Magdalena Tulli, Sny i kamienie

background image

MAGDALENA SULLI, SNY I KAMIENIE (1995)

Drzewo świata, jak wszystkie drzewa, z początkiem sezonu – dalej opis przeobrażeń

związanych ze zmianą pór roku, z czasem naturalnym, po czym: w głąb ziemi rośnie wilgotne i
ciemne przeciwdrzewo, toczone przez robaki. Podziemny konar jest przedłużeniem konara
nadziemnego, każda gałąź połączona jest niewidocznym akweduktem z przeciwgałęzią, przywaloną
tonami ziemi.

Opis sezony wegetacji, która poprzez owoc nieprzerwanie rodzi życie (owoc dojrzewa,

spada, rozkłada się, w nim tkwi pestka, w pestce zawiązek drzewa i przeciwdrzewa, korona i korzeń
– sezony wegetacji czekają na swój czas w pestkach, w zawiązkach, w zawiązkach zawiązków).

Miasta, które dojrzewają na drzewie świata, są zamknięte w swoim kształcie jak jabłka.

Wszystkie takie same: każde inne. Wcieleniem pojedynczej możliwości z rejestru tego, co możliwe,
jest nawet nazwa wypisana nad peronami.

Każdemu spojrzeniu mieszkańców towarzyszy poczucie straty, kiedy jedno jest dane, drugie

zostaje odebrane. Kiedy miasto dojrzewa i gnije, zawiera w sobie wszystkie naraz możliwości i cały
plan świata. Jest częścią i całością, bezkresem i zapadłą dziurą zabitą deskami.(...) Reguła
porządkująca większe i mniejsze całości głosi bowiem, że małe zawiera się w wielkim, a wielkie w
małym. I tylko dzięki temu świat pomieścił się w sobie. I tylko tak może trwać. Bo inaczej nie miałby
się gdzie podziać.

O powstaniu miasta – jak z kiełkującej, spadłej z drzewa pestki. By mury rosły, potrzebna

jest wiara, stąd bierze się siła. Budujący wierzą w pion i poziom, a także w zaprawę. Wierzyli tez
święcie, że wszystko, co umysł stworzy (nawet agrafki, nawet kalafonia), powinno być na świecie.
Nikt nie wątpił, iż w mieście muszą być ulice, a zatem również polewaczki do polewania ulic w
upalny dzień.
Jedno pociąga za sobą drugie, nieskończenie, i tak ledwo powstał świat, już potrzebne
było wszystko.

→ MOTYWY GENEZYJSKIE

To wszystko rodziło pośpiech, napięcie i niepewność.

→ Świat wyłania się z odmętu, w odmęt i zamęt się zamieniając nim jeszcze całkiem się wyłoni –
zamknięte koło.

W takich czasach szczęśliwych dni wydawały się świeżutkie, wszyscy mieli marzenia,

idealne wyobrażenie, ale przede wszystkim tego, co można było dotknąć, co oglądać można z
daleka i co jest zawsze, ale się o tym nie rozmyśla. Kroczono po ziemi pewnie, bo nie wątpiono, że
jest.

Wyrastanie miasta pod wieloma względami przypomina wyrastanie drzewa (ulice jak

gałęzie, pączkują, rozrastają). Drzewo wyrasta dzięki witalności nasienia i sokom z ziemi, ale
kształt nadaje im sekator, miasto wyrasta dzięki sile i wierze, ale plan zależy od fundamentów.
Toteż analizując układ ulic, można odgadnąć wolę i poglądy, które się na nim odcisnęły.

Zasada miasta, jakikolwiek miałaby kształt, kształtuje życie miasta, spotkania, zbiegi

okoliczności, kolizje. Opis zasady gwiazdy (mieszkańcy tego miasta nie stoją przed koniecznością
wyboru, są tylko linie proste, zmierzające do środka, do serca miasta, zawiera w sobie porządek
świata), meandra (kuszące lub przestarzałe możliwości, smakowite lub obrzydliwe resztki,
względność,nieustanne rozważanie alternatyw), kąta prostego (zasady praktyczne, powierzchowne,
obojętne).

Na kreślarskim papierze najłatwiej o prostokąty. Gwiazdy rodzą się w głowach – daleko od

ziemi, rozbłyskują nagle, światło. Nie wiadomo skąd bierze się meander, obcy ekierkom.

