Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
1
HERMETYCZNY ZAKON ZŁOTEGO BRZASKU
Latem 1887 roku pewien angielski adept sztuki wolnomularskiej odnalazł stary manuskrypt zawierający
dziwne słowa zapisane niezrozumiałym szyfrem. Dokument ten przekazał swemu "bratu" z Wielkiej
Zjednoczonej Loży Angielskiej, dr Williamowi Wynnowi Westcottowi Tak rozpoczęła się okultystyczna
przygoda, która dała początek wielkiemu odrodzeniu magicznemu końca XIX wieku.
S
chyłek XIX wieku sprzyjał rozwojowi praktyk okultystycznych. Nowe odkrycia naukowe kwestionowały
dotychczasowy spójny obraz świata. W szczeliny rozbitego kosmosu wdzierał się chaos i coraz wyraźniej
przypominał o swojej obecności. Luki w rozbitym świecie całości starała się wypełnić w XVIII wieku ideologia
racjonalistyczna, lecz jej spoiwo skruszało w niecałe sto lat później pod naporem kolejnych pytań i
wątpliwości. Nie były to wszakże wątpliwości podszyte zwątpieniem w sens istniejącego świata, lecz raczej
wynikające z żądzy otrzymania bardziej pełnych odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne. Kiedy
złudzenia racjonalizmu okazały się niedostateczne w objaśnianiu zagadek życia, wielu twórczych ludzi
ogarnął niepokój, każący im szukać rozwiązań tych zagadek w samej tajemnicy ludzkiego umysłu.
T
en radykalny zwrot ku "doświadczeniu wewnętrznemu" pod koniec XIX wieku zaowocował narodzinami
"czarnej powieści" i psychologii. A z ich mariażu, wzbogaconego o kontakt z innymi kulturami i systemami
religijnymi, wyłoniło się wielkie zainteresowanie "wiedzą tajemną", którą przyszli adepci woleli nazywać
"okultyzmem". Okultyzm stał się systemem magicznych i mistycznych praktyk rytualnych, mających na celu
doskonalenie się jednostek. Jego adepci, grupujący się zwykle ze średnio zamożnych mieszkańców wielkich
miast, lubili się odwoływać do wielowiekowych związków z pradawnymi i zapomnianymi arkanami wiedzy o
naturze ludzkiej. I choć magia jak i mistyka znakomicie funkcjonowała obok i w ramach oficjalnych nurtów
religijnych, to jednak dopiero w epoce Renesansu uzyskała samoświadomość i wyodrębniła się jako
oddzielny nurt myślowy. Potrzeba było jednak kolejnych dwustu lat, żeby myśl przyoblekła się w kształty, a
"okultyzm" przyjął instytucjonalne formy.
N
iezależnie od rozmaitych podań o tajemnych bractwach Różokrzyżowców i własnych "historii" różnych
grup okultystycznych, można spokojnie powiedzieć, że pierwszym jawnie istniejącym ugrupowaniem
okultystycznym, które posiadało duży wpływ na klimat epoki było Towarzystwo Teozoficzne, założone w
1875 roku przez Helenę Bławatską. To właśnie dzięki nieustannemu wysiłkowi tej charyzmatycznej kobiety
na grunt zachodni przeniesiono liczne elementy filozofii Wschodu, a Towarzystwo Teozoficzne skupiło się na
studiach porównawczych między różnymi systemami religijnymi Indii i obszaru śródziemnomorskiego.
Jednakże, w sferze praktyczno-rytualnej Towarzystwo Teozoficzne nie wnosiło nic nowego, a jego spotkania
miały przebieg dysput filozoficznych bądź seansów spirytystycznych, czym nie różniły się prawie wcale od
praktyk uprawianych wcześniej na dworach i salonach.
Tajemnice zaszyfrowanego rękopisu
P
od tym względem organizacją, która jako pierwsza zbudowała solidny system okultystyczny, był
Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku. Zakon powstał w 1888 roku z inicjatywy trzech byłych teozofów i
"różokrzyżowców": dr Williama Wynna Westcotta, dr Williama Woodmana oraz Samuela Liddella
MacGregora Mathersa. A przyczyną sprawczą, która doprowadziła do jego powstania, był tajemniczy
zaszyfrowany manuskrypt, który rok wcześniej Westcott nabył od starego masona, wielebnego A.F.A.
Woodforda. Po rozszyfrowaniu zawiłego pseudo-alfabetu Westcott odkrył, że rękopis ten zawiera pięć
rytuałów masońskich niewiadomego pochodzenia. Zachęcony tym odkryciem, zwrócił się do Mathersa z
propozycją, żeby ten napisał inne rytuały w oparciu o znaleziony rękopis, dając tym samym podstawy do
założenia nowego zakonu okultystycznego.
W
epoce "czarnej powieści" i konspiracji obowiązywała aura tajemniczości. Mając tego świadomość,
Westcott doniósł, że rękopis zawierał również karteczkę z adresem pani Anny Sprengel z Norymbergi,
spadkobierczyni nauk różokrzyżowców i przywódczyni tajemniczego zakonu Die Goldene Demmerung,
wraz z notką przypisującą zaszyfrowane rytuały tej właśnie tradycji zakonnej. W wyniku korespondencji z
rzekomą panią Sprengel, Westcott miał otrzymać upoważnienie do prowadzenia zakonu o tej samej nazwie,
która po przetłumaczeniu na język angielski brzmiała "Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku".
W
spółcześni badacze mocno wątpią w historyczność owego zaszyfrowanego rękopisu. Powołują się oni
zazwyczaj na argumentację Ellica Howe'a, który w swej "demaskatorskiej" książce pt.: Magicians of the
Golden Dawn (Magowie Złotego Brzasku) twierdzi, że William Wynn Westcott sfałszował oryginalne
dokumenty Złotego Brzasku i sam wymyślił historyjkę o istnieniu pani Sprengel. Według Howe'a nie było
żadnego związku między zakonem Złotego Brzasku a pradawną tradycją Różokrzyżowców. I choć w świetle
współczesnej wiedzy na temat Różokrzyżowców wątpliwe wydaje się nawet ich istnienie, to jednak książka
Howe'a wywołała prawdziwą burzę w świecie teoretyków i praktyków okultyzmu. Oto co dowodził Howe…
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
2
W
iadomo, że Westcott bardzo dobrze znał literaturę ezoteryczną i od wielu lat zajmował się studiowaniem
wiedzy tajemnej, między innymi w bractwie "różokrzyżowym" Societas Rosicruciana in Anglia. W drugiej
połowie XIX wieku stowarzyszenia tajemne wyrastały jak grzyby po deszczu, nic więc dziwnego, że Westcott
marzył o stworzeniu własnego poletka, na którym mógłby popuścić wodze swojej fantazji. Realia tamtej
epoki nie pozwalały mu jednak na stworzenie nowego zakonu bez odpowiedniej podbudowy mitycznej.
Musiał wykazać, że jego zakon wywodzi się ze starożytnej linii przekazu, która drogą rozmaitych
stowarzyszeń inicjacyjnych przetrwała po współczesne mu czasy. Wykorzystał w tym celu najpopularniejszy
mit drugiej połowy XIX wieku - wiarę w istnienie Tajemnych Przywódców Świata, którzy z ukrycia kierują
losami ludzkości.
M
item tym posługiwała się między innymi Helena Pietrowna Bławatska, która utrzymywała że znajduje się
w kontakcie z podobnymi do bogów mistrzami, zamieszkującymi śnieżne połacie Tybetu. Jej Towarzystwo
Teozoficzne, najpotężniejsza chyba organizacja okultystyczna w latach osiemdziesiątych XIX wieku, miało
działać z poręczenia tych właśnie mistrzów a przez to oddziaływać na losy świata. Bardzo możliwe, że
Westcott stworzył zakon Złotego Brzasku na zasadzie konkurencji wobec Towarzystwa Teozoficznego, a
wykorzystał do tego pomysły pani Bławatskiej. Znacząca jest tutaj zbieżność dat. Helena Bławatska osiedliła
się w Londynie na stałe w maju 1887 roku, na trzy miesiące przed tym, kiedy Westcott ogłosił, że ma w
rękach dziwny manuskrypt.
P
rzekazany Westcottowi rękopis zawierał dziwaczne pismo obrazkowe zapisane na starym papierze
opatrzonym znakami wodnymi z 1809 roku. Dołączona była do niego kartka z napisem: "Sapiens
dom[inabitur] ast[ris] jest przywódcą członków die Goldene Dammerung. Jest ona sławną soror. Nazywa się
Fraulein Sprengel. Listy do niej kierować na adres: Herr J. Engel, Hotel Marquardt, Stuttgart. Jest ona 7*=4*,
czyli Adeptem Wyższym". Rzecz jasna, Westcott twierdził że udało mu się nawiązać kontakt z panią
Sprengel, która przekazywała mu informacje od Tajemnych Przywódców Świata. Do dziś zachowało się
sześć listów od sekretarza pani Sprengel, brata In Utroque Fidelis, których lektura nasuwa wszakże
poważne wątpliwości co do ich autentyczności. Listy te są krótkie i zawierają wskazówki organizacyjne
dotyczące tworzenia filii zakonu w Anglii. Mogłoby to świadczyć na korzyść roszczeń Westcotta, gdyby nie
fakt że wskazówki te są napisane fatalną niemiecczyzną. Czyżbyśmy więc mieli tu do czynienia z
fałszerstwem?
O
dpowiedź jak zawsze w takich przypadkach nie jest jednoznaczna. W każdym bądź razie bardzo wątpliwe
jest, by znalazcą owego manuskryptu był dr Woodford. Już bardziej prawdopodobna jest taka wersja, że to
Westcott go w bibliotece swego rodzimego bractwa, Societas Rosicruciana in Anglia. Na korzyść tej hipotezy
świadczy fakt, że zaszyfrowany rękopis przedstawiał rytuały inicjacyjne bardzo zbliżone do tych, jakie
odprawiano w tym zakonie. Warto też o tym pamiętać, że Westcott, Mathers i Woodman byli prominentnymi
postaciami w tej organizacji, której celem było "wzajemne pomaganie sobie w rozwiązywaniu wielkich
problemów życia oraz odkrywaniu tajemnic natury". Woodman stanął nawet na jej czele po śmierci Roberta
Wentwortha Little'a, która nastąpiła w 1878 roku.
J
akby nie dość było wątpliwości ostatnie lata przyniosły nowe fakty, które z kolei świadczą na korzyść
owych mitycznych źródeł Złotego Brzasku. W dużej mierze stało się to za sprawą polskiego badacza
okultyzmu, Rafała Prinke. Otóż, okazuje się że na początku XIX wieku istniała pewna żydowska loża
masońska we Frankfurcie, której nazwa "Chabrath Zereh Boqer Aour" oznaczała nie mniej ni więcej
"Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku". Niemalże identyczny napis widniał na owym tajemniczym
manuskrypcie. Loża ta należała do masonerii Wielkiego Wschodu Francji, lecz jej członkowie zajmowali się
również studiowaniem kabały. W 1817 roku otworzono w Londynie filię tej loży pod auspicjami księcia
Sussex, który był jednocześnie Mistrzem Wielkiej Loży Angielskiej. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że
Westcott, Mathers i Woodman przynajmniej pod względem formalnym byli kontynuatorami tej linii przekazu.
N
iezależnie od prawdy historycznej, w ten sposób skonstruowany mit założycielski pozwalał na rozwinięcie
regularnej działalności okultystycznej. Aura tajemniczości i charyzmat przywódców ściągały do Złotego
Brzasku licznych neofitów spragnionych "zakazanej wiedzy". Nie byli to wszakże byle jacy gorliwcy, skoro
znaleźli się pośród nich tak wybitni przedstawiciele swej epoki jak Arthur Machen (mistrz horroru i
nauczyciel Lovecrafta), Bram Stoker (twórca "Drakuli"), Oscar Wilde (znany pisarz-skandalista), Allan
Bennett (jogin i kabalista, założyciel pierwszej organizacji buddyjskiej na Zachodzie), czy William Butler
Yeats (jeden z najwybitniejszych angielskich poetów).
Kabalistyczne Drzewo Życia
T
ajemnica sukcesu Złotego Brzasku polegała przede wszystkim na rewolucyjnym pomyśle utworzenia
hierarchii stopni inicjacyjnych w oparciu o system sefirotów kabalistycznego Drzewa Życia. Dotychczas
wszelkie grupki okultystyczne, spirytystyczne i teozoficzne organizowały się w koła konspiracyjne lub
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
3
struktury wtajemniczeń masońskich. Złoty Brzask zrywał z tą tradycją. Porzucał staroświecki i nieklarowny
system inicjacyjny masonerii, a jednocześnie nie rezygnował z samej hierarchii inicjacyjnej. Pomysł
przyswojenia dla potrzeb tej hierarchii sefirotów kabalistycznego Drzewa Życia nie tylko czynił system
inicjacyjny bardziej przejrzystym, ale i pozwalał nadać kolejnym stopniom inicjacyjnym cechy
poszczególnych sefirotów. Paradoksalnie, pomysł ten stanowił uboczny efekt starań Westcotta, by nadać
zakonowi znamiona organizacji mocno osadzonej w tradycji ezoterycznej. Jak to często bywa,
nieuświadomiona do końca idea przerosła swego twórcę.
P
owiada się, że Kabalistyczne Drzewo Życia jest mapą wszechświata i człowieka (zgodnie z zasadą
hermetyczną mówiącą, że makrokosmos odzwierciedla się w mikrokosmosie). Tworzy je dziesięć sefirotów,
które rozmieszczone są hierarchicznie na trzech filarach, nazywanych filarami: sprawiedliwości, równowagi i
łaski. Nie bez przesady można powiedzieć, że celem adeptów magiji jest wspinaczka po tym drzewie,
albowiem każdy kolejno zdobyty na nim szczebel powiększa ich wiedzę o sobie i o świecie, a tym samym
przybliża ich ku boskości.
N
ajniżej drzewa znajduje się sefira Malkuth, czyli "królestwo". Przedstawia ona świat fizyczny, podstawę
wszelkiego materialnego istnienia, którego odpowiednikiem w człowieku jest ciało fizyczne i mózg. Sefira ta
wiąże się z żywiołem ziemi, co jest poważną wskazówką dla każdego adepta, by wędrówkę w krainy mistyki i
magiji zaczynał od mocnego stąpania po ziemi. Tuż nad nią znajduje się sefira Jesod, czyli "podstawa",
odpowiadająca żywiołowi powietrza i planecie księżyc. Jest to sfera, którą w tradycyjnym okultyzmie nazywa
się planem astralnym. Miejsce wizji astralnych i zbiorowej nieświadomości. Anima Mundi - Dusza Świata.
Jesod jest kanałem doprowadzającym boską energię na ziemię, dlatego utożsamia się tę sefirę z
genitaliami. Trzecią sefirą we wspinaczce po Drzewie Życia a zarazem najniższą na filarze sprawiedliwości
jest Hod, czyli "majestat". Hod reprezentuje intelekt i racjonalne myślenie. Symbolizuje przezwyciężenie
zwierzęcych instynktów. Jest siłą równoważącą i ucieleśniającą porządek, a jednocześnie miejscem siły
magicznej, którą hindusi nazywają praną. ów mariaż intelektu i siły magicznej nie jest wcale czymś dziwnym.
Sefira Hod odpowiada żywiołowi wody i planecie Merkury, co jest o tyle ciekawe, że egipski odpowiednik
Merkurego, Thoth jest bogiem intelektu i magiji. Po przeciwstawnej stronie Drzewa Życia, na filarze łaski,
znajduje się sefira Necach, czyli "zwycięstwo". Jest to sfera miłości i duchowej pasji, bezpośrednich reakcji i
instynktów zwierzęcych. Sefer Jecira nazywa ją "ukrytą inteligencją", albowiem jest to miejsce, które
zwykliśmy nazywać nieświadomością. Sefirze tej jest przyporządkowana planeta Wenus oraz żywioł ognia.
N
ad tymi czterema sefirami odpowiadającymi czterem żywiołom i różnym cechom przeciętnego człowieka
góruje sefira Tiferet (czyli "piękno"). Jest to sfera ducha, wyższej jaźni, stadium pośrednie między
człowiekiem a Boskością. Miejsce, w którym składa się w ofierze starą osobowość, aby uzyskać wgląd i
zrozumienie. Tiferet oddziela od niższych sefirotów zasłona - paroket - symbol pierwszej iluminacji na drodze
do boskości. Stąd też Tiferet utożsamiane jest że Słońcem, bowiem oświetla mroki niewiedzy. Po przejściu
tej "zasłony" dzieją się już same dziwne rzeczy. Oto następna sefira, położona na filarze surowości Gebura,
czyli "moc" jest symbolem twórczej mocy a zarazem siły zniszczenia. Reprezentuje surowość i
sprawiedliwość, oczyszczającą moc i działanie destrukcyjne. Odpowiada jej planeta Mars. W tradycyjnej
kabale powiada się, że część niepohamowanej energii tej sefiry przelała się, w wyniku czego uformowała się
hierarchia złych sefirotów ułożonych w odrębne drzewo. Co ciekawe, Gebura jest również kwintesencją
żeńskości, którą w alchemii utożsamia się z mocą. Równoważy ją po drugiej stronie Drzewa Życia, sefira
Chesed, czyli "łaska", będąca z kolei kwintesencją męskości. Jest to siła, która nadaje kształt rzeczom i
wprowadza porządek. Odpowiada jej planeta Jowisz, posiadająca podobne znaczenie symboliczne.
M
iędzy tymi siedmioma sefirotami a trójką najwyższych gałęzi drzewa życia znajduje się przepastna
otchłań, kraina paradoksów, w której wszystko jest zarazem prawdą i fałszem. Kabaliści nazywają ją
"nieistniejącą" sefirą Daath, czyli sefirą fałszywej wiedzy, albowiem mieszka w niej demon rozumu -
Choronzon - który zastawia na maga pułapkę utkaną z myśli. Otchłań to również wrota do innego świata.
Można nimi przejść na drugą stronę Drzewa Życia, do sfery cienia, gdzie znajdują się 22 qlifotyczne tunele i
ich demoniczni strażnicy. Tą drogą wkracza do życia śmierć. Otchłań jest przejściem od świata manifestacji
do świata ideałów. Powiada się, że kto ją przekroczy, ten znajdzie się poza dobrem i złem, uwolniony z
pułapek dualistycznego myślenia.
N
ad otchłanią znajduje się trójca najwyższych sefirotów. Są to prazasady istnienia. Pierwsze dwie z nich,
Bina i Chokma (czyli "zrozumienie" i "mądrość"), rozmieszczone na filarach łaski i sprawiedliwości,
posiadają cechy podobne do dwóch sefirotów znajdujących się tuż poniżej otchłani, do Gebury i Chesed. Są
ich pierwowzorami w świecie ideałów. Bina to Wielka Matka, miejsce reintegracji osobowości, która ulega
dezintegracji w trakcie przekraczania Otchłani. Bina jest również mają, mocą iluzji. Odpowiada jej planeta
Saturn. Chokmah to Wielki Ojciec, siła pobudzająca istnienie, duch i hinduistyczna purusza, podstawową
rzeczywistością leżącą u podłoża wszelkiego istnienia. Odpowiada jej planeta Uran. Nad nimi góruje Keter
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
4
(czyli "korrona"), o którym można powiedzieć tylko tyle, że jest punktem z którego rozwija się całe Drzewo
Życia. Keter to źródło wszelkich rzeczy, jedność, która godzi wszelką różnorodność, początek i koniec
wszystkiego. Ponad nim jest już tylko nicość.
M
ag wspina się po Drzewie Życia korzystając ze ścieżek łączących poszczególne sefiroty. Każda z tych
ścieżek stanowi kolejne wyzwanie, któremu można sprostać tylko wtedy, gdy opanuje się własności
rozpoczynających je sefirotów. Dlatego wspinaczka na Drzewie Życia wymaga samodoskonalenia się i
poszerzania pola własnego umysłu, który by koniec końców objąć całość zjawisk świata musi nieustannie
przekraczać swoje ograniczenia.
System inicjacyjny Złotego Brzasku
K
abalistyczne Drzewo Życia znane było okultystom od dość dawna. A jednak to dopiero "MacGregor"
Mathers, prawdziwy twórca struktury inicjacyjnej zakonu Złotego Brzasku, dostrzegł paletę możliwości jaką
przedstawia ten właśnie schemat wtajemniczeń. Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku składał się z
dziesięciu stopni inicjacyjnych, odpowiadającym dziesięciu sefirotom, które poprzedzał stopień Neofity.
Twórcy zakonu nie zapomnieli wszakże o dobrze sprawdzonej strukturze kręgów wtajemniczeń i podzielili
Zakon na trzy kręgi:
Krąg Zewnętrzny, do którego należały stopnie:
0°=0° Neofita
1°=10° Zelator (sefira Malkut)
2°=9° Theoricus (sefira Jesod)
3°=8° Practicus (sefira Hod)
4°=7° Philosophus (sefira Necach)
Krąg Wewnętrzny, do którego należały stopnie:
5°=6° Adeptus Minor (sefira Tiferet)
6°=5° Adeptus Major (sefira Gebura)
7°=4° Adeptus Exemptus (sefira Chesed)
oraz Krąg Tajemny, składający się ze stopni:
8°=3° Magister Stempli (sefira Bina)
9°=2° Magus (sefira Chokma)
10°=1° Ipsissimus (sefira Keter)
G
łównym celem jaki stawiał zakon Złotego Brzasku przed swymi członkami było "dążenie do światła", które
rozświetla mroki niewiedzy. Może właśnie dlatego na początku opracowane były tylko rytuały inicjacyjne i
praktyki dla stopni kręgu zewnętrznego, poprzedzającego sefirę Tiferet i odpowiadający jej stopień Adeptus
Minor. Światło Tiferet - Słońca miało przyciągać ku sobie nowicjuszy magicznych. Ponadto symbolika
świetlistego Tiferet kojarzona była z osobą Chrystusa, co nadawało w ostatnich dekadach XIX wieku
zakonowi Złotego Brzasku prawdziwie chrześcijańskiego oblicza.
W
trakcie inicjacji Neofita otrzymywał cząstkę światła, które miało go prowadzić na drodze magii. Jego
zadaniem było zapoznanie się z symboliką żywiołów i znaków zodiaku. Uczył się podstaw języka
hebrajskiego i wykonywał praktyki oczyszczające, takie jak Mniejszy Rytuał Pentagramu, w celu pozbycia się
kompleksów i obsesyjnych myśli. Zelator uczył się podstaw alchemii i tarota oraz zależności między
sefirotami, planetami, duchami i aniołami. Theoricusowi zalecano dalsze studia nad kabałą, ze szczególnym
uwzględnieniem trójpodziału duszy oraz zależności między kolorami mniejszych arkanów tarota a literami
tetragrammatonu i czterema światami kabały. Practicus uczył się symboliki figur magicznych. Musiał też
zgłębiać podstawy wróżb geomantycznych oraz bardziej szczegółowe atrybucje kart tarota. Wreszcie,
Philosophus uczył się boskich imion oraz przygotowywał się do przejścia do zakonu wewnętrznego. Był
wtedy wtajemniczany w znaczenie qlifotów, czyli negatywnych odpowiedników sefirotów na Drzewie Życia.
Oczywiście, każdemu z tych stopni przypisane były inne rytuały, które aspiranci musieli opanować do
perfekcji. Wszystko to odróżniało Złoty Brzask od innych współczesnych mu zakonów, które zwykle miały
więcej wspólnego z kółkami dyskusyjnymi niż praktyką magiczną.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
5
Wielkie odrodzenie okultystyczne
N
a początku działalności Złotego Brzasku Westcott, Mathers i Woodman przyjęli stopień Adeptus
Exemptus, twierdząc że tym samym spełniają polecenia Tajemnych Przywódców zakonu z kręgu tajemnego.
