sadnowoczesny.pl
Integrować – co, z czym i po co?
Jolanta Szaciłło
Co to jest produkt ekologiczny, wiedzą wszyscy. A co to jest Integrowana Produkcja?
Mieszczuch zapytany o to zastanawiał się, czy chodzi o połączenie jabłka z gruszką, czy
też o zjednoczenie prac sadowników, na przykład niemieckich i polskich. Nie trzeba się
dziwić nieświadomości przeciętnego klienta. Takie terminy jak Integrowana Produkcja,
integrowana ochrona, Dobra Praktyka Rolnicza, różnice wymogów między nimi a
poszczególnymi certyfikatami niejasne są nawet dla samych sadowników.
Temat to ważki, zważając na fakt, że zgodnie z projektem dyrektywy Parlamentu
Europejskiego i Rady ustanawiającej ramy wspólnotowego działania na rzecz
zrównoważonego stosowania pestycydów państwa członkowskie mają zapewnić powszechne
wdrożenie ogólnych zasad integrowanej ochrony roślin przez wszystkich profesjonalnych
użytkowników środków ochrony roślin od 1 stycznia 2014 roku.
Zacznijmy od definicji
Integrowana Produkcja jest to system prowadzenia gospodarstw, zabezpieczający produkcję
wysokiej jakości żywności i innych produktów, wykorzystujący zasoby naturalne i
mechanizmy regulujące w miejsce środków stanowiących zagrożenie oraz w celu
zabezpieczenia
zrównoważonego
rozwoju.
Oczywiście
nieodzownym
elementem
Integrowanej Produkcji, obok uprawy, nawożenia, doboru odmian i przechowywania, jest
integrowana ochrona roślin. Według Międzynarodowej Organizacji Biologicznego
Zwalczania (IOBC), integrowana ochrona roślin to zwalczanie organizmów szkodliwych
przy użyciu wszystkich dostępnych metod zgodnie z wymaganiami ekonomicznymi,
ekologicznymi i toksykologicznymi, które dają pierwszeństwo naturalnym czynnikom i
progom ekonomicznego zagrożenia. Natomiast według Organizacji Narodów Zjednoczonych
ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), integrowana ochrona roślin to wykorzystanie wszystkich
dostępnych metod i technik z zachowaniem ochrony środowiska w celu utrzymania populacji
agrofaga na poziomie, który nie zagraża spowodowaniem nieakceptowanych ekonomicznie
uszkodzeń lub strat. Można zatem powiedzieć, że integrowana ochrona roślin zakłada
zmniejszenie do minimum stosowania środków chemicznych i zastąpienie ich, w miarę
możliwości, niechemicznymi metodami zwalczania – biologicznymi, hodowlanymi,
agrotechnicznymi czy mechanicznymi.
Mówiąc wprost
Lapidarnie ujmuje to Maciej Majewski, niezależny doradca: Tak dużo, jak potrzeba, i tak
mało, jak się da (chemicznych środków ochrony roślin). Więc jak chronić uprawy? Przede
wszystkim metodami biologicznymi i agrotechnicznymi, a dopiero wówczas, gdy nie dają one
oczekiwanych rezultatów, sięgnąć po chemię. A jak ma się do tego produkcja
konwencjonalna – wobec coraz większych ograniczeń używania środków ochrony roślin? –
Produkcja konwencjonalna musi spełniać wymagania wielu przepisów, między innymi ustaw
o ochronie roślin oraz o nawozach i nawożeniu – informuje Małgorzata Surawska, dyrektor
Departamentu Hodowli i Ochrony Roślin MRiRW. – Dziś „zwykłe” uprawy bazują przede
wszystkim na chemicznej ochronie. Kontroli podlega prawidłowość stosowania ś.o.r. w
sadnowoczesny.pl
oparciu o ewidencję zabiegów i badania pozostałości substancji czynnych. Sprawdza się, czy
producent przeszedł obowiązkowe szkolenie w tym zakresie oraz czy zabieg wykonuje
sprzętem systematycznie badanym (co 3 lata). Kodeks Dobrej Praktyki Rolniczej wskazuje, jak
zrealizować wymogi prawa w gospodarstwie rolnym. Jest to zbiór zasad gospodarowania
gwarantujących wyprodukowanie bezpiecznej żywności przy uwzględnieniu warunków
ś
rodowiskowych. Stosowanie się do tych zasad jest w szczególności kontrolowane u rolników
starających się o wsparcie finansowe.
