Maureen Child
Romans na życzenie
Tytuł oryginału: The King Next Door
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– A to podglądaczka!
Siedząc w jacuzzi za domem swojego kuzyna, Griffin King pociągnął łyk piwa,
po czym ponownie skierował wzrok w stronę niskiego ogrodzenia. Mieszkająca
obok Nicole Baxter raz po raz wyłaniała się z garażu z kolejnym workiem ziemi.
Była niestrudzona. Nigdy nie widział kobiety tak pochłoniętej pracą. Większość
tych, które znał... Zresztą mniejsza o nie.
Poznał Nicole półtora roku temu, kiedy Rafe ożenił się z jej przyjaciółką,
„Królową Ciastek” Katie Charles. Griffin uśmiechnął się pod nosem. Katie, która
nadal prowadziła swój słodki biznes, zostawiła mu przed wyjazdem spory zapas
wypieków. Wracając do Nicole... Niewiele o niej wiedział prócz tego, że jest
rozwódką samotnie wychowującą synka i że haruje od rana do nocy. Męczyło go
samo patrzenie, jak gania to tu, to tam.
A jednak nie potrafił oderwać od niej wzroku. Może dlatego, że była zakazanym
owocem.
Zdjął okulary przeciwsłoneczne i położył je na brzegu drewnianej obudowy.
Słońce przygrzewało, ale na jacuzzi padał cień wiązu, który rósł między oboma do-
mami.
Kiedy Rafe z Katie wyjeżdżali w trzytygodniową podróż po Europie,
zaproponował, że się do nich wprowadzi i popilnuje im domu. Własny apartament
przy plaży wystawił na sprzedaż – oprowadzanie potencjalnych kupców zlecił
pośrednikowi.
Ponownie utkwił spojrzenie w Nicole. Blond włosy do ramion... różowa
koszulka i dżinsy niedbale obcięte tuż pod pupą... szczupłe, opalone uda... twarz
muśnięta słońcem... cudowne krągłości...
Gdyby to była jakakolwiek inna kobieta, zaprosiłby ją do siebie. Ale w wypadku
Nicole to nie wchodziło w grę. Z kilku powodów.
– Mamusiu!
– Oto jeden z nich – szepnął.
Trzyletni Connor był uroczym chłopaczkiem o wielkich niebieskich oczach i
blond włosach. Griffin nie miał nic przeciwko dzieciom; w rodzinie Kingów było
ich mnóstwo. Po prostu nie lubił zadawać się z samotnymi matkami. Skrzywiwszy
się, zacisnął mocniej rękę na zimnej puszce piwa. Podziwiał kobiety, które potrafią
pracować, a zarazem być matką i ojcem. Rzecz w tym, że on nie zamierzał się
ustatkować, a romans z kobietą obarczoną dzieckiem zawsze się źle kończy.
Przekonał się o tym na własnej skórze.
– Źle się kończy, ale czasem kusi.
– Co, syneczku?
Choćby była nie wiadomo jak zapracowana, Griffin nigdy nie słyszał cienia
irytacji w jej głosie.
– Connor kopać – oznajmił chłopczyk, wymachując w powietrzu zieloną
plastikową łopatką.
Griffin uśmiechnął się na myśl o ilości dołków, jakie on z braćmi wykopali w
rabatkach swojej mamy. I o karach, jakie dostawali za każdą złamaną różę czy
wyrwaną stokrotkę.
– Za chwilkę, skarbie. – Nicole zerknęła w stronę ogrodzenia. Griffin uniósł
puszkę z piwem. Odwróciła wzrok. – Mamusia tylko wyniesie kwiatki.
– Może pomóc?! – zawołał.
– Nie chcę wyciągać cię z jacuzzi.
Parsknął śmiechem. Powiedziała to takim tonem, jakby urządzał w jacuzzi orgię.
– Zawsze mogę do niego wrócić.
– Dzięki, poradzę sobie.
– Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać.
Wzruszywszy ramionami, Nicole skierowała się do garażu. Chłopiec podreptał
za nią. Nie spuszczając z nich wzroku, Griffin przysunął puszkę do ust. Wiedział,
co Nicole o nim myśli: że jest leniem. Niesłusznie, to był jego pierwszy urlop od
pięciu lat.
Firma ochrony ludzi i mienia, którą założył ze swoim bliźniakiem, należała do
największych na świecie. Prowadzili ją razem, dopóki kilka miesięcy temu Garrett
nie poślubił księżniczki Alexis z Kadrii. Obecnie Garrett kierował filią w Europie,
a on biurem w Stanach.
Ale nawet pracoholicy potrzebują odpoczynku. Griffin chciał zgrać urlop ze
sprzedażą apartamentu. Nie miał jeszcze pomysłu, gdzie zamieszka. Chętnie przy
plaży. Chętnie w takim domu jak dom Rafe’a i Katie. Obecny apartament stał się
dla niego zbyt... sterylny. Skoro Garrett wprowadził zmiany w swoim życiu, może
czas, aby on również to zrobił?
Pociągnął łyk piwa. Nie, nie zamierzał pędzić do ołtarza. Wystarczą drobne
zmiany, nowy dom, krótki odpoczynek od pracy. Z odpoczynkiem kiepsko mu
szło. Już po kilku dniach rwał do roboty. Zaczął wydzwaniać do biura; w końcu
asystentka zagroziła, że odejdzie, jeśli jej nie ufa.
Oczywiście ufał wszystkim pracownikom, po prostu nie umiał odpoczywać.
Bezczynność go wykańczała. A Garrett założył się z nim o pięć stów, że nie
wytrzyma trzech tygodni; że już po dziesięciu dniach będzie tkwił z nosem w
komputerze.
Griffin przyłożył puszkę do policzka. Nie lubił przegrywać zakładów.
Nienawidził. I dlatego wytrwa te trzy tygodnie. Wytrwa. Łatwo powiedzieć. Czym,
do cholery, zajmują się ludzie, kiedy nie pracują?
Wiedział, czym sam chciałby się zająć. Powiódł spojrzeniem po szczupłym,
zgrabnym ciele Nicole. Ale nie tylko dziecko go powstrzymywało, również słowa
Katie, która rok temu poinformowała wszystkich nieżonatych Kingów, aby nie
ważyli się podrywać jej przyjaciółki.
– Dość się biedaczka wycierpiała przez drania, którego poślubiła – rzekła,
mierząc każdego z nich groźnym spojrzeniem. – Więc nie zbliżajcie się do niej,
jasne? Nie chcę, żeby płakała przez któregoś z was.
Kingowie nie mieli z tym problemu, bądź co bądź świat był pełen wolnych
kobiet. Griffin również obiecał nie zbliżać się do Nicole Baxter, co było łatwe,
skoro unikał samotnych matek. I dotrzymał słowa, ale teraz, kiedy mieszkał tuż
obok, ciągle wodził za nią wzrokiem. W dodatku był wygłodniały, bo odkąd przejął
prowadzenie firmy, z nikim się nie spotykał...
Więc tak zerkali na siebie, on na nią, ona na niego. Na jej twarzy nie było
irytacji, lecz zaciekawienie. Nie urodził się wczoraj; wiedział, kiedy kobieta jest
zainteresowana.
Cholera, nudził się. Zazdrościł Nicole, która była w ciągłym ruchu. Nagle
wyłoniła się z garażu z wielką tacą sadzonek. Widząc to, odstawił piwo.
Wprawdzie twierdziła, że nie potrzebuje pomocy, ale nie mógł patrzeć, jak nosi
takie ciężary. Po chwili pchnął furtkę pomiędzy działkami.
– Daj – powiedział, przejmując rośliny.
Uwolniona od ciężaru aż się zachwiała.
– Nie potrzebuję pomocy – oznajmiła. – Sama sobie poradzę.
– Już to słyszałem. Jesteś silna i niezależna. Nie potrzebujesz mężczyzny. A
teraz powiedz: gdzie mam to postawić?
Rozejrzał się po ogrodzie. Spostrzegłszy worki z ziemią, ruszył w ich kierunku.
Z kąpielówek spływała mu po nogach woda, słońce grzało go w plecy. Położywszy
tacę na trawie, obrócił się. Nicole stała tam, gdzie ją zostawił, trzymając za rękę
syna. W przeciwieństwie do swojej mamy, Connor uśmiechał się szeroko.
– Widzisz? To wcale nie jest trudne – powiedział Griffin.
– Co?
– Przyjęcie pomocy.
– Nie prosiłam o nią, ale dziękuję.
– Drobiazg.
Skierował się z powrotem do domu Rafe’a. Nicole najwyraźniej nie chciała ani
pomocy, ani towarzystwa. Następnym razem, jak nuda będzie mu dokuczać, za-
dzwoni do biura i ponaraża się swojej asystentce.
Był prawie przy furtce, kiedy rozległo się wołanie:
– Griffin, poczekaj! – Obejrzał się przez ramię.
– Masz rację, potrzebowałam pomocy. I naprawdę dziękuję.
– Nie wierzę własnym uszom. To oświadczyny?
Wybuchnęła dźwięcznym śmiechem.
– Rozejm.
Skinął głową. Oparty o furtkę przez chwilę obserwował Connora, potem znów
przeniósł spojrzenie na jego mamę.
– Przecież nie walczymy.
– Może rozejm to niewłaściwe słowo – przyznała, zerkając za siebie, żeby
sprawdzić, co synek robi. – Po prostu... znam Katie. Podejrzewam, że prosiła cię,
abyś opiekował się mną podczas ich nieobecności.
– O nic nie prosiła.
– Serio? – spytała z powątpiewaniem.
Powiew wiatru mierzwił jej włosy. Griffin nie mógł oderwać od niej oczu.
– Okej, prosiła, ale żebym przypilnował domu. A do ciebie wręcz zakazała nam
się zbliżać.
– Nam?
– Kingom.
– Żartujesz! – Na twarzy Nicole najpierw pojawiło się zdziwienie, a po chwili
wyraz oburzenia.
– Słowo honoru. Kiedy wyszła za Rafe'a, powiedziała: wara od mojej
przyjaciółki.
– Kto by pomyślał? – mruknęła pod nosem Nicole.
– W każdym razie nie musisz się mnie obawiać. Zagroziła, że ten, kto
zlekceważy ostrzeżenie, nie dostanie więcej jej pysznych wypieków.
Chociaż kiedy stał tak blisko Nicole, gotów był z nich zrezygnować, żeby tylko
przytulić jej ponętne ciało. I przytuliłby, gdyby nie była samotną matką.
Nigdy więcej ciasteczek Katie? Chyba też nie umiałaby z nich zrezygnować:
Katie piekła najlepsze w całej Kalifornii. Ale świadomość, że Griffin przedkłada
nad nią niekończący się zapas słodkości, nie była zbyt przyjemna.
Z drugiej strony dobrze, że poznała prawdę, bo to wiele tłumaczyło. Odkąd
przyjaciółka poślubiła Rafe'a Kinga, przez jej dom przewijały się tabuny przy-
stojnych, bogatych nieżonatych mężczyzn. I każdy z nich traktował ją, Nicole, jak
młodszą siostrę.
Nie szukała mężczyzny. Na pewno nie szukała nikogo na stałe. Kto się raz
sparzy, dmucha na zimne. Ale... co innego trwały związek, a co innego niewinny
flirt. Lecz Kingowie nie okazywali jej żadnego zainteresowania. Teraz
przynajmniej wie dlaczego. Oczywiście rozumiała, co powodowało Katie.
Przyjaciółka chciała ją chronić, ale chyba przesadziła. Bądź co bądź ona, Nicole,
jest dorosłą kobietą, która ma dziecko, własny dom, własny biznes.
– Nie musiała tego robić.
Griffin wzruszył ramionami.
– Troszczy się o ciebie, bo wie, jacy są faceci. Po tym, jak ją potraktował
Cordell King, długo nie chciała zaufać Rafe'owi.
Tak, Nicole pamiętała tę historię. Z powodu jednego Kinga Katie przysięgła
żadnemu Kingowi nie podać nawet ręki. Rafe ukrywał przed nią swoje prawdziwe
nazwisko, dopóki nie straciła dla niego głowy.
– Cordell to palant.
– Zgadza się. Mimo to kobiety za nim szaleją. Nigdy tego nie rozumiałem. Mam
nadzieję, że kiedyś jakaś odpłaci mu pięknym za nadobne.
– Oby.
– W każdym razie Katie chodziło o to, żeby nikt z nas cię nie skrzywdził. A
ponieważ kochamy jej wypieki, wiedziała, czym nas zaszantażować.
Okej, pomyślała Nicole. Nie była zachwycona, że przyjaciółka wtrąca się do jej
życia, ale nie sposób gniewać się na kogoś, kto ma jak najlepsze intencje.
– Piecze fantastycznie – przyznała.
Griffin rozciągnął wargi w uśmiechu. Poczuła mrowienie na plecach. Wszyscy
Kingowie stanowili pokusę, której trudno było się oprzeć. Ale Griffin... On
stanowił pokusę do potęgi trzeciej. Miał w sobie coś – może zawadiacki uśmiech,
może nonszalancję – co sprawiało, że najchętniej rzuciłaby mu się w ramiona i...
Od kilku dni przyglądała mu się ukradkiem. Nic dziwnego, skoro od rana do
wieczora przesiadywał prawie nago w jacuzzi, które było doskonale widoczne z jej
ogrodu. Zresztą na jej miejscu każda kobieta przyglądałaby się tak seksownemu
facetowi. Miał kruczoczarne włosy, niebieskie oczy, dołeczek w policzku, no i
wspaniały kaloryfer na brzuchu, który chciałoby się dotknąć, pogładzić...
Przystopuj, kochana, nakazała sobie w duchu. Ale nie było to łatwe, kiedy
Griffin stał pół metra od niej, ociekając wodą, ubrany jedynie w kąpielówki...
– Hej, jesteś tu, czy gdzieś odpłynęłaś?
– Słucham? – Chryste, Nicole, weź się w garść! – Jestem, po prostu... –
Potrząsnęła głową. – Pracuję od rana...
– Zauważyłem. – Potarł ręką brzuch.
Nicole jak zahipnotyzowana śledziła każdy jego ruch.
– Nigdy nie odpoczywasz? – Przeciągnął się leniwie. Kąpielówki osunęły się
odrobinę niżej.
Nicole na moment zacisnęła powieki.
– Nie mam czasu na odpoczynek.
Prowadzenie firmy miało tę zaletę, że rano mogła pracować zarobkowo, a po
południu robić dziesiątki rzeczy w domu i ogrodzie. Ale tych rzeczy ciągle przy-
bywało, więc w weekendy też nie miała chwili wytchnienia. A przecież Connor
wymagał uwagi. Zerknęła na synka. Starała się, aby wiedział, że jest najważniejszą
osobą w jej życiu.
Praca, dom, dziecko... w sumie nie miała chwili wolnej, w przeciwieństwie do
niektórych, co to całymi dniami wylegują się w jacuzzi.
– Connor grzebie w ziemi.
– Dzieci to lubią.
– Jesteś świetną mamą.
Zaskoczona popatrzyła Griffinowi w oczy.
– Dzięki. Staram się.
Zapadła cisza. Nicole pierwsza ją przerwała.
– Dobra, wracam do roboty.
– Do sadzenia kwiatków...?
– Najpierw czeka mnie wymiana jarzeniówki w kuchni. – Ponownie zerknęła na
syna. – Mógłbyś go popilnować? Muszę przynieść drabinę z garażu.
– Po co?
– Inaczej nie dosięgnę do sufitu.
– Ja przyniosę.
– Nie... – zaczęła, ale Griffina już nie było.
Doceniała dobre chęci, naprawdę, ale od dłuższego czasu mieszkała samotnie.
Nie była żadnym delikatnym kwiatuszkiem. Potrafiła udrożnić zatkany zlew,
wymienić uszczelkę w kranie, zabić pająka, wynieść śmieci. Nie potrzebowała
pomocy mężczyzny. Ale czy to grzech ją czasem przyjąć? – usłyszała z tyłu głowy.
Po chwili w kąpielówkach, które znów zsunęły się centymetr czy dwa niżej, i z
drabiną na ramieniu Griffin wyłonił się z garażu.
– Gdzie masz nową jarzeniówkę?
– Leży przy zlewie. Ale.
– Nic się nie martw. – Posłał jej szeroki uśmiech.
Dom, który Nicole odziedziczyła po babci, był stary. Wszystko w nim było stare.
Metrowej długości jarzeniówki nie dawało się wyjąć normalnie, nie wiedząc, co i
gdzie trzeba przycisnąć. Nicole spojrzała na synka, który z zaaferowaną miną
rozgrzebywał ziemię. Pewnie jak piraci z jego ulubionej bajki szukał zakopanych
skarbów. Okej, z kuchennego okna będzie go widziała.
– Connor, nie odchodź nigdzie!
– Dobrze, mamusiu.
W kuchni Griffin rozstawił drabinę pod przepaloną jarzeniówką. Kiedy wszedł
na pierwszy stopień, drabina zachwiała się. Popatrzył zdziwiony na Nicole.
– Można się na tym zabić.
– Nie – odparła, broniąc honoru dziadkowej drabiny.
– Po prostu jesteś trochę cięższy ode mnie...
– Okej. – Stanął na drugim stopniu. Drabina znów się zachybotała. – Zaraz
wyjmę przepaloną...
– To nie takie proste. Trzeba ją mocno pociągnąć w lewo, potem obrócić lekko
w prawo i znów w lewo.
– Na miłość boską, to żarówka, a nie sejf.
– Mylisz się – ostrzegła Nicole, usiłując nie gapić się na brzuch, który znajdował
się na poziomie jej oczu.
O tak. Zbyt długo żyła w celibacie, skoro sam widok gołego męskiego brzucha
przyprawia ją o dreszcze. Ale, psiakość, nie była naiwna. Znała Kingów. Griffin,
podobnie jak jego kuzyni, lubił kobiety, lubił z nimi flirtować, uwodzić je.
Uwodzić, hm...
– Jeszcze moment. – Głos Griffina wyrwał ją z zadumy.
– Ostrożnie. Pamiętaj, najpierw w lewo...
– Co za uparte draństwo. Ale proszę, sukces! – Uniósł triumfalnie rękę z
przepaloną jarzeniówką.
I nagle przez otwarte drzwi do kuchni wpadło małe jasnowłose tornado.
Chłopczyk pędził tak szybko, że nie zauważył drabiny. Nicole puściła drabinę, by
złapać syna. Drabina przechyliła się. Żeby nie zwalić się na ziemię, wolną ręką
Griffin chwycił za oprawę oświetleniową. Wyrwał ją z sufitu.
Nicole wciągnęła z sykiem powietrze. Kawałki tynku sypały się na głowę.
Connor wył. Drabina przechyliła się jeszcze mocniej. Griffin zeskoczył, trzymając
w jednej ręce jarzeniówkę, w drugiej wyrwane z sufitu resztki oprawy.
Wtem rozległo się pssst, pssst, pssst. Trzy ciche dźwięki. Patrząc do góry, Nicole
spostrzegła dym oraz pierwsze języki ognia.
– O Boże!
– Uciekamy! – krzyknął Griffin, błyskawicznie wyprowadzając Nicole i
Connora na zewnątrz.
ROZDZIAŁ DRUGI
Strażacy okazali się bardzo mili. Dali Connorowi kask do przymierzenia i
pozwolili mu posiedzieć w wozie strażackim.
Nicole była im wdzięczna: potrzebowała chwili dla siebie. Skierowała spojrzenie
na dom. Na trawniku leżały zabłocone węże strażackie. Sąsiedzi tłoczyli się do-
okoła. Nawet pan Hannity, który liczył co najmniej sto lat, zszedł ze swej werandy,
by mieć lepszy widok. Griffin zaś gadał z jednym ze strażaków, jakby byli starymi
kumplami.
Stojąc samotnie na końcu podjazdu, Nicole przysłuchiwała się rozmowom.
Czuła się zagubiona. Nogi jej drżały, bolał ją brzuch. Dzięki Bogu, że Griffin
zachował przytomność umysłu: na widok ognia wyrwał jej Connora z rąk, potem
chwycił ją za łokieć i wyciągnął z kuchni. Na szczęście miała przy sobie komórkę;
mogła natychmiast wezwać straż.
Pożar został ugaszony, ale jeszcze nie weszła do domu. Na razie tylko oczami
wyobraźni widziała, w jakim stanie jest kuchnia. Owszem, dom był ubezpieczony,
ale podpisując umowę, zdecydowała się na wysoki udział własny, żeby płacić
mniejszą składkę.
Skąd teraz weźmie pieniądze na remont?
– Jim twierdzi, że nie jest najgorzej...
– Słucham? – Ocknęła się z zadumy.
Griffin stał obok. Musiało być z nią bardzo źle, skoro nie zauważyła, kiedy
podszedł.
– Może powinnaś usiąść?
– Nie. – Najchętniej rzuciłaby się na trawę i krzyczała.
– Chcę zobaczyć, w jakim stanie jest dom. Czy można do niego bezpiecznie
wejść?
– Jim mówi, że można.
– To ten strażak, z którym rozmawiałeś?
– Tak. Jim Murphy. Chodziliśmy razem do szkoły. Niedawno awansował na
kapitana. Jest żonaty, ma kilka tuzinów dzieci.
– Dobra, dobra. Co powiedział o mojej kuchni?
Uśmiech znikł z twarzy Griffina.
– Zaraz przyjdzie i sam ci wszystko zreferuje. Na razie po raz ostatni sprawdza
dom. – Położył rękę na ramieniu Nicole. – To był pożar tak zwany elektryczny,
wywołany zwarciem instalacji. Ale to już wiesz.
Wiedziała. Do końca życia nie zapomni tego „pssst”.
– Cała instalacja jest do kitu.
– Do dziś nie było z nią problemu – zaprotestowała, ale w duchu przyznała mu
rację.
Elektryka była przedpotopowa, rury też. Nigdy nie wystarczało pieniędzy, by się
tym zająć. Oczywiście ciągle snuła plany: że wyremontuje to, tamto, przerobi
kuchnię, wstawi ogromną wannę do łazienki, zbuduje taras za domem. Ale
przeróbki pozostawały w sferze marzeń. Zamki na piasku, jak mawiała babcia.
– Wiem. Strasznie mi przykro. Gdybym nie szarpnął za oprawkę...
Miała ochotę krzyknąć: Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy! Ale wiedziała, że
niczego nie osiągnie, dając upust wściekłości, więc tylko wzruszyła ramionami.
– Wypadki się zdarzają. Siła wyższa.
I tak miała szczęście, że Griffin nie spadł z drabiny i nie połamał sobie kości.
Wtedy płaciłaby nie tylko za remont, ale i za rachunki szpitalne.
– Zresztą – popatrzyła na Connora, który w kasku na głowie szczerzył do niej
ząbki – nikomu nic się nie stało. To najważniejsze.
– Mądrze mówisz.
Po chwili podszedł do nich Jim Murphy.
– Pani Baxter, może już pani bezpiecznie wejść do domu. Ale radziłbym jeszcze
dziś wezwać elektryka.
– Oczywiście. Ale ogień już ugasiliście, prawda? Nic nie zacznie płonąć?
– Na pewno nie. Aha, musieliśmy wyłączyć korki. Niech pani nic nie włącza,
dopóki elektryk i przedsiębiorca budowlany wszystkiego nie posprawdzają.
– Rozumiem. – Przedsiębiorca budowlany, elektryk, potem dojdzie malarz...
Nicole zobaczyła przed oczami topniejący stos pieniędzy. Znów miała ochotę
krzyczeć. Biorąc się w garść, zmusiła usta do uśmiechu. – Dziękuję. Również za to,
że tak szybko przyjechaliście.
– Cieszę się, że mogliśmy pomóc. – Bill obejrzał się za siebie. – Dom jest
solidnie zbudowany. Te stare chałupy mają mocne fundamenty. Trzeba tylko zająć
się elektryką.
– Dzięki, Jim. – Griffin uścisnął dłoń przyjaciela. – Miło było cię widzieć.
Pozdrów Kathy.
– Jasne. – Razem ruszyli w stronę wozu strażackiego.
– Musimy się kiedyś umówić na kolację.
Strażacy kręcili się po ogrodzie, zwijali węże, rozmawiali, śmieli się. Tłumek
gapiów powoli się rozchodził. Jim z Griffinem stali pochłonięci rozmową, a
Connor siedział za kierownicą, udając, że jest strażakiem.
Nicole wbiła wzrok w ziemię, zastanawiając się, co ma począć. Prawdę mówiąc,
nie miała pojęcia.
– Hej, dobrze się czujesz?
Znów nie zauważyła, kiedy Griffin do niej podszedł.
– Nie za bardzo.
– Nic dziwnego. Byłaś chociaż ubezpieczona?
– Oczywiście – warknęła, po czym ugryzła się w język.
To nie jego wina. To znaczy częściowo tak, bo wyrwał z sufitu oprawkę, mimo
że prosiła go, aby nic nie ruszał. Ale nie zrobił tego specjalnie, nie chciał wywołać
pożaru.
– To nie denerwuj się. Ty i Connor jesteście bezpieczni, a dom? Dom można
naprawić.
– Masz rację – odparła, usiłując przekonać samą siebie, że nic strasznego się nie
stało. Jakoś zdobędzie pieniądze. Może zaciągnie kredyt hipoteczny? Wolałaby nie,
jeśli jednak nie będzie miała wyjścia... – Masz rację – powtórzyła. – Jakoś sobie
poradzę. A teraz... – zerknęła na swojego uradowanego syna – wyjmę Connora, bo
jeszcze mi odjedzie.
– Chcesz potem zajrzeć do środka?
– Boję się.
– Będzie dobrze, zobaczysz.
– To taki oklepany frazes...
– Istotnie. Ale chowanie głowy w piasek nie pomoże.
– Istotnie – powtórzyła. Zerknąwszy na dom, skierowała się do wozu
gaśniczego. Po chwili, wziąwszy syna na ręce, wróciła do Griffina. – Nie musisz
iść ze mną.
Przez parę sekund wpatrywał się w nią bez słowa. Wyczytała z jego oczu, że nie
zamierza zostawiać jej samej. Nie wiedziała, czy powinna się cieszyć czy złościć.
– Muszę – oznajmił w końcu.
Śmieszne. Jeszcze dwie godziny temu zajmowała się swoimi sprawami i od
czasu do czasu spoglądała na przystojniaka w jacuzzi. A teraz... teraz razem szli,
żeby zobaczyć zdewastowaną kuchnię.
Była zdenerwowana. Przypuszczalnie mniej by się denerwowała, gdyby była
sama. A ona czuła – dosłownie czuła – za plecami obecność Griffina. To było tak,
jakby przeskakiwały między nimi iskry.
Iskry... ogień... żar... Nie, tylko nie to. Nie teraz.
Drzwi były otwarte na oścież. Pomyślała o muchach, komarach i innych
paskudztwach, które wlecą do środka. A potem uzmysłowiła sobie, że to
najmniejszy z jej problemów. Szykując się psychicznie na widok dewastacji,
wbiegła po trzech stopniach na ganek.
Kuchnia wyglądała tak, jakby przeszło przez nią tornado: wszędzie mnóstwo
wody, na ścianach czarne smugi, sufit kompletnie zniszczony. Najpierw Griffin
wyrwał z niego spory kawał tynku, potem strażacy, walcząc z ogniem, powiększyli
wyrwę. Podłogi nie było widać spod grubej warstwy brei utworzonej z pyłu zmie-
szanego z wodą.
– Boże – jęknęła Nicole.
Miała ochotę zawyć z rozpaczy, następnie chwycić łopatę, wiadro, miotłę i
starać się jak najszybciej przywrócić dom do normalnego stanu. Jednak wodząc
wzrokiem po suficie, wiedziała, że miotła i detergenty nie wystarczą.
– Brudny domek! – zawołał Connor, klaszcząc radośnie.
Nicole instynktownie przytuliła go do siebie.
– Ruina – oznajmił niepotrzebnie Griffin.
Nicole powoli obróciła się wokół własnej osi. Była bliska załamania.
– Nawet nie wiem, od czego zacząć – szepnęła, po czym skierowała spojrzenie
w stronę salonu.
Salon również nie uniknął zniszczeń. Meble stały zsunięte pod ścianą, a na
pięknej drewnianej podłodze zalegały wielkie kałuże. Przypomniała sobie swoją
ostatnią „powódź”: pękła jakaś rura i woda lała się nieprzerwanym strumieniem.
Katie z Rafe’em przybiegli z pomocą. Właśnie wtedy poznała Rafe’a Kinga. Teraz
znów miała zalany dom, a obok znów stał King, tym razem Griffin.
– Nie musisz sprzątać – rzekł.
– A kto to zrobi? Krasnoludki? – zapytała.
– Wezwiemy fachową ekipę.
– Nie stać mnie na żadną ekipę.
– Dla jednej osoby to zbyt ciężka praca, a ja ci nie pomogę.
– Słyszysz, żebym cię prosiła? – warknęła.
– Nie. – Skrzyżowawszy ręce na piersi, Griffin potrząsnął głową. – Nie
prosiłabyś, nawet gdybyś tkwiła po szyję w grząskim błocie i nie mogła się
wydostać.
– Jeśli myślisz, że mnie obrazisz, to się mylisz. Od lat sama sobie ze wszystkim
radzę.
– Tylko dlatego, że potrafisz, nie znaczy, że musisz.
Connor, znudzony, zaczął się wiercić. Zamiast walczyć z synkiem, Nicole
dumnym krokiem minęła Griffina i wyszła do ogrodu. Przynajmniej tu otaczała ją
zieleń, a nie zgliszcza, i mogła oddychać świeżym powietrzem, a nie powietrzem
wciąż gęstym od dymu. No i tu aż tak bardzo nie kusiło jej, by usiąść i rozpłakać
się.
Connor rwał się do zabawy. Uwolniony z rąk mamy, ile sił w nóżkach pognał do
rabaty kwiatowej, przy której leżała jego ukochana łopatka.
Po chwili Nicole usłyszała za sobą kroki.
– Wiem, że tylko próbujesz mi pomóc – rzekła – ale najlepiej by było, gdybyś
poszedł do siebie.
Griffin utkwił w niej wzrok.
– Sądzisz, że mógłbym ci pomachać na do widzenia i zasiąść ponownie w
jacuzzi? Pa, pa, było miło, ale się skończyło?
– Czemu nie?
– Teraz to chyba ty mnie obraziłaś. Powiedz, naprawdę jesteś taka uparta czy
tylko udajesz?
– Po co miałabym udawać?
– Nie wiem, ale twój upór jest bez sensu. Przecież nie zostawię cię samej z
dzieckiem w domu ze spaloną kuchnią.
Nie rozumiała, dlaczego Griffin się złości.
– Nie ty o tym będziesz decydował.
– Nie żartuj. Przyjemnie ci będzie bez prądu?
Przyjemnie by nie było, ale coś by w końcu wymyśliła. Zawsze znajdowała
rozwiązanie. Przeniosła spojrzenie na syna, który siedział w cieniu i śpiewając
cichutko, przerzucał ziemię z rabaty na trawnik. Wiedziała, że zrobi wszystko dla
swojego dziecka.
– To mój dom, tu mieszkam. Dokąd miałabym się przenieść?
– Do mnie – odparł.
– Oszalałeś? – Popatrzyła zdumiona na sąsiedni dom.
Griffin przeczesał włosy.
– Pożar powstał z mojej winy.
– To prawda – przyznała, ale na widok zbolałej miny Griffina potrząsnęła głową.
– Chociaż nie, nie do końca.
