goniec wolnosci nr 1 2009

background image

już mu nie przeszkadzałem.
Tego faceta nawet jeśli się nie

lubi to się go kocha! Porywał
tłumy, miał plan i ciężko pra-

cował. Rozpad jego zarządu
oraz namaszczenie mnie na

następcę pozostanie chyba na
zawsze jedną z największych
tajemnic KoLibra.

Muszę przyznać, że prezesem

chciałem być od kiedy wstą-
piłem do Stowarzyszenia.

Przez dwa lata byłem na nie-
mal wszystkich Radach, wi-

działem jak to działa od środ-
ka, poznawałem ludzi, dużo

rozmawiałem. Wiedziałem za
co KoLibra kocham, wiedzia-

łem, co mi się nie podoba, co
trzeba zmienić, poprawić. To

brzmi jak slogan, ale KoLiber
to przede wszystkim niezwy-

kli ludzie, takiej atmosfery nie
ma w żadnej innej organizacji.

Przewodzenie tej grupie to
niesamowite doświadczenie i

wielka radość, ale też ogrom
pracy i odpowiedzialności.

Dlaczego zdecydowałem się
na kolejną kadencje? Bo jak

się coś kocha to choćby po-
chłaniało energię i czas dba
się o to z przyjemnością.
Jakie były plany, priory-

tety w działaniach KoLibra
u początków Twojej pierw-
szej kadencji?

– Poprzednie półrocze, to

przede wszystkim szybkie
skompletowanie nowego

Zarządu i dokończenie ka-
dencji.
Dokończenie na str. 3

Michał Wolski: Na począ-
tek, powiedz, co ukształto-

wało twoje poglądy, jak
p r z e b i e g a ł a t w o j a

„kariera” w KoLibrze, dla-
czego KoLiber, a nie inna

o r g a n i z a c j a ?

Marek Morawiak: Rzeczy-
wiście można to nazwać ka-

rierą i to dość błyskotliwą.
Do KoLibra zapisałem się w

lutym 2006 roku, a w maju
2008 byłem już prezesem

Stowarzyszenia. Teraz zosta-
łem wybrany na kolejną ka-

dencję. Ponadto nie jestem
ani z Warszawy, Krakowa czy

Katowic – stolicy 4,5 milio-
nowego województwa, ale

200-tysięcznego miasta. To
przełamuje pewien sposób
myślenia o Stowarzyszeniu.
Nigdy nie definiowałem swo-

ich poglądów. Muszę się
przyznać, że w przeciwień-

stwie do zapewne większości
KoLibrów, nigdy nie fascyno-

wali mnie Korwin-Mikke czy
Michalkiewicz. Moje poglądy

dojrzewały sobie spokojnie,
same, gdzieś obok tego nurtu.

Długo nie wiedziałem nawet,
że jestem konserwatywnym

liberałem, choć nim byłem.
KoLiber znalazł mnie, kiedy

z grupą znajomych, już w
czasie studiów, szukaliśmy

ujścia dla naszej energii. Nig-
dy nie chcieliśmy się zapisy-

wać do partyjnych młodzie-
żówek, myśleliśmy nawet o

założeniu jakiegoś lokalnego
stowarzyszenia i tak szperając

w internecie trafiłem na in-
formację o spotkaniu z Janem

Fijorem. Pojechałem do Ka-
towic, tam poznałem Jacka –

ówczesnego wiceprezesa Sto-
warzyszenia – który mnie,

zupełnie obcego faceta, wsa-
dził do auta Fijora i zawiózł

na piwo! Wtedy też kupiłem
książkę, która przewróciła

mój świat – Manifest liberta-
riański
Rothbarda. Zaczęło

się: mail do Andrzeja
Oszmiana, Rada Krajowa w

Trójmieście, powołanie Od-
działu. Jak po piwie z Fijo-

rem, Jacku, Dominice
Hoffman, Wojtasie i urzekają-

cej Magdzie Murawskiej nie
zakochać się w KoLibrze? W

dodatku ta impreza w Trój-
mieście – dym papierosowy,

opary alkoholu i dyskusje aż
do rana – człowiek czuł że

znalazł swoje miejsce. Niesa-
mowici ludzie i atmosfera –

jak druga rodzina! To nasz
największy atut. Życzę każde-

mu nowemu członkowi ta-
kich wspomnień.
Co skłoniło Cię do startu
na stanowisko prezesa?
– W grudniu 2007 roku, na
kilka dni przed Konwentem

rozmawialiśmy z Michałem
Bełbotem i Jackiem Spen-

dlem o moim starcie. Z roz-
mów zrobiła się plotka, a z

plotki już całkiem niezły
szum. Robienie takiego nu-

mery w ostatniej chwili było-
by nie tylko niepoważne ale i

nieładne więc wymieniłem
tylko kilka zdań z Karolem i


Bądźmy „Krytyką polityczną” prawicy

Z Markiem Morawiakiem, prezesem Stowarzyszenia KoLiber rozmawia Michał Wolski

Pismo Stowarzyszenia KoLiber, styczeń-luty 2009

Numer 1 (20) 2009

Goniec Wolności

Marek Morawiak

background image

Drodzy Czytelnicy!
Nowy rok, przed Kolibrem nowe wy-

zwania, zadania; nowi autorzy artyku-
łów w „Gońcu Wolności”, a nawet

nowy redaktor naczelny. I tylko prezes
choć nowy, to jednocześnie stary. Nu-

mer tegoroczny rozpoczynamy właśnie
od rozmowy niezwykle zasłużonego

dla naszego czasopisma Michała Wol-
skiego (jak powiedział kiedyś bodaj

Stefan Sękowski, „Goniec” to jest jego
dziecko; tym trudniejsze i bardziej od-

powiedzialne zadanie przede mną sko-
ro oddał mi je na wychowanie) z na-

szym prezesem Markiem Morawia-
kiem. Warto przeczytać, bo Marek

mówi o swojej drodze do KoLibra i w
KoLibrze, o tym, że wszedł do organi-

zacji, by przejąć w niej władzę i napra-
wić to, co uważa za niedoskonałe.

Można również przeczytać o założe-
niach Marka na drugą kadencję.
Jako że jesteśmy oficjalnym organem
Stowarzyszenia, chcemy śledzić i pre-

zentować najistotniejsze rzeczy, które
się w Stowarzyszeniu dzieją. W ostat-

nich miesiącach mieliśmy dwa niezwy-
kle ważne dla KoLibra wydarzenia:

utworzenie się nowego Zarządu oraz
wybór i zaprzysiężenie pierwszego w

historii KoLibrowego ministra, którym
został Andrzej Czuma. Obu tym wyda-

rzeniom poświęcamy więc gros miejsca
w niniejszym numerze. Zachęcam do

przyjrzenia się sylwetkom członków
nowego Zarządu. Jesteśmy do przodu,

bo informacji o niektórych osobach nie
sposób znaleźć nawet na naszej stronie
internetowej.
Jak mówiłem, mamy również kilka

artykułów nowych autorów. Przede
wszystkim polecam znakomity, obszer-

ny tekst Dominika Jaskulskiego. Artykuł
znakomicie wyjaśnia, dlaczego od czasu

do czasu jesteśmy doświadczani kryzy-
sem ekonomicznym. Swoją drogą… sko-

ro tekst jest tak dobry, a Dominik nie
został prezesem, to może uda mi się na-

mówić go do stałej współpracy z naszym
czasopismem. Proponuję Dominiku, byś

do numeru marcowo-kwietniowego przy-
gotował kolejny znakomity kąsek. Co Ty
na to Dominiku?
Ale nowi autorzy, to także inni wielcy

zasłużeni dla naszej organizacji, sędzia
Marcin Motylewski oraz była skarbniczka

Zarządu Głównego Anna Grabińska.
Polecam bardzo dobrą, choć tak odmien-

ną publicystkę obojgu autorów. Ten nu-
mer nie powstałby oczywiście również

bez niezastąpionego ojca naszego czaso-
pisma, który mimo iż oddał palmę pierw-

szeństwa ani o krok nie wycofał swojego
zaangażowania. Zachęcam zwłaszcza do

przeczytania jego podsumowania roku
2008 w naszym kraju.
Na koniec, serdecznie witam w pierw-
szym numerze, w którym przewodzę

„Gońcowi Wolności”. Redaktorem na-
czelnym zostałem w ostatnich dniach

roku poprzedniego, decyzją prezesa Mo-
rawiaka i z namaszczenia mojego po-

przednika KoLegi Wolskiego. Liczę, że
przez najbliższy rok nie zawiodę Wa-

szych oczekiwań i razem z naszym pi-
smem zrobimy wspólnie krok do przodu.

Krok do przodu jeśli chodzi o jakość, ale
także krok do przodu, gdy idzie o pro-

mocję idei wolnego rynku czy promocji
naszego Stowarzyszenia.

Paweł Pomianek,

redaktor naczelny

Od redakcji

Str. 2

Goniec Wolności

W numerze:

Bądźmy „Krytyką polityczną”

prawicy
Z Markiem Morawiakiem rozma-

wia Michał Wolski

1

Nowy Zarząd Stowarzyszenia

KoLiber

3

Kryzys 2008: stary jak fiat mo-

ney
Dominik Jaskulski

6

Kto nie pamięta historii, skazany
jest na jej powtórne przeżywanie
Anna Grabińska

9

Lotos i inni...
Prof.. Jan Winiecki

10

Tym razem aktorzy i wędkarze...

Marcin Motylewski

11

Polska polityka w 2008 roku
Michał Wolski

12

Kącik teologiczny. O modernizmie

w Kościele. Po lekturze „Pascendi”
św. Piusa X
Paweł Pomianek

14

Jak rodzi się faszyzm. Recenzja

filmu Fala
Michał Wolski

17

O Stowarzyszeniu KoLiber

18

Andrzej Czuma– pierwszy KoLibro-
wy minister

16

Redaktor naczelny:
Paweł Pomianek
e-mail: pawel.pomianek@koliber.org
redakcja@koliber.org

Redakcja:
Michał Wolski

Design i skład numeru:
Michał Wolski
Korekta: Paweł Pomianek

Zdjęcia zamieszczone w numerze

pochodzą ze źródeł własnych,

zostały nadesłane przez autorów

artykułów.

background image

Bądźmy „Krytyką polityczną” prawicy

Dokończenie ze str. 1

Str. 3

Numer 1 (20) 2009

Rada Krajowa przegłosowała
w Krakowie duży dokument

zobowiązujący Karola do
konkretnych działań, nowy

zarząd musiał się tych ustaleń
trzymać. Priorytet od począt-

ku mam jeden. Chcę, żeby
KoLiber był nowoczesnym

ruchem prawicowym. Stąd
próby zmiany systemu zarzą-

dzania czy przepływu infor-
macji. Przebudowa tzw. syste-

mu identyfikacji wizualnej.
Skupienie na dużych akcjach,
na samorządzie.
Jak jest z realizacją tych

założeń? Czy na konwen-
cie mogłeś powiedzieć, że

wszystkie udało się zreali-
zować?
– Założenia, to niestety tylko
założenia, rzeczywistość je

weryfikuje i ciągle rzuca kło-
dy pod nogi. Na drodze do

rozwiązania problemu poja-
wiają się trzy nowe problemy.

Sprawy często się przeciągają,
bo dla pełnowartościowego

efektu trzeba wcześniej zro-
bić coś innego. I tak w kółko.

