Lidia Błądek
„Wakacje z Au Pair”
Copyright © by Lidia Błądek, 2016
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o., 2016
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji
nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Jacek Antoniewski
Projekt okładki: Robert Rumak
Korekta: Marlena Rumak
Ilustracje na okładce: © paffy – Fotolia.com
ISBN: 978‒83‒7900‒493‒5
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3/325, 62‑510 Konin
tel. 63 242 02 02
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
3
Spis rozdziałów
Rozdział I . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Rozdział II . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
Rozdział III . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21
Rozdział IV . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
Rozdział V . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31
Rozdział VI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36
Rozdział VII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
Rozdział VIII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
Rozdział IX . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53
Rozdział X . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56
Rozdział XI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59
Rozdział XII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64
Rozdział XIII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67
Rozdział XIV . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71
Rozdział XV . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 74
Rozdział XVI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76
Rozdział XVII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78
Rozdział XVIII. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82
Rozdział XIX . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 85
Rozdział XX . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87
Rozdział XXI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89
Rozdział XXII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91
Rozdział XXIII. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94
Rozdział XXIV. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97
Rozdział XXV . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99
Rozdział XXVI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .101
Rozdział XXVII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103
4
Rozdział XXIX. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 111
Rozdział XXX . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .113
Rozdział XXXI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .116
Rozdział XXXII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .118
Rozdział XXXIII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120
5
Rozdział I
W
słoneczny majowy poranek Anię obudził śpiew sło‑
wika dochodzący z ogrodu. Wcześnie wstała i jak
codziennie wyszła na taras swego domu, aby się wy‑
gimnastykować. Z jej tarasu rozpościerał się widok na piękny
niewielki ogród, w utrzymaniu którego często pomagała ro‑
dzicom. Od rana wiedziała, że dzisiejszy dzień będzie wyjątko‑
wy, bo dzisiaj odbierze swoje świadectwo dojrzałości. Liczyła,
że maturę dobrze zdała i oceny na dyplomie też będą dobre.
Co za szczęśliwy dziś dzień, myślała w głębi duszy. Już rozmy‑
ślała o wakacjach, które razem z koleżankami chciałaby spędzić
w Anglii. Polska została właśnie członkiem Unii Europejskiej,
a ona po raz pierwszy głosowała, i to właśnie za tym, by Polska
weszła do Unii. Więc dlaczego miałaby nie skorzystać z nowych
możliwości, jakie się teraz przed nią otwierają. Jeszcze rodzicom
o swoich zamiarach nie wspomniała, ale na wszystko będzie
czas. Zastanawiała się, czy rodzice zaakceptują jej propozycję,
ale jestem już dorosła – myślała – więc dlaczego mieliby nie za‑
akceptować jej planów życiowych.
Bardzo ich kochała i wiedziała, że rodzice też ją kochają i mają
do niej zaufanie. Podobnie jak wielu jej rówieśników uważała,
że wejście Polski do Unii Europejskiej stwarza szanse na lepsze
życie.
Jednak w rodzinie Ani nie wszyscy głosowali za wstąpieniem
Polski do Unii Europejskiej. Babcia Elżbieta i dziadzio Marek
pamiętali, jak po II wojnie światowej nie wszyscy Polacy, którzy
walczyli za wolność innych krajów Europy, mogli tam zamiesz‑
kać. Często wspominali najstarszego brata dziadka, który był
6
lotnikiem i walczył w Dywizjonie 303 o Anglię, a potem musiał
emigrować do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Po II wojnie
światowej pomimo wielkich zasług Polaków w niektórych pań‑
stwach Europy, Polacy nie byli mile widziani. Lecz rodzice Ani,
Basia i Karol, wiązali duże nadzieje z wejściem Polski do Unii
Europejskiej dla przyszłości ich dzieci i głosowali za wstąpieniem.
Liczyli bardzo, że maj 2004 roku przyniósł nowe pozytywne
wyzwania Polsce i jej mieszkańcom. W referendum powszech‑
nym ponad pięćdziesiąt procent mieszkańców zagłosowało za
wejściem Polski do Unii Europejskiej. Jednak wśród części spo‑
łeczeństwa ciągle żywe były obawy, czy ta decyzja jest dobra dla
obecnych i przyszłych pokoleń. Część polityków prowadziła
agitację, aby głosować za przystąpieniem Polski do Unii, ale
przeciwna część zniechęcała do tego.
