)
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
Smok
Mistrz szermierki wszystko zauważa. To element jego
sukcesu - jego życia. Tym razem Smok Lankford nie potrzebował
wcale swoich nadprzyrodzonych zdolności obserwacji, by wiedzieć,
że Zoey i jej grupa coś kombinują. Wystarczyło posłuchać intuicji
i zadać jedno proste pytanie.
Krótko po rozpoczęciu drugiej godziny lekcyjnej Smok
poinstruował swoich uczniów, by zaczęli rozgrzewkę, i powiedział,
że zaraz wraca. Instynkt nie dawał mu spokoju, cisnął go, pchał
do przodu i niepokoił. Darius i Stark byli utalentowanymi wojownikami
- obaj posiadali niezwykłe umiejętności w swoich dziedzinach walki.
Darius chyba najlepiej ze wszystkich znanych Smokowi osób rzucał nożem,
zaś skuteczność Starka w strzelaniu z łuku rzeczywiście budziła ogromny
podziw.
Jednak żadna z tych umiejętności nie oznaczała, że wojownikom można
powierzyć naukę młodych, podatnych na wpływy adeptów. Nauczanie było
darem samo w sobie i Smok wątpił, czy tych dwóch młodziutkich
wampirów ma doświadczenie i mądrość niezbędne, by stać się
prawdziwymi profesorami.
Ona też była młoda, kiedy została profesorką, tak, bardzo
młoda. Wtedy właśnie ją poznał - swoją partnerkę, sens życia,
352
ukochaną. Wiedział, co by powiedziała Anastasia, gdyby
teraz tu była. Uśmiechnęłaby się ciepło i przypomniała mu,
że nie powinien oceniać innych surowo tylko dlatego, że są
młodzi, bo przecież kiedyś sam taki był. Przypomniałaby
mu, że zajmuje idealną pozycję, by stać się dla nich mentorem
i dopilnować, żeby się rozwinęli w wartościowych wojowników
i wyjątkowych nauczycieli.
Ale Anastasia umarła i tak samo umarła przeszłość,
a jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Smok
nie chciał nadzorować, uczyć ani pilnować młodych profesorów,
zwłaszcza w świetle faktu, że rozpoczęli te dodatkowe zajęcia po to,
by on nie musiał znosić obecności Kruka Prześmiewcy zamienionego
w człowieka. Smok przekonał się jednak, że poczucie obowiązku
to dziwna rzecz. Bo chociaż zszedł ze ścieżki, którą kroczył ze swoją
partnerką oraz boginią, najwyraźniej nie uwolnił się całkiem od więzów
łączących go z honorem i odpowiedzialnością.
Toteż niechętnie poddał się teraz instynktowi, który mówił mu,
że powinien zajrzeć do młodych wojowników, i pokonał krótką drogę
dzielącą salę gimnastyczną od areny przy stajni, gdzie Stark i Darius
prowadzili trening.
Ledwie postawił stopę na pokrytym trocinami wybiegu,
wiedział, że jego niepokój był uzasadniony. Trening prowadzili nie
dwaj wojownicy, ale ten człowiek, pomocnik stajenny. Nigdzie nie
było widać Lenobii, a Darius i Stark wychodzili ze stajni za Afrodytą.
Smok pokręcił głową z dezaprobatą.
- Darius! - zawołał.
Młody wampir zatrzymał się, skinął ręką Starkowi
i Afrodycie, że mają iść dalej, a sam podbiegł do mistrza szermierki.
- Dlaczego wasze zajęcia prowadzi człowiek?
- Z konieczności - odparł Darius. - Jesteśmy ze Starkiem eskortą
Afrodyty i Zoey.
353
- Eskortą? Dokąd się wybieracie?
Smok widział, że temat jest dość niewygodny dla Dariusa,
lecz chłopak nie miał wyjścia. Bez względu na różniące
ich poglądy w kwestii Rephaima, Neferet i niektórych czerwonych
adeptów, Smok nadal pozostawał zwierzchnikiem
Dariusa, oczekiwał zatem wyjaśnienia.
