Warszawa/Praga Numer 1 (1)/2002
Witamy !
Bohema powstała jako spontaniczna inicjatywa kilku przyjaciół - Polaków i Czechów. Zrodziła
się w zupełnej pustce, jaka panuje w kontaktach kulturalnych między naszymi sąsiadującymi
ze sobą krajami. A ponieważ życie nie znosi próżni, postanowiliśmy zrobić pierwszy krok i
chociaż o pół metra przybliżyć do siebie Pragę i Warszawę, Kraków i Brno, Liberec i Wrocław,
Katowice i Ostrawę.
Chcemy, żeby Europa przestała wreszcie przypominać wielki wieżowiec, w którym każdy
zamyka się w granicach swojego mieszkania i nie zna nawet najbliższych sąsiadów. Jesteśmy
przekonani, że o bliskości między ludźmi decyduje nie tyle wolny przepływ kapitału, dóbr i
usług, co przede wszystkim swobodny przepływ kultury.
Na stronach Bohemy znajdziecie polską i czeską literaturę, muzykę, wywiady z ciekawymi
ludźmi, artykuły o wzajemnych kontaktach, atrakcjach turystycznych i o wszystkim, co składa
się na codzienną rzeczywistość życia w Czechach i w Polsce.
Miłej lektury.
PS. W miarę rozwijania się Bohemy będziemy poszerzać zakres tematyczny naszego pisma.
Jesteśmy też otwarci na Wasze uwagi i propozycje.
Wasza redakcja
W pierwszym numerze Bohemy znajdziecie m.in. następujące teksty:
Literatura:
opowiadania Piotra Ka i Orlanda Bukowskiego
4 wiersze czeskiego poety Radka Fridricha
1 wiersz tajemniczej ALE
Językowe ABC:
lekcje języka polskiego i czeskiego
artykuł O stereotypach bez końca
Muzyka:
Wywiad z rockandrollowym zespołem Trzyczwarte
Turystyka:
atrakcje polskich Mazur (spływ kajakowy rzeką Krutynią)
oraz piękno i zabytki Czeskiego Krumlova
1
W numerze pierwszym proponujemy opowiadania:
Piotr Ka
Całkiem możliwa historia
Od początku wiedział, że jest synem bożym. Choć ludzie pukali się w czoło i naśmiewali się z
niego. Nazywali go bękartem. I wytykali palcami jego matkę, która miała nieślubne dziecko i
mówiła, że to za sprawą anioła.
Wytrzymywał to wszystko przez trzydzieści lat, aż w końcu któregoś dnia wstał od stołu i nie
wrócił już do domu. Ani do rodzinnego miasta. Zaczął nauczać, bo słyszał w sobie ten głos.
Mówił o królestwie, jakiego na ziemi nigdy nie było. I o tym, że nie ma śmierci. I wszystko jest
sprawiedliwe, bo nad światem czuwa ojciec. I że władza cesarza przeminie, jego pałace
zamienią się w ruinę, a bogactwa stracą wartość. I tylko słowo będzie trwać.
I wierzył w to wszystko. Bo tak mu mówił ten głos, który w nim zamieszkał.
Ale kiedy żołnierze zaczęli przybijać go do krzyża, ogarnął go zwierzęcy strach. Nagle
zrozumiał całe szaleństwo eksperymentu, na który się poważył. Głos milczał. A gwoździe
przebijały ciało. Rany na plecach po biczowaniu rwały i piekły. A on nie zdołał nawet nauczyć
żadnego ze swoich uczniów chodzić po wodzie. I trzeba będzie odejść tak jak wszyscy.
Zdechnąć jak pies obsiadnięty przez muchy. A przecież ma dopiero trzydzieści trzy lata.
Zaczął się wyrywać żołnierzom. Krzyczał i błagał, żeby go wypuścili, bo jest gotów odwołać to,
co mówił. Bo zrozumiał swój młodzieńczy błąd. Ale żołnierze pochodzili z obcej ziemi. Nie
zrozumieli ani słowa z tego, co mówił. Jeden z nich trzasnął go na odlew ręką w twarz. Żeby
się zamknął. I jeszcze mocniej wbili gwoździe. A jemu włosy zjeżył strach. Pocił się i płakał.
Miał pełny pęcherz.
Z dołu na wszystko patrzył Jan. Stał za daleko, żeby słyszeć słowa swojego mistrza. Ale widział
jego wysiłki i jego walkę. A potem, kiedy podnieśli krzyż, zobaczył jego spokój. Wielki
kamienny spokój, który musiał pochodzić z nadludzkiej siły. I z przekonania o nieśmiertelności
nauki, którą mistrz głosił aż do śmierci. I Jan pobiegł do reszty uczniów uskrzydlony
przykładem mistrza. Nie słyszał jego rozpaczliwego krzyku "Eli, lama sabakthani", tylko biegł.
Bo miał dla tych, co jeszcze pozostali przy życiu, radosną nowinę.
Piotr Ka
Prawda Sp. z o.o.
Mówi ci coś nazwisko Zdeniek Srokal? Nie? Ale do kina chyba chodzisz, nie? No to pewnie
słyszałeś o Autentycznej charakteryzacji? Nie? Rany, w jakim świecie ty żyjesz? Nie jesteś
wcale na czasie! No dobra, to ci powiem, co to jest ta Autentyczna charakteryzacjaâ. Tylko,
żebyś mi potem nie jęczał, że nie możesz zasnąć, bo ci się śnią horrory. Od czego by tu
zacząć? Może od samego Zdeńka Srokala. Facet robi jako charakteryzator w naszej wytwórni.
Cool gość, mowię ci. Nie żaden pedzio, co się bawi przed lustrem pędzelkami albo szminkami.
Zdeniek to prawdziwy twardziel. Jego specjalnością są kije bejsbolowe, spluwy i kosy. Każda
broń. Jak mówi nasz prezes, Konrad Lan Gusta: ludzie chodzą do kina, nie po to, żeby się
nudzić, tylko żeby zobaczyć PRAWDZIWĄ krew. I PRAWDZIWE rany. Nikt się już nie da złapać
na lipę w stylu Rambo czy Terminatora, gdzie grali sami kaskaderzy. I każdy z nich udawał, że
ktoś go zabił albo zranił. Całkiem jak dzieci w piaskownicy: "Tratatata! Tomek, nie żyjesz!
Poddaj się!"
