background image

Joyce Lezn

Rytm serca

Przełożył Jakub Kowalski

background image

Rozdział 1

Wyszła   pewnie   z   gabinetu   konferencyjnego,   szybko 

stawiając długie kroki. Obcasy wybijały rytmiczny dźwięk na 
wyłożonej marmurem podłodze. Skierowała się ku windom 
znajdującym się na drugim końcu długiego korytarza.

20:30. Odwróciła wzrok od tarczy zegarka firmy Gucci, 

podarunku od Jima, i przyspieszyła kroku. Była spóźniona o 
dwie godziny. Jim będzie zły.

Powinnam była zadzwonić – pomyślała – i wymówić się 

jakoś z tego spotkania. Jim będzie miał pretensje, że go nie 
powiadomiła. Zawsze tak reagował, kiedy „odwieszała" ich 
sprawy, jak to określał. Lecz doświadczenie nauczyło ją, że 
telefon niewiele pomagał. I tak będzie niezadowolony.

Przekonała się, że to nie fakt, iż się spóźniała, go drażnił. 

W końcu jak większość mężczyzn oczekiwał, że będzie się 
spóźniać. Jego złość wywoływał powód tych spóźnień – jej 
praca.   Nieodmiennie   ta   sama   reakcja   mówiła   jej,   że   Jim 
nienawidził wykonywanej przez nią pracy równie silnie, jak 
Alice ją uwielbiała. To spowodowało największy kryzys w 
ich związku.

Nacisnęła   guzik   przywołujący   windę.   Czekając 

niecierpliwie   raz   jeszcze   przypominała   sobie   każde   słowo, 
każdy   argument,   każdy   kontrargument,   jakich   użyła 
przemawiając   przed   zarządem   Reynard   Corporation.   Była 

background image

wyczerpana.   Spędziła   parę   niemiłych   godzin   prezentując 
projekt rozwoju nowych systemów zatrudniania i szkolenia 
kobiet w dziale marketingu.

Cóż, Jim musiał poczekać. To zebranie było zbyt ważne, 

by mogła w nim nie uczestniczyć. Stanięcie przed surowym 
gronem trzynastu zatwardziałych konserwatystów i jednych z 
najbardziej   wpływowych   ludzi   w   kraju   stanowiło   nie   lada 
wyzwanie. Alice nie chciała tracić okazji do zaprezentowania 
im swoich poglądów bez względu na ilość czasu, jaki musiała 
na to poświęcić.

Usłyszała za sobą czyjeś kroki. Amortyzujące, gumowe 

podeszwy sunęły po marmurowej podłodze wydając przy tym 
irytujące   piski.   Bez   odwracania   się   wiedziała,   kto   idzie. 
Gniew,   jaki   wzbierał   w   niej   podczas   narady,   ścisnął   jej 
gardło. Gdzie, do cholery, podziała się winda?!

– Nigdy bym w to nie uwierzył, gdybym tam sam nie 

siedział!

Odwróciła   się   do   Roberta   Jacksona.   Miał   trzydzieści 

cztery lata i został wybrany do zarządu całkiem niedawno. 
Stanowił centrum zainteresowania, uważano, że wniósł wiele 
„świeżej krwi".

Zupełnie   nie   podzielała   tej   opinii.   Był   tak   samo 

konserwatywny   i   zachowawczy   jak   pozostali   członkowie 
zarządu, którzy mogliby być niemalże jego dziadkami.

Robert Jackson miał lekko nieprzytomne ciemnobrązowe 

oczy, nadające jego twarzy dziwny wyraz. Rozmawiając  z 
nim odnosiło się wrażenie, że albo nie rozumie, co się do 
niego mówi, lub zupełnie go to nie interesuje. Dwuznaczny 
uśmiech,   jakim   obdarzał   ją   w   najtrudniejszych   chwilach 

background image

spotkania, kiedy usiłowała przekonać członków zarządu do 
swych racji, doprowadzał ją do szału, nie wiedziała, czy w 
ten sposób Jackson usiłuje jej pomóc, czy też nabija się z 
niej.

Ubierał się dobrze, starając się zachować konserwatyzm 

również w ubiorze. Na pozór wydawał się być młody, żywy i 
postępowy. Nie lubiła go jednak.

Dość szybko zdobył sobie reputację surowego dyrektora. 

Prezentował pogląd, że kobiety są doskonałymi sekretarkami, 
lecz nie dają sobie rady na stanowiskach kierowniczych. Nie 
potrafią   sprostać   ciągłym   stresom,   jakie   niesie   ze   sobą 
odpowiedzialność za podejmowanie trudnych decyzji. Miała 
wrażenie, że czeka na jej potknięcie, na moment, w którym 
popełni błąd, wynikający z faktu, że była tylko kobietą.

Nie   interesowała   ją   jednak   gra   w   „kotka   i   myszkę". 

Dużym wysiłkiem wypracowała sobie awans na stanowisko 
wicedyrektora   do   spraw   marketingu   Reynard   Corporation. 
Nie   zależało   jej   na   tytułach,   władzy,   nie   musiała   nikomu 
niczego udowadniać. Za cel stawiała sobie bycie najlepszą w 
tym,   co   robi.   Podchody,   walka   o   władzę,   intrygi   były   dla 
tych, którzy czuli się niepewnie. A Alice Stocker nie czuła 
się zagrożona.

Jackson rzucił jej znaczący uśmiech.
–   Nie   sądzę,   bym   umiał   ich   podejść   w   ten   sposób   – 

zauważył. – Pokazałaś, że masz stalowe nerwy.

Zapadła cisza.  Alice nie miała  ochoty mu  odpowiadać. 

Gdzie jest winda? Znowu ogarnęła ją fala zniecierpliwienia. 
Nie myślała już o tym, że jest spóźniona, chciała tylko jak 
najprędzej uwolnić się od Jacksona.

background image

Drzwi   windy   otwarły   się   wreszcie   i   razem   weszli   do 

środka. Alice wbiła wzrok w zapalające się kolejno czerwone 
światełka z numerami mijanych pięter.

–   Wiem,   że   masz   do   mnie   pretensje   o   niedostateczne 

poparcie – zaczął Jackson. Czuła na sobie jego wzrok, nie 
zaszczyciła go jednak ani jednym spojrzeniem. – Jest trochę 
inaczej, niż sądzisz. Po prostu nie chcę... – zamilkł na chwilę 
szukając właściwych słów. – Powiedzmy sobie wprost. Świat 
interesu   to   bardzo   delikatna,   z   trudem   zachowująca 
równowagę konstrukcja. Zbyt mocno popchniesz w jednym 
kierunku i... Z pewnością doskonale rozumiesz, co mam na 
myśli.

– Chcesz mi po prostu powiedzieć, że mam przestać robić 

zamieszanie! – mruknęła niechętnie.

–   Nie   używałbym   tak   ostrych   słów   –   bronił   się   bez 

przekonania Jackson. – Zmiany są czasami konieczne i nie 
należy się ich bać, jednak rewolucja nikomu nie wyszłaby na 
dobre.

–   Nie   uważam,   że   żądam   zbyt   wiele.   –   Alice   pokryła 

sztucznym uśmiechem narastający w niej gniew.

– Pewnie masz rację, ale uważam, że prawdopodobnie, 

podkreślam – prawdopodobnie – zrobiłaś to zbyt wcześnie.

Obróciła   się   i   spojrzała   mu   prosto   w   oczy.   Podczas 

zebrania   zwalczał   ją   przy   każdej   sposobności,   podważał 
każdą wypowiedź. Początkowo myślała, że chce po prostu 
zrobić   dobre   wrażenie   na   członkach   zarządu,   lecz   szybko 
zorientowała się, że tak naprawdę ośmiesza jej pomysły tylko 
dlatego, że jest kobietą, potencjalnym zagrożeniem dla jego 
pozycji.

background image

–   Nie   wiedziałam,   że   tak   się   o   mnie   troszczysz   – 

powiedziała z ironią próbując bezskutecznie wyczytać z jego 
oczu prawdziwe zamiary.

–   Nie   rozumiem,   dlaczego   tak   cię   to   dziwi.   Jestem 

szczerze zainteresowany rozwojem twojej kariery. Zgadzam 
się   nawet   z   wieloma   twoimi   propozycjami.   Korporacja 
powinna być bardziej otwarta dla mniejszości – zatrudniać 
więcej kobiet i tak dalej. Jednak zmiany muszą być korzystne 
dla obu stron – zarówno kierownictwa jak i załogi.

Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Drzwi otwarły 

się i do środka weszła sprzątaczka ciągnąc za sobą wózek ze 
sprzętem. Jej obecność najwyraźniej zdopingowała Jacksona.

–   Naprawdę   chciałbym,   abyś   odniosła   sukces   – 

powiedział   swym   najbardziej   autorytatywnym   tonem.   – 
Musisz jednak bardzo rozważnie planować swoje posunięcia.

Szczęśliwie   sprzątaczka   wysiadła   na   następnym   piętrze 

mrucząc   pod   nosem   życzenia   miłego   weekendu.   Znowu 
zostali sami.

– Doceniam twoje zainteresowanie. – Alice poczuła się 

nagle   bardzo   zmęczona.   Straciła   właściwie   nadzieję,   że 
dalsza   rozmowa   pozwoli   jej   odkryć   prawdziwe   zamiary 
Jacksona.   –   Jeżeli   tak   ci   na   tym   zależy,   to   dlaczego   nie 
poparłeś moich propozycji?

Jej słowa najwyraźniej mocno go dotknęły. Odkaszlnął i 

spojrzał na migające numery pięter.

– Zrobię to – powiedział. – Zamierzam to zrobić.
Spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oku.
– Mamy dziś piątek – ton jego głosu nagle złagodniał. – 

Zebranie   nie   pozwoliło   nam   nawet   zjeść   kolacji.   Czy 

background image

pozwolisz się zaprosić na drinka albo coś konkretniejszego?

Będziemy   mieli   okazję   jeszcze   raz   to   przedyskutować. 

Chciałbym   ci   wyjaśnić   powody   mojego   zachowania, 
przekonać   cię   o   swojej   życzliwości.   Musisz   być   tylko 
bardziej gotowa do kompromisów.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
–   Chciałem   powiedzieć   –   dodał   szybko   –   że   twoje 

propozycje mogą  być brane pod uwagę, o ile dokonasz w 
nich paru poprawek. Myślałem już trochę na ten temat.

Zesztywniała czując ogarniającą ją wściekłość.
–  Nie   mogę   ci  obiecać,   że   zgodzę   się   na   jakiekolwiek 

poprawki.

– Nic nie rozumiesz – odparował. – W tym środowisku 

sam   pomysł,   choćby   świetny,   to   jeszcze   za   mało.   Trzeba 
wiedzieć kiedy i jak go przedstawić. Musisz brać pod uwagę, 
do kogo się z nim zwracasz. Czy ci ludzie są już gotowi na 
przyjęcie go, potrafią zrozumieć twoje zamiary?

– Naprawdę uważasz, że nie rozważyłam tego wcześniej? 

– spytała przez zaciśnięte zęby.

– Chcę jeszcze raz podkreślić, że jestem całkowicie po 

twojej   stronie.   Możesz   na   mnie   liczyć.   Znam   sposób 
myślenia członków zarządu. Jak sądzisz, dlaczego udało mi 
się zajść tak wysoko? Po prostu mówię ich językiem, potrafię 
ich skłonić do tego, by słuchali. Jestem najmłodszy, dzieli 
mnie od nich różnica pokolenia, ale nie pozwoliłem, aby stało 
się to dla mnie przeszkodą. Jeżeli znajdziesz na nich sposób, 
będą   ci   jedli   z   ręki.   Trzeba   jednak   uważać,   aby   się   nie 
udławili – są w stanie przełykać tylko małe kęsy, większe 
staną im w gardle.

background image

–   Uważam,   że   to   co   zaproponowałam,   będą   w   stanie 

przełknąć i strawić bez żadnych poważniejszych problemów 
gastrycznych – odparła.

Winda osiągnęła wreszcie poziom garażu. Drzwi otwarły 

się i wysiedli w milczeniu. Jackson odprowadził Alice do jej 
żółtej corvety.

– Naprawdę powinniśmy porozmawiać – nalegał. – Moja 

pomoc może ci się okazać niezbędna.

Otwarła samochód i wrzuciła do środka swoją teczkę. Ze 

zmęczonym uśmiechem na twarzy obróciła się do Jacksona.

– Doceniam twoją chęć pomocy, ale obawiam się, że jest 

już za późno. Miałeś okazję poprzeć mnie podczas zebrania i 
wracanie do tego przy kolacji czy drinku niczego nie zmieni. 
Jedyne czego chcę od ciebie teraz, to pomoc w zrozumieniu 
przez nich, że mój program jest naprawdę dobry i rozsądny. 
Jeśli ci się uda, wtedy ja zaproszę cię na drinka!

Wśliznęła   się   za   kierownicę   i   przekręciła   kluczyk   w 

stacyjce.

–   A   więc   wszystko   lub   nic?   –   Jackson   pochylił   się   z 

uwagą obserwując jej twarz. – Ostra z ciebie zawodniczka.

Słuchała   go   z   roztargnieniem   zastanawiając   się,   czy 

Jackson chce przehandlować swe wpływy w zarządzie za jej" 
przychylność wobec niego.

– Nie chcę być niegrzeczna – powiedziała sucho – ale 

jestem już spóźniona na spotkanie.

– Może w przyszłym tygodniu znajdziesz czas, aby zjeść 

ze mną kolację. Mam nadzieję, że potrafię cię przekonać do 
swoich racji.

– Zastanowię się nad wspólnym lunchem – powiedziała 

background image

na   pożegnanie   i   przycisnęła   pedał   gazu.   Gdy   wyjechała   z 
garażu,   opuściła   szybę   i   pozwoliła   lodowatemu   wiatrowi 
chłodzić   swą   rozpaloną   twarz.   Wciąż   jeszcze   nie   mogła 
ochłonąć po dzisiejszym spotkaniu z zarządem. Zastanawiała 
się też nad dwuznaczną ofertą Jacksona. Jakoś nie potrafiła 
uwierzyć   w   czystość   jego   intencji.   Postanowiła   przy 
najbliższej okazji dowiedzieć się, o co mu naprawdę chodzi.

background image

Rozdział 2

Miała   nadzieję,   że   Jim   okaże   się   wyrozumiały.   Nie 

chodziło o to, że czuła, iż zrobiła coś złego. W końcu praca 
była pracą. Nie miała nastroju do kłótni. Jedyne, czego w tej 
chwili pragnęła, to odpoczynek. Spróbowała przestać myśleć 
o czekających ją w przyszłym tygodniu sprawach. Musiała 
jeszcze   popracować   nad   doszlifowaniem   projektu.   Nie 
chodziło   o   zmiany,   jakich   życzył   sobie   Jackson,   lecz   o 
rzetelną dokumentację, mająca udowodnić jej tezy.

Czuła   się   zmęczona.   Za   ciężko   pracowała.   Zbyt   wiele 

rzeczy   działo   się   w   tym   samym   czasie,   nie   mogła   temu 
zaprzeczyć.   I  mimo,   że   nie   przyszło   jej   to   łatwo,   musiała 
również zgodzić się z Jacksonem, że za mocno naciskała dziś 
członków zarządu. Powinna oderwać się choć na chwilę od 
pracy. Planowany wcześniej wyjazd z Jimem był tym, czego 
naprawdę potrzebowała. Jeżeli oczywiście Jim nie obrazi się 
na nią za to, że się spóźniła.

Jej   willa   była   położona   blisko   plaży,   jakieś   piętnaście 

minut   od   Century   City.   Droga   do   domu   dłużyła   się   nie 
kończącym   się   strumieniem   czerwonych   świateł, 
zapalających   się,   gdy   tylko   dojeżdżała   do   skrzyżowania, 
jakby sprzymierzyły się przeciw niej.

Odetchnęła   lekko,   dopiero   kiedy   poczuła   na   twarzy 

powiew   morskiej   bryzy.   Minęła   trzy   posesje   i   skręciła   w 

background image

wąską uliczkę, niemalże alejkę, wiodącą do rzędu stojących 
tuż przy plaży domów.

Czarny jeep Jima stał przy wejściu. Włączyła mechanizm 

otwierający garaż i wjechała do środka swoją corvetą, gdy 
tylko wjazdowa klapa uniosła się do góry. Wyłączyła silnik i 
siedziała przez chwilę bez ruchu starając się zebrać myśli.

We   wstecznym   lusterku   ujrzała   sylwetkę   Jima. 

Wyśliznęła się z samochodu wkładając pod pachę torebkę i 
skórzaną teczkę. W jakim był nastroju? Nie podszedł do niej, 
lecz stał oparty o ścianę. Jeśli chciał się kłócić, będzie musiał 
sobie znaleźć kogoś innego.

– Pracowałaś do późna? – mruknął.
– Spotkanie zarządu w sprawie mojego projektu – odparła 

pospiesznie,  rozdarta między potrzebą wyjaśnienia Jimowi, 
dlaczego tak długo musiał na nią czekać i uczuciem niechęci 
przed tłumaczeniem się przed kimkolwiek. Nie czekając na 
jego   reakcję   ruszyła   ku   drzwiom   domu.   –   W   końcu 
zdecydowali się przyjrzeć uważniej mojej propozycji.

– Rozumiem.
– Chciałam zadzwonić – słowa z trudem przechodziły jej 

przez   gardło   –   ale   wszystko   nabrało   nagle   ogromnego 
przyspieszenia.   Nie   wiem,   kto   rzucił   na   nich   urok,   ale 
słuchali mnie, naprawdę słuchali.

– To dobrze – jego komentarz był równie lakoniczny jak 

poprzednio.

Starannie unikała jego wzroku. Gdy Jim zdenerwował się, 

jego spojrzenie stawało się tak intensywne, że wystarczało za 
całą rozmowę.

– Będę gotowa za minutę – zawołała wchodząc do salonu.

background image

– Wciąż masz ochotę jechać ze mną?
– Tak – odparła po raz pierwszy patrząc mu  prosto w 

oczy. Nie było w nich złości. Uraza – owszem. Wydawał się 
zbity z tropu. Nigdy go takim nie widziała. Czyżby coś się 
zmieniło?

–   Tak   –   powtórzyła   łagodniej.   –   Spakowałam   się   już 

wczoraj. Muszę się tylko przebrać.

Najwyraźniej coś go jednak nurtowało. Nie złościł się na 

nią   za   spóźnienie,   to   musiało   być   coś   innego.   Czuła   się 
jednak   zbyt   zmęczona,   by   się   nad   tym   zastanawiać   w   tej 
chwili.

Podniosła leżącą przy drzwiach kopertę.
– Przysłali mi bilety na samolot do Nowego Jorku. Jadę 

tam na kongres – wyjaśniła Jimowi.

– Będziesz wygłaszać referat?
– O ile uda mi się wymyśleć coś wartego powiedzenia – 

zmusiła się do uśmiechu, aby rozładować ponury nastrój.

–   Czy   nie   bierzesz   sobie   na   głowę   zbyt   wielu 

obowiązków?

Natychmiast  pomyślała o Jacksonie  i ogarnął ją gniew. 

Gdzie   się   podziało   obiecywane   przez   niego   poparcie? 
Zachęta? Troska?

– Zaraz będę gotowa – rzuciła szorstko kierując się ku 

sypialni. Usiadła na brzegu łóżka starając się zapanować nad 
emocjami. Miała za sobą naprawdę wyczerpujący dzień. Ze 
zdjęcia stojącego na komodzie spoglądały na nią łagodne i 
pełne ciepła oczy Jima. Dlaczego nie mógł być taki przez 
cały czas? Kolejne pytania zaczęły kłębić się w jej głowie. 
Wiedziała, że musi się od nich uwolnić na jakiś czas, zebrać 

background image

siły   przed   czekającą   ją   batalią.   Miała   nadzieję,   że   Jim 
pozwoli jej na to. Ostatnio jednak nieporozumienia na temat 
jej pracy, budowały między  nimi  coraz wyższy  mur.  Cały 
czas poddawał w wątpliwość jej intencję, uważając, że chce 
udowodnić,   że   jest   równie   dobra,   o   ile   nie   lepsza,   niż 
mężczyźni.   To   co   nazywał   „ślepym   oddaniem"   karierze 
miało mieć zły wpływ na jej życie osobiste.

Mylił się, choć na razie nie potrafiła mu tego udowodnić. 

Prawdę mówiąc zaczynała być już tym wszystkim zmęczona. 
Zależało jej na Jimie, lecz potrzebowała trochę wolności. Czy 
tak trudno mu zrozumieć, że chce robić ze swoim życiem to, 
na co ma ochotę?

Wyciągnęła się na łóżku starając się uspokoić rozpędzone 

myśli. Po chwili westchnęła głośno i zmusiła się do wstania. 
Szybko przebrała się w jeansy i sweter, opłukała twarz zimną 
wodą. Przeglądając się w lustrze zastanawiała się czy ostatnie 
wydarzenia   zostawią   ślady   na   jej   twarzy.   Oczy   miały 
zmęczony   wyraz,   ale   nie   zauważyła   wokół   nich   ciemnych 
obwódek, czoło gładkie, bez jednej zmarszczki. Wyglądało, 
że na razie wszystko jest w porządku.

Jim uważał, że jest piękna. Mimo, że nie on pierwszy jej 

to powiedział, Alice uważała się za dziewczynę o przeciętnej 
urodzie.   Włosy   zawsze   sprawiały   jej   kłopot,   dopóki   nie 
wpadła na pomysł, aby splatać je w warkocze. Jim bardzo ją 
lubił w tej fryzurze.

Szybko   wrzuciła   podręczne   drobiazgi   i   dokumenty   do 

płóciennej torby, złapała resztę bagażu i zeszła  do kuchni. 
Jim   czekał   tam   na   nią   popijając   gorącą   czekoladę.   Widać 
było, że już się uspokoił. Starała się myśleć wyłącznie o ich 

background image

wspólnym   wyjeździe,   odsuwając   na   bok   wszystkie   inne 
sprawy. Chata w górach była niemalże jego drugim domem. 
Spędzał  w niej każdą wolną chwilę  – a nie było ich zbyt 
wiele,   biorąc   pod   uwagę   jego   oddanie   pracy   –   malując, 
majsterkując   i   ulepszając   ją   wciąż   na   nowo.   W   czasie 
ostatnich paru miesięcy zapraszał ją tam nieraz, ale zawsze 
coś, najczęściej związanego z pracą, zmuszało ich w ostatniej 
chwili   do   zmiany   planów.   Początkowo   starał   się   być 
wyrozumiały, ale z biegiem czasu jego podejście do powodu, 
dla którego Alice odkładała randki, zmieniło się.

Kiedy Jim dosiadł się do stołu, przy którym siedziała, na 

jego   twarzy   pojawił   się   ledwo   dostrzegalny   uśmiech. 
Wiedziała, że gniew mija. Jim taki już był. Jego uśmiech ją 
rozgrzewał.

– Śnieg utrzymuje się już na wysokości tysiąca metrów – 

powiedział patrząc w blat stołu. – Temperatura spadła poniżej 
zera – podniósł wzrok na Alice. – Nie powinniśmy mieć na 
śniegu   lodowej   skorupy.   –   Zamilkł   ponownie.   –   Co   byś 
powiedziała   na   jazdę   na   nartach   przy   blasku   księżyca?   – 
dodał po chwili.

Zaskoczył   ją   tym   pytaniem.   Nieźle   sobie   radziła   na 

deskach, ale nie oczekiwała takiej nietypowej propozycji.

–   Mówisz   poważnie?   –   spytała   z   niedowierzaniem.   – 

Nigdy czegoś takiego nie próbowałam. Brzmi całkiem nieźle.

Wyobraziła sobie, jak razem z Jimem suną na nartach w 

ciszy   rozświetlonej   migotaniem   milionów   padających 
płatków śniegu.

– Jeżeli jesteś zbyt zmęczona – przerwał jej rozmyślania 

Jim – możemy to przełożyć na inny dzień.

background image

– Nie – odparła łagodnie. – Mam przeczucie, że będzie to 

doskonały sposób na oderwanie się od wszelkich problemów.

W jej oczach pojawił się błysk ożywienia.
– Ale co z tobą? – zapytała. – Czeka cię jeszcze długa 

jazda.

– O mnie możesz się nie martwić – uśmiechnął się Jim. – 

Zdrzemnąłem się czekając na ciebie.

Zrozumiała delikatną aluzję do swego spóźnienia. Lepsze 

to niż kłótnia. Dlaczego nie mógł zrozumieć, jak ważna jest 
dla   niej   praca?   Nie   tylko   dla   niej,   ale   również   dla   wielu 
innych ludzi. W jakiś sposób czuła, że powinna wykorzystać 
otrzymaną   szansę   rozwoju.   Dlaczego   Jim   nie   mógł 
zaakceptować   faktu,   że   ona   również   miała   plany   i   cele, 
których osiągnięcie mogło im obu wyjść na dobre?

Jim   troszczył   się   o   swoją   własną   karierę.   Był 

konsultantem dla właścicieli niewielkich zakładów. Skończył 
niedawno trzydzieści pięć lat i mógł poszczycić się tym, że 
jego   zawód   przynosił   mu   całkiem   niezłe   zyski.   Zarzucał 
Alice nadmierne zaangażowanie w pracę, podczas gdy sam 
poświęcał konsultacjom niemal tyle samo czasu i energii co 
ona.

Spotkali   się   na   seminarium   dotyczącym   problemów 

przedsiębiorczości. Od razu wpadł jej w oko. Gdy wygłaszał 
swój referat, uderzyło ją zaangażowanie w omawiane przez 
niego sprawy. Wyczuwała, że pomimo swej wrażliwości na 
otaczający go świat i ludzi potrafi być bezwzględny, gdy w 
grę wchodzi jego własny interes lub ambicje.

Przez   pierwszy   miesiąc   znajomości   wykazywali   dużo 

dobrych chęci, starając się lepiej poznać nawzajem. Potem 

background image

nagle coś się popsuło. Jim cały czas narzekał na jej pracę, ona 
zarzucała mu brak zrozumienia. W ich uczuciach względem 
siebie zaczęły się pojawiać coraz większe rysy. Z początku 
wydawało im się, że są dla siebie stworzeni. Mieli te same 
zainteresowania, sprawiało im przyjemność przebywanie ze 
sobą. Coraz trudniej jednak przychodziło im znaleźć na to 
czas.   Doszło   do   tego,   że   czasami   Jim   wydawał   jej   się 
zupełnie obcym człowiekiem. Czy w niej coś się zmieniło? 
Czyżby go przerosła? Te pytania nie dawały jej spokoju, nie 
potrafiła jednak na razie znaleźć na nie odpowiedzi.

–   Posmarowałem   twoje   narty   –   Jim   przerwał   nagle 

gęstniejącą   ciszę.   –   Myślę,   że   zrobimy   sobie   tylko   krótką 
godzinną   wycieczkę,   nie   ma   sensu   forsować   cię   za 
pierwszym razem.

Czyżby   kolejna   aluzja?   Ważne   spotkanie   w   interesach 

zmusiło ją do odwołania ich grudniowego wyjazdu. Ciągle 
nie mógł jej tego darować.

Wstała energicznie, gotowa do drogi. Może jakaś zmiana, 

trochę ruchu na powietrzu, dobrze jej zrobi.

– Zbierajmy się – zaproponowała wstawiając do zlewu 

filiżankę.  – Jeszcze  raz przepraszam,  że  musiałeś  na mnie 
czekać.

–   Nie   masz   za   co   przepraszać   –   odparł,   ale   Alice 

doskonale wiedziała, że myśli coś zupełnie przeciwnego. – 
Jesteś dla mnie bardzo ważna – wyszeptał patrząc jej prosto 
w oczy.

– Wiem o tym.
Bardzo chciała, aby ją do siebie mocno przytulił.
– Mam na myśli – jego oczy zaszły nagle mgiełką – że 

background image

naprawdę cię kocham.

Zanim  zdążyła   cokolwiek   odpowiedzieć,   przyciągnął  ją 

do siebie i pocałował.

Nie   po   raz   pierwszy   mówił   o   swojej   miłości   do   niej. 

Któregoś dnia po kolacji poszli nawet do jego mieszkania i 
atmosfera   między   nimi   zrobiła   się   bardzo   intymna.   Alice 
powstrzymała   jednak   własną   namiętność   i   wymknęła   się 
szybko   do   siebie.   Nie   potrafiłaby   wtedy   wytłumaczyć 
Jimowi,   dlaczego   nie   czuła   się   gotowa   do   poważnego 
zaangażowania i stworzenia trwałego związku. Musiała się 
najpierw upewnić, że potrafią sobie poradzić z narastającymi 
między nimi nieporozumieniami.

Dziś jednak było inaczej. Przez Jima bardziej niż pociąg 

fizyczny przemawiały emocje.

Odsunął ją nieco od siebie i spojrzał pytająco w oczy. Nie 

bardzo wiedziała, czego od niej oczekuje. Powiedział, że ją 
kocha   i   chciała   mu   wierzyć.   Ale   czy   ona   go   kochała? 
Najpierw sama przed sobą musi odpowiedzieć na to pytanie. 
Sądziła, że go kocha, a przynajmniej zaczyna się uczyć, czym 
jest miłość. Lecz napięcie i presja, jaką odczuwała w związku 
ze swą pracą i irytacja na Jima o brak zrozumienia dla jej 
problemów, zmusiły ją do ponownego szukania odpowiedzi. 
Jeśli w grę wchodziła miłość, a być może nawet małżeństwo, 
nie mogła sobie pozwolić na żadną pochopną decyzję.

Wiedziała, że czeka na jej odpowiedź. Otwarła usta, by 

powiedzieć, że bardzo jej na nim zależy, lecz nie jest jeszcze 
pewna, czy to jest prawdziwa miłość. Nie potrafiła jednak 
wydobyć z siebie ani jednego słowa. Jego spojrzenie stało się 
nagle o wiele mniej przyjazne. Westchnął ciężko i odwrócił 

background image

się od niej.

– Włożę twoją torbę do bagażnika – oznajmił bezbarwnie.
Gdy   Alice   wyszła   na   zewnątrz,   poczuła,   że   powietrze 

znad   oceanu   stało   się   zupełnie   lodowate.   Noc   była   jasna, 
niebo   bezchmurne.   Wsiadła   do   jeepa   wtulając   twarz   w 
kołnierz   kurtki.   Jim   bez   słowa   włączył   silnik   i   ruszyli   w 
drogę.

Jazda   do   chaty   Jima   trwała   ponad   dwie   godziny.   Gdy 

tylko   wjechali   w   góry,   niebo   przyoblekło   się   ciemnymi, 
budzącymi grozę chmurami. Lecz w trakcie jazdy wąskimi 
krętymi drogami, kiedy pięli się w górę osiągając w końcu 
granicę śniegu, zza chmur zaczęła się wyłaniać początkowo 
zamglona, potem wyraźna tarcza księżyca.

Jim milczał przez cały czas, jakby chcąc okazać swoją 

dezaprobatę dla jej postępowania. Była mu za to wdzięczna. 
Miała   co   prawda   ochotę   rozmawiać,   na   jakikolwiek   temat 
oprócz tego, który najbardziej ją dręczył. Nie chodziło jej o 
ucieczkę przed problemami. Potrzebowała po prostu chwili 
wytchnienia, „wycofania się z pola bitwy". Odrobiny czasu 
na przemyślenie wszystkiego.

Usiłowała nawiązać zdawkową  rozmowę,  sprowokować 

Jima   do   śmiechu,   lecz   wszelkie   próby   wyrwania   go   ze 
skorupy, w której zamknął się po ich pocałunku w kuchni, 
spotykały   się   z   krótkimi,   mrukliwymi   odpowiedziami   lub 
ledwo dostrzegalnymi kiwnięciami głowy. Zrezygnowała w 
końcu   i   sama   popadła   w   niewesoły   nastrój.   Siedziała 
wpatrując się w drogę przed sobą.

Krajobraz zmienił się gruntownie. W dole zostawili ostre, 

ciemne   cienie   skał   i   drzew.   Teraz   mieli   nad   sobą 

background image

ciemnogranatowe niebo, a wokół nich rozpościerała się biel 
śniegu.

Wsłuchując   się   w   warkot   silnika   i   ciche   tony   jazzu 

płynącego z radia, Alice poczuła się odprężona. Może sama 
nadawała   pewnym   rzeczom   znaczenie,   którego   nie   miały? 
Może Jim rzeczywiście rozumiał nie tylko to, co robiła, ale 
również na jakie stresy była przy tym narażona?

background image

Rozdział 3

– To tutaj – mruknął w końcu Jim.
Alice   wyprostowała   się   na   siedzeniu   wypatrując   przez 

okno czegoś, co mogłoby przypominać chatę.

– Gdzie? – spytała podekscytowana.
– Zaraz za  następną  kępą drzew – odparł skręcając na 

boczną,   ledwo   widoczną   drogę.   Jeep   piął   się   do   góry 
przedzierając się przez grubą warstwę śniegu.

Minęła   już   północ.   Żółte   snopy   światła   z   reflektorów 

rozświetlały   ciemności,   podskakując   na   wybojach   drogi. 
Alice zerknęła na jasny księżyc wiszący nad nimi jak duża 
dolarowa moneta.

Jim zwolnił, za ostrym skrętem ukazał się zarys chaty.
Piernikowy   domek   stał   pośród   otaczających   sosen,   jak 

ptak leżący w gnieździe. Skąpany w blasku księżyca sprawiał 
wrażenie miejsca,  w którym zawsze czeka na zmęczonego 
wędrowca bezpieczne schronienie.

– Czy możemy się zatrzymać? – poprosiła Alice z trudem 

odwracając wzrok od zapierającego dech widoku.

– Zatrzymać? – zdziwił się, hamując niespodziewanie i 

spoglądając   na   nią   po   raz   pierwszy,   odkąd   wsiedli   do 
samochodu. – Czy coś się stało?

Przez chwilę patrzyła mu w oczy, by w końcu skierować 

wzrok na pokrytą śniegiem chatę.

background image

– Jest taka piękna – stwierdziła. – Cieszę się, żeśmy tu 

przyjechali.

– Będę musiał w lecie ją pomalować – powiedział patrząc 

na chatę. – Trzeba też przerobić werandę.

Zamknęła oczy. W uszach dźwięczał jej miarowy stukot 

silnika. Kiedy powtórnie je otwarła, miała przed sobą ten sam 
widok.   Jakby   wycięty   z   pocztówki   na   Boże   Narodzenie. 
Brakowało   tylko   rozświetlonej   świeczkami   choinki, 
strumieni   wesołego   światła   wylewającego   się   przez   okna 
chaty i chóru stojących na progu kolędników.

– Jest przepiękna – powtórzyła. – Nie zmieniłabym tu ani 

jednej rzeczy. – Odwróciła się do Jima. – Czuję się tutaj jak u 
siebie w domu.