Jeszcze mniej „chemii”?
Jak wiadomo, ochrona nie jest łatwa w sytuacji, kiedy tak wiele preparatów zostało
wycofanych. – To, co najgorsze, mamy już za sobą – kontynuuje dyrektor Surawska. – W
2008 roku było zarejestrowane niespełna 650 środków ochrony roślin, dziś jest ich już ponad
850. Sytuację na pewno poprawi tak zwane strefowe wzajemne uznawanie zezwoleń. Wówczas
cykl rejestracji znacznie się skróci i asortyment środków na unijnym rynku się ujednolici. Czy
jednak jest pewne, że rolnik będzie miał do dyspozycji więcej możliwości chemicznej
ochrony roślin? Przepisy unijne, które będą obowiązywały od 2014 roku, wymuszają
konieczność stosowania innych dostępnych metod (agrotechnicznych, postępu biologicznego,
odporności roślin). Jeśli nie dadzą one odpowiednich rezultatów, wówczas można sięgnąć po
ś
rodki chemiczne, w pierwszej kolejności te, które powodują najmniejsze skutki uboczne dla
ludzi, organizmów niebędących celem ich działania i środowiska. Co prawda nieznajomość
prawa nie zwalnia od odpowiedzialności, lecz czy przeciętny człowiek może zorientować się
we wszystkich przepisach, zrozumieć ich hermetyczny, urzędowy język?
Przetłumaczą „na nasze”
– Planujemy od 2011 roku uruchomić interaktywny portal, którego budowa zakończy się w
2015 roku. Będzie tam pełna wiedza o zaleceniach integrowanej ochrony; w pigułce dla
mniejszych producentów, wyczerpująca dla pozostałych i doradców. Umożliwimy rolnikom
kontakt z naukowcami i urzędnikami – zapowiada dyrektor Departamentu Hodowli i Ochrony
Roślin. Czy zdążymy ze wszystkimi przygotowaniami do 1 stycznia 2014 roku? Grzegorz
Gorzała z PIORiN jest sceptyczny. – Na wstępie wskazane byłoby sprawdzenie, jak robi to
stara Unia i – zgodnie z art. 14 p. 5 Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady
2009/128/WE z 21 października 2009 roku – sformułowanie odpowiedniej zachęty dla
przestrzegania zasad integrowanej ochrony. Miejmy nadzieję, że zdążymy z przygotowaniami
do czasu, który został określony w Dyrektywie. – Na pewno do 2014 roku zdążymy z
wdrożeniem systemu integrowanej ochrony, to znaczy, że do tego czasu zostaną opracowane
między innymi zalecenia, system szkoleń doradców, udoskonalimy go dla prowadzących obrót
i wykonujących zabiegi oraz zmodyfikujemy system kontroli i nadzoru – wyjaśnia dyrektor
Surawska. – Ale to nie oznacza, że do roku 2014 uda się wyegzekwować wprowadzenie tych
wymogów w każdym gospodarstwie. Zanim każde gospodarstwo będzie działało zgodnie z
tymi zasadami, upłynie jeszcze trochę czasu. Podobnie było z wdrażaniem powszechnego
obowiązku badań opryskiwaczy, które trwało 10 lat mimo szerokiej kampanii informacyjnej.
Teraz mogę zapewnić, że wszyscy ci, którzy już dziś prowadzą Integrowaną Produkcję,
spełniają przyszłe wymogi UE.
sadnowoczesny.pl
Idea czy fixe?
Integrowana ochrona jest bowiem elementem Integrowanej Produkcji. IP wymaga dodatkowo
stosowania metod agrotechnicznych i doboru nawożenia w oparciu o badania gleby.
Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa postawiła wobec IP duże wymagania.
