Kuba spod Wartemborka Gada Felietony Seweryna Pieniężnego drukowane w Gazecie Olsztyńskiej w latach 1925 1939

background image

KUBA SPOD WARTEMBORKA GADA

FELIETONY SEWERYNA PIENIĘŻNEGO DRUKOWANE W „GAZECIE

OLSZTYŃSKIEJ” W LATACH 1925 - 1939

EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL

MAIL: HISTORIAN@Z.PL

MMIV®

background image

2

Kuba spod Wartemborka gada, felietony Seweryna Pieniężnego drukowane w “Gazecie
Olsztyńskiej”, oprac. J. Chłosta, Olsztyn 1989.

background image

3

„Gazeta Olsztyńska" nr 1 — czwartek, 1 stycznia

1925 roku

Autor podjął w felietonie sprawę wyborów do par-

lamentu Rzeszy, w którym Jan Baczewski z ramienia

Polskiej Partii Ludowej został ponownie posłem.

Kochane Czytelniczki i Czytelnicy!

Co wyśta sobzie myśleli, gdyśta tak długo nie zidzieli moji

psiankny gamby i nie słuchali mojego mądrego godania.

Niejedni z Waju pewnie myśleli, że pan Kuba himer, drudzy

pewnie, że sia łobabziuł, a znowu drudzy, że mnie Maksek

1

zwojował. Kto tak myśloł, nie zgot.

Po tych welunkach, cośta tak okrutnie fest spali albo siedzieli

u matki za szorcam, grabnół mnie jod i wyjechałem aroplanem

do tych Ryfów

2

, co mieszkają w Maroku, aby im pomóc

w wojnie z Hiszpanami. To so całkiem insze ludzie, łoni

przynojmniej ziedzą, co chcą. Hiszpanów mocno zbzili, tak że

nieboraki na łosiolkach, laufszrit marsz, marsz, musieli rej-

terować.

Strasznie sia na Waju rozjadoziulem i przyrzekam sobzie

w duchu, że już nic do Waju psisać nie banda! Dlaczego wyśta

wciurcy nie poszli welować? Toć jo tak mocno prosiułem

i rozmaziałem, żebyśta wasza sztyma łoddali na numer psiant-

nasty, a tu jęk dostałem telegram ło wyniku wyboru, to mi aż

w gambie łustalo. „Na nic moje gadanie, na nic moje redy

— myślą sobzie — lepsi dom sia na pokój i banda robziuł tak,

jęk bym siedzioł łu matki za psiecam".

Aż tu po welunkach przychodzo do mnie ludzie i łopoziedujo,

że w Jonsdorsie

3

nie poszło welować 100 ludzi, w Mokinach sto

zostało łu matulki, w Gietrzwałdzie, w Purdzie, w Dajtkach

i drugich zioskach to samo. Ludziska bodaj sia pomanczyli po

tak czajstych welunkach! Prosili ma też: „Kubolku kochany

jeno psisz, łoni sia na drugi roz naprazio!" Ale jo sia łuperłem

i mózia nie! Jo musza Woju łobsztrófować.

1

background image

4

I tak sia też stało. Butem łu tych Ryfów w Afryce i dobrze mi

sia miało. Jek te Ryfy zidzieli, że Hiszpanie łuciekajo, chcieli

mnie łobwołać królem, jeno że mniołem sia zaro łobabzić, bo

łoni chcieli też królowe. Zol mi buło mojego stanu kawalirskiego

i chociaż tam byli szykowne dziewczaki, to jednak psianknie im

podziankowołem za ta łaska i wyjechołem na gody... pod

Wartemborkiem.

W domu leżało gwołt listków. Łod frajlin, bziałków, chłopów

i łod pana redaktora. Wciórcy mocno mnie proszo, żebym

znowu godoł. Nie godołbym do Waju już ani razu, gdyby nie buł

pon redaktor tak łokrutnie prosiuł i przypominoł, że to „dla

dobra sprawy" itd. Jo zawsze móziułem, że jek z musam to wola

już frajwolnie. I tak godom dzisiaj do Waju po blisko 4 tygod-

niach po roz psierszy.

Winszuja Woma, żeśta szwanta dobrze przeżyli, że Woma

gwiozdór włożuł wszystko, cośta sobzie winszowali, żeśta

wszystka sznaptucha, cośta sobzie kupsili, wypsili i żeśta sia nie

rozchorowali łod tych kaczków, gulonów, gajsi i wosztów, cośta

przez tyk świąt zjedli. Dlo mnie gwiozdór buł trocha skompy,

bo móziuł, że worek z psieniandzmi łobłożuł mu finanzamt

aresztem i że mi nic nie może dać. Za to łuroczułam sia rumam

i cygarami, co mi pon redaktor przysłali na zachenta. Pon

redaktor znoją sia na rzeczy i wiedzo najlepsi, jek to sia człozieka

poprosi.

Musza Woma poziedać, że chocam sia z tych welunków

najadoziuł, to jenak tyle sia nienaśmiołam, jek przed welunkami

a osoblizie z wiców, które fabrykował mój froint i kupfersz-

techer Maksek łod hejmadienstu w swojich „Nachrichtach".

Pewnie dostał dobrze na łapa, że mók dać wydrukować te

blaciki i dać je rozdawać przez szulmistrzów. Choć on mo jeno

gluzda w głozie, to jek mu jego staro droszka doleje serwetki

i dobrze pomieszo, to mu sia czasem łudo co sklejić.

W numerze draj od tych nachrychtów znowu mnie fajn

łodmalował, a na drugi stronie namalował jeszcze chałupa ze

szennem na dachu i durami w ścianach. Musita ziedzieć, że

Maksek ibuje sia tero i w mularce. Buduje łon tyjater mniemnie-

cki w Łolstynie

4

, a jek łon tam para tysiancy zbzierze, to

pobuduje na drugi stronie łod tego tyjatru, tam gdzie tero stoji

ten stary kryger willa

5

, tak jek jo zidzita w tych „Nachrych-

tach". A zieta, na co łon sobzie zostazi te dury w ścianie i dachu?

Na to, żeby buł luft i żeby jego bziałka nie łumerła łod tych

syrów. Psies może łod takiego smrodu dostać kromfy, a co

dopsiero człoziek. Cychunek łod tego „szlosu" na pewno

pochodzi z Brandenburgii, nie z Polski. Maksku, ty mnie nie

obmachlujesz?

background image

5

Ale przepraszam! Jek powróciulem z Afryki, doziedzłołem

sia, że most kojński został załatany. Czy to stało sia dlatego, że

ministry kojńskie przeczytali moje godanie, czy też pon landrat

dół im winka, nie ziam. Grunt, że sia stało.

A tero moji kochani winszują woma, żebyśta sia w tym

nowym roku na pewno naprazili i nie robzili ma tyle kłopotu.

Czytojta też mocno nasza gazeta, która chce tyło naszego dobra

i prowadzi noju na rychtyczna droga, a zobaczyta, że łu noju

niejedno da sia jeszcze naprazić. Jeno nie spuszczać nosa

i czekać, aż psieczone gołombki same przyleco do gombki.

Zdrowego i szczanśliwego Nowego Roku i wciórkiego dob-

rego winszuje woma.

Kuba spod Wartemborka

1

Max Worgitzki (1884—1937), przywódca niemieckiej propagandy w

okresie plebiscytów 1920 r., redaktor „Ostdeutschen Nachrichten" —

organu nacjonalistycznej Ostdeutsche Heimatdienst, autor broszur

propagandowych, utworów scenicznych i powieści. Byt właścicielem

mleczarni w Olsztynie, co często autorowi gadek służyło do ośmieszenia

tego Mazura, który stał się Niemcem.

2

Ryfowie — plemiona w Maroku, które w 1921 r. wywołały powstanie

pod wodzą Abd el Krima i proklamowały republikę Rif, zlikwidowaną w

1926 r. przez wojska francusko-hiszpańskie.

3

Jonsdorf (niem.) — Jaroty, obecnie dzielnica Olsztyna,

4

Niemcy zbudowali gmach teatru jako dar dziękczynny za wygrany

plebiscyt 1920 r. Teatr został oddany do użytku 25IX1925 r.

5

Kryger Willa (niem.) — „wojowniczy dom", czyli siedziba redakcji

„Ostdeutschen Nachrichten".

background image

6

„Gazeta Olsztyńska" nr 150—sobota, 30

kwietnia 1928 roku

W felietonie Seweryn Pieniężny zajął się podjętą

przez Niemców próbą wysiedlenia redakcji i

drukarni „Gazety Olsztyńskiej" z budynku przy

ul. Młyńskiej.

W tych dniach byłem w Olsztynie i przy tej okazji od-

wiedziłem pana redaktora. Chciałem odebrać od niego moje

myto, no i pogadać o dalszej pracy politycznej. Pan redaktor

siedział bardzo zafrasowany przy swoim biurku i nie wiedziałem

początkowo czy jest przemęczony pracą, czy też odpoczywa po

jakiejś uroczystości.

Po kilkakrotnym dopytywaniu i naleganiu powiedział mi pan

redaktor tak:

— Mój Kochany Panie Kubo! Chcą naju wywalić!

— Kogo i kto? — pytam się przerażony. — Czy pana

redaktora chcą wylać do Polski?

— To wprawdzie nie, ale miasto chce naszą chałupę kupić

i obalić, aby powiększyć rynek.

— No to co, dostanie pan redaktor inną chałupę i dobrze!

Na to pan redaktor jął się żalić, że takiego drugiego położenia

w mieście nie znajdzie, bo tutaj okolony jest w dni targowe

śledziami, jajkami, masłem, rybami i innemi smakołykami. Gdy

człek na ten przykład przyjdzie „zakatarzony" do pracy — kupi

sobie za 5 fenigów śledzia, opłucze pod wodociągiem i zje, albo

gdy się ma apetyt na jajecznicę, kupuje się jaj i masło, kładzie na

patelnię itd. Piwka kupić można w restauracji „Zum Franzis-

kaner". Jeżeli nas teraz wygonią gdzieś pod mały banhof

1

albo

na Georg Zuelch-Platz

2

, to pozbędziemy się tych przyjemności.

— A czy miasto nie ma dla pana redaktora innego miejsca?

— Owszem panie Kubo! Zgłosiliśmy się po plac przy Rynku

Remontowym

3

, na którym chcieliśmy wybudować chałupę dla

„Gazety". Ojczulkowie miasta chcieli bodaj się już zgodzić, ale

jeden pan, którym nazwano ulicę przed budującym się dek-

2

background image

7

malem absztymunkowym

4

— Sauerstrasse, a dawniejszy staw

browarowy przechrzczono na Sauerteich

5

, oświadczyć miał, że

nowy dom „Gazety Olsztyńskiej" zastawiałby kościół św.

Jakuba i zeszpeciłby Rynek Remontowy. Już raz trafił nas ten

zarzut. Gdyśmy swego czasu powiesili na naszym korabie

6

tablice z napisem „Gazeta Olsztyńska", którą malarz w na-

tchnieniu nacjonalistycznym wymalował w kolorach wajs-rot

7

,

magistrat zaprotestował. Kolorami temi zeszpeciliśmy podobno

widok miasta (das Stadtbild in groeblicher weise verunstaltet)

8

i musieliśmy kolor biały zmienić na żółty.

— Łokropności, panie redaktorze! — zakrzyknąłem. Gdzie

tu jest ta osławiona wolność pruska? Ale w ostatnim wypadku

nie miał pan racji. Żyjemy w republice, więc burmistrz i ojczul-

kowie miasta jako znani republikanie dbać musieli o to, żeby jak

najmniej widać było tych brzydkich wilhelmowych kolorów.

Potem pocieszyłem pana redaktora i poprosiłem go, żeby

poszedł ze mną na przechadzkę, niby szukać nowego lokalu dla

„Gazety", a w rzeczywistości chciałem go zaprowadzić na inne

myślenie. Gdy tak całe miasto przeszliśmy, skierowaliśmy nasze

kroki pod Jakubowo

9

. Tam podziwiałem plac Cylcha, Sauer-

teich, Sauerstrasse i dekmal apsztymunkowy. Chcieli dla miasta

Olsztyna coś zrobić — etwas noch nie dagewesenes

10

— wybu-

dowali wiec na planu Cylcha wodotrysk świetlny. Cała budowa

oświetlenia jest charakterystyczna dla osławionej w świecie

tandety niemieckiej. Tak samo pomnik absztymunkowy, w któ-

rym napisano „Wir bleiben deutsch"

11

. Każdy Ruchacz Po-

krzywiński czy inny Worgitzki może sobie przed tym po-

mnikiem przypomnieć swoją narodowość, gdyby go czasem

pamięć opuściła.

Gdyśmy te wszystkie „piękności" zobaczyli, poszliśmy na

"jednego" do Jakubowa. Tutaj pan redaktor odzyskał swobodę

i fantazję, opowiedział mi dowcip o Stefiku i Marynie, potem

gadaliśmy o przyszłej pracy politycznej i dyplomatycznej,

spędzając kilka miłych godzin.

Kuba spod Wartemborka

1

Mały Banhof — mały dworzec, mowa o dworcu Olsztyn Zachodni.

2

Georg Karl Zulch (1870—1942), burmistrz Olsztyna. W 1928 r. kiedy

obchodził jubileusz 25-Lecia służby urzędniczej, plac w pobliżu obecnego

Woj. Domu Kultury w Olsztynie otrzymał jego imię.

3

Rynek Remontowy — dziś plac Roosvelta w Olsztynie.

4

Dekmal absztymunkowy — pomnik plebiscytowy, usytuowany w

pobliżu dzisiejszego WDK.

background image

8

5

Sauerstrasse (niem.) — ulica Kwaśna, Sauerteich (niem.) — Kwaśny

Staw.

6

korab — tu: dom wydawnictwa.

7

wajs-rot (niem. weiss-rot) — biały — czerwony,

8

Das Stadtbild in groeblicher ... (niem.) — zeszpecić bardzo obraz miasta.

9

Jakubowo — ówczesna dzielnica Olsztyna u wylotu dzisiejszej al. Wojska

Polskiego.

10

Etwas noch ... (niem.) — coś niesłychanego.

11

Wir bleiben Deutsch (niem.) — pozostaniemy Niemcami.

background image

9

„Gazeta Olsztyńska" nr 41 — wtorek, 19 lutego

1929 roku

Autor zajął się odbywającymi się co pewien czas

w Domu Polskim okazjonalnymi wieczornicami,

wzbogaconymi występami amatorskiego teatru; sta-

rał się ośmieszyć bezmyślną i ogłupiającą antypolską

propagandę w Prusach Wschodnich, wreszcie jeszcze

raz podjął kwestię zmiany lokalu „Gazety".

