image

kawałekdrogiodwraku.Podczasgdycarabinieridźwigalipaczki,narzekającna
ichciężar,

nadrzazgiwbijającesięwdłonieibłotooblepiającebuty.ekipadochodzeniowa
badała

dokładnieszoferkę,zdejmujączróżnychpowierzchniodciskipalców,opisująci
chowającdo

numerowanych torebek znalezione dokumenty i przedmioty. Siła uderzenia
obluzowałafotel

kierowcy;dwajfunkcjonariuszezdemontowaligodokońca,poczymściągnęliz
niego

płócienny pokrowiec i plastikowe obicie. Szukali czegoś pod spodem, ale nic
podejrzanego

niewykryli,podobniejakpodmiękkąwyściółkąnaścianachszoferki.

Dopierowskrzynitiraznaleźliosiemplastikowychreklamówek,wjakiepakuje
się

zakupy w supermarketach; każda zawierała zmianę kobiecej odzieży, a jedna
niewielki

modlitewnikwobcymjęzyku,zidentyfikowanymprzeztechnikajakorumuński.Na
odzieży

w torbach nie dostrzeżono ani jednej metki; zostały pieczołowicie usunięte,
podobniejak

wszystkiemetkizubrańośmiukobietzabitychwwypadku.

Dokumentyznalezionewszofercebyłytakie,jakichnależałooczekiwać:paszport
i

prawo jazdy kierowcy, ubezpieczenie, deklaracje celne, listy przewozowe oraz
fakturaz

background image

nazwą składu drewna, do którego tir wiózł deski. Papiery kierowcy były
wystawionew

Rumunii, kwity celne się zgadzały, a deski miały być dostarczone do składu w
Sacile,

niedużymmieściepołożonymokołostukilometrównapołudnie.

Niczego więcej nie zdołano się dowiedzieć z wraku tira, który w końcu, z
wielkim

trudem i nie bez poważnych zakłóceń ruchu, trzy wozy holownicze za pomocą
kołowrotów

wciągnęły z powrotem na szosę. Umieszczono wrak na platformie ciężarówki i
odesłano

rumuńskiemu właścicielowi. Deski przekazano z czasem do adresata w Sacile,
któryjednak

odmówiłzapłacenianaliczonychdodatkowychkosztów.

Dziwnąsprawęśmiercikobietpodchwyciłyaustriackaiwłoskaprasa;artykułyo

„ciężarówceśmierci”ukazałysiępodtakimitytułami,jakDerTodeslaterorazIl
Camion

dellaMorte. Austriaccy dziennikarze zdobyli nawet trzy zdjęcia zwłok leżących
naśniegu.

Wszystkiedziennikizgodnietwierdziły,żeprawdopodobniechodziłooemigrację
zarobkową.

Upadek komunizmu sprawił, że obyło się bez spekulacji, które dawniej
nasuwałybysięw

pierwszejkolejności,awięcdotyczącychszpiegostwa.Ostatecznienieudałosię
nigdyustalić

prawdy; dochodzenie ugrzęzło w martwym punkcie, gdyż władze rumuńskie ani

background image

nieudzieliły

żadnych wyjaśnień, ani nie nadesłały żądanych dokumentów; w końcu włoska
opinia

publiczna przestała się interesować całą sprawą. Zwłoki kobiet oraz kierowcy
odesłano

samolotemdoBukaresztu,gdziezostałypochowanepodwarstwąojczystejziemii

przywaloneciężaremmiejscowejbiurokracji.

Tematszybkoznikłzeszpaltgazet,wypartyprzeztakiewydarzenia,jak

zbezczeszczenie żydowskiego cmentarza w Mediolanie i zabójstwo kolejnego
sędziego.

PrzedtemjednakośmiercikobietzdążyłaprzeczytaćprofessoressaPaolaFalier,
adiunkt

literaturyangielskiejnaUniwersytecieCa’PesarowWenecji,azarazem-conie
jestbez

znaczeniadlaniniejszejopowieści-żonaGuidaBrunettiego,commissariopolicji
wtym

mieście.

Rozdział3

Carlo Trevisan, czy raczej avvocato Carlo Trevisan - bo osobiście wolał, żeby
ludzie

nie zapominali tak go tytułować - był człowiekiem o bardzo zwyczajnej
przeszłości,co

jednakwnajmniejszymstopniuniewpływałonafakt,żejeślichodzioprzyszłość,
wszystko

stało przed nim otworem. Urodzony w Trento, mieście położonym w pobliżu
granicy

background image

austriackiej, na studia wybrał się do Padwy, gdzie ukończył prawo z najwyższą
lokatąi

jednogłośnymuznaniemwszystkichprofesorów.Następniepodjąłpracęwfirmie
prawniczej

w Wenecji i wkrótce stał się ekspertem prawa międzynarodowego, jednym z
niewieluwtym

mieście. Zaledwie po pięciu latach odszedł z firmy i założył własną kancelarię
specjalizującą

sięwprawiehandlowym,aszczególniewzagadnieniachmiędzynarodowych.

Włochy to państwo, w którym jednego dnia ustanawia się nowe prawa, a
nazajutrzje

uchyla. W kraju, w którym sens nawet najprostszego artykułu prasowego bywa
czasem

nieuchwytny, nie dziwi, iż właściwe znaczenie prawa często pozostaje niejasne.
Możliwość

wielu interpretacji stwarza bardzo pomyślny klimat dla prawników, którzy
twierdzą,iż

wszystkorozumieją.TakichjakavvocatoCarloTrevisan.

Ponieważbyłzarazempracowityiambitny,powodziłomusięcorazlepiej.A

ponieważ ożenił się dobrze, z córką bankiera, wszedł w związki rodzinne i
towarzyskiez

wieloma spośród najważniejszych, najpotężniejszych przemysłowców oraz
bankierów

regionu Veneto. Jego praktyka adwokacka rozrastała się wraz z jego tuszą, aż w
końcu,wtym

samym roku. w którym skończył pięćdziesiąt lat, zatrudniał u siebie siedmiu

background image

prawników.

PrzezdwiekadencjezasiadałwradziemiejskiejWenecji,wniedzielechodziłna
mszedo

kościołaSantaMariadelGiglio,miałdwojemądrych,uroczychdzieci,chłopcai

dziewczynkę.

We wtorek przed świętem La Madonna della Salute pod koniec listopada
avvocato

Trevisan spędził popołudnie w Padwie, dokąd wybrał się na prośbę Francesca
Urbaniego,

starego klienta, który po dwudziestu siedmiu latach małżeństwa postanowił
oficjalnie

wystąpićoseparację.PodczasdwugodzinnejrozmowyTrevisandoradziłmu,aby
przerzucił

część posiadanych pieniędzy za granicę, na przykład do Luksemburga, i
natychmiastsprzedał

udziaływdwóchfabrykachwWeronie.którychbyłcichymwspółwłaścicielem,a
sumy

uzyskaneztransakcjiteższybkowyekspediowałzkraju.

Po rozmowie, którą Trevisan zaplanował tak, aby nie kolidowała z jego
następnym

spotkaniem,mecenasudałsięnakolacjęzczłowiekiem,zktórymodlatłączyłygo
interesy.

Widywali się co tydzień, na zmianę w Wenecji i Padwie. Jak wszystkie ich
spotkania,takżei

to upłynęło im w świetnym nastroju - w nastroju, na jaki niewątpliwie wpływ
mająsukcesyi

background image

życiewdostatku.Dobrejedzenie,dobrewino,dobrewieści.

Wspólnik Trevisana odwiózł go na dworzec kolejowy, gdzie - jak co drugi
tydzień-

avvocatowsiadłdopociąguIntercitydoTriestu,któryzatrzymywałsięwWenecji
o22.15.

Chociaż mecenas miał bilet pierwszej klasy, zajął miejsce w jednym z prawie
pustych

wagonów drugiej klasy na początku składu; uczynił tak - podobnie jak inni
wenecjanie-

ponieważwagonpierwszejklasyznajdowałsięnasamymkońcu,takwięcjadący
nim

pasażerowie,którzywysiadalinastacjiSantaLucia,musieliiśćdowyjściaprzez
całydługi

peron.

NasiedzeniunaprzeciwsiebieTrevisanpołożyłteczkęzcielęcejskóry,otworzył
jąi

wyjął prospekt przysłany mu niedawno przez Narodowy Bank Luksemburga;
odsetkisięgały

nawet osiemnastu procent, choć nie dotyczyło to rachunków prowadzonych w
lirach.Trevisan

wydobyłmałykalkulatorzprzegródkipowewnętrznejstroniewiekateczki,zdjął
nasadkęz

pióra firmy Mont Blanc i na kartce papieru zaczął przeprowadzać wstępne
obliczenia.

Kiedy drzwi przedziału się rozsunęły, avvocato obrócił się, aby wyjąć bilet z
kieszeni

background image

płaszcza i podać go konduktorowi. Jednakże osoba, która stała w drzwiach,
chciałaczegoś

więcejniżbiletu.

ZwłokiodkryłakonduktorkaCristinaMerli,kiedypociągprzebywałlagunę

oddzielającąWenecjęodMestre.Mijającprzedział,wktórymeleganckoubrany
jegomość

drzemałskulonyprzyoknie,wpierwszejchwilipostanowiłaniebudzićgoinie
prosićo

okazanie biletu, lecz zaraz pomyślała sobie, że pasażerowie na gapę - nawet
eleganckoubrani

- często udają pogrążonych we śnie podczas krótkiej przeprawy przez lagunę,
licząc,że

konduktor nie będzie ich niepokoił i zdołają w ten sposób zaoszczędzić tysiąc
lirów.

Pomyślała też, że jeżeli jegomość ma bilet i faktycznie śpi, to będzie jej
wdzięcznyza

zbudzenie, zwłaszcza jeśli zamierza zdążyć na vaporetto linii numer jeden do
Rialto,który

odpływazembarcaderoprzedstacjąrównotrzyminutypoprzybyciupociągu.

Otworzyławięcdrzwiiweszładomałegoprzedziału.

-Buonasera,signore.Suobiglietto,perfavore.

Później, kiedy o tym opowiadała, wciąż pamiętała zapach; mówiła, że od razu
uderzył

ją w nozdrza, ledwo wetknęła głowę do nagrzanego przedziału. Postąpiła dwa
krokido

przoduipowtórzyła,podnoszącniecogłos:

background image

-Suobiglietto,perfavore.

Czyżby spał tak mocno, że nic nie słyszał? Niemożliwe; najpewniej nie miał
biletui

próbował tylko uniknąć zapłacenia czekającej go kary. Przez lata pracy na kolei
Cristina

Merli polubiła ten moment, kiedy prosi gapowicza o okazanie dokumentu
tożsamości,po

czym wypisuje bilet i inkasuje należność wraz z przewidziana karą. Bawiły ją
rozmaite

wymówki,którewymyślalipasażerowie;znaławszystkietakdobrze,żemogłaby
je

recytować we śnie: kupiłem bilet, musiał mi wypaść z kieszeni; pociąg właśnie
odjeżdżał,nie

miałem czasu stać w kolejce do kasy; mój bilet ma żona, która siedzi w innym
przedziale.

Wiedząc to wszystko i nie chcąc niepotrzebnie tracić czasu, zwłaszcza teraz, na
końcu

długiejtrasyzTurynu,byłaszorstka,anawetgwałtownawobejściu.

-Proszęsięobudzićipokazaćmibilet-rzekła,poczymschyliłasięipotrząsnęła

pasażerazaramię.

Ledwo go dotknęła, mężczyzna odchylił się wolno od okna, przewrócił na
siedzeniei

zsunąłnapodłogę.Kiedyupadał,połyjegomarynarkirozchyliłysięikonduktorka
ujrzała

czerwoneplamynakoszuli.Nadciałemunosiłsięsmródmoczuikału.

-MariaVergine!-szepnęłaCristinaMerliiwycofałasiętyłemzprzedziału.

background image

Nalewoodsiebiezauważyładwóchnadchodzącychkorytarzemmężczyzn;

najwyraźniejzamierzaliwysiąśćprzezdrzwiznajdującesięnaprzedziewagonu.

-Przykromi,aledrzwizprzodusązamknięte,musząpanowiewysiąśćtylnymi-

oświadczyła.

Tawiadomośćichniezaskoczyła:odwrócilisięiruszylinakoniecwagonu.

Konduktorkawyjrzałaprzezokno.Stwierdziła,żepociągzarazzjedziezgroblii
najwyżejza

trzy,czteryminuty dotrzenastację. Kiedysięzatrzyma, pasażerowiewysiądą,a
wszelkie

spostrzeżeniaiobserwacje,jakiemoglipoczynićwtrasie,naprzykładdotyczące
osób

widzianych na korytarzach, przepadną raz na zawsze. Wtem usłyszała znajome
trzaskii

zgrzyty - pociąg kierował się na właściwy tor; chwilę później elektrowóz
wjeżdżałpoddach

stacji.

Cristina Merli uczyniła jedyną rzecz, jaka w tej sytuacji przyszła jej do głowy,
choćw

ciągu piętnastu lat przepracowanych na kolei ani razu sama czegoś takiego nie
zrobiła,ani

niktwjejobecności:weszładonastępnegoprzedziałuipociągnęłazahamulec

bezpieczeństwa. Usłyszała ciche pyknięcie, kiedy pękł wytarty sznurek
podtrzymujący

uchwyt; od tego momentu czekała na to, co będzie. Czekała z chłodną, wręcz
naukową

background image

ciekawością.

Rozdział4

Kołazablokowałysięipociągzezgrzytemzatrzymałsięnastacji:pasażerowie,

straciwszy równowagę, lądowali na podłodze lub na kolanach tych, którzy
siedzieliprzed

nimi.Wciągukilkuchwilwotwartychmocnymiszarpnięciamioknachukazałysię
głowy;

ludzierozglądalisięwlewoiwprawo,szukającprzyczynnagłegozahamowania.
Cristina

Merli otworzyła okno na korytarzu, z ulgą odetchnęła mroźnym, zimowym
powietrzemi

wystawiwszygłowę,patrzyła,ktopodejdziedopociągu.Naperonwbieglidwaj

umundurowani funkcjonariusze polizia ferrovia. Konduktorka wychyliła się i
pomachałado

nich.

- Tutaj, tutaj! - zawołała. Ponieważ nie chciała, żeby ktokolwiek poza policją
słyszał,

comadozakomunikowania,niepowiedziałanicwięcej,dopókinieznaleźlisię
podjej

oknem.

Kiedy wyjawiła im, co się stało, jeden z funkcjonariuszy ruszył biegiem w
kierunku

budynku stacji, drugi natomiast udał się na początek składu, żeby powiadomić
maszynistę.

Pociąg szarpnął raz i drugi i zaczął wolno sunąć do przodu, centymetr po
centymetrze,ażw

background image

końcu zatrzymał się na swoim zwykłym miejscu na torze piątym. Po peronie
spacerowało

kilka osób; jedne przyszły kogoś odebrać, inne zamierzały jechać do Triestu.
Drzwi

pozostawałyzamknięte,czekającyzbilisięwciasnągromadkę,dyskutując,cosię
mogłostać.

Pewnakobieta,przekonana,żechodziokolejnystrajk,cisnęławalizkęnaziemię,
poczym

wyrzuciła w powietrze obie ręce. Podczas gdy tak stali, rozmawiając i irytując
sięcoraz

bardziej z powodu nie wyjaśnionej zwłoki, którą uważali za jeszcze jeden
przejaw

nieudolności kolei, na peron weszło sześciu funkcjonariuszy policji uzbrojonych
wpistolety

maszynowe. Ustawili się wzdłuż składu, przy co drugim wagonie. W oknach
pociągu

pojawiłosięwięcejgłów;niektórzypasażerowiezaczęligniewniewykrzykiwać,
aleniktich

niesłuchał.Drzwiwciążbyłyzamknięte.

Trwało to przez dłuższy czas, aż wreszcie ktoś poinformował sierżanta
dowodzącego

policjantami, że pociąg jest zradiofonizowany. Sierżant wspiął się po stopniach
do

elektrowozu i wyjaśnił przez radiowęzeł, że w jednym z wagonów popełniono
przestępstwo,

toteż podróżni muszą pozostać na miejscu, dopóki policja nie spisze ich
personaliów.

background image

Kiedyskończyłmówić,maszynistaodblokowałdrzwiifunkcjonariuszeweszlido

wagonów. Niestety nikt o niczym nie poinformował pasażerów czekających na
peronie,więc

ci również wsiedli do pociągu i szybko przemieszali się z tymi, którzy byli w
środku.W

drugim wagonie dwóch mężczyzn usiłowało się przepchnąć obok policjanta,
twierdząc,żenic

nie widzieli i nic nie wiedzą, a są już mocno spóźnieni. Zablokował im drogę
pistoletem

maszynowym uniesionym w poprzek na wysokość piersi, po czym zmusił ich do
wejściado

przedziału; zaczęli narzekać na arogancję policji i nierespektowanie przez nią
praw

obywatelskich.

Ostateczniestwierdzono,żewpociąguznajdujesiętylkotrzydziestuczterech

pasażerów,nielicząctych,którzywsiedliprzedchwilą,zafunkcjonariuszami.W
ciągu

półgodziny policjanci zdążyli spisać nazwiska i adresy podróżnych oraz zapytać
ich.czynie

zauważylinicpodejrzanego.Dwieosobyprzypomniałysobieczarnegohandlarza,
który

wysiadł w Vicenzie: ktoś widział długowłosego, brodatego mężczyznę
wychodzącegoz

toalety przed Weroną; ktoś inny wspomniał, że w Mestre wysiadła kobieta w
futrzanejczapie,

alepozatymmcniezwykłegonierzuciłosięnikomuwoczy.

background image

Wszystkowskazywałonato,żepociągpozostanienastacjiprzezcałąnoc.Część

pasażerów wysiadła, aby zadzwonić do krewnych w Trieście i uprzedzić ich o
spóźnieniu,

kiedy na torze za pociągiem pojawił się elektrowóz. Połączono go z ostatnim
wagonem,kiery

tym samym przemieniono w początek składu. Następnie trzej mechanicy w
niebieskich

kombinezonach zeszli z peronu na szyny i odłączyli dotychczasowy pierwszy
wagon,w

którym wciąż znajdowały się zwłoki. Wzdłuż wagonów przebiegł konduktor,
wołając:In

partenza, in partenza, siamo in partenza, i pasażerowie na peronie zaczęli
pośpiesznie

wskakiwaćdośrodka.Konduktorzatrzasnąłjednedrzwi,drugie,poczymwsiadł,
akurat

kiedypociągwolnoruszyłzmiejsca.Wtymczasie,wgabinecienaczelnikastacji,
Cristina

Merlistarałasięwytłumaczyć,dlaczegopowinnosięjazwolnićzzapłaceniakary
w

wysokościmilionalirówzapociągnięciehamulcabezpieczeństwa.

Rozdział5

Guido Brunetti dowiedział się o zamordowaniu mecenasa Carla Trevisana
dopiero

nazajutrzrano,wdodatkuwzupełnienieprofesjonalnysposób,gdyżzogromnego
nagłówka

w„IlGazzettino”,tegosamegodziennika,którydwukrotniewychwalałavvocato

background image

Trevisana

podczasjegokadencjiradnego.AvvocatoAssassinatosulTreno-głosiłnapisw
„Il

Gazzettino”, „La Nuova” zaś, jak zawsze skora do melodramatyzowania,
przyciągałauwagę

sformułowaniemIl Treno della Morte. Brunetti zobaczył nagłówki w drodze do
pracyi

zatrzymał się, żeby kupić obie gazety, po czym przeczytał zamieszczone w nich
artykuły,

stojąc na Ruga Orefici i nie zwracając uwagi na przepychających się obok
przechodniów

robiącychporannesprawunki.Obaartykułypodawałytylkogarśćpodstawowych
faktów:

avvocato został zastrzelony w pociągu, zwłoki znaleziono, kiedy pociąg
przejeżdżałprzez

lagunę,policjarozpoczęłarutynowedochodzenie.

Brunetti uniósł głowę i przesunął wolno nic nie widzącym wzrokiem po
straganach

uginającychsięodowocówiwarzyw.Rutynowedochodzenie?Ktomiałwczoraj
dyżur?

Czemu go nie powiadomiono? A skoro nie skontaktowano się z nim, to w takim
raziezkim?

Ruszyłdalejwkierunkukomendy,przypominającsobiepodrodzewszystkie

dochodzenia prowadzone aktualnie i zastanawiając się, komu przydzielone
zostanieśledztwo

wsprawiemorderstwa.Samwłaśniekończyłsprawę,któranadrobną,wenecką

background image

skalęwiązała

sięzogromnąpajęczynąprzekupstwaikorupcji,jakawciąguostatnichkilkulat
wyrosław

Mediolanie i rozprzestrzeniła się na cały kraj. Pobudowano autostrady, w tym
jednąłączącą

miasto z lotniskiem, wydając na to miliardy lirów. Dopiero po ukończeniu
budowyzaczęto

sięzastanawiać,żepołączeniezniedużymlotniskiem,przystosowanymdoobsługi
poniżejstu

lotów dziennie, znakomicie zapewniały istniejące drogi, tym bardziej że wielu
podróżnychi

tak wolało korzystać z regularnie kursujących tramwajów wodnych oraz
prywatnychłodzi.

Zakwestionowanosenswyłożeniatakogromnychkwotzpieniędzypublicznychna
budowę

autostrady,którejpowstaniawżadenlogicznysposóbniedawałosięuzasadnić.
Wkońcu

sprawa trafiła do Brunettiego, co doprowadziło do wystawienia nakazu
zamrożeniaaktywów

oraz aresztowania właściciela firmy budowlanej, wykonawcy większości prac
przykładzeniu

autostrady,atakżetrzechczłonkówradymiejskiej,którzynajzagorzalejwalczyli
oto,aby

miastoztąkonkretnąfirmąpodpisałokontrakt.

Drugicommissariozajmowałsięsprawąkasyna:okazałosię,żekrupierzyporaz

kolejny wpadli na to jak pokonać system i ciągnąć nielegalnie zyski. Trzeci

background image

prowadził

dochodzenie w sprawie przedsiębiorstw w Mestre kontrolowanych przez mafię;
śledztwo

zataczałocorazszerszekręgii,niestety,corazdalejbyłodokońca.

Takwięc,doszedłszydogmachukomendy.Brunettiwcalesięniezdziwił,gdy

strażnicyprzydrzwiachoznajmilimunapowitanie:

-Szefchcepanawidzieć.

Jeślivice-questorePattachciałgowidziećtakwcześnierano,mogłotooznaczać,
że

ubiegłego wieczoru zadzwoniono właśnie do Patty, a nie do jednego z
commissari.Iskoro

Patta uznał za stosowne pojawić się w pracy niemal o świcie, oznaczało to, że
Trevisanbył

znacznieważniejsząosobąlubowielelepiejustosunkowaną,niżsięBrunettiemu
zdawało.

Brunetti wszedł do swojego gabinetu, powiesił płaszcz, po czym zerknął na
biurko.

Nie dojrzał na nim nic, czego nie było tam ubiegłego wieczoru, zatem raporty
sporządzonew

związkuzmorderstwemtrafiłybezpośredniodoPatty.Zbiegłtylnymischodamina
dółi

otworzyłdrzwipokoju,wktórymurzędowałasekretarkaszefa.SignorinaElettra
Zorzi,

podobnadokonwaliiwbiałejsukiencezkrepdeszynuprowokującopofałdowanej
na

piersiach,wyglądałatak,jakbyzjawiłasięwbiurzewyłączniepoto,abyspotkać

background image

sięz

fotografemz„Vogue”.

- Buongiorno, commissario - powiedziała z uśmiechem, unosząc głowę znad
pisma,

któreleżałootwartenabiurku.

-Trevisan?-spytałBrunetti.

Skinęłagłową.

-Szefoddziesięciuminutrozmawiaprzeztelefon.Zburmistrzem.

-Ktozadzwoniłdokogo?

-Burmistrzdoszefa-odparła.-Adlaczegopanpyta?Czytoistotne?

-Tak,booznacza,żepewnienicniewiemy.

-Dlaczego?

- Gdyby szef zadzwonił do burmistrza, oznaczałoby to, że chce zapewnić
burmistrza,

żenadwszystkimpanujemy,żemamypodejrzanego,którywkrótceprzyznasiędo
winy.Ale

jeśli dzwoni burmistrz, oznacza to, że sprawa Trevisana jest ważna i zależy mu,
byśmysięz

niąszybkouporali.

Signorina Elettra zamknęła pismo i przesunęła je na skraj biurka. Brunetti
pamiętał,że

na początku chowała pisma do szuflady; teraz nawet nie przekręcała ich
wierzchemdodołu.

-Októrejsięzjawił?-spytał.

background image

-Oósmejtrzydzieści.-IzanimBrunettizdążyłzapytaćocokolwiekwięcej,

oznajmiła: - Powiedziałam mu, że pan już jest w pracy, ale musiał na chwilę
wyjść,żeby

przesłuchaćsłużącąLeonardisów.

Brunettirozmawiałzesłużącąwczorajszegopopołudniawzwiązkuześledztwem
w

sprawie właściciela firmy budowlanej; rozmawiał, ale niczego się od niej nie
dowiedział.

-Grazie-rzekł.Nierazsiędziwił,jaktomożliwe,żeosobaotaknaturalnych

skłonnościach do kłamstwa jak signorina Elettra zdecydowała się pracować w
policji.

Zerknąwszynabiurko,sekretarkaszefaspostrzegła,żeczerwoneświatełkona

telefonieprzestałomrugać.

-Skończylirozmawiać.

Brunetti skinął głową i ruszył do drzwi gabinetu. Zastukał, poczekał na okrzyk
Avanti,

poczymwszedłdośrodka.

Chociaż vice-questore zjawił się wcześnie w pracy, nie zaniedbał porannej
toalety;w

powietrzuunosiłsięostryzapachwodypogoleniu,aprzystojnatwarzPattybyła
takgładko

ogolona, że aż lśniła. Brunetti zwrócił uwagę na wełniany krawat i jedwabny
garnitur:Patta

wyraźnieniebyłniewolnikiemtradycji.

-Gdzieśsiępodziewał?-spytałszefzamiastpowitania.

background image

-WpadłemdoLeonardisów.Porozmawiaćzichsłużącą.

-Ico?

-Nicniewie.

-Nieważne.-Pattawskazałkrzesłostojąceprzedbiurkiem.-Siadaj,Brunetti.-A

kiedy komisarz spełnił polecenie, zapytał: - Słyszałeś już? - Nie musiał
tłumaczyć,comana

myśli.

-Tak-potwierdziłBrunetti.-Jaktosięstało?

-KtośzastrzeliłgowczorajwieczoremwpociąguzTurynu.Oddałdwastrzały,
obaw

korpus.Jedenpociskpewnierozerwałtętnicę,bobyłomnóstwokrwi.

SkoroPattapowiedział„pewnie”,oznaczałoto,żetylkozgaduje-jeszczenie

wykonanosekcji.

-Gdziepanbyłwieczorem?-zapytałvice-questore,zupełniejakbychciał

wyeliminować Brunettiego z kręgu podejrzanych, zanim powie mu cokolwiek
więcej.

-Zżonąnakolacjiuprzyjaciół.

-Dzwonionodociebiedodomu.

-Byliśmyuprzyjaciół-powtórzyłBrunetti.

-Dlaczegoniekupiszsekretarkiautomatycznej?

-Mamdwojedzieci.

-Cotomadorzeczy?

background image

-Musiałbymwiecznieodsłuchiwaćwiadomościnagraneprzezichkolegówi

koleżanki.

Albowiadomościodwłasnychdzieci,dodałwmyślachBrunettitłumaczącychsię

wykrętnie,dlaczegosięspóźniąlubdlaczegowciążichniemawdomu.

- Ciebie nie zastali, więc zadzwonili do mnie - oświadczył vice-questore, nie
kryjąc

niezadowolenia.

Brunettiodniósłwrażenie,żePattaoczekujeprzeprosin.Nicniepowiedział.

- Pojechałem na stację. Polizia ferrovia oczywiście wszystko skopała. - Patta
spojrzał

nabiurkoiprzesunąłkilkazdjęćwstronęBrunettiego.

Commissarioschyliłsię,podniósłzdjęciaizacząłjeoglądać,podczasgdyPatta

wyliczał dowody na brak kompetencji policji kolejowej. Pierwsze zdjęcie,
zrobionezdrzwi

przedziału, przedstawiało zwłoki mężczyzny leżącego na plecach na podłodze
między

fotelami. Kąt, pod jakim wykonano zdjęcie, sprawiał, że niewiele było widać
pozawierzchem

głowyorazwydatnym,sterczącymdogórybrzuchem,aleczerwoneplamymówiły
sameza

siebie. Następne zdjęcie, zrobione przez okno przedziału, ukazywało zwłoki od
drugiej

strony.Brunettistwierdził,żedenatmazamknięteoczy.awpalcachjednejdłoni
ściska

długopis.Napozostałychzdjęciachniczegowięcejniesposóbsiębyłodoszukać,

background image

choć

wykonanojewewnątrzprzedziału.Martwywyglądałtak,jakbyspał;śmierćstarła
zjego

twarzywszelkieemocje.

-Obrabowanogo?-zapytałBrunetti.przerywającciągnarzekańPatty.

-Co?

-Obrabowanogo?

-Chybanie.Portfelnadaltkwiłwkieszeni,ateczka,jaksamwidzisz,leżała

naprzeciwkomiejsca,naktórymsiedział.

- Kto go załatwił? Mafia? - To pytanie musiało paść. w każdej sprawie trzeba
byłoje

zadać.

Pattawzruszyłramionami.

-Byłprawnikiem-rzekł,pozostawiającdomyślnościBrunettiego,czymafijna

egzekucjajestprzeztobardziejczymniejprawdopodobna.

- Żona? - spytał Brunetti, poświadczając tym pytaniem po pierwsze, że jest
Włochem,

apodrugie,człowiekiemżonatym.

-Odpada.JestsekretarzemKlubuLwów.

Odpowiedź była tak absurdalna, że Brunetti mimo woli parsknął śmiechem, ale
kiedy

zobaczył zgorszone spojrzenie Patty, spróbował pokryć swoją reakcje
pozorowanymatakiem

background image

kaszlu,poktórymrzeczywiścierozkaszlałsięnadobre;łzynapłynęłymudooczu,
twarz

nabiegłakrwią.

Kiedyzapanowałnadsobąnatyle,abymógłnormalnieoddychać,zadałnastępne

pytanie:

-Współpracownicy?Wspólnicy?Istniejetakamożliwość?

-Niewiem.-Vice-questorezabębniłpalcamipoblaciebiurka,żebyprzyciągnąć

uwagęrozmówcy.-Przejrzałemprzedchwiląaktaprowadzonychprzeznasspraw
iśmiem

sądzić,żeobecnieakurattyjesteśnajmniejobciążonypracą.

WłaśnietegorodzajutrafnymispostrzeżeniamiPattazjednywałsobiesympatię

Brunettiego.

- Dlatego zamierzam przydzielić ci tę sprawę, ale najpierw chciałbym mieć
pewność,

żeprzeprowadziszdochodzeniewnależytysposób.

Brunettidomyśliłsię,cotooznacza:żemusiobiecać,iżzgłębokimszacunkiem

będzie odnosił się do przesłuchiwanych osób, o których wysokiej pozycji
społecznejmiało

świadczyć sekretarzowanie Klubowi Lwów przez żonę zamordowanego.
Ponieważjednak

wiedział,żePattaniewzywałbygodosiebie,gdybyjużwcześniejniepostanowił
powierzyć

musprawy,zamiastudzielićszefowioczekiwanychzapewnień,spytał:

-Cozpasażeramiwpociągu?

background image

Rozmowa z burmistrzem musiała przekonać Pattę, że szybkie zakończenie
śledztwa

jestważniejszeodutarcianosaBrunettiemu,boodpowiedziałnatychmiast:

-Policjakolejowaspisałanazwiskaiadresywszystkichpodróżnych,którzy

przebywaliwpociągu,kiedywjechałnastację.

Brunettiprzechyliłlekkogłowę.Milczał.

- Kilku podobno widziało jakieś podejrzane osoby. Szczegóły znajdziesz tutaj. -
Patta

postukałpalcemwżółtątekturowąteczkęleżącąnabiurku.

- Który sędzia został przydzielony do sprawy? - spytał Brunetti. Od nazwiska
sędziego

zależało to, z jakim szacunkiem będzie musiał się odnosić do członków Klubu
Lwów.

-Vantuno-odpowiedziałPatta.

Była to kobieta mniej więcej w wieku Brunettiego, z którą w przeszłości
współpraca

układała mu się całkiem nieźle. Tak jak Patta, sędzia Vantuno pochodziła z
Sycylii;

wiedziała, że nigdy nie zdoła przeniknąć złożoności i niuansów weneckiej
socjety,inatyle

ufałamiejscowymcommissari,abypozostawićimpełnąswobodę,jeślichodzio
sposób

prowadzeniaśledztwa.

Brunetti skinął głową, nie chcąc zdradzić, jak bardzo odpowiedź szefa go
zadowala.

background image

- Spodziewam się codziennie otrzymywać sprawozdania - ciągnął Patta. -
Trevisanbył

ważną postacią. Miałem już telefon od burmistrza; nie będę ukrywał, że zależy
mu,abyśmy

jaknajszybciejznaleźliwinnych.

-Miałjakieśsugestie?

Przywykły do impertynencji podwładnego. Patta odchylił się w fotelu i przez
chwilę

bezsłowawniegowpatrywał.

- Dotyczące czego? - spytał w końcu, kładąc nacisk na ostatnie słowo, aby
wyrazić

swojądezaprobatę.

-Tego,wcoTrevisanmógłbyćzamieszany-wyjaśniłuprzejmieBrunetti.Pytał

zupełnie poważnie. Fakt. iż ktoś został burmistrzem, wcale nie oznaczał, że
brudnetajemnice

przyjaciółprzestająmubyćznane;owielebardziejprawdopodobnabyłasytuacja
odwrotna.

-Niesątosprawy,októrewypadamipytaćburmistrza-odparłPatta.

-Więcmożejagospytam-oznajmiłspokojnieBrunetti.

-Brunetti,nieróbztegoafery.

- Afery? Chyba już ją mamy - rzekł commissario, wsuwając zdjęcia do żółtej
teczki.-

Czymapanjeszczecośdomnie,paniekomendancie?

Pattazmarszczyłznamysłemczoło.

background image

-Nie,narazietowszystko.-Przesunąłteczkęwstronępodwładnego.-Możeszto

wziąć.Ipamiętaj,oczekujęcodziennychsprawozdań.

Brunettiudał,żeniesłyszy.

- Możesz je przekazywać porucznikowi Scarpie - dodał Patta, nie odrywając
wzroku

od commissario: chciał się przekonać, jak zareaguje na nazwisko jego
powszechnienie

lubianegopomocnika.

- Oczywiście, panie komendancie - powiedział neutralnym tonem Brunetti, po
czym

wstałisięgnąłpoteczkę.-Dokądprzewiezionozwłoki?

-DoOspedaleCivile.Spodziewamsię,żesekcjazostanieprzeprowadzonadziś
rano.

Proszęniezapominać,żezmarłybyłprzyjacielemburmistrza.

-Naturalnie,paniekomendancie-odparłBrunettiiwyszedłzgabinetuszefa.

Rozdział6

SignorinaElettrauniosłagłowęznadpisma,kiedyBrunettiwyłoniłsięzgabinetu

Patty,izapytała:

-Allora?

-Trevisan.Mamsięśpieszyć,bobyłzaprzyjaźnionyzburmistrzem.

- Jego żona to istna tygrysica - oświadczyła, po czym współczującym tonem
dodała:-

Niepójdziepanuzniąłatwo.

background image

-Czyjestwtymmieściektoś,kogopaniniezna?

-Właśniejejnieznam.Alebyłapacjentkąmojejsiostry.

-Barbary-powiedziałodruchowoBrunetti,przypominającsobieokoliczności,w

jakichpoznałjejsiostrę.-Lekarki.

-Właśnie,commissario.-Uśmiechnęłasięradośnie.-Ciekawabyłam,kiedynas
pan

skojarzy.

Gdy signorina Elettra pojawiła się po raz pierwszy w komendzie, jej nazwisko
wydało

sięBrunettiemuznajome.Zorziniejestpospolitymnazwiskiem,alenieprzyszło
mudo

głowy,żebłyskotliwa,czarującaElettra-inneprzymiotniki,jakienasuwałysięna
myśl.też

miałyzwiązekzlotnościąirzucającąsięwoczyurodą-możebyćspokrewniona
zcichą,

skromnąpaniądoktor,doktórejpacjentówzaliczałsięjegoteść,atakże-jaksię
przedchwilą

dowiedział-signoraTrevisan.

-ŻonaTrevisanaleczyłasięupanisiostry?

-Tak,ażdoubiegłegoroku.Onaijejcórka,obiebyłypacjentkami.Alepewnego
dnia

wparowaładogabinetuizrobiłasiostrzepiekielnąawanturę;domagałasię,żeby
Barbara

wyjawiła,nacoleczyjejcórkę.

Brunettisłuchał,nicniemówiąc.

background image

-Dziewczynkamiaładopieroczternaścielat.Kiedysiostraoznajmiła,żenicnie

powie, bo obowiązuje ją tajemnica lekarska, pani Trevisan zaczęła krzyczeć.
Oskarżała

Barbaręoto,żealboonasamawykonaładziewczynceaborcję,alboskierowała
jąnazabieg

do szpitala. Nawrzeszczała, nawrzeszczała, a potem cisnęła ilustrowanym
pismem.

-Wpanisiostrę?

-Tak.

-Icozrobiła?-spytałBrunetti.

-Kto?

-Panisiostra.

- Wyprosiła ją z gabinetu. Signora Trevisan jeszcze trochę pokrzyczała, ale w
końcu

poszła.

-Icodalej?

- Nazajutrz Barbara wysłała jej listem poleconym wszystkie wyniki badań i
napisała,

żebyznalazłasobieinnegolekarza.

-Acozcórką?

- Też już się więcej nie pojawiła w gabinecie. Kiedy siostra spotkała ją
przypadkiem

na ulicy, mała powiedziała, że matka zabroniła jej przychodzić do Barbary.
Zapisałajądo

background image

prywatnejlecznicy.

-Cojejdolegało?

SignorinaElettraprzezmomentsięwahała.Szybkodoszłajednakdowniosku,że

Brunettiitaksięwszystkiegodowie.

-Miałachorobęweneryczną.

-Jaką?

-Niepamiętam.Będziepanmusiałspytaćsiostrę.

-AlbopaniąTrevisan.

- Jeśli się dowiedziała, co dolegało córce, to na pewno nie od Barbary -
stwierdziła

gniewnymtonemsekretarkaPatty.

Brunettiniemiałcodotegowątpliwości.

-Ilecórkamaterazlat?Piętnaście?

Skinęłagłową.

Brunettizamyśliłsię.Prawoniebyłojasnewtymwzględzie-zresztączy

kiedykolwiek było? Lekarz nie musiał ujawniać policji danych dotyczących
zdrowiachorego,

ale chyba mógł udzielić informacji na temat zachowania pacjentki. Komisarz
uznał,żelepiej

będzie,jeślisampomówizlekarką,zamiastprosićotopaniąElettrę.

-CzyambulatoriopanisiostrywciążmieścisięprzyCampoSanBarnaba?

- Tak. Siostra będzie tam dziś po południu. Czy uprzedzić ją, że pan do niej
zajrzy?

background image

-Anieuprzedziłabypani,gdybymotoniepoprosił,signorina?

Spojrzała na klawiaturę komputera i najwyraźniej znalazła tam odpowiedź, bo
zaraz

znówpopatrzyłanaBrunettiego.

- Nie, nie uprzedziłabym. Co za różnica, czy Barbara dowie się o śmierci
Trevisana

odemnie,czyodpana,commissario!Onamaczystesumienie.

-Agdybymiałabrudne,postąpiłabypaniinaczej?-spytałzciekawościąBrunetti.

-Hm,gdybymwjakikolwieksposóbmogłajejpomóc,owszem,ostrzegłabymją.
To

chybaoczywiste.

- Nawet gdyby to oznaczało złamanie policyjnej tajemnicy? - Komisarz
uśmiechnął

się.żebypokazać,żeżartuje,choćwcalenieżartował.

NatwarzypaniElettryodmalowałosięzdziwienie.

-Sądzipan,żetajemnicepolicyjnesądlamnieważniejszeodrodziny?

-Przepraszam,mapanirację-odparłskruszony.

Uśmiechnęłasię,zadowolona,żeznówpomogłakomisarzowizrozumiećważką

prawdę.

- Czy wie pani coś jeszcze o żonie mecenasa? - Poprawił się: - To znaczy
wdowiepo

nim.

-Nie.Wkażdymrazienicosobistego,booczywiścieczytałamoniejwgazetach.

background image

Zawszeangażujesięw„godnesprawy”-powiedziałatotakimtonem,żetrudno
było

przegapić cudzysłów. - Wie pan, takie jak gromadzenie żywności dla Somalii,
tylkożepotem

ktoś kradnie cały transport i wysyła do Albanii, gdzie żywność się po prostu
sprzedaje.Albo

jak urządzanie galowych koncertów w La Fenice, z których wpływy ledwo
starczająna

pokrycie kosztów, ale organizatorzy mają okazję się wystroić i zabłysnąć przed
przyjaciółmi.

Dziwimnie,żeniesłyszałpanjejnazwiska.

-Obiłomisięouszy,aletowszystko.Acopaniwieojejmężu?

- Specjalista od prawa międzynarodowego, w dodatku bardzo dobry. Chyba
czytałam

ojakimśkontrakciezPolskączyCzechosłowacją,awkażdymraziejednymztych
krajów,w

którychludziejedząkartofleichodząźleubrani.

-Ojakimkontrakcie?

Potrząsnęłagłową,niepotrafiłasobieprzypomnieć.

-Mogłabysiępanidowiedzieć?

-Gdybymposzłado„Gazzettino”...

-Amiałabypaniczas?

- Tak, tylko zrobię szefowi rezerwację na obiad, a potem mogę wyskoczyć na
chwilę...

Skorojużbędęwredakcji,toczypopytaćocośjeszcze?

background image

-Owdowę.Ktoobecnieprowadzikronikętowarzyską?

-ChybaPitteri.

- Niech pani spróbuje z nim pogadać, może zna jakieś ciekawostki, których nie
wolno

muzamieścićwdruku.

-Pikantneszczegóły,ojakichmarzączytelnicy?

-Nowłaśnie.

-Cośjeszcze,commissario?

-Nie,dziękuję,signorina.PrzyszedłjużVianello?

-Jeszczegoniewidziałam.

-Niechgopaniprzyśledomnie,kiedysięzjawi,dobrze?

-Oczywiście-powiedziałaiwróciładoczytania.

Brunettizerknąłnapismo,ciekaw,jakiartykułtakbardzojąpochłania-chodziło
o

modnepoduszkinaramionach-poczymwróciłdoswojegogabinetu.

Teczka, jak zawsze na początku dochodzenia, zawierała niewiele więcej niż
nazwiska

i daty. Carlo Trevisan urodził się przed pięćdziesięcioma laty w Trento,
studiowałprawona

uniwersyteciewPadwie,pozrobieniudyplomuotworzyłpraktykęadwokackąw
Wenecji.

Dziewiętnaście lat temu ożenił się z Francą Lotto, z którą miał dwoje dzieci:
córkęFrancescę,

obecnielatpiętnaście,orazsynaClaudia,latsiedemnaście

background image

Avvocato Trevisan nigdy nie zajmował się prawem kryminalnym i nie miał
żadnych

kontaktów z policją. Nigdy też nie interesowała się nim Guardia di Finanza, co
albo

zakrawało na cud, albo świadczyło, że zeznania podatkowe mecenasa były
zawszew

absolutnym porządku, co też graniczyło z cudem. W teczce znajdowały się także
nazwiska

osób zatrudnionych w kancelarii Trevisana, jak również kopia jego podania o
paszport.

-LavataconPerlana-powiedziałgłośnoBrunetti,kładącpapierynabiurku.

Zacytowałhasłoreklamowepłynudoprania,którypodobnotakwszystkoidealnie
wybielał,

żebyłobielszeodbieli.CzynaprawdęzdarzalisięludzietacyczyścijakCarlo
Trevisan?I

dlaczegoten,ktowpakowałmudwiekulewbrzuch,niezabrałmuportfela?

Brunetti wyciągnął czubkiem buta dolną szufladę biurka, oparł na niej stopy, po
czym

odchyliłsięwygodniewfotelu.Ktokolwiekzastrzeliłmecenasa,musiałzrobićto
między

Padwą a Mestre; na pewno chciał uniknąć ryzyka, że zostanie schwytany, kiedy
pociąg

wjedzie na stację w Wenecji. Ponieważ był to pociąg Intercity, między Padwą i
Wenecją

zatrzymywał się tylko w Mestre. Było mało prawdopodobne, aby któryś z
pasażerów

background image

wysiadających w Mestre zwrócił czymś na siebie uwagę, ale należało to
sprawdzićna

tamtejszej stacji. Przedział konduktorski mieści się zwykle na początku składu;
możejednak

ktoś coś zapamiętał? Oczywiście należało też sprawdzić pociski; może zostały
wystrzelonez

broni użytej podczas innego przestępstwa? Ponieważ broń palna podlega we
Włoszech

rejestracji,istniałaszansa,żetentropdokądśzaprowadzi.CoTrevisanporabiał
wPadwie?Z

kim się tam widział? Trzeba sprawdzić żonę, koniecznie trzeba ją sprawdzić.
Potem

przesłuchać sąsiadów i przyjaciół, żeby upewnić się, czy mówiła prawdę. No i
córkę-

dziwne,czternastolatkachorawenerycznie?

Brunetti schylił się, wyciągnął do końca szufladę i wyjął z niej książkę
telefoniczną.

Otworzył na literze Z. Pod „Zorzi, Barbara, Medico” widniały dwa numery:
domowyi

gabinetu. Wykręcił numer gabinetu; po chwili automatyczna sekretarka
poinformowałago,że

pacjenciprzyjmowanisąodgodzinyszesnastej.Kiedywykręciłdruginumer,ten
samgłos

oznajmił,żedottoressajestmomentaniamenteassente,poczympoprosiłgo,aby
zostawił

swoje nazwisko, wiadomość oraz numer telefonu, pod którym można się z nim
skontaktować.

background image

Panidoktoroddzwoniappenapossibile.

- Dzień dobry pani - powiedział po długim sygnale. - Mówi komisarz Guido
Brunetti.

DzwonięwzwiązkuześmierciąmecenasaCarlaTrevisana.Dowiedziałemsię,że
jegożonai

córka...

-Buongiorno,commissario-przerwałmulekkoochrypłygłoslekarki.Brzmiał

przyjaźnie,chociażniewidzielisięodponadroku.-Wczymmogępanupomóc?

-Dzieńdobry,panidoktor.Zawszenajpierwpanisprawdza,ktodzwoni?

- Commissario, pewna kobieta dzwoni do mnie codziennie rano od trzech lat i
chce

zamówić wizytę domową. Za każdym razem podaje inne objawy. Więc tak,
zawsze

sprawdzam.-Mówiłazdecydowanymtonem,aleniebeznutyhumoru.

-Nawetniepodejrzewałem,zemożeistniećtyleobjawów-rzekł.

- Układa z nich coraz to inne kombinacje - wyjaśniła Barbara Zorzi. - A wiec
czym

mogępanusłużyć?

-Otóżjakwspomniałem,doszłymniewieści,żesignoraTrevisanijejcórkabyły
pani

pacjentkami. - Zawiesił głos, czekając na reakcje lekarki. Nie było żadnej. -
Słyszałapanio

mecenasie?

-Tak.

background image

-Byłbymwdzięczny,gdybyzechciałpanipomówićzemnąojegożonieicórce.

-Jakoosoba,którajezna,czyjakolekarka?

-Jakpaniuznazastosowne-odparł

-TosięokażedopierowtrakcierozmowyAledobrze.

-Dziękuję,panidoktor.Czymoglibyśmyspotkaćsiędzisiaj?

-Naranomamwyznaczonychkilkawizytdomowych,aleojedenastejpowinnam
być

jużwolna.Gdziechcesiępanumówić?

-Agdziepanibędzieojedenastej?

-Chwileczkę-powiedziała,odkładającnaboksłuchawkę.Pochwiliznówja

podniosła.-Wyjdęodpacjenta,którymieszkaprzyembarcaderowSanMarco.

-MożewtakimrazieumówmysięuFloriana?

Nie odpowiedziała od razu; przypomniawszy sobie jej poglądy polityczne,
Brunetti

niemal spodziewał się, że zacznie mu czynić wyrzuty, iż szasta pieniędzmi
podatników.Ale

wkońcuodparła:

-Dobrze,niechbędzieuFloriana.

-Cieszęsię.Ijeszczerazdziękuję.

-Zatemdojedenastej.-Rozłączyłasię.

Wrzucił książkę telefoniczną na miejsce i zasunął szufladę butem. Kiedy uniósł
głowę,

wdrzwiachgabinetuzobaczyłVianella.

background image

-Wzywałmniepan,paniekomisarzu?-spytałsierżant.

- Tak. Proszę usiąść. Vice-questore zlecił mi śledztwo w sprawie zabójstwa
Trevisana.

Vianelloskinąłgłową;najwyraźniejniebyłatodlaniegonowina.

-Cowieszotejsprawie?-spytałBrunetti.

-Tylkotyle,ileprzeczytałemranowgazetachiusłyszałemprzezradio.Został

zastrzelony, wczoraj wieczorem odkryto w pociągu zwłoki. Nie ma narzędzia
zbrodni,niema

podejrzanych.

Brunetti uzmysłowił sobie, że choć przeczytał oficjalny raport znajdujący się w
teczce,

samwienatentematniewielewięcej.Gestempoprosiłsierżanta,byusiadł.

-Wieszcośozamordowanym?-spytał.

-Ważnygość.-Vianellozacząłsięwolnosadowić;przezkontrastzjegozwalistą

sylwetką krzesło wydawało się małe i kruche. - Był radnym miejskim; o ile
pamiętam,

podlegały mu sprawy sanitarne. Żonaty, dwoje dzieci. Miał dużą kancelarię.
GdzieśwSan

Marco.

-Życieosobiste?

Vianellopotrząsnąłgłową.

-Nicmisięnieobiłoouszy.

-Żona?

background image

-Chybaoniejczytałem.Chceratowaćamazońskądżunglę.Amożenieona,tylko

żonaburmistrza?

-Raczejtadruga.

- Więc signora Trevisan zajmuje się czymś podobnym. Też chce coś ratować.
Może

Afrykę?-Vianelloprychnąłpogardliwie,choćBrunettiniebyłpewien,czymiało
towyrażać

jegostosunekdożonymecenasa,czyteżbrakwiarywszansęuratowaniaAfryki.

-Nieorientujeszsię,ktomógłbyonimcoświedzieć?

-Rodzina?Klienci?Pracownicy?-WidzącminęBrunettiego,dodałszybko:-

Niestety,niktinnynieprzychodzimidogłowy.Nieprzypominamsobie,abyktoś
ze

znajomychwymieniałjegonazwisko.

-Zamierzamspotkaćsięzwdową,aledopieropopołudniu.Wybierzsiędojego

kancelariiisprawdź,jakiepanujątamnastroje.

-Myślipan,żekogośzastanę?Dzieńpomorderstwie?

-Wartosięprzekonać-rzekłBrunetti.-SignorinaElettrawspomniałaojakimś

kontrakciezPolskąalboCzechosłowacją.Mówi,żebyłootymwprasie,alenie
pamięta

szczegółów.Możektośwkancelariicośnatentematpowie?Zresztąsamwiesz,o
co

najlepiejpytać.

Pracowalizesobątylelat,żeBrunettiniemusiałtłumaczyć,ocomuchodzi,a

background image

chodziło o informację, komu Trevisan mógł się narazić. Niezadowolonemu
podwładnemu?

Rozwścieczonemu wspólnikowi? Jakiemuś zazdrosnemu mężowi? Własnej
zazdrosnejżonie?

Vianellomiałdarwyciąganiazludziróżnychwiadomości,zwłaszczazwenecjan.

Indagowane przez niego osoby zazwyczaj odnosiły się z sympatią do tego
postawnego

mężczyzny, który sprawiał wrażenie, jakby niechętnie mówił po włosku i z
radością

przechodziłnamiejscowydialekt-tozawszerozwiązywałojęzyki.

-Cośjeszcze,paniekomisarzu?

- Tak. Ponieważ wcześniej będę zajęty, a po południu chcę się zobaczyć z
wdową,

poślijkogośnastację,żebyporozmawiałzkonduktorką,któraznalazłazwłoki.I
innymi

konduktorami, może też coś widzieli. - Zanim sierżant zdołał zaprotestować,
oświadczył

szybko: - Wiem, wiem. Gdyby coś widzieli, zgłosiliby się sami. Ale na wszelki
wypadek

wartoichspytać.

-Dobrze.

-Chciałbymteżmiećnazwiskaiadresywszystkich,którzybyliwpociągu,kiedy
się

zatrzymał,atakżeprotokołyzprzeprowadzonychprzesłuchań.

-Dlaczego,panazdaniem,zabitemunicniezabrano?

background image

-Niemożemywykluczyćmotywurabunkowego.Ktośmógłprzecieżnadejść

korytarzem i spłoszyć zabójcę, zanim ten zdążył ograbić ofiarę. Z drugiej strony
może

mordercyzależy,abyśmywiedzieli,żeniebyłatozbrodnianatlerabunkowym.

- Ale to chyba nie miałoby sensu, prawda? - spytał Vianello. - Nawet gdyby
morderca

działałzcałkieminnegopowodu,wolałby,abyśmymyśleli,żechodziorabunek.
Żebynas

zmylić.

-Zależyodtego,ktojestmordercą.

- Hm, może rzeczywiście - przyznał po chwili Vianello, choć z jego tonu
wynikało,że

niejestdokońcaprzekonany.Dlaczegoktośmiałbyułatwiaćzadaniepolicji?Nie
chcąctracić

czasu na roztrząsanie tej kwestii, powoli wstał z krzesła. - Najlepiej od razu
wybioręsiędo

kancelarii i zobaczę, czego zdołam się dowiedzieć. Wpadnie pan jeszcze do
biura?

-Chybatak.Zależy,októrejwyjdęodwdowy.Zostawięciwiadomość.

- Dziękuję. W takim razie zobaczymy się po południu - powiedział Vianello i
wyszedł.

Brunettiponownieotworzyłteczkę,poczymodszukałiwykręciłnumerdomowy

zamordowanego.Słuchawkępodniesionodopieropodziesiątymdzwonku.

-Pronto-powiedziałmęskigłos.

-CzytomieszkaniemecenasaTrevisana?-spytałBrunetti.

background image

-Aktomówi?

-CommissarioGuidoBrunetti.ChciałbymrozmawiaćzpaniąTrevisan.

-Siostraniemożepodejśćdoaparatu.

Brunetti odnalazł szybko w aktach stronę, na której figurowało panieńskie
nazwisko

żonymecenasa.

-SignorLotto-rzekł-bardzomiprzykro,żezmuszonyjestemniepokoićpanaw
tak

smutnejchwili,ajeszczebardziejmiprzykro,żemuszęniepokoićpańskąsiostrę,
aleto

naprawdękonieczne,żebymporozumiałsięzniąjaknajprędzej.

-Obawiamsię,żetoniemożliwe.Siostrabierześrodkiuspokajająceiznikimnie
chce

rozmawiać.Jestzałamana.

- Rozumiem jej ból, signor Lotto, i współczuję z całego serca, ale muszę
porozmawiać

zkimśzrodziny,zanimrozpoczniemydochodzenie.

-Ojakiegorodzajuinformacjepanuchodzi?

-Musimymiećjasnyobrazprywatnegożyciamecenasa,takżespraw,którymisię

zajmował, wiedzieć, z kim się kontaktował i tak dalej. Dopóki się tego nie
dowiemy,wżaden

sposóbniezdołamystwierdzić,comogłobyćmotywemzabójstwa.

-Myślałem,żebyłotozabójstwonatlerabunkowym.

-Nicniezostałozabrane.

background image

-Niewyobrażamsobieinnegopowoduśmierciszwagra.Ktośmusiałspłoszyć

bandytę.

- To bardzo prawdopodobne, signor Lotto, ale chcielibyśmy pomówić z pana
siostrą,

choćby po to, żeby wykluczyć inne ewentualności i móc skoncentrować na
motywie

rabunkowym.

- A jakie inne ewentualności mogą wchodzić w grę? - spytał gniewnym tonem
Lotto.-

Zapewniam pana, mój szwagier był prawym, prostolinijnym człowiekiem, jego
życieto

otwartaksięga.

-Jestemotymprzekonany,signorLotto,alemimowszystkomuszęsięwidziećz

pańskąsiostrą.

Nastąpiładłuższachwilaciszy,poczymLottospytał:

-Kiedy?

-Dziśpopołudniu-powiedziałBrunettiipowstrzymałsięprzeddodaniem,,oile
to

możliwe”.

Nadrugimkońculiniiznównastałacisza.

-Proszęzaczekać.

Lottoodłożyłsłuchawkę.Niewracałtakdługo,żeBrunettiwyjąłzszufladykartkę
i,

usiłując

sobie

przypomnieć

prawidłową

pisownię,

napisał

na

niej

background image

„Czechosłowacja”.Napisał

raz, drugi, trzeci, za każdym razem inaczej. Notował szóstą wersję, kiedy w
słuchawce

ponownierozległsięgłosLotta.

- Jeśli przyjdzie pan dziś o czwartej, to albo siostra, albo ja porozmawiamy z
panem.

-Będęoczwartej-oznajmiłBrunetti,poczymszybkosięrozłączył.Wiedziałz

doświadczenia, że nie należy okazywać wdzięczności świadkom, nawet jeśli są
wyjątkowo

uczynni.

Spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już po dziesiątej. Zatelefonował do
Ospedale

Civile, ale chociaż łączono go kolejno z czterema numerami wewnętrznymi, od
żadnegoz

rozmówców nie zdołał uzyskać żadnych informacji na temat sekcji. Od dawna
uważał,że

sekcjatojedynyzabieg,jakilekarzeOspedaleCivilepotrafiąprzeprowadzić,nie
narażającna

szwankzdrowiaiżyciapacjenta.

Z taką to niską oceną umiejętności jej kolegów po fachu udał się na spotkanie z
panią

doktorZorzi.

Rozdział7

Po wyjściu z komendy policji Brunetti skręcił w prawo, kierując się w stronę
Bacinoi

background image

Bazyliki Świętego Marka. Zdziwił się, że miasto skąpane jest w słońcu; rano,
zaskoczony

wiadomościąozabójstwieTrevisana,wogóleniezwróciłuwaginapogodę,choć
jużwtedy

niebo było wyjątkowo przejrzyste jak na tę porę roku, teraz zaś słońce
przygrzewałotak

silnie,żepłaszcztylkoprzeszkadzał.

Na ulicach było niewiele osób, jednakże ci. których mijał, uśmiechali się
promiennie,

radując się nieoczekiwaną zmianą aury. Kto by uwierzył, że zaledwie wczoraj
miastootulała

mgła, a vaporetti musiały używać radaru na krótkiej trasie do Lido? Brunetti
żałował,żenie

włożyłcieńszegogarnituruiniewziąłokularówsłonecznych,bokiedydoszedłdo
laguny,

oślepiłgoblaskbijącyodwody.PrzedsobązobaczyłkopułęiwieżęSanGiorgio
Maggiore-

ktoś, kto był tu wczoraj, kiedy wcale nie było ich widać, mógłby sądzić, iż
kościółiklasztor

zakradły się do miasta pod osłoną nocy. Wysmukła wieża prezentowała się
elegancko,wolna

od rusztowań, pośród których - niczym więzień w klatce - od kilku lat tkwiła
kampanila

Świętego Marka, bardziej podobna do japońskiej pagody niż do kościelnej
dzwonnicy.

Patrzącnanią,Brunettiniemógłsięuwolnićodpodejrzeń,żeradnipokryjomu
sprzedali

background image

WenecjęJapończykom,acizaczęliprzerabiaćmiastonaswojąmodłę,abypoczuć
sięjaku

siebiewdomu.

Komisarz skręcił w prawo; idąc przez piazza, ze zdziwieniem przyłapał się na
tym,że

spogląda z sympatią na mijanych po drodze turystów, którzy stoją z otwartymi
ustamii

rozglądająsiędookoła.Wenecja,staraladacznica,wciążpotrafiłaprzyprawićich
ozawrót

głowy, a on, jej nieodrodny syn, opiekuńczo nastawiony do staruszki, odczuwał
dumę

przemieszaną z radością i miał nadzieję, że przybysze z obcych stron zdołają
rozpoznaćw

nim wenecjanina, a więc poniekąd dziedzica i współwłaściciela podziwianych
przeznich

wspaniałości.

Gołębie, które zwykle uważał za głupie i nieznośne, wydawały mu się niemal
urocze,

kiedydreptałypodnosamipodziwiającychichturystów.Nagle,bezpowodu,setki
ptaków

poderwały się i obleciały plac, po czym wylądowały dokładnie w tym samym
miejscui

zaczęły znów drobić nóżkami, kiwając się na boki. Tęga kobieta z trzema
gołębiamina

ramionach, wykrzywiając twarz ze strachu lub radości, pozowała mężowi
uzbrojonemuw

background image

kamerę wideo nie mniejszą od karabinu maszynowego. Kilka metrów dalej ktoś
otworzył

torebkę kukurydzy i sypnął wokół kilka garści; ptaki znów się poderwały i
wykonały

honorowąrundkę,poczymwylądowałyizaczęłydziobaćziarno.

Brunetti pokonał trzy niskie stopnie i wszedł przez dwuskrzydłowe oszklone
drzwido

kawiarni Floriana. Chociaż zjawił się dziesięć minut przed czasem, na wszelki
wypadek

zajrzałdowszystkichniedużychsal,alelekarkijeszczeniebyło.

Kiedy podszedł do niego kelner w białej marynarce, Brunetti poprosił o stolik
przy

oknie. W tak pięknym dniu miał wielką ochotę posiedzieć w towarzystwie
atrakcyjnejmłodej

kobietyprzyoknieeleganckiejkawiarniipragnął,abyinnimuzazdrościli.Usiadł
najednym

ze smukłych krzeseł o wygiętym fantazyjnie oparciu, po czym obrócił je, żeby
miećlepszy

widoknaplac.

Odkądpamiętał,fasadębazylikiprzysłaniałyczęścioworusztowania.Czy

kiedykolwiek,choćbywdzieciństwie,widziałjącałkiemodsłoniętą?Chybanie.

- Dzień dobry, commissario - usłyszał za sobą i wstał, żeby przywitać się z
Barbarą

Zorzi.

Nicsięniezmieniła.Byłaszczupłaiprostajaktrzcina,aleuściskdłonimiała

background image

nadspodziewanie mocny. Włosy nosiła teraz krótsze niż przed rokiem; czarne
loczki

przylegały do głowy ciasno jak czapka. Oczy ciemne, prawie czarne - źrenica i
tęczówka

właściwie nie różniły się odcieniem. Podobieństwo do siostry ujawniało się w
liniiprostego

nosa,pełnychustachizaokrąglonejbrodzie,alerozbuchanaurodaElettryzostała
stonowana

w wypadku Barbary; lekarka też była piękną kobietą, lecz w sposób bardziej
spokojny,nie

rzucającysięwoczy.

-Dottoressa,cieszęsię,żeznalazłapanidlamnieczas-powiedział,wyciągając
ręce,

żebypomócjejzdjąćpłaszcz.

Uśmiechnęłasięwodpowiedziipostawiłanakrześleprzyokniepękatątorbęz

brązowejskóry.Brunettizłożyłjejpłaszcziprzewiesiłprzezoparcietegosamego
krzesła.

-Lekarz,któryprzychodziłdonas,kiedybyłemmały,miałidentyczną-rzekł,

spoglądającnatorbę.

Roześmiałasię.

-Pewniepowinnamiśćzduchemczasuizacząćnosićaktówkę.Alemamadała
mitę

torbę,kiedyzrobiłamdyplom,iodtejporysięzniąnierozstaje.

Kiedykelnerpodszedłdostolika,zamówilikawę,poczymlekarkaspytała:

-Jakmogępanupomóc?

background image

-Panisiostrawyjawiłami,żesignoraTrevisanbyłapanipacjentką-oświadczył

Brunetti,świadom,żenicniezyska,ukrywającfakt,jakzdobyłtęinformację.

- Jej córka również - oznajmiła lekarka, sięgając po torbę i wyjmując zmiętą
paczkę

papierosów. Podczas gdy wciąż szukała na dnie torby zapalniczki, pojawił się
kelneri

nachylił się, żeby przypalić jej papierosa. - Grazie - powiedziała, zwracając
głowęwstronę

małegopłomyka,jakbynawykładotegorodzajuuprzejmości.

Po chwili kelner oddalił się bezgłośnie, a Barbara Zorzi, zaciągnąwszy się
łapczywie

dymem,zamknęłatorbęispojrzałanaBrunettiego.

-Czytomajakiśzwiązekzjegośmiercią?

-Natymetapiedochodzeniasamniewiem,comazwiązekzjegośmiercią,aco
nie-

rzekłBrunetti,alekiedylekarkawydęławargi,zdałsobiesprawę,jakurzędowoi
sztucznie

musiało to zabrzmieć. - Taka jest prawda, pani doktor. Na razie jeszcze nic nie
wiemy,

dysponujemytylkowstępnymiwynikamioględzinzwłok.

-Zostałzastrzelony?

- Tak. Dwa pociski. Jeden zapewne przeciął tętnicę, bo zgon nastąpił bardzo
szybko.

-Cochciałbypanwiedziećojegorodzinie?

