http://www.wedkarstwo.e-knieja.pl/?sandacz-pazdziernikowy-drapieznik,65
Sandacz - październikowy drapieżnik
Łacińska nazwa sandacza - Lucioperca - oznacza dosłownie "szczu-pako-okoń", więc ni to, ni tamto albo trochę tego, trochę tamtego. Sama nazwa nie miałaby większego znaczenia, gdyby nie jej trafność w uchwyceniu zewnętrznego podobieństwa i do szczupaka, i do okonia. O tym, że takie podobieństwo rzeczywiście istnieje, niech świadczą dwa autentyczne obrazki znad rzeki. W pierwszym wystąpił pewien zadufkowaty wędkarz, który chwaląc się, że złowił na błystkę szczupaka, z wielką pychą rzucił w trawę, wprost pod nogi autora prawdziwie ładnego sandacza. Bohaterem drugiej był wędkarz cieszący się, że złowił wspaniałego okonia. Tym okoniem znowu okazał się sandacz. Czy między trzema gatunkami istnieje również głębiej posunięte podobieństwo? Wizerunek gatunku. Sandacz (Lucioperca lucioperca L.) ma w istocie niewiele wspólnego ze szczupakiem. Zbliża ich tylko smukły pokrój ciała, wydłużony pysk, zielonkawozłote ubarwienie i "zębate" drapieżnictwo. W naszych wodach sandacz ma swoich pobratymców - okonia i jazgarza. W krajach europejskich żyją inni bliscy krewni sandacza: wołżański bersz, sandacz balatoński oraz w Dunaju dwa gatunki czopa. Wydaje się, że geograficzne rozmieszczenie gatunku, zbliżone do obszaru bytowania dość ciepłolubnego suma suropejskiego, jest znamieniem jego środowiskowych potrzeb. W zajmowaniu siedlisk nie wykazuje zdecydowania. Nie przyznaje im priorytetów ze względu na prądową dynamikę, spotykamy go więc w rzekach, ale także w jeziorach i słabo zasolonych zalewach przymorskich, gdzie najlepiej rośnie (np. w Zalewie Wiślanym i Szczecińskim). Pod innymi względami charakter siedliska nie jest mu obojętny - wybiera raczej wody żyzne i cieplejsze: w rzekach -sporadycznie dolną krainę brzany, z zasady krainę leszcza; w jeziorach -zbiorniki średnio głębokie, lekko przymącone zawiesiną glonów i skąpo zarośnięte roślinnością wyższą. Nie znają go wody płytkie, w których doskonale sobie radzi karp, lin i szczupak. Potrzeby tlenowe gatunku są mierne, być może jednak trzeba mu przyznać nieco wyższe pod tym względem miejsce. (Na marginesie: w czasie przygotowywania tej książki, w jednym z warmijskich jezior san-daczowo-leszczowych - w jeziorze Tawtowskim - w wyniku zimowej przyduchy wyginął zupełnie sandacz, a z nim mnóstwo leszczy, węgorzy, natomiast doskonale zniosły klęskę okonie i płocie; warto liczyć się z tą sugestią i tlenowe potrzeby gatunku raczej przeceniać, niż ich nie doceniać.) Niektóre właściwości gatunku odczytamy z budowy ryby (rys. 166). Oglądając ją, w pierwszej chwili rzuca się nam w oczy płetwa grzbietowa rozdzielona na dwie części, z których pierwsza jest kolczasta i błoniasta, a druga miękkopromieniowa. To rodowy znak okoniowatych. Drugą cechą rodzinną jest kilkanaście czarniawych pręg spływających z grzbietu na boki (czy mają one maskować rybę polującą w toni pod zmarszczoną przez drobne fale powierzchnię wody?) Poza tym ciało jest dość smukłe - znak dobrego pływaka i przystosowania m. in. do wód bieżących. Potwierdza prognozę mocny trzon ogonowy i prężna ogonowa płetwa, dzięki którym potrafi rozwijać prędkość rzędu 23-29 km