Kultura a oddziaływanie mediów
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Żyjemy w czasach, w których świadomość społeczna jest nieomal w całości
zdominowana przez masowe media. O czym nie mówią media, tego nie ma lub to się
nie liczy. Przeciwnie, najmniejsza nawet błahostka, przepuszczona przez media,
urasta do rangi wręcz kosmicznej. "Uwaga! Uwaga! Wczoraj o 17.15 czasu lokalnego
w Warszawie przy ulicy Kowalskiej opadł z drzewa liść. Znalazcę czeka nagroda."
Wystarczy, że wiadomość tę powtórzą wszystkie serwisy radiowe, a telewizja pokaże
portret pamięciowy zguby, a już rozdzwonią się telefony. Następnego dnia w
codziennej prasie ukażą się błyskawiczne relacje, zaś prasa tygodniowa poprosi o
wypowiedź socjologów i psychologów. Takie to czasy i takie anomalie. Trzeba być
ciągle przytomnym na umyśle, aby nie ulec medialnej psychozie. Równocześnie
jednak nie można nie dostrzegać wielu pożytków, jakie płyną z mediów, pod
warunkiem, że nadawcy są wiarygodni, a odbiorcy umieją z mediów korzystać.
Anachronizmem byłoby całkowite potępienie i odcinanie się od mediów, z drugiej
strony wielką naiwnością byłoby poleganie wyłącznie na mediach. "Est modus in
rebus" - jest jakaś miara w rzeczach, również w mediach.
Temat, jaki dzisiaj chciałbym podjąć, to KULTURA A ODDZIAŁYWANIE MEDIÓW.
Zdając bowiem sobie sprawę z tego, jak wielki wpływ mają media zarówno na życie
społeczne, jak i osobiste, warto zastanowić się, jak media wpływają na kulturę. Może
najpierw spróbujmy wyjaśnić, czym jest kultura. Słowo pochodzi z języka łacińskiego.
"Colo", "colere", to znaczy "uprawiam", "uprawiać", a "cultura" to "uprawa".
Pierwotnie chodziło o uprawę ziemi. Każdy rolnik wie, co to znaczy uprawiać ziemię;
nikt rozumny nie rozrzuca ziarna na twardy ugór, najpierw trzeba ziemię do zasiewu
odpowiednio przygotować. Są takie czynności jak talerzowanie, gdy ziemia jest
bardzo twarda, potem oranie, głębiej lub płycej, bronowanie, nawożenie i dopiero
wówczas, o właściwej porze roku, przychodzi moment siania. Należy też uważać na
chwasty, które są szybsze i silniejsze od szlachetnego ziarna. Aby ziemia wydała
szlachetny i zdrowy plon, trzeba ją uprawiać. Już Cyceron, rzymski prawnik, mówca i
filozof, żyjący w I w. przed Chrystusem, zauważył, że człowiek, jeżeli ma naprawdę
wyrosnąć na człowieka, osiągnąć to, co Rzymianie nazywali "humanitas" (ludzkość),
potrzebuje uprawy, czyli kultury, zwłaszcza kultury duszy ("animi cultura"). Dusza
ludzka bez kultury nie tylko że pozostanie w stanie niedorozwoju, ale wręcz zarośnie
chwastami wad, stanie się, jak mówili i Grecy, i Rzymianie, duszą barbarzyńcy. W
łacińskiej tradycji zachodniej "humanitas" przeciwstawiane było "barbarus",
barbarzyństwu.
