pozostało wystarczająco roz-
sądku, by je zwalczać”.
Jefferson i James Madison
byli autorami rezolucji Wirgi-
nii i Kentucky z 1798 roku,
które stwierdzały, iż „tam,
gdzie rząd federalny posiada
władzę nie przekazaną mu
przez stany, słusznym lekar-
stwem na to jest jej unieważ-
nienie”, a także że każdy stan
ma prawo do „unieważnienia
w zakresie swojej władzy
wszystkich śladów władzy
innych (...)”. Unieważnienie
niekonstytucyjnych działań
było środkiem skutecznej
secesji.
Pierwsza próba odłączenia
Wybory w 1800 roku były
walką między Jeffersonem i
zwolennikami ograniczonego,
zdecentralizowanego rządu a
Partią Federalistyczną, która
popierała państwo bardziej
silne i scentralizowane. Fede-
raliści byli tak niezadowoleni
ze swej porażki w wyborach,
że od razu zaczęli planować
secesję z Unii. Ważnym
aspektem tego epizodu jest
fakt, iż ruchem secesjoni-
stycznym, który działał w
Nowej Anglii, kierowali
niektórzy z najznamienitszych
przedstawicieli pokolenia
Założycieli i nigdy zasada,
jaką się kierował, nie stano-
wiła celu krytyki Jeffersona,
czy kogokolwiek innego.
Dokończenie na str 3
Wybory prezydenckie w
2000 roku pokazały, że
Ameryka jest obecnie po-
dzielona na dwie wielkie
klasy polityczne: klasę pro-
duktywną, płacącą podat-
ki, oraz klasę pasożytniczą,
żyjącą na cudzy koszt.
W skład drugiej grupy wcho-
dzą miliony darmozjadów
żyjących na garnuszku pomo-
cy społecznej, federalnych,
stanowych i lokalnych biuro-
kratów i „dostawców usług”,
oraz ich ogromny wspierający
aparat propagandowy na uni-
wersytetach, w telewizji i w
dziennikarstwie prasowym.
Jako że zdecydowana więk-
szość tego, co robi rząd cen-
tralny jest niezgodne z kon-
stytucją, druga klasa może
wykorzystywać aparat przy-
musu państwa w celu grabie-
nia klasy pierwszej bez ogra-
niczeń.
Podstawowe prawo
Federalny system rządów
stworzony przez ojców zało-
życieli i obalony w 1865 roku
został ustanowiony wyraźnie
po to, by zapobiec takiej sytu-
acji. Założyciele rozumieli, że
demokracja niechybnie prze-
kształciłaby się w system
zalegalizowanej grabieży, jeśli
grabieni nie mogliby korzy-
stać z licznych możliwości
ucieczki i konstytucyjnych
zabezpieczeń, takich jak po-
dział władz, Karta Praw, wy-
bór senatorów przez legislaty-
wy stanowe, kolegium elek-
torskie, brak opodatkowania
dochodu, sytuacji, w której
większość funkcji rządowych
jest wypełnianych na pozio-
mie stanowym i lokalnym,
oraz wielu innych konstytu-
cyjnych ograniczeń władzy
rządu centralnego.
Najważniejszą ochroną było
prawo do secesji, o którym
Peter Applebome w „New
York Times” twierdzi, iż w
świetle wyników wyborów
powinniśmy je odświeżyć.
Było to całkowicie naturalne,
jako że powstanie Stanów
Zjednoczonych było bezpo-
średnim wynikiem wojny
secesyjnej prowadzonej prze-
ciwko Wielkiej Brytanii. Naj-
ważniejszą zasadą Rewolucji
Amerykańskiej było prawo
do odłączenia się od despo-
tycznego rządu. Założyciele
byli świadomi tego, że już
sama groźba secesji powstrzy-
muje ewentualnych rządzą-
cych tyranów.
Jedną z pierwszych rzeczy,
jaką Thomas Jefferson powie-
dział w 1801 roku podczas
swojej Pierwszej Mowy Inau-
guracyjnej było wsparcie pra-
wa do secesji. „Jeśli między
nami znajdą się tacy, którzy
będą chcieli rozwiązać Unię
lub zmienić jej republikański
ustrój” - mówił autor Dekla-
racji Niepodległości -
„zostawcie ich w spokoju,
jako pomniki bezpieczeństwa,
jakim cieszyć się powinna
błędne poglądy tam, gdzie
Secesja a wolność
Thomas J. DiLorenzo
Pismo Stowarzyszenia KoLiber, luty 2008
Numer 2 (16) 2008
Goniec Wolności
Szanowni Czytelnicy!
Oddajemy w Wasze ręce ko-
lejny numer „Gońca Wolno-
ści”.
Wiodącym tematem lutowego
numeru są różne formy orga-
nizacji administracyjnej pań-
stwa. Czy model unitarny, jaki
realizuje Polska, rzeczywiście
sprzyja jej obywatelom? Pre-
zentujemy ciekawy tekst Tho-
masa DiLorenzo dotyczący
ujęcia tematu secesji na przy-
kładzie amerykańskim. Wedle
autora prawo do odłączenia
się od unii jest wpisane w
istotę Stanów Zjednoczonych.
Ponadto zamieszczamy rów-
nież artykuły dotyczące pol-
skich dylematów. Publikujemy
więc dwa zupełnie przeciw-
stawne stanowiska odnośnie
problematyki autonomii i
regionalizmu. KoLega Woj-
ciech Pieczar z Katowic zapo-
znaje nas z ideą przyświecają-
cą działalności Ruchu Auto-
nomii Śląska, organizacji, z
którą blisko współpracuje
nasz Oddział Katowicki. Na-
tomiast KoL. Grzegorz Le-
pianka w tekście „Regionalizm
w służbie tyranii” pragnie nas
przekonać, że tego typu inicja-
tywy szkodzą polskiemu pań-
stwu narodowemu i – para-
doksalnie – funkcjonują w
interesie wielkich molochów
typu Unia Europejska. Igor
Belczewski zaś ukazuje nam,
jak na te kwestie zapatrują się
Kaszubi. Zachęcamy do lektu-
ry i ewentualnej polemiki.
Poza tym w numerze niezwy-
kle ciekawa dyskusja o naj-
nowszej encyklice Benedykta
XVI przeprowadzona pomię-
dzy ks. Wojciechem Rzepą a
Pawłem Pomiankem.
Ponadto, jak zwykle, artykuły
poruszające bieżące problemy
ekonomiczne i polityczne, a
także recenzje książek. Tym
razem nasz recenzent zapozna
Państwa z książką Marka J.
Chodakiewicza „Po Zagła-
dzie” i najnowszym dziełem
Waldemara Łysiaka
„Talleyrand. Droga
>Mesfistofelesa<”
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Od redakcji
Str. 2
Goniec Wolności
W numerze:
Secesja a wolność
Thomas J. DiLorenzo
1
Autonomia - z czym to się je?
Wojciech Pieczar
4
Polskie Kaszuby?
Igor Belczewski
7
Regionalizm w służbie tyranii
Grzegorz Lepianka
9
Zbawienie zaczyna się dziś
Dyskusja o encyklice Benedykta XVI
„Spe salvi”
12
Ukrócić Związkokrację
Krystian Dąbek
16
Polecane w pajęczynie
16
Przepisy ruchu drogowego a prawo
moralne
Paweł Pomianek
17
Warto pisać (recenzja „Po Zagła-
dzie”)
Michał Wolski
18
Sztuczki diabła (recenzja
„Talleyrand”)
Michał Wolski
19
O Stowarzyszeniu KoLiber
21
Redaktor naczelny:
Michał Wolski
e-mail: michal.wolski@koliber.org
Redakcja:
Paweł Pomianek
Stefan Sękowski
Design i skład numeru:
Michał Wolski
Korekta: Stefan Sękowski
Zdjęcia zamieszczone w numerze
pochodzą ze źródeł własnych,
zostały nadesłane przez autorów
artykułów.
Twierdzono, że secesja może
być niemądrą strategią, jednak
nikt nie zaprzeczał, iż stany
mają prawo do secesji. Przy-
wódcą secesjonistów z Nowej
Anglii był Timothy Pickering
z Massachusetts, który był
szefem sztabu Jerzego Wa-
szyngtona, jego sekretarzem
wojny i sekretarzem stanu, jak
i kongresmenem oraz senato-
rem z Massachusetts. „Zasady
naszej Rewolucji [roku 1776]
wskazują nam remedium na
zaistniałą sytuację – separa-
cję”. Pickering pisał do Geor-
ge'a Cabota w 1803 roku, iż
„mieszkańcy Wschodu nie
mogą pogodzić swoich przy-
zwyczajeń, poglądów i intere-
sów z tymi mieszkańców Po-
łudnia i Zachodu”. „Stany
wschodnie muszą rozwiązać
Unię i stworzyć oddzielny
rząd i tak też uczynią”, zapo-
wiedział senator James
Hillhouse. Podobne uczucia
wyrażali tacy znakomici
mieszkańcy Nowej Anglii jak
m.in. Elbridge Gerry, John
Quincy Adams, Fisher Ames,
Josiah Quincy i Joseph Story.
Ruch secesjonistyczny w No-
wej Anglii nabierał rozpędu
przez całą dekadę, jednak
ostatecznie poniósł porażkę
podczas Konwencji Secesjoni-
stycznej w Hartford w 1814
roku. Przez czas „prawo
stanu do wyjścia z Unii nie
podlegało dyskusji”, pisze
historyk Edward Powell w
„Nullification and Secession in the
United States”.
Północ rozumiała
Gdy wybuchła Wojna o Nie-
podległość Południa w 1861
roku, zdecydowana większość
północnych komentatorów
nadal uważała, że prawo do
secesji było fundamentalne i
że należy pozwolić Południu
odejść w pokoju. Abolicjoni-
sta Horace Greeley, redaktor
New York Daily Tibune i czoło-
wy dziennikarz tych czasów
pisał 17 grudnia 1860 roku, że
„jeśli tyrania i despotyzm
usprawiedliwiały Rewolucję
Amerykańską w 1776 roku, to
nie rozumiemy, dlaczego nie
miałyby usprawiedliwiać sece-
sji pięciu milionów Połu-
dniowców z Unii Federalnej w
1861 roku” (za Howard Per-
kins „Northern Editorials on
Secession”). „Dziewięciu na
dziesięciu mieszkańców Pół-
nocy”, pisał Greeley 5 lutego
1861 roku, „jest przeciwnych
zmuszaniu Południowej Ka-
roliny do pozostania w Unii”,
jako że „wielką zasadą uciele-
śnioną przez Jeffersona w
Deklaracji (...) jest fakt, iż
rządy wywodzą swoją władzę
ze zgody rządzonych”. Stąd,
jeśli stany południowe chcą
się odłączyć, „mają ku temu
pełne prawo”. Podobne sta-
nowiska wyrażały gazety w
całej Północy na początku
wojny i być może najlepszym
tego przykładem jest artykuł
wstępny z 11 stycznia 1861
roku w piśmie Democrat wyda-
wanym w Kenosha w stanie
Wisconsin, w którym czyta-
my, iż secesja jest
„prawdziwym zarodkiem wol-
ności”, oraz że „prawo do
secesji posiadają obywatele
każdego suwerennego pań-
stwa”.
„Jeśli stosuje się siłę militar-
ną”, pisze Bangor Daily Union
13 listopada 1860 roku, stan
może być traktowany jedynie
jako „poddana prowincja i
nigdy nie może być równo-
prawnym członkiem unii
Amerykańskiej”. Większość z
głównych dowódców militar-
nych w czasie wojny (po obu
stronach) kształciło się w
uczelni West Point, gdzie
amerykańskiego konstytucjo-
nalizmu nauczał filadelfijski
abolicjonista William Rawle,
wykładający na podstawie
własnej książki, „A View of the
Constitution”. Ulyssesa S.
Granta, Roberta E. Lee i in-
nych uczono na temat secesji
na West Point, iż odmówienie
stanowi prawa do secesji
„byłoby niezgodne z zasadą,
na której zbudowane zostały
wszystkie nasze systemy poli-
tyczne, zasadą brzmiącą, iż
ludzie zawsze mają prawo
wpływać na to, jak będą rzą-
dzeni”.
Secesja niekorzystna
politycznie
Lincoln nigdy nie uczęszczał
na West Point, ale wspierał
secesję, gdy służyło to jego
planom politycznym. Przykła-
dowo, ciepło popierał secesję
Wirginii Zachodniej z Wirginii
i zezwalał na niewolnictwo w
Wirginii Zachodniej (i wszyst-
kich innych „stanach granicz-
nych”), dopóki wspierały one
go politycznie. Rzeczywiście,
w swojej mowie wygłoszonej
z okazji 4 lipca 1848 roku
Lincoln powiedział, „wszyscy
ludzie mają prawo do zniesie-
nia istniejącego rządu i stwo-
rzenia nowego, który służy im
w lepszy sposób. Jest to naj-
bardziej wartościowe, naj-
świętsze prawo”. Biografowie
Lincolna nigdy nie dawali
sobie rady z cytowaniem tej
przemowy.