Zwolennicy akcesji Polski podkreślali przede wszystkim moż‑
liwość otwarcia granic, swobodny przepływ osób, usług, towarów
i kapitału wewnątrz państw Unii oraz zapewnienie bezpieczeń‑
stwa i pokoju. Przeciwnicy zaś ostrzegali, że podporządkowanie
Polski dyktatowi prawnemu Unii nie przyniesie nic dobrego,
gdyż w rzeczywistości będzie ograniczeniem praw obywatel‑
skich. Gospodarka i rolnictwo nie wytrzymają konkurencyjno‑
ści zachodnich firm, co spowoduje ich upadek i związany z tym
wzrost bezrobocia, a także likwidację drobnych gospodarstw
rolnych produkujących zdrową żywność, a nasz rynek zostanie
zalany żywnością genetycznie modyfikowaną niewiadomego
pochodzenia. Przeciwnicy podkreślali, że w przyszłości Polsce
grozi utrata suwerenności z powodów głównie ekonomicznych.
W domu Ani, podobnie jak wśród szerszego polskiego społe‑
czeństwa były różne poglądy na ten temat. Mama Basia właśnie
przygotowywała w kuchni śniadanie dla całej rodziny. Uważała,
że pierwszy posiłek powinien być ciepły, więc dzisiaj przygo‑
towywała płatki owsiane z mlekiem i jajecznicę z wiosennym
szczypiorkiem.
7
– Ależ aromatyczne zapachy, mogę w czymś pomóc mamusi
– zapytała Ania już przy wejściu do kuchni.
Podobnie jak jej mama bardzo lubiła gotować. Wiele się już
zdążyła nauczyć od mamy i babci w rodzinnym domu.
– Może nakryj do stołu, a ja za chwilę skończę – odpowie‑
działa mama.
Ania rozstawiła zastawę stołową na stole przykrytym białym
obrusem, na którym już stał bukiet polnych kwiatów w por‑
celanowym flakonie. W rodzinie tradycją było, że posiłki spo‑
żywało się wspólnie. Jej babcia Elżbieta uważała, że nakrycie
stołu jest bardzo ważne i zawsze do posiłku stół powinien być
nakryty białym obrusem. Właśnie przyjechali babcia i dzia‑
dzio, aby wspólnie w gronie rodzinnym uczcić ten wyjątko‑
wy dzień.
Przy stole, podczas posiłku, jak zwykle rozpoczęła się dys‑
kusja. Teraz tematem na czasie było wejście Polski do Unii Eu‑
ropejskiej.
– Ile teraz dobrego się w Polsce dzieje. Cieszę się, że Polska
stała się członkiem Unii Europejskiej. Mam nadzieję, że zapewni
to Europie pokój na przyszłość, tolerancję i rozwój gospodarczy
– mówiła w czasie wspólnego śniadania Barbara, mama Ani.
– Tak, to prawda, miejsce Polski jest wśród państw kultury ła‑
cińskiej, ale dziś Europa jest inna niż wiele lat temu. Poszczególne
kraje też przeżywają różne problemy gospodarcze, kulturowe.
Czy będzie nam dane czerpać to, co najlepsze, czy też staniemy
się dużym rynkiem zbytu i rynkiem taniej siły roboczej – od‑
powiadała pytająco jej mama Elżbieta.
Ania szybko zjadła śniadanie i udała się do liceum, po od‑
biór dyplomu.
Do rozmowy włączył się tato Ani, który prowadził dobrze
prosperującą firmę z zakresu branży budowlanej – ależ mamo,
wszyscy w Unii będą mieć takie same możliwości rozwoju. Zo‑
bacz jak moja firma od kilku lat się rozwija dzięki eksportowi
do krajów Unii – mówił.
8
Jednak mama, która wykonywała kiedyś zawód radcy praw‑
nego uważała, że Unia stosuje „niedopuszczalny terror prawny”,
ponieważ najdrobniejsze sprawy chce regulować prawem. Przy
czym prawo to stanowione jest tylko w interesie najbogatszych
państw Unii, np. w sprawach ochrony klimatu biedniejsze kraje
będą w przyszłości płacić kary za emisję gazów i brak ochrony
powietrza. Głosowałam przeciw – gdyż jak mówiła – w Unii jest
wydawanych coraz więcej absurdalnych przepisów wkraczają‑
cych we wszystkie dziedziny życia, a to będzie hamować rozwój
gospodarczy i psuć relacje międzyludzkie. Rozwój gospodarczy
i społeczny zawsze wyprzedza prawo i dlatego nie można ogra‑
niczać praw obywatelskich, tworzyć biurokratycznych barier
hamujących rozwój. Z powodu zbyt dużej ilości przepisów nie
będzie można prowadzić działalności gospodarczej, aby nie
łamać jakiegoś przepisu. Każdy, kto podpadnie władzy albo
mocnej konkurencji, będzie mógł być łatwo zniszczony – kon‑
tynuowała, argumentując swój sprzeciw.