Uniósł pytająco brew. Jak to się robi? – przemknęło jej przez myśl.
– Próbowałeś mi pomóc – dodała z westchnieniem.
– I spaliłem ci kuchnię.
Uśmiechnęła się krzywo.
– Powiedziałam, że próbowałeś, a nie że pomogłeś.
– Słuchaj, dom Katie i Rafe’a jest olbrzymi...
– Wiem – przerwała mu. – Od dnia ślubu Rafe bez przerwy coś dobudowuje,
dom się rozrasta...
Nigdy nie zazdrościła Katie poczucia bezpieczeństwa finansowego, jakie
przyjaciółka zyskała, kiedy weszła do rodziny Kingów. Ale czasem w nocy, jak nie
mogła zasnąć, zazdrościła jej wspaniałego męża. Tego, że Katie znalazła miłość
swego życia. Że nie musi samodzielnie podejmować decyzji. Byli tacy szczęśliwi,
ona i Rafe. Obserwując ich relacje, Nicole marzyła o tym, by też się tak zakochać.
Ponieważ jednak jej dotychczasowe życie uczuciowe przypominało grecką
tragedię, nie bardzo wierzyła, że jej marzenia się spełnią. Trudno. Nie powinna
zrzędzić. Ma syna, dom i własną firmę.
Przynajmniej do dzisiaj miała dom.
– Nie bądź uparta. Sama wiesz, że to najlepsze rozwiązanie. Chałupa jest tak
wielka, że nie będziemy sobie wchodzić w drogę. – Griffin podszedł krok bliżej. –
Nie możesz tu zostać, to zbyt niebezpieczne.
– Wiem, ale...
– Chcesz się na czas remontu wprowadzić z dzieckiem do hotelu? – spytał
zniecierpliwiony.
Nie chciała. Nie wyobrażała sobie życia z pełnym temperamentu trzylatkiem w
ciasnym pokoju hotelowym, nie mówiąc już o kosztach. Co jak co, ale nie star-
czyłoby jej pieniędzy na remont oraz pobyt w hotelu.
– Poza tym mieszkając po sąsiedzku – ciągnął Griffin – mogłabyś doglądać prac
remontowych.
Wszystko się zgadzało. Tylko że ona nienawidziła być komukolwiek dłużna.
Prowadziła dom, pracowała, opiekowała się synem i ze wszystkim sobie radziła.
Prośba o pomoc czy przysługę – to nie w jej stylu. Już nie. Eksmąż dał jej dobitnie
i w sposób bardzo bolesny do zrozumienia, że jedyną osobą, na której może pole-
gać, jest ona sama.
Zerknęła na Griffina i zacisnęła zęby. Wydawał się taki pewien siebie. Cholera!
Wiedziała, że nie ma wyjścia i musi przyjąć jego propozycję. To ją doprowadzało
do wściekłości. Z drugiej strony, gdyby pożar wydarzył się przed wyjazdem Katie i
Rafe'a, przyjaciółka nalegałaby, by wprowadziła się do niej z Connorem. Czy w tej
sytuacji jej upór miał sens? Tylko dlatego, że propozycję złożył Griffin, a nie
Katie?
Tylko dlatego? Dobre sobie. Szczęśliwi małżonkowie oferujący gościnę to
zupełnie co innego niż gościna oferowana przez fantastycznie zbudowanego
mężczyznę, którego widok przyprawia ją o palpitację.
I bądź tu, człowieku, mądry! Ale... pożar w kuchni faktycznie powstał z winy
Griffina.
– No, nie wygłupiaj się. To jedyne rozsądne wyjście.
– Wiem.
Popatrzyła na dom, starając się nie myśleć o zniszczeniach. Zamiast tego
próbowała sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała nowa wyremontowana kuchnia.
Może, gdyby to za dużo nie kosztowało, udałoby się wymienić stare sprzęty?
Przynajmniej byłby z pożaru drobny pożytek.
Po chwili przeniosła wzrok na Griffina, który nie spuszczał z niej oczu. Ależ on
jest pięknie umięśniony! Nagle wystraszyła się: jeżeli stanowił tak wielką pokusę,
kiedy mieszkali w sąsiednich domach, co będzie, kiedy zamieszkają pod jednym
dachem?
To był koszmar.
Nazajutrz rano Griffin potarł podkrążone z niewyspania oczy. Trudno, stary,
musisz się przyzwyczaić. Trochę przesadził, mówiąc Nicole, że nie będą sobie
wchodzić w drogę. Owszem, dom był wielki, ale drzwi do wszystkich sypialni
odchodziły z jednego korytarza. Jego sypialnia znajdowała się na wprost sypialni
Nicole. I mógłby przysiąc, że słyszał każdy jej krok, każdy ruch.
Najpierw krążyła po pokoju, później usiadła na łóżku, które cicho zaskrzypiało,
potem znów zaczęła krążyć. Kilka razy otworzyła drzwi i przeszła cztery kroki do
pokoju, w którym spał Connor. Podeszła do łóżka chłopca, zatrzymała się, po
chwili zawróciła do siebie i znów podjęła wędrówkę od ściany do ściany. Nie, to
nie hałas mu przeszkadzał. Znany był z tego, że potrafił przespać pokaz
fajerwerków. Przeszkadzała mu wyobraźnia, która podsuwała obraz Nicole bosej i
potarganej. Ciekawe, w czym sypia? W koszuli nocnej? Nago? Skoro w kusej
bluzeczce i szortach stanowiła tak kuszący widok, to nago... Hm.
Wiedział jednak, że nago jej nie zobaczy.
Dasz radę, stary, pocieszał się. Jesteś dżentelmenem. Ona nie ma gdzie
mieszkać, potrzebuje dachu nad głową. Nie będziesz się jej narzucał ani próbował
uwieść. Chyba umiesz się kontrolować?
Poza wszystkim innym Nicole była samotną matką, a Katie zakazała mu zbliżać
się do niej. On zaś, odkąd skończył trzydzieści trzy lata, postanowił zerwać z hu-
laszczym życiem. I... dorosnąć.
– A nie chcę, oj, nie chcę.
– Rozmawiasz sam z sobą?
Obejrzał się. Nicole, ubrana w białe szorty i różową bluzkę na cienkich
ramiączkach, weszła z Connorem do kuchni. Paznokcie u stóp miała w kolorze
bluzki, włosy odgarnięte za uszy, w uszach połyskujące w porannym słońcu
srebrne kółka.
– Co? Nie, myślę.
– Na głos?
– Mama, puść! – zapiszczał trzylatek.
Griffin skrzywił się. Nie przywykł do porannych wrzasków.
– Chcesz mleczka, maleńki? – spytała Nicole.
Griffin omal nie powiedział: Nie, dziękuję.
– Mleczko! I ciacho!
– Nie jemy ciastek na śniadanie – rzekła ze śmiechem Nicole.
Griffin popatrzył na małego krzykacza. Uroczy dzieciak. Ale czy nie można by
go zakneblować? Nicole podała synowi kubek z mlekiem, następnie wyjęła patel-
nię oraz jajka. W kuchni u Katie czuła się jak u siebie w domu.
– Zrobić ci jajecznicę? – spytała Griffina.
– Nie jadam śniadań – mruknął.
Pociągnął łyk kawy. Kofeina... klucz do przetrwania.
– To ulubiony posiłek Connora.
Wbiła jajka do miski, patelnię postawiła na kuchence. Griffin zazgrzytał zębami.
Co za straszny hałas!
– Wiesz – kontynuowała, wlewając masę jajeczną na patelnię. – Po namyśle
uznałam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
– Tak?
Wyjął z rączki malca łyżkę, którą ten walił w stół. Oczy chłopca zaszkliły się,
dolna warga zaczęła drżeć. Wzdychając, Griffin zwrócił dziecku zabrany
przedmiot.
Napij się jeszcze kawy, to ci pomoże, powiedział do siebie i nalał sobie drugi
kubek.
– Tak jak sam wczoraj powiedziałeś, i tak czekałby mnie remont. Więc
skorzystam z okazji...
– Słusznie.
Usiadł przy stole. Connor, uśmiechając się szeroko, znów walił łyżką w stół,
jakby był perkusistą w zespole rockowym. Griffin nie zaliczał się do skowronków
ani do miłośników rocka. Wolał romantyczne kolacje i rozmowy przy winie. Nigdy
nie nocował u kobiet, z którymi umawiał się na randki, toteż ranki spędzał w ciszy.
Dziś poranną ciszę zakłócała mu Nicole oraz jej uroczy synek..
Nicole postawiła przed Connorem talerz z jajecznicą. Nie przestając bębnić
łyżką w stół, chłopiec przystąpił do jedzenia – palcami. Griffin ponownie
westchnął. Ciekawe, kiedy stał się starym zrzędą?
– Zawiozę małego do przedszkola – paplała Nicole – a po powrocie zadzwonię
do firmy ubezpieczeniowej i spróbuję znaleźć ekipę remontową...
– Wiesz co? – Griffin wypił łyk kawy. – Skontaktuj się z ubezpieczycielem, a ja
zadzwonię do firmy budowlanej Kingów. Wyremontują ci kuchnię taniej niż inni.
Nicole już zamierzała się sprzeciwić, ale po namyśle skinęła głową.
– Dziękuję. Doceniam twoją pomoc.
Doceniała, ale Griffin dobrze wiedział, że nie lubiła być niczyją dłużniczką.
Potrafił to zrozumieć.
– Nie ma o czym mówić. W końcu od tego się ma rodzinę, nie? Pogadam z
Lucasem i poproszę, żeby wpadł zobaczyć szkody.
– Fajnie.
Podała Connorowi świeży kubek mleka; korzystając z chwili nieuwagi chłopca,
Griffin zabrał mu łyżkę.
– Nie jesteś przyzwyczajony do towarzystwa dzieci, prawda?
– Nie bladym świtem.
– Jest ósma.
– No właśnie, blady świt. – Kiedy indziej o tej porze dopiero wstałby z łóżka,
zaparzył kawę, potem usiadłby na balkonie i patrząc na wodę, rozkoszowałby się
ciszą. Następnie wziąłby prysznic, ubrał się i parę minut po dziewiątej zajechał do
swojej firmy King Security.
Potrząsnąwszy głową, Nicole zajęła się synem. Chłopcu buzia się nie zamykała,
opowiadał coś w jakimś niezrozumiałym języku, a Nicole słuchała go z zacieka-
wieniem. Griffin poczuł dziwne kłucie w sercu. Sam się zdumiał, że jakaś kobieta
jest w stanie go zainteresować o tak wczesnej porze.
Razem pod jednym dachem... To będzie nie lada wyzwanie. No dobra, zaraz po
wypiciu kawy zadzwoni do King Construction i umówi się z Lucasem. Im szybciej
Nicole odzyska dom, tym lepiej. Dla wszystkich.
ROZDZIAŁ TRZECI
– Ale narozrabiałeś!
Lucas King wodził wkoło doświadczonym wzrokiem. Nic nie uchodziło jego
uwagi. W ciągu kilku minut sprawdził wszystkie gniazdka, każdą dziurę w ścianie.
– Przecież nie zrobiłem tego specjalnie, nie jestem podpalaczem – odrzekł
Griffin.
– A kto cię tam wie? – mruknął Lucas. Stał na metalowej drabinie, z głową w
wielkiej wyrwie w suficie.
Kusiło Griffina, by pchnąć drabinę; niech mądrala zobaczy, jak to jest. Tyle że
Lucas rozstawił swoją drabinę, a nie tą chybotliwą, z której Griffin o mało nie
zleciał.
– I twierdzisz, że to wszystko z powodu drabiny?
– Tak – odparł Griffin. Słyszał rozbawienie w głosie kuzyna i nie miał cienia
wątpliwości, że Lucas opowie o jego przygodzie całej rodzinie. – Chwyciłem za
oprawkę, chcąc się przytrzymać, i...
– I wyrwałeś ją z sufitu. Brawo.
– Cholera jasna, nie po to cię ściągnąłem, żebyś się ze mnie wyśmiewał.
– Wiem, ale chyba nie chcesz pozbawiać mnie radochy?
– Gdzieżbym śmiał? Jak tam wygląda? Bardzo jest źle?
– Koszmarnie. Stare przewody. Gołym okiem widać, że w wielu miejscach
postrzępione. Ten dom powinien był spłonąć lata temu. Aż dziw, że wciąż stoi.
Griffinowi przebiegł po plecach dreszcz. Pomyślał o Nicole i Connorze, którzy
mieszkali tu sami. Co by było, gdyby od zwarcia elektrycznego pożar wybuchł w
nocy? Mimo zamontowanych czujników dymu nie było gwarancji, że zdążyliby się
w porę ewakuować.
– Chyba trudno całą winę zwalić na ciebie – rzekł Lucas. Zszedłszy z drabiny,
stanął na środku zdewastowanej kuchni i patrząc w rozświetlone słońcem okno nad
zlewem, pokręcił głową. – Wystarczy jedno małe pssst.
– Pssst?
– Zwarcie.
Griffin uświadomił sobie, że usłyszał serię takich dźwięków, zanim pojawił się
ogień. Próbował odsunąć od siebie to wspomnienie. Pamiętał zapach dymu. Rów-
nież i o tym próbował teraz nie myśleć. Kuchnia znajdowała się w stanie ruiny, ale
grunt, że nikomu nic się nie stało. Tylko to się liczyło.
Odepchnął się od blatu, schował ręce do kieszeni i rozejrzał się po kuchni.
Dostrzegł rzeczy, na które wcześniej nie zwrócił uwagi: zdjęcia Connora na
drzwiach lodówki, czajnik w kształcie koguta, małe zielone wazoniki, które
dawniej stały na parapecie, a obecnie leżały potłuczone na podłodze obok
zwiędłych kwiatów.
To była kuchnia Nicole, jej przystań, jej dom. Ni stąd, ni zowąd pomyślał o
luksusowym apartamencie przy plaży, w którym sypiał i czasem jadał. Ogarnęły go
wyrzuty sumienia. Ona tak wiele straciła, on zaś miał dużo więcej, niż potrzebował.
Słowa Lucasa, że dom mógł spłonąć wiele lat temu, nagle przestały mieć.
znaczenie. Liczyło się, że to on, Griffin, wyrwał oprawkę z sufitu i spowodował
zwarcie. Że przez niego wybuchł pożar. Że Nicole i Connor nie mieli gdzie
mieszkać. I to on powinien naprawić szkodę, czy to się Nicole spodoba, czy nie.
– Dobra, co robimy? – spytał Lucas, zapisując coś w tablecie.
– Remontujemy.
– W porządku. Zakładam, że była ubezpieczona?
– Tak twierdzi. Podejrzewam, że ma duży udział własny.
– Pewnie tak. – Lucas pokiwał głową. – Samotne matki zwykle nie cierpią na
nadmiar gotówki.
– No właśnie.
Griffin zerknął na sąsiedni dom. Przez okno dojrzał Nicole, która siedziała z
nosem w komputerze. Na szczęście laptopa nie zniszczył ani ogień, ani woda.
Nicole wiedziała, że Lucas przyjechał ocenić szkody, ale uznała, że porozmawia z
nim, kiedy zakończy oględziny.
– Pokryję jej udział własny oraz wszystko, czego ubezpieczenie nie obejmie.
– Ach tak? – Lucas uniósł brwi.
– Tak. Tylko nie wyciągaj pochopnie żadnych wniosków – dodał szybko Griffin,
widząc błysk zaciekawienia w oczach kuzyna. – Nic nas nie łączy. Po prostu to ja
spowodowałem tę ruinę i zamierzam za nią zapłacić.
– Dziewczyna się wścieknie.
– O niczym nie musi wiedzieć.
Lucas parsknął śmiechem.
– Oszalałeś, stary? Prędzej czy później się dowie.
– Nie sądzę. – Griffin wyjął ręce z kieszeni. – Zajmuję się ochroną. Umiem
trzymać język za zębami.
– Kobiety potrafią wywęszyć każdą tajemnicę – mruknął Lucas. – Mają jakiś
przedziwny dar. Jakiś wbudowany radar. To pewnie ma związek z ich podwójnym
chromosomem X. Mnie nigdy nie udało się niczego ukryć przed Rose.
– Wbudowany radar? Upadłeś na głowę?
– Nie. Jestem żonaty.
– Na jedno wychodzi.
– Żal mi cię, biedaku.
– Słusznie. – Griffin wyszczerzył zęby. – Co tydzień inna laska. Nikt niczego
ode mnie nie wymaga. Uprawiam seks, kiedy tylko przyjdzie mi ochota.
– Ja też. W dodatku we własnym domu.
– Serio? – Griffin parsknął śmiechem. – A jak obecnie wygląda twoje życie
erotyczne?
Lucas, którego żona była w drugiej ciąży, tak jak reszta Kingów z podrywacza
przeistoczył się w męża i ojca.
– Kwitnąco – odparł Lucas, mrugając porozumiewawczo. – Jest mi czego
zazdrościć.
Pewnie miał rację. I w głębi duszy Griffin chyba faktycznie czuł zazdrość. Od
kilku miesięcy coraz bardziej nużyło go życie, jakie dotychczas prowadził.
Spotykał się z dziesiątkami różnych kobiet, lecz żadna nie wywarła na nim
większego wrażenia. Zaraz, zaraz... różnych? Nieprawda. Może miały inne twarze i
inne nazwiska, ale wszystkie były do siebie podobne: piękne i nudne.
Już po pięciu minutach rozmowy wyłączał się. Nie interesowały go nowinki o
najgorętszym nocnym klubie, najmodniejszym projektancie czy najlepszym salonie
z opalaniem natryskowym.
Ale nie po to umawiał się na randki, by prowadzić pasjonujące dyskusje o
literaturze i sztuce, prawda? Jedyne, na co liczył, to kilka wspólnie spędzonych
godzin w łóżku. Zatem nie powinien narzekać.
Cholera. Tak źle, i tak niedobrze.
– To kiedy mamy przystąpić do roboty? – spytał Lucas.
– Dziś po południu?
Lucas roześmiał się.
– Czyli jak najszybciej. – Zapisał coś w tablecie. – Na razie mamy z pół tuzina
zleceń, a ja dodatkowo robię półki w pokoju Danny'ego. Ale dwa remonty zbliżają
się do końca...
– Rafe wyjechał na urlop, kiedy jesteście tak zawaleni robotą? – zdziwił się
Griffin.
Lucas wzruszył ramionami.
– Człowiekowi po ślubie zmieniają się priorytety. Więc póki się Katie dobrze
czuje, Rafe postanowił zabrać ją w ich wymarzoną podróż po Europie.
– A co z Katie? – Griffina zmroził strach. – Jest chora? Dlaczego rodzina nic o
tym nie wie? Czy...
– Spokojnie, stary. Po prostu jest w ciąży. I na razie to tajemnica, więc trzymaj
jęzor za zębami. Po powrocie do Stanów Katie z Rafe’em chcą zaprosić całą
rodzinę i wtedy ogłoszą radosną nowinę.
Griffin odetchnął z ulgą.
– Już mówiłem: umiem dochować tajemnicy.
– Okej. W każdym razie Rafe uznał, że później, jak się dzieciak urodzi, nie
zdołają wyjechać sami na miesiąc. Dzieci to straszne pochłaniacze czasu.
Griffin zadumał się. Kolejny King znalazł miłość życia, ustatkował się i wkrótce
zostanie ojcem. Czy kiedyś jemu też się tak poszczęści? Żona, dzieci... Z drugiej
strony nie był pewien, czy chce się ustatkować. O czym to świadczy?
– Kolejny King dał się usidlić – powiedział, próbując odpędzić od siebie ponure
myśli.
– Dla ciebie małżeństwo to usidlenie, a dla nas źródło szczęścia.
– Jeszcze do niedawna mówiłeś co innego – przypomniał kuzynowi Griffin. –
Pamiętam, jak kilka lat temu spotkaliśmy się na pokera. Rozmawialiśmy o Adamie
i Travisie, którzy właśnie się żenili. Powiedziałeś wtedy...
– Pamiętam – przerwał mu Lucas.
– ... że małżeństwo to jak śmierć, tyle że nieboszczyk ma lepiej, bo już go nic nie
obchodzi.
– Człowiek się zmienia.
– Niestety – stwierdził Griffin. Chwila słabości minęła. Oszaleć na punkcie
jednej kobiety i podpisać cyrograf, że spędzi się z nią resztę życia? O nie, to nie dla
niego. Nie zamierzał wpaść w pułapkę, w którą po kolei wpadali kuzyni. Tak, niech
inni Kingowie zostają mężami i ojcami. On nie ma zamiaru. – Dobra, a wracając do
zrujnowanej kuchni... Postaraj się jak najszybciej przysłać ekipę.
– Okej. Załatwię w ratuszu pozwolenia, potem przygotuję plan robót i prześlę go
Nicole. – Wsunął tablet pod pachę. – Będzie mogła wybrać podłogę, farbę, krany i
tak dalej.
– Świetnie. – Griffin skinął głową.
Już on się postara, aby każda rzecz, jaką Nicole wybierze, była najwyższej
jakości. Nie pozwoli, aby z powodu głupiej dumy miała gorszą kuchnię, niż
mogłaby mieć. Był jej to winien.
Śmiejąc się cicho, Lucas skierował się do wyjścia.
– Wiesz, niektórych zmian nie sposób powstrzymać, nawet jak się jest Kingiem.
Bzdura, wystarczy trochę samozaparcia. Tego jednak Griffin nie powiedział na
głos. Po pierwsze, nie chciał się kłócić. A po drugie, czuł, że coś dziwnego się z
nim dzieje. Że coraz silniej ciągnie go do Nicole. I że samozaparcie może nie
wystarczyć.
W powietrzu unosił się zapach mięsa smażonego na ruszcie. Nicole wyszła z
kuchni, niosąc sałatkę ziemniaczaną oraz półmisek, na którym leżały dodatki do
hamburgera: pokrojone pomidory, krążki cebuli i plastry żółtego sera. Rozejrzała
się wkoło, szukając syna. Chłopiec bawił się w plastikowej piaskownicy, którą
Griffin przeniósł od niej z ogrodu: w skupieniu pomagał dinozaurom pokonywać
piaskowe góry. Usatysfakcjonowana, postawiła sałatkę na drewnianym stole pod
parasolem i skierowała się w stronę Griffina.
Idąc, mierzyła go wzrokiem. Miał goły tors, opalone plecy, długie nogi, czarne
opadające na szyję włosy. Ucisk w brzuchu sprawił, że wzięła głęboki oddech. Czy
on musi chodzić w samych szortach?
– Prawie gotowe – oznajmił, kiedy stanęła obok.
– Super. Zgłodniałam.
– Przynajmniej jak grilluję w ogrodzie, nie trzeba wzywać straży pożarnej. Ups!
– zreflektował się.
– W porządku – powiedziała, starając się nie myśleć o wczorajszym pożarze.
Temat był zbyt bolesny. Dziś nawet wolała nie patrzeć, jak Griffin rozpala brykiety
w grillu. – Lucas przysłał mi swoją ofertę. – Postawiła półmisek z warzywami i
serem na kamiennym blacie obok wspaniałego paleniska, jakie Rafe zbudował.
Czytając ofertę, miała ochotę się rozpłakać. Z uwagi na jej przyjaźń z Katie
Lucas wyraźnie zaniżył koszty, ale i tak końcowa suma ją przeraziła. Wiedziała, że
musi coś wymyślić, żeby pokryć udział własny. Może weźmie kredyt hipoteczny?
A może Lucas pozwoli jej na spłatę ratalną?
– To dobrze. – Griffin rzucił na mięso po kawałku sera. – Mówił, że już jutro
mógłby przysłać ekipę, która zaczęłaby rozbiórkę.
– Rozbiórkę... – Nicole westchnęła ciężko.
– Tak, najpierw rozbiórka, a potem odbudowa. Nie rób tak posępnej miny. –
Położył rękę na jej ramieniu, a ona poczuła, jak przenika ją żar. – Lucas obiecał, że
upora się z remontem najszybciej, jak się da.
– Wiem. – Popatrzyła na swój dom. Wyglądał biednie, samotnie. Po raz
pierwszy, odkąd sięgała pamięcią, nikt w nim nie mieszkał. – Jestem wam obojgu
wdzięczna.
– E tam. Przecież przyczyniłem się do pożaru.
– Fakt. Ale z tego, co mówił twój kumpel strażak, w każdej chwili mogło dojść
do zwarcia.
– Lucas zajmie się również elektryką. Zatrudnia świetnego fachowca.
Nigdy się nie wypłacę! – pomyślała Nicole, ale zdawała sobie sprawę, że nowa
instalacja jest konieczna. Ze strachu, że może znów wybuchnąć pożar, chyba nie
zdołałaby w nocy zasnąć.
– Mam nadzieję, że ubezpieczenie to pokryje, inaczej do końca życia będę
spłacać Lucasa.
– Nie martw się – rzekł Griffin, kładąc na roztopiony ser po plastrze cebuli. – Ja
wszystko pokryję.
Nicole zjeżyła się. Okej, zamieszkała z nim pod jednym dachem w domu Katie,
ale nie zamierzała pozwolić mu płacić za remont kuchni.
– Nic nie pokryjesz. To mój dom i mój problem.
– Nie bądź uparta.
– Słucham?
– Mówię serio. Mam pieniądze, Nicole. Nie zbankrutuję.
Nie chodziło o upór, lecz o dumę. Chciał podeptać jej dumę. Do diabła, może nie
ma tak pokaźnego konta w banku jak Griffin, ale potrafi zaradzić własnym pro-
blemom.
– Nawet się nie waż – syknęła. Czekała, aby napotkał jej wzrok, po czym
dodała: – Nie interesuje mnie, ile masz pieniędzy. Umiem zatroszczyć się o siebie i
mojego syna.
– A kto mówi, że nie umiesz?
– Ty! – warknęła zirytowana. – Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nie
potrzebuję wybawcy.
– Wybawcy? Nie jestem żadnym rycerzem.
– Ale usiłujesz nim być.
– Nie widzę tu zbroi ani białego konia.
Wiedziała, że Griffin Chce jej jedynie pomóc. Może trochę za bardzo się rządzi,
ale...
– Posłuchaj – powiedziała po chwili. – Wiem, że chcesz dobrze, ale ja naprawdę
sama sobie ze wszystkim poradzę. Słowo honoru.
Długo wpatrywał się w nią w milczeniu. Z trudem wytrzymała jego spojrzenie.
– Dobra. Skoro to sobie wyjaśniliśmy, zawołaj Connora, a ja przeniosę
hamburgery do stołu.
Za łatwo się poddał, przemknęło jej przez myśl. Wyraz twarzy miał napięty.
Najwyraźniej nie był zadowolony z rezultatu rozmowy, ale nie zamierzała się tym
przejmować. Po prostu powinien zrozumieć, że nie każda kobieta potakuje, kiedy
King zabiera głos.
Od dawna mieszkała sama i samotnie wychowywała syna. Nikt nie będzie jej
mówił, co ma robić.
Obróciwszy się na pięcie, ruszyła w stronę piaskownicy. Zanim umyła
Connorowi ręce i wróciła do stołu pod parasolem, Griffin nalał wszystkim
lemoniady, jej i sobie do szklanki, chłopcu do plastikowego kubka. Uśmiechnął się,
widząc, jak łapczywie Connor pije przez słomkę.
– Widocznie kiedy się przeprawia dinozaury przez pustynię, człowiekowi
zasycha w gardle.
Nicole pokiwała głową, uradowana, że nie wracają do tematu pieniędzy i
remontu. Może Griffin w końcu przyjął do wiadomości, że to ona odpowiada za
swoje życie.
– Temu człowiekowi zawsze zasycha w gardle. – Czułym gestem odgarnęła
synkowi grzywkę z czoła, po czym odcięła kilka małych kawałków mięsa i
położyła na talerzu chłopca. – Ciągle jest w ruchu, nieustannie coś odkrywa.
– Tacy są chłopcy. Ja i moi bracia też tacy byliśmy – powiedział Griffin,
przerzucając jej na talerz hamburgera. – Podobno nie było dnia, żeby któryś z nas
czegoś nie stłukł.
Nicole nałożyła wszystkim sałatkę ziemniaczaną.
– Ilu masz braci?
Griffin przykrył swojego hamburgera drugą połową bułki i rozciągnął usta w
czarującym uśmiechu.
– Myślałem, że już nas rozpracowałaś.
– Nie całkiem. To niełatwe zadanie.
Wybuchnął śmiechem, a jej znów po plecach przebiegły ciarki.
– To prawda. Sami się w tym gubimy. Ale braci mam pięciu.
– Serio? – Zamrugała zdziwiona.
Była jedynaczką, jej ostatnia krewna, babcia, zmarła kilka lat temu, toteż nie
umiała sobie wyobrazić życia z tak liczną rodziną. W głębi duszy zazdrościła
Griffinowi rodzeństwa i rzeszy kuzynów. Większości ludzi Kingowie kojarzyli się
z ogromnym bogactwem i wysoką pozycją społeczną. Natomiast ona widywała ich
na przyjęciach rodzinnych w ogrodzie, na chrzcinach i ślubach i wiedziała, że są
nie tylko jedną z najbardziej wpływowych rodzin w Kalifornii, ale też jedną z
najbardziej kochających się.
– Tak. Ojciec mówi, że jak tylko pierwszy z nas zaczął chodzić, mama chciała
kolejne dziecko, potem kolejne i tak dalej.
Patrząc na Connora, potrafiła to zrozumieć. Ona również pragnęła mieć
gromadkę, ale wszystko wskazywało na to, że Connor pozostanie jedynakiem.
– Bez względu na to, co robiliśmy i jakie mieliśmy zainteresowania, piłka nożna,
koszykówka, baseball, skauting, mama nad wszystkim panowała.
– Byłeś skautem?
Poderwał głowę, jakby oburzony jej niedowierzaniem.
– Owszem, byłem. Garrett i ja potrafilibyśmy przetrwać w puszczy, mając przy
sobie jedynie sznurek i scyzoryk.
Zmrużyła oczy, próbując go sobie wyobrazić jako kilkulatka, ale nie dała rady.
Zbyt duże wrażenie wywierał na niej jako dorosły, niezwykle pociągający męż-
czyzna.
Podniósł do ust hamburgera.
– Mmm, uwielbiam dobrze przyrządzone burgery.
– Ja też.
– Wreszcie się w czymś zgadzamy. Co teraz? Połączy nas dozgonna przyjaźń?
Dojrzała błysk wesołości w jego oczach.
– Nie liczyłabym na to.
– Łamiesz mi serce. Twarda z ciebie sztuka.
– Twarda.
Dorzuciła Connorowi jeszcze kilka kawałków mięsa, plasterek pomidora i pół
łyżki sałatki. Chłopczyk przystąpił do jedzenia.
– Lucas powiedział, że kiedy uprzątną bałagan, porozumie się z tobą w sprawie
podłogi, koloru ścian, blatów, mebli i tak dalej.
– Wiem, wspomniał o tym w mejlu. – Na myśl o czekających ją wydatkach
zrobiło jej się niedobrze. Pyszny hamburger stracił smak. Zaczęła go przeżuwać, w
końcu przełknęła. – Odpisałam mu, że ma być tak, jak było.
– Co? Chcesz mieć linoleum na podłodze? I laminowane blaty? Czy nie lepiej...
– Chyba domyślił się powodu jej decyzji, bo po chwili skinął głową. – Jasne, w po-
rządku.