Nasza wytwórnia, PRAWDA Sp. z o.o., nie bawi się w takie dziecinady. W naszych filmach
wszystko dzieje się NAPRAWDĘ. Wiem coś o tym, bo pracuję tu jako pielęgniarz. Wystarczy, że
reżyser pokaże na aktora i powie: "Zdeniek, masz załatwić aktorowi piękne limo pod okiem. A
potem jeszcze poderżnąć mu nożem gardło. To jest walka na śmierć i życie"
I wtedy Zdeniek wkracza do akcji. Najpierw upewnia się, czy dobrze zrozumiał reżysera, bo
szkody na materiale ludzkim są często nieodwracalne. Dlatego Zdeniek pyta:
- Pod którym okiem ma być to limo? Lewym czy prawym? I jeszcze przejedziemy nożem po
szyi, tak?. - Zdeniek podwija rękawy koszuli i kiwa palcem na pobladłego aktora. - Podejdź
bliżej, słoneczko... A teraz pochyl trochę głowę. Nie tak... Ciut wyżej. O, tak trzymaj! - I nagle:
Jeb! Bęc! Łubudu! - ręka Zdeńka nigdy się nie myli. Pod okiem aktora puchnie wielka śliwa.
2
Zdeniek nie traci czasu i wyjmuje nóż, żeby dokonczyc dzieła. Szyja aktora rozwiera się jak
pysk wołu. Chlusta z niej krew. PRAWDZIWA krew! Nie żadne tam farbki. Aktor przez chwilę
zwija się i charczy przed kamerą jak zarzynany prosiak. Potem jest koniec ujęcia i asystent
reżysera krzyczy do nas, pielęgniarzy:
- Zróbcie coś z nim!
Podobnie jest, kiedy kręcimy film historyczny.
- Zdeniek, walczysz na topory z dwoma przeciwnikami. Jednemu masz uciąć rękę. A drugiemu
rozwalisz czaszkę. Aż tryśnie mózg. Jasne?
Zdeniek już się rozgrzewa. Wywija toporem kilka młyńców.
- Tylko uważaj, żeby mi kamery nie zachlapało! - krzyczy operator.
- Spoko! Spoko! - Zdeniek jest profesjonalistą w każdym calu i nie zdarzają mu się wpadki.
- A dałbyś radę załatwić ranę brzucha? - pyta rezyser. - Tak, żeby bebechy wypłynęły na
wierzch.
- Wszystko się da zrobić! - mówi Zdeniek i pyta aktora: - A nie za dużo dziś jadłeś, złotko?
Żeby się nam kadr nie zapaskudził. Bo trzeba by powtarzać całą scenę. A nie mam już
aktorów... Gotowy? No to wypinaj bandzioch. - Ostra maczeta zatacza w powietrzu łuk i tnie po
bladym brzuchu aktora: Ciach! Mlecznobiałe jelita, wypływają jak śliskie wnętrzności ryby. Są
wyszywane krwistymi niteczkami żyłek.
Asystent reżysera łapie tubę i krzyczy do nas:
- Zróbcie coś z nim, chłopaki!
W czasie gdy my niesiemy aktora do karetki, Zdeniek szykuje się już do następnej sceny.
Trzeba mu przyznać, że jest cholernie dobry w tej robocie! Wynajmowaliśmy mu już nie raz do
pomocy różnych komandosów, rzeźników albo policjantów. Ale żaden z nich nie miał
profesjonalnego podejścia do materiału ludzkiego. Widać było, że to mięczaki albo amatorzy.
Przychodzili na plan filmu podpici albo naćpani. Mówili, że drżą im ręce, kiedy mają odrąbać
komuś rękę albo głowę przed kamerą.
Ostatnio zaczęli pisać o nas w gazetach. Że niby nie powinno się robić Autentycznej
charakteryzacji, bo to niebezpieczne dla aktorów. Ale żaden dziennikarz nie wspomniał, że do
ekstremalnych scen angażujemy tylko więźniów-recydywistów. Samych najgorszych mętów
skazanych na karę śmierci. Mamy na to papier z ministerstwa. Nasz prezes, Konrad Lan Gusta,
dostał zgodę od samego premiera czy innej szychy. I wiesz co ci powiem? Więźniowie często
sami zgłaszają się do Autentycznej charakteryzacji. Dlaczego? Bo im się to opłaca. Pięć minut
strachu, o jedną rękę albo nogę mniej - ale za to darują im wyrok. Mogą legalnie wyjść z
więzienia. A do tego ich nazwiska są wyświetlane w czołówce filmu. Obok największych gwiazd!
No i sam powiedz, czy to nie genialny pomysł? Biznes jest biznes. Wszyscy na tym
korzystamy: i ja, bo mam robotę, i ty, bo możesz oglądać swoje ulubione filmy, i Zdeniek
Srokal, bo się realizuje w swoim zawodzie. Ludziska kupują bilety i biją brawo. Nic dziwnego,
że konkurencja aż zgrzyta zębami z zazdrości. Ale na razie nikomu nie udało się przebić naszej
Autentycznej charakteryzacji. Podobno w Hollywood próbują kręcić takie filmy. Ale to wszystko
jest nielegalne, bo prawa autorskie do Autentycznej charakteryzacji ma tylko nasza wytwórnia!
(copyright: Wytwórnia Prawda Sp. z o.o.)
Piotr Ka
Pierwszy raz
Nauczycielka od biologii mówiła, że pierwszy raz jest bardzo ważny. Bo potem wiele od tego
zależy. I że powinno się to robić w jakimś spokojnym miejscu. I w ogóle z całą tą oprawą.
Adam nigdy jeszcze nie miał dziewczyny. I było mu głupio, kiedy kumple przechwalali się, jak
obracali różne laski. Za każdym razem kiedy szedł na jakąś imprezę, obiecywał sobie, że teraz
już na pewno wyrwie jakąś pannę. I dzisiaj też tak miało być. Ale impreza już dogorywała, a
on ciągle był dziewicą. Nie znał tu prawie nikogo, a kumpel, który go tu zaciągnął, zmył się z
jakąś blondynką. W dużym pokoju tańczyły jeszcze trzy pary snując się przy wolnej muzyce
jak zjawy. W kiblu ktoś rzygał, aż echo odbijało się od muszli. A w otwartym oknie siedział na
parapecie krępy koleś z farbowanymi blond włosami. Palił dżointa i patrzył w czarną otchłań,
która była pod nim.
