Coraz mniej Stalina
Marcin Wojciechowski 2011-02-14, ostatnia aktualizacja 2011-02-11 19:21:35.0
Jak rozstać się z przeżytkami sowieckiego totalitaryzmu? Dyskutowali o tym niedawno członkowie
prezydenckiej rady praw człowieka. Oby nie okazał się to spęd w rodzaju "pogadali i zapomnieli"
Jeszcze bardziej symboliczne od tematu sesji było jej miejsce - Jekaterynburg na Uralu. To miasto oddzielające
geograficznie Europę od Azji w czasach radzieckich zwane było Swierdłowskiem, od nazwiska jednego z bolszewickich
przywódców. To tu rozegrał się ostatni akt carskiej Rosji. Bolszewickie komando pod wodzą późniejszego posła
sowieckiego w Warszawie Piotra Wojkowa 17 lipca 1918 r. zgładziło cara Mikołaja II z najbliższą rodziną i otoczeniem.
Bolszewicy zrobili to w pośpiechu, bo do miasta na odsiecz swemu władcy milowymi krokami zbliżała się armia białych,
która zajęła je pięć dni później. Mało brakowało, by cara uratowano.
Mikołaj II przetrzymywany był przez kilka miesięcy w samym centrum miasta w parterowym domu bogatego kupca
Ipatiewa. Zwłoki rodziny carskiej i jej otoczenia - dziewięciu osób - próbowano spalić, poćwiartować, zniszczyć za
pomocą kwasu, w końcu zakopano je w lesie pod Jekaterynburgiem. Prawie ich nie ukryto, ale zagrzebano na
głębokości 0,8 metra w wyschniętej studni. Amerykańscy naukowcy na podstawie badań DNA ustalili z
prawdopodobieństwem 98,5 proc., że ludzkie szczątki znalezione tam później na pewno należą do ludzi z rodu
Romanowów.
Kilka lat temu w miejscu pochówku carskiej rodziny zbudowano prawosławny klasztor pod wezwaniem Świętych
Męczenników, a naprzeciwko domu Ipatiewa wybudowano prawosławny sobór Piotra i Pawła, w którego podziemiach
urządzono sanktuarium ku czci ofiar komunistycznego totalitaryzmu.
W domu Ipatiewa przez kilkadziesiąt lat mieściło się muzeum rewolucji, ale w 1977 r. Michaił Susłow, wtedy główny
ideolog partyjny, podjął decyzję, by budynek zniszczyć. Zadanie zlecono ówczesnemu szefowi komitetu partii w
Swierdłowsku, budowlańcowi z wykształcenia Borysowi Jelcynowi. Jego ludzie rozprawili się z nim w jeden dzień. W
nocy z 27 na 28 lipca 1977 r. dom Ipatiewa przestał istnieć.
Jelcyna musiało to męczyć, bo gdy na początku lat 90. został prezydentem Rosji, polecił, by dom odbudowano. Dziś
znów mieści się w nim muzeum, tym razem represji komunistycznych. A sam Jekaterynburg szczyci się mianem
jednego z najbardziej antykomunistycznych miast w Rosji. - U nas na Uralu czerwoni nie są i nigdy nie byli lubiani -
mówią mieszkańcy.
Choć Jelcyn jest oceniany w Rosji różnie - raczej gorzej niż lepiej - to w rodzinnym Jekaterynburgu bezwzględnie uważa
się go za bohatera. Niedawno podczas wizyty prezydenta Dmitrija Miedwiediewa odsłonięto w stolicy Uralu pomnik
Jelcyna.
Obawiam się, że nie we wszystkich miastach Rosji mógłby on stanąć, a w każdym razie na pewno gdzie indziej
znaleźliby się chętni, by go pomazać lub przypomnieć raczej mniej chwalebne epizody z życia Jelcyna - chaos, kryzys,
puste półki, wojnę w Czeczenii, pijaństwo, dziką prywatyzację, dopuszczenie do władzy oligarchów - niż to, że dał
Rosjanom wolność.