Moi Złoci!

Strasznie mi markotno, że tak długo do Waju pisać nie

mogłem. Nie moja jednak jest w tym wina, lecz przeszkodę

odgrywa „vis major" czyli siła wyższa, którą jest mróz.

Obiecałem Wam, że po teatrze w Olsztynie do Was

napiszę. Więc chociaż już dwa tygodnie minęły, chce zło

naprawić.

Byłem w tej „Concordiji"

1

i obejrzałem sobie ten tejater.

Pomimo mrozu przybyło bardzo dużo ludzi, tak że pan Biegała

2

otworzyć musiał dużą bramę. Amatorzy odegrali swoje role

lepiej jak aktorzy niemieccy z trojdanku

3

. Nie będę tutaj nikogo

wyróżniał, tylko powiem „Bóg zapłać" za tę ucztę duchową.

Jeno ten obżarty Fryc mi się nie spodobał. Chodził on z gnatem

w ręku, jak gdyby chciał jeść na zapas. Pewnie miał strach postu.

Po przedstawieniu była fest zabawa. Tańczyłem w lewo i w pra-

wo prawie z wszystkimi frajlenami.

Najgorzej było, gdy wróciłem do domu. Od „podpierania

ściany" zrobiło mi się słabo. Idąc więc z Wartemborka do Łapki

zmarzły mi uchole, zaschło gardło i gdy przybyłem do domu

byłem prawie nieżywy.

Na drugi dzień ani rusz, ani ręką, ani nogą ruszyć nie mogę.

Z gardła głos się wydobywa. Jeno patrzałem w pułap jak

konające ciele. Gospodyni ręce załamuje, gospodarz klnie, bo

zachciało mu się draszować — i stał się rwetes jak na jarmarku.

Pierwsza odzyskała równowagę gospodyni. Posłała do Wartem-

borka po doktora. Ten oklepał mnie, obmacał, spojrzał do gęby

i powiada — grypa.

Leczyli mnie więc na tę grypę aspiryną, rumienkiem, rumem

i arakiem. Zdaje mi się, że ostatnie dwie medycyny najlepiej mi

3

background image

10

poskutkowały. Za trzy dni ruszyłem lewą nogą, za pięć dni

prawą, a po dziesięciu rękami i nogami. Za późno pomniar-

kowałem się, że poruszyłem się za prędko. Bo jak tylko

gospodyni spostrzegli, że żywot mi się naprawia, zaraz poczęli

przyniewalać mnie do roboty. Wstałem więc i jako pierwsze co

zrobiłem, to piszę do Waju.

Z tym mrozem jest brzydka sprawa. Był u mego gospodarza

handlarz, który chciał kupić prosiaka. Gadu, gadu stary dziadu.

Od handlu i prosiaka temat zeszedł na mróz, a rzeźnik członek

heimatdienstu

4

— zaczął opowiadać, że to Polska jest temu

winna, iż taki mróz ściągnął do dajczlandu. Słysząc takie

mądrości aż mi ręka zaczęła świerzbić, lecz byłem cicho

i słuchałem dalej:

Ja, ja

5

powiada ów handlarz, die Polacken haben den Frost

angehalten un schiekenen nur bei uns. Co ma znaczyć, że Polacy

wstrzymali mróz najprzód u siebie (pewnie wpakowali go do

worka) i teraz puścili na Vaterland. Wszystkie porty i rzeki

zamarzły, jeno w Gdyni bodaj lodu nie ma. W ogóle ci Polacy to

straszny naród. Bodaj szkoły mają oni dostać w Ostprojsach,

a jak wszystkie dzieci będą musiały mówić i pisać po polsku, to

już na pewno faterland zginie.

Gdy się tak nagadał, znów zaczął się domawiać o prosiaka. Ja

mrugnąłem na gospodarza, że ma dać spokój. Usłuchał mnie,

lecz wtenczas ów handlarz (mnie się zdaje, że to był agentator)

zaczął opowiadać, że jeszcze dziś gospodarz dobrze sprzedać

może, dziś da mu jeszcze 50 marek za centnar. Jak dopiero

przyjdą świnie z Polski, to centnar będzie kosztował tylko 25

marek. Gdy jednak gospodarz nie dał się skusić, poszedł ów

powsinoga, odwitując się pięknie: „Ir seit och solche Polac-

ken"

6

. Grabnąłem za kloc, lecz był on już za drzwiami.

Moja gospodyni znów powiada, że mróz to kara Boża dla

tych niewiast, które chodzą w spódniczkach ponad kolana,

w jedwabnych pończochach i gołych szyjach. Mróz ma je

nauczyć rozumu, żeby się cieplej ubierały, jak nie przymierzając

nasze babki. Ja w tej kwestji głosu nie zabiorę, żeby sobie nie

sparzyć nosa.

Pan redaktor telegrafują mi, że ojczulkowie miasta zgodzili

się na zakup budynku, w którym jest drukarnia i redakcja

„Gazety" i że tam pozostanie dalej mieszkać. Mądrze zrobili

ojczulkowie miasta Olsztyna, bo przecież "Gazecie" tam dob-

background image

11

rze. Położona w centrum miasta, otoczona targami na masło,

jajka, kokoszę, śledzie i ryby. Do restauracji i po papierosy

niedaleko.

— Kto Waju skusił, panie redaktorze, iść tam gdzieś do

małego banofu lub też na Rynek Remontowy? Siedźcie, gdzie

Wam dobrze, a nie szukajcie piernika, jeżeli macie cołtę. Jak

przyjadę do Olsztyna, to zresztą nad tą sprawą pogadamy.

Dostałem zaproszenie na zjazd Ligi Narodów, który odbyć

się ma w marcu w Genewie. Będą tam omawiane bardzo ważne

sprawy, dotyczące mienowicie mniejszości narodowych. Jeżeli

wszystko dobrze pójdzie, to jeśli mróz nie popuści, wyjadę.

Niektórzy astrolodzy prorokują, że będziemy mieli mrozy do

połowy marca. Gdy jednak nastąpi odwilż, muszę zostać

w domu i pilnować gospodarki.

Zobaczymy, co nam pogoda przyniesie. Do tego czasu

odwituje się z Wami

Kuba spod Wartemborka

1

„Concordia" —nazwa Domu Polskiego w Olsztynie.

2

Konstanty Biegała był dzierżawcą restauracji w Domu Polski

3

Treudank — budynek teatru, zbudowany w 1925 r.

4

Heimatdienst — Ostdeutscher Heimatdienst, niemiecka organizacja nac-

jonalistyczna (Wschodnioniemiecka Służba Ojczyźnie).

5

Ja (niem.) — tak.

6

Ihr seit auch ... (niem.) — Wy też jesteście takimi Polakami.

background image

12

„Gazeta Olsztyńska" nr 102—piątek, 3

kwietnia 1931 roku

Gadka dotyczy głównie działalności polskich

szkół na Warmii. Autor wspomniał również o

szkole w Piasutnie na Mazurach.

Jutro je Zielganoc, jutro dzień radości i wesela dla Waju i dla

wciórkich ludzi na calem Boźem świecie.

Nie warto jeno, że pozietrze je takie zimne i przez szwanta

siedzieć trzeba bandzie przy ciepłam psiecu. Jo tamój nie boja

sia zimna, bo naciołem sobzie dosyć drzewa. Bandzie mi mnilo

siedzieć samamu w domu. Gospodarze, Jek Woma już pozie-

działem, wyjadó w sobota po łobziedzie do Krzywonogi i zo-

stazió ma samego. Gospodyni łokropne prazi mi kazanie, Jek sia

mom gospodarzyć, Jek napaść agwentarz, żeby sia nie łupsić

(łona móziuła łobżreć), żeby nikogo nie wpuścić do chałupy,

a rojbry i złodzieje chodzo po świecie. Żebym nie zjad wszyst-

kiego i nie wypsił i też czasami nie podpolił chałupy czy też

chlewa. Żebym drzwierze zaper jak puda spać. Spuściuł na noc

Burka z kety i jeszcze gwołt ziancy. Rychtyk Jek do małego

szurka, a nie Jek do chłopa zdolnego do łożanka i pod wojsami.

Ale to już je taka moda tego babskiego nasienia. Same to

polowa zabaczo, nie broń Boże gdy mnie sia taka fela przy-

trasiała, to bym sia mnioł jakie cztery tygodnie.

Mózie tedy do gospodyni: jedźta spokojnie z Bogam, a jek

przyjadzieta nazad to zobaczyła, jak sia Kubolek gospodarzu ł.

Tfu, tfu.

Gospodyni, choć wyjedzie, fein ma przyszykowała na szwan-

ta i zostazi mi szykownego prowjantu. Bandzie więc lejba.

A moje znajomki też ło mnie nie zabaczyli i pewnie dziś przyśló

mi z redakcyji złożone i przesłane tamój dla mnie pakietki. Bóg

woma zielgi zapłać za Wasze dobre syrca: bande ło Waju

pamiantał, siedząc sam z Burkam w domu.

4

background image

13

Wybaczta mi, jeżeli tero banda znowu psisoł ło tych polskich

szkołach. Wybaczta! Sprawa ta jednak je — Jek to sia mózi

— aktualno — a gazety mniamnieckie tak gwołt ło nich psiszó,

że i jo ni mogą tego łopuścić.

Blaty mniemnieckie Jek by były łopentane, zawsze psiszó ło

szkołach tak, jekby cały Vaterland mnioł sia jutro zawalić.

Niechtóre gazety robzió też wice primaaprilisowe. Tak psisoła

„Ostprojserka"

l

, że w Piasutach

2

(na Mazurach) otworzą

Poloki psiersza szkoła polska w Prusach Wschodnich.

A „Allenstejnerka"

3

łopozieduje swojam czytelnikom w dzień

psierszego aprila

4

, co na krajstagu w Szczytnie

5

, jedan „angeor-

dneter"

6

donosi z „einwendfreier Quelle"

7

, że dzieci, chtórne

pudo do polski szkoły, dostano co dziań pewna suma psienian-

dzy. „Co dzień i pewna suma" — czy to nie wie? Czemu tan

„poseł" nie poziedoł zaro, że dzieci dostano każde po psianć

marków za dziań. Toby ciognoło. i możeta mi zierzyć, coby

wciurke dzieci polecieli, a nie tyło 10, Jek psiszó te blaty. Tak też

buło z budynkami i mieszkaniami na Mazurach, Jek „Ortelsbur-

ger Zeitung"

8

ogłosiła, że Polacy chcą założyć szkoły na

Mazurach, to Towarzystwo Szkolne nie mogło sia łodgonić łod

tych, co chcieli dać mnieszkanio na szkoły. Jeno tak dali!

Reklamujta mocno nasze szkoły, aby na to sia przydota. Insze

znów blaty podajó „ungleibliche Nachrycht"

9

, że w Łolstynie

mo powstać gimnazyjó polska, ale zaraz dodajo, że „Bedarf" nie

leży for. Naturlich wedle Waju Niemcy, tobyszta chcieli, żeby

polskie dzieci zostali waszemi „czyścibutami" i renegatami.

Nie doczekata sia tego.

Jo bułam w łońsko niedziela na zamknianciu roku szkolnego

w jedni szkole polski. Co tamój sia dzieci nałuczyli w jednam

roku, to sia w szkole mniemniecki nie nałuczo w psianciu lotach.

Wciurkie dzieci sztramnie łopozieduwali gedychty po polsku

i po mniemniecku, spsiewali po polsku i po mniemniecku.

Wszystko buło tak fein, że aż sia syrce śmiało. Byli też i dzieci ze

szkoły mniamnieckiej, ale te łotworzali łuchole, nosy i gamby

i sia dziwowali, a Jek przy końcu zaśpiewalim „Wszystkie nasze

dzienne sprawy", to nie mózili ani be, ani me. Tak to sia

wysztuderowali, że nawet taki znany psieśni nie mogli. Toteż jo

zawdy gadać banda: polskie dzieci do szkoły polskiej, a mniem-

nieckie do mniemniecki.

A tero pozwólta moi złoci, że sia łod Waju łodzitam. Musza

jeszcza za gospodynie latać i słuchać różnych forszryftów.

background image

14

Na zakończenie życza Woma, żebyśta dobrze i przy zdroziu

przeżyli szwanta, żeby Waju fest wysmagano

10

, aby wydin-

gusowano, to je oblano wodo, ale życzą Woma też, żeby zajączki

zniosły Woma i pół kopy jaj namalowanych i szokolady. A Jek

zachorzejeta od różnych wosztów, szynków, kuchów, to czytać

bandzieta znowu po szwantach godanie Waszego

Kuby spod Wartemborka

1

„Ostpreussische Zeitung" — dziennik wychodzący w Królewcu.

2

Chodzi o Piasutno w pow. szczycieńskim, gdzie 13 kwietnia 1931 r.

otwarto polskę szkołę.

3

„Allensteiner Zeitung" — pismo wychodzące w Olsztynie.

4

psierszego aprila — pierwszego kwietnia

5

Krajstag (niem. Kreistag) — posiedzenie Rady Powiatowej.

"Angeordneter (niem.) — w dzisiejszym znaczeniu; radny

7

Einwendfreier Quelle (niem.) — ze sprzecznego źródła.

8

„Ortelsburger Zeitung" — gazeta niemiecka, wychodząca w Szczytnie.

9

Unglaubliche Nachrichten (niem.) — niezbadane wiadomości.

10

Smagania—obrzęd ludowy; w poniedziałek Wielkanocny dzieci

odwiedzały krewnych i znajomych z brzozowymi rózgami i smagały ich po

nogach, otrzymując dary od smaganych.

background image

15

„Gazeta Olsztyńska" nr 259

niedziela, 3 grudnia 1933 roku

W felietonie autor podjął kwestię zbliżenia pol-

sko-niemieckiego. Wspomniał o pielgrzymce

Polaków z Niemiec do Rzymu (listopad 1933 r.)

Moi Kochani!

Dziankuja Woma najserdeczniej za listki, chtóreście do mnie

po mojam wyzdrozieniu wyrychtowali. Noziancy dziankuja

panu redaktoroziu, chtóry psisoł mi tak mocno sztramny listek,

że musza sia z Wami niem podzielić. Posłuchajta no:

Wielce Szanowny Panie Kolego!

Nasamprzód przesyłam Panu moje najserdeczniejsze życze-

nia z okazji powrotu do zdrowia. Mam nadzieję, że Szanowny

Pan przezwyciężył wszystkie dolegliwości i że jak dawniej stanie

na szaniec w obronie i ku chwale ludu naszego.

