Chirurgiczne cięcie Moskwy Nasz Dziennik, 2011 02 14

Chirurgiczne cięcie Moskwy

Nasz Dziennik, 2011-02-14

Nie bardzo rozumiem fakt, że kontrolerów rosyjskich przesłuchuje się dopiero po 10 miesiącach od katastrofy. Przecież wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. coraz bardziej zacierają się w ich pamięci. Istnieje biologiczny mechanizm wypierania ze świadomości rzeczy trudnych, niewygodnych i bardzo stresogennych.

Z prof. Bogdanem Chazanem, przewodniczącym Rady MaterCare International, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler


Jakie pokrewieństwo łączy Pana z wdową po gen. Andrzeju Błasiku?
- Ewa jest moją kuzynką. Moja babcia była z domu Buczyło, Ewa też jest z domu Buczyło, jesteśmy więc rodziną. Wiele lat temu byłem obecny na weselu rodziców Ewy, pracowałem wówczas na oddziale chirurgii w Szpitalu Miejskim w Białej Podlaskiej, gdzie zbierałem punkty przed studiami medycznymi. Samą Ewę poznałem na pogrzebie mojego stryja Józefa Chazana, który przez długie lata był lekarzem wojskowym na lotnisku w Białej Podlaskiej. Wspierał on wówczas młodego pilota Andrzeja Błasika, który odbywał loty na tym lotnisku.

I to w Białej Podlaskiej państwo Błasikowie się poznali?
- Tak. Jako student ostatniego, IV roku, Andrzej wykonywał ćwiczebne loty w Białej Podlaskiej. Napisał tam pracę dyplomową, która musiała być przepisana na maszynie. Znajoma poleciła mu moją kuzynkę, właśnie Ewę Buczyło. Andrzej musiał asystować jej przy przepisywaniu przez nią bardzo skomplikowanych, technicznych tekstów. W okolicach ostatniego rozdziału oświadczył się jej... Niebawem utworzyli nową rodzinę. Sam interesuję się lotnictwem, bo całe dzieciństwo spędziłem w pobliżu lotniska, więc wiadomość, że w rodzinie pojawił się kolejny lotnik, przyjąłem z radością.

Jakie wrażenie zrobił na Panu pilot Andrzej Błasik?
- Bardzo pozytywne. Często dyskutowaliśmy o szczegółach nawigacji, meteorologii, o tym, dlaczego helikopter wznosi się do góry, podobno nikt nie potrafi tego dokładnie wytłumaczyć. Był bardzo szczery, prawdomówny, dowcipny, otwarty. Lubił spotkania towarzyskie, rozmowy ze znajomymi. Bardzo kochał żonę Ewę, córkę Joannę i syna Michała. Był zawsze szarmancki wobec kobiet, a zdyscyplinowany i pełen szacunku wobec swoich przełożonych w wojsku. Swoją postawą, sposobem noszenia munduru i czapki wojskowej pokazywał, że tę wojskowość czuł i lubił. Poznałem Andrzeja i jego rodzinę dość dobrze. Później nasz kontakt na jakiś czas się urwał, ponieważ wyjechali oni do Poznania, a potem do Stanów Zjednoczonych, gdzie gen. Błasik organizował szkolenie pilotów w obsłudze nowoczesnych maszyn F-16. Przygotowywał też infrastrukturę i zaplecze dla tych samolotów w Krzesinach.