Mimo wszystkich przeciwno-
ści był to okres bardzo owoc-

ny. Poprawiliśmy znacząco
finanse, zadbaliśmy o blog i

„Gońca”, nowa strona i
newsletter są wypełniane

treścią, dopracowywane. Są
nareszcie decyzje w sprawie

Ukrainy i międzynarodówki.
Liberty Camp był pełnym

sukcesem. Tak samo Slot,
gdzie doskonale zaprezento-

waliśmy się kilku tysiącom
ludzi. Gruzja – akcja, która

zmobilizowała ogromną rze-
szę KoLibrantów, zaowoco-

wała nowymi kontaktami, z
których dzisiaj korzystamy.

Manifestacje w całym kraju,
m.in. w Warszawie z Broni-

sławem Wildsteinem, koncert
na gliwickim rynku. Byliśmy u

ambasadora Estonii, ambasa-
dora Gruzji, na Ogólnopol-

skim Forum Organizacji Po-
zarządowych, na Forum eko-

nomicznym w Nowym Sączu.
Był wspólny z Instytutem

Globalizacji duży projekt
„Cyfryzacja”. Przyjechaliśmy

z różnych stron Polski na
marsz JOW w Warszawie.

Chłopaki w Krakowie zrobili
„I love Niepodległość”, Trój-

miasto miało dwie głośne
akcje. Zorganizowało niesa-

mowite „wakacje” nad mo-
rzem. Wypracowaliśmy do-

skonałe relacje z liderami
nowopowstającego, prawico-

wego ruchu. Organizujemy
po raz kolejny wspólnie z

PAFERE konkurs prorynko-
wych prac magisterskich. Jak

na pół roku działalności to
wynik mocno zadowalający.
Jakie są Twoje refleksje z
pierwszej kadencji?

– Pierwsza jaka przychodzi
do głowy? Ciężko liderować

dwustu liderom! (śmiech)
Najważniejsze to chyba te

dotyczące własnej osoby.
Może to wina ekstrawertycz-

nej natury, może braku czasu.
Może technicznego wykształ-

cenia, przez które swoje wy-
powiedzi ograniczam do nie-

zbędnego minimum, bez
ozdobników i lania wody.

Często takie, wręcz, skróty
myślowe mogły być odbiera-

ne jako szorstkie, autorytarne
polecenia. Gdy dostaję czyjś

głos, to tak jakbym podpisał
kontrakt, coś obiecałem i

muszę się z tego wywiązać.
Gdy podczas pracy problemy

zamiast się rozwiązywać, to
się mnożą, a do tego dojdzie

czyjś złośliwy, zupełnie bez-
podstawny komentarz, trud-

no utrzymać nerwy na wodzy.
Poza tym nie ma nic bardziej

demotywującego. Cóż, ja
przepraszam za niektóre wy-
powiedzi ale proszę też
Dokończenie na str. 4

Skład nowego Zarządu

Prezes: Marek Morawiak

25 lat, Gliwiczanin. Studiuje na Wy-
dziale Organizacji i Zarządzania Poli-
techniki Śląskiej. Jest założycielem
oddziału gliwickiego i Sekcji Marketin-
gowej Stowarzyszenia KoLiber.
Pierwszy taki przypadek od kilku lat –

nie tylko miał kontrkandydata w wyborach ale został
również wybrany na drugą kadencję. Jak sam mówi:
"Nie istnieję bez kontaktu z ludźmi", a wieloletnia praca
w organizacjach pozarządowych sprawiła, że posiadł to,
co powinno cechować każdego przywódcę - umiejęt-
ność rozmawiania z każdym. Twierdzi, że polityka po-
winna opierać się na dialogu, zrozumieniu i współpracy
ponad podziałami. Nie ufa ludziom z "permanentnym
uśmiechem" i tym, którzy "znają jedyne, słuszne rozwią-
zania". Właściwie już od dziecka zaangażowany w dzia-
łalność społeczną. Uzależniony od KoLibra.

II wiceprezes: Jacek Spendel

Urodzony w 1985 r. Ukończył I LO im.
Mikołaja Kopernika w Katowicach.
Obecnie student V roku socjologii w
Uniwersytecie Śląskim. Pochodzi z
rodziny rdzennie górnośląskiej, silnie
związany z regionem. Jeden z zało-
życieli Oddziału Katowickiego Stowa-

rzyszenia KoLiber, jego wieloletni prezes. Zdeklarowany
leseferysta, krytyczny wobec polskiej sceny politycznej,
bezpartyjny. Współpracuje z Instytutem Globalizacji.
Główne zainteresowania: polityka, historia najnowsza,
muzyka, piłka nożna oraz wycieczki rowerowe. Uwielbia
podróżować, poznawać nowe kultury (również pod
względem kulinarnym). Weekendy lubi spędzać w gro-
nie znajomych. Od grudnia 2006 do grudnia 2007 pre-
zes Stowarzyszenia KoLiber, obecnie jest jego wicepre-
zesem. Od grudnia jest także wiceprezesem oddziału.

I wiceprezes: Arkadiusz Kotow-
ski

Absolwent i abiturient IX LO w
Gdyni. W młodości członek Sejmi-
ku Uczniowskiego, od 7 lat w Sto-
warzyszeniu KoLiber, w którym w

2004 r. piastował funkcję prezesa oddziału Trójmiasto.
Obecnie student orez szef jednego z pomorskich biur
parlamentarnych, od grudnia 2008 r. I Wiceprezes Sto-
warzyszenia KoLiber.

background image

Str. 4

Numer 1 (20) 2009

Bądźmy „Krytyką polityczną” prawicy

Dokończenie ze str. 3

czątku mojej przygody z Ko-
Librem, od Rady w Trójmie-

ście, na której powołano Od-
dział Gliwice. Działa w Sto-

warzyszeniu od bardzo daw-
na, posiada niezwykłe do-

świadczenie i kontakty. O
Adamie Witkowskim, Karol

Wyszyński i Leszek Sierocki
opowiadali mi w superlaty-

wach już ponad pół roku
temu. Jacek Spendel i Kry-

stian Dąbek – rzecznik, to
próba budowania zarządu

„ponad podziałami” po od-
mówieniu przez Dominika

przyjęcia funkcji wiceprezesa.
Pierwszego przedstawiać nie

trzeba, a drugi to kolejna
młoda gwiazda. 25-latkowie

mają, niestety, coraz mniej
czasu dla KoLibra i już po-

woli odchodzą na
„emeryturę”. Staram się więc

wciągać w poważniejsze dzia-
łania młodych wiekiem, przy-

kładem Ania, Zuza Stami-
rowska, Kamil Ciszek, Kry-

stian, Adam – chciałbym
żeby za dwa lata, a może już

nawet za rok to oni byli lide-
rami kierującymi Stowarzy-

szeniem.
Jakie są Twoje najważ-

niejsze plany na drugą ka-
dencję prezesowania?
– Kiedyś życie KoLibra było
łatwiejsze; rządziła lewica,

wiadomo było, co należy
robić. Sytuacja polityczna się

zmieniła i mimo że
„prawicowe” partie nie są

spełnieniem naszych marzeń
to mimo wszystko są prawi-

cowe i nie chcemy ich atako-
wać zbyt mocno. KoLiber w

tym czasie powinien skupić
się na swojej funkcji eduka-

cyjnej: wykłady, konferencje,
szkolenia „do wewnątrz” ale

też „na zewnątrz”, międzyna-
rodowy Camp, szkoła letnia,

zimowa. Na ten rok przewi-
dzianych jest kilka dużych

Skarbnik: Anna Czarnowska

Ma 19 lat, jest studentką Admi-
nistracji. Wyznaje maksymę:
"Jeśli chcesz reformować, mu-
sisz wiedzieć w jaki sposób to
zrobić", dlatego też wybrała
taki, a nie inny kierunek stu-
diów. Od najmłodszych lat ro-
dzice wpajali jej wartości takie
jak patriotyzm, poszanowanie
własności prywatnej czy odpo-

wiedzialność za własny los i zachęcali do aktywnego dzia-
łania na rzecz społeczeństwa. Jest zadeklarowaną minar-
chistką, a jej politycznym guru jest oczywiście Margaret
Thatcher. W przyszłości chciałaby działać w strukturach
samorządu terytorialnego. Marzy o przywróceniu miasta
Bytomia do czasów świetności. Jest współzałożycielką
Klubu Austriackiej Szkoły Ekonomii przy Instytucie im.
Ludwiga von Misesa w Gliwicach. Jeździ konno, uwielbia
taniec towarzyski i chciałaby kiedyś uczestniczyć w słyn-
nym konkursie Rock'n'Rolla im. Billego Haleya w war-
szawskim klubie Stodoła.

innych KoLibrantów o taką
refleksję nad swoim zachowa-
niem. Dla wspólnego dobra.
Byłeś pierwszym od kil-

ku lat kandydatem na Pre-
zesa, który miał kontrkan-

dydata. Czy zmobilizowało
to Ciebie podczas debaty

przedwyborczej, która od-
była się podczas konwen-

tu? Czy była to sytuacja
trudniejsza?
– Rozmowy w przedwybor-
czą noc prowadziłem do 7

rano więc można powiedzieć,
że byłem mocno zmobilizo-

wany. Choć wątpię, że to
właśnie one przesądziły o

wyniku (śmiech). Zdecydowa-
ły doświadczenie i pewne

cechy charakteru, co chyba
najbardziej widoczne było

właśnie podczas debaty. To
był ciężki miesiąc, w ostatnim

tygodniu jeszcze akcja
„antyPlay'owa”, potem długa

noc i jeszcze dłuższy dzień.
Żałuję, że nie mogłem zostać

na całej imprezie w Hybry-
dach ale obaj z Dominikiem

słanialiśmy się na nogach.
Dziękuję raz jeszcze Danielo-

wi za przetransportowanie
mnie bezpiecznie w obie stro-

ny.
Wybrałeś skład nowego

Zarządu. Co możesz po-
wiedzieć o jego członkach?

Dlaczego taki, a nie inny
wybór?
– Ania Czarnowska to była
„oczywista oczywistość”. Nie

tylko niesamowicie poprawiła
ściągalność składek, ale

przede wszystkim zrobiła, po
czasie zaniedbań, porządek w

papierach, co było zadaniem
bardzo trudnym. Do dzisiaj

czuję zażenowanie, gdy po-
myślę jak została przez nie-

których potraktowana pod
koniec kadencji. Arka Kotow-

skiego znam niemal od po-

Sekretarz: Adam Witkowski

Warszawianin, urodzony w 1987 roku,
student kolegium MISMaP Uniwersytetu
Warszawskiego. Absolwent XVII LO im.
A. Frycza Modrzewskiego w Warszawie.
W KoLibrze od 2004 roku.

Skład nowego Zarządu

background image

Bądźmy „Krytyką polityczną” prawicy

Str. 5

Goniec Wolności

Centralna Komisja Rewi-
zyjna:
Jerzy Paśko (przewodniczący)
Krzysztof Górniak
Grzegorz Pacek
Stefan Sękowski
Stanisław Wojtera

Sąd naczelny:
Magdalena Zalewska
(przewodnicząca)
Marcin Motylewski
Adam Wojtasiewicz

Rzecznik prasowy:
Krystian Dąbek

eventów oraz akcji promocyj-
nych. Potrzebna będzie praca

wszystkich KoLibrantów.
Jeśli całą pracę weźmie na

siebie garstka ludzi nie osią-
gniemy celu, jednak jeśli każ-

dy z nas poświęci w miesiącu
jedynie kilka godzin dla Ko-

Libra efekt może być niesa-
mowity! Już teraz zarezerwuj-

cie sobie czas na Konwent
Nadzwyczajny, bo będzie...
nadzwyczajny!
Chciałbym żebyśmy stali się...

ważni. Zawsze marzyłem o
KoLibrze jako prawicowej

mieszance Ordynackiej i
„Krytyki Politycznej”. Więcej

„naszych” publicystów, wię-
cej „naszych” polityków, wię-

cej„naszych” wykładowców
to więcej „naszej” Polski.