na godzinę. Porównując okonia i sandacza, zauważymy brak żywego ubarwienia w kolorystyce tego drugiego. Sandacz jest szarozielony i złoty, dużo też w nim bieli i wyblakłości. Ubarwienie obu tych gatunków wyraźnie je różnicuje pod względem siedliskowym: okoń woli wody przejrzyste, sandacz natomiast przywiązał się do wód przymglonych zawiesiną, mętnawych. W zróżnicowaniu siedlisk oba gatunki nie pójdą jednak zbyt daleko, a w niektórych nawet, jeśli sprzyjają w zbliżonym stopniu obu gatunkom, walczą z sobą o prymat ze zmiennym, falującym powodzeniem. Jerzy Putrament powiedział o węgorzu, że kto chce malować diabła, powinien za model wziąć mordkę tej ryby. Coś podobnego można rzec o sandaczu. Przyjrzawszy mu się bliżej zauważymy, że trochę niesamowite wrażenie, jakie sprawia, ma swe zupełnie pozametafizyczne przyczyny: jest ono skutkiem przesunięcia oczu ku przodowi pyska, przed kąty w rozcięciu paszczy. Przydaje to rybie wyglądu chciwej drapieżności. Drugą przyczyną takiego wrażenia są jego zamglone oczy: źrenice przesłania delikatna biel, która wygląda jak zaćma. Zbliżenie oczu do końca pyska ma istotne znaczenie dla ryby, która nie celuje w ofiarę z oddalenia, tak jak szczupak, lecz goni ją, dochodzi i chwyta z bliskiego przymierzenia się do celu. W takiej sytuacji może też sobie sandacz pozwolić na mniejsze rozcięcie pyska. Sandacz ma zęby - jak mówią - psie: po dwa mocne "kły" umieszczone z przodu obu szczęk (rys. 167). Sądząc według nich, ofiary sandacza nie bywają małe, wymagają mocnego przytrzymania i skłucia. Wzrok oraz dobrze rozwinięta linia boczna, wychodząca aż na ogon, Rys. 167. Rozwarta paszcza sandacza ujawnia odmienne niż u szczupaka uzbrojenie: "kły" ma również w górnej szczęce stanowią podstawowe narządy zmysłów łowcy-drapieżnika. Mąt zaś zauważony w oczach świadczy, że może on doskonale działać w wodzie mało przejrzystej lub niedoświetlonej. Pamiętamy, że podobną cechę miały również oczy leszczy - ryb przystosowanych do żerowania w głębokich, mrocznych warstwach przydennych jezior. Z innych osobliwości sandacza zaciekawić może zwyczaj poruszania się po linii zygzakowatej przy ściganiu ofiar. Poza tym, w odróżnieniu od szczupaków i okoni, żeruje również po ciemku na obu granicach nocy. W tym miejscu warto podważyć pokutujące od lat przekonanie o zdecydowanie wąskim przełyku drapieżnika, który z tego powodu ma jakoby pożerać wyłącznie małe rybki. W rzeczywistości może nie jest on tak dobrym połykaczem jak szczupak, ale przecież potrafi przełknąć ofiarę równą ćwierci jego własnej długości. Oznacza to, że półmetrowy drapieżnik swobodnie upora się z dużą 14-centymetrową ukleją. Jako ryba wydłużonego kształtu przedkłada rybki (żywce) smukłe, dlatego użyte w roli przynęty krąpiki nie powinny być wyrośnięte. Podstawowym jego pożywieniem w rzekach są przede wszystkim ukleje: uklejowy wycier pożera już 5-cehtymetrowy młodzik. Sięga także po kiełbitki, płotki, młodziutkie leszcze, także po okonki i jazgarze, nie oszczędzając własnej progenitury. W kręgach oraz publikacjach wędkarskich dość uporczywie powtarza się wiadomość o pewnym szczególnym zwyczaju żerowym sandacza. Wypowiada ją też A. Korycki w monografii sandacza: "Po uchwyceniu ofiary, zwłaszcza