Adam zgarnął ze stołu butelkę cudem ocalałego wina i poszedł do przedpokoju. Usiadł pod
lustrem, oparł się plecami o ścianę i popijał prosto z butelki. Wino miało mocny, cierpki smak.
Za którymś łykiem zbyt gwałtownie przechylił butelkę i oblał sobie koszulę. Było mu już
3
wszystko jedno. Co z tego, że podobała mu się tamta blondyna z dużym dekoltem, kiedy
nawet do niej nie podszedł. Stchórzył. A ona w końcu poszła z Tomkiem. Taka dupa! Wyobraził
ich sobie liżących się gdzieś w bramie i aż go skręciło w środku. Będzie mógł aż do bólu walić
konia i myśleć o jej sterczących cyckach! Jak tak dalej pójdzie, to nigdy w życiu nie wyrwie
żadnej laski...
Usłyszał jakieś głosy dobiegające z pokoju obok przez nie domknięte drzwi.
- Kurwa, nie mogę! Nie staje mi!
- No co ty! Pomóż sobie ręką.
- Kiedy mi nie chce stanąć, rozumiesz? Za dużo wypiłem. Kurwa, nie mogę! Taka okazja!
Adam przysunął się do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Serce mu waliło. Oni TO robią! Dwaj faceci?
- No, spróbuj jeszcze raz.
- Nie mogę, kurwa! Lepiej ty się za nią weź. A ja zaczekam.
- Nie, ja nie chcę. Ona jest cała zarzygana. Niedobrze mi się robi, jak na nią patrzę.
- Przecież nie musisz jej całować. Zamknij oczy. Albo ją czymś przykryjemy.
- Nie chcę. Nie znoszę smrodu rzygowin. Bueee!
- Cicho, mała, cicho. Kurwa, chyba się budzi! Jeszcze narobi krzyku. Spadamy stąd!
- Ty, ale wstąpimy jeszcze do nocnego, dobra? Mam chęć się nawalić.
- Ja też. Nie daruję sobie takiej okazji!
Drzwi otworzyły się i z pokoju wyszło dwóch chłopaków. Wysoki rudzielec i niski, cherlawy
brunet, który zatoczył się i oparł o ścianę. Nawet nie spojrzeli na Adama, tylko podeszli do
drzwi wyjściowych, otworzyli je i już ich nie było. Adam odczekał chwilę nasłuchując w
napięciu. Ale nic się nie działo. Nieszczęśnik w kiblu przestał wymiotować. Z dużego pokoju
dobiegał miękki, kołyszący głos Marleya śpiewającego No woman, no cry. Adam postawił pustą
butelkę na podłodze, podniósł się i wszedł do pokoju. Mdłe światło latarni ulicznej wpadało
przez okno i osiadało na ścianie bladą plamą. Na łóżku na wprost drzwi leżała na wznak
dziewczyna z rozrzuconymi rękami. Obok jej głowy na tapczanie czerniała wielka plama
rzygowin, w których taplały się jej długie włosy poprzetykane resztkami jedzenia. Dziewczyna
miała pończochy opuszczone aż na kostki. Podwinięta spódnica odsłaniała jej nagie uda.
Potężne i blade. Jasne, przezroczyste koronkowe majtki opinały jej wypukły wzgórek łonowy.
Adam podszedł bliżej, patrzył i chłonął ten niepojęty widok całym sobą. Przywarł dłonią do
ciepłego, miękkiego uda dziewczyny. Nie poruszyła się nawet. Przejechał dłonią po jej udzie i
dosięgnął majtek. Serce waliło mu jak opętane. Erekcja rozsadzała mu spodnie. Zaczął
zdzierać z niej majtki. Rozpiął rozporek i obejrzał się za siebie, czy nikt nie idzie. Zaczął dźgać
dziewczynę swoim interesem, ale nie mógł się do niej dostać. W końcu pomógł sobie ręką i
wreszcie udało mu się. Zaczął poruszać się w przód i w tył. Wsunął jej ręce pod bluzkę i
namacał wielkie, rozlane pod biustonoszem piersi. Miętosił je w rękach i poczuł, że coś go
ponosi, porywa, odbiera resztki świadomości. To było jak jazda pełnym gazem na motorze. I
coraz szybciej, szybciej!
Nagle dziewczyna przekręciła głowę i zabełkotała:
- Uueehrrrłłłghh...
Adam skamieniał. Od głowy przez całe ciało oblał go jakby wrzątek. Na chwilę znieruchomiał.
Ale było już za późno, żeby przestać. Jakby ktoś w jego ciele poruszył mały kamyczek, który
dał początek niepohamowanej lawinie.
- Cicho, mała - zaszeptał. - Błagam, nie rób mi tego! - i obejrzał się za siebie, czy nikt nie
wchodzi do pokoju.
- Ueerrłłłghh! - zabełkotała głośniej dziewczyna. Adam przyspieszył i wylał się w nią cały.
Kiedy się z niej podnosił, niechcący wsadził rękę w rzygowiny. Wstrząsnął się z obrzydzeniem,
wytarł dłoń o dywan i zapiął rozporek. Ale ten drobiazg nie popsuł mu humoru. W końcu tyle
lat na to czekał! Udało się! Udało! - krzyczał w duchu wycofując się chyłkiem z pokoju.
Wracając do domu ciągle jeszcze nie mógł uwierzyć, że to się stało. Nigdy nie myślał, że tak
łatwo zostać prawdziwym facetem.
Piotr Ka
ur. 1973, studiował filozofię i psychologię na Uniwersytecie Warszawskim oraz na Karl
Eberhardts Universität w Trewirze. Opublikował kilka opowiadań w prasie literackiej.
Wyróżniony w I edycji konkursu młodych dramaturgów Stołecznego Centrum Edukacji
Kulturalnej. Mieszka w Warszawie. W wolnych chwilach amatorsko rozwija kontakty polsko-
czeskie.
4
Orland Bukowski
Czas
Lubię siedzieć w domu. Lubię siedzieć w jednym miejscu. Mogę tak siedzieć godzinami i
patrzeć w jeden punkt. Nie czuję, żebym tracił czas. Wręcz przeciwnie, drażnię się z czasem,
wkurzam go tym siedzeniem, aż wreszcie daje on za wygraną i przestaje upływać. Zegary biją
komu innemu, a ja jestem, siedzę i jestem. Dobrze jest tak czuć swoją obecność. Czuć każdy
fragment siebie, od czubka nosa, po elektron w mózgu. Kontrolować bieg wydarzeń, trzymać
czas na smyczy. Bez jakiegokolwiek wysiłku, wszystko jasne...
