cych się finansami) będą się
zwiększać. W USA pojawił
się pomysł by nacjonalizować
małe banki lokalne. Wydaje
się, że celem tych działań jest
uruchomienie nowej lawiny
kredytów. Wygląda to tak
jakby wszystkim rządziło
uparte dziecko, które jest
przekonane o swej nieomyl-
ności. Powtarza czynności,
mimo, że ich efekty są nega-
tywne. Rozkapryszony dzie-
ciak nie zwraca na to uwagi i
dalej robi to, co do tej pory.
Efekty widzimy na własne
oczy. Tendencja ta będzie się
nasilać. Wiele znaków na
niebie i ziemi wskazuje na to,
że wybory w Stanach Zjedno-
czonych wygra Barack Oba-
ma. W takiej sytuacji można
wręcz spodziewać się konty-
nuacji kryzysu. Bezpośrednio
po zwycięstwie Obamy giełda
pójdzie do góry, a dolar się
umocni.
Wpływ na to będzie
czysto polityczny, po prostu
amerykański establishment,
będący w opozycji do Georg-
e’a W. Busha, odreaguje jego
prezydenturę. Ten krótko-
trwały wzrost zostanie w
krótkim czasie zniweczony.
Jeżeli Obama i jego otoczenie
zaczną wprowadzać w życie
pomysły z kampanii wybor-
czej recesja może być długo-
trwała, a możliwości wyrwa-
nia się z kryzysu coraz trud-
niejsze.
Dokończenie na str 3
Kryzys finansowy w Sta-
nach Zjednoczonych za-
skoczył establishment.
Wszelkiej maści specjaliści
zarzekają się, że nikt nie
był w stanie przewidzieć
tego, co nastąpiło. Mówił o
tym nawet Alan Greens-
pan, były wieloletni szef
FED, przed komisją ame-
rykańskiej Izby Reprezen-
tantów. Nie trzeba doda-
wać, że są to powszechnie
powtarzane kłamstwa, nie
mające nic wspólnego z
rzeczywistością.
O możliwości kryzysu i jego
realnych przyczynach mówili
na przestrzeni ostatnich lat
liczni ekonomiści ze Szkoły
Austriackiej. Poruszali tę
kwestię także inni naukowcy i
publicyści. Kilkanaście mie-
sięcy temu w Internecie (np.:
w serwisie Google Video)
nawet film „Money as a
debt” (Pieniądze jako dług)
mówiący o słabości obecnie
istniejącego systemu finanso-
wo-bankowego. W sytuacji,
kiedy rządy i banki centralne
poszczególnych państw mno-
żą sposoby „wyjścia z kryzy-
su” warto zastanowić się nad
możliwymi scenariuszami
rozwoju sytuacji.
W swym artykule chciałbym
omówić realne drogi rozwoju
sytuacji. Takie, które ze
względu na obserwacje mogą
nastąpić. Pierwszą widoczną
tendencją, niestety stale się
pogłębiającą, jest wzrastająca
ingerencja państwa. Świadczy
o tym chociażby słynny plan
Paulsona (czyli umoczenie
700 mld $ z kieszeni podatni-
ków w bezwartościowych
p a p i e r a c h , h m m …
„wartościowych”). W Euro-
pie też pojawiły się tego typu
reakcje. Holenderski bank
centralny wspomógł kilka dni
temu bank ING kwotą 20
mld euro. Oficjalnie podano,
że stało się to, by „zapobiec
możliwym kłopotom”. Wyda-
je mi się, że w tym przypadku
zadziała to jak przysłowiowe
podanie brzytwy tonącemu.
Mainstreamowe media pro-
mują w ostatnich tygodniach
głosicieli „końca kapitalizmu”
oraz piewców szeroko rozu-
mianego etatyzmu i kontroli.
Modne jest krytykowanie
wolnego rynku oraz wymyśla-
nie niezliczonej ilości epite-
tów. W Polsce jedynym po-
czytnym czasopismem, które
nie przyłączyło się do tego
c h ó r u b y ł t y g o d n i k
„Wprost”, który zamieścił
wypowiedzi Davida Friedma-
na i Roberta Gwiazdowskiego
oraz całkiem rzeczową anali-
zę przyczyn kryzysu. Co to
oznacza dla rozwoju sytuacji?
Nie oszukujmy się. Media
wysokonakładowe mówią
głosem rządzących. Ta ten-
dencja zwiastuje, że miłości-
wie nam panujący zrobią
wszystko by życie gospodar-
cze poddać jeszcze większej
kontroli. Ingerencje państw i
banków centralnych (w tym
nacjonalizacje firm zajmują-
Co po kryzysie?
Rozważanie na temat możliwych dróg rozwoju sytuacji.
Michał Wolski
Pismo Stowarzyszenia KoLiber, listopad 2008
Numer 4 (18) 2008
Goniec Wolności
Szanowni Czytelnicy!
Oddajemy w Wasze ręce ko-
lejny numer „Gońca Wolno-
ści”.
W bieżącym numerze znajdą
Państwo artykuły dotyczące
tematów bieżących, jak i hi-
storycznych. Numer rozpo-
czyna artykuł analizujący na-
stępstwa polityki Stanów
Zjednoczonych wobec kryzy-
su. W momencie, gdy prezy-
dentem USA został Barack
Obama istnieją przesłanki
sugerujące, że nowa polityka
ekonomiczna może doprowa-
dzić do pogłębienia się kryzy-
su.
Kolejny tekst, autorstwa pre-
zesa Instytutu Misesa Falkow-
skiego porusza modny temat
ekologii. Autor zadaje pytanie
czy zachwyt nad ochroną
środowiska może stać się ide-
ologią dominującą.
W następnym artykule Szy-
mon Kotnis analizuje postawę
Rosjan, zarówno ludności
cywilnej, jak i żołnierzy, wo-
bec inwazji III Rzeszy w 1941
roku.
Szczególnie polecamy świetny
artykuł Humberta Fontovy
dotyczący medialnego zakła-
mania wobec postaci Che
Guevary. Mocny tekst w któ-
rym przedstawiono hipokryzję
świata Hollywood i mediów,
gdzie dominuje zachwyt nad
postacią argentyńskiego rewo-
lucjonisty. Fontova ujawnia
prawdziwe oblicze Che.
W stałym kąciku teologicz-
nym Paweł Pomianek porusza
problem nowych grzechów
głównych rzekomo ogłoszo-
nych przez Kościół. Czy Ko-
ściół skręca w lewo?, zadaje
pytanie autor. Warto zajrzeć
do tego tekstu, by przekonać
się jak jest naprawdę.
W dziale recenzji mogą prze-
czytać Państwo tekst dotyczą-
cy głośnej powieści Bronisła-
wa Wildsteina „Dolina nico-
ści”. Czy wizja pisarza odpo-
wiada rzeczywistości? Jak
ocenia nasz kraj po upadku
komunizmu? Czy drogą, którą
kroczy Polska jest właściwa.
Zachęcamy do zapoznania się
z recenzją.
Ukoronowaniem numeru jest
opis Konwentu Nadzwyczaj-
nego z okazji 8. rocznicy po-
wstania
Stowarzyszenia KoLiber połą-
czonego z przyznaniem
Członkostwa Honorowego
Robertowi Gwiazdowskiemu i
Maciejowi Rybińskiem.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Od redakcji
Str. 2
Goniec Wolności
W numerze:
Co po kryzysie?
Michał Wolski
1
Ekologia—nowy socjalizm, czy
czwarta droga?
Witold Falkowski
4
Rosja wolała Hitlera
Szymon Kotnis
6
Che Guevara: 39 lat medialnego
nadymania
Humberto Fontova
8
Czy Kościół skręca w lewo? Pro-
blem nowych grzechów
Paweł Pomianek
11
Bronisław Wildstein „Dolina nico-
ści”. Recenzja
Michał Wolski
12
8 lat KoLibra
Paweł Pomianeki
17
O Stowarzyszeniu KoLiber
16
Redaktor naczelny:
Michał Wolski
e-mail: michal.wolski@koliber.org
redakcja@koliber.org
Redakcja:
Paweł Pomianek
Stefan Sękowski
Design i skład numeru:
Michał Wolski
Korekta: Paweł Pomianek
Zdjęcia zamieszczone w numerze
pochodzą ze źródeł własnych,
zostały nadesłane przez autorów
artykułów.
Takie pomysły jak ustawa o
nadrzędności związków zawo-
dowych (card-check – związki
mogą występować w interesie
wszystkich pracowników,
nawet tych, którzy się są
członkami danej organizacji),
przymusowego ubezpieczenia
zdrowotnego (czyli de facto
nowy podatek, pomysł wzo-
rowany na krytykowanym
systemie kanadyjskim), czy
pomysły budowy rządowej
instytucji proekologicznej
(będą potrzebne kolejne pie-
niądze, czyli większe podatki),
to tylko część pomysłów z
bogatej oferty kandydata De-
mokratów. Wcielenie ich w
życie wywoła negatywne skut-
ki ekonomiczne. Zabawa z
systemem podatkowym, gene-
rowanie nowych danin,
zmniejszy jeszcze bardziej
konkurencyjność amerykań-
skiej produkcji. A przecież już
od wielu lat Amerykanie mają
ujemny bilans w wymianie
towarowej. Co prawda, w
okresie, gdy dolar był tani
wzrósł eksport komputerów i
szeroko rozumianej elektroni-
ki, ale nie zamieniło się to w
stałą, rosnącą tendencję. Wra-
cając do możliwej prognozy.
Światową tendencją będzie
wzrost interwencjonizmu.
Ingerencja państwa będzie się
pogłębiać. Rozszerzać się na
inne aspekty życia człowieka.
Możemy obserwować wzra-
stające zainteresowanie orga-
nów administracyjnych każ-
dym aspektem naszego życia.