Uderzyłogo,żewłaśnietaksformułowałapytanie,żespytałaogólnieorodzinę,a

background image

nie

oto,ktokonkretniegointeresuje.

- Wszystko. Nie tylko o rodzinie. Także o przyjaciołach i pracy. Dopiero wtedy
będę

mógłwyrobićsobieopinię,jakimbyłczłowiekiem.

-Uważapan,żetopomożepanuustalić,ktogozabił?

-Tylkowtensposóbzdołampoznaćmotywyzabójstwa.Akiedybędęjeznał,

zidentyfikowaniewinnegopowinnojużbyćstosunkowoproste.

-Optymistazpana.

-Nie,wcalenie.-Brunettipotrząsnąłgłową.-Alefaktemjest,żeznajomość

człowiekaułatwiacałyproces.

-Czyliinformacjeożonieicórcemogąsięprzydać?

-Tak.

Podszedł kelner, który postawił przed nimi na stoliku dwie kawy espresso oraz
srebrną

cukiernicę. Oboje wsypali do maleńkich filiżanek po dwie łyżeczki cukru;
mieszaliprzez

chwilę, traktując to jako naturalny przerywnik rozmowy. W końcu dottoressa
upiłałykkawyi

odstawiłafiliżankęnaspodek.

- Nieco ponad rok temu signora Trevisan przyprowadziła do mnie córkę, która
miała

wówczas czternaście lat. Było jasne, że dziewczynka nie chce, aby matka
wiedziała,cojej

background image

dolega.SignoraTrevisanpróbowaławejśćdogabineturazemzdziewczynką,ale

powstrzymałam.-Strząsnęłapopiółzpapierosaiuśmiechnęłasię.-Niebyłoto
łatwe.

Znówupiłałykkawy;Brunettijejniepoganiał.

- Dziewczynka cierpiała na opryszczkę genitalną. Zadałam kilka rutynowych
pytań:

czy uprawia seks z jednym czy z kilkoma partnerami, czy partner stosuje
prezerwatywy,od

jak dawna występują objawy. W przypadku opryszczki zwykle zakażenie
pierwotnema

najcięższy przebieg, więc chciałam się zorientować, czy mam do czynienia z
początkiem

choroby, czy z nawrotem. Ta informacja pozwoliłaby mi określić charakter
zakażenia.-

Umilkłaizgasiłapapierosawpopielniczce,poczymbezsłowaodstawiłająna
sąsiednistolik.

-Tobyłpoczątek?

-Taktwierdziła,alepodejrzewałam,żekłamie.Próbowałamjejwyjaśnić,żenie
mogę

przepisać odpowiedniego leczenia, nie znając przebiegu choroby. Trochę to
trwało,alew

końcuprzyznałasię,żemanawrót;pierwszyepizodbyłznaczniegorszy.

-Dlaczegowtedynieprzyszładopani?

-Byłanawakacjach.Bałasię,żejeślipójdziedoinnegolekarza,owszystkim

dowiedząsięrodzice.

background image

-Jakiemiałaobjawy?

-Gorączkę,dreszcze,bólenarządówpłciowych.

-Icozrobiła?

-Powiedziałamatce,żemabolesnyokres,iprzezdwadniniewstawałazłóżka.

-Amatka?

-Comatka?

-Uwierzyła?

-Najwyraźniej.

-Atymrazem?

-TymrazemFrancescateżpowiedziałamatce,żemabolesnyokresiżechcesię
do

mniewybrać.Prowadziłamjąprzezsiedemlat,odkądbyłamałądziewczynką.

-Dlaczegomatkazniąprzyszła?

Lekarkautkwiławzrokwpustejfiliżance.

-SignoraTrevisanzawszebyłanadmiernieopiekuńczawobeccórki.Początkowo

wzywała mnie, ilekroć Francesca miała odrobinę podwyższoną temperaturę.
Zdarzałosię,że

wzimiedzwoniładwarazywmiesiącuiprosiła,żebymprzyszła.

-Ichodziłapani?

-Zpoczątkutak.Chodziłamdowszystkich.Potemstopniowozaczęłamsię

orientować, kto mnie wzywa, bo jest obłożnie chory, a kto... kto nie ma aż tak
pilnego

background image

powodu.

-CzysignoraTrevisanwzywałapanią,kiedysamasięźleczuła?

-Nie,nigdy.Przychodziładomniedogabinetu.

-Acojejdolegało?

-Tochybaniemazwiązkuzesprawą,paniekomisarzu-odparłalekarka.

Zdziwiłsię,żeużyłajegotytułu;zrozumiałjednak,żeniepowiniennaciskać.

-Ajakdziewczynkaodpowiedziałanainnepanipytania?

-Powiedziała,żejejpartnernieużywaprezerwatyw,boodczuwawtedymniejszą

przyjemność. - Barbara Zorzi skrzywiła się, jakby niezadowolona, że musi
powtarzaćtę

wyświechtaną,egoistycznąwymówkę.

-Wgręwchodziłtylkojedenpartner?

-Taktwierdziła.

-Powiedziałakto?

-Niepytałam.Toniemojasprawa.

-Uwierzyłajejpani?Żebyłtylkojeden?

-Niemiałampowoduniewierzyć.Jakjużpanumówiłam,znałamjąoddziecka.

Wydawałomisię,żeniekłamie.

-Ajaktobyłoztympismem,którymjejmatkarzuciławpanią?

Spojrzałanakomisarza,wyraźniezaskoczona.

-Oj,tamojasiostra.Niepomijaniczego,prawda?-Wjejgłosieniebyłojednak

background image

gniewu; raczej podziw dla pięknej Elettry. - To miało miejsce później. Kiedy
wyprowadziłam

dziewczynkę z gabinetu, pani Trevisan zaczęła się dopytywać, co dolega
Francesce.

Powiedziałam,żecórkamadrobnezakażenie,którewkrótcepowinnozniknąć.Ta
informacja

jejwystarczyła;obiewyszłyspokojnie.

-Wjakisposóbdowiedziałasięprawdy?-spytałBrunetti.

-Przezlek,któryzapisałammałej.Zovirax.Działawyłącznienaopryszczkę.Pani

Trevisanmaznajomego,któryjestfarmaceutą;podejrzewam,żeniemówiąc,oco
chodzi,

zapytałago,nacobierzesiętenspecyfik.Powiedziałjej.Zoviraxpraktycznienie
mainnego

zastosowania. Nazajutrz pojawiła się u mnie, tym razem sama. Czyniła mi
obraźliwesugestie.

-BarbaraZorziumilkła.

-Jakie?

- Oskarżyła mnie o to, że skierowałam jej córkę na skrobankę. Kiedy
powiedziałam,

żeby opuściła ambulatorio, złapała ze stolika pismo i rzuciła we mnie. Dwóch
starszych

pacjentów, czekających na swoją kolej, wzięło ją pod ręce i wyprowadziło na
zewnątrz.Od

tegoczasujejniewidziałam.

-Franceskiteż?

background image

-Spotkałamjąkilkarazynaulicy,aleniejestjużmojąpacjentką.Niedawno

otrzymałamodinnegolekarzalistzprośbąopotwierdzeniemojejdiagnozy,coteż

uczyniłam.HistoriechorobypaniTrevisaniFranceskiodesłałamimwcześniej.

-Copodsunęłomatcepomysł,żeskierowałapanicórkęnaaborcję?

-Niemampojęcia.Zresztąitakniemogłabymtegozrobićbezzgodyrodziców.

CórkaBrunettiego,Chiara,miałaobecnietylelatcoFrancescaprzedrokiem.

Zastanawiałsię,jakonijegożonazareagowalibynawiadomość,żeChiarajest
chora

wenerycznie.Nasamątęmyślwzdrygnąłsięznajwyższymprzerażeniem.

-DlaczegoniechcepaniopowiedziećmiodolegliwościachpaniTrevisan?

-Mówiłampanu.Niewidzę,jakitomogłobymiećzwiązekzesprawą.

- A ja pani mówię, że każda informacja może okazać się cenna - oświadczył
łagodnie

komisarz;miałnadzieję,żemożetymrazemjegosłowaposkutkują.

-Agdybympanupowiedziała,żesignoraTrevisancierpinabólekręgosłupa?

-Gdybytakbyło,nierobiłabypaniztegotajemnicy.

Przezchwilęlekarkamilczała,wkońcupotrząsnęłagłową.

-Przykromi.Byłamojąpacjentką,niemogęomawiaćzpanemjejprzypadku.

-Niemożepani,czyniechce?-spytał;wjegogłosieniebyłojużcieniahumoru.

Spojrzałamuprostowoczy.

-Niemogę-stwierdziła.Popatrzyłanazegarek;Brunettizobaczył,żetarcza

przedstawiaSnoopy’ego.-Przedobiademmamjeszczejednąwizytędomową.

background image

Komisarzzrozumiał,żenicwięcejniewskóra.

-Dziękuję,żezechciałamipanipoświęcićczasiodpowiedziećnamojepytania-

powiedział szczerze, po czym uczynił drobne wyznanie: - To zdumiewające, ale
dotejpory

niezdawałemsobiesprawy,żepaniipaniElettrajesteściesiostrami.

-Elettrajestpięćlatodemniemłodsza.

-Niechodzimiowygląd-oświadczył,akiedyuniosłapytającobrew,dodał:-

Jesteściepodobnezcharakteru.

Uśmiechnęłasięszeroko.

-Wieleosóbnamtomówi.

-Wcalesięniedziwię.

Przezchwilęmilczała,poczymparsknęłaśmiechem.Nieprzestającsięśmiać,

odsunęłakrzesłoisięgnęłapopłaszcz.Przytrzymałgo,potemzerknąłnarachunek
izostawił

na stoliku kilka monet. Dottoressa wzięła torbę i wyszli razem na piazza; było
jeszczecieplej

niżprzedgodziną.

- Większość moich pacjentów powiedziałaby, że taka pogoda zwiastuje srogą
zimę-

rzekła,zakreślającrękąłuk,któryobejmowałskąpanywsłonecznymblaskuplac.

-Acobypowiedzieli,gdybybyłobardzozimno?-zapytałBrunetti.

- Dokładnie to samo. Że zanosi się na srogą zimę - odparła, przechodząc do
porządku

background image

dziennegonadbrakiemlogikiswoichziomków.Obojebyliwenecjanami;obojeto
rozumieli.

-Nocóż,jesteśmypesymistami,prawda?

-Kiedyśbyliśmypotęgą.Ateraz...-Znówwykonałatensamgestobejmujący

bazylikę, kampanilę oraz mieszczącą się obok Libreria Sansoviniana. - Teraz
mamytuistny

Disneyland.Myślę,żetowystarczającypowóddopesymizmu.

Skinął głową, ale nic nie powiedział. Nie przekonała go. Zdaniem Brunettiego,
choć

naprawdę wspaniałe chwile, gdy wzruszenie chwytało za gardło, zdarzały się
rzadko,miasto

wciążokrytebyłochwałą.

Rozstali się u stóp kampanili; lekarka udała się do pacjenta mieszkającego na
Campo

dellaGuerra,aBrunettiskierowałsięwstronęmostuRialto,abydojśćpiechotą
dodomuna

obiad.

Rozdział8

Tam,gdziemieszkał,sklepyjeszczebyłyotwarte,więcwszedłdospożywczego
na

rogu i kupił cztery butelki wody mineralnej. Oczywiście szklane. W chwili
słabościzgodził

się uczestniczyć w bojkocie plastikowych butelek ogłoszonym z pobudek
ekologicznych

przezjegorodzinęipodobniejakżonaidzieci-musiałprzyznać,żeżadnesięnie

background image

wyłamywało - nabrał zwyczaju zaglądania po drodze do pobliskiego sklepu i
uzupełniania

zapasów. Ale woda mineralna znikała w tak zastraszającym tempie, że czasami
podejrzewał,

iżrodzinakąpiesięwniejpodjegonieobecność.

Na czwartym piętrze zatrzymał się, postawił na podłodze torbę z butelkami i
wyjąłz

kieszeni klucze. Z mieszkania dobiegał go głos spikera radiowego czytającego
serwis

informacyjny, w którym niewątpliwie znalazły się najnowsze wiadomości o
zabójstwie

Trevisana.Brunettipchnąłdrzwi,wstawiłdośrodkatorbę,poczymzamknąłjeza
sobą.Z

kuchni doleciały go następujące słowa: „...oświadczył, że wysuwane przeciwko
niemu

oskarżenia są całkowicie bezpodstawne, a dwadzieścia lat wiernej służby w
szeregachbyłej

Partii Demokracji Chrześcijańskiej najlepiej świadczy o jego poszanowaniu dla
prawa.

Jednakże Renato Mustacci, zabójca na usługach mafii, przebywający obecnie w
więzieniu

ReginaCoeli,twierdzi,żedziałałnapoleceniesenatora,kiedytowrazzdwoma
innymi

mężczyznamizastrzeliłsędziegoFilippaPresideijegożonęElviręwPalermow
maju

ubiegłegoroku”.

background image

Poważny głos spikera zastąpiła piosenka reklamująca płatki mydlane; przebijał
się

przezniągłosPaoli,która-jaktoczasamimiaławzwyczaju-mówiładoswojej
ulubionej

publiki,czylidosiebiesamej:

-Wredna,kłamliwaświnia.Wredna,kłamliwaświniazPDC.Jakonmożemówić
o

poszanowaniu prawa! Jak on śmie, ten... - Tu padło jedno z bardziej dosadnych
określeń,

jakimi żona Brunettiego posługiwała się, co ciekawe, wyłącznie wtedy, kiedy
mówiłado

siebie. Usłyszawszy kroki męża na korytarzu, zawołała: - Słyszałeś, Guido?!
Słyszałeśgo?

Wszyscy trzej zabójcy twierdzą, że polecił im zamordować sędziego, a on
bajdurzyoswoim

poszanowaniu dla prawa. Powinno się drania powiesić na największym placu.
Alefacetjest

członkiem parlamentu, więc nawet nie można go tknąć. Powinno się pozamykać
ich

wszystkich.Wsadzićcałyparlamentdopakiioszczędzićsobieczasuinerwów.

Brunetti przeszedł przez kuchnię i schylił się, żeby wstawić butelki do niskiej
szafki

przylodówce.Wewnątrzznajdowałasięjużtylkojedna,choćsamprzyniósłpięć

poprzedniegodnia.

-Conaobiad?-spytał.

Paolacofnęłasięokrokioskarżycielskowymierzyłapalecprostowjegoserce.

background image

- Republika się wali, a on myśli tylko o jedzeniu - powiedziała, tym razem
zwracając

się do niewidzialnego słuchacza, który od ponad dwudziestu był milczącym
uczestnikiemich

małżeńskichrozmów.-Guido,tabandałotrówzniszczynaswszystkich.Możejuż
zniszczyła.

Aciebieobchodzitylko,conaobiad.

Brunettipowstrzymałsięprzedstwierdzeniem,żeosobawkaszmirowymswetrze

kupionym w Burlington Arcade jest kiepskim materiałem na rewolucjonistkę, i
rzekłjedynie:

-Nakarmmnie,mojamiła.Należymisię;wkońcutojapilnujęposzanowaniadla

prawa.

Wzmiankamężaopracyprzypomniałajejozwłokachznalezionychwpociągu;tak

jaksięBrunettispodziewał,chętniezrezygnowałazwygłaszaniatyradprzeciwko
politykom,

żebywysłuchaćnowinek.Zgasiłaradioizapytała:

-Dostałeśtęsprawę?

Brunettiskinąłgłową.

-Tak.Powiedział,żeniewielemamterazdoroboty.Wcześniejdzwoniłdoniego

burmistrz,więcmożeszsobiewyobrazić,jakibyłprzejęty.-Niepotrzebowałjej
wyjaśniać,

kogomanamyśli;tobyłooczywiste.

-Wgazeciepodali,żeTrevisanazastrzelonowpociąguzTurynu.Nicwięcej.

- Z biletu, który znaleziono przy nim, wynika, że wracał z Padwy. Staramy się

background image

ustalić,

cotamrobił.

-Możeodwiedzałkochankę?

-Może.Diabliwiedzą.Tocojestnaobiad?

-Pastafagioli,apotemcotoletta.

-Asałatka?

Wydęłaustaiwzniosłaoczydonieba.

-Guido,czykiedykolwiekzdarzyłonamsięjeśćkotletybezsałatki?

-Mamyjeszczebutelkętegodobregodolcetto?-spytał,zamiastodpowiedzieć.

-Niewiem.Chybawypiliśmywzeszłymtygodniu.

Mruknąłcośiznówukląkłprzyszafce.Zabutelkamiwodymineralnejstałytrzy

butelkiwina,alebiałego.

-GdziejestChiara?-spytał,prostującsię.

-Usiebiewpokoju.Aboco?

-Zamierzamjąpoprosićodrobnąprzysługę.

Paolaspojrzałanazegarek.

-Jużzakwadranspierwsza,Guido.Sklepysązamknięte.

-DoMorijestotwartydopierwszej.

-Chceszjąwysyłaćtakikawałpogłupiąbutelkęwina?

-Potrzybutelki-odparł.

Wyszedł z kuchni i skierował się do pokoju córki. Kiedy zastukał do drzwi,

background image

usłyszał

zasobądźwiękizponowniewłączonegoradia.

-Avanti,Papa!

Otworzył drzwi i wszedł do środka. Chiara leżała na łóżku z białym,
marszczonym

baldachimem.Napodłodze,oboktorbynapodręcznikiirzuconejniedbalekurtki,
stałybuty.

Żaluzje były odsłonięte i słońce wpadające przez okno oświetlało misie i inne
pluszowe

zwierzaki dzielące łóżko z ich właścicielka. Chiara odgarnęła z twarzy pukiel
ciemnoblond

włosów, spojrzała na ojca i posłała mu promienny uśmiech, który mógł śmiało
konkurowaćz

blaskiemsłońca.

-Ciao,dolcezza-powiedziałBrunetti.

-Wcześniewróciłeś.

-Nie,wsamąporę.Czytasz?

Skinęłagłową,zerkającnaotwartąksiążkę,którątrzymaławdłoniach.

-Chiaro,wyświadczmiprzysługę...

Dziewczynaopuściłaniecoksiążkęipopatrzyłapytająconaojca.

-Będziesztakamiła?

-Dokądmamiść?-zapytała.

-DowiniarniDoMori.

background image

-Czegozabrakłotymrazem?

-Dolcetto.

-Och,Papa,dlaczegoniemożeszwypićczegośinnegodoobiadu?

-Bomamochotęnadolcetto,cukiereczku.

-Pójdę,jeślipójdzieszrazemzemną.

-Równiedobrzemógłbymiśćsam.

-Notoidź.

-Niemamochoty.Dlategoproszęotociebie.

-Adlaczegojamamiść?

-Bojaciężkopracuję,żewasutrzymać.

-Mammateżpracuje.

-Tak,aletozmojejpensjipokrywamyczynsziwszystkieinnewydatki.

Odłożyłaksiążkęnałóżko,okładkądogóry.

-Mammamówi,żetokapitalistycznyszantażiwcaleniemuszęciulegać.

-Posłuchaj,Chiaro-rzekł,zniżającgłos.-Twojamatkajestintrygantką,

malkontentkąiagitatorką.

-Tak?Todlaczegowciążmipowtarzasz,żemamsięjejwewszystkimsłuchać?

Widząc, jak ojciec wolno bierze głęboki oddech, Chiara usiadła szybko na
krawędzi

łóżkaiprzysunęłastopąbuty.

-Ilebutelekkupić?-spytałaniechętnie.

background image

-Trzy.

Nachyliła się i zaczęła wiązać sznurowadła. Brunetti wyciągnął rękę, chcąc
pogłaskać

córkę po głowie, ale odsunęła się, żeby uniknąć pieszczoty. Wstała, gniewnym
ruchem

podniosłazpodłogikurtkęibezsłowawyszłanakorytarz.

- Poproś mamę o pieniądze! - zawołał za nią, po czym udał się do łazienki na
końcu

korytarza.Kończyłmyćręce,kiedyusłyszałtrzaskzamykanychdrzwi.

Gdywszedłdokuchni,Paolawłaśnienakrywaładostołu-dlatrzechosób.

-AgdzieRafii?-zdziwiłsięBrunetti.

-Popołudniumaustnyegzamin,uczysięwbibliotece.

-Całydzieńbędziechodziłgłodny?

-Kupisobiekanapkę.

-Jeślimaegzamin,powinienzjeśćsolidnyposiłek.

Paolaspojrzałanamężazpolitowaniemitylkopotrząsnęłagłową.

-Co?-spytał.

-Nic.

-Nie,powiedz.Dlaczegokręciszgłową?

-Czasemzastanawiamsię,jaktomożliwe,żepoślubiłamtakmałooryginalnego

człowieka.

- Mało oryginalnego? - Ze wszystkich inwektyw, jakie kiedykolwiek padły z jej
ust

background image

pod jego adresem, ta, nie wiedzieć czemu, zabolała go najbardziej. - Mało
oryginalnego?-

powtórzył.

Zawahałasię.

-Najpierw-rzekłapochwili-zmuszaszcórkę,żebyposzłakupićwino,którego
sama

niepije,apotemmartwiszsię,żetwójsynbędziegłodny.

-Aczym,wedługciebie,powinienemsięmartwić?

-Tym,żesięchłopaknieuczy!

- Przecież cały rok się uczył i tylko w przerwach snuł się po domu, myśląc o
Sarze.

-CoSaramaztymwspólnego?Ococichodzi?

Aocotobiechodzi?-pomyślał.Pocotacałaawantura?

-CocipowiedziałaChiara?-spytał.

-Żezaoferowałasiępójśćrazemztobą,aleniechciałeś.

-Równiedobrzemógłbymiśćsam.

-Wciążpowtarzasz,żepowinieneświęcejczasuspędzaćzdziećmi,akiedymasz

okazję,toniekorzystasz.

-Miałemiśćzniąpowino?Nieotakiewspólnespędzanieczasumichodzi.

- A o jakie? Żeby siedziała z tobą i słuchała, jak perorujesz, że pieniądze dają
władzę?

-Pa-o-la-rzekł,wymawiającwolnoiwyraźniewszystkietrzysylabyjejimienia.
-

background image

Cośmisięzdaje,żetwójzłyhumorniemażadnegozwiązkuztym,żewysłałem
Chiarępo

wino.

Wzruszyłaramionamiiwróciładokuchenki,naktórejbuzowałdużygarnek.

-Paola,porozmawiajzemną.-Niezbliżającsiędożony,starałsiędosięgnąćją

głosem.

Ponowniewzruszyłaramionami.

-Paola,proszęcię.

Wciążstojączwróconatyłem,powiedziałacicho:

- Zaczynam się czuć stara, Guido. Raffi ma dziewczynę, Chiara jest już prawie
dorosłą

kobietą.Ajawkrótceskończępięćdziesiątkę.

Zdziwiłogo,jaksobietoskalkulowała,alepowstrzymałsięodkomentarza.

- Wiem, że to głupie, ale czuję się coraz bardziej przygnębiona; życie umyka mi
przez

palce,najlepszelatamamzasobą.

DobryBoże!-pomyślałBrunetti.Ionamniezarzucabrakoryginalności?!Czekał,
co

żonajeszczepowie,alenajwyraźniejjużskończyła.

Zdjęła z garnka pokrywkę i na moment znikła wśród kłębów buchającej pary.
Potem

długą drewnianą łyżką zamieszała w garnku; bynajmniej nie wyglądała jak
wiedźma.

Świadom, że nie jest to do końca możliwe, Brunetti spróbował zdobyć się na

background image

obiektywnośći

spojrzećnaPaolętak,jakbywidziałjąporazpierwszywżyciu.Jakbyniekochali
sięinie

spędzilizesobąponaddwudziestulat.Zobaczyłwysoką,szczupłąkobietęledwo
po

czterdziestce, o ciemnych blond włosach opadających na ramiona. A kiedy
odwróciłagłowę,

ujrzałdługinos,ciemneoczyiszerokieusta,którychwidokradowałgoodlat.

-Czytoznaczy,żemogęcięwymienićnanowszymodel?

Usiłowałasięopanować,aleniedałarady;parsknęłaśmiechem.

-Zachowujęsięjakidiotka,tak?

Właśnie miał potwierdzić, dodając, że już do tego przywykł, kiedy drzwi
otworzyły

sięzimpetemidomieszkaniawpadłaChiara.

-Papa!-zawołałazkorytarza.-Dlaczegonicminiepowiedziałeś?!

-Oczym,Chiaro?

-OojcuFranceski.Żektośgozabił.

-Znaszją?-zdumiałsięBrunetti.

Weszładokuchni,trzymającwdłoniszmacianątorbę.Wswoimpodnieceniu

zapomniała,iżjestnaniegośmiertelnieobrażona.

-Pewnie.Chodziłyśmyrazemdopodstawówki.Znajdzieszmordercę?

-Zobaczymy-rzekłwymijająco,niechcącdawaćcórceokazjidozasypaniago

gradempytań.-Przyjaźniłyściesię?

background image

-Skąd!-zawołałakujegozdziwieniu;oczekiwał,żecórkapodasięzanajbliższą

przyjaciółkęFranceskiTrevisan,licząc,iżtymsposobemwydusizniegowięcej
informacji.-

Trzymała się z Pedrocci, wiesz, tą, która miała w domu tabuny kotów.
Śmierdziałainiktnie

chciałsięzniązadawać.JedynieFrancesca.

- Czy Francesca miała inne przyjaciółki? - zapytała zaciekawiona Paola, tym
samym

stając się dobrowolnym wspólnikiem męża w wyciąganiu informacji od
rodzonegodziecka.-

Chybajejniepoznałam,prawda?

-Nie,nigdyunasniebyła.Zawszezapraszaładosiebie,asamadonikogonie

chodziła.Matkajejniepuszczała.

-Atadziewczynkaodkotówbywałauniejwdomu?

-Nopewnie.Jejojciecjestsędzią,więcpaniTrevisannieprzeszkadzałsmród.

Brunettiego zdumiało to, z jaką ostrością Chiara postrzega rzeczywistość. Nie
miał

pojęcia,kimcórkazostaniewprzyszłości,alebyłpewien,żezajdziedaleko.

-JakajestmatkaFranceski?-spytałaPaola,zerkającukradkiemnamęża.

Skinął głową. Bardzo zgrabnie prowadziła przesłuchanie. Wysunął krzesło i
usiadłbez

słowaprzystole.

-Mamo,przestań!Dlaczegoniepozwolisztaciesamemuzadawaćpytań,skoroto

główniejegointeresujesignoraTrevisan?

background image

Nie czekając, aż Paola wymyśli jakieś kłamstwo, Chiara postawiła na stole
butelkii

albozapominającoswojejurazie,albowybaczającojcuwszystko,usiadłamuna
kolanach.

-Cochciałbyświedzieć,tato?

Przynajmniejnienazwałagokomisarzem.

- Wszystko, co pamiętasz. Może zacznij od tego, dlaczego nie pozwalano
Francesce

chodzićdokoleżanek.

- Nie wiem. Ona sama też nie bardzo wiedziała. Kiedyś, z pięć lat temu,
powiedziała,

że rodzice chyba się boją, że ktoś może ją porwać. - Zanim Brunetti i Paola
zdążyli

wykrzyknąć, że to absurd, dodała szybko: - Wiem, wiem, to głupie. Ale tak
mówiła.Może

chciała nam pokazać, jaka jest ważna? Na nikim nie zrobiło to wrażenia, więc
wkrótcedała

spokój. - Na moment Chiara zamilkła, potem zwróciła się do Paoli. - Mamo,
kiedybędzie

obiad?Jestemtakagłodna,żezemdleję,jeśliczegośnatychmiastniewrąbie.

Po czym nagle zwiotczała, opuściła głowę i zaczęła się zsuwać na posadzkę;
Brunetti

odruchowozacisnąłwokółniejramionaipodciągnąłjąwyżej.

-Oszustka-szepnąłcórcedoucha.PrzytrzymującChiaręjednąręką,drugązaczął

łaskotać,todźgającjąlekkowbok,toprzejeżdżającjejpalcamipożebrach.

background image

Dziewczynabroniłasię,piszczączoburzeniairozkoszy.

- Tatusiu, nie! Puść mnie! Nie, puść... - Salwy histerycznego śmiechu nie
pozwalały

jejdokończyć.

Kiedyzasiedlidoobiadu,przystolezapanowałjakotakiporządek.Chociaż

niezupełnie. Dorośli, za cichym porozumieniem, nie zadawali Chiarze więcej
pytańnatemat

Franceski i pani Trevisan. Natomiast Brunetti, mimo dezaprobaty żony, co jakiś
czas

wyciągał szybko rękę w kierunku córki, która siedziała obok niego, na swoim
zwykłym

miejscu. Każdy ruch dłoni ojca wywoływał u niej nowe piski przerażenia oraz
dalszesalwy

hałaśliwegośmiechu.Obserwującto,cosiędzieje,Paolazaczęłażałować,żejej
rodzicielski

autorytet nie rozciąga się na komisarza policji, a więc że nie może ukarać męża
odesłaniem

go,bezposiłku,nakilkagodzindopokoju.

Rozdział9

TużpoobiedzieBrunetti,najedzonydosyta,wróciłpiechotądogmachukomendy,

zatrzymującsiępodrodzenakawę,wnadzieiżebrunatnypłynrozproszysenność
wywołaną

dobrymposiłkiemiciepłąpogodą.Wgabineciezdjąłmarynarkę,powiesiłjąna
wieszaku,po

czympodszedłdobiurkasprawdzić,coprzyniesionowczasiejegonieobecności.
Zgodniez

background image

oczekiwaniamizobaczyłwynikisekcji;niebyłtojeszczeoficjalnyprotokół,tylko
krótki

wyciąg sporządzony przez panią Elettrę na podstawie informacji uzyskanych
telefonicznie.

Broń, z której zastrzelono Trevisana, nie była dużego kalibru: pistolet sportowy
5,6

mm.Takjakpodejrzewano,jedenzpociskówprzeciąłtętnicęgłówną,toteżzgon
nastąpił

niemal natychmiast. Drugi pocisk utkwił w żołądku. Z ran wlotowych wynikało,
żezabójca

stałniedalejniżmetrodmecenasa,nieconaprawoodniego,natomiastmecenas
siedział.

Trevisanzjadłpełnyposiłekniedługoprzedśmierciąiwypiłumiarkowanąilość

alkoholu, na pewno zbyt małą, żeby to zakłóciło jego koordynację ruchową czy
zdolności

postrzegania. Chociaż cierpiał na nadwagę, był w znakomitym zdrowiu jak na
mężczyznęw

średnimwieku.Nicniewskazywałonato,abykiedykolwiekpoważniechorował;
jedyne

zabiegi chirurgiczne, jakie przechodził, to usunięcie wyrostka i wazektomia.
Zdaniem

patologa,jeśliwykluczyćtragicznywypadeklubnagłąśmiertelnąchorobę,mógł
jeszcze

spokojnieżyćconajmniejdwadzieścialat.

- Odebrano mu z ćwierć wieku - szepnął pod nosem Brunetti. I zaczął myśleć o
tym,

background image

czegomożnadokonaćwtakdługimczasie:wychowaćdzieci,anawetdochować
sięwnuków;

odnieść sukces w interesach; napisać wiersz. Komisarz od dawna uważał, że
najokrutniejsze

w morderstwie jest to, że tak nieodwołanie zamyka przed ofiarą wszelkie
możliwości,że

odbierajejraznazawszeszansęosiągnięciajeszczeczegośwżyciu.Samniebył
człowiekiem

wierzącym, ale dorastał w rodzinie katolickiej, więc rozumiał magiczną siłę
wiaryimiał

świadomość, że dla wielu ludzi najgorsze jest, iż ofiarę pozbawia się szansy
wyznania

grzechówiokazaniaskruchy.DlategowłaśnieduszenapotkaneprzezDantegow
przedsionku

Czyśćcaskarżąsię:„Rozłączyłanasnagłaśmierćzżywotem”.

RozległosiępukanieidogabinetuwszedłsierżantVianello,trzymającwprawej
ręce

niebieskątekturowąteczkę.

-Facetbyłczysty-powiedziałbezżadnychwstępów,kładącteczkęnabiurku

Brunettiego.-Jeślichodzionas,mógłwogólenieistnieć.Jedyne,cosięznajduje
w

policyjnychaktach,topodanieoprzedłużeniepaszportu.-Otworzyłteczkę,żeby
spojrzećna

datę.-Sprzedczterechlat.Pozatymniemanic.

Samo w sobie nie było to zaskakujące. Wielu ludziom udaje się przejść przez
życie

background image

bez zwracania na siebie uwagi policji aż do chwili, kiedy padają ofiarą
włamania,napadulub

dostają się pod koła samochodu prowadzonego przez pijanego kierowcę.
Jednakżeprzemoc,

jakaichspotyka,wznacznejmierzejestsprawąprzypadku;zregułynieginązrąk

zawodowychmorderców.

-Dziśpopołudniumamsięwidziećzwdową-powiedziałBrunetti.-Oczwartej.

Vianellopokiwałgłową.

-Niktznajbliższejrodzinyteżniefigurujewnaszychaktach-rzekł.

-Dziwne,prawda?

Vianellozastanawiałsięchwilę.

-Bojawiem?Tochybanormalne,żeludzie,częstocałerodziny,niemająnigdy

stycznościzpolicją.

-Więcdlaczegowtymwypadkuwydajesiętotakiedziwne?

-Możedlatego,żefacetzostałzastrzelonyzpistoletukalibru5,6mm?

Obajwiedzieli,żewłaśnietenrodzajbronipreferujązawodowimordercy.

-Jakiesąszansęzidentyfikowaniabroni?-spytałBrunetti.

- Poza określeniem marki, raczej niewielkie. Oczywiście wysłałem kopie
ekspertyzy

pociskówdoRzymuiGenewy.

Obajwiedzielirównież,żenajprawdopodobniejnieuzyskająstamtądżadnych

przydatnychinformacji.

background image

-Nodobrze.Awieścizestacji?

Sierżant opowiedział pokrótce, co funkcjonariusze zdołali odkryć ubiegłego
wieczoru.

-Niewiele,prawda?-rzekłnakoniec.

Brunettipokiwałgłową.

-Czegodowiedziałeśsięwkancelarii?

-Zanimdotarłemnamiejsce,większośćpracownikówwyszłajużnaobiad.

Rozmawiałemzprawnikiem,któryprzejąłobowiązkiszefa,izjednąsekretarką,
którabyła

autentyczniezrozpaczona.-Zamilkłnamoment,poczymdodał:-Onnie.

-Prawniknierozpaczał?-Brunettipodniósłzzainteresowaniemgłowę.

-Nietylkonierozpaczał,alenawetniewydawałsięspecjalnieprzejętyśmiercią

Trevisana.

-Aokolicznościamiśmierci?

-Chodzipanuoto,żeTrevisanazamordowano?

-Tak.

-No,tonimtrochęwstrząsnęło.Odniosłemwrażenie,żegośćniebardzolubił

Trevisana,aleporuszyłgofaktmorderstwa.

-Comówił?

- Właściwie nic. I to mnie najbardziej zdziwiło; nie powiedział żadnego
komunału,

jakiezwyklesięmówiwpodobnejsytuacji:żetowielkastrata,żewspółczujez
całegoserca

background image

rodzinie,żezmarłybyłczłowiekiemniezastąpionym.

Zarówno Vianello, jak i Brunetti słyszeli te zwroty tyle razy, że natychmiast
potrafili

wyczuć najmniejszą nieszczerość w głosie mówiącego, ale sierżant miał rację:
rzadkosię

zdarzało,abyktoścałkiempomijałtezwyczajoweformuły.

-Cośjeszcze?-spytałBrunetti.

- Nie. Sekretarka powiedziała, że jutro wszyscy mają być w pracy. Dziś po
południu

dostali wolne z powodu żałoby. Pewnie wpadnę tam znów i spróbuję pogadać.
Pozatym

dzwoniłemdoNadiiiprosiłem,żebysiępopytałaoTrevisana.Samagonieznała,
ale

przypomniała sobie, że jakieś pięć lat temu prowadził sprawy spadkowe po
człowieku,który

miałsklepzbutaminaViaGaribaldi.Obiecałazadzwonićdowdowyizasięgnąć
językaw

okolicy.

Brunettiskinąłgłową.WprawdzieżonaVianellaniebyłaunichnapensji,często

jednak stanowiła cenne źródło informacji, jakich próżno szukać w oficjalnych
aktach.

-Wartoskontrolowaćjegofinanse-rzekłkomisarz.-Sprawdzićkontabankowe,

zeznania podatkowe, wykaz nieruchomości. Może zdołasz się dowiedzieć, jaki
rocznydochód

przynosikancelaria.

background image

Mimożebyłytorutynoweczynności,Vianelloskrzętnienotowałpoleceniaszefa.

-CzypoprosićpaniąElettrę,żebyteżspróbowała?

IlekroćBrunettisłyszałtopytanie,wyobrażałsobie,jaksignorinaElettra,spowita
w

ciężkie szaty i w turbanie na głowie - brokatowym, ozdobionym z przodu
klejnotami-

wpatruje się intensywnie w ekran komputera, z którego unosi się cienka smużka
dymu.

Faktembyło,żezazwyczajpotrafiławynaleźćtakieinformacjenatematfinansów,
aczęsto

również życia osobistego ofiar i podejrzanych, że stanowiły one niespodziankę
dlaichrodzin

i najbliższych współpracowników. Brunetti nie miał pojęcia, jak pani Elettra to
robi,jednakże

święciewierzył,żeniesposóbniczegoprzedniąukryć;czasemzciekawością-a
możei

lękiem - zastanawiał się, czy sekretarki szefa nigdy nie kusi, aby korzystając ze
swoich

niebywałychumiejętności,wziąćpodlupęludzi,zktórymistykasięnacodzieńw
pracy.

-Tak,niechspróbuje.Chciałbymteżmiećlistęjegoklientów.

-Wszystkich?

-Tak.

Vianelloskinąłgłowąiteżtosobiezapisał,choćwiedział,żesprawajest

beznadziejna:prawnicynigdynieujawnialinazwiskklientów.Podtymwzględem
tylko

background image

prostytutkisprawiałypolicjirówniewielekłopotu.

-Jeszczecoś,paniekomisarzu?

-Nie.Spotkamsięzwdowąza...-Brunettispojrzałnazegarek-...półgodziny.
Jeśli

dowiem się od niej czegoś istotnego, wrócę do biura; jeśli nie, zobaczymy się
jutrorano.

Vianello potraktował te słowa jako znak, że może odejść; schował notes do
kieszeni,

wstałiwróciłnapierwszepiętro.

PięćminutpóźniejBrunettiopuściłbudynekpolicji,kierującsięnaRivadegli

Schiavoni, gdzie wsiadł do vaporetto linii numer jeden. Wysiadł przy Santa
MariadelGiglio,

skręcił w lewo przy hotelu Ala, przeszedł dwa mosty, zagłębił się w niewielką
calle

prowadzącą do Canale Grande i zatrzymał przy ostatnich drzwiach po lewej.
Nacisnął

przycisk domofonu obok nazwiska Trevisan, a kiedy rozległo się brzęczenie,
pchnąłdrzwii

ruszyłnadrugiepiętro.

Ugóryschodówstałwotwartychdrzwiachszpakowatymężczyznaopokaźnym

brzuchu,ukrytympoddrogim,świetnieskrojonymgarniturem.

-KomisarzBrunetti?

-Tak.PanLotto?

Mężczyznaskinąłgłową,alerękigościowiniepodał.

background image

- Proszę wejść. Siostra czeka na pana - powiedział takim tonem, jakby Brunetti
spóźnił

siękilkagodzin,mimoiżbyłtrzyminutyprzedczasem.

Poobustronachprzedpokojuciągnęłysięlustra,toteżniewielkiepomieszczenie

wydawało się pełne sobowtórów. Patrząc na posadzkę wykonaną z lśniących,
kwadratowych

płytekbiałegoiczarnegomarmuru,komisarzmiałwrażenie,żeonijegoodbicia
poruszają

się po szachownicy, a to z kolei sprawiło, że zaczął traktować Lotta jak
przeciwnika.

- Jestem wielce zobowiązany pani Trevisan, że zechciała się ze mną zobaczyć -
rzekł.

- Mówiłem jej, że nie musi - oznajmił szorstko Lotto. - Z nikim nie musi się
widzieć.

Takatragedia.

Widząc jego niechętne spojrzenie, Brunetti usiłował odgadnąć, czy Lotto ma na
myśli

tragiczną śmierć szwagra, czy też obecność policjanta w domu, który pogrążony
jestw

żałobie.

Idąc przodem, Lotto wprowadził Brunettiego do niedużego pokoju po lewej.
Komisarz

rozejrzałsięzzaciekawieniem,alenieumiałsięzorientować,jakąrolępełnito

pomieszczenie: nie było w nim książek ani telewizora, a jedynymi meblami
służącymido

siedzenia były cztery ustawione w rogach krzesła. Ciemnozielone zasłony

background image

zakrywałydwa

okna w jednej ze ścian. Pomiędzy nimi znajdował się okrągły stolik, na którym
stałwazon

suchych kwiatów. W pokoju nie było nic, co by zdradzało jego funkcję czy
charakter.

-Proszętuzaczekać-powiedziałLottoiwyszedł.

Przez chwilę Brunetti stał bez ruchu, po czym podszedł do okna i odciągnął
zasłonę.

PrzedsobąmiałCanaleGrande,któregopowierzchniamigotaławblaskusłońca,
nalewozaś

Palazzo Dario; złote płytki mozaiki zdobiącej fasadę odbijały blask idący od
wody,

rozszczepiając go na setki światełek i ciskając z powrotem na gładką taflę.
Kanałempłynęły

łodzie,wrazznimiczas.

WtemBrunettiusłyszałotwierającesiędrzwi.Odwróciłsię,żebyprzywitaćsięz

wdowąTrevisan,jednakżezamiastniejweszładopokojunastolatkaociemnych
włosach

opadającychnaramiona;nawidokkomisarzacofnęłasiępośpiesznie,zamykając
zasobą

drzwi. Po kilku minutach drzwi znów się otworzyły, ale tym razem do środka
weszłakobieta,

na oko czterdziestokilkuletnia, ubrana w prostą czarną sukienkę i buty na
wysokichobcasach,

dzięki którym niemal dorównywała Brunettiemu wzrostem. Jej twarz była tego
samego

background image

kształtu co twarz nastolatki, włosy również opadały jej na ramiona i też były
ciemne,choć

swoją barwę wyraźnie zawdzięczały farbie. Oczy, szeroko osadzone, lśniły
inteligencjąi-

zdaniemBrunettiego-bardziejciekawościąniżodwezbranychłez.

PaniTrevisanprzeszłaprzezpokójiwyciągnęłanapowitaniedłoń.

-CommissarioBrunetti?

-Tak,signora.Bardzomiprzykro,żespotykamysięwtakichokolicznościach.

Dziękuję,żezechciałamniepaniprzyjąć.

- Jestem gotowa uczynić wszystko, co pomoże panu znaleźć mordercę Carla. -
Głos

miałamiękki,słowawymawiałazprzydechemtypowymdlaFlorencji.Rozejrzała
sięwokół,

jakby po raz pierwszy w życiu widziała ten pokój. - Dlaczego Ubaldo
wprowadziłpanaakurat

tutaj?-spytała,poczymkierującsięwstronędrzwi,rzekła:-Proszęzamną.

Wyszlinakorytarz;skręciławprawoiotworzyłainnedrzwiprowadzącedo

większegopomieszczenia,któregotrzyoknawychodziłynaCampoSanMaurizio
orazna

jakiś budynek, prawdopodobnie biurowiec lub bibliotekę. Podeszła do dwóch
głębokich

foteli,usiadławjednym,komisarzowiwskazaładrugi.

Brunetti usiadł; zamierzał założyć nogę na nogę, ale zdał sobie sprawę, że w
niskim

fotelu nie będzie mu w takiej pozycji zbyt wygodnie. Umieścił więc łokcie na

background image

oparciachi

splótłręcenabrzuchu.

-Cochciałbypanwiedzieć,commissario?-spytałapaniTrevisan.

-Czynaprzykładwokresieostatnichkilkutygodni,amożenawetmiesięcymąż
nie

wydawał się pani czymś zdenerwowany albo czy jego zachowanie nie zmieniło
sięwjakiś

znaczącysposób?

Kobieta odczekała chwilę, by upewnić się, że skończył i po krótkim
zastanowieniu

odparła:

- Nie, niczego takiego nie zauważyłam. Carlo zawsze intensywnie pracował. W
ciągu

ostatnichkilkulatjeszczebardziejintensywnieniżzwykle,cowynikałozezmian

politycznych,otwarciasięnowychrynków.Wostatnimczasieniebyłteżbardziej
nerwowy

niżnormalnie;przejmowałsięswojąpracą,alerobiłtozawsze.

-Czyopowiadałpaniojakiejśsprawie,którągryzłsięszczególnie,alboojakimś

niezadowolonymkliencie?

-Nie,właściwienie.

Brunettimilczał.

- Miał jednego nowego klienta - kontynuowała po chwili wdowa. - Duńczyka,
który

chciałotworzyćfirmęimportową,chodziłochybaosprowadzanieserówimasła,

background image

iktórymiał

kłopoty z powodu nowych przepisów EWG. Carlo szukał sposobu, żeby
transportyszłyprzez

Francję,nieprzezNiemcy.Amożeodwrotnie.Alemimożesprawatazajmowała
muwiele

czasu,trudnopowiedzieć,byspędzałamusenzpowiek.

-Awkancelarii?Jakukładałysięstosunkimężazpodwładnymi?Przyjaźnie?Nie

byłożadnychzgrzytów,zatargów?

Splotładłonieiutkwiławnichwzrok.

-Nie.Nigdyoczymśtakimniewspominał.Ajestempewna,żepowiedziałbymi,

gdybytakbyło.

-Czytoprawda,żebyłjedynymwłaścicielemswojejfirmyprawniczej?Żeinni

adwokacibylitylkoetatowymipracownikami?

-Słucham?-Najejtwarzyodmalowałasięniepewność.-Chybaniezrozumiałam

pańskiegopytania.

-Czypanimążdzieliłsięzyskamiprzynoszonymiprzezkancelarięzinnymi

prawnikami,czytylkowypłacałimpensje?

Oderwaławzrokodsplecionychnakolanachrąkipopatrzyłanakomisarza.

-Przykromi,alenieznamodpowiedzi.Niewielewiemointeresachmęża.Musi
pan

porozmawiaćzjegoksięgowym.

-Aktonimjest?

background image

-Ubaldo.

-Panibrat?

-Tak.

- Aha. - Po chwili Brunetti kontynuował: - Muszę też spytać panią o państwa
życie

prywatne.

-Onaszeżycieprywatne?-zdziwiłasię,jakbysłyszałaoczymśtakimporaz

pierwszy.KiedyBrunettinicniepowiedział,skinęłaprzyzwalającogłową.

-Jakdługobylipaństwomałżeństwem?

-Dziewiętnaścielat.

-Ilemapanidzieci?

-Dwoje.Claudiomasiedemnaścielat,Francescapiętnaście.

-Czychodządoszkołytu,wWenecji?

Przyjrzałamusiębacznie.

-Dlaczegopanotopyta?

-Mojacórka,Chiara,maczternaścielat,więcpomyślałem,żedziewczynkimogą
się

znać.-Uśmiechnąłsię,próbującjąprzekonać,żepytaniejestcałkiemniewinne.

-ClaudiouczysięwSzwajcarii,aFrancescatutaj.Mieszkaznami.Toznaczyze
mną

-poprawiłasię,pocierającdłoniączoło.

-Czyokreśliłabypaniswojemałżeństwojakoszczęśliwe?

background image

-Tak-odparłaowieleszybciej,niżBrunettiodpowiedziałbynatosamopytanie,
choć

jego odpowiedź też byłaby twierdząca. Pani Trevisan nie uznała jednak za
stosownenic

dodaćczywyjaśnić.

-Czypanimążmiałbliskichprzyjaciółlubwspółpracowników?

Podniosławzrok,poczymnatychmiastspuściłaoczy.

-NasinajbliżsiprzyjacieletoMirtoiGraziellaNogare.Mirtojestarchitektem,

mieszkają

na

Campo

Sant’

Angelo.

chrzestnymi

Franceski.

O

współpracownikachnicnie

wiem;musipanzapytaćUbalda.

-Ainniprzyjaciele,signora?

-Pocopanutowszystko?

-Chcęsiędowiedziećjaknajwięcejopanimężu.

-Poco?

- Dopóki nie zrozumiem, jakim był człowiekiem, nie będę wiedział, dlaczego
stałosię

to,cosięstało.

-Niewiepan,dlaczegonapadająnaludzi?-Jejtonbyłprawiesarkastyczny.

-Toniebyłnapadrabunkowy.Ten,ktozastrzeliłpanimęża,niechciałgookraść.

Chciałgozabić.

-Niktniemógłmiećpowodu,żebyzabićCarla.

Brunetti,któryjużniepamiętał,ilerazysłyszałpodobnesłowa,nieodezwałsię.

background image

Nagle

signoraTrevisanwstała.

-Czymapanjeszczejakieśpytania?Jeślinie,pragnęzostaćzcórką.

Brunettipodniósłsięzfotelaiwyciągnąłrękę.

- Jeszcze raz dziękuję, że zechciała pani ze mną porozmawiać. Wiem, jaki to
trudny

okres dla pani i jej rodziny. Życzę sił, żeby mogła go przetrwać. - Miał
świadomość,żejego

słowa brzmią jak puste frazesy. Ale gdy nie dostrzega się oznak żałoby, słowa
współczucia

zawszebrzmiąfałszywie.

- Dziękuję, commissario. - Wdowa potrząsnęła jego dłonią i skierowała się do
drzwi.

Otworzywszy je, przepuściła gościa przodem, po czym odprowadziła go
korytarzemdodrzwi

frontowych.Podrodzeniespotkalinikogo.

Brunettiskinąłgłowąnapożegnanie,wyszedłnaklatkęschodowąiruszyłwdół.

Usłyszał trzask zamykanych drzwi. Wydało mu się dziwne, że po blisko
dwudziestulatach

małżeństwa żona może nic nie wiedzieć o interesach męża. Tym dziwniejsze, że
jejbratbył

jego księgowym. O czym rozmawiali przy rodzinnym stole? O piłce nożnej?
Każdy,kogo

Brunetti znał, nienawidził prawników. Brunetti też nienawidził prawników.
Dlategoniemógł

background image

uwierzyć,abyprawnik,wdodatkuznanyizamożny,niemiałwrogów.Zamierzał

porozmawiać o tym nazajutrz z Lottem i przekonać się, czy księgowy będzie
bardziejskory

odsiostrydoudzielaniainformacji.

Rozdział10

PodczasgdyBrunettiprzebywałwmieszkaniumecenasa,niebosięzachmurzyło,
a

ciepły, pogodny dzień stał się odległym wspomnieniem. Komisarz zerknął na
zegarek;

ponieważ jeszcze nie minęła szósta, mógł wrócić do gmachu komendy. Zamiast
tegojednak

skręciłwkierunkumostuAccademia,przeszedłnadrugąstronęiruszyłdodomu.
Wpołowie

drogiwstąpiłdoknajpkiizamówiłmałykieliszekwina.Wziąłprecelkazmiski
stojącejna

barze,ugryzł,poczymwrzuciłresztędopopielniczki.Winobyłorównieniedobre
jakprecel,

więczostawiłjeniedopiteiwyszedłnazewnątrz.

Usiłował sobie przypomnieć wyraz twarzy Franceski Trevisan, kiedy nagle
stanęław

drzwiachpokoju,alezapamiętałwyłączniejejoczy.Oczysuche,którewyrażały
jedynie

zaskoczenie.Dziewczynabyła podobnadomatki ipodobniejak matkanieczuła
smutku.Czy

spodziewałasięwizytykogośinnego?

JakabyłabyreakcjaChiary,gdybyjegozabito?CzyPaolabyłabywstanie

background image

odpowiadać,gdybyzjawiłsiępolicjantizacząłjąpytaćoichżycieprywatne?W
każdym

raziezcałąpewnościąniemogłabytwierdzić,takjaksignoraTrevisan,żenicnie
wieo

sprawach zawodowych zmarłego męża. Ta niewiedza wdowy nie dawała
Brunettiemu

spokoju;niepotrafiłaniprzestaćotymmyśleć,aniwtouwierzyć.

Kiedywszedłdomieszkania,radarmężaiojcanatychmiastmuobwieścił,żejest

puste.Udałsiędokuchni;nastoleleżałygazetyorazcoś,coprzypuszczalniebyło
pracą

domową Chiary - kartki z liczbami i znakami matematycznymi, które wydawały
musię

czarnąmagią.Podniósłjednązkartekpokrytązgrabnym,niecopochyłympismem
swojej

młodszej latorośli; układało się w ciągi cyfr i znaków stanowiących, jeśli go
pamięćnie

myliła,równaniekwadratowe.Arytmetyka?Trygonometria?Wzruszyłramionami.
Oddawna

nie miał z matematyką do czynienia, a co więcej, nigdy nie był nią zbytnio
zainteresowany.

Odłożyłkartkęisięgnąłpojednązgazet,wktórejwiadomościomorderstwie

Trevisana konkurowały z materiałem o kolejnym senatorze oskarżonym o branie
łapówek.

Minęłowielelat,odkądsędziaDiPietroporazpierwszywystąpiłzformalnym
oskarżeniem,

a krajem wciąż rządzili łajdacy. Już wszystkim lub prawie wszystkim głównym

background image

politykom,

którzy zasiadali w rządzie, od kiedy Brunetti był dzieckiem, zarzucono łamanie
prawa,

czasem wielokrotne, niektórzy zaczęli nawet denuncjować się nawzajem, ale
jeszczeżaden

niestanąłprzedsądeminiezostałskazany,choćkasapaństwabyłaogołoconado
cna.Od

dziesiątek lat trzymali ryje w korycie i nic - ani gniew obywateli, ani fala
oburzenia,która

przeszłaprzezkraj-niebyłowstanieodsunąćichodwładzy.Brunettiprzewrócił
stronęi

zobaczył zdjęcie dwóch największych nikczemników, garbusa i łysiejącego
wieprza,więcz

niesmakieminienawiściącisnąłgazetęnabok.Nictonieda,nicsięniezmieni.
Sporo

wiedział o różnych skandalach, orientował się, gdzie zniknęły pieniądze i pod
czyimadresem

padną wkrótce zarzuty, ale jednego był pewny: nic się nie zmieni. Lampedusa
miałrację-

wystarczą pozory zmian, aby wszystko mogło pozostać po staremu. Odbędą się
wybory,

pojawiąsięnowetwarzeinoweobietnice,alezmienisiętylkoto,żenoweryje
znajdądrogę

dokoryta,awdyskretnychszwajcarskichbankachzostanąotwartenowekonta.

Brunetti znał ten swój nastrój, to powracające uczucie totalnego bezsensu, i
bardzosię

background image

go lękał. Po co się wysilać, żeby zamknąć chłopaka za włamanie, skoro
człowieka,który

ukradłmiliardyzsystemuopiekizdrowotnej,mianujesięambasadoremwkraju,
gdzieprzez

lata lokował zagrabione pieniądze? I czy na tym polega sprawiedliwość, aby
karaćgrzywną

obywatela, który nie uiścił podatku od radia zamontowanego w samochodzie, a
niekarać

producenta tego samochodu, człowieka, który otwarcie przyznawał się do
zapłacenia

miliardów lirów przewodniczącym związków zawodowych, by powstrzymali
szeregowych

członkówprzedżądaniempodwyżek?Dlaczegoaresztowaćmorderców,dlaczego
trudzićsię,

aby odnaleźć zabójcę Trevisana, skoro najprawdopodobniej człowiek będący
przezdziesiątki

lat najważniejszym politykiem w kraju wydał polecenie zamordowania kilku
uczciwych

sędziów,którzyniebalisięprowadzićdochodzeniaprzeciwkomafii?

PonurerozmyślaniaBrunettiegoprzerwałowejścieChiary.Dziewczynazamknęła
z

hukiem drzwi frontowe, po czym ruszyła korytarzem do swojego pokoju, niosąc
naręcze

książek.Pochwiliwyłoniłasiębeznich.

- Cześć, aniołeczku! - zawołał do niej Brunetti. - Masz ochotę coś przekąsić? -
Dobrze

background image

wiedział,żecórkanigdynieprzepuszczatakiejokazji.

-Ciao,Papa.

Stała w korytarzu, walcząc z kurtką. Usiłowała oswobodzić ręce z rękawów; w
trakcie

zmagańudałojejsięwywrócićjedennalewąstronę.Wreszciewyszarpnęładłoń
izaczęła

przekręcać rękaw na właściwą stronę. Brunetti na moment oderwał wzrok od
córki.Kiedy

znównaniąspojrzał,aChiaraschylałasię,żebypodnieśćkurtkęzpodłogi.

Po chwili weszła do kuchni i nadstawiła policzek do pocałunku. Brunetti
posłusznieją

cmoknął.

Następnie otworzyła lodówkę, zajrzała do środka i wyciągnęła zawinięty w
papier

trójkątnykawałeksera.Wyjąwszyzszufladynóż,ucięłasobiegrubyplaster.

- Chcesz pieczywa? - zapytał Brunetti, zdejmując leżącą na lodówce torbę z
bułkami.

Chiara skinęła głową, więc ubili targ: on dał jej dwie bułki, ona jemu plaster
sera.

-Tatusiu,ilepolicjancizarabiajązagodzinę?

-Niewiemdokładnie,córeczko.Dostająnormalnąpensję,aleczasemmuszą

przepracowaćznaczniewięcejgodzin,niżludziezatrudnieniwbiurze.

-Wtedy,gdyjestdużoprzestępstwalbokiedymusząkogośśledzić,tak?

- Si. - Wskazał głową ser, więc ukroiła mu jeszcze jeden plaster i podała bez
słowa.

background image

-Albokiedymusząprzezwielegodzinzbieraćinformacje,przesłuchiwać

podejrzanychitakdalej?-Najwyraźniejjeszczeniewyczerpałatematu.

-Si-powtórzył;ciekawbył,doczegocórkazmierza.

Skończyładrugąbułkęisięgnęładotorbypotrzecią.

-Mamazabijecię,jeślizjeszcałepieczywo.-Groźba,daremniepowtarzanaod
lat,

zabrzmiałaniemalpieszczotliwie.

Puszczającjegosłowamimouszu,Chiaraprzekroiłabułkę.

-Alejakmyślisz,iletowychodzizagodzinę?-zapytała.

Postanowiłpodaćjakąśprzybliżonąsumę.

-Pewnieniewięcejniżdwadzieściatysięcy-rzekł,poczymwiedząc,żetegopo
nim

oczekuje,zapytał:-Dlaczegosiętymtakinteresujesz?

-ZbieraszinformacjeoojcuFranceski,więctrochęoniegopopytałam.Askoro

wykonujętępracędlapolicji,powinnomisiępłacićzamójczas.

Brunetti zawsze żałował tysiącletniej tradycji kupieckiej mieszkańców Wenecji,
kiedy

dostrzegał chciwość u swoich dzieci. Milczał. Po chwili Chiara przerwała
jedzenieipodniosła

wzrok.

-Cotynato?

- Zależy, czego się dowiedziałaś. Policjanci są na etacie i otrzymują pensję;
osobyz

background image

zewnątrz, pracujące na własny rachunek, otrzymują wynagrodzenie zależnie od
wagi

zdobytychprzezsiebieinformacji.

Zawahałasię,alewkońcuuznałatozalogiczne.

-Dobrze.Powiemci,czegosiędowiedziałam,atysamocenisz,iletowarte.

Sposób,wjakizdołałaominąćzasadnicząkwestię,toznaczy,czywogólegotów
jest

płacić jej cokolwiek, wywołał u Brunettiego niekłamany podziw; zanim się
obejrzał,umowa

zostałazawarta,doustaleniapozostałytylkoszczegóły.Nodobrze.

-Mów.

Chiaradokończyłatrzeciąbułkę,wytarłaręceościerkęizpoważnąminąusiadła
przy

stole,opierającnanimłokcie.

-Musiałamporozmawiaćzczteremaosobami,zanimwogólesięczegokolwiek

dowiedziałam - oświadczyła takim tonem, jakby zeznawała w sądzie. Albo
występowaław

telewizji.

-Cotozaosoby?

- Dziewczyna, która chodzi z Francescą do jednej szkoły, nauczycielka z mojej
szkoły,

dziewczynazmojejszkołyijeszczejednadziewczyna,zktórąchodziłyśmyobie
do

podstawówki.

background image

-Dałaśradępogadaćzwszystkimiwciągujednegodnia?

-Pewnie.Musiałamsięzwolnićzostatnichlekcji,żebyspotkaćsięzLucianą,a
potem

pójść do szkoły Franceski, żeby pogadać z jej koleżanką, ale z nauczycielką i
dziewczynąz

mojejszkołyporozmawiałamwcześniej.

-Zwolniłaśsięzostatnichlekcji?-spytałBrunetti,alewyłączniezciekawości.

- Jasne, kupa dzieciaków to robi. Wystarczy mieć usprawiedliwienie od
rodziców,że

jest się chorym albo musi się gdzieś pójść. Nauczyciele nie robią żadnych
trudności.

-Częstozwalniaszsięzlekcji?

-Och,skądże,tylkokiedymuszę.

-Ktocinapisałusprawiedliwienie?

-Tymrazemmama.Byłajejkolej.Azresztąjejpodpisjestdużołatwiejszydo

podrobienianiżtwój.-Zebrałakartkizpracądomowąwzgrabnystosik,poczym
spojrzałana

ojca,gotowaprzejśćdoważniejszychspraw.

PrzysunąłsobiekrzesłoiusiadłnaprzeciwkoChiary.

-Czegosiędowiedziałaś?

- Najpierw, od dziewczyny z mojej szkoły, że jej też Francesca mówiła o
porwaniu,

taksamojakpięćlattemuwszystkimwpodstawówce.

-DługochodziłaśzFrancescadojednejszkoły?

background image

-Całąpodstawówkę.Potemjejrodzicesięprzeprowadziliitrafiładoliceum

Vivaldiego.Czasemjąwiduję,alenigdyniebyłyśmykumpelkamianinic.

-Czytadziewczyna,którejmówiłaoporwaniu,byłajejbliskąprzyjaciółką?

Zobaczył,żeChiaraściągawargi.

-Nodobrze-powiedział.-Opowiedzmiwszystkoposwojemu.

Uśmiechrozjaśniłjejtwarz.

- Dziewczyna, z którą rozmawiałam w naszej szkole, wcześniej chodziła do
liceumz

Francescą. Powiedziała mi, że wie od Franceski, że rodzice ostrzegali ją, aby
nigdynie

rozmawiałazobcymiinigdzieniechodziłazkimś,kogodobrzeniezna.Tomniej
więcejto

samo,coFrancescamówiłanamwpodstawówce.

Chiara spojrzała na ojca, jakby oczekiwała pochwały, więc uśmiechnął się,
chociażna

razienicnowegonieusłyszał.

- Ponieważ już to wszystko wiedziałam, postanowiłam porozmawiać z kimś ze
szkoły,

wktórejFrancescauczysięteraz.Dlategomusiałamzwolnićsięzlekcji.

Brunettiskinąłgłową.

-Odkoleżankizjejobecnejszkołydowiedziałamsię,żeFrancescamachłopaka.

Prawdziwegochłopaka.Sypiajązesobąiwogóle.

-Wiesz,jaksięnazywa?

background image

-Chłopak?Nie.Koleżankapowiedziała,żeFrancescanikomuniezdradziłajego

imienia, wyjawiła tylko, że jest od niej starszy. Podobno ma dwadzieścia kilka
lat.Iżechciała

znimuciec,aleonsięniezgodził;muszązaczekać,ażbędziestarsza.

-Czytwojakoleżankawie,dlaczegoFrancescachciałauciec?

-Francescaniepowiedziałajejtegowprost,alekoleżankadomyślasię,żeprzez

matkę.Wieczniesiękłócą.

-Aojciec?

- Francesca kochała ojca. Stale powtarzała, jaki jest dla niej dobry, ale prawie
nigdy

goniewidywała,bociąglebyłzajęty.

-Zdajesię,żemateżbrata?

-Tak,nazywasięClaudio,aleuczysięwSzwajcarii.Dlategorozmawiałamz

nauczycielką. Kiedyś pracowała w liceum, do którego chodził, nim wyjechał za
granicę.

Pomyślałamsobie,żeczegośsięodniejdowiem.

-Iudałosię?

-Nopewnie.Powiedziałamjej,żejestemnajbliższąprzyjaciółkąFranceskiiże

Francesca ogromnie się martwi, jak Claudio zareaguje na wiadomość o śmierci
ojca,bo

przecież jest sam, w dodatku tak daleko od domu. Powiedziałam, że ja też go
znamiteżsię

martwię. Z moich słów mogło wynikać, że się w nim podkochuję. - Potrząsnęła
głową.-

background image

Wszyscytwierdzą,żeClaudiotopalant,alebelferkamiuwierzyła.

-Ocojązapytałaś?

-Powiedziałam,żeFrancescapragniezasięgnąćjejrady,jakmasięzachowywać

wobec Claudia. - Widząc zdumienie malujące się na obliczu ojca, oznajmiła
szybko:-Masz

rację,togłupie.Niktprzyzdrowychzmysłachnieradziłbysiębelfra,alewiesz,
jacyonisą.

Uwielbiają się we wszystko wtrącać, doradzać nam, co mamy robić, jak
postępować.

-Uwierzyłaci?

-Oczywiście.

-Musiszświetniekłamać-powiedziałpółżartemBrunetti.

