MIŁOSZ
Hm... Po głębokim namyśle stwierdziłam, że nie jestem w stanie streścić tego tomiku,
nawet gdybym pozbyła się mego do Miłosza uprzedzenia. Podaję zatem zawartość tomu.
Nie znalazłam żadnego wstępu, niestety ! Ale !!! znalazłam całkiem przyzwoity i krótki
przy okazji artykuł, jakże drogiego nam Mariana Stali. Wszystkiego w nim po trochu, a o
to chyba chodzi... Poza tym odsyłam do notatek Marysi z wierszy wybranych!!!
PTAKI (poemat, jak dla mnie to powinien znależć się zaraz obok Bram Arsenału)
PIEŚŃ (dialogiczne: ONA i CHÓR; od niej odchodzą, kto? Nie wiadomo ludzie ziemia,
świat, miłość? Chór opisuje radosnej prostoty sielankowy obrazek; ona nie chce
nieprawdziwych pieśni; chór – kolejny sielankowy obrazek; ona pełna strachu i
niedoskonałości, świat też jest niedoskonały; OSTATNIE GŁOSY – kolejny sielankowy
obrazek ale inaczej wersyfikacyjnie trzy trzywersowe strofy, dziwna regularność
aczkolwiek bezrymowa.)
BRAMY ARSENAŁU (ech poezja!)
HYMN
ELEGIA
O MŁODSZYM BRACIE
O KSIĄŻCE (gdzie mijesce książki w wirach dziejowych?)
ŚWITY
*** (TY SILNA NOC...) (prawie erotyk ale niepokojący, ziemia nieprzyjazna, noc,
wrogowie, kruchość świata)
KOŁYSANKA
Z WIERSZY BAŁTYCKICH (przekład z Kazimierza Boruty)
Krajobraz bałtycki
Miłość z daleka
Kobieta z bałtyckiego brzegu
Pieśń wiatrów bałtyckich
WIECZOREM WIATR...
DIALOG (przewodnik, uczeń)
POWOLNA RZEKA POSĄG MAŁŻONKÓW
OBŁOKI (a ten mi się podobał! O obłokach! Dziwne? O strasznych obłokach, które
przepływają nad głową i przerażają ogromnie te stróże świata!!! Kłamstwo w nim i
wszędzie, i wszędzie okrucieństwo!!!)
SYMFONIA LISTOPADOWA (przekład z Oskara Miłosza)
AWANTURNIK (przekład z Patryka De La Tour Du Pin)
ROKI
DO KSIĘDZA Ch.
A teraz oddaję głos Marianowi! Postarał się specjalnie dla was! To naprawdę przyzwoite
jest!
"Trzy zimy" jesienią '87
Pomysł, który zrodził tę książkę, był prosty: przypomnieć po pół wieku tom
wierszy, uznany przez poetę za początek dzieła i istotny punkt biografii -
dodając przy tym do każdego tekstu krótką, pisaną z dzisiejszej
perspektywy, interpretację. Rezultat tak zamierzonego spotkania Miłosza z
krytykami stał się faktem znaczącym i skłaniającym do namysłu.
Zadecydowało o tym szczególne, zewnętrzne i wewnętrzne zdialogizowanie
wypowiedzi.
Najpierw więc, Trzy zimy przypomniane jako odrębna książka - w
pięćdziesiąt lat od chwili, gdy egzemplarze pierwszej edycji opuszczały
wileńską Drukarnię Artystyczną "Grafika" (było to l grudnia 1936 roku) -
zetknęły się jesienią roku 1987 z Kronikami, najnowszym tomem poety... W
ten sposób Miłosz zapowiadający kształt przyszłej Księgi znalazł się w tym
samym czasie co Miłosz dopełniający jej budowy. Pytania autora Ptaków o
własną tożsamość i sytuację: "Czym jestem, czym ja jestem i czym oni są?"
powtórzył, spoglądając w przeszłość, autor Sześciu wykładów wierszem:
"Powinienem był. Co powinienem był pięćdziesiąt pięć lat temu?" (Podobnie,
choć na innym planie dzieła, portret księdza Ch., zamykający Trzy zimy,
znalazł - w Nieobjętej ziemi - dopełnienie w wizerunku tego samego,
starszego o czterdzieści lat księdza, który "Był pobity-przez nasłanych
zbirów Imperium, Ponieważ światu nie chciał się pokłonić").