(…) to nie siła kiełkujących nasion i nie ciśnienie soków krążących między korzeniem i

koroną daje światu życie, tylko wprawiają go w ruch motory, przekładnie i koła zębate, urządzenia

background image

obracające słońce i gwiazdy, ciągnące chmury po nieboskłonie (…)

(...)miasta gwiaździste i miasta prostokątne są lepsze od miasta-meandra pod warunkiem, że

świat jest maszyną.

Każda rzecz na świecie połączona jest z przeciwrzeczą, wszystko, co widoczne z czymś, co

niewidoczne, biorąc jedno, życie ulatuje o obu części.

Trudno jest pracować, kiedy nie wiadomo, gdzie jest prawda, gdyż obserwacja potwierdza

założenia, nasze widzenie zależy od tego, co założymy. Nie ma pewności.

Maszyna jest nieożywiona, można z niej coś wyjąć i nie umiera, bo można to zreperować,

zamienić. Jeśli świat jest maszyną, trzeba go uszczelnić, stworzyć szczelną obudowę. Ale to
pociąga dalsze urządzenia, więcej urządzeń więcej pary i kurzu. Tak więc oddzielenie miasta od
przeciwmiasta sprowadza się do zasilania niezbędnych urządzeń.

Miasto na papierze kreślarskim jest jakby idealne, z myślą o słonecznym dniu, bez słoty i

wywalonych śmietników.

Gmach – centrum miasta, serce, ale zamykane na noc, jakby w nocy nie było potrzebne,

kiedy wszyscy śpią.

W nocy, kiedy pałac jest zamknięty, z jego wyżyn można obserwować życie miasta.

Budowniczowie tam nie mieszkali, byli ponad codzienność, obuwali się bez przedmiotów
codziennego użytku. Lub raczej mieszkali wszędzie, lecz tylko tak, jak muzyka mieszka w sali
koncertowej, wypełniając swoim istnieniem cała przestrzeń. To oni świecili wewnątrz elektrycznych
żarówek, oni łopotali w chorągwiach, oni też tykali w zegarach. Oni(...) każdego dnia siłą swojego
wzroku odpychali od miasta przeciwmiasto. Pod ich spojrzenie sprzątaczki sprzątały, urzędnicy
segregowali dokumenty(...).

A to wszystko to starania o zatrzymanie chaosu na zewnątrz, codzienne odpychanie

przeciwmiasta. To wypełniało całkowicie życie mieszkańców.

Na początku zasoby sił i wiary były niewyczerpane. Nie żałowano rąk do pracy. Uległy

pokusie, by oprócz porządku stworzyć piękno, oprócz posłuszeństwa, zachwyt. Wszystko było
kamienne, dokumenty, bułki, kieszenie, bo była to rasa o twardych dłoniach. (...)dla nas bowiem
kamienie mają tylko powierzchnię. Lite wnętrze kamienia należy już do innego świata. Do świata, w
którym panuje jedność substancji.(…) Nie ma żadnej granicy między sercem i dokumentem(...).

Niewyobrażalna jednolitość kamieni była przedmiotem podziwu, niedościgłym wzorem i

przykładem.

Epoka pamiątkowych zegarków (i innych – także szarf). Epoka ta w swym szczytowym

uniesieniu zapłonęła purpurowym pluszem i złocieniami, rozwibrowała się drżeniem
niezliczonych rzędów foteli (itd.),
przemówień, oklasków.

Maszyneria świata działała wtedy gładko. To, co niemożliwe, okazywało się wykonalne.
Miasto tymczasem się rozwijało z chwili na chwilę. W mieście zrodzonym na planszach

zaczęły pojawiać się modyfikacje, których nikt nie mógł przewidzieć i które tłumiły impet miasta.
Ale kominy wyrastały coraz wyższe, bez przeszkód. Z nimi hałdy żużlu, magazyny, itp.

Dni policzone były na wiele lat, zostawały zużyte nim nadeszły.
Nadeszła epoka, w której to miasto było rozpędzane jak karuzela, ledwo wynurzało się ze

świtu, już zapadało w ciemność, a z nim jego fabryki i huty, i snopy iskier, i dymy zalatujące
czadem i siarką
(itd.). (…) Świeżo wydrukowany papier wywożono od razu do drukarni, by
wydrukować na nim gazety, które jeszcze tego samego dnia trafiały do śmietników.

Pośpiech. Nikt nie zauważał drugiego planu, kierowano się tylko pozorami. Przemieszanie

światów. Tylko rozpościerający się we wnętrzu kamieni świat, do którego nie można zajrzeć,
zachował swe granice.