Bierzmy przykład z lewicy –
opanujmy szkoły, media,

sztukę. Zmieńmy wiedzę,
wyobrażenia społeczeństwa,

następnie poglądy, aż wresz-
cie zachowania. Oczywiście

to nie jest praca na jeden rok.
Oby KoLiber trwał wiecznie.

Rzuciłem kiedyś takie hasło:
„Mniej Korwina, więcej Go-

wina”. Nie chodzi tu wcale o
zwrot w stronę Platformy, ale

o skok jakościowy. Jest taka
konserwatywno-liberalna

organizacja w Polsce, która
cały czas robi to samo w ten

sam sposób, ale oczekuje
odmiennych rezultatów.

Szaleństwo! To jak myślimy
wpływa na to, jak działamy, a

to jak działamy wpływa na
wynik.

Rozmawiał Michał Wolski

background image

Jeszcze w styczniu 2008
roku większość ekonomi-

stów mówiła o „drobnej
korekcie”, „spowolnieniu

rozwoju”, „nieznacznym
spadku na rynkach finanso-

wych”. W styczniu 2009
wiemy już, że korekta jest o

wiele bardziej poważna niż
nam (głównie w mediach)

mówiono. W tym wszyst-
kim jest coś śmiesznego – i

nie chodzi mi tu o to, że
większość

wielkich ekono-

mistów myliło się w tym
samym czasie. Śmieszne

jest to, że dalej tych samych
ekonomistów słuchamy.
Czy kryzys to coś nowego?
Bynajmniej. Przecież uczyli-

śmy się w szkole o wielkiej
depresji z 1929 r. Natomiast

pewnie niewielu z nas wie, czy
jakieś kryzysy bywały wcze-

śniej. Dlaczego miały one
mniejszy zasięg niż ten z po-

czątku lat 30-tych XX wieku?
Czy to chciwość inwestorów

powoduje, że na giełdach
zdarzają się krachy? Dlaczego

inwestorzy przeinwestowują w
tym samym czasie? Czy w

systemie rynkowym tkwi jakiś
endogeniczny (wewnętrzny)

czynnik, który te kryzysy po-
woduje? W niniejszym tekście

chciałbym krótko przeanalizo-
wać historię bankowości. My-

ślę, że to w tych rejonach tkwi
klucz do odpowiedzi na po-
wyższe pytania.

Na początek pojęcia

Fiat money (ang. pieniądz
fiduracyjny, z łac. fiat – niech

się stanie) to waluta/pieniądz,
która nie ma oparcia w dob-

rach materialnych. Wartość
takiego pieniądza ma swoje

źródło w dekretowanym
prawnie monopolu, który

czyni go jedynym legalnym
środkiem płatniczym na da-

nym obszarze. Do światowe-
go systemu fiat money, jaki

mamy obecnie, dochodziliśmy
w kilku etapach: w 1913 zo-

stał powołany FED – bank
centralny w USA. Wcześniej

pieniądze mógł emitować
każdy bank komercyjny w

Stanach Zjednoczonych, po
utworzeniu FED-u emisja

pieniądza została zmonopoli-
zowana. Aż do kolejnego eta-

pu każdy posiadacz pieniądza
mógł udać się do banku i wy-

mienić pieniądz na odpowia-
dającą mu ilość złota. W 1946

r. zostało ratyfikowane poro-
zumienie z Bretton Woods. W

dużym skrócie: od tego mo-
mentu tylko dolar był wymie-

nialny na złoto, przy czym
każdą inną walutę można było

zamienić na dolara, a do wy-
miany dolara na złoto miały

prawo rządy. Ze względu na
zbyt wielką podaż pieniędzy

papierowych przez FED
względem posiadanych rezerw

złota, system ten upadł na
początku lat 70-tych. Od 1971

roku do teraz, obowiązuje
system bazylejski, w którym

zabezpieczeniem wartości
pieniądza są dobra dostępne

na rynku. Jeśli komuś w po-
wyższej definicji zabezpiecze-

nia „coś śmierdzi” – to bar-
dzo dobry omen.
Stopa procentowa – na po-
trzeby niniejszego tekstu

stwierdźmy tylko, że jest to po
prostu część dochodu, z któ-

rego konsumpcji rezygnują
podmioty gospodarcze

(zarówno gospodarstwa do-
mowe jak i przedsiębiorstwa)

na rzecz odnowienia produk-
cji oraz osiągnięcia wyższej

konsumpcji w przyszłości.
Upraszczając bardzo sprawę (i

korzystając z bajki wymyślo-
nej przez znajomego) – jeśli

mamy worek cukierków, to
nasza stopa procentowa wy-

nosi tyle cukierków, z ilu kon-
sumpcji jesteśmy chętni zrezy-

gnować, aby je posadzić

(zainwestować) i poczekać na
wyrośnięcie drzewa cukierko-

wego. Nie ulega wątpliwości,
że ta ilość jest inna dla każde-

go człowieka i zmienia się w
czasie. Uśredniona stopa pro-

centowa dla wszystkich pod-
miotów to realna stopa pro-

centowa. Jak pewnie łatwo się
domyślić – nie jesteśmy w

stanie stwierdzić ile ona wy-
nosi, bo nie znamy preferencji

czasowych wszystkich pod-
miotów w gospodarce. Jeste-

śmy natomiast w stanie okre-
ślić nominalną stopę procen-

tową – na podstawie wysoko-
ści stóp procentowych banku
centralnego.

Czy kiedyś były kryzysy?

Uzbrojeni w te dwa podsta-
wowe pojęcia, wyruszmy ana-

lizować historię. A więc, czy
np. w X czy XII wieku były

kryzysy? Owszem. Możemy
wyróżnić co najmniej 3 rodza-

je czynników, które powodo-
wały spowolnienia gospodar-

cze czy nawet regres w tam-
tych czasach. Pierwszym ta-

kim czynnikiem są wszelkiego
rodzaju nieurodzaje, susze i

inwazje insektów – im gospo-
darka była bardziej oparta o

rolnictwo, tym bardziej kryzys
ją dotykał. Innym powodem

fluktuacji gospodarczych były
wojny. Wymagały one, po-

dobnie jak dziś, zwiększonych
nakładów na armię, powodo-

wały, że zaprzestawano pro-
dukcji dóbr rozwijających

cywilizację na rzecz dóbr je
niszczących. Ostatnim czynni-

kiem były konfiskaty mająt-
ków przez króla/władcę, któ-

re prowadziły do zmiany po-
pytu na dobra i struktury pro-

dukcji (w skrócie: mniejsza
produkcja dóbr

„luksusowych”, a większa
dóbr podstawowych, głównie
żywności).
Fenomen znany jako cykl

Str. 6

Numer 1 (20) 2009

„Fiat money” to

waluta/pieniądz,

która nie ma

oparcia w dobrach

materialnych.

Wartość takiego

pieniądza ma swoje

źródło w

dekretowanym

prawnie monopolu,

który czyni go

jedynym legalnym

środkiem

płatniczym na

danym obszarze.

Kryzys 2008: stary jak fiat money
Dominik Jaskulski

background image

gospodarczy praktycznie jed-
nak nie występował aż do

połowy XVIII w. Kryzysy
opisane w akapicie powyżej

miały raczej charakter losowy
niż cykliczny, a już na pewno

egzogeniczny (zewnętrzny) –
opisane czynniki były czymś

zewnętrznym w stosunku do
gospodarki.
W 1715 r. panowanie we
Francji skończył Ludwik XIV

– jego rozrzutność, trwająca
od 1643 r., doprowadziła do

tego, że dług narodowy wyno-
sił 3 miliardy liwrów (w for-

mie rządowych papierów
dłużnych), a dochód z podat-

ków wynosił ok. 143 miliony
liwrów rocznie. Po nieudanej

próbie ratowania sytuacji –
m.in. poprzez dewaluację

waluty o 20% – na scenie
pojawił się Szkot John Law.

Podobnie jak 200 lat później
John Maynard Keynes ten

„dżentelmen” wierzył, że kraj
może osiągnąć dobrobyt po-

przez ostrożne zarządzanie
ekspansją kredytową i działa-

nia inflacyjne w ramach syste-
mu pieniądza fiducjarnego.
W 1716 roku regent Francji
wydał edykt upoważniający

Lawa do założenia banku o
kapitale zgromadzonym przez

sprzedaż 12 000 akcji po 500
liwrów każda. Jako syn szkoc-

kiego bankiera Law wiedział,
że najważniejsze dla niego w

tej grze jest zbudowanie za-
ufania do swojego banku.

Ogłosił więc, że wszystkie
banknoty z jego banku będą

niezwłocznie zamieniane na
monety. Ludność obawiając

się dalszej dewaluacji monet
wolała trzymać banknoty, tak,

że zyskały one szybko 15%
względem monet. Dopóki

ludzie wierzyli w wypłacal-
ność banku Lawa tak długo

rosła jego siła. Szybko z usług
Lawa postanowił znowu sko-

rzystać regent Francji, czyniąc

jego bank bankiem publicz-
nym i ogłaszając Królewskim

Bankiem Francji. Nastąpiły
kolejne emisje akcji. Dodatko-

wo Law dostał prawo do
utworzenia spółki o wyłącz-

nych przywilejach handlo-
wych na terenie Luizjany wraz

z całym zachodnim brzegiem
Missisipi. W ciągu kolejnych

lat bank wyemitował ponad
miliard liwrów w papierowej

walucie – nie rozdając ich
oczywiście na ulicy, a jedynie
poprzez kredyty.
Schemat kryzysu wyglądał

podobnie, jak w obecnych
czasach: w czasie boomu na-

pędzanego przez tani kredyt
przedsiębiorcy i kupcy zaczęli

dokonywać zakupów dóbr
krajowych, produkcja wzrasta-

ła w szalonym tempie, rozwi-
jało się także budownictwo.

W następstwie tego inflacja
papierowego pieniądza spo-

wodowała wzrost cen – a ten
wzrost importu. Wraz ze

wzrostem importu rosły wy-
płaty monet partnerom han-

dlowym. Ze względu na coraz
większy ich brak w banku

królewskim wydano 2 edykty:
o zakazie posiadania więcej

niż 500 liwrów w monetach
oraz drugi zakazujący kupo-

wania kamieni szlachetnych,
biżuterii i srebrnej zastawy –

pod karą wysokiej grzywny i
konfiskaty majątku. Cudem

nie nazwałbym szybkości z
jaką rozpadł się cały system

monetarny ówczesnej Francji
– cudem było raczej to, że

wytrzymał aż do 27 maja 1720
roku. Law uciekł szybko, zo-

stawiając całą zgromadzoną
fortunę, a po kontroli finan-

sów stwierdzono, że dług
rządowy wzrósł do 3,1mld

liwrów. Chaos i zastój w pro-
dukcji i handlu trwał parę lat.

System odwróconej piramidy,
w którym niewielkie zabezpie-

czenie służy ogromnej eks-
pansji kredytowej

Str. 7

Goniec Wolności

Fenomen znany

jako cykl

gospodarczy

praktycznie nie

występował aż do

połowy XVIII w.

Dawne kryzysy

miały raczej

charakter losowy

niż cykliczny, a już

na pewno opisane

czynniki były

czymś

zewnętrznym w

stosunku do

gospodarki

.