większych rozmiarów, obraca ją długo w pysku, aż znajdzie się ona w położeniu ogonem do gardzieli i wtedy ją połyka. W czasie badań nad sandaczem Stefens (1960) stwierdził, iż około 80% ryb-ofiar było połykanych od strony ogona". Jest to ogromnie ważna dla wędkarzy informacja, choć myśl o połykaniu w taki sposób ciernistych jazgarzy i okonków nastraja nas w stosunku do żercy współczująco. Wyganowski również twierdzi, że "sandacz przeważnie chwyta przynętę za ogon". Cytowane opinie, bynajmniej niejednoznaczne, gdyż co innego chwytać ofiarę za ogon, a co innego od tej strony ją łykać, potwierdza wędkarskie doświadczenie autora. Istotnie, bardzo często zdarza się, że złapany sandacz trzyma żywca w ułożeniu ogonkiem do przełyku, jeżeli jest to rybka karpiowata. Zawsze też podawane na pater-nostrze w łowisko i zbrojone dwoma haczykami żywce okazują się chwytne, podczas gdy żywiec uzbrojony wyłącznie za pyszczek z reguły bywa pocięty przez biorącego sandacza, a potem porzucony. Czy więc - pamiętając o sposobie pobierania żywca przez szczupaka i wynikających stąd konsekwencjach dla sposobu zbrojenia przynęty - w przypadku łowienia sandacza należy dawać pierwszeństwo haczykom umieszczanym w tylnych partiach żywca? W odpowiedzi trzeba zapewnić, że na spławikowej przepływance zbrojenie za pyszczek oddaje doskonałe usługi, jeżeli tylko niezbyt spieszymy się z zacięciem. Jeżeli jednak istnieją sprzyjające warunki łowiskowe (spowolniony przepływ wody) należy pilnie korzystać z sugestii cytowanych autorów. Sandacz jest ogólnie uznaną, szlachetną rybą łowną nizinnych rzek i jezior. Osiąga bardzo okazałe wymiary, gdyż 12-kilogramowe okazy nie należą do przypadków sporadycznych. Polski rekord w tym gatunku, ustanowiony w 1979 r. przez B. Rzeźniczaka, określa masa 11,40 kg i długość 99 cm. Kiedy pilnie żeruje? Sandacz chwyta niekiedy przynętę w zimę, atakuje też żywca wczesną wiosną, w porze rozrodu, ale zgodnie z przepisami i gospodarskim rozsądkiem łowienie rozpoczynamy dopiero 1 czerwca. Szukając obiektywnych wskazówek dotyczących jego aktywnego żeru, zwróćmy się w pierwszej kolejności nie do zapisków pamięci, lecz do faktów obiecujących większą wiarygodność. Jednym z nich jest dyslokacja geograficzna gatunku, która zdaje się wskazywać na wyższe niż umiarkowane skłonności termiczne ryby. Za taką sugestią przemawia czas tarła i towarzysząca mu temperatura wody: pełna wiosna oraz podgrzane do 14-18C tarliska. W tym miejscu jednak obie przesłanki - 10- Wędkarstwo rzeczne 289 geograficzna i rozrodowa - wraź z całym ciągiem wnioskowania pośredniego wydają się zbędne. Pamiętamy wszak, że na podstawie pewnych doświadczeń za optymalną dla gatunku temperaturę przyjęliśmy 23C. Porównując ją teraz z bardzo wiarygodnymi temperaturami gatunków wyraźnie ciepłolubnych (karp, sum), wydaje się nam ona zbyt wysoka. W ślad.za wątpliwością przychodzi uświadomienie, że przypomniane doświadczenie dotyczyło nie sandacza polskiego, lecz węgierskiego, pochodzącego z odmiennych niż nasze warunków klimatyczno-środowi-skowych. Nie odrzucajmy narazie uzyskanego na tej drodze wyniku, lecz sprawdźmy jego wiarygodność przez zestawienie (w rozszerzonym zakresie 18-23C) z innymi w tej samej