Zorganizowana akcja polityczna Jan Kobylański przeciw oszczercom

background image

Zorganizowana akcja polityczna

sobota, 26 lutego 2011 11:26

Jan Kobylański musiał okrutnie zadrzeć z tymi, którzy z dnia na dzień przefarbowali się z

komunistycznych czynowników na demokratów. On ich zaczął odbrązawiać, tylko poprzez

mówienie o nich prawdy.

Z adwokatem Andrzejem Lew-Mirskim, pełnomocnikiem Jana Kobylańskiego, prezesa Unii

Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej w procesie przeciwko dziennikarzom

zniesławiającym jego dobre imię, rozmawia Katarzyna Cegielska

W marcu, jak zapowiada sędzia prowadzący, ma zostać wydany wyrok w procesie

wytoczonym przez Jana Kobylańskiego 17 dziennikarzom zniesławiającym jego dobre

imię. Jak Pan Mecenas postrzega toczący się od ponad 5 lat proces?

- Nie traktuję go jako oskarżenia konkretnych osób. Jest to pewne zjawisko, które nie jest

obojętne niektórym jego patronom spod znaku "Gazety Wyborczej" czy też innych środków

"masowego rażenia" i które należy zdecydowanie zwalczać. To, że znajdzie się jeden czy drugi

"dociekliwy dziennikarz", nieposiadający żadnych hamulców przed zrobieniem największego

draństwa, jest bez znaczenia, bo tacy ludzie byli zawsze i z pewnością będą. Istotne jest to, że

należy z całą mocą przeciwstawiać się takim zorganizowanym akcjom politycznym. A jest ona

bardzo groźna, bowiem pewne środowisko, bardzo konkretne i łatwe do identyfikacji,

postanowiło ze znanych tylko sobie powodów zrobić z wielce zasłużonego dla Polski i polskiej

diaspory człowieka - prezesa Jana Kobylańskiego - zwierzynę łowną, licząc na całkowitą

bezkarność.

Dlaczego?

- To wydaje się środowiskowy atak. Jan Kobylański musiał okrutnie zadrzeć z tymi, którzy z

dnia na dzień przefarbowali się z komunistycznych czynowników na demokratów. On ich zaczął

odbrązawiać, tylko poprzez mówienie o nich prawdy. Mówił wprost: "Ty byłeś ubekiem". A

przecież większość ludzi wyjeżdżających np. na placówki dyplomatyczne w tzw. minionej epoce

to byli właśnie tacy ludzie, którzy nie pojechaliby tam inaczej. Gdybyśmy nie przeciwstawili się

tym wszystkim pomówieniom, to mogłyby one wyrzucić Jana Kobylańskiego absolutnie poza

nawias społeczeństwa - "kapo, morderca, malwersant, szmalcownik, zabił brata, podszył się

pod jego tożsamość, to nie on, to w ogóle ktoś inny" - takie opowieści marginalizują osobę, jej

dorobek, osiągnięcia, dyskwalifikują jako potencjalnego przywódcę czy też partnera do

poważnego dyskursu.

Na czym polega specyfika tego procesu?

- Patrzę na to w sposób, który z pewnością różni się od oceny przeciętnego obserwatora. Mam

przede wszystkim świadomość, jak olbrzymią pracę wykonali sąd i strony, aby to nietuzinkowe

przecież postępowanie zostało należycie przygotowane i sprawnie przeprowadzone.

Przebrnięcie przez tak obszerny materiał nie jest sprawą prostą. Sam akt oskarżenia nie miał

chyba do tej pory żadnego odpowiednika w polskim sądownictwie. W tym wszystkim sąd

doskonale się porusza i - co być może zabrzmi paradoksalnie - szybko prowadzi sprawę.

Oczywiście odnoszę się tu do czasu, w którym została otwarta pierwsza rozprawa, a nie do

terminu złożenia aktu oskarżenia w sądzie. Niewiele osób zdaje sobie sprawę ze specyfiki

takiego postępowania, gdzie odmiennie aniżeli w "normalnym" procesie karnym to na

1 / 3

background image

Zorganizowana akcja polityczna

sobota, 26 lutego 2011 11:26

oskarżonych ciąży bezwzględny obowiązek przekonania sądu, że wszystko to, co napisali i

powiedzieli o Janie Kobylańskim, jest prawdą. Ale i to jeszcze nie wystarczy. Bowiem nie

powinna to być prywatna dintojra dokonywana na człowieku w celu stworzenia mu dyskomfortu

psychicznego, lecz społecznie uzasadnione działanie w celu ochrony owego interesu.