– Nie stać mnie na lepsze wyposażenie. Lepsza będzie elektryka, na razie to
wystarczy. Może jedynie zmienię kolor ścian z jasnożółtych na pistacjowe.
Griffin zacisnął wargi i ponownie skinął głową. Psia– kość, gdyby nie była tak
uparta!
– Za kilka lat, jak zdołam co nieco oszczędzić, urządzę sobie kuchnię marzeń.
– Czyli? – spytał.
– Mmm, będzie piękna. – Zamknąwszy powieki, zobaczyła obraz wymarzonej
kuchni. Od dawna urządzała ją w myślach. – Zamówię kamienną podłogę w
kolorze dębu...
– Co dalej?
– Zachowam pistacjowe ściany. Szafki muszą pasować do podłogi. Blaty będą
granitowe, ale nie czarne i nie mleczne.
– A jakie?
– Podoba mi się perłowoszary odcień, jak u Katie, ale chyba zdecydowałabym
się na ciemny beż z niebieskimi i zielonymi smugami.
– Lubisz zieleń, prawda?
– To źle?
– Nie. Mów dalej.
– No więc pistacjowe ściany, duży głęboki zlew ze stali nierdzewnej, oczywiście
taka bateria jak u Katie, jednouchwytowa, z wężem...
– Oczywiście.
Zmrużyła oczy. Podśmiewał się? Zresztą czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
– Wielka lodówka – kontynuowała – oraz kuchenka na sześć fajerek.
– Na sześć? Po co tyle?
Wzruszyła ramionami.
– Lubię gotować. W obecnej dwa palniki nie działają, z sześcioma oszalałabym
ze szczęścia. – Znów pokroiła Connorowi hamburgera na kawałki. – No ale to
odległa przyszłość. – Marzenia to miła rzecz, ale trzeba twardo stąpać po ziemi. –
Na razie chciałabym po prostu odzyskać dom i swoją starą kuchnię.
– Lucas szybko się ze wszystkim upora.
– Wiem.
– W domu Rafe a i Katie możesz mieszkać, ile chcesz
– Sięgnąwszy po dzbanek, Griffin dolał im obojgu lemoniady. – Czuj się jak u
siebie. Tak jak obiecałem, nie będę ci wchodził w drogę.
– To ja tobie powinnam to obiecać. Po raz pierwszy od lat jesteś na urlopie,
prawda?
– Nie umiem wypoczywać. Po trzech dniach zacząłem wariować.
– Wariować? Bez przesady. Siedząc w jacuzzi, sprawiasz wrażenie całkiem
zadowolonego z życia.
– To świetny punkt obserwacyjny. – Puścił do niej oko. – Moja asystentka
zagroziła, że odejdzie, jak będę wydzwaniał do biura, więc staram się trzymać z
dala od telefonu.
– Lubisz swoją pracę?
– Owszem. Garrett i ja stworzyliśmy King Security od podstaw. Poświęciliśmy
mnóstwo czasu i energii, żeby firmę rozkręcić. Przez kilka lat obaj żyliśmy pracą.
Potem on poznał Alexis...
– Ożenił się i przeniósł na Kadrię – dokończyła Nicole.
– Zgadza się. Obecnie zarządza europejską filią naszej firmy, a ja amerykańską.
Bez Garretta jest...
– Dziwnie? – Wiedziała, że bliźniaków łączy bliska więź. Griffinowi musi być
ciężko bez brata.
– Bardzo dziwnie – przyznał. – Brakuje mi go.
– To zrozumiałe. – Podniosła szklankę i wypiła łyk lemoniady. – Ale i tak masz
tu liczną rodzinę.
– Fakt. Gdzie człowiek spojrzy, tam kolejny King. Można zwariować. –
Rozciągnął usta w uśmiechu.
Przez moment przesuwała palce po oszronionej szklance.
– Wiesz, zazdroszczę ci. Na przyjęciach, na które Katie mnie zaprasza, widzę,
jak dobrze czujecie się w swoim towarzystwie. Nie ma między wami zawiści,
niechęci.
– To prawda. A twoja rodzina nie mieszka w Kalifornii?
Na jej twarzy osiadł smutny uśmiech.
– Rodzice zmarli, kiedy byłam dzieckiem, a dziadkowie kilka lat temu. –
Przeniosła spojrzenie na swój dom, pusty i częściowo spalony. Dobrze, pomyślała,
że babcia z dziadkiem tego nie widzą. – Chałupę dostałam po nich w spadku.
– Nie martw się. Za dwa tygodnie znów w niej zamieszkasz – rzekł Griffin,
zupełnie jakby czytał w jej myślach. – Zapomnisz, że kiedykolwiek wybuchł tu po-
żar.
Uśmiechnęła się, ale wiedziała, że minie wiele czasu, zanim zapomni o tym, co
się stało.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Upłynęły trzy dni, a ona nie przestawała dziękować Bogu, że jej laptop ocalał.
Korzystając z tego, że pół dnia Connor spędzał w przedszkolu, usiłowała
nadrobić zaległości w pracy. Podliczając rachunki za kwiaty, powtarzała sobie w
duchu, że ma szczęście. Oboje są bezpieczni. Ogień zniszczył jedynie kuchnię. Jest
ubezpieczona. Wprawdzie ubezpieczyciel nie pokryje kosztu całego remontu – bę-
dzie musiała naruszyć swoje mizerne oszczędności lub wziąć kredyt – ale pokryje
większą część. Ma sprawny komputer, czyli może pracować i zarabiać. Ma też
dach nad głową, za który nie musi nic płacić.
Same pozytywy. Jedyny minus to Griffin.
Odjęła palce od klawiatury i zadumała się. Starał się trzymać od niej z daleka. W
ciągu tych trzech dni, odkąd przeniosła się do domu Katie, widziała go tylko
podczas śniadań i kolacji. Resztę czasu albo siedział w jacuzzi, albo urzędował w
jej kuchni, albo jeździł gdzieś samochodem.
I bardzo dobrze. Odkąd zostali sąsiadami, cały czas chodziła spięta. Obudziły się
w niej dawno uśpione pragnienia. Bez przerwy ją dręczyły, sprawiały, że źle sypia-
ła i miała dziwne sny. Na przykład wczoraj i przedwczoraj śniło jej się, że Griffin
ją pieści, a ona wciąż chce więcej. Rano obudziła się nieszczęśliwa i niewyspana.
Podczas śniadania zastanawiała się, jakim jest kochankiem. Idiotka. Na pewno był
świetny w łóżku, ale to nie miało znaczenia. Nigdy się o tym nie przekona. Po
pierwsze dlatego, że Griffin nie wykazywał nią żadnego zainteresowania, a po
drugie...
Wzdychając, zamknęła teczkę z dokumentami i wyłączyła komputer. Nie mogła
skupić się na pracy. No więc po drugie... Musi być jakieś po drugie. Na pewno
było. Ale nic sensownego nie chciało jej przyjść do głowy. Dobra, skup się,
rozkazała sobie.
Był nieżonaty. Ona również nie była z nikim związana. Tak, miała syna, ale nie
szukała przecież ojca dla dziecka i męża dla siebie. Chodziło jej wyłącznie o or-
gazm. Może dwa. Tak dawno nie była z żadnym mężczyzną, a Griffin był tak
przystojny, tak seksowny...
Przez trzy noce leżała w łóżku, myśląc o tym, że Griffin śpi po drugiej stronie
korytarza. Przez trzy noce,, kiedy w końcu zasypiała, Griffin pojawiał się w jej
snach. W snach, które były tak przesiąknięte erotyzmem, że budziła się obolała i
spragniona.
– Jak mam pracować, kiedy nie mogę przestać o nim myśleć?
Pytanie było z gatunku retorycznych. Nie znała odpowiedzi. Chociaż nie, znała,
ale to jej w niczym życia nie ułatwiało. Zwyczajnie w świecie nie wiedziała, co ma
z tym wszystkim począć. Nie mogła się wyprowadzić, bo nie miała dokąd. Jej dom
nie nadawał się do zamieszkania. Katie z Rafe'em wrócą dopiero za dwa tygodnie,
czyli do tego czasu będzie skazana na towarzystwo Griffina. Musi znaleźć sposób
na siebie, na niego, na całą sytuację.
W chwili obecnej, jak każdego dnia, przebywał ze swoim kuzynem i ekipą
remontową w jej zniszczonej kuchni. Ona sama trzymała się od tego miejsca z
daleka. Zajrzała tam pod koniec pierwszego dnia pracy ekipy remontowej,
popatrzyła na „kontrolowaną” rozbiórkę i uciekła. Nie mogła znieść widoku
facetów z młotami rozwalającymi szafki. To było zbyt traumatyczne przeżycie. Z
kuchnią babci wiązało się tak wiele wspomnień! Postanowiła, że wróci dopiero
wtedy, jak remont będzie skończony.
Miała zaufanie do Lucasa i jego ludzi. Co by to dało, gdyby kręciła się im pod
nogami? Nic. Dlatego porozumiewała się z szefem King Construction telefonicznie
oraz mejlowo, a Griffin, skoro chciał, mógł sobie przesiadywać na gruzowisku. No
właśnie, co rusz tam zaglądał; to był kolejny powód, dlaczego unikała chodzenia do
swojego domu.
Psiakość, bez względu na to, czym się zajmowała, jej myśli stale krążyły wokół
Griffina.
– To bez sensu – stwierdziła.
Wstała od stołu, chwyciła torebkę, kluczyki do samochodu i energicznym
krokiem ruszyła do drzwi.
Wiedziała, czego potrzebuje: mocnej kawy i kogoś, kto by przemówił jej do
rozsądku, niekoniecznie w tej kolejności. Na Katie nie mogła liczyć, ale nie żyła
przecież na pustyni.
Pół godziny później siedziała przy małym okrągłym stoliku w Cupcake Central,
cukierni, której właścicielką była jej przyjaciółka, a zarazem klientka, Sandy
Canzon.
– Wiesz, na czym polega twój problem? – powiedziała Sandy, biorąc łyk kawy.
– Za dużo myślisz. Griffin King jest przystojnym facetem, ty atrakcyjną babką...
Nicole roześmiała się speszona.
– ... on nie jest z nikim związany, ty również. Mieszkacie w jednym domu. Nie
widzę żadnych przeszkód...
Nicole zmarszczyła czoło. Sandy była żoną człowieka, w którym zakochała się
w liceum, miała troje dzieci, prowadziła własny biznes. Niczego jej do szczęścia
nie brakowało. Niestety, nie umiała uchronić jej, Nicole, przed popełnieniem
głupstwa.
– Sądziłam, że usłyszę: „Dziewczyno, puknij się w głowę! Nie rób tego! ”
– Chyba żartujesz? – Sandy wybuchnęła śmiechem. – Jeszcze nie zwariowałam.
– Ja też nie. – Nicole wbiła wzrok w kubek z kawą, jakby tam szukała pomocy,
której nigdzie indziej nie mogła znaleźć. – Jeśli ulegnę, będzie katastrofa.
– Co jest złego w dobrym seksie? – zdziwiła się Sandy. Mówiła cicho, tak by
nikt ich nie słyszał.
– Wszystko, jeśli się go uprawia z niewłaściwym facetem.
– A dlaczego Griffin jest „niewłaściwy”?
– Od czego by tu zacząć? Choćby dlatego, że nosi nazwisko King.
– Nie rozumiem. Większość kobiet w Kalifornii marzy o tym, aby poznać
któregoś z nich.
– Wiem, ale... Moja najlepsza przyjaciółka jest żoną Rafe’a Kinga.
– I dlatego tobie nie wolno pójść do łóżka z Griffinem Kingiem?
– Tak. Bo Katie mogłaby się czuć niezręcznie.
– Wybacz, ale nie pojmuję, dlaczego miałoby jej przeszkadzać, że sypiasz z
kuzynem jej męża.
– Przeszkadzać to może nie, ale... Podobno ostrzegła wszystkich nieżonatych
Kingów, żeby się do mnie nie zbliżali. Nie chce, żebym przez nich cierpiała.
– Hm... – Sandy wzięła w palce babeczkę z nadzieniem malinowym, odłamała
kawałek i wrzuciła sobie do ust. – Ale gdyby pomysł wyszedł od ciebie, wtedy
Katie do nikogo nie mogłaby mieć pretensji.
– Tak myślisz?
– Absolutnie.
– Sama nie wiem... – Nicole urwała. Boże, czy naprawdę rozważała romans z
Griffinem? Wszystko na to wskazywało.
Sandy rzuciła okiem na ladę, za którą jej pracownica parzyła klientce kawę, po
czym ponownie spojrzała na Nicole i pochyliwszy się, szepnęła:
– Od lat nie uprawiałaś seksu.
Nicole westchnęła ciężko.
– Nie musisz mi przypominać.
– Najwyraźniej muszę, skoro masz okazję, a się wahasz.
– Obiecałam sobie, że właśnie od takich mężczyzn jak Griffin będę trzymać się
na odległość. Podobnie jak mój eks, Griffin lubi skakać z kwiatka na kwiatek.
– I dlatego jest idealny dla ciebie! – zawołała Sandy, uśmiechając się
triumfalnie. – Przecież nie szukasz miłości do grobowej deski, chodzi ci tylko o
miłą rozrywkę, a do tego Griffin świetnie się nadaje. Zastanów się. Romans bez
zobowiązań, bez oczekiwań, bez obietnic, bez złamanego serca, za to z dużą dozą
fajnego seksu. Facetom wolno, a nam nie?
Wszystko się zgadzało. Czując pieczenie w miejscach, które zbyt długo
pozostawały w stanie uśpienia, Nicole przyznała Sandy rację.
– Potraktuj to jak przygodę. Swoją drogą przydałby ci się urlop. Nie znam
nikogo, kto haruje tak ciężko jak ty, a w dodatku zajmuje się dzieckiem i domem
i...
– Rozumiem. – Nicole przerwała przyjaciółce, zanim ta się zdążyła rozkręcić. – I
Griffin idealnie pasuje.
– No, nareszcie kumasz!
Czy potrafiłaby się na to zdobyć? Na krótki, niezobowiązujący romans? Przez
minutę czy dwie rozważała ten pomysł. Seks bez miłości był zupełnie nie w jej
stylu, z drugiej strony... Psiakość, szkoda byłoby nie skorzystać z okazji.
– Wiesz co? Przyjechałam, żebyś przemówiła mi do rozsądku, a nie zachęcała do
szaleństwa.
– Akurat! – Sandy wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Przyznaj: liczyłaś, że dam ci swoje błogosławieństwo. I nie pomyliłaś się.
Nicole zamyśliła się. Tak, chyba faktycznie na to liczyła. Sandy była osobą,
która nie marnuje okazji. I ona, Nicole, potrzebowała zachęty.
Sandy musiała wrócić do pracy. Nicole została sama przy stoliku, żeby dopić
kawę. Spoglądając przez okno, obserwowała ludzi na ulicy. Latem zawsze
przyjeżdżało mnóstwo turystów. Ludzie w różnym wieku – mamy z dziećmi, starsi
małżonkowie, młodzież z deskami surfingowymi – kierowali się w stronę plaży.
Wszyscy sprawiali wrażenie zadowolonych z życia. Wszyscy prócz niej. Może
Sandy miała rację. Może czas najwyższy, by wreszcie pomyślała o sobie.
Okej, opróżniła kubek, dojadła pyszną babeczkę i zaczęła planować, w jaki
sposób uwiedzie Griffina.
Ledwo powłócząc nogami, Griffin doszedł do jacuzzi i zanurzył się w wodzie.
Cały dzień harował z ekipą Lucasa w zdewastowanej kuchni. Jako nastolatek kilka
lat z kolei pracował na budowie, więc orientował się, jakie narzędzie do czego
służy. Steve i Arturo byli wdzięczni za pomoc, a on wolał spędzać czas poza
domem i nie wchodzić Nicole w drogę. Potrzebował zająć czymś głowę, żeby nie
myśleć o kobiecie, która doprowadzała go do szału.
Osiągnął cel. Padał na nos ze zmęczenia. Miał nadzieję, że dzisiejszej nocy
zaśnie bez problemu i może wreszcie nic mu się nie przyśni. Bo dotychczas miał
same erotyczne sny, w których występowała Nicole. Rano budził się podniecony i
niewyspany.
– Będzie dobrze. – Oparł głowę o brzeg jacuzzi.
Gałęzie starego wiązu kołysały się na wietrze, liście cichutko szeleściły. Na
niebie migotały gwiazdy. Griffin wpatrywał się w nie, czując, jak powoli się
odpręża.
Nocami w tej części Long Beach panował spokój. Gdzieś na końcu ulicy
szczekał pies, z jakiegoś domu dochodziły przytłumione dźwięki muzyki, poza tym
nic się nie działo.
– Będzie dobrze – powtórzył.
Po chwili jednak usiadł i zacisnął ręce na brzegu jacuzzi. Będzie dobrze?
Akurat! Jacuzzi nie pomagało, nic nie pomagało. Był spięty od pierwszego dnia
urlopu i to bez względu na to, ile godzin spędzał na próbach zrelaksowania się w tej
pieprzonej wannie!
– Kto powiedział, że urlop to taka wspaniała rzecz?
– Strumienie wody wypływające z dysz zagłuszały jego słowa. – I co złego jest
w pracy?
W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mu odpowiedzieć. I nie spodziewał się
odpowiedzi. Sam wiedział, że praca wiele człowiekowi daje. Pozwala się zająć
czymś pożytecznym, zarobić na chleb, nie myśleć o głupstwach.
Nawet nie miał na kogo zwalić winy. Z własnej nieprzymuszonej woli
postanowił wziąć urlop, zastanowić się nad swoim życiem. Był typowym
pracoholikiem, który od rana do nocy przesiaduje w biurze. Czy to mądre? Teraz
jednak najchętniej zaszyłby się w gabinecie... Albo poleciał na Kadrię w
odwiedziny do brata. Albo umówił się na randkę z jakąś piękną, bezimienną
modelką. Po prostu marzył o tym, by być gdziekolwiek indziej, bo odkąd Nicole z
Connorem wprowadzili się do domu Katie i Rafe'a...
Poruszył się niespokojnie. Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Czuł się tak, jakby
stał na skraju przepaści...
Wiedział, że musi wprowadzić zmiany, spoważnieć, dorosnąć. Zresztą czas
najwyższy.
– Dwa tygodnie. Chyba wytrzymasz, co? – spytał szeptem. – Lucas przydzielił
do remontu dodatkową ekipę. Niedługo chłopaki ze wszystkim się uporają i zanim
się obejrzysz, Nicole wróci do siebie.
Ale na razie musiał zaciskać zęby i robić dobrą minę do złej gry. Każdy dzień
zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Dziesiątki myśli krążyły mu po głowie,
doprowadzając go do obłędu. Dotychczas na widok atrakcyjnej kobiety Griffin
King przystępował do działania, a teraz wiedział, że mu nie wolno, że musi
odpuścić. Bardzo go to męczyło.
Ponownie zanurzył się po szyję.
– Mógłbyś przenieść się do hotelu. A jeszcze lepiej: wrócić do pracy. Kto ci każe
tu siedzieć?
Po chwili uzmysłowił sobie, że to nie jest dobry pomysł, i to z kilku powodów.
Po pierwsze, Garrett wytykałby mu do końca życia, że skrócił urlop, bo nie potrafił
wytrzymać bez pracy. Z kolei wyprowadzka do hotelu byłaby tożsama z ucieczką,
a Kingowie nigdy nie chowali ogona pod siebie. Byli odważni, nieustępliwi, bronili
swoich racji, nawet gdy grunt usuwał im się spod nóg.
– Hardzi Kingowie... Tacy jesteśmy.
– Znów rozmawiasz ze sobą?
Podskoczył gwałtownie, rozlewając wkoło wodę, po czym zerknął za siebie. Na
widok Nicole, która kierowała się w jego stronę, natychmiast pożałował, że się
obejrzał.
Oczywiście domyślał się, że ma fantastyczne ciało, ale co innego podziwiać je,
kiedy chodziła w kusych szortach i cienkiej bluzce na ramiączkach, a co innego,
kiedy przyodziała swoje cudowne kształty w skąpe bikini.
W srebrzystym świetle promieni księżycowych jej skóra wydawała się gładka
jak jedwab. Jędrne krągłe piersi okrywały dwa jaskrawozielone skrawki materiału.
Brzuch miała płaski, biodra ponętnie zaokrąglone. Tuż nad udami znajdował się
trzeci zielony trójkącik. Kiedy Griffin utkwił w nim wzrok, poczuł, jak jego ciało
reaguje podnieceniem. Kurczę, niedobrze, pomyślał.
– No proszę. – Nicole uśmiechnęła się promiennie. – Czyżby Griffin King
zaniemówił? To niespotykane!
Potarł ręką policzek, brodę, drugi policzek i potrząsnął głową. Co jak co,
Kingowie zawsze są górą. Jeszcze żadna kobieta nie sprawiła, aby czuł się słaby
czy bezbronny. Okej, stary, otrząśnij się, i to szybko! Masz mieć trzeźwy umysł,
myśleć chłodno, racjonalnie. Ale jak miał myśleć chłodno, kiedy patrzył na ciało
Nicole?
– Zaskoczyłaś mnie. Nie słyszałem, jak otwierasz drzwi. – Ściągnął brwi. – A
gdzie Connor?
– W łóżku – odparła, podając mu butelkę wina i dwa kieliszki, których wcześniej
nawet nie zauważył.
Spokojnie, stary! Nie podniecaj się. Łatwo powiedzieć, pomyślał, kiedy Nicole
weszła po dwóch schodkach, przełożyła nogę, a po chwili zanurzyła się w bul-
goczącej wodzie. Gotów był przysiąc, że temperatura wody podniosła się co
najmniej o dwadzieścia stopni.
– Mmm, bosko – zamruczała, siadając koło niego.
Poczuł igiełki w całym ciele.
– Co tu robisz? – spytał.
Od wielu dni to na niego warczała, to go ignorowała.
I nagle, ni stąd, ni zowąd, pojawia się niemal naga, z butelką wina? Wyglądało
to bardzo podejrzanie. Ciekawe, co knuła? Na wszelki wypadek odsunął się parę
centymetrów, byle dalej od pięknej kusicielki.
Nie był idiotą. Domyślał się, że nie chodzi jej tylko o niewinny relaks w jacuzzi.
Nie zamierzał jednak pozwolić, aby rządziły nim hormony; najpierw musi odkryć,
jaki dokładnie Nicole ma plan. Posłała mu uwodzicielski uśmiech. Na moment
zaparło mu dech w piersi.
– Pomyślałam, że sprawdzę na własnej skórze, dlaczego spędzasz tu tyle czasu.
– Dysza za jej plecami wypuściła strumień wody. Nicole westchnęła. – Chyba za-
czynam rozumieć.
Kiedy wygięła plecy, tak by strumień uderzał w sam ich środek, jej piersi
wynurzyły się nad powierzchnię wody.
– To świetnie.
– Przyniosłam wino. – Wskazała na butelkę, którą trzymał w ręce.
– Wiem, ale...
– W pokoju małego włączyłam elektroniczną nianię. Odbiornik postawiłam obok
na stoliku. Jeśli Connor się obudzi, usłyszę. – Sięgnąwszy po kieliszki, przysunęła
je do butelki. – To co, może byś nam nalał? Miło będzie siedzieć w ciepłej
bulgoczącej wodzie, popijając wino.
Korciło go. Z drugiej strony wiedział, że sączenie wina w jacuzzi, w
towarzystwie pięknej kobiety, może się zakończyć tylko w jeden sposób. Pokręcił z
uśmiechem głową. Psiakość, nie potrafi oprzeć się pokusie.
– Hej. – Pomachała mu przed twarzą pustymi kieliszkami. – Nalejesz czy wolisz,
żebym poszła?
Powinien odstawić butelkę i pozwolić Nicole odejść. Zamiast tego nalał im
wina. Ciekaw był, do czego Nicole zmierza. Ciepła woda, wino, niebo usiane
gwiazdami...
Odstawił butelkę na stolik, po czym wyciągnął się w wodzie i podniósł kieliszek
do ust.
– Dobra, o co chodzi?
– O co chodzi? Nie rozumiem... – Nicole zatrzepotała rzęsami. Po jej wargach
przemknął cień uśmiechu.
Kobiety! Podejrzewał, że od urodzenia wiedzą, co robić, aby zawrócić
mężczyźnie w głowie. Tyle że mężczyźni na ogół są przewidywalni. Wystarczy, że
zobaczą seksowną dziewczynę, a już tracą rozum. A jak ta seksowna dziewczyna
pośle im zmysłowy uśmiech, to koniec.
– Rozumiesz, rozumiesz.
Rzuciła mu spojrzenie spod rzęs. O tak, zdecydowanie coś knuła! Postanowił
mieć się na baczności. Z doświadczenia wiedział, że kiedy kobiecie na czymś
zależy, zwykle osiąga swój cel.
– Nigdy dotąd nie przyłączyłaś się do mnie w jacuzzi – dodał. – Dlaczego teraz?
Dlaczego z winem?
Wzruszyła ramionami.
– Bo jest pogodny wieczór. Bo mam za sobą długi męczący dzień. Bo
odpoczynek w jacuzzi wydał mi się czymś przyjemnym. Chyba musi być, prawda?
Skoro ty codziennie tu się relaksujesz.
Ostatnio przesiadywał w jacuzzi, żeby nie przesiadywać z Nicole w salonie.
Teraz dostrzegł swój błąd. Przynajmniej gdyby oglądali telewizję, Nicole byłaby
ubrana.
Przymknął oczy: ponownie zobaczył, jak Nicole w zielonym bikini zbliża się do
jacuzzi. Uniósłszy powieki, utkwił spojrzenie w bąbelkach, które tworzyły się w
wodzie tuż nad jej piersiami. O Chryste...
– Co ci jest?
– Nic, wszystko w porządku.
Znów odsunął się kilka centymetrów. Usiłował nakazać swojemu ciału, żeby się
odprężyło. Na próżno. Nie miał nad nim żadnej kontroli.
– To dobrze – powiedziała, pijąc kolejny łyk wina. – Bo chcę o czymś z tobą
porozmawiać.
– Tak? O czym?
– Chciałabym spędzić z tobą noc.
Zakrztusił się. Różnych rzeczy się spodziewał, ale nie tego, żeby Nicole Baxter
składała mu taką propozycję. Miał ochotę się uszczypnąć, sprawdzić, czy na pewno
nie śni.
Kiedy wreszcie mógł normalnie oddychać, popatrzył na nią zdumiony.
– Mówisz serio?
– Absolutnie.
Nie ruszył się z miejsca, chociaż wiedział, że powinien wstać i opuścić jacuzzi,
póki jeszcze może.
– Wiem, że ci się podobam – ciągnęła Nicole. – Nieraz widziałam, jak wodzisz
za mną wzrokiem.
Owszem, lecz sądził, że robi to dyskretnie.
– Nie gniewaj się, Nicole, ale to jedynie świadczy o tym, że jestem facetem z
krwi i kości.
– Ostatnio mnie unikasz.
Owszem, ale nie zamierzał przyznać jej racji.
– Po prostu staram się nie wchodzić ci w drogę.
– Ukrywasz się.
Co to, to nie! Kingowie nie ukrywają się.
– Nieprawda.
– Dlaczego się denerwujesz?
Parsknął śmiechem. Wcale nie był zdenerwowany. Był... ostrożny, a to różnica.
Każdy byłby ostrożny, idąc przez pole minowe.
– Do czego zmierzasz, Nicole?
– Już ci mówiłam. – Wzruszyła ramionami. – Uważam, że powinniśmy mieć
romans.
W gardle mu zaschło. Potrafi dziewczyna zaskakiwać, pomyślał. Ale dlaczego
on nie potrafi sklecić jednego sensownego zdania?
– Dlaczego?
– Bo mnie pragniesz. Bo ja pragnę ciebie. To chyba wystarczający powód?
No, dobra. Jeśli go pamięć nie myli, sam używał identycznego argumentu,
usiłując przekonać do seksu inne kobiety. Dziwne to uczucie słyszeć, jak ktoś
wypowiada jego słowa.
Podobała mu się propozycja Nicole, ale jeszcze jedna rzecz, a raczej osoba, stała
im na przeszkodzie.
– Masz syna – oznajmił.
– To jego nie dotyczy.
– Dotyczy. – Griffin skinął głową w stronę odbiornika. – Poza tym mam zasady.
– Jakie?
– Nie umawiam się z kobietami, które samotnie wychowują dzieci. – Odepchnął
od siebie bolesne wspomnienie. Nie rozmawiali o jego przeszłości. Nicole i jej
propozycja to teraźniejszość.
– Wcale byśmy się nie umawiali. Uprawialibyśmy seks.
– Na jedno wychodzi – odparł. – Wiem, co mówię.
Przysunęła się jeszcze bliżej. Poczuł, jak jej udo ociera się o jego nogę. Jak tak
dalej pójdzie, to nigdy nie zdusi podniecenia.
– Posłuchaj, Griffin, nie chcę się z tobą wiązać. Po co wszystko komplikujesz?
Chcę przeżyć cholerny orgazm, może dwa lub trzy, i tyle.
– Nie wierzę własnym uszom. O czym my rozmawiamy?
– O seksie. Czy nigdy żadna kobieta nie przystawiała się do ciebie? Nie
podrywała cię?
– Podrywała, i to niejedna, ale...
– Więc czym się od nich różnię? – W jej oczach pojawił się błysk, błysk
pożądania, a także złości.
Coraz bardziej go intrygowała. Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, ponownie
zabrała głos.
– Od trzech lat jestem rozwódką. Wiesz, kiedy ostatni raz kochałam się z
mężczyzną?
Popatrzył jej prosto w oczy. Nie potrafiłby odwrócić wzroku, nawet gdyby ktoś
przystawił mu pistolet do skroni. W oczach Nicole płonął ogień.
– Kiedy?
– Trzy lata temu. Przez pierwszy rok po rozwodzie byłam wściekła i za bardzo
zraniona, żeby w ogóle myśleć o seksie. Przez drugi rok nie miałam chwili wolnej,
bo praca, dom, dziecko... Niedawno minął trzeci rok i jestem tak napalona, że... –
urwała.
On też z każdą sekundą był coraz bardziej napalony. Pokiwał ze zrozumieniem
głową.
– Nic dziwnego.
– No właśnie. – Wolno wypuściła powietrze. – Słuchaj, znam twoją reputację.
– Ach, tak?
– Nie jestem głupia. Widuję twoje zdjęcia w kolorowych pismach, poza tym
przyjaźnię się z Katie, a ona często mi opowiada o tym, co się dzieje u Kingów. –
Na moment zamilkła. – W każdym razie wiem, że jesteś playboyem, że lubisz
skakać z kwiatka na kwiatek...
– Wcale nie... – Griffin zaczął protestować, ale ugryzł się w język. Bo co mógł
powiedzieć? Miała rację.
Do niedawna faktycznie nie przepuścił żadnej ładnej buzi. Ale to się zmieniło.
Uznał, że najwyższy czas dorosnąć.
– Ojej, nie chciałam cię urazić – wtrąciła Nicole. – Dla mnie twoja niestałość
uczuciowa jest zaletą.
– Zale...
– Nie interesuje cię związek aż po grób i przysięgam, że mnie też nie. Chodzi mi
wyłącznie o seks. O jednorazową przygodę, a w tym się przecież specjalizujesz,
prawda?
Wzruszył ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. Nicole nie czekała.
– Więc jeśli tylko nie masz żadnych chorób... Jesteś zdrowy, prawda?
– Oczywiście, że tak – oburzył się.