-Owszem-oznajmiłazpowagąChiara.-Kłamiępomistrzowsku.Mamazawsze

uważała, że powinniśmy się tego nauczyć. - Nawet nie spojrzawszy na ojca,
wróciłado

przerwanego wątku: - Nauczycielka powiedziała, że Francesca powinna
nieustanniemieć

świadomość... tak właśnie się wyraziła: „powinna nieustannie mieć
świadomość”,żeClaudio

byłznaczniebardziejzżytyzojcemniżzmatką,toteżnajbliższyokresbędziedla
niego

niezwykle ciężki. - Skrzywiła się z pogardą. - Wielka mi rada, co? Zajęło jej z
półgodziny,

zanimwreszcietozsiebiewydusiła.

-Acocipowiedzieliinni?

background image

-Luciana...musiałamjechaćażdoCastello,żebysięzniązobaczyć...nowięc

Lucianapowiedziałami,żeFrancescanaprawdęnienawidzimatki;niecierpijej
zato,że

traktujeojcajakpopychadłoiwciążgopoucza.Nielubiteżwuja,którypodobno
uważasię

zagłowęrodziny.

-Cotoznaczy,żematkatraktujeojcajakpopychadło?

-Niewiem.TakLucianiemówiłaFrancesca.Żeojciecwewszystkimsłuchasię

matki.-ZanimBrunettizdołałcokolwiekpowiedzieć,dodała:-Tonietakjakz
tobąimamą.

Mama wiecznie mówi ci, co masz zrobić, ty przytakujesz, a potem i tak robisz
swoje.-

Zerknęła na zegar ścienny. - Swoją drogą, gdzie się mama podziewa? Już
dochodzisiódma.

Cobędzienakolację?-OwielebardziejinteresowałoChiarętodrugie.

-Pewniecośjązatrzymałonauczelni.Możedoradzajakiemuśstudentowi,jakma
się

zachować?-Ikontynuował,nimcórkazdecydowała,czysięroześmiać,czynie.-
Jeślitojuż

wszystkie informacje, jakie zebrałaś, może wzięlibyśmy się razem za kolację?
Wtedychoć

razpoprzyjściuzpracymamaniebędziemusiałagotować.

-Ailesąwartemojeinformacje?-spytaładziewczyna.

Brunettizadumałsię.

- Trzydzieści tysięcy - uznał wreszcie, gdyż pieniądze miały pochodzić z jego

background image

własnej

kieszeni. Oczywiście gdyby wiadomość o tym, że signora Trevisan mówiła
mężowi,coma

robić, okazała się prawdziwa, a w dodatku gdyby odnosiła się także do jego
spraw

zawodowych,wrzeczysamejbyłabybezcenna.

Rozdział11

Nazajutrzw„Gazzettino”ukazałsięnapierwszejstronieartykułosamobójstwie
Rina

Favera, jednego z najbardziej wziętych księgowych w całym regionie Veneto.
Napisano,że

Favero wprowadził rovera do podwójnego garażu w podziemiach swojej willi,
zamknąłdrzwi

garażu i położył się na przednim siedzeniu, zostawiając włączony silnik. Żona,
któraspędziła

noc w szpitalu przy łóżku umierającej matki, znalazła go rano po powrocie do
domu.Krążyły

pogłoski, że nazwisko Favera miało być ujawnione w związku z zataczającym
corazszersze

kręgiskandalem,októrymszumiałowkuluarachMinisterstwaZdrowia.Chociaż
całe

Włochyznałyjużzarzutykierowanepodadresempoprzedniegoszefategoresortu
-że

przyjmował ogromne łapówki od różnych firm farmaceutycznych, w zamian
pozwalającim

podnosić ceny leków - mało kto orientował się, iż to właśnie Favero był

background image

księgowym

prowadzącym prywatne sprawy finansowe dyrektora największej z tych firm.
Lepiej

poinformowaniuznali,żepostanowiłpójśćwśladytyluinnych,którychnazwiska
padaływ

trakcie ujawniania coraz to nowszych nici rozległej pajęczyny korupcji, i dla
ratowania

honorusamemuzejśćzesceny,unikającoskarżeń,procesu,ewentualnejkary.Nikt
nie

kwestionowałprzekonania,czytymsposobemfaktycznieratujesięhonor.

Trzy dni po śmierci Favera, a więc pięć po zabójstwie Trevisana, Brunetti
wchodziłdo

gabinetu,kiedyzadzwoniłtelefon.

- Brunetti - powiedział komisarz, w jednej ręce trzymając słuchawkę, drugą
rozpinając

płaszcz.

-CommissarioBrunetti,mówicapitanodellaCortezkomendypolicjiwPadwie.

Brunettiemunazwiskokapitanaobiłosięouszy;niepamiętałnickonkretnego,ale

miałwrażenie,żeto,cosłyszał,świadczyłonajegokorzyść.

-Dzieńdobry,capitano.Ocochodzi?

- Ciekawi mnie, czy nazwisko Favera wypłynęło w związku ze sprawą
morderstwaw

pociągu,którąpanprowadzi.

-Favera?Tegoksięgowego,którypopełniłsamobójstwo?

background image

-Samobójstwo?-zdziwiłsiędellaCorte.-Facetmiałczterymiligramyroipnalu
we

krwi.

Brunettinadstawiłucha.Niktpozażyciutakiejilościśrodkanasennegonietylko
nie

byłbyzdolnyprowadzićsamochodu,alenawetchodzić.

-CołączyłoFaverazTrevisanem?-spytał.

- Nie wiemy. Ale sprawdziliśmy wszystkie numery w kalendarzyku Favera. To
znaczy

wszystkie, przy których nie widniało jakieś nazwisko. Jeden z nich to numer
Trevisana.

-Maciejużwykaz?-Niemusiałwyjaśniać,żechodzimuowykaznumerów,pod

któredzwonionoztelefonuksięgowego.

-Tak.Wyglądanato,żeFaveronigdyniedzwoniłanidodomu,anidokancelarii

Trevisana;przynajmniejnieodsiebie.

-Więcpocomutennumer?-spytałBrunetti.

-Samisięnadtymzastanawiamy-odparłsuchodellaCorte.

-Ilebyłojeszczenumerówbeznazwisk?

-Osiem.JedentonumerknajpywMestre,drugiautomatunastacjiwPadwie,a

pozostałychniema.

-Jaktoniema?

-Poprostu.NiemawVenetotakichnumerów.

-Awinnychregionach,winnychmiastach?

background image

-Sprawdziliśmy.Teżsięnicniezgadza.

-Możetonumeryzagraniczne?

-Najwyraźniej.

-Czypopierwszychcyfrachniemożnasięzorientować,ojakiekrajechodzi?

- Można. Dwa są skądś w Europie Wschodniej, dwa kolejne z Ekwadoru lub
Tajlandii.

Pozostałewciążstanowiądlanaszagadkę-rzekłdellaCorte.-Wkażdymrazie
Faveronie

dzwoniłpodżadenznumerów,przyktórychbrakujenazwiska,anipodkrajowe,
anipod

zagraniczne.

-Alemiałjezapisanewkalendarzyku.

-Nowłaśnie.

-Mógłdzwonićzautomatu.

-Owszem.

-Ainnerozmowymiędzynarodowe?Częstodzwoniłdojakiegośkraju?

-Częstodzwoniłdowielukrajów.

-Dozagranicznychklientów?-spytałBrunetti.

-Doklientówteż.Alewielenumerów,podktóredzwoniłzagranicę,nienależało
do

jegoklientów.

-Ojakichkrajachmówimy?

- O Austrii, Holandii, Dominikanie... Chwileczkę, wezmę listę. - Stuknęła

background image

odkładana

słuchawka, zaszeleściły papiery i po chwili znów rozległ się głos kapitana: -
Ponadtoo

RumuniiiBułgarii.

-Częstotamdzwonił?

-Czasamidwarazynatydzień.

-Podtesamenumery?

-Zwykle,aleniezawsze.

-Udałosięustalić,dokogonależą?

-NumeraustriackidoagencjipodróżywWiedniu.

-Apozostałe?

-Commissario,niewiem,jakdobrzeznapanEuropęWschodnią,aleczęstonie
mają

tam książek telefonicznych, a biura numerów nie dysponują aktualnym wykazem
abonentów.

-Zwracałsiępandomiejscowejpolicji?

DellaCortetylkoprychnąłpogardliwie.

-Adzwoniłpanpodtenumery?-ciągnąłBrunetti.

-Tak.Niktsięniezgłasza.

-Podżadnym?

-Podżadnym.

-AcoztelefonaminastacjiiwMestre?

background image

Najpierwznówsięrozległoprychnięcie,poczymdellaCortewyjaśnił:

-Itakmiałemszczęście,żepozwolonomijezlokalizować.-Milczałtakdługo,że

Brunetti domyślił się, iż zaraz go o coś poprosi. - Ponieważ to pańska okolica,
pomyślałem

sobie,żemożepanmógłbykomuśzlecić,abymiałokonatelefonwknajpie.

-Gdziedokładniejesttaknajpa?-spytałBrunetti,podnoszączbiurkadługopis,
ale

nieskładającżadnychobietnic.

-Czytoznaczy,żewyślepantamkogoś?

-Spróbuję-odparłkomisarz;zaręczyćniemógł.-WjakiejczęściMestre?

-Mamtylkonazwęiadres.ZasłaboznamMestre,żebysięorientować.

WedługBrunettiego,Mestrebyłozbytnudnyminijakimmiastem,abywartobyło
je

poznawać.

- To bar Pinetta - kontynuował della Corte. - Mieści się na Via Figare, pod
numerem

szesnastym.Wiepan,gdzietojest?

-Zdajesię,żewpobliżustacji.Alebaruotejnazwienieznam.-Brunettiuznał,
żema

prawo dowiedzieć się czegoś więcej, skoro zgodził się pomóc rozmówcy. - Ma
panjakiś

pomysł,comogłoichłączyć?

-Słyszałpanoaferzewprzemyślefarmaceutycznym?

-Ktobyniesłyszał!Sądzipan,żeobajbylijakośwtozamieszani?

background image

-Takamożliwośćistnieje-odparłdellaCorte.-Napoczątekchcemyjednak

sprawdzić wszystkich klientów Favera. Pracował dla bardzo wielu ludzi z
regionuVeneto.

-Ważnychludzi?

-Bardzoważnych.Wostatnichlatachnienazywałsięjuż„księgowym”,lecz

„doradcąfinansowym”.

-Dobrybył?

-Podobnonajlepszy.

-Więcpewnieumiałwypełnićformularzpodatkowy.-Brunettimiałnadzieję,że
ten

żartpozwolimunawiązaćniecobardziejosobistykontaktzdellaCortem.Włosi
niedarzyli

sympatią urzędów podatkowych, ale tego roku, kiedy formularz podatkowy
przekroczył

trzydzieścistronisamministerfinansówprzyznał,żeniepotrafigowypełnić,bo
nierozumie

wskazówek,niechęćsięgnęłaszczytu.

Della Corte zaklął szpetnie pod nosem. Choć wiązanka, którą rzucił, nie
pozostawiła

najmniejszych wątpliwości co do uczuć, jakimi darzy urząd podatkowy, nie
zmieniłateż

charakterurozmowynabardziejprzyjacielską.

-Tak,pewniebeztrudubysięuporał.Niechmipanwierzy,inniksięgowi

pozielenielibyzzazdrości,gdybyzobaczylilistęjegoklientów.

background image

- Czy była wśród nich Medi-Tech? - spytał Brunetti, wymieniając największą z
firm

zamieszanychwaktualnyskandalzcenamileków.

-Nie.Wyglądanato,żeniemiałnicwspólnegozzamówieniami,którefirma

dostawałazministerstwa.Zarządzałtylkoprywatnymifinansamidyrektora.

-Czyliniebyłzamieszanywskandal?-zdziwiłsięBrunetti.

-Narazienicnatoniewskazuje.

-Wobectegoczyistniejejakiśinnypowódjego...-Brunettiodrzuciłjużmyślo

samobójstwie-...jegośmierci?

DellaCortemilczałprzezchwilę.

- Niczego nie odkryliśmy - rzekł w końcu. - Facet był żonaty od trzydziestu
siedmiu

lat,pożycieukładałomusięszczęśliwie.Czworodzieci,wszystkiepostudiach,z
żadnymnie

byłokłopotów.

-Awięcmorderstwo?

-Prawdopodobnie.

-Powiadomicieprasę?

-Nie,dopókiniebędziemymieliwięcejinformacjialbodopókijakiśdziennikarz
sam

nie dowie się o wynikach sekcji - odparł della Corte; z jego tonu wynikało, że
postarasię

temuzapobiec.

background image

-Ajeśliwiadomośćprzenikniejednakdogazet?-Brunettizniechęciąodnosiłsię
do

prasy;jegozdaniemdziennikarzezawszeprzekręcalifakty.

-Wtedyzacznęsięmartwić-oświadczyłszorstkodellaCorte.-Damipanznać,
jak

sięczegośdowieotejknajpie?

-Jasne.Mamdzwonićnakomendę?

DellaCortepodałmubezpośredninumerdoswojegogabinetu.

- Ale jeśli ktoś inny podniesie słuchawkę, proszę nie przekazywać żadnych
informacji,

dobrze?

-Wporządku-zgodziłsięBrunetti,leczprośbawydałamusiędziwna.

-Zadzwoniędopana,jeślitrafięwpapierachnanazwiskoTrevisana.Możeuda
się

panu ustalić, co mogło ich łączyć. Bo sam numer w kalendarzyku to diabelnie
mało.

Brunetti przyznał kapitanowi rację, uważał jednak, że lepsze to niż nic, tym
bardziej

żewwypadkuzabójstwaTrevisananiemieliabsolutnieżadnychtropów.

DellaCortepożegnałsięszybko,jakbyodwołanogodopilniejszychspraw.

Brunetti odłożył słuchawkę i oparł się wygodnie, dumając nad tym, co mogło
łączyć

weneckiego prawnika i księgowego z Padwy. Obaj należeli do tych samych
kręgów

towarzyskichizawodowych,więcnicdziwnego,żesięznalialbożejedenmiał

background image

zapisany

numer drugiego. Dziwne było to, że przy numerze nie figurowało nazwisko i że
byłzapisany

obokdwóchnumerówtelefonówznajdującychsięwmiejscachpublicznychoraz
kilkunie

zidentyfikowanychnumerówzagranicznych.Jeszczedziwniejszebyłoto,żenumer
Trevisana

widniałwkalendarzykuczłowieka,któryzginąłwtymsamymtygodniucoon.

Rozdział12

Brunetti połączył się z panią Elettrą i zapytał, czy SIP zareagował już na jego
prośbę,

abydostarczyćwykazpołączeńtelefonicznychTrevisanazostatniegopółrocza;w

odpowiedzi usłyszał, że wczoraj położyła mu na biurku nadesłane materiały.
Zacząłnerwowo

przeglądać papiery, odsuwając na bok kwestionariusze na temat pracy
podwładnych,które

powinien był wypełnić dwa tygodnie temu, a także list od znajomego, z którym
pracowałw

Neapolu;listzbytponury,abychciałgoczytaćponownieiodpisywać.

Wreszcie znalazł przesyłkę z SIP, dużą żółtą kopertę, w której mieściło się
piętnaście

stron komputerowych wydruków. Przesunął wzrokiem po pierwszej stronie;
zobaczył,żesą

na niej wynotowane tylko numery zamiejscowe, z którymi Trevisan łączył się z
biuraiz

domu. Każdy rząd zaczynał się od numeru kierunkowego miasta, a przy

background image

połączeniach

zagranicznych od numeru kierunkowego kraju; dalej podany był numer telefonu
abonenta,

godzina, o której nastąpiło połączenie, oraz czas trwania rozmowy. Po prawej
stroniekartki

widniałainformacja,jakimmiejscowościomikrajomodpowiadająposzczególne
numery

kierunkowe. Przejrzawszy pobieżnie wydruki, Brunetti przekonał się, że
zawierająwyłącznie

numery, pod które Trevisan dzwonił; nie było wykazu numerów abonentów
dzwoniącychdo

mecenasa. Może o taki wykaz należało wystąpić oddzielnie, może SIP
potrzebowałwięcej

czasu na jego sporządzenie, a może wymyślono jakąś nową biurokratyczną
procedurę,aby

opóźnić dostarczanie tego rodzaju informacji i należało uzbroić się w
cierpliwość.

Komisarz powiódł okiem po numerach kierunkowych miast wypisanych po
prawej.

Początkowo nie dostrzegł żadnej prawidłowości; dopiero studiując czwartą
stronęstwierdził,

że Trevisan - albo ktoś korzystający z telefonu mecenasa - łączył się w miarę
regularnie,

przynajmniej dwa, trzy razy w miesiącu, z trzema numerami w Bułgarii. A także
naWęgrzech

i w Polsce. Brunetti pamiętał, że della Corte wymienił tylko pierwszy z tych
krajów.W

background image

wykazie widniały też połączenia z Francją i Anglią, zapewne związane z pracą
kancelarii.

Dominikana ani razu nie figurowała w wykazie, natomiast rozmowy z Austrią i
Holandią,

któretokrajedellaCorterównieżwymienił,miałymiejscestosunkoworzadko.

Niewiedząc,jakczęstoprawnicyzałatwiająsprawyprzeztelefon,Brunettinie

orientowałsię,czywykazzawierawięcejczymniejrozmówmiędzynarodowych,
niż

powinien.

Zadzwonił do centrali i poprosił o połączenie z numerem della Cortego. Kiedy
kapitan

podniósłsłuchawkę,Brunettinajpierwsięprzedstawił,apotemspytałonumery
wPadwiei

MestrezanotowanewkalendarzykuFavera.

DellaCortenatychmiastmujepodał.

-MamwykazrozmówTrevisana,aletylkozamiejscowych,więcnumerwMestre
nie

będzietufigurował-rzekłBrunetti.-Chcepanzaczekać,ażsprawdzętendrugi?

- Niech pan spyta, czy chcę umrzeć w ramionach szesnastolatki. Odpowiedź
będzieta

sama.

Uznawszy to za „tak”, Brunetti zaczął przesuwać wzrokiem po wykazie,
zatrzymując

się, ilekroć trafiał na 049, kierunkowy Padwy. Na pierwszych trzech stronach
numerautomatu

background image

na stacji nie figurował; pojawił się jednak na stronie piątej, potem znów na
dziewiątej.Potem

długo nic i wreszcie na stronie czternastej. Pod numer stacji dzwoniono
trzykrotniewciągu

jednegotygodnia.

KiedyBrunettipoinformowałotymdellaCortego,kapitanzareagowałcichym

gwizdnięciem.

-No,no!Chybamuszęwysłaćkogoś,żebymiałtenautomatnaoku.

-AjawyślękogośdotejknajpywMestre-powiedziałBrunetti;corazbardziej

zależało mu na tym, aby dowiedzieć się, co to za knajpa, kim są jej bywalcy, a
takżeby

otrzymać listę miejscowych rozmów prowadzonych z telefonów Trevisana i
przekonaćsię,

czyfigurujenaniejnumerbaruPinetta.

WieloletniapracawpolicjiiponuredoświadczeniapozbawiłyBrunettiegowiary
w

istnienie przypadku. To, że dwóch ludzi zamordowanych w odstępie kilku dni
znałotensam

numer telefonu, nie mogło być zbiegiem okoliczności, statystyczną ciekawostką,
którą

komentuje się ze zdziwieniem, a potem o niej zapomina. Numer automatu w
Padwiena

pewno miał jakieś znaczenie, choć Brunetti nie wiedział jeszcze jakie; gotów
jednakbyłsię

założyć,żenumerbaruPinettabędziefigurowałwwykaziemiejscowychrozmów
Trevisana.

background image

Obiecał della Cortemu, że da mu znać, jak tylko dowie się czegoś o knajpie w
Mestre,

poczymnacisnąłnawidełki,żebysięrozłączyć.Pochwiliwykręciłwewnętrzny
doVianella.

Kiedysierżantpodniósłsłuchawkę,poleciłmuprzyjśćdoswojegogabinetu.

Vianellozjawiłsiępokilkuminutach.

-ChodzioTrevisana?-spytałzzaciekawieniem.

-Tak.WłaśnierozmawiałemzkomendąwPadwienatematRinaFavera.

-Tegoksięgowego,którypracowałdlaMinisterstwaZdrowia?

Brunettiskinąłgłową.

- Najlepiej by było, gdyby oni wszyscy zrobili to samo! - powiedział z nagłą
pasją

sierżant.

Brunettispojrzałnaniegozaskoczony.

-Toznaczy?-zapytał.

- Żeby się pozabijali, cholerna banda łobuzów! - Gniew sierżanta wyparował
równie

szybko,jaksiępojawił,ipochwiliVianello,zupełniespokojny,usiadłnakrześle
stojącym

przedbiurkiemprzełożonego.

-Skądtazłość?-spytałBrunetti.

Vianello, zamiast odpowiedzi, wzruszył ramionami i wykonał ręką nieokreślony
gest.

Brunetticzekał.

background image

-Przezwstępniakwdzisiejszym„Corriere”-wyznałwkońcusierżant.

-Conapisali?

- Że trzeba współczuć biedakom, których wstyd i cierpienie... cierpienie
przysparzane

imoczywiściewymiarsprawiedliwości...popychadoodebraniasobieżycia.Że
sędziowie

powinni wypuścić ich z aresztu, pozwolić im wrócić do żon i rodzin. I dalej w
tymstylu.

Chciałomisięrzygać,kiedytoczytałem.

Brunettinicniepowiedział.

-Kiedyktośwyrwiekobiecietorebkęitrafidowięzienia-kontynuowałsierżant
-nie

pojawiająsięwprasieartykuły,awkażdymrazieniew„Corriere”,błagająceo
zwolnienie

przestępcyiprzekonującenas,jakbardzopowinniśmymuwspółczuć.Aprzecież
jedenBóg

wie,ileteświnienakradły.Pańskiepodatki.Moje.Miliardy,tysiącemiliardów.-

Uświadomiwszysobie,żemówipodniesionymgłosem,Vianelloznówwykonałw
powietrzu

tensamnieokreślony gest,jakbyruchem rękiusiłowałodsunąć odsiebiegniew,
poczym

zapytał,znaczniespokojniejszymtonem:-CozFaverem?

-Niepopełniłsamobójstwa-oznajmiłBrunetti.

Vianellowyraźniesięzdziwił.

-Cosięstało?-spytał,zapominającoswoimwybuchu.

background image

-Miałwsobietylebarbituranów,żeniebyłbywstanieprowadzićsamochodu.

-Ile?

- Cztery miligramy - rzekł Brunetti i zanim Vianello zdążył zaprotestować, że to
wcale

nietakdużo,dodał:-Roipnalu.

Sierżant wiedział równie dobrze jak komisarz, że była to wystarczająca dawka,
aby

każdyznichspałjakzabityprzezpółtoradnia.

-JakimatozwiązekzesprawąTrevisana?-spytał.

Podobnie jak Brunetti, Vianello dawno przestał wierzyć w przypadki, więc z
uwagą

wysłuchałopowieścionumerzetelefonu,zktórymłączylisięobajzamordowani.

-AutomatnastacjiwPadwie?-upewniłsię.-AdruginumertoknajpanaVia

Fagare?

-Tak,barPinetta.Znaszgo?

Vianellospojrzałwbok,poczympokiwałgłową.

-Chybatak,jeślitoten,októrymmyślę.Nalewoodstacji?

-Niemampojęcia.Wiem,żeznajdujesięwpobliżustacji,aletowszystko.

-BarPinetta?Tak,chybaznam.

Brunettiskinąłgłowąiczekał,cosierżantdalejpowie.

- Dość obskurny. Klientela głównie z północnej Afryki. Ci, co to do każdego
mówią

vouscompras.Roisięodnichwmieście.

background image

Vianellozamilkłnamoment.Brunettispodziewałsię,żezarazusłyszyjakąś

pogardliwą uwagę na temat ciemnoskórych przybyszów handlujących bez
pozwoleniana

każdym rogu w Wenecji, sprzedających podrabiane torby od Gucciego i
afrykańskierzeźby.

AleVianello,kujegozaskoczeniu,powiedziałtylko:

-Biedaczyska.

Komisarzdawnopogodziłsięzbrakiemlogikiikonsekwencjiwwypowiedziach

politycznychswoichwspółobywateli,mimotonigdybynieoczekiwałsympatiize
strony

sierżanta dla napływowych handlarzy ulicznych, najbardziej znienawidzonych z
setektysięcy

imigrantów,którzyprzybywaliwnadzieipożywieniasięokruchamispadającymi
zsuto

zastawionego włoskiego stołu. A jednak Vianello, który nie tylko głosował na
LegaNord,ale

równieżupierałsię,żeWłochypowinnyzostaćpodzielonenadwakraje,granica
zaśpowinna

przebiegać tuż na północ od Rzymu - kiedy się zaperzył, domagał się nawet
wzniesieniamuru

w celu powstrzymania Afrykańczyków, barbarzyńców, a za takich uważał
wszystkich

mieszkającychnapołudnieodRzymu-otóżtenVianellonazywałhandlarzy

„biedaczyskami”,jakbyimrzeczywiściewspółczuł.

ChociażBrunettimocnosięzdziwił,niezamierzałwtejchwiliroztrząsaćtematu.

background image

-Mamykogoś,ktomógłbytamzajrzećwieczorem?

-Comusiałbyrobić?-zapytałVianello,podobniejakkomisarzmałoskorydo

rozmowyoimigrantach.

-Napićsię.Pogadaćzludźmi.Zobaczyć,ktodzwonizautomatu.Ktogoodbiera.

-Chodzipanuokogoś,ktonieprzypominagliny?

Brunettiprzytaknął.

-Pucetti?-zaproponowałsierżant.

Komisarzpotrząsnąłgłową.

-Zamłody.

-Fakt.Zjedlibygo.

-Tomusibyćprzemiłemiejsce.

- Wolałbym tam nie wchodzić bez broni - przyznał Vianello, po czym oznajmił
takim

tonem,jakbydopieroterazprzyszłomutodogłowy:-Najbardziejnadawałbysię
Topa.

SierżantTopapółrokutemuprzeszedłnaemeryturępotrzydziestulatachpracyw

policji. Naprawdę miał na nazwisko Romano, ale nikt go tak nie nazywał od
ponadpółwieku,

czyliodczasukiedybyłmałym,okrąglutkimbrzdącemiwyglądałjakmyszka,do
czego

właśnienawiązywałojegoprzezwisko.Nawetgdydorósł,aklatkapiersiowatak
mu

spotężniała,żemusiałnosićmunduryszytenamiarę,przezwiskopozostało-choć
absurdalne,

background image

nastałedoniegoprzylgnęło.Iniktsobieztegonieżartował.Podczastrzydziestu
latsłużby

wieleosóbusiłowałozrobićTopiekrzywdę,aleniktniemiałodwagisięzniego
wyśmiewać.

Kiedy Bruhetti nie zareagował, Vianello podniósł wzrok, po czym szybko
odwrócił

spojrzenie.

-Wiem,oczympanmyśli,commissario-rzekłizanimBrunettimiałczascoś

powiedzieć, dodał: - Ale przecież nie będzie pracować dla nas, przynajmniej
oficjalnie.Po

prostuoddanamdrobnąprzysługę.

-Zaglądającdobaru?

Vianelloskinąłgłową.

-Niepodobamisiętenpomysł-oznajmiłBrunetti.

-Przecieżkażdyemerytmożetamwejść,żebysięnapićipograćwkarty.-A

ponieważ komisarz milczał, zapytał: - Emerytowany policjant też może wstąpić
dobaruna

kieliszekipartyjkę,jeślimaochotę,prawda?

-Tegowłaśnieniewiem.

-Czego?

-Czybędziemiałochotę-wyjaśniłBrunetti.

Żaden z nich nie widział sensu, aby wspominać o wydarzeniu, które
spowodowało

wcześniejszeprzeniesienieTopynaemeryturę.RoktemuTopaaresztował

background image

dwudziestotrzyletniego syna jednego z radnych miejskich za molestowanie
ośmioletniej

dziewczynki. Aresztowanie nastąpiło późnym wieczorem, w domu młodego
człowieka;kiedy

zostałdoprowadzonynakomendę,miałzłamanąlewąrękęinos.Topatwierdził,
że

podejrzany zaatakował go, usiłując zbiec; podejrzany oświadczył, że Topa
wciągnąłgow

ciemnyzaułekipobił.

Funkcjonariuszpełniącytegodniadyżurnakomendziedaremniepróbowałopisać

spojrzenie, jakim Topa przeszył podejrzanego, gdy ten zaczął opowiadać swoją
wersję.

Młody człowiek nigdy jej nie powtórzył ani też nie wniósł oficjalnej skargi.
Jednakżetydzień

później vice-questore Patta przekazał Topie wiadomość, że oczekuje jego
rezygnacji,i

sierżant chcąc nie chcąc przeszedł na emeryturę, choć oznaczało to, że będzie
otrzymywał

świadczeniawsporoniższymwymiarze.Zboczeńcaskazanonadwalataaresztu
domowego.

Nikt nie słyszał, aby Topa, który miał jedną wnuczkę, dziewczynkę w wieku
siedmiulat,

kiedykolwiekwypowiadałsięnatematkary,czyteżkomentowałswojeprzejście
na

wcześniejsząemeryturęorazzwiązaneztymokoliczności.

-Mamznimporozmawiać?-spytałVianello.

background image

Brunettiwahałsięprzezchwilę,poczymrzekł,jakbyzprzymusem:

-Nodobrze.

Vianelloskryłuśmiech.

-Wracazpracydopierooósmej.Zadzwoniędoniegowieczorem.

-Zpracy?-zdziwiłsięBrunetti;wiedział,żeniepowinienonicpytać.Zgodniez

prawem emerytom nie wolno było podejmować zatrudnienia, jeśli nie chcieli
utracić

świadczeń.

-Tak-potwierdziłsierżantinatympoprzestał.-Czytojużwszystko?-Wstał.

Brunettipamiętał,żeVianelloiTopabylipartneramiprzezponadsiedemlatiże

Vianellochciałodejśćzpolicji,kiedyTopęzmuszonodoprzejścianaemeryturę;
pozostał

tylko dzięki żarliwym argumentom komisarza. Brunetti nie uważał, by Topa
zasługiwałnatak

szlachetnygestwjegoobronie.

- Tak, wszystko. Czy po drodze mógłbyś poprosić, żeby signorina Elettra
ponownie

skontaktowała się z SIP i spróbowała zdobyć wykaz miejscowych rozmów
Trevisana?

-Pinettatoniejestlokal,dojakiegodzwoniwziętymiędzynarodowyprawnik-

zauważyłVianello.

Niejesttoteżlokal,dojakiegopowiniendzwonićwziętyksięgowy,pomyślał

Brunetti,alezachowałtęuwagędlasiebie.

background image

-Niezaszkodzisprawdzić-rzekł.

Vianelloodczekałjeszczemoment,poczymwyszedłnakorytarz,zostawiając

komisarza, by w samotności mógł się oddawać spekulacjom, zastanawiać, z
jakiegopowodu

bogaci, wzięci ludzie interesów dzwonią pod numery aparatów telefonicznych
znajdujących

się w miejscach publicznych, zwłaszcza w knajpach tak obskurnych jak bar
Pinetta.

Rozdział13

Tegowieczorukolacjęożywiła-Brunettinieznalazłnatobardziejłagodnego

określenia - gwałtowna sprzeczka między Chiarą a jej matką, która wpadła w
gniew,kiedy

usłyszała, że po szkole córka poszła odrabiać lekcje z matematyki do koleżanki
będącej

najbliższąprzyjaciółkąFranceskiTrevisan.

Zanim Chiara zdołała powiedzieć cokolwiek więcej, Paola uderzyła dłonią w
stół.

-Niezamierzammieszkaćpodjednymdachemzeszpiclem!-zawołała.

- Nie jestem szpiclem - odparła ostrym tonem Chiarą. - Pracuję dla policji. -
Zwróciła

siędoBrunettiego,pewna,żepotwierdzijejsłowa.-Prawda,tatusiu?

Zamiast odpowiedzieć, Brunetti wyciągnął rękę po niemal opróżnioną butelkę
pinot

noir.

-No,powiedz!-zażądałaChiarą.

background image

-Nieważne,czypracujeszdlapolicji,czynie-oświadczyłamatka.-Niemożna

wyciągaćinformacjiodprzyjaciół.

- Przecież tatuś zawsze wyciąga informacje od przyjaciół. Czy to znaczy, że też
jest

szpiclem?

Brunetti pociągnął łyk wina, patrząc nad kieliszkiem na żonę; ciekaw był, co
odpowie.

Paolaspojrzałananiego,poczymrzekładoChiary:

-Różnicapoleganatym,żekiedytwójtatapytaocośprzyjaciół,onimają

świadomość,zkimrozmawiająiwiedzą,żemożechciećwykorzystaćudzielone
mu

informacje.

- Moje przyjaciółki też wiedzą, kim jestem, więc też powinny się domyślić,
dlaczego

zadaję im pytania - odparła Chiara; jej policzki powoli stawały się coraz
czerwieńsze.

-Towcalenietosamoidobrzeotymwiesz-stwierdziłaPaola.

Chiaramruknęłacośpodnosem;Brunettiemuzdałosię,że„Gadajsobie”,alenie
był

pewien,ponieważschyliłaniskogłowęnadpustymtalerzem.

Paolaodwróciłasiędomęża.

-Guido,czymógłbyśwytłumaczyćswojejcórce,naczympolegaróżnica?-Jak

zwykle podczas domowych awantur, Paola, zachowując się niczym obojętna na
swoje

background image

potomstwo przedstawicielka myszowatych, wyparła się macierzyństwa i
przerzuciłanabarki

ojcaciężarzasadniczejrozmowyzdzieckiem.

-Mamamarację-rzekł.-Ludzie,którychprzesłuchuję,wiedzą,żejestem

policjantem.Zdająsobiesprawę,żezależnieodtego,comipowiedzą,mogąbyć
pociągnięci

doodpowiedzialności,więcbardzouważają.

-Aniewydobywaszodnichwiadomościpodstępem?-zapytałaChiara.-Albo

przynajmniejniepróbujesz?

- Na pewno mi się zdarzyło - przyznał. - Ale pamiętaj, że to, co ludzie mówią
tobie,

nie ma żadnej wartości prawnej. Zawsze mogą wycofać się z zeznań, twierdzić,
żenictakiego

niemówili,awtedyniewiadomo,komusąddawiarę.

-Dlaczegomiałabymkłamać?

-Adlaczegoonimielibykłamać?-zaripostowałBrunetti.

- Co za różnica, komu sąd uwierzy?! - zapytała gniewnie Paola, ponownie
włączając

się do dyskusji. - Nie chodzi o kwestie prawne, tylko o nadużycie zaufania. A
także,jeśli

osobytuobecnepozwoląminaużycietegosłowa...-popatrzyłakolejnonamęża
icórkę-...o

honor.

Chiara,jakzauważyłBrunetti,zrobiłaznudzonąminę,jakbychciałapowiedzieć:

background image

„Mamaznówzaczynaswoje”,poczymspojrzałananiego,oczekującmoralnego
wsparcia;

bezskutecznie.

-Honor?-spytaławkońcu.

- Tak, honor - rzekła Paola, już całkiem opanowana, choć wcale przez to nie
mniej

groźnajakoprzeciwniczka.-Niemożnawyciągaćinformacjiodprzyjaciół.Nie
można

ciągnąćichzajęzyk,żebyposłużyćsiętym,copowiedzą,przeciwkonimsamym.

-Przecieżnic,comipowiedziałaSuzanna,niemożebyćużyteprzeciwkoniej!-

oburzyłasięChiara.

Paola zamknęła na moment oczy, potem wzięła kawałek chleba i zaczęła go
kruszyćw

palcach,cozwyklerobiła,kiedybyłazdenerwowana.

-Posłuchaj,mojedziecko.Nieważnejest,czyto,cocipowiedziała,zostanie

wykorzystanewjakikolwieksposób,czynie.Poprostupodżadnymwzględem...
żadnym,ale

to żadnym, nie wolno nam pytać o coś przyjaciół, po czym powtarzać ich
wypowiedziinnym

osobomanirobićzichsłówjakiegokolwiekużytku.Zwłaszczajeślirozmawiając
znamibyli

nieświadominaszychzamiarów.Wtensposóbnadużywamyichzaufania.

-Mówisztak,jakbytobyłoprzestępstwem.

-Tocośgorszegoniżprzestępstwo!-oświadczyłaPaola.-Torzeczmoralnie

background image

naganna.

-Aprzestępstwoniejest?-wtrąciłBrunetti,odpewnegoczasukibicującyw

milczeniurozmowie.

Paolanatychmiastnaniegonaskoczyła.

-Guido,albomisięśniło,albowtymmieszkaniuprzebywałowzeszłymtygodniu

trzechhydraulików,którzypracowaliprzezdwadni.Czymaszricevutofiscalena
wykonane

przeznichprace?Ajaknie,toczywierzysz,żeuiszcząpodatekodsumy,którąim
zapłaciłeś?

-Ponieważnieodezwałsię,zapytałaponownie:-Toco,wierzysz?Milczał.

-Więcmamydoczynieniazprzestępstwem,Guido-kontynuowała-aleniechmi

tylkoktośspróbujewmówić,tyczyktokolwiekztegorząduwieprzyizłodziei,że
jestto

postępekmoralnienaganny.

Brunettiznówsięgnąłpobutelkę,leczbyłajużpusta.

-Małoci?-spytałaPaola.

Zdawałsobiesprawę,żeniechodzijejowino.Właściwieniemiałochoty

wysłuchiwaćdalszychtyrad,alewiedziałzdługiegodoświadczenia,żeskorojuż
razznalazła

sięnamównicy,niezejdziezniej,dopókinieskończy.Żałował,żewypiłjużcałe
wino.

Wtem kątem oka dostrzegł, że Chiara wstaje z krzesła i podchodzi do kredensu.
Pochwili

wróciła, przynosząc dwa kieliszki i butelkę grappy, którą postawiła na stole i

background image

przesunęław

jego stronę. Paola mogła nazywać córkę jak chciała - zdrajcą, szpiclem,
potworem-jednakże

dlaniegomałabyłaaniołem.

Nalał sobie kieliszek grappy, pociągnął łyk i westchnął. Zauważył, że żona
przygląda

sięChiarzeuważnieiżejejspojrzeniełagodnieje.

Paola sięgnęła po butelkę, też nalała sobie kieliszek i umoczyła w nim usta.
Rozejm

zostałzawarty.

-Przepraszam.Niechciałamnaciebiekrzyczeć-powiedziaładocórki.

-Alekrzyczałaś.-Chiaraniezamierzałajejodpuścić.

- Wiem. Przepraszam. - Paola znów napiła się grappy. - Po prostu mam
zdecydowaną

opinięnatentemat.

- Pewnie przez te wszystkie książki, co? - spytała Chiara takim tonem, jakby
uważała,

żepracamatkijakowykładowczyniliteraturyangielskiejwywierazgubnywpływ
najej

rozwój moralny. Ale w głosie córki, ku zaskoczeniu rodziców, nie było śladu
sarkazmuczy

pogardy,jedyniebezbrzeżnezdziwienie.

- Pewnie tak - przyznała Paola. - Pisarze, którymi się zajmuję, wiedzieli, co to
honor,i

wysoko go cenili. - Na moment zamilkła, zastanawiając się nad własnymi

background image

słowami.-Zresztą

nietylkooni.Wtamtychczasachwszyscycenilitakiewartości,jakhonor,dobre
imię,

dotrzymywaniedanegosłowa.

-Wiesz,mamusiu,jateżsądzę,żetosąważnerzeczy-powiedziałaChiara;nagle

wydałaimsiędużomłodsza,niżbyławrzeczywistości.

-Wiem,kochanie.Ty,ja,Raffiiwaszojciecmyślimypodobnie.Aleświat,który
nas

otacza,nieprzywiązujejużwagidotychspraw.

-Dlategotakbardzolubiszksiążki?

Paolauśmiechnęłasięi-coBrunettispostrzegłzulgą-zeszłazmównicy,zanim

udzieliłacórceodpowiedzi.

-Chybatak,cara.Pozatymwłaśnieimzawdzięczampracęnauczelni.

PragmatyzmBrunettiegoprzezponaddwadzieścialatzderzałsięnaróżnych

płaszczyznachzidealizmemPaoli;tymrazemteżkomisarzniemiałwątpliwości,
żeżona

zawdzięczapracęnietylesamymksiążkom,ileswojejmiłościdoliteratury.

-Chiaro,maszlekcjedoodrobienia?-spytał.Uznał,żekiedyindziej,możejutro
rano,

dowiesię,cojeszczepowiedziałaprzyjaciółkaFranceski.

Chiara,słuszniepotraktowawszyjegosłowazapozwolenieodejściaodstołu,

odpowiedziała,żetak,iudałasiędoswojegopokoju;jeślirodzicemieliochotę,
mogli

background image

kontynuowaćdyskusjęohonorze,alewedwoje,bezniej.

-Niewiedziałem,żeChiarataksięprzejmieswojąroląizaczniewypytywaćo

wszystko znajomych - rzekł Brunetti gwoli usprawiedliwienia, a zarazem
przynajmniej

częściowychprzeprosin.

-Nieprzeszkadzami,żezbierainformacje.Aleniepodobamisięsposób,wjaki
to

robi. - Paola pociągnęła łyk grappy. - Myślisz, że zrozumiała to, co usiłowałam
jej

powiedzieć?

- Myślę, że rozumie wszystko, co do niej mówimy - odparł Brunetti. - Nie
twierdzę,że

ze wszystkim się zgadza., ale rozumie niewątpliwie. - Po czym, wracając do
wcześniejszego

tematu,zapytał:-Jakiemożeszjeszczepodaćprzykładyprzestępstw,któreniesą
moralnie

naganne?

Przezmomentbawiłasiękieliszkiem.

-Mnóstwo-oświadczyła.-Wnaszymkrajutonaprawdęnictrudnego,mamytyle

kretyńskich praw. Trudniej wymienić, co jest moralnie naganne, a nie jest
przestępstwem.

-Comasznamyśli?

-Choćbypozwalaniedzieciomnaoglądanietelewizji-odparłaześmiechem,

najwyraźniejznudzonatematem.

background image

-Niewykręcajsię-rzekłzaintrygowany.-Podajprawdziwyprzykład.

Paolazastukałapaznokciemwszklanąbutelkęwodymineralnejstojącąnastole.

-Dobrze.Awięcużywanieplastikowychbutelekjestmoimzdaniemnaganne

moralnie,mimoiżniezabronioneprawnie.Aletotylkokwestiaczasu;zakilkalat
napewno

nie będzie wolno używać plastikowych opakowań. O ile tylko starczy nam
rozumu,żeby

uchwalićtakieprawo.

-Chodziłomiodonioślejszesprawy.

Zadumałasię.

- Byłoby moralnie naganne - rzekła po chwili - gdybyśmy tak wychowali nasze
dzieci,

aby uważały, iż z racji stanu majątkowego mojej rodziny należą im się jakieś
przywileje.

Brunetti był zdziwiony, że posłużyła się właśnie tym przykładem; prawie nigdy
nie

wspominałaozamożnościswoichrodziców,zwyjątkiemsytuacji,kiedydyskusja
natematy

polityczneprzeradzałasięwsprzeczkęiPaolapotrzebowaładobregoprzykładu
na

niesprawiedliwośćspołeczną.

ZanimBrunettizdążyłcokolwiekpowiedzieć,dodała:

-Niejesttochybatakdoniosłasprawa,ojakącichodzi,alepostępowałabym

nagannie,gdybymwypowiadałasięotobielekceważąco.

background image

- Ciągle wypowiadasz się o mnie lekceważąco - rzekł, zmuszając się do
uśmiechu.

-Tylkokiedyrozmawiamztobą,Guido.Nigdyzatwoimiplecami.

-Botooznaczałobybrakszacunku?

-Właśnie-odrzekłazuśmiechem.

-Adomniemożeszmówićlekceważącoitonieoznaczabrakuszacunku?

-Nie,nieoznacza.Bowtedysłowakrytykikierujęwyłączniedociebie,Guido,i
nikt

innyichniesłyszy.

Wyciągnąłrękęiprzysunąłdosiebiebutelkęgrappy.

-Wydajemisię,żecoraztrudniejjestokreślićgranice.

-Międzyczym?

-Międzyprzestępstwematym,cojestmoralnienaganne.

-Jakmyślisz,dlaczego?

- Nie wiem. Może dlatego że, jak sama wspomniałaś, przestaliśmy wierzyć w
dawne

wartości,anieznaleźliśmynowych,którebyjezastąpiły?

Skinęłagłową,przyznającmurację.

- Poza tym wszystkie stare zasady zostały złamane - kontynuował. - Od
zakończenia

wojny,czylijużodpółwieku,jesteśmyciągleokłamywani.Przezrząd,Kościół,
partie

polityczne,przemysłowców,finansistów,wojsko.

background image

-Ipolicję?

-Tak-potwierdziłbezwahania-przezpolicjęteż.

-Więcdlaczegoniezmieniszpracy?

Wzruszyłramionamiinalałsobiejeszczegrappy.Paolaczekała.

-Niemożnasiępoddawać-powiedziałwkońcu.

Pochyliłasięnadstołemidotknęłarękąjegopoliczka.

-Jeślijeszczekiedykolwiekbędęchciałacirobićwykładohonorze,walnijmnie
w

głowębutelką,dobrze?

Pocałowałdłońżony.

-Nigdy,chybażepozwoliszmikupowaćplastikowe.

Dwie godziny później, kiedy Brunetti ziewał nad „Historią tajemną’”
Prokopiusza,

zadzwoniłtelefon.

-Brunetti.-Spojrzałnazegarek.

-Paniekomisarzu,tuAlvise.Kazałmidopanazadzwonić.

-Ktopowiedział,żebypandomniezadzwonił?-spytałBrunetti,wyławiającz

kieszenistarybiletnavaporetto,żebyzaznaczyćstronę.Rozmowytelefonicznez

posterunkowym Alvisem trwały długo albo bywały męczące. Czasem jedno i
drugie.

-Sierżant,paniekomisarzu.

-Którysierżant?-Brunettizamknąłksiążkęiodłożyłjąnabok.

background image

-Topa,paniekomisarzu.

Brunettiegoodeszłasenność.

-Dlaczegokazałcizadzwonić?

-Bochcezpanemrozmawiać.

-Więcdlaczegosamniezadzwonił?Numerjestwksiążcetelefonicznej.

-Boniemoże,paniekomisarzu.

-Dlaczegoniemoże?

-Przepisyniepozwalają.

-Jakieprzepisy?-spytałBrunetti,niekryjączniecierpliwienia.

-Nasze,paniekomisarzu.

-Cotoznaczy„nasze”?Skąddzwonisz?

-Zkomendy,paniekomisarzu.Mamdyżur.

-AcotamrobisierżantTopa?

-Zostałaresztowany,paniekomisarzu.ZatrzymaligochłopcyzMestre,alepotem

dowiedzielisię,kimjest.Alboraczejkimbył.Żebyłsierżantem.Wtedyodesłali
gotutaj,ale

powiedzieli, że może jechać bez eskorty. Zadzwonili, żeby nas uprzedzić, ale
pozwolilimu

przyjechaćsamemu.

-CzylisierżantTopaaresztowałidoprowadziłdoaresztusamsiebie?

PrzezchwilęAlvisemilczał.

-Natowygląda,paniekomisarzu-rzekłwkońcu.-Dlategoniebardzowiem,jak

background image

wypełnićformularz,cowpisaćwrubrykę„ktodokonałaresztowania”.

Brunettinamomentodsunąłsłuchawkę,poczymznówjąprzyłożyłdoucha.

-Zacozostałaresztowany?

-Wdałsięwbójkę,paniekomisarzu.

-Gdzie?-spytałBrunetti,choćdomyśliłsięodpowiedzi,zanimjąusłyszał.

-WMestre.

-Zkimsiębił?

-Zjakimścudzoziemcem.

-Gdzietencudzoziemiec?

-Uciekł,paniekomisarzu.Zaczęlisiębić,apotemcudzoziemiecuciekł.

-Skądwiesz,żetobyłcudzoziemiec?

-SierżantTopamipowiedział.Jegozdaniemgośćmówiłzobcymakcentem.

-Skorocudzoziemiecuciekł,ktozłożyskargęnasierżantaTopę?

- Pewnie dlatego ci z Mestre nam go przysłali, panie komisarzu. Uznali, że
najlepiej

będziemywiedzieli,cowtakiejsytuacjirobić.

-Toonikazalicisporządzićprotokółaresztowania?

- Nie, panie komisarzu - oświadczył Alvise po długim namyśle. - Powiedzieli
Topie,

żeby się tu zgłosił i zdał sprawozdanie z tego, co zaszło. A ponieważ miałem
akuratnabiurku

formularzaresztowania,pomyślałemsobie,żetrzebagowypełnić.

background image

-DlaczegoniepozwoliłeśsierżantowiTopiezatelefonowaćdomnie?

- No, dzwonił wcześniej do żony, a przecież aresztowany ma prawo wykonać
tylko

jedentelefon.

-Takjestwyłączniewtelewizji,wamerykańskichfilmach-powiedziałBrunetti,
z

trudemsilącsięnacierpliwość.-GdziejestterazsierżantTopa?

-Wyszedłkupićsobiekawę.

-Podczaskiedytywypełniaszformularzaresztowania?

-Tak,paniekomisarzu.Wydałomisięniestosowne,żebybyłprzytymobecny.

-KiedysierżantTopawróci...bochybazamierzawrócić,prawda?

-Otak,paniekomisarzu.Kazałemmu.Aonobiecał.

-Więckiedysiępojawi,proszęmuprzekazać,żebynamniezaczekał.Jużdowas

jadę. - Obawiając się, że nie utrzyma nerwów na wodzy, jeśli dłużej będzie
musiałrozmawiać

zposterunkowym,Brunettirozłączyłsię,nieczekającnaodpowiedź.

Powiedział Paoli, że musi jechać do pracy, aby wyjaśnić pewne sprawy, i
dwadzieścia

minut później wszedł do sali, w której dyżurował Alvise. Naprzeciwko jego
biurkaujrzał

Topę.Byłysierżantwyglądałtaksamojakroktemu,zanimodszedłzpolicji.

Niski, krępy, o prawie łysej głowie, która lśniła w blasku lampy, siedział
odchylonyna

krześle, z rękami skrzyżowanymi na potężnej klatce piersiowej. Skierowawszy

background image

wzrokna

Brunettiego, przez chwilę przyglądał mu się spod krzaczastych siwych brwi, po
czym

przednie nogi krzesła stuknęły głośno o podłogę i Topa wstał, wyciągając na
powitanierękę.

Ponieważniebyłjużsierżantem,mógłprzywitaćsięzdawnymprzełożonymjak
równyz

równym, ale jego zachowanie sprawiło, że komisarz poczuł znajomy przypływ
niechęci.

Patrząc na sierżanta, zawsze miał wrażenie, że buzuje w nim przemoc, która w
każdejchwili

możewybuchnąć;człowiektenbyłjakświeżonalanapolenta,któratylkoczeka,
bypoparzyć

tego,ktojąweźmiedoust.

-Dobrywieczór,sierżancie-przywitałgo,ściskającmurękę.

-Commissario-rzekłTopa;niepowiedziałnicwięcej.

Alvisewstałispoglądałtonajednego,tonadrugiego.Bezsłowa.

-Możeporozmawiamywmoimgabinecie-zaproponowałBrunetti.

-Dobrze-zgodziłsięTopa.

Na górze Brunetti zapalił światło, ale nie zdjął płaszcza, aby uzmysłowić
sierżantowi,

żeniezamierzapoświęcaćmudużoczasu.Obydwajusiedli.

-Więc?

-Vianellozadzwoniłdomnieiprosił,żebymzajrzałdoPinetty.Słyszałemotej

background image

knajpie,alenigdytamniebyłem.Ato,cosłyszałem,wcalemisięniepodobało.

-Copansłyszał?

-Pełnoczarnych.ISłowian.Słowianiesągorsi.

Brunetti podzielał tę opinię, ale zatrzymał ją dla siebie. Widząc, że dawny
przełożony

nie zamierza się wdawać w pogawędkę, Topa zrezygnował z wygłaszania
poglądównatemat

różnicrasowychinarodowych.Skoncentrowałsięnaswojejopowieści.

- Wszedłem do środka i zamówiłem kieliszek wina. Kilku facetów grało przy
stoliku

w karty, więc stanąłem obok, żeby im pokibicować. Potem wypiłem drugi
kieliszekichwilę

pogadałem z facetem siedzącym przy barze. Kiedy jeden z graczy odszedł od
stolika,zająłem

jegomiejsce.Poparurozdaniach,gdyprzegrałemzdziesięćtysięcylirów,facet
wrócił,więc

znówusiadłemprzybarzeiwypiłemnastępnykieliszek,

Brunettiemuprzemknęłoprzezmyśl,żeTopaspędziłbyciekawiejwieczór,gdyby

zostałwdomuioglądałtelewizję.

-Ajakbyłoztąbójką,sierżancie?

-Zarazdotegodojdę.Mniejwięcejpokwadransieinnygraczwstałodstolikai

wyszedł z knajpy. Tamci spytali mnie, czy chcę do nich dołączyć, ale
powiedziałem,żenie.

Wtedy do gry zasiadł facet, z którym rozmawiałem przy barze. Po jakimś czasie
wróciłten,

background image

którywyszedł,ipodszedłdobaru,żebysięnapić.Zaczęliśmyrozmawiać.Spytał,
czynie

mamochotysobiepociupciać.Odparłem,żejakmamochotę,toniemuszępłacić,
niejedną

babkę mogę mieć za darmo. A on na to, że na pewno nie taką, jaką może mi
załatwić.

-Toznaczy?

-Młodądziewczynę.Jamunato,żewolękobiety.Wtedymiubliżył.

-Copowiedział?

-Żepewniewogólenieinteresujemnieciupcianie.Wyjaśniłem,żelubiękobiety,
ale

dojrzałe, nie takie młódki, jakie ma w swojej stajni. Zaczął się śmiać i zawołał
coś,chybapo

słowiańsku,dokumpligrającychwkarty.Parsknęliśmiechem.Więcdałemmuw
pysk.

-Miałpansiętamudać,żebyzasięgnąćinformacji,aniewdawaćsięwbójki-
rzekł

Brunetti,niepróbującukryćirytacji.

-Niepozwolę,żebysięzemnieśmiano-oświadczyłTopagniewnym,niemal

piskliwymtonem,któryBrunettidobrzepamiętał.

-Myślipan,żerzeczywiściemiałtowar?

-Kto?

-Tenczłowiek,któryproponowałpanudziewczynę.

-Niewiem.Może.Niewyglądałnaalfonsa,alezeSłowianaminigdynicnie

background image

wiadomo.

-Rozpoznałbygopan?

-Jasne.Mazłamanynos.

-Jestpanpewien?-spytałBrunetti.

-Czego?

-Żemazłamanynos.

- Oczywiście - odparł Topa, podnosząc prawą dłoń. - Poczułem, jak chrupie mi
pod

pięścią.

-Poznałbygopannazdjęciu?

-Tak.

- W porządku, sierżancie. Dziś już za późno, żeby się tym zająć. Proszę wpaść
jutroi

przejrzećzdjęcia,możemamygowkartotece.

-Myślałem,żeAlvisezamierzamniearesztować.

Brunettimachnąłręką,jakbyodganiałmuchę.

-Niechsiępantymniekłopocze.

-Niktniemożemiubliżać-powiedziałwojowniczoTopa.

-Dojutra,sierżancie.

Topa posłał dawnemu przełożonemu tak przenikliwe spojrzenie, że Brunettiemu
od

razu przypomniała się historia ostatniego aresztowania dokonanego przez
sierżanta,poczym

background image

wstał i wyszedł z gabinetu, nie zamykając za sobą drzwi. Komisarz odczekał
pełnedziesięć

minut i dopiero wtedy sam wyszedł. Zaczęło padać, ale Brunetti nie miał nic
przeciwko

pierwszejzimowejmżawce,którejlodowatydotykprzyjemniestudziłmutwarz,
rozgrzaną

niechęciądoTopy.

Rozdział14

Dwa dni później, ale dopiero wtedy, kiedy Brunetti poprosił sędzinę Vantuno o
nakaz

wydania dokumentacji, wenecki oddział SIP przekazał policji wykaz rozmów
miejscowych

prowadzonychzdomuizbiuraTrevisanawokresiesześciumiesięcyprzedjego
śmiercią.

TakjaksięBrunettispodziewał,wwykaziewidniałypołączeniazbaremPinetta,
jednaknie

dopatrzył się w nich żadnej regularności. Porównał daty z datami połączeń z
automatemna

stacji w Padwie przedstawionymi w wykazie rozmów zamiejscowych, ale ani
dni,anigodziny

sięniezgadzały.

Położyłobawykazyprzedsobąnabiurkuizacząłjeuważniestudiować.W

przeciwieństwie do połączeń zamiejscowych, przy połączeniach lokalnych
figurowałrównież

adres, pod którym znajdował się aparat, a także nazwisko abonenta. Brunetti
skupiłsięna

background image

czytaniu długich kolumn adresów i nazwisk, które ciągnęły się przez ponad
trzydzieścistron,

alepokilkuminutachdałzawygraną.

Chwyciwszyobawykazy,zszedłnadółizajrzałdopokoju,wktórymurzędowała

signorina Elettra. Stół pod oknem wydał mu się nowy, ale piękny wazon od
Veniniegona

pewno był ten sam; stał w nim może niezbyt szykowny, za to ogromny i wesoły
bukiet

żółtychastrów.Sekretarkaszefamiałanaszyijakbyspecjalniedobranąpodkolor
bukietu

apaszkę,którejbarwakojarzyłasięnajbardziejzupierzeniemkanarków.

- Dzień dobry, panie komisarzu - powiedziała pani Elettra, posyłając mu tak
słoneczny

uśmiech,żemógłśmiałokonkurowaćzkwiatami.

-Dzieńdobry.Mamdlawaszadanie-rzekłBrunetti,wskazującgłowąkomputer,

żebywyjaśnić,dlaczegoposłużyłsięliczbąmnogą.

-Chodzioto?-ZerknęłanawydrukizSIP,któretrzymałwdłoni.

- Tak. To wykaz miejscowych połączeń Trevisana. Wreszcie! - dodał, nie
potrafiąc

ukryćgniewu,żetyleczasumusiałzmarnować,zanimoficjalnymikanałamizdołał
uzyskać

potrzebneinformacje.

-Och,trzebabyłomipowiedzieć,żesiępanuśpieszy,paniekomisarzu.

-Aco,znapanikogośwSIP?-spytał,nawetsięniedziwiąc,żerozległasiatka
jej

background image

znajomychobejmujerównieżitęinstytucję.

-Giorgia-oświadczyła,niewchodzącwszczegóły.

-Aczymyślipani,żemógłby...-zacząłBrunetti.

Uśmiechnęłasięibezsłowawyciągnęładłoń.Podałjejwydruki.

- Chciałbym, żeby ułożono numery według częstotliwości, z jaką Trevisan się z
nimi

łączył.

Zanotowała to w bloczku, który leżał przed nią na biurku, po czym uśmiechnęła
się,

jakbyzadaniebyłodziecinnieproste.

-Cośjeszcze?

-Tak.Chciałbymwiedzieć,któreztychnumerówtonumeryautomatów

telefonicznych albo aparatów znajdujących się w miejscach publicznych, na
przykładw

barachczyrestauracjach.

Znówsięuśmiechnęła;toteżniebyłotrudne.

-Towszystko?

- Nie. Chciałbym jeszcze wiedzieć, który z nich to numer mordercy. - Jeśli
oczekiwał,

że to również signorina Elettra zanotuje, rozczarował się. - Ale nie sądzę, żeby
zdołałapani

uzyskaćtęinformację-dodałzuśmiechem,dającjejdozrozumienia,żeżartuje.

- Chyba nie zdołam, panie komisarzu, choć niewykluczone, że jego numer
faktycznie

background image

figurujewtymwykazie-powiedziała,potrząsającwydrukami.

Pewniefiguruje,pomyślałBrunetti.

-Jakdługotopanizajmie?-zapytał;chodziłomuoto,iledni.

Elettra spojrzała na zegarek, po czym zerknęła na koniec wydruku, żeby
sprawdzić,ile

liczystron.

-JeśliGiorgiojestdziśwpracy,kilkagodzin.

-Kilkagodzin?!Jakimcudem?!-krzyknąłBrunetti,zbytzaskoczony,abypokryć

swojezdumienienonszalancją.

-Dotelefonuszefapodłączonyjestmodem-odparła,wskazującprostokątne

metalowepudełkostojąceobokaparatuipołączonekablamizjejkomputerem.-
Giorgiomusi

tylkootworzyćodpowiedniplik,uruchomićprogram,któryułożynumerywedług

częstotliwości, po czym przesłać mi dane na drukarkę. Obok numeru będzie
podanadatai

godzina.Czychciałbypanwiedzieć,jakdługotrwałakażdarozmowa?-Uniosła
długopisnad

bloczkiem,czekającnaodpowiedźBrunettiego.

-Tak.Czymyślipani,żemógłbymirównieżzdobyćwykaznumerów,zktórymi

łączonosięztelefonuwbarzewMestre?

Kiwnęłagłową,notująccośwbloczku.

-Naprawdęotrzymamwszystkodziśpopołudniu?

-JeśliGiorgiojestwpracy...

background image

Zanim jeszcze Brunetti wyszedł na korytarz, signorina Elettra podniosła
słuchawkę,

żeby połączyć się z Giorgiem i wraz z nim, za pomocą metalowego pudełka
połączonegozjej

komputerem, obejść przeszkody, które SIP stawia na drodze tym, co pragną
uzyskać

informacje zawarte w archiwach tej instytucji, a także obejść przepisy prawne
określające,

jakieinformacjemogąbyćudostępnionebeznakazusądowego.

Wróciwszy do gabinetu, Brunetti napisał zwięzłe sprawozdanie dla Patty, w
drugiej

części pokrótce przedstawiając plan działania na najbliższe dni. Czuł się
sfrustrowanytym,

jakmałodotądosiągnął,ajegoplanynaprzyszłośćbyływrównejmierzedziełem
wyobraźni

i optymizmu; liczył jednak, że szef poczuje się usatysfakcjonowany i na pewien
czasdamu

spokój. Następnie zadzwonił do Ubalda Lotta i umówił się z nim na wieczór,
twierdząc,że

potrzebuje informacji o kancelarii Trevisana. Lotto początkowo się wzbraniał,
upierającsię,

żeniewielewieopraktyceszwagra,żeorientujesiętylkowjejfinansach,alew
końcu

zgodziłsięnaspotkanieowpółdoszóstej.

Biuro Lotta mieściło się w tym samym budynku i na tym samym piętrze co
kancelaria

background image

Trevisana,naViaXXIIMarżo,nadsiedzibąBancaCommercialed’Italia;trudno
sobie

wyobrazić lepszy adres w całej Wenecji. Brunetti zjawił się kilka minut przed
czasem.

Wprowadzono go do sali, gdzie praca dosłownie wrzała; pomieszczenie
wyglądałojakstudio

filmowe, w którym ambitny młody reżyser telewizyjny kręci scenę z życia
ambitnego

młodegoksięgowego.Naotwartejprzestrzeniwielkościpołowykortutenisowego
znajdowało

się osiem biurek - każde z komputerem - oddzielonych od siebie parawanami
obitymi

jasnozielonym lnem, sięgającymi zaledwie do pasa. Przy komputerach siedziało
pięciu

młodychmężczyznitrzymłodekobiety;Brunettiegouderzyło,żeniktznichnawet
nie

podniósłgłowy,gdyprowadzonyprzezmłodegorecepcjonistęprzechodziłobok.

Recepcjonistazatrzymałsięprzydrzwiachnakońcusali,zastukałdwukrotnie,po

czym-nieczekającnaodpowiedź-otworzyłjeiwpuściłkomisarzadośrodka.
Lotto

wyjmowałcośz wysokiejszafypo drugiejstroniegabinetu. Brunettiusłyszałza
sobąciche

skrzypnięcie; obejrzał się, żeby sprawdzić, czy recepcjonista wszedł za nim do
gabinetu

księgowego.Okazałosię,żenie.KiedyznówskierowałwzroknaLotta,zobaczył,
żeten

background image

odsunąłsięodszafy;wjednejręcetrzymałbutelkęsłodkiegowermutu,wdrugiej
dwie

szklanki.

-Czymogępanapoczęstować?-zapytał.-Zwyklepozwalamsobienadrinkao
tej

porze.

-Tak,chętniesięnapiję-odparłzuśmiechemBrunetti,choćnienawidziłsłodkich

trunków.

Gospodarzwskazałmudłonią,żebyprzeszedłdobocznejczęścigabinetu,gdzie
po

przeciwnych stronach niskiego stolika na cienkich nóżkach stały dwa fotele,
następnienalał

dwie szczodre porcje wermutu i wręczył jedną szklankę Brunettiemu. Komisarz
podziękował,

ale dopiero kiedy księgowy postawił butelkę na stoliku i usiadł naprzeciwko
niego,podniósł

szklankędoustiuśmiechającsięprzyjaźnie,rzekł:

-Cincin.

Słodki trunek spłynął mu po języku do gardła, pokrywając je nieprzyjemną
warstwą.

Smak alkoholu zabijała lepka słodycz; Brunetti miał wrażenie, że pije płyn po
goleniu

zaprawionynektaremmorelowym.

- Bardzo elegancki gabinet. Moje uznanie - powiedział, mimo że przez okno
widział

background image

jedyniebudynkizdrugiejstronyulicy.

Lottozakreśliłszklankąwpowietrzuniedużyłuk,jakbyodsuwałodsiebie

komplement.

-Dziękuję.Staramysięstworzyćtakąatmosferę,abykliencimielidonaszaufanie
i

wiedzieli,żedbamyoichinteresy.

-Tomusibyćbardzotrudne.

Na twarzy Lotta pojawił się cień, który po chwili znikł, a wraz z nim znikł
uśmiech.

-Nierozumiem,copanmanamyśli,commissario.