Po powrocie do Warszawy i awansie na dowódcę Sił Powietrznych odnowili Państwo rodzinne kontakty?
- Staraliśmy się utrzymywać częsty kontakt. Obserwowałem wówczas Andrzeja w różnych sytuacjach: swobodnej, rodzinnej rozmowie, w akcji jako lotnika oraz w kontaktach z podwładnymi żołnierzami, jako dowódcę Sił Powietrznych. Był zawsze otwarty na innych, pełen szacunku dla nich i ciepła. Z całą pewnością był człowiekiem bardzo kontaktowym; był przyjazny, rozmowny, ciekaw tego, co dzieje się w rodzinie, a z drugiej strony z powagą traktował swoje obowiązki służbowe. Nie tworzył jednak nigdy żadnych barier. Byłem kiedyś zaproszony na uroczystości święta lotnictwa do kwatery Sił Zbrojnych w Warszawie, gdzie miałem możność obserwować odprawę, marsz kompanii honorowej wojsk powietrznych. Byłem też kilkakrotnie na pokazach lotniczych Air Show w Radomiu. Widziałem, w jaki sposób Andrzej zwracał się do żołnierzy i w jaki sposób inni oficerowie, inni generałowie w służbie czynnej czy już na emeryturze zwracali się do niego. Andrzej miał autorytet wśród kolegów i był przez nich lubiany.

Dziennikarze charakteryzują go jednak jako człowieka apodyktycznego, konfliktowego, narzucającego innym własną wolę.
- Nie zauważyłem u niego typu reakcji, które ci dziennikarze dziś mu zarzucają. Mogę więc z czystym sumieniem jedynie zaprzeczyć takiej charakterystyce gen. Błasika. Często, gdy słyszę podobne rzeczy na jego temat, wydaje mi się, że dotyczy to kogoś innego. Andrzej nie był ani apodyktyczny, ani konfliktowy, wręcz przeciwnie

Powiedział Pan, że wojsko pod dowództwem gen. Błasika było syntezą tradycji i nowoczesności. Co Pan przez to rozumie?
- To prawda. Tę tradycyjność pojmowałbym jako pewną tradycję wojskową, pewne zdyscyplinowanie i styl wojskowy. Nowoczesne było przede wszystkim to, co było w relacjach Andrzeja z podwładnymi. A ja, jak wspominałem, zwracałem na to szczególną uwagę. Fachowcy twierdzą, że Andrzej zmienił polskie lotnictwo wojskowe. Generał Andrzej Błasik reprezentował nowe pokolenie dowódców polskiego wojska, wyszkolone według wzorców przyjętych w NATO. Dla swoich podwładnych był prawdziwym autorytetem, dużo wymagał, ale cieszył się ich absolutnym zaufaniem. Miał duże sukcesy we wprowadzaniu nowoczesnych metod szkolenia i w organizacji służby. Był szanowany przez przełożonych, niezależnie od ich politycznych opcji. Jako dowódca wymagał przede wszystkim od siebie. Mówił: "Żołnierz ma prawo być dobrze dowodzony". Zaczynał pracę najwcześniej ze wszystkich, a drzwi swojego gabinetu zamykał późno w nocy.

Latanie, jak podkreślają przyjaciele gen. Błasika, było jego pasją. Czy to prawda, że zawsze przed startem obchodził samolot?
- Sam mi o tym wspominał. Kiedyś, gdy zobaczyłem jego czapkę ze znakowaniem pilota, na którym są husarskie skrzydła, pomyślałem, że jako żywo przypomina współczesnego kawalerzystę, poklepującego swojego rumaka. Takim rumakiem był dla niego samolot, do którego odnosił się zawsze z pewną miłością. To był człowiek niepospolity. Przez cały czas był czynnym pilotem, latał na samolotach różnych typów. Mało tego, był pilotem klasy mistrzowskiej, spędził w powietrzu prawie 1600 godzin. Andrzej obiecywał, że zabierze mnie kiedyś na samolotową "przejażdżkę". Zgodziłem się, pod warunkiem, że nie będzie to F-16. Nie zdążyliśmy zrealizować tych planów.