– To może być twój dom – popatrzył na nią z uśmiechem. 

Alice zastanawiała się do czego zmierza.  Ma zamiar ją tu 
uwieść? A może oświadczyć się?

–   Dziękuję   za   zaproszenie   –   powiedziała   zdawkowo 

chcąc chociaż na chwilę uniknąć poważnej rozmowy.

Jim zajechał pod sam dom parkując pod daszkiem. Alice 

wyskoczyła pierwsza. Niemal po kolana zapadła się w świeży 
puch.   Wiedziona   odruchem   schyliła   się   i   zaczęła   lepić 
śnieżną kulę. Jim również wysiadł przeciągając się po długiej 
jeździe.   Podeszła   do   niego   z   miną   niewiniątka   ukrywając 
śnieżkę za plecami.

Jim wykazał się jednak sporym refleksem uchylając się 

przed   lecącym   w   jego   kierunku   pociskiem.   Błyskawicznie 
pochylił się zgarnął w dłonie dużą porcję śniegu. Jego cios 
dosięgnął celu, Alice zupełnie nie była przygotowana na atak.

– Przestań! – zawołała ze śmiechem.

background image

– Wet za wet! – odkrzyknął bombardując ją bezlitośnie 

mokrymi  śnieżkami.  Nie miała w tej bitwie najmniejszych 
szans.   Jim   ruszył   w   jej   kierunku   i   mimo,   że   próbowała 
uciekać, złapał ją szybko i objął mocno w pasie.

– No i co mi teraz zrobisz? – zapytał rozbawiony.
– To nie była uczciwa walka. Dawałam ci fory. żeby nie 

urazić twojego wrażliwego męskiego ego.

Twarz   Jima   stężała   nagle,   uśmiech   zniknął   jak 

zdmuchnięta   świeca.   Czyżby   powiedziała   coś 
niewłaściwego? Przecież tylko niewinnie żartowała!

Zarzuciła   mu   ramiona   na   szyję,   przytuliła   się   mocno   i 

pocałowała go prosto w usta. Zupełnie zaskoczony Jim nie 
zdołał zachować równowagi i oboje przewrócili się wpadając 
w   śnieżną   zaspę.   Jego   usta   łakomie   szukały   jej   warg.   Po 
chwili, gdy leżeli ciasno ze sobą spleceni, Jim wyszeptał jej 
do ucha:

– Kocham cię, maleńka.
Zaczął   ją   namiętnie   całować,   jego   usta   błądziły   po   jej 

twarzy,   włosach,   płatkach   uszu.   Chciała   o   wszystkim 
zapomnieć,   o   swojej   karierze,   złożonym   projekcie,   leżeć 
tylko na śniegu i czuć się bezpiecznie w ciepłych ramionach 
Jima, z dala od zgiełku świata.

–   Czy   wiesz   jakie   to   uczucie   biec   nago   po   śniegu?   – 

wyszeptał.

–   Nie   –   odparła.   –   I   nie   będziemy   się   o   tym   dziś 

przekonywać.   –   Pocałowała   go   przelotnie   i   delikatnie 
odepchnęła, zdając sobie sprawę, że jego bliskość zaczyna na 
nią działać. – Rozpakujmy się lepiej – stwierdziła broniąc się 
przed jego pocałunkami. – Przeszła ci już ochota na nocną 

background image

jazdę na nartach?

Mruknął coś pod nosem, po czym wstał wyciągając do 

niej rękę. Złapała ją i pozwoliła się podnieść.

– Może powinniśmy wejść do środka? – zapytał ruszając 

w kierunku jeepa. – Robi się coraz zimniej.

Alice doskonale wiedziała, co miał na myśli. Poczuła się, 

jakby ją spoliczkowano. Pomyślała o powrocie. Wydawało 
mu się, że może ją traktować jak pensjonarkę, tylko dlatego, 
że   powiedział   jej,   że   ją   kocha.   Lecz   ten   wyjazd   dużo   ją 
kosztował i nie chciała kończyć go w ten sposób.

Zaczekała, aż Jim zacznie rozładowywać jeepa, po czym 

dołączyła   do   niego.   Przedzierając   się   przez   zamarznięty 
śnieg,   o   mało   co   nie   straciła   butów   w   wysokiej   zaspie. 
Wzięła swoje rzeczy i ruszyła z nimi do chaty, mimo iż Jim 
był przeciwny, by cokolwiek dźwigała.

– Drzwi nie są zamknięte – zawołał za nią wyciągając z 

samochodu resztę bagażu, żywność i ich narty. – Po prostu 
pchnij je.

Zawahała   się   przez   chwilę   stojąc   na   werandzie.   Z 

zadaszenia   zwisały   długie   sople   lodu.   Światło   księżyca 
zdawało się tańczyć w każdym z nich. Już chciała wyciągnąć 
rękę i złamać jeden, lecz pomyślał, że byłaby to zbrodnia na 
cichym pięknie zimowej nocy.

Jim dotarł w końcu do chaty taszcząc na plecach cały ich 

dobytek.   Zakłócił   przy   tym   nocną   ciszę   obijając   niesione 
bagaże o ściany chaty. Kiedy przystanął na chwilę, w oddali 
rozległo   się   dalekie   pohukiwanie   sowy   i   cichy   dźwięk 
poruszanych wiatrem sosen.

– Kontakt jest po prawej stronie – powiedział.

background image

Gdy otworzyła drzwi, poczuła płynący ze środka chłód. 

Poszukała   ręką   kontaktu,   znalazła   go   i   przełączyła.   Kiedy 
chatę zalała struga światła, Alice zobaczyła, że w środku jest 
dość   przestronnie.   Zaskoczyło   ją   to.   Z   zewnątrz   budynek 
wyglądał na bardzo przytulny, lecz raczej niewielki.

Weszła do środka czując się, jakby wchodziła do chłodni. 

Drżała z zimna, kiedy Jimowi udało się przejść przez drzwi i 
położyć bagaż na podłodze.

–   Jest   dużo   większa,   niż   wygląda   –   powiedziała 

szczękając zębami. – To zdumiewające.

Podążała  za  nim  wzrokiem,  gdy  zaczął  zapalać  światła 

dając jej możliwość lepszego przyjrzenia się chacie.

– Jest prześliczna – szepnęła.
– Połóż swoją torbę gdziekolwiek, później zaniosę ją do 

twojej sypialni. Rozgość się, proszę. Zaraz rozpalę ogień – 
zawołał z kuchni Jim. – Idę przynieść z samochodu resztę 
rzeczy.

– Przyda się trochę ciepła – przyznała. – Zimno tu jak w 

lodówce.

– Mam centralne ogrzewanie. Termostat jest na ścianie w 

hallu.

– Wolę ogień. To o wiele bardziej stylowe.
Przeszła do kuchni rozglądając się po drodze.
– Wypakuję jedzenie  i gdzieś je porozmieszczam,  a ty 

zajmij się kominkiem – postanowiła.

Obserwowała   go,   gdy   szedł   w   kierunku   jeepa.   Od 

początku   wiedziała,   że   jest   człowiekiem   czynu,   o   żywym 
usposobieniu.   Później   przekonała   się,   że   potrafi   być 
chimeryczny i zmienny w nastrojach. Pomimo to lubiła go, 

background image

podziwiała jego dowcip i bystry umysł.

Zaczęła   po   kolei   otwierać   wszystkie   szafki,   by 

zorientować się, co się w nich znajduje. Jim przywiózł tyle 
jedzenia,   że   wystarczyłoby   go   na   co   najmniej   tygodniowy 
pobyt.   Zamrażalnik   lodówki   wypełniało   mięso   i   mrożona 
żywność.

Było   tak   zimno,   że   para   leciała   jej   z   ust.   Kuchenna 

krzątanina   nieco   ją   rozgrzała,   poszła   więc   do   pobliskiego 
pokoju   i   rozsunęła   ciężkie,   beżowe   kotary.   Widok   z   okna 
zapierał dech w piersiach.

Usłyszała, że Jim wszedł już do środka.
– No i co o tym sądzisz? – zapytał. Położył bagaże na 

podłodze i podszedł do niej podziwiając skąpany w świetle 
księżyca krajobraz.

– To jest dolinka, w której jeżdżę na nartach – pokazał na 

prawo.

Wszędzie   dookoła   leżał   puszysty,   nie   tknięty   stopą 

człowieka śnieg.

– Teraz chyba rozumiesz,  dlaczego  kupiłem tę chatę – 

dodał.  –  Turyści  omijają  ten  rejon.  Od  najbliższego   domu 
dzielą nas ze cztery mile.

–   Wybierzemy   się   jeszcze   dzisiaj   na   przejażdżkę?   – 

zapytała.

– Jeśli tylko masz siłę. To był dosyć męczący dzień.
– Dam sobie radę – odparła powstrzymując  szczękanie 

zębów. – Przyda mi się taka rozgrzewka.

– Zaraz rozpalę ogień.
Kucnął przy kominku i zaczął układać w nim drewniane 

polana.

background image

– Dlaczego trzymasz w lodówce tyle jedzenia? Mógłbyś 

nim wykarmić cały pułk – chciała wiedzieć Alice.

–   Zeszłej   zimy   utknęliśmy   tutaj   zasypani   przez   śnieg. 

Dopiero   po   tygodniu   odśnieżono   główne   drogi,   kolejne 
cztery   dni   czekaliśmy,   aż   pomoc   dotrze   w   te   bezludne 
okolice.

– To musiało być dla ciebie trudne przeżycie – stwierdziła 

z nagłym smutkiem w głosie.

– O mało nie umarliśmy z głodu. Nigdy więcej nie – mam 

ochoty na doświadczenie czegoś podobnego.

– Och! – westchnęła patrząc na pierwsze płomyki ognia. – 

Byliście tu uwięzieni i skazani tylko na siebie. To mogło być 
nawet romantyczne. Ogień płonący na kominku, odcięcie od 
świata i towarzystwo tej specjalnej osoby.

–  No  cóż,  nie  było  aż   tak  romantycznie,   jak  by   ci  się 

mogło   wydawać.   Właściwie   przyjechaliśmy   tutaj   tylko   na 
jeden   dzień.   Nie   miałem   żadnych   zapasów,   a   to   co 
przywieźliśmy, starczyło tylko na dwa dni. Kiedy zaczęła się 
burza   śnieżna,   byłem   pewien,   że   nie   potrwa   to   długo. 
Myliłem   się.   Prawdziwe   jedzenie   bardzo   szybko   się 
skończyło,   zostało   tylko   masło   orzechowe   i   prażona 
kukurydza.

–   Jedzenie   to   nie   wszystko.   Taka   samotność   bardzo 

sprzyja zbliżeniu.

– Wcale nie było tak różowo. Zabrakło nam opału, linia 

elektryczna   została   uszkodzona.   Mieliśmy   dużą   szansę 
zamarznąć, zanim umrzemy z głodu. Od tamtej chwili nigdy 
więcej nie widziałem kobiety, która przyjechała tu ze mną – 
zaśmiał się Jim. Widać było, że trochę się rozluźnił. Ukoiło 

background image

to nieco obawy Alice.

Stali obok siebie w milczeniu obserwując rozpalający się 

ogień.

Przez dłuższy czas słychać było tylko trzask palącego się 

drewna. Alice zastanawiała się, co by się stało, gdyby to ona 
została   uwięziona   sam   na   sam   z   Jimem   przez   tydzień. 
Popatrzyła   na   stojącego   do   niej   bokiem   mężczyznę.   Był 
wyższy   od   niej,   dobrze   zbudowany,   szczupły,   lecz   silny. 
Łatwo  wpadał  w  gniew,   ale  teraz   wyglądał  tak  łagodnie  i 
spokojnie,   że   sama   również   poczuła   się   rozluźniona   i 
zadowolona.

–   Czy   bardzo   ci   na   niej   zależało?   –   zapytała 

niespodziewanie.

– Na kim?
– Na tej dziewczynie, z którą spędziłeś tu tydzień.
Żałowała,   że   w   ogóle   go   o   to   zapytała,   jednak   bardzo 

chciała usłyszeć odpowiedź.

– Dziwne, że pobyt w tak pięknym miejscu przyczynił się 

do waszego rozstania. Ludzie zwykle szukają odosobnienia, 
żeby się lepiej poznać i zbliżyć do siebie.

–   Być   może   zbyt   wiele   się   o   mnie   dowiedziała   – 

uśmiechnął się z przymusem Jim. – Mam jednak nadzieję, że 
się   nie   mylisz   i  że   jest   to   rzeczywiście   dobre  miejsce   dla 
ludzi, którzy chcą się do siebie zbliżyć.

– Miałam na myśli emocjonalną bliskość – zastrzegła się 

szybko widząc dziwny błysk w jego oczach.

– A jak sądzisz, co ja miałem na myśli?
– Mam nadzieję, że to samo.

background image

Nie przyszło jej do głowy, żeby potraktować ten wyjazd 

jako   okazję   do   posunięcia   naprzód   ich   romansu,   musiała 
jednak przyznać, że Jim rzeczywiście się jej podoba.

Ogień rozpalił się na dobre, powoli zaczynało się robić 

ciepło i przytulnie. Jim poszedł do kuchni, aby przygotować 
gorącą kawę.

– Dolałem do niej trochę brandy, aby cię uodpornić na 

zimno – powiedział wręczając jej parującą filiżankę.

–   To   był   jedyny   powód?   –   chciała   się   z   nim   trochę 

podrażnić.

–   Nie   poję   kobiet   alkoholem,   aby   łatwiej   je   uwieść   – 

odparł oschle. – Mam nadzieję, że nie muszę się uciekać do 
takich niskich sztuczek. Poza tym wlałem ci nie więcej niż 
łyżeczkę od herbaty.

– Nie chciałam... – urwała nagle w połowie zdania. Nie 

miała   ochoty   wszczynać   kolejnej   kłótni,   która   mogłaby 
zepsuć całkiem nieźle zapowiadający się weekend.

–   Chcesz   zobaczyć   resztę   domu,   zanim   wyjdziemy?   – 

zapytał pociągając łyk kawy. Ściągnął z głowy robioną na 
drutach   wełnianą   czapkę.   Włosy   układały   mu   się   w   gęste 
loki. Alice chciała sięgnąć ręką i zatopić palce w gęstwinie 
jego   ciemnych   włosów,   lecz   oparła   się   tej   pokusie. 
Wiedziała, że Jim mógłby to opacznie odebrać i mieć ochotę 
na coś więcej. Powstrzymała westchnienie.

–   Ciągle   jeszcze   jest   tu   wiele   do   zrobienia.   Może   ty 

mogłabyś mi podsunąć parę pomysłów – zagadnął.

Rozgrzana   kawą   i   brandy   podążyła   za   Jimem 

przyglądając   się   uważnie   poznawanym   pomieszczeniom. 
Odkryła, że wrażenie dużej ilości miejsca spowodowane było 

background image

raczej   spartańskim   stylem   umeblowania   chaty   niż   jej 
wielkością. W living roomie pierwszą rzeczą, która rzucała 
się w oczy, był ogromny, ceglany kominek.  Stojącą przed 
nim sofę pokrywała narzuta z frędzlami i olbrzymie miękkie 
poduszki.   Sofa   odgradzała   przestrzeń   wokół   kominka   od 
pozostałej części pokoju, w której znajdował się barek, stolik 
do   gry   i   dwa   fotele.   Fotele   stały   naprzeciw   dużych, 
przeszklonych drzwi.

Górna   część   chaty   nie   była   umeblowana.   Stały   tam 

ciężkie   półki,   na   których   Jim   trzymał   sprzęt   grający.   Na 
ścianach   wisiały   tylko   dwa   obrazy.   W   jednym   rozpoznała 
szkic   węglem   Charlesa   White'a,   a   drugi,   namalowany 
pastelowymi kolorami, przykuł jej uwagę. Zastanawiała się, 
jak   mogła   go   przedtem   nie   zauważyć.   Podchodząc   powoli 
bliżej   dostrzegła,   iż   obraz   przedstawia   starszą   kobietę   o 
wyrazistych brązowych oczach. Była podobna Jima..

– Jest piękna – stwierdziła Alice.
– Moja matka.
– A kto ją namalował? – spytała.
– Od czasu do czasu bawię się w te rzeczy – odparł lekko 

się czerwieniąc. – Pomaga mi się to uspokoić.

– Nie rozumiem – zdumiała się. Jim stał się jej w jednej 

chwili bliższy.

– Czasami czuję dziwne napięcie – wyjaśnił. – Nie wiem, 

skąd się ono bierze, ale najlepiej robi mi wtedy godzina lub 
dwie przed sztalugami.

– Dlaczego nie wspomniałeś mi nawet o swojej pracy?
– zapytała przyglądając się uważnie obrazom. Nie była 

ekspertem, ale interesowała się sztuką. Wyglądało na to, że 

background image

Jim ma talent wart dalszego rozwoju.

– To jest bardzo dobre – stwierdziła. – Masz jeszcze coś?
–   Rysuję   tylko,   kiedy   jestem   tutaj.   Mam   jeszcze   kilka 

obrazków na dole, jeśli chcesz je zobaczyć...

– Oczywiście, że chcę – ucieszyła się. – Potrafisz mnie 

czasem zaskoczyć.

Jeszcze raz rzuciła okiem na portret matki Jima.
– Chciałabym ją kiedyś poznać.
– Obiecuję ci to. Już wkrótce.
Alice zawsze zastanawiało, że Jim nigdy nie wspomina o 

rodzicach. Doszła do wniosku, że nie żyją i nie wracała w 
rozmowach do tego tematu. Teraz jednak ponownie obudziła 
się w niej ciekawość.

– Czy twoi rodzice mieszkają w Kalifornii?
– Nie, w Nowym Jorku.
– Nigdy mi o nich nie wspominałeś. Czy coś się między 

wami nie układa?

–   Ależ   skąd,   wszystko   jest   w   porządku.   Po   prostu   nie 

miałem powodu, aby ci o nich opowiadać. Niektórych ludzi 
nudzą na śmierć opowieści o rodzinie. Nie sądziłem, że może 
cię to interesować.

–   A   jednak   tak   jest   –   zapewniła   go.   –   Chciałabym 

wiedzieć coś na temat ludzi, którzy cię wychowali. 

– A co z twoimi rodzicami? – zapytał. – Nigdy ich nie 

spotkałem, a ty także mówiłaś bardzo niewiele na ich temat.

– Robiłam to dokładnie z tego samego powodu co ty.
Ja również bałam się, że cię zanudzę.
Prawdę mówiąc zastanawiała się, czy nie poprosić Jima, 

aby jej towarzyszył w czasie ostatnich odwiedzin u rodziców 

background image

w   San   Francisco.   Nie   chciała   go   jednak   stawiać   w 
niezręcznej sytuacji, narażać na miliony pytań, które by mu z 
pewnością zadawali. Pewnie chcieliby wiedzieć wszystko o 
nim samym i łączących ich związkach. Postanowiła w końcu, 
że przedstawi rodzicom jakiegoś mężczyznę dopiero wtedy, 
gdy będzie pewna swoich uczuć do niego.

W dolnej części chaty mieściły się trzy pokoje. Każdy z 

nich   wychodził   na   werandę,   skąd   rozciągał   się   wspaniały 
widok na dolinę i otaczające góry. W największej sypialni 
zbudowano   kominek,   miała   ona   również   własną   łazienkę. 
Drugi   pokój   stał   prawie   pusty,   jedyne   umeblowanie 
stanowiło łóżko, krzesło i komoda. Na ścianach nie było ani 
jednego   obrazu,   a   na   podłodze   i   nielicznych   meblach 
rozrzucone w nieładzie leżały książki i przeróżne drobiazgi, 
które z biegiem lat gromadzą się w każdym domu. Ostatnie 
pomieszczenie  zamieniono na pracownię malarską. Kredki, 
pędzle, tubki farb i papier walały się po podłodze.

Ta   pracownia   stanowiła   przeciwieństwo   czystego   i 

zawsze posprzątanego mieszkania Jima w mieście.

– Panuje tu pewien... bałagan – zaczął się tłumaczyć – ale 

to mi nawet odpowiada.

Zrozumiała, że musiał mieć gdzieś miejsce, które byłoby 

ucieczką przed uporządkowanym życiem, jakie prowadził.

Kiedy Jim do niej mówił, Alice przeglądała porozrzucane 

po podłodze obrazy i szkice.

– Myślałem o wynajęciu dekoratora wnętrz. Ale nie chcę, 

żeby to miejsce wyglądało jak wycięte z żurnala.

–   Potrzebujesz   tu   tylko   żony   –   stwierdziła   Alice,   nie 

myśląc  wcale  o  sobie.  Przez głowę  przemknęło   jej jednak 

background image

kilka   pomysłów   zmian,   które   tchnęłyby   w   tę  chatę   więcej 
życia i domowego ciepła.

– A co, byłabyś zainteresowana taką posadą? – spytał.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
– Może – odparła ostrożnie, nie chcąc go odtrącać.
Rzeczywiście była zainteresowana, lecz jednocześnie nie 

będąc pewna na czym jej bardziej zależy – na nim. czy w 
ogóle na małżeństwie, nie chciała dawać mu zbyt wielkiej 
nadziei.

– Czy mogę uważać to za zgodę? – zbliżył się do niej.
– A co to takiego? – uniknęła odpowiedzi i podeszła do 

stojącej przy oknie sztalugi.

Jim wyprzedził ją i zaczął zdejmować obraz starając się 

go przed nią ukryć.

–   Nic,   nic   –   stwierdził   pospiesznie.   –   Coś   nad   czym 

pracuję, ale jeszcze nie skończyłem.

Zasłaniając ciałem nie dokończone dzieło, Jim zaczął je 

chować w stercie obrazów leżących w rogu pokoju.

– Proszę, pozwól mi go zobaczyć.
Jim z niechęcią postawił obraz z powrotem na sztalugi i 

odsunął się nieco. Alice z zaskoczeniem stwierdziła, że był to 
jej portret.

– Pochlebiasz mi – zauważyła. – Nikt mnie jeszcze nigdy 

nie namalował. – Przerwała na moment. – Nie wiedziałam, że 
mam takie duże oczy.

– Nie wyszły mi za dobrze. Starałem się oddać cię taką, 

jak cię widzę, lecz twój obraz jakoś oddalał się i rozpływał.

Raz pojawiał się wyraziście, to znowu znikał zupełnie.
– Jak go nazwiesz? – spytała. – Dama z warkoczem?

background image

–   Moja   Dama   –   powiedział   cicho.   Odwrócił   się   i 

skierował do drzwi. – Chodź, pojeździmy na nartach.

– Skończysz go? – rzuciła za nim.
–   Któregoś   dnia   –   odrzekł.   –   Kiedy   tylko   uda   mi   się 

zatrzymać w pamięci twój obraz na tyle długo, bym mógł 
uchwycić najważniejsze niuanse i cienie.

Jim   miał   zwyczaj   mówienia   o   swoich   uczuciach   w 

okrężny   sposób.   Bardzo   ją   wtedy   irytował.   Lecz   fakt,   że 
uznał,   iż   warto   poświęcić   jej   tyle   czasu   i   uwiecznić   na 
papierze,   nie   pozwolił   jej   denerwować   się   na   niego   w   tej 
chwili. Nie było teraz czasu na domaganie się wyznań.

Ruszyła za Jimem po schodach. Nie miała  pojęcia, jak 

zimno jest jeszcze w środku, dopóki nie weszła na piętro i nie 
uderzyła ją fala ciepła, które zdołało już ogrzać górną część 
chaty.

– Czy masz ochotę coś zjeść, zanim wyjdziemy? – zapytał 

sprawdzając narty.

–   Nie,   dziękuję,   niczego   mi   nie   trzeba.   Ale   kiedy 

wrócimy, przygotuję ci takie śniadanie, że oszalejesz.

Poprowadził ją na zewnątrz niosąc obie pary nart.
Zerwał   się   zimny   wiatr.   Jim   położył   deski   na   śniegu, 

szybko ubrał buty narciarskie i wpiął się do nart.

– Pomóc ci? – zapytał opierając się na kijkach.
Potrząsnęła głową sama  zakładając narty. Minęło sporo 

czasu, odkąd ostatni raz miała je na nogach. Minęło sporo 
czasu, odkąd robiła coś, co ją naprawdę bawiło. Praca, którą 
wykonywała   w  Reynard  Corporation,  znacznie  ograniczyła 
czas przeznaczony na wypoczynek. Ale teraz miała ochotę 

background image

zaszaleć. Praca będzie musiała poczekać, aż wróci do miasta, 
co nastąpi i tak o wiele za wcześnie.

Jim   zatrzymał   się   przy   jeepie   i   wyjął   dużą   latarkę. 

Włączył ją i skierował na stok przesuwając żółty snop światła 
w dół, aż do oddalonej kępy ośnieżonych sosen. Wyłączył 
latarkę i umocował ją sobie u nadgarstka.

– Tam wśród drzew może być bardzo ciemno – wyjaśnił. 

– Nawet przy takim księżycu.

Alice   skinęła   ze   zrozumieniem,   serce   zaczęło   jej   bić 

mocno  w oczekiwaniu  tego, co miało  nastąpić.  Jim ruszył 
przecierając szlak, zostawiając za sobą dwie wąskie koleiny. 
Alice odepchnęła się kijkami i zaczęła jechać za nim. Jadąc 
nabierała prędkości, coraz szybciej i szybciej oddalając się od 
chaty.

Jim   poruszał   się   jakby   zupełnie   bez   wysiłku,   płynnie, 

rytmicznie.   Złapała   jego   tempo,   choć   zaczęła   po   pewnym 
czasie zauważać pierwsze oznaki zmęczenia – krople potu, 
łapany z trudem oddech i obłoczek mgły wydobywający się z 
ust.

Wyszła już nieco z wprawy. Tych kilka wizyt w salonie 

masażu nie pomogło utrzymać formy, do jakiej przywykła. 
Przyrzekła sobie, że będzie się więcej ruszać.

Deski   nart   sunęły   po   zamarzniętym   śniegu   z   cichym 

szumem. Jim jechał pierwszy pokazując kierunek. Nabierał 
coraz większej szybkości, ugiął kolana i sunął w dół stoku 
znakomicie balansując ciałem. Zostawiał na śniegu ślady jak 
wijąca się rzeka.

Alice po pierwszych wolnych metrach nabrała pewności i 

zmniejszyła dzielący ją od Jima dystans. Po chwili jechali tuż 

background image

obok siebie.

Stok   urwał   się   niespodziewanie,   Alice   podkurczyła 

kolana   i   frunęła   paręnaście   metrów   w   dół.   Zimny   wiatr 
dmuchnął jej w twarz garść śniegu. Zwolniła nieco i dała się 
wyprzedził   Jimowi,   w   końcu   nie   znała   terenu.   Spojrzała 
uważnie przed siebie oceniając trasę, odepchnęła się mocniej 
kijkami i poszusowała dalej. Zrównali się po raz kolejny. Ich 
jazda   zaczęła   przypominać   wyścig.   Jechali   coraz   szybciej, 
śnieg wylatywał im spod nart wysoko w górę. Publicznością 
był tylko księżyc i gwiazdy rozświetlające trasę.

Spojrzała szybko za siebie. Nad nimi na stoku jarzyły się. 

światła domku, dając poczucie bezpieczeństwa, jak spokojna 
zatoka dla okrętu.

Jeździli dobrych parę godzin, czerń nieba zmieniła się w 

ciemny granat. Jim niespodziewanie zatrzymał się przy kępie 
drzew i oparł się o kijki.

– No i jak? – spytał, kiedy zatrzymała się obok niego.
– Cudownie  –  z  trudem  łapała powietrze.  – Nigdy  nie 

doświadczyłam   czegoś   równie...   równie...   –   nie   mogła 
znaleźć odpowiedniego słowa – cudownego – powtórzyła w 
końcu.

– Cieszę się, że ci się podobało – uśmiechnął się. – Ale 

teraz lepiej wracajmy do domu – stwierdził spoglądając na 
niebo. – Zaczęło już świtać. Dasz radę? Czy wolisz może 
trochę odpocząć?

–   Jestem   gotowa   –   odparła.   –   Mogłabym   tak   w 

nieskończoność.

–   W   drodze   powrotnej   będziemy   mieli   jedno   strome 

podejście. Resztę trasy możemy pokonać na nartach.

background image

Powrót   nie   był   już   tak   przyjemny.   Nim   osiągnęli 

wierzchołek,   Alice   zmęczyła   się,   bolały   ją   uda   i   łydki,   z 
trudem łapała oddech. Jim odpiął narty i oparł je o ścianę 
chaty. Poszła w jego ślady i czym prędzej weszli do środka.

Z   ognia,   który   płonął   w   kominku   pozostał   już   tylko 

czerwony   żar.   Jim   dołożył   grube   polano,   które   po   chwili 
lizały języki płomieni. Alice zrzuciła kombinezon narciarski i 
stanęła   naprzeciw   kominka.   W   myślach   raz   jeszcze 
odtwarzała przebytą trasę. Każdy skręt, ugięcie nóg, dźwięki 
zimowej nocy, blade światło księżyca zapadało jej w pamięć. 
Wiedziała, że nigdy nie zapomni tych cudownych chwil.

–   Umieram   z   głodu   –   oznajmiła,   przerywając   ciszę,   w 

której słychać  było jedynie  trzaski   palącego  się  drewna.  – 
Weź prysznic, a ja w tym czasie przygotuję śniadanie.

– Weźmy go razem – zaproponował Jim przysuwając się 

bliżej i kładąc jej ręce na ramionach. – Byłoby miło.

– Lecz nie byłoby to coś, o czym napisałabym w liście do 

domu – zażartowała, uśmiechnęła się i pocałowała go w usta. 
Chciała  tego. Nawet o tym przez chwilę myślała,  wiedząc 
jednak, że musi powiedzieć „nie". Sam pomysł, że mogłaby 
zrobić   coś   takiego,   sprawiał   jej   jednak   przyjemność.   – 
Skorzystam z prysznica dla gości – stwierdziła. – Masz jakieś 
specjalne  życzenia?  Omlety?  Naleśniki?  Jajka   na  bekonie? 
Parówki? Grzanki?

– Tak – uśmiechnął się.
–   No   więc   co?   –   dopytywała   się,   opierając   się 

jednocześnie   usiłowaniom   Jima,   który   chciał   objąć   ją 
ramieniem.

– Wszystko – odrzekł próbując ją połaskotać.

background image

– Przestań! Jestem głodna. Idź już, żebym mogła zabrać 

się do śniadania.

–   Pamiętaj,   gdzie   skończyliśmy   –   mrugnął   do   niej,   po 

czym zdjął buty i zszedł na dół.

Patrzyła za nim, dopóki jego szerokie plecy nie zniknęły 

jej   z   oczu.   Zastanawiała   się,   czy   nie   chciałaby   z   Jimem 
mieszkać tu, w tej chacie w górach. Obserwować zmieniające 
się pory roku, biel śniegu w zimie, rozkwiecone łąki wiosną, 
ciepłe, upalne lata, pstrokatą magię jesieni i pierwsze deszcze 
zapowiadające   ponowne   nadejście   zimy.   Jak   wyglądałaby 
dolina wiosną, po roztopach, kiedy dzikie kwiaty zaczynają 
rozchylać swoje kielichy? Oczyma wyobraźni ujrzała morze 
kwiatów   w   jasnych   pastelowych   kolorach,   ozdabiające 
zielone   stoki.   I   szła   za   rękę   z   Jimem   przez   to   kolorowe 
morze.

– Sen. Fantazja – powiedziała do siebie. Uśmiechnęła się 

myśląc o własnej naiwności. Westchnęła i ruszyła do kuchni, 
by zacząć przygotowywać śniadanie.

Nastawiła   kawę.   Doszła   do   wniosku,   że   przygotuje 

szynkę, parówki, naleśniki i jajka.

Najpierw prysznic, pomyślała. Wróciła do living roomu, 

wzięła   swój   bagaż   i   po   cichu   zeszła   na   dół   do   wolnej 
sypialni. Nie umawiała się jeszcze z Jimem, jak będą spali, i 
miała nadzieję, że lokując się na dole nie wywrze wrażenia, 
iż przed nim ucieka. Dlaczego miałaby wodzić ich oboje na 
pokuszenie?

Gorący prysznic podziałał na nią odświeżająco. Chętnie 

pozostałaby   pod   nim   jeszcze   dłużej,   ale   bolesne   ssanie   w 

background image

żołądku uświadomiło jej, że najwyższy czas na śniadanie.

Jim włączył centralne ogrzewanie i nareszcie w domku 

zrobiło   się   ciepło.   Zaczęła   krzątać   się   w   kuchni, 
przygotowując  posiłek.  Jim  dołączył do  niej w  momencie, 
gdy nalała do filiżanek świeżo zaparzoną kawę. Pocałował ją 
w policzek i usiadł na wysokim krześle przy kontuarze.

–   Jestem   tak   głodny,   że   zjadłbym   konia   z   kopytami   – 

powiedział żartobliwie.

Jedli   z   apetytem   popijając   śniadanie   ogromną   ilością 

czarnej kawy. Alice bawiła się w myślach wyobrażeniem ich 
przyszłych   wspólnie   jedzonych   posiłków.   Gdy   wreszcie 
poczuli się syci, porzuciła swe wspaniałe marzenia i wzięła 
się   za   zmywanie   naczyń.   Chwilę   później   zastała   Jima 
siedzącego   przed   kominkiem   wpatrującego   się   w   ogień   z 
nieobecnym wyrazem twarzy.

– O czym myślisz? – zapytała siadając obok niego.
Przez   chwilę   milczał   nie   odrywając   oczu   od   ognia,   a 

potem wyszeptał cicho:

– O tobie.
Ponownie zapadła cisza. Jim wyciągnął się na podłodze 

opierając głowę na wypchanej poduszce.

–   To   miłe   –   odparła   również   szeptem.   Chętnie 

usłyszałaby coś więcej na ten temat. Czy żałował, że zaprosił 
ją do swego domku w górach? A może zastanawiał się, czy 
potrafiliby żyć razem?

Tańczące płomienie hipnotyzowały ją, kłębiące się w jej 

głowie trudne pytania stały się nagle nieważne. Położyła się 
na podłodze obok Jima. Miał zamknięte oczy, mogła więc 
bez   przeszkód   przyglądać   się   jego   przystojnej   twarzy. 

background image

Oddychał tak spokojnie, że zastanawiało się, czy nie zasnął. 
Delikatnie pocałowała go w usta. Nie poruszył się, położyła 
więc głowę na jego piersi. Zapadła w sen wsłuchując się w 
regularne bicie jego serca.

Gdy się obudziła, poczuła, że czegoś jej brakuje. Zniknęło 

bezpieczeństwo, jakie dawał jej kojący rytm bijącego serca, 
ciepło ciała Jima. Leżała sama. Usiadła próbując otrząsnąć 
się z resztek snu. Rozglądała się wokół siebie próbując się 
domyślić, gdzie on mógł się podziać.