Brunettizrobiłprzepraszającąminę,jakktoś,ktomaświadomość,żeniepotrafi
się

umiejętniewyrażaćiznówniechcącypalnąłgafę.

-Chodzimiotenoweprawa,signorLotto.Trudnojezrozumiećiwiedzieć,jak

stosować.Odkądnowyrządzmieniłprzepisy,mójwłasnyksięgowyprzyznaje,że
nietylko

niejestpewien,comarobić,alenawetjakwypełniaćformularze.-Pociągnąłłyk,
awłaściwie

łyczek,którymożnabyokreślićjakołyczekbardzopokornegoczłowieka,poczym

kontynuował: - Moje finanse, oczywiście, nie są tak skomplikowane, żeby nie
możnabyłosię

w nich połapać, ale wyobrażam sobie, że pan musi mieć wielu klientów, którzy
potrzebują

pomocyprawdziwegoeksperta. -Znówwypił małyłyczek.- Samnaturalnienie
wyznajęsię

background image

na tych rzeczach... - pozwolił sobie zerknąć na Lotta i stwierdził, że księgowy
słuchagow

skupieniu - ...dlatego chciałem się z panem zobaczyć, poprosić, aby zechciał mi
panudzielić

takichinformacjiofinansachmecenasaTrevisana,jakieuznapanzaistotne.Był
panjego

księgowym,prawda?Izarządzałfinansamijegokancelarii?

- Tak - odparł krótko Lotto, po czym spytał neutralnym tonem: - O jakie
informacje

panuchodzi?

Brunettiuśmiechnąłsięirozłożyłbezradnieręce.

- Jak już mówiłem, nie wyznaję się na tych sprawach, dlatego przyszedłem do
pana.

Skoro avvocato Trevisan powierzył panu wszystkie swoje finanse, pomyślałem,
żepewnie

będziepansięorientował,czymiałklientów,którzy...hm,jakbytopowiedzieć...
niebylimu

radzi.

-Niebylimuradzi,commissario?

Brunetti popatrzył na podłogę; starał się naśladować człowieka złapanego w
pajęczynę

swojej językowej nieporadności, kogoś, kogo Lotto powinien uznać za równie
nieporadnego

wrolipolicjanta.

Lottoprzerwałprzedłużającąsięciszę.

background image

-Przykromi,alewciążnierozumiem,ocopanuchodzi-rzekłzprzesadnym

zmieszaniem, które ucieszyło Brunettiego, bo oznaczało, iż księgowy wierzy, że
obcujez

osobnikiemnienawykłymdosubtelnychzachowań.

-Boskoro,signorLotto,niemamyżadnegomotywuzabójstwa...-zaczął.

-Arabunek?-wtrąciłjegorozmówca,unoszączezdziwieniembrwi.

-Nicniezostałoskradzione.

-Możektośspłoszyłrabusia?Zaskoczyłgo?

Brunetti zastanawiał się nad tą sugestią tak długo, jakby słyszał ją po raz
pierwszy;

chciał, aby Lotto uwierzył, iż nikomu na policji nie przyszło na myśl coś
podobnego.

-Toniewykluczone-przyznałwreszcie,jakbyuznałLottazapartneraw

rozwiązywaniuzagadki.Pokiwałgłową,udając,żerozważatęnowąmożliwość,
poczymz

oślimuporempowróciłdowcześniejszegopomysłu.-Ajeślimordercawcalesię
nie

wystraszył? Jeśli mamy do czynienia z planowanym morderstwem? Wtedy
powodemmogło

być coś z życia zawodowego mecenasa. - Ciekaw był, czy Lotto przerwie
powolnytok

rozumowania tępego policjanta, zanim ten uzmysłowi sobie kolejną logiczną
możliwość,a

mianowicie,żepowodemmogłobyćcośniezżyciazawodowegomecenasa,lecz
zjegożycia

background image

prywatnego.

- Czy sugeruje pan, że mógł go zabić klient? - zapytał Lotto tonem, z którego aż
biło

niedowierzanie; człowiek pokroju komisarza najwyraźniej nie był w stanie
zrozumieć,jacy

ludziestanowiliklientelęjegoszwagra.

-Wiem,żetomałoprawdopodobne-powiedziałBrunettiiuśmiechnąłsię;miał

nadzieję, że nerwowo, z zawstydzeniem. - Ale jest przecież możliwe, że signor
Trevisanjako

adwokat wszedł w posiadanie informacji, których znajomość okazała się dla
niegogroźna.

-Informacjiokliencie?Czymniesłuchmyli,czyfaktyczniesugerujepancoś

takiego? - Święte oburzenie w głosie księgowego najlepiej świadczyło o jego
przekonaniu,że

potrafibeztruduzdominowaćpolicjantawrozmowie.

-No...tak.

-Toniemożliwe.

Brunettiznówuśmiechnąłsięprzepraszająco.

- Rozumiem, że trudno w to uwierzyć, ale... Mimo wszystko chcielibyśmy
zobaczyć

listę klientów Trevisana, choćby po to, żeby wykluczyć podobną możliwość.
Myślałem,że

właśniepan,księgowyszwagra,mógłbynamtakąlistędostarczyć.

-Musiciemniewtowciągać?-zapytałLotto,podnoszącgłos,żebykomisarz

background image

świadombyłjegoniezadowolenia.

-Zapewniampana,żeuczynimywszystko,cownaszejmocy,abykliencinie

zorientowalisię,żeposiadamylistę,naktórejwidniejąichnazwiska.

-Agdybymodmówił?

-Wystąpiłbymonakazsądowy.

Lottodopiłwermutiodstawiłszklankę.

-Polecę,żebyprzygotowanolistę.-Zjegotonuwyraźnieprzebijałaniechęć.Nie
miał

jednak wyboru: wolał nie zadzierać z policją. - Ale proszę mieć na uwadze, że
osoby,które

się na niej znajdą, nie są przyzwyczajone do uczestniczenia w dochodzeniach
policyjnych.

WinnychokolicznościachBrunettizarazbyodparował,żewciąguostatnichkilku
lat

policjaprowadzidochodzeniadotyczącegłównietegotypuosób,alepostanowił
zachowaćtę

opiniędlasiebie.

-Będępanuwielcezobowiązany-rzekł.

Lottoodchrząknął.

-Czytowszystko?

- Tak - oznajmił Brunetti, obracając w palcach szklankę z resztką trunku i
obserwując,

jak ciecz przylega do ścianek, a potem wolno spływa w dół. - Wprawdzie jest
jeszczejedna

background image

rzecz, ale nie wiem, czy w ogóle warto o tym wspominać. - Kleista ciecz znów
zawirowałana

ściankach.

-Słucham?-spytałLottoobojętnymtonem;wkońcugłównycelwizytypolicjanta

zostałjużomówiony.

-RinoFavero-rzekłBrunetti,wypowiadającimięinazwiskozamordowanego

księgowegoztakąlekkością,zjakąmotylunosisięnapowietrznychprądach.

-Co?!-Lottoniezdołałukryćzdumienia.

Brunetti,zadowolony,zamrugałoczamiiutkwiłwzrokwszklance.

-Kto?-spytałpochwiliksięgowybardziejneutralnymtonem.

-Favero.Rino.Byłksięgowym.ChybawPadwie.Zastanawiałemsię,czypango
znał.

-Możesłyszałemnazwisko.Aledlaczegopanpyta?

- Niedawno zginął z własnej ręki. - Brunettiemu wydało się, że takim
eufemistycznym

określeniem powinien się posłużyć ktoś o niskiej pozycji społecznej policjanta,
mówiąco

samobójstwie człowieka rangi Favera. Nie powiedział nic więcej, ciekaw, czy
zdoła

rozbudzićzainteresowanierozmówcy.

-Aledlaczegopanpyta?-powtórzyłLotto.

- Pomyślałem, że jeśli go pan znał, to przeżywa pan teraz naprawdę ciężkie
chwile,

straciwszydwóchprzyjaciółwtakkrótkimczasie.

background image

-Nie,nieznałemgo.Przynajmniejnieosobiście.

-Przykrasprawa.-Brunettipotrząsnąłgłową.

-Tak-zgodziłsięnaodczepnegoLottoipodniósłsięzfotela.-Cośjeszcze,

commissario?

Brunettiwstałirozejrzałsięzbezradnąminą,jakbyniewiedział,cozrobićznie

dopitym wermutem; w końcu Lotto wziął od niego szklankę i postawił obok
swojejnastole.

-Nie.Tylkotalistaklientów...

-Otrzymająpanjutro.Najdalejpojutrze-rzekłLotto,kierującsiędodrzwi.

Brunetti podejrzewał, że raczej przyjdzie mu czekać dwa dni, ale nie
powstrzymałogo

to przed uściśnięciem dłoni księgowego oraz wyrażeniu serdecznych przeprosin
zazajęcie

jegocennegoczasu,atakżegorącychpodziękowańzapomoc.

Lottoodprowadziłgościadodrzwigabinetu,znówuścisnąłmudłoń,poczym

zamknąłzanimdrzwi.NakorytarzuBrunettiprzystanąłnamomentipopatrzyłna
elegancką

mosiężną tabliczkę z napisem C. TREVISAN, AVVOCATO, znajdującą się na
prawood

drzwipodrugiejstroniehallu.Niewątpił,żezatymidrzwiamipanujetakasama
atmosfera

pracowitości; był zresztą przekonany, że obie firmy łączy znacznie więcej niż
lokalizacjai

wystrójwnętrz,azajedenzłączącychjeczynnikówuważałterazRinaFavera.

background image

Rozdział15

Nazajutrz rano Brunetti znalazł na biurku, przysłane mu faksem przez kapitana
della

Cortego z komendy w Padwie, akta sprawy Rina Favera, którego śmierć nadal
była

przedstawiana w środkach masowego przekazu jako samobójstwo. Na temat
zgonu

księgowegoBrunettiniedowiedziałsięzlekturyaktprawienicponadto,codella
Corte

powiedział mu przez telefon, ale z zaciekawieniem przeczytał informacje o
pozycji

zajmowanej przez Favera pośród śmietanki towarzyskiej i w świecie finansjery
Padwy,

sennego,bogategomiastapołożonegopółgodzinydroginazachódodWenecji.

Favero specjalizował się w finansach wielkich przedsiębiorstw; stał na czele
biura

złożonegozsiedmiuksięgowych,którecieszyłosiędoskonałąopiniąnietylkow
Padwie,ale

w całej okolicy. Do jego klientów należało wielu spośród najważniejszych
biznesmenówi

przemysłowcówtegomocnozindustrializowanegoregionu,atakżedziekanitrzech

wydziałów miejscowego uniwersytetu, jednego z najlepszych we Włoszech.
Brunettiemunie

byłyobceaninazwyfirm,którychksięgisprawdzałFavero,aninazwiskajego

indywidualnych klientów. Nic jednak nie układało się w spójną całość. A
przynajmniej

background image

Brunettiniewiedział,comogłobyłączyćprzemysłchemiczny,wyrobyskórzane,
biura

podróży,agencjepośrednictwapracyorazwydziałnaukpolitycznych.

Spragnionydziałania,czychoćbyzmianymiejsca,komisarzgotówbyłjechaćdo

Padwy, żeby porozmawiać osobiście z della Cortem, ale w końcu uznał, że w
zupełności

wystarczy, jeśli zadzwoni do kapitana. Sięgając po telefon, przypomniał sobie
ostrzeżenie

della Cortego, aby z nikim innym nie rozmawiał o Faverze; świadczyło ono
jednoznacznie,iż

pewnychinformacjioksięgowym-atakżeopadewskiejpolicji-kapitanjeszcze
munie

wyjawił.

-DellaCorte.-Kapitanpodniósłsłuchawkępopierwszymdzwonku.

-Dzieńdobry,capitano.TuBrunetti.ZWenecji.

-Dzieńdobry,commissario.

-Dzwonięzpytaniem,czywiepancośnowego.

-Tak.

-OFaverze?

- Tak - odparł krótko della Corte. - Wygląda na to, że mamy wspólnych
przyjaciół,

commissario.

-Naprawdę?-spytałBrunetti,zaskoczonytąuwagą.

-Powczorajszejrozmowiezpanemzadzwoniłemdokilkuosób.

background image

Brunettiniezareagował.

-Przypadkiemwspomniałempańskienazwisko.

Brunettiniewierzyłwprzypadki.

-Cotozaosoby?

-NaprzykładRiccardoFosco.WMediolanie.

-JaksięRiccardomiewa?-spytałBrunetti,choćznaczniebardziejciekawiłogo,

dlaczego della Corte dzwonił do dziennikarza, specjalisty od reportażu
polityczno-

kryminalnego,żebywypytaćsięoniego.

-Wielemiopanumówił.Samedobrerzeczy.

ZaledwieprzeddwomalatyBrunettibyłbywstrząśnięty,gdybysiędowiedział,że

jedenpolicjantmusidzwonićdodziennikarza,abydowiedziećsię,czymożeufać
drugiemu;

obecnieodczuwałtylkodojmującysmutek,żekrajstoczyłsiętaknisko.

-CotamuRiccardasłychać?-powtórzył.

-Wszystkowporządku.Prosił,żebypanapozdrowić.

-Ożeniłsię?

-Tak,wzeszłymroku.

- Należy pan do tropicieli? - spytał Brunetti, mając na myśli przyjaciół
dziennikarzaw

szeregachpolicji;pomimoiżodzamachunaFoscęminęłokilkalat,nieformalna
tagrupa

wciąższukałabandytów,którychkuleuczyniłyzniegokalekę.

background image

-Tak,niestetynicnieodkryłem.Apan?

-Teżnie.-Brunettipoczułsatysfakcję,żekapitanuważagozakogoś,ktorównież
się

niepoddajeinierezygnujezposzukiwań,choćprzezpięćlattropzdążyłmocno
wystygnąć.-

DzwoniłpandoRiccardawjakimśkonkretnymcelu?

-Tak.Żebyspytać,czyposiadaoFaverzejakieśinformacje,któremogąsięnam

przydać,adoktórychniemamyjakdotrzeć.

-Ico?

-Nicniewiedział.

NagleBrunettiemuprzyszłocośdogłowy.

-Dzwoniłpanzkomendy?

Dźwięk,jakiwydobyłsięzgardłakapitana,mógłodbiedyujśćzaśmiech.

-Nie.

Brunettinicniepowiedział.DługąciszęprzerwałopytaniedellaCortego:

-Mapannumerbezpośredni?

Brunettipodałmu.

-Zadzwonięzadziesięćminut.

Czekając na telefon della Cortego, Brunetti miał ochotę zadzwonić do Fosca i
wypytać

gookapitana,alepopierwsze,niechciałblokowaćlinii,apodrugie,uznał,że
sama

wzmiankaodziennikarzustanowiwystarczającąrekomendację.

background image

DellaCortezadzwoniłpokwadransie.Wtlesłychaćbyłotypoweodgłosyruchu

ulicznego:warkotsilników,rykklaksonów.

-Zakładam,żepańskitelefonjestczysty-powiedziałkapitan,zczegowynikało,
że

swojegobytaknieokreślił.

Brunettiugryzłsięwjęzyk;wkońcuktomiałbyichpodsłuchiwać?

-Cosiętamuwasdzieje?-spytałtylko.

-Właśniezmieniliśmyprzyczynęzgonu-odparłdellaCorte.-Oficjalniejestnią
teraz

samobójstwo.

-Jakto?

-Obecniebadaniawskazują,żemiałdwamiligramyroipnaluwekrwi.

-Obecnie?-zdziwiłsięBrunetti.

-Obecnie-powtórzyłkapitan.

-Więcbyłbywstanieprowadzićsamochód?

- Tak. Również wjechać do garażu i zamknąć drzwi, czyli krótko mówiąc,
popełnić

samobójstwo.-GłosdellaCortegodrżałzgniewu.-Nieznajdęsędziego,który
damizgodę

na podjęcie śledztwa w sprawie morderstwa, ekshumację zwłok i ponowne
badania.

-Skądmiałpanpoprzedniedane,októrychmimówił?

-Rozmawiałemzlekarzem,któryprzeprowadzałsekcję;pracujetuwszpitalu.

background image

-I...?

- Zaraz po dokonaniu sekcji sam zbadał krew, po czym w celu potwierdzenia
wysłał

próbkędolaboratorium.Kiedyzlaboratoriumnadeszłyoficjalnewyniki,okazało
się,że

poziomroipnalujestznacznieniższy.

- Może facet źle odczytał swoje notatki? Czy nie można ponownie przebadać
próbek?

-Zniknęły.

-Zniknęły?!

DellaCortenawetnietrudziłsię,żebyodpowiedzieć.

-Agdziebyły?-spytałBrunetti.

-Wlaboratoriumpatologicznym.

-Cosięzwykledziejezpróbkami?

-Posporządzeniuoficjalnychwynikówtrzymanesąprzezrok,potemniszczone.

-Atymrazem?

- Kiedy patolog otrzymał oficjalne wyniki, sprawdził swoje notatki, żeby się
upewnić,

czy się nie pomylił, i natychmiast do mnie zadzwonił. - Della Corte zamilkł na
moment.-

Potemzadzwoniłponownie,abypowiedzieć,żewtedypopełniłbłąd.

-Ktośgoprzekonał?

-Jasne!-rzuciłgniewniedellaCorte.

background image

-Comupanpowiedział?

-Nic.Kiedyzadzwoniłporazdrugi,zorientowałemsię,żetośmierdzącasprawa.

Więc tylko udałem, że jestem zły. Powiedziałem, że rozumiem, iż błędy się
zdarzają,ale

następnymrazemniechbardziejuważa,kiedyprzeprowadzasekcję.

-Uwierzyłpanu?

MimodzielącejichodległościBrunettipoznał,żedellaCortewzruszaramionami.

-Ktotowie?

-Icopotem?

-PotemzadzwoniłemdoFosca,żebygospytaćopana.

Brunetti usłyszał jakieś dziwne metaliczne trzaski i natychmiast przemknęło mu
przez

myśl,żemożejegotelefonteżjestnapodsłuchu,alepochwiliuświadomiłsobie,
żetodella

Cortewrzucakolejnemonetydoautomatu.

-Kończąmisiędrobne,commissario-powiedziałkapitan.-Możebyśmysię

spotkali?

-Chętnie.Nieoficjalnie?

-Oczywiście.

-Gdzie?

-Możewpołowiedrogi?-zaproponowałdellaCorte.-WMestre?

-BarPinetta?

background image

-Dziświeczoremodziesiątej?

- Jak pana rozpoznam? - spytał Brunetti, mając nadzieję, że della Corte nie jest
gliną,

którywyglądajakglina.

-Jestemłysy.Ajapana?

-Wyglądamjakglina.

Rozdział16

Za dziesięć dziesiąta tego wieczoru Brunetti opuścił budynek stacji w Mestre,
zszedł

po schodach i skierował się w lewo, ustaliwszy wcześniej, na podstawie mapy
zamieszczonej

napoczątkuweneckiejksiążkitelefonicznej,gdziesięznajdujeViaFagare.Przed
stacjąjak

zwykle stało kilkanaście nieprzepisowo zaparkowanych samochodów, lecz ruch
byłniewielki.

Brunettiprzeszedłprzezjezdnięinanajbliższymroguskręciłwprawo,wstronę
centrum.

Sklepikipoobustronachulicymiałyzaciągniętestaloweżaluzje;zupełniejakby
spuściły

przyłbice,abychronićsięprzedniebezpieczeństwaminocy.

Sporadyczne podmuchy wiatru podrywały papiery i liście na chodniku. Brunetti
szedł

przedsiebie,starającsięniezwracaćuwaginaodgłosyruchuulicznego,alebyło
to

niemożliwe. Wszyscy zawsze narzekali na klimat Wenecji, wilgotny i
nieprzyjemny,aledla

background image

Brunettiego znacznie gorszy był ogłuszający hałas czyniony przez pojazdy, do
którego

dochodził jeszcze ohydny smród spalin; nie rozumiał, jak można akceptować
samochody,

uważać je za składnik codziennego życia. Z roku na rok coraz więcej wenecjan,
zmuszonych

zastojemgospodarczyminiebotycznymiczynszami,porzucałoswojemiastoi

przeprowadzałosiętutaj,wtensmródizgiełk.Brunettizdawałsobiesprawę,że
powody

ekonomiczne mogą skłonić ludzi do przeprowadzki. Ale żeby dobrowolnie
skazywaćsięna

cośtakiego?Korzyścibyłymizerne.

Pokilkuminutachmarszuzanastępnąprzecznicązobaczyłpionowyneon;litery

biegnące od dachu budynku do mniej więcej dwóch metrów nad chodnikiem
układałysięw

napis: B-- -in--ta. Nie wyjmując rąk z kieszeni płaszcza, Brunetti wszedł do
środkaprzez

uchylonedrzwi.

Właścicielbaruwidocznieobejrzałzbytwielefilmówamerykańskich,boknajpa
do

złudzenia przypominała jeden z tych lokali, w których Victor Mature rozstawiał
wszystkich

pokątach.Ścianęzabaremzajmowałoogromnelustro,lecznajegopowierzchni
osiadłotyle

kurzu i dymu, że prawie nic się w nim nie odbijało. Zamiast całych rzędów
butelek,jakw

background image

typowych włoskich knajpach, stał tu tylko jeden lichy rządek, w dodatku
wyłączniebourbona

iszkockiej,sambarzaśniebyłdługąprostąladązekspresemdokawy,leczmiał
kształt

podkowy, wewnątrz której urzędował barman, ciasno obwiązany w talii
poplamionym

fartuchem.

Po obu stronach sali stały stoliki. Przy tych z lewej siedziało po trzech lub
czterech

mężczyzn grających w karty; po prawej - mieszane pary uprawiające zupełnie
innyrodzajgry

losowej. Na ścianach wisiały wielkie fotosy amerykańskich gwiazd, niechętnie
spozierających

nawnętrze,naktóregowieczneoglądaniezostałyskazane.

Przybarzestałoczterechmężczyznidwiekobiety.Pierwszyzmężczyzn,niskii

krępy, trzymał szklankę obiema rękami, jakby chciał ją chronić przed zakusami
innych,i

wpatrywałsięwjejzawartość.Drugi,wyższyiszczuplejszy,zwróconytyłemdo
baru,wolno

obracał głowę, przyglądając się to karciarzom, to licytacji odchodzącej przy
pozostałych

stolikach.Trzecibył łysy;najwyraźniejdella Corte.Ostatni,chudy jakstrachna
wróble,stał

między dwiema dziewczynami, które coś do niego mówiły, i zerkał nerwowo to
najedną,to

na drugą. Popatrzył na Brunettiego, gdy ten wchodził do środka; dziewczyny też

background image

odwróciły

sięwstronęprzybysza.WzrokParek,kiedyprzecinałynićludzkiegożywota,nie
mógłbyć

bardziejposępny.

Brunetti podszedł do della Cortego, szczupłego mężczyzny o mocno
pomarszczonej

twarzyorazsumiastychwąsach,iklepnąłgowramię.

- Ciao, Bepe, come stai? - Mówił z ciężkim weneckim akcentem i znacznie
głośniej,

niżtobyłokonieczne.-Przepraszamzaspóźnienie,alemojażona,wrednasuka...
-Urwałi

wykonał ręką gniewny gest, który miał wyrażać, co myśli o wszystkich żonach i
wszystkich

wrednych sukach. - Amico mio, whisky proszę! - zawołał do barmana, potem
spojrzałna

szklankę stojącą przed della Cortem. - A dla mojego przyjaciela jeszcze raz to
samo,alena

mójkoszt!

Zwracając się do barmana, starał się obrócić do niego całym ciałem, wszystkie
ruchy

wykonywać z przesadną ekspresją. Przytrzymując się ręką lady, aby nie stracić
równowagi,

mruknąłpodnosem:

-Suka...

Otrzymawszywhisky,podniósłszklankęiopróżniłjąjednymhaustem,poczym

background image

odstawił z głośnym stuknięciem na kontuar i wierzchem dłoni otarł usta.
Natychmiast

pojawiłasięprzednimdrugapełnaszklanka,alezanimzdążyłjąpodnieść,della
Corte

wyciągnąłponiąrękę.

- Cin cin, Guido - powiedział, unosząc szklankę, jakby wznosił toast za ich
wieloletnią

przyjaźń.-Cieszęsię,żeudałocisięjejwyrwać.-Pociągnąłjedenłyk,drugi.-
Wybieraszsię

znaminapolowaniewnajbliższąsobotę?

Nie ustalili z góry żadnego scenariusza, ale Brunetti uznał, że ten temat jest
równie

dobry jak każdy inny dla dwóch podtatusiałych pijaczków w taniej knajpie w
Mestre.

Odpowiedział,żechętniebysięwybrał,ależona,wrednasuka,chce,żebyzostał
izabrałją

gdzieś na kolację, bo tego dnia wypada ich rocznica ślubu. Po cholerę mają w
domu

kuchenkę? Nie może sama czegoś upichcić? Przez kilka minut prowadzili
rozmowęwtym

stylu;potemjednazparwstałaodstolikaiopuściłalokal.DellaCortezamówił
pokolejcei

pociągnął Brunettiego za rękaw w stronę wolnego stolika. Pomógł mu usiąść.
Kiedypodano

imtrunki,komisarzpodparłrękąbrodęispytałcicho:

-Długotujesteś?

background image

-Ponadpółgodziny-odparłdellaCorte,głosemzupełnietrzeźwymiowiele

kulturalniejbrzmiącymniżprzedchwilą.

-Ico?

- Co pewien czas wpadają tu faceci i podchodzą do gościa przy barze, tego z
babkami.

- Della Corte zbliżył szklankę do ust. - Dwa razy jedna z nich usiadła z jakimiś
typamina

drinka.Razwyszłazjednymiwróciłasamapodwudziestuminutach.

-Szybkarobota-skomentowałBrunetti.

DellaCorteskinąłgłową,poczymznówsięnapił.

-Gośćwygląda,jakbybyłnaheroinie-rzekłpochwili,patrzącwstronębaru.

Uśmiechnąłsięszeroko,kiedyjednazdziewczynprzechwyciłajegospojrzenie.

-Jesteśpewien?

-Przezsześćlatpracowałemwwydzialenarkotyków.Widziałemsetkitakichjak
on.

-ConowegowPadwie?-spytałBrunetti.

Choćobajudawali,żenieobchodząichinniklienci,całyczaspilniewszystkich

obserwowali,starającsięzapamiętaćtwarze.

DellaCortepotrząsnąłgłową.

-Wysłałemjednegozmoichzaufanychludzidolaboratorium,żebysprawdził,czy

niczegowięcejniebrakuje.

-Noi?

background image

-Ktokolwiektammyszkował,dobrzepozacierałślady.Znikłynotatkipatologai

próbkitkanekpobranepodczaswszystkichsekcjiprzeprowadzonychtegodnia.

-Aileichbyło?

-Trzy.

-WPadwie?-spytałBrunetti,niekryjączdziwienia.

- Dwie starsze osoby zmarły w szpitalu po zjedzeniu zepsutego mięsa.
Salmonella.

Brunettipokiwałgłową.

-Ktomógłtozrobić?-spytał.-Komumogłonatymzależeć?

-Najbardziejosobie,którapodałaFaverzeroipnal.

Brunetti znów pokiwał głową, po czym widząc, że barman obchodzi stoliki, dał
mu

znak,żebyprzyniósłponastępnejkolejce,mimożestojąceprzednimikapitanem
szklanki

byływłaściwienietknięte.

- Laboranci tak mało zarabiają, że wiele są gotowi zrobić za dwieście tysięcy
lirów-

dodałdellaCorte.

Do baru weszło dwóch mężczyzn; śmiali się i rozmawiali głośno, jak ludzie,
którzy

chcą,abyobcyzwrócilinanichuwagę.

-SąjakieśpostępywsprawieTrevisana?-spytałkapitan.

Brunettipotrząsnąłgłowązprzesadnąpowagą,zjakąpijacytraktująnajbardziej

background image

trywialnekwestie.

-Więccodalej?

-Chybajedenznaspowinienskosztowaćtowarku-odparłkomisarz,kątemoka

patrząc na zbliżającego się barmana. Kiedy ten postawił szklanki na stole,
Brunetti

uśmiechnął się szeroko. - Drinki dla pań! - polecił, wskazując pijackim gestem
dziewczyny

przybarze.

Wróciwszy za kontuar, barman nalał dwa kieliszki musującego białego wina -
Brunetti

domyślił się, że jest to najlichsze prosecco, a nie francuski szampan, za który
jednakprzyjdzie

mu zapłacić - następnie podszedł na koniec lady, gdzie stał chudzielec z
dziwkami;coś

powiedział do mężczyzny, a przed jego towarzyszkami postawił kieliszki.
Chudzieleczerknął

na Brunettiego, po czym pochylił się w lewo i szepnął coś do niskiej, śniadej
dziewczynyo

szerokich ustach i rudawych włosach opadających na ramiona. Popatrzyła na
kieliszki,po

czym w głąb sali, na Brunettiego. Komisarz uśmiechnął się do niej, dźwignął z
krzesłai

skłoniłniezgrabnie.

- Zwariowałeś? - spytał della Corte, uśmiechając się od ucha do ucha i
wyciągając

rękęposzklankę.

background image

Zamiast mu odpowiedzieć, Brunetti pomachał do trójki przy barze, po czym
odsunął

nogą puste krzesło i wskazał dziewczynie miejsce. Wzięła kieliszek i ruszyła w
ichstronę.

Brunetti,szczerzącdoniejwuśmiechuzęby,spytałcichodellaCortego:

-Przyjechałeśsamochodem?

Kapitanprzytaknął.

-Świetnie.Kiedypodejdzie,zostawnas,wyjdźizaczekajwsamochodzie.Potem
jedź

zanami.

Kiedy dziewczyna podeszła do stolika, della Corte odsunął krzesło i wstał,
niemalsię

zniązderzając.Wydawałsięzaskoczonyjejpojawieniem.

-Dobrywieczór,signorina-rzekłwkońcu,znówmówiączciężkimregionalnym

akcentem.-Proszęusiąść.

DziewczynaprzygładziłaspódnicęiusiadłaobokBrunettiego.Kiedysiędoniego

uśmiechnęła, zauważył, że pod grubą warstwą makijażu kryje się zupełnie ładna
twarz;ruda

miałarównezęby,ciemneoczyimały,wesołozadartynos.

-Buonasera-powiedziałaniemalszeptem.-Dziękujęzaszampan.

DellaCortepochyliłsięnadstolikiemiwyciągnąłrękędoBrunettiego.

-Muszęjużiść,Guido-rzekł.-Zadzwoniędociebiewtygodniu.

Brunetti zignorował wyciągniętą rękę; cała jego uwaga była skupiona na
dziewczynie.

background image

Della Corte spojrzał w stronę mężczyzn przy barze, uśmiechnął się, wzruszył
ramionamii

wyszedłzknajpy,zamykajączasobądrzwi.

-TichiamiGuido?-spytaładziewczyna,bezceregieliprzechodzącna„ty”,co

najlepiejwskazywałonato,jakiegotypuznajomośćwłaśniezostałazawarta.

-Tak,GuidoBassetti.Atobiejaknaimię,słodziutka?

-Mara-oświadczyłairoześmiałasię,jakbypowiedziałcośbardzozabawnego.-

Czymsięzajmujesz,Guido?Powiedz,dobryjesteśwtym,corobisz?

Brunettiegouderzyłydwierzeczy:popierwsze,żerudamówizobcymakcentem-
jej

rodzimymjęzykiemmusiałbyćjednakjęzykromański,hiszpańskialboportugalski
-apo

drugie,żejejpytaniemawyraźnieprowokacyjnypodtekst.

-Jestemhydraulikiem-oznajmiłzdumą,jednocześniewykonującwulgarnygest,
aby

pokazać,żezrozumiałaluzjęzawartąwpytaniu.

-Och,toniezwykleciekawe!-zawołałaMaraiponowniesięroześmiała,alejuż
po

chwilizabrakłojejpomysłównapodtrzymaniekonwersacji.

Brunettizobaczył,żewdrugiejszklancemajeszczesporowhisky,atrzeciawciąż
stoi

przed nim nie tknięta. Pociągnął łyk z drugiej, po czym odsunął ją na bok i
podniósłtrzecią.

-Bardzoładnazciebiedziewczyna,Maro-rzekł,choćzjegogłosułatwomożna
było

background image

odczytać, iż fakt ten nie będzie miał wpływu na transakcję, której zamierza
dokonać.

Rudaprzyjęłakomplementobojętnie.

-Czytengośćtotwójprzyjaciel?-Wskazałruchemgłowychudzielca,którystał
teraz

samotnieprzybarze,bodrugadziewczynateżgdzieśodeszła.

-Tak-odparłaMara.

-Mieszkaszwpobliżu?-spytałtonemczłowieka,któryniechcetracićczasuna

próżnegadanie.

-Tak.

-Możemytamiść?

-Tak.-Znówsięuśmiechnęła.

Widział,jakdziewczynazmuszasię,abywjejoczachpojawiłosięciepłoi

zainteresowanie.Samprzybrałchłodnąminę.

-Ile?-rzuciłoschle.

- Sto tysięcy - odparła szybko, jakby już niezliczone razy odpowiadała na to
pytanie.

Brunetti roześmiał się, pociągnął ze szklanki, po czym wstał, specjalnie
odsuwając

krzesłotakgwałtownymruchem,abyprzewróciłosięnaziemię.

-Oszalałaś,mała.Wdomuczekanamnieżona.Damitosamozadarmo.

Wzruszyłaramionamiispojrzałanazegarek.Byłajedenasta,awciąguostatnich

dwudziestu minut nikt nowy nie wszedł do baru. Brunetti domyślił się, że

background image

dziewczyna

zastanawiasię,jakiemaszansępodłapaćmniejoszczędnegoklienta.

-Pięćdziesiąt-powiedziaławkońcu.

Brunettiodstawiłwciążniedopitąwhiskyiująłdziewczynęzaramię.

-Nodobra,mała,pokażęci,copotrafiprawdziwyfacet!

Wstałabezoporu.Trzymającjązaramię,Brunettipodszedłdobaru.

-Ilepłacę?-spytał.

-Sześćdziesiąttrzytysiące-oznajmiłbezzająknieniabarman.

- Zwariowałeś pan? - spytał gniewnie Brunetti. - Za trzy porcje whisky? W
dodatku

bardzopodłejjakości?

-Orazdwieszklankiwhiskypańskiegoprzyjacielaidwakieliszkiszampanadla
pań.

-Dlapań!-powtórzyłsarkastycznieBrunetti,alesięgnąłdokieszenipoportfeli

rzucił na kontuar pięć banknotów: pięćdziesięciotysięczny, dziesięciotysięczny i
trzy

jednotysięczne.Jużmiałschowaćportfel,kiedyMaraprzytrzymałajegorękę.

- Zapłać od razu mojemu przyjacielowi - rzekła, wskazując brodą chudzielca,
który

bezuśmiechuobserwowałBrunettiego.

Brunetti rozejrzał się, zaczerwieniony, zmieszany, z miną człowieka, który
pragnie,

żebyktośmuwyjaśnił,jakmasięzachować.Ponieważniktnieruszyłnaratunek,
wyjąłz

background image

portfela pięćdziesięciotysięczny banknot i cisnął na kontuar, nie patrząc na
chudzielca;tenz

kolei nawet nie raczył spojrzeć na pieniądze. Potem, jakby chciał ocalić resztki
nadwątlonej

dumy,Brunettizłapałdziewczynęzaramięipociągnąłwstronędrzwi.Zatrzymała
siętylko

na moment przy wyjściu, żeby zdjąć z wieszaka kurtkę ze sztucznego futra
imitującego

lamparciąskórę,poczymwypadłanazewnątrz.Brunettizrozmachemzatrzasnął
drzwi.

NaulicyMaraskręciławlewoiruszyłaprzodem.Starałasięiśćszybko,alew
wąskiej

spódnicy i na wysokich obcasach nie było to łatwe, więc Brunetti bez trudu
dotrzymywałjej

kroku.Przynajbliższymrogujeszczerazskręciławlewo,poczymstanęłaprzed
wejściemdo

trzeciegobudynku.Kluczjużmiaławręce.Nacisnęłaklamkęiweszładośrodka,
nie

sprawdzając,czyBrunettizaniąpodąża.Wwąskąulicęwjechałsamochód.Gdy
kierowca

dwukrotniezamrugałświatłami,Brunettiruszyłzadziewczyną.

Napierwszympiętrzeotworzyłapierwszedrzwipoprawejizniknęławewnątrz,

pozostawiającjeotwarte.Brunettizobaczyłniskitapczannakrytykapąwbarwne
paski,

biurkoidwakrzesła;pojedynczeoknobyłozamknięteizasłonięteżaluzją.Kiedy
dziewczyna

background image

dotknęła kontaktu, w pokoju zapaliła się wisząca na końcu krótkiego przewodu
niskowatowa

żarówkanieprzysłoniętakloszem.

Niepatrzącnaswegoklienta,Marazdjęłakurtkęipowiesiłaostrożnienaoparciu

jednegozkrzeseł.

Potem usiadła na brzegu tapczanu, pochyliła się i rozpięła paski butów.
Uwolniwszy

stopy, westchnęła z ulgą. Wciąż nie patrząc na Brunettiego wstała, rozpięła
spódnicęi

przerzuciła ją przez oparcie tego samego krzesła, na którym wisiała kurtka. Pod
spódnicąnie

miałanasobienic.Wyciągnęłasięnatapczanie.

- Musisz dopłacić, jeśli chcesz dotykać moich piersi - powiedziała, po czym
obróciła

się,żebypoprawićkapę,którąniechcącypofałdowała.

Brunettiusiadłnawolnymkrześle-tym,naktórymnieleżałojejubranie.

-Skądjesteś,Maro?-zapytał,mówiącnormalnie,bezlokalnegoakcentu.

Spojrzałananiego,zdziwionaalbopytaniem,albozmianąwymowy.

-Posłuchajpan,paniehydraulik-zaczęłagłosembardziejznużonymniżostrym-
nie

przyszedłeś tu rozmawiać, ja też nie, więc załatwmy to szybko, żebym mogła
wrócićdo

pracy,dobrze?-Położyłasięnaplecachirozsunęłanogi.

Brunettiodwróciłwzrok.

background image

-Skądjesteś,Maro?-powtórzył.

Złączyłanogi,opuściłajeiusiadłanatapczanie.

-Słuchaj,jakchceszsiępieprzyć,tobierzsiędodzieła,dobra?Niemamczasu
tkwić

tucałąnociztobągadać.Askądjestem,tonietwojazakichanasprawa.

-ZBrazylii?-zaryzykował,kierującsięjejakcentem.

Prychnęłagniewnie,wstałaisięgnęłapospódnicę.Trzymającjątużnadpodłogą,

wsunęławniąnogi,poczympodciągnęławyżejikilkomaszarpnięciamizapięła
suwak.

Jedną stopą zaczęła szukać pod tapczanem butów. Wyłowiwszy je, usiadła na
skrajutapczana

izaczęłazapinaćpaski.

-Twójprzyjacielmożepójśćsiedzieć-oznajmiłBrunettitymsamymspokojnym

tonem. - Przyjął ode mnie pieniądze. To wystarczy, żeby na kilka miesięcy
wylądowałw

więzieniu.

Paski okalające w kostkach nogi dziewczyny były już zapięte na klamerki, lecz
Mara

ani nie spojrzała na Brunettiego, ani nie wykonała żadnego ruchu, żeby wstać z
łóżka.

Słuchałago,siedzączpochylonągłową.

-Niechciałabyś,żebycośtakiegogospotkało,prawda?-spytałkomisarz.

Prychnęłazniechęciąiniedowierzaniem.

-Zastanówsię,Maro,cocizrobi,kiedywyjdziezpaki.Będziemiałdociebie

background image

pretensje,boniezorientowałaśsię,żezaczepiłcięglina.

Wyciągnęłarękę.

-Mapanjakieśdokumenty.

Podałjejlegitymacjęsłużbową.

-Czegopanchce?-spytała,zwracającją.

-Wiedzieć,skądjesteś.

-Poco?Żebymógłmniepantamodesłać?-Popatrzyłamuprostowoczy.

-Niejestemzpolicjiimigracyjnej,Maro.Nieobchodzimnie,czyprzebywasztu

legalnie,czynie.

-Więcczegopanchce?-spytałagniewnie.

-Jużpowiedziałem.Chcęwiedzieć,skądjesteś.

Wahała się przez moment, jakby zastanawiała się, czy udzielenie odpowiedzi
możejej

wczymśzaszkodzić,aleniedoszukałasiężadnegopodstępu.

-ZSaoPaulo.

Czylitrafnieodgadłbrazylijskiakcent.

-Oddawnatujesteś?

-Dwalata-odparła.

- Od początku pracujesz jako prostytutka? - spytał, usiłując wypowiedzieć
ostatnie

słowo bez potępienia, jakby stanowiło określenie takiego samego zawodu jak
każdyinny.

background image

-Tak.

-Całyczasdlategosamegofaceta?

-Niepowiempanu,jaksięnazywa-oznajmiła,spoglądająchardonakomisarza.

- Wcale cię o to nie pytam, Maro. Chcę tylko wiedzieć, czy cały czas od
przyjazdu

pracujeszdlaniego.

Powiedziałacoś,aletakcicho,żeBrunettiniedosłyszał.

-Słucham?

-Nie.

-Acałyczaswtymbarze?

-Nie.

-Gdziepracowałaśwcześniej?

-Gdzieindziej-odparławymijająco.

-JakdługopracujeszwPinetcie?

-Odwrześnia.

-Dlaczego?

-Codlaczego?

-Dlaczegopracujeszterazwbarze?

-Zpowodupogody.Nienawykłamdochłodów,zeszłejzimypochorowałamsię
przez

tociągłesterczenienaulicy.Więctejzimypozwoliłmipracowaćwbarze.

-Rozumiem-rzekłBrunetti.-Ilepozatobąmadziewczyn?

background image

-Wbarze?

-Tak.

-Trzy.

-Anaulicy?

-Niewiem.Cztery?Sześć?Niewiem.

-CzypozatobąsąinneBrazylijki?

-Tak,dwie.

-Ainnedziewczynyskądpochodzą?

-Niewiem.

-Jaktojestztymtelefonem?

-Co?-zapytała,wytrzeszczającoczy;byłaszczerzezdumiona.

- Chodzi mi o telefon w barze. Do kogo zwykle ludzie dzwonią? Do twojego
faceta?

Pytaniewyraźniejązdziwiło.

-Nie-odparła.-Wszyscykorzystająztegoaparatu.

-Alezkimchcąrozmawiaćci,którzydzwoniądobaru?

Zastanawiałasięprzezmoment.

-Niewiem.

-Nieztwoimfacetem?

Wzruszywszy ramionami, odwróciła głowę. Dopiero gdy Brunetti strzelił jej
palcami

przednosem,przeniosłananiegowzrok.

background image

-Tojak?Dzwoniktośdoniego?

-Czasami-przyznała.Zerknęłanazegarek.-Powinniśmyjużkończyć.

Brunettiteżspojrzałnazegarek;właśnieminąłkwadrans.

-Ileczasucidaje?

- Zwykle piętnaście minut. Starszym facetom, jeśli to stali klienci, pozwala na
trochę

więcej. Ale jeśli zaraz nie wrócę, zacznie mi zadawać pytania. Będzie chciał
wiedzieć,

dlaczegotrwałotakdługo.

Nieulegałodlakomisarzawątpliwości,żedziewczynaodpowienakażdepytanie,

jakie zada jej alfons. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej, aby facet
wiedział,że

interesuje się nim policja. Popatrzył na opuszczoną twarz Mary, próbując
odgadnąć,ilemoże

miećlat.Dwadzieściapięć?Dwadzieścia?

-Nodobra-powiedziałwstając.

Zaskoczona,cofnęłasięlękliwie,poczympodniosłagłowę.

-Towszystko?-zapytała.

-Niebędzieszybkiegonumerku?

-Słucham?-spytałzdziwiony.

- Zwykle kiedy gliny nas zgarniają i przesłuchują, na koniec żądają numerku. -
Nikogo

nieosądzała;jejgłosbyłobojętny,przebijałozniegojedynieznużenie.

background image

-Nie,niebędzieżadnegonumerku-odparł,kierującsiędowyjścia.

Wstałaiwsunęławrękawykurtkinajpierwjedną,potemdrugąrękę.Brunetti

przytrzymał dla niej drzwi; oboje wyszli na korytarz. Mara zamknęła drzwi na
klucziudała

sięnadół.Pchnęładrzwifrontowe,poczymskręciławprawo,dobaru.Brunetti
ruszyłw

przeciwną stronę. Na końcu ulicy przeszedł przez jezdnię i zatrzymał się pod
latarnią;po

kilkuchwilachpodjechałdellaCorte.

Rozdział17

- No i co? - zapytał kapitan, kiedy Brunetti usiadł obok niego na przednim
siedzeniu

czarnegoauta.

Komisarzowipodobałosię,żepytaniunietowarzyszynawetcieńobleśnego

uśmiechu.

-JestBrazylijką,pracujedlafaceta,którybyłzniąwbarze.Przyznała,żeczasem
ktoś

dzwonidoniego.

-Cośjeszcze?-DellaCortewrzuciłbiegiruszyłwolnowkierunkustacji.

-Tylemisamapowiedziała,aledowiedziałemsięoniejsporowięcej.

-Toznaczy?

-Wiem,żejesttunielegalnie,niemakartystałegopobytuiniemawpływunato,
jak

zarabianażycie.

background image

-Możelubito,corobi.

-Aznaszkurwę,którabylubiła?

DellaCortenieodpowiedział.Skręciłzarógizatrzymałsiębudynkiemstacji.

Zaciągnąłręcznyhamulec,aleniezgasiłsilnika.

-Codalej?-zapytał.

-Chybamusimyaresztowaćalfonsa.Przynajmniejdowiemysię,cotozajeden.I

wartoznówporozmawiaćzdziewczyną,kiedyonbędziesiedział.

-Myślisz,żekurwazaczniegadać?

Brunettiwzruszyłramionami.

-Może.Jeśliniebędziesiębała,żeodeślemyjądoBrazylii.

-Jakoceniaszszansę?

-Zależy,ktozniąbędzierozmawiał.

-Myślisz,żekobietabyłabylepsza?

-Chybatak.

-Znaszkogośodpowiedniego?

-Współpracujemyzpewnąpaniądoktor.Psychiatrą.Najlepiejbybyło,gdybyona

porozmawiałazMarą.

-ZMarą?

-Taksiędziewczynanazywa.Podejrzewam,żealfonspozwoliłjejzachowaćto
jedno:

własneimię.

background image

-Kiedysięnimzajmiecie?

-Jaknajszybciej.

-Maszpomysł?

-Tak.Zgarniemygo,kiedyjedenzklientówMarypołożyprzednimforsę.

-Nadługomożeszgoaresztowaćzastręczycielstwo?

-Zależy,czegosięonimdowiemy.Możesięokazać,żetorecydywistaalbojest

poszukiwany w związku z jakąś inną sprawą. - Brunetti zamyślił się. - Zresztą
jeśliniemylisz

sięcodoheroiny,powinnonamwystarczyćkilkagodzin.

Kapitanuśmiechnąłsięcierpko.

- Nie mylę się - zapewnił, a kiedy Brunetti nic nie powiedział, zapytał: - Co
będziesz

robiłdotegoczasu?

-Napewnoniesiądęzzałożonymirękami.Chcęsiędowiedziećczegoświęcejo

rodzinieTrevisanaijegopraktyceadwokackiej.

-Chodziciocośkonkretnego?

- Nie. Po prostu jest kilka drobiazgów, które nie dają mi spokoju, wydają się
trochę

dziwne.-Więcejniezamierzałnaraziewyjawiać.-Aty?Jakiemaszplany?

-MusimyzebraćpodobneinformacjenatematFavera;będziemyztymmieliod

choleryroboty,zwłaszczajeślichodziojegointeresy.-Namomentzamilkł.-Nie
miałem

pojęcia,żecifacecitylezarabiają.

background image

-Kto?Księgowi?

-Tak.Setkimilionówrocznie.Amówiętylkoodeklarowanychdochodach.Bóg
wie,

ilewpadaimnalewo.

Brunettiprzypomniałsobiekilkafirmzlistyklientówksięgowego;istotnie,

możliwościzarobkoweFaverabyływprostniewyobrażalne.

Komisarzotworzyłdrzwiiwysiadł,poczymobszedłwózistanąłprzyoknie

kierowcy.

- Jutro wieczorem wyślę do baru kilku ludzi. Jeśli Mara i jej alfons tam będą,
powinni

ichzgarnąćbeztrudu.

-Dziewczynęteż?-spytałdellaCorte.

-Tak.Ponocywcelimożebędziebardziejskoradozwierzeń.

-Myślałem,żechcesz,abyporozmawiałazpsychiatrą.

- Tak. Ale wolę, żeby najpierw się przekonała, jak jej się podoba więzienie.
Strach

rozwiązujeludziomjęzyki,szczególniekobietom.

-Alezciebiebezlitosnydrań!-powiedziałdellaCorte,niebezcieniaszacunku.

Brunettiwzruszyłramionami.

- Może ma informacje potrzebne nam do rozwikłania sprawy morderstwa. Im
bardziej

będzieprzestraszonaiskołowana,tymprędzejpowiewszystko,cowie.

DellaCorteuśmiechnąłsięizwolniłhamulecręczny.

background image

- A już myślałem, że zaczniesz mi opowiadać, jak to spotkałeś kurwę o złotym
sercu.

Brunetti ruszył w kierunku stacji. Po kilku krokach obejrzał się; della Corte
właśnie

zamykałokno.

-Niemaludziozłotymsercu.

Niewiedziałjednak,czykapitangousłyszał,boodjechał,niezareagowawszyna

uwagę.

NazajutrzranosignorinaElettrapowitałaBrunettiegoinformacją,żeudałojejsię

odszukać artykuł o Trevisanie w „Gazzettino”, ale był to całkiem niewinny
materiało

pilotowanym przez mecenasa turystycznym joint venture założonym przez izby
handlu

WenecjiiPragi.Zdaniemdziennikarzapiszącegokronikętowarzyskąwtejsamej
gazecie,

prywatneżyciemałżonkimecenasabyłorównienieciekawejakjejmęża.

MimożeBrunettispodziewałsiętakichwiadomości,byłzawiedziony.Spytał

sekretarkę, czy mogłaby poprosić Georgia - zdziwił sam siebie, mówiąc o jej
znajomymtak

poufale, jakby to był i jego przyjaciel - żeby zdobył wykaz połączeń
telefonicznychbaru

Pinetta.Następnieprzejrzałkorespondencjęiwykonałkilkatelefonówwzwiązku
zjednymz

listów.

Później zadzwonił do Vianella i polecił mu wysłać wieczorem trzech ludzi do

background image

Pinetty,

żebyaresztowaliMaręialfonsa.Potemniemiałjużżadnychwymówekimusiał
zająćsię

papierami zalegającymi biurko. Ledwo mógł się skupić na tym, co czytał.
Materiały

nadesłane z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych prognozowały zatrudnienie w
policjiwciągu

najbliższych pięciu lat, omawiały koszty połączeń komputerowych z Interpolem,
podawały

danetechnicznenowegomodelupistoletu.Brunettizobrzydzeniemcisnąłpapiery
nabiurko.

Questore niedawno otrzymał memorandum od ministra spraw wewnętrznych, w
którym

informowano go, że od nowego roku budżet policji będzie zmniejszony co
najmniejo

piętnaście procent, może o dwadzieścia, toteż w najbliższym czasie nie
przewidujesię

przyznania komendzie żadnych dodatkowych funduszy. Mimo to ci idioci w
Rzymiewciąż

przysyłalinoweprojektyiplany,jakbypolicjapławiłasięwforsie-albojakby
pieniądzenie

zostały dawno rozkradzione i powpłacane na tajne konta w szwajcarskich
bankach.

Sięgnąłpokartkęzdanyminowegomodelupistoletu,wktóryzbrakufunduszynie

mógł zaopatrzyć swoich podwładnych, przekręcił ją i na odwrocie zaczął
sporządzaćlistę

background image

osób, z którymi chciał się spotkać: wdowa po mecenasie, jej brat i córka
Francesca,atakże

ktoś, kto udzieliłby mu wiarygodnych informacji o kancelarii zamordowanego i
jegożyciu

prywatnym.

Wdrugimrzędziewypisałkolejnokilkaspraw,któreniedawałymuspokoju:

zwierzenia-amożetylkoprzechwałki?-Franceski,żektośchcejąporwać;opór
Lottaprzed

udostępnieniem listy klientów szwagra; zdumienie Lotta na dźwięk nazwiska
Favera.

JednakżenajbardziejdręczyłaBrunettiegokwestianumerówtelefonicznych:to,że

Trevisan dzwonił w tyle różnych miejsc i że jego połączenia - jak dotąd - nie
układałysięw

żadenlogicznywzór.

Wyjmującksiążkętelefonicznązdolnejszufladybiurka,pomyślał,żepowinien

śladem Favera zapisać sobie w kalendarzyku numery, pod które często dzwoni.
Alepod

numer, z którym zamierzał się połączyć, dzwonił po raz pierwszy w życiu;
dotychczasnie

miałpowodudomagaćsięspłaceniadługuwdzięczności.

PrzedtrzemalatyzatelefonowałdoniegoDanilo,zaprzyjaźnionyfarmaceuta,i

poprosił, żeby Brunetti zajrzał do jego mieszkania. Kiedy komisarz przybył na
miejsce,

okazało się, że przyjaciel ma podbite oko, jakby uczestniczył w bójce. W
rzeczywistościnie

background image

tylko z nikim nie walczył, ale nawet nie próbował powstrzymać młodego
człowieka,który

wtargnął do apteki, właśnie zamykanej na noc. Młodzieniec otworzył szafkę z
narkotykamii

wyjąłsiedemampułekmorfiny.Farmaceutacałyczasniestawiałoporu.Dopiero
kiedy

złodziejwychodził,powiedział:

- Roberto, nie powinieneś tego robić. - Zwrócił się do chłopaka po imieniu,
ponieważ

gorozpoznał.

To wystarczyło, aby złodziej pchnął gniewnie aptekarza na jedną z gablot,
podbijając

muoko.

Roberto,oczymwiedziałnietylkoDaniloiBrunetti,alerównieżwiększość

policjantówwmieście,byłjedynymsynemMariaBeniamina,głównegosędziego
sądu

kryminalnego w Wenecji. Aż do tego wieczoru chłopak nigdy nie uciekał się do
przemocy.

Jakośsobieradziłznałogiem:posługiwałsięsfałszowanymireceptamialbo

przehandlowywał na narkotyki przedmioty skradzione rodzinie i przyjaciołom.
Aleatakiem

na farmaceutę, nawet jeśli nie zamierzonym, przekroczył granicę i dołączył do
grona

przestępców. Brunetti, po rozmowie z Danilem, udał się do domu sędziego
Beniaminai

spędził z nim ponad godzinę; nazajutrz rano sędzia zawiózł syna do niewielkiej

background image

prywatnej

klinikipodZurychem,gdzieRobertospędziłpółroku,poczymzatrudniłsięjako
czeladnikw

pracownigarncarskiejwMediolanie.

PrzeztetrzylataBrunettiwłaściwieniemyślałoprzysłudze,którąoddałwtedy

sędziemu;byłajakparabardzodrogich,leczniewygodnychbutów,wepchniętych
nadno

szafyizapomnianychdochwili,kiedysięgającpocośinnego,przypadkiemsięna
nietrafiai

przypomina sobie ze wstydem, jaki się zrobiło zły interes, płacąc za nie tyle
pieniędzy.

Potrzecimdzwonkuwsłuchawcerozległsięgłossekretarki.Brunettiprzedstawił
sięi

powiedział,żechciałbymówićzsędzią.Pochwiliusłyszałnaliniijegogłos.

-Buongiorno,commissario.Spodziewałemsiępańskiegotelefonu.

-Chciałbymporozmawiaćzpanem,paniesędzio.

-Dziś?

-Oiletomożliwe.

-Jeśliwystarczypanupółgodziny,możemysięspotkaćopiątejpopołudniu.

-Powinnowystarczyć,paniesędzio.

-Wtakimrazieczekamnapana-powiedziałsędziairozłączyłsię.

Główny gmach sądu kryminalnego mieści się przy moście Rialto, nie po stronie
San

Marco,alepoprzeciwnej,tej,naktórejznajdująsięsłynnetargi.Wrzeczysamej,

background image

klienci,

którzy odwiedzają je wczesnym rankiem, czasem widują wprowadzanych do
budynku

różnymiwejściamimężczyznikobietywkajdankach,jakrównieżstrzegącychich

carabinieri z pistoletami maszynowymi, czających się pomiędzy skrzynkami
kapustyi

winogron. Brunetti pokazał uzbrojonym strażnikom przy drzwiach legitymację
służbowąi

ruszył marmurowymi schodami na drugie piętro, gdzie znajdował się gabinet
sędziego

Beniamina. Po drodze minął wysokie okno, z którego rozciągał się widok na
Fondazionedei

Tedeschi, gdzie za czasów Rzeczypospolitej Weneckiej był skład towarów i
kwaterakupców

niemieckich, a obecnie mieścił się główny urząd pocztowy. U góry schodów
dwóch

carabinieriwkamizelkachkuloodpornychpoprosiłoodokumenty.

-Mapanprzysobiebroń,commissario!-spytałjeden,obejrzawszydokładnie

legitymację.

Brunetti pożałował, że nie zostawił pistoletu w swoim gabinecie; we Włoszech
odtak

dawna ginęli sędziowie, że wszyscy stali się nerwowi, a ostatnio dodatkowo
wzmocniono

ochronęsądów.Rozchyliłmarynarkęiprzytrzymałpoły,abystrażnikmógłzabrać
mubroń.

Trzecie drzwi po prawej wiodły do gabinetu sędziego Beniamina. Brunetti

background image

zastukał

dwarazy.

Wciągutrzechlat,jakieupłynęłyodczasu,kiedyodwiedziłsędziegowdomu,

kilkakrotniemijalisięnaulicyiwymienialiukłony,aleostatnirazwidzielisięco
najmniej

rok temu i dlatego zaskoczyła komisarza zmiana, która zaszła w wyglądzie
sędziego.Choć

Beniamin był od niego najwyżej dziesięć lat starszy, wyglądał teraz jak jego
ojciec.Głębokie

bruzdy ciągnęły mu się po obu stronach ust od nosa aż do brody. Oczy, niegdyś
czarnejak

węgiel,sprawiaływrażeniematowych,jakbyktośzapomniałzetrzećznichkurz.
Wdodatku

sędzia tak bardzo schudł, że zdawał się pływać w powłóczystej czarnej todze,
którastanowiła

oznakęurzędu.

-Proszęusiąść,commissario-powiedział.Głosbyłwciążtensam,głębokii

dźwięczny;głosśpiewaka.

-Dziękuję,paniesędzio.-Brunettizająłmiejscenajednymzczterechkrzeseł

stojącychprzedbiurkiemsędziego.

-Przykromi,alemuszępanauprzedzić,żemammniejczasu,niżsądziłem.-Jakby

nagleuderzyłgosenswłasnychsłów,sędziauśmiechnąłsięsmutno.-Toznaczy
dziśpo

południu. Byłbym więc wdzięczny, gdyby mógł się pan streszczać. Jeśli to
nierealne,możemy

background image

umówićsięponowniezadwadni.

- Postaram się mówić krótko, panie sędzio. Dziękuję, że zechciał mnie pan
przyjąć.

Ichoczysięspotkały;obajmieliświadomość,jakzdawkowobrzmiątesłowa.

-Azatem...

-ChodzimioCarlaTrevisana.

-Konkretnieoco?

-Komuopłacałasięjegośmierć?Jakukładałysięjegostosunkizeszwagrem?Z

żoną? Dlaczego jego córka mówiła przed pięciu laty koleżankom, że jej rodzice
bojąsię,aby

niezostałaporwana?IczyTrevisanmiałpowiązaniazmafią,ajeślitak,tojakie?

Sędzia Beniamin nic nie notował, tylko siedział i słuchał. Potem oparł łokieć o
biurko,

podniósłdłońiwyprostowałpalce.

-DwalatatemuuTrevisanazacząłpracowaćnowyadwokat,SalvatoreMartucci.

Przeszedłdoniegozwłasnymiklientami.Zgodniezumową,porokupracymiał
awansować

nawspólnika.Krążąpogłoski,żeTrevisanniechciałrespektowaćumowy.Teraz,
pojego

śmierci,Martucciautomatyczniezostałszefemkancelarii.

Sędziaschowałkciuk.

-Szwagierjestbardzocwany,nadzwyczajcwany.Słyszałemniepotwierdzone

plotki...zato,żejepowtarzam,mógłbymnieoskarżyćozniesławienie...żejeśli
ktośchce

background image

wiedzieć, jak nie płacić podatków w handlu międzynarodowym, komu dać
łapówkęalboco

zrobić,żebytransportuniknąłkontrolicelnej,najlepiejudaćsiędoLotta.

Zgiąłpalecwskazujący.

-ŻonamaromanszMartuccim.

Opuściłśrodkowypalec.

- Mniej więcej pięć lat temu Trevisan... znów powtarzam zasłyszaną plotkę...
wszedł

winteresyzdwomaczłonkamimafiizPalermo,ludźmibardzoniebezpiecznymi.
Niewiem,

czy były to legalne interesy, czy wszedł w nie dobrowolnie ani kto się z kim
skontaktował

pierwszy; wiem tylko, że było to związane z perspektywą otwarcia się rynków
Europy

Wschodniej dla międzynarodowego biznesu. Zdarza się, że mafia porywa lub
zabijadzieci

osób,któreodrzucająjejofertęwspółpracy.PodobnoTrevisanprzezpewienczas
byłbardzo

wystraszony, ale potem przestał się bać. - Sędzia zgiął dwa ostatnie palce i
zacisnąłdłońw

pięść.-Chybaodpowiedziałemnawszystkiepańskiepytania.

Brunettiwstał.

-Dziękuję,paniesędzio.

-Niemazaco,commissario.

Ani razu nie padło imię Roberta, który przed rokiem przedawkował i zmarł,

background image

sędzianie

wspomniał też słowem o raku, który zżerał mu wątrobę. Po wyjściu z gabinetu
Beniamina

Brunettiodebrałodstrażnikapistoletiopuściłgmachsądu.

Rozdział18

NazajutrzzarazpoprzyjściudopracyBrunettizadzwoniłdodomuBarbaryZorzi.

-Panidoktor,mówiGuidoBrunetti-rzekł,kiedypowłączeniusięautomatycznej

sekretarki rozległ się długi sygnał. - Jeśli jest pani w domu, bardzo proszę
odebraćtelefon.

MuszęznówporozmawiaćzpaniąoTrevisanach.Dowiedziałemsię,że...

-Ocochodzi?-spytałaszybkolekarka,podnoszącsłuchawkę;bynajmniejsięnie

zdziwił,żezrezygnowałazpowitaniaiwymianygrzeczności.

-Chciałbymwiedzieć,czywizytapaniTrevisanmiałacośwspólnegozciążą.-I

zanimzdążyłaodpowiedzieć,dodał:-Niecórki.Własną.

-Dlaczegopanotopyta?

-Zprotokołusekcjiwynika,żejejmążmiałprzeprowadzonąwazektomię.

-Kiedy?

-Niewiem.Czytoistotne?

Wsłuchawcezapadładługacisza.

- Nie, chyba nie - odparła w końcu lekarka. - A więc owszem, kiedy pani
Trevisan

przyszła do mnie przed dwoma laty, myślała, że jest w ciąży. Miała wtedy
czterdzieścijeden

background image

lat.

-Ico,była?

-Nie.

-Czywydawałasięzaniepokojonatąmożliwością?

- Wtedy sądziłam, że nie jest, a przynajmniej nie bardziej, niż byłaby każda
kobietaw

jej wieku. Ale teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, to myślę, że tak.
Zdecydowanietak.

-Dziękuję-powiedziałBrunetti.

-Towszystko?-Byławyraźniezaskoczona.

-Tak.

-Niespytapan,czywiedziałam,ktojestojcem?

- Nie. Gdyby podejrzewała pani, że nie jej mąż, powiedziałaby mi o tym,
kiedyśmysię

spotkali.

-Chybamapanrację-rzekłapochwili,cedzącwolnosłowa,jakbysięwahała.

-Todobrze.

-Bojawiem?

-Dziękuję-powtórzyłirozłączyłsię.

NastępniezadzwoniłdokancelariiTrevisana,żebysięumówićzSalvatorem

Martuccim,alepoinformowanogo,żeavvocatoMartucciwyjechałdoMediolanu
w

interesach; skontaktuje się z panem komisarzem, jak tylko wróci do Wenecji.

background image

Ponieważna

jego biurku nie pojawiły się żadne nowe papiery, Brunetti wziął do ręki
sporządzonąwczoraj

przezsiebielistęizacząłrozmyślaćnadrozmowązsędzią.

Nawetnieprzyszłomudogłowy,żebykwestionowaćczypróbowaćsprawdzić

informacje,którepodałmusędziaBeniamin.Wświetledomniemanychkontaktów
Trevisana

z mafią jego śmierć tym bardziej wyglądała na egzekucję, wykonaną szybko i
sprawnieprzez

anonimowegomordercę.Martucci,sądzącpojegoimieniu,zapewnepochodziłz
południa...

Brunetti szybko upomniał sam siebie, żeby nie kierować się uprzedzeniami i -
nawetgdyby

mecenasokazałsięSycylijczykiem-niewyciągaćpochopnychwniosków.

PozostawałajeszczesprawaFranceskiitego,comówiłakoleżankom:żerodzice
boją

się, aby jej nie porwano. Rano, przed wyjściem z domu, Brunetti powiedział
córce,żepolicja

wyjaśniłatękwestięijużniepotrzebujejejpomocy.Wolałnieryzykować,żektoś
siędowie,

iżChiararozpytujeocoś,wczymmaczałapalcemafia.Aponieważznałcórkę,
wiedział,że

jedynie brak zainteresowania z jego strony zniechęci ją do zadawania pytań
koleżankom.

