Aleksander
Ławski
Kręte ścieżki
Spotkani
e
W ciepły
czerwcowy
dzień zadzwoniła do m nie Ala, kuzy nka m oj ej żony.
– Wiesz,
m am
dla ciebie pracownicę.
Organizowałem
wtedy
spółkę handlową, a ta osoba ponoć m iała by ć biegła w arkanach
księgowości kom puterowej i biegle posługiwać się program am i księgowy m i.
Szukałem , m ówiąc
szczerze, kobiety
w wieku trzy dziestu lat o m iłej apary cj i. Nie będę
ukry wał, że dobrze by by ło, aby wzbudzała zainteresowanie m ężczy zn, ponieważ kobieta łatwiej
wtedy osiąga cel. Na pierwszy m spotkaniu nie wzbudziła we m nie większego zainteresowania.
Blondy nka, długie włosy, skrom nie ubrana, lekko wy straszona, ale zapewniaj ąca, że na pewno
sobie poradzi. Pom y ślałem : zobaczę, porozm awiam z inny m i kandy datkam i; m ij ały j ednak dni,
a czas m nie naglił.
Spółkę zarej estrowałem ,
rozm owy
z inny m i rozbij ały się o wy górowane żądania finansowe.
Nie m aj ąc czasu na dalsze poszukiwania, zadzwoniłem do dziewczy ny poleconej przez Alę,
proponuj ąc spotkanie celem uzgodnienia warunków pracy.
Na
spotkanie przy szła w czarnej m inispódniczce. Miała szczupłe i zgrabne nogi, które zrobiły
na m nie wrażenie; tak m ówiąc szczerze, m iałem ochotę pogłaskać po ty ch wy raźnie
prowokuj ący ch, odsłonięty ch udach.
W sam ochodzie skierowała
swoj e
wdzięki w m oj ą stronę, lecz udałem , że nie robi to na
m nie wrażenia – lekko zawiedziona odwróciła się w drugą stronę. Miała na im ię Anna.
– Piękne im ię – powiedziałem .
– Może – odpowiedziała. –
Ale
go nie lubię.
– Można się przy zwy czaić. –
Nic
nie odpowiedziała.
Wiozłem j ą
do
kuzy na na j akąś uroczy stość. Miałem j ą tam zostawić, lecz w pewnej chwili
zaproponowała, że ona posiedzi tam godzinę, a potem – gdy by m się zgodził – m ogłaby j echać ze
m ną na spacer po lesie. Mówiąc szczerze, by łem ty m trochę zdziwiony.
Po
dwóch dniach znaj om ości zaproponowała m i inty m ne spotkanie; w dodatku m iałem z nią
podpisać um owę o pracę – szef – sekretarka – księgowa, ty powy układ, który dosy ć często kończy
się w łóżku. W drugiej fazie naj częściej odchodzi sekretarka.
Po
godzinie zj awiła się – wsiadła do sam ochodu, a j a wy wiozłem j ą w zakam arki puszczy.
Wy szliśm y z wozu; delikatnie wziąłem j ą za rękę, lekko zbliży łem do siebie. Jej ciało doty kało
m oj ego. Dziewczy na by ła lekko podniecona. Odważnie przy lgnęła do m nie, zaczęliśm y się
całować. Czułem j ej j ędrne ciało, j ednak nie chciałem j ej posiąść, choć nie by łoby z ty m
problem u. Głaskałem j ą po j ej udach, wy staj ący ch j ędrny ch piersiach, pachniała j akąś tanią
wodą.
Upaj ałem się
j ej
m łodością i odwagą. Robiła wrażenie osoby doskonale zorientowanej
w stosunkach dam sko-m ęskich. Potraktowałem j ą ży czliwie, ale chłodno; odnosiłem wrażenie, że
m a coś w sobie z prosty tutki.
Miała piękne
niebieskie
oczy, a łatwość, z j aką się do m nie zbliżała, nasuwała m i różne
refleksj e o j ej przeży ciach. Nie m y liłem się: we wczesnej m łodości została zgwałcona. Później
prowadziła buj ne ży cie eroty czne. By ła m ężatką, ale z m ężem j ej się nie układało.
Słuchałem
ty ch
opowieści, snuj ąc różne dom y sły na tem at j ej dalszej przy szłości i roli
w powstaj ącej poważnej firm ie. Zastanawiałem się, j ak m ożna wy korzy stać j ej walory... My śli
wy biegały w daleką przy szłość.
Nie
by ła zachwy cona m oj ą wstrzem ięźliwością – nie rzuciłem się na nią, j ak zrobiłby m oże
inny m ężczy zna. Rozstaliśm y się z końcem dnia, odwiozłem j ą do dom u. Różne m y śli krąży ły m i
po głowie; nie by łem pewny, czy dobrze robię, planuj ąc j ą zatrudnić.
My ślenie
intuicy j ne
zawsze się u m nie sprawdzało. Miałem j ednak dy lem at i nie do końca
wiedziałem , czy ulec intuicj i i dać sobie z nią spokój . Fascy nowało m nie j ej ciało i m aj ąc na
względzie ewentualne korzy ści, postanowiłem j ą zatrudnić.
Nie
by łem facetem , którem u brak by ło doświadczenia z kobietam i. Wiedziałem , że
dziewczy na m a um iej ętność łatwego nawiązy wania kontaktów i ta cecha by ła decy duj ąca.
Następnego dnia podpisałem z nią um owę o pracę.
Hank
a
Po
burzliwy ch latach siedem dziesiąty ch, pełny ch eroty czny ch przeży ć, zauroczy łem się pewną
m łodą piękną, kobietą. Zrobiła na m nie zniewalaj ące wrażenie. Pracowała w sąsiedniej firm ie.
Nazy wała się Hanka, by ła m ężatką i na pewno m nie kochała. Ogarnął m nie szał nam iętności,
kochaliśm y się wszędzie – w biurze, na biurku, na dy wanie, w sam ochodzie, a nawet – gdy padał
deszcz – w paśniku dla saren. Miała piękne j ak atłas ciało, nie rodziła, bardzo m nie podniecała –
zawsze by łem gotowy, aby j ą kochać. By ł ty lko j eden szkopuł, ona, j ak i inne, chciała by ć ze m ną
na całe ży cie. Sprawiła m i ty m nie lada problem ; by ł to warunek, którego nie m ogłem spełnić.
By łem oficerem określony ch służb specj alny ch, sam nigdy nie wiedziałem , czy po wy konaniu
zadania, które m i zlecono, wrócę ży wy. Nigdy nie by łem pewny, co m nie czeka j utro, czy uda m i
się szczęśliwie przekroczy ć granicę.
Po
przy j eździe i zdaniu relacj i m iałem chwilę oddechu, ale również i stresu. Stawałem się
zam knięty i m ałom ówny... i wtedy zj awiała się ona. Świat stawał się piękniej szy, trawa bardziej
zielona, kwiaty pachniały, zm ieniałem nastrój – chciało się ży ć. By ły to chwile, które w ży ciu
każdego człowieka zostawiaj ą głęboki ślad. Znak m inionego szczęścia. Ży łem chwilą, nie dbałem
o j utro; m iałem dość pieniędzy, by pozwolić sobie i rodzinie na w m iarę dostatnie ży cie.
Wrosłem w socj alizm i stawałem się
j ego
kom órką, j ednak odczuwałem zgniliznę sy stem u.
Po kilku wy prawach na zachód kom pletnie wy leczy łem się z socj alizm u, którego nigdy nie
uważałem za ustrój godny człowieka. Pewnego lipcowego dnia lat siedem dziesiąty ch m oj a
piękność poprosiła o spotkanie. Po przy by ciu do j ej nowego m iej sca pracy i krótkim , dość
chłodny m przy witaniu oświadczy ła m i, że albo zostaj e z nią na zawsze, albo ona wy j eżdża do
Stanów do m ęża. Mąż j ej przeby wał w Stanach na sty pendium naukowy m , doktory zował się na
j akim ś uniwersy tecie.
Miałem w ty m
czasie
paszport w kieszeni i zam ierzałem wy j echać do Pary ża. Z wielką
przy krością poradziłem j ej , aby poj echała do m ęża i nie wiązała ze m ną swoj ej przy szłości, nic
bowiem o m nie nie wiedziała. Przy tuliła się do m nie; by ły łzy, delikatne m uśnięcie ustam i m ego
policzka, czułem ciepło j ej ciała oraz żal, że inaczej j uż by ć nie m oże. Musiałem się z ty m
pogodzić. Wy szedłem z pokoj u, nie oglądaj ąc się za siebie. Czułem , że coś ważnego w m oim
ży ciu pozostało za m ną.
Opanowała
m nie
niem oc, m y śl, że nie m ogę przeciwdziałać losowi. Skazany by łem na
ścisłe podporządkowanie się inny m ; gdy by m zrobił inaczej , nie wiem , czy dziś m ógłby m skreślić
ty ch kilka wspom nień. Ten krótki epizod z Hanką wy warł ogrom ny wpły w na m oj e ży cie
uczuciowe, j ednak odeszła ode m nie na zawsze. By ła kobietą o wy sokim stopniu inteligencj i,
uzdolniona arty sty cznie, paliła papierosy, czasem zby t dużo piła. By ła loj alna i prawdom ówna,
nigdy nie kłam ała – potrafiła m i m ówić nawet o zbliżeniach z m ężem . Po powrocie ze Stanów –
a nie by ło m nie wtedy w kraj u – rozwiodła się z m ężem i czekała na m nie. Nie by ło m nie ponad
rok. Przez ten czas nie wiedziała, co się ze m ną dziej e.
Pewnego
razu, rozm awiaj ąc ze swoim kuzy nem , ten zapy tał, czy nie wiem , co się dziej e
z Hanką. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem , że nie wiem .
– A wiesz,
j a
m am do niej num er telefonu. Zostawiła, będąc kiedy ś u m nie. Zadzwonię do
niej .
– A to zadzwoń – odparłem .
Wy kręcił num er, odczekał, odezwała się. Zaczął.
– Słuchaj ,
j est
u m nie Janusz, pam iętasz go?
– Oczy wiście – rzekła.
– Chcesz porozm awiać? – Mówiąc to, podał
m i
słuchawkę.
Po
dwudziestu pięciu latach znów usły szałem j ej głos. Naj pierw trady cy j ne: „co sły chać”,
później zaproponowałem spotkanie – zgodziła się, um ówiliśm y się w restauracj i.
Na
spotkanie przy szła ubrana dość seksownie, wy szczuplała, a na j ej twarzy dostrzegłem
zm arszczki, który ch przedtem nie by ło. Kobieta bardzo doj rzała fizy cznie, lecz m entalnie
pozostała tą sam ą Hanką, którą znałem 25 lat tem u.
Wspom inała
m inione
lata, pij ąc whisky z lodem . Opowiadała, że nie m ogła sobie znaleźć
m iej sca w ży ciu i w pewny m m om encie oświadczy ła, że dalej m nie kocha i że zrobiła wielki
błąd, wy j eżdżaj ąc do Stanów do m ęża. Wy znała m i, że nigdy nie przestanie m inie kochać.
Patrzy łem na nią i słuchałem j ej wy znań, zastanawiaj ąc się, j ak to nieświadom i skutków rozstania
kobieta i m ężczy zna wy rządzaj ą sobie krzy wdę, która m a wpły w na całe dalsze ży cie.
Spoty kam
się z nią czasem , każde z nas uwikłane j est w różne troski dnia codziennego.
Proponowałem j ej , że m oże wy j edziem y razem na narty do Włoch lub Austrii, podobno pięknie
j eździ na nartach. Lubię ten sport, j estem j ego pasj onatem . W latach pięćdziesiąty ch
startowałem w zawodach akadem ickich w slalom ie specj alny m , j eszcze na twardy ch ty czkach.
Zaj m owałem m iej sca w drugiej dziesiątce, a dla chłopaka z nizin by ł to wielki sukces.
Chciałby m zobaczy ć
j ej
um iej ętności, uważam bowiem , że j azda na nartach j est zbliżona
do sztuki. Kultura j azdy świadczy o człowieku. Czasem porównuj ę j azdę na nartach do j azdy na
koniu, którą zresztą też uważam za pewien rodzaj sztuki, a na pewno elem ent składaj ący się na
inteligencj ę i wrażliwość człowieka. Doświadczy łem w ży ciu ty ch um iej ętności i ty ch wrażeń,
m am własnego konia – piękną klacz gorącokrwistą, która szanuj e ty lko j eźdźca o dobry ch
um iej ętnościach, natom iast słabeuszy po prostu wy rzuca z siodła.
Dawna
m iłość j est j ak przeby ta choroba – zostawia ślad na całe ży cie. Nie m ogę się tak do
końca od niej uwolnić, choć nie stwarza j uż em ocj i. Dawna dziewczy no, kiedy ś kochałem cię,
dalej m am dla ciebie szacunek – nisko ci się kłaniam za dawną szczerość i oddanie, a gdy cię
czasem zobaczę, sprawiasz m i wielką przy j em ność. Nie j esteś j uż tą dwudziestoparolatką, z którą
kochałem się w lesie na m chu, na m rozie... wszędzie nam by ło dobrze. Nie m ogliśm y by ć razem ,
j esteśm y dalej obok siebie, oddaleni wspom nieniam i i wy czekiwaniem na zbliżenie, chociaż czas
pory sował nasze czoła zm arszczkam i.
Anna
Anna
to osobny rozdział w m oim ży ciu – rozstanie z nią pozostawiło w m y m sercu głęboką ranę.
Ostateczną decy zj ę o rozstaniu podj ąłem po balu sy lwestrowy m . Um ówiliśm y się, że
poj edziem y tam razem , ale dwa dni przed wy j azdem oświadczy ła, że nie j edzie, bo chce by ć
sam a. Jak się okazało później , fakty cznie by ła sam a, choć nie z własnej woli.
O północy przy słała
m i
ży czenia, pisała, że m nie kocha i dalej chce by ć ze m ną.
Odebrałem to j ako skutek wy rzutów sum ienia, które u niej by ły ty lko grą. Miłość u niej polegała
na wy łudzaniu pieniędzy i różny ch inny ch usług. Pieniędzy zawsze j ej brakowało, często j ej
poży czałem na tak zwane wieczne oddanie, ale przy większy ch sum ach dom agałem się zwrotu –
szło to bardzo opornie. Kobieta dem on – znałem j ą kilka lat, m iała w sobie j akiś m agnes, który
przy ciągał do niej m ężczy zn.
Pom ogłem urządzić
j ej
m ieszkanie; by ło pięknie wy posażone. Poży czy łem j ej na to
pieniądze świadom y, że nigdy ich nie odda. A j ako że zarabiałem j ak na owe czasy dość dużo,
korzy stała z tego i zdawało j ej się, że tak będzie zawsze.
By ła
to
dziewczy na bez wy kształcenia, nam awiałem j ą do stopniowego zdoby wania
kwalifikacj i, w czy m zresztą starałem się j ej bardzo pom óc. Uważałem , że po rozstaniu ze m ną
będzie m usiała sam a na siebie zarabiać. Z m ężem od paru lat by ła w separacj i – m y ślała
o rozwodzie. Według m ej oceny, m iała niskie poczucie własnej wartości. Jej zdaniem m ówienie
nieprawdy i oszukiwanie nie by ło niczy m niem oralny m . Z natury by ła podej rzliwa i nieufna – te
cechy wy niosła z dom u rodzinnego.
Od
lat by łem w separacj i z żoną, m iałem określone cele ży ciowe, które konsekwentnie
i z powodzeniem realizowałem . Anna stała się m oj ą partnerką biznesową; m łodsza ode m nie
zastępowała brakuj ącą w m oim ży ciu kobietę. Mówiła, że m nie kocha, by ła bardzo zazdrosna
i zaborcza.
Kochaliśm y się dość często, polubiłem
j ej
ciało, j ej sposób przeży wania zbliżenia. Nie lubiła
gry wstępnej : sam akt m usiał by ć m ocny, gwałtowny coś na pograniczu gwałtu, wtedy
stosunkowo szy bko osiągała orgazm .
Często popadała w stan gwałtownego
m usu
zaspokoj enia swy ch potrzeb seksualny ch –
gotowa się kochać wszędzie i w każdy ch warunkach, wpadała w am ok i trudno by ło j ą zaspokoić.
Półprzy tom na prosiła o niekończący się akt seksualny, a po ty m zapadała w kilkugodzinny sen. Po
przebudzeniu tuliła się do m nie, m ówiąc, że chce by ć ze m ną zawsze; by ło j ej dobrze.
Bory kała się z dzieckiem ,
kilkuletnim
chłopcem , którego nie by ła m atką. Nie potrafiła go
wy chowy wać, raz by ła zby t ostra, surowa, nawet wulgarna, a w innej sy tuacj i nadopiekuńcza.
Nie m iała żadnego szacunku dla nauczy cieli, co bardzo depry m uj ąco wpły wało na zachowanie
sy na. Cieszy ła się, gdy sy n, przy chodząc ze szkoły, potrafił naśladować zachowanie nauczy cieli,
eksponuj ąc ich ułom ności i wady. Zachowanie takie wzbudzało we m nie głęboką frustracj ę.
Nigdy nie m ówiła: „pani wy chowawczy ni”, ty lko: „ta garbata, czego ona od ciebie chce?”.
W dom u rodzinny m Anna nie doznała m iłości; m ówiła, że m atka nigdy nie brała j ej na kolana.
W takich warunkach kształtował się j ej charakter.
Wy rażaj ąc
nieraz
swoj e niezadowolenie, Anna m ówiła, że nigdy nikogo nie kochała,
potrzebowała natom iast m iłości. Pewnego razu po pracy, gdy siedzieliśm y naprzeciw siebie, ona
w fotelu, j a na kanapie, oświadczy ła, że m nie nigdy nie opuści i zawsze będzie ze m ną.
Odpowiedziałem , że nie m am zam iaru się z nią rozstawać. Z fotela przy szła do m nie.
Całowaliśm y się, pieściłem j ej ciało; często w takiej sy tuacj i dochodziło do zbliżenia. By ło m i
bardzo dobrze, by łem szczęśliwy, a za te chwile j estem j ej niezm iernie wdzięczny.
W ży ciu
trzeba
wy korzy stać wszy stkie chwile. Dzięki ty m spędzony m z Anną by łem
szczęśliwy. By ły j ednak m om enty, że wpadała w depresj ę, narzekała na brak pieniędzy, choć
finansowo często j ą wspom agałem , żaliła się też, że się starzej e i nikt się za nią nie ogląda.
W wieku
czterdziestu
lat by ła całkiem siwa, zaczęła więc farbować włosy. Z depresj i
przechodziła w stan euforii; m ówiła, że będzie dobrze. Starałem się sty m ulować j ej uczucia,
naj częściej wiozłem j ą na spacer, potem przy tuleni do siebie poddawaliśm y się błogości
zbliżenia. By ło nam dobrze, ży cie toczy ło się wy ty czony m torem .
By ł
lipiec
2005 roku, pełnia lata. Um ówiłem się z Anną na spotkanie – poj echaliśm y do
dobrej knaj py, piliśm y czerwone wino – czułem u niej j akiś niepokój . Na spotkanie przy szła j akby
odm ieniona, nie by ło widać po twarzy, że m a j akieś kłopoty. By ła j akby pełna szczęścia, ale to
ty lko pozory. Miała na sobie długą, czarną suknię przy legaj ącą do ciała, zapinaną z przodu na
fantazy j ne guziczki, opiętą od dołu do połowy ud, m odne buty, dobry m akij aż – tak rzadko u niej
stosowany, nadawał j ej blasku i uroku. Jako że m iała zgrabne nogi i dość szczupłą sy lwetkę –
wszy stko to podkreślało j ej seksowność.
Anna
j ak każda kobieta lubiła się m askować i nie okazy wać zby tnio swoich uczuć.
Zapy tałem j ą, skąd u niej taka wzm ożona kokietery j ność, a w odpowiedzi usły szałem , że nic się
nie dziej e. Jednak po dłuższej rozm owie zorientowałem się, że chce m i coś przekazać; chciałem
j ą sprowokować do wy znań, czułem bowiem , że ten j ej wy gląd j est nie dla m nie, że coś kry j e.
Rzadko m ówiła prawdę – przeważnie kłam ała, kłam stwa po pewny m czasie by ły przeze m nie
wy kry wane. Uważała, że m oże m nie oszukiwać, ponieważ i tak się o wszy stkim dowiem .
Rozm owa nie za bardzo się kleiła, zaczy nała by ć coraz bardziej spięta.
– Powiedz, m oże
m asz
kogoś? Pracuj esz w Warszawie, m oże kogoś poznałaś?
Otworzy ła się.
– Wiesz, poznałam faceta, by łam z nim w Klifie
na
kawie. Jest o m nie bardzo zazdrosny –
j ak ty lko spoj rzę na innego m ężczy znę, robi m i uwagi.
– Kochasz go?
– Nie,
ty lko
go lubię.
– Kochałaś się z nim ?
– Nie...
– Co
to
za facet?
– Z Pragi – odparła.
– Czy m się zaj m uj e?
– Pracuj e gdzieś
przy
m ontażu kotłowni. Jest m łodszy ode m nie.
– Chcesz z nim by ć? – przepy ty wałem dalej .
– Chy ba
nie, nie
j est to facet na dalsze ży cie. Jest delikatny, ty m razem to j a dom inuj ę – nie
tak j ak z tobą. Ty sterowałeś m ną.
– Źle
na
ty m nie wy szłaś...
– Oczy wiście,
m am
dla ciebie dużo szacunku. Wiele tobie zawdzięczam .
– Cieszy
m nie
chociaż to – odrzekłem .
Na
końcu oświadczy ła, że m nie kocha. Wsiedliśm y do sam ochodu, po drodze skręciliśm y do
lasu i tam stary m zwy czaj em kochaliśm y się. By ło wspaniale, choć czułem , że coś się m iędzy
nam i skończy ło.
Przy
m nie nasy ciła się luksusem ; nie by ła osobą biedną, m iała piękne, duże m ieszkanie,
dobrze wy posażony wolno stoj ący dom w atrakcy j ny m m iej scu, dobry sam ochód. Wszy stko to
wskazy wało, że m iłość tego faceta kierowana by ła w stronę j ej walorów m aterialny ch.
Tłum aczy łem j ej , że j ą okradnie, że wy ciśnie z niej wszy stko, co będzie m ożliwe, a potem j ą
zostawi. By ła od niego parę lat starsza, przy glądałem się, j ak sy tuacj a się rozwinie.
Pod
koniec października wy brała się z nim do swoj ej rodziny. Ubrała go w nowe ciuchy,
które m u oczy wiście kupiła, i poj echali j ej sam ochodem – on nie grzeszy ł żadny m m aj ątkiem .
Prosiła m nie w ty m dniu, aby m j ej zatankował sam ochód – m iałem na stacj i znaj om ego, który
sprzedawał znaj om y m tanie paliwo.
Wieczorem
zadzwoniła do m nie, inform uj ąc, że rozbiła sam ochód. Nic się j ej nie stało,
a sam ochód zaciągnęli do j akiegoś blacharza, który m iał go naprawiać. A to nie koniec zły ch
wiadom ości – uży waj ąc szantażu w form ie prośby, powiedziała m i, że m uszę j ą wozić do pracy,
bo inaczej rozleci j ej się firm a.
Woziłem j ą
swoim
autem i zdawało m i się, że zaczy na dostrzegać, w j akim znalazła się
am oku. Po trzech ty godniach odebrała sam ochód z warsztatu; oczy wiście spartaczona naprawa,
a ona nie chciała się przy znać, że sam ochód rozbił po pij anem u j ej kochanek.
Ży cie toczy ło się
dalej ;
Anna pracowała w dużej firm ie, m iała bardzo dużo pracy.
W soboty przy woziła kochanka do swoj ego m ieszkania; siedzieli tam do niedzieli, potem odwoziła
go na dworzec. Często dzwoniła wtedy do m nie z zapy taniem o nieodebrane telefony.
Następnego
dnia
rano często zapraszała m nie na kawę, która kończy ła się z nią w łóżku.
Przestałem j ą traktować j ako bliską kiedy ś kobietę; gdzieś odeszło zauroczenie, m iłość, pozostały
interesy i dawne wspólne przeży cia, które w j akiś sposób nas łączy ły. Nie by łem j ej dłużny, m oże
się dom y ślała.
Grażyna
Poznałem
niewiele
starszą od Anny kobietę – rozwiedzioną, m aj ącą własny biznes, wy kształconą.
Odeszła od m ęża po j ego pierwszej zdradzie.
Znałem j ą
przed
ty m i m uszę przy znać, że zawsze m i się podobała. By ła otwarta, lubiła się
kochać, m iała piękne ciało, a każde dotknięcie j ej przy nosiło wiadom y skutek. Graży na – doj rzała
kobieta, m arzenie każdego m ężczy zny... Od Anny odszedłem całkowicie, nie chciałem m ieć z nią
żadny ch bliższy ch kontaktów, choć w różny sposób m nie prowokowała. By łem wy godny m
partnerem , m ogła zawsze liczy ć na m oj ą pom oc. Graży na znacznie przewy ższała Annę
intelektualnie, piliśm y czerwone wino i do późnej nocy prowadziliśm y nieraz niekończące się
rozm owy.
Rozmowy
z Anną
Kiedy ś,
podczas
w m iarę w szczerej rozm owy rzekła, że nie chciałaby stracić ani m nie, ani
swoj ego m ężczy zny. Taki sposób by cia z nią absolutnie m i nie odpowiadał, m iałem inny pogląd
na dalsze ży cie. Po uczestnictwie w dość duży m biznesie pom agałem urządzić m iej sce pracy dla
Anny. Z wielkim oporem zaczęła pracować na siebie, po zdoby ciu odpowiednich kwalifikacj i
stała się doradcą finansowy m . Pom agałem j ej zorganizować biuro na m iej scu i w Warszawie.
Ostatnie
przeży cia wy warły wpły w na j ej wy gląd, m ężczy źni m niej j ą adorowali;
wy glądała na zm ęczoną ży ciem „kobietkę”. Interesowało j ą zdoby wanie pieniędzy, zaciągała
kredy ty, który ch w taj em nicy przede m ną nie spłacała. Miała duży talent do wy dawania
pieniędzy – brakowało j ej to na buty, to na sukienkę, to na różne inne ciuchy. Lubiła się dobrze
ubrać. Praca i studia zaoczne na wy dziale finansów Uniwersy tetu Warszawskiego oraz uciążliwa
praca odbiły się na j ej wy glądzie. Anna stała się m niej pewna siebie, j ej twarz poszarzała,
zatraciła gdzieś dawny urok – wy glądała źle.
Rozstanie
ze m ną również negaty wnie wpły nęło na nią i j ej ży cie. W przy pły wie szczerości
m ówiła, że ten skok w bok dużo j ą kosztował; j estem pewny, że tego żałuj e. W sy tuacj i, j aka się
stworzy ła, nie widziałem j uż dla niej m iej sca w m oim ży ciu. Nie wierzy łem w to, co m ówi –
przeważnie kłam ała, nie dotrzy m y wała słowa, stała się nieodpowiedzialna.
Ding
o
Nadal
uwikłana j est w różne poty czki z m ężem , wciąż się go boi. Ponoć zostawiła ukochanego psa,
który bardzo tęskni za nią i wy czekuj e przed furtką – m oże pani go odwiedzi... Ta j ednak nie
okazuj e m u m iłości, nie odwzaj em nia uczucia, który m on j ą obdarzy ł. Gdy czasem obserwuj ę to
zwierzę, które broniło j ą w różny ch kry ty czny ch sy tuacj ach z m ężem , widzę j ego tragedię.
Nigdy by m tak nie postąpił i nie m ogłem zrozum ieć, j ak bardzo ona się zm ieniła; kiedy ś
twierdziła, że pies ten j est dla niej więcej wart niż adoptowane dziecko. By ło to oczy wiście
pom y lenie poj ęć, j edno j est j ednak pewne: pies przy wiązuj e się do człowieka na całe swoj e
ży cie, j est m u zawsze wierny, nigdy go nie zdradzi. Człowiek natom iast czasem postępuj e
odwrotnie; doty czy to również Anny.
Pewnego
razu zadzwoniła do m nie, prosząc o pom oc w uśpieniu psa. By łem ty m
zbulwersowany i oczy wiście odm ówiłem ; coraz bardziej poznawałem j ej charakter. Kobieta bez
uczuć... – j ak w ogóle m ogłem się do niej zbliży ć.
Ciągle m ówiła, że
m nie
kocha, ale tak do końca j ej nie wierzy łem . Rozum iałem j uż, że by ła
to kobieta dem on, nielicząca się z nikim i z niczy m . Dla niej naj ważniej sze by ło j ej ego oraz to,
co m oże uzy skać na znaj om ości z kim ś. Zawsze próbowała handlować sobą, to by ł j ej m ocny
atut.
Rodzin
a
Pochodziła
ze
środowiska wiej skiego, z biednej rodziny, by ła niechciana i niekochana, w dorosłe
ży cie weszła bardzo wcześnie. Maj ąc 13 lat, została zgwałcona przez m ęża starszej siostry.
Oczy wiście rodzina nie potępiła gwałciciela, ty lko j ą, tłum acząc, że na pewno go sprowokowała.
Mówiła m i o ty m z wielkim przej ęciem . Wszy stko to odbiło się tragicznie na j ej dalszy m ży ciu.
Patrząc na to teraz, nie wiem tak naprawdę, czy to wy darzenie w ogóle m iało m iej sce.
By ła dość
taj em nicza, nie
bardzo chciała się zwierzać, napom knęła ty lko kiedy ś, że gwałt
powtórzy ł się j eszcze kilkakrotnie. Przy puszczam , że następne stosunki nie by ły j uż gwałtem , lecz
odby ły się za j ej przy zwoleniem . Pozornie nie znosiła j ego towarzy stwa, ale sądzę, że łączy ło j ą
z nim j akieś wątłe uczucie. W czasie tańca zawsze by li przy tuleni do siebie – ty lko wtedy m ogli
oficj alnie się do siebie zbliży ć, nie budząc podej rzeń.
Ży cie w dom u rodziców skupiało się
na
świąteczny ch obiadach. Plotkowano tam
o znaj om y ch i rodzinie, m atka wiodła w ty m pry m . Wy czułem , że by ła zazdrosna o to, że Anna
j est ze m ną. Próbowała nawet różny ch sztuczek, aby zasiać m iędzy nam i niepokój i m uszę
przy znać, że często j ej się to udawało, nieraz wracaliśm y skłóceni.
Anna
nie należała do geniuszy intelektualny ch i stosunkowo łatwo przej m owała czy j eś sądy.
Tłum aczy łem j ej , by nie brała wszy stkiego, co m atka chce j ej narzucić. Po przy j eździe do
rodziców zawsze by ły prezenty, które m iały rekom pensować parogodzinny poby t. Za kry terium
wartości w tej rodzinie brano pozy cj ę m aterialną, j aką człowiek osiągnie. Reszta się nie liczy ła
i nawet wizy ty na niedzielnej m szy nie m iały żadnego wpły wu na od dawna ukształtowane
poglądy. Jako że Anna nie by ła naj biedniej sza, zazdrość sióstr i m atki powodowały konflikty
m iędzy nim i.
Świat Anny
Zaprosiłem kiedy ś
dawnego
znaj om ego profesora, wy kładowcę archeologii na znanej
warszawskiej uczelni. Po paru koniakach rozgadał się o swoich problem ach ży ciowy ch,
o studentach nieprzy kładaj ący ch się do nauki, a później wspom inaliśm y nasze wspólne wy j azdy
do Włoch i Austrii na narty. Dy skusj a absolutnie j ej nie interesowała; siedziała znudzona, nie
zwracaj ąc na gościa żadnej uwagi. Źle się czuła w takim towarzy stwie, by li to ludzie nie z j ej
świata.
Annie
dobrze by ło wśród m ężatek, łaj daczek i facetów, którzy im ponowali opowiadaniem
dowcipów i by li zainteresowani j ej osobą. Te cechy charakteru zbliżały j ą do kobiet
zm ieniaj ący ch m ężczy zn j ak rękawiczki. Miała koleżankę, m ężatkę, która twierdziła, że m ąż nie
pociąga j ej fizy cznie. Wy glądała j ak poślednia kurewka, puszczała się na lewo i prawo. Nawet raz
chciałem się z nią um ówić, j ednak ta obawiała się, że Anna m oże się o ty m dowiedzieć i wy nikną
j akieś nieprzy j em ności. By łem zadowolony z takiego j ej stanowiska.
Kry sty na, bo
tak m iała na im ię ta koleżanka, znaj dowała chętny ch do uprawiania seksu na
czacie i um awiała się z nim i. Mówiła o sobie, że j est naj lepszy m lachociągiem w okolicy.
Prawie
na każde spotkanie z wy brany m oblubieńcem Kry sty na zabierała Annę, która
siedząc w pewnej odległości w sam ochodzie, ubezpieczała koleżankę. Nie zawsze spotkanie
Kry sty ny kończy ło się pom y ślnie; czasem wracała z sińcem lub oblubieniec wy rzucał j ą
z sam ochodu. Wtedy Anna by ła j edy ny m ratunkiem .
Anna
twierdziła, że to zwy kła kurwa, ale zauważy łem , że by ła ty m sposobem znaj om ości
zainteresowana. Swoj ego obecnego kochanka Anna zapoznała właśnie za pośrednictwem
Kry sty ny – przez Internet. Do tej pory nie m ogłem zrozum ieć, co ty ch dwoj e łączy. Dzisiaj
znów widziałem , j ak wy chodził z j ej m ieszkania i wsiadał do sam ochodu, który j ej kupiłem .
Pom im o że wy prowadziłem się od niej i odszedłem , by łem m ocno sfrustrowany, oglądaj ąc tę
scenę. Do tej pory wierzy ć m i się nie chce, że m ogło to nastąpić... Anna nie by ła warta
okazy wanego j ej uczucia. Choć j estem pewny, że tliło się j akieś uczucie do m nie,
zainteresowanie j ej osobą powoli, ale sy stem aty cznie uchodziło – oddalałem się od niej .
Kiedy ś
gdy
zapowiadała, że będzie rano w biurze, docierałem tam wcześniej niż ona.
Obecnie nie m am ochoty się z nią spotkać, przy chodzę z dwugodzinny m opóźnieniem , j ednak ona
czeka, próbuj ąc nawiązać rozm owę. Nie witam się z nią j uż j ak zwy kle – przez przy tulenie
i pocałunek. Anna wy czuła, że m oj e zachowanie nie j est norm alne. By łem dla niej bardzo
oboj ętny, patrzy łem ty lko na j ej zm ęczoną twarz. Bez m akij ażu wy glądała na parę lat starszą,
czułem , że nie wie, co dalej ze sobą zrobić.
Wiedziała, że
dalsze
utrzy m y wanie bliskich kontaktów z nowy m kochankiem wpędza j ą
w ślepą uliczkę, z której nie m a wy j ścia; to ogranicza lub wręcz uniem ożliwia realizowanie j ej
planów i rozwój kariery.
Rozm awiałem z nią o ty m
dzisiaj
i stwierdziła, że zdecy dowana j est podj ąć j akieś decy zj e.
Wy czułem j ednak, że m a kłopoty ; m iałem racj ę. Przy końcu rozm owy oświadczy ła, że
dowiedziała się o przestępczej działalności kochanka oraz j ego kolegów. Zupełnie nie wiedziała,
j ak się z tego wy plątać. Tak naprawdę to i j a nie wiedziałem , co j ej poradzić. Widziałem , j ak
tonie, i j edy ny ratunek upatry wałem w zerwaniu z ty m facetem i j ego środowiskiem . Czy m iała
na ty le odwagi – nie wiem .
Anna
bała się, że zostanie sam a; panicznie bała się sam otności. Ty m czasem j ej m ąż
szy kował następną niespodziankę, oskarżaj ąc j ą o m altretowanie adoptowanego 11-letniego sy na.
Michał,
syn
Anny
W stosunku
do
sy na by ła osobą niezby t zrównoważoną uczuciowo. Raz twierdziła, że go nie lubi,
inny m razem by ła nadopiekuńcza, a później znowu bardzo szorstka i wulgarna. Straszy ła go
nawet, że odeśle go do dom u dziecka. Dziecko źle reagowało na takie wy powiedzi m atki. Chłopiec
odczuwał olbrzy m i stres, czasem m ówił j ej , by go tam odesłała. Zawsze, gdy coś przeskrobał
i dostawał lanie, zanosił się płaczem , który j ednak ustępował naty chm iast, gdy ty lko chłopiec
zauważy ł, że m atka ze stanu złości i wrogości wpada w stan euforii i zachwy tu nad nim . Mówiła
wtedy :
– Jaki ty, sy nku, j esteś
zdolny. Co
ci wredni nauczy ciele chcą od ciebie? Nie słuchaj ich, rób
swoj e.
Michał,
bo
tak m iał na im ię, cieszy ł się ty m i chwilam i, zdaj ąc sobie j ednak sprawę, że za
chwilę m atka zm ieni zdanie i znów będzie źle. Panicznie bał się dom u dziecka, który m go straszy ła
m atka; bał się j ej , ale szukał u niej wsparcia, popierał j ej zachowania i sądy, nawet gdy wiedział,
że są niewłaściwe, bał się bowiem izolacj i i sam otności.
Męża przedstawiała
j ako
głupka i złośliwca. Widziała w nim ty lko złe cechy, choć nie by ł to
głupi człowiek – wy kształcony nauczy ciel akadem icki, o którego przeszłości niewiele m ożna
powiedzieć. Anna starała się stworzy ć dy stans m iędzy m ężem a sy nem , j ednak z tego, co wiem ,
sam m ąż też nie okazy wał ciepła ani przy j aźni swem u dziecku. Uczy ł chłopca dy scy pliny,
porządku na wzór dry lu woj skowego.
Jako
że Michał nie m iał kolegów, po m oim odej ściu nie m iał z kim grać w szachy i z kim
rozm awiać. Bardzo lubił, gdy opowiadałem m u historię Polski; interesowały go książki history czne
i j ak na swój wiek posiadał sporą wiedzę history czną. By ł to bardzo inteligentny chłopiec, um iał
się bardzo rzeczowo wy powiedzieć i pisał. Zacząłem nawet zbierać j ego opowiadania, obiecuj ąc
m u, że j ak zbiorę ich kilkanaście, to wy dam m u książeczkę. W pewnej chwili straciłem z nim
kontakt, a to za sprawą Anny, która zabroniła m i się z nim kontaktować. Czułem , że m iałem na
niego zby t duży wpły w. Anna próbowała m u wm ówić, że go nie lubię. Wspom inam go bardzo
ciepło i żałuj ę, że nie m ogłem m u więcej pom óc. Wiem na pewno, że Michał bardzo
zainteresowany j est ty m , co się dziej e m iędzy kobietą a m ężczy zną. Kiedy ś podglądaj ąc Annę
kochaj ącą się ze swoim m ężem , czego tak na m arginesie nie ukry wała przed dzieckiem , py tał
m nie, dlaczego oj ciec m ęczy m am ę i czy m uszą się tak m ęczy ć.
Obserwował Annę,
j ak
chodzi naga po m ieszkaniu; wiadom o, że zainteresowania seksualne
budzą się dość wcześnie z różny m skutkiem . Do lat dziesięciu spał z m atką w j edny m łóżku. Gdy
ona zasy piała, oglądał j ej genitalia, kładąc na nich swą m ałą rączkę, a potem m ówił, że tam tak
dziwnie pachnie.
Po
ty ch doświadczeniach próbowałem rozm awiać z Anną; m ówiłem j ej , że kontakt dziecka
z kobietą, oboj ętnie, kim ona dla niego j est, prowadzi do różny ch dewiacj i. Przestrzegałem j ą, że
Michał nie taktuj e j ej j ak rodzoną m atkę i nie ży wi do niej żadny ch m atczy ny ch uczuć, że
traktuj e j ą j ak kobietę, a nawet kochankę. Poradziłem j ej , by zrobiła m ały ekspery m ent – gdy
Michał będzie siedział na j ej kolanach lub się do niej przy tulał, a zawsze chętnie to robił, niech
delikatnie sprawdzi, czy nie m a wzwodu. Ekspery m ent się udał i potwierdził m oj e przy puszczenia.
Pom im o tego i tak czasem sy piała z Michałem w j edny m łóżku. Proces edukacj i seksualnej trwał
dalej . Michał po lekcj ach wracał do dom u, odrabiał lekcj e, później zabierał się do kom putera
i oczy wiście przeglądał całą eroty kę i pornografię dostępną na niektóry ch portalach.
Nie
m iałem żadnego wpły wu na proces edukacj i dziecka. Wczesne zainteresowanie
seksualnością człowieka odbiło się bardzo negaty wnie na później szy m dorosły m ży ciu.
Anna
odeszła od m ęża i by ła pod duży m wpły wem nowego kochanka. Ten wszelkim i
sposobam i starał się odizolować j ą ode m nie, ale by ło m i to j uż zupełnie oboj ętne. Mąż natom iast
dał j ej wolną rękę; interesowały go ty lko finanse Anny, o nią nie by ł zazdrosny. Wiedział
o naszy m związku, rozm awialiśm y ze sobą j ak dobrzy znaj om i. Zbierał wszy stkie dowody
obciążaj ące Annę, a w m iędzy czasie dom agał się kontaktu z sy nem . Anna nie wy rażała na to
zgody i wrogo nastawiała sy na do oj ca.
W takiej
sy tuacj i
Michał by ł m iędzy m łotem a kowadłem ; zupełnie nie wiedział, j ak się m a
zachować. Nienorm alna sy tuacj a w rodzinie negaty wnie odbij ała się w szkole i poza nią. Oj ciec
Michała w przy pły wie złości i nienawiści do własnej żony odgrażał się, że j ą załatwi, że m a na
nią haka i złoży doniesienie do prokuratury o m altretowaniu sy na.
Anna, co
j est prawdą, w przy pły wie gniewu zwracała się do Michała w bardzo wulgarny
sposób, nazy waj ąc go znaj dą, podrzutkiem itp. Działo się to czasem przy m nie.
W piśm ie
skierowany m
do prokuratury m iałem wy stępować j ako świadek. Prokurator
polecił policj i zbadanie sprawy. Na przesłuchaniu zapy tałem , co grozi Annie, j eśli zarzuty zostaną
potwierdzone. Dowiedziałem się, że za bicie i m altretowanie dziecka j est kara bezwzględnego
pozbawienia wolności. W piśm ie do prokuratury by ło bardzo dużo nienawiści w stosunku do Anny.
Biorąc pod uwagę przy szły los dziecka, postanowiłem złagodzić opisane fakty. W inny m wy padku
Michał znalazłby się z powrotem w dom u dziecka.
Po
rozpatrzeniu wszy stkich zeznań prokurator warunkowo um orzy ł postępowanie. Liczy łem
na to, że m oże m atka zm ieni swoj e postępowanie i los dziecka poprawi się.
Wcześnie inform owałem Annę o zam iarach m ęża, ponieważ wiedziałem ,
j akie
zarzuty j ej
postawi. Anna, j ak się m ożna by ło dom y ślić, lekceważy ła to, co m ówiłem , i oskarżała m nie
o zem stę za j ej postępowanie. Chciałem j ej pom óc uniknąć problem ów, ale ona m y lnie to
odbierała. Może tliło się we m nie j eszcze j akieś uczucie do Anny ; przy chodziło j ak poranna m gła
nad łąką, a z chwilą zej ścia słońca znikało. Żal m i by ło Anny ; kilkom a słowam i prawdy m ogłem
zniszczy ć całą j ej karierę, a nawet ży cie. Moj e intencj e zostały źle odczy tane, postanowiłem
więc o niczy m j ej nie inform ować, zwłaszcza że wy rządzałem szkodę wy łącznie sobie. Według
niej , nie potrafiłem zaakceptować j ej postępowania.
Współpracowałem z j ej biurem , ponieważ zależało
m i
na wy cofaniu poży czony ch
pieniędzy. Nie zanosiło się j ednak na zwrot długu, zastanawiałem się, czy nie rzucić tej pracy.
Anna
wszy stko zdoby ła za m oim pośrednictwem i chy ba zdawało j ej się, że zawsze tak
będzie. Nie zastanawiała się nad ty m i cały czas uważała, że będę przy niej zawsze. By ły to sądy
opaczne i nieprawdziwe. Paroletni związek z nią przy nosił m i sam e straty ; zaczy nałem
analizować i logika nakazy wała zerwać z nią wszelkie kontakty.
W czasie
dzisiej szego
spotkania z nią w biurze zaprosiła m nie do siebie na kolacj ę. Nie
skom entowałem tego, bo i tak, m ówiąc szczerze, nie m iałem ochoty tam iść i wracać do
wspom nień. Mieszkanie to koj arzy ło m i się z wielom a chwilam i spędzony m i razem . Teraz
zaprasza tam swego kochanka, który śpi z nią w naszy m łożu, siedzi w m oim fotelu, pij e
pozostawione przeze m nie trunki i uży wa m oich kosm ety ków. Powiedziała, że zadzwoni;
z doświadczenia wiem , że nie dotrzy m uj e słowa.
Zbliżenie z Grażyną
Dzisiaj
otrzy m ałem telefon z Londy nu od m oj ej obecnej sy m patii. By ła stęskniona i powiedziała,
że dopiero teraz po rozłące zastanowiła się, j ak bardzo j est ze m ną związana. Graży na j est lekarką
derm atologiem , wy j echała do koleżanek na parę dni, za ty dzień wraca. Wiem , że będzie to
bardzo gorące spotkanie i nie m ogę j ej zawieść. Spotkania z nią to naprawę wielka przy j em ność;
ta kobieta potrafi wy cisnąć ze m nie ty le energii i zaangażowania. Nigdy nie zdarzy ło m i się coś
takiego z inny m i kobietam i. Z utęsknieniem czekam na j ej powrót. Podczas j ej nieobecności
zastanawiałem się, co m nie z nią łączy – czy to ty lko pewna luka po rozstaniu z Anną? Nigdy nie
powiedziałem j ej , że j ą kocham .