Kant nigdy nie ruszył się z Królewca. Sokrates opuścił Ateny tylko na kilka tygodni, by wziąć
udział w wojnie. Rodzice ! Powściągnijcie nerwy widząc, że Wasze dzieci siedzą bez ruchu. To
nie one tracą czas...
...a tak postrzegamy czas pijąc przez trzy dni bez przerwy : wódkę "Siwuchę", piwo
"Królewskie", domowe wino Tomasza, whiskey "Jack Daniels". Wykres przed - stawia 23
minuty.
Orland Bukowski
Wesele kanibali
Na małej wyspie, gdzieś w okolicy południowego Pacyfiku, kultywuje się ciekawy zwyczaj. Mały
skrawek ziemi z paroma palmami i plażą, zamieszkują kanibale, którzy dobro społeczne
przedkładają nad indywidualne uczucia wobec jednostek. W związku z tym, każda młoda para,
która zdecyduje się na ślub, po hucznej ceremonii zostaje podana jako główne danie
weselnego przyjęcia. Może to i barbarzyńcy, ale za to mają zerowy odsetek rozwodów !
Orland Bukowski
ur. 1974, absolwent wydziału filozofii oraz Centrum Studiów Latynoamerykańskich
Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie doktorant w Szkole Nauk Społecznych Polskiej Akademii
Nauk, pisze pracę o idei wpływu sztuki na ewolucję form społecznych w polskim modernizmie.
Zwolennik szeroko pojętych, niekomercyjnych działań artystycznych.
5
POEZJA:
Radek Fridrich
Kąpiel
Zawiązał jej oczy czarnym szalikiem i zaprowadził do swojego domu.
Wannę napełnił w trzech czwartych wodą i nawrzucał do niej pełne garście mahoniowo
zabarwionych kasztanów.
Potem zaprowadził dziewczynę do łazienki, rozebrał i wsadził do wody.
Cała się chwiała, gdy opadała na wodne pierzyny.
Kasztany dziko toczyły się po powierzchni i lekko uderzały w białe brzegi wanny.
Powoli namydlał ją i stał nad nią, dopóki woda nie ostygła.
Kiedy wycierał jej wspaniałe ciało i zakładał miniaturowe ciuszki,
czuł jak jej strasznie szybko bije serce.
Chciała powiedzieć coś drżącym głosem, położył jej dłoń na usta i uciszył jej oczekiwanie.
Wyprowadził ją przed dom i zdjął jej z oczu chustkę tak nagle, że aż oślepił ją płomień światła
Odwrócił się szybko i odszedł.
Radek Fridrich
Żybrzyd obserwuje gerontów
Obserwuję gerontów już od lat. Są ich tu pełne miasta. Funkcjonują w gromadach.
Utrzymują się z przecen w globalnych centrach handlowych. Wiecznie narzekają. Drobią pod
siebie zielone kacze gówna.
Śmierdzi i cuchnie im z ust. Często mają laski, sztuczne zęby i brązowe siatki pełne
dziwacznych rzeczy. Są okropnie upierdliwi, wredni, bojowo nastawieni i namiętnie miłują
repety.
Nie wiem, skąd się w nich to bierze. Tacy starzy a ciągle tak chciwi. Ich nienasycenie przejawia
się przede wszystkim w obżarstwie, bo ciągle się zaokrąglają. W starszym wieku (nawet i tu
trzeba rozróżniać kilka typów gerontów według wieku) często się u nich ujawnia obniżony próg
zahamowań. Tym sposobem powracają do lat dziecięcych, szczególnie niesmaczne jest to w
sprawach seksualnych. Przyzwyczaiłem się do tego, że rzucają się na siebie nawet w miejscach
publicznych. Ich spółkowanie jest w większości krótkie jak u królików, jednakże w kilku
przypadkach zauważyłem także dłuższe okresy. Odwróceni tyłem do siebie chłeptali świeży
śnieg, śmiali się z obsmarowanymi ustami. Nieraz musiałem ich z pomocą innych odrywać od
siebie, baliśmy się, że zamarzliby w tym postkoitalnym stanie w silnym mrozie. Kiedy myślę o
nich wieczorem w łóżku, żałuję, że już wcześniej nie zacząłem studiować ich zachowań. W
średnim wieku jest już trochę za późno myśleć o doktoracie. Przy pierwszym wyrwanym zębie
myślę o tym, ile jeszcze czasu minie, nim stanę się jednym z nich.
Radek Fridrich
Lubię: pomarańczowy kolor, czwartkową gazetę z dodatkiem kulturalnym, muzykę gitarową,
kostki cukru, zielone bukowe lasy, kobiety kierujące tramwajami, marznące zimowe poranki,
czarne skórzane buty, ciepły dotyk ręki, The Cure, sztuki plastyczne, espresso z dwoma
kostkami cukru i mlekiem, powolne pociągi, pofałdowany teren wokół Łaby, skały z piaskowca,
Wiedeń, wszystkie rasy psów, niebieskie dżinsy, zapach dzieci za szyją, Dogmę 95, chodzić
wszędzie na czas, wielkie białe kobiety, książki, błąkanie się, oświetlone domy, torby na ramię,
papierosy, przytulne knajpy, Twin Peaks, zapach Davidoff, radiowe audycje literackie, cyfrę 7,
babcine zęby, secesyjne domy z datą, kormorany, Dolský mlýn, wszystkich twórców kolaży,
Literaturę na Świecie, czarno-białe zdjęcia, fasolę, czarne skarpetki, listy, ekspresyjne słowa,
jazdę na rowerze, krótką fryzurę, Drezno, poezję, ziemię stawów i sosen, zniszczone
6
niemieckie cmentarze, wraki samochodów, czerwone wino, budowy tras szybkiej kolei, zapach
szafki ojca, Becketta, Pereka, Cortazara, Borgesa, Iggy Popa, Michaux, Václavka, Linharta,
zrywanie paznokci, pisanie, spanie, opowieści z lekcji tańca, bezkompromisowość, koszule w
kratę, parowce, piwo Bernard, gorące letnie dni, grzmiący głos Vokulki...