– Gdzie jesteś, Jim? – zawołała zdławionym głosem.
Usłyszała   dochodzące   z   kuchni   dźwięki.   Po   chwili 

doszedł do niej zapach świeżo parzonej kawy.

Z trudem wstała i powlokła się do kuchni. Usiadła przy 

barku, przy którym zjedli wcześniej śniadanie.

Jim stał do niej tyłem. Patrzyła w milczeniu jak szatkuje 

pomidory, myje liście sałaty i kroi w długie owalne plastry 
dwa jajka, którymi po chwili przystroił sałatkę.

Rzut   oka   przez   przeszklone   drzwi   wystarczył,   by 

zrozumiała,   że   przespała   większą   część   dnia.   Poczuła   się 
początkowo winna, lecz przypominając  sobie wszystko, co 
zdarzyło się tej nocy, wspaniałą jazdę przy blasku księżyca, 
chwile przy kominku i urocze śniadanie, doszła do wniosku, 
że nie ma się czego wstydzić. W końcu ten weekend należał 
do niej – do nich. Mogli robić to, na co mieli ochotę.

– Co mam zrobić, żeby dostać filiżankę kawy? – spytała 

walcząc ze sobą, by nie zeskoczyć z krzesła i nie rzucić się 
Jimowi na szyję.

–   Widzę,   że   w   końcu   się   obudziłaś   –   odwrócił   się   i 

background image

obdarzył ją szerokim uśmiechem. – Dobrze wypoczęłaś?

– Nie wiem – odrzekła. – Chyba się jeszcze do końca nie 

dobudziłam.   W   każdym   razie   ostatnie   parę   godzin   było 
pięknym, przepięknym snem.

Nalał kawę do kubka i postawił ją przed nią na barku.
– Założę się, że jesteś głodna – powiedział opierając się 

łokciami o blat i wpatrując się jej w oczy.

– Skąd wiesz? – wyszeptała. – Powinnam się wstydzić. 

Zwłaszcza po tej ilości jedzenia, jaką wpakowałam w siebie 
na śniadanie. Przesypiam cały dzień i budzę się głodna – to 
niewybaczalne. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

– Może wpływ ma wysokość, na jakiej się znajdujemy, 

może świeże powietrze – zaczął. – Nie wiem, ale mnie to 
świetnie robi na apetyt.

–   No   tak   –   zaśmiała   się.   –   Jeżeli   zostałabym  tu   przez 

tydzień   nie   wcisnęłabym   się   w   żadne   ze   swoich   ubrań. 
Najprawdopodobniej musiałabym wracać do domu owinięta 
w koc.

–   Pewna   pulchność   dodawałaby   ci   tylko   uroku   – 

powiedział   ciepłym   głosem.   –   Trochę   więcej   ciałka   do 
przytulenia.

–   Nawet   nie   myślmy   o   tym,   że   mogłabym   być 

„pulchniutka" – stwierdziła pociągając łyk gorzkiej kawy i 
krzywiąc się przy tym. Nie mam nic przeciwko przytuleniom, 
ale zapomnijmy lepiej o całej tej sprawie.

– No, nie wiem – uśmiechnął się. – Wydaje mi się, że 

mimo   wszystko   wyglądałabyś   bardziej   sexy,   gdybyś 
odrobinę...

– Dobra, dobra – przerwała mu. – Nawet gdy tylko tak 

background image

mówisz, czuję, że przybieram na wadze.

–   Mam   nadzieję,   że   lubisz   spaghetti   –   stwierdził   Jim 

przesuwając   się   od   blatu   do   leżących   na   stole   talerzy, 
garnków i sztućców.

– Pomogę ci – zeskoczyła ze stołka.
– Nie – zaoponował. – Mam własny przepis. Po prostu 

usiądź   sobie   tutaj   i   odpręż   się.   –   Wyciągnął   z   lodówki 
schłodzoną   butelkę   białego   wina   i   nalał   jej   kieliszek.   – 
Pociągaj sobie spokojnie, a ja zobaczę, czy mój specjalny sos 
jest już gotowy do podania go ludzkim istotom.

–   Brzmi   to   groźnie   –   zachichotała   między   jednym   a 

drugim łykiem. – Z czego go robisz?

– Nie mogę ci tego wyjawić – zażartował. – To specjalny 

przepis,   rodzinna   tajemnica,   przekazywana   od   wieków   z 
pokolenia   na   pokolenie.   Jedynym   sposobem   na   wejście   w 
jego posiadanie jest wżenienie się w rodzinę.

Nadal jesteś tym zainteresowana?
– Powiem ci, jak zjem – odgryzła się.
Zanim skończyli jeść, na zewnątrz zrobiło się już ciemno. 

Alice czuła się objedzona, od wina kręciło się jej lekko w 
głowie.   Nigdy   jeszcze   nie   była   w   tak   dobrym   nastroju. 
Humor   psuła   jej   tylko   świadomość,   że   ten   wspaniały 
weekend   już   wkrótce   się   skończy,   starała   się   jednak   nie 
myśleć o tym. Spojrzała na Jima, który przeglądał kolekcję 
płyt.

–   Masz   jakieś   specjalne   życzenia?   –   zapytał.   –   Jazz? 

Blues? Wolisz coś szybkiego czy wolnego?

– Cokolwiek wybierzesz będzie dobre.
Zdecydował   się   na   powolną   i   słodką   melodię, 

background image

podśpiewując pod nosem razem z Paebo Bryson.

– Zatańczysz? – wyciągnął rękę w jej kierunku.
Ześliznęła   się   z   barowego   stołka   i   podeszła   do   niego. 

Drżała na myśl o jego dotyku i bliskości ciała.

Spokojnie,   dziewczyno,   opanuj   się,   ostrzegła   się   w 

myślach. Jim objął ją delikatnie patrząc głęboko w jej duże 
brązowe oczy.

– Jesteś naprawdę piękna – szepnął. – Bardzo piękna.
–   Dziękuję   –   odparła   po   prostu.   Tańczyli   wolno   przy 

kominku, jej ramiona obejmowały Jima w talii. – Cieszę cię, 
że tak myślisz.

– Nigdy nie zmienię zdania na temat twojej urody.
–   Nawet   kiedy   będę   już   posiwiałą   staruszką?   – 

uśmiechnęła się. – Ciągle będziesz uważał, że jestem piękna?

– Mam tylko nadzieję, że wciąż będziesz wtedy jeszcze 

przy mnie – przytulił ją mocniej do siebie. Dłońmi delikatnie 
masował jej plecy.

– Jakie to przyjemne – westchnęła opierając mu głowę na 

piersi. – Czuję się zupełnie odprężona.

Po nocnej jeździe wciąż bolały ją nogi. Zastanawiała się 

nawet, czy nie prosić Jima, by ją wymasował, lecz obawiała 
się, że nie będzie w stanie panować nad reakcjami na jego 
dotyk.

Nie kuś losu, pomyślała, czując jednocześnie ogarniającą 

ją   falę   ciepła.   Obiecała   sobie,   że   nie   tknie   już   wina. 
Przynajmniej nie tej nocy.

Światło wschodzącego księżyca rozlało się na balkonie, 

tworząc   nad   nim   srebrzystą   aurę.   Pokrywający   go   śnieg 
wspaniale   kontrastował   z   ciemnym   brązem   ścian   domu   i 

background image

drzwi.

Przetańczyli jeszcze kilka wolnych melodii. Dłonie Jima 

zaczęły delikatnie przesuwać się po jej ciele. Jego ramiona 
powoli zaciskały się w coraz mocniejszym uścisku. Poczuła 
drżenie   nóg,   niespokojne   bicie   serca,   krew   zaczęła   krążyć 
szybciej w żyłach.

Jim wyłączył oświetlenie, pokój rozjaśniało tylko srebrne 

światło księżyca i żarzące się w kominku polana.

– O czym myślisz? – spytał lekko zdławionym głosem.
Nie odpowiadała. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie 

teraz. Myślała o nim i wiedziała, że Jim to wyczuwa.

– O niczym, naprawdę – odrzekła.
– Pragnę cię – powiedział. Milczała, słyszała, jak serce 

wali   jej   niczym   dzwon.   –   Bardzo   cię   pragnę   –   ciągnął 
oddychając gwałtownie. Jego ręce stały się śmielsze.

– Nie – zaoponowała delikatnie, nie patrząc na niego. – 

Proszę, nie. Po prostu tańczmy.

–   Dlaczego   ode   mnie   uciekasz?   –   zapytał.   –   Czy   nie 

widzisz, jak bardzo cię pragnę?

Tak,   wiedziała   o   tym   doskonale.   Wielu   mężczyzn   jej 

pożądało.   Pomyślała   o   dwuznacznej   propozycji   Roberta 
Jacksona.  Pożądanie to jednak nie wszystko. Potrzebowała 
mężczyzny, który by się o nią troszczył, kochał, rozumiał i 
wspierał,   nie   finansowo,   lecz   emocjonalnie.   Tego   samego 
mógł od niej oczekiwać mężczyzna, którego pokocha.

Jim chciał dowodów, ale nie była w stanie mu ich dać. 

Musiała   najpierw   wiedzieć,   a   przynajmniej   mieć   bardzo 
mocne   przeświadczenie,   że   rozwija   się   między   nimi   więź 
warta dalszych starań i troski. Wydawało się, że nie rozumiał 

background image

tego.   Przyszło   jej   na   myśl,   że   być   może   pomyliła   się 
oceniając go.

–   Kocham   cię   –   szepnął   namiętnie.   –   Czy   to   nie 

wystarczy?

Odwrócił ku sobie jej twarz, pochylił się i pocałował ją. 

Nie zaprotestowała. Zarzuciła mu ręce na szyję, czując jak 
rodzi się w niej namiętność.

Strzeż się! Niebezpieczeństwo! W jej głowie zapaliło się 

czerwone światełko.

Odepchnęła go od siebie.
– Nie! – krzyknęła. – Nie w ten sposób!
Odwróciła się do niego plecami. Nie czuła gniewu, raczej 

frustrację   i   zmieszanie.   Czy   to   wszystko,   czego   od   niej 
chciał? W takim razie zdecydowanie źle trafił.

– Po co tu w takim razie przyjechałaś? – zapytał drżąc 

cały. Wydawało mi się, że chcesz być ze mną.

–   Nie   w   sposób,   o   którym   myślisz   –   odparowała.   Z 

najwyższym trudem udawało jej się kontrolować kłębiące się 
w niej emocje. Nie o to mi chodziło!

Podszedł   do   nie   próbując   wziąć   ją   w   ramiona   i 

pocałować. Ponownie jednak – go odepchnęła i pobiegła w 
kierunku spiralnych schodów. Z oczami pełnymi łez wbiegła 
do   swojej   sypialni   i   zatrzasnęła   drzwi   opierając   się   o   nie 
całym ciężarem.

Nie płacz! ostrzegła się. Nie jest tego wart.
Nie potrafiła jednak powstrzymać łez. Po chwili usłyszała 

cichutkie pukanie. To Jim próbował się dostać do jej pokoju.

background image

Rozdział 4

Alice obudziła się gdy na zewnątrz było jeszcze niemal 

zupełnie ciemno. Przez noc temperatura w pokoju znacznie 
spadła, czuła przenikający ją chłód. Całkowicie rozbudzona 
usiadła przy oknie podziwiając jaśniejące niebo i dolinkę, po 
której snuły się pasma mgły. Po kłótni z Jimem niemal przez 
całą noc nie zmrużyła oka. Nie wpuściła go do swego pokoju. 
Nie   miała   mu   nic   do   powiedzenia.   Ta   wyprawa,   cała   ich 
znajomość,   okazały   się   zupełnym   nieporozumieniem. 
Powtarzała to sobie wielokrotnie w ciągu ostatnich godzin. 
Była głupia pozwalając się ponieść emocjom.  Nie tylko w 
przypadku   Jima,   ale   wiele   razy   wcześniej.   Wszyscy 
mężczyźni którzy pojawiali się w jej życiu, a większość z 
nich to byli profesjonaliści, sprawiali, że czuła się jak intruz, 
outsider,   który   nie   znał   swojego   miejsca.   Oskarżali   ją   o 
robienie zamieszania, nadmierne naciski na zmiany, podczas 
gdy powinna się była skoncentrować na „odpowiednich" dla 
niej   zajęciach   –   prowadzeniu   mężczyźnie   domu, 
wychowywaniu   dzieci.   Jej   życie   miało   zostać 
podporządkowane tradycji, której początki ginęły w mrokach 
dziejów.

Czy   była   feministką   walczącą   z   mężczyznami   o 

uznawane za lukratywne i prestiżowe posady? Nie' myślała o 
sobie w ten sposób, ale robiła to większość mężczyzn, którzy 
wykazali zainteresowanie jej osobą. Tym, o co walczyła, było 

background image

prawo do decydowania, co chce zrobić z własnym życiem.

Na   początku   Jim   wydawał   jej   się   inny   od   mężczyzn, 

których   dotychczas   znała.   Sądziła,   że   jest   wrażliwy   na   jej 
potrzeby, uczucia, sposób patrzenia na świat. Często pomagał 
jej przy pracy. Teraz jednak nie była już pewna ani jego, ani 
uczuć, jakie wobec niego żywiła.

Jim uczciwie wyrażał swoje poglądy, od początku dał jej 

do zrozumienia, że nie zachwycają go kobiety poświęcające 
całe   swe   życie   karierze   zawodowej,   nie   ma   jednak   nic 
przeciwko   pracy   kobiet   czy   ich   prawu   do   zajmowania 
kierowniczych stanowisk. Nie opowiadał się za czymś, czy 
przeciw czemuś. Lecz był staromodny.

Wierzył   w   rodzinę.   W   jego   mniemaniu   kobieta,   która 

spędzała większość czasu na pokładach samolotu latając w 
interesach   z   jednego   miejsca   w   drugie,   lub   poświęcała 
wieczory na niekończące się spotkania i narady, nie mogła 
sprostać wymaganiom stawianym żonie i matce.

Cieszyła się jednak, że stać go było na uczciwość, by jej o 

tym powiedzieć. Oczywiście sama nie chciała zamienić się w 
szefową zapominającą zupełnie o potrzebach męża i rodziny. 
Nie   miała   też   zamiaru   stawać   się   głową   rodziny   i 
współzawodniczyć z mężem  o to, kto przyniesie do domu 
więcej pieniędzy. Chciała tylko robić i poznawać wszystko 
to,   do   czego   miała   kwalifikacje.   A   bycie   żoną   stanowiło 
jedną z tych rzeczy.

Czy dla kobiety z ambicjami zawodowymi, talentem, aby 

je realizować i emocjonalnymi potrzebami, które mogły być 
zaspokojone   tylko   poprzez   miłość   męża   i   rodziny, 
niemożliwym   okazywało   się   znalezienie   szczęścia   i 

background image

zrozumienia? Dlaczego nie miałaby być cudowną, tworzącą 
rodzinną   atmosferę   żoną   i   szefem   kompanii?   Czy   nie 
starczało   miejsca   na   pogodzenie   tych   dwóch   rzeczy?   Na 
kompromis?   Czy   też   tradycja   wytyczyła   już   zbyt  głębokie 
koleiny, by można było liczyć na jakiekolwiek zmiany?

Zrozumiała jednak zbyt późno, że mogła się mylić co do 

zdolności Jima do kompromisu, gdy w grę wchodzić będzie 
jej kariera.

Powiedział,   że   jej   pragnie.   Co   przez   to   rozumiał?   Na 

pewno uważał ją za atrakcyjną kobietę, nie musiała jechać z 
nim   w   góry,   żeby   się   o   tym   przekonywać.   Sprawiało   jej 
przyjemność,   kiedy   widziała   we   wzroku   Jima   ciepłe, 
zmysłowe ogniki, gdy się całowali, obejmowali, gdy tylko 
przebywali blisko siebie.

Powiedział,  że   ją   kocha.   Nie  pierwszy   raz   usłyszała   te 

słowa od mężczyzny. Wierzyła mu, zastanawiało ją tylko, jak 
głęboka   jest   ta   miłość,   na   ile   prawdziwa,   czy   ma   szansę 
przetrwania.   Jeśli   ją   naprawdę   kocha,   czy   nie   powinien 
zrozumieć jej punktu widzenia?

Przestań!"   zganiła   się.   Poczuła   dotkliwą   pustkę.   Jak 

mogła przestać? Myśl o próbie ustanowienia platonicznego 
związku z Jimem bolała ją. A perspektywa zerwania z nim 
bynajmniej   jej   nie   pociągała.   Nie   chciała   przez   to 
przechodzić jeszcze raz.

Musiała jednak coś zrobić. Znaleźć jakąś płaszczyznę, na 

której mogliby zbudować wspólne życie. Ale co by to miało 
być? Pytania! Zawsze te pytania, pomyślała. Czy pytania, na 
które   nie   umiała   znaleźć   odpowiedzi,   musiały   go 
powstrzymywać?   Gryzła   ją   myśl,   że   Jim   może   nie 

background image

przejmować   się   tym   wszystkim   tak   jak   ona.   Czy   był 
przekonany o swej racji i dlatego nic co ona czuła, myślała, 
czy mówiła, nie miało większej wagi? Zezłościła się nagle.

Wstała z fotela. Przeszył ją dreszcz zimna, ubrała się więc 

szybko i wyszła na balkon.

Marzła,   mimo   iż   włożyła   kurtkę   od   kombinezonu 

narciarskiego,   ciepłe   spodnie   i   grubą   wełnianą   czapkę 
osłaniającą uszy. Drżała z zimna, zaczęła szczękać zębami. 
Wpatrzona   w   rzednącą   mgłę   przypominała   sobie   każdą 
chwilę,   jaką   spędzili   śmigając   na   nartach   przy   świetle 
księżyca.

Podmuch lodowatego wiatru owionął jej twarz, w oczach 

pojawiły się łzy. Stojąc na balkonie poczuła się przeraźliwie 
samotna.   Dlaczego   Jim   nie   brał   pod   uwagę   jej   potrzeb   i 
pragnień?

Łzy   zaczęły   zamarzać   jej   na   policzkach.   Otarła   je 

rękawiczką. Płakała, a płacz przynosił ulgę. Miała poczucie, 
że   w   najbliższym   czasie   wydarzy   się   coś,   co   zaważy   na 
całym jej dalszym życiu.

Wzdychając ciężko podniosła kołnierz kurtki chroniąc się 

przed zimnem.  Marzyła o znalezieniu się w jakimś  innym 
miejscu,   gdzieś   daleko  stąd.  Lecz  piękno   gór,  widocznych 
coraz lepiej przez rozstępującą się mgłę, sprawiło, iż poczuła, 
że nie chce opuszczać tego niezwykłego miejsca.

Dźwięki   dochodzące   z   wnętrza   domu   przyciągnęły   jej 

uwagę. Jim musiał być w pracowni malarskiej. Wychyliła się 
przez poręcz i ujrzała go. Siedział na stołku naprzeciw jej nie 
dokończonego portretu.

Obserwowała go przez dłuższy czas, walcząc ze sobą, by 

background image

nie wbiec do pracowni, nie zwierzyć się mu  z wszystkich 
nurtujących ją problemów. Lecz on wydawał się taki... taki... 
nie   mogła   nawet   znaleźć   odpowiedniego   słowa,   by   opisać 
stan,   w  jakim  znajdował  się   Jim.  Chłopięcy   wyraz  twarzy 
pojawiający się, gdy wpatrywał się w jej podobiznę, bardzo 
ją pociągał.

–   Pospiesz   się   –   powiedziała   do   siebie.   –   Przecież   go 

kochasz. Powiedz mu o tym. Weź go w ramiona, pocałuj go. 
Powiedz mu, że jesteście w stanie wspólnie wspaniale ułożyć 
sobie życie.

Byłaby tak zrobiła, gdyby udało jej się przekonać samą 

siebie, że mogą dojść do porozumienia, że mogą razem coś 
wymyślić.   Ale   sama   potrzebowała   czasu   do   namysłu.   I 
musiała przebywać z dala od niego. Jego obecność sprawiała, 
że myślała zbyt emocjonalnie i zupełnie nie potrafiła nad tym 
zapanować.   Czy   miłość   była   w   życiu   wszystkim?   Zaczęła 
sobie   zdawać   sprawę,   jak   bardzo   go   kocha.   Ale   czy   to 
wystarczy? Czy będzie w stanie zrezygnować z kariery, ze 
swoich   ambitnych   planów   dla   tej   miłości?   Czy   powinna 
poświęcić dla niego tak wiele?

Obserwowała Jima  bojąc się nawet odetchnąć. Odsunął 

się od sztalug i stał bokiem do niej. O czym myślał? Była 
pewna, że o niej. Po cóż inaczej wstawałby tak wcześnie – 
może nawet w ogóle nie mógł zasnąć – by wpatrywać się w 
nie   dokończony   portret?   Czy   też   szukał   w   jej   podobiźnie 
czegoś, co pomogłoby mu ją lepiej poznać? Dlaczego nie byli 
w stanie się porozumieć? Dlaczego dwoje ludzi, którzy na 
codzień   kierowali   majątkiem   i   losem   innych,   nie   mogło 
znaleźć wspólnego języka?

background image

Jim znowu podszedł do sztalugi. Stał przed portretem i 

wpatrywał   się   weń,   od   czasu   do   czasu   pochylając   się   do 
przodu, jakby studiował wybrany fragment. Alice wydawało 
się, że świat, wszystko, co miało dla niej znaczenie, wymyka 
się jej z rąk.

Próbowała sobie wmówić, że to przejdzie. Nie wolno jej 

tak myśleć! Jest w końcu młoda. Ma przed sobą całe życie. 
Będą jeszcze inni mężczyźni, nowe miłości.

Jim usiadł, wziął do ręki kawałek kredki. Pochylił się nad 

szkicem i zaczął delikatnie coś poprawiać. Widziała skupiony 
wyraz jego twarzy. Zauważyła, że ogarnia go jakiś dziwny 
stan,   jego   dłoń   zaczęła   poruszać   się   bardzo   szybko, 
zachowywał się, jakby świat nie istniał poza znajdującym się 
naprzeciw niego kawałkiem papieru.

Chciała   zobaczyć,   jak   jej   wizerunek   nabiera   kształtów, 

formy,   wszystkich   wymiarów   –   nabiera   osobowości. 
Wiedziała, że skończony portret powie jej więcej o tym, co 
Jim o niej myśli, niż wszystkie jego słowa i gesty. Cofnęła 
głowę i weszła do wyziębionej sypialni.

Po cichu zamknęła za sobą drzwi i na palcach podeszła 

pod   pracownię.   Wsłuchiwała   się   w   dochodzące   stamtąd 
dźwięki przykładając ucho do zimnego drewna.

Czy powinna zapukać? Czy powinna powiedzieć Jimowi, 

że go kocha, obiecać, że rozważy wszystko co ich dotyczy, 
jeśli tylko porozmawia z nią i powie, co o niej myśli, zgodzi 
się wysłuchać, co ona ma do powiedzenia?

Doszła do wniosku, że nie był to najlepszy moment. Sama 

nie potrafiła sprecyzować swoich uczuć. Myśli odlatywały i 
pojawiały się ponownie, jak targane wiatrem płatki śniegu. 

background image

Ujrzała   siebie   jako   plastikową   figurkę,   zatopioną   w 
przeźroczystym   przycisku   do   papieru   stojącym   na   biurku 
Jima.   Część   zimowej   sceny,   zawsze   takiej   samej, 
przywiązanej do czasu i miejsca.

Czy   Jim   przywiózł   ją   do   swojej   górskiej   samotni,   by 

obedrzeć ją z wszystkiego z wyjątkiem kobiecości, by potem 
zasadzić ją na glebie własnych snów, wpatrywać się w nią, 
pieścić i używać do zaspokajania swoich zachcianek?

Szybko   wspięła   się   na   piętro   po   żelaznych   spiralnych 

schodach. Mimo chłodu czuła na skórze drobniutkie krople 
potu. Weszła  za barek, nalała sobie brandy z kryształowej 
karafki i wypiła ją jednym haustem. Ogarnął ją wewnętrzny 
ogień. Skrzywiła się i wzdrygnęła. Zaczęły piec ją uszy, a w 
oczach pojawiły się łzy.

Wzięła buty narciarskie i wymknęła się bezszelestnie z 

domu. Miała nadzieję, że chłód poranka i piękno pokrytych 
śniegiem gór pozwolą uporządkować jej myśli.

Wiatr zawiał już wczorajsze ślady nart. Alice czuła, że 

przez jakiś czas musi  pobyć sama.  Nie chciała jednak, by 
przytłoczyły ją myśli, które od dłuższego czasu nie pozwalały 
jej trzeźwo patrzeć na świat. Wbijała kijki w śnieg, mocno się 
odpychając, każdy ruch powodował ból w nogach.

Przedzierała   się   przez   obłoki   mgły,   lodowaty   wiatr 

smagał   jej   twarz.   Jechała   w   dół   stoku   zgrabnie   omijając 
wysokie   muldy   i   kępy   drzew.   Chata,   którą   zostawiła   nad 
sobą, zdawała się tonąć w chmurach.

Mknęła   szybko,   spod   nart   pryskał   śnieg.   Czuła   nagły 

przypływ   mocy   i   pewności   siebie.   Jeździła,   dopóki 

background image

zmęczenie nie dało o sobie znać. Usiadła na zwalonym pniu 
sosny, by chwilę odpocząć przed czekającą ją wspinaczką. W 
koronach drzew zawodził wiatr.

Mimo,   że   w   drodze   powrotnej   musiała   co   jakiś 

odpoczywać, czuła się świetnie. Wysiłek fizyczny dobrze jej 
zrobił.   Zdawała   sobie   jednak   sprawę,   że   prawdziwa   ulga 
przyjdzie dopiero wtedy, kiedy uda jej się odbyć z Jimem 
otwartą   rozmowę.   Nie   chciała   z   nim   zrywać.   Lecz   jeżeli 
miałoby   do   tego   dojść,   chciała   być   przygotowana   na 
stawienie   czoła   pustce,   która   nieuchronnie   towarzyszyć 
będzie ich separacji.

Nie   zamierzała   myśleć   o   nieprzyjemnych   rzeczach. 

Wyzwania, jakie pojawiły się w jej życiu zawodowym, były 
wystarczająco   wyczerpujące,   by   dodawać   do   nich   jeszcze 
stres związany z rozstaniem.

Lecz być może to jedyny sposób, pomyślała. Rozstanie na 

pewien czas, dopóki oboje nie zrozumieją, czego wzajemnie 
od siebie oczekują.

Padający   śnieg   szybko   zasypywał   ślady   przywracając 

dolinie   jej   dziewiczy   wygląd.   Nie   potrafiła   się   jednak 
skoncentrować   na   podziwianiu   pięknych   widoków,   wciąż 
kołowały jej w głowie myśli o obowiązkach, które na siebie 
wzięła – propozycje zmian, zbliżające się przemówienie.

Kobieto, weź się w garść, upomniała  się. O co się tak 

martwisz?  Dasz   sobie  świetnie  radę. W  końcu  tylko  sobie 
zawdzięczasz wszystko, co dotychczas osiągnęłaś w życiu.

Gdyby   tylko   potrafiła   skupić   się   na   jednej   rzeczy! 

Powinna   sobie   przygotować   listę   priorytetów.   Gdy   w   grę 
zaczynały wchodzić emocje, nie mogło być mowy o dobrej 

background image

organizacji   pracy.   Musiała   na   bieżąco   stawiać   czoło 
trudnościom.   W   miłości   nie   można   się   oprzeć   na 
poradnikach, nie istnieją wypróbowane i prawdziwe w każdej 
sytuacji   wskazówki.   Nie   ufała   jednak   uczuciu,   które 
wymagało od niej poświęcenia tak wielkiej i ważnej dla niej 
części życia.

Być może jej matka mogłaby coś poradzić. Tak dobrze 

znała   życie.   Gdy   Alice   przyjęła   stanowisko   wicedyrektora 
działu marketingu w korporacji, matka wydała z tej okazji 
przyjęcie dla rodziny i przyjaciół. Już wtedy Alice przekonała 
się, że jej osiągnięcia nie przez wszystkich odbierane są jako 
sukces i powód do radości.

Na spotkaniu nie mogło zabraknąć Brendy, jej najlepszej 

przyjaciółki, która twierdziła, że dla kobiety najważniejsze 
jest małżeństwo. Sama wyszła za mąż zaraz po skończeniu 
college'u.

– Alice, zazdroszczę  ci – powiedziała odciągając ją na 

bok.   Widać   było,   że   sukces   przyjaciółki   zrobił   na   niej 
ogromne wrażenie. – Żałuję teraz, że sama nie miałam na tyle 
rozumu,   by   zająć   się   robieniem   kariery.   Czasami   czuję, 
jakbym zrezygnowała ze zbyt wielu rzeczy, jakby wszystkie 
te lata spędzone w college’u poszły na marne.

– Czyżbyś nie była szczęśliwa? – zdziwiła się Alice.
Brenda była piękną kobietą o kruczoczarnych włosach i 

brązowych   oczach.   W   college'u   początkowo   wspólnie 
marzyły o tym samym, chciały podbić świat biznesu. Alice 
została sama, gdy Brenda zakochała się w mężczyźnie, który 
pragnął żony, gospodyni domowej i matki dla swoich dzieci.

– Tak, jestem szczęśliwa – odrzekła Brenda. – Kocham 

background image

swojego męża i dzieci. Bardzo ich wszystkich kocham. Ale... 
–   zawahała   się,   w   jej   oczach   pojawiła   się   najpierw   jakaś 
miękkość,   po   czym   zamigotały   w   nich   ogniki.   –   Jeżeli 
miałabym to zrobić raz jeszcze, nie sądzę, żebym wyszła za 
mąż   tak   wcześnie.   Lub,   gdybym   jednak   tak   zrobiła,   z 
pewnością   nie   poddałabym   się   tak   prędko   i   spróbowała 
najpierw swoich sił w pracy zawodowej. Czasem oszukuję 
się,   odmawiając   sobie   szansy   na   zrealizowanie   jednego   z 
moich marzeń. Teraz wiem, że mogłabym podołać obu.

– Obu? – spytała Alice zastanawiając się, jak mogłaby 

pomóc przyjaciółce.

– Prowadzeniu rodziny i zrobieniu kariery – odparła. – 

Wymaga to jedynie trochę więcej zaradności.

– Myślisz, że do końca życia będziesz żałować, że nawet 

nie spróbowałaś zacząć własnej kariery?

–   Och,   nie!   Widzisz,   zamierzam   zapisać   się   na   parę 

kursów, wykorzystać do maksimum wolny czas. Wszystko 
jeszcze   przede   mną,   istnieje   tyle   różnych   możliwości. 
Zwłaszcza teraz!

– Co masz na myśli? – spytała zaskoczona Alice.
–   Teraz   mam   przyjaciół   na   wysokich   stanowiskach   – 

uśmiechnęła się szeroko Brenda. – Wicedyrektora do spraw 
marketingu, na przykład.

Jej matka nie była aż tak zachwycona. Bała się, że Alice 

może   zaniedbać   inne   ważne   w   życiu   sprawy   –   miłość, 
małżeństwo   i   macierzyństwo   –   jeśli   całą   swą   energię 
skoncentruje na robieniu kariery. Mimo to powiedziała, jak 
bardzo są z ojcem dumni z jej osiągnięć. Matka Alice, Reba 
Stocker, była silną kobietą, ale należała do innej epoki. Nigdy 

background image

nie   poszła   do   college'u,   pracowała   wyłącznie   jako 
urzędniczka. Równocześnie zdołała wychować piątkę dzieci. 
Alice miała jeszcze czterech braci, wszyscy skończyli wyższe 
studia.

– Chcę, abyś była szczęśliwa – pouczała ją matka – ale 

nigdy   nie   powinnaś   zapominać,   że   jesteś   również   kobietą. 
Piękną kobietą. Nie walcz ze swymi uczuciami.

Wieczorem,   gdy   przyjęcie   już   się   skończyło   i   miały 

wreszcie   chwilę   czasu   dla   siebie,   Alice   wróciła   do   tej 
rozmowy.

– Nie rozumiem – powiedziała. – Wydawało mi się, że 

spełniam wszystkie wasze oczekiwania.

–   Oczywiście   –   zapewniła   ją   matka.   –   Nigdy   nas   nie 

rozczarowałaś. Po prostu nie chcę, aby ominęło cię w życiu 
coś tak ważnego jak miłość i własna rodzina.

– Ja również tego nie chcę.
–   Świetnie.   Oczywiście   nie   oznacza   to,   że   masz 

zrezygnować z pracy. Musisz tylko pamiętać, aby nie stała 
się   ona   dla   ciebie   całym   życiem.   Nie   dopuść   do   tego,   że 
pewnego dnia obudzisz się i stwierdzisz, że na pewne rzeczy 
jest już za późno.

Dobrze wiedziała, o co matce chodzi.
–   A   ty,   mamo,   czy   uważasz,   że   coś   cię   ominęło?   – 

spytała.   –   Czy   straciłaś   jakąś   szanse,   ponieważ   wcześnie 
wyszłaś za mąż i nie mogłaś pójść na studia?

–  Zrobiłam,   co  do  mnie   należało  –  odparła  trzeźwo.  – 

Jestem zadowolona z tego, co osiągnęłam, a teraz z radością 
obserwuję   życie   moich   dzieci.   Na   tym   to   polega.   Należy 
wypełniać swoje obowiązki, zmieniać, co da się zmienić.

background image

Jej ojciec był bardziej bezpośredni.
– Nie wahaj się! – poradził. – Bierz od życia wszystko, na 

czym   ci   zależy.   Praca,   miłość,   dzieci   –   możesz   mieć   to 
wszystko.   Nie   może   ci   się   nie   udać.   Pamiętaj,   że   zawsze 
masz rodzinę, która nie będzie ci mówić, co jest słuszne i 
narzucać swojego zdania. Ale będziemy pomagać ci tak, jak 
tylko będziemy mogli.

Przyjaciółki   miały   podzielone   opinie   na   jej   temat. 

Niektórym   wydawało   się,   że   stała   się   zbyt   twarda, 
współzawodniczyła   z   mężczyznami,   tracąc   przy   tym   swą 
kobiecość. Inne doradzały jej, by nie wychodziła za mąż tak 
długo, jak to możliwe. Wyrwać życiu tyle, ile się tylko da i 
nie   pozwolić,   by   na   przeszkodzie   tym   planom   stanął 
jakikolwiek mężczyzna! Alice pomyślała, że te pierwsze boją 
się wyjść w świat i sprawdzić się w życiu zawodowym, a 
drugie są ogołocone z wrażliwości i nie potrafią zrozumieć, 
że kobieta i mężczyzna nie mogą ze sobą wiecznie walczyć.