Zzamyśleniawyrwałogopukaniedodrzwi.

- Avanti. - Podniósłszy wzrok znad biurka, ujrzał, jak signorina Elettra otwiera

background image

drzwii

przepuszczaprzodemobcegomężczyznę.

- Panie komisarzu, przedstawiam panu Giorgia Rondiniego - powiedziała,
wchodząc

zaobcym.-Chciałbyzamienićzpanemkilkasłów.

Mężczyzna,któregowprowadziła,przewyższałjąconajmniejogłowę,alebyło
mało

prawdopodobne, żeby ważył więcej niż ona. Dzięki wysmukłej sylwetce
przypominałpostać

z obrazu el Greca. Podobieństwo do uwiecznionych przez malarza postaci
podkreślała

dodatkowo czarna broda przystrzyżona w szpic oraz ciemne oczy, które patrzyły
naświat

spodgęstychczarnychbrwi.

-Proszęusiąść,signorRondini-powiedziałBrunetti,unoszącsięzfotela.-Czym

mogępanusłużyć?

Podczas gdy Rondini zajmował miejsce, signorina Elettra cofnęła się do drzwi,
które

wchodzączostawiłaotwarte.Zatrzymałasięwproguistałanieruchomo,dopóki
Brunettinie

spojrzał w jej stronę. Kiedy to uczynił, wskazała palcem na gościa i - jakby
rozmawiałaz

głuchym-bezgłośniewymówiłajegoimię:

-Giorgio.

Brunettiskinąłleciutkogłową.

background image

-Grazie.

SignorinaElettraopuściłagabinetkomisarza.

Przezdłuższąchwilępanowałomilczenie.Rondinirozglądałsiępogabinecie,a

Brunettiwpatrywałsięwlistęnabiurku.

-Paniekomisarzu,przyszedłemprosićoradę-oznajmiłwreszciegość.

-Tak?-Brunettiuniósłwzrok.

-Chodziomojeskazanie.

-Opańskieskazanie?

- Tak, o to nieporozumienie na plaży. - Gość uśmiechnął się, jakby usiłował
pomóc

Brunettiemu przypomnieć sobie coś, o czym komisarz niewątpliwie musiał
słyszeć.

-Przykromi,signorRondini,nicminiewiadomonatentemat.Alezamieniamsię
w

słuch.

Rondinispoważniał;najegotwarzypojawiłosiębolesnezakłopotanie.

-Elettrapanuniemówiła?

-Obawiamsię,żenie.-Widząc,żeminaRondiniegorobisięcorazbardziej

pochmurna, komisarz uśmiechnął się ciepło. - Ale oczywiście opowiedziała mi,
jakwiele

panuzawdzięczamy.Dziękipańskiejpomocyudałosięruszyćzmiejscasprawę,
którąteraz

prowadzę. - Fakt, że w rzeczywistości prawie wcale sprawy nie ruszono z
miejsca,nie

background image

oznaczał,żeBrunettikłamie.

Rondininadalmilczał.

-Jeślipowiemipan,ocochodzi,zobaczę,codasięzrobić-oznajmiłBrunetti,

próbującgoośmielić.

Gośćzłożyłręcenakolanach;palcamiprawejdłonimasowałpalcelewej.

-Takjakwspomniałem,chodzioskazanie.

Brunettiuśmiechnąłsięzachęcającoiskinąłgłową.

-Zaobrazęmoralności-wyjaśniłRondini.

WyraztwarzyBrunettiegosięniezmienił,conajwyraźniejdodałoRondiniemu

otuchy.

-Widzipan,przeddwomalatybyłemnaplażyAlberoni.

Brunettizdawałsobiesprawę,żeplażata,mieszczącasięnakońcuwyspyLido,

cieszy się taką popularnością wśród gejów, iż zyskała miano „plaży grzechu”.
Mimoże

uśmiech wciąż gościł na jego ustach, zaczął uważniej się wpatrywać w twarz
petentaibacznie

śledzićruchyjegorąk.

-Nie,nie,paniekomisarzu-powiedziałRondini,potrząsającgłową.-Toprzez

mojego brata. - Umilkł i znów potrząsnął głową, tym razem z zakłopotaniem. -
Tylko

pogarszamcałąsprawę.-Uśmiechnąłsięnerwowoiwestchnął.-Pozwolipan,że
zacznęod

początku?

background image

Rzeczjasna,Brunettipozwolił.

- Mój brat jest dziennikarzem. Pisał wtedy artykuł o tej plaży i poprosił, żebym
mu

towarzyszył. Myślał, że jak pójdziemy razem, inni potraktują nas jak parę i nikt
niebędzienas

zaczepiał.Toznaczy,będąznamirozmawiać,aleniebędąpodrywać.-Rondini
urwałiznów

wbiłwzrokwswojedłonie,którymibezprzerwyporuszał,jakbyniebyłwstanie
nadnimi

zapanować.

-Itamsiętostało?-spytałBrunetti,ponieważgośćsprawiałwrażenie,jakbynie

zamierzałkontynuować.

Rondinianiniepodniósłoczu,aninicniepowiedział.

-Tammiałmiejscetenincydent?-Brunettiniedawałzawygraną.

Rondiniwziąłgłębokioddech.

-Pływałem,akiedywyszedłemzwody,zrobiłomisięzimno,więcpostanowiłem
się

przebrać. Brat był spory kawałek ode mnie, rozmawiał z kimś, wokół nie
widziałemnikogo.

Przynajmniej w odległości dwudziestu metrów od miejsca, w którym miałem
rozłożonykoc.

Usiadłem, zdjąłem kąpielówki i zamierzałem włożyć spodnie, kiedy podeszło
dwóch

policjantówipowiedziało,żebymwstał.Chciałemwciągnąćspodnie,alejedenz
policjantów

background image

stanąłnanich,więcniemogłem.-Jegogłosbyłcorazbardziejnapięty;Brunetti
niewiedział,

czyzezmieszania,czygniewu.Rondinizacząłgładzićbrodę.-Skoroniemogłem
włożyć

spodni, postanowiłem wciągnąć z powrotem kąpielówki, ale drugi policjant
zabrałjezkocai

niechciałichoddać.-Umilkł.

-Cobyłodalej,signorRondini?

-Wstałem.

-I...?

-Spisaliprotokół,wktórympostawilimizarzutobrazymoralności.

-Próbowałimpanwszystkowyjaśnić?

-Tak.

-Noi...?

-Nieuwierzyli.

-Bratpanuniepomógł?Niewrócił?

-Nie,wszystkotrwałozaledwiepięćminut.Sporządziliprotokółiodeszli,zanim
brat

skończyłrozmawiać.

-Copanpotemzrobił?

-Nic-odparłRondini,patrzącBrunettiemuwoczy.-Bratpowiedział,żebymsię
nie

martwił,żenapewnozostanępowiadomiony,gdybysprawamiałatrafićdosądu.

background image

-Ipowiadomionopana?

-Nie.Wkażdymrazieniedostałemżadnegopisma.Jakieśdwamiesiącepóźniej

zadzwonił do mnie znajomy i powiedział, że moje nazwisko figuruje w
najnowszym

„Gazzettino”. Podobno rozprawa się odbyła, choć nic mi o niej nie było
wiadomo.Niekazano

mizapłacićżadnejgrzywnyaninic.Dopieropotemotrzymałempismo,wktórym

informowanomnie,żezostałemskazanyzaobrazęmoralności.

PrzezchwilęBrunettidumałnadtym,cousłyszał.Takierzeczyniestetyczasemsię

zdarzały. Przy drobnych wykroczeniach łatwo było o niedopatrzenia i człowiek
rzeczywiście

mógł zostać skazany bez formalnego oskarżenia. Brunetti jednak nie rozumiał,
dlaczego

Rondinipostanowiłprzyjśćztymdoniego.

-Próbowałpanwystąpićozmianędecyzji?

-Tak,alepowiedzianomi,żejużnatozapóźno,żepowinienembyłzłożyć

wyjaśnienie, zanim odbyła się rozprawa. A ponieważ nie był to prawdziwy
proces,niemogę

sięodwołać.

Brunetti,obeznanyzprocedurąsądowąwwypadkuwykroczeń,skinąłgłową.

-Nibyprocesuniebyło,leczzostałemskazanyzapopełnienieprzestępstwa.

-Wykroczenia-poprawiłswegogościaBrunetti.

-Wszystkojedno.Zostałemskazany.

background image

Brunettiprzekręciłnabokgłowęiuniósłbrwi;miałotowyrażaćsceptycyzmoraz

lekceważeniedlacałejsprawy.

-Naprawdęniewartosiętymprzejmować,signorRondini.

-Żenięsię.

-Nierozumiem,jakitomazwiązekztąhistorią.

- Chodzi o moją narzeczoną. - W głosie Rondiniego znów dało się wyczuć
napięcie.-

Niechcę,żebyjejrodzinadowiedziałasię,żeskazanomniezaobrazęmoralności
naplażydla

homoseksualistów.

-Czypańskanarzeczonawieotymincydencie?

Rondiniwykonałtakiruch,jakbyzamierzałpotwierdzić,apóźniejnaglezmienił

zdanie.

-Nie.Wtedyjejnieznałem,apotemjakośniebyłookazji.Dlamojegobratai

przyjaciół cała ta historia nie ma żadnego znaczenia. Traktują ją jak zabawne
zdarzenie,ale

bojęsię,żenarzeczonaprzeżyjeszok.-Rondiniwzruszyłramionami,abypokryć
niepokój.-

Atymbardziejjejrodzina.

-Iprzyszedłpandomnie,żebydowiedziećsię,comożnazrobićwtejsprawie?

- Tak. Elettra wiele o panu mówiła. Mówiła też, jak wiele od pana zależy. - Z
jego

głosuprzebijałszacunek;cogorsza,równieżnadzieja.

background image

Brunettizbyłkomplementmachnięciemręki.

-Cokonkretniemapannamyśli?

-Chodzimiodwiesprawy.Popierwsze,żebyusunąłpanmojenazwiskozakt

policyjnych... - Przerwał, widząc po minie komisarza, że ten zamierza
protestować.-To

chybaprostedowykonania?

-Żądapan,abymdokonałzmianwdokumentachpaństwowych?-spytałBrunetti,

starającsięnadaćgłosowisurowebrzmienie.

-AleElettramówiła...-Rondinizamilkłwpółsłowa.

Brunettiwolałniewiedzieć,comówiłaElettra.

- Wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany do akt jest o wiele trudniejsze, niż się
panu

wydaje-rzekłwkońcu.

Rondini popatrzył na niego z politowaniem; chociaż się nie sprzeciwił, widać
było,że

maodmiennezdanie.

-Czymogępowiedzieć,naczymmijeszczezależy?

-Oczywiście.

-Otóżchciałbymotrzymaćpismostwierdzające,żezarzutbyłbezpodstawnyi

zostałemzniegowpełnioczyszczony.Najlepiejgdybyzawierałoprzeprosiny.

Brunettimiałochotękrzyknąć,żetoniemożliwe,zamiasttegospytał:

-Pocopanutakiepismo?

background image

-Dlanarzeczonej.Ijejrodziny.Żebymmógłimpokazać,gdybykiedykolwiek

dowiedzielisięotejsprawie.

-Alejeśliusuniesiępańskienazwiskozakt,pocopanupismo?-spytałBrunetti.
-O

ile,rzeczjasna,usunięcienazwiskaokażesięwogólemożliwe.

-Otosięproszęniekłopotać-powiedziałRondiniztakąpewnościąsiebie,że

Brunetti od razu sobie przypomniał, gdzie jego gość pracuje (w dziale
komputerówSIP),i

skojarzyłtenfaktzprostokątnąskrzynkąnabiurkuElettry.

-Ktopowinienfigurowaćjakoautorpisma?

-Najlepiej,abytobyłsamquestore-oświadczyłRondini,poczymszybkododał:
-

Alewiem,żetonierealne.

Kiedy tylko zorientował się, że sprawa będzie załatwiona po jego myśli i do
ustalenia

pozostająjedynieszczegóły,przestałnerwowoporuszaćdłońmi;leżałyspokojnie
na

kolanach,zresztąonteżsiedziałterazznaczniebardziejrozluźniony.

-Czygdybytakiepismonapisałcommissario,wystarczyłobypanu?

-Tak,chybatak.

-Acozusunięciemnazwiskazakt?

Rondinimachnąłlekceważącoręką.

-Zadzieńlubdwazniknie.

background image

Brunettiwolałniewiedzieć,któreznich,RondiniczypaniElettra,dokonazmiany
w

aktach,toteżniepytał.

-Podkoniectygodniasprawdzę,czynadalwidniejewnaszejkartotece.

-Nieznajdziegopan-oznajmiłRondini;wjegogłosieniebyłoarogancji,tylko

spokojnapewnośćsiebie.

-Jeślinieznajdę,wtedynapiszęlist.

Rondiniwstał.WyciągnąłnadbiurkiemrękędoBrunettiego.

-Gdybypanczegośpotrzebował,commissario,proszępamiętać,gdziepracuję-
rzekł

napożegnanie.

Brunetti odprowadził gościa do drzwi, a chwilę później zszedł piętro niżej i
wstąpiłdo

pokoju,wktórymurzędowałasignorinaElettra.

-Rozmawiałpanznim?-zapytała.

Nie bardzo wiedział, jak się zachować - czy udać obrażonego faktem, że
najwyraźniej

z góry założyła, iż nie będzie miał nic przeciwko ingerencji w oficjalne akta
państwoweoraz

wypisywaniucałkowiciefikcyjnychprzeprosin.Postanowiłuciecsiędoironii.

- Zdziwiło mnie, że w ogóle go pani do mnie przysłała. Równie dobrze mogła
pani

samaspełnićjegoprośby,prawda?

Uśmiechnęłasięzzadowoleniem.

background image

-Oczywiście,alepomyślałam,żelepiejbędzie,jeślipanznimporozmawia.

-Dlategożewgręwchodziprzerabianieakt?

-Askądże!PrzecieżiGiorgio,ijapotrafimytozrobićwminutę-odparła

wzgardliwymtonem.

-Chybamusiistniećjakieśtajnehasłozabezpieczającedostępdoakt?

- Owszem - odpowiedziała po chwili - hasło istnieje. Tylko że wcale nie jest
takie

tajne.

-Ktojezna?

-Niewiem,aleszybkomogłabymsięgodowiedzieć.

-Isięnimposłużyć?

-Może.

Brunettiwolałnieciągnąćtegotematu.

- Więc chodziło o pismo z przeprosinami? - Zakładał, że pani Elettra dokładnie
się

orientuje,ocoRondinigoprosił.

- Och nie, panie komisarzu. Pismo też mogłabym sama napisać. Po prostu
pomyślałam

sobie,żedobrzebędzie,jeśliGiorgiopoznapanaosobiścieiprzekonasię,żejest
pangotów

pójśćmunarękę.

- Na wypadek gdybyśmy potrzebowali dalszych informacji z SIP? - spytał
Brunetti,

background image

tymrazemjużbezironiiwgłosie.

-Nowłaśnie.-Sekretarkauśmiechnęłasięszczęśliwa,żecommissariowreszcie

zaczynarozumieć,jakfunkcjonujeświat.

Rozdział19

Wiadomość,którasprawiła,żeBrunettinawpółogolonywypadłnazajutrzranoz

łazienki,zupełniewyparłazjegomyśliproblemyRondiniego.UbaldoLotto,brat
wdowypo

mecenasie Carlu Trevisanie, został znaleziony martwy w swoim wozie
zaparkowanymna

bocznej drodze odchodzącej od autostrady łączącej Mestre i Mogliano Veneto.
Zginąłod

trzechkul;strzałyprzypuszczalnieoddałaosobasiedzącaobokniegonaprzednim
fotelu.

Zwłoki odkrył około piątej rano mieszkaniec pobliskiej wsi, któremu nie
podobałosię

to,cozobaczył,kiedyprzejeżdżałbłotnistąpolnądrogąobokdużegosamochodu:
kierowcę

pochylonego nad kierownicą i włączony silnik. Wieśniak zatrzymał się i zajrzał
dośrodka,a

kiedy spostrzegł kałużę krwi na przednim siedzeniu, czym prędzej powiadomił
policję.

Policjanci szybko ogrodzili teren i zaczęli szukać śladów pozostawionych przez
mordercęlub

morderców. Za samochodem Lotta najwyraźniej stało inne auto, lecz z powodu
obfitych

opadów deszczu i rozmokłej ziemi nie sposób było pobrać odcisków opon.

background image

Funkcjonariusz,

który pierwszy otworzył drzwi, o mało nie zwymiotował, kiedy uderzył go w
nozdrzazapach

krwi, fetor odchodów oraz woń płynu po goleniu, zmieszanych w gorącym
powietrzu-

nastawione na najwyższą moc ogrzewanie pracowało przez cały czas, gdy Lotto
leżałbez

życia,opartyokierownicę.Ekipatechnicznazbadaładokładnieteren,anastępnie,
po

odholowaniu wozu do garażu policyjnego w Mestre, przystąpiła do oględzin
samochodu,

czyli zbierania oraz opisywania włókien, włosów i innych próbek mogących
dostarczyć

jakichkolwiekinformacjioosobie,którasiedziałaobokkierowcywchwilijego
śmierci.

Samochódbyłjużodholowany,kiedyBrunettiiVianellozjawilisięnamiejscu

zbrodni, przywiezieni radiowozem przez policję z Mestre. Z tylnego siedzenia
obejrzeli

wąskądrogęidrzewa,wciążmokreoddeszczu,choćprzestałopadaćoświcie.
Potem,w

policyjnymgarażu,obejrzeliwiśniowąlancię,którejprzedniesiedzenieznaczyły
plamy,

powoli przybierające ten sam odcień co lakier pojazdu. Natomiast w kostnicy
natknęlisięna

mężczyznę, który przybył zidentyfikować zwłoki; był to Salvatore Martucci,
obecnyszef

background image

kancelariiTrevisana.SzybkiespojrzenieVianellailekkiruchgłowywkierunku
adwokata

uświadomiły Brunettiemu, że sierżant właśnie z nim rozmawiał po zabójstwie
Trevisanaiże

właśnieMartucciwydawałsiętakmałoporuszonyśmierciąprzełożonego.

Szczupłyiżylasty,Martuccibyłznaczniewyższyodwiększościpołudniowców,a

jego włosy, ostrzyżone krócej niż nakazywała aktualna moda, miały barwę
rudoblond;

wyglądałjakjedenztychnormańskichnajeźdźców,którychhordypodbiłySycylię
przed

wiekami,czegopamiątkąsąpodziśdzieńzieloneoczywieluwyspiarzy,atakże
garść

francuskichzwrotówobecnychwmiejscowymdialekcie.

UjrzeliMartucciegoakuratwchwili,gdywyprowadzanogozpomieszczenia,w

którym trzymane są zwłoki. Zarówno komisarza, jak i sierżanta uderzyło, że
adwokatsam

wygląda jak trup: jego przeraźliwie blada cera wydawała się jeszcze bielsza
przezkontrastz

ciemnymiobwódkamiwokółoczu,ciemnyminiczymsińce.

-AvvocatoMartucci?-zapytałBrunetti,zatrzymującsięprzednim.

PrawnikpopatrzyłnaBrunettiegotakimwzrokiem,jakbygoniewidział,apotem
na

Vianella-nierozpoznałsierżanta,aleprzynajmniejzauważyłgranatowymundur.

-Słucham?

- Jestem commissario Guido Brunetti. Chciałbym zadać panu kilka pytań w

background image

sprawie

UbaldaLotta.

-Nicniewiem-powiedziałMartuccizwyraźnymsycylijskimakcentem.

-Rozumiem,żetodlapanatrudnechwile,alemusimyporozmawiać.

-Nicniewiem-powtórzyładwokat.

- Bardzo mi przykro, signor Martucci, ale jeśli nam pan odmówi, będziemy
zmuszeni

udać się do pani Trevisan - rzekł Brunetti; razem z Vianellem zagradzał
adwokatowi

przejście.

-CoFrancamaztymwspólnego?-Martucciuniósłgłowęipopatrzyłgniewnieto
na

komisarza,tonaVianella.

- Zamordowany był jej bratem. A jej mąż zginął w taki sam sposób przed
niespełna

tygodniem.

Martucci opuścił na moment wzrok i zamyślił się. Brunetti był ciekaw, czy
adwokat

zakwestionujepodobieństwomiędzyobomazabójstwamiibędzietwierdził,żeto

przypadkowazbieżność.PochwiliMartuccispytał:

-Cochcepanwiedzieć?

- Przejdźmy do pokoju - zaproponował Brunetti; wcześniej poprosił lekarza
sądowego,

czy mogliby skorzystać z gabinetu jego zastępcy. - Tu na korytarzu nie jest zbyt

background image

wygodnie.

Odwrócił się i ruszył przed siebie, Martucci za nim, a na końcu Vianello, który
nie

odezwałsiędomecenasaaniniedałmuwżadensposóbpoznać,żejużkiedyśze
sobą

rozmawiali.BrunettiotworzyłdrzwigabinetuiprzepuściłMartucciegoprzodem.

- Signor Martucci - rzekł, kiedy wszyscy trzej już siedzieli - na początek
chciałbym

spytać,gdziepanspędziłwczorajszywieczór.

- Nie rozumiem, dlaczego to pana interesuje - odparł adwokat; z jego głosu
przebijało

nietyleoburzenie,ilezmieszanie.

-Musimyustalić,gdziespędziliubiegływieczórwszyscy,którzyznalipanaLotta.

Zapewne się pan orientuje, że to podstawowe informacje, jakie zbiera się
podczasśledztwa

dotyczącegomorderstwa.

-Byłemwdomu-oznajmiładwokat.

-Czybyłktośzpanem?

-Nie.

-Czyjestpanżonaty,signorMartucci?

-Tak,ależyjemyzżonąwseparacji.

-Mieszkapansam?

-Tak.

background image

-Mapandzieci?

-Tak.Dwoje.

-Mieszkajązpanemczyzpańskążoną?

-Nierozumiem,jakitomazwiązekześmierciąLotta.

-Wtymmomencieinteresujenaspan,aniesignorLotto-odrzekłBrunetti.-Czy

dziecimieszkajązpańskążoną?

-Tak.

-Czypaństwaseparacjajestoficjalna?Czyzamierzaciesiępaństworozwieść?

-Nigdyśmyotymnierozmawiali.

- Naprawdę? - zdziwił się Brunetti, choć oczywiście takie sytuacje wcale nie
należały

dorzadkości.

-Mimożejestemprawnikiem,myślopostępowaniurozwodowympoprostumnie

przeraża.-PosępnytonMartucciegoświadczył,żemówiprawdę.-Mojażonaza
nicw

świecieniezgodziłabysięnarozwód.

-Inierozmawiałpanzniąotym?

- Nie. Znam żonę i wiem, jaka byłaby jej reakcja. Nie udzieliłaby zgody, a nie
mam

podstaw,żebywystąpićorozwódzjejwiny.Gdybymniebaczącnanic,uparłsię
przy

rozwodzie,zabrałabymiwszystko,comam.

- A czy byłyby podstawy do orzeczenia rozwodu z pańskiej winy? - spytał

background image

Brunetti.

Kiedy odpowiedziała mu cisza, sformułował pytanie inaczej, w słowach bardzo
oględnych:-

Czywidujesiępanzkimś?

-Nie-odparłMartucci.

- Trudno mi w to uwierzyć - stwierdził komisarz z uśmiechem, który wyrażał
męską

solidarność.

-Dlaczego?

-Jestpanprzystojny,wsilewieku,mapandobrąpracę,odniósłwżyciusukces.

Podejrzewam,żewielekobietuważapanazaatrakcyjnegomężczyznęibyłoby

zadowolonych,gdybyzechciałpanzaszczycićjeswoimiwzględami.

Martuccimilczał.

-Niemażadnejkobietywpańskimżyciu?

-Nie.

-Iwczorajszegowieczorubyłpansamwdomu?

-Jużpanumówiłem,commissario.

-Atak,rzeczywiście.

-Jeśliniemapanwięcejpytań....-Martucciwstał.

-Jeszczetylkokilkadrobiazgów,signorMartucci-powiedziałBrunetti,

powstrzymując go łagodnym ruchem ręki. Wyraz jego oczu sprawił, że prawnik
ponownie

background image

usiadł.-JakiestosunkiłączyłypanazCarlemTrevisanem?

-Pracowałemuniego.

-Uniegoczyznim,avvocatoMartucci?

-Itak,itak-odparł,akiedyBrunettipopatrzyłnaniegopytająco,oświadczył:-

Najpierwuniego,potemznim.-Pochwilizorientowałsię,żeitowyjaśnienie
niezadowala

komisarza.-Początkowo podjąłempracęw jegokancelarii,ale wzeszłymroku
uzgodniliśmy,

żezkońcemtegorokuzostanęwspólnikiem.

-Równorzędnymwspólnikiem?

-Tegonieomawialiśmy.-Zespojrzeniaigłosuadwokataprzebijałspokój.

Brunettiuznałtozadziwneniedopatrzenie,szczególniewwypadkuprawników.A

ponieważ druga ze stron zawierających umowę nie żyła, coś się mogło za tym
kryć.

-Cobybyło,gdybyktóryśzpanówzmarł?-zapytał.

-Tegoteżnieomawialiśmy.

-Dlaczego?

-Tochybajasne-oznajmiłtwardoMartucci.-Niktnieplanujewłasnejśmierci.

-Aleludzieumierają-powiedziałBrunetti.

Martuccizignorowałjegosłowa.

-Teraz,pośmierciTrevisana,panbędziekierowałkancelarią,prawda?

-JeślisignoraTrevisanmnieotopoprosi.

background image

-Rozumiem.Czyliponiekądodziedziczyłpanklientówzmarłego?

Widaćbyło,żeMartucciztrudemnadsobąpanuje.

-Jeślicikliencibędąchcielikorzystaćzmoichusług...

-Achcą?

-Zawcześnietooceniać.

-JakiesignorLottomiałpowiązaniazkancelariąszwagra?-spytałBrunetti,

zmieniającniecolinięprzesłuchania.

-Byłnaszymksięgowym,aponadtozarządzałfinansami.

-Ipana,imecenasaTrevisana?

-Tak.

-CzypośmierciszwagrasignorLottopozostałpańskimksięgowym?

-Oczywiście.Znakomicieorientowałsięwewszystkichzagadnieniach.Pracował
z

Carlemodponadpiętnastulat.

-Inadalzamierzałpankorzystaćzjegousługorazzlecaćmuprowadzeniecałej

księgowości?

-Naturalnie.

-CzysignorLottomógłmiećjakiekolwiekroszczeniaprawnedokancelarii?

-Przepraszam,alenierozumiem.

Wydało się to Brunettiemu dziwne, bo pytanie było proste, a Martucci, jako
prawnik,

tymbardziejniepowinienmiećtrudnościzjegozrozumieniem.

background image

- Czy kancelaria była spółką akcyjną? Czy signor Lotto posiadał udziały w
kancelarii

szwagra?

-Nie,oilemiwiadomo-odpowiedziaładwokatpokrótkimnamyśle.-Alemogli

zawrzećmiędzysobąumowę,którejtreśćniejestmiznana.

-Cobytobyłazaumowa?

-Niemampojęcia.Moglipostanowić,cotylkochcieli.

-Rozumiem-rzekłBrunetti,poczymspytałbeznamiętnymtonem:-Asignora

Trevisan?

DłuższemilczenieMartucciegowskazywałonato,żespodziewałsiępytaniao

wdowę.

-CosignoraTrevisan?

-Czymajakiekolwiekudziaływkancelarii?

-TozależyodtestamentuCarla.

-Niepangosporządzał?

-Nie,spisałgosam.

-Inieznapantreścitestamentu?

-Oczywiście.Skądmiałbymznać?

- Myślałem, że jako wspólnik... - Brunetti wykonał w powietrzu nieokreślony
gest.

-Niebyłemwspólnikiem.Miałemnimzostaćdopieroodprzyszłegoroku.

- Ano tak, faktycznie. Ale sądziłem, że choćby ze względu na waszą zażyłość

background image

będzie

panwiedział,coTrevisankomuzapisał.

-Nie,niewiem.

-Rozumiem.-Brunettiwstał.-Dziękujęzapańskąpomoc,signorMartucci.

-Towszystko?-spytaładwokat,podnoszącsię.-Mogęiść?

-Naturalnie.

Brunettipodszedłdodrzwiiotworzyłje.Kiedyuścisnęlisobiedłonie,Martucci

opuścił gabinet. Brunetti i Vianello odczekali kilka minut, po czym ruszyli w
drogępowrotną

doWenecji.

Zanim łódź policyjna wysadziła ich na przystani przed gmachem komendy,
Brunettiz

Vianellem wspólnie doszli do wniosku, że o ile Martucci wyraźnie oczekiwał
pytańnatemat

pani Trevisan i odpowiadał na nie spokojnie, z opanowaniem, o tyle nerwowo
reagowałna

pytania dotyczące jej zamordowanego męża oraz swojej roli jako wspólnika.
Sierżant

Vianello od tak dawna współpracował z Brunettim, że nie czekał na polecenia
szefa-sam

wiedział, co ma robić, mianowicie przeprowadzić rutynowe rozmowy z
sąsiadami,

przyjaciółmi i żoną Martucciego, sprawdzić, czy ktokolwiek potwierdzi słowa
prawnika,iż

ubiegły wieczór spędził samotnie w domu. Sekcji jeszcze nie wykonano, lecz

background image

wyglądałona

to, że z powodu wysokiej temperatury wewnątrz samochodu, przyspieszającej
rozkładciała,

ustaleniedokładnejgodzinyśmierciLottaniebędziemożliwe.

Szliprzezgłównyhali,kiedynagleBrunettisięzatrzymał.

-Zbiornikpaliwa-rzekł.

-Słucham,paniekomisarzu?

- Niech sprawdzą, ile paliwa zostało w zbiorniku, a potem dowiedzą się, kiedy
Lotto

ostatni raz tankował. Może uda się obliczyć, jak długo pracował silnik. A to
powinnopomóc

ustalićczaspopełnieniamorderstwa.

Vianellokiwnąłgłową.Danezdobytetądrogąniebędązbytprecyzyjne,alejeśli

sekcjaniezdołaokreślićczasuzgonu,każdainformacjamożeokazaćsięcenna.

Sierżantskręciłwbok,żebywykonaćpolecenie,Brunettizaśruszyłschodamina

piętro.Zanimdotarłnagórę,zkorytarzawiodącegodojegogabinetuwyłoniłasię
pani

Elettra.

-O,jestpan,commissario.Vice-questoredopytywałsięopana.

Brunetti przystanął w pół drogi i patrzył, jak pani Elettra schodzi w dół. Długi
szal

barwy szafranu, lekki niczym pajęczyna, falował na wysokości jej ramion,
utrzymywanyw

horyzontalnejpozycjiprzezprądywznoszącegosię,nagrzanegopowietrza.Gdyby

background image

Nikez

Samotrakizstąpiłazpostumentu,odzyskałagłowęizaczęłaschodzićposchodach
Luwru,

wyglądałabywłaśnietak.

-Hm?-mruknąłBrunetti,kiedysignorinaElettrasięznimzrównała.

-Vice-questorepowiedział,żebardzobychciałsięzpanemwidzieć.

-Bardzobychciał?-powtórzyłBrunetti.

PaolaczęstowspominałażartobliwiejakąśpostaćzDickensa,którazapowiadała
złe

nowiny, oznajmiając, że wiatr wieje z takiej lub innej strony; komisarz nie
pamiętał,coto

byłazapostaćanioktórąstronęświatachodziło,alejeśliPattabardzochciałsię
znim

widzieć,wiatrwiałodstronyjegogabinetu.

-Jestusiebie?-Komisarzruszyłzpowrotemnadół.

-Tak.Całeprzedpołudniespędziłnatelefonie.

Torównieżzapowiadałoburzę.

-Avanti!-zawołałvice-questorePatta,kiedyBrunettizastukałdodrzwi,agdy

podwładny wszedł do środka, dodał wskazując na krzesło: - Usiądź proszę,
chciałbym

omówićkilkaspraw.

Uprzejmytonszefasprawił,żeBrunettiodwejściamiałsięnabaczności.

-Słucham?-Sięgnąłdokieszeniponotes,abypokazaćprzełożonemu,iżtraktuje
ich

background image

rozmowęznależytąpowagą.

-CociwiadomoośmierciRinaFavera?

-Favera?

-Tak,księgowegozPadwy,któregowzeszłymtygodniuznalezionomartwegow
jego

garażu. - Patta odczekał dłuższą chwilę, aby jego milczenie stało się bardziej
wymowne.-

Tego,copopełniłsamobójstwo.

- A tak, Favero. Podobno miał w kalendarzyku numer telefoniczny Carla
Trevisana.

-Podejrzewam,żemiałwkalendarzykuwieleróżnychnumerów-rzekłPatta.

-PrzynumerzeTrevisananiefigurowałonazwisko.

-Aha.Cośjeszcze?

-Miałkilkatakichnumerów.Beznazwisk.Usiłujemyjesprawdzić.

- Usiłujemy? Kto usiłuje? - W głosie Patty słychać było tylko uprzejmą
ciekawość.

Ktoś,ktogodobrzenieznał,niezorientowałbysię,żemaskujegroźbę.

-PolicjawPadwie.

-Dowiedziałeśsię,cotozanumery?

-Nie,paniekomendancie.

-CzyprowadziszśledztwowsprawieśmierciFavera?

-Nie,paniekomendancie-odparłzgodniezprawdąBrunetti.

-Dobrze.-Pattapopatrzyłnabiurkoiodłożyłnabokkartkę,naktórejcośsobie

background image

wcześniej zanotował, po czym spojrzał na następną. - A co możesz mi
powiedzieć,jeśli

chodziosprawęTrevisana?

-Miałomiejscekolejnemorderstwo.

-MasznamyśliLotta?Sądzisz,żesąpowiązane?

Brunetti wziął głęboki oddech. Trevisan i Lotto dobrze się znali, pracowali ze
sobąi

zginęli w identyczny sposób, może nawet zostali zastrzeleni z tej samej broni, a
Pattapytał,

czymorderstwasąpowiązane.

-Takuważam.

-Wtejsytuacjitymbardziejpowinieneśsięskoncentrowaćnaszukaniuwinnych,
a

sprawęFaverazostawićpolicjiwPadwie,którejonapodlega.-Pattaodłożyłna
bokdrugą

kartkęizerknąłnatrzecią.

-Czytowszystko,paniekomendancie?-spytałBrunetti.

-Narazietak-rzekłvice-questore,niezadającsobietrudu,żebypodnieśćwzrok.

Brunettischowałnotesdokieszeni,wstałiwyszedłzgabinetuPatty.Uprzejmość

szefaniedawałamuspokoju,więczatrzymałsięprzybiurkusekretarki.

-Czywiepani,zkimrozmawiałprzeztelefon?

-Nie,alewiem,żejestumówionynaobiadwDoForni-oznajmiłapaniElettra,

wymieniającrestauracjęznanąniegdyśzdobrejkuchni,aobecniezwysokichcen.

background image

-Czytopanirobiłarezerwację?

-Nie.Najwyraźniejjedenzrozmówcówzarezerwowałtamstolik,boszefpolecił
mi

odwołaćrezerwacjęwCorteSconto,którąsamzrobiłwcześniej.

Wspomniana restauracja mieściła się w tej samej kategorii cenowej co
poprzednia.

Brunettiemu brakowało śmiałości, żeby prosić pracownicę policji, aby
sprzeniewierzyłasię

swoim zasadom, na szczęście nie musiał, bo signorina Elettra sama podjęła
inicjatywę.

-Możezadzwoniętampóźnympopołudniemispytam,czynieznaleźlinotatnika,

który vice-questore u nich zostawił. Mała szansa, żeby znaleźli, bo nigdy go ze
sobąnienosi.

Alejeślipowiem,żewtakimraziechciałabymzadzwonićdoosoby,zktórąjadł
obiad,aby

spytać, czy niechcący nie wzięła notatnika, myślę, że podadzą mi jej nazwisko i
numer.

-Będępaniogromniewdzięczny-powiedziałBrunetti.Niemiałpojęcia,czyta

informacjaokażesięważna,alewciąguwielulatpracyprzekonałsię,żedobrze
jest

wiedzieć, z kim spotyka się Patta, szczególnie wtedy gdy traktuje komisarza w
miarę

uprzejmie,coniezdarzamusięczęsto.

Rozdział20

Godzinę po tym, jak Brunetti wrócił do swojego gabinetu, zadzwonił do niego
della

background image

Corte. Telefonował z Padwy, najwyraźniej z automatu, ponieważ dźwięk
klaksonówiinne

hałasyulicznebyłytakgłośne,żechwilamizagłuszałysłowa.

-Wiemy,wktórejrestauracjijadłkolacjętegowieczoru,kiedyumarł-oznajmił

kapitan.

Brunettidomyśliłsię,żedellaCortemówioFaverze.Niezainteresowałsię,coto
za

restauracja ani jak policji udało się zdobyć informację; od razu zadał pytanie,
któremiało

największeznaczeniedlaśledztwa:

-Czybyłsam?

-Nie-odparłzadowolonymtonemdellaCorte.-Byłwtowarzystwiekobiety,na
oko

dziesięćlatmłodszejodniego.Eleganckiejibardzoatrakcyjnej.Takprzynajmniej
powiedział

kelner.

-Cojeszcze?-spytałBrunetti,świadom,żetoniewystarczy,abyzidentyfikować

nieznajomą.

-Chwileczkę.Jużmam.Trzydzieścipięćlat,włosyciemnoblond,anidługie,ani

krótkie.MniejwięcejwzrostuFavera.

PrzypomniawszysobieopisFaveraznajdującysięwprotokolesekcji,Brunetti

pomyślał,żejaknakobietębyławysoka.

-Niewielemówiła,alekelnerodniósłwrażenie,żetobabkazklasą;wkażdym
razie

background image

takjąokreślił.

-Gdziejedlikolację?OnaiFavero?

-Wrestauracjinieopodaluniwersytetu.

-Jaksięotymdowiedziałeś?

-Niktzobsługinieczytuje„Gazzettino”,więcniewidzielizdjęciaFavera,kiedy

ukazał się artykuł o jego śmierci. Kelner zobaczył je dopiero dziś rano, kiedy
poszedłdo

fryzjeraizacząłprzeglądaćjednązestarychgazetleżącychnastosie.Rozpoznał
Faverana

zdjęciu i zadzwonił do nas. Rozmawialiśmy przez telefon, ale zamierzam
pomówićznim

osobiście.Pomyślałem,żemożemiałbyśochotępójśćzemną.

-Kiedy?

-Skorotorestauracja,możewporzeobiadowej?

Brunettizerknąłnazegarek.Byłazadwadzieściajedenasta.

-Dotarcienastacjęzajmiemipółgodziny.Wsiądęwpierwszypociągjadącydo

Padwy.Wyjdzieszpomnienadworzec?

-Pewnie.

Della Corte czekał na peronie, kiedy pociąg wjechał na dworzec w Padwie.
Brunetti

ruszył w jego stronę, przeciskając się przez tłum studentów, którzy zaczęli
szturmowaćdrzwi

wagonu,gdytylkopociągstanął.Uścisnęlisobieręceiskierowalisięwdółpo
schodach,

background image

które prowadziły do korytarza biegnącego pod torami. Kolejnymi schodami
weszlinagórę,

poczymwyszlinaulicę;przykrawężnikuczekałsamochódpolicyjnyzkierowcąi

włączonymsilnikiem.

- Czy ktoś od was kontaktował się z moim szefem? - spytał Brunetti, kiedy
samochód

włączyłsięwgęstyruch.

-ZPattą?-DellaCortewymówiłnazwiskozcichymcmoknięciem,któremogło

znaczyćbardzowiele.Albonic.

-Tak.

-Nicmiotymniewiadomo.Dlaczegopytasz?

-Poradziłmi,żebymniemieszałsiędodochodzeniawsprawieśmierciFavera.

Samobójczejśmierci.Pomyślałem,żemógłmutopodsunąćktośodwas.

-Możliwe-przyznałdellaCorte.

-Miałeśnowekłopoty?

- Nie, właściwie nie. Wszyscy traktują śmierć Favera jako samobójstwo.
Śledztwo,

któreprowadzęwtejsprawie,prowadzęwwolnymczasieinawłasnyrachunek.

- Jak teraz? - spytał Brunetti, wykonując ręką gest, którym objął samochód i
kierowcę.

-Tak.Mamprawojeśćobiad,gdziechcę.

-IzaprosićznajomegozWenecji?

-Zgadzasię.

background image

Samochódzatrzymałsięprzedrestauracją.Umundurowanykierowcawyskoczyłz

wozuiotworzyłpasażeromdrzwi.

-Jedźcośprzekąsić,Rinaldi-powiedziałdellaCorte.-Wróćponasotrzeciej.

Młodypolicjantzasalutowałiwsiadłzpowrotemdowozu.

Po obu stronach wejścia do restauracji stały araukarie w glinianych donicach.
Drzwi

otworzyłysię,ledwodellaCorteiBrunettisiędonichzbliżyli.

-Witampanów-rzekłubranywciemnygarniturmężczyznaodługiejtwarzyi

spojrzeniubaseta.

- Dzień dobry. Nazywam się della Corte. Zarezerwowałem telefonicznie stolik
dla

dwóchosób.

-Proszęzamną.

Mężczyznawziąłdwiepodłużnekartydańzbiureczkaprzydrzwiach,poczym

wprowadził gości do małej salki, w której mieściło się zaledwie sześć czy
siedemstolików;

tylko jeden był wolny. Kiedy mijali sklepione łukiem wejście do drugiej sali,
Brunetti

zobaczył, że w niej też siedzą prawie sami mężczyźni, na oko biznesmeni.
Ponieważprzez

umieszczone wysoko okna wpadało niewiele światła, oba pomieszczenia
rozjaśniałciepły

blask lamp zawieszonych pomiędzy dębowymi belkami na suficie. Kapitan z
komisarzem

background image

przeszli obok stołu, na którym czekały przeróżne antipasti: salami, małże,
prosciutto,

kalmary.Mężczyznawciemnymgarniturzepodprowadziłichdowolnegostolika,
wysunął

dlaBrunettiegokrzesło,poczympołożyłprzednimikartydań.

-Czymogępanomzaproponowaćnapoczątekprosecco?-zapytał.

Obajskinęligłowami;mężczyznaodszedł.

-Właściciel?-spytałBrunetti.

-Tak.

-Dlaczegojesttakispięty?

- Wszyscy są spięci, kiedy przychodzi policja, żeby zadawać pytania. - Della
Corte

podniósł kartę i trzymając na odległość wyprostowanej ręki, zaczął ją uważnie
studiować.

Przeczytał całą, po czym odłożył na bok i rzekł: - Podobno kaczka jest tu
wyśmienita.

Żadne inne danie nie wydało się Brunettiemu równie kuszące. Zamknął kartę i
położył

nastoliku.Akuratwróciłwłaścicielzbutelkąprosecco.Napełniwszydwawąskie
kieliszki

stojącenaprawoodtalerzygości,przekazałbutelkękelnerowi.

-Wybrałjużpan,capitano?

-Fettuccineztruflami-oświadczyłdellaCorte.

Brunettiskinąłgłową,dającznać,żezamawiatosamo.

background image

-Apotemkaczkę.

Brunettiznówskinąłgłową.

-DoposiłkuproponujęwinoMerlotdelPiave-powiedziałwłaściciel.

Kiedy della Corte wyraził uśmiechem aprobatę, właściciel lokalu skłonił się
lekkoi

zostawiłichsamych.

Della Corte podniósł kieliszek i upił łyk musującego wina. Brunetti poszedł za
jego

przykładem.Dopókinieprzyniesionopierwszegodania,rozmawialiowszystkim
ioniczym.

W pewnym momencie kapitan oznajmił, że ostatnie wybory prawdopodobnie
spowodują

radykalnezmianywpadewskiejpolicji,przynajmniejnanajwyższychszczeblach.

Brunetti, pamiętając ostatnie wybory burmistrza Wenecji, nic nie odpowiedział.
Żaden

zdwóchkandydatówmunieodpowiadał-aniwystawionyprzezpostkomunistów
filozofbez

doświadczenia w administracji, ani biznesmen wysunięty przez Ligę Północną -
takwięcw

końcu na nikogo nie oddał głosu, choć nie przyznał się do tego Paoli, która,
uradowana

zwycięstwemfilozofa,nawetniespytałamęża,nakogogłosował.Możewszystkie
tenowe

wyborysprawią,żepowolicośsięwreszciezaczniezmieniać.AleBrunettiwto
wątpił;zbyt

długomiałdoczynieniazludźmizesferrządowych,abywierzyć,iżmożliwesą

background image

jakiekolwiek

zmianyopróczdrobnych,kosmetycznych.

Skierował uwagę na stół, na którym pojawiły się talerze z fettucine,
połyskującymod

roztopionego masła. Po chwili wrócił właściciel, niosąc w jednej ręce małą
truflęnabiałym

talerzyku,awdrugiejmetalowątarkę.PochyliłsięnadtalerzemdellaCortegoi
biorącdoręki

truflę, starł połowę; następnie zrobił to samo, stając u boku Brunettiego. Wonny
leśnyzapach

wzbił się znad parującego fettucine i rozszedł wokół stolika. Brunetti zakręcił
widelcem,żeby

nabrać porcję makaronu, i zaczął jeść, rozkoszując się idealnie ugotowanym
fettucine

pokrytym cienką warstewką masła i czując na języku mocny, aromatyczny smak
trufli.

Della Corte najwyraźniej nie był typem człowieka, który psuje przyjemność z
posiłku

rozmową, więc prawie nie odzywali się aż do momentu, kiedy skończyli jeść -
kaczkaokazała

się niemal tak dobra jak trufle, choć dla Brunettiego nic się nigdy nie mogło
równaćztruflami

-isiedzielijużtylkonadkieliszkamicalvadosu.

Właśnie wtedy do stolika podszedł niski, brzuchaty mężczyzna. Miał na sobie
białą

marynarkęiczarnąszarfę,identycznąjakkelner,którychichobsługiwał.

background image

-SignorGermanipowiedział,żechcepanzemnąpomówić,capitano.

- Czy to z panem rozmawiałem dziś rano? - spytał della Corte, dając mu znak,
żeby

usiadł.

Kelnerodsunąłkrzesłodalejodstolika,żebyzmieścićswójpękatybrzuch.

-Tak-odparł.

-Chciałbym,żebywszystkopowtórzyłpanmojemukoledze.

-Więctakjakpanumówiłem-zacząłkelner,patrząccałyczasnakapitana-nie
od

razu go rozpoznałem na zdjęciu w gazecie. Dopiero potem, kiedy strzygł mnie
fryzjer,nagle

zdałem sobie sprawę, że przecież widziałem tego człowieka. I wtedy
zadzwoniłemnapolicję.

DellaCorteskinąłgłowąiuśmiechnąłsię,jakbychciałpochwalićkelneraza

spełnienieobywatelskiegoobowiązku.

-Proszękontynuować.

-Chybaniezdołampowiedziećnicponadto,comówiłemprzeztelefon.Byłz

kobietą.Jużjąpanuopisałem.

-Czymógłbypanzrobićtojeszczeraz?

-Wysoka,prawie jegowzrostu.Ciemnoblond włosy,jasnacera, oczyteżraczej
jasne.

Bylitujużkiedyśwcześniej.

-Kiedy?-spytałdellaCorte.

background image

-Razjakiśmiesiąctemu,aprzedtemwlecie,niepamiętamdokładniekiedy.Ale
było

gorąco.Kobietamiałażółtąsukienkę.

-Jaksięzachowywali?

-Jaksięzachowywali?Mapannamyśliichmaniery?

-Nie.Raczejto,jakodnosilisiędosiebie.

-Aha,interesujepana,czycośichłączyło,tak?

-Tak-potwierdziłdellaCorte.

- Nie sądzę. Było dla mnie oczywiste, że nie są małżeństwem - rzekł kelner i
zanim

dellaCortezdążyłspytać,dlaczegotakuważa,oznajmił:-Samniewiem,naczym
topolega,

alezawszepoznaję,czydwojeludzijestmałżeństwem,czynie.Właśniepotym,
jaksiędo

siebie odnoszą. Wszystko jedno, kochają się czy nienawidzą, to gdy są
małżeństwem,wich

zachowaniuniemasztuczności,skrępowania.-Zamachałbezradnierękami,jakby
tobyło

zbytskomplikowane,abymógłwyjaśnić.

Brunettirozumiał,ocokelnerowichodzi,choćsamteżniepotrafiłbyująćtegow

słowa.

- Ale tamtych dwoje się tak nie zachowywało? - spytał, po raz pierwszy
zabierając

głos.

background image

Grubaspotrząsnąłgłową.

-Słyszałpan,oczymrozmawiali?

-Nie.Alewydawalisiębardzozczegośzadowoleni.Wpewnymmomencie

mężczyzna pokazał kobiecie jakieś papiery. Studiowała je przez dłuższą chwilę.
Właśnie

wtedywłożyłaokulary.

-Wiepan,cotobyłyzapapiery?-spytałdellaCorte.

-Nie.Oddałamuje,kiedyprzyniosłemgłównedanie.

-Coznimizrobił?

-Pewnieschowałdokieszenimarynarki.Niewidziałem.

BrunettizerknąłnadellaCortego,aletenpotrząsnąłgłową,comiałoznaczyć,że
nie

znalezionoprzyzwłokachżadnychpapierów.

-Niechpanspróbujeopisaćkobietęniecodokładniej-poprosiłdellaCorte.

-Takjakpanumówiłem,wyglądałanatrzydzieścikilkalat.Włosyciemnoblond,
ale

chybafarbowane.Amożetylkorozjaśnione,niewiem.Cerajasna,jasneoczy.

-Cośjeszcze?-spytałBrunetti,uśmiechającsięipociągającłykcalvadosu,jakby
jego

pytanieniebyłoszczególnieistotne.

-Wtedyotymniemyślałem,aleteraz,kiedywiem,żetenczłowieknieżyje,że
zginął

zwłasnejręki,mamwrażenie...

background image

BrunettiidellaCortesłuchalibezsłowa.

-No,żecośmiędzynimibyłonietak.-Grubaswyciągnąłrękęizgarnąłzestołu
kilka

okruszków. Nie mając co z nimi zrobić, schował je do kieszeni marynarki. Po
czym,

zachęconymilczeniemobupolicjantów,kontynuował;mówiłpowoli,znamysłem.
-Kiedy

oglądałatepapiery,nagleuniosłagłowęijakośdziwnienaniegospojrzała.

Zapadłodłuższemilczenie.

-Toznaczyjak?-spytałwkońcudellaCorte.

-Samniewiem.Niezezłością.Raczejtak,jakpatrzysięnazwierzęwzooalbo
na

coś, czego się nigdy dotąd nie widziało. Jakby... jakby jej towarzysz należał do
innego

gatunkualboprzyleciałzkosmosu.Niewiem,czywyrażamsięjasno...-Kelner
umilkł

niepewnie.

-Czyjejspojrzeniewyrażałogroźbę?

-Ochnie,bynajmniej.-Potrząsnąłzprzekonaniemgłową.-Towłaśniebyło

najdziwniejsze,wjejoczachniebyłogniewu.Niebyłonic.-Wepchnąłręcedo
kieszenii

uśmiechnąłsięzzażenowaniem.-Przepraszam.Nieumiemtegodobrzewyjaśnić.

-Czyonzauważyłtojejspojrzenie?-spytałBrunetti.

-Nie,wtymmomencienalewałwino.

background image

-Awprzeszłości?-zapytałBrunetti.-Zachowywalisięprzyjaźnie?

-Otak.Zawszezachowywalisięprzyjaźnie,ostatnimrazemrównież.Alebez

wylewności.Ot,jakzwykliznajomi.

-Aczywprzeszłościteżpokazywalisobiejakieśpapiery?

-Nie.Wiepan,comnienajbardziejuderzyło?Żepatrzącnanich,człowiekmiał

wrażenie, że to dwoje ludzi interesu jedzących wspólnie posiłek. Atrakcyjna
kobietai

przystojny mężczyzna, a jednak nie było między nimi żadnej iskry, śladu tego
napięcia,jakie

wytwarzasięmiędzyparąludzi,którzysąsobązainteresowani.Tak,kiedysięnad
tymteraz

zastanawiam,myślę,żewłaśnietowydałomisiętakiedziwne.-Uśmiechnąłsię,

zadowolony,żewreszciezdołałsprecyzowaćswojespostrzeżenia.

-Pamiętapan,jakiepiliwino?-spytałBrunetti.

KelneridellaCorteobajspojrzelinaniegozezdziwieniem.

-Barolo-odparłgrubaspodłuższymnamyśle.-Dobre,krzepkieczerwonewino.

Pasowałodobistecche.Potem,dodeseru,pilivinsanto.

-CzyFaverowjakimkolwiekmomencieodchodziłodstolika?-spytałBrunetti,

pomyślawszy,żewtedyłatwobyłobywrzucićmuśrodeknasennydokieliszka.

-Niepamiętam.Może.

-Czypłaciłkartąkredytową?

-Nie,gotówką.Oilepamiętam,zakażdymrazempłaciłgotówką.

background image

- Czy poza tymi trzema razami był tu jeszcze kiedyś? Może pan akurat miał
wolne...?

-Pytałeminnychkelnerów.Niktgoniepamięta.Myślę,żenie.Wewtorkiiśrody

lokal jest zamknięty, a w pozostałe dni pracuję. Od trzynastu lat nie brałem
urlopu,więc

gdybytuprzyszli,napewnobymichzauważył.Zwłaszczają,borzucasięwoczy.
Gotów

bym się założyć, że byli tu tylko te trzy razy, o których wspominałem; raz w
zeszłym

tygodniuidwarazywcześniej.

Della Corte spojrzał na Brunettiego, ale ten potrząsnął głową. Nie miał więcej
pytań.

Kapitanwyjąłzkieszeniwizytówkę.

-Gdybysięcośpanuprzypomniało,niechpanśmiałodomniedzwoni.-Wręczył

kelnerowi wizytówkę i dodał neutralnym tonem: - Tylko proszę zaznaczyć, że
chcepan

mówićwłaśniezemną,dobrze?

Kelner schował wizytówkę, wstał, odszedł parę kroków, nagle zatrzymał się i
cofnął

dostolika.

-Chcepanjejokulary?

-Słucham?-spytałdellaCorte.

- Okulary. Zostawiła je na sąsiednim krześle. Zdjęła z nosa, kiedy przejrzała
papiery,a

potem zapomniała zabrać. Znaleźliśmy je dopiero, kiedy oboje wyszli. To co,

background image

chcepan?

-Tak,oczywiście-powiedziałszybkokapitan.

Kelneroddaliłsię;wkrótcewrócił,trzymającwjednejręceskórzanyfuterał,aw

drugiejokularywdrucianejoprawie.

- Proszę spojrzeć - rzekł z niemal dziecięcą radością, jakby chciał
zademonstrowaćim

magicznąsztuczkę,poczymzacząłwyginaćoprawki;gięłysięnawszystkiestrony
jakz

gumy,apotemwracałydopoprzedniegokształtu.-Niezwykłe,co?

Wręczył okulary i futerał della Cortemu, następnie przeszedł przez restaurację i
znikł

zadrzwiamiwiodącymidokuchni.

-Dlaczegosięniełamią?-spytałdellaCorte,trzymającokularyjednąrękąi

wyginającjedrugą,takjakkelner.

- Są z tytanu - odparł Brunetti, choć pytanie kapitana było najwyraźniej
retoryczne.

-Słucham?

-Sąztytanu-powtórzyłkomisarz.-Mojażonabyławzeszłymmiesiącuuoptyka
i

mówiła mi, że widziała takie oprawki. Mogę? - Wyciągnął dłoń, a kiedy della
Cortedałmu

okulary, podniósł je do oczu, szukając znaku producenta. Znalazł go po
wewnętrznejstronie

prawego uchwytu, tuż przy zawiasie. - Zobacz. - Wskazał kapitanowi maleńki
znaczek.

background image

-Przeczytajmi.Nicniewidzębezokularów.

-Topojapońsku.Przynajmniejtakmisięzdaje.BorobiąjetylkoJapończycy.

-Japończycyzrobiliteokulary?-zdziwiłsiędellaCorte.

- Oprawki - wyjaśnił Brunetti. - Oprawki tego rodzaju kosztują blisko milion
lirów.

Takmimówiłażona.Jeślitesątytanowe,awszystkonatowskazuje...-wygiąłje
wpreceli

puścił;natychmiastprzybrałydawnykształt-...towłaśnietylemusiałykosztować.
-

Uśmiechnął się błogo, jakby znów zamieniły się w milion lirów, a on mógł ten
milion

zatrzymaćdlasiebie.

-Dlaczegosięuśmiechasz?-spytałdellaCorte.

- Powinno być łatwo znaleźć optyka, który sprzedaje japońskie oprawki,
zwłaszcza

takiezamilionlirów.

Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy della Cortego, na pewno wart był niewiele
mniej.

Rozdział21

Optykustaliłnapodstawieszkiełwadęwzrokuwłaścicielki.Wbrewpozorom

znalezienie zakładu, w którym sprzedane były tak drogie importowane oprawki,
okazałosię

trudniejsze, niż kapitan z komisarzem początkowo sądzili. Po pierwsze, della
Corte,któremu

polecono traktować śmierć Favera jako samobójstwo, nie miał dużo czasu na

background image

poszukiwania.

Apodrugie,oprawkiwcaleniemusiałybyćkupionewPadwie.

Brunettinakazałjednemuzpodległychmufunkcjonariuszy,żebyobdzwonił

wszystkich optyków w Wenecji, Mestre i okolicy z pytaniem, czy mają tego
rodzajuoprawki,

a jeśli tak, to czy dopasowywali do nich szkła o mocy, jakiej potrzebowała
kobieta

towarzysząca Faverze. Potem jednak musiał wrócić do sprawy morderstwa
TrevisanaiLotta;

najbardziej interesowały go dwie osoby, które najwięcej zyskiwały na ich
śmierci.Wdowa

przypuszczalnie dziedziczyła po mężu, a Martucci przypuszczalnie dziedziczył
wdowę.Ale

zabójstwo Lotta słabo pasowało do scenariusza, w którym winnymi byliby
Martucciisignora

Trevisan.Brunettiprzywykłjużdomyśli,żemężowiezabijajążonyiodwrotnie,
lecztrudno

byłomuuwierzyć,bysiostrazabiłabrata.Mężów,nawetdzieci,możnazastąpić,
alewiekowi

rodzice nie są w stanie spłodzić nowego potomka. Antygona poświęciła życie,
ponieważto

rozumiała. Brunetti zdał sobie sprawę, że musi ponownie przesłuchać wdowę i
mecenasa

Martucciego; postanowił spotkać się z obojgiem równocześnie i zobaczyć, co z
tego

wyniknie.

background image

Alenajpierwmusiałzająćsiępapierami,którepojawiłysięnajegobiurku.Była
wśród

nich obiecana lista klientów Trevisana; siedem gęsto zapisanych na maszynie
stronz

nazwiskami i adresami, ułożonymi w zupełnie neutralnym porządku
alfabetycznym.Brunetti

przerzucił szybko kartki, przebiegając wzrokiem kolumny nazwisk. Kilka razy
gwizdnął

cicho; klientela Trevisana rekrutowała się spośród najbogatszych obywateli
miastaoraztych,

którzytworzylijegoarystokrację.Wróciłdopierwszejstronyitymrazemzaczął
czytaćlistę

wolno,nazwiskoponazwisku.Miałświadomość,iżktośspozaWenecjimógłby
uznać,że

poświęcatemuzajęciuzbytwieleczasu,jednakżekażdywenecjaninwiedziałby,
żestudiując

listę,przypominasobieplotki,pogłoskiipomówieniadotycząceposzczególnych
osób,które

na niej figurują. Baggio - dyrektor portu, człowiek nawykły do władzy i
posługującysięniąz

całą bezwzględnością. Seno - właściciel największej wytwórni szkła na wyspie
Murano,

zatrudniający ponad trzysta osób, którego konkurencję trapiły strajki i nagłe
pożary.

Brandoni,conteBrandoni-właścicielogromnejfortuny,którejpochodzeniebyło
taksamo

niejasne,jakjegohrabiowskiegotytułu.

background image

Wiele z osób na liście cieszyło się znakomitą, wręcz nieskazitelną opinią;
najbardziej

dziwiło Brunettiego właśnie to, że podejrzane nazwiska widniały obok
szanowanych,żefilary

prawości były wymieniane jednym tchem z łajdakami. Komisarz cofnął się do
literyF,żeby

sprawdzić,czyjegoteść,conteOrazioFalier,równieżfigurujenaliście,alenie
znalazłjego

nazwiska.Odłożyłkartki,świadom,żeniemawyboru;będziemusiałprzesłuchać
kolejno

wszystkich wymienionych. Był zły na siebie, że nie potrafi się przemóc,
zadzwonićdoteściai

spytać,comuwiadomooTrevisanie.Iojegoklientach.

Pod listą znajdowała się pracowicie wystukana na maszynie, nadmiernie długa
notatka

sporządzona przez funkcjonariusza Graviniego, który pisał, że brazylijska
prostytutkaijej

alfons zjawili się ubiegłego wieczoru w barze Pinetta, a wtedy on, Gravini,
„zainicjował”

aresztowanie.

-Zainicjował?-zdziwiłsięnagłosBrunetti.

Takiebyłyskutkizatrudnianiawpolicjiabsolwentówwyższychuczelni.Kiedy

Brunettizadzwoniłnadół,bydowiedziećsię,gdziejestterazprostytutkaialfons,
okazałosię,

że na polecenie Graviniego zostali rano przewiezieni z aresztu na komendę i
umieszczeniw

background image

oddzielnych pomieszczeniach, na wypadek gdyby Brunetti zechciał ich
przesłuchać.

PoniżejleżałfakszpolicjiwMestrezinformacją,żepociskiwydobytezezwłok
Lotta

pochodziły z pistoletu kalibru 5,6 mm. Nie sprawdzono jeszcze, czy Trevisana
zastrzelonoz

tejsamejbroni,aleBrunettiniewątpił,żebadaniabalistycznetopotwierdzą.

PodspodemleżałokilkaprzefaksowanychstronopatrzonychnagłówkiemSIPi

zawierających wykaz rozmów, który pani Elettra zdobyła za pośrednictwem
swojego

znajomego.WdzięcznyRondiniemuzapomoc,Brunettiprzypomniałsobienagleo
liście,

który obiecał mu napisać. Choć nie rozumiał i nawet nie próbował zrozumieć,
czymsię

kierująludzie,którzysiępobierają,przemknęłomuprzezgłowę,żemożeRondini
powinien

zrezygnowaćznarzeczonej,skoropotrzebujedlaniejtakiegolistu.

Niewiedział,czegooczekujeporozmowiezMarąijejalfonsem,alemimoto

postanowił z nimi pomówić. Zszedł na pierwsze piętro, gdzie mieściły się trzy
pomieszczenia

podobne do więziennych cel, w których przesłuchiwano podejrzanych i inne
zatrzymane

osoby.

PrzeddrzwiamijednegozpomieszczeństałGravini,przystojnymłodymężczyzna,

który wstąpił do policji przed rokiem. Przez dwa poprzednie lata bezskutecznie
poszukiwał

background image

pracodawcygotowegozatrudnićdwudziestosiedmioletniegoabsolwentawydziału
filozofii,w

dodatku bez żadnego doświadczenia. Brunetti często zastanawiał się, jaki to
imperatyw

skłoniłGraviniegodoprzywdzianiamunduruiczapkisiłporządku.Amoże-myśl
ta

pojawiła się nie wiadomo skąd - Gravini uznał, że vice-questore Patta to żywe
wcielenie

platońskiegofilozofakróla?

- Dzień dobry, panie komisarzu - powiedział Gravini i zasalutował, bynajmniej
nie

zdziwiony faktem, że przełożony nadszedł śmiejąc się sam do siebie. Podobno
filozofowienie

dziwiąsięniczemu.

- Które tu jest? - spytał Brunetti, wskazując ruchem głowy drzwi, przed którymi
stał

funkcjonariusz.

-Dziewczyna.-Graviniwręczyłprzełożonemugranatowąteczkę.-Aktaalfonsa.
Ona

dotądniebyłanotowana.

Brunetti otworzył teczkę i spojrzał na dwie kartki przypięte do wewnętrznej
strony

okładki. Nic szczególnego: napad, handel narkotykami, czerpanie korzyści z
nierządu.Takich

jak Franco Silvestri były tysiące. Przeczytawszy dokładnie obie kartki, Brunetti
zwrócił

background image

teczkęGraviniemu.

-Czysprawialikłopotypodczasaresztowania?

-Dziewczynanie.Zupełniejakbysięnasspodziewała.Alefacetusiłowałuciec.
Ruffo

iVallotbylizemną,pilnowalidrzwi,więczłapaligo,kiedytylkowyskoczyłna
ulicę.

-Dobrarobota,Gravini.Czytobyłtwójpomysł,żebyichzabraćzesobą?

-Niezupełnie.-Gravinizakasłałcicho.-Kiedyimpowiedziałem,comamzrobić,

samizaproponowali,żepójdązemną.Bylijużposłużbie.

-Dobrzesięznimipracuje,prawda?

-Tak,paniekomisarzu.

-Cieszęsię.No,czaspogadaćzdziewczyną.

Brunettiwszedłdociasnego,ponuregopokoiku.

Przez brudne okienko znajdujące się wysoko na jednej ze ścian - zbyt wysoko,
żeby

ktokolwiekzdołałdoniegopodskoczyć-wpadałoniewieleświatła;pojedyncza

sześćdziesięciowatoważarówkazadrucianąosłoną,palącasięnaśrodkusufitu,
teżrzucała

słabyblask.