sprawie spostrzeżeniami. Opinie zawarte w tabeli 21 cechują się bardzo wysokim rozrzutem wskazań i typowań oraz zdecydowanie podważają wiarygodność metody termicznej, a przynajmniej prawidłowość przyjętego założenia, tj. zakresu 18-23C. Sandacz stawia nas przed zagadką. Nie pomaga w jej rozwią- SANDACZ Sezony łowieckie V VI VE DC X Kalendarze wędkarskie my// J. Wyąanowski W, A.Korycki &//////////, C. Grudniewski F. Fabian Wykres(okazy medalowe) Temperatura optymalna (18-23) Temperatura optymalna (15-19) W Sezony zalecane {przy średnich temperaturac *) Tabela 21. O sezonach łowieckich sandacza duży rozrzut opinii -sytuacja niejasna zaniu przypuszczenie, że dla polskiej odmiany sandacza, wywodzącego się z jeziora Pejpus, temperatura optymalna jest niższa i mieści się w zakresie 15-19C (tab. 21). Autor odrzuca wynikający stąd wniosek, albowiem jego własne doświadczenie łowieckie każe mu uznać za niewątpliwe, że pierwszy bardzo dobry sukces łowienia przypada na czerwiec i znaczną część lipca, drugi zaś - na koniec sierpnia, wrzesień i w końcu na październik jako szczyt sezonu jesiennego (rys. 168) i może najlepszy miesiąc na przestrzeni całego roku (sezony zalecane w tabeli). Ta łowiecka prawda odnosi się, w głębokim przekonaniu autora, w jednakowym stopniu do sandacza rzecznego i jeziornego. Znacznie pewniej i zgodniej sumują się różne doświadczenia odnoszące się do godzin aktywnego żerowania. Pomyślne są dni o ustalonej, ciepłej pogodzie, jasnej od słońca, przy lekkim wietrzyku, a nawet ciepłym wietrze! Zimne wiatry nie sprzyjają powodzeniu wędkarzy. Sandacz zaczyna żer przed świtem, w strefie brzegu. W tej samej strefie żeruje o zachodzie słońca i trwa w niej w porze nocy. Apetyt miewa również w ciągu dnia w godzinach przedpołudniowych oraz w samo południe, gdy słońce stoi w zenicie, a przy tym wieje lekki wiatr. Żer dzienny odbywa się jednak na stanowiskach śródrzecznych, oddalonych od brzegu przynajmniej na wydłużony rzut prądowej przepływanki, także za progami. Jesienią skupienie żerowych starań występuje w godzinach południowych. Liczba ztowień V Vi liii VIII IX * XI Rys. 168. Wykres złowień okazów medalowych sandacza celnie opisuje dynamikę apetytu tej ryby w ciągu roku Stanowiska, łowiska, wędki. Sandacz należy do ryb drapieżnych, oszczędnie manifestujących swą obecność. W przeciwieństwie do boleni, okoni i szczupaków poluje dyskretnie - w rzece zwykle przy dnie i tam też sięgamy po niego wędką. Czasami tylko na krawędzi jakiegoś uskoku zakotłuje się, gdy podejściem od dna wywoła wśród uklei popłoch. Tak więc ryby tej musi się wędkarz raczej domyślać, niż ją zauważać, znając ją, trafnie odkrywać siedliska, stanowiska i łowiska. Pisze A. Korycki: "W rzece wyodrębnia się dwie strefy - nurtową (lotyczną) i pozanurtową (lenityczną). Strefa lenityczna stanowi właściwe miejsce bytowania i żerowania sandacza". Sformułowanie to, potraktowane przez wędkarza zbyt dosłownie, może prowadzić do łowieckiego niepowodzenia. To prawda, że sandacze wchodzą w wyciszone tonie - spokojne ramiona rzeki, twardodenne zatoki o głębokiej, uładzo-nej wodzie, wolne od nadmiaru roślinności - lecz czynią to głównie w porze tarła i pozostają tam na czas pilnowania ikry. Resztę