– Ja, jak na razie, nie narzekam. Liczę, że dopiero teraz otwo‑
rzą się nowe możliwości – odpowiadał ze spokojem o przyszłość
Karol.
– Och, teraz to dopiero zobaczysz jak będzie. Po wejściu Pol‑
ski do Unii będziemy musieli przyjąć tysiące aktów prawnych do
naszego systemu prawnego. Narzucone nam limity produkcyjne
w gospodarce i rolnictwie będą hamować rozwój gospodarki
i rolnictwa. To spowoduje wzrost bezrobocia i biedy, a młodzi
zamiast budować własny kraj będą emigrować za chlebem do
bogatszych krajów Unii. Aż strach pomyśleć, co nam przyniesie
przyszłość – kontynuowała swój sposób myślenia Elżbieta, nie
dając się przekonać żadnymi argumentami.
– Ależ mamo, co ty mówisz, przecież jako przedsiębiorca
będę mógł rozwijać działalność i eksportować do dowolnego
kraju Unii, bez żadnych ceł i barier, będzie strefa wolnego ryn‑
ku. Ja widzę więcej pozytywnych stron i korzyści z członkostwa
Polski – odpowiadał na przedstawione wątpliwości Karol.
9
– Och Karolu, o jakim wolnym rynku ty mówisz? Czy ty nie
rozumiesz, że tam mechanizmy wolnorynkowe już dawno zosta‑
ły zastąpione mechanizmami zbiurokratyzowanymi, negocjacyj‑
nymi, za którymi kryje się polityczna gra interesów i wpływów
najbogatszych państw Unii. Zobaczysz jak to jest z tą wolnością
eksportu, zaraz wymyślą jakiś certyfikat, za który słono będziesz
musiał zapłacić – odpowiadała mu – a zobaczysz za lat dziesięć,
dwadzieścia, jak droga będzie zdrowa żywność, bo już teraz za‑
lewają nasz rynek żywnością w większości genetycznie modyfi‑
kowaną i niszczą nasze polskie małe gospodarstwa rolne, które
produkują zdrową żywność. Spójrz dookoła, u nas też niektórzy
przejęli za bezcen ziemię i gospodarstwa rolne po likwidowa‑
nych Państwowych Gospodarstwach Rolnych i spółdzielniach
produkcyjnych i teraz oni też dołączą do farmerów unijnych.
Będą pobierać ogromne dopłaty rolnicze, produkować żywność
z chemią i genetycznie modyfikowaną, a my to będziemy jeść
i chorować i całe życie przyjmować leki i suplementy diet, na
czym znowu zarobi cały wielki przemysł farmaceutyczny do‑
brze rozwinięty w krajach Unii. Zobaczycie, za kilkanaście lat
największym problemem będzie możliwość pozyskania zdrowej
żywności – uzasadniała swoją argumentację mama.
– Ależ mamo, my też mamy rodzinne gospodarstwo rolne
na swoje potrzeby i będziemy je nadal utrzymywać – odparł
syn Karol.
– Na szczęście mamy jeszcze, ale przeżyliśmy już różne czasy.
Nawet takie, gdy w okresie stalinizmu po drugiej wojnie pró‑
bowano ludziom odbierać ziemię. Dzisiaj też nie wiadomo jak
będzie, czy z ludzi nie zechcą zrobić niewolników, którzy będą
jeść to, co im dadzą, myśleć, jak ich nauczą i robić to, co im każą.
Jeszcze trochę i będzie jak w książce Orwella „Rok 1984” – pe‑
symistycznie przepowiadała przyszłość mama.
– Ależ mamo, dzięki temu, że jest Unia od kilkudziesięciu lat
nie ma wojen, które wyniszczały Europę w pierwszej połowie
dwudziestego wieku. Unia da nam poczucie bezpieczeństwa.