Kontrole zaś są szczegółowe i regularne. Ale przecież konwencjonalna produkcja też jest
kontrolowana. – „A może na mnie trafi?” – tak myśli wielu sadowników i przestrzega
obowiązującego prawa – przypuszcza Małgorzata Surawska. – W razie negatywnych wyników
wyrywkowych kontroli na początku udziela się pouczenia, dopiero potem sięga się po
mandaty. Mniej kosztowne jednak jest stosowanie się do przepisów. – W 2005 roku
obserwowaliśmy zachłyśnięcie się IP. Szkolenia były bezpłatne. Sam certyfikat kosztuje 17 zł –
wylicza Grzegorz Gorzała. – Badania pozostałości związków chemicznych są refinansowane
w dopłatach, zwracane są wydatki na pułapki feromonowe, literaturę fachową, tablice lepowe
i składki na rzecz grupy producenckiej. Rolnicy liczyli zapewne jednak na dopłaty takie, jak
na Zachodzie. Mimo naszych wniosków w PROW ustalono dopłaty nie od hektara, a od
gospodarstwa. Na ekologię – produkcję hobbystów dla hobbystów – poszły zaś bardzo duże
kwoty ze wspólnych dla obu działów pieniędzy.
– Środków na wsparcie IP jest rzeczywiście za mało. Będziemy ponownie poszukiwać różnych
możliwości dofinansowania (uwzględniając reformę Wspólnej Polityki Rolnej po 2013 roku) –
obiecuje Małgorzata Surawska. – Prawdą jest, że IP to ideał, do którego należy dążyć.
O wyższości jednego nad drugim
Po co więc producent ma już dziś wkładać więcej pracy, by sięgać tego ideału, szczególnie że
certyfikat IP jest tylko niejako „dyplomem honorowym”, a GlobalGAP otwiera drzwi sieci
supermarketów?
– Integrowana Produkcja jest uczciwa, zdrowa dla konsumenta i dla środowiska. GlobalGAP
to procedura, która chroni tyłek supermarketów – ocenia sadownik Jacek Szmidt. – Gdyby
coś było nie tak, to po sądach nie ich będą ciągać.
– Integrowana Produkcja to produkcja rozsądna – dodaje Maciej Majewski.
– Odnoszę wrażenie, że 60% znaczących sadowników prowadzi ją, nie zdając sobie z tego
sprawy. GlobalGAP ma jedynie znaczenie handlowe, to międzynarodowe wymogi stworzone
przez sieci handlowe. Wprowadzono je (a właściwie ich poprzednika, czyli EurepGAP) po
epidemii choroby szalonych krów. Zdobycie takiego certyfikatu jest coraz łatwiejsze i tańsze.
Trzeba też opłacać coroczny audyt.
– IP to filozofia produkcji – dodaje Jacek Gabrysiak, sadownik posiadający certyfikat
zarówno IP, jak i GlobalGAP.
– Trzeba myśleć o wszystkim, nie tylko o wymogach stawianych przez kupującego, ale i
zdrowych glebach, wodzie. Żebśmy i my, i nasze dzieci jedli zdrowo i żyli w zdrowym
ś
rodowisku. Global- GAP tylko zaleca ochronę środowiska, zaś drobiazgowo śledzi całą
drogę od sadu na półki sklepowe. Interesuje się, czy ktoś w czasie produkcji chorował, czy są
odpowiednie warunki sanitarne, a nawet – czy w toaletach jest papier toaletowy.
– To jeszcze nic w porównaniu z wymogami brytyjskiego certyfikatu BRC – śmieje się Maciej
Majewski. – Tam, jeśli nożyczki nie leżą na swoim miejscu, przekopuje się całą halę w ich
poszukiwaniu, a krany należy zamykać łokciem – jak na sali operacyjnej.
Czy Integrowana Produkcja jest ekonomicznie opłacalna?
sadnowoczesny.pl
– Mając certyfikat Integrowanej Produkcji, można zaoszczędzić na kosztach spełniania
wymogów GlobalGAP – zdradza Maciej Majewski.
– W końcu badania pozostałości są w Integrowanej Produkcji refundowane, być może uda
się też dofinansować usługi doradcze, a szkolenia (jeśli ponownie będą bezpłatne) pomogą w
podniesieniu jakości produktów i ulepszeniu samej produkcji. Małgorzata Surawska uważa, że
Integrowaną Produkcję mogą wymusić konsumenci. Tylko... kto o niej wie.