Przed oczyma maluje mi się
mroczna wizja rodem z po-
wieści Philipa K. Dicka. A
będziemy słyszeć tłumacze-
nie, że to wszystko dla nasze-
go dobra. Należy więc spo-
dziewać się rozszerzającego
się kryzysu. Dość długo po-
trwa nim system upadnie, ale
stanie się to z pewnością. Nie
da się zbyt długo utrzymywać
fikcji.
Drugim możliwym rozwiąza-
niem jest realna chęć naprawy
systemu. Nie do końca trafio-
na, ale przynajmniej wskazują-
ca prawidłowy tok rozumo-
wania. Jakiś czas temu na Kry-
zys Blogu Instytutu Misesa
podano informację, że szef
Europejskiego Banku Central-
nego zasugerował powrót do
systemu przypominającego
ustalenia z Bretton Woods i
do szeroko rozumianej dyscy-
pliny finansowej.
Ciekawa
tendencja, nieoczekiwana, bo
po szefie takiej instytucji spo-
dziewałbym się raczej zacho-
wania podobnego do kolegów
zza oceanu. Zgadzam się z
Mateuszem Machajem, że w
zaistniałej sytuacji nikt nie
pomyślał o prawdziwej próbie
naprawienia systemu finanso-
wego. Obecna sytuacja kryzy-
sowa sprzyja wprowadzeniu
standardu złota i przywróce-
nia normalności rynkom fi-
nansowym. Zgadzam się rów-
nież, że przyczyny są politycz-
ne. I dodatkowo osobiste.
Przez lata keynesiści i moneta-
ryści krytykowali samą idee
standardu złota. Powszechnie
uważano, że jest to zamierz-
chła i nikomu niepotrzebna
przeszłość. Zwolennikami
złota byli przedstawiciele
Szkoły Austriackiej i obiekty-
wiści związani z Ayn Rand (co
wynika z faktu, że Rand była
zwolenniczką ekonomicznych
pism Misesa).
Alan Greens-
pan, gdy kilkadziesiąt lat temu
był związany ze środowiskiem
Rand też był zwolennikiem
złota. Po latach jednak, gdy
objął stanowisko szefa FED,
jego poglądy uległy zmianie.
Teraz chyba głupio jest przy-
znać się do błędu. To cecha
wielu „autorytetów”, szcze-
gólnie ekonomicznych.
Mimo,
że „okiem nieuzbrojonym”
widać pewne fakty, przedsta-
wiciele rożnych szkól będą
szli w zaparte, żeby nie stracić
poważania i szacunku, który
ich otacza. Będą wręcz bronić
swego stanowiska i wymyślać
kolejne programy potęgujące
kryzys. Kwestia polityczna jest
nie mniej istotna.
Standard
złota to naturalne narzędzie
likwidacji wszechwładzy ban-
ków centralnych i administra-
cji rządowej regulującej polity-
kę monetarną. Rezygnacja z
monopolu to utrata intratnych
praw i możliwości. Nikt, kto
ma tak olbrzymią władzę nie
będzie chciał z niej zrezygno-
wać czy się nią dzielić. Utrata
przez państwo kontroli nad
emisją pieniądza to więcej
wolności dla obywateli. Dzi-
siejsze, scentralizowane syste-
my państwowe nie pozwolą
sobie na utratę tak dużego
kawałka władzy.
A może się mylę? Może jed-
nak wszystko dobrze się uło-
ży? Czas przyniesie odpo-
wiedź.
Michał Wolski
Tekst opublikowany pierwot-
nie na stronie Liberalis.pl
Co po kryzysie?
Doko
ńczenie ze strony 1.
Str. 3
Numer 4 (18) 2008
Takie pomysły jak
ustawa o
nadrzędności
związków
zawodowych,
przymusowego
ubezpieczenia czy
pomysły budowy
rządowej instytucji
proekologicznej, to
tylko część
pomysłów z
bogatej oferty
kandydata
Demokratów.
Wcielenie ich w
życie wywoła
negatywne skutki
ekonomiczne
.
Społeczeństwo, które wy-
biera między kapitalizmem
a socjalizmem, nie decydu-
je się na jeden z dwu syste-
mów społecznych, lecz
dokonuje wyboru między
współpracą społeczną a
rozpadem społeczeństwa.
(Ludwig von Mises,
Ludz-
kie działanie, s. 577).
Wielu zwolenników wolnego
rynku uważa, że dzisiejsze
ruchy ekologiczne to nic inne-
go jak nowe wcielenie socjali-
zmu. Czasem stawiają nawet
hipotezę, że skrajne grupy
obrońców środowiska natural-
nego – tzw. ekoterroryści –
czerpią inspirację, a może i
wsparcie materialne – z tych
samych rejonów geograficz-
nych i od tych samych ośrod-
ków ideologicznych, które w
drugiej połowie XX w. zasila-
ły ideologicznie i finansowo
różne grupy lewackie na Za-
chodzie.
Taka ocena nie jest pozbawio-
na podstaw, stanowi jednak
znaczne uproszczenie i niepo-
trzebnie zamyka możliwość
porozumienia z dużą grupą
ludzi – w większości młodych.
Jeśli wolnorynkowcy oburzają
się, kiedy ktoś mówi, że Key-
nes uratował kapitalizm albo
że rządy Mazowieckiego czy
Buzka wprowadzały reformy
wolnorynkowe, to powinni
też wystrzegać się nadmier-
nych uproszczeń w ocenie
ideologii ekologów.
Po pierwsze, ruchy ekologicz-
ne są bardzo zróżnicowane.
Na polskiej mapie ideologicz-
nej Partia Zieloni 2004 znaj-
duje się być może dalej od
środowiska ekologów związa-
nych z pismem „Obywatel”
niż od niektórych wolnoryn-
kowców. Po drugie, krytyka
ekologów jest bardzo często
wymierzona w ten sam cel co
krytyka wolnorynkowców: w
sojusz wielkich interesów i
wielkiego państwa. Oznacza
to, że z ruchami ekologiczny-
mi można się w pewnych
sprawach porozumieć. W tym
artykule chciałbym wskazać
na różnice i podobieństwa
między nurtem tzw. czwartej
drogi a klasycznym lesefery-
zmem.
W „Obywatelu” nr 19
(5/2004) ukazał się artykuł
Remigiusza Okraski Ekologia –
czwarta droga. Według autora
(który jest redaktorem naczel-
nym pisma), ekologia powinna
porzucić: 1) pierwszą drogę,
czyli wolny rynek, zwany też
kapitalizmem; 2) drugą drogę,
czyli socjalizm w różnych jego
odmianach; 3) trzecią drogę,
czyli próbę pogodzenia
dwóch poprzednich, by obrać
czwartą drogę, wytyczoną
przez Ernsta Schumachera,
autora książki Małe jest piękne.
Czytamy, że „ekologia nie
może być ani lewicowa, ani
prawicowa”, że „lewica za-
właszczyła ekologię”, gdy
tymczasem – zgodnie z postu-
latami Schumachera –
„najlepsze są rozwiązania
zdecentralizowane i różnorod-
ne”, a do ich realizacji
„powinna prowadzić praca u
podstaw”.
Trudno się nie zgodzić z tymi
tezami. Są to jednak ogólniki,
których ekolodzy (w tym
Okraska) nie uzupełniają o
wskazówki, na jakich zasadach
miałyby się te różnorodne
rozwiązania opierać, jak za-
gwarantować, że nie wpadnie-
my znowu ani w koleinę
„kapitalizmu”, ani socjalizmu?
Żeby pracować u podstaw,
trzeba wiedzieć, co się odrzu-
ca, ale również wiedzieć, co
się przyjmuje. Nie wystarczą
tu dobrze brzmiące hasła
„prymatu dobra wspólnego”,
„osadzenia zmian w ich kultu-
rowo-duchowym kontekście”,
które wymienia naczelny
„Obywatela”. Trzeba by
wskazać, co konkretnie spra-
wi, że uwolnimy się od „kultu
wzrostu gospodarczego”, nie
popadając jednocześnie w
„państwowy centralizm”.
Nieporozumienie bierze się
stąd, że Okraska, podobnie
jak „trzeciodrogowcy”, przyj-
muje, iż mogą istnieć więcej
niż dwie drogi. Otóż drogi są
zawsze dwie: albo prawda,
albo fałsz; albo góra, albo dół,
albo prawo, albo lewo. Reszta
jest zgniłym relatywizmem,
nieporozumieniem seman-
tycznym albo konsekwencją
podstawowego wyboru. W
interesującym nas kontekście
społeczno-politycznym pro-
blem ten został trafnie i lapi-
darnie przedstawiony w poło-
wie XIX wieku przez Gustava
de Molinariego, który w arty-
kule De la production de la sécuri-
té pisał, że istnieją tylko dwie
drogi: 1) zawierzenie natural-
nemu porządkowi rzeczy i
pozwolenie, by o regułach
życia społecznego decydowały
odwieczne prawa, a nie dekre-
ty urzędników albo 2) organi-
zacja społeczeństwa według
wymyślonego przez legislato-
rów planu.
Po wnikliwej analizie de Moli-
nari dochodzi do słusznego
wniosku, że w imię poszano-
wania godności i wolności
jednostki należy wybrać mo-
del pierwszy. Powstaje pyta-
nie: z którą spośród trzech,
czy raczej już czterech, dróg
należałoby utożsamić pierw-
szy model de Molinariego?
Odpowiedź jest prosta: albo z
pierwszą, albo z żadną.
Str. 4
Numer 4 (18) 2008
Skrajnie negatywna
ocena ruchu
ekologicznego
stanowi znaczne
uproszczenie i
niepotrzebnie
zamyka możliwość
porozumienia z
dużą grupą ludzi –
w większości
młodych.
Ekologia – nowy socjalizm, czy czwarta droga?
Witold Falkowski
Termin „kapitalizm” – jak
zauważa M. Rothbard (A
Future of Peace and Capitalism),
został ukuty przez jego zacie-
kłego wroga Karola Marksa.