10
Ja widzę lepszą przyszłość, więcej możliwości dla nas i dla przy‑
szłych pokoleń – argumentował Karol.
Do rozmowy włączyła się Basia – mamo, nawet Kościół popie‑
ra wejście Polski do Unii. Jest prowadzony proces beatyfikacyjny
Roberta Schumana, jednego z założycieli Unii Europejskiej – mó‑
wiła, licząc, że odwołanie do wartości chrześcijańskich przekona
mamę. Ale mama jak zwykle na wszystko miała odpowiedź –
wiesz, to bardzo dobrze, bo Robert Schuman był wielkim, mą‑
drym człowiekiem i katolikiem. Chciał budowania wspólnego
dobrobytu i pokoju dla wszystkich obywateli Unii. A teraz, czy
Europa nie odchodzi od ideałów Schumana? – pytała,
Ojciec Marek jak zwykle przysłuchiwał się dyskusji i posta‑
nowił wesprzeć żonę dodatkowymi argumentami, pytając naj‑
pierw – a czy wiecie dlaczego Robert Schuman wybrał w 1957
roku dzień 25 marca na podpisanie traktatu ustanawiającego
Europejską Wspólnotę Gospodarczą?
Zapanowała chwila ciszy, po czym dalej zaczął tłumaczyć – to
nie był przypadek, bo w dniu 25 marca obchodzimy dzień Zwia‑
stowania Pańskiego. To jedno z najważniejszych świąt w Kościele
Katolickim. Robert Schuman jako gorliwy katolik zapewne wziął
to pod uwagę. Schuman uważał, że Europa powinna zachowy‑
wać swoje wartości i tradycje.
– Tak tato, zgadza się. Schuman potrafił po drugiej wojnie
światowej poprzez pojednanie różnych narodów budować wspól‑
notę europejską, która będzie oparta na wolności, sprawiedliwo‑
ści, solidarności narodów i pokoju. Ale czasy się zmieniają. Nic
nie stoi w miejscu. Zawsze mówisz, że trzeba patrzeć w przy‑
szłość. To od nas zależy jaka będzie Polska, jaka będzie Euro‑
pa, jakie ideały potrafimy wprowadzić w życie – odpowiadał ze
spokojem Karol.
– Pamiętajcie, że nikt nam nic nie da za darmo, a powodem
powołania Unii były przede wszystkim względy ekonomicz‑
ne. A o bezpieczeństwo też musimy sami zadbać. Ale cóż, was
trudno przekonać. Poczekamy, zobaczymy – powiedziała jak
11
zwykle w takich sytuacjach babcia Elżbieta, aby nie zadrażniać
dalszej dyskusji.
– My, Polacy, też potrafimy sobie radzić w życiu. Ja wierzę
w lepszą przyszłość Polski w Europie – próbował przekonywać
Karol.
– Tak, wiem, ale pamiętaj, że w polityce liczą się przed wszyst‑
kim interesy, a zwłaszcza interesy ekonomiczne – mama jak zwy‑
kle na wszystko miała argumenty i odpowiedź, z czym trudno
było polemizować.
Dziadkowie i rodzice Ani nie mogli się doczekać powrotu
ich ukochanej wnuczki i córki do domu ze świadectwem matu‑
ralnym. Mieszkali w uroczym małym powiatowym miasteczku
na Podkarpaciu, w XIX wiecznej kamienicy, którą rodzina od‑
zyskała w latach 90. XX wieku. Basia z Karolem ją wyremonto‑
wali i na nowo urządzili. Karol prowadził dobrze prosperującą
firmę budowlaną, a Basia uczyła w miejscowym liceum języka
angielskiego. Praca dawała im satysfakcję, a także pozwalała
utrzymać na dobrym poziomie rodzinę. Dzieci – Ania, Janek
i Tomek nie stwarzały problemów wychowawczych, a rodzice
mogli być z nich dumni.
Nie mogli dalej kontynuować rozmowy, bo do domu wbie‑
gła Ania, by podzielić się radością z rodzicami, braciszkami,
ukochaną babcią i dziadziem. Właśnie zdała maturę i odebrała
świadectwo dojrzałości z bardzo dobrymi wynikami. Rodzice,
młodsi bracia składali gratulacje i życzenia na przyszłość, aby
wszystkie marzenia i pragnienia się Ani spełniły.