Mara siedziała na skraju jednego z trzech krzeseł. W pokoiku nie było nic, ani
stołu,

aniinnychmebli,aniumywalki;tylkotrzyproste,drewnianekrzesła.Napodłodze
walałysię

niedopałki. Kiedy Brunetti wszedł, dziewczyna podniosła głowę, poznała go i

background image

zupełnie

spokojnymtonempowiedziała:

-Dzieńdobry.

Sprawiała wrażenie zmęczonej, jakby kiepsko spała w nocy, ale nie wydawała
się

specjalnie zdenerwowana tym, że przebywa w areszcie. Na oparciu jednego z
wolnych

krzeseł wisiała kurtka ze sztucznego futra, którą Brunetti widział podczas ich
poprzedniego

spotkania;bluzkaispódnica,któreMaramiałanasobie,byływygniecione,jakby
wnich

spała. Makijaż albo jej się starł, albo go zmyła; bez niego wyglądała znacznie
młodziej,

niemaljaknastolatka.

-Bywałaśjużwtakichmiejscach,prawda?-spytałBrunettisiadając.

-Nawetniepamiętamilerazy.Mapanpapierosy?Skończyłymisię,aglinana

korytarzuniechcenawetotworzyćdrzwi.

Brunettipodszedłdodrzwiitrzykrotniezastukał,akiedyGraviniotworzył,spytał
go,

czy ma papierosy. Funkcjonariusz dał mu paczkę. Komisarz wręczył ją
dziewczynie.

- Dziękuję. - Wyjęła papierosa, po czym sięgnęła do kieszeni spódnicy po
plastikową

zapalniczkę. - Moja matka umarła od tego. - Pomachała zapalonym papierosem,
obserwując

background image

unoszącysięzniegodym.-Mówiłam,żebytakwłaśnienapisanowakciezgonu,
alelekarze

nie chcieli. Napisali „nowotwór”, a powinni byli napisać „marlboro”. Błagała
mnie,żebym

niepaliła,iobiecałamjej,żenienigdyzacznę.

-Dowiedziałasię,żepalisz?

Marapotrząsnęłagłową.

-Nie,aniotym,aniowieluinnychrzeczach.

-Naprzykładojakich?

-Naprzykładomojejciąży.Zmarła,kiedybyłamwczwartymmiesiącu.Pierwsza

ciąża,więcniewielebyłopomniewidać.Matkaniczegoniezauważyła.

-Możebysięucieszyła.Zwłaszczajeśliwiedziała,żeumiera.

-Miałampiętnaścielat.

-Aha.-Brunettiodwróciłwzrok.-Miałaświęcej?

-Czego?

-Dzieci.Powiedziałaś,żetobyłapierwszaciąża.

-Nie.Tylkotojedno.Przynastępnejciążyporoniłam,apotemsięjużzawsze

pilnowałam.

-Gdziejesttwojedziecko?

-WBrazylii,usiostrymojejmatki.

-Chłopiecczydziewczynka?

-Dziewczynka.

background image

-Ilemalat?

-Sześć.-Uśmiechnęłasięnamyślocóreczce.Spojrzałanabuty,potemna

Brunettiego;zawahałasię,alewkońcurzekła:-Mamjejzdjęcie,jeślichcepan
zobaczyć.

-Tak,oczywiście-powiedział,przysuwającsięzkrzesłem.

Rzuciłaniedopałeknapodłogę,poczymwyjęłazzadekoltupozłacanymedalion

wielkości stulirowej monety. Otworzyła go, naciskając przycisk u góry, i
wyciągnęłado

Brunettiego,którypochyliłsię,żebylepiejwidzieć.Pojednejstroniemedalionu
ujrzał

spowite ciasno niemowlę o okrągłej buzi, a po drugiej sztywno wyprostowaną
dziewczynkęo

długich,ciemnychwarkoczach,ubranąwszkolnymundurek.

- Chodzi do szkoły prowadzonej przez zakonnice - oznajmiła Mara,
przekrzywiając

głowę,żebyteżspojrzećnazdjęcia.-Uważam,żetakjestnajlepiej.

-Teżtaksądzę-zgodziłsięBrunetti.-Żonaijarównieżposyłaliśmycórkędo

zakonnic,dopókinieskończyłapodstawówki.

-Ilemalat?-spytałaMara,zamykającmedalionichowającgodobluzki.

-Czternaście.-Brunettiwestchnął.-Totrudnywiek-dodałidopierowtedy

skojarzył,cowpodobnymwiekumusiałoprzydarzyćsięMarze.

- Owszem, trudny - przyznała, nie wchodząc w szczegóły. - Mam nadzieję, że
dobrez

niejdziecko.

background image

Brunettiuśmiechnąłsięzdumą.

-Tak,dobre.Nawetbardzodobre.

-Mapanwięcejdzieci?

-Syna.Siedemnastoletniego.

Kiwnęłatylkogłową,jakbyzadużowiedziałaosiedemnastoletnichchłopakach.

-Ipocotowszystko?-spytałpodłuższejchwiliBrunetti,wskazującrękąciasne

wnętrze.

Marawzruszyłaramionami.

-MaszcórkęwBrazylii,więcdlaczegoażtutajprzyjechałaśdopracy?-zapytał,

uśmiechającsię,żebyjejnieurazić.

-Zarabiamiwysyłamciotcedośćpieniędzy,żebystarczyłonaczesne,jedzenie,
nowy

mundurek, jeśli jest potrzebny - odparła zdławionym głosem; Brunetti nie był
pewien,

zdławionymzpowodudumyczygniewu.

-AwSaoPauloniedałabyśradynawszystkozarobić?Mogłabyśbyćzcórką...

-Rzuciłamszkołę,kiedymiałamdziewięćlat,boktośmusiałsięzaopiekować

młodszym rodzeństwem. Matka chorowała, a ja byłam jedyną dziewczynką.
Potem,po

urodzeniucórki,podjęłampracęwbarze.-Przechwyciłajegospojrzenie.-Nie,
nietaką

pracę.Poprostuserwowałamdrinki.

Kiedyzorientowałsię,żeniezamierzapowiedziećnicwięcej,zapytał:

background image

-Długobyłaśkelnerką?

- Trzy lata. Starczyło na czynsz i na jedzenie dla mnie i dla ciotki, która
opiekowała

sięmojącóreczką.Alenaniewielewięcej.

Znów umilkła, lecz Brunetti domyślił się, że teraz opowie mu o sobie już
wszystko.

-Icobyłopotem?-zapytał.

-PotemzjawiłsięEduardo,mójwłoskikochanek-rzekłazgoryczą.Zaczęła

miażdżyć butem jeden z niedopałków, aż zostały z niego skrawki bibułki i
sprasowane

strzępytytoniu.

-Eduardo?

- Eduardo Alfieri, a przynajmniej tak powiedział, że się nazywa. Pewnego
wieczoru

zobaczyłmniewbarze,zostałażdozamknięciaispytał,czynieposzłabymznim
nakawę.

Nienadrinka,tylkonakawę,takjaksięzapraszaporządnądziewczynę.

-Icosięstało?

-Ajakpansądzi?Wypiliśmykawęiodtądcowieczórprzychodziłdobaru,apo

zamknięciuzapraszałmnienakawę,zawszegrzecznie,zszacunkiem.Podobałby
sięmojej

babci,takibyłdobrzewychowany.Porazpierwszymężczyznatraktowałmniejak
normalną

osobę, a nie jak dziurę do pieprzenia, więc stało się to, co stać się musiało.
Zakochałamsię.

background image

-Notak.-Brunettiwestchnął.-Notak.

-Powiedział,żechcesięzemnąożenić,alenajpierwmuszępojechaćdoWłochi

poznaćjegorodzinę.Obiecał,żewszystkoweźmienasiebie,żezałatwimiwizę,
pracę.

Mówił,żebeztrudunauczęsięwłoskiego.-Uśmiechnęłasięgorzko.-Jedynieto
się

sprawdziło.

-Icodalej?

- Podpisałam wszystkie papiery, wsiadłam do samolotu linii Alitalia i
przyleciałamdo

Włoch. Na lotnisku w Mediolanie czekał na mnie Eduardo. - Spojrzała
Brunettiemuprostow

oczy.-Pewniesłyszałpantakiehistoriesetkirazy,co?

-Takielubpodobne.Ico,okazałosię,żesąjakieśkłopotyzpapierami,tak?

Uśmiechnęła się smutno na wspomnienie samej siebie sprzed lat, młodej i
naiwnej.

-Właśnie.Kłopotyzpapierami.Biurokracja.AleEduardopowiedział,żezabiera
mnie

do swojego mieszkania, że wszystko się później wyjaśni. Byłam zakochana,
wierzyłammu.

Wieczorem poprosił mnie o paszport, bo bez niego nie załatwi formalności
związanychze

ślubem.-Marawyjęłapapierosa,poczymwsunęłagozpowrotemdopaczki.-
Mogłabym

prosićokawę?

background image

Brunetti zastukał do drzwi i polecił Graviniemu, żeby przyniósł kawę oraz
kanapki.

Kiedywróciłnamiejsce,dziewczynatrzymaławustachzapalonegopapierosa.

-Widziałamgopotemtylkoraz.Przyszedłwieczorempowiedziećmi,żezmoją
wizą

sąpoważnetrudności,żeniemożemniepoślubić,dopókisprawasięniewyjaśni.
Niewiem,

kiedyprzestałammuwierzyćizrozumiałam,ocochodzi.

-Dlaczegonieposzłaśnapolicję?

-Napolicję?-Jejzdumienieniebyłoudawane.-Miałmójpaszport,apozatym

pokazał mi jeden z papierów, które podpisałam przed wyjazdem, w dodatku w
obecności

notariusza, bo Eduardo twierdził, że to ułatwi nam wszystko we Włoszech. Z
treściwynikało,

żepożyczyłmipięćdziesiątmilionówlirów.

-Copotem?

-Powiedział,żeznalazłmipracęwbarzeiżenieoddamipaszportu,dopókinie

spłacędługu.

-Ico?

- Zaprowadził mnie do tego baru. Właściciel powiedział, że owszem, mogę u
niego

pracować. Że będę dostawać milion miesięcznie. Potem okazało się, że muszę
mieszkaćw

pokoikunadbaremiwłaścicielbędziepotrącałzaczynsz.Niemogłammieszkać
gdzie

background image

indziej,boniemiałampaszportuiwizy.Jeszczepóźniejokazałosię,żebędziemi
teżpotrącał

zawyżywienieiodzież,którąmikupił.Kupił,boniemiałamconasiebiewłożyć.
Eduardo

nigdynieprzyniósłmoichwalizek.Wsumiestanęłonatym,żebędędostawaćna
rękę

pięćdziesiąt tysięcy lirów miesięcznie. Nie znałam włoskiego, ale umiałam
liczyć;

wiedziałam,żetozaledwietrzydzieścidolarów.NawetwBrazyliizamało,żeby
utrzymać

starąkobietęidziecko.

Rozległosiępukanieidrzwisięuchyliły.BrunettiwziąłodGraviniegometalową
tacę.

Kiedy wracał na miejsce, Mara przysunęła trzecie krzesło, żeby miał gdzie
wszystko

postawić.Obojeposłodzilikawę,poczymBrunettiwskazałdziewczynietalerzz
kanapkami.

Potrząsnęłagłową.

- Nie, najpierw dokończę tę historię - powiedziała, upijając łyk kawy. - Nie
byłam

głupia; wiedziałam, jaki mam wybór. Więc zaczęłam odstawiać numerki. Na
początkubyło

trudno,alepotemprzywykłam.Tobyłodwalatatemu.

-Copotem?JaktrafiłaśzMediolanudoMestre?

-Pochorowałamsię,dostałamzapaleniapłuc.Nieznoszęzimnegoklimatu.-

Wzdrygnęłasięnasamąmyśl.-Kiedybyłamwszpitalu,barspłonął.Słyszałam,

background image

żezostał

podpalony.Niewiem,jakbyłonaprawdę,alemamnadzieję,żektośrzeczywiście
puściłtę

budęzogniem.Tegodnia,gdywypisywanomniezeszpitala,zjawiłsięFranco...-
wykonała

gest w stronę ściany po lewej, jakby wiedziała, że alfons znajduje się w
sąsiednim

pomieszczeniu-...zapłaciłzamojeleczenieiprzywiózłmnietutaj.Odtegoczasu
pracujędla

niego.-Dopiłakawęiodstawiłafiliżankęnatacę.

Brunettifaktycznietysiącerazysłyszałtakiehistorie,aleporazpierwszykobieta,

któramująopowiadała,nieużalałasięnadsobąinieusiłowałasięprzedstawić
jakoofiara

potężnychsił,naktóreniemawpływu.

-Czyon...-wskazałgłowątęsamąścianęcodziewczyna,choćtaksięakurat

składało,żeFrancotrzymanybyłwpomieszczeniupoprzeciwnejstronie-...czy
majakieś

powiązaniazwłaścicielemtegobaruwMediolanie?Albozwłaścicielembaru,
wktórym

pracujeszobecnie?AlbozEduardem?

-Niewiem.-Utkwiławzrokwpodłodze.

Brunettimilczał.

-Myślę,żemnieodkupił.Alboodkupiłmójkontrakt-powiedziaławreszcie,

podnoszącgłowę.-Boco?

background image

Niewidziałpowodu,żebyjąokłamywać.

-TrafiliśmynanumerbaruPinettawtrakciepewnegośledztwa.Próbujemysię

dowiedzieć,ocochodzi.

-Czegodotyczytośledztwo?

- Nie mogę ci wyjawić - oznajmił Brunetti. - Ale nie ma związku z tobą,
Eduardem

czypodobnymisprawami.

-Mogęzadaćpytanie?

Ilekroć Chiara używała tego zwrotu, Brunetti żartował z niej, że przecież nie
mogłaby

zadaćodpowiedzi,aleterazpowiedziałtylko:

-Oczywiście.

- Czy to śledztwo... czy ma coś wspólnego z... - Szukała właściwego
sformułowania.-

Ztym,żeniektóreznasumierają?

-Niektóreznas?

-Kurwy.

-Nie-odparłszybko;wiedział,żemuwierzy.-Dlaczegopytasz?

- Właściwie bez powodu. Po prostu krążą różne plotki. - Podniósłszy kanapkę,
ugryzła

niewielkikęs,poczymstrzepnęłarękąokruszki,którespadłyjejnabluzkę.

-Jakieplotki?

-Nictakiego.-Ugryzłanastępnykęs.

background image

- Posłuchaj, Maro - zaczął Brunetti, niepewny, jaki najlepiej przyjąć ton. - Jeśli
chcesz

micośpowiedziećalboocośmniespytać,ręczęci,żeniktsięotymniedowie.
Niemówię

oczywiście o jakichś zbrodniach - dodał szybko, zanim dziewczyna zdążyła
powiedzieć

cokolwiek-aleonormalnychsprawach.Możeszmizaufać.

-Niebędzieprotokołu?

-Niebędzie.

-Jakpanunaimię?

-Guido.

- Hydraulik Guido? - Uśmiechnęła się na myśl, że posłużył się swoim
prawdziwym

imieniem.

Skinąłgłową.Maraugryzłakanapkę.

- Krążą dziwne pogłoski - rzekła, po czym spojrzała na swoją bluzkę i znów
strzepnęła

okruchy.-Sampanwie,jakszybkowieśćsięniesie.Wkażdymraziesłyszałam
różnerzeczy.

Jużniewiem,gdzieiodkogo.

-Cosłyszałaś,Maro?

-Żektośnasmorduje.-Potrząsnęłagłową.-Nie,inaczej.Niemorduje.Ale

dziewczynyumierają.

-Jaktoumierają?

background image

-Najpierwtamłoda.Niepamiętam,jaksięnazywała,byłaJugosłowianką.Zabiła
się

wlecie,apotemAnję,Bułgarkę,zabiłklient.NieznałamtejmałejzJugosławii,
aleAnjętak.

Szłazkażdym.

Brunetti pamiętał obie zbrodnie; wiedział też, że policji nie udało się nawet
ustalić

nazwiskofiar.

- A potem ta ciężarówka, która zjechała z szosy i się rozbiła. - Dziewczyna
umilkłai

spojrzałanaBrunettiego.

Niekojarzył,jakiwypadekMaramanamyśli.Nibyprzezmgłęcośsobie

przypominał,alewspomnieniebyłobardzomętne.

- Koleżanka mówiła, że podobno te dziewczyny jechały tu do roboty.
Zapomniałam

skąd.

-Miałypracowaćjakoprostytutki?-Brunettinatychmiastpożałowałpytania.

Mara nie odpowiedziała. Wyraz jej oczu zmienił się, jakby opadła w nich
zasłona.

-Niepamiętam-rzekłapochwili.

Komisarz poznał po jej głosie, że swoim obcesowym pytaniem przeciął cienką
nić

porozumienia,jakanakrótkosięmiędzynimizawiązała.

-Informowałaśkogośotym?

background image

- Ma pan na myśli policję? - Prychnęła sarkastycznie, po czym cisnęła nie
dojedzoną

kanapkęnatalerz.-Czyjestemocośoskarżona?

-Nie.

-Więcmogęjużiść?

Młoda sympatyczna dziewczyna, z którą rozmawiał, znikła; jej miejsce zajęła
kurwaz

baru,zaktórąposzedłdopokoju.

-Tak,możeszwyjść,kiedytylkozechcesz-odparł;nimzdążyławstać,wskazał

ścianę, za którą wcale Franca nie było, i spytał: - Uważasz, że to bezpieczne
wychodzić,

zanimzwolnimyjego?

-Cotamon!-Wydęłapogardliwiewargi.

Brunettizastukałdodrzwi.

-Signorinajestwolna-powiedział,kiedyGraviniotworzył.

Mara zgarnęła z krzesła kurtkę, minęła Brunettiego i bez słowa wyszła na
korytarz.

Kiedyznikłazarogiem,komisarzspojrzałnaGraviniego.

- Dziękuję za kawę - rzekł, biorąc od podwładnego teczkę, którą ten wciąż
trzymałw

ręce.

-Drobiazg,paniekomisarzu.

-Proszęsprzątnąćtacę,ajatymczasemzajrzędopokojuobok.

background image

-Mamkupićpapierosy?Alboprzynieśćkawę?

-Nie.Itakjestmiwinienpięćdziesiąttysięcylirów.

KiedyBrunettiwszedłdopomieszczenia,wktórymprzebywałFranco,wystarczył
mu

jedenrzutokanaalfonsa,abywiedziećonimwszystko,copotrzebował.Franco
byłtwardym

gościem, który nie bał się glin i nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać. Z akt, a
takżezesłów

della Cortego wynikało, że to narkoman. Narkoman, który od ponad dziesięciu
godzinnie

miałdostępudoheroiny,bospędziłnocwareszciepolicyjnym.

-Dzieńdobry,signorSilvestri-rzekłuprzejmieBrunetti,jakbyprzyszedł

porozmawiaćorozgrywkachpiłkinożnej.

Silvestri wyprostował ramiona i spojrzał na komisarza. Rozpoznał go
natychmiast.

-Hydraulik-mruknąłisplunąłnapodłogę.

- Ależ signor Silvestri - powiedział wyrozumiałym tonem Brunetti, siadając na
jednym

zdwóchwolnychkrzeseł.Otworzyłteczkęispojrzałnagórnąkartkę,apotemtę
podspodem.

- Napaść i czerpanie korzyści z nierządu; widzę, że był pan też aresztowany za
handel

narkotykami...-zerknąłnapoprzedniąkartkę-...wstyczniuubiegłegoroku.Dwa
nowe

udokumentowaneprzypadkiprzyjmowaniaodklientówpieniędzyprzeznaczonych
dla

background image

prostytutkisprawiąpanutrochęnieprzyjemności,alepodejrzewam,że...

- Nie marnujmy czasu, dobrze, panie hydrauliku? - przerwał Silvestri. - Niech
mnie

pan po prostu oskarży, a ja zadzwonię do mojego adwokata, żeby przyjechał i
mnie

wyciągnął.

Zmierzywszy go od niechcenia wzrokiem, komisarz zobaczył, że alfons trzyma
dłonie

mocnozaciśnięte,aczołomawilgotneodpotu.

-Chętniebymtakzrobił,signorSilvestri,aletymrazemchodzioznacznie

poważniejszą sprawę niż wszystko, co ma pan dotąd na sumieniu. - Brunetti
zamknąłteczkęi

klepnął się nią w kolano. - Niestety wykracza ona poza kompetencje policji
weneckiej.

-Cotonibyzasprawa?-Świadom,żeBrunettimusięprzygląda,alfonszmusił
się,

żebyrozluźnićzaciśniętedłonieipołożyćjewyprostowanenaudach.

-Otóżbar,wktórym...no,powiedzmy,prowadzipaninteresy,odpewnegoczasu
jest

obserwowany,atelefonznajdujesięnapodsłuchu.

-Ktoobserwujebar?

-SISMI.Akonkretnie,brygadaantyterrorystyczna.

-Brygadaantyterrorystyczna?-powtórzyłtępoSilvestri.

-Właśnie.Wyglądanato,żewbarzePinettaspotykająsięosobypodejrzaneo

background image

podłożeniebombyw muzeumweFlorencji -rzekłBrunetti, którynapoczekaniu
wymyśliłtę

historię. - Pewnie nie powinienem o tym mówić, ale skoro i tak jest pan we
wszystko

zamieszany...

-WeFlorencji?-Silvestripotrafiłjużtylkopowtarzaćto,cousłyszał.

-Tak.Niewielewyjawiononam,zwykłejpolicji,alenajwyraźniejterroryści

przekazywali sobie wiadomości przez telefon w barze. Brygada zainstalowała
podsłuchco

najmniej przed miesiącem. Oczywiście, wszystko zgodnie z prawem; otrzymali
pozwolenie

sędziego. - Brunetti zamachał teczką. - Kiedy moi ludzie aresztowali pana
wczoraj

wieczorem,próbowałemprzekonaćtamtych,żejestpandrobnąpłotkąipodlega
nam,alenie

chcielisłuchać.

-Cotooznacza?-spytałSilvestrigłosem,wktórymniebyłojużcieniazłości.

-Żemogąpanazatrzymaćzgodniezprocedurąstosowanąprzyzwalczaniu

terroryzmu. - Brunetti zamknął teczkę i wstał. - To oczywiście tylko
nieporozumieniemiędzy

różnymi organami sił porządku, signor Silvestri, nie ma pan się czym martwić.
Zresztąpo

czterdziestuośmiugodzinachitakmusząpanawypuścić.

-Acozmoimadwokatem?

-Będziepanmógłwtedydoniegozadzwonić,signorSilvestri.Toprzecieżtylko

background image

czterdzieści osiem godzin, z których... - Brunetti odsunął mankiet i spojrzał na
zegarek-

...dziesięć minęło. Tak, za półtora dnia zadzwoni pan do adwokata, a on
natychmiastpana

stądwyciągnie.-Uśmiechnąłsię.

-Dlaczegoakuratpanzemnąrozmawia?-spytałpodejrzliwieSilvestri.

- Zatrzymał pana jeden z moich ludzi. Poniekąd z mojej winy spędzi pan dwie
dobyw

areszcie. Pomyślałem więc, że należy się panu jakieś wyjaśnienie. A ponieważ
miałemjuż

wcześniej do czynienia z tymi z SISMI, wiem, jak trudno przemówić im do
rozumu-

oświadczył znużonym tonem Brunetti. - No cóż, nic się na to nie poradzi. Mają
prawo

zatrzymaćkażdegonaczterdzieściosiemgodzinbezpowiadamianiakogokolwiek.
-Znów

spojrzał na zegarek. - Ale czas płynie tak szybko, że ani się pan obejrzy, a już
będziepanna

wolności. Gdyby chciał pan coś poczytać, gazety, pisma, niech pan da znać
policjantowiprzy

drzwiach.-Komisarzwstałiskierowałsiędowyjścia.

- Proszę... proszę nie wychodzić - powiedział Silvestri, niewątpliwie po raz
pierwszy

wżyciuzwracającsiętakgrzeczniedopolicjanta.

Brunettiodwróciłsię,zzaciekawieniemprzekrzywiającgłowę.

-Jużpanwie,jakiesobieżyczył„Panorma”?„ArchitecturalDigest”?„Famiglia

background image

Christiana”?

-Czegopanchce?-zapytałalfonspodniesionymgłosem,alebezzłości.Naczole

lśniłymugrubekroplepotu.

Brunetti widział, że nie ma co się dłużej bawić w kotka i myszkę. Twardziel,
którynie

dawałsobiewkaszędmuchać,byłgotówjeśćmuzręki.

-Ktodzwonidociebiedobaru?Idokogotydzwonisz?-spytałsurowymtonem.

Silvestri przejechał obiema rękami po twarzy i włosach; niesforny lok przykleił
musię

do czoła. Potem kilkakrotnie potarł wierzchem dłoni usta, jakby chcąc zetrzeć z
nich

niewidocznąplamę.

-Dzwonipewienfacet,kiedyprzyjeżdżająnowedziewczyny.

Brunettimilczał.

-Niewiem,kimjestaniskąddzwoni.Odzywasięmniejwięcejraznamiesiąci
mówi,

gdziemanijeodebrać.Dziewczynyniestawiająoporu,wiedzą,czegosięodnich
oczekuje.

Niemuszęimnictłumaczyć,tylkojezabraćikażdejwyznaczyćrewir.

-Aforsa?

Silvestri nie odpowiedział, więc Brunetti odwrócił się i znów ruszył w stronę
drzwi.

-Oddajępewnejkobiecie.Każdegomiesiąca.Kiedytenfacetdzwoni,mówimi,
gdzie

background image

ikiedymamsięzniąspotkać.Więcspotykamysięidajęjejforsę.

-Ile?

-Wszystko.

-Cowszystko?

-Całyszmal,jakizostajepozapłaceniudziewczynomizawynajmowanepokoje.

-Iletegojest?

-Tozależy-powiedziałwymijającoalfons.

-Niemarnujmojegoczasu,Silvestri!-warknąłBrunetti,udajączagniewanego.

-Zwykleczterdzieści,pięćdziesiątmilionów.Razwięcej,razmniej.

Brunettipodejrzewał,żeczęściejjestwięcejniżmniej.

-Cotozakobieta?-spytał.

-Niewiem.Nigdyjejniewidziałem.

-Jakto?

-Facetmówimi,gdziebędziezaparkowanyjejwóz.Białymercedes.Podchodzę
od

stronybagażnika,otwieramtylnedrzwiikładępieniądzenasiedzeniu.Onazaraz
odjeżdża.

-Inigdyjejniewidziałeś?

-Nosiokularysłoneczne.Anagłowiechustkę.

-Jakajest?Wysoka?Chuda?Biała?Czarna?Blondynka?Stara?Młoda?Bez

wygłupów,Silvestri,nietrzebawidziećtwarzy,żebytopoznać.

- Niska nie jest, ale nie wiem, jakiego koloru ma włosy. I chyba nie jest stara,

background image

choć

twarzyniewidziałem.

-Jakiesąnumeryrejestracyjnewozu?

-Niewiem.

-Niewidziałeś?

-Nie.Zawszedajępieniądzepóźnymwieczorem,awszystkieświatławozusą

zgaszone.

Brunettibyłprzekonany,żeSilvestriłżejakznut,aleczuł,żewięcejzniegonie

wyciągnie.

-Gdzieczekanaciebiewóz?

-Naulicy.WMestre.RazwTreviso.Wróżnychmiejscach.Facetmówimiprzez

telefon,gdziemamsięstawić.

-Adziewczyny?Gdziejeodbierasz?

-Tosamo.Facetmówi,naktórymbędąroguioktórejponiepodjechać.

-Ktojedowozi?

-Niewiem.Kiedyprzyjeżdżam,onejużsą.

-Takpoprostu?Stojąiczekają?

-Wiedzą,żelepiejniepróbowaćżadnychsztuczek-oznajmiłSilvestriz

niespodziewanąnutąokrucieństwawgłosie.

-Skądsą?

-Zewsząd.

background image

-Toznaczy?

-Zróżnychmiast.Zróżnychkrajów.

-Jaktutrafiają?

-Nierozumiem.

-Jaktosiędzieje,żetrafiajądo...dotwojejstajni?

- Przecież to tylko kurwy. Skąd, na miłość boską, mam wiedzieć? Nie gadam z
nimi.-

Silvestriwsunąłręcedokieszeniipodnoszącgłos,zapytał:-Kiedymniepanstąd
wypuści?

-Ileichdotądbyło?

- Już nie mogę! - ryknął alfons, zrywając się z krzesła i podbiegając do
Brunettiego.-

Niemogę!Niechmniepanstądwypuści!

Brunetti poczekał, aż Silvestri cofnie się na miejsce. Dopiero wtedy zastukał w
drzwi.

Graviniotworzyłnatychmiast.Brunettiwyszedłnakorytarzikiedyfunkcjonariusz
przekręcił

kluczwzamku,powiedziałcicho:

-Zapółtorejgodzinymożeszgowypuścić.

-Takjest,paniekomisarzu-rzekłGraviniizasalutowałplecomoddalającegosię

przełożonego.

Rozdział22

PosesjizMarąijejalfonsemBrunettiniemiałnajmniejszejochotynaspotkaniez

background image

wdową Trevisan i wspólnikiem jej zmarłego męża - było to jedno z określeń
Martucciego,

niekoniecznie najlepiej oddające jego rolę w tej sprawie - lecz mimo to
zadzwoniłdonieji

powiedział,żedladobraśledztwamusikoniecznieporozmawiaćzniąi,jeślito
możliwe,z

mecenasem Martuccim. Sprawdzono już ich wersje tego, co robili w wieczór
morderstwa

Trevisana;pokojówkaTrevisanówpotwierdziła,żepaniniewychodziłazdomu,
aprzyjaciel

Martucciegooświadczył,żedzwoniłdoniegoowpółdodziesiątejizastałgow
domu.

Doświadczenienauczyłokomisarza,żenajlepiejpozwolić,abypodejrzanisami

wybrali miejsce na spotkanie z przedstawicielem prawa; z reguły wybierali
lokum,wktórym

czuli się najpewniej, co z kolei dawało im złudne poczucie, że panują nad
przebiegiem

rozmowy.Takjakbyłodoprzewidzenia,signoraTrevisanzaproponowaławłasne
mieszkanie.

Brunettizjawiłsiępunktualnieopiątejtrzydzieści.Wciążnegatywnienastawiony
doświata

po rozmowie z Frankiem Silvestrim, z góry krzywił się na myśl o ewentualnych
przejawach

gościnności wdowy; jeśli zaoferuje mu drinka, będzie to oznaczało, że udaje
kobietę

światową;jeśliherbatę,będzietooznakąjejdrobnomieszczaństwa.

background image

AlekiedysignoraTrevisan,ubranawprostągranatowąsukienkę,wprowadziłago
do

salonu, w którym znajdowało się za mało foteli, a za dużo bibelotów mających
świadczyćo

znakomitym guście właścicielki, Brunetti zdał sobie sprawę, że zbyt wysoko
oceniłswoją

pozycję. Nikt nie zamierzał traktować go tu jak przedstawiciela władz, lecz jak
intruza.

Wprawdzie wdowa podała mu rękę, a Martucci wstał na jego widok, lecz
najwyraźniej

postanowili zachować tylko najbardziej podstawowe wymogi uprzejmości. Ich
poważny

sposób bycia i posępne miny miały go przekonać, że zakłóca żałobę; wspólną
żałobępo

utracie najdroższego męża i serdecznego przyjaciela. Jednakże po spotkaniu z
sędzią

Beniaminem Brunetti był do obojga nastawiony sceptycznie; poza tym
wcześniejszarozmowa

zFrankiemSilvestrimnastawiłagosceptyczniedocałejludzkości.

Szybkowyrecytowałzwyczajowepodziękowaniazato,żezechcielisięznim

zobaczyć.Martuccikiwnąłgłową;wdowaTrevisanniedałażadnegoznaku,żew
ogóle

cokolwieksłyszała.

-SignoraTrevisan,pragnęuzyskaćodpaniinformacjenatematfinansówmęża-

oświadczyłBrunetti.

Niezareagowała;nawetniespytała,ojakiedokładnieinformacjemuchodzi.

background image

-Czymożemipanipowiedzieć,cosięstaniezkancelarią?

-Otomożepanspytaćmnie-wtrąciłMartucci.

-Pytałempanadwadnitemu-rzekłBrunetti.-Niewielemipanpowiedział.

-Obecniewiemznaczniewięcej.

-Czytoznaczy,żewdowaudostępniłapanutestament?-Brunettizzadowoleniem

spostrzegł,żejegobezceremonialnośćzaskoczyłaichoboje.

- Signora Trevisan poprosiła mnie, żebym poprowadził sprawy spadkowe jej
męża-

oznajmiłspokojnym,uprzejmymtonemMartucci.-Tochybawszystkowyjaśnia.

- Owszem - przyznał Brunetti. Zaskoczyło go, że Martucci nie daje się
wyprowadzićz

równowagi, ale przecież był prawnikiem nawykłym do tego, by panować nad
sobąinie

okazywać emocji podczas najbardziej skomplikowanych negocjacji handlowych.
-Awięcco

sięstaniezkancelarią?

-SignoraTrevisanbędziemiałasześćdziesiątprocent.

Komisarzmilczałtakdługo,żewkońcuMartuccipoczułsięzmuszonydodać:

-Ajaczterdzieściprocent.

-Kiedysporządzonotestament?

-Przeddwomalaty-odpowiedziałbezwahaniaprawnik.

-Akiedypanpodjąłpracęwkancelarii,avvocatoMartucci?

SignoraTrevisanskierowałaswojebladeoczynaBrunettiegoiodezwałasiępo

background image

raz

pierwszy,odkądweszlidosalonu.

-Chciałabymwiedzieć,commissario,jakiemucelowisłużytarozmowapoza

zaspokojeniempańskiejwulgarnejciekawości?

- Jej jedynym celem jest uzyskanie informacji, które pomogą mi znaleźć osobę
winną

śmiercipanimęża.

-Uważam,żepańskiepytaniamiałybysenstylkowówczas,gdybyistniałzwiązek

między testamentem męża a jego śmiercią - oznajmiła, opierając łokcie na
poręczachfotelai

składającdłoniejakdomodlitwy.-Czymożemojerozumowaniewydajesiępanu
naiwne?

KiedyBrunettinicnieodrzekł,pozwoliłasobienacieńironicznegouśmiechu.

-Naiwne,infantylne,prostoduszne?-dodała.

-Cenięprostotę,signora-odparłBrunetti,zadowolony,żeprzynajmniejjednoz
nich

udałomusięwyprowadzićzrównowagi.-Dlategozadajęprostepytania,naktóre
łatwo

możnaudzielićodpowiedzi.Jakwłaśnieto,jakdługosignorMartuccipracowału
panimęża.

-Dwalata-oświadczyłprawnik.

Brunettiskoncentrowałnanimcałąuwagę.

-Wjakisposóbzmarłyrozporządziłresztąswojegomajątku?-zapytał.

Martuccimiałzamiarodpowiedzieć,gdywdowapowstrzymałagoruchemdłoni.

background image

-Pozwolipan,avvocato,żejaodpowiemnatopytanie.-Poczymzwracającsię
do

Brunettiego,rzekła:-Większośćswojegodobytku,jakjestzwyczajowoprzyjęte,
Carlo

pozostawił w równych częściach mnie i dzieciom. Poczynił pewne zapisy na
rzeczkrewnychi

przyjaciół, ale główna część masy spadkowej przypada nam. Czy ta odpowiedź
zaspokaja

pańskąciekawość?

-Tak.Owszem.

-Jeślitojużwszystko...-Martucciuniósłsięnieco,jakbychciałwstać.

-Mamjeszczekilkapytań.-Brunettispojrzałnawdowę.-Dopani.

Skinęłagłową,posyłającMartucciemuuspokajającespojrzenie.

-Czymapanisamochód?

Przezchwilęmilczała.

-Nierozumiempańskiegopytania-powiedziaławkońcu.

-Czymapanisamochód?-powtórzyłBrunetti.

-Tak.

-Jaki?

-Acotomazaznaczenie?-wtrąciłMartucci.

SignoraTrevisanzignorowałapytaniemecenasa.

-BMW.Trzyletnie.Zielone-odparła.

- Dziękuję - powiedział z kamienną twarzą Brunetti. - Czy pani brat pozostawił

background image

jakąś

rodzinę?

-Nie.Zżonąbyłwseparacji,adzieciniemiał.

- Przecież musi pan mieć tego rodzaje informacje w aktach! - ponownie wtrącił
siędo

rozmowyMartucci.

Brunettipuściłjegowypowiedźmimouszu.

-Czypanibratmiałcośwspólnegozprostytutkami?-spytał,staranniedobierając

słowa.

Martuccizerwałsięnarównenogi,alekomisarznawetnaniegoniespojrzał;

wpatrywał się w wdowę, która - gdy tylko padło pytanie - gwałtownie uniosła
głowę.Na

momentuciekławzrokiem wbok,jakby pytaniewciążdźwięczało jejwuszach,
poczym

utkwiłaoczywkomisarzu.Dopieropochwilinajejtwarzyodmalowałsięgniew.

- Mój brat nie musiał korzystać z usług dziwek - oświadczyła, jakby z
premedytacją

podnoszącgłos.

JejzłośćudzieliłasięMartucciemu.

-NiepozwolępanuobrażaćpamięcibratapaniTrevisan!Pańskieinsynuacjesą

niesmaczne i obelżywe. - Urwał, żeby nabrać powietrza, a Brunetti niemal
widział,jakumysł

prawnika przełącza się na najwyższe obroty. - Signora Trevisan może pana
oskarżyćo

background image

zniesławienie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, ma świadka w mojej osobie. -
Martuccipopatrzył

nawdowę,anastępnienakomisarza,aleobojezignorowalijegowybuch.

Brunettinieodrywałwzrokuodwdowy,onateżjużniestarałasięuciecoczami
od

jegospojrzenia.Martucciponownieotworzyłusta,żebykontynuowaćtyradę,ale
pochwilije

zamknął, stropiony tym, że wdowa i komisarz tak intensywnie się w siebie
wpatrują,atakże

nieświadom faktu, iż ważniejsze od obelgi imputowanej pytaniem jest
sformułowanie,którym

sięBrunettiposłużył.

Komisarzczekał,aż signoraTrevisani wspólnikjejmęża zdadząsobiesprawę,
żeon,

Brunetti, spodziewa się nie wyrazów oburzenia, lecz jasnych odpowiedzi.
Widział,jakwdowa

zastanawia się nad pytaniem. Miał nadzieję, że szczerość, jaką dostrzegał w jej
oczach,

sprawi, iż jej odpowiedź również będzie szczera, ale akurat w chwili kiedy
kobietachciałasię

odezwać,głosponowniezabrałMartucci.

-Żądamprzeprosin!-zawołał.

Brunetti nawet na niego nie spojrzał. Martucci podszedł dwa kroki do przodu i
stanął

międzynimawdową,przerywającichkontaktwzrokowy.

-Żądamprzeprosin-powtórzył,patrzączgórynakomisarza.

background image

-Tak,oczywiście,bardzoproszę-powiedziałobojętnieBrunetti.-Przepraszam.

Dźwignąwszysięzfotela,stanąłobokMartucciego,alesignoraTrevisanzdążyła

spuścić oczy i najwyraźniej nie zamierzała ich podnosić. Interwencja mecenasa
zabiławniej

wszelkąochotędozwierzeń;naleganienicbyniedało.

-Jeślizdecydujesiępaniodpowiedziećnamojepytanie,proszęzadzwonićna

komendę - oznajmił, po czym bez słowa obszedł Martucciego, opuścił salon i
mieszkanie.

W drodze do domu myślał o tym, jak niewiele brakowało, aby nawiązał
prawdziwy

kontakt z wdową. Czasem w rozmowie ze świadkiem lub podejrzanym tak się
zdarzało:jakaś

przypadkowa uwaga lub słowo powodowało, że rozmówca nagle się otwierał i
wyjawiałcoś,

co normalnie starałby się ukryć. Ciekaw był, co signora Trevisan zamierzała
powiedzieć.Co

miał Lotto wspólnego z prostytutkami? Kim była kobieta w mercedesie? Czy to
onajadła

kolację z Faverem tego wieczoru, kiedy go zamordowano? I co mogło do tego
stopnia

zdenerwować kobietę z restauracji, że zapomniała okularów wartych milion
lirów?Czycoś,

cowydarzyłosiępodczaskolacji,czyteżcoś,oczymwiedziała,żewydarzysię
później?

ZewsządosaczałyBrunettiegopytania;miałwrażenie,żeniczymEryniekrążąnad
nimi

background image

śmiejązniego-śmieją,bonieznaodpowiedzi,acogorsza,nawetniewie,które
zpytańsą

ważne.

Powyjściuzbudynku,wktórymmieszkałasignoraTrevisan,odruchowoskręcił
w

kierunku mostu Accademia i domu. Był tak zamyślony, że dopiero po paru
minutach

zorientowałsię,iżulicajestdziwniezatłoczona.Spojrzałnazegarek,zdumiony,
dlaczegow

tej części miasta jest aż tyle ludzi, w dodatku pół godziny przed zamknięciem
sklepów.Kiedy

przyjrzałsiędokładniejprzechodniom,niemiałwątpliwości,żetoWłosi;żadna
innanacja

nienosiłasiętakelegancko.

Zwolnił kroku i po prostu pozwolił, aby potok ludzi niósł go w stronę Campo
Santo

Stefano. Od strony najbliższego mostu dolatywał głos wzmocniony przez
megafony,ale

komisarzniebyłwstanierozróżnićposzczególnychsłów.

Tłumpodążającywąskąuliczkąwyniósłgonamroczniejącyplac.Tużprzedsobą

Brunetti ujrzał pomnik, który w myślach zawsze nazywał „bezą”, ponieważ był
wykonanyz

wyjątkowobiałegoiporowategomarmuru.Inniwenecjanie-zpowoduksiążek,
którewdość

osobliwy sposób sterczały spod surduta kamiennej postaci - używali bardziej
dosadnych

background image

określeń.

PoprawejręceBrunettiego,przykościeleSantoStefano,zbudowanodrewniane

rusztowanie. Znajdowało się na nim kilka krzeseł, a na dwóch rogach stały
ogromnegłośniki.

Z drewnianych słupów na tyłach trybuny zwisały smętnie trzy flagi: trójbarwna
włoska;

wenecka,zlwemŚwiętegoMarka;oraznowysztandarbyłejPartiiDemokracji

Chrześcijańskiej.

Komisarz podszedł bliżej pomnika i przestąpił przez metalową barierkę
otaczającą

postument. Przed rusztowaniem czekało ze sto osób. Na jego oczach od tłumu
odłączyłosię

trzechmężczyznijednakobieta;zaczęliwchodzićpostopniachnatrybunę.Wtem
z

głośnikówpopłynęłamuzyka.Brunettipomyślał,żetochybahymnpaństwowy,ale
muzyka

rozbrzmiewałatakgłośnoitowarzyszyłyjejtaksilnetrzaski,żeniesposóbbyło
odgadnąć.

Młodzieniecwdżinsachiskórzanejkurtcelotniczejpodałjednemuzmężczyzn,

którzy weszli na trybunę, mikrofon na długim sznurze. Przez chwilę mężczyzna
trzymałgow

prawej ręce, uśmiechając się do tłumu, po czym przełożył do lewej ręki, żeby
uścisnąćdłonie

pozostałych osób na trybunie. Młodzieniec w skórzanej kurtce dał komuś znak,
żebywyłączył

muzykę,aletanadalpłynęłazgłośników.

background image

Mężczyznanatrybuniepodniósłmikrofondousticośpowiedział,leczmuzyka

zagłuszyła jego słowa. Wyciągnął mikrofon przed siebie i postukał w niego
dłonią;odgłosbył

taki,jakbyoddanosześćprzytłumionychstrzałów.

Kilkaosóbodłączyłosięodtłumuiweszłodobaru.Sześćinnychskierowałosię
ku

frontowikościołaizagłębiłowCalledellaMandorla.Młodzieniecwskórzanej
kurtce

wdrapał się na rusztowanie i zaczął manipulować przy drutach idących do
jednegoz

głośników.Głośnikucichł,alezdrugiegonadalwydobywałasięgłośnamuzykai
trzaski.

Młodzieniecprzeszedłszybkoprzeztrybunęiukląkłprzydrugimgłośniku.

Ludziepowolizaczęlisięrozchodzić.Ztrybunyzeszłakobietaiznikławtłumie;

zaraz po niej zeszło dwóch mężczyzn. Młodzieńcowi nie udało się wyłączyć
muzyki,więc

podbiegł do mężczyzny z mikrofonem i zaczęli się naradzać. Kiedy Brunetti
oderwałodnich

wzrok,przedtrybunąbyłazaledwiegarstkaosób.

KomisarzwróciłnadrugąstronębarierkiiskierowałsiędomostuAccademia.

Właśniemijałniewielkąbudkęzkwiataminakońcuplacu,kiedynaglemuzykai
trzaski

urwały się, po czym męski głos, wzmocniony samym tylko gniewem, zawołał z
trybuny:

-Cittadini,Italiani...

background image

Brunettijednaksięniezatrzymałaninawetnieobejrzał.Zdałsobiesprawę,żema

ochotę naradzić się z Paolą. Chociaż było to wbrew regulaminowi, zawsze
informowałjąo

postępie śledztwa i opowiadał jej, jakie wrażenie wywarły na nim
przesłuchiwaneosobyoraz

jakich udzielały mu odpowiedzi. Paola miała zwyczaj - którego nie potrafił jej
oduczyć-

mówić już na samym początku, kogo uważa za winnego. Tym razem nie rzucała
oskarżeń,bo

faktycznie materiał dowodowy na nikogo nie wskazywał; jupitery omiatające
mrokw

poszukiwaniu mordercy na nikim się dotąd nie skupiły. Paola była znakomitą
słuchaczką;

zadawałamądrepytaniaidomagałasięprostych,logicznychodpowiedzi.Często
starającsię

rozwiaćjejwątpliwości,samzaczynałlepiejrozumiećcałąsprawę.Alepodczas
tego

śledztwa nic mu nie sugerowała, nie wymądrzała się, nie próbowała kierować
jegopodejrzeń

na żadną z osób, z którymi rozmawiał. Słuchała go z zaciekawieniem i to
wszystko.Kiedy

wróciłdodomu,Paolijeszczeniebyło,aleChiarajużniemogłasięgodoczekać.

-Papa!-zawołałazeswojegopokoju,kiedyusłyszała,jakotwierająsiędrzwi.

Chwilę później pojawiła się na korytarzu, trzymając w ręku otwarte pismo. Po
żółtym

skrajuokładkipoznał,żeto„Airone”;lśniącypapier,obfitośćzdjęćiprostystyl

background image

wręcz

niewolniczonaśladowałypodobnepublikacjeamerykańskie.

- Co takiego, kotku? - spytał, pochylając się, żeby pocałować córkę w czubek
głowy,

poczymodwróciłsię,abypowiesićpłaszczwszafieściennejprzydrzwiach.

-Organizująkonkurs.Ten,ktowygra,otrzymadarmowąprenumeratę.

-Przecieżjużmaszprenumeratę!-SamjejwykupiłnaGwiazdkę.

-Nieotochodzi,tatusiu.

- A o co? - Ruszył korytarzem w stronę kuchni. Zapalił światło i podszedł do
lodówki.

-Chodziofaktwygrania-odparła,drepczącmupopiętach.

Brunettipomyślał,żemożebyłobylepiej,abyChiaraczytałapismamniej

amerykańskie.Znalazłorvieto,zerknąłnaetykietęiwstawiłbutelkęzpowrotem,
poczym

wyjął soave, które rozpoczęli do kolacji ubiegłego wieczoru. Wziął kieliszek,
napełniłgoi

pociągnąłłykwina.

-Nodobrze,Chiaro,cotozakonkurs?

-Trzebawymyślićimiędlapingwina.

-Imiędlapingwina?-powtórzyłtępo.

-Tak.Zobacz.

Jednąrękąwyciągnęładoniegopismo,adrugąwskazałazdjęcie.Zobaczyłcoś,
co

background image

przypominałozbitąmasękłaków,identycznąjakta,którąPaolazawszewyciągała
z

odkurzacza.

-Coto?-Zbliżyłpismodoświatła.

- Maleńki pingwin. Urodził się miesiąc temu w rzymskim zoo i dotąd nie ma
imienia.

Więczorganizowanokonkursiwygraten,ktowymyślinajlepszeimię.

KiedyBrunettidokładnieprzyjrzałsięzdjęciu,istotniedostrzegłdzióborazparę

okrągłychczarnychślepków.Idwieżółtełapki.Nasąsiedniejstronieznajdowało
sięzdjęcie

dorosłego pingwina, ale Brunetti daremnie usiłował się doszukać podobieństwa
między

pisklęciemadojrzałymptakiem.

- Jakie wymyśliłaś? - spytał, przerzucając kartki; hieny, ibisy i słonie
przelatywałymu

przedoczami.

-Piegus.

-Jak?

-Piegus-powtórzyła.

- Pingwin ma się nazywać Piegus? - Ponownie otworzył pismo na stronie z
warunkami

konkursuiprzyjrzałsięzdjęciudorosłegoptaka.-Piegus?

-Pewnie.WszyscyinnibędąchcieligonazwaćKelneralboDyrygent.Moja

propozycjabędzieoryginalna.

background image

Zpewnością,pomyślałBrunetti.

- Może lepiej zachowaj to imię na inną okazję - rzekł, odstawiając butelkę do
lodówki.

-Najaką?-spytała,zabierającmupismo.

-Kiedyogłosząkonkursnaimiędlazebry.

-Och,tatusiu,alezciebiepotrafibyćgłuptas!-powiedziaładziewczynairuszyła
do

swojego pokoju, zupełnie nieświadoma, jaką mu przyjemność sprawiła swoim
komentarzem.

Brunettiprzeszedłdojadalniipodniósłksiążkę,którąwczorajwieczoremprzed

udaniem się na spoczynek położył otwartą na stole, wierzchem do góry. Skoro
żonyniebyłoi

niemiałniclepszegodoroboty,mógłsięznówemocjonowaćwojnąpeloponeską.

Paolazjawiłasięgodzinępóźniej.Otworzyłakluczemdrzwiiodrazuprzyszłado

jadalni. Rzuciła płaszcz na oparcie kanapy, po czym usiadła obok Brunettiego,
nawetnie

zdejmującszalika.

-Guido,czymyślałeśkiedyś,żejestemszalona?

-Często-oświadczył,odwracającstronęksiążki.

-Nie,mówiępoważnie.Muszębyćszalona,skoropracujędlatychkretynów.

-Jakichkretynów?-spytał,wciążniepodnoszącgłowyznadksiążki.

-Tych,którzykierująuniwersytetem.

-Ocochodzitymrazem?

background image

-Trzymiesiącetemupoprosilimnie,żebymwygłosiławykładwPadwiedla

pracownikówanglistyki.Natematangielskiejpowieści.Jakmyślisz,dlaczegood
dwóch

miesięcyczytamtewszystkieksiążki?

-Bojelubisz.Czytaszjeoddwudziestulat.

-Och,przestań,Guido.-Szturchnęłagolekkołokciemwbok.

-Icosięstało?

-Dziśwstąpiłamdorektoratuodebraćpocztęiusłyszałam,żezaszłapomyłka,że

powinnam przygotować wykład o amerykańskiej poezji. Tylko nikomu nie
przyszłodo

głowy, żeby mnie powiadomić. Myśleli, że żadna różnica, skoro i powieści, i
wierszepisane

sąpoangielsku.

-Icobędzie?

-Dowiemsięjutro.MajązawiadomićPadwę,żewykładbędzieoangielskiej

powieści...OileIlMagnificowyrazizgodę.

Obojeichogromniebawiłatacudownapozostałośćzepokikamieniałupanego

wyższej edukacji, mianowicie, że rektora uniwersytetu tytułuje się Il Magnifico
Rettore
;była

tojedynarzeczświadczącaotym,żeżycieakademickiemożemiećswojeuroki,o
jakiej

Brunetti dowiedział się w ciągu dwudziestu lat małżeństwa z pracownikiem
naukowym.

-Jakmyślisz,cozrobi?-spytałżonę.

background image

-Pewnierzucimonetę.

-Notopowodzenia-rzekł,odkładającksiążkę.-Amerykańskaliteratura

nieszczególniecileży,prawda?

-Wogóleminieleży,namiłośćboską!-zawołała,kryjąctwarzwdłoniach.-

Purytanie, kowboje, piskliwe kobiety. Wolałabym już nauczać „literatury
srebrnegowidelca”.

-Cotakiego?

-„Literaturasrebrnegowidelca”topowieścioprostejfabule,pisanepoto,aby
uczyć

ludzi,którzydoszlidopieniędzy,jaksięmajązachowywaćwtowarzystwie.

-Dlajapiszonów?-spytał,autentyczniezaciekawiony.

Paolawybuchnęłaśmiechem.

- Nie, Guido, nie dla japiszonów. Pisano je w osiemnastym wieku, kiedy do
Anglii

napływałomnóstwopieniędzyzkoloniiitrzebabyłonauczyćtłusteżonytkaczyz
Yorkshire,

kiedy i do czego używa różnych widelców. - Zadumała się na moment. - Ale
właściwieproza

Breta Eastona Ellisa, współczesnego powieściopisarza amerykańskiego, jest
bardzopodobna.

Wtuliłatwarzwramięmężaizaczęłachichotać.Chichotałatakdługo,ażopadłaz
sił,

choćBrunettiniemiałpojęcia,cojątakbawi.

-Acouciebie?-zapytała,kiedywreszcieprzestałasięśmiać.Ściągnęłaszaliki

background image

rzuciłanastół.

Brunettipołożyłotwartąksiążkęnakolanach,wierzchemdogóry.

-Rozmawiałemzdziwkąijejalfonsem,apotemzwdowąpoTrevisanieijej

prawnikiem. - Mówiąc powoli, żeby nie pominąć żadnych szczegółów,
opowiedziałjej

wszystko, co wydarzyło się w ciągu dnia, kończąc na reakcji wdowy na jego
pytanieo

prostytutki.

- Czy pani brat miał coś wspólnego z prostytutkami? - Paola powtórzyła
dokładnie

jegosłowa.-Myślisz,żewiedziała,comasznamyśli?

Brunettiskinąłgłową.

-Aprawnikniezrozumiał?

-Nie,ichybanieudawał.Niezorientowałsię,żepytaniemapodwójnysens,że
wcale

niepytamoto,czyjejbratsypiałzprostytutkami.

-Jednakżeonawiedziała,ocochodzi?

Brunettiznówskinąłgłową.

-Tak.Jestowielebardziejbystraodniego.

- Kobiety zwykle są bardziej inteligentne - oświadczyła Paola. - A jak ci się
zdaje,co

Lottomógłmiećwspólnegozprostytutkami?

-Niewiem,aleonadobrzewie,sądzącpojejreakcji.

background image

Paolazamilkła,żebyniezakłócaćtokujegomyśli.Brunettipocałowałjejdłoń,po

czympołożyłsobienaudzie.

- To jedyna wspólna nić - zaczął po chwili, mówiąc bardziej do siebie niż do
żony.-

Trevisan i Favero obaj mieli zapisany numer baru w Mestre. Baru, w którym
przesiadujeten

alfons. Frankowi Silvestriemu stale dostarczane są nowe dziewczyny. Niewiele
wiemoLotcie

poza tym, że prowadził finanse kancelarii Trevisana. - Podniósł rękę Paoli i
przebiegłpalcem

poniebieskichżyłkachnawierzchujejdłoni.

-Tomało,prawda?

Pokiwałgłową.

-Atadziewczyna,zktórąrozmawiałeś,Mara,ococięwłaściwiepytała?

-Czywiadomomicośodziewczynach,którezginęłytegolata.Wspomniałateżo

jakieśrozbitejciężarówce.Niewiem,comiałanamyśli.

Wolno, niczym wiekowy karp podpływający do powierzchni wody, coś - jakiś
obraz,

jakieś odległe wspomnienie - poruszyło się w pamięci Paoli. Zaczęła mgliście
kojarzyćjakiś

artykułokraksietiraikobietach.Oparłagłowęokanapęizamknęłaoczy.Ujrzała
śnieg.Ten

drobnyszczegółwystarczył,abynaglewszystkosobieprzypomniała.

-Guido,wczesnąjesienią...chybabyłeśwtedywRzymienakonferencji...gdzieś
w

background image

pobliżuaustriackiejgranicyrozbiłasięciężarówka.Dokładnieniepamiętam,ale
zdajesię,że

wpadła w poślizg na oblodzonej szosie i uderzyła w coś. W skrzyni jechały
kobiety,byłoich

osiem czy dziesięć, i wszystkie zginęły. Dziwna historia. Jednego dnia pisały o
niejwszystkie

gazety,apotemnaglecisza.Przynajmniejjajużnicwięcejnieczytałam.-Paola
poczuła,jak

palcemężazaciskająsięnajejnadgarstku.-Myślisz,żewłaśnieotęciężarówkę
chodziło

dziewczynie?

-Zaraz,zaraz.CzytałemwzmiankęowypadkuzamieszczonąwraporcieInterpolu.
W

raporcieokobietachprzywożonychdoWłoch,żebypracowałytujakoprostytutki.
Jeśli

dobrzepamiętam,zginąłrównieżkierowca?

Paolaskinęłagłową.

-Chybatak.

Miejscowa policja niewątpliwie będzie miała akta tej sprawy; jutro do nich
zadzwoni.

Usiłował sobie przypomnieć coś więcej o raporcie Interpolu, ale nawet nie był
nawet,czynie

sporządziłagoinnaagencja.Diabliwiedzą,czyzdołagoodnaleźć.Postanowił,że
jutro

wszystkimsięzajmie.

Paolałagodnieścisnęłagozarękę.

background image

-Dlaczegodonichchodzicie?

-Hm?-Jejpytaniewyrwałogozzamyślenia.

-Dlaczegochodziciedoprostytutek?-zapytała,tymrazemwyrażającsięjaśniej.
-

Mówięomężczyznachwogóle.Niemamnamyśliciebie.

Uniósłichsplecionedłonieiwykonałnimiwpowietrzunieokreślonygest.

-Poseks.Czystyseks.Bezżadnychwarunków,bezzobowiązań.Nawetnietrzeba

byćmiłymaniuprzejmym.

- Nie wydaje mi się to zbyt pociągające. Ale dla większości kobiet seks bez
uczucia

jestmałoatrakcyjny.

-Nowłaśnie-powiedziałBrunetti.-Nowłaśnie.

Paolapuściłajegodłońiwstała.Przezmomentprzyglądałasięmężowi,poczym

udałasiędokuchni,żebyprzygotowaćkolację.

Rozdział23

Brunetti spędził poranek szukając wśród swoich akt raportu Interpolu o
prostytucjii

równocześnie czekając, aż centrala połączy go z komisariatem w Tarvisio.
Telefonistka

okazałasięszybszaniżBrunetti.Przeznastępnykwadranskomisarzsłuchałrelacji
kapitana

carabinieriowypadku;nakoniecrozmowypoprosił,żebyprzysłanomufaksem
wszystkie

materiałyześledztwa.

background image

Znalezienieraportuzajęłomudwadzieściaminut;przeczytanie-półgodziny.Nie
była

toprzyjemnalektura,awostatniezdanieledwomógłuwierzyć:„Wedługdanych

szacunkowych policji z różnych państw oraz organizacji międzynarodowych,
sprawadotyczy

pół miliona kobiet”. Podobnie jak inni wyżsi funkcjonariusze policji w całej
Europie,

wiedział,żeopisanywraporcieprocedermamiejsce;dotejporyjednakniemiał
pojęciao

jegoskali.

Zregułyrekrutacjaodbywałasięmniejwięcejtak,jaktobyłowwypadkuMary:

młodej kobiecie z jednego z krajów rozwijających się proponowano wyjazd do
Europyi

szansę na nowe życie. Czasami w grę wchodziła miłość, szalona miłość, ale
najczęściej

składano dziewczynie ofertę pracy w charakterze pomocy domowej, rzadziej w
charakterze

tancerki. Mówiono jej, że w Europie będzie mogła żyć jak człowiek, zarabiała
dosyć,żeby

pomagaćrodzinie,późniejmożenawetudasięjejściągnąćrodzinędosiebie,do
Europy

Zachodniej,tegoprawdziwegorajunaziemi.

Poprzyjeździe,podobniejakMarę,dziewczynyspotykałogorzkierozczarowanie.

Okazywało się, że podpisana przed przyjazdem umowa o pracę była w
rzeczywistości

obietnicą zapłacenia ogromnej sumy, czasem i pięćdziesięciu tysięcy dolarów

background image

osobie,która

sprowadziła je do Europy. Dziewczyny nie wiedziały, co robić. Były w obcym
kraju,bez

paszportu, bo oddały go „opiekunowi”, w dodatku wierzyły, że samą swoją
obecnościąłamią

prawo; wmawiano im, iż jeśli nie spłacą długu, mogą w każdej chwili zostać
aresztowanei

skazanenadługoletniewięzienie.Mimotowieleznichprotestowało;twierdziły,
żenieboją

się aresztowania. Gwałt zbiorowy zwykle przełamywał ich opór. Jeśli to nie
pomagało,

uciekano się do bardziej drastycznych metod. Niektóre dziewczyny umierały.
Wieśćsię

roznosiła.Corazmniejpróbowałosięstawiać.

Burdele krajów rozwiniętych powoli zaczęły się zapełniać egzotycznymi
kobietamio

ciemnych włosach i śniadej cerze: pojawiły się Tajlandki, których łagodność i
skromnośćtak

milełechcząmęskiepoczuciewyższości;mieszanejkrwiDominikanki,aprzecież
wiadomo,

jakbardzociemnarasalubisiępieprzyć;noioczywiścieBrazylijki-niedarmo
wieśćniesie,

żekażdagorącokrwistacariocatourodzonakurwa.

Ponieważkosztysprowadzaniakobietzodległychkrajówbyływysokie,z

zainteresowaniem śledzono wypadki w Europie Wschodniej, gdzie tysiące
niebieskookich

background image

blondynek straciły pracę, a ich oszczędności zżarła inflacja. Siedemdziesiąt lat
komunizmui

ubóstwasprawiło,żepadałyłatwąofiarątych,którzyroztaczaliprzednimiuroki
Zachodu;

przybywały samochodami osobowymi, ciężarówkami, pieszo, niektóre nawet
pokonywały

część drogi saniami, byleby tylko znaleźć się w tym baśniowym eldorado.
Dopieronamiejscu

przekonywałysię,żeniemajążadnychpraw,dokumentów,nadziei.

Brunettiniemiałpowodukwestionowaćraportu,choćliczbapółmilionawydała
mu

się mocno przesadzona. Na końcu znajdowała się lista osób i organizacji, które
przygotowały

dokument;jejlekturaprzekonałago,żeliczbaniejestwyssanazpalca.Mimoto
półmiliona

nie mieściło się w głowie. W wielu prowincjach Włoch nie mieszkało aż tyle
kobiet.Pół

milionatodość,żebyzaludnićsporemiasto.

Kiedyskończyłczytać,położyłraportnaśrodkubiurka,alepochwiliodsunąłgo
od

siebie, jakby nie chciał nim więcej kalać rąk. Wyjął z szuflady ołówek i kartkę
papieru,po

czym zapisał na niej trzy nazwiska: majora brazylijskiej policji, którego poznał
przedkilkoma

laty na seminarium policyjnym w Paryżu, właściciela firmy importowo-
eksportowejz

background image

siedzibąwBangkokuorazpewnejprostytutki.Wszyscytroje,ztakiegolubinnego
powodu,

bylijegodłużnikami;najlepiejmoglimusięodwdzięczyćinformacjami.

Spędziłprzytelefonienastępnedwiegodziny,jednakżenaciśnięciekilkuklawiszy

centralnegokomputeraSIPsprawiło,żezarozmowytenieprzyszedłdokomendy
rachunek.

Wprawdzie Brunetti dowiedział się niewiele więcej niż to, co przeczytał w
raporcie,aleobraz

całejsprawy,jakimusięukształtował,byłpełniejszyibardziejosobisty.

MajordeVediawRioniepodzielałzatroskaniaBrunettiegoanijegooburzenia..
Miał

własne kłopoty. Tego tygodnia aresztowano siedmiu jego podwładnych za
stworzenie

szwadronu śmierci i zabijanie dzieci ulicy na zlecenie miejscowych kupców,
którymwadziło,

żekoczująprzedichsklepami.

- Guido, dziewczyny, którym udaje się wyjechać do Europy, mogą mówić o
szczęściu

-powiedziałdeVedia,zanimsięrozłączył.

ZnajomywBangkokuteżnierozumiał,ocowłaściwiechodziBrunettiemu.

- Panie komisarzu, ponad połowa tutejszych prostytutek choruje na AIDS. Te,
które

wyjechałyzTajlandii,wygrałylosnaloterii.

NajbardziejcennymźródłeminformacjiokazałasięPia,prostytutka.Zastałjąw

domu; dyżurowała przy Carolinie, suce rasy golden retriever, która lada chwila

background image

miaławydać

na świat swój pierwszy miot. Pia wiedziała o sprowadzaniu kobiet do burdeli i
zdziwiłasię,że

policja zawraca sobie tym głowę. Kiedy usłyszała, że zainteresowanie
Brunettiegowywołała

śmierć trzech biznesmenów, wybuchnęła śmiechem. Śmiała się długo i głośno.
Kiedysię

opanowała,powiedziała,żedziewczynyprzywożonesązcałegoświata;niektóre
pracująna

ulicach,alewiększośćwdomachpublicznych,gdziełatwiejsprawowaćnadnimi
kontrolę.

