Ernest Hemingway
–Digital Publishing: 20 listopada, 2013 12:59 PM - Modification, Shade
WZGÓRZA JAK BIAŁE SŁONIE
Przełożył Bronisław Zieliński
–-
(z 49 opowiadań)
-
Wzgórza po przeciwległej stronie doliny Ebro były podłużne i białe. Z tej strony nie
było cienia ani drzew i dworzec stał w słońcu pomiędzy dwoma torami kolejowymi. Tuż
przy jego ścianie leżał gorący cień budynku, a w otwartych drzwiach bufetu dworco-
wego wisiała zasłona, z nanizanych na sznurki paciorków bambusowych, jako ochrona
od much.
Amerykanin i jego towarzyszka siedzieli przy stoliku, w cieniu przed budynkiem. Był
upał; ekspres z Barcelony miał nadejść za czterdzieści minut. Zatrzymywał się na tym
rozjeździe dwie minuty, po czym ruszał dalej, do Madrytu.
– Czego się napijemy? – zapytała dziewczyna. Zdjęła kapelusz i położyła go na sto-
liku.
– Ależ upał! – powiedział mężczyzna.
– Napijmy się piwa.
– Dos cervezas – zawołał mężczyzna w stroną zasłony.
– Duże? – spytała z progu obsługująca kobieta.
– Tak. Dwa duże.
Kobieta przyniosła dwa kufle piwa i dwie filcowe podkładki. Położyła je na stoliku,
na nich ustawiła kufle i przyjrzała się mężczyźnie i dziewczynie. Dziewczyna spoglądała
w stronę pasma wzgórz. Bielały w słońcu, a cała okolica była brunatna i wyschnięta.
– Wyglądają jak białe słonie – powiedziała.
– Nigdy nie widziałem białego słonia. – Mężczyzna popijał piwo.
– Bo nie mogłeś.
– Owszem, mogłem – odparł mężczyzna. – To że ty tak twierdzisz, jeszcze niczego
nie dowodzi.
Dziewczyna spojrzała na zasłonę z paciorków.
– Coś tu jest namalowane – powiedziała. – Co to znaczy?
– Anis del Toro. To taki trunek.
– Może byśmy spróbowali?
Mężczyzna zawołał przez zasłonę:
– Proszę pani!
Z bufetu wyszła obsługująca.
– Cztery reales – powiedziała.
– Poprosilibyśmy jeszcze dwa Anis del Toro.
– Z wodą?
– Chcesz z wodą?
– Nie wiem – odrzekła dziewczyna. – A to dobre z wodą?
– I owszem.
– Ma być z wodą? – powtórzyła kobieta.
– Tak.
– Smakuje jak lukrecja – powiedziała dziewczyna odstawiając szklankę.
– Tak jest ze wszystkim.
– Właśnie – odparła dziewczyna. – Wszystko ma smak lukrecji. Zwłaszcza rzeczy,
na które czekało się tak długo, na przykład absynt.
– Och, dajże spokój.
– Tyś zaczął – odpowiedziała. – Mnie to bawiło. Było mi bardzo przyjemnie.
– Więc spróbujmy tak zrobić, żeby nam znowu było przyjemnie.
– Dobrze. Właśnie próbowałam. Powiedziałam, że te wzgórza wyglądają jak białe
słonie. Czy to nie pomysłowe?
– I owszem.
– Chciałam spróbować tego nowego trunku. Przecież właściwie tylko to robimy, no
nie? Oglądamy różne rzeczy i próbujemy nowych trunków.
– Chyba tak.
Dziewczyna spojrzała na wzgórza.
– Ładne są – powiedziała. – Właściwie wcale nie przypominają białych słoni. Miałam
na myśli tylko ich kolor widoczny między drzewami.
– Napijemy się jeszcze?
– Dobrze.
Podmuch ciepłego wiatru przywiał zasłonę z paciorków aż do stolika.
– Dobre to piwo i chłodne – powiedział mężczyzna.
– Doskonałe – odrzekła.
– To naprawdę szalenie prosta operacja, Jig – powiedział mężczyzna. – Właściwie
wcale nie operacja.
Dziewczyna patrzyła w ziemię, tam gdzie opierały się nogi stolika.
– Jestem przekonany, że nie miałabyś nic przeciwko temu, Jig. To doprawdy głup-
stwo.
Po prostu trzeba wpuścić powietrze do środka.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
– Pojedziemy razem i będę przy tobie przez cały czas. Tylko wpuszczają powietrze,
a potem to już idzie zupełnie naturalnie.
– A co zrobimy później?
– Później będzie nam cudownie. Tak samo jak było przedtem.
– Dlaczego tak uważasz?
– Bo to jest jedyna rzecz, która nas trapi. Jedyna rzecz, która odebrała nam radość.
Dziewczyna spojrzała na zasłonę, wyciągnęła rękę i chwyciła dwa sznurki paciorków.
– I myślisz, że wtedy będziemy zadowoleni i szczęśliwi?
– Na pewno. Nie powinnaś się niczego bać. Znam masę kobiet, które to robiły.
– I ja też – rzekła dziewczyna. – I potem wszystkie były takie szczęśliwe.
– No cóż – powiedział mężczyzna. – Jeżeli nie masz chęci, to nie rób. Nie chciałbym
cię do niczego zmuszać wbrew twojej woli. Ale wiem, że to jest całkiem proste.