Wiosną 1889 roku mogli rozpocząć nabór do londyńskiej świątyni zakonu. W ciągu roku przybyło do niej
trzydziestu dwóch nowicjuszy, w tym aż dziewięć kobiet. W tym czasie rzadko się zdarzało by kobiety
dopuszczano do arkanów wiedzy tajemnej. Złoty Brzask odstępował od tej niechlubnej zasady i wkrótce w
jego szeregach pojawiły się takie osobistości jak Moina Mathers (siostra filozofa, Henriego Bergssona),
aktorka Florence Farr i Dion Fortune, która po odejściu ze Złotego Brzasku rozpoczęła własną szkołę
magiczną.
N
iestety, kobiety miały się stać też jednym z poważnych kłopotów zakonu i to nie ze względu na ich
atrakcyjności seksualną, lecz charyzmę, która zagrażała pozycji przywódców zakonu. Póki co jednak zakon
przeżywał okres wielkiego rozkwitu, szczególnie po przejęciu przez Mathersa spraw organizacyjnych. W
1891 roku umarł Woodman, w rok później Mathers przeniósł się do Paryża, pozostawiając Westcotta jako
swojego przedstawiciela w Londynie. Prestiż Mathersa wzrósł znacznie, kiedy w 1892 roku napisał rytuał
inicjacyjny na stopień Adeptus Minor i przekształcił krąg wewnętrzny w Zakon Rubinowej Róży i Złotego
Krzyża (Ordo Rosae Rubeae et Aureae Crucis). Stał się on wtedy jego jedynym przywódcą. Jak grzyby po
deszczu powstawały nowe świątynie w Weston nad Marą, Bradford i Edynburgu, a w latach 1892-96 zakon
osiągnął rekordową ilość 200 członków. Można było śmiało powiedzieć, że jest to największe stowarzyszenie
okultystyczne epoki.
I
wtedy zaczęły się kłopoty. Okazało się bowiem, że niektóre spośród pań są nie tylko wybitnymi
okultystkami, lecz i świetnymi organizatorkami. Dotyczyło to przede wszystkim Florence Farr i Annie
Horniman, które z niezwykłym zapałem zaangażowały się w prace londyńskiej świątyni Izydy-Uranii.
Pozornie, mogło świadczy to na ich korzyść, ale Mathers był autokratą i nie znosił, jak ktoś zagrażał jego
władzy. Tymczasem, po jego wyjeździe do Paryża pani Horniman wielokrotnie publicznie wyrażała swoją
dezaprobatę wobec jego nikłego zainteresowania sprawami zakonnymi. Dopóki Horniman nie szczędziła
pieniędzy dla niego i jego małżonki wszystko było w porządku. Lecz gdy okazało się, że jej pomoc nie jest
bezinteresowna i pragnie odebrać mu żonę, Mathers poczuł w sobie zarzewie gniewu. Na domiar złego
dotarły do niego plotki, że Horniman oskarża go o angażowanie się w politykę. (W tym czasie Mathers
rzeczywiście marzył o karierze wojskowej i o restauracji dynastii Stuartów). Jego reakcja była
natychmiastowa. W 1896 roku zażądał od członków zakonu wewnętrznego natychmiastowego złożeniu mu
ślubów lojalności. Jego woli ulegli wszyscy poza Annie Horniman, która jeszcze w tym samym roku została
wyrzucona z zakonu.
W
ieść o wyrzuceniu Annie Horniman wstrząsnęła członkami Złotego Brzasku. Horniman uchodziła bowiem
za jedną z najwybitniejszych przedstawicielek Zakonu. Na dodatek władze angielskie dowiedziały się o
związkach Westcotta z okultyzmem, co zmusiło go do wycofania się z zakonu. Widmo upadku zaczęło
krążyć nad Hermetycznym Zakonem Złotego Brzasku, widmo, które już wkrótce miało się zmaterializować za
sprawą młodego acz już wybitnego adepta magiji - Aleistera Crowleya.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
6
ALEISTER CROWLEY I RÓWNONOC BOGÓW
W
ieczorem 18 listopada 1898 roku dwudziestotrzyletni poeta, Aleister Crowley z niecierpliwością czekał w
przedpokoju świątyni masońskiej przy Great Queen Street w Londynie, pełen nadziei, że już wkrótce
otrzyma największe tajemnice życia i śmierci.
N
a plecach zwisała mu narzucona po kostki czarna szata, związana w pasie trzema węzłami wstęgi.
Końcówki tej wstęgi trzymał w prawej ręce znajdujący się obok niego człowiek, który miał go prowadzić
podczas tej części ceremonii. Strój przewodnika sprawiał wrażenie bardziej wyszukanego od stroju
Crowleya. Na plecach miał również czarną szatę, na której zarzucony był biały falowany płaszcz z
czerwonym krzyżem na lewej piersi. Wokół szyi zawiązaną miał szeroką białą wstęgę z olbrzymią odznaką w
kształcie krzyża. A w lewej ręce dzierżył czerwono-złote berło zwieńczone rzeźbioną miniaturową biskupią
infułą.
N
agle, otworzyły się drzwi i powiew gorąca i kadzideł uderzył mężczyzn zgromadzonych w przedpokoju.
Crowleya wprowadzono do sali, zawiązując mu uprzednio opaskę na oczy. Poczuł chłód drobnych kropelek
wody opadających na jego twarz. Nos zmarszczył się mu od ściągającego zapachu kadzideł tlących się nad
jego głową i wtedy usłyszał głos: "O dziecię ziemi, czego szukasz w tej świętej komnacie? Czemu pragniesz
wstąpić do naszego Zakonu". Przewodnik odpowiedział w jego imieniu: "Moja dusza błąka się w
ciemnościach i szuka światła ukrytej wiedzy. A wiem, że to właśnie w tym Zakonie dane mi będzie je
osiągnąć".
P
oprowadzono go do przodu i nakazano klęknąć przed ołtarzem w kształcie stożka, na którym leżał
czerwony krzyż i biały trójkąt. Prawą rękę położył na trójkącie. Wtedy to na dany mu przez przewodnika znak
złożył następujące ślubowanie. Przyrzekał w nim:
...dotrzymać tajemnic Zakonu, jego nazwy, nazwisk członków i poczynań mających miejsce na jego
spotkaniach....
...nigdy nie zgodzić się na hipnozę lub taki stan otępienia, który pozwoli niewtajemniczonym osobom i
mocom zawładnąć jego myślami, słowami lub uczynkami.
...z odwagą i determinacją nie ustawać w pracach Boskiej Nauki, oraz wytrwać do końca tej ceremonii, która
jest jej odzwierciedleniem. Nie poddać się też pokusie oddania swej wiedzy mistycznej na służbę złej magii.
C
ałość ślubowania wieńczyła przysięga: "jeśli złamię to zobowiązanie magiczne, poddam się z własnej
głupoty śmiertelnie wrogiemu prądowi woli, płynącemu od Tajnych Przywódców tego Zakonu, który powali
mnie i sparaliżuje bez śladu działania, jak uderzenie błyskawicy"."
Dzieciństwo w Piekle
E
dward Alexander Crowley (nazywany później "Aleisterem") urodził się 12 października 1875 roku w
Leamington Spa, w hrabstwie Warwick, w rodzinie producentów piwa należącej do fundamentalistycznej
sekty chrześcijańskiej Braci Plymuckich. Członkowie tej sekty posługiwali się dosłowną interpretacją Biblii
jako słów samego Ducha Świętego, głosili powszechne kapłaństwo, wierzyli w boskość Chrystusa i
oczekiwali jego ponownego nadejścia. Nade wszystko jednak odcinali się od świata zewnętrznego i starali
się utrzymywać kontakty tylko między sobą. Dom Crowleyów stanowił miejsce ich spotkań towarzyskich,
które zawsze przeradzały się w nabożeństwa, bądź dysputy religijne. Młody Aleister większość czasu
spędzał na lekturze Biblii pod bacznym okiem ojca. A kiedy ten wyjeżdżał w kraj głosić słowo boże, dostawał
się pod kuratelę nienawistnej mu matki, która nazywała go apokaliptyczną Bestią 666.
S
tosunek Crowleya do żarliwej religijności swoich rodziców nacechowany był ambiwalencją, która w dużej
mierze ukształtowała jego przyszły światopogląd. Wyznaczały ją dwa bieguny: wstręt i fascynacja,
nakazujące mu szukać świętości w świecie profanum i profaniczności w świecie sacrum. Było nie było,
Crowley w swoim wczesnomłodzieńczym okresie darzył chrześcijaństwo dużą estymą i gorliwie zgłębiał
prawdy objawione w księgach Starego i Nowego Testamentu. Podziwiał też swego ojca, który gotów był
poświęcić swoje życie doczesne na ołtarzu religii. Kiedy ten umarł w 1887 roku, młody Crowley dostał się w
szpony rodziny matki, która obwiniała go za śmierć ojca i dopatrywała się w nim nadchodzącego
Antychrysta. Odtąd, edukacją Crowleya zajął się jego wuj, Tom Bishop, którego metody wychowawcze
polegały na wpajaniu dogmatów wiary oraz nie przyzwalaniu na lekturę ksiąg mogących w młodym Crowleyu
osłabić szacunek wobec rodziny i religii. Bishop stworzył na ten użytek indeks ksiąg zakazanych, na którym
znalazł się między innymi David Copperfield Karola Dickensa, książka, której zła bohaterka nazywała się
Emily, czyli tak samo jak matka Crowleya.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
7
T
yrania wuja wydawała się jednak niczym w porównaniu z metodami wielebnego Champneya,
prowadzącego w Cambridge szkołę dla chłopców, których ojcowie należeli do Bractwa. W szkole tej wiedzę i
obowiązek zaprowadzano rózgą i batem, a lekcje przedzielano modlitwami, przez co Crowley nazwał
spędzony w niej czas "dzieciństwem w piekle". Wspominał później w autobiografii, jak razu pewnego
otrzymał karę chłosty: "Pamiętam jak lano mnie po nogach, by nie rozbudzić we mnie rozkoszy zmysłowych
wywoływanych biciem po tyłku. Przez piętnaście minut musiałem się modlić, po czym otrzymywałem
piętnaście razów chłosty. Następnie, znów przez kwadrans się modliłem, po czym łojono mi skórę. I tak w
kółko". Wycieńczonego, z chorymi nerkami, znajdującego się u kresu sił psychicznych przeniesiono go do
szkoły powszechnej w Malvern, gdzie ze względu na zły stan zdrowia stał się celem ataków swych
rówieśników.
K
iedy już wydawało się, że nie ma końca tego koła cierpienia, nagle nadeszło wybawienie. Rodzina
postanowiła zafundować mu indywidualny tryb nauczania, a jego naukę oddała pod pieczę Archibalda
Douglasa, który rozbudził w nim nie tylko miłość do nauki, lecz na dodatek otworzył go na świat uciech
zmysłowych. Crowley pisał: "Natychmiast przyswoiłem sobie jego styl i zacząłem zachowywać się jak
normalna, zdrowa istota ludzka. Koszmarny świat chrześcijaństwa zniknął wraz z pierwszą jutrzenką..... Po
raz pierwszy w życiu normalnie kontaktowałem się z mężczyznami i kobietami. Po raz pierwszy stała się dla
mnie możliwa szczera przyjaźń, zdrowa miłość, otwarta, wesoła i odważna". Jak za dotknięciem magicznej
różdżki, wraz z tym otwarciem się na zmysły Crowley rozwinął w sobie ponadprzeciętne zdolności. Na
przekór swoim słabościom, zajął się wspinaczką jako najniebezpieczniejszym ze sportów i szybko stał się
cenionym i utalentowanym alpinistą. Samotne zdobywanie kolejnych górskich szczytów wzmocniło jego
ciało, nauczyło go wiary w siebie i pozwoliło mu zasmakować nie znanej dotąd wolności. Nie lada sukcesy
osiągał też w podbojach miłosnych. Twierdził, że "nawet czterdzieści osiem godzin abstynencji wystarcza dla
stępienia ostrza umysłu" i rozpowiadał, że udało się mu uwieść gosposię niemalże na oczach swojej matki.
R
ozmaite przygody miłosne nie przeszkadzały mu w edukacji. Wraz z osiągnięciem pełnoletniości, otrzymał
w spadku po ojcu fortunę liczącą czterdzieści tysięcy funtów. Była to niebagatelna suma jak na tamtejsze
czasy, pozwalająca mu wieść życie niezależne od pracy i rodziny. Większość pieniędzy wydawał na książki.
Wychodził bowiem z założenia, że musi przeczytać wszystkie wartościowe pozycje. Studiował filozofię,
psychologię i ekonomię na słynnym Trinity College w Cambridge, by później przenieść się na wydział filologii
klasycznej. W międzyczasie rozwijał twórczość poetycką i zamiłowanie do wspinaczki. W 1898 roku wydał
własnym nakładem swoją pierwszą książkę, zbiór baśni Aceldama, a zaraz potem opublikował w limitowanej
edycji 100 egzemplarzy następny zbiór baśni White Stains, który uznano za pornograficzny, a w 1924 roku
zniszczono większą część nakładu. Grał również w szachy. Nieustannie wygrywał szkolne turnieje
szachowe. Pokonał w nich nawet mistrza Szkocji, a w 1897 roku wziął udział w berlińskim kongresie
szachowym. Otworzyła się przed nim kariera zawodowego szachisty. A jednak w tej chwili już co innego
zawładnęło jego umysłem.
Poszukiwanie Tajemnych Przywódców Świata
W
grudniu 1896 roku Crowley pojechał do Sztokholmu z zamiarem powitania tam nowego roku. Wtedy to, w
noc sylwestrową zdarzyło mu się przeżyć coś, co zadecydowało o jego całym późniejszym życiu. Doznał
wizji mistycznej, o której wypowiadał się niezwykle zdawkowo: "Doznałem olśnienia, że posiadam magiczne
środki dla stania się świadomym swej natury, która jak dotąd skrywała się przede mną. Przeżyłem
doświadczenie strachu i bólu, połączone z pewnym duchowym koszmarem, a jednocześnie był to klucz do
najczystszej i najświętszej duchowej ekstazy jaka w ogóle istnieje". Doświadczenie to, które buddyści
nazywają "transem smutku" a współcześni wyznawcy psychologii "kryzysem egzystencjalnym" ukazało mu
znikomość jego dotychczasowych aspiracji. Utracił chęć zdobywania laurów szachowych. Porzucił zamiar
robienia kariery dyplomatycznej. Wycofał się nawet ze spisku zmierzającego do wprowadzenia don Carlosa
na tron hiszpański oraz z działalności w bractwie rycerskim pod nazwą Kościół Celtycki.
W
krótce, jego półki wzbogaciły się o książki o tematyce mistycznej i magicznej. Szczególne miejsce
zajmowała wśród nich Księga Czarnej Magii i Paktów A.E. Waite'a, której autor przyznawał się do związków
z "ukrytym Kościołem". Ta drobna wzmianka tak bardzo rozbudziła wyobraźnię Crowleya, że odtąd jego idee
fixe stało się poszukiwanie tajemnych przywódców świata, którzy z ukrycia, za pośrednictwem różnych
tajemnych bractw kierują losami ludzkości. Porzucił więc studia i kontakty z ruchem dekadenckim, na rzecz
gorliwych poszukiwań wiedzy tajemnej. Poszukiwań tych nie powstrzymała nawet znajomość z Oscarem
Eckensteinem, starszym od Crowleya o dwadzieścia lat najwybitniejszym w ówczesnym czasie alpinistą.
Eckenstein uczył go wspinaczki, medytacji i skupienia. Nade wszystko jednak starał się dyscyplinować jego
umysł by ten nie błąkał się po bezdrożach wizji religijnej. Jego braterska pomoc na nic się wszakże nie
zdała, Crowley bowiem tak długo szukał "ukrytego Kościoła" aż w końcu go znalazł.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
8
W
przypadku magii trudno jest mówić o nic nie znaczących zbiegach okoliczności. Wytrawni okultyści
powiadają bowiem, że nie trzeba szukać magii, gdyż to ona sama nas znajduje. Crowley jednak szukał i
znalazł ją...... w piwiarni. W sierpniu 1898 roku przysiadł się do stolika, przy którym siedział Julian Baker -
chemik, metalurg, a zarazem alchemik. Kiedy obaj panowie ucięli sobie krótką konwersację, wnet okazało
się że Baker posiada ponadprzeciętną wiedzę z dziedziny alchemii. Pointrygowany tym Crowley, nie
omieszkał zadać mu pytania, czy mógłby go wtajemniczyć w arkana wiedzy tajemnej. Ten zaś skontaktował
go z Georgem Cecilem Jonesem, jednym z przywódców Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku, który
okazał się osobą "wielkiego ducha i temperamentu", a przy tym żywą skarbnicą wiedzy okultystycznej.
18
listopada 1898 roku Aleister Crowley został inicjowany na stopień Neofity. Pisał: "Z niezwykłą powagą
traktowałem ceremonię inicjacji. Mojego skupienia nie naruszył nawet fakt, że odbywała się ona w świątyni
masońskiej. Zapytałem nawet Bakera, czy ludzie umierają podczas ceremonii? Nie zdawałem sobie z tego
sprawy, że jest to zwykła formalność, a członkowie Zakonu są w przeważającej mierze
drobnomieszczańskimi bufonami. Wydawało mi się, że wstępuję do Ukrytego Kościoła Świętego Graala i
dobrze się z tym czułem. Dzięki temu uczuciu moja inicjacja była prawdziwym sakramentem".
N
iestety, wkrótce nadeszły same rozczarowania. Crowley wstąpił do Złotego Brzasku, kiedy zakon
przeżywał głęboki kryzys, spowodowany odejściem Annie Horniman i jej grupy rozłamowej. Wierzył że wnet
otrzyma bezcenne tajemnice, które ślubował dotrzymać podczas ceremonii inicjacji, tymczasem dano mu w
opiece alfabet hebrajski. Crowley, rzecz jasna, znał arkana kabały już znacznie wcześniej, przez co czuł się
mocno zawiedziony. Tym niemniej, wciąż myślał że prawdziwe tajemnice kryją się gdzieś za zasłonami
Zakonu Wewnętrznego. Postawił zatem sobie za cel jak najszybsze zdobywanie kolejnych stopni
inicjacyjnych i czynił to w zastraszającym tempie. Zgodnie z przyjętym przez siebie imieniem magicznym
Perdurabo (co znaczy "wytrwam aż do końca"), miesiąc po miesiącu wspinał się na kolejne szczeble
Drzewa Życia. Już w grudniu, po dwóch tygodniach praktyki w Zakonie uzyskał stopień Zelatora, a w
styczniu i lutym kolejne dwa stopnie Theoricusa i Practicusa. Musiał wtedy czekać "aż trzy miesiące" na
otrzymanie stopnia Philosophusa, gdyż reguły zakonne nie przewidywały by ktoś tak szybko zdobywał
kolejne stopnie wtajemniczeń. Wtedy to, w maju 1899 roku, znalazł się u progu Zakonu Wewnętrznego.
Poznał też człowieka, który na dobre odmienił jego życie.
B
ył nim Allan Bennett, znany w Złotym Brzasku jako Iehi Aour i uznawany za drugiego w zakonie po
MacGregorze Mathersie. Bennett przystąpił do Złotego Brzasku w lutym 1894 roku, a już rok później
osiągnął w nim stopień Adepta Majora. Jako jednemu z nielicznych udało mu się w trakcie skomplikowanej
ceremonii magicznej wywołać ducha Merkuriusza. Legenda głosiła, że w dzieciństwie przypadkowo wywołał
diabła, recytując "Modlitwę Pańską" od końca! Bennett był jednak niezwykle skromnym człowiekiem i tylko
czasami ujawniał swoje moce magiczne.
O
to razu pewnego, na spotkaniu Towarzystwa Teozoficznego, którego był członkiem, Bennett wygłosił
wykład o znaczeniu i mocy magicznej różdżki. Wtedy to jeden z uczestników spotkania zaczął naigrywać się
z rytuałów okultystycznych. Ta arogancja i cynizm zdumiały Bennetta, który zaproponował teozofowi, że
pokaże mu moc działania różdżki. Zdjął z szyi błyszczący wisiorek i skierował go w jego stronę teozofa. Na
oczach zgromadzonych ludzi, teozof zwalił się z nóg i zapadł w trwającą czternaście godzin śpiączkę. Nie
trzeba było dodatkowych argumentów.
C
rowley natychmiast po poznaniu Bennetta stał się jego wiernym uczniem i przyjacielem. Ten zaś uczył go
kabały praktycznej i różnych technik magii ceremonialnej: inwokacji Bogów, ewokacji duchów i konsekracji
talizmanów. Obaj panowie zapewne jako pierwsi w Europie prowadzili metodyczne doświadczenia nad
roślinami wywołującymi wizje psychedeliczne i rozwijającymi jasnowidzenie. Nie podobało się to przywódcy
Złotego Brzasku, który uważał te zainteresowania za przejaw narkomanii. Jeszcze większą wściekłość
wywoływało w nim zainteresowanie, jakie Bennett okazywał jodze. Pewnego razu na zebraniu zakonnym
Mathers wycelował z pistoletu w Bennetta, grożąc mu, że go zabije, jeśli ten nie porzuci praktyk jogicznych.
Dopiero interwencja jego żony, Moiny Mathers, uchroniła go przed rozlewem krwi.
P
odobnie jak Crowley, Bennett coraz mniejszą sympatią darzył środowisko okultystyczne. Na dodatek,
podupadł na zdrowiu i coraz częściej zwalały go z nóg ataki astmy, wcześniej powstrzymywane solidnymi
dawkami morfiny. Wtedy to jego wzrok skierował się ku Azji z jej ciepłym klimatem i atmosferą sprzyjającą
praktykom jogicznym. Pozostawał tylko jeden problem - pieniądze potrzebne na podróż i osiedlenie się. Pod
względem finansowym, Bennett był nędzarzem, a wikt i opierunek zapewniał mu Crowley. Tymczasem,
nawet finanse Crowleya nie wystarczały do realizacji tego ambitnego planu. Nie było rady, trzeba było
zasięgnąć mocy magicznej. Crowley i Jones odnaleźli w starym rękopisie magicznym, Goetii, rytuał ewokacji
ducha Buera, którego cechą było leczenie. Zakreślili krąg magiczny, zapalili kadzidła i przystąpili do
wywoływania ducha. Niestety, nie przychodziło im to tak łatwo. Po długim czasie ewokacji udało im się
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
9
ponoć wywołać głowę i lewą nogę ducha. Reszta jego ciała była mglista i niewyraźna. Strudzeni operacją i
niepowodzeniem, popadli w rezygnację. Ale oznaki porażki okazały się pozorne. Wystarczyło kilka dni, by
Crowley otrzymał od pewnej kobiety pieniądze potrzebne na podróż Bennetta. Przekazał je Bennettowi, a
ten udał się za nie na Cejlon, by wieść tam żywot mnicha buddyjskiego.
T
ymczasem, wiedza zasięgnięta u Bennetta pomogła mu w rozpoczęciu niezwykle trudnej operacji
magicznej wg Księgi Świętej Magii Abramelina Maga. Księgę tę napisał w XV wieku Abraham z Wurzburga,
kabalista i znawca magii, który opisał w niej swoje podróże po Bliskim Wschodzie, obfitujące w spotkania z
czarownikami, magami i kabalistami. Podczas jednej z tych podróży, Abraham miał ponoć spotkać nad
brzegami Nilu wybitnego maga, Abramelina, który przekazał mu sekrety swej wiedzy. Księga Świętej Magii
Abramelina Maga stanowi z pewnością najbardziej frapujący średniowieczny grimoire, albowiem stawia
przed magiem szczególnie trudne wymagania. Mag musi przez całe pól roku dzień w dzień prowadzić
praktyki magiczne zmierzające do osiągnięcia tzw. Wiedzy i Konwersacji Świętego Anioła Stróża, czyli do
poznania swej prawdziwej natury, swej prawdziwej Woli. Kiedy zaś to osiągnie, musi ewokować czterech
Wielkich Złych Książąt Świata, ich ośmioro zastępców oraz trzystu szesnastu sługów, których mocami
naładowuje uprzednio przygotowane talizmany. Grimoire ten powiada, że przy ich pomocy może w pełni
egzekwować swoją Wolę, czyli innymi słowy stać się panem swego świata.