W   pewnym   momencie   otrząsnęła   z   zamyślenia   i 

dostrzegła, że zrobiło się bardzo zimno. Spojrzała w niebo 
pokryte ciemnymi chmurami. Wiał zimny wiatr, niosący ze 
sobą drobiny zamarzniętego śniegu.

Wspięła się na ośnieżoną skałę, za którą znajdowała się 

grań   prowadząca   do   chaty   Jima.   Zaczął   padać   śnieg. 
Ogromne płatki sypiące z początku powoli, przeobrażały się 
w białą ścianę. Alice wspinała się dalej. Koleiny wyżłobione 
przez nią znikały szybko pod padającym śniegiem.

Pogorszyła   się   widoczność.   Alice   z   trudem   dostrzegała 

cokolwiek, co znajdowało się w odległości większej niż parę 
metrów.   Straciła   poczucie   czasu,   nie   wiedziała,   jak   długo 

background image

zajęła jej wspinaczka na grań. Nogi i ramiona trzęsły się z 
wysiłku i bólu. Ta sama droga pokonywana poprzedniej nocy 
zdawała się być o niebo łatwiejsza. Zatęskniła za Jimem. Za 
jego obecnością, która sprawiała, że nie zwracała uwagi na 
ból, że wysiłek nie był tak wyczerpujący.

Kiedy   znalazła   się   na   szczycie   grani,   przystanęła,   by 

odpocząć.   Opierając   się   na   kijkach   starała   się   uspokoić 
oddech. Osłoniła oczy dłonią na próżno wypatrując dalszej 
drogi. Świat urywał się  parę metrów  przed nią. Wszystkie 
pokryte śniegiem głazy czy drzewa wydawały się identyczne.

Kiedy zdecydowała w końcu, w którym kierunku ma iść, 

ruszyła pomimo narastającego bólu w nogach rozlewającego 
się na całe ciało.

Wkrótce   zorientowała   się,   że   zabłądziła.   Starała   się 

trzymać   jak   najbliżej   grani   wyznaczającej   kierunek   drogi. 
Uważała, by nie stąpnąć w jakąś zasypaną śniegiem dziurę, 
lub się nie wywrócić. Jeżeli coś by jej się stało, zostałaby 
unieruchomiona w śniegu, skazana na powolną śmierć.

Mówiła sobie, że musi dalej iść. Nie wolno jej było teraz 

zrezygnować. Najbardziej przerażała ją świadomość, że Jim 
prawdopodobnie odkrył już jej nieobecność i siedzi teraz sam 
zamartwiając   się   o   nią.   Musi   jak   najszybciej   dotrzeć   do 
domu,   aby   nie   narażać   go   na   poszukiwania   w   szalejącej 
zawierusze. O siebie się nie bała, nie leżało to w jej naturze. 
Ufała swej sile i zdolności do pokonywania przeszkód. Tym 
razem   jednak   sytuacja   nie   wyglądała   zbyt   dobrze.   Gęsty 
śnieg utrudniał marsz, posuwała się bardzo powoli.

– Naprzód, dziewczyno – mobilizowała się. – Uda ci się. 

Próbuj dalej.

background image

Nie   miała   pewności,   czy   idzie   w   dobrym   kierunku. 

Wyczerpana   oparła   się   o   drzewo   próbując   zebrać   myśli. 
Oddychała   ciężko,   pot   spływał   jej   z   czoła.   Przywołała   w 
wyobraźni wspomnienie palącego się na kominku ognia. Już 
niedługo będzie w domu, przekonywała się, i ogrzeje się w 
jego cieple. Poczuła, że wracają jej siły, ruszyła więc dalej 
przed   siebie.   Miała   nadzieję,   że   już   wkrótce   wyjdzie   na 
polanę i zobaczy zbawcze schronienie. Wydawało jej się, że 
minęła   wieczność,   zanim   w   końcu   spostrzegła   poprzez 
padający   śnieg   niewyraźny   promień   światła.   Bała   się 
uwierzyć własnym oczom, sądziła, że wyobraźnia płata jej 
jakieś figle.

Ale   światło   nie   było   złudzeniem.   Prowadziło   ją,   jak 

latarnia morska prowadzi statek do portu. Wkrótce znalazła 
się na polanie. Przed domem dostrzegła jakiś ruch – to Jim 
zakładał właśnie narty zbierając się do poszukiwań.

– Gdzieś ty się podziewała? – krzyknął ze złością. – Co 

tam robiłaś?

– Spacerek dla rozprostowania kości – odparła ściągając 

narty   i   opierając   je   o   ścianę   chaty.   –   Było   cudownie   – 
uśmiechnęła się. Usłyszałam, że malujesz w pracowni i nie 
chciałam ci przeszkadzać.

– Co za pomysł?! – zezłościł się. – Mogłaś się zgubić.
– Ale się nie zgubiłam – odparła wchodząc do środka.

Siedziała przed kominkiem ze szklanką brandy w ręce. 

Zdążyła wziąć prysznic, miała na sobie ciepły sweter i luźne 
jeansy. Jim stał przed szklanymi drzwiami tyłem do niej. Nie 
ruszył się z miejsca od chwili, kiedy weszła do pokoju.

background image

Widać było, że jest zły. Alice milczała sama nie wiedząc, 

czego   od   niego   chce.   Bała   się,   że   jeśli   cokolwiek   powie, 
wywoła tym tylko wybuch jego gniewu. Doszła do wniosku, 
że ten weekend kosztował ją już wystarczająco dużo nerwów.

O   czym   myślał?   Czy   i   jego   gnębiły   wątpliwości?   Czy 

doszedł   do   wniosku,   że   nie   będą   sobie   w   stanie   ułożyć 
wspólnej przyszłości?

Chciała   go   przeprosić,   że   z   jej   winy   tak   dobrze 

zapowiadający   się   weekend   fatalnie   się   ułożył.   Tak,   jeżeli 
tylko mogło z tego wyniknąć coś dobrego – przeprosi go.

Spojrzała   na   Jima.   Nie,   to   nie   ma   sensu.   Jakikolwiek 

wysiłek z jej strony skazany jest na niepowodzenie.

Ogień   na   kominku   syczał   radośnie.   Alice   miała   znów 

przed oczami śnieżną zamieć. Zaczęła zdawać sobie sprawę, 
jak niebezpieczna mogła okazać się jej eskapada. Przeszły ją 
ciarki.

–   Pogoda   nie   ma   zamiaru   się   poprawić   –   odezwał   się 

niespodziewanie   Jim.   –   Nie   zanosi   się,   by   udało   nam   się 
wrócić do miasta, tak jak to sobie zaplanowaliśmy.

Odcięci od świata? Ta myśl jednocześnie pociągała ją i 

martwiła. Uwięziona z Jimem! Fantazja się spełniła? Czy też 
był   to   czas   poważnej   próby?   Musiała   wracać   do   miasta. 
Czekała na nią praca. Nie mogła sobie pozwolić na zostanie 
w górach. A okropny nastrój, w jaki oboje wpadli, i bliskość, 
w jakiej musieli pozostawać, mogły zabójczo wpłynąć na to, 
co się między nimi działo.

– Czy jesteśmy zasypani? – zapytała nieswoim głosem.
–  Jeszcze   nie.  Ale  wszystko  zależy   od  tego,  jak  długo 

potrwa   zamieć.   Jeżeli   wkrótce   przestanie   padać,   do   rana 

background image

oczyszczą główne drogi i mój jeep poradzi sobie.

– A jeśli nie? Przecież musimy  wrócić do pracy, mam 

umówione spotkania.

– Wszystko zależy od pogody. Jedyne co możemy zrobić, 

to czekać.

Alice wydawało się, że dostrzegła w jego oczach figlarny 

błysk. Najwyraźniej cieszył się, że może nie zdążyć wrócić w 
poniedziałek do biura.

– Czy jest tu gdzieś telefon? – Alice omiotła wzrokiem 

pokój.   –   Może   zadzwonimy   do   instytutu   meteorologii? 
Powinni mieć jakieś informacje o pogodzie.

– Nie mam telefonu – odparł spokojnie rozbawiony jej 

wzburzeniem.   –   To   miejsce   ma   mi   zapewnić   całkowite 
odosobnienie   od   wszystkich   ważnych   w   mieście   spraw. 
Zresztą i tak nie byłoby sensu dzwonić. Po prostu musimy 
przeczekać.

Popatrzył na nią trochę cieplej i dodał uspokajająco:
– Jesteśmy tutaj zupełnie bezpieczni. Mamy duże zapasy 

żywności i opału. Zainstalowałem również generator prądu 
na wypadek, gdyby burza zerwała trakcję. Nie ma powodu do 
niepokoju, wszystko będzie dobrze.

– Może dla ciebie – odparła zdenerwowana. – Na mnie 

czeka jednak mnóstwo nie cierpiących zwłoki spraw.

– Będą sobie musieli przez jakiś czas poradzić bez twojej 

cennej osoby. Nie zamierzam nadstawiać karku tylko dlatego, 
że chcesz się na czas znaleźć w mieście. To istne szaleństwo. 
Jeśli rzeczywiście jesteś taka niezastąpiona, nie musisz  się 
obawiać o swoją posadę.

Alice   z   trudem   powstrzymała   gniew.   Nie   miała   prawa 

background image

odgrywać się na Jimie z powodu wybryków, aury.

– Nie mam do ciebie pretensji o złą pogodę – wyjaśniła.
– Przepraszam, jeśli odniosłeś takie wrażenie.
–   Wiedziałem   o   nadchodzącej   zamieci   –   powiedział 

szczerze.  – Miałem jednak nadzieję, że zacznie się już po 
naszym wyjeździe – starannie dobierał słowa. – Mogliśmy 
przed nią uciec, gdybyśmy wyruszyli wcześniej.

A   więc   teraz   to   ja   jestem   winna!,   pomyślała   z 

oburzeniem.

– Znałeś prognozy pogody i nie raczyłeś mi nawet o tym 

wspomnieć?   –   spytała   przez   zaciśnięte   zęby.   –   Czy   od 
początku miałeś zamiar zatrzymać mnie tutaj? Sądziłeś, że 
się załamię i poszukam ukojenia w twoich ramionach? Jeżeli 
taki był twój plan, to muszę cię rozczarować – nic z tego!

Gwałtownie   odwróciła   się   od   niego   i   wbiła   wzrok   w 

migoczący płomień.

Jak   on   mógł   mi   zrobić   coś   takiego!   Cóż   on   sobie 

wyobraża!,   wściekała   się   bezgłośnie.   Pomyśleć,   że  jeszcze 
kilka godzin temu uznałaby taką sytuację za romantyczną! 
Teraz była tylko zła i rozczarowana. I trochę zagubiona.

–  Czy   moglibyśmy   porozmawiać?   –  zaproponował   Jim 

stając za nią. Poczuła jego obecność i po plecach przebiegł jej 
dziwny dreszcz. Zamknęła oczy szukając ucieczki. Według 
niej było już za późno na rozmowę. Nareszcie Jim pokazał 
swą prawdziwą twarz.

–   Kocham   cię   –   usłyszała   gdzieś   z   daleka   jego   głos. 

Położył ręce na jej ramionach i odwrócił ku sobie. W blasku 
ognia oczy Jima zdawały się płonąć.

– Kocham cię – powtórzył. – Czy to co mówię, nic dla 

background image

ciebie nie znaczy? – zapytał z naciskiem.

Tym razem spojrzała mu prosto w twarz. Oczywiście, że 

znaczy! Czy nie widzi tego w jej oczach?

– O co ci chodzi? – zapytał.
– Chciałabym, aby miało to takie samo znaczenie dla nas 

obojga – powiedziała w końcu.

Jim zmarszczył czoło próbując zrozumieć, o co jej chodzi. 

Alice uważała jednak, że ma prawo mówić do niego w ten 
sposób. Jeśli na tyle dobrze poznał swoje uczucie, aby być 
pewnym, że ją kocha, powinien również wiedzieć, dlaczego 
tak się dzieje i co właściwie znaczy dla niego miłość.

–   Chcę,   abyś   za   mnie   wyszła   –   powiedział.   –   Chcę 

spędzić z tobą resztę swojego życia.

– I co będziesz ze mną robił?
Nie chciała być sarkastyczna, ostatnie zdanie wyrwało jej 

się,   zanim   zdążyła   pomyśleć,   co   mówi.   Jim   wyglądał   na 
porażonego, oczy zwęziły mu się złowieszczo.

–   Jaką   grę   ze   mną   prowadzisz?   –   zapytał   ściskając   ją 

mocno za ramię. – Powiedziałem ci, że cię kocham i chcę się 
z tobą ożenić, a ty wyskakujesz z jakimś głupim pytaniem! 
Nie możesz po prostu powiedzieć „tak" lub „nie"? Czy to 
takie trudne? Kochasz mnie albo nie. Chcesz za mnie wyjść 
albo   nie.   Nie   mam   czasu   ani   ochoty   na   dziecinne 
przepychanki.

– Nie bawię się z tobą! – zaprotestowała gwałtownie.
–   I   wcale   mi   się   nie   podoba,   że   podejrzewasz   mnie   o 

podobne zachowanie!

–   No   cóż   –   powiedział   podniesionym   głosem.   –   Jak 

inaczej nazwałabyś to, co robisz?

background image

– Nie bawię się z tobą! – powtórzyła. Cała trzęsła się z 

gniewu. Cofnęła się. – Nie prowadzę żadnych gier!

– Kocham cię – głos Jima łamał się lekko. – Czy tego nie 

widzisz? Czy nie widzisz, jak bardzo cię kocham?

Milczała. Serce łomotało jej w piersiach. Słyszała coś, co 

zawsze chciała usłyszeć. Dlaczego nie czuła się szczęśliwa? 
Dlaczego nie mogła paść mu w ramiona? To powinien być 
pierwszy moment na nowej drodze ich wspólnego życia.

– Ja... Ja też cię kocham – wydukała w końcu odwrócona 

do niego plecami.

– Czy tak jest naprawdę?
Czuła, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło.
– Tak.
– Więc o co chodzi, kochanie? – obrócił ją do siebie. – O 

CO chodzi? – powtórzył cieplej. Jego głos był taki miękki, 
taki uwodzicielski. Jim usiłował ją pocałować. Odepchnęła 
go.   –   Co   się   stało?   –   spytał.   –   Ja..   Co   się   stało?   Nie 
rozumiem, co ty wyprawiasz. Twierdzisz, że mnie kochasz, 
Ale nie chcesz, żebym cię dotykał.

– Nie o to chodzi – odrzekła, starając się zebrać myśli. – 

Naprawdę cię kocham – wyszeptała. – Naprawdę bardzo cię 
kocham – przerwała na chwilę. – I chcę, żebyś mnie dotykał, 
właśnie   dlatego,   że   cię   kocham.   –   Ponownie   usiłował   ją 
pocałować. Odwróciła głowę.

– Czy to wystarczy?
– Wystarczy? – W jego oczach pojawił się dziwny wyraz. 

– Czy co wystarczy?

–   Miłość   –   wyjaśniła.   –   Czy   miłość   wystarczy,   by 

trzymać   nas   razem   do   końca   życia?   –   Czy   rozumiał,   co 

background image

starała się mu przekazać? Czy możemy polegać na tym, że 
miłość... – Słowa nie były w stanie wyrazić tego, co czuła.

–   Nasza   miłość   jest   jedyną   rzeczą,   jaka   się   liczy   – 

stwierdził.

– No dobrze, ale co z naszym dotychczasowym życiem?
Dlaczego nie udawało jej się przekazać tego, co naprawdę 

myśli? Cokolwiek powiedziała, brzmiało dwuznacznie.

–   Nie   da   się   żyć   samą   miłością   –   ciągnęła.   –   Mamy 

przecież swoje plany i ambicje!

– Potrafię zarobić na nas dwoje, nie musisz się martwić o 

pracę.   O   nic   już   nie   musisz   się   martwić.   –   Słowa   coraz 
szybciej  płynęły  z  jego ust.  –  Ale jeśli  chcesz  dalej  robić 
karierę, nie mam nic przeciwko temu.

–   Ależ   ja   wcale   nie   martwię   się   tym,   gdzie   i   za   ile 

będziemy żyli. Po prostu chciałabym, abyśmy oboje mogli 
zajmować się sprawami, które są dla nas ważne.

– Chcę, żebyśmy byli szczęśliwi – razem. Tylko to ma dla 

mnie w tej chwili znaczenie. Czy nie widzisz, że nie musisz 
niczego   udowadniać   ani   mnie,   ani   nikomu   innemu? 
Zwłaszcza mnie! Kocham cię! Wiem, że stać cię na wiele i 
nie musisz mnie o tym przekonywać.

– Masz na myśli, że nie muszę się starać osiągnąć coś w 

życiu, a jeśli spróbuję, to ty mi nie pomożesz.

Szukała w jego oczach zrozumienia, potwierdzenia tego, 

że wie, ile dla niej znaczy.

–   Czy   pomożesz   mi   osiągnąć   moje   cele,   zrealizować 

niektóre ambicje?

– O co ci chodzi? – zapytał lodowatym, obcym tonem. – 

O jakich celach mówisz?

background image

– Chcę się po prostu przekonać, na ile mnie  naprawdę 

stać.

–   A   jaka   jest   w   tym   moja   rola?   –   zapytał   ochrypłym 

głosem. – Kiedy ty będziesz udowadniać całemu światu, że 
jesteś   najlepszym   dyrektorem,   jaki   kiedykolwiek   stąpał   po 
tym   padole,   co   ja   mam   w   tym   czasie   robić?   –   Wciągnął 
głęboko   powietrze.   –   A   może   po   prostu   chcesz,   żebym 
zrezygnował z tego, czym się zajmuję, byś ty mogła stać się 
żywicielem rodziny?  – W  jego głosie  zaczął   pobrzmiewać 
sarkazm. – Mogę stanowić tło dla twoich poczynań, podawać 
ci płaszcz, wynosić śmieci, pozwolić ci wziąć się za bary z 
gigantami   tego   świata.   Będę   podtrzymywał   płomień 
domowego  ogniska  i  odgrzewał  ci  kolację,  kiedy   będziesz 
wracała późno do domu.

–   Wiesz,   że   nie   o   to   mi   chodzi   –   odparła   Alice   z 

trudnością powstrzymując się przed wybuchem.

– Za kogo ty mnie uważasz? – zdenerwował się.
– A ty za kogo mnie uważasz ? – odpaliła. Jim nawet nie 

próbował zrozumieć, o co jej chodziło.

– Myślałem, że jesteś kobietą, z którą chcę dzielić życie – 

powiedział   usiłując   dojść   do   porozumienia.   –   Ale   teraz... 
Teraz sam nie wiem. Być może to ja się myliłem. Wydawało 
mi   się,   że   możemy   przejść   razem   przez   życie,   stworzyć 
rodzinę. Widzę jednak, że myślisz tylko o swojej karierze i 
jesteś zdecydowana na wszystko, by sprawdzić się w męskim 
świecie.

– Nieprawda! – broniła się. – Sam nie wiesz, jak bardzo 

się   mylisz.   Twoje   słowa   bolą.   –   Jakaż   miłość   mogłaby 
utrzymać ich razem? Byli teraz ze sobą – dwoje zakochanych 

background image

w sobie ludzi, którzy nie potrafili nawet ze sobą rozmawiać. 
Czy to miało stanowić podstawę do zbudowania wspólnego 
domu? Chciała iść przez życie z Jimem, ale nie pragnęła z 
nim rywalizować.

– Chcę pracować – wyjaśniła. – Lubię swoją pracę. Ona 

mnie wyraża. Chcę również być żoną, mieć dzieci. Pragnę 
jednego i drugiego. I mogę mieć obie te rzeczy. Co w tym 
złego?

– Obie?
– Tak. Będąc ojcem, możesz jednocześnie robić karierę. Z 

niewielką   pomocą   z   twojej   strony   mogę   pracować   być 
matką...

–   Ślepe   posłuszeństwo   wobec   ciebie?   –   zapytał 

podniesionym głosem. – Czy tego ode mnie oczekujesz?

– Nie. I mam nadzieję, że i ty nie będziesz tego oczekiwał 

ode   mnie.   Pragnę   zrozumienia.   I   jeżeli   kochasz   mnie,   jak 
twierdzisz, musisz by przygotowany na pomoc w...

– A kto urodzi dzieci? – zdenerwował się, odsuwając się 

od niej. – Ta cała rozmowa jest bezsensowna.

– Sam spróbuj je urodzić! – krzyknęła mu prosto w twarz. 

– Jeśli to wszystko, czego ode mnie chcesz, może zobacz, czy 
sam nie zrobisz tego lepiej.

Odwróciła się i szybkim krokiem wyszła z pokoju.

background image

Rozdział 5

Rzuciła się na łóżko w sypialni. W uszach szumiały jej 

odgłosy burzy, która zdawała się nie mieć końca. Świat za 
szklanymi   drzwiami   wyglądał   jak   olbrzymie   białe 
prześcieradło,   śnieg   wirował   we   wszystkich   kierunkach 
zasłaniając   zupełnie   niebo.   Usłyszała   skrzypnięcie 
otwieranych drzwi do pracowni. Czy Jim pracował nad jej 
portretem, czy też poszedł tam, by go zniszczyć?

Potrzebowała snu, jak niczego innego na świecie. Kilku 

godzin   bez   stresów,   w   zupełnej   samotności,   z   dala   od 
rozmów,   pytań   i   kłótni.   Powracające   bez   ustanku   myśli   o 
Jimie   nie   dawały   jej   jednak   zasnąć.   Nareszcie   nad   ranem, 
zmęczona, zapadła w sen.

Śniło   jej   się,   że   złapała   ją   śnieżna   burza.   Zgubiła   się. 

Czuła jak mróz przenika wszystkie części jej ciała. Krajobraz 
był taki sam, gdziekolwiek się obróciła – płaski, porośnięty 
olbrzymimi drzewami otaczającymi ją zewsząd. Nagle obok 
niej stanął Jim, uśmiechnął się do niej i poprowadził za sobą, 
szli, aż znaleźli się na polanie, na której ujrzała rozświetloną 
chatę.

Kiedy Alice obudziła się, była mokra od potu. W pokoju 

panowała cisza. Gdzie podziało się zawodzenie wiatru? Ryk 
burzy, który ukołysał ją do snu? Usiadła na łóżku i spojrzała 
w kierunku szklanych drzwi. Burza skończyła się!

background image

Skoczyła   na   równe   nogi   i   podbiegła   do   zimnej   szyby. 

Dolina pokryta świeżym śniegiem była jeszcze  piękniejsza 
niż dotąd. Powróciły wspomnienia pierwszej nocy spędzonej 
na nartach. Alice uśmiechnęła się. W oczach zakręciły się jej 
łzy. Dlaczego cały weekend nie mógł być tak piękny jak ta 
pierwsza noc?

Skoro burza przeszła, będzie musiała wracać do miasta. 

Czekała na nią praca. Najpierw sprawdzi u swojej asystentki, 
co  stało  się  przez  czas  jej  nieobecności,  potem  przesłucha 
automatyczną sekretarkę. Czeka ją napisanie przemówienia, 
zjazd już za parę dni.

Wstrząsnęła nią porażająca myśl. Czy Jim nie miał racji 

oskarżając   ją,   że   bardziej   myśli   o   pracy   i   karierze   niż   o 
czymkolwiek   innym?   Czy   nie   wymagała   od   siebie   zbyt 
wiele? Czym była dla niej miłość?

Serce   zaczęło   jej   bić   mocniej.   Czy   w   imię   miłości 

zrezygnuje z ambicji, z kariery? „Tak" odparła w myślach. 
Zrezygnowałaby   z   wszystkiego   dla   miłości,   lecz   nie   z 
powodu   miłości.   Ktoś,   kto   by   ją   naprawdę   kochał,   nie 
prosiłby jej nigdy, by zrezygnowała z rzeczy, na których jej 
naprawdę zależało. Być może Jim tak naprawdę nie kochał 
jej. Może chodziło tylko o fizyczne zauroczenie.

W   głowie   kłębiło   się   jej   mnóstwo   pytań,   na   które   nie 

potrafiła sobie odpowiedzieć. „Czy naprawdę mnie kocha?" 
powtarzała bez końca. Czego powinna od niego oczekiwać? 
Czy poradzi sobie z rolą żony, matki i pracującej kobiety – 
szefa  kompanii?  Nawet z pomocą  Jima?  Czy ona znajdzie 
czas, by mu pomagać? Czy miłość została zarezerwowana dla 
ludzi, którzy pracują na etacie – osiem godzin dzienne?

background image

Spakowała ubrania. Czekała na nią praca. Musiała wrócić 

i podjąć się zadań, za które była odpowiedzialna. Jim będzie 
musiał zrozumieć. Nie rzuci wszystkiego, tylko dlatego, iż 
powiedział, że ją kocha.

Ona  była gotowa  do kompromisu.   Lecz,  jeżeli  Jim  nie 

miał nawet zamiaru próbować, cóż warta byłaby ich miłość? 
Smutne   myśli   spowodowały,   że  ich   związek   wydał   jej  się 
płytki i kruchy.

Wróciła   do   szklanych   drzwi,   by   móc   raz   jeszcze 

rozkoszować   się   cudownym   widokiem   otulonych   śniegiem 
gór. Otaczające ją piękno wpłynęło za nią kojąco. Czuła, że 
musi się zmobilizować. Podejść do czekającego ją wyzwania, 
być   może   najważniejszego   w   życiu,   z   większą   pewnością 
siebie.   Wiedziała,   że   będzie   wiecznie   kochać   Jima,   bez 
względu na to, jak los pokieruje ich życiem.

Oderwała   wzrok   od   śnieżnego   krajobrazu,   chwyciła 

leżącą na łóżku torbę, sprawdziła raz jeszcze, czy czegoś nie 
zostawiła   i   zeszła   do   hallu,   zamykając   za   sobą   drzwi. 
Słyszała, jak Jim chodzi gdzieś na piętrze, podłoga uginała 
się   pod   jego   ciężarem.   Minęła   zamknięte   drzwi   pracowni. 
Zatrzymała się i wróciła wiedziona ciekawością. Nacisnęła 
klamkę.

Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że Jim długo 

pracował   poprzedniej   nocy.   Jej   portret   był   prawie   gotów. 
Musiał więc o niej myśleć. Poczuła w sercu miłe ciepło.

Z   portretu   biła   siła,   cecha,   którą   Alice   zawsze   chciała 

posiadać.   Jednocześnie   była   w   tym   obrazie   łagodność, 
szczególnie widoczna w wyrazie oczu. Jeśli widzi mnie taką, 
to   chyba   rzeczywiście   mnie   kocha,   pomyślała.   W   jakimś 

background image

stopniu   rozumiał  motywy  jej  postępowania.  Bardzo  jej  się 
podobał ten wizerunek, tak właśnie chciała być spostrzegana 
przez   ludzi.   Ale   czy   Jim   kochał   ją   taką   właśnie?   Alice 
postanowiła,   że   nie   zrezygnuje   tak   łatwo   z   tej   miłości. 
Uczucie wymaga takiego samego oddania i wytrwałości jak 
jej praca. Czuła jednak, że rośnie między nimi coraz wyższy 
mur nieporozumienia. Nie było innej drogi, jak tylko dalej 
próbować   rozmawiać   ze   sobą   i   wyjaśniać   każdą   sporną 
kwestię.

– Musisz spróbować! – szepnęła do siebie wchodząc po 

spiralnych schodach. Czuła, że warto zawalczyć o tę miłość.

Jim nie odwrócił się słysząc jej kroki.
– Oczyszczono już główne drogi – zakomunikował sucho. 

–   Zjedzmy   coś   i   możemy   wracać   do   twojego   świata. 
Będziemy w mieście przed zmrokiem.

Nie   skomentowała   jego   słów   chcąc   uniknąć   jałowych 

sprzeczek.

– Przykro mi, że nie mogłaś zadzwonić do swego biura – 

ciągnął   Jim   nie   patrząc   nawet   w   jej   kierunku.   –   Jestem 
przekonany, że zrozumieją powody twojej nieobecności.

Ale Alice nie miała ochoty rozmawiać o pracy. Któreś z 

nich musiało wreszcie zrobić pierwszy krok, wziąć sprawy w 
swoje  ręce. Jim już zrobił swoje  – poprosił,  aby  za niego 
wyszła. Teraz nadszedł czas na jej ofertę. Miała nadzieję, że 
Jim ją zrozumie i zaakceptuje.

– Kocham cię – powiedziała.
–   Już   to   mówiłaś   –   popatrzył   na   nią   beznamiętnie.   – 

Ciągle nie wiem jednak, co to dla ciebie znaczy.

Starała   się   zachować   spokój.   Wiedziała,   co   chce   mu 

background image

powiedzieć i nie pozwoli się zbić z tropu.

– Kocham cię – powtórzyła. – Chcę, żebyś o tym wiedział 

i uwierzył mi. I... – zawahała się – bardzo chcę zostać twoją 
żoną. Nie zrozum mnie jednak źle. Chcę wyjść za ciebie nie 
dlatego, że muszę czy boję się zostać starą panną, ale dlatego, 
że taka jest moja decyzja.

– Przecież nikt cię do niczego nie zmusza przerwał jej 

Jim. – Mam nadzieję...

–   Teraz   ja   mówię!   –   warknęła.   –   Słuchałam   tego,   co 

miałeś mi do powiedzenia, teraz ty wysłuchaj mnie! Sądzę, 
że nie tylko my mamy takie problemy. Kocham cię i tylko 
dlatego   zdobyłam   się   na   odwagę   powiedzenia   ci   tego,   co 
czuję. Nie podoba mi się sposób, w jaki myślisz o pewnych 
sprawach. Być może to ja źle cię zrozumiałam. Być może 
oboje mówimy  o tym samym,  tylko nie potrafimy  znaleźć 
wspólnego   języka.   Nie   wiem   tego,   próbowałam   jednak 
zrozumieć,  co się między  nami  dzieje. Cokolwiek sądzisz, 
naprawdę starałam się i zamierzam się starać dalej, aby było 
nam   ze   sobą   jak   najlepiej.   Musisz   jednak   zrozumieć,   że 
wzięłam na siebie pewne obowiązki i zamierzam się z nich 
wywiązać.   Nie   chcę   niczego   udowadniać   tobie   ani   innym 
mężczyznom.   Jedyne   czego   chcę,   to   zmierzyć   się   z 
postawionymi mi wyzwaniami.

– Nie rozumiem, do czego zmierzasz – Jim wydawał się 

być nieco znudzony jej przemową.

–   Proszę   cię   tylko,   abyś   mnie   wysłuchał.   Co   zrobisz 

później, to już wyłącznie twoja sprawa.

– Słucham więc – odparł ostentacyjnie wodząc wzrokiem 

po ścianach i suficie.

background image

Alice nie zareagowała wiedząc, że ma prawo odgrywać 

się na niej za jej wcześniejsze zachowanie.

– Czeka na mnie praca – powiedziała stanowczo. – Praca, 

którą lubię, co więcej, którą wykonuję wyjątkowo dobrze. – 
Położyła zaciśniętą dłoń na biodrze. – A wykonuję ją dobrze, 
bo czuję, że jest to coś, co powinnam robić przez całe życie. I 
mam zamiar ją wykonywać tak długo, jak będę tak czuła.

– No i... ?
–   No   i   będziesz   musiał   zrozumieć,   że   nie   ma   to   nic 

wspólnego   z   tym,   jak   bardzo   cię   kocham   –   stwierdziła 
oddychając ciężko. – W życiu każdego człowieka są jakieś 
priorytety.   Mam   pracę.   Możesz   mi   nie   uwierzyć,   ale   nie 
przedkładam jej nad wszystko. Miałam ją, zanim cię jeszcze 
poznałam.   Nie  oczekuj  więc   ode  mnie,   że  rzucę  wszystko 
dlatego,   że   spotkałam   ciebie...   –   przełknęła   z   trudem.   –   I 
zakochałam się w tobie. Kocham cię. I kocham swoją pracę. I 
nie   wyjdę   za   ciebie,   dopóki   nie   będę   miała   pewności,   że 
rozumiesz, co czuję.

Jim przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.
– Odwiozę cię, jak zjemy – powiedział w końcu szorstko.
Odwrócił się do niej plecami.
Alice była wściekła i rozczarowana. Oczekiwała po nim 

innej reakcji. Ale jakiej? Przez głowę przelatywały jej tysiące 
myśli. Czy sądziła, iż zrozumie ją od razu? Czy wydawało jej 
się,   że   weźmie   ją   w   ramiona   i   powie:   „Tak,   kocham   cię. 
Dojdziemy   do porozumienia.   Uda  nam się"?   Tak,  tego od 
niego oczekiwała.  Na to liczyła.  Dlaczego więc  nie  chciał 
zrozumieć?

Nie   miała   apetytu.   Zmusiła   się   do   zjedzenia   jajek   na 

background image

szynce.   Kawa   wydała   jej   się   za   gorąca,   kwaśna   i   gorzka. 
Wypiła ją jednak. Zapadli w kokon milczenia.

Patrzyła,   jak   Jim   spożywa   posiłek.   Z   jego   twarzy 

odczytać   mogła   wszystkie   kłębiące   się   w   nim   uczucia. 
Dlaczego nie chciał się nimi podzielić?

Miała ochotę go o to poprosić.
– Jeżeli pozmywasz w kuchni – mruknął niespodziewanie 

Jim   –   to   ja   w   tym   czasie   przygotuję   jeepa   do   drogi. 
Oszczędzimy   w   ten   sposób   mnóstwo   czasu   –   dodał.   – 
Wkrótce powinni otworzyć ruch na autostradach.

– Czy sądzisz,  że grozi nam kolejna burza? – zapytała 

niewinnie.

– Nie martw się. Dopilnuję, abyśmy do tego czasu byli 

daleko stąd – uciął krótko.

–  Nie   martwię   się.   –   Alice   żałowała   nieprzemyślanych 

słów.   Wiedziała,   że   cokolwiek   teraz   powie,   zostanie   to 
zinterpretowane na jej niekorzyść.

– Wyruszamy najpóźniej za godzinę – poinformował ją 

sucho. – Spakowałaś się już?

– Jestem gotowa. Torba stoi obok drzwi.
– Aż tak ci się spieszy?
Nie podobał jej się sposób, w jaki ją traktował. Przecież 

to, że chciała już wyjechać, nie miało z nim nic wspólnego. 
Chętnie   spędziłaby   z   nim   tutaj   cały   miesiąc   tuląc   się   i 
rozmawiając   tak   długo,   aż   uda   im   się   porozumieć.   Jeżeli 
jednak   Jim   chce   być   wobec   niej   sarkastyczny   –   proszę 
bardzo.