– I naprawdę chcesz tego?
– Uważam, że to najlepsza rzecz, jaką można zrobić. Ale nie chcę cię zmuszać, jeżeli
naprawdę nie masz ochoty.
– A jeżeli się zdecyduję, to będziesz zadowolony i wszystko będzie jak dawniej, i bę-
dziesz mnie kochał?
– Kocham cię i teraz. Wiesz, że cię kocham.
– Wiem. Ale jeżeli to zrobię, czy znów będzie ci się podobało, jak powiem, że coś
przypomina białe słonie?
– Będę zachwycony. I teraz mnie to zachwyca, tylko po prostu nie mogę się nad tym
zastanawiać. Wiesz, co się ze mną dzieje, kiedy mnie coś trapi.
– A potem nie będziesz się już nigdy trapił?
– Tym nie będę się trapił, bo to całkiem proste.
– Więc to zrobię. Bo nie dbam o siebie.
– Jak to?
– Nie dbam o siebie.
– Ale ja o ciebie dbam.
– O, tak. A ja nie. I zrobię to, i wszystko znów będzie świetnie.
– Więc nie rób, jeżeli tak do tego podchodzisz.
Dziewczyna wstała i poszła ku krańcowi stacji. Po drugiej stronie były pola żyta i ro-
sły drzewa wzdłuż brzegów Ebro. W oddali, za rzeką, widniały góry. Cień obłoku prze-
sunął się po polu; między drzewami ujrzała rzekę.
– I moglibyśmy mieć to wszystko – powiedziała. – Moglibyśmy mieć to wszystko,
a z każdym dniem coraz bardziej to sobie uniemożliwiamy.
– Coś ty mówiła?
– Że moglibyśmy mieć wszystko.
– Możemy mieć wszystko.
– Nie, nie możemy.
– Możemy mieć cały świat.
– Nie.
– Możemy pojechać wszędzie.
– Nie. Świat już do nas nie należy.
– Należy.
– Nie. A kiedy go raz zabiorą, nigdy nie dostaje się go z powrotem.
– Ależ nikt go nam nie zabrał.
– Zobaczymy.
– Wróć w cień. Nie powinnaś tak myśleć.
– Ja w ogóle nie myślę – powiedziała dziewczyna. – Po prostu wiem swoje.
– Nie chcę, żebyś robiła coś, na co nie masz ochoty.
– Ani co nie jest dla mnie dobre – dokończyła. – Wiem. Moglibyśmy napić się jeszcze
piwa?
– Dobrze. Ale musisz zrozumieć...
– Ja rozumiem – powiedziała dziewczyna. – A czy nie moglibyśmy przestać rozma-
wiać?
Usiedli przy stoliku, dziewczyna spojrzała na wzgórza, wznoszące się po wyschniętej
stronie doliny, a mężczyzna patrzał to na nią, to na stół.
– Musisz zrozumieć – powiedział – że wcale nie chcę, abyś to robiła, jeżeli nie masz
ochoty. Jestem najzupełniej gotów doprowadzić całą rzecz do końca, jeśli to ma dla
ciebie jakieś znaczenie.
– A dla ciebie nie ma żadnego? Przecież moglibyśmy dać sobie radę.
– Oczywiście, że ma. Tylko że ja nie chcę nikogo oprócz ciebie. Nie chcę nikogo inne-
go. I wiem, że to zupełnie prosty zabieg.
– Tak; wiesz, że to zupełnie prosty zabieg.
– Możesz sobie tak mówić, ale co wiem, to wiem.
– A zrobiłbyś teraz coś dla mnie?
– Wszystko bym zrobił.
– Więc błagam cię, błagam, błagam, błagam, błagam, błagam, błagam, żebyś prze-
stał mówić.
Nie odezwał się, spojrzał tylko na walizki stojące pod ścianą dworca. Były na nich
nalepki wszystkich hoteli, w których spędzali noce.
– Wcale nie chcę, żebyś to robiła – powiedział. – Nic mi na tym nie zależy.
– Zacznę krzyczeć – powiedziała dziewczyna. Przez zasłonę wyszła kobieta niosąc
dwa kufle piwa, które ustawiła na wilgotnych podkładkach filcowych.
– Pociąg przychodzi za pięć minut – powiedziała.
– Co ona mówi? – spytała dziewczyna.
– Że za pięć minut przychodzi pociąg. Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie do ko-
biety, aby jej podziękować.
– Lepiej zaniosę walizki na drugą stronę dworca – powiedział mężczyzna. Uśmiech-
nęła się i do niego.
– Dobrze. A potem wróć, to dokończymy piwa.
Dźwignął obie ciężkie walizki i poniósł je naokoło dworca, na drugi peron. Popatrzał
na tory, ale nie mógł jeszcze dojrzeć pociągu. Wracając przeszedł przez bufet, gdzie po-
pijali czekający na pociąg. Wypił jedno anis przy barze i przyjrzał się ludziom. Wszyscy
czekali spokojnie. Wyszedł przez zasłonę z paciorków. Dziewczyna siedziała przy stoliku
i uśmiechnęła się do niego.
– Lepiej się czujesz? – zapytał.
– Czuję się świetnie – odpowiedziała. – Nic mi nie brakuje. Czuję się świetnie.
-
-Digital Publishing: 20 listopada, 2013 12:59 PM - Modification, Shade