Po wojnie Jefferson Davis
[prezydent Konfederacji –
przyp. Tłum.] był więziony w
najbardziej surowych warun-
kach, jednak nigdy nie został
skazany za zdradę i to z waż-
nego powodu: rząd federalny
wiedział, że konstytucja nie
wypowiada się przeciwko
secesji,
Dokończenie na str 4
Secesja a wolność
Doko
ńczenie ze strony 1.
Str. 3
Numer 2 (16) 2008
TWIERDZONO,
ŻE SECESJA
MOŻE BYĆ
NIEMĄDRĄ
STRATEGIĄ,
JEDNAK NIKT
NIE
ZAPRZECZAŁ,
IŻ STANY MAJĄ
PRAWO DO
SECESJI.
co Charles Adams opisuje w
swojej świetnej książce, „When
in the Course of Human Events”.
Po uwolnieniu z więzienia
Jefferson Davis ujął swoją
prawną obronę secesji w for-
mie dwutomowej książki, „The
Rise and Fall of the Confederate
Government”.
Centralizacja rządu prowadzi
nie tylko do łupienia i grabie-
nia klasy płacącej podatki
przez klasę pasożytniczą, ale
także powoli niszczy wolność
słowa i swobodną wymianę
myśli. Jedną z pierwszych
rzeczy, jakie robi każdy de-
spotyczny rząd, jest monopo-
lizacja systemu edukacyjnego
w celu prania mózgów mło-
dzieży i podtrzymania swojej
władzy politycznej. Krótko po
tym, jak Lee poddał się pod
Apoomatox, rząd federalny
zaczął rewidować historię i
nauczać, że secesja była niele-
galna. Wszystko to było czę-
ścią „rewolucji” Lincolna,
która obaliła federalny system
rządów stworzony przez Oj-
ców Założycieli i wprawiła w
ruch siły zcentralizowanej
władzy rządu. Pokojowa sece-
sja i unieważnienie są jedyny-
mi środkami powrotu do sys-
temu rządów, który raczej
uznaje, niż niszczy wolność
jednostki. Jak pisał Frank
Chodorov w 1952 roku: „Jeśli
nie inny powód, to przynajm-
niej osobista duma powinna
skłonić każdego gubernatora i
stanowego prawodawcę do
przyjęcia postawy secesjoni-
stycznej. Nie zostali bowiem
wybrani po to, by być lokaja-
mi biurokracji federalnej”.
28 listopada 2000
Thomas J. DiLorenzo
Autor jest profesorem ekono-
mii na Loyola College w Ma-
ryland, współpracuje także z
Mises Institute.
Artykuł ukazał się pierwotnie
na stronie
www.lewrockwell.com
tłum. Stefan Sękowski
Śródtytuły dodane przez tłu-
macza
Str. 4
Numer 2 (16) 2008
AUTONOMIA NIE
JEST, JAK
CHCIELIBY
PRZECIWNICY,
ODERWANIEM
JEDNOSTKI
AUTONOMICZNEJ
OD KRAJU
Secesja a wolność
Doko
ńczenie ze strony 3.
Autonomia – z czym to się je?
Wojciech Pieczar
zachowałby niezależność od
państwa polskiego w ustawo-
dawstwie podatkowym, socjal-
nym, gospodarczym
(chociażby gorąca sprawa
kopalni), przestrzennym itd.
itp. – w kompetencji Polski
dalej leżałaby polityka zagra-
niczna i obronna.
Śląsk nie zostałby otoczony
punktami granicznymi, lud-
ność napływowa nie zostałaby
usunięta czy w jakikolwiek
sposób dyskryminowana.
Głównym celem jest samo-
rządność tego regionu – dziw-
ne jest, że kopalnia w Katowi-
cach musi działać na podsta-
wie prawa górniczego wymy-
ślonego przez człowieka z np.
Pomorza, który nie ma kom-
pletnie pojęcia o danej materii
– tak samo, jak człowiek ze
Śląska morze nie wiedzieć nic
o rybołówstwie morskim – a,
jak pokazuje doświadczenie
ostatnich kilkunastu lat, kom-
petencje nie zawsze mają wie-
le wspólnego z obsadzaniem
stanowisk w rządzie. Każdy
region ma własne doświadcze-
nia, własną specyfikę – warto
pozwolić, aby regiony mogły z
tych doświadczeń korzystać.
Nikt nie lubi, kiedy ktoś obcy
mówi mu, jak ma żyć w swo-
im domu. I nie ma tu znacze-
nia, czy domem tym jest ob-
szar naszego gospodarstwa
domowego, nasze miasto czy
region. Każdy wie najlepiej, co
jest dobre dla niego i jego
bliskich, to nam najbardziej
zależy na rozwiązywaniu swo-
ich problemów.
Jedni są jej gorącymi zwo-
lennikami, inni odsądzają
organizacje typu Ruch Au-
tonomii Śląska od czci i
wiary, niektórzy nawet po-
suwają się do stwierdzeń,
że dążenia do niej są pod-
sycane przez niemiecki
wywiad. W skrócie – budzi
ogromne kontrowersje. Au-
tonomia Śląska.
Czym jest autonomia?
Autonomia nie jest, jak chcie-
liby przeciwnicy, oderwaniem
jednostki autonomicznej od
kraju. Od razu trzeba obalić
szkodliwe mity – nadanie (a
właściwie przywrócenie) Ślą-
skowi autonomii nie spowo-
dowałaby „oddania” Śląska
Niemcom, Czechom ani ode-
rwania go od Polski. Pozwoli-
łoby mu to jednak posiadać
daleko idącą samorządność –
Tak samo jest z lokalnymi
wspólnotami czy regionami –
większość problemów mogą
one rozwiązywać samodziel-
nie. Dlaczego więc nie wpro-
wadzono ponownie w III RP
autonomii Śląska? Powodów
może być wiele – niechęć
stracenia kawałka tortu (wszak
w wyborach lokalnych partie
ogólnopolskie osiągają gorsze
wyniki, niż w wyborach parla-
mentarnych), niemożność
obsadzania stanowisk
„swoimi” ludźmi, a może
zwykła niechęć do dawania
obywatelom większej swobo-
dy? Nic dziwnego, że najzago-
rzalszymi przeciwnikami auto-
nomii zawsze są ci, którzy
dążą do wszechobecnej kon-
troli zamiast zaufania. To
hitlerowcy i stalinowcy znieśli
śląską autonomię.
W całej Europie wszelkie
modele autonomiczne spraw-
dzają się świetnie – Hiszpania
czy Wielka Brytania to najbar-
dziej naturalne przykłady.
Również gwarantujące sporą
autonomię ustroje państw
federacyjnych, jak np. Szwaj-
carii, dobitnie pokazują, że
model ten sprawdza się znacz-
nie lepiej, niż silna i rozbudo-
wana władza centralna w pań-
stwie unitarnym, jednolitym.
Dlaczego Ślązacy nie lubią
Warszawy?
Autonomiczne Województwo
Śląskie istniało do 1939 roku.
Dzięki niezależności od władz
centralnych Śląsk rozwijał się
bardzo szybko – przed wojną
wytwarzał 46% polskiego
PKB. Śląskiem rządził Sejm
Śląski, województwo posiada-
ło Skarb Śląski. Autonomia
była bardzo szeroka – w roku
1931, bez pośrednictwa pań-
stwa polskiego, Śląsk pożyczył
Stanom Zjednoczonym (!) 11
milionów dolarów (wtedy
suma całkiem niebagatelna).
Za śląskie pieniądze wybudo-
wano Gdynię, COP, Śląsk był
udziałowcem PLL Lot. Osta-
tecznie autonomię zniesiono
w roku 1945 dekretem Krajo-
wej Rady Narodowej – było
to złamanie prawa, ponieważ
taka decyzja wymagała zgody
Sejmu Śląskiego. Następnie
jako osoby zarządzające ślą-
skimi przedsiębiorstwami
przywożone były osoby spoza
tych terenów – ludzie często
gardzący Śląskiem i Ślązakami,
nie rozumiejący śląskiej kultu-
ry, etosu pracy, specyfiki.
Przystąpiono do wynarada-
wiania Ślązaków. Nie mówi
się też o tym, ale po drugiej
wojnie światowej wywożono
Ślązaków do obozów koncen-
tracyjnych, m.in. w Oświęci-
miu. Dla wielu był to tylko
przystanek przed dalszą drogą
– silnych fizycznie i zdolnych
do pracy wywożono do ka-
torżniczej pracy w ZSRR. Dla
innych obozy te były przy-
stankiem ostatnim – wiele
tysięcy Ślązaków straciło w
nich życie.
W szkołach nie wolno było
mówić po Śląsku – dzieci były
przez to bite i szykanowane
przez nauczycieli. Trzeba tutaj
nadmienić, że wtedy śląski
język nie był tak silnie spolo-
nizowany jak teraz – dla Śląza-
ka język polski był zrozumiały
w bardzo małym stopniu,
podobnie Polak nie byłby w
stanie dogadać się ze Śląza-
kiem.
Państwo polskie od lat konse-
kwentnie odmawia rejestracji
języka śląskiego i nazywa go
mylnie gwarą. Nawet Bibliote-
ka Kongresu Stanów Zjedno-
czonych wpisała język śląski
do rejestrów języków świata,
śląski jest też zarejestrowany
w Międzynarodowej Organi-
zacji językowej. Urzędnicy
jednak mają zdanie odmienne
– mimo, że język śląski speł-
nia kryteria, które są wymaga-
ne, by został uznanym za ję-
zyk. Polska nie uznaje też
narodowości śląskiej. W ostat-
nim spisie powszechnym na-
rodowość taką zadeklarowało
ponad 173 tys. ludzi – jednak
w absolutnie żadnym stopniu
nie oddaje to prawdziwej skali
występowania na tych zie-
miach ludności śląskiej. Bar-
dzo wielu ankieterów odma-
wiało wpisania takiej narodo-
wości do formularza (tak było
np. w przypadku mojej rodzi-
ny), inni wpisywali… ołów-
kiem, by potem zgumować i
wpisać Polską. Wiele innych
osób po prostu wpisało taką
narodowość, jaką ma w pasz-
porcie.
Rokrocznie Śląsk jest krzyw-
dzony przy ustalaniu budżetu
na rok następny – zabierane
są Śląskowi pieniądze wypra-
cowane przez mieszkających
tu ludzi i przekazywane na
inne, bardzo ważne cele, jak
np. coraz bardziej rozrastające
się koszta administracji pań-
stwowej w Warszawie. Np.
niedawno zabrano Śląskowi
kilkanaście milionów złotych
na zlikwidowanie grożącego
katastrofą ekologiczną składo-
wiska odpadów chemicznych
Dokończenie na str 6
Autonomia – z czym to się je?
Str. 5
Goniec Wolności
AUTONOMICZNE
WOJEWÓDZTWO
ŚLĄSKIE
ISTNIAŁO DO
1939 ROKU.
DZIĘKI
NIEZALEŻNOŚCI
OD WŁADZ
CENTRALNYCH
ŚLĄSK
ROZWIJAŁ SIĘ
BARDZO
SZYBKO, PRZED
WOJNĄ
WYTWARZAŁ
46% POLSKIEGO
PKB
?
- a pieniądze te przeznaczono
na… Świątynię Opatrzności
Bożej oraz Kancelarię Prezy-
denta RP. Składowisko to
zatruwa wodę pitną, z której
korzysta ponad 600 tys. ludzi.
Przy planowaniu wielkich
inwestycji Śląsk jest pomijany,
mimo ogromnego potencjału
ludnościowego, bardzo dużej
ilości wykształconych, mło-
dych ludzi oraz wykwalifiko-
wanej siły roboczej. Dochodzi
nawet do takich sytuacji, kiedy
to (jeszcze za czasów funkcjo-
nowania kas chorych) Śląska
Kasa Chorych była jedyną…
dochodową Kasą w Polsce.
Dzięki sprawnemu zarządza-
niu i nie marnotrawieniu środ-
ków pieniędzmi zarządzano
znacznie lepiej, niż w innych
regionach Polski, mało tego –
to tutaj wprowadzono karty
chipowe i skomputeryzowano
system kontaktów między
poszczególnymi placówkami
medycznymi i Kasą Chorych.
W nagrodę za sprawne zarzą-
dzanie rok później Śląskowi…
obniżono dotację.
Przy okazji należy między
bajki włożyć mit o tym, że
cała Polska dopłaca do Śląska.