Radek Fridrich
Blokowiskowe obserwowanie Żybrzyda
I co on sobie myśli. Mieszka tu krótko, nie mówi dzień dobry na przystanku, w autobusie ciągle
czyta. Nawet nie patrzy, kto wsiada. Nie rozmawia o ogródku. Tylko tak podniesie wzrok i dalej
sobie czyta. Nie jeździ samochodem. Ta jego żona ciągle kieruje. To pewnie jakiś
postrzeleniec. Dużo jeździ na rowerze, o nietypowych porach.
Ogląda dziwne filmy, podobno pisze wiersze a co ma w domu na ścianach, takie dziwne
obrazy, kolaże, czy jak się to tam zwie. Ma minę, jakby nigdy nic, nie chodzi do tutejszej
knajpy. Dziwnie patrzy, jakby nas ciągle obserwował, jakby nam robił zdjęcia, jakby sobie robił
notatki o nas.
Radek Fridrich
ur. 1968 w Děčíně, gdzie dotąd mieszka. Pracuje na uniwersytecie w Usti nad Łabą w katedrze
Bohemistyki. Wydał kilka zbiorów poezji m.in. Pra, W ogrodzie Bredovskich, Erzherz, Mowa
martwych. Oprócz poezji tworzy też kolaże i frotaże. W wolnych chwilach objeżdża i opisuje
zniszczone niemieckie cmentarze w północnych Czechach.
ALE
Ogrody lata
Uśmiechy
Ten specyficzny układ warg
Radosne roześmiane twarze
W skrytości jawne
intymne znaki
Barwy
Liście i kwiaty pachnące na ich sukienkach
Skarbce kolorów
po stokroć wzbogacone
słońcem
i wiatrem i śmiechem
Ciała
Namacalne, mocne granice
i miękkość
Natarczywa pełnia cielesności
i wdzięk
Ciała wibrujące, gorące...
Uśmiechy, barwy, ciała
Czemu przyszło mi żyć
w cieniu zakwitających dziewcząt
ALE
osoba ukrywająca się pod tym pseudonimem urodziła się w drugiej połowie XX wieku,
ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje jako psycholog. Ma liczne
zainteresowania, szczególnie kulturą i historią Polski i innych krajów, ale w wolnych chwilach
umiejętnie traci czas.
7
JĘZYKOWE ABC
Jana Kępska
Słowa, słówka, słóweczka
Pierwsza lekcja - Te najbardziej zdradliwe:
Nasze języki są do siebie bardzo podobne. Ale czasami paradoksalnie utrudnia to konwersację,
w rezultacie czego Polacy i Czesi rozmawiają ze sobą po angielsku albo niemiecku. Jeśli chcecie
tego uniknąć, zapoznajcie się z naszym językowym ABC!
Początki bywają trudne, ale jeśli macie ochotę, pośmiejcie się razem z nami w pierwszej lekcji
z tego, co wydaje się nam zabawne w języku naszych sąsiadów.
"Cha, cha, cha, przecież u nich to jest zupełnie na odwrót!"
po czesku - po polsku
starý chléb - czerstwy chleb
čerstvý chléb - świeży chleb
To voní! - To pachnie!
To páchne! - To śmierdzi!
had - płaz
plaz - gad
jahodový dort - truskawkowy tort
borůvkový dort - jagodowy tort
"Cha, cha, cha, to chyba nie to!"
po czesku - po polsku
obchod - sklep
sklep - piwnica
pivnice - knajpa z piwem
směnárna - kantor
kantor - nauczyciel
akademik - osoba pracująca na uniwersytecie
kolej - akademik
dráhy, železnice - kolej
"Uważajcie na faux pas!"
po czesku - po polsku
slečna - panna
panna - dziewica
západ - zachód
záchod - ubikacja
hledat - szukać
š...at - piep...ć
Jana Kępska
ur. 1977 w Děčíně. Ukończyła germanistykę i geografię na wydziale pedagogicznym
Uniwersytetu w Ústí nad Łabą. Działała w czesko - polsko - niemieckiej organizacji studenckiej
Janua-GFPS. Obecnie mieszka w Warszawie. W wolnych chwilach jest tłumaczką oraz
redaktorką Bohemy.
8
ALE
O stereotypach bez końca
Krótka refleksja językowa:
Stereotyp to według definicji słownikowej skrótowy, uproszczony obraz
rzeczywistości, utrwalony przez tradycję i bardzo trudno ulegający zmianom.
Rozbijam to słowo na dwie cząstki: typ - to jakiś model, wzorzec, ustalona
postać; stereo - kojarzy się jednak z pewną wielością. Wolałabym termin
monotyp.
***
Pamiętam dobrze pierwszą "dorosłą" książkę w moim życiu. W czarodziejski,
melancholijno - ironiczny i delikatny sposób otwierała przede mną świat nowych,
"poważnych" problemów:
miłości i zdrady, samotności, przyjaźni, tajemnicy, zbrodni, siły plotek. Książką
tą, którą zawsze wspominam z uśmiechem i wdzięcznością, była powieść
Vladimira Neffa "Trzynasta komnata". Gdy tylko skończyłam ją czytać,
zaczynałam od początku, wreszcie znałam ją na wyrywki. Po kilkunastokrotnej
lekturze byłam gotowa do następujących deklaracji: 1) bardzo lubię Czechów, to
niezwykle interesujący i sympatyczni ludzie, 2) szaleję na punkcie literatury
czeskiej.
W tamtym czasie, co prawda, nie znałam osobiście żadnego Czecha, a jeśli
chodzi o literaturę, to nie miałam nawet pojęcia np. o Bohumilu Hrabalu.
***
Byłam niedawno w podróży, zwiedzałam Toskanię, region Włoch. Po całodziennej
wizycie w pięknym miasteczku wsiadam z kilkoma koleżankami - Polkami do
autobusu. Czekając na odjazd, rozmawiamy. Kierowca, zainteresowany obcą
mową, pyta nas, skąd jesteśmy: czy z Ukrainy? Odpowiadamy: Nie, nie z
Ukrainy, z Polski! Kierowca uśmiecha się: Ah! Polonia! Voi avete papa! (Ah!
Polska! To wy macie papieża!). Tak, zgadza się, kiwamy głowami, może
rozmowa się rozkręci? Ale nie, kierowca nie wie już nic więcej o Polsce, po chwili
wysiada z pojazdu.
We Włoszech wiele razy byłam uczestniczką takich sytuacji. Polska - to papież,
Polacy - to katolicy, z niczym więcej się tam nie kojarzyliśmy, naprawdę!
Niektórzy - wykształceni, po studiach - nie wiedzieli, gdzie ta Polska jest, nie
słyszeli o Krakowie, nie wiedzieli, kim jest Kwaśniewski i nie pamiętali już o
Wałęsie.