Kryzys 2008: stary jak fiat money

w którym niewielkie zabezpie-
czenie służy ogromnej eks-

pansji kredytowej
(=pieniądza) mamy także i
dziś.
Mniej więcej w połowie

XVIII w. zbiegły się 2 istotne
wydarzenia: powstawanie

bankowości centralnej oraz
rewolucja przemysłowa. Eko-

nomiści zaczęli się więc na
nich skupiać w celu wytłuma-

czenia cykliczności rozwoju
gospodarek. Pojawiły się dwie

szkoły myślenia: merkantyliści
zakładali (tak samo jak póź-

niej Keynes czy Marks), że w
gospodarce rynkowej jest coś

wrodzonego
(endogenicznego), co powo-

duje cykliczność rozwoju.
Druga grupa ekonomistów, z

Davidem Ricardo na czele
upatrywała przyczyn kryzysów

w ekspansji kredytowej jako
efekt wpływu pieniądza papie-

rowego. Przytoczone w tym
tekście wytłumaczenie będzie

się opierało na torze myślenia
Ricardo.

A obecnie?

Weźmy na początek gospo-

darkę z systemem wolnej ban-
kowości. Jej wzrost jest okre-

ślony (w dużym uproszczeniu)
przez stopę procentową –

czyli jak wspomniałem wcze-
śniej – wielkość dochodu, jaką

podmioty gospodarcze chcą
poświęcić (zainwestować) na

rzecz wyższych przychodów
w przyszłości. Swoje dochody

(pieniężne jak i niepieniężne)
dzielą więc na te, które zosta-

ną skonsumowane od razu i
na inwestycje, które umożli-

wią wyższą konsumpcję w
przyszłości. Kredyty, jakie

mogą udzielić banki są ograni-
czone – bank nie może wypu-

ścić zbyt wiele banknotów
(udzielić zbyt wielu kredytów)

w stosunku do zabezpieczeń
(najczęściej w kruszcu), które
posiada.
Dokończenie na str. 8

background image

Dlaczego? Bo w każdej chwili
zarówno inne banki jak i

klienci mogą zażądać wymiany
jego not bankowych na metal,

w którym zabezpieczony jest
wyemitowany pieniądz. W

przypadku, kiedy okazywało
się, że ludzie nie mogą otrzy-

mać metalu za notę bankową
bankierów spotykał niemiły

los. Lokalnie przez takie dzia-
łania następowały oczywiście

okresy boomu i recesji – były
jednak ograniczone one zasię-

giem działania banku, który
dopuścił się oszustwa i szybko

naprawiane – zwykle przez
zabicie oszustów.
Zasady gry zmieniły się, kiedy
zmonopolizowano prawo

emisji pieniądza i wprowadzo-
no do systemu bank centralny.

Od tej pory każdy bank ko-
mercyjny jest kontrolowany

przez odpowiednie instytucje
systemu, a jego wypłacalność

jest gwarantowana przez bank
centralny lub/i odpowiednie

fundusze międzybankowe.
Zwiększa to także oczywiście

zaufanie do całego systemu (a
tym samym możliwości eks-

pansji kredytowej) – pozwala
na robienie przekrętów w

stylu Lawa na większą skalę.
Sztucznie tworzony pieniądz

(przypomnijmy: łac. fiat money
– niech się stanie pieniądz),

wstrzykiwany do gospodarki
poprzez kredyt powoduje

wzrost gospodarczy. Daje
złudzenie, że zmienia się sto-

pa procentowa. Ludzie mając
po prostu więcej pieniędzy

wydają więcej – zwiększona
konsumpcja i tani kredyt do-

prowadzają do tego, że przed-
siębiorcy decydują się na no-

we inwestycje (zmyleni sygna-
łem, że to zwiększył się po-

pyt, a nie podniosły ceny ze
względu na większą ilość pie-

niądza w gospodarce). Koniec
tej imprezy kończy się zawsze

tak samo – kacem, tym dłuż-
szym im więcej wypiliśmy i

zmieszaliśmy (czyli im więcej
pieniędzy wpuszczono sztucz-

nie do gospodarki). Nie jest
już możliwe przywrócenie

sprawiedliwości, jak w przy-
kładzie powyżej – oszustwo
oficjalnie zalegalizowano.
Podsumowując cały tekst

posłużę się cytatem z Human
Action
Ludwiga von Misesa:

„To, że system ekonomiczny
jest pod wpływem cyklicznych

okresów wzrostu, po których
następują okresy depresji

(recesji), jest nieuniknionym
rezultatem wciąż ponawia-

nych prób obniżania rynkowej
stopy procentowej przez eks-

pansję kredytową. Nie ma
sposobów uniknięcia ostatecz-

nego załamania boomu go-
spodarczego spowodowanego

ekspansją kredytu. Można
jedynie wybierać, czy kryzys

powinien nadejść wcześniej w
rezultacie dobrowolnego za-

niechania dalszej ekspansji
kredytowej, czy później jako

ostateczna i totalna katastrofa
zaangażowanego w to syste-

mu monetarnego.” Cytat ten
jest tak samo aktualny dziś,

jak w latach 40-tych XX wie-
ku, kiedy Ludwig von Mises
pisał te słowa.

Dominik Jaskulski

Autor jest członkiem oddziału
Kraków. W latach 2007-2008

przez niemal trzy kadencje sprawo-
wał funkcję Sekretarza Zarządu

Głównego Stowarzyszenia KoLi-
ber.

Opracowano na podstawie:

www.kryzys.mises.pl

sprawozdanie z posiedze-

nia KASE w Warszawie z

4.11.2008 pt. Cykl koniunktu-

ralny I: popularny wykład au-
striackiej teorii cyklu
.

Trader Vic: metody mistrza
wall street, Victor Sperandeo


Str. 8

Numer 1 (20) 2009

Kryzys 2008: stary jak fiat money

Dokończenie ze strony 7

background image

Str. 9

Goniec Wolności

Kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne
przeżywanie

Anna Grabińska

Przeziębienie, jak wiado-
mo, to nic przyjemnego, ale

każdy medal ma awers i
rewers. W tym wypadku

wszystkim niedogodno-
ściom związanym z kiep-

skim samopoczuciem to-
warzyszy wolny czas, gdyż

przeziębienie jest świetną
wymówką, żeby nic nie

robić. Siedząc tak sobie i
zastanawiając się nad tym,

co mogę robić, czekając aż
przeziębienie przejdzie, jak

każdy współczesny czło-
wiek włączyłam telewizor.

Akurat na Dwójce był Ka-
baret Pod Egidą, a Jan Pie-

trzak śpiewał piosenkę o
pamięci historycznej.
Piosenka Pietrzaka od razu
przypomniała mi film promu-

jący akcję „Che To Nie Jest
Święty Mikołaj”. Widząc co i

rusz reklamy z wizerunkiem
argentyńskiego rewolucjonisty

nie sposób nie zadać pytania,
skąd się bierze popularność

tej wątpliwie interesującej
persony. Czy firmy posługują-

ce się charakterystyczną podo-
bizną zdają sobie sprawę z

tego, co oprócz swych pro-
duktów promują? Jednak mo-

im zdaniem, o wiele ciekawsze
jest pytanie, czym dla odbior-

ców, zwykle młodych ludzi,
jest ten wizerunek.
Przedstawiciel operatora tele-
fonii komórkowej celującej w

kontrowersyjnych reklamach
stwierdził, że Che ma być

niczym innym, jak tylko uni-
wersalnym symbolem rewolu-

cji w ogóle, nie zaś sztandaro-
wą postacią rewolucji szcze-

gólnej. Cóż, równie dobrze
można by z Josepha Goebbel-

sa zrobić uniwersalny symbol
PR-u. Jestem przekonana, że

agencja PR z jego podobizną
w logo odniosłaby natychmia-

stowy sukces. Problem polega

na tym, że Ernesto Guevara
nie jest uniwersalnym symbo-

lem rewolucji jako takiej.
„Bohater” ten jest symbolem

męczennika za rewolucję,
która kosztowała świat milio-

ny ofiar i z której konsekwen-
cjami po dziś dzień musimy
się borykać.
Ale każdy, kto zajmował się

kiedykolwiek tematem rekla-
my, doskonale wie, że to, jak

komunikat interpretuje
nadawca jest kwestią w najlep-

szym razie trzeciorzędną. Od-
biorcy reklam, ku utrapieniu

reklamodawców przypisują
temu co widzą nowe, często

sprzeczne z intencjami
nadawcy treści. Przejdźmy

więc, do znacznie bardziej
frapującego pytania, co ozna-

cza podobizna Che dla tych
wszystkich, którzy noszą

ubrania z jego portretem.
Otóż, moim zdaniem, pro-

blem polega na tym, że dla
większości osób dumnie para-

dujących z podobizną mor-
dercy na piersi, podobizna ta

nie znaczy nic. Jest to symbol
nie odnoszący się do niczego,

symulakrum. Istotą problemu
jest brak świadomości, nie zaś

chęć promowania negatyw-
nych wartości.
Nie znamy i nie pamiętamy
historii, żyjemy dniem dzisiej-

szym, całkowicie zapominając
o tym, co było dawniej. Chce-

my być nowocześni i postępo-
wi, zupełnie nie rozumiejąc,

że drzewo bez korzeni umie-
ra. I tak, jak drzewo pozba-

wione korzeni, tak my, gdy
pozbawimy się historii skarze-

my się na powolną śmierć.
Wielu młodych ludzi chce

dziś być obywatelami świata,
chce wyzbyć się swej lokalno-

ści, w nadziei zyskania jakiejś
uniwersalnej, globalnej tożsa-

mości, która pozwoli im żyć

wymarzonym życiem. Nieste-
ty jest to pułapka, gdyż super-

market kultury jest prawdziwy
tylko do pewnego stopnia.

Pewne elementy kultury mo-
żemy wybierać i dowolnie

łączyć, ale jeśli nie ma bazy
kulturowej, jeśli nie jest się

zakorzenionym w jakiejś lo-
kalności, nie wyrasta się z

jakiejś tradycji, nie ma możli-
wości przyjęcia tych nowych

elementów. To właśnie z hi-
storii wyrasta nasza tożsa-

mość. Zapominając o niej
zamiast stawać się obywatela-

mi świata, stajemy się ludźmi,
którzy nigdzie nie są u siebie.
Clare Cavanagh postawiła
tezę, że Polska jest krajem

postkolonialnym. Jeśli brak
ciągłości tradycji i odrzucenie

własnej historii uznać za jeden
z objawów syndromu postko-

lonialnego, to być może wypa-
dałoby przyznać jej rację. Jed-

nak jest to teza, która z wielu
względów bardzo mi się nie

podoba. Polska nie jest pań-
stwem postkolonialnym, choć

możliwe, że staje się nim na
naszych oczach.
Sądzę, że naszym głównym
zadaniem powinno być niedo-

puszczenie do tego, abyśmy
stali się narodem bez historii,

bez tożsamości, bez własnego
miejsca. I szkoda tylko, że

niektórzy zamiast promować
historię, odwołując się do

nowomowy dążą do komplet-
nego jej zaprzepaszczenia,

poprzez ukrywanie prawdy o
niej pod płaszczykiem wy-

myślnych frazesów i rewolu-
cyjnych kampanii reklamo-
wych.
Pamiętajmy, że „kto nie pa-

mięta historii, skazany jest na
jej ponowne przeżywanie”.
Anna Grabińska jest członkiem
o/Warszawa. W latach 2007-

2008 sprawowała funkcję Skarb-
nika Zarządu Głównego.

