1
Aleksandra Ruda
„Nekromantka”
V tom serii „Ola i Otto”
Tłumaczenie skrajnie nieoficjalne – ekso
Korekta – czarna_wilczyca
PROLOG
Powiadają, że chwila sławy to cel, do którego dąży mnóstwo
ludzi, ryzykując dla niego swoim życiem albo dokonując wszelkich
głupich czynów w rodzaju ustanawiania nowego państwowego
rekordu w ilości skoków przez skakankę.
Moja - kolejna - chwila sławy nie wydawała się zbyt wielka.
Burmistrz miasta zataił przed bohaterami nagrody, poczekał na koniec
swojej służby i przed wyborami urządził na głównym placu całe
przedstawienie, na którym zebrał wszystkich, którzy w czasie jego
rządów czymkolwiek się wyróżnili. Uzbierał się z nas przyzwoity
tłum. I jak w takich warunkach poczuć się kimś wyjątkowym albo
prawdziwym bohaterem?
Staliśmy na scenie z Ottonem i jeszcze dziesiątką innych osób, które
przyczyniły się do powstrzymania zeszłorocznych napaści
księżycowych martwiaków. Pogoda, która na zamówienie burmistrza
została zmieniona przez magów, była wyjątkowo nieodpowiednia do
spędzania czasu w taki sposób. Słońce zupełnie nie po wiosennemu
piekło okrutnie i raziło w oczy. Dziko pociłam się w oficjalnej szacie
Mistrza Artefaktów a obok mnie ciężko wzdychał Otto. Z okazji
uroczystości do Czystiakowa przybyły nasze rodziny i najlepszy
przyjaciel obliczał sumę, którą będziemy zmuszeni wydać
na świętowanie tego zdarzenia.
2
Moi rodzice sprowadzili ze sobą wszystkich krewnych z Sofipola
i teraz napawali się widokiem ich wykrzywionych przez zazdrość
twarzy. Jak dotąd nikt z naszej rodziny nie dostąpił takiego zaszczytu
jakim jest publiczne odznaczenie. Jakby na to nie patrzeć, to mnie już
nagradzał król i kopia orderu wisiała w salonie rodzinnego domu. Ale
to działo się gdzieś tam daleko, w stolicy, w otoczeniu arystokratów.
Stolica dla zwykłych śmiertelników była czymś bajkowym,
podejrzewam, że niektórzy z moich krewnych myślą, że order
zrobiłam sama, żeby się przechwalać.
A taka uroczystość na placu to zupełnie inna sprawa! Order wręcza
sam burmistrz, na scenie, orkiestra gra hymn, a na wieczór
zapowiedziano fajerwerki. I programiki! Rozdawano jeszcze
programiki, które potem będzie można wsadzić w ramkę po
podkreśleniu imienia ukochanej córki. A potem tak niby niechcący
ucierać tym programikiem nosa wszystkim krewnym, zwłaszcza
stryjecznej cioci, która była przekonana, że nic dobrego ze mnie nie
wyrośnie.
Upał powodował u mnie senność i musiałam powstrzymywać się
przed ziewaniem. Dzisiaj się nie wyspałam. Moi bliscy nadal nie
wiedzieli, że Irga Irronto zdobył tytuł championa w dyscyplinie "Rzuć
Olę" i że już od trzech miesięcy jestem rozwiedzioną kobietą.
Obawiam się, że takie przestępstwo może okazać się dla
prowincjonalnej społeczności czymś znacznie ważniejszym niż jakieś
tam ordery! Całą noc próbowałam wymyślić jak wyjaśnię nieobecność
męża na uroczystości wręczania nagród ukochanej żonie, ale kiedy
spotkałam rodziców rano, okazało się, że nekromanta wysłał do nich
list z ogromnymi przeprosinami za to, że nie będzie mógł towarzyszyć
rodzinie w radosnym wydarzeniu. Pilna praca, co robić! Ten czyn
dodał mu kilka punktów w moich oczach.