Choć dziś na kulturę patrzymy najczęściej przez pryzmat sztuki, to przecież na
sztuce nie wyczerpuje się kultura. Do kultury należy wiele innych ważnych dziedzin,
które budują nasze człowieczeństwo. Wśród nich wymienić należy także naukę, która
pomaga i uczy poznawać prawdę, moralność, która wychowuje do dobra i religię,
która nakierowuje człowieka na Boga. W sumie mamy 4 dziedziny kultury: naukę,
moralność, sztukę i religię. W nauce pojawia się filozofia, nauki szczegółowe i
teologia. W moralności jest etyka (jako moralność osobista), ekonomika (jako
moralność rodzinna) i polityka (jako moralność społeczna). W wytwórczości jest
sztuka, rzemiosło i technika. Religia natomiast stanowi uzasadnienie i zwieńczenie
całej kultury ludzkiej. Nauka ma na względzie prawdę, moralność - dobro,
wytwórczość - piękno, religia - świętość. Religia otwiera człowieka na Boga, a więc
na pełnię Prawdy, Dobra i Piękna, podczas gdy pozostałe dziedziny kultury dokonują
tego cząstkowo i tylko pośrednio. Grecy byli twórcami kultury naukowej, wysokiej
kultury moralnej i artystycznej. Rzymianie przejęli spuściznę grecką, ale akcent kładli
przede wszystkim na sprawy praktyczne. Natomiast chrześcijaństwo po upadku
cesarstwa rzymskiego przejęło dziedzictwo klasyczne wzbogacając je poprzez religię
objawioną o wymiar nadprzyrodzony.
Jako Polacy należymy do tradycji zachodniej, stąd w naszej ojczyźnie od początku
powstania Państwa Polskiego rozpoczęła się troska o edukację i naukę, o
odpowiednie wychowanie moralne, o rozwój sztuki i o krzewienie wiary. Gdy
natomiast państwo nasze ulegało osłabieniu lub gdy władali nim obcy, to wówczas
załamywała się nasza polska kultura, okaleczano ją i deformowano. W naszej tradycji
wypracowany został pewien ideał polskości. Ma to być człowiek światły, roztropny i
wymowny, umie odróżnić ziarno od plewy, potrafi dobrze radzić i jest ostrożny, bo z
niejednego pieca jadł chleb. Ma to być człowiek prawy, szlachetny, hojny, ofiarny, a
nie krętacz czy sknera. Ma to być ktoś o wyrobiony smaku artystycznym, kto nie
nabierze się na tandetę, kto mając skromnie nawet środki, potrafi zrobić cacko. Ma to
być wreszcie ktoś bogobojny, kto w sprawach zasadniczych nie da sobie zamącić w
głowie, kto w krańcowych zwłaszcza przypadkach, Boga bardziej słucha niźli ludzi.
Taki ideał polskości stał się udziałem naszego narodu, pozwolił nam przetrwać
najtrudniejsze nawet chwile, przyczynił się do stworzenia przepięknej i budzącej
podziw kultury polskiej. Powstaje wobec tego pytanie: jak dzisiejsze media w Polsce
wpływają na kulturę, a w szczególności na kulturę polską? Zanim przebiegniemy
poszczególne dziedziny kultury, zatrzymajmy się najpierw nad tym, co w sposób
uniwersalny przenika całą kulturę i wszystkie media. Jest to język. W radio i w
telewizji jest to język mówiony, w prasie - język pisany. Warto przypomnieć, że słowo
"bárbaros" odnosiło się pierwotnie do niezrozumiałego dla Greków języka obcych
ludów, później natomiast zaczęło oznaczać pewien typ braku kultury. Barbarzyńca to
ten, który po prostu bełkocze, wydaje z siebie jakieś niezrozumiałe dźwięki. Jaki jest
w bardzo wielu wypadkach język mediów w Polsce? Niestety, jest to język
barbarzyński, język bełkotu. Oczywiście, ten bełkot jest bełkotem nowoczesnym,
wypracowanym przez inżynierów społecznych, specjalistów od manipulacji,
fachowców od zasmarowywania rdzy i brudu. Ponieważ język mediów wciska się
nieomal wszędzie, słychać go nie tylko w domach, ale i w sklepach, w biurach, w
szkołach, na ulicach, w kawiarniach, to warto pokazać, na czym ta bełkotliwość
polega. Są trzy podstawowe rodzaje bełkotu: pierwszy, to bełkot syntaktyczny, drugi -
to bełkot semantyczny, trzeci - to bełkot pragmatyczny. Celowo posłużyłem się tu
słowami, których większość Polaków nie rozumie. Jeżeli nie wyjaśnię, co mam na
myśli, to moja wypowiedź będzie trzecim rodzajem bełkotu, czyli bełkotem
pragmatycznym, a więc taką wypowiedzią, która choć poprawna, jest dla innych
niezrozumiała. Słowo "pragmatyczny" odnosi się bowiem do języka jako środka
porozumiewania się między ludźmi.