Podobno
u m ężczy zny m iłość do kobiety rodzi się przez seks, a u kobiety naj pierw poj awić
się m uszą uczucia, seks j est później . Pierwsze spotkanie nie wróży ło, że zbliży m y się inty m nie.
Mówiłem j ej j ednak, że przy j aźń kobiety i m ężczy zny naj częściej kończy się w łóżku i tak też się
stało w ty m przy padku.
Kiedy ś w j ej
m ieszkaniu
sączy liśm y czerwone wino i prowadziliśm y dy skusj ę o swoich
różny ch przeży ciach i przy godach m iłosny ch. Miałem w swoim ży ciu wiele kobiet, ale tak
naprawdę kochałem ty lko trzy. Ta kobieta by ła bardzo spontaniczna; w każdej chwili m ogła m nie
czy m ś zaskoczy ć. W pewnej chwili zbliży ła się do m nie, pocałowałem j ą wtedy delikatnie
w policzek. Przy tuliła się do m nie i poczułem bliskość j ej ciała; pogłaskałem j ą delikatnie po
ram ieniu, plecach, czułem drżenie. Jeszcze bardziej przy lgnęła do m nie. Jej wy datne i j ędrne
piersi coraz bardziej wtulały się we m nie. Pieściłem j ą dalej , czuj ąc, że sprawia j ej to
przy j em ność. W pewny m m om encie odskoczy ła ode m nie, poszła do łazienki, a po chwili
wróciła w szlafroku, spod którego widać by ło j ej nagie ciało. Wzięła m nie za rękę i zaprowadziła
do sy pialni.
Stało się
to, na
co oboj e czekaliśm y. Poznawałem j ej ciało, j ej wrażliwość na doty k. Przed
spełnieniem aktu długo m usiałem j ą pieścić. Jak naj szy bciej chciałem w nią wej ść. Prosiła m nie
ty lko, aby trwało to j ak naj dłużej , nawet m ówiła m i, co m am robić, aby przedłuży ć sam akt. Po
wszy stkim wtuliła się we m nie i długo leżeliśm y przy tuleni, nie wy powiadaj ąc ani j ednego słowa.
Graży na by ła
bardzo
kurtuazy j na; oświadczy ła, że spełniłem j ej oczekiwania. I m i by ło
z nią dobrze. Są chwile, które sprawiaj ą, że świat wy daj e się bardziej piękny, przy j azny i istniej e
wy łącznie dla ciebie. Zastanawiałem się, co nas ze sobą łączy. Ona by ła rozwiedziona, w swoim
ży ciu przeży ła m ocny kry zy s psy chiczny. Potrafiła nie wracać do przeszłości, nie chciała
rozm awiać o by ły m m ężu. Twierdziła, że wy zwoliła się z tej dawnej m iłości, i chciała zacząć
ży cie od nowa. Moim zdaniem nie da się tak do końca tego zrobić; zawsze zostaną wspom nienia,
które wracaj ą nieproszone. Odwiedzały i Graży nę. Wpadała wtedy w m elancholię, j ednak
stosunkowo szy bko potrafiła się z tego wy zwolić; wspom nienia pozostawały poza nią. Na trzeźwo
oceniała sy tuacj ę, doskonale sobie radziła; by ła też niezależna finansowo.
Działałem
na
nią j ak m agnes; m ój doty k zawsze powodował zbliżenie. Kochaliśm y się
czasem trzy razy dziennie, wpadaliśm y w seksualny am ok. By łem zadowolony z takiego obrotu
sy tuacj i. Stopniowo zaczy nałem zapom inać o Annie, która by ła zadrą w m y m sercu; trudno m i
by ło się j ej pozby ć. Do Anny czułem żal; zostałem przez nią zraniony. Nie wy m agałem od niej
honorowego zachowania, ale m ogła chociaż rozstać się ze m ną bez oszustw i kłam stw. Wciąż
zapewniała m nie, że nie potrafi beze m nie ży ć, że z tam ty m to j uż koniec. Bała się prawdy. Bal
sy lwestrowy, na który by liśm y um ówieni j uż dawno, nie doszedł do skutku, gdy ż Anna w ostatniej
chwili stwierdziła, że woli zostać sam a w dom u.
Przy znam
szczerze, by łem przy gotowany na taką sy tuacj ę. Anna często zm ieniała
w ostatnim m om encie zdanie, licząc, że w takiej sy tuacj i sobie nie poradzę i również zostanę
w dom u i na żaden bal nie poj adę. Tak naprawdę to nie chciałem z nią j echać. Na bal
sy lwestrowy, którego prawie nigdy nie opuszczałem , poj echałem z Graży ną do pięknego
i urokliwego m iej sca – Iwonicza.
Graży na, trochę
starsza
od Anny, m iała dobry gust. Potrafiła się naprawdę dobrze ubrać.
Tego wieczora nałoży ła delikatny m akij aż i wy glądała bardzo ładnie; wzbudzała zainteresowanie.
Bal by ł wspaniały. Odby wał się w niedużej sali, w której czteroosobowa orkiestra graj ąca dość
konwencj onalnie tworzy ła sy m paty czny nastrój . By ło tam około 100 par w różny m wieku. Po
toaście noworoczny m dostałem od Anny telefon z ży czeniam i; prosiła, aby ży czy ć j ej rozum u.
Czułem , że by ło j ej przy kro; siedziała sam a w dom u i twierdziła, że do tej pory nie wie, dlaczego
nie poj echała ze m ną. Ja wiedziałem – bała się nowego kochanka. O trzeciej nad ranem
otrzy m ałem od niej powtórne ży czenia noworoczne z wy znaniam i m iłości do m nie.
Rozterk
i
W tej
sy tuacj i
wracał j akiś dawny senty m ent, budził się we m nie niepokój i wątpliwości, czy na
pewno dobrze zrobiłem , rozstaj ąc się z nią. Jakaś iskierka nadziei zaczęła we m nie kiełkować –
m oże zrozum iała swój błąd? A według m nie każdy m a prawo błądzić; w j ej wy padku ty m
bardziej . Przede m ną m iała kilku m ężczy zn, którzy nie ty lko w łóżku, ale i w codzienny m ży ciu j ą
wspierali. Pieniądze w j ej związkach odgry wały zasadniczą rolę. Z rozm ów z nią m ożna by ło
wy wnioskować, że chciała m ieć norm alną rodzinę, kochaj ącego m ęża, dziecko. Przebieg j ej
ży cia świadczy ł, że bardzo trudno będzie j ej znaleźć partnera, j akiego sobie wy m arzy ła.
Niekochany m ąż i niekochana żona – żadnem u z partnerów nie przy nosi szczęścia uwikłanie
w taką sy tuacj ę. Anna dalej szukała swoj ego m iej sca na ziem i.
Dokony wałem
wielu
różny ch zabiegów, aby stała się osobą odpowiadaj ącą za swe ży cie,
aby konsekwentnie realizowała wy ty czone cele. Po długich staraniach podj ęła próbę edukacj i,
którą zakończy ła licencj ą na prowadzenie usług finansowo-księgowy ch. By ło to j uż coś, co
gwarantowało własne utrzy m anie. Anna stawała się coraz bardziej niezależna.
Stare
przy zwy czaj enia powierzchownego traktowania ludzi stwarzały j ej kłopoty w pracy
i w ży ciu. Pracuj ąc z nią, zawsze starałem się eksponować j ej pozy ty wne cechy ; a gdy j ej na
kim ś zależało, stosunkowo szy bko nawiązy wała przy j azne relacj e. Wy korzy sty wałem te cechy
przy załatwianiu różny ch spraw z kontrahentam i. Przy toczę tu j eden przy kład. Pewnej zim owej
nocy nie otrzy m aliśm y z Corgo-Gdańsk surowca. Nasze sam ochody przekroczy ły godzinę
załadunku, a rano surowiec powinien by ć w fabry ce, w inny m wy padku groził nam przestój ,
produkcj a zostałaby wstrzy m ana. O godzinie 23 Anna potrafiła znaleźć pry watny num er telefonu
do dy rektora Cargo i wy ciągnąć go z łóżka (chorego na gry pę), prosząc, aby ten wsiadł
w sam ochód i wznowił załadunek naszy ch sam ochodów. By liśm y uratowani, producenci na czas
otrzy m ali zam ówiony towar; ceniłem j ą za to.
Um iej ętne
rozwij anie
ty ch cech m ogłoby przy nieść j ej dużo korzy ści w ży ciu pry watny m
i zawodowy m . Nie piła, natom iast dość dużo paliła. Pom im o wielu prób, nie m ogła wy zwolić się
z tego nałogu. Maj ąc duże doświadczenie z m ężczy znam i, bardzo trafnie rozpoznawała ich
zam iary ; potrafiła szy bko zalotnika ostudzić.
Są
takie
kobiety, które zawsze angażuj ą m ężczy zn. Ona m iała coś z kochanki i dziwki. Będąc
ze m ną, by ła m i wierna – przy naj m niej tak m i się zdawało. Przeby wałem z nią prawie każdego
dnia i każdej nocy, coraz bardziej zdawało m i się, że wchodzi w m oj e ży cie. Kochałem j ą, ale
j ednocześnie bałem się j ej , nigdy bowiem do końca nie wiedziałem , j ak w danej sy tuacj i się
zachowa. Często wpadała w euforię, by za chwilę dać się schwy tać m elancholii. Zm ienność
nastroj u to chy ba cecha każdej kobiety. Gdy założy ła własną firm ę, m oj a rola stała się
drugorzędna, ale czasam i Anna j ak zwy kle liczy ła na m oj ą pom oc, która niej ednokrotnie
otrzy m y wała.
Nieubłagany
czas
pły nął; Anna zbliżała się do czterdziestki. Uroczy ście obchodziliśm y
rocznicę: by ł szam pan, ży czenia, kwiaty. By ło odświętnie, ale dość oficj alnie. Dla niej , j ak się
nietrudno dom y ślić, nie by ła to zby t m iła uroczy stość; nie dawała j ednak po sobie poznać, że
wchodzi w doj rzały wiek. Ciągle j ej się zdawało, że j est bardzo m łoda, że się nie zm ienia. Źle
przy j m owała wszy stkie uwagi, uważała bowiem , że ona wie naj lepiej , co dla niej j est dobre.
Zawsze robiła odwrotnie, na przekór wszy stkim radom .
Cechowała j ą nieufność w stosunku
do
ludzi. Nowo poznany partner też nie spełniał j ej
oczekiwań i dochodziło m iędzy nim i do różny ch nieporozum ień. Niechętnie m ówiła na ten tem at;
dom y ślałem się j ednak, że chodzi o sprawy łóżkowe. Przy woziła go do siebie raz w ty godniu,
w piątki, facet spędzał z nią noc, potem odwoziła go na dworzec – ta procedura powtarzała się
przez kilka m iesięcy. W j ej psy chice zaszły dość duże zm iany – stała się lękliwa, niepewna siebie,
bała się nowego kochanka. Zapy tałem j ej kiedy ś, j ak długo wy trzy m a w tej sy tuacj i; nie
otrzy m ałem żadnej odpowiedzi.
Z rozm ów
ze
znaj om y m i wy wnioskowałem , że weszła w j akieś układy półm afij ne i nie
m ogła lub nie chciała się z nich wy zwolić. Jej droga szła coraz bardziej w dół. Opowiadała m i
kiedy ś, że j ej partner wy j echał do Zakopanego, gdzie m ieli okraść bogatego m ieszkańca zacnego
grodu. Rabunek się nie udał; j eden z uczestników napadu został złapany przez policj ę. Na Annę
padł blady strach; autom aty cznie stała się uczestnikiem działań przestępczy ch. W związku
z utrzy m y waniem bliskich relacj i z facetem , którego posądzano o udział w napadzie, została
przesłuchana przez policj ę. Mężczy zna czasowo czy na stałe zniknął z j ej ży cia, ukry wał się; ona
natom iast by ła pod stałą obserwacj ą policj i.
Sy tuacj a stawała się dla niej niezby t m iła. Świadom ość, że ktoś cię obserwuj e, po j akim ś
czasie staj e się nie do zniesienia. Anna próbowała obarczy ć m nie winą, m iała żal, że nie
ostrzegłem j ej w porę przed ty m , co m oże j ą spotkać. By ła to oczy wiście nieprawda; j ako
studentka czwartego roku prawa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robi. Po prostu
m usiała m ieć j akieś usprawiedliwienie.
Prowadząc j ej biuro, częściowo wy cofy wałem zaciągnięty przez nią dług. Anna coraz
bardziej wtapiała się w wielkom iej skie ży cie. Klim at dużego m iasta, j akim by ła Warszawa, nie za
bardzo j ej odpowiadał; m ęczy ła się.
Danuta
Anna m iała pewną koleżankę z uczelni, Danutę. Źle na nią oddziały wała; by ła m ocno
sfrustrowaną 36-letnią panną, dla której naj ważniej sze w ży ciu by ło znalezienie partnera. Nie
zanosiło się j ednak, że go znaj dzie; ciągle więc użalała się nad swoim losem . My ślała, że
posiadanie m ieszkania i dobrego sam ochodu ułatwi j ej zdoby cie partnera, który by odpowiadał
j ej aspiracj om . Miała lekką nadwagę, ale dzięki pełny m i kobiecy m kształtom by ła bardzo
zgrabna. Prosiła Annę o pom oc w znalezieniu j akiegoś m ężczy zny chociaż do łóżka. Anna,
m aj ąca u niej dług wdzięczności i dość rozległe stosunki koleżeńskie – szczególnie w m ęskim
gronie – szy bko sprostała prośbie koleżanki.
Następnego dnia od prośby zadzwoniła do Danuty, inform uj ąc, że znalazła dla niej faceta.
Zaprosiła go na m ałą im prezę w dom u koleżanki. By ł to sam otny facet, który poszukiwał kobiety.
Anna opisała go j ako dość przy stoj nego o m iłej apary cj i.
Danuta, pełna oczekiwań, snuła j uż daleko idące plany ; m y ślała, że m oże spełnią się j ej
m arzenia. Przy gotowania przed oczekiwany m wieczorem trwały cały dzień. Na stole znalazły się
odpowiednio przy rządzone przekąski i czerwone wino. Obie panie seksownie ubrane i um alowane
czekały na gościa. Problem by ł w ty m , że w takiej sy tuacj i nie wiadom o by ło, którą z nich
zacznie adorować.
W podświadom ości obu pań tlił się taki niepokój i obawy, ale nie chciały o ty m nawet
m y śleć; wiadom e by ło, że facet j est dla Danuty i tak m iało by ć. Ale j ak tu zm usić faceta, żeby
się zaj ął tą, a nie inną kobietą... o ty m później . Nadeszła godzina 19... i nic. Minął kwadrans, nagle
zadzwonił dom ofon i po chwili w drzwiach stanął oczekiwany facet. Robił wrażenie lekko
speszonego, lecz ży czliwość zarówno Danuty, j ak i Anny wprowadziła swobodną atm osferę.
Nazy wał się Piotr, skończy ł historię, nie pracował i poszukiwał wtedy j akiegoś zaj ęcia. Ubrany
by ł skrom nie: sportowe buty, spodnie, bluza – strój raczej luzacki przy wizy towy m wy stroj u pań.
Widać by ło, że czuł się trochę nieswoj o.
Przy stole usiadł obok Danuty. Anna siedziała naprzeciwko. W pewnej chwili, przepraszaj ąc,
że nie kupił wina, wy ciągnął z torby pół litra gorzkiej żołądkowej . Po wy piciu wina atm osfera
stawała się coraz bardziej luźna. Gorzka żołądkowa zupełnie zm ieniła nastrój , a sukienka Danuty
stawała się coraz bardziej kusa.
Piotr by ł j uż lekko pij any, gdy j ego ręka, niby przy padkiem , znalazła się na odsłonięty m
udzie Danuty. W tej sy tuacj i Annie nie pozostało nic innego, j ak ty lko się ulotnić. Oświadczy ła, że
j est zm ęczona i idzie się położy ć na kanapie w drugim pokoj u. Zrzuciła z siebie sukienkę, okry ła
się kocem i szy bko zasnęła. Piotr bły skawicznie zrozum iał, po co został zaproszony ; zaczęli się
całować, pieścił j ej piersi i inne części inty m ne. Danuta nie oponowała; by ła lekko pij ana, świat
wy dawał się różowy. Bez chwili zastanowienia rozebrali się i padli sobie w obj ęcia. On m iał m ałe
kłopoty z erekcj ą, j ednak zabiegi Danuty przy niosły oczekiwany skutek. Odby li dość długi
stosunek. Zam roczeni alkoholem i upoj eni m iłością zapadli w głęboki sen.
Wczesny m rankiem Piotr ubrał się i zostawiaj ąc śpiącą Danutę, wszedł po cichu do Anny.
Usiadł na brzegu kanapy i zaczął delikatnie pieścić j ej ciało. Stało się to, co obie podej rzewały –
Piotr, wy korzy stuj ąc sy tuacj ę, chciał zdoby ć dwie kobiety. Anna obudziła się j ednak
i zaprotestowała, przekreślaj ąc zam iary Piotra. W ty m czasie do pokoj u weszła Danuta, py taj ąc:
– Co ty tutaj robisz?
Po chwili m ilczenia odpowiedział:
– Chciałem się pożegnać.
Za m om ent fakty cznie się pożegnał, a wy chodząc, rzucił j eszcze, że się odezwie. Obie
j ednak wiedziały, że wobec zaistniałej sy tuacj i na pewno to nie nastąpi. Wy tworzy ła się trochę
dziwna sy tuacj a; j akby obie m iały do siebie pretensj e. Doszły do wniosku, że pom im o w m iarę
dobrego seksu, tą drogą nie zdobędzie się partnera. Nie m a recepty na udany związek.
Ży cie toczy się czasem dziwny m i toram i. Są osoby, dla który ch rzeczy wistość tworzą ty lko
ludzie i ich sądy. Taka też by ła Danuta – ludzie w duży m stopniu kształtowali j ej charakter. Nie
potrafiła wy ty czy ć sobie celów i próbować konsekwentnie j e realizować, uzależniała się od
różny ch opinii koleżanek i kolegów. Anna by ła j ej zaprzeczeniem ; słuchała różny ch opinii i sądów,
a decy zj e – naj częściej nietrafione – podej m owała sam a.
Pam iętam , j ak różni koledzy i koleżanki z uczelni radzili j ej , aby nie szła na egzam in
kom isy j ny z prawa cy wilnego, ponieważ, j ak twierdzili, profesor by ł bardzo surowy
i wy m agaj ący.
Za m oj ą nam ową zdecy dowała się iść do asy stenta profesora i porozm awiać o egzam inie;
liczy ła, że m oże j ej coś podpowie, doradzi, wskaże działy, który ch m a się nauczy ć. Asy stent
w sposób ogólny zasugerował Annie, na co szczególnie m a zwrócić uwagę. Dziewczy na
zauważy ła, że asy stent by ł wy raźnie zainteresowany j ej osobą i nie om ieszkała tego
wy korzy stać. Jak się później okazało, asy stent by ł również egzam inatorem i py tał o te działy,
o który ch wspom inał w rozm owie z Anną. Na piętnaścioro zdaj ący ch egzam in kom isy j ny zdało
pięcioro. Anna zdała naj lepiej z całej grupy, otrzy m ała ocenę dobrą. Profesor gratulował j ej ;
dziewczy na by ła szczęśliwa, uwierzy ła w swoj e siły i um iej ętności.
Z tego, co wspom inam , wy wnioskować m ożna, że w ży ciu pry watny m powinno j ej się
dobrze układać, a j ednak szło j ak po grudzie. Anna popadała w zachwy t, a następnie w depresj ę,
ży cie stwarzało j ej różne figle; nie zawsze sobie z nim radziła.
Anna wy prowadziła się od m ęża i zam ieszkała w nowy m m ieszaniu. Pewnego razu po j ej
powrocie niby z uczelni – wtedy j eszcze by liśm y razem – zauważy łem , że sam ochód nie stoi na
parkingu przy ulicy. By łem trochę zdziwiony ty m , że tak wcześnie wróciła. Postanowiłem iść do
j ej m ieszkania; by łem pewny, że j est w dom u, ponieważ widać by ło zapalone światła.
Mąż i kochanek
Mieszkanie by ło zam knięte; zadzwoniłem , nikt nie odpowiadał. Sy tuacj a stawała się dla m nie
bardzo dziwna; zawsze po pierwszy m dzwonku otwierała drzwi. Zadzwoniłem raz j eszcze – nic.
Niewiele m y śląc, kopnąłem drzwi dość m ocno. Reakcj a nastąpiła od razu; usły szałem , j ak klucz
przekręca się zam ku, i drzwi zostały otwarte. Wewnątrz w przedpokoj u dostrzegłem j akieś m ęskie
buty. Podniosłem j e, a Anna zm ieszana zaczęła krzy czeć.
– Po co tu przy szedłeś?
By łem zdziwiony j ej zachowaniem ; chwilę postałem .
Po pewny m czasie wy szedł ten j ej facet – ogolony na ły so, z duży m , szpiczasty m nosem ,
wy glądał pokracznie. Rzuciłem m u te buty pod nogi i odszedłem . Następnego dnia poprosiłem j ą,
aby zachowała choć trochę przy zwoitości i nie przy prowadzała tego pseudokochanka do naszego
m ieszkania.
Zbulwersowany tą sy tuacj ą podj echałem do j ej dom u, w który m m ieszkała z m ężem .
Zadzwoniłem dom ofonem – wy szedł zdziwiony m ąż – cóż m oże chcieć kochanek j ego żony od
niego.
– Zbieraj się, zawiozę cię do m ieszkania twoj ej żony. Zobaczy sz, j ak m ieszka, i poznasz j ej
nowego kochanka.
By ł bardzo by ł zdziwiony, ale usłuchał m oj ej rady.
Podj echaliśm y pod m ieszkanie, w który m przeby wała j ego żona z nowy m kochankiem .
Miałem klucze od m ieszkania. Po otwarciu zdziwiłem się – m ieszkanie by ło puste; po prostu
uciekli.
Małżonek Anny by ł zszokowany tak kom fortowo urządzony m m ieszkaniem . Otworzy łem
szafy, pokazałem , ile m a różny ch ubrań. Po obej rzeniu łazienki zaniem ówił.
– Skąd ona wzięła pieniądze? Chy ba nakradła... – rzekł.
Wsty d m i by ło wy j aśniać, że Anna niewiele włoży ła w urządzenie tego m ieszkania, bo
pieniądze poży czone by ły ode m nie. Nie by łem człowiekiem biedny m . Moj e przedsiębiorstwo
dawało niezłe zy ski, bez problem u m ogłem poży czy ć j ej te pieniądze.
Mieszkanie, które zaj m owała Anna, by ło j ej własnością. Nie chciałem by ć
współwłaścicielem , by nie wciągać rodziny w ewentualne sprawy spadkowe.
Może godzinę po wizy cie m ęża zadzwoniła do m nie, prosząc o spotkanie. Podj echałem
w ustalone m iej sce; czekała na m nie.
– Co teraz zrobisz? – zapy tała.
– Nic, to nie m oj a sprawa. Ty m usisz porozm awiać z m ężem .
By ła bardzo niezadowolona, że m ąż dowiedział się o ty m m ieszkaniu.
– Jak m ogłeś m i to zrobić?
– Zupełnie norm alnie. Niech wie, j ak j ego żona m ieszka i się prowadzi.
W pewny m m om encie rzuciła się na m nie i swoim i długim i szponam i podrapała m i twarz.
Nie przy puszczałem , że j est do tego zdolna; poznawałem kolej ną j ej stronę. Chciała wszy stko
ukry ć przed m ężem . Bała się go; czasem j ą bił. To m oże wy tłum aczy ć j ej zachowanie.
Muszę przy znać, że w ty m cały m incy dencie by ło sporo m oj ej winy. By łem na nią
wściekły i kierowała m ną złość. Nie by łem z siebie zadowolony.
Po pewny m czasie oprzy tom niała i zaczęła m nie przepraszać. Poj echaliśm y do j ej
m ieszkania, gdzie obm y łem się i doprowadziłem do porządku.
Zaproponowała wy picie drinka i po który m ś z kolei j ak gdy by nigdy nic usiadła m i na
kolanach, całuj ąc m nie po obolałej twarzy.
– Kocham cię i zawsze chcę z tobą by ć. Chcę się z tobą kochać.
Rozbierałem j ą, pieszcząc j ej ciało. Sam akt m usiał by ć dość gwałtowny. Ten sposób
kochania zawsze j ą bardzo podniecał; osiągała bardzo szy bko orgazm .
Anna nie zastanawiała się nigdy, czy j a chcę z nią by ć. Uważała, że nie j est to tem at do
dy skusj i; j ej zdaniem , by łem zobowiązany całe ży cie by ć przy niej , bez względu na j ej
zachowanie. Dziwna filozofia, ale dla niej bardzo uży teczna.
Po ty ch zdarzeniach Anna odeszła od m ęża i zam ieszkała z sy nem i kochankiem w nowy m
m ieszkaniu. Winę, j ak twierdziła, ponosiłem j a, bo po co pokazy wałem m u m ieszkanie. Całe ży cie
oszukiwała m ęża i ty m razem chciała czy nić tak sam o; j a stanąłem na przeszkodzie.
Finansowo nie stała źle; gdy by nie rozrzutność i nieuzasadnione wy sokie koszty obsługi
firm y, zarabiałaby bardzo dobrze. Pieniądze nigdy się j ej nie trzy m ały. Miała długi, które nie
zawsze spłacała, i żądała ode m nie nowy ch poży czek na spłatę pilny ch zobowiązań.
Po poznaniu nowego kochanka, choć trudno nazwać go kochankiem – raczej naciągaczem –
przestała przekazy wać m i różne inform acj e o nim . Widocznie j ej zakazał w obawie, że m ogę
kiedy ś zrobić z tego uży tek.
Stała się wobec m nie nieufna; kłam ała, bała się powiedzieć to, co wie, ale i tak udało m i się
wy ciągnąć o nim wiele inform acj i. Kiedy ś chętnie opowiadała o j ego złodziej skim spry cie
i bandy ckich um iej ętnościach, które j ej przekazy wał. Uznałem , że j est to bardzo przeciętny
człowiek z półświatka praskiej m łodzieży. Ty m i opowiadaniam i próbował wzbudzić w Annie
respekt; wiem j ednak, że m iał ogrom ne poczucie niższości.
W sty czniowy m roźny wieczór 2006 roku Anna zadzwoniła do m nie, inform uj ąc, że wraca
z Warszawy i prosiła, by m przy niósł j ej obiecaną książkę Brandena, am ery kańskiego psy chologa,
pod ty tułem „Odpowiedzialność”. My ślałem , że po przeczy taniu zacznie inaczej patrzeć na swoj e
postępowanie, m oże zm ieni niektóre sądy o sobie i inny ch ludziach. Nie by łem j ednak pewny,
czy w ogóle zabierze się do tej dość trudnej lektury.
Gdy wszedłem do m ieszkania, szy bko zauważy łem , że by ła spięta i j akby niezadowolona, że
j estem . Zam ierzałem wręczy ć j ej drobny prezent gwiazdkowy, którego do tej opory nie m iałem
okazj i j ej dać. W m om encie gdy by łem zaj ęty rozpakowaniem prezentu, do drzwi zadzwonił
dzwonek. Anna spoj rzała przez wizj er i wy straszona powiedziała:
– To on. Co teraz zrobić?
– Nie otwieraj – rzekłem .
– Ale on m a klucze do m ieszkania... – szepnęła i po chwili nam y słu otworzy ła.
Wszedł facet o wiadom ej apary cj i – m ały, ły sy, z długim i spiczasty m nosem , bardzo
skrom nie ubrany. Spoj rzał na m nie, gdy ubierałem się do wy j ścia, i uży waj ąc wulgarny ch słów,
zaczął m i ubliżać. By ł wściekły, że podobno źle się o nim wy rażam . Straszy ł, że m nie pobij e. Nie
bałem się go, ale i nie lekceważy łem ; czekałem , aż m nie zaatakuj e, by łem na to przy gotowany.
Nie by ł to groźny przeciwnik; więcej krzy czał, niż robił. W kieszeni m iałem przy gotowany
rewolwer do oddania strzału, gdy by nie by ło innego wy j ścia. Musiałby m go uży ć, w naj lepszy m
wy padku raniąc go. Wiedziałem , j akie są tego skutki, a udowodnienie obrony koniecznej by łoby
dość trudne.
Nic nie m ówiąc, czekałem , aby się uspokoił, i po chwili tak się stało. Mężczy zna uniknął
nieszczęścia, j akie m ogło wy niknąć z tego spotkania. W pewny m m om encie zarzuciłem m u, że
nasłał na m nie policj ę, sugeruj ąc, j akoby m posiadał dodatkowe sztuki broni. Policj a przeszukała
pobieżnie m ój dom . Zaczął się tłum aczy ć, że to nie on, ale j a przeszedłem do ataku. Awantura
została zażegnana. Na pożegnanie oświadczy łem , że m oj a noga w ty m m ieszkaniu więcej nie
stanie.
Nie wręczy łem Annie prezentu, a by ł to piękny łańcuch z białego złota, na który m m iała
zawiesić poprzednio kupiony w kom plecie z kolczy kam i wisior. Bardzo ory ginalne i z gustem
wy konane precj oza. Po ostatnim zaj ściu wiem , że nie wręczę j ej j uż tego prezentu. Podarunek od
niej zwróciłem ; odniosłem go i powiesiłem na klam ce drzwi j ej m ieszkania. By liśm y j uż dla
siebie obcy m i ludźm i. Kiedy j ej kochanek m i ubliżał i wy pom inał to, co m ówiłem j ej o nim , ona
wszy stko potwierdzała. A sam a, pom im o spry tu i cwaniactwa, opowiadała m i, że facet ten nie
spełnia j ej oczekiwań seksualny ch, co zresztą by ło według niej bardzo pry m ity wne. Opowiadała
m i różne historie o j ego rodzinie, o ty m , że oj ca pobili m afij ni koledzy i j est kaleką.
Nie zrobiłem tak, j ak ona. Mogłem powiedzieć wszy stko, co m ówiła m i o ty m facecie... Ale
po co? Postąpiła dość haniebnie; nabrałem do niej wstrętu. Wy rządziła krzy wdę również
kochankowi, który dowiedział się, co o nim m y śli j ego ukochana. Kochanek, z m y ch obserwacj i,
by ł człowiekiem ty powy m dla środowiska, z którego pochodził – okaz kry m inalisty bez poczucia
winy, ty pu: bić, zabić, zniszczy ć, spalić, nie oglądaj ąc się za siebie; skutki go nie interesowały.
Zastanawiałem się cały czas, co skłoniło Annę do by cia z nim i co dalej j ą przy nim trzy m a?
Przy puszczałem , że rom ans ten zakończy się szy bko. Anna nie potrafiła okazać szacunku
partnerowi, który odm ienił j ej ży cie na lepsze, powinna przy naj m niej m ilczeć.
Z racj i wy kony wanej niegdy ś pracy w pewny ch służbach na rzecz niektóry ch
parlam entarzy stów poprosiłem pracuj ący ch j eszcze kolegów o sprawdzenie tego faceta;
oczy wiście nie odm ówili m i. Otrzy m ałem pełną inform acj ę o j ego doty chczasowy m ży ciu –
dowiedziałem się, ile lat przesiedział w więzieniu i za co, j ak traktował żonę i sy nów. Ry sował się
bardzo negaty wny obraz człowieka. Uży wał fałszy wego nazwiska, ale oczy wiście Anna o ty m
wszy stkim wiedziała; kontakt ze światem przestępczy m j ej im ponował.
Nie wiem , j ak ocenić j ej postępowanie. W genach m iała pewien pry m ity wizm ; by ła
wy cwaniona, um iała grać, a przy ty m m iała bardzo niskie poczucie własnej wartości
i m anipulowała poczuciem winy. Zawsze przez kogoś postępowała źle, zawsze ktoś by ł winien; ktoś
odpowiadał za czy nione przez nią zło. Pesy m isty czne nastawienie do ży cia by ło przy czy ną j ej
różny ch frustracj i.
Wpadała w depresj ę, m ówiła, że nie chce j ej się ży ć. Zauważy łem , że prześladuj ą j ą m y śli
sam obój cze. Podobno raz j uż się truła przez m atkę. Ta uważała j ą za odm ieńca. Anna nigdy nie
postępowała i nie zachowy wała się tak, j ak należało. W środowisku, w który m ży ła, rodzina nie
akceptowała ciągle zm ieniaj ący ch się partnerów.
Helmut i Mario
Na początku lat osiem dziesiąty ch m ąż Anny stracił pracę i postanowił wy j echać do Holandii.
Wiodło m u się tam dobrze; przy sy łał żonie upragnione przez nią dolary, które ona przeznaczała na
bieżące potrzeby.
W czasie nieobecności m ęża Anna do zabawy i do łóżka znalazła, oprócz m iej scowy ch
partnerów, poznanego przez szwagra gwałciciela Niem ca, który często przy j eżdżał do Polski.
Anna bardzo m u się podobała. Mąż przeby wał za granicą, a Niem iec zam ieszkiwał u Anny,
oczy wiście sowicie płacąc m arkam i. Miłość poparta odpowiednią ilością pieniędzy kwitła. W ty m
czasie gdy Niem iec zam ieszkiwał u Anny, ta ograniczała kontakty z inny m i partneram i.
O Niem cu opowiadała, że by ł chorowity i bardzo słaby w łóżku. Na j ego korzy ść przem awiało to,
że by ł m iły, uwielbiał Annę i oczy wiście, co by ło naj ważniej sze, zostawiał tak upragnione przez
nią m arki. Jednostronna m iłość kwitła w pełni.
W czasie poby tu Niem ca stały partner Anny, parę lat m łodszy od niej m ężczy zna, wiązał
się z inną dziewczy ną. Anna by ła o niego bardzo zazdrosna i robiła wszy stko, aby Mario, bo tak
m iał na im ię, do niej wrócił. Zawsze osiągała swój cel; wracał Mario i wracała m iłość. Między
j edny m a drugim rozstaniem Mario się ożenił; po niecały ch dwóch latach m iał dwoj e dzieci.
Annie to się bardzo nie podobało, zawiodła się na nim , j ednak wciąż go uwodziła. Mario nie
traktował j ej poważnie, ale dochodziło m iędzy nim i do zbliżeń.
Anna m ieszkała sam a. Po pracy spoty kali się czasem w j ej m ieszkaniu. Mario przy nosił
alkohol, a po wy piciu kilku drinków Anna siadała m u na kolanach i pieściła go. Przy gotowane
wcześniej łóżko ich przy ciągało. Dochodziło do szy bkiego i gwałtownego stosunku; po ty m
w błogim om dleniu odpoczy wali przy tuleni do siebie.
Kiedy ś, gdy by łem w dawny m m iej scu pracy Anny, zostałem przedstawiony tem u
m ężczy źnie. By ł to trzy dziestoparoletni chłopak. Zrobił na m nie bardzo dobre wrażenie: m iły,
kulturalny, wy kształcony, um iej ący się zachować. Anna by ła z nim sześć lat. Py tałem , dlaczego
nie m ogła się rozwieść z m ężem , gdy Mario nie by ł j eszcze żonaty. Nie um iała m i na to py tanie
odpowiedzieć, ale j a znałem odpowiedź. Nikt poważny i szanuj ący siebie nie chce m ieć
towarzy szki ży cia, która na zm ianę m a trzech partnerów do łóżka.
Pewnego razu poj echałem z Anną do znanego kurortu na podgórzu. Miej scowość
uzdrowiskowa, m asowo odwiedzana przez tury stów. Ten m alowniczy kraj obraz zawsze działał na
m nie koj ąco, lubiłem tam wracać. Anna zaciągnęła m nie do znanej knaj py dla tzw. kuracj uszek,
które uwolnione od m ężów szukały tam nowy ch przy gód m iłosny ch. Na dole by ła duża sala do
tańca, przy gry wał znaj om y DJ, który czasem popij ał z nam i przy stoliku. W rewanżu
przekazy wał nam ży czenia.
– A teraz dla państwa z Warszawy przy stoliku num er 4 „Zielone wzgórza nad Soliną”.
Bal trwał. Lubiłem tę knaj pę m aj ącą wy gląd burdelu. Zresztą świetnie się do tego nadawała
– na piętrze by ł hotel, taniutki, brudny, zim ny i obskurny. Wzięliśm y w nim pokój .
Po balu, z lekka zakropieni alkoholem , udaliśm y się od razu do łóżka. Anna położy ła się przy
m nie, przy tuliłem j ą i zacząłem pieścić. W pewny m m om encie odezwała się:
– Wiesz, by łam w ty m pokoj u parę razy : z Mario i z takim wy sokim inży nierem , który
w naszy m zakładzie robił rem onty. Bardzo dobrze m i się z nim tańczy ło, ale dziwnie się
zachowy wał w łóżku – w ogóle się do m nie nie zalecał. Spaliśm y razem , nawet go
prowokowałam , a on za m nie się nie brał. Co za dziwny facet.
Słuchałem ty ch opowieści i nie wierzy łem w żadne wy powiadane słowa, um iała świetnie
kłam ać. Na końcu dodała, że spała w ty m sam y m łóżku, w który m śpim y teraz. Odeszła m nie
chęć kochania się z nią. Rano spakowaliśm y rzeczy i odj echaliśm y w długą podróż do swoich
dom ów.
Po przy j eździe zawsze m iałem m oralnego kaca; zastanawiałem się, czy dalej z nią by ć. Jej
sposób by cia i opowiadane przez nią eroty czne historie wprowadzały m nie w zakłopotanie, zaś
ona czuła się w ty m j ak ry ba w wodzie. Nie lubię i nigdy nie lubiłem tak bezczelny ch
i rozwy drzony ch kobiet. Zacząłem traktować j ą j ak prosty tutkę – kupowałem j ej różne prezenty,
szczególnie ze złota, na które by ła bardzo łasa. Nigdy nie m iała takich luksusów, więc później
obwieszała się nim i j ak choinka. By ła dum na z ich posiadania. Dawałem j ej też inne prezenty ; po
ich wręczeniu zawsze chętnie się ze m ną kochała. Po dwóch latach znaj om ości uświadom iła
sobie, że by łby m dobry m partnerem na j ej dalsze ży cie. Jej zachowanie zaczęło m nie
zastanawiać. Anna przestała wspom inać dawny ch partnerów i stawała się o m nie coraz bardziej
zazdrosna. Drażniło j ą, że m iałem dobre relacj e z rodziną, ponieważ m oi krewni j ej nie
tolerowali. Gdy uczestniczy łem w różny ch uroczy stościach rodzinny ch, robiła m i awantury ;
zaczy nała się batalia o odcięcie m nie od rodziny. Sam a by ła m ężatką, m iała przecież
adoptowanego sy na, którego wy chowaniem bardziej zaj m ował się m ąż niż ona. Próbowała m nie
przy kleić do siebie, a j a bardzo nie chciałem do tego dopuścić.
Przy puszczam , że Anna nigdy nikogo nie kochała; by ła pozbawiona takich uczuć. Ży ła
w przekonaniu, że każdy w j akiś sposób chce j ą wy korzy stać. Miała do m nie pretensj e, że
w firm ie robię uży tek z j ej kobiecości. Zdarzało m i się czasem wy korzy sty wać j ą do załatwiania
różny ch trudny ch spraw; zazwy czaj świetnie dawała sobie radę, um iała rozm awiać
z m ężczy znam i. Czasem zdarzało się j ej korzy stać ze swy ch atutów przy rozwiązy waniu
pry watny ch spraw; nie zawsze dobrze j ej to szło. Pod j ej adresem padały wtedy uwagi, za które
się obrażała. Szukała wsparcia u inny ch członków zarządu, naj częściej z pozy ty wny m dla niej
skutkiem . Dochodziło czasem do różny ch drobny ch zatargów ze m ną, po który ch czy niła próby
załagodzenia sy tuacj i, czasem nawet przepraszała. Trudno j ej się by ło przy znać do błędu. By ła
dość arogancka dla ty ch, który ch nie lubiła. Nie um iała zachować um iaru i m usiałem łagodzić
różne j ej konflikty. A ona z tego korzy stała – zawsze chowała się za m nie. Miała wy godne
i w pewny m stopniu spełnione ży cie, j ej błędem by ło, że nie potrafiła podj ąć decy zj i, by
wy prostować to, co czy niło j ą zagubioną.
Teorety cznie by ła m ężatką, ale, j ak m ówiła, z m ężem nie sy piała od kilku lat, nie kochali się.
Pom y ślałby ktoś, że ży li w celibacie, z góry zakładałem , że kłam ie. Dziwiłem się m ężowi, że nie
walczy o tak atrakcy j na kobietę i wszy stko oddaj e walkowerem .
Pewnego wieczoru przy szedłem do Anny, a m oże razem przy j echaliśm y, nie pam iętam j uż
szczegółów, w każdy m razie po krótkim zbliżeniu poszliśm y do j ej pokoj u i zaczęliśm y się kochać.
Żadne z nas nie spodziewało się, że m ąż wróci wcześniej . A tak się stało. Wszedł do pokoj u
i zobaczy ł nas w łóżku. Sy tuacj a klasy czna – m ąż nakry wa żonę z kochankiem . Gdy by m by ł na
j ego m iej scu, rozwiązałby m tą sy tuacj ę w sposób rady kalny. On natom iast, j ak gdy by nigdy nic,
wy szedł z pokoj u.
By ło m i bardzo głupio; trudno robić dobrą m inę do złej gry. Nie wiedziałem , j ak się
zachować – czy wy j ść z dom u, czy zostać. Wy brałem drugie wy j ście. Ubrałem się i zeszliśm y
do salonu na herbatę. Nie poruszaliśm y w rozm owie tej kłopotliwej sceny, która m iała m iej sce
przed m om entem , a m ałżonek Anny rozm awiał ze m ną o swoich uczelniany ch kłopotach
i zupełnie nie zwracał uwagi na m ałżonkę. Zupełny rozkład związku. W ty ch warunkach
wy chowy wali adoptowanego sy na; j ednak j akoś tak trwali. Co powodowało, że się nie rozstawali?
Z perspekty wy paru lat by cia i ży cia z Anną m ogę powiedzieć, że dla niej by ła to sy tuacj a
bardzo kom fortowa. Posiadała status m ężatki, nigdy j ednak od strony em ocj onalno-uczuciowej
m ężatką nie by ła. Od początku zdradzała m ęża, którego, j ak m ówiła, nienawidziła i ty m
usprawiedliwiała swoj e kontakty z m ężczy znam i. By ła przy zwy czaj ona do takiego sty lu ży cia.
Rodzina akceptowała j ej zachowania, naj ważniej sze dla j ej krewny ch by ły pieniądze, reszta
niewiele się liczy ła.
W związkach z m ężczy znam i dla Anny liczy ły się ty lko dwie rzeczy – pieniądze, dzięki
który m m ogła wy godnie ży ć, oraz seks. Jeżeli któraś z ty ch składowy ch zawodziła, naj częściej
zostawiała partnera i zaczy nała poszukiwania następnego.
Nie zastanawiała się nad ty m , że nie zawsze będzie m iała 30 lat. A ży cie j est j ak pogoda –
trzeba um ieć to wy korzy stać; nie zawsze świeci słońce, czasem j est m gła i pada deszcz.
Po huczny m przekroczeniu 30 roku ży cia Anna nie reprezentowała sobą nic dobrego – by ła
kobietą zupełnie niezadbaną, bez wy kształcenia; ten stan nie dawał j ej szans na znalezienie dobrej
pracy.
Z m ałego m iasteczka przeniosła się na drugi koniec Polski, j ak m awiała, z wielką ulgą. Nawet
z nikim się nie pożegnała; dom y ślam się, że chciała uciec od atm osfery, j aka się wokół niej
wy tworzy ła. Czuła, że środowisko przestało by ć dla niej ży czliwe i j uż j ej nie akceptowało.
Zachowania Anny nie by ły zgodne z oby czaj am i panuj ący m i w m ały m m iasteczku; nie by ło
innego wy j ścia, m usiała uciekać, zm ienić m iej sce zam ieszkania.
Po załatwieniu spraw m aj ątkowy ch przeprowadzili się do znacznie większego m iasta
woj ewódzkiego. Anna chciała by ć anonim owa i zacząć ży cie od nowa. Mówiła, że j uż się
wy szum iała i teraz chce stabilności, że m oże uda się naprawić tak złe stosunki m ałżeńskie. By ła ze
m ną, ale sty l postępowania niewiele się zm ienił, tkwiła w zakłam any m związku.
Kupili dom na pery feriach m iasta i oczy wiście szy bko weszła w konflikty z sąsiadam i.
Wy nikało to z tego, że Anna nie uznawała szarości; dla niej wszy stko by ło albo białe, albo czarne.
Kiedy by ła w związku ze m ną, w sposób bardzo otwarty obnosiła się z ty m . Nie przy nosiło to
oczy wiście pozy ty wny ch ocen – ani dla niej , ani dla m nie, choć m uszę dodać, że m oj a osoba
korzy stnie na nią wpły wała. Po rozpadzie naszego związku, czego główną przy czy ną by ł
zm niej szony dopły w pieniędzy, Anna zaczęła szukać partnera z większą gotówką, który by tę lukę
wy pełnił. Nie dbała o to, by zdoby ć pieniądze legalną drogą; szukała nie zawsze uczciwy ch dróg
na poprawienie swoj ego statusu m aterialnego.