czasu, szczególnie w miesiącach ciepłych, ryby dorosłe spędzają z zasady na samym pograniczu silnych, głębokich przepływów lub w nich samych, jeżeli nagromadziły się tam grube narzuty: bryły, konary drzew, wiązki faszyny. Stoją sandacze również przy wysokich spadach bocznych, przykrytych nawisami wierzb i odpowiednio ufortyfikowanych (rys. 169). Zajmują tam stanowiska albo wyciągnięte poprzecznie w stosunku do biegu rzeki, albo wzdłużnie po krawędzi nurtu, zależnie od konkretnej sytuacji panującej w strefie dna. Odnosi się wrażenie, że koryto rzeki bywa wyraźnie rozdzielane na rewiry szczupaków i sandaczy. Rozgranicza je i odróżnia właśnie siła prądu: szczupaki trzymają się wód spokojniejszych, większych zaprądo-wych cieni; sandacze wybierają bystrzyny i wirki nad twardym dnem. Drugim kryterium terytorialnego rozgraniczenia są rośliny. Ich obecność bardzo lubi szczupak; sandacze przekładają czyste dno i otwartą toń. Stąd do ich ulubionych stanowisk w lecie należy zaliczyć płaskie, twarde spady denne, takież wzniesienia na przedprożach, nawet gładkie bez zawad i zaciszy, byle wystarczająco głębokie. Tam przynajmniej żerują, choć - co wynika z doświadczenia - tam też znajdują się ich stanowiska. Duże, samotnicze sztuki są bardziej wymagające co do miejsc przebywania, wybierają te, które gwarantują większe bezpieczeństwo. Przy łowieniu sandaczy dobre usługi świadczą nam wszystkie wędki stosowane na szczupaka: rzutka (spining), spławikowa przepływanka użyta albo we właściwej jej roli, albo jako przystawka, wreszcie denki - zwykła i pater-noster. Uogólnienie to należy jednak obwarować zastrzeżeniami: w stosunku do wędek szczupakowych będą one o klasę delikatniejsze (cieńsze żyłki) oraz pozbawione sztywnego, stalowego przyponu. Przypon metalowy jest wprawdzie bardzo wskazany, ale pod warunkiem, że będzie nim np. cienka wolframowa plecionka pozwalająca się wiązać jak żyłka. Zabezpieczenie żyłki przy haczyku jest potrzebne nie z powodu niegroźnych zębów sandacza, lecz na wypadek wzięcia żywca przez szczupaka. Rys. 169. Trzy rady taktyczne w kwestii łowienia sandacza Podstawową przynętą na sandacza są rybki podłużnego kształtu -ukleje, kiełbie, jelczyki, bystrzanki - lub wygrzbiecone, lecz małe - krąpiki, karaski. W łowiskach z bystrym prądem bywają również skuteczne kawałki srebrnołuskich rybek ciętych poprzecznie lub filecikowanych. Rodzaj przynęty omz typ łowiska przesądzają o wyborze najwłaściwszej wędki. Spławikowej przepływanki użyjemy na płaskich przepływach, spadach lub wzniesieniach, gdzie spodziewamy się, że ryby stoją. Przepływanka jest wędką pełnego dnia. Całą swą wartość okaże, gdy będziemy ją spławiać z żywcem przy dnie, w kierunku od siebie, a więc z jakiejś np. główki, w kierunku poprzecznie rozrzuconego układu dennych skryć służących drapieżnikom za stanowiska. Dobry rezultat przyniesie również prowadzenie wędki i przynęty wzdłuż brzegu, zwłaszcza w miejscach, gdzie prąd odbija się ku środkowi rzeki i umożliwia hamowane prowadzenie przynęty lub nawet jej przytrzymanie w miejscu. Z udziałem przepływanki szukajmy sandaczy także blisko brzegu, na skraju stromego spadu bocznego w miejscach małych przytłumień prądu (cypel, pień drzewa), za