Obecnie – po latach indoktry-
nacji i poprawności politycz-
nej – pojęcie kapitalizmu słu-
ży jako worek, do którego
można wrzucać wszystko to,
czego się nie lubi, co wydaje
się nieetyczne, prostackie itd.
itp. Tymczasem, jak zauważa
Rothbard, kapitalizm, to po
prostu „system, który opiera
się na zasadzie dobrowolnej
wymiany dóbr i braku dążenia
państwa do przeszkadzania
takiej wymianie”. Natomiast
to, co nazywa się kapitali-
zmem, a nawet „wolnym ryn-
kiem”, w dzisiejszych czasach,
„to wspólny marsz państwa i
biznesu w celu przywrócenia
systemów politycznych, które
istniały przed rewolucją kapi-
talistyczną, rozpoczętą w mia-
stach-państwach szesnasto-
wiecznych Włoch”.
Oczywiście, można argumen-
tować, że kapitalizm zdefinio-
wany przez Rothbarda nigdy
właściwie nie istniał i jest tyl-
ko utopią. Skoro jednak tak,
to o czym rozmawiamy, jaką
pierwszą drogę odrzucamy?
Trzeba tu zauważyć, że kapi-
talizm lub jakkolwiek nazwać
system dominujący w Europie
i później w USA od XVII do
XIX wieku, nie był narzucony
żadnymi dekretami, że wolnej
wymiany nie wymuszano ka-
rami więzienia, zsyłkami ani
galerami. Kapitalizm był natu-
ralną konsekwencją organicz-
nego rozwoju społeczeństw,
wynikał z „zawierzenia natu-
ralnemu porządkowi rzeczy”,
o którym pisze de Molinari.
A więc należałoby uznać, że w
tym znaczeniu „kapitalizm”
jest tym samym, co pierwszy
model de Molinariego. Jeśli
zaś za kapitalizm uzna się
„faszystowskie porozumienie
pomiędzy rządem i wieloma
biznesami” (por. L., M. Tan-
nehill, Rynek i wolność, War-
szawa, 2004), to oczywiście
nie będzie on się zasadniczo
różnił od modelu drugiego,
czyli od systemu, w którym
planiści i biurokraci decydują,
rozdają, nakazują etc.
Okraska przypomina, że
wbrew powszechnemu prze-
konaniu ruchy ekologiczne
wyrosły z tradycji konserwa-
tywnej, prawicowej. Wymienia
pionierów ekologii – Wilhel-
ma Riehla, Friedricha Georga
Jüngera, Jana Gwalberta Paw-
likowskiego, prezesa galicyj-
skiego Stronnictwa Narodowo
-Demokratycznego, wskazu-
jąc, że ekologii nie da się przy-
piąć etykiety prawicowości ani
lewicowości, i proponując, by
podążała ona „czwartą dro-
gą”.
Z analiz de Molinariego, Tan-
nehillów i Rothbarda wynika
jednak, że każda droga o wyż-
szym indeksie niż dwa musi
sprowadzać się do któregoś z
dwóch podstawowych modeli.
Mnożenie dróg wynika albo z
niechęci do pewnych słów,
takich jak „kapitalizm” czy
„wolny rynek”, albo z niezro-
zumienia istoty zagadnienia.
Zasadniczo system postulo-
wany przez Schumachera i
przypomniany przez Okraskę
to nic innego jak laissez faire
uzupełnione komponentą
„duchową” i ubrane w specy-
ficzną terminologię zgodną z
duchem poprawności poli-
tycznej. A stąd już tylko mały
kroczek np. do ekonomii per-
sonalistycznej Gregory’ego
Gronbachera z Instytutu Ac-
tona i do tradycji szkoły au-
striackiej, czyli klasycznego
leseferyzmu.
Ekologia – nowy socjalizm, czy czwarta droga?
Dokończenie.
Str. 5
Goniec Wolności
Obecnie – po
latach
indoktrynacji i
poprawności
politycznej –
pojęcie
kapitalizmu
służy jako
worek, do
którego można
wrzucać
wszystko to,
czego się nie
lubi, co wydaje
się nieetyczne,
prostackie.
Innym powodem pojawienia
się liczby „cztery” w tytule
artykułu Okraski jest przyzwy-
czajenie, by na zwalczaną kon-
cepcję odpowiadać kolejną
koncepcją, żeby dotychczaso-
we nieudane, czy zakończone
wręcz katastrofą, próby refor-
mowania sposobu rządzenia,
po raz kolejny reformować. I
tu w istocie rozchodzą się
drogi wolnorynkowców i eko-
logów. Zwolennicy laissez
faire widzą przyczynę zła w
nadmiernych kompetencjach
państwa, ekolodzy zaś w nad-
miernej sile „kapitalistów”.
Jedni uważają, że należy się
skoncentrować na ujmowaniu
balastu, drudzy zaś domagają
się stawiania kolejnych żagli. I
jedni, i drudzy uderzają w ten
sam monolit – skorumpowaną
o l i g a r c h i ę p a ń s t w o w o -
biznesową – ale z różnych
stron.
Wolnorynkowa diagnoza jest
oczywiście trafniejsza, bo sięga
do przyczyn problemów, a nie
skutków, którymi zajmują się
ekolodzy. Zgodnie ze znaną
maksymą psychologów jeśli
chcemy szczęścia, to powinni-
śmy pozbyć się nieszczęścia:
nadmiaru regulacji, państwo-
wego centralizmu, podatku
dochodowego, przymusowych
ubezpieczeń, płac minimal-
nych – całego tego folwarku,
na którym żerują różne grupy
interesów. A gdy się pozbę-
dziemy – choćby w wyobraźni
na razie – zobaczymy, że
czwarta droga to naprawdę
pierwsza, tylko uczciwie od-
gruzowana.
Witold Falkowski
Autor jest prezesem Instytutu
Misesa, www.mises.pl
O wojnie między III Rze-
szą, a Związkiem Sowiec-
kim kilkoma zdaniami po-
trafi się wypowiedzieć na-
wet średnio rozgarnięty
absolwent szkoły podsta-
wowej. Stalin wspólnie z
Hitlerem zdecydowali o
wybuchu drugiej wojny
światowej i przez kilka
pierwszych lat zgodnie gra-
li do jednej bramki. Świat
szybko okazał się jednak za
mały dla dwóch ambitnych
dyktatorów, którym wojen-
ne sukcesy rozbudziły tylko
apetyt.
Władcy III Rzeszy i ZSRR z
planów podboju nowych tere-
nów zdawali się wykluczać
chyba tylko Antarktydę. Zaję-
cie przez Armię Czerwona
rumuńskiej Bukowiny było
dla Rzeszy niezwykle bolesne,
wiązało się bowiem z utratą
ważnego źródła ropy nafto-
wej, bez której prowadzić
wojny masowej nie sposób.
Zachłanność niedawnych
radzieckich przyjaciół w krót-
kim czasie skłoniła Hitlera do
zerwania sojuszu z komuni-
s t y c z n ą R o s j ą . P l a n
„Barbarossa” przygotowany
przez niemieckich sztabow-
ców został wcielony w życie.
Zarys wiedzy o konflikcie III
Rzeszy ze Związkiem Ra-
dzieckim znaleźć można w
każdym szkolnym podręczni-
ku. Powszechnie wiadomo, że
Armia Czerwona dała się za-
skoczyć Wermachtowi, a nie-
mieckie oddziały parły na-
przód początkowo napotyka-
jąc na zdawkowy jedynie
opór. Wermacht potrafił zna-
komicie wykorzystać dywizje
pancerne, a bombowce Lu-
ftwaffe zniszczyły dużą część
radzieckich samolotów zanim
te zdążyły wzbić się w powie-
trze. W tych samych podręcz-
nikach przeczytać można jesz-
cze o przyczynach niemiec-
kich sukcesów. Dowiadujemy
się więc o militarnym kunszcie
niemieckich dowódców.
Wspomina się o Stalinie, który
nie do końca wiadomo z ja-
kiego powodu lekceważył
doniesienia wywiadu o przy-
gotowaniach Rzeszy do ude-
rzenia na wschód. Poczytać
można wreszcie o stratach
jakie poniosła Armia Czerwo-
na na długo przed wojną, gdy
w politycznych czystkach
wymordowano tysiące ofice-
rów i generałów. Dość wspo-
mnieć, że znany Polakom z
bitwy warszawskiej gen. Mi-
chał Tuchaczewski jako ra-
dziecki komunista padł ofia-
rą… radzieckich komunistów.
Który powód szybkiego prze-
suwania się niemieckiego
frontu na wschód był najważ-
niejszy nie sposób dociec bez
szczegółowych badań, na
które nie miejsce w krótkim
artykule. Może odpowiedzią
jest jeszcze jedno zjawisko, o
którym wcale nie mówi się na
lekcjach historii, a jeśli już się
o tym wspomina, to jedynie
zdawkowo.
Nie jest tajemnicą, że Stalin
opierał swoją pozycję na zna-
komicie rozwiniętym systemie
terroru i dobrze zorganizowa-
nych służbach specjalnych –
taka jest wszak cecha każdego
totalitaryzmu. Inaczej jednak
niż w Niemczech, gdzie po
wojnie trzeba było administra-
cyjnie rozwiązać NSDAP, by
ponownie nie wygrała demo-
kratycznych wyborów, komu-
nizm nie cieszył się poparciem
obywateli ZSRR. Masowe
czystki w partii i wojsku oraz
pełne często przypadkowych
ludzi łagry sprawiły, że ofiary
czerwonego terroru można
było znaleźć w prawie każdej
rodzinie. Choć w propagan-
dzie reżimu chłopi występo-
wali obok robotników jako
klasa panująca, to los sowiec-
kich rolników był doprawdy
opłakany. Akcja rozkułacze-
nia wymierzona w bogate
chłopstwo pochłonęła wiele
istnień, zresztą by paść jej
ofiarą niekoniecznie trzeba
było legitymować się wielkim
ziemskim majątkiem. De facto
wystarczało widzimisię czer-
wonej władzy. Powstałe w
wyniku kolektywizacji kołcho-
zy przypominały obozy kon-
centracyjne o złagodzonym
rygorze.