– Nie bardziej niż tobie – odparła chłodno. – Łatwo ci 

przychodzi osądzanie mnie.

background image

Zapadła złowroga cisza. Przez chwilę patrzyli na siebie, 

lecz szybko odwrócili wzrok.

–   Wybacz   mi   –   zakpił   –   jeżeli   źle   odczytałem   twoje 

intencje. Ostatnio często mi się to zdarzało.

Chce doprowadzić do kłótni!, pomyślała Alice. Próbuje 

umocnić swoje zachwiane poczucie męskości. Ale nie moim 
kosztem! Nie mam zamiaru dać się sprowokować!

–   W   porządku   –   odparła   nieco   impertynencko.   – 

Zrozumienie problemu to pierwszy krok do sukcesu.

Uśmiechnęła   się   smutno.   Kochała   go.   Był   silnym, 

zasadniczym mężczyzną. Do niej należało uczynienie z niego 
mężczyzny nieco bardziej tolerancyjnego.

Na zewnątrz było bardzo zimno, wiał nieprzyjemny wiatr, 

nad doliną zbierały się ciemne chmury.

– Wygląda na to, że uda nam się wyjechać w ostatniej 

chwili   –   mruknął   Jim   patrząc   w   niebo.   Włączył   silnik   i 
niecierpliwie czekał, aż się zagrzeje.

– Naprawdę cieszę się, że tu przyjechałam – Alice rzuciła 

ostatnie   spojrzenie   na   majestatyczną   dolinę.   –   To   była 
najprzyjemniejsza narciarska wyprawa w moim życiu.

– To świetnie – rzucił od niechcenia naciskając powoli 

pedał gazu. Ruszyli w drogę powrotną. Alice odwróciła się 
patrząc na szybko oddalający się domek.

W   mieście   pogoda   była   znacznie   lepsza,   na   niebie 

pojawiła się nawet piękna tęcza. Gdy podjechali pod jej dom, 
usłyszała miarowy szum fal oceanu.

Taka właśnie była Kalifornia. Parę godzin drogi dzieliło 

ośnieżone góry od morza.

background image

Alice z przyjemnością odetchnęła świeżym, oceanicznym 

powietrzem.

– Jesteś zmęczony? – spytała odwracając się do Jima.
– Nie martw się o mnie – burknął.
– Jeszcze raz chciałam ci podziękować za zaproszenie. To 

naprawdę prześliczne miejsce!

Jim pozostał niewzruszony.
– Może jeszcze się tam kiedyś wybierzemy – powiedział 

chłodno. – Proponuję lato, unikniemy w ten sposób ryzyka 
zasypania.

– Już się na to cieszę – uśmiechnęła się szeroko udając, że 

nie słyszy sarkazmu w jego głosie.

Powoli uczyła się rozpoznawać zmieniające się nastroje 

Jima.   Bez   słów   wiedziała,   że   zastanawia   się   teraz   nad   jej 
ostatnimi słowami, coś jednak – lęk lub uraza – nie pozwoliły 
mu   się   ponownie   przed   nią   otworzyć.   Nie   ufał   jej.   Tak, 
przede wszystkim chodziło tu o zaufanie.

Alice zaproponowała, aby wszedł na chwilę, Jim jednak 

odprowadził ją tylko do drzwi, napomykając mimochodem, 
że z pewnością czeka na nią mnóstwo pracy. Właściwie miał 
rację, rzeczywiście musiała  wziąć się  do roboty. Mylił się 
jednak sądząc, że chciała zakończyć tę znajomość.

Zanim   Jim   zdążył   odejść,   chwyciła   go   za   ramię   i 

odwróciła   ku   sobie.   Wykorzystując   jego   zaskoczenie 
pocałowała go czule w usta.

–   Porozmawiamy   innym   razem   –   uśmiechnęła   się.   – 

Dziękuję za wspaniały weekend.

Jim   bez   słowa   wrócił   do   samochodu   i   odjechał   nie 

oglądając się za siebie. Alice jeszcze przez chwilę stała przed 

background image

domem  daremnie  łudząc  się, że  zawróci. Ogarnął  ją nagle 
smutek. Poczuła się bardzo samotna. Nie do końca wiedziała, 
skąd wzięło się to uczucie.

Bez   większego   zainteresowania   przeglądnęła   pocztę. 

Wciąż   miała   przed   oczami   obraz   stojącego   przy   kominku 
Jima.

Dziewczyno,   weź   się   w   garść!   próbowała   się 

zmobilizować.   Pomyśl   o   tym,   co   już   osiągnęłaś   i   czego 
jeszcze   spodziewasz   się   od   życia.   Czy   naprawdę   jesteś 
gotowa rzucić to wszystko i wyjść za mąż?

Telefon   zadzwonił,   gdy   postawiła   na   stole   filiżankę 

gorącej herbaty.

Jeszcze nie, pomyślała. Jeszcze nie mam ochoty wracać 

do swego dawnego życia.

Zgłosiła się automatyczna sekretarka i zaczęła nagrywać 

wiadomość.   Alice   postanowiła,   że   później   zajmie   się   tą 
sprawą.   Ale   jeżeli   dzwonił   Jim?   Czy   zdążył   dojechać   do 
domu? Rzuciła się do telefonu. A może to nie on? Zawahała 
się. Pociągnęła łyk gorącej herbaty. Odwróciła się i wyszła z 
domu kierując się ku plaży.

Szła   po   miękkim,   mokrym   piasku.   Ostatnie   promienie 

zachodzącego słońca niknęły powoli za horyzontem. Leniwe 
fale obmywały od czasu do czasu jej stopy. Od momentu, w 
którym   poznała   Jima,   jej   życie   zmieniło   się   bardziej,   niż 
dotychczas przypuszczała.

Pozornie wszystko pozostało takie jak było, wracała do 

domu   późno,   każdy   dzień   przynosił   coś   nowego,   nowe 
problemy,   z   którymi   musiała   się   uporać.   Alice   stała   się 
jednak bardziej świadoma tego, co się działo wokół niej.

background image

Wcześniej w jej życiu bywali inni mężczyźni, umawiała 

się z nimi, co jakiś czas dzwonili do siebie. Nie czuła się 
samotna. Lecz nigdy nie zdarzało się jej tęsknić za którymś z 
nich. Czuć pustkę z powodu jego nieobecności.

Uwielbiała swój dom i spacery po plaży. Zwłaszcza przy 

pełni księżyca. Pomagały jej uporządkować myśli, odnaleźć 
odpowiedni dystans do otaczających ją spraw. Te samotne 
spacery odprężały ją. Dzisiejszego wieczora poczuła jednak 
narastającą samotność.

Spostrzegła   przed   sobą   niewyraźną   sylwetkę   rybaka, 

ruszyła   więc   w   jego   kierunku.   Pomyślała,   że   wygląda   na 
emeryta   i   przez   chwilę   zazdrościła   mu   spokojnego   życia. 
Próbowała sobie przypomnieć dawne czasy – przed Jimem – 
kiedy i ona czuła ten sam spokój. A może to nie chodziło o 
Jima. Uświadomiła sobie nagle, że jej dotychczasowe życie 
nie   było   rajem,   który   utraciła   podejmując   jedną   błędną 
decyzję.   Jeżeli   rzeczywiście   pisane   jej   jest   odnalezienie 
swojej ziemi obiecanej, to jest to kwestia przyszłości.

– Złapał pan coś? – zapytała rybaka. – Słyszałam, że ryby 

lepiej biorą przy złej pogodzie.

Ponieważ nie uzyskała żadnej odpowiedzi, uznała, że to 

pewnie szum morza zagłuszył jej słowa. Chciała spróbować 
jeszcze raz, gdy nagle przyszło jej do głowy, że ten człowiek 
być może nie życzył sobie rozmowy z nią. Chcąc uszanować 
jego samotność odwróciła się z zamiarem odejścia. W tym 
momencie rybak odezwał się.

–   Właściwie   to   nie   próbuję   niczego   złapać.   Jeśli   mam 

ochotę na rybę, to kupuję ją sobie w supermarkecie.

Zamilkł na chwilę.

background image

– Przychodzę tutaj – w taką noc jak dzisiaj i wiele innych 

– aby pobyć przez chwilę z samym sobą, zastanowić się nad 
wieloma rzeczami.

–   Przepraszam,   że   panu   przeszkodziłam,   to   było 

nieuprzejme   z   mojej   strony.   Jeśli   ktoś   chce   być   sam,   nie 
powinno   się   mu   przeszkadzać   –   powiedziała   chcąc   ruszyć 
dalej. Następne zdanie rybaka powstrzymało ją wpół kroku.

– Być może i ja powinienem się poczuwać do winy. W 

końcu pani też miała jakiś powód, aby tu przyjść. Zapewne 
nie   spodziewała   się   pani   spotkać   tu   nikogo.   Jest   wyraźna, 
choć   trudna   do   uchwycenia   różnica   pomiędzy   byciem 
samemu a byciem samotnym. Czasami mamy potrzebę bycia 
samemu, pomyślenia o swoim życiu, ocenienia tego, co już 
osiągnęliśmy.   Ale   to   nie   oznacza,   że   jesteśmy   samotni. 
Zdarzają   się   jednak   takie   złe   chwile,   kiedy   jesteśmy 
naprawdę sami – i to dla mnie znaczy samotność. To już nie 
jest nasz wybór, lecz smutna konieczność.

– Czy jest pan filozofem? – zapytała zaciekawiona.
–   Nie,   po   prostu   człowiekiem,   który   wiele   w   życiu 

przeszedł   –   urwał   na   chwilę.   –   Popełniałem   błędy.   Nigdy 
jednak nie żałowałem niczego ani nie czułem się winny, jeśli 
w to co robiłem, wkładałem całe. swoje serce.

– Czy tylko wtedy ludzie czują się samotni? – spytała. – 

Kiedy są zakochani?

– Niektórzy chcą być sami – stwierdził. – Ale pani czuje 

się samotna. A to zupełnie coś innego.

– Co pan robi, żeby nie być samotnym? Kiedy jest pan 

zmuszony przebywać z dala od osoby, którą pan kocha. Może 
lepiej jest w ogóle nie kochać?

background image

– Nie rozumiem, jak pani może tak mówić – zdumiał się 

rybak. – Ja zawsze uważałem samotność za część pewnego 
procesu. Sygnał, że znalazło się coś w życiu, spotkało kogoś, 
kto nas oczarował. Sprawił, że zaczęliśmy czuć coś innego, 
nowego, coś ważnego. Coś, co chce się czuć przez cały czas 
–   miłość.   Kiedy   pani   poczuje   się   samotna,   to   znaczy,   że 
połknęła pani haczyk. A kiedy pani nie czuje miłości, chodzi 
pani po plaży, zastanawiając się, co poszło źle. Zastanawiając 
się, dlaczego jest pani tak smutno.

Zmieszała   się.   To   co   mówił   ten   człowiek,   było   takie 

prawdziwe, jego słowa trafiały w samo sedno. Czy dawał jej 
do   zrozumienia,   że   czuła   się   samotna,   bo   nareszcie   zdała 
sobie sprawę, czego jej w życiu brakuje?

–   Może   po   prostu   przekonujemy   samych   siebie,   że 

potrzebujemy   czegoś,   lub   kogoś,   co   by   nam   służyło   – 
odparła. – To minie.

– Jednego jestem pewien – zaczął rybak. – Nie ucieknie 

pani   przed   własnymi   uczuciami.   Można   je   ukryć.   Można 
okłamać innych. Lecz nie samego siebie.

Zapadło   milczenie.   Alice   myślała   nad   tym,   co   jej 

powiedział.   Brzmiało   to   rozsądnie,   jak   głos   starego, 
doświadczonego człowieka.

–   Ale   czy   czując   coś,   mamy   zawsze   rację   w   naszych 

odczuciach?

–   Jeżeli   pyta   mnie   pani,   czy   można   się   zakochać   w 

niewłaściwej, czy nieodpowiedniej osobie – uśmiechnął się 
rybak – to muszę przyznać, że tak. Ale wydaje mi się, że 
musiałaby pani być zupełnie zaślepiona i nie brać pod uwagę 
głosu rozsądku, by do czegoś takiego doszło.

background image

Czy tak właśnie postąpiła z Jimem? Czy oszukiwała się 

wierząc, że go kocha?

– Przepraszam, że panu przeszkodziłam – uśmiechnęła się 

do rybaka.

– Ależ wcale mi pani nie przeszkodziła. Mam nadzieję, że 

udało mi się pani choć trochę pomóc.

– Zastanawiam się, czy nie zająć się wędkarstwem.
–   Nie,   jeżeli   ma   pani   zamiar   jadać   ryby   –   oddał   jej 

uśmiech. – Chyba, że chce się pani odprężyć i pobyć sama.

Ruszyła w kierunku domu. Szła teraz znacznie szybciej. 

Jej   stopy   odciskały   w   mokrym   piasku   głębokie   bruzdy. 
Odwróciła   się   i   po   raz   ostatni   spojrzała   na   niewyraźną 
sylwetkę   rybaka.   Westchnęła   i   puściła   się   biegiem   po 
schodach. Czuła, że wszystko jest w porządku. Miała prawo 
poczuć się samotna. Była zakochana. To przejdzie. Potrwa 
jeszcze jakiś czas, będzie ją bolało, ale przejdzie.

Poczuła   głód.   Spacer   i   świeże   morskie   powietrze 

przywróciło   jej   apetyt.   Wzięła   prysznic,   wrzuciła   stek   na 
patelnię i podgrzała ziemniaki w kuchence mikrofalowej.

W kuchni na stole leżał notatnik i telefon. Alice zaczęła 

jeść kolację przygotowując się jednocześnie do ponownego 
wejścia w świat pracy. Weekend dobiegł końca. Będą jeszcze 
następne.

Sprawdziła automatyczną sekretarkę. Jutro przyjdzie czas, 

by   zająć   się   tymi   sprawami.   Zastanawiała   ją   jednak   seria 
telefonów   od   jednego   rozmówcy.   Kogoś,   kto   nie   miał   w 
zwyczaju dzwonić do niej. Kogoś, kto nigdy jeszcze do niej 
nie zadzwonił.

background image

Spojrzała   do   notatnika,   by   sprawdzić   numer   i 

zdecydowała, że najpierw dokończy kolację, a dopiero potem 
zadzwoni do Jacksona. Nie było sensu psuć sobie apetytu.

Szybko   skończyła   jeść   wiedziona   chęcią   sprawdzenia, 

dlaczego   Jackson   tak   usilnie   próbował   się   z   nią 
skontaktować. Wykręciła numer jego telefonu.

– Robert Jackson, słucham – usłyszała w słuchawce. Jego 

głos brzmiał bardzo pewnie, niemal arogancko.

–   Alice   Stocker   –   odparła.   –   Chciałeś   ze   mną 

porozmawiać?   Przepraszam,   ale   nie   mogłam   się   z   tobą 
wcześniej skontaktować.

–   Dzwoniłem   do   ciebie   do   biura   –   wyjaśnił.   –   Nie 

wiedziałem,   że   masz   zamiar   wyjechać   z   miasta.   Prawdę 
powiedziawszy, wszyscy się o ciebie martwili.

– Coś mi w ostatniej chwili wypadło. I nie mogłam już 

tego odwołać. A potem miałam problemy z powrotem.

– Stracony weekend – zaśmiał się.
Nie spodobała jej się ta uwaga.
– Nie – odpowiedziała cierpko. – Tak bym tego nie ujęła. 

– Zamilkła na chwilę. Jego śmiech zamarł w słuchawce. – 
Cóż – zaczęła, jej głos przybrał oficjalny ton. – Co mogę dla 
ciebie   zrobić?   Czy   też   możemy   z   tym   poczekać   do   jutra, 
kiedy spotkamy się w biurze?

– Nie chciałbym o tym rozmawiać przez telefon. Ani też 

w biurze – wyjaśnił. – Postanowiłem, że ci pomogę. Widzisz, 
interesuję   się   twoją   pracą   –   całą   twoją   karierą.   –   Zapadło 
krótkie   milczenie.   Czy   oczekiwał,   że   Alice   coś   odpowie? 
Podziękuje za to zainteresowanie?

Przykro mi – odpowiedziała zachowując oficjalny ton. – 

background image

Nie   wydaje   mi   się,   bym   rozumiała,   co   masz   na   myśli 
twierdząc, że nie możemy porozmawiać o tym przez telefon 
czy   w   moim   biurze.   Nie   chodzi   ci   chyba   o   przejęcie 
korporacji?

– Oczywiście, że nie – gwałtownie zaprzeczył Jackson. – 

Pomyślałem,   że   moglibyśmy   się   spotkać   w   jakimś   mniej 
oficjalnym   miejscu.   Może   przy   kolacji?   Chciałbym   z   tobą 
porozmawiać.

– Ale ja ciągle nie wiem, o czym. To będzie dla mnie 

bardzo   trudny   tydzień.   Doskonale   zdajesz   sobie   przecież 
sprawę   ile   mnie   czeka   pracy,   aby   przekonać   do   mego 
projektu niektórych członków rady.

Alice   nie   ufała   Jacksonowi   i   nie   chciała   się   dać 

wmanipulować w jakąś grę. Opierała się głównie na swojej 
intuicji,   gdyż   tak   naprawdę   Jackson   nigdy   nie   zrobił 
czegokolwiek, co mogłoby usprawiedliwić jej nieufność.

– Właśnie o tym chcę porozmawiać. O twojej propozycji 

– zamilkł na chwilę, jakby oczekując entuzjazmu z jej strony. 
–   Dużo   nad   tym   myślałem   w   ciągu   ostatniego   weekendu. 
Należy   ci   się   jakieś   zadośćuczynienie   z   mojej   strony, 
przyznaję,   że   głosowanie   przeciwko   tobie   było   trochę   nie 
fair. Teraz lepiej rozumiem, o co ci chodzi. Zgadzam się z 
tobą w pełni i chcę ci pomóc w pozyskaniu przychylności 
rady.

–   I   doszedłeś   do   tego   wszystkiego   –   zaczęła   Alice 

sarkastycznie – ostatecznie nauczyła się czegoś od Jima – po 
prostu czytając ponownie mój projekt.

– No cóż – Jackson ostrożnie dobierał słowa – mam parę 

propozycji   zmian   i   chciałbym   je   z   tobą   przedyskutować. 

background image

Oczywiście   nie   mam   zastrzeżeń   do   ogólnego   zarysu 
programu.

– Oczywiście, przecież ty wiesz, jak oni myślą.
Jackson   najwyraźniej   nie   zauważył   ironii   biorąc   jej 

odpowiedź za dobrą monetę.

– No właśnie. Współpraca może się okazać korzystna dla 

nas obojga. Mam na myśli nasze kariery.

–   A   czego   oczekujesz   w   zamian   za   swoją   pomoc?   – 

zapytała wprost.

–   Powiedzmy,   że   nic   –   przełknął   ślinę.   –   Dlaczego 

pytasz?   Czy   powiedziałem   lub   zrobiłem   coś,   co   mogłoby 
sugerować, że mam w tym jakiś interes?

Jej pytanie trafiło chyba w słaby punkt Jacksona. Alice 

nie   miała   ochoty   na   żadne   gry.   Jeśli   naprawdę   chciał   jej 
pomóc   bezinteresownie,   będzie   mu   wdzięczna.   W   innym 
przypadku nie mają o czym rozmawiać.

–   Nie   chciałam   cię   obrazić   –   zapewniła   go   i   dodała 

żartobliwie:   –   Musisz   tylko   pamiętać,   że   jestem   kobietą, 
która znalazła się w męskim świecie. To wymaga czujności 
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie jestem na tyle silna, 
by walczyć z mężczyznami jak równy z równym.

Muszę uważać, aby nie znaleźć się nagle w ślepej uliczce, 

bez możliwości odwrotu. Zawsze wolę dokładnie wiedzieć, 
czego się ode mnie oczekuje. Mam nadzieję, że potrafisz się 
wczuć w moje położenie.

–   Żartujesz   sobie   –   obruszył   się.   –   Ale   na   wypadek, 

gdybyś   nie   żartowała,   pozwól,   że   coś   powiem.   Nie 
zamierzam   się   z   tobą   targować.   Robię   różne   rzeczy   i   nie 
wszystkie muszą ci się podobać. Ale nie jestem mężczyzną, 

background image

który   musi   traktować   kobiety   protekcjonalnie.   Chcę   ci 
pomóc,   bo   twoje   pomysły   na   to   zasługują.   Jeżeli   jednak 
wolisz wierzyć w najczarniejszy scenariusz, to przykro mi, że 
starałem...

–   Ja   tylko   żartowałam   –   ucięła,   nie   mając   zamiaru 

wysłuchiwać jego pouczeń. Doszła do wniosku, że myliła się 
co do Jacksona. Jego, jak się wydawało, wybujałe ego, nie 
pozwoliłoby mu zniżyć się do użycia swoich wpływów dla 
zdobycia uczuć drugiej osoby.

–   Naprawdę   jestem   ci   wdzięczna   za   zainteresowanie   – 

ciągnęła, myśląc, że nie ma nic niewłaściwego w lunchu z 
Jacksonem, a może z niego wyniknąć coś dobrego. – Wydaje 
mi   się,   że   moglibyśmy   umówić   się   jutro   na   lunch   – 
zaproponowała. – Muszę nadrobić zaległości w biurze. To 
niewiarygodne, ile zbiera się rzeczy do zrobienia w czasie 
jednodniowej nieobecności.

– W porządku – zgodził się. – Jutro sprawdzę, co mam do 

załatwienia i zadzwonię do ciebie.

– Świetnie. A więc do usłyszenia.
Odłożyła   słuchawkę.   Wewnętrzny   głos   mówił   jej,   że 

Jacksonowi nie chodzi tylko o pomoc, że szykuje coś innego. 
Nie wiedziała jednak co.

Po chwili uświadomiła sobie, że zastanawia się nad tym, 

co robi Jim. O czym myśli? Może o niej? Znowu poczuła się 
samotna. Wstała, otuliła się szczelniej szlafrokiem i wyszła 
na   taras.   Zimny   wiatr   owionął   jej   twarz.   W   ciemnościach 
starała się wypatrzeć rybaka, lecz ten zniknął.

Usłyszała dzwonek telefonu. Jakże by chciała, żeby to był 

Jim. Pobiegła z powrotem do domu. Stanęła przed telefonem 

background image

nie   mogąc   się   zdecydować,   czy   podnieść   słuchawkę.   W 
jakim Jim był nastroju?

Przy czwartym dzwonku odebrała telefon.
– Alice, słucham? – powiedziała głęboko oddychając.
– Wydaje mi się, że musimy obgadać parę spraw. – To 

rzeczywiście był Jim. Nie wydawał się zły czy zmartwiony, 
choć wyczuła napięcie w jego głosie. – Co byś powiedziała 
na jutrzejszy lunch?

Już   chciała   się   zgodzić,   kiedy   w   ostatniej   chwili 

przypomniała   sobie   o   spotkaniu   z   Jacksonem.   Jim   z 
pewnością nie zachwyci się, jeśli mu odmówi. Musiała się 
jednak z nim spotkać. Porozmawiać o wszystkim, co stało się 
w ciągu tego weekendu. Sam na sam. Może wtedy uda im się 
dojść do porozumienia.

– Kolacja byłaby dużo lepsza – stwierdziła. – Przygotuję 

coś, jeśli masz ochotę.

–   O,   świetnie   –   powiedział   ciepło.   –   Będziemy   mogli 

porozmawiać bez publiczności.

– Która godzina ci odpowiada?
– Powiedzmy koło siódmej. Jeżeli nie masz nic przeciwko 

temu.

– Doskonałe.
– No to jesteśmy umówieni – w jego głosie wyczuła ulgę. 

– Chciałbym, żebyś wiedziała, że bez względu na to, jak to 
mogło wyglądać, naprawdę spędziłem z tobą miły weekend.

– Ja również.
– Kocham cię – powiedział szybko, jakby obawiał się, że 

odłoży słuchawkę.

–   I   ja   cię   kocham   –   odrzekła.   –   Zobaczymy   się   jutro 

background image

wieczorem.

Poczuła się znacznie lepiej po tej rozmowie. Wyglądało 

na to, że znowu się odnaleźli. A przynajmniej rozmawiali ze 
sobą, starali się dojść do porozumienia. Dobry znak.

Czuła   się   zmęczona.   To   był   długi,   wyczerpujący 

weekend.   Znalazła   swoją   aktówkę,   wyciągnęła   notatki 
dotyczące jej nowego projektu kontraktu, szkic przemówienia 
i wsunęła się do łóżka.

Ułożyła się wygodnie na poduszce, rytmiczne odgłosy fal 

oceanu działały usypiająco. Ale sen będzie musiał poczekać. 
Miała   jeszcze   sporo   do   zrobienia.   Jeśli   Jackson   mówił 
poważnie,   kiedy   spotkali   się   przy   windzie,   czekała   ją 
poważna rozgrywka, z dużą szansą na sukces.

background image

Rozdział 6

Alice usnęła po północy, a zbudziła się parę minut przed 

szóstą. Lubiła wcześnie wstawać, być w biurze przed ósmą. 
Zawsze rano biegała po plaży bez względu na pogodę.

Ubrała się w jasnoczerwony dres i wybiegła z domu. Z 

powrotem   w   utartych   koleinach   dnia.   Coś,   co   dawało 
poczucie bezpieczeństwa, pewności.

Na plaży nie było nikogo. Czuła na twarzy niewidoczne 

kropelki   z   rozbryzgujących   się   fal.   Przypomniała   sobie 
wczorajsze   spotkanie   z   rybakiem.   Uśmiechnęła   się,   kiedy 
mijała  miejsce,  w  którym  go  spotkała.  Przypływ  zmył   już 
ślady   jego   stóp.   Spoglądając   w   ciemne   niebo   Alice 
pomyślała,   że   zbiera   się   na   deszcz.   Mimo   to   dzień 
zapowiadał   się   nie   najgorzej.   Udało   jej   się   przekonać 
Jacksona do swoich racji. Nawiązała w końcu z Jimem nić 
porozumienia. Życie układało się całkiem dobrze.

Po   forsownym   biegu   zatrzymała   się   na   chwilę   przy 

skałach.   Zaczęło   mżyć.   Raz   jeszcze   spojrzała   w   niebo   i 
pobiegła z powrotem do domu.

Wzięła szybki prysznic, ubrała się w granatowy kostium i 

białą bluzkę. Chciała wyglądać na spotkaniu z Jacksonem tak 
konserwatywnie jak to możliwe. Nie miało sensu pchać się w 
niepotrzebną batalię, na którą nie była przygotowana.

Poszatkowała   cebulę,   umyła   fasolkę   i   przygotowała 

background image

pozostałe składniki chili, które zdecydowała się przygotować 
na kolację z Jimem. Wrzuciła wszystko do garnka, włożyła 
go do piecyka i nastawiła zegar. Kiedy wróci z pracy, posiłek 
będzie   ciepły.   Przygotuje   jeszcze   tylko   sałatkę   i   jakieś 
markowe wino.

Krzątając się w kuchni, rozmyślała, jak wyglądać będzie 

jej   życie   po   ślubie.   Rano   ugotuje   obiad,   wyśle   dzieci   do 
szkoły i dopiero wtedy będzie mogła pojechać do biura.

Nie ma sprawy, uśmiechnęła się do siebie. Da sobie radę. 

Jeżeli  tylko zdecyduje, że tego właśnie  chce, upora się ze 
wszystkim bez problemu.

Zerknęła   na   zegarek,   miała   jeszcze   mnóstwo   czasu. 

Zwolniła tempo, nigdy nie lubiła pośpiechu. Kiedy ludzie się 
z czymś spieszyli, zbyt wiele rzeczy im nie wychodziło.

Nalała sobie filiżankę kawy i przeszła do gabinetu. To tu 

spędzała większość czasu. W tym pokoju zawsze panowała 
cisza.   Otaczające   ją   książki   i   widok   oceanu   za   oknem 
sprawiał, że panowały tu doskonałe warunki do pracy. Mogła 
tu   być  sama.   Sama,   ale   nie   samotna.   Dopóki  nie   spotkała 
Jima.

Teraz musiała jednak skoncentrować się na czekających 

ją obowiązkach. Nie ulegało wątpliwości, że jej projekt był 
znakomity i nie wymagał żadnych zmian. Jackson tylko ją 
zwodził. Miała zamiar mu to powiedzieć. I załatwić sprawy 
tak, jak powinny zostać załatwione.

Co teraz robił Jim? Ta myśl pojawiła się niespodziewanie. 

Czy był ubrany? Czy nadal brał prysznic? Wiedziała, że miał 
zwyczaj wstawać wcześnie i pracować od rana. Bardzo to w 
nim lubiła. Czy, podobnie jak Alice, siedział właśnie przy 

background image

kawie i rozmyślał o czekającym go dniu? A może myślał o 
niej? Miała nadzieję, że tak.

To byłoby miłe, pomyślała, gdybyśmy oboje siedzieli o 

tej samej porze przy kawie. Zbierali siły do stawienia czoła 
czekającym   nas   wyzwaniom.   Czuli   wzajemne   wibracje, 
czerpali z nich siłę.

A może tylko marzyła o tym, by tak się działo? Chciała 

do   niego   zadzwonić.   Przywitać   się,   życzyć   miłego   dnia. 
Lepiej jednak stałoby się, gdyby to on zadzwonił. A jeszcze 
lepiej   byłoby,   gdyby   obudzili   się   razem,   i   by   pierwszymi 
słowami, jakie wzajemnie od siebie słyszeli były: „Kocham 
cię".

–   Czas   do   roboty,   koleżanko   –   powiedziała   do   siebie. 

Dopiła kawę, wzięła do ręki aktówkę i torebkę. Przeszła do 
garażu, wśliznęła się za kierownicę i zapuściła silnik.

W miarę jak zbliżała się do centrum, deszcz padał coraz 

mocniej. Zaparkowała samochód mając wrażenie, jakby nie 
była tutaj od miesięcy, a przecież minęło tylko parę dni.

Nie mogła się doczekać chwili, gdy wreszcie usiądzie za 

swoim biurkiem. Wiedziała, że za chwilę współpracownicy 
zarzucą   ją   gradem   pytań.   Będzie   musiała   cierpliwie 
wyjaśniać,   dlaczego   nie   było   jej   wczoraj   w   pracy.   A 
wszystko przez to, że Jim nie miał w swoim domku telefonu.

Jej   pierwszą   czynnością   po   wejściu   do   biura   było 

włączenie   komputera.   Asystent   do   spraw   organizacyjnych 
przekazał   jej   wiadomości   telefoniczne   i   karteczki   z 
informacjami.   Przerzuciła   je   pospiesznie,   błyskawicznie 
decydując,   które   sprawy   wymagają   natychmiastowego 

background image

załatwienia, a które mogą jeszcze trochę poczekać.

Po   pierwsze   musiała   zadzwonić   do   Nowego   Jorku. 

Odkładała   właśnie   słuchawkę,   gdy   do   pokoju   zaglądnęła 
Regina Baesley, jej asystentka.

– A więc wróciłaś – uśmiechnęła się.
– Napijesz się kawy? – zaproponowała Alice podchodząc 

do małego stolika, na którym stał ekspres.

– Chętnie. Na zewnątrz jest strasznie zimno.
Wzięła   filiżankę   z   rąk   Alice   i   usiadła   na   krześle   przy 

biurku.

– Martwiliśmy się o ciebie. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie 

zniknęłaś.

– Nawet gdybyś wiedziała i tak nic by z tej wiedzy nie 

wynikło. Sama nie mogę jeszcze do końca uwierzyć w to, co 
się   stało.   Wyobraź   sobie,   że   wybrałam   się   na   narciarski 
weekend... – zaczęła.

– Z Jimem? – wtrąciła domyślnie Regina.
– ... i zasypało nas w jego domku.
– To brzmi bardzo romantycznie. Czemu w takim razie 

tak szybko wróciłaś?

– Burza śnieżna ustała – nie dała się sprowokować Alice. 

– Oczyszczono drogi, no a poza tym musiałam wracać do 
pracy.

– Na twoim miejscu  modliłabym się o zimę  stulecia – 

uśmiechnęła się filuternie Regina. – Taka szansa zdarza się 
raz w życiu.

Alice   zamknęła   oczy   wracając   wspomnieniami   do 

wspólnie spędzonych przed kominkiem chwil, przypominając 
sobie uścisk i pocałunki Jima.

background image

– Tak, to brzmi romantycznie – przyznała.
– Jestem pewna, że tak było – mrugnęła Regina.
Alice spojrzała na nią w milczeniu. Regina była świetną 

asystentką, dobrze im się razem pracowało, ale ich stosunki 
pozostawały   czysto   służbowe.   Praca   pozbawiła   Alice 
znacznej części jej dotychczasowego życia towarzyskiego i 
chociaż   miała   kilka   serdecznych   przyjaciółek,   ich   drogi 
powoli się rozchodziły. Zanotowała w pamięci, że powinna 
zadzwonić do Brendy – od dawna już się z nią nie widziała.

Regina nie była jej przyjaciółką, wiedziała jednak o Jimie. 

Tego   nie   dało   się   uniknąć,   Jim   nie   należał   do   mężczyzn, 
którzy   usuwają   się   w   cień.   Alice   nigdy   jednak   nie 
rozmawiała z nią ani z żadnym innym współpracownikiem na 
temat swego prywatnego życia.

Regina   szybko   przyswoiła   sobie   te   zasady   i   nie 

dopytywała się o szczegóły jej związku z Jimem. Czasami 
tylko   pozwalała   sobie   na   znaczące   spojrzenie   lub   krótką 
uwagę.   Alice   nawet   to   lubiła,   w   końcu   była   nie   tylko 
szefową, lecz również zwyczajną kobietą.

–   Jak   sobie   radziliście   podczas   mojej   nieobecności?   – 

zapytała chcąc zmienić temat.

– Jakoś dalibyśmy sobie radę jeszcze przez dzień lub dwa 

–   promiennie   uśmiechnęła   się   Regina.   –   Jedynie   Jackson 
najwyraźniej   się   za   tobą   stęsknił.   Wydzwaniał   przez   cały 
dzień dopytując się, co się z tobą dzieje.

Alice nagle przypomniała sobie, co mówił Jim na temat 

jej   zaangażowania   w   pracę.   Czy   rzeczywiście   Reynard 
Corporation stawała się całym jej życiem? Ta myśl przeraziła 
ją. Gdyby tak bardzo nie spieszyła się z powrotem do pracy, 

background image

być   może   udałoby   jej   się   w   końcu   dojść   z   Jimem   do 
porozumienia.

– Ten Jackson jest jakiś dziwny – ciągnęła Regina. – Gdy 

próbowałam się dowiedzieć, czego chce od ciebie, obruszył 
się na mnie i niemal oskarżył o szpiegostwo.

Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl.
– Ale ty chyba nie...
Alice uśmiechnęła się przerywając jej w pół zdania.
– Co  też  ty  wygadujesz!  –  roześmiała   się  wyobrażając 

sobie siebie przy boku Jacksona. – Bylibyśmy najdziwniejszą 
parą, jaką znam!

Regina jednak zachowała powagę.
–   To   nie   jest   tak   śmieszne,   jak   ci   się   wydaje   – 

powiedziała.

– Co nie jest śmieszne?
– Tu pracują inteligentni ludzie. Dla nich związek dwóch 

osób z samej góry zarządu wydaje się niezłą kombinacją.

–   Słyszałaś   coś   na   ten   temat?   –   zapytała   przerażona   i 

równocześnie zaciekawiona Alice. Nie traktowała tego typu 
plotek poważnie, należało jednak trzymać  rękę na pulsie i 
orientować się, co ludzie mówią na jej temat. Zwłaszcza, gdy 
chodzi o Roberta Jacksona.

– Nie przejmuj się tym. W końcu oboje jesteście na fali, 

czeka was wspaniała przyszłość. I oboje jesteście samotni – 
nie ma was kto wesprzeć w tym szaleńczym wyścigu. Więc 
czemu nie?

– Chyba trochę się zapędziłaś. – Alice miała wrażenie, że 

w pokoju zaczyna brakować powietrza.

– Ja ci tylko powtarzam, co sama słyszałam. Ale to tylko 

background image

takie gadanie. Ludzie uwielbiają swatać bliźnich.

–   No   cóż,   będę   musiała   uciąć   te   domysły.   Nie   mam 

ochoty, by łączono mnie z Jacksonem, choćby w taki sposób. 
Dla mnie jest bardziej powodem kłopotów niż potencjalnym 
obiektem uczuć.

–   On   z   pewnością   nie   miałby   nic   przeciwko   takim 

plotkom. W końcu coś znaczysz w tej korporacji, dla niego to 
raczej wyróżnienie.

–   Skończmy   już   z   tym   tematem   –   przerwała   Alice.   – 

Czeka nas dzisiaj mnóstwo roboty.

Reszta   ranka   minęła   szybko.   Razem   z   Reginą   spędziły 

nad papierami kilka pracowitych godzin. Dzwonek interkomu 
wyrwał   Alice   z   zamyślenia.   Sekretarka   poinformowała   jej 
asystentkę, że dostarczono właśnie przesyłkę dla Alice.

–   Poproś,   aby   ją   przyniesiono   do   mojego   gabinetu   – 

poleciła.

Po  chwili  w  drzwiach   stanęła   dziewczyna  z   ozdobnym 

pudłem   wspaniałych,   długich   róż.   Alice   uśmiechnęła   się 
szeroko.

To na pewno od Jima, pomyślała.
– Od kogo te kwiaty? – dopytywała się ciekawie Regina. 

– Ten weekend musiał być rzeczywiście niezwykły.

Alice podeszła do pudełka i wyciągnęła bilet wizytowy. 

Charakter pisma wydał jej się nieznajomy.

– „Za połączenie naszych sił!" – przeczytała. Pod spodem 

widniał podpis Roberta Jacksona.

Czuła,   że   ogarnia   ją   złość.   Jak   śmiał   sugerować,   że   w 

ogóle można  mówić  o jakimś  połączeniu! Nie miał  prawa 
przysyłać jej kwiatów!

background image

– Czy to od Jima? – chciała wiedzieć Regina.
– Nie! – rzuciła szorstko, ciskając z niechęcią bilet.
– Przepraszam, nie chciałam wtrącać się w twoje osobiste 

sprawy.

Alice   próbowała   się   uśmiechnąć.   Nie   miała   powodu 

gniewać się na Reginę.

– To ja przepraszam – powiedziała szczerze. – Po prostu 

nie spodziewałam się tej przesyłki. Zresztą, przeczytaj sama. 
Wtedy zrozumiesz, co czuję.

– Nie musisz... – zaczęła Regina.
– Ale chcę tego.
Regina podniosła bilet i przeczytała jego treść.
–   To   już   coś   więcej   niż   tylko   niewinne   plotki   – 

stwierdziła zatroskana. – Jackson osobiście ruszył do akcji.

– Zajmę się tym człowiekiem. Osobiście!
Chwilę   później   zadzwoniła   sekretarka   Jacksona,   by 

potwierdzić ich dzisiejsze spotkanie. Uzgodniono, że zjedzą 
lunch w małej restauracji w Beverly Hills.

Zanim Alice dotarła na miejsce, rozpadało się na dobre. 

Dobiegła   do   drzwi   restauracji   osłaniając   głowę   teczką. 
Kelner zaprowadził ją do zarezerwowanego stolika. Jacksona 
jeszcze  nie było, usiadła więc czekając na jego przybycie. 
Spóźnił się piętnaście minut, a gdy Alice wytknęła mu to, 
zaczął się usprawiedliwiać.

– Musiałem porozmawiać z przedstawicielem zarządu. Na 

temat twojego projektu.

– Spóźniłeś się – powtórzyła.
– Przepraszam. Sądziłem, że to zrozumiesz.
– Wydaje mi się, że zaczynam rozumieć.

background image

Gra,   którą   prowadził   Jackson,   nie   była   aż   tak 

skomplikowana, jak jej się początkowo wydawało. Szanował 
jej pozycję, a nawet talent do prowadzenia interesów, ale tak 
naprawdę   uważał   ją   za   idiotkę.   Chciał   jej   zaimponować 
swoimi wpływami, ale nie w celu zdobycia jej przychylności, 
lecz z myślą o własnej karierze.

– Mocno ich dzisiaj naciskałem i wydaje mi się, że coś...
– Dlaczego? – przerwała bezceremonialnie.
– Dlaczego? Nie rozumiem, o co ci chodzi – zesztywniał 

nagle.

–   Czemu   zadajesz   sobie   tyle   trudu,   aby   poprzeć   moje 

propozycje? Jaki ty masz w tym interes?

–   Sądziłem,   że   wyjaśniliśmy   sobie   wczoraj   tę   sprawę. 

Robię to bezinteresownie – zaczął się bronić.

– A co miały znaczyć te kwiaty?
– Ot, tylko gest – uśmiechnął się i zręcznie zmienił temat. 

– Może zamówimy coś? Na co masz ochotę?

Alice   wiedziała,   że   nie   ma   sensu   spierać   się   dalej. 

Wszystkie   jej   uwagi   spływały   po   nim   jak   woda.   W   tym 
człowieku było coś śliskiego i wcale jej się to nie podobało.

Zamówiła   sałatkę   z   krewetek   dla   siebie,   Jackson   stek, 

homara i sałatkę. Do tego poprosili o butelkę białego wina.

– Wolałabym, żebyś nie przysyłał mi kwiatów do biura – 

wróciła do przerwanej rozmowy.

– Nie chciałem cię obrażać.
– Z pewnością. Ale...
– Czy chodzi ci o to, co pomyślą ludzie? – przerwał jej.
– Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał sobie cokolwiek. O 

nas.

background image

– A co byłoby w tym złego? – spytał Jackson. Uniósł się 

lekko   na   krześle,   jakby   dokonywał   prezentacji   przed 
zarządem. – Nie wyglądamy w końcu razem tak źle.

– W ogóle ze sobą „nie wyglądamy" – ucięła. – Chodzi 

mi o to, że...

– Wiem, o co ci chodzi. Uwierz mi, że cię rozumiem. I 

przepraszam, jeżeli się wtrąciłem.

– Wtrąciłeś? – Do czego zmierzał? Alice nie podobał się 

sposób, w jaki rozmawiali. – Teraz ja zupełnie nie wiem, o co 
ci chodzi.

– Rozumiem, że kwiaty mogły być źle odebrane przez, 

powiedzmy, narzeczonego.

Nie rób mi tego!, pomyślała.
– Mylisz się – stwierdziła tak spokojnie, jak mogła. – To 

nie ma nic wspólnego z moim życiem osobistym. Nie wydaje 
mi się po prostu, by było dobrze dla któregokolwiek z nas, 
gdyby   łączyło   nas   coś...   romantycznego.   Jest   w   tym   coś 
nieetycznego, wręcz – niesmacznego.

Jackson pociągnął potężny łyk wina.
– Nie określiłbym mianem „niesmacznego" tego, że moje 

imię może być łączone z twoim – stwierdził. – Jestem raczej 
dumny z reputacji, jaką zdobyłem.

– Nie chodzi mi o zawstydzenie z tego powodu – zaczęła 

Alice   wściekła   na   siebie,   że   pozwoliła   Jacksonowi 
pokierować w ten sposób rozmową.

– Nie wątpię.
–   Chodziło   mi   o...   –   zaczęła   powtórnie,   czując   coraz 

większe zdenerwowanie.

– Wiem, o co chodziło – przerwał jej. – I nie winię cię za 

background image

to. Ciągle jeszcze budujesz swoją pozycję w firmie i musisz 
być bardzo ostrożna. Zwłaszcza, że jesteś kobietą. Rozumiem 
cię, naprawdę. Świat biznesu i pieniędzy, to męski świat. I 
zawsze   był.   Nie   twierdzę,   że   tak   jest   dobrze,   ale   zmiany 
przychodzą wolno.

– Do czego zmierzasz? Nie obchodzi mnie, co inni mówią 

na mój temat. Moja praca mówi za mnie...

– A powinno cię obchodzić – naciskał. – Wspięłaś się na 

wysoki stołek. Samotna kobieta na kierowniczym stanowisku 
napotyka   wszędzie   na   trudności,   które   nie   zdarzają   się 
mężczyznom. To smutne. Wręcz haniebne. Ale... – w jego 
oczach   pojawił   się   błysk.   –   Musimy   stawić   czoła 
rzeczywistości.

– Wydawało mi się, że tak właśnie robię – stwierdziła 

podniesionym   głosem.   –   Aż   do   tej   rozmowy.   Kiedy 
usłyszałam tę plotkę – a nie wiem dlaczego dowiedziałam się 
o   niej   ostatnia   –   pomyślałam,   że   to   tylko   takie   ględzenie. 
Nigdy jednak nie przyszło by mi do głowy...

– Masz prawo być zdenerwowana – wtrącił Jackson.  – 

Takie gadanie mnie również przeszkadza. Niestety, niewiele 
da się z tym zrobić. Tak już jest. Lecz w tym szczególnym 
przypadku   –   spojrzał   na   nią   porozumiewawczo   –   czy   to 
naprawdę aż tak złe? Sądzę, że rzeczy mogłyby się ułożyć po 
naszej myśli. – Uśmiechnął się szeroko. – Tak. Ta sprawa 
mogłaby nam bardzo pomóc.

Czuła   się   jak   w   wielkiej   pajęczynie.   Im   zacieklej 

walczyła,   by   się   uwolnić,   tym   mocniej   oplatały   ją   lepkie 
nitki. Jak mogła dopuścić, by ich rozmowa zaszła w ślepy 
zaułek?

background image

Podano zamówione przez nich dania.
–   Jak   te...   te   bzdurne   plotki   mogłyby   nam   pomóc?   – 

spytała, kiedy tylko kelner oddalił się od stolika. – To czyste 
szaleństwo – stwierdziła poirytowana.

Jackson przełknął, otarł usta śnieżnobiałą chusteczką.
– Jak już mówiłem, oboje zdobyliśmy wysoką pozycję w 

korporacji. Udowodniliśmy, że wiemy, jak to wszystko się 
kręci.   Oboje   jesteśmy   młodzi,   dynamiczni,   umiemy   radzić 
sobie z problemami. Mamy same atuty w ręku. Pokazaliśmy, 
że  warto nas   słuchać.  Zrozumiałem   to na  początku  swojej 
kariery.   I   ty   także   się   o   tym   przekonałaś.   Zasługujesz   na 
uwagę.

– Nie na taką uwagę – stwierdziła cierpko. Jadła zupełnie 

bez apetytu. Czuła suchość w ustach. Zwilżyła je winem.

–   Mnie   osobiście   pochlebia,   iż   niektórzy   łączą   nasze 

nazwiska. Nawet jeżeli są to tylko plotki.

– Moje ego nie potrzebuje tego typu gratyfikacji.
–   Sądzę   –   powiedział   chłodno   –   że   nie   dostrzegasz 

pewnego istotnego szczegółu.

Nachylił się ku niej.
– Widzisz, Alice, ty i ja, my, należymy do wyjątkowego 

typu   ludzi.   Bardzo   wyjątkowego.   Wbrew   wszystkim   i 
wszystkiemu   udowodniliśmy   naszą   wartość.   Pod   wieloma 
względami   wyłamujemy   się   z   ogólnie   przyjętych   reguł. 
Muszę   ci   powiedzieć,   że   plotki,   które   do   ciebie   dotarły, 
niewiele   różnią   się   od   tego,   co   mówią   między   sobą 
członkowie zarządu – uśmiechnął się znacząco. Alice miała 
wielką ochotę zetrzeć ten obrzydliwy uśmiech z jego twarzy. 
Postanowiła jednak wysłuchać do końca tego, co Jackson ma 

background image

do powiedzenia.

– Mówiąc w ten sposób o nas, potwierdzają mimowolnie 

naszą   wyjątkowość.   Jesteśmy   ulepieni   z   tej   samej   gliny   i 
ludzie to zauważają. Oboje jesteśmy inteligentni, potrafimy 
ciężko   pracować.   Musisz   się   pogodzić   z   pewnymi 
konsekwencjami...

–   Bzdury   –   syknęła   ze   złością.   –   Brednie,   nie   zdajesz 

sobie   z   tego   sprawy?   W   tych   plotkach   nie   ma   ani   słowa 
prawdy!

– Ale to bardzo szybko może się zmienić – powiedział 

cicho.

Uważaj,   dziewczyno,   ostrzegł   ją   instynkt.   Będzie 

próbował   wykonać   jakiś   ruch,   nie   pozwól   sobie   odebrać 
kontroli nad sytuacją.

– Nie widzę najmniejszych szans – powiedziała ostro.
Jackson zachował spokój. Wydawało się, że nic nie jest w 

stanie wytrącić go z równowagi na dłużej. Zastanawiała się, 
czy   powodem   jest   pewność   siebie   czy   też   arogancja.   Być 
może jedno i drugie.

–   Pomyśl,   jakie   to   może   mieć   znaczenie   dla   ciebie   – 

zawiesił   na moment   głos.  – Dla  nas  – dodał  po  chwili. – 
Jesteśmy już wpływowymi ludźmi, choć jeszcze nie mamy 
pełni   władzy.   Możemy   ją   jednak   łatwo   zdobyć,   jeśli 
wykorzystamy szanse, które same pchają nam się w ręce.

– Jakie szanse? – spytała podejrzliwie. Czuła, że wypity 

alkohol zaczyna jej szumieć w głowie, ale tego właśnie teraz 
potrzebowała. W ten sposób łatwiej jej się było bronić przed 
absurdalnymi propozycjami Jacksona.

–   Sami   możemy   stworzyć   te   szanse.   Nie   należymy   do 

background image

osób,   które   biernie   czekają,   co   im   los   przyniesie.   Od   nas 
zależy, co uda nam się osiągnąć.

–  Doceniam  ten  komplement,  ale   nie   widzę  związku  z 

całą naszą dotychczasową rozmową.

Popijając wino spojrzała mu w oczy. Najwyraźniej nie był 

zainteresowany tym, co miała do powiedzenia.

–   Wszystkie   te   plotki   traktuję   jako   bezpodstawne 

pomówienia   i   zrobię,   co   w   mojej   mocy,   aby   zakończyć 
dyskusje na temat naszego ewentualnego związku.

–   W   dwójkę   stworzylibyśmy   bardzo   silny   zespół   – 

przerwał jej. – Pomyśl o tym. Mielibyśmy ogromny wpływ 
na to, co dzieje się w korporacji. Gdybyśmy połączyli naszą 
wiedzę i wpływy...

– Zespół? – Alice miała ochotę rzucić się do ucieczki. Nie 

mogła   uwierzyć, że  Jackson  naprawdę  mówi  to,  co myśli. 
Może jest pijany? Albo szalony?

–   Czemuż   by   nie?   –   błysnął   w   uśmiechu   zębami.   – 

Popatrz, ile już osiągnęliśmy działając na własny rachunek. 
Gdybyśmy zaczęli się wzajemnie wspierać, mielibyśmy świat 
u swych stóp!

– Masz wybujałą fantazję! – powiedziała drżąc na samą 

myśl o wspólnej pracy.

– Moje marzenia są dla mnie bardzo ważne. Masz szansę 

stać   się   ich   częścią.   Oczywiście   nie   mówię   o   czymś   tak 
niepraktycznym i wątpliwym jak miłość...

– Miłość!? – Alice aż podskoczyła z oburzenia.
Jackson mówił dalej nie zauważając jej reakcji.
– Mam na myśli coś namacalnego i realnego, coś co może 

być podstawą do interesów.

background image

– Nie wierzę własnym uszom – zdenerwowanie niemal 

odebrało jej głos.

– Solidne partnerstwo. O tym właśnie myślę. Wiem, że 

razem możemy wiele osiągnąć.

Nie wiedziała, czy ma śmiać się, czy płakać.
– C... co? – wykrztusiła. – Powtórz to, co powiedziałeś. 

Chcę   się   upewnić,   że   dobrze   słyszałam.   Proponujesz   mi 
współpracę?

– Tak – uśmiechnął się Jackson.
Alice zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią. Nie 

miała powodu bawić się w subtelności.

– Czy dobrze zrozumiałam – zaczęła ostrożnie dobierając 

słowa – że twoja, nazwijmy ją, sugestia, oznacza propozycję 
małżeństwa?

– Tak – odparł krótko. – Można to tak ująć. Chciałbym 

dojść do porozumienia, które byłoby korzystne dla obu stron. 
Głównym   powodem,   dla   którego   tak   mocno   popierałem 
twoją   propozycję,   była   chęć   udowodnienia   ci,   ile   znaczą 
wpływy.

– A więc nie chodziło ci o sam projekt?
–   Jego   zawartość   merytoryczna   nie   ma   z   tym   nic 

wspólnego.   Celowo   głosowałem   przeciwko   niemu,   aby 
pokazać ci, jak wielkie znaczenie mają wewnętrzne układy. 
Sam   projekt   jest   mi   zupełnie   obojętny.   Jeżeli   mam   w   ten 
sposób   poprawić   twoje   samopoczucie,   to   powiedzmy,   że 
jestem   gotów   go   poprzeć.   Potraktuję   swój   głos   jako 
inwestycję, o ile oczywiście dojdziemy do porozumienia.

– Małżeństwo?  – to słowo z trudem przeszło  jej przez 

usta.   –   Chyba   żartujesz   –   z   ledwością   udało   jej   się 

background image

powstrzymać szyderczy śmiech.

– Tak, proponuję ci małżeństwo – uśmiechnął się pewnie. 

– Znaczący ruch do przodu dla nas obojga.

– Jedyny ruch, jaki mam zamiar wykonać, to wyjście stąd 

– warknęła. Co on sobie wyobrażał? – Nie podoba mi się 
twój sposób rozumowania. Doceniam fakt, iż wydaje ci się, 
że mogłabym być atutem w robieniu przez ciebie kariery, ale 
nie   sądzę,   by   ta   propozycja   okazała   się   tego   warta.   Może 
jestem   trochę   staroświecka   –   udało   jej   się   zapanować   nad 
nerwami – ale wierzę w miłość. Zdziwi cię zapewne fakt, iż 
mój świat nie składa się wyłącznie z pracy i wskakiwania na 
coraz wyższe stołki.

– Ale ja cię kocham – przerwał jej. – Oczywiście, nie 

należę do osób, które wariują z miłości. I do miłości, jak do 
wszystkiego innego w moim życiu, podchodzę racjonalnie. 
Oboje   jesteśmy   ludźmi   praktycznymi.   A   ludzie   praktyczni 
zawierają partnerskie układy. Tam gdzie emocje biorą górę, 
panuje   chaos.   Uwielbiam   solidne   inwestycje.   I   wiem,   że 
jesteś najlepszą inwestycją, jaką mogę uczynić.

– Wydaje mi się, że wybrałeś sobie niewłaściwą firmę do 

inwestowania – ucięła cierpko. – Nie masz takiej oferty, by 
udało ci się mnie kupić.

– Czy jest ktoś inny? – spytał Jackson. – Chodzi mi o to, 

czy otrzymałaś lepszą propozycję? Nie widzę takiej.

– Nie widzisz wielu rzeczy – stwierdziła Alice podnosząc 

się z miejsca.  – Nie widzisz, że właśnie emocje i uczucia 
sprawiają, że ten świat nie wariuje. Nie jestem akcją, którą 
można kupić. Jestem kobietą. I powierzono mi kierownicze 
stanowisko.   Znam   swoją   pracę,   swoje   uczucia.   Wiem   jak 

background image

sobie z nimi radzić, bez interwencji z twojej strony.

Jackson   był   zaszokowany.   Jego   twarz   ściemniała,   a   na 

czole pojawiły się kropelki potu. Widocznie nikt przedtem 
nie mówił do niego tym tonem i nie odrzucił „wielkodusznej" 
oferty.

–   Interwencji?   –   wykrztusił.   –   Nie   miałem   zamiaru   w 

niczym interweniować. Moim celem...

– Wiem, co ci chodziło po głowie – naskoczyła na niego 

Alice. – Nie jestem taka naiwna, jak ci się wydaje. Musisz się 
jeszcze   wiele   nauczyć.   Świat   nie   jest   twoim   prywatnym 
placem zabaw.

–   Świat   może   być   tym,   czym   go   zechcemy   uczynić   – 

odparował.

– Nie ze mną. Nie potrzebuję twojej pomocy. Dam sobie 

radę   sama.   A   jeżeli   ty   znajdziesz   się   kiedyś   w   potrzebie, 
zadzwoń do mojej asystentki, umówi cię na spotkanie i, być 
może, będę mogła coś dla ciebie zrobić.

– Wydaje mi się, że trochę przesadzasz.
– Odbieram twoje słowa zbyt uczuciowo – stwierdziła. – 

Czy to masz na myśli? Nie przywykłeś, by ktoś ucierał ci 
nosa. Radzę się powoli przyzwyczajać. Nie zamierzam się 
przed tobą cofać. Intrygowałeś przeciwko mnie, mojej pracy. 
Kosztowałeś   mnie   sporo   czasu.   Chcę   jednak   o   tym 
zapomnieć   –   oddychała   gwałtownie.   –   Powiem   ci   jeszcze 
jedno.   Trzymaj   się   ode   mnie   z   daleka.   Nie   chcę   i   nie 
potrzebuję   twojej   pomocy   ani   teraz,   ani   w   przyszłości.   I 
ostrzegam cię, że jeżeli wejdziesz mi w drogę, to napytasz 
sobie   takiej   biedy,   że   będziesz   żałować,   że   w   ogóle   mnie 
spotkałeś.

background image

–   Nie   musisz   mi   grozić   –   bronił   się   Jackson,   usiłując 

zachować twarz. – Zależy mi na tobie i na twojej przyszłości. 
No   i   oczywiście   mojej.   Sądziłem   po   prostu,   że   dwoje 
inteligentnych ludzi jak my, może sobie znakomicie ułatwić 
życie.

– Prawdopodobnie istnieje taka możliwość – stwierdziła. 

– Ale pokpiłeś sprawę, usiłując bawić się ze mną. A ja nie 
gram w gry. Mogę je natomiast powstrzymać, jeżeli zaczną 
mi zagrażać.

– Przykro mi, że...
–   Niech   ci   nie   będzie   przykro.   Postaraj   się   być   tak 

sprytny,   jak   twierdzisz,   że   jesteś.   Będę   z   tobą   pracować. 
Umiem dostrzegać ludzkie możliwości. W twoim przypadku 
są one głęboko ukryte pod całą tą pompatycznością. Mogę 
sobie   jednak   z   tym   poradzić.   Nie   mam   jednak   zamiaru 
pozwalać   ci   rzucać   mi   kłody   pod   nogi   tylko   dlatego,   że 
doszedłeś do wniosku, że przydałoby mi się parę lekcji.

Jackson wstał rozglądając się po sali. Niektórzy klienci 

ciekawie zerkali na całą scenę. Poprawił kamizelkę.

–   Proszę   –   zaczął   ledwie   słyszalnym   głosem.   – 

Powinniśmy porozmawiać. Ale nie w ten sposób.

–   Powiedziałam   wszystko,   co   miałam   na   ten   temat   do 

powiedzenia – stwierdziła głośno. Jego wściekłe spojrzenie 
zdradziło, że ciosy trafiły w czuły punkt. – Muszę wracać do 
pracy.   –   Wsunęła   rękę   do   torebki,   znalazła   w   niej   dwa 
banknoty   –   pięćdziesiąt   i   dwadzieścia   dolarów.   Policzyła 
szybko,   ile   kosztował   posiłek.   Rzuciła   na   stolik 
pięćdziesięciodolarowy   banknot.   –   Ja   stawiam,   podziel   się 
resztą z kelnerem.

background image

Jackson wołał za nią, kiedy wychodziła z restauracji. Nie 

słuchała go, szła wyprostowana, czuła, jak w głowie pulsuje 
jej krew.

Kiedy wyszła na zewnątrz, zobaczyła, że deszcz ciągle 

jeszcze   pada.   Podstawiono   jej   samochód.   Wcisnęła 
odźwiernemu do ręki dwadzieścia dolarów, uśmiechnęła się, 
widząc   jego   zdumienie,   wsiadła   i   szybko   włączyła   się   w 
popołudniowy ruch.

W drodze do biura rozmyślała o rozmowie w restauracji. 

Nareszcie utarła nosa Jacksonowi. Musiała jednak przyznać, 
że przy jego wpływach może on wyrządzić tyle samo złego, 
co dobrego. Czy zepchnęła go na pozycję, z której marzyć 
będzie tylko o zemście? Wyśmiała go na oczach wielu osób. 
Nie było to chyba najmądrzejsze posunięcie.

Nawet w biurze ta myśl nie dawała jej spokoju. Stanęła z 

filiżanką   gorącej   kawy   w   ręku   przy   oknie   w   swoim 
gabinecie.   Przez   przyciemnione   szyby   widziała   ogromny 
kompleks Century City. Nagle poczuła się bardzo zmęczona. 
Zapragnęła zobaczyć się z Jimem, porozmawiać z nim. Na 
pewno poprawiłoby jej to humor.

– Jak się udał lunch? – spytała Regina. – Sądząc po twoim 

zachowaniu, nie najlepiej.

–   Co   sądzisz   o   miłości?   –   Alice   sama   nie   wiedziała, 

dlaczego zadała takie pytanie. Potrzebna jej była rozmowa. 
Miała wrażenie, że znajduje się na wirującej karuzeli, która 
obraca się coraz szybciej. Czuła się nieswojo, nie panowała 
nad sytuacją.

– Myślę, że jest to najlepsza rzecz obok bycia bogatym – 

background image

uśmiechnęła   się   Regina.   Po   chwili   spoważniała   jednak.   – 
Dlaczego pytasz? Nie jesteś...

– Nie jestem już tego taka pewna. Czasami wydaje mi się, 

że miłość jest najważniejszą rzeczą w życiu. A kiedy indziej 
zastanawiam się, czy miłość nie prowadzi do... No... Sama 
nie wiem.

– Ograniczenia wolności – podrzuciła Regina.
Alice nie myślała o tym słowie, ale zgodziła się. Może 

tego właśnie obawiała się w miłości – ograniczeń.

– Tak, o to mi chyba chodzi – stwierdziła nie odwracając 

się od widoku miasta. Świat na zewnątrz wydał jej się mokry 
i   szary.   W   górach   pewnie   padał   śnieg.   Chatę   otulał   biały 
puch, migoczący w świetle księżyca. Zapragnęła tam być. Z 
dala od świata ze szkła, betonu i stali.

– Nie wolno mi się zakochać – zaśmiała się Regina. – Ja 

już jestem zamężna.

– Czy tak się to wszystko dzieje? – spytała Alice czując, 

że Regina rozumie wiele rzeczy i zastanawiając się, dlaczego 
nigdy nie rozmawiała z nią tak otwarcie. – Czy miłość staje 
się atrybutem przeszłości, kiedy ustatkujemy się, wyjdziemy 
za mąż?

– Mówisz poważnie, prawda? – powiedziała Regina po 

chwili   milczenia.   –   Wydawało   mi   się,   że   tak   sobie   tylko 
rozmawiamy.

–   Jaki   wpływ   życie   zawodowe   wywiera   na   twoje 

małżeństwo?   Czy   masz   poczucie,   że   przez   małżeństwo 
musiałaś się czegoś wyrzec?

– Teraz już rozumiem, o co ci chodzi. Nie wiem, jak mam 

odpowiedzieć.   Mogę   tylko   wyznać,   że   jestem   szczęśliwa. 

background image

Oczywiście   czasami   krępuje   mnie,   że   nie   mogę   myśleć, 
czego   chcę,   bo   muszę   myśleć,   czego   chcemy.   Ale   wtedy 
przypominam   sobie,   co   nas   połączyło.   Miłość.   Kiedy 
postanawiamy coś, nieważne, czy chodzi o jego pracę, czy o 
moją,   zawsze   staramy   się   brać   pod   uwagę   interesy   nas 
obojga. Szczególnie myślimy wtedy o tym, że chcemy być 
razem. To chyba jest właśnie miłość – bycie razem, uczenie 
się bycia razem.

–   Partnerstwo   w   interesach?   –   podsunęła   Alice 

odwracając   się   do   Reginy.   Wydawała   się   pogodniejsza. 
Odnalazła spokój, którego jej brakowało.

– Partnerstwo emocjonalne, jeżeli już – wyjaśniła Regina. 

–   Nie   da   się   zaprogramować   małżeństwa.   Ludzie   się 
zmieniają,   rozwijają   w   różny   sposób.   Nie   da   się   tego 
wyliczyć.

– Jesteś zadowolona ze swojego życia, z tego do czego 

doszłaś?

– Mogłam zajść dalej. Lecz zadałam sobie pytanie, czego 

pragnę   w   życiu   najbardziej.   I   okazało   się,   że   nie   muszę 
władać całym światem. Chciałam się jakoś wyrazić. I okazało 
się, że to, co robię, najlepiej mnie wyraża.

–   Czy   sądzisz,   że   jestem   zbyt   zaabsorbowana   swoją 

karierą? – Patrzyła Reginie prosto w oczy. Czy będzie z nią 
szczera?

– Myślę, że jesteś najwrażliwszą osobą, z jaką, albo dla 

której,  pracowałam.   Wydaje   mi   się,   że   masz   w   korporacji 
ważną rolę do odegrania, nie tylko po to, by udowodnić, że 
kobieta może odnosić sukcesy, lecz dlatego, że masz talent i 
wrażliwość,   aby   zmieniać   świat   na   lepsze.   A   mężczyzna, 

background image

który kocha cię i nie widzi, jak ważne są te cechy... Sama nie 
wiem – odwróciła głowę, po chwili znowu spojrzała Alice w 
oczy. – Może on nie wie, czym jest naprawdę miłość.

Przegadały całe popołudnie. Alice nagle stała się bardzo 

rozmowna.   Opowiedziała   Reginie   o   latach   spędzonych   w 
college'u,   marzeniach,   które   kazały   jej   nie   poddawać   się. 
Nagle jednak zdała sobie sprawę, że te marzenia były bardzo 
płytkie.   Zrozumiała,   że   pędzi   przed   siebie   tracąc   wiele   z 
życia.   Nie   chciała   przeć   dalej   bez   patrzenia   na   boki, 
zmieniając tylko kierunek. Cóż otrzymałaby w zamian?

Kiedy   do   gabinetu   weszła   sekretarka,   Alice   i   Regina 

rozmawiały i śmiały się głośno. Alice poczuła wolność, jakiej 
nie zaznała od czasu opuszczenia college'u.

–   Był   telefon   w   sprawie   zebrania   zarządu   – 

poinformowała sekretarka. – Chcieliby się z panią spotkać.

Śmiech   gwałtownie   zamarł.   Alice   popadła   w   ponury 

nastrój. Czy Jackson zaczął już działać? Czuła jak bije jej 
serce. Nie bała się. Była wściekła.

Wstała i ruszyła do drzwi. Odkładanie tego na później nie 

miało sensu. Jeśli Jackson chciał się z nią zmierzyć przed 
zarządem, była na to przygotowana.

Gdy   dotarła   do   hallu,   przypomniała   sobie   o   randce   z 

Jimem.   Zatrzymała   się   w   pół   kroku   i   wróciła   do   siebie. 
Zadzwoniła do Jima, by wyjaśnić mu, że może się spóźnić 
kilka   minut   z   powodu   nagłego   spotkania   zarządu.   Miała 
nadzieję, że zrozumie.

Sekretarka Jima poinformowała ją, że właśnie wyszedł z 

pracy   i   nie   ma   pojęcia,   gdzie   można   go   złapać.   Alice 
spróbowała zadzwonić do niego do domu. Nikt nie podnosił 

background image

słuchawki.

–   Członkowie   zarządu   czekają   –   pośpieszyła   ją 

sekretarka.

Po   raz   ostatni   wykręciła   numer   do   Jima.   Nie   mogąc 

doczekać się odpowiedzi, miała tylko nadzieję, że spotkanie 
nie  przeciągnie   się  zbytnio. Spojrzała na  zegarek.  Właśnie 
minęła szósta.

background image

Rozdział 7

Wszyscy   członkowie   zarządu   siedzieli   już   na   swych 

miejscach przy okrągłym konferencyjnym stole. Przyciszony 
szum   rozmów   przerywały   tylko   delikatne   stuknięcia 
odstawianych na spodki filiżanek z kawą. Gdy Alice weszła 
do pokoju, rozmowy ucichły. Powitały ją przyjazne uśmiechy 
i uważne spojrzenia.

Wyczuła, że coś wisi w powietrzu. Wydawało się, że jest 

tu   jedyną   osobą,   która   nie   zna   jakiegoś   ważnego   sekretu, 
oczywistego dla innych. Czyżby Jackson coś im powiedział? 
Czy z jego inicjatywy zostało zwołane to zebranie?

Zobaczyła,   że   Jackson   siedzi   po   lewej   stronie 

przewodniczącego   zarządu.   Z   wyrazu   jego   twarzy   nie 
potrafiła   odczytać,   o   czym   myśli.   Uśmiechnął   się   do   niej 
obojętnie i powrócił do przerwanej rozmowy.

Poczuła się nagle bardzo niepewnie. Może filiżanka kawy 

doda jej trochę odwagi.

Chwilę   później   przewodniczący   otworzył   zebranie.   W 

zupełnej ciszy podeszła do swego krzesła umieszczonego na 
końcu   stołu.   Na   twarzy   Jacksona   pojawił   się   wyraz 
zadowolenia. Alice nie miała pojęcia, czy zapomniał już o 
incydencie z restauracji.