C
rowley przystąpił do tej operacji z zamiarem poznania swej prawdziwej Woli i zapewnienia sobie tym
samym miejsca w Kręgu Wewnętrznym zakonu Złotego Brzasku. Operacja Świętej Magii Abramelina
wymagała od niego porzucenia dotychczasowego trybu życia. Wyjechał więc z Londynu i kupił dom w
Szkocji, w posiadłości Boleskine, tuż nad brzegami słynnego jeziora Loch Ness. Nie mógł jej jednak
dokończyć, ze względu na nagłą rewoltę, która wybuchła w zakonie. Złotym Brzaskiem od dawna targały
spory i konflikty. Tym razem jednak poszło o jego osobę. Niektórym braciom zakonnym nie podobała się
jego ekstrawagancja i biseksualizm. Kiedy więc pod koniec 1899 roku, Mathers ze swej paryskiej siedziby
wydał rozkaz by członkowie świątyni w Londynie inicjowali Crowleya na stopień Adepta Minora, ci odmówili
mu posłuszeństwa i po ostrej wymianie listów ogłosili secesję świątyni londyńskiej. W uzasadnieniu swego
czynu, przywódca rebeliantów, William Butler Yeats pisał: "Bractwo mistyczne nie jest reformacją moralną".
W tej sytuacji Mathers samodzielnie inicjował Crowleya, co stało się zarzewiem magicznego pojedynku
między Crowleyem a Yeatsem.
O
to jak przedstawiają go Francis King i Isabel Sutherland w książce pt. Odrodzenie Magii: "[Yeats]
twierdził, że cudotwórcy Zakonu "wezwali" jedną z kochanek Crowleya na plan astralny i nakazali jej go
zdradzić. Dwa dni później, powiada Yeats, z własnej woli podeszła do członka Zakonu, któremu
zaproponowała, że pójdzie do Scotland Yardu i da świadectwo "tortur i średniowiecznej nikczemności
Crowleya". Dziennik Crowleya przedstawia całkiem inny opis tego ataku psychicznego - jego dekoracyjny
Różany Krzyż zbielał, a ogień przestał się palić w kominku. Jego gumowy płaszcz nagle stanął w
płomieniach, on sam bez powodu stracił panowanie nad sobą i przeszło pięciokrotnie pędziły na niego konie.
C
rowley odpowiedział zdecydowanym działaniem. Wraz z grupą wynajętych osiłków, ubrany w strój góralski
wtargnął do londyńskiej świątyni i zajął jej posiadłości. Nie na długo jednak, gdyż secesjoniści zasięgnęli
pomocy u policji. Na dodatek, namówili jednego z wierzycieli Crowleya do wszczęcia przeciwko niemu
sprawy, co tylko pogrążyło go w kłopotach. Tymczasem, w Paryżu Mathers posługiwał się czarną magią.
Wziął dużą paczkę suszonego groszku, ochrzcił każde ziarnko imieniem jednego ze swych oponentów,
inwokował diabła Belzebuba i Tyfona-Seta, a wtedy równocześnie trzęsąc grochem na dużym sicie,
nakazywał tym mrocznym bogom wzbudzić wśród rebeliantów kłótnię i niezgodę. Musiały być to skuteczne
działania, gdyż zakon Złotego Brzasku rozpadł się na kilkanaście drobnych frakcji, których przedstawiciele
istnieją po dziś dzień.
C
rowley czuł się tą całą sytuacją zmęczony. Potrzebował zmiany, ale takiej zmiany, która dotyczyła by nie
tylko jego samego, lecz i całego środowiska, w którym przebywał. W rozwiązaniu dręczących go dylematów
pomagały mu podróże po Azji i Europie, w trakcie których wspinał się po górach, poznawał inne kultury,
gromadził okruchy mądrości z różnych tradycji filozoficznych i religijnych. Studiował taoizm i starożytne
greckie misteria. Dzięki wspinaczkom górskim z Oscarem Eckensteinem rozwijał świeckie metody
koncentracji i treningu woli. Allan Bennett, uczył go w Indiach i Birmie zasad buddyzmu i technik jogi. Starał
się go nawet wciągnąć w spisek zmierzający do rozpowszechnienia buddyzmu w Europie.
T
e wszystkie indywidualne poszukiwania pozwoliły mu inaczej spojrzeć na tajniki magii i mistycyzmu.
Crowley utracił, przynajmniej na pewien czas, wiarę w istnienie Tajemnych Przywódców i nabrał dystansu do
magii ceremonialnej, której patos i rytualizm przyciągał zbyt wiele osób szukających nie wiedzy, lecz taniej
sensacji. Przyjął postawę naukowego sceptycyzmu, a w sferze światopoglądowej najbliższy był buddyzmowi.
Lecz wtedy, właśnie wtedy spotkało go wydarzenie, które na zawsze ukształtowało bieg jego życia.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
10
Objawienie Księgi Prawa, czyli Równonoc Bogów
1
904 rok obdarzył Crowleya niesłychanym szczęściem. Poślubił piękną Rose Kelly i wraz z nią spędzał
"miodowy miesiąc" w różnych mistycznych zakątkach świata. Kiedy w marcu tego roku państwo młodzi
przybyli do Kairu, Crowley postanowił pokazać małżonce sylfy, duchy żywiołu powietrza i w tym celu
przystąpił do "Wstępnej Inwokacji" z Goetii. Uczynił to, jak wspomina, z nudów, ponieważ małżonkowie nie
mieli nic innego do roboty. Rose nie przejawiała jakiegokolwiek zainteresowania magią i nie ujrzała sylfów.
Miast tego jednak zapadła w dziwny trans, podczas którego sennym, choć wyrazistym głosem powtarzała
słowa: "Oni czekają na ciebie". Było to niecodzienne wydarzenie, zważywszy na fakt że właściwości
mediumistyczne tak nagle objawiła osoba nie mająca nic wspólnego z okultyzmem. A jednak Crowley,
świeżo upieczony sceptyk, zignorował ten przekaz. Bardziej interesowało go skuteczne wywołanie sylfów, do
czego przystąpił następnego dnia. W końcu takie było jego magiczne motto - "wytrwam aż do końca".
17
marca, mimo usilnych starań Crowleya, Rose ponownie nie ujrzała sylfów. Tak jak poprzednio, zapadła
w trans, w trakcie którego mówiła coś o "dzieciątku" i o Ozyrysie. Na nic się zdały wszelkie jego próby
odwrócenia biegu wydarzeń, zirytowany, postanowił rozwiązać tę zagadkę. W tym celu wykonał inwokację
egipskiego boga mądrości Thotha, który podobno przemówił ustami jego żony, lecz nie wyjawił niczego
konkretnego. Nazajutrz, powrócił do inwokacji i wtedy niespodzianie usłyszał głos Rose, która powiedziała,
że bóg Horus oczekuje od niego przeprosin za jego poprzednie uczynki. Przeżył wstrząs. Jego żona nie
mogła wiedzieć o tym, że nie darzy szacunkiem bóstw marsowych, do których należy również Horus, skoro
jej wiedza religijna była mniejsza od przeciętnej. Postanowił ją zatem sprawdzić. Rose nie tylko znakomicie
opisała Horusa, podając w szczegółach jego cechy i wartości liczbowe, lecz również pokazała w Muzeum
Kairskim stelę z obrazem bóstwa, które podobno miało być źródłem tych wszystkich przekazów. Stela
przedstawiała Ra-Hoor-Khuita, aktywną formę boga Horusa i nosiła numer 666, liczbę w sposób szczególny
związaną z powołaniem Crowleya. W jednym z kolejnych przekazów Rose nakazała Crowleyowi w dniach od
8 do 10 kwietnia zasiadać w pokoju w samo południe i spisywać wszystko co usłyszy. Crowley wykonał
polecenie, czego efektem było dzieło o niesłychanej złożoności i głębokim znaczeniu, Liber AL vel Legis,
zwana potocznie Księgą Prawa.
K
sięga Prawa jest dziełem wyjątkowym, choć podobnie jak Biblia, czy Koran należy do tradycji objawień. Jej
oryginalność, czy też raczej źródłowość polega jednak na tym, że stanowi dokładny, bezpośredni przekaz
objawienia, podczas gdy większość innych "świętych ksiąg" zawiera przekazy wtórne lub też skażone
późniejszym namysłem. Prawdziwym twórcą Księgi Prawa jest istota przedstawiająca się jako Aiwass,
wysłannik ze świata bogów. W przypadku przekazów mistycznych podstawowym czynnikiem, który utrudnia
ich zrozumienie jest ich zakres historyczno-kulturowy. Jeśli jednak przyjmiemy, że przekazy te płyną ze
świata astralnego, a więc ze świata znajdującego się na pograniczu nieświadomości indywidualnej i
zbiorowej, będziemy mogli uznać, że bogowie są różnymi aspektami, bądź też nazwami nieuświadamianych
energii psychicznych. Oznacza to, że objawienie jest podłączeniem się pod ukrytą skarbnicę indywidualnej
lub zbiorowej mądrości tajemnej. Jaka jest natura tej skarbnicy, to już zupełnie inna sprawa.
K
sięga Prawa składa się z trzech rozdziałów, których narratorami są trzy bóstwa pochodzące z panteonu
egipskiego: Nuit, Hadit i Ra-Hoor-Khuit. Bóstwa te tworzą nie tylko triadyczną strukturę książki, lecz i
troistość na której zasadza się egzystencja świata. Crowley określa boginię Nuit jako "panią przestrzeni",
jako przestrzeń wszelkich dostępnych możliwości, matrycę z której wyłania się świat i w której wszystko jest
możliwe. Z kolei męski bóg Hadit jest to wszędobylski punkt symbolizujący świadomość, której manifestacje
rozproszone są we wszechświecie, czyli przestrzeni Nuit. Niektórzy interpretatorzy Księgi Prawa porównują
Nuit i Hadita do koła i punktu, czy też do materii i energii. Z ich zjednoczenia powstaje Ra-Hoor-Khuit,
bóstwo symbolizujące manifestację działania, czyli ruch.
K
sięga Prawa zwiastowała tzw. Równonoc Bogów, czyli bliski kres symbolizowanej przez Ozyrysa ery
monoteizmów. Upadkowi ładu chrześcijańskiego i narodzinom nowej epoki towarzyszyły apokaliptyczne
wizje zniszczenia. Nowa epoka rodzić się miała w bólu i cierpieniu. Miazmaty lęków i koszmarów
przesłaniały widzenie jej zarysów. Niemniej jednak apokalipsa w wizji Crowleya nie oznaczała ostatecznego
końca świata rzeczywistego, a jedynie kres ładu patriarchalnego wspieranego przez ortodoksyjne (w
przeważającej mierze monoteistyczne) religie prawa i porządku. Z udręki wyłaniał się nowy ład, którego
zasadniczymi cechami były wieloznaczność i ekstaza. W nowej epoce, erze Horusa - zwycięskiego dziecka
w koronie - jedynym prawem miało być realizowanie własnej prawdziwej Woli. Pod tym względem
crowleyowska wizja powtarzała platońską metaforę jaskini, w której odbijają się cienie prawdziwych idei.
Crowley jako proroczy wizjoner nowej epoki, nawoływał do porzucenia świata cieni, świata pozorów i
fałszywych pragnień. W nowej epoce ludzie mieli odkrywać swoje prawdziwe pragnienia i zgodnie z nimi
kształtować swoją tożsamość. Oznaczało to odrzucenie prawa pisanego, kodeksu etycznego stanowiącego
podstawę istnienia każdej cywilizacji patriarchalnej oraz przejęcie odpowiedzialności za własne życie, która
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
11
w uprzedniej epoce spoczywała głównie na religii, państwie i stróżach porządku.Era Horusa miała być epoką
indywidualizmu i wolicjonalizmu, twórczości i niezależności. Człowiek przyszłości łączył w sobie cechy
dziecka i nietzscheańskiego Ubermenscha, swawolność z wolą czynu, gwałt z rozkoszą. Daimonion
crowleyowski, istota przedstawiająca się jako Aiwass, głosił: "Zniesione są wszelkie rytuały, wszelkie próby,
wszelkie słowa i znaki. [..] Słowem Grzechu jest Ograniczenie. [...] Czyń swoją wolę niechaj będzie całym
prawem. [...] Miłość jest prawem, miłość poddana woli".
J
est pewnym paradoksem, że wizja zapowiadająca krach logocentryzmu spisana została na kartach książki.
Raz jeszcze chochlik przechytrzył literę prawa. A jednak to właśnie dzięki temu Księga Prawa doczekała się
licznych komentarzy i opracowań, rozwijających jej ukryte znaczenia i kalambury. Sam Crowley początkowo
nie mógł przyswoić sobie jej przekazu i wymagało czasu, by "usłyszał" podszepty Nieświadomego. Kiedy to
nastąpiło, na jej podstawie ułożył spójną historiozofię i filozofię życia, której głównym składnikiem było
uznanie dominującej roli archetypu dziecka w wyłaniającej się epoce. Kreślona przez niego historiozofia
uwzględniała trójetapowość rozwoju historycznego ludzkości.
C
rowley powiadał, że w toku historii ludzkość przebyła dwa eony: erę Matki (Izydy) i erę Ojca (Ozyrysa),
odznaczające się odmiennymi relacjami społecznymi i światopoglądem. Era Izydy stanowiła dominium
Nieświadomego, dominację symboli związanych z księżycem. Ludzie żyli w świecie nieoznaczonym, zdani
na łaskę bogów i natury. Prowadzili osiadły tryb życia. Panował matriarchat, któremu towarzyszyło
nierozeznanie własnej płciowości. Podstawowymi normami egzystencjalnymi były niewiedza i uzależnienie.
W
raz z rozpoznaniem funkcji seksualnych, ludzkość wkroczyła w erę Ozyrysa, zwaną również erą Ojca ze
względu na dominację wartości patriarchalnych. Towarzyszył jej rozwój świadomości. Wyłoniona
świadomość dokonywała podbojów kolejnych krain Nieświadomego, trzebiąc oazy chaosu i nieracjonalności.
Jej orężem był podział i stratyfikacja. Narodziła się hierarchia społeczna. W erze Ozyrysa pojawiły się wielkie
cywilizacje, imperia i religie monoteistyczne. Wprowadzono prawa i odpowiedzialność karną. W sferze
symbolicznej była to era Słońca, era umierającego i zmartwychwstającego boga, który poświęca się dla
ludzkości. Słońce rozjaśniało mroki świata i wskazywało drogi rozwoju. Tym samym świat nabierał znaczenia
i stawał się spójną całością. Podstawowymi normami egzystencjalnymi były walka o władzę i wyrzeczenie.
O
ile ludzie żyjący w erze Matki byli istotami a-seksualnymi, w erze Ojca płciowość stała się podstawową
determinantą relacji społecznych. Decydowała o tożsamości jednostek i przypisywała każdemu rolę
społeczną. Zakorzeniała. Wyznaczała funkcje. Różnicowała.
W
erze Horusa Nieświadome ponownie miało podbić świadomość, lecz tylko po to, by torować drogę
nadświadomości. Dziecko, ów czynnik x, wielka niewiadoma, zastępowało podział płci. W erze Horusa płcie,
dotychczas stanowiące o tożsamości, a więc będące wyznacznikiem miejsca w świecie zewnętrznym,
zstępowały do wnętrza, by stopić się ze sobą w alchemicznych zaślubinach. Crowley uważał, że w erze
Horusa na świecie zapanuje androgynia, a ludzie będą kształtować swoja tożsamość podług własnej woli.
Era boga-dziecka znosiła dotychczasowe prawa i porządki, ponownie otwierając świat na to, co
nieoczekiwane i cudowne. Po nieoznaczoności ery Matki i jednoznaczności ery Ojca, zapanować na świecie
miała wieloznaczność. To ona, na równi z autokreacją, stała się podstawową normą egzystencjalną nowej
epoki. Bóg-Słońce umarł na dobre, gdy zauważono, że jego codzienne umieranie jest tylko ułudą
wyuczonego sposobu percepcji. Ziemia stała się motywem centralnym rozważań, czego wyraźnym
dowodem był rozwijający się ateizm i kreatywizm. Świat przestał być kosmosem znaczących symboli, a
stawał się chaosmosem, przestrzenią możliwości, z której każdy mógł ulepić własny, zawsze lepszy świat.
W
tym chaosmosie Księga Prawa nadawała Crowleyowi funkcję proroka nowej ery, rolę, której pod
wpływem fascynacji buddyzmem nie chciał się podjąć. Odrzucała go apokaliptyczna wizja zagłady, która
czyniła zeń Antychrysta. Porzucił zatem Księgę i powrócił do normalnego życia. Jak się wkrótce okazało, na
niedługo. Przekaz Księgi Prawa miał wkrótce zawładnąć jego umysłem i natchnąć go do stworzenia Telemy,
czyli religii "miłości podług woli". Już wkrótce miał zawiązać spisek zmierzający do obalenia
makrokosmicznego ładu, spisek w którym istotną rolę miały odegrać Szkarłatne Kobiety.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
12
WOKÓŁ ZAKONU SREBRNEJ GWIAZDY
N
a temat magii napisano więcej bzdur niż na jakikolwiek inny temat. Konkurować z nią może pod tym
względem jedynie joga, lecz ta przynajmniej w swoim rodzimym azjatyckim środowisku jest dobrze
rozumiana. Europejskie pojmowanie zjawisk parapsychicznych tradycyjnie nacechowane było dychotomią
lęku i fascynacji. Wydaje się, że świat Zachodu miał poważne problemy z przyswajaniem sobie do
świadomości treści, które się w niej nie mieściły. Prymat świadomości nad nieświadomością zwykle osiągany
był kosztem zerwanej komunikacji pomiędzy nimi. A zatem to, co nieświadome, to co wyparte, coraz bardziej
staczało się w mrok niewiedzy. A że mrok czasem nie tylko przeraża, lecz i podnieca, zdarzali się tacy,
którzy w nim się zatapiali. Rzadko kiedy jednak lęk i fascynacja prowadziły do twórczego wykorzystania
energii psychicznych, czyli zintegrowania świadomości z tym co nieznane.
M
agia w potocznym wyobrażeniu kojarzy się przede wszystkim z rzucaniem czarów. I rzeczywiście, w
kulturach archaicznych często ogranicza się ona do realizowania przyziemnych celów w praktyce życia
codziennego. Magię stosuje się, kiedy zawodzą inne sposoby radzenia sobie z problemami. Kompensuje
niepowodzenia życiowe i wprowadza ludzi w świat natury, pełen duchów i demonów. Zarazem jednak może
być także systemem samodoskonalenia się poprzez poznawanie psychiki i wykorzystywanie jej mocy. Do
dwóch podstawowych praktyk magicznych należą: ewokacja i inwokacja. Ewokacja - wywoływanie duchów -
polega na wyzwalaniu z pokładów nieświadomości uwięzionych tam energii. Przyjmują one konkretne
kształty w postaci duchów i demonów, dzięki czemu można je ponownie zintegrować z psychiką. Proces ten
polega zatem na uświadamianiu sobie energii swojego umysłu. A że są to potężne energie, można je
wykorzystać do celów praktycznych. Z kolei, inwokacja - przywoływanie bogów i bogiń - polega na
odkrywaniu w świecie Natury mocy, których jeszcze nie zdołała poznać nauka. Być może są to moce
związane z żywiołami Ziemi. Nie można jednak wykluczyć tego, że również i one pochodzą z
nieświadomości zbiorowej i są archetypami obdarzającymi pięknem i mądrością. W kulturze chrześcijańskiej
przykładem inwokacji jest Msza Święta. Magia zna ich znacznie więcej.
P
raktyki magiczne polegają zatem na poznawaniu zasad, zgodnie z którymi funkcjonuje Umysł i
harmonizowaniu go ze światem przyrody. Tylko dzięki harmonii Umysłu i Natury można uzyskać szczęście,
ponieważ tylko wtedy można odnaleźć swoje miejsce we Wszechświecie. Nie ma takich cudów, których by
nie objął umysł. Wszystko jest przymiotem jego percepcji. Wszystko jest wyrazem jego działalności.
A
leister Crowley poznał tę prawdę już za młodu. W ciągu trzydziestu lat swego życia zdołał wypracować
system magiczny zwany Telemą, który po raz pierwszy w dziejach okultyzmu jasno i dobitnie określał magię
jako naukę o funkcjonowaniu energii psychicznych. System ten można by z racji swej praktyczności nazwać
pragmatyzmem magicznym, a krótko i węzłowato streszcza go definicja zawarta w dziele pt. Magija w teorii
i praktyce, mówiąca że: "Każde intencjonalne działanie jest Działaniem Magicznym".
P
aradoksalnie, idee pragmatyzmu magicznego stanowiące sam trzon religii Woli (czyli Telemy), wyłoniły się
w trakcie lektury przekazu mistycznego Księgi Prawa, którą Crowley otrzymał 8, 9 i 10 kwietnia 1904 roku
od istoty o imieniu Aiwass, podającej się za wysłannika Hoor-paar-kraata, egipskiego boga milczenia (sic!).
Piszę "paradoksalnie", gdyż mistykę kojarzy się zazwyczaj z bujaniem w obłokach, bądź w najlepszym razie
uznaje się ją za sposób na zatrzymanie strumienia życia. Tymczasem, z mistycznego przekazu Księgi Prawa
wyłania się zupełnie odmienna wizja duchowości (o! przepraszam bardzo za użycie tego wyprzedanego
słowa; już więcej to się nie powtórzy). W celu jej zrozumienia, trzeba jednak poznać język symboli
składających się na ten tekst.
P
rzełomowe znacznie Księgi Prawa jako zapowiedzi nowej ery rozwoju magicznego znajduje się na samym
jej początku, w dość dziwacznie brzmiącym wersie: "Khabs jest w Khu, a nie Khu w Khabs". Jakkolwiek
tajemniczo by to nie brzmiało, nie jest to bynajmniej przepis na ciasto ani definicja matematyczna. Khabs
oznacza owe tajemne L.V.X, Światło Gnozy, spływające na adepta w chwili iluminacji, w czasie olśnienia. Z
kolei, Khu jest magiczną istotą człowieka, jego powłoką. Innymi słowy, z wersu tego wynika, że źródło
poznania leży w nas samych, a nie gdzieś na zewnątrz. Nie należy go szukać ani w świecie zjawiskowym ani
w świecie metafizycznym, gdyż cała metafizyka tak w istocie sprowadza się do fizyki, a ściślej mówiąc do
dynamiki ludzkiej psyche. Ta prosta konstatacja, wielokroć później powracająca w różnych naukach o
człowieku, po raz pierwszy została tak wyraźnie wypowiedziana właśnie w Księdze Prawa. (Pojawia się tu
wszak pytanie, czy to dlatego objawił ją wysłannik Boga Milczenia, by ukrócić gadulstwo teologów?)
Z
nacznie mniej banalne są wszakże konsekwencje tego twierdzenia. Księga Prawa powiada "Każdy
mężczyzna i każda kobieta jest gwiazdą". Oznacza to, że każdy jest suwerenem podległym tylko własnej
Woli. Gdy o tym zapomina, popada w kajdany doraźnych zachcianek i staje się niewolnikiem innych ludzi.