Nowo poznany facet um aczany by ł w złodziej skie interesy. Dawał j ej , j ak m awiała, „osłonę
i pieniądze”, które to j ednak bardzo szy bko się skończy ły. Anna wsty dziła się z nim pokazy wać,
sprawiał bowiem wrażenie kry m inalisty i w żaden sposób nie pasował do niej – wiedziała o ty m .
Kiedy raz rozm awiała ze m ną, wy czułem , że łączą j ą z nim j akieś niej asne interesy ; przy znała
się, że poży czy ła od niego pieniądze i nie m a z czego oddać. Anna bała się go, m ówiła m i, że nie
m oże się z tego związku wy plątać. Nowy kochanek odwiedzał j ą dość często, siedział u niej trzy
lub cztery dni, następnie odwoziła go do Warszawy i proceder powtarzał się. Zatrudniał się
sezonowo albo uprawiał swój złodziej ski zawód.
Nasze stosunki, nawet czy sto służbowe, znacznie się popsuły. Dalej prowadziłem j ej biuro,
a Anna cały m i ty godniam i nie pokazy wała się w pracy ; m iała do nas zaufanie, wiedziała, że na
pewno wszy stko będzie dobrze zrobione. W środowisku biurowca, delikatnie m ówiąc, niezby t m iło
j ą traktowano. Straciła kontakty towarzy skie, a ludzie, z który m i kiedy ś by ła blisko, ignorowali j ą,
unikało spotkań. By ła to dla niej bardzo trudna sy tuacj a.
Któregoś wieczoru Anna zaczęła się żalić, że nic tu j ej nie idzie, że nie m a przy j aciół,
wszy scy się od niej odsuwaj ą, pozostałem j ej j a i ty lko na m nie m oże liczy ć. Częściowo by ła to
prawda. Nie czuła, że nie j est akceptowana, sam a coraz bardziej elim inowała się z otoczenia
przy chy lny ch kiedy ś sobie ludzi.
Poeta
Patrząc wstecz, m y ślę, że warto wspom nieć m ego przy j aciela, m istrza słowa, poetę, który
wzbudzał u m nie duży szacunek. Prowadziliśm y razem działalność wy dawniczą, wy dawaliśm y
kwartalnik społeczno-literacki, który w elitach władzy wzbudzał duże zainteresowanie.
Zaj m owaliśm y się również tworzeniem lokalny ch bloków polity czny ch w wy borach
sam orządowy ch; działania te przy nosiły m izerny skutek, czasem udało nam się kogoś włączy ć do
rady m iasta.
Miałem tendencj e do pom agania ludziom , poprzez różne zabiegi próbowałem zm ieniać ich
m entalność. Mój kolega literat m awiał:
– Daj sobie z nim i spokój . Nie zm ienisz ich, ty lko szkoda twoj ego czasu, poświęć go lepiej
dla siebie. Ży cie j est tak krótkie, nie warto się poświęcać dla takich ludzi. Oni tego nigdy nie
docenią.
Jednak tkwiła we m nie chęć naprawiania świata. Jeździłem nieraz z Anną do tego kolegi,
m im o że m iała do niego nieuzasadniony kry ty czny stosunek. Niezby t się lubili. On oceniał j ą
bardzo negaty wnie, ale nigdy wprost tego nie powiedział. Dla niej to by ł zupełnie inny świat, nie
rozum iała go.
Współpracowaliśm y ze sztandarowy m i postaciam i polskiego literackiego piśm iennictwa;
dy skusj a z nim i dawała m i dużo saty sfakcj i. Cenili m nie za trafny esej polity czny, który czasem
drukowałem w naszy m piśm ie; m iałem również uznanie za twórcze działanie w biznesie, co
przy nosiło wy m ierne korzy ści.
Anna czasem uczestniczy ła w ty ch spotkaniach, choć w ty m towarzy stwie czuła się źle. Nie
by ła w stanie zrozum ieć ty ch ludzi, którzy pracowali przez całe ży cie i nie zawsze odnosili sukces,
nie m ówiąc j uż o zapewnieniu sobie j akiegoś godziwego by tu. Anna m ówiła o nich, że to
nawiedzeni ludzie, nie m ogła zrozum ieć, że każdy twórca j est trochę nawiedzony, że tworzy swój
własny świat, który by ć m oże kiedy ś będzie m iał wpły w na poglądy i charaktery ludzkie.
Nie będę tu przy taczał nazwisk wielkich twórców, którzy za ży cia nie m ieli uznania, a dziś są
wielkim i postaciam i w kulturze światowej . Tłum aczy łem Annie, że to są ludzie o zupełnie inny ch
niż ona poglądach na ży cie; dla nich nie m iał znaczenia status m aterialny. Anna nie m ogła tego
tak do końca zrozum ieć, uważała ich za odm ieńców i nie by ła w stanie nawiązać j akiej ś więzi.
Po pewny m czasie przestała uczestniczy ć w ty ch spotkaniach. Nie by łem w stanie
przekonać j ej , że m oże to przy nieść niewy m ierne korzy ści w rozwoj u j ej duchowości. Moj e
zabiegi j ak zwy kle spełzły na niczy m ; przeważnie interesowała j ą m aterialna strona ży cia.
Uważała, że j eśli nie m a z czegoś pieniędzy, to nie m a sensu się ty m interesować.
Pałac
Kiedy ś zaprosiłem Annę na festiwal kultury organizowany przez nasze zrzeszenie w pałacu
w Nieborowie. Róż i żółcień liści budował nastrój ; j esień w parku przy witała nas wszy stkim i
swoim i blaskam i. Opowiedziałem Annie historię pałacu, o by ły ch właścicielach, ostatnim
zam ieszkuj ący m pałac Radziwille, którego j ako dziecko poznałem w 1943 roku. Anna by ła trochę
w inny m świecie, nie wiedziała, że j est tu tak pięknie. By ła zachwy cona wy stroj em pałacu; to
dzieło kultury ary stokraty cznej wy warło na niej duże wrażenie.
W rozm owie z nią odniosłem wrażenie, że chciałaby kiedy ś zam ieszkać w takim pałacu.
Zachęcałem j ą do m arzeń, bo one czasem się spełniaj ą. Wy dawało m i się, że chy ba pierwszy
raz oderwała się od szarej rzeczy wistości, j ej wy obraźnia by ła w dalekiej przeszłości. Podobne
wrażenie wy warły na niej poby t i zwiedzanie Żelazowej Woli, m iej sca urodzin Chopina.
Trafiliśm y akurat na koncert. Anna m iała bardzo dobry słuch m uzy czny, którego nigdy nie
wy korzy stała; j ej gusta m uzy czne by ły bardzo różne – od disco polo po m uzy kę klasy czną.
Kiedy ś, czy taj ąc dzieła My śliwskiego, opowiadałem Annie o ich twórcy, nawet poży czy łem
j ej napisaną przez niego nowelę „Pałac”, niestety nie przeczy tała tego. Zależało m i, aby
przeczy tała tę nowelę, ponieważ przed woj ną j ej dziadek i babka pracowali na dworze. Znałem
j ednego z dawny ch właścicieli – studiował ze m ną i znał oj ca Anny. Kiedy się spotkaliśm y,
wspom inaliśm y dawne czasy i przekazy wałem oj cu Anny pozdrowienia od niego.
Pom im o że Anna pochodziła ze środowiska wiej skiego, odnosiła się do ty ch ludzi z pogardą.
Nie interesowała się zupełnie wiej ską kulturą; chciała odciąć się od swy ch korzeni. Utarte
standardy ży cia wiej skiego nakazy wały dziewczy nie skończy ć zawodówkę lub technikum ,
a potem obowiązkowo wy j ść za m ąż, zaj ąć się gospodarstwem , dziećm i i dzielić trud m atki i oj ca.
Anna zawsze m ówiła, że nie wy obraża sobie siebie w roli żony gospodarza – nie m ogła m ieć
dzieci, czy li nie dawała ciągłości pokoleniowej .
Miała bardzo piękne ręce, niepodobne do rąk ludzi pracuj ący ch na roli. Nie ty lko to
odróżniało j ą od ty ch ludzi; by ła j ak gdy by z innego świata – piękna sy lwetka, długie, zgrabne
nogi i pewna wy niosłość, przekazana przez przodków nie z tego środowiska.
Analizuj ąc obecnie j ej zachowanie, m uszę powiedzieć, że niewiele się zm ieniło i nadal
poszukuj e swoj ego m iej sca w ży ciu. Jej zdaniem , choć nigdy nie powiedziała tego wprost,
naj lepiej j est m ieć dwóch partnerów. Zastanawiam się więc, czy dobrze czy niłem , walcząc
o nią; z perspekty wy czasu m uszę stwierdzić, że chy ba powinienem by ł zakończy ć ten związek
w sposób rady kalny po pierwszej oficj alnej zdradzie.
Kuzy n m ój , m aj ący dość duże doświadczenie z kobietam i, powiedział m i kiedy ś:
– Wuj ek, ty daj sobie z nią spokój , to kurwa. Przy nosi ci wsty d, nie j est to dziewczy na dla
ciebie.
Czy kuzy n m iał racj ę – wtedy nie wiedziałem . Opowiadał m i kiedy ś, że by ł w podobnej
sy tuacj i; m usiał rozstać się z dziewczy ną, którą kochał, i j ak m ówił, wszy stko by dla niej oddał.
Dla dobra oboj ga rodzin rozstali się; dalej j ą kocha, ale zostali przy j aciółm i. Kiedy czasem j ą
spoty ka, zdaj e m u się, że dalej z nią j est. Po zakończeniu związku ży ł w wielkim stresie, schudł
i stracił chęć do ży cia. Rozstania m aj ą nieraz tragiczne skutki.
Ważna j est j eszcze form a, w j akiej się kończy związek. Każdy m a prawo się zakochać,
a uczciwe powiadom ienie o ty m partnera łagodzi sy tuacj ę. Można wtedy próbować to
zrozum ieć, ale m ówienie, że j est inaczej , wy pieranie się, j est zwy kły m draństwem . Anna nie
potrafiła zrozum ieć tego do dzisiaj ; czuj ę, że m a do m nie pretensj e za rady kalne rozwiązanie
naszego związku. Obecnie unikam spotkań z nią; m am coraz bardziej negaty wne zdanie o niej .
Edukowanie Anny zostało zakończone; m usi sobie sam a znaleźć m iej sce na ziem i. Zawsze
potrzebowała osoby, która będzie nią sterowała; nie wiem , czy potrafi się z tego wy zwolić. Opinie
różny ch ludzi zawsze by ły podporą, siłą napędową j ej działania.
Pam iętam , j ak radziłem j ej , aby podj ęła j akieś studia. Rozm awialiśm y o różny ch
kierunkach, oczy wiście m owa by ła o studiach zaoczny ch, choć j eszcze wtedy nie m iała ty lu
pieniędzy, aby j e opłacać. W lipcu zawiozłem j ą na uczelnię i zaproponowałem , by się zapisała –
prowadzono wtedy rekrutacj ę. Po rozm owie kwalifikacy j nej przy j ęto j ą na pierwszy rok.
Oczy wiście pieniądze dałem j a – na edukacj ę nigdy ich nie żałowałem .
Pom im o bardzo doj rzałego wieku Anna nie poj ęła, że sam a m usi określić dalsze losy swego
ży cia i odpowiadać za swoj e czy ny. Kiedy ś j ednak w przy pły wie szczerości stwierdziła, że ona
j est winna tem u, co się stało m iędzy nam i. Nie wiem , j ak układa się j ej ży cie z nowy m
partnerem . Wy daj e m i się, że chłopak wy chowany na praskiej ulicy nie naby ł cech, które
im ponowały by Annie. By ł wulgarny i traktował ludzi j ak fraj erów lub buraków, który ch, j ak
m ówiła Anna: „odpowiednio traktował”, czy li okradał. Dawało m u to saty sfakcj ę. Wszy stkich
traktował przedm iotowo, nie interesowała go krzy wda, j aką wy rządzał ludziom . Okradanie inny ch
by ło podstawowy m źródłem j ego dochodów. Panicznie bał się policj i; przy puszczam , że
wcześniej czy później wpadnie w ręce sprawiedliwości.
Znaj ąc Annę, nie będzie długo obdarowy wać go pieniędzm i i inny m i usługam i, o ile nie
będzie m iała z tego wy m ierny ch korzy ści. Seks stanowi u niej kartę przetargową, j est towarem ,
za pom ocą którego chce podporządkować sobie partnera. Z zachowań Anny m ogę
wy wnioskować, że cały czas szukała akceptacj i u ludzi, z który m i współpracowała. Ci, którzy j ej
kadzili, by li bardzo dobrzy, natom iast ci, którzy m ieli kry ty czny stosunek, nie by li przez nią
akceptowani. Próbowała ośm ieszać ty ch, który ch nie lubiła; każdy z nich m iał nadaną ksy wę.
Lekceważy ła ich, nie zdaj ąc sobie sprawy, że wy twarza wokół siebie bardzo nieprzy j azną
atm osferę. Stosunki m iędzy grupą wspieraj ącą j ą a będącą przeciwko niej by ły bardzo napięte.
Jeżeli nie dochodziło do ugody lub j ej nie chciano, Anna m usiała odchodzić z pracy i szukać
nowego zaj ęcia. Odbierała to j ako przegraną. Nie um iała kry ty cznie podej ść do własnej osoby ;
m ówiła, że wszy stko j est przeciwko niej .
W takich chwilach by ła bezradna j ak m ała dziewczy nka, która niechcący pobrudziła
sukienkę i czeka na uwagi m atki. Osobam i wspieraj ący m i Annę zawsze by li m ężczy źni, kobiety
naj częściej stanowiły grupę przeciwną. W firm ie, w której obecnie pracowała, by ły dwie
kobiety i pięciu m ężczy zn; m iała przewagę. Tłum aczy łem j ej , by za często nie j eździła do firm y,
ponieważ kokietuj ąc każdego m ężczy znę, z czasem zantagonizuj e ich. Oni natom iast otrzeźwiej ą,
co przy czy ni się do j ej odej ścia z dobrze płatnej pracy.
W firm ie szy kowała się reform a – zm iany m iały doty czy ć kadrowej . Chciano m ieć
pracownika do obsługi finansowej na stałe, by w każdej chwili m ożna go by ło wy korzy stać, a nie
dochodzącego w razie potrzeby. Sy gnały dotarły do Anny – naj m niej sza j ej wpadka
spowodowałaby rozwiązanie z nią um owy o pracę. Anna zdawała sobie z tego sprawę. Kokieteria
szefa firm y, którego nie udało j ej się uwieść, nie przy nosiła żadny ch rezultatów. Szef by ł odporny
na j ej wdzięki. Miał dużo m łodszą od niej żonę, o którą bardzo dbał, co Annę doprowadzało do
szału. Wy j eżdżał z nią do różny ch m odny ch kurortów zagraniczny ch. Anna wy raźnie zazdrościła
tej kobiecie. By ła zbulwersowana, że szef „ty le pieniędzy wy daj e na taką gęś”, ale nic nie m ogła
poradzić.
Sam a od trzech lat nigdzie nie wy j eżdżała. Kiedy j eszcze by ło m iędzy nam i norm alnie,
wy j eżdżaliśm y czasem na kilka dni w Bieszczady. Bardzo lubiłem ten nieskalany przez człowieka
region. Dobrze się tam czułem , czasem nad Sanem , w zupełnie dzikim zakątku, organizowaliśm y
sobie grilla lub w buj nej zielonej trawie kochaliśm y się.
Anna czuła się j ak u siebie; odpoczy wała. Powrót by ł zawsze sm utny – wracała do pracy,
której nie lubiła, do dom u i m ęża, którego nie kochała. Im by ło bliżej wy j azdu, ty m j ej nastrój
stawał się coraz gorszy. Anna chciała odlecieć w inny świat, gdzieś daleko, aby zacząć wszy stko
od nowa. Mówiłem j ej , że w ty ch warunkach będzie j ej bardzo trudno – dalej j est m ężatką, m a
adoptowane dziecko. Bała się rozwodu, bała się wszy stkiego, co m ogło sprawić j ej kłopot.
Spotkałem Annę na początku października, by ło ciepło. Wy glądała j akoś inaczej , by ła
odm ieniona – m iała dobry m akij aż, co u niej by ło rzadkością, krótką spódniczkę, j asną bluzeczkę
z dość duży m dekoltem , upięte włosy, wy glądała naprawdę bardzo ładnie.
– Wiesz, j adę do rodziny...
– To m oże cię zawieźć? – zapy tałem .
– Nie chcę tego – odpowiedziała.
Na pewno j echała z nowy m facetem , aby przedstawić go rodzinie. Wsiadła do sam ochodu,
a j a z lekką ironią zapy tałem :
– Zadzwonisz?
Spoj rzała na m nie z dość niem iły m wy razem twarzy, co wy starczy ło za odpowiedź.
Wy czułem , że by ła z siebie zadowolona. Udało się j ej zdoby ć faceta, pom ij aj ąc oczy wiście j ego
j akość; facet to facet, by ła z siebie dum na. Patrzy łem na nią z pewną ironią; j uż wtedy
wiedziałem , że nic nas nie łączy. Czekałem , a raczej ciekawy by łem , j ak rozwinie się ten związek.
Następnego dnia z rana zadzwoniła do m nie i przerażony m głosem powiedziała, że m iała
wy padek, ale nic j ej się nie stało.
Sam ochód, o który m j uż wspom inałem , został całkowicie skasowany. Po powrocie z tej
wy cieczki spotkała się ze m ną w swoim m ieszkaniu – zupełnie naga.
– Czekałam na ciebie...
Kochaliśm y się, a j a zastanawiałem się, j ak łatwo przy chodzą j ej te zdrady. Zdradzała ze
m ną tam tego faceta i nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Nie liczy ło się, co za nią i przed nią,
naj ważniej sza by ła obecna chwila. By ła ode m nie dość daleko; kochanie się z nią nie sprawiało
m i tej przy j em ności j ak dawniej , kiedy czułem , że j est m oj ą i próbowała m nie w ty m
utwierdzać.
Bez sam ochodu, który stanowił środek j ej lokom ocj i w kontakcie z firm am i, by ła j ak bez
ręki. Prosiła m nie, czy nie m ógłby m wozić j ej do Warszawy, oczy wiście nie za darm o j ak kiedy ś.
Zgodziłem się pom óc w tej trudnej dla niej sy tuacj i. Prosiła m nie ty lko, by m nie podj eżdżał po
nią pod blok. Wy czułem w j ej głosie j akąś obawę, nie chciała się uj awnić, pokazać, że dalej
utrzy m uj e ze m ną kontakt. Nie by łoby to j ej na rękę, liczy ła się przecież z opinią znaj om y ch czy
sąsiadów, którzy nie akceptowali j ej nowego związku. Stan ten nie robił na m nie żadnego
wrażenia, ona natom iast bardzo się obawiała kontaktu ze m ną. Czasem j ednak m iała w tej sprawie
zupełnie inne zdanie...
Szarość
Pewnego listopadowego popołudnia Anna poprosiła m nie o pój ście z nią na zakupy. Zgodziłem się
niezby t chętnie; chodzenie z nią po sklepach nie by ło dla m nie m iły m zaj ęciem . Przebieranie,
przy m ierzanie, ciągłe py tanie: „czy m i w ty m ładnie?”, „czy dobrze wy glądam ?”; po godzinie
staj esz się tak zm ęczony, że m asz dość. Kiedy tak chodziliśm y od sklepu do sklepu, Anna wzięła
m nie pod rękę. Wy glądaliśm y j ak dawniej , gdy by liśm y j eszcze parą. Ty m razem robiła to
z pewną teatralnością, j akby chciała coś zadem onstrować – „niech ludzie zobaczą, że j eszcze
z nim j estem ”. Czy niła tak, m im o że by liśm y j uż bardzo daleko od siebie. Akceptowałem j ą, ale
kiedy m nie nie by ło, wpadała w stan obawy i izolacj i. Obserwuj ąc stan em ocj onalny Anny,
utwierdzałem się w przekonaniu, że nie wie, co dalej ze sobą zrobić. Stawała się coraz bardziej
zagubiona, nerwowa, powiedziałby m , że wy buchowa, a nawet wulgarna. Nie przebierała
w słowach, nie liczy ła się nawet z ty m , że znaj om i z biurowca słuchaj ą j ej wulgarny ch ty rad
doty czący ch naj częściej drobiazgów. Coraz gorzej się ubierała, strój nie dodawał j ej j uż uroku,
m iała widoczne odrosty siwy ch włosów – wy glądała okropnie. Szara twarz bez m akij ażu
sprawiała wrażenie kobiety sty ranej ży ciem .
Wracam zawsze pam ięcią do czasów, gdy by ła ze m ną. Kupowałem j ej m odne, eleganckie
ciuchy i m arkowe obuwie. Źle się czułem , gdy by ła nieodpowiednio ubrana, w m y śl zasady, że
wy gląd kobiety świadczy o j ej m ężczy źnie. Kobiety z otoczenia biurowego zazdrościły j ej ,
m awiały : „ale on o nią dba”. Anna by ła z tego dum na, cały świat kręcił się wokół niej . Przez
m om ent zdawało m i się, że zaczy na zm ieniać swoj e podej ście do ży cia. Rzadko wtedy wpadała
w m elancholie i m iała napady złości. Cały czas sugerowałem j ej , że j est osobą m łodą i powinna
uporządkować swoj e ży cie, rozwieść się z m ężem , założy ć nową kom órkę rodzinną lub poszukać
sobie faceta na dalsze ży cie.
Wszy stkie m oj e sugestie nie przy niosły skutku. Odzy wało się u niej dawne ego dziewczy ny
lum piarskiej , która dla korzy ści nie unikała kontaktów seksualny ch z różny m i m enelam i, a nawet
z czcigodny m i oj cam i pewnego dawniej powiatowego m iasta. Handlowała swoim ciałem , j ak
m ogła.
By ła to niewątpliwie ukry ta prosty tucj a. W takim otoczeniu i klim acie kształtował się j ej
charakter. Zawsze m ówiła, że da sobie radę, że kobiece ciało m a odpowiednią cenę. U niej
stanowiło elem ent przetargu: „ty m i załatwisz to, to j a z tobą pój dę do łóżka”.
Gdy prosty tutki odchodzą od swego zawodu, by waj ą często bardzo dobry m i żonam i.
Liczy łem na to, zwłaszcza że Anna dość otwarcie m ówiła o swoj ej przeszłości i czasem m iała do
niej bardzo kry ty czny stosunek. Jednak nie wy ciągała z tego żadny ch wniosków. Maj ąc 15 lat,
prowadziła j uż bardzo buj ne ży cie seksualne. Po rozstaniu się ze m ną wróciła do dawnego sty lu
postępowania. Jej ciało m usiało dawać j ej przy j em ność, ale by ła to rzecz drugorzędna;
naj ważniej sze by ły korzy ści m aterialne.
Z takim stanem ducha Anny nie m ogłem się pogodzić. Nie m ogła zrozum ieć zła, które
w niej tkwiło; twierdziła, że wszy stko j est zgodne z j ej ży ciową dewizą. Z osób darzący ch się
wielką m iłością stawaliśm y się ty m i, którzy coraz bardziej się nienawidzą.
Często podczas spotkania ze m ną by ła bardzo prowokuj ąca; potrafiła rozebrać się do naga
lub wy cisnąć wągra z inty m nego m iej sca. Siadała w pozie bardzo działaj ącej na każdego
m ężczy znę i sprawdzała, j akie będą m oj e reakcj e. Czasem udało się j ej m nie skusić. Bardzo j ej
zależało, by ciągle by ć dla m nie atrakcy j ną. W sprawach seksu by ła osobą bardzo otwartą.
Próbowała dom inować i narzucała m i, j ak chce się kochać. Piersi kobiece, przy naj m niej dla
m nie, są elem entem zapewniaj ący m m i wiele cudowny ch doznań; u niej należą do sfery
niewrażliwej . Na dodatek Anna nie lubiła się całować, j edy nie kopulacj a sprawiała j ej
przy j em ność. Stosunkowo szy bko m iała orgazm , po czy m traciłem z nią kontakt – szła do łazienki,
m y ła się i to by ł koniec kochania. Py tałem j ej , czy nie czuj e niedosy tu; zawsze twierdziła, że to
j ą w zupełności zadowala.
Powiedziałby m , że coś w j ej ży ciu em ocj onalny m nie j est do końca norm alne. Naj częściej
po spełniony m akcie seksualny m kobieta chce czuć bliskość partnera, chce się do niego przy tulić.
U Anny wy stępowało to bardzo rzadko. Czasem po prostu odwracała się ode m nie, wtulała się
ty łem swego ciała i tak zasy piała.
Przy czy n takiego stanu rzeczy m ożna dopatry wać się w początkach j ej otwartego ży cia
seksualnego.
Bolek
Chodząc do średniej szkoły w powiatowy m m iasteczku, w który m ży cie inty m ne nie j est
taj em nicą, a plotka często j est pokarm em , Anna nie m ogła się ustrzec pom ówień na swój tem at.
Szy bko zauważy ła, że j eden z nauczy cieli zwraca na nią szczególną uwagę; takiej okazj i nie
m ogła nie wy korzy stać. Nie by ł to zby t przy stoj ny m ężczy zna – m ały, ły sy, starszy pan, ale
Annie to absolutnie nie przeszkadzało. Mim o m łodego wieku (m iała 15 lat) szy bko doszła do
wniosku, że dzięki niem u łatwiej będzie j ej z nauką; liczy ła na różne profity z tej znaj om ości.
Ponieważ nie należała do dobry ch uczennic, Bolek – bo tak m iał na im ię pan profesor –
zaproponował j ej korepety cj e, oczy wiście za darm o. Anna chętnie z tego skorzy stała. Um ówili
się na dodatkowe lekcj e w j ego m ieszkaniu. Mężczy zna by ł rozwiedziony i lubił zaj rzeć do
kielicha.
Anna by ła w j ego ży ciu nam iastką ży cia rodzinnego. Pierwsze lekcj e odby wały się
w sposób niewskazuj ący, że doj dzie do j akiegoś zbliżenia. Bolek zachował um iar j ak przy stało na
pedagoga, ale Anna, 15-letnia trochę onieśm ielona dziewczy na z lekką kokieterią w uśm iechu,
dawała znać Bolkowi, że rozum ie przekazy waną wiedzę. Po godzinie pożegnała się i wróciła do
internatu, gdzie m ieszkała.
Mietek
Tego sam ego wieczoru spotkała swą szkolną m iłość – Mietka. Opowiedziała m u o wszy stkim ,
dodaj ąc oczy wiście, że Bolek próbował się do niej zbliży ć i brał j ą za rękę. Chłopak by ł trochę
zazdrosny o j ej kontakty i korepety cj e z Bolkiem .
Z Mietkiem po pierwszy m ty godniu znaj om ości poszła do łóżka. By ła j ego partnerką, choć
on nie gardził inny m i dziewczy nam i. Lubił alkohol i im prezy, które często kończy ły się seksem
z Anną lub inną przy godną dziewczy ną.
Mietek – przy stoj ny, wy soki m łodzieniec, uczeń trzeciej klasy technikum – bardzo podobał
się dziewczy nom . Anna by ła o niego bardzo zazdrosna; liczy ła, że m oże będzie to partner na
dalsze ży cie. By ła w nim zakochana. Często j eździła do j ego rodziców, którzy ciągle gdzieś by wali
i zostawiali wolne m ieszkanie. Anna lubiła się kochać z Mietkiem , starała się go zadowolić,
spełniaj ąc wszy stkie j ego ży czenia i zachcianki. Nie stroniła również od seksu oralnego, który, j ak
m ówiła, nie sprawiał j ej żadnej przy j em ności. Związek nabierał rum ieńców.
Pewnego razu Anna um ówiła się z Mietkiem w kawiarni. Zbliżała się godzina spotkania,
a chłopaka wciąż nie by ło. Anna siedziała sam otnie przy m ałej czarnej , wpadaj ąc w coraz
gorszy nastrój . W pewnej chwili do kawiarni weszło dwóch żołnierzy z pobliskiej j ednostki.
Brakowało m iej sc, a j ako że Anna by ła przy stoliku sam a, m ężczy źni podeszli do niej , py taj ąc,
czy m ogą się przy siąść. Po chwili zastanowienia zgodziła się. Jeden z żołnierzy, j ak to z nim i
by wa, w sposób bardzo wy raźny zaczął j ą podry wać.
Po krótkiej towarzy skiej rozm owie zaproponował spacer; poszli nad Wisłę. Mężczy zna, j ak to
by wa z żołnierzam i, chciał szy bko osiągnąć cel. Anna nie dała się długo nam awiać; j ak zwy kle
bły skawicznie się rozebrała. Zaczęli się kochać w ustronny m zagłębieniu nadwiślańskich łąk,
oczy wiście w j ej ulubionej pozy cj i na j eźdźca. By ło j ej dobrze, szy bko osiągnęła orgazm .
Po zakończeniu żołnierz odprowadził Annę pod drzwi kawiarenki, w której się poznali.
Um ówili się na następne spotkanie i m ężczy zna odszedł. Po wej ściu do środka Anna zauważy ła
siedzącego z kolegam i Mietka. Wszy scy popij ali piwo. Mietek zauważy ł żołnierza, który
odprowadził Annę. By ł z tego powodu bardzo niezadowolony, robił j ej wy rzuty.
– Kurwiłaś się z nim !
Zm ierzy ła go wzrokiem wy rażaj ący m złość i pogardę. Mietek trochę spuścił z tonu, sam też
nie by ł w porządku – rano kochał się ze swoj ą dawną dziewczy ną, która nam awiała go, by do niej
wrócił.
Współży cie z Anną dawało m u znacznie więcej saty sfakcj i. W j akiś wiadom y ty lko dla
siebie sposób kochał Annę. Nie zachodziła w ciążę, by ła chętna i wy godna. Mim o zazdrości
o Mietka, zdradzała go; on zresztą postępował podobnie. Anna m iała ty lko 15 lat, j ednak j uż wtedy
zastanawiała się, j ak m a ułoży ć swoj e dalsze ży cie. Mietek j ej im ponował – by ł przy stoj ny, m iał
pieniądze, uganiały się za nim inne dziewczy ny.
Czasam i Anna zastanawiała się nad swoim postępowaniem , chciała wy znaczy ć sobie j akieś
cele, do który ch by dąży ła. Pom im o bardzo m łodego wieku pragnęła stabilizacj i i niezależności,
nie m ogła sobie z ty m poradzić. Jedny m z ważny ch dla niej celów by ło utrzy m anie przy sobie
Mietka. Zdradzała go ze złości za j ego zdrady ; nie znała słowa loj alność. Drugim priory tetem
by ło ukończenie szkoły, która dawała zawód i stosunkowo łatwo m ożna by ło znaleźć po niej pracę.
Anna doszła do przekonania, że m usi w j akiś sposób zbliży ć się do Bolka, który ułatwi j ej
ukończenie szkoły – by ła oczy wiście w błędzie. Na trzeciej dodatkowej lekcj i w m ieszkaniu Bolka
zaczęły dziać się rzeczy zupełnie niepodobne do korepety cj i. Mężczy zna zaszedł od ty łu siedzącą
na krześle Annę, chwy cił j ą naj pierw za ręce, potem za piersi i całował po szy i oraz policzkach.
Dziewczy na by ła trochę speszona. Szy bko j ednak oswoiła się z nową sy tuacj ą. Przy tuliła się do
Bolka, oddaj ąc m u swoj e ciało. Jak zwy kle w takiej sy tuacj i doszło do zbliżenia. Kochali się na
niezasłany m łóżku Bolka. Anna została na noc, nie wróciła do internatu. Nieco później m ężczy zna
zaproponował j ej , by sprowadziła się do niego na stancj ę, da j ej ładnie um eblowany pokój ,
będzie m ogła spokoj nie się uczy ć.
Skorzy stała z oferty Bolka; wy prowadziła się z internatu i zam ieszkała u niego. Powiadom iła
oczy wiście rodziców, którzy zaakceptowali nową sy tuacj ę. Anna dy sponowała prakty cznie cały m
m ieszkaniem oraz wspólną sy pialnią. W wieku piętnastu lat – ku zgorszeniu koleżanek z klasy, które
wszy stkiego się dom y ślały – stała się kochanką czterdziestoparoletniego nauczy ciela. Anna nie
uj awniała swego inty m nego ży cia; pom im o m łodego wieku w takich sy tuacj ach by ła bardzo
doj rzała. Koleżanki nie akceptowały j ej zachowania, odsunęły się od niej . Jedy nie chłopcy
w sposób bardziej agresy wny zaczęli j ą adorować, nie szczędząc przy ty m złośliwy ch uwag.
Anna w środowisku szkolny m by ła coraz bardziej sam otna.
Mietek by ł oburzony zachowaniem Anny, m im o że próbowała m u wm ówić, że u Bolka
wy naj m uj e ty lko j eden pokój z trzy pokoj owego m ieszkania. Bolek zabiegał dla niej o j ak
naj lepsze oceny, a ona prakty cznie przestała się uczy ć. Przedm ioty, który ch nauczał, zupełnie
sobie odpuszczała, bo i tak wiadom e by ło, że będzie m iała pozy ty wne oceny. W szkole by ła
bezkarna, choć coraz bardziej sam otna, opuszczona przez koleżanki i częściowo przez kolegów.
Mietek przy glądał się tej sy tuacj i; bardzo kry ty cznie oceniał zachowania Anny. Zaczął częściej
zaglądać do kieliszka, nie stronił od inny ch dziewcząt. Anna zabiegała o j ego m iłość; często
dochodziło do pozorny ch rozstań, które trwały parę dni, by potem znów nastąpiły zbliżenia,
a m iłość wracała na dawne tory. Jednak w sercu Mietka tkwiła j akaś drzazga, której nie m ógł się
pozby ć.
Bolek z kolei, widząc coraz m niej sze zainteresowanie Anny nauką, zaczął bardziej
kontrolować j ej czas. Poza ty m z każdy m dniem stawał się o nią coraz bardziej zazdrosny. Anna
często nie wracała na noc, tłum acząc się, że by ła u rodziców. Tak naprawdę spędzała wtedy noc
z Mietkiem . Bolek, darzący Annę uczuciem , sięgał w takiej sy tuacj i po alkohol, upij ał się. Robił
j ej awantury, nie wierzy ł w żadne wy j aśnienia. Miał dobrą intuicj ę – by ł rozwiedziony, a żona,
lekarka, też nie wracała czasem na noc, tłum acząc się zastępstwam i na dy żurach. Sy tuacj a
zaczęła się powtarzać. Bolek nie wiedział, j ak sobie z ty m poradzić. Anna nie by ła dziewczy ną na
j ego dalsze ży cie. Mim o to czy nił próby zbliżenia j ej do siebie.
Pewnej zim owej soboty Anna poj echała do rodziców i wszy stko j ak zwy kle opowiedziała
m atce. Ta nie potępiła postępowania córki, uznaj ąc, iż w chwili obecnej , a m oże i w przy szłości,
będą z Bolka korzy ści. Ten tok rozum owania m atki utwierdził Annę w przekonaniu, że postępuj e
słusznie. Doszła do wniosku, że powinna ograniczy ć do m inim um spotkania z Mietkiem . Czy niła
również próby em ocj onalnego związania się z Bolkiem .
W takim klim acie Anna kończy ła pierwszą klasę technikum . Otrzy m ała prom ocj ę do klasy
drugiej , prakty cznie nic się nie ucząc. Środowisko uczniowskie j ej nie akceptowało, a wśród
nauczy cieli zaczęły krąży ć plotki, że Anna m ieszka u Bolka i j est j ego kochanką.
Wczasy
Wakacj e przerwały różne dy wagacj e o Bolku i Annie. Wy j echali razem na wczasy. Anna
skończy ła j uż szesnaście lat, więc odpowiedzialność karna, że Bolek ży j e z nieletnią, przestała go
interesować. By li parą – ona nastolatka, on wcześnie starzej ący się pięćdziesięcioletni rozwodnik.
Spacery z nim by ły udręką. Wsty dziła się z nim chodzić po ulicach. W łóżku, j ak m ówiła, by ł
bardzo przeciętny, nie zadowalał j ej . Sporo pił, właściwie by ł utaj ony m alkoholikiem . Annę
trzy m ał krótko, czasem j ak się wkurzy ł, bił j ą po twarzy, wy zy waj ąc od kurew. Nie by ła to dla
niej nowość – m atka postępowała z nią podobnie, nie robiło to na niej większego wrażenia. Cały
czas m y ślała ty lko o ty m , by j ak naj szy bciej skończy ć szkołę i usam odzielnić się.
Czas na wczasach pły nął wolno i m onotonnie. Po śniadaniu chodzili na spacery, naj częściej
do Kam ieńczy ka, lub wy j eżdżali m aluchem Bolka do Jeleniej Góry. Wieczoram i chodzili na
tańce do pobliskiego sanatorium , gdzie m ężczy zn by ło j ak na lekarstwo i to przeważnie
w starszy m wieku. Annie ten klim at zupełnie nie odpowiadał. Chciała j ak naj szy bciej wy j echać.
Wreszcie nadszedł ten m om ent; poza zm ęczeniem parogodzinna podróż niczego nowego nie
wniosła.
Anna zastanawiała się, czy okres ten w j akiś sposób nie przy bliży ł j ej do Bolka. W rozm owie
ze m ną stwierdziła stanowczo, że stało się odwrotnie. Poznała j ego nawy ki, późne wstawanie,
nocne pij aństwa, nałóg papierosowy. Palił dużo, czy m zaraził Annę, która pali do tej pory.
Cygan
Po powrocie z wczasów Anna wy j echała na wieś do rodziców, a Bolek zaj ął się pracam i do
rozpoczy naj ącego się nowego roku szkolnego. U rodziców Annie się nudziło, ży cie wiej skie
zupełnie j ej nie interesowało, szukała rozry wek. Chodziła na wiej skie zabawy do rem izy
strażackiej , gdzie m iała dość dużo adoratorów. Pewnej soboty w rem izie zj awił się przy stoj ny,
obwieszony złotem Cy gan. Miał własny zachodni sam ochód, a w dodatku zaczął adorować Annę.
Bardzo j ej to im ponowało. W środowisku wiej skim m ężczy zna wzbudzał niechęć rówieśników.
Anna by ła świadom a niebezpieczeństw wy nikaj ący ch z takiej sy tuacj i – zabawa zakończy łaby
się bój ką i poturbowaniem Cy gana, doradziła m u więc, by zniknął, i um ówiła się z nim
w niedzielę.
Następnego dnia Cy gan podj echał pod dom Anny swy m zachodnim sam ochodem .
Oczy wiście by ł to zdezelowany stary ford, m arzenie każdego dorastaj ącego chłopaka. Jej dom
stał na uboczu wsi, ale i tak ford Cy gana przy czy nił się do powstania w całej wsi wielu plotek.
Zaczęto traktować Annę j ak dziewczy nę lekkich oby czaj ów, nawet m atka w przy pły wie złości
nazy wała j ą kurwą. W tej sy tuacj i poby t Anny we wsi stawał się dla j ej rodziców dość
uciążliwy. Dziewczy na łam ała wszelkie oby czaj e i konwenanse, a wakacy j ny rom ans
z Cy ganem odbił się echem w środowisku wsi.
Pewnej sierpniowej soboty Annę odwiedził Mietek. Zastał j ą, gdy wsiadała do sam ochodu
Cy gana. Zrobił j ej na m iej scu awanturę, prawie doszło do rękoczy nów m iędzy Mietkiem
a Cy ganem . Sy tuacj ę m usiał załagodzić oj ciec Anny, który wkroczy ł m iędzy dwóch szarpiący ch
się m łodzieńców. Zaj ście to m iało bardzo złe skutki dla odbioru rodziców przez inny ch. Sąsiedzi
zaczęli ich om ij ać, nawet m iej scowy ksiądz w niedzielny m kazaniu wspom niał o źle
prowadzący ch się m łody ch dziewczy nach. Wszy scy obecni dobrze zdawali sobie sprawę z tego,
o kogo chodzi.
Zbliżał się koniec sierpnia. Anna wy j echała z dom u, udaj ąc się do m ieszkania Bolka, którego
i tak w czasie wakacj i odwiedzała. Dzień 31 sierpnia nie napawał j ej opty m izm em – na m y śl, że
następnego dnia rozpoczy na się rok szkolny, dostawała gęsiej skórki. Mieszkanie z Bolkiem stawało
się taj em nicą poliszy nela. Pom im o tego Anna dalej z nim m ieszkała. Mężczy zna coraz częściej
upij ał się i robił Annie karczem ne awantury. Nauka w szkole stawała się coraz bardziej kłopotliwa.
Nauczy ciele uczący Annę inny ch przedm iotów wy m agali od niej nauki, a niektórzy odnosili się
do niej z wy raźną niechęcią. Dziewczy na zm uszona by ła opanować przekazy waną wiedzę,
m usiała zacząć się uczy ć. Wpły w Bolka na inny ch nauczy cieli by ł coraz m niej szy. Pom im o
sy m patii, j aką darzy ło go grono pedagogiczne, zaczęto odsuwać się od niego i wzrastała do niego
niechęć. Sy tuacj a zaczęła robić się groźna zarówno dla Bolka, j ak i Anny. Główny m winowaj cą
by ł Bolek, którem u za współży cie z nieletnią i w dodatku uczennicą szkoły, w której by ł
nauczy cielem , groziło wy dalenie z pracy oraz rozprawa karna.
W końcu inform acj e doty czące pry watnego ży cia Bolka dotarły do dy rektora szkoły.
Wezwał go do siebie, prosząc o wy j aśnienie dochodzący ch do niego plotek, j akoby on – ceniony
nauczy ciel – popadł w rom ans z uczennicą. Bolek wszy stkiem u zaprzeczy ł. Powiedział j edy nie, że
udzielał korepety cj i Annie, wy naj m ował j ej pokój , w który m m ieszkała z koleżanką, i nigdy nie
doszło m iędzy nim i do żadny ch zbliżeń. Anna również została wezwana przez dy rektora szkoły na
rozm owę. Potwierdziła wersj ę Bolka. Na pewien czas sprawa ich rom ansu została zam knięta,
j ednak po szkole wciąż krąży ły plotki, że flirt trwa nadal.
Zbliżały się święta, a z nim i ferie zim owe. Anna wy j echała do rodziców i w ty m wolny m
czasie spoty kała się z Mietkiem . Chodzili do dy skoteki, potem naj częściej sy piali wspólnie w dom u
babci chłopaka. Spotkania z Mietkiem , którego Anna dalej kochała, utwierdziły j ą w przekonaniu,
że m oże uda się zażegnać wszy stkie kłótnie i kłopoty, które ich poróżniły.
Dziwna to m iłość, w której kobieta bardzo łatwo idzie do łóżka z m ężczy zną, którego kocha,
a następnie bez żadny ch oporów, gdy widzi w ty m interes, oddaj e się innem u. Mietek dobrze
poznał Annę, wiedział o j ej skłonnościach, skokach w bok i rom ansie z Bolkiem . Nie m ógł j ej tego
tak do końca wy baczy ć.
Mężczy zna prawie nigdy nie wy bacza kobiecie zdrady, natom iast kobieta m oże wy baczy ć
m ężczy źnie. Mietek na swój sposób kochał Annę i liczy ł, że po skończeniu szkoły podej m ie pracę
i m oże się z nią ożeni. Mówił j ej o ty m , j ednak j ej złe nawy ki uniem ożliwiały realizacj ę ty ch
zam iarów. Mietek nie chciał Anny zostawić, ale też przestał wierzy ć w to, że będzie m u kiedy ś
wierna i m oże stworzą zgodną rodzinę.
Pom im o m łodego wieku – skończy ł 20 lat – Mietek szukał stabilności. Anna by ła zadrą
w j ego sercu, zawiódł się na niej , ale tak do końca nie m ógł j ej opuścić. Czuł, że go kocha, ale
m y śli o zdradzie Anny osłabiały uczucie do niej . Chłopak m iał wrażenie, że znalazł się w m atni,
nie m ógł znaleźć innej dziewczy ny, w której m ógłby się zakochać. Mim o pozornej m ęskości
okazy wanej na zewnątrz – wzbudzał respekt wśród kolegów, m iał serce otwarte na m iłość i ciepło
okazy wane przez kobietę. Postępowanie Anny zachwiało j ego wiarę w szczęśliwy związek. Szukał
m iłości. Żadna z j ego poprzednich partnerek nie spełniała j ego oczekiwań, traktował j e bardzo
przedm iotowo. Jedy nie związek z Anną w początkowej fazie napawał go pewną nadziej ą. Jednak
później , gdy odkry ł niewierność Anny, w gruzach legła m ożliwość zbudowania prawidłowy ch
relacj i z nią. Mietek popadł w dołek, przeży wał stres. Zaczął częściej zaglądać do kieliszka; pił,
a bogaci rodzice dawali m u na to pieniądze.
Ewelina
Pewnego czerwcowego popołudnia Mietek spotkał znaj om ą z poprzedniej dy skoteki. Nie lubił
wy sokich kobiet, a ona by ła średniego wzrostu blondy nką z duży m i niebieskim i oczy m a. By ła
zgrabna, m iała duże piersi i wabiła go taj em niczą kobiecością, posy łaj ąc m u zalotne spoj rzenie.
Podobała m u się. Już na dy skotece zwrócił na nią uwagę, gdy by ła w m ałej grupie znaj om y ch.