Tak, często bywają bite; przez tych, dla których pracują, albo przez klientów.
Miałybysię

skarżyć? A niby komu? Nie mają papierów, wmówiono im, że już sama ich
obecnośćwe

Włoszechjestprzestępstwem,wielenieznawłoskiego.Wkońcuwichzawodzie
umiejętność

prowadzeniabłyskotliwejkonwersacjiniejestszczególniewymagana.

Pianieczuładoobcychspecjalnejwrogości,choćniekryła,żestanowiądlaniej

niepożądanąkonkurencję.Aniona,anijejkoleżankiniepracowałydlaalfonsówi
zdołałysię

już czegoś dorobić - każda miała samochód, mieszkanie, czasem nawet willę -
podczasgdy

cudzoziemkinieposiadałynicidlategoniemogłysobiepozwolićnaodrzucenie
klientabez

względu na to, czego żądał. Cudzoziemki i narkomanki miały najgorzej; na

background image

wszystkomusiały

sięgodzić,dowszystkiegomożnabyłojezmusić.Bezsilne,stawałysięofiarami
przemocyi,

cogorsza,nosicielkamichorób.

KiedyBrunettispytał,ileichjestwregionieVeneto,Piaroześmiałasięcierpkoi

powiedziała, że nie umie do tylu liczyć. Zaraz potem Carolina zaszczekała tak
głośno,że

nawetBrunettijąusłyszał,itrzebabyłokończyćrozmowę.

-Ktotymkieruje,Pia?-zapytałwnadziei,żeuzyskatęcennąinformację,zanim

dziewczynasięrozłączy.

- To wielki interes. Równie dobrze mógłby pan spytać, kto kieruje bankami i
giełdą.

Szefami są ci sami doskonale ostrzyżeni ludzie w eleganckich, szytych na miarę
garniturach.

W niedzielę chodzą do kościoła, w ciągu tygodnia do swoich firm, a kiedy nikt
niepatrzy,

obliczają,ileznówsięwzbogacilinakobietach,którezarabiająnanichwłasnym
ciałem.

Jesteśmy takim samym towarem jak każdy inny. Zobaczy pan, pewnego dnia
będziemy

notowane na giełdzie. Wiem nawet, jak można by nazwać firmę, która wypuści
akcje.-Pia

zaśmiałasię,powiedziaładośćniecenzuralnesłowo,poczymrozległosięwycie
Carolinyi

dziewczynarzuciłasłuchawkę.

background image

Na tej samej kartce papieru, na której wcześniej zapisał trzy nazwiska, Brunetti
zaczął

przeprowadzać kilka prostych obliczeń. Uznał, że jeden numer powinien
kosztowaćśrednio

pięćdziesiąt tysięcy lirów; nie wiedział jednak, ilu klientów przeciętnie ma w
ciągudnia

prostytutka.Dlaułatwieniarachunkówprzyjął,żedziesięciu.Nawetpoodliczeniu
sobóti

niedziel,choćwątpił,abydziewczynymogłysobiepozwolićnawolnyweekend,
wyszłomu

dwaipółmilionalirówtygodniowo,awięcdziesięćmilionówmiesięcznie.Dla
wygody

przyjął, że prostytutka zarabia sto milionów lirów rocznie, po czym podzielił tę
sumęprzez

pół,abyuwzględnićbłędy,jakiemógłpopełnićwswoichzałożeniach.Następnie
usiłował

pomnożyćwynikprzezpółmiliona;niewiedział,jaknazwaćtakogromnąsumę.
Policzył

zera.Byłoichpiętnaście.Tak,Piamiałarację:tobyłwielkiinteres.

Instynkt i doświadczenie mówiły mu, że nie zdoła wyciągnąć więcej informacji
aniod

Mary,aniodjejalfonsa.PołączyłsięzVianellemispytał,czyudałosięznaleźć
optyka,który

sprzedał okulary znalezione w restauracji w Padwie. Vianello zasłonił ręką
mikrofon,żeby

zagłuszyćto,comówiłdokogoś;pochwilijednakjegogłosponownierozległsię
w

background image

słuchawce,tymrazemnapiętyodgniewu.

- Zaraz u pana będę, panie komisarzu - powiedział sierżant, odkładając
słuchawkę.

KiedywszedłdogabinetuBrunettiego,twarzmiałczerwonąjakpogwałtownym

wybuchuzłości.Zamknąłcichodrzwiipodszedłdobiurkaprzełożonego.

-Riverre-rzekłgwoliwyjaśnienia,podającnazwiskofunkcjonariusza,którybył

przekleństwemjegożyciaizakałącałejweneckiejpolicji.

-Coznowuzrobił?

-Znalazłwczorajoptykainawetsporządziłsłużbowąnotatkę,alezostawiłjąna

swoimbiurku.Powiedziałmiotymdopieroteraz,kiedygospytałem.

Brunetti,gdybybyłwlepszymnastroju,zażartowałby,żepowinnisięcieszyć,iż
w

ogóle sporządził notatkę, ale tego ranka nie miał ani dobrego humoru, ani
cierpliwoścido

braku kompetencji swoich podwładnych. Zresztą obydwaj wiedzieli z
doświadczenia,że

komentowaniepostępowaniaRiverregojeststratączasu.

-Cotozaoptyk?

-Carraro,naCalledellaMandorla.

-Podałnazwiskoklientki?

Vianelloprzygryzłdolnąwargęizacisnąłgniewniedłonie.

-Riverreniespytałonazwisko.Dowiedziałsiętylko,żewłaśnietamsprzedano
te

background image

konkretne oprawki. Powiedział, że takie otrzymał polecenie, więc je wypełnił i
koniec.

Brunetti wydobył z szuflady książkę telefoniczną i odszukał właściwy numer.
Optyk

oznajmił, że spodziewał się kolejnego telefonu z policji i natychmiast podał
Brunettiemu

nazwiskoiadreskobiety,którakupiłaokulary.Sądził,żepolicjaznalazłaokulary
ipoprostu

chcejezwrócićwłaścicielce.Brunettiniezamierzałwyprowadzićdozbłędu.

-Niesądzę,abyzastałjąpanterazwdomu-rzekłdoktorCarraro.-Powinnabyć
w

pracy.

-Agdziepracuje,dottore?-spytałciepłym,serdecznymtonemBrunetti.

- Prowadzi biuro podróży w pobliżu uniwersytetu; mieści się mniej więcej w
połowie

drogimiędzyuniwersytetemasklepemzdywanami.

- Ach tak, wiem, gdzie to jest - powiedział Brunetti, przypominając sobie
wystawęz

barwnymi plakatami, którą mijał mnóstwo razy. - Dziękuję, dottore. Dopilnuję,
żebyokulary

zostałyzwróconetejpani.-OdłożyłsłuchawkęispojrzałnaVianellego.-Regina
Ceroni.

Mówicicośtonazwisko?

Sierżantpotrząsnąłgłową.

-Prowadzibiuropodróży.Przyuniwersytecie.

background image

-Pójśćzpanem,paniekomisarzu?

-Nie,zajrzętamsam,wdrodzenaobiad.

Brunetti stał w listopadowej mżawce i patrzył na zalaną słońcem plażę. Na
hamaku

zawieszonym między dwiema ogromnymi palmami leżała młoda kobieta,
najwyraźniej

odziana tylko w dół od bikini. Za nią fale załamywały się łagodnie na
piaszczystymbrzegu,a

dalejażpohoryzontciągnęłosięlazurowemorze.Mógłsiętamznaleźćzajedyne
milion

osiemset tysięcy lirów, łącznie z przelotem (zakwaterowanie w pokoju
dwuosobowym).

Pchnął drzwi i wszedł do biura. Przy komputerze siedziała atrakcyjna młoda
brunetka.

Uśmiechnęłasięnajegowidok.

-Buongiorno-rzekł,odwzajemniającuśmiech.-CzyjestsignoraCeroni?

-Kogomamzapowiedzieć?

-NazywamsięBrunetti.

Uniosła dłoń, dając mu znak, aby chwilę zaczekał, nacisnęła kilka klawiszy i
wstała.

Nalewoodniejzaklekotaładrukarka,budzącsiędożycia,poczymzacząłsięz
niejwysuwać

biletlotniczy.

-Momencik-powiedziaładziewczyna,kierującsięwstronępojedynczychdrzwi
na

background image

końcu pomieszczenia. Zapukała i nie czekając na odpowiedź, weszła do środka.
Pochwili

wyłoniłasięitrzymającdrzwiotwarte,skinęłanaBrunettiego.

Drugie pomieszczenie było znacznie mniejsze, ale swoje skąpe rozmiary z
nadwyżką

nadrabiało elegancją. Wykonane z teku biurko lśniło jak lustro; brak szuflad
świadczyłotym,

iżjestonoprzedmiotembardziejdekoracyjnymniżużytkowym.Napodłodzeleżał
złocisty

jedwabnyisfahan,równiepięknyjaktenwgabinecieteściaBrunettiego.

Kobietasiedzącaprzybiurkumiałajasnewłosyściągniętegładkodotyłu;

przytrzymywał je rzeźbiony grzebień z kości słoniowej. Proste uczesanie
kontrastowałoz

materiałem i krojem kostiumu, który był ciemnoszary, jedwabny, o szerokich,
watowanych

ramionachibardzowąskichrękawach.Kobietaliczyłatrzydzieścikilkalat,choć
trudnobyło

ocenić, czy bliżej jej do trzydziestki, czy do czterdziestki; było to zasługą albo
precyzyjnie

wykonanego makijażu, albo szykownego wyglądu. Na nosie miała okulary w
grubych

ramkach; lewa soczewka była u dołu lekko wyszczerbiona - odprysnął od niej
kawałekszkła

mniejwięcejwielkościziarnagroszku.

KobietaspojrzałanaBrunettiegoiuśmiechnęłasię,nierozchylającust,poczym

zdjęłaokularyibezsłowapołożyłajenależącychprzedniąpapierach.Zauważył,

background image

żejejoczy

mają dokładnie ten sam odcień co kostium; nie mógł to być przypadek.
Brunettiemu

przypomniałysięsłowa,jakimiFigaroopisujedziewczynę,wktórejzakochałsię
od

pierwszegowejrzeniahrabiaAlmaviva:jasnewłosy,różanepoliczki,oczy,które
mówią.

-Si?

-SignoraCeroni?

-Tak.

- Przyszedłem zwrócić pani okulary. - Brunetti wyjął futerał z kieszeni, ani na
moment

nieodrywającwzrokuodkobiety.

Najejtwarzyodmalowałasięradość,cosprawiło,żewyglądałajeszczeładniej.

-Och,towspaniale!-ucieszyłasięReginaCeroni.-Gdziejepanznalazł?

Brunettiwychwyciłlekkiakcent,chybasłowiański,wkażdymrazieniewątpliwie

wschodnioeuropejski.

Wmilczeniupodałjejprzezbiurkoskórzanyfuterał.Położyłagoprzedsobą,nie

zaglądającdośrodka.

-Niesprawdzipani,czytojejokulary?

-Niemuszę,poznajęfuterał-powiedziałazuśmiechem.-Skądpanwiedział,że

moje?

background image

-Obdzwoniliśmyprawiewszystkichoptykówwmieście.

-Obdzwoniliśmy?-zapytała,poczymnagleprzypomniałasobieowymogach

grzeczności:-Boże,gdziemojemaniery?Proszę,niechpanusiądzie.

-Dziękuję.-Brunettiusiadłnajednymztrzechfotelistojącychprzedbiurkiem.

-Przepraszam,aleRobertaniepodałamipańskiegonazwiska.

-Brunetti.GuidoBrunetti.

-Dziękuję,signorBrunetti,żezechciałsiępanfatygować.Gdybypandomnie

zadzwonił, chętnie bym sama odebrała okulary. Nie musiałby pan jechać przez
całemiasto.

-Przezcałemiasto?

Najejtwarzypojawiłosięzakłopotanie,którepochwiliznikło.

-Notak.Mojebiuromieścisiędalekoodcentrum.

-Faktycznie.

-Niewiem,jakpanudziękować.

-Mogłabymipanipowiedzieć,gdziezgubiłaokulary?

Ponownieobdarzyłagouśmiechem.

-Gdybymwiedziała,znalazłabymjesama.

Popatrzyłanaswojegogościaprzezszerokośćbiurka,akiedyBrunettisięnie

odezwał,spuściławzrokisięgnęłapofuterał.Wyjęłaokulary,poczymnajpierw
mocno

odciągnęła w bok jeden uchwyt, a następnie oba; oprawki wygięły się, ale nie
pękły.

background image

-Zdumiewające,prawda?-powiedziała,niepodnoszącoczu.

Brunettinadalmilczał.

-Niechciałammiećztymnicwspólnego-oznajmiłaspokojnymgłosem.

- To znaczy z nami? - spytał, zakładając, że skoro wie, iż musiał do niej jechać
przez

całemiasto,musiwiedzieć,zkimmadoczynienia.

-Tak.

-Dlaczego?

-Byłczłowiekiemżonatym.

-Niedługorozpoczniesiędwudziestypierwszywiek,signora.

-Comapannamyśli?-spytała,spoglądającnaniegozdezorientowana.

-To,czyktośjestżonaty,niemawielkiegoznaczenia.

-Miałodlajegożony-oznajmiłagniewnie.Podniosłaokularyischowałado

skórzanegofuterału.

-Alechybajegośmierćzmieniłasytuację.

- Bynajmniej. Nie chciałam, żeby podejrzewano, iż miałam coś z tym coś
wspólnego.

-Amiałapani?

- Panie komisarzu - rzekła, zadziwiając Brunettiego użyciem jego policyjnego
stopnia

-zajęłomipięćlat,zanimstałamsięobywatelkątegokraju,aprzecieżwkażdej
chwilimogę

utracić obywatelstwo, jeśli policja zacznie się mną interesować. Dlatego nie

background image

chciałamzwracać

nasiebieuwagi.

-Ajednakpanizwróciła.

Wydęłanerwowowargi.

-Miałamnadzieję,żeudamisiętegoumknąć.

-Wiedziałapani,żezostawiłaokularywrestauracji?

-Wiedziałam,żezgubiłamjetegodnia,aleliczyłamnato,żegdzieindziej.

-Czymiałapaniznimromans?

Widział,żezastanawiasię,jakodpowiedzieć;wkońcuskinęłagłową.

-Oddawna?

-Odtrzechlat.

-Czyzamierzałapanizmienićtenstanrzeczy?

-Cotoznaczy?Nierozumiempytania.

-Czychciałapanizaniegowyjść?

-Nie.Istniejącyukładwzupełnościmiodpowiadał.

-Czylijaki?

-Widywaliśmysięcokilkatygodni.

-Icowtedy?

Podniosłanakomisarzawzrok.

-Znównierozumiempańskiegopytania.

-Cościerobili,kiedyściesięspotykali?

background image

-Acozwyklerobiąkochankowie,kiedysięspotykają,paniekomisarzu?

-Śpiązesobą.

-Dobraodpowiedź.Tak,spaliśmyzesobą.

Czuł,żejestzła,alejejzłośćniebyławywołanaprzezniego.

-Gdzie?-spytał.

-Słucham?

-Gdziespaliściezesobą?

-Włóżku-odparłaprzezzaciśniętewargi.

-Gdzie?Milczenie.

-Gdziewłóżku?TuwWenecjiczywPadwie?

-Itu,itam.

-Wmieszkaniuczywhotelu?

Zanim mogła odpowiedzieć, telefon na biurku zabrzęczał cicho; podniosła
słuchawkę.

- Zadzwonię później - powiedziała po chwili i rozłączyła się. Przerwa w
rozmowiez

Brunettim była bardzo krótka, ale wystarczyła, żeby Regina Ceroni się
opanowała.-

Przepraszam,czymógłbypanpowtórzyćpytanie?

- Spytałem, gdzie sypialiście ze sobą. - Dobrze wiedział, że dzięki telefonowi
miała

czas zastanowić się nad tym, co mu powiedziała. Chciał jednak usłyszeć, jak
zmieniaswoje

background image

zeznania.

-Wmoimmieszkaniu.

-AwPadwie?

-Słucham?-spytała,udajączdziwienie.

-GdziespotykaliściesięwPadwie?

Uśmiechnęłasięprzepraszająco.

-Chybawcześniejniezrozumiałampytania.Zwykłespotykaliśmysiętutaj.W

Wenecji.

-Jakczęstosięwidywaliście?

Jej sposób bycia stał się bardziej serdeczny, jak to zwykle bywa w wypadku
ludzi,

którzyzamierzająkłamać.

-Naszromanswłaściwiejużsięskończył,choćnadalsięlubiliśmy.Byliśmypo
prostu

przyjaciółmi.Cojakiśczasjedliśmyrazemkolacjęalbotu,albowPadwie.

-Pamiętapani,kiedyostatnirazspotkaliściesięwWenecji?

Odwróciłagłowę,zastanawiającsię,copowiedzieć.

-Hm.Nie,niepamiętam.Chybalatem.

-Czyjestpanimężatką?

-Nie.Rozwódką.

-Mieszkapanisama?

Skinęłagłową.

background image

-JaksiępanidowiedziałaośmierciFavera?

-Zgazety,nazajutrzrano.

-Iniezadzwoniłapanidonas?

-Nie.

-Mimożewidziałasięznimpanipoprzedniegowieczoru?

-Tymbardziejniechciałamdzwonić.Jakjużwspomniałam,niemamzaufaniado

władzy.

W chwilach przygnębienia Brunetti podejrzewał, że nikt nie ma zaufania do
władzy,

aleniezamierzałdzielićsiętąmyślązReginąCeroni.

-Skądpanipochodzi?

-ZJugosławii.ZMostaru.

-AodjakdawnamieszkaweWłoszech?

-Oddziewięciulat.

-Jaktosięstało,żesiępanituosiedliła?

-Przyjechałamjakoturystka,aleznalazłampracęipostanowiłamzostać.

-WWenecji?

-Tak.

-Gdziepanipracowała?-spytał,choćwiedział,żemożnaznaleźćteinformacje
w

aktachUfficioStranieri.

-Początkowowbarze,potemwbiurzepodróży.Znamkilkajęzyków,więcnie

background image

miałamtrudnościzeznalezieniempracy.

- A teraz to wszystko należy do pani? - Wykonał dłonią zamaszysty ruch
obejmujący

całebiuro.-Jestpaniwłaścicielką,prawda?

-Tak.

-Oddawna?

-Odtrzechlat.Zajęłomiponadczterylata,zanimzebrałamodpowiedniąsumę,
żeby

wpłacić zaliczkę poprzednim właścicielom. Ale teraz biuro jest już wyłącznie
moje.To

kolejnypowód,dlaczegochciałamuniknąćkłopotów.

-Nawetjeśliniemiałapaninicdoukrycia?

-Jeślimambyćszczera,paniekomisarzu,wtrakciemoichpoprzednichkontaktów
z

policjąprzekonałamsię,żeto,czyktośmacośdoukrycia,czynie,jestnieistotne.
Czasami

bywa wręcz odwrotnie. Uznałam, że ponieważ nic nie wiem o śmierci pana
Faverainie

dysponujężadnymiinformacjami,któremogłybywampomóc,niemuszędzwonić.

-Oczymrozmawialiściewtedyprzykolacji,podczasostatniegospotkania?

Pochyliłagłowę,wracającpamięciądotamtegowieczoru.

- O różnych rzeczach. Jak to starzy przyjaciele. O jego pracy. O mojej. O
dzieciach.

-Ojegożonie?

background image

Ściągnęłaniechętniewargi.

- Nie, nie rozmawialiśmy o jego żonie. Oboje uważaliśmy, że nie byłoby to w
dobrym

guście.

-Czegojeszczedotyczyławaszarozmowa?

- Nie przypominam sobie nic konkretnego. Wspomniał, że chce kupić nowy
samochód

izastanawiasięjaki,aleniepotrafiłammudoradzić.

-Nieprowadzipani?

-Nie.WWenecjiniematakiejpotrzeby,prawda?-Uśmiechnęłasię.-Zupełnie
nie

znamsięnasamochodach.Jakwiększośćkobiet.

Brunettiegozdziwiło,żenaglepozujenasłabą,bezbronnąistotę;niepasowałomu
to

dokobiety,któraprzedchwiląrozmawiałaznimjakrównyzrównym.

- Kelner z restauracji, w której jedliście kolację, powiedział, że signor Favero
pokazał

panijakieśdokumenty...

-Atak.Właśniewtedywyjęłamztorbyokulary.Używamichdoczytania.

-Cotobyłyzadokumenty?

Przezmomentmilczała.Albousiłowałasobiefaktycznieprzypomnieć,albo

próbowaławymyślićjakieśkłamstwo.

-Prospektspółki,wktórąradziłmizainwestować.Ponieważmojebiuroprzynosi

background image

zyski, uważał, że powinnam zacząć inwestować pieniądze. „Niech pracują dla
ciebie”,tak

właśniepowiedział.Aleniebyłamzainteresowana.

-Pamiętapani,cotozaspółka?

-Nie,przykromi.Niezwracamuwaginatakierzeczy.

Brunettiniewierzył,żeReginaCeronimówiprawdę.

-Czytoistotne?

-WbagażnikusamochoduFaveraznaleźliśmywielepapierów-skłamał.-

Chcielibyśmywiedzieć,czyktóreśznichsąważne.

Widziałwyraźnie,żekorciją,byspytać,cotozapapiery,aleugryzłasięwjęzyk.

-Czyniezauważyłapaninicszczególnego?Nicdziwnego?MożesignorFavero

wydał się pani czymś zaniepokojony? Może zdenerwowany? - Przemknęło mu
przezgłowę,

iżpowinnojązdziwić,żedopieroterazzadajetopytanie.

- Był mniej rozmowny niż zwykle, ale to pewnie dlatego, że miał dużo pracy.
Kilka

razypowtórzył,żejestbardzozajęty.

-Wspomniał,cogotakpochłania?

-Nie.

-Copaństworobilipokolacji?

-OdwiózłmnienadworzeciwróciłamdoWenecji.

-Którympociągiem?

background image

-Przyjechałamnamiejscechybaokołowpółdojedenastej-odparłapokrótkim

namyśle.

-Trevisanjechałtymsamympociągiem,tyleżeinnegodnia-powiedziałBrunetti
ipo

wyrazietwarzypaniCeronipoznał,żenazwiskoadwokataniejestjejobce.

-Totenprawnik,któregozastrzelonowczasiepodróży?-spytałapochwili.

-Tak.Znałagopani?

-Byłklientemnaszegobiura.Załatwialiśmybiletyirezerwacjedlaniegoijego

pracowników.

-Dziwne,niesądzipani?

-Co?

-Żedwóchludzi,którychpaniznała,rozstałosięzżyciemtegosamegotygodnia.

- Wcale nie wydaje mi się to takie dziwne - oznajmiła chłodnym, obojętnym
tonem.-

Chybaniesugerujepan,żemiędzytymizabójstwamiistniejejakiśzwiązek?

Wstał,pozostawiającjejpytaniebezodpowiedzi.

- Dziękuję, że zechciała mi pani poświęcić trochę czasu. - Wyciągnął na
pożegnanie

rękę.

ReginaCeroniwstałaiobeszłabiurko;poruszałasięzwdziękiem.

-Tojadziękuję,żepofatygowałsiępanażtutaj,abyzwrócićmiokulary.

-Spełniłemswójobowiązek.

background image

-Mimowszystkoserdeczniepanudziękuję.

Podeszłaznimdodrzwi,otworzyłajeiprzepuściłagoprzodem.Wdrugim

pomieszczeniu młoda brunetka wciąż siedziała przy biurku, a z drukarki zwisał
długiarkusz

biletów. Signora Ceroni odprowadziła gościa do drzwi wejściowych. Komisarz
ponownie

uścisnąłjejdłoń,poczymruszyłwstronędomu.Właścicielkabiurapodróżystała
natleplaży

iobserwowałago,dopókinieznikłzarogiem.

Rozdział24

Kiedy Brunetti wrócił po obiedzie do gmachu komendy, najpierw wstąpił do
pokoju,

wktórymurzędowałasignorinaElettra,ipodyktowałjejlistdoGiorgia-takgo
nazywałw

myślach, jakby był jego znajomym - przepraszając adresata za „biurokratyczne
błędy”.Miał

nadzieję,żetakieogólnikowestwierdzeniewystarczyGiorgiowidlanarzeczonej
iprzyszłych

teściów;wolałnienawiązywaćwprostdowydarzenianaplaży.

-Napewnobardzosięucieszy-powiedziałasekretarka,spoglądającnawłasny
zapis

stenograficzny.

-Acozadnotacjąwaktach?-zapytałkomisarz.

Skierowałananiegooczywielkiejakspodki.

- Z jaką adnotacją? - Podniosła plik wydruków komputerowych i podała

background image

Brunettiemu.

-Pańskilistbędziemiłymzatopodziękowaniem.

-NumeryzkalendarzykaFavera?

-Zgadzasię-rzekła,niekryjącdumy.

Jejradośćbyłatakzaraźliwa,żekomisarzteżsięuśmiechnął.

-Przejrzałapaniwydruki?

-Zdążyłamtylkorzucićnanieokiem.

Giorgiopodałnazwyiadresyabonentóworazdatyigodziny,kiedyłączonosięz
nimi

zWenecjiiPadwy.

-Jakontorobi?-spytałBrunetti,pełenuznaniadlaumiejętnościGiorgia.

Spenetrowanie akt tajnych służb wydawało się komisarzowi łatwiejsze od
wydobyciadanych

zSIP.

- Przez rok studiował elektronikę w Stanach. Poznał wielu hakerów i cały czas
jestz

nimiwkontakcie.Informująsięnawzajem,jakwłamywaćsiędokomputerów.

-Iwłamujesię,korzystajączliniiSIP?-Podziwiwdzięczność,jakieBrunetti

odczuwał,sprawiły,żezapomniałotym,iżdziałalnośćGiorgiaprawdopodobnie
jest

nielegalna.

-Oczywiście.

-Dobrzeimtak!-JakwiększośćWłochówkomisarznielubiłSIP,główniezato,

background image

że

rachunkitelefonicznezawszedostawałzawyżone.

- Hakerzy działają na całym świecie. Niewiele można przed nimi ukryć -
wyjaśniła

paniElettra.-Giorgiopowiedział,żemusiałwtejsprawiekontaktowaćsięz

komputerowcami na Węgrzech, Kubie i jeszcze gdzieś. Czy w Laosie mają
telefony?

Brunettiniesłuchał,pochłoniętyczytaniemdługichkolumnnumerów,godzin,dat,

miejscowości.AlenazwiskoPattydotarłodojegoświadomości.

-...chcesięzpanemwidzieć.

-Później-rzekłiwyszedł,nieprzerywająclektury.

W swoim gabinecie zbliżył się do okna, żeby skorzystać ze światła dziennego.
Stałtak

niczym rzymski senator z czasów antycznych studiujący długie sprawozdanie z
krańców

cesarstwa. Dokument, który Brunetti trzymał w ręce, nie dotyczył ani ruchów
wojsk,ani

dostaw oliwy i przypraw. Choć informował tylko o tym, kiedy dwóch mało
znaczących

Włochów rozmawiało z Bangkokiem, Santo Domingo, Belgradem, Manilą i
jeszczeparoma

miastami, był nie mniej pasjonujący. Na marginesie wpisano ołówkiem adresy
automatów,z

którychdzwoniono.WprawdzietelefonowanorównieżzbiurFaveraiTrevisana,
częściej

background image

jednak korzystano z budki znajdującej się na tej samej ulicy co biuro Favera w
Padwieorazz

automatu na niewielkiej calle biegnącej za budynkiem, w którym mieściła się
kancelaria

Trevisana.

Nadolefigurowałynazwyfirm,doktórychnależałyposzczególnenumery.Trzyz

nich, między innymi numer w Belgradzie, należały do biur podróży, numer w
Manilizaśdo

spółkiEuro-Employ.KiedyBrunettiuzmysłowiłsobie,żejesttozapewneagencja
zajmująca

się wynajdywaniem pracy w Europie, wszystkie wydarzenia, począwszy od
śmierci

Trevisana, które dotąd niczym kawałki szkła w obracającym się kalejdoskopie
układałysięw

przypadkowe wzory, nagle zaczęły się łączyć w spójną, logiczną całość.
Komisarzniewidział

jeszczepełnegoobrazu,alewreszciezrozumiał,ocochodziwtejsprawie.

Wyjął z szuflady adresownik i odszukał numer Roberta Linchianki,
podpułkownika

filipińskiej żandarmerii, z którym zaprzyjaźnił się na dwutygodniowym
seminarium

policyjnymwLyonieprzedtrzemalaty.Odtegoczasurozmawialiparęrazyprzez
telefoni

wymienialifaksy.

Zabrzęczałinterfon.Brunettizignorowałgo,podniósłsłuchawkęiwykręciłnumer

domowy podpułkownika, choć nie miał pojęcia, jaka jest różnica czasu między

background image

Wenecjąa

Manilą. Okazało się, że sześć godzin; Linchianko właśnie kładł się spać. Tak,
nazwaEuro-

Employ nie była mu obca. Niechęć w jego głosie dawała się odczuć mimo
odległości.Euro-

Employbyłajednązlicznychagencjitrudniącychsięhandlemkobiet.Nawetnie
najgorszą,

bo przynajmniej wszystkie dokumenty, jakie młode kobiety podpisywały przed
wyjazdemdo

„pracy”, były legalne. Fakt, że wiele kobiet nie umiało pisać i jedynie stawiało
krzyżyk,iże

większość nie znała języka, w którym sporządzony był kontrakt, w niczym nie
umniejszał

jego mocy prawnej. W każdym razie żadna z kobiet, której udało się wrócić na
Filipiny,nie

próbowała wytoczyć agencji procesu. Zresztą jak się Linchianko orientował,
wracałoich

bardzo niewiele, mimo że Euro-Employ wysyłała od pięćdziesięciu do stu
„pracownic”

miesięcznie. Podał nazwę biura podróży, które zajmowało się załatwianiem
biletów;okazało

się, że jest to jedno z biur figurujących na wydruku komputerowym. Linchianko
obiecał

przesłać Brunettiemu faksem oficjalne policyjne akta dotyczące Euro-Employ i
biura

podróży, a także materiały, które sam w ciągu ostatnich lat zebrał o manilskich
agencjach

background image

pośrednictwapracy.

Brunettiniemiałżadnychznajomychwpozostałychmiastachwymienionychw

wydruku,aleporozmowiezpodpułkownikiemfilipińskiejpolicjibyłpewien,że

dowiedziałbysiętambardzopodobnychrzeczy.

StudiująchistorięstarożytnejGrecjiiRzymu,zawszedziwiłsię,żewdawnych

epokachludzieztakąłatwościąakceptowaliniewolnictwo.Oczywiścieinnebyły
wówczas

zasady prowadzenia wojen, inna też baza ekonomiczna społeczeństw, więc
niewolnicybyliz

jednejstronydostępni,azdrugiejniezbędni.Możefakt,iżwwypadkuprzegranej
wojny

mogłosiętoprzytrafićkażdemu,żemałyobrótkołafortunydecydowałotym,czy
sięjest

panem,czyniewolnikiem,ułatwiałakceptację?Wkażdymrazieniktniepotępiał
tego

zjawiska, ani Plato, ani Sokrates, chyba że w pismach, które nie przetrwały do
naszych

czasów.

Współcześnieteżniktniewystępowałprzeciwkoniewolnictwu,alemilczenie

wynikało z przekonania, że niewolnictwo zlikwidowano dawno temu. Brunetti
sampuszczał

mimo uszu radykalne tyrady Paoli, w których wciąż powracał wątek o
zniewoleniusiły

roboczejiekonomicznychłańcuchach.Teraztewyświechtanezwrotystanęłymu
żywow

background image

pamięci, bo na określenie kobiet zatrudnianych przez agencje opisane przez
Linchiankę

istniałotylkojednosłowo:niewolnice.

Tokjegomyśliprzerwałonatarczywebrzęczenieinterfonu.

-Słucham.

-Chcęztobąpomówić-oznajmiłniechętnymtonemPatta.

-Jużidę.

Kiedy komisarz zszedł na dół, pani Elettry nie było przy biurku, więc pchnął
drzwido

gabinetuprzełożonego,niewiedząc,czegomożeoczekiwać.Niemiałotozresztą
większego

znaczenia,borepertuarPatty,jeślichodziowyrażanieniezadowolenia,byłdość
ograniczony.

Okazałosię,żetymrazemniekomisarzbyłprzyczynąirytacjiszefa;miałtylkow
jego

imieniuprzywołaćdoporządkujednegozpodwładnych.

- To ten twój sierżant - oznajmił vice-questore, kiedy Brunetti usiadł na
wskazanym

krześle.

-Vianello?

-Tak.

- Co takiego zrobił? - spytał Brunetti i dopiero kiedy usłyszał własny ton, zdał
sobie

sprawę,jaksilnieprzebijazniegonutaniedowierzania.

background image

SceptycyzmkomisarzanieumknąłuwagiPatty.

-Bardzoostrozbeształjednegozfunkcjonariuszy.

-Riverrego?

-Wiedziałeś?Iniezareagowałeś?

-Nie,oniczymniewiedziałem.Alejeśliktośzasługujenazbesztanie,towłaśnie

Riverre.

Pattawyrzuciłwgóręobieręce,żebyzamanifestowaćniezadowolenie.

-KtośwniósłskargęnaVianella-oznajmił.

- Porucznik Scarpa? - spytał Brunetti, nie potrafiąc ukryć niechęci do
Sycylijczyka,

którypojawiłsięwWenecjirazemzeswoimpatronemPattąisłużyłmunietyle
zaasystenta,

ilezaszpicla.

-Nieważnekto.Ważne,żewniósł.

-Napiśmie?

- To nieistotne! - warknął gniewnie Patta. Wszystko, czego nie chciał słyszeć,
zawsze

było nieistotne, bez względu na to, jak się miało do prawdy. - Nie życzę sobie
kłopotówze

związkamizawodowymi,aprzecieżniebędątolerowaćtakiegopostępowania.

Brunetti, oburzony najnowszym przykładem tchórzostwa przełożonego, miał
ochotę

spytać,czyistniejechoćjednagroźba,przedktórątenbysięnieugiął,aleugryzł
sięwjęzyk,

background image

pamiętając,żenienależyprowokowaćgłupcówdozemsty.

-Porozmawiamznimi-obiecał.

-Znimi?

-ZporucznikiemScarpą,sierżantemVianelloifunkcjonariuszemRiverre.

Niewiele brakowało, aby Patta się sprzeciwił, ale najwyraźniej uzmysłowił
sobie,że

nawet jeśli nie rozwiązał problemu po swojej myśli, to przynajmniej się go
pozbył.

-AcozzabójstwemTrevisana?-spytał.

-Wciążnadnimpracujemy,paniekomendancie.

-Sąpostępy?

-Nieznaczne.-Brunettiniezamierzałjeszczeomawiaćswoichwnioskówz

przełożonym.

-Nodobrze,proszęsięzająćsprawąsierżanta.Iproszęmnieowszystkim

informować. - Vice-questore ponownie zagłębił się w papierach leżących na
biurku,co

oznaczało,żeuważarozmowęzazakończoną.

Signorina Elettra wciąż była nieobecna, więc Brunetti udał się do pokoju
Vianella.

Sierżantczytał„Gazzettino”.

-Scarpa-powiedziałoddrzwikomisarz.

Vianello zgniótł gniewnie gazetę, rzucając parę niewybrednych epitetów pod
adresem

background image

porucznika,dośćobraźliwychdlajegomatki.

-Cosięstało?

- Wszedł, kiedy rozmawiałem z Riverrem - odparł sierżant, rozprostowując
gazetę.

-Ico?

Vianellowzruszyłramionami.

- Riverre dobrze wiedział, o co mi chodzi. Powinien był wcześniej dać panu
nazwisko

właścicielki okularów. Porucznik wszedł w trakcie naszej rozmowy. Nie
podobałomusięto,

comówiłem.

-Acomówiłeś?

Vianellozłożyłgazetąnapółiodsunąłnabrzegbiurka.

-NazwałemRiverregoidiotą.

Funkcjonariuszrzeczywiściebyłidiotą,toteżBrunettiwcalesięniezdziwił.

-Icoonnato?

-Riverre?

-Nie,porucznik.

-Oświadczył,żeniepowinienemmówićwtensposóbdopodwładnego.

-Towszystko?

Vianellomilczał.

-Czyporucznikjeszczecośpowiedział?

background image

Sierżantnadalmilczał.

-Amożetymucośpowiedziałeś?

-Żesprawagoniedotyczy,więcniechsięniewtrąca-przyznałVianello.

Brunettiwiedział,żeniemusitłumaczyćsierżantowi,iżbyłotoniezbytmądre

posunięcie.

-ARiverre?

- Wpadł do mnie przed chwilą powiedzieć, że o ile pamięta, opowiadałem mu
wtedy

dowcip.OgłupimSycylijczyku.-Vianellopozwoliłsobienalekkiuśmiech.

- Porucznik zjawił się akurat wtedy, gdy doszedłem do puenty, a ponieważ
mówiliśmy

dialektem,niezrozumiał,ocochodzi,imyślał,żenazwałemidiotąRiverrego.

-Czylimożemyuznaćsprawęzazamkniętą-oznajmiłBrunetti.Niepodobałomu
się,

żeporucznikpoleciałzeskargądoPatty.Vianelloniebyłulubieńcemszefaztego
prostego

powodu, że zawsze ściśle współpracował z nim, Brunettim; szkoda, że teraz
obrócił

przeciwkosobierównieżporucznika.Komisarzpoczułjednakulgę,żeominiego
rozmowaze

Scarpą. - Czy słyszałeś o wypadku ciężarówki, który miał miejsce jesienią pod
Treviso?

-Tak.Aocochodzi?

-Pamiętasz,kiedytobyło?

background image

Vianellozadumałsięnamoment.

- Dwudziestego szóstego września. Dwa dni przed moimi urodzinami. Pierwszy
raz

takwcześniespadłtamśnieg.

Znając sierżanta, Brunetti nie musiał pytać, czy jest pewien daty. Pozostawił
Vianella,

aby mógł spokojnie czytać dalej gazetę, a sam wrócił do swojego gabinetu i
wydruków

komputerowych. Dwudziestego szóstego września o dziewiątej rano z kancelarii
Trevisana

zadzwonionopodnumerwBelgradzie.Rozmowatrwałatrzyminuty.Nazajutrz

zatelefonowano pod ten sam numer, ale z automatu na uliczce za budynkiem, w
którym

urzędowaładwokat.Tarozmowatrwaładwanaścieminut.

Tir zjechał z autostrady i się rozbił, transport uległ zniszczeniu. Nabywca
zadzwonił

do spedytora, żeby dowiedzieć się, czy to jego towar leży rozrzucony w śniegu.
Brunetti

wzdrygnął się na myśl, że ktoś może traktować tragiczną śmierć młodych kobiet
jako

zniszczenietowaru.

Przerzuciłkilkakartek,ażdoszedłdodniaśmierciTrevisana.Wnastępnymdniu

dwukrotnie telefonowano z kancelarii do Belgradu. Jeśli wcześniej dzwoniono,
żeby

dowiedzieć się o towar, czy te kolejne połączenia nie oznaczały, że po śmierci
Trevisanaktoś

background image

innyprzejmowałinteres?

Rozdział25

Brunettizacząłprzeglądaćpapiery,którewciągudwóchdninagromadziłysięna

biurku. Przekonał się, że przesłuchano wdowę po Lotcie; zeznała, że tego dnia,
kiedyzginął

jej mąż, spędziła wieczór w szpitalu miejskim przy łóżku matki umierającej na
raka.Obie

pielęgniarki pełniące wtedy dyżur potwierdziły, że była tam do rana. Wdowę
przesłuchiwał

Vianello; jak zawsze dokładny, spytał ją również, co robiła w czasie, kiedy
zamordowano

TrevisanaiFavera.Wdniuśmiercimecenasatakżebyławieczoremwszpitalu;w
dniu

śmierciksięgowegowieczórspędziławdomu.Zakażdymrazemtowarzyszyłajej
siostra,

która przyjechała z Turynu. Przeczytawszy raport, Brunetti wyłączył wdowę z
kręgu

podejrzanych.

Naglezacząłsięzastanawiać,czyChiaranapewnozrezygnowałazpomysłu

wydobyciainformacjiodFranceski.Dumającnadtym,poczułwstrętdosamego
siebie.

Zawszezoburzeniemmyślałoludziachnakłaniającychnastolatkidoprostytucji,a
samnie

miałskrupułówprzedwykorzystaniemwłasnejcórkijakoszpiega.

Jegorozważaniaprzerwałobrzęczenietelefonu.Podniósłsłuchawkę.Rozległsię
głos

background image

Paoli, roztrzęsionej, będącej w stanie najwyższego zdenerwowania. Kilka razy
powtórzyła

jegoimię.Wtlesłyszałcośjakbypłaczalbowycie.

-Paola,cosięstało?

-Guido,przyjdźnatychmiast.ChodzioChiarę!-zawołała.

-Cosiędzieje?Cojejjest?!

-Niewiem,Guido.Byławsalonie,naglezaczęłakrzyczeć.Potemzamknęłasię
w

swoimpokoju.

Panikawgłosieżonyudzieliłasiękomisarzowi.

-Miaławypadek?Jestranna?

- Nie. Ale sam ją słyszysz. Dostała histerii. Wróć do domu jak najszybciej.
Błagam.

-Jużjadę!-zawołał,ciskającsłuchawkęnawidełki.

Chwyciłpłaszcziwybiegłzgabinetu,nerwowozastanawiającsię,jaknajprędzej

dostaćsiędodomu.

Przy embarcadero przed komendą nie było policyjnej motorówki. Niewiele
myśląc,

pognał w lewo; łopotały za nim poły płaszcza. Na rogu skręcił w wąską calle,
usiłującsię

zdecydować,czybiecprzezmostRialto,czywsiąśćdogondoli.Przedsobąujrzał
trzech

chłopcówidącychramięwramięizajmującychcałąszerokośćwąskiejuliczki.

-Attenti!-krzyknąłgniewnieiprzemknąłobok,kiedyrozpierzchlisięnaboki.

background image

Zanim dotarł do Campo Santa Maria Formosa, zabrakło mu tchu, więc musiał
zwolnić

do truchtu. Przed Rialto znów zwolnił, bo dookoła było pełno turystów. W
pewnym

momenciepchnąłnabokdziewczynęzplecakiemipobiegłdalej,niezważającna
gniewne

niemieckiesłowa,którerzuciłapodjegoadresem.

NaCampoSanBartolomeoskręciłwlewo,żebywziąćgondolęiuniknąć

zatłoczonego o tej porze mostu. Na szczęście przy nabrzeżu czekała akurat łódź;
staływniej

dwie staruszki. Brunetti przebiegł po drewnianym pomoście i wskoczył do
środka.

-Ruszamy!-zawołałdogondolieranarufie.-Policja,muszęnatychmiastdostać
się

nadrugibrzeg!

Zobojętnąminą,jakbycośtakiegozdarzałosięcodziennie,gondoliernadziobie

odepchnął się od poręczy pomostu i łódź odbiła tyłem od nabrzeża. Drugi
gondolierzaparłsię

o wiosło i łódź obróciła się we właściwym kierunku. Przestraszone staruszki,
cudzoziemki,

złapałysięjednadrugiej,poczymusiadłynaniskiejławce.

-MożeciemniezawieźćnakoniecCalleTiepolo?-spytałBrunetti.

-Naprawdęjestpanzpolicji?

Komisarzwyciągnąłzkieszenilegitymacjęsłużbową.

-Wporządku.Małazmianatrasy-powiedziałwweneckimdialekciegondolier

background image

na

rufie,zwracającsiędopasażerek.

Byłyzbytprzerażone,żebysięodezwać.

Brunettistałwgondoli,ślepynawszystko,codziałosięwokół,namijanełodzie,

nawet na światło dnia; docierało do niego jedynie, że płyną straszliwie wolno.
Miałwrażenie,

że dopiero po kilku godzinach dobili do pomostu na końcu Calle Tiepolo.
Wcisnąwszytysiąc

lirówgondolierowi,wyskoczyłzłodziiruszyłszybkoprzedsiebie.

Zdążył nieco odsapnąć, toteż odległość do domu pokonał biegiem, ale po
schodach

wspinał się już na miękkich nogach. Kiedy dotarł na trzecie piętro, usłyszał, że
piętrowyżej

otwierająsiędrzwi.PochwiliujrzałstojącąwnichPaolę.

-Paola...

Niepozwoliłamudokończyć.

-Mamnadzieję,żeucieszycię,coznalazłatwojamałapomocnica!-Twarzmiała

zaczerwienionązgniewu.-Zobaczysz,wjakiświatjąwprowadzasz!

Cofnęła się do mieszkania i nie czekając na męża, ruszyła przed siebie
korytarzem.

Zawołał ją, ale go zignorowała; weszła do kuchni i zatrzasnęła drzwi. Brunetti
zbliżyłsiędo

drzwi,zaktórymiznajdowałsiępokójChiary.Cisza.Niesłyszałanipłaczu,ani
żadnych

background image

dźwięków,którezdradzałybyobecnośćcórki.Nic.Cofnąłsięizastukałdodrzwi
kuchennych.

Po chwili uchyliły się; w szparze ukazała się żona. Zmierzyła go wściekłym
spojrzeniem.

-Powiedz,ocochodzi-poprosił.-Wyjaśnijmi.

CzęstowidywałPaolęzłą,alejeszczenigdywtakimstanie;dosłowniedygotałaz

gniewu.Odruchowocofnąłsięokrokistarającsięniepodnosićgłosu,ponownie
poprosił:

-Powiedz,ocochodzi.

Paolawessałapowietrzeprzezzaciśniętezęby.Najejszyiwyraźnierysowałysię

napięteścięgna.Kiedywreszciesięodezwała,mówiłagłosemtakzduszonym,że
ledwobyło

jąsłychać.

-Kiedypopołudniuwróciładodomu,oznajmiła,żemakasetęwideo,którąchce

obejrzeć. Powiedziałam, że dobrze, byleby ściszyła dźwięk, bo muszę
popracować.-Paola

urwała i przez kilka sekund patrzyła bez słowa na męża. Brunetti milczał. Po
chwiliwzięła

głębokioddechikontynuowała:-Mniejwięcejpokwadransiezaczęłakrzyczeć.
Wypadłana

korytarzidostałahisterii.Samsłyszałeś.Usiłowałamjąobjąć,uspokoić,alenie
przestawała

wyć.Terazjestusiebie.

-Alecosięstało?

-Obejrzałakasetę,którąprzyniosładodomu.

background image

-Odkogojądostała?

-Guido,przepraszamzato,copowiedziałam...-Paolawciążoddychałaciężko,
ale

jużznaczniebardziejmiarowo.

-Nieważne.Odkogomatękasetę?

-OdFranceski.

-Trevisan?

-Tak.

-Obejrzałaśją?

Paolaskinęłagłową.

-Coprzedstawia?

Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Uniosła rękę i wskazała salon;
zrozumiał,

żemaniepytać,tylkosamusiąśćprzedtelewizorem.

-AcozChiarą...?

-Przedkilkomaminutamipozwoliłamiwejść.Dałamjejaspirynęiporadziłam,
żeby

siępołożyła.Chceztobąporozmawiać.Alenajpierwmusiszobejrzećkasetę.

Brunettiskierowałsiędosalonu,gdziestałtelewizorimagnetowid.

-Możepowinnaśprzyniejposiedzieć?

-Słusznie-przyznałaPaolairuszyładopokojucórki.

Telewizor i magnetowid były włączone, kaseta siedziała w środku. Brunetti
wcisnął

background image

guzik, żeby przewinąć taśmę do początku. Przesuwała się z cichym szelestem,
jakbypo

trawiesunąłwąż.Komisarzstarałsięoniczymniemyśleć,niezastanawiać,nie
próbować

odgadnąć,cozachwilęzobaczy.

Usłyszawszy cichy trzask, oznaczający, że taśma się już przewinęła, wcisnął
przycisk

odtwarzaniaiusiadłnakrześle.Naekranieniepojawiłsięanitytuł,aninazwiska
aktorów;nie

byłoteżdźwięku.Pochwilimigoczącaszarośćznikła,ajejmiejscezająłpokójz
trzema

krzesłami, stołem oraz dwoma usytuowanymi wysoko oknami. Wpadające przez
oknaświatło

dzienneuzupełniałblasklampystojącejzaosobątrzymającąkamerę.Obrazdrgał
-

najwyraźniejfilmkręconozręki.

Rozległ się jakiś hałas - kamera ukazała otwierające się drzwi, przez które
popychając

się i śmiejąc, weszło trzech młodych mężczyzn. Ostatni odwrócił się i wciągnął
dośrodka

kobietę;zaniąweszłodopokojujeszczetrzechmężczyzn.

Pierwsitrzejmielinaokoniespełnadwadzieścialat,dwóchbyłomniejwięcejw

wieku Brunettiego, ostatni liczył około trzydziestki. Wszyscy ubrani byli w
koszuleispodnie

owojskowymkroju;nosilibutynagrubychpodeszwach,sznurowanenadkostką.

Kobieta,wciemnejspódnicyiswetrze,wyglądałanatrzydzieścikilka,może

background image

czterdzieścilat.Twarzmiałanieumalowaną,awłosywnieładzie,jakbyrozleciał
sięjejkok

albojakbyktośściągnąłjejzgłowychustkę.Trudnobyłookreślićkolorjejoczu;
wydawały

sięciemnezprzerażenia.

Mężczyźni rozmawiali w obcym języku, którego Brunetti nie rozumiał. Nagle
jedenze

starszych coś powiedział i trzej najmłodsi parsknęli śmiechem, kobieta zaś
popatrzyłana

niegozszokowana,jakbyniewierzyła-alboniechciałauwierzyć-wjegosłowa.
Odruchowo

skrzyżowałaręcenapiersiachiopuściłagłowę.

Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał, nie ruszał, po czym nagle rozległ się
głos,

choćżadnazosóbwidocznychnaekranienieotworzyłaust.Brunettidomyśliłsię,
żetogłos

operatora. Prawdopodobnie wydał jakieś polecenie albo wypowiedział słowa
zachęty.Kobieta

uniosłagwałtowniegłowęispojrzaławstronękamery,niewsamobiektyw,tylko
bardziejw

lewo, na osobę mówiącego. Ten powtórzył polecenie, tym razem ostrzejszym
tonem,i

mężczyźniwzięlisiędodzieła.

Dwóchmłodychpodeszłodokobietyizłapałojązaręce.Trzydziestolatekstanął

przed nią i coś powiedział. Kiedy potrząsnęła głową, uderzył ją w twarz, nie
otwartądłonią,

background image

lecz pięścią. Następnie wyjął nóż i rozciął kobiecie sweter od góry do dołu.
Zaczęłakrzyczeć.

Uderzyłjąporazdrugiiściągnąłzniejsweter,obnażającjądopasa.Kiedyznów
usiłowała

krzyknąć,oderwałodswetrarękawiwepchnąłjejdoust.

Powiedział coś do trzymających ją mężczyzn; ci położyli ją na stole. Na jego
kolejny

rozkaz dwaj starsi mężczyźni chwycili nogi kobiety i przycisnęli do stołu.
Wówczas

trzydziestolatekrozciąłjejnożemspódnicęnacałejdługości.Następnierozchylił
połytakim

gestem,jakbyotwierałksiążkę.

Ponownie rozległ się głos operatora i mężczyzna z nożem przeszedł na drugą
stronę

stołu, tak by nie zasłaniać sobą widoku. Odłożywszy nóż, rozpiął spodnie, po
czymwdrapał

na stół i położył na kobiecie. Mężczyźni trzymający jej nogi musieli się trochę
cofnąć,żeby

ich nie kopnął, kiedy się poruszał. Po kilku minutach zsunął się z kobiety; jego
miejscezajął

pierwszyzmłodzieńców,potemkolejnopozostalidwaj.

Mężczyźni zachowywali się hałaśliwie, pokrzykiwali i śmiali się; operator cały
czas

ichzachęcał.Mimotosłychaćbyłopłaczijękikobiety.

Jedenzestarszychmężczyznpotrząsnąłgłową,kiedynadeszłajegokolej,alegdy

koledzyzaczęlipohukiwaćdrwiąco,teżwgramoliłsięnastół.Ostatni,najstarszy

background image

ze

wszystkich,byłtakichętny,żezepchnąłzkobietypoprzednika,bylebysięszybciej
doniej

dobrać.

Dopiero kiedy cała szóstka skończyła, operator zrobił zbliżenie. Kamera
przesuwała

się jakby pieszczotliwie po ciele kobiety, przystając wszędzie tam, gdzie widać
byłokrew.

Potemzatrzymałasięnajejtwarzy.Kobietamiałazamknięteoczy,alenadźwięk
głosu

operatora, uniosła powieki. Kamera znajdowała się zaledwie kilkanaście
centymetrówodjej

twarzy. Kobieta krzyknęła i gwałtownie odwróciła głowę; Brunetti słyszał, jak
uderzaniąo

blat,daremnieusiłującuciecprzedkamerą.

Nastąpił powolny odjazd; na ekranie stopniowo ukazywało się coraz więcej
ciała.

Kiedykamerawróciłanapoprzedniemiejsce,operatorcośzawołał.Mężczyzna,
który

pierwszy wdrapał się na kobietę, podniósł nóż. Operator zaczął ponaglać.
Mężczyzna-ztaką

obojętnością, jakby kroił kurczaka na kolację - przejechał ostrzem po gardle
kobiety.Krew

trysnęłanajegodłońiramię;najwyraźniejniespodziewałsiętego,boodskoczył
odstołu.Na

widokjegozdziwionejminypozostaligruchnęliśmiechem.Wciążryczeli,kiedy

background image

operator

wykonał kolejne zbliżenie. Tym razem nie musiał szukać krwawych plam; ciało
kobietybyło

nimiwszędziepoznaczone.Pochwiliekranściemniał.

Taśmadalejsięprzesuwała;ciszęzakłócałjedynieszmerobracającychsięszpul
oraz

cichy charkot. Brunetti wsłuchiwał się w niego zdezorientowany; dopiero po
chwilizdałsobie

sprawę,żeten dziwnydźwiękwydobywa sięzjego własnegogardła. Komisarz
umilkł.

Chciałwstać,aleniebyłwstanie,bodłoniemiałtakmocnozaciśniętenabrzegu
krzesła.Z

najwyższym trudem zmusił się, żeby rozluźnić palce. Wreszcie mu się udało -
oderwałręce

odkrzesłaipodniósłsię.

Domyślałsię,żejęzyk,którymposługiwalisięmężczyźni,toserbsko-chorwacki.

Kilkamiesięcytemuwidziałw„CorrieredellaSera”krótkiartykułotegorodzaju
filmach

kręconych w śmiertelnych pułapkach, jakimi stały się bośniackie miasta, a
następnie

wywożonychzagranicę,gdziejepowielanoisprzedawano.Niedałwtedywiary
temu,co

przeczytał; mimo iż ciągle stykał się ze zbrodnią, nie mógł, a raczej nie chciał
przyjąćdo

wiadomości, że ludzie zdolni są do takich okropieństw. Teraz jednak, niczym
świętyTomasz,

background image

włożyłrękędootwartejranyiniemiałwyjścia;poprostumusiałuwierzyć.

Wyłączył telewizor i magnetowid, po czym ruszył korytarzem do pokoju córki.
Drzwi

były otwarte, więc wszedł bez pukania. Chiara leżała na łóżku, wsparta o
poduszki,jednąręką

obejmując siedzącą obok Paolę, drugą tuląc do siebie zniszczonego pluszowego
psao

długich, wyświechtanych uszach, który był jej ulubioną zabawką, odkąd dostała
gonaszóste

urodziny.

-Ciao,Papa-rzekła,spoglądającnaojca.Nieuśmiechnęłasię.

-Ciao,angelo.-Stanąłprzyjejłóżku.-Nawetniewiesz,jakbardzożałuję,żeto

widziałaś. - Chciał powiedzieć coś więcej, ale najzwyczajniej w świecie
zabrakłomusłów.

Chiara spojrzała na ojca, żeby upewnić się, czy w jego słowach nie ma nagany.
Nie

było.Odczuwałtylkopotwornewyrzutysumienia,leczonabyłazbytmłoda,żeby
zdaćsobie

ztegosprawę.

- Czy naprawdę ją zabili? - spytała, odbierając mu resztki nadziei; w skrytości
ducha

liczyłnato,żemożecórkauciekłasprzedtelewizora,nieobejrzawszytaśmydo
końca.

Skinąłgłową.

-Tak.Niestety.

background image

-Dlaczego?-Głosmiałaprzepełnionyzdumieniemitrwogą.

Zamyśliłsię.Pragnąłznaleźćjakieśwzniosłesłowa,któreprzekonałybyChiaręo
tym,

że choć widziała coś strasznego, to tak naprawdę tego typu makabryczne rzeczy
zdarzająsię

rzadko,aludzkośćjestzgruntudobraiszlachetna.

-Dlaczego,tatusiu?Dlaczegotozrobili?

-Niewiem-odparłwkońcu.

-Naprawdęjązabili?

-Niemówmyjużotym.-Paolaprzygarnęłacórkędosiebieischyliłasię,żeby

pocałowaćjąwgłowę.

AleChiaraniedałazawygraną.

-Naprawdę,tatusiu?

-Tak.

-Takobietanaprawdęumarła?

- Naprawdę - potwierdził, choć Paola posłała mu błagalne spojrzenie, żeby
milczał.

Dziewczynapołożyłasobienakolanachpluszowegopsaiwbiławniegowzrok.

-Ktocidałtękasetę,Chiaro?-spytałBrunetti.

Pociągnęładelikatniepsazanaddarteucho.

-Francesca-rzekłapochwili.-Dziśrano,przedlekcjami.

-Copowiedziała?

background image

Chiaraobróciłapsa,abysiedziałprosto.

- Że wie, iż o nią wypytuję. Że pewnie to robię, bo jesteś gliną. I że jeśli
interesuje

mnie,dlaczegoktośmógłzabićjejojca,topowinnamobejrzećkasetę.-Całyczas
bawiłasię

pluszowympsiakiem,togogłaskała,tociągałazauszy,toprzechylałazbokuna
bok.

-Mówiłacośjeszcze?

-Nie,towszystko.

-Niewiesz,skądmiałakasetę?

-Nie.Powiedziałajedynie,żedowiemsięzniej,dlaczegoktośmógłchciećzabić
jej

ojca.AlecoojciecFranceskimiałwspólnegoztąkasetą?

-Niewiem.

Paola poderwała się tak gwałtownie, że Chiara puściła zabawkę; pluszowy
piesek

upadł na podłogę. Matka schyliła się po niego; przez chwilę stała, ściskając
psiakakurczowo

wdłoni,poczympołożyłagocórcenakolanach,pogładziłajączulepogłowiei
wyszłaz

pokoju.

-Kimsącimężczyźni,tatusiu?

- Chyba Serbami, ale nie jestem pewien. Może to stwierdzić ktoś, kto zna ich
język.

-Coznimibędzie?Aresztujeszichipośleszdowięzienia?

background image

-Niewiem,kochanie.Niełatwobędzieichznaleźć.

-Alepowinnitrafićzakratki,prawda?

-Absolutnie.

-Jakmyślisz,jakizwiązekmiałztymojciecFranceski?-Naglecośprzyszłojej
do

głowy.-Chybatonieontrzymałkamerę?

-Napewnonie.

-Więcocojejchodziło?

- Nie wiem, ale postaram się dowiedzieć. - Patrzył, jak córka usiłuje związać
uszypsa.

-Chiaro?

-Tak?-Spojrzałanaojcaufnie,wierząc,żedziękiniemuwszystkoznówbędzie
tak

jakdawniej.

-LepiejnierozmawiajwięcejzFrancescą.

-Jużnikogoonicniepytać?

-Tak,bardzocięotoproszę.

Przezchwilęmilczała,dumającnadsłowamiojca,poczymspytałacicho:

-Niegniewaszsięnamnie?

Brunettikucnąłprzyłóżku.

- Nie, kochanie. Nie gniewam się. - Urwał, bojąc się, że głos mu się załamie.
Potem

wskazałpsa.-Uważaj,żebyśnieoderwałaSzczekusiowiuszu.

background image

-BrzydkitenmójSzczekuś,prawda?Ktotowidział,żebypiesmiałłyseuszy?

Brunettipotarłpalcemnoszabawki.

-Naogółwłaścicielkipsównieobgryzająuszuswoimulubieńcom.

Chiarauśmiechnęłasięispuściłanoginapodłogę.

-Chybaodrobięlekcje-powiedziaławstając.

-Dobrze.Ajapójdęporozmawiaćzmamą.

-Tatusiu!-zawołała,kiedybyłjużwdrzwiach.

-Tak?

-Mamateżsięnamnieniegniewa?

-Chiaro,jesteśnasząnajwiększąradością-odparłdrżącymgłosem,poczym

opanowującwzruszenie,dodałszybko:-Nodobrze,kochanie,siadajdolekcji.

Dopierogdyujrzałuśmiechnatwarzycórki,zamknąłzasobądrzwi.

Paolastaławkuchniprzyzlewie,odwirowującsałatę.

-Choćbywaliłsięcałyświat,obiaditaktrzebazjeść-powiedziała,spoglądając
na

męża.

Brunettiodetchnąłzulgą.

-ZChiarawszystkowporządku?-spytałapochwili.

Wzruszyłramionami.

-Postanowiłaodrobićlekcje.Niewiem,czywszystkozniąwporządku.Atyjak

myślisz?Znaszjąlepiejniżja.

background image

Paolacofnęłarękęodpokrętławirówkiipopatrzyłanamężazdumiona.

-Naprawdętaksądzisz?

-Co?

-Żeznamjąlepiejodciebie.

- Przecież jesteś jej matką - rzekł Brunetti, jakby to było dostateczne
wytłumaczenie.

- Och, Guido, jaki ty czasami bywasz ślepy! Gdybyś był jedną stroną monety,
Chiara

byłabydrugą.

O dziwo, słysząc te słowa, Brunetti poczuł się nagle bardzo zmęczony.
Wysunąwszy

krzesło,usiadłprzystole.

-Ktowie?Jestmłoda.Możezapomni-powiedział.

-Aty?Zapomnisz?-spytałaPaola,siadającnaprzeciwkoniego.

Potrząsnąłgłową.

-Szczegółysiępozacierają,aletego,cowidziałem,nigdyniezapomnę.

-Jednegonierozumiem...Kogotopodnieca?Przecieżtoobrzydliwe.Złe.-Na

momentumilkła.-Poprostuzłe.Kiedyodeszłamodtelewizora,poczułamsiętak,
jakbym

zajrzała do okna, z którego wyziera ludzkie zło w najczystszej postaci... Guido,
jakonimogli

tozrobić?Jakmożnatakpostąpićiwciążuważaćsięzaczłowieka?

Brunettinigdynieumiałsobieradzićzczymś,conazywałwmyślachWielkimi

background image

Pytaniami.Zamiastsilićsięnaodpowiedź,spytał:

-Aoperator?Cosądzićonim?Acooludziach,którzypłacązatakiefilmy?

-Płacą?-zdumiałasię.-Naprawdępłacą?

Skinąłgłową.

- Jestem pewien, że ta kaseta została zrobiona na sprzedaż. Istnieje
zapotrzebowanie

nafilmy,wktórychautentycznieginąludzie.Przedparomamiesiącamiczytałemo
tymw

gazecie,awcześniejmiałemwrękuraportInterpolu.Znalezionokilkatakichtaśm
w

Ameryce.Wstudiofilmowym,wktórymjekopiowano.

-Alektojekręci?-spytałazezgroząPaola.

-Niewiem.Nakasecie,którąwidziałaś,mężczyźnimająnasobiewojskowe

mundury.Ichybamówiąposerbsko-chorwacku.

- Boże, zmiłuj się nad nami - szepnęła. - Ta biedna kobieta... - Zakryła usta
dłonią.-

Guido...

Wstał.

-MuszęporozmawiaćzmatkąFranceski-oznajmił.

-Myślisz,żecoświe?

Nie miał pojęcia, ale nie zamierzał dłużej tolerować jej ledwo skrywanej
wzgardyi

udawanejniewinności.Podejrzewał,żeskorotoFrancescadałataśmęChiarze,o
wielelepiej

background image

od matki potrafiła odróżniać fakty od fikcji. Kiedy pomyślał, że dziewczyna
oglądałakasetę,

ażwzdrygnąłsięnamyśl,żemająprzesłuchać.Zdrugiejstrony,gdyprzywołałw
pamięci

wyraz oczu zgwałconej kobiety patrzącej w wycelowany w siebie obiektyw,
wiedział,żenie

zawahasięprzedniczym,abywydobyćinformacjezmatkiicórki.

Rozdział26

Pani Trevisan otworzyła drzwi i cofnęła się przed Brunettim, jakby uderzyła ją
bijąca

odniegofalagniewu.Komisarzwszedłdośrodkaizatrzasnąłdrzwitakgłośno,
żewdowaaż

podskoczyła.Sprawiłomutoniemalprzyjemność.

- Starczy, signora - powiedział. - Żadnych więcej wykrętów, żadnych więcej
kłamstw.

Chcęwiedziećwszystko,copaniwiadomo.

- Nie wiem, o czym pan mówi. - Usiłowała przybrać ton oburzenia, lecz
zabrzmiałoto

sztucznie; mimo najlepszych chęci nie potrafiła ukryć strachu. - Już z panem
rozmawiałami...

-Ikłamałapani,wkółkokłamała-rzekłgniewnieBrunetti.-Niechcęsłyszeć

żadnych więcej kłamstw, bo pani i jej kochanek wylądujecie na komendzie, a
policja

finansowaweźmiepodlupęwaszetransakcjebankowezostatnichdziesięciulat.

Postąpił w stronę kobiety; cofnęła się, wyciągając dłoń, jakby chciała odeprzeć
jego

background image

złość.

-Niewiem,czy...-zaczęła,aleBrunettiuniósłrękętakgwałtownymgestem,że

przestraszyłnawetsiebie.