Odetchnęła z ulgą.
– Świetnie. Fantastycznie.
Mrużąc oczy, Griffin pokręcił z niedowierzaniem głową. To była najdziwniejsza
sytuacja, w jakiej kiedykolwiek się znalazł. Nigdy dotąd żadna kobieta nie złożyła
mu takiej propozycji. Zawsze to on był łowcą i uwodzicielem, a nie odwrotnie. I
prawdę mówiąc, znacznie lepiej czuł się w roli myśliwego niż ściganego.
Hm, ale odmiana może być intrygująca.
ROZDZIAŁ PIĄTY
– Oszalałaś. Wiesz o tym, prawda?
– O co ci chodzi? – spytała, z trudem zachowując powagę.
– Absolutnie o nic – odparł ze śmiechem.
Tak, to wspaniały pomysł, uznał, zabierając Nicole kieliszek. Postawił oba na
stoliku. Jedna upojna noc w zupełności wystarczy. Potem z Nicole będzie tak jak ze
wszystkimi kobietami, z którymi się kiedykolwiek umawiał. Straci nią
zainteresowanie. Nie będzie więcej o niej śnił. Rano wreszcie zacznie się budzić
wypoczęty. Wspólna noc obojgu przyniesie pożytek.
Genialnie to wymyśliła! Dlaczego sam wcześniej nie wpadł na taki pomysł?
Zresztą może by wpadł, gdyby nie namieszała mu w głowie. Chociaż na pewno nie
wykonałby pierwszego kroku, bo wystrzegał się samotnych matek. Nie mówiąc już
o tym, że Katie by go zabiła, gdyby skrzywdził jej przyjaciółkę. Ale czy można
przejmować się groźbą, kiedy obok siedzi pociągająca kobieta w skąpym bikini?
– Żadnych zobowiązań – szepnęła.
– Żadnych obietnic.
– Przygoda.
– Seks.
– Przyniosłam prezerwatywy. – Spod sznurka przytrzymującego dół kostiumu
wyciągnęła kilka opakowań.
– Bardzo mądrze – pochwalił Griffin, po czym przytknął usta do jej warg.
Marzył o tym od wielu dni.
Pierwszy dotyk był elektryzujący. Griffin poczuł, jak po całym jego ciele
przebiega prąd. Dosłownie płonął. Nicole gorąco odwzajemniała pocałunek. Griffin
objął ją w pasie i wciągnął na kolana. Zarzuciła mu ręce na szyję.
Gładziła go po ramionach, najpierw wolno, potem coraz szybciej i intensywniej,
jakby wciąż było jej mało. Jemu na pewno było za mało: przytulił ją mocniej, nie-
mal miażdżąc w uścisku. Ciało miała szczupłe, lecz zaokrąglone we wszystkich
właściwych miejscach, a on pragnął te miejsca zbadać, dokładnie, jedno po drugim.
Przyłożył rękę do jej prawej piersi. Nicole wygięła plecy i wstrzymała oddech,
kiedy potarł kciukiem o twardą brodawkę. Nie cofając palców, odchylił się lekko,
by spojrzeć na tę wspaniałą istotę, która przyszła do niego z tak nęcącą propozycją.
Oczy miała wpółprzymknięte, zamglone, usta lekko otwarte; oddychała ciężko. Po
chwili poruszyła biodrami. Wciągnął z sykiem powietrze. Był podniecony, członek
miał nabrzmiały i bał się, że lada moment eksploduje – wystarczy jeden niewłaści-
wy ruch. Więc niewłaściwych zamierzał się wystrzegać.
Zaciskając ręce na talii Nicole, obrócił ją twarzą do siebie. Wsparta na kolanach
pochyliła się i uśmiechnęła zalotnie, czując, jak jej piersi ocierają się o jego tors.
– Fajnie... Podoba mi się...
– Będzie jeszcze lepiej – szepnął.
Ledwo go słyszała ponad głośnym pyrkaniem dysz wypluwających strumienie
wody.
– Tak? Udowodnij.
– Zamierzam.
Ponownie zamknął jej usta pocałunkiem. Jestem w raju, przemknęło mu przez
myśl. Odbierał Nicole wszystkimi zmysłami, zatracał się w doznaniach: w dotyku
jej rąk, w uścisku ud, w oddechu, który łaskotał jego wargi. Pożądał jej jak żadnej
innej kobiety. Żadna nie smakowała tak wyśmienicie, nie pachniała tak bosko, nie
całowała tak namiętnie. Z tyłu głowy rozległ się dzwonek ostrzegawczy, który
stopniowo przybierał na sile. Griffin zignorował go. Później będzie się zastanawiał,
czy coś źle zrobił. Na razie pragnął wejść w Nicole. Zdobyć ją, posiąść jej ciało.
Przesunął ręce niżej i pociągnął lekko za dół od bikini. Chcąc mu ułatwić
zadanie, uniosła się na kolanach. Po chwili była naga.
– Dotknij – poprosiła zdyszana.
– Tak, już... – Położył dłoń na jej łonie.
Zacisnęła powieki. Z jej gardła wydobył się niski przeciągły dźwięk, ni to jęk, ni
to mruczenie. Griffin zapomniał o sobie; pragnął obserwować Nicole, patrzeć, jak
przeżywa orgazm, jak jej ciało drży wstrząsane dreszczami, widzieć błysk
spełnienia w oczach, zadowolenie na twarzy. Wsunął w nią palec i uśmiechnął się,
kiedy ponownie wciągnęła z sykiem powietrze.
– O, jak dobrze.
– To dopiero początek – powiedział, dokładając drugi palec. Poruszał nimi
wolno, a ona, wciąż wsparta na kolanach, drżała z podniecenia. Nicole wbiła
paznokcie w jego ramiona, odrzuciła w tył głowę, wiła się, z trudem oddychała.
Napotkał jej płomienne spojrzenie. Serce mu waliło, w ustach zaschło. Jego ciało
rwało się do działania, ale on sam czekał, patrzył zafascynowany na emocje
malujące się na twarzy Nicole i pilnował, żeby bezpiecznie wzbiła się w
przestworza.
Ledwo była w stanie oddychać, ale się tym nie przejmowała. Myślała jedynie o
nieziemskiej rozkoszy, jaką dane jej było przeżyć. Minęło tak wiele czasu, odkąd
była z mężczyzną, ale to, co czuła dawniej z innymi, nie umywało się do tego, co
czuła dziś z Griffinem.
W jego niebieskich oczach zobaczyła podniecenie i namiętność, której tak
bardzo pragnęła. Zrozumiała, że słusznie zrobiła, przychodząc do jacuzzi. Wciąż
nie mogła uwierzyć, że zdobyła się na odwagę, aby zaproponować mu seks, ale
cieszyła się, że w ostatniej chwili nie stchórzyła. Brakowało jej bliskości, męskich
ramion...
Gładziła go po mokrym, umięśnionym ciele. Włosy miał czarne jak noc, a
światełko w jego oczach lśniło tylko dla niej. Dzisiejszego wieczoru była jedyną
kobietą w jego życiu. Z wrażenia aż zakręciło się jej w głowie.
Griffin posadził ją sobie na kolanach. Kiedy poczuła jego twardość, ponownie
przeniknął ją żar. Płonęła. Och, to będzie najlepsza noc w jej życiu.
– Miałam fantastyczny orgazm – szepnęła i przysunąwszy się, pocałowała
Griffina w usta.
Przytrzymał ją, odwzajemniając pocałunek. Zamknęła oczy. Język Griffina
wyczyniał cuda. Po plecach przebiegły jej ciarki. Przywarła mocniej do silnego mę-
skiego torsu, na który od wielu dni zerkała ukradkiem.
– Dalszy ciąg nastąpi – rzekł Griffin, rozpinając górę od bikini.
– Mmm, nie mogę się doczekać.
Zdjęła stanik. Griffin rzucił go za siebie, po czym zacisnął ręce na jej piersiach.
Poczuła się jak niegrzeczna dziewczynka, jak bardzo wyuzdana rozpustna dziew-
czynka. Była naga i uprawiała seks w jacuzzi z Griffinem Kingiem. W
najśmielszych snach o tym nie marzyła.
Po chwili przestała myśleć o czymkolwiek. Bo czy mogła myśleć, kiedy tak
seksowny mężczyzna ją całuje i pieści? Zamruczała z rozkoszy, nie próbując ukryć
podniecenia.
– Masz magiczne dłonie.
– Podobno.
Jeśli w jej głowie zabrzęczał dzwonek ostrzegawczy, całkiem świadomie go
zignorowała. Od początku zdawała sobie sprawę z tego, co robi. Znała reputację
Griffina, wiedziała, że w jego życiu było wiele kobiet. Może nie kochał się z nimi
w jacuzzi za domem Rafe’a i Katie, ale pieścił je i całował, a one czuły to samo, co
ona teraz.
Lecz dzisiejszego wieczoru nie obchodziła jej przeszłość Griffina. Liczyło się, że
teraz jest z nią. Może będą razem tylko jedną noc. Może jeden tydzień. To nie mia-
ło znaczenia. Po prostu zamierzała cieszyć się każdą sekundą.
– Wiesz co? Propozycja, jaką ci złożyłam... to najlepszy pomysł, jaki w życiu
miałam – oznajmiła. Bez względu na to, co się jutro wydarzy, niczego nie będzie
żałowała.
– Nie da się ukryć – przyznał jej rację.
Wokół nich woda bulgotała i pieniła się. Pieściła nogi, brzuchy i biodra. Nicole
zadrżała. Kiedy Griffin pocałował ją w szyję, zamruczała cicho i odchyliła głowę.
Nagle ręce Griffina zacisnęły się na jej pasie. Nim się obejrzała, przesunął ją na
bok, a sam wstał.
– Hej, co.
– Już, już...
W ułamku sekundy pozbył się kąpielówek, sięgnął po jedno z szeleszczących
opakowań, które przyniosła, rozerwał je pośpiesznie, włożył prezerwatywę, usiadł i
ponownie zgarnął Nicole w ramiona. Tym razem, kiedy posadził ją na sobie, nic
ich nie dzieliło, nawet cienki skrawek materiału. Nicole z sykiem wciągnęła powie-
trze.
– Muszę cię mieć – powiedział, trzymając ręce na jej biodrach.
– A ja ciebie. – Uniosła się i nie odrywając oczu od twarzy Griffina, zaczęła się
powoli opuszczać.
Centymetr po centymetrze wypełniał ją sobą. A ona, spragniona seksu, bliskości,
czuła się niemal tak, jakby to był jej pierwszy raz.
– Cudownie... – szepnął, wchodząc jeszcze głębiej.
Poruszyła zmysłowo biodrami.
– Rób tak, rób, a dostanę zawału – ostrzegł ją.
– Przestać? – spytała, odrzucając w tył włosy.
– Nie przestawaj. W razie czego umrę szczęśliwy.
– Tak pomyślałam...
Zmienili pozycję. Nicole objęła go w pasie nogami, a on ostrożnie uniósł się, a
potem przesunął tak, by była na dole.
– Pragnę cię...
Był równie podniecony, jak ona. Trawił ich głód, ogień, nieposkromiona
namiętność. Musieli ją zaspokoić, by nie zwariować. Griffin wsuwał się w nią raz
po raz, głęboko, do samego końca. Ona odpowiadała na każde pchnięcie, unosząc
biodra. Orgazm, jaki przeżyła parę minut wcześniej, był niczym w porównaniu z
tym, który teraz się zbliżał. Czuła dziwny ucisk, mrowienie, napięcie. Szczyt, na
który się wdrapywała, już prawie był w zasięgu. Jeszcze jeden mały zakręt. Objęła
Griffina za szyję, gładziła jego kark, plecy, ramiona. Nagle wstrzymała oddech.
– Griffin! – wykrzyknęła. Serce waliło jej tak mocno, jakby chciało wyskoczyć.
– Fruń, Nicole! Leć!
– Nie, chcę z tobą – jęknęła. – Chcę razem.
– Uparta kobieta. – Zaśmiał się.
– A żebyś wiedział.
Położyła rękę na jego pośladku i przycisnęła mocno do siebie. Po chwili zaczęli
mknąć w przestworza.
Parę minut później, kiedy uśmiechnięci unosili się w ciepłej wodzie, Griffin
uświadomił sobie, że z żadną kobietą nie było mu tak dobrze. Okej, umówili się
tylko na seks, lecz czuł z Nicole dziwną bliskość, więź, jakiej nigdy dotąd nie
doświadczył. Co teraz? Czy po tym, co zaszło dzisiejszego wieczoru, będą umieli
się przyjaźnić?
– To było... mmm... – szepnęła, leniwie odgarniając rękami wodę.
– Masz rację, to było mmm. – Pogładził ją po brzuchu.
Obróciła się przodem.
– Śmiejesz się ze mnie?
– Nie. – Chwycił ją za kostkę i przyciągnął bliżej. Jedną ręką objęła go za szyję,
drugą zaczęła masować jego tors.
– Teraz wiem, dlaczego lubisz przesiadywać w tej bulgoczącej wodzie.
– Jeszcze nigdy nie lubiłam tak bardzo jak dzisiaj. Ujął jej dłoń. Miała długie,
szczupłe palce. Oczy jej lśniły, jak szczęśliwej, spełnionej kobiecie, która przeżyła
wspaniały orgazm. Pokręcił głową, jakby nie wierzył w to, co się stało. Znał Nicole
od ponad roku, ale dziś... Dziś wszystko było inaczej.
– Jeśli Katie się dowie, co zrobiłem – rzekł ze śmiechem – chyba mnie zabije.
– Ode mnie się nie dowie. Nikt się nie dowie.
Griffin zmrużył oczy. Nie był pewien, czy powinien cieszyć się z sekretnego
romansu czy czuć urażony, że Nicole chce wszystko trzymać w tajemnicy, jakby
się go wstydziła.
– Mam się przyznać, że szantażem wymusiłam na tobie seks? Z drugiej strony
byłeś mi coś winien za kuchnię.
No, dobra. Czyli nie wstydziła się go. Po prostu wolała się nie przyznawać do
szantażu.
– I jak, spłaciłem swój dług?
– Pierwszą ratę – odparła z figlarnym uśmiechem.
– Pierwszą, powiadasz? Fakt, z kuchni została ruina.
– No właśnie. Jeszcze kilka rat mi się należy.
– Jestem człowiekiem honoru, zawsze spłacam długi.
– Miło to słyszeć.
Wyczuwał, że Nicole jest gotowa na dalszy ciąg. On też. Nie pamiętał, aby
kiedykolwiek tak bardzo pragnął jakiejś kobiety. Wystarczyło lekkie muśnięcie jej
dłoni, a już cały płonął. Nicole... była jedyna, niepowtarzalna, wyjątkowa. Obiecał
sobie, że później, kiedy będzie w stanie racjonalnie myśleć, zastanowi się, co to
oznacza. Ale na razie...
– Chodź tu, czarodziejko – szepnął i zgarnął ją w ramiona. Zbliżał usta do jej ust,
kiedy usłyszeli:
– Mamusiuuuuu...
Obrócili się w stronę odbiornika, który Nicole postawiła na stoliku. Czar prysł.
Głos Connora podziałał na nich jak zimny prysznic. Nicole sięgnęła po urządzenie,
ściszyła dźwięk. Płacz dziecka brzmiał teraz ciszej.
– Koniec zabawy – powiedziała z wyraźnym żalem. – Muszę iść.
– Wiem.
Griffin odgarnął jej z twarzy mokry kosmyk. To lekkie muśnięcie sprawiło, że
znów poczuł, jak płonie. Tyle że teraz nie miał szansy ugasić ognia. Jeden wieczór.
Z inną kobietą to by mu wystarczyło, ale nie z Nicole. Jaka szkoda, że ten
romantyczny wieczór został brutalnie zakłócony docierającym z domu płaczem
małego chłopca.
– Leć do niego – szepnął Griffin.
Nicole na moment przymknęła oczy.
– Żałuję, że wieczór musiał się tak szybko zakończyć.
– Ja również.
– Będzie teraz trochę dziwnie, prawda?
– Nie wiem, chyba tak – przyznał.
Parę minut temu on całował ją namiętnie, a ona ściskała go w pasie nogami, a
teraz rozmawiali jak dwoje obcych ludzi. Więc tak, przypuszczalnie będą się czuć
dziwnie w swoim towarzystwie.
Może dobrze się stało, że Connor im przeszkodził. Seks to sprawa prosta,
nieskomplikowana. Następstwa jednak bywają kłopotliwe. Lepiej mieć to na
uwadze.
Nicole pokiwała głową.
– No właśnie. Tego się obawiałam.
– Na pewno nie będzie tak jak wcześniej. – Teraz, ilekroć na nią spojrzy, będzie
widział nagą kusicielkę.
– Ale warto było – stwierdziła.
– Zdecydowanie warto.
Posławszy mu uśmiech, zaczęła się podnosić, po chwili jednak zanurzyła się z
powrotem w wodzie.
– To zabrzmi idiotycznie, ale czy mógłbyś zamknąć oczy?
– Serio? Przecież widziałem cię w całej okazałości.
– Ale... wtedy to było co innego.
– Ciągle mnie zaskakujesz.
– To dobrze, prawda?
– Chyba tak. Wiesz co? – Wyjął z wody bikini. – Po prostu włóż to.
– Mam się wciskać w wodzie w mokry kostium? To będzie trwało wieki. Proszę
cię, Griffin. Zamknij oczy.
Uśmiechnął się w duchu. Nie bardzo rozumiał, dlaczego Nicole się go krępuje,
skoro przed chwilą uprawiali seks, ale coraz bardziej był nią zafascynowany. Za-
chowywała się w sposób nieprzewidywalny. To mu się podobało. Kobiety, z
którymi się dotąd spotykał, nie stanowiły dla niego wyzwania, a Nicole... Nicole
była inna.
– W porządku. – Przystał łaskawie na jej prośbę.
– Dzięki. – Woda zachlupotała. – Mogę owinąć się twoim ręcznikiem? Nie
wzięłam własnego.
– Proszę bardzo.
Wciąż miał przymknięte powieki, ale jego wyobraźnia pracowała na pełnych
obrotach. Widział, jak Nicole wiąże sobie ręcznik nad biustem. Widział, jak po jej
szyi, ramionach i nogach spływają krople wody. I z trudem się powstrzymywał,
aby ich nie zlizać.
– Okej. Już możesz patrzeć.
Otworzył oczy. Widok, jaki ujrzał, był bardziej ponętny niż ten, który podsuwała
mu wyobraźnia. Nicole owinięta białym puszystym ręcznikiem wyglądała
rozkosznie. W jej oczach wciąż płonął ogień. Garrett zazgrzytał zębami. Dałby
wszystko, by móc ją złapać za rękę i wciągnąć z powrotem do wody. Pragnął jej do
bólu.
Ale zabawa się skończyła. Nicole z kochanki przeistoczyła się w zatroskaną
mamę.
– Fajnie było – powiedziała. – Do jutra.
– Tak, do jutra.
Długo wpatrywał się w drzwi, za którymi znikła. Prosiła o jedną noc. Zgodził
się, ale teraz czuł niedosyt; chciał więcej. To sprawiło, że uświadomił sobie dwie
rzeczy.
Po pierwsze, że stąpa po cienkim lodzie, a po drugie, że nie zamierza się cofnąć.
Od pewnego czasu Connor miewał złe sny.
Trzymając synka w objęciach, przez kilka minut Nicole szeptała do niego
uspokajająco, potem położyła go z powrotem do łóżka, przykryła kocem i
pogładziła czule po główce. Chłopczyk ponownie zapadł w sen, zapominając o
koszmarze. Leżał zwinięty na boku, tuląc do piersi swojego kumpla – pluszowego
krokodyla.
Przenosząc się do domu Katie i Rafe’a, Nicole wzięła tylko najpotrzebniejsze
rzeczy, ale Griffin uznał, że chłopiec powinien mieć przy sobie najukochańsze za-
bawki, żeby w obcym miejscu nie czuł się obco. Jego troska wzruszyła Nicole,
która zupełnie się tego po nim nie spodziewała. Kto by pomyślał, że bezdzietny
Griffin będzie wiedział, jak ważne dla trzylatka jest znajome otoczenie?
Wpadające przez okno promienie księżyca oświetlały pokój. Nicole rozejrzała
się wkoło. Po podłodze walały się ulubione książeczki Connora, obok stały samo-
chodziki. To były największe skarby syna, a on był jej największym skarbem.
Wyglądał na taką kruszynę, gdy leżał na podwójnym łóżku. Łóżko oczywiście
przysunęła wcześniej do ściany, a z drugiej strony utworzyła wał z poduszek.
Uśmiechnęła się na wspomnienie, jak bardzo Connor się ucieszył, że będzie spał w
„dorosłym” łóżku. Jej mały synek...
Podeszła na palcach do okna i wyjrzała na ulicę, która latem – dzięki wielkim
drzewom rosnącym przed domami – przypominała długi zielony tunel. Nicole
uwielbiała tę część Long Beach. Mieszkały tu rodziny, głównie z dziećmi. Było
cicho, spokojnie, bezpiecznie.
Przy tej ulicy stał również dom jej dziadków. Po śmierci babci wynajmowała go,
ale właśnie tu skierowała swoje kroki, kiedy mąż ją rzucił. Zerwała umowę z lo-
katorami i sama się wprowadziła. Potrzebowała schronienia w miejscu, które
dobrze znała i z którym wiązało się tyle dobrych wspomnień.
Odnowiła przyjaźń z Katie. Uwierzyła we własne siły, pokonała strach przed
byciem samą i w ciąży. Zrozumiała, że nie ma sensu wściekać się na męża, który
odszedł, kiedy najbardziej na niego liczyła, bo lepiej wieść samotne życie niż żyć z
niewłaściwym człowiekiem u boku.
Potem urodził się Connor i od tej chwili uśmiech nie schodził jej z ust. Bywało
ciężko: odgrywała rolę matki i ojca, a także rozwijała swój biznes, ale za nic w
świecie nie zamieniłaby się z nikim miejscami. Miała dziecko, dom, pracę –
niczego jej nie brakowało. Aż do dziś!
Dziś zaczęła się zastanawiać, czy nie należy jej się coś więcej od życia. Nie, nie
chodziło o Griffina. To nie był mężczyzna zainteresowany trwałym związkiem.
Dlatego zaproponowała mu wieczór seksu bez zobowiązań. Z drugiej strony... Hm,
miał znakomity kontakt z Connorem.
– Poza tym jest zabawny, miło się z nim gada, miło kłóci. Zapiera dech w piersi
wyglądem, a jego umiejętności erotyczne...
Przestań! – rozkazała sobie. Przestań fantazjować, wróć na ziemię. Wróciła.
Była samotną matką, on był playboyem. Dwoje ludzi z tak różnym podejściem do
życia nie może być razem. Wzdychając cicho, ponownie zerknęła na śpiące
dziecko, po czym przyciemniwszy lampkę nocną, ruszyła do drzwi. Po paru
krokach skręciła do własnego pokoju.
Postawiła odbiornik elektronicznej niani na szafce nocnej i spojrzała w okno
wychodzące na ogród za domem. Nie widziała stąd jacuzzi, ale oczami wyobraźni
zobaczyła Griffina siedzącego w wodzie.
Przebiegł ją dreszcz podniecenia. Oj, niedobrze, pomyślała. Powinna być
usatysfakcjonowana tym, co się wcześniej wydarzyło. Marzyła o orgazmie i jej
marzenie zostało spełnione. Z nawiązką. To, że zaproponowała Griffinowi seks, nie
znaczy, że będą się kochać co wieczór. To była sprawa jednorazowa. Czuła jednak
dziwny niepokój, z którym nie umiała sobie poradzić. Najlepiej by było, gdyby
mogła o tym porozmawiać z przyjaciółką.
– Głupia – mruknęła pod nosem. – Nie możesz zadzwonić do Katie. Sama
mówiłaś, że nie chcesz, aby dowiedziała się o tym, co robiłaś z Griffinem.
Mogłaby zadzwonić do Sandy, ale po co? Wiedziała, co ta powie: „Na co
jeszcze czekasz, kochana? ”.
Raptem usłyszała, jak drzwi się otwierają. Serce zabiło jej mocniej. W progu stał
Griffin; wciąż miał na sobie kąpielówki. Z kolei ona wciąż była owinięta
ręcznikiem.
– Z małym wszystko w porządku?
– Tak, miał zły sen – odparła.
Była zdenerwowana. To śmieszne, skoro niedawno się kochali. Z drugiej strony
może nic w tym dziwnego, był jej pierwszym mężczyzną od lat. Zastanawiała się,
co ma zrobić. Zaprosić go do środka? Powiedzieć, żeby sobie poszedł? Zrzucić
ręcznik i skinąć zachęcająco?
Najbardziej kusiło ją to ostatnie.
– Ale szybko go ukołysałam.
– To dobrze. – Wszedł do pokoju i zamknął drzwi. – Bardzo dobrze.
Stał bez ruchu, nie spuszczając z niej oczu. Powietrze było naelektryzowane.
– Chcę ci coś powiedzieć.
– Co? – Modliła się, by nie było to coś w stylu: „Miła z ciebie dziewczyna, ale
jeśli chodzi o seks, to nie najlepiej ci wychodzi... ”
– Jeszcze nie skończyłem.
– Słucham? – Przeniknął ją żar.
Griffin przeczesał ręką włosy, potem tą samą ręką podrapał się po szyi.
– Jeszcze nie skończyłem. Z tobą.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Wstrzymała oddech. Griffin wpatrywał się w nią takim wzrokiem, jakby
zakończył długi post, a ona była pysznym wymarzonym daniem, na które zamierzał
się rzucić.
– Przyszłaś do mnie. Poprosiłaś o jedną noc.
– Wiem. Pamiętam.
– Teraz ja przychodzę do ciebie. – Stał w rozkroku, z rękami skrzyżowanymi na
piersi. – I proszę o więcej nocy. Zgodziłabyś się?
Mogła trzymać się planu i udawać, że nic się między nią a Griffinem nie
wydarzyło. Mogła wrócić do spokojnego życia, jakie dotąd wiodła. Rzecz w tym,
że nie chciała udawać ani z niczego rezygnować. Przeciwnie, chciała być z
Griffinem.
– Tak. – Przełknąwszy ślinę, zadrżała z podniecenia.
– Ja z tobą też jeszcze nie skończyłam.
Wyszczerzył zęby, a ona jak zwykle na widok jego uśmiechu poczuła ukłucie w
sercu.
– To świetnie. – Wolnym krokiem ruszył do niej. – Proponuję nowe zasady.
Kontynuujemy zabawę, dopóki trwa u ciebie remont. Chyba że wcześniej uznamy,
że starczy tego dobrego.
Śmiesznie, jeszcze wczoraj nie mogła się doczekać, kiedy wszystko wróci do
poprzedniego stanu. Teraz nigdzie się jej nie spieszyło. Niech remont trwa. Naj-
chętniej przyciągnęłaby Griffina do siebie i zażyczyła powtórki tego, co było w
jacuzzi. Wiedziała, co Griffin potrafi, pragnęła go. I nie wstydziła się do tego
przyznać.
– Pasuje?
– Absolutnie. – Wyciągnęła do niego ręce. – Ale nadal nie chcę nikomu o nas
mówić. To mój warunek.
– Okej – zgodził się bez przekonania.
Zależało jej na tym, zwłaszcza teraz, gdy ich jednorazowa przygoda miała się
przekształcić w romans. Nie chciała, żeby wszyscy jej współczuli, kiedy po paru
tygodniach namiętność wygaśnie i Griffin znów zacznie wieść życie playboya.
Na samą tę myśl wzdrygnęła się.
– Czyli przy ludziach zachowujemy się tak jak dotąd.
– To znaczy dogryzamy sobie, sprzeczamy się, kłócimy...
– Tak.
– Ale kiedy jesteśmy we dwoje... – Griffin oparł ręce na łóżku, uniemożliwiając
jej ucieczkę.
– Kiedy jesteśmy we dwoje... – Z trudem przełknęła ślinę. W gardle jej zaschło.
– Wtedy kochamy się do upadłego. – Złożył na jej ustach mocny gorący
pocałunek.
– Cudownie.
– Żadnych wymówek – dodał. – Zostały ci prezerwatywy?
– W szafce nocnej.
Wyciągnął szufladę, chwycił opakowanie, rozerwał je. W mgnieniu oka pozbył
się kąpielówek, następnie ściągnął z Nicole ręcznik, który cisnął w kąt.
Przyglądała mu się z uśmiechem na twarzy. Oczy mu się iskrzyły, ciało i włosy
lśniły w srebrzystym blasku księżyca. Pochyliwszy się, delikatnie zacisnął zęby na
jednej jej piersi, potem na drugiej. Pieścił je językiem, wargami. Gładziła dłońmi
tors Griffina, jego ramiona, szyję. Po chwili przykrył ją sobą. Ciało zetknęło się z
ciałem, usta z ustami. Ręce błądziły, szukały, nogi splatały się, plecy wyginały.
Oddechy mieszały się, stawały coraz szybsze, coraz bardziej urywane.
Nicole czuła to samo, co wcześniej w jacuzzi, tyle że ze zwielokrotnioną siłą.
Pod sobą miała chłodne prześcieradło, na sobie rozpalone męskie ciało. Mmm...
Rozchyliła uda. Nie musiała nic mówić. Wszedł, a po chwili na jego twarzy
pojawił się wyraz zadowolenia, pożądania, radości. Uniosła biodra, żeby mógł
wsunąć się jeszcze głębiej. Wypełniał ją całą, jakby stanowili jedność. Poruszali się
rytmicznie, coraz szybciej.
Starała się wyrzucić z głowy wszystkie myśli, nie zastanawiać nad tym, co
będzie w przyszłości. Ważna była tylko ta chwila, to, co się teraz działo, co teraz
czuli. Potem, może jutro, może za kilka dni, spróbuje zajrzeć w głąb swojego serca,
przemyśleć wszystko na spokojnie.
Razem podjęli decyzję, że nie będzie to jednorazowa przygoda, jednak Nicole
zdawała sobie sprawę, że nie będzie to również trwały związek. Przyszłość nie
istnieje, istnieje tylko fantastyczna teraźniejszość.
– Zaczekaj na mnie – szepnął Griffin, całując ją.
– Czekam – zapewniła go.
Przyśpieszył. Raz po raz w pokoju oświetlonym blaskiem księżyca rozlegały się
ich westchnienia, jęki, oddechy. Nicole popatrzyła w oczy kochanka. Widząc pełen
pożądania wzrok, nie umiała się dłużej powstrzymać. Wołając imię Griffina, wbiła
paznokcie w jego plecy i odleciała wstrząsana falą rozkoszy. Po chwili Griffin do
niej dołączył. Kiedy zdyszani opadli na ziemię, na twarzy Nicole pojawił się wyraz
błogości. Nie myślała o jutrze.
– Przynajmniej huk ustał.
– Na razie.
Nicole popatrzyła na Lucasa, który stał w salonie obok Griffina. Rzadko
widywało się dwóch tak przystojnych mężczyzn, a ona z jednym z nich sypiała.
Okej, nie sypiała. Uprawiała seks.
Przez ostatnie trzy dni, ilekroć ktoś kręcił się w pobliżu, ona i Griffin udawali, że
się kłócą. Potem w nocy się godzili. Czasem życie bywa bardzo skomplikowane,
pomyślała.
– Mamusiu, soczek!