Wszystko się ścierało, więc postanowiono tego nie wyłączać i nie włączać, postanowiono

też nie kłaść się spać. Aż w końcu tle pojawiał się KONIEC.

Jak życie – także ma swój koniec.

Albowiem wszystko, co ma początek, ma również koniec. Długość taśmy musi być właściwa:

background image

taka, by dało się ją nawinąć na szpulę, a po projekcji schować do płaskiego blaszanego pudła.

Życie – śmierć

Maszyna pracuje na początku sprawnie i szybko, później zmniejsza obroty.

→ Jak człowiek – młodość – starość

Porównanie do lokomotywy, im bardziej jest rozpędzona, tym szybciej musi rozpocząć

hamowanie. Inaczej nastąpi katastrofa.

Zaczęło się uogólnienie, że duże będzie małe – nie zaś większe, pełne – puste, itd. Osiągano

takie same skutki, jak wcześniej, kiedy pracowano na zabój. Wszystko szło wolniej, wytarte,
zużyte, stare.

Najżarłoczniej pochłaniały energię instalacje do odsiewania chaosu od porządku, te, które

oddzielały miasto od przeciwmiasta. Odporne były na wszelkie zatrzymania maszyn, by tylko była
energia na to odsiewanie – zegarki, je wystarczyło nakręcić. Ale ich czas nie pasował już do
teraźniejszości, na sekundę przypadało mniej obrotów maszyn i ludzkich rąk niż wcześniej.

Ludzie odkładali obowiązki, zaległości wydawały się nie do odrobienia. Ludzie w gazetach

czytali tylko tytułu, palili, nie wyjmując papierosa z ust, itd. Linoleum mogło zastąpić parkiet,
dykta szybę, itd.

Nie dbali już o rzeczy, a tym mniej o słowa: szukali tylko zapomnienia.
Miasto – pijawka. Bronią się przed nim.
Lenistwo.
By tam przeżyć, trzeba być świętym – krzyczeli.
Ludzie zaczęli dostrzegać, że miasto nie jest dla nich, uciekali myślami. Wszędzie

odkrywali obcość.

PRL (?) Spikerzy radiowi, masowe uroczystości, uwagi o lenistwie robotników. Mieszkańcy

mogli wnioskować, ze są gatunkiem przejściowym, że będę musieli ustąpić miejsca lepszemu.

Na pojawienie się niemowląt z kamienia nikt nie czekał.
Plan miasta się zaburzał. Nic już nie zostało z symetrii. Każdy kolejny projekt był

niedoskonały.

Dla każdego miasto jest inne, jest odrębną przestrzenią – dla pijaka, policjanta, umarłego.

Poprzez te przenikające się przestrzenie miasto staje się coraz bardziej pomieszane. Zarazem
ciemne i jasne, tłoczne i bezludne, hałaśliwe i bezdźwięczne.

Miasto stało się niewidoczne. Niezadbane, brudne.
O maszynach starano się nie wspominać. Im bardziej była złożona, tym szybciej zawodziła.
Nikogo nie cieszyły cuda tego miasta. Smutek. Nikt nie wie, skąd on się bierze. Nie ma

fundamentów, murów. A każda uliczka ma odpowiedni rodzaj smutku. Eksplozja smutku –
implozja. Entuzjazm.

Mieszkańcy poszukiwali reguł, bo bez nich żyje się w niepewności, a z tą żyć ciężko. Ale

reguły nie mówią o smutku i entuzjazmie. Tylko wyobrażenia można zobaczyć nie otwierając oczu,
a same oczy mają wąski punkt widzenia.

(…) nie jest możliwe przedstawienie miasta na płaszczyźnie i nie ma znaczenia, czy będzie to

płaszczyzna papieru, ekranu czy pamięci. Mimo to istnieją plany miasta, ale w nich ucina się
wszystko przy białym marginesie.

Na świecie nie ma czegoś, co byłoby tylko zmyśleniem.
Sama nazwa miasta nic nie znaczy, nie są zdolne do samodzielnego istnienia. Dopiero to, co

w nich je tworzy.

Całą przestrzeń wypełnia druk.
Miasto wczorajsze i miasto dzisiejsze mogą się wydać parą bliźniaczych obrazków

łamigłówki. Rankiem nie ma śladu po wieczornych miastach.