Jakie znaczenie dla gen. Błasika miały słowa: Bóg, Honor, Ojczyzna?
- W jego osobie było przywiązanie do domu, żony i dzieci, a z drugiej strony do kraju i służby żołnierskiej. W czasie uroczystości pogrzebowych minister obrony narodowej Bogdan Klich, jak również gen. Roger Brady, dowódca amerykańskich sił powietrznych w Europie, z ogromnym uznaniem i szacunkiem odnosili się do Andrzeja. Generał Brady widział go jako lotnika lotników, który skupiał się na rozwoju młodych talentów. Pamiętam wyraźnie słowa gen. Brady'ego. Mówił wtedy m.in.: "Generał Andrzej Błasik był młodym człowiekiem o niespotykanej wizji, spójności charakteru i odwadze. Nie było zaskoczeniem, gdy został wybrany przez wojskowe i cywilne władze Polski, by poprowadzić wasz kraj w przestworza XXI wieku". Zwracał uwagę na fakt, że Andrzej bardzo cenił bogatą historię polskich Sił Powietrznych, darzył tę spuściznę wielkim szacunkiem i jednocześnie patrzył w przyszłość, przekształcając Siły Powietrzne w całkowicie zawodowy charakter Sił Zbrojnych. Pod dowództwem gen. Błasika, jak zaznaczył gen. Brady, Polska szybko dołączyła do grona najbardziej nowoczesnych sił powietrznych Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Jak odebrał Pan ujawnienie przez Rosjan informacji, jakoby we krwi Andrzeja Błasika wykryto 0,6 promila alkoholu etylowego?
- Ciało gen. Błasika zostało znalezione dość późno po katastrofie. Procesy rozkładu w organizmie człowieka przebiegają szybko, więc mógł w jego organizmie wytworzyć się alkohol endogenny. Chcę również powiedzieć, że Andrzeja nigdy nie kojarzyłem z alkoholem. To nie był człowiek, dla którego alkohol mógł stanowić jakąś wartość samą w sobie. Spełniał od czasu do czasu jakiś toast, jak to normalnie w życiu bywa, ale to nie był człowiek z problemem alkoholowym czy nawet z jakimś przywiązaniem do tej formy poprawiania sobie nastroju. Generał Błasik doskonale zdawał sobie sprawę, że lot 10 kwietnia 2010 r. jest lotem ważnym, że leci do Katynia sam prezydent. Na pewno gdy dowiedział się, że warunki pogodowe na lotnisku smoleńskim są trudne, stało się to dla niego w tym momencie przedmiotem troski. Znając Andrzeja, nie sądzę jednak, żeby był on podczas tego lotu przekaźnikiem rozkazów od "głównego pasażera" - jak nazwali prezydenta Polski Rosjanie - do pilotów lub odwrotnie. Jako dowódca Sił Powietrznych szanował regulamin i niezależność pilota w podejmowaniu decyzji.

Co, według Pana, gen. Błasik mógł robić w kabinie Tu-154M, jeżeli faktycznie w niej był?
- Moim zdaniem, jeżeli on tam był, to chciał wesprzeć załogę w trudnej sytuacji, a nie żeby im cokolwiek rozkazywać. To był dowódca, do którego piloci mieli zaufanie. Absolutnie nie był to dowódca, na którego widok pilotom trzęsą się ręce. Raport MAK zarzuca generałowi, że był dla pilotów czynnikiem destrukcyjnym, stresogennym, że ze strachu przed nim podejmowali niewłaściwe decyzje. Nie można poważnie traktować takich zarzutów, był to bowiem dowódca bardzo rozumny. Jeżeli był w kokpicie to tylko po to, by pomóc, a nie zaszkodzić.

Minister Bogdan Klich powiedział ostatnio w Sejmie, że rola gen. Błasika na pokładzie Tu-154M była niejasna.
- Zapewne trudno będzie kiedykolwiek odtworzyć to, co działo się na pokładzie samolotu. Nie sądzę, by gen. Błasik "grał jakąś rolę", która nie była przewidywana w regulaminach wojskowych. Był prawdopodobnie jako dowódca Sił Powietrznych zaniepokojony warunkami atmosferycznymi. Może rozmawiał o tym z dyrektorem Kazaną? Czy był w kokpicie? Jeżeli tak, to prawdopodobnie na zasadzie: "Jestem obok, gdybyście chcieli o coś zapytać". Podobnie jak ordynator chirurgii jest czasem na sali operacyjnej, jeżeli wie, że zanosi się na trudną operację. Wiadomo, że piloci zdawali sobie sprawę, że warunki atmosferyczne są niekorzystne, ale jednocześnie nie było w kokpicie w żadnym momencie paniki czy nawet zdenerwowania. Jest takie określenie oddające ślepą dyscyplinę wojskową w pewnym kraju: "ruki pa szwam" (chodzi o boczne szwy na spodniach). Może MAK nie wyobrażał sobie innych relacji dowódca - żołnierz i ekstrapolował to na sytuację w kokpicie samolotu? Są przykłady takich relacji w filmach o inwazji Armii Czerwonej w Afganistanie.