Postanowił się do niej zbliży ć. Zaczęli tańczy ć ze sobą i Mietek poczuł, że nie j est m u oboj ętna.
Zapach j ej perfum zniewalał go. Nie m ógł dalej z nią tańczy ć, ale wzrok j ednego z ich
znaj om y ch dawał m u do zrozum ienia, że na dalsze zbliżenia w ty ch warunkach nie m a szans.
Los sprawił, że na przy stanku autobusowy m znaleźli się obok siebie. Mietek podszedł do niej
i nieśm iało zagadnął.
– Poznaj esz m nie?
– Oczy wiście, że cię poznaj ę, kto by cię nie poznał. Jesteś tak charaktery sty czny... po prostu
przy stoj ny. Podobasz m i się – odparła bez zażenowania.
Mim o ty lu historii z kobietam i poczuł się zawsty dzony, j ednak j ak na m ężczy znę przy stało
ukry ł to i przedstawił się. Dziewczy na odpowiedziała; nazy wała się Ewelina. Nadj echał autobus.
Mietek j echał dwa przy stanki, a Ewelina znacznie dalej . Chłopak, nie tracąc okazj i, zaproponował
spotkanie w znanej kawiarence. Zgodziła się.
Zdziwiło go zachowanie dziewczy ny, by ło j akieś niety powe. Właściwie to ona go
podry wała. Wiedział, że m ogła m ieć j uż niej ednego chłopaka – kończy ła ogólniak i m iała
osiem naście lat. Czuł przed nią j akiś dziwny niepokój .
Um ówione spotkanie z Anną odwołał, tłum acząc, że j est zaj ęty, ponieważ m usi j echać
gdzieś z oj cem . Podej rzliwy charakter dziewczy ny m ówił j ej , że j est j akaś inna przy czy na, ale
odrzuciła tę m y śl. Jednak niepokój w sercu pozostał. „A m oże j ednak j est inna dziewczy na...? To
chy ba niem ożliwe, on m usi by ć ze m ną” – m y ślała.
Zmiany
Zbliżał się koniec roku szkolnego. Wokół Anny stworzy ł się niem iły klim at, w gronie rówieśników
w sposób otwarty zaczęto traktować j ą j ak kochankę znanego nauczy ciela. Nauczy ciele dawali
j ej do zrozum ienia, że niestety m usi się zacząć uczy ć. Wpły wy Bolka by ły coraz słabsze; on też
tracił autory tet j ako nauczy ciel główny ch przedm iotów zawodowy ch. Anna z konieczności
m usiała nadrabiać zaległości z wszy stkich zaj ęć. Jedy nie Bolek j ej odpuścił; z j ego przedm iotów
by ła zupełnie zielona.
Po wielkich wy siłkach Bolka Anna otrzy m ała prom ocj ę do klasy trzeciej z cichą um ową, że
znaj dzie sobie inną szkołę. Kłopoty Bolka by ły znacznie większe, dy rektor szkoły powiadom ił
o incy dencie władze kuratory j ne. W wy niku ich decy zj i Bolek został przeniesiony do innej szkoły.
Nie chciano go karać surowiej , groziła m u rozprawa karna za uwiedzenie nieletniej . Zatuszowano
j ak zwy kle sprawę, nakładaj ąc na Bolka, a pośrednio i na Annę, stosunkowo łagodne restry kcj e.
Czas wakacj i dla Bolka związany by ł z aklim aty zacj ą w nowy m m iej scu pracy. Musiał
opuścić wy godne m ieszkanie, j ednak część m ebli zostawił, m aj ąc nadziej ę, że m oże tu j eszcze
wróci. Zaraz po zakończeniu roku szkolnego Bolek zaprosił kilku nauczy cieli na pożegnalną kolacj ę.
Nauczy cielka fizy ki, u której Anna m iała duże trudności, nie przy szła. Bolek liczy ł, że m oże uda
m u się przekonać kobietę do bardziej przy j aznego traktowania Anny. Po wy piciu większej ilości
alkoholu rozm owy stały się bardziej szczere. Nauczy ciele m ówili, że Bolek niepotrzebnie
nawiązał rom ans z Anną, ale i tak m a szczęście, że tak łagodnie to się dla niego skończy ło. Kolacj a
przerodziła się w sty pę. Wszy scy niby go żałowali, ale po cichu każdy m y ślał: „Dobrze m u tak.
Nie powinien by ł tak postępować, zagrażało to obowiązuj ący m w ty m środowisku zasadom
m oralny m ”.
Rom ans nauczy ciela z uczennicą zawsze by ł naganny i nietolerowany. Bolek czuł się bardzo
nieswoj o. Po przy j ściu do dom u dopił się, zapadaj ąc w głęboki sen, który zadziałał koj ąco na j ego
znerwicowaną psy chikę. Anna spakowała swoj e rzeczy w dużą podróżną torbę i wy prowadziła się
od Bolka. W czasie wakacj i kilkakrotnie odwiedzała go w stary m m ieszkaniu. By ła zrozpaczona –
ochronny parasol nad j ej głową przestał istnieć, dziewczy na pozostawała sam a.
Rodzicom oświadczy ła, że m usi znaleźć sobie nowe m ieszkanie. O skutkach rom ansu
z Bolkiem nie wspom niała nawet słowem . Mietek się nie odzy wał, więc szukała zapom nienia
w inny m m iej scu. Wiej skie zabawy w rem izie również nie dawały j ej żadnej saty sfakcj i.
Miej scowi chłopcy postrzegali j ą j ako dziewczy nę łatwą, źle się z ty m czuła. Poj awił się
uprzednio poznany Cy gan, z który m po krótkiej rozm owie zdecy dowała się wy j echać do
Olszty na. Wy naj ęli w tanim hotelu pokój . W dzień Cy gan woził j ą swoim czerwony m fordem po
znaj om y ch. Poznani Cy ganie zaj m owali się naj częściej handlem walutą, złotem , różny m i
inny m i sprawam i, w które Anny nie wtaj em niczano. Dziewczy na wchodziła w nie zawsze
legalny i dość taj em niczy świat cy gański.
Cy ganie m ieli własne dom y z charaktery sty czny m i krużgankam i przed wej ściem i j akieś
dziwne figurki z m arm uru. Wszy stko to dla Anny by ło nowe. Powoli wchodziła w świat interesów
cy gańskich. Stała się j edną z nich – dziewczy na Cy gana, tak j ą traktowano. Wiedza o ży ciu
Cy ganów, którą zdoby ła, stanowiła j ednak dla niej pewien rodzaj zagrożenia.
Zbliżał się koniec wakacj i. Cy gan, z który m by ła, nie zezwalał j ej na powrót do szkoły.
Pewnego popołudnia spakowała swoj e rzeczy i uciekła, udaj ąc się taksówką na dworzec. Późny m
wieczorem zj awiła się w dom u, gdzie m atka przy witała j ą wy zwiskam i. Nazy wała j ą dziwką
i kurwą, ale na Annie nie wy warło to większego wrażenia, by ła do tego przy zwy czaj ona. Prosiła
rodziców, by w razie gdy by Cy gan j ej szukał, powiedzieli, że j ej nie m a. Musiała się przed nim
ukry wać, wiedziała, że czekała j ą zem sta. W ty m środowisku nie toleruj e się takiego zachowania
kobiety. Anna bała się wy chodzić z dom u, czuła się j ak ścigana. Do końca wakacj i pozostał
ty dzień. Przez ten czas nie spotkała Bolka. Udała się do ciotki, która wy słuchawszy o kłopotach
Anny, zaoferowała j ej m ieszkanie u siebie. Anna nie by ła zby t zadowolona z tej oferty – ży cie
z ciotką oznaczałoby ograniczenie j ej wolności, bowiem panował u niej pewien porządek, do
którego dziewczy na nie by ła przy zwy czaj ona. Odpadały powroty późną nocą, j ednak z drugiej
strony dawało to j ej pewną ochronę przed Cy ganem . Rozważy wszy wszy stkie m ożliwości,
przy j ęła ofertę ciotki.
Gwałt
Anna postanowiła wrócić do dom u i porozm awiać z m atką. Kilkadziesiąt m etrów od dworca, na
który zm ierzała, zatrzy m ał się przed nią sam ochód, z którego wy skoczy ło dwóch osiłków
o ciem nej karnacj i. W m gnieniu oka Anna znalazła się na ty lny m siedzeniu sam ochodu m iędzy
dwom a m ężczy znam i. Nie zdąży ła nawet krzy knąć; by ła przerażona.
Wieźli j ą około godziny. Na py tania Anny o to, co się stało i dokąd j ą wiozą, odpowiadali
w sposób wulgarny. Jeden wsadził j ej rękę pod spódnicę i doty kał j ej sfer inty m ny ch. Anna
chciała cofnąć j ego rękę, lecz m ężczy zna uderzy ł j ą w twarz.
– Siedź, kurwo, i bądź grzeczna, bo cię tu zaraz załatwim y – zagroził.
Po pewny m czasie sam ochód zatrzy m ał się. Pom im o że by ło ciem no, zawiązali j ej oczy
i wy prowadzili. Czuła, że prowadzą j ą po schodach. Kiedy znaleźli się w środku j akiegoś
pom ieszczenia, zdj ęli Annie opaskę z oczu. Okno w pokoj u by ło zakratowane. Po chwili m ężczy źni
wy szli, zam y kaj ąc drzwi na klucz i pozostawiaj ąc j ą sam ą. Dziewczy na nie wiedziała, co z nią
zrobią; dom y ślała się naj gorszego.
Po kwadransie klucz zazgrzy tał w zam ku. Do pokoj u weszło dwóch inny ch Cy ganów.
Przy nieśli ze sobą kanapki, wodę m ineralną oraz dwie butelki wódki. Usiedli obok niej na kanapie
i kazali j eść. Anna odm ówiła. Cy gan siedzący z prawej uderzy ł j ą w twarz.
– Jedz, kurwo, j ak ci daj ą.
Anna powoli zaczęła wy pełniać ich rozkazy, bała się, nie znała ich. Mężczy źni otworzy li
butelkę wódki i rozlali po równo w trzy szklanki. Anna m ogła napić się wody dopiero po wy piciu
wódki.
Patrzy ła na nich pełna przerażenia. Zdawała sobie sprawę z tego, co j ą czeka. Naj bardziej
bała się oszpecenia. Prosiła ich, by j ą puścili, a w zam ian będzie grzeczna i wy pełni wolę
Cy gana. Mężczy źni nie zwracali uwagi na j ej prośby. Kazali j ej się rozebrać, a że by ła j uż lekko
pij ana, szło j ej to powoli. Zaczęli j ą ponaglać.
Ten, od którego dostała w twarz, rzucił się na nią i ściągnął z niej resztki bielizny. Anna nie
stawiała oporu; m ężczy zna wszedł w nią. Pom im o chwilowej niechęci, poczuła przy j em ność.
Lubiła tak gwałtowny i brutalny seks. Ten niższy Cy gan przy glądał się wszy stkiem u; by ł bardzo
podniecony. Czekał, aż ten pierwszy skończy – nie trwało to długo – i wziął j ą od ty łu. Anna
poczuła ból. Jego penis by ł znacznie większy od poprzednika, a stosunek trwał dość długo.
Cy ganie dali j ej się trochę wody, a następnie nalali wódki z drugiej butelki i kazali j ej pić.
Wy pełniła wolę gwałcicieli. By ła coraz bardziej pij ana. W duchu stwierdziła, że ten gwałt do tej
pory nie by ł taki straszny, j ednak m y śli te m usiała pozostawić za chwilę poza sobą. Ten pierwszy
m ężczy zna usiadł obok Anny.
– Zrób m i loda – powiedział.
Anna nie przepadała za tego rodzaj u seksem , j ednak wzięła j ego członka do ust. Zrobiło j ej
się niedobrze. Drugi Cy gan uniósł j ej biodra i wziął j ą od ty łu; zaspokaj ała dwóch na raz. Sam akt
trwał dość długo; ty m razem nie czuła żadnej przy j em ności. Z każdą chwilą robiło j ej się coraz
bardziej niedobrze. W pewny m m om encie poczuła, j ak sperm a wy pełnia j ej j am ę ustną. Nie
wy trzy m ała i zaczęła wy m iotować, za co dostała cios w twarz. Na m om ent straciła przy tom ność.
Cy ganie polali j ą wodą, by oprzy tom niała.
W pokoj u by ło ciem no. W oknie wstawione by ły kraty, a drzwi zostały zam knięte. Anna
leżała naga na rozłożonej wersalce. By ła sam a. Czuła się bardzo źle. Zastanawiała się, co ci
m ężczy źni j eszcze m ogą j ej zrobić. Przez okno widać by ło drzewa i j akieś figury stoj ące m iędzy
nim i.
Kobieta, która odchodzi od Cy gana lub go zdradza, traktowana j est podobnie. Z Anną
postąpili stosunkowo łagodnie. Wprawdzie nie by ła Cy ganką, ale by ła dziewczy ną Cy gana,
m usiała ponieść karę.
Anna chciała zapam iętać j akieś szczegóły. Liczy ła się z ty m , że zgłosi gwałt na m ilicj ę. By ła
pewna, że to zrobi. Czuła żal do swoj ego Cy gana, że pozwolił j ą tak potraktować, by ła
zm altretowana i poniżona. Gdy tak rozm y ślała, do pokoj u weszło dwóch Cy ganów. Popatrzy li na
nią, a j eden z nich odezwał się.
– Co oni ci zrobili... No popatrz, j acy zwy rodnialcy. Ubieraj się.
Pozbierała resztki swoj ej bielizny ; m aj tki m iała porwane, założy ła j e, ale nie m ogła zapiąć
biustonosza. Kręciło j ej się w głowie, by ła j eszcze pij ana. Jeden z m ężczy zn pom ógł j ej zapiąć
biustonosz. Wciągnęła spódniczkę i wy gniecioną bluzkę.
Zaczy nało świtać. Cy ganie zawiązali j ej opaskę na oczy. Jeden z nich wziął j ą pod rękę
i wy prowadził do j akiegoś holu, a następnie po schodach zeszli na dziedziniec. Anna usły szała
warkot sam ochodu. Drzwi się otworzy ły i m ężczy źni wepchnęli j ą na ty lne siedzenie. Jeden
z nich usiadł obok niej . Sam ochód ruszy ł, a Cy ganie długo rozm awiali w niezrozum iały m dla
Anny j ęzy ku. Jechali ponad godzinę. W pewnej chwili auto zatrzy m ało się. Siedzący obok Cy gan
wy prowadził j ą na zewnątrz. Szli j akieś pięćdziesiąt m etrów. Mężczy zna zdj ął j ej opaskę,
m ówiąc:
– Odwrócisz się dopiero, j ak odj edziem y. W inny m wy padku wrócim y po ciebie.
By ło j uż prawie widno. Anna wy pełniła wolę Cy ganów. Sam ochód odj echał, a ona nadal
bała się spoj rzeć w ich stronę. Nie wiedziała, co m a ze sobą zrobić. Do głowy przy chodziły j ej
m y śli sam obój cze; naj chętniej by się otruła albo utopiła. W pobliżu nie by ło rzeki ani stawu,
porzuciła więc te m y śli. Zauważy ła, że przed skrzy żowaniem stała tablica inform acy j na;
podeszła do niej . Gdy przeczy tała, że do Ciechanowa j est piętnaście kilom etrów, zorientowała się,
gdzie się znaj duj e.
Po chwili zauważy ła nadj eżdżaj ący sam ochód żółtego koloru. Auto zatrzy m ało się, pom im o
że Anna nie dawała żadny ch znaków. Po ty ch wszy stkich przej ściach bała się wsiąść. Kierowca,
widząc zażenowanie dziewczy ny, odezwał się ciepło.
– Niech pani siada, podwiozę panią.
Wzbudzał zaufanie, Anna zdecy dowała się więc wsiąść. Nie wiedziała, co powiedzieć. Po
chwili m ilczenia kierowca, zauważy wszy okropny wy gląd dziewczy ny, zapy tał:
– Dokąd panią podwieźć? Jadę do Ciechanowa, ale m ogę podwieźć panią, gdzie pani zechce.
– Ja też chciałaby m do Ciechanowa – szy bko odpowiedziała Anna.
Rozm owa się nie kleiła. Zaraz przy wj eździe do m iasta Anna poprosiła kierowcę
o zatrzy m anie; chciała wy siąść.
– Dziękuj ę panu bardzo. Ile j estem dłużna?
– Uśm iech, proszę pani.
Mężczy zna odj echał, a Anna uświadom iła sobie, że j ego twarz j est j ej znaj om a, m usiała go
gdzieś spotkać. Skierowała się w stronę m ieszkania ciotki, u której m iała m ieszkać, i nie zaprzątała
sobie ty m głowy.
Ponieważ nie m iała j eszcze kluczy, zadzwoniła do drzwi dzwonkiem . Po pewny m czasie
drzwi otworzy ły się i stanęła w nich zdziwiona ciotka. By ła czwarta rano. Mocna kawa
przy wróciła Annie świadom ość tego, co się stało. Opowiedziała wszy stko ciotce, którą bardzo
wy straszy ła. Usły szała j ednak radę, by nie zgłaszać tego zdarzenia na m ilicj ę. Nie znała ludzi,
którzy j ą gwałcili; nie wiedziała, gdzie to się stało; nie znała nawet m arki sam ochodu, który m j ą
wieźli. Zapam iętała j edy nie wy gląd pokoj u oraz ty ch, co się z nią zabawiali.
Niepokój ciotki, że Anna m oże by ć w ciąży, by ł bezzasadny. Nie groziło j ej to; ona nie
zachodziła w ciąże. Po kąpieli położy ła się do snu, ale ten nie przy chodził. Ostatnie przeży cia by ły
tak m ocne i intensy wne, że nie pozwoliły j ej zasnąć. Anna m ęczy ła się długo, j ednak po godzinie
udało się j ej usnąć. Obudziła się późny m popołudniem . Tem at powiadom ienia m ilicj i wrócił,
j ednak lęk przed kolej ną zem stą Cy ganów by ł silniej szy. Porzuciła więc tę m y śl.
Anna bała się również, że to zdarzenie m oże by ć w j akiś sposób upublicznione, przez co
straci i tak j uż nadszarpniętą rom ansem z Bolkiem reputacj ę. Bała się, że Mietek m oże j ą
zostawić; i tak m iał do niej wiele zastrzeżeń. Wolała m ilczeć.
By ł to drugi gwałt w j ej ży ciu. Ty m razem coś się w niej zablokowało; czuła niechęć do
m ężczy zn i zaczęły j ą dręczy ć m y śli sam obój cze. Zwierzała się o ty m ciotce. Rodzicom nic nie
m ówiła; wiedziała, że ich zdaniem j ak zwy kle by łaby to j ej wina. Ciotka poradziła j ej pój ście do
psy chiatry. Dziewczy na posłuchała rady. Po wizy cie zaczęła zaży wać leki, po który ch by ła
senna, m niej wy buchowa, j ak gdy by złagodniała i stała się m niej wrażliwa na otoczenie.
Rozpoczął się rok szkolny. Anna, pom im o sugestii niektóry ch nauczy cieli – przeważnie
przy j aciół Bolka oraz sam ego Bolka – nie przeniosła się do innej szkoły. Nauka szła j ej bardzo
opornie; dziewczy na nie dawała sobie rady głównie z m atem aty ką i z przedm iotam i
zawodowy m i. Zdawało się j ej , że wszy scy się na nią uwzięli. Ostatecznie z paru przedm iotów
otrzy m ała oceny niedostateczne. Niedawne przeży cia oraz wy tworzony wokół niej klim at
w szkole nie dawały j ej szans na ukończenie trzeciej klasy. Anna zaczęła m y śleć o przerwaniu
nauki. Czuła się osaczona i nikt j ej nie wspierał.
Mietek odzy wał się bardzo rzadko; by ła prakty cznie sam otna, opuszczona przez koleżanki
i kolegów. Czuła niechęć nauczy cieli – nikt nie chciał podać j ej ręki. Wy j echała w sobotę do
rodziców. Matka wy py ty wała j ą o szkołę i sy tuacj ę z Bolkiem . Anna w skrócie opowiedziała j ej
o ostatnich zaj ściach i poinform owała, że nosi się z zam iarem przerwania nauki. Matka nie
przej ęła się ty m oświadczeniem ; j ak zwy kle wy zwała córkę od kurew i zarzuciła j ej , że nie
potrafiła utrzy m ać przy sobie Bolka.
– Przy nim m ogłaś by ć bezpieczna, a teraz m asz to, na coś zasłuży ła.
Anna odpowiedziała m atce ostro, m iała j ej za złe, że ta się nią nie interesowała i zostawiła j ą
na pastwę losu bez pieniędzy. Musiała sam a rozwiązy wać swoj e problem y. W pewny m sensie
m iała racj ę – pom ocy z dom u rodzinnego nie m iała żadnej . Matka liczy ła nawet, że związek
z Bolkiem i j ej przy niesie j akieś profity.
Po powrocie do szkoły Anna bez żadnej rozm owy z kim kolwiek udała się do kancelarii
szkolnej i oznaj m iła sekretarce, że rezy gnuj e. Ta odesłała j ą do dy rektora. Jako że dziewczy na nie
by ła j eszcze pełnoletnia, zgodę na j ej odej ście m usieli wy razić rodzice. Anna przekonała j ednak
dy rektora, że ci o wszy stkim wiedzą i akceptuj ą j ej decy zj ę. Musiała napisać oświadczenie, że
odchodzi na własną prośbę i rodzice wy rażaj ą na to zgodę.
Po m inie dy rektora wnioskować m ożna by ło, że by ł zadowolony z takiego obrotu sprawy –
pozby ł się uczennicy, z którą m iał wiele kłopotów. Anna odeszła ze szkoły ; ogarniał j ą sm utek i żal.
Została sam a, zdana na własne siły. Dziewczy na bała się o siebie, dręczy ły j ą m y śli sam obój cze.
Anna dalej m ieszkała u ciotki. By ła zupełnie bez pieniędzy, a ciotka j ą karm iła
i podtrzy m y wała na duchu. Spoty kała się czasem z Mietkiem , od którego dostała trochę pieniędzy
w ram ach długoterm inowej poży czki; nie planowała ich nigdy spłacić. Pod koniec listopada
przeprowadziła się do rodziców na wieś; wróciła do korzeni. W dom u by ło nudno, dziewczy na nie
wiedziała, co m a z sobą zrobić. Wkrótce kończy ła osiem naście lat, by ła dorosła.
W środowisku wiej skich koleżanek, które nie wy j echały do szkół, nie widziała nikogo, z kim
m iałaby o czy m rozm awiać, a ty m bardziej zwierzać się ze swoich przeży ć. By łaby to bardzo
dobra poży wka do plotek, które nie przy niosły by j ej m iru. Bała się i wy strzegała, by nie
traktowano j ą j ako puszczalską.
Chłopcy – j ej rówieśnicy i starsi – którzy szukali dziewczy n, traktowali j ą dość lekko
i przedm iotowo. Każdy by chciał się z nią przespać, ale nikt nie traktował j ej poważnie; Anna nie
stanowiła kandy datki na żonę. Chłopcy adorowali j ą, niektórzy nawet próbowali się z nią um awiać
na randki. Anna, m aj ąc tak duże doświadczenie z m ężczy znam i, szy bko rozpoznawała zam iary
zalotników, sprawiało j ej to trochę saty sfakcj i. Czuła j akąś niechęć do m ężczy zn; j ej libido uległo
przy tłum ieniu. Nie m ogła się obudzić.
Władza
Po dwóch m iesiącach m ieszkania w rodzinny m dom u m atka oświadczy ła Annie, że nie będzie j ej
dalej utrzy m y wać, więc dziewczy na m usi znaleźć sobie pracę. Zdaniem m atki, córka przy nosiła
im ty lko wsty d; nie by ła kandy datką na żonę gospodarza. Na wiej skich pracach się nie znała, by ła
j akby nie z tego świata; nie widziała się obrządzaj ącą doby tek w gospodarstwie – takie ży cie nie
by ło dla niej .
By ła zim a 1981 roku; w kraj u wprowadzono stan woj enny. W rodzinie wszy scy popierali
istniej ące władze, Anna nie m iała polity czny ch poglądów. Chodziła wówczas do gm iny, by
uzy skać pozwolenie na wy j azd do Ciechanowa. Na py tanie sekretarza gm iny o cel podróży
zgodnie z prawdą odpowiedziała, że chce znaleźć tam pracę. Mężczy zna nie chciał j ej wy dać
zaświadczenia. Następny m razem wy m y śliła więc inny cel. Matka przy pom niała j ej , że
w kom itecie partii w Ciechanowie m aj ą pracuj ącego kuzy na. Anna wy korzy stała więc to,
m ówiąc kom isarzowi, że j edzie w celu odwiedzenia kuzy na. Ty m sposobem otrzy m ała
zezwolenie.
Pom y sł z kuzy nem nasunął j ej też m y śl, czy aby nie wy korzy stać go i nie prosić o pom oc
w znalezieniu pracy. Spotkanie z kuzy nem , którego nigdy nie widziała, stwarzało j akieś
wewnętrzne opory. Nie wiedziała, co m a m u powiedzieć, j ednak sy tuacj a, w j akiej się znalazła,
przezwy cięży ła opory.
Po przy j eździe Anna skierowała się w stronę okazałego budy nku, w który m pracował kuzy n.
Zaraz po otwarciu główny ch drzwi została zatrzy m ana przez dwóch rosły ch m ężczy zn
w m ary narkach. Jeden z nich zapy tał:
– W j akim celu przy by wacie?
– Chcę spotkać się z kuzy nem – panem Okulińskim , w sprawie służbowej .
Gdzieś tam zadzwoniono i kazali Annie zostać w holu. Po godzinny m czekaniu j eden
z m ężczy zn wprowadził j ą na piętro i otworzy ł drzwi do sekretariatu. Siedząca za biurkiem
sekretarka zaczęła j ą wy py ty wać o cel spotkania z towarzy szem Okulińskim . Anna powtórzy ła to,
co m ówiła m ężczy znom na dole – że j est j ego kuzy nką i m a do niego ważną sprawę. Sekretarka
weszła do gabinetu i po paru m inutach wróciła, inform uj ąc, że towarzy sz sekretarz wy raził zgodę
na spotkanie.
Anna weszła do dużego gabinetu; za biurkiem siedział m ężczy zna w średnim wieku, blondy n
o chłodny m wy razie twarzy. Zapy tał od razu, kim ona j est i co j ą do niego sprowadza.
Dziewczy na wy j aśniła m u stopień pokrewieństwa i wtedy kuzy n kazał j ej usiąść na krześle obok
biurka.
– Co was do m nie sprowadza?
Anna szy bko wy m y śliła nieprawdziwą historię o przerwaniu nauki w szkole. Okuliński
uśm iechnął się.
– Może m am wam znaleźć nową szkołę?
– Nie, chcę iść do pracy, a naukę będę konty nuować zaocznie.
– No cóż – rzekł Okuliński – m uszę wam j akoś pom óc. – Podniósł słuchawkę, wy kręcił j akiś
num er, a za m om ent przedstawił się i powiedział: – Proszę m nie połączy ć z prezy dentem m iasta.
Nastało m ilczenie i po chwili zgłosił się prezy dent.
– Co tam dobrego u towarzy sza sekretarza? W czy m m ogę pom óc?
Okuliński wy j aśnił krótko, że chce, aby w urzędzie została zatrudniona j ego kuzy nka. Nie
owij ał w bawełnę; m ówił, że nie m a średniego wy kształcenia, ale wspom niał, że po zatrudnieniu
trzeba dać j ej skierowanie na dokończenie szkoły w try bie zaoczny m .
Prośba sekretarza by ła dla prezy denta rozkazem . Po wy m ienieniu zdawkowy ch uprzej m ości
Okuliński rzekł do Anny :
– Za trzy dni zgłosicie się do prezy denta m iasta, on załatwi wam zatrudnienie.
Anna by ła lekko zawsty dzona; nie wiedziała, j ak m a m u dziękować. Czuła się nieswoj o, ale
by ła też szczęśliwa. Na pożegnanie kuzy n podał j ej rękę i ży czy ł powodzenia w nowy m m iej scu
pracy.
Wróciła do dom u pełna opty m izm u i opowiedziała wszy stko m atce. Ta by ła wprawdzie
zadowolona, m iała j ednak obiekcj e co do form y, w j akiej zwracał się do Anny. Matka uważała, że
nie by ła odpowiednia. Nie rozum iała tego j ęzy ka; zwroty „wiecie”, „wam ”, „wy ” nie za bardzo
do niej trafiały. Matka m y ślała, że m oże Okuliński zby ł Annę.
Trzy dni wy czekiwania bardzo się dłuży ły. W końcu nadszedł dzień, w który m Anna m iała
się spotkać z prezy dentem m iasta. Do m iasta wy ruszy ła pociągiem . Kwadrans przed ósm ą
weszła do sekretariatu prezy denta. Siedziały tam dwie panie w m łody m wieku; wy glądały bardzo
atrakcy j nie. Jedna z nich zapy tała Annę, co j ą tu sprowadza.
– Chciałaby m spotkać się z prezy dentem .
Odpowiedź by ła dość oschła.
– Pan prezy dent nie przy j m uj e dzisiaj interesantów.
Kiedy j ednak Anna wy j aśniła, że j est z polecenia towarzy sza Okulickiego, sekretarka
zm ieniła ton na bardziej uprzej m y.
– A to j a zaraz zapy tam pana prezy denta. – Zniknęła, a po chwili wróciła, m ówiąc: – Pan
prezy dent oczekuj e pani.
Anna znalazła się w duży m gabinecie, w który m , oprócz dużego biurka ze stołem
konferency j ny m , stał kom plet wy poczy nkowy, a obok niego pod oknem duża palm a. Prezy dent
wstał zza biurka, podał j ej rękę i wskazał j eden z foteli przy ławie. Dziewczy na poczuła się tak,
j akby wszy stko o niej wiedział. Mężczy zna zapy tał, czego się napij e, a chwilę później sekretarka
wniosła na tacy kawę i herbatę.
Po chwili rozm owy o pogodzie i niewy godach stanu woj ennego, który, j ak wy j aśnił
prezy dent, by ł koniecznością, przy szedł czas na konkrety.
– Czego pani oczekuj e?
– Chciałaby m się gdzieś zatrudnić, nie m am j ednak żadnego doświadczenia.
Prezy dent kiwnął głową, sięgnął po telefon i po chwili do gabinetu wszedł dość m łody,
przy stoj ny m ężczy zna.
– Ta pani będzie u pana pracować. Proszę j ej wszy stko udostępnić i ułatwić, by by ła
zadowolona – zwrócił się do niego.
– Tak j est, panie prezy dencie, wszy stko będzie załatwione, j ak pan sobie ży czy.
Biuro
Po rozm owie z nowy m zwierzchnikiem Annę zdziwiła wielka uprzej m ość, j aką j ą otaczano. Szef
zaproponował j ej , że będzie przy j m owała korespondencj ę skierowaną do j ego działu oraz uczy ła
się pisania na m aszy nie, po czy m sam odzielnie będzie m usiała przepisy wać różne pism a nowego
zwierzchnika.
Zawarto z nią um owę o pracę z nie naj niższą stawką uposażenia, co Annę pozy ty wnie
zdziwiło. Chwilę porozm awiała z dwiem a paniam i i panem z tego sam ego pokoj u. Mężczy zna by ł
w średnim wieku i by ł dla niej szczególnie m iły. Panie natom iast zachowy wały dy stans
i okazy wały wy ższość. Anna – skrom nie ubrana, źle uczesana – nie stanowiła dla nich zagrożenia.
Z czasem j ednak przekonaj ą się, j ak bardzo pom y liły się w osądzie.
Anna dostała kawę i wskazano j ej biurko, przy który m będzie siedziała. Na osobny m biurku
stała m aszy na do pisania – przy szłe zm artwienie dziewczy ny. Anna m iała pracować od godziny
ósm ej do piętnastej . Pierwszy dzień m inął na zapoznaniu się z obowiązkam i i porządkiem
panuj ący m w biurze. Zobowiązano Annę do opieki nad m aszy ną do pisania, którą po zakończeniu
pracy winna schować do szafy i założy ć na drzwi plom bę z plasteliny, na której wy bij ał się
uprzednio wręczony przy cisk z num erem . By ło to spore utrudnienie – Anna m usiała czekać do
końca pracy, by schować m aszy nę, i by ć punktualnie, by otworzy ć szafę i j ą wy j ąć.
Po paru dniach poby tu w pracy zaczęła czuć, że nie patrzą tu na nią dobrze. Oczy wiście
plotki, że j est protegowaną sekretarza woj ewódzkiego PZPR, szy bko się rozniosły. Traktowano j ą
nieufnie i podej rzliwie. Brak wy kształcenia i um iej ętności pracy biurowej spy chał j ą na
m argines pracowników urzędu m iasta. Anna robiła kawę kierownikowi, który by ł dla niej bardzo
uprzej m y, uczy ła się pisać na m aszy nie, przy j m owała korespondencj ę, rej estrowała pism a
w dzienniku, roznosiła pism a zlecone do inny ch działów – m ożna powiedzieć, że spełniała funkcj e
pom ocy biurowej .
Anna chciała się z kim ś zaprzy j aźnić, j ednak nikt tej chęci nie odwzaj em niał. Aż w końcu
poznała j edną z pracownic, Ewę – panią w wieku trzy dziestu lat, zaj m uj ącą się sprawam i
finansowy m i; postanowiły m ówić sobie po im ieniu. Anna by ła zadowolona, że chociaż j edna
osoba próbowała się do niej zbliży ć. Opowiedziała j ej swoj ą historię o niesprawiedliwy ch
nauczy cielach i złej m atce, oczy wiście bardzo okroj oną. Ewa by ła z Ciechanowa, j ej oj ciec by ł
m ilicj antem . Miała chłopaka, ale niestety żenić się nie chciał; bardzo nad ty m ubolewała.
Zbliżały się święta. Mróz i śnieg dawały się we znaki. W sklepiku dla pracowników urzędu
m ożna by ło zaopatrzy ć się w niedostępne dla ogółu ludności arty kuły spoży wcze; tutaj nie
obowiązy wały kartki. Anna robiła tam zaopatrzenie dla rodziny na wsi. Rano dawała sklepowej
karteczkę, na której wy pisy wała, co chciałaby kupić, a gdy wy chodziła z pracy, torba z zakupam i
by ła gotowa. Trzeba by ło zapłacić, nie zaglądaj ąc, co j est w środku, j ednak naj częściej wszy stko
się zgadzało. By ło to duże udogodnienie; Anna nie m usiała stać w długich kolej kach, czekaj ąc na
ewentualne zakupy.
Anna należała j uż do uprzy wilej owanej grupy ludzi sprawuj ący ch władzę, dla który ch
zaopatrzenie w arty kuły do ży cia, nawet w ty ch trudny ch warunkach, nie stanowiło problem u.
Zaczy nała powoli rozum ieć świat, w który m ży ła, i zaczęła zdawać sobie sprawę, że przez układy
m ożna wszy stko załatwić. Zdelegalizowana przez stan woj enny Solidarność tu, w urzędzie m iasta,
nie m iała żadny ch przedstawicieli. Sy m paty ków Solidarności zaraz po wprowadzeniu stanu
woj ennego wy rzucono z pracy. Anna zaj ęła właśnie m iej sce kobiety, którą ten los spotkał.
Ewa
Ewa, obchodząca im ieniny 24 grudnia, zaprosiła Annę na skrom ne party im ieninowe. Według
panuj ącej tu m ody, na przy j ęcie oprócz pracowników działu zaproszony został również pan
prezy dent i j ego zastępca. Anna chciała zrobić j ak naj lepsze wrażenie – um alowała się, poszła do
fry zj era, założy ła czarną m inispódniczkę, obcisłą bluzkę z duży m dekoltem , do siatki wrzuciła
szpilki na dość wy sokim obcasie, a na palec założy ła j edy ny pierścionek, który otrzy m ała od
ciotki. Wy glądała seksownie, a nawet dość wy zy waj ąco.
Przy j ęcie odby wało się w sali bankietowej m otelu obok Ciechanowa. Anna wzbudzała
zazdrość w koleżankach z pracy ; panowie zaś próbowali j ą podry wać – by ła sam otna, do wzięcia
i bardzo m łoda. Nikt z obecny ch nie znał j ej przeszłości, a Annie zależało, by nie wy szły na j aw
j ej dawne historie i doświadczenia.
Balanga
Po przy by ciu do m otelu goście weszli do sali bankietowej , w której stał stół zastawiony różny m i
przekąskam i i sporą ilością butelek wódki. W rogu sali stała szafa graj ąca z kom pletem pły t
m uzy ki tanecznej . Kierownik działu, pan Zby szek, posadził Annę pośrodku, by m óc j ą m ieć blisko
siebie. Na sali by ło dość chłodno, szy bko więc napełniono kieliszki, wzniesiono toast za Ewę
i odśpiewano „sto lat”. Po wy piciu paru kolej ek zrobiło się cieplej . Anna m iała lekki szum
w głowie, ale też poczuła się bardziej swobodnie. W pewny m m om encie zauważy ła, że krzesło
pana Zby szka j est bardzo blisko niej ; czuła j uż udo m ężczy zny zbliżone do swoj ego. Nie
oponowała – j ak m ogła, by ł to przecież kierownik. Po chwili ręka pana Zby szka dotknęła prawie
nagiego uda Anny. Dziewczy na by ła zażenowana, przez m om ent nie wiedziała, co z ty m zrobić.
Wstała, m ówiąc, że m usi wy j ść do toalety. Pan Zby szek zorientował się, że by ła to reakcj a Anny
na j ego zachowanie, nie zrażał się ty m j ednak. By ł wy trawny m graczem , wiedział, j ak
postępować z kobietam i.
Gdy Anna szła do toalety, do holu m otelu wszedł pan prezy dent. Dziewczy na ukłoniła się
pierwsza, a on uśm iechnął się i odpowiedział j ej lekkim skinieniem głowy. W toalecie poprawiła
m akij aż i włosy, obciągnęła bluzkę i przej rzała się dokładnie w lustrze – podobała się sobie.
Poczuła się bardziej pewnie; odważnie weszła na salę.
Pana prezy denta posadzono obok Ewy. W pewny m m om encie ktoś zaintonował zdrowie
pana prezy denta. Ten wstał i wzniósł toast, ży cząc pani Ewie pom y ślności w pracy i w ży ciu
osobisty m . Wszy scy wy pili do dna i j edli śledzie, wędliny i przy gotowane wcześniej sałatki. Na
tę okazj ę na stole znalazły się zielone kubańskie pom arańcze. Po j akim ś czasie solenizantka
wzniosła toast za pana prezy denta, ży cząc m u wszy stkiego naj lepszego i j ak naj dłuższego
sprawowania urzędu. Mężczy zna by ł ty m wy raźnie zadowolony.
Po wy piciu toastu kelner włączy ł szafę graj ącą, aby zm ienić zastawę i uzupełnić alkohol.
Zaczęły się tańce. Wszy scy j uż by li nietrzeźwi. Zby szek poprosił Annę na parkiet; tańczy li
przy tuleni do siebie. Dziewczy nie to nawet odpowiadało. Mężczy zna kadził j ej , że j est piękna,
wspaniale wy gląda i bardzo m u się podoba. W ty m sam y m czasie pan prezy dent tańczy ł z Ewą.
Czuli się bardzo swobodnie i wy glądali, j akby coś ich łączy ło. Prezy dent ukradkiem zerkał na
Annę – m łoda, piękna kobieta zrobiła na nim wrażenie, nie m ógł j ednak j ej tego okazać. By ł
wy sokim i przy stoj ny m m ężczy zną – Annie też się bardzo podobał.
Po kilku tańcach wszy scy z powrotem zasiedli do stołu. Podano dania gorące, barszcz
czerwony z pasztecikam i, wzniesiono toasty za Ewę, a następnie za prezy denta. Robiło się coraz
bardziej gorąco. Anna zaczy nała czuć się swobodnie i kiedy ktoś krzy knął: „Białe tango!”,
dziewczy na, niewiele m y śląc, podeszła do prezy denta, prosząc go o taniec.
– Ależ oczy wiście – odpowiedział prezy dent. – Kobiecie się nie odm awia.
Zby szek by ł pewny, że Anna poprosi j ego, Ewa też by ła niem iło zaskoczona. Wszy scy
zazdrościli Annie; nie brakowało j ej odwagi i wy korzy stała swoj ą chwilę. Podczas tańca
prezy dent zapy tał, j ak j ej się pracuj e i czy j est zadowolona z pracy. Odpowiedziała, że uczy się
pisać na m aszy nie i w zasadzie pełni funkcj ę pom ocy biurowej , ale chciałaby się czegoś
nauczy ć. Na końcu rozm owy, ku zaskoczeniu Anny, m ężczy zna poprosił, by zgłosiła się do niego
za m iesiąc i porozm awiaj ą o dalszej j ej pracy. Kazał j eszcze pozdrowić kuzy na i powoli ich
taniec dobiegał końca. Po wszy stkim prezy dent odprowadził dziewczy nę do stołu, a sam usiadł
obok Ewy. Zby szek zachowy wał się dziwnie – niby by ł oboj ętny, ale Annie wy dawało się, że m a
do niej pretensj e o taniec z inny m m ężczy zną.
Minęła północ; tworzy ły się pary, które nie wsty dziły się okazy wać sobie uczuć. Pan
prezy dent pożegnał towarzy stwo, wsiadł do swoj ej służbowej wołgi i odj echał do dom u. Anna
by ła nieco pij ana i z lekka się zataczała. W pewny m m om encie podeszła do niej Ewa, m ówiąc,
że m a dla niej zam ówiony pokój na górze. Zapewniła, że niczy m nie m usi się m artwić i wszy stko
j est załatwione. Annę zdziwiło, że ktoś wcześniej pom y ślał, że będą trudności z dotarciem ; w nocy
taksówki nie odpowiadały. Ewa odprowadziła j ą do pokoj u hotelowego wy posażonego w dwa
łóżka, stoliki, dwa m ałe foteliki i oczy wiście skrom nie urządzoną łazienkę. Po chwili rozm owy
z Ewą zj awił się Zby szek. Koleżanka gdzieś się ulotniła, zostali sam i w pokoj u. Stało się to, co
naj częściej – chociaż nie zawsze – dziej e się m iędzy kobietą a m ężczy zną. Oboj e by li lekko pij ani
i wy lądowali w łóżku. Anna nawet nie stawiała oporu. Kochali się, a ona by ła zupełnie w inny m
świecie. Seks nie sprawiał j ej żadnej przy j em ności, m y ślam i by ła daleko. Wracały wspom nienia
związane z Cy ganam i i robiło j ej się niedobrze, poprosiła więc Zby szka, by szy bko skończy ł.
Mężczy zna by ł zawiedziony j ej zachowaniem ; m y ślał, że będzie j ej dobrze. By ło m u bardzo
głupio; ona zachowy wała się j ak zm ęczona prosty tutka.
Po skończony m akcie Anna poprosiła go, by poszedł na swoj e łóżko. Nie odzy waj ąc się do
siebie, usnęli. Rano Anna pierwsza weszła do łazienki, szy bko um y ła się i by ła gotowa do wy j ścia.
Zby szek nie proponował j ej porannego seksu; oboj e by li sobą zawiedzeni.
Anna nie chciała zej ść nawet na śniadanie, prosiła o odwiezienie do dom u. Po kilkakrotny ch
próbach dodzwonienia się zgłosił się taksówkarz i po kilkunastu m inutach siedzieli w sam ochodzie.
Taksówkarz znał Zby szka.
– Do dom u, panie Zby szku?
– Tak, oczy wiście, ale naj pierw odwieziem y panią na dworzec.
Anna by ła zdziwiona, że m usi wracać pociągiem ; poczuła niechęć i wstręt do Zby szka.
Poprosiła, by podwieziono j ą pod dom ciotki. Ciotce opowiedziała, że by ła na im ieninowej
im prezie, a nie wróciła, ponieważ noc spędziła w hotelu. Czuć by ło od niej alkohol, ale wy glądała
znacznie lepiej niż po nocy z Cy ganam i. Ciotka zaparzy ła j akieś ziółka, poczęstowała j ą
wczoraj szy m rosołem i m im o kaca Anna poczuła się lepiej .
Dziewczy na tłum aczy ła ciotce, że m usiała tam iść, ponieważ odm owa przy czy niłaby się do
j ej wy kluczenia, a tak traktowana by ła j ak swoj a. Nie przy znała j ednak, że spała ze swoim
kierownikiem . Ciotka m iała inne zdanie niż Anna i tłum aczy ła j ej , że j est j eszcze zby t m łoda, by
wchodzić w tak dorosłe ży cie.
Nie wiedziała j ednak, że pom im o m łodego wieku, dziewczy na m iała doświadczenie j ak
bardzo dorosła kobieta. Przedstawiciele płci przeciwnej nie stanowili dla niej tem atu tabu, znała
ich sposoby i schem aty postępowania; w swoim m łody m ży ciu by ła j uż przecież z kilkunastom a
m ężczy znam i. Ciotce j ednak nie m ogła o ty m powiedzieć.
Heniek, sy n ciotki, odwiózł j ą sy renką do dom u. W sam ochodzie by ło zim no i śm ierdziało
spalinam i, Annie robiło się niedobrze. Jej lichy płaszczy k nie zabezpieczał od chłodu. Gdy
doj echali do dom u, podziękowała Heńkowi i zaprosiła go na herbatę, ten j ednak odm ówił
i odj echał.
Anna opowiedziała m atce historię nocy nieprzespanej w dom u. Ta z niedowierzaniem
patrzy ła na nią.