W masowych mediach pełno jest wyrażeń noszących znamię bełkotu
pragmatycznego. Są to najczęściej słowa pochodzenia obcego. Są to słowa
zadomowione w języku polskim, ale słabo rozumiane z uwagi właśnie na obce
pochodzenie. Aż trudno uwierzyć, ale przed wprowadzeniem nowych pieniędzy 98%
Polaków nie rozumiało słowa "denominacja"! Pułapka tej manipulacji polega na tym,
że słowo jest znane, bo się je słyszy i to często, ale jest nie rozumiane. A nie
rozumiane jest dlatego, że jest słowem obcego pochodzenia. Takich bełkotliwych
słów pojawiają się w mediach tysiące.
Bełkot semantyczny dotyczy manipulowania znaczeniem słów. "Semaínein" po
grecku, to "znaczyć". Klasycznym przykładem bełkotu semantycznego
wprowadzanego z wielkim wyrafinowaniem jest określanie Polaków kochających
swoją Ojczyznę mianem nacjonalistów, a katolików wiernych Bogu i Kościołowi -
mianem fundamentalistów. Jest to bełkot semantyczny, ponieważ prawidłowa nazwa
w pierwszym wypadku to "patriota", a nie nacjonalista, w drugim wypadku
fundamentalista, to osoba duchowna, która oficjalnie rządzi państwem, a nie
duchowny - obywatel czy wierzący obywatel.
I wreszcie bełkot syntaktyczny polega na łączeniu ze sobą wyrazów bez
respektowania reguł gramatycznych. Np. w jednej z rozgłośni radiowych padły
następujące słowa: "członek elity", dramatyczna sytuacja", wyrok 2 lata i osiem
miesięcy". Gdy bliżej się zastanowić nad tą wypowiedzią, to kompletnie nie wiadomo,
o co chodzi.
Te trzy rodzaje bełkotu bardzo często występują razem sprawiając, że mamy do
czynienia z hiperbełkotem. Ale jaki jest cel bełkotu? Cel jest prosty, stworzyć
wrażenie, że media o wszystkim mówią, że jest to mowa polska, że panuje otwartość
na różne informacje czy opcje. Tymczasem efekt należy mierzyć skalą społecznej
zrozumiałości. I tu okazuje się, że większość Polaków nie rozumie, o czym media
mówią, albo rozumie opacznie. Nie rozumiejąc, nie wie, co naprawdę się dzieje w ich
własnym kraju, rozumiejąc opacznie społeczeństwo staje się coraz bardziej skłócone,
bo każdy słyszał co innego, albo co innego zrozumiał. Ale dlaczego w takim razie
ludzie słuchają bełkotliwych mediów? Odpowiedź jest prosta: chcą wiedzieć, co
dzieje się w kraju i w świecie. Zapominają jednak, że trzeba nie tylko słuchać, ale i
rozumieć. A któż przyzna się do tego, że nie rozumie? Przeciwnie, wystarczy, że
gdzieś coś usłyszał, już mu się wydaje, że zjadł wszystkie rozumy. I gdy zbierze się
takich zjadaczy rozumów kilku lub kilkunastu, zaraz zaczynają się kłócić. W ten
sposób media dzielą ludzi ciekawych, ale naiwnych i nie przygotowanych. Szybko i
gładko wyrzucone słowa, podbarwione muzyczką, potrafią zatuszować ukryty w nich
bełkot. Strzeżmy się szczególnie tych mediów, w których mówi się bardzo szybko.