Życie dzisiejszych mieszkańców możliwe jest tylko w tym jednym jedynym miejscu na

background image

świecie: w ulotnym dzisiejszym mieście, które od wczorajszego i od jutrzejszego różni się rodzajem
substancji.

Może się zdarzyć, że ktoś już nie dotknie gazety. Gazeta jest, brakuje osoby. → przypadkowa

zbieżność.

Rozważania o czasie. Zmiany są jedynym śladem, jaki czas po sobie zostawia. Planując

miasto, nikt nie wiedział o czasie.

(…) nic na świecie nie może zostać odcięte całkowicie i ostatecznie. Praca sekatora

przynosi należyte pozory porządku, ale nie widać poprawy. Im dalej od pnia, tym gałązki są
mniejsze i cieńsze, im są mniejsze i cieńsze, tym jest ich więcej. Najwięcej jest przyszłorocznych, tak
małych i cienkich, że wcale ich nie widać.
Nawet wyobraźnia nie może zostać zniszczona
całkowicie.

Skoro nic nie może zostać usunięte, w przestrzeniach nazwy istniało miasto wykopów –

miejsce, w którym brała początek historia.

Miasto wykopów a miasto wspomnień – wspomnienia się zacierają, w miarę, jak

obserwatorzy przyzwyczajają się do nowych obrazów. Tego nie ma już nigdzie. Mieszkańcy miasta
wykopów także są nietutejsi, tam, skąd przybyli, nie ma powrotu, urodzili się w sąsiedztwie
szpiczastych liter W i A.

Opis USA.
Nie przewidziano spraw ostatecznych, nawet ci skaczących z mostu robią to z błahych

powodów.

Mieszkańcy miasta, mający dość jego ciasnych granic, postarali się zginąć w płomieniach

lub śniegach. Inni, że żyć w nim to obowiązek, a śmierć to rodzaj misji – ci umierali w dusznych
pokojach, z gorzką miksturą i pijawką za uchem.

ból nie należy do tych, którzy go doświadczają, to raczej oni należą do niego.
Dokument z dwugłowym orłem na pieczęciach→ zabór?
Rosja?? (Moskwa, Tuła, Omsk, Bak)
Ludzie, którzy przestraszeni – uciekli z miasta, na zagubienie czy też ratunek, wciągnięci w

wir, wspominali.

Zmiany – pewnego dnia z szyldów znika cyrylica, ulice raz nazywają się tak, innym razem

inaczej.

Można domyślać się miasta idealnego, ale ono skazane jest na katastrofy. Zmiana zawsze

wnosi zamęt. Miasto zmian jest niszczejącą po trochu każdego dnia sceną niekończących się
przeciwności, np. wejść i wyjść, narodzin i śmierci.

Nazwa chroni miasto przed rozsypką, zawiera w sobie to, co było i to, co jest.
Miasto dręczone wspomnieniami i tęsknotą wypuszcza z sieie sny. Są różne sny, ale ich

jasność zawsze bierze się z mroku, piękno z okropności. Sn nigdy nie są tknięte sekatorem,
wypełniają cały świat.

Sny to krany niespełnienia, woda ze snu nie zgasi pragnienia. Sny odkrywają prawdę , która

umyka na jawie. Sny są często odzwierciedleniem pragnień, zależne od sił.

Pęd wygasa w ślepej uliczce, gdzie ucieczki i pogonie okazują się sprawą życia i śmierci.

Ręka sięga jeszcze po broń, oko spogląda w celownik i rozlega się strzał: celny lub chybiony. Nikt
nie może tego przewidzieć.

Dławiące się napięciem miasto snów nie mogłoby istnieć bez podziemi, których sercem jest

perkusja. Jej rytm porywa serca gości, udręczone smutkiem, tęsknotą i furią.

We śnie nawet miłość jest czymś równie nietrwałym jak dźwięk i jak on nie dającym się

wynieść na zewnątrz ani zachować na później. Lecz bez miłości śniący nie mają dość sił, by dalej
śnić. Tym bardziej nie mają sił, by się obudzić.

Śniący nie chcą nudy jawy, gdzie nie mogą być tym lub tamtym, robić tego czy tamtego.
Większość pojmuje życie jako czuwanie i śnienie, awers i rewers. Zapominają, że księżyc

pokazuje zawsze jedną półkulę - snów.

Wzniesiono to miasto na pograniczu trzech żywiołów, w miejscu, gdzie mieszają się one ze

sobą. Zostało zbudowane na glinie pamięci, na piaskach snów i na podziemnej wodzie

background image

zapomnienia, zimnej i czarnej, której przepływ nie ustaje (...).