– Kurwiłaś się na pewno, a m nie tu opowiadasz baj ki.
Dziewczy na nic nie odpowiedziała.
Rano w pracy kom entowano balangę, wszy scy powtarzali, że by ło wspaniale. Ewa by ła
bardzo ży czliwa, a Zby szek zachowy wał się oboj ętnie, tak j akby się nic nie stało. Anna
oświadczy ła, że od dziś nie będzie m u robić herbaty. Zdała sobie sprawę, że wpadła w zastawioną
na nią pułapkę.
Postępy w pisaniu na m aszy nie nie by ły zadowalaj ące. Dokum enty pisała za nią Ewa.
Zby szek nie zwracał na Annę uwagi. Dziewczy na czuła się w ty m biurze niepotrzebna
i wy korzy stana. Miała pretensj e do siebie, że tak łatwo uległa Zby szkowi. Naj bardziej j ednak
m artwiła się, że gdy plotki doj dą do prezy denta, będzie m iała kłopoty. Wiedziała, że Zby szek na
pewno chwalił się w m ęskim gronie, że j ą m iał. Docierało do niej , że przez to zbliżenie m oże
m ieć sam e kłopoty ; nie by ło co m arzy ć o korzy ściach.
Mała choinka na biurku sy gnalizowała święta. Podzielenie się opłatkiem i zdawkowe ży czenia
zakończy ły dzień przed wigilią.
Rano w Wigilię zadzwonił Mietek z ży czeniam i. Anna zapraszała go na święta, lecz on
odm ówił, tłum acząc, że wy j eżdża z rodzicam i do rodziny oj ca. Wy czuła, że coś przed nią
ukry wa, i próbowała nam ówić go na spotkanie. Uległ j ej i ustalili, że dzień po świętach przy j edzie
po nią po pracy.
O um ówionej godzinie Mietek stał swoim nissanem pod urzędem . Aby zrobić wrażenie na
znaj om y ch, Anna wy szła razem z grupą. Mietek wy szedł z sam ochodu i szarm ancko otworzy ł j ej
drzwi. By ła dum na z j ego zachowania; na pewno wzbudziła zazdrość wśród koleżanek, które
m y ślały, że j est szarą gąską ze wsi, niem aj ącą żadnego adoratora. Poj echali na spacer, a j ako że
w okolicy nie by ło żadnego atrakcy j nego m iej sca, znaleźli się w ty m sam y m m otelu, w który m
odby wała się im preza im ieninowa Ewy. Kelner podał kawę i j akieś ciastka. Anna by ła głodna
i zaproponowała, by zam ówić coś do j edzenia. Wspólnie więc się posilili, nie zam awiaj ąc
żadnego alkoholu.
Zły los
Bez py tania o zdanie Anny Mietek wy kupił pokój hotelowy. Anna nie czuła wewnętrznie chęci
i by ła trochę zaskoczona. Nie wy raziła j ednak żadnego sprzeciwu, a nawet by ło to j ej na rękę,
bowiem chciała się w j akiś sposób zbliży ć do Mietka. Czuła, że on j est coraz dalej od niej ,
a wspólne spędzenie ty ch paru godzin w łóżku dawało pewną szansę zbliżenia fizy cznego
i psy chicznego. Kochali się j ak dawniej . Anna m y ślała, że gdy by zaszła w ciążę, to Mietek by się
z nią ożenił; wiedziała j ednak, że j est to niem ożliwe. Chłopak by ł świadom y j ej zam iarów, ale
zdawał sobie sprawę, że nie j est to kandy datka na żonę. Kochał j ą w zrozum iały j edy nie dla
siebie sposób, ale wiedział, że kiedy ś będzie m usiał się z nią rozstać. Nie m ógł tego powiedzieć
wprost; liczy ł, że czas rozwiąże ten problem .
Po wszy stkim leżeli przy tuleni do siebie; on głaskał Annę, a ona całowała j ego ciało.
W pewny m m om encie dziewczy na zaniosła się płaczem , nie wy trzy m ała napięcia. Chłopak
starał się j ą uspokoić, j ednak bez skutku. Szlochała, m ówiąc, że czuj e, j ak Mietek się od niej coraz
bardziej oddala, że go kocha i nie chce by ć sam otna. Ten zaś zaczął opowiadać, że rzadko się
widuj ą, ponieważ on skończy ł szkołę, dostał pracę w m iej scowej Polfie. Miał dwadzieścia j eden
lat i rodzice cudem wy bronili go przed woj skiem . Na ożenek m iał j eszcze czas, szukał
dziewczy ny, m iłości, podświadom ie szukał szczęścia. Wiedział, że z Anną wiele go łączy, ale nie
by łby z nią szczęśliwy – zawsze przed oczam i m iałby bowiem tego żołnierza z kawiarni czy
nauczy ciela Bolka. Chciał m ieć dziewczy nę na własność; m usiał m ieć pewność, że będzie ty lko
j ego, choć wiedział też, że tak do końca nigdy nie j est się tego pewny m . Doświadczenia
z kobietam i – niej ednokrotnie m ężatkam i – pokazy wały m u, że każda kobieta zdradzi bardzo
szy bko i to w m om encie, w który m nikt by się nie spodziewał. Te rozm y ślania w łóżku przy wołały
postać Eweliny, o której coraz częściej m y ślał. Zapom niał o randce z nią.
Błogą ciszę dwoj ga kochanków przy tulony ch do siebie przerwała Anna.
– Chy ba j uż czas wracać.
Po kilku chwilach znaleźli się w sam ochodzie. Po drodze Anna zagadnęła go o m ożliwość
wspólnego wy j ścia na bal sy lwestrowy ; zapom niała, że j est stan woj enny i wszy stkie m asowe
im prezy zostały odwołane. Przy pom niał j ej o ty m Mietek.
– To m oże na pry watkę? – ciągnęła.
Chłopak wy raźnie nie m iał chęci na rozm owę na ten tem at. Na pożegnanie rzucił
standardowe:
– Zadzwonię do ciebie j utro.
By ła to odpowiedź, po której nie należało się spodziewać, że zapowiadana rozm owa
telefoniczna nastąpi.
Następnego dnia Anna spóźniła się do pracy. Pociąg, który m doj eżdżała, m iał ponad
czterdziestom inutowe opóźnienie.
W pracy panowała j akaś ponura atm osfera; nikt się do niej nie odzy wał. Po pewny m czasie
Anna wy szła z Ewą na papierosa i zapy tała:
– Co się tu dziej e?
Ewa j akby w taj em nicy opowiedziała, że o ósm ej kierownik został wezwany do prezy denta.
Okazało się, że przenoszą go na inne m iej sce pracy, do MPGK, ze znacznie niższą pensj ą.
Prezy dent naty chm iast kazał m u opuścić pokój i skierować się na nowe m iej sce pracy, które
m ieściło się poza urzędem m iej skim . Pełnienie obowiązków po nim zlecił Ewie. Anna nie m ogła
zrozum ieć ty ch zachowań, a Ewa nie chciała powiedzieć j ej wprost, że powodem zwolnienia
Zby szka by ło spędzenie z nią nocy po uroczy stościach im ieninowy ch. Anna zorientowała się, że
by ła powodem całego tego zam ieszania, ale nie m iała wpły wu na postępuj ący bieg wy darzeń.
Sam a stała się niespokoj na; utrata pracy by łaby dla niej tragedią. Nie wiedziała, że
protegowany ch sekretarza woj ewódzkiego PZPR nie zwalnia się tak szy bko. Z całego tego
zam ieszania naj więcej skorzy stała Ewa. Anna zaczęła koj arzy ć fakty i dotarło do niej , że m oże
coś fakty cznie łączy prezy denta i Ewę. Bacznie obserwowała ich w tańcu i to, co widziała, ty lko
potwierdzało j ej podej rzenia. Powoli zaczęła rozum ieć świat, w j akim się znalazła.
Anna stała się przedm iotem m anipulacj i. Zby szek wpadł w sidła zastawionej na niego
pułapki i przegrał. Ktoś m usiał donieść prezy dentowi, że spał z Anną. Reakcj a prezy denta
spowodowana by ła lękiem o własną pozy cj ę; bał się, że o incy dencie m oże dowiedzieć się
sekretarz Okuliński, a to m ogłoby oznaczać koniec j ego kariery.
Annie zlecono wy kony wanie części pracy, która wcześniej należała do obowiązków Ewy.
Wy kony wała przez to bardziej odpowiedzialne czy nności. Od nowego roku otrzy m ała nowy
angaż na stanowisko referenta ze znaczną podwy żką; dom y ślała się, że by ła to rekom pensata za
upokorzenia, j akie j ą spotkały.
Wyznanie
Powoli wszy stko zaczęło wracać do norm y. Mietek po ostatnim spotkaniu z Anną – zgodnie
z przewidy waniam i – nie zadzwonił; w głowie siedziała m u Ewelina. Z utęsknieniem czekał na nią
w kawiarni. Spotkał tam znaj om y ch, lecz nie nawiązał z nim i rozm owy. Czas uciekał. Gdy m inęło
30 m inut, chłopak zaczął się niepokoić. Ewelina zj awiła się, nie tłum acząc spóźnienia. By ła ładnie
ubrana – m iała na sobie długi kożuch z kapturem , kozaki, krótką spódniczkę i sweter w kolorze
m oreli, rozpięty pod szy j ą, odsłaniaj ący ładny owal piersi. Patrzy ł się na nią; by ł j ak
zahipnoty zowany. Po przy witaniu i zdawkowy ch uprzej m ościach zam ówił dwie kawy i dwa
kieliszki czerwonego wina.
Po wy piciu drugiej kolej ki zarum ienione policzki dodawały j ej j eszcze większego uroku.
W pewnej chwili zapy tała, j aki j est cel spotkania z nią. Mietek, m im o swego bogatego
doświadczenia, by ł lekko strem owany ty m py taniem , czuł respekt przed tą dziewczy ną. Zaczął
j ej tłum aczy ć, że w ży ciu nie wszy stko m ożna przewidzieć i czasem przy padek m oże narobić
sporo zam ieszania, a nawet zm ienić kolej e ży cia. By ł chłopakiem inteligentny m , ale nie
zrozum iał podtekstu py tania.
Ewelina zm uszała go do całkowitego odkry cia. Mietek nie by ł j ednak zby t chętny, by na
pierwszej randce uj awnić, co do niej czuj e; bał się, że dziewczy na zacznie nim sterować albo go
ośm ieszy. Doszedł j ednak do wniosku, że m usi j ej coś powiedzieć.
– Podobasz m i się.
– To dobrze – odrzekła. – A więc m ówisz, że ci się podobam ... Powiedz m i więc, co
chciałby ś ze m ną robić. – Podała m u rękę, którą zdobiła duża złota bransoleta.
Nie wiedział, co z ty m fantem zrobić. Trzy m ał j ej dłoń w swoj ej , a po plecach przechodziły
m u dziwne dreszcze. Wstał od stolika, wciąż ściskaj ąc j ej palce, i w pewny m m om encie
pocałował j ą w rękę. Dziewczy na nie by ła speszona.
– Ty chy ba m nie kochasz, prawda? – Spoj rzała m u prosto w oczy.
Po raz drugi nie wiedział, co m a powiedzieć. Po chwili nam y słu rzucił:
– Ty chy ba żartuj esz...
– Nie żartuj ę – odpowiedziała Ewelina.
Mietek poczuł się j ak m ały chłopiec, którem u każą pocałować kuzy nkę. Dziewczy na m iała
nad nim przewagę, a tego się nie spodziewał. My ślał, że tak j ak inne na drugiej lub trzeciej randce
i j ą zaciągnie do łóżka, lecz na to się nie zanosiło.
W trakcie dalszej rozm owy zapy tał:
– A co ty czuj esz do m nie?
– Naj pierw odpowiedz na m oj e py tanie, a potem m nie py taj .
Nie m ógł zby t długo zwlekać, czuł bowiem , że j eżeli dalej będzie się wy kręcał, ona m oże
wstać i zakończy ć znaj om ość. Po raz pierwszy znalazł się w takiej sy tuacj i.
– Zdaj esz sobie sprawę, że znam cię od niedawna... Widzę cię po raz trzeci, ale czuj ę, że to
j est m iłość. Chy ba cię kocham .
Zachował się bardzo odważnie, nie m iał wy j ścia.
– Chy ba czy na pewno? – zapy tała Ewelina, czy m znów zadała m u cios w podbródek.
Chciał j uż to zakończy ć.
– Na pewno – rzekł.
– To teraz posłuchaj , co ci powiem . Obserwuj ę cię od roku; przy chodziłeś do nas na szkolne
zabawy, lecz na m nie nigdy nie zwróciłeś uwagi. Ty lko ten j edy ny raz, kiedy ze m ną tańczy łeś.
Wiedziałam j uż wtedy, że będziesz ze m ną. Stało się. Jestem więc twoj a.
Twarz Mietka nabrała kolorów. Znów nie wiedział, co m a powiedzieć.
– To bardzo dobrze... Chcę by ć ty lko z tobą, nie chcę m ieć innej dziewczy ny.
– A co z twoj ą poprzednią dziewczy ną...?
– Ona j uż nie istniej e, rozstaliśm y się. – Nie do końca by ła to prawda, ale dla niego wszy stko
dzisiaj definity wnie się skończy ło.
– No cóż, chy ba dość j uż na dzisiaj . Jak wy korzy stam y tak pięknie rozpoczęty wieczór? –
zapy tał Mietek.
Norm alnie zaciągnąłby dziewczy nę do łóżka, lecz ty m razem nie m iał odwagi, aby
proponować Ewelinie coś podobnego. Ona czekała na to, co on powie.
– Pój dziem y chy ba na spacer, a potem odprowadzę cię do dom u.
– Dobra propozy cj a – odpowiedziała. – Mam j eszcze sporo lekcj i do odrobienia na j utro,
a o 19 przy chodzi nauczy cielka angielskiego i m uszę się trochę pouczy ć. Do m atury j uż ty lko
cztery m iesiące.
Mietek szy bko zrozum iał, że prawidłowo zachował się, nie daj ąc dziewczy nie do
zrozum ienia, że chciałby się z nią kochać.
Wy szli z kawiarni i trzy m aj ąc się za ręce, szli w kierunku dom u Eweliny.
Dziewczy na m ieszkała z rodzicam i w ładny m parterowy m dom u, ogrodzony m
estety czny m płotem . Przed rozstaniem um ówili się na następne spotkanie. Na pożegnanie
Ewelina cm oknęła go w policzek i znikła za ogrodzeniem . Mietek stał j ak zam urowany i patrzy ł,
j ak dziewczy na wchodzi do dom u, m achaj ąc m u j eszcze ręką. Gdy zniknęła za drzwiam i, on
nadal stał. Pierwszy raz w ży ciu spotkał się z taką sy tuacj ą; by ło to nowe doświadczenie. Nie
poznał j eszcze tak odważnej i bezpośredniej kobiety. Czuł wewnątrz, że został pokonany i by ł
szczęśliwy. Spotkał chy ba dziewczy nę, na którą czekał parę lat; wiedział, że nie m oże j ej stracić.
Następnego dnia do Mietka zadzwoniła Anna, proponuj ąc spotkanie. Wspom niała też
o pry watce sy lwestrowej . Chłopak nie chciał j ej urazić, więc powiedział, że bierze go gry pa –
m a gorączkę i źle się czuj e – i nie m oże j ej obiecać, że z nią pój dzie, j ednak zadzwoni, gdy się
wy kuruj e. Rozm y ślał o spotkaniu z Eweliną. By ł 27 grudnia, naj wy ższy czas, by pom y śleć, co
zrobić z sy lwestrem . Mietek nie chciał spędzać go w rodzinny m gronie z braćm i i rodziną.
Nurtowało go zachowanie Eweliny, nie by ło ono standardowe. Dziewczy nę otaczała pewna
aura taj em niczości. Mietek cały czas m y ślał, kto w j ej ży ciu by ł przed nim . Dwa dni oczekiwania
na spotkanie stały się m ordęgą; w pracy nic m u nie szło. Kiedy nadszedł owy dzień, chłopak
o ustalonej godzinie podj echał pod dom Eweliny. Ty m razem nie m usiał na nią długo czekać.
– Dokąd j edziem y ? – zapy tał, gdy j ą zobaczy ł.
– Napij m y się naj pierw kawy, a później m oże poszliby śm y do kina? Graj ą film
„Bohaterowie są zm ęczeni” z m oj ą ulubioną aktorką, Marią Felix.
W kawiarni rozm awiali o sprawach dnia codziennego. Ewelina wpatry wała się długo
w Mietka; j ej wzrok porażał go, zdawało m u się, że prześwietla go na wy lot, odczy tuj ąc wszy stkie
j ego m y śli. Przez chwilę nic nie m ówili, patrzy li ty lko na siebie. Czuć by ło, że to ona nad nim
dom inuj e.
– My ślałeś o m nie? – zapy tała w pewnej chwili.
Ty m razem nie by ł bardzo zaskoczony.
– Oczy wiście, że m y ślałem .
– Ale co m y ślałeś?
– My ślałem o ty m , j aka j esteś.
– Interesowało cię m oj e ciało?
Nie spodziewał się takiego py tania. Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć.
– Ciało j est ważne, ale nie ty lko ono stanowi o wartości człowieka – rzekł po chwili.
Wy czuł, że dziewczy na nie oczekiwała usły szeć od niego takiej odpowiedzi. By ła trochę
zaskoczona, ale m ożna by ło wy czuć, że wy powiedź Mietka zrobiła na niej pozy ty wne wrażenie.
– Masz racj ę, ciało to nie wszy stko, choć j est ważne. No popatrz – ciągnęła dalej – na
dy skotece powodzenie m aj ą dziewczy ny ładne i zgrabne.
– W ty m wy padku m asz racj ę – odparł. – Ale wiesz, czy m to się naj częściej kończy ?
– Wiem . Dlatego rzadko chodzę na dy skoteki, a j eżeli j uż idę, to w określony m towarzy stwie.
Ale nigdy nic nie j est wy kluczone.
Mietek wy czuł, że Ewelina nadal go bada i sprawdza. By ł dość inteligentny i wy czuł
podteksty. Ta dziewczy na siedziała w j ego psy chice i niewiele m ógł przed nią ukry ć. Coraz
bardziej by ł nią zauroczony. By ła to nietuzinkowa dziewczy na i m im o że od niego m łodsza, to
j ednak dom inowała.
Kiedy podj echali pod kino, zapy tała j eszcze Mietka, czy na pewno chce iść na ten film .
– Oczy wiście – odparł.
Chłopak wy kupił bilety ; weszli na salę i usiedli w środkowy m rzędzie. Niewielu by ło widzów
– obok nich nie siedział nikt. Mietek pom y ślał, że zam iast do kina, chętnie wy wiózłby j ą do m otelu,
ale intuicj a podpowiadała m u, że by łoby to wtedy ostatnie spotkanie z nią. Wiedział, że j ej pożąda
i nie m ógł tego okazać, ale czuł, że ona wie; by ła w nim , w środku j ego duszy. Sterowała j ego
postępowaniem , podobał j ej się coraz bardziej .
Kiedy film się rozpoczął, sam a odnalazła j ego rękę, wzięła j ą w swoj ą dłoń i położy ła na
swoich kolanach. Mietek przy tulił się do niej , a po ciele przeszły m u m rówki. Zdał sobie sprawę,
że zanosi się na poważny rom ans. Pocałował Ewelinę w policzek, nie oponowała. Czuł, że
przy chodzi j akiś przełom w tej znaj om ości.
O Annie nawet nie pom y ślał. Powoli pozwalał j ej odej ść, ale czasem wracał
wspom nieniam i. „Przecież m ogło tak by ć z Anną.” Zaczy nał rozum ieć, j ak zawikłane nieraz
by waj ą sprawy m iędzy kobietą a m ężczy zną.
Po głębszy m zastanowieniu uznał, że właśnie teraz zaczy na tworzy ć się to, czego szukał
w ży ciu. Gdy seans się skończy ł, odwiózł Ewelinę do dom u. Podej rzewał, że m ogła by ć trochę
zaskoczona tak poprawny m zachowaniem ; nie proponował j ej spaceru ani inty m nej przej ażdżki,
ty lko zatrzy m ał sam ochód przed dom em .
Ewelina zwlekała z wy j ściem .
– Może spędziliby śm y razem sy lwestra? Jeżeli oczy wiście nigdzie się wcześniej nie
um ówiłeś. – By ło to wy powiedziane takim tonem , że nikt nie m ógłby odpowiedzieć inaczej .
– Nie j estem z nikim um ówiony.
– Bo, wiesz, m oi rodzice idą gdzieś do znaj om y ch. Zaprosiłam j uż trochę towarzy stwa,
m ógłby ś przy j ść, by łoby bardzo m iło.
Mietek by ł m ile zaskoczony tą propozy cj ą.
– Oczy wiście, j ak m ógłby m nie przy j ść?
– No to j esteśm y um ówieni. – Pocałowała go w policzek i wy siadła. Zwy czaj owo
pom achała j eszcze ręką i zniknęła za drzwiam i.
Mietek zastanawiał się, co w tej sy tuacj i zrobić z Anną – czy powiedzieć j ej prawdę, że
znalazł nową dziewczy nę i ich rom ans należy skończy ć, czy czekać na dalszy rozwój sy tuacj i?
Wy brał to drugie; nie wiedział, czy za m iesiąc Ewelina nie powie m u, że m a go dość
i skończy tę znaj om ość. By ły to czarne m y śli, ale gdy by się głębiej zastanowić, powrót do Anny
by łby raczej m ało prawdopodobny. Mietek źle by się czuł, a nie wiadom o, czy Anna w ogóle
chciałaby dalej z nim by ć. Nieraz j uż tak by wało m iędzy nim i i wracali do siebie. Doświadczenia
z kobietam i nauczy ły go, że nie m ożna by ć pewny m nikogo. Szukał tej j edy nej i coraz bardziej
chciał j ą m ieć.
Zwodzenie
Ewelina stanowiła dla Mietka pewną zagadkę – nie znał j ej rodziców, nie wiedział nawet, czy m a
rodzeństwo. Tłum aczy ł sobie, że wszy stko to j est j eszcze przed nim .
Następnego dnia po spotkaniu z nią zadzwoniła Anna, nalegaj ąc na spotkanie. Chłopak
próbował j akoś się wy kręcić, m ówiąc, że j est chory, j ednak Anna pozostawała niewzruszona.
– To j a cię odwiedzę.
Nie wiedział, co powiedzieć, i ostatecznie przy stał na j ej propozy cj ę. Dziewczy na m iała
przy j ść do niego po pracy. Mietek postanowił poprosić j eszcze m atkę o to, by w czasie wizy ty
by ła w dom u.
Anna przy szła o siedem nastej . Mietek położy ł się do łóżka, by wy glądać na obłożnie
chorego. Matka na stoliku położy ła aspiry nę i zaparzy ła rum ianek – wszy stko wskazy wało na to, że
j est chory. Przy witali się j ak zwy kle, j ednak Mietek j uż na początku ostrzegł Annę, by za bardzo
się nie zbliżała, bo m oże zarazić się gry pą. Dziewczy na nie stosowała się do j ego zaleceń, chciała
się przy tulić, na szczęście krzątaj ąca się po m ieszkaniu m atka stanowiła przeszkodę. Anna
nam awiała Mietka na wspólne wy j ście na pry watkę sy lwestrową do j ej koleżanki z pracy.
– Jak ty lko się lepiej poczuj ę, to dam ci znać. Gdy by m j ednak nie dał rady, idź sam a.
Kobieca intuicj a, która w takich sy tuacj ach się nie m y li, podpowiadała Annie, że Mietek coś
przed nią ukry wa. Dziewczy na by ła zaniepokoj ona. My ślała, że m oże doszły do niego słuchy
o im prezie im ieninowej Ewy, a m oże poznał j akąś inną dziewczy nę i nie chce j ej o ty m
powiedzieć... Mietek m ilczał, choć wiedział, że w niedługim czasie wszy stko się wy da. Nie
wy obrażał sobie rozstania z Eweliną. Godzinna wizy ta Anny dobiegła końca. Pożegnali się
i dziewczy na poszła na dworzec i odj echała do dom u.
Po drodze zastanawiała się, j ak tu sam ej iść na im prezę sy lwestrową. Bała się przy godny ch
znaj om ości, które często kończy ły się łóżku z obcy m m ężczy zną.
Wróciła do dom u w zły m nastroj u. Matka, zauważy wszy sm utek córki, prowokowała j ą do
wy nurzeń. Dziewczy na j ak zwy kle naiwnie wszy stko j ej opowiedziała i po wszy stkim usły szała,
że sam a j est sobie winna, ponieważ wcześniej się kurwiła, więc teraz nikt j ej nie chce. Anna
rozpłakała się. By ła bezradna wobec tej sy tuacj i, j ednak m iała cichą nadziej ę, że m oże Mietek
pój dzie z nią na pry watkę.
Następny dzień w pracy – ostatni m ij aj ącego roku – by ł raczej rozry wkowy ; wszy scy pili
szam pana i składali sobie ży czenia. Annę zdziwiła ty lko nieobecność Zby szka. Wiedziała, że j uż tu
nie pracuj e, j ednak m y ślała, że w taki dzień ich odwiedzi.
Ewa przy pom inała koleżance o wieczorny m sy lwestrowy m spotkaniu. Wszy scy m ieli
zebrać się o 20. Anna m y ślam i by ła j ednak gdzie indziej . Wsty d j ej by ło powiedzieć, że nie m a
z kim ś przy j ść na pry watkę. Mietek nie zadzwonił, a Annie nie w sm ak by ło go nam awiać. Mim o
to postanowiła j ednak do niego zadzwonić. Nie m iała niestety m ożliwości porozm awiania z nim ,
gdy ż odebrała m atka i poinform owała j ą, że Mietek m a zapalenie oskrzeli i pozostaj e w dom u.
Zrozum iała – albo pój dzie na im prezę sam a, albo zostanie w dom u z rodzicam i. Wy brała to
drugie.
Telewizor i alkohol, który piła razem z oj cem , uśm ierzy ł trochę sm utek wieczoru
sy lwestrowego.
Inaczej natom iast spędził ten wieczór Mietek.
Sylwester
Mietek wy stroił się w ciem ny garnitur, kupił ruskiego szam pana, butelkę wódki i perfum y Nina
Rici dla Eweliny i o 17 by ł pod j ej dom em . Zadzwonił dom ofonem i nie m usiał się zapowiadać –
furtka została otwarta. Tuż przy wej ściu przy witała go Ewelina.
– Chodź, przedstawię cię rodzicom .
Chłopak zdziwił się trochę – nie spodziewał się spotkania z rodzicam i.
– To j est Mietek, poznaj cie się.
Pocałował m atkę w dłoń, a następnie podał rękę oj cu. Krótka rozm owa o pogodzie
i trudnościach stanu woj ennego zakończy ła spotkanie z rodzicam i Eweliny. Wsiedli do poloneza
i odj echali, zostawiaj ąc zadowolone towarzy stwo.
– Wrócą dopiero j utro wieczorem – oświadczy ła Ewelina.
Mietek zrozum iał, że zostaj ą sam i. Dziewczy na oprowadziła go po cały m dom u, który zrobił
na nim wrażenie – by ł bardzo gustownie urządzony. W pewny m m om encie Ewelina zbliży ła się
do niego.
– Może by ś m nie pocałował?
By ł trochę onieśm ielony. Całuj ąc j ą, czuł, j ak j ej ciało przy lega do niego; wiedział, że go
pożąda. Bez słowa wy szli z pokoj u, by przy witać nowy ch gości. By li to koleżanki i koledzy z klasy
m aturalnej Eweliny. Usiedli do wcześniej j uż przy gotowanego stołu. Mietek prawie nikogo nie
znał; kilka osób koj arzy ł z dy skoteki. By ł naj starszy w ty m towarzy stwie.
Po wy piciu paru kieliszków zrobiło się bardziej swobodnie. W sum ie by ło osiem par, widać
by ło, że nie przy padkowy ch. Wszy scy dobrze się znali i nie kry li wzaj em ny ch sy m patii. Kiedy
włączono m uzy kę, zaczęły się tańce. Mietek cały czas tańczy ł z Eweliną. Część par rozeszła się do
pokoi w wiadom y m celu; nikt nie by ł zdziwiony ani zgorszony. Mietek zachowy wał się j ak
gospodarz i w pewien sposób czy nił honory dom u, co bardzo podobało się Ewelinie.
Zbliżała się północ. Na ostatnią godzinę tego roku wszy scy z powrotem usiedli do stołu. Czas
m inął w przy j em nej atm osferze. Nowy rok przy witano trady cy j nie hukiem otwierany ch butelek
szam panów i gwarem wzaj em nie składany ch ży czeń. Towarzy stwo stało się bardzo rozbawione.
Mietek tańczy ł z j akąś koleżanką Eweliny.
– Od kiedy znasz Ewelinę? – zapy tała.
– Od dawna.
– To j ednak rozstała się z Krzy śkiem ...
Mietek by ł zdziwiony ty m i wy nurzeniam i koleżanki; czuł, że j ej zazdrościła. Nie chciał
wdawać się z nią w rozm owę. Widział, że j ej chłopak nie za bardzo się nią interesował,
przeważnie tańczy ł z inny m i dziewczy nam i. Po ty m tańcu Ewelina zaczęła pilnować Mietka, by
za bardzo nie zbliżał się do inny ch j ej koleżanek.
Dochodziła piąta, wszy scy by li weseli, ale i zm ęczeni, niektórzy lekko pij ani. Goście żegnali
się, dziękuj ąc Ewelinie za wspaniałą zabawę sy lwestrową. Pozostały trzy pary, które gospody ni
postanowiła przenocować, lokuj ąc j e w oddzielny ch pokoj ach. Dla siebie i Mietka przeznaczy ła
własną sy pialnię.
Mietek zrozum iał, że nastąpi to, na co czekał od dawna. Po toalecie szy bko i bez żadny ch
rozm ów położy li się razem do łóżka. Dla Eweliny by ło to wielkie przeży cie. Mietek całował j ą,
pieścił j ej ciało, nie czuł żadnego oporu. Podniecenie wzrastało i sięgało zenitu.
– Czy zdaj esz sobie sprawę z tego, co zam ierzam y zrobić? – zapy tała w pewny m m om encie
Ewelina.
Mietek nie rozum iał j ej . Nie wiedział, j ak w takiej chwili postępować z kobietam i.
– Wiedz, że ty j esteś m oim pierwszy m chłopakiem . Przed tobą nie by ło nikogo innego.
Mietek by ł bardzo m iło zaskoczony. Jeszcze bardziej chciał, aby by ło j ej dobrze. Zrobił
wszy stko tak, by sprawić j ej przy j em ność. Po drugim zbliżeniu, gdy czuł, j ak Ewelina tuli się do
niego i go całuj e, zrozum iał, że czekała na ten m om ent od dawna, m arzy ła o nim . Ten ranek by ł
spełnieniem j ej skry ty ch pragnień; stała się w pełni kobietą. Mietek by ł nią zachwy cony ; nie
spodziewał się, że zrobi m u tak m iłą niespodziankę. Przy rzekł j ej , że nigdy j ej nie opuści i że
zawsze będą razem . Zasnęli przy tuleni do siebie.
By ła godzina 11, gdy ktoś wszedł do pokoj u, budząc ich. Ewelina j ako pierwsza otworzy ła
oczy. Nad łóżkiem stała j ej koleżanka.
– Dobrze wam . Ja spędziłam noc sam a, Krzy siek spał.
Koleżanka wy szła, a Mietek i Ewelina postanowili się ubrać. Inni zrobili to sam o, niektórzy
wy pij ali resztę trunków i próbowali tańczy ć. Nikt nie kwapił się do j edzenia, więc podano kawę.
Zbliżała się godzina 14. Ewelina zaproponowała wspólne wy j ście na spacer. Towarzy stwo chętnie
przy stało na j ej propozy cj ę. Mroźne zim owe powietrze otrzeźwiło wszy stkich. Słońce przebij ało
się przez chm ury ; zanosiło się na opady śniegu. Spacerowali chwilę i później rozeszli się do siebie.
Zaczął padać drobny śnieg. Mietek i Ewelina wrócili do dom u i zabrali się za sprzątanie. Zabrało
im to trochę czasu i energii, ale kiedy zm ęczenie ustąpiło, by li naprawdę szczęśliwi. Rzadko
w ży ciu by waj ą takie chwile. Podświadom ie to czuli i cieszy li się sobą.
Mietek pierwszy raz w ży ciu m iał dziewczy nę, która straciła z nim dziewictwo. Nie
wy obrażał sobie, że m ogłaby go zdradzić. Wiedział, że dla niej by ła to ważna sprawa.
By ł j uż wieczór, gdy pożegnał się z Eweliną. Dziewczy na zaprosiła Mietka do siebie
następnego dnia.
– Muszę cię oswoić z rodzicam i.
Jak się później dowiedział, j ej oj ciec pracował w firm ie polonij nej , a m atka by ła lekarką
w m iej scowy m szpitalu.
W dom u m atka poinform owała go o telefonie od Anny.
– Powiedziałam j ej , że j esteś w łazience, więcej nie dzwoniła.
Mietek unikał spotkań z Anną; ona natom iast czuła, że coś nieodwracalnie się m iedzy nim i
psuj e. Przestała do niego wy dzwaniać i skupiła się na szukaniu nowy ch znaj om ości. Szło j ej
poniżej j ej oczekiwań.
Szkoła
Pewnego dnia Anna przy pom niała sobie rozm owę z prezy dentem . Prosił j ą, by za j akiś czas
zgłosiła się do niego. Od tej rozm owy m inął m iesiąc. Anna w końcu zdecy dowała się do niego
pój ść. Zastanawiała się, o czy m z nim będzie rozm awiać. Naj bardziej gnębiło j ą to, że nie m a
wy kształcenia. Wszy scy wiedzieli, że pracuj e tu dzięki protekcj i Okulińskiego; wiedziała, że
w wy padku j ego odej ścia ona niechy bnie straci pracę. Anna podej rzewała, że prezy dent będzie
chciał z nią pom ówić o uzupełnieniu wy kształcenia. By ła to dla niej naj bardziej priory tetowa
sprawa. Pracownicy działu, w który m pracowała, nic nie wiedzieli o j ej wy kształceniu, z nikim
o ty m nie rozm awiała. Gdy ty lko ktoś poruszał kwestię szkoły, próbowała zm ieniać tem at lub
wy chodziła z pokoj u. Nikt nie podej rzewał, że nie m a żadnego wy kształcenia.
Anna nabierała prakty ki biurowej i nawet ćwiczenie pisania na m aszy nie zaczęło przy nosić
efekty. Sam odzielnie przepisy wała dokum enty i robiła zestawienia finansowe dla Ewy. Coraz
bardziej wchodziła w tę pracę. Czuła pewną saty sfakcj ę, że potrafiła się zaaklim aty zować.
Kiedy zdecy dowała się na rozm owę z prezy dentem , akurat by ł u niego wiceprezy dent.
Anna go nie znała, widziała go ty lko kilka razy. Sekretarka kazała j ej czekać. W pewnej chwili
drzwi gabinetu otworzy ły się; wy szedł prezy dent, trzy m aj ąc w ręku j akieś pism a, które położy ł na
biurku sekretarki. Zauważy ł Annę.
– Pani do m nie, tak? Proszę bardzo. – Wy konał gest zapraszaj ący.
W gabinecie na fotelu siedział m ężczy zna około czterdziestoletni, lekko ły siej ący.
– Mam do pana prezy denta osobistą sprawę.
– Proszę m ówić. Z panem wiceprezy dentem nie m am y taj em nic.
Speszona obecnością drugiej osoby przy pom niała o rozm owie z prezy dentem .
– Jak się pani pracuj e w biurze? – zapy tał.
– Bardzo dobrze.
– To się cieszę.
– Panie prezy dencie, zgodnie z przy rzeczeniem chciałaby m dokończy ć naukę. Czy pan
prezy dent zgodziłby się skierować m nie do j akiej ś wieczorowej szkoły ?
– O, to dobrze się składa, bo pan wiceprezy dent odpowiada za sprawy oświatowe i przej m ie
pani zm artwienie.
Mężczy zna uśm iechnął się. Anna zrobiła na nim wrażenie; podobała m u się. Usiadła na
fotelu obok niego i czekała na py tania. A on wcale nie py tał, gdzie chodziła do szkoły, ile skończy ła
klas czy dlaczego przerwała edukacj ę. Annę trochę to zdziwiło; zdawało j ej się, że wiceprezy dent
wszy stko o niej wie, i poczuła się przez to nieswoj o. Mężczy zna chciał ty lko wiedzieć, gdzie
m ieszka i czy koło m iej sca zam ieszkania znaj duj e się j akaś szkoła.
– Jest podstawowa i j akaś rolnicza – odpowiedziała.
Wiceprezy dent kazał j ej zgłosić się do siebie za trzy dni i wtedy coś ustalą.
W dzień wy płaty w pracy zrobiono składkę na alkohol i zorganizowano dwie butelki wódki.
Anna zrobiła kawę. Żubrówka z sokiem j abłkowy m wszy stkim sm akowała. Po alkoholu zrobiło się
wesoło. Wspom inano o Zby szku, który narzekał na nową pracę, ale tem atu tego nie rozwij ano,
szczególnie Ewa unikała o nim rozm ów, by ła niezadowolona. W ty m czasie zniesiono niektóre
restry kcj e stanu woj ennego, z czego wszy scy by li zadowoleni.
– Jak się układaj ą sprawy sercowe? – zapy tała Ewa.
– Nie naj lepiej . Chłopak, na którego liczy łam , nie odzy wa się do m nie. Przez niego nie
poszłam na pry watkę sy lwestrową – odpowiedziała Anna.
– Nie m artw się, j eszcze znaj dziesz sobie chłopaka.
Anna nie odpowiedziała. Pocieszenia Ewy nie poprawiły j ej nastroj u. Miała doświadczenie
i wiedziała, że nie j est to sprawa prosta. Na seks z nią by ło aż nadto chętny ch, natom iast
kandy data na m ęża czy nawet na stałego partnera ze świecą by ło szukać.
Po wy piciu gorzałki wszy scy w dobry ch hum orach rozeszli się do dom ów. Anna pociągiem
wróciła do siebie. Połowę pensj i oddała m atce, a pozostałą część zostawiła sobie na własne
wy datki. Zbliżała się wiosna i dziewczy na chciała kupić sobie j akieś nowe ubrania. Nie m ogła
odstawać i m usiała ubrać się zgodnie z panuj ącą w urzędzie m odą.
Następnego dnia po pracy Anna wy ruszy ła z Ewą do m iasta na przegląd sklepów
z ciucham i. Kupiła sobie czarny żakiet i czarną, dość krótką spódniczkę. Wszy stko w czerni. Lubiła
ten kolor, kontrastował z j ej j asną karnacj ą.
Następnego dnia wy stroj ona w nowe ubrania udała się na spotkanie z wiceprezy dentem .
Mężczy zna przy j ął j ą j ak starą znaj om ą, nie om ieszkał też powiedzieć j ej , że ślicznie wy gląda.
Wiceprezy dent tak naprawdę bardziej zainteresowany by ł j ej osobą niż sprawą, którą
obiecał załatwić. Po wy m ianie uprzej m ości Anna podj ęła tem at szkoły.
– Ależ oczy wiście, m am dla pani pewne propozy cj e. W szkole, która znaj duj e się w pani
gm inie, będzie organizowane średnie studium zawodowe dla absolwentów zasadniczej szkoły
rolniczej . Rozm awiałem z kuratorem i uzgodniliśm y, że m ożna by łoby tam panią dopisać.
Oczy wiście w sy stem ie wieczorowy m zdobędzie pani średnie wy kształcenie, a po skończeniu
m oże zdawać pani m aturę.
Annie takie rozwiązanie sprawy bardzo odpowiadało. Mały m wy siłkiem zdobędzie to
upragnione średnie wy kształcenie, a że rolnictwo, nieważne.
– Chętnie by m skorzy stała z tej oferty.
– To dobrze. W odpowiednim czasie dam pani znać.
Anna by ła zdziwiona takim obrotem sprawy i nie wiedziała, j ak m a się zachować.
– Jak j a się panu prezy dentowi odwdzięczę?
– Żadna sprawa – odparł. – Zaprosi m nie pani na kawę.
– To m oże dzisiaj ?
– Nie, dzisiaj nie m ogę. Proszę zadzwonić do m nie w przy szły m ty godniu.
Anna wy szła z gabinetu, z uśm iechem m ówiąc:
– Do widzenia.
Sekretarka obcięła j ą z góry do dołu, by ła wy raźnie niezadowolona.
Po powrocie do biura dziewczy na nikom u nic nie m ówiła, j edy nie Ewa zapy tała:
– Jak tam po wizy cie u prezy denta?
– Py tali, j ak m i się tu pracuj e i czy daj ę sobie radę z obowiązkam i.
Ewa popatrzy ła na nią z niedowierzaniem . Wy czuła, że Anna nie j est szczera. Zdziwiło j ą, że
prezy dent nie zapy tał j ej – by ła przecież j ej przełożoną. Poczuła się urażona, nie wiedziała
bowiem , co tu j est grane, j ednak nie dała nic po sobie poznać. Dość długo tu pracowała
i wiedziała, że lepiej o wszy stkim nie wiedzieć. Podej rzewała, że m oże Anna j est wty czką UB. Od
tej pory postanowiła zachować lekki dy stans.
Spotkanie z Bolkiem
Pewnego dnia po pracy w drodze na dworzec natknęła się na swego dawnego nauczy ciela
i partnera – Bolka. Po standardowy m przy witaniu m ężczy zna zaproponował spotkanie w swoim
m ieszkaniu, na co Anna się zgodziła. Bolek liczy ł, że m oże z czasem dziewczy na wróci do szkoły,
a m oże zatrudni się w Polfie. Anna słuchała ty ch opowiadań z pewną rezerwą. Bolek nie
m arnował czasu – szy bko zaproponował Annie dawny układ partnerski i sugerował, że m ogłaby
j uż u niego zam ieszkać.
– Po co m asz codziennie doj eżdżać do pracy. Jest to dość logiczne.
Anna obiecała, że przem y śli j ego propozy cj ę. W m iędzy czasie Bolek wy ciągnął wy trawne
czerwone wino. Po wy piciu zrobiło się trochę m ilej . Zaczęli się do siebie zbliżać. Mężczy zna
obj ął j ą w pół i czule j ą całował. Anna dawno nie m iała m ężczy zny, ale bez większy ch oporów
poszła z nim do łóżka. Kochali się j ak dawniej .
Anna nie m iała do niego specj alny ch urazów. Wiedziała, że Bolek j ą kocha i nie zrobi j ej
krzy wdy. Liczy ła, że zawsze m oże go wy korzy stać – w łóżku j ej odpowiadał, choć nie by ła nim
zachwy cona.
Na zakończenie wizy ty wy m ienili się num eram i telefonów i um ówili, że zadzwonią do siebie
w niedługim czasie.
Rodzice
Po powrocie do dom u Anna chciała om ówić z m atką swe edukacy j ne plany. Ta nie pochwaliła
tego, tłum acząc, że szkoła j est na m iej scu, przez co wszy scy dowiedzą się, że Anna nie zdoby ła
j eszcze żadnego wy kształcenia. Okazało się, że m atka wszem i wobec ogłosiła, że córka skończy ła
szkołę i pracuj e na elitarny m stanowisku w urzędzie. Na Annie nie zrobiło to żadnego wrażenia;
nie liczy ła się z j akim iś plotkam i ani opinią m atki. Wy znawała zasadę, że cel uświęca środki.
Postanowiła zrealizować to, co zam ierzała. Między m atką a córką doszło do awantury.
Przy słuchuj ący się oj ciec nie m iał swoj ego zdania i ty lko przy takiwał żonie. Matka j ak zwy kle
wy zy wała Annę od dziwek i kurew. W pewny m m om encie chciała uderzy ć córkę w twarz, lecz
ta odchy liła się, przez co m atka straciła równowagę i upadła na podłogę. Zaczęła j ęczeć i nie
m ogła się podnieść.
Wezwano pogotowie. Po przy j eździe lekarz stwierdził, że prawdopodobnie j est to złam anie
szy j ki kości udowej i m atkę zabrano do szpitala. Na gospodarstwie została Anna z oj cem .
W czasie nieobecności m atki oj ciec zachowy wał się w stosunku do Anny bardzo grzecznie.
Często po pracy przy chodził do dom u lekko pij any i wtedy by ł dla niej szczególnie m iły. Annę
dziwiło, skąd u niego taka zm iana. Sy tuacj a m iała się wy j aśnić w niedługim czasie.
Oj ciec – z wy glądu dość przy stoj ny m ężczy zna – m iał w m ieście kochankę. By ła to
koleżanka z pracy, znacznie m łodsza od m atki. Anna wy patrzy ła go, gdy się z nią spoty kał.
Czasem nie wracał na noc i prosił córkę, by nic nie m ówiła m atce, ponieważ nie chciał m ieć
awantur w dom u. Wy słuchiwała w m ilczeniu j ego próśb, m y ślała bowiem , że skończy ły się
czasy ciągłego przy takiwania m atce. Miała oj ca w garści; „m usi teraz by ć grzeczny, bo w inny m
razie powiem m atce”. Anna ani słowem nie wspom niała j ej o sprawie. W duchu wcale j ej nie
współczuła. Ty lu się w swoim ży ciu nasłuchała od niej wy zwisk i upokorzeń, że uważała, iż m atkę
spotkało to, na co zasłuży ła. Dodatkowo liczy ła, że od tej chwili oj ciec będzie trzy m ać j ej stronę.