Docierały do Pana kiedykolwiek informacje, że gen. Błasik łamał procedury lotu lub nie przejmował się jego bezpieczeństwem?
- Nigdy. Nie jestem pilotem, ale procedury wojskowe są bardzo podobne do procedur medycznych. Tak jak pilot przed startem maszyny dokładnie sprawdza stan samolotu, tak samo my, np. na sali operacyjnej, sprawdzamy, czy wszystko do operacji jest przygotowane. I tu, i tu odpowiedzialność jest ogromna. Nie słyszałem, by kiedykolwiek bezpieczeństwo lotu było dla Andrzeja czymś wtórnym wobec zadania, które miał wykonać. Słowa szczególnego uznania dla gen. Błasika, wypowiedziane na jego pogrzebie przez gen. Brady'ego, jak również ministra Klicha, to tylko potwierdziły. Warto przywołać tutaj tamte słowa ministra Klicha na temat Andrzeja: "Patrzymy w przeszłość, patrzymy w karty Twojej biografii i widzimy Cię jako jednego z najlepszych oficerów Wojska Polskiego. (...) Dlatego też chcę Ci obiecać, drogi Andrzeju, że, jeżeli ktokolwiek i kiedykolwiek podniesie rękę na Twój dorobek, jako Dowódcy Sił Powietrznych, ja i Twoi najbliżsi będziemy tego dorobku bronić, bo to jest dorobek profesjonalisty, mądrego, patrzącego w przyszłość Oficera Wojska Polskiego, prawego i honorowego, i takim też pozostajesz w mojej pamięci, swoich najbliższych współpracowników i chciałbym, aby takim pamiętała Cię cała Polska". To z pewnością były słowa emocjonalne, ale nie wzięły się one znikąd, lecz z realnej oceny zmarłego, którego wszyscy traktowali jako nietuzinkowego człowieka. Tym bardziej nie wierzę w to, by Andrzej mógł kiedykolwiek wydawać podwładnym pilotom rozkazy, w wyniku których mieliby oni narażać bezpieczeństwo swoje i swoich pasażerów.

Jak ocenia Pan dotychczasowe śledztwo i fakt, że zostało ono w całości oddane przez nasz rząd Rosjanom?
- Katastrofa smoleńska była sytuacją zupełnie bez precedensu, niestety rząd nie potrafił poradzić sobie z tym wydarzeniem. Podjęte decyzje nie były spójne, być może nie wykazaliśmy odpowiedniej czujności czy nawet wiedzy dotyczącej poszczególnych umów, które należałoby w ekspresowym tempie sprawdzić, by wybrać najlepszą, najskuteczniejszą ścieżkę. Taka umowa powinna była nam dać jak najbardziej mocną pozycję w pertraktacjach z Rosjanami, na których terenie wydarzyła się ta straszna katastrofa. Przecież nie była to zwykła katastrofa, zginął w niej m.in. prezydent Polski wraz z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie, zginęli wszyscy nasi najważniejsi generałowie, parlamentarzyści. Oni wszyscy byli istotną częścią naszego kraju, naszego bytu państwowego. Ich szczątki, jak również szczątki samolotu dla wszystkich zdrowo myślących, patriotycznych obywateli Polski są jak relikwie. Dlatego liczyłem na to, że katastrofa ta będzie odpowiednio uszanowana i do jej wyjaśnienia zastosowane zostaną wyjątkowe procedury, tak jak wyjątkowe było to wydarzenie.

