Lucjan Rudnicki Wincenty Rutkiewicz (1906 1945)

background image

Lucjan Rudnicki

Wincenty Rutkiewicz

(1906 – 1945)

Poznałem go w roku 1908, w drugim roku jego życia w Kijowie, gdzie

rodzice jego, Jan i Jadwiga Rutkiewiczowie odbywali ostatni rok złagodzonego
zesłania po kilkuletniej „zsyłce” na terenach przyuralskich. Rósł, mężniał i
coraz bardziej stawał się podobny fizycznie i duchowo do ojca, chociaż
zarysem oblicza i delikatnością uczuć przypominał rodzicielkę. Im dalej w lata,
tym bardziej ścierały się ze sobą podobne charaktery. Toteż jeżeli się zdarzały
w domu Rutkiewiczów jakieś drobne nieporozumienia, to powstały ze stosunku
ojca do młodszego syna, „upartego” Wicka.

Ale „uparty” Wicek miał swój rewolucyjny pion, jakby dalszy ciąg

działalności społecznej Rutkiewiczów: dziadka i ojca oraz głębokie
przekonanie o konieczności zmian politycznych, czym nasiąkał od małego
dziecka, nasłuchując, mimo woli, rozmów rodzinnych o każdym ważniejszym
wydarzeniu. Wszystko to, skondensowane w wieku młodzieńczym, oparte na

background image

„murowanym” naukowym podłożu, z uporem propagował wśród młodszych i
starszych. Więc ten jego upór nie był wadą, jak sądzili nawet najbliżsi
towarzysze, lecz odwrotnie, był zaletą działacza, który wie, dokąd zmierza i
jaką drogą.

Jeżeli idzie o upór kogoś ograniczonego umysłowo, to najczęściej jest on

nierozsądny i szkodliwy. Tępota umysłowa idzie w parze z zarozumiałością.
Tępy umysł wysoko ceni swe „zdolności”, brak mu samokrytyki, zachłystuje
się prostą logiką tam, gdzie niezbędna jest logika wyższa – dialektyka.

Wszyscy teoretycy i praktycy o wyższych uzdolnieniach są uparci. Z

uporem bronią swych wniosków przed działaczami, którzy nie dorastają do ich
zrozumienia.

Wincenty Rutkiewicz był wielkością potencjalną. Szczęśliwy zbieg

okoliczności sprawił, że jego rozkwit umysłowy zbiegł się z początkiem
wielkich przemian polityczno-społecznych i gdyby nie tragiczna śmierć
zapewne należałby obecnie do grona wybitnych kierowników partyjnych i
państwowych w Polsce. Ale nawet śmierć nie wytrąciła go z szeregów
działaczy kształtujących dzień dzisiejszy. Do ostatniego tchu budował
fundament naszej teraźniejszości i czasów przyszłych.

Młodzi, posiadający program działania, cenią sobie czas, zawsze im się

spieszy. Starsi skłonni są do odpoczynku na skrzyżowaniach dróg, a im bardziej
miłują dzieci, tym natarczywiej narzucają im postępowanie według swych
doświadczeń. Po co krew ich krwi ma błądzić po bezdrożach z groźbą
zwichnięcia całego życia, kiedy oni przeżyli to już i wiedzą doskonale, jak
można ominąć niebezpieczne zakręty ku większej korzyści własnej i
społeczeństwa. Lecz młodzież pokroju Wincentego Rutkiewicza zmierza do
wytkniętego celu drogą najprostszą, najkrótszą, bez względu na trudności. Czyż
jest większa przyjemność, niż współzawodnictwo twórcze we wszystkich
dziedzinach życia? Czyż jest większa radość, niż przy udowodnieniu własnym
doświadczeniem, że niektóre wnioski autorytatywnych mężów są błędne, mimo
wyprowadzenia ich z prawdziwych przesłanek?

Czyż można porównać zadowolenie konformisty z „cierpieniami”

awangardystow torujących nowe drogi?