Lecz w tym twierdzeniu tkwi jeszcze jeden klucz ukryty. Albowiem "gwiazda" to także "Khabs", czyli jak już to
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
13
mówiliśmy wcześniej "Światło Gnozy". Morał z tego taki, że każdy z nas jest światłem i tylko spowici mrokiem
niewiedzy, nie dostrzegamy tego faktu. Wyraża to bardzo dobrze sam Crowley w komentarzach do Księgi
Prawa:
"Nie powinniśmy uznawać się za nikczemne istoty poza którymi znajduje się sfera Światła lub "Boga". Nasze
umysły i ciała spowijają wewnętrzne Światło. Niewtajemniczony jest niczym "Ciemna Gwiazda", a jego
Wielkie Dzieło polega na sprawieniu, aby jego powłoki stały się przeźroczyste w procesie "oczyszczenia".
Przy czym to "oczyszczenie" jest tak naprawdę "dążeniem do prostoty". Nie chodzi o to, że nasza powłoka
jest nieczysta, tylko że złożoność jej fałd nie przepuszcza światła. Celem Wielkiego Dzieła jest zatem
rozwiązanie wszelkich kompleksów. Wszystko jest samo w sobie doskonałe, "zło" pojawia się w momencie,
gdy rzeczy ulegają zagmatwaniu. Ta "gwiazda", czyli "najgłębsze światło" jest odwieczną, indywidualną
istotą. Khu jest magicznym strojem, w który się przyobleka, "formą" dla bezforemnego, dzięki której może
doświadczać poprzez samo-świadomość. [...] To Khu jest pierwszą powłoką, o wiele subtelniejszą od umysłu
i ciała, i o wiele bardziej prawdziwą, ponieważ jej symboliczny kształt zależy od natury jej gwiazdy."
W
tym miejscu, należy się jedno wyjaśnienie. Crowley, przez trzy kolejne lata nie dopuszczał do siebie
przekazu Księgi Prawa, gdyż raził go jej wojowniczy nastrój. Było nie było głosiła ona: "Jesteście przeciw
ludziom. O moi wybrani!", a Crowley, pod wpływem buddyjskich i hinduistycznych inspiracji, nie chciał być
przeciwko ludziom. Tym niemniej, trudno nie odnieść wrażenia że wbrew sobie realizował zapisany w niej
plan.
O
to bowiem zaraz po otrzymaniu Księgi wysłał list do MacGregora Mathersa, swojego przełożonego z
zakonu Złotego Brzasku, w którym informował go że od tej chwili to on jest wysłannikiem Tajemnych
Przywódców Świata. List ten wywołał zrozumiałe oburzenie u Mathersa, który jeszcze niedawno temu bronił
go przed zbuntowanymi braćmi z zakonu. W ślad za tym poszły rzekome ataki magiczne, podczas których
Mathers miał zabić ogary Crowleya a na jego służących zesłać chorobę. Crowley odpłacił mu pięknym za
nadobne, inwokując Belzebuba i jego 49 "służących". I musiała być to udana operacja, gdyż wkrótce po tym
Mathers porzucił okultyzm na rzecz nędznej wegetacji.
W
międzyczasie, samego Crowleya dotknęła seria nieszczęść i nieprzyjemności, która zaburzyła jego
buddyjski obraz świata. Najpierw, latem 1905 roku poprowadził kolejną ekspedycję w Himalaje, tym razem w
celu zdobycia Kanczendzongi. Wyprawa zakończyła się katastrofą. Część uczestników zginęła pod zwałami
śniegu, a jeden z pozostałych, niejaki Guillarmod, oskarżył Crowleya o kanibalizm. Ogarnął go wtedy podły
nastrój. Mówił: "Po pięciu latach kaprysów i słabostek, błędnej ogłady, taktu, dyskrecji, troski o uczucia
innych mam tego dość". Na dodatek, podczas pobytu w Kalkucie napadło go sześciu tubylców uzbrojonych
w noże. Wtedy to zmuszony do desperackiej obrony, sięgnął po pistolet i zabił dwóch z nich. Czarę goryczy
przelała wiadomość o śmierci jego córki i pogłębiającym się alkoholizmie jego żony, Rose Kelly.
W
tym kluczowym dla jego życia momencie, Crowley postanowił powrócić do praktyki magicznej i, chociaż
zdążył już zapomnieć o Księdze Prawa, jego ówczesne deklaracje niezwykle przypominały jej treść: "do
diabła z chrześcijaństwem, racjonalizmem, buddyzmem, wszelkimi rupieciami stuleci. Przynoszę wam
pozytywny, pradawny fakt, nazywając go po imieniu Magiją. I to na jej fundamentach zbuduję nową Ziemię i
nowe Niebo". Magija miała wyprzeć naukę i religię z rynku duchowych dóbr ludzkości. Miała stać się
narzędziem służącym do przewartościowania wszystkich wartości, do przebóstwienia, czyli osiągnięcia stanu
nadczłowieczeństwa (czyż nie taki był sens fragmentu z Księgi Prawa: "Jesteście przeciw ludziom"?). Czym
jednak była owa Magija?
N
a pewno nie była zabawą w rzucanie czarów ani kółkiem dyskusyjnym dla podstarzałych okultystów.
Crowley celowo dodał literę "j" do wyrazu "magia", by odróżnić wyrażany przez siebie nurt od magii
przeszłości i kuglarstwa. A jednak nie byłby sobą, gdyby literka ta nie niosła pewnej ezoterycznej treści.
Wyraz "magija" powstał w wyniku dodania do angielskiego słowa "magic" litery "k", która według jednego z
uczniów Crowleya, Kennetha Granta, oznacza "hebrajską literę "chet" stanowiącą numeryczny odpowiednik
Wielkiego Dzieła. "Chet" (8, 418), jako liczba Wielkiego Dzieła, stosowana jest przez okultystów oraz
alchemików w celu zaznaczenia zaślubin świadomości indywidualnej ze świadomością kosmiczną. Kluczem
do tego rodzaju magiji jest astrologiczny odpowiednik "chet", czyli Rak". Tyle mówi Grant. Możemy dodać
jeszcze, że znak Raka przywodzi na myśl skojarzenia ze znaną pozycją seksualną 6/9. Innymi słowy, idąc
tym tropem można powiedzieć, że celem magiji jest osiągnięcie stanu świadomości makrokosmicznej
poprzez unicestwienie jednostkowego ego w akcie seksualnego zjednoczenia ze światem (często
symbolizowanym przez partnera). Czy tak jest naprawdę, każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Jedno jest pewne, że w tym właśnie czasie Crowley zrozumiał znaczenie seksu w praktyce magicznej. Było
nie było "k" to również pierwsza litera od słowa kteis oznaczającego ni mniej ni więcej "waginę".
W ten oto sposób Crowley podjął się wypracowania nowego systemu magicznego, którego dwoma filarami
miał być indywidualizm i panseksualizm. Dochodził do tego na drodze eksperymentów. W chwili opuszczenia
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
14
zakonu Złotego Brzasku, dysponował już pokaźną wiedzą magiczną z zakresu kabały, jogi, podróży
astralnych, medytacji i magii ceremonialnej. Był też oficjalnie uznanym przez głowę zakonu Adeptem
Minorem, czyli innymi słowy osiągnął poziom sefiry tiferet, symbolizującej Słońce rozpraszające mroki
niewiedzy. Stopień swój powinien był wszakże potwierdzić udaną Operacją Świętej Magii Maga Abramelina,
której jak dotąd nie dopełnił. A Operacja ta wymagała nie byle czego, gdyż musiał zachować czysty umysł
nie skalany myślą, by nie popaść w szaleństwo. Wreszcie, wiosną 1906 roku wybrał się w podróż po
Chinach, podczas której inwokował kolejne demony z księgi Abramelina, nazywając całość operacji
"Augoeidami". Pisał: "Właściwie nie wiem, czemu wybrałem słowo "Augoeidy". Być może, dlatego że nie
kojarzyło mi się z niczym z przeszłości. Czułem, że muszę jak najbardziej wszystko uprościć, by móc przejść
przez Otchłań".
O
peracja Świętej Magii Maga Abramelina zgodnie z tradycją wymagała spełnienia szeregu warunków,
takich jak półroczne odosobnienie w domu o specyficznym ustawieniu względem stron świata i innych
trudnych do spełnienia szczegółach. Tymczasem, Crowley postanowił przeprowadzić ją podróżując od
miasta do miasta w Kraju Środka, rzucając tym samym wyzwanie tradycyjnej magii zachodu. Za świątynię
służyła mu wyobraźnia w której budował świątynię astralną, gdzie inwokowane były abramelinowe istoty. Jak
się potem okazało, nie można było znaleźć lepszego materiału. 9 października nagle popadł w trans
nirvikalpa-samadhi, który hinduiści nazywają sziwa-darszaną, czyli "wizją boga Sziwy". Charakterystyczną
jego cechą było poczucie jedności z bóstwem, zjednoczenie się ze światem poprzez unicestwienie odrębnej
świadomości. Była to oznaka mówiąca o tym, że operacja dobiegła szczęśliwego końca.
W
dwa miesiące po zakończeniu Operacji Abramelina, George Cecil Jones, dzierżący w zakonie Złotego
Brzasku stopień Adepta Exempta (7°=4°), rozpoznał w Crowleyu Mistrza Świątyni (8°=3°). Było to istotne
wydarzenie, ponieważ oznaczało że Crowley, mimo formalnego rozstania się z zakonem, zyskuje nobilitację
w oczach jednego z jego najznamienitszych notabli. Już bardziej dyskusyjne były podstawy obdarzenia
Crowleya takim zaszczytem. Tradycja wymagała, by Adept, który chce otrzymać stopień Mistrza Świątyni,
przekroczył Otchłań odgradzającą niższe sefiry od trzech najwyższych sefir Drzewa Życia. Co więcej, Adept
powinien to uczynić, tocząc bój z demonem rozumu, Choronzonem. W przypadku chińskich doświadczeń
Crowleya, nic takiego się nie stało.
O
peracja Abramelina przyniosła też inny, nieoczekiwany skutek. Niedługo potem, Crowley, który czuł się
niezwykle jej działaniem naenergetyzowany, doznał przekazu serii ksiąg mistycznych, które przeszły do
historii magiji pod nazwą Świętych Ksiąg Telemy. Dwanaście Ksiąg otrzymanych w latach 1907-11, tworzyły
wraz z Księgę Prawa podstawę Telemy - religii Woli. Istnieją różne opinie na temat pochodzenia i znaczenia
Świętych Ksiąg Telemy. Jedno jest pewne, są to dzieła o wyjątkowym pięknie mistycznym i dużym ładunku
erotyzmu skrywanego pod językiem symboli.
C
rowley twierdził, że napisał je pod wpływem natchnienia i choć nie miało to nic wspólnego z objawieniem,
to jednak pisał je nie całkiem świadomie. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z czymś, co Kenneth
Grant nazywa "tangensyjnym tantrum", czyli manifestacją fizyczną będącą niezamierzonym efektem
działania magicznego. Niezależnie od źródła pochodzenia tych Ksiąg, ich bogaty szyfr symboliczny
zawierający w sobie tajemnice praktyk medytacyjnych, rytuałów magicznych i działań mających na celu
pobudzenie "wężowej energii" dał Crowleyowi wystarczające podstawy, by w 1907 roku nadał swym
poszukiwaniom nowej formuły magicznej bardziej zorganizowaną formę. W rezultacie, Crowley założył swój
pierwszy (i tak naprawdę ostatni) autorski zakon Argentum Astrum, Zakon Srebrnej Gwiazdy. Posłużył się
w tym celu strukturą inicjacyjną zakonu Złotego Brzasku, co nie tylko podkreślało jego aspiracje do
stworzenia konkurencyjnej organizacji magicznej, lecz również wyrażało stałą wiarę w użyteczność
schematu Kabalistycznego Drzewa Życia. A jednak, stopnie A.'.A.'., choć pokrywały się ze kolejnymi
poziomami wtajemniczeń Złotego Brzasku (z tą różnicą że poprzedzały je "wytrzymałościowe" stopnie
Ucznia i Kandydata, a przedzielał stopień Dominus Liminis), nakładały na inicjowanych zupełnie inne
wymagania. Dość powiedzieć, że nawet tak wybitny mag jak Austin Osman Spare zdołał osiągnąć zaledwie
stopień Neofity, a niewielu osiągnęło coś więcej.
A
rgentum Astrum miało być kuźnią wiedzy magicznej, w której swoboda indywidualnego wyboru praktyk
magicznych wsparta była dyscypliną rozliczania się ze swego wglądu i umiejętności. Zakon ten zrywał z
popularnym systemem praktyk grupowych w lożach, kładąc nacisk na praktyki indywidualne. W A.'.A.'.
obowiązywała ścisła reguła tajności członków. Każdy inicjowany znał tylko swego przełożonego, którym była
zazwyczaj osoba znajdująca się o jeden stopień wyżej w hierarchii, oraz swego podwładnego, jeśli takiego w
ogóle miał. Tym samym, Crowley spełniał kolejne przykazanie zawarte w Księdze Prawa, której wers 50
pierwszej części głosił: "macie gwiazdę i gwiazdę, system i system; niechaj jeden nie zna dobrze drugiego".
N
arzuca się w tym kontekście jedno pytanie: Jakim to sposobem Crowley mógł zapomnieć o Księdze
Prawa, skoro tak skrupulatnie spełniał jej postulaty? Wydaje się że istnieją dwie możliwości. Pierwsza z nich
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
15
powiada, że Crowley wcale nie zapomniał o Księdze Prawa, tylko pozorował swoją niedbałość, podkreślając
tym samym moc sprawdzających się w niej przepowiedni. Hipoteza ta brzmi nieprzekonywująco, zważywszy
na fakt że Crowley mógłby wykorzystać w tym czasie Księgę Prawa dla zbudowania prestiżu swej nowej
organizacji magicznej. Już bardziej prawdopodobna wydaje się druga hipoteza, mówiąca że Crowley musiał
porzucić Księgę Prawa, by mogła ją przyswoić jego podświadomość. A tym samym w nieświadomy sposób
spełniał jej postulaty.
W
ymagania kolejnych stopni inicjacyjnych w A.'.A.'. streszczał esej "Gwiazda na horyzoncie", zamieszczony
później w Magiji w teorii i praktyce. Przedstawiały się one następująco:
Uczeń - Jego zadaniem jest zdobycie wiedzy ogólnej o wszystkich systemach samorozwoju.
Kandydat - Jego głównym zadaniem jest rozpoczęcie wybranych praktyk i zapisywanie ich w dzienniku
przez okres jednego roku.
Neofita - Musi uzyskać doskonałą kontrolę nad planem astralnym.
Zelator - Jego głównym zadaniem jest opanowanie asany i pranajamy. Ponadto, powinien rozpocząć studia
nad "formułą różokrzyża".
Practicus - Wymaga się od niego ukończenia treningu intelektualnego, a w szczególności studiów nad
kabałą.
Philosophus - Wymaga się od niego przejścia przez trening moralny. Sprawdza się jego oddanie względem
Zakonu.
Dominus Liminis - ma się wykazać opanowaniem pratjahary i dharany.
Adeptus [Minor] (zewnętrzny) - Winien dokonać Wielkiego Dzieła i osiągnąć Wiedzę i Konwersację
Świętego Anioła Stróża.
Adeptus [Minor] (wewnętrzny) - Może rozpocząć praktykę "formuły różokrzyża", przystępując do Kolegium
Ducha Świętego.
Adeptus (Major) - Osiąga mistrzostwo magiji praktycznej, bez dogłębnego jej zrozumienia.
Adeptus (Exemptus) - Osiąga doskonałość w tych wszystkich sprawach, po czym albo (a) staje się Bratem
Ścieżki Lewej Ręki albo (b) zatraca wszystkie swoje osiągnięcia, siebie samego, a nawet Świętego Anioła
Stróża i staje się Dziecięciem Otchłani, które przekroczywszy swój Rozum, jedynie wzrasta w łonie swojej
matki. Wtedy zaś dostępuje stopnia
Magister Templi - (Mistrz Świątyni): [...] Jego głównym zadaniem jest doglądanie "ogrodu" uczniów i
osiągnięcie doskonałego zrozumienia wszechświata. Jest on mistrzem samadhi.
Magus - Zdobywa mądrość, głosi swoje prawo i jest mistrzem magiji w jej jak najszerszym i najwyższym
znaczeniu.
Ipsissimus - Znajduje się poza tym wszystkim, niedostępny dla tych, którzy posiedli niższe stopnie."
P
oczątkowo do A.'.A.'. przyjmowano wszystkich chętnych, a jedynym sprawdzianem ich kwalifikacji były
przeprowadzane z nimi rozmowy. Jednakże, praktyka ta okazała się katastrofalna w skutkach, ponieważ
nowi członkowie nie potrafili sprostać reżimowi pracy w zakonie. Dlatego też w 1912 roku Crowley
wprowadził regułę, nakazującą chętnym do wstąpienia do zakonu podjęcia się trzymiesięcznego kursu
wtajemniczeń w misteria starożytnej wiedzy. Dopiero po zdanym egzaminie mogli oni przystąpić do zakonu.
A że egzamin ten musiał być niezmiernie trudny, świadczy o tym fakt że w szczytowym okresie swojej
aktywności A.'.A.'. liczyło ledwie kilkunastu członków. Pośród nich, do najaktywniejszych należeli: Georg
Cecil Jones (współzałożyciel zakonu, przełożony Crowleya w zakonie Złotego Brzasku), kapitan Fuller
(wojskowy, twórca doktryny Blitzkriegu), Norman Mudd (matematyk) i Victor Neuburg (poeta).
N
a temat praktyk ówczesnych członków A.'.A.'. niewiele dzisiaj wiadomo. Pozostają nam do dyspozycji
jedynie dzienniki Crowleya oraz nieliczne zapiski operacji magicznych kapitana Fullera i Victora Neuburga.
Dość powiedzieć, że zakon zajmował się testowaniem praktyk magicznych, a zatem jego działanie bardziej
przypominało eksperymenty naukowców aniżeli ceremonie magiczne tradycyjnych okultystów. I tak, na
przykład, sam Crowley powrócił do eksperymentów ze środkami zmieniającymi świadomość, owocem czego
było niezwykłe dzieło pt.: Psychologia Haszyszu. Książka ta była bardziej traktatem na temat względności
czasu i przestrzeni niźli opisem wizji psychodelicznych. Istnieją też pokaźne dowody na to, że to Crowley
wprowadził do Europy zwyczaj spożywania wyciągu z kaktusu pejotla. Innym klasycznym przykładem
działań z tego kresu była próba powtórnego przeprowadzenia Operacji Świętej Magii Maga Abramelina w
warunkach wielkomiejskich. Próba, która jeśli wierzyć zeznaniom Crowleya, zakończyła się sukcesem.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
16
W
tych wczesnych eksperymentach z okresu A.'.A.'. widać że Crowley, chociaż formalnie nie dzierżył nawet
stopnia Mistrza Świątyni (8°=3°), działał z poziomu Ipsissimusa (10°=0°), czyli tego, który przekroczył
dualistyczny świat dobra i zła, rozumu i szaleństwa. Dlatego jego zachowanie wielu wydawać się mogło
nieroztropne, czy też nawet szalone. Pod tym względem, śmiało można powiedzieć że przypominał
szalonych mędrców tybetańskich, którzy jak Drukpa Kunley, odkrywali boskość w plugawości, to co
najwyższe w tym co najniższe. Jednakże, prawdziwe szaleństwo miało się dopiero zacząć, a jego
przedsmakiem była operacja, jaką w 1909 roku przeprowadził na Saharze ze swoim uczniem, Victorem
Neuburgiem.
M
imo kurtuazyjnego nobilitowania go przez Jonesa na stopień Mistrza Świątyni, Crowley się
nieusatysfakcjonowany znikomością prowadzących ku temu przesłanek. Postanowił zatem przeprowadzić
operację magiczną, którą w okultyzmie nazywa się "przekroczeniem Otchłani", a która polega na zmierzeniu
się z demonem rozumu, Choronzonem i dostąpieniu najwyższych mocy magicznych. Historia magii notuje
liczne przypadki osób, które zagubiły się w Otchłani, a tym samym popadły w szaleństwo. Crowley przystąpił
do działania na Saharze, gdzie usiadł pośrodku kręgu w jogicznej pozycji pioruna. W ręku trzymał wielki
szlifowany topaz, który miał mu służyć jako zwierciadło magiczne. Tymczasem Neuburg, otoczony imionami
bożymi mającymi zapewnić mu ochronę, rozpoczął ewokację na podstawie Lemegetonu - jednego ze
starych tekstów magicznych. Jeśli wierzyć świadectwom uczestników tego niezwykłego wydarzenia, nagle, z
okrzykiem Zazas, Zazas, Nasatanada Zazas! w topazie pojawił się Choronzon, który powiedział kilka
niezrozumiałych zdań, rzucił kilka klątw i równie szybko zniknął jak się pojawił. Obaj magowie sądzili, że na
tym koniec i operacja zakończyła się niepowodzeniem. Lecz oto Crowley zniknął, a w jego miejsce pojawiła
się prostytutka, którą Neuburg poznał w Paryżu. Kobieta usiłowała wywabić go z ochronnego kręgu, ale on
oparł się jej pokusom. Demon zaczął zmieniać kształty. Raz był kobietą, raz wężem, raz samym Crowleyem
proszącym o kroplę wody dla ugaszenia pragnienia. Neuburg mężnie stawiał czoło wszystkim tym
podstępom, ale coraz bardziej dawał się wciągnąć w konwersację. Naraz, piasek pustynny zamazał krąg
ochronny i Choronzon w postaci nagiego dzikusa rzucił się na Neuburga. Szarpanina trwała do chwili, kiedy
Neuburg krzyknął imię boże i uderzył demona magiczną różdżką. A wtedy ten ukorzył się i choć starał się
jeszcze opętać maga, w końcu opadł z sił i na zawsze zniknął. Crowley, przy pomocy Neuburga, pokonał
Choronzona i tym samym mógł już zasadnie twierdzić że przekroczył Otchłań. Został Mistrzem Świątyni
Zakonu Srebrnej Gwiazdy, a tym samym, zgodnie z okultystyczną mitopeją, jako pierwszy śmiertelnik wstąpił
do elitarnego kręgu Tajemnych Przywódców Świata.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
17
TAJEMNICE SEKSUALNE ORDO TEMPLI ORIENTIS
S
eks, ten starszy kuzyn miłości, od najdawniejszych czasów zajmował myśli nie tylko filozofów i poetów. I
chociaż dzisiaj przypisuje się mu bardziej poślednią rolę w życiu człowieka, należy wątpić czy nasi odlegli
przodkowie mieli do tego podobny stosunek. Wydaje się bowiem, że świat powstał właśnie z ciała, a nie ze
słowa, jakby tego chcieli teologowie chrześcijańscy. To ciało wyznaczało zakres i porządek życiu ludzkiemu.
A w tym porządku ciała seksualność odgrywała rolę pierwszoplanową, będąc weń niejako wpisaną.
N
a początku było ciało. Gąszcz pragnień ukryty pod skórą. Ciało rosło, poznawało inne ciała, pragnęło.
Dopiero potem, znacznie później, pojawiły się słowa. A słowa stworzyły własny świat, który wchłonął ciało.
Tak rozpoczęła się historia. Opowieść o człowieku jest historią stopniowej dyskursywizacji seksu,
przekładania go na język rozumu, a tym samym wypędzania go z ciała. Proces ten nabrał szczególnego
tempa w Imperium Rzymskim, kiedy to Erosa (boga miłości) podporządkowano Logosowi (bogowi rozumu).
A wraz z mariażem cesarsko-rzymskiej tyranii Logosu z niechętnym wszelkiej seksualności
chrześcijaństwem, seks i cielesność obłożono klątwą. Trzeba tu dodać, klątwą mającą janusowe, podwójne
oblicze.