Niezmiernie jestem Panu wdzięczny za ostatnie gadanie

i spodziewam się, że i nasi Szanowni Czytelnicy z takowego się

ucieszyli. Ażeby Panu dopomóc w tej ciężkiej pracy literac-

ko-poetyczno-politycznej gotów jestem przysłać Panu sekretar-

kę osobistą, której by Pan dyktował swoje mądre myśli wprost

w maszynę. Trzeba bowiem swoje drogocenne siły oszczędzać.

Przy tak nadwyrężonem zdrowiu mógłby Szanowny Kolega

dostać jeszcze od pisania ołówkiem lub piórem — reumatyzmu

w rękach. Proszę mi donieść, jak się Szanowny Pan na moją

propozycję zapatruje.

Kończąc zasyłam Szanownemu Panu serdeczne pozdrowie-

nia i uścisk dłoni. Szczerze oddany (podpis).

Hm! hm! Psianknie Pon Redaktor do mnie napsisali, ale ta

propozycja ło ty sekretarce „łosobisty" to mi sia jekoś w głozie

pomnieścić nie chce. Czy to ze mnie już tako fejtłapa, żebym nie

potrasiuł psisać? Czy to łusiójść mom sia przy psiecu Jek jęki

grózek albo klajnrentner i mózić: frajlenko, a czy też wasza

maszynka je w porządku? Czyście rychtyk napsisali? Toć jo

5

background image

16

wola zakurzyć sobzie fajka, podgiąć rankaw, łusiójść sia

za stołam i som z dymem fajki psisać, co mi wpadnie do

głowy.

A potam, co to ajgentlich bandzie za sekretorka. Może jakie

stare pudło łot 70 lat. A może pon redaktor swoji sekretarki chce

sia pozbyć i mi jo na kark przysłać. No nie, panie redaktor, kota

w miechu nie kupsia, musiołbym najprzód sobzie ta freilenka

łobejrzeć. Bądżta tedy taki dobry, panie redaktor i przyślijta mi

jo na pokozka. A jek mi łona sia łudo, to możewa ze sobo

pogodać. Jek przyśleta ze sekretarko także i na 50 lat na wikt

i łopsierunek, to może handel łubzijewa.

Czasem to myślą, że pon redaktor ze mnie kiepkuje. Bo jek jo

bziedny literat, co som ledwie żyją, mom jeszcze nająć sobzie siła

robocza. Ausgekluczet, panie redaktor, tak bez wciurkiego jo

sia za to nie godzą. Proponują Wama wobec tego konferencja.

Możebyśmy sia zjechali gdzieś w Genewie, Locarno lub „Con-

cordiji".

W świecie politycznym „robzi się". Kraje jakoś niby chcieliby

sia pogodzić, to znów nie. Godajo, łobradujo, psiszo o zgodzie

i każdy swoje broi. Konferencja rozbrojeniowa sia wali, Liga

Narodów ciajżko zachorowała na grypa. Kilka chorych już

łuciekło z tego szpitala, drudzy sia do tego szykujo, a reszta

pewnie pojedzie do badów lub na gody do domu.

Najważniejsze co tero je łu noju to to, że sia nareszcie majo

pogodzić Mniemcy z „Raubstatem" Polską. Różnie ło tam po

mniastach i zioskach śpsiewajo. Mnieszczuchy mózią, że świnie

bando tańsze i chleb też, a na wsi mózio, że nie prowda.

Hurapatrioci mózio, że tero „dostaniewo Kondor"

l

, a jo

mózio, że to pewnikam sia nie do, bo coby Polaki dostali za to.

Drudzy znowu sia pocieszajo, że jek sia Polok z Mniamcam

pogodzi, to dostanie robota w lesie, staro Kruczkowska mózi, że

dostanie Generalerlałpniss na zbzieranie gałanzi w lesie i tak

każdy myśli ło swoji korzyści łosobisty. Jek to jednak tan szwat

je „zmaterializowany".

Czekajwa tedy na zakończenie tych układów, żeby tamój

wciurkie punkta były rychtyk zapsiane i żeby naszam ludziom

nie robzili krzywdy. Bo Mniamcy zawsze dotrzymywali, co

łobziecali może i tero dotrzymajo, a różnym hersztom i jegrom

przez to łutrze nochola.

Dobrze by buło, gdyby takie sztramne siojsiady jek Polok

i Mniamniec nareszcie sia pogodzili. Bo to już zawsze tak buło,

że siójsiad siójsiada brukuje. Zieta może sami po sobzie,

background image

17

a możeśta słuchali, jek to je szpetnie, jek sia siójsiady wadzo i że

ło byle łorczyk, jeglije czy gajś, co wlazła w szkoda sia procesuje.

Gdyby ło mnie chodziuło, tobym wciurkich siojsiadów pogo-

dził, to by lepsi buło na zioskach i na całym szwecie. A chtoby

nie chciał słuchać, tego bym posłał do Konzentrationslagru.

Jo zreszto sam sia postaram, żeby w ty konferencyji pol-

sko-mniamniecki włożyć swoje trzy grosze.

Czytołem w naszy „Gazecie" te psiankne łopisy z pielgrzymki

do Rzymu. Musita ziedzieć, że i jo chciołem jechać, ale nie bułem

jeszcze dosyć zdrowy i mniołem strach, żeby sia jeszcze roz nie

rozchorował. Mocno tedy żałują, że tamój nie bułam, bo może

jenak w tych ciepłych krajach bułbym sia popraziuł na zdroziu.

Za to pon redaktor chodziuł tamój po różnych kościołach,

muzeach i inszych zabytkach, a zieczorami to pewnikam siedzioł

gdzieś pod palmami i „chłodziuł" sia—chiantym, cesanem albo

inszo taragono

2

. Mój Boże! Jek to niechtórzy ludzie dobrze

majo na szwiecie! Aż zazdrość bzierze, choć to je kaduczny

grzech.

Myślą jednak, że może i jo sia jeszcze roz tego szczęście

doczekam. Jek nie inaczej to może —jak przyszła bziałka moja

bandzie mniała gwołt psieniandzy — pojedziewa w podróż

poślubna.

Na dziś sia łod Waju łodzitam i psianknie waju proszą,

żebyśta sia doczynkowali ło nasza „Gazeta" i zrobzili przez to

mnie i ponu redaktoroziu geszenk na gody. W ty myśli łodzituja

sia łod Waju.

Wasz Kuba spod Wartemborka

1

Chodzi o tzw. „polski korytarz", niezbyt szeroki przesmyk na lewym

brzegu Wisły, przyznany Polsce na Konferencji Pokojowej w Wersalu i

zapewniający krajowi dostęp do Bałtyku. Oddzielał on Prusy Wschodnie

od pozostałych ziem państwa niemieckiego i stanowił przedmiot

bezustannych roszczeń Niemców.

2

nazwy win włoskich.

background image

18

„Gazeta Olsztyńska" nr 250 — niedziela, 27 paź-

dziernika 1935 roku

W felietonie autor m.in. poddał ostrej krytyce rene-
gactwo wśród Warmiaków i Mazurów, zwracał
uwagę na brak równouprawnienia dla języka pol-
skiego nawet w prywatnej korespondencji, wciąż
zachęcał czytelników do powiększania liczby stałych
prenumeratorów pisma.

Moi Kochani!

Butem w Łolstynie i naziedziułem Pana Redaktora. Pon

Redaktor mocno mi sia łuradował i zaprosiuł ma do pana

Nikelowskiego

1

do „Concordiji" na jednego — jek móziół

— bo przy jenam to sia lepsi godo i człoziek ma wtedy fantazja

do lopozieduwanio. Przyszła też jeszcze paru znajomków, bo to

zawdy tak je, że jek lew krew poczuje, to leci na łuczta, a jek

człoziek poczuje — choćby przez telefon abo radyjo — jekieś

lostre, krzepsiące napoje, to leci prosto nosa tak długo, aż

natrasi na pełna szklanka.

Chłopi byli fest do kieliszka i do polityki, to też stawiali lagi

i słuchali, jek jam łopozieduwałem moje przygody. Ale jek

móziułem, że chcą znowu jechać do Abisynji, to zaro prosić ma

zaczęli, żebym został i żebym czajści psisywoł do gazety, bo jek

banda znowu w Abisynji, to taki listek pudzie z jakie cztery

tygodnie, a może i dłuży, a może go Italjaki skonfiskujó.

Manczyli ma tak mocno i godoli jek do chorego konia, aż

wreszcie tak daleko ma dostali, że prosiułem sobzie czas do

namysłu i że prandzy nie pojada aż chyba po godach, abo

nowam roku.

Pon Redaktor zagroziuł ma też, że jak wyjoda do Abisynji, to

nie dostana żadnych geszenków, bo do Addis Abeby mi jich nie

wyśle i wciurko som zje i wypsije.

Groźba ta też nie poskutkowała. Zostaną tedy jeszcze para

tygodni doma.

*

Na dziwaczne pomysły przychodzó nieraz ludziska. Do-

stałem jo w tych dniach łod jenego znajomka postkarta, na

6

background image

19

chtórny buło nasztamplowane: „Deutscher, spricht deutsch"

2

!

Do szlaku — pomyślołem sobzie — to ci dopsiero mondrość

godna opatentowanie, abo do nagrody Nobla! A jek Mniam-

niec godo? Toć mnie sia zdaje, ze po mniamniecku! Polok godo

po polsku. Mniemniec po mniamniecku, Chińczyk po chińsku

i tak dali.

Gdyby Mniamniec móziuł do Francuza: godoj po mniam-

niecku, toby chyba wyśmioł i pokozoł gdzieś na głozie palusz-

kam. A gdyby Chińczyk móziuł do Mniamca: godoj po chińsku,

toby mu Mniamniec łodpoziedział: „Du bist wohl plemplem!"

3

A może niechtórne Mniamcy ni mogo po mniamniecku? To je

już prandzy możliwe, bo jek sia dąsam słucho niechtórnych co

inszy godki nie znajó, to godojó tak, żebyś sobzie łuszy zatkał

i łuciek. Łu naju mowa gwołt takich „Mniamców". Jek

„psianknie" to sia słucha, jek zawołajo na dzieciuka: „Marych-

na! Bring man die psieluszka in die rurka"! Abo „Hansku!

Nimm die ehme (ma być Eimer) und bring wody!"

4

Fajn też godajó Mniamcy pod Hajlsbergam

5

, w Królewcu

„platt"

6

abo w Hamburgu. Chodzili łoni wciurcy co najmni

8 lot do szkoły, a godajó — mójty rety... Jedan Mniamniec

drugiego nie zrozumni. To też może i słusznie piszó na

postkartach: „Deutscher, spricht deutsch".

W Abisynji jekoś do walny rozprawy zabrać sia ni mogó.

Italjoki majó tanki, kanony i eroplany, ale ni majó kuraży.

Abisynczyki znowu majó kuraż, ale ni majó tych zabawek

potrzebnych do wojny. Mój przyjociel Negus Nagusów kupuje

tedy tero różna broń i zbroji sia chućko. Tymczasem robzi te

znane „rukcugi aus strategischen grinden"

7

i wciągo Italjaków

w góry pewnie po to, ażeby jam potanf dokładnie portki

wyłotać. Nie ziem, czy mu sia ta strategika łuda, ale życzą mu

tego z całego syrca choćby z litości, że je słabszy i że go Italjok

tak brzydko napod.

Italjoki feirowali już „zwycięstwo" i chwało sia cało gambó,

co to łoni już za cuda zrobzili. Potrasili też postazić pomnik na

pamniotka dostanio przed czterdziestu laty po buksach i za-

prowadzili w swojich kwaterach w Adui szwatło elektryczne.

Strasznie mi sia nie łudoł zdańć Negusa, tan Ras Gugla. To mi

dopsiero ziańć, no nie? Zostazi szwiger fotra w tyncie i łucieko

do wrogów. To je rychtyczny renegat i iberlojfer

8

, jekich i my

tutaj mowa łu naju. Taki parch to jeno patrzy, gdzieby sia mók

toniom kosztam łobżreć. Jek jo pojada i go trasia, to mu

background image

20

wygarbują porzondnie skóra. Takich krewniaków i zdrajców na

całam szwecie trzeba powyzieszać.

Czytołem w naszy kochany gazecie ło tych nagrodach,

chtórne pon redaktor w swoji niełograniczonej dobroci łosieruje

za zwerbowanie nowych czytelników. Jo sia mocno ło to

doczynkuja i już trzech dostałem. Ale jo sobzie wziółam do

głowy, że musza dostać co najmni psianciu, jek to sobzie pon

redaktor winszuje. Myślą też, że jich dostana, a nagroda ma nie

mnienie. Życzą tego i, innym czytelnikom, a łosoblizie panu

redaktoroziu, żeby jek najziancej dostoł nowych czytelników

z wdzianczności za te historyjki, bajki i łobrazki co co dziań

zidziwa. Leży tam gwołt roboty i myślą, że pon redaktor nimo

tak letko, żeby wciurko zesztyftować.

A wy kochane czytelniczki i czytelniki jek mota czas, to

psiszta też do mnie, tylko nie tak szpetnie. Piszta psianknie

i mnile, a jo banda też woma łodpsisuwoł.

Wasz Kuba spod Wartemborka

1

Józef Nikielowski, dzierżawca resturacji w Domu Polskim.

2

Deutscher, spricht deutsch (niem.) — Niemcy, mówcie po niemiecku.

3

Du bist wohl... (niem.) — ty jesteś trochę pomieszany.

4

„Marychna! Bring man die psieluszka in die rurka"! Abo „Hansku! Nimm

die ehme und bring wody"! (jęz. niemiecki pomieszany z polskim) —
„Marychna przynieś mi pieluszkę i połóż ją na rurę". „Janku! Weź wiadro i
przynieś wody".

5

Heilsberg (niem.) — Lidzbark Warmiński.

6

Platt (niem.) — dialekty niemieckie.

7

Ruckzug aus strategischen Grinden (niem.)—cofanie uzasadnione

powodami strategicznymi.

8

überlaüfer (niem.) — dezerter.

background image

21

„Gazeta Olsztyńska" nr 77 — środa, 1

kwietnia 1936 roku

Gadka wydrukowana w numerze jubileuszowym

„Gazety" z okazji 50-lecia ukazania się

pierwszego numeru, traktująca o historii pisma.

Moji Złoci!

Ważna i rzadka łuroczystość łobchodzi dzisioj nasza kochana

„Gazeta Olsztyńska", pon wydawca Psieniajżny i z niami cała

Warmija i cały szwat polski.