Wincenty Rutkiewicz był z urodzenia awangardystą.
Już jako uczeń ostatniej klasy gimnazjum im. Mickiewicza w Warszawie

należał do organizacji młodzieży socjalistycznej, będącej pod wpływem
Związku Młodzieży Komunistycznej.

Jako student Politechniki Warszawskiej był aktywistą Związku

Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, a szerzył w nim komunizm. W
organizacji tej ścierają się wówczas dwa fronty ideologiczne: oportunistyczny i
szczerze rewolucyjny. Wicek z gronem towarzyszy pracuje wytrwale nad

background image

skierowaniem ZNMS na tory rewolucyjnego marksizmu. Udaje się to jednak
tylko częściowo. Jako przywódca lewego skrzydła Wincenty wraz z
Romualdem Gadomskim doprowadza w roku 1927 do rozłamu tej organizacji i
na czele licznej grupy studentów łączy się z ZNMS „Życie”.

W rozłamie akademickiej organizacji socjalistycznej Wicek odegrał

główną rolę: poszło za nim całe „koło politechniczne” i liczne grupy z innych
wyższych uczelni. Tu po raz pierwszy ujawniły się niespodzianie organizacyjne
talenty Wicka i jego wpływ na otoczenie. Był duszą w organizacjach młodzieży
akademickiej, ale to nie wyczerpywało jego energii.

Działając na terenie akademickim Wicek od roku 1925 czynny jest

jednocześnie w szeregach Komunistycznej Partii Polski. Wkrótce zostaje
członkiem Warszawskiego Komitetu Okręgowego KPP i prowadzi ożywioną
działalność w województwach lubelskim, łódzkim, we Włocławku i w Płocku.
W jesieni 1927 roku za wystąpienie antyrządowe na zgromadzeniu studenckim
zostaje aresztowany i relegowany z politechniki, a następnie wcielony jako
szeregowiec do wojska. Tego mu właśnie było potrzeba do uzupełnienia swej
rewolucyjnej praktyki. Służy w Brześciu, czuje się żołnierzem Polski
komunistycznej i nie rwie się do szarż oficerskich w służbie burżuazji. Ma
ważniejsze zadanie, myśli o roli wojska w przyszłej rewolucji socjalistycznej w
kraju. Organizuje komórkę partyjną wśród żołnierzy.

Po dwóch latach Rutkiewicz kończy szczęśliwie służbę wojskową, wraca

do Warszawy i pracuje konspiracyjnie w wydziale wojskowym Komunistycznej
Partii Polski. Ale i tu, w warunkach nielegalnych, robi mu się ciasno.
Postanawia więc, nie wychodząc z podziemia, wykorzystać legalne możliwości
i wstępuje do Polskiej Partii Socjalistycznej (Lewicy). Jeździ na wiece
robotnicze do większych miast województwa warszawskiego i na duże
zgromadzenia Łodzi, Lublina, Krakowa, Rzeszowa... Śledzony bez przerwy,
zajmuje w kartotece defy coraz więcej miejsca. Dawno już ustalono, że
Wincenty Rutkiewicz to „Komuna” pod pseudonimami „Wicek” i „Generał”.
Czeka się więc na jakieś bardziej kompromitujące wystąpienie, by go
unieszkodliwić. Lecz Wicek jest konspiratorem już w trzecim pokoleniu
Rutkiewiczów i nie daje się ująć w wystąpieniach publicznych. Tym bardziej że
w traktowaniu członków PPS, choćby i tej podejrzanej przez nich Lewicy,
obowiązuje, w pewnym stopniu, Konstytucja Marcowa. Prowadzi więc legalną
robotę wraz z innymi w PPS-Lewicy, aż do momentu rozwiązania przez policję
Zjazdu, odbywającego się w Łodzi w roku 1931, aresztowania jego
uczestników i zdelegalizowania partii.