Ta konfrontacja Miłosza dawnego z nowym jest pierwszym wymiarem
dialogu ewokowanego przez londyńską reedycję Trzech zim. Przy czym: ów
dialog nie polega tylko na budowaniu napięcia między głosem z roku 1936 i
1987. Wiąże się on raczej z przywoływaniem całego dzieła poety, czy lepiej:
całej przebytej przezeń drogi. Młodzieńczy tom, czytany dzisiaj, uzmysławia
sens tej drogi i wydobywa jej kształt. Podkreśla mocno od dawna znamienny
dla Miłosza (ostatnio podkreślany w tomie esejów Zaczynając od moich ulic
i w przywoływanych wyżej Sześciu wykładach wierszem) gest powracania
do początków, widzenia czasu w postaci raczej koła niż jednokierunkowej
linii prostej. I odwrotnie: twórcza ewolucja Miłosza zwłaszcza jej ostatni
rozdział - nadaje obrazom Trzech zim sensy niemożliwe niegdyś do
przewidzenia...
Drugim poziomem budowania napięć jest dialog Miłosza z krytykami.
Dialog, którego stawką jest ze strony artysty narzucenie własnej wizji
świata, ze strony krytyków zaś - pełne zrozumienie przesłań poety, ich
konsekwencji myślowych i egzystencjalnych. Oczywiście: umieszczone w
londyńskiej edycji interpretacje stanowią tylko niewielki fragment owej
walki o wielkość. Aby jednak zrozumieć ich sens trzeba pamiętać, iż
krytyczna refleksja dotycząca Miłosza trwa już kilka dziesiątków lat i
znajduje się dzisiaj w punkcie zwrotnym...
Przy tym: mówiąc o owej refleksji należy wyraźnie rozróżnić kwestie
interpretacji i wartościowania. Najkrócej mówiąc: Miłosz zdołał bardzo
wcześnie przekonać część krytyki o niezwykłej wadze swej twórczości. Nie
sposób nie pamiętać, że Ludwik Fryde (jak wspomina w rozważanej tu
książce Stefan Kisielewski) porównywał skalę jego talentu z Mickiewiczem
już w drugiej połowie lat trzydziestych, a Kazimierz Wyka pisał w związku z
Ocaleniem o "poezji, która nie przemija, gdy przeminą jej czasy"... Te
wartościujące diagnozy czytelników pierwszego wydania Trzech zim łączyły
się często z analizami z dzisiejszej perspektywy chybionymi bądź wręcz
błędnymi. Stąd pewno powiada Jan Błoński (w omawianej reedycji), iż w
przedwojennych wypowiedziach o poecie podziw miesza się z
niezrozumieniem. Nie wiem, czy można tę kwestię jednoznacznie
rozstrzygnąć. Nie wiem też, czy pierwsi czytelnicy Trzech zim mogli
rozumieć ten tom inaczej niż go rozumieli... Może więc wystarczy
powiedzieć, że w ostatnich latach Miłosz jest czytany i interpretowany
zdecydowanie inaczej niż poprzednio i że owa przemiana wiąże się z
mocnym akcentowaniem elementów metafizycznych (czy wręcz:
teologicznych) w jego myśleniu. Ten zwrot w interpretacji jest zresztą w
dużej mierze konsekwencją twórczości eseistycznej samego poety,
zwłaszcza Ziemi Ulro i Ogrodu nauk . Konsekwencje tych zmian widoczne są
także w omawianej książce - autorzy zawartych w niej interpretacji
posługują się bardzo często autokomentarzami Miłosza. (Tu mała uwaga
ogólna. Dzisiejszy, dość jednostronny i wygrany przez poetę, dialog Miłosza
z krytykami przypomina trochę niegdysiejszy pojedynek z nimi
Gombrowicza. Zapewne: wszelkie analogie są zwodnicze... chyba jednak i
Miłosz zdołał narzucić nie tylko wizję swej osoby i twórczości, lecz także
język ich opisu).