Niestety, jak wiemy, Rosjanie nie uszanowali nawet ciała prezydenta, a wrak samolotu dalej niszczeje na płycie lotniska. Dodatkowo raport MAK obarcza całkowicie winą polską załogę i zdejmuje jakąkolwiek odpowiedzialność z kontrolerów, którzy przyczynili się do tragedii.
- Nie bardzo rozumiem fakt, że kontrolerów tych przesłuchuje się po 10 miesiącach od katastrofy, przecież wspomnienia z 10 kwietnia 2010 r. coraz bardziej zacierają się w ich pamięci. Istnieje biologiczny mechanizm wypierania z pamięci człowieka rzeczy trudnych, niewygodnych i bardzo stresogennych. Z tego powodu ci kontrolerzy mogą mieć teraz pamięć w pewnym stopniu niepełną. W związku z tym wartość dowodowa ich zeznań po tak długim czasie od katastrofy, a także po doświadczeniu przez nich unieważnienia ich pierwszych zeznań będzie zdecydowanie mniejsza. O ile tłumaczenia jakichś protokołów czy badania jakichś przedmiotów mogą odbywać się później, to zeznania świadków mają jedynie wartość wtedy, gdy są zebrane zaraz po danym zdarzeniu.

Na stronach internetowych MAK opublikowano ekspertyzę sądowo-lekarską dokładnych obrażeń, jakie odniósł w katastrofie gen. Andrzej Błasik. Spotkał się Pan z taką praktyką?
- Nie. Opublikowanie przez MAK na powszechnie dostępnej stronie internetowej szczegółowego opisu stanu zwłok śp. gen. Andrzeja Błasika uważam za nieprzypadkowe, celowe ugodzenie w emocje i odczucia jego najbliższej rodziny, a także, wraz z informacją o alkoholu we krwi, działanie mające podważyć wizerunek Wojska Polskiego. Podobną zagrywką wobec rodzin wszystkich ofiar było odtworzenie nagrania krzyków pasażerów tuż przed uderzeniem samolotu o ziemię. Te decyzje świadczą o tym, że współczucie wobec naszego narodowego nieszczęścia wśród obywateli sąsiedniego kraju nie było powszechne.

Dziękuję za rozmowę.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zbadać, a nie ulegać sugestiom Nasz Dziennik, 2011 02 14
Zanik zasilania na dużej wysokości Nasz Dziennik, 2011 02 14
Rahr Jeden z braci Kaczyńskich wciąż żyje Nasz Dziennik, 2011 02 14
Moskwa dogra własne oprogramowanie Nasz Dziennik, 2011 02 14
Ziemia nadal drży w Japonii Nasz Dziennik, 2011 03 14
Koniec Narodu Nasz Dziennik, 2011 03 14
Kiedy odwołanie Premier obiecał Nasz Dziennik, 2011 02 28
Koalicja brnie w kłamstwo smoleńskie Nasz Dziennik, 2011 02 03
Korsarz bez identyfikacji radarowej Nasz Dziennik, 2011 02 22
Liczyli, liczyli, aż wyszło za dużo Nasz Dziennik, 2011 02 01
Jak Rosjanie pozbawili mjr Protasiuka licencji Nasz Dziennik, 2011 02 12
Dziesięć milimetrów różnicy ciśnienia to sto metrów różnicy wysokości Nasz Dziennik, 2011 02 26
Chcemy ulicy generała Błasika Nasz Dziennik, 2011 02 16
Posłowie chcą komisji nadzwyczajnej w sprawie Naszego Dziennika Nasz Dziennik, 2011 02 18
Kosaczow Smoleńsk to temat drażliwy Nasz Dziennik, 2011 02 22
Smoleński biznes Nasz Dziennik, 2011 02 01
MAK wyspecjalizował się w profesjonalnym krętactwie Nasz Dziennik, 2011 02 18
Zwabieni w śmiertelną pułapkę Nasz Dziennik, 2011 02 17
Przymiarki do rosyjskiego werdyktu Nasz Dziennik, 2011 02 19

więcej podobnych podstron