Wincenty, przebywając w więzieniu, przygotowuje w nim towarzyszy do

przyszłej owocniejszej działalności. Poza sprawami polityczno-społecznymi,
dużo dyskutowano o niedostatecznym zajęciu się partii sprawami wojskowymi,
co się w znacznym stopniu przyczyniło do rozbrojenia robotników.

background image

Gdy uwalniają go z więzienia do czasu sprawy za wysoką kaucją,

domyśla się, że to rodzina pertraktuje o niego z władzami sądowymi, oburza
się, a widząc kochaną matkę, oczekującą na niego przed bramą więzienną,
pąsowieje z irytacji:

„Co, protekcja?” - żachnął się odruchowo Wicek. Matka uspokaja go i

doprowadza do pewnej równowagi. Wicka wzrusza zatroskane oblicze
rodzicielki, przeprasza ją gorąco, ale jednocześnie oświadcza, że niestety, w
dalszym ciągu będzie ją narażał na przykrości, gdyż jutro już staje do
przerwanej pracy. Towarzysze czekają na niego.

Tak było. Wincenty nie odpoczywał, nie odkarmiał się w domu po

więziennej kuchni. Natychmiast zgłasza się do dyspozycji KC KPP.

W porę. Jest bardzo potrzebny właśnie w wydziale wojskowym.
Wkrótce potem, w lipcu 1932, partia deleguje go do szkoły politycznej w

Moskwie, kierowanej przez „Waltera” - Karola Świerczewskiego, gdzie
uzupełnia swą wiedzę teoretyczną wraz z towarzyszami: Arturem Jastrzębskim,
Janem Szewczykiem i innymi.

W lipcu 1933 roku powraca do kraju z pełną kwalifikacją do pracy w

przyszłym rewolucyjnym wojsku polskim. Kontynuuje pracę w Wydziale
Wojskowym partii, kierując kolejno pracą kilku obwodów. Obdarzony
głębokim, otwartym umysłem, był uzdolnionym konspiracyjnym
organizatorem, wysoko cenionym w partii, mimo młodego wieku. Przy tym
wszystkim odznaczał się nadzwyczajną skromnością. Z jednakową postawą
pełniłby funkcję liniowego żołnierza i generała.

Charakterystyczne, że działacze społeczni tego typu w Polsce

bagatelizowali sobie wyższe uczelnie i tytuły z nimi związane. Nie mieli czasu
na to, robili to, co uważali w danym czasie za najważniejsze. Ojciec
Wincentego najbardziej ubolewał, że syn przerwał studia politechniczne.
Solidaryzowałem się z jego ojcem w tej sprawie i zwierzyłem się o tym
Wincentemu. Popatrzył na mnie milcząco dłuższą chwilę:

„Tak mówicie, ja się też wahałem, a sprawa taka prosta. W ruchu jestem

potrzebniejszy, niż na politechnice”. A po chwili: „Praca społeczna w praktyce i
pogłębianie wiedzy teoretycznej daje mi największe zadowolenie...”

Przypomniał mi się nastrój, gdy pierwszy raz prowadzono mnie przez

czarną bramę więzienia piotrkowskiego. Zrozumiałem...

W jakiś czas potem spotkałem się z Rutkiewiczem-ojcem. Po wymianie

myśli o polityce bieżącej, rozmowa zeszła na „dzisiejszą młodzież” i mimo
woli zahaczyła Wincentego. Ojciec nie łudził się już, że syn pod jego wpływem
opuści wytkniętą przez siebie drogę i rzekł z rezygnacją, ciszej, jakby do siebie:

„Jest w tym wszystkim jakaś historyczna prawidłowość: Zrobiłeś swoje,

powiedział mi Wicek z powagą, to nie przeszkadzaj robić tego, co do mnie
należy. - Wiecie, podobnie, prawie tymi samymi słowami, powiedziałem to

background image

niegdyś swojemu ojcu i zapomniałem. Nigdy nie mówiono o tym w domu...”