Na stole już stał tort i kwiaty. Od rodziców otrzymała wyma‑
rzony prezent, złote kolczyki, a od braci ślicznego małego pieska
jorka, którego wspólnie nazwali Amorek. Dziadkowie mieszka‑
jący na co dzień na wsi, którzy specjalnie przyjechali na tę uro‑
czystość, byli bardzo dumni z wnuczki. Babcia po przejściu na
emeryturę, amatorsko zajmowała się malarstwem, więc wręczyła
12
Ani namalowany przez siebie jej portret. Wszyscy się cieszyli,
a najbardziej sama Ania. Wiedziała, że zdanie matury z bardzo
dobrymi wynikami otwiera jej drogę na wymarzone studia.
Ania była piękną szczupłą, wysportowaną dziewczyną o zielo‑
nych oczach, długich kasztanowych włosach, subtelnych rysach
twarzy i promiennym pełnym radości życia uśmiechu. Z rodzin‑
nego domu wyniosła dobre wychowanie, uczciwość, szacunek
dla ludzi. Była bardzo dobrą uczennicą i pragnęła zostać leka‑
rzem, by pomagać innym ludziom. Bo uważała, że wykonując
zawód lekarza najlepiej zrealizuje swoje marzenia.
Rodzice byli bardzo szczęśliwi i powiedzieli Ani, że może
studiować gdzie chce, aby tylko wybrała dobrą uczelnię. Zawsze
lubiła wyjazdy z rodzicami do Krakowa, więc bez wahania wy‑
brała studia w piastowskim, królewskim Krakowie, gdzie bez
problemu została przyjęta na medycynę. Rodzice byli bardzo
dumni, że znalazła się już w pierwszej dziesiątce na liście przy‑
jętych osób na medycynę. Ania zawsze mówiła, że po jej ukoń‑
czeniu wróci tu na Podkarpacie, może do jej małego ulubionego
miasteczka, a może do Rzeszowa, który pięknieje i ciągle się
rozwija. Uważała Podkarpacie za najpiękniejszy region w Pol‑
sce, bo tutaj się urodziła i wychowała. Była optymistką i zawsze
wierzyła w lepszą przyszłość.
Teraz przed nią prawie cztery miesiące wakacji. Nie chcia‑
ła próżnować, była bardzo ambitna i powiedziała rodzicom,
że nadszedł czas, aby wreszcie zarobiła własne pieniądze. Chociaż
w domu rodzinnym niczego jej nie brakowało, ale podobnie jak
wielu jej rówieśników marzyła, by wreszcie mogła sama zarobić
i wydać pieniądze na co tylko zechce. Właśnie przeczytała z ko‑
leżankami w Internecie ogłoszenia o programie Au Pair, że są
potrzebne opiekunki do dzieci i osób starszych w Anglii, która
otwarła rynek pracy dla obywateli z nowych krajów Unii Euro‑
pejskiej. Więc uznała z koleżankami, że pojadą troszkę zarobić,
zwiedzić Anglię i doszlifować lepiej język angielski.
Rodzice nalegali, by nie wyjeżdżała.
13
– Przecież mamy z czego utrzymać rodzinę i opłacić studia
w Krakowie, zwiedziłaś już z nami całą Europę. Brakuje ci cze‑
goś? – pytała mama.
– Po co tam pojedziesz, przecież byłaś już dwa razy w An‑
glii z nami. Jeżeli chcesz jeszcze zwiedzać, to jedź na wycieczkę,
którą ci sfinansuję – dodawał tato.
– Nie zostawiaj pieska Amorka samego, ani nas – dodawał
braciszek Janek.
– Ależ moi kochani, mamusiu, tatusiu, przecież jadę w towa‑
rzystwie koleżanek, do pewnej sprawdzonej pracy, którą oferu‑
je urząd pracy. Jest to praca legalna i pewna, dam sobie radę.
W ramach tego programu będę mieć zapewnione wyżywienie,
zakwaterowanie i kieszonkowe. Chcę doszlifować mój angielski.
A Amorka zostawiam w dobrych rękach, bo w twoich drogi bra‑
ciszku i pod okiem mamy i taty. Na kogo bardziej mogę liczyć,
jak nie na was? – odpowiadała z uśmiechem Ania.