Z
jednej bowiem strony seks stał się czymś podejrzanym, nikczemnym, posiadającym moc zwodzenia i
sprowadzania na manowce (co widać już w opowieści o Adamie i Ewie z Księgi Rodzaju). Miał zatem
właściwości upodlające. Z drugiej jednak strony, jego złowieszczość nadawała mu moc czynienia cudów,
sprawiała że z prostej czynności fizjologicznej stawał się czymś niezwykłym, posiadającym właściwości
uwznioślające. Wraz z tyranią słowa, seksualność stała się odrębną sferą, wydzieloną z logiki ciała, a przeto
stanowiącą obiekt spekulacji. Gdzieś tam na początku tego procesu narodziła się ars amandi, sztuka
kochania, która jednak wraz z dalszym odcieleśnianiem życia stała się czymś równie co seks podejrzanym i
też straciła na znaczeniu.
Sztuka Kochania a Ścieżka Lewej Ręki
W
niektórych kulturach, które zdążyły co prawda wyjść poza zwykły porządek ciała, lecz nie wypracowały
mechanizmów służących jego tłumieniu, sztuka ta była kultywowana w ramach tradycji religijnej. Tak było w
zachodnio-afrykańskich "kultach opętania", gdzie podczas ekstatycznych tańców bogowie dosłownie
"spółkowali" z ludźmi; w gwiezdnych, predynastycznych kultach egipskich o wyraźnej dominacji pierwiastka
żeńskiego nad męskim; w śródziemnomorskich kultach bogini (Isztar, Afrodyty, Izydy); w niektórych nurtach
Islamu, które wraz z mistyką seksualną wykształciły ekstatyczne techniki jednoczenia się z Bogiem; w późnej
alchemii taoistycznej, która filozoficzną myśl mędrców chińskich wzbogaciła o praktyczne sposoby
przekształcania energii seksualnej w siłę życiową; a także w tantrze hinduskiej i buddyjskiej - dwóch nurtach
magiczno-religijnych o najwyraźniej zaakcentowanej mistyce płci.
N
iektóre z tych tradycji religijnych z racji styku kulturowego przejmowały nawzajem od siebie różne techniki
seksualne. Czasami proces ten przybierał bardzo gwałtowny obrót. Jeden ze współczesnych historyków i
praktyków magii seksualnej, Kenneth Grant, powiada wręcz że w dziejach ludzkości mamy do czynienia ze
słabo widocznym, choć faktycznym dziedziczeniem pewnej tradycji magiczno-religijnej, którą nazywa
tradycją tyfoniczną (wężową, smoczą). Tradycja ta obejmuje wszystkie systemy religijne, magiczne i
mistyczne, wykorzystujące energię seksualną kundalini (nazywaną tak od imienia węża, który w indyjskiej,
mistycznej anatomii człowieka spoczywa u podstawy kręgosłupa człowieka) w celu uzyskania oświecenia
bądź też potężnych mocy magicznych (tzw. magis). Grant uważa że wyjątkową rolę w tej tradycji pełnią
kobiety, które stanowią transformatory męskiej energii seksualnej. Dlatego pozwala sobie nazwać tę ścieżkę
nurtem lunarnym, który w tradycji zachodniej ezoteryki zyskał miano Ścieżki Lewej Ręki.
Z
godnie z tą tradycją, Ścieżka Lewej Ręki grupuje adeptów, których celem jest przebóstwienie, czyli "stanie
się równym bogom". I w odróżnieniu od Ścieżki Prawej Ręki, ma charakter zstępujący, jako że kroczący nią
idą zawsze w dół, ku wnętrzu. Przedstawicieli Ścieżki Lewej Ręki odnaleźć można w różnych tradycjach
religijnych, choć bez wątpienia w niektórych z nich stanowią oni margines i są postrzegani przez większość
jako odszczepieńcy i zboczeńcy. Religiami, które są szczególnie uczulone na obecność takich dewiantów są
tzw. religie księgi, czyli popularne obecnie na świecie monoteizmy: judaizm, chrześcijaństwo i islam. Te
logocentryczne, patriarchalne systemy religijne budowane są na zasadzie ostrej opozycji wobec
seksualności i indywidualizmu. Dlatego też ze szczególną ostrością piętnują wszelkie przejawy owej
tendencji zstępującej, uznając ją za piekielną, wrogą nie tylko człowiekowi, ale i Bogu.
R
eligie monoteistyczne są też najwyraźniejszymi przedstawicielami Ścieżki Prawej Ręki, która jawi się jako
ruch ku górze, na zewnątrz. Adepci tej ścieżki szukają spełnienia w zjednoczeniu z Bogiem, które
postrzegają jako akt wyrzeczenia się swej jednostkowości na rzecz owej większej całości. Dlatego też łatwo
jest im również poddawać się różnym tendencjom kolektywistycznym i wchodzić w mariaż z władcami i
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
18
panami tego świata, jako że "władza", "państwo", "Kościół" też stanowią pewne "większe całości". Ścieżka
Prawej Ręki wiedzie więc ku Bogowi, który znajduje się gdzieś na zewnątrz (na wysokościach) i najczęściej
jest osobą. Lecz Bóg znajduje się tak daleko, że zwykle dopiero po śmierci można się do niego dostać. A że
i tutaj wszechmocny okazuje się prosty rachunek ekonomiczny, jest to niezmiernie utrudnione, ponieważ
popyt znacznie przewyższa podaż. Krótko mówiąc, miejsc w Niebie jest znacznie mniej niż chętnych.
Dlatego systemy religijne Ścieżki Prawej Ręki oferują kodeksy etyczne, które należy spełniać, by móc
dostąpić pałaców niebiańskich. Ci, zaś którzy chcą otrzymać tam bezpłatne wejściówki, powinni szczególnie
przestrzegać jednej zasady: pozbawiać się balastu doczesności i tego, co ściąga ich w dół, czyli ciała (a
raczej tej energii seksualnej co w nim drzemie snem niespokojnym).
R
easumując, magiczne i mistyczne systemy religijne przyjmują postać dwóch dróg. Jedna z nich wiedzie ku
górze i tę nazywamy Ścieżką Prawej Ręki. Cechuje ją soteriologiczna ekstrawersja, czyli poszukiwanie
zbawienia w Bóstwie, które znajduje się na zewnątrz (najczęściej na wysokościach) i jest zazwyczaj jedynym
Bogiem. Temu Bóstwu należy podporządkować swoje życie, kosztem pozostałych jednostkowych aspiracji,
które postrzegane są jako przejaw pychy bądź kuszenie Złego (albo też jedno i drugie zarazem). Ścieżka
Prawej Ręki posługuje się hierarchicznym obrazem świata, w którym piekło znajduje się gdzieś na dole, a
droga do niego często wiedzie przez dolną część ciała. Przeciwstawną formułę inicjacyjną przedstawia
Ścieżka Lewej Ręki, która jako drogę do spełnienia proponuje ruch zstępujący. Cechuje ją soteriologiczna
introwersja, ponieważ uznaje boskość znajdującej się w człowieku Jaźni. Ideałem tej ścieżki jest poznanie tej
Jaźni, któremu zwykle towarzyszy penetracja seksualności i nieznanych (nieuświadamianych) składników
ludzkiej psyche. Warto tutaj wspomnieć, że obie ścieżki nie wyczerpują arsenału środków gnostycznych
znajdujących się w posiadaniu człowieka. Istnieje wszak jeszcze tzw. Droga Środka, która proponuje ruch
obustronny, w górę i w dół, na zewnątrz i do środka, a której najsłynniejszym filozoficznym eksponentem jest
taoizm.
N
as jednak interesuje tutaj tradycja, w której centralną rolę odgrywa seksualność. Jak już powiedziałem,
tradycję tę kultywowano w różnych systemach religijnych, z których większość znajdowała się na Bliskim i
Środkowym Wschodzie. Cywilizacja europejska, która wraz z powstaniem Imperium Rzymsko-Katolickiego
nastawiona była wrogo, jeśli nie do samej seksualności, to do jej sakralnego wykorzystania, tępiła wszelkie
przejawy magii seksualnej. Można wręcz powiedzieć za Rene Girardem, który u podstaw wszelkich
cywilizacji dopatruje się jakiegoś aktu ofiarniczego, że w przypadku chrześcijańskiej Europy ten mord
założycielski dotyczył seksu. Tym niemniej, gdzieś obok wciąż istniały kultury, w których seks jako żywo
stanowił źródło nie tylko rozkoszy, lecz i inspiracji religijnej.
Ex Oriente Lux
P
aradoksalnie, dla Europejczyków poznawanie tych kultur dokonywało się poprzez podbój. A decydującą w
nim rolę odgrywały krucjaty religijne. Pierwsi wojownicy o wiarę udali się na Wschód w 1095 roku,
przerywając tym samym złą passę jaka od siedmiu wieków nękała Europę. Praktycznie, dopiero w tym
okresie Europa podniosła się z impasu kulturowego, jaki stał się jej udziałem po upadku Cesarstwa
Rzymskiego. Krzyżowcy stali w obronie wiary, lecz po powrocie importowali do Europy niektóre dobra z
Bliskiego Wschodu. Czasami były to tylko choroby. Zdarzało się jednak, że wśród licznych towarów
przywożonych ze Wschodu były też idee.
L
egendarną już rolę odegrali w tym procesie Templariusze, zakon założony w 1118 roku przez Hughesa de
Payensa. Pierwsze krucjaty wyglądały niepozornie. Niech świadczy o tym fakt, że początkowo Zakon
Templariuszy składał się z dziewięciu rycerzy, którzy eskortowali pielgrzymów podczas ich podróży do Ziemi
Świętej. Lecz w 1126 roku patronat nad Templariuszami przejął św. Bernard z Clairvoux, jeden z
najbardziej wpływowych teologów katolickich w tamtych czasach. Odtąd, zakon zaczął rosnąć w potęgę. Św.
Bernard napisał surowy kodeks etyczny Templariuszy, który z czasem objął też cały szereg tajnych inicjacji.
Poza tym, zakon nie podlegał żadnemu władcy, tylko Papieżowi, dzięki czemu Templariusze rozwinęli
wymianę na szeroką skalę z krajami, którzy europejscy władcy uznawali za wrogie.
W
okultystycznej mitopei powiada się, że podczas tych bliskowschodnich wojaży Templariusze zetknęli się
z tajemnymi bractwami inicjacyjnymi, które przekazały im tajniki magii seksualnej. Jak było naprawdę tego
trudno jest dociec. Pozostaje faktem, że w XII wieku musieli mieć do czynienia ze złowieszczą sektą
Asasynów, która terroryzowała świat arabski ze swej wieży w Alamut. Sekta ta kultywowała tajemnice magii
seksualnej, służące jej zwykle w programowaniu przyszłych szpiegów. Można podejrzewać, że związki
między Templariuszami a Asasynami musiały być nie tylko natury powierzchownej, skoro w 1146 roku zakon
ten przejął ich symbol, czerwony krzyż na białym tle.
P
otęga Templariuszy równie szybko rozsypała się jak powstała. Przyczynił się do tego król francuski Filip,
który zazdrosny o fortunę zakonu postanowił aresztować wszystkich jego przedstawicieli pewnej nocy roku
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
19
1307. W sukurs przyszedł mu papież Klemens V, który wydał edykt żądający od krajów europejskich, by
aresztowały Templariuszy znajdujących się na ich terenach. Urządzono wtedy popisowy proces
Templariuszy, podczas którego oskarżono zakon o oddawanie czci diabolicznemu Bafometowi i
praktykowanie sodomii. Był to kres tego wielkiego zakonu, którego nieliczni ocalali członkowie, jak wieść
niesie, zasili szeregi innych zakonów (np. Szpitalników), bądź odprawiali swe obrzędy w podziemiu.
L
egenda templariuszy musiała bardzo oddziaływać na wyobraźnię ówczesnych poszukiwaczy wiedzy
tajemnej, ponieważ począwszy od XVII wieku wszystkie nowe stowarzyszenia inicjacyjne powoływały się na
nich jako na swoich poprzedników. Tak było w przypadku różokrzyżowców, którzy w wydanych w 1614-15
roku manifestach zasiali plotkę o istnieniu tajemniczego bractwa adeptów kierujących losami ludzkości z
ukrycia. Ten mit, jak wiadomo, odegrał kluczową rolę w gwałtownym formowaniu się coraz to nowszych
bractw okultystycznych, które powstawały jak grzyby po deszczu. Wraz z nimi, pojawiło się wolnomularstwo,
które poza nawiązywaniem do starożytnych cechów mularskich, wykształciło specyficzny system inicjacyjny
mający wprowadzać w arkana wiedzy tajemnej poprzez studiowanie symboli. Masoni, jako członkowie
stowarzyszeń tajemnych, działali w ukryciu, choć zapewne nie tworzyli takich konspiracji, o jakie je
posądzano. W XVIII wieku tryumfy święcili tajemniczy hrabia St. Germain oraz Cagliostro, odpowiedzialny
za powstanie tzw. Egipskiego Rytu Wolnomularstwa, łączącego elementy rytuałów masońskich z egipskim
hermetyzmem i mistyką seksualną. Wszyscy oni powoływali się na legendę templariuszy i świadomie do nich
nawiązywali. Jak bardzo potężna była ta pamięć o dawno wymarłym zakonie, niech świadczy fakt, że gdy w
1776 roku Adam Weishaupt założył Zakon Iluminatów z zamiarem zniszczenia europejskich monarchii,
zarówno jego działania jak i późniejszą Rewolucję Francuską uznano za zemstę templariuszy.
Erotyczne Wolnomularstwo
D
opiero jednak na początku XX wieku w ezoterycznym światku fin de siecle'u pojawiła się organizacja, która
w bezpośredni sposób nawiązywała do templariuszy, uznając się za ich dziedziców. Grupa ta przyjęła
łacińską nazwę Ordo Templi Orientis, tłumaczoną jako Zakon Świątyni Wschodu, bądź też mniej poprawnie
jako Zakon Templariuszy Wschodu. Nowi templariusze nie dzierżyli wszakże zwyczajnych mieczów i nie
walczyli w obronie chrześcijańskiej wiary. Ich mieczem był fallus, a celem zgłębienie tajników wiedzy
okultnej, ze szczególnym uwzględnieniem magii seksualnej.
F
ormalnym założycielem zakonu był Theodor Reuss (1855-1923) - niemiecki dziennikarz, działacz
społeczny i śpiewak operowy (ze stażem w Parsivalu Wagnera). Lecz jego ojcem duchowym i głównym
inicjatorem był austriacki przemysłowiec, Carl Kellner (1850-1905). Kellner dorobił się fortuny na własnej
technologii wytwarzania papieru, którą wymyślił w swym laboratorium chemicznym mając zaledwie 22 lata.
Odkrycie to przyniosło mu na tyle poważne zyski, że z powodzeniem mógł oddawać się licznym hobby. Ten
człowiek wielu pasji realizował się przede wszystkim w wymyślaniu i doskonaleniu nowych wynalazków,
takich jak przędza obrotowa, fotografia, czy sztuczna biżuteria. Lecz jego głód wiedzy był tak wielki, że
skłaniał go do ciągłych podróży po całym świecie, podczas których poznawał nowe kultury i egzotyczne
systemy religijne.
P
odczas jednej z tych podróży miało zdarzyć się coś, co zaważyło na całym jego późniejszym życiu. Jak
sam twierdził, spotkał wtedy trzech mędrców ze wschodu, którzy przekazali mu najwyższe tajemnice
starożytnej ezoteryki. Byli to mistyk muzułmański, Soliman ben Aifa oraz dwaj tantrycy bengalscy, Bhima
Sena Pratapa z Lahore i Sri Mahatma Agamya Paramahamsa. Mistrzowie ci uczyli go, w jaki sposób
należy praktykować jogę i jak wykorzystywać ją w praktykach magii seksualnej. Tak przynajmniej twierdził
Kellner.
C
zy było tak naprawdę, jest to bardzo wątpliwe. Pozostaje jednak faktem, że Kellner podróżował po Azji
Mniejszej i mógł stamtąd przywieźć pewne dotąd nieznane techniki jogiczne mające charakter seksualny.
Mogły mieć one jednak znacznie mniej egzotyczne pochodzenie. Wiadomo bowiem, że Kellner kontaktował
się z pewną organizacją okultystyczną o nazwie Hermetyczne Bractwo Światła. Jakiej natury były to
kontakty, tego nie wiadomo. Być może, w trakcie swych zagranicznych wojaży poznał w Ameryce Pascala
Beverly Randolpha, jednego z twórców tej organizacji. Do tego spotkania mogło równie dobrze dojść w
samej Austrii, jako że Randolph, jak również pozostali członkowie tej organizacji (w tym Max Theon,
mieszkający w Egipcie Żyd z Polski) lubili wędrować z misjami apostolskimi po Europie. Tak czy inaczej,
Kellner musiał mieć kontakt z tą organizacją, gdyż nie tylko posługiwał się specyficznym dla niej
słownictwem, lecz na dodatek po wielokroć na nią się powoływał.
H
ermetyczne Bractwo Światła założył w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia Pascal Beverly
Randolph, amerykański mulat, żołnierz i podróżnik. Grupa ta, jako jedna z pierwszych organizacji
społecznych, krzewiła edukację seksualną, publikując liczne odezwy i pamflety namawiające mężczyzn do
dobrego traktowania kobiet, a kobiety do walki o "prawo do orgazmu". Towarzyszyła temu skomplikowana
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
20
mistyka seksualna oraz praktyki, które grupa doradzała w celu osiągnięcia zjednoczenia płci. Randolph
głosił, że "prawdziwa moc seksu jest mocą boską", jednocześnie podkreślając, że skoro Bóg stworzył ludzi
na własne podobieństwo to musi on być mężczyzną i kobietą zarazem. Jeśli więc chcemy osiągnąć stan
wyższego wglądu i uczynić nasze ciało bardziej subtelnym, powinniśmy rozwijać w sobie cechy płci
przeciwnej oraz dążyć do jak najczęstszego i najintensywniejszego przeżywania rozkoszy seksualnej.
H
ermetyczne Bractwo Światła uczyło że seks jest źródłem mocy magicznej: "W otaczającym nas świecie
znajdują się nasiona duszy. Istnieją tam też zarodki wszelkiej możliwej wiedzy. Wszelka moc, wiedza,
energia i siła znajduje się w eterze i sferach duchowych. Wszystko to jest nam dostępne w chwilach
największego uniesienia.....podczas czystego, obopólnego orgazmu, kiedy mieszają się dwie aury i trzy
fluidy, prostatyczny, nasienny i waginalny. W chwili orgazmu nie ma stanu pośredniego i albo wznosimy się
do nieba albo spadamy do piekła. Nasze dusze otwierają się na tę chwilkę, by przyjąć zarodki wiedzy i mocy
magicznej. Jeśli więc będziemy wtedy przywoływać Zło, odnajdzie ono drogę do naszych dusz i zamknięte w
ich tajemnych kryptach ujawni się w najmniej oczekiwanym momencie. Jeśli zaś będziemy modlić się o
Dobro, wszystko co złe będzie trzymać się od nas z dala, a Dobro na zawsze osiądzie w naszych duszach.
Możemy też przywoływać Moc, która w tej jednej chwili zakorzeni się w naszych duszach." W celu
odpowiedniego wykorzystania energii seksualnych Randolph i jego nieliczni współpracownicy korzystali z
orientalnych metod jogi i medytacji. Najważniejszą w nich rolę pełniło rytmiczne oddychanie.
Ć
wiczenia jogiczne i oddechowe Randolpha znalazły później swe miejsce w praktykach Ordo Templi
Orientis. Nic więc dziwnego że Kellner nazywał O.T.O właśnie Hermetycznym Bractwem Światła. Nim
jednak doszło do jego utworzenia, musiały zajść pewne sprzyjające ku temu okoliczności. Kellner już w 1895
zamierzał założyć bractwo okultystyczne, którego celem byłoby połączenie praktyk jogicznych z rytuałami
masońskimi. Jego idee fixe było stworzenie wielkiej organizacji, grupującej wszystkie obrządki masońskie.
Musiało to być przedsięwzięcie zakrojone na gigantyczną skalę, ponieważ pod koniec XIX wieku istniało na
świecie około 70 takich organizacji. Tymczasem Kellner, należał tylko do jednej z nich, loży Humanitas
działającej pod auspicjami Zjednoczonej Loży Węgier. Jeśli więc chciał swój cel zrealizować, musiał w jakiś
sposób nabyć pozostałe ryty masońskie.
O
kazji po temu było pod koniec wieku sporo. Proceder kupczenia tajemnymi przekazami rozkwitał na dobre,
a adepci różnych stowarzyszeń tajemnych nawzajem nadawali sobie wysokie tytuły. Wystarczyło więc
znaleźć taką osobę i kupić od niej odpowiednie pełnomocnictwa. Kellner szukał i znalazł, a jego szczęście
nie miało granic. Osobą tą był Theodor Reuss, który pod płaszczykiem działalności politycznej zajmował się
inwigilacją niemieckich kółek socjalistycznych. Można powiedzieć, że Reuss miał dobrą rękę do
wynajdowania bractw okultystycznych i zabierania z nich tego co najlepsze (czyli pełnomocnictw). Oto
bowiem w ciągu piętnastoletniej kariery w świecie ezoteryki otrzymał uprawnienia do założenia niemieckich
oddziałów takich stowarzyszeń jak: Swedenborgiański Ryt Masonerii, Societas Rosicruciana in Anglia,
Zakon Martynistów i Zakon Iluminatów. Niestety, żadna z tych organizacji nie miała charakteru czysto
masońskiego, a zatem nie spełniała wymagań, jakie stawiał sobie Kellner. Poza tym, Reuss był całkowicie
pochłonięty działalnością w Zakonie Iluminatów i nie miał czasu na akces w tak gigantycznym
przedsięwzięciu.
T
ak więc na razie plany Kellnera, by stworzyć Akademię Masońską Ordo Templi Orientis musiały ulec
odroczeniu. Pozostawało mu przeprowadzanie eksperymentów z zakresu magii seksualnej w małym
kilkuosobowym gronie. Jak pisze historyk okultyzmu, Peter Koenig: "Kellner specjalizował się w
medytacjach jogicznych (z Joga-sutr Patandżialego) mających na celu odkrywanie przeszłych wcieleń.
Podczas tych medytacji jego żona odgrywała rolę Wielkiej Bogini, podczas gdy sam Kellner wcielał się w
Kapłana Babilońskiego. W ich domu znajdował się pokój bez okien, gdzie państwo Kellnerowie
przeprowadzali rytuały tantryczne. Służyły one wytwarzaniu specjalnego eliksiru, który składał się z
kobiecych i męskich wydzielin seksualnych".
T
ymczasem, w 1902 roku, z powodu waśni personalnych Reuss porzucił działalność w Zakonie Iluminatów i
nawiązał bliższą znajomość z angielskim wolnomularzem, Johnem Yarkerem (1833-1913). Powiedział mu
wtedy o pomyśle Kellnera, by stworzyć uniwersalny obrządek masoński, który by skupiał w sobie wszystkie
istniejące ryty. Idea ta (lub kryjące się za nią pieniądze) musiała przypaść do gustu staremu masonowi,
ponieważ 24 września 1902 roku nadał Reussowi tytuł Wielkiego Suwerennego Inspektora Generalnego 33°
Rytu Szkockiego Cernaua. W tym samym dniu Reuss, wraz z dwoma współpracownikami, Franzem
Hartmannem i Henrym Kleinem, otrzymali pełnomocnictwa do dzierżawienia Rytu Szkockiego Dawnego i
Uznanego oraz rytów Misraim i Memfis. Nie pozostawało im nic innego, jak założenie nowego zakonu
okultystycznego, który zgodnie ze wskazówkami Kellnera nazwali Ordo Templi Orientis.
Początki Ordo Templi Orientis
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
21
N
ie znane są jak dotąd dokładne okoliczności powstania O.T.O. Nie wiadomo, czy powstało ono zaraz po
uzyskaniu przez Reussa, Hartmanna i Kleina uprawnień masońskich, czy też miało to miejsce dopiero po
śmierci Kellnera w 1905 roku. Jedno jest pewne, że Kellner musiał mieć poważny wpływ na kształt tej
organizacji, ponieważ w jej strukturze organizacyjnej i podstawowych praktykach widać było wpływy tak
bliskiej jego sercu hinduskiej jogi.