Bo jek zieta 50 lotków doczekała sia nasza Gazeta i jek ten

mały dzieciuk, co sia co roku rozrosto i nabziera na siłach, tak

i nasza Gazeta rosła i poważniała z każdam rokam.

A co ta nasza „Gazeta" wszystko przeżyć musiała, to aż nie

do ziary. Pomstowali na nią katoliki i innoziercy, różne partyje

i ferajny polityczne i niepolityczne, różni źli ludzie, łurzandy

i cejtunki, a jednak nasza „Gazeta" wciurkie te napaści

przetrzymywała.

Przypominata sobzie może te wciurkie procesy, za chtórne

trzeba buło płacić koszta i kary, przypominała sobzie, „Gazeta"

nasza została zawieszona na jekiś czas, zieta, że redaktorów

pakowano do kluzy i wciurko to minóło.

Gazeta nasza nie zlankła sia tego wszystkiego i walczuła

i walczyć bandzie dali za sprawo polsko, za ziara, mowa

i łobyczaje polskie.

50 lat to kupa czasu, no nie? Boczą jeszcze, jek bułem

szurkam, a mój łojczulek zaczół czytać „Gazeta", jek jó pon

Liszewski założuł. Boczą jeszcze, jek łojczulek ma wziół psierszy

roz do mniasta i jękom przyszli do redakcyji, chtórna wtenczas

buła pod siannami przy rynku

1

. Mało to wtedy buła ta

drukarnia, ale wydziwować sia wtedy ni mokam, jek to tamój te

pany układali ranko jena litera do drugi, aż złożyli cała gazeta

i jek jó potam drukowali.

Potam chodziułam już do łulicy Dolno-Kościelnej

2

do

zmarłego pana Psianiajżnego z listkami łod łojczulka. Bo

7

background image

22

musita ziedzieć, że mój łojczulek buł też korespondentam

„Gazety", a pewnikam jo po niam erbowałem ta żyłka

„literacka".

Jekam wróciuł z wojny, to psierszy raz poszed do „Gazety"

już na łon Rynek Rybny, gdzie młodszy Psianiajżny przeniós

drukarnia i gdzie postaziuł feine i zielge maszyny, takie co same

litery układajó i łodlewajó i takie maszyny, co same drukujó

i papsiery wtykajó do maszyny. Jo przez tyle lot łoglondanio

drukarni som jestem na pół fachowcem i som pewnie też bym

mók składać i drukować, alem jeszcze nie próbował.

Ale i jeszcze jena łuroczystość łobchodziwa dzisioj, a to je mój

jubileusz. Musita ziedzieć, moji Złoci, że Wasz Kubolek,

psismok zielgi i dyplomata ło ślazie światowej psisuje do Woju

już psiantnoście lot. Daleko to jeszcze po prowdzie móziąc do

pięćdziesiątki jek nasza kochana gazeta, ale przy pomocy Bożej,

jeżeli przy zdroziu dożyją jeszcze z pół kopy lot, to banda też

łobychodziuł jubileusz psiańćdziesiancioletni jako psismok i dy-

plomata.

Radujta sia tedy moji Złoci, razam z nami z „Gazetą", ponam

Psianiajżnym i ze mnó z tych łuroczystości.

Tyło w cały ty sprazie je jedan feler, co ma mocno markoci i co

do tego kielicha słodyczy naloł jekby żółci abo psiołunu. Je to to,

że naszamu panu redaktoroziu chce sia zabronić wypełnianie

swego rzemiosła, to je żeby ziancy do noju nie pisywał w Gaze-

cie. Wyczytołam ło tam w gazetach polskich i w naszy późni też.

Myślą, że pon wydawca tak sia tam stropsiuł, że nic nie chcioł na

początku napsisać i pewnikam też noju nie chcioł stropsić.

No, ale to noma dzisioj zorgów nie wtrajbuje. Dzisioj mowa

szwanto, jekich mało na szwiecie, a łosoblizie rzadkie w Mniam-

cach. Musita też ziedzieć, że „Gazeta" nasza je najstarszó gazeto

polsko w całych Mniamcach. A co to kosztuje hitrzymać taka

gazeta, to Wy razu ni mota pojańció. Jek Woma już łu góry

psisołem, każdy wróg w nią wali, co sia do, ale toby jeszcze nie

buło tak źle, take co to sia zniesie, bo trudno żądać, żeby wróg

mnioł noju głoskać.

Gorzy już, jek swoji dosksierajó i robota łutrudniajó i jek ci co

majó być pomocó, noga podstaziajó ze strachu, żeby jeno broń

Boże komuś trocha lepsi nie poszło ... Nie banda tutaj gwołt

godoł! Mondry głozie dość na słozie!

Dzisioj w tam dniu jubileuszu cieszwa sia wciurcy. Cieszta sia

Wy stare czytelniki, chtórne już od samego początku „Gazeta"

czytota i chtórnych już tero jest bardzo mało. Cieszta sia, co

sztramnie stojita przy „Gazecie" naszy i przy sprazie naszy

polski i pozostania nadal ziernymi. Może nie jedni, ale ci

najmłodsi, doczekajó sia tego dnia, w chtórnym „Gazeta"

background image

23

łobychodzić bandzie swoje 100-letnie łurodziny. Bułoby to na

pewno psianknie, no nie?

A tero chciołbym zakończyć moje godanie i z okazji tego

psianćdziesiątletnego jubileuszu powinszować panu wydawcy

Psianiajżnemu, co sia tak doczynkuje i tak morduje na łut-

rzymaniam naszy kochany „Gazety"!

Panie Psianiajżny! Życzą Panu, żeby Pan przy dobram

zdroziu doczekoł sia stuletniego jubileuszu swoi „Gazety".

Potam winszują, żeby wciurcy Polocy w Mniamcach i to puł

jedan czytali „Gazeta Olsztyńska", a Polacy w Polsce też.

Życzą, żeby nasza gazeta mniała 10000 czytelników, żeby Pon

wygroł duży los, żeby Pon założył taka drukarnia jek duża

fabryka. Życzą ... ni mogą nawet wciurkiego tutaj wyliczyć,

cobym Panu chcioł życzyć. W każdym razie życzą Panu gwołt

i wciurkego najlepszego dla siebzie i cały fameliji i cały redakcyji

i żeby Pon Bóg długo Wom noju uchował i zachował łod złości

złych ludzi.

A sobzie życzą też — a myślą, że kochani czytelnicy razem ze

mnó — żebyśwa jek najdłuży psisać i czytać mogli nasza

kochana „Gazeta Olsztyńska", chtórna niechaj nam żyje!

A wy łodpoziedzta:

„Niech żyje!"

„Niech żyje!"

„Niech żyje!"

Wasz Kuba spod Wartemborka

1

Dzisiaj w tym miejscu dom przy ul. Marchlewskiego, w któiym mieszczą się

„Delikatesy".

2

Dziś ul. Staszica.

background image

24

„Gazeta Olsztyńska" nr 94 — sobota, 24

kwietnia

1937 roku

W felietonie znalazła się informacja o studentach

— Polakach z Uniwersytetu Królewieckiego,

którzy wystąpili z programem artystycznym na

wieczornicy w Olsztynie z okazji kolejnej

rocznicy uchwalenia Konstytucji 3-Maja. W

liście owego Piotra Wróbleszczaka mowa

natomiast o występach kukiełkowego zespołu

polskich nauczycieli na Powiślu, prowadzonego

przez Franciszka Jankowskiego z Sadluk.

Moji Kochani!

Przygotowania moje do rajzy do Londynu postampujo

raźno naprzód. Gospodyni staro sia jek może, żebym

wyglondoł szykownie i nie zblamirował naszy zioski Łapki.

Katryna wypłókała sztywne psiersi i ekstra gwołt ryżydła i

mączki wzięła, żeby byli rychtyk sztywne i sła szweciły —

jek to łona psianknie móziuła — jek psu pysk. Łod

gospodarza wziołem trocha psieniandzy na nowe lakierki,

zoki i rankaziczki, a łod pona redaktora spodziewam sia też

trocha gotówki, żeby móc godnie reprezentować. Myślą, że

sia łudam tam Angielczykom i tam drugim gościom, co to

majo ziancy czasu i już dzisioj sia zjeżdżajo do Londynu.

Gospodyni mi redzi, żebym tero na gwołt nie jot, bo w

Londynie chyba dostana takie moltychy, że te suche dni

wnetki dogonią. Już dzisioj mogą Woma poziedzić,

że w Londynie sobzie trocha pofolgują i łodszkoduja sia za

wciurki czasy.

Czytołem w gazetach, że do Angliji zjeżdżajo sia

najróżniejsi bogacze, hrabziowie, ksiójżanta i prynce, a nawet

króle i cysorze z bziałkami swemi i córkami. Bando tamój

tedy milijonery z Afryki, plantatorzy tabaki z wyspy Kuby,

właściciele kopalń złota w Kaliforniji, gwiazdy i gwiazdory

Filmowe z Holiwodu, ksiójżanta indyjscy, Nygus czyli

cysorz byłej Abisynji i Bóg zia jeszcze co za narody, a

pomniandzy niami — Wasz Kubolek spod Wartamborka.

Gdyby sia tamój łudało złapać szykowna, choćby nawet

mocno bogata miljonerka czy też pryncesa, to zaroz bym sia

łożaniul i przyjechoł nazod jeko chłop żeniaty. U mojego

gbura to bym już nie robziuł, bo to by sia nie pasowało i nie

łudało moji

8

background image

25

bziałce. Ale kupiłby sobzie jeki majontek szykowny tak lód 3000

morgów i gospodarowołbym na niam. A wciurkich czytel-

ników naszy kochany „Gazety" to bym zaprosiuł na przenosi-

ny. Już jo mom jedan majontek na łoku. Leży łon w krajzie

łolstyńskim.

To też winszujta mi wciurcy tego szczęścia, bo to Waju nic nie

kosztuje, a co sia potam łucieszyta to sia łucieszyta. Biljety

kolejowe przyślą Woma za darmo.

Tymczasem pudziewa na inszy bal. Psisali do mnie te

sztudenty z Królewca — bo to so też same pojedynioki — że

niedziela 2 maja przyjado do Łolstyna i tamój pokazo noma, co

sia znowu nałuczyli. Program bandzie mocno psiankny, bo

bando spsiewy, tyjater, deklamacyje, a wreszcie tańce z łuroz-

maiceniami. Wciurko je psiankne i dobre, jeno mocno jestam

ciekawy, co to bando za łurozmaicenia. Czy tamój dadzó psić za

darmo, czy też zilka zjeść? A może dadzo insze jakie geszenka?

Jeżeli jół, to boczta jeno kochane szurczoki z Królewca, że

mocno braczny mi je nowy cylinder. Jek tedy gwołt zarobzita, to

pomyślta lo Waszam Kubolku, tyż kawalerze.

A tero przeczytam Woma jeszcze listek, co mi go przy słot

jedan znajomek z Ziemni Sztumski. Je łon w gwarze tamtejszej,

ale myślą, że wciurko skapujeta.

Kochany Kuba!

Już tak długo żym nie psisał do Czebie. Jek ja żym czytoł, co

Ty tesz je zawdy w drodze i jadziesz na goszczine do dyp-

lomatów, to ja żym myszlał, co Ty nie masz czasu czytać listy.

Ale ja wiem, żesz Ty je tera w domu, bo żesz pisał znowuj

w gazycie, to ja musze Tobie napisać, co sze u nas dzieje. Ja żym

przez szwenta buł w goszczinie u mojego przyjaciela Franca.

Tam dało malowane jajki, wosztai kucha. To wtedy my podjedli

i podpili i gadeli. Franc powiedał, co uż je wiosna, bo koty bez

całą noc hałaszo i jemu spać nie dadzo. A jego kobieta

przezywała, co on takie głupstwa bredzi. A on móziuł: tocz to je

•prawda. To wtedy jego kobieta chlapła go przez łeb i poszła do

kuchni. A on mówiuł do mnie: „Jo, jo, ta wiosna idzie

człowiekowiu w gnaty". A ja żym sobie myszlał, co może ta biała

poszła jemu do głowy, a nie w gnaty.

Tera je u nas co nowego. To wej je taki tiater, co pupki grajo.

Tam buła taka duża gżmija. Jek ona ryczała, to ji z pyska dym

wychodziuł. Jo żym sze dziwował, jak to może bycz, co ty gżmiji

dym z pyska wychodzi. Ja żym to sobie uważał i wydostałem, jek

to je. To wej je tak: jek ta gżmija otworzyła pysk, to ten gracz

dmuchał ji w ogon dym od cygareta. To ten dym wychodziuł

przez pysk. To je z prawdy cudaczne. Jek bendziesz mniał czas,

to przyjedź i zobacz.

background image

26

Kochany Kuba! A kiedy my dostaniem te wielgachne ryby

do jeszcza? Jo żym buł w Sztumie na targu i żym chciał

kupicz, ale oni sze ze mnie przeszmiewali. A co Ty robiłeś

bez szwenta? Czy Ty tyż mniałesz malowane jajki i kucną?

A dziewczaki do Czebie piseli? A kiedy sze łożenisz. Jek

bendziesz robiuł wesele, to napisz w gazyczie.

Tera musza uż przestać pisacz. Ostań sze z Bogem.

Twój przyjaczel Piotr Wróbleszczak z

Sztumskegopola.

Ty sia nie jadów na mnie Piotrze kochany, że dzisioj

dopsiero Twój listek wsodzom. Pytasz sia, czy mniołem

malowane jojka na szwanta i kucha? Toć to już je tak dawno

tamu, że już razu nie boczą. Ale myślą, że byli, bo czemu by

nie mieli być? Tak je zawdy na Zielganoc. Ło mojam

lożenku to ci napsisza, jeno patrz, żebym znaloz bziołka do

szyku.

A tero moji Złoci, to sia łod Waju łodzitom, bo zidza, że

moje mniejsce w „Gazecie" je już zapisane. Tylo nie

zoboczta życzyć mi dobry, psiankny i bogaty bziołki, a

zobaczywa sia na przenosinach.

Wasz Kuba spod Wartemborka

background image

27

„Gazeta Olsztyńska" nr 197 — piątek, 27 sierpnia

1937 roku

Autor w zakończeniu gadki ostrzegał czytelników

przed agentami Bund Deutscher Osten, którzy od-

wiedzali członków Związku Polaków w Niemczech,

prowokując do wypowiedzi antypaństwowych.

Moji Kochani!