Piłsudski, charakteryzując członków CK PPS w latach 1904-1905,

zaliczył Jana Rutkiewicza do esdekujących. Określenie, w jego pojęciu,
bardziej uwłaczające niż miano esdek, a Rutkiewicz w owym czasie był czymś
więcej niż esdekiem. Dopiero pod wpływem marksizmu, zinterpretowanego
przez Lenina, okazało się, że w sprawie narodowej tak myślący towarzysze w
pewnym okresie byli bliżsi Lenina niż niektórzy esdecy. Jan Rutkiewicz-ojciec,
w czasie rewolucji w roku 1904-1905 jeden z czołowych przywódców PPS, w
ciągu blisko pięćdziesięciu lat, w których go spotykałem, nigdy nie zboczył z
demokratyzmu socjalistycznego. Dążąc do niezależności narodowej i
gospodarczej, nie wysiadł, jak wielu jego towarzyszy, na stacji „niepodległość”.

Nie stanął na baczność przed Piłsudskim, nie sięgnął z nim ani po władzę,

ani po majątek. Nie był ani posłem na Sejm, ani senatorem, demonstracyjnie
odmówił przyjęcia orderu „Polonia Restituta” z rąk tych, którzy znowu pchali
Polskę nad przepaść klęski, a sami sprzedając kraj na raty, umieszczali
„oszczędności” w bankach szwajcarskich i przygotowywali się do haniebnej
ucieczki.

„Towarzyszka Jadwiga”, matka Wincentego, była równie

bezkompromisowa, a szerząc w latach 1904-1905 socjalistyczną wiedzę na
Kielecczyźnie i w Wilnie, nie uniknęła carskiego więzienia.

Rutkiewiczowa – syna swego, Wicka, żołnierza rewolucji, uwielbiała.

Kierując się tkliwym matczynym sercem, uczucia swe do syna, który, jak
mówiła, tak szlachetną, ale tak trudną wybrał sobie drogę życia, rozszerzyła na
cały krąg jego współtowarzyszy walki. Pomagała Stefanii Sempołowskiej w
opiekowaniu się komunistami zamkniętymi w więzieniach, i wtedy, gdy
wychodzili na wolność bez środków do życia.

Po militarystycznych rozbojach polskiego burżuazyjnego rządu i po jego

faszystowskich praktykach najpierw w Brześciu, a następnie w Berezie oboje
Rutkiewiczowie (seniorzy) zerwali wszelkie osobiste stosunki z renegatami
socjalizmu.

Przedstawiając skrótami rodziców, charakteryzuję syna. Można by wiele

powiedzieć o ich podobieństwie, a przede wszystkim o wspólnym całej
rodzinie, głębokim morale społecznym, w którym Wincenty dojrzewał.

Wincenty Rutkiewicz był rewolucjonistą bezkompromisowym. Siła jego

charakteru, osobista odwaga wywierały na otoczenie duży wpływ. Czuło się to
przede wszystkim w ciężkich i trudnych chwilach nierównej walki z
faszyzmem, zwłaszcza w czasie porażek i klęsk. Jego jasna, logiczna metoda
argumentacji, często zaprawiona dowcipem i przykład osobisty wzmacniały
wątpiących i zawstydzały załamujących się towarzyszy w ciężkich zmaganiach
z wrogiem. Taki był Wicek w organizacjach studenckich i robotniczych, w