Jest dokładnie na odwrót – to
Śląsk dopłaca do innych re-
gionów. Powodów niechęci
Śląska do Warszawy jest oczy-
wiście znacznie więcej – przy-
czyny mają podłoże ekono-
miczne, kulturowe, społeczne,
historyczne. Jednak, aby nie
czynić artykułu zbyt długim,
pozwoliłem sobie przytoczyć
tylko kilka charakterystycz-
nych przykładów.
Dlaczego Śląskowi należy
się autonomia?
Nie trzeba chyba nikogo prze-
konywać, że silnie scentralizo-
wana i rozbudowana władza
to relikt socjalizmu, nie pro-
wadzący do niczego dobrego.
Większa samorządność to
lepsze lokowanie dostępnych
środków, prowadzenie spraw-
niejszej polityki regionalnej,
łatwiejsza identyfikacja pro-
blemów i sposobów ich roz-
wiązywania itd. Uprzedzając
pytanie – tak, poparłbym rów-
nież pomysł autonomii Mazur
czy Kaszub. Lub innymi sło-
wy – jestem zwolennikiem
państwa federacyjnego, na
wzór Stanów Zjednoczonych
sprzed lat, kiedy kompetencje
władz centralnych były sto-
sunkowo niewielkie. Różne
stany prowadziły różną polity-
kę społeczną czy podatkową.
Podobne rozwiązanie spraw-
dziłoby się i w Polsce – na
konkurencji między regionami
moglibyśmy tylko skorzystać.
Również skala wolności po-
większyłaby się o możliwość
wyboru, w jakim systemie
chcemy żyć – np. chcę wyso-
kich podatków i sporych
osłon socjalnych to jadę do
Wielkopolski, a gdy chcę swo-
bodnie prowadzić działalność
gospodarczą i żyć tak, jak
chcę ja, a nie urzędnik z War-
szawy – jadę do Wolnego
Stanu Górny Śląsk.
Poza oczywistymi korzyściami
gospodarczymi (śląskie pienią-
dze zostają na Śląsku, wszak
władza tutaj lepiej wie, na co
je przeznaczyć) trzeba dodać
historyczną autonomię oraz
różnice kulturowe i społecz-
ne. Kibice największych ślą-
skich klubów piłkarskich
ostentacyjnie manifestują ślą-
ską tożsamość, działa wiele
organizacji prośląskich, orga-
nizowane są konkursy recyta-
torskie i dyktanda w języku
śląskim. Ślązak jest absolut-
nym zaprzeczeniem postaci,
jaką kreował Krzysztof Hanke
w serialu Święta Wojna –
słynnego Bercika. Dla praw-
dziwego Ślązaka najważniejsze
wartości to rodzina, spokój i
praca. Śląska pamięć histo-
ryczna jest zupełnie inna, niż
większości Polski – uczymy
się w szkole o dzielnych po-
wstańcach śląskich, którzy
„zwrócili” Śląsk Polsce, pod-
czas gdy przez setki lat Śląsk
leżał poza granicami Polski.
Wielu naszych przodków wal-
czyło w Wehrmachcie – nie
dlatego, że byli nazistami,
tylko właśnie Ślązakami. W
Internecie działają śląskoję-
zyczne strony. W polskiej
konstytucji, w przeciwieństwie
do czeskiej, zapomniano o
Ślązakach. Śląsk ma osobną
kulturę, muzykę, kuchnię,
nawet gry w karty. W teatrach
są wystawiane śląskie sztuki.
Nasz język jest kompletnie
inny, niż język polski (jednak
od pewnego czasu, z powodu
silnego polonizowania Śląza-
ków przez władze komuni-
styczne, język również jest
znacznie silniej spolonizowa-
ny, niż kiedyś), różni się też
znacznie od niemieckiego.
Przytoczę fragment jednego z
ulubionych utworów muzycz-
nych mojego ojca, Gelynder
Blus (używam polskich zna-
ków diaktrycznych, aby tekst
był bardziej zrozumiały):
Jo się miyszkom na krojcoku,
Kole gruby wedle hołd.
W trzy-sztokowym familoku
Tam jo se ze szlojdra trzaskoł
Jakech jeszcze bajtlym boł
Z czeciego sztoku po gelyndrze
Sjyżdżoł na som dół.
Str. 6
Numer 2 (16) 2008
JESTEM
ZWOLENNIKIEM
PAŃSTWA
FEDERACYJNEGO,
NA WZÓR
STANÓW
ZJEDNOCZONYCH
SPRZED LAT,
KIEDY
KOMPETENCJE
WŁADZ
CENTRALNYCH
BYŁY
STOSUNKOWO
NIEWIELKIE.
Autonomia – z czym to się je?
Dokończenie ze strony 5.
pełni popierającym polskie
dążenia niepodległościowe.
Działo się tak ze względu na
to, że Kaszubi byli przez nie-
których uznawani za osobny
naród słowiański o własnym
języku i kulturze, któremu
również nie powinno odbierać
się prawa do samostanowie-
nia.
Przed pierwszą wojną świato-
wą kaszubska inteligencja
angażowała się w ruch mło-
dokaszubski, który zaznaczał
odrębność kulturową Kaszu-
bów i apelował do Polaków o
jej poszanowanie. Kiedy w
1918 roku Polska odzyskała
niepodległość, Kaszubi, ze
względu na swoją kulturową i
językową odrębność, mieli
problemy z integracją z resztą
kraju, co nie podobało się
polskim władzom. Postanowi-
ły one przymusowo zintegro-
wać Kaszubów, chociażby
zmniejszając ich wpływ na
politykę w regionie poprzez
utrudnianie im dostępu do
administracji samorządowej.
Pomimo działań ze strony
polskich władz i pomimo
niemieckich dążeń do włącze-
nia Kaszub do Rzeszy, więk-
szość Kaszubów opowiadała
się za przynależnością Kaszub
do Polski. Chociaż Kaszubi
chcieli głównie równego do-
stępu do administracji pań-
stwowej oraz możliwości kul-
Mały Pomorzanin zapytany
słowami popularnego wier-
szyka, „kto ty jesteś?”, nie-
koniecznie udzieli spodzie-
wanej odpowiedzi. Specyfi-
ka Pomorza, a zwłaszcza
jego północnej części pole-
ga na tym, że przez wiele
wieków zamieszkiwali je
nie tylko Niemcy czy Pola-
cy, ale także tajemniczy
Kaszubi.
Tajemniczy, dlatego że tak
naprawdę nie wiadomo do
końca, kim byli - Polakami,
Niemcami, czy też może po
prostu, nomen omen, Kaszu-
bami. W celu uniknięcia spo-
rów, Kaszubów zwykło się
określać mianem społeczności
pogranicza tzn. takiej, która
od pokoleń żyje i funkcjonuje
w otoczeniu odrębnych pod
względem kulturowym i et-
nicznym grup.
Powstawanie tożsamości
Pierwsza wzmianka o plemie-
niu kaszubskim pochodzi z
dokumentów papieża Grzego-
rza IX z 1238 roku, jednakże
początki ruchu kaszubskiego
datuje się na poł. XIX w.,
kiedy w Europie miała miej-
sce Wiosna Ludów. Od same-
go początku swojego istnienia
ruch kaszubski angażował się
przeciwko germanizacji, ale
mimo to nie był ruchem w
tywowania dziedzictwa kultu-
ralnego, władze polskie oba-
wiały się, że z czasem może
się to przerodzić w dążenia
separatystyczne. Te obawy
wzmacniały niechęć wobec
nadania Kaszubom swobód w
zakresie rozwoju i propago-
wania własnej kultury i języka.
Obywatele drugiej
kategorii
W okresie drugiej wojny świa-
towej Niemcy poddawali Ka-
szubów prowokacjom, mają-
cym na celu zdobycie ich
przychylności wobec nowych
władz. W niemieckich doku-
mentach pojawiało się nawet
pojęcie „narodu kaszubskie-
go”, jednakże Kaszubi rów-
nież i tym razem nie dali się
nabrać na iście goebbelsow-
skie zagrywki.
Gorsze czasy nastały wraz ze
znalezieniem się Polski pod
wpływem Związku Radziec-
kiego. W początkach PRL-u
Kaszubi byli traktowani jak
obywatele drugiej kategorii –
często oskarżano ich o filo-
germanizm i zmuszano do
udowadniania swojej polsko-
ści.
Dokończenie na str 8
Autonomia – z czym to się je?
Polskie Kaszuby?
Igor Belczewski
Str. 7
Goniec Wolności
W OKRESIE
DRUGIEJ WOJNY
ŚWIATOWEJ
NIEMCY
PODDAWALI
KASZUBÓW
PROWOKACJOM,
MAJĄCYM NA
CELU ZDOBYCIE ICH
PRZYCHYLNOŚCI
WOBEC NOWYCH
WŁADZ.
Jak widać, jest to język, w
którym widoczne są wpływy
polskie, niemieckie, czeskie, a
nawet słowackie i węgierskie.
Ale przede wszystkimjest to
język śląski. Do dzisiaj wielu
ludzi na Śląsku ma podwójne
obywatelstwo – Polskie i Nie-
Mieckie. Niestety, dla Polaka
Ślązak jest Niemcem, a dla
Niemca – Polakiem. Ani jed-
no, ani drugie jednak nie jest
prawdą. Ślązak po prostu
jest… Ślązakiem.
Wojciech Pieczar
Ich dążenia do uzyskania
przedstawicielstwa w sejmie
zostały odczytane jako próby
uzyskania autonomii, co po-
ciągnęło za sobą dyskrymina-
cję w wyborach i liczne oskar-
żenia o separatyzm. Władze
ludowe pozostawały nieczułe
na tłumaczenia, że jedyne,
czego naprawdę chcą, to
umożliwienie prowadzenia
swobodnej działalności kultu-
rowej a nie autonomia poli-
tyczna. Kaszubi chcieli praco-
wać dla Kaszub i Kaszubów,
nie zaś dla władzy ludowej i
komunizmu. Oczywiście nie
było to stanowisko, które
mogła zaakceptować Polska
Zjednoczona Partia Robotni-
cza, stąd Kaszubi, oprócz
dyskryminacji na tle kulturo-
wym, byli poddani silnej inwi-
gilacji ze strony Służby Bez-
pieczeństwa. Próbowała ona
wykorzystać odmienność ten-
dencji panujących wewnątrz
ruchu kaszubskiego do wywo-
ływania konfliktów wewnątrz
niego. Żeby zwrócić uwagę
Polaków na
„niebezpieczeństwo” ze stro-
ny Kaszubów, mówiono na-
wet o szykowanych przez nich
próbach utworzenia
„republiki kaszubskiej”, zaś
działania istniejącego od po-
łowy lat 50. Zrzeszenia Ka-
szubsko-Pomorskiego porów-
nywano do działań niemiec-
kich rewizjonistów.
Pomimo licznych szykan ruch
kaszubski przetrwał ciężką
próbę PRL-u. Niestety, cho-
ciaż Kaszubom udało się oca-
lić dziedzictwo kulturowe i
językowe, stały się one mniej
popularne i znane młodemu
pokoleniu Kaszubów. Po
prostu nie było komu tego
dziedzictwa przekazywać –
wielu rdzennych Kaszubów
nie przetrwało drugiej wojny
światowej i PRL-u.
Wspólnota kultury
Po upadku realnego socjali-
zmu Kaszubi dostrzegli po-
trzebę zmienienia stanu regre-
su kulturowego i zaczęli po-
dejmować działania mające na
celu jego poprawę. Również i
tym razem skupili się głównie
na odrodzeniu języka kaszub-
skiego w jego pierwotnej for-
mie. Powstały liczne pisma
(np. „Express Kaszubski”, czy
„Pomerania”) zajmujące się
sprawami Kaszub, a niektóre
z nich zdecydowały się publi-
kować tylko w języku kaszub-
skim („Òdroda”). Powstało
Radio Kaszëbë, nadające z
Chwaszczyna i Rekowa, w
którym oprócz podobnych do
występujących w innych ra-
diach programów, nadawane
są audycje w języku kaszub-
skim. Grupa internautów pod-
jęła się stworzenia kaszubskiej
wersji popularnej Wikipedii.
Jeśli przyjąć, że wykładnikiem
kaszubskości jest dzisiaj język,
na Pomorzu mieszka ok. 188
tys. Kaszubów – tyle osób
zadeklarowało język kaszubski
jako swój język w spisie po-
wszechnym w 2002 roku.
Jednakże do narodowości
kaszubskiej przyznaje się zale-
dwie 5100 osób. Widać wyraź-
nie malejącą tendencję, w
porównaniu ze spisem po-
wszechnym z 1939 roku, w
którym narodowość kaszub-
ską zadeklarowało 80 tys.
osób. Język kaszubski jest
obecnie oficjalnym językiem
międzynarodowym (kod
CSB), ale mimo to wciąż czę-
sto uznawany jest za polski
dialekt lub gwarę regionalną.