Moje łostatnie godanie wywołało zielgi rozruch. Nie myślta

jeno, że tyło ło te zagadki i to te nagrody, co je łobziecołem.

Chodziuło tutaj ziancy ło sprawy gospodarcze. Jedan gbur

z zioski siójsiedni przyjechoł do mojego gbura i zaczoł go

przezywać, że robociądzoziu daje aż takie wysokie myto

i wyszudziuł go łot komunistów.

— Ty bolszewiku — móziuł do mojego gbura — ty wciurkich

robociądzów popsujesz!

Mój gbur na to łodpoziedzioł, że łon nie popsuje swojego

robotnika, jeno przeciwnie, łuratuje go dla ładu tak, że jego

robociądze nie łuciekno do mniasta.

Żyjewa tero w czasie wspólnoty narodowy, gdzie wciurcy

ludzie so równi i dla tego trzeba pamniantać nie tyło ło swojam

brzuchu, jeno i o inszych. A potam tan mój Kuba to nie byle

jekim robociądzem, jeno chłopam, co ma głowa na karku i dwa

zdrowe łapy do roboty. Jek łon co łujmie, to ma też swoja racyja.

Byle jekamu pokrace tobym tyle psieniandzy nie doł.

Ale gospodyni mamrotała, bo zieta, że baby łakome so na

psieniondze jek na grzech. „Stary" jo jenak przekonał, że lepsi

tak, jek gdybym zder do Chin.

Mniołem potam jeszcze łutrapienie z ty moji szczerości, bo

Katrynka zaczóła sia przymawiać, że to tero moglibym sia

pobrać.

— Mosz wej tero take szykowne myto — wdzianczuła sia

— tobym mogli sobzie zachy kupsić, łoża, klajtszafa, wertykow

i szeslong! Rechło by też może jeszcze i na radijo, i na koza.

Spojrzałem na nia i tak przemoziułem:

9

background image

28

— To co ty sobzie ajgetlich myślisz? Żanić sia mom z tobo

i jeszcze zachy kupsić? To ty ma mosz za takego lelka, co już nie

dostanie bziołki z psieniądzami. Ho, ho, mosz ty pojancie.

Jekbym tyło chcioł, to zaroz mom dziesiańć na kaźdam palcu.

Ale jo sia jeszcze nie łożania. A siułasz ty łuciułała za twoja

praca? Ziem, że nic. Bo i jek mosz łuszporować, jek w lakerkach

i jedwabnych sztryflach jidziesz do łudoju i gnój trzójść. Łoblecz

tak jek jo grube picze i kloce, to prandzy co łozorgujesz.

Popłakało sia nieborastwo, aż mi ji sia zol zrobziuło, ale

z kobzietami to trzeba zawdy łostro, bo jek sia tyło trocha

pofolguje, to bando za śmiałe i chłopa pozbadno. Przy okazyji

banda jo musioł wziójść w nałuka i łopoziedzieć, jek to sia ciuła

psieniądze. Potam przyniosą ji z Banku Ludowego w Łolstynie

skarbonka i bandzie musiała do ni wtykać te trojaki i marki, co

so na sztryfle jedwabne.

Bo co też so tera za czasy, to nie do ziary. W kiedajszych

czasach to ludzie żyli gwołt łoszczandni. Baczą jeszcze, jek moja

matulka i mój łojczulek szli do Łolstyna. Wtedy mniasto buło

jeszcze dycht małe, bo siangało tyło do Wysoki Bromy. Za

bromo pasły sia już krowy, a cmentorz

1

, tan za kolej o przy

drodze do Dyzit

2

, buł „daleko za mniastem". Wtedy to moji

rodzice szli piechto i boso do Łolstyna. Łojczulek zziojzoł

kropówki i przełożuł je na plecy, a matulka włożuła swoje buty

do kosza abo pęcełka. Dopsiero przed mniastam to sobzie nogi

łobmyli, wciągnęli buty i weszli do mniasta. A po sprawunkach

w mnieście, gdy wyszli za broma, znowu ściągnęli buty i boso

zawendrowali do domu. A przy tam żyli długo, nie dostali na

nogach ani guzów, ani hinerałgów i szwajsfusów tyż ni mnieli.

Ale dziś to taka frajlena z nogo numer 44 kupsi sobzie lakerki

numer 37 i potem dziwują sia, że chodoki so za ciasne. Łazi jek

kaczka w ciojży i dziwuje sia jek nogi bolo, guzy wyskakuje, a te

niby lakerki wyglondajo jek żaby. To jo sobzie jenak chwola

kiedajsze czasy.

Ło te nagrody moje, to sia już kilko czytelników zgłoszuło, że

nie raźno jem jidzie z rozziojzaniam. Jek jo takie sztramne

nagrody chcą Woma dać, to chyba nie bandzieta tego żądali za

darmo. Ansztrengujta sia jeno troszeczka, bo „psieczone gołom-

bki nie wlatujo samo do gombki". Jek sami nie redzita to prosta

choćby waszego rektora czy polskiego czy mniemnieckiego. Te

pany majo różne łuczone ksiójżki, to może Woma pomogo abo

background image

29

doradzo. Pozieta im, że jek zgodnieta, to podzielita sia nagrodo,

to może chantniejsi bando.

Tak na wschodzie nic nowego. Narody kochaj o sia jek

potrasio, jeni bzijąc sia, drudzy całując sia — w psianta. Do

mnie przyszet niedawno jeden taki przylizaniec, co to ni zimni,

ni ciepły i zaczół mi sia skarżyć, że mu krzywda zrobzili i chcioł,

żebym mu doredziuł. Ale chcioł łon pewnikam co inszego.

— Jidź mi do kopy szlaków, ty judoszu, mamonie jeden

—mózia do niego —jidź do tych, chtórni cia przysłali, bo jek ci

jenego strzela, to sia tyło łoblizmesz.

No i poszet i zobaczuł sia nawet łodzitać. I wy też tak zróbta,

jek przydó do Waju te zilki w łowczy skórze.

A tero jeszcze roz proszą Waju, żebyśta sia łuzijali z rozziój-

zaniem zagadek.

Wasz Kuba spod Wartemborka

1

Cmentarz, niegdyś parafialny, olsztyńskiej konkatedry św. Jakuba przy al.

Wojska Polskiego, od wielu lat już zamknięty.

2

Dyzity — Dywity.

background image

30

„Gazeta Olsztyńska" nr 36 — niedziela, 13

lutego 1938 roku

Felieton nawiązuje do Sejmiku IV Dzielnicy Związ-

ku Polaków w Niemczech, który odbył się w Olsz-

tynie 16I1938 r. z udziałem kierownictwa tej or-

ganizacji z dr. Janem Kaczmarkiem na czele. By ta to

jedna z ostatnich tak wielkich manifestacji Polaków

w Prusach Wschodnich przed wybuchem drugiej

wojny światowej. Do sali Domu Polskiego przybyło

pół tysiąca członków, w tym 29 z Mazur. Niezależnie

od tego Polacy z Powiśla urządzili takie samo

zgromadzenie 19II1938 r. w Sztumie, do uczestnict-

wa w którym autor gadki zachęcał wszystkich

czytelników.

Jeno przysłozie mózi, że „wciurko je, jeno łod czego sia

czloziekoziu zrobzi niewarto". Czy to je prowda, nie ziem, ale

tan, co to przysłozie wymedytował, musiał ło tam ziedzić.

Jo tyło ziam tyle, że niejenym zrobsi sia niewarto, jek sia

napsijó gorzałki, drudzy psiwa, trzeci zina, a niejennym to już

sia niewarto robzi na myśl ło żeniaczce.

Jek jo downi trasiułem mojego przyjociela Augusta, to go

zazwyczaj poproszułem na Jednego". Ale August kranczuł

głowo i móziuł, że łon psiwka nie psije.

— A może by tak czego łostrzejszego — mózia — może

koniaczka, sztajnheger abo starego wojaka? Łostatni je mocno

zdrowy na żołądek?

August jenak wymaział sia, aż rzek: — Zinka, Kubolku

kochany, tobym sia napsiuł! A jenego tak panie Auguście?

Wciurko jeno byle winko!

Ha! Myślą —jak zinko to zinko! Wciurko jeno łod czego sia

jenemu niewarto zrobzi. Toć gwołt zina dobrego i lichego, jek

chto chce i możć. Só różne Portwajny i Malagi, z jegód czornych

abo kadykowych, só zinka z agrestu, szwantojanek i jebków. Je

nawet i „Sekt" cała butelko za marka. Jek August chce zinka, to

może dostać siuła chce.

Choć tedy August psiuł wciurko, co mu przed gamba

przyszło, to jenak mnioł łon 3 marki czy zorty zina, chtórne psiuł

najchantni. Zorty te sia nazywali: „Krówer Nachtarsch",

„Piessporter" i „Lorscher Arschbacken"

1

. Dlaczego August

ausgerechnet wybroł sobzie takie szpetne, abo móziąc po

dyplomacku, profanujące nazwy, nie ziem. Nie ziem też, co buło

lepsze, zinko czy nazwy. A może łon psiuł to zinko tylo wedle

10

background image

31

tych tytułów? Kaci go tamój ziedzo. Dziwują sia jeno, że mu już

łod tych samych nazwów nie zrobziuło się niewarto. Bo

pomyślta jeno sobzie, brać takie świniarstwo do gamby.

August sia zadzizi, gdy tero przeczyto w mojam godaniu, że

jego lejbmarki zostały dycht zakazane i nie wolno już takego

zinka sprzedawać. Mogą cia, ale Auguście pocieszyć, że jeno

zinka, chtórnego pewnikiem jeszcze nie psiułeś, nie zostało

zakazane. Nazywo sia łono „Ahr-Schwarmer". Jeno czytoj

rycht bracie, żebyś nie wymedytowoł co inszego.

Tyło łopoziedziołem Woma ło Auguście i zinku, a tero banda

musioł ło czam inszym pogodać.

Cieszą sia mocno, że mój apel w sprazie psisania do naszy

„Gazety" kochany poskutkował, chociaż może jeszcze nie w stu

procentach. Nie chcą jenak być taki łakomy. Psiszta jeno tak

dali, a możeta być pewni, że jo, pon redaktor mocno sia

hicieszywa. Zawdy to raźni wyglonda, jek i same czytelniki głos

zabzierajó, bo i inszy duch zazieje z szpalt gazety i nasze

przyjaciele bando ziedzieli, że nie tyło te „agenty z Warszawy"

(co lurodzili sia w Prusach Wschodnich) psisujó do nasi gazety,

ale najprawdziwsze Warmiaki, Mazury i tak dali

2

.

Tyło proszą Waju jeszcze roś, nie gniewajta sia, jek Woma

pon redaktor wciurkiego nie wsadzi do gazety, bo redaktor mo

swoje przepisy, chtórnych musi sia trzymać, żeby nie zostać

łobsztrafowany. Wy możeta do noju psisać jek chceta, nawet

prosto z mostu, jeno my musiwa to wciurko łoblec w szata

dyplomatyczna i gładka, „żeby buł zilk syty i koza cała", jek to

znowu mózi przysłozie.

Psisoł też do mnie mój przyjociel Jandrys. Morowy to je

chłop, też kawaler jek jo, jeno bracie kochany, ty mosz za łostre

psióro abo blajfeder. Za ciebzie to bym z panam redaktoram nie

wyleźli z kluzy. To też sfolguj trocha i psisz, jek już mózia,

łagodni.

Móziuł ma też pon redaktor, że dostoł dlo mnie listek od

mojego przyjociela Kropidłowskiego. Ale tan listek gdzieś

w papsierach sia zagubziuł i tero go znaleźć ni można. A zielgo

szkoda! Móziuł pon redaktor, żeś jechoł z Butryn autobusem do

Łolstyna na sejmik, a jedan mondrala godoł do drugego, że

jedzie do Warszawy. Tan jisty mnioł abó w geografiji ungenu-

gend, abo też mnioł pomylone w głozie. Każdy dzieciuk zie, że

do Warszawy jedzie sia z Łolstyna przez Butryny. A może byś

bracie złoty napsisoł jeszcze ros twój berycht z rejzy, poproszą

pona redaktora, żeby ci ze trzy marki zapłaciuł.

Co sia dzieje w polityce, tośta wciurko przeczytali już

w „Gazecie" i szkoda zabzierać ponu redaktoroziu mniejsce. Ło

tych naszych sejmikach też czytaliśta i zidzieliśta te sztramne

background image

32

łobraziki. Jo sobzie te wciurkie łobrozki fein schowałem i jek mi

sia co przyboczy, to je wyciongom i patrzą na nie i mózia:

— Tak poziedział pon doktor Kaczmarek

3

, a tak pan

Zblewski

4

z Postolina, a znów inaczej tan pon Arka

s

. So to

mniłe pamniontki i wspomnienia. Człoziek krzepsi sia na duchu,

nabziera łotuchy do dalszy pracy i zie, że nie je som.

Chciołbym też tutaj zachańczyć jeszcze roz mojich Rodoków,

a łosoblizie Rodaczki z Ziamni Malborski, abo jek łoni sami

mózio z Malborei, żebyśta wciurcy pojechali do Sztumu na

przyszła sobota, dzieziantnastego februara! To nie je jeno dobra

wola, abo jek sia dobrze wyspsia, abo dobry łobziat zjam i mnie

bziałka nie rozgniewo. Nie to je mus, to je rozkoz! Musita tamój

koniecznie jiśćji sia przysłuchać tych różnych przemów, a łuroś-

nieta i przekonata sia, że być Polokam to nie byle co.

Polok to mur, to chłop cało gambó! A Polok w Mniamcach to

chłop na tyle trój. Nie boji łon sia byle filidymka, choć tan mu

grozi, nie da sia przekupsić. I choć sia niejeni nie ziem jak

doczynkowali i na łepsie sia popostoziali, to co rycht Polok

— Polokom zostanie aż do śmierci.

A to trapsi i jadozi naszych przyjocieli najziancy.

Myślą tedy, że te porę słów woma wystarczy i że sia nie

bandzieta łobciągali łod łoboziojsków.

W ty myśli łodzituje sia łod Waju

Kuba spod Wartemborka

1

Ordynarne określenia niemieckich napojów alkoholowych.

2

Autor nawiązał do wysuwanych w propagandzie niemieckiej zarzutów,

że autorami tekstów drukowanych w gazetach polskich wydawanych w
Prusach Wschodnich byli Polacy z Warszawy, co oczywiście było
nieprawdą.

3

Jan Kaczmarek, kierownik Centrali Związku Polaków w Niemczech.