Przed   każdym   z   członków   rady   leżały   świeżo 

wydrukowane kopie jej projektu.

background image

To od tej strony Jackson zamierza się ze mną rozprawić, 

pomyślała. Zwołał pospiesznie zebranie, aby nie miała szansy 
przygotować  się  do odparcia  jego  zarzutów.  Wiedziała,  że 
czeka ją ciężka przeprawa, ale żeby wygrać, musi zachować 
maksymalny spokój i jasność umysłu.

–   Przepraszam   za   pośpiech,   z   jakim   zwołaliśmy 

posiedzenie   –   zaczął   przewodniczący   –   ale   uznałem   to   za 
konieczne   po   przeprowadzonej   rozmowie   z   panem 
Jacksonem.   Chciałbym,   abyśmy   zajęli   się   dzisiaj 
proponowanymi przez pannę Stocker zmianami w organizacji 
naszej firmy. Według autorki, jej projekt przyniósłby naszej 
korporacji znaczne korzyści.

Jackson uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała mu tym 

samym.   Nie   miała   najmniejszego   zamiaru   poddać   się   bez 
walki. Do końca będzie bronić słusznej sprawy – o ile tylko 
dowie się, gdzie leży problem.

–   Jak   państwu   wiadomo   –   ciągnął   przewodniczący   – 

panna   Stocker   okazała   się   dla   naszej   korporacji   bardzo 
cennym nabytkiem.  Jej projekt, którego kopie znajdują się 
przed wami, jest tego najlepszym dowodem.

Alice poczuła się nagle zupełnie zbita z tropu. O co w tym 

wszystkim chodzi? Czy Jackson wciąż jeszcze próbował jej 
zaimponować swoimi wpływami? Spodziewała się raczej, że 
na przedstawionym przez nią projekcie nie zostawią suchej 
nitki. Nagła zmiana nastawienia wydała jej się co najmniej 
dziwna.

– Początkowo wszyscy mieliśmy  jakieś zastrzeżenia do 

tych propozycji, ale przekonaliśmy się, jak bardzo potrafimy 
być   krótkowzroczni.   Zmiany   proponowane   przez   pannę 

background image

Stocker   wybiegają   daleko   w   przyszłość.   Z   przyjemnością 
mogę jednak stwierdzić, że pan Jackson oraz kilku innych 
członków zarządu wykazało dużą otwartość i zmieniło nasze 
nastawienie do propozycji panny Stocker.

Alice poczuła narastające podniecenie. Chciała śmiać się i 

płakać   ze   szczęścia.   Zmusiła   się   jednak   do   wysłuchania 
przemówienia przewodniczącego do końca. Nie powiedział 
jeszcze   ostatniego   słowa.   Korporacja   rządziła   się   swoimi 
prawami. Czasami gorzka pigułka miała lukrowaną otoczkę.

– To wspaniały pomysł – stwierdził przewodniczący. – I z 

rozmów, jakie z panami odbyłem, wiem, że podzielacie moje 
zdanie.   Lecz   dla   porządku,   zarządzam   głosowanie.   – 
Przerwał i rozejrzał się po sali. – Tych z panów, którzy są za 
wprowadzeniem proponowanych zmian proszę, by podnieśli 
rękę.

Z   niedowierzaniem   stwierdziła,   że   ręce   wszystkich 

członków zebrania znajdują się w górze.

–   Dziękuję   –   powiedział   przewodniczący.   –   Proszę 

zaprotokołować,   że   decyzja   w   sprawie   przyjęcia 
zaproponowanych   przez   pannę   Stocker   zmian   jest 
jednogłośna.

Rozległy się pomruki uznania. Alice uśmiechnęła się do 

zgromadzonych. Poszukała wzrokiem Jacksona. Czy wiedział 
wcześniej,   że   jej   propozycja   zostanie   przyjęta?   Może   ten 
lunch był tylko wybiegiem, żeby „załapać" się na pędzący 
pociąg, który wywinduje go jeszcze wyżej? Czy proponował 
jej   poparcie,   którego   nie   potrzebowała?   Jego   oczy   bez 
wyrazu nie zdradziły jej nic.

– Jest jeszcze jedna sprawa – zaczął przewodniczący.

background image

– Dotyczy ona również panny Stocker i jej przyszłości w 

Reynard Corporation.

A więc o to chodzi, pomyślała Alice. Potężny kopniak, 

poprzedzony pochlebstwami. Jackson uśmiechał się teraz od 
ucha do ucha. Z przyjemnością wepchnęłaby mu do gardła 
jedną z kopii projektu.

– Przedyskutowałem już z panami tę kwestię – ciągnął 

przewodniczący.   –   I   zadecydowaliśmy,   że   poczekamy   z 
ogłoszeniem   naszej   decyzji.   Jednakże   dziś   popołudniu   pan 
Jackson   przypomniał   mi,   że   panna   Stocker   będzie   miała 
przemawiać   w  trakcie   nadchodzącego   kongresu.   Myślę,   że 
nadszedł   odpowiedni   moment,   by   przedstawić   tę   sprawę, 
którą od pewnego czasu rozpatrujemy.

Poczuła   się   nieswojo.   Nie   miała   pojęcia   o   czym   jest 

mowa.   Nie   wiedziała,   czy   ma   być   zadowolona,   czy 
przygnębiona.

– Pan Braxton – wyjaśnił przewodniczący – postanowił 

przejść na emeryturę, zwalniając miejsce  w zarządzie. Nie 
sądzę, by ten fakt wzbudził zaskoczenie kogokolwiek na tej 
sali z wyjątkiem panny Stocker. – Uwaga wszystkich znowu 
skierowana została na Alice. Wszyscy uśmiechali się, nawet 
Jackson. Oddała im uśmiech, nie mając zielonego pojęcia, o 
co chodzi. – Myśleliśmy, że dane nam będzie nieco więcej 
czasu,   by   przyjrzeć   się   zaproponowanej   kandydaturze   na 
miejsce   pana   Braxtona.   Wydaje   mi   się   jednak,   że   nie   ma 
żadnego powodu, by z tym zwlekać.

O czym on mówi?, zniecierpliwiła się Alice.
–   Panno   Stocker   –   przewodniczący   zwrócił   się 

bezpośrednio do niej. – Pani praca tutaj wywarła na nas spore 

background image

wrażenie. A pani projekt pokazał, że ma pani duże zdolności. 
Wszyscy   zgadzamy   się,   że   byłaby   pani   doskonałą 
kandydatką, mogącą sprostać obowiązkom członka zarządu, 
po odejściu pana Braxtona.

To był sen! Musiała chyba śnić. Może jednak nie udało 

jej się wyjść z burzy śnieżnej i błąkała się w oszołomieniu, 
odcięta od świata. Ta myśl przeraziła ją. Uszczypnęła się w 
przedramię. Poczuła ból. Być może śniła, ale na pewno nie 
spała.

Członkowie zarządu wstali z miejsc i zaczęli bić brawo. 

Najgłośniej   zachowywał   się   Jackson.   Alice   siedziała 
zdumiona.   Wejście   do   zarządu   było   ostatnią   rzeczą,   jaka 
przychodziła   jej   do   głowy.   To   szaleństwo.   Ponad   połowa 
oklaskujących ją teraz mężczyzn mogłaby być jej dziadkami. 
Co   sprawiło,   że   wpadli   na   taki   pomysł?   Fakt,   że   została 
wicedyrektorem   do   spraw   marketingu,   stał   się   już   sam   w 
sobie lekkim trzęsieniem ziemi. Jak więc możnaby określić 
jej obecny awans?

„Wszyscy   zgadzamy   się,   że   byłaby   pani   doskonalą 

kandydatką, mogącą sprostać obowiązkom członka zarządu, 
po odejściu pana Braxtona."
 Słowa przewodniczącego wciąż 
dźwięczały jej w uszach.

–   Zapis   z   tego   spotkanie   wykaże   –   przewodniczący 

uciszył   zgromadzonych   –   że   zgromadzeni   jednomyślnie 
opowiedzieli się za kandydaturą panny Stocker, jako nowego, 
pozwolę   sobie   również   dodać,   najpiękniejszego   członka 
zarządu. I to przez aklamację.

Przewodniczący   wyjaśnił   jej,   że   doszli   do   wniosku,   iż 

będzie   mogła   lepiej   reprezentować   siebie   i   oczywiście 

background image

Reynard   Corporation,   jako   pełnoprawny   członek   ciała 
zarządzającego   korporacją.   Zdecydowano   także,   by 
wykorzystać szansę i ogłosić jak najszybciej jej nominację. 
Zbliżający się kongres stanowił odpowiednią okazję.

Gdy nadeszła pora, by zabrała głos, Alice nie była pewna, 

czy   uda   jej   się   wykrztusić   z   siebie   choćby   jedno   słowo. 
Powiodła   wzrokiem   po   twarzach   członków   zarządu. 
Wyglądali jakby inaczej niż zwykle. Czy to dlatego, że po raz 
pierwszy poczuła się im równa?

Wiedziała, że powinna mówić głośno i wyraźnie.
– Nie zamierzam ukrywać – zaczęła – że jestem ciągle w 

stanie szoku. W najśmielszych wyobrażeniach nie sądziłam, 
że może mi się przydarzyć coś takiego. Nie mam pojęcia, co 
skłoniło   panów   do   przychylnego   spojrzenia   na   moją 
kandydaturę,   chciałabym   jednak   wyrazić   swoją   głęboką 
wdzięczność za okazane mi zaufanie.

Po zakończonym zebraniu podano szampana, aby uczcić 

dołączenie Alice do zarządu korporacji. Wszyscy mężczyźni 
okazywali   jej   swą   sympatię   i   poparcie.   Starannie   unikała 
Jacksona,   w   końcu   jednak   znalazł   się   przy   niej   pod 
pretekstem złożenia gratulacji.

Większość zebranych opuściła już przyjęcie, Jackson był 

jednym z ostatnich gości.

– Twarda z ciebie kobieta – powiedział uśmiechając się 

do niej.

– Wiedziałeś, że rozpatrują moją kandydaturę – ściszyła 

głos. – Wiedziałeś, co się szykuje, a jednak bawiłeś się ze 
mną w te swoje bezsensowne gierki.

–   Owszem,   wiedziałem   –   zgodził   się   Jackson.   – 

background image

Rozumiesz jednak z pewnością, że nie mogłem powiedzieć o 
tym ani tobie, ani nikomu innemu. Już wkrótce nauczysz się, 
że decyzje podejmowane na posiedzeniach zarządu są ściśle 
tajne.

– Nie o tym mówię. Zastanawiam się, jaki był cel twoich 

ostatnich posunięć, szczególnie w świetle tego, co się dziś 
wydarzyło.

–   Widzisz,   Alice,   znalazłem   się   w   bardzo   niezręcznej 

sytuacji. Nie chciałem, aby nasza rozmowa odbyła się już po 
tym posiedzeniu.

–   Bo   wtedy   nie   miałbyś   w   ręce   żadnych   atutów   – 

uśmiechnęła się domyślnie.

–   To   jeden   z   powodów,   ale   nie   najważniejszy.   Nie 

chciałem, abyś sądziła, że zainteresowałem się tobą tuż po 
zaproponowaniu   przez   zarząd   twojej   kandydatury.   Ciągle 
jednak uważam, że nasze partnerstwo może być ogromnym 
krokiem naprzód w rozwoju naszych karier.

– A ja ciągle nie jestem zainteresowana twoją propozycją.
Dostrzegła,   że   przewodniczący   macha   w   jej   kierunku 

chcąc, by podeszła do stojącej przy nim grupki osób.

– Wybacz, ale muszę cię opuścić.
– Niezależnie od tego, co sądzisz – wtrącił pospiesznie 

Jackson – nie będę występował przeciwko tobie.

Coś w jego głosie sprawiło, że mu uwierzyła. Skinęła na 

pożegnanie głową i ruszyła w kierunku przewodniczącego.

– Panno Stocker – powitał ją – z prawdziwą dumą witamy 

panią w zarządzie. Zdaje sobie pani sprawę, że z powodu 
swojego wieku i tego, że jest pani kobietą, prasa nagłośni tę 
sprawę. Nie wiem, jak radzi pani sobie z dziennikarzami, lecz 

background image

ze   swojej   strony   zrobimy   wszystko,   co   możliwe,   by 
zminimalizować pani kłopoty z tym związane. Chcemy, żeby 
czuła się pani wolna w wyrażaniu swoich opinii. Wiemy, że 
zdaje   pani   sobie   sprawę,   jakie   cele   stawia   przed   sobą 
korporacja. Nie jest jednak naszą intencją, by czuła się pani 
jak   papuga   powtarzająca   wyuczone   formułki.   Chcemy,   by 
wyrażała pani własne opinie, zwłaszcza  na forum zarządu. 
Będzie pani dla nas wspaniałą pomocą, wniesie pani powiew 
młodości i wrażliwości, których temu ciału od jakiegoś czasu 
brakuje.

– Dziękuję – powiedziała skromnie, marząc by zarzucić 

mu ręce na szyję i uściskać. – Zrobię wszystko, co w mojej 
mocy.

–   Jesteśmy   tego   pewni   –   uśmiechnął   się.   –   Cóż,   teraz 

muszę wracać do domu. Mieliśmy nadzieję, że ogłosimy pani 
nominację   w   trakcie   wystawnego   bankietu   urządzonego 
specjalnie w tym celu. Poczynimy stosowne przygotowania 
po pani powrocie z konwencji.

Alice zupełnie na tym nie zależało. Cała sprawa mogła 

równie   dobrze   odbyć   się   przy   kanapce   z   serem   w 
najpodlejszym   barze   w   mieście.   Była   wzruszona.   Chciała 
natychmiast podzielić się z kimś swoją radością. Pomyślała o 
rodzicach i o Jimie.

–   Niektórzy   z   nas   wybierają   się   na   kongres   –   ciągnął 

przewodniczący. – Niech więc pani da z siebie wszystko i 
pamięta, że ma na sali zagorzałych kibiców.

Nie   mogła   już   nad   sobą   zapanować.   Pocałowała   w 

policzek każdego z pozostałych w pokoju członków zarządu, 
nie wyłączając Jacksona i pobiegła radośnie ku wiodącym na 

background image

korytarz drzwiom, ledwo dotykając stopami podłogi.

W swoim biurze zastała jeszcze Reginę.
– Jak poszło? – spytała Regina z obawą w głosie. – Czego 

dotyczyło to całe spotkanie?

Alice   rozpromieniła   się,   obdarzając   swoją   asystentkę 

najwspanialszym uśmiechem.

– Przyjęli moją propozycję – wyrzuciła z siebie. – I...
– Coś jeszcze?
–   I...   –   Alice   zawahała   się.   –   Nie   jestem   już 

wicedyrektorem do spraw marketingu Reynard Corporation.

– Zrezygnowałaś? – spytała z niedowierzaniem Regina.
–   Wzięłam   na   siebie   zupełnie   nowe   obowiązki   – 

oznajmiła   radośnie,   wyciągając   się   na   biurku   i   patrząc 
Reginie prosto w oczy. – Pracujesz teraz dla najnowszego, 
najmłodszego   i,   żeby   użyć   słów   przewodniczącego, 
najpiękniejszego członka zarządu.

– CO?! – zapiszczała Regina. Zarzuciła Alice ramiona na 

szyję.   –   Jesteś   w   zarządzie!   Nie   mogę   w   to   uwierzyć!   – 
Odsunęła się i spojrzała Alice w oczy. – Ależ tak, zasługujesz 
na takie wyróżnienie.

– Jeszcze się tym nacieszymy – stwierdziła Alice. – A 

teraz   muszę   pędzić   do   domu.   Spakować   się   na   kongres. 
Zadbać o wszystkie szczegóły i... – przełknęła ślinę. Co ona 
właściwie   robiła?   Jim   z   pewnością   na   nią   czekał.   Kiedy 
dowie się o szczęściu, jakie ją spotkało, będzie musiał być 
wzruszony   jak   ona.   Czy   będzie?   Gorzka   myśl   zmąciła   jej 
wspaniały nastrój. Będzie się z nią cieszył, prawda?

–   Ja   tu   odchodziłam   od   zmysłów,   sądziłam,   że   twoje 

starcie z Jacksonem będzie cię kosztowało utratę posady, a tu 

background image

takie nowiny.

–   Sama   byłam   trochę   niespokojna   –   przyznała   Alice   i 

zaśmiała się. – Postawiłabym wszystko, co mam, przeciwko 
temu, że zostanę przyjęta w skład zarządu. Żyjemy w zaiste 
zwariowanym świecie.

– Uczcijmy to – zaproponowała Regina. – Wyskoczmy na 

parę kolejek do Playboy Club.

–   Nie   dzisiaj   –   zaoponowała   Alice   spoglądając   na 

zegarek. – Już jestem spóźniona.

– Umówiłaś się z Jimem?
–   Na   miskę   pikantnego   chili   –   zaśmiała   się   zabierając 

torebkę i ruszając do wyjścia. Kiedy znalazła się w drzwiach 
odwróciła się do Reginy. – Jesteś jedną z tych osób, które 
chciałabym   pierwsze   powiadomić   o   moim   szczęściu.   To 
także dzięki twojej pracy doszłam do tej pozycji. Dziękuję.

Nikt   nie   czekał,   kiedy   Alice   w   końcu   znalazła   się   w 

domu.   W   pośpiechu   zaparkowała   samochód   i   wbiegła   do 
środka. Doszedł do niej zapach duszonego chili. Usłyszała, 
jak burczy jej w brzuchu.

Odruchowo podeszła do frontowych drzwi i sprawdziła 

pocztę.   Znalazła   parę   słów   napisanych   odręcznie   na 
firmówce kompanii Jima.

„Nie   mogłem   dłużej   czekać.   Jestem   pewny,   że 

zrozumiesz."

Na   kartce   nie   było   godziny.   Nie   wiedziała,   jak   długo 

czekał. Może minęła się z nim o włos? Uniosła ręką kotarę i 
spojrzała   na   ciemną   ulicę.   Deszcz   przestał   już   padać, 
pozostawiając   po   sobie   pokryte   kałużami   ulice.   Wiatr 
rozpędził   deszczowe   chmury   i   z   nieba   przyglądały   jej   się 

background image

teraz gwiazdy.

Wykręciła   numer   Jima.   Nikt   nie   podnosił   słuchawki. 

Wykręciła raz jeszcze. Może zatrzymał się gdzieś po drodze, 
żeby coś zjeść. Nie pozostało jej nic innego jak zadzwonić za 
parę minut. Przebrała się w dres i buty do biegania. Poczuła 
nagły   głód.   Nałożyła   na   talerz   potężną   łyżkę   chili.   Jim 
powinien był zaczekać. Nie wiedział, co traci.

Niespodziewanie   usłyszała   znajomy   dźwięk   silnika.   To 

samochód   Jima.   Wsłuchiwała   się   w   narastający   warkot, 
samochód   zbliżał   się.   Pobiegła   do   frontowego   pokoju   i 
wyjrzała przez okno. Jim zatrzymywał się właśnie przed jej 
domem. Uśmiechnięta otwarła drzwi na oścież.

Jim wysiadł z jeepa i zacisnąwszy dłonie w pięści wsadził 

je do kieszeni.

–   Usiłowałam   się   do   ciebie   dodzwonić   –   zaczęła 

niepewnie.   Zrozumiała,   w   jakim   Jim   jest   nastroju.   Kiedy 
usłyszy wiadomość o jej awansie, od razu poczuje się lepiej. 
– Cieszę się, że wróciłeś. – Cofnęła się, wpuszczając go do 
środka. – Jesteś głodny? – spytała. – Szykowałam się właśnie 
do jedzenia.

– Kolejne spotkanie, co? – warknął.
Nie pozwól mu się sprowokować, Alice powstrzymała się 

od wybuchu. Spojrzała mu w ciemne od gniewu oczy.

–   Chili   jest   wprost   wspaniałe   –   uśmiechnęła   się.   – 

Naprawdę nie dasz się skusić?

Dlaczego   nie   weźmie   mnie   w   ramiona?,   pomyślała. 

Byłoby to doskonałe uwieńczenie dnia. Nie chciała, żeby tak 
się zachowywał. Poprowadziła go do kuchni.

– Usiądź, nałożę ci porcję.

background image

– Nie jestem głodny – powiedział siadając jednak przy 

stole. – Nie przyszedłem tu jeść. Chcę z tobą porozmawiać.

–   Możemy   zrobić   jedno   i   drugie   –   odrzekła   stawiając 

przed   nim   talerz   pełen   chili.   –   Tak   jak   to   sobie 
zaplanowaliśmy.

Jim siedział w bezruchu.
– Myślałem o rzeczach, o których... – zmarszczył brwi, 

szukając odpowiedniego słowa – rozmawialiśmy. Może się 
przejdziemy? – zaproponował niespodziewanie.

– Najpierw coś zjedz.
– Nie jestem głodny.
– Jedz – uśmiechnęła się krzywo.
Spojrzał   na   stojący   przed   nim   talerz.   Odsunął   go   po 

chwili i wpatrzył się w Alice.

– Możemy iść na spacer? – spytał ponownie. – Przestało 

już padać.

– Wezmę płaszcz – powiedziała wstając i udając się do 

sypialni.   Kiedy   zakładała   cieplejszą   marynarkę,   zadzwonił 
telefon. Podniosła słuchawkę.

– Halo?
– Alice? – dobiegł ją niewyraźny głos.
– Halo?
– Alice? Tu Brenda!
W słuchawce rozległy się trzaski, lecz po chwili Alice nie 

miała już żadnych problemów z rozpoznaniem głosu swojej 
najlepszej koleżanki z college'u.

–   Brenda!   –   zawołała   podniecona.   –   Dziewczyno, 

myślałam o tobie dziś rano. Co u ciebie?

–   Świetnie.   Coś   mówiło   mi,   że   muszę   do   ciebie 

background image

zadzwonić. Czuję się trochę winna, że nie dawałam tak długo 
znaku   życia,   lecz   ledwo   znajduję   czas   dla   siebie.   Jak   nie 
szkoła, to dzieci albo mąż.

– Zostałam wybrana do zarządu – palnęła Alice.
– Co!? – nie mogła uwierzyć Brenda.
– Sama w to nie wierzę. Czuję się jak we śnie.
– Udowodniłaś więc, że marzenia głupiutkiej dziewczyny 

z college'u na prowincji mogą się kiedyś spełnić.

Dzwoniłaś   już   do   rodziców?   Jak   zareagowali?   Z 

pewnością są bardzo przejęci. Dumni ze swojej wspaniałej 
córeczki – przerwała na chwilę. – A już myślałam, że to ja 
cię czymś zaskoczę.

– Czym?
– Nie, możemy z tym poczekać.
– W żadnym wypadku – upierała się Alice. – Natychmiast 

powiedz mi, co to za wiadomość, albo nie dowiesz się ode 
mnie niczego więcej. Będziesz się musiała zadowolić tym, co 
napiszą w gazetach.

– Wracam do pracy – bąknęła Brenda.
– Fantastycznie – ucieszyła się Alice. – Wprost cudownie. 

Gdzie? Jak?

– Ty pierwsza. Ja mogę poczekać.
–   Nie   ma   w   zasadzie   o   czym   mówić   –   zaczęła   Alice 

usiłując sobie przypomnieć, jak do tego wszystkiego doszło. 
– Przyszłam dziś rano do pracy, sądząc, że nieźle będę się 
musiała   naharować,   żeby   przepchnąć   mój   projekt.   Nagle 
okazało się, że wszystkim członkom zarządu bardzo się on 
spodobał i nie wiem dlaczego zaproponowano mi wejście do 
zarządu.

background image

– Tak po prostu?
– Tak po prostu.
– Wspaniale, Alice. Nie wiem, jak ty to robisz. Masz w 

sobie   coś   magicznego.   Wszystko   czego   się   dotkniesz, 
zamienia się w złoto.

– Nie wszystko – zaprzeczyła Alice. – Zostało mi kilka 

rzeczy, przez które nie mogę się przegryźć.

– Nie chodzi ci chyba o małżeństwo? – zapytała Brenda z 

wahaniem w głosie.

– Dlaczego o to pytasz? – Alice czuła, że się czerwieni. 

Brenda znała ją przecież tak dobrze.

– A o cóż innego mogłoby ci chodzić? W pracy idzie ci 

doskonale.   Jedyne   poważne   kłopoty,   jakie   mogą   ci   się 
przytrafić, muszę dotyczyć mężczyzny.

–   Pochwal   się   lepiej   jakimiś   dobrymi   wieściami   – 

zmieniła temat Alice. – Co z tą pracą?

– To nic szczególnego – bagatelizowała Brenda. – Staję 

powoli na nogi. Mój mąż postanowił, że może mi pomóc w 
prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci bez uszczerbku dla 
swojej cennej męskości.

– Naprawdę?
– Tak spodobało mu się stanie przy garnkach, że teraz 

chwali się przed kolegami, jaki z niego wspaniały kucharz. 
Twierdzi, że jest wyzwolonym mężczyzną, który potrafi sam 
o siebie zadbać.

–   Jak   go   do   tego   przekonałaś?   –   zapytała   Alice   z 

niedowierzaniem. Brenda miała to, czego chciała – miłość, 
rodzinę, a teraz wracała do życia zawodowego. Jak udało jej 
się tego dokonać?

background image

– Wsypałam mu coś do jedzenia – zażartowała Brenda.
– A co z pracą?
Brenda   wyznała,   że   zatrudniła   się   w   dużej   firmie 

ubezpieczeniowej.   Zarobki   miała   niezłe,   możliwości 
szybkiego awansu. Była naprawdę szczęśliwa.

– A co u ciebie? – spytała. – Jak ci się żyje?
– Interesująco – odrzekła Alice starając się nadać głosowi 

beztroskie   brzmienie.   –   Wiesz,   zasługuję   na   chłostę.   Jim 
czeka na mnie, a ja tu od paru minut plotkuję sobie z tobą.

–   Jak   on   przyjął   twój   awans?   Takie   rzeczy   potrafią 

paskudnie działać na męskie ego.

– Jeszcze mu nie mówiłam – odparła Alice.
– Dlaczego?
Nie miała gotowej odpowiedzi.
–   Ja...   –   zawahała   się.   Dlaczego?   Każdy   powód,   który 

przychodził jej do głowy, wydawał się bzdurny. Dlaczego tak 
obawiała   się   jego   reakcji?   Dlaczego   o   cokolwiek   się 
martwiła? – Sama nie wiem – przyznała w końcu. Brenda 
była   jej   przyjaciółką.   Najlepszą   przyjaciółką.   –   Pewnie 
dlatego, że nie jest w odpowiednim nastroju.

– To aż tak poważne?
Wyczuła, o czym Brenda mówi. Jej przyjaciółka zawsze 

potrafiła   czytać   w   jej   myślach,   jakby   miała   dostęp   do 
pamiętnika, którego Alice nigdy nie prowadziła.

– Poprosił mnie o rękę – odrzekła nieswoim głosem.
–   Czyli,   że   poważne   –   Brenda   zamilkła   na   chwilę.   – 

Pośpieszyłabym z gratulacjami, ale... Cóż, nie wydajesz się z 
tego powodu nazbyt szczęśliwa.

Szczęśliwa?, pomyślała. Czy była szczęśliwa?

background image

–   Sama   nie   wiem   –   odrzekła   po   chwili   namysłu. 

Nerwowo  owijała  przewód  od  słuchawki  wokół  palców.   – 
Myślę, że mu odmówię.

– „Myślisz"? Zabawne. Nie kochasz go?
– Owszem, kocham. Nawet bardzo. Ale czy miłość nam 

wystarczy?

– Nie jesteś pewna, czy wam się uda?
Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– Czy tego kiedykolwiek można być pewnym?
– Kto może udzielić ci odpowiedzi, jeżeli nie ty sama?
Brenda miała rację. Ryzyko! Tkwiło we wszystkim, co 

wydawało jej się warte zachodu. Zawsze znajdowała w sobie 
dość siły i odwagi, by zdobyć to, na czym jej zależało. Czy 
miłość nie była warta zachodu?

Brenda   mówiła   coś   jeszcze,   ale   rozmowa   ciągle 

przerywana była szumami i trzaskami w słuchawce.

– Prawię cię nie słyszę – krzyczała Alice. – Zadzwonię 

jutro.

Miała   jej   jeszcze   wiele   do   powiedzenia,   chciała   się 

wreszcie przed kimś wygadać, ale będzie musiała się uzbroić 
w   cierpliwość.   Teraz   czekał   na   nią   Jim.   Sądząc   z   jego 
ponurego nastroju, dręczyła go jakaś ważna sprawa.

Usiadła na łóżku bezmyślnie trzymając w ręce słuchawkę. 

To było jakieś szaleństwo z jej strony, ciągle wynajdywała 
przeszkody w drodze do szczęścia. Zwykle zmierzała prosto 
do celu. Najwyższy czas wrócić do tego zwyczaju.

Jim uderzał niecierpliwie palcami o blat stołu czekając na 

jej   powrót.   W   jego   oczach   dostrzegła   zmęczenie   i   troskę. 

background image

Miała ochotę wziąć go w ramiona, sprawić, by zapomniał o 
wszystkich zmartwieniach.

– Przepraszam, dzwoniła moja stara przyjaciółka, Brenda. 

Pewnie ci już o niej kiedyś wspominałam.

Jim kiwnął potakująco głową.
– Rozgadałyśmy  się  trochę, gdy  przekazałam  jej dobre 

wieści.

Spojrzał na nią pytająco, ale nie odezwał się ani słowem. 

Alice wzięła głęboki oddech.

– Zostałam... – zaczęła niepewnie widząc, że Jim nadal 

nie   podnosi   na   nią   wzroku   –   ...   zostałam   mianowana   na 
członka zarządu.

Nareszcie miała to za sobą.
Nie zareagował od razu. Jego obojętność jeszcze bardziej 

ją zaniepokoiła. Cisza stawała się nie do wytrzymania.

Nagle,   nie   wiedząc   jak   i   kiedy,   znalazła   się   w   jego 

ramionach. Usta Jima odszukały jej wargi i przez moment 
wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ale to była tylko 
chwila.

– Gratuluję – powiedział. – Naprawdę się cieszę.
Jednak jego oczy mówiły zupełnie coś innego niż słowa. 

Jim był pełen sprzeczności,  co dodawało  mu  uroku. Alice 
żałowała   jednak   czasami,   że   nie   potrafi   go   do   końca 
zrozumieć.

– Doprawdy? – zapytała.
– Tak – odpowiedział uśmiechając się słabo.
– Nie wyglądasz na zadowolonego. O co chodzi?
– Przecież tego właśnie chciałaś, czyż nie?
– Nigdy nawet o tym nie marzyłam – odparła zgodnie z 

background image

prawdą.   –   Nie   masz   pojęcia,   jaka   byłam   zaskoczona,   gdy 
powiedzieli,   że   rozważają   moją   kandydaturę   na   to 
stanowisko.

–   Zasługujesz   na   nie.   Nigdy   nie   miałem   cienia 

wątpliwości, że świetnie sobie poradzisz.

Wierzyła mu i bardzo chciała, by znów ją przytulił. Coś 

go jednak powstrzymywało.

– Dziękuję.
– A niby za co?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Cóż za pytanie!
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
–   Jaki   jest   twój   następny   cel?   Chcesz   zdobyć   szczyt 

kolejnej góry? Zajść jeszcze dalej? 

W   jego   głosie   nie   było   sarkazmu,   ale   Alice   czuła,   że 

kosztuje go to wiele wysiłku.

– Chcesz zostać prezesem Reynard Corporation?
– Nie myślałam nawet o czymś takim. Jeszcze nie jestem 

pełnoprawnym członkiem zarządu.

–   Ale   wkrótce   będziesz.   Poradzisz   sobie   świetnie   i 

pójdziesz do przodu. To po prostu leży w twojej naturze.

– Masz ochotę na spacer? – zapytała marząc o wyjściu z 

kuchni, która wydała jej się nagle za mała dla nich dwojga.

– Jasne.  – Jim ruszył ku drzwiom nie zaszczycając  jej 

nawet jednym spojrzeniem. Nie interesowało go, czy pójdzie 
za nim.

Na   zewnątrz   przywitał   ich   łagodny   wietrzyk,   niebo 

pokryte było chmurami, a w powietrzu czuło się wilgoć.

Jim wcisnął  ręce do kieszeni  i w milczeniu  szedł  przy 

boku   Alice.   Wzięła   go   delikatnie   pod   ramię.   Bardzo   nie 

background image

lubiła chwil, gdy zamykał się w sobie tak jak teraz.

– Naprawdę cieszę się z twojego sukcesu – odezwał się w 

końcu.   –   Może   trudno   ci   w   to   uwierzyć,   ale   tak   jest 
naprawdę.

Czuła, że ma jej jeszcze coś więcej do powiedzenia.
– Muszę przyznać – ciągnął wzdychając głęboko – że ta 

wiadomość   wywarła   na   mnie   nadspodziewanie   duże 
wrażenie.

Zamilkł na chwilę. Alice z trudem powstrzymała się od 

popędzania go.

–   Zaplanowałem   sobie   dokładnie   każde   słowo,   które 

zamierzałem   ci   dziś   powiedzieć.   Wydawało   mi   się,   że 
wreszcie   zrozumiałem,   co   jestem   w   stanie   znieść,   a   co 
przekracza   moją   wytrzymałość.   Wysłuchałem   cię   uważnie. 
Przemyślałem   jeszcze   raz   wszystko,   co   do   tej   pory 
powiedziałem   starając   się   dojść   do   jakichś   rozsądnych 
wniosków.   A   teraz   –   gwałtownie   wciągnął   powietrze   – 
znalazłem się znowu w punkcie wyjścia.

– W punkcie wyjścia? – nie całkiem rozumiała.
– Z dala od ciebie.
Zatrzymał   się   i   odwrócił   ku   niej.   Poczuła   nagle,   jak 

bardzo jest jej bliski.

–   Kocham   cię.   Wiem   o   tym   i   wiem   również,   że 

prawdopodobnie   nigdy   nie   przestanę   cię   kochać.   Ale...   – 
przerwał   na   chwilę.   –   Nie   mam   pewności,   czy   jestem 
odpowiednim dla ciebie mężczyzną.

Już   miała   zaprzeczyć,   kiedy   Jim   położył   jej   palce   na 

ustach.

– Nie. Pozwól mi mówić. Pozwól mi mówić, bym mógł 

background image

zrzucić to z siebie i zniknąć na zawsze z twego życia.

Jej   oczy   mówiły:   „Kocham   cię".   Czy   zrozumiał   jej 

spojrzenie?