- Tanatos pomoże Zoey i jej kręgowi przeprowadzić rytuał
na farmie jej babci. Użyte zaklęcie ma ujawnić, w jaki
sposób zginęła mama Zoey.
Smok był zszokowany. Zdawał sobie sprawę, że to potężna
magia, pociągająca za sobą pewne niebezpieczeństwo,
nawet jeśli nie fizyczne, to na pewno emocjonalne. "Powinienem
zostać poinformowany. Powinienem z nimi jechać".
Ale Smok zatrzymał te myśli dla siebie.
- Dlaczego rytuał ma się odbyć akurat teraz, w czasie
lekcji? - zapytał tylko.
- To piąta noc po morderstwie.
Smok skinął głową ze zrozumieniem.
- Po jednej nocy na każdy żywioł. Cztery byłoby za
wcześnie. Sześć za późno. To musi odbyć się tej nocy.
- Tak właśnie tłumaczyła to Tanatos - powiedział Darius, który
wyraźnie czuł się nieswojo. - Czy mogę iść, mistrzu szermierki?
Moja wieszczka czeka.
- Oczywiście.
Darius skłonił się i odszedł. Smok patrzył w ślad za nim,
a potem, krzywiąc ponuro swoją przystojną twarz, zmienił
kierunek i szybko udał się do sali lekcyjnej, którą przywłaszczyła
sobie Tanatos.
Poczuł ulgę, widząc, że najwyższa kapłanka jeszcze nie
wyszła, tylko szpera po szafkach stojących z tyłu gabinetu,
gromadząc świece i zioła i wkładając je do dużego kosza,
który wyglądał bardzo znajomo. To był kiedyś ulubiony kosz
Anastasii.
354
Na ten widok poczuł się obnażony. Mimo wszystko odchrząknął.
- Kapłanko - powiedział - czy możemy zamienić
słowo?
Na dźwięk jego głosu Tanatos się odwróciła.
- Oczywiście, mistrzu szermierki.
- Darius powiedział, że poprowadzisz z kręgiem Zoey
rytuał i użyjecie poważnej magii na farmie jej babki.
Chociaż nie było to pytanie, Tanatos pokiwała głową.
- Tak.
- Kapłanko, wydawało mi się, że zdajesz sobie sprawę
z tego, że jestem przywódcą Synów Ereba w tym Domu
DCy.
- Doskonale sobie zdaję sprawę z twojego stanowiska,
mistrzu szermierki.
- Rozumiem. Nie mam zamiaru krytykować cię ani okazywać
ci braku szacunku, ale muszę zapytać, dlaczego nie zostałem o tym
poinformowany ani nie poproszono mnie o udział
w przedsięwzięciu tak rzadkiej wagi i dość ryzykownym.
Tanatos się zawahała, w końcu skinęła głową, jakby się
z nim zgadzała.
- Masz rację, ze względu na twoją pozycję w tej szkole
powinnam była poinformować cię o moich planach. Nie zrobiłam
tego z prostego powodu: uznałam, że twoja obecność
w trakcie rytuału może przeszkadzać.
- Przeszkadzać? Dlaczego miałbym przeszkadzać?
- Rephaimjako wybranek i protektor Stevie Rae będzie
uczestniczył w rytuale.
- A co Rephaim ma wspólnego z tym, że ja będę przeszkadzał? -
rozgniewał się Smok.
- Jeżeli wyrządzisz krzywdę wybrankowi kapłanki,
która jest ucieleśnieniem żywiołu ziemi, przeszkodzisz jej
w pełnieniu kluczowej roli w rytuale ujawnienia zbrodni,
a to utrudni działanie magii.
355
- Byłbym tam po to, by chronić naszych uczniów, a nie
wyrządzać im krzywdę - rzucił Smok przez zęby.
- A jednak Afrodyta została obdarzona wizją, w której
najwyraźniej krzywdzisz Rephaima.
- Nie zrobiłbym tego, chyba że zagrażałby innym
uczniom!
- Być może, ale i tak twoja obecność mogłaby nas rozpraszać,
Smoku. Będzie dwóch innych wojowników, a moc
płynąca z kręgu Zoey jest na tyle silna, że uczniowie będą
,
bezpieczni. Muszę dodać, mistrzu szermierki, że zauważyłam
głęboką i niepokojącą zmianę, jaka zaszła w tobie od
czasu śmierci twojej partnerki.