Dzięki Bogu za Connora. Chłopczyk sprawiał, że stąpała twardo po ziemi. A
Griffin... Griffin każdej nocy zabierał ją w podróż do wspaniałej krainy zmysłów i
rozkoszy. Cieszyła się z tych wspólnych wycieczek, wiedziała jednak, że w życiu
Griffina nie ma dla niej miejsca. Nie szkodzi, wystarczały jej spotkania w łóżku.
– Dobrze, kochanie.
Podeszła do lodówki, wyjęła sok jabłkowy, napełniła nim kubek– niekapek.
Kiedy się obróciła, zobaczyła, że Griffin trzyma chłopca na rękach. Poczuła kłucie
w sercu. Jej kochanek i jej dziecko. Griffin łaskotał Connora po brzuszku, a mały
śmiał się do rozpuku.
– Fajny dzieciak – powiedział Lucas. – Ma... ile? Prawie trzy latka?
– Tak. Rośnie jak na drożdżach.
– A z jaką siłą rzuca piłkę. – Griffin odchylił głowę, żeby nie dostać łokciem w
nos.
Lucas uniósł brwi.
– Bawisz się z nim?
– Ładnie rzuca?
Pytania rozległy się jednocześnie. Griffin, wyraźnie speszony, przeniósł
spojrzenie z Nicole na kuzyna.
– Porzucaliśmy sobie rano, zanim odwiozłem go do przedszkola.
– Zanim...
– Miałam dziś ważne spotkanie – wtrąciła pośpiesznie Nicole. Nie chciała, by
Lucas nabrał podejrzeń. – Więc poprosiłam Griffina o przysługę. Nie bardzo mógł
odmówić, skoro spalił mi kuchnię.
– To był wypadek.
Stale się o to sprzeczali, tak by uwiarygodnić wersję, że nic ich nie łączy, że są
współlokatorami na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności.
– Do którego by nie doszło, gdybyś nie uparł się mi pomagać, mimo moich
zapewnień, że sama sobie poradzę.
– To, że umiesz coś robić, nie znaczy, że nie możesz przyjąć pomocy.
– Słuchajcie... – Lucas usiłował dojść do głosu.
– Ale nie znaczy też, że muszę – oznajmiła Nicole.
– Kłócąc się, do niczego nie... – Lucas podjął kolejną próbę mediacji.
– Przyjęcie pomocy nie jest oznaką słabości. Duma to nie najważniejsza rzecz na
świecie.
– Kto to mówi? Facet z ego wielkości kuli ziemskiej!
– Ego to nie duma.
– Duma to jedyne, co mam – warknęła Nicole i zabrawszy Griffinowi Connora,
wbiła butne spojrzenie w tak dobrze jej znane niebieskie oczy.
Każdego wieczoru patrzyła w nie, kiedy się kochali, a każdego ranka one
patrzyły na nią, kiedy się budziła. Wszystko umiała z nich wyczytać: o czym
Griffin myśli, jaki ma humor. Teraz był poirytowany i nawet nie próbował tego
ukryć.
Udawana sprzeczka mająca na celu zmylenie Lucasa przerodziła się w
prawdziwą kłótnię. Ona, Nicole, nie była zła z powodu pożaru. Była zła, że Griffin
nie chce przyznać jej racji. Czy grzeszyła nadmierną dumą? Może. Kto jak kto, ale
on powinien to zrozumieć.
Znała Kingów od ponad roku; bardziej dumnych ludzi w życiu nie spotkała.
Oczywiście sama nie nosiła nazwiska King, ale poczucie dumy i godności było dla
niej równie ważne, jak dla nich. Lepiej żeby Griffin o tym pamiętał.
– Kontaktowałeś się z firmą ubezpieczeniową? – spytała Lucasa.
Zerknął niepewnie na Griffina, po czym ponownie spojrzał na nią. Widząc
gniewny błysk w jej oczach, odpowiedział szybko:
– Tak. Wszystko w porządku, pokryją koszty remontu, wyłączając... – na
moment zamilkł – twój udział własny.
– Jasne. – Nie miała ochoty naruszać skromnych oszczędności, by dopłacać do
remontu, którego przecież nie planowała robić. Pocieszała się jednak, że kiedy
ekipa skończy pracę, będzie miała kuchnię, w której wszystko działa. – Jutro
wypiszę ci czek na brakującą sumę.
– Nicole...
– Nie, Griffin. To mój dom i mój problem. – Napotkała jego wzrok. Nie
przestraszyła się ledwo tłumionego gniewu, jaki widziała w oczach kochanka.
– Chcesz być uparta, to bądź.
– Jakiś ty wspaniałomyślny – mruknęła. – Jestem dorosłą, odpowiedzialną
osobą, która potrafi płacić za siebie.
– Connor chce grać w piłkę – oznajmił chłopiec.
– Nie teraz, kochanie.
– Jasne, smyku – powiedział Griffin.
Lucas westchnął.
Nicole łypnęła wrogo na Griffina.
– Jest pora jego drzemki.
– Nie wygląda na to, że chce spać.
– To mój syn.
Przez długą chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Oczywiście.
Ściskając w ramionach syna, Nicole skierowała się do wyjścia. W drzwiach
przystanęła i obejrzała się przez ramię. Lucas przyglądał się jej ze znużeniem, Grif-
fin z mieszaniną złości i frustracji. Trudno; czy mu się podoba czy nie, ona, Nicole,
nie zamierza ustąpić. Nie potrzebuje mężczyzny, który będzie za nią płacił, podej-
mował decyzje, pomagał jej wychowywać syna. Dawała sobie radę wcześniej i
będzie sobie radziła, kiedy on, Griffin, zniknie z jej życia.
Kiedy zniknie... nawet nie chciała o tym myśleć.
Odgrywali dziwne przedstawienie: nocą byli kochankami, za dnia przyjaznymi
antagonistami. Przyzwyczaiła się, że spędzają razem mnóstwo czasu, że kręcą się
po tej samej kuchni, że razem zajmują Connorem.
Może to było szaleństwo, ten ich związek, ale niczego nie żałowała.
Kochankowie czy antagoniści? Kim tak naprawdę byli? Sama chciałaby to
wiedzieć.
– Wciąż się kłócicie? – spytał Lucas, gdy zostali sami.
– Niestety. – Griffin podszedł do lodówki i wyjął dwie butelki piwa. Jedną rzucił
kuzynowi.
– Nadal jest wściekła na ciebie z powodu kuchni?
– Na to wygląda. – Griffin zerknął w stronę korytarza, którym Nicole się
oddaliła.
Psiakrew, co za uparta baba. Równie dobrze mogłaby urodzić się w rodzinie
Kingów, nieustępliwością pasowałaby do nich.
Oczywiście gdyby należała do rodziny, to nie uprawialiby seksu. Dobrze, że
miała na nazwisko Baxter; nie wyobrażał sobie, aby mógł z niej zrezygnować.
Jednak coraz trudniej było mu angażować się w ich pseudokłótnie.
Ta dzisiejsza była w znacznej mierze na użytek Lucasa. Kiedy się spierali, nikt
ich o nic nie podejrzewał. Ale w słowach Nicole było dużo prawdy.
Upór, duma, poczucie godności... Doskonale to rozumiał. W tej chwili jednak
przeklęta duma Nicole bardzo mu przeszkadzała. Przecież wiedział, że ktoś, kto
samotnie wychowuje dziecko, nie ma pokaźnego konta w banku, lecz czy Nicole
zdobyłaby się na przyjęcie pomocy? Nie. Winiła go za spowodowanie pożaru, ale
nie pozwalała pokryć udziału własnego. Jaka w tym logika?
Z zadumy wyrwał go śmiech Lucasa.
– Biedaku! Wyobrażam sobie, że nie jest wam łatwo pod jednym dachem.
– Lepiej sobie nic nie wyobrażaj – mruknął Griffin.
– Dobrze wiem, jak to jest, kiedy mieszka się z kobietą, która z jakiegoś powodu
ma do ciebie pretensje. I może mógłbym ci pomóc. Wczoraj skończyliśmy dużą
robotę. Jak chcesz, mogę przysłać dodatkową ekipę, szybciej się ze wszystkim
uwiniemy.
Szybciej się uwiną, Nicole szybciej wróci do siebie... W teorii świetnie, w
praktyce nie za bardzo. Kiedy Nicole zamieszka w swoim domu, będzie to koniec
ich romansu. Tak się umówili. Dawne zasady przestaną obowiązywać. Nie będzie
więcej wspólnych nocy, wspólnych poranków.
Z całej siły zacisnął rękę na szyjce butelki. Nie chciał rozstawać się z Nicole.
Nie, nie zależało mu na długotrwałej relacji. Co to, to nie. Po prostu chętnie
spędziłby z nią jeszcze tydzień, dwa lub trzy.
– Dzięki, stary, ale nie – powiedział, zaskakując nie tylko Lucasa, ale również i
siebie.
– Nie? Dlaczego?
Dobre pytanie.
– Bo się nie spieszy. Dlatego nie.
– Jasne. – Lucas pociągnął łyk piwa i oparł się o kuchenny blat. – Powiedz to
komuś innemu, bo ja ci nie wierzę.
Griffin zmrużył oczy i posłał kuzynowi słynne spojrzenie Kingów mające na
celu wystraszenie wroga. Niestety, nie działało ono na członków rodziny. Lucas
pokręcił ze współczuciem głową.
– Nie chcesz, to nie wierz. – Griffin wzruszył ramionami.
– Przecież widzę, że próbujesz mnie zmrozić spojrzeniem. Nie skutkuje.
– A co poskutkuje?
– Nic. Więc... Hm... nieśpieszno ci pozbyć się z domu Nicole, mimo że czujesz
się przez nią nieszczęśliwy?
Nieszczęśliwy? Nie był nieszczęśliwy. Obróciwszy się, Griffin powiódł
wzrokiem po skąpanej w słońcu kuchni. W ostatnim tygodniu dom Katie i Rafe'a
stał się dla niego drugim domem. Nagle zalała go fala wspomnień. Zobaczył siebie
i Nicole siedzących o północy w kuchni, wyjadających lody prosto z pojemnika i
zaśmiewających się jak para dzieci. Zobaczył siebie, jak sadza nagą Nicole na
blacie, jak ona zaciska nogi wokół jego pasa i ruchem bioder zachęca go, aby w nią
wszedł. Co jak co, ale na pewno nie był nieszczęśliwy. I nie chciał, żeby ich
romans się skończył. Jeszcze nie teraz.
– Nie doszukuj się drugiego dna.
– Nie muszę. – Lucas mrugnął porozumiewawczo. – Wszystko można wyczytać
z twojej gęby. Kiepski byłby z ciebie pokerzysta, Griff.
Griffina zalała fala złości. Do jasnej cholery, był specem od spraw
bezpieczeństwa. Dotychczas nieprzenikniony wyraz twarzy był jego znakiem
firmowym. Kogo miał winić, jak nie Nicole?
– Przerwij lekturę.
– Za późno – odparł ze śmiechem Lucas. – Oj, stary! Nicole to najlepsza
przyjaciółka Katie.
Niektóre bójki w rodzinie Kingów stały się legendarne. Kiedyś na przykład
Adam z Travisem okładali się niemal przez osiem godzin. Zaczęło się na
rodzinnym pikniku, kiedy Travis powiedział Adamowi, że ten nie nadaje się na
hodowcę koni. Oczywiście była to bzdura. Adam miał najlepszą hodowlę w
Kalifornii, ba, w całych Stanach. Ale Travis lubił dogryzać bliskim, no i Adam nie
wytrzymał. Reszta kuzynów zaczęła się zakładać, który wygra. Część z nich zbiła
małą fortunę.
Kiedy mężczyzna obdarzony jest dumą i temperamentem, zwykle wystarczy
drobiazg, żeby dał się ponieść emocjom. Zresztą fajnie jest czasem puścić pięści w
ruch. Griffin na ogół walczył ze swoim bliźniakiem; lubili w ten sposób
rozładowywać napięcie. Ale Garrett wyjechał na drugi koniec świata, więc jeśli
Lucas zaraz nie odpuści...
– Odpuść, stary.
– Okej, okej. – Śmiejąc się wesoło, Lucas uniósł ręce, jedną pustą, drugą z
butelką piwa. Po chwili dojrzał zaciętą minę kuzyna. – Spokojnie, nie szukam
zaczepki. Kiedy ostatni raz wymieniłem parę ciosów z Rafe'em, Rose zagroziła, że
wystawi mi walizki za drzwi, jak jeszcze raz wrócę poobijany do domu.
– Boisz się żony?
– Żebyś wiedział. Jest o wiele groźniejsza od ciebie. Słuchaj, nie chcę cię
straszyć, ale jak się Katie dowie o tobie i Nicole, będziesz miał przerąbane.
Griffin westchnął ciężko.
– Wiem.
Katie nigdy więcej nie poczęstuje go swoimi pysznymi ciasteczkami. A Rafe,
biorąc stronę żony, może się na niego rzucić z pięściami. Rafe’a się nie bał, to
wypieków Katie byłoby mu żal..
– Albo się zadurzyłeś, albo brak ci piątej klepki – stwierdził Lucas.
– Może jedno i drugie.
– Niedobrze, stary.
Griffin pokiwał głową. Był człowiekiem, który zawsze wie, czego chce, i wie,
jak to osiągnąć. Człowiekiem, który wszystko planuje i umie przewidzieć kon-
sekwencje swoich decyzji. Zajmując się ochroną ludzi i mienia, zawsze miał w
zanadrzu plan B. Na wszelki wypadek również plan C.
Dotychczas tylko raz w życiu zamiast wszystko starannie rozważyć, posłuchał
głosu serca. Źle na tym wyszedł. A jaka była szansa, że romans z Nicole nie
rozpadnie się z hukiem? W dodatku Lucas domyślił się prawdy. Większość
Kingów niczego by nie zauważyła; byliby zbyt zajęci własnymi sprawami, by
usiłować rozgryźć tajemnice innych. Widocznie Lucas miał jakiś szósty zmysł.
– Mam nadzieję, że Nicole warta jest kłopotów, które cię czekają.
– Ja też. – Na samą myśl o niej zrobiło mu się gorąco. Nie pomogło zimne piwo,
które trzymał w ręce.
Zależało mu na Nicole. Tak bardzo, że gotów był narazić się na gniew rodziny.
Tak bardzo, że nie przejmował się awanturą, jaką Nicole mu urządzi, kiedy
zorientuje się, że jej nie posłuchał i z własnej kieszeni pokrył jej udział własny. Tak
bardzo, że zaryzykował, każąc Lucasowi nie tylko wyremontować spaloną kuchnię,
ale także podnieść standard.
Tak, Nicole była tego warta. I to go przerażało.
– Sam sobie grób kopiesz – powiedział Lucas.
– Dzięki za wsparcie.
– Przecież cię wspieram. Ale nie jestem idiotą.
– Dobra, dobra.
Szczerząc zęby, Lucas zerknął w stronę korytarza.
– Póki Nicole jest zajęta, chcesz pogadać o nowych sprzętach do kuchni?
– Tak, ale wyjdźmy na zewnątrz. Wolałbym, żeby nie nakryła nas na
spiskowaniu.
– Słusznie. – Lucas skierował się do drzwi. – Też bym wolał tego uniknąć.
Wiesz, gdyby chciała, mogłaby podać King Construction do sądu, bo wszystko
robię za jej plecami.
– Nie poda cię.
– Oby.
– Nie poda – zapewnił kuzyna Griffin. W razie czego wyładuje wściekłość na
Griffinie. – Najwyżej napuści na ciebie Rose – dorzucił złośliwie.
– Nawet tak nie mów!
– Z babami nie ma żartów.
– To prawda – przyznał Lucas. – Ale co byśmy bez nich zrobili?
– Oto jest pytanie – szepnął Griffin.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Nazajutrz rano Nicole odwiozła Connora do przedszkola, a potem wybrała się do
Sandy. Chciała spytać o rachunek, którego nie mogła odczytać.
– Jak remont?
– Nie wiem – odparła, szukając czegoś w teczce.
– Odkąd pojawiła się ekipa Lucasa, ani razu nie byłam u siebie.
– Co? – Sandy podniosła do ust cytrynową babeczkę i odgryzła kawałek. –
Oszalałaś? To twoja kuchnia. Nie jesteś ciekawa, jak postępuje praca?
Znalazłszy kartkę, której szukała, Nicole położyła ją na stole.
– Kiedy byłam tam ostatnim razem, wielkimi młotami zrywali ze ściany szafki, a
z sufitu zwisające płaty tynku. Przez ogromną dziurę w podłodze widać było
ziemię. – Wzdrygnęła się. – To mi wystarczyło. Nie mam ochoty oglądać ruiny.
– Jakiej ruiny? Teraz pewnie trwają prace wykończeniowe.
– Wejdę tam, jak ekipa się wyniesie. Na razie Griffin wszystkiego pilnuje.
Twierdzi, że będę zachwycona.
– Griffin? – Sandy potrząsnęła z politowaniem głową.
– Ufasz gustowi faceta?
– Ja... Tak. Wiesz, on tam bywa codziennie, pomaga chłopakom w robocie i... –
Nicole urwała. Męczyła ją konieczność udawania, że nic jej z Griffinem nie łączy.
Wczoraj zaczęli odgrywać kłótnię przed Lucasem, ale potem posprzeczali się
naprawdę – o pieniądze. Później już o tym nie rozmawiali, ale wiedziała, że temat
pieniędzy obojgu nie daje spokoju. Oczywiście Griffin uważał, że niepotrzebnie
upiera się przy swoim. Trudno, nie ustąpi. Dlaczego on miałby za cokolwiek
płacić?
Okej, spowodował pożar, ale...
Sandy zaczęła bębnić palcami o blat stołu.
– To nie ma najmniejszego sensu... Chyba że... Chyba że wcale nie chodzi o
kuchnię.
– A o co?
– Powiedziałaś, że Griffin bywa tam codziennie. Może to jego starasz się
unikać?
Nicole parsknęła śmiechem.
– Unikać? Przecież mieszkamy w jednym domu.
– Hm...
– Co znaczy to: hm?
– Nic... Tak się zastanawiam. Nie tknęłaś babeczki, ilekroć wymawiasz imię
Griffina, spuszczasz wzrok. W dodatku sprawiasz wrażenie kobiety, która regular-
nie uprawia seks.
Nicole znów się roześmiała, tym razem nieszczerze.
– Słucham?
– Och, przestań. Cała promieniejesz. Wiem, co oznacza ten błysk w oczach. –
Sandy mrugnęła do przyjaciółki. – Codziennie go widuję, jak patrzę do lustra.
– Jesteś zbyt spostrzegawcza – oznajmiła Nicole, sięgając po babeczkę.
Po chwili wszystkie jej kubki smakowe oszalały ze szczęścia. Przymknęła oczy,
delektując się smakiem. Może Sandy jest irytująca, ale potrafi piec jak mało kto.
– Opowiadaj. Ze szczegółami.
– Nie przesadzasz?
– Nic a nic. To ja ci doradziłam ten romans.
Fakt. Gdyby nie Sandy, pewnie nie zdobyłaby się na odwagę, żeby wykonać
pierwszy krok. I wiele by straciła.
– Więc tak, to był dobry pomysł – przyznała.
– Jak dobry?
Nicole westchnęła. Wiedziała, że musi z kimś pogadać, bo inaczej zwariuje.
Rozmowa z Katie nie wchodziła w grę, a skoro to Sandy ją namówiła...
– Doskonały – rzekła. – Tak świetny, że jeden raz mi nie wystarczył.
Sandy zamrugała.
– Romans trwa?
– Owszem, trwa.
Seks z Griffinem był niesamowity. Ilekroć myślała, że już lepiej być nie może,
Griffin pokazywał jej, że się myli, że może być jeszcze lepiej. Naprawdę miał
magiczne dłonie. I magiczne usta. I magiczny... Nie, przestań! Bała się, że z
każdym dniem angażuje się coraz bardziej i później może cierpieć.
Cholera, wpakowała się w kłopoty. Griffin wzbudzał w niej emocje, jakich nie
powinien wzbudzać, a ona nie miała najmniejszego pojęcia, jak temu zaradzić.
– Hm, ciekawe.
Nicole napotkała spojrzenie przyjaciółki.
– Można to tak określić.
– Czy to był twój pomysł, żeby ciągnąć tę przygodę?
– Jego.
– Serio?
– Tylko niczego się w tym nie doszukuj – ostrzegła Nicole. Jeśli zdoła przekonać
Sandy, że romans z Griffinem nic dla niej nie znaczy, może sama też w to uwierzy.
– To nie jest żadna wielka miłość.
– Ale i nie przygoda, bo wasz romans trwa.
– Oj tam, romans! Po prostu seks bez zobowiązań.
– Romans.
Nicole poruszyła się niespokojnie na krześle i ponownie odgryzła kawałek
babeczki. Romans kojarzył się jej z czymś poważniejszym, ze związkiem. A jej z
Griffinem nie łączyła żadna głębsza relacja. Owszem, mieszkali w jednym domu,
codziennie razem jadali posiłki, śmiali się, sprzeczali i godzili. Nocami dzielili
łoże. Ale to był tylko seks, prawda?
Dziesiątki myśli zaczęły krążyć jej po głowie. Hm...
Pieścili się, całowali, uprawiali seks. Ale potem, po kolejnych orgazmach, nie
szli każde do siebie. Zostawali do rana w jednym łóżku, często spleceni w uścisku.
Budzili się razem, żartowali, bawili z Connorem. Nawet dzielili się w domu
obowiązkami: gotowaniem, kąpielą dziecka, praniem. Może to jednak był związek?
Boże, przecież wcale tego nie chciała. Nie szukała mężczyzny, który dopełniłby jej
życie.
– Oho! Strasznie nagle pobladłaś – stwierdziła Sandy.
– Wydaje ci się. Nic mi nie jest – skłamała Nicole.
Sandy ściągnęła z namysłem brwi.
– Nic? Jakoś ci nie wierzę.
– I słusznie – szepnęła Nicole.
Przed oczami przesuwały jej się obrazy z Griffinem w roli głównej. Miała
wrażenie, jakby przewracała strony albumu z pięknymi zdjęciami.
Strona pierwsza... Griffin uśmiechający się do niej podczas śniadania. Griffin
niosący wieczorem roześmianego Connora do łóżka. Griffin obserwujący jej twarz
wykrzywioną w spazmie rozkoszy.
Strona druga... Griffin z Gonnorem i jego pluszowym krokodylem czytający
chłopcu bajkę. Griffin w jacuzzi podający jej, Nicole, kieliszek wytrawnego wina.
Griffin pieszczący ją w bulgoczącej wodzie w cieniu olbrzymiego wiązu. Griffin z
umorusanym czołem naprawiający chłodnicę w samochodzie.
Strona trzecia... Piknik, jaki urządzili sobie z Griffinem w salonie. Migoczące w
półmroku płomienie świec...
Uświadomiła sobie, że jednak łączy ich coś więcej. Nie wiedziała co. Nie
wiedziała, jak długo to potrwa. Ale nie miała najmniejszych wątpliwości, że kiedy
to „coś” się zakończy, serce jej pęknie.
Najpierw sama zaproponowała Griffinowi seks. Potem zgodziła się na układ,
jaki Griffin jej zaproponował. Weszła w to pewna siebie i swoich decyzji. Sądziła,
że przeżyje miłą przygodę, kilka orgazmów i tyle. Pomyliła się.
– O Boże – jęknęła.
– Skarbie...
Ocknąwszy się, Nicole zobaczyła zatroskane spojrzenie przyjaciółki.
Przypomniała sobie rozmowę o poczuciu dumy i godności.
– Właśnie dlatego postanowiłam nikomu nie mówić o sobie i Griffinie – rzekła.
– Ty to co innego, bo wiedziałaś o nim, zanim jeszcze do czegokolwiek między
nami doszło. Ale błagam, nie współczuj mi, bo nie ręczę za siebie. Mogę zacząć
krzyczeć albo się rozpłaczę. A nie mam na to ochoty.
– W porządku. Po prostu nie chcę, żebyś cierpiała.
– Również wolałabym tego uniknąć – przyznała Nicole, próbując odsunąć od
siebie myśl o rozstaniu. – Ale weszłam w ten... związek z otwartymi oczami. Nadal
są otwarte.
– W tym cały problem, prawda? – spytała Sandy.
– Tak. Bo widzę koniec.
– Ale to się wcale nie musi zakończyć.
Nicole parsknęła śmiechem.
– Musi. Nie powinnam robić sobie nadziei.
Wzięła głęboki oddech, po czym świadomie zmieniła temat. Nie mogła znieść
współczucia na twarzy Sandy. Jeszcze chwila i sama zacznie się nad sobą litować.
– No dobra. – Postukała palcem w arkusz papieru, który parę minut temu
położyła na stole. – Zamiast gadać o moich sprawach sercowych, pogadajmy o tym
zamówieniu na mąkę i cukier. Nie mogę odczytać sumy na dole kartki. Piszesz jak
kura pazurem. Mówiłyśmy o tym, żebyś wreszcie zaczęła prowadzić księgowość w
komputerze.
Sandy podniosła kartkę. Widząc zdenerwowanie przyjaciółki, uśmiechnęła się z
wyrozumiałością.
– Gdybym przerzuciła się na komputer, wtedy ty byś mi nie była potrzebna.
– Fakt.
Firma Nicole dlatego tak świetnie prosperowała, że jej klienci nienawidzili
komputerów i całkiem gubili się w programach mających ułatwić prowadzenie
ksiąg rachunkowych.
Podczas gdy Sandy z taką miną, jakby studiowała hieroglify, usiłowała odczytać
swój charakter pisma, Nicole ponownie zaczęła rozmyślać o Griffinie. O końcu,
który kiedyś nastąpi, i o nocach, które jeszcze ją czekają. Gromadziła
wspomnienia. Cudowne wspomnienia, którymi długo po tym, jak rozstanie się z
Griffinem, będzie mogła się napawać. Które będą źródłem radości, ale niestety i
smutku.
– Są już nowe szafki?
– Słucham? – Uniósłszy wzrok znad talerza, Griffin popatrzył na Nicole.
Coraz lepiej czuł się w jej towarzystwie; wcale nie tęsknił do swojego
luksusowego apartamentu, do posiłków z mikrofalówki, do pustki i przeraźliwej
ciszy. Najśmieszniejsze było to, że z niechęcią myślał o wielkim, wygodnym łóżku,
w którym lubił samotnie sypiać. Okej, może to nie było śmieszne, raczej
niepokojące.
– Czy dostarczono nowe szafki?
– Tak, już przyjechały – odparł. Cholera, powinien skupić się na rozmowie, nie
bujać w obłokach.
Szafki przyjechały. Nie były z sosny, lecz z jasnego dębu. Nie wspomniał o tym,
bo o to nie pytała. Skrzywiwszy się, popatrzył na deser. Nie żałował decyzji o
podwyższeniu standardu remontowanej kuchni, ale powoli zaczynał żałować, że
musi Nicole okłamywać.
– Świetnie. Czyli wkrótce zamontują blaty?
– Za kilka dni. – Spec od granitów wciąż szukał czegoś, co odpowiadałoby
opisowi, jaki Nicole podała, mówiąc o swojej wymarzonej kuchni. – Jutro układają
podłogę.
Nicole skinęła głową, po czym położyła przed synkiem kilka pokrojonych
truskawek. Mały natychmiast się na nie rzucił. Griffin uśmiechnął się. Nawet nie
przypuszczał, że tak bardzo polubi tego brzdąca. Swoimi wielkimi ślepiami i
radosnym uśmiechem chłopiec podbił jego serce.
Psiakrew, będzie mu brakowało Connora. Na tę myśl skrzywił się jeszcze
bardziej.
– Sądzisz, że linoleum, które wybrałam, będzie współgrało z zielonymi
ścianami?
– Na pewno. – Do miseczki z truskawkami włożył dwie łyżki bitej śmietany.
Tak, beżowy kolor wybrany przez Nicole pasował do ścian. Tyle że Nicole
wybrała linoleum, materiał tani, mający góra pięcioletnią trwałość. Natomiast
terakota w ciepłym beżowo– zielonym odcieniu, którą on kupił, była o wiele
ładniejsza i znacznie trwalsza.
Wiedział, że Nicole się wścieknie, ale trudno. Płytki zostaną położone, a ona
stanie przed faktem dokonanym. Oczywiście jeśli się uprze, co niewykluczone,
może później kazać zerwać podłogę. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie; że
pokocha nowy wystrój kuchni.
Czasem, pomyślał Griffin, trzeba być stanowczym, robić to co słuszne i
rozsądne, nie zważając na protesty innych. Nie zamierzał pozwolić, aby z powodu
głupiej dumy Nicole mieszkała gorzej, zamiast lepiej. Gotów był walczyć z nią do
upadłego, a walka – wojna! – była nieunikniona.
Skierował wzrok na Connora, który trajkotał coś pod nosem i chichotał wesoło.
– Moja przyjaciółka Sandy twierdzi, że na moim miejscu nie wychodziłaby z
remontowanej kuchni, ale powiedziałam jej, że mam do ciebie pełne zaufanie.
Griffin przeniósł spojrzenie z chłopca na jego mamę, której jasne włosy lśniły w
blasku padającego z góry światła. W jej oczach dostrzegł pytanie. Udał, że go nie
widzi. Dzięki temu, że mu ufała, mógł wykończyć kuchnię po swojemu. Poczuł się
jak ostatni drań. Było jednak za późno, aby się wycofać.
– To miło, dziękuję. – Przełknął niedużą łyżeczkę truskawek oraz wielką porcję
wyrzutów sumienia.
Na zewnątrz panował mrok, ale w kuchni Katie było ciepło i przytulnie. Jak w
prawdziwym domu. Zaczął się zastanawiać, kiedy ostatni raz czuł się tak dobrze i
bezpiecznie. Nie pamiętał. Chyba w dzieciństwie, ale wtedy jego rodzice żyli i
żaden z braci jeszcze nie poszedł na swoje. Stanowili jedną wielką rodzinę.
To było dawno temu. Teraz nie należał nigdzie i do nikogo. Układ z Nicole był
chwilowy, taki przystanek na drodze życia. Wkrótce się pożegnają, on pójdzie w
jedną stronę, ona w drugą, a to, co teraz ich łączy, pozostanie wspomnieniem.
Dziwne, powinien czuć ulgę, ale nie czuł.
– Ile jeszcze potrwa remont?
– Niedługo – odparł.
Ekipa pracowała od rana do wieczora. Lucas chciał jak najszybciej zakończyć
robotę i wyjechać z żoną do Irlandii w odwiedziny do ich kuzyna Jeffersona. Przy-
dzielił do pracy dodatkowych ludzi; sześciu krzątało się po kuchni. Koniec zbliżał
się wielkimi krokami. Jeszcze kilka dni i Nicole będzie mogła zamieszkać u siebie.
W dodatku mniej więcej za tydzień wracała Katie z Rafe’em.
Czyli romans z Nicole lada dzień przejdzie do historii.
– To dobrze.
Popatrzył jej w oczy. Zobaczył w nich te same mieszane emocje, które jemu
towarzyszyły.
– Tak.
– Chcę bajkę! – zażyczył sobie Connor.
Buzię miał upaćkaną sokiem z truskawek, rozdrobnione kawałki owoców lepiły
mu się do grzywki. Griffina ogarnęło wzruszenie, dzieciak wyglądał tak słodko.
Cholera, właśnie tego się bał. Potrafił wyplątać się ze związku z kobietą. Ale kiedy
kobieta ma dzieci, wszystko jest bardziej skomplikowane.