4

Józef Zblewski z Postolina na Powiślu, działacz kotek rolniczych.

5

Arka Bożek (1899—1954), wybitny działacz ruchu polskiego na Śląsku,

uczestnik powstań śląskich, działacz Związku Polaków w Niemczech.

background image

33

„Gazeta Olsztyńska" nr 67 — środa 23 marca

1938 roku

W gadce relacja z Kongresu Polaków w Berlinie

(6 marca 1938 roku).

Moji Kochani!

Łopoziem Woma dzisioj jek to jo jechołem z panam redak-

toram do Berlina na Kongres. Tylo nie jadówta sia, że tak późno

godom, ale pon redaktor włożuł moje godanie do szuflody, bo

móziuł, że ma insze ważniejsze zachy do wsodzanio. Dopsiero

na energiczna konferencyja łobziecoł pon redaktor, że dycht

zycher bandzie godanie moje w tam tygodniu. Jekby nie buło, to

bandzie wojna abo lobsadzo nom redakcyja.

Na kongres pojechalim tak: kupsilim sobzie na banosie

w Łolstynie bibliety tam i nazot, żeby być zycher, gdybym mieli

wpaść pomniandzy zbójcę abo broń Boże przepsić trojaki

z kumplami i nie dostać sia do domu. Przedtam tom sia

naradzali, jekó to jechać klaso: czy trzeció, czy drugó. Jo

chciołem jechać drugó, bo to wygodni i na dyplomata i redak-

tora lepsi pasuje. Ale pon redaktor wyrachował mi siuła, coby

można za to „łoszczandność" zjeść i wypić i jeszcze może co

łoboczyć.

Że jo sia nie lubzia wadzić, zgodziułem sia na to. Do

Malborka — stolicy Malborei — szło wciurko dobrze, ale od

Malborka tom jechali aż do Berlina na podsobnych.

— No, jek to sia panu jedzie, panie redaktor tak stoją-

co-przedreptująco-spsierająco? Pon redaktor zrobziuł kwaśna

mina i pocieszoł ma, że to chyba jeszcze mniejsce dostaniem.

Przerachowoł sia jenak i jekem przyjechali do łonego Berlina, to

pon redaktor ledwo koślami przebzieroł.

W drodze zaczelim sia wadzić z cugfirerem, żeby noma łoddoł

psieniądze abo plac łobzorgował, a gdy tego ni mok, tom

zafondrowali, żeby noma co nojmi kupsiuł za nasza fatyga

11

background image

34

w wagonie restauracyjnym lobziat. Ale i tego nie zrobziuł, jeno

móziuł, że bana nie ziedziała, że tyle ludzi na Kongres pojedzie.

Trzeba buło drugi cug zamózić.

W drodze pon redaktor pokazuwoł mi towarzyszy podróży.

Gwołt znołem, ale ziele i nie, no bo jechali i tacy, co sia do noju

nie nalezieli, a chtórzy czy to z ciekawości, czy też „z inszy

racyji" noma towarzyszyli, a potam też plątali sia na Kongresie.

Myślą, że tam „ciekawskim" dobrze sia tamój łudało i że

przekonali sia, że noju je gwołt.

Mnie posadzili te młode pany berlińskie pomniandzy dyg-

nitarzy zagranicznych, żeby ma tamój nicht nie poznoł, bo jo nie

lubzia sia pokazuwać, bo myślą, że gdyby ma wciurcy poznali,

to by ma też wnetki pozbadli. Tak to zawdy łotoczony jestem

pewno tako zasłono ciekawości.

W tyjatrze

l

, w chtórnym sia zebralim, buło gwarno jek w ulu.

Ludzie złoci! Tobyśta musieli zidzieć. Tyle tamój buło ludzi jek

cały Wartembork mo mnieszkanców. Każdy siedzioł mocno

wygodnie i dobrze mók patrzyć na błna, na chtórny stojało

Rodło srebrzeste na jakie dziesiańć metrów wysokie. Łobok

zbudowana buła kapliczka, a po prawy stronie przed zielgim

drzewem mównica.

Na początku zaśpiewalim psieśń Rodła, a potam różne pany

tutejsze i z zagranicy przemaziali do noju i chwolili noju, żem sia

tak sztramnie trzymali i nie dali sia zgermanizować. A uczestniki

tego Kongresu krzyczeli brawo i tak klaskali, że jim aż rance

popuchły. Nojpsiankni to godoł nasz ksiądz Patron

2

i tan

ksiądz kanonik z Poznania

3

, co noma przyniós błogosłaziajst-

wo łod ksiandza Kardynała Hlonda. Mocno mi sia też łudało

gadanie pana doktora Kaczmarka. Tyło mój przyjaciel Arka

Bożek nie godoł tak jekby chcioł, bo pewnikam mu poziedzieli,

żeby sfolgowoł i nie jątrzył naszych najmnilejszych. A zielga

szkoda, bo Arkę ludzie chantnie słuchajó.

Jedan pon z Warszawy

4

godoł też o Polokach na całam

świecie, i chwoluł, jek jam tam dobrze jidzie w ty Brazylji, gdzie

małpy rosno, i w Argentynie, i w Kanadzie, że mi sta aż

markotno zrobziuło, że to jo też tamój nie pojechołem. Łoglon-

dom sia za panam redaktoram, chtóry siedzioł ze swojam

kumplam ze Szwanty Westfalji, ale jejich tamój nie buło. Pytom

sia tedy siójsiada, gdzie łoni sia podzieli, a tan poziedzioł mi na

łucho, że wydawcę i redaktory pośli naredzić sia, kiedy i do

chtórnego kraju majó buchnąć.

Jek sia późni zapytołem pana redaktora, to mi łodpoziedzioł,

że tan jisty musiał chyba być jęki mochlórz abo sigla chcioł

sobzie ze mnó zrobzić. Potam poziedzioł mi pon redaktor, że

jemu i jego kolegom tak dobrze tutaj jidzie, że aż strach i że nie

background image

35

bando szukali kołaczy jek majó cółty, choć ciejsto gajsto i suche.

Ło mowach nie banda woma godoł, bo przeczytota je

w gazecie.

Jek sia po Kongresie ludzie wysypali na sztrasy to Berlinioki

gamby, łoczy i łuszy roztworzyli i gapsili sia, co to je i skąd sia

tyle Poloków wzióło.

Toć póki Berlin Berlinem, nie buło na jeny kupsie tyle

Poloków. I do tego jeszcze jakich sztramnych! Same chłopy jek

domby duże, mocne i młode, a frajleny i bziałki jek malowane.

Dość długo darowało, aż sia ludzie rozeszli, aby sia w re-

stauracyjach pokrzepsić. Jo też poszetem z panam redaktoram

i gospodarzami na łobziat, potam do jenego znajomka na kawa.

Zieczorem poszlim do „Alhambry" na zieczorek polski. Buła

tamój muzyka, grała kapela z 60 chłopa i jedan pon, co sia

nazywa Sienkiewicz, dyrygował. Potam byli spsiewoki i spsie-

woczki, a nasz pon kierownik zapozieduwoł, co wciurko

bandzie.

Nojlepsi to mi sia łudały „Te sztery". Byli to sztery frajleny,

co ciajsto śpiewali przez radio z Warszawy. Jena z nich

przygrywała na klawikordzie. Te sztery dziewczoki — a mogą

woma zdradzić, byli psiankne — śpiewali jek skowronki abo

kanarki. Toteż ludzie zebrani na sali tupali i klaskali i wrzesz-

czeli: mało, mało! Buła to doprawdy istna łuczta duchowa.

Późnym zieczoram poszlim do naszych kwaterów, żeby sia

przespać.

Pon redaktor pojechoł na drugi dzian do dynstu, a jo sia

jeszcze szwendrowałem po Berlinie. Łobjechołem autobusem

Berlin, łoglondałem sobzie różne interesy, gdzie mocno fejne

rzeczy sprzedajó, a zieczoram bułem w jenam tyjatrze, co sia

nazywa „Skala". Tamój pokazuwali różne sztuczki, tańce,

śpiew, gimnastyka, klałny, frajleny, co płasko siadali na ziamni

i jeszcze gwołt ziancy.

Jenam słowam łubaziułem sia w Berlinie. Jeno moja gos-

podyni i gospodarz, co luzam poszli naziedzić przyjocieli (żeby

buło tani), nie byli aż za mocno kontanci, bo stracili bodoj za

gwołt psieniandzy. Bójek to w zielgam mnieście! Chcesz gdzie

wejść to płać, a jek „chcesz wyjść" to też musisz płacić. Chcesz

mantel złożyć, to cia zaro łopstąpsi para takich panów wy-

strojonych jek generały abo szykowne dziewczoki, mnile sia do

jenego łuśniechajó, to jam ni możesz dać ranki jek mój przyjociel

Józef abo psiańć groszy jek drugi przyjaciel Julek, jeno musisz

włożyć do ty ranki co twardego. Wejdziesz do jęki restauracyji,

to za bziołego zafodrujó psiańć trojoków, a w Wartemborku

jeno trojok. Po prawdzie móziąc gorzołka w Berlinie je lepszo.

Toteż gospodarz wydoł para talarów ani sia łóbejrzół.

background image

36

Do domu zajechalim za to zdrozi i tero żyjewa przeżyciami

Kongresu i Berlina. Katrynka dostała łode mnie krokodila, ale

takego małego, co sia za broszka na bluzce nosi, a łod gospodyni

para sztryfli ze szczerego jedwabziu, co só w przodku jasne,

a z tyłku ciemne. To je bodaj nowość i sztryfle takie robzió grube

stómpory cienke.

Na tam skończą i łodzituja sia łod Woju do nastampnego

razu.

Kuba spod Wartemborka

1

Kongres Polaków odbywał się w berlińskim „Theater des Volkes".

2

Mowa o ks. dr. Bolesławie Domańskim (1872—1939), prezesie

Związku Polaków w Niemczech.

3

Był nim ks. Jan Zborowski.

4

Przemawiał Michał Pankiewicz ze Światowego Związków Polaków za

Granicą.

background image

37

„Gazeta Olsztyńska" nr 76 — sobota, 2 kwietnia

1938 roku

Autor podejmując kwestię położenia mniejszości

narodowych w różnych krajach wciąż nawiązywał do

sytuacji Polaków w Niemczech. Mimo zapowiedzi,

władze niemieckie nie zaniechały germanizowania

Polaków. W ostatnich latach przed wybuchem wojny

coraz bardziej ograniczano działalność polskich

szkół, organizacji i instytucji.

Moi Kochani!

Dzisioj chciałbym Woma napsisać trocha ło polityce, a rych-

tyk ło mniejszościach narodowych.

Zieta wciurcy, że należeć do mniejszości to nie je tak letko.

Nie dlotego, że to my należywa do mniejszości. Jo myślą

o wciurkich mniejszościach na całem szwiecie. Myślo w psier-

szym rzędzie, choć nie jestem patryjoto lokalnym, ło Polokach

w Mniemcach, ło Mniamcach w Polsce, ło Mniamcach, Polo-

kach i Słowakach w Czechach i tak dali, i tak dali.

Przy prowdzie to każda mniejszość musiałaby takie mnieć

przywileje, żeby nicht nie brukował sia skarżyć, choćby na

stróża nocnego, nie mózia już ło innych wyższych dygnitarzach.

Członek mniejszości musiałby mnieć te same prawo co każdy

inszy obywatel kraju. Znaczy sia to: oprócz opłacania podatków

i służby w wojsku — zostać beamtrem a choćby ministram, jek

ma łepek po temu, dostać paszport zagraniczny, prawo do

kupsienia roli, do posyłania dzieci do szkoły swoji i tak dali.

Jek to na przykład czyto sia psianknie, jek to pon Henlein

1

,

prowodnik mniejszości mniemnieckiej w Czechach, chciolby

zostać prezesem ministrów czeskich! Czemu nie? Daj mu panie

Boże zdrozie

A jekby to dobrze buło, żebyśwa naszego księdza Patrona abo

p. doktora Kaczmarka wybrali na posłów do Berlina jek majó

Mniamce swojich posłów w Polsce. Myślą, że każdy z noju by sia

łuradował.

Psianknie żyjó wciurkie narody w Ameryce, gdzie sia nicht nie

troszczy ło to, czy chto je Czecham, Mniamcam, Francuzam czy

Polokam, grunt, że mo głowa na karku i potrasi pracować.

12

background image

38

Dobrze też musi być w Szwajcaryji, gdzie to trzy godki

łurzandowe, mniamniecka, francuska i italska, a tero jeszcze

zgodzili sia na czwarta godka: retoromańska. A wciurcy só

kontanci i wciurcy chwało Boga i swój rząd w różnych godkach.

Jo myślą, ze gdyby nie buło tych małych sztenkrów, to by te

pany z góry już downo we wciurkich krajach Ojropy zrobzili tak

jek je w Ameryce, abo co najmni w Szwajcaryji.

Na szczęście je inaczej. Siedzi sobzie taki klapiczkarz czeski

w lantraturze i łobgryzuje swój blajfeder abo halter i choć mo

sieczka w głozie, medytuje, jekby zostać sekretarzom abo

somam ponam landrotom. I doziedzioł sia, że tamój a tamój

zbzierajó sia Poloki abo Mniemce, żeby sobzie założyć swoja

szkoła. Nasz Pepiczka śpsieguje tedy i podburza zebranie

podsłuchać, co łoni tamój godojó i krzyczeć, że jejich państwo je

zagrożone przez mniejszość. I naszczekajo te jegry tyle, że

wreszcie te pany łu góry sia wystraszó i robzio jeno głupstwo za

usługam. Jo bym takich postenjegrów dół wsadzić do dury, żeby

jam dziodek z babko przymorzuł.

Nasz pon Hitler dobrze poziedzioł, jek móziuł, że nie chce

ludzie germanizować, ale sia znaleźli tacy, chtórzy mózió, że łoni

nie germanizujó, jeno chcó naju odpolszczyć. Czy ty to rozu-

miesz kochany Czytelniku? Jo bym buł jeno ciekawy, jak by te

mondrale łotchinczyli Chińczyków, chtórzy sia w Berlinie

łurodzili. A czemu te mondrale nie dadzo swój „wynalazek"

łopatentować i zaczynajó „łodżydzać" Żydów?