obrywistym progiem poprzecznym itp. Sama przepływanka nie wymaga opisu, może poza wzmianką, że użyjemy do niej pojedynczego haczyka i optymalnie lekkiego zestawu spławika i ciężarka. Pamiętajmy bowiem, że napastniczy temperament sandacza wzmaga się tylko jesienią. Zależnie od rozmiaru użytego na sandacza żywca zacinamy trochę na wyobraźnię, trochę na los szczęścia, a przecież w czasie dobrego żeru rzadko się pudłuje. W tym miejscu trzeba przytoczyć bardziej rozwinięty opis sandaczowego brania. Otóż według A. Koryckiego "Można rozróżnić trzy fazy brania przynęty przez sandacza: I faza - gdy ryba napotkawszy przynętę chwyta ją i odpływa kilka metrów (na popuszczanej wówczas żyłce), po czym zatrzymuje się; II faza - to przesuwanie przynęty w paszczy; III faza - gdy sandacz zdecydowanie odpływa... Zależnie od rozmiarów biorącej ryby - podcinać należy w pierwszej fazie brania, gdy przynęta jest mała albo w drugiej lub trzeciej - w razie zastosowania większej przynęty". Spławikową przystawkę (szczególnie jej wariant "na uwięzi", opisany w rozdziale o jaziu) stosujemy w miejscach, które narzucają wędkarzowi łowienie z przyczajenia. Posiadanie łódki znakomicie poszerza zakres użycia tej wędki i taktyki - ciekawej, ekscytującej w czasie brania ryby wymową spławika. Sandacze jednak - poza okresami aktywnego uganiania się za zdobyczą - raczej biernie trwają na swych stanowiskach, więc i sama wędka powinna zmieniać się po trosze w przepływankę przeszukującą ostoje drapieżników. Łowimy na nią w ten sposób, że sprowadzamy żywca nad same dno (pamiętamy przy tym o różnym zachowaniu różnych gatunków rybek żywcowych), ograniczamy jego ruchy niedługim przyponem (0,30 cm) i tylko w wyciszonych głębinkach, kiedy w godzinach dobowych szczytów sandacze polują w sposób aktywny, operujemy przynętą na 2/3 głębokości łowiska. Najpowszechniej stosowanymi wędkami sandaczowymi - co nie oznacza, że najwłaściwszymi - są jednak nie wędki spławikowe, ale denki, za którymi przemawia chyba tylko wygoda oraz czasami łowisko. W subiektywnym przekonaniu autora najlepszym na nich żywcem będzie gatunek rybki wznoszącej się nad dno, niespokojnej. W denkowej grupie raz jeszcze ciekawą wędką okaże się pater-noster, zbudowany jak sumowy, tyle że lżejszy. Stosowany wyłącznie w prądzie, umożliwia on zamianę żywej rybki na rybkę martwą lub wycięty z ryby (srebrnej) filecik. Rybki żywe zbroimy albo systemikiem składającym się z dwóch haczyków (większy pod płetwą grzbietową), albo haczykiem pojedynczym -rosówkowym. Stosowanie systemiku skłania do szybkiego zacinania biorącej ryby, bez zwłoki zaraz po zauważeniu drgania szczytówki; pojedynczy haczyk nakazuje powstrzymanie się z zacięciem, popuszczenie rybie żyłki'-jednym słowem uruchomienia całego łowieckiego doświadczenia oraz intuicji. Do zacięcia przymierzamy się trzymając wędzisko w dłoni, żyłkę zaś leciutko ściągniętą między palcami lewej ręki. Z łowiecką kulturą zmontowany, a potem prawidłowo ustawiony w łowisku pater-noster potrafi więc dać również wiele emocji, pozwala śledzić fazy brania. Toteż legitymuje się on wieloma pożądanymi cechami, chociaż należy do rodziny denek. Łowiąc na tę wędkę z widełek, nie zapomnijmy o sposobie miękkiego blokowania