Przykro mu będzie rozstać się z Nicole, ale Nicole jest dorosła, od początku
wiedziała, co robi. Natomiast jak wytłumaczyć kilkulatkowi, że on, Griffin, więcej
nie będzie się z nim widywał? Że to koniec wspólnych zabaw?
Przecież dalej chciał go chronić, słuchać jego śmiesznej paplaniny. Cholera,
popełnił błąd. Należało ograniczyć się wyłącznie do seksu z Nicole, nie zajmować
chłopcem, nie jadać razem posiłków... Z drugiej strony trudno wznieść mur między
sobą a dzieckiem.
– Najpierw, smyku, trzeba cię wykąpać – oznajmił.
– To prawda – poparła go Nicole. Wstała, wyciągając ręce po syna.
– Ja z nim pójdę – zaoferował Griffin, zanim zdążył ugryźć się w język.
– Dziś moja kolej. Ty go wczoraj kąpałeś.
Wzruszył ramionami.
– Wiesz, jeśli dzięki temu nie będę musiał zmywać naczyń...
– Connor nie chce kąpać!
Griffin uśmiechnął się pod nosem. Pamiętał, jak w dzieciństwie też chciał
chodzić spać umorusany. Pamiętał również swoją mamę, zmęczoną i zapracowaną,
która usiłowała zapanować nad pięcioma synami. Ale mama mogła liczyć na męża:
ojciec prowadził synów do łazienki, pilnował ich podczas kąpieli, potem każdego
układał do snu, gasił w sypialni światło...
Wkrótce Nicole znów zostanie sama, zdana wyłącznie na siebie. Bez żadnej
pomocnej dłoni, bez ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć. On, Griffin,
będzie zajmował się swoimi sprawami: pracą, nowym domem. Noce będzie sobie
uprzyjemniał seksem z anonimowymi kobietami. Ich drogi się rozejdą.
Poczuł bolesny ucisk w żołądku.
– Albo nie – powiedział. – Mam lepszy pomysł. Usiądź sobie wygodnie z
kieliszkiem wina, a ja wykąpię Connora, a potem pozmywam naczynia.
Przechyliwszy w bok głowę, Nicole przyjrzała mu się z uśmiechem.
– Co to za okazja?
Griffin odpiął pasy przytrzymujące chłopca i wyjął go z krzesła. Mały
natychmiast objął go za szyję.
– Żadna. Po prostu chcę ci pomóc.
Nicole zrobiła krok w jego stronę.
– Jak przyjaciel przyjacielowi?
– A jesteśmy przyjaciółmi?
– A uważasz, że nie?
Nie był pewien, co odpowiedzieć, ale jedna rzecz nie ulegała dla niego
wątpliwości: że łączy go z Nicole coś więcej niż przyjaźń. Co dokładnie? Nad tym
wolał się nie zastanawiać. Uśmiechając się ciepło, pogładził ją po twarzy, po czym
z Connorem na rękach skierował się ku drzwiom. Nicole odprowadziła ich
wzrokiem.
Connor niczym mały wiking atakował zamek. Piszcząc z radości, raz po raz
uderzał piąstkami w mokry piach. Griffin obejrzał się ze śmiechem, sprawdzając,
czy Nicole też obserwuje malca. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, poczuł niemal
fizyczny ból. Nie rozumiał tego. Nie zwykł spędzać tyle czasu z jedną kobietą. Na
ogół tracił zainteresowanie po pierwszej nocy. Z Nicole było inaczej.
Czekał, aby romans się wypalił, żeby emocje ostygły. Ale nic nie stygło,
przeciwnie, temperatura uczuć rosła. Myślał o Nicole bez ustanku. W nocy
zasypiał, wsłuchując się w jej cichy oddech. Rano budził się z nosem w jej włosach
pachnących szamponem. Stała się ważnym elementem jego codziennego życia, a
on nie wiedział, co z tym dalej począć.
Całe szczęście, że wziął urlop, bo w pracy nie byłby w stanie na niczym się
skupić. Najchętniej zaciągnąłby Nicole do łóżka. Nawet teraz na plaży, otoczony
dziesiątkami ludzi, miał trudności ze stłumieniem pożądania.
– Buduj zamek, Griff!
Głos Connora sprowadził go z powrotem na ziemię. Patrząc na uśmiechniętą
buzię chłopca, który spoglądał na niego z uwielbieniem, Griffin poczuł ucisk w
gardle. Nie dość, że Nicole wywoływała w nim silne emocje, to również jej syn.
Obojgu niełatwo się było oprzeć.
– Tak jest, panie kapitanie – oznajmił, ubijając mokry piasek w kształt wieży.
Po chwili Connor kucnął obok i małymi łapkami zaczął poklepywać piaskową
budowlę.
– Super, mam pomocnika, tak?
– Tak. Connor pomoże.
– Dzielny chłopak.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Griffin zmarszczył czoło. W normalnym
życiu cholerne urządzenie dzwoniło bez przerwy, ale odkąd wziął urlop, spędzał
czas w ciszy. Oczywiście na wszelki wypadek zawsze nosił komórkę przy sobie.
Nigdy nie wiedział, kiedy klient albo ktoś z firmy będzie chciał się z nim pilnie
skontaktować. Wyciągnąwszy aparat z kieszeni, zerknął na ekran i uśmiechnął się
szeroko.
– Hej, Garrett! Co tam słychać w pałacu?
– Cały dzień paraduję w koronie – odparł jego brat bliźniak. – Wiesz, jak to jest.
– Tak. – Griffin odgarnął chłopcu włosy z oczu. – Ciężkie to twoje życie. Czy
wieśniacy maszerują już z pochodniami na pałac?
– Nie. Za to szwagier pokonał mnie w wyścigach konnych.
Griffin popatrzył na odpływ. Woda cofała się, zostawiając szeroki pas wilgoci,
potem wracała i znów się cofała. Słońce opadało coraz niżej. Kilku surferów
śmigało na deskach, a wypoczywający na ciepłym piasku rodzice z dziećmi powoli
pakowali rzeczy i kierowali się do samochodów.
Nicole siedziała obok na leżaku, z książką, której nie czytała. Connor natomiast
podskakiwał, burząc kolejny piaskowy zamek.
– Buduj, Griff!
Griffin kucnął i wolną ręką znów zaczął wznosić wieżę.
– Czyżbym słyszał głos dzieciaka? – spytał Garrett. – Gdzie jesteś?
– Owszem, słyszałeś głos dzieciaka. Mnóstwo biega ich tu wkoło. Jestem na
plaży.
– Nienawidzisz plaży.
Griffin potrząsnął głową i uśmiechnął się do Connora, który znów pracowicie
uklepywał piasek.
– Nie plaży. Tłumu.
Rozejrzał się dookoła. Na horyzoncie słońce dotykało krawędzi wody. Wkrótce
plaża całkiem opustoszeje; zostanie tylko kilku zatwardziałych surferów oraz grup-
ka nastolatków, którzy rozpalą ognisko i będą siedzieć, popijając piwo, do późnego
wieczora. Wiatr przybierał na sile, był wyraźniej chłodniejszy, na niebie
gromadziły się chmury...
Nicole wstała z leżaka i wolnym krokiem ruszyła w stronę Griffina. Przez chwilę
patrzył z zachwytem na jej długie, smukłe nogi, po czym skupił się na bracie.
– A ten dzieciak to kto?
– Connor, synek Nicole Baxter.
Na dźwięk swojego imienia chłopczyk uniósł głowę i uśmiechnął się od ucha do
ucha.
– Nicole? Przyjaciółki Katie? Griff, czyś ty oszalał?
– Bynajmniej. Wiem, co robię.
– Jasne. I dlatego łamiesz swoją zasadę? Tę, która mówi, że nie umawiasz się z
kobietami, które mają dzieci?
Griffin skrzywił się niezadowolony. Brat zbyt dobrze go znał; domyślił się
prawdy. Teraz już dwóch Kingów, Garrett i Lucas, zna jego tajemnicę. Cholera, jak
tak dalej pójdzie, może się pożegnać z wypiekami Katie.
– Tym razem jest inaczej – rzekł.
Stale to sobie powtarzał. Związek z kobietą samotnie wychowującą dziecko to
podwójne ryzyko. Doskonale o tym wiedział. Kiedy związek się rozpada, trzeba się
rozstać nie tylko w kobietą, ale również z dzieckiem, z którym siłą rzeczy
nawiązała się więź. Już raz to przerabiał i choć od tego czasu minęło wiele lat,
wciąż doskwierał mu ból.
– Nie wierzę własnym uszom!
– Przecież nie zamierzam się oświadczać. Garrett, nie histeryzuj.
– Nigdy nie histeryzuję!
– Okej, to przestań się wydzierać.
Na drugim końcu linii rozległo się głośne westchnienie.
– Obyś nie żałował.
– Nie będę – zapewnił brata Griffin, ale kiedy ponownie spojrzał na zbliżającą
się Nicole, naszły go wątpliwości.
Garrett prychnął, po chwili jednak zmienił temat.
– Słuchaj, dzwonię w ważnej sprawie. Pewien mieszkaniec Kadrii chce wynająć
naszą firmę, żeby strzegła jego kolekcji kamieni szlachetnych. Wypożycza kolekcję
muzeum w Los Angeles i nie ufa muzealnej ochronie.
– Bardzo słusznie.
– To samo mu powiedziałem. W każdym razie prze– faksowałem informacje do
twojego biura. Masz przygotować ofertę: plan i kosztorys.
Nicole podeszła do syna i kucnęła obok na piasku. Teraz, gdy Connor był pod
opieką mamy, Griffin wyprostował się i potarłszy dłonią twarz, oddalił się w stronę
wody.
Jeszcze kilka dni temu marzył o pracy, o tym, żeby skupić myśli na czymś
innym niż Nicole. Obejrzał się przez ramię. Promienie słońca rzucały na nią i
chłopca złocisty blask.
Ponownie utkwił wzrok w migoczącej tafli wody.
– Griff? Jesteś tam?
– Jestem, Garrett, jestem. Na kiedy potrzebujesz ten kosztorys?
– Wystarczą ci dwa lub trzy dni? Przefaksuj wszystko do mnie, a ja przekażę
informację klientowi i dogadam szczegóły.
Griffin pokręcił ze śmiechem głową.
– Przywykłeś już do pałacu?
– Codziennie mnie to dziwi, ale tu mieszka Alexis...
– Rozumiem.
– Tak? A to nie ty mówiłeś, żeby Alexis rzuciła pałacowe życie i przeprowadziła
się do Kalifornii?
Owszem, tak mówił. Nie rozumiał brata, który gotów był wywrócić swoje życie
do góry nogami i wyjechać na Kadrię. Zmieniać wszystko, dom, przyzwyczajenia,
dla kobiety? Nie, tego Griffin nie mógł pojąć.
Wtedy nie mógł, dziś tak, choć wolał nie zastanawiać się nad tym, co
spowodowało tę zmianę. Popatrzył za siebie. Nicole obdarzyła go promiennym
uśmiechem.
– Okej, skoczę do biura, wezmę papiery i dam ci znać możliwie jak najprędzej.
– Super. – Na moment Garrett zamilkł. – Griff, może jest coś, o czym chcesz ze
mną pogadać?
– Nie ma. – Griffin potrząsnął przecząco głową.
– A może jednak? Na przykład o Nicole i jej synku? Albo o tym, co czułeś
ostatnim razem, kiedy związałeś się z kobietą samotnie wychowującą dziecko?
– Wolałbym nie. – Na twarzy Griffina pojawił się grymas bólu. Na szczęście
nikt go nie widział.
– Potwornie cierpiałeś, pamiętasz? Dzieciak też. Nawet uciekł z domu, żeby być
z tobą.
– Pamiętam.
Jamie miał sześć lat. Griffin uczył go grać w baseball. Pokochał chłopaczka; w
ciągu zaledwie kilku tygodni poczuł się, jakby był jego ojcem. Kiedy rozpadł się
związek z mamą Jamiego, skończyły się lekcje baseballu, skończyły spotkania z
chłopcem. Któregoś popołudnia zapłakany dzieciak zjawił się w jego biurze. Uciekł
z domu. Miał nadzieję, że zmusi ukochanego wujka do powrotu. Griffin był
bezsilny; nie mógł nic zrobić, żeby zapobiec rozpaczy chłopca... i własnej. Odwiózł
Jamiego do domu i przysiągł sobie, że nigdy więcej nie zwiąże się z kobietą z
dzieckiem.
Dotrzymał obietnicy. Do teraz.
– Tym razem jest inaczej – powtórzył. Nie był pewien, kogo bardziej próbuje
przekonać, siebie czy brata. Ściszywszy głos, dodał: – Po prostu żal mi dzieciaka.
A ja i Nicole... to nic poważnego. Mały się do mnie nie przy– wiąże ani ja do
niego. Nie bój się. Nad wszystkim mam kontrolę.
– Skoro tak twierdzisz...
– Muszę kończyć – rzekł. Wolał nie ryzykować; Garrett był zbyt przenikliwy,
mógłby wyłapać fałsz w jego głosie. A on nie miał ochoty się plątać w zeznaniach.
– Odezwę się za dzień lub dwa.
Rozłączył się, ale nie wrócił do Nicole i Connora. Jeszcze przez chwilę
wpatrywał się w horyzont. Niebo było zabarwione na czerwono i złoto; woda też
mieniła się czerwienią i złotem. Zerknął na swoje stopy omywane przez fale;
zaczynał się przypływ.
Dzień dobiegł końca. Wkrótce razem z Nicole udadzą się do sypialni. Tak, dziś
już rozumiał, że kobieta może wywrócić życie mężczyzny do góry nogami. Czy mu
się to podobało? Niekoniecznie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Przecież się na tym nie znasz – oznajmił Griffin trochę zbyt protekcjonalnym
tonem.
– Och, masz rację. – Udając głupią blondynkę, Nicole wytrzeszczyła szeroko
oczy i dla większego efektu zatrzepotała rzęsami. – Nigdy nie płaciłam rachunków
ani nie planowałam budżetu. Czy to bardzo trudne?
Przez chwilę Griffin milczał, po czym skinął głową.
– Okej, przepraszam. Jesteś księgową. Rozumiesz liczby.
Rozumiała znacznie więcej. Wcześniej, kiedy stał na skraju wody, rozmawiając
z bratem, myślał, że ona go nie słyszy. A słyszała. Słyszała, że żal mu Connora. Że
ona to nic poważnego, więc on, Griffin, nie przywiąże się zanadto do jej syna. W
porządku. Rozumiała, że romans nie oznacza miłości aż po grób. Ale że Griffinowi
jest żal jej syna? Jakim prawem? Mały nie potrzebuje obecności mężczyzny w
swoim życiu.
No dobra, może nie do końca była to prawda. Często wpadała z Connorem do
Katie. Chłopiec uwielbiał Rafe a. Ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni, u boku
Griffina, zmienił się nie do poznania. Zawsze próbowała zastąpić synowi ojca,
widziała jednak, że Connor inaczej reaguje na nią, inaczej na Griffina.
– Owszem, rozumiem liczby – warknęła poirytowana. – Ale jeśli wolisz, mogę
udawać, że nie wiem, ile to dwa razy dwa.
Griffin przyłożył rękę do piersi.
– Przepraszam. To co, będziesz się boczyć, czy mi pomożesz?
Nie wiedział, że słyszała jego rozmowę telefoniczną. Jeśli się przyzna... Nie, nie
chciała otwierać puszki Pandory. Lepiej sprawę przemilczeć, stłumić gniew. Przy-
najmniej na razie.
– Zależy, czy będziesz ze mną normalnie rozmawiał czy takim tonem, jakim
czytasz małemu bajki.
– Nie chciałem cię urazić. – Usiadł koło niej przy kuchennym stole.
– To dobrze. – Popatrzyła w jego niebieskie oczy.
Była idiotką. Ponieważ nie nastawiała się na trwały związek, nie opancerzyła
swojego serca, a należało tak zrobić. Jeśli nie pierwszego dnia, to drugiego czy
trzeciego. Uchroniłaby się przed bólem.
Górne światło padało na papiery rozłożone na dębowym stole. Connor spał, w
domu panowała cisza. Zwykle o tej porze ona z Griffinem zajęci byli czymś
całkiem innym. Dziś, widząc zaaferowanego Griffina, zaproponowała pomoc, którą
oczywiście odrzucił. Postanowiła mu udowodnić swoją wartość, pokazać, że też
jest w czymś dobra.
– Chodzi o kosztorys, tak? – Uśmiechnęła się. – O wyliczenie kosztów ochrony
muzeum podczas wystawy cennych starych klejnotów?
– Zgadza się.
– Okej. – Zaczęła kartkować papiery na stole. – Widzę, że Garrett przysłał
dokładne informacje o najważniejszych klejnotach w kolekcji oraz sugestie
dotyczące ochrony.
– Garrett zawsze ma pełno sugestii. Zazwyczaj to on wszystko planował, a ja
pilnowałem realizacji. – Griffin oparł łokcie na stole. – Nienawidzę matematyki.
– A ja uwielbiam. W liczbach jest jasność, klarowność, logika. Liczby nie
kłamią, nie zmieniają się. Są tym, czym być powinny.
– Czymś cholernie nudnym i irytującym.
Pokręciwszy głową, podniosła leżącą na wierzchu kartkę.
– Pomylił się – rzekła.
– Kto, Garrett? – Griffin przysunął się bliżej. – A to ci numer! Mów, gdzie?
– Czy ty i twój brat we wszystkim rywalizujecie?
– Tak.
– No dobra. Myślę, że to ci się spodoba.
– Co? Mów, pokaż.
Czubkiem długopisu wskazała na jedno zdanie w notatkach Garretta.
– On proponuje użycie czterech mężczyzn do ochrony kolekcji szafirów.
– To źle?
– Nie, ale szafiry, choć niewątpliwie piękne i cenne, nie są główną atrakcją
kolekcji.
Zmarszczywszy czoło, Griffin przyjrzał się jej uważnie, jakby widział ją w
nowym świetle.
– A co jest?
– Broszka. Stara i dość brzydka. – Usiłując zachować spokój, postukała palcem
w fotografię. – O, ta. Zachwytu nie wzbudza, ale to prezent od Marii Antoniny dla
przodka właściciela kolekcji.
Griffin nabrał powietrza, jakby chciał zaprotestować.
– Szafiry...
– Są wspaniałe – przerwała mu. – I łatwo je sprzedać na czarnym rynku. Ale za
broszkę królowej Francji większość prywatnych kolekcjonerów dałaby się pokroić.
– Słusznie. Oczywiście prędzej czy później sam bym na to wpadł...
– Oczywiście.
– Niesamowite, że Garrett to przeoczył! Masz jeszcze jakieś uwagi?
Ujrzawszy podziw w jego oczach, Nicole sięgnęła po kolejną kartkę.
– Rubiny powinny znajdować się koło szafirów ze względu na kolory, które się
idealnie dopełniają.
– Fakt.
– Dwóch strażników przy każdej gablocie. – Zaczęła zapisywać swoje pomysły.
– Czterech przy broszce Marii Antoniny. W drugiej sali tiary, bransoletki, złoty na-
szyjnik z brylantami. Boże, ile karatów... – Przyłożyła rękę do szyi.
Griffin roześmiał się.
– Nie sądziłem, że lubisz biżuterię. – Uniósł jej lewą dłoń. – Nigdy nic nie
nosisz, nie licząc małych kolczyków.
Zawstydzona, że przyłapał ją na tym, jak ślini się na widok zdjęć bezcennych
klejnotów, wyszarpnęła rękę. Dawniej nosiła obrączkę. Teraz już nie – za bardzo
przypominała jej o mężczyźnie, który porzucił ją bez słowa. Który, tak jak Griffin,
był playboyem.
– Nie chadzam na eleganckie przyjęcia. Zresztą to, że nie noszę biżuterii, nie
znaczy, że nie mogę się nią zachwycać.
– Powinnaś opływać w brylanty – szepnął Griffin.
– Nie chcę brylantów – odparła również szeptem. Chciałaby za to tego
mężczyznę, który pożera ją wzrokiem.
– Może dlatego chętnie bym ci je podarował?
Nic poważnego... nad wszystkim mam kontrolę... W głowie Nicole znów
rozległy się słowa, które niechcący podsłuchała.
– Zawsze masz odmienne zdanie?
– Na tym polega mój urok – rzekł z łobuzerskim uśmiechem.
Niedobrze, pomyślała. Wszystko zaczęło się od zabawy, od seksu, ale potem...
Griffin nie traktował ich romansu poważnie, ona zaś... O Chryste! Chyba się zako-
chała. A przecież, kiedy mąż ją zostawił, obiecała sobie, że nigdy więcej. Serce biło
jej mocno; aż dziw, że Griffin go nie słyszał. Ucisk w gardle prawie uniemożliwiał
oddychanie. W głowie się jej kręciło. Nerwowo zastanawiała się, co robić, gdzie
szukać ratunku. Nic sensownego nie potrafiła wymyślić. Najgorsze było to, że
pomysł spędzenia nocy z Griffinem wyszedł od niej. Wpadła we własne sidła.
– Hej. – Położył rękę na jej ramieniu. – Jesteś blada. Dobrze się czujesz?
– Tak. – Kłamczucha! – Po prostu... Sama nie wiem.
– To pewnie przez te liczby – zażartował. – Mnie od patrzenia na nie głowa
puchnie.
Zmusiła wargi do uśmiechu. Serce ją bolało, jakby ktoś je usiłował zmiażdżyć.
Wszystko ją bolało. A wiedziała, że to dopiero początek. Że wyleje jeszcze morze
łez.
Postanowiła być silna i robić dobrą minę do złej gry. Nie pokaże Griffinowi, że
cierpi. Nie da mu tej satysfakcji. Kiedy on powoli szykował się do rozstania, ona
jak idiotka straciła dla niego głowę. Psiakrew!
Okej, masz się natychmiast wziąć w garść, skupić na matematyce. Myśl o
kosztorysie, stąpaj twardo po ziemi.
– Śmiesznie, bo ze mną jest odwrotnie. Liczby mnie uspokajają. Bierzmy się do
roboty.
– Dobrze. – Griffin zmrużył oczy. – Nigdy nie odtrącam pomocnej dłoni. Ale...
Przerwała mu. Jeżeli będzie dla niej zbyt miły, to się może źle skończyć. A nuż
nie wytrzyma i przyzna się, że jej uczucia do niego się diametralnie zmieniły? Że
nie chce, aby ich związek ograniczał się do seksu. Że pragnie czegoś więcej. A już
nie daj Boże, jeśli wymsknie się jej słowo na M – miłość. Co wtedy? Nieszczęście
gotowe.
Doskonale znała jego nastawienie. Przecież słyszała, co mówił do brata. Że z nią
to nic poważnego. Że żal mu Connora.
Biedny Connor. To będzie dla niego straszny cios. Kiedy Griffin zniknie z ich
życia, mały tego nie zrozumie. Jak to? Był wujek i nagle go nie ma? Przez moment
zastanawiała się, czy nie lepiej od razu się wycofać. Może mniej będzie bolało?
Niekoniecznie ją, ale Connora. Z drugiej strony, jak tu mierzyć poziom bólu? No i
dokąd miałaby się wyprowadzić? Jej dom jeszcze nie był gotowy, a na hotel szkoda
było pieniędzy, których i tak nie miała.
Po prostu musi chronić Connora, tak by późniejsze rozstanie było jak najmniej
bolesne. I chronić siebie.
Skupiła się na leżących wkoło papierach, nie zwracając uwagi na Griffina i jego
próby udobruchania jej.
– Najpierw trzeba ustalić, ilu ludzi będziesz potrzebował.
– Oraz doliczyć laserowy system alarmowy, kamery, komputery – oznajmił
rzeczowym tonem, jakby przyjął do wiadomości, że zajmują się teraz ustalaniem
kosztorysu. – Muzeum ma własną ochronę, z którą będziemy współpracować, oraz
własny system alarmowy, ale dla pewności konieczny będzie nasz sprzęt.
Skinęła głową. Po raz pierwszy rozmawiali o sprawach biznesowych. Świetnie.
Może z czasem Griffin uwierzy w jej kompetencje i...
Zadzwonił telefon. Griffin zerknął na wyświetlacz i natychmiast spiął się.
– Cześć, Brittany – powiedział niskim ochrypłym głosem, który Nicole dobrze
znała. Przeszył ją dreszcz. Czy w identyczny sposób mówi do wszystkich kobiet?
I czy wszystkie się w Griffinie zakochiwały?
Pewnie tak, uznała. Nie była pewna, czy śmiać się czy płakać.
– Fajnie, że się odzywasz. – Odszedł parę kroków, na drugi koniec kuchni. –
Zamierzałem do ciebie zadzwonić, ale... Wiesz, jak to jest. Miałem mnóstwo
roboty.
Akurat! Był na urlopie. Przypuszczalnie tłumaczył się obowiązkami
zawodowymi, żeby uwolnić się od kobiet, które zbyt natarczywie domagały się
uwagi. Czyli jeśli Nicole zadzwoni do niego za kilka tygodni, powinna spodziewać
się, że potraktuje ją podobnie jak Brittany.
– Siedzę teraz ze swoją księgową – kontynuował. – To nie najlepszy moment...
Z księgową? Reszty Nicole nie słuchała. A więc była księgową. Gdyby mogła,
najchętniej znalazłaby jakąś norę i się w niej zagrzebała. Wszystkie marzenia i
fantazje prysły jak bańka mydlana. Popełniła błąd: zakochała się w mężczyźnie
podobnym do byłego męża. Oczywiście Griffin był bez porównania
szlachetniejszym człowiekiem, ale obaj lubili kawalerskie życie. Griffin nie miał
zamiaru się ustatkować, a ponieważ ona nie chciała widzieć litości w jego oczach,
postanowiła nie mówić mu, co do niego czuje.
Na razie będzie zachowywała się jakby nigdy nic, a kiedy będzie po wszystkim,
zwinie się na kanapie z trzylitrowym pojemnikiem lodów i dwiema butelkami
wina. Do tego czasu jednak...
– Przepraszam. – Griffin zajął z powrotem miejsce przy stole. – Brittany to stara
znajoma...
– Nie musisz mi się tłumaczyć. Jestem tylko księgową.
– Co za paskudne słowo! Za późno ugryzła się w język.
– Nicole... – Ujął w palce jej brodę i obrócił do siebie.
– Nie chciałem...
Odsunęła się, niechętnie, bo uwielbiała jego dotyk. Ale lepiej przyzwyczaić się
do życia z dala od jego rąk, ust...
– W porządku, nic się nie stało. Przygotujmy ofertę.
– Słusznie. – Przez chwilę wpatrywał się w nią badawczo.
Utkwiła spojrzenie w kartce, na której robiła notatki. Skup się na liczbach,
przykazała sobie. Przestań fantazjować. Korzystaj z tego, co masz, póki możesz.
Nazajutrz po południu zadzwonił w kuchni telefon. Nicole chwyciła słuchawkę.
Connor był w ogrodzie, nie chciała zbyt długo zostawiać go samego.
– Halo?
Po chwili znajomy głos spytał:
– Nicole, to ty?
– Cześć, Katie. Jak podróż?
– Cudowna. Zakochałam się w Europie. Zatrzymaliśmy się na kilka dni w
Irlandii, żeby zobaczyć się z Jeffersonem, Maurą i dzieciakami, potem byliśmy u
Damiana w Edynburgu. Odwiedziliśmy jego nowy klub...
Nicole poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Może kiedyś też wybierze się w podróż
po świecie.
– Z Edynburga pojechaliśmy prosto do Londynu i... Och, Boże, Nicole, co to za
niesamowite miasto! Po prostu oszalałam...
– Z zachwytu. Słychać to w twoim głosie.
– To dobrze. Nie umiem opisać tego, co czuję. Następny przystanek to
Szwajcaria, a teraz jesteśmy we Włoszech. Zabytki zapierają dech, a jedzenie
przyprawia o orgazm.
– Tak ci zazdroszczę.
– A ja tobie. – Katie westchnęła. – Tęsknię za Long Beach. Codziennie
przeżywamy tu wspaniałe chwile, ale jestem gotowa wrócić do domu. To dziwne?
– Nie. – Nicole podeszła do okna, żeby obserwować syna. Doskonale rozumiała
przyjaciółkę.
Jej romans z Griffinem też był fantastyczny. I przyprawił ją o niejeden orgazm.
Choć wcale nie chciała go kończyć, wiedziała, że trzeba zostawić za sobą rajskie
klimaty i wrócić do normalnego życia. Tyle że to normalne życie będzie teraz inne.
Bardziej puste, bardziej samotne.
Katie usłyszała jej ciche westchnienie.
– Nicole? Coś się stało?
– Nie – odparła szybko.
– Nie wierzę.
– A to dlaczego?
– Po pierwsze, jesteś u mnie, a nie u siebie. Co się stało? – W głosie przyjaciółki
pojawiła się nuta zatroskania.
– Czy Griffin zrobił coś, czego nie powinien był? Mam go zabić?
Nicole ponownie westchnęła. A tak bardzo chciała zachować wszystko w
tajemnicy. Wyjrzała przez okno: Connor baraszkował z łopatką wśród kwiatów.
Przynajmniej miała udane dziecko. Cokolwiek jeszcze wydarzy się w jej życiu,
tego faktu nic nie zmieni.
– Nie. Nie musisz.
– O Jezu – jęknęła Katie. – Spałaś z nim!
Nicole odjęła słuchawkę od ucha i popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
– Skąd wiesz? Przecież słowem się nie zdradziłam.
– Znam Kingów – mruknęła zdegustowana Katie. – Kazałam mu trzymać się od
ciebie z daleka. Psiakrew, wszystkim im kazałam.
– Wiem, Griffin mi mówił. Ale na Boga, Katie, nie mam dwunastu lat.
– To prawda. Ale jesteś po przejściach, a oni są tacy...
– Oj, są.
– Cholera jasna.
– To nie jego wina, Katie. Griffin trzymał się z daleka. To ja go uwiodłam.
– Aha. – Zapadła cisza. Po chwili Katie westchnęła głośno. – Nie wiem, co
powiedzieć. Czy...
– Po prostu miałam w domu... drobną awarię i musiałam się wyprowadzić.
– Jaką awarię? Co się stało?
– Griffin niechcący wywołał pożar w mojej kuchni. Potem zaproponował, żebym
zamieszkała z nim u was, dopóki ekipa Lucasa nie doprowadzi wszystkiego do
stanu używalności... – Nicole mówiła szybko, nie dopuszczając przyjaciółki do
głosu.
– Pożar? – zdołała wtrącić Katie.
– Tak, ale nieduży.
– Okej. – Katie odetchnęła z ulgą.
– W każdym razie jeszcze trwa remont, ale za parę dni będę mogła wrócić do
siebie – ciągnęła Nicole. – 1 to będzie koniec naszego romansu. – Czuła się
paskudnie, ale dzielnie starała się to ukryć.
– Koniec? Jak to sobie wyobrażasz?
– Normalnie.
– Kochanie, taka jednorazowa czy nawet jednomiesięczna przygoda nie jest w
twoim stylu. Chociaż, niestety, jest w stylu Griffina. Wiesz, jacy oni są, ci Kingo–
wie. Boją się stabilizacji, zaangażowania. Rafe bał się jak diabli, ale Griffin... on
kocha być wolny.
– Wiem. – Nicole oparła się o szafkę kuchenną i zgarnęła z blatu okruchy,
których nie zauważyła, sprzątając po lunchu z Connorem. – Katie, ja naprawdę nie
szukam męża. Gdybym szukała, na pewno nie zainteresowałabym się Griffinem.