Najbardziej znaną działającą
obecnie organizacją kaszubską
jest wspomniane już Zrzesze-
nie Kaszubsko-Pomorskie.
Jest to organizacja, która sta-
wia sobie za cel krzewienie
języka i kultury kaszubskiej
oraz szeroko pojętego regio-
nalizmu. Problem autonomii
politycznej podniosła kilka lat
temu powstała wśród człon-
ków ZK-P nieformalna Ka-
szubska Partia Narodowa,
która nie prowadzi obecnie
szerszej działalności a w świe-
tle prawa nie jest w ogóle par-
tią polityczną. Bardzo ciężko
doszukiwać się u Kaszubów
tendencji autonomicznych
podobnych do tych występu-
jących na Śląsku.
Kaszubi w XXI wieku
Dzisiejsze Kaszuby to głów-
nie kraina pięknych lasów i
jezior, zamieszkiwana przez
potomków jednej z najbar-
dziej specyficznych grup et-
nicznych na ziemiach pol-
skich. Próby zachowania i
przekazania następnym poko-
leniom dziedzictwa kulturo-
wego i językowego Kaszub
świadczą o wielkiej sile ruchu
kaszubskiego, który przetrwał
już wiele trudnych prób od
zaborach począwszy, a na
PRL-u skończywszy.
Wśród Kaszubów nie wystę-
powały nigdy silne tendencje
separatystyczne, a jeśli już to
pojawiały się głównie wtedy,
kiedy państwo próbowało ich
przymusowo integrować i
ograniczać ich wpływ na poli-
tykę regionalną.
Wydaje się, że ruch kaszubski
jest na tyle silny i doświadczo-
ny, że przetrwa czasy społe-
czeństwa informacyjnego i na
drodze ewolucji będzie w
stanie dostosować swój
kształt do realiów XXI wieku.
Pytanie tylko, czy dla młodych
Kaszubów kultura i obyczaje
przodków nadal będą stano-
wić atrakcyjną i odróżniająca
ich ideę?
Str. 8
Numer 2 (16) 2008
PRÓBY
ZACHOWANIA I
PRZEKAZANIA
NASTĘPNYM
POKOLENIOM
DZIEDZICTWA
KULTUROWEGO I
JĘZYKOWEGO
KASZUB
ŚWIADCZĄ O
WIELKIEJ SILE
RUCHU
KASZUBSKIEGO
Polskie Kaszuby?
Dokończenie ze strony 7.
Edukacja młodzieży zadecy-
duje o przyszłości Kaszub i
samych Kaszubów oraz o
kształcie ich ruchu. Zresztą,
jak mawiają sami Kaszubi:
Trzeba drzewò dżąc, póczi je
młodé („Trzeba drzewo nagi-
nać póki jest młode”).
Igor Belczewski
Materiały pomocne przy opra-
cowywaniu tematu:
Alicja Paczoska, Oskarżeni o
separatyzm. Działania tajnych
służb PRL wobec działaczy ka-
szubskich w latach 1945-1970,
Pamięć i Sprawiedliwość nr
2/2004.
Artur Jabłoński o narodzie ka-
szubskim – wywiad z Arturem
Jabłońskim, Nowe Państwo
nr 2/2004.
Jarosław Ellwart, Kaszuby –
przewodnik turystyczny, Gdynia
1999.
Str. 9
Goniec Wolności
KONIEC EPOKI
„ŚWIATA
DWUBIEGUNOWEGO” I
KLĘSKA DOKTRYNY
KOMUNISTYCZNEJ
BYŁY OKRESEM GDY
POSZCZEGÓLNE
GRUPY
NARODOWOŚCIOWE
MOGĄ Z WIĘKSZĄ
SWOBODĄ UBIEGAĆ SIĘ
O PRAWO DO
„SAMOSTANOWIENIA”
Polskie Kaszuby?
W październiku 1943 roku
na konferencji w Moskwie
zebrali się najważniejsi
członkowie antyhitlerow-
skiej koalicji.
Uczestnikami spotkania byli
ministrowie spraw zagranicz-
nych ZSRR, Stanów Zjedno-
czonych oraz Wielkiej Brytanii
a jednym z głównych posta-
nowień konferencji było:
„stworzenie systemu bezpie-
czeństwa powszechnego”.
Miesiąc później odbyła się
kolejna, bardziej znana konfe-
rencja „Wielkiej Trójki”, tym
razem w Teheranie. W 1945
Niemcy podpisują kapitulację
a w Europie i na świecie po-
woli narasta obawa o III woj-
nę światową.
Szczęśliwie do takiego kon-
fliktu na razie nie doszło, a
obawy o „wojnę powszechną”
zastąpione zostały
„bezprecedensowym stanem
bezpieczeństwa” – przynajm-
niej w naszej części Europy.
Narody i społeczeństwa do tej
pory funkcjonujące w ramach
bloku komunistycznego po
upadku Związku Radzieckiego
Regionalizm w służbie tyranii
Grzegorz Lepianka
miały okazję do odzyskania
świadomości państwowej.
Wybór w 1985 roku Michaiła
Gorbaczowa na stanowisko
sekretarza generalnego partii
komunistycznej zwiastował
początek zmian. Doprowadzi-
ły one m.in. do demontażu i
upadku komunizmu w całej
Europie Środkowej i Wschod-
niej a także w republikach
azjatyckich. Od każdej reguły
można znaleźć wyjątek, tym
razem były to Bałkany. Biorąc
pod uwagę zróżnicowanie
etniczne, narodowościowe i
religijne półwyspu można
dojść do wniosku, że moment
w którym spłynie on krwią,
był tylko kwestią czasu.
Bezpośrednią przyczyną wy-
buchu I Wojny Światowej był
zamach w Sarajewie. Zamor-
dowany tam arcyksiążę Fran-
ciszek Ferdynand - austriacki
następca tronu, był zwolenni-
kiem przekształcenia duali-
stycznej monarchii Austro-
Węgierskiej w monarchię tria-
listyczną, obejmującą również
państwo jugosłowiańskie
(Chorwację, Dalmację, Bośnię
i Słowenię).
Państwo jugosło-
wiańskie zajmujące większą
część półwyspu bałkańskiego
rzeczywiście powstało, ale
dopiero w 1946 roku i nie w
ramach monarchii Habsbur-
gów, ale jako Federacyjna
Ludowa Republika Jugosławii.
Powstała w ten sposób fede-
racja zamroziła podziały kul-
turowo-etniczne społeczeń-
stwa Jugosławii w zamrażarce
komunizmu
.
Koniec epoki „świata dwubie-
gunowego” i klęska doktryny
komunistycznej były jedno-
cześnie początkiem nowego
etapu, nowej ery, przełomem
od którego można datować
okres gdy poszczególne grupy
narodowościowe mogą z
większą swobodą ubiegać się
o prawo do samostanowie-
nia”. Przełom XX i XXI wie-
ku to czas postępującej globa-
lizacji.
Dokończenie na str 10
Nowe technologie, łatwość
podróżowania i ideologia wie-
lokulturowości pozwalają
peryferyjnym do tej pory rejo-
nom świata na dołączenie do
globalnej wioski. Dla Europy
to czas stabilizacji, względne-
go spokoju społecznego oraz
rozwoju gospodarczego. To
także okres integracji politycz-
no-gospodarczej państw Eu-
ropy Zachodniej w ramach
Unii Europejskiej. Obywatele
krajów Zachodu żyją w prze-
strzeni dobrobytu, funkcjonu-
jąc w ramach państwa opie-
kuńczego, zapewnia im ono
dostęp do „bezpłatnej” służby
zdrowia, edukacji lub innych
„zdobyczy socjalnych”, przy-
wilejów opartych o
„sprawiedliwość społeczną”.
Państwo neutralne światopo-
glądowo, uczulone na propa-
gowanie zasad politycznej
poprawności pozwala na bez-
kolizyjne funkcjonowanie
obok siebie rożnych bytów
kulturowych, religijnych, oby-
czajowych. Wolność i po-
wszechny dobrobyt sprawiają
że obywatele tych państw na
początku XXI wieku nie mu-
szą już wiązać końca z koń-
cem. Tylko kilkanaście pro-
cent ludności na świecie może
pozwolić sobie na tak eksklu-
zywne życie. Dziś jednostka
oprócz zapewniania sobie i
swoim bliskim podstawowych
potrzeb może poświęcić czas i
energię na sfery dotąd przyna-
leżne klasom wyższym – war-
stwie arystokracji, klasie poli-
tycznej. Przeciętna jednostka
funkcjonuje w społeczeństwie
zupełnie inaczej niż to miało
miejsce jeszcze 300 lat temu.
Wolność gospodarcza i
wzrost świadomości politycz-
nej w konsekwencji przekłada
się nie tylko na zainteresowa-
nie światem dookoła jednostki
ale na jego kreowanie zależnie
od posiadanych celów spo-
łecznych a nawet politycz-
nych. W szczególności obja-
wia się to w sferze działania
wspólnot lokalnych i samorzą-
du terytorialnego. Nowocze-
sne państwo i jego klasa poli-
tyczna pozostawia jednost-
kom większą swobodę działa-
nia w każdym aspekcie życia.
Pod tym jednym warunkiem
że będzie się działać w ra-
mach politycznej poprawno-
ści. Inicjatywa wykraczająca
poza ten horyzont skazana
jest na porażkę.
Europa żyjąc traumą II wojny
światowej do tej pory spycha
na margines wszelkie ruchy i
ideologie mające oparcie w
nacjonalizmie. Bezpośrednio
po ’45 roku w większości kra-
jów europejskich władzę prze-
jęli socjaliści i socjaldemokra-
ci, gdzieniegdzie wspierani
przez ruchy komunizujące. Z
drugiej strony przeciwwagą
dla lewicy stała się chadecja
odwołująca się do zasad kon-
serwatywnych, nauki społecz-
nej kościoła katolickiego. Ten
podział utrzymuje się do tej
pory. Natomiast partie poli-
tyczne o programach nacjona-
listycznych, narodowych lub
zgoła faszystowskich poza
nielicznymi przykładami sku-
tecznie spychane były na mar-
gines życia politycznego. Po-
nad sześćdziesięcioletnia do-
minacja w Europie partii so-
cjalistycznych i „miękkiej cha-
decji” wykreowała w społe-
czeństwach określone posta-
wy i nie mam tu na myśli jedy-
nie problemu sekularyzacji lub
akceptacji dla „przywilejów”
grup „kochających inaczej”.
Mieszkańcy państw Europy
Zachodniej coraz częściej
odcinają się od postaw patrio-
tycznych, związków emocjo-
nalnych i kulturowych z by-
tem nazywanym w politologii
„Narodem”. To działalność
podświadoma wypływająca z
przyjmowanych wzorców
kulturowych.
Takim postawom sprzyja glo-
balizacja, macdonaldyzacja
kultury popularnej, dominują-
ca w świecie pozycja języka
angielskiego. Są to procesy
które sprawiają że świat staje
się coraz mniejszy. Migracja
ludności i wielokulturowość
zgodnie z przyjętą logiką po-
winna prowadzić do kulturo-
wego zróżnicowania społe-
czeństw. Nic jednak takiego
nie następuje, można wręcz
zaobserwować zjawisko zgoła
przeciwnie. Świat staje coraz
mniejszy i coraz bardziej jed-
nolity kulturowo. To jedynie
na pierwszy rzut oka rzecz
pozytywna, w rzeczywistości
to problem. Rozwój, postęp w
każdej dziedzinie uzależniony
jest od silnej konkurencji, od
różnorodności. Gdy na rynku
przestaje dochodzić do walki
konkurencyjnych podmiotów
następuje „stagnacja”.
Problem dobrze znany spo-
łecznościom krajów wysoko
rozwiniętych. Świat takich
samych wartości i postaw nie
jest inspirujący, jest nudny,
monotonny. W dłuższej per-
spektywie prowadzi do kryzy-
su i upadku cywilizacyjnego.
Nie powinno więc dziwić, że
powstają mechanizmy obron-
ne. Jednym z nich bez wątpie-
nia jest właśnie
Str. 10
Numer 2 (16) 2008
MIESZKAŃCY
PAŃSTW EUROPY
ZACHODNIEJ CORAZ
CZĘŚCIEJ ODCINAJĄ
SIĘ OD POSTAW
PATRIOTYCZNYCH,
ZWIĄZKÓW
EMOCJONALNYCH I
KULTUROWYCH Z
BYTEM
NAZYWANYM W
POLITOLOGII
„NARODEM”.
Regionalizm w służbie tyranii
Dokończenie ze strony 9.
Insygnia władzy Habsburgów
szeroko pojęta tendencja do
regionalizmów i próba zacho-
wania tożsamości kulturo-
wych na poziomie lokalnym.