***
Nie piszę tego przeciwko Włochom. Po powrocie zadałam sobie nieco trudu, by
się zorientować, co "przeciętna Polka" wie na temat Włoch. Proszę, oto efekt:
Włochy - wspaniały klimat, zawsze ciepło, świetna kuchnia: pizza, makarony... I
to wszystko. A Włosi, jacy są? - Przystojni, romantyczni, namiętni i
nieodpowiedzialni. Tylko jedna z zapytanych osób na początku zastrzegła się, że
właściwie to nie wie, bo nie zna żadnego Włocha, ale i ona zaraz powtórzyła ten
schematyczny zestaw cech.
***
Umysł człowieka nie lubi próżni, postawiony przed problemem, poszukuje
odpowiedzi. Do tej skłonności często jeszcze dokłada się druga: nie lubimy
przyznawać się do niewiedzy. W ten sposób NIEWIEDZA łatwo staje się
powodem powstania lub utrwalania stereotypu.
Bardzo łatwo w puste miejsce wprowadzić obraz fałszywy lub szczątkowy. Nauki
społeczne dopracowały się już wielu teorii na temat źródeł stereotypów i
przyczyn ich trwałości. Niektórzy badacze podkreślają z optymizmem, że choć
9
stereotypy są nieuniknione (bo np. ze względu na ograniczone możliwości
poznawcze musimy upraszczać docierające do nas bogactwo informacji), to
jednak są zmienne (np. stereotyp Murzyna w USA bardzo zmienił się na korzyść
w ciągu ostatniego półwiecza). Moim zdaniem z mnogości koncepcji zwycięży
oczywiście teoria "eklektyczna", głosząca, że wszystkie możliwe do wyobrażenia i
zbadania przyczyny są lub mogą być ISTOTNE. Zaś niezależnie od wielości
przyczyn, sądzę, że najbardziej ZBĘDNE są te stereotypy, które wynikają z
niewiedzy.
***
Czasami stereotypy są potrzebne. Służą nam w łatwym i szybkim, choć
pobieżnym, definiowaniu siebie i innych. Stanowią ważny element naszej
tożsamości społecznej. Pozwalają umieścić siebie i swoją grupę na pozycjach:
lepszy-gorszy od innych. To z kolei może wzmacniać nasze poczucie wartości lub
mobilizować do wysiłku, by dorównać "lepszemu". Ciekawe, że stereotypy
dotyczące sąsiednich narodów są zazwyczaj gorsze od tych odnoszących się do
narodów zamieszkałych dalej. W Polsce stereotyp Amerykanina czy nawet
Francuza jest korzystniejszy, niż obraz Niemca bądź Rosjanina.
Przydatna jest też świadomość autostereotypów, tzn. uproszczonych poglądów
danych grup na temat ich własnych członków. Na pewno ułatwia to bezpośrednie
kontakty. Jednak wymaga już pewnej elastyczności umysłu, bo autostereotypy
są na ogół bardzo odmienne od stereotypów!
***
Nie chciałabym zatem namawiać do porzucania tych uproszczonych,
zgeneralizowanych opinii, jakie mamy o sobie i innych. W szkole powtarzano
nam: nie myślcie stereotypowo. Miało to znaczyć: nie myślcie w sposób
szablonowy, odtwórczy, schematyczny. Wtedy stereotyp był dla mnie
prawdziwym postrachem. Dziś wydaje mi się, że wystarczyło namawiać nas:
Myślcie. Postrachem jest brak myślenia, brak krytycyzmu i niewiedza.
Chciałabym nie ustawać w śledzeniu własnych stereotypowych poglądów. Być
świadomą tego, że są. Wiedzieć, jakie treści zawierają. A równocześnie stale je
modyfikować. Można to osiągnąć- twierdzą psychologowie- przez powiększanie
wiedzy o innych, przez wzajemne kontakty i współpracę. A także przez przyjęcie
postawy: To, co inne, wzbogaca mnie, a nie szkodzi mi. Dodałabym jeszcze: To,
co inne, bywa ciekawe.
Od lat "poprawni" politycy lansują ideę wielokulturowości, jako sposób na
zgodne i dla wszystkich korzystne współistnienie mniejszości i większości
narodowych w państwie. Miałoby to polegać na umożliwieniu mniejszościom
nieskrępowanego rozwoju ich kultury, zachowywania tradycji i języka. Od
jakiegoś czasu popularne stało się także hasło "małych ojczyzn"- regionalnych
czy lokalnych środowisk, które spaja coś, co mają wspólnego. Niezależnie od
szerszych, może trochę sztucznych, wspólnot narodowych, i niezależnie od
istniejących, może czasem przypadkowych, granic państwowych.
Zdarza się niestety i tak, że obojętna na ludzkie sprawy przyroda pokazuje nam
umowność naszych granic i zmusza do współdziałania w obrębie jakiejś "małej
ojczyzny tragedii".
***
Piszę do "Bohemy" po polsku. Wiem, że zostanie to przełożone na czeski. Wiem,
że teksty obcojęzyczne zostaną przetłumaczone na polski. Piszę od siebie, po
swojemu. Ktoś napisze od siebie, o sobie. Czegoś się dowiem. Może odkryję coś
wspólnego, a może coś nowego, innego, ciekawego. Podoba mi się ten pomysł.
Jeśli już muszą być stereotypy, to niech one będą jak najbardziej "stereo".
10
MUZYKA - wywiad z grupą Trzyczwarte:
Zespół Trzyczwarte zajął drugie miejsce na - patronowanym przez serwis rockmetal.pl -
festiwalu "Stacja Woodstock 2001". Grupa zaprezentowała się bardzo korzystnie, a atmosfera
ich występu zapewne zapewniłaby im nagrodę publiczności, gdyby takowa była przyznawana.
Przedstawiamy Wam wywiad z dwoma muzykami z Trzyczwarte - Tomaszem (perkusistą) oraz
Łukaszem (śpiewającym gitarzystą).
Bohema: Powiedzcie, co oznacza nazwa "Trzyczwarte"?
Tomasz: 3/4 to pojemność butelek (w litrach), w których w Polsce sprzedawany jest pewien
popularny napój. Ma on wiele wspólnego z rock'n'rollem. Jako
rock'n'rollowcy zajmujemy się między innymi konsumpcją owego
napoju.
