Jakie "zabawy seksualne" są przedstawiane
dzieciom jako norma? Rodzice byliby zszokowani
Dodano dzisiaj 15:19
1703
Kalifornia, drag queen czytają dzieciom
/ Źródło: Twitter
14
5
Rozbudzanie, pod pozorem edukacji, fascynacji
seksualnością od kolebki sprawia, że energia,
która normalnie jest przeznaczana na rozwijanie
umiejętności: czy to samokontroli, czy panowania nad emocjami, czy
nawiązywania tez przyjaźni z innymi, zostaje przejęta przez tę fascynację –
ostrzega psycholog Bogna Białecka. W poważnym stopniu zaburza to rozwój
intelektualny, emocjonalny i relacyjny dziecka.
Dlaczego edukacja seksualna wzbudza tyle kontrowersji? Czy młodzież szkolna nie powinna
uczyć się działania układu rozrodczego, mechanizmu poczęcia dziecka, może nawet działania
środków antykoncepcyjnych?
Tu trzeba wyjaśnić dwie sprawy. Po pierwsze nie chodzi tylko o młodzież, ale również o najmłodsze
dzieci. Etapy rozwoju psychoseksualnego dziecka, oraz to, jak nakłada się na ten rozwój
permisywna edukacja seksualna, były tematem mojego wykładu. W skrócie istota rzeczy polega
na tym, że w życiu dziecka występują okresy większego zainteresowania seksualnością, płciowością
oraz okresy, kiedy to zainteresowanie jest mniejsze, czy wręcz marginalne. Właśnie w tych okresach
niższego zainteresowania seksualnością następuje bardzo intensywny rozwój intelektualny,
emocjonalny oraz umiejętności społecznych, a więc wchodzenia w relacje z ludźmi.
Natomiast permisywna edukacja seksualna w formie, w jakiej proponowana jest na Zachodzie,
traktuje dziecko tak, jakby przez cały czas, już od kolebki, przejawiało równy, co więcej, równie
wysoki stopień zainteresowania seksualnością. Zakłada się również, że dziecko nie ma nad tym
:
rozmawiał:
żadnej kontroli, czyli że prędzej czy później wejdzie w zachowania seksualne i to takie zachowania,
które mogą zagrażać jego zdrowiu.
Oznacza to faktycznie rozbudzanie fascynacji seksualnością w tych okresach rozwojowych,
w których normalnie tej fascynacji nie ma. W poważnym stopniu zaburza to rozwój również
intelektualny, ale przede wszystkim emocjonalny i relacyjny dziecka, ponieważ ta energia, która
normalnie jest przeznaczana na rozwijanie umiejętności: czy to samokontroli, czy panowania nad
emocjami, czy nawiązywania tez przyjaźni z innymi, zostaje przejęta przez tę fascynację sprawami
seksualnymi.
Jak wygląda to rozbudzanie fascynacji u najmłodszych dzieci?
Posłużę się przykładem przedstawionym podczas Kongresu Życia i Rodziny, który odbył się
niedawno w Warszawie. Omawiałam na nim właśnie wpływ permisywnej edukacji seksualnej
na rozwój dziecka, natomiast pani Magdalena Czarnik, socjolog z inicjatywy STOP Seksualizacji
Naszych Dzieci pokazywała konkretne zadania i materiały stosowane podczas zajęć z edukacji
seksualnej niedaleko nas, w Niemczech. I chyba właśnie to najbardziej zszokowało czy poruszyło
mnie emocjonalnie podczas tego kongresu. Niektóre były naprawdę wstrząsające. M.in. następujące
ćwiczenie dla przedszkolaków, był nawet prezentowany skan określonej strony z podręcznika
dla wychowawców, w jaki sposób ćwiczenie przeprowadzić. Otóż ćwiczenie polega na tym że dzieci
zdejmują majtki i wypinają swoje pupy. Jedno z dzieci macając te pupy i je wąchając ma określić,
do kogo dana pupa należy. Następnie dzieciaki biegają na czworaka po podłodze, i mają nawzajem,
jak pieski obwąchiwać swoje nagie pupy i starać się... uwalniać gazy w twarz dziecku, które je akurat
wącha. Nazwano to „znawca pup”. A to tylko jeden przykład z wielu. Można powiedzieć, że zajęcia
seksedukacyjne z zasady polegają na wykonywaniu ćwiczeń gwałcących prawo dziecka
do intymności.
Dlaczego nazywamy to permisywną edukacją seksualną? Taka nazwa sugeruje, że chodzi
o przyzwalanie na dobrowolne zachowania seksualne. Te ćwiczenia chyba nawet nie mają
wiele wspólnego z seksem?
To jest oswajanie z obrzydliwością, bo dzieci nie wpadają jednak na takie pomysły same z siebie.