background image

więzieniu sanacyjnym, w wojnie 1939 roku, w obozie jeńców, w szeregach
Gwardii Ludowej, na Pawiaku i w Oświęcimiu. Zdumiewająca była w Wicku
dysproporcja między dużym wpływem, który wywierał na otoczenie, a
skromnym arsenałem środków, którymi dysponował. Jak przystało żołnierzowi,
był niezwykle małomówny, ale gdy już mówił, każde słowo było pociskiem.
Niejednokrotnie dwoma, trzema celnymi zdaniami wywracał w dyskusji
przeciwników. Prawdziwą przyjemność sprawiało obserwowanie tego
„milczka”, o rozbrajającym miłym uśmiechu, gdy wciągali go zajadli
przeciwnicy w publiczną dyskusję, wprowadzeni w błąd jego dobrodusznym
wyglądem. Przebiegało to z reguły w dwóch rundach. Na początku
rozzuchwaleni adwersarze, nie doceniając kalibru przeciwnika i ośmieleni jego
skromnym sposobem bycia, prawie już triumfowali i raptem po kilku spokojnie
wypowiedzianych przez Wicka zdaniach sytuacja odwracała się diametralnie.
Najbardziej zaś zaskakujące było to, że logika Wincentego i jakiś życzliwy,
specyficzny styl jego argumentacji nie wzbudzały w rozgromionych
przeciwnikach żalu do pogromcy. Odchodzili oni z jakimś wyraźnym uczuciem
szacunku, a czasem miało się wrażenie, że w wyniku dłuższych zetknięć, Wicek
budził w swych przeciwnikach, mimo swej bezkompromisowości, wyraźny
podziw.

Toteż w partii otoczony był powszechnym szacunkiem. Wiedziano, że na

Wicku zawsze można polegać, że nigdy nie zawiedzie.

W momencie wybuchu wojny w roku 1939 zmobilizowano go do

batalionu łączności 18 dywizji piechoty; bierze udział w bitwie pod Łomżą i
tam po rozbiciu przez Niemców tej jednostki dostaje się do niewoli i stalagu Ia
w Prusach Wschodnich. W obozie prowadzi akcję uświadamiającą wśród
współtowarzyszy. Wskutek choroby i starań rodziny w roku 1942 zwalniają go
z obozu.

I znowu, jak po wyjściu z więzienia łódzkiego, mimo próśb najbliższych,

by trochę odpoczął i wzmocnił mocno nadszarpnięte zdrowie, natychmiast
nawiązuje kontakt z towarzyszami: Marcelim Nowotko, Pawłem Finderem,
Małgorzatą Fornalską, Jadwigą Koszutską, Zygmuntem Balickim... Razem z
nimi staje w szeregach PPR. Po blisko rocznej pracy w szeregach Gwardii
Ludowej z towarzyszami: Marianem Spychalskim, Ignacym Logą-Sowińskim i
innymi, 22 lipca 1943 roku, aresztuje go gestapo. Przechodzi męczeński szlak
Pawiaka, Oświęcimia, Oranienburga.

10 kwietnia 1945 roku, na miesiąc przed wyzwoleniem obozu przez

Armię Radziecką, ginie w czasie angielskiego nalotu na obóz.

Nawet w warunkach piekła hitlerowskiego, w obozie oświęcimskim, gdy

stale na więźnia czyhała śmierć, Wicek z Zygmuntem Balickim organizują
służbę radiową, korzystając z dorywczego dostępu do aparatury w barakach

background image

Biura Budowy - „Baubiuro”. Krążąc między barakami jako robotnicy
naprawiający instalacje elektryczne i wdrapując się na słupy od przewodów,
nawiązują łączność między grupami więźniów i dostarczają im wiadomości
uchwyconych przez radio.

Oto co mówi o Wicku, współtowarzysz jego w obozie, dr Alfred

Fiderkiewicz:

W końcu sierpnia zostałem wywieziony do obozu śmierci w Brzezince

Oświęcimskiej, a kilka tygodni później przyjechał transportem z Pawiaka
Wincenty Rutkiewicz. Po przejściu przez piekło tortur kwarantanny, udało się
towarzyszowi Zygmuntowi Balickiemu ściągnąć go do pracy w biurze budowy.
Już po tygodniu Wicek wszedł do konspiracyjnej komórki PPR.