Tam na pewno jest bełkot, ale odpowiednio zapakowany. Zamiast słuchać kolejnych
wiadomości, wystarczy te szybkie wypowiedzi nagrać, przepisać, wolno i głośno
przeczytać, wówczas nawet dziecko zobaczy tego potwora w całej
okazałości.Zwichrowany język mediów uderza we wszystkie dziedziny kultury,
ponieważ ich odbiór dokonuje się właśnie za pośrednictwem języka.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę całą dziedzinę THEORIA, czyli dziedzinę nauki z jej
rozmaitymi dyscyplinami i specjalnościami, gdzie chodzi o żmudne docieranie do
prawdy, a zdobycie poszczególnych stopni naukowych trwa całe lata i wymaga nie
lada talentu i pracy - to w mediach stykamy się najczęściej z dziennikarzem, który
jest wszechwiedzący. Wszystko wie najlepiej, na wszystkim się zna, każdego potrafi
zagiąć, o wszystkim wyrokuje. Jedynym dlań autorytetem jest polityk, ale nade
wszystko polityk lewicowy bądź różowy. Rozmowy w mediach to najczęściej
rozmowy dziennikarza z politykiem. Wygląda to jak rozmowa profesora z patriarchą,
jeśli polityk jest lewicowy, jeśli natomiast polityk jest prawicowy, to traktowany jest jak
sztubak lub uczniak. Słuchacz i telewidz oswajają się z widokiem medialnych
mędrców i głupców, co później istotnie wpływa na ich preferencje wyborcze. Ludzie
nauki w zasadzie nie mają dostępu do większości środków masowego przekazu,
zwłaszcza jeśli są to humaniści, którzy związani są z polską i chrześcijańską tradycją.
Dopuszczani do głosu są zazwyczaj socjologowie i psychologowie, których zadaniem
jest naukowa interpretacja polskich kompleksów. Wskutek tego przeciętny odbiorca
sądzi, że troska o kulturę polską to coś niedzisiejszego i nienaukowego, a wręcz
nienormalnego. Jest to kompleks, z którego należy się wyleczyć - tak twierdzą
naukowcy. Owszem, zdarza się, że do programu zaproszony zostanie profesor,
którego rozległa wiedza obejmuje kilka tysiącleci kultury zachodniej. Jak się z nim
postępuje? Są różne metody. Pierwsza polega na tym, że obstawi się taką osobę
kilkunastoma płotkami, których zadaniem jest prześciganie się w gadulstwie. Chodzi
o to, żeby profesora rzadko dopuścić do głosu, a jego głos, aby utonął w zalewie
innych głosów. Takie zadanie ma dziennikarz, kierujący dyskusją. Rzadko
dopuszczać profesora do głosu, a gdy sensownie mówi, to mu przerwać pod byle
pretekstem. Choćby mówiąc, że inni też chcą coś powiedzieć, albo że nie mamy już
czasu, bo kończy się audycja.
Druga metoda jest prosta, a wręcz prymitywna. Stosuje się ją najczęściej w
telewizji. Większość programów telewizyjnych jest uprzednio nagrywana w studio.
Można więc zaprosić profesora albo prawicowego polityka, pozwolić im się
wypowiedzieć, ile tylko chcą, a następnie podczas montowania programu - niczym
pod narkozą - wystąpienia powycinać i poprzestawiać. Program staje się zwykłym
fotomontażem. Jest to metoda najskuteczniejsza, tym bardziej że dzięki technice
przeciętny telewidz nie widzi i nie słyszy tych brutalnych cięć, jakiem poddany został
cały materiał. Efekt? Jednym uczestnikom pozostawia się najlepsze kąski, innym -
wybiera się najgorsze odpady, a wszystko razem, ładnie zapakowane puszcza się w
eter radiowy lub na ekran telewizora. Słuchajcie, patrzcie i konsumujcie! Jakie to
proste, ale równocześnie jak niebezpieczne, ponieważ w naszym społeczeństwie
mimo wszystko pozostał jakiś szacunek dla rzetelnej wiedzy, którą powinni posiadać
zwłaszcza pracownicy wyższych uczelni. W mediach zaufanie takie poddane jest
jakże często procesowi manipulacji.