Przedstawiciel opera-
tora telefonii komórko-
wej celującej w kontro-
wersyjnych reklamach
stwierdził, że Che ma
być niczym innym, jak
tylko uniwersalnym
symbolem rewolucji w
ogóle, nie zaś sztanda-
rową postacią rewolu-
cji szczególnej. Cóż,
równie dobrze można
by z Josepha Goebbel-
sa zrobić uniwersalny
symbol PR-u.

background image

Str. 10

Numer 1 (20) 2009

Lotos i inni, czyli dziwne manewry w czasach
niepewności

Prof. Jan Winiecki

Bardzo wysoki poziom nie-
pewności w globalnym sys-

temie finansowym
(rozprzestrzeniający się na

całą gospodarkę) wydaje
się być dla niektórych oka-

zją do rozmaitych, niezbyt
czystych gierek. Najprost-

sze skojarzenia – znaleźć je
można w mediach i w wy-

powiedziach polityków –
wiążą te gierki z chęcią

zarobienia na niepewności
w niezgodny z etyką zawo-

dową sposób. Tak można
na pewno określić owe

dziwne zlecenie zakupu „za
każdą cenę”, które pojawiło

się niedawno na naszej
giełdzie.
Wydaje się jednak, że intencje
podejmujących decyzje lub

wyrażających opinię o ekono-
miczno-finansowych faktach

są często bardziej złożone. Jak
wytłumaczyć prognozę przy-

szłorocznego wzrostu PKB w
Polsce drastycznie odbiegającą

od wszystkich innych. Inaczej
niż niektórzy politycy, jak np.

wicepremier Pawlak, nie wi-
dzę tu spisków snutych na

naszą zgubę, ponieważ jedna z
wielu prognoza niewielkiego

w skali Europy banku takiego
wpływu mieć nie może. Już

prędzej dopuszczać można
chęć medialnego zaistnienia
autorów takiej prognozy.
Jeszcze dziwniejsza, z per-

spektywy chęci szybkiego
zysku, jest zerowa wycena

akcji gdańskiego Lotosu. Zda-
rza się czasem, że ktoś nie-

uczciwie gra na zniżkę akcji
jakiejś firmy, nie tylko sprze-

dając jej akcje, ale także włą-
czając do gry skłonnych do

takich gierek osób trzecich.
Ale przecież Lotos jest wła-

snością państwa i o panicznej

sprzedaży akcji za zaniżoną
cenę przez przestraszonych

akcjonariuszy mowy być nie
może!
Niemniej w gazetach pojawia-
ją się tu i tam biadania nad

„przeinwestowanym” Loto-
sem w obliczu spadku popytu

na ropę naftową i spadku cen.
I o możliwych problemach z

płynnością w związku z niż-
szymi dochodami i niezmie-

nionymi wydatkami, związa-
nymi z zaawansowanym pro-

gramem inwestycyjnym. Z
perspektywy piszących na ten

temat wydaje się to być – w
świetle faktów – rażącą nie-
znajomością tematu.
Przecież tak duży program

inwestycyjny Lotosu (ok. 1,7
mld. $) nie powstał pół roku,

czy rok temu, a więc nie bu-
dował przyszłości na cenie

ropy w granicach 100-150 $ za
baryłkę! Jego długookresowe

zdrowie ekonomiczne nie jest
więc zagrożone. Badania nt.

bieżących czy nadchodzących
kłopotów z cash flow

(strumienia dochodów i wy-
datków) też wydają się być

pozbawione podstaw. Firma
ma nadwyżki, a koszty realiza-

cji programu inwestycyjnego
spadają (tyle projektów jest na

świecie wygaszanych, że firmy
wykonawcze gotowe są reali-

zować nadal aktualne projekty
za niższą cenę). W końcu,

gdyby gromadziły się chmury,
zareagowałby któryś z kilku-

nastu banków finansujących
program!
O cóż więc idzie w tych wyce-
nach i opiniach? Porzekadło

mówi, że jak nie wiadomo o
co idzie, to pewno idzie o

pieniądze, ale może bardziej
idzie o zakulisowe starania

jakiejś koterii, aby przepchnąć
„swój” projekt reorganizacji

rynku paliw w Polsce? O
przyłączenie mocnego finan-

sowo i – po zrealizowaniu
programu – jeszcze bardziej

zyskownego Lotosu do gor-
szej, choć większej firmy
(Orlen, PGNiG)?
Byłoby to fatalnym rozwiąza-

niem. Z dwóch maluchów –
w skali globalnej, rzecz jasna –

nie zrobi się olbrzyma. Jeśli
chcemy budować przyszłość,

to nie może ona być lokalna
czy nawet regionalna (jak nie

tak dawny, mało sensowny,
projekt połączenia firmy au-

striackiej, węgierskiej i pol-
skiej). Polskie firmy powinny

stać się regionalnymi centrami
dużych globalnych firm nafto-

wych. Oczywiście takich, któ-
re myślą o zysku, a nie o

wpływach politycznych (co
wyklucza firmy rosyjskie).

Prof. Winiecki jest członkiem

honorowym Stowarzyszenia KoLi-
ber. Tekst ukazał się pierwotnie
na stronie Autora:. Winiecki.pl

Jeśli chcemy budować
przyszłość, to nie mo-
że ona być lokalna czy
nawet regionalna. Pol-
skie firmy powinny
stać się regionalnymi
centrami dużych glo-
balnych firm nafto-
wych

.

background image

Aktorzy za wolno uczą
się tekstu i zbyt ostro
krytykują kolegów.
Mało kto wiedział, że takie
są główne problemy tego
środowiska, ale na szczęście
mamy Polskie Stronnictwo
Ludowe, których działacze
mają telewizory w domu,
niektórzy nawet byli w ki-
nie, więc w porę zauważyli
kryzys i wiedzą jak go
uzdrowić. A ponieważ to
tradycyjna partia honoro-
wych chłopów (wiadomo:
Bóg, Honor, Ojczyzna), to
na pewno zaproponuje,
żeby rolnicy musieli skoń-
czyć SGGW. Taka ważna
profesja, na której spoczy-
wa trud aprowizacyjny na-
rodu, nie może opierać się
na byle kim. Na przykład
na kimś, kto za wolno orze
i zbyt ostro krytykuje kole-
gów rolników w poselskich
ławach.
Ma powstać Generalna Dy-
rekcja Ochrony Środowi-
ska. Ministrów już tylu
(niektórych urzędników z
prezydenckiej kancelarii tak
nazywają, jakby prezydent
miał własną Radę Mini-
strów), że premier nie do-
strzegł w ich tłumie, że ma
już ministra od ścieków i
dymiących kominów. Może
to dla Unii, żeby ją przeko-
nać, że środowisko leży
nam na sercu. Po tym, jak
premier powiedział, że pre-
zydenta już praktycznie do
euro przekonał, nic mnie
już nie zdziwi w biciu po-
kłonów przed Brukselą.

Przesadzam? To dlaczego
premier nie włożył tyle
wysiłku w przekonanie
głównego lokatora Belwe-
deru do własnych reform,
np. zdrowotnej? Widać, na
czym mu bardziej zależy. O
naśladowaniu głupiej walki
z klimatem już pisałem.
Premier wykorzystał kolej-
ne sejmowe exposé dwa
miesiące temu do powtarza-
nia starych prawd objawio-
nych i prezentacji nowych.
Front walki z biciem dzieci
poszedł tak daleko do przo-
du, że premier nazwał prze-
mocą również biedę
(dobrze, że wszystko w tym
temacie skończyło się ma-
łym deszczem z dużej
chmury). Chyba dawno nie
widział przemocy. Al-Zeidi
powinien w niego rzucić
butami, a nie w Busha. W
ramach nowości Tusk zako-
munikował, że zmniejszenie
deficytu budżetowego
oznacza zmniejszenie długu
publicznego. Chciałbym,
żeby to było takie proste,
ale redukcja deficytu to
jedynie minimalizacja tem-
pa przyrostu zadłużenia,
którego likwidacja zacznie
się w chwili pojawienia się
czegoś, czego nie widzieli-
śmy u nas jeszcze nigdy –
nadwyżki budżetowej. Ale
jakoś trzeba podtrzymać
wiarę w cuda i usprawiedli-
wić zaniechania. Brak ob-
niżki akcyzy wytłumaczył
ochroną przed kryzysem,
ponieważ obniżki prowadzą
do wahnięć. No tak, wahać

się nie można. Lepiej być
zdecydowanym. Zdecydo-
wanym socjalistą udającym
liberała.
Trudniej mają wędkarze.
Muszą udawać księgowych i
notować, co złowili i ile to
waży. Unia tak zarządziła i
w swej dobroci na razie nie
wymaga działań buchalte-
ryjnych wobec robaków.
Ludzie machnęli ręką na
bajania o kryzysie i jak co
roku oddali się świątecznej
konsumpcji. Oba główne
brukowce nie przebolały
tego i zgodnie postraszyły
w Sylwestra niepokornych
drukując przepowiednie
najsłynniejszego rodzimego
jasnowidza o wybuchu woj-
ny latem i poprzedzającym
go kryzysie w czerwcu. Jak
to zwykle w takich przepo-
wiedniach bywa, wojna ma
ominąć Polskę, ale mamy ją
odczuć. Czyli – trochę
przestraszyć, żeby ludzie
czuli potrzebę opieki, ale
nie za mocno, żeby nie pa-
nikowali.

Autor jest od 2003 roku Sędzią
Sądu Naczelnego KoLibra. Felie-

ton ukazał się w styczniowym
numerze miesięcznika "Nasz
Płock".



Str. 11

Goniec Wolności

Oba główne brukowce
zgodnie postraszyły w
Sylwestra
niepokornych
drukując
przepowiednie
najsłynniejszego
rodzimego jasnowidza
o wybuchu wojny
latem i
poprzedzającym go
kryzysie w czerwcu.
Jak to zwykle w takich
przepowiedniach
bywa, wojna ma
ominąć Polskę, ale
mamy ją odczuć. Czyli
– trochę przestraszyć,
żeby ludzie czuli
potrzebę opieki, ale
nie za mocno, żeby nie
panikowali.

Tym razem aktorzy i wędkarze…

Marcin Motylewski

background image

Zastanawiałem się, co
można nazwać politycznym

wydarzeniem roku 2008 w
naszym pięknym kraju.

Cofając się ku meandrom
pamięci (posiłkując się

guglem) nie byłem w stanie
znaleźć żadnego wydarze-

nia, które miałoby rangę
pierwszoplanową. Domino-

wały polityczne podchody.
Wzajemne atakowanie się

przez platformersów i pisow-
ców. W tle podskakiwały

resztki SLD, zajęte zresztą
głównie udowadnianiem czy

Napieralski jest fajniejszy od
Olejniczaka czy odwrotnie. Ja,

zgadzając się zresztą z publi-
cystami „Wprost” z rubryki

„Z życia koalicji-z życia opo-
zycji” żadnej różnicy między

obu panami nie widzę. Nawet
kiedyś słuchając, co prawda

nieważnie, audycji radiowej z
udziałem pana N. byłem świę-

cie przekonany, że mówi pan
O., doprawdy zabawna sytu-

acja. Kiedyś postkomuniści
byli wyraziści, trudno było

pomylić Oleksego z Millerem.
I nie chodzi mi bynajmniej o

tuszę. Obecne szefostwo pol-
skiej lewicy to grupa bezbarw-

nych chłopców wyrywających
sobie zabawki w piaskownicy i

krzyczących „teraz ja! ja!”.
Cieszy mnie nieudolność SLD

to konsolidacji. Nie lubię lewi-
cy, szczególnie postkomuni-

stycznej, więc obecna niepo-
radność owego środowiska

wywołuje moje zadowolenie.
Jedynym zagrożeniem ze stro-

ny polskich środowisk usytu-
owanych po lewej stronie

sceny politycznej jest środowi-
sko „Krytyki politycznej”.

Dlaczego uważam ich za za-
grożenie? Po pierwsze to lu-

dzie, którzy przypominają o
ideach i mimo, że są hipokry-

tami jak Sierakowski, który
paląc Marlboro, popijając

Coca Colę krytykuje wielkie
korporacje, mają za sobą gru-

pę młodych, zdolnych i inteli-
gentnych ludzi, którzy chcą

działać. W chwili obecnej są w
stanie wpływać na rzeczywi-

stość polityczną w naszym
kraju. Oczywiście jeszcze nie

na wielką skalę, ale pozycja
„Krytyki politycznej” rośnie.