W Europie ten problem doty-
ka nie tylko kraje niejednolite
etnicznie, gdzie o podział
najłatwiej. Tendencje do sepa-
ratyzmów odzywają się dziś w
całej Unii Europejskiej, w tej
chwili najbardziej nagłośniony
medialnie jest spór o przy-
szłość Królestwa Belgii i kon-
flikt pomiędzy Flandrią a Wa-
lonią. A możliwość podziału
tego państwa na dwa oddziel-
ne byty polityczne nie budzi
już w nikim przesadnego zdzi-
wienia. Ten problem dotyczy
wielu krajów w Europie: Hisz-
panii, Włoch, Wysp Brytyj-
skich a nawet Węgier, Rumu-
nii czy Ukrainy. Nawet w na-
szym kraju istnieją środowiska
polityczne zainteresowane
polityczną autonomią Śląska.
Gdyby analizować konkretne
przypadki ruchów separaty-
stycznych należałoby obiek-
tywnie przyznać że mają one
swoje podstawy. Wynikają ze
szczególnej historii danego
terytorium, tożsamości naro-
dowej, etnicznej, kulturowej,
religijnej czy jak w przypadku
włoskiego Piemontu względy
gospodarcze. Gdy przywołuje
się polskość Śląska, musi paść
nazwisko Wojciecha Kofran-
tego. Dla Niemców jest on
postacią jednoznaczną. W
Polsce w okresie
„międzywojnia” budził uczu-
cia mieszane, nie brakowało
opinii oceniających źle tego
polityka. Charakterystyczne są
jednak słowa Stanisława Mac-
kiewicza: „Kofranty to jedna z
najpiękniejszych postaci poli-
tycznych naszego życia w
pierwszej połowie XX w. a
jego imię pozostało i pozosta-
nie na zawsze w pamięci ludu
górnośląskiego jako symbol
wielkości Polski i zwycięskiej
walki z niemczyzną” (St. Mac-
kiewicz (Cat), Historia Polski od
11 listopada 1918 r. Do 17 wrze-
śnia 1939). Nie ma się jednak
co oszukiwać. Śląsk nie zaw-
sze był „polski”, aby to
stwierdzić wystarczy przegląd-
nąć dowolny atlas historyczny.
Dlatego też nie dziwi mnie, że
Ślązacy szukają swojej własnej
tożsamości. Jest to tendencja
daleko szersza niż może się
wydawać. Należy dodać, że
taka tendencja jest daleko
niepokojąca.
Już teraz można przejechać
większą część Europy nie
zważając na realnie istniejące
granice. Podobnie jak w Sta-
nach Zjednoczonych. I nie
mieli racji przeciwnicy akcesji
naszego kraju do UE krzyczą-
cy: „wczoraj Moskwa dziś
Bruksela”. Ojcowie założycie-
le Unii Europejskiej pełnymi
garściami czerpią z doświad-
czeń Stanów Zjednoczonych
Ameryki Północnej. Rządy
państw europejskich nasta-
wione są na zacieśnianie pro-
cesów integracyjnych w ra-
mach Unii Europejskiej. Re-
gionalne programy unijne,
wspieranie określonych obsza-
rów, gros środków rozdziela-
nych przez organy Unii Euro-
pejskiej trafia bezpośrednio
do samorządów lokalnych z
pominięciem urzędników
państwowych szczebla rządo-
wego. Samorządy już nie
zwracają się po pieniądze
przede wszystkim do władz
centralnych państwa polskie-
go, ale także do instytucji unij-
nych. To nie jest bez znacze-
nia nawet dla takiego państwa
jak nasze, zdawać by się mo-
gło unitarnego. Owszem w
Polsce nie ma głębszych po-
działów etnicznych, terytorial-
nych lub wyznaniowych. Ktoś
jednak z niedalekiej przyszło-
ści może zadać pytanie. Po co
istnieje rząd w Warszawie sko-
ro większość kluczowych decy-
zji i tak podejmowana jest w
Brukseli?
I tu wraca pytanie o to jak po-
winna wyglądać dalsza integra-
cja Unii Europejskiej. Z pew-
nością zacieśnianie więzi go-
spodarczych i liberalizacja po-
szczególnych sektorów gospo-
darki na wspólnym rynku jest
procesem pożądanym. Tylko
czy za integracją stricte gospo-
darczą powinna podążać rów-
nież polityczna? Czy celem jest
powstanie europejskiego super-
państwa, mającego kształt fede-
racji? Z pewnością zachodzące
tendencje do powstawania re-
gionalizmów politycznych
sprzyjają idei „super-państwa”.
Dzieje się tak ponieważ te pro-
cesy prowadzą do osłabienia
państwa narodowego, bytu,
który jeśli przestanie być odpo-
wiednio silny i spójny we-
wnętrznie, z łatwością rozpuści
się w przestrzeni nowej struk-
tury politycznej pod nazwą
Unia Europejska. A im większe
państwo tym posiada większy
aparat administracyjny i instru-
menty kontroli lub nacisku na
jednostkę. I nieprawdą jest, że
nie ma żadnej różnicy kto zbie-
ra od nas podatki... bo im więk-
sza jest ta firma, która zbiera
od nas podatki, tym większe
prawdopodobieństwo że bę-
dzie ona socjalistyczna. Podsta-
wą zdrowej gospodarki są małe
firmy rodzinne.
Grzegorz Lepianka
Str. 11
Goniec Wolności
RZĄDY PAŃSTW
EUROPEJSKICH
NASTAWIONE SĄ
NA ZACIEŚNIANIE
PROCESÓW
INTEGRACYJNYCH
W RAMACH UNII
EUROPEJSKIEJ.
Regionalizm w służbie tyranii
początkowo najbardziej inte-
resujące”. Natomiast co do
samego pytania: myślę, że w
encyklice jest bardzo wiele
treści, które mogą stawać się
dziś ważne dla młodych.
ks. Wojciech Rzepa: Na
początku naszej dyskusji pra-
gnę stwierdzić, że mam pewną
trudność z czytaniem doku-
mentów Benedykta XVI. Jest
to zapewne związane z moją
dotychczasową drogą nauko-
wą, ponieważ mój doktorat
powstawał na kanwie naucza-
nia Jana Pawła II. Filozofia,
którą Karol Wojtyła uprawiał
na KUL, a która później
„odbijała się” w dokumen-
tach, była bardzo egzysten-
cjalna. Pierwsza część każdej
encykliki czy adhortacji papie-
skiej charakteryzowała rzeczy-
wistość. U Papieża Benedykta
tego mi brakowało, szczegól-
nie w jego pierwszej encyklice
o miłości chrześcijańskiej. W
„Spe salvi” jest tego
„nachylenia egzystencjalnego”
więcej, ale mam wrażenie jak-
by było to przytoczone z po-
zycji kogoś, kto opisuje wyda-
rzenia, które już minęły, czy
to systemy polityczne, czy
Stefan Sękowski: Pewien
czas temu rozmawiałem z
Pawłem na temat ostatniej
encykliki Benedykta XVI
„Spe salvi”. Paweł był
wówczas w trakcie czytania
i stwierdził, że sam temat
nadziei wiecznego zbawie-
nia niezbyt go interesuje,
choć encyklikę czyta mu się
dobrze. Pomyślałem, iż ten
brak zainteresowania Paw-
ła tą tematyką może wyni-
kać z tego, iż Paweł ma lat
25, natomiast Benedykt ma
ponad osiemdziesiąt i dla-
tego, jako osobę już w po-
deszłym wieku, bardziej
interesuje go tematyka na-
dziei chrześcijańskiej, na-
dziei na życie wieczne. Czy
w „Spe salvi” papież ma
coś do przekazania mło-
dym ludziom, czy też jest to
przekaz starego człowieka
do starych ludzi?
Paweł Pomianek: Ja muszę
od razu uściślić, że to nie do
końca tak, jak wybrzmiało w
wypowiedzi Stefana. Po
pierwsze nie chodziło mi
wówczas o to, że nadzieja
eschatologiczna mnie nie inte-
resuje. Wiadomo, że do tego
tematu każdy musi się jakoś
odnosić. Gdybym stwierdził,
że mnie ta tematyka nie doty-
czy, czy nie interesuje, to by-
łoby to absurdalne. Chodziło
mi raczej o zainteresowania
teologiczne, a eschatologia
zdecydowanie nie należy u
mnie do głównych. Warto też
zaznaczyć, że byłem wtedy u
początków czytania encykliki i
muszę przyznać, że później
byłem pod jej dużym wraże-
niem. Jak napisałem w recen-
zji dla Tolle.pl: „Okazuje się,
że Benedykt pisze w sposób
pasjonujący także o kwestiach,
które niekoniecznie wydają się
koncepcje naukowe. W tym
sensie ta druga encyklika jest
trochę łatwiejsza w lekturze.
Co do samego dokumentu, to
nie odnoszę wrażenia, że jest
to encyklika tylko o nadziei
eschatologicznej. Gdy Papież
krytykuje nadzieję, którą miała
dać nauka czy systemy poli-
tyczne, to nie po to, by powie-
dzieć, że jedyna nadzieja to ta,
która się spełni gdzieś tam w
eschatonie. Podkreśla tylko,
że jeśli człowiek nasyci się
nadzieją pokładaną w nauce
czy polityce, nadzieją docze-
sną, to wciąż czegoś mu bę-
dzie brakowało. Ale nie mówi,
że tylko nadzieja eschatolo-
giczna ma sens.
PP: Tak, oczywiście moje
pierwsze skojarzenie było
wówczas zawężone. Zdecydo-
wanie występuje element „już
i jeszcze nie”, czyli że nadzieja
życia wiecznego realizuje się
już tu i teraz.
WR: O tym mówi już sam
tytuł - „spe salvi”, czyli „w
nadziei zbawieni”, już zbawie-
ni.
Zbawienie zaczyna się już dziś
dyskusja o encyklice papieża Benedykta XVI „Spe salvi” między Pawłem
Pomiankiem a ks. Wojciechem Rzepą, pytania zadaje Stefan Sękowski
Str. 12
Numer 2 (16) 2008
ZDECYDOWANIE
WYSTĘPUJE
ELEMENT „JUŻ I
JESZCZE NIE”
CZYLI, ŻE
NADZIEJA ŻYCIA
WIECZNEGO
REALIZUJE SIĘ
JUŻ TU I TERAZ
PP: Co do odbioru formy
encykliki – u mnie jest z kolei
odwrotnie, zdecydowanie
wolę czytać Benedykta niż
Jana Pawła II. Obecny papież
często odwołuje się do histo-
rii, a to lubię. Druga rzecz –
Jan Paweł II w każdym roz-
dziale pisze niemal o tym sa-
mym, tylko pod różnym ką-
tem. Jest to struktura kolista
czy może raczej spiralna. U
Benedykta mamy do czynienia
ze strukturą lecącej strzały:
każdy rozdział niejako logicz-
nie wynika z poprzedniego i
kontynuuje refleksję. Taka
struktura mi zdecydowanie
bardziej odpowiada.
WR: Wracając jeszcze do
pytania o to, czy dokument
ten jest dla młodych czy nie,
to jest on taki przynajmniej z
dwóch względów. Młodzi
ludzie doskonale sami wiedzą
po pontyfikacie JPII, że są
nadzieją Kościoła. Jeśli tak
jest, to jest to encyklika bez
wątpienia dla ludzi młodych.
Poza tym młodość jest cza-
sem podejmowania trudnych
wyborów i decyzji. Dzisiaj już
właściwie wybór gimnazjum, a
na pewno szkoły średniej
determinuje dorosłe życie.
Wizja rzeczywistości wymaga
zweryfikowania, trzeba podjąć
decyzje, od której będzie zale-
żała twoja przyszłość. Ency-
klika „Spe salvi” mówi, że nie
wszystko co cię pochłania,
musi dać ci szczęście. Może
dać chwilowe spełnienie, ale
nie da całkowitego. Ta ency-
klika jest pomarańczowym,
ostrzegawczym światłem,
mówi – uważaj, bo możesz
zmarnować to, co jest niepo-
wtarzalne, swoją młodość.
SS: Benedykt XVI pisze
„Ewangelia nie jest jedynie
przekazem treści, które
mogą być poznane, ale jest
przesłaniem, które tworzy
fakty i zmienia życie” i w
innym miejscu „[wiara]
włącza przyszłość w obec-
ny czas do tego stopnia, że
nie jest ona już czystym
>>jeszcze nie<<. Fakt, iż
ta przyszłość istnieje, zmie-
nia teraźniejszość; styka się
z przyszłą rzeczywistością i
takie rzeczy przyszłe wpły-
wają na obecne i obecne na
przyszłe”. Ten aspekt już
został lekko poruszony –
proszę jednak o rozwinię-
cie.