- Nadal opłakuję jej stratę.
- Mistrzu szermierki, wydaje mi się, że się w tym
wszystkim pogubiłeś. Nawet gdyby Rephaim nie uczestniczył
w rytuale, też wolałabym, żebyś nie był przy nim obecny.
- W takim razie pójdę sobie, żeby już nikomu nie przeszkadzać.
- Smok obrócił się w miejscu, lecz zanim zdążył
wyjść z gabinetu, zatrzymały go słowa Tanatos:
- Pozwól, proszę, że to wyjaśnię. Nie chciałabym, żebyś
był obecny przy jakimkolwiek rytuale, w którym zastosowane
zaklęcie miałoby ujawnić szczegóły śmierci po to, by
zadośćuczynić prawdzie i zakończyć czyjąś żałobę. W żadnym
razie nie chcę cię obrażać, ale wyczuwam, że wszedłeś
w taki konflikt z własnym życiem, że twoja obecność kłóciłaby się
z istotą zaklęcia.
Smok stanął w miejscu, jakby wypowiedziane przez kapłankę
słowa utworzyły mur nie do pokonania. Nie odwracając się, by
na nią spojrzeć, odezwał się głosem, który sam z trudem rozpoznawał
jako własny:
- Moja obecność kłóciłaby się z istotą zaklęcia. To powiedziałaś?
- Powiedziałam prawdę, tak jak ją postrzegam.
356
- Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia, kapłanko?
- Smok nadal się nie odwracał i nie patrzył jej w oczy.
- Tak. Chciałam jeszcze dodać: bądź pozdrowiony, mistrzu
szermierki.
Smok się nie pokłonił. Nie zwinął, dłoni w pięść i nie
przyłożył do serca na znak szacunku. Nie był w stanie. Miał
wrażenie, że eksploduje, jeżeli natychmiast się nie wydostanie
na zewnątrz i nie odzyska jasności myślenia. Wyszedł
chwiejnie na korytarz i ruszył gdzie oczy poniosą. Ignorując
zaintrygowane spojrzenia uczniów, wyszedł z głównego budynku
szkoły.
Wspomnienia go osaczały. W umyśle wirowały mu słowa.
Wiele, wiele lat temu był świadkiem, jak inny wojownik
nie otrzymał pozwolenia na towarzyszenie kapłance. To było
tak dawno, lecz nadal słyszał w głowie słowa Anastasii, jakby
dopiero co je wypowiedziała:
W żadnym razie nie chcę cię obrażać, ale nie mogę wypowiedzieć
zaklęcia przynoszącego pokój, jeśli będzie pilnowal mnie wojownik.
Po prostu twoja obecność kłóciłaby się z istotą zaklęcia.
Najwyższa kapłanka Domu Nocy w Tower Grove zgodziła się
wówczas z młodą nauczycielką zaklęć i rytuałów
i zarządziła, że to Smok będzie towarzyszył Anastasii zamiast
wampirskiego wojownika. Miał wtedy za zadanie
chronić Anastasię - pilnować jej, kiedy będzie wypowiadała
zaklęcie w samym sercu St. Louis.
Zawiódł ją wtedy.
To znaczy ona przeżyła. T a m t ej nocy nie zginęła, lecz
Smok pozwolił, by zło uciekło przed ostrzem jego miecza.
To samo zło sto siedemdziesiąt siedem lat później zabiło jego
ukochaną, jego partnerkę.
Oddychał z trudem. Opierał się o coś chłodnego w dotyku,
co łagodziło nieco żar, jakim płonęło jego ciało. Zamrugał
kilkakrotnie i zdał sobie sprawę, dokąd zaniosły go nogi.
357
Był przy posągu Nyks stojącym przed świątynią bogini.
Kiedy spojrzał na marmurową twarz Nyks, szemrzący wiatr
zdmuchnął chmury zasłaniające księżyc, a srebrna poświata
omiotła jej rysy i rozświetliła oczy.