Przypomnieć jeszcze należy,
że człowiek sowiecki był wy-
łącznie mitem propagando-
wym, a ZSRR był zlepkiem
narodów czujących ciągle
swoją odrębność. Wszystko to
spowodowało, że wielu
mieszkańców Związku So-
wieckiego we wkraczających
żołnierzach Wehrmachtu
widziało początkowo nie na-
jeźdźców, a potencjalnych
wyzwolicieli. W wielu naro-
dach ZSRR Hitler obudził
nadzieję na niepodległość i
powrót do normalności po
czasach sowieckiego terroru.
Niemieckiej armii maszerują-
cej coraz dalej na wschód
poddawały się całe sowieckie
dywizje. Wielu żołnierzy nie
poprzestało przy tym na zło-
żeniu broni, wciąż bowiem
mieli motywację do walki, tyle
że niekoniecznie w obronie
komunizmu. Znane są liczne
przypadki propozycji sowiec-
kich oficerów którzy oferowa-
li swoje usługi w walce ze
Stalinem. Najbardziej widowi-
skową deklarację współpracy
złożył chyba pułkownik Bu-
niaczenko szef sztabu mar-
szałka Timoszenki, który nie
czekając na przybycie Wehr-
machtu uciekł samolotem
poza linie frontu by zapropo-
nować Niemcom pomoc w
Str. 6
Numer 4 (18) 2008
Inaczej jednak niż
w Niemczech,
gdzie po wojnie
trzeba było
administracyjnie
rozwiązać
NSDAP, by
ponownie nie
wygrała
demokratycznych
wyborów,
komunizm nie
cieszył się
poparciem
obywateli ZSRR.
Rosja wolała Hitlera
Szymon Kotnis
Rosja wolała Hitlera
Szymon Kotnis
Str. 7
Goniec Wolności
Nastroje ludności
i armii ZSRR
chciano
wykorzystać dla
celów III Rzeszy.
Jeden z głównych
ideologów
NSDAP Alfred
Rosenberg
przekonywał
Hitlera do
pokojowej
współpracy z
miejscową
ludnością. Jego
plan zawierał
rozwiązanie
kołchozów i
zwrócenie ziemi
dalszej walce. Wystarczy
wspomnieć, że już w pierw-
szych miesiącach armia nie-
miecka wzięła do niewoli dwa
miliony jeńców.
Nastroje ludności i armii
ZSRR chciano wykorzystać
dla celów III Rzeszy. Jeden z
głównych ideologów NSDAP
Alfred Rosenberg, któremu
powierzono tekę ministra ds.
o k u p o w a n y c h t e r e n ó w
wschodnich przekonywał
Hitlera do pokojowej współ-
pracy z miejscową ludnością.
Jego plan zawierał rozwiąza-
nie kołchozów i zwrócenie
ziemi chłopom. Przywrócona
miała zostać wolność wyznań
religijnych, a narodom sowiec-
kim miano nadać ograniczoną
państwowość. Okupacja miał-
by być prowadzona na łagod-
nych zasadach znanych z sys-
temu wprowadzonego we
Francji Marszałka Filipa Peta-
ina.
Oszołomiony sukcesami Hi-
tler całkowicie jednak porady
swojego ministra i innych
doradców zignorował. Na
Białorusi i Ukrainie wprowa-
dzono wprawdzie niemiecką
administrację cywilną, co wią-
zało się z pewną poprawą losu
ludności pamiętającej jeszcze
wywołany przez Stalina wielki
głód. Niemcy z dużą toleran-
cją odnieśli się także do kau-
kaskich górali, którzy na cha-
os wywołany w ZSRR pierw-
szymi sukcesami planu Barba-
rossa zareagowali organizując
zwycięskie antykomunistyczne
powstanie, po którym wpro-
wadzili własną administrację
terenową, o dziwo niemal bez
zastrzeżeń zaakceptowana
przez Hitlera. Podobnie
oględnie nowy okupant odno-
sił się do krymskich Tatarów.
Były to jednak epizody bez
większego wpływu na gene-
ralne założenia niemieckiej
polityki ludnościowej na
wschodzie.
Oficjalna hitlerowska propa-
ganda gardłowała o podlu-
dziach ze wschodu, a na nie-
mieckich plakatach propagują-
cych atak na Związku Sowiec-
kiego jego mieszkańców moż-
na było zobaczyć jako człeko-
podobne istoty zdradzające
fizjologiczne objawy intelektu-
alnej tępoty. Ludność cywilna
padała ofiarą niemieckiej bez-
pieki z SD, Gestapo, Kripo i
Waffen SS, których odziały
zgodnie z rozporządzeniem
Reinharda Heydricha kroczyły
za linią frontu, by likwidować
nie tylko sowieckich oficerów
politycznych, ale też miejsco-
wych Żydów, przedstawicieli
administracji i inteligencji. Po-
dejrzenie mieszkańców jakie-
goś obszaru o współpracę z
sowiecką partyzantką nie-
odmiennie kończyło się spale-
niem całej wsi lub miasteczka i
masową eksterminacją miesz-
kańców. Choć część żołnierzy
Armii Czerwonej rozpoczęła
walką po stronie Hitlera w
niczym nie poprawiło to losu
pozostałych jeńców. Tezę o
podludziach przekuto w czyn i
sowieckich jeńców traktowano
w sposób urągający wszelkim
zasadom. W pozbawionych
elementarnego wyposażenia
przepełnionych obozach So-
wieci umierali z głodu i zimna,
notowano przy tym akty kani-
balizmu. Podbite terytoria sta-
nowiły źródło surowców i siły
roboczej. Zamiast proponowa-
nej prze Rosenberga polityki
umiarkowanych kontrybucji,
praktykowano rabunkową go-
spodarkę i grabież.
Stalin okazał się bystrym ob-
serwatorem i błyskawicznie
pojął, że zaistniała sytuacja jest
dla niego nadzieją na odzyska-
nie władzy. Celowo w komuni-
stycznej propagandzie okresu
walki z Niemcami niewiele
mówiło się o komunizmie.
Nie byłoby racjonalne wprost
zaproponować powrót do
czerwonego terroru w miejsce
panującego brunatnego. Nie
przez przypadek konflikt za-
częto nazywać nie inaczej niż
tylko „wielką wojna ojczyźnia-
ną”. Szczególnie chętnie od-
woływano się do rosyjskiego
nacjonalizmu. W oficjalnych
przemówieniach i materiałach
propagandowych Dymitra
Dońskiego wymieniano czę-
ściej niż Marksa i Lenina. Cią-
gle działające NKWD starało
się kierować walkami party-
zanckimi na okupowanych
terenach w sposób który po-
głębiałby konflikt Niemiec z
miejscową ludnością. Celowo
dokonywano mordów na nie-
mieckich żołnierzach. Wywo-
ływało to bowiem falę nie-
mieckich aresztowań i roz-
strzeliwań, co powodowało
coraz większą nienawiść do
nowego okupanta. Dalsza
historia drugiej wojny świato-
wej jest już chyba wszystkim
znana. Stalin nie tylko odniósł
zwycięstwo, ale też uczynił
ZSRR na długie lata jednym z
głównych rozgrywających w
światowej polityce. Czy było-
by inaczej gdyby Rosenberg
przekonał furora do swoich
planów? Jak potoczyłaby się
historia wojny, w której jako
sojusznik Rzeszy występowa-
łyby zwasalizowane wschod-
nie państewka narodowe i
jakie miejsce zajęłaby w po-
wojennej Europie Polska?
Historię alternatywną w której
Niemcy wygrali wojnę napisa-
no już wiele razy na niwie
literatury popularnej. Książka
opisująca zwycięstwo Hitlera
nad ZSRR oparte na sojuszu z
mieszkańcami ZSRR byłaby
szczególnie ciekawa, bowiem
oparta na rzetelnych histo-
rycznych przekazach.
Trzydzieści dziewięć lat
temu Ernesto „Che” Gu-
evarze zaaplikowano sporą
dawkę jego własnego lekar-
stwa. Został bez procesu
uznany za mordercę, posta-
w i o n y p o d m u r e m
i zastrzelony. Historycznie
rzecz biorąc, rzadko kiedy
sprawiedliwości lepiej staje
się zadość. Jeśli przysłowie
„jak sobie pościelesz, tak
się wyśpisz” ma pasować
do sytuacji, to właśnie do
takiej.
L i c z b a t y c h , k t ó r y c h
„trybunały rewolucyjne” Che
s k a z a ł y n a ś m i e r ć
w podobnym stylu waha się
pomiędzy 400 a 1892. Liczba
bezbronnych mężczyzn
(i chłopców), których Che
zamordował z własnego pi-
stoletu idzie w tuziny. Wy-
obraźcie sobie koszulki
z Charlesem Mansonem, Te-
dem Bundy’m czy Davidem
Berkowitzem na ciałach Jo-
hnny’ego Deppa czy księcia
Harrego. Pewnie, tamci nie
m o g ą r ó w n a ć s i ę
z morderczym zestawieniem
Che.
„Egzekucje?” – pytał Che
Guevara, gdy przemawiał
przez Zgromadzeniem Ogól-
nym ONZ 9 grudnia 1964
roku. – „No pewnie,
że wykonujemy egzekucje!” –
deklarował, przy wtórze
okrzyków zachwytu tego cia-
ła. – „I będziemy wykonywać
egzekucje tak długo, jak
to koniecznie! To śmiertelna
wojna z wrogami rewolucji!”.
Według Czarnej Księgi Komuni-
zmu, w tym czasie liczba egze-
kucji przekroczyła liczbę 10-
000. Slobodan Milosevic, tak
przy okazji, został postawiony
przez trybunałem za domnie-
mane nakazanie 8000 egzeku-
cji. Ten sam ONZ, który tak
delirycznie oklaskiwał Che,
nazwał to „ludobójstwem”. Ci
związani, zakneblowani
i zamordowani przez Che
i jego pachołków „wrogowie
rewolucji” byli jednymi
z najbardziej pomysłowych
i mężnych wojowników XX
wieku. Ci kubańscy bojownicy
o wolność stoją w jednym
szeregu z żołnierzami AK,
czy węgierskim powstańcami
56. roku. Walczyli równie
mężnie jak desperacko i, ko-
niec końców, bez nadziei na
zwycięstwo. Walczyli do ostat-
niego naboju i zazwyczaj do
śmierci.