Do rozmowy włączył się dziadek, który znowu przypomniał
jak jego brat, który w czasie II wojny światowej walczył w obro‑
nie Anglii, musiał po skończonej wojnie emigrować do Amery‑
ki, bo w Anglii panowały po wojnie antypolskie nastroje, a do
Polski nie mógł wrócić, bo mógł zostać uznany za antykomu‑
nistę i osadzony za to w więzieniu. Dopóki żył, przysyłał listy,
w których opisywał swą tęsknotę za Polską. Dziadek jeszcze
bardziej w swych myślach obawiał się, aby Ania nie zechciała
zostać w Londynie i tam studiować.
– Tylko wróć i pamiętaj zawsze, że bez względu na to jaki
ustrój będzie w Polsce, to tutaj jest zawsze twoja ojczyzna. Po dru‑
giej wojnie narzucono nam ustrój komunistyczny, który był nam
obcy, była bieda przez kilkanaście lat, ale już od lat sześćdzie‑
siątych było coraz lepiej. Pracowaliśmy razem z babcią i wycho‑
waliśmy, wykształciliśmy czwórkę dzieci. Pragniemy, by każde
następne pokolenie miało lepiej niż my mieliśmy – mówił dzia‑
dek, licząc, że przekona Anię.
14
– Nie martw się dziadziu, na pewno wrócę – odpowiedziała
Ania.
– Jak masz chleb, to nie szukaj chlebusia i zawsze pamiętaj,
że choćbyś szła od granic do granic, nigdzie nie dostaniesz chle‑
ba za nic – dodała babcia.
Lecz na nic zdały się prośby i wszelkie argumenty. Ania była
uparta i nie chciała, aby teraz o wszystkim inni za nią decydowali.
Dla niej teraz nadszedł czas na upragnione wakacje i podróże,
możliwość zarobienia pierwszych własnych pieniędzy, uważała
Ania. Któż w jej wieku nie marzy o podróżach, zwiedzaniu cie‑
kawych miejsc, możliwości zarobienia własnych pieniędzy. Ro‑
dzice rozumieli, że młodość ma swoje prawa i wiedzieli, że w tej
sytuacji nie mogą córki zatrzymać.
Po kilku dniach Ania otrzymała już z urzędu pracy skon‑
kretyzowaną ofertę zatrudnienia jako opiekunka starszej pani,
z zaznaczeniem, że powinna być przygotowana na to, że jako
opiekunka będzie dużo podróżować po świecie. Nie wymagano
od niej umiejętności gotowania, sprzątania, a tylko by była do
towarzystwa pewnej pani. Ania była szczęśliwa i pomimo próśb
rodziny podjęła decyzję – pojedzie.
Zrobiła niezbędne zakupy na podróż. Rodzice ufundowali
koszty podróży i kieszonkowe, błogosławiąc ją na jej pierwszą
zagraniczną, samodzielną podróż.
Mama, tuląc Anię, mówiła przezornie – uważaj na siebie, nie
ufaj zbyt szybko nikomu i telefonuj oraz pisz codziennie smsy
i pamiętaj, że cię bardzo kochamy i mamy zaufanie do ciebie –
po czym ją mocno objęła i ucałowała.
Młodsi bracia Tomek i Janek rozpłakali się i prosili, by nie
jechała.
– Przecież zawsze najlepsze wakacje spędzamy razem u babci
i dziadzia na wsi, dlaczego od nas odjeżdżasz? – pytał Tomek.
Tato, całując córkę, próbował namówić ją jeszcze do zmiany
decyzji – przecież masz tutaj wszystko, co ci do życia potrzebne,
po co tam jedziesz? – dopytywał.
15
Lecz Ania już żyła marzeniami związanymi z podróżą.
– A może przeżyję wspaniałą przygodę mojego życia. Nie
martwcie się o mnie, jestem już dorosła – odparła Ania.
Koleżanki Gosia i Zosia już czekały na podwórku. Ania wy‑
biegła radosna, ubrana w dżinsy i sportową niebieską koszulę.
Ojciec odwiózł je samochodem do autobusu, który odjeżdżał
z Rzeszowa do Londynu.
16
Rozdział II
P
odróż autobusem do Londynu upłynęła spokojnie. Jechali
sami młodzi ludzie, którzy opowiadali o swoich marze‑
niach i nadziejach na lepsze życie, jakie wiązali z faktem
wejścia Polski do Unii Europejskiej.