- Przez ułamek chwili bogini wydała się żywa i Smok miał
wrażenie, że patrzy na niego z takim ogromnym smutkiem,
aż zabolało go serce - to samo, które jak sądził, pękło na
tyle kawałków, że już nigdy nie zdoła niczego poczuć.
Dopiero wtedy Smok Lankford zrozumiał, co powinien
zrobić.
- Pójdę na ten rytuał. Będę tylko obserwował, nie interweniuję,
chyba że zło ponownie uderzy. A jeśli tak się stanie,
przysięgam ci, że je zetnę w pień.
Zoey
- Jesteś pewna, że nie powinniśmy zaprosić Shaylin? -
zapytała Stevie Rae. Siedziała w autobusie na swoim zwykłym
miejscu obok Rephaima i czekała, aż dołączy do nas
Tanatos.
- Naprawdę uważam, że nie powinna z nami jechać -
odparłam. - Dopiero od kilku dni jest naznaczona, nie miała nawet
czasu, żeby się przyzwyczaić do bycia adeptką, a co
tu mówić o rozpracowaniu daru prawdziwego widzenia.
- W dodatku chwilowo nie rozpowiadamy, że ona ma
ten dar - dodała Afrodyta. - Im mniej osób będzie wiedziało o
naszych sprawach, tym lepiej.
- Ale było o niej wspomniane w wierszu Kramishy -
zauważyła Stevie Rae,
- Nie wiemy tego na pewno - odparłam. - Wiersz
mówił. .. - Zmrużyłam oczy, jakby to miało pomóc mojej pamięci,
i wyrecytowałam jak najdokładniej potrafiłam:
- Wiersz mówił: "W prawdziwym widzeniu ciemność nie
358
zawsze równa się złu, światło nie zawsze niesie ze sobą dobro".
A jeśli to "prawdziwe widzenie" oznacza to, co zwykle
w wierszach Kramishy, tylko symbol, i nie powinniśmy brać
go dosłownie?
- Ja cię kręcę, nienawidzę poezji - powiedziała Afrodyta.
- Kramisha też z nami nie jedzie - rzekła Stevie Rae
dziwnie jęczącym głosem. - Mam iść po nią?
- Nie, Stevie, wystarczy nasz krąg, nasza podstawowa
grupa.
- Stado palantów plus faceci no i moi - uzupełniła
Afrodyta. - W czym problem, wieśniaro? Przecież już wiele
razy stawialiśmy czoło światu i jakoś z tego wychodziliśmy.
- Wydajesz się przestraszona - zauważył Damien.
Stevie Rae zerknęła do tyłu, gdzie Damien siedział z Erin.
- Boję się - przyznała cicho.
- Niepotrzebnie. - Rephaim objął ją ramieniem.
- Dostaliśmy ostrzeżenie w postaci wizji Afrodyty. Nic mi
się nie stanie.
- Nie jestem pewna, czy właśnie mądrze nie jest się bać
- odezwałam się, pozwalając, by intuicja kierowała moimi
myślami i słowami. - Zobaczę, jak zginęła moja mama. To
mnie przeraża, więc wiem, że muszę się przygotować psychicznie
na coś strasznego i super trudnego. Afrodyta miała
wizję śmierci Rephaima prawdopodobnie w czasie rytuału,
na który jedziemy. Wydaje mi się, że Stevie Rae ma prawo
się bać i ty też powinieneś się bać. Trochę, na tyle, żebyście
oboje byli przygotowani na coś złego, jeżeli faktycznie się
wydarzy.
- Ja jestem przerażony - przyznał się Damien. -
Śmierć Jacka jest jeszcze taka świeża, tak niedawna, że sama
myśl o tym, że będę się przyglądał, jak ktoś umiera, napawa
mnie lękiem.
- Będziemy z tobą - zapewniłam go. - Jesteśmy w tym
wszystkim razem.
359
- Ja też się boję. Jeszcze nigdy nie tworzyłam kręgu, nie
będąc bliźniaczką - wyrzuciła z siebie Shaunee.
Zapadła wyjątkowo niezręczna cisza, aż w końcu rozległ
się głos Erin siedzącej w środku autobusu.