Dlatego to nie przypadek, że prezydencka rada praw człowieka swe posiedzenie poświęcone destalinizacji odbyła
właśnie w Jekaterynburgu. Jakby jego organizatorzy chcieli się wzmocnić przed krytykami poparciem
antykomunistycznego Uralu.
Wycisnąć z siebie niewolnika
Jeśli postulaty prezentowane przez członków grupy w obecności prezydenta wejdą w życie, to Rosję czeka mentalna
rewolucja. - Ostateczne pożegnanie z totalitaryzmem wymaga jeszcze wiele czasu i wiele sił od każdego z nas - mówił
na posiedzeniu rady jej szef Michaił Fiedotow. - Ale jeśli nie pozbędziemy się stereotypów myślenia totalitarnego w
rodzaju "nie ma człowieka, nie ma problemu" czy "kto nie z nami, ten przeciw nam", to nie można myśleć o modernizacji
kraju.
Modernizacja jest w polityce Miedwiediewa słowem kluczem. Mówi on o modernizacji gospodarki, państwa, armii, milicji
- wszystkiego. Obrońcy praw człowieka postanowili połączyć swe postulaty o destalinizacji z modernizacją, by lepiej
trafić do przekonania prezydenta i otaczających go biurokratów.
- Temat pojednania narodowego i upamiętnienia ofiar represji politycznych jest niezbędną przesłanką kulturową i
mentalną modernizacji, bo dla każdego reżimu totalitarnego sprawą naturalną jest, by człowiek był jedynie środkiem do
realizacji celów - mówił w Jekaterynburgu Fiedotow. - To całkowicie sprzeczne z celami modernizacji. Moralnie
uzasadniona strategia modernizacji powinna opierać się na przekonaniu, że miarą wszystkiego jest człowiek. Tylko
wolny człowiek może z sukcesem prowadzić politykę modernizacji - tylko ten, kto codziennie kropla po kropli wyciska z
siebie niewolnika, jak radził Czechow.
Jeśli propozycje rady prezydent przekształci w akty prawne, to teraz niewolnika będzie pomagać Rosjanom wyciskać z
siebie państwo. Jak?
- Musimy przypomnieć sobie, kim jesteśmy - apelował podczas spotkania autor projektu destalinizacji, prokremlowski
politolog Siergiej Karaganow, który jeszcze kilka lat temu chętnie idealizował przeszłość radziecką, a dziś tak samo
chętnie potępia ją w czambuł. - Nie jesteśmy krajem Lenina ani Stalina, ale Suworowa i Żukowa, a przede wszystkim -
Puszkina, Gogola, Tołstoja, Czechowa, Pasternaka, Czajkowskiego, Aleksandra II, Stołypina, Korolowa, Sacharowa,
Sołżenicyna. Jesteśmy wielkim krajem i mamy być z czego dumni. Trzeba odbudowywać prawdziwą rosyjską
tożsamość, szacunek dla samych siebie. Mojżesz prowadził swój lud przez 40 lat do Egiptu. My idziemy już 20 lat. Jeśli
zmarnujemy kolejne 20, możemy nigdy nie wyjść z pustyni.
By każdy miał imię i nazwisko
By zademonstrować, jak bardzo władze są zdeterminowane, aby walczyć z przeżytkami przeszłości, główne założenia
tego planu pozwolono przedstawić w Jekaterynburgu Arsenijowi Rogińskiemu, szefowi stowarzyszenia Memoriał
badającemu stalinowską przeszłość, w tym zbrodnię katyńską. To o tyle ważne, że na co dzień nie jest ono zbyt
rozpieszczane przez władze.
- Nie da się zbudować państwa prawa, nie pamiętając o bezprawiu - mówił Rogiński podczas posiedzenia rady. - Nie da
Strona 1 z 2
Coraz mniej Stalina
2011-02-16
http://wyborcza.pl/2029020,76498,9094604.html?sms_code=
się stworzyć wolnego obywatela bez pamięci o niewoli i bez zrozumienia, dlaczego doszło do niewoli. Celem naszego
programu nie jest wiedza, ale zrozumienie, dlaczego nasza historia potoczyła się tak, jak się potoczyła.