Wreszcie: znaleźć można w londyńskiej edycji wymiar trzeci, z punktu
widzenia wiedzy o Miłoszu chyba najciekawszy. Jest nim rozmowa krytyków
(interpretatorów) o Miłoszu, toczona na marginesach analitycznych spotkań
z wierszami. Rozmowa tym bardziej frapująca, że przypadkowa, wynikająca
tylko ze spięcia osobowości interpretatorów i perspektyw ich własnego
myślenia.
W pierwszej, pobieżnej lekturze może się wydać, iż współautorzy "Głosów o
wierszach" widzą poetę bardzo podobnie. Jakby chcieli powtórzyć: "W
zachwycie nad Miłoszem jednoczymy się wszyscy"... I rzeczywiście: uznanie
wielkości poety jest milcząco przyjmowanym punktem wyjścia wszystkich
wypowiedzi. Nadto: wielu spośród nich zbliża do siebie patrzenie na
interpretowany wiersz z perspektywy późniejszych dzieł Miłosza. "Czytane
dzisiaj - Trzy zimy zdają się zapowiadać całą twórczość Miłosza poety" -
zaczyna swe "Przedsłowie" Błoński: (dodając jednak natychmiast: "Ale jak
mgliście, przewrotnie, zagadkowo..."). "W Hymnie znajdujemy niemal
gotowy świat poezji Miłosza: zachwyt urodą świata i poczucie nietrwałości
wszelkiego ładu, gust do rzeczy ostatecznych, kłopoty z grzesznym ego,
apokaliptyczny ogląd zdarzeń - spojrzenie zdolne do uchwycenia
rzeczywistości w jej najwyższej formie" - dopowiada Marek Zaleski.
Stanisław Barańczak zaś kończy swą znakomitą interpretację Świtów
zdaniem: "w tym młodzieńczym wierszu zawarty jest in nuce cały
późniejszy Miłosz - poeta smutnej planety, ale poeta, któremu na tej
planecie życia jednego za mało".
Jednolitość tonu dzisiejszych interpretatorów Trzech zim , wynikająca ze
wspólnego rozpoznania wielkości, nie przysłania zasadniczej odmienności
ich głosów. Podziw dla Miłosza jest za każdym prawie razem podziwem dla
innego poety... A z pewnością: podziwem inaczej motywowanym.
Miłosz Barańczaka to arcymistrz "walki z wierszem", poetyckiej konstrukcji i
dekonstrukcji. Miłosz Marii Janion to poeta pozostający we władzy
dajmoniona, przyznający się do nierozumienia własnych słów. Miłosz Jana
Kotta to poeta Erosa, będącego "śmiertelnym darem kobiety", "doznaniem
śmierci w rozkoszy". Miłosz Marka Zaleskiego, to wielki poeta metafizyczny
o wyobraźni zbliżonej do Blake'a. Miłosz Jana Józefa Lipskiego zapisuje
doświadczenie historyczne. Błońskiego - eschatologiczne. Dla Krzysztofa
Dybciaka jest ekstatycznym chwalcą łądu istnienia, dla Stefana
Kisielewskiego - skrajnym pesymistą, wyznawcą "światopoglądu grozy"...
Oczywiście: żadna z przytoczonych myśli nie jest w miłoszologii nowa.
Rzecz w tym, iż w londyńskiej edycji myśli te, rozpisane na indywidualne,
wsparte konkretnym doświadczeniem (historycznym, intelektualnym) glosy,
nabierają szczególnego brzmienia. Odsłaniają nie tylko wielowymiarowość
dzieła Miłosza, lecz także - wielość dróg do jego zrozumienia, wielość
postaci, w jakich jawi się poecie prawda o rzeczywistości - a krytykom
prawda o nim... Przede wszystkim jednak: owe zdialogizowane, sprzeczne i
dopełniające się myśli pokazują, jak głos poety i wyrażane przezeń
odczuwania świata - przenikają w głąb głosów innych ludzi, jak stają się
częścią ich pamięci i wyobraźni, jak wpisują się w ich własne widzenie
rzeczywistości, jak stają się częścią czyjegoś istnienia...