Zacisnęła powieki. Czy od tych wszystkich kłamstw, które opowiada, nos się jej
nie wydłużył?
– Och, skarbie. – Katie znów jęknęła. – Zakochałaś się!
– I z czego to wnioskujesz? – zdziwiła się Nicole.
– Nie zaprzeczasz?
Powinna, w przeciwnym razie Katie zacznie się nad nią litować. Wiedziała
jednak, że na dłuższą metę nie da rady okłamywać najlepszej przyjaciółki. Zresztą
wkrótce Katie wróci do Stanów i kiedy zobaczy jej, Nicole, posępne oblicze, od
razu domyśli się prawdy.
– No dobra. Chyba się zakochałam. Nie wiem.
– Nicole...
– Dobra. Zakochałam się – warknęła. – Co ty jesteś? Święta inkwizycja?
Katie roześmiała się.
– Co mam ci powiedzieć?
– Tylko się nade mną nie roztkliwiaj. Nie chcę litości ani współczucia. Jestem
dużą dziewczynką. Wiedziałam, co robię. Nic mi nie będzie. – Wyprostowała
dumnie ramiona. – Dawałam sobie wcześniej radę, dam i teraz.
– Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
– Dziękuję.
– Ale i tak poproszę Rafe'a, żeby stłukł Griffina na kwaśne jabłko.
Nicole potrząsnęła ze śmiechem głową.
– Nie, nie piśniesz słowa. Masz udawać, że o niczym nie wiesz.
– Nie żartuj. Dlaczego?
– Bo cię o to proszę.
– Sama nie wiem. Nie mamy z Rafe'em przed sobą tajemnic.
Nicole zacisnęła zęby. Chciała, żeby jak najmniej osób wiedziało o niej i
Griffinie.
– Błagam, Katie. Ta sprawa dotyczy tylko mnie i Griffina. Zresztą za parę dni
będzie po wszystkim.
– Psiakrew! Griffin może na zawsze pożegnać się z moimi ciasteczkami!
Na zewnątrz Connor wstał z kucek i ruszył w stronę ogrodzenia. Nicole
wychyliła się, sprawdzając, czy furtka jest zamknięta. Nie była. Pewnie Griffin
zostawił ją otwartą, kiedy szedł do Lucasa.
– Muszę kończyć, Katie. Connor pobiegł do naszego domu, a tam trwają prace
remontowe.
– Dobra, leć. Niedługo się zobaczymy.
Nicole odwiesiła słuchawkę i pędem wybiegła za drzwi. W ciągu paru sekund
pokonała dystans do furtki. Złapała synka, kiedy od domu i warkotu świdrów
dzieliło go zaledwie kilka kroków.
Zapiszczał uradowany, kiedy uniosła go wysoko nad głowę, a potem posadziła
sobie na biodrze. Ten mały chłopczyk był całym jej światem.
– Och, ty zbóju! – Połaskotała syna, który zaczął chichotać. – Chciałeś bez
mamusi iść do naszego domku?
Wskazując paluszkiem, chłopiec zawołał:
– Dom!
Nicole obejrzała się za siebie. Dom. Tu było ich miejsce, jej i Connora. Powinna
skupić się na przyszłości, pożegnać z fantazjami i wrócić na ziemię. Zanim się zo-
rientowała, co robi, ruszyła w stronę kuchennych drzwi. Czas najwyższy zobaczyć,
co się w środku dzieje.
Zamierzała też ostrzec Griffina, że Katie wie o ich romansie; niech biedak
przywyknie do myśli, że więcej ciast i ciasteczek nie dostanie.
Weszła szybko po schodkach na ganek, otworzyła siatkowe drzwi i nagle
znalazła się w nowym dziwnym świecie. Griffin z Lucasem nie zauważyli jej
wejścia; zwróceni do niej tyłem, o coś się spierali. Przez chwilę Nicole wodziła
wkoło wzrokiem. Nie wierzyła własnym oczom. Pistacjowe ściany, szafki z
jasnego drewna, terakota na podłodze, granitowy blat identyczny jak ten, o którym
opowiadała Griffinowi. Przy jednej ścianie sześciopalnikowa kuchenka, przy
drugiej nowa lodówka z podwójnymi drzwiami.
To nie była kuchnia, jaką spodziewała się ujrzeć. To była jej wymarzona
kuchnia. Na którą nie było jej stać.
– Griff! – zawołał Connor.
Obaj mężczyźni odwrócili się, ale Nicole patrzyła tylko na jednego.
– Coś ty, do cholery, zrobił? – szepnęła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
– Wpadliśmy – mruknął pod nosem Lucas.
– Co... – Nie spuszczając oczu z Griffina, Nicole postawiła Connora na ziemi. –
Jakim cudem... Dlaczego...
– Obróciła się wkoło, po czym ponownie łypnęła gniewnie na Griffina. – Nie
miałeś prawa.
Milczał, zaciskając zęby. Wiedział, że ten moment kiedyś nastąpi, ale nie
spodziewał się, że tak szybko. Ekipa Lucasa jeszcze nie skończyła pracy, sądził
więc, że do decydującego starcia dojdzie dopiero za dwa, trzy dni.
– Nicole, przecież to twoja wymarzona kuchnia.
– Owszem – przyznała. – Właśnie taką bym sobie kiedyś zrobiła.
– Zamiast kiedyś, masz ją dziś – rzekł. – Co za różnica: teraz czy za kilka lat?
– Oszalałeś? Różnica jest taka, że za kilka lat byłoby mnie na nią stać!
– Wszystko jest już zapłacone – oznajmił Lucas.
– Tak? Przez kogo? – spytała, wskazując palcem na Griffina. – Przez niego?
Uważasz, że to etyczne? Tak prowadzisz swój biznes?
– Nie mam sobie nic do zarzucenia! – Lucas zerknął spod oka na kuzyna. – Moja
ekipa wykonała kawał porządnej roboty.
– Roboty, której nie zamawiałam – warknęła Nicole.
– Mogłabym cię podać do sądu!
– Nie denerwuj się – powiedział Griffin, widząc przerażoną minę Lucasa. – Ona
nie mówi tego poważnie.
– Tak sądzisz? – Nicole skrzyżowała ręce na piersi; jedną nogą zaczęła gniewnie
przytupywać.
– Tak, Nicole, tak sądzę. – Ryzykując, że się na niego rzuci z pięściami, Griffin
podszedł krok bliżej. – Teraz jesteś wściekła, ale kiedy na spokojnie sobie
wszystko przemyślisz, zrozumiesz, że miałem rację.
– Niedoczekanie!
– Wiesz... – do rozmowy wtrącił się Lucas – Griffin chciał ci sprawić
niespodziankę. Pokrył rachunki, które...
– Lepiej zamilcz – ostrzegł go Griffin.
– Ach, tak? – Nicole zmierzyła Lucasa takim wzrokiem, że ten instynktownie
przysunął się do Griffina. – Chciał sprawić niespodziankę? Niespodzianką są kwia-
ty. Pudełko czekoladek. Maskotka. Ale nie kuchnia, do cholery!
– Czyli zaskoczyłem cię – powiedział Griffin, niewzruszony jej wybuchem.
– Naprawdę myślałeś, że się ucieszę?
– Przecież podoba ci się nowy wystrój. Tylko jesteś zbyt uparta, żeby to
przyznać.
Nicole wzięła głęboki oddech.
– Nie wierzę, po prostu nie wierzę. – Piersi wznosiły się jej i opadały. – Jak
mogłeś? Co ci strzeliło do głowy? Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy.
Tak, słyszał to już wiele razy.
– Właśnie, że potrzebujesz – zirytował się. Podobnie jak ona skrzyżował ręce na
piersi.
– Twoja ostatnia „pomoc” skończyła się pożarem – przypomniała mu.
Skrzywił się, ale nic nie powiedział.
– Zdemontuj wszystko – poleciła Lucasowi.
Lucas zbladł. Griffin nie wytrzymał.
– Zwariowałaś?! Rozejrzyj się, Nicole. Tak opisałaś swoją kuchnię marzeń.
Kamienna podłoga, pistacjowe ściany, granitowy blat, którego szukaliśmy przez
dwa tygodnie...
– O nic nie prosiłam, Griffin. Opisałam kuchnię, jaką chciałabym mieć, a nie
jaką muszę mieć. To był wytwór mojej fantazji.
– Który stał się rzeczywistością.
Nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę. Oczywiście wiedział, że Nicole będzie
wściekła, ale liczył na to, że po chwili zmięknie. A nawet, że podziękuje mu za
jego trud.
– Nie miałeś prawa – powtórzyła cicho, jakby uszła z niej wola walki. Jednak jej
oczy wciąż ciskały gromy.
– Może, ale za późno na pretensje. Kuchnia jest już prawie gotowa.
Nawet nie pamiętał, dlaczego to było dla niego tak ważne. Chciał sprawić jej
radość. Ofiarować coś, co będzie jej o nim przypominało. Zmarszczył czoło.
– Zamiast unosić się gniewem, może byś obejrzała, co zrobiliśmy?
– No właśnie – poparł go Lucas, wsuwając pod pachę swój notatnik. – Pójdę już,
a wy sobie wszystko wyjaśnijcie i potem dajcie mi znać, kto wygrał batalię.
Nicole posłała mu druzgocące spojrzenie, ale najwidoczniej Lucas był
przyzwyczajony do ziejących furią kobiet, bo uśmiechnął się i znikł jak duch.
Griffin natomiast skrzywił się. Gdzie się podziała lojalność Kingów?
I kto by przypuszczał, że są wśród nich tacy tchórze?
Okej, poradzi sobie z Nicole, nie potrzebuje wsparcia kuzyna. W ciągu tych
trzech tygodni zdążył ją całkiem nieźle poznać; wiedział, że mu wybaczy.
– Proszę, rozejrzyj się.
Promienie zachodzącego słońca rzucały ciepły złocisty blask. Szafki z jasnego
dębu pachniały świeżością, podłoga lśniła, granitowy blat połyskiwał niczym
lustro.
Griffin pogładził go dłonią.
– Jest dokładnie taki, jaki chciałaś.
– Wygląda jeszcze piękniej niż w moich marzeniach.
– A kuchenka... – Przeszedł parę kroków dalej. – Sześć palników, wszystkie
działają...
Po jej ustach przemknął cień uśmiechu.
– Griffin, to nie zmienia...
– Lodówkę musiałem sam wybrać, bo nie opisałaś tej wymarzonej.
Otworzył podwójne drzwi, tak by mogła zajrzeć do środka. Górną półkę
zajmowały kartoniki z ulubionym sokiem Connora, a niżej w stojaku na wina stała
butelka szampana, którą zamierzał uczcić koniec remontu.
Nie spuszczał z Nicole oczu. Tak, wciąż była zła, ale była też zachwycona tym,
co widzi. Powiodła spojrzeniem po podłodze, po czystych ścianach, na moment za-
trzymała wzrok na wyszorowanym czajniku w kształcie koguta.
Kiedy ją obserwował, ogarnęło go silne wzruszenie. Z początku kierowały nim
wyrzuty sumienia: nowa kuchnia miała być „zapłatą” za pożar. Potem zapomniał o
wyrzutach i po prostu chciał sprawić Nicole przyjemność, podarować coś, czego
się nie spodziewała. Teraz jednak zrozumiał, że chodzi o coś więcej: o spełnienie
czyichś marzeń. Wiedział, jak bardzo pragnęła mieć taką kuchnię, latami urządzała
ją w myślach i wreszcie fantazja stała się faktem.
Chodziło również o to, aby Nicole o nim nie zapomniała. Żeby jego obecność
została na trwale zapisana w jej życiu. Żeby pamiętała o nim, kiedy nie będą razem.
Bo on na pewno nigdy jej nie zapomni.
– Ta kuchnia... – Nicole westchnęła – po prostu zapiera dech. Ale to nie ma
znaczenia.
– A co ma? – spytał, ledwo tłumiąc irytację. Mówił spokojnym tonem, by nie
wystraszyć Connora, który patrzył na niego wielkimi oczami. – Powiedz mi, bo nie
rozumiem. Chciałem sprawić ci przyjemność, a ty się złościsz.
– Naprawdę nie rozumiesz? To tak, jakby to wszystko... – zakreśliła w powietrzu
łuk – było zapłatą za seks.
– Co? – Na to nigdy by nie wpadł.
– Zapłatą, podziękowaniem, jak zwał, tak zwał. Na ogół w prezencie
pożegnalnym mężczyzna daje kobiecie bransoletkę albo wisiorek, czasem...
Nie słuchał. Zrobiło mu się głupio. Dokładnie tak postępował, kiedy odchodził
od aktualnej partnerki. Zwykle nawet sam nie wybierał błyskotki, tylko prosił
swoją asystentkę, Janice, żeby kupiła coś ładnego i wysłała, dołączając jego
wizytówkę. Czy obdarowane kobiety czuły to samo co Nicole? Nie miał
najmniejszego pojęcia.
– To niedorzeczne. I obraźliwe. Nie płacę za seks.
– No, tak. Nie musisz. Kobiety ustawiają się do ciebie w kolejce i czekają, kiedy
raczysz na nie spojrzeć, tak?
Rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót.
– O co ci chodzi?
– Przepraszam, że okazuję tak mało wdzięczności!
Connor, którego wzięła na ręce, miał niepewną minkę. Griffinowi zrobiło się żal
malca. Niewiele się namyślając, odebrał Nicole dziecko i przytulił do piersi. Chło-
piec oparł główkę o jego ramię.
– Piłka, Griff?
– Zaraz się pobawimy, smyku – obiecał, klepiąc chłopczyka po ramieniu.
– Teraz. – Mały uśmiechnął się prosząco.
Griffin poczuł kłucie w sercu.
– Za chwilę. Przyrzekam. – Obrócił się twarzą do Nicole. – Wyjaśnijmy to sobie:
kierowała mną jedynie chęć sprawienia ci przyjemności...
– Nie...
– Wbrew temu, co uważasz, nie musiałem pytać cię o zgodę.
– Zapomniałeś, że to moja kuchnia.
– Nie zapomniałem. – Oparł się o zimny, granitowy blat. Postanowił przyjąć
nową taktykę. Zamiast się spierać, zamiast gniewem odpowiadać na gniew, był
spokojny, wyluzowany. Pokaże Nicole, że jej wściekłość nie robi na nim wrażenia.
– Twój kuzyn...
– Spełniał moje polecenia. Pretensje miej do mnie, nie do niego.
– Mam. I to duże.
– Porozmawiajmy jak dorośli ludzie. – Podszedł krok bliżej. Nicole nie drgnęła.
– To ja wywołałem pożar, dlatego odpowiadam za remont twojej kuchni.
– Ale nie stać mnie...
– Dlaczego się kłócisz?
– Bo nie chcę, żebyś za cokolwiek płacił. Potrafię zadbać o siebie.
– Wiem. I szanuję to. Nie znam drugiej tak upartej, tak zabawnej, zdolnej i
samowystarczalnej osoby jak ty. Jesteś...
– Twoją księgową?
Nabrał w płuca powietrza, potem wolno je wypuścił. Powinien był ugryźć się w
język. Przecież nie chciał obrazić Nicole; chciał jedynie spławić Brittany, Nagle
coś mu przyszło do głowy: rozstając się z Brittany, podarował jej wisiorek z
brylantem. Psiakrew.
– Nie, kimś znacznie ważniejszym.
– Tak? A kim?
Zastanawiał się nerwowo, ale nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Wiedział
jedynie, że Nicole poruszyła w nim wiele strun, zmusiła do tego, żeby spojrzał w
głąb siebie i odbył z sobą długą rozmowę.
– Nie rozumiesz, że mi zależy? Żebyś miała kuchnię marzeń?
Popatrzyła na niego skonfundowana. Na szczęście z jej oczu już nie wyzierał
gniew.
– Tak, chyba faktycznie ci zależy – odparła cicho. – Ale chcę wiedzieć dlaczego.
Przeczesał ręką włosy, zerknął na chłopca, którego trzymał na rękach, potem
znów wbił wzrok w jego mamę. Nagle poczuł, jak po jego ciele rozlewa się cu-
downe ciepło. Nie żar, ale właśnie ciepło. Tak działała na niego Nicole. Niestety,
musi się bronić. Ryzyko byłoby zbyt duże...
Potrząsnąwszy głową, spytał:
– Jakie to ma znaczenie?
Zawiedziona jego unikiem, potarła dłońmi ramiona, jakby zrobiło się jej
chłodno.
– Ten remont... Naprawdę nie powinieneś był...
– Za późno na pretensje.
– Zwrócę ci koszty.
– Do diabła, Nicole!
– To nie podlega dyskusji. Jeszcze nie wiem, jak tego dokonam. Ale za
dwadzieścia, góra trzydzieści lat powinnam się wypłacić – dodała pod nosem.
Griffin westchnął. Nicole Baxter w równym stopniu fascynowała go i irytowała.
– Coś ci powiem, smyku – zwrócił się do Connora. – Twoja mamusia to
najbardziej uparta kobieta na świecie.
– Przyganiał kocioł garnkowi.
– W porządku. Chcesz mi zwrócić pieniądze? Wykonaj kilka zleceń dla mojej
firmy.
Nieustannie ją zadziwiał.
– Chcesz mnie zatrudnić?
Nie miał innego wyjścia. Praca wydawała mu się najbardziej logicznym
rozwiązaniem, w dodatku takim, któremu Nicole nie powinna się sprzeciwić.
– Nie dajesz mi wyboru – rzekł.
– To prawda. – Uniosła dumnie brodę. – W porządku. Będę u ciebie pracować,
dopóki nie spłacę lodówki, kuchenki, blatu, a także udziału własnego.
– Do licha, Nicole. W tej kwestii nie ustąpię. Przeze mnie wybuchł pożar i ja
pokryję twój udział własny, czy ci się to podoba, czy nie.
Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem. Panowała pełna napięcia cisza.
Wreszcie Nicole skinęła głową.
– Okej. Ale za wszystko inne ci zwracam.
– Skoro musisz.
– Muszę. Nie jesteśmy parą, Griffin. Nie jesteś mi nic winien.
Jęknął w duchu. Był nieporównywalnie bogatszy od niej, ale rozumiał jej punkt
widzenia. Faktycznie nie byli parą i na pewno nią nie zostaną. Łączy ich seks, nie
miłość. Oboje od początku wiedzieli, na co się piszą. Mimo to przykro mu było
słyszeć, że w jej życiu nie ma dla niego miejsca.
Czuła złość, gorycz i rozczarowanie. Griffin zrobił to, co chciał, nie
zastanawiając się, jak ona zareaguje. Pewny siebie arogant o szlachetnym sercu –
tylko takie określenie przyszło jej na myśl.
Zdawała sobie sprawę, że Kingowie idą przez życie jak burza, kierując się tym,
co dla nich jest dobre. Jeśli to, co było dobre dla nich, okazywało się złe dla kogoś
innego... Cóż, zawsze później było im przykro. Zrozumiała, że jest tylko kolejnym
podbojem Griffina.
Przyzwyczajony, że kobiety padają mu do stóp, zdziwił się niepomiernie, kiedy
ona nie chciała przyjąć jego „podarunku”. Z jednej strony było to wzruszające, z
drugiej zabawne, z trzeciej denerwujące. Zapamiętał wszystko, co mu mówiła o
swojej wymarzonej kuchni, każdy szczegół. Znalazł idealny granitowy blat i
terakotę, którą dotąd widziała jedynie w swoich snach.
A kogut... Przeniosła spojrzenie na śmieszne ptaszysko, które spoczywało na
nowej lśniącej kuchence. Griffin wyszorował czerwony czajnik, który teraz też
wyglądał jak nowy. Korciło ją, by zarzucić mu ręce na szyję, najpierw jednak
chciała, by zrozumiał, dlaczego ma do niego pretensje.
– Działałeś za moimi plecami.
– Zgadza się.
– Mój eks to robił – powiedziała, gładząc synka po buzi. – Podejmował za mnie
decyzje, bo uważał, że jestem za głupia, aby myśleć samodzielnie.
– Ale ja nie...
Podniosła rękę, nakazując mu ciszę.
– Nieważne, co ty. Ważne, jak ja to odebrałam.
Pokiwał wolno głową, jakby wreszcie do niego dotarło, dlaczego zareagowała
tak, a nie inaczej.
– Przepraszam.
Uśmiechnęła się.
– Rzadko wypowiadasz to słowo.
– To prawda. – Kąciki ust mu zadrgały.
– Griff! – Connor pacnął Griffina w ramię. – Bajka!
Griffin popatrzył pytająco na Nicole.
– To co, wracamy? Zjemy kolację, poczytamy bajkę i położymy Connora spać.
– Nie chcę spać! – zaprotestował chłopiec, zerkając błagalnie na matkę.
– Może Connor i ja powinniśmy już tu zostać...
– Kuchnia nie jest jeszcze gotowa – oznajmił Griffin. – Rano chłopaki przyjdą
sprawdzić instalację, więc...
Więc, pomyślała Nicole, może zostać u siebie i przez jeden dzień nie używać
kuchni lub może wrócić z Griffinem do domu Katie i spędzić kolejną fantastyczną
noc. Decyzja nie była trudna.
– Dobra, wracajmy.
– Słyszysz, kolego? – Griffin zwrócił się do Connora.
– Zaraz poczytamy bajkę.
– Bajka tak, kąpiel nie – powiedział dzieciak.
Zanim wyszli na zewnątrz, Nicole przystanęła w drzwiach i, wzdychając
cichutko, jeszcze raz powiodła wzrokiem po kuchni. Była po prostu idealna.
Niestety, korzystając z niej, będzie zawsze pamiętała o mężczyźnie, którego
pokochała... i straciła.
Tej nocy kochali się w pokoju oświetlonym jedynie mlecznym blaskiem
księżyca. Griffin patrzył Nicole głęboko w oczy i czuł, jak więź między nimi się
zacieśnia. Cieszyło go to, a zarazem przerażało.
Długo leżał obudzony, słuchając, jak Nicole oddycha, i zastanawiając się, co ma
zrobić. Do tej pory nie miał z tym problemu, po prostu zrywał i odchodził, ale po-
dejrzewał, że tym razem nie pójdzie mu tak łatwo.
Coraz bardziej przywiązywał się do Nicole i Connora. Wiedział, że nie zapomni
jej, nawet kiedy się rozstaną. Tego wcześniej nie brał pod uwagę.
Rozstanie... nie miał innego wyjścia. Nie chciał ryzykować, znów przeżywać
koszmarnego bólu. Zarzucał Lucasowi tchórzostwo; może sam też był tchórzem?
Trudno. Żaden zdrowo myślący człowiek nie wystawia się na cios prosto w serce,
prawda?
Tak, musi odejść. Ale nie dziś, pomyślał, kiedy Nicole przytuliła się do niego
przez sen. Niedługo. Otoczył ją ramieniem, ignorując dzwonek ostrzegawczy, jaki
rozlegał się w jego głowie. Nagle z odbiornika na szafce dobiegł głos Connora.
– Mamusiu...
Griffin zerknął na Nicole. Ponieważ wciąż spała, ostrożnie zsunął się z łóżka,
starając się jej nie obudzić, i ruszył po ciemku do pokoju chłopca.
Ciepłe światło lampki nocnej oświetlało szeroki materac, na środku którego
siedział mały blondasek w niebieskiej piżamce z nazwami drużyn baseballowych.
Włosy mu sterczały na wszystkie strony. Tulił do piersi ukochanego krokodyla. Na
widok Griffina wytrzeszczył oczy.
– Boję się, Griff.
– Czego, szkrabie? – Griffin przysiadł na brzegu łóżka.
– Nie wiem. – Chłopczyk położył się, potarł piąstkami oczy i ponownie przytulił
krokodyla.
– Możesz spokojnie spać. – Griffin pogładził małego po główce. – Będę tu
siedział i na ciebie patrzył.
– Fajnie. – Connor rozciągnął usta w uśmiechu, na widok którego Griffina
ścisnęło coś w sercu. – Jesteś dobry tatuś.
Po chwili dzieciak zasnął. Tatuś? Griffin siedział całkiem oszołomiony. Tatuś?
Spojrzał na chłopca, który wyglądał tak niewinnie. Nie, nie da rady. Za bardzo
przywiązał się do malca i jego mamy. Nie chciał, żeby Connor myślał, że Griffin z
nimi zostanie. Że zawsze będzie przeganiał jego koszmary nocne.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Najwyższy czas wziąć się w garść.
Wróciwszy do swojego pokoju, przystanął w drzwiach. Nicole siedziała w łóżku,
przyglądając mu się uważnie. Włosy miała potargane, usta nabrzmiałe po ostatnim
pocałunku. Miał ochotę ją schrupać.
– Wszystko w porządku?
– Tak, zasnął. – Obiema rękami potarł twarz. Na co czekasz? Przyznaj się;
powiedz jej, że dłużej nie możesz.
– Słyszałam, co powiedział. – Wskazała ręką na odbiornik.
Griffin skinął głową.
– Więc chyba rozumiesz... To nie fair wobec Connora. Będzie cierpiał.
Podszedł do komody, wyciągnął jedną szufladę, drugą. Wkładając dżinsy i
koszulkę, obejrzał się przez ramię. Kusiło go, żeby wszystko z powrotem z siebie
ściągnąć i wskoczyć pod kołdrę. To kolejny znak ostrzegawczy, pomyślał. Zawsze
dotąd kierował się rozumem, nie pozwalał, by ciało kontrolowało umysł.
– Masz rację. – Nicole zakryła kołdrą piersi. Odgarnąwszy włosy z twarzy,
posłała mu uśmiech, na jaki nie zasługiwał. – Nie powinniśmy byli ciągnąć tego tak
długo.
– Nie o to chodzi...
Dokładnie o to chodziło. Griffin zmrużył oczy, usiłując wyczytać coś z jej
spojrzenia, ale słaby księżycowy blask to uniemożliwiał.
Może tak jest lepiej? Może wcale nie chce wiedzieć, co tak naprawdę Nicole
czuje? Może gdyby wiedział, rozstanie byłoby jeszcze trudniejsze?
– Connor to dziecko, pragnie mieć ojca. – Nicole wzruszyła ramionami. – Ciebie
polubił i zaczął tak o tobie myśleć. Jak o ojcu.
– Nie chciałem...
– Wiem, Griffin. – Odgarnęła kosmyk za ucho. – I nie musisz nigdzie wymykać
się w środku nocy. Nie ma powodu, żebyś czuł wyrzuty sumienia.
Zastygł w bezruchu. Uświadomił sobie, że Nicole ma słuszność: zamierzał się
wymknąć, uciec. Po prostu spanikował. Chciał zniknąć jak najszybciej, żeby swoją
obecnością nie krzywdzić ich, Nicole i Connora, bardziej niż musiał. A także, żeby
złagodzić własne cierpienie.
Popatrzył jej w oczy.
– Nie bój się, Griffin. – Na jej wargach osiadł smutny uśmiech. – Nie będę
zalewać się łzami, szlochać i błagać cię, żebyś został.
Do jasnej cholery, dlaczego nie?
– Było nam z sobą dobrze, ale nadeszła pora się rozstać, prawda?
Przycisnął rękę do piersi i lekko pomasował okolicę serca. Nie pomogło: ból nie
ustąpił.
– Połóż się spać, Griffin. Wszystkim zajmiemy się rano.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Rano go nie było. Po opuszczeniu pokoju, w którym spędzali razem noce,
Griffin udał się do salonu. Przespał się na kanapie. Rano złożył koc, z wierzchu
położył poduszkę, a na niej zostawił kartkę.
„Pojechałem do biura. Wrócę wieczorem. Gdybyś czegoś potrzebowała,
zadzwoń”.
– Gdybym czegoś potrzebowała? – szepnęła Nicole, po czym zmięła list i z całej
siły przygryzła dolną wargę, żeby powstrzymać się od płaczu.
„Gdybyś czegoś potrzebowała... ” Jedyne, czego potrzebowała, to... Nie,
nieważne. Niczego nie potrzebuje. Już nie. Przez całą noc na zmianę płakała i
wymyślała sobie od idiotek. Do nikogo nie mogła mieć pretensji. Sama była
wszystkiemu winna. Jak ostatnia kretynka zakochała się w mężczyźnie, który
zwiał, jak tylko sprawy zaczęły się komplikować.
Serce ją bolało, oczy piekły z powodu niewyspania i wylanych łez. Idiotka, po
prostu idiotka! Nie tylko zakochała się w Griffinie, wiedząc, czym to może grozić,
ale w dodatku zaczęła wierzyć, że jemu też na niej zależy.
Tak, to najbardziej bolało. Od początku miała świadomość, że Grifiin nie jest
facetem pragnącym stabilizacji, lecz mimo to wierzyła, że mogą razem stworzyć
dom, rodzinę. Pogładziła dłonią poduszkę, na której wczoraj trzymał głowę, po
czym zacisnęła pięść. Nie, nie załamie się. I nie będzie więcej rozpaczać, bo teraz
musi myśleć również o dziecku. To ją najbardziej wściekało.
Co innego oszukiwać samą siebie, żyć fantazją. Bądź co bądź była dorosła;
prędzej czy później wynurzyłaby się z otchłani rozpaczy. Ale Connor był
niewinnym dzieckiem, miał niecałe trzy lata. Kiedy kogoś kochał, to kochał całym
serduszkiem i myślał, że będzie równie mocno kochany. Był za mały, żeby
wiedzieć, co to zdrada lub rozczarowanie. Za mały, aby zrozumieć, że czasem
ludzie, których kochamy, nagle znikają z naszego życia.
Na szczęście jego ojciec znikł, zanim chłopiec się urodził. Nie tęskni się za kimś,
kogo nigdy się nie znało. Z Griffinem będzie inaczej. Odejścia Griffina nie zdoła
wytłumaczyć dziecku. Może tylko mieć nadzieję, że kiedyś Connor zapomni o
człowieku, którego pokochał na tyle, by nazwać ojcem. Może kiedyś ona też o nim
zapomni.
Na razie przenikał ją koszmarny ból. Z trudem nabierała w płuca powietrze. Nie
miała jednak czasu użalać się nad sobą. Zaczęła krzątać się po domu, obudziła
syna, ubrała go, potem zaprowadziła na śniadanie. Connor rozglądał się w prawo i
lewo, zdziwiony tym, że są sami.
– Gdzie Griff?
To moja wina, pomyślała, patrząc w lśniące oczy chłopca. Będzie tęsknił, a ja
nie będę mogła mu pomóc.
– Kotuś, Griffin odszedł. – Podała synowi kilka truskawek oraz pojemnik
jogurtu.
– Gdzie? – spytał Connor, uderzając łyżką o tacę. – Connor też pójdzie?
– Nie, kochanie.
– Connor chce! – Dolna warga mu zadrżała.
– No dobrze, zobaczymy, co da się zrobić. – Nicole przeklęła w duchu.
Okłamywała syna; przecież dobrze wiedziała, że nic nie da się zrobić.
Przynajmniej się uspokoił. Okej, zjedzą śniadanie, potem podrzuci Connora do
przedszkola i przeniesie rzeczy do własnego domu. Lucas uwinie się ze wszystkim
raz, dwa. A gdyby się ociągał, zawsze może postraszyć go sądem.
Kiedy wrócą z Connorem do siebie, chłopczyk znajdzie się w swoim łóżeczku,
wśród mnóstwa zabawek. Może przeboleje zniknięcie Griffina?