- Nadal tu jestem. Jestem wodą na twój ogień. Nie będziesz
sarna.
- Wszyscy powinniśmy się bać, ale nie możemy pozwolić,
żeby nas ogarnęła ogłupiająca panika - powiedziałam,
czując ulgę, że Bliźniaczki tak jakby ze sobą rozmawia-
ją.
- Strach bywa korzystny, o ile potrafimy go kontrolować
za pomocą zdrowego rozsądku i odwagi. - Aż podskoczyliśmy,
bo Tanatos zmaterializowała się na przodzie autobusu.
Miała w ręku olbrzymi kosz, na sobie długą szatę z kapturem
w kolorze przepięknego szafiru. Wyglądała na. potężną, pradawną
i przerażającą osobę. Jednak kiedy się uśmiechnęła,
groźne oblicze złagodniało i trochę się uspokoiłam.
- Wszyscy są - powiedziałam, kiedy już przełknęłam
tkwiącą mi w gardle gulę. - Jesteśmy gotowi.
- p r a w i e gotowi. Zanim opuścimy teren szkoły, każda osoba
z kręgu musi wykonać zadanie. Ponieważ w grę
wchodzi rytuał ujawniający, a zaklęcie, którego użyję, pozwoli
wszystkim obecnym ujrzeć to, co zostało ukryte,
musicie przynieść do ołtarza coś, co obnaża prawdę o was,
o czymś, czego zwykle nie zdradzacie.
- O matko! - jęknęłam.
- Zastanówcie się chwilę, co powinniście ujawnić o sobie,
a następnie przynieście przedmiot, który będzie to symbolizował.
Szybko i sprawnie. Musimy przeprowadzić rytuał i uruchomić
magię jeszcze tej nocy, zanim minie północ
i rozpocznie się nowy dzień.
Shaunee wstała pierwsza. Wyglądała na zdecydowaną.
Damien wyszedł zaraz za nią. Po nim Stevie Rae i na końcu Erin.
Coś mi nagle przyszło do głowy i zaczęłam grzebać w torebce.
360
Na dnie, pomiędzy zużytymi chusteczkami
higienicznymi, pozbawionym nakrętki balsamem do ust
i ogólnym bałaganem, znalazłam to, czego szukałam.
Usatysfakcjonowana podniosłam wzrok: Stark, Darius, Rephaim
i Afrodyta gapili się na mnie jak kretyni.
- Potrzebujesz pomocy w zrozumieniu tego zadania? -
zapytała Afrodyta tylko po części sarkastycznie.
- Zoey ma ze sobą to, co będzie jej potrzebne - odparła Tanatos.
- Właśnie. Mam - przyznałam. Ogarnęło mnie bardzo
dziecinne pragnienie, by pokazać Afrodycie język, lecz nie
zrobiłam tego (rzecz jasna). Zadowoliłam się skrzyżowaniem
rąk na piersi i pełną wyższości miną.
Nie trzeba było czekać długo i moi przyjaciele zaczęli
wracać. Pierwsza była Stevie Rae. Wyglądała na nienaturalnie
skrzywioną. Nic nie trzymała w rękach, zauważyłam
jednak, że kiedy usiadła, dotknęła dłonią kieszeni dżinsów,
jakby chroniła jej zawartość.
Damien wyszedł ze swoją torebką i z nią wrócił.
- Misja wykonana - rzekł do Tanatos, uśmiechając się
zbyt zuchwale, by było to naturalne.
Następna przyszła Shaunee. Nie odezwała się do nikogo,
tylko wróciła na swoje miejsce i znowu zaczęła się wpatrywać
w okno.
W końcu do autobusu weszła Erin. Niosła niedużą torbę
termiczną - coś w rodzaju tego, co dostaje się w sklepie
przy zakupie lodów i mrożonek.
- No co? - warknęła. - Wróciłam. Jesteśmy gotowi.
Możemy jechać.
Tanatos zdusiła jej wybuch jednym ostrym spojrzeniem
i dawna bliźniaczka ruszyła skulona na tył autobusu.
- Zabierz nas na lawendową farmę Sylvii Redbird -
poleciła Tanatos Dariusowi, który posłusznie wyjechał z parkingu
szkolnego.