WR: Zdania te trzeba odnieść
do słów, które Jan Paweł II
umieścił w dokumencie zapo-
wiadającym Wielki Jubileusz.
Napisał w nim, że przyszłe
życie zaczyna się już teraz.
Determinanta przyszłości
wpisana jest w teraźniejszość.
To nasze obecne życie decy-
duje, jak nasze przyszłe będzie
wyglądało. Jeśli chrześcijanie
patrzą w przyszłość to nie po
to, by za nią tęsknić i zapomi-
nać o tym, co jest teraz, tylko
po to, by to „teraz” dobrze
przeżyć. Dobrze żyjący czło-
wiek patrzy z nadzieją w życie
wieczne, źle żyjący w sensie
moralnym w przyszłość pa-
trzy bez nadziei, jeśli rozumie-
my przyszłość eschatologicz-
nie. Przyszłość jawi się dla
niego jako zagrożenie.
PP: Myślę że tutaj warto po-
ruszyć motywy nawróceń w
początkach Kościoła, o któ-
rych pisze Benedykt. Ludzie,
często niewolnicy, którzy nie
mieli na Ziemi przyszłości,
nagle przez nawrócenie otrzy-
mywali nadzieję i to nie tylko
na przyszłość. Nadzieja ta
dotyczyła też teraźniejszości,
mówiła im, że w Chrystusie
już są zbawieni. Nawracało się
także wielu ludzi z wyższych
sfer, ludzi, którzy – jak pisze
Benedykt – nie mieli wcze-
śniej „nadziei i Boga na świe-
cie”.
WR: Myślę, że w kontekście
wiary i nadziei ważne jest na-
danie sensu temu, co wydaje
się bardzo zwyczajne. Wszyst-
ko nabiera znaczenia, nawet
zwyczajne podanie ręki, czy
przysłowiowej szklanki wody.
Dlatego ludzie z marginesu,
którym może wydawać się, że
ich życie jest niczym, bo nie są
VIP-ami, w zetknięciu z wiarą
uświadamiają sobie ważkość
swojej codzienności.
PP: W kontekście tego, co
Ksiądz mówi, przypomina mi
się także Mała Droga św. Te-
reski, dla której nawet każdy
uśmiech był usensowiony
przez Jezusa Chrystusa. Każ-
da rzecz nabierała znaczenia,
każda mała rzecz zrobiona dla
drugiego miała wartość.
SS: Papież opisuje w ency-
klice różnych myślicieli,
którzy tworzyli idee zba-
wienia już tu na Ziemi. Za-
zwyczaj realizacja kończyła
się tragicznie. Papież pisze
„ponieważ człowiek zawsze
pozostaje wolny, a jego
wolność jest zawsze kru-
cha, nigdy na świecie nie
zaistnieje definitywnie
ugruntowane królestwo
dobra. Kto obiecuje lepszy
świat, który miałby nie-
odwołalnie istnieć na zaw-
sze, daje obietnicę fałszy-
wą”.
PP: Jeżeli ktoś poszukuje
ideału, chce na siłę tworzyć
zasady idealnego społeczeń-
stwa, to mu się to nie uda.
Istotnym elementem w części
społecznej jest zestawienie
przez papieża trzech kluczo-
wych zdarzeń, które są efek-
tem tej postawy – Rewolucji
Francuskiej,
Dokończenie na str 14
Str. 13
Goniec Wolności
MŁODZI LUDZIE
DOSKONALE
SAMI WIEDZĄ
PO
PONTYFIKACIE
JPII, ŻE SĄ
NADZIEJĄ
KOŚCIOŁA.
Zbawienie zaczyna się już dziś
zwycięstwa idei komunizmu i
rozwoju przemysłu zbrojenio-
wego. Ogromnie się cieszę, że
wreszcie ktoś z ludzi wysoko
postawionych, których często
paraliżuje przed mówieniem
prawdy poprawność politycz-
na, postawił Rewolucję Fran-
cuską obok rewolucji bolsze-
wickiej i ukazał ją jako wyda-
rzenie niezwykle bolesne.
WR: Ja bym aż tak skrajnie
nie odbierał krytyki nadziei,
którą dawała Rewolucja Fran-
cuska. Ta krytyka została pod-
niesiona w kontekście nadziei,
a nie całej Rewolucji Francu-
skiej, bo pewnie znalazłoby
się też parę dobrych jej stron.
Ale wracając do pytania, dla
mnie ciekawe jest zdanie mó-
wiące, że zwycięstwa w obsza-
rze ludzkim różnią się od zwy-
cięstw w obszarze techniki.
Każde pokolenie, każdy czło-
wiek, zaczyna swoje poszuki-
wanie własnej nadziei od po-
czątku. To zdanie Benedykta
o tym, że jeśli jakiś system
obiecuje spełnienie nadziei, to
jest systemem nieludzkim, jest
bardzo istotne. Na zajęciach
ze studentami mówię często,
że nawet Raj, gdyby dał przy-
musowe szczęście, przestałby
być rajem.
SS: Benedykt XVI atakuje
także indywidualistyczną
koncepcję nadziei, cytowa-
ną za Henrym de Luba-
kiem: „Znalazłem radość?
Nie! Znalazłem tylko moją
radość. A to jest rzeczą w
przerażający sposób od-
mienną. Radość Jezusa
może być indywidualna.
Może napełnić jedną osobę
i ta osoba jest zbawiona.
Żyje w pokoju (...) teraz i
na zawsze, ale tylko ona.
Ta samotność w radości nie
przeszkadza jej. Przeciw-
nie: właśnie ona jest wybra-
na! Cała szczęśliwa idzie
przez pole walki z różą w
ręku”. Zbigniew Herbert
pisał zaś w wierszu „U wrót
doliny”: „Po świście eksp-
lozji/po świście ciszy/ten
głos bije jak źródło żywej
wody/jak nam wyjaśniają/
krzyk matek od których
odłączają dzieci/gdyż jak
się okazuje/będziemy zba-
wieni pojedynczo”. Chrze-
ścijanom trudno pojąć, jak
będzie wyglądał Raj. Wielu
ludzi ma obawy nie tylko,
czy będzie życie po śmierci,
ale także, jak będzie ono
wyglądało. Gdzie jest gra-
nica między tym indywidu-
alistycznym, a wspólnoto-
wym aspektem zbawienia i
nadziei?
WR: Teksty, które pan zacy-
tował, przytłoczyły mnie. Gdy
przeczytałem pierwszy raz
cytat z de Lubac’a, to byłem
wstrząśnięty. Profesor, u któ-
rego studiowałem, ks. Janusz
Nagórny, podkreślał mocno
wspólnotowy aspekt powoła-
nia chrześcijańskiego. Czło-
wiek jest powołany do życia
we wspólnocie. Co do tego,
jak będzie wyglądał Raj, tego
nikt nie wie – Benedykt nam
mówi, że niektórzy myślą, że
będzie tam nudno. Dla nie-
których wizja wiecznej błogo-
ści to wizja przeklęta. Dzisiej-
szy świat jest pełen poszuki-
waczy intensywnych doświad-
czeń i bodźców, jest pełen
postaw „ludycznych”, czy
festiwalowych. Jeśli niektóre
nurty współczesnej filozofii
mówią, że nie da się przemy-
śleć świata, zrozumieć go, to
wielu twierdzi, że można go
jedynie doświadczyć. Ta chęć
jest bardzo widoczna szcze-
gólnie u ludzi młodych. Jeśli
zaś chodzi o napięcie między
wspólnotowością a indywidu-
alizmem – powiem bardzo
prosto za ś.p. Profesorem
Nagórnym. Jest to napięcie
będące przekleństwem, ale
zarazem podobieństwem do
Pana Boga, który jest zarazem
jedyny, ale w trzech osobach.
To napięcie nas napędza.
Człowiek jednocześnie chce
się wyodrębnić, nie być masą
– wiecie panowie o tym lepiej
niż ja, działając w pewnym
ruchu społecznym – a jedno-
cześnie tworzyć. wspólnotę.
To także trzeba mieć na uwa-
dze w kontekście zbawienia,
do Raju też pewnie będziemy
wchodzić pod rękę, nie sądzę,
by odrywali tam dzieci od
matek. Skoro z natury jeste-
śmy wspólnotowi, to też i
życie wieczne będzie wspól-
notowe. Na pewno przeciwko
temu nie jest argumentem
cytat, że „tam się żenić nie
będą, ani za mąż wychodzić”.
PP: Ks. Pawlukiewicz też
często mawia, że „albo zba-
wisz się z żoną, albo się nie
zbawisz”. Jeśli człowiek nie
myślał dotąd w tej perspekty-
wie, to może być to myśl dość
Zbawienie zaczyna się już dziś
Dokończenie ze strony 13.
Str. 14
Numer 2 (16) 2008
CO DO TEGO, JAK
BĘDZIE WYGLĄDAŁ
RAJ, TEGO NIKT NIE
WIE – BENEDYKT
NAM MÓWI, ŻE
NIEKTÓRZY MYŚLĄ,
ŻE BĘDZIE TAM
NUDNO.
Paweł Pomianek –
magister teologii,
absolwent Katolickiego
Uniwersytetu
Lubelskiego, redaktor
naczelny biuletynu
„Tolle et lege”,
wiceprezes Oddziału
Lubelskiego
Stowarzyszenia KoLiber
szokująca.
SS: Nie ma tutaj szukania
na siłę aspektów wspólno-
towych?
PP: Absolutnie nie. Myślę że
ważne są tutaj dwie rzeczy. Po
pierwsze człowiek chce zba-
wić się we wspólnocie – jeżeli
jego wiara jest zdrowa to on
chce także za sobą pociągnąć
innych. Po drugie wspólnoto-
wy jest już fakt, iż chcemy być
z Bogiem – to już jest wspól-
nota. Nie chcemy być sami,
chcemy być z Bogiem.
WR: Nadzieja jest zawsze
związana z dobrem. Nikt nie
ma nadziei, że będzie chory
na raka. Także nadzieją ludzie
chcą się dzielić.
SS: Pawle, o czym chciał-
byś, by była następna ency-
klika?
PP: Ks. Tomasz Jaklewicz w
artykule w „Gościu Niedziel-
nym” pisze, że skoro pierwsza
encyklika była o miłości, dru-
ga o nadziei, to pewnie trzecia
będzie o wierze. To byłaby
logiczna kontynuacja, tym
bardziej, że papież zaczynał
swój pontyfikat w wieku 78
lat, więc encyklik za wiele
pewnie nie powstanie. Być
może rzeczywiście Benedykt
XVI domknie klamrą cykl
encyklik na temat cnót teolo-
galnych, cnót pochodzących
od Boga.
WR: Myślę że ta linia poszu-
kiwań jaką Paweł zarysował
jest właściwa. Wszyscy się
spodziewają, że encykliką o
wierze zamknięty byłby tryp-
tyk o cnotach teologalnych,
choć ciekawe, że papież nie
zaczyna od wiary, a od miłości
i nadziei.
PP: Ciekawe też, pod jakim
kątem rozważał będzie papież
wiarę.
WR: Właśnie. Pierwsza ency-
klika „Deus caritas est” była
bardzo ontologiczna. Miłość
jako rzeczywistość istniejąca,
Bóg który jest miłością,
wszystko, co się bierze z tego,
że On jest. Encyklika o na-
dziei, „Spe salvi”, jest już bar-
dziej horyzontalna, ukazuje
granice. Zarysowuje niespeł-
nione nadzieje w nauce, w
systemach politycznych, Chry-
stusa jako doświadczenie,
małe nadzieje, które należy
pielęgnować. Aczkolwiek my-
ślę, że istnieje jeszcze inna
możliwość – papież pisząc o
Str. 15
Goniec Wolności
MIŁOŚĆ JAKO
RZECZYWISTOŚĆ
ISTNIEJĄCA, BÓG
KTÓRY JEST
MIŁOŚCIĄ,
WSZYSTKO, CO SIĘ
BIERZE Z TEGO, ŻE
ON JEST.
Zbawienie zaczyna się już dziś
Pawła II, zaczętych przez Jana
Pawła I, na temat cnót chrze-
ścijańskich, katechez prawie
nigdzie nie dostępnych. Być
może warto tam zajrzeć. O
wierze z resztą mamy dwie
konstytucje Soboru Watykań-
skiego I.
SS: Poza tym także „Spe
salvi” traktuje w dużej mie-
rze o wierze.
PP: Niejednokrotnie nawet
utożsamia wiarę z nadzieją.
Zresztą często trudno odróż-
nić jest wiarę od nadziei. Naj-
bardziej podstawowe rozróż-
nienie mówi, że wiara dotyczy
tego, co jest dziś i było w
przeszłości, a nadzieja dotyczy
tego co będzie, choć to, co
będzie zaczyna się – jak pisze
Benedykt XVI – już dziś.