Głosy o Trzech zimach , zebrane przez Renatę Gorczyńską i Piotra
Kłoczowskiego, pokazują szczególne doświadczenie: wsłuchiwania się w
głos poety, wzruszenia jego głosem, jednoczenia wokół wartości, które
przenosi i symbolizuje. To doświadczenie może trwać dwadzieścia,
trzydzieści, pięćdziesiąt lat... Trudno dobitniej pokazać wielkość poezji.
Można też przeczytać londyński tom inaczej - i spytać: co uderza w
dzisiejszej lekturze Trzech zim? Przede wszystkim - poczucie zetknięcia z
poetycką energią, która nie została nigdy do końca wyzwolona. Brzmi to jak
paradoks, ale tom, który w 1936 roku był "palimpsestem czy meteorytem
spadłym z nieba poetyckich przeznaczeń" - i dzisiaj należy do
najtrudniejszych miejsc w dziele Miłosza... i dzisiaj wydaje się otwarty w
stronę przyszłości. Bo wprawdzie późne teksty poety wiele w jego debiucie
z wyboru wyjaśniły - ale też jeszcze więcej skomplikowały. Dalej więc
refleksji nad niektórymi z tych wierszy towarzyszy poczucie zaglądania w
otchłań. Nie zmienią tego londyńskie "Glosy o wierszach" - bo nazbyt
szkicowe, osobiste, bo każdy z nich uświadamia raczej, jak wiele jeszcze
trzeba by powiedzieć. Wydaje się natomiast, iż ów wielopiętrowy dialog, o
którym mówiłem, pozwala lepiej uchwycić centralny trop Trzech zim,
sygnalizowany już w tytule tomu. Jest nim (najprościej mówiąc) przeżycie?
doznanie? doświadczenie? - istnienia w czasie. (Oczywiście: jest to w ogóle
jeden z fundamentalnych tematów Miłosza - od Poematu o czasie zastygłym
po Kroniki... )
Wiersze z Trzech zim wypełnione są niemal obsesyjnie odwołaniami do
różnych rytmów i wymiarów czasu. Czas dostrzegany i przeżywany od
wewnątrz (ten sam być może, który "ostrzega cicho, nim ciało przekroczy")
spotyka się z czasem zewnętrznym "co nad nami jak wiatr ze świstem wiał";
czas powracający w rytmie nocy i dni - z czasem lat i epok; "pierwszy dzień
świata" - z "dniem apokalipsy". Przebywanie w punkcie przecięcia
niesprawdzalnych wzajemnie rytmów czasu może wywołać doznanie
zagrożenia od wewnątrz, od strony własnego ciała - i od zewnątrz, od strony
świata, historii, etc. Ale - może też nauczyć oderwania od małej
perspektywy; czasu, na rzecz perspektywy wielkiej... Bądź: pokazać
względność linearnego upływu czasu od przeszłości do przyszłości. Stąd zaś
blisko do marzenia o zupełnym zastygnięciu, zamrożeniu czasu, marzenia
obecnego w tomie poprzez motywy zimy, lodu, zamarzania (mróz zaś, jak
powiada Ryszard Przybylski, jest u Miłosza symbolem Wieczności).
Więc może Trzy zimy to tęsknota do unieważnienia trzech wymiarów:
przeszłości, teraźniejszości i przyszłości? I może dałoby się iść tym tropem
dalej, tym bardziej że prowadzi on zarówno w stronę eksponowanego przez
poetę motywu życia pod koniec tysiąclecia (eonu), jak i pojęcia momentu
wiecznego... Oczywiście: zadaję tylko pytania, szukam, jakiejś drogi
myślenia. Bo, jakkolwiek by było, czas Miłosza jest bogatszy od mojego
czasu i wiele jeszcze razy powtarzać będę najbliższy mi wiersz z Trzech zim
- "Obłoki, straszne moje obłoki, jak bije serce, jaki żal i smutek ziemi" -
próbując znaleźć jego sens.