- Niech pani nie próbuje więcej kłamać, signora. Moja córka obejrzała kasetę z
Bośni.

- Podniósł głos, żeby nie mogła mu przerwać. - Ma dopiero czternaście lat, a
widziałatę

ohydę.

Wdowacofałasiękorytarzem,aonuporczywieszedłzaniąkrokwkrok.

-Powiemipaniwszystko,cowie,całąprawdę,boinaczejbędziepaniżałować
do

końcaswoichdni.

Kiedyskierowałananiegowzrok,zobaczyłwjejoczachrówniewielkistrachjak
u

kobietynakasecie,alenawettoniezrobiłonanimwrażenia.

Zaplecamiwdowyotworzyłysięniebramypiekła,leczdrzwi,awnichukazała

głowajejcórki.

-Cosięstało,mamma?-zapytałaFrancesca.

SpojrzałanaBrunettiego;poznałago,alenicniepowiedziała.

-Wracaj,Francesco,doswojegopokoju-poleciłasignoraTrevisan;Brunettiego

zdumiało opanowanie w jej głosie. - Pan komisarz chce mi zadać jeszcze kilka
pytań.

-OtatęizioUbaldo?-spytałanastolatka,niekryjączaciekawienia.

background image

-Prosiłam,żebyśwróciładoswojegopokoju.

Francescacofnęłagłowęizamknęłacichodrzwi.

- No dobrze - powiedziała signora Trevisan tym samym opanowanym tonem i
skręciła

dopokoju,wktórympoprzednioprzyjmowałakomisarza.

Zajęłamiejscewfotelu,jednakżeBrunettibyłzbytroztrzęsiony,abyusiąść;ażdo

wyjściatostałnadwdową,przestępującznoginanogę,torobiłparękrokóww
jednąlubw

drugąstronę.

-Cochcepanwiedzieć?

-Wszystkootychkasetach.

-SąkręconewBośni.ChybawSarajewie.

-Wiem.

-Więccochcepanjeszczewiedzieć?-spytała,niezbytprzekonującoudając

zdumienie.

-Signora.-Pochyliłsięnadnią.-Ostrzegam,żezniszczępanią,jeśliniepowie
mi

pani wszystkiego. - Wyczytał w jej oczach, że wreszcie coś zaczyna do niej
docierać.-Co

paniwieokasetach?

-Nodobrze-rzekłatonemgospodyni,którachceułagodzićkłótliwegogościa.-

kręcone w Bośni, a następnie kopiowane we Francji i w Stanach. Kopie są
sprzedawane.

background image

-Gdzie?

-Wsklepach.Albowysyłanebezpośredniodoklientów.Istniejąlistyadresowe.

-Ktojema?

-Dystrybutorzy.

-Toznaczy?

-Nieznamnazwisk.TaśmymatkiwysyłanesądoskrytekpocztowychwMarsylii
i

LosAngeles.

-Ktokręcifilmy?

-KtośwSarajewie.Chybasłużywserbskimwojsku,aleniejestempewna.

- Czy pani mąż go znał? Proszę mówić prawdę - dodał, widząc, że signora
Trevisan

zaczynasięwahać.

-Tak.

-Aktojezamawia?Naczyjepoleceniesięjeprodukuje?

- Nie wiem. Wiem tylko, że Carlo obejrzał gdzieś taki film. Potem wpadł na
pomysł,

żebyrozprowadzaćkasety.Wcześniejrozprowadzałinnemateriały...

-Jakie?

-Pisma.

-Jakiepisma?

-Pornograficzne.

background image

-Signora,pismapornograficznemożnakupićwkażdymkioskuwtymmieście.Co
to

byłazapornografia?

-Dziecięca-szepnęłatakcicho,żegdybysięniepochylił,tobyjejnieusłyszał.

Nieodezwałsię;czekał,cojeszczepowie.

-Carlotwierdził,żeniemawtymnicnielegalnego...

Trwałochwilę,zanimzdałsobiesprawę,żeonamówizupełniepoważnie.

-Skądpanicórkawzięłatękasetę?

-Carlotrzymałnowetaśmymatkiwswoimgabinecie.Lubiłjeoglądaćprzed

wysłaniemdalej.Francescapewniepodkradłajedną-rzekłaznutądezaprobaty
wdowa.-

Nigdybydotegoniedoszło,gdybymążżył.

Jeślisądziła,żewzbudziwBrunettimwspółczucie,srogosiępomyliła.

-Ilewsumiebyłokaset?

-Bojawiem?Kilkanaście.Możedwadzieścia.

-Wszystkietakiesame?

-Niebardzorozumiem,copanmanamyślimówiąc„takiesame”.

-Czynawszystkichgwałcisięimordujekobiety?

Spojrzała na niego z niechęcią; ludzie dobrze wychowani nie poruszają tak
ohydnych

tematów.

-Zdajemisię,żetak-odparła.

background image

-Zdajesiępani,czywiepaninapewno?

-Wiem.

-Ktojeszczebyłwtozamieszany?

-Janie.Niemiałamztymnicwspólnego.

-Opróczpanimężaibrataktojeszczesiętymzajmował?

-ChybatenksięgowywPadwie.

-Favero?

-Tak.

-Ktojeszcze?

-Jeślichodziokasety,toonikimjużniewiem.

-Ajeślichodzioprostytutki?

-Pewnakobieta,nieznamjejnazwiska.PomagałaCarlowizałatwiaćtransport

dziewcząt.

Brunetti zwrócił uwagę, że bez zająknienia odpowiedziała na pytanie o
prostytutki,

tymsamymprzyznając,iżwiedziała,żejejmążhandlowałżywymtowarem.

-Skąd?

-Zcałegoświata.

-Cotozajedna?

-Niewiem.Niewieleoniejmówili.

-Acomówili?

background image

-Nic.

-Cooniejmówili?

-Niepamiętam.ZresztąUbaldotylkorazwspomniałoniejprzymnie.

-Copowiedział?

-NazwałjąSłowianką.Niewiem,comiałnamyśli.

AleBrunettiwiedział.

-WięcjestSłowiankączynie?-zapytał.

SignoraTrevisanspuściławzrok.

-Chybatak-odpowiedziałacicho.

-Kimjest?Gdziemieszka?

Widział, że się zastanawia, że stara się odgadnąć, na ile prawda może jej
zaszkodzić.

Odwróciłsięgwałtownieiodszedłdwakroki,poczymwróciłnamiejsce.

-Gdziemieszka?-powtórzył.

-Chybatu.

-WWenecji?

-Tak.

-Copanijeszczeoniejwie?

-Żepracuje.

-Większośćludzipracuje,signora.Czymkonkretniesięzajmuje?

-Robi...robiłarezerwacjelotniczedlaUbaldaiCarla.

background image

-SignoraCeroni?

-Chybatak-odparłazdziwiona.

-Cojeszczedlanichrobiła?

- Nie wiem - oznajmiła wdowa, ale widząc, jak komisarz marszczy gniewnie
czoło,

dodałaszybko:-Naprawdęniewiem.Słyszałamtylko,jakparęrazyrozmawiali
zniąprzez

telefon.

-Obiletachsamolotowych?-spytałzprzekąsemBrunetti.

-Nie,oinnychsprawach.Odziewczynach.Pieniądzach.

-Znająpani?

-Nie,naoczyjejniewidziałam.

-Asłyszałapani,żebywymienialijejnazwisko,rozmawiającokasetach?

-Nigdynierozmawialiokasetach.Czasempadałypojedynczesłowa,ajasię

domyślałam,ocochodzi.

Uznał,żeniemasensumarnowaćczasuizarzucaćjejkłamstwa,bowiedział,jaką

zaplanowała linię obrony - będzie twierdziła, że podejrzenia to nie to samo co
pewność,a

skoro nie była pewna, nie może czuć się odpowiedzialna. Budziła w nim tak
wielkiwstręt,że

nie chciał przebywać z nią dłużej w jednym pomieszczeniu. Odwrócił się na
pięcieibez

słowa opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi. Nie czuł się też na siłach
rozmawiaćterazz

background image

Francescą,więcpoprostuwyszedłzmieszkania,zostawiającmatkęicórkę,aby
zaczęłysobie

wspólniebudowaćwygodnąprzyszłość.

Mrok i chłód pomogły mu trochę ochłonąć. Spojrzał na zegarek i zobaczył, że
minęła

dziewiąta.Zwykleotejporzemiałochotęcośprzekąsić,wypić,alewściekłość
sprawiła,że

nieodczuwałanigłodu,anipragnienia.

NiepamiętałdokładnegoadresuReginyCeroni,alewiedział,żemieszkanaSan
Vio,

w pobliżu kościoła Santa Maria della Salute. Sprawdził adres w książce
telefonicznejw

najbliższymbarze,poczymwsiadłdovaporettoliniinumerjeden.

Dom, w którym mieszkała właścicielka biura podróży, znajdował się nie przy
samym

kościele,tylkopodrugiejstroniebiegnącegoobokwąskiegokanału.Jejnazwisko
widniało

przy dzwonku. Minęło kilka chwil, zanim odezwała się przez domofon. Gdy
Brunettisię

przedstawił,wpuściłago,niezadającdalszychpytań.

Niezwróciłuwaginahall,naschody,nato,jakgopowitałaanijakzareagowała
na

jego widok. Wszedł do dużego salonu, którego jedną ścianę zajmowały regały z
książkami.

Pokój oświetlał łagodny blask lamp przemyślnie ukrytych pomiędzy belkami na
suficie.Ale

background image

komisarzanieinteresowałaniwystrójwnętrza,aniurodaielegancjagospodyni.

- Nie powiedziała mi pani, że znała Carla Trevisana - rzekł, kiedy usiedli
naprzeciwko

siebie.

-Wspomniałam,żebyłmoimklientem.

Zmierzył ją wzrokiem; zobaczył beżową sukienkę, starannie uczesane włosy,
srebrne

klamryubutów.

-Signora...-zaczął,zeznużeniempotrząsającgłową-...niemówięotym,żebył
pani

klientem,tylkożełączyływasinteresy.Panidlaniegopracowała.

Kobieta uniosła brodę i rozchyliwszy lekko usta spojrzała w bok, jakby
zastanawiała

sięnadpowzięciemtrudnejdecyzji.Przemówiładopieropodłuższejchwili.

- Kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem, powiedziałam panu, że nie chcę, aby
policja

zaczęłasięmnąinteresować.

-Niestetynieudałosiępanitegouniknąć.

-Natowygląda-odparłabezuśmiechu.

-CopanirobiładlaTrevisana?

-Skorowiepan,żepracowałamdlaniego,chybaniemusipanpytać.

-Proszęodpowiedzieć.

-Zbierałamdlaniegopieniądze.

background image

-Odkogo?

-Odróżnychludzi.

-Pieniądzezarobioneprzezprostytutki?

-Tak.

-Chybapaniwie,żeczerpaniezyskuzprostytucjijestzabronione?

-Oczywiście,wiem-oświadczyłagniewnie.

-Amimotozbierałapanipieniądzepochodząceznierządu?

-Przecieżpowiedziałam,żetak.

-CojeszczerobiłapanidlaTrevisana?

-Niewidzępowodu,żebyułatwiaćpanupracę,commissario.

-Czymiałapanicośwspólnegozkasetami?

Gdyby ją uderzył, reakcja byłaby nie mniej gwałtowna. Signora Ceroni
poderwałasię

jak oparzona; dopiero po chwili zreflektowała się i usiadła z powrotem na
miejsce.Wpatrując

się w nią, Brunetti przygotowywał w myślach listę zadań: odnaleźć lekarza
ReginyCeronii

dowiedzieć się, czy kiedykolwiek przepisał jej roipnal; pokazać jej zdjęcie
pasażerom

pociągu, którym jechał Trevisan, może ktoś ją rozpozna; sprawdzić wyciągi
rozmów

telefonicznych prowadzonych z jej mieszkania i biura; przesłać jej nazwisko,
zdjęcieiodciski

palcówdoInterpolu;sprawdzićrachunki,którepłaciłakartąkredytową,anużsię

background image

okaże,że

korzystała z agencji wynajmu samochodów i wbrew temu, co twierdziła, umie
prowadzić

auto. Tym wszystkim powinien był się zająć od razu wtedy, gdy uzyskał
informację,dokogo

należąokulary.

-Czymiałapanicośwspólnegozkasetami?-powtórzył.

-Topanonichwie?-Pochwiliuzmysłowiłasobie,żeskoropyta,toznaczy,że
wie.-

Jaksiępandowiedział?

- Moja córka obejrzała jedną. Kasetę dała jej córka Trevisana mówiąc, że to
wyjaśnia,

dlaczegoktośmógłchciećzabićjejojca.

-Ilelatmapańskacórka?

-Czternaście.

- Tak mi przykro. - Signora Ceroni spuściła wzrok. - Naprawdę bardzo mi
przykro.

-Wiepani,cojestnatychkasetach?

Skinęłagłową.

-Tak.

-AmimotopomagałapaniTrevisanowijesprzedawać?-Niekryłobrzydzenia.

- Commissario, nie chcę więcej o tym rozmawiać - oznajmiła wstając. - Jeśli
chce

mnie pan przesłuchać, proszę to zrobić w komendzie, w obecności mojego

background image

adwokata.

-Zabiłaichpani,prawda?-zapytałnagle.

-Przepraszam,aleniewiem,oczympanmówi.Proszęwyjść.-Ruszyławstronę

drzwi.

-Topanijesttąkobietązpociągu,tąwfutrzanejczapce,tak?

Słysząc te słowa, potknęła się, ale szybko odzyskała równowagę. Podeszła do
drzwii

otworzyłaje,jużcałkiemopanowana.

-Żegnampana,commissario.

Kiedynamomentprzystanąłwprogu,zmierzyłagochłodnymwzrokiem.Wyszedł

bezsłowa.

Po opuszczeniu budynku nawet nie spojrzał w jej okna. Przeszedł przez most i
skręcił

wnajbliższącalle,poczymzatrzymałsię,żałując-nieporazpierwszywżyciu-
żeniema

telefonukomórkowego.PrzywołałwpamięciplantejczęściWenecji;abydotrzeć
nakoniec

ulicy,przyktórejmieszkałaReginaCeroni,imócobserwowaćstamtąddrzwijej
domu,

powiniendojśćdonastępnejcalle,skręcićwlewo,apotemznówwlewo.

Gdy znalazł się na miejscu, stanął przy murze i uzbroił w cierpliwość; czekał
dwie

godziny, zanim właścicielka biura podróży wreszcie wyszła. Rozejrzała się
dookoła,ale

background image

ponieważ Brunetti stał w cieniu, nie dostrzegła go. Ruszył za nią, dziękując
losowi,żewłożył

buty na gumowych podeszwach, które tłumiły odgłos kroków. Głośny stukot
wysokich

obcasów kobiety sprawiał, że łatwo było ją śledzić, nawet kiedy znikała za
rogiem.

Pokilkuminutachkomisarzuświadomiłsobie,żesignoraCeroni-choćtrzymasię

bocznych calli, zamiast po prostu wsiąść w vaporetto - zdąża albo w stronę
dworca

kolejowego,alboPiazzaleRoma.NaCampoSantaMargheritaskierowałasięw
lewo,w

stronęPiazzaleRomaipętliautobusówłączącychWenecjęzestałymlądem.

Brunetti szedł za nią w takiej odległości, aby cały czas słyszeć jej kroki. O tej
porze

ulice były prawie puste, toteż stanowczy, miarowy stukot obcasów niósł się
znakomicie.

Na piazzale zaskoczyła Brunettiego, bo wcale nie podeszła do stanowisk
autobusów,

tylko ruszyła w kierunku piętrowego parkingu. Znikła w środku. Komisarz
zatrzymałsięprzy

drzwiach.Naprawoodnichznajdowałasięoszklonabudkastrażnika.

-Widziałpankobietęwszarympłaszczu,któratuprzedchwiląweszła?-zapytał

przezokienkosiedzącegowewnątrzmężczyznę.

-Acopanzajeden,zpolicji?-Strażnikuniósłgłowęznadrozłożonegopisma.

Brunetti bez słowa sięgnął po portfel, wyjął legitymację i rzucił tamtemu przed
nos.

background image

-Widziałpankobietęwszarympłaszczu,któratuweszła?

Strażnikoddałlegitymację.

-Tak,tosignoraCeroni.

-Gdzietrzymasamochód?

-Naczwartympoziomie.Zarazpowinnazjechać.

Nie mylił się, gdyż po chwili doleciał ich warkot pojazdu zjeżdżającego po
kolistej

rampie.Brunettiodsunąłsięodoszklonejbudki,stanąłnaśrodkuwyjazduiwziął
siępod

boki.

Biały mercedes skręcił z rampy w stronę wyjazdu i szosy łączącej Wenecję ze
stałym

lądem. Światło reflektorów uderzyło komisarza w twarz, oślepiając go i
zmuszającdo

zmrużeniaoczu.

-Hej,copanrobi!-zawołałstrażnik,wypadajączbudki.

Ruszył pędem do Brunettiego, lecz w następnej chwili rozległ się ryk klaksonu,
tak

przeraźliwie głośny, że strażnik podskoczył wystraszony, po czym cofnął się,
uderzając

plecamiweframugędrzwi.Przezmomentstałoszołomiony,patrząc,jakmercedes
pokonuje

ostatnie dziesięć metrów dzielących go od człowieka blokującego drogę. Znów
krzyknął,ale

policjantniezareagował.Wiedział,żepowinienpodbiecdogliniarzaizepchnąć

background image

gonabok,

aleniepotrafiłsięzmusićdowykonaniajakiegokolwiekruchu.

Ciszęponownieprzeszyłrykklaksonu.Strażnikzamknąłoczy;dopieropiskopon

sprawił,żejeotworzył.Zobaczył,jakmercedes,ślizgającsiępomokrejodoleju
nawierzchni,

uderza w peugeota zaparkowanego na siedemnastym stanowisku, odbija się i
zatrzymuje

dosłownie metr od policjanta, a ten otwiera drzwi od strony pasażera i wsiada.
Pochwili

samochód ruszył z piskiem opon i skręcił w lewo, a strażnik niebotycznie
zdumiony

zadzwoniłnapolicję.

Rozdział27

Przezmoment,gdymknęlikuświatłomMestreiMarghery,Brunettiwpatrywałsię
w

profilReginyCeroni.Kobietakompletniegoignorowała,nieodrywającwzroku
odszosy.

Odwrócił więc głowę i popatrzył w prawo, w kierunku latarni morskiej w
Murano,apotem

jeszczedalej,namigoczącewoddaliświatłaBurano.

-Wyjątkowodziśjasnanoc-oznajmił.-ChybawidaćTorcello.

ReginaCeronidodałagazu;mercedesprzyśpieszył.Jechaliznacznieszybciejniż
inne

samochody.

-Wystarczy,żeszarpnękierownicąwprawo,aprzelecimyprzezbalustradęi

background image

wpadniemydowody-powiedziała.

-Istotnie.

Uniosłaniecostopęimercedeszwolnił.Jakiśwózprzemknąłlewympasem.

- Kiedy pojawił się pan w moim biurze, wiedziałam, że jeszcze pan wróci.
Powinnam

byłanatychmiastuciekać.

-Dokąd?

-DoSzwajcarii,astamtąddoBrazylii.

-Bomatampanikontaktyzawodowe?

-Niebardzomogłabymznichkorzystać.

-Słusznie,niewtychokolicznościach.WięcdlaczegoakuratdoBrazylii?

-Bomamtampieniądze.

-AwSzwajcarii?

-Też.KażdymakontowSzwajcarii!

Brunetti,mimożeniemiał,rozumiał,ocoReginieCeronichodzi.

-Oczywiście-rzekł.-Aniemogłabypanitamzostać?WSzwajcarii?

-Nie.Brazyliajestbezpieczniejsza.

-Notak.Terazjednaknigdziepaniniepojedzie.

Milczała.

-Możebyśmyporozmawiali?Wiem,żeniejesteśmynakomendzieiniemapani
przy

sobieadwokata,alezżeramnieciekawość.Jakdotegodoszło?Dlaczegoichpani

background image

zabiła?

-Pytapanjakoosobaprywatnaczyjakopolicjant?

Brunettiwestchnął.

- Obawiam się, że między osobą prywatną a policjantem już dawno się zatarła
granica.

SignoraCeroniprzyjrzałamusięuważnie;zachęciłyjąnietylesłowakomisarza,
ile

właśnietowestchnienie.

-Coterazbędzie?-spytała.

-Zpanią?

-Tak.

-Tozależy...-Zamierzałpowiedzieć,żezależyodmotywówzbrodni.Alekiedy

pomyślał,żezzimnąkrwiązabiłatrzechludzi,uświadomiłsobie,żemotywynie
będądla

sąduistotne.-Niewiem.Nicdobrego.

-Wszystkomijedno-oświadczyłataklekkimtonem,żeażgotozdziwiło.

-Dlaczego?

-Bozasługiwalinaśmierć,wszyscytrzej.

Już chciał zaprotestować, oznajmić, że nikt nie zasługuje na to, żeby umrzeć,
zginąćw

tensposób,aleprzypomniałsobietaśmę.

-Proszęmiowszystkimopowiedzieć.

-Wiepan,żedlanichpracowałam?

background image

-Tak.

- Nie tylko teraz. Również i dawniej. Całymi latami, od samego przyjazdu do
Włoch.

-DlaTrevisanaiFavera?

-Nie,aledlatakichjakoni,którzypotemodsprzedaliinteresTrevisanowi.

- Odkupił od nich kobiety? - Zdumiało go, że signora Ceroni mówi o transakcji
tak,

jakbychodziłoosprzedażfabrykilubsklepu.

-Tak.Nieznamszczegółów,alepewnegodniatamciznikli,aichmiejscezajął

Trevisan.Zostałnowymszefem.

-Apani?

- Byłam, że tak powiem, pracownikiem średniego szczebla. - Z jej głosu
przebijała

ironia.

-Cotoznaczy?

-Toznaczy,żeniemusiałamjużsprzedawaćswojegotyłkanaulicy.-Zerknęłana

niegozukosa,żebysprawdzić,jakietesłowawywarłynanimwrażenie.

-Długosiępanitymtrudniła?-spytałobojętnie.

-Czym?Prostytucją?

-Tak.

-Przyjechałamtujakoprostytutka.-Namomentzamilkła.-Nie,tonieprawda.

Przyjechałam jako zakochana po uszy dziewczyna, zakochana w swoim
pierwszym

background image

mężczyźnie, Włochu, który obiecywał, że rzuci mi świat do stóp, jeśli tylko
zostawięrodzinę

iznimwyjadę.Dałamsięnabrać.Jakjużpanumówiłam,pochodzęzMostaru.A
toznaczy,

że ja i moja rodzina jesteśmy muzułmanami, choć nikt z nas nie był nigdy w
meczecie,jeśli

nieliczyćstryja,któregowszyscymielizaszaleńca.Uczyłymniezakonnice.Przez
dwanaście

lat chodziłam do katolickiej szkoły, bo rodzice uważali, że tam jest wyższy
poziom.

Jechali nad kanałem łączącym Wenecję i Padwę, wzdłuż którego Palladio
pobudował

przepiękne rezydencje. Jedna z nich zamajaczyła w blasku księżyca, po drugiej
stronie

kanału. Domownicy chyba spali, bo wewnątrz było ciemno; tylko w oknie na
piętrzepaliło

sięświatło.

-Mojahistoriajestdośćtypowa,więcniebędęniąpanazanudzać.Poprostu

zakochałam się, przyjechałam do Włoch i w ciągu miesiąca znalazłam na ulicy.
Bez

paszportu, nie znając języka. Na szczęście miałam za sobą sześć lat łaciny u
zakonnic,toteż

nauka włoskiego poszła mi stosunkowo łatwo. A ponieważ należę do osób
ambitnych,

robiłamwszystko,żebyodnieśćsukceswnowychwarunkach.

-Toznaczy?

background image

- Dobrze wykonywałam swoją pracę. Byłam czysta. Pomagałam facetowi, który
nami

kierował.

-Pomagałpani?Jak?

- Donosiłam na inne dziewczyny. Dwa razy uprzedziłam go, że kilka planuje
uciec.

-Cosięznimistało?

-Zbiłje.Jednejchybapołamałpalce.Alenasiopiekunowierzadkobilinastak,

żebyśmyniemogłypotempracować.Niechcielitracićdochodów.

-Naczymjeszczepolegałapanipomoc?

- Przekazywałam nazwiska klientów podatnych na szantaż. Umiałam poznać,
którzy

siędenerwują,iwdawałamsięznimiwrozmowę;prędzejczypóźniejwszyscy
zaczynali

opowiadać o swoich żonach. Jeśli sprawa wyglądała obiecująco, zdobywałam
ichnazwiskai

adresy.Niebyłototrudne.Mężczyźnisąsłabiipróżni.

-Icopotem?-spytałBrunettipochwilimilczenia.

-Zdjętomniezulicy.Szefowieuznali,żeprzydamimsiębardziejjakopersonel

średniego szczebla. Jako manager. - Ostatnie słowo wymówiła z bezbłędnym
angielskim

akcentem;rzeczywiściemiałatalentdojęzyków.

-Copaniodtądrobiła?

-Rozmawiałamznowymidziewczynami,wyjaśniałamimobowiązującezasady,

background image

radziłam,żebysięniestawiały.Szybkonauczyłamsięportugalskiego,cookazało
siębardzo

przydatne.

-Dużopanizarabiała?

-Wmiaręjakawansowałam,corazwięcej.Wciągudwóchlatodłożyłamtyle,by
móc

kupićbiuropodróży.

-Wciążpanidlanichpracuje?

-Jakrazsięzacznie,toniemaodwrotu.-Zatrzymałamercedesanaczerwonym

świetle, ale nie spojrzała na Brunettiego. Siedziała z palcami zaciśniętymi na
kierownicy,

patrzącprostoprzedsiebie.

-Nieprzeszkadzałopani,żezajmujesięczymśtakim?

Wzruszyła ramionami. Akurat zmieniło się światło, więc wrzuciła bieg i auto
ruszyło

zmiejsca.

-Intereskwitł.Dziewczynprzybywałozrokunarok,awłaściwiezmiesiącana

miesiąc.Przywoziliśmyje...

-Temuwłaśniesłużyłobiuropodróży?-przerwałjejBrunetti.

-Tak.Alepopewnymczasieimportprzestałsięopłacać.Mnóstwodziewczyn

przyjeżdżało na własną rękę. Głównie ze Wschodu i z Afryki Północnej.
Wzięliśmytopod

uwagęizmieniliśmysposóbdziałania.Odtądzaczęliśmyzatrudniaćdziewczyny,
którebyły

background image

jużnamiejscu.Toogromniezmniejszyłokoszty.Wystarczyłoimpoprostuzabrać
paszport.

Jeśligowogólemiały.Tozdumiewające,jakłatwojestwjechaćdoWłochitu
pozostać-

dodałaniemalzoburzeniem.

Po prawej znów pojawiła się wspaniała rezydencja, ale Brunetti ledwo na nią
spojrzał.

-Akasety?-spytał.

-Notak,kasety.Słyszałamonich,zanimjeszczejeobejrzałam.Toznaczy,

wiedziałam, że jakieś kasety przychodzą z Bośni, ale nie miałam zielonego
pojęcia,co

przedstawiają. Trevisan, Favero i Lotto byli ogromnie podnieceni, mówili o
krociowych

zyskach.Jednaczystataśmakosztujekilkatysięcylirów,więckopie-szczególnie
wStanach

- są sprzedawane z dwudziesto-, a nawet trzydziestokrotnym przebiciem.
Początkowo

Trevisanijegowspólnicychybatylkoodsprzedawalioryginalnetaśmy,każdąza
kilka

milionówlirów,alepotempostanowilisamizająćsiędystrybucją,botoprzynosi
największe

dochody.

Któregoś dnia Trevisan spytał mnie o zdanie. Zdążył się zorientować, że mam
głowę

do interesów, i chciał zasięgnąć mojej rady. Powiedziałam, że muszę obejrzeć
kasety,zanim

background image

się wypowiem. Myślałam o nich jak o towarze, takim samym jak każdy inny,
wymagającym

tylkoodpowiedniejstrategiirynkowej.

ZerknęłanaBrunettiego.

-Właśnietakimipojęciamioperowałam.Towar.Strategiarynkowa.-Westchnęła

głęboko. - Trevisan porozumiał się ze wspólnikami. Zgodzili się pokazać mi
kasety,ale

musiałamobejrzećjewichobecności.Odkądzrozumieli,jakcennyjesttotowar,
nie

wypuszczaligozrąk.

Zamilkła;takdługosięnieodzywała,żesądził,iżnicwięcejjużniepowie.

-Ico?Obejrzałapani?

-Tak.Trzy.

-Gdzie?

-WmieszkaniuLotta.Onjedenniemieszkałzżoną,więcposzliśmydoniego.

-Noi...?

-Noiwtedypowzięłamdecyzję.

-Jakądecyzję?

-Żeichzabiję.

-Wszystkichtrzech?

-Oczywiście.

-Dlaczego?

background image

- Bo te filmy sprawiały im przyjemność. Najgorszy był Favero. Przy drugiej
taśmie

tak się podniecił, że wyszedł z pokoju. Nie wiem, dokąd się udał, ale wrócił
dopierowtedy,

gdybyłopowszystkim.

-Apozostalidwaj?

-Teżbylipodnieceni.Jednakżeonijużwcześniejwidzielikasety,więcpotrafili
lepiej

nadsobąpanować.

-Czytobyłytakiesamekasetyjakta,którąwidziałem?

-Anapańskiejzginęłakobieta?

Potwierdził.

-Notobyłytakiesame.Zwyklenakażdejodbywasięzbiorowygwałt,apotem

morduje się ofiarę. - Głos Reginy Ceroni brzmiał równie beznamiętnie, jakby
opisywałafilm

instruktażowydlastewardes.

-Ilewsumiebyłotakichkaset?

- Nie wiem. Oprócz tych, które oglądałam, myślę, że co najmniej siedem. Te
pierwsze

sprzedali od razu. Dopiero te, które mi pokazali, zamierzali sami kopiować i
rozprowadzać.

-Coimpanipowiedziała?

- Że potrzebuję dnia albo dwóch do namysłu. I że znam kogoś w Brukseli, kto
pewnie

background image

byłby zainteresowany rozprowadzaniem kopii w Belgii oraz Holandii. Ale już
wtedy

wiedziałam,żeichzabiję.Chciałamsiętylkozastanowić,jaktonajlepiejzrobić.

-Dlaczego?

-Codlaczego?Dlaczegopostanowiłamzabić,czydlaczegoniezabiłamodrazu?

-Dlaczegopostanowiłapanizabić?

Samochódprzednimizwolnił,żebyskręcićwlewo,więclekkoprzyhamowała.

-Częstootymmyślałam-rzekła,spoglądającnaBrunettiego.-Chybanajwiększą

rolę odegrał fakt, że oglądanie tych filmów sprawiało im tak dużą przyjemność.
Zupełniesię

tego nie spodziewałam. Tamtego dnia w mieszkaniu Lotta zdałam sobie sprawę,
żeoninie

tylkoniewidząniczłegowoglądaniutakichfilmów,alerównieżwzamawianiu
ich.

-Wzamawianiu?Toznaczy,żefilmypowstawałynaichzamówienie?

Popatrzyłaprzedsiebienaciemnąszosę,

- Commissario, niech pan ruszy głową! Gdyby nie istniało zapotrzebowanie na
tego

rodzaju materiały, nikt by ich nie produkował. Trevisan i jego przyjaciele
rozkręcilirynek,

toteżmusielidbaćoregularnedostawytowaru.Zanimjeszczeobejrzałamkasetyi

przekonałamsię,cozawierają,słyszałam,jakTrevisanmówiłdoLotta,żetrzeba
wysłaćfaks

do Sarajewa i zamówić kolejne filmy. Rozmawiali tak, jakby chodziło o
zamówienieskrzynki

background image

winaalbozleceniemaklerowi,żebykupiłlubsprzedałpakietakcji.Dlanichbył
tointeresjak

każdyinny.

-Apotemzobaczyłapanikasety...

-Tak.Potemzobaczyłamkasety.

-Czyniepomyślałapaniotym,żepostępujeźle,uciekającsiędozbrodni?

-Właśniestaramsiętopanuwyjaśnić.Zabicieichniebyłozłymuczynkiem.

Powzięłam słuszną decyzję; od początku nie miałam co do tego żadnych
wątpliwości.Ijeśli

chcepanwiedzieć,totak,dziśzrobiłabymtosamo.

-DlategożetekobietybyłyBośniaczkami?Muzułmankami?

Prychnęłapogardliwie.

-Możemipanwierzyć,żeto,kimbyły,niemiałonajmniejszegoznaczenia.-

Oderwała oczy od szosy i popatrzyła na swojego pasażera. - Wciąż mówi się i
piszeo

zbrodniach przeciwko ludzkości. Pełno jest na ten temat w gazetach, w
przemówieniach

polityków. Tyle że nikt w tej sprawie nic nie robi. Padają szlachetne słowa, a
tymczasem

kobiety nadal są gwałcone i mordowane; jeden łajdak to kręci, inni oglądają. -
Mimo

wściekłości mówiła wolno, wręcz cedziła słowa. - Postanowiłam ich
powstrzymać,ukrócić

proceder.Niktinnybytegoniezrobił.

background image

-Mogłapanipójśćnapolicję.

-Ico?KazaćaresztowaćTrevisana,LottaiFavera?Zaco?Czyznalazłbysię

odpowiedniparagraf?

Brunettiniewiedział,leczwstydbyłomusięprzyznać.

-Znalazłbysię?

- Nie wiem - odparł w końcu. - Ale mogła pani przynajmniej ujawnić ich
procederz

prostytutkami.Tobyichczęściowopowstrzymało...

Roześmiałasięgłośno.

-Alepanjestnaiwny!Niemamnicprzeciwkozorganizowanejprostytucji.Sama

świetnie zarabiałam na tym interesie. Dlaczego miałabym chcieć położyć mu
kres?

-Zpowodutego,copaniąkiedyśspotkałoicoterazspotykainnedziewczyny.

-Tosamospotkałobyjewszędzie-oznajmiłaszybko,zirytacją,alebezgniewu.-

Gdyby nie wyjechały ze swoich krajów, też byłyby prostytutkami i ofiarami
przemocy.

-Niektóreznichginą!

- Co mam panu powiedzieć, commissario! Że chciałam pomścić śmierć
wszystkich

biednych prostytutek na świecie? Wcale nie chciałam. Usiłuję panu wyjaśnić,
dlaczego

postąpiłamtak,jakpostąpiłam.GdybyTrevisanaijegokumpliaresztowano,ich
działalność

wyszłaby na jaw. Wtedy ja też trafiłabym za kratki. I co dalej? Spędziliby kilka

background image

miesięcyw

więzieniu,czekającnaproces,anastępnieskazanobyichnagrzywnę.No,może
narok

więzienia.Góradwa.Uważapan,żetobyłabydostatecznakara?

Brunetticzułsięzbytzmęczony,żebyroztrząsaćkwestieetyczne.Postanowił

ograniczyćsiędofaktów.

-JakpanizabiłaTrevisana?

- Wiedziałam, że się umówił z Faverem na kolację, i wiedziałam, którym
pociągiem

zwykle wraca do Wenecji. Kupiłam bilet na ten sam pociąg. Na tym odcinku
wagony

zazwyczajsąpuste...

-Rozpoznałpanią?

-Niewiem.Wszystkostałosiębardzoszybko.

-Skądmiałapanibroń?

-Odznajomego.-Widaćbyło,żeniezamierzazdradzićjegonazwiska.

-AFavero?

- Kiedy podczas kolacji wyszedł do toalety, wsypałam mu do wina środek
nasenny.

Specjalnie prosiłam, żeby zamówił po posiłku vin santo. Wiedziałam, że słodki
smakzabije

goryczkę.

-Apotem?

background image

-Miałmnieodwieźćnastację,alezasnąłpodrodze,kiedystaliśmynaświatłach.

Przeciągnęłam go na miejsce pasażera, a sama usiadłam za kierownicą.
Podjechałampodjego

dom,otworzyłampilotemdrzwigarażu,wjechałamdośrodka,poczymniegasząc
silnika,

przeciągnęłam Favera z powrotem na miejsce kierowcy. Następnie wcisnęłam
przycisk

zamykającydrzwigarażuiszybkowybiegłam.

-Lotto?

-Zadzwoniłdomniezdenerwowanyipowiedział,żechcezemnąporozmawiaćo

tym,cosiędzieje.

Brunettipatrzyłnajejprofil,którytopojawiałsię,toznikałwblaskureflektorów

pojazdównadjeżdżającychznaprzeciwka.Twarzkobietybyłazupełniespokojna.

-Zażyczyłamsobie,żebyśmynawszelkiwypadekspotkalisięzamiastem.

Skłamałam, że mam do załatwienia kilka spraw na lądzie, i zaproponowałam
Dolo.Zgodził

się.Przyjechałampierwszaikiedytylkopodjechał,wsiadłamdojegowozu.Był
przerażony.

Uważał,żetojegosiostrazabiłaTrevisanaiFavera;pytał,cootymmyślę.Bał
się,że

zamierzarównieżzabićjego,abywrazzkochankiemprzejąćcałyinteres.

Zjechałanabok,żebyprzepuścićjadącyztyłusamochód.Kiedyichwyprzedził,

zawróciławkierunkuWenecji.

-Powiedziałam,żeniemasięczegoobawiaćzestronysiostry.Odetchnąłzulgą,

background image

aja

nacisnęłamnaspust.Samaniewiem,ileoddałamstrzałów.Następniewsiadłam
doswojego

wozuiwróciłamnaPiazzaleRoma.

-Abroń?

-Wciążjestwmoimmieszkaniu.Niechciałamsięjejpozbywać,dopókinie

doprowadzęsprawydokońca.

-Toznaczy?

Spojrzałamuwoczy.

-Dopókinierozprawięsięzpozostałymi.

-Czylizkim?

Potrząsnęła głową tak zdecydowanie, że wiedział, iż tej informacji nie zdoła z
niej

wydobyć.

-Ico?Wydawałosiępani,żepolicjaniewpadnienajejtrop?

-Niewiem.Chybaotymniemyślałam.Ażdochwilikiedypanzajrzałdomnie
do

biura, a ja skłamałam, że nie prowadzę samochodu. Zaczęłam się później
zastanawiać,jakie

jeszcze popełniłam błędy. Po pierwsze, zostawiłam w restauracji okulary. Po
drugie,ktoś

mógłmniewidziećwpociągu.Potrzecie,strażniknaparkinguwiedział,żetego
dnia,kiedy

zginął Lotto, brałam wóz... Kiedy dziś pana zobaczyłam, zrozumiałam, że to

background image

koniec.

Sądziłam, że zdążę uciec... - Urwała, a po chwili dodała: - Właściwie nie tyle
sądziłam,ile

miałamnadzieję.

Po pewnym czasie minęli kolejną rezydencję Palladia, tę, którą Brunetti ujrzał
jako

pierwszą, gdy wyjeżdżali z Wenecji; teraz znajdowała się po tej samej stronie
kanałucooni.

- Zdaje pan sobie sprawę, że mnie zabiją - powiedziała Regina Ceroni,
przerywając

ciszę.

Brunetti,któryprawiezdążyłzapaśćwdrzemkęwciepłymwnętrzułagodnie

sunącegopojazdu,potrząsnąłgłowąiwyprostowałsię.

-Słucham?

-Kiedydowiedząsię,żezostałamaresztowanaiżetojazabiłamtamtychtrzech,
nie

będąmieliwyboru.Będąmusielimniezlikwidować.

-Nierozumiem.Kto?

- Ci, którzy zajmują się kasetami i kierują prostytucją. Trevisan nie był jedyny.
Nie

chodzimiopłotkinaulicy,oalfonsów,którzypilnujądziewczynibiorąodnich
szmal.Mam

namyśliludzi,którzykierujątyminteresem.Którympodlegacałyimport-eksport.
Import

dziewczyn,eksportkaset.Nieznamoczywiściewszystkichnazwisk,alekilkatak.

background image

-Cotozaludzie?-spytałBrunetti,przekonany,żeusłyszynazwiskawąsatych

południowców,członkówmafii.

Wymieniła burmistrza miasta w Lombardii i prezesa wielkiej firmy
farmaceutycznej.

Kiedy Brunetti odwrócił się gwałtownie, zaskoczony informacją, kobieta
uśmiechnęłasię

ponuroidorzuciłanazwiskojednegozwiceministrówsprawiedliwości.

- To wielki międzynarodowy interes, commissario. Nie mówimy o paru
podstarzałych

rzezimieszkachpopijającychwbarzekiepskiewinoigadającychodziwkach.Ci
ludziemają

własne jachty i samoloty, spotykają się w salach konferencyjnych, polecenia
wydająprzez

telefony komórkowe albo wysyłając faksy. Mają władzę. Myśli pan, że inaczej
zdołaliby

usunąćzapiskilekarza,któryrobiłsekcjęFavera?

-Skądpaniotymwie?

-OdLotta.Niechcieli,żebypolicjaprowadziładochodzenie;zawielemogłaby
się

dowiedzieć.Janiestetyteżwiemzawiele.-Uśmiechznikłzjejtwarzy.-Dlatego
zginę.

-Zapewnimypaniwwięzieniuochronę-powiedziałBrunettiinatychmiastzaczął

obmyślaćszczegóły.

-TakjakSidonie?-spytałasarkastyczniekobieta.-Strzegłgotłumstrażników,

kamery filmowały go dwadzieścia cztery godziny na dobę. A jednak ktoś zdołał

background image

wsypaćmu

truciznędokawy.Myślipan,żejadłużejpożyję?

-Nicsiępaniniestanie!-oznajmiłzprzekonaniemkomisarz,poczymnagle

uzmysłowił sobie, że właściwie nie ma powodu jej wierzyć. Owszem, zabiła
trzechludzi,lecz

nic nie wskazywało na to, aby jej życie faktycznie było zagrożone. Zapewne
fantazjowała.

Jakiś wewnętrzny radar pozwolił Reginie Ceroni wychwycić zmianę w jego
nastroju,

bo raptem zamilkła. Jechali przez mrok, nie odzywając się do siebie. Brunetti
obserwował

światłareflektorówodbijającesięnapowierzchnikanału.

Ocknąłsię,kiedypotrząsnęłagozaramię.Otworzyłoczyidostrzegłprzedsobą
mur.

Instynktownie podniósł ręce, żeby osłonić twarz, i przycisnął brodę do klatki
piersiowej.Ale

nieusłyszałzgrzytumetalu,niepoczułuderzenia;kolizjanienastąpiła.Samochód
stałz

wyłączonymsilnikiem.

-WróciliśmydoWenecji-powiedziałaReginaCeroni.

Odjął ręce od twarzy i rozejrzał się. Mur, którego się wystraszył, był ścianą
wewnątrz

piętrowegoparkingu;poobustronachmercedesastałysamochody.

SignoraCeroniodpięłapas.

-Pewniezabierzemniepannakomendę?

background image

Tramwajwodnyliniinumerjedenodpłynąłnaichoczach,kiedyzbliżalisiędo

embarcadero. Brunetti spojrzał na zegarek; zdumiał się, że minęła trzecia nad
ranem.Poczuł

wyrzutysumienia,żeniezadzwoniłanidoPaoli,anidopracy,żebydaćznać,co
sięznim

dzieje.ReginaCeronipodeszładotablicyzrozkłademjazdy.Zmrużyłaoczy,ale
niewieleto

pomogło;wkońcuwyjęłaztorebkiokulary.

-Następnybędziezaczterdzieściminut.

-Chcepaniiśćpieszo?-spytał.

Było zbyt chłodno, żeby czekać tak długo na nie osłoniętym przystanku.
Wprawdzie

mógł zadzwonić na komendę, żeby przysłano motorówkę, uznał jednak, że
szybciejdotrąna

własnychnogach.

-Chętnie-odparła.-Tobędziemójostatnispacerpomieście.

Brunetti uznał, że kobieta dramatyzuje, ale nic nie powiedział. Skierował się w
prawo

wzdłużnabrzeża.Kiedydoszlidonajbliższegomostu,signoraCeronipoprosiła:

- Czy moglibyśmy pójść dalej? Tak żeby przejść mostem Rialto? Nigdy nie
lubiłam

StradaNuova.

Brunetti skinął głową; nie miał nic przeciwko temu. Po jakimś czasie dotarli do
mostu,

który wyprowadził ich na Campo dei Tolentini, a stamtąd ruszyli wąskimi

background image

uliczkamiwstronę

Rialto. Regina Ceroni maszerowała w równym tempie, nie zwracając uwagi na
mijanepo

drodzebudynki.Brunetticzasemprzyśpieszałkroku,poczymprzystawałiczekał
naniąprzy

najbliższymrogulubmoście.Wreszciedoszlidotargurybnego,achwilępóźniej
doRialto.

KobietazatrzymałasięispojrzaławdółnaCanaleGrande;otejporzeniebyło
nanimani

jednej łodzi. Za mostem, na Campo San Bartolomeo, natknęli się na strażnika
miejskiegoz

owczarkiemniemieckimnasmyczy,aleminęligobezsłowa.

Zbliżała się czwarta, kiedy dotarli do gmachu komendy. Brunetti kilka razy
uderzył

pięściąwciężkieoszklonedrzwi,zanimwokniepoprawejzapaliłosięświatło.
Zaspany

dyżurny, przecierając oczy, wyjrzał przez szybę; na widok Brunettiego otworzył
drzwii

zasalutował.

-Buongiorno,commissario-powiedział,zerkającnakobietętowarzyszącą

przełożonemu.

Brunettizapytałgo,czyjakaśpolicjantkapełnisłużbętejnocy,akiedyusłyszał,
że

nie, polecił dyżurnemu, żeby zadzwonił do pierwszej na liście i kazał jej
natychmiastsię

stawić.NaraziepostanowiłzaprowadzićReginęCeronidoswojegogabinetu.W

background image

budynku

zakręcononanocogrzewanie,toteżodścianwiałochłodem,awpowietrzuczuć
byłowilgoć.

Kiedyweszliposchodachnagórę,komisarzpchnąłdrzwiiprzepuściłzatrzymaną
przodem.

-Chciałabymskorzystaćztoalety.

-Przykromi.Niemożepani,dopókiniezjawisiępolicjantka.

SignoraCeroniuśmiechnęłasię.

-Boisiępan,żeodbioręsobieżycie?Niechmipanwierzy,zabijąmnieinni.

Wskazałjejkrzesło,asamstanąłzabiurkiemizacząłprzerzucaćleżącenanim

papiery. Nie zamienili słowa przez kwadrans, aż do pojawienia się
funkcjonariuszki.Byłato

kobieta w średnim wieku, od wielu lat pracująca w policji. Kiedy tylko weszła
dogabinetu,

BrunettispojrzałnaReginęCeroniispytał:

-Czychcepanizłożyćzeznania?FunkcjonariuszkaDiCensosporządziprotokół.

ReginaCeronipotrząsnęłagłową.

-Możechcepanizadzwonićdoswojegoadwokata?

Ponowniepotrząsnęłagłową.Brunettiodczekałchwilę,poczymzwróciłsiędo

policjantki.

-ProszęzaprowadzićpaniąCeronidocelinumercztery.Czwórka,zdajesię,jest

ogrzewana. Jeśli zatrzymana zmieni zdanie, ma prawo porozumieć się z rodziną
alboz

background image

adwokatem.

SignoraCeroniporaztrzecipotrząsnęłagłową-niezamierzałazmieniaćzdania.

-Zatrzymananiemożesiękontaktowaćznikiminnym,anizkomendy,anispoza
tego

gmachu.Czytojasne?

-Takjest,paniekomisarzu-potwierdziłafunkcjonariuszkaDiCenso.-Czymam
jej

całyczastowarzyszyć?

-Tak,dopókiktośpaniniezmieni-oznajmiłBrunetti,poczymzwróciłsiędo

zatrzymanej:-Zobaczymysięrano,signora.

Skinęła bez słowa głową, wstała i wyszła za Di Censo z gabinetu komisarza.
Przez

chwilę Brunetti słuchał odgłosu ich oddalających się kroków; solidne obcasy
funkcjonariuszki

dudniłymiarowo,acienkieobcasyReginyCeronistukotałylekko-taksamojak
przed

kilkoma godzinami, kiedy szedł za nią do Piazzale Roma, gdzie ostatecznie
wyzbyłsię

wątpliwości,żetoonazamordowałaTrevisana,LottaiFavera.

Napisałkrótkimeldunek,wktórymstreściłrozmowęzzatrzymaną,nakońcu

wspominającojejodmowieporozumieniasięzadwokatemizłożeniaoficjalnych
zeznań.

Wychodzączbudynku,wręczyłmeldunekdyżurnemu,zpoleceniem,abygooddał

komendantowi Patcie albo porucznikowi Scarpie, zależnie od tego, który zjawi
siępierwszy.

background image

Dochodziła piąta, kiedy wreszcie wślizgnął się do łóżka obok żony. Paola
drgnęła,

obróciła się do niego i zarzuciwszy mu rękę na szyję, mruknęła coś
niezrozumiałego.

Zasypiając, widział w pamięci nie twarz umierającej kobiety, lecz Chiarę
ściskającąpluszową

zabawkę, Szczekusia. Całkiem sympatyczne imię dla psa, pomyślał i po chwili
zapadłwsen.

Rozdział28

Kiedyobudziłsię,Paolijużniebyło;zostawiłajednakliścik,wktórymnapisała,
że

Chiarazachowywałasięranozupełnienormalnieiposzładoszkołyjakzwykle.
Chociaż

wiadomość sprawiła mu ulgę, cały czas nękał go dojmujący smutek -
czternastoletnia

dziewczynka nie powinna oglądać takich okropności jak te na kasecie. Wypił
kawęiwziął

długi prysznic, ale mimo to czuł się znużony i nie potrafił otrząsnąć się z
przygnębienia.

Kiedyś bez trudu odzyskiwał formę po nie przespanej nocy i nawet najgorsze
zbrodnienie

miały wpływu na jego równowagę psychiczną; wytrwale, bez spoczynku parł
naprzódw

poszukiwaniuprawdy,aprzynajmniejsprawiedliwości.Tosięjednakskończyło.
Choćścigał

przestępców z jeszcze większą determinacją niż dawniej, miał świadomość, że
jego

background image

możliwościfizycznewyraźniezmalały.

Odsunął od siebie ponure myśli i wyszedł z mieszkania; rześkie powietrze i
obecność

ludzinaulicachpoprawiłymunastrój.Przechodzącobokkioskuzgazetami,rzucił
okiemna

nagłówki, mimo iż wiedział, że jeszcze za wcześnie, aby pojawiła się
jakakolwiekwzmianka

ozatrzymaniuReginyCeroni.

Wkomendziezjawiłsięprzedjedenastą.Mundurowifunkcjonariuszesalutowali
na

jego widok, inni podwładni i współpracownicy witali go skinieniami głowy.
Trochęsię

zdziwił, że nikt mu nie gratuluje znalezienia i aresztowania morderczyni
Trevisana,Faverai

Lotta,leczniedałtegoposobiepoznać.

Na biurku znalazł dwie krótkie notatki informujące go o tym, żeby natychmiast
zgłosił

siędoPatty.Zszedłnadół.

-Jestusiebie?

-Tak-potwierdziłabezuśmiechusekretarka.-Wdodatkuwzłymhumorze.

Miał ochotę spytać, czy kiedykolwiek widziała Pattę w dobrym humorze, ale
ugryzł

sięwjęzyk.

-Ocomuchodzi?

-Oprzeniesienie.

background image

-Oco?-PowódzłościPattyniespecjalniegoobchodził,alerozmowazuroczą

sekretarką była przyjemnym sposobem odwleczenia choćby o kilka minut
spotkaniazszefem.

-Oprzeniesienie-powtórzyła.-Przeniesienietejkobiety,którąpanzatrzymał.

Zadzwoniłtelefon.

-Si?-powiedziałasignorinaElettra,podnoszącsłuchawkę.-Nie,niemogę.-

RozłączyłasięispojrzałanaBrunettiego.

-Cosięstało?-zapytał.Sercewaliłomujakmłotem;byłpewien,żesekretarka
to

słyszy.

- Rano zadzwoniono z Ministerstwa Sprawiedliwości i powiedziano, że ma
zostać

przewiezionadoPadwy.

Brunettipochyliłsięioparłobiemarękamioblatbiurka.

-Ktoodebrałtelefon?-spytał.

-Niewiem.Któryśzdyżurnych,przedmoimprzyjściem.Potem,okołoósmej,

pojawilisięludziezwydziałuspecjalnego.Mielinakaz.

-Izabraliją?

-Tak.DoPadwy.

PaniElettrapatrzyłazprzerażeniem,jakdłoniekomisarzazaciskająsięwpięści,

pozostawiającosiemdługichrysnalśniącejpowierzchniblatu.

-Ocochodzi,paniekomisarzu?

background image

-Adowieźlinamiejsce?

-Niewiem.-Spojrzałanazegarek.-Wyjechaliponadtrzygodzinytemu.Powinni
już

bylidotrzeć.

-Proszęzadzwonićisprawdzić-powiedziałchrapliwymgłosemBrunetti.

Zamiastodrazuwykonaćpolecenie,wbiławniegooczy,zdumionazmianą,jaka
w

nimnastąpiła.

-ProszęzadzwonićdoPadwy.DodellaCortego!-powtórzyłgłośniejkomisarzi

zanimzdążyłazareagować,samchwyciłtelefoniwystukałnumer.

DellaCortepodniósłsłuchawkępotrzecimdzwonku.

-TuGuido.Czyjużjądowieźli?-spytałBrunetti,niewdającsięwwyjaśnienia.

-Ciao,Guido.Czykogodowieźli?Niewiem,oczymmówisz.

-Zatrzymałemwczorajkobietę,którazabiłatychtrzech.

-Przyznałasię?

-Tak.

DellaCortezagwizdałzuznaniem.

-No,no.Niewiedziałem.Aleocochodzi?Gdziejąaresztowałeś?

-Tu.WWenecji.Aledziśranozjawilisięponiąludziezwydziałuspecjalnego.

Przysłał ich ktoś z Ministerstwa Sprawiedliwości. Powiedzieli, że zgodnie z
procedurąmusi

byćprzewiezionadoPadwy.

background image

-Bzdura!-oburzyłsiędellaCorte.-Przecieżdopókizatrzymanyniezostanie

oficjalnieoskarżony,powinienpozostawaćwmiejscuaresztowania.Każdydureń
towie!-

Zamilkł,apochwilizapytał:-Chybażezdążyliściejąoskarżyć?

-Nie.Niebyłonatoczasu.

-Postaramsięczegośdowiedziećizarazoddzwonię.Jaksięnazywa?

-Ceroni,ReginaCeroni.

DellaCortebłyskawiczniesięrozłączył.

-Cosięstało?-spytałazaniepokojonasekretarka.

- Nie mam pojęcia - odparł Brunetti, po czym odwrócił się i zastukał do drzwi
Patty.

-Avanti.

Komisarz wszedł do gabinetu szefa. Postanowił nic nie mówić, dopóki nie
zorientuje

sięzesłówPatty,wjakimtenjestnastroju.

- O co chodzi z tym przeniesieniem zatrzymanej do Padwy? - spytał vice-
questore
.

- Nie wiem. Przyprowadziłem ją około czwartej rano. Przyznała się do
zamordowania

Trevisana,FaveraiLotta.

-Gdzie?

WpierwszejchwiliBrunettiniezrozumiałpytania.

-Wswoimsamochodzie-odpowiedziałwkońcu.-Przyznałasięwswoim

background image

samochodzie.

-Wsamochodzie?

- Tak. Najpierw śledziłem ją do Piazzale Roma. Potem długo rozmawialiśmy w
jej

aucie, wreszcie przyprowadziłem ją tutaj. Wszystko mi powiedziała; jak ich
zabiłaidlaczego.

Pattynieinteresowałyjednakanimotywy,animetody.

-Podpisałazeznania?-spytał.-Zostałyzaprotokołowane?

Brunettipotrząsnąłgłową.

-Spytałem,czychcezadzwonićdoadwokata,aleodmówiła.Spytałem,czychce

złożyćzeznania,aleteżodmówiła,więcpoleciłem,żebyjąumieszczonowceli.

FunkcjonariuszkaDiCensoodprowadziłajądokobiecegoskrzydła.

-Bezzłożeniazeznańczychoćbyoświadczenia?

-Pomyślałem,żezrobitorano.

-Pomyślałeś,żezrobitorano-powtórzyłzgryźliwievice-questore.

-Tak.

-Aleterazjużichniezłoży,prawda?-Pattanawetniepróbowałukryćzłości.-

ZabranojądoPadwyi...

-Dotarłanamiejsce?-przerwałmuBrunetti.

Pattawywróciłoczydonieba.

-Pozwólmiskończyć!

Brunettiszybkoskinąłgłową.

background image

-AwięcdziśranozabranojądoPadwy.Zabrano,zanimłaskawiezdecydowałeś
się

przyjść do pracy i przesłuchać ją do protokołu, co zgodnie z procedurą
powinieneśbyłzrobić

w nocy, po przyprowadzeniu jej tutaj. A tak zabrano ją do Padwy. Wiesz, co to
znaczy?-

Pattaumilkłispojrzałwyczekująconapodwładnego.

-Sądzipan,żejestwniebezpieczeństwie?!

Vice-questore, który spodziewał się, że komisarz wyrazi skruchę z powodu
swojej

rażącejniekompetencji,zamrugałzaskoczony.

- W niebezpieczeństwie? Nie wiem, skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł.
Jedyne

niebezpieczeństwo, jakie widzę, to że ta kobieta zabiła trzech mężczyzn, w tym
dwóch

wybitnych mieszkańców naszego miasta, a całą zasługę za jej schwytanie
przypiszesobie

Padwa!

-WięcjednakjestwPadwie?-spytałznadziejąBrunetti.

-Niemampojęcia,gdziejest,iszczerzemówiąc,wogólemnietonieobchodzi.
W

chwili gdy zabrano ją spod naszej jurysdykcji, jej dalsze losy przestały mnie
interesować.

Możemyzamknąćdochodzeniewsprawiemorderstwamecenasaijegoszwagra,
aletojedyna

korzyść, jaką z tego mamy. Cała chwała spłynie na Padwę! - Vice-questore

background image

dygotałz

wściekłości. - Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Wracaj do swoich
obowiązków.-

Otworzyłnajbliższąteczkęleżącąnabiurkuipochyliłsięnadnią.

Brunetti wrócił do swojego gabinetu; nie mogąc dłużej znieść niepewności,
ponownie

wykręciłnumerDellaCortego.Niktnieodebrałtelefonu.Komisarzusiadł,wstałi
podszedł

dookna.Pochwiliznówusiadł.Czasmijał.Wreszciezadzwoniłtelefon.

-Guido,spodziewałeśsięczegoś?-spytałostrożnieDellaCorte.

Brunettipoczuł,żedłoń,wktórejtrzymasłuchawkę,jestśliskaodpotu.Przełożył

słuchawkędolewejręki,aprawąwytarłonogawkęspodni.

-Cosięstało?

-Powiesiłasię.Przywieźlijąprzedgodziną,zamknęliwsaliprzesłuchań,asami

poszlipomagnetofon,żebynagraćjejzeznania.Kiedywrócili,nieżyła.Zrobiła
sobie

stryczekzrajstopipowiesiłasięnakraciewentylacyjnej.

Brunettimilczał.

-Guido?Jesteśtam?

-Tak,jestem-rzekłponurokomisarz.-Gdziesącizwydziałuspecjalnego?

-Wypełniająformularze.Powiedziałaimwdrodze,żezabiłaFavera,Trevisanai

Lotta.

-Dlaczego?

background image

-Codlaczego?

-Dlaczegoichzabiła?Jakipodałapowód?

-Podobnowprzeszłościmiałazkażdymznichromans.Potemcałymilatamiich

szantażowała. Niedawno wszyscy trzej oznajmili, że nie zamierzają jej więcej
płacić.Z

wściekłościpostanowiłaichzabić.

-Aha.Wszystkichtrzech?

-Taktwierdzącizwydziałuspecjalnego.

-Iluichjest?

-Tychzwydziałuspecjalnego?-upewniłsięDellaCorte.

-Tak.

-Trzech.

-Iwszyscytrzejtwierdzątosamo?Żezabiłatamtych,boniedawalisiędłużej

szantażować?

-Tak.

-Rozmawiałeśznimi?

-Nie.Opowiedziałmiowszystkimfunkcjonariusz,któryznalazłzwłoki.

- Ciekawe, kiedy zaczęli rozgłaszać, co im powiedziała. Przed jej śmiercią czy
po?

-Niewiem-przyznałDellaCorte.-Czytoważne?

Nie, to już nieważne, pomyślał Brunetti, bo trzej agenci wydziału specjalnego
będą

background image

oczywiście obstawali przy swoim. Zdrada małżeńska, szantaż, zemsta - taka
wersja

wypadków brzmiała przekonująco. Nawet bardziej przekonująco i wiarygodnie
niżjejwłasna

opowieśćotym,jakpowzięładecyzjęzabiciatrzechmężczyznizrealizowałająz
chłodną

konsekwencją.

-Dzięki,przyjacielu-powiedziałcichokomisarziodłożyłsłuchawkę.

Przez długi czas siedział przy biurku, analizując wszystko po kolei i szukając
czegoś,

do czego mógłby się przyczepić, czegoś, co pozwoliłoby mu podważyć słowa
agentów.

Teraz,pośmierciReginyCeroni,jedynymnamacalnymdowodembyływydrukiz

połączeniami telefonicznymi trzech zamordowanych. Ale o czym właściwie
świadczyły?Że

dzwonili do legalnie działających firm w różnych krajach i do jednego
obskurnegobaruw

Mestre.Tozamało,abykontynuowaćdochodzenie.Maradawnotemuwróciłana
ulicę,ale

pewnie przeniesiono ją do innego miasta. A Silvestri powie to, co mu każą
dostawcy

narkotyków.Albopolicjaznajdziegogdzieśmartwego,ofiaręprzedawkowania.
Brunetti

wciążmiałkasetę,leczpowiązaniejejzTrevisanemwymagałobyzłożeniazeznań
przez

Chiarę,aniezamierzałpozwolić,abycórkarozpamiętywałaokropieństwa,które

background image

widziała.

Bezwzględunakonsekwencjemusiałjejtegooszczędzić.

Regina Ceroni uprzedzała go, ale nie wierzył. Wymieniła nawet nazwisko
człowieka,

który poleci ją zabić. A może w sprawę kaset zamieszany był ktoś jeszcze
potężniejszy,też

cieszący się powszechnym szacunkiem, kto niczym setnik w Biblii musiał tylko
powiedzieć

„Idź”,abyżołnierznatychmiastwypełniłjegorozkaz.Albotrzejżołnierze.

Brunetti wykręcił numer przyjaciela, pułkownika w Guardia di Finanza, i
opowiedział

mu pokrótce o działalności Trevisana, Favera i Lotta, podkreślając, że musieli
jakośukryć

ogromne pieniądze nagromadzone przez lata. Pułkownik obiecał, że jak tylko
będziemiał

czas i ludzi, postara się dokładnie sprawdzić finanse wdowy po adwokacie.
Rozmowaz

pułkownikiemnieprzyniosłaBrunettiemuulgi.Wsparłłokcienabiurku,podparł
dłońmi

brodęisiedziałtakprzezdłuższyczas.PrzyprowadziłReginęCeronidokomendy
przed

świtem,ajużoósmejprzybyliponiąagencizwydziałuspecjalnego.

Wreszciezmusiłsię,żebywstać.Zszedłdwapiętraniżej,byodnaleźćPresidego,

funkcjonariusza, który pełnił dyżur, kiedy komisarz przyprowadził zatrzymaną.
Preside

zakończyłdyżuroósmej,alewdziennikuzanotował:„6.18.Dyżurprzejmujepor.

background image

Scarpa.

Przekazałempor.Scarpiemeldunekkom.Brunettiego”.

Brunettiwyszedłnakorytarziprzystanąłpodścianą,żebyopanowaćdrżenie.Po

chwiliskierowałsięwstronędrzwiwejściowych;chciałznaleźćsięjaknajdalej
odkomendy

policji i tego, co przed chwilą odkrył. Schodząc po schodach, myślał o Reginie
Ceroniiich

dziwnej nocnej podróży. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie pojmie, dlaczego
postąpiłatak,jak

postąpiła. Może należało być kobietą, aby ją zrozumieć? Zapyta Paoli. Paola
zazwyczaj

rozumiałatakierzeczy.Natęmyślpoczułsięraźniej.Ruszyłwkierunkudomu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Leon Donna Komisarz Brunetti 04 Śmierć i sąd
Leon Donna Komisarz Brunetti 04 Śmierć i sąd
Komisarz Brunetti 05 Aqua alta Leon Donna
Komisarz Brunetti 13 Falszywy dowod Leon Donna
Komisarz Brunetti 08 Zgubne srodki Leon Donna
Leon Donna Komisarz Brunetti 02 Śmierć na obczyźnie
Leon Donna Komisarz Brunetti 02 Śmierć na obczyźnie
Komisarz Brunetti 03 Stroj na smierc Leon Donna
Leon Donna Komisarz Brunetti Strój na śmierć
Leon Donna Komisarz Brunetti 09 Znajomi na stanowiskach
Donna Leon [Inspector Brunetti 04] Death and Judgement(v1 5)(rtf)
Leon Donna Komisarz Brunetti Zgubne środki
Leon Donna Komisarz Brunetti 09 Znajomi na stanowiskach
Komisarz Brunetti 09 Znajomi na stanowiskach Leon Donna
Leon Donna Komisarz Brunetti 09 Znajomi na stanowiskach
Komisarz Brunetti 06 Cicho we snie Leon Donna
Stroj Na Smierc Leon Donna
Leon Donna Śmierć w La Fenice docx

więcej podobnych podstron