SS: Dziękuję za rozmowę.
ks. Wojciech Rzepa –
doktor teologii, asystent
w Katedrze Teologii
Moralnej Ogólnej na
KUL, autor książki
„Przypatrzmy się
powołaniu naszemu”,
jego obszarem
zainteresowań jest
odpowiedzialność
moralna, chrześcijańska
koncepcja wolności, oraz
myśl Jana Pawła II
Str. 16
Numer 2 (16) 2008
zauważył Paweł Poncyliusz
b.wiceminister z PiS, sensem
istnienia takich związków
zawodowych jest możliwość
zrobienia od czasu do czasu
zwyczajnej rozpierduchy,
po to, aby trwać dalej nieza-
grożonym na związkowych
stołkach. Ich rola sprowadza
się do wzniecenia buntu parę
razy w roku, aby pokazać gór-
nikom z dołu komunikat –
działamy.
Sami tworzą oś swojej działal-
ności wokół spraw związko-
wych, zjeżdżając na dół kilka
razy w roku. To dość cyniczne
robić własny biznes na cięż-
kiej pracy kolegów,
których później judzą i buntu-
ją przeciw zarządowi kopalni,
sami ustawiając się w
roli lokalnych kacyków, którzy
dzięki swojej działalności
wchodzą w układy z władza-
mi miast i gmin. Związki jakoś
nie działają na rzecz bezpie-
czeństwa w kopalniach skła-
dając donosy do odpowied-
nich urzędów państwa, a o
częstym braku tegoż dowiadu-
jemy się po kolejnej tragedii
na Śląsku.
Takie działania oprócz strat
finansowych prowadzą do
anarchii w kopalni, coraz
większej niesubordynacji pra-
cowników, a co najgorsze do
przejmowania kontroli nad
zakładem pracy przez związki
zawodowe. To rodzaj niebez-
piecznej związkokracji, gdzie
decyzję spoczywające na za-
rządzie spółki i jej szefie za-
czyna podejmować grupka
kilku awanturników ze związ-
ków zawodowych, doprowa-
dzając do chaosu organizacyj-
nego.
Czas Gierka minął, panie i
panowie. Nie zgodzimy się
wpierw na podwyżki dla gór-
ników z naszych pieniędzy, po
to aby za pół roku zapłacić
wyższy rachunek
za światło, bo sektor węglowy
jakoś musi zminimalizować
straty!
Dziś większość związków
zawodowych to coraz bardziej
widoczna patologia, która
przypomina różne sitwy, dba-
jące li tylko o swoje interesy.
Koniecznie trzeba coś zrobić
w polskim systemie prawnym,
bo liderzy wielu związków
zawodowych doprowadzili nie
jedną firmę do bankructwa.
Czas ukrócić tę patologiczną
związkokrację, również w
imieniu zwykłych, uczciwych
górników.
Choć wszystkie kamery
telewizyjne dziś nie są skie-
rowane na strajk w kopalni
Budryk, tak jak to miało
miejsce w czasie „białego
miasteczka” pielęgniarek,
to możemy w gazetach po-
czytać trochę o przyczy-
nach całego zamieszania.
Na początku grupka związ-
kowców z licznych związków
zawodowych działających na
terenie kopalni postanowiła
powalczyć o szczytną sprawę
— tzw. „godną płacę”. Do-
magali
się jak największego zbliżenia
płacy do tej obowiązującej w
Jastrzębskiej Spółce Węglo-
wej, z którą szef podupadają-
cej kopalni chciał się wkrótce
połączyć. Z czasem do grupy
kilku dołączyli następni, żąda-
jąc wyższych płac i narażając
kierownictwo kopalni na stra-
ty 1 mln zł dziennie. Co dla
zarządu
kopalni, w której finansach
się nie przelewa, może stano-
wić gwóźdź do trumny.
Dziwi mnie ilość związków
zawodowych, jaka działa na
terenie jednej kopalni. Jest
wśród nich jeden związek
szczególnie istotny – Solidar-
ność „Sierpień 80”, któremu
przewodzi klika komunistycz-
nych bumelantów,
o wyraźnie marksistowskich
poglądach. Jak przytomnie
LIDERZY WIELU
ZWIĄZKÓW
ZAWODOWYCH
DOPROWADZILI
NIE JEDNĄ
FIRMĘ NA SKRAJ
BANKRUCTWA.
Ukrócić Związkokrację
Krystian Dąbek
Polecane w pajęczynie
http://www.koliber.org/
Strona Stowarzyszenia KoLiber
http://www.forum.koliber.org/
Forum Stowarzyszenia KoLiber
http://stowarzyszeniekoliber.salon24.pl/
Blog KoLibra na Salonie24
Blogi członków KoLibra:
http://stefansekowski.salon24.pl/
http://walkingfear.blogspot.com/
http://pawelpomianek.salon24.pl/
http://stian.salon24.pl/
Str. 17
Goniec Wolności
Przepisy ruchu drogowego a prawo moralne
Paweł Pomianek
W
Poście programowym
obiecałem, że będę się zaj-
mował moralnymi aspekta-
mi różnych kwestii. Dziś
chciałbym się pochylić nad
nietypowym problemem:
moralnym aspektem prze-
pisów ruchu drogowego.
Aby sensownie omówić tę
kwestię, należy wyjść od tego,
że każdy człowiek na swoim
terenie ma prawo do ustalenia
swoich własnych zasad. Jeśli
nie są one sprzeczne z obiek-
tywnymi zasadami moralnymi
oraz zostały utworzone w
dobrej intencji, są jak najbar-
dziej uprawnione i każdy, kto
znajduje się na terenie, ma
obowiązek je przestrzegać.
Jeśli tego nie czyni, jeśli łamie
zasady ustanowione przez
właściciela, postępuje niemo-
ralnie. To wynika z naturalne-
go prawa człowieka do wol-
ności i własności.
Przykładowo: jeśli gospodarz
domu ustali sobie, że wszyscy
jego goście mają obowiązko-
wo ściągać buty, gdy do niego
przychodzą (to jest decyzja z
natury moralnie obojętna) i
jasno o tym informuje, to ktoś
wchodzący mu z buciorami na
dywany postępuje niemoral-
nie. Albo: jeśli w prywatnej
szkole dyrektor zarządzi, że
uczniowie mają zakaz wnosze-
nia komórek (moralnie obo-
jętne), to podopieczny korzy-
stający z komórki na terenie
szkoły postępuje niemoralnie.
Jednak sprawa kodeksu dro-
gowego nie jest już taka pro-
sta, z jednego prostego powo-
du: drogi, to nie jest teren
prywatny, ale państwowy –
publiczny. Jeśli jest to teren
państwowy, to należy on z
definicji do wszystkich oby-
wateli państwa. A więc w za-
sadzie każdy jest tego terenu
właścicielem. Skoro tak, to
każdy ma prawo ustanawiać
GŁĘBOKO
ABSURDALNYM
JEST ISTNIENIE
TZW. MIEJSC
PUBLICZNYCH,
KTÓRE
RZEKOMO
NALEŻĄ DO
WSZYSTKICH.
na nim własne zasady. W ta-
kim układzie nikt nie ma mo-
ralnego obowiązku przestrze-
gać przepisów ruchu drogo-
wego wymyślonych przez
kilku tzw. ekspertów.
To wszystko unaocznia nam
jak głęboko absurdalnym jest
istnienie tzw. miejsc publicz-
nych, które rzekomo należą
do wszystkich. Nie da się w
nich bowiem w sposób choć-
by moralnie obojętny ustalić
przepisów obowiązujących
wszystkich. Dlaczego? Bo
ograniczanie przepisami, które
ze swej natury są moralnie
obojętne, właściciela terenu,
są zwyczajną tyranią. Dopiero,
gdy drogi byłyby miejscami
prywatnymi, to podmioty
prywatne mogłyby na swoim
terenie zasadnie rościć sobie
prawo do ustanawiania prze-
pisów.
Warto tutaj zaznaczyć jeszcze
jedną rzecz. Biorąc pod uwagę
powyższe względy, trzeba
stwierdzić, że łamanie przepi-
sów ruchu drogowego nie jest
złem moralnym, ponieważ
istnienie samego prawa jest
niemoralne. W ten sposób,
jeśli ktoś jedzie rozważnie,
nawet jeśli zdecydowanie
przekracza prędkość, nie za-
ciąga winy moralnej. Granicą
jest tutaj dopiero kwestia za-
grożenia życia czy wolności
innych osób. Jeśli ktoś, dajmy
na to, wyprzedza w miejscach
z ograniczoną widocznością
czy mknie przez otoczoną
domami ulicę 150 km/h to
oczywiście zaciąga winę mo-
ralną, ale nie przez wzgląd na
to, że łamie przepisy, tylko
przez to, że w ten sposób
ogranicza prawo do życia,
które wszyscy z natury posia-
dają.
Podejrzewam, że co niektórzy
stwierdzą, że bujam w obło-
kach a moje poglądy dopro-
wadziłyby do całkowitej anar-
chii na drogach. Otóż pragnę
uspokoić: uważam, że zdecy-
dowanie lepiej, że jeśli już
drogi są państwowe, to że są
na nich przepisy. One są ko-
nieczne. I mimo że nie zaciąga
się winy moralnej łamiąc je –
ze względów praktycznych
warto je przestrzegać. Nie
wydaje mi się też, by w naj-
bliższych dziesięcioleciach
była możliwość prywatyzacji
dróg – zbyt głęboko zabrnęli-
śmy w socjalizm. Dlaczego
więc o tym napisałem? Ponie-
waż, gdy pisze się o moralno-
ści, to zasadne, a nawet ko-
nieczne jest odniesienie się do
sytuacji idealnej. Na przykład
Kościół jako zwolennik obro-
ny życia, zawsze mówi jasno,
że aborcja w każdym wypadku
jest złem, że jest niezgodna z
prawem naturalnym, że to
zjawisko zupełnie nie powin-
no istnieć, mimo że nikt chy-
ba nie łudzi się, iż dożyjemy
czasów, w których nie będzie
ani jednego kraju na świecie,
gdzie dzieci nienarodzone
będą zabijane.
Tekst pochodzi z bloga auto-
ra:
http://pawelpomianek.salon24.pl/
Wpis z 4 sierpnia 2007.
Na początku bieżącego roku na polskim
rynku księgarskim ukazały się dwie pozy-
cje, które wzbudziły znaczne kontrowersje.
Oba dzieła dotyczyły trudnego tematu., sto-
sunków polsko-żydowskich po drugiej wojnie
światowej. Mimo, że obie pozycje łączy temat,
dzieli je olbrzymia przepaść. „Strach” Jana To-
masza Grossa jest książką w której dominują
emocje, materiał zebrany przez autora jest jed-
nostronny, a oceny autora niesprawiedliwe
(można się było o tym przekonać czytając cho-
ciażby fragmenty tej książki na łamach „Gazety
Wyborczej”). Zupełnie inna jest książka Marka
Jana Chodakiewicza „Po Zagładzie. Stosunki
polsko-żydowskie 1944-1947” (wydanie amery-
kańskie 2003 r.). Autor, profesor waszyngtoń-
skiego Institute of World Politics, chcąc poka-
zać jak najszerszy aspekt problemu swoją pracę
oparł na bogatym zestawie źródeł. Chcąc opi-
sać trudne problemy naszej powojennej historii
sięgnął po relacje różnych osób - zarówno Ży-
dów, którzy padli ofiarą przemocy, Żydów bę-
dących aparatem przemocy (funkcjonariuszy
Urzędu Bezpieczeństwa), Polaków, członków
podziemia niepodległościowego, ale też komu-
nistów. Bibliografia do książki Chodakiewicza
jest zaiste imponująca i liczy kilkaset pozycji
(opracowań, monografii, artykułów). Zbierając
materiały do swej książki autor sięgnął również
do archiwów, zarówno polskich, jak i żydow-
skich.
Zdecydowaną zaletą książki historyka z Wa-
szyngtonu jest fakt, że jest to praca naukowa.
Rzetelna monografia opisująca konkretny pro-
blem. Autor kieruje się pewnymi kryteriami,
które powinna spełniać publikacja naukowa.
Pierwsza to obiektywizm, polegający na odsu-
nięciu emocji i zebrania jak najbogatszej materii
źródłowej. Druga to dążenie do jak najszersze-
go ukazania opisanego problemu. Czy praca
Chodakiewicza spełnia powyżej założenia?
Moim zdaniem zdecydowanie tak. Potwierdza
to również w przedmowie do polskiego wyda-
nia prof. Wojciech Roszkowski pisząc:
„Chodakiewicz cytuje różne źródła – polskie,
żydowskie i sowieckie – próbując zrozumieć
okoliczności i zważyć argumenty. […] Dzięki
temu […] przyczynia się w dużym stopniu do
przezwyciężenia uproszczeń, schematów i
uprzedzeń”.