Móziąc tedy, mniejszości na całam szwiecie mieliby dobrze

gdyby ... gdyby nie byli postenjegry i jejich zausznicy. Szwat

jenak jidzie naprzód i pomalutku zaczyna sia rozjaśniać w łumy-

słach tych, chtórzy chcó, żeby jejich mniejszościom działo sia

gdziejandzi lepsi. Myślą tedy, że i naszy mniejszości bandzie

lepsi. Szwiat sia przekonał, że je noju Polaków w Mniamćach

cały szmat i że należy sia noma też ziancy praw. Bądżta tedy

dobrej nadzieji, bo jek stoji w naszam psianktiam „Haśle": jek

wytrwawa to wygrowa!

A tero krótko chciołbym łodpoziedzić i podziankować za

listek mojamu przyjocieloziu Augustoziu spod lasu. Mój drogi!

Jek jo psisołem ło tych różnych zinkach, to razu ciebzie nie

mniołem na myśli, bo nie ziedziołem, że tyje taki feiny pinkel

i psijesz zinko ani ło tam, że psijesz zinko, dlatego żeś je chory.

Że cia znom i ziem, żeś je chłopam dobram, bułem spokojny

background image

39

i myślołem jeno, że tobzde pewnie wloz chto w droga i dlatego

chciołeś sobzie trocha żółci łopuścić. Pozdraziam cia serdecznie.

Tak samo pozdraziam wciórkich naszych kochanych Czytel-

ników i Czytelniczki i łodwituja sia aż do drugiego razu

Wasz Kuba spod Wartemborka

1

Konrad Henlein (1898—1945), działacz hitlerowski w Czechach,

założyciel i przywódca Partii Niemców Sudeckich, potem gauleiter i

komisarz cywilny w tzw. Protektoracie Czech i Moraw.

background image

40

„Gazeta Olsztyńska" nr 152 — środa, 6 lipca

1938 roku

W gadce podjęta została sprawa ukarania Seweryna

Pieniężnego grzywną w wysokości 500 marek za

rzekome wezwanie Kuby do czytelników „Gazety"

o składkę po 1 marce na pokrycie poprzedniej kary,

nałożonej na redaktora.

Moi Złoci!

Jeko chłop z roli mom nerwy jek postronki, jeko dyplomata

i polityk nic mnie nie przerażo i przestraszo, i tak wnet

z równowagi nie wyprowadzi, ale jakem przeczytoł w „Łolstyńs-

kiej", że noszego kochanego redaktora skropsili na psiańćset

marków, to nieomal szlok ma trosiuł i siotem na moje cztery

litery, że aż ława zatrzeszczała, a Burek pod nió zacznół skomleć

ze strachu.

I jeszcze by ma nie buła przestraszuła sztrafa pana redaktora,

gdyby nie to, że to jo temu niszczęściu mom być krzyw. A jekem

gospodyni ło tam łopoziedzioł, to wyszudziuła ma jeszcze za

moje machlerstwa ło ty marce i za to, żem jo nazwoł dusi-

groszem.

Nie mogąc sia dogodać z babo poszetem w pole, łuwalułem

sia w parozie i medytowałem nad marnością tego szwiata.

Bo po co i za co pon redaktor majó zapłacić te psiańset

marków? Za to, żem zrobziuł wica? Gdybym ja wygrał zielgi los

abo sia bogato łożaniuł, to bym wziół z banku psieniondze

i „ciepło ranko" doł panu redaktoroziu, żeby ta sztrafa

zapłaciuł. Ale nic bym nie psisoł i nie godał, żeby nie buła dalsza

sztrafa. Tak jenak pon redaktor bandzie szudził na mnie i na

cały szwat, że jenak jestem biedny, żodnej redy nie ziem, to też

nie ziem, co tero bandzie.

W niedziela jenak siotem do cugu i pojechołem do Łolstyna,

żeby pogadać z panam redaktorem. Pon redaktor buł jekoś

13

background image

41

przymarkocóny — tak mi sia wydawało — ale za siułka

poklepał ma po plecach i tak poziedził:

— Kochany Kubolku! Nie rób sobzie z tego nic, bo ani ty ani

jo nie jesteśwa temu zinni, co sia stało. Ciajżko to bandzie z to

sztrafo, ale chyba noju Pon Bóg nie łopuści i nie trzeba sobzie

przed czasem łamać głowy.

Potam pon redaktor postaziuł butelka koniaku i rozprazialim

to ło tam, to ło łowtam. Ło polityce, ło Chinach, ło kiedajszych

i ważnych sprawach.

I przyślim do tego przekonania, jo i pon redaktor, że szwat je

psionkny a djobeł nie taki czorny, jak go malujó, bo wedle

starego przysłozia: I w psiekle nie nojzgorzy, jek sia człoziek

przynałoży.

Potam wrócilim jeszcze do mojich godań i proszułem pona

redaktora, żeby mi doredziuł, co i jek mom psisać. Bo patrzta:

machlować nie wolno, prowdy poziedzieć nie łopłaci sia, ło

polityce dozieta sia z gazety, ło wojnach też, o rajbach i mniłości,

nie zaleca sia, bo by ma mogli jeszcze te frajleny łudać za

hochsztaplera abo łoszusta łożankowego. Pozostanie chyba tyło

szweże pozietrze i to co jotem na łobziat abo na ziecierza.

Pon redaktor na to łotpoziedzioł, że to dzisiaj nie je tak letko

psisać do gazety i że trzeba mnieć wyrobzione wyczucie, tak

zwany Fingerspitzengeful

1

. Bo z czego sia Krause łuśmieje, to

na to może sia Krauze łobrazić. I tak mi sypoł jekby z rankowa

doredami i przykładami, że gdyby nie koniak, to by ma buło na

dobre zemgluło.

Ju chciołem trzasnąć psiajśció w stół i spytać sia, za co to pon

redaktor dostał tyle nagan, toć za moje mondre godanie nojmni,

ale potam stały mi przed łoczami zielgie 500 marko w, tom

zmniank i przyrzek, że sia poprazia.

Pytołem sia potem jeszcze pona redaktora, czy mom jeszcze

dali godać czy nie i czyby to nie buło lepsi, żeby już ziancy nie

godoł jeno szeptoł.

— A co to ma znowu znaczyć — pyto sia pon redaktor.

Jo mu tłómacza, że jek banda szeptoł, to może mnie tak wnet

nie łusłuchajó. I też nie bandzie sia tak szpetno słuchało „Kuba

aus der Nahe von Wartenburg spricht" jeno „Kuba aus der

Nahe von Wartenburg flusert"

2

.

Jek jedan wrzeszczy, to sia brzydko słucho, jek chto goda,

a do tego gwołt, to niejenamu łuszy mogó zabolić, ale jek chto

szepcze, to jekby mniły letki zietrzyk nad noma przechodziuł.

Niby coś godajó, niby nie, a może to muzyka, a może to sia jeno

tak wydaje, nikt nie zie skąd i co.

Pon redaktor doredziuł ma, żebym jeno godał dali, bo só

i tacy, co potsłuchujó szeptanie i gorzy by mogło jeszcze przyjść,

background image

42

bo by może nie dosłuchali rychtyk i przewrócili moje słowa na

dycht insze.

To ma przekonało i banda do Waju dali godał.

Rozstalim sia z panam redaktoram w dobry przyjaźni

i przyrzeklim sobzie, że nie bandziewa sia na siebzie gniewali i że

noju żadna vis major czyli wyższa siła nie rozdzieli.

Na tam zakończa dzisioj i pozdraziom Woju wciurkich, panu

redaktoroziu ściskam mocno dłoń.

Wasz Kuba spod Wartemborka

1

dosłownie — wyczucie w palcach. Tu chodzi o właściwy dobór tematów.

2

Kuba aus der Nahe von Wartenburg spricht (niem.) — Kuba spod

Wartemborka gada; Kuba aus der Nahe von Wartenburg flust (niem.) — Kuba

spod Wartemborka szepcze.

background image

43

„Gazeta Olsztyńska" nr 110 — niedziela, 14 maja

1939 roku

W gadce znalazly odzwierciedlenie roszczenia tery-

torialne Niemiec wobec Polski, sprawy dotyczące

zapowiedzianego spisu ludności w III Rzeszy, przep-

rowadzonego 17 maja 1939 roku.

Moji Złoci!

Psisza do Woju, choć mom mało ciasu, bo łuzijam sia wedle ty

polityki i ziancy jeszcze wedle tego spokoju szwatowego.

Gdybym do Woju nie psisoł, tobyśta pewnikam jeszcze pomyś-

leli, że Wasz kochany Kubolek tyż „został wyrejzowany w nie-

znane",

Móziąc tedy hizijom sia po Berlinie, Paryżu i Londynie,

konferują, łobraduja, medytują i godom, i godom, aż mi dąsam

gardło boli. A te moje kolegi ministry to jeno słuchają głowami,

mózio tyż, że jo mondrze godom, ale potam robzio swoje, bo to

je naród — te dyplomaty — podejrzliwy i wszandzie i każdego

podejrzewajo, nie zdam już o co.

Jedan sia boi drugego, żeby go tan inszy gdzieś nie prześcig-

nół, a ciekawi só, gorzy jeszcze jek baby.

Jo ale szykownie do nich przemoziom i klaruje, że to nima

żodnego cweku wadzić sia, czy to ło Gdańsk, czy to ło korytarz,

jeno trzeba tak rzetelnie pomyśleć i noradzić się, żeby „zilk buł

syty i koza cało". Jekbym jo som mók komenderować, to by

buło wciurko w porządku, ale gzie „kucharzy sześć tam ni ma co

jeść". W polityce tak samo. Jeden ciągnie ecz, a drugi se, ale

chyba na darmo nie bandzie mój doczynek.

Nie łustana jenak w moji robocie i banda tak długo praziuł

i godoł, aż nareszcie przekonam szwat, że wojna psu na buda sia

zdo.

Mocno łobżałowołem pana redaktora, jekem sia doziedzioł,

że mu łokna w drukarni wybziłi

l

. Co to musieli być za niecnoty,

14

background image

44

co ze sobi kamnianie wlekli, żeby sia psocić. To musieli być

rychtyczne głupki, chtórne czytali te szpetne artykuły, co sia tero

czyta na Poloków i Polska. Frazie wciurkie cejtunki zeszli co do

tonu na poziom łosłazionego „Ostlandu" abo tego „Mazurs-

kiego Volksfrojnda"

2

, godającego do Mazurów po polsku. Jek

łotworzysz taki cejtunek, to już zidzisz grubam drukam na-

psisane „Frechte Polen", „Polnische Grossenwahns inn", „Die

Rauber von Wilno"

3

i tym podobne. A pon ksiądz w „Mazurs-

kim Volksfrojndzie" napsisoł, że „Polska oszalała". Toć jo

tamój nie brukują wystampować w łobronie Polski, bo te pany

tamój sami ziedzó co zrobzić. Ale take gadki, jake prowadzo

mniamnieckie cejtunki, na pewno nie łuspokojó naród, jeno go

jeszcze ziancy pokepsajó.

Dużo sia tero czyto w naszy gazecie kochany, że jenego

i drugego wydalajó z roboty, ze swoji roli, z zioski, w chtórny żuł

i pracowoł i zakazuje tamój mnieszkać. Mój Boże szwanty, je to

pewnikam dlo tych bziednych ludzi ciajżko. Co tu jenak zrobzić,

że só na szwecie take prawa. Nie bójta sia jeno, że Woma tyż tak

pudzie, bo tero znowu chodzó take mamony i straszó ludzi. Jo

myślą, co to sia jeszcze odwróci, bo nasz Zziózek staro sia ło

swojich ludzi, żeby te nakazy cofnąć. W Polsce tyż Mniamców

z pasa granicznego wysiedlajó. Poloki mózio, że to za jeich

landsmanów w Mniemczech. Tak to zidzita, klin klinam sia

wybzijo.

Jek zieta, mowa siedemnastego maja tan spis ludności. W tych

formulorzach trzeba tyż napsisać jeno, chto godó i do jeki

przyznaje sia narodowości. Chto sia łurodziuł Polokam, chto

godo z łojczulkam i matulko po polsku, ten je narodowości

polski i tego mowa je polska. Trzeba tedy tyż napsisać i nie bojić

sia, nikomu za to łba nie łurzió. Jeno tchórze i przylizańce

machlujó, bo każdy w ziosce zie, jeki chto je godki.

Łopozieduwoł mi jedan rodok, co buł na Wehrversammlun-

gu

4

, jek to tamój pytali sia chto kogo inszó godko. A tu znoloz

sia jedan taki, co doma godo tyło po polsku, co mnioł jenteres

i co psianknie może psisać i godoć po polsku, chtórny pozie-

dzioł, że łon po polsku ni może. A żeby cia Cyganie jedna kaczka

kopła w przedłużony krzyż. Takich ludzi, co tak obmachlujó

łurzond, trzeba by wsadzić do kluzy.

Nie jidźta za takam przykładem, jeno śmiało przyznajta sia do

Waszy godki i narodowości. Jeżeli noju Pon Bóg stworzuł

Polokami, to ziedział tyż dobrze, na co to zrobziuł. A tych, coby

Woju chcieli namoziać, móziąc: napsisz, że twoja godka je dojcz,

abo narodowość mniemniecka, tamu doj taka łodpoziedź, że ci

dadzó spokój. Żądań Mniamniec nie do sia namózić, żeby

napsisoł, że jego godka i narodowość je polska, to też i ty

background image

45

pozostań tam, czam cia Pon Bóg stworzuł, to je Polokam z krwi

i kości.

W ty myśli łodzituja sia łod Woju.

Kuba spod Wartemborka

1

Autor nawiązał do incydentu, który wydarzył się 9 V1939 r. o

godzinie 21.30. Nieznani sprawcy rozbili szyby w drukarni „Gazety

Olsztyńskiej". Kilkanaście kamieni wielkości pieści wpadło do wnętrza,

gdzie pracowali jeszcze drukarze.

2

„Mazurski Przyjaciel Ludu", organ Zjednoczenia Mazurskiego, który

po zdradzie ruchu polskiego przez Roberta Machta w 1928 r. stał się

pismem redagowanym w duchu antypolskim.

3

Frechte Polen (niem.) — niegrzeczni Polacy; Polnische

Grossenwahnsinn (niem.) — polskie szaleństwo; Die Rauber von Wilno

(niem.) — zbójcy z Wilna.

4

Wehrversammlung (niem.) — zebranie przygotowawcze.

background image

46

„Gazeta Olsztyńska" nr 156 — czwartek, 11 lipca

1939 roku

Jest to ostatni felieton, wydrukowany w olsztyńskim

piśmie. Kuba z Jandrysem rozprawiają o zbliżającej

się wojnie. Przy okazji autor zwrócił uwagę na

konfiskaty wydrukowanych już numerów „Gazety".

Moi Złoci!