Rogiński zaproponował, by państwo zbudowało w Moskwie na swój koszt centralny pomnik ofiar represji. I dwie jego
mniejsze wersje w Lesie Kowalewskim pod Leningradem, gdzie rozstrzeliwano pierwsze ofiary represji bolszewickich,
oraz na brzegu kanału Wołga - Don zbudowanego przez 128 tys. więźniów politycznych. Trzeba też sporządzić imienną
listę ofiar represji komunistycznych, by "każda z nich miała imię i nazwisko", i pomóc bliskim, by dowiedzieli się, gdzie są
pochowani ich krewni, którzy zginęli w represjach. Spora część mogił ich ofiar jest wciąż nieznana albo anonimowa.
Szef Memoriału wspominał o materialnych odszkodowaniach dla ofiar represji, udzieleniu przez państwo pomocy tym,
którzy na skutek prześladowań stali się inwalidami, chorują. Ale najważniejsza jego zdaniem jest polityczno-prawna
ocena represji, z czym Rosja wciąż nie może się uporać, choć moralnie represje potępiali ludzie tej miary co Sołżenicyn
i Sacharow. Rogiński apelował o ocenę bardziej konkretną: - Ocena polityczna dokonana przez parlament to za mało.
Masowa świadomość musi się na czymś oprzeć. Nauczyciele, przewodnicy wycieczek mogą się oprzeć jedynie na
kwalifikacji prawnej.
Rogiński podał przykład ujawnienia dokumentów dotyczących zbrodni katyńskiej w internecie, co dla zmiany
świadomości w tej sprawie zrobiło więcej niż wszelkie wystąpienia polityków. Do wiosny zeszłego roku 53 proc. Rosjan
uważało, że zbrodni katyńskiej dokonali Niemcy. Ale po wyemitowaniu w państwowej telewizji "Katynia" Wajdy i po
ogłoszeniu przez Archiwa Rosyjskie w internecie dokumentów katyńskich liczba ta spadła do 26 proc.
- W archiwach przechowywane są miliony dokumentów - mówił Rogiński. - Potrzebny jest centralny portal do publikacji
najważniejszych dokumentów z historii ZSRR.
Prezydent Miedwiediew generalnie poparł propozycje rady, choć bez wchodzenia w szczegóły. Teraz wyłącznie od
niego zależy, czy pozostaną one wyłącznie na papierze.
- Ogromne znaczenie miał sam fakt, że w spotkaniu z radą wziął udział osobiście prezydent, ale to nie wszystko - mówi
mi wiceszef Memoriału Nikita Pietrow. - Na pewno podniosą się głosy przeciwników destalinizacji, komunistów, osób z
organów ochrony porządku przeciwnych ujawnianiu prawdy o przeszłości. Zobaczymy, na ile są silni.
Kilka tygodni temu zapytałem wybitnego sowietologa i historyka prof. Richarda Pipesa, czy popiera plany destalinizacji
zgłoszone przez radę. - Ależ nie trzeba tworzyć żadnych nowych komisji - mówi Pipes, który przez całe życie badał
historię Rosji carów i Rosji bolszewików. - Wszystko o stalinizmie wiemy, to jest dobrze zbadane. Trzeba tylko
upowszechniać tę wiedzę, wprowadzać ją do programów szkolnych, podręczników, kręcić o tym filmy.
Pytanie, czy radzie się to uda, czy jej szczytne plany ogłoszone w Jekaterynburgu pozostaną jedynie w stenogramie,
który jeszcze kilka dni po posiedzeniu wisiał na honorowym miejscu na stronie internetowej Kremla.
- Najważniejsze, żeby to spotkanie nie przekształciło się w spęd w rodzaju "pogadali i zapomnieli" - ostrzega Pietrow. -
Pewności, że tak się nie stanie, nie mam, ale tak blisko tego, by doprowadzić te sprawy do końca, nie byliśmy jeszcze
nigdy.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 2 z 2
Coraz mniej Stalina
2011-02-16
http://wyborcza.pl/2029020,76498,9094604.html?sms_code=