Co więcej, wiele z tych „zabaw edukacyjnych” sugeruje łączenie seksualności z czynnościami
wydalniczymi, lub przynajmniej przedstawia odbyt jako ważną sferę erogenną. Warto w tym
kontekście pamiętać, że seks analny niesie ze sobą zagrożenie zdrowotne i przedstawianie go jako
wspaniałej alternatywy seksualnej jest fałszowaniem rzeczywistości. Dodatkowo same materiały
„edukacyjne” zawierają treści wręcz pornograficzne, nawet jeśli nie są to zdjęcia, lecz rysunki.
Zatem w praktyce ta edukacja seksualna wygląda znacznie bardziej drastycznie niż nam się może
wydawać. I to jest o tyle ważne, że niektórzy rodzice mówią „no ale to dobrze, że profesjonaliści
wytłumaczą mojemu dziecku, jak to jest z seksem”. Zapewne byliby zszokowani, gdyby wiedzieli,
jakie konkretnie „zabawy seksualne” są przedstawiane ich dzieciom jako norma.
Jednak to dotyczy Niemiec. W Polsce, szczególnie w ostatnich dwóch latach, nabieramy
przekonania, że regres cywilizacji został już powstrzymany. Czy opisywane przez Panią
zagrożenia dotyczą również nas?
W Polsce cały czas są przeprowadzane szkolenia, na które granty zostały uzyskane jeszcze
za czasów poprzedniej władzy. Szkolenia te zwykle mają czy to zapobiegać dyskryminacji, czy też
wspierać rozwój zawodowy nauczycieli, ale tam właśnie pojawiają się takie treści. Permisywna
edukacja seksualna, jest prowadzona również przez różne grupy edukatorów seksualnych.
Oczywiście w mniejszym zakresie, niż na Zachodzie, ale jednak oparta na tych samych zasadach
tzn. na założeniu, że wszystkie dzieci prędzej czy później będą podejmować niebezpieczne
zachowania seksualne. A wręcz także na założeniu, że człowiek jest zwierzęciem, które nie ma nad
sobą żadnej kontroli i że dzieci są niezdolne do samokontroli w sferze seksualnej, zatem należy
je nauczyć minimalizacji ryzyka zajścia w ciążę czy chorób wenerycznych.
Mogę podać taki konkretny przykład, autentyk: absolwentka świeżo po psychologii, która podejmuje
pracę w poradni. Dyrektor ją prosi: może na początek poprowadzisz zajęcia psychoedukacyjne
dla grupy starszych przedszkolaków i uczniów zerówek? Młoda psycholog odpowiada: świetnie,
to skorzystam z okazji, żeby porozmawiać o kwestii seksualności, bo nam bardzo na studiach
polecano takie dwie książeczki jako świetny punkt wyjścia i w ogóle świetny materiał dla dzieci.
Okazuje się, że te książeczki to „Wielka księga cipek” i „Wielka księga siusiaków”. Warto, żeby
każdy rodzic sobie zajrzał do środka, czy uważa, że jest to treść odpowiednia dla jego kilkuletniego
dziecka. Permisywna edukacja seksualna jest więc w prowadzona Polsce i być może nie wszyscy
rodzice są świadomi, jak ona wygląda w praktyce.
W jaki sposób ukrywa się te zjawiska przed rodzicami i czy nie jest to naruszenie
podmiotowości rodziny? Czy mamy jakieś narzędzia przeciwdziałania demoralizacji naszych
dzieci?
Przede wszystkim szkolna rada rodziców ma prawo nie tylko do wglądu do programów
wychowawczych, które proponuje szkoła. Ma również prawo do konsultacji i zmiany tych
programów. Tu podzielę się własnym doświadczeniem jako matka. Kiedy byłam członkiem rady
rodziców, na początku roku szkolnego dano nam po prostu te programy do podpisu. Mieliśmy nawet
ich nie czytać i już na sam zamiar zapoznania się z programem zareagowano zdziwieniem,
zarzucono nawet „brak zaufania do szkoły”. Tu przecież nie chodzi o brak zaufania do szkoły, tylko
o korzystanie z uprawnień rady rodziców. Czyli np. jeśli się proponuje, żeby do szkoły weszła grupa
zewnętrznych edukatorów, z uprawnienia do uzyskania wiedzy na ich temat.
Jeśli tak się zdarzy, na co zwracać uwagę?
Jest pewien podstawowy sygnał ostrzegawczy. Zwróćmy uwagę na to, czy grupa zewnętrzna
mająca dostarczać jakieś treści czy warsztaty dzieciom przewiduje informowanie rodziców
o konkretnych treściach przekazywanych dzieciom. Być może z góry sobie zastrzega, że nie życzy
sobie przekazywania takich informacji, że zdaniem tych edukatorów rodzice mogą reagować lękowo,
wychodząc z poziomu własnych szkodliwych stereotypów kulturowych, zatem nie powinni znać
treści zajęć, które są przeprowadzane dla ich dzieci.