Za to na placu obecni byli:
- Żywko, mój dawny wielbiciel, który wciąż nie stracił nadziei,
że wyjdę za niego za mąż;
3
- Blondas Lim, za którego oficjalną narzeczoną byłam uważana (tylko
przez jego rodziców i resztę arystokratycznych wyższych sfer);
- Koledzy, elfy-artefaktnicy, z których jeden darzył mnie czułym
uczuciem, a drugi - odwrotnie;
- Mój ukochany Mentor, magister Bef;
- I – poproszę o werble! - mój były teść, słynny nekromanta Raul
Irronto.
Kiedy zobaczyłam jego wysoką odzianą w czerń postać niemal
zemdlałam z przerażenia. Oto dlaczego Irga ulotnił się z miasta,
żałosny tchórz. Nie chciał spotkać się z tatusiem, który nie wybaczył
synowi ucieczki spod swojego skrzydła z powrotem do mnie,
łajdaczki. Chociaż Bef obiecał przypilnować Raula to gdyby nie moje
liczne artefakty o dużej mocy zostałabym całkowicie obwieszona
przekleństwami. Każde spojrzenie Irronto seniora sprawiało, że moje
artefakty nagrzewały się, ale póki co wciąż wytrzymywały.
- Ola - szepnął Otto – wpadłem na pomysł!
- Genialny? - zapytałam starając się jak najmniej poruszać ustami.
Ottonowi to dobrze, ma brodę i nikt nie zauważy, że nieuprzejmie
rozmawia podczas dumnej przemowy burmistrza.
- Dokładnie! Kolejny genialny pomysł, który nawiedził mnie, kiedy
patrzyłem na twojego teścia.
- Mnie też coś nawiedziło - przyznałam się.
- Czyli dzień nie jest do końca stracony - ucieszył się Otto. - A
obliczenia dzisiejszych wydatków wpędzają mnie w przygnębienie.
Westchnęłam. Ja, oczywiście, marzyłam o tym by stać się sławną
i wielką, ale jakoś w moich marzeniach wszystko to wyglądało
o wiele ciekawiej, piękniej i uroczyściej. A już na pewno marzenia nie
zawierały złośliwego teścia, tłumu krewnych chętnych najeść się na
mój rachunek i nieobecności białego konia, na którym powinnam
uroczyście wjechać do rodzinnego miasta, rozkoszując się okrzykami
4
zachwytu, i obsypywaniem płatkami róż oraz błogosławiąc
pocałunkami niemowlęta.
Burmistrz zakończył przemowę, wytarł łysinę śnieżnobiałą chustką
i sięgnął po listę nagrodzonych. Obok głośno ziewnął jakiś bojowy
mag, którego mgliście kojarzyłam. Z sektora, w którym stała opozycja
miejskiej władzy rozbrzmiały śmieszki. Burmistrz rzucił w tą stronę
takie spojrzenie, że surowe spojrzenia Raula mogły się jedynie
zawstydzić i schować.
Przedstawienie trwało.
Czasami powiadają, że heroicznych czynów dokonujemy nie dla
siebie albo innych ludzi, którym przytrafiło się nieszczęście, ale dla
swoich bliskich. Po to, żeby mogli się oni nami szczycić. Żeby lubili
chociaż ciut-ciut bardziej. Dlatego, żeby matka mogła utrzeć nosa
pyskatym sąsiadkom. Mama, to może i utrze, ojciec poklepie po
ramieniu, a ciotunia wzruszy się do łez, ale ze sławą będziesz musiał
żyć ty. I lepiej, żeby na dyplomie było napisane "wybawca ludzkości"
a nie "zwycięzca w konkursie jedzenia pączków na czas".
Niewdzięczna ludzkość zapomni o tobie następnego dnia, a wątroba
i żołądek będą pamiętać te pączki bardzo długo.
I to już wszystko, co chciała powiedzieć o sławie Wielka, dwa razy
nagrodzona orderami, Olgierda Lacha, (nie)skromny Mistrz
Artefaktów z Czystiakowa.