S
ystem inicjacyjny O.T.O składał się z dziesięciu stopni, odpowiadających kolejnym fazom wtajemniczenia
w masońskie, orientalne i różokrzyżowe misteria. Nazwy tych stopni często ulegały zmianie. Niewielki więc
będzie pożytek z ich przytaczania. Wystarczy powiedzieć, że pierwszych sześć stopni odnosiło się do
rozmaitych rytów istniejących w różnych obrządkach masońskich. Natomiast, kolejne trzy nie miały z
masonerią zbyt wiele wspólnego i nadawano je bez szczególnych rytuałów inicjacyjnych. Ich przedmiotem
było wtajemniczanie w arkana pilnie strzeżonych przez zakon tajemnic magii seksualnej, które nauczano w
przekazie szeptanym (z ust do ust). Wiemy o nich jedynie tyle, że dotyczyły wciągania energii seksualnej z
genitaliów do splotu słonecznego. Dokonywano tego przy pomocy odpowiedniej koncentracji myśli oraz
pewnych technik oddechowych. Praktyka ta miała służyć osiągnięciu stanu "Wielkiej Jedności", którego
efektem ubocznym mogło być między innymi jasnowidzenie. Reuss nazywał ją "białą magią seksualną".
J
uż choćby z racji tego zdawkowego opisu, można odnieść wrażenie, że praktyki te musiały przypominać
dziwaczne techniki stosowane w taoistycznej alchemii. Niektóre z nich znamy z wydanego w Polsce traktatu
"Sekret Złotego Kwiatu". Inne przetrwały w szczątkowej formie, przekazywane przez taoistycznych mistrzów
z Taiwanu. Bardzo prawdopodobne że tego rodzaju technik nauczano na siódmym stopniu wtajemniczenia
w O.T.O, chociaż niektórzy badacze sądzą że miał on charakter czysto administracyjny. Możemy mieć
natomiast pewność, że adepci ósmego stopnia O.T.O otrzymywali wskazówki dotyczące praktyk
autoerotycznych, które stanowiły wstęp do odbywanych na stopniu dziewiątym praktyk heteroseksualnych.
O
rdo Templi Orientis, najwyraźniej idąc śladami Hermetycznego Bractwa Światła, wierzyło w świętość
stosunku seksualnego, który przy zachowaniu odpowiedniej dyscypliny miał prowadzić ludzi do boskości.
Jak zauważa Peter Koenig: "Reuss kontynuował praktyki jogiczne Kellnera, lecz wzbogacił je o wątek
manichejski. W naukach O.T.O całe ciało uznawano za święte. Było ono Świątynią Ducha Świętego a
narządy płciowe miały służyć bardzo szczególnym celom, mianowicie - rekonstruowaniu świata. Takie było
znaczenie Mszy Świętej. Reuss wierzył że tylko dzięki współpracy kobiet i mężczyzn ludzkość może
osiągnąć rozwój duchowy. Współpraca ta miała, rzecz jasna, charakter seksualny, a sam stosunek
postrzegany był jako odbicie kosmicznego aktu stworzenia. Adepci mogli więc współuczestniczyć w tym
akcie stworzenia, jeśli tylko oddawali się rytualnym stosunkom heteroseksualnym". Koenig twierdzi że wąż
pożerający własny ogon, który pojawiał się na licznych broszurkach Reussa, symbolizował stosunek
seksualny Boga z człowiekiem. Powiada też że z punktu widzenia magii seksualnej stanowił on symbol
plemnika. Cała zaś magia Zakonu Świątyni Wschodu da się sprowadzić do mistyki nasienia.
C
okolwiek by nie sądzić o rewelacjach Koeniga, to właśnie owe tajemnice magii seksualnej przyciągały do
O.T.O licznych nowicjuszy. Jeśli by zaś wierzyć doniesieniom Reussa, w ciągu roku lub dwóch od
rozpoczęcia działalności zakon ten zdążył wokół siebie skupić przeszło tysiąc osób. Każdy nowicjusz
otrzymywał stopień zerowy oraz musiał przejść przez rytuał Minervala. Podczas tej ceremonii inicjowany
umierał dla świata zewnętrznego, stając się pełnoprawnym adeptem wiedzy tajemnej. Wypowiadał wtedy
następujące słowa: "Ja, ......, oddając się do waszej dyspozycji jako bezsilny więzień, ogłaszam wszem i
wobec że pochodzę z Koryntu, jestem wolnym obywatelem miasta Ateny, sprzymierzeńcem Mityleny,
podróżującym w spokoju do Miasta Słońca, Heliopolis, poszukując Światła i Prawdy, Mądrości i Spokoju.
Przeto więc proszę was w pełni pokory, abyście udzielili mi gościny i obdarzyli mnie swymi MISTERIAMI,
które ślubuję zgłębiać i trzymać w największej tajemnicy. Gdybym zaś miał kiedyś złamać to ślubowanie i
zdradzić ten chleb i sól, niechaj psy pożrą moje ścierwo, niechaj rozpadnę się na kawałki i przestanę być
człowiekiem!"
P
oczątkowo, O.T.O przeznaczone było tylko dla tych adeptów, którzy uzyskali wcześniej trzy podstawowe
stopnie wolnomularskie: Ucznia, Czeladnika i Mistrza. Formuła inicjacyjna zakonu zakładała, że każdy kto do
niego przystąpi może od razu otrzymać trzeci stopień wtajemniczenia, równoważny masońskiemu stopniowi
Mistrza. Oznaczało to jednak, że aby wstąpić do O.T.O, trzeba było należeć do którejś z organizacji
masońskich, a to w poważnym stopniu ograniczało liczbę potencjalnych zainteresowanych. Na dodatek,
Zakon Templariuszy Wschodu mógł zostać posądzony o to, że chce podbierać członków innym
organizacjom masońskim. Tymczasem, jego założycielom na czym innym tak bardzo nie zależało, jak na
utrzymaniu dobrych kontaktów ze światowym wolnomularstwem.
N
ajprawdopodobniej, z tych właśnie powodów wkrótce zniesiono status masoński Zakonu. W "Manifeście
O.T.O" z 1912 roku bardzo wyraźnie podkreślano że "O.T.O, choć jest Akademią Masońską, nie jest Grupą
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
22
Masońską.... i nie uzurpuje sobie prawa do naruszania przywilejów Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii,
Wielkiej Loży Ameryki oraz innych organizacji masońskich". Dzięki temu członkami Zakonu mogli zostawać
ludzie nie mający wcześniej nic wspólnego z masonerią. Co więcej, otwierało to furtkę dla kobiet, które w
tamtych czasach bardzo rzadko kiedy były dopuszczane do bractw masońskich. Jest więcej niż pewne, że
ten prosty zabieg umożliwił O.T.O wyjście poza zwykły schemat inicjacji wolnomularskich i zwiększył
znaczenie, jakie w praktykach tego zakonu miała magia seksualna.
P
odobnie jak jego znamienity poprzednik, Hermetyczny Zakon Złotego Brzasku, Ordo Templi Orientis
posiadało wśród swych adeptów luminarzy sztuki okultystycznej. Jego przedstawicielem we Francji był
Papus, słynny twórca nieortodoksyjnej doktryny tarota. W Niemczech sprawami zakonu zajmował się inny
wybitny okultysta, Rudolf Steiner, który szczególnie wyraźnie rozwinął mistyczne aspekty doktryny zakonu
(odzierając ją wszakże z wątków seksualnych). Z kolei, w Ameryce przedstawicielem O.T.O był H. Spencer
Lewis, późniejszy założyciel popularnej różokrzyżowej organizacji AMORC. Wszyscy zresztą trzej
dzierżawcy linii przekazu O.T.O nie długo zagrzali w nim miejsca i, podobnie jak to było wśród schizmatyków
z zakonu Złotego Brzasku, szybko założyli własne organizacje okultystyczne, chętnie korzystające z wiedzy
tajemnej O.T.O, a już znacznie mniej chętnie przyznające się do jakichkolwiek związków z tym zakonem.
J
ednakże człowiekiem, którego oddziaływanie na Ordo Templi Orientis było największe, był bez wątpienia
Aleister Crowley.
Magija Seksualna Mistrza Theriona
Ś
cieżki Zakonu Templariuszy Wschodu i Aleistera Crowleya przecięły się nagle i nieoczekiwanie w 1910
roku. Miało to miejsce podczas procesu sądowego, jaki "MacGregor" Mathers wytoczył Crowleyowi za
opublikowanie rytuałów zakonu Złotego Brzasku. W swojej autobiografii Crowley wspominał: "Przez to, że
Mathers na sali sądowej ogłosił się Przywódcą Zakonu Różokrzyżowego, nachodzili mnie niezliczeni
dziwacy, a każdy z nich twierdził, że to on właśnie jest tym Przywódcą. Posiadając na ten temat pewne
informacje, których nie przekazałem nikomu, jak najszybciej pozbywałem się tej gawiedzi. A jednak jeden z
moich rozmówców przekonał mnie, że istnieje odrobina prawdy w jego słowach. Tym człowiekiem był
Theodor Reuss...."
R
euss na początku wcale nie przypadł do gustu Crowleyowi. Jego nonszalancja i niedbałość sprawiały, że
Crowley widział w nim aroganta. Tym niemniej, skuszony obietnicami otrzymania zaszczytów masońskich,
zgodził się przystąpić do jego zakonu. Jego inicjacja w Ordo Templi Orientis miała miejsce w marcu 1910
roku, tego samego dnia, co inicjacja znanego polskiego okultysty, Czesława Czyńskiego. Crowley przyjął w
zakonie imię Bafometa. Na początek obdarzono go trzecim stopniem inicjacyjnym, lecz gdy tylko potwierdziły
się informacje o posiadanym przez niego 33° Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego, podniesiono go do
stopnia siódmego.
C
rowley nie przywiązywał zbyt dużej wagi do swego udziału w O.T.O. Traktował go jako jeszcze jeden tytuł
w swojej licznej kolekcji okultystycznych godności. Tak było przynajmniej do 1912 roku, kiedy to nagle w jego
domu zjawił się Reuss. Ten rzutki Niemiec przybył, aby mu zrobić awanturę i domagać się wyjaśnień,
dlaczego wyjawił światu najbardziej pilnowane tajemnice O.T.O. Chodziło tu rzecz jasna o tajne formuły
seksualne, do których Crowley nie mógł mieć dostępu z racji zajmowanego przez siebie stopnia. Reuss
jednak twierdził, że Crowley zawarł je w 36 rozdziale swej Księgi Kłamstw, noszącym tytuł "Szafirowa
Gwiazda". W rozdziale tym opisany był pewien rytuał heksagramu, rozpoczynający się od słów: "Niechaj
Adept uzbroi się w magiczną różdżkę i wyposaży w mistyczną różę". Dla każdego współczesnego adepta
magii znaczenie tych symboli jest aż nadto oczywiste. Jednakże Reuss, uznając że Crowley stał się
mimowolnym dziedzicem tej wiedzy, natychmiast przekazał mu 10°, najwyższy stopień O.T.O i uczynił go
"najwyższym, świętym królem" angielskiej gałęzi zakonu.
R
ównież Crowley musiał być tym odkryciem oszołomiony. Napisał bowiem: "Nagle, uderzył we mnie jakby
grom i cała symbolika nie tylko wolnomularstwa, lecz wielu innych tradycji ukazała się mojej wizji duchowej.
Od tej chwili O.T.O zajęło właściwe miejsce w moim umyśle. Zrozumiałem że trzymam w rękach klucz do
przyszłego postępu ludzkości". Szybko też przystąpił do rekrutacji nowych członków angielskiej sekcji
zakonu oraz do przepisywania masońskich rytuałów inicjacyjnych z zamiarem nadania im bardziej
magicznego charakteru.
K
iedy zaś w 1922 roku ciężko chory Reuss ustąpił z pełnienia funkcji przywódcy zakonu, jego właśnie
mianował na swoje miejsce. W rok później, po śmierci Reussa Crowley ogłosił się formalnym przywódcą
zakonu, każąc się teraz tytułować Mistrzem Therionem, czyli Mistrzem Bestią. Doprowadziło to do protestu
części niemieckich wysokich funkcjonariuszy Zakonu, którzy obawiali się że Crowley zapragnie uczynić z
O.T.O instrument dla szerzenia swojej religii, Thelemy. Obawy te, jak się później okazało, miały solidne
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
23
podstawy, gdyż Mistrz Therion od razu zabrał się za reformowanie zakonu, nadając mu znacznie mniej
masoński, a bardziej magiczno-seksualny wygląd.
P
odstawowe zmiany dotyczyły struktury inicjacyjnej O.T.O. Crowley do tradycyjnego układu dziesięciu
stopni dodał stopień jedenasty, mający wprowadzać w arkana magii homoseksualnej. Trudno powiedzieć,
czy chciał dać tym wyraz swoim od dawna odczuwanym skłonnościom, czy też zamierzał poprzez
pogwałcenie tego surowego tabu lepiej poznać kobiecą stronę męskości. Pozostaje faktem, że to właśnie od
praktyk homoseksualnych rozpoczęła się jego działalność magiczna w O.T.O, kiedy to w 1914 roku
przeprowadził wraz z Victorem Neuburgiem serię operacji magicznych mających na celu przywołanie
bogów Jowisza i Merkurego (a przy okazji sprowadzenie pokaźnej ilości gotówki). Przeszły one do historii
pod nazwą "Działań Paryskich".
C
rowley napisał też pewien rytuał, który stał się główną ceremonią odprawianą w siedzibach zakonu. Mowa
tu o "Mszy Gnostyckiej", która będąc parafrazą katolickiej Mszy Świętej, pod płaszczykiem egipskiej
symboliki przedstawiała misterium płci. Rytuał ten, jak również i inne praktyki O.T.O czytelnik polski może
znaleźć w przetłumaczonej przeze mnie ostatnio książce Crowleya pt. Magija w teorii i praktyce.
J
ednakże, najważniejsza jego reforma dotyczyła najwyższych stopni inicjacyjnych w zakonie. Oto bowiem
Crowley zrywał z dotychczas istniejącą zasadą nie przelewania na papier tajemnic seksualnych zakonu,
streszczając je w czterech oddzielnych traktatach pt.: "O naturze bogów", "O tajemnych zaślubinach bogów
z ludźmi", "Liber Agape" i "O homunkulusie".
T
raktat "O naturze bogów" przeznaczony był dla wtajemniczonych na VII° O.T.O. Niewiele w nim było
wskazówek natury praktycznej, gdyż niemal w całości poświęcony był wprowadzeniu w świat crowleyowskiej
teologii. Z jego treści można było się dowiedzieć, że na świecie istnieje tylko jeden bóg, a jest nim Słońce.
"Nie tylko Ziemia jest zmrożoną iskrą Słońca, płatkiem zerwanym z Niebiańskiej Róży, ale i źródłem
wszelkiego Światła i Życia na tej planecie jest to samo Słońce. Jest ono stwórcą i żywicielem, niszczycielem
życia i jego wskrzesicielem". Crowley powiadał, że przedstawicielem Słońca na ziemi jest fallus, a wszyscy
bogowie są jego personifikacjami. I tak na przykład ogień jest wizerunkiem penisa, drzewo to "rozkwitający
fallus", zaś księżyc jest obrazem waginy, którą należy czcić "tylko w połączeniu ze Słońcem jako
przedłużeniem fallusa". Ten fallokratyczny porządek crowleyowskiej ezoteryki przeciwstawiał się tym
religiom, które operują pojęciami grzechu pierworodnego i wstydu. Crowley nawoływał do "stałej wojny
przeciwko wszelkiej tyranii i zabobonom, przede wszystkim zaś przeciwko takim bigoteriom jak '
ortodoksyjne' chrześcijaństwo w swej materialistycznej postaci". Namawiał też adeptów VII° O.T.O, by
składali hołd fallusowi i wyobrażali sobie jego stałą obecność w wybranym miejscu w ciele.
Z
kolei traktat "O tajemnych zaślubinach bogów z ludźmi" wprowadzał inicjowanych na VIII* O.T.O w świat
magii masturbacyjnej. Jej tajemnice zawarte były w dwóch rozdziałach: "O większych zaślubinach" i "O
mniejszych zaślubinach". Owe "większe zaślubiny" polegały na wizualizowaniu każdorazowo przed snem
postaci bogini i onanizowaniu się aż do wytrysku. W ten sposób uzyskane nasienie (bądź płyn z pochwy)
służyło za olejek, którym namaszczany był ołtarz bogini, bądź też talizman jej poświęcony. Tymczasem,
"mniejsze zaślubiny" dotyczyły poszukiwania sprzymierzeńców w tzw. duchach żywiołów. Towarzyszyła im
następująca procedura: Na kartce papieru należało narysować jedną z tablic enochiańskich (opracowanych
przez XVI-wiecznych magów, Johna Dee i Edwarda Kelly'ego), odpowiadającą poszukiwanemu
żywiolakowi, po czym przywołać go odpowiednimi zawołaniami. Następnie, trzeba było skoncentrować się
na wizerunku owego żywiolaka i onanizować się aż do wytrysku. W ten sposób uzyskaną spermę (bądź
wydzielinę z pochwy), nakładało się na tablicę enochiańską, która stawała się konsekrowanym talizmanem
żywiolaka.
O
pisane przeze mnie dwa traktaty stanowiły zaledwie wstęp do skomplikowanego systemu magii seksualnej
Ordo Templi Orientis. O wiele bardziej rozbudowany zestaw technik seksualnych przedstawiały księgi "Liber
Agape" i "O homunkulusie". Im wszakże, jak i Szkarłatnym Kobietom w życiu Crowleya poświęcimy
oddzielny, następny odcinek naszego cyklu.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
24
MAGIJA SEKSUALNA ALEISTERA CROWLEYA
J
ak powiada angielski malarz i okultysta, Austin Osman Spare, "w przyrodzie wszystko ze wszystkim
cudzołoży". A że człowiek, choć przez kulturę wychowany, zawdzięcza swój byt i predyspozycje naturze, nic
więc dziwnego, że i w jego życiu seks odgrywa istotną rolę. Co więcej, można powiedzieć że to właśnie seks
czyni z nas ludzi, albowiem w porównaniu z innymi zwierzętami człowiek kocha się nadzwyczaj często i w
przeciwieństwie do innych zwierząt sztuka kochania pozwala mu na realizację celów znacznie
wykraczających poza zwykłą reprodukcję.
F
rancuski filozof, Georges Bataille, nazywa tę specyficznie ludzką dyspozycję "erotyzmem", od razu
dodając że "erotyzm jest w istocie aktywnością seksualną człowieka, przeciwstawioną takiej że aktywności
zwierzęcej. Nie każda forma ludzkiej seksualności ma charakter erotyczny, ale ma go zawsze, ilekroć nie
jest zwyczajnie i po prostu zwierzęca". W tym kontekście należy się słowo wyjaśnienia, gdyż to co w
obiegowej opinii uchodzi za zwierzęcy wymiar seksu, nie jawi się tym samym dla Bataille'a i pokrewnych mu
myślicieli. Ich definicja zwierzęcej seksualności jest w istocie bliska faktom natury, ponieważ uznają oni za
seks zwierzęcy taki, którego celem jest reprodukcja gatunku. Popęd seksualny człowieka może być jednak
równie dobrze nakierowany na czystą przyjemność, może też być wykorzystywany do celów religijnych i to
właśnie odróżnia go od reszty świata zwierząt.
C
o jednak sprawia, że człowiek, miast poszukiwać idealnego partnera do zapłodnienia, poddaje się nagłym
porywom namiętności i to bynajmniej nie z myślą o potomstwie? Otóż, wg Bataille'a pcha go ku temu
świadomość własnej skończoności, tego że jego życie kiedyś musi się skończyć. Jednostkowe "ja" tak
bardzo boi się śmierci, że szuka unieśmiertelnienia w drugiej osobie, w partnerze seksualnym. Przy czym nie
chodzi tu o uwiecznienie się w swoich potomkach, skoro wiadomo że i oni urodzą się z wyrokiem śmierci.
Rzecz tyczy chwilowego unieśmiertelnienia się poprzez roztopienie się w drugiej osobie podczas orgazmu.
W tej jednej chwili cały świat nagle znika, a wraz z nim znika jednostkowa świadomość, która staje się
częścią większej całości. To dlatego Francuzi nazywają orgazm "małą śmiercią". Przytaczanie tu myśli
Bataille'a w kontekście naszych zainteresowań nie jest wcale bezcelowe, albowiem wg tego francuskiego
filozofa okultyzm, tak jak i inne praktyki religijno-magiczne, wywodzi się z chęci okiełzania energii seksualnej,
która stanowi zagrożenie dla ładu społecznego zorganizowanego wokół pracy. Erotyzm oznacza
wydatkowanie energii, podczas gdy praca wymaga jej jak największego gromadzenia. W tym celu, ogranicza
się jego zasięg, tworząc rozmaite tabu, które mogą być łamane tylko w zakresie wyznaczanym przez rytuał.
Taką funkcję pełniły pierwotnie święta, podczas których normalny porządek rzeczy ulegał chwilowemu
odwróceniu. Podczas świąt uwalniane były nadwyżki energetyczne, które w innych sytuacjach wiązane
byłyby z przemocą.
N
iestety, wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa zdesakralizowano te formy religijne, które odnosiły się do
seksu i przemocy. Proces ten jeszcze bardziej pogłębił się w XVIII wieku, kiedy to wraz z nastaniem epoki
Oświecenia, zaprowadzono rządy rozumu nad tym, co irracjonalne, chaotyczne, w tym między innymi nad
seksualnością. To zaś, co w dawnych kulturach uznawano za "seks sakralny" zyskało miano dewiacji i
rzeczywiście taką też postać przyjęło. Stale tłumiona energia seksualna, która nie mogła wybrać innych dróg
ujścia poza jedyną dozwoloną pozycją w ramach seksu małżeńskiego, od czasu do czasu wybuchała z
gwałtowną siłą, przyjmując postać szalonych wizji religijnych. Kiedy zaś i te uznano za niepożądane, proces
jej degeneracji osiągnął jeszcze wyższy stopień, czego wynikiem były rozmaite perwersje, choroby
psychiczne i akty przemocy na świecie. I jakkolwiek by deterministycznie nie brzmiała ta teoria, wyjaśnia ona
wiele zagadek świata współczesnego, takich jak choćby gwałtowne rozpowszechnienie się przemocy.
Tajemnica Szafirowej Gwiazdy
W
świetle powyższej teorii renesans magii w XX wieku można uznać za próbę odtworzenia przestrzeni
rytualnej, w ramach której możliwe są działania, gdzie indziej uważane za szalone i niebezpieczne. Jest to w
istocie powrót do archaicznych technik ekstazy, które wraz z nastaniem ery chrześcijańskiej uznano za
niepożądane i szkodliwe. Niektóre z tych technik przechowywane były w rozmaitych sektach gnostyckich.
Większość z nich zachowała się na Wschodzie. I z tych właśnie dwóch tradycji: gnostycyzmu i religii Orientu
mieli korzystać okultyści, którzy pod koniec XIX i na początku XX wieku tworzyli podwaliny nowoczesnego
okultyzmu.
N
iebagatelną rolę w tym procesie odegrał zakon Ordo Templi Orientis, którego ezoteryczne nauki
zmierzały do resakralizacji seksu, czyli do ponownego nadania mu wymiaru duchowego. Od samego
początku swego istnienia system wtajemniczeń O.T.O obejmował dwa rodzaje nauk. Pierwsze z nich,
powstałe zapewne z inspiracji Theodora Reussa, dotyczyły pracy z symbolami. Składały się na nie rozmaite
ryty masońskie i różokrzyżowe. Drugie, importowane ze Wschodu przez Carla Kellnera, dotyczyły magii
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
25
seksualnej, uznawanej za "największą tajemnicę zakonu". Jak się szybko okazało, tajemnicę tę trudno było
utrzymać, gdyż na jej trop już w 1912 roku wpadł świeżo upieczony adept O.T.O, Aleister Crowley.