żyłki za pomocą gumki-recepturki na wędzisku. Poza pater-nostrem do rzędu "szlachetniejszych" zaliczymy też bardzo lekką denkę wędrującą z ciężarkiem przelotowym. Jest ona podobna do tej, po którą sięgnęliśmy łowiąc sumy na stanowiskach dziennego przebywania. Denka sandaczowa jest naturalnie odpowiednio lżejsza i stosujemy ją wtedy, gdy łowisko (lub łódka) umożliwia nam opukiwanie dna wachlarzami po osi rzeki, z prądem. Wędkarskie doświadczenie wykazuje, że sandacz (i trochę okoń) przejawia szczególną agresywność wobec przynęty "skaczącej" po dnie. Jesienią jego ataki mogą swą brutalnością dorównać uderzeniom szczupaka. Stwierdziwszy takie uderzenie, nie należy zacinać z miejsca, lecz dać drapieżcy czas na obrócenie przynęty w pysku. Zacięty szczęśliwie sandacz walczy nieźle, lecz szybko kapituluje. Sandacz jest niewątpliwie szlachetną rybą dolnych krain rzeki: jako łowiecki cel - dość trudna zdobycz, a jako zdobycz - rarytas. Wszystko więc nakazuje zwracać na ten gatunek największą uwagę. Szybko rośnie; za pokarm służy mu rybi "chwast". Już w 3 roku życia ma długość około 40 cm, waży około 0,5 kg. W ciągu następnego roku przy sprzyjających warunkach może przyrosnąć prawie kilogram. Przysrosty sandacza rzecznego, ściślej wiślanego, podane są w tabeli 22. W tej sytuacji pieczołowita wręcz opieka nad gatunkiem staje wysoko w hierarchii zadań wszystkich gospodarzy wód. Tak jak w przypadku innych cennych gatunków, tak i tu podstawowym zadaniem jest zapewnienie sandaczowi warunków najlepszego rozrodu, a to oznacza ochronę tarlisk. W tym miejscu warto zauważyć, że trący się w otwartej wodzie, a potem pilnujący ikry drapieżnik jest szczególnie łatwy do sieciowego odłowienia. Pamiętajmy też, choć to przykry dla niektórych wędkarzy fakt, że dopiero 45-centymetrowe sztuki dają optymalną pewność uczestnictwa choćby w jednym rozrodzie. Wielu jest amatorów tej ryby. Ich liczba rośnie. Brak skutecznej ochrony nad stadem może doprowadzić do opłakanych skutków. Wędkarze nie zawsze bowiem wiedzą i rozumieją, że z wodą jest tak, jak z ziemią uprawną: prawie nie sposób powiększyć jej powierzchni, można nią tylko mądrze gospodarować. Perspektywa wytrzebienia cennego gatunku nie należy do czczych wymysłów, wystarczy bowiem przypomnieć sytuację przedwojenną, kiedy to wskutek wybicia rodzimego stada trzeba je było po raz wtóry odnawiać, sprowadzając narybek z jeziora Pejpus (Estonia). Autor pamięta z tamtych czasów wiadomości prasowe o wsiedleniu do Wisły i Bugu omawianych tu ryb. Brzmiały one równie sensacyjnie, jak po wojnie wieści o tołpygach i amurach w naszych wodach. Wisła Grupa wieku 1 II III IV V VI Górna cm 28,8 42,6 50,7 57,0 65,0 - g 220,0 700 1200 1600 3000 - Dolna cm 29,2 44,2 57,3 67,5 76,4 809 g 230 870 1600 3200 4600 5500 Tabela 22. Szybkość wzrostu sandacza wiślanego (wg Koryckiego)
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Sandacz z emulsją kukurydzianą i pesto szpinakowo kolendrowymJak poprowadzić gumę na sandaczaSandacze z opaduSandacz marzenie wielu wędkarzyGrudzień czas sandaczaSandacz w śmietanieSandacz z opaduSandacze, gumy i kolorySandacz w buraczkach z sosem cebulowymJesienne szczupaki, okonie, sandacze poradywięcej podobnych podstron