Łukasz: Poza tym nasza nazwa nawiązuje też do muzyki klasycznej. Na
przykład walc jest grany na 3/4. Dzięki temu nazwę naszego zespołu
można różnie interpretować, jest ona wieloznaczna, jak wszystko w
rock'n'rollu.
Mówicie o sobie, że jesteście rock'n'rollowcami. Ale czy w dzisiejszych
czasach warto grać rock'n'rolla?
Łukasz: Nie tylko dzisiaj, ale zawsze jest sens grać rock'n'rolla,
ponieważ jest to najlepsza muzyka, jakiej dochowała się ludzkość.
Jaka jest sytuacja kapel rock'n'rollowychw Warszawie?
Łukasz: Na rynku warszawskim obecnie dominują dyskoteki i lokale, w których muzyka leci z
taśmy. Właściwie nie ma klubów, które organizowałyby koncerty. Zespołów jest wiele, są
dobre, ludzi, którzy oczekują tego typu imprez też jest niemało, ale jakoś nie ma tej inicjatywy
ze strony lokali.
Wasz zespół to kwartet - dwie gitary, bas, perkusja... A kto śpiewa w Trzyczwarte?
Łukasz: W zasadzie w zespole jest dwóch wokalistów - Jarek i ja... Nasza koncepcja polega na
tym, żeby rozkładać śpiew na dwie osoby, przez co zyskujemy inne brzmienie. Śpiewamy
różnie - czasem w dwugłosie, czasem na zmianę.
Nie przeszkadza Wam to, że oprócz śpiewania dodatkowo jeszcze obaj
gracie na gitarach?
Łukasz: Nie, jakoś sobie radzimy.
Jak długo istnieje zespół?
Łukasz: Ten skład - Jarek, Ozzy, Tomasz i ja - jakieś pół roku.
Wcześniej był inny basista - Sławek i w tamtym składzie zaczęliśmy
około roku temu. Dalszych zmian składu raczej nie planujemy, obecnie
staramy się wykorzystać jak najlepiej to instrumentarium, jakie mamy.
Dlaczego gracie? Co najbardziej pociąga Was w muzyce?
Łukasz: Ja po prostu uwielbiam atmosferę, która tworzy się podczas koncertów, uwielbiam
ludzi, którzy ze mną grają i tych, dla których gram... Myślę, że to wszystko sprawia, że
chcemy to robić i będziemy na pewno robić to jak najdłużej się da.
Tomasz: Koncerty sprawiają nam olbrzymią frajdę, dużo większą na pewno, niż praca w studio.
Poza tym nasze koncerty kończą się zazwyczaj również bardzo... rock'n'rollowo - zgodnie z
ideą, która tkwi w naszej nazwie (śmiech).
Jaki materiał wykonujecie? Stracie się skupiać na własnej twórczości, czy raczej przerabiacie
znane utwory?
11
Łukasz: Od początku pracujemy nad własnym materiałem, w repertuarze koncertów pojawiają
się najwyżej 2 covery. Liczymy głównie na własny materiał, to on jest zawsze głównym
punktem naszych występów.
Tomasz: Inspirujemy się właściwie klasyką rocka - od Rolling
Stonesów, przez Deep Purple, Lynyrd Skynyrd. Drzemią w nas
również wpływy Toma Waitsa czy Franka Zappy... Nie znaczy to,
że to wszystko słychać w naszej twórczości, ale na tym się
wychowaliśmy.
A co dajecie od siebie, żeby nie powielać mistrzów?
Łukasz: Staramy się nadać naszej muzyce tożsamość. To, na co
kładziemy nacisk, to właśnie ten podwójny wokal, który może brzmieć ciekawie i oryginalnie,
stosujemy czasami nieparzyste rytmy, które do typowego rock'n'rolla raczej nie pasują...
Nasuwają mi się dla porównania takie zespoły, jak Cry Of Love albo Gov`t Mule. Proponują one
trochę nową definicję muzyki rockowej, jest to taka nowa fala amerykańskiego rocka, pod
którą się niejako podpisujemy jako zespół polski.
Jaką uwagę poświęcacie prezencji scenicznej?
Łukasz: Image sceniczny to jak dla mnie sprawa podstawowa. Trzeba przyciągać uwagę ludzi
nie tylko muzyką. Bardzo pomocne są tu bezprzewodowe systemy do gitar elektrycznych,
które pozwalają muzykom na totalną swobodę, nie ograniczoną kablami. Można biegać, stawać
na głowie...
Tomasz: ...pokazać d... (śmiech)
W jednym z Waszych tekstów wykorzystaliście wiersz klasycznego już poety, Jana Brzechwy...
Łukasz: Tak, jest on dla mnie niejako "czwartym wieszczem", a tekst, który wykorzystaliśmy
to "Leń". Ten tekst propaguje lenistwo, co jest potrzebne w dzisiejszych czasach, kiedy
wszyscy są ciągle zapracowani, wszyscy tylko gonią za pieniądzem. Poza tym staramy się pisać
sami, konkretnie ja napisałem wszystkie teksty. Zawsze staram się ująć w nich własne
poglądy, a zarazem poglądy uniwersalne, które by dotyczyły
również innych ludzi.
A co jest dla was ważniejsze - muzyka, czy może przesłanie,
jakie niesie ona z sobą?
Łukasz: Jak dla mnie najważniejsza jest równowaga. Nie
chcemy, żeby muzyka była tłem dla głoszonych myśli, tak samo
jak nie chcemy robić muzyki, do której śpiewa się o byle czym.
Tomasz: Rock'n'roll jest raczej stylem życia, więc wszystko musi
się kleić do siebie, musi pasować...
A jak wyobrażacie sobie wielką karierę współczesnego zespołu rock'n'rollowego, na miarę
kariery The Beatles czy Rolling Stonesów?
Łukasz: Myślę, że scenariusz każdej wielkiej kariery pisze życie i ciężko jest ją w jakikolwiek
sposób przewidzieć. My do takiego typowego stereotypu szalonych rock'n'rollowców trochę
może nie pasujemy - pokończyliśmy studia, nawet całkiem poważne kierunki - ale żyjemy
ciągle tak, jakbyśmy mieli po 17 lat.
Tomasz: To jest podstawa, żeby się nie zestarzeć, nie "zdziadzieć", nie koncentrować się tylko
na zrobieniu kasy i nie zostać starym pypciem w kapciach. Młodość jest istotą rock'n'rolla.
Czy jest coś co wyróżnia Waszą muzykę od innych kapel rockowych?