Moralność stanowi dziedzinę szczególnie pielęgnowaną w tradycji zachodniej.
Wszak samo słowo "kultura" odnosi się nade wszystko do wychowania, które grecy
określali mianem "paideia". Każdy człowiek przychodzi na świat tak miękki i tak
podatny na otoczenie, że trzeba wielkiej troski i odpowiedzialności, żeby dziecko
rosło prostolinijnie, aby nie karłowaciało i nie krzywiło się w swoim postępowaniu. A
życie niesie ze sobą mnóstwo niebezpieczeństw i mnóstwo śmieci. Nie jest bez
znaczenia, co dociera do uszu dziecka, co wpada do jego oczu. Grecy ostrzegali,
aby jak najdłużej trzymać dzieci i młodzież "z dala od wszystkiego, co złe, zwłaszcza
od tego, co trąci występkiem i złowrogością" (Arystoteles). Dziś jak ulice, tak i media
są zaśmiecone wyuzdaniem i przemocą. Co wyrośnie z tych dzieci, polskich dzieci,
które skazane są przez dorosłych na obcowanie ze złem, i to od najmłodszych lat?
Wiele mediów prześciga się w ukazywaniu zła, w najdrobniejszych szczegółach.
Patronują temu szeroko nagłaśniane hasła w rodzaju "róbcie, co chcecie". A gdy
otumanione dzieci "zrobią, co zechcą", a więc np. pobiją albo zabiją swojego kolegę,
to media wzywają, aby organizować "marsze przeciwko przemocy". Ileż w tym
perfidii, ile pogardy, dla naszego narodu i dla naszych dzieci. Jaki brak
odpowiedzialności.
W żadnych czasach demoralizacja społeczna nie przybrała takiej skali jak dziś,
właśnie za sprawą mediów pozostających w ręku ludzi bez sumienia. Musimy strzec
oczy i uszy najmłodszego pokolenia Polaków przed demoralizującym wpływem
mediów, jeśli chcemy, aby wyrośli na ludzi, nie na barbarzyńców. Istotną rolę w
rozwoju duchowym człowieka odgrywa kontakt ze sztuką ojczystą, zwłaszcza tą
najwyższych lotów. Poezja, literatura, malarstwo, rzeźba, teatr, taniec, muzyka,
śpiew - w tych dziedzinach Polacy osiągnęli szczyty mistrzostwa. Mamy światowej
rangi poetów, pisarzy, kompozytorów, malarzy. Dla Polaka najbliższa droga rozwoju
wrażliwości biegnie właśnie poprzez sztukę polską, jako jemu najbliższą, tak jak dla
Niemca jest to kultura niemiecka, a dla Francuza - kultura francuska. Jeżeli
przyjrzymy się bliżej programom telewizyjnym, w tym telewizji publicznej, to można
odnieść wrażenie, że telewizja nie tylko za nic ma dziedzictwo polskie, ale celowo
albo przedstawia jego karykaturę albo też w zdecydowanej większości puszcza
programy obce. Telewizja polska jest telewizją dla obcokrajowców lub ludzi, którzy za
sprawą telewizji mają pozostać w stanie umysłowego i moralnego niedorozwoju. Lep
migających, kolorowych obrazków kusi dzieci i młodzież, dają się wciągnąć również
dorośli, śledzą plotki i ploteczki, różnego rodzaju wszeteczeństwa. Wiedzą już prawie
wszystko, co dzieje się na świecie, nawet pod wodą, dzięki filmom przyrodniczym,
nie widzą tylko rzeczy najważniejszej, co dzieje się z narodem i z Polską. Nie wiedzą
kim byli i kim mają być, bo zostali odcięci od własnego dziedzictwa, którego głównym
nośnikiem jest właśnie sztuka.