Pomogła im promocja w me-
diach wysokonakładowych. W

pewnym momencie „Gazeta
Wyborcza” wydrukowała

kilka artykułów autorstwa
Sierakowskiego, wywiady po-

jawiły się w lewicowych
„Przeglądzie” i „Polityce”.

Wydaje mi się, że ta grupa
może jeszcze dużo zepsuć w

naszym kraju. Dlaczego ze-
psuć? To wynika z mojego i

ich światopoglądu. Nie uwa-
żam by pomysły lewicy były

czymś dobrym dla obywateli.
Ale w sumie nie o tym chcia-
łem pisać.

Chociaż zamieniliście się miejscami

wszyscy jesteście dokładnie tacy

sami

Powyższe słowa, pochodzące
z tekstu Kazika Staszewskiego

dobrze obrazują polską polity-
kę po transformacji ustrojo-

wej. Gdy dana partia jest w
opozycji, a szczególnie przed

okresem wyborczym, epatuje
hasłami naprawy sytuacji spo-

łeczno-ekonomicznej. Podsta-
wą działania jest krytyka rzą-

dzących. Przypomina to spor-
towe hasło „bij mistrza”. Bez

względu na realne działania
rządzących partia opozycyjna

atakuje. Jest to resztą działa-
nie jak najbardziej logiczne i

pomagające na trafienie do
swego potencjalnego target

wyborczego. Po zmianie szyl-
du z opozycji na rząd zaczyna

się zabawa w nic-nie-robienie.
Przynosi to korzyści, o ile

rządzący zadbają o swój pozy-

tywny wizerunek w mediach. I
w tej kategorii Platforma Oby-

watelska osiągnęła mistrzo-
stwo. Chyba jeszcze nigdy,

choć mogę się mylić, w histo-
rii polskiej polityki rządzący

nie zyskiwali w statystykach
popularności po objęciu wła-

dzy. Ale przygotowanie PO
do współdziałania z mediami

muszę ocenić bardzo wysoko.
Oczywiście tylko w katego-

riach czystej socjotechniki.
Bo, co dostaliśmy tak napraw-

dę? Spory o samolot między
premierem a prezydentem,

przepychanki i obrzucanie się
inwektywami, projekt reformy

oświaty, którego Katarzyna
Hall, szef MEN broni jak

niepodległości, a który stoi w
sprzeczności z ideami konser-

watywno-liberalnymi, których
PO chciało być twarzą. Mamy

jeszcze zagubionego posła
Gowina próbującego przygo-

tować projekt ustawy w kwe-
stii In vitro, a który to projekt

spocznie na dnie szuflady, bo
władze PO przegłosują coś

zupełnie innego. No i mamy
wszechobecnego medialnie

posła Palikota, który jest wiel-
ce ciekawym zjawiskiem so-

cjologicznym. Wszechobecny
w mediach, cham, a jednocze-

śnie pragmatyk. Palikot, moim
zdaniem, został wybrany

przez władze PO do specy-
ficznego celu. Ma być jedno-

osobową armią walczącą z PiS
-em i Lechem Kaczyńskim .

Może publicznie mówić
wszystko to, co myśli Donald

Tusk i Grzegorz Schetyna, ale
oni nie mogą sobie na to po-

zwolić bo zaszkodziłoby to
ich wizerunkowi jako ojców

Partii Miłości. Natomiast fa-
cet w koszulce „Jestem z

SLD” może sobie pozwolić
na wszystko. On jest rynszto-

kiem, którym płyną inwekty-
wy, zaspokajając potrzebę

Polska polityka w 2008 roku

Michał Wolski:

Str. 12

Numer 1 (20) 2009

Gdy dana partia jest w
opozycji, a szczególnie
przed okresem wybor-
czym, epatuje hasłami
naprawy sytuacji spo-
łeczno-ekonomicznej.
Podstawą działania
jest krytyka rządzą-
cych. Przypomina to
sportowe hasło „bij
mistrza”.

background image

eskalacji wulgarności, na którą
oficjalne gremia PO nie mogą

sobie pozwolić. Przy okazji
Janusz Palikot tworzy sobie

silny wizerunek, może nie do
końca pozytywny, ale odpo-

wiadający zasadzie, którą wy-
myślił Anderw Oldham dla

zespołu The Rolling Stones w
latach sześćdziesiątych: „nie

jest ważne, co o nas piszą
media, grunt, żeby to było na

pierwszej stronie”. Dlatego na
boczny tor idą działania w

komisji „Przyjazne pań-
stwo” (He, he, sama nazwa

komisji sugeruje, że Państwo-
Lewiatan jest wrogiem obywa-

teli), której prace idą ślamazar-
nie i końca ich nie widać. Ale

może dość o Platformie, wo-
bec której i tak nie miałem
złudzeń.
Złudzeń nie miałem również

jeśli chodzi o Prawo i Spra-
wiedliwość. Natomiast kolej-

ne, zeszłoroczne posunięcia
Jarosława Kaczyńskiego

świadczą o tym, że okopał się
na swoich szańcach i ani mu

w głowie wyjść do otwartej
bitwy. Bojkot telewizji WSI,

tzn. TVN jest absolutnym
strzałem w stopę, który został

wprowadzony w życie na wła-
sne życzenie. Na własne ży-

czenie Kaczyński wyrugował
się z opiniotwórczej telewizji

licząc chyba tylko na to, że
prezes Urbański (teraz już

były) udostępni pisowcom
więcej czasu antenowego w

telewizji reżimowej. A tak się
nie stało. Kolejna rzecz to

usuwanie w cień polityków
wyrazistych, a promowanie

posłusznych miernot. Nawet
jak już ktoś z PiS jest w tele-

wizji to i tak nie da się go
słuchać ze względu na prezen-
towany poziom.
Zresztą środowisko PiS ostat-

nio się skompromitowało po
raz kolejny. A jest to zasługa

prezydenta Lecha Kaczyńskie-

go. Otóż w sobotnim wydaniu
„Wyborczej” (z dnia 10 stycz-

nia br.) udzielił wywiadu , w
którym padło następujące
stwierdzenie:
…traktat lizboński uważam za

sukces na skalę możliwą do osią-
gnięcia. Osiągnęliśmy wszystkie cele

poza pierwiastkowym systemem
liczenia głosów. Moi partnerzy do

dziś mówią, że szczyt w Brukseli z
czerwca był polskim sukcesem, ale

w Polsce nie potraktowano mnie
jako zwycięzcy.
oraz
-

Pozostaje pan przy swoim

stanowisku i nie podpisze

traktatu lizbońskiego przed

"tak" w powtórnym refe-

rendum irlandzkim?
- Tak. I podkreślam, że Polska
nie będzie przeszkodą w wejściu w

życie tego traktatu. Nie jest on
optymalny, ale zdołaliśmy go w

ciężkiej walce bardzo poprawić.
Stawiam zresztą siedem do trzech,

że traktat lizboński wejdzie w
życie..
Niesamowite! Wbrew temu,
co mówił wcześniej, pan pre-

zydent jest zwolennikiem kon-
stytucji europejskiej (zwanej

dla niepoznaki traktatem li-
zbońskim). I uważa ją za do-

brą. Czeka tylko na sposobny
moment, w tym przypadku

ponowne referendum irlandz-
kie (przed którym „siły postę-

powe” staną na głowie by go
przepchnąć), by podpisać

dokument.

Ciekawym ele-

mentem cytowanej wypowie-

dzi jest to, że najgorsze dla
prezydenta było to, że nikt go

nie docenił. A przecież on tak
się starał! Zresztą działania

Lecha Kaczyńskiego w sferze
polityki zagranicznej też moż-

na uznać za niespójne. O
kwestii konstytucji europej-

skiej i działaniach na nieko-
rzyść polskiej racji stanu w

tym względzie napisałem po-
wyżej.

Str. 13

Goniec Wolności

Janusz Palikot
tworzy sobie silny
wizerunek, może
nie do końca
pozytywny, ale
odpowiadający
zasadzie: „nie jest
ważne, co o nas
piszą media, grunt,
żeby to było na
pierwszej stronie”.

Polska polityka w 2008 roku

Były też inne elementy. Po-
parcie dla Gruzji było dobrym

pomysłem, tym bardziej, że
miało one swoje odbicie na

forum Unii Europejskiej. Tyl-
ko zastanawiam się czy obec-

ny kryzys gazowy nie jest od-
powiedzią Rosji na reakcję

Europy na wydarzenia gruziń-
skie. Zresztą politykę RP wo-

bec Kremla należy określić
mianem niespójnej. Ale doty-

czy to wszystkich rządów i
prezydentów ostatnich kilku-
nastu lat.
Ciekawym wydarzeniem prze-

łomu roku jest przewrót w
telewizji publicznej, który

zaowocował przejęciem wła-
dzy przez przedstawicieli tzw.

„przystawek”, czyli LPR i
Samoobrony. Największy

rezonans tego faktu to seria
artykułów w „Gazecie Wy-

borczej” prezentujących p.o.
prezesa TVP Farfała jako

faszysty. Ale to już temat na
oddzielny artykuł.
W najbliższym czasie posta-
ram się wrzucić garść przemy-

śleń na temat tego, co działo
się na świecie. A jest o czym
pisać.

Michał Wolski jest sekretarzem
oddziału lubelskiego. Do niedawna

był Redaktorem Naczelnym KoLi-
browego czasopisma „Goniec Wol-
ności”.

Tekst ukazał się pierwotnie na
blogu

Autora

[[http://
walkingfe-

ar.blogspot.com/2009/01/
polska-polityka-w-2008.html].

background image

Jestem dość świeżo po lek-
turze encykliki Piusa X

Pascendi Dominici Gregis

(O zasadach modernistów),

napisanej niemal 102 lata
temu. Po przeczytaniu mo-

gę stwierdzić jedno: moder-
nizm do dziś nie opanował

Kościoła, choć pewne jego
zalążki niestety do niego
przeniknęły.
Pozwolę sobie na początek

napisać o ogólnym odbiorze
encykliki. Następnie omówię

główne założenia moderni-
zmu, później odniosę je do

niektórych teologów dzisiej-
szych czasów i ogólnej kondy-

cji Kościoła. Na koniec
chciałbym przedstawić frag-

ment encykliki, który najbar-
dziej mnie zaniepokoił.
Muszę przyznać, że encyklika
zrobiła na mnie niezwykłe

wrażenie. Czystej wody katoli-
cyzm, jasne wskazywanie tego,

co jest dobre, co złe. Jasne
pokazywanie, kto błądzi bez

szukania na jego określenie
tanich eufemizmów. Tej wyra-

zistości ogromnie brakuje mi
w dzisiejszym Kościele, który

traktuje innych jak „braci
odłączonych” lub „starszych

braci” (zależy kogo), a o na-
wrócenie kogokolwiek na

katolicyzm nie można już
nawet się modlić. Czytając

miałem poczucie, że to jest
taka wizja Kościoła, która jest

mi ogromnie bliska, ta eksklu-
zywna, a z drugiej strony o

otwarcie misyjnym charakte-
rze. Im bardziej odkrywam

duchowość przedsoborową,
tym bardziej staje mi się ona
bliską.
Druga rzecz, której brakuje

dzisiejszym dokumentom
Kościoła (choć za Benedykta

jest znacznie lepiej), to nie-
zwykła logiczność wywodu

oraz stawianie bardzo wysoko
rozumu oraz stwierdzenie, o

bardzo niewielkim znaczeniu
uczuć w wierze, które bardzo

często prowadzą na manowce.
To kolejna rzecz, która jest mi

niezwykle bliska. Dziś patrzy
się na to, by wiara dawała

satysfakcję, dobre samopo-
czucie, spełnienie, poczucie

bezpieczeństwa itp. Tymcza-
sem wiara ma prowadzić do

zbawienia. W wierze ważniej-
sza jest prawda niż dobre

samopoczucie. Nie jest istotne
czy coś odczuwa się jako do-

bro. Istotne jest czy biorąc
pod uwagę nauczanie Kościo-

ła i wspierając to swoim rozu-
mem uznajemy coś, jako do-

bro. Sumienie, to nie uczucie,
że coś jest dobre, ale osąd

rozumu, o czym często się
zapomina. W tym sensie dzi-

siejszy Kościół wskazujący
często na subiektywne odnaj-

dywanie się w wierze, skupio-
ny na szukaniu odpowiedzi

„kim dla mnie jest Jezus Chry-
stus”, a nie na to, kim jest w

rzeczywistości, zdecydowanie
mniej odwołuje się do prawdy

oraz do rozumu. Wyjaśniam,
że nie chodzi mi tutaj o doku-

menty Kościoła, ale o poso-
borowe ruchy i wspólnoty
kościelne.