Matka, j ak się okazało, nie m iała złam ania, ty lko pęknięcie szy j ki kości udowej , i po czterech
ty godniach wróciła do dom u. Po m ieszkaniu poruszała się o kuli. Dla Anny by ła nawet m iła, co
dziewczy nę zaskoczy ło, zwłaszcza że wiedziała, iż nigdy nie by ła przez nią lubiana. Dzieliła j e
przepaść. Córka nie zaznała od niej nigdy ciepła i m iało to ogrom ny wpły w na przy szłe j ej
postępowanie.
Współży cie z rodzicam i stało się później bardziej znośne. Anna by ła j uż dorosła, zarabiała
na siebie i wspom agała j eszcze rodziców. Matka przestała j ą wy zy wać od kurew i darm ozj adów.
Anna
Anna nie liczy ła w dom u na j akieś wsparcie czy zrozum ienie duchowy ch rozterek. Miała
nadziej ę, że m oże uda się j ej skończy ć szkołę, chciała też wy j ść za m ąż, ale to w swoim czasie –
do statusu starej panny by ło j ej j eszcze daleko. Rozchwiane poczucie własnej wartości i pewien
respekt przed m ężczy znam i, którzy naj częściej chcieli od niej seksu i nie interesowali się stanem
j ej ducha, stanowiły pewien ham ulec w kontaktach. Czasem zastanawiała się, czy j est w stanie
kom uś zaufać, czy potrafi kochać. Starała się postępować według zasady : „wszy stko, co dobre, to
dla m nie, dla inny ch to gorsze lub zło”.
Jedy na j ej m iłość – Mietek – też j akoś traciła na znaczeniu. Dziewczy na zastanawiała się,
czy go kocha – przecież zdradzała go z inny m i. Coś j ednak ciągnęło j ą do niego. By ła w nim j akaś
ukry ta wartość, którą się w człowieku wy czuwa; coś, czego nie sposób nazwać. Anna nie
wiedziała, j ak się do niego zbliży ć, a bardzo tego pragnęła. Marzy ła, by się przed nim wy płakać,
wy znać m u swoj ą m iłość, prosić go o przebaczenie i powiedzieć, że nie widzi sensu ży cia bez
niego. Brak j ej by ło odwagi; zdawała sobie sprawę, j ak by to przy j ął, ale liczy ła, że m oże by j ą
wy słuchał. Na j ej telefony i wręcz prośby o spotkanie Mietek zawsze m iał j akieś wy m ówki; Anna
czuła, że od niej odchodzi, m im o że nie powiedział j ej tego wprost. Tliła się w niej j eszcze nutka
nadziei – „a m oże do m nie wróci?”. Od koleżanki z pracy dowiedziała się, że szło m u bardzo
dobrze – awansował, przestał pić i podobno spoty kał się z j akąś m łodą dziewczy ną. Usły szawszy
tę ostatnią nowinę, Anna poczuła zawiść, ale i żal do Mietka. Nie chciała wierzy ć koleżance, ale
zachowanie chłopaka zdawało się potwierdzać to, co usły szała. Za wszelką cenę chciała spotkać
się z Mietkiem . Pewnego dnia po pracy podj echała taksówką pod dom j ego rodziców. Nikogo poza
m łodszy m bratem nie zastała; niczego też się nie dowiedziała – chłopak nie wiedział, gdzie j est
Mietek ani kiedy wróci. Anna podj ęła rozm owę; m iała nadziej ę, że m oże uda się j ej uzy skać
j akieś inform acj e na tem at rzekom ej dziewczy ny. Mówiła o trudnościach w nawiązaniu kontaktu
z Mietkiem , lecz brat wzruszał ty lko ram ionam i, twierdząc, że nic nie wie. Wiedziała, że nic j uż tu
nie zdziała. Chwy ciła się więc ostatniej szansy.
– Przekaż, proszę, Mietkowi, że będę dziś czekała na telefon od niego. Mam m u coś ważnego
do przekazania – poprosiła brata.
Ten obiecał, że spełni j ej prośbę. Pełna nadziei Anna pożegnała się z bratem .
Po przy j eździe do dom u z utęsknieniem czekała na telefon. Czas m ij ał, a Anna czuła coraz
większą złość i m iała ochotę płakać. Nie chciała tej słabości pokazać przed m atką – wiedziała, że
ta by j ą wy śm iała, twierdząc, że do niczego się nie nadaj e. Dziewczy na wpadała w depresj ę.
Telefon wciąż nie dzwonił, a Anna nie wiedziała, co m a dalej robić.
Zbliżała się noc. Dziewczy na by ła zrozpaczona. Sięgnęła po fiolkę z relanium . Znaj dowało
się w niej 10 sztuk. Niewiele m y śląc, połknęła wszy stkie. Po j akim ś czasie zrobiło j ej się słabo,
a pokój zaczął wirować. Dowlokła się j akoś do łóżka i położy ła w ubraniu.
Krótko po ty m m atka zauważy ła pustą fiolkę po relanium . Przestraszona udała się do pokoj u
Anny, gdzie zobaczy ła nieruchom o leżącą córkę. Coś m ówiła, j ednak nie m ożna by ło j ej
zrozum ieć. Próbowała j ą ocucić, j ednak bez skutku. Matka by ła przerażona stanem córki.
Zadzwoniła na pogotowie; po około 30 m inutach podj echał am bulans. Próby ocucenia Anny
spełzły na niczy m ; sanitariusze wy nieśli nieprzy tom ną dziewczy nę na noszach i na sy gnale
zawieźli do szpitala. Na m iej scu zrobiono j ej płukanie żołądka, podano leki rozszerzaj ące naczy nia
i inne. Mim o tego wciąż by ła nieprzy tom na. Dopiero nad ranem docierać do niej zaczęły
przebły ski rzeczy wistości, odzy skiwała świadom ość. Nie wiedziała, co się z nią stało. Kiedy
lekarzom udało się j ą wy budzić, prowadzono j ą, aby powtórnie nie zasnęła. Zanosiło się na to, że
uda się uratować Annę. W rozpoznaniu napisano: „próba sam obój cza, zatrucie lekam i”.
Przeleżała w szpitalu dziewięć dni.
Wśród odwiedzaj ący ch Annę by ła m atka, która w obecności inny ch zalewała się łzam i; by ł
to pokaz fałszy wego żalu. Annie bardzo się to nie podobało.
Po leczeniu szpitalny m skierowano j ą na konsultacj e u psy chiatry, który zalecił j ej
przy j m owanie leków anty depresy j ny ch. Po m iesiącu leczenia Anna wróciła do pracy.
Wy glądała bardzo źle. Ewie powiedziała, że m iała silne zatrucie i nie wie, czy m ono by ło
spowodowane, ale m usiała iść do szpitala. Wersj a ta by ła dość wiary godna; w urzędzie wszy scy
j ej współczuli. Po około dwóch ty godniach Anna zaczęła dochodzić do siebie, nie m ogła j ednak
brać żadny ch leków przeciwbólowy ch, bo zaraz kołowało j ej się w głowie i m iała nudności.
Wobec częsty ch bólów głowy by ła bezradna.
Wkrótce o chorobie Anny dowiedział się Mietek. Um ówili się na spotkanie. Dziewczy na
zm y śliła przy czy nę choroby, bowiem wsty d j ej by ło się przy znać, że to on nią by ł. Spotkanie
przebiegało w atm osferze oboj ętnej ży czliwości. Mietek nie składał żadny ch deklaracj i na tem at
istnienia ich związku. Po godzinie pożegnali się. Chłopak obiecał j ak zwy kle, że do niej później
zadzwoni, j ednak Anna wiedziała, że dużo czasu upły nie, zanim to fakty cznie się stanie. Czuła
nadchodzący koniec związku; kobieca intuicj a naj częściej się nie m y li. Anna wiedziała, że Mietek
m a j akąś inną dziewczy nę, lecz nic m u nie m ówiła; bała się, że on to potwierdzi i będzie chciał
z nią zerwać. Nie dopuszczała tej m y śli do siebie. Dalej j ej się zdawało, że są sobie przeznaczeni.
On j ednak m y ślał inny m i kategoriam i. Anna zdradzała go od początku znaj om ości, by ła
przeciwieństwem Eweliny, która by ła inna kobietą – żądała od niego wierności i sam a by ła
wierna. Mietek chciał pielęgnować to do niedawna nieznane m u uczucie. Nie wy obrażał sobie, że
m ógłby pój ść z inną dziewczy ną do łóżka. Zm ienił się nie do poznania.
Miłość czy kochanie?
W niedługim czasie Ewelina zapoznała go oficj alnie ze swoim i rodzicam i. By li bardzo uprzej m i
i m ili. Zaprosili go do siebie na obiad na niedzielę. Mietek denerwował się nieco, ale Ewelina
zapewniała go, że rodzice są bardzo wy rozum iali. Sam a opowiedziała m atce o wszy stkim , łącznie
z ty m , że Mietek by ł j ej pierwszy m chłopakiem .
Matka uważnie j ej wy słuchała, ale zwróciła j ej uwagę, aby się za m ocno nie angażowała –
m a j eszcze przed sobą studia, a za dwa ty godnie m atura i m usi się uczy ć. Poza ty m chodzi na
korepety cj e z biologii, chem ii i angielskiego. Z Mietkiem spoty kała się więc średnio dwa razy
w ty godniu. Kochali się w j ej pokoj u na poddaszu; Mietek pieścił j ej ciało, całował j ą i m ówił, że
j ą kocha, że nie chce innej . Czasam i nachodził go lęk – Ewelina zda m aturę, pój dzie na studia
i zapozna innego. Nie dopuszczał ty ch m y śli do siebie. Tkwiły gdzieś w podświadom ości. Gdy
j ednak dziewczy ny nie by ło przy nim , m y śli wracały do niego.
Anna powoli od niego odchodziła; traktował j ą j ak dawną znaj om ą. Chętnie by się od niej
zupełnie uwolnił, lecz nie wiedział, j ak to zrobić. Rozm awiał o ty m ze starszy m bratem , który
poradził m u, żeby j ak naj m niej się z nią kontaktował i oczy wiście zapom niał o chodzeniu z nią do
łóżka. Mietek ocenił rady brata j ako bardzo rozsądne. Co więcej , okazało się, że i on by ł kiedy ś
w podobnej sy tuacj i. Bardzo trudno by ło m u wy leczy ć się z dawnej m iłości, zastosował więc
rady kalne rozwiązanie – zerwał wszy stkie kontakty. By ło to trudne, ale skuteczne. Brat m ęczy ł się
pół roku, ale nie wrócił do dziewczy ny, która zdradzała go z j ego kolegą.
Mietka nie by ło stać na podj ęcie tak rady kalny ch kroków. Postanowił podzielić się swoim i
rozterkam i z Eweliną. Dziewczy na uważnie wy słuchała całej historii.
– Trudno j est zerwać dawne znaj om ości, ale naj lepsze i dla Anny, i dla ciebie by łoby
całkowite wy cofanie się i zniknięcie z hory zontu.
Przy znał j ej racj ę; postanowił nie dzwonić do Anny. W j ego sercu wciąż j ednak tliła się
m ała iskierka dawnego uczucia. Nie by ł j eszcze całkowicie wy leczony. Wszy stko j ednak
wskazy wało na to, że rana się zagoi. Doj rzewał j ako m ężczy zna.
Miał 21 lat i potrafił kochać – tego też oczekiwał od partnerki. Z Anną to m u się nie udawało;
czuł do niej uraz i to pom ogło m u stopniowo wy zwolić się z niechcianego uczucia. Coraz bardziej
zakochany by ł w Ewelinie. Jej rodzice nie kry li, że Mietek j est chłopakiem ich córki. Nawet
razem kiedy ś wy brali się do teatru. Wy czuwał, że j est akceptowany. Miał pewną kulturę
zachowania – nie by ł prudery j ny, nie wsty dził się okazać trochę czułości Ewelinie. Wszy stko
wskazy wało na to, że będzie z nich para, a m oże nawet pobiorą się w przy szłości. Matka przy znała
oj cu, że chłopak j ej się podoba. Oj ciec by ł ty m trochę zaskoczony ; zastanawiał się, czy żona
widzi w Mietku m ężczy znę, do którego m ogłaby coś poczuć. By ł o nią bardzo zazdrosny.
Matka Eweliny – czterdziestolatka u szczy tu swej form y – by ła j eszcze bardzo atrakcy j ną
kobietą i m ogła się podobać każdem u m ężczy źnie. Ewelina by ła podobna do niej , ale charakter
raczej m iała oj ca – stanowcza, bezkom prom isowa, bardzo logicznie m y śląca, a przy ty m ciepła.
Mogła dać m ężczy źnie dużo szczęścia, żądała tego sam ego od Mietka, a ten spełniał j ej
oczekiwania. Przy stąpiła do wy m arzonej m atury ; szło j ej w m iarę dobrze. Miała trudności
z m atem aty ką, ale j ak zwy kle ktoś podrzucił j ej ściągę; choć nie lubiła ściągać, skorzy stała
z pom ocy, nie m iała wy boru. Inne przedm ioty zdała lepiej niż dobrze.
Egzamin
Ewelina m iała spore szanse dostania się na uczelnie. Interesowała j ą m edy cy na; chciała iść
w ślady m atki. Złoży ła dokum enty na Akadem ię Medy czną w Warszawie oraz na wy dział chem ii
Uniwersy tetu Warszawskiego. Na początku lipca odby ły się egzam iny wstępne. Po wszy stkim
Ewelina twierdziła, że poszło j ej nieźle. Pełna j ednak niepokoj u czekała na wy niki, które na obu
uczelniach m iały zostać wy wieszone około 15 lipca. By ła bardziej pewna, że zastanie przy j ęta na
chem ię, bowiem na j edno m iej sce przy padało ty lko trzech kandy datów, natom iast na m edy cy nę
by ło ich aż siedm iu. Wiedziała więc, że m a m niej sze szanse dostania się na Akadem ię Medy czną.
W napięciu czekała na ogłoszenie wy ników. Widziała się na uczelni i duchowo by ła j uż
studentką, ale zdawała sobie sprawę z niepewności. Czuła, że j edna chwila m oże odm ienić j ej los.
W ty m czasie nie m ogła całkowicie zbliży ć się do Mietka. Wiara w m agiczne studia
blokowała j ej uczucia. Rozm awiali o ty m , wiedzieli, że coś się w ich ży ciu zm ieni. Ewelina
uspokaj ała chłopaka, że to dla niej nie m a większego znaczenia i że zawsze będą razem .
Kiedy nadszedł dzień ogłoszenia wy ników, okazało się – ku ogrom nem u zdziwieniu – że
Ewelina nie została przy j ęta na chem ię; zabrakło j ej paru punktów, źle zdała fizy kę. By ł to dla niej
pewien szok – pierwsze niepowodzenia ży ciowe. Zdała sobie sprawę, że ży cie nie j est usłane
sam y m i różam i; rozpłakała się. Mietek próbował pocieszy ć j ą m y ślą, że następnego dnia poj adą
sprawdzić wy niki na Akadem ii Medy cznej . Dzień dobiegł końca.
Następnego ranka udali się na Akadem ię Medy czną. Pod listam i z wy nikam i tłoczy ło się
m nóstwo ludzi; trzeba by ło długo czekać, by m óc się zbliży ć i poszukać swego nazwiska. Kiedy
Ewelinie udało się w końcu podej ść wy starczaj ąco blisko, by sprawdzić listę, ku ogrom nem u
zdziwieniu, odnalazła tam swoj e nazwisko. Radość nie m iała końca. Dziewczy na rzuciła się na
Mietka i bez żadnego skrępowania obecnością inny ch ludzi zaczęła go całować. Została przy j ęta
na wy dział lekarski. By ła bardzo szczęśliwa.
Postanowili uczcić to winem u Fukiera. W dom u rodzice by li wniebowzięci – gratulowali j ej
i Mietkowi. Z początku chłopak nie dom y ślał się, j aki by ł powód składania gratulacj i j em u, j ednak
później , gdy rozm awiali, zorientował się – nie zawiódł ich nadziei, pozy ty wnie działał na Ewelinę,
nie sprowadził j ej na fałszy we ścieżki, nie odwiódł od nauki i realizacj i zam ierzony ch celów.
Zachował się zgodnie ze swoim sum ieniem i czuł pewną saty sfakcj ę. Postanowił cieszy ć się
wakacj am i; planowali wspólnie gdzieś wy j echać.
Morze
Rodzice doskonale zdawali sobie sprawę, że ich córka i Mietek kochaj ą się i m im o iż nie uważali,
że j est to m iłość platoniczna, wiedzieli, że m łodzi są sobie oddani.
Ewelina i Mietek z utęsknieniem czekali na dzień wy j azdu do Ustki. Kiedy nadszedł 15
sierpnia, zabrali niezbędne rzeczy, wsiedli w sam ochód Mietka i żegnani przez rodziców odj echali.
Pokój niedaleko plaży w ładny m hotelu m ieli j uż wcześniej zarezerwowany.
Ustka to piękny kurort z długą prom enadą nad sam y m brzegiem m orza, z liczny m i baram i
i restauracj am i. Wy stępy różny ch zespołów m uzy czny ch uprzy j em niały poby t. Sam zapach
m orza działał na nich koj ąco. Pogoda by ła zm ienna; w słoneczne dni, tak j ak wszy scy, wy legiwali
się na plaży, a późny m wieczorem po długim spacerze siadali w barze, aby coś zj eść czy wy pić
j akieś drinki. Często obserwowali spienione m orze, nachodziły ich wtedy chwile zadum y
i saty sfakcj a z istnienia. Przed północą naj częściej wracali do hotelu, a czasem szli potańczy ć,
czuli pełny luz. Kochali się dość często, wciąż by li sobą zauroczeni. Mietek zdawał sobie sprawę,
że Ewelina niedługo wy j edzie do Warszawy ; m im o że będzie j ą widy wał raz na ty dzień, a m oże
i rzadziej , by ło m u przy kro. Próbował j ednak odrzucać te m y śli.
Czasem nawiązy wał rozm owę o przy szłej sy tuacj i, lecz dziewczy na cały czas zapewniała
go, że m iędzy nim i nic się nie zm ieni. Zasugerowała m u też, że i on m ógłby rozpocząć zaoczne
lub wieczorowe studia na politechnice. By ła to m y śl, która wcześniej nigdy nie trafiała do j ego
wy obraźni.
Nie zdawał sobie tak do końca sprawy z tego, w j aki sposób Ewelina na niego wpły wa.
Zauważy ł, że zarówno ona, j ak i j ej rodzice chcą, aby on upodobnił się do nich. Musiałby wy rzec
się swoich upodobań i zainteresowań. Otaczała go pewna niem oc. Ewelina zawładnęła nim
całkowicie, weszła w j ego duszę. Pozby ł się kolegów, nie chodził na m ecze – a grał nieźle
w trzecioligowy m zespole – zrezy gnował z tego, nie m ówiąc j uż o wy j ściu na piwo czy bilard.
Po pewny m czasie zaczęło m u to trochę przeszkadzać. Nie wiedział, j ak rozwiązać te
problem y ; postanowił porozm awiać o ty m z Eweliną. By ła to pierwsza próba określenia swoj ego
j a; ciekawy by ł, j ak ona to przy j m ie. Miłość do niej spowodowała, że przestał m y śleć o sobie
i o ty m , co robił poprzednio. Rozum iał, że nie m oże zostać przez dziewczy nę tak do końca
wchłonięty – m usi się określić. Miał nadziej ę, że ona na pewno go zrozum ie i doj dą do j akiegoś
kom prom isu. Zdoby ł się więc na rozm owę; na początku dość nieśm iało zaczął wspom inać
o przeszłości.
– Mam sporo zainteresowań i nie wiem , które ty zaakceptuj esz – powiedział.
Ewelina szy bko poj ęła, o co chodzi. Zaczęła się zastanawiać, czy j est w stanie zaakceptować
j ego dość różne zaj ęcia.
– Nie m ogę ci zabronić lubienia tego, co lubisz. Możesz robić, co chcesz, ale j a chcę by ć dla
ciebie naj ważniej sza – odezwała się po chwili.
Dalej by ł w kropce. Nie uzy skał od Eweliny zadawalaj ącej odpowiedzi. Unik z j ej strony
dawał j ednak nadziej e, że m oże nastąpi j akiś konsensus i wszy stko szczęśliwie się ułoży. Wiedział
j ednak, że na pewno m usi wrócić do rozm owy.
Tego dnia by ła ładna pogoda, szy bko więc zdecy dowali się pój ść na plażę. By ło tam
m nóstwo ludzi, j ednak udało im się znaleźć wolne m iej sca. Osłonili się przed wiatrem i położy li
obok siebie. Mietek by ł zachwy cony ciałem Eweliny – wy glądała na piętnaście lat.
Mim o panuj ącego ciepła, woda by ła dość chłodna. Postanowili j ednak wej ść do m orza
i popły nęli do dozwolonej granicy. W pewny m m om encie, j akieś 20 m etrów od siebie, dostrzegli
dziwnie zachowuj ącą się dziewczy nę – wy m achiwała rękom a, j akby wzy wała pom ocy. Tonęła.
Ratownik by ł zby t daleko, nie widział j ej . Mietek z Eweliną szy bko do niej podpły nęli. Mietek
chwy cił dziewczy nę za włosy, próbuj ąc j ą holować Ewelina pły nęła obok niego. Dziewczy na
by ła przy tom na, ale napiła się m orskiej wody. Po upły nięciu kilkunastu m etrów zostali zauważeni
przez ratownika. Ten szy bko podpły nął łodzią, wy ciągnął dziewczy nę i razem dotarli do brzegu.
Ewelina by ła zachwy cona postawą Mietka; przecież nie m usiał podej m ować tak dużego
ry zy ka. Mógł się utopić razem z nią – są to częste przy padki, gdy ży wiołowa pom oc kończy się
tragicznie.
Resztę dnia spędzili na plaży. Wy padek tonącej dziewczy ny ograniczy ł chęci kąpieli
i odpły wania daleko od brzegu; poznali grozę i potęgę m orza. W pewny m m om encie zauważy li,
że ratownik idzie w kierunku ich legowiska.
– Uratowana dziewczy na chce ci podziękować – zwrócił się do Mietka, gdy by ł j uż przy
nich.
Chłopak nie wiedział, co powiedzieć, zwłaszcza że Ewelina zrobiła trochę dziwną m inę.
Tłum aczy ł się, że nic szczególnego nie zrobił, że to norm alny ludzki obowiązek, j ednak nie m ógł
się wy kręcić. Po chwili podeszła ofiara m orskiej toni, bardzo ładna i wy soka brunetka –
przeciwieństwo Eweliny.
– Jestem ci dłużna. Uratowałeś m i ży cie, nie wiem , j ak m am ci się odwdzięczy ć...
Wieczorem zapraszam ciebie i twoj ą dziewczy nę do naszego baru, gdzie barm an robi naprawdę
dobre drinki.
Na pożegnanie podała m u rękę i znienacka cm oknęła go w policzek. Gdy odeszła,
zapanowała cisza. Mietek zaskoczony reakcj ą dziewczy ny patrzy ł na Ewelinę.
– Przecież nic się nie stało; spełniłeś swój obowiązek, ona również – odezwała się Ewelina.
Czuł, że j akaś nić zazdrości tkwi w dziewczy nie, ale m iał trochę saty sfakcj i. Zdał sobie
sprawę, że ży cie przy nosi ty le niespodzianek i nigdy nie wiadom o, co m oże się zdarzy ć w danej
chwili. Zatrzy m ał się na m y śli, j ak wiele od nich zależy, to go poraziło. Gdy by by ł sam , na
pewno by się um ówił z tam tą dziewczy ną. „Może m a chłopaka... Ale dlaczego by ła sam a? –
pom y ślał. – Przed Eweliną na pewno wy korzy stałby m taką sy tuacj ę”.
Późny m popołudniem wy szli na prom enadę, nie rozm awiaj ąc o zaproszeniu. Dziewczy na
j ednak zj awiła się j ak spod ziem i, zapraszaj ąc ich do baru. Nie by ło wy boru; przy stoliku siedział
chłopak i j akaś dziewczy na Mietek nie wiedział, której j est chłopakiem . Po przedstawieniu się
wy pili postawione im drinki. Rozm owa toczy ła się na tem at pogody i ostatniego zdarzenia.
– W wodzie złapał m nie skurcz, nie m ogłam pły nąć ani krzy czeć. Jeszcze raz dziękuj ę ci za
poświęcenie się i uratowanie ży cia – odezwała się dziewczy na.
Nazy wała się Kry sty na i by ła studentką m edy cy ny z Lublina. Dowiedziawszy się, że
Ewelina wkrótce będzie studiowała m edy cy nę, pogratulowała j ej zdanego egzam inu. To ona
sterowała rozm ową. Udało j ej się dowiedzieć, skąd pochodzą i gdzie pracuj e Mietek; m ożna by ło
dostrzec cień zainteresowania chłopakiem .
Właściwie od tej pory Ewelina zrozum iała, że Mietka nie wolno zostawiać sam ego – zawsze
będą kręciły się obok niego kobiety. By ła w nim zakochana, by ł j ej pierwszy m chłopakiem i nie
wy obrażała sobie, że m oże by ć ktoś inny. By ła lekko zaniepokoj ona, j ednak nie podzieliła się ty m i
m y ślam i z Mietkiem . By ł to dzień pełen wrażeń. Po powrocie do hotelu szy bko zm orzy ł ich sen.
Usnęli przy tuleni.
Poby t nad m orzem kończy ł się, nadchodził czas powrotu. Jak na złość pogoda by ła wspaniała
i żal by ło odj eżdżać. Mietkowi j ednak kończy ł się urlop i nie by ło wy j ścia, m usieli wracać do
dom u. Rodzice czule przy witali Ewelinę, ale również dla niego by li bardzo m ili. Chłopak pożegnał
się i wrócił do dom u.
Po powrocie m atka m iała dla niego wiadom ość.
– Anna dzwoniła parę razy, py tała o ciebie. Mówiłam j ej , że nie m a cię w dom u
i wy j echałeś gdzieś służbowo.
Mietek by ł pewny, że Anna go znaj dzie i m oże doj dzie do rozstrzy gaj ącej rozm owy.
Zbliżał się wrzesień. Anna m y ślała o szkole i zdecy dowała się iść na spotkanie
z wiceprezy dentem . Przy j ął j ą bardzo serdecznie.
– Dokum enty m usi pani złoży ć w kuratorium , ale j a j uż zawiadom iłem odpowiedni wy dział
i j est pani wpisana na listę uczestników studium – oznaj m ił.
Anna podziękowała.
– A kiedy m ogę zaprosić pana na um ówioną kawę?
– Koniecznie pani chce ze m ną iść?
– Oczy wiście – odpowiedziała Anna.
– To w takim razie m oże w piątek – rzekł m ężczy zna.
„Piątek, zły początek” – pom y ślała Anna. Um ówili się o szesnastej w kawiarni.
Po powrocie do dom u dziewczy na oznaj m iła m atce, że będzie chodziła do szkoły. Matka
by ła bardzo niezadowolona, ale widocznie zaakceptowała decy zj ę córki.
Wiceprezydent
Z początkiem września po wsi rozeszły się wieści, że w m iej scowej szkole powstaj e średnia szkoła
rolnicza. Wiadom ość ta wzbudziła zainteresowanie m iej scowej m łodzieży. W um ówiony piątek
Anna założy ła swój nowy kostium i po skończonej pracy, spóźniona dziesięć m inut, zj awiła się
w um ówiony m m iej scu. Wiceprezy dent j uż czekał i nie wy chodząc z sam ochodu, zaprosił Annę
do zaj ęcia m iej sca obok kierowcy. Zaproponował j ej spotkanie poza m iastem w znany m m otelu,
j echali j akieś 15 m inut. Wiceprezy dent spoglądał ukradkiem na zgrabne nogi Anny. Niby
przy padkiem położy ł rękę na j ej udzie. Dziewczy na spoj rzała na niego zm ieszana, on j ednak nie
czuł żadnego skrępowania. Poprawiła się na siedzeniu; w duchu wiedziała j uż, po co j edzie.
Na m iej scu zj edli obiad i wy pili kawę. Po wszy stkim wiceprezy dent zam ówił drinki; po
wy piciu kilku zrobiło się m iło i przy j em nie. Mężczy zna wy chwalał wy gląd Anny, nie om ieszkał
też powiedzieć, że m u się podoba. Dziewczy na by ła trochę zdziwiona j ego śm iałością.
– Dlaczego pan chce m i pom óc?
– Jak ty lko panią zobaczy łem , to nie kry łem do pani sy m patii – odpowiedział
z nieukry wany m władczy m uśm iechem .
Anna patrzy ła na niego z pewny m wy razem niepokoj u. Zdawała sobie sprawę z j ego dość
pry m ity wny ch zachowań. Ten m ężczy zna wzbudzał w niej lęk i litość, pom y ślała, że przy kre j est
to, że tak pry m ity wni ludzie zaj m uj ą tak wy sokie urzędy i j eszcze trzeba się nim i zachwy cać.
Poprosiła j eszcze o j ednego drinka; wy pili następne trzy, Anna by ła lekko wstawiona. Mówiła
dość kwieciście i patrząc m u w oczy, widziała iskierki pożądania.
– Co będziem y robili z tak dobrze zapowiadaj ący m się wieczorem ?
– Chy ba pój dziem y do pokoj u, tam m oże by ć m ilej .
Zgodziła się.
Nędzny pokój w hoteliku nie stwarzał nastroj u. Anna szy bko się rozebrała i czekaj ąc na
partnera, zastanawiała się, który to z kolei. Wej ście wicedy rektora wzbudziło w niej pewną
odrazę. W garniturze wy glądał na przy stoj nego, natom iast prawie nagi wy glądał odrażaj ąco; by ł
chudy, m iał wy staj ące żebra, bardzo szczupłe nogi, szpiczaste kolana – absolutnie nie wzbudzał
pożądania. Położy ł się obok Anny, potem dość gwałtownie rzucił się na nią i posiadł j ą
w wulgarny i prostacki sposób, nie sprawiaj ąc j ej żadnej przy j em ności.
Po krótkim akcie Anna szy bko udała się do łazienki, ubrała się i poprosiła o odwiezienie do
dom u. Prawie ze sobą nie rozm awiali. Dziewczy na wy wnioskowała, że udało j ej się spłacić
zaciągnięty dług i nie j est j uż nic winna za pom oc w załatwieniu szkoły.
W pracy Anna czuła się coraz pewniej . Wszy scy wiedzieli, że m a układy z władzam i. Ewa
dokładała j ej coraz więcej obowiązków, z który m i dziewczy na j akoś sobie radziła. Wiceprezy dent
nie odzy wał się do niej ; zachowy wał się tak, j akby j ej w ogóle nie znał. Ży cie pły nęło swoim
torem – biuro, praca, dom . Anna zastanawiała się, czy nie przy j ąć oferty Bolka i nie przenieść się
czasowo do znanego j ej m ieszkania. Obawiała się j ednak, że Mietek by tego nie akceptował,
wzbudzałoby to podej rzenie o związek z Bolkiem . Anna nie wiedziała, że Mietek j est tak daleko od
niej , że ta decy zj a by łaby dla niego korzy stna. Straciła z nim kontakt, szli j uż własny m i drogam i.
Nie m iała prakty cznie żadnego chłopaka na stałe, wszelkie poszukiwania kończy ły się krótką
znaj om ością opartą na seksie. Zdawała sobie sprawę, że to nie tędy droga, wiedziała, że opinie
m iała raczej dziewczy ny do towarzy stwa.
Anna wracała do dom u pełna niepokoj u i m elancholii. Leki, które zalecił j ej psy chiatra,
przestały pom agać. Postanowiła udać się do lekarza pry watnie. Na m iej scu psy chiatra zadawał
m nóstwo py tań – py tał o j ej ży cie osobiste, o to, czy prowadzi czy nne ży cie seksualne oraz czy
m a sy m patię; zm usił j ą też do m ówienia na tem at stosunków w pracy. Na zakończenie wy pełniła
j akieś testy, dostała nowe leki, a psy chiatra poradził j ej , że powinna zm ienić pracę, trzy m ać na
wodzy swoj e uczucia i nie pić alkoholu. Naj lepiej , żeby znalazła sobie chłopaka i stworzy ła
stabilny związek oparty na wzaj em ny m uczuciu.
Anna zdawała sobie sprawę, że pewny ch spraw nie j est w stanie załatwić – w ty m
środowisku j est to prawie niem ożliwe. Czy niła próby wprowadzenia w swoj e ży cie równowagi
i spokoj u; postanowiła m iędzy inny m i nie chodzić na podej rzane im prezy zakrapiane alkoholem .
Odizolowanie się od ciągłego im prezowania korzy stnie wpły nęło na j ej psy chikę. Często
zastanawiała się, j aki j est powód tego, że każdy by j ą wy korzy stał, a potem zostawił. Niełatwo j ej
by ło patrzeć, j ak inne dziewczy ny w j ej wieku m aj ą stały ch chłopaków i są szczęśliwe. By ł to
stan dla niej w ty m czasie nieosiągalny. W niezauważalny sposób staczała się – by ła panienką na
im prezkę i do łóżka. Żaden z j ej rówieśników nie kręcił się koło niej ; czuła się bardzo źle
i zastanawiała się, co by j eszcze m ogła zm ienić w swoim ży ciu. W głowie m iała pustkę; bała się
powrotu depresj i.
Nadszedł czas rozpoczęcia nauki w szkole. Pierwszego dnia przy j echał pan wój t, ktoś
z kuratorium , dy rektor szkoły, obecny ch by ło również około 20 kandy datów – prawie wszy scy
z tej sam ej wsi. Po oficj alny ch przem ówieniach doty czący ch tego, j akie to korzy ści daj e wiedza,
wszy stkich zaproszono na poczęstunek zakrapiany dość gęsto ustawiony m i butelkam i z alkoholem .
Im preza zakończy ła się ogólny m pij aństwem ; następnego dnia o godzinie 17 m iały rozpocząć się
zaj ęcia.
Anna pełna niepokoj u, ale i ciekawości kończy ła pracę; m y ślała o ty m , by nie spóźnić się na
pierwsze zaj ęcia. Program zaj ęć obej m ował cztery przedm ioty ; poziom nauczania by ł niewiele
wy ższy niż w ósm ej klasie szkoły podstawowej . Zaj ęcia trwały do godziny 20, wieńczone by ły
wcześniej przy gotowaną kawą, w zależności od potrzeb zakrapianą czy stą wy borową.
Kontemplacja
Wśród wy kładowców znalazł się m ężczy zna, który wy raźnie zainteresowany by ł Anną. Uczy ł
tzw. wiedzy o Polsce – powtarzał stare slogany, które znaleźć m ożna by ło w codziennej prasie lub
w wiadom ościach telewizy j ny ch, wspom inał trochę o naj nowszej historii Polski, o panuj ącej
konsty tucj i i prawach człowieka, który ch nie zawsze przestrzegano, na wesoło podchodził do
problem ów. Annie ten sty l bardzo się podobał; w ty m środowisku czuła się dobrze, nic j ą to nie
kosztowało. Miała j eden zeszy t, w który m prowadziła notatki, j ednak z czasem w ogóle
zrezy gnowała z ich prowadzenia. Stosunki z wy kładowcam i stawały się coraz bardzie poufałe
i swobodne; wy kłady raz w ty godniu kończy ły się m ały m i im prezam i. Pewnego razu pan od
wiedzy o Polsce zaproponował Annie spotkanie u siebie w biurze; wy j aśnił, że chce spotkać się
z nią w celu przy gotowania j ej do egzam inu sem estralnego. Dziewczy na by ła pełna niepokoj u –
facet by ł m ały, lekko oty ły, nie wy glądał j ak Apollo. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego znów
spoty kaj ą j ą przy gody o podłożu seksualny m . Ubolewała nad ty m , że m ężczy źni zawsze j ą
znaj dowali, żądali j ej ciała, nigdy nie interesuj ąc się j ej psy chiką. Jedy nie Bolek próbował z nią
rozm awiać o różny ch sprawach ży ciowy ch, a nawet o m iłości.
Rozm y ślała, j ak to w ogóle j est z tą m iłością. Poszukiwanie j ej tkwiło gdzieś
w podświadom ości Anny, a każdy nowy partner osłabiał te dążenia; często więc wszy stkie próby
kończy ły się ty lko seksem . Dziewczy na wpadała wtedy w depresj ę i nie wiedziała, j ak z nią
walczy ć. To, co potrzebowała, gdy ty lko by ło to m ożliwe, załatwiała, sprzedaj ąc własne ciało.
Mężczy źni j ą brali i później zostawiali. W pełni zdawała sobie z tego sprawę; by ła sam otna
i nieszczęśliwa.
Mietek, j edy na nadziej a, m ężczy zna, którego kochała, odchodził od niej . Nie powiedział j ej
tego wprost, ale ona to czuła; chłopak by ł w j ej ży ciu zupełnie nieobecny. Anna by ła świadom a,
że nie potrafiła go ze sobą związać, w tej sy tuacj i sam seks nie załatwiał sprawy. Mietek szukał
u kobiety ciepła i wierności – u niej ty ch cech nie m ógł znaleźć. Nam iastki uczuć, które z niej
em anowały, nie zaspokaj ały j ego pragnień. Gdzieś w środku tkwiły j eszcze em ocj e do niej ,
j ednak nie m iało to większego znaczenia. Mietek przechodził m etam orfozę. W j ego ży ciu zaczęło
dom inować uczucie; zastanawiał się, czy j est szczęśliwy i czy wszy stko m ożna rozwiązać,
postępuj ąc logicznie i rozum nie. Powoli przebudowy wał swoj ą świadom ość, zaczął odkry wać
siebie i dostrzegał uroki otaczaj ącej go natury. Siadał nieraz na ławce w parku i zastanawiał się,
j ak m ógłby wy zwolić się ze swoich kłopotów. Chciał wszy stko pozostawić za sobą, ruszy ć dalej
i cieszy ć się, że istniej e. Otaczaj ąca go zieleń wpły wała na niego niezwy kle koj ąco. Chłopak
zaczął zdawać sobie sprawę, że j est częścią natury i m usi z nią ży ć w zgodzie; do tej pory tego nie
zauważał. Często j ednak górowały w nim dawne, nieco pry m ity wne przy zwy czaj enia, które
składały się na j ego charakter. Próbował wy zwolić się z ty ch uczuć; chciał się cieszy ć sam y m
sobą. Stawał się wolny m człowiekiem .
Mietek powoli wy chodził ze świata, który do tej pory go otaczał. Czuł się z ty m dziwnie.
Dalej j ednak by ł prakty cznie sam i nie m iał z kim o ty ch sprawach porozm awiać. Ewelina, j ak
się zastanawiał, uległa trady cy j nem u m ieszczańskiem u wy chowaniu; u niej wszy stko by ło proste
– należało pilnować ty lko pewny ch zasad i dotrzy m ać powzięty ch zobowiązań. Mietek zaczy nał
się zastanawiać, czy m ógłby by ć z nią szczęśliwy. Do tej pory nie m iał wątpliwości, j ednak coś
się w nim zm ieniło. Wy chodził z narzuconego m u przez rodzinę, szkołę i otoczenie schem atu.
Bardzo rzadko spoty kał się z kolegam i. Rozm owy z nim i doty czy ły trady cy j ny ch m ęskich
tem atów – dziewczy n i pieniędzy. Mietek dom inował nad inny m i zdoby tą wiedzą. Koledzy
m ówili m u, że się zm ienił, nie przy znawał się, ale w duchu wiedział, że to prawda.
Postanowił porozm awiać o dręczący ch go sprawach z Eweliną. Przy chodził do niej prawie
codziennie. Gdy nie by ło rodziców, kochali się w j ej pokoj u; by ło m u z nią dobrze, czuł, że go
kocha. W chwilach zbliżenia wszy stkie j ego troski odchodziły. Cieszy ł się j ej ciałem , nieskalaną
niczy m m łodością, prostotą j ej świata, który w sposób delikatny, ale stanowczy chciała m u
narzucić. Zdawał sobie z tego sprawę i nie potrafił podej m ować z nią rozm ów doty czący ch j ego
rozterek. W j ej świadom ości świat by ł prosty : chciała skończy ć studia, wy j ść za m ąż, m ieć dzieci
i kochaj ącego m ęża. Miała nadziej ę, że j akoś to sobie poukłada.
Studia
Kończy ł się wrzesień. Ewelina ży ła j uż przy szły m i studiam i. Rodzice wy naj ęli u znaj om ej na
Nowy m Świecie m ieszkanie – by ł to dość duży pokój z łazienką. Wy chodzące na ulicę okno
pozbawiało pełnego kom fortu – szum sam ochodów i odgłosy gwaru z ulicy z czasem j ednak
przestały stanowić przeszkodę. Wy posażenie j ej pokoj u stanowiła rozkładana wersalka, telewizor,
szafa, biurko, regał na książki i oczy wiście telefon. Znaj om a rodziców – starsza pani – dy skretnie
przy glądała się nowej lokatorce.
Przed rozpoczęciem roku akadem ickiego w odwiedziny przy j echał Mietek. Poszli na spacer
przez Nowy Świat i Stare Miasto, podziwiali wczesną j esień, a żółte i różowe liście ścieliły im
szlak wędrówki. By ło m iło i rom anty cznie. W Baj ce wy pili wino i wieczorem wrócili do pokoj u.
By ło im ze sobą dobrze i niby nic się nie zm ieniło, ale nie by ło też j uż tak sam o. Otoczenie, j ak się
okazało, m a wpły w na em ocj e. Czasem j ego zm iana m oże zbliży ć ludzi do siebie, a czasem
oddalić. Wspólne środowisko, w który m ży li do tej pory, odeszło, powstała nowa rzeczy wistość.
Zaczy nali ży ć w dwóch różny ch światach.
Szczególnie u Eweliny m iały zaj ść zm iany – nauka, nowe wy zwania i znaj om ości.
Wiedziała, że przecież nie będzie czekała na Mietka, by iść na spacer, do kina czy na kawę.
Chłopak by ł ty m stanem rzeczy bardzo zaniepokoj ony, zdawał sobie sprawę, że w ich związku coś
się m usi zm ienić, ale bał się procesu naturalnego oddalania się od siebie. Nie m ówili o ty m , ale
oboj e czuli, że to m oże nastąpić. Ewelina zapewniała Mietka, że m iędzy nim i nic się nie m oże
zm ienić. Chłopak słuchał j ej wy powiedzi o wiernej m iłości, j ednak wiedział, że duży wpły w na
to, co m ówi, m a to, że nie m iała doświadczeń w kontaktach z m ężczy znam i. By ł j ej pierwszy m .
Czekał i m y ślał, że wcześniej czy później zj awi się ten drugi i wtedy będzie problem . Nie
wiedział, j ak m iałby się zachować; j ego m y śli wy przedzały zdarzenia.
Podobno gdy człowiek o czy m ś intensy wnie m y śli, to często przechodzi to w rzeczy wistość.
Nasza podświadom ość reaguj e na j akiś bodziec, a m y nie dostrzegam y w porę tej reakcj i. Często
człowiek nie w pełni świadom ie tak kieruj e swoim postępowaniem , że zaczy na realizować
naj gorsze scenariusze swoj ego ży cia. Te m y śli przesunęły się j ednak na dalszy plan. Mietek bał
się o siebie; nie chciał zostać sam i czuł j akąś pustkę. Złe m y śli tkwiły w j ego głowie.
Ku zgorszeniu starszej pani, tej nocy został z Eweliną; kochali się do świtu. Nad ranem
Ewelina odświeży ła się, ale po j ej twarzy widać by ło, że by ła to bardzo gorąca noc. Mietek
odwiózł j ą na uczelnię i wrócił do dom u; w piątek m iał po nią przy j echać. Następne dni spędził
pełen niepokoj u. By ł bardzo zazdrosny o Ewelinę. Nie potrafił też określić, w j akim stopniu będzie
tolerował j ej zachowania.
Podczas poby tu w dom u poszedł z kolegam i na piwo. Wszy scy chwalili się opowieściam i
o poderwany ch dziewczy nach i o ty m , kto z kim się kocha; zrobiło się swoj sko. Mietek za dużo
o sobie nie m ówił, ale chwilam i wracał do dawny ch zachowań; w ty m czasie nie m y ślał
o Ewelinie. Kawiarnia, w której by li, i stolik, przy który m siedział kiedy ś z Anną, powodowały, że
m om entam i nasuwały m u się różne refleksj e doty czące tego, czy nie traktuj e swego ży cia
nazby t poważnie j ak na swoj e 22 lata. Tęsknił czasem za dawny m stanem , gdy by ł zupełnie
wolny, zastanawiał się, czy się za bardzo nie uwikłał. Chciał psy chicznie odpocząć; m arzy ł m u się
j akiś wy j azd, pragnął znaleźć się z dala od szarej rzeczy wistości.
Wracaj ąc po spotkaniu do dom u, spotkał dawnego przy j aciela. Wstąpili do baru na piwo, ale
rozm owa nie bardzo się kleiła. Znaj om y – starszy od niego chłopak – przechwalał się, ile to j uż
dziewczy n zaliczy ł, j ednak na końcu, j uż po trzecim piwie, zaczął m ówić, że trzeba poważnie
pom y śleć o założeniu rodziny. Dy gresj a ta dała wiele do m y ślenia Mietkowi. Zdał sobie sprawę,
że m im o pozornej wolności, w każdy m budzą się refleksj e doty czące przy szłości i py tania, co
dalej robić ze swoim ży ciem . Zaczął zastanawiać się, co by by ło, gdy by Ewelina zaszła w ciążę
– co ona by chciała zrobić? Czy zgodziłaby się urodzić dziecko, czy chciałaby usunąć? Ta m y śl
dręczy ła go. Wiedział, że ży cie niej ednokrotnie sam o rozwiązuj e trudne problem y, pom y ślał
j ednak, że m usi z nią o ty m wszy stkim porozm awiać.