Zasadnicza część pracy prof. Chodakiewicza
składa się z dziesięciu rozdziałów. W pierw-
szym autor pokazuje różnice dotyczące okupa-
cji hitlerowskiej i tego, co działo się po wkro-
czeniu wojsk sowieckich. W kolejnych przed-
stawione są m.in. losy polskiego podziemia
niepodległościowego, stosunek społeczności
żydowskiej do komunistów, obraz Polaków w
oczach Żydów i vice versa, opisane są postawy
obu stron dotyczące konkretnych wydarzeń.
Ważkim elementem pracy Chodakiewicza jest
zwrócenie uwagi na dwa niezwykle istotne ele-
menty. Po pierwsze, to, że niektórzy Żydzi
spotykali się z negatywnym przyjęciem części
Polaków wynikało ze zdecydowanego poparcia
ze strony społeczności żydowskiej ustroju ko-
munistycznego. Prawie wszystkie organizacje
syjonistyczne w Polsce poparły nową władzę.
A pamiętajmy o tym, że władza narzucona
przez Sowietów była powszechnie uważana za
wrogą o obcą. Drugi aspekt to fakt, iż dużą
część ataków na Żydów należy zaliczyć do wy-
stąpień bandycko-kryminalnych (i tak powinny
być one oceniane), a nie do wystąpień o cha-
rakterze antysemickim. I o tym właśnie pisze
Chodakiewicz.
Jednak wśród wielu opracowań, szczególnie
zachodnich, sprawy kryminalne zaliczane są do
„typowych polskich zachowań antysemickich”.
„Po Zagładzie” ukazuje też kolejny trudny
moment we wspólnej historii. W rozdziale trze-
cim Chodakiewicz opisuje działania grup
„mścicieli”, których członkami byli Żydzi.
Warto pisać. Recenzja książki „Po Zagładzie”
Michał Wolski
Str. 18
Numer 2 (16) 2008
PAMIĘTAJMY O
TYM, ŻE WŁADZA
NARZUCONA
PRZEZ SOWIETÓW
BYŁA
POWSZECHNIE
UWAŻANA ZA
WROGĄ I OBCĄ
Założeniem tych grup było zabijanie Polaków,
którzy kolaborowali z Niemcami. Jednak oka-
zuje się, że wiele grup działało w sposób cha-
otyczny, a zabijanie było po prostu formą
prymitywnego wyładowania się na niewinnych
ludziach. Ciekawą i wartą przytoczenia kon-
kluzją jest statystyka ofiar konfliktu przytoczo-
na przez autora. Świadczy ona, że ofiar śmier-
telnych ze strony polskiej (m.in. działaczy
podziemia, osób zadenuncjowanych itp.) było
mniej więcej tyle samo, co ze strony żydow-
skiej. Nic już nie jest tak proste jak wydaje się
to J.T. Grossowi w „Strachu”, prof. Choda-
kiewicz pokazuję szerszy obraz sytuacji.
Warto wspomnieć o dobrym warsztacie i czy-
telnym języku, którym posługuje się autor.
Mimo, że jest to praca naukowa nie widać w
niej naukowego zadęcia i tendencji do bycia
niezrozumiałym. Styl pisania „profesor dla
profesora” (tak często stosowany przez pol-
skich naukowców) jest Chodakiewiczowi ob-
cy. Wpływa to korzystnie na odbiór pracy,
która, mimo, że jest opracowaniem akademic-
kim spełnia wszystkie kryteria dobrze napisa-
nej książki popularnonaukowej. Książka prof.
Chodakiewicza, jako praca pionierska nie jest
pozbawiona wad. Po jej publikacji w 2003
światło dzienne ujrzało wiele dokumentów o
których analizę i przedstawienie można było
pokusić się np.: w formie aneksu. Niektóre
fakty podane przez autora również uległy wery-
fikacji (w ostatnich tygodniach w kilku polskich
gazetach np.: w „Rzeczpospolitej” ukazały się
rzeczowe artykuły dotyczące niektórych źródeł,
na które powoływał się autor). Wszystko to nie
przekreśla znaczenia monografii „Po Zagła-
dzie”, którą należy uznać za najlepszą naukową
analizę trudnych stosunków polsko-żydowskich
w latach 1944-1947. Mam nadzieję, że kolejne
publikacje dotyczące tej tematyki będą trzymały
poziom i styl opracowania Marka Jana Choda-
kiewicza niż Jana Tomasza Grossa.
Michał Wolski
Marek Jan Chodakiewicz
Po Zagładzie. Stosunki polsko-żydowskie 1944-
1947.
Instytut Pamięci Narodowej
Seria „Monografie”: tom 38
ISBN 978-83-60464-64-9
Warszawa 2008
Stron 252
Sztuczki diabła. Recenzja „Talleyrand. Droga
>Mefistofelesa<„
Michał Wolski
Waldemar Łysiak swoją
najnowszą publikację opa-
trzył następującą dedyka-
cja: „Książkę tę, której te-
matem są trzy główne siły
motoryczne: władza, pie-
niądze i seks – dedykuję
politykom”. Biorąc pod
uwagę treść „Talleyranda”
można uznać powyższe
słowa za komentarz doty-
czący współczesności.
Str. 19
Goniec Wolności
MAM NADZIEJĘ,
ŻE KOLEJNE
PUBLIKACJE
DOTYCZACE TEJ
TEMATYKI BĘDĄ
TRZYMAŁY
POZIOM I STYL
OPRACOWANIA
MARKA JANA
CHODAKIEWICZA
NIŻ JANA
TOMASZA
GROSSA
Autor „Talleyranda” pokazuje
zepsucie ówczesnych elit, ich
wyuzdane życie erotyczne,
brak zasad (poza jedną – wier-
nością samym sobie), intrygi,
tryumfy i porażki, potknięcia,
upadki i sukcesy.
Łysiak pisząc o Karolu Mau-
rycym de Talleyrand pokazuje
drogę człowieka, który imając
się najdziwniejszych i wielo-
kroć nieczystych chwytów
Dokończenie na str 20
Mimo, że książka Łysiaka
opowiada o postaciach żyją-
cych przed dwustoma laty ich
działania, motywy, zdrady i
próby przekupstwa, romanse i
podboje wydają się być nie-
zwykle współczesne. Można
opowieść snutą na kartach
kolejnych rozdziałów uznać
za krytykę postawy, którą
można by określić mianem
machiavellizmu politycznego.
Niektóre z anegdot dobrze
oddają charakter ministra,
choćby wypowiedź jego przy-
jaciela Montronda, który na
zdanie Talleyranda: „Lubię
Montronda, bo on ma niewie-
le skrupułów” odpowiedział:
„Dlaczego lubię Talleyranda?
Bo on nie ma wcale skrupu-
łów”. Drugą anegdotą, która
obrazuje to, że nawet współ-
cześni krytycznie oceniali po-
stać byłego biskupa Autun
jest zdarzenie z łoża śmierci.
Gdy król Ludwik Filip odwie-
dził go umierającego, Talley-
rand miał rzec: „Najjaśniejszy
Panie! Pali mnie ogień piekiel-
ny.", na co władca Francji
odpowiedział: „Już?”.
Waldemar Łysiak nie byłby
sobą, gdyby sporej części
książki nie poświęcił stosun-
kom między Karolem Maury-
cym de Talleyrand a Napole-
onem Bonaparte. Dlatego
uważam „Drogę
>Mesfisrofelesa<” za uzupeł-
nienie łysiakowego cyklu na-
poleońskiego. Po raz kolejny
autor zadaje pytania dlaczego
cesarz nie oddalił od siebie
rosyjskiego szpiega. Czy
uchroniłoby to świat empire’u
przed zagładą? Czy historia
wyglądałaby inaczej? Z pew-
nością tak. Ale to już temat na
powieść dla twórcy chcącego
napisać alternatywną wizję
historii.
Najnowsza książka Łysiaka,
mimo objętości (ponad 300
stron) i tematu pozornie odle-
głego (historia sprzed 200 lat)
jest lekturą fascynującą. Autor
obnaża mechanizmy władzy,
kulisy rokowań, spiski i prze-
kupstwa. Wszystko to wydaje
się mieć odbicie w naszej rze-
czywistości. Czyż nie czytamy
w prasie i nie oglądamy w
telewizji doniesień o kolejnych
aferach? Czy postawa ludzi,
których uważaliśmy za uczci-
wych nie przeraża nas, gdy
podejmują niektóre decyzję?
Łysiak nie daje prostych od-
powiedzi poza jedną, zresztą
tożsamą z całą jego twórczo-
ścią – w życiu trzeba być
uczciwym, wiernym zasadom,
każda zdrada, fałsz i zakłama-
nie jest czymś złym. Trudno
nie zgodzić się z autorem.
Polecam najnowsze dzieło
Waldemara Łysiaka nie tylko
ludziom zafascynowanym
historia, ale również każdemu,
kto interesuje się polityką.
Michał Wolski
Waldemar Łysiak
Talleyrand. Droga
„Mefistofelesa”
Wydawnictwo Nobilis
ISBN 978-83-60297-18-6
Warszawa 2007
Stron 328
Sztuczki diabła. Recenzja „Talleyrand. Droga
>Mefistofelesa<„
Dokończenie ze str 19
Str. 20
Numer 2 (16) 2008
POLECAM
NAJNOWSZE
DZIEŁO
WALDEMARA
ŁYSIAKA NIE
TYLKO
LUDZIOM
ZAFASCYNO-
WANYM
HISTORIĄ, ALE
RÓWNIEŻ
KAŻDEMU, KTO
INTERESUJE
SIĘ POLITYKĄ
został uznany przez historio-
grafię jako jeden z najwybit-
niejszych umysłów politycz-
nych wszechczasów. Po lektu-
rze „Drogi >Mefistofelesa<”
wnioski czytelnika mogą być
zupełnie inne. Z książki tej
wyłania się postać godna za-
mieszczenia wśród żywotów
w „Intelektualistach” Paula
Johnsona. Wśród ludzi, któ-
rych postawa życiowa nie
zasługuje na piedestał na któ-
rym się znajdują.
Waldemar Łysiak prowadzi
swą opowieść chronologicz-
nie, pokazując kolejne szcze-
ble, które Talleyrand przecho-
dził w swoim życiu. Od stu-
denta teologii na Sorbonie,
przez biskupa Autun, przed-
stawiciela Konwentu wnio-
skującego sekularyzację dóbr
kościelnych, ministra spraw
zagranicznych czasów Dyrek-
toriatu i empire’u, bohatera
Kongresu Wiedeńskiego
(wynegocjował niezwykle
korzystne warunki dla Francji)
i ambasadora w Wielkiej Bry-
tanii. Jednocześnie szpiega
rosyjskiego, zdrajcy, rozpust-
nika, łapówkarza i hazardzisty.
Łysiak zgrabnie wplata w swą
opowieść anegdoty (niektóre
niezwykle pikantne) i plotki
(np.: o tym, że Talleyrand był
biologicznym ojcem wybitne-
go malarza Eugene’a Dela-
croix). Opisy orgii czasów
rokoka przeplatają się z intry-
gami, które decydowały o
losach krajów i narodów. Nie-
które z anegdot dobrze oddają
charakter ministra, choćby
wypowiedź jego przyjaciela
Str. 21
Goniec Wolności
www.koliber.org
Dane Stowarzyszenia
Stowarzyszenie KoLiber
Adres internetowy:
www.koliber.org
koliber@koliber.org
Konto bankowe:
VWBank Direct
2321300004200102046274
0001
Data rejestracji:
17 kwietnia 2000 roku
Numer rejestrowy:
KRS 0000111237
REGON:
016361530
Kim jesteśmy?
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach
konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Wartości w które wierzymy zawarli-
śmy w naszej Deklaracji Ideowej. Nasze cele określa Misja KoLibra. Dokumen-
ty te zamieszczone są na naszej stronie internetowej.
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany
wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych
przedsięwzięć jak ogólnopolski Marsz na Rzecz Kapitalizmu czy konferencje naukowe
poprzez manifestacje, pikiety uliczne oraz panele dyskusyjne aż po nieformalne spotka-
nia jak imprezy integracyjne oraz pikniki. Dzięki ogromnej różnorodności zaintereso-
wań oraz charakterów członków KoLibra miejsce dla siebie znajdują tu zarówno ambit-
ni licealiści, osoby pragnące zaangażować się w działalność samorządową jak i inte-
lektualiści chcący rozwinąć swoje zainteresowania badawcze. To oni wszyscy składają
się na dzisiejszą siłę KoLibra. Czekamy także na Ciebie.
Członkami honorowymi Stowarzyszenia KoLiber są:
Rafał A. Ziemkiewicz
Bronisław Wildstein
Jeremi Mordasewicz
Jan Pośpieszalski
Roman Kluska
Jan Winiecki