A sformułowania, że "Kobylański podszył się pod tożsamość własnego brata, zarabiał na

szmalcownictwie, współpracował z dyktatorami południowoamerykańskimi" bądź też

inne tego typu pomówienia świadomie rozpowszechniane, by zniesławić osobę Jana

Kobylańskiego? Czy tylko skazańcy mogą czuć się komfortowo?

- Wydaje się, że oskarżeni czynili całe zło z pełnym przekonaniem o swojej bezkarności i ze

złudnym - jak się okazało - przeświadczeniem, że zamieszkały na końcu świata Jan Kobylański

nie będzie miał w sobie tyle siły i determinacji, aby przeciwstawić się tym wszystkim głosicielom

zasad cywilizacji miłości, tolerancji i dobrego smaku. Tymczasem materiał dowodowy

zaprezentowany przez oskarżonych i ich obrońców nie potwierdził do tej pory - moim zdaniem -

publicznie głoszonych przez nich osądów. A ja - co zabrzmi być może nieskromnie - byłem od

początku przekonany, że potwierdzić nie może, sprowadza się bowiem do takiej metody

dowodzenia, gdzie we wszystkie te domniemane przewiny oskarżyciela posiłkowego

mielibyśmy uwierzyć na słowo, a brak rzeczywistych dowodów zastąpić opowieściami, iż "jedna

pani słyszała, że gdzieś w Urugwaju albo może gdzie indziej mieszka pewien pan, o którym

mówili, że był antysemitą albo że w obozie koncentracyjnym zachowywał się nieprzyzwoicie"...

Jest obecnie rzeczą wysoce niepopularną powoływanie się na jakieś zasady czy też powinności

dziennikarskie, które z definicji powinny chronić przeciętnego obywatela przed pisaniem o nim

w stylu, jakiego doświadczył bezpośrednio mój klient. Ale zdaję sobie sprawę z faktu, że w

środowisku, gdzie brak zasad jest najcenniejszą i najpowszechniej stosowaną zasadą, z

pewnością wymagam nazbyt wiele. Nadal będę jednak uważał, że aby wypowiadać o kimś

obrazoburcze sądy, trzeba mieć na nie konkretne, niepodważalne dowody bądź też opierać je

na dokumencie korzystającym z domniemania prawdy. Inaczej będziemy działali na prawach

buszu, gdzie dominuje osobnik wykazujący się  największą brutalnością bądź siłą, a nie

stosowali cywilizowane, znane już od dawna w niektórych państwach zasady.

Panie Mecenasie, jak ocenia Pan świadków, ich tłumaczenia, ich zeznania?

- Nie jestem od oceny zeznań świadków, a już z pewnością nie na tym etapie postępowania i

przed dokonaniem tej czynności przez sąd. Mam oczywiście na ten temat swój pogląd, ale

wolałbym, żeby za komentarz posłużył opis przebiegu przesłuchania pewnej pani, radcy

ambasady z czasów ambasadorowania tam przez jednego z oskarżonych. Wykonywała ona na

sali sądowej heroiczne zabiegi, aby pogodzić bezboleśnie ogień z wodą, co jak powszechnie

wiadomo, nie jest sztuką łatwą. I tym razem też się ona nie powiodła. A świadek odwołująca się

do dokumentów znajdujących się jakoby w archiwach MSZ - a mających uwiarygodniać

stawiane przez oskarżonego zarzuty - przysporzyła dodatkowego bólu głowy swojemu byłemu

pryncypałowi, bowiem owe dokumenty nigdy się oczywiście nie odnalazły i tym samym

oszczercza teza nie znalazła żadnego potwierdzenia w materiale źródłowym. Niech więc teraz

sama pani redaktor oceni stopień wiarygodności zeznań świadków obrony.

Czy warto zatem wytaczać procesy o zniesławienie, szczególnie w sytuacji, kiedy

2 / 3

background image

Zorganizowana akcja polityczna

sobota, 26 lutego 2011 11:26

oskarżeni to głównie dziennikarze, którzy mogą zasłaniać się tajemnicą źródła

rzekomych informacji? Ponadto za nimi stoją wielkie koncerny medialne, które raz

opublikowane oszczerstwo multiplikują w kolejnych mediach i tak się kłamstwo szerzy, a

na dodatek tego typu procesy przeciągają się ponad miarę.

- Trudno, niech się przeciągają, sąd nie może być przecież limitowany pośpiechem i nie w

długości samego postępowania leży główny problem. Czas jest zresztą czynnikiem, który

rzutuje równie negatywnie na sytuację oskarżyciela, jak i oskarżonych. Trzeba bowiem zdawać

sobie sprawę z faktu, że dla tzw. normalnego, przeciętnego człowieka samo otrzymanie

wezwania do sądu - i to jeszcze w charakterze oskarżonego - jest niezwykle niekomfortowym i

stresującym przeżyciem. A co musi odczuwać osobnik, który do tej pory sam ferował wyroki i w

ogóle nie liczył się realnie z możliwością poniesienia jakichkolwiek prawnych konsekwencji.