Wkrótce związał się z grupą towarzyszy radzieckich, brał też udział w

podziemnej konferencji międzynarodowego ruchu oporu. Był jednym z
kontaktów partyjnych obozu pracy z obozem szpitalnym. Prawie co tydzień
udawało się Wickowi lub Balickiemu, albo obu razem przyjść do szpitala. Dla
zmylenia pozorów przychodzili z całym inżynierskim bagażem cyrkli, linijek,
trójkątów. Zawsze przychodzili do bloku gruźliczego, w którym pracowałem w
charakterze lekarza więzienia. Dzieliliśmy się wiadomościami o wydarzeniach
obozowych, sytuacji poza obozowej i światowej. Ustalaliśmy linię dalszego
postępowania lub koordynacji działalności.

Pewnego dnia przyszedł Wicek przygnębiony i pokazując mi otrzymany

drogą konspiracyjną list i fotografię powiedział: „Pisze Marysia, że odpoczywa
z naszymi bliźniaczkami Jasiem i Małgosią w podwarszawskim letnisku, ale to
nie jej charakter pisma i dziwnie ponura ściana”.

Od razu poznałem, że ściana wysokiego muru, pod którym siedziała na

ławeczce Marysia z maleństwami, to teren sąsiadującego z Pawiakiem
więzienia, zwanego „Serbią”. Próbowałem ukryć rzeczywistość, ale Wicek
nalegał: „Nie łudź, Fredku, powiedz, gdzie to jest, wiesz przecie, że nic mnie
nie złamie”. Gdy mu powiedziałem prawdę, że to kobiece więzienie, nie drgnął
nawet, tylko strugą polały się łzy.

Rewolucjoniści nieugięci i nieskazitelni, do których bezsprzecznie należy

Wincenty Rutkiewicz kończą walkę zwycięstwem lub śmiercią.

Kto ma wielki cel przed sobą ten taktyczne zwycięstwa lub porażki

traktuje jako odskocznię do dalszej i skuteczniejszej walki. Wincenty
Rutkiewicz od lat młodzieńczych do śmierci nieustannie poświęcał swe
mniejsze i większe osobiste sprawy sprawom wielkim, nieśmiertelnym. Los
zrządził, że nie zobaczył skutków swego poświęcenia. Pamięć o nim żyje wśród
nas, patrzymy na jego dzieci.

Walka o wielkie ideały życia trwa, staje do niej następne pokolenie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Proces brzeski, materiały na losy 1921-1945
DZIEJE ŻYDÓW W POLSCE - HOLOKAUST ( 1939 - 1945 )
Ahlfen Hans von Walka o Śląsk 1944 1945
DZIEJE ŻYDÓW W POLSCE DZIEJE NAJNOWSZE ( PO 1945 )
4 Test Polska 1939 1945 gimn id Nieznany
Akt kapitulacji - 8 maj 1945 r, NAUKA
Koncepcja kształcenia wielostronnego Wincentego Okonia, pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna
035 Ideologia faszystowska w filmach niemieckich z lat 1933 – 1945
GUŁag w systemie represji w ZSRR w latach 1945 1953 r
4 Test Polska i świat 1939-1945 lic, gimnazjum i liceum
MRPMPS Word, PWSZ, SEMESTR 5, LP RUDNICKI WYKŁAD
1945 w Polsce
Zagadnienia stosunków międzynarodowych po 1945 roku, ۩۩۩ Edukacja ۩۩۩, Polityka i prawo, Podstawy st
polityka zagraniczna polski 1918, Polityka Zagraniczna Polski 1918-1945
kalendarium Polski18 1945 IX tom Wilekiej Historii Polski SowaBrzoza
berlin maj 1945
ustalenie władzy komunistów 1945, Ustalenie władzy komunistów 1945 - 47
średniowiecze, renesans, Wincenty z Kielczy- żywot św. Stanisława, Wincenty z Kielczy "Żywot św

więcej podobnych podstron