Przecież teraz mogą studiować gdzie chcą, w dowolnym kra‑
ju, podróżować, zwiedzać świat. Uważali, że otworzyły się przed
nimi nowe szanse, których nie mieli w młodości ich rodzice ani
dziadkowie, gdyż ich młodość przypadła na lata drugiej wojny
światowej rozpętanej przez Niemcy, a potem na lata stalinizmu
powojennego. Wróciły czasy ich pradziadków, którzy przed
drugą wojną światową też mogli korzystać z wolności podró‑
żowania, jak oni teraz. Podróżowali dzień i noc. Na drugi dzień
po południu byli już w Londynie.
Po Anię i jej koleżanki Zosię i Gosię na dworzec, przyjechał
duży samochód, mercedes, który miał je zawieźć do ich miejsc
pracy. Znajomość języka angielskiego ułatwiała im rozmowę
z kierowcą, który był miły i dużo opowiadał o tym, co się w Lon‑
dynie dzieje. Dojechały kilkanaście kilometrów poza Londyn do
sąsiadujących posiadłości. Zosia wysiadła najwcześniej, gdzie
powitała ją rodzina z dwójką dzieci w wieku szkolnym. Jej za‑
daniem miało być sprawowanie opieki nad dziećmi. Gosia wy‑
siadła kilometr dalej przed dużym domem z ogrodem, gdzie
również otrzymała pracę jako opiekunka do dzieci w wieku
szkolnym. Ania czule żegnała się z koleżankami i cieszyła się,
że będą w bliskiej odległości, będą mogły się w weekendy spo‑
tykać i zwiedzać Anglię. Poza tym miały do ciągłej dyspozycji
łączność telefoniczną i ulubione esemesowanie. Ania nadal je‑
chała w samochodzie. Po kilku minutach jazdy kierowca skręcił
17
w przepiękną aleję – drogę, przy której z obu stron rosły liczne
stare dęby i platany. Jechali aleją, gdy nagle przed sobą ujrzała
przepiękny dom, bardziej przypominający stary pałac. To tutaj
będę pracować i mieszkać, czy to możliwe – myślała przez chwilę.
Gdy wreszcie samochód się zatrzymał, kierowca otworzył jej
drzwi, wyjął bagaże i wprowadził ją do środka pałacu.
Ania stanęła pośrodku dużego salonu, zobaczyła piękne wnę‑
trze, duże przestronne okna, piękne meble, obrazy na ścianach,
schody prowadzące na piętro, na których siedziały dwa urocze
pieski Jorki, podobne do jej Amorka, którego otrzymała od ko‑
chanych braciszków. Chwilę rozglądała się po pięknym salonie,
podziwiała wszystko, co tam się znajdowało, gdy nagle na scho‑
dach zobaczyła elegancką kobietę wyglądającą na około 50 lat,
wysoką, szczupłą w jasnoróżowym kostiumie typu Coco‑Chanel,
schodzącą z góry po schodach. Podeszła do Ani i powiedziała –
jestem hrabina Madlein. Bacznie spojrzała na Anię i dodała mo‑
żesz do mnie mówić Madlein. Ania zobaczyła z bliska jej twarz,
ostre rysy twarzy, wąskie usta, lekko zadarty nos, niebieskie oczy,
krótkie blond włosy. Hrabina wydała się jej zbyt wyniosła.
Hrabina, nie spuszczając wzroku z Ani, zapytała – jak masz
na imię?
– Ania – odpowiedziała nieśmiało nastolatka.
– Ania to ładnie brzmi – odparła hrabina i dodała – bę‑
dziesz mieszkać ze mną w pałacu. Mój syn z rodziną mieszka
w Londynie i tam zajmuje się interesami rodzinnymi. Ja tutaj
w tym dużym pałacu mieszkam sama otoczona służbą. Cieszę
się, że przyjechałaś, potrzebuję kogoś do towarzystwa w czasie
moich podróży podczas wakacji. Poza tym do twoich obowiąz‑
ków będzie należało towarzyszenie mi w różnych imprezach
i przyjęciach. Nie lubię się tutaj nudzić. Teraz lokaj pokaże ci
pokój, rozgość się i za dwie godziny zejdź do jadalni na kolację.
Ania podążyła za lokajem pięknymi schodami na górę do swe‑
go pokoju. Pokój był ładny, przestronny, znajdowało się w nim
18
duże łóżko i inne niezbędne meble, a obok łazienka. Najpierw
zatelefonowała do kochanych rodziców, by się nie martwili.
Opowiedziała im jak dobrze trafiła ona i jej koleżanki.