Rozróżnienia! Życie i śmierć, drzewo i maszyna, początek i koniec! Kaźda nazwa, tak jak

moneta, ma swój awers i rewers. Płacąc monetą, nie można wydać jej połowicznie, zatrzymując dla
siebie orła lub reszkę.
Wszystko ma swoją przeciwrzecz. Dwuznaczność jest skutkiem nazywania.

Właścicielem ciężaru jest ten, kto go niesie.
Słowa nie są posłuszne. Ponadto ciągną za sobą myśli, pytania, pragnienia.
Nazywanie nikomu nie przyniosło szczęścia, mimo to każdy wszystko nazywa. A tak

naprawdę wydarzenia nie dzieją się ze słów, nie potrzebują ich, by płynąć.

Nie wydarzy się nic, czego nie można nazwać, a wszystko, co można nazwać, wydarzy się

prędzej czy później.

Nazywanie rzeczy po imieniu pomaga jedynie na krótko. Wszystko, co zostanie nazwane,

także popada w zapomnienie, ponieważ każde słowo jutro będzie znów potrzebne dla kolejnej
rzeczy. Wydarzenia, dla których wszystkim brakuje słów popadają w zapomnienie najprędzej.

Miasto przemian, budowane przez pamięć i niszczone przez zapomnienie, jest miastem

śmierci.

Śmierć omija tylko robotników w kamiennych ubraniach, rodzaj życia jaki oni mają w

sobie, nie ulega bowiem zniszczeniu nawet w powodziach, pożarach.

Życie kamieni - wolne od przymusu, są niewzruszone, bo nie boją się cierpienia.
Mieszkańcy tego miasta moją w sobie niezniszczalne życie kamieni.

Życie bez pragnień wydaje się jeszcze bardziej niemożliwe do wytrzymania niż życie bez spełnień,
doświadczane codziennie przez wielu mieszkańców tego miasta.

Miasto - klatka, więzienie.
Nie ma liter, nie ma miasta, tylko one bowiem były stałe, pewne.
Nie ma nic idealnie szczelnego, oczyszczonego. Nie sposób rozpoznać, czy myśli są

skutkiem, czy przyczyną faktów dokonanych, produktem wiadomej maszynerii czy tym, co nadaje
kierunek ruchowi trybów.

Miasto zgromadziło w sobie brud.
Najgroźniejszych awarii nie da się usunąć, nie można zapobiec kolejnym katastrofom.

Miasto i tak do wszystkiego przywyknie.

Nie ma nikogo, kto jest w stanie zatrzymać siłę przeciwmiasta. Wiara, że miasto może być

inne, nie znalazła potwierdzenia.

Niektórzy za wszystko winią pałac na środku miasta, że za wysoki, itp. Twierdzą, że

wystarczy porzucić pragnienie doskonałości, a nieszczelność raz na zawsze przestanie im zagrażać.

Ani najpiękniejsze sny ani lżejsze życie nie przydadzą się, może potrzeba nam jeszcze

większego zamętu i chaosu, które doprowadzą do pustki.

Miasto zrodzone przez drzewo świata na początku tej historii - nie istnienie, podobnie hak

drzewo i jak my sami. Ale życie kamieni, nie znające troski o przeszłość i przyszłość, było i będzie:
niezłomne, wolne od nazwy trwanie.

Fabuła jest zbudowana inaczej, niż to przyjęte, nie ma dialogów, i nie sposób uwierzyć w każde
słowo narratora. Dużo uwagi przyciąga tło: można w nim rozpoznać coś znajomego. Ale to nie jest
książka o mieście. Raczej o życiu i śmierci.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Magdalena Tulli, sny i kamienie, w czerwieni
Tulli Magdalena Sny i kamienie
Tulli Magdalena Sny i kamienie
Postmodernistyczne alegorie Magdaleny Tulli (2)
MAGDALENA TULLI
Wylie Jonathan Zniszczona Ziemia 01 Sny kamienia
Magdalena Tulli (2)
Skaza Magdalena Tulli
Tulli Magdalena Tryby
Tulli Magdalena W czerwieni
Tulli Magdalena Włoskie szpilki
Tulli Magdalena Skaza
Tulli Magdalena W czerwieni
kamień
Kolczyki z kamieni jaspis dalmatyńczyk

więcej podobnych podstron