Założenia modernizmu

Papież Pius X omawia zagad-
nienie modernizmu zadziwia-

jąco dogłębnie. Opisuje spo-
sób myślenia modernistów,

drogę do modernizmu i kon-
sekwentnie pokazuje wnioski,

do jakiego musi prowadzić
modernistyczne myślenie. Na

podstawie encykliki można
wyodrębnić kilka najważniej-
szych założeń modernizmu.

Agnostycyzm – niemożność

rozumowego poznania Boga.

W świetle nauki, wliczając
tutaj także historię, o Bogu nie
możemy nic powiedzieć.
Immanentyzm życiowy

Bóg nie jest Kimś obiektyw-
nym, ale to wytwór ludzkich

potrzeb. Każdy – w zależno-
ści od potrzeby, sytuacji, jego

historii, doświadczeń – wy-
twarza swój obraz Boga. Każ-

dy z tych obrazów ma podob-
ną wartość. Wszystkie religie

są prawdziwe, bo są auten-
tycznymi wyrazami różnych
doświadczeń religijnych.
Ewolucjonizm – religia

zmienia się wraz z człowie-
kiem (to naturalne, skoro jest

tworem jego myśli). Skoro
zmieniają się potrzeby czło-

wieka, zmienia się sam czło-
wiek, musi zmieniać się rów-

nież religia. W tym kontekście
każda epoka dziejów może

mieć inne dogmaty, a przy-
najmniej poszczególne do-

gmaty mogą być w ciągu hi-
storii w różny sposób rozu-
miane.
To założenia podstawowe. W

pewnych sytuacjach, gdy mo-
dernista uprawia teologię, jego

tezy będą znacznie mniej ra-
dykalne, jednak będą tylko

etapem do wymienionych
powyżej, bądź też logicznie
będą do nich prowadzić.
Trzeba powiedzieć, że te zało-

żenia absolutnie podważają
całą wiarę wyznawaną przez

wieki w Kościele. To zadzi-
wiające, że osoby, które zapo-

czątkowały prądy moderni-
styczne w łonie Kościoła wy-

szły z jego środka, a więk-
szość z nich była osobami

duchownymi. To zadziwiają-
ce, bo myśl modernistyczna

O modernizmie w Kościele. Po lekturze „Pascendi”
św. Piusa X

Paweł Pomianek

Str. 14

Numer 1 (20) 2009

W encyklice
znajdujemy czystej
wody katolicyzm,
jasne wskazywanie
tego, co jest dobre,
co złe. Jasne
pokazywanie, kto
błądzi bez
szukania na jego
określenie tanich
eufemizmów. Tej
wyrazistości
ogromnie brakuje
mi w dzisiejszym
Kościele, gdzie o
nawrócenie
kogokolwiek na
katolicyzm nie
można już nawet
się modlić.

Kącik teologiczny

background image

wydaje się nie mieć z naucza-
niem Kościoła nic wspólnego.

Jak nietrudno wyprowadzić z
powyższych tez, np. życie

Jezusa historycznego całkowi-
cie musi być oddzielone od

Chrystusa wiary, którego ob-
raz został stworzony przez

wspólnotę. Obiektywny sens
traci również Pismo Święte,

które staje się zbiorem pięk-
nych wskazań moralnych, a z

drugiej strony w każdej epoce
dziejów i przez każdego czło-

wieka może ono być inaczej
interpretowane. Sakramenty

to również wyraz czasowych
potrzeb ludzi danego czasu i

właściwie spokojnie można je
zmieniać, jeśli utracą swoją
aktualność.

Czy modernizm opanował

Kościół?

Właściwie po przeczytaniu

encykliki muszę stwierdzić, że
jeśli opanował, to w bardzo

niewielkim stopniu. Przynajm-
niej oficjalne nauczanie Ko-

ścioła. Trzeba powiedzieć, że
Kościół – wbrew temu, co

często twierdzą lefebryści –
nie stracił wiary w sakramen-

ty, nie stracił wiary w Osobę i
objawienie Jezusa Chrystusa i

nie podważył wiary w swoje
dogmaty.
Niemniej jednak pewne ele-
menty modernistyczne weszły

do Kościoła wraz z Soborem
Watykańskim II (i po nim) i są

one widoczne. Choćby podej-
ście do innych religii oraz

odłamów chrześcijańskich,
fakt, że nie możemy już starać

się o nawrócenie poszczegól-
nych osób i wspólnot, że nie

możemy już jasno mówić, że
prawda leży po naszej stronie,

że Kościół ogarnęła w tym
względzie jakaś przerażająca

„poprawność polityczna” jest
niestety faktem.
Wiele rzeczy, na które wska-
zywał ponad 100 lat temu

Pius X możemy też znaleźć w
posoborowych wspólnotach i

ruchach katolickich (choćby
to poszukiwanie wrażeń i

uczuć, które wymieniłem po-
wyżej, w których bryluje choć-

by Odnowa w Duchu Świę-
tym) oraz w myśli poszczegól-

nych teologów oraz bisku-
pów, których nikt nie myśli

pozbawiać możliwości wykła-
dania nawet na katolickich

uczelniach (pierwszy z brzegu
i bardzo radykalny przykład

ks. Hryniewicza; drugi, mniej
radykalny czy ks. Rusecki, u

którego tez modernistycznych
również znajdziemy niemało).

Przed soborem byłoby to nie
do pomyślenia. Tymczasem

dziś, to raczej tych, którzy
starają się walczyć o obiektyw-

ną prawdę i wskazują błędy
Kościoła, którzy jasno wska-

zują, co jest dobre, co złe i
gdzie leży prawda, za wszelką

cenę próbuje się wyciszać. Nie
chodzi mi tutaj o lefebrystów,

choć i ten ważny głos jest
spychany na margines. Chodzi

mi przede wszystkim o kon-
serwatystów, którzy pozostali

w łonie Kościoła. Mimo
ostatniego dokumentu Bene-

dykta XVI pozwalającego na
odprawiania Liturgii w star-

szym rycie, ciągle utrudnia im
się życie, jak to tylko jest moż-
liwe.
Pisałem, że modernizm nie

opanował Kościoła w całej
rozciągłości. Bardzo interesu-

jący jest jednak punkt 38 en-
cykliki, w którym papież Pius

X przedstawia, jaki jest cel
modernistów, w jaki sposób

będą oni chcieli zmienić Ko-
ściół. Pewne elementy są za-

dziwiająco podobne, do tego,
co stało się w latach 1962-

1965. Nie sądzicie państwo?
Poniższy fragment poddaję

już pod Wasz osąd. Najważ-
niejsze fragmenty pochylam:

„Pozostaje nam jeszcze słów
kilka dodać o moderniście –

reformatorze. Już z tego, co-
śmy dotychczas mówili, moż-

na sobie wytworzyć pojęcie,
jaką i jak chorobliwą manią

wprowadzania nowości od-
znaczają się ci ludzie. Ten ich

duch nowatorski czepia się
wszystkiego, co jest katolic-
kim.
Chcą więc reformować filozo-

fię w seminariach duchow-
nych w ten sposób, iż usu-

nąwszy filozofię scholastyczną
i złożywszy ją do historii filo-

zofii między przestarzałe sys-
temy, chcą wykładać młodzie-

ży filozofię nowożytną, która
jedynie odpowiada epoce, w

której żyjemy. Co się tyczy
reformy teologii, to teologia,

którą zwiemy racjonalną, win-
na się opierać na filozofii no-

wożytnej; teologia zaś pozy-
tywna – na historii dogmatów.

Historia także winna być pisa-
na i wykładana w myśli ich

metod i żądań. Dogmaty i na-
uka ich rozwoju winny być zhar-

monizowane z nauką i historią.
Co się tyczy katechizmu, to w

nim winny być uwzględnione
tylko te dogmaty, które zosta-

ły zreformowane i są dostęp-
ne dla przeciętnego człowie-
ka.
Co do ceremonii zewnętrznych,

należy zmniejszyć liczbę praktyk
pobożnych, albo przynajmniej

wstrzymać ich rozrost. Niektórzy
z nich ujmując się zbytnio za

symbolizmem, okazują pewną
skłonność do ustępstw w tej
dziedzinie.
Ale co się tyczy Kościoła rządzące-

go, ten, zdaniem ich, winien być
zreformowany od góry do dołu,

zwłaszcza władza dyscyplinarna i
dogmatyczna.


Dokończenie na str. 16

O modernizmie w Kościele. Po lekturze „Pascendi”
św. Piusa X

Str. 15

Numer 1 (20) 2009

Jeśli modernizm
opanował Kościół,
to w bardzo
niewielkim
stopniu.
Przynajmniej
oficjalne
nauczanie
Kościoła. Trzeba
powiedzieć, że
Kościół nie stracił
wiary w
sakramenty, nie
stracił wiary w
Osobę i objawienie
Jezusa Chrystusa i
nie podważył
wiary w swoje
dogmaty.

background image

Duch jego i forma winny się
zastosować do stanu świado-

mości nowoczesnej, która jest
dziś całkiem demokratyczną: a

zatem i kler niższy a nawet i laicy
niech wezmą udział w rządach

Kościoła, a cała władza w ten
sposób niech zostanie zdecen-

tralizowaną. Podobnie zrefor-
mować ich zdaniem należy Rzym-

skie Kongregacje do prowadzenia
spraw kościelnych, przede

wszystkim zaś urząd Świętego
Oficjum i Indeksu
. Również

niechaj władze kościelne wycofają

się z działalności politycznej i
społecznej, trzymając się z dala

poza organizacjami świeckimi,
niechaj się jednak przystosują do

nich i w ten sposób niech je przeni-
kają swoim duchem.
Co się tyczy moralności, win-
na tu panować zasada zapoży-

czona przez nich od ameryka-
nistów: cnoty czynne mają mieć

pierwszeństwo przed biernymi tak
co do wartości jak i praktyki.

Duchowieństwu, w takie instrukcje
opatrzonemu, zalecają powrócić do

pokory i ubóstwa pierwszych wie-

ków, a swe poglądy i swą dzia-
łalność zastosować do zasad
modernistycznych.
Wreszcie są tu i tacy, którzy,

idąc w ślady swych mistrzów
protestantów, żądają zniesie-
nia celibatu.
Cóż więc zostaje trwałego,

nietkniętego w Kościele, co by
nie powinny być zreformowa-

ne przez nich albo według ich
zasad?”

Paweł Pomianek

O modernizmie w Kościele. Po lekturze „Pascendi”
św. Piusa X

Dokończenie ze strony 15.