361
Spodziewałam się, że Tanatos usiądzie (jak normalna nauczycielka)
i będzie jechała na siedząco tak jak my wszyscy.
Ale ona chwyciła się mocno uchwytu dla niepełnosprawnych
(westchnienie), a drugą ręką sięgnęła do swojego wypełnionego
po brzegi kosza i wyjęła wiązkę czegoś, co wyglądało
jak zielsko z małymi białymi kwiatkami, które tysiąc razy
widziałam na polach i w rowach.
- Jak wiecie, przeprowadzimy rytuał ujawnienia, a ja
wypowiem zaklęcie przywołujące śmierć, co miejmy nadzieję,
pokaże nam obrazy z przeszłości, zwłaszcza te, które dotyczą
zabójstwa mamy Zoey. - Do tej pory Tanatos zwracała się do nas
wszystkich, następne słowa skierowała do Stevie Rae: - Jak już
wspominałam, kluczem do odblokowania
magii jest ziemia. Powodzenie wizji zależy od mocy twojego
daru komunikacji z tym żywiołem, a także od zaangażowania
wszystkich członków kręgu, co pomoże przywołać żywe
obrazy minionych wydarzeń.
- . Jestem naprawdę związana z ziemią. Przysięgam -
zapewniła Stevie Rae.
Usta Tanatos uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- To doskonały początek.
- Uważam, że mój krąg jest bardzo zaangażowany
w ten rytuał - powiedziałam, a moi przyjaciele potwierdzili
tę uwagę, mrucząc "tak" i "uhm".
- A o co chodzi z tym zielskiem? - zapytała Afrodyta.
Tanatos wyjęła jedną roślinkę z pęczka i uniosła ją tak,
żebyśmy mogli widzieć. Tak jak od początku mi się wydawało,
był to skromny kwiatek o zwyczajnych, choć nawet ładnych
białych płatkach.
- To nie jest zielsko, ale wspaniały rosnący dziko kwiat
zwany dzięgielem. Ma niezwykle silne i czyste właściwości.
To roślina pozwalająca na komunikowanie się, Użyta
w magii pozwala ujrzeć to, co jest ukryte przed świadomym
wzrokiem. W trakcie dzisiejszego rytuału, moja czerwona
362
najwyższa kapłanko, będziesz miała na głowie koronę uplecioną
przez przyjaciół z tej magicznej rośliny.
- Rewelka!
Tanatos podała Stevie Rae pęczek kwiatów.
- Rozdaj je, proszę. A wy musicie upleść wianki. Stevie
Rae nałoży je na głowę przed rozpoczęciem rytuału.
- Upleść? - mruknął Starko
Stevie Rae położyła nam na kolanach wiązki kwiatów.
- Taaa... - powiedziałam i popatrzyłam na Starka,
unosząc brwi. - No zaczynaj pleść. Śmierć ci kazała.
- W takim razie... - Stark westchnął i zaczął niewprawnie splatać,
długie łodyżki.
Podczas gdy wszyscy byliśmy zajęci wyplataniem wianków
(nawet Rephaim - jak się okazało, był super uzdolniony
manualnie i zrobił wypasiony i zawiły wianek, a nawet pomógł
Starkowi uporać się z poplątaniem, które mu wyszło),
Tanatos chodziła w tę i z powrotem w przejściu między siedzeniami
wygłaszała wykład. Zupełnie jakbyśmy mieli lekcję wyjazdową,
- Od chwili gdy staniemy na ziemi, na której będzie
przeprowadzany rytuał, musimy się skoncentrować na swoich
intencjach. Postarajcie się wymazać z umysłu wszystkie
problemy tego świata, skupcie się tylko na jednym: na pragnieniu,
by poznać szczegóły śmierci Lindy Heffer.
- Morderstwa - usłyszałam własny głos. - Moja
mama nie umarła, została zabita.
Tanatos spojrzała na mnie i pokiwała głową.
- Popełniłam błąd. Szukamy prawdy, dlatego musimy
mówić prawdę. Twoja mama nie umarła ze starości ani z powodu
choroby. Została zamordowana. A my chcielibyśmy to
zobaczyć.