12
Łukasz: Trudno określić, co konkretnie może nas wyróżniać, ale jak widzę tę atmosferę na
naszych koncertach, jak ludzie wychodząc po naszym występie nucą sobie refren kawałka
"Trzyczwarte"... myślę, że coś w tym jest.
Dzięki za rozmowę i życzymy owocnego grania!
13
TURYSTYKA - W tej rubryce będziemy Wam przedstawiać propozycje wycieczek w
ciekawe miejsca zarówno w Polsce jak i w Czechach. Przy czym za każdym razem
będą to atrakcje turystyczne, które sami odwiedziliśmy, widzieliśmy na własne oczy i
sprawdziliśmy na własnej skórze (oraz kieszeni).
POLSKA: Mazury - spływ kajakowy rzeką Krutynią
Mazury są nazywane "krainą tysiąca jezior". Pomiędzy
Mikołajkami - stolicą Mazur, Mrągowem a Rucianym-Nidą
przebiega jedna z najpiękniejszych tras wodnych w Polsce:
szlak rzeki Krutyni. Liczy on ok. 100 km (6 dni spokojnego
płynięcia kajakiem) i można go oczywiście dowolnie skracać
lub wydłużać - w zależności od upodobań i czasu, którym
dysponujemy.
Atrakcje szlaku to: malownicza rzeka Krutynia, możliwość
zobaczenia wielu gatunków ptaków i roślin (czaple, łabędzie,
bociany, kaczki, a nawet unikalny orzeł bielik), jeziora
Mazurskie - raj dla miłośników wędkowania, pływania
jachtem i wodnych szaleństw, piękne krajobrazy, czysta woda, wiele spokojnych i cichych
zakątków.
Ceny za wypożyczenie kajaka: 22 - 25 PLN za dobę.
Noclegi: 5 - 13 PLN za osobę na biwakach i kempingach (w
zależności od standardu).
Dojazd: autobus Warszawa - Mrągowo (z Dworca
Zachodniego) lub pociąg.
Trasa: proponujemy zacząć
w Sorkwitach, w stanicy
wodnej PTTK - potem
jeziorami Lampasz, Dłużec,
Białe, Zyzdrój, Mokre -
płynąć aż do rzeki Krutyni (najpiękniejszy odcinek trasy) -
która zaprowadzi nas do jeziora Bełdany i do miejscowości
Ruciane-Nida, gdzie w stanicy PTTK można zdać kajaki, a
potem w miejscowym porcie zjeść rybę i napić się taniego
piwa.
Informacje: Bardziej szczegółowe informacje znajdziecie w internecie (np. pod hasłem
"Krutynia")
CZECHY: Czeski Krumlow
Zabytkowe miasto w południowych Czechach ma naprawdę
wiele do zaoferowania. Zacznijmy od dominanty całego
miasta: zamku Czeski Krumlow. Nieprzypadkowo cały ten
kompleks historyczny został zapisany w poczet światowego
dziedzictwa kulturowo-przyrodniczego UNESCO. Dla
odwiedzających przygotowano dwie trasy do zwiedzania -
ukazujące wnętrza zamkowe z XVI, XVII i XIX wieku. Można
obejrzeć również renesansową wieżę zamkową z tarasem
widokowym oraz unikalny w skali światowej barokowy teatr,
w którym ciągle odbywają się przedstawienia! Atrakcją dla
dzieci z pewnością będą zamkowe niedźwiedzie umieszczone
w tzw. niedźwiedziej fosie między I a II dziedzińcem. W międzyczasie można odpocząć w
ogrodzie zamkowym.
Zamek, zamkowy teatr i wieża są otwarte od 1.04 do 31.10; codziennie z wyjątkiem
14
poniedziałków.
Ogród zamkowy otwarty jest codziennie od kwietnia do października (darmowy wstęp).
Pójdźmy dalej. Czeski Krumlow oferuje wiele innych atrakcji kulturalnych. Należy do nich
EGON SCHIELE ART CENTRUM, które na powierzchni 3000 m2
prezentuje sztukę XX wieku oraz dzieła współczesnych
czeskich i miedzynarodowych twórców. Miłośnicy Egona
Schielego znajdą tu całoroczną wystawę jego akwareli i
szkiców oraz dokumentację o jego życiu i twórczości.
Otwarte: codziennie, w godz. 10.00 - 18.00
Muzeum figur woskowych będzie zarówno atrakcją dla tych,
co chętnie wracają do czasów renesansu i chcieliby poznać
członków rodu Rožmbergów, Habsburgów oraz odwiedzić
pracownię alchemiczną - jak i dla tych, którzy nie lubią
opuszczać współczesności. Ekspozycja obejmuje figury woskowe wielu osobistości czeskiej i
światowej kultury i polityki.
Otwarte: codziennie od 9.00 - 20.00 godz.
Dom czeskiej fotografii - kolejna ciekawa galeria prezentująca twórczość najlepszych czeskich
autorów.
Otwarte: codziennie od 9.00 - 18.00 godz.
Bardzo niezwykłym przeżyciem dla Was może być wizyta w kopalni grafitu. Czeski Krumlow
należy do najstarszych miejsc, w których wydobywa się grafit - cenny towar eksportowy.
Zwiedzający mają tu niepowtarzalną możliwość zjechania kopalnianymi wagonikami do szybu o
głębokości 70 metrów i zobaczenia, jak wygląda praca w tutejszej kopalni. Kopalnia bowiem
funkcjonuje do dzisiejszego dnia!
Otwarte: w lipcu i sierpniu od 9.00 - 17.00 godz. oraz w maju,
czerwcu, wrześniu i październiku - wyłącznie na zamówienie.
Aż dopóźnych godzin wieczornych możecie delektować
sięniepowtarzalną atmosferą wąskich brukowanych uliczek,
przytulnych sklepików z tradycyjnymi czeskimi wyrobami szklanymi,
porcelaną, kamieniami półszlachetnymi i ceramiką. Możecie też
odwiedzać miejscowe kawiarnie i restauracje. Bogaty program oferują
również teatry, sale koncertowe, festiwale, kluby, dyskoteki, bary i
kasyno...
Bliższe informacje dostępne są na znakomicie sporządzonych stronach
internetowych Czeskiego Krumlowa: www.ckrumlov.cz
Infocentrum: www.ckrumlov.cz/infocentrum
Serwis turystyczny: www.ceskykrumlov-info.cz
15