Zwieńczeniem kultury jest religia. Nigdy nie było cywilizacji pozbawionej religii.
Wyjątek stanowi świat zachodni, w łonie którego od ponad 200 lat toczy się walka z
religią, a zwłaszcza z jej obecnością w życiu społecznym. Trudno sobie wyobrazić,
aby dziś media nie były wykorzystywane do tej walki. Stosuje się tu różne metody.
Jedną z nich przemilczanie, religii po prostu nie ma, to znaczy nie ma w programie. A
jak nie ma w programie, to znaczy, że w ogóle nie ma. Inna metoda, to ukazywanie
religii w formie karykaturalnej, tak aby straszyła lub śmieszyła. Religia straszy, gdy
jest narzędziem w ręku fundamentalistów, śmieszy, jeśli jej wyznawcy ukazywani są
w sposób dowcipny. Oczywiście, jedyną religią, którą można w mediach bez obaw
deformować jest chrześcijaństwo, pozostałe religie monoteistyczne są nietykalne. Są
jeszcze inne metody, jak izolowanie religii od innych dziedzin kultury, a więc od
nauki, od moralności czy od sztuki; albo równoległy komentarz do słów Ojca św., aby
jasność sformułowań zaciemnić, a ostrość sądu przekręcić. Ta złożona taktyka
antyreligijna wielu mediów musi mieć swoje społeczne skutki, skoro tylu Polaków jest
ochrzczonych, a jakże często oceniają i postępują wedle zasad cywilizacji dalekiej od
chrześcijaństwa.
W dzisiejszym świecie przed mediami praktycznie nie ma ucieczki. Dlatego trzeba
dobrze rozumieć, na czym polega właściwe korzystanie z mediów. Przede
wszystkim, media nie mogą zastąpić szkoły, rodziny i przyjaciół. Właściwym
miejscem na pobieranie nauki powinna być szkoła. W domu wiedzę uzupełniamy
korzystając z domowej biblioteczki, ponieważ osobista lektura książki, to podstawowa
umiejętność i zamiłowanie człowieka kulturalnego. Zamiast śledzić losy wymyślonej
rodziny w 168 odcinku brazylijskim, troszczymy się przede wszystkim o własną
rodzinę, aby panowała w niej dobra atmosfera, a domownicy umieli o siebie
wzajemnie dbać. Spotkania i rozmowy z przyjaciółmi są cenniejsze od oglądania
telewizyjnych debat, najczęściej mocno naciąganych i na które nie mamy żadnego
wpływu.
Korzystając z mediów musimy przede wszystkim odpowiedzieć na dwa pytania:
czy są wiarygodne? czy dobrze nam, jako odbiorcom i jako Polakom, życzą? Jeżeli
przyłapujemy media na kłamstwach lub na nieżyczliwości, to nie ma co z takich
mediów w ogóle korzystać. Ich celem bowiem jest nas otumanić i złupić. Nie dajmy
się! Bądźmy na tyle roztropni i opanowani, aby właściwie wybierać. Pewnych
programów nie należy w ogóle oglądać, niech sobie je ogląda kamerzysta i
producent, ale chrońmy przed nimi nasze oczy i uszy, zwłaszcza zaś dusze
najmłodszych. Przy dzisiejszej technice tzw. oglądanie krytyczne jest też pułapką z
uwagi na fakt samego oglądania. Należy pamiętać, że czas poświęcony mediom, to
czas, który można inaczej wykorzystać, po swojemu, oryginalnie, a nie przez
dołączenie do 100 milionowej widowni. Warto być pomysłowym i aktywnym na swój
sposób, we własnym gronie. Media nie mogą zastąpić nam kultury życia. Owszem,
mogą pomóc, ale tylko te media, o których wiemy, że są wiarygodne i życzliwe. Z
takich mediów możemy korzystać, a gdy trzeba, to również je wspierać, aby były
silne i mogły bronić przestrzeni życia społecznego dla naszego dobra.