Inna sprawa, że nawet gdy zawartość merytoryczna zajęć jest znana, część rodziców może mimo
wszystko być zdania, że chociaż treści przekazywane podczas zajęć seksedukacyjnych kłócą się
z ich systemem wartości, to jednak lepiej by dziecko w nich uczestniczyło. Bo jeśli dziecko zostanie
wypisane z zajęć i tak będzie szukać tych informacji na zasadzie buntu wobec „zakazanego owocu”
a z drugiej strony przez kolegów będzie postrzegane jako odmieniec, tracąc z nimi wspólny język.
To również przykład z konkretnej szkoły, gdzie po czasie okazało się, że nikt z rodziców nie był
szczególnie zachwycony programem, ale nikt też nie chciał narażać swych dzieci na ostracyzm
grupy, stąd nikt nie zgłosił zastrzeżeń. Dlatego warto przed poruszeniem tematu np. na zebraniu
uzyskać poparcie innych rodziców. Inaczej ktoś sprzeciwiający się seksedukacji dzieci zostanie sam
wśród innych, którzy nie chcą „się wychylać”.
Co robić, jeśli nie uda się nam uchronić dzieci przed permisywną edukacją seksualną?
Profilaktyką wobec wszelkich zachowań ryzykownych jest dobry kontakt rodziców z dzieckiem.
Wiele badań potwierdza, że najlepszym zabezpieczeniem jest rozmowa z dzieckiem na tematy
ważne i to rozmowa prowadzona w taki sposób żeby dziecko naprawdę chciało z nami o tym
rozmawiać. Trzeba też pamiętać, że dziecko w ogóle powinno czuć się kochane, akceptowane
i wiedzieć, że nam jako dorosłym – rodzicom, wychowawcom – zależy na jego dobru i że to,
co mówimy, czy nasze zakazy czy nasze polecenia, wynikają z miłości do niego. Czyli podstawą jest
dobra komunikacja i miłość wobec dziecka.
W którymś momencie bardzo ważny staje się wpływ rówieśników i tutaj dobrze jest wiedzieć, kto jest
przyjacielem naszego dziecka, w jakich grupach się ono obraca. Warto znaleźć środowisko
o podobnym światopoglądzie, bo nawet najsilniejsza osoba, kiedy jest sama ze swoim
światopoglądem w środowisku, które ma światopogląd przeciwny, może się załamać. Może
stwierdzić w którymś momencie: a jeśli to ja jestem dziwakiem, a oni są mądrzy? Nie oznacza to,
że mamy narzucać przyjaciół swoim dzieciom, ale jeżeli jest taka możliwość, możemy poddawać
propozycje zaangażowania w grupy młodzieżowe wyznające wspólny z naszym system wartości.
Natomiast samo wychowanie w zakresie seksualności, płciowości, to już zadanie rodziców. Dziecko
nie powinno się dowiadywać o tym od kolegów. To jest rzecz, której rodzice się boją,
ale jednocześnie jedno z ich ważnych zadań.
To my mamy przekazywać informacje na temat seksualności naszemu dziecku. I mamy je przekazać
w sposób zgodny z naszym systemem wartości, w odpowiednim, szerszym kontekście. Możemy
wyjaśniać dziecku, że człowiek jest jednością psychiczno-fizyczno-duchową i jeżeli jakąś część
człowieka próbujemy odizolować od jego reszty, to zawsze się kończy dla niego źle. Czyli jeżeli np.
seksualność traktujemy jakby to była tylko czynność fizjologiczna, odrywamy ją od emocji,
od duchowości, od systemu wartości, to nigdy się nie skończy dobrze dla człowieka. A rozmawianie
z dzieckiem o seksualności w kontekście systemu wartości, relacji jest mimo wszystko łatwiejsze
niż nam się wydaje. Bo nie zagłębiamy się wtedy w jakieś szczegóły techniczne, fizjologiczne, tylko
mówimy np. że seks dla samej przyjemności, to jest pomyłka, że to musi być wyraz miłości. Jeżeli
jesteśmy katolikami, to miłości małżeńskiej, sakramentalnej. Materiałów, które byłyby rodzicom
pomocne w podniesieniu kompetencji merytorycznych, nie jest może wiele, ale trochę jest, np.
pozycje Wydawnictwa Rubikon: „Wędrując ku dorosłości” czy „Tato! Gdzie ja mam te plemniki?”
Z kolei w poprawie komunikacji, nauce rozmowy, dyskutowania o systemie wartości może być
pomocna gra „Gościniec”.
Dziękuję za rozmowę.
Bogna Białecka,psycholog, prezes Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii, autorka szeregu
poradników dotyczących wychowania i relacji, redaktor portalu dla młodzieży pytam.edu.pl
ukierunkowanego na kompleksową profilaktykę uzależnień i zachowań ryzykownych
/ Źródło: DoRzeczy.pl
/ kja
© ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.