Łostatna niedziela buła jeby zwrotam w cały polityce ojropej-

ski i szwatowy. Buł to dzian historyczny psierszy klasy, bo zeszło

sia dwóch majżów stanu o zielgim formacie, to je Kuba spod

Wartemborka i Jandrys spod Wołowna.

Spotkanie nasze nie łodbuło sia z zielgim czindra—bundra,

bo po psiersze jesteśwa ludziamy skromnymi, a po drugie nie

chcieliśwa łotkryć rombka tejemnicy przez podanie tego spot-

kania w prasie, bo jek zieta, to te redaktory słuchajó zaro jek

trowa psiszczy i zaro przez różne agencje prasowe puszczajo

kaczki abo podejrzenia, że „prawdopodobnie na konferencyji ty

łomaziano podział interesów", abo tyż „łomaziano sprawa

przyszły wojny".

I dobrze sia stało, że sia noma łudało łukryć nosze incognito.

Bo łoprócz gospodyni moji numer dwa nicht ło ty konferencyji

nie ziedrioł, a i łona nic nie ziedziała, że Jandrys je dyplomato,

boby co najmni w chałupsie rozbredziuła.

W niedziela tedy ło godzinie 13.15 przyjechoł przed moje

mieszkanie łon Jandrys łobleczony po wizytowaniu w cylinder

i kutawej.

Jek zwonek przy drzwierzach zadzwoniuł, to gospodyni

chućko łobsypała gamba mąko, a lepy pomalowała czerwonam

bleifedram, potam łotworzuła drzwierze i wprowadziuta gościa

do moji jizby.

Po 15-minutowy wizycie „kurtuazyjny" czyli grzecznościo-

wy, zaprosiułem Jandrysa na frysztyk. Gorąco buło do diochla,

to ściągnęli nasze żakiety i łusiedlim wygodnie w ześle.

Kto jeszcze nie zno Jandrysa, to może by sia za brzucho fytoł,

żeby mu sia nie rozpank i śmioł a śmioł. Jek ja potam panu

15

background image

47

redaktoroziu pokozołem łobrazek, to ani godki słuchoć nie

chcioł ło tam, żeby go wsadzić do „Gazety". Musiołem cały mój

kunszt krasomówczy wysilić, żeby go przekonać ło tam, że nie

skorupka stanowi o jego wartości, ale zawartość (fejn to

poziedziołem, no nie?). I zgodził sia tedy pon redaktor i pozie-

dział, że jek Jandrys przyśle godanie, to mordografia jego

wsadzi do „Gazety".

Godojonc tedy tak z Jandrysem pytom go sia, co słuchać

nowego.

— Co tamój dziś nowego panie. Ludziska jeno o wojnie

klepsiu i politykujó, że trudno jam łodpoziedzić.

— Juł, juł — mózia — ty prowdy to każdy łaknie jek

szczupak karasia, przeproszom, chciołem mózić wody. Noj-

mondrzejsi só jeszcze ci, co czytajó nasza Łolstyńska. A jek już

ponu redaktoroziu nie zierzó, to mnie, panu Kubzie, dycht

zycher.

— Słusznie, słusznie panie Kubo. „Gazeta" to najlepsze

lekarstwo dlo wciurkich. Bo „Gazeta" i pon redaktor ziedzó tyż

wciurko. Czy i kedy bandzie wojna, chto bandzie wygrywoł,

a chto dostanie w skóra, tyż „Gazeta" napisze. To tyż żeby pon

redaktor i wydawca „Gazety" naszy mnioł gwołt czytelników.

— Jek jo zidza, to wy panie Jandrysie dokumentnie sia

orientujeta. I to je szwanta prowda, że chto czyto nasza

„Gazeta", to nie do sobzie nabajać przez różnych flejtuchów

bójki, co nie só prawdo. Taki powsinoga to zaczyna bredzić, że

jo albo pon redaktor siedziwa w kluzie, że „Gazeta" je

zamknienta i insze bójki.

Tak godalim i godalim, aż sia noma mokro pod łozoram

zrobziuło. Z kuchni tymczasem zaczoł dolatywać swond, jekby

sia co psiekło. Za siułka tyż gospodyni zapukała do drzwierzy

i przyniosła łon moltych. Buła, jek łobziecołem, woszta psieczo-

na z rybów morskich, syr, wczorajsze colty i łogórek na

przegryzienie, no i łon bziały, co stojał w kuble z wodo. Zaczelim

jeść, Jandrys jekoś po ty woszcie gamba skrzyziuł, ale gospodyni

poziedziała, że to „szmekt szen". Jekem ta woszta potokneli

bziałó, to sia Jandrysoziu lepsi zrobziuło i do stół insi humor.

Godalim jeszcze gwołt i mondrze i popsijalim, aż naroz Jandrys

dostał czkowka, co go mocno ciskała na zeslu.

— To łod ta woszta z ryby — mózi.

— Być może—łodpozieduja—łona może bziołego lejdować

ni może, to cia tak ściska, ale popsij jeszcze jenego, to może sia

łutopsi w kornusie i sfolguje.

Potam pytał sia mnie Jandrys, czy jo ziem, dlaczego ponu

redaktoroziu zarekwirowali aż trzy numery „Gazety", czy łon

co szpetnego napsisoł albo co.

background image

48

Łodpoziedziołam mu na to, ze to je tajemnica redakcyjna i że

pon redaktor tego nawet mnie, swojamu nojdroższamu przyja-

cieloziu ni może poziedzić.

Rozumne—poziedzioł Jandrys, potam zostaziuł mi łobrazik,

pożegnoł sia i trzymając sznoptucham gamba, wyszet na

mniasto.

Jo pozostałem som i medytowałem o współpracy z Jand-

rysem. Jek Jandrys przyśle drugi listek, to zobaczyta tyż jego

gamba.

Mnie sia mocno zdaje, że jek jo i Jandrys weźniewa sia we

dwójka do polityki i starać sia bandziewa, żeby buła zgoda

i przyjaźń i żeby wojny nie buło, to noma sia na pewno łudo. Na

tam łodzituje sia łod Woju.

Wasz Kuba spod Wartemborka

background image

49

SŁOWNICZEK

absztymunk (niem. Abstimmung) — plebiscyt, głosowanie
agwentarz — inwentarz
ajgetlich (niem. eigentlich) — właściwie
ansztrengować (niem. anstrengen) — wysilać
ausgerechnet (niem.) — akurat, właściwie, tu: ostatecznie

baczyć — pamiętać

bad (niem. Bad) — kąpielisko, tu: uzdrowisko

bana — kolej

Banhof (niem.) — dworzec

Beamle (niem.) — urzędnik

Bedarf (niem.) — zezwolenie

berycht (niem. Bericht) — raport

bina (niem. Buhne) — scena

blat (niem. Blatt) — gazeta

Bleifeder (niem.) — ołówek, pióro

braczny — brakujący

bredzić — głupio mówić

buksy — spodnie

bziała — biała, tu: wódka

bziałka — kobieta

cejtunek (niem. Zeitung) — gazeta

chocam — choć ja

chućko — szybko

cołta — bułka

cug (niem. Zug) — pociąg

cwek (niem. Zweck) — cel, tu: powód

cychunek — rysunek

background image

50

darować — trwać

Denkmal (niem.) — pomnik

dajczland (niem. Deutschland) — Niemcy

do diachla, do szlaku — do diabła (przekleństwo)

doczynek — przytyk, uwaga

doczynkować — zadawać sobie trud

draszować (niem. dreschen) — młócić

dura — dziura, tu: wiezienie

dycht — całkowicie

dynst (niem. Dienst) — służba tu: obowiązki

erbować (niem. erben) — dziedziczyć

faja (niem. fein) — pięknie tu: ładnie
familja (niem. Familie) — rodzina
feiny pinkiel — wybredny
feirować (niem. feiern) — świętować
fejtłapa — niedorajda
fela (niem. Fehler) — błąd
fest (niem.) — mocno
filidymek — fircyk, lekkoduch
Finanzamt (niem.) — urząd skarbowy
forschrift (niem. Vorschrift) —przepis
frajwomie — dobrowolnie
frejlena (niem. Fraulein) — panna
froint (niem. Freund) — przyjaciel

gajś — gęś

gbur — gospodarz

gedycht (niem. Gedicht) — wiersz

Generalerlaubnis (niem.) — generalne zezwolenie

geszenk (niem. Geschenk) — podarek

gluzda w głowie — o kimś, kto mówi nie do rzeczy

gody — święta Bożego Narodzenia

grabnąć — wziąć

grózek—dziadek, ten który przekazał gospodarstwo synowi bądź córce

gulon — indyk

gwałt — dużo

gżmija — żmija

Halter (niem.) — obsadka

hineraugi (niem. Huhnerauge) — odciski

ibować (niem. uben) — ćwiczyć

jadozić — drażnić, gniewać

jeger (niem. Jager) — gajowy, tu: niższy urzędnik

jeglija — jodła, świerk (Warmiacy nie odróżniali jodły od świerka)

jisty — ten sam

jod—jad

background image

51

kadyk — jałowiec
keta (niem. Kette) — łańcuch
kiedajsi — dawniejszy
klapiczkarz — urzędnik (pogardl.)
kleijtszafa (niem. Kleiderschrank) — szafa ubraniowa
kleinrentier (niem. klein Rentier) — pobierający niską rentę
kloce — drewniane chodaki
kluza — więzienie
kokoszą — kura
kołacz — chleb
kosie — nogi
koza — rower bądź piecyk
krajz (niem. Kreis) — powiat
kromf (niem. Krampf) — skurcz
kropówki — ciężkie buty robocze
kucha (niem. Kuchen) — ciasto
Kupferstecher (niem.) — miedziorytnik
kuraż — tu: dodawać sobie animuszu
kulawej — ubranie, kurtka
laga (niem. Lagę) — kolejka piwa bądź wódki
Landrat (niem.) — naczelnik powiatu
laufszrit (niem. Laufschritt) — powolny bieg
landsman (niem. Landsmann) — rodak
lejba — uczta
lejbmarki — ulubione gatunki win
lejdować (niem. leiden) — tolerować
lelek — przygłupek, człowiek udający głupka
lepy (niem.Lippe) —usta
listek — list
łapa — ręka
łobabzić — ożenić
łobciągnąć — obciągnąć
łobsadzić — obsadzić
łobrazik — fotografia
łobzorgować — postarać się, oszczędzić
łobżreć — objeść się
łoboziojzek — obowiązek
łosierować — ofiarować
łostać — zostać
łupsić — upić
łuzijać — pospieszyć
machlarz — oszust, tu: dowcipniś
machlować — oszukać
mamon — zły duch
Mantel (niem.) — płaszcz
markocić — martwić
moltych — posiłek

background image

52

mordografia — fotografia
myto — zapłata, należność za pracę
naju — nas
na podsobnym — stojąc
nicht — nikt
niewarto — źle
Ostprojsy (niem. Ostpreussen) — Prusy Wschodnie
pakietki — paczuszki, tu: podarki
Pepiczek — pogardliwie o Czechu
picze — grube pończochy, robione na drutach
pokazka — na próbę
pokepkować — pożartować
postkarta (niem. Postkarte) — pocztówka
potoknąć — opłukać
princ, princesa (niem. Prinz, Prinzessin) — książę, księżniczka
prowodnik — przewodnik
przyboczyć — przypomnieć
przyjaciele — krewni
przylizaniec — ten, który chce się przypodobać
przymorzyć — przyśnić
pupki — lalki, tu: kukiełki
raić, rajba — swatać, swatanie
rajza (niem. Reise) — podróż, wyrejzowany — tu: wysiedlony
Raubstaat (niem.) — zbójeckie państwo
reda — rada
robociądz — robotnik
rojber (niem. Rauber) — rozbójnik
rychtyk (niem. richtig) — trafny, prawdziwy
sfolgować — opuścić
singel — figiel
siuła — ile
siułka — chwila
sklejać — złożyć
stompory — grube, niezgrabne nogi
stropsić — zmartwić
szerm (niem. Schirm) — parasol
szlos (niem. Schloss) — zamek
sznaptucha — wódka
sznoptuch — chustka do nosa
szorc (niem. Schurze) — fartuch
sztramne (niem. stramm) — krzepiące, dobre, poprawne
sztrasa (niem. Strasse) — ulica
sztryfle (niem. Strumpf) — pończocha
sztyma (niem. Stimme) — głos w wyborach
sztywne psiersi — gors

background image

53

szudzić — wyzywać, krzyczeć
szulmistrz — nauczyciel
szurek — chłopiec
szwajsfusy (niem. Schweissfuss) — pocąca się noga
szwandrować — błąkać
szykowny — ładny, porządny
świgierfoter (niem. Schwiegervater) — teść
tank — czołg
trajbować, trapsić — martwić
to ło tam, to ło tamtam — to o tym, to o tamtym
uchole — uszy
Vaterland (niem.) — ojczyzna
wadzić — kłócić
wciurcy, wciurki — wszyscy
welunek (niem. Wahlen) — głosowanie, welować — głosować
wertyków (niem. Wertyko) — szafa do bielizny, komoda
wic (niem. Witz) — dowcip, anegdota
woszta — kiełbasa
wtrajbować — przynosić
wyszychtować — przygotować
zachanczyć — zachęcić
zacha (niem. Sache) — rzecz
zafondrować — zażądać
zapierać — zamknąć
zblamirować — skompromitować
zder — tu: uciekł
zesel (niem. Sessel) — fotel
zesztyftować — złożyć, zebrać
zieczerza — kolacja
Zielganoc — Wielkanoc
zino — wino
zoka (niem. Socke) — skarpetka
zorga (niem. Sorge) — kłopot
zorta (niem. Sorte) — gatunek, tu: wina
zycher (niem. Sicher) — pewność


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rynek pieniężny
Rynek pieniężny
Rynek kapitalowy i pieniezny 1
Rachunek Przeplywow pienieznych
12Ewidencja środków pieniężnychid 14240 ppt
Zarządzanie środkami pieniężnymi i zobowiązaniami krótkoterminowymi
Rozliczenia pieniężne
przeciwdziałanie praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu (2)
Angus McLeod Blogi od A do sławy i pieniędzy
74 Nw 11 Obwody drukowane
Opodatkowanie przychodów (dochodów) z kapitałów pieniężnych
AKTYWA PIENIĘŻNE KONSPEKT RF
Polityka Pieniężna BC
Modul 5 Podstawowe zagadnienia wspolczesnej gospodarki pienieznej i rynku dobr
inwestowanie pieniedzy w praktyce(fragment)

więcej podobnych podstron