Str. 16

Numer 1 (20) 2009

Wiele rzeczy, na
które wskazywał
ponad 100 lat
temu Pius X
możemy też
znaleźć w
posoborowych
wspólnotach i
ruchach
katolickich oraz w
myśli
poszczególnych
teologów oraz
biskupów.

23 stycznia 2009 r. Andrzej
Czuma został Ministrem

Sprawiedliwości w rządzie
Donalda Tuska. Jest to naj-

wyższe w historii stanowi-
sko sprawowane przez

członka Stowarzyszenia
KoLiber.

Andrzej Czuma urodził się w
1938 r. w Lublinie. W 1955 r.

ukończył Niższe Seminarium
Duchowne w Lublinie, a na-

stępnie studia na Wydziale
Prawa w Uniwersytecie War-

szawskim.
Założył niepodległościową i

antykomunistyczną organiza-
cję Ruch. Za próbę obalenia

siłą ustroju socjalistycznego w
czerwcu 1970 r. został uwię-

ziony przez władze PRL i
skazany na karę 7 lat pozba-

wienia wolności. W drugiej
połowie lat siedemdziesiątych

założył również Ruchu Obro-
ny Praw Człowieka i Obywa-

tela, którego był rzecznikiem.
Był także redaktorem pisma

"Opinia". Po sierpniu 1980
został doradcą "Solidarności"

w Regionie Śląsko-
Dąbrowskim oraz redaktorem

i wydawcą "Wiadomości Ka-

Andrzej Czuma – pierwszy KoLibrowy minister

towickich". Ponownie więzio-
ny od 12 grudnia 1981 do 23

grudnia 1982 w obozie inter-
nowania na Białołęce, w Ja-

worzu, a następnie w Darłów-
ku. Od 1986 emigrował do

Chicago, gdzie przez pierwsze
dwa lata pracował jako malarz

i robotnik. Od 1988 prowa-
dził własny program radiowy

emitowany w aglomeracji
chicagowskiej przez stację

WNVR 1030, a następnie
WPNA 1490.

Od grudnia 2006 poseł Plat-
formy Obywatelskiej (wszedł

na miejsce Hanny Gronkie-
wicz-Waltz wybranej na sta-

nowisko prezydenta Warsza-
wy). W wyborach roku 2007

uzyskał ponownie mandat
poselski. Był przewodniczą-

cym komisji śledczej do spraw
nacisków. W dniu 23 stycznia

2009 został powołany na
urząd Ministra Sprawiedliwo-

ści w rządzie Donalda Tuska.
Andrzej Czuma jest pierw-

szym członkiem Stowarzysze-
nia KoLiber powołanym na

tak wysokie stanowisko pań-
stwowe. Członkowie Stowa-

rzyszenia sprawują funkcje

radnych, czasem burmistrzów,
natomiast do tej pory nikt nie

był członkiem rządu. Andrzej
Czuma znany jest z postawy

antykomunistycznej, poparcia
idei wolnego rynku oraz wol-

ności osobistej. Sprzeciwiał
się wszechwładzy korporacji

prawniczych. Prezentuje rów-
nież pogląd, że przestępcom

nie należy pobłażać. Wszyst-
kie te cechy powodują, że

może być on celem ataku
różnych środowisk, w których

taka postawa nie jest mile
widziana.


Na podstawie danych z Wikipedii
oraz strony

www.czuma.pl

sporządził

Michał Wolski

background image

Niemiecka trauma związa-
na z hitlerowską przeszło-
ścią jest wciąż żywa. Świad-
czą o tym nie tylko reakcje
niemieckich polityków,
czasem przesadzone, na
niektóre wydarzenia, ale
również działalność arty-
styczna.

Co jakiś czas pojawiają się
Książku lub filmy, w których
Niemcy próbują rozliczyć się
z własną przeszłością.
Przykładem takiej próby jest
również film Fala (tytuł orygi-
nalny Die Welle). Ten film,
nominowany nota bene do
nagród Europejskiej Akademii
filmowej, opowiada o pew-
nym eksperymencie pedago-
gicznym, który odbył się w
jednej z niemieckich szkół
średnich. W tym miejscu nale-
ży dodać, że Fala jest oparta
na faktach. W klasie matural-
nej odbywają się zajęcia, będą-
ce odpowiednikiem polskiej
wiedzy o społeczeństwie.
Uczniowie mogą zapisać się
na tygodniowy kurs dotyczący
systemów sprawowania wła-
dzy. Duża część młodych
ludzi zapisuje się na zajęcia
mówiące o autorytaryzmie
prowadzone przez młodego
nauczyciela Rainera. Wpada
on na pomysł by wprowadzić
autorytarne zasady podczas
zajęć. W ten sposób chce by
uczniowie empirycznie do-
świadczyli czym charakteryzu-
je się ten system. Młodzi lu-
dzie mówią czym charaktery-
zuje się omawiany przez nich
system. Pierwszą rzeczą jest
wprowadzenie dyscypliny. W
tym miejscu warto poświęcić
kilka zdań na opisanie nie-

mieckiej szkoły. Wcześniej
mamy zwracanie się przez
maturzystów po i mieniu do
nauczyciela, nie wstawanie z
ławki podczas odpowiedzi,
ogólną swobodę (nazwałbym
to nawet nieporządkiem) pod-
czas zajęć. Pod wpływem
kolejnych cech autorytaryzmu
na lekcji wprowadzone są
nowe zasady. Pojawia się dys-
cyplina, później wprowadzo-
no mundurki (co ciekawe – są
nimi białe koszule z długim
rękawem), następnie pojawia
się nazwa, tytułowa Fala. W
pewnym momencie uczniowie
sami przejmują inicjatywę.
Tworzą logo organizacji,
wlepki, stronę internetową, a
nawet samorzutnie malują
grafitti z symbolem organiza-
cji na ulicach miasta. Kolej-
nym elementem jest izolacja
ludzi, którzy do Fali nie nale-
żą. Wszystko to doprowadzi
d o t r a g e d i i .
Film ogląda się dobrze. Jest
całkiem sprawnie opowiedzia-
ny, nie ma w nim dłużyzn.
Historia jest wciągająca, a
aktorzy stanęli na wysokości
zadania. Jednak, mimo to Fala
nie jest obrazem pozbawio-
nym wad. Pierwszą, i muszę
przyznać największą, jest cał-
kowita przewidywalność roz-
woju akcji. Stereotypowość
zachowań miejscami wręcz
razi. Przeszkadza to do tego
stopnia, że mniej więcej w
połowie filmu wiemy dokład-
nie, która z postaci stanie się
katalizatorem tragicznych
wydarzeń z finału. Dodatko-
wym minusem jest brak rze-
czowej dyskusji nad ważkimi
problemami, które pojawiają

się w toku narracji. W pew-
nym momencie, podczas lek-
cji, pojawia się kwestia patrio-
tyzmu. Poda pytanie, czy do-
bre było okazywanie miłości
do ojczyzny podczas Mi-
strzostw Świata w piłce noż-
nej. Pojawiają się słowa o
masowym wywieszaniu flag.
W tym momencie aż prosiło-
by się o poszerzenie zestawu
pytań. A nawet o próbę znale-
zienia odpowiedzi. Czy Nie-
miec może być dumny ze
swego kraju? Po prostu, tak
jak na przykład Amerykanin,
który flagę narodową ma
przez cały rok przed domem?
Czy od razu musi się to koja-
rzyć z nazizmem? Tych pytań
i odpowiedzi na nie brakuje w
Fali. Reżyser zaznacza temat i,
jakby bojąc się swoich wnio-
sków, wycofuje się zmieniając
tok akcji. Czy to strach przed
wnioskami, które mogą się
wydać niepoprawne politycz-
nie? Może być to jedna z od-
p o w i e d z i .
Mimo opisanych wad film jest
warty obejrzenia. Dla osób,
które na co dzień nie interesu-
ją się tematyką władzy może
być nawet odkryciem. Mimo
stereotypowości i braku odpo-
wiedzi na niektóre ważkie
pytania Fala może być cenną
lekcją w nauce zachowań spo-
łecznych. Może dzięki filmo-
wi, medium popkulturowemu
widzowie sięgną bo bardziej
wartościowe dzieła, zarówno
filmowe, jak i książkowe opi-
sujące rodzenie się systemu
opartego na przemocy, kulcie
siły i nienawiści, Szkoda tylko,
że autorzy filmu nie pokusili
się o to by takiej rzeczowej
analizy dokonać samemu.

Jak rodzi się faszyzm. Recenzja filmu Fala

Michał Wolski

Str. 17

Numer 1 (20) 2009

Fala, rok produkcji
2008
Tytuł oryginalny:

Die

Welle

Reżyseria: Dennis
Gansel
Scenariusz: Dennis
Gansel i Peter
Thorwath
Na podstawie
książki Todda
Strassera
Producent: Nina
Maag
Wystąpili: Jurgen
Vogel, Frederick
Lau, Jennifer Ulrich

background image

Str. 18

Goniec Wolności

www.koliber.org

Dane Stowarzyszenia

Stowarzyszenie KoLiber

Adres internetowy:
www.koliber.org
koliber@koliber.org

Konto bankowe:
VWBank Direct
2321300004200102046274
0001

Data rejestracji:
17 kwietnia 2000 roku

Numer rejestrowy:
KRS 0000111237

REGON:
016361530

Kim jesteśmy?

Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach
konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Wartości w które wierzymy zawarli-

śmy w naszej Deklaracji Ideowej. Nasze cele określa Misja KoLibra. Dokumen-
ty te zamieszczone są na naszej stronie internetowej.

Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany

wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych

przedsięwzięć jak ogólnopolski Marsz na Rzecz Kapitalizmu czy konferencje naukowe

poprzez manifestacje, pikiety uliczne oraz panele dyskusyjne aż po nieformalne spotka-

nia jak imprezy integracyjne oraz pikniki. Dzięki ogromnej różnorodności zaintereso-

wań oraz charakterów członków KoLibra miejsce dla siebie znajdują tu zarówno ambit-

ni licealiści, osoby pragnące zaangażować się w działalność samorządową jak i inte-

lektualiści chcący rozwinąć swoje zainteresowania badawcze. To oni wszyscy składają

się na dzisiejszą siłę KoLibra. Czekamy także na Ciebie.

Członkami honorowymi Stowarzyszenia KoLiber są:

Rafał A. Ziemkiewicz

Bronisław Wildstein

Jeremi Mordasewicz

Jan Pośpieszalski

Roman Kluska

Jan Winiecki

Robert Gwiazdowski

Maciej Rybiński


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
goniec wolnosci nr 4 2008
goniec wolnosci nr 5 2008
goniec wolnosci nr 2 2008
Prewencja i rehabilitacja nr 1 2009
Gdzie na majówkę Spinning Moje Hobby Wędkarstwo Nr 3 2009
Awangarda w edukacji nr 7 z 2009
Prewencja i rehabilitacja nr 3 2009
Wykład nr 3 2009 - enzymologia kliniczna, materiały medycyna SUM, biochemia, wykłady
biuletyn AAC nr 2 2009
(16)Problematyka obrronnoÂci... i konstyt. WPP Nr 3 z 2009 r., Prawne podstawy bezpieczeństwa państw
Gazeta Koalicji POLSKA WOLNA OD nr 2 2009 id 186546
124 POLICY PAPERS Nr 1 2009(1)
Awangarda w edukacji nr 6 z 2009 (2)
Prewencja i rehabilitacja nr 2 2009
Prewencja i rehabilitacja nr 4 2009
Prewencja i rehabilitacja nr 1 2009
Gdzie na majówkę Spinning Moje Hobby Wędkarstwo Nr 3 2009

więcej podobnych podstron