W
edług wszelkich prawdopodobieństw, Crowley zawarł ją w dziele p.t. Księga Kłamstw, które zawierało
opis rytuału "Szafirowej Gwiazdy". Dokładny tekst tego rytuału znaleźć można w przetłumaczonej przeze
mnie Magiji w teorii i praktyce. Stanowił on crowleyowski odpowiednik klasycznego rytuału heksagramu,
przywołującego bądź odpędzającego siły makrokosmiczne. W tym jednak przypadku jego symbolika miała
charakter wyraźnie seksualny. Rozpoczynały go słowa: "Niechaj Adept uzbroi się w magiczną różdżkę i
wyposaży w mistyczną różę", które w języku symboli informowały, że mag ma przygotować siebie i swoją
partnerkę do odbycia stosunku seksualnego. Na początku rytuału adept miał wykonać serię gestów
magicznych, odpowiadających tajemnej formule L.V.X. - N.O.X (światła-nocy, jin-jang, Sziwy-Siakti). Po nich
następowało kreślenie heksagramów w czterech kierunkach świata, po czym adept wracał do środka kręgu,
gdzie wykonywał "znak różokrzyża". Czym był ów znak różokrzyża, tego rytuał nie precyzował. Wykonywać
go mieli jedynie ci adepci, którzy byli weń wtajemniczeni, najprawdopodobniej przez samego Crowleya. Dziś
jednak jego tajemnica wydaje się łatwa do rozszyfrowania. Różokrzyż to wyrażona w języku symboli pozycja
zjednoczenia męskich i kobiecych genitaliów. Innymi słowy, punkt kulminacyjny rytuału "Szafirowej Gwiazdy"
obejmował stosunek płciowy.
N
ie byłoby w tej formule może nic szczególnego, wszak rytualny stosunek płciowy uprawiano nie tylko w
hinduskim kulcie Sziwy i Siakti, lecz i w działającym na Zachodzie w XIX wieku Hermetycznym Bractwie
Światła, tyle że zaraz po jego zakończeniu, rytuał nakazywał by adept przywołał boga Seta, który miał
zjawić się w kręgu, "napić się sakramentu i udzielić nim komunii". Ten właśnie krótki ustęp sprawił, że w
1912 roku ówczesny przywódca O.T.O, Theodore Reuss oskarżył Crowleya o ujawnienie najpilniej
strzeżonej tajemnicy jego zakonu. A dotyczyła ona ni mniej ni więcej tylko magicznej mocy męskich i
kobiecych płynów seksualnych. Sakrament, o którym tu mowa, składał się z nasienia i wydzieliny z pochwy,
którą należało najpierw poświęcić bogu Setowi, potem zaś spożyć.
Z
tajemnych instrukcji Zakonu Templariuszy Wschodu, które w latach siedemdziesiątych ujawnił angielski
historyk okultyzmu, Francis King, wcale nie wynika, że w zakonie tym ów seksualny sakrament składano w
ofierze Setowi. Pozostaje jednak bezspornym faktem, że taką funkcję nadał mu Crowley. W egipskiej
mitologii Set pełnił rolę boga-niszczyciela, zabójcy Ozyrysa - antropomorficznego boga wegetacji. Był także
"Panem Górnego Egiptu", którego przyjęli za swego jedynego boga semiccy najeźdźcy podczas okupacji
delty Nilu. Być może, zbieżność tych dwóch faktów sprawiła, że po wygnaniu najeźdźców ze swego
terytorium Egipcjanie nadali Setowi demoniczne oblicze. Z upływem czasu stał się on Szaitanem, czyli
znanym nam dobrze z chrześcijańskiego mitu Szatanem.
D
odatkowego posmaczku całej tej sprawie nadaje fakt, że zgodnie z teriomorficznym charakterem
większości bóstw egipskich, Set posiadał wygląd psa. Tymczasem, w objawionej Crowleyowi w 1904 roku
Księdze Prawa pojawiało się mało zrozumiałe pytanie: Is it a God living in a dog?("Czyż Bóg ma mieszkać w
psie?") I chociaż Księga Prawa odpowiadała na nie przecząco, nie rozwiązywało to zagadki wiążącej się z tą
dziwną kwestią. Niektórzy interpretatorzy Crowleya, jak choćby znany w Polsce z trylogii Iluminatus, Robert
Anton Wilson, odnoszą ten dziwny fragment Księgi Prawa do współczesnych mitów ufologicznych
związanych z Syriuszem. Było nie było, Syriusz nazywany jest "psią gwiazdą", a jego "podwójność" może
łączyć go z bogiem Setem, uznawanym czasami za "mrocznego bliźniaka" Horusa, czyli w crowleyowskiej
mitologii patrona nowej ery i jego religii, telemy. Wydaje się jednak, że jest to daleko posunięta
nadinterpretacja myśli Crowleya, który sam odnosił ten fragment Księgi Prawa do prostej konstatacji, że
boskość można osiągnąć tylko poprzez wyzbycie się zwierzęcości, a więc uniezależnienie się od warunków
swego otoczenia.
C
zemu jednak rytuał "Szafirowej Gwiazdy" nakazywał ofiarowywanie kobiecych i męskich fluidów
seksualnych właśnie temu bogowi? Kenneth Grant z Tyfonicznego Ordo Templi Orientis sugeruje, że mogła
to być ofiara z ego, ponieważ jego zdaniem Set jest Panem Inicjacji obejmującej unicestwienie ego, które w
micie egipskim przyjmuje postać Ozyrysa. Tyle że w schemacie kabalistycznego Drzewa Życia Ozyrys,
podobnie jak inni bogowie związani z kultem ofiarniczym (Adonis, Attis, Chrystus) plasuje się na poziomie
sefiry tiferet. Ta zaś na pewno nie odpowiada "ego", tylko temu co je przekracza, czyli "jaźni". Można więc
powiedzieć, że składana Setowi ofiara z nasienia i lubricatio jest ofiarą z "siebie samego", z tego co w
każdym człowieku jest najcenniejsze, z iskierki światła, który każdy z nas nosi w sobie (tiferet jest źródłem
światła słonecznego). Dlaczego jednak składa się tę ofiarę, nadal pozostaje to tajemnicą.
Liber Agape, czyli Księga Miłości
R
ytuał "Szafirowej Gwiazdy" czynił z seksu klucz do zrozumienia tajemnic magii, klucz, który otworzył przed
Crowleyem drzwi do najwyższych zaszczytów w Zakonie Templariuszy Wschodu. W ciągu następnych
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
26
kilku lat Crowley stał się niekwestionowanym przywódcą tego zakonu, a w 1922 roku, po śmierci Theodora
Reussa, mógł to przywództwo potwierdzić oficjalnym tytułem. Sam trzon ezoterycznych nauk O.T.O
stanowiły instrukcje, które Crowley napisał w latach 1913-14. Niektóre z nich, odnoszące się do VII i VIII
stopnia O.T.O (a więc do panseksualizmu i magii masturbacyjnej) omówiliśmy w poprzednim artykule z tego
cyklu. Najważniejszym jednak traktatem na temat magii seksualnej była Liber Agape, czyli "Księga Świętego
Graala, w której jest mowa o winie spożywanym podczas sabatu adeptów".
L
iber Agape stanowiła tajemną instrukcję dla IX stopnia wtajemniczeń O.T.O. Cechował ją patetyczny,
naszpikowany symboliką alchemiczną styl. W księdze tej, pod płaszczykiem rozważań o Jezusie Chrystusie i
Trójcy Świętej, wykładane były podstawy magii seksualnej zakonu. W rzeczywistości, powtarzała ona
zawartą we wcześniejszych instrukcjach O.T.O tezę o zasadniczej, seksualnej strukturze wszechświata.
Crowley powiadał że u podstaw wszelkiego istnienia znajduje się akt płciowy. Tak więc, jak ludzie
zawdzięczają swoje życie tylko miłości, tak też i bogowie stale kopulują, by świat mógł nadal istnieć.
Rozważania te bliskie były tantryzmowi, ponieważ towarzyszyła im myśl, że świat cechuje zasadnicza
jedność przeciwieństw, jedność, która ma charakter seksualny.
C
rowley przestrzegał przed zbyt dosłownym rozumieniem symboli religijnych: "Uważaj, mój drogi braciszku,
byś nie popadł w tarapaty rozmyślając nad tą Jednią. Albowiem pierwsza zasada zwykle pojawia się w
różnych, przeciwstawnych formach. Mamy więc Ojca i Matkę, występujących pod różnymi postaciami. Dziś
męskość przeciwstawiana jest kobiecości, choć w Tym Co Najwyższe nie ma podziału". I tak punkt i okrąg,
lingam i joni, róża i krzyż, jin i jang, iglica i nawa w rzeczywistości tworzą jedność, chociaż na pozór zdają się
być rozdzielone. Ta sama prawda dotyczy trzech najistotniejszych par przeciwieństw: Boga i człowieka w
Bogoczłowieku, podmiotu i przedmiotu w stanie samadhi oraz kobiecości i męskości w ludzkości. Parom
tym, jak twierdzi Crowley, towarzyszy jednak zawsze trzeci element, bez którego żaden symbol nie może
być pełen.
T
ę troistość każdego symbolu dobrze wyraża symbol Trójcy Świętej, która dla Crowleya jest po prostu
fallusem-pankreatorem, "stwarzającym wszystko członkiem". W trójcy tej Ojciec to penis w erekcji, Syn to
nasienie - produkt Jego działalności i nośnik Jego koncepcji, Duch zaś to zygota - idea w poczęciu
(zjednoczenie tego, co męskie i żeńskie). Każdy z nich, w oderwaniu od pozostałych, jest niekompletny i
tylko razem tworzą całość, która podtrzymuje świat przy istnieniu. Podobnie triadyczną formułę zachowują
święte słowa różnych systemów inicjacyjnych: aryjskie AUM, gnostyckie IAO, chińskie TAO, różokrzyżowe
INR, czy też wreszcie O.T.O - skrót od nazwy Ordo Templi Orientis. Nakreślony w ten sposób wizerunek
świata tworzy z niego system fallocentryczny, w którym niewiele miejsca pozostaje dla kobiety. Naraża to
Crowleya i jego epigonów na liczne oskarżenia o męski szowinizm, czy też nawet krypto-homoseksualizm
(co jest ulubioną tezą lansowaną przez niemieckiego historyka okultyzmu, Petera Koeniga).
K
obieta, w systemie magicznym O.T.O pełni jednak bardzo istotną funkcję. Jest bowiem Siakti - partnerką
maga, bez której żadna naprawdę istotna operacja magiczna nie mogła by się udać. I chociaż w
kosmicznym porządku fallusa jej miejsce znajduje się dopiero na poziomie Ducha, gdzie łączy się w zygocie
z "męską ideą", to jednak bez niej nie jest możliwe poczęcie, zwieńczenie owej idei, a więc i samo życie.
W
crowleyowskich rozważaniach na temat magii seksualnej bardzo widoczne są sprzeczności
charakteryzujące jego myśl. Z jednej bowiem strony, Księga Prawa wyznaczała mu rolę Bestii - niszczyciela
starego porządku świata, który mógł zbudować nowy ład tylko przy pomocy Szkarłatnej Kobiety, Babalon. Z
drugiej jednak strony, na kształt ideowy Zakonu Templariuszy Wschodu składały się dziewiętnastowieczne
doktryny różokrzyżowe i masońskie, które nie dopuszczały kobiet do najwyższych wtajemniczeń. Crowley
musiał tę sprzeczność jakoś rozwiązać, a jedyne wyjście z tej sytuacji widział w stworzeniu systemu
fallocentrycznego, w którym kobieta, jakkolwiek niezbędna w dziele tworzenia i niszczenia, była tylko
dopełnieniem mężczyzny. Należy przy tym pamiętać, że zręby ideowe crowleyowskiej magiji seksualnej
powstawały w czasie, kiedy kobiety dopiero co walczyły o prawa wyborcze, a religia była postrzegana jako
oręż zaprowadzania ojcowskiej woli.
K
sięga Prawa i tajemne instrukcje O.T.O umiejscawiały kobietę w zupełnie innym porządku makro- i
mikrokosmicznym. I choć nadal była ona fantazmatem mężczyzny, produktem jego niespełnionych fantazji,
nie sposób nie dostrzec znacznie szerszej sfery swobód, jakie mogła w ramach tych fantazji realizować. W
obiegowej opinii przyjęło się traktować tantryczne systemy hinduizmu i buddyzmu jako miejsca, w których w
sposób idealny realizowane jest równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Wystarczy jednak wnikliwie
przeczytać teksty niektórych tantr, by zauważyć że i one przedstawiają świat zwykle z męskiej perspektywy.
Siakti rzadko kiedy jest stroną dominującą, albowiem zgodnie z tradycją kobieta jest partnerką mężczyzny, a
nie na odwrót. Nie będzie przesadą twierdzenie, że Crowley znajdował się pod dużym wpływem tantryzmu, a
jego system magiji seksualnej w dużej mierze z niego korzystał. Było jednak coś, co w znacznym stopniu
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
27
odróżniało jego magiję seksualną od tantryzmu. Tym czymś była wiara w magiczną moc sakramentu
złożonego z męskich i kobiecych płynów seksualnych.
Li
ber Agape oraz komentujący ją traktat De Arte Magica zawierały szczegółowe wskazówki dotyczące
"produkcji i spożywania" tego sakramentu. Przestrzegały też, że praktyka ta jest zastrzeżona dla osób, które
przeszły długi i mozolny trening magiczny, w ramach którego opanowały wszelkie swoje słabości i nauczyły
się pracować nad energiami. Samą operację magiji seksualnej miał poprzedzać celibat, traktowany tu jako
powstrzymywanie się od takiej aktywności seksualnej, która nie jest poświęcona celom duchowym. W
istocie, tę formę "seksualnej czystości" musieli zachowywać wszyscy członkowie zakonu, którzy wraz z
wtajemniczeniem na VII stopień O.T.O poznali arkana magiji seksualnej.
O
perację należało wykonywać w kręgu magicznym, a towarzyszyć jej miała stała myśl o celu, który jej
przyświeca. Na siedem godzin przed jej rozpoczęciem adept rozpoczynał modły do Boga Troistego, którym
w tym wypadku był zapewne fallus, bądź to pod postacią figurki religijnej, bądź też w bardziej prozaicznej,
organicznej formie. Musiał też powstrzymywać się od obżarstwa i przynajmniej na trzy godziny przed samą
operacją nic nie jeść. Ten krótki post nie obejmował wszakże wina i "ciasteczek światła", które wolno mu
było zażywać do woli przed rytuałem.
P
o takich przygotowaniach mag wkraczał do kręgu ubrany zwykle w fioletową szatę, gdzie przez równo
godzinę kochał się ze swoją partnerką, powtarzając cały czas następująco brzmiący "Hymn do Wenus":
Tu Venus orta mari venias tu filia Patris,
Exaudi penis carmina blanda, precor,
Ne sit culpa nates nobis futuisse viriles,
Sed caleat cunnus semper amore meo.
I
m dłużej trwał stosunek, tym szybciej i rytmiczniej miała przebiegać inkantacja. Wieńczył ją orgazm, który
Księga Miłości nazywała "Ofiarą Mszy". Po zakończonym stosunku, kochankowie spożywali powstałą w
wyniku tej operacji mieszaninę męskich i kobiecych płynów płciowych, co też mieli czynić z wielką uwagą,
albowiem jak głosiła instrukcja: "Eliksir jest ziarnem życia. Z tej oto racji, choć jest on najpotężniejszą,
najbardziej błyskotliwą rzeczą, jaka istnieje w całym Wszechświecie, samą Zjawą Naszego Boga-Słońca,
jest on także najdelikatniejszą i najwrażliwszą spośród wszystkich rzeczy".
S
ubtelności dotyczące tego rytuału nie ograniczały się tylko do kwestii "sakramentu". Crowley najwyraźniej
przeżywał poważne rozterki związane z chęcią włączenia do tego rytuału praktyk nieco odchodzących od
normalnego seksu. I tak, pierwsze wyzwanie wiązało się z homoseksualizmem, który sam uważał za wyższą
(sic!) formę magiji seksualnej. Z tej właśnie racji praktykom homoseksualnym poświęcił XI stopień O.T.O. Co
się zaś tyczy praktyk związanych z IX stopniem wtajemniczenia, postanowił że mogą one dotyczyć
stosunków z partnerem tej samej płci, pod warunkiem że jest to mężczyzna. Łączyło się to zapewne z jego
wiarą w wyższość męskich fluidów seksualnych nad kobiecymi, które uważał za same w sobie
bezużyteczne. Podobnie przychylną opinię wydał odprawianiu rytuału magiji seksualnej podczas
menstruacji, powołując się tutaj na samych alchemików, którzy wyznawali wyższość "czerwonej tynktury"
nad "białą". Twierdzenia ich przyjmował jednak tylko na wiarę, ponieważ jak sam pisał w traktacie De Arte
Magica "nikt ich jak dotąd nie udowodnił". Może to oznaczać, że do 1914 roku, czyli do chwili spisania tej
instrukcji, Crowley nie wykazywał zainteresowania tą formą magiji seksualnej. Czyżby zadziałał tu strach
przed "krwawiącymi kobietami", tak dobrze znany nam z opisu kultur pierwotnych i utrwalany w wielu
religiach?
Homunkulus, czyli przepis na magiczne dziecko
N
asze pobieżne omówienie zasad magiji seksualnej praktykowanej przez Zakon Templariuszy Wschodu i
jego przywódcę byłoby jednak niekompletne, gdybyśmy nie zwrócili uwagi na pewne krótkie, choć bardzo
interesujące dziełko traktujące "O homunkulusie". Traktat "De Homunculo" powstał w 1914 roku, a jego
przedmiotem był opis praktyk mających na celu stworzenie sztucznego człowieka, czyli tzw. "magicznego
dziecka". Ta niezwykła idea, antycypująca nowoczesne bio-technologie, pojawiła się po raz pierwszy na
początku naszej ery, kiedy to pewien pisarz chrześcijański oskarżył gnostyckiego mędrca, Szymona Maga o
stworzenie takiej istoty przy pomocy instrumentu przypominającego stosowane w medycynie bańki. Szymon
Mag miał złapać do takiej bańki ducha zmarłego chłopca, po czym przemienić go kolejno w: powietrze,
wodę, krew i ciało. Najbardziej szczegółowy opis produkcji homunkulusa przedstawił jednak słynny lekarz i
alchemik, Paracelsus. Obejmował on włożenie nasienia ludzkiego do zapieczętowanej retorty, którą
należało umieścić w gorącym, fermentującym nawozie końskim na okres czterdziestu dni. Po upływie tego
czasu w retorcie powinien wykształcić się ludzki embrion, który trzeba było odżywiać ludzką krwią przez
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
28
kolejne czterdzieści dni. Dopiero po tym okresie embrion miał przekształcić się w dziecko, które na zewnątrz
niczym się nie różniło od innych dzieci.
C
rowley, oczywiście, znał te wszystkie legendy, chociaż wątpliwe jest by dawał im wiarę. Zależało mu
bardziej na stworzeniu czegoś, co "chociaż nie będzie prawdziwym homunkulusem, to jednak pełnić będzie
przypisywane mu funkcje". W tym celu powstał traktat "O homunkulusie", który był drugą po Liber Agape
instrukcją obowiązującą inicjowanych na IX stopień w O.T.O.
O
twierał go rozdział poświęcony naturze homunkulusa. Można się było z niego dowiedzieć, że:
"Homunkulus jest to żywa istota wyglądająca jak człowiek i posiadająca te same cechy, które odróżniają
człowieka od zwierzęcia, czyli intelekt i mowę. Tym niemniej, ani jego sposób poczęcia ani narodziny nie
przypominają tego, co dzieje się z człowiekiem, albowiem nie zamieszkuje go dusza ludzka".
N
astępnie, Crowley przechodził do omówienia doktryny reinkarnacyjnej, której zrozumienie było niezbędne
dla owocnego przeprowadzenia operacji mającej na celu stworzenie homunkulusa. Wynikało z niej że
dopiero mniej więcej w trzecim miesiącu ciąży płód nabywa duszę, która jest wypadkową dwóch czynników:
karmy i przeznaczenia. O ile jednak crowleyowskie rozumienie karmy praktycznie nie różniło się od swej
klasycznej, hinduistycznej wykładni, o tyle dość wyjątkowe było jego rozumienie przeznaczenia. Crowley
odnosił się do niego jako do pewnej "naturalnej tendencji", która istnieje w człowieku i jest przez niego
dziedziczona. Można więc powiedzieć, że ta naturalna tendencja oznaczała pewne dziedzictwo genetyczne,
które dopiero w połączeniu z karmą, czyli dziedzictwem duchowym, składało się na całokształt człowieka.
Jak twierdził Crowley, w przypadku złego dopasowania tych dwóch czynników, ciąża mogła zakończyć się
poronieniem, narodzinami martwego płodu, czy też "narodzinami idioty". Ten ostatni przypadek zdarzał się
wtedy, gdy płód brała we władanie jakaś głupia, nieludzka istota, bądź też duch człowieka o niezwykłej
karmie.
W
ynikały z tego daleko idące konsekwencje. Wystarczyło bowiem powstrzymać ludzkie ego przed
wcieleniem się w płód i wprowadzić weń jakiegoś żywiolaka lub ducha planetarnego, by przyszły noworodek
mógł służyć celom wyznaczonym przez maga. Wiązało się to jednak z pewnymi kłopotami. Operacja ta
mogła udać się tylko wtedy, gdy odpędzane przez maga ego nie posiadało zbyt wielkiej siły duchowej. W
innym przypadku, wszelkie wysiłki zdawały się daremne. Po drugie, mag musiał uważać, jaką istotę pragnie
inkarnować w ludzkim ciele, tak by jej charakter nie kłócił się z cechami dziedzicznymi tego ciała. Istota o
wątłej posturze nie nadawała się przecież do inkarnacji ducha marsowego, podobnie jak dziecko szpetnych
rodziców nie mogło służyć za pojazd ducha Wenus. Po rozważeniu tych wszystkich kwestii można było
przejść do operacji magicznej.
S
ama operacja generowania homunkulusa składała się z trzech faz. Pierwsza z nich obejmowała stosunek
seksualny, którego celem było spłodzenie magicznego dziecka. W tym celu, mag musiał dobrać takich
partnerów seksualnych, którzy pod względem astrologicznym sprzyjali by spłodzeniu istoty o pożądanej
przez niego naturze. Jeśli więc cechą przyszłego homunkulusa miała by być dobroczynność, partnerzy ci
powinni mieć w swoich horoskopach Jowisza wznoszącego się w znaku Ryb, dobrze zaspektowanego ze
Słońcem, Wenus i Księżycem. Podobnie, świątynia, gdzie odbywał się ów akt magicznej kopulacji, musiała
być wystrojona w symbole odpowiadające naturze ducha, który miał inkarnować się w ludzkim ciele.
Wszystko powinno być zaaranżowane w taki sposób, by przypominać partnerom seksualnym o celu ich
operacji.
P
o zakończonym stosunku, kobietę zabierano do specjalnie przygotowanego w tym celu miejsca, które
powinno znajdować się gdzieś z dala od ludzi po to, by przypadkiem nie zabłąkała się do niego jakaś dusza
ludzka szukająca nowego ciała do wcielenia. Kobietę umieszczano w wielkim kręgu magicznym, którego nie
wolno jej było opuszczać. Mag musiał pamiętać o tym, by pięć do siedmiu razy dziennie wykonywać w tym
kręgu rytuał odpędzenia wszystkich sefir, ze szczególnym uwzględnieniem sefiry keter. Kobieta zaś przez
cały ten czas rozmyślała nad naturą swej operacji oraz obrazem ducha, który miał wcielić się w noszony
przez nią płód. Pomagał jej w tym wystrój świątyni, palone kadzidła oraz książki - wszystkie poświęcone
temu jednemu duchowi. Na dodatek, dwa razy dziennie mag wykonywał ewokację danego ducha,
umieszczając przyszłą matkę w trójkącie magicznym (raz podczas jej snu, raz podczas jawy). Gdy zaś już
zbliżał się czas rozwiązania, powinien zadbać o to, by poród odbył się w czasie harmonizującym z celem
operacji.