- Dziękuję - odparłam i wróciłam do wyplatania wianka.
- Zupełnie przypadkowo morderstwo nastąpiło na farmie
lawendowej. Lawenda jest rośliną o silnym działaniu
363
magicznym. Posiada właściwości oczyszczające, a w najczystszej
postaci stanowi ucieleśnienie spokoju. Lawenda
łagodzi i wycisza. Sprowadza pokój i przynosi spokój duszy.
- Czy to dobrze? Mama Zo zginęła w samym środku lawendowego
pola. Wychodzi na to, że to działanie łagodzące
lawendy niezbyt się sprawdziło - zauważyła Afrodyta.
- Roślina nie wpływa na czyny tych, którzy wkroczyli na
ścieżkę zniszczenia. Lawenda nie mogła więc ocalić
mamy Zoey. Ale fakt, że mama waszej przyjaciółki zginęła
na ziemi, która daje lawendzie życie, oznacza, że ziemia jest
niezadowolona z przemocy dokonanej w miejscu, którego
przeznaczeniem jest pokój.
- A to dobrze, ponieważ ... - zawiesiłam głos, czując
się jak tępy półgłówek.
- Ponieważ ziem~a będzie chciała się pozbyć śladów
przemocy, jaka się na niej dokonała. Powinna więc przekazać nam
obrazy zbrodni ochoczo, choć nie będzie to łatwe.
- Dlaczego nie będzie łatwe? - zapytał Damien.
- Rytuały i zaklęcia, które dotyczą wielkich emocji, ni-
gdy nie są łatwe - odparła Tanatos. - Szczególnie skomplikowane są
zaklęcia przywołujące śmierć, bowiem śmierć
rzadko jest gotowa do współpracy, nawet jeżeli chcemy tylko
na nią zerknąć, a nie objąć ją pełnym wzrokiem.
- Czyli moja mama miała rację, kiedy powtarzała, że
nic, co dobre, nie przychodzi łatwo.
- Tak, miała rację - przyznała Tanatos. - Kontynuuj-
my więc przygotowania. Magia będzie się składała z trzech
części. Pierwsza dzieje się od tego miejsca do miejsca, gdzie
odbędzie się rytuał. To tak zwane uwolnienie. Jeśli chcemy,
by nam się powiodło, musimy się wszyscy zsynchronizować
z naszymi intencjami. Oczyśćcie swoje umysły. Skupcie się.
- Na śmierci? - zapytała Stevie Rae.
- Nie, na prawdzie. Skoncentrujcie się na naszym
wspólnym pragnieniu, by odkryć tej nocy prawdę.
364
- Prawdziwe widzenie.·
Dopiero kiedy Tanatos pokiwała głową, zdałam sobie
sprawę, że wymówiłam te słowa na głos.
- Masz rację - powiedziała. - "Prawdziwe widzenie"
określa to doskonale. Dzisiejszej nocy będziemy chcieli widzieć
prawdziwie.
Tanatos przeszła na tył autobusu, żeby sprawdzić, jak
Erin radzi sobie z wyplataniem wianka. Od razu poczułam
na sobie czyjś wzrok, więc podniosłam głowę znad łodyżek.
Afrodyta i Stevie Rae wpatrywały się we mnie w milczeniu.
- "W prawdziwym widzeniu" - zacytowała Afrodyta
po cichu - "ciemność nie zawsze równa się złu, światło nie
zawsze niesie ze sobą dobro".
- Mówiłam, żeby zabrać Kramishę - szepnęła Stevie Rae.
- Oczyśćcie umysły - syknęłam i spiorunowałam je
wzrokiem, po czym wróciłam do wyplatania.
Próbowałam oczyścić umysł.
Próbowałam myśleć o prawdzie.
Ale byłam zbyt młoda, zbyt przerażona, zbyt zestresowana.
Prawda, na której się skoncentrowałam, była całkiem
prosta, lecz zdecydowanie odbiegała od tego, co miała na
myśli Tanatos.
"Prawda jest taka, że potrzebuję mamy i oddałabym
wszystko, żeby żyła i była u mojego boku".