– Przyznaję, że kiedy poprosiłem, byś za mnie wyszła, 

chciałem,   by   wszystko   ułożyło   się   tak,   jak   ja   to   sobie 
zaplanowałem.   Nieważne   czy   dobrze,   czy   źle.   Po   naszej 
rozmowie   zrozumiałem,   że   muszę   coś   zmienić.   Problem 
polegał na tym, co i ile. Zadawałem sobie pytanie, czy mogę 
żyć – być szczęśliwy – z kobietą, która robi karierę szybciej 
niż   ja?   Czy   moje   ego   zniesie   sukcesy,   które   staną   się   jej 
udziałem? Nigdy nie chciałem z tobą rywalizować. Nigdy o 
tym tak nie myślałem.  Lecz w końcu poczułem, że trochę 
mnie to przeraża.

– Nie musimy wcale ze sobą rywalizować – wyszeptała. – 

Kocham cię. Wiesz, że cię pragnę.

– A co z...
– Teraz nic nie ma znaczenia – powiedziała obejmując go 

za szyję. – Nic poza tym, co do siebie czujemy.

–   Spytałaś   mnie   kiedyś,   czy   to   wystarczy.   Nie   wiem. 

Początkowo   wydawało   mi   się,   że   wystarczy.   Chciałem   ci 
powiedzieć, że mam ochotę spróbować. Przecież tak bardzo 
cię kocham. Ale teraz pojawiła się ta nowa sprawa. Wzięłaś 
na   siebie   ogromną   odpowiedzialność.   Czy   potrafisz   –   czy 
chcesz – spróbować się również sprawdzić w małżeństwie?

– Jeśli tylko ty również tego chcesz – odparła stając na 

palcach i całując go w usta.

– Tak było – powiedział. – Posunąłem się nawet do tego, 

że   myślałem   o   wzięciu   na   siebie   części   domowych 
obowiązków,   by   umożliwić   ci   zarabianie   w   tym   czasie 

background image

milionów. Nie ma problemu – uśmiechnął się.

– Miło mi coś takiego słyszeć.
– Doszedłem jednak do wniosku, że oboje powinniśmy 

dokonać   pewnych   zmian,   by   dostosować   się   do   drugiej 
osoby. To rozwiązanie wydaje mi się najuczciwsze. Ale teraz 
zaczynasz mnie dystansować. Nie wiem, czy nasze ambicje 
pozwolą nam na znalezienie jakiegoś kompromisu.

–   Chcesz,   żebym   zrezygnowała   z   członkostwa   w 

zarządzie? – niemal odskoczyła od niego.

– Czy praca aż tak wiele dla ciebie znaczy?
– A ile ja znaczę dla ciebie? Lepiej odpowiedzmy sobie 

na takie pytanie. To nie ma nic wspólnego z moją pracą.

– Jakie obowiązki związane są z twoją nową pozycją? – 

zapytał niespodziewanie.

Prawdę   mówiąc   Alice  nie  zastanawiała   się  jeszcze  nad 

tym. Zbyt wiele naraz działo się w jej życiu.

– Nie wiem dokładnie. O ile mi wiadomo, będę musiała 

spędzać dużo czasu w Nowym Jorku. Będę musiała zapoznać 
się z działalnością podległych nam firm. Ale...

– Może to zbyt wiele dla ciebie – powiedział odwracając 

się w kierunku oceanu. – Może powinnaś lepiej zorientować 
się w nowych obowiązkach, zanim weźmiesz sobie na kark 
męża i małżeństwo.

– Do diabła! – zdenerwowała się. – Dlaczego wszyscy 

wiedzą zawsze lepiej ode mnie, z czym mogę sobie poradzić, 
a   z   czym   nie!   Wiem,   że   ominęły   mnie   w   życiu   niektóre 
doświadczenia, ale to był mój własny wybór!

– Nie miałem zamiaru cię zniechęcać – przerwał jej Jim. 

– Po prostu staram się zrozumieć, czego naprawdę chcesz. Za 

background image

bardzo   cię   kocham,   aby   stać   się   przeszkodą   w   realizacji 
twoich   życiowych   planów,   powstrzymywać   cię   przed 
robieniem czegoś, co jest dla ciebie ważne.

– To niezwykle uprzejme z twojej strony, ale nie musisz 

mnie traktować protekcjonalnie.

– Nie miałem takiego zamiaru – zaczął się bronić. – Ja 

naprawdę próbuję...

– Może problem leży w tym, że starasz się za bardzo.
– Powiedziałaś, że wyjdziesz za mnie, jeśli udowodnię ci, 

że sprawa twojej kariery nie stanie się punktem zapalnym i 
nie zniszczy naszego związku. Wiele myślałem na ten temat i 
prawda   jest   taka,   że   mam   ochotę   powiedzieć   „tak". 
Chciałbym   poślubić   cię   choćby   zaraz.   Nie   mam   jednak 
zamiaru namieszać w życiu któregokolwiek z nas.

–   Jesteś   bardzo   szlachetny   i   wspaniałomyślny   – 

powiedziała bezbarwnie. – Ale sądzę, że ja również mam coś 
do powiedzenia w tej sprawie.

Wiedziała, że razem potrafią znaleźć jakieś rozwiązanie, 

lecz w tym momencie nie czuła się na siłach, by przekonać 
Jima   o   swoich   racjach.   Przypomniała   jej   się   propozycja 
Jacksona. Może rzeczywiście ludzie ich pokroju powinni żyć 
w ten sposób. Kierować swoim życiem tak, jak kierują firmą, 
zawierać szczegółowe umowy przedślubne.

– Robi się późno – przerwał te rozmyślania Jim. – Może 

jutro dokończymy naszą rozmowę. Co powiesz na wspólną 
kolację?

Dlaczego nie skończyć z tym od razu? Po co przedłużać 

niepewność?, pomyślała Alice.

– Jutro wieczór muszę być w Nowym Jorku. Wygłaszam 

background image

przemówienie.

– Zapomniałem. Może spotkamy się po twoim powrocie? 

Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz miała trochę czasu.

Odwrócił się i zaczął iść w kierunku jej domu. Poczuła się 

nagle bardzo przygnębiona, nie powiedziała jednak ani słowa 
we   własnej   obronie.   Przypomniała   sobie   wczorajszą 
rozmowę z rybakiem na temat samotności. W głębi ducha 
obwiniła Jima za swoją nagłą zmianę nastroju.

background image

Rozdział 8

Alice   w   pośpiechu   pakowała   się   przed   wyjazdem   do 

Nowego   Jorku,   nie   mogła   jednak   przestać   ani   na   chwilę 
myśleć o Jimie. Oszałamiało ją tempo ostatnich wydarzeń. 
Właściwie wszystkie decyzje musiała podejmować z marszu, 
bez czasu na zastanowienie.

Kochała Jima.  W tej kwestii nic  się nie zmieniło.  Czy 

rozumiała  go?  Sądziła,  że   tak,  ale  mogła  się   mylić.   Może 
dzieliło   ich   coś   więcej   niż   tylko   jej   praca.   Czy   nie   była 
wystarczająco kobieca? Czy straciła cały swój urok biorąc na 
siebie tak odpowiedzialne zadania? Nie, to istne szaleństwo! 
Prześladowała   ją   wyrachowana   propozycja   Jacksona,   w 
której   nie   było   nawet   wzmianki   o   miłości,   pięknie, 
pożądaniu.   Czy   mężczyźni   nie   widzieli   w   niej   nic   poza 
kwalifikacjami zawodowymi? Dlaczego nie chcieli dostrzec, 
jaka jest naprawdę, co ma dla niej znaczenie? Temu tematowi 
zamierzała   poświęcić   swe   dzisiejsze   wystąpienie.   Z   tym 
problemem stykało się coraz więcej kobiet ze świata biznesu, 
a Alice uważała, że wina nie leży po ich stronie.

Żałowała, że Jim nie usłyszy tego, co ma do powiedzenia. 

Chciała mówić głównie o własnych doświadczeniach. Ale on 
miał swoją własną pracę i obowiązki. W tym tkwiła słabość 
takiego związku jak ich. Nie mogli być razem w ważnych 
momentach życia.

background image

Świeże powietrze. Wysiłek fizyczny. Adrenalina żywiej 

płynąca w żyłach. Tego jej właśnie było trzeba. Zmusiła się, 
by wstać z łóżka. Sprawdziła raz jeszcze bagaż, by upewnić 
się,   że   ma   wszystko,   co   niezbędne   w   czasie   pobytu   w 
Nowym Jorku. Przebrała się w dres i wyszła na plażę.

Powietrze   było   orzeźwiające,   niebo   czyste,   choć   nad 

horyzontem   unosiły   się   ciemne   chmury.   Na   szczytach   fal 
bieliły   się   kłęby   piany,   przypominając   Alice   pokryte 
śniegiem   wierzchołki   gór.   Odżyły   w   niej   wspomnienia 
wspaniałego weekendu. Wrócił obraz burzy, igiełki śniegu na 
twarzy.   Zerwała   się   do   biegu   rozpryskując   stopami   suchy 
piasek.

Znad   oceanu   napłynęły   obłoki   mgły.   Alice   poczuła   się 

nagle silniejsza, pewniejsza siebie.

W   drodze   powrotnej   zaczęła   myśleć   o   przemówieniu, 

które   miała   wygłosić.   Nigdy   nie   lubiła   czytać   z   kartki. 
Wolała   trzymać   przed   sobą   szkic   tego,   co   miała   zamiar 
powiedzieć.  Dawało jej to możliwość  nawiązania  lepszego 
kontaktu   z   audytorium,   przed   którym   występowała.   Kiedy 
dotarła do domu, wiedziała już, że gotowa jest stawić czoło 
wyzwaniu.

Gdy wyszła spod prysznica, usłyszała dzwoniący telefon. 

Pomyślała   o   Jimie   i   pospieszyła,   by   podnieść   słuchawkę. 
Rozczarowała się słysząc głos Reginy.

– Spakowana i gotowa? – spytała Regina.
– Tak – odparła nieco przygaszona, martwiąc się, że Jim 

mógł dzwonić, kiedy biegała po plaży. – Właśnie wzięłam 
prysznic.   Zdążę   się   przygotować,   zanim   po   mnie 

background image

przyjedziesz.

– Żałuję, że nie jadę z tobą.
– Ktoś musi zostać i pilnować interesu.
– Przynajmniej wysłuchałabym twojego wystąpienia.
– Nie martw się, nagram je – odrzekła Alice zmuszając 

się   do   śmiechu.   –   Pozwól,   że   już   skończymy.   Nie   chcę 
spóźnić się na samolot.

– Przyjadę po ciebie za godzinę. Czy potrzebujesz czegoś 

z biura? Mogę po drodze...

– Mam wszystko, czego mi potrzeba. Do zobaczenia za 

godzinę.

Rozłączyła   się   nie   czekając   na   odpowiedź.   Była   w 

pochmurnym   nastroju.   Podniosła   słuchawkę   i   wykręciła 
numer rodziców, czując, że ciepły głos matki przywróci jej 
pogodę ducha.

– Tak, słucham? – rozległo się w słuchawce.
– Mamo, co u ciebie?
–   Dziecko   drogie,   czy   to   naprawdę   ty?   –   spytała   z 

niedowierzaniem matka.

– Ależ tak.
–  Ledwo   cię  poznałam  po  głosie.   W  ogóle  do  nas   nie 

dzwonisz. Czyżbyś o nas zapomniała? Ojciec pytał o ciebie 
wczoraj wieczorem.

– Kocham cię – wyznała szybko Alice. – Kocham was 

oboje.

Usłyszała, jak matka woła ojca do telefonu.
– Halo? – powiedział ojciec zaspanym głosem.
– Cześć, tato.
–   Alice,   jak   się   cieszę!   Czy   wszystko   u   ciebie   w 

background image

porządku?

Wyczuła w jego głosie nutkę niepokoju.
–   Tak,   świetnie.   Naprawdę   świetnie.   –   Przerwała   na 

chwilę.   Wspaniale   byłoby   zadzwonić   i   pochwalić   się,   że 
doszła   do   porozumienia   z   Jimem,   ale   w   końcu   inne 
wiadomości   wcale   nie   były   złe.   –   Awansowano   mnie   – 
oznajmiła.

– Jestem teraz członkiem zarządu.
– Czy to oznacza więcej pieniędzy? – spytał ojciec.
– Czy to oznacza więcej pracy? – dodała matka.
– Jedno i drugie – uśmiechnęła się Alice.
–   A   kiedy   zamierzasz   wyjść   za   mąż?   –   spytała   matka 

bezceremonialnie. – Kiedy masz zamiar znaleźć czas...

– Zostaw ją w spokoju – wtrącił się ojciec. – Znajdzie 

czas na wszystko, kiedy zdecyduje, że tego właśnie chce. Ma 
własny rozum. Dokładnie wie, co robi.

Naprawdę? Alice nie była tego taka pewna. Czuła się jak 

oślepiony   wojownik,   otrzymujący   ciosy,   których   nie   mógł 
sparować.

– Nie chcę, aby zapominała, że życie to coś więcej niż 

tylko praca, praca i praca – odpowiedziała matka.

Alice uśmiechnęła się do siebie. Bardzo ich kochała. I oni 

ją kochali. Sęk w tym, że oboje mieli rację. Powinna dbać o 
własną karierę. I pamiętać, że kariera to nie wszystko.

– Zadziwię was oboje. Ale wstrzymam się z tym do czasu 

swojego powrotu.

– Powrotu? – zdumiała się matka.
–   Wygłaszam   przemówienie   na   kongresie   w   Nowym 

Jorku – wyjaśniła. – Za tydzień wracam. Po drodze wpadnę 

background image

do Frisco i zostanę u was na weekend.

–   Nie   obiecuj   czegoś,   z   czego   nie   masz   zamiaru   się 

wywiązać – ostrzegła matka. – Bez przerwy przyrzekasz, że 
nas odwiedzisz i jakoś nigdy ci się to nie udaje.

–   Tym   razem   naprawdę   przyjadę   –   stwierdziła   pewnie 

Alice. – Zadzwonię do was i dam znać, kiedy przylecę.

–   Dobrze   –   ucieszył   się   ojciec.   –   Mam   nadzieję,   że 

dowiem się czegoś więcej o tym awansie. Z tego co mówisz, 
musi to być coś rzeczywiście ważnego.

– Po prostu inna praca – zaoponowała. – Kocham was. 

Zadzwonię jutro.

Ubrała się, upięła włosy i poprawiła makijaż. Włączyła 

radio i usiadła w fotelu delektując się rozpościerającym się z 
okna   widokiem   oceanu.   Popijając   gorącą   kawę   zbierała 
myśli, korzystając z tych niewielu wolnych chwil.

Dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia.
– Na dworze panuje prawdziwy ziąb – stwierdziła Regina 

wchodząc   do   living   roomu.   –   Założą   się,   że   pogoda   w 
Nowym Jorku jest jeszcze gorsza.

– Miejmy nadzieję, że nie. Moje kalifornijskie ciuchy by 

tego nie przetrzymały.

–   Gotowa?   –   spytała   Regina   rozcierając   zmarznięte 

dłonie.

– Napijesz się kawy?
– Jeżeli tylko mamy czas.
Alice spojrzała na zegarek.
– Pewnie. Nie ma się co spieszyć.
Regina podążyła za nią do kuchni.
– Nie wydajesz się specjalnie przejęta ani kongresem, ani 

background image

przemówieniem, ani awansem.

– Czuję się odurzona – wyznała Alice. – Mam wrażenie, 

że za chwilę się obudzę i okaże się, że to wszystko był tylko 
bardzo realistyczny, wspaniały sen.

– Dziwię się, że cię awansowali. Nie dlatego, że na to nie 

zasługujesz,   należało   ci   się   to   bardziej   niż   komukolwiek 
innemu.   Złamali   zasady,   które   rządziły   tą   korporacją   od 
zamierzchłych czasów. Dokonał się prawdziwy przełom.

– Miejmy nadzieję, że to coś więcej niż tylko wyrwa w 

murze – powiedziała Alice, czując się nagle bardzo zmęczona 
i samotna. O czym myślał teraz Jim? Co robił? I czym się tak 
martwiła? Martwiła? Nie, raczej była ciekawa.

– Mam nadzieję, że na twoje stare miejsce dadzą kogoś, z 

kim będę umiała sobie poradzić – stwierdziła smutno Regina. 
–   Założę   się,   że   dostanę   jakiegoś   faceta.   Pewnie   będzie 
zarozumiały i protekcjonalny, wiesz sama, jacy potrafią być 
młodzi karierowicze. Naprawdę żałuję, że odchodzisz.

Alice   nagle   doznała   olśnienia.   Wiedziała,   co   powinna 

zrobić.

–   Nie   martw   się   już   więcej,   że   będziesz   musiała 

przyzwyczajać   się   do   nowego   szefa   –   powiedziała 
uśmiechając się szeroko.

Dlaczegóż   by   nie?,   pomyślała.   Regina   była   jej   prawą 

ręką,   miała   prawo   dzielić   z   Alice   radości   i   troski   tak 
gwałtownie rozwijającej się kariery. To przecież Regina w 
dużej   mierze   przyczyniła   się   do   tego   sukcesu.   Nagle 
wszystkie   elementy   zaczęły   do   siebie   pasować,   Alice 
zrozumiała,   jak   mało   uwagi   i   troski   poświęcała   ostatnio 
otaczającym ją ludziom.

background image

– Mogę cię zapewnić, że nigdy więcej nie będziesz już 

sekretarką, której głównym obowiązkiem jest parzenie kawy.

–   Naprawdę   chcesz,   abym   nadal   pozostała   twoją 

asystentką? – rozpromieniła się Regina. – Podoba mi się ten 
pomysł. Sądzę, że będzie się nam dobrze pracowało.

– Nie – przerwała jej Alice. – Wcale nie chodziło mi o 

wspólną pracę.

Nie zastanawiała się wcześniej nad tą kwestią. Było jej 

jednak   miło,   że   Reginę   tak   ucieszyła   możliwość   dalszej 
współpracy z nią.

–   To,   o   czym   mówię   –   ciągnęła   starannie   dobierając 

słowa – nie ma nic wspólnego z dalszą karierą sekretarki. Na 
tym   polu   osiągnęłaś   już   wszystko,   co   było   możliwe,   a 
przecież tak naprawdę w najmniejszym stopniu nie zrobiłaś 
użytku ze swych licznych talentów.

–   Lubię   pracować   z   tobą   –   Regina   poczuła   się   nieco 

zdezorientowana.   –   Nie   wyobrażam   sobie,   że   mogłabym 
robić coś innego...

–   Ależ   będziemy   nadal   współpracować.   Mam   jednak 

nadzieję,   iż   zgodzisz   się   ze   mną,   że   powinnaś   otrzymać 
znacznie bardziej odpowiedzialne zadania.

– Odpowiedzialne? – widać było, że nie ma pojęcia, o 

czym właściwie Alice mówi.

Nowa myśl nagle przemknęła przez głowę Alice. Może za 

bardzo   się   rozpędziła.   Nie   do   końca   przemyślała   swoją 
propozycję.  Nie miała  przecież  pojęcia,  jak zareaguje  mąż 
Reginy. Czy przez nierozwagę nie przyczyni się do rozpadu 
dobrego małżeństwa?

–   Uważam,   że   powinnaś   objąć   moją   dotychczasową 

background image

posadę wicedyterkora do spraw marketingu.

Spostrzegła błysk zdumienia w oczach Reginy.
– Co ty wygadujesz?!
– A co powiesz na mój awans? Zastanów się nad tym, co 

powiedziałam.

Po chwili namysłu dodała:
– I przedyskutuj tę kwestię ze swoim mężem, zanim dasz 

mi odpowiedź.

–   To   rzeczywiście   ogromna   odpowiedzialność   – 

stwierdziła poważnie Regina. – Dlaczego jednak pomyślałaś 
o mnie?

– Ponieważ jesteś odpowiednią osobą. Nie chcę jednak, 

abyś   się   zdecydowała   tylko   dlatego,   że   ja   uważam...   Ty 
musisz tego naprawdę chcieć... Oboje z mężem musicie.

–   Martwisz   się,   że   nadmiar   obowiązków   mógłby   źle 

wpłynąć na moje małżeństwo?

–   Nie   potrafię   dokładnie   powiedzieć,   o   co   mi   chodzi. 

Ostatnio   wielokrotnie  myślałam   o   sprawach,   które  właśnie 
poruszamy. Zastanawiałam się nad swoim życiem. Nie sądzę, 
aby   istniała   jedna   prosta   odpowiedź   na   moje   wątpliwości. 
Chciałabym,   abyś   zajęła   w   przyszłości   moje   miejsce,   ale 
decyzję musisz podjąć sama.

– Chcę tego! – krzyknęła radośnie Regina zeskakując ze 

stołu i tańcząc po kuchni. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek w 
życiu będzie mi dana taka szansa. Byłam szczęśliwa pracując 
z tobą i ucząc się od ciebie, ale o twojej posadzie nie śmiałam 
nawet marzyć!

– Jak sądzisz, co powie twój mąż?
– Będzie zachwycony – zaśmiała się Regina. – Ucieszy 

background image

go to tak samo jak mnie.

– Czy dodatkowe obowiązki nie wpłyną niekorzystnie na 

czas, który będziesz mogła mu poświęcić? – spytała myśląc o 
Jimie. Co teraz robił? Może zastanawiał się nad przyszłością 
ich związku?

–   Jakoś   sobie   poradzimy...   –   Regina   zamilkła   nagle 

zrozumiawszy, o czym myśli Alice. – Nie martw się tym. 
Jestem pewna, że potrafimy się dogadać. Zawsze nam się to 
udawało.

– A więc masz tę pracę – oznajmiła Alice.
– Tak po prostu? Bądźże realistką! Pochlebia mi, że tak 

wysoko oceniasz moje kwalifikacje, ale co na to powie reszta 
zarządu?

– Nie przewiduję żadnych problemów. Potrzebują kobiety 

na   tym   stanowisku.   Jesteś   odpowiednią   kandydatką   i 
dopilnuję, żeby zgodzono się ze mną w tej kwestii.

– Dziękuję! – Regina z radości rzuciła jej się na szyję.
–   Lepiej   jedźmy   już   na   lotnisko!   –   zauważyła   Alice 

czując, że kamień spada jej z serca. Nareszcie udało jej się 
zrobić   coś   dobrego.   Teraz   tylko   musiała   poradzić   sobie   z 
Jimem. Dlaczego nie był podobny do męża Reginy? A może 
to ona nie była taka jak Regina? Teraz potrzebowała trochę 
czasu,   aby   oswoić   się   ze   zmianami   i   przemyśleć   ostatnie 
wydarzenia.   Dopiero   wtedy   będzie   w   stanie   podejmować 
życiowe decyzje.

Wbrew   obiekcjom   Reginy   pożegnała   się   z"   nią   przy 

wejściu na lotnisko. Wiedziała, że dziewczyna nie może się 
już   doczekać   spotkania   z   mężem.   Miała   mu   w   końcu   do 
przekazania wspaniałą nowinę.

background image

Alice   była   przekonana,   że   Regina   potrafi   pogodzić 

obowiązki   zawodowe   z   prowadzeniem   domu.   Szczerze   jej 
tego zazdrościła.

Szybko   załatwiła   wszystkie   formalności   i   wkrótce 

siedziała już w wygodnym fotelu pierwszej klasy szykując 
się do długiego lotu. Najbliższych kilka godzin zamierzała 
poświęcić na dokładne przemyślenie swego wystąpienia. To 
od niej zależeć będzie, w jakim kierunku potoczą się obrady, 
jaka będzie atmosfera kongresu. Przypomniała sobie, że na 
konferencji ma się pojawić kilku członków zarządu, łącznie z 
jego przewodniczącym. Rozejrzała się po kabinie samolotu, 
nie   dostrzegła   jednak   nikogo   znajomego.   Czyżby 
przewodniczący   tylko   z   uprzejmości   wspomniał   o   swoim 
przyjeździe?   A   może   wybrali   wcześniejszy   lot?   Ona   sama 
znajdzie  się w Nowym Jorku zaledwie kilka godzin przed 
powitalną kolacją. Odpowiadało jej to, nie będzie miała zbyt 
dużo   czasu   na   denerwowanie   się   przed   wystąpieniem.   Po 
przylocie rozpakuje się, wykąpie, ubierze zostanie jej jeszcze 
krótka   chwila   samotności.   Dopiero   wtedy   będzie   gotowa 
stanąć przed wypełnioną po brzegi salą.

Lot był długi i męczący. Alice miała okazję jeszcze raz 

dokładnie przemyśleć swój wstępny referat. Postanowiła, że 
uczciwie i otwarcie powie nie tylko o roli kobiety w świecie 
interesów, ale również o problemach, z którymi muszą się 
borykać   kobiety   mające   talent   i   chęć   zmierzenia   się   z 
nowymi   wyzwaniami.   Zbyt   wiele   z   nich   nie   otrzymywało 
znikąd   pomocy   i   przyzwolenia   na   osiągnięcie   czegoś   w 
więcej niż jednej dziedzinie życia. Musiały wybierać – albo 

background image

kariera albo dom. Ktoś kiedyś zdecydował, że nie poradzą 
sobie w obu tych rolach jednocześnie. Alice nie mogła się z 
tym pogodzić. Regina poradziła sobie. Brenda również. I na 
swój   sposób   także   jej   własna   matka.   Jeśli   tylko   kobiety 
otrzymają   tyle   samo   oparcia   i   pomocy,   ile   zawsze 
otrzymywali od nich mężczyźni, są w stanie osiągnąć sukces 
w życiu osobistym i zawodowym.

Myśli szybko przebiegały jej przez głowę. Jeden pomysł 

rodził następny, i tak bez końca.

W końcu pilot oznajmił, że wkrótce wylądują w Nowym 

Jorku.   Alice   kochała   to   miasto,   tętniące   życiem   przez 
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie chciałaby tu jednak 
mieszkać na stałe. Nie miała zamiaru porzucać swego domu 
nad oceanem, radości, jaką daje bliskość plaży.

Miasto przywitało ją lodowatym chłodem, ciężkie chmury 

nieuchronnie zapowiadały deszcz. Może nawet śnieg.

Przy wyjściu z lotniska czekała na nią limuzyna, z której 

wysiadł   ubrany   w   elegancki   czarny   uniform   kierowca 
trzymający w ręce jej zdjęcie.

– Pani Stocker? – zapytał podchodząc do Alice.
– Panna Stocker – poprawiła go chłodno.
– Oto pani samochód. Czy ma pani jakieś bagaże?
Wręczyła   mu   kwit   na   swą   torbę   i   ruszyła   w   kierunku 

limuzyny.   Kierowca   przytrzymał   drzwi   zapewniając   ją,   że 
wróci za kilka minut.

Otwarła   mahoniowy   barek   i   nalała   sobie   odrobinę 

koniaku. Miała nadzieję, że w ten sposób uda jej się pokonać 
przenikliwy   chłód.   Zanim   kierowca   wrócił   z   jej   torbą, 
poczuła się niemal odprężona.

background image

Z przyjemnością obserwowała przesuwające się za oknem 

widoki.   Nowy   Jork   prawie   się   nie   zmienił   od   czasu   jej 
ostatniej   wizyty.   Jechali   niezbyt   szybko   z   powodu   dużego 
ruchu,   i   zanim   dotarli   na   miejsce,   Alice   zdążyła   wypić 
jeszcze jeden kieliszek.

W   hotelowym   hallu   czekała   na   nią   niewielka   grupka 

ludzi. Alice zmusiła się do uśmiechu. Była zmęczona i nie 
miała   ochoty   na   towarzyskie   pogawędki   przed   otwarciem 
kongresu.   Bardzo   potrzebowała   ciepłej   kąpieli   i   chwili 
samotności.

Wiadomość o jej awansie dotarła już do Nowego Jorku. 

Opadła ją zgraja fotografów i dziennikarzy uniemożliwiając 
dostęp do recepcji.

–   Zajmiemy   się   pani   bagażem   i   zameldowaniem   – 

powiedział   ktoś   z   boku.   W   tłumie   nie   zdążyła   nawet 
spostrzec jego twarzy.

– Panno Stocker – reporter wepchnął jej prawie mikrofon 

do ust. – Jakie to uczucie być jedną z najmłodszych osób 
mianowanych   na   stanowisko   członka   zarządu   Reynard 
Corporation?

– Jeszcze nie wiem – odpowiedziała uśmiechając się. – 

Jestem   w   zarządzie   od   niedawna.   Nie   minęły   nawet 
dwadzieścia cztery godziny.

– Jest pani kobietą, w dodatku młodą. Większości ludzi 

wydaje   się,   że   tak   czcigodne   instytucje   powinny   być 
obsadzane   przez   panów,   których   zalicza   się   do   reliktów 
przeszłości.

–   Mam   nadzieję,   że   utrzymam   się   na   tym   stanowisku 

wystarczająco długo, by dożyć takiego wieku – uśmiechnęła 

background image

się powtórnie. Czego oni wszyscy od niej chcieli? O co ten 
cały szum?

–   Czy   jako   osoba   wygłaszająca   mowę   otwierającą 

kongres   –   zaczął   inny   –   zamierza   pani   wstawić   się   za 
kobietami,   którym   zamknięto   dostęp   do   takich   stanowisk 
tylko z powodu ich płci?

– Mam zamiar mówić o rzeczach, które sprawiają, że nie 

działamy zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. – Nadszedł czas 
na te słowa. – Myślę, że jest wiele problemów związanych z 
obecnością kobiet w świecie biznesu, którym musimy stawić 
czoło   –   stwierdziła   spoglądając   wprost   w   obiektywy 
stojących   z   tyłu   kamer.   –   Nie   sądzę,   by   mój   awans,   czy 
dzisiejsze przemówienie cokolwiek zmieniły. Czuję jednak, 
że   najdrobniejszy   krok   naprzód   jest   krokiem   w   dobrym 
kierunku.   I   chcę   właśnie   dziś   mówić   o   krokach   we 
właściwym kierunku.

– Czy zamierza pani wyjść za mąż w najbliższym czasie? 

– dobiegł do niej głos jakiejś kobiety z prawej strony.

Chciała   udać,   że   nie   słyszy   tego   pytania.   Zrozumiała 

jednak,   że   stanowi   ono   dla   niej   wielkie   wyzwanie. 
Wyzwanie, którego nie miała zamiaru ignorować.

– Tak – odpowiedział ktoś za nią. – Jakie to uczucie, być 

samotną kobietą w męskim świecie?

Wiedziała,   czego   od   niej   oczekują.   Mieli   apetyty   na 

plotki,   gorące   kawałki,   historyjki   na   temat   sposobów 
szybkiego zdobywania  pozycji, najlepiej przyznania się  do 
romansu z jakimś multimilionerem, który utorował jej drogę 
na szczyt.

–   Mam   zamiar   wyjść   za   mąż   –   stwierdziła   lekko   się 

background image

uśmiechając. – Jest to część moich życiowych planów.

– Czy sądzi pani, że możliwe jest pogodzenie roli kobiety 

sukcesu i matki?

–   Myślę   –   zaczęła   pewnym   głosem   Alice   –   że   dla 

inteligentnych, szanujących się nawzajem ludzi, możliwe jest 
zrobienie wszystkiego, co zdecydują się zrobić.

–   Czy   sądzi   pani.   że   męski   szowinizm   chyli   się   ku 

upadkowi?

Głos   wydał   jej   się   dziwnie   znajomy.   Odwróciła   się   w 

kierunku, z którego dobiegło pytanie. Jasne światła ręcznych 
kamer oślepiły ją tak, że nie była w stanie rozróżnić żadnej 
twarzy.

–   Nie   wiem   –   odparła   zastanawiając   się,   dlaczego 

odniosła wrażenie, że zna ten głos.

–   Z   pewnością   –   niewidzialny   reporter   walczył   z 

napierającym   tłumem   dziennikarzy   –   ma   pani   wyrobiony 
pogląd   na   męski   szowinizm.   Czy   mężczyźni   są   w   stanie 
poradzić   sobie   z   wzrastającą   pozycją   kobiet   w   świecie 
biznesu?

–   Poruszę   ten   temat   w   trakcie   swego   dzisiejszego 

wystąpienia.

Wciąż nie mogła zidentyfikować osoby zadającej pytanie. 

Zaczynało ją to powoli irytować.

– A czy w pani prywatnym życiu był jakiś związek, który 

nie udał się z powodu pani oddania karierze zawodowej?

– Wolałabym nie wypowiadać się teraz na tak osobiste 

tematy. Jestem bardzo zmęczona lotem i muszę się jeszcze 
przygotować do wystąpienia. Państwo wybaczą... – zaczęła 
przepychać   się   przez   tłum.   Błyskające   nieustannie   flesze 

background image

zupełnie ją oślepiały.

Nagle na jej ramieniu spoczęła czyjaś dłoń.
– Tędy – powiedział znajomy głos.
Alice bezwolnie pozwoliła się prowadzić. Sprzed jej oczu 

powoli   znikały   migające   punkty.   Zorientowała   się,   że 
znajduje   się   w   windzie   towarowej.   Jakaś   dłoń   mocno 
obejmowała ją w talii.

– Jakie to uczucie być sławną?
Spojrzała wreszcie na stojącego przy niej mężczyznę.
– J-Jim, c-co ty tu robisz? – wyjąkała.
Przyciągnął ją do siebie, poczuła na twarzy jego gorące 

usta. Nawet nie próbowała uwolnić się z mocnego uścisku. 
Przyjemny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, gdy mocno 
się do niego przytuliła.

A więc to jest miłość!, pomyślała.
– Kocham cię! – wyszeptał patrząc jej głęboko w oczy. – 

Byłem   cholernym   głupcem.   Nic   na   świecie   nie   jest 
ważniejsze niż ty – niż my. Nic!

– Wiem – odparła zarzucając mu ramiona na szyję.
Przyszło jej na myśl, że doskonale do siebie pasują.
– Posłuchaj mnie, proszę. – Jim pierwszy przerwał długi 

pocałunek. – Chce ci coś powiedzieć.

– Jak się tu znalazłeś?
– Przyleciałem wczoraj w nocy. Zrozumiałem,  że  chcę 

uczestniczyć   we   wszystkim,   co   jest   dla   ciebie   ważne. 
Kocham cię i wiem, że tak powinno być.

–   Ja   też   cię   kocham   –   nie   musiała   mówić   nic   więcej. 

Wiedziała, że Jim czuje to samo co ona.

– Chcę, żebyś za mnie wyszła. Bezzwłocznie. Jakoś sobie 

background image

poradzimy.   Nauczę   się   zmieniać   pieluszki   i   zmywać 
naczynia. Nauczę się wszystkiego, co będzie potrzebne.

– Trochę miłości – przerwała Alice. – To wszystko, czego 

nam potrzeba.

Poczuła, że z jej oczu spada jakaś zasłona. Już wiedziała, 

że dziś wieczór będzie miała coś ważnego do powiedzenia. 
Miłość była w stanie rozjaśnić najbardziej ponury dzień.


Document Outline