Tymczasem zmuszony jest teraz zasiąść na sali sądowej, z piętnem oskarżonego, a "wredna

ciemnogrodzka prasa" używa sobie na nietykalnych dotąd "luminarzach" polskiego życia

dziennikarskiego, mając jeszcze ku temu słuszny tytuł. Inaczej siedzi się na ławie oskarżonych

np. za politykę, a inaczej w takiej sprawie.

Jeśli oskarżeni przychodzą...

- Raz przychodzą, a raz nie. Ale słyszy się: "Oskarżony Michnik, Lizut, Gugała, Schnepf,

Passent" i inni. To jest dla nich nie tylko olbrzymi dyskomfort, ale także swoisty środek

resocjalizacyjny oraz poważny sygnał ostrzegawczy przed podobnym nieetycznym i moralnie

nagannym postępowaniem. No i może poza wszystkim uświadomienie sobie po raz pierwszy

bardzo bolesnej prawdy, że czasy bezkarności minęły bezpowrotnie i należy może zacząć

ważyć słowa. Jest jeszcze jedna istotna kwestia. Nigdy jeszcze w krótkiej historii naszej

raczkującej demokracji nie zasiadło na ławie oskarżonych tylu "najwybitniejszych"

przedstawicieli dziennikarskiego fachu, którzy w tak bezpardonowy i niewybredny sposób, nie

posiadając ku temu żadnych dowodów, złamali reguły rzetelnego wykonywania zawodu. Nie

przywoła mi pani drugiego takiego procesu. To daje jakąś moralną satysfakcję i patrząc tylko z

tego punktu widzenia, można powiedzieć, że jednak warto.

Jak Pan Mecenas myśli, jaki będzie werdykt sędziów?

- Nie będę zgadywał, ale mam taką nadzieję, że oskarżeni zostaną uznani za winnych i skazani.

Żeby w takim procesie należycie wyważyć racje, właściwie zastosować wszystkie obowiązujące

w nim reguły, trzeba mieć należytą perspektywę i doświadczenie zawodowe. Procesy o

zniesławienie czy też ochronę dóbr osobowych są dość trudne, bo jak wcześniej powiedziałem,

inaczej rozkładają się w nich akcenty, a ciężar dowodu spoczywa na stronie przeciwnej. Wydaje

mi się jednak, że uczyniliśmy wystarczająco dużo, aby Jan Kobylański uzyskał należną mu

satysfakcję, a oskarżeni ponieśli zasłużoną karę. 

Dziękuję za rozmowę.

za: NDz Środa, 23 lutego 2011, Nr 44 (3975) (kn)

3 / 3


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SZCZEGÓLNY WĄTEK ROZPRAWY W DN 27 08 2010 JANAKOBYLAŃSKIEGO PRZECIWKO OSZCZERCOM
SOCJOLOGIA I POLITYKA Jan Garlicki skrypt
Hundert Zbigniew Jan Sobieski przeciw Dymitrowi Wiśniowieckiemu, czyli konflikt dwóch hetmanów koro
Jan Kobylański Cimoszewicz w tym miał rację Nie ubezpieczyli się ich wina Emerytury nasze kochane
Sw Jan Chryzostom przeciw Zydom
JAN KOBYLAŃSKI ofiarą watahy OSZOŁOMÓW i MOSSADOWCÓW
Krajowy program przeciwdzialania i zwalczania przestepczosci zorganizowanej na lata 2012 2016
AKCJA MAŁEGO SABOTAŻU PRZECIW SKLEPOM DLA NIEMCÓW
PODSTAWY PRAWNE PRZECIWDZIAŁANIA DEMORALIZACJI I PRZESTĘPCZOŚCI NIELETNICH, pedagogika resocjalizacy
POCZĄTKI ZORGANIZOWANEJ OCHRONY PRZECIWPOŻAROWEJ , materiały do otwp - młodzierz zapobiega pożarom
Współczesna medycyna Dr J Jaśkowski Cz I, Polityka, Medycyna przeciw narodowi
FORMY PRZECIWDZIAŁANIA ZACHOWANIOM SAMOBÓJCZYM, pedagogika resocjalizacyjna - notatki, polityka prew
Jan Pająk - TOM 11 - Wykorzystanie wibracji przeciw-materii., =- CZYTADLA -=, UFOpedia
Niechaj zachowa nas Bóg od pieczęci plugawego Antychrysta! W KIJOWIE AKCJA PRZECIWKO BIOMETRII
Współczesna medycyna Dr J Jaśkowski Cz III, Polityka, Medycyna przeciw narodowi

więcej podobnych podstron