Zanim rozpakowała swoje rzeczy najpierw wzięła kąpiel,
o której od kilkunastu godzin marzyła. Na kolację założyła ele‑
gancką zwiewną kremową sukienkę. By się odprężyć wyszła na
balkon, z którego rozpościerał się widok na piękny ogród w sty‑
lu angielskim. Ładnie skoszona trawa, krzewy, drzewa, róże.
Ładnie tutaj pomyślała i szybko napisała smsa do koleżanek
„mieszkam w pałacu, jest tu pięknie, mam nadzieję na ciekawe
podróże i miło spędzony czas.”
Spojrzała na zegar, właśnie dochodziła osiemnasta godzina.
Pora zejść na dół na kolację, przecież nie mogę się spóźnić –
pomyślała.
Zeszła na dół, służba nakrywała do stołu, hrabiny jeszcze nie
było, więc wyszła na piękny, duży taras, na który wychodziło
się wprost z jadalni. Patrzyła i podziwiała, gdy nagle usłyszała
za pleców głos hrabiny.
– Pięknie tutaj, podoba ci się?
– Tak, bardzo – odparła Ania.
– Mam nadzieje, że spędzisz tu wspaniałe wakacje, a za rok
być może zaproszę cię znowu – odrzekła hrabina i po chwili
dodała – a co do twoich zarobków, to proponuję 1.000 funtów
miesięcznie, no i oczywiście mieszkanie, jedzenie i podróże ja
opłacam. Co ty na to Aniu?
Ania nie spodziewała się takiej hojności i grzecznie odpo‑
wiedziała:
– Dziękuję, pani hrabina jest dla mnie taka dobra.
– Cieszę się, że tak dobrze mówisz po angielsku, gdzie się
uczyłaś? – zapytała hrabina,
– W szkole, w domu, w Polsce. Moja mama jest nauczycielką
angielskiego – odparła Ania,
– Byłam w Polsce, w Krakowie. Jest tam wiele zabytków,
niesamowite wrażenie robi Wawel i najpiękniejszy rynek, jaki
19
kiedykolwiek widziałam – już podano do stołu, więc zapraszam
cię. Będziesz zawsze ze mną spożywała posiłki przy stole. Sama
przyjechałaś? – zapytała hrabina.
– Nie, ze mną przyjechały jeszcze dwie koleżanki, które pod‑
jęły pracę u rodzin jako opiekunki do dzieci. Mieszkają w do‑
mach z rodzinami, niedaleko stąd. Chcemy lepiej nauczyć się
rozmawiać po angielsku – odpowiedziała Ania.
– Cóż, jedni przyjeżdżają, bo chcą się nauczyć języka, inni, by za‑
robić trochę pieniędzy, a jeszcze inni nie mają wyznaczonego celu,
ale wszyscy przyjeżdżają tu z własnego wyboru – dodała hrabina.
– Może wabi ich bogactwo państw zachodnich i dlatego przy‑
jeżdżają. Poza tym my Polacy lubimy podróżować – powiedziała
lakonicznie Ania.
– Tak, wiem. Szczególnie teraz to widać po przyjęciu Polski
do Unii Europejskiej. W Anglii jest bardzo dużo imigrantów
z Polski. Trudno was zrozumieć, bo z jednej strony kochacie
swój kraj, a z drugiej wyjeżdżacie do innych krajów, by tam
pracować – mówiła pytającym tonem hrabina.
– Może w Polsce jest trudniej o dobrze płatną pracę, a może
po prostu ludzie są ciekawi świata. W ostatnim okresie wyjecha‑
ło już około dwa miliony Polaków do pracy do innych krajów
Unii – odpowiedziała Ania.
– Ale i życie tutaj jest droższe niż w Polsce. Widzisz, Anglicy
należą do tych, którzy nie lubią wyjeżdżać do innych krajów po
to, by tam pracować. Jeżeli się kocha swoją ojczyznę, to trzeba
dbać o jej rozwój, a nikt inny tego nie zrobi lepiej, jak tylko oby‑
watele danego kraju. My mamy własny system prawny, a unijny
jest bardzo zbiurokratyzowany – argumentowała hrabina.
– Moja babcia też uważa, że w Unii Europejskiej jest za dużo
przepisów, które czasem stanowią bariery w rozwoju. Ale An‑
glia jest teraz najbardziej popularnym krajem, do którego wy‑
jeżdżają Polacy. Wszyscy szczególnie chwalą różne uprawnienia
socjalne, jakie w Anglii przysługują obywatelom innych państw
– mówiła Ania.