Ale co jest najbardziej bole-
sne, walczyli osamotnieni
i opuszczeni. Specjalizowali
się w zrywaniu knebli i opasek
na oczy, aby zakrzyczeć
"VIVA CRISTO REY!",
"VIVA CUBA LIBRE!",
"ABAJO COMUNISMO!”
zanim kule rozszarpały ich
ciała, a pachołki Che kończyli
dzieło rozwalając im czaszki.
Trochę z ocalałych mieszka
w Miami czy New Jersey,
kwalifikując się do kategorii
najdłużej cierpiących więź-
niów politycznych współcze-
snej historii. Ale na darmo
poszukiwać historii ich życia
w amerykańskiej telewizji pu-
blicznej, w History Chanel,
czy w The New Your Times
i temu podobnych. Wiecie,
walczyli z pupilkami Lewicy.
Ich męstwo nie nadaje się
więc do politycznie popraw-
nych dramatów.
To, że są ignorowani jest już
dostatecznie złe. Na dodatek,
jeśli się o nich wspomina,
media głównonurtowe naśla-
dują zniewagi castrowców
nazywając ich „terrorystami”
i „ m a f i o s a m i ” .
To potwierdzenie nieuleczal-
nej tępoty i imbecylizmu me-
diów oraz naukowców, którzy
wciąż pokazują Castro/Che
jako „dzielnych przegranych”
walczących z agresywnym
kolosem – gdy ten kolos fak-
tycznie chronił reżim Castro,
jak przyznał to JFK Chrusz-
czowowi w październiku
1962.
„Nie trzeba mi dowodu, aby
rozstrzelać człowieka” – wy-
krzyczał Che do swego pod-
władnego w trybunale w 1959.
– „Potrzebuję jedynie dowo-
du, że koniecznym jest go
rozstrzelać!”.
Nie domyśliłbyś się tego słu-
chając mediów głównonurto-
wych i naukowców, nie wspo-
minając o Hollywood. Najwy-
żsi kapłani czwartej władzy
tylko wychwalają Che Gueva-
rę. Na przykład magazyn Ti-
me uhonorował Che Guevarę
plasując go wśród „100 naj-
ważniejszych ludzi XX wie-
ku”.
Człowiek, który deklarował –
„Rewolucjonista musi stać się
zimną maszyną do zabijania
napędzaną czystą nienawiścią”
– (i który sam dawał duchowy
przykład), który skazywał
z powodu „przekonań rewo-
lucyjnych”, a nie na bazie
„archaicznych, burżuazyjnych
detali” typu dowody sądowe,
który zachęcał do „atomowej
eksterminacji” jako ostatecz-
nego rozwiązania problemu
amerykańskich „hien” (do
czego o mało nie doszło
w październiku 1962), jest
przez Time’a uznawany nie
tylko jako „najważniejszego”
człowieka ubiegłego wieku,
ale został umieszczony
w dziale „Bohaterowie
i Ikony”, obok Anne Frank,
Adrieja Sacharowa i Rose’y
Parks.
„Jeśli pociski zostałyby, użyli-
byśmy ich przeciwko samemu
sercu Ameryki, wliczając
w to Nowy Jork”
-
tak
Str. 8
Numer 4 (18) 2008
Liczba tych, których
„trybunały
rewolucyjne” Che
skazały na śmierć w
podobnym stylu waha
się pomiędzy 400 a
1892. Liczba
bezbronnych mężczyzn
(i chłopców), których
Che zamordował z
własnego pistoletu idzie
w tuziny.
Che Guevara: 39 lat medialnego nadymania
Humberto Fontova
zwierzał się Che Guevara
gazecie London Daily Worker
w listopadzie 1962 roku. –
„Pomaszerowalibyśmy ścieżką
do zwycięstwa, nawet gdyby
miało kosztować to miliony
atomowych ofiar. […] Musi-
my podtrzymywać naszą nie-
nawiść i napędzać ją aż do
skurczów.” Taką receptę
chciał zaserwować Ameryce
Che prawie pół wieku przed
tym, zanim Osama bin Laden,
mułła Omar, czy Al-Zarqawi
pojawili się na naszych rada-
rach.
Gdyby nie rozwaga Nikity
Chruszczowa, to najgłębsze
marzenia Che Guevary uczy-
niłyby z wybuchów 11 wrze-
śnia w Nowym Jorku jedynie
błędne ogniki. Mimo tego,
obok Che Guevary na liście
„Bohaterów i Ikon” znajdzie-
my Matkę Teresę. I dalej iro-
nia jedynie się pogłębia.
Na przykład, najbardziej po-
pularna wersje koszulki z Che
używa sloganu „Fight
O p p r e s s i o n ” ( W a l c z
z uciskiem) tuż pod jego sław-
ną facjatą. To jest twarz czło-
wieka, który był współzałoży-
cielem reżimu, który uwięził
większą część swych podda-
nych niż Hitler i Stalin,
o r a z z a d e k l a r o w a ł ,
że „indywidualizm musi znik-
nąć!”. W 1959 roku, z pomocą
sowieckich agentów GRU,
człowiek czczony na tych
koszulkach pomagał zakładać,
trenować i indoktrynować
kubańską tajną policję.
„Zawsze przesłuchujcie więź-
niów nocą” – nakazywał Che
swoim podwładnym. – „Opór
jest zawsze najsłabszy nocą.”
Dziś największy fresk z Che
ozdabia kubańskie Minister-
stwo Spraw Wewnętrznych,
główną kwaterę tajnej, szkolo-
nej przez KGB i STASI, poli-
cji. Nic by tam lepiej nie paso-
wało. Jednocześnie, jakimś
cudem, ten sam wizerunek
jest uznawany za szczyt stylu
na wszystkim, od koszulek,
zegarków, snowboardów po-
cząwszy, po bieliznę i ukryte
miejsca na skórze Angeliny
Jolie. A przy okazji, pani Jolie
otrzymała niedawno Światową
Nagrodę Humanitarną ONZ
za swoją pracę z uchodźcami.
Może ktoś poinformuje Ange-
linę Jolie, że jej idol z tatuażu,
ze swoimi plutonami egzeku-
cyjnymi i obozami, sprowoko-
wał jeden z największych kry-
zysów uchodźczych w historii
tej półkuli. Oprócz 2 milio-
nów tych, którym udało się
przetrwać jedynie z ubraniem
na grzbiecie, to Caban Ar-
chives Project, w którym na-
ukowcy Maria Werlau
i Armando Lago mozolnie
zbierają i gromadzą dane,
ocenia, że prawie 80 tysięcy
K u b a ń c z y k ó w u m a r ł o
z głodu i słońca, utonęło
lub zostało rozszarpanymi
przez rekiny podczas prób
ucieczki przed człowiekiem,
którego Pani Globalna Huma-
nitarianka postanowiła na
stałe wyryć na swojej skórze.
A przed wspaniałym panowa-
niem Fidela i Che, Kuba
przyjmowała procentowo
więcej imigrantów (głównie
z Europy) niż Stany Zjedno-
czone, włączając w to czasy
wyspy Ellis. Przed czasami
sławnej kubańskiej rewolucji,
ludzie byli tak zdesperowani,
aby dostać się na Kubę
(głównie z sąsiedzkich Haiti
i Jamajki), jak obecnie chcą
Kubę opuścić (ryzykując
z d r o w i e m i ż y c i e m ) .
Czy kongresman Charlie Ran-
gel, miłośnik Castro, może
to wyjaśnić? Czy pastor Jessie
„Viva Castro! Viva Che!”
Jackson może to wyjaśnić?.
Str. 9
Goniec Wolności
Najbardziej
popularna wersja
koszulki z Che używa
sloganu „Fight
Oppression” (Walcz
z uciskiem) tuż pod
jego sławną facjatą.
To jest twarz
człowieka, który był
współzałożycielem
reżimu, który uwięził
większą część swych
poddanych niż Hitler
i Stalin oraz
zadeklarował , że
„indywidualizm musi
zniknąć!”.
Che Guevara...
Nie to, że ignorancja, celowa
lub nie, jest specjalnie rzadka
w kwestiach Kuby i Che Gu-
evary. Gdy Carlos Santana
i Eric Burdon (oraz inni znani
a r t y ś c i r o c k o w i )
z zadowoleniem pokazują swe
eleganckie koszulki z Che,
reklamują reżim, który
w późnych latach 60. masowo
w y ł a p y w a ł
„roqueros” (kubańskich fa-
nów rock and rolla)
o r a z „ d ł u g o w ł o s y c h ”
i zaganiał ich do więziennych
obozów w celu przymusowej
pracy w palącym słońcu.
„Anty-rewolucyjne zbrodnie”
tych młodych więźniów czę-
sto ograniczały się do niczego
więcej niż słuchanie muzyki
Animalsów i Santany.
Gdy Madonna lansowała się
wystylizowana na Che na
okładce płyty American Life,
to reklamowała reżim, który
czynił przestępców z gejów
i czegokolwiek zalatującym
gejowskim manieryzmem.
W połowie lat 60. za zbrodnię
zniewieściałego zachowania
tysiące młodych ludzi na Ku-
bie zostało zgarniętych przez
tajna policję z ulic i parków
i wrzuconych do obozów
otoczonych wieżami strażni-
czymi z karabinami maszyno-
wymi i nad bramą oznaczo-
nych wielkimi literami „Praca
z r o b i z w a s m ę ż -
czyzn” (a w Oświęcimiu napis
głosił „Praca czyni wolnym”).
Skrót nazwy tych obozów
to UMAP, nie GUŁAG.
Ale warunki były identyczne.