Naj częściej , gdy nadchodziła sobota, Mietek j eździł po Ewelinę. Dwa dni spędzone razem
odsuwały na zaś wszelkie j ego niepokoj e. Wy czuł, że dziewczy na traktowała go j ak swoj ą
własność; na szczęście j ednak by ła odporna na pokusy wielkiego m iasta. Pewnej niedzieli, po
obiedzie u j ej rodziców, poszli na spacer. Mietek nieśm iało, ale konsekwentnie próbował
wy sondować, co Ewelina m y śli o dalszy ch losach ich związku. Dziewczy na nie by ła zaskoczona
ty m tem atem .
– Wszy stko m am poukładane: za dwa lata planuj ę wy j ść za ciebie za m ąż i m y ślę, że do
tego czasu nic nie powinno się wy darzy ć. Traktuj ę ten związek bardzo poważnie. Musisz by ć
blisko m nie – powiedziała, po czy m pocałowała go. Ulicą spacerowało wówczas wielu
przechodniów, j ednak nie by ła ty m zupełnie skrępowana.
– A gdy by ś zaszła ze m ną w ciążę?
– No to ślub będzie szy bciej . Urodzę dziecko, a na uczelni wezm ę urlop. Nie m artw się
j ednak, będę pilnowała ty ch spraw, aby nie by ło niespodzianek.
Mietek coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że pom im o niepełny ch 20 lat, Ewelina
j est bardzo doj rzałą kobietą. Wstąpił w niego j akiś opty m izm . Ta dziewczy na m iała na niego
pozy ty wny wpły w, by ł przy niej bezpieczny i czuł, że z luzaka stawał się m ężczy zną. Miał
wątpliwości, czy uda m u się pogodzić dawne nawy ki i przy zwy czaj enia – lubił wy pić piwko
w barze z kolegam i, ale nie m ógł z nim i porozm awiać. Bał się, aby go nie wy śm iali.
Szefowa
Dni bez Eweliny bardzo się dłuży ły. W pracy Mietka nadchodziły zm iany – zatrudniono nową
szefową. By ła to kobieta trzy dziestoletnia, m ężatka. Często zwracała się do niego z różny m i
sprawam i służbowy m i. Pewnego dnia zapy tała go o j ego ży cie osobiste.
– Mam dziewczy nę – odpowiedział bardzo zdziwiony ty m py taniem .
Po j ej m inie zauważy ł, że nie by ła tą odpowiedzią zachwy cona. Dziwny dreszcz przeszedł
m u po plecach. Mietek wy czuł, że ta kobieta wy raźnie czegoś od niego chce. Bał się zbliżenia.
Pewnego razu, gdy robił wy liczenia stechiom etry czne i nie m ógł znaleźć tablic z ciężaram i
substancj i, zj awiła się pani kierowniczka – bardzo seksownie ubrana. Przeglądaj ąc j ego notatki,
nachy liła się nad nim tak, że j ej kolana doty kały j ego uda. Mietek czuł, że kobieta przy lega do
niego swy m i piersiam i. Zapach j ej perfum oszałam iał go; nie wiedział, j ak się m a zachować.
Delikatnie pogładził j ą po udzie, nie oponowała. Kiedy wstał, kobieta rzuciła m u się na szy j ę
i zaczęła go całować, m ówiąc:
– Od początku m i się podobasz. Rzuć te obliczenia, później to zrobisz. Chodź ze m ną.
Jej pokój by ł na drugim piętrze. Po wej ściu do pom ieszczenia szefowa szy bko ściągnęła
raj stopy i m aj tki i trady cy j ny m biurowy m sposobem położy ła się na biurku.
– Wej dź we m nie – powiedziała głosem m iły m , ale stanowczy m .
Mietek nie m usiał się rozbierać; wszedł w nią bez żadny ch oporów. Sam akt trwał niezby t
długo. Po wszy stkim szy bko się ubrała, przekręciła klucz w zam ku i kazała m u usiąść na krześle
stoj ący m przy biurku.
– Musisz tę swoj ą dziewczy nę kochać... ale m ałą chwilę raz w ty godniu m usisz poświęcić
m i. Chcę ciebie – odezwała się, j akby nic się nie stało.
Ty le
niespodziewany ch
wrażeń.
Mietek
zaczy nał
m ieć
coraz
gorsze
zdanie
o przedstawicielkach płci przeciwnej . Zastanawiał się, czy istniej e kobieta wierna m ężczy źnie.
Szefowa m iała m ęża i nie wspom inała, że m a z nim j akieś kłopoty, a m im o tego bez żadnej gry
wstępnej oddała się innem u m ężczy źnie. Zastanawiało go, dlaczego tak łatwo to zrobiła, by ł to
przecież czy sty seks bez żadnego uczucia. Dodatkowo nie m ógł zrozum ieć, dlaczego uległ j ej
żądaniom .
Po pracy Mietek poszedł do znaj om ego baru na piwo. Na m iej scu spotkał kum pli
i opowiedział im całe zdarzenie. Ci oczy wiście by li zachwy ceni.
– Ciesz się, chłopie, że m ożesz przelecieć w pracy taką lachę.
Po wy j ściu z baru żałował, że im o ty m powiedział. Poczuł się bardzo źle; m iał do siebie
pretensj e, że zdradził Ewelinę. Nie m iał zam iaru j ej o ty m powiedzieć, ponieważ wiedział, że to
zakończy łoby ich związek. Czuł się podle.
Po przy j ściu do dom u rozm awiał o ty m ze starszy m bratem .
– Długo tam nie popracuj esz. Ta kobieta nie da ci spokoj u. Musisz odej ść z pracy.
By ł w rozterce; ten szy bki seks pozostawił j ednak coś przy j em nego – m ógł m ieć tę kobietę
prakty cznie kiedy chciał. Wiedział, że na pewno robiła to z inny m i, ale nie czuł do niej wstrętu.
Z własny ch doświadczeń wiedział, że m oże istnieć przy j em ny seks beż żadnego uczucia. Ta
przy goda z szefową nie dawała m u j ednak spokoj u. Nie wy obrażał sobie utraty Eweliny, kochał
j ą. By ł j ej pierwszy m m ężczy zną i chciał to uszanować. Przy rzekł sobie, że j uż nie tknie tej
kobiety.
Pozy cj a Mietka w pracy zależała wy łącznie od szefowej . By ł j ej zastępcą i m usiał się z nią
kontaktować. Jak na złość, kobieta ta często szukała zbliżenia, by ła zawsze seksownie ubrana,
śm iała i narzucała m u swój sty l. Zawsze osiągała swój cel. Po pracy się z nią nie spoty kał;
zdawał sobie sprawę, że nie m oże się odkry ć – ona tego wy raźnie nie chciała. Atm osfera
w pracy by ła dość przy j azna. Mietek obawiał się ty lko, czy j ego dość częste wizy ty w gabinecie
szefowej nie stworzą podej rzeń.
Butik
Powoli do Mietka zaczęło docierać, że szefowa j uż dawno zastawiła na niego sidła. Wcześniej
dziwił się, że tak szy bko został zastępcą kierownika poważnego działu analiz – teraz wszy stko
stawało się j asne. W dom u przeprowadził rozm owę z rodzicam i; ci potwierdzili j ego obawy, że
utrzy m y wanie bliskich relacj i z szefową m oże stanowić duże zagrożenie dla związku z Eweliną.
Zaproponowali m u pracę w butiku w centrum Warszawy.
Mietek nie widział siebie j ako sprzedawcy ubrań i różny ch inny ch dam skich i m ęskich
akcesoriów. Miał plany awansu zawodowego oraz w przy szłości skończenia studiów. Butik by ł
własnością rodziców, chcieli m u go przekazać. Wiedział, że dzięki zm ianie pracy na pewno więcej
by zarabiał, wszedłby w nowy świat m ały ch interesów, a co naj ważniej sze, by łby blisko swoj ej
dziewczy ny.
W sobotę j ak zwy kle poj echał do Warszawy po Ewelinę. Miał klucze do j ej m ieszkania,
z który ch ty m razem m usiał skorzy stać, bowiem j ej tam nie zastał. Po godzinie przy szła
z dwiem a koleżankam i i chłopakiem – Mietek nie m ógł się zorientować, której z nich j est to
partner; nasunęła m u się m y śl, że m oże j est to adorator Eweliny. Dziewczy na przedstawiła
Mietka j ako swoj ego znaj om ego. Wzbudziło to w nim pewne podej rzenia, by li przecież parą.
Powiedział j ej , co o ty m m y ślał.
– Taka form a m i nie odpowiada – znaj om y ch m ożna m ieć dziesiątki, ale sy m patię, którą się
kocha i z którą wiąże się plany, m ożna m ieć ty lko j edną.
Nie by ła zby t zaskoczona ty m stwierdzeniem .
– Nie powiedziałam wcześniej , że m am stałego partnera, tu j est zupełne luzactwo –
wy j aśniała.
Mietek zaczął się zastanawiać, czy nie nazby t głęboko wszedł w ży cie Eweliny. Nie wiedział
dokładnie, co ona obecnie m y śli. Takie niepokoj e zj awiaj ą się zresztą zawsze, gdy kochankowie
zostaj ą rozdzieleni przez różne m eandry ży cia.
W drodze do dom u opowiedział j ej o propozy cj i rodziców – m ógłby stać się właścicielem
butiku w centrum Warszawy. Zaciekawiło j ą to, nic j ednak nie powiedziała. By ła trochę
zaskoczona i poprosiła o czas do nam y słu. Mietek zdawał sobie sprawę, że będzie rozm awiać
o ty m z rodzicam i.
Niej asność wy powiedzi Eweliny by ła dla niego w pewny m stopniu zaskoczeniem – zawsze
bowiem m iała własne zdanie i dość j asno wy rażała swoj e m y śli. Cieszy ło go, że m ogliby razem
zam ieszkać, pogłębiłoby to ich związek, nie by ł j ednak pewien, czy i ona tego chciała.
Ktoś m usiał by ć j ej pierwszy m chłopakiem , ale teraz Mietek zastanawiał się, czy m ożna na
ty m budować związek. By ł bardzo wrażliwy i obawiał się, że z ich związkiem m oże stać się to
sam o, co wcześniej z Anną. Um ówili się w niedzielę o 11, potem m ieli iść na obiad do rodziców
Eweliny. Mietek pożegnał dziewczy nę, zostawił sam ochód przed swoim dom em i poszedł do baru
na piwo.
Na m iej scu spotkał swoich kum pli; panowała ogólna wesołość. Atm osfera poprawiła m u
hum or. Po cichu zastanawiał się, czy aby nie zby t poważnie m y śli o ży ciu – przecież m oże ży ć
dniem dzisiej szy m . Uwiązanie się z dziewczy ną na całe ży cie w tak m łody m wieku blokowało
w pewny m stopniu j ego rozwój . Zdawał sobie sprawę z ty ch wszy stkich problem ów, ale uczucie
nakazy wało trwać przy niej . By ła j eszcze obawa, że Ewelina m oże go zostawić. Koledzy radzili
m u, aby zby t głęboko się nie zastanawiał – ży cie sam o rozwiąże te problem y ; m usi ty lko
wiedzieć, czego chce i do czego dąży. Te rady by ły dość racj onalne; Mietek nawet się zdziwił, że
kolegów by ło na to stać. My ślał, że interesowały ich ty lko dziewczy ny i rozry wki. Miał ich za
lekkoduchów, a okazali się bardzo doj rzali. Przy alkoholu doszedł do wniosku, że nigdy nie
wiadom o, co drzem ie w duszy człowieka.
W niedzielę spotkał się z Eweliną. Obiad u j ej rodziców przerodził się w dy skusj ę o nowy ch
zam iarach Mietka. Oj ciec poparł inicj aty wę przeniesienia się do Warszawy, m atka natom iast nie
wy powiadała swoj ego zdania. Po obiedzie Ewelina oświadczy ła, że j est za ty m , by Mietek zaczął
pracować w Warszawie. Zaproponowała nawet, by zam ieszkali razem .
– Nie będzie m i to przeszkadzało w studiach. Pierwszy sem estr m am j uż za sobą – dodała.
Rodzice zachowali dy stans wobec propozy cj i Eweliny – na pewno j ednak nie by li
przeciwni. Mietek by ł zupełnie zaskoczony j ej odwagą, sprawiła m u ty m dużą przy j em ność.
Rozwiane zostały wszelkie j ego dom y sły o ewentualny m rozpadzie związku. Dziewczy na nie
zapy tała go o zgodę; wiedziała, że j est m u to bardzo potrzebne i takie rozwiązanie oszczędziłoby
m u wielu kłopotów. Mietek oświadczy ł, że kocha Ewelinę i j est z nią szczęśliwy. Wobec takiej
sy tuacj i nie by ło wiadom o, czy to są oświadczy ny, czy deklaracj a by cia razem . Musieli j ednak
zaakceptować ten stan rzeczy.
Rodzice wy szli do znaj om y ch, zostawiaj ąc Ewelinę i Mietka sam y ch. Dziewczy na szy bko
rozebrała się w swoim pokoj u i po chwili by ła j uż w łóżku. Czekaj ąc na Mietka, m arzy ła o chwili
zbliżenia. Za m om ent by ł przy niej i pieścił j ej ciało. Dziewczy na dom agała się coraz więcej
pieszczot, chłopak m usiał włoży ć wiele wy siłku i pom y słowości, aby zaspokoić j ej potrzeby. Po
długiej grze wstępnej odby li stosunek. By ło j ej z Mietkiem bardzo dobrze, chciała go m ieć j ak
naj dłużej w sobie. Seks j ą relaksował, zaspokaj ał j ej ukry te pragnienia. Ten chłopak by ł ty lko j ej
– upaj ała się j ego ciałem , a potem długo leżeli przy tuleni do siebie.
Miłość Eweliny dom inowała nad wszy stkim i j ego troskam i; dziękował j ej za odwagę
w okazy waniu uczuć. Ona czuła, że j est kochana, ale bała się, by nikt nie zakłócił ich wzaj em nej
sy m patii. Uczelniane luzactwo nie przem awiało do niej – w j ej postępowaniu i m y śleniu
dom inowało trady cy j ne wy chowanie.
Wieczorem Mietek odwiózł j ą do Warszawy i został z nią na noc; znów się kochali. Odj echał
wczesny m rankiem , by zdąży ć do pracy. Pani kierowniczka obcięła go wzrokiem ; m usiał
wy glądać bardzo m izernie, nawet nie proponowała m u spotkania w gabinecie.
Wymówienie
Następnego dnia Mietek złoży ł wy m ówienie z pracy z m iesięczny m wy powiedzeniem . Wy wołał
ty m burzę. Pani kierowniczka chciała dowiedzieć się, co by ło przy czy ną tej decy zj i.
– Rodzice rozkręcaj ą biznes i m uszę im pom óc. Poza ty m m ało tu zarabiam ... – zaczął się
tłum aczy ć.
– Możesz dostać podwy żkę – oświadczy ła szy bko.
Żadne argum enty j ednak j uż do niego nie trafiały. Kierowniczka by ła ty m wy raźnie
zm artwiona, ale nie chciała się do końca z ty m obnaży ć. Widać by ło, że bardzo j ej zależy, aby
Mietek tu został.
Zastanawiała się, czy to nie ona by ła przy czy ną decy zj i chłopaka. Chciała dalej m ieć go
przy sobie. W głębi duszy pulsowało gorące uczucie do niego, j ego m łodość urzekała j ą. Mietek
by ł od niej sporo m łodszy i wiedziała, że dłużej nie m oże ciągnąć tego rom ansu, ponieważ grozi
j ej przez to wy rzucenie z pracy ; m im o tego gotowa by ła ponieść konsekwencj e. Chciała go m ieć,
uczucie dom inowało nad rozum em . Do tej pory nie podej rzewała, że m oże go pokochać.
Pom y ślała, j ak kręte są ścieżki ży cia – nagle ktoś się poj awia i burzy cały istniej ący porządek.
Dla m ęża stała się niem iła, co ten interpretował j ako napięcie przedm iesiączkowe. Kobieta czuła,
że j ej świat się zawala. Wcześniej wy dawało się j ej , że przewaga zawodowa nad Mietkiem
zapewni j ej wpły w na niego, teraz wiedziała, j ak bardzo się m y liła; przeży wała rozczarowanie.
Nie chciała okazać tego Mietkowi, bała się bowiem , że się ośm ieszy. Jem u j ednak nie by ło obce
to, co ona przeży wa; by ło m u j ej żal, wiedział, że się w nim kocha, że nie będzie j ej łatwo.
Pocieszał j ą, że m oże kiedy ś się spotkaj ą, ale oboj e wiedzieli, że nie są dla siebie – zby t wiele ich
dzieliło.
Zbliżał się czas rozstania. Kobieta poprosiła go o spotkanie; Mietek zgodził się i um ówili się
następnego dnia o 18 w kawiarni na Mazowieckiej w Warszawie. Kobieta przy szła pierwsza
i czekała na niego. Zam ówiła dwie kawy i dwa czerwone wy trawne wina. Chłopak odm awiał,
tłum acząc, że przy j echał sam ochodem , ale doszedł do wniosku, że j eden kieliszek m oże wy pić.
Kiedy zam ówiła następne dwa, a Mietek nie zgodził się na wy picie, sam a wy piła zam ówione
wino. Alkohol dawał o sobie znać. Z początku rozm awiali o problem ach zakładu, w który m
pracowali, następnie przeszli do spraw osobisty ch.
– Nie chcę zry wać z tobą kontaktu, chciałaby m się czasem z tobą spotkać – m ówiła tonem
błagalny m . – Z m ężem źle m i się układa, on nie zaspokaj a m oich potrzeb. Zakochałam się w tobie
i tak łatwo nie odpuszczę – dodała.
Różne m y śli chodziły Mietkowi po głowie – a m oże donieść Ewelinie lub j ej rodzicom
o wszy stkim ? Zby t poważnie zaczęło to wy glądać, by ł pełen obaw. Zapewniał j ą, że będą się
m ogli czasem spotkać, a w m y ślach m arzy ł, by znalazła sobie kogoś innego i dała m u spokój .
Zależało m u na łagodny m uwolnieniu się od niej , a by ło z ty m coraz trudniej . Ona j ednak nie
rezy gnowała.
– A m oże pój dziem y do hotelu? – proponowała.
– Niestety nie m ogę, o 22 m uszę by ć w dom u, bo m oi rodzice wy j eżdżaj ą.
Ten argum ent również próbowała om inąć, proponuj ąc pój ście do j ego dom u.
– W każdej chwili ktoś m oże przy j ść; nie chcę by ć przy łapany w dwuznacznej sy tuacj i –
stanowczo odm ówił.
Kobieta by ła wy raźnie niezadowolona; przegry wała.
Butik
Mietek po rozstaniu z wcześniej szy m zaj ęciem zapoznawał się z pracą w butiku. Naj pierw
rozliczenia finansowe, zaopatrzenie i sprzedaż. W taj niki funkcj onowania butiku wprowadzała go
sprzedawczy ni – czterdziestoletnia, zadbana kobieta. Chłopak przy glądał się wchodzący m
ludziom , obserwował, j ak um iej ętnie sprzedawczy ni proponowała kupno, zachwalała j akość
i przy datność danego towaru. Zdawał sobie sprawę, j ak wiele m usi się nauczy ć, żeby dobrze
obsłuży ć kupuj ący ch. Nie m iał zam iaru stać za ladą; m usiał zaj ąć się zaopatrzeniem . Gdy
zgłaszali się dostawcy, trzeba by ło z nim i rozm awiać, targować się o cenę; na szczęście
sprzedawczy ni, pani Alicj a, we wszy stkim m u pom agała.
Powoli Mietek uzm y sławiał sobie, j ak ciężka i odpowiedzialna j est ta praca. Ewelina
odwiedzała go czasem i dodawała m u sił. Od kiedy chłopak u niej zam ieszkał, stanowili
nieform alne m ałżeństwo. Butik przy nosił całkiem niezłe dochody. Po skończonej pracy Mietek
załatwiał sprawy rozliczeń finansowy ch i przed 20 by ł w dom u. Ewelina czekała na niego
z kolacj ą. Opowiadał j ej o swoj ej pracy, ona o sy tuacj i na studiach, czasem szli do kina czy na
j akąś im prezę. Z nadej ściem wakacj i planowali wspólny wy j azd na urlop. Rodzice oboj ga by li
zadowoleni z przebiegu sy tuacj i. Mietek powoli przekształcał się w przedsiębiorcę; by ł to nowy,
zupełnie inny świat.
Zm ieniaj ąc pracę, chłopak m iał nadziej ę, że nie znaj dzie go tu ani Anna, ani dawna
kierowniczka. Małżeński try b ży cia uspokoił j ego em ocj e; w m y ślach wspom inał czasem Annę,
nawet m iał ochotę do niej zadzwonić, ale nigdy tego nie zrobił, bowiem bał się powrotu do niej .
Anna natom iast wiodła try b ży cia według swy ch wy pracowany ch zasad; wszy stkie swoj e ważne
sprawy załatwiała, płacąc swoim ciałem .
Korepetycje
Wy kładowca na studium u Anny zaj m uj ący się wiadom ościam i o Polsce nam awiał j ą na
spotkanie. Sugerował, że j eśli będzie m ądra, to zakończenie szkoły nie sprawi j ej żadny ch
kłopotów; j uż teraz m oże się czuć, j akby skończy ła szkołę. Obiecał j ej też, że później pom oże j ej
zdać m aturę. Anna słuchała ty ch wy powiedzi z zaciekawieniem . Na końcu zaproponował j ej
spotkanie w znany m z liczny ch im prez m otelu. Nawet nie owij ał w bawełnę, że zaprasza j ą na
kawę. Wszy stko by ło j asne.
– Prześpisz się ze m ną, to ci załatwię tę sprawę.
Nie by ła tą propozy cj ą zbulwersowana; uważała, że świat j est j uż tak zorganizowany – j ak
nie m asz pieniędzy, to czasem m usisz zapłacić ciałem .
Nachodziły j ą dziwne m y śli: „czy uda m i się kiedy ś z tego wy zwolić?”. Matka dawała niem e
przy zwolenie; uważała ty lko, czy aby usługa nie j est za wy soko płatna. Anna zdawała sobie
sprawę, że j est to cicha prosty tucj a; czasem czuła do siebie wstręt.
Spotkanie z wy kładowcą odby ło się w trady cy j ny sposób – kawa, drinki, pokój w m otelu,
ty m sam y m , w który m by ła z inny m i. Wy kładowca, choć niezby t urodziwy, okazał się dość
m iły m facetem . Nie potraktował j ej wulgarnie tak j ak inni, by ł delikatny, lecz absolutnie nie
zaspokaj ał j ej potrzeb. Proponował j ej spotkanie raz w ty godniu, by ła to chy tra pułapka –
dziewczy na wiedziała, że dopóki istniej e szkoła, dopóty będzie m usiała się z nim spoty kać i tak
właśnie się działo. Anna, zam iast do szkoły, j echała zaspokaj ać chuć wy kładowcy. Sielanka trwała
do zakończenia edukacj i.
Zbliżał się koniec drugiego sem estru i koniec szkoły. Anna na świadectwie ukończenia
średniego studium zawodowego m iała oceny dobre i bardzo dobre, oczy wiście nie m aj ąc żadnej
wiedzy. Posiadaj ąc średnie wy kształcenie, podnosiła swój status w m iej scu pracy i środowisku,
w który m ży ła. Pan wiceprezy dent dotrzy m ał obietnicy – Anna otrzy m ała w pracy nowy angaż
ze znaczną podwy żką pensj i; wzbudzała zazdrość inny ch pracowników. Nowa sy tuacj a wy m agała
j akiegoś sy m bolicznego podziękowania i uczczenia. Z Ewą ustaliły, że po pracy urządzą j akąś
m ałą im prezę, która oczy wiście m iała się odby ć w kawiarni m iej scowego hotelu. Wspólnie
ustaliły listę gości, a Ewa postanowiła dołoży ć się do kosztów. Zaproszenia otrzy m ali pracownicy
działu oraz pan prezy dent i wiceprezy dent, którzy na im prezie nie zaszczy cili j ednak swoj ą
obecnością. Anna czuła się z tego powodu lekko upokorzona. Spotkanie zakończy ło się bez żadny ch
ekscesów.
Kręte ścieżki
Początki czerwca 1984 roku by ły bardzo ciepłe, kobiety chodziły lekko ubrane, często
wy dekoltowane. Anna podkreślała swoj e walory fizy czne, czy m wzbudzała zainteresowanie
m ężczy zn; m iała to „coś”, na co m ężczy źni są bardzo wy czuleni. Pom im o urody i wrodzonego
seksapilu nie by ła z siebie zadowolona – nie m iała stałego partnera i czasem czuła do siebie
wstręt; nie um iała wy zwolić się z tego sty lu postępowania.
Większość swoich osiągnięć opłaciła własny m ciałem . Mężczy źni traktowali j ą zby t
przedm iotowo, j akby nie m iała uczuć i poglądów; stopniowo wy zby wała się własnej godności.
Skry wała to wszy stko w sobie, nie m iała z kim o ty ch sprawach pom ówić; pom im o różny ch
znaj om ości by ła sam otna. Z m atką też nie m ogła porozm awiać o swoich troskach, ponieważ ta
zby t pry m ity wnie poj m owała świat. Dziewczy na doszła do wniosku, że m usi coś w swoim ży ciu
zm ienić. Postanowiła nie wracać więcej do przeszłości, ży ć dniem dzisiej szy m , teraźniej szością,
cieszy ć się ty m , co j est, i patrzeć na świat z większy m opty m izm em . Czy niła takie próby i nawet
czasem udało się j ej osiągnąć zam ierzone cele. Przeszłość wracała j ednak j ak bum erang,
tworząc nieraz barierę nie do przebicia. Anna wpadała wtedy w m elancholię, nie chciało j ej się
ży ć. Nie zdawała sobie sprawy, że tak j ak inni szukała w ży ciu m iłości – robiła to czasem
podświadom ie. Niekiedy ogarniała j ą tęsknota za inny m ży ciem u boku kogoś, kto m ógłby j ą
pokochać, kom u m ogłaby się zwierzy ć ze swoich trosk. Liczy ła, że m oże w końcu uda j ej się
znaleźć partnera, którego sobie wy m arzy ła. Jak zwy kle m iała do siebie pretensj e, że źle
traktowała Mietka, a nawet Bolka – obaj j ą kochali i dom agali się od niej tego sam ego.
Tak do końca nie m ogła się wy zwolić z przeszłości. Jej ży cie uczuciowe by ło zachwiane –
dziewczy na szy bko ulegała em ocj om , naj częściej ty m skraj ny m . Przy poznawaniu kogoś
bły skawicznie zachwy cała się, a po bliższy m poznaniu dochodziła do wniosku, że to nie to
i wpadała w depresj ę. Od Bolka odeszła, bo wy czuła, że nie zam ierzał wiązać z nią swoj ego
ży cia. By ł to człowiek inteligentny, szy bko doszedł do wniosku, że szkoda ży cia na zabiegi
edukacy j ne – genety ki j ej nie zm ieni.
Wy prowadziła się po raz drugi od Bolka i zam ieszkała u rodziców, oddaj ąc połowę pensj i
m atce – ty lko pod ty m warunkiem m ogła tam m ieszkać. Kolej ny raz wracała do korzeni.
Pewnego razu w drodze do pracy spotkała Mietka. Prawie weszli na siebie i oboj e by li zdziwieni
spotkaniem . Po zdawkowy m przy witaniu i schem aty czny m py taniu „co sły chać?” Anna
zaproponowała m u wieczorem spotkanie i nie om ieszkała pochwalić się swoim i sukcesam i.
– W sobotę m am im prezę związaną z zakończeniem szkoły i zdoby ciem średniego
wy kształcenia zawodowego.
– Nie pracuj ę j uż w Polfie i prakty cznie cały czas j estem w Warszawie. Nie uda m i się więc
przy j ść ani dzisiaj , ani w sobotę – odpowiedział Mietek.
Na zakończenie j ak zwy kle oświadczy ł, że do niej zadzwoni i pogratulował j ej zdoby cia
średniego wy kształcenia. Rozm owa z Mietkiem pogarszała sam opoczucie Anny. Dziewczy na
zdawała sobie sprawę, że m im o iż nikt nie m ówił o rozstaniu, by ł to ich koniec. By ł to bardzo
niewy godny tem at i żadne z nich nie chciało postawić kropki nad „i”. Tkwili w takim zawieszeniu,
traktuj ąc się j ako alternaty wny plan na przy szłość. My śleli, że m oże los się odm ieni i wrócą do
siebie. By ły to pewne złudzenia, które czasem j ednak się realizuj ą.
Ścieżki ży cia dla ludzi wrażliwy ch są zawsze pokrętne i nieraz trudno znaleźć swoj e m iej sce
w ży ciu. Czasem j ednak m arzenia się realizuj ą, gdy bardzo się w nie wierzy. Takie m y śli
nachodziły Annę; dziewczy na nie traciła nadziei, m im o iż wiedziała, że sam a niewiele m ogła
zrobić. Środowisko, w który m się obracała, zaczęło j ą nudzić; szukała odm iany. W pracy by ła
tolerowana, ale nawet przy j aciółka Ewa stała się m niej wy lewna, gdy ż bała się o swoj ą pozy cj ę.
Anna stawała się j ej konkurentką – to wokół niej kręcił się wiceprezy dent i to właśnie ona
dostawała trzecią j uż podwy żkę; to wzbudzało zazdrość. Pracownicy czekali ty lko na j ej
potknięcie i ośm ieszenie; zaczęło robić się niebezpiecznie, gdy rozeszły się plotki, że Anna spoty ka
się z wiceprezy dentem . Dziewczy na postanowiła porozm awiać z m ężczy zną i wspólnie uzgodnili,
że przestaną utrzy m y wać tak bliskie kontakty. Szczególnie m ężczy źnie na ty m zależało, by ł tą
sy tuacj ą bardzo przestraszony.
Parasol ochronny roztaczany przez kuzy na – sekretarza kom itetu woj ewódzkiego – stanowił
dość m ocną osłonę na wszy stkie plotki doty czące j ej osoby. Anna ży ła j akby pod kloszem , inni
m usieli j ą tolerować. Z obowiązków wy wiązy wała się bez zastrzeżeń, stała się
pełnowartościowy m pracownikiem . Osiągnęła pewien status, nie m ogli j ej ugry źć; wzbudzała
zazdrość u kobiet, a pożądanie u m ężczy zn. Im preza na uczczenie podwy żki przebiegła
w trady cy j ny sposób; nie przy by ł ani prezy dent, ani wiceprezy dent, nie by ło więc skrępowania;
po 22 wszy scy rozj echali się do dom ów. Ewa chciała dołoży ć się do kosztów, j ednak Anna
odm ówiła. Pierwszy raz po zakończonej im prezie nie znalazła się z facetem w pokoj u hotelowy m .
Zastanawiało j ą, dlaczego doty chczasowi adoratorzy j akoś szy bko się ulotnili i nikt nie proponował
j ej spotkania. Obsługuj ący ich kelner by ł zdziwiony, gdy na py tanie, czy ktoś zam awia pokój ,
otrzy m ał odm owną odpowiedź.
Anna wy czuła zm ianę klim atu wokół j ej osoby, ale nie wiedziała, co skłoniło ty ch ludzi do
zachowania dy stansu. Wszy scy by li świadom i, że edukacy j ne sukcesy Anny, nowe angaże
i awanse nie by ły ty lko j ej zasługą. Rozchodziły się plotki, że wszy stko to m a za handel swoim
ciałem i dzięki protekcj i władz zwierzchnich.
Według j ej rozum owania nic złego nie robiła, postępowała zgodnie z przy j ęty m i norm am i.
Łam ała j ednak pewne kanony m oralne, nigdzie wprawdzie niepisane, ale obowiązuj ące. Niby nic
się nie działo, ale coś by ło nie tak – wy czuwała to. Sztuczna uprzej m ość by ła na dłuższy czas nie
do zaakceptowania. Zastanawiała się nad zm ianą pracy.
Poprosiła Ewę o rozm owę, ta zgodziła się z nią spotkać w znanej kawiarni. Na początku
rozm owa się nie kleiła się. Anna nie chciała powiedzieć wprost, o co j ej chodzi, j ednak Ewa
wy czuła intencj e koleżanki i przej ęła inicj aty wę. Wspom niała, że kiedy ś by ła w podobnej
sy tuacj i, ona również znalazła się tu dzięki protekcj i. Nie chciała powiedzieć, kto j ą wspierał, ale
przy znała, że m usiała zapłacić za to wy soką cenę. Wy powiedź Ewy zbliży ła j e do siebie;
dziewczy na zrozum iała, że koleżance też nie by ło łatwo, została kierownikiem działu dzięki
zbiegowi okoliczności. Anna wiedziała, o j akie okoliczności chodzi; na pierwszej im prezie znalazła
się z by ły m kierownikiem w łóżku, a plotki szy bko się rozeszły. W obawie o własną skórę
wy rzucono kierownika i to Ewa zaj ęła j ego m iej sce. Z dalszej rozm owy dziewczy na
wy wnioskowała, że przy j aciółka obawia się, że ta m oże zaj ąć j ej m iej sce. Uspokoiła j ą
i zapewniła, że nie j est to prawda. Większość wątpliwości zostało wy j aśniony ch.
Ewa poradziła j eszcze Annie, by znalazła sobie stałego partnera, m oże kandy data na m ęża.
Uspokoi to otoczenie koleżanek i kolegów, a ona stanie się norm alną dziewczy ną. Niestety j edy ny
kandy dat, który by j ej odpowiadał, oddalał się od niej coraz bardziej .
Kończy ł się rok 1984. Anna postanowiła odszukać Mietka i przeprowadzić z nim rozm owę,
licząc, że m oże j eszcze uda się skleić rozpadaj ący się związek. Pełna opty m izm u poszła do dom u
chłopaka. By ła zdziwiona, gdy uj rzała go w drzwiach i po przy witaniu została zaproszona do
środka. W m ieszkaniu nie by ło nikogo, by ła to więc odpowiednia chwila na rozm owę. Anna
czy niła zabiegi zbliżenia się do Mietka, lecz on nie wy kazy wał zby tniej ochoty, wy czuła pewną
oziębłość. Siedzieli naprzeciw siebie, pili kawę i rozm awiali o pracy. Mietek sporo m ówił o swoim
nowy m zaj ęciu.
– Wszedłem w inny świat, teraz sam m uszę decy dować o sobie. Rodzice coraz m niej m i
pom agaj ą i wprawdzie j est trudno, ale m am pewną saty sfakcj ę z takiego obrotu spraw. Nie
m uszę znosić um izgów dawnej kierowniczki i o wszy stko się py tać. Jestem zadowolony.
Anna słuchała z zaciekawieniem j ego wy powiedzi. Nigdy nie znalazła się w takiej sy tuacj i,
zastanawiała się, czy i j ej udałoby się prowadzić coś podobnego. Ty m czasem Mietka nurtował
powód j ej odwiedzin. By ł przekonany, że to, co ich łączy ło, zostało gdzieś za nim i.
– Czy chcesz coś ode m nie? – zapy tał niezby t zręcznie, przez co Annie zakręciły się
w oczach łzy.
Szy bko zrozum iał, po co tu przy szła, i zrobiło m u się j ej żal. Przy tulił j ą do siebie, pocałował
w policzek i poczuł ciepło j ej ciała; wracało zapom niane uczucie. Anna wy korzy stała tę sy tuacj ę.
– Kocham cię i nie m ogę bez ciebie ży ć. Spoty kaj ą m nie w ży ciu sam e nieszczęścia.
Pragnę ty lko by ć z tobą – powiedziała.
Mietek zastanawiał się, j ak m a się zachować; Anna nie by ła m u obca. Dziewczy na nalegała,
aby poszedł z nią na zabawę sy lwestrową, j ednak on wiedział, że j est to niem ożliwe. Na koniec
wizy ty powiedział, że do niej zadzwoni. By ło to j edy ne wy j ście z tej trudnej sy tuacj i, w j akiej
się znalazł. Nie m iał na ty le odwagi, a m oże nie chciał powiedzieć Annie, że m a inną dziewczy nę,
u której m ieszka i którą kocha.
Wizy ta Anny przy wołała dawne przeży te z nią chwile. Mietek nie lubił wracać do
przeszłości, wprowadzała zam ęt w j ego sercu. Wiedział, że nie będzie się zwierzał o ty m
Ewelinie, nie by łoby to dla niej przy j em ne. Na zakończenie wizy ty całował się z Anną j ak
dawniej . Obiecał, że się z nią skontaktuj e i um ówią się na spotkanie. Dziewczy na wy szła pełna
nadziei. By ło to niestety złudne oczekiwanie – nie by ło telefonu ani propozy cj i spotkania; zby t
daleko odeszli od siebie. Choć by ły też m om enty, że oboj e chcieli by ć ze sobą.
Mietka opanowała j akaś niem oc, nie chciał powiedzieć Annie wprost, że z nią zry wa, że m a
inną dziewczy nę, że tam tą kocha. My ślał, że ona j uż dawno to zrozum iała. My lił się, kobiety tak
łatwo nie rezy gnuj ą z m ężczy zny, do którego ży wią prawdziwe uczucie.
Anna nie wiedziała, co m a ze sobą zrobić; wracała m elancholia, poczucie winy, depresj a.
Poj echała do siostry, chciała się j ej wy płakać. Ta wy słuchała j ej , ale by ła bezradna; sam a m iała
problem y z m ężem . By ła przez niego zdradzana, choć, j ak m ówiła, nie czuła zazdrości. Anna
pilnie słuchała siostry i zrozum iała, że m ałżeństwo, które nie opiera się na więzi uczuciowej , nie
m a sensu i z czasem się rozpadnie. Podczas rozm owy dziewczy ny wy piły butelkę wódki. Anna
została na noc u siostry, zam roczona alkoholem zapadła w głęboki sen.
Po spotkaniu z Anną Mietek poj echał do Eweliny. Dziewczy na spoj rzała na niego i zapy tała:
– Czy coś cię gnębi?
Musiał m ieć niewesołą m inę, widać by ło, że coś przeży wa. Bardzo trudno j est ukry ć swoj e
uczucia, na twarzy, tak j ak w zwierciadle, wszy stko się odbij a. Chłopak próbował uspokoić
Ewelinę, m ówiąc, że m a problem y z dostawcam i towaru, lecz kobieca intuicj a m ówiła coś
innego. Nie m ógł się przy znać, że spotkał się z Anną, Ewelina by łaby bardzo niezadowolona, znał
j ą.
Dawne uczucie do Anny czasem wracało, powoduj ąc w Mietku rozdarcie. Ty m razem
podj ął decy zj ę – nie chciał j uż się z nią spoty kać, by nie przeży wać rozczarowań. Zastanawiał
się, czy m ógłby j ej przebaczy ć – sam też nie by ł święty – i czy w ogóle m ożna postawić tam ę
przeszłości i zacząć ży cie od nowa. Trzeba um ieć i chcieć przebaczać, ale czy m ożna? Czy
zdrady Anny nie będą wracały, nie by łby j ej pewny. Mietek nie by ł gotowy na przebaczenie;
wiedział, że m usiałby długo nad sobą pracować, a popsuty związek trudno j est naprawić. Wątpił,
czy na takim związku m ożna budować przy szłość.
Zwrot
Mietek zdawał sobie sprawę, że nie m a idealny ch ludzi ani idealny ch związków, są j ednak pewne
granice, który ch nie wolno przekraczać. Ewelina j ako kobieta spełniała wszy stko, o czy m m arzy ł
– by ła m u wierna, czuł j ej m iłość, choć m iała też wady – by ła zaborcza i bardzo zazdrosna.
Musiał się z ty m pogodzić, coś za coś.
Tak rozm y ślał, gdy siedzieli przy dość uroczy ście zastawiony m do kolacj i stole. Butelka
czerwonego wina dodawała uroku i um ilała nastrój . Ewelina j ednak nie tknęła nalanego trunku.
– Czem u zawdzięczam ten uroczy sty nastrój ? – zapy tał Mietek.
Dziewczy na j akby zwlekała z odpowiedzią.
– Mam dla ciebie niespodziankę. Będziesz zadowolony, a m oże nawet szczęśliwy... –
Przerwała, patrząc m u w oczy. – Nie dostałam okresu, więc poszłam do ginekologa... Jestem
w ciąży, to j uż drugi m iesiąc. Będziem y m ieli dziecko! Co ty na to? – By ło to powiedziane
w form ie niedopuszczaj ącej m ożliwości, by by ła to nieprawda. – Powiadom iłam j uż rodziców,
będziem y m usieli się wcześniej pobrać.
Mietek by ł zszokowany, ale próbował ukry ć em ocj e.
– Cieszę się, kochanie.
Ewelina spoj rzała na niego czule.
– Wiedziałam , że będziesz zaskoczony i przeży j esz to em ocj onalnie, ale takie są kolej e losu.
Jak na swój m łody wiek, by ła bardzo doj rzała. Planowała skończy ć drugi rok, a w lipcu
m iało nastąpić rozwiązanie. Po krótkim odchowaniu dziecka chciała wrócić na uczelnię
i konty nuować studia. Wszy stko by ło zaplanowane – w czasie j ej nieobecności dzieckiem zaj m ie
się m atka, j est przecież pediatrą, da sobie radę. Stanowisko Eweliny by ło j asne i bardzo klarowne,
j ak zwy kle zaskoczy ła Mietka. Nie zapy tała, czy się zgadza na takie rozwiązanie. Czuł lekkie
upokorzenie, nic innego nie przy chodziło m u do głowy ; nie zaproponowałby j ej usunięcia ciąży,
sam by tego nie chciał.
Wiedział na pewno, że następuj e poważny zwrot w j ego ży ciu – wkrótce zostanie m ężem
i oj cem . Nie by ł przekonany, czy sprosta wy nikaj ący m z tego obowiązkom , bał się o siebie.
Wiedział, że tak do końca nie j est j eszcze przy gotowany do pełnienia takiej roli. Ewelina
wspom niała, że m uszą porozm awiać z rodzicam i na tem at ślubu i ustalić datę, naj lepiej
w sty czniu; przy stał na to.
Spotkanie z rodzicam i Mietka by ło bardzo przy j azne. Wszy scy polubili dziewczy nę,
szczególnie m atka by ła nią zachwy cona. Podobało się j ej , że drugi sy n się żeni i zapracuj e na
utrzy m anie rodziny. Rodzice Eweliny liczy li, że m oże zm ieni zdanie, sugeruj ąc j ej , że j est
j eszcze bardzo m łoda, j ednak nie próbowali nam awiać j ej na inne rozwiązanie. Mim o
zaskoczenia nowy m i sprawam i by li z dum ni z odwagi córki i zastanawiali się, po kim dziedziczy ła
te geny.
– Jest bardzo konsekwentna w realizacj i zam ierzony ch celów i m a twardy charakter –
m ówiła m atka. – Będzie sterować m ężem .
Mietek pom im o obaw by ł zadowolony z takiego obrotu spraw; nareszcie nie będzie
zawieszony w próżni m iędzy zabiegam i Anny a działaniam i Eweliny. Wiedział, że nie będzie j uż
tak wolny i m usi czy nić wszy stko, aby zabezpieczy ć by t rodzinie. By ł pełen obaw o własne
postępowanie. Postanowił definity wnie odizolować się od Anny i j ej o ty m powiedzieć. Zdawał
sobie sprawę z tego, że ona w j akiś sposób nadal czy ni starania stworzenia z nich pary, czuł, że go
kocha. Tak do końca nie m ógł się od niej wy zwolić.
Stoj ąc na dworcu centralny m , Mietek zauważy ł, że ktoś do niego m acha ręką; by ła to Anna.
Rozm awiała z j akim ś m ężczy zną, j ednak po chwili przy biegła do niego, zaczęli rozm awiać.
Chłopak stwierdził, że j est to dobra pora, aby o wszy stkim j ej powiedzieć. Widząc j ednak radość
Anny ze spotkania, nie m ógł zdoby ć się na odwagę, aby powiedzieć, że z nią zry wa raz na
zawsze; coś go ham owało, nie chciał zrobić j ej przy krości. Rozm owa przeszła na tem at warunków
pracy Anny oraz kłopotów z prowadzeniem butiku, który rozrastał się do norm alnego sklepu
z różny m i dam skim i gadżetam i.
Na zakończenie podróży Anna prosiła Mietka o spotkanie, m ówiąc, że chce z nim poważnie
porozm awiać.
– Mam dość takiego ży cia, chciałaby m stabilizacj i i oparcia w kim ś, kto by m nie wspierał.
Mietek słuchał ty ch wy powiedzi i dochodził do wniosku, że Anna zaczy na doj rzewać. Nawet
się ucieszy ł, że tak poważnie m y śli o ży ciu. Przy stał na propozy cj ę dziewczy ny, wspólnie ustalili
term in spotkania, ale w duchu m y ślał, że i tak do niego nie doj dzie.
Przed oczy m a stały m u zdrady Anny. Nie chciał m ieć takiej partnerki, której nie m ógłby
by ć pewny ; partnerki, która w każdej chwili pod by le j akim pretekstem skłonna j est iść do łóżka
z inny m m ężczy zną. Wciąż dochodziły do niego różne wieści o j ej postępowaniu. Na pożegnanie
dziewczy na cm oknęła go policzek. Nie zdawała sobie sprawy, że j est to j ej ostatni pocałunek.