W
ten sposób narodzone dziecko musiało być poświęcone, oczyszczone i konsekrowane zgodnie z formułą
planety, żywiołu i znaku wcielonej w niego istoty. Mogło wtedy spełniać funkcje, do jakich zostało przez
maga wyznaczone. A tym samym stanowiło spełnienie wiecznego snu o boskości, jaki nawiedzał ludzkość
od najdawniejszych czasów. Marzenie to nie obce było samemu Crowleyowi, czemu dał wyraz w napisanej
w 1917 roku powieści pt. Moonchild (Księżycowe Dziecko). Moonchild jest opowieścią o walce dwóch
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
29
bractw, dobrych i złych magów, których celem jest przeciągnięcie na swoją stronę dziewczyny mającej być
matką dla magicznego dziecka. Historia ta, jakkolwiek sfabularyzowana, w wielu miejscach oparta jest na
autentycznych faktach. Występują w niej bohaterowie mający swe odpowiedniki w postaciach związanych z
biografią Crowleya. Sama też wojna magów odnosi się do autentycznego faktu historycznego. Nie wiadomo
jednak na ile autentyczny, na ile zaś fikcyjny jest sam opis operacji "księżycowe dziecko", której celem było
stworzenie homunkulusa. Tą kwestią zajmiemy się w następnym odcinku naszego cyklu poświęconym
Szkarłatnym Kobietom w życiu Crowleya.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
30
ANTYCHRYST, SEKS I KOSMICI
W
"Objawieniu św. Jana", tej najposępniejszej i najbardziej malowniczej świętej księdze chrześcijan,
nazywanej potocznie Apokalipsą, znajduje się opis nadejścia Antychrysta, który wyłoni się pod koniec
dziejów i pogrąży ludzkość we krwi i płomieniach. Zanim do tego dojdzie, pojawią się na Ziemi inne istoty,
które przyszykują grunt pod jego nadejście. Będą to fałszywi prorocy religijni, siejący materializm, zwątpienie
i rozprzężenie seksualne. Poprowadzi ich Bestia, której liczbą jest 666, dosiadana przez kobietę odzianą w
purpurę i szkarłat, trzymającą "w ręce złoty puchar pełen obrzydliwości i brudów swego nierządu". Rozegra
się wtedy wielka bitwa między siłami Bestii a tymi, którzy staną po stronie Chrystusa, krwawa bitwa
zakończona rzecz jasna zwycięstwem sił dobra i powtórnym nadejściem Zbawiciela.
N
a pozór nie ma w tej wizji nic, czego nie znalibyśmy z telewizji i mitów kultury masowej. Ot, jeszcze jeden
western, w którym ścierają się "dobrzy i źli faceci", zwieńczony happy endem w postaci zwycięstwa dobrego
szeryfa. A jednak, Apokalipsa to coś więcej niż tylko jeszcze jedna klisza wyświetlonych rojeń ludzkich o
wiecznej bitwie między dobrem i złem. To księga prorocka, plastyczna wizja "tego, co ma nadejść",
zawierająca złożoną strukturę symboli, których nie da się dosłownie odczytać. Albowiem przy głębszym
odczytaniu okazuje się, że liczba 666 w języku hebrajskim odpowiada słowu "Mesjasz", co czyni z
apokaliptycznej Bestii partnera Chrystusa w dziele Zbawienia. Aż chce się zacytować znanego trójmiejskiego
poetę: "Orgazm to do siebie ma, nie ma dobra ani zła". Być może więc jeden z ukrytych w Apokalipsie
przekazów powiada, że trzeba wyjść poza dobro i zło, żeby osiągnąć wyzwolenie. Nie należy się wszakże
łudzić, że wujek Nietzsche inspirował się wizją biblijną. Jedno jest pewne, z wszystkiego można odczytać to,
co się chce.
T
ymczasem, Apokalipsa to również wizja prorocza zapowiadająca kres dziejów, wizja, która według wielu
spełnia się w naszych czasach. Oto bowiem rozpada nam się świat porządku i harmonii, ta stara struktura,
którą w dawnych czasach nazywano kosmosem, a w miejsce ładu pojawiają się różnorodne przebłyski
chaosu i żaden z nich nie króluje nad innymi. Jest również zapowiadany materializm i hedonizm, brakuje
wszakże Antychrysta i jego zastępów, choć nie jest to wcale takie pewne, ponieważ złowieszcze widmo
zaczyna krążyć po świecie przybierając kształt Niezidentyfikowanych Obiektów Latających.
C
odziennie, w wielu punktach na świecie, notowane są kolejne doniesienia o inwazji kosmitów na Ziemię.
Domorośli obserwatorzy i bogu ducha winni ludzie zauważają ślady obecności obcych, czasem w postaci
latających spodków, innym razem w postaci przebłysków i zaburzeń atmosferycznych. Są również tacy,
którzy co jakiś czas porywani są przez szarych humanoidów, którzy w odróżnieniu od miłych zielonych
ludzików z bajek i podań ludowych, nie są wcale mili i poddają ich okrutnym eksperymentom. Niezależnie od
tego, co by się o tych zeznaniach sądziło, faktem jest, że setki tysięcy ludzi na Ziemi doznało obecności
"obcych istot na Ziemi". Pozostaje tylko nie rozstrzygnięte, kim są ci "obcy".
Robert Anton Wilson proponuje kilka możliwości:
a) Pierwsza z nich zakłada, że "obcymi" mogą być nasi potomkowie, którzy za kilkaset lat rozwiną na tyle
technologię, by móc się przemieszczać w czasie. Wygląd "kosmitów" sugeruje duże prawdopodobieństwo
tego rozwiązania. Przypominają oni ludzi, choć są znacznie mniejsi, chudsi i obdarzeni nieproporcjonalnie
wielkim głowami. Naukowcy są zgodni, co do tego, że w przyszłości mniej więcej tak będą wyglądać ludzie.
b) W drugą hipotezę wierzą ci, którzy "mieli kontakt z UFO" oraz wyznawcy różnych kultów ufologicznych.
Powiada ona, że "obcy" są przybyszami z kosmosu, którzy przylecieli bądź powrócili na Ziemię w dobrych
lub złych celach. Istoty te są wyżej od nas cywilizowane i pochodzą z odległych planet, wśród których
najczęściej wymienianą jest Syriusz.
c) Jest również możliwe, że "obcy" wcale nie są na tej Ziemi tacy obcy, lecz zamieszkują ją na równi z nami.
Są oni dla nas niewidzialni i tylko czasami przejawiają się nam w widzialnej formie. W dawnych czasach
nazywano ich aniołami, demonami, żywiolakami, "zielonymi ludzikami".
d) Ostatnia hipoteza powiada, że "obcy" to nieznane części naszego systemu nerwowego, które pojawiają
nam się w chwilach zwiększonych napięć nerwowych. Ku tej możliwości skłaniał się Karl Gustaw Jung,
który twierdził, że UFO to znak naszych czasów pełnych napięć i chaosu.
P
ozostaje wszak jeszcze jedna możliwość, powiadająca że UFO nie wzięło się znikąd, lecz zostało
sprowadzone na Ziemię w wyniku działań okultystycznych. W hipotezie tej splata się motyw apokaliptyczny z
wątkiem ufologicznym. Mowa tu o Operacji Babalon, którą na początku 1946 roku przeprowadzili Jack
Parsons, L. Ron Hubbard i Marjorie Cameron. To działanie magiczne miało na celu spłodzenie
Antychrysta i choć w tym przypadku jego uczestnicy wykazali brak diabelskiego nasienia, to jednak tuż po
nim zaczęły pojawiać się na niebie Niezidentyfikowane Obiekty Latające.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
31
G
łówny pomysłodawca tego rytuału, John Whiteside (Jack) Parsons, w życiu zawodowym zajmował się
fizyką doświadczalną i należał do najwybitniejszych na świecie specjalistów od paliwa rakietowego. Jego
zasługi dla nauki były na tyle nieocenione, że dla ich upamiętnienia jego nazwiskiem nazwano krater na
księżycu. Parsons był szczęśliwcem. Urodził się w bogatej rodzinie. Obdarzony był niezwykłym talentem i
urodą, która przyciągała do niego liczne kobiety. W młodym wieku zatrudniono go w Jet Propulsion
Laboratory, najbardziej prestiżowym i najlepiej wyposażonym amerykańskim laboratorium badawczym. Był
cenionym naukowcem i szczęśliwym małżonkiem. Na dodatek, po śmierci ojca otrzymał spadek w postaci
olbrzymiego domu w kalifornijskim mieście Pasadena.
T
yle że Parsons prowadził podwójne życie. A swoje natchnienie do pracy naukowej czerpał z magii. Jak
pisze angielski badacz okultyzmu, Michael Staley, "Parsons nawiązał związki z O.T.O. i A.'.A.'. w grudniu
1938 roku podczas wizyty w kalifornijskiej loży O.T.O, zwanej Lożą Agape. Do tej świątyni zabrał go jeden z
kolegów z pracy. W tym czasie Loża Agape urządzała cotygodniowe pokazy crowleyowskiej Mszy
Gnostyckiej, traktując je zarówno jako rodzaj sakramentu jak i sposób na rekrutację nowych członków. Lożę
tę założył w połowie lat dwudziestych uciekinier z Anglii, Wilfred T. Smith, który przez wiele lat utrzymywał
kontakt z kanadyjskim uczniem Crowleya, Charlesem Stansfieldem Jonesem i był przez samego Crowleya
bardzo ceniony. Niedługo jednak trwał ten stan, gdyż z biegiem czasu amerykańska loża O.T.O przestała się
rozwijać, co było nie po myśli Crowleya, który obwiniał Smitha za powstałą stagnację". Nie będzie zatem
przesadą powiedzieć, że zanim jeszcze w 1939 roku Parsons wraz ze swoją żoną Helen przystąpili do Loży
Agape, stosunki między Crowleyem a Smithem uległy wyraźnemu ochłodzeniu.
W
ieść o nowym uczniu w USA dość szybko dobiegła do Crowleya. Parsons był pomysłowy i rzutki, a jego
posiadłość szybko została przerobiona na świątynię magiczną zakonu. Dzięki bujnemu życiu towarzyskiemu
i wpływom jakie posiadał w kalifornijskim światku artystycznym, do amerykańskiej loży O.T.O nagle zaczęli
wstępować nowi, utalentowani członkowie. Niemałym rozgłosem cieszyły się tez jego operacje na tzw. planie
astralnym. Wszystko to wywierało na Crowleyu duże wrażenie. Nic więc dziwnego, że ów przebiegły
mędrzec szybko powziął zamiar uczynienia z Parsonsa głównej postaci amerykańskiego O.T.O.
W
tym celu posłużył się podstępem i wykorzystując naiwność Smitha, napisał do niego list, w którym zalecał
mu udanie się na "emeryturę magiczną" i zrzeczenie się szefostwa na rzecz Parsonsa. List zatytułowany był
"Czy Smith jest Bogiem?". Crowley pisał w nim, że Smith nie jest człowiekiem, lecz wcieleniem pewnego
bóstwa. Musi zatem udać się na odosobnienie magiczne, by w samotności rozwijać swoją boskość. Po takim
wstępie, Smith ochoczo ustąpił ze swego stanowiska i dzięki temu Crowley pozbył się swego niemrawego
acz rozpustnego namiestnika, który w tym czasie zdołał już uwieść żonę Parsonsa.
N
a skutek tych machinacji Parsons objął we władanie kalifornijską lożę O.T.O i mógł przystąpić do realizacji
swoich planów magicznych. Uregulował też swoje życie osobiste, biorąc sobie za partnerkę siostrę swej
żony, Betty, której przyrzekł, że może oddawać się miłości z każdym, z kim zechce. Odtąd całe życie
Parsonsa podporządkowane było przygotowaniom do rytuału, którego celem było spłodzenie Antychrysta z
łona kobiety. Rytuał ten, którego bardziej wyrafinowaną formę zawiera tajemna instrukcja O.T.O dla stopnia
IX, Parsons wyczytał z jednej z ksiąg Crowley, powieści pt. Księżycowe Dziecko. Lektura tego dzieła tak
mocno nim wstrząsnęła, że poprzysiągł sobie odnaleźć odpowiedniego asystenta, który by kontrolował moce
wyzwolone podczas tej praktyki oraz partnerki, Szkarłatnej Kobiety, z którą mógłby spłodzić Bestię.
Asystenta wybrał spośród licznych artystów odwiedzających jego dom. Został nim młody, nieznany pisarz
science-fiction, L. Ron Hubbard.
O
baj panowie przeprowadzili w dniach od 4 do 15 stycznia 1946 roku skomplikowany rytuał inkantacji, w
trakcie którego Parsons przywoływał demoniczne moce Babalon - Wielkiej Nierządnicy Babilonu, a
Hubbard spisywał pojawiające się zjawiska. Pierwsze dni nie wskazywały na nic, co mogłoby świadczyć o
obecności mocy ponadzmysłowych. Rozpętała się jedynie burza, przez którą w domu Parsonsa wysiadła
elektryczność. Lecz dnia 14 stycznia, kiedy już obu ogarnęło zwątpienie, nagle zaczęły pojawiać się dziwne
znaki. Niespodziewanie i znienacka coś pchnęło Hubbarda w prawe ramię, wytrącając mu świecę z ręki.
Przerażony obecnością obcej mocy przywołał Parsonsa, a wtedy obaj ujrzeli dwumetrową smugę światła
barwy żółtobrązowej. Parsons skierował ku niej swój magiczny miecz i smuga zniknęła, lecz ręka Hubbarda
pozostała sparaliżowana do następnego dnia. Dla Parsonsa był to znak nawiązania kontaktu z magicznymi
mocami kosmosu.
N
astępne dni przyniosły dalsze oznaki obecności sił magicznych niewiadomego pochodzenia. Hubbard
doznał wizji dawnego wroga Parsonsa, który pragnął zakłócić ich działania przy pomocy czarnej magii. Obaj
dżentelmeni uporali się z tym kłopotem, lecz atmosfera stawała się napięta, ponieważ Hubbard uwiódł
obecną kochankę Parsonsa, siostrę jego żony. Jack Parsons potrzebował w tej sytuacji samotności, więc
udał się na pustynię przywoływać moce bogini Babalon, stanowiącej w crowleyowskiej mitologii odpowiednik
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
32
apokaliptycznej Wielkiej Nierządnicy Babilonu. W ciągu tych kilku dni spędzonych na pustyni otrzymał
przekaz Księgi Babalon, która miała stanowić proroctwo nadejścia Antychrysta. Według tej księgi pełnej
bluźnierczych, złowieszczych zaklęć i proroctw, Antychryst miał zstąpić z odległych kosmicznych krain w
ciało Szkarłatnej Kobiety, nierządnej i wolnej od trosk. Intelektem i wymową miał przypominać człowieka,
lecz jego wnętrze miało zawierać w sobie tajemne, ponadludzkie moce. Według Parsons, spłodzenie
Antychrysta było koniecznym warunkiem dla zaistnienia nowej ery, która miała położyć kres chrześcijaństwu.
Skoro bowiem dzieje chrześcijaństwa liczy się od narodzin Chrystusa, nic nie przerwie biegu jego dziejów,
jak tylko narodziny Anty-Chrystusa.
P
arsons nie musiał długo czekać na pojawienie się Szkarłatnej Kobiety. Po powrocie do Pasadeny, zastał
przed swoimi drzwiami ponętną, młodą dziewczynę, o rudych włosach i błyszczącym spojrzeniu. Nazywała
się Marjorie Cameron i była aktorką z awangardowego teatru. Cameron nie dość, że była piękna i odważna,
to na dodatek gotowa była oddać się wyczerpującym rytuałom seksualnym. Parsons pisał w liście do
Crowleya: "Mam swojego żywiolaka! ...Tak jak powinna, posiada rude włosy i skośne, zielone oczy". Jego
guru nie był jednak najwyraźniej zadowolony. Pisał do przywódcy O.T.O w Ameryce, Karla Germera:
"Najwyraźniej Parsons... i ktoś jeszcze chce spłodzić "księżycowe dziecko". Dostaję białej gorączki, gdy
myślę o idiotyzmie tych prostaków".
T
ymczasem, Parsons i jego współpracownicy zabrali się do dzieła. Hubbard założył białą szatę i wziął w
ręce lampę. Natomiast, Parsons ubrany w czarny, zakapturzony strój z pucharem i sztyletem wznosił
inwokacje do Babalon. Dla odpowiedniego nastroju obaj magowie postanowili włączyć mroczną muzykę
Prokofiewa i Rachmaninowa.
K
ulminacyjny moment rytuału nastąpił dnia trzeciego, kiedy to Pasons w spazmach rozkoszy odprawił wielki
rytuał sprowadzenia Antychrysta. Rytuał ten odbył się w dymie kadzideł i magicznym kręgu, a jego
podstawowym instrumentem była Marjorie Cameron. W miłosnym krzyku i uniesieniu, magiczni kochankowie
dokonali cudu na ziemi. Przynajmniej tak im się wydawało. Marjorie poczuła w sobie embrion Antychrysta.
P
arsons nie mógł otrząsnąć się z radości. Pisał do swego mistrza radosne listy, zwiastujące nadejście
Bestii, lecz miesiące mijały, a dziecko nadal się nie rodziło. W tej sytuacji sam przyjął ślubowanie
Antychrysta i w manifeście pt. Księga Antychrysta ogłosił się apokaliptyczną Bestią nowej ery. Jest to na tyle
krótkie, a ciekawe dziełko, że warto je tutaj przytoczyć w całości:
Manifest Antychrysta
Czyń swoją wolę niechaj będzie całym Prawem.
Ja, BELARION, ANTYCHRYST, w 1949 roku panowania na Ziemi Czarnego Bractwa nazywanego
chrześcijaństwem, ogłaszam swój manifest dla wszystkich ludzi, by ogłosić co następuje:
Koniec kłamstw, oszustw i obłudy chrześcijaństwa. Koniec panowania cnót służalczych i zabobonnych
ograniczeń. Koniec moralności niewolników. Koniec pruderii i wstydu, poczucia winy i grzechu, albowiem
wszystko to są to tylko pokłosia jedynego złą na Ziemi, jakim jest strach.
Koniec z wszelkimi autorytetami, które nie opierają się na odwadze i męstwie, z władzą kłamliwych księży,
sprzedajnych sędziów, oszczerczej policji, a także
Koniec z podlizywaniem się motłochowi, popieraniem miernoty i wynoszeniem na piedestał głupców.
Koniec z ograniczeniami i zakazami, albowiem obalam je ja, Antychryst, głosząc wam Słowo BESTII 666,
które brzmi: "Nie ma innego prawa poza Czyń swoją wolę".
A zatem ja, BELARION, ANTYCHRYST, podnoszę swój głos i wypowiadam proroctwo:
Przyniosę wszystkim ludziom prawo BESTII 666, którym podbiję świat.
A w ciągu siedmiu lat od tego czasu pojawi się wśród was BABALON, SZKARŁATNA KOBIETA HILARION i
dopełni mego dzieła.
A wtedy skończą się rządy przymusu, zakazów, fałszywego prawa i w ciągu dziewięciu lat Ameryka jako
pierwsza przyjmie prawo BESTII 666. A wszyscy, którzy zaakceptują mnie jako ANTYCHRYSTA i przyswoją
sobie prawo BESTII 666, napełnią się radością przewyższającą tysiąckrotnie udawane radostki fałszywych
świętych. I w moim imieniu dokonywać będą cudów i wprawiać w zakłopotanie naszych wrogów tak że
żaden z nich się nie ostanie.
Dlatego też ja, ANTYCHRYST, przyzywam tu wszystkich wybranych spośród ludzi, by przybyli tu w imię
wolności i położyli kres tyranii Czarnych Braci.
Poświadczam to swoją ręką i pieczęcią [...] dnia miesiąca [...] 1949 roku, który jest 4066 rokiem BABALON.
Dariusz Misiuna - Odrodzenie magii
33
Miłość jest prawem, miłość podług woli.
Belarion, Antychryst
M
imo tak podniosłych słów, godnych przyszłych rewolucjonistów spod sztandarów kontrkultury, Jack
Parsons nie był w stanie dopełnić swego dzieła. Widać, frustracje życiowe nie sprzyjały jego misji. Jego
najbliższy współpracownik, L. Ron Hubbard wyłudził od niego wszystkie pieniądze i uciekł z jego kochanką,
Betty, przez co Antychryst musiał żyć w ubóstwie, zadawalając się jedynie wciąż mocną pozycją naukową.
Lecz wkrótce i ona legła w gruzach, kiedy we wrześniu 1950 przestał pracować dla firmy lotniczej w związku
z pewną aferą szpiegowską. A jednak życie zgotowało mu jeszcze bardziej okrutny los. Gdy latem 1952 roku
przeprowadzał się wraz z Marjorie do chatki wynajętej w Meksyku, planując stworzenie tam nowego zakonu
magicznego, upuścił fiolkę z materiałem wybuchowym i wysadził się w powietrze. Niektórzy widzieli w tym
smutnym wydarzeniu spisek członków niechętnej Parsonsowi sekty scjentologicznej. Inni doszukiwali się w
jego gwałtownej śmierci znamion popędu destrukcji, który był w nim tak silnie obecny. Tak, czy inaczej, Jack
Parsons zmarł śmiercią niezwykłą, jak na człowieka, który całe swe dorosłe życie spędził w laboratorium.
Taki był los czarnoksiężnika, któremu diabeł skręcił kark.
P
ozostali uczestnicy Operacji Babalon żyli długo i szczęśliwie. Marjorie Cameron grała w licznych filmach i
sztukach awangardowych. Wystąpiła między innymi w słynnym filmie Kennetha Angera z 1954 roku,
"Inauguration of the Pleasure Dome", gdzie zagrała rolę Szkarłatnej Kobiety, partnerki Apokaliptycznej Bestii
666. Nic więc dziwnego, że Anger zadedykował ten film Crowleyowi. Dodatkowego posmaczku całej historii
nadaje fakt, że Cameron zagrała w nim również rolę bogini Kali, ciemnej, gwałtownej i krwiożerczej partnerki
hinduistycznego boga-niszczyciela, Sziwy. I do końca życia pozostała hollywoodzką femme fatale, mroczną,
pociągającą stroną tego imperium zmysłów.
B
ardziej komercyjną karierę zrobił asystent Parsonsa, L. Ron Hubbard. Przeszedł do historii jako założyciel
i guru Kościoła Scjentologii, najprężniej rozwijającego się oraz najbardziej atakowanego przez mass media
nowego ruchu religijnego. Hubbard opracował własny system psychologiczny, nazywany dianetyką, a
czerpiący liczne techniki psychoterapeutyczne z psychoanalizy, buddyzmu tybetańskiego i magii Crowleya.
C
zy zatem rytuał sprowadzenia Antychrysta zakończył się niepowodzeniem? Niekoniecznie. Niektórzy
znawcy okultyzmu twierdzą, że na skutek operacji Babalon powstała w kosmosie luka, przez którą zaczęły
przybywać na ziemię Niezidentyfikowane Obiekty Latające. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, choć jakaś nowa
jakość na pewno pojawiła się w tamtych czasach. Być może była to furtka w wyobraźni, albo też dawne
demony przyjęły postać "obcych". Faktem jest, że UFO naprawdę zaczęło pojawiać się dopiero po 1946
roku, a jednym z pierwszych świadków jego obecności była Marjorie Cameron.