Nie widziała go od kilku dni. Mieszkała już u siebie, a w domu za ogrodzeniem
mieszkała Katie z Rafe’em, którzy wrócili z podróży po Europie.
– Nadal uważam, że Rafe powinien go stłuc – oznajmiła przyjaciółka.
– Jesteś kochana – powiedziała Nicole, stawiając na stole dwa kubki świeżo
zaparzonej kawy.
Connor odbywał popołudniową drzemkę, w domu panowała cisza i spokój.
Zgodnie z daną sobie obietnicą, od rozstania z Griffinem Nicole nie uroniła ani
jednej łzy. Kilka razy było blisko, ale zdołała się pohamować.
– Nie powinien – dodała. – Już o tym rozmawiałyśmy.
– Wiem. Nie rozumiem twojej wspaniałomyślności. Rafe chętnie by mu
przyłożył.
– Nie wątpię. – Nicole oparła się łokciami o stół. – Pewnie od rana do wieczora
wiercisz mu dziurę w brzuchu.
– Zgadłaś. – Katie uśmiechnęła się szeroko. – Ale od tego ma się męża, nie?
Żeby słuchał wywodów żony o podłym, kłamliwym niegodziwcu, który skrzywdził
jej przyjaciółkę.
Nicole sięgnęła do pudełka ciastek, które Katie przyniosła. Kiedy była przybita,
kubki smakowe miała niemal całkiem wyłączone.
– Doceniam twoje dobre chęci, ale Griffin nie zrobił nic złego. Sama jestem
sobie winna.
– Akurat!
– Od początku wiedziałam, w co się pakuję. On mnie nie łudził obietnicami. –
Zawahała się, po czym uznała, że musi powiedzieć na głos coś, co dotąd
powtarzała jedynie w myślach: – To ja budowałam zamki na lodzie i ja się
zakochałam. To moja wina, Katie. Griffin naprawdę jest niewinny.
Wzdychając ciężko, Katie wzięła kolejne ciastko.
– Jak sobie Connor z tym radzi?
– Ciągle o niego pyta. Chce się z nim zobaczyć. W nocy budzi się z płaczem –
odparła Nicole.
Mniej więcej czuła się podobnie jak syn, tyle że nie budziła się z płaczem.
Katie przyłożyła rękę do lekko zaokrąglonego brzucha.
– Przykro mi, że tak się to skończyło. Szkoda dziecka.
– Szkoda. Na szczęście jest coraz lepiej.
Pokiwawszy głową, Katie rozejrzała się po kuchni.
– Chociaż cię oszukali z remontem, to jednak Lucas wykonał kawał
fantastycznej roboty. Kuchnia wygląda przepięknie.
– Zawsze o takiej marzyłam – przyznała Nicole.
Ilekroć do niej wchodziła, stawał jej przed oczami Griffin. Odcisnął piętno na jej
życiu. Podejrzewała, że trwałe piętno.
– Nie opowiedziałaś mi jeszcze o Włoszech – rzekła, zmieniając temat.
Uśmiechając się ciepło, Katie ścisnęła jej dłoń.
– Mm, Toskania... – rozmarzyła się. – A więc słuchaj...
Nicole usiłowała skupić się na opowieści przyjaciółki. Miała nadzieję, że z
każdym dniem będzie jej coraz lżej i wreszcie nadejdzie taki, kiedy przestanie
myśleć o Griffinie.
– Janice, jak Garrett zadzwoni, natychmiast mnie połącz – warknął do telefonu
Griffin.
– Zawsze tak robię.
Słyszał irytację w jej głosie. Jego asystentka nie była szczęśliwa, że skrócił
urlop. Zwłaszcza że wrócił do biura w fatalnym nastroju.
– I przynieś mi dokumenty dotyczące ochrony muzeum.
– Okej. – Kobieta rozłączyła się.
Delikatnie odłożył słuchawkę, choć najchętniej cisnąłby nią o ścianę. Ledwo
panował nad nerwami.
– To pewnie z niewyspania – mruknął pod nosem.
Opuściwszy dom Katie i Rafe’a, wprowadził się do hotelu. Nie mógł dłużej
mieszkać pod jednym dachem z Nicole i Connorem. Codziennie by się widywali, a
to by niczego nie ułatwiało.
Od trzech dni większość czasu spędzał w biurze. Kiedy zmęczenie za bardzo
dawało mu się we znaki jechał do apartamentu hotelowego, siadał na balkonie i
wpatrując się w czarne niebo, marzył o tym, żeby być z Nicole.
Wzdychając ciężko, rozejrzał się po gabinecie, który był identycznie urządzony
jak gabinet Garretta. Pokoje dzieliła łazienka z prysznicem; często z niego
korzystał.
Naprzeciw okna stała kanapa obita wiśniową skórą
;
obok fotele. Większość
jednej ściany zajmowały oprawione w ramki zdjęcia rodzinne. Na drugiej wisiał
płaski telewizor oraz dyplomy uznania, jakie firma zdobyła na przestrzeni lat. W
rogu znajdował się barek z alkoholem dla gości. Dawniej bracia ciągle krążyli
między jednym a drugim gabinetem, rozmawiali, dogryzali sobie żartowali. Teraz
Garrett był daleko razem ze swoją żoną a Griffin był sam z dzwoniącą w uszach
ciszą.
Firma znakomicie prosperowała, za to jego życie prywatne kulało. Teoretycznie
bez problemu mógł to zmienić. Wystarczyłoby sięgnąć po telefon i zadzwonić pod
pierwszy lepszy numer. Codziennie mógłby zapraszać piękne kobiety na kolację do
pięciogwiazdkowych restauracji. Mógłby znów wieść życie, jak wiódł, zanim
postanowił „spoważnieć”.
– Niech inni poważnieją, taki Garrett i Rafe. Mnie kawalerskie życie całkiem
odpowiada.
Wyciągnął rękę po słuchawkę, ale po chwili ją opuścił. Psiakrew, nie
interesowały go randki. Mógłby zająć się szukaniem nowego domu, bo agent od
nieruchomości sprzedał jego dawny apartament, ale to też go nie interesowało.
Nic go nie bawiło. Ani nowy dom, ani praca, po prostu nic. Czuł, jak narasta w
nim frustracja i złość.
Nagle drzwi się otworzyły z hukiem. Griffin podskoczył.
– Rafe? Co, do diabła...?
Rafe stał w progu na szeroko rozstawionych nogach, z dłońmi zwiniętymi w
pięści.
– Co ci strzeliło do łba, stary? Katie ciągle powtarza, żebym skopał ci tyłek.
Nie zdziwiła Griffina wizyta kuzyna. Od paru dni się jej spodziewał. Ponad
ramieniem Rafe'a zobaczył Janice. Na jej twarzy też nie było śladu zdziwienia:
znała Ringów i ich wybuchowy temperament.
– Może byś zamknął drzwi?
Rafe zamknął je, po czym znów łypnął wrogo na kuzyna.
– Dlaczego akurat Nicole? Nie mogłeś się powstrzymać? – Rozluźnił pięści;
najwyraźniej nie zamierzał się bić.
Szkoda, pomyślał Griffin. Bójka pomogłaby mu rozładować napięcie. A tak,
wciąż zły i sfrustrowany, wyszedł zza biurka i oparł się o blat.
– Nie planowałem tego. Po prostu stało się.
– Stało się? – Rafe przysiadł obok niego na blacie. – Od czego masz szare
komórki?
– Masz rację, powinienem był ich użyć. Ale... To było silniejsze ode mnie.
– Wiem, jak to jest – powiedział Rafe. – Od pierwszej chwili, kiedy poznałem
Katie... – urwał. – Zresztą już ci to mówiłem.
– Wiele razy. Czy... Czy Lucas opowiedział ci o remoncie u Nicole?
– Tak. – Rafe skrzywił się. – Ma, dureń, szczęście, że nie wytoczyła mu... nam
sprawy w sądzie. Nie można ignorować ustaleń zawartych w umowie z klientem.
– To moja wina – przyznał Griffin.
Wyobraził sobie, ile biedny Lucas musiał nasłuchać się od Rafe'a.
– Czyli pracowicie spędziłeś urlop.
– Można tak powiedzieć.
Ostatnie dwa, trzy tygodnie funkcjonował w dziwnym amoku, nocami kochając
się z Nicole, w ciągu dnia pomagając Lucasowi w remoncie. Teraz z trudem wracał
do normalnego życia. A raczej starał się wrócić. Prędzej czy później uda mu się,
odzyska równowagę. Zawsze odzyskiwał, to tylko kwestia czasu.
Najpierw jednak musi pogadać z Rafe’em, naprawić relacje rodzinne.
– To co, zamierzasz stłuc mnie na kwaśne jabłko?
– Chciałem. – Rafe skrzyżował ręce na piersi. – Ale mi przeszło. – Przyjrzał się
uważnie kuzynowi. – A tobie?
– Co?
– Czy tobie przeszło? To, co czułeś do Nicole?
– Przejdzie. Nie martw się o mnie.
– Jasne. Powtórz to jeszcze parę razy, może sam uwierzysz.
– Po tym, jak prawie zaprzepaściłeś swoją szansą u Katie, nie jesteś ekspertem
od spraw sercowych.
– Ważne jest to jedno małe słówko: prawie. – Rafe odsunął się od biurka. – Nie
zamierzam dawać ci rad. I tak byś nie posłuchał.
– Fakt.
– Ale jedno ci powiem: jak odejdziesz, będziesz żałował do końca życia.
Griffin zmrużył groźnie oczy.
– Nie wtrącaj się, Rafe.
– Nie zamierzam. Zrobisz, jak będziesz uważał. A teraz... – Rafe wyszczerzył w
uśmiechu zęby – idę do domu zjeść ciasteczka, które Katie upiekła. Których ty
nigdy więcej nie skosztujesz.
– Drań.
– Owszem.
Pogwizdując cicho, Rafe opuścił gabinet. Zaraz po Jego wyjściu przybiegła
Janice z dużą brązową kopertą.
– Dokumenty dotyczące zlecenia w muzeum.
– Dzięki – mruknął Griffin.
Po chwili został sam. Nienawidził samotności.
Wcześnie wyszedł z pracy. Nie było sensu tkwić w biurze, skoro nie mógł się na
niczym skupić. Pojechał na plażę. Nie cierpiał tłumów, ale niedawno odkrył, że
bardziej nienawidzi samotności.
Wędrował boso brzegiem oceanu. Słońce przygrzewało, wiatr tarmosił koszulę.
Na widok dzieci bawiących się w piasku przypomniał sobie, jak budował zamek
dla Connora. Parę kroków dalej poczuł zapach pieczonych kiełbasek i przypomniał
sobie grillowanie w ogrodzie. Potem minął całującą się namiętnie parę i
przypomniał sobie, jak całował Nicole. Pamiętał jej smak, zapach, ciepły oddech na
swojej szyi. Pamiętał, jak trzymał ją w objęciach. A teraz... teraz ręce zwisały mu
bezwładnie wzdłuż ciała.
– To kompletnie bez sensu.
Nosił jej obraz w myślach, w sercu.
– I co ja mam z tym zrobić?
Rozległy się piski. Obróciwszy się, zobaczył, jak chłopak wrzuca dziewczynę do
wody. Po chwili wesoły śmiech wypełnił powietrze. Griffin poczuł ukłucie za-
zdrości.
Instynktownie wyciągnął z kieszeni komórkę, wybrał numer i czekał. Odebrała.
Na sam dźwięk jej głosu przeszył go dreszcz.
– Nicole?
Nastała długa cisza. Wreszcie...
– Cześć, Griffin.
Powitała go tak entuzjastycznie, jakby wręczył jej bukiet pokrzyw. Czy
naprawdę spodziewał się wybuchu radości? I tak miał szczęście, że od razu się nie
rozłączyła. Może nie powinien był dzwonić, ale nie żałował. Wbił wzrok w taflę
wody migoczącą w promieniach słońca.
Umówili się, prawda? Że Nicole będzie pracować w jego firmie. Miał prawo
zadzwonić, omówić szczegóły. Biznes to biznes.
– Cześć. Słuchaj, mówiłaś serio, że chcesz odpracować kuchnię?
– Oczywiście. Nie pozwolę, żebyś płacił za mój remont.
– W porządku. – Odsunął się, by nie pochlapał go przebiegający obok
nastolatek. – Pomyślałem sobie, że mogłabyś zacząć od zlecenia dotyczącego
ochrony muzeum. Trzeba ustalić dyżury cztero– i sześciogodzinne, obliczyć
wynagrodzenie dla strażników i tak dalej.
– Okej.
Wyobraził ją sobie, jak siedzi zamyślona w słonecznej kuchni. Może Connor
bawi się u jej stóp?
– Jak się miewa Connor? – spytał znienacka.
– Dobrze – odparła chłodno. – Ja również.
– Cieszę się. – Co innego mógł powiedzieć? To on odszedł, on wszystko zepsuł.
Na swoją obronę miał jedno: od początku tak się umówili, na romans bez zobo-
wiązań. – Poproszę Janice, żeby przesłała ci dokumenty i możesz się brać do
roboty.
Zdecydowanie lepiej mu się myślało na plaży niż przy biurku. Dopiero przed
chwilą wpadł na pomysł, żeby Nicole zajęła się tym zleceniem, a perorował tak,
jakby tydzień wszystko analizował.
– Szczegółowy kosztorys będzie mi potrzebny do końca tygodnia.
– Rozumiem. Coś jeszcze?
Tak, miał jej jeszcze wiele do powiedzenia. Że nie może spać, kiedy ona nie leży
zwinięta obok. Że rano jest bardziej spragniony jej dotyku i uśmiechu niż kubka
mocnej kawy. Że tęskni za zapachem jej szamponu. Że...
– Nie, to wszystko.
– Okej. Do widzenia, Griffin.
Rozłączyła się, a on z całej siły musiał się hamować, żeby nie rzucić komórki do
morza.
Światło słoneczne zalewało jej piękną nową kuchnię, lecz Nicole czuła się tak,
jakby tkwiła w wielkiej czarnej dziurze. Zaskoczył ją telefon od Griffina. Nie
zdążyła się przygotować na ból, który przeniknął ją do szpiku kości. Przez ostatnie
dni koncentrowała się na synu i pracy, starała się nie myśleć o Griffinie. Sądziła, że
uporała się ze stratą. I w tym momencie on zadzwonił. Wpatrując się w komórkę,
usiłowała zepchnąć smutek na samo dno serca. Nie będzie się nad sobą roztkliwiać
ani płakać; gdyby zaczęła, nie byłaby w stanie przestać.
– Griff dziś przyjdzie? – spytał synek.
Tak, musi być silna, jeśli nie dla siebie, to dla dziecka.
– Nie, kochanie, dziś nie.
– Jutro?
Wzięła syna na ręce i przytuliła.
– Nie wiem, może... – odparła, zaskakując samą siebie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Życie w pałacu miało mnóstwo zalet. Samotność nie była jedną z nich. Griffin
nigdy nie widział tylu ludzi kręcących się po domu. Pokojówki, kucharze, ogrod-
nicy, lokaje... Jemu to nie przeszkadzało, bądź co bądź przyjechał z krótką wizytą,
ale nie rozumiał, jak Garrett wytrzymuje z tym na co dzień.
Decyzję, aby odwiedzić brata, podjął spontanicznie. Bycie Kingiem też miało
sporo zalet: wystarczył telefon i można było wsiadać do odrzutowca. To znacznie
przyjemniejszy sposób podróżowania niż odprawy paszportowe i kontrole na
lotnisku.
Postawił nogę na dolnym szczeblu pomalowanego na biało ogrodzenia i
rozejrzał się wkoło: idealnie przystrzyżone krzewy i trawniki, błękitne niebo z
kilkoma kłębiastymi chmurami, wiekowe drzewa stojące prosto niczym żołnierze...
Posiadłość była piękna, wyglądała niezwykle malowniczo. Nieopodal padoku
zbudowano stajnię, bliżej pałacu zaś znajdował się labirynt roślinny oraz ogród
różany, z którego unosił się niesamowity zapach.
Chociaż Griffin nie przepadał za jazdą konną, lepiej czuł się przy padoku niż w
pałacu. Wewnątrz było zbyt sztywno, tu z kolei miał za dużo czasu na myślenie,
ale...
– Pokochałeś konie?
Nawet się nie obrócił.
– Nie, to wielkie zwierzęta i tak groźnie łypią – odparł ze śmiechem. – Miło się
na nie patrzy, ale z daleka. Jeździectwo to twoje hobby.
Tak, Garrett od dziecka uwielbiał galopować; bracia wszystko robili razem,
tylko ta jedna rzecz ich różniła.
– Nawet nie wiesz, jaka to frajda wyjść z domu i dosiąść rumaka.
– Czyli nie nudzisz się?
– Ani trochę.
– To dobrze. – Griffin cieszył się szczęściem brata.
– Co się dzieje? – spytał Garrett, przyglądając mu się badawczo. – Wiem, że
masz pilną robotę, a u mnie byłeś zaledwie dwa miesiące temu.
Griffin zmrużył oczy. Kiedy zobaczył Garretta i jego żonę Alexis tak
zakochanych w sobie, niemal pożałował swojej decyzji o przyjeździe na Kadrię.
Przecież brat go nie zrozumie.
– Chodzi o Nicole, prawda?
– Cholera, jasnowidz jesteś czy co?
– E tam. – Garrett wybuchnął śmiechem. – Nie trzeba być jasnowidzem, żeby
wiedzieć, co cię gryzie.
– Świetnie, że masz tak dobry humor.
– Śmieję się, bo nie tak dawno temu dawałeś mi tę samą radę, którą zaraz
usłyszysz ode mnie.
– Super. Na pewno pomoże. – Griffin prychnął pogardliwie.
– Hej, sam tu przyjechałeś.
– To świadczy o tym, jak kiepsko jest ze mną.
– Byłem zaniepokojony, kiedy się z nią związałeś – przyznał Garrett. – Nicole
nie jest typem kobiety, z którą się sypia i którą potem się rzuca.
– Nie rzuciłem jej – zaoponował Griffin.
Naprawdę nie rzucił, po prostu spanikował i zwiał.
Właśnie to mu nie dawało spokoju.
– Ale i nie próbowałeś jej zatrzymać, prawda?
Fakt, nie próbował.
– Odkąd to jesteś takim znawcą kobiet? – warknął Griffin.
– Nie jestem. Za to ciebie znam jak własną kieszeń. Jesteśmy nie tylko
bliźniakami, ale również Kingami.
– Czyli?
– Czyli cechuje nas ośli upór. – Garrett popatrzył z namysłem na padok. –
Tutejsi trenerzy czasem próbują przechytrzyć konia, zaskoczyć go...
– O czym ty mówisz?
– W ten sposób łamią jego stare przyzwyczajenia i powoli wyrabiają w nim
nowe. Zanim zwierzę się po– kapuje... – Garrett urwał. Wziął głęboki oddech, po
czym kontynuował: – Ta cała sytuacja z Nicole... Po prostu zaskoczyła cię siła
własnych uczuć, więc postanowiłeś się bronić. Mimo że wcale tego nie chcesz.
– Skąd wiesz, co chcę?
– Twój przyjazd tu świadczy o tym, że ciężko ci bez niej.
– Niczego takiego nie powiedziałem.
– A pamiętasz, co powiedziałeś, kiedy pozwoliłem Alexis wrócić na Kadrię? –
spytał Garrett.
– Jak przez mgłę.
– To ci przypomnę. Nazwałeś mnie kretynem, że za nią nie pojechałem. Też
jesteś kretynem.
– Słucham?
– Nie udawaj głuchego.
Griffin skrzywił się. Po jaką cholerę tu przyjechał? Powinien był wiedzieć, jak
przebiegnie rozmowa z Garrettem, który żył w swojej krainie szczęśliwości i
zawsze był najmądrzejszy.
Poza tym te dwie sytuacje – jego z Nicole i Garretta z Alexis – różniły się.
Garrett okłamał Alexis, a ona go na tym przyłapała. Z Nicole sytuacja była jasna od
początku.
– Twój problem – ciągnął Garrett – polega na tym, że przyzwyczajony jesteś do
określonego typu kobiet. „Laska mająca więcej niż dwie szare komórki to strata
czasu”. Twoje słowa.
Griffin westchnął głośno.
– Więc co zamierzasz? – kontynuował jego bliźniak.
– Dalej spotykać się z kobietami, które interesują wyłącznie balsamy do ciała?
Griffin zacisnął powieki. Dobrze pamiętał noce, kiedy śmiertelnie znudzony
słuchał tych pasjonujących monologów po to, by potem zażyć parę godzin niezłego
seksu.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że więcej czasu spędzam w naszych odrzutowcach niż
w swoim mieszkaniu. Miałeś rację. Ale ty nawet nie masz mieszkania. Sprzedałeś
swój apartament, nocujesz w hotelu. Gdzie ostatni raz czułeś się jak w domu?
– Z Nicole. U Katie i Rafe'a – odrzekł Griffin.
– To nie tylko piękna kobieta, ale i mądra. Mądrzejsza od nas obu.
– Tak myślisz?
– Z miejsca zauważyła tę ohydną broszkę w kolekcji.
– Też bym zauważył...
– Ale nie musiałeś. – Na moment Garrett zamilkł.
– Jeśli jesteś tak mądry, jak twierdzisz, Griff, nie pozwolisz Nicole odejść.
Serce mówiło Griffinowi, że brat ma rację. Ale rozum...
– Nicole nie jest sama, ma syna...
– Wciąż nie możesz zapomnieć historii z Jamiem?
– Po rozstaniu z nim długo chodziłem przybity.
– Wiem. – Garrett poklepał brata po ramieniu. – Ale Nicole nie odebrała ci
Connora. To ty od nich odszedłeś.
Nagle Griffin uświadomił sobie gorzką prawdę: żeby chronić się przed
cierpieniem, przed stratą, postanowił się wycofać, zakończyć znajomość.
Na padoku jeden z ogierów wierzgnął kopytami, wzbijając tumany kurzu.
– Boże, ale ze mnie dureń!
Garrett roześmiał się cicho.
– Zamiast wyzywać się od durni, spróbuj naprawić swoje błędy.
– Nie wiem, czy zdołam, w końcu zostawiłem nie tylko Nicole, ale i jej syna.
Przypuszczam, że nigdy mi tego nie wybaczy. Jej eks postąpił identycznie, zanim
się jeszcze Connor urodził.
– On nie wrócił, a ty wrócisz – rzekł stanowczym tonem Garrett. – I naprawisz
swój błąd. Bo tak robią Kingowie. Wbrew temu, co ci lubię powtarzać, nie jesteś
idiotą, Griff. Wiesz, czego chcesz. Wiedziałeś, lecąc tu. Chciałeś tylko usłyszeć
potwierdzenie.
Griffin skinął głową. Cholera, musi odzyskać Nicole. Nie wyobrażał sobie życia
bez niej i Connora.
– Zatrzaśnie mi drzwi przed nosem – powiedział cicho.
– Nie wiesz, dopóki się nie przekonasz.
– A jeśli się nie sprawdzę jako mąż i ojciec? Ona i mały zasługują na szczęście.
– Skoro zasługują, to im je daj. – Garrett poczęstował brata kuksańcem w bok.
Griffin wziął głęboki oddech. Tak, Nicole i Connor zasługują na wszystko co
najlepsze. I on stanie na głowie, aby nigdy niczego im nie brakowało.
– Zostaniesz w pałacu na kolację?
– O, nie. Wracam do domu, do Nicole.
Z tęsknoty za Griffinem czuła fizyczny ból. Mijały dni, a ból nie ustępował,
raczej nasilał się. Lecz nie tylko z bólem musiała sobie radzić.
Connor ciągle marudził, codziennie dopytywał o Griffina, a ona codziennie mu
tłumaczyła, że Griffin musiał wyjechać. Smutek chłopca nakładał się na jej smutek.
Miała wrażenie, że tonie pod jego ciężarem.
O północy w telewizji nie leciało nic ciekawego, ale wolała najnudniejszy
program od przewracania się w łóżku z boku na bok. Siedziała na kanapie w bluzce
na cienkich ramiączkach i krótkich spodenkach od piżamy, skacząc bezmyślnie po
kanałach. Nagle trafiła na reklamę wróżki: dzwoniąc na podany numer, koszt pięć
dolarów za minutę, można było usłyszeć od obcej osoby, jak naprawić swoje życie.
Nie musiała dzwonić do wróżki, sama wiedziała, czego jej trzeba.
Na zewnątrz panowała cisza jak makiem zasiał. Kiedy więc rozległ się ostry
dzwonek, podskoczyła nerwowo, a potem ruszyła pędem do drzwi. Na wszelki
wypadek chwyciła komórkę. Ale czy włamywacz naciskałby dzwonek?
Wyjrzała przez okno; na widok stojącego na ganku Griffina, serce zabiło jej
mocniej.
Skąd się tu wziął? Co powinna zrobić? Zignorować go? Otworzyć drzwi po to,
by zatrzasnąć mu je przed nosem?
Ponownie rozległ się dzwonek. Podjęła decyzję. Bała się, że Connor się obudzi.
Napotkała niebieskie oczy, które świdrowały ją na wylot.
– Griffin, czego chcesz?
– Ciebie.
– Co? – Przesłyszała się. To było jedyne wytłumaczenie.
W ostatnim czasie prawie nie sypiała, a jeśli na moment udawało jej się
zdrzemnąć, to właśnie takie miała sny: że Griffin wraca, błaga o przebaczenie i
wyznaje jej dozgonną miłość. Sny zawsze kończyły się tak samo: przebudzeniem.
Griffin przytrzymał ręką drzwi, żeby ich nie zatrzasnęła.
– Mogę wejść?
A więc jednak to nie był sen.
– Nie. – Wiele ją to kosztowało, bo marzyła o tym, żeby wziął ją w ramiona.
Znów chciała czuć, żyć, opuścić ten dziwny pusty świat, który zamieszkiwała.
Ale o jednym nie potrafiła zapomnieć: Griffin zostawił nie tylko ją, również
Connora. Tego nie mogła mu wybaczyć.
– Okej, rozumiem – powiedział. – Masz prawo być na mnie zła.
– Zniknąłeś bez słowa. Connor codziennie o ciebie pyta, a ja mu tłumaczę, że
musiałeś wyjechać.
– Wiem, przepraszam – szepnął.
– Słyszałam cię. Tamtego dnia na plaży. Powiedziałeś bratu, że żal ci Connora.
Mój syn nie potrzebuje twojego współczucia, ja też nie.
Na moment zwiesił głowę, po czym znów utkwił spojrzenie w jej twarzy.
– Skłamałem. Connor ma wszystko, ma ciebie.
Ból trochę zelżał, ale jeszcze nie zniknął.
– Przepraszam cię, Nicole.
– Nie mnie należą się przeprosiny... Nie, mnie też.
– Wiem. Specjalnie przyjechałem o tej porze, żeby Connor już spał. Odejdę, jeśli
mi każesz. On nie będzie wiedział, że byłem. Ale... – dodał – nie wyrzucaj mnie.
– Dlaczego? – spytała znużonym tonem.
Schyliwszy się, podniósł dużą białą torbę. Nawet jej wcześniej nie zauważyła.
Nic dziwnego, skoro nie spuszczała z niego oczu.
Z torby wyjął zielone, aksamitne pudełko. Nicole przyłożyła rękę do serca. Jeżeli
to był sen, nie chciała się obudzić.
Kiedy uniósł wieczko, zobaczyła pierścionek z szafirem.
– Ma odcień twoich oczu.
– Ja...
Przeniosła wzrok z pierścionka na twarz Griffina i to, co ujrzała – miłość,
obietnicę, przyszłość – zaparło jej dech. Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć,
Griffin ponownie wsunął rękę do torby i tym razem wyjął czerwony kask.
– Dla Connora. Miał taką frajdę, siedząc w wozie strażackim, że...
Nicole wyciągnęła rękę. Oczy zaszły jej łzami.
– Pozwól mi wejść, Nicole...
Czy mogła odmówić? Tak bardzo wzruszył ją swoją wizytą i prezentem dla
Connora. Skinęła głową i cofnęła się, a kiedy wszedł, zamknęła za nim drzwi.
Wyjął kask z jej ręki i położył na stoliku.
Tylko latarnia przed domem oraz włączony telewizor oświetlały salon.
Obróciwszy się, Griffin pogładził Nicole delikatnie po twarzy. Miała nadzieję, że
wrócił na zawsze.
Najpierw jednak musiała go wysłuchać, upewnić się, że znów nie zniknie. Ona
sama mogła podjąć ryzyko, ale nie zamierzała narażać na większy ból syna.
– Popełniłem błąd. Nie powinienem był odchodzić, ryzykować, że cię stracę. Po
prostu... nie sądziłem, że się zakocham.
– Ja też nie.
– Do głowy mi nie przyszło, że jestem zdolny do takiej miłości. Że mogę być
mężem lub ojcem... Kocham cię, Nicole. Kocham Connora. Chcę być twoim
mężem, jego ojcem. Chcę mieć z tobą więcej dzieci. – Uśmiechnął się. – Kingowie
uwielbiają duże rodziny.
– Więcej dzieci... – powtórzyła cicho.
– Dużo więcej.
Łzy pociekły jej po policzkach. Griffin otarł je kciukiem, po czym zgarnął ją w
objęcia.
– Przysięgam, to ostatni raz, kiedy płaczesz przeze mnie. Odtąd tylko uśmiech
będzie gościł na twojej twarzy.
Pociągnęła nosem. Tak bardzo pragnęła mu wierzyć.
– Daj mi jeszcze jedną szansę – kontynuował. – Udowodnię ci, jak bardzo was
oboje kocham. Udowodnię, że jesteśmy dla siebie stworzeni. – Pocałował ją mocno
w usta. – Proszę, zaryzykuj.
Roześmiała się.
– Potraktuję to jako dobry znak – rzekł. – Ale nawet jeśli usłyszę dziś „nie”, to
nie odejdę. Już nigdy cię nie opuszczę. Wiem, czego pragnę, Nicole, i będę walczył
do upadłego. – Ujął w palce jej brodę. – Będę przychodził dzień po dniu, dopóki
cię nie przekonam.
– Myślisz, że zdołasz? – spytała żartobliwym tonem.
– Jestem Kingiem. A jak King coś postanowi, nie ma na niego mocnych.
– Griff? – Connor wszedł do pokoju ubrany w piżamkę. Tuląc krokodyla,
uśmiechnął się szeroko. – Griff wrócił!
– Tak, smyku. Wróciłem. Na zawsze.
Chłopczyk rzucił się do niego biegiem.
– Tęskniłem – oznajmił z powagą.
Griffin pochwycił go w ramiona.
– Ja też za tobą tęskniłem. Wiesz co? Mam dla ciebie prezent. – Nałożył chłopcu
kask na głowę.
– Super!
Nicole popatrzyła na swojego syna w ramionach mężczyzny, którego kochała
całym sercem.
– Mamusiu, Griff wrócił!
– Widzę, kochanie. Myślę, że pozwolimy mu z nami zostać, co?
W oczach Griffina zobaczyła wszystko, co chciała widzieć. Nic nie ryzykowała.
Była najszczęśliwszą kobietą na świecie.
– Tak! – zawołał Connor. – Teraz bajka, Griff!
– Jasne, smyku – powiedział Griffin, wsuwając Nicole na palec pierścionek.
Pasował idealnie.
– Połóżmy naszego syna spać, a potem, Nicole, pokażę ci, jak bardzo się za tobą
stęskniłem.
– Dobrze. Witaj w domu, kochanie.