W drodze do dom u na dworcu spotkała dawnego znaj om ego, Cy gana. Na szczęście nie widział
j ej , obserwowała go z daleka. Przy pom niały się j ej chwile gwałtu i poczuła się bardzo źle.
Marzy ła o ty m , by zapom nieć, pozostawić za sobą przeszłość. Miała do siebie pretensj e, że nie
potrafiła się obronić.
Dom rodzinny Anny nie stanowił oazy spokoj u i nie dawał j ej pewnego wzorca ży ciowego.
Matka – pozbawiona pewny ch walorów m oralny ch – akceptowała wszy stko, co przy niesie
bezpośrednią korzy ść, w m y śl zasady, że cel uświęca środki. Oj ciec by ł uległy, lubił zaglądać do
kieliszka i m im o iż nie by ł pozbawiony ży cia duchowego, nigdy go nie uj awniał. Nie stanowił
autory tetu dla córki. Anna od naj m łodszy ch lat m usiała iść własną drogą i osiągać wy ty czone
cele nie zawsze właściwy m i środkam i.
W pracy nie by ła w stanie podzielić się z nikim dręczący m i j ą rozterkam i. Prakty cznie nikt
j ej nie znał i wiedziała, że m oże liczy ć ty lko na siebie. Mietek by ł j edy ną nadziej ą Anny. Marzy ła
o wy j ściu za niego za m ąż; j awił się j ej j ako m ężczy zna – nie by ł to j uż ten chłopak ze szkoły.
Ubolewała, że nie m oże się do niego zbliży ć; m iędzy nim i wy rósł j akiś m ur. Mim o tego liczy ła, że
m oże na ustalony m spotkaniu coś postanowią. Widziała się j uż u j ego boku i ży wiła nadziej ę, że
m oże stworzą rodzinę. By ła pełna wiary i chciała spełnić funkcj ę żony i m atki. Ży ła w zaklęty m
kręgu, z którego nie m ogła się wy dostać.
Anna czekała na telefon od Mietka, ten j ednak nie dzwonił. Nadziej a na ułożenie sobie ży cia
z ty m chłopakiem coraz bardziej się oddalała. Minął prawie m iesiąc, a on nie dawał znaku ży cia.
Dziewczy na doszła do wniosku, że nie m oże m u się dalej narzucać. Jednocześnie po głowie coraz
częściej chodziła j ej m y śl, by wy dać się za m ąż; naj większy problem stanowił brak kandy data na
partnera. Z naj bliższego otoczenia nikt nie interesował się nią poważnie. W rodzinnej wsi by li
wolni kawalerowie poszukuj ący żony, ale ona nie widziała się w roli gospody ni, wiej skiej żony
rolnika, dokonuj ącej codziennego obrządku. By ła z innego świata; z ty m światem nie potrafiła się
utożsam iać, choć stąd przecież pochodziła i tu m ieszkała.
Anna od czasu do czasu spoty kała się z Bolkiem i nieraz zostawała u niego na noc.
W pewny m stopniu spełniał j ej oczekiwania seksualne. Brał j ą szy bko i gwałtownie, a j ej
odpowiadał ten sty l pozbawiony finezj i i gry wstępnej , której po prostu nie lubiła. Bolek j ą znał,
um iał j ą zadowolić, ale zawsze po spotkaniu z nim m iała m oralnego kaca. Zastanawiała się, po co
do niego przy chodzi, j aki m a to sens. Po j akim ś czasie doszła do wniosku, że dalej tak by ć nie
m oże, m usi przestać. Nie m ogła j ednak obej ść się bez seksu – ty lko to dawało j ej ży ciową
i duchową saty sfakcj ę; trudno by ło j ej z tego zrezy gnować. Bolek często się upij ał
i w alkoholowy m am oku prawie j ą gwałcił – sprawiało to j ej przy j em ność, nie znosiła
delikatności. Jedy nie Mietek m ógł pieścić j ej ciało. Anna by ła dziwny m ty pem kobiety, której
stronę uczuciową kształtował i zaspokaj ał niechciany seks. Gwałtowność poprzedzana często
nawet brutalnością dawała j ej saty sfakcj ę. Pozbawiona by ła subtelności w wy rażaniu swoich
uczuć. To by ł j ej seks; uważała, że inaczej by ć nie m oże.
Po spędzonej z Bolkiem nocy wracała do pracy z bardziej opty m isty czny m nastawieniem
do ży cia. Po nieobecności w dom u m atka wracała do starej nuty.
– Gdzie się kurwiłaś...
Annę to bardzo denerwowało, m atka j ak zwy kle j ą dołowała; dziewczy na żałowała, że nigdy
nie odnalazły wspólnego j ęzy ka. Często opowiadała j ej o swoich przeży ciach, licząc, że m oże
m atka j ej coś doradzi. Kończy ło się to naj częściej stwierdzeniem , że j est zwy kłą dziwką, a po
ty m wpadała w histerię. Za każdy m razem postanawiała więcej nie m ówić m atce o swoich
przeży ciach, j ednak powzięte zobowiązania za j akiś czas łam ała i proceder się powtarzał.
Pewnego razu w drodze do pracy Anna spotkała koleżankę, która znała Mietka. Zaczęły
rozm awiać o dawny ch znaj om y ch – kto z kim j est, kto się ożenił, kto wy szedł za m ąż.
– A wiesz, że ten Mietek, z który m ty chodziłaś, ożenił się w tam tą sobotę z Eweliną, córką tej
lekarki od dzieci z naszego szpitala? – rzuciła nagle koleżanka.
Pod Anną ugięły się nogi. Zbladła, ale nie chciała, by koleżanka coś po niej poznała.
– Skąd m asz te wiadom ości? – zapy tała.
– By łam w kościele na ślubie kuzy na, a potem by ł ślub Mietka. Podobno j ego partnerka j est
w ciąży.
Anna nie wiedziała, co m a ze sobą zrobić i co odpowiedzieć koleżance. Zawalił się przed nią
j ej świat; zrozum iała, że po raz wtóry ktoś j ą oszukał. Koleżanka poznała, że z Anną dziej e się coś
złego; zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła, m ówiąc j ej o ty m , ale by ło j uż po fakcie.
Wiedziała, że Anna by ła z nim blisko, ale m y ślała, że to j uż odległa przeszłość. Zrozpaczona
dziewczy na nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w pracy. Ewa naty chm iast zauważy ła, że coś
niedobrego m usiało spotkać przy j aciółkę.
– Mogę j akoś ci pom óc? – zapy tała.
Anna w m ętny sposób zaczęła opowiadać historię o spotkaniu z m atką. Koleżanka bardzo
podej rzliwie słuchała ty ch wy wodów; wiedziała, że prawda wy gląda zupełnie inaczej .
Szok nie m ij ał. Godziny w pracy bardzo się dłuży ły, a Anna m usiała się przed kim ś
otworzy ć. Jak zwy kle w takiej sy tuacj i poprosiła Ewę o spotkanie po pracy. Koleżanka się
zgodziła; by ła ciekawa, co fakty cznie spotkało Annę. Kobieca natura m a to do siebie, że panie
zawsze m uszą wiedzieć wszy stko, zwłaszcza j eśli ty czy się to stosunków dam sko-m ęskich. Ewa nie
by ła osobą upaj aj ącą się cudzy m nieszczęściem . Anna wiedziała, że koleżanka potrafi j ą
zrozum ieć; liczy ła, że m oże uzy ska od niej j akieś wsparcie. W tej chwili by ła osobą bardzo
sam otną, ży cie obchodziło się z nią bardzo okrutnie, nie wiedziała, czy to wszy stko wy trzy m a.
Opowiedziała o wszy stkim przy j aciółce. Czuła olbrzy m i żal do Mietka, że nie powiedział j ej
w sposób j asny o swoich planach, ty lko zwodził j ą, robiąc różne uniki.
Anna go kochała. Dość późno to sobie uzm y słowiła, a próby nadrobienia straconego czasu
zakończy ły się niepowodzeniem i głęboką ry są w psy chice. Miała żal do Mietka. My śl
o definity wny m rozstaniu z nim dręczy ła j ą. Dziewczy na nie potrafiła j ej od siebie odpędzić;
wszy stko to m iało przerodzić się w olbrzy m ią depresj ę.
Po wy piciu kawy i paru drinków koleżanki pożegnały się. Anna zam iast do dom u udała się do
ciotki, u której m ieszkała na stancj i. Dziewczy na w szczegółach opowiedziała ciotce, co j ą
spotkało. Ta, j ak przy stało na rodzinę, pocieszała j ą, że j est j eszcze m łoda i na pewno znaj dzie
sobie kogoś, z kim spędzi szczęśliwe chwile swego ży cia. Tłum aczy ła j ej , że nic w ży ciu nie trwa
wiecznie i o wszy stko trzeba walczy ć. Podzieliła się też z Anną historią swoj ego ży cia, które
również nie by ło usłane różam i.
Doświadczenie zdoby wa się, ponosząc różne porażki; nie m a recepty na szczęście, do
którego każdy z nas dąży. Dla Anny by ła to bardzo pouczaj ąca rozm owa. Czy wy ciągnie j akieś
wnioski dla siebie – nie zastanawiała się nad ty m . Em ocj e panowały nad rozsądkiem , dziewczy na
nie m ogła sobie z tą porażką poradzić. Po długiej rozm owie i wy piciu paru kieliszków wódki poszła
spać.
Nadszedł następny koszm arny dla Anny dzień. Wciąż nie m ogła przeży ć i wy baczy ć
Mietkowi zdrady. Zaczęły wracać dawne przeży cia i szkolne chwile spędzone z chłopakiem .
Zdawała sobie sprawę, że przecież i ona nie by ła m u wierna – gdy z nim by ła, m iała inny ch;
Mietek o ty m wiedział. Tak naprawdę nie m ogła m ieć do niego pretensj i, ale trudno j ej się by ło
z ty m zgodzić, ta m y śl nie m ogła się przebić do j ej świadom ości. Dom inował żal i sm utek, który
czasam i przeradzał się w złość i zawiść.
Anna traktowała ży cie i m iłość j ak przy godę; nie zdawała sobie sprawy, że gdy j est się
z kim ś, należy ograniczy ć inne kontakty dam sko-m ęskie; że czegoś trzeba się wy rzec i nie da się
m ieć wszy stkiego. Powoli zaczęły docierać do niej te refleksj e i skutki dawnego postępowania.
Wpadała wtedy w m elancholię, co kończy ło się depresj ą i wizy tą u psy chiatry. Bała się tego;
chciała się odciąć od przeszłości, j ednak w j ej świadom ości tkwił Mietek i j ego ślub z Eweliną.
Wyzwanie
Nadziej a na ułożenie sobie ży cia okazała się płonna – stare porzekadło „nadziej a m atką głupich”
sprawdziło się. Anna doszła do wniosku, że m usi zacząć ży cie od nowa, liczy ła, że m oże kogoś
znaj dzie, a wtedy na pewno będzie wierna. Chciała stabilizacj i i spokoj u, pragnęła, by ktoś j ą
pokochał. Sam a j ednak do końca nie wiedziała, j ak to z tą m iłością j est; postanowiła za wszelką
cenę znaleźć m ężczy znę i j ak się uda, szy bko wy j ść za m ąż.
Pewnej niedzieli odby wała się im preza im ieninowa u kuzy na. Jak zwy kle w takich
sy tuacj ach, by ło trochę par oraz dwóch wolny ch panów. Jeden z nich spodobał się Annie – by ł
dość przy stoj ny m trzy dziestoparoletnim szaty nem . Jak się dowiedziała, by ł rozwiedziony
i pracował w j akim ś banku. Dziewczy na wy raźnie się nim zainteresowała. Przy stole siedzieli
naprzeciwko siebie, a po wy piciu paru kieliszków wy szli na taras. Stary m zwy czaj em Anna
zaproponowała następnego dnia spotkanie na kawę, na co facet bez większy ch oporów się zgodził;
by li um ówieni. Resztę im prezy siedzieli obok siebie, trzy m aj ąc się za ręce.
Niektórzy zdziwieni by li tą zaży łością – przecież przed tą im prezą się nie znali. Ktoś
znienacka rzucił nawet: „co nagle, to po diable”, lecz na Annie nie zrobiło to większego wrażenia.
Lubiła działać szy bko. Jak zwy kle kierowała się em ocj am i, a rozum i logika schodziły na dalszy
plan. Kiedy nadszedł koniec im prezy, goście rozchodzili się do dom ów, a nowy znaj om y pożegnał
się z Anną, trady cy j nie podaj ąc j ej rękę. Dziewczy na przezornie przy pom niała m u, że
następnego dnia są um ówieni na kawę.
O przy szły m kandy dacie na m ęża Anna nic nie wiedziała, czy niła więc próby dowiedzenia
się czegoś więcej . Żona kuzy na znała j ego poprzednią m ałżonkę, lecz nie chciała za wiele m ówić.
Powiedziała ty lko, że by ła ona lekarką i po prostu go zostawiła. Maj ą paroletniego sy na, który
został przy m atce; nie wiedziała, co by ło przy czy ną rozwodu.
– Przy rzekam j ednak, że spróbuj ę dowiedzieć się więcej od m ęża, bo ten kiedy ś pracował
z Rom anem – powiedziała.
„Ży cie Rom ana” – przy szło Annie do głowy zasły szane powiedzenie. Nie wiedziała, co ono
oznacza, ale założy ła, że na pewno j akieś ciekawe i dostoj ne ży cie. Z tą złudną m y ślą oczekiwała
spotkania z Rom anem . Sy tuacj a z Mietkiem została trochę przy tłum iona, bowiem dziewczy na
m y ślała j uż o nowy m m ężczy źnie. Ufnie patrzy ła przed siebie, licząc, że m oże wszy stko
zakończy się powodzeniem . Naiwność j ej m y ślenia i postępowania wskazy wała, że powinna
przem y śleć powiedzenie: nie wszy stko złoto, co się świeci.
Anna postanowiła dobrze poznać Rom ana i j ak naj dłużej odwlekać sprawy łóżkowe. „Może
ty m razem uda m i się nie by ć taką łatwą” – m y ślała. W głowie zaczęła j uż układać scenariusz
spotkania z Rom anem ; przy rzekła sobie nie pić, nie za bardzo się zwierzać i udawać zadowoloną
z ży cia.
Godziny spędzone w pracy bardzo się j ej dłuży ły. Anna z utęsknieniem czekała na godzinę
18, o której to um ówiona by ła z Rom anem . Przed spotkaniem poszła do kosm ety czki, zrobiła sobie
nowy m akij aż, poprawiła włosy, włoży ła krótką, granatową sukienkę – wy glądała bardzo ładnie,
sam a sobie zaczęła się podobać. Nowa sy tuacj a przy ćm iła porażkę z Mietkiem , lecz ta m y śl
wracała i chwilam i dziewczy na wpadała w depresj ę.
Dochodziła godzina spotkania. Anna pełna niepokoj u i nadziei poszła do um ówionego baru.
By ło j uż po osiem nastej , gdy znalazła się na m iej scu. Rozej rzała się po sali, lecz Rom ana nigdzie
nie by ło. Zrobiło j ej się głupio, j ednak postanowiła zaczekać. Zam ówiła trady cy j ną kawę,
poprosiła kelnera o popielniczkę i pełna nadziei czekała na przy j ście upragnionego faceta. Prawie
zawsze to m ężczy źni czekali na nią, a nie ona na nich. Sy tuacj a się odwróciła, stało się coś, czego
nie przewidziała. Dziewczy na zastanawiała się j uż, czy to kolej na porażka. Po kilku m inutach
zj awił się Rom an; przepraszał za spóźnienie, tłum acząc się, że szef dał m u dodatkową pracę,
m usiał zastąpić kolegę, który poszedł na urlop. Wy powiedzi te Anna przy j ęła z dość dużą dozą
ufności. Po krótkiej rozm owie doszli do wniosku, że nie j est to naj lepsze m iej sce na spotkanie.
Dookoła zaczęło by ć głośno, bar wy pełniał się okoliczną złotą m łodzieżą. Zam ówili taksówkę
i udali się za m iasto do znanego oboj gu m otelu, w który m by ło m iło i dość inty m nie. Po wej ściu
do restauracj i znaj om y kelner wskazał stolik i podał kartę zam ówień.
Rozm owa toczy ła się wokół bieżący ch spraw i niedostatków dnia codziennego. Oboj e
zbulwersowani by li brakiem poprawy j akości ży cia ludzi; dalej wszy stkiego brakowało i wszy stko
trzeba by ło zdoby wać, a nie norm alnie kupować. Anna nie znała poglądów polity czny ch Rom ana
i nie chciała się zupełnie przed nim odkry wać. Mężczy zna wy dawał się j ej dość taj em niczy
i j akby zam knięty w sobie. Rozm owa toczona na tem aty bardzo ogólne nie wy starczała j ednak
żadnem u z nich Oboj e zastanawiali się w duchu, po co się spotkali. Wiedzieli, choć nie chcieli tego
uj awniać, że j est to spotkanie do wy sondowania siebie, takie j akie odby waj ą pary koj arzone przez
biura m atry m onialne. Małe zbliżenie na poprzedniej im prezie i uścisk rąk pod stołem w tej chwili
j akoś nie m ogły wrócić. Jakaś bariera nieśm iałości czy lęku nie pozwalała im otwarcie m ówić, do
czego chcą dąży ć, co m ogłoby ich do siebie zbliży ć. Bardziej odważna okazała się Anna.
– Powiedz m i, co by ło powodem rozstania się z żoną? – zapy tała w pewnej chwili.
Rom an udzielał bardzo wy m ij aj ący ch odpowiedzi; zupełnie j akby coś ukry wał. Powiedział
j edy nie, że przy czy ną rozwodu by ła niezgodność charakterów. Odpowiedź ta by ła dla Anny
bardzo niej asna; wy wnioskowała, że coś ham uj e Rom ana przed wy znaniem prawdy
o przy czy nach rozwodu.
Dziewczy na zdawała sobie sprawę, że w tej fazie znaj om ości nie osiągnie tego, co
zam ierzała; zbliżenie się do Rom ana będzie bardzo trudne. Maj ąc na względzie własne
doświadczenia ży ciowe, stwierdziła, że alkohol i seks niej ednem u rozwiązały j ęzy k. Chciała z tego
skorzy stać, j ednak nie zam ierzała robić niczego, co skłoniłoby Rom ana do pom y ślenia, że j est
dziewczy ną, która łatwo idzie do łóżka. Zdawało j ej się, że poniży łaby się w j ego oczach. Ta
nienaturalna chęć udawania, że j est się kim ś inny m , niż się j est, stwarzała m iędzy nim i barierę.
Po chwili nam y słu m ężczy zna zaproponował drinka; chętnie się zgodziła. Pili żubrówkę z sokiem
j abłkowy m , zrobiło się cieplej i by ło coraz m ilej , j ednak alkohol ty lko częściowo przełam ał
barierę oficj alności.
Oboj e dość oszczędnie m ówili o sobie. Anna w swy ch wy znaniach wspom niała ty lko, że j ej
poprzedni chłopak uwikłał się w rom ans z inną dziewczy ną i m usiał się z nią ożenić. Wy nurzenia
Anny nie robiły na Rom anie żadnego wrażenia, j akby wszy stko wiedział o j ej przeszłości.
„Czy żby kuzy n wy kazał się nadm ierną gadatliwością?” – przem knęło j ej przez m y śl. „A m oże
gdzie indziej zasięgnął o m nie wiadom ości... Bez trudu m ógł to uczy nić, sensacj e towarzy skie
w m ały m m iasteczku rozchodzą się lotem bły skawicy...” Jako kandy datka na żonę Anna by ła
w ty m środowisku spalona; Rom an j ako rozwodnik stanowił dobrą partię; dziewczy na za wszelką
cenę chciała się wy dać za m ąż. Zdawało j ej się, że uwolni j ą to od buj nej i nieciekawej
m łodości, a w rodzinie i otoczeniu wzrośnie j ej autory tet. Czy niła próby zbliżenia się do Rom ana;
wy sy łała m u różne sy gnały – wy chodząc do toalety, ocierała się o niego swoim ciałem ,
sugeruj ąc, że niby przej ścia są zby t wąskie; nieco później wy eksponowała dekolt i swoj e j ędrne
piersi.
Jej walory robiły na Rom anie wrażenie, pom y ślał nawet, że warto by by ło taką sm ukłą
i zgrabną sy lwetkę obej rzeć rozebraną. My śli te zaprzątały m u głowę; nie wiedział j ednak, co m a
uczy nić, aby stały się rzeczy wistością, wiedział, że m y śli i czy ny nie zawsze idą w parze.
Odezwał się w nim sam iec. Popęd seksualny rozwiązał j uż niej edną sprawę, ale ty m razem bał
się, że m oże by ć odrzucony. Jego ego bardzo by ucierpiało. Bardzo chciał powiedzieć Annie, co
czuj e, j ednak nie potrafił.
Nie by ła to j ego pierwsza kobieta, ale coś go ham owało. Alkohol trochę pom ógł, ale nadal
czuł opory. W pewny m m om encie ktoś uruchom ił szafę graj ącą i zaczęli tańczy ć. W tańcu czuli
bliskość swoich ciał, tego chcieli. Anna przy tuliła się do Rom ana, wiedziała, j ak m oże go
zniewolić. Delikatnie pocałowała go w policzek. Mężczy zna by ł zaskoczony, ale zrobiło m u się
bardzo m iło. Czuł ciepło ciała m łodej kobiety i zapragnął j ą w tej chwili m ieć, nie wiedział ty lko,
j ak j ej to powiedzieć. Zdoby ł się na odwagę i przy następny m tańcu wy dusił z siebie:
– Podobasz m i się i czuj ę do ciebie coś więcej niż przy j aźń. Chciałby m cię m ieć.
Anna by ła wniebowzięta i oświadczy ła, że on również j ej się podoba.
– Razem m ogłoby nam by ć bardzo dobrze – dodała.
Następne tańce, bliskość ich ciał, delikatne pocałunki i wy znania o własnej sy m patii. Anna
by ła zachwy cona; wszy stko układało się po j ej m y śli. Zastanawiała się, co zrobić z resztą nocy.
Na ich prośbę kelner zam ówił taksówkę i j echali w stronę m iasta.
– Może wstąpisz do m nie na kawę? – zapy tał podczas j azdy.
By ło to standardowe i bardzo banalne py tanie, nawet nie taj em nicze. Prawie zawsze
historia, która się od niego zaczy na, kończy się pój ściem do łóżka. Przez chwilę Anna m iała
obiekcj e, zastanawiała się, czy nie j est na to za wcześnie; „a j eśli pom y śli, że z każdy m by m
poszła...?” Rom an natom iast dawno nie m iał kobiety ; chciał się kochać, a Anna by ła bardzo
dobry m obiektem . Doszedł do wniosku, że trzeba korzy stać z okazj i, głębsze uczucie do tej
dziewczy ny by ło poza nim .
Sam ochód podj echał pod blok, w który m Rom an wy naj m ował kawalerkę. Anna przez
chwilę się wahała, robiąc wrażenie zakłopotanej z wy nikłej sy tuacj i, ale w duchu m y ślała
inaczej . To by ła j ej gra. Wiedziała, że powinna okazy wać m ały opór, ale nie do końca j ej się to
udało. Chwile wahania i Anna znalazła się na drugim piętrze w m ieszkaniu Rom ana.
Mężczy zna zaparzy ł kawę, zaczęli j ą wolno pić. Po chwili Anna podeszła do Rom ana, obj ęła
go i zaczęła całować. By ł trochę zdziwiony ty m nagły m przy pły wem uczuć. Wstał z krzesła,
przy tulił j ą i powoli zaczął rozbierać. Anna pom ogła m u przy ty m . Mężczy zna patrzy ł na nią
z pożądaniem . Widać by ło, że j ej nagie ciało wy warło na nim spore wrażenie. Znaleźli się
w łóżku. Rom an pieścił i całował j ej ciało, ta dziewczy na bardzo go podniecała. W końcu stało się
to, czego oboj e chcieli.
Z sam ego zbliżenia Anna nie by ła zadowolona; m ężczy zna nie spełniał j ej oczekiwań –
szy bko się podniecał, a akt trwał krótko. Nie to j ednak się w tej chwili liczy ło. Anna udawała
bardzo zadowoloną, odegrała nawet scenę orgazm u, którego nie m iała, licząc, że z czasem
wszy stko się ułoży. Rom an odniósł pozy ty wne wrażenie; ciało m łodej i ładnej kobiety m ocno na
niego działało. Przy tuleni do siebie zasnęli.
Ślub
Zbliżała się j esień – nadchodziły dłuższe noce, m gły nad łąkam i, coraz bardziej kolorowe drzewa,
a na wsi kończy ły się siewy. By ł to okres sy tości, nadziei i przetrwania. Anna lubiła j esień,
uważała, że j est to naj szczęśliwsza pora roku. Jej przy j aźń z Rom anem um acniała się.
Dziewczy na często zostawała u niego na noc. Rozm awiali o m ałżeństwie, a ich stany
em ocj onalne zbliżały ich do siebie. On by ł rozwiedziony, zostawiła go żona, choć Annie m ówił, że
to on odszedł od niej ; ona straciła chłopaka, którego kochała. Oboj e chcieli zapom nieć o ty m , ślub
i nowe m ałżeństwo m iało się do tego przy czy nić.
Zdecy dowali się pobrać. Datę ślubu ustalili na 19 października. Miesiąc wcześniej Anna
powiadom iła o ty m rodzinę. Kandy data na m ęża nie m usiała przedstawiać, ponieważ wszy scy go
znali. Matka by ła trochę zdziwiona, że po tak krótkiej znaj om ości decy duj e się na m ałżeństwo,
w duchu j ednak m y ślała, że dzięki tem u spadnie j ej problem z głowy i wreszcie uwolni się od
kłopotliwy ch zachowań córki.
Znaj om i i niektórzy członkowie rodziny odradzali j ej m ałżeństwa z Rom anem , m ieli o nim
niezby t dobre zdanie. Rom an, człowiek dość oschły i m ałom ówny, nie dbał podobno o żonę,
nawet dochodziło m iędzy nim i do rękoczy nów; o wszy stkim ty m m ówiono Annie. Ona j ednak nie
zwracała uwagi na te ostrzeżenia, chciała po prostu wy j ść za m ąż.
W pracy też wszy scy j uż wiedzieli, że Anna wy chodzi za m ąż. Zbliżał się dzień ślubu –
oczy wiście ty lko cy wilnego, o kościelny m nie by ło m owy ; on by ł rozwiedziony, a nawet gdy by
nie by ł, i tak nie chciałby ślubu kościelnego. Pochodził z trady cy j nej wiej skiej rodziny, ale, j ak
m awiał, by ł niewierzący. Ślub odby ł się w zaplanowany m term inie, przy j ęcie weselne urządzono
w dom u panny m łodej . Na uroczy stość ślubną do urzędu stanu cy wilnego przy by ła naj bliższa
rodzina oraz znaj om i z pracy Anny, natom iast z rodziny pana m łodego nie zj awił się prawie nikt.
W ostatniej chwili przy by ł brat Rom ana. Złoży ł ży czenia i tłum acząc się brakiem czasu, nie został
na przy j ęciu weselny m .
Anna zrealizowała swój wy m arzony cel – stała się m ężatką. Czy niła próby stworzenia
rodziny i koniecznie chciała m ieć dzieci. Tu j ednak poj awił się problem – dziewczy na nie m ogła
zaj ść w ciążę. Według kanonów obowiązuj ący ch w środowisku, w który m ży ła Anna, rodzina
składać się powinna z m ęża, żony oraz dzieci. Mąż m iał by ć w dom u osobą dom inuj ącą
i powinien zarabiać na utrzy m anie rodziny, żona natom iast winna by ć podporządkowana m ężowi.
W rzeczy wistości często kobiety spełniały funkcj e przewodnie i wtedy m ąż traktowany by ł
j ako dostarczy ciel środków na utrzy m anie rodziny. Taka sy tuacj a by ła w rodzinie Anny – oj ciec
służy ł za dekoracj ę, a m atka rządziła wszy stkim . W pierwszy ch dniach swoj ego m ałżeństwa
dziewczy na próbowała naśladować m atkę i chciała przej ąć inicj aty wę. Jako człowiek bardzo
oszczędny i wy rachowany Rom an nie pozwolił j ej na sam owolne wy dawanie pieniędzy,
wszy stko planował i wy dzielał j ej środki na prowadzenie gospodarstwa dom owego. Mieszkali
razem w j ego kawalerce. Rom an m y ślał o zm ianie m ieszkania, co w j ego sy tuacj i pracownika
bankowego by ło dość trudne. Książeczka m ieszkaniowa, której by ł właścicielem j eszcze przed
ślubem , nie zbliżała ich do realizacj i celu. Na nowe m ieszkanie m ieli czekać j eszcze kilka lat.
Ciągłe wy datki przy czy niły się do pierwszy ch konfliktów. Małżeńska sielanka powoli zaczęła się
przeradzać w kłótnie, a nawet próby rękoczy nów, po który ch obie strony przechodziły do
norm alności – j ak gdy by nic się nie stało.
Z czasem Rom an zaczął zaniedby wać żonę; do zbliżeń dochodziło bardzo rzadko. Anna
przy pom niała sobie o przestrogach rodziny i znaj om y ch. Złe cechy Rom ana, j ak się teraz
dom y ślała, by ły powodem odej ścia pierwszej żony. Dziewczy na nabierała przekonania, że
m ałżeństwo z Rom anem by ło niewy pałem . W pracy zwierzała się ze swoich kłopotów Ewie,
która starała się j ą uspokoić, twierdząc, że za wcześnie j est na tak rady kalne postanowienia.
Pocieszała j ą, że m oże wszy stko j eszcze się ułoży i będą szczęśliwi. Z biegiem czasu to szczęście
j ednak nie nadchodziło, Rom an i Anna coraz bardziej oddalali się od siebie, a ich częste poty czki
słowne kończy ły się bij aty ką. W takich wy padkach Anna szła na zwolnienie lekarskie.
Awans
Rom an by ł w pracy wielkim służbistą; wzorowo wy pełniał swoj e obowiązki, j ednak nie m iał
kolegów ani przy j aciół. Pewnego dnia wezwał go dy rektor banku i ku j ego zdziwieniu
zaproponował m u przej ście do innego banku na stanowisko zastępcy dy rektora. Zapewniał przy
ty m , że tam dostanie m ieszkanie służbowe godne j ego funkcj i. Anna by ła bardzo zadowolona –
m ąż został zastępcą dy rektora banku, by ł to niewątpliwy awans społeczny.
W nowej pracy przy j ęli go dość ży czliwie, lecz widać by ło zazdrość niektóry ch
pracowników. Rom an odby ł naradę z podległy m i m u pracownikam i, wśród który ch by ły bardzo
ży czliwe i uprzej m e m łode kobiety i m ężatki. Potaj em nie m y ślał szczególnie o j ednej z nich –
wy sokiej blondy nce, która od pierwszego spotkania bardzo m u się spodobała, bowiem em anowała
z niej nieukry wana seksowność. Choć chodziła w służbowy m stroj u – białej bluzce i czarnej
krótkiej spódnicy – wszy stko by ło skroj one tak, że widać by ło j ej duże, kształtne piersi i długie
zgrabne nogi. Dookoła niej unosiła się j akaś uwodzicielska, taj em nicza aura. Robiło to na Rom anie
duże wrażenie.
Po każdy m spotkaniu z nią przez kilka m inut by ł niezdolny do pracy. My ślał o niej
i wy obrażał j ą sobie w swy ch ram ionach; nie wiedział, co z ty m zrobić. Zaczął zastanawiać się
nad swy m m ałżeństwem – m iał m łodą i ładną żonę, a j ednak ta kobieta olśniła go. Nie znał siebie
od tej strony. Kiedy ś w czasie służbowej rozm owy zapy tał Agatę, bo tak m iała na im ię, gdzie
pracuj e j ej m ąż. Kobieta by ła zaskoczona ty m py taniem , j ednak odpowiedziała, że wy j echał do
Stanów, gdzie pracuj e. To oświadczenie przy niosło m u to ulgę. Nie zdawał sobie sprawy, j ak
bardzo by ł zazdrosny o tę kobietę. Agata zorientowała się, że Rom an się w niej podkochuj e,
i zaczęła go delikatnie uwodzić. By ła to gra bardzo niebezpieczna w takim środowisku; naj częściej
kończy ła się przeniesieniem na inne stanowisko lub zwolnieniem z pracy. Rom an wy straszy ł się
i pom im o duży ch oporów, zaczął wy cofy wać się z m y śli o rom ansie z Agatą. Ta szy bko wy czuła,
że przestaj e by ć w kręgu zainteresowań m ężczy zny ; nawet niektóre j ej koleżanki zauważy ły
zm ianę.
Niewierność
Rom an nie chciał m ieć kłopotów, j ednak świadom ość, że zbliżenie z Agatą zakończy łoby się
powodzeniem , nie dawała m u spokoj u. Ta m y śl zaprzątała j ego um y sł, nie m ógł się z niej
uwolnić. Zaczął się zastanawiać, czy j est szczęśliwy ; czuł, że m ałżeństwo z Anną nie daj e m u
saty sfakcj i. Nie wiedział właściwie, po co się z nią ożenił. Jego drugie m ałżeństwo powoli
zaczy nało się rozpadać. I wtedy stała się bardzo dziwna rzecz – m im o że nie by ł z Agatą, zaczął
postrzegać j ą j ako swoj ą kobietę. Sam a m y śl o ty m , że m ogła z kim ś rom ansować, doprowadzała
go do białej gorączki; wszy stko potęgował fakt, że nie wiedział, czy kogoś m a.
W takich sy tuacj ach kobiety często m aj ą ciche rom anse, kończące się z chwilą powrotu
m ęża z zagranicy. Rom an znał ży cie i psy chikę kobiet, wiedział, że te nie lubią by ć sam otne. Znał
różny ch ludzi i nawet gdy zdawało się, że j akaś dwój ka tworzy kochaj ącą się parę, często
okazy wało się, że kobieta od czasu do czasu robiła skok w bok. Zdarzało się, że wiedział o ty m
i py tał o powód, odpowiedzi by ły różne – dla j ednej to by ła ciekawość drugiego m ężczy zny, ale
często chodziło o zaspokoj enie potrzeb – seks.
Pewnego razu Anna wy j echała z pracy na trzy dniową wy cieczkę, a po powrocie
oświadczy ła m ężowi, że zapoznała kogoś, kto bardzo j ej się podoba i m im o że j est żonaty, gotowa
j est iść z nim do łóżka. Wiele czasu na wy cieczce spędzali razem , całuj ąc się i pieszcząc swoj e
ciała.
– Kochaliście się? – zapy tał Rom an.
Anna zaprzeczy ła, j ednak on nie do końca j ej wierzy ł. Przestał traktować j ą j ako przy szłą
towarzy szkę ży cia, nabierał do niej dy stansu, ale czekał, j ak to się rozwinie.
Pewnego dnia ów znaj om y zadzwonił do Anny, prosząc o spotkanie. Ta opowiedziała o ty m
Rom anowi i dodała, że sam a nie wie, czy chce się z nim widzieć.
– Jeżeli m asz taką ochotę i potrzebę, to j edź. Nie m ogę ci tego zabronić – rzekł m ąż.
Tak też uczy niła, a nawet została z nim na noc w hotelu. Po powrocie opowiadała
szczegółowo, j ak się z nim kochała. Rom an poznał j ą od innej strony ; m ało tego – gdy wróciła,
poszła do łóżka i poprosiła go, aby się z nią położy ł. Wziął j ą j ak prosty tutkę. Od tej pory traktował
j ą j ak obiekt seksualny, starał się wy gasić wszelkie uczucie do niej , które j eszcze gdzieś w nim
drzem ało.
– Musiałam to zrobić – tłum aczy ła m u się, a on nie rozum iał, dlaczego w ogóle to robi.
Próbowała nawet go przepraszać, m ówiąc, że by ła to pom y łka, że j est j ej głupio, j ednak na
Rom anie nie robiło to j uż żadnego wrażenia.
Mężczy zna w takiej sy tuacj i naj częściej nie wy bacza kobiecie; m oże z nią by ć, ale w duchu
będzie m iał do niej żal. Często taki związek się rozsy puj e – im większe uczucie, ty m
gwałtowniej sze rozstanie. Rom an to wszy stko przeży ł, zastanawiał się, co dalej czy nić, zostać
z nią czy się rozstać. Nie m ieli dzieci, ich związek uczuciowy prawie nie istniał i choć Anna
zabiegała o j ego względy, wzbudzała u niego ty lko litość. Uspokoił się wewnętrznie, lecz od tej
chwili nie zabierał j ej na żadne uroczy stości czy spotkania towarzy skie, została wy łączona z j ego
środowiska. Ży li obok siebie j ak dwoj e obcy ch ludzi; nie prowadzili rozm ów ani dy skusj i, nawet
się nie kłócili. Nastąpił naturalny podział obowiązków dom owy ch. Rom an nie lubił porządków, ale
nawet tego nie okazy wał. Ży li we wzaj em nej sy m biozie bez j akiegoś określonego celu na
przy szłość.
Odejście
Rom an bardzo przeży ł rozwód z pierwszą żoną. Kochał j ą i do tej pory często wspom inał.
Zasy piaj ąc, widział j ą przed oczy m a; m arzy ł, że teraz kładzie się obok niego i przy tula go. Często
o ty m śnił i sprawiało m u to wielką przy j em ność. Kiedy się budził i wracała szara rzeczy wistość,
w której j ego partnerką by ła Anna, często dochodziło wtedy do zbliżeń. Rom anowi wy dawało się,
że kocha się z tam tą kobietą. Nigdy nie wspom inał o ty m Annie. Po pewny m czasie doszedł do
wniosku, że nie będzie dąży ł do rozstania; by ło m u w tej sy tuacj i wy godnie. Miał kobietę i to
znacznie m łodszą, która nie stwarzała żadny ch problem ów z seksem , co stanowiło ważny, a m oże
i podstawowy elem ent ich związku. Zakładał z góry, że wcześniej czy później zacznie go zdradzać,
czekał na ten m om ent, licząc, że m oże sam a odej dzie. Ona j ednak nie wspom inała nigdy
o rozstaniu. Małżeństwo to by ło dla niej pewną stabilizacj ą – j ako m ężatka by ła zupełnie inaczej
odbierana przez środowisko. To by ło dla niej ważne.
Anna w roli rozwódki stanowiłaby pewne zagrożenie dla inny ch m ałżeństw, ponieważ żony
nie m ogły by by ć wtedy pewne, czy ich m ężowie nie oglądaj ą się za tą wolną j uż kobietą.
Zdawała sobie sprawę, że przez część środowiska, w który m się obracała, m ogłaby zostać
odtrącona, znała tę sy tuacj ę i ty m bardziej robiła wszy stko, aby dalej by ć m ężatką. Nawet m im o
tego, że tak naprawdę j ej m ałżeństwo istniało j uż ty lko na papierze.
Rom ana natom iast niepokoiła sy tuacj a, j aka wy tworzy ła się wokół j ego osoby ; j ego
nadgorliwość nie by ła akceptowana przez pozostały ch współpracowników. O ile w pierwszej fazie
j ego pracy wszy scy podwładni by li m u ży czliwi, teraz wy czuwał pewną izolacj ę. Mniej by ło
spotkań towarzy skich, m niej ploteczek, nawet Agata się do niego prawie nie odzy wała. Jej
sprawy załatwiała koleżanka, z którą dzieliła pokój . Sy tuacj a ta by ła dla niego niepokoj ąca
i przy pom inała m u poprzednią pracę, w której na zasadzie awansu pozby to go się, przenosząc do
innej j ednostki banku.
Zaczął zastanawiać się, czy j est w stanie dokonać j akiej ś zm iany w swoim sposobie
zachowania i wy elim inować cechy, które poprawiły by j ego odbiór przez współpracowników.
Podj ął próby zm iany swoj ego image; by ł m ężczy zną czterdziestoletnim , który ubierał się bardzo
trady cy j nie: m ary narka, biała koszula, krawat; przez zm ianę stroj u chciał zbliży ć się do
podwładny ch. Chciał odzy skać swoj ą pozy cj ę w towarzy stwie, wciąż j ednak by ł dy rektorem , co
narzucało m u pewne zachowania. Traktowany by ł j ako zwierzchnik, nie kolega z pracy. Bał się
kum plostwa, przez co w ty m środowisku dalej by ł obcy. Często zastanawiał się nad swoim ży ciem
– sm uciło go j ego drugie nieudane m ałżeństwo i fakt, że pom im o dobry ch wy ników w pracy, nie
by ł lubiany. Nie m ógł sobie poradzić z problem em akceptacj i.
Coraz częściej zastanawiał się też nad stanem swoj ej psy chiki. Nie zależało m u j uż na żonie,
nie przej m ował się j ej zdradam i, przestał j ą kochać. W pracy nie by ł lubiany ani nawet
akceptowany. Wszy stko to powodowało, że wciąż odczuwał przy gnębienie i ogólną apatię.
Zbliżał się czas urlopu. Rom an nie wiedział nawet, j ak go wy korzy stać. Mógł j echać do
rodziców, ale m y śl tę szy bko odrzucił. Praca w polu przy sianokosach niezby t go pociągała. Czuł
j ednak, że za wkład rodziców w j ego wy kształcenie j est im coś winien. Chciał im coś dać, nawet
sy m bolicznie. Anny tam nie chcieli, od początku czuli do niej niechęć.
O urlopie rozm awiał z Anną, lecz nie wspom niał j ej o wy j eździe na Hel, gdzie bank m iał
piękny dom wczasowy, a powiedział j edy nie o wy j eździe do rodziców. Anna m iała trudności
w uzy skaniu urlopu. Któregoś dnia po przy j ściu z pracy Rom an zakom unikował j ej , że zam ierza
poj echać nad m orze, ponieważ potrzebuj e relaksu i spokoj u. Po m inie Anny widać by ło, że nie
j est z tej decy zj i zadowolona.
Zbliżał się koniec m ałżeństwa Anny. Po powrocie z urlopu Rom an przeprowadził z nią
rozm owę, oświadczaj ąc, że prakty cznie nic ich nie łączy – ani uczucie, ani wspólne
zainteresowania – i uważa, że m ałżeństwo to by ło pom y łką. Krótki okres znaj om ości nie pozwolił
im wy starczaj ąco się poznać. Mężczy zna złoży ł pozew o rozwód.
Po dwóch m iesiącach oczekiwań sąd za obopólną zgodą udzielił im rozwodu; by li wolni.
Anna wy prowadziła się z m ieszkania Rom ana i wróciła do rodziców. Znalazła się w m iej scu,
w który m nigdy nie chciała by ć. Nie by ła w stanie m y śleć o poszukiwaniu nowego partnera;
znalazła się w błędny m kole. Wróciła do korzeni.
Po raz kolej ny ży cie stawało się dla niej ciężarem ; traciła grunt. Okazy wane w pracy
współczucie przeważnie m iało fałszy wy odcień. Niby wszy scy j ej współczuli, ale plotkowano, że
m ężczy zna się na niej poznał. Ty powa zaściankowość. Anna zdawała sobie sprawę, że m usi się
z tego towarzy stwa uwolnić; groziła j ej następna ży ciowa ucieczka. Po nocach, które często
by wały bezsenne, nie m iała ani siły, ani ochoty do pracy. By ła wewnętrznie rozbita. Coraz
częściej sięgała po alkohol i czuła, że m ały m i krokam i zbliża się do niej depresj a. Wiedziała, że
nie uda j ej się z tego uwolnić. Dość często nawiedzały j ą m y śli sam obój cze. Rodzina zm usiła j ą
do pój ścia do psy chiatry. Leki psy chotropowe ty lko częściowo złagodziły j ej stany depresy j ne.
Psy chiatra poradził j ej również zm ianę pracy oraz zakazał spoży wania alkoholu.
Po kilku dniach Anna zadzwoniła do Bolka. By ła ogrom nie rozżalona i opowiedziała m u
o wszy stkim , co j ą dręczy. Mężczy zna wy słuchał j ej i oświadczy ł, że dalej j ą kocha i j eśli chce,
to m oże się do niego wprowadzić. Zapewnił, że niczego od niej nie chce, i poinform ował, że
przestał pić. Ta wiadom ość ukoiła nieco Annę i pozwoliła j ej raz j eszcze m ieć nadziej ę na lepsze
j utro.
Pewnego razu, będąc w Warszawie na zakupach, Anna weszła do okazałego sklepu z odzieżą
dam ską. Rozm awiaj ąc ze sprzedawczy nią, w pewnej chwili zauważy ła wy chodzącego z zaplecza
Mietka. Zdziwienie m alowało się na ich twarzach. Poczuli się nieswoj o.
Mietek nie wiedział, co m a powiedzieć.
– Witam cię – odezwał się po chwili. – Jak tu trafiłaś?
– Przez przy padek – odrzekła. – A co u ciebie sły chać?
– Nic szczególnego; m ałżonka konty nuuj e studia, teściowa wy chowuj e córeczkę, a j a
pracuj ę w ty m sklepie.
– Czy j esteś szczęśliwy ?
– Chy ba tak – odpowiedział niepewnie.
Anna więcej nie py tała; nie by ło sensu. Po chwili ze sm utną m iną wy szła ze sklepu. Pewien
etap j ej barwnego ży cia zakończy ł się. Zastanawiała się, czy m ogła nim inaczej posterować. Czy
w który m ś m om encie m ogła zm ienić j ego bieg...
Pozostawiam ten problem Czy telnikowi.