Żelazny Mike Tyson kiedyś
k o ń c z y ł s w e w a l k i
z triumfalnie podniesionymi
ramionami. W 2002 roku zro-
bił sobie gigantyczny tatuaż
Che na klacie, pojechał na
Kubę
Dokończenie na str. 10
i dostawał od tego czasu kon-
sekwentnie łomot w każdej
walce – w sposób dokładne
odzwierciedlający sukcesy
w walce jego idola. Mike'u,
Che bardzo sprawnie okładał
tysiące swych przeciwników –
ale tylko, gdy już zostali zwią-
z a n i , z a k n e b l o w a n i
i zawiązano im oczy. Pewnie
nikt nie powiedział ci o tym
na Kubie, o mediach w kraju
nie mówiąc. Obawiam się,
że Krajowa Federacja Boksu
i tak na to by nie pozwoliła.
G d y t ł u m l a n s e r ó w
oraz Pięknych Ludzi na Festi-
walu Filmowym Sundance
(włączając w to wszystkich,
od Tipper i Ala Gore, po Sha-
ron Stone, Meryl Streep
i Paris Hilton) eksplodował
owacją na stojąco dla Roberta
Redforda za „Dzienniki Mo-
tocyklowe”, to zachwycał się
filmem gloryfikującym czło-
wieka, który wsadził do wię-
zienia lub wygnał większość
z najlepszych kubańskich pi-
sarzy, poetów i niezależnych
filmowców, podczas gdy
zmieniał kubańską prasę
i kino – pod lufą czeskiego
pistoletu – w propagandowe
agendy stalinowskiego reżimu.
Producent wykonawczy filmu,
Robert Redford (który zawsze
rozpoczyna festiwal długimi
lamentami o doniosłości wol-
ności artystycznej) był zmu-
szony wyświetlić ten film
wdowie po Che (która kieruje
kubańskim Centrum Studiów
Che Guevary) oraz Fidelowi,
aby otrzymać ich zgodę przed
dystrybucją. Tylko sobie mo-
żemy wyobrazić wrzaski gnie-
wu festiwalowego tłumu
o „ c e n z u r z e ! ”
i „sprzedajności!”, jeśli po-
wiedzmy, Robert Ackerman
tego samego roku musiałby
(i zgodziłby się na to) otrzy-
mać zgodę Nancy Reagan na
dystrybucję filmu „The Re-
agans”. Fanów Che jest sporo
i to bardzo różnych. Na przy-
kład, Christopher Hitchens
zadziwia „nieposkromiony
upór” Che i w artykule
w New York Times zapewnia,
że „Che nie był hipokry-
tą”.„Znakomity historyk”
Benicio Del Toro, który zagra
s w e g o b o h a t e r a
w przyszłorocznym hollywo-
odzkim filmie biograficznym,
mówi – „Che jest jednym
z tych kolesi, którzy robili to,
co trzeba i mówili to, co trze-
ba. Jest coś cool w takich lu-
dziach. Im więcej poznaje
Che, tym więcej go szanuję.”.
To, co więcej niż okrucień-
stwo, megalomania czy nawet
niesłychana głupota, odróż-
niało wybitnego Ernesto
„Che” Guevarę od jego kole-
gów, to było zasmarkane
tchórzostwo. Jego fani mogą
się obrażać, trzaskać drzwiami
do pokojów, nurkować
w pościel rycząc i waląc
w poduszkę ile tylko zapra-
gną, ale Che poddał się boli-
wijskim Rangersom dobro-
wolnie, z bezpiecznego dy-
stansu i został pojmany
w n i e z ł e j f o r m i e ,
z naładowanym pistoletem.
Na dzień przed swą śmiercią
w Boliwii Che Guevara – po
raz pierwszy w życiu – zetknął
się z czymś, co można po-
prawnie nazwać walką. Naka-
zał swym partyzanckim pod-
władnym utrzymać pozycję
oraz walczyć do ostatniego
tchnienia i ostatniego naboju.
Parę godzin później, jego
„nieposkromiony upór”, brak
hipokryzji i robienie, co trze-
ba, w pełni się objawiły. Gdy
jego ludzie czynili to, co im
rozkazano (walczyli do ostat-
niego naboju i ginęli), lekko
ranny Che wymknął się spod
wymiany ognia i poddał się
z pełnym magazynkiem,
skamląc do swych przeciwni-
ków – „Nie strzelajcie! Jestem
Che! Jestem dla was więcej
wart żywy niż martwy!”
Boliwijczycy, którzy go poj-
mali, pozwolili się z nim nie
zgodzić.
Humberto Fontova
Przetłumaczył Maciej Miąsik
Humberto Fontova
jest
autorem książek: „
Fidel; Hol-
lywood's Favorite Tyrant
”
oraz „
Exposing the Real Che
Guevara: And the Useful Idi-
ots Who Idolize Him
”
Tekst publikujemy za zgodą
autora i tłumacza.
Str. 10
Numer 4 (18) 2008
Ernesto „Che”
Guevarę od jego
kolegów odróżnia
zasmarkane
tchórzostwo. Jego
fani mogą się
obrażać, trzaskać
drzwiami do
pokojów, nurkować
w pościel rycząc i
waląc w poduszkę
ile tylko zapragną,
ale Che poddał się
boliwijskim
Rangersom
dobrowolnie, z
bezpiecznego
dystansu i został
pojmany w niezłej
formie, z
naładowanym
pistoletem.
Che Guevara...
Dokończenie ze strony 9.
Str. 11
Goniec Wolności
W kontekście tej
sprawy widać
znakomicie
ukierunkowanie na
sensacyjność i
nierzetelność
mediów. Watykan
bowiem w żaden
sposób nie
opublikował ani nie
utworzył nowej listy
grzechów
głównych.
Czy Kościół skręca w lewo?
Problem nowych grzechów
Paweł Pomianek
Kilka miesięcy temu pol-
skie media obiegła infor-
macja, że oto Kościół zmie-
nia listę siedmiu grzechów
głównych. Wśród nich mia-
łyby się znaleźć grzechy
niejako żywcem wzięte z
lewackich manifestów, jak:
niesprawiedliwość społecz-
na czy zanieczyszczenie
środowiska. Na szczęście
informacja nie okazała się
prawdziwa.
Katalog grzechów głów-
nych
Znany nam wszystkim katalog
grzechów głównych istnieje
od pierwszych wieków chrze-
ścijaństwa, a ostatecznie sfor-
mułował go papież Grzegorz
Wielki rządzący Kościołem na
przełomie VI i VII w. Jak
więc widać jest to kanon bar-
dzo stary, a jednak przedziw-
nie aktualny. Nie dotyka on
bowiem konkretnych czynów,
ale ich motywacji. Właściwie
sformułowanie „grzechy
główne” jest nieco mylące, nie
chodzi tu bowiem o same
grzechy, ale o cechy pewnych
zachowań, które stoją zawsze
u podstaw przewin moral-
nych.
Właściwie nie sposób wyobra-
zić sobie zachowania grzesz-
nego, którego podstawą nie
byłaby pycha, chciwość, nie-
czystość, nieumiarkowanie,
zazdrość, gniew lub lenistwo.
Natomiast tzw. „nowe grze-
chy główne”, czyli niesprawie-
dliwość społeczna, handel
narkotykami, zanieczyszczenie
środowiska, manipulowanie
genetyczne, nieprzyzwoite
bogactwo, aborcja i pedofila
mają charakter zupełnie inny,
bowiem dotyczą konkretnych
– choć bardzo szerokich –
płaszczyzn. Tak więc już z
samej definicji nie mogą być
to „grzechy główne”, czyli
takie, które leżą u podstaw
wszystkich grzechów.
Skąd się wzięły „nowe
grzechy główne”?
W kontekście tej sprawy nie-
stety widać znakomicie ukie-
runkowanie na sensacyjność i
nierzetelność mediów. Waty-
kan bowiem w żaden sposób
nie opublikował ani nie utwo-
rzył nowej listy grzechów
głównych. Skąd się więc one
wzięły w mediach? Otóż
dziennik „L’Osservatore Ro-
mano” przeprowadził wywiad
z arcybiskupem Gianfranco
Girottim z Penitencjarii Apo-
stolskiej, która zajmuje się
rozsądzaniem spraw spornych
dotyczących spowiedzi oraz
odpustów. W tymże wywia-
dzie arcybiskup wyliczył grze-
chy, które można uznać za
specyficzne dla naszej epoki. I
znów warto zauważyć, że nie
był to katalog siedmiu grze-
chów. Niemniej dla swoistego
efektu dziennikarze, na pod-
stawie owego wywiadu, tako-
wy spis sporządzili. A następ-
nie zaczął on robić karierę,
jako „nowe grzechy główne”.
Jak z lewackiego manife-
stu…
Niewątpliwie forma w jakiej
przedstawiono „nowe grze-
chy” ma wiele lewackich nale-
ciałości. Samo sformułowanie
pierwszego grzechu, jako
„niesprawiedliwość społecz-
na” jest bardzo wyraźnym
odwołaniem się do nowomo-
wy początków socjalizmu.
Warto zresztą zaznaczyć, że
papieże niestety bardzo często
posługiwali się w swym na-
uczaniu, tym nic nieznaczą-
cym, mącącym ludziom w
głowach zwrotem.
Dość podobnie ma się rzecz z
zanieczyszczeniem środowi-
ska. Oczywiście ludzie prawi-
cy również nie mają nic prze-
ciwko temu, aby dbać o śro-
dowisko – wręcz przeciwnie,
jednak nigdy nie może się to
odbywać kosztem człowieka,
równocześnie nie może się to
odbywać przez przymus, tak
jak to dzieje się wielokrotnie
w naszej rzeczywistości (vide
kary unijne za nieprzestrzega-
nie jakichś idiotycznych prze-
pisów). Tak więc człowiek
prawicy nigdy nie uznałby
zanieczyszczania środowiska,
które jest najczęściej skutkiem
ubocznym pewnych konkret-
nych działań służących dobru
człowieka i rozwojowi cywili-
zacji, za grzech główny.
Jeszcze bardziej zadziwiają-
cym jest określenie jednym z
podstawowych grzechów nie-
przyzwoitego bogactwa. To
wydaje się już zupełnym ab-
surdem. Od razu rodzi się
bowiem pierwsze podstawo-
we pytanie: kiedy bogactwo
jest jeszcze „przyzwoite”,
kiedy zaś już „nieprzyzwoite”.
Gdzie miałaby przebiegać
owa granica? Oczywiście arcy-
biskupowi chodziło zapewne
o sytuację globalną i bogace-
nie się jednych państw kosz-
tem innych. Jednak w tej sytu-
acji trzeba jasno stwierdzić, że
to nie samo bogactwo owych
państw jest czymś złym, ale
blokowanie rozwoju innych
państw przez nakładanie na
nie przepisów blokujących
rozwój. Tak więc nie chodzi-
łoby tutaj o nieprzyzwoite
bogactwo ze swej strony, ale o
uniemożliwianie bogacenia się
krajom najbiedniejszym
Dokończenie na str. 12.
Kącik teologiczny
tych kwestii kompletnie nic
się nie zmieniło. To nie był
nawet szczególnie ważny wy-
wiad. Po drugie sformułowa-
nia i kolejność katalogu
„nowych grzechów” to rów-
nież praca twórcza dziennika-
rzy. Ewidentnie zostały one
jak widać sporządzone w du-
chu politycznej poprawności.
Tak naprawdę nie mamy wie-
dzy, w jaki sposób te treści
wypowiadał arcybiskup Girot-
ti i czy kolejność miała odnie-
sienie do wagi poszczególnych
kwestii. Wydaje się, że takowy
porządek może wynikać tylko
i wyłącznie z tematów propo-
nowanych przez przeprowa-
dzających wywiad.
Po trzecie wreszcie niestety
musimy stwierdzić, że ludzie
Kościoła i Kościół w swoich
oficjalnych dokumentach po-
Po drugie – jeśli rozważać tę
sprawę na płaszczyźnie jedno-
stek – zapewne w grzechu nie
miałoby chodzić o sam fakt
bogactwa, ale o postawę skąp-
ca, która niestety bardzo czę-
sto cechuje bogatych. Warto
w tym kontekście zajrzeć do
Biblii, która nigdy nie potępia
samego bogactwa (wręcz
przeciwnie), ale raczej uciska-
nie biednych przez bogatych
czy brak ofiarności tych
pierwszych.
Czy Kościół skręca w lewo?
Koniec końców stwierdził-
bym, że odpowiedź na pytanie
postawione w tytule: „Czy
Kościół skręca w lewo?” musi
być negatywna. Po pierwsze
dlatego, że cały szum wokół
nowych grzechów jest wyda-
rzeniem li tylko medialnym –
w Kościele w podejściu do
sługują się wielokrotnie zwro-
tami zapożyczonymi z lewico-
wej nowomowy czy też pro-
mują lewicowe postulaty. Jeśli
jednak doszukiwać się jakiejś
tendencji we współczesnym
Kościele, to dopatrywałbym
się raczej powolnego acz kon-
sekwentnego obracania się
coraz bardziej w prawą stronę,
czego widocznymi znakami
jest ewolucja Jana Pawła II w
jego encyklikach społecznych
od lewicowego Laborem exer-
cens, poprzez centrową Sollici-
tudo rei socialis, aż po wspania-
łą, prawicową Centesimus annus
oraz choćby ostatnia encyklika
Benedykta XVI Spe salvi.
Paweł Pomianek
Czy Kościół skręca w lewo?
Dokończenie ze str. 11
Str. 12
Numer 4 (18) 2008
Jeśli doszukiwać się
jakiejś tendencji we
współczesnym
Kościele, to
dopatrywałbym się
raczej powolnego
acz konsekwentnego
obracania się coraz
bardziej w prawą
stronę.
Bronisław Wildstein „Dolina nicości”. Recenzja
Michał Wolski
Książki rozliczeniowe mo-
gą rozczarować lub za-
chwycić. Wszystko zależy
od tego w jaki sposób autor
podejdzie do tematu: czy
zarzuci czytelnika swymi
frustracjami, czy może ra-
czej poprowadzi niczym
Ariadna przez labirynt sko-
jarzeń?
Próba oceny bliskich sobie
wydarzeń jest dla pisarza po-
ważnym wyzwaniem. Tym
bardziej jeśli w grę wchodzą
zdarzenia, w których brało się
udział lub które obserwowało
się bezpośrednio.
Dolina nicości Bronisława Wild-
steina jest właśnie taką książ-
ką-rozliczeniem. Rozliczeniem
z całą polską historią od roku
1989, a nawet okresu PRL-u.
Powieść dotyka tematów lu-
stracji, rozliczenia zbrodni
komunizmu, postawy działa-
czy opozycji i elit władzy.
Autor prezentuje rożne posta-
wy etyczne. Nie boi się ocen,
nie stara się ukazać tzw. szaro-
ści i względności. Oceny pu-
blicysty „Rzeczpospolitej”
korespondują z jego pogląda-
mi. Nie są to oceny wyrwane
z kontekstu, tylko poparte
ideowymi przekonaniami i
życiowym doświadczeniem.
Akcja powieści zaczyna się w
momencie, gdy w ręce publi-
cysty pewnego dziennika (w
domyśle „Rzeczpospolitej”; o
nawiązaniach do rzeczywisto-
ści napiszę poniżej) trafiają
dokumenty dotyczące współ-
pracy z bezpieką znanego
autorytetu moralnego profe-
sora Mariana Lwa (w domyśle
prof. Geremek). Po publikacji
artykułu zaczyna się odwet
„salonu”. Nie chcę opisywać
szczegółów powieści, gdyż ma
ona kilka wątków, albo raczej
wątek jest jeden, ale narracja
toczy się z punktu widzenia
kilku postaci. W opisaną przez
siebie historię Wildstein włą-
czył wydarzenia autentyczne,
zaczerpnięte zarówno ze swo-
jej biografii, jak i tego, co
działo się w Polsce na prze-
strzeni ostatnich lat. Mamy
więc nawiązanie do alkoholo-
wych ekscesów byłego prezia
Aleksandra Kwaśniewskiego,
zakamuflowaną historię Jerze-
go Urbana, zmagania z ubecją
oraz późniejsze trudne do-
świadczenia z hierarchią ko-
ścielną ks. Isakowicza-
Zaleskiego, pojawia się
w s z e c h w ł a d n y s z e f
„największego dziennika euro-
py środkowej” czyli alter ego
Adama Michnika, historia
wokół homosiowego klubu
Madame w Warszawie, poza
tym główny wątek nawiązuje
do życiorysu autora Doliny
nicości. Oczywiście postaci te
występują w powieści pod
zmienionymi nazwiskami,
niektóre z wydarzeń opisane
są niemal kropka w kropkę jak
miały miejsce w rzeczywisto-
ści, inne natomiast różnią się
szczegółami. Całość przypo-
mina powieść Noblista Marci-
na Wolskiego, choć książka
Wildsteina porusza nieco inne
płaszczyzny. U Wolskiego
intryga jest najważniejsza,
chodzi też o mechanizmy
działania bezpieki, o sposób
werbowania, o jednostkowe
postawy. W Dolinie nicości kry-
tyce zostaje poddany cały
system społeczno-polityczny.
Nie tylko ludzie i ich działa-
nie, ale funkcjonowanie i fun-
damenty, na których oparte
jest społeczeństwo. Ocena
obu autorów jest jednak zgod-
na. III Rzeczpospolita to ba-
gno, ludzie uczciwi są zadep-
tywani przez oszustów, karie-
rowiczów i byłych agentów.
Prawda nie jest ważna dla elit,
dla ich dobrego funkcjonowa-
nia istotne są wygląd ze-
wnętrzny, reklama rzeczywi-
stości. Nie to, co dzieję się
faktycznie, tylko to jak to zo-
stanie opisane, sfotografowa-
ne i przedstawione na ze-
wnątrz.
W wildsteinowskim opisie elit
skupionych wokół środowiska
Gazety Wyborczej widać pogar-
dę tego towarzystwa dla ludzi,
tradycji, wartości wyznawa-
nych przez zwykłych ludzi.
Widać nienawiść do konser-
watyzmu, katolicyzmu, patrio-
tyzmu. Opis ten nie odbiega
od rzeczywiści. Może wg nie-
których czytelników wyda się
zbyt brutalny, jednak po chwi-
li refleksji można przyznać
autorowi rację. Lektura Doliny
nicości, może być, obok lektury
publicystycznych książek Ra-
fała Ziemkiewicz jednym z
momentów, gdy z oczu spad-
nie zasłona przykrywająca
prawdę o tym środowisku.
Wildstein nie jest odkrywczy,
to samo pisali już wspomniani
przeze mnie Wolski czy Ziem-
kiewicz, ale jego powieść to
dobrze napisana książka, z
którą warto się zapoznać.
Dolina nicości jest pesymistycz-
na w ocenie sytuacji, jednak
zostawia nadzieję na zmiany.
Na to, że prawda w końcu
przebije zgniliznę i wydobę-
dzie się na powierzchnie.
Warto dać Wildsteinowi szan-
sę. Muszę przyznać, że choć
nie przepadam za stylem jego
publicystyki (dość toporne
pióro) Dolina nicości mnie wcią-
gnęła. Styl powieści jest lżej-
szy, bardziej lotny. Jedynym
minusem są sceny erotyczne
napisane bardzo nieporadnie.
Miejscami wyglądają na opis
scen zapaśniczych. Moim
zdaniem autor powinien uni-
kać scen, które wychodzą mu
śmiesznie, a wręcz grotesko-
wo. I to wbrew przyjętym
założeniom. Jest to jeden z
nielicznych mankamentów tek
książki.
Tematyka wciągająca, postaci
są barwne, intrygujące jest też
odkrywanie nawiązań do rze-
czywistych osób i wydarzeń.
344 strony książki przeczyta-
łem w ciągu 7 godzin (z prze-
rwą na zrobienie herbaty i
kolacji). Polecam gorąco. Na-
wet osobom, które nie prze-
padają za Bronisławem Wild-
steinem. Warto spróbować
przeczytać jego najnowszą
powieść. Emocje podczas
czytania gwarantowane.
Michał Wolski
Str. 13
Goniec Wolności
W wildsteinowskim
opisie elit
skupionych wokół
środowiska
Gazety
Wyborczej
widać
pogardę tego
towarzystwa dla
ludzi , tradycji,
wartości
wyznawanych przez
zwykłych ludzi,
Widać nienawiść do
konserwatyzmu,
katolicyzmu,
patriotyzmu. Opis
ten nie odbiega od
rzeczywistości.
„
Dolina nicości”. Recenzja
W sobotę 12 kwietnia 2008
odbył się konwent nadzwy-
czajny Stowarzyszenia Ko-
Liber, w czasie którego
uroczyście obchodziliśmy
ósmą rocznicę powstania
naszego Stowarzyszenia.
Przyznam szczerze, że ta-
kiej mocy, siły, wyrazistości
KoLibra jak podczas war-
szawskiego konwentu do-
tychczas nie widziałem
nigdy.
Rzeczowe dyskusje, otwartość
na różne środowiska, polityka
jednoczenia a nie dzielenia
prawicy, pozytywne myślenie
o przyszłości, chęć działania
na własnym małym podwór-
ku. Właśnie tak jawił się w
sobotę KoLiber: jako pewne
centrum jednoczące wokół
siebie ludzi różnych nurtów
prawicy.
Jeśli na jednym spotkaniu
pojawiają się Stanisław Mi-
chalkiewicz kojarzony ostat-
nio głównie ze środowiskiem
Radia Maryja, Robert Gwiaz-
dowski z Centrum im. Adama
Smitha, Stanisław Musioł z
"Gościa Niedzielnego" czy
Maciej Rybiński dziennikarz
"Wprost"; jeśli dodatkowo
mamy gości z prawicowych
organizacji z Niemiec i Ukra-
iny, jeśli pojawiają się niemal
wszyscy nasi "ojcowie założy-
ciele" nie sposób mieć inne
poczucie, niż takie, że Karolo-
wi Wyszyńskiemu i spółce
udało się zrobić coś absolut-
nie niezwykłego. KoLiber stał
się centrum prawicowej deba-
ty.
O godzinie 12.00 odbyła się
konferencja pt. Czy to jest kraj
dla liberałów? Wśród gości
pojawili się m.in. Stanisław
Michalkiewicz, Krzysztof
Zawitkowski z Rady Fundacji
PAFERE oraz prof. Michał
Wojciechowski. Pierwszym
prelegentem był prezydent
Centrum im. Adama Smitha
Robert Gwiazdowski, który
otrzymał honorowe członko-
stwo naszego Stowarzyszenia.
Wśród najistotniejszych spraw
poruszonych przez prelegenta
znalazła się kwestia podat-
ków. Robert Gwiazdowski
stwierdził, że obecnie rozwią-
zaniem idealnym byłoby zu-
pełne zniesienie podatku do-
chodowego i pozostawienie
jedynie podatku konsumpcyj-
nego. To byłoby wyrazem
sprawiedliwości, bowiem ku-
pujący więcej płaciliby wyższy
podatek, natomiast ci, którzy
wydają mniej, płaciliby poda-
tek niższy. Robert Gwiazdow-
ski stwierdził również, że dziś
warto byłoby skupić się na
upraszczaniu procedur.
W trakcie wykładu przypo-
mniał również o tym, że jedy-
ne reformy obniżające podatki
wprowadzali w Polsce przed-
stawiciele lewicy: Wilczek -
jeszcze w czasach PRL oraz
Leszek Miller. Wskazując na
przykład własnego życia,
Gwiazdowski pokazał, że
nawet w dzisiejszej rzeczywi-
stości jest szansa się wzboga-
cić, potrzeba tylko wielu wy-
rzeczeń i ogromnej pracowi-
tości.
Kolejną częścią konferencji
było wręczenie przez Funda-
cję PAFERE nagród za naj-
lepsze prace magisterskie z
dziedziny ekonomii i nie tylko
promujące wolny rynek. Zwy-
cięzcą konkursu - o którym
więcej można przeczytać na
stronie fundacji - został Jacek
Kasperski. (
pafere.org
)
Ostatnim punktem konferen-
cji było nadanie honorowego
członkostwa Maciejowi Ry-
bińskiemu oraz jego wykład
nt. Czy Polska jest wolnym kra-
jem? Wykład był znakomity i
podejrzewam, że gdyby na sali
znaleźli się zwolennicy Unii w
obecnym kształcie czy prze-
ciwnicy wolnego rynku, wy-
kład red. Rybińskiego sku-
tecznie zniechęciłby ich do
wyznawanych przekonań.
Jako że wykład był nagrywa-
ny, bardzo liczę, że będzie on
krążył i pokazywał prawdę nt.
Unii Europejskiej i dzisiej-
szych mediów w naszym kra-
ju. Prelegent skupił się bo-
wiem głównie na ukazaniu
absurdalnych przepisów unij-
nych oraz mechanizmów dzia-
łania polskich mediów oraz
polityków. Warto wiedzieć, że
według prawa unijnego nie
wolno zagotować mleka speł-
niającego normy unijne (a
więc kupionego w sklepie), a
jeśli chce się zamontować
światła na traktorze, to trzeba
stawać dwa metry za pojaz-
dem i sprawdzać czy światła
są akurat ok.
Dodatkowo wiele przepisów
zaprzecza sobie nawzajem. W
czasie dyskusji po wykładzie
Stanisław Michalkiewicz okre-
ślił to jako celowe działanie,
mające na celu ubezwłasno-
wolnienie ludzi w krajach
unijnych. Warto wszakże mieć
na każdego jakiegoś haka i
móc go w odpowiednim mo-
mencie wyciągnąć.
Po części oficjalnej udaliśmy
się na obiad, by późnym po-
południem na powrót spotkać
się w siedzibie Fundacji Res
Publica. Tutaj uczestniczyli-
śmy w miniszkoleniu przepro-
wadzonym przez Macieja
Kopra dotyczącym zarządza-
nia swoim życiem. Następnie
mieliśmy przyjemność wysłu-
chania kilku wystąpień gości z
Estonii, Ukrainy, Niemiec
oraz Stanisława Wojtery -
założyciela Stowarzyszenia.
W najważniejszym wystąpie-
niu ówczesny prezes Stowa-
rzyszenia Karol Wyszyński
podkreślał wielorakie sukcesy
KoLibra i stwierdził, że
8 lat KoLibra!
Paweł Pomianek
Str. 14
Numer 4 (18) 2008
Nie sposób
mieć inne
poczucie, niż
takie, że
Karolowi
Wyszyńskiemu i
spółce udało się
zrobić coś
absolutnie
niezwykłego.
KoLiber stał się
centrum
prawicowej
debaty.
możemy powiedzieć iż w
dużej mierze wypełniliśmy
misję , którą ustalili dla naszej
organizacji "ojcowie założy-
ciele". Nie zmienia to jednak
faktu, że w naszej rzeczywi-
stości wciąż do zrobienia jest
wiele i warto cały czas z wiel-
kim zaangażowaniem działać
dla przyszłości naszego kraju.
Następnie Prezesowi nie po-
zostało już nic innego, jak
przejść do krojenia tortu.
Ósmą rocznicę powstania
Stowarzyszenia uczciliśmy
właśnie owym wyśmienitym
tortem oraz - jak przystało na
znamienite Stowarzyszenie -
kielichem wina. W niedzielne
popołudnie zakończyliśmy
nasz konwent uczestnictwem
we mszy świętej w kościele
św. Anny.
Paweł Pomianek
Tekst został napisany w
kwietniu 2008 r. Wtedy poja-
wił się na m.in. na kilku stro-
nach oddziałowych Stowarzy-
szenia.
Str. 15
Goniec Wolności
Ósmą rocznicę
powstania
Stowarzyszenia
uczciliśmy
wyśmienitym
tortem oraz – jak
przystało na
znamienite
Stowarzyszenie –
kielichem wina.
8 lat KoLibra!
Dokończenie
Str. 16
Goniec Wolności
www.koliber.org
Dane Stowarzyszenia
Stowarzyszenie KoLiber
Adres internetowy:
www.koliber.org
koliber@koliber.org
Konto bankowe:
VWBank Direct
2321300004200102046274
0001
Data rejestracji:
17 kwietnia 2000 roku
Numer rejestrowy:
KRS 0000111237
REGON:
016361530
Kim jesteśmy?
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach
konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Wartości w które wierzymy zawarli-
śmy w naszej Deklaracji Ideowej. Nasze cele określa Misja KoLibra. Dokumen-
ty te zamieszczone są na naszej stronie internetowej.
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany
wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych
przedsięwzięć jak ogólnopolski Marsz na Rzecz Kapitalizmu czy konferencje naukowe
poprzez manifestacje, pikiety uliczne oraz panele dyskusyjne aż po nieformalne spotka-
nia jak imprezy integracyjne oraz pikniki. Dzięki ogromnej różnorodności zaintereso-
wań oraz charakterów członków KoLibra miejsce dla siebie znajdują tu zarówno ambit-
ni licealiści, osoby pragnące zaangażować się w działalność samorządową jak i inte-
lektualiści chcący rozwinąć swoje zainteresowania badawcze. To oni wszyscy składają
się na dzisiejszą siłę KoLibra. Czekamy także na Ciebie.
Członkami honorowymi Stowarzyszenia KoLiber są:
Rafał A. Ziemkiewicz
Bronisław Wildstein
Jeremi Mordasewicz
Jan Pośpieszalski
Roman Kluska
Jan